Dzień był ciepły, kwietniowy, słoneczny. Elżbietka i Agatka zabrały się od rana do sobotnich porządków wokół domu. Spodziewały się gości. Wieczorem mieli przyjechać ciocia i wujek z Krakowa. Była to zwykle okazja do spacerów i długich opowiadań wujka Józia. Lubił wspominać swoje dzieciństwo - lata spędzone w dużej gromadce dzieci u krewnych, którzy przygarnęli go jako sierotę i opiekowali się nim jak własnym synem. Dziewczynki przepadały za opowieściami wujka. Czasem były one zabawne i pobudzały do śmiechu, kiedy indziej stawały się rzewne i wzruszające. A wszystko to było takie inne niż teraźniejszość, w jakiej żyły dzieci na wsi w dzisiejszych czasach.
Po niedzielnym obiedzie przyszła pora na przechadzkę, do której zachęcała piękna pogoda. Dziewczynki, babcia Iwonka oraz ciocia i wujek ruszyli drogą przez las w kierunku leżącej w dole łąki, przeciętej strumieniem, nad którym rosły kaczeńce i miodunki.
Podoba mi się, że z taką powagą żegnacie się przed i po jedzeniu - rzekła ciocia. - Obeccnie ten piękny obyczaj coraz bardziej zanika, szczególnie w miastach.
U nas robimy to wszyscy - odrzekła Elżbietka. - Babcia, dziadek, rodzice i my.
A ja zapomniałbym, gdybym nie spojrzał na was - przyznał się wujek. - Często zapominam. Odzwyczaiłem się po prostu. A przecież kiedyś, w dzieciństwie było to nie do pomyślenia. Zapamiętałem nawet takie małe zdarzenie, ale nie chciałbym was nudzić - ...
Opowiedz, wujciu, opowiedz! - zawołały równocześnie obydwie dziewczynki.
Jako mały chłopiec - zaczął wujek - często pasałem krowy na wsi, gdzie się wychowywałem. Pasaliśmy je w ustalonej kolejności, a było nas do tej pracy kilkoro młodszego rodzeństwa. Krowy wyganiało się bardzo wcześnie, tuż po wschodzie słońca, na długo przed śniadaniem. Trzymało się je na łańcuchach. Nie było to łatwe ani przyjemne zajęcie.
Kto nie bywał w życiu głodny, nie pojmie tego, z jakim utęsknieniem wyczekiwało się na pierwszy posiłek - na śniadanie, które przynoszono "pastuszkowi" z domu. Ciocia Agnieszka nigdy o tym nie zapominała. Pamiętała o każdym dziecku. Ale czekanie dłużyło się bardzo.
Czy też nasza mama dałaby sobie radę, gdyby nas było ośmioro lub dziewięcioro? -zastanowiła się Agatka.
Nie przerywaj wujciowi - skarciła ją Elżbietka.
Pewnego dnia pasłem krowy i zerkałem niecierpliwie w stronę domu. Dla zabicia czasu starałem się odgadnąć, kto przyniesie mi posiłek? Władek, Janek, a może Marynka? Tymczasem przyniosła mi śniadanie sama ciocia! Kromkę chleba z twarożkiem i spory kubek mleka. Byłem głodny, natychmiast więc zabrałem się do jedzenia.
Przeżegnaj się przynajmniej! - powiedziała ciocia surowo, z wyraźną naganą. Zawstydziłem się bardzo. "Sama przyniosła mi śniadanie, a ja zrobiłem jej przykrość!" -pomyślałem.
Wziąłem kubek do lewej ręki, położyłem na nim chleb, a prawą ręką zrobiłem znak krzyża świętego - powoli i dokładnie wymawiając słowa, jak nauczyła nas ciocia Agnieszka. Spojrzałem na nią ze skruchą.
- No, dobrze! - uśmiechnęła się do mnie. - jedz, bo muszę wracać.
Tu muszę wyjaśnić, że w domu cioci Agnieszki i wujka Jana modliliśmy się przed i po jedzeniu, ale raczej wtedy, gdy zasiadało się wspólnie do stołu, jeżeli jadło się w pojedynkę, przy pracy, w pośpiechu, to należało przynajmniej się przeżegnać Tego nie wolno było zaniedbać.
To ty, wujciu, nie powinieneś chyba zapominać o czymś, co dla cioci Agnieszki było takie ważne - powiedziała Agatka.
Nie powinienem - przyznał wujek - spróbuję to zmienić.
To może być twoje wielkopostne postanowienie - dodała dziewczynka. - My też spełniamy różne dobre uczynki w Wielkim Poście. Na przykład ...
Nie chwal się - przerwała jej Elżbietka. - Nic nadzwyczajnego.
Chętnie posłuchamy - wtrąciła się ciocia. - Jakież to postanowienia?
Chodzimy na Drogę Krzyżową i Gorzkie Żale, kiedy tylko mamy czas. Będziemy brać udział w rekolekcjach, przystąpimy do spowiedzi i Komunii świętej wielkanocnej. Wszyscy z domu też, cała rodzina. No, i pościmy w piątki....
To jest oczywiste - przerwała jej Elżbietka. - Tak robimy co roku. Nie ma co wyliczać. W nabożeństwach Wielkiego Tygodnia też będziemy brały udział od początku do końca, chociaż są bardzo długie ... Ale jedną rzecz postanowiłyśmy inaczej niż co roku.
Ja powiem! - wykrzyknęła Agatka. - Będziemy się więcej modlić w domu, kiedy mamy wolny czas. Na przykład wieczorem. Odmawiamy wtedy dziesiątek różańca albo koronkę do Miłosierdzia Bożego. Ksiądz katecheta przypominał nam, że przesłanie modlitwy jest najważniejszym przesłaniem Ojca Świętego do Polaków i całego świata. Papież uważa, że modlitwa jest potęgą. Sam wciąż się modli, chociaż jest stary i schorowany. Nas też prosi o modlitwę. Trzeba tę prośbę spełnić, prawda, wujciu?
Myślę, że tak.
Mógłbyś i ty zrobić takie postanowienie wielkopostne. Babcia i dziadek zrobili. Oni się bardzo długo modlą wieczorami. A ty, wujciu?
Daj spokój, Agatko - powiedziała babcia. Tak nie można ...
Chcesz, żeby wujek się obraził? - zapytała półgłosem Elżbietka.
Obiecuję ci, Agatko, że wyciągnę wnioski z tej rozmowy. I dziękuję za nią. A teraz nazrywamy trochę kaczeńców, żeby w domu było bardziej wiosennie.
Zofia Śliwowa
Promyczek Dobra 4 (2003) s. 10-11