SREBRNA
SERIA
DALE BROWN
w Wydawnictwie Amber
M艂ociarze
DALE
BROWN
M艁OCIARZE
TOM I
Prze艂o偶y艂
Andrzej Leszczy艅ski
Dla Jean -
tak, w pe艂ni na to zas艂u偶y艂a艣 -
oraz dla Mayme -
jeste艣 najwspanialsza!
PODZI臉KOWANIA
Pomys艂 napisania „M艂ociarzy" zrodzi艂 si臋 w grudniu 1988 roku, w pewnej zacisznej, starej restauracji w Londynie, podczas obiadu w towarzystwie Jonathana Lloyda, kierownika dzia艂u wydawniczego Grafton Books, oraz moich agent贸w, George'a i Olgi Wieser. To oni w艂a艣nie podsun臋li mi my艣l, by zainteresowa膰 si臋 bli偶ej problemem przemytu i handlu narkotykami - tematyk膮, kt贸ra dotychczas by艂a mi do艣膰 obca. Im w艂a艣nie chcia艂bym podzi臋kowa膰 w pierwszej kolejno艣ci za najr贸偶niejsze pomys艂y, sugestie i zach臋t臋 do pracy.
Serdecznie dzi臋kuj臋 te偶 nast臋puj膮cym osobom, urz臋dom oraz instytucjom za udzielenie mi wszechstronnej pomocy podczas pisania ksi膮偶ki:
Pracownikom S艂u偶b Celnych Stan贸w Zjednoczonych - Joemu Krokosowi, Ralphowi Muserowi i Edowi Perezowi, za organizacj臋 jak偶e interesuj膮cej wycieczki po wszystkich najwa偶niejszych obiektach S艂u偶b Celnych na Florydzie; kapitanowi Jimowi Wade'owi i Gene'owi Wilcoxowi ze stacji radarowych C-3 oraz C-3-I w Miami; wszystkim agentom celnym z Wydzia艂u Morskiego „B艂臋kitny Grom" za emocjonuj膮c膮 przeja偶d偶k臋 jednym z ogromnych kutr贸w po艣cigowych; inspektorom Frankowi Mullinowi, Mike'owi Norwoodowi i Michaelowi Hollowayowi z Brygady Walki z Przemytem, dzi臋ki kt贸rym pozna艂em „ciemne i brudne" (lecz jak偶e „owocne"!) strony przemytu narkotyk贸w; starszemu inspektorowi Rogerowi Garlandowi, pilotowi Dave'owi Sherreyowi i pozosta艂ym specjalistom z Wydzia艂u Lotniczego w Miami za udzielenie mi go艣ciny w tej najlepszej w naszym kraju jednostce lotniczej walcz膮cej z przemytnikami.
Szczeg贸lne podzi臋kowanie sk艂adam tak偶e pracownikom Stra偶y Przybrze偶nej Stan贸w Zjednoczonych - porucznikowi Jeffowi Karonisowi, rzecznikowi prasowemu Dow贸dztwa Si贸dmego Okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej w Miami, za organizacj臋 niecodziennej wycieczki po bazach Stra偶y w Miami oraz Fort Lauderdale; kapitanowi Kentowi Vallantyne'owi, by艂emu dow贸dcy s艂u偶b lotniczych Stra偶y Przybrze偶nej z Miami, najbardziej zas艂u偶onej jednostki na 艣wiecie w dziedzinie poszukiwa艅 i ratownictwa morskiego; porucznikowi Kevinowi Rahlowi i jego za艂odze samolotu HU-25C „Falcon" za umo偶liwienie mi udzia艂u w niecodziennym locie patrolowym; porucznikowi Curry'emu, dow贸dcy 艂odzi patrolowej WPB-1302 „Manitou", oraz porucznikowi Scottowi Burhoemu i podlegaj膮cej mu za艂odze posterunku Stra偶y Przybrze偶nej w Fort Lauderdale, za po艣wi臋cenie mi swego cennego czasu i udzielenie wyczerpuj膮cych rad.
Terry'emu Arnoldowi i Bobowi Lederowi z firmy Bell Helicopter Textron oraz wszystkim pracownikom Zjednoczonego O艣rodka Rozwoju konsorcjum Bell-Boeing z Arlington w Teksasie - za pomoc i udost臋pnienie wielu szczeg贸艂贸w dotycz膮cych samolotu o przestawnych wirnikach V-22 „Osprey".
Mojej 偶onie, Jean, za wszechstronn膮 analiz臋 obowi膮zuj膮cych przepis贸w prawa oraz pomoc i cenne uwagi, a tak偶e Dennisowi Hallowi za pomoc w organizacji wyjazd贸w w teren, zbieranie materia艂贸w oraz s艂owa zach臋ty.
Majorowi lotnictwa, Ronaldowi D. Fuchsowi, zast臋pcy dyrektora oraz rzecznikowi prasowemu Si艂 Powietrznych Okr臋gu Zachodniego, za szczeg贸艂owe informacje dotycz膮ce roli wojsk lotniczych Stan贸w Zjednoczonych w ochronie granic naszego kraju.
Pracownikom O艣rodka Gromadzenia Informacji Instytutu Marynarki Wojennej Stan贸w Zjednoczonych, za udost臋pnienie danych dotycz膮cych potencja艂u militarnego pa艅stw rejonu Morza Karaibskiego oraz Ameryki Po艂udniowej, a tak偶e S艂u偶bie Informacyjnej „Compusserve" z Columbus w Ohio, za wszechstronn膮 pomoc w gromadzeniu materia艂贸w.
Opisy manewr贸w lotniczych, wyst臋puj膮ce w licznych rozdzia艂ach, zosta艂y oparte na fragmentach podr臋cznika Roberta L. Shawa pt. Taktyka i manewrowanie wsp贸艂czesnymi my艣liwcami w walce powietrznej (wyd. Naval Institute Press, 1987).
Fragment o艣wiadczenia Dicka Cheneya, Sekretarza Obrony Stan贸w Zjednoczonych, z艂o偶onego podczas konferencji prasowej w Pentagonie 18 wrze艣nia 1989 roku:
„Nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e mi臋dzynarodowy handel narkotykami stanowi olbrzymi problem dla bezpiecze艅stwa naszego kraju. Z tego powodu uwa偶am 艣ciganie i zapobieganie produkcji oraz przemytowi narkotyk贸w za pierwszoplanowe zadanie Departamentu Obrony.
Zrobimy wszystko, aby powstrzyma膰 nap艂yw nielegalnych 艣rodk贸w odurzaj膮cych do Stan贸w Zjednoczonych, uszczelni膰 granice i zlikwidowa膰 drogi ich przerzutu. Zaanga偶owanie w t臋 walk臋 odpowiednich jednostek si艂 zbrojnych powinno wydatnie przyczyni膰 si臋 do ograniczenia wielko艣ci przemytu. Mamy nadziej臋, 偶e tym sposobem przynajmniej znacznie utrudnimy szmuglerom zadanie oraz sprawimy, 偶e przemyt narkotyk贸w stanie si臋 wielce ryzykowny i bardzo kosztowny.
...Departament Obrony b臋dzie wiod膮c膮 instytucj膮 rz膮dow膮 w prowadzeniu tej walki".
(Na podstawie Defence 89, oficjalnej publikacji Departamentu Obrony Stan贸w Zjednoczonych, wydanie S艂u偶b Informacyjnych Ameryka艅skich Si艂 Zbrojnych, Alexandria, Virginia, listopad-grudzie艅 1989)
Samolot wielozadaniowy V-22 „Osprey"
ODMIANY:
MY-22, przeznaczony dla wojsk desantowych.
Transport oddzia艂贸w, wyposa偶enia i materia艂贸w z okr臋t贸w desantowych i baz l膮dowych.
HV-22, przeznaczony dla marynarki wojennej.
Akcje ratownicze, transport i przerzuty specjalnych oddzia艂贸w marynarki, a tak偶e do cel贸w taktycznych w jednostkach wsparcia marynarki.
CV-22, przeznaczony dla lotnictwa wojskowego.
Nietypowe operacje dalekiego zasi臋gu, transport i przerzuty specjalnych oddzia艂贸w wojskowych, a tak偶e dostawy sprz臋tu i wyposa偶enia na odleg艂o艣膰 do 500 mil morskich.
MV-22, przeznaczony dla wojsk l膮dowych.
Transport rannych, operacje specjalne, loty zwiadowcze i taktyczne dalekiego zasi臋gu, wsparcie lotnicze i przerzuty oddzia艂贸w na niewielk膮 skal臋.
Opis:
- Dwa nap臋dowe systemy wirnikowe o rozpi臋to艣ci 12 m
- Dwa silniki Allisona, typ T406-AD-400, ka偶dy o mocy 6150 KM
- Mo偶liwo艣膰 startu i l膮dowania pionowego, jak typowy helikopter
- Obracane o 90 stopni systemy nap臋dowe pozwalaj膮 przekszta艂ci膰 maszyn臋 w samolot turbo艣mig艂owy
- Zakres rozwijanych pr臋dko艣ci: od o do 300 w臋z艂贸w
- Wielofunkcyjny wa艂ek rozrz膮dowy pozwala utrzyma膰 w powietrzu maszyn臋 z jednym sprawnym silnikiem
- Sk艂adane skrzyd艂a umo偶liwiaj膮 艂atwy transport drog膮 morsk膮
- 70% konstrukcji samolotu z kompozyt贸w
- Wstrz膮soodporne foteliki w przedziale towarowym
- Dwa zewn臋trzne wyci膮gi, ka偶dy o ud藕wigu 5 000 kg
- Wyposa偶enie ratownicze
- D藕wigi towarowe do transportu ci臋偶ar贸w podwieszonych na linach
- Opuszczana rampa za艂adunkowa
- Mo偶liwo艣膰 lot贸w przy ka偶dej pogodzie, w dzie艅 i w nocy, tak偶e tu偶 nad powierzchni膮 ziemi
- Wysoko wydajne odladzacze p艂at贸w no艣nych oraz wirnik贸w
- Mo偶liwo艣膰 tankowania paliwa w powietrzu
- Op艂ywowe kszta艂ty
- Wszechstronno艣膰 i wielofunkcyjno艣膰
Historia:
Pierwszy lot 1988
Na wyposa偶eniu armii USA od 1992
1
Centrum Informatyczne O艣rodka do Walki z Przemytem Narkotyk贸w
Okres mi臋dzy dwudziest膮 a pierwsz膮 w nocy nazwano „por膮 duch贸w", kiedy to przemytnicy - niczym karaluchy po zachodzie s艂o艅ca - wy艂a偶膮 z nor i za艂atwiaj膮 swoje brudne sprawki.
W podziemiach wie偶y kontroli lot贸w w Miami dy偶ur pe艂nili trzej m臋偶czy藕ni. Dwaj inspektorzy S艂u偶b Celnych i jeden oficer Stra偶y Przybrze偶nej czuwali przy ekranach radar贸w Centrum Informatycznego O艣rodka do Walki z Przemys艂em Narkotyk贸w, zwanego potocznie „Proc膮", nieustannie obserwuj膮c ca艂y ruch powietrzny nad po艂udniowo-wschodnim rejonem Stan贸w Zjednoczonych. Stoj膮ce w obszernym, pozbawionym okien pomieszczeniu dwa olbrzymie, 24-calowe monitory ukazywa艂y symulowany komputerowo obraz, tworzony na podstawie wskaza艅 radar贸w Federalnego Zarz膮du Lotnictwa, aerostat贸w, czyli czujnik贸w radarowych zawieszonych w balonach nad Floryd膮, Wyspami Bahama oraz Portoryko, a tak偶e radar贸w wielu samolot贸w wojskowych patroluj膮cych obszar od Karoliny P贸艂nocnej po Nowy Orlean, 艂膮cznie ze wschodni膮 cz臋艣ci膮 Zatoki Meksyka艅skiej i wschodnimi Karaibami, a偶 do p贸艂nocnych wybrze偶y Kuby. Stanowiska te pozwala艂y 艣ledzi膰 ka偶dy samolot, natychmiast rozpozna膰 jego kod identyfikacyjny, a nawet uzyska膰 takie dane jak cel i trasa lotu czy potwierdzenie z艂o偶enia wst臋pnej deklaracji celnej. Umo偶liwia艂y tak偶e nawi膮zanie 艂膮czno艣ci ze wszystkimi kontrolerami lot贸w w tym rejonie, oraz nakierowywanie samolot贸w patrolowych S艂u偶b Celnych b膮d藕 Stra偶y Przybrze偶nej na jakikolwiek podejrzany obiekt.
W rzeczywisto艣ci dy偶urni „Procy" nie 艣ledzili ka偶dego samolotu, poniewa偶 by艂oby to zadanie przekraczaj膮ce mo偶liwo艣ci trzech os贸b. Komputerowa obr贸bka danych eliminowa艂a obiekty nie budz膮ce zastrze偶e艅 - zar贸wno pod wzgl臋dem trasy lotu, jak i przewo偶onego 艂adunku - a wi臋c liniowce pasa偶erskie, samoloty wycieczkowe i prywatne, a tak偶e wszystkie te maszyny, kt贸re utrzymywa艂y 艂膮czno艣膰 z o艣rodkami kontroli lot贸w i porusza艂y si臋 w wyznaczonych korytarzach powietrznych, 艣ci艣le przestrzegaj膮c narzuconego im pu艂apu oraz szybko艣ci.
W efekcie na ekranach komputer贸w powinny si臋 ukazywa膰 wy艂膮cznie podejrzane obiekty.
Ale w praktyce by艂o inaczej.
Pilot ka偶dego samolotu wkraczaj膮cego w przestrze艅 Stan贸w Zjednoczonych ma obowi膮zek poinformowa膰 S艂u偶by Celne o planowanej trasie i celu podr贸偶y, a tak偶e zawiadomi膰 o swym przybyciu dow贸dztwo odpowiedniego odcinka Obrony Powietrznej - jednej z 250-kilometrowych stref wyznaczonych wzd艂u偶 wybrze偶y Ameryki P贸艂nocnej, bezustannie kontrolowanych przez radary wojskowych jednostek Stra偶y Granicznej.
Natomiast nad Wyspami Bahamskimi po zmierzchu ca艂a przestrze艅 powietrzna jest zamkni臋ta, tote偶 ka偶dy samolot lataj膮cy noc膮 z tamtego rejonu automatycznie uwa偶a si臋 za podejrzany. Tak samo traktowana jest ka偶da maszyna lec膮ca w kierunku wybrze偶a tu偶 nad powierzchni膮 wody, lub ewidentnie klucz膮ca dla zmylenia radar贸w.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e owej nocy „pora duch贸w" up艂ynie w spokoju. Jos Gusman, inspektor S艂u偶b Celnych z posterunku GS-13 w Hialeah, ziewn膮艂 szeroko i przesun膮艂 kursor w kierunku czerwonego kwadratu, jaki ukaza艂 si臋 na ekranie monitora. Oznacza艂o to, 偶e radary wykry艂y w przestrzeni powietrznej niezidentyfikowany obiekt. Gusman si臋gn膮艂 do klawiatury, wywo艂a艂 menu i wybra艂 wy艣wietlanie parametr贸w celu. Na ekranie pojawi艂o si臋 okno z napisem: NIEZN KL 4. Obiekt nie odpowiada艂 na wezwania radiowe, a na podstawie wysoko艣ci i pr臋dko艣ci lotu oraz nat臋偶enia odbijanych promieni radarowych komputer zaklasyfikowa艂 go do kategorii 4, co znaczy艂o, 偶e prawdopodobnie wcale nie jest to samolot, a tylko samotna chmura burzowa czy te偶 du偶e stado ptak贸w.
M臋偶czyzna natychmiast przesta艂 si臋 interesowa膰 czerwon膮 plamk膮 na ekranie, lecz o niej nie zapomnia艂. Mog艂o si臋 zdarzy膰 i tak, 偶e komputer 藕le zinterpretowa艂 dane i oto pojedyncza chmura w ka偶dej chwili mog艂a si臋 okaza膰 samolotem.
- Chyba nadci膮ga burza - rzek艂 do swego kolegi, Stan膮 Wexfalla. - U mnie s膮 jakie艣 zak艂贸cenia.
- Za to ja mam wyra藕ny obiekt i na pewno nie jest to efekt zak艂贸ce艅 - odpar艂 tamten. - Zwr贸膰 uwag臋 na rejon Santa Clara.
Gusman przeprogramowa艂 sw贸j komputer na wy艣wietlanie 艣rodkowego odcinka wybrze偶y Kuby. W Santa Clara znajduje si臋 du偶y port lotniczy, ale samo miasto s艂u偶y jako wa偶ny punkt orientacyjny na przemytniczym szlaku z Ameryki Po艂udniowej na Floryd臋. O艣rodek kontroli lot贸w w Santa Clara sprawuje nadz贸r nad ruchliwym korytarzem powietrznym, z kt贸rego ka偶dego dnia, przez ca艂膮 dob臋, korzystaj膮 dziesi膮tki samolot贸w, ale tylko tych linii lotniczych, do jakich kuba艅ski re偶im Fidela Castro odnosi si臋 przychylnie.
- Widz臋 go - powiedzia艂 Gusman. - Masz racj臋, ten nie nale偶y ani do kategorii czwartej, ani do C.
- To dziwne, 偶e nie znamy jego kodu identyfikacyjnego - rzek艂 Wexfall, zn贸w przeprogramowuj膮c komputer na powi臋kszenie obszaru o promieniu trzydziestu mil wok贸艂 niezidentyfikowanego obiektu. - Przecie偶 znajduje si臋 w kuba艅skiej przestrzeni powietrznej. Ich lotnictwo wojskowe bardzo nerwowo reaguje po zmroku na ka偶dego przelatuj膮cego intruza. Wiesz dobrze, jaki wrzask podnosz膮, gdy kt贸ry艣 z naszych patroli zanadto zbli偶y si臋 do ich granic. - Zerkn膮艂 na Gusmana. - My艣lisz, 偶e to wojskowy my艣liwiec?
- Na to wygl膮da. Kuba艅czycy nigdy by nie dopu艣cili, aby jaka艣 obca maszyna swobodnie porusza艂a si臋 nad ich terytorium. Musimy si臋 skontaktowa膰 z lotnictwem oraz marynark膮 i sprawdzi膰 ich dane, skoro komputery nie mog膮 odnale藕膰 kodu wojskowego tego samolotu.
Gusman wzi膮艂 kubek z kaw膮 i podszed艂 do biurka, na kt贸rym sta艂a drukarka i terminal g艂贸wnego komputera informacyjnej sieci wojskowej.
- Po艂膮cz臋 si臋 z oficerem dy偶urnym marynarki, mo偶e co艣 wiedz膮.
Po kilku minutach na ekranie ukaza艂a si臋 odpowied藕, zajazgota艂a drukarka.
- Trafili艣my w dziesi膮tk臋. Jest wiadomo艣膰 z wywiadu Marynarki Wojennej. Go艣膰 nie odpowiada na wezwania i ma wy艂膮czony sygnalizator rozpoznawczy.
- Tak my艣la艂em.
Wexfall obserwowa艂 kieruj膮cy si臋 na p贸艂noc samolot. Nagle zawo艂a艂:
- Hej! A to co znowu?!
Dok艂adnie w tej samej chwili, kiedy obiekt znalaz艂 si臋 nad lini膮 brzegow膮 Kuby, czerwona plamka na ekranie zmieni艂a si臋 w zielon膮 - samolot zacz膮艂 nadawa膰 kody rozpoznawcze lotnictwa ameryka艅skiego.
- Teraz transmituje standardowe sygna艂y - oznajmi艂 Wexfall. „Bachus 204 Delta". Pu艂ap: 3800, pr臋dko艣膰: 240. Trzyma si臋 korytarza.
Gusman obr贸ci艂 si臋 z powrotem do terminalu i po艂膮czy艂 z kontrol膮 lot贸w, maj膮c nadziej臋 uzyska膰 kopi臋 planowanej trasy samolotu.
Pilot okaza艂 si臋 sprytniejszy ni偶 inni. Wi臋kszo艣膰 przemytnik贸w - b膮d藕 to nie zdaj膮c sobie sprawy z tego, 偶e s膮 uwa偶nie 艣ledzeni przez wszystkie radary na Florydzie, b膮d藕 te偶 podejmuj膮c 艣wiadome ryzyko - w og贸le nie nawi膮zuje 艂膮czno艣ci radiowej i nie uruchamia sygnalizator贸w rozpoznawczych. To oczywi艣cie natychmiast budzi podejrzenia i przyci膮ga uwag臋 inspektor贸w S艂u偶b Celnych oraz Stra偶y Przybrze偶nej.
Przemytnicy jednak coraz cz臋艣ciej stosowali si臋 do ustalonych procedur. Wype艂niali odpowiednie formularze zezwole艅 na przekroczenie granicy i utrzymywali 艂膮czno艣膰 radiow膮 z o艣rodkami naziemnymi, zwi臋kszaj膮c w ten spos贸b swoje szanse bezpiecznego l膮dowania na terytorium Stan贸w Zjednoczonych. Na ziemi bowiem niewiele im ju偶 grozi艂o.
- Na formularzach jest wczorajsza data. Dosta艂 zezwolenie na ten lot bez 偶adnych zastrze偶e艅 - powiedzia艂 Gusman. - Trzy godziny temu wystartowa艂 z Santa Marta w Kolumbii, ma l膮dowa膰 w Saint Petersburg. Wiezie dw贸ch pasa偶er贸w z dokumentacj膮 bankow膮 i sprawozdaniami finansowymi.
Na d藕wi臋k s艂owa „Kolumbia" wszyscy odwr贸cili si臋 w jego kierunku. Ka偶dy samolot z Kolumbii i Boliwii, g艂贸wnych producent贸w i eksporter贸w narkotyk贸w na p贸艂kuli zachodniej, by艂 szczeg贸lnie podejrzany.
Gusman raz jeszcze zerkn膮艂 na ekran terminalu.
- Przejrz臋 biblioteki komputerowe, mo偶e znajdziemy wi臋cej informacji - rzek艂. W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o wyra藕ne podniecenie, wywo艂ane perspektyw膮 przechwycenia du偶ego transportu narkotyk贸w.
Zaprogramowa艂 przeszukiwanie wszystkich bank贸w danych, w艂膮cznie z listami os贸b s膮dzonych lub podejrzanych o przemyt i handel narkotykami, po czym wpisa艂 s艂owo kluczowe: BACHUS. Uruchomi艂 program segreguj膮cy, aby z milion贸w zapis贸w wy艂owi膰 wszystkie te, w kt贸rych wyst臋powa艂o szukane s艂owo.
Wexfall nie spuszcza艂 oka z ekranu radaru, 艣ledz膮c podejrzany samolot. Poprosi艂 te偶 trzeciego dy偶uruj膮cego, oficera Stra偶y Przybrze偶nej, o obserwacj臋 pozosta艂ej przestrzeni powietrznej. Po dziesi臋ciu minutach Gusman zawo艂a艂:
- Oho! Znalaz艂em co艣! W tysi膮c dziewi臋膰set siedemdziesi膮tym drugim roku te偶 mieli艣my „Bachusa" w tym samym korytarzu powietrznym, tyle 偶e w贸wczas pilot zapomnia艂 w formularzu zezwolenia na przekroczenie granicy, poda膰 nazw臋 macierzystego lotniska. Identyczna trasa, przelot po zmroku w poprzek przestrzeni kuba艅skiej, do Santa Marta i z powrotem, bez mi臋dzyl膮dowania. Kod rozpoznawczy: „Bachus Jeden Siedem Trzy Xawery Natalia".
- Ale tym razem dope艂ni艂 wszelkich formalno艣ci - odpar艂 Wexfall - dosta艂 r贸wnie偶 zezwolenie na przekroczenie granicy. Jest...
Ponownie zaterkota艂a drukarka.
- Jeszcze jeden zapis, z tysi膮c dziewi臋膰set osiemdziesi膮tego. Ten „Bachus" kilkakrotnie lata艂 do Santa Marta i Kartageny w Kolumbii, u nas l膮dowa艂 w Saint Pete, Sarasocie i Bradenton. Obserwowano go dok艂adnie przez par臋 tygodni, a偶 pewnego razu nie zg艂osi艂 swego powrotu w Centralnym O艣rodku Kontroli Lot贸w w Miami. P贸藕niej wszelki s艂uch o nim zagin膮艂. - Przez chwil臋 czyta艂 z wydruku i zaraz doda艂: - Przewozi艂 w贸wczas... C贸偶 by innego? Oczywi艣cie sprawozdania i dokumentacj臋 finansow膮.
Wexfall wpatrywa艂 si臋 w sw贸j monitor. Obiekt wylecia艂 ju偶 z kuba艅skiej przestrzeni powietrznej i znajdowa艂 si臋 teraz nad Cie艣nin膮 Florydzk膮. Zmierza艂 prosto na lotnisko w Saint Petersburg. Nawet nie pr贸bowa艂 omin膮膰 rejonu patrolowanego przez aerostat oraz stacj臋 radarow膮 marynarki wojennej w Key West. Przez ca艂y czas nadawa艂 sw贸j kod identyfikacyjny.
- I co robimy, Stan? - zapyta艂 Gusman. - Zarz膮dzamy szczeg贸艂ow膮 inspekcj臋?
- Nie mamy podstaw. Facet z pozoru jest w porz膮dku, dope艂ni艂 wszelkich formalno艣ci. A „Bachus" to do艣膰 cz臋sto u偶ywany kod, w bankach danych znalaz艂oby si臋 co najmniej pi臋膰dziesi膮t wpis贸w zawieraj膮cych t臋 nazw臋. Te dwie, stare historie to troch臋 za ma艂o.
- Ale ten si臋 trzyma identycznej trasy lotu. Da艂bym sobie g艂ow臋 uci膮膰, 偶e wcale nie zamierza l膮dowa膰 w Saint Pete.
Wexfall jeszcze si臋 waha艂.
- Przecie偶 mamy prawo wys艂a膰 za nim patrol... - zacz膮艂 zn贸w Gusman.
- Tak, wiem - przerwa艂 mu kolega.
Wexfall dowodzi艂 dy偶urnymi „Procy" i do niego nale偶a艂o podj臋cie decyzji. Ka偶dy po艣cig za tak zwanym prawdopodobnym podejrzanym, zw艂aszcza noc膮, wi膮za艂 si臋 z ogromnymi kosztami i sporym ryzykiem. Zarz膮dzaj膮cy akcj臋 oficer bra艂 na siebie spor膮 odpowiedzialno艣膰, gdyby si臋 bowiem okaza艂o, 偶e pilot jest niewinny, skutki zarz膮dzenia po艣cigu mog艂yby dla Wexfalla by膰 niezbyt przyjemne. Gdyby chodzi艂o o lec膮cy tu偶 nad oceanem, niezidentyfikowany obiekt, w贸wczas sprawa by艂aby prosta.
- Niepokoj膮 mnie te wojskowe sygna艂y rozpoznawcze. Mo偶e najpierw zwr贸膰my si臋 do lotnictwa, aby skierowali w tamt膮 stron臋 najbli偶szy patrol i obejrzeli z bliska tego cwaniaczka.
- Co艣 ty? Na pewno nas wy艣miej膮 - odrzek艂 Gusman.
Wexfall pokiwa艂 g艂ow膮. Dobrze wiedzia艂, z jak膮 niech臋ci膮 wojskowi odnosz膮 si臋 do propozycji wysy艂ania my艣liwc贸w 艣ladem samolotu cywilnego.
- Kto powinien si臋 zaj膮膰 przechwyceniem go na tym odcinku?
- Stra偶 Przybrze偶na.
Wexfall wzruszy艂 ramionami. Zatem decyzja nale偶a艂a wy艂膮cznie do nich.
Dawniej kontrol膮 podejrzanych o przemyt narkotyk贸w zajmowa艂y si臋 tylko S艂u偶by Celne, ale od po艂owy lat osiemdziesi膮tych, kiedy to jednostki Stra偶y Przybrze偶nej w艂膮czono do czynnej walki z przemytnikami, obie instytucje musia艂y dzieli膰 zadania mi臋dzy siebie. Nie istnia艂 艣cis艂y podzia艂 r贸l - wszystko zale偶a艂o od tego, kto w danej chwili obserwowa艂 wybrany odcinek, a czasami od tego, na kogo akurat wypada艂a kolej dzia艂ania. Nie by艂o to ani logiczne, ani zbyt efektywne, niemniej 偶adna z agencji nie chcia艂a wzi膮膰 na siebie wy艂膮cznej odpowiedzialno艣ci.
- Zarz膮d藕 alarm dla waszego falcona, niech b臋dzie got贸w do startu za dziesi臋膰 minut - rzek艂 Wexfall, zwracaj膮c si臋 do siedz膮cego za nim oficera Stra偶y Przybrze偶nej. - Potem po艂膮cz si臋 z dy偶urnym obrony powietrznej. Zapewne nie zechce w艂膮czy膰 lotnictwa do akcji, dlatego trzeba by膰 przygotowanym na to, 偶e sami b臋dziemy musieli przechwyci膰 tego ptaszka.
Baza lotnicza oddzia艂u Stra偶y Przybrze偶nej w Miami,
lotnisko Opa-Locka, Floryda
Moneta zawirowa艂a w powietrzu. Kapitan Kevin Rawlins sprytnie z艂apa艂 j膮 lew膮 r臋k膮, z kla艣ni臋ciem po艂o偶y艂 na wierzchu prawej d艂oni i po chwili ods艂oni艂. Spojrza艂 na ni膮 i u艣miechn膮艂 si臋 z satysfakcj膮.
- Reszka, wygra艂em. - Si臋gn膮艂 po pilota, wycelowa艂 go w kierunku telewizora i zmieni艂 program. Za pi臋膰 minut mia艂 si臋 rozpocz膮膰 kolejny odcinek jego ulubionego serialu „Na wariackich papierach".
- Pozw贸l, 偶e sobie obejrz臋 t臋 膰wier膰dolar贸wk臋 - powiedzia艂a jego zmienniczka, Kelly Sandino.
- Nie lubisz przegrywa膰?
Rawlins rozsiad艂 si臋 wygodnie w fotelu, wyci膮gn膮艂 nogi i po艂o偶y艂 je na blacie d臋bowego stolika do kawy stoj膮cego przed telewizorem. Jego lotnicze buciory znalaz艂y si臋 tu偶 przed ekranem. Kapitan by艂 艣redniego wzrostu, ale mia艂 d艂ugie patykowate nogi, kt贸re cz臋sto przysparza艂y mu k艂opot贸w. Przez t臋 nieproporcjonaln膮 budow臋 cia艂a nawet kombinezon musia艂 by膰 dla niego szyty na miar臋. Koledzy ze Stra偶y Przybrze偶nej pilotuj膮 tego samego falcona typu HU-25C, zawsze rozpoznawali, 偶e przed nimi lata艂 Rawlins. Tylko on odsuwa艂 fotel maksymalnie do ty艂u, a peda艂y steru opuszcza艂 najni偶ej.
- Przykro mi, twoja kolej. I nie zapomnij o pra偶onej kukurydzy. Tylko nie syp soli - doda艂.
- Poca艂uj si臋 w nos - odpowiedzia艂a dziewczyna.
Porucznik Kelly „Gracja" Sandino, jedna z siedemdziesi臋ciu kobiet pilot贸w w Stra偶y Przybrze偶nej, by艂a czarnook膮 pi臋kno艣ci膮 z Portoryko. Dawno nauczy艂a si臋 tolerowa膰 rubasznego Rawlinsa, podobnie jak pogodzi艂a si臋 z rol膮 jedynej kobiety w bazie lotniska Opa-Locka. Nale偶a艂a do grona najlepszych pilot贸w oddzia艂u.
Ludziom dopisywa艂y dobre humory. W艂a艣nie zacz膮艂 si臋 ostatni dzie艅 s艂u偶by opartej na zmianach dobowych - 24 godziny dy偶uru i 24 godziny odpoczynku. Po przekazaniu obowi膮zk贸w ca艂a za艂oga mia艂a si臋 uda膰 na dwutygodniowy urlop. Kevin od dawna planowa艂 wypraw臋 w臋dkarsk膮 na Key West, jak najdalej od wszystkich lotnisk i samolot贸w.
S艂u偶b臋 zacz臋li o godzinie 16.00, a wi臋c pi臋膰 godzin temu, od kr贸tkiego rutynowego lotu patrolowego. Na dobr膮 spraw臋 wystartowali tylko dlatego, 偶e pewien wysoko postawiony urz臋dnik z okr臋gowego dow贸dztwa Stra偶y musia艂 sp臋dza膰 w powietrzu co najmniej sze艣膰 godzin w ci膮gu dw贸ch miesi臋cy, aby nie straci膰 uprawnie艅 pilota. Polecieli dwoma falconami, 偶eby tamten m贸g艂 po膰wiczy膰 przechwytywanie podejrzanego samolotu - najpierw korzystali z naprowadzania przez „Proc臋", wsp贸lny o艣rodek radarowy S艂u偶b Celnych i Stra偶y Przybrze偶nej, p贸藕niej za艣 przetrenowali podchodzenie wed艂ug wskaza艅 radaru pok艂adowego falcona. Patrol zako艅czy艂y trzy treningowe l膮dowania i starty.
Do ko艅ca s艂u偶by obowi膮zywa艂 stan pogotowia „bravo-dziesie膰". Oznacza艂o to, 偶e po otrzymaniu ewentualnego zg艂oszenia musz膮 wystartowa膰 najp贸藕niej w ci膮gu dziesi臋ciu minut. Centrala w Miami, najbardziej zapracowana plac贸wka poszukiwawcza i ratownicza na 艣wiecie, mia艂a do dyspozycji identyczne falcony oraz helikoptery typu Dolphin, w r贸偶nym stopniu gotowo艣ci - od pi臋cio - do trzydziestominutowej - zale偶nie od liczby dy偶uruj膮cych za艂贸g, prowadzonych akcji i warunk贸w pogodowych. Wi臋kszo艣膰 odrzutowc贸w, takich jak ratownicze falcony A czy zwiadowcze falcony C, utrzymywano w pogotowiu „bravo-dziesi臋膰", natomiast dolphiny, specjalistyczne 艣mig艂owce ratownictwa morskiego, wysmuk艂e, nowoczesne, francuskie maszyny o nap臋dzie odrzutowym, by艂y gotowe do startu w ci膮gu pi臋ciu minut od chwili og艂oszenia alarmu.
Wkr贸tce Kelly wr贸ci艂a do pokoju z misk膮 paruj膮cego pop-cornu, lecz zaledwie zd膮偶y艂a usi膮艣膰, ze 艣ciennego g艂o艣nika pad艂 rozkaz:
- Uwaga, alfa! Natychmiast skontaktujcie si臋 z oficerem dy偶urnym!
Rawlins rzuci艂 pilota na stolik, poderwa艂 si臋 na nogi i chwyciwszy gar艣膰 gor膮cej kukurydzy pobieg艂 do telefonu. Nakr臋ci艂 numer dy偶urki.
- Tu Rawlins. Co si臋 sta艂o?
- „Proca" og艂osi艂a alarm, chc膮 was widzie膰 w powietrzu za dziesi臋膰 minut - odpar艂 pe艂ni膮cy s艂u偶b臋 kolega ze szko艂y pilota偶u. Namierzyli jaki艣 obiekt nad p贸艂nocnym wybrze偶em Kuby i chc膮, 偶eby艣cie mu si臋 przyjrzeli z bliska.
Kapitan obejrza艂 si臋 na Kelly, kt贸ra zawi膮zywa艂a mocniej sznurowad艂a swoich but贸w.
- Gracjo, zbieraj za艂og臋. Niech si臋 pospiesz膮. Ja za艂atwi臋 formalno艣ci.
Kiedy Rawlins wszed艂 na pok艂ad, wszyscy ju偶 czekali - urz膮dzenia by艂y w艂膮czone, g艂贸wny mechanik sta艂 w pogotowiu obok fotela pilota, by nadzorowa膰 zap艂on silnik贸w. Francuska maszyna, odmiana pasa偶erskiego modelu Dassault-Bregueta, nie sprawia艂a najmniejszych k艂opot贸w w pilota偶u, a do tego odznacza艂a si臋 spor膮 rezerw膮 mocy. Oficjalnie nosi艂a oznaczenie HU-25C „Guardian", lecz wszyscy piloci Stra偶y Przybrze偶nej - ze wzgl臋du na nowoczesne wyposa偶enie, identyczne jak w wojskowych my艣liwcach, montowane specjalnie do potrzeb 艣cigania przemytnik贸w - nazywali j膮 po prostu falconem.
Typowo zwiadowczy i ratowniczy samolot mia艂 dodatkowo zainstalowane automatyczne radarowe urz膮dzenie naprowadzaj膮ce - model APG-66, ten sam, jaki montowano w my艣liwcach przechwytuj膮cych F-16 „Fighting Falcon" - pozwalaj膮ce 艣ledzi膰 nawet sze艣膰 obiekt贸w jednocze艣nie w promieniu do 100 kilometr贸w. Wyposa偶ony by艂 te偶 w niezwykle dok艂adny FLIR, kierunkowy czujnik podczerwieni, umo偶liwiaj膮cy nie tylko obserwacj臋 obiekt贸w poruszaj膮cych si臋 w powietrzu, lecz zdolny nawet z pu艂apu 2000 metr贸w wykry膰 biegn膮cego po ziemi psa.
Brak nam jedynie podwieszonych pod skrzyd艂ami kilku pocisk贸w samonaprowadzaj膮cych typu Sidewinder, my艣la艂 Rawlins wbiegaj膮c po schodkach na pok艂ad samolotu. Wtedy przemytnicy musieliby si臋 dobrze zastanowi膰, czy warto szmuglowa膰 to g贸wno do Stan贸w.
Kelly siedzia艂a ju偶 przypi臋ta w fotelu drugiego pilota. Zrobi艂a wst臋pny przegl膮d urz膮dze艅 i w艂膮czy艂a zasilanie. Rawlins pospiesznie zaj膮艂 swoje miejsce.
- Rozruch jedynki - rzuci艂, zapinaj膮c pasy.
Nie omieszka艂 jak zwykle zerkn膮膰 na piersi Sandino, pon臋tnie stercz膮ce mi臋dzy szelkami opinaj膮cymi jej kombinezon. Gdyby Stra偶 Przybrze偶na cierpia艂a na brak ludzi, pomy艣la艂, wystarczy艂oby porozwiesza膰 plakaty rekrutacyjne z fotografi膮 Gracji, nawet niekoniecznie w kombinezonie, najlepiej w india艅skim poncho, a ch臋tni do s艂u偶by pchaliby si臋 drzwiami i oknami.
Zapomnij o tym, stary zbere藕niku, bierz si臋 lepiej do roboty, upomnia艂 siebie w my艣lach.
- Uwaga, za艂oga! Rozruch silnik贸w!
- Radar w艂膮czony - zawo艂a艂 z tylnej cz臋艣ci kabiny sier偶ant Joe Conklin, po czym wsta艂 od swego pulpitu i podszed艂 do okna, 偶eby obserwowa膰, czy uruchamianie silnik贸w przebiega prawid艂owo.
- Prawy przygotowany - zameldowa艂a Sandino. - Spr臋偶arki, generatory, 艣wiat艂a i radio w艂膮czone. Gotowy do rozruchu.
Rawlins uni贸s艂 palec wskazuj膮cy i zakr臋ci艂 m艂ynka w powietrzu, daj膮c w ten spos贸b znak stoj膮cemu na p艂ycie mechanikowi, Johnowi Choyowi. Tamten przyjrza艂 si臋 dok艂adnie lewemu silnikowi i odpowiedzia艂 takim samym gestem.
- Uruchamiam jedynk臋!
Rawlins popchn膮艂 d藕wigienki gazu o centymetr do przodu i wcisn膮艂 guzik startera; turbina o ci膮gu dw贸ch i p贸艂 tysi膮ca kilogram贸w o偶y艂a z przera藕liwyn wyciem. P贸艂 minuty p贸藕niej, kiedy Choy przetaszczy艂 ga艣nic臋 pod drugie skrzyd艂o, Kelly uruchomi艂a prawy silnik. Mechanik wskoczy艂 na pok艂ad, z艂o偶y艂 drabink臋, zamkn膮艂 drzwi i zaj膮艂 miejsce w foteliku obserwatora przy oknie w prawej burcie. Nieca艂膮 minut臋 zaj臋艂o im wyko艂owanie na koniec g艂贸wnego, biegn膮cego ze wschodu na zach贸d pasa startowego lotniska Opa-Locka.
Falcon zgrabnie nabra艂 pr臋dko艣ci na trzykilometrowej 艣cie偶ce i wkr贸tce za oknami kabiny rozpostar艂a si臋 mozaika jaskrawo o艣wietlonych ulic i budynk贸w Miami. Kiedy znale藕li si臋 nad Miami Beach, skr臋cili na po艂udnie.
- Nie s膮dzisz, 偶e to romantyczne, Gracjo? - zapyta艂 Rawlins, wskazuj膮c rozci膮gaj膮cy si臋 za oknem wspania艂y widok.
Kelly ustawia艂a w艂a艣nie radiostacj臋 na nowe cz臋stotliwo艣ci, przydzielone im ostatnio przez central臋 w Miami.
- Wprost cudowne - odpar艂a, po czym spojrza艂a na kapitana i u艣miechn臋艂a si臋 zagadkowo. - Szkoda tylko, 偶e nie mo偶na sobie dobra膰 towarzystwa.
- Czy cudowny widok ci nie wystarcza? - nie rezygnowa艂 Rawlins, zerkaj膮c z ukosa na pi臋kny profil dziewczyny. - Mnie to zawsze podnieca. Te 艣wiat艂a, morze, szybko艣膰... Czy twoja latynoska krew nie kr膮偶y troch臋 szybciej?
- Wiesz, co naprawd臋 powoduje szybsze bicie mego serca?
- Nie mam poj臋cia, dziecino.
- Piloci, kt贸rzy ledwie wznios膮 si臋 na osiemset metr贸w, ju偶 zaczynaj膮 opada膰 z szybko艣ci膮 stu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w na minut臋. Z艂ap si臋 lepiej za stery, kochasiu.
Rawlins pos艂usznie 艣ci膮gn膮艂 do siebie kolumn臋 sterownicz膮, uni贸s艂 dzi贸b maszyny i ustawi艂 szybko艣膰 wznoszenia na 200 w臋z艂贸w.
Pi臋膰 minut p贸藕niej znale藕li si臋 na granicy strefy nadzorowanej przez kontrol臋 lot贸w mi臋dzynarodowego portu lotniczego w Miami.
- Centrala w Miami. Tu „Omaha Jeden Jeden". Przechodz臋 na kana艂 taktyczny. 呕ycz臋 dobrej nocy.
Kodu rozpoznawczego „Omaha" u偶ywa艂y wszystkie za艂ogi lotnicze zajmuj膮ce si臋 艣ciganiem przemytu narkotyk贸w. Kontrolerzy ruchu powietrznego w ca艂ym rejonie Karaib贸w byli przygotowani na to, 偶e w sytuacji alarmowej patrol pos艂uguj膮cy si臋 tym kryptonimem mo偶e za偶膮da膰 oczyszczenia korytarzy powietrznych i nakaza膰 cisz臋 radiow膮.
- „Omaha Jeden Jeden", przyj膮艂em. 呕ycz臋 powodzenia i czekam na wasze zg艂oszenie na tej cz臋stotliwo艣ci, kiedy b臋dziecie wraca膰.
Sandino prze艂膮czy艂a radiostacj臋 na kodowany kana艂 艂膮czno艣ci z „Proc膮". Oboje z Rawlinsem szybko zsun臋li z uszu po jednej s艂uchawce, gdy偶 rozleg艂 si臋 w nich nieprzyjemny jazgot komunikacji elektronicznej. Po chwili, kiedy wbudowany w odbiornik falcona deszyfrator dostroi艂 si臋 automatycznie do cz臋stotliwo艣ci impuls贸w koduj膮cych, nasta艂a b艂oga cisza przerywana jedynie cichymi trzaskami. Tego typu szyfrowan膮 艂膮czno艣膰 radiow膮 mo偶na by艂o odbiera膰 jedynie za pomoc膮 urz膮dzenia wyposa偶onego w dekoder pracuj膮cy wed艂ug ustalonego z g贸ry zmienianego okresowo programu.
Rawlins wiedzia艂 doskonale, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej przemytnicy wyposa偶膮 swe radiostacje w odpowiednie deszyfratory i zaczn膮 przechwytywa膰 ich rozmowy, tak jak z艂amali ju偶 spos贸b kodowania tajnych informacji prawie wszystkich urz臋d贸w federalnych. A偶 trudno by艂o uwierzy膰, jak 艂atwo jest samemu zbudowa膰 czy te偶 ukra艣膰 programowalny dekoder, ale 艣wiadczy艂y o tym coraz cz臋艣ciej pojawiaj膮ce si臋 w publicznych sieciach radiowych nagrania „tajnych" rozm贸w r贸偶nych urz臋dnik贸w pa艅stwowych. Przemytnicy mieli w r臋ku wszystkie atuty do prowadzenia tej narkotykowej wojny, a zw艂aszcza nieograniczone fundusze.
Po jakim艣 czasie us艂yszeli lekko zniekszta艂cony g艂os Wexfalla, dy偶uruj膮cego w podziemiach wie偶y kontroli lot贸w w Miami.
- „Omaha Jeden Jeden", jak mnie s艂yszycie? Odbi贸r.
- Na czw贸rk臋 - odpar艂a Kelly, wcisn膮wszy klawisz mikrofonu.
- Zrozumia艂em. Zaraz podamy wam wszystkie dane.
Nast膮pi艂a kr贸tka przerwa, kiedy Wexfall przekazywa艂 mikrofon bardziej do艣wiadczonemu Gusmanowi, kt贸ry ju偶 du偶o wcze艣niej przygotowa艂 wst臋pne parametry naprowadzania i teraz tylko skinieniem g艂owy da艂 zna膰 koledze, 偶e jest got贸w pokierowa膰 patrolem.
- „Jeden Jeden", zosta艅 na kursie sto i utrzymuj obecn膮 wysoko艣膰. Zwracaj uwag臋 na pu艂ap osiemset metr贸w ni偶ej. Obiekt jest w odleg艂o艣ci stu kilometr贸w, leci nisko.
Rawlins skr臋ci艂 nieznacznie w prawo, wyr贸wna艂 i w艂膮czy艂 autopilota.
- Dobra, Conk. Spr贸buj go namierzy膰 sto kilometr贸w przed nami, nisko.
- Zrozumia艂em, bez odbioru - odpowiedzia艂 Joe Conklin przez interfon.
Zaja艣nia艂 ekran radaru naprowadzaj膮cego, umieszczony po艣rodku kabiny, mi臋dzy fotelami pilot贸w, ponad wielkim blokiem instrument贸w pok艂adowych. Pulsuj膮cy promie艅 zacz膮艂 przesuwa膰 si臋 w lewo i w prawo, omiataj膮c studwudziestostopniowy 艂uk wzd艂u偶 kursu samolotu i przeczesuj膮c przestrze艅 na dwadzie艣cia stopni w g贸r臋 i w d贸艂 od pu艂apu, na kt贸rym lecieli. Poniewa偶 jednak otrzymali polecenie skupi膰 uwag臋 na pu艂apie osiemset metr贸w pod nimi, Conklin szybko ograniczy艂 sto偶ek przeczesywanej przestrzeni do pi臋ciu stopni w pionie i dwudziestu w poziomie, ustawiaj膮c jednocze艣nie maksymalny zasi臋g, a nast臋pnie w艂膮czy艂 nadajnik, aby dy偶urni „Procy" mogli odbiera膰 dane z jego radaru.
Chwil臋 p贸藕niej usta艂 wahad艂owy ruch promienia na ekranie, u jego obrze偶y pojawi艂a si臋 jaskrawa, rombowa plamka zlokalizowanego obiektu. Zapali艂 si臋 napis CEL NAMIERZONY, a urz膮dzenie naprowadzaj膮ce skupi艂o wi膮zk臋 radaru na wykrytej maszynie.
- Mam go - zameldowa艂 Conklin. - Szybko i nisko lec膮cy samolot na dziesi膮tej trzydzie艣ci. Odleg艂o艣膰: osiemdziesi膮t kilometr贸w.
Niemal w tej samej chwili na ekranie wy艣wietli艂y si臋 szeregi cyfr: komputer oblicza艂 szybko艣膰 i pu艂ap obiektu.
- Dziesi臋膰 stopni w lewo - odczyta艂 Conklin. - Szybko艣膰 zbli偶ania: dwie艣cie trzydzie艣ci w臋z艂贸w.
- Aha, ju偶 tylko siedemdziesi膮t kilometr贸w - powiedzia艂 Rawlins, uwzgl臋dniaj膮c poprawk臋 kursu. - Za dziesi臋膰 minut b臋dziemy go mieli.
- Mo偶e tym razem dasz mi pokierowa膰 przechwytywaniem? - zapyta艂a Kelly przez interfon.
Rawlins obr贸ci艂 g艂ow臋 w jej kierunku.
- Nie masz do艣wiadczenia w podchodzeniu do celu noc膮...
- Przerabia艂am to na kursie, 膰wiczy艂am te偶 na symulatorze.
- Nie pozwol臋 ci, dop贸ki nie nabierzesz wprawy.
- A niby jak mam zdoby膰 do艣wiadczenie, skoro nie dopuszczasz mnie do ster贸w? Nie po to przez miesi膮c zakuwa艂am na specjalistycznym kursie, 偶eby teraz tylko si臋 przygl膮da膰. Prosz臋, Kevin... - doda艂a wy艂膮czywszy mikrofon. Jej g艂os s艂yszany bezpo艣rednio by艂 o ton ni偶szy. Kapitan przez chwil臋 patrzy艂 jej prosto w oczy. - Zobaczysz, 偶e wszystko p贸jdzie g艂adko - nie ust臋powa艂a. - Przecie偶 w ka偶dym momencie b臋dziesz m贸g艂 przej膮膰 dowodzenie.
A niech tam, pomy艣la艂 Rawlins, ostatecznie jestem przecie偶 instruktorem pilota偶u i przekazanie ster贸w Kelly nie b臋dzie niezgodne z przepisami. Poza tym ona ca艂kiem nie藕le sobie radzi.
Skin膮艂 g艂ow膮, przygl膮daj膮c si臋 uwa偶nie, jak dziewczyna mocniej zaciska palce na kolumnie sterowniczej i d藕wigienkach gazu.
- Mo偶esz prze艂膮czy膰 - powiedzia艂a.
Kapitan wy艂膮czy艂 autopilota i pchn膮艂 delikatnie kolumn臋. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e s膮siedni dr膮偶ek dok艂adnie powt贸rzy艂 ten ruch, zdj膮艂 z niego r臋ce.
- Prosz臋 bardzo - rzek艂 - Ty prowadzisz akcj臋.
Budynek Urz臋du Federalnego przy Brickell Plaza,
Miami, Floryda
Wiceadmira艂 Ian Hardcastle, dow贸dca si贸dmego okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej, coraz cz臋艣ciej przesiadywa艂 do p贸藕nej nocy w swoim gabinecie. Polubi艂 cisz臋 i spok贸j, jakie panowa艂y wieczorami w tym gwarnym zazwyczaj biurze, polubi艂 nawet nudn膮 papierkow膮 robot臋, gdy偶 w jego przestronnym, ale pustym i przygn臋biaj膮cym domu silnie doskwiera艂a mu samotno艣膰.
Wsta艂 zza biurka, 偶eby rozprostowa膰 ko艣ci, i przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po rzedn膮cych, zaczesanych do g贸ry, szpakowatych w艂osach. Pochwyci艂 swoje odbicie w tafli przydymionego szk艂a okiennego i stwierdzi艂, 偶e zar贸wno marynarka b艂臋kitnego munduru, jak i wymi臋te spodnie, wisz膮 na nim jak na manekinie. Nic dziwnego, pomy艣la艂, to wynik ustawicznego napi臋cia, braku ruchu i kilku ostatnich hucznych wieczor贸w w barze O Mally'ego. Na szcz臋艣cie w ciemnym odbiciu nie by艂o wida膰, 偶e jego niebieskie oczy s膮 przekrwione, cho膰 zapadni臋te policzki i obwis艂e worki pod oczami - co jeszcze podkre艣la艂o jaskrawe 艣wiat艂o jarzeni贸wek - pozwala艂y si臋 domy艣la膰 przem臋czenia. Wygl膮dam jak upi贸r, pomy艣la艂, m贸g艂bym s艂u偶y膰 za 偶yw膮 ilustracj臋 kt贸rego艣 z tych straszyde艂 z dawnych szkockich bajek, co to po nocach hasaj膮 na wrzosowiskach.
Kanapka, kt贸r膮 zjad艂 zamiast ciep艂ego lunchu, ci膮偶y艂a mu kamieniem w 偶o艂膮dku, a kiedy przeci膮gn膮艂 si臋 mocno, poczu艂 wyra藕ny b贸l w nadgarstkach i kostkach n贸g. Artretyzm przypomina艂 mu, ile naprawd臋 ma lat. Najwy偶sza pora zacz膮膰 my艣le膰 o emeryturze, stwierdzi艂. W艂o偶y艂 czarn膮 sk贸rzan膮 kurtk臋 lotnicz膮 - prezent od id膮cego na emerytur臋 szefa s艂u偶b technicznych Stra偶y Przybrze偶nej - i ruszy艂 schodami w kierunku dachu o艣miopi臋trowego biurowca.
To prawda, 偶e si臋 starzej臋, ale nie mam jeszcze zamiaru spocz膮膰 w fotelu na biegunach, my艣la艂, id膮c w kierunku stoj膮cego na dachu ma艂ego, zgrabnego helikoptera typu Super Scorpion, kt贸rego u偶ywa艂 na co dzie艅, chyba 偶e uniemo偶liwia艂a to z艂a pogoda. By艂a to dwumiejscowa maszyna, pozwalaj膮ca dosta膰 si臋 do ka偶dego z wi臋kszych miast Florydy w czasie o po艂ow臋 kr贸tszym ni偶 podr贸偶 samochodem, a w dodatku bez k艂opotu mie艣ci艂a si臋 w jego wielkim gara偶u, przeznaczonym pierwotnie na dwa auta. Niemal przez ca艂y rok musia艂 walczy膰 z biurokratami z departament贸w transportu oraz skarbu, by pozwolono mu l膮dowa膰 tym cackiem na dachu budynku urz臋du federalnego. Zgod臋 otrzyma艂 dopiero po przekupieniu jednego z wysoko postawionych urz臋dnik贸w, obietnic膮 podwo偶enia go 艣mig艂owcem do pracy. Nareszcie m贸g艂 zapomnie膰 o korkach w godzinach szczytu i cz臋艣ciej planowa膰 wycieczki, czy to do Orlando, czy na 艂a艅cuch wysepek Key West...
Ale teraz nawet nie mia艂 ju偶 z kim na nie lata膰. Sam te偶 straci艂 wszelk膮 ochot臋 do opuszczania domu w weekendy, a zm臋czenie nawa艂em pracy pozbawi艂o wyprawy helikopterem specjalnego uroku. W dodatku utrzymywali kontakty g艂贸wnie z przyjaci贸艂mi jego by艂ej 偶ony, tote偶 po rozwodzie Hardcastle zacz膮艂 wie艣膰 偶ywot pustelnika.
Bez po艣piechu odpi膮艂 mocowania p艂贸z, otworzy艂 drzwi kabiny, usiad艂 w fotelu i w艂o偶y艂 kluczyk do stacyjki. Pilotowanie tego miniaturowego „miksera" nie by艂o trudniejsze od prowadzenia samochodu. Admira艂 uruchomi艂 silnik i czekaj膮c, a偶 si臋 rozgrzeje, w艂膮czy艂 radio i wys艂ucha艂 komunikatu o warunkach meteorologicznych z Centrum Kontroli Ruchu Powietrznego w Miami - ciep艂o, niebo bezchmurne, s艂aby wiatr znad oceanu. Po chwili prze艂膮czy艂 si臋 na cz臋stotliwo艣膰 wie偶y kontrolnej lotniska mi臋dzynarodowego.
- Wie偶a Miami, tu „Scorpion Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery". Jestem na l膮dowisku Brickell Plaza, prosz臋 o pozwolenie przelotu do Pompano Beach na pu艂apie czterysta pi臋膰dziesi膮t. Odbi贸r.
- „Scorpion Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery", tu wie偶a w Miami. Dobry wiecz贸r, admirale. - Hardcastle pokonywa艂 t臋 tras臋 prawie codziennie od trzech lat, tote偶 wszyscy kontrolerzy ruchu z po艂udniowej Florydy dobrze znali jego kod rozpoznawczy. - Prosz臋 zaczeka膰 ze startem przez dwie minuty. „Omaha" startuj膮cy z Opa-Locka b臋dzie zaraz wykonywa艂 nawr贸t nad miastem. To chyba kt贸ry艣 z pa艅skich ch艂opc贸w, admirale.
- Tu „Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery". Czekam na l膮dowisku Brickell Plaza.
Hardcastle pokr臋ci艂 g艂ow膮, zaskoczony bezmy艣lno艣ci膮 kontrolera, kt贸ry chyba zapomnia艂 o zasadach bezpiecze艅stwa 艂膮czno艣ci radiowej - nawet ta kr贸tka, p贸艂minutowa wymiana zda艅 mog艂a si臋 okaza膰 cenn膮 wskaz贸wk膮 dla przemytnik贸w. Wszyscy doskonale wiedzieli, 偶e jedynym admira艂em, jaki m贸g艂 prosi膰 o pozwolenie startu z l膮dowiska Brickell Plaza, by艂 dow贸dca okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej. W ten spos贸b przemytnicy od razu by wiedzieli, 偶e „Omaha" startuj膮cy z lotniska Opa-Locka to samolot patrolowy Stra偶y, i 偶e ten, zawracaj膮c nad miastem, kieruje si臋 na po艂udniowy zach贸d. Wystarczy艂o posadzi膰 jakiego艣 cz艂owieka przy zwyk艂ym, przestrojonym odbiorniku UKF za pi臋膰dziesi膮t dolar贸w...
Ale zaraz jego my艣li zaprz膮tn臋艂o inne pytanie: Dok膮d m贸g艂 zmierza膰 patrolowiec „Omaha", kt贸ry startowa艂 w艂a艣nie z Opa-Locka? Po raz kolejny po偶a艂owa艂, 偶e radiostacja scorpiona nie zosta艂a wyposa偶ona w dekoder. M贸g艂by w贸wczas odbiera膰 w 艣mig艂owcu zaszyfrowane komunikaty, czy to z „Procy", czy te偶 z „Bloku" - Centrali Radarowej Marynarki Wojennej. Zdawa艂 sobie jednak spraw臋, 偶e nikt by mu nie wyda艂 pozwolenia na zainstalowanie dekodera w prywatnej maszynie. Dok膮d tamci lecieli? Czy偶by wykryli samolot przemytnik贸w? A mo偶e to tylko rutynowy patrol? Albo jaka艣 akcja ratownicza?
- „Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery", masz zgod臋 na start z l膮dowiska Brickell Plaza. Potwierdzam wolny korytarz do Pompano Beach, prosz臋 tylko omin膮膰 rejon kontroli lotniska mi臋dzynarodowego. Odbi贸r.
- Wie偶a, chcia艂bym zmieni膰 kierunek lotu - rzek艂 Hardcastle do mikrofonu. - Czy mo偶ecie skontaktowa膰 si臋 z Central膮 i przepu艣ci膰 mnie na Opa-Locka?
- Prosz臋 chwil臋 zaczeka膰, panie admirale.
Taki przelot wymaga艂 wej艣cia w zat艂oczon膮 przestrze艅 wok贸艂 portu mi臋dzynarodowego. Nale偶a艂o zatem uzgodni膰 go z Central膮, kt贸ra niech臋tnie widzia艂a na swym terenie ma艂e, prywatne maszyny. Hardcastle liczy艂 jednak na to, 偶e teraz, o dziewi膮tej wieczorem, ruch samolot贸w pasa偶erskich jest nieco mniejszy i dopisze mu troch臋 szcz臋艣cia.
- „Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery", tu wie偶a Miami - odezwa艂 si臋 po chwili kontroler. - Je偶eli mo偶esz natychmiast startowa膰 swoim b膮czkiem, to Centrala zd膮偶y ci臋 przepu艣ci膰 na pu艂apie trzystu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Za pi臋膰 minut z przeciwnego kierunku b臋dzie podchodzi艂 do l膮dowania s艂oniowaty 747. Odbi贸r.
Admira艂 przez ca艂y czas trzyma艂 silnik na chodzie, tote偶 zanim wys艂ucha艂 do ko艅ca wiadomo艣ci, ju偶 zd膮偶y艂 rozkr臋ci膰 wirniki do pr臋dko艣ci startowej.
- Tu „Dwa Pi臋膰 Sze艣膰 Xawery". W艂a艣nie startuj臋. Wchodz臋 na kurs sto pi臋膰dziesi膮t i zostaj臋 na pu艂apie trzysta pi臋膰dziesi膮t - m贸wi艂 do mikrofonu, jednocze艣nie popychaj膮c delikatnie dr膮偶ek sterowy. - Dzi臋ki, Chuck.
- Nie ma za co, panie admirale.
Trzy minuty p贸藕niej 艣mig艂owiec Hardcastle'a min膮艂 rz臋si艣cie o艣wietlony port mi臋dzynarodowy, kieruj膮c si臋 na p贸艂noc, w stron臋 lotniska Opa-Locka.
Baza lotnicza oddzia艂u Stra偶y Przybrze偶nej w Miami,
lotnisko Opa-Locka, Floryda
Oficer dy偶urny zapisywa艂 co艣 w ksi臋dze meldunkowej, gdy Hardcastle wpad艂 do dy偶urki. Zaskoczony porucznik Stra偶y Przybrze偶nej zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi.
- Admirale, melduj臋...
- Jeff, czy ten falcon, kt贸ry w艂a艣nie wystartowa艂, rusza w pogo艅 za samolotem przemytnik贸w?
- Tak jest - odpowiedzia艂 Jeff Teichert, wskazuj膮c prze艂o偶onemu nie doko艅czony jeszcze wpis. - S艂u偶b臋 alfa pe艂ni艂a za艂oga kapitana Rawlinsa i podporucznik Sandino.
Pospiesznie zrelacjonowa艂 ostatnie wydarzenia.
- Kevin Rawlins to do艣wiadczony pilot... - mrukn膮艂 Hardcastle - ta Sandino te偶 jest niez艂a, lecz jeszcze zielona. - Zamy艣li艂 si臋 na chwil臋, po czym doda艂: - M贸wisz, 偶e tamci najpierw pos艂ugiwali si臋 rozpoznawczym kodem wojskowym, a potem przeszli na cywilny? Jak zareagowali ci z lotnictwa?
- „Dalej 艣ledzi膰. W miar臋 mo偶liwo艣ci zidentyfikowa膰. Pozosta膰 w kontakcie" - odczyta艂 Teichert z wydruku. Troch臋 niepewnie, jakby nie wiedzia艂, czy mo偶e powiedzie膰 o tym dow贸dcy, doda艂: - B臋d膮 si臋 pewnie zastanawiali co najmniej przez godzin臋, czy warto si臋 w艂膮czy膰 do akcji S艂u偶b Celnych.
- Jak zawsze - odpar艂 Hardcastle. - Czy prosili艣cie ich o wsparcie lotnicze?
- Nie. Czekamy na rezultaty rozpoznania z falcona.
- Gdzie oni teraz s膮?
- Nie s艂ucha艂em komunikat贸w - przyzna艂 nieco zmieszany Teichert.
Odwr贸ci艂 si臋 do pulpitu i ustawi艂 g艂o艣niej radiostacj臋 wyposa偶on膮 w dekoder. Hardcastle podszed艂 do wielkiej 艣ciennej mapy rejonu karaibskiego i po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Stan贸w Zjednoczonych, 偶eby jak najszybciej okre艣li膰 pozycj臋 falcona 艣cigaj膮cego samolot przemytnik贸w.
Na pok艂adzie falcona, jednostki patrolowej Stra偶y Przybrze偶nej
- Odleg艂o艣膰: pi臋膰 kilometr贸w, trzysta metr贸w ni偶ej. Szybko艣膰 zbli偶ania: dwadzie艣cia w臋z艂贸w...
Osiem kilometr贸w za lec膮cym z wy艂膮czonymi 艣wiat艂ami podejrzanym samolotem Kelly wykona艂a ciasny nawr贸t i wprowadzi艂a falcona na kurs celu. Teraz podchodzili do niego od ty艂u i nieco z lewej burty.
Czujnik podczerwieni FLIR ju偶 z odleg艂o艣ci pi臋tnastu kilometr贸w wy艂owi艂 艣ledzon膮 maszyn臋 i na ekranie wykwit艂 jaskrawy punkt, dok艂adnie pokrywaj膮c si臋 z plamk膮 wskaza艅 radaru naprowadzaj膮cego APG-66. Gor膮ce gazy wylotowe samolotu stanowi艂y 艂atwy cel na tle zimnych w贸d oceanu. Przy nieznacznym zachmurzeniu pozwala艂o to komputerowi 艂atwo namierza膰 ruchomy obiekt.
- Wygl膮da, jakby si臋 pali艂 - rzek艂 Conklin. - Odleg艂o艣膰: cztery i p贸艂 kilometra, trzysta metr贸w ni偶ej. Szybko艣膰 zbli偶ania: dwadzie艣cia w臋z艂贸w. Silniki musi mie膰 chyba rozpalone do bia艂o艣ci.
- Pewnie ci膮gnie na ma艂ych obrotach, 偶eby oszcz臋dza膰 paliwo. - Oceni艂 Rawlins.
Zmniejszenie ilo艣ci benzyny w mieszance z powietrzem w ga藕nikach obni偶a zu偶ycie paliwa, ale sprawia, 偶e silniki pracuj膮 w znacznie wy偶szej temperaturze. Z tego w艂a艣nie powodu czujnik podczerwieni dawa艂 a偶 tak wyra藕ny odczyt.
- Przyda艂yby si臋 jakie艣 dok艂adniejsze informacje dla komputera naprowadzaj膮cego - powiedzia艂a Sandino przez interfon.
Rawlins si臋gn膮艂 po katalog sylwetek samolot贸w.
- Jedno - czy dwusilnikowy? Mnie wygl膮da na dwusilnikowy.
- Ja te偶 tak my艣l臋, kapitanie - odpar艂 Conklin. - Wielki, dwusilnikowy... Raczej 艣mig艂owiec 艣redniego zasi臋gu. Skrzyd艂a mocowane nad kad艂ubem, masywne. Gondole silnik贸w chyba podwieszone pod skrzyd艂ami. Kad艂ub du偶y, kanciasty. Utrwalam to wszystko na ta艣mie.
- Mo偶esz dostrzec numery?
- Nie, jest jeszcze za daleko. Trzy kilometry, szybko艣膰 zbli偶ania: pi臋tna艣cie w臋z艂贸w.
Rawlins zauwa偶y艂, 偶e Sandino kurczowo zaciska palce na dr膮偶ku. Dotychczas radzi艂a sobie znakomicie, bezb艂臋dnie wprowadza艂a poprawki kursu, nie przyspiesza艂a. Ale teraz by艂a wyra藕nie spi臋ta. Niepotrzebnie dodawa艂a gazu, by zaraz zmniejsza膰 obroty, nerwowo szarpa艂a sterami na boki. Odnosi艂o si臋 wra偶enie, i偶 niespokojne dygotanie samolotu dok艂adnie odzwierciedla jej stan psychiczny.
- Tylko spokojnie, Gracjo.
- Ja... Kr臋ci mi si臋 w g艂owie.
Rawlins wyci膮gn膮艂 r臋k臋, lecz si臋 rozmy艣li艂 i nie prze艂膮czy艂 ster贸w. Dobrze wiedzia艂, 偶e intensywne wypatrywanie niewidocznego w ciemno艣ciach punktu wywo艂uje z艂udzenia optyczne i cz艂owiek zaczyna dostrzega膰 setki wiruj膮cych, to pojawiaj膮cych si臋, to znikaj膮cych iskierek. 艁atwo wtedy ca艂kowicie straci膰 orientacj臋 i skierowa膰 samolot w stron臋 nie istniej膮cego celu. Wielu pilot贸w co艣 takiego zgubi艂o.
- Przede wszystkim utrzymuj poziom.
Wiedzia艂 doskonale, 偶e gdyby teraz pr贸bowa艂 przej膮膰 stery, Kelly 艂atwo mog艂aby wpa艣膰 w panik臋. Znajdowali si臋 zaledwie kilkaset metr贸w nad oceanem, a przy szybko艣ci stu dwudziestu metr贸w na sekund臋 wystarczy艂aby chwila nieuwagi, 偶eby rozbi膰 maszyn臋 o fale.
- Trzymaj poziom. Skup si臋 na linii horyzontu, to szybko odzyskasz r贸wnowag臋. Nie pr贸buj go wypatrywa膰. Oddychaj g艂臋boko.
Ko艂ysanie skrzyd艂ami usta艂o. Dziewczyna zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza, raz i drugi rozprostowa艂a palce zaci艣ni臋te na dr膮偶ku.
- Dzi臋ki, Kevin.
- Dwa i p贸艂 kilometra. Szybko艣膰 zbli偶ania: pi臋tna艣cie.
- Tak trzymaj, Gracjo - rzek艂 Rawlins. - Spokojnie.
- Odleg艂o艣膰: dwa kilometry, sto pi臋膰dziesi膮t metr贸w poni偶ej. Szybko艣膰 zbli偶ania: dwana艣cie.
- Zwolnij jeszcze - powiedzia艂 kapitan. - Przy tej odleg艂o艣ci nigdy nie podchod藕 z wi臋ksz膮 szybko艣ci膮 ni偶 pi臋tna艣cie w臋z艂贸w.
Sandino delikatnie przymkn臋艂a przepustnice i samolot zacz膮艂 stopniowo zwalnia膰.
Czas jak gdyby zacz膮艂 p艂yn膮膰 wolniej. Bia艂a plamka celu na ekranie radaru wyra藕nie uros艂a, mo偶na ju偶 by艂o rozr贸偶ni膰 dwa podczerwone echa zawieszonych pod skrzyd艂ami silnik贸w. Conklin ustawi艂 czujnik FLIR na maksymalne powi臋kszenie i wbija艂 wzrok w rozmazany zarys na ekranie.
- Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na kszta艂t dziobu, kapitanie... - rzek艂 Conklin, przerzucaj膮c kartki drugiego egzemplarza katalogu. - Mam.
Wed艂ug mnie to Shorts 330, lekki transportowiec, odmiana u偶ywanego przez armi臋 modelu „Sherpa". - M贸wi艂 podniesionym g艂osem, jakby specjalnie dla potrzeb rejestratora, kt贸ry utrwala艂 na ta艣mie wideo wn臋trze kabiny i nagrywa艂 wszystkie rozmowy przez radio. - Mog膮 mie膰 na pok艂adzie nawet p贸艂torej tony tego 艣wi艅stwa. Chyba widz臋 w lewej burcie wyci臋ty luk towarowy, zas艂oni臋ty albo styropianem, albo jakim艣 kocem.
Obraz wci膮偶 si臋 powi臋ksza艂, ukazuj膮c coraz wi臋cej szczeg贸艂贸w. Rawlins tak偶e wbija艂 wzrok w ekran FLIR.
- Nie widz臋 anteny nawigacyjnej. Nie maj膮 te偶 ko艂pak贸w na ko艂ach ani tylnej rampy za艂adunkowej. Musieli to wszystko usun膮膰, by maksymalnie zmniejszy膰 wag臋 samolotu. - Kapitan wcze艣niej w艂膮czy艂 radio, aby dy偶urni Stra偶y na lotnisku Opa-Locka mogli s艂ysze膰 ca艂y ten opis.
- Odleg艂o艣膰: tysi膮c metr贸w. Mamy go trzydzie艣ci metr贸w pod sob膮. Szybko艣膰 zbli偶ania: pi臋tna艣cie w臋z艂贸w - meldowa艂 Conklin. - Ma pan racj臋, ani chybi to maszyna przemytnicza... Oho! Zdaje si臋, 偶e numery na kad艂ubie zamalowali farb膮 w aerozolu...
Sandino zerkn臋艂a na szeregi cyfr wy艣wietlanych na ekranie radaru.
- Co jest, Conklin? - sykn臋艂a. Zn贸w kurczowo zaciska艂a palce na dr膮偶ku. - Na pewno dasz rad臋 odczyta膰 ten cholerny numer.
- Masz jakie艣 szanse go odczyta膰? - zapyta艂 Rawlins przez interfon.
- Zaraz... chwil臋... Tak, chyba dam rad臋. Zapa膰kali je cienk膮 warstw膮 farby, oryginalne numery pod spodem s膮 troch臋 cieplejsze... - Sier偶ant wy艂膮czy艂 mechanizm samonaprowadzaj膮cy, kt贸ry utrzymywa艂 czujnik FLIR nakierowany na wylot gor膮cych gaz贸w lewego silnika maszyny i zacz膮艂 nim powoli przesuwa膰. Na ekranie pojawi艂 si臋 lewy bok d艂ugiego kad艂uba.
Kelly stawa艂a si臋 coraz bardziej rozdra偶niona.
- Conk...
- Jeszcze moment...
Conklin ujrza艂 nagle, jak w ogonowej cz臋艣ci burty pojawia ci臋 ciemny prostok膮t otwartych drzwi, dostrzeg艂 sylwetk臋 poruszaj膮cego si臋 cz艂owieka... D艂ugi j臋zor o艣lepiaj膮cego, bia艂ego 艣wiat艂a wystrzeli艂 w stron臋 falcona. Ekran FLIR zape艂ni艂a bez艂adna mozaika 偶贸艂to-bia艂ych rozb艂ysk贸w. Siedz膮cy za sterami Sandino i Rawlins zobaczyli mkn膮c膮 w ich kierunku od strony mrocznego horyzontu smug臋 艣wiat艂a...
- Dzia艂ko! - wrzasn膮艂 Conklin. - Na lewej burcie!
Rawlins b艂yskawicznie prze艂膮czy艂 stery, pchn膮艂 d藕wigienki gazu i wszed艂 w ciasny zakr臋t w lewo, uciekaj膮c z linii ognia wielkokalibrowego karabinu maszynowego. Zanim jednak zd膮偶y艂 przechyli膰 samolot, pociski roztrzaska艂y praw膮 cz臋艣膰 pleksiglasowego okna kabiny - pierwszy trafi艂 Kelly prosto w twarz, drugi w rami臋. Nast臋pne rozrywa艂y blachy poszycia i z g艂o艣nym grzechotem wpada艂y do 艣rodka falcona. Wreszcie seria dosi臋gn臋艂a prawego silnika odrzutowego. Kule roztrzaska艂y 艣mig艂a turbiny, ostre metalowe od艂amki poci臋艂y przewody paliwowe. Na rozgrzane elementy silnika trysn臋艂a benzyna, zaj臋艂a si臋 ogniem. Nast膮pi艂a eksplozja.
Nag艂a utrata prawego silnika, na kt贸rym spoczywa艂 g艂贸wny ci臋偶ar utrzymywania w powietrzu silnie przechylonej na lewo, dwunastotonowej maszyny, sprawi艂a, 偶e samolot jak kamie艅 zwali艂 si臋 przez praw膮 burt臋 i zacz膮艂 bez艂adnie wirowa膰. Falcon - niczym mucha trafiona w locie - run膮艂 prosto w d贸艂 i po chwili spad艂 do morza.
Hardcastle sta艂 w dy偶urce i pal膮c cygaro patrzy艂 przez okno na p艂yt臋 lotniska. Teichert krz膮ta艂 si臋 przy telefonach i radiostacji, pr贸buj膮c informowa膰 na bie偶膮co r贸wnocze艣nie trzy agencje o prowadzonej akcji przechwytywania. Admira艂 pocz膮tkowo chcia艂 mu pom贸c, ale szybko stwierdzi艂, 偶e jedynie by wprawi艂 m艂odego oficera w jeszcze wi臋ksze zak艂opotanie.
Mechanicy sko艅czyli w艂a艣nie wytacza膰 z hangaru 艣mig艂owiec ratowniczy Dolphin HH-65A i sprawnie przygotowywali go do lotu. Hardcastle obserwowa艂 prac臋 technik贸w, kiedy po raz kolejny zadzwoni艂 telefon. Tym razem zamiast cichego brz臋czenia aparatu rozleg艂 si臋 jazgot przypominaj膮cy tr膮bienie na trwog臋. Teichert b艂yskawicznie wdusi艂 ogryzkiem o艂贸wka czerwony przycisk na konsoli i si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.
Przez chwil臋 s艂ucha艂 w milczeniu, po czym w艂膮czy艂 j臋kliw膮 syren臋 i schyli艂 si臋 do mikrofonu.
- Uwaga, beta! Og艂aszam alarm. Samolot zagin膮艂 nad oceanem, cztery osoby na pok艂adzie. Kierowa膰 si臋 tras膮 patrolu alfa. Uwaga, og艂aszam alarm! Powtarzam: Samolot zagin膮艂 nad oceanem, cztery osoby na pok艂adzie. Kierowa膰 si臋 tras膮 patrolu alfa.
Mechanicy zacz臋li porusza膰 si臋 biegiem. Niemal natychmiast z baraku wybieg艂a za艂oga 艣mig艂owca, tu偶 za ni膮 pojawili si臋 sanitariusze.
- Do cholery, Teichert! Co si臋 dzieje? - krzykn膮艂 Hardcastle, usi艂uj膮c przekrzycze膰 wycie syreny.
- „Proca" straci艂a kontakt z falconem. Twierdz膮, 偶e samolot prawdopodobnie si臋 rozbi艂.
Admira艂 spojrza艂 jeszcze raz za okno - wirniki 艣mig艂owca zaczyna艂y si臋 z wolna obraca膰. Szybko podj膮艂 decyzj臋.
- Jeff, ka偶 przygotowa膰 drugiego dolphina. Niech za艂oga rezerwowa b臋dzie gotowa do startu za pi臋膰 minut. Chc臋 mie膰 ponadto na pok艂adzie dw贸ch uzbrojonych ludzi.
Polecenie zosta艂o wydane tak stanowczym tonem, 偶e Teichert nawet nie pr贸bowa艂 niczego perswadowa膰 admira艂owi. Ponownie schyli艂 si臋 do mikrofonu i wyda艂 odpowiednie rozkazy.
Kiedy za艂oga rezerwowa - z艂o偶ona z dw贸ch pilot贸w, operatora urz膮dze艅 pok艂adowych i specjalisty od ratownictwa morskiego - zg艂osi艂a si臋 w dy偶urce, Hardcastle rzek艂 szybko:
- Polecimy tropem przemytnik贸w, pierwszy dolphin zajmie si臋 ratowaniem naszych ludzi z patrolu. Poruczniku McAlister, prosz臋 by膰 gotowy do startu za pi臋膰 minut. Przejmuj臋 dowodzenie akcj膮.
Trzej m臋偶czy藕ni wybiegli z pokoju. Admira艂 szybko zacz膮艂 przegl膮da膰 dokumenty, kt贸re Teichert roz艂o偶y艂 na pulpicie. Rozkaza艂 te偶 Rooseveltowi, specjali艣cie ratownictwa, pobra膰 z magazynu dwa karabiny maszynowe M-16 z odpowiednim zapasem amunicji oraz kamizelki kuloodporne.
- Biegiem - doda艂. - Chc臋 ci臋 widzie膰 na pok艂adzie dolphina jeszcze przede mn膮.
Teichert rzuci艂 Rooseveltowi klucze do zbrojowni, a gdy ten r贸wnie偶 wybieg艂 z dy偶urki, zacz膮艂 szybko wskazywa膰 admira艂owi miejsca, w kt贸rych trzeba by艂o z艂o偶y膰 podpis. Wreszcie zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrze i zapyta艂:
- Czy jest pan pewien, admirale, 偶e powinien...? Hardcastle zmierzy艂 porucznika surowym spojrzeniem.
- Bez dyskusji, Teichert.
- Panie admirale, jestem odpowiedzialny za wszystkie dzia艂ania w sytuacji alarmowej. Ma pan pe艂ne prawo dysponowa膰 艣mig艂owcem, za艂og膮 rezerwow膮, a nawet broni膮, ale to ja b臋d臋 si臋 musia艂 t艂umaczy膰, dlaczego pozwoli艂em panu osobi艣cie...
- Wykonywa艂e艣 tylko moje rozkazy - uci膮艂 kr贸tko Hardcastle, ko艅cz膮c podpisywa膰 dokumenty. W tej samej chwili do dy偶urki wpad艂 Roosevelt z broni膮 i sprz臋tem. Admira艂 wzi膮艂 z jego r膮k kamizelk臋 kuloodporn膮 i zapinaj膮c parciane pasy doda艂: - Masz obowi膮zek wype艂nia膰 moje rozkazy, ale skoro wydaj膮 ci si臋 bezsensowne, mo偶esz je kwestionowa膰. - Pospiesznie umocowa艂 przy pasie trzy magazynki. - Je艣li uwa偶asz to za konieczne, zamelduj o moich poczynaniach w dow贸dztwie okr臋gu, albo chocia偶by powiadom swego prze艂o偶onego, kapitana Harbaugha.
Chwyci艂 jeden z karabink贸w M-16 i otworzy艂 drzwi. Z zewn膮trz dolecia艂o g艂o艣ne wycie rozgrzewanych turbin 艣mig艂owca.
Teichert popatrzy艂 przez okno na dw贸ch m臋偶czyzn biegn膮cych po p艂ycie lotniska. Stary zaczyna cierpie膰 na kompleks Johna Wayne'a, pomy艣la艂 - trudno si臋 nie zgodzi膰 z plotkami, wed艂ug kt贸rych admira艂 stanowi klasyczny przypadek manii prze艣ladowczej.
Baza lotnicza S艂u偶b Celnych, Homestead, Floryda
- Na razie nie wiemy nic wi臋cej - rzek艂 inspektor Rushell Masters, dopinaj膮c na piersiach paski kamizelki kuloodpornej. Mierz膮cy ponad 180 centymetr贸w wzrostu rudow艂osy olbrzym o wadze 120 kilogram贸w, ubrany w skafander lotniczy, grub膮 kamizelk臋 kuloodporn膮 i drug膮, ratunkow膮, wygl膮da艂 niczym zapa艣nik najci臋偶szej kategorii, przy kt贸rym inni koledzy przypominali kar艂y. - Niezidentyfikowany transportowiec z Kolumbii zmierza w stron臋 po艂udniowej Florydy, pr贸buj膮c omin膮膰 rejon kontrolowany przez baz臋 radarow膮 na Key West. Ci ze Stra偶y wys艂ali za nim patrol, ale „Proca" przed chwil膮 straci艂a 艂膮czno艣膰 z samolotem. Przypuszczaj膮, 偶e zosta艂 ostrzelany przez tamt膮 podejrzan膮 maszyn臋.
Masters pospiesznie relacjonowa艂 wydarzenia swojej pi臋cioosobowej za艂odze 艣mig艂owca typu UH-60 „Czarny Jastrz膮b", kt贸rym mieli wyruszy膰 w po艣cig za przemytnikami. Opr贸cz niego - dow贸dcy - w jej sk艂ad wchodzi艂 drugi pilot, dwaj uzbrojeni inspektorzy S艂u偶b Celnych oraz dwaj policjanci z Wysp Bahama. W艂adze archipelagu r贸wnie偶 zwalcza艂y na swym terenie handlarzy narkotyk贸w, a poniewa偶 nie dysponowa艂y odpowiednimi 艣rodkami i sprz臋tem, 艣ci艣le wsp贸艂pracowa艂y z pot臋偶nym s膮siadem. W wypadkach, gdy przemytnicy kierowali si臋 w stron臋 Baham贸w, przeprowadzano wsp贸ln膮 akcj臋. Formalnego aresztowania dokonywali w贸wczas policjanci bahamscy, gdy偶 ameryka艅skie S艂u偶by Celne nie mia艂y do tego prawa na obcym terytorium.
- „Proca" bez przerwy 艣ledzi kurs podejrzanego samolotu - kontynuowa艂 Masters - a my otrzymali艣my rozkaz...
Urwa艂 nagle i popatrzy艂 na zgrabne nogi kobiety, kt贸ra stan臋艂a w wej艣ciu helikoptera.
- M贸w dalej, Masters - zach臋ci艂 go nieoczekiwany go艣膰.
Roztargniony m臋偶czyzna powoli uni贸s艂 wzrok i zatrzyma艂 go na biu艣cie obci艣ni臋tym paskami podramiennej kabury, w kt贸rej tkwi艂 p贸艂automatyczny pistolet typu Smith and Wesson, kalibru 9,65 mm. Z oci膮ganiem zacz膮艂 m贸wi膰 dalej, podczas gdy kobieta wbija艂a si臋 w ciasny skafander lotniczy i kamizelk臋 kuloodporn膮. Kabur臋 z broni膮 za艂o偶y艂a na wierzch.
By艂a to inspektor Sandra Geffar, dow贸dca bazy lotniczej w Homestead. Wysoka blondynka o typowo germa艅skiej urodzie ju偶 od pi臋tnastu lat pracowa艂a w S艂u偶bach Celnych, by艂a niezwykle do艣wiadczonym agentem, mia艂a uprawnienia pilota 艣mig艂owc贸w i samolot贸w, a w strzelaniu z broni palnej mog艂a si臋 mierzy膰 z mistrzami olimpijskimi. W sytuacjach alarmowych, takich jak ta, Geffar ch臋tnie przejmowa艂a dowodzenie akcj膮, bior膮c na siebie obowi膮zki drugiego pilota „Czarnego Jastrz臋bia".
Sandra by艂a na tyle atrakcyjna, 偶e nawet stary wyga, Masters, w jej obecno艣ci traci艂 rezon. Wiedzia艂 doskonale, jak 艣wietnie jego prze艂o偶ona sprawdza si臋 w operacjach terenowych. Nie umia艂 jej traktowa膰 na r贸wni z innymi oficerami, z kt贸rych ka偶dy musia艂 by膰 jednocze艣nie dobrym pilotem oraz wprawnym inspektorem S艂u偶b Celnych. Geffar potrafi艂a w wyj膮tkowy spos贸b 艂膮czy膰 obie te funkcje. Rozpoczyna艂a karier臋 jako dow贸dca oddzia艂u 偶andarmerii wojskowej i podczas gdy na prze艂omie lat sze艣膰dziesi膮tych i siedemdziesi膮tych wi臋kszo艣膰 ochotniczek w armii wyl膮dowa艂a za biurkiem, ona przesz艂a do s艂u偶b federalnych, a uczestnicz膮c w wielu patrolach i zajmuj膮c si臋 niechcianymi przez innych oficer贸w dochodzeniami, szybko zyska艂a s艂aw臋. Po s艂u偶bie najcz臋艣ciej mo偶na j膮 by艂o spotka膰 na strzelnicy, gdzie nabra艂a takiej wprawy w strzelaniu, 偶e pokona艂a w zawodach r贸wnie偶 swojego pierwszego m臋偶a, mistrza spartakiad wojskowych. Mia艂a nawet szans臋 znale藕膰 si臋 w dru偶ynie olimpijskiej, gdyby na przeszkodzie nie stan膮艂 d艂ugotrwa艂y proces rozwodowy.
Niekorzystny dla niej wyrok tylko j膮 zmobilizowa艂 do pracy. W stopniu chor膮偶ego zrezygnowa艂a ze s艂u偶by w 偶andarmerii i zapisa艂a si臋 do oficerskiej szko艂y pilot贸w 艣mig艂owc贸w. Nadzwyczaj dobre wyniki oraz fakt, 偶e by艂a kobiet膮, sprawi艂y, i偶 wi臋kszo艣膰 kadet贸w odnosi艂a si臋 do niej z niech臋ci膮, co dla Sandry sta艂o si臋 dodatkowym bod藕cem do wyt臋偶onej pracy i wkr贸tce zyska艂a miano najlepszego pilota helikopter贸w w si艂ach zbrojnych. Trzy ostatnie lata wojny sp臋dzi艂a w Azji, w jednostkach sanitarnych i zaopatrzeniowych, pocz膮tkowo w Tajlandii, p贸藕niej za艣 w Wietnamie, gdzie uczestniczy艂a w chaotycznej ewakuacji armii ameryka艅skiej i dwukrotnie zosta艂a odznaczona za odwag臋.
W marazmie powojennych lat wykorzysta艂a nadarzaj膮c膮 si臋 sposobno艣膰 i zrezygnowa艂a ze s艂u偶by czynnej, poniewa偶 na mocy przepis贸w demobilizacyjnych mog艂a dowolnie wybra膰 sobie prac臋 w jakiejkolwiek instytucji federalnej. Lecz zamiast p贸j艣膰 艣ladem innych oficer贸w i zatrudni膰 si臋 w urz臋dzie telekomunikacji b膮d藕 w jakiej艣 agencji ochrony 艣rodowiska, Geffar wybra艂a posad臋 inspektora S艂u偶b Celnych. Wojskowe uprawnienia pilota 艣mig艂owc贸w, uzupe艂nione licencj膮 na prowadzenie lekkich samolot贸w pasa偶erskich, postawi艂y j膮 w uprzywilejowanej pozycji, tote偶 szybko zosta艂a dow贸dc膮 oddzia艂u lotniczego w nowo tworzonej plac贸wce w Mobile, w Alabamie.
Dopiero tutaj znalaz艂a swoje miejsce. Przemyt narkotyk贸w w po艂owie lat siedemdziesi膮tych by艂 niezwykle intratnym zaj臋ciem, a lotnictwo S艂u偶b Celnych znajdowa艂o si臋 w贸wczas w podobnej sytuacji, jak sto lat wcze艣niej szeryf usi艂uj膮cy zaprowadzi膰 porz膮dek na bezkresnych pustkowiach Dzikiego Zachodu. Niemal codzienne loty patrolowe, planowanie i nadzorowanie akcji zwiadowczych, prowadzenie inspekcji oraz dochodze艅, aresztowania przest臋pc贸w, 艣cis艂a wsp贸艂praca z FBI i Agencj膮 Walki z Narkotykami - to wszystko sta艂o si臋 dla Sandry kolejnym wyzwaniem. Wzorowo wype艂nia艂a swe obowi膮zki, szybko awansuj膮c, a偶 w ko艅cu przeniesiono j膮 do Waszyngtonu, gdzie obj臋艂a stanowisko 艂膮cznika S艂u偶b w Departamencie Skarbu. Tam te偶 wysz艂a powt贸rnie za m膮偶, lecz i ten zwi膮zek nie trwa艂 d艂ugo. Po kolejnym rozwodzie przenios艂a si臋 do bazy lotniczej oddzia艂u S艂u偶b Celnych w Miami.
W latach osiemdziesi膮tych, gdy walka z przemytem narkotyk贸w nabra艂a pierwszoplanowego znaczenia, Sandra Geffar znalaz艂a si臋 w swoim 偶ywiole. Podj臋艂a dzia艂ania zmierzaj膮ce do powi臋kszenia i unowocze艣nienia jednostek lotniczych S艂u偶b Celnych, bra艂a tak偶e udzia艂 w rozmowach mi臋dzy przedstawicielami Departamentu Stanu i w艂adzami Wysp Bahama, zako艅czonych przyznaniem Amerykanom najwy偶szych przywilej贸w na terytorium s膮siedniego pa艅stwa. Odt膮d samoloty ameryka艅skich celnik贸w mog艂y zupe艂nie swobodnie porusza膰 si臋 nad wyspami. Na rezultaty nie trzeba by艂o d艂ugo czeka膰. Wsp贸lna akcja S艂u偶b Celnych i Agencji Walki z Narkotykami, kt贸r膮 kierowa艂a Geffar, doprowadzi艂a do przechwycenia najwi臋kszego w historii transportu marihuany. - Na meksyka艅skim frachtowcu u wybrze偶y Bimini zarekwirowano siedemna艣cie tysi臋cy ton narkotyk贸w. Zaraz potem Sandra obj臋艂a dow贸dztwo sekcji lotniczej oddzia艂u w Miami, kt贸ra wkr贸tce zyska艂a miano najbardziej zas艂u偶onej - a wed艂ug niekt贸rych po prostu najgro藕niejszej - w walce z przemytem narkotyk贸w jednostki w kraju.
Przez otwarte drzwi 艣mig艂owca wdar艂o si臋 og艂uszaj膮ce wycie silnik贸w odrzutowca typu Citation, tak偶e nale偶膮cego do S艂u偶b Celnych, kt贸ry ko艂owa艂 w stron臋 g艂贸wnego pasa startowego bazy. Wyposa偶ony w takie same, najnowsze urz膮dzenia, jak falcon Stra偶y Przybrze偶nej, czyli radar naprowadzaj膮cy APG-66 oraz skaner podczerwieni FLIR, s艂u偶y艂 przede wszystkim do wykrywania, 艣ledzenia oraz identyfikacji maszyn przemytnik贸w. Sk艂ad za艂ogi tej maszyny, pos艂uguj膮cej si臋 kryptonimem „Omaha Cztery Zero", by艂 niemal identyczny jak patrolu szykuj膮cego si臋 do startu „Czarnym Jastrz臋biem", powi臋kszony jedynie o technika obs艂uguj膮cego skomputeryzowany radar. Uzbrojenie wszystkich agent贸w, nie wy艂膮czaj膮c pilot贸w, stanowi艂y pistolety maszynowe typu M-16 lub Steyr oraz p贸艂automatyczna bro艅 kr贸tka noszona w kaburach podramiennych.
- Citation ma za zadanie jak najszybciej namierzy膰 szmugler贸w - kontynuowa艂 Masters, wk艂adaj膮c magazynek do pistoletu. Szcz臋kn膮艂 zamkiem, wprowadzaj膮c nab贸j do komory, po czym schowa艂 bro艅 do kabury. - Nie b臋dziemy mieli zbyt wiele czasu. Wygl膮da na to, 偶e zaraz po wyl膮dowaniu utworzymy oddzia艂 naziemny i b臋dziemy czeka膰 na nas艂uchu. S膮 jakie艣 pytania? Nikt si臋 nie odezwa艂.
- Sandra? - zwr贸ci艂 si臋 do dow贸dcy. Geffar dopina艂a ostatnie sprz膮czki - Rozprawiamy si臋 z nimi bez skrupu艂贸w. To dobrze uzbrojona banda. Stra偶 Przybrze偶na nie zdo艂a艂a ich zatrzyma膰, zatem teraz wszystko spada na nas. Edouard i Philip - zwr贸ci艂a si臋 do dw贸ch bahamskich policjant贸w, ubranych w granatowe stylonowe kurtki z jaskrawo偶贸艂tym napisem na plecach: „S艂u偶by Celne USA" - zostaniecie w helikopterze i b臋dziecie nas os艂ania膰.
Dwaj pot臋偶nie zbudowani m臋偶czy藕ni, tak偶e uzbrojeni w automaty M-16, pos艂usznie skin臋li g艂owami. Byli wyra藕nie podenerwowani.
- Pozostali niech pilnie uwa偶aj膮 na swoich koleg贸w i maj膮 oczy szeroko otwarte. Ruszamy.
Shorts 330, lec膮c zaledwie kilkadziesi膮t metr贸w nad falami, prze艣lizn膮艂 si臋 nad 艂a艅cuchem wysepek Florida Keys pomi臋dzy Key Largo a przyl膮dkiem Sunset, jakby mia艂 zamiar kierowa膰 si臋 w g艂膮b Zatoki Florydzkiej. Nieoczekiwanie skr臋ci艂 jednak na p贸艂nocny zach贸d i polecia艂 ku mrocznym bagnom oraz nieprzebytym lasom po艂udniowego kra艅ca Florydy.
Na pok艂adzie 艣mig艂owca „Omaha Siedem Jeden"
- Wiadomo艣膰 z „Procy", admirale - rozleg艂 si臋 w s艂uchawkach g艂os porucznika McAlistera, pilotuj膮cego dolphina. - Wystartowa艂 citation „Omaha Cztery Zero", ju偶 namierzyli shortsa. Przekazuj膮 namiary „Czarnemu Jastrz臋biowi" S艂u偶b Celnych, kt贸ry pos艂uguje si臋 kodem „Omaha Cztery Dziewi臋膰". Lecimy w tamt膮 stron臋, powinni艣my ich ujrze膰 za jakie艣 pi臋tna艣cie minut.
- Zrozumia艂em. Melduj o wszystkim - odpowiedzia艂 Hardcastle.
艢wiat艂a Miami zosta艂y w dole, za nimi. Lecieli teraz nad po艂udniowymi obrze偶ami metropolii, maj膮c pod sob膮 d艂ugi w膮偶 aut przesuwaj膮cych si臋 po autostradzie. Admira艂 wyj膮艂 ze skrzynki ze sprz臋tem spadochroniarskim pas zabezpieczaj膮cy, zaczepi艂 karabi艅czyk o por臋cz, usiad艂 w otwartych drzwiach helikoptera i wychyli艂 si臋 na zewn膮trz, wystawiaj膮c twarz na podmuchy ciep艂ego powietrza.
Zupe艂nie jak w Wietnamie, pomy艣la艂. Wtedy nie stosowano 偶adnych zabezpiecze艅, zdarza艂y si臋 wi臋c wypadki, i偶 偶o艂nierze, wypadali z helikoptera, ale to nie powstrzymywa艂o innych przed siadaniem w otwartych drzwiach. Wszyscy traktowali to jako jedn膮 z niewielu przyjemno艣ci w tym tropikalnym piekle. Hardcastle by艂 w贸wczas dow贸dc膮 plutonu saper贸w w marynarce wojennej, gorliwym porucznikiem, kt贸ry z takim samym zapa艂em traktowa艂 ka偶dy niewypa艂. Tylko formalnie stacjonowa艂 w Nam, wi臋kszo艣膰 czasu bowiem sp臋dza艂 na takim czy innym statku b膮d藕 te偶 w r贸偶nych bazach. Jego oddzia艂 zajmowa艂 si臋 wszystkim, od naprawiania zaci臋tych karabin贸w po wymian臋 skorodowanych sp艂onek w 艂adunkach gigantycznych dzia艂 okr臋towych kalibru 400 milimetr贸w. W tamtych czasach - zw艂aszcza po szesnastogodzinnej s艂u偶bie, w ci膮gu kt贸rej zd膮偶y艂 si臋 napatrzy膰 na sanitarki zwo偶膮ce zabitych koleg贸w - siadanie w otwartych drzwiach 艣mig艂owca lec膮cego nad Morzem Po艂udniowo-chi艅skim nale偶a艂o traktowa膰 wy艂膮cznie jako niewinn膮 rozrywk臋.
Na dobr膮 spraw臋 nabra艂 wtedy tak wielkiego dystansu do spraw 偶ycia i 艣mierci, 偶e zoboj臋tnia艂 na wszystko. Musia艂 ca艂kowicie zamkn膮膰 tamten rozdzia艂 swego 偶ycia, by m贸c rozpocz膮膰 nowy - s艂u偶b臋 w Stra偶y Przybrze偶nej...
Odegna艂 od siebie wspomnienia. Dolphin przelatywa艂 w艂a艣nie nad rozleg艂ym Metro ZOO i kierowa艂 si臋 dalej wzd艂u偶 autostrady, w stron臋 parku narodowego Everglades. McAlister prze艂膮czy艂 radio na kodowan膮 cz臋stotliwo艣膰 o艣rodka radarowego i rzek艂 do mikrofonu:
- „Proca", tu „Omaha Siedem Jeden". Podajcie nam kurs i odleg艂o艣膰 do podejrzanego samolotu. Odbi贸r.
Odpowied藕 nadesz艂a od razu.
- „Siedem Jeden", tu „Omaha Cztery Dziewi臋膰". - Hardcastle natychmiast rozpozna艂 g艂os Rushella Mastersa, dow贸dcy patrolu lotniczego S艂u偶b Celnych. - Jeste艣 na kanale zastrze偶onym. Prosz臋 si臋 wy艂膮czy膰. Odbi贸r.
- „Cztery Dziewi臋膰", m贸wi admira艂 Hardcastle, dow贸dca si贸dmego okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej...
- Przykro mi, panie admirale. - Odpar艂 stanowczo Masters. - Mamy w powietrzu „Czarnego Jastrz臋bia" i patrolowiec citation. Nie damy rady utrzymywa膰 艂膮czno艣ci na jednym kanale, kiedy ju偶 zaczn膮 si臋 sypa膰 pi贸ra. Nalegam, aby pan si臋 wy艂膮czy艂. Bez odbioru.
- „Cztery Dziewi臋膰" - nie rezygnowa艂 Hardcastle. - Wszystko wskazuje na to, 偶e podejrzany zestrzeli艂 samolot Stra偶y Przybrze偶nej. Jeste艣my w tej chwili nad Florida City. Je艣li podacie nam swoj膮 pozycj臋 oraz namiary poszukiwanej maszyny, b臋dziemy mogli przyj艣膰 wam z pomoc膮. Odbi贸r.
- Dzi臋kujemy za dobre ch臋ci, Ian, ale nie skorzystamy z waszej pomocy - odpowiedzia艂 mu inny g艂os.
- To agentka Sandra Geffar - wyja艣ni艂 przez interfon drugi pilot.
- To znaczy Cudotw贸rczym...?
- Dobra, wy艂膮cz si臋 - Hardcastle przerwa艂 McAlisterowi.
- Trzymajcie si臋 na p贸艂noc od drogi numer dwadzie艣cia siedem, z dala od granic parku narodowego - ponownie odezwa艂 si臋 Masters. - Damy wam zna膰, je艣li b臋dziemy potrzebowali pomocy. Bez odbioru.
- Do cholery, Sandro! Przecie偶 to nie jest rutynowy patrol! Ci bandyci odpowiadaj膮 za 艣mier膰 czteroosobowej za艂ogi mojego falcona! Nie b膮d藕 uparta. Mnie zale偶y tylko na tym, by si臋 upewni膰, 偶e nie ujdzie im to na sucho...
- W takim razie oboje d膮偶ymy do tego samego, admirale. Ale chyba nie musz臋 panu przypomina膰, 偶e skoro znale藕li si臋 nad l膮dem i my ich namierzyli艣my, nale偶膮 ju偶 do nas.
- Oskar偶am ich o piractwo i rozb贸j na wodach podlegaj膮cych jurysdykcji Stra偶y Przybrze偶nej...
Hardcastle urwa艂, poj膮wszy nagle, 偶e jego argumenty na nic si臋 nie zdadz膮. Geffar i Masters mieli teraz pe艂ne r臋ce roboty, nie warto by艂o zabiera膰 im czasu bezprzedmiotowymi sporami.
- I co robimy, panie admirale? - zapyta艂 McAlister przez interfon.
Tamci mieli racj臋, na tym etapie mogli si臋 jedynie wycofa膰. Zreszt膮, m贸wi膮c szczerze, Stra偶 Przybrze偶na nie mia艂a a偶 takiego do艣wiadczenia w walce z przemytnikami, jak patrole S艂u偶b Celnych, nie istnia艂o te偶 mi臋dzy nimi 偶adne porozumienie dotycz膮ce wsp贸lnych dzia艂a艅. W akcji na l膮dzie jego ludzie tylko by zawadzali...
- Znajdziesz gdzie艣 w pobli偶u dogodne miejsce do l膮dowania? - zwr贸ci艂 si臋 przez interfon do pilota.
Zar贸wno McAlister, jak i drugi pilot, popatrzyli na map臋.
- Par臋 kilometr贸w na po艂udnie znajduje si臋 dawny poligon wojsk rakietowych. Kiedy艣 przechodzili艣my tam szkolenie. Jest gdzie wyl膮dowa膰.
- W porz膮dku. Utrzymuj jednak 艂膮czno艣膰 z „Proc膮", chc臋 na bie偶膮co zna膰 sytuacj臋. Przeka偶 do centrali nasz膮 pozycj臋. Nie mam zamiaru wchodzi膰 w drog臋 Mastersowi, lecz na wszelki wypadek wol臋 mu patrze膰 na r臋ce...
Nad parkiem narodowym Everglades, w pobli偶u 艣ledzonego samolotu
Odrzutowy citation „Omaha Cztery Zero" utrzymywa艂 pu艂ap tysi膮ca metr贸w, obserwuj膮c w podczerwieni lot transportowego shortsa. Obraz na ekranach zielono-bia艂ych monitor贸w by艂 zadziwiaj膮co szczeg贸艂owy. Komputer precyzyjnie nakierowywa艂 czujniki na intruza, tote偶 operator, kt贸ry m贸g艂 si臋 skupi膰 na regulowaniu powi臋kszenia, jasno艣ci i kontrastu, nagle oznajmi艂 przez interfon:
- Widz臋 opuszczone klapy, kapitanie. Pr臋dko艣膰 obiektu maleje.
- „Cztery Dziewi臋膰", obiekt zwalnia - zameldowa艂 Mastersowi przez radio drugi pilot. - Wygl膮da na to, 偶e szykuje si臋 do l膮dowania. Widzimy opuszczone klapy. Bez odbioru.
Geffar unios艂a map臋 bli偶ej s艂abiutkiej, czerwonej lampki w kabinie.
- Jeste艣my czterdzie艣ci kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od Florida City...
- Mahogany Hammock na wyspie Blackwater - podpowiedzia艂 Masters - to jedyny skrawek l膮du, na kt贸rym taki transportowiec m贸g艂by wyl膮dowa膰. Chyba 偶e wyposa偶yli tego shortsa w p艂ywaki.
- I tak ba艂abym si臋 l膮dowa膰 po ciemku w takim terenie - odpar艂a Geffar. - A mo偶e kto艣 przygotowa艂 im o艣wietlone l膮dowisko? Nie, raczej planuj膮 dokona膰 klasycznego zrzutu.... - W艂膮czy艂a mikrofon radiostacji. - „Proca", tu „Omaha Cztery Dziewi臋膰". Podejrzewamy, 偶e obiekt kieruje si臋 na wysp臋 Blackwater. Powtarzam: lotnisko Mahogany Hammock na wyspie Blackwater. Podchodzimy bli偶ej. Niech szeryf okr臋gu Dade zorganizuje blokad臋 na drodze numer dwadzie艣cia siedem. Wy艣lijcie tak偶e jeszcze jednego „Czarnego Jastrz臋bia", 偶eby os艂ania艂 nam drog臋 odwrotu przez park Everglades. Koniec. „Omaha Cztery Zero", uwa偶nie obserwujcie shortsa. Gdyby pr贸bowa艂 nawia膰, nie spuszczajcie go z oka. Je艣li dokonaj膮 zrzutu, w miar臋 mo偶no艣ci zlokalizujcie miejsce. Bez odbioru.
- Zrozumia艂em, „Cztery Dziewi臋膰" - odpowiedzia艂 pilot odrzutowca. Nie musieli d艂ugo czeka膰. Operator na pok艂adzie citation bez przerwy 艣ledzi艂 lot podejrzanego samolotu, tote偶 nie usz艂o jego uwadze, 偶e w pewnym momencie z luku towarowego w tylnej cz臋艣ci shortsa wypad艂 prostopad艂o艣cienny 艂adunek wielko艣ci sporej kopy siana czy te偶 kolejowego kontenera. Zaraz po nim wylecia艂y cztery identyczne paki.
- Zrzut! Oznaczy膰 to miejsce! - zawo艂a艂 do interfonu.
Drugi pilot natychmiast wcisn膮艂 klawisz urz膮dzenia Loran-Omega sprz臋偶onego z czujnikami FLIR. Komputer nawigacyjny obliczy艂 wsp贸艂rz臋dne punktu, na kt贸ry nacelowane by艂y czujniki podczerwieni w chwili uruchomienia programu, uwzgl臋dniaj膮c przy tym pr臋dko艣膰 i pu艂ap odrzutowca. Drugi przepisa艂 dane z ekranu, powt贸rzy艂 obliczenia, nast臋pnie rzek艂 do mikrofonu radiostacji:
- „Cztery Dziewi臋膰", tu „Cztery Zero". Obiekt dokona艂 zrzutu. Powtarzam: obiekt dokona艂 zrzutu. Zarejestrowali艣my wszystko. Wsp贸艂rz臋dne miejsca zrzutu: dwadzie艣cia pi臋膰 stopni, trzydzie艣ci minut i dziewi臋膰dziesi膮t jeden setnych szeroko艣ci p贸艂nocnej, osiemdziesi膮t stopni, pi臋膰dziesi膮t dwie minuty i siedemdziesi膮t trzy setne d艂ugo艣ci zachodniej.
Na pok艂adzie 艣mig艂owca S艂u偶b Celnych „Omaha Cztery Dziewi臋膰"
Geffar natychmiast wprowadzi艂a podane wsp贸艂rz臋dne do swego komputera nawigacyjnego jako punkt docelowy lotu. W jednej chwili na ekranie sztucznego horyzontu w panelu instrument贸w pok艂adowych przed Mastersem wy艣wietli艂 si臋 kurs i odleg艂o艣膰 do zaprogramowanego celu.
- Zapisa艂am, „Cztery Zero". Jeste艣my pi臋膰 kilometr贸w od tego miejsca. Wkraczamy do akcji.
Masters przyci膮gn膮艂 sobie bli偶ej oczu lornet臋 noktowizora, po艂o偶y艂 maszyn臋 w ostry skr臋t w lewo, wszed艂 na w艂a艣ciwy kurs i zacz膮艂 wypatrywa膰 miejsca zrzutu.
W chwil臋 p贸藕niej na rozmytym, zielonkawym obrazie noktowizora dostrzeg艂 jakie艣 poruszenie w g臋stych zaro艣lach.
- Widz臋 艣lizgacze! - zawo艂a艂. - Cztery... Nie, pi臋膰 艣lizgaczy. - Omi贸t艂 lornet膮 pobliski teren. - Nie ma gdzie wyl膮dowa膰. B臋d臋 zmuszony siada膰 prosto na nich. Trzymajcie si臋 mocno! Mo偶e troch臋 buja膰! Przygotowa膰 reflektor!
- Widz臋 ci臋, „Cztery Dziewi臋膰" - zakomunikowa艂 przez radio operator z „Omany Cztery Zero". - Shorts wykonuje ciasny nawr贸t po twojej lewej... Poczekaj... Chyba was zauwa偶y艂! Zaczyna schodzi膰 w d贸艂!
- Obserwuj go, „Cztery Zero" - odpar艂a Geffar.
Gdy „Czarny Jastrz膮b" znalaz艂 si臋 tu偶 nad ziemi膮, Masters odepchn膮艂 noktowizor, zacisn膮艂 mocno palce na dr膮偶kach, zapar艂 si臋 nogami i wbi艂 plecy w oparcie fotela, aby uchroni膰 si臋 przed silnym wstrz膮sem.
- Uwaga, wszyscy! Przygotowa膰 si臋 na zderzenie! Reflektor!
Do ostatniej chwili utrzymywa艂 silnik na wysokich obrotach. Nagle ca艂y teren pod opadaj膮cym helikopterem zala艂o jaskrawe 艣wiat艂o. Pi臋膰 艣lizgaczy - szerokich, p艂askodennych 艂odzi nap臋dzanych wielkimi 艣mig艂ami - sta艂o wok贸艂 brzeg贸w niewielkiego skrawka l膮du, poro艣ni臋tej traw膮 wysepki o 艣rednicy pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Musieli przyzna膰, i偶 zrzutu dokonano z niezwyk艂膮 precyzj膮. Wy艂adowa膰 towar dok艂adnie na t臋 polank臋 nie wi臋ksz膮 ni偶 po艂owa boiska do pi艂ki no偶nej, w ca艂kowitych ciemno艣ciach, z samolotu poruszaj膮cego si臋 z pr臋dko艣ci膮 stu metr贸w na sekund臋, to nie lada wyczyn... Olbrzymie ko艂a helikoptera zetkn臋艂y si臋 z ziemi膮, zaj臋cza艂y resory; wa偶膮cy ponad dwadzie艣cia ton „Czarny Jastrz膮b" ci臋偶ko osiad艂 na grz膮skim gruncie. Natychmiast zapalono boczne reflektory. Podmuch wirnik贸w przewr贸ci艂 jeden ze 艣lizgaczy, ludzie powpadali do wody; drugi, ju偶 za艂adowany wielkimi balami narkotyk贸w, tylko zako艂ysa艂 si臋 mocno na boki.
- Zosta艅 za sterami! - krzykn臋艂a Geffar do Mastersa, odpinaj膮c pasy.
Otworzy艂a drzwi i zeskoczy艂a na podmok艂膮 traw臋, zdejmuj膮c z ramienia pistolet maszynowy. Jeden z agent贸w S艂u偶b Celnych stan膮艂 u jej boku, mierz膮c z automatu M-16 w najbli偶szy 艣lizgacz. Bahamscy policjanci zaj臋li stanowiska w otwartych drzwiach 艣mig艂owca, celuj膮c ze swoich pistolet贸w w dwie inne jednostki.
- Uwaga, za艂ogi wszystkich 艂odzi! - z g艂o艣nik贸w helikoptera zagrzmia艂 g艂os Mastersa. - Tu S艂u偶by Celne Stan贸w Zjednoczonych!
Rzuci膰 bro艅! R臋ce do g贸ry!
Na pok艂adzie najbli偶szego 艣lizgacza ludzie, dali nura za wielkie paki 艂adunku. Geffar przycisn臋艂a pistolet do biodra i wystrzeli艂a trzy kr贸tkie serie. Jeden z przemytnik贸w z艂apa艂 si臋 za prawe rami臋 i pad艂 do ty艂u. Pozostali wyszli z ukrycia, trzymaj膮c r臋ce wysoko nad g艂owami.
Bahamscy policjanci stoj膮c w otwartych drzwiach helikoptera mierzyli z dw贸ch karabin贸w. Pod ich os艂on膮 agenci zacz臋li ostro偶nie zbli偶a膰 si臋 do przemytnik贸w, nakazuj膮c im ukl臋kn膮膰 na ziemi i trzyma膰 r臋ce w g贸rze. Zach臋cony tym widokiem Masters wyskoczy艂 z kabiny i trzymaj膮c bro艅 w pogotowiu pobieg艂, aby wesprze膰 grup臋 posuwaj膮c膮 si臋 z lewej burty.
Gdyby jeszcze przez chwil臋 zosta艂 przy sterach, zd膮偶y艂by odebra膰 ostrze偶enie nadane przez radio z kr膮偶膮cego nad nimi odrzutowca. Ale by艂o ju偶 za p贸藕no. Shorts wykona艂 nawr贸t i teraz lecia艂 tu偶 nad wierzcho艂kami drzew prosto na nich. Nagle nad polank膮 rozleg艂 si臋 og艂uszaj膮cy terkot - samolot przemytnik贸w otworzy艂 ogie艅 do „Czarnego Jastrz臋bia" z ci臋偶kiego karabinu maszynowego kalibru 12,5 mm.
Geffar pu艣ci艂a trzy kr贸tkie serie w kierunku nadlatuj膮cego transportowca, chocia偶 nie widzia艂a maszyny na tle mrocznego nieba. Szybko jednak zacz臋艂a ponownie strzela膰 w stron臋 艣lizgaczy, dostrzeg艂szy za艣, 偶e os艂aniaj膮cy j膮 agent zeskakuje z 艂odzi, pobieg艂a za nim, z trudno艣ci膮 utrzymuj膮c r贸wnowag臋 na grz膮skim terenie.
Zdo艂a艂a pokona膰 zaledwie par臋 metr贸w, kiedy na skraju polanki rozb艂ys艂a o艣lepiaj膮ca kula ognia i „Czarny Jastrz膮b" eksplodowa艂, zmieniaj膮c si臋 w gigantyczne k艂臋bowisko p艂omieni. Impet wybuchu cisn膮艂 biegn膮cego przodem cz艂owieka prosto na ni膮, po czym oboje odrzuci艂 dziesi臋膰 metr贸w w ty艂, do wype艂nionego b艂ockiem zag艂臋bienia. Geffar w ostatniej chwili przytomno艣ci zdo艂a艂a unie艣膰 g艂ow臋 ponad kleist膮 ma藕, zaraz jednak - oszo艂omiona i pot艂uczona - leg艂a bez czucia.
Na pok艂adzie helikoptera Stra偶y Przybrze偶nej „Omaha Siedem Jeden"
Zaraz po odebraniu komunikatu nadanego z pok艂adu citation Hardcastle rzuci艂 do interfonu:
- McAlister, startujemy! Wyspa Blackwater. Zataczaj ciasne ko艂a na wysoko艣ci trzystu metr贸w. Musimy ich namierzy膰, zanim do akcji wkroczy jaki艣 inny patrol.
Porucznik szybko poderwa艂 dolphina z ziemi, wzni贸s艂 si臋 na pu艂ap trzystu metr贸w, po czym opu艣ciwszy dzi贸b maszyny zacz膮艂 nabiera膰 pr臋dko艣ci w ciasnym zakr臋cie w lewo, kieruj膮c si臋 ku ton膮cemu w ciemno艣ciach parkowi Everglades.
Hardcastle za艂adowa艂 magazynek do automatycznego pistoletu M-16 kalibru 5,56 mm. Znowu jak w Wietnamie, pomy艣la艂, gor膮czkowe meldunki radiowe, za艂ogi w 艣mig艂owcach os艂aniaj膮ce oddzia艂y naziemne, niebezpiecze艅stwo nag艂ego, niespodziewanego ataku. Nawet powietrze pachnia艂o podobnie. Ten sam zaduch, wilgo膰, s艂onawa bryza, wo艅 kurzu i butwiej膮cego drewna, atmosfera rozk艂adu, strachu, a tak偶e 艣mierci...
Na kanale taktycznym „Procy" kto艣 zapyta艂:
- „Omaha Cztery Dziewi臋膰", tu „Omaha Cztery Siedem". Jeste艣my osiem kilometr贸w od was. Co tam si臋 dzieje? Odbi贸r.
Nie by艂o jednak odpowiedzi. „Czarny Jastrz膮b" milcza艂.
- „Cztery Siedem", tu „Cztery Zero" - odezwa艂 si臋 pilot citation. - Masters wyl膮dowa艂. Znale藕li si臋 pod silnym ostrza艂em. Podaj臋 wsp贸艂rz臋dne... - Ponownie odczyta艂 d艂ugo艣膰 i szeroko艣膰 miejsca zrzutu. - Kr膮偶ymy nad nimi. Przychod藕 z pomoc膮. Odbi贸r.
Hardcastle odegna艂 od siebie urywki wspomnie艅 z dawnych bitew, nie potrafi艂 jednak uwolni膰 si臋 od tego nerwowego podniecenia, kt贸re odczuwa艂 zawsze, ilekro膰 uczestniczy艂 w akcjach ewakuacyjnych, kiedy to po艣r贸d monotonnych p贸l ry偶owych po艂udniowo-wschodniej Azji gor膮czkowo szuka艂 miejsca odpowiadaj膮cego podawanym im przez radio wsp贸艂rz臋dnym.
- „Proca", tu „Omaha Siedem Jeden" - rzek艂 do mikrofonu. Wchodz臋 na kurs zbie偶ny z shortsem.
Przez chwil臋 czeka艂 na odpowied藕 z podziemi wie偶y kontroli lot贸w w Miami, jak gdyby w艣r贸d dy偶uruj膮cych zapanowa艂a ca艂kowita konsternacja?
- Do cholery, „Proca"! Mo偶e mi jednak powiecie, gdzie on teraz jest?
- Zrozumia艂em ci臋, „Siedem Jeden". Kurs dwie艣cie dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰, zosta艅 na pu艂apie trzystu metr贸w. Powiniene艣 ujrze膰 cel na godzinie jedenastej. Masz do pokonania sze艣膰 i p贸艂 kilometra. Obiekt utrzymuje pr臋dko艣膰 stu dziesi臋ciu w臋z艂贸w.
Dolphin natychmiast si臋 pochyli艂, wchodz膮c na podany kurs. McAlister rozp臋dzi艂 艣mig艂owiec do maksymalnej szybko艣ci.
- „Siedem Jeden", cel przyspiesza. Ucieka z pr臋dko艣ci膮 stu dwudziestu pi臋ciu w臋z艂贸w - zakomunikowa艂 po chwili dy偶urny stacji radarowej. - Skr臋膰 o pi臋膰 stopni w lewo. Odleg艂o艣膰: pi臋膰 i p贸艂 kilometra.
Hardcastle zab臋bni艂 palcami o os艂on臋 kabiny.
- Do diab艂a, pr贸buj膮 nam uciec...
- Je偶eli si臋 rozp臋dzi do stu sze艣膰dziesi臋ciu, zanim podejdziemy bli偶ej - wrzasn膮艂 McAlister, przekrzykuj膮c wycie silnika - to nie b臋dziemy mieli 偶adnych szans...
- Wyci艣nij z maszyny, ile si臋 da! - zawo艂a艂 Hardcastle.
- Trzy kilometry. Pu艂ap stu metr贸w. Szybko艣膰: sto czterdzie艣ci.
- MacAlister, schod藕 powoli na sto metr贸w! - krzykn膮艂 admira艂 przez interfon. - Zbli偶aj si臋 tak, 偶ebym go mia艂 po swojej stronie! - Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do technika ratownictwa morskiego: - Przypnij si臋 pasem zabezpieczaj膮cym, zajmij stanowisko przy drzwiach i strzelaj do wszystkiego, co zobaczysz tam w dole!
- Chce pan zestrzeli膰 ten samolot? - zapyta艂 m艂ody, niedo艣wiadczony operator urz膮dze艅 pok艂adowych.
Hardcastle tylko zgrzytn膮艂 z臋bami.
- Tak! Macie strzela膰 do tego cholernego bandyty! Przecie偶 to mordercy! Tylko uwa偶ajcie, 偶eby nasze linie ognia si臋 nie krzy偶owa艂y.
- Dwa kilometry...
- Widz臋 go! - krzykn膮艂 McAlister. - Jest na godzinie jedenastej. Ci膮gnie dup臋 do g贸ry.
Byli ju偶 na tyle blisko shortsa, 偶e dostrzegli ciemny zarys jego sylwetki na tle zbitej g臋stwiny drzew. Transportowiec przechyli艂 si臋 nagle w lewo, pr贸buj膮c umkn膮膰 nadlatuj膮cemu dolphinowi.
- Przetnij mu drog臋! - poleci艂 admira艂.
McAlister z艂o偶y艂 helikopter w ciasny skr臋t przez lew膮 burt臋 i przeci膮艂 szeroki 艂uk, po kt贸rym lecia艂 shorts, wchodz膮c ponownie na zbie偶ny kurs. Wykonywany manewr znacznie wyhamowa艂 ci臋偶ki transportowiec, tote偶 o wiele zwrotniejszy dolphin zacz膮艂 si臋 coraz szybciej do niego zbli偶a膰. Wreszcie samolot znalaz艂 si臋 z ich prawej burty i Hardcastle ju偶 mia艂 zamiar skoczy膰 do otwartych drzwi, kiedy nagle drugi pilot krzykn膮艂:
- Uwaga!
McAlister b艂yskawicznie poderwa艂 dzi贸b i zmniejszy艂 obroty. W tej samej chwili lew膮 burt臋 transportowca roz艣wietli艂y b艂yski wystrza艂贸w.
- Podejd藕 z drugiej strony! - zawo艂a艂 Hardcastle.
Pilot natychmiast po艂o偶y艂 maszyn臋 w prawo, przeskoczy艂 nad shortsem i ponownie zacz膮艂 si臋 szybko do niego zbli偶a膰, wykorzystuj膮c dodatkow膮 szybko艣膰 w locie nurkowym. Hardcastle wychyli艂 si臋 przez drugie drzwi, walcz膮c z naporem powietrza wycelowa艂 pistolet i otworzy艂 ogie艅.
Po kilku sekundach, z oporami, niemal zmuszaj膮c si臋, zdj膮艂 palec ze spustu. 艁opot wirnik贸w nad g艂ow膮, og艂uszaj膮cy terkot pistoletu maszynowego, ciemny zarys celu, ko艂ysanie helikoptera, p臋d powietrza spychaj膮cy luf臋 broni w bok, podniecenie, strach, wyczekiwanie - to wszystko dzia艂a na cz艂owieka jak narkotyk, przemkn臋艂o mu przez my艣l.
McAlister krzycza艂:
- Przerwa膰 ogie艅! Przerwa膰 ogie艅!
Ale Hardcastle nie zwraca艂 na niego uwagi.
Ponownie nacisn膮艂 spust i dostrzeg艂 iskry tryskaj膮ce ze skrzyde艂 samolotu przemytnik贸w. Przesta艂 strzela膰 dopiero wtedy, gdy transportowiec przechyli艂 si臋 na prawy bok i znikn膮艂 mu z pola widzenia pod brzuchem 艣mig艂owca. Obejrza艂 si臋 na Roosevelta, licz膮c na to, 偶e teraz on otworzy ogie艅.
Ch艂opak wygl膮da艂 na przera偶onego terkotem broni maszynowej, ale spojrzenie admira艂a podzia艂a艂o na niego jak rozkaz. Wychyli艂 si臋 i zacz膮艂 na o艣lep sia膰 pociskami w nocne niebo. Naciska艂 kurczowo spust przez ca艂ych osiem sekund, zanim Hardcastle zdo艂a艂 go powstrzyma膰.
- Marynarzu! Do jasnej cholery! Patrz, co robisz!
- Przepraszam, panie admirale! - wrzasn膮艂 Roosevelt, przekrzykuj膮c wycie silnik贸w. Widocznie zapomnia艂, 偶e ma w艂膮czony interfon. - Prawie od roku nie mia艂em w r臋ku pistoletu maszynowego!
Hardcastle popatrzy艂 na ch艂opaka i tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮. Shorts wy艂ania艂 si臋 w艂a艣nie spod dolphina, ci膮gle skr臋ca艂 w prawo.
- K艂ad藕 maszyn臋 na bok! Spr贸buj wyj艣膰 przed niego! - zawo艂a艂 do McAlistera. - Nie daj mu si臋 ustawi膰 lew膮 burt膮 do nas!
Pilot zawaha艂 si臋 przez moment i to wystarczy艂o, by ponownie znale藕li si臋 na celowniku ci臋偶kiego karabinu maszynowego shortsa. Zanim McAlister rzuci艂 dolphina w ciasny zakr臋t, pociski du偶ego kalibru wgryz艂y si臋 w aluminiowe blachy os艂ony. Ca艂膮 kabin臋 wype艂ni艂o ich g艂o艣ne dzwonienie.
- Uciekaj! Zn贸w podchod藕 do niego od prawej! - krzykn膮艂 Hardcastle.
Tym razem nie musia艂 pilotowi powtarza膰, co ma robi膰. Roosevelt tak偶e si臋 opanowa艂 i zaj膮艂 stanowisko przy lewych drzwiach. Kiedy tylko transportowiec pojawi艂 si臋 w ich polu widzenia - nie dalej ni偶 o dwie艣cie metr贸w, nieco z ty艂u - ch艂opak otworzy艂 ogie艅 wprost w kabin臋 pilot贸w shortsa.
Zaraz potem z prawego silnika samolotu buchn膮艂 偶贸艂ty p艂omie艅 i transporter przechylaj膮c si臋 na lewe skrzyd艂o zacz膮艂 opada膰 ku g臋stwinie drzew. Roosevelt b艂yskawicznie odrzuci艂 opr贸偶niony magazynek pistoletu i za艂adowa艂 nowy, lecz admira艂 powstrzyma艂 go energicznym ruchem r臋ki.
- Nie strzelaj! Ju偶 mu wystarczy!
Shorts przechyla艂 si臋 coraz bardziej, wreszcie wywin膮艂 koz艂a przez lewe skrzyd艂o i run膮艂 jak kamie艅 na g臋sto poro艣ni臋te drzewami bagniska. Us艂yszeli st艂umione odg艂osy kilku eksplozji, w niebo strzeli艂 偶贸艂ty p艂omie艅 i nasta艂a cisza, rozcinana jedynie monotonnym 艂opotem wirnika dolphina.
Hardcastle tak偶e za艂adowa艂 do swego pistoletu nowy magazynek.
- Dobrze si臋 spisa艂e艣, Roosevelt - powiedzia艂.
Ale ch艂opak sta艂 jak oniemia艂y. Kurczowo zaciska艂 palce na kolbie dymi膮cej jeszcze broni i t臋po wpatrywa艂 si臋 w to miejsce, gdzie spad艂 transportowiec. Hardcastle w艂膮czy艂 mikrofon radiostacji.
- „Proca", shorts zderzy艂 si臋 z ziemi膮 w pobli偶u naszej obecnej pozycji. Oznaczcie ten punkt dla potrzeb ekipy dochodzeniowej i podajcie nam wsp贸艂rz臋dne najbli偶szego miejsca, gdzie mo偶na wyl膮dowa膰. Spr贸bujemy...
- Admirale, tu McAlister. Szybko spada nam ci艣nienie oleju, chyba pociski przemytnik贸w rozerwa艂y jaki艣 przew贸d. Musimy wraca膰 do Homestead i odstawi膰 maszyn臋 do przegl膮du.
Hardcastle ze z艂o艣ci膮 wyszarpn膮艂 magazynek z pistoletu. Roosevelt uczyni艂 to samo. Mimo wszystko mieli艣my sporo szcz臋艣cia, 偶e wyszli艣my z tego ca艂o, pomy艣la艂 admira艂. Jedno spojrzenie w oczy Roosevelta przekona艂o go, 偶e ch艂opak my艣li dok艂adnie tak samo.
- Co za bro艅 tamci mieli na pok艂adzie, panie admirale? A偶 tu s艂ucha膰 by艂o odg艂osy wystrza艂贸w.
- Nie mam poj臋cia - odpar艂 Hardcastle, ocieraj膮c pot z czo艂a. By艂 ca艂y rozpalony mimo zimnego wiatru hulaj膮cego w kabinie 艣mig艂owca. To wp艂yw adrenaliny, tego naturalnego odpowiednika amfetaminy, pomy艣la艂. Zasun膮艂 drzwi helikoptera i zatrzasn膮艂 zamek. - Musieli mie膰 ci臋偶ki karabin maszynowy, kalibru dwana艣cie milimetr贸w, mo偶e nawet wi臋kszy. Dowiemy si臋 tego, kiedy ekipa dochodzeniowa zacznie bada膰 miejsce katastrofy.
- Taki wielki karabin na pok艂adzie przemytniczego transportowca? Zawsze my艣la艂em, 偶e im przede wszystkim zale偶y na maksymalnym odci膮偶eniu samolotu, aby mogli zabra膰 jak najwi臋kszy 艂adunek. Ci pozwolili sobie na dodatkowy balast jakich艣 pi臋膰dziesi臋ciu kilogram贸w. Nie jestem geniuszem matematycznym, ale w przeliczeniu na surow膮 kok臋 to strata oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w, a w gotowym produkcie, co najmniej 膰wier膰 miliona.
Hardcastle wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣ci za oknem.
- Je艣li si臋gn臋li po tak ci臋偶k膮 bro艅, z kt贸rej bez trudu za艂atwili „Czarnego Jastrz臋bia", to chyba szykuje si臋 co艣 bardzo z艂ego...
- Prawdziwa wojna narkotykowa? To znaczy... My艣li pan, 偶e opr贸cz normalnych zrzut贸w chc膮 podj膮膰 otwart膮 walk臋?
Hardcastle spojrza艂 ze zdumieniem na pistolet maszynowy w swoich r臋kach. Czu艂 pod palcami rozgrzan膮 luf臋 i zimn膮 metalow膮 kolb臋. Wiele lat temu, w d偶unglach wok贸艂 bazy w Nam, pos艂ugiwa艂 si臋 M-16, ale do dzi艣 ta bro艅 wydawa艂a mu si臋 r贸wnie obca, jak dla niedo艣wiadczonego Roosevelta.
Pomy艣la艂, 偶e jeszcze wielu ludzi ze Stra偶y Przybrze偶nej oraz S艂u偶b Celnych mo偶e straci膰 偶ycie. Ch艂opak mia艂 racj臋: walka z przemytem narkotyk贸w wkracza w now膮 faz臋 i je艣li nie zostan膮 podj臋te jakie艣 energiczne dzia艂ania, agenci strzeg膮cy granic stan膮 si臋 偶o艂nierzami pierwszej linii frontu.
Na pok艂adzie jachtu dryfuj膮cego u wybrze偶y Curacao,
Antyle Holenderskie
By艂 to istny p艂ywaj膮cy pa艂ac, a zarazem forteca. Na ka偶dym z czterech pok艂ad贸w mo偶na si臋 by艂o natkn膮膰 na uzbrojonych ochroniarzy, ukrywaj膮cych bro艅 pod r臋cznikami pla偶owymi lub frakami kelner贸w. Dwie olbrzymie nadbud贸wki zwie艅cza艂y talerze anten satelitarnych, umo偶liwiaj膮cych w艂a艣cicielowi jachtu 艂膮czno艣膰 z ca艂ym 艣wiatem - bankiem szwajcarskim, posiad艂o艣ci膮 na Kajmanach albo z kt贸rym艣 ze zbrojnych oddzia艂贸w w Waszyngtonie czy Pary偶u - oraz anteny radar贸w bezustannie przeczesuj膮cych morze w promieniu 15 mil. Ponad 30-metrowej d艂ugo艣ci 艂贸d藕, nap臋dzana silnikami odrzutowymi, mog艂a rozwija膰 pr臋dko艣膰 40 w臋z艂贸w. By艂a szybsza ni偶 wi臋kszo艣膰 okr臋t贸w wojennych i kutr贸w patrolowych.
Nad g艂贸wnym salonem, obok prywatnych apartament贸w w艂a艣ciciela, znajdowa艂a si臋 luksusowo urz膮dzona sala konferencyjna z wielkim mahoniowym sto艂em, stanowiskami komputerowymi, rega艂ami pe艂nymi cennych ksi膮偶ek i kredensem z kryszta艂ow膮 zastaw膮. P艂askie odbiorniki telewizyjne o ciek艂okrystalicznych ekranach umo偶liwia艂y odbi贸r program贸w informacyjnych oraz serwis贸w agencyjnych. Pomieszczenie to by艂o strze偶one przez skomplikowany system alarmowy, lecz mimo to przy obu wej艣ciach do salonu przez okr膮g艂膮 dob臋 czuwali uzbrojeni stra偶nicy.
W tej w艂a艣nie sali spotka艂o si臋 trzech najwi臋kszych na 艣wiecie handlarzy narkotyk贸w, kt贸rzy dzielili pomi臋dzy siebie strefy wp艂yw贸w na terenie Stan贸w Zjednoczonych.
Najstarszym z nich by艂 czterdziestojednoletni Gonzales Rodriguez Gachez - niski, 偶ylasty m臋偶czyzna z drobnym w膮sikiem nad w膮sk膮 lini膮 ust. Sprawia艂 wra偶enie, jakby nigdy nie mruga艂 powiekami, a jego nieruchome ma艂e oczka upodobnia艂y go do gada. Drugi, trzydziestoo艣mioletni Pablo Escalante, muskularny olbrzym o czarnych w艂osach i pos臋pnej twarzy, odznacza艂 si臋 nieskazitelnie bia艂ymi z臋bami gwiazdora filmowego. Natomiast trzeci uczestnik spotkania, Jorge Luiz Pe帽a, wygl膮da艂 na pi臋膰dziesi臋ciolatka, cho膰 liczy艂 sobie tylko trzydzie艣ci pi臋膰 lat. Mia艂 wielkie, wystaj膮ce brzuszysko, przerzedzone, siwiej膮ce w艂osy oraz kartoflowaty przekrwiony nochal pijaka, a w dodatku m臋czy艂 go suchy kaszel na艂ogowego palacza.
Wszyscy trzej siedzieli w fotelach naprzeciwko siebie i w milczeniu przygl膮dali si臋 kelnerom roznosz膮cym trunki. Nie zwracali uwagi, a raczej udawali, 偶e nie widz膮, jak cz艂onkowie ich osobistej ochrony podnosz膮 do ust wszystkie wnoszone na tacach kieliszki.
Pe帽a jednym ruchem wla艂 w siebie alkohol, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e Escalante uni贸s艂 sw贸j kieliszek w toa艣cie. Ten u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie, zaczeka艂, a偶 kelner ponownie naleje Penie koniaku, po czym - przeklinaj膮c w duchu gbura, kt贸ry swoim zachowaniem got贸w jest obrazi膰 w艂a艣ciciela jachtu - zwr贸ci艂 si臋 do Gacheza:
- Zdrowie naszego hojnego gospodarza, oby zawsze 偶eglowa艂 po spokojnych wodach i oby wiatr mu sprzyja艂.
- Wiwat - mrukn膮艂 Pe帽a i jednym haustem opr贸偶ni艂 kieliszek.
- Dzi臋kuj臋, Pablo - odpar艂 Gachez, ledwie mocz膮c wargi w z艂ocistym trunku. - Ciesz臋 si臋, 偶e znale藕li艣cie czas, by towarzyszy膰 mi w tej wycieczce, gdy偶 obu was uwa偶am za najlepszych przyjaci贸艂.
Escalante uprzejmie sk艂oni艂 g艂ow臋. Pe帽a milcza艂, ca艂膮 uwag臋 skupi艂 na kelnerze, kt贸ry po raz kolejny nape艂nia艂 mu kieliszek.
- Jak si臋 teraz 偶yje w Medellin? - zapyta艂 Gachez, odwracaj膮c g艂ow臋 w stron臋 olbrzyma odstawiaj膮cego lampk臋 z koniakiem. - Do艣膰 d艂ugo przebywa艂em za granic膮.
- Jak zawsze - nieoczekiwanie wtr膮ci艂 Pe帽a - Gor膮co i nudno. Jedynym urozmaiceniem jest to, 偶e moja 偶ona wyjecha艂a na jaki艣 czas do Rio de Janeiro.
Na kr贸tko zapanowa艂o k艂opotliwe milczenie. Pe帽a zn贸w skupi艂 uwag臋 na trzymanym w r臋ku kieliszku. Jego poci膮g do alkoholu r贸wna艂 si臋 innej nami臋tno艣ci - do kobiet. Te dwie pasje stanowi艂y dla niego wystarczaj膮cy bodziec do nieustannego pomna偶ania bogactwa i zdobywania w艂adzy.
- A jak tam interesy? - odezwa艂 si臋 znowu Pe帽a. - Dawno si臋 nie widzieli艣my.
- Nie narzekam - odpar艂 Gachez. - W ka偶dym razie nie mam wi臋kszych k艂opot贸w. - Spogl膮da艂 to na jednego, to na drugiego, u艣miechaj膮c si臋 coraz szerzej. - Ach, ju偶 rozumiem. To dlatego przyj臋li艣cie moje zaproszenie. Dwaj moi najlepsi przyjaciele licz膮 na jakie艣 korzy艣ci z tego kole偶e艅skiego spotkania. Czy偶by艣cie mieli dla mnie wiadomo艣膰 od kartelu?
- Sk膮d偶e - odpar艂 szybko Escalante. - Pozosta艂e rodziny bardzo si臋 ciesz膮 z twoich sukces贸w, Gonzales. Mo偶esz mi wierzy膰. Ostatnio wszyscy na w艂asnej sk贸rze odczuli dzia艂ania Amerykan贸w, niepokoj膮 nas te偶 wyst膮pienia lewackich polityk贸w w naszym parlamencie. Musieli艣my chwilowo ograniczy膰 przerzuty, a co za tym idzie, r贸wnie偶 produkcj臋. Ty za艣... nadal znakomicie prosperujesz. Utrzymujesz dostawy na nie zmienionym poziomie. Jak to mo偶liwe?
Gachez wci膮偶 si臋 u艣miecha艂, cho膰 powoli ogarnia艂a go w艣ciek艂o艣膰. Ale z nich tch贸rze, powtarza艂 w my艣lach.
- Daj spok贸j, Pablo. Przecie偶 nie robi臋 niczego niezwyk艂ego...
- Nieprawda, tylko w ubieg艂ym miesi膮cu wys艂a艂e艣 na po艂udniow膮 Floryd臋 sze艣膰 ton. - wtr膮ci艂 bez ogr贸dek Pe帽a, nie maj膮c zamiaru tak, jak Escalante, udawa膰 kurtuazji. Poci膮gn膮艂 du偶y haust koniaku. - Kiedy ca艂y kartel zacz膮艂 ju偶 podejrzewa膰, 偶e Floryda jest dla nas zamkni臋ta, ty bez przeszk贸d prowadzisz swoje dostawy. My si臋 m臋czymy, ukrywamy kokain臋 w zaplombowanych kontenerach, kt贸re w Meksyku prze艂adowuje si臋 na ci臋偶ar贸wki i nocami przewozi przez granic臋, a ty zrzucasz z samolot贸w tysi膮c kilo towaru tygodniowo, prosto pod nosem Amerykan贸w. Obecny tu se帽or Escalante mo偶e ci pochlebia膰 i mami膰 czaruj膮cym u艣miechem - Pe帽a wyd膮艂 pogardliwie wargi - ale ja si臋 obejd臋 bez tego. Wszyscy p艂acimy kartelowi takie same dzia艂ki, lecz ciebie sta膰 na d艂ugie zimowe wakacje w tym p艂ywaj膮cym pa艂acu, podczas gdy my musimy si臋 poci膰 w d偶ungli, dogl膮daj膮c transport贸w. Od pocz膮tku r贸wno si臋 dzielili艣my zyskami, mamy wi臋c prawo oczekiwa膰, 偶e teraz podzielisz si臋 z nami swoim do艣wiadczeniem. Dlatego zapytam wprost: Jak ci si臋 udaje dostarcza膰 towar przez najsilniej strze偶ony odcinek ameryka艅skiej granicy?
- Nie powinno by膰 mi臋dzy nami 偶adnych tajemnic - odpar艂 Gachez, szeroko rozk艂adaj膮c r臋ce. - Jeste艣my rodzin膮, a ja zawsze informowa艂em was o wszystkim. - Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Escalante. - Czy pami臋tasz, przyjacielu, jak osiem miesi臋cy temu przedstawi艂em ci w Hawanie Jose'ego?
Tamten zamy艣li艂 si臋 na chwil臋, lecz zaraz jego pooran膮 zmarszczkami twarz rozja艣ni艂 pe艂en niedowierzania u艣miech.
- Masz na my艣li tych... g贸wniarzy? - zapyta艂 Pe帽a. - Wynaj膮艂e艣 escupiros, 偶eby przewozili tw贸j towar?
- Zgadza si臋 - powiedzia艂 Gachez, pr贸buj膮c zachowa膰 powa偶ny wyraz twarzy. - Ponad rok temu poleca艂em ich wszystkim, ale wam ta wsp贸艂praca nie odpowiada艂a. M贸wi艂em, 偶e ci faceci maj膮 艣wietne pomys艂y, 偶e dzi臋ki nim b臋dziemy si臋 mogli jeszcze bardziej wzbogaci膰. Ale wy tylko machali艣cie lekcewa偶膮co r臋k膮, jak stare baby, kt贸re pr贸buj膮 odgania膰 w艂a偶膮ce w szkod臋 kury. - Wsta艂 i zacz膮艂 nerwowo chodzi膰 z k膮ta w k膮t. - Dlaczego wi臋c teraz mia艂bym si臋 nimi z wami dzieli膰?
- Zatrzymaj sobie tych kuba艅skich g贸wniarzy - rzek艂 Pe帽a. - Chcia艂em tylko pozna膰 twoj膮 tajemnic臋. Teraz, gdy ju偶 wiem... - Urwa艂 nagle i zmarszczy艂 brwi.
- Przecie偶 to jeszcze dzieciaki - odezwa艂 si臋 Escalante. - To oni pomogli ci rozpracowa膰 system kontroli radarowej ameryka艅skiej Stra偶y Przybrze偶nej?
- Cuchillos s膮 m艂odzi, sprytni i pomys艂owi, a do tego lojalni - oznajmi艂 Gachez. - Oczywi艣cie, mog臋 zaproponowa膰 ich us艂ugi ka偶demu z cz艂onk贸w kartelu, ale to moi ludzie. Z przyjemno艣ci膮 zgodz臋 si臋 na negocjacje dotycz膮ce odpowiednich op艂at za te us艂ugi.
- Tak przypuszcza艂em - mrukn膮艂 Pe帽a, wyci膮gaj膮c pusty kieliszek po nast臋pn膮 porcj臋 koniaku.
Gachez pu艣ci艂 t臋 uwag臋 mimo uszu.
- Proponuj臋 wyj艣膰 na pok艂ad i w przyjemniejszych warunkach om贸wi膰 szczeg贸艂y - zwr贸ci艂 si臋 do Escalante.
Tamten wsta艂 z fotela i obaj wyszli z sali. Pe帽a wzi膮艂 z r膮k kelnera lampk臋 koniaku.
Zatem Gachez wykorzystuje Cuchillos, my艣la艂. To zgo艂a niewiarygodne, dotychczas otacza艂 si臋 wy艂膮cznie najbli偶szymi krewnymi, niczym w艂oski mafioso. Odwa偶y艂 si臋 na tak 艣mia艂y krok... No c贸偶, w ka偶dym razie skuteczny. Odni贸s艂 niezaprzeczalny sukces. Warto by pozna膰 szczeg贸艂y tej wsp贸艂pracy, mo偶e da艂oby si臋 wyci膮gn膮膰 z niej jakie艣 og贸lniejsze wnioski. Niewykluczone przecie偶, 偶e Gachez zamierza艂 osi膮gn膮膰 znacznie wi臋cej, 偶e chcia艂 wykorzysta膰 Kuba艅czyk贸w, aby samemu przej膮膰 inicjatyw臋 i podporz膮dkowa膰 sobie ca艂y kartel z Medellin.
Mi臋dzy poszczeg贸lnymi rodzinami zdarza艂y si臋 r贸偶ne nieporozumienia, ale si艂a kartelu polega艂a mi臋dzy innymi na tym, i偶 偶adna z rodzin nie mia艂a w艂adzy nad pozosta艂ymi. Najwi臋ksze transporty wyruszaj膮ce z Kolumbii sk艂ada艂y si臋 z towar贸w ka偶dej rodziny, aby w wypadku jego przechwycenia straty rozk艂ada艂y si臋 r贸wnomiernie. Plantacje koki w Peru i Boliwii by艂y mniej wi臋cej tej samej wielko艣ci. Ze wsp贸lnej sieci dystrybucji korzystali na r贸wni wszyscy cz艂onkowie kartelu, a w sprawach dotycz膮cych ca艂ej organizacji g艂os ka偶dego przyw贸dcy rodziny mia艂 tak膮 sam膮 wag臋. Razem ponosili ryzyko, ale i sprawiedliwie dzielili zyski...
Zaostrzone kontrole ameryka艅skich S艂u偶b Celnych i Stra偶y Przybrze偶nej zmusi艂y wszystkich do ograniczenia dostaw. W ci膮gu ostatnich paru miesi臋cy przerzucono zaledwie kilka niewielkich transport贸w pasty kokainowej, korzystaj膮c w dodatku z bardziej ryzykownych dr贸g - czy to l膮dowej przez Meksyk, czy te偶 morskiej, z zastosowaniem plombowanych kontener贸w tranzytowych. Ale w ten spos贸b rodziny traci艂y kontrol臋 nad towarem na wiele dni, a nawet tygodni, przez co znacznie wzrasta艂o ryzyko przechwycenia 艂adunku.
Je艣li w tej sytuacji, rozwa偶a艂 Pe帽a, Gachez znalaz艂 metod臋 dokonywania zrzut贸w i u艣pienia czujno艣ci ameryka艅skich celnik贸w, to zyskiwa艂 uprzywilejowan膮 pozycj臋 w艣r贸d rodzin. A skoro kartel par臋 miesi臋cy temu odrzuci艂 propozycj臋 skorzystania z us艂ug Cuchillos, to teraz Gachez mia艂 pe艂ne prawo nazywa膰 Kuba艅czyk贸w wy艂膮cznie swoimi lud藕mi. Za odpowiedni膮 op艂at膮 m贸g艂 wynajmowa膰 ich pozosta艂ym rodzinom, a nawet za偶膮da膰 profitu dla siebie i czerpa膰 zyski bez nara偶ania si臋 na ryzyko utraty w艂asnego towaru.
Czego艣 podobnego nie mo偶na by艂o tolerowa膰.
Lotnisko Zaza, Verrettes, Haiti
Kr贸tka, podnios艂a ceremonia mia艂a typowo wojskowy charakter. Osiemdziesi臋ciu 偶o艂nierzy stan臋艂o o 艣wicie pod masztem sztandarowym na placu niewielkiej bazy lotniczej. Przy d藕wi臋kach p艂yn膮cego z megafon贸w hymnu kuba艅skiego, czteroosobowy poczet rozwin膮艂 flag臋 narodow膮, mocuj膮c poni偶ej mniejsz膮, czarn膮, tr贸jk膮tn膮 chor膮giew. Oddzia艂y stan臋艂y na baczno艣膰, oficerowie salutowali, dop贸ki nie przebrzmia艂y ostatnie d藕wi臋ki La Bayamesy. Czarna, 偶a艂obna flaga mia艂a pozosta膰 na maszcie a偶 do zmierzchu.
Dow贸dca bazy, pu艂kownik Agusto Salazar, energicznym ruchem opu艣ci艂 r臋k臋, ws艂ucha艂 si臋 w g艂o艣ny 艂omot but贸w, z jakim 偶o艂nierze przyj臋li postaw臋 „spocznij", po czym spr臋偶ystym krokiem wbieg艂 na taras przed g艂贸wnym wej艣ciem do budynku. Nie musia艂 ju偶 rozkazywa膰 oficerom, by odpowiednio przegrupowali oddzia艂y.
Salazar ubiera艂 si臋 w stylu bohater贸w z epoki pionierskich lot贸w. Zdecydowanie przedk艂ada艂 bryczesy i wysokie czarne oficerki nad przydzia艂owy mundur lotniczy i pantofle. Na lewej kieszonce koszuli mia艂 naszyte d艂ugie szeregi kolorowych baretek, w艣r贸d kt贸rych przyci膮ga艂y uwag臋 roz艂o偶yste skrzyd艂a sowieckich odznacze艅, pu艂kownik by艂 bowiem absolwentem presti偶owej radzieckiej akademii lotniczej. Przeszed艂 kursy pilota偶u dziesi膮tk贸w r贸偶nego typu wsp贸艂czesnych samolot贸w i helikopter贸w, poczynaj膮c od my艣liwc贸w MIG-29, poprzez ci臋偶kie transportowce, takie jak AN-225, a sko艅czywszy na 艣mig艂owcach szturmowych MI-28. Zdobywanie kolejnych umiej臋tno艣ci przychodzi艂o mu bez trudu. By艂 mocno zbudowany, o g艂ow臋 wy偶szy od swych latynoskich koleg贸w, a o jego pochodzeniu 艣wiadczy艂y jedynie ciemna cera, proste, czarne w艂osy oraz cienki, starannie przycinany w膮sik.
W innych okoliczno艣ciach mo偶na by go pomyli膰 z podrz臋dnym aktorzyn膮 o wygl膮dzie zawadiackiego amanta, kt贸ry za wszelk膮 cen臋 chce si臋 wyr贸偶nia膰 w kolejce do Centralnego Biura Naboru Statyst贸w. W rzeczy samej wielu m艂odych kadet贸w dowodzonej przez niego akademii lotnictwa nazywa艂o go „sier偶antem Pieprzem", albo „pu艂kownikiem Wrightem". Ale wygl膮d ten by艂 zwodniczy. Przenikliwe spojrzenie czarnych oczu Salazara odzwierciedla艂o jego gwa艂town膮 natur臋.
- Dotkn臋艂a nas tragedia - rozpocz膮艂 mow臋 pu艂kownik. - Strat臋 towarzyszy odczuli艣my bardzo bole艣nie, tym bardziej, 偶e jest to najwi臋ksza tragedia od chwili za艂o偶enia przed rokiem tej bazy. Nigdy nie zapomnimy tych, kt贸rzy s艂u偶膮c swojej ojczy藕nie, ponie艣li 艣mier膰 z r膮k ameryka艅skich morderc贸w.
Salazar by艂 tak偶e znakomitym aktorem. Przemawiasz do dzieci, powtarza艂 w my艣lach, nie mog膮c si臋 jednak uwolni膰 od 艣wiadomo艣ci, 偶e cho膰 ca艂膮 t臋 awantur臋 trudno nazwa膰 inaczej ni偶 dziecinad膮, to jednak zgin臋li znakomici, nieustraszeni piloci, odznaczaj膮cy si臋 m艂odzie艅cz膮 fantazj膮. Wierzyli w maksym臋 „偶yj dniem dzisiejszym, bo jutro mo偶e ci臋 spotka膰 艣mier膰".
Salazar dowodzi艂 jednostk膮 Cuchillos, co po hiszpa艅sku znaczy „sztylety". W jej sk艂ad wchodzili kadeci wydaleni z akademii lotniczych Rewolucyjnych Si艂 Powietrznych Kuby. W tym kraju, w kt贸rym ka偶dy obywatel po maturze musi odby膰 obowi膮zkow膮 s艂u偶b臋 wojskow膮, karnie wydalonych kadet贸w przydzielano z regu艂y do jednostek rezerwowych rozmieszczonych w pobli偶u wi臋kszych miast, gdzie mieli za zadanie szkoli膰 branych z naboru wie艣niak贸w b膮d藕 rezerwist贸w, gdy偶 po zako艅czeniu trzyletniej s艂u偶by czynnej ka偶dy pozostawa艂 przez dziesi臋膰 lat w rezerwie, a i p贸藕niej, a偶 do 艣mierci, musia艂 uczestniczy膰 w 膰wiczeniach oddzia艂贸w mobilizacyjnych lub cywilnej rezerwy milicji.
Wyb贸r oficerskiej szko艂y lotniczej na Kubie jest zwykle decyzj膮 polityczn膮 - wa偶niejsze od predyspozycji kandydata s膮 zapatrywania jego rodzic贸w b膮d藕 pozycja rodziny w wielkiej biurokratycznej machinie re偶imu Fidela Castro. Cz臋sto si臋 zdarza, 偶e najzdolniejsi, najlepiej wyszkoleni kadeci, nie maj膮cy zbytniej motywacji do sp臋dzenia reszty 偶ycia w wojsku, s膮 wydalani z akademii za ma艂o istotne przewinienia, natomiast do s艂u偶by czynnej przechodz膮 rozpieszczeni g贸wniarze, kt贸rzy znacznie lepiej od pilota偶u opanowali sztuk臋 walki na pi臋艣ci i organizowania hucznych ca艂onocnych bibek.
Salazar - mimo 偶e by艂 zagorza艂ym komunist膮 i darzy艂 g艂臋bok膮 nienawi艣ci膮 wszystko, co cho膰 w najmniejszym stopniu wi膮za艂o si臋 z ameryka艅skim imperializmem - w ko艅cu przysta艂 do gigantycznej organizacji zajmuj膮cej si臋 przemytem kokainy i marihuany, kt贸r膮 kierowa艂 genera艂 Kuba艅skiej Armii Rewolucyjnej, Renaldo Ochoa Sanchez. Pocz膮tkowo - to znaczy dop贸ty, dop贸ki Castro otrzymywa艂 swoj膮 cz臋艣膰 z podzia艂u zysk贸w - przemytnicy dzia艂ali za zgod膮 i przy pe艂nym poparciu w艂adz kuba艅skich. Lecz gdy popularno艣膰 i w艂adza genera艂a uros艂y do tego stopnia, 偶e sam dyktator poczu艂 si臋 zagro偶ony, Ochoa i jego najbli偶si wsp贸艂pracownicy stan臋li przed plutonem egzekucyjnym. Salazar zdo艂a艂 jednak uj艣膰 ob艂awie i przeni贸s艂 si臋 na s膮siednie Haiti, nie zdradzaj膮c nikomu numeru swego tajnego konta bankowego.
Wykorzystuj膮c znajomo艣ci oraz s艂aw臋 wysokiego oficera armii kuba艅skiej, kupi艂 sobie stanowisko komendanta policji haita艅skiego dystryktu centralnego i obj膮艂 dow贸dztwo jednostki lotniczej, kt贸rej g艂贸wnym zadaniem by艂o utrzymywanie spokoju w tym skorumpowanym, pseudodemokratycznym, rz膮dzonym po dyktatorsku pa艅stwie. Jego funkcja sta艂a si臋 znakomitym pretekstem do kontynuowania przemytniczego procederu. M贸g艂 w ten spos贸b, nie wzbudzaj膮c zbytnich podejrze艅, kupowa膰 sprz臋t i wyposa偶enie lotnicze, na jakie w艂adz tego biednego kraju po prostu nie by艂o sta膰. Potajemnie 艣ci膮ga艂 r贸wnie偶 najzdolniejszych kadet贸w wydalonych z kuba艅skich akademii, powi臋kszaj膮c personel bazy lotniczej Zaza. Szkoli艂 ludzi na ka偶dej dost臋pnej maszynie - wycofanych ze s艂u偶by turbo艣mig艂owcach, byle jak odremontowanych transportowcach, ale i najnowszych my艣liwcach szturmowych. P贸藕niej zacz膮艂 gromadzi膰 innych fachowc贸w: specjalist贸w od zrzut贸w spadochronowych, operator贸w radar贸w, kontroler贸w lot贸w, a nawet zbrojmistrz贸w i saper贸w. W ci膮gu roku skompletowa艂 samodzieln膮 dywizj臋 lotnictwa, w kt贸rej 艣rednia wieku - zar贸wno kobiet jak i m臋偶czyzn - wynosi艂a dziewi臋tna艣cie lat.
- Nasi dzielni towarzysze mogli si臋 uratowa膰 - przemawia艂 dalej Salazar. - Wykonali powierzone im zadanie i mogli wraca膰 do bazy, nie nara偶aj膮c si臋 niepotrzebnie. Ale ich koleg贸w zaatakowa艂y oddzia艂y ameryka艅skiej tajnej policji. Nie bacz膮c na ryzyko zawr贸cili samolot i rzucili si臋 do walki. Spowodowali zamieszanie, dzi臋ki kt贸remu zaprzyja藕nieni z nami bojownicy o wolno艣膰 zdo艂ali przej艣膰 do kontrataku. Nasi towarzysze si臋 wycofali, ko艅cz膮c t臋 akcj臋 sukcesem, ale ich samolot trafiony z ci臋偶kiej broni run膮艂 na ziemi臋. Otrzyma艂em raport, 偶e rozbitk贸w poddano torturom, a nast臋pnie rozstrzelano.
呕o艂nierze zareagowali prawid艂owo. Je艣li nawet w pododdzia艂ach byli tacy, kt贸rzy orientowali si臋, 偶e to s艂owa propagandy, jak膮 ich od lat karmiono, w tej sytuacji nie mieli innego wyj艣cia, ni偶 da膰 si臋 ponie艣膰 spontanicznej fali w艣ciek艂o艣ci.
- Ameryka艅ska Stra偶 Przybrze偶na i S艂u偶by Celne wypowiedzia艂y otwart膮 wojn臋 narodowi kuba艅skiemu, czyli nam wszystkim, tworz膮cym wsp贸ln膮 rodzin臋. Ich Stra偶 Przybrze偶na mieni si臋 instytucj膮 ratownicz膮. Ale oto mamy przyk艂ad, 偶e jest ona kolejnym elementem wielkiej machiny militarnej rz膮dz膮cej Stanami Zjednoczonymi. Zatrudnia uzbrojonych zbir贸w i p艂atnych morderc贸w, kt贸rzy wymuszaj膮 haracz od zwyk艂ych obywateli, pobieraj膮 wy艣rubowane op艂aty oraz 艂ap贸wki od prawomy艣lnych obcokrajowc贸w. Dla tych najemnych przest臋pc贸w prawem jest karabin i bagnet. Nie wolno nam zapomina膰, 偶e mamy do czynienia z dobrze uzbrojonymi, gorliwymi bandytami, rzucaj膮cymi si臋 na zdobycz jak wyg艂odnia艂e kundle. Nie mo偶emy ich lekcewa偶y膰. Trzeba pozna膰 ich taktyk臋 oraz metody dzia艂ania. Niech pami臋膰 o zestrzelonych towarzyszach oraz ich m臋cze艅skiej 艣mierci pozostanie mi臋dzy nami na zawsze. Nie musia艂 ju偶 dodawa膰, 偶e fotografie cz艂onk贸w za艂ogi shortsa - porozwieszane we wszystkich salach wyk艂adowych i w ka偶dym hangarze w Verrettes b臋d膮 - zawsze pomaga艂y od艣wie偶y膰 im pami臋膰.
- Jeste艣cie Cuchillos! B膮d藕cie z tego dumni, a w贸wczas pokonamy naszych wrog贸w i przejmiemy w艂adz臋 nad ca艂ym niebem!
Salazar zasalutowa艂 kadetom, po czym odwr贸ci艂 si臋 i spr臋偶ystym krokiem wszed艂 do budynku. Uda艂 si臋 prosto do swego gabinetu. Usiad艂 w fotelu i po艂o偶y艂 nogi na lakierowanym blacie biurka. 艢ciany pokoju obwieszone by艂y r贸偶norodn膮, dobrze zakonserwowan膮 i w pe艂ni sprawn膮 broni膮 - od samurajskich mieczy, po najnowsze pistolety maszynowe. Honorowane miejsce zajmowa艂y sztylety, te bowiem lubi艂 w szczeg贸lno艣ci. Po chwili si臋gn膮艂 po jeden z nich, wyci膮gn膮艂 z pochwy, przez moment wa偶y艂 w d艂oni, wreszcie rzuci艂 nim w drzwi gabinetu. Ostrze utkwi艂o w samym 艣rodku tarczy. Jak gdyby chc膮c siebie nagrodzi膰 za celny rzut, pu艂kownik wyj膮艂 z kieszeni pojemnik z aplikatorem i wci膮gn膮艂 nosem spor膮 dawk臋 kokainy. To najlepszy towar, trzeba uwa偶a膰, 偶eby nie przesadzi膰, powtarza艂 w my艣lach. Tylko tyle, aby m贸c zapomnie膰, 偶e musi si臋 ukrywa膰 na tym zasranym Haiti i nie ma szans powrotu na umi艂owan膮 Kub臋.
Us艂ysza艂 pukanie do drzwi sekretariatu. Pospiesznie schowa艂 pojemnik i zawo艂a艂:
- Wej艣膰!
W drzwiach gabinetu stan膮艂 jego adiutant, kapitan Enrique Hermosa.
- Czy pan mnie wzywa艂?
Salazar bez s艂owa wskaza艂 mu drzwi. Hermosa wyszarpn膮艂 sztylet z tarczy i poda艂 go pu艂kownikowi, ten za艣 wsun膮艂 b艂yszcz膮ce ostrze za cholew臋 buta. Kapitan poszed艂 do sekretariatu i po chwili wr贸ci艂 z fili偶ank膮 mocnej, kolumbijskiej kawy.
- Czy nadesz艂y pieni膮dze za transport llaho?
- Zgodnie z umow膮, commandante. Na nasze konto w banku na Kajmanach wp艂yn臋艂y dwa miliony dolar贸w ameryka艅skich. Se帽or Gachez przesy艂a r贸wnie偶 kondolencje z powodu 艣mierci naszych ludzi...
- Gachez... - powt贸rzy艂 z obrzydzeniem Salazar i jednym haustem opr贸偶ni艂 fili偶ank臋 gor膮cego napoju. Hermosa natychmiast dola艂 mu kawy, po czym do drugiej fili偶anki nala艂 odrobin臋 dla siebie. - Przerzucili艣my czterysta kilogram贸w jego najlepszego towaru tym zasmarkanym farmerom z Florydy. Kokaina warta by艂a dziesi臋膰 razy tyle, ile on nam zap艂aci艂. My bierzemy na siebie ryzyko, a on obrasta w sad艂o i pomna偶a maj膮tek. Stracili艣my doskona艂y transportowiec i nasz膮 najlepsz膮 za艂og臋, a on przesy艂a nam tylko kondolencje?
- Przekaza艂 tak偶e wiadomo艣膰. - Hermosa upi艂 male艅ki 艂yk kawy, delektuj膮c si臋 jej aromatem. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e gdy dow贸dca wpadnie w przygn臋bienie, przez d艂ugi czas mo偶e si臋 nie nadarzy膰 okazja smakowania tak wybornej kawy. - Nawi膮za艂 kontakt z innymi cz艂onkami kartelu, kt贸rzy r贸wnie偶 chc膮 skorzysta膰 z naszych us艂ug.
- Co? Wydaje mu si臋, 偶e ma do czynienia z biednymi taks贸wkarzami? W odpowiedzi wy艣l臋 mu sto kilogram贸w dynamitu...
- Je艣li wolno, panie pu艂kowniku - wtr膮ci艂 Hermosa - proponowa艂bym dobrze si臋 zastanowi膰 nad t膮 propozycj膮. Przecie偶 nie pracujemy dla se帽ora Gacheza...
- Co do tego masz absolutn膮 racj臋...
- Do tej pory zawierali艣my umowy tylko z se帽orem Gachezem, nie mieli艣my 偶adnych kontakt贸w z pozosta艂ymi rodzinami kartelu. To se帽or Gachez skontaktowa艂 si臋 z kartelem. Je艣li przyw贸dcy z Medellin wysun膮 jakie艣 偶膮dania, to on b臋dzie musia艂 je wype艂ni膰. My nie jeste艣my do niczego zobowi膮zani. Dlatego te偶...
- Nie damy si臋 wykiwa膰 po raz drugi - wpad艂 mu w s艂owo Salazar. Odchyli艂 si臋 na oparcie fotela i upi艂 nieco kawy. - Zawarli艣my umow臋 z Gachezem, bo nie mieli艣my innego wyj艣cia. Byli艣my jedynie oddzia艂em patroluj膮cych d偶ungl臋 emigrant贸w. Dzi艣 stanowimy pot臋g臋, nabrali艣my do艣wiadczenia. Innym cz艂onkom kartelu zaproponujemy nowe, wy偶sze stawki, cho膰by tylko dlatego, 偶e inflacja na Kubie wynosi dwie艣cie, mo偶e nawet trzysta procent. Zgadza si臋? Teraz to oni s膮 w kiepskiej sytuacji, no nie?
Hermosa postanowi艂 ku膰 偶elazo, p贸ki gor膮ce. Dow贸dca by艂 w wyj膮tkowo dobrym nastroju.
- Domy艣lam si臋, 偶e cz艂onkowie kartelu nie dopuszcz膮, by Gachez p艂aci艂 ni偶sze stawki od nich. Zostanie wi臋c zmuszony albo do podniesienia swoich op艂at, albo do subsydiowania op艂at pozosta艂ych rodzin...
- Niewykluczone, 偶e jest na tyle g艂upi - wtr膮ci艂 Salazar - i偶 b臋dzie k艂ama艂 w sprawie wysoko艣ci stawek i pr贸bowa艂 jeszcze zarobi膰 na pozosta艂ych rodzinach. Wtedy mieliby艣my na niego haka i mogli dyktowa膰 swoje warunki.
- Przestrzega艂bym, panie pu艂kowniku, przed jakimikolwiek pr贸bami szanta偶owania se帽ora Gacheza czy innych cz艂onk贸w kartelu - rzek艂 Hermosa. - To bardzo wp艂ywowi ludzie. Je艣li zaproponujemy im rozs膮dn膮 cen臋, potraktuj膮 to wy艂膮cznie jako op艂at臋 za wykonywane us艂ugi. Z drugiej strony, nie znajd膮 nikogo lepszego od nas. B臋d膮 musieli zap艂aci膰.
- Masz racj臋. B臋d膮 musieli zap艂aci膰. - Salazar mia艂 wielk膮 ochot臋 na kolejn膮 dawk臋 llaho, ale nie wypada艂o mu jej bra膰 na oczach adiutanta.
Hermosa milcza艂 przez chwil臋, bacznie obserwuj膮c prze艂o偶onego, kt贸ry u艣miecha艂 si臋 do swoich my艣li o intratnej umowie z ca艂ym kartelem z Medellin. Wreszcie adiutant rzek艂:
- Mamy jeszcze jedno wyj艣cie, commandante. By膰 mo偶e ta zabawa trwa ju偶 zbyt d艂ugo. Obawiam si臋, by艣my nie zostali zmuszeni do wsp贸艂pracy z Gachezem pod gro藕b膮...
- Co te偶 ci przysz艂o do g艂owy?
- S膮dz臋, 偶e zarobi艂 pan wystarczaj膮co du偶o, aby wyjecha膰 z Haiti i na dobre wycofa膰 si臋 z tego interesu. Gachez nie mo偶e ju偶 pana do niczego zmusza膰, to nie te czasy. Mo偶e si臋 pan wycofa膰...
Hermosa ma racj臋, pomy艣la艂 Salazar. Dwa lata wcze艣niej Gachez zaproponowa艂 mu kilkadziesi膮t tysi臋cy dolar贸w za to, by wyd艂u偶y艂 lot patrolowy do Cartageny, zabra艂 stamt膮d 艂adunek kokainy, po czym zrzuci艂 go do morza na p贸艂noc od Kuby. By艂a to typowo kolumbijska propozycja nie do odrzucenia: plomo o plata, czyli o艂贸w b膮d藕 srebro - albo zgoda na wsp贸艂prac臋, albo kulka w 艂eb.
Pocz膮tkowo chcia艂 wykona膰 to zadanie sam, ale gdyby noc膮 w pojedynk臋 wystartowa艂 my艣liwcem z Kuby, wygl膮da艂oby to zbyt podejrzanie. Zorganizowa艂 wi臋c kadetom nocny trening w zrzucaniu min z ma艂ej wysoko艣ci po艂膮czony z 膰wiczeniami nawigacyjnymi. M艂odzi piloci spisali si臋 znakomicie - zrzucili sze艣膰 skrzy艅 min treningowych wype艂nionych woreczkami z kokain膮 dok艂adnie w zaplanowanym miejscu i czasie.
Nie mia艂 wi臋c innego wyj艣cia, zgodzi艂 si臋 na wsp贸艂prac臋. Co prawda by艂 dobrze op艂acany, pieni膮dze regularnie zasila艂y jego tajne konto bankowe. Niemniej by艂y to brudne pieni膮dze, kt贸re w dodatku coraz silniej uzale偶nia艂y go od Gacheza. Teraz tak偶e nie widzia艂 sposobu na odrzucenie propozycji kartelu z Medellin. M贸g艂 jedynie zlikwidowa膰 konto i znikn膮膰. Ale w贸wczas nie mia艂by mo偶liwo艣ci korzystania z zarobionych pieni臋dzy. R贸wna艂oby si臋 to podpisaniu na siebie wyroku 艣mierci. Kartel narkotykowy, a w szczeg贸lno艣ci Gonzales Gachez, mia艂 bardzo rozleg艂e wp艂ywy.
Nadarza艂a si臋 jednak okazja polepszenia swojej sytuacji, trzeba by艂o tylko...
- A niby sk膮d, kapitanie, znacie tak dobrze moj膮 sytuacj臋 finansow膮? - zapyta艂 znienacka.
Hermosa przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, co odpowiedzie膰, tak aby dow贸dca si臋 nie domy艣li艂, 偶e stan jego konta znany jest ca艂ej kadrze oficerskiej. Fakt, 偶e opr贸cz sta艂ych op艂at za 艣wiadczone us艂ugi konto Salazara zasila艂y pieni膮dze ze sprzeda偶y narkotyk贸w - gdy偶 pu艂kownik wykrada艂 pewn膮 ilo艣膰 kokainy z ka偶dego transportu, a nast臋pnie up艂ynnia艂 j膮 za po艣rednictwem zaufanych ludzi na Haiti, Bahamach czy w Meksyku - od dawna nie stanowi艂 偶adnej tajemnicy. To oczywiste, rozwa偶a艂 Hermosa, 偶e Salazar nie powinien nawet podejrzewa膰, i偶 ktokolwiek, a w szczeg贸lno艣ci cz艂onkowie kartelu, mogliby si臋 dowiedzie膰 o tym procederze...
- Nie zapominajcie, kapitanie, 偶e przede wszystkim jestem 偶o艂nierzem.
- Prosz臋 mi wybaczy膰, panie pu艂kowniku - b膮kn膮艂 adiutant. - Nie chcia艂em pana obrazi膰...
- Wyno艣 si臋. - Salazar zaczyna艂 ju偶 odczuwa膰 dzia艂anie kokainy. Nie mia艂 teraz ochoty zaprz膮ta膰 sobie czymkolwiek g艂owy. - Ka偶 przygotowa膰 m贸j helikopter. Chc臋 przeprowadzi膰 inspekcj臋 bazy i sprawdzi膰 ca艂y teren z powietrza.
Hermosa z westchnieniem ulgi wyszed艂 z gabinetu, zostawiaj膮c za ci臋偶kimi, d臋bowymi drzwiami wyra藕nie na膰panego pu艂kownika i jego kolekcj臋 sztylet贸w.
2
Zatoka Meksyka艅ska, na po艂udnie od wyspy Marsh, Luizjana
Godzina 2.17 czasu 艣rodkowoameryka艅skiego
- Zaznacz wsp贸艂rz臋dne... Teraz!
Kapitan Russell Ehrlich, dow贸dca „Resolute", kutra patrolowego typu WMEC 620 nale偶膮cego do Stra偶y Przybrze偶nej, upi艂 艂yk kawy z kubka, chc膮c si臋 rozlu藕ni膰. Na mostku panowa艂 zaduch, delikatna bryza wpadaj膮ca przez otwarte stalowe drzwi nie przynosi艂a och艂ody. Za przydymionymi antyodblaskowymi szybami okien zalega艂y ciemno艣ci, tylko nad p贸艂nocnym horyzontem wisia艂a 艂una 艣wiate艂 Nowego Orleanu, a dalej na zachodzie mo偶na by艂o dostrzec s艂absz膮 艂un臋 Galvestonu oraz Houston. Nad Zatok膮 Meksyka艅sk膮 panowa艂a pogodna, zimowa noc.
Podczas gdy kapitan pr贸bowa艂 przebi膰 wzrokiem ciemno艣ci, mat naprowadzi艂 linie celownika na pojedynczy rozb艂ysk widniej膮cy na ekranie radaru i wcisn膮艂 klawisz komputera nawigacyjnego. Na s膮siednim ekranie natychmiast wy艣wietli艂y si臋 wsp贸艂rz臋dne namierzanego punktu oraz odleg艂o艣膰 od celu.
- Gotowe - zameldowa艂 mat.
Tej nocy s艂u偶b臋 pe艂ni艂 McConahay, chudy okularnik, 艣wie偶o upieczony chor膮偶y Akademii Stra偶y Przybrze偶nej w New London, kt贸ry przechodzi艂 sta偶 na kutrze patrolowym. Ehrlich u艣miechn膮艂 si臋 do siebie: jako艣 ten znakomity in偶ynier elektryk, geniusz matematyczny, nie pasowa艂 mu do roli mata. Czu艂o si臋, 偶e jest wyra藕nie zagubiony po艣r贸d bieganiny na mostku, a nawet jakby si臋 wzdraga艂 patrz膮c za burt臋. Najch臋tniej sp臋dza艂 czas na wykre艣laniu kurs贸w na mapach i prowadzeniu oblicze艅 na komputerze nawigacyjnym. W dodatku, zwracaj膮c si臋 do kapitana, zawsze m贸wi艂 cicho, jakby si臋 wstydzi艂 swego piskliwego, skrzecz膮cego g艂osu. Ale c贸偶, tacy ludzie zaci膮gali si臋 teraz do Stra偶y...
- Odleg艂o艣膰: trzydzie艣ci mil. Pr臋dko艣膰: oko艂o dw贸ch w臋z艂贸w. Dok艂adnie na linii dziobu.
- Czy nikt si臋 do niego nie zbli偶a?
- Radar nie wykry艂 偶adnych innych jednostek - odpar艂 McConahay, wpatruj膮c si臋 w ekran monitora. - Ale mamy go na granicy zasi臋gu radaru. Kto艣 mo偶e podchodzi膰 z przeciwnej strony, w cieniu frachtowca.
- Gdzie si臋 podziewa ten patrol lotniczy? - kapitan rzuci艂 sam do siebie, po czym zn贸w zwr贸ci艂 si臋 do mata: - Sprawd藕 nasz膮 pozycj臋 na GPS i por贸wnaj odczyt ze wskazaniami Loranu. Jeszcze raz oblicz wsp贸艂rz臋dne celu, z jak najwi臋ksz膮 dok艂adno艣ci膮. Je偶eli znajdziemy co艣, 偶eby oskar偶y膰 kapitana tej 艂ajby, musz臋 mie膰 niezbite dowody, 偶e znajdowa艂 si臋 wtedy na naszych wodach terytorialnych.
- Tak jest.
McConahay pochyli艂 si臋 zn贸w nad urz膮dzeniami, zachodz膮c w g艂ow臋 kiedy wreszcie kapitan zrozumie, 偶e jego obliczenia zawsze s膮 precyzyjne.
Zanotowa艂 ponownie te same wsp贸艂rz臋dne celu, po czym wprowadzi艂 do komputera nawigacyjnego dane odczytane z GPS, dotycz膮ce pozycji kutra. Aparat ten - na podstawie ci膮g艂ych sygna艂贸w emitowanych przez szereg satelit贸w stacjonarnych zawieszonych ponad 36 kilometr贸w nad r贸wnikiem - z niezwyk艂膮 precyzj膮 oblicza艂 wsp贸艂rz臋dne geograficzne oraz podawa艂 bie偶膮cy czas. Na tej podstawie mo偶na by艂o okre艣li膰 swoje po艂o偶enie z dok艂adno艣ci膮 do jednego metra oraz wyznaczy膰 odleg艂o艣膰 od namierzonego przez radar celu z dok艂adno艣ci膮 do stu metr贸w.
„Resolute", jeden z szesnastu kutr贸w Masy Reliance w s艂u偶bie Stra偶y Przybrze偶nej, s艂yn膮艂 ze swego nowoczesnego wyposa偶enia i skomputeryzowanej automatyki, zawiaduj膮cej niemal ca艂ym sterowaniem 艂odzi. Pozwala艂o to zredukowa膰 za艂og臋 tej sze艣膰dziesi臋cioczterometrowej jednostki o wyporno艣ci 950 ton do 86 marynarzy, podczas gdy na podobnych kutrach starszego typu musia艂o p艂ywa膰 ponad 100 ludzi. Najbardziej niewdzi臋czne zadania wykonywa艂y sterowane komputerami automaty. Pierwotnie „Resolute" zaprojektowano jako jednostk臋 poszukiwawczo-ratownicz膮, dopiero w ostatnim czasie dostosowano j膮 do s艂u偶by w ochronie wybrze偶a i walki z przemytem. By艂a ona uzbrojona tylko w sterowane radarem, pi臋膰dziesi臋ciostrza艂owe dzia艂ko typu Mk-22, kalibru 76,2 mm, ale w zbrojowni trzymano r贸wnie偶 granatniki i ci臋偶kie, p贸艂calowe karabiny maszynowe, kt贸re w razie potrzeby mocowa艂o si臋 na burtach. Po艣rodku g贸rnego pok艂adu znajdowa艂o si臋 l膮dowisko dla helikopter贸w, na tyle du偶e, i偶 mog艂o pomie艣ci膰 Dolphina HH-65, b臋d膮cego podstawowym 艣mig艂owcem w wyposa偶eniu wszystkich oddzia艂贸w Stra偶y Przybrze偶nej w po艂udniowo-wschodnich Stanach. W tej akcji za艂oga „Resolute" wsp贸艂dzia艂a艂a z dolphinem stacjonuj膮cym na co dzie艅 w Mobile, w Alabamie.
- Sprawdzi艂em i uaktualni艂em dane dotycz膮ce pozycji tamtego statku - zameldowa艂 McConahay, przesuwaj膮c po mapie przezroczyste przyk艂adnice. Po chwili narysowa艂 niewielki tr贸jk膮t i wpisa艂 obok wsp贸艂rz臋dne obliczone na podstawie wskaza艅 GPS oraz radaru. - Wszystkie dane si臋 zgadzaj膮 - rzek艂, dopisuj膮c pod spodem wsp贸艂rz臋dne odczytane z Loranu, komputera nawigacyjnego dalekiego zasi臋gu, kt贸ry oblicza艂 d艂ugo艣膰 i szeroko艣膰 geograficzn膮 na podstawie zsynchronizowanych w czasie sygna艂贸w wzorcowych radiostacji rozsianych po ca艂ej ziemi. - Zapisa艂em te偶 wskazania Loranu. Odczyty s膮 zgodne z dok艂adno艣ci膮 do stu metr贸w.
Nawigatorzy w zasadzie mieli obowi膮zek bazowa膰 na dok艂adniejszych odczytach GPS, wykorzystuj膮c dane radaru oraz Loranu tylko do sprawdzenia oblicze艅.
- Przesta艅 mnie raczy膰 tym swoim 偶argonem, McConahay - mrukn膮艂 ze z艂o艣ci膮 Ehrlich. - Nie mo偶esz powiedzie膰 mi wprost, gdzie on teraz jest, do diab艂a?
- Dok艂adnie dziesi臋膰 mil na po艂udnie od wyspy Marsh. Wewn膮trz dwunastomilowej strefy w贸d terytorialnych.
- Czy偶by si臋 zapomnia艂 i zdryfowa艂 w stron臋 l膮du? - zapyta艂 wyra藕nie o偶ywiony kapitan. - Po tylu dniach 艣ledzenia tego sukinsyna mamy wreszcie okazj臋... Panie Ross, prosz臋 sprawdzi膰, gdzie si臋 podzia艂 nasz falcon.
Porucznik Martin Ross, oficer wachtowy, skin膮艂 g艂ow膮 i podszed艂 do interkomu, aby po艂膮czy艂 si臋 z kabin膮 艂膮czno艣ci. Po chwili odpowiedzia艂:
- Kapitanie, radio z艂apa艂o kontakt z „Omah膮 Sze艣膰 Jeden" z bazy w Nowym Orleanie. Tamci twierdz膮, 偶e b臋d膮 na miejscu za pi臋膰 minut.
- Za pi臋膰 minut? Ju偶 s膮 sp贸藕nieni o pi臋膰 minut.
W tej samej chwili z g艂o艣nika pop艂yn膮艂 meldunek:
- „Resolute", tu „Omaha Sze艣膰 Jeden". B臋d臋 przy was za trzy minuty. Odbi贸r.
Ehrlich spojrza艂 z obrzydzeniem na radiostacj臋, jakby us艂ysza艂 g艂os zza grobu, i szybko odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Rossa.
- Zapomnieli o kodowaniu?
- Zaraz to sprawdz臋, kapitanie.
- Niech to szlag! Mam nadzieje, 偶e jednak u偶ywaj膮 szyfratora.
- Hm... Kapitanie? - odezwa艂 si臋 McConahay.
- Zaczekaj, synu - rzuci艂 Ehrlich przez rami臋. - No i co?
- Tak, teraz ju偶 w艂膮czyli szyfrator.
- Kapitanie?
- Co znowu, McConahay?
- Nie jestem pewien, ale... obiekt zmieni艂 pozycj臋.
- Co takiego?! - Ehrlich zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i skoczy艂 do ekranu radaru.
- Ruszy艂 zaraz po tym, jak odebrali艣my komunikat z „Sze艣膰 Jeden". Wygl膮da na to, 偶e ucieka.
- Tak my艣la艂em! Ten sukinsyn musia艂 by膰 na nas艂uchu. - Obr贸ci艂 si臋 szybko do Rossa. - Og艂o艣 alarm, za艂oga zdaj膮ca wacht臋 niech zostanie w gotowo艣ci na drugim pok艂adzie. Sternik, ca艂a naprz贸d! Chc臋 z nim porozmawia膰, zanim do reszty nam zwieje.
McConahay podni贸s艂 si臋 znad swego pulpitu nawigacyjnego.
- Ma pan zamiar go 艣ciga膰? Teraz? Ju偶 min臋艂a druga...
- I przez to nie zd膮偶y si臋 pan wyspa膰, McConahay? - Ehrlich notowa艂 co艣 w dzienniku pok艂adowym. - Nie znajdzie pan w regulaminie ani s艂owa o tym, 偶e s艂u偶ba noc膮 jest zabroniona. Tamci za dziesi臋膰 minut b臋d膮 poza granicami naszych w贸d terytorialnych. Tyle samo nam zajmie dotarcie do nich. Nie ma chwili do stracenia.
- Jest ca艂a naprz贸d! - zameldowa艂 sternik. - Robimy ju偶 dwana艣cie w臋z艂贸w i ci膮gle przyspieszamy.
- Je艣li tamci zdo艂aj膮 nam uciec, to pourywam 艂by tym z falcona. Za d艂ugo obserwujemy ten frachtowiec, aby teraz pozwoli膰 mu nawia膰.
Za艂oga „Resolute" ju偶 od kilku dni 艣ledzi艂a pi臋膰dziesi臋ciopi臋ciometrowy frachtowiec „Numestra del Oro", p艂ywaj膮cy pod bander膮 panamsk膮. Statek niemal od pierwszej chwili wzbudzi艂 podejrzenia Stra偶y Przybrze偶nej. Kapitan dopiero w ostatnim momencie zwr贸ci艂 si臋 o pozwolenie zawini臋cia do Galveston, lecz otrzymawszy je, sta艂 jeszcze przez dwa dni tu偶 za granic膮 dwunastomilowej strefy granicznej, wykorzystuj膮c pretekst zat艂oczonej redy portu. Ale zar贸wno na redzie, jak i przy nabrze偶ach Galveston, by艂o wystarczaj膮co du偶o miejsca dla niezbyt wielkiego frachtowca - kapitan m贸g艂 swobodnie zakotwiczy膰 i pu艣ci膰 za艂og臋 na l膮d w oczekiwaniu na roz艂adunek. On jednak wola艂 pozosta膰 na wodach mi臋dzynarodowych. P贸藕niej za艣, gdy wyznaczono mu ju偶 miejsce w porcie, kapitan „Numestry" przekaza艂 przez radio, 偶e otrzyma艂 polecenie od armatora, by najpierw roz艂adowa膰 cz臋艣膰 frachtu w Mobile, a dopiero potem zawin膮膰 do Galveston. Z pozoru nie powinno to nikogo dziwi膰, 偶e statek, po tak d艂ugim oczekiwaniu na redzie, nagle wybiera inny port przeznaczenia. Niemniej zachowanie kapitana wzbudzi艂o czujno艣膰 Stra偶y Przybrze偶nej.
Pierwsz膮 kontrol臋 „Numestry" w drodze z Panamy przeprowadzi艂 samolot patrolowy Stra偶y Przybrze偶nej, kt贸ry tak d艂ugo kr膮偶y艂 nad statkiem, a偶 zdo艂ano go zidentyfikowa膰, sprawdzi膰 jego bander臋 oraz armatora, nast臋pnie za艣 dow贸dca patrolu nawi膮za艂 艂膮czno艣膰 z kapitanem, by spyta膰 o rodzaj 艂adunku i port przeznaczenia. Na wsch贸d od Nikaragui statek zatrzyma艂 kuter Stra偶y Przybrze偶nej, dokonano jednak tylko pobie偶nej kontroli dokument贸w oraz 艂adunku. Wed艂ug deklaracji „Numestra" mia艂a na pok艂adzie fracht mieszany - remontowane silniki okr臋towe z Meksyku, kaw臋 i meble trzcinowe z Brazylii, z艂om z Wenezueli, a tak偶e pewn膮 liczb臋 ci臋偶ar贸wek i autobus贸w oraz kilku pasa偶er贸w zajmuj膮cych kajuty go艣cinne statku, 偶aden z nich nie by艂 jednak obywatelem ameryka艅skim. Wszystkie 艂adownie oraz pok艂ad zape艂nia艂y standardowe, dwunastometrowe, prawid艂owo zaplombowane kontenery. Stra偶 Przybrze偶na, w wypadku jakichkolwiek podejrze艅, mia艂a prawo z艂ama膰 plomby i skontrolowa膰 zawarto艣膰 kontener贸w, lecz za艂oga pe艂nomorskiego kutra patrolowego liczy艂a tylko osiemnastu ludzi - zdecydowanie za ma艂o, by przeprowadzi膰 szczeg贸艂ow膮 inspekcj臋 tego typu frachtowca.
Po przeprowadzeniu drugiej kontroli „Numestra" pop艂yn臋艂a dalej, a Stra偶 Przybrze偶na przekaza艂a informacje dotycz膮ce statku S艂u偶bom Celnym, do kt贸rych nale偶a艂o sprawdzenie w portach przeznaczenia, czy kapitan dope艂ni艂 wszelkich formalno艣ci, z艂o偶y艂 deklaracje celne i czy otrzyma艂 pozwolenie przekroczenia granicy USA. Dokumenty by艂y jednak w porz膮dku. W nast臋pnej kolejno艣ci celnicy powinni byli dokona膰 inspekcji frachtowca przed wej艣ciem do portu - formalnie sprawdzaj膮c zgodno艣膰 艂adunku z deklaracj膮 celn膮, lecz w rzeczywisto艣ci szukaj膮c kontrabandy, zanim nadarzy si臋 mo偶liwo艣膰 wy艂adowania jej na brzeg. Tymczasem „Numestra" nie wesz艂a nawet na red臋 偶adnego portu. Celnicy nie mieli podstaw, by wkroczy膰 na pok艂ad statku.
Wkr贸tce sta艂o si臋 jasne, 偶e panamski kapitan unika przybicia do nabrze偶a. Tego typu zachowanie natychmiast wzbudza podejrzenia, tote偶 „Resolute" otrzyma艂a rozkaz obserwacji statku. Kiedy radary kutra po raz pierwszy - daleko poza granic膮 w贸d terytorialnych - z艂owi艂y echo frachtowca, kr臋ci艂o si臋 wok贸艂 niego kilka mniejszych jednostek, kt贸re szybko odp艂yn臋艂y, zaledwie patrol podszed艂 na dziesi臋膰 mil do statku. Ehrlich wywnioskowa艂, 偶e „Numestra" musi mie膰 na pok艂adzie nowoczesny radar o zasi臋gu co najmniej dziesi臋ciu mil, a tworz膮ce jej eskort臋 艂odzie wol膮 nie mie膰 do czynienia ze Stra偶膮 Przybrze偶n膮.
Nabra艂 te偶 podejrze艅, 偶e frachtowiec przewozi co艣 wi臋cej ni偶 tylko z艂om i kaw臋 - prawdopodobnie narkotyki.
Stoj膮cy na pok艂adzie kutra 艣mig艂owiec HH-65 nie by艂 przystosowany do prowadzenia nocnych patroli, tote偶 kapitan zwr贸ci艂 si臋 do bazy lotniczej w Nowym Orleanie z pro艣b膮 o wsparcie powietrzne i za偶膮da艂 przys艂ania szybkiej jednostki po艣cigowej. Okaza艂o si臋, 偶e 艣cigacze s膮 na razie zaj臋te, wyra偶ono jednak zgod臋, by dwa razy dziennie obszar wok贸艂 podejrzanego statku patrolowa艂 samolot C-130, natomiast w ci膮gu kilku najbli偶szych nocy do dyspozycji kapitana oddano za艂og臋 falcona wyposa偶onego w czujniki podczerwieni.
Frachtowiec wci膮偶 trzyma艂 si臋 z dala od ameryka艅skich w贸d terytorialnych, poza obszarem nadzorowanym przez Stra偶 Przybrze偶n膮. Na wodach mi臋dzynarodowych nie mo偶na by艂o wej艣膰 na jego pok艂ad bez zgody kapitana lub w艂adz macierzystego kraju, dlatego te偶 Ehrlich zwr贸ci艂 si臋 do ambasady panamskiej z pro艣b膮 o pozwolenie przeprowadzenia inspekcji.
Przez dwa dni nie otrzyma艂 偶adnej odpowiedzi, zw艂ok臋 t艂umaczono nawa艂em pracy papierkowej. Oficjalnie mu nie odm贸wiono, czu艂 si臋 jednak sp艂awiony. Natomiast nie pr贸bowa艂 kontaktowa膰 si臋 z kapitanem „Numestry", z g贸ry przekonany, 偶e ten nie zezwoli na powt贸rn膮 kontrol臋 Stra偶y Granicznej. Dlatego te偶 zdecydowa艂, 偶e b臋dzie trzyma膰 si臋 w zasi臋gu radaru. Za艂odze falcona nakaza艂, aby noc膮 obserwowa艂a, czy do panamskiej jednostki nie dobijaj膮 jakie艣 kutry.
Przez trzy dni nie zauwa偶ono jednak 偶adnej aktywno艣ci wok贸艂 „Numestry". Coraz cz臋艣ciej za艂og臋 falcona odwo艂ywano do innych, pilniejszych zada艅. Kiedy ju偶 si臋 wydawa艂o, 偶e ca艂a akcja nie przyniesie 偶adnego rezultatu i b臋d膮 musieli wraca膰 do bazy z niczym, frachtowiec nagle zn贸w zacz膮艂 podchodzi膰 bli偶ej brzegu. Ponownie uaktywni艂y si臋 mniejsze kutry, kt贸re najpierw wyp艂ywa艂y na otwarte morze, by p贸藕niej niepostrze偶enie zbli偶y膰 si臋 do „Numestry". Wyra藕nie zaczyna艂o si臋 co艣 dzia膰.
W wypadku, gdyby „Numestra" opu艣ci艂a wody terytorialne, Ehrlich nie m贸g艂by ju偶 nic zrobi膰, nie maj膮c zgody panamskiego kapitana na powt贸rn膮 inspekcj臋 statku. Zreszt膮 nie zamierza艂 si艂膮 wdziera膰 si臋 na pok艂ad frachtowca - Stra偶 Przybrze偶na ma prawo otworzy膰 ogie艅 tylko wtedy, kiedy zostanie zaatakowana. Ka偶de inne dzia艂anie, mo偶na uzna膰 za napa艣膰 na obc膮 jednostk臋 na otwartym morzu, a to grozi lawin膮 trudnych do przewidzenia konsekwencji politycznych i dyplomatycznych.
Ehrlich by艂 jednak przekonany, 偶e panamski kapitan przewozi kontraband臋, skoro teraz pr贸bowa艂 pe艂n膮 par膮 wycofa膰 si臋 na wody mi臋dzynarodowe.
Jego kuter klasy Reliance nie dysponowa艂 jak膮艣 niespotykan膮 moc膮. Niemniej przechwycenie tamtego statku by艂o w zasi臋gu ich mo偶liwo艣ci...
- McConahay, podaj odleg艂o艣膰.
- Jedena艣cie mil, ale pr臋dko maleje, kapitanie. Odbieram te偶 echo drugiego statku, kt贸ry z pe艂n膮 pr臋dko艣ci膮 oddala si臋 od celu... Oho! Zdaje si臋, 偶e jest i trzeci...
- Niech falcon namierzy kt贸r膮艣 z tych jednostek i 艣ledzi jej kurs - rozkaza艂 Ehrlich. - Powiadom S艂u偶by Celne i wezwij inne nasze patrole, by mia艂y oko na te kurcz臋ta. My przejmujemy frachtowiec. Mam nadziej臋, 偶e teraz go dorwiemy...
- Og艂osi膰 alarm dla ca艂ej za艂ogi, kapitanie? - zapyta艂 Ross.
Nocny alarm na pok艂adzie kutra id膮cego ca艂膮 naprz贸d niesie ze sob膮 wiele zagro偶e艅. Na szcz臋艣cie noc by艂a pogodna, a za艂og臋 patrolu stanowili do艣wiadczeni marynarze.
- Tak, panie Ross. Prosz臋 og艂osi膰 alarm. Potem niech pan dopilnuje, 偶eby radio bez przerwy nadawa艂o wezwanie do zatrzymania. Ma powtarza膰 w dw贸ch j臋zykach, angielskim i hiszpa艅skim.
By艂o to zwyk艂e zabezpieczenie. W wypadku aresztowania uniemo偶liwia艂o kapitanowi zas艂anianie si臋 tym, 偶e nie zrozumia艂 rozkaz贸w Stra偶y Przybrze偶nej. Podobny wykr臋t pos艂u偶y艂 ju偶 wielu przemytnikom do uzyskania wyrok贸w w zawieszeniu.
- 艁膮czno艣膰 melduje, 偶e obiekt nie odpowiada na wezwanie na 偶adnym kanale otwartym ani na cz臋stotliwo艣ci awaryjnej - zameldowa艂 po chwili Ross.
艢wiadczy艂o to, 偶e albo „Numestra" ma zepsut膮 radiostacj臋 - cho膰 w takim razie powinna si臋 zatrzyma膰 i nadawa膰 sygna艂ami 艣wietlnymi wezwanie o pomoc - albo ca艂kowicie lekcewa偶y ich polecenia i pr贸buje uciec na wody mi臋dzynarodowe.
- Odleg艂o艣膰: dziesi臋膰 mil - zakomunikowa艂 McConahay. Frachtowiec zbli偶a si臋 do granicy dwunastomilowej strefy.
- Niech radio przejdzie na kana艂y z zielonej ksi臋gi - rozkaza艂 kapitan.
Zielona ksi臋ga stanowi艂a list臋 prywatnych cz臋stotliwo艣ci radiowych, kt贸r膮 ka偶dy armator statk贸w zawijaj膮cych do USA mia艂 obowi膮zek przedstawi膰 Stra偶y Przybrze偶nej. Ju偶 dawno przesta艂a to by膰 klasyczna ksi臋ga - list臋 prywatnych kana艂贸w 艂膮czno艣ci przechowywano w pami臋ci komputera, a zautomatyzowana radiostacja „Resolute" mog艂a nadawa膰 wezwanie na wszystkich tych cz臋stotliwo艣ciach jednocze艣nie. Ehrlich chcia艂 w ten spos贸b dodatkowo si臋 zabezpieczy膰.
- A potem prosz臋 zameldowa膰 o naszej sytuacji w dow贸dztwie okr臋gu - rzuci艂 jeszcze za odchodz膮cym Rossem.
Byli coraz bli偶ej obiektu, ale przy pr臋dko艣ci podchodzenia nie przekraczaj膮cej sze艣ciu w臋z艂贸w kapitan czu艂 si臋 tak, jakby musia艂 czeka膰 na wyschni臋cie farby, chc膮c usi膮艣膰 na 艂awce w parku.
- Nie odpowiada r贸wnie偶 na 偶adnym kanale z zielonej ksi臋gi - zameldowa艂 po kilku minutach oficer wachtowy.
- Czy jest co艣 z dow贸dztwa?
- Potwierdzili odbi贸r wiadomo艣ci. Departament Stanu nie przys艂a艂 jeszcze zgody wkroczenia na pok艂ad...
- Przeka偶 do bazy, 偶e mamy wszelkie powody podejrzewa膰, i偶 na „Numestra del Oro" wyst膮pi艂a sytuacja awaryjna, i 偶e na tej podstawie zamierzam wkroczy膰 na pok艂ad statku - powiedzia艂 Ehrlich. - Niech jak najszybciej zdob臋d膮 zgod臋 dow贸dztwa okr臋gu na t臋 akcj臋, zaznacz jednak, 偶e konieczne jest dzia艂anie natychmiastowe.
- Tak jest. - Ross pospiesznie przekaza艂 polecenia do kabiny 艂膮czno艣ci, a po chwili zapyta艂: - Gwoli 艣cis艂o艣ci, kapitanie, jakiego typu sytuacja awaryjna zaistnia艂a na pok艂adzie frachtowca?
- Maj膮 przecie偶 zepsut膮 radiostacj臋 - parskn膮艂 Ehrlich. - Tak du偶a jednostka z nieczynnym radiem zagra偶a bezpiecze艅stwu nawigacji. Niepokoj膮 mnie tak偶e te mniejsze jednostki, usi艂uj膮ce podej艣膰 do frachtowca. Mog膮 to by膰 rabusie. Albo te偶 staraj膮 si臋 przyj艣膰 Panamczykowi z pomoc膮 medyczn膮. Musimy to jak najszybciej sprawdzi膰. W dodatku statek nie jest o艣wietlony, co tak偶e stanowi zagro偶enie dla innych.
Ross z uznaniem pokiwa艂 g艂ow膮, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Dow贸dca kutra, cho膰 jeszcze do艣膰 m艂ody i zaledwie w stopniu kapitana, wykaza艂 si臋 sprytem i przebieg艂o艣ci膮.
- Odleg艂o艣膰: cztery mile - odezwa艂 si臋 McConahay po chwili milczenia. - Jest ju偶 poza granic膮 naszych w贸d terytorialnych, kapitanie.
- Zrozumia艂em, McConahay, ale nie pozwol臋 tym 艂ajdakom spokojnie odp艂yn膮膰. Bez wzgl臋du na to, czy statek ma zepsute radio, czy tylko nas ignoruje, mam pe艂ne prawo go zatrzyma膰 i wkroczy膰 na pok艂ad. Panie Ross, prosz臋 nakaza膰 start helikoptera. Niech doleci do frachtowca i nadaje wprost na mostek sygna艂y 艣wietlne.
Ross przygl膮da艂 si臋, jak na rz臋si艣cie o艣wietlonym l膮dowisku trwa krz膮tanina za艂ogi 艣mig艂owca. Maszyna by艂a zabezpieczona hakiem cumowniczym, dzi臋ki czemu helikopter utrzymywa艂 si臋 na pok艂adzie kutra nawet w najgorszych warunkach atmosferycznych. Podczas l膮dowania przy silnym wietrze, pilot spuszcza艂 lin臋 zako艅czon膮 wielkim hakiem, za艂oga mocowa艂a go w stalowej klamrze umieszczonej po艣rodku l膮dowiska, a wtedy wystarczy艂o tylko nawin膮膰 lin臋 na b臋ben d藕wigowy 艣mig艂owca, by ten osiad艂 na rozko艂ysanym l膮dowisku.
- Uwaga! Przygotowa膰 si臋 do spuszczenia cumy! - zawo艂a艂 Ross przez megafon, po czym spojrza艂 na Ehrlicha. Ten skin膮艂 g艂ow膮, zezwalaj膮c na start. Oficer wachtowy zerkn膮艂 jeszcze raz na ekran radaru, popatrzy艂 przez lornetk臋 na kabin臋 艣mig艂owca, a ujrzawszy znak gotowo艣ci, prze艂膮czy艂 reflektor na zewn膮trz ster贸wki z 偶贸艂tego na zielony i krzykn膮艂: - Uwaga! Start 艣mig艂owca!
Po chwili wirnik dolphina zacz膮艂 si臋 coraz szybciej obraca膰. Na pok艂adzie helikoptera wyrusza艂y dwie dru偶yny, ratownictwa morskiego oraz sanitarna - obie dobrze uzbrojone. Start przeprowadzano w odwrotnej kolejno艣ci ni偶 l膮dowanie. Pilot zwi臋ksza艂 obroty maszyny, a偶 rotor osi膮gn膮艂 niezb臋dn膮 szybko艣膰: w贸wczas automatycznie - przy silnym wietrze w momencie, kiedy kuter znajdowa艂 si臋 na grzbiecie fali - zwalniano cum臋 i maszyna wyskakiwa艂a w powietrze. Tak i teraz dolphin wystrzeli艂 b艂yskawicznie i zaraz znikn膮艂 z pola widzenia. Jego pozycj臋 mo偶na by艂o rozpozna膰 tylko po migaj膮cych naprzemiennie czerwonych i zielonych 艣wiat艂ach, widocznych na tle ciemnego nieba.
- Trzy i p贸艂 mili - zameldowa艂 McConahay.
Na linii horyzontu ledwie majaczy艂 niewyra藕ny cie艅 uciekaj膮cego frachtowca, ale w nocnej ciszy wyra藕nie dociera艂 do nich pomruk pracuj膮cych pe艂n膮 par膮 silnik贸w. Wkr贸tce mrok w oddali rozci臋艂a smuga 艣wiat艂a z trzykilowatowego reflektora 艣mig艂owca, dolphin znalaz艂 si臋 nad statkiem i zacz膮艂 o艣wietla膰 pok艂ad podejrzanej jednostki.
- „Mamu艣ka", tu „Brzd膮c". Jestem nad celem. Widz臋 ludzi, zar贸wno w ster贸wce, jak i na pok艂adzie. Nic nie wskazuje na to, 偶e maj膮 awari臋, nie odbieramy te偶 偶adnych sygna艂贸w. Widoczno艣膰 doskona艂a, nie ma mg艂y. Na pewno by艣my zauwa偶yli b艂yski reflektora sygnalizacyjnego.
- Zrozumia艂em, „Brzd膮c" - rzek艂 Ehrlich do mikrofonu. - Nadaj im rozkaz zatrzymania i zosta艅 na posterunku.
Mechanik helikoptera nakierowa艂 strumie艅 艣wiat艂a prosto na ster贸wk臋 frachtowca, a nast臋pnie przeni贸s艂 go na pok艂ad tu偶 przed mostkiem i omi贸t艂 nim ca艂膮 szeroko艣膰 statku, od burty do burty. By艂 to mi臋dzynarodowy sygna艂 zatrzymania jednostki i zastopowania silnik贸w.
Nie by艂o 偶adnej reakcji. Dolphin zni偶y艂 lot, powt贸rzono sygnalizacj臋 艣wietln膮. Tym razem pilot helikoptera zauwa偶y艂, 偶e ludzie w ster贸wce, os艂aniaj膮cy oczy przed jaskrawym 艣wiat艂em, gestykuluj膮 energicznie, nakazuj膮c mu aby odlecia艂 i da艂 im spok贸j.
- „Mamu艣ka", odebrali艣my ze ster贸wki frachtowca nieprzyjazn膮 odpowied藕 na nasze sygna艂y - zameldowa艂 pilot dolphina. - P艂yn膮 ze sta艂膮 pr臋dko艣ci膮, oko艂o pi臋tnastu w臋z艂贸w. Chyba nic wi臋cej nie da si臋 wycisn膮膰 z tego starego pud艂a.
- Spr贸buj nawi膮za膰 艂膮czno艣膰 radiow膮. Mo偶liwe, 偶e nas nie s艂yszeli - poleci艂 Ehrlich, a nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do oficera wachtowego: - Panie Ross, prosz臋 zarz膮dzi膰 przygotowania do przechwycenia intruza. Rozmie艣ci膰 karabiny maszynowe na prawej burcie i naszykowa膰 dzia艂ko. Pe艂na gotowo艣膰. I prosz臋 wezwa膰 na mostek pana Applegate'a.
Ross poczu艂 nag艂y skurcz 偶o艂膮dka - dopiero teraz dotar艂o do niego, 偶e nie s膮 to 膰wiczenia. Wcisn膮艂 klawisz w艂膮czaj膮cy wszystkie linie interkomu.
- Uwaga! Og艂aszam alarm bojowy! Wszyscy na stanowiska! Powtarzam: Alarm bojowy! Wszyscy na stanowiska! Oficer Applegate ma si臋 natychmiast stawi膰 na mostku.
Natychmiast z g艂o艣nik贸w pop艂yn膮艂 zawodz膮cy j臋k syreny alarmowej, rozbrzmiewaj膮c gromkim echem na wszystkich pok艂adach. Zanim jeszcze umilk艂, do ster贸wki wbieg艂 porucznik Richard Applegate, pierwszy oficer kutra. Mia艂 ju偶 na sobie 偶贸艂t膮 kamizelk臋 ratunkow膮, a na g艂owie nieod艂膮czn膮 niebiesk膮 czapk臋 z napisem STRA呕 PRZYBRZE呕NA STAN脫W ZJEDNOCZONYCH. U. S. S. „RESOLUTE"
- Jeste艣 wolny, Ross - zawo艂a艂 od progu. B艂yskawicznie si臋gn膮艂 po lornetk臋, kt贸r膮 oficer wachtowy mia艂 zawieszon膮 na szyi, zerkn膮艂 na ekran radaru, zacz膮艂 przez szk艂a lustrowa膰 horyzont. - Co si臋 dzieje, Russell?
- Trzy mile przed dziobem mamy panamski frachtowiec o wyporno艣ci pi臋ciu tysi臋cy ton. Nie odpowiada na 偶adne wezwania - poinformowa艂 go szybko Ehrlich. - Wys艂a艂em dolphina, 偶eby z bliska nada艂 艣wietlny sygna艂 zatrzymania. Bez rezultatu.
- Chcesz wej艣膰 na jego pok艂ad?
- Z艂apali艣my go wewn膮trz strefy granicznej, doko艂a kr臋ci艂 si臋 r贸j mniejszych jednostek. Widocznie przechwyci艂 nasz膮 rozmow臋 radiow膮 z falconem, gdy偶 zacz膮艂 ucieka膰 w stron臋 otwartego morza. Powinni艣my wkroczy膰 na jego pok艂ad.
W tej samej chwili z g艂o艣nika radiostacji pop艂yn臋艂o wezwanie:
- Uwaga, za艂oga panamskiego statku „Numestra del Oro", tu 艣mig艂owiec Stra偶y Przybrze偶nej Stan贸w Zjednoczonych „Jeden Siedem Maria" z kutra patrolowego „Resolute". Otrzymali艣cie rozkaz zatrzymania i przygotowania jednostki do inspekcji. Czekam na potwierdzenie odbioru sygnalizacj膮 艣wietln膮 lub drog膮 radiow膮, na dziewi膮tym kanale alarmowym rejonu Zatoki Meksyka艅skiej.
Ehrlich szybko si臋gn膮艂 po mikrofon radiostacji.
- „Brzd膮c", tu „Mamu艣ka". Zostaw radio na nas艂uchu. Jak mnie odbierasz?
- G艂o艣no i wyra藕nie, bez zak艂贸ce艅 - odpar艂 pilot dolphina.
- To na potwierdzenie, 偶e nie ma k艂opot贸w z 艂膮czno艣ci膮 - doda艂 kapitan, wpisuj膮c kolejn膮 uwag臋 do dziennika pok艂adowego. - Ten 艂ajdak po prostu...
- Kapitanie, frachtowiec wyra藕nie zwalnia! - zawo艂a艂 McConahay. - Odleg艂o艣膰: dwie mile. Szybko艣膰 coraz bardziej maleje.
- Nareszcie - mrukn膮艂 Ehrlich.
Jemu tak偶e nie u艣miecha艂a si臋 perspektywa d艂ugotrwa艂ego po艣cigu oraz wymuszonego wkraczania na pok艂ad obcego statku - w dodatku znajduj膮cego si臋 na wodach mi臋dzynarodowych - kt贸rego za艂oga odnosi艂a si臋 do nich nieprzychylnie, a nawet wrogo. Zatrzymanie si臋 frachtowca znacznie u艂atwi艂oby im zadanie.
- Prosz臋, zapalili nawet 艣wiat艂a - doda艂. - Widocznie poj臋li, 偶e nie zrezygnujemy.
Do ster贸wki wpad艂 sier偶ant Morrison.
- Kapitanie, karabiny maszynowe zamontowane, dzia艂ko przygotowane. Melduj臋 pierwsz膮 dru偶yn臋 w gotowo艣ci bojowej.
- Zbierz ludzi na prawej burcie. Sternik, podejd藕 na pi臋膰dziesi膮t metr贸w i ustaw kuter burta w burt臋. - Po chwili za艣 doda艂 przez interkom: - Obs艂uga dzia艂ka! Przygotowa膰 si臋 do otwarcia ognia, celowa膰 w lini臋 wodn膮 podejrzanego statku. Czeka膰 na rozkaz.
Wszystko przebiega艂o w spokoju, jak na 膰wiczeniach. Przez otwarte drzwi ster贸wki da艂 si臋 s艂ysze膰 szybki tupot marynarzy zajmuj膮cych stanowiska przy karabinach maszynowych.
Wkr贸tce reflektory „Resolute" wy艂owi艂y z mroku kad艂ub „Numestry". Frachtowiec by艂 nieco wy偶szy od kutra, ale co najmniej dwa razy starszy. Ehrlich pomy艣la艂, 偶e nigdy jeszcze nie widzia艂 statku pe艂nomorskiego w tak kiepskim stanie. Burty pokrywa艂a gruba warstwa rdzy, tylko gdzieniegdzie wida膰 by艂o resztki ob艂a偶膮cej p艂atami farby. W bulajach stercza艂y od艂amki powybijanych szyb. Miejscami brakowa艂o ca艂ych arkuszy blach poszycia. Pok艂ad by艂 zastawiony najr贸偶niejszymi kontenerami, od niewielkich, po gigantyczne naczepowe, ale nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e skorodowane d藕wigi frachtowca nawet najmniejszego z nich nie zdo艂aj膮 unie艣膰 z pok艂adu.
- Rety, w 偶yciu nie widzia艂em podobnego z艂omowiska - mrukn膮艂 pierwszy oficer, patrz膮c przez lornetk臋. - Kto przy zdrowych zmys艂ach zgodzi艂 si臋 przewozi膰 sw贸j towar tak膮 kryp膮?
- To zale偶y, jaki towar - mrukn膮艂 Ehrlich. - Mo偶e i wygl膮da jak p艂ywaj膮ca kupa z艂omu, ale jeszcze przed chwil膮 pru艂a z szybko艣ci膮 pi臋tnastu w臋z艂贸w, a to znaczy, 偶e ma nadal sporo pary w kot艂ach. Nie nale偶y si臋 sugerowa膰 jej wygl膮dem.
Kapitan w艂膮czy艂 megafony.
- Uwaga, za艂oga statku „Numestra del Oro". Tu kuter Stra偶y Przybrze偶nej Stan贸w Zjednoczonych. Prosz臋 stan膮膰 w dryf i przygotowa膰 si臋 do inspekcji. - Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do nawigatora: - McConahay, podaj nasz膮 pozycj臋.
- Jeste艣my dwadzie艣cia mil od brzegu. Formalnie to ju偶 otwarte morze...
- Prosz臋 dok艂adnie wyznaczy膰 nasz膮 pozycj臋 i wpisa膰 wsp贸艂rz臋dne do dziennika - rozkaza艂 kapitan. - Applegate, dopilnuj, 偶eby radio przekaza艂 do dow贸dztwa okr臋gu te wsp贸艂rz臋dne wraz z meldunkiem o przechwyceniu podejrzanego statku. Niech jak najszybciej przy艣l膮 tu jeszcze jeden kuter. - Zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, po czym doda艂: - Popro艣 te偶 o zezwolenie na otwarcie ognia w razie konieczno艣ci. Niewykluczone, 偶e b臋dzie tak偶e potrzebna deklaracja NZS z ambasady panamskiej.
- Tak jest! - pierwszy oficer na艂o偶y艂 s艂uchawki i po艂膮czy艂 si臋 z kabin膮 radiooperatora.
NZS, standardowa w takich wypadkach deklaracja „Nie Zg艂aszam Sprzeciwu", kt贸ra oznacza艂a zgod臋 w艂adz macierzystego kraju na przeprowadzenie kontroli statku przez ameryka艅sk膮 Stra偶 Przybrze偶n膮, formalnie za艣wiadczy艂a, 偶e od tej chwili jednostka przechodzi pod rozkazy Stra偶y.
Za艂oga „Numestry" zaczyna艂a si臋 gromadzi膰 przy relingu, ludzie os艂aniali oczy przed jaskrawym 艣wiat艂em reflektor贸w i g艂o艣no przeklinali po hiszpa艅sku. Ehrlich zwr贸ci艂 uwag臋, i偶 marynarze s膮 uzbrojeni w klucze, 艂a艅cuchy i kawa艂ki grubych lin. Nie zauwa偶y艂 na razie 偶adnej broni palnej. Wkr贸tce za艂oga znikn臋艂a, rozp臋dzona przez jakiego艣 brodatego olbrzyma w bia艂ej koszuli, kt贸ry stan膮艂 na 艣r贸dokr臋ciu i uwa偶nie obserwowa艂 zbli偶aj膮cy si臋 kuter. Po chwili podni贸s艂 do ust megafon i zawo艂a艂 艂aman膮 angielszczyzn膮:
- Wy! Stra偶 Przybrze偶na! My was nie chcemy na naszym statku!
Dlaczego nas zatrzymujecie?
Kapitan nie odpowiedzia艂, jedynie rzuci艂 kilka polece艅 swojej za艂odze. Stoj膮c na drabince w otwartych prawych drzwiach wydawa艂 rozkazy sternikowi, podprowadzaj膮c „Resolute" na odleg艂o艣膰 kilkunastu metr贸w od zardzewia艂ego frachtowca. Ju偶 wcze艣niej przymocowano za burt膮 zderzaki z grubej gumy i teraz dru偶yna z bosakami oraz cumami czeka艂a na odpowiedni moment, by sczepi膰 razem oba statki. Wreszcie Ehrlich si臋gn膮艂 do szafki po kamizelk臋 ratunkow膮 i megafon.
- McConahay, dopilnuj, by radio ponownie zameldowa艂 w dow贸dztwie o sytuacji i poda艂 nasz膮 pozycj臋. - Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do Applegate'a: - Dick, obejmij dow贸dztwo. Ja p贸jd臋 na rozmow臋 z panamskim kapitanem.
- Nie chcesz zaczeka膰 na przybycie drugiego kutra?
- Jak znam 偶ycie, to mo偶emy czeka膰 a偶 do 艣witu - odpar艂 Ehrlich dopinaj膮c pas. Pod 偶贸艂t膮 kamizelk膮 ratunkow膮 mia艂 drug膮, kuloodporn膮, a uniwersalny pas mie艣ci艂 latark臋, kr贸tkofal贸wk臋, kajdanki oraz „iskrownik", nowoczesn膮 policyjn膮 pa艂k臋 zako艅czon膮 elektrodami pod wysokim napi臋ciem. - Spisz臋 personalia kapitana, wezm臋 list臋 przewozow膮 i wr贸c臋 za par臋 minut. Zaczekamy z inspekcj膮 do czasu, a偶 nadci膮gn膮 posi艂ki. Trzymaj si臋.
Ruszy艂 w kierunku wej艣cia na trap z prawej burty.
- Kapitanie!
Ehrlich obejrza艂 si臋 w drzwiach. Applegate otworzy艂 k艂贸dk臋 szafki wisz膮cej na tylnej 艣cianie ster贸wki i wyj膮艂 ze 艣rodka rewolwer typu Colt 1911, kalibru 11,4 mm, oraz dwa zapasowe b臋benki zawieraj膮ce po siedem naboj贸w.
- Zapomnia艂e艣 o tym - rzek艂, wyci膮gaj膮c bro艅 w stron臋 kapitana.
- Chcia艂em tylko sprawdzi膰, czy ju偶 si臋 obudzi艂e艣 - mrukn膮艂 Ehrlich, wsuwaj膮c rewolwer do kabury.
Za艂oga kutra, regulaminowo rozstawiona na stanowiskach - po dw贸ch marynarzy przy cumach na dziobie i rufie oraz trzech na 艣r贸dokr臋ciu - by艂a uzbrojona w pistolety automatyczne. Os艂ania艂o j膮 trzech strzelc贸w ukrytych na lewej burcie, kt贸rzy czuwali z karabinami gotowymi do strza艂u, wychylaj膮c si臋 zza stalowych 艣cian nadbud贸wek tylko tyle, by marynarze z frachtowca zauwa偶yli, 偶e s膮 trzymani na muszce.
Ehrlich obrzuci艂 spojrzeniem dwuosobowe obsady dw贸ch ci臋偶kich karabin贸w maszynowych zamontowanych na prawej burcie - lufy na razie by艂y wymierzone w niebo, lecz ludzie czekali w gotowo艣ci. Na 艣r贸dokr臋ciu, na wprost zej艣cia z mostka, sta艂o trzech m臋偶czyzn - dwaj ludzie ochrony uzbrojeni w pistolety maszynowe M-16 oraz sier偶ant Eddie Morrison, dow贸dca dru偶yny, odpowiedzialny za bezpiecze艅stwo kutra patrolowego.
Ehrlich zbieg艂 pospiesznie po schodkach i stan膮艂 mi臋dzy Morrisonem a jednym z jego strzelc贸w. Obie jednostki sta艂y burta w burt臋 w odleg艂o艣ci jakich艣 trzech metr贸w. Marynarze z cumami w d艂oniach, uzbrojeni w bosaki, czekali tylko na rozkaz, by przyci膮gn膮膰 do siebie i sczepi膰 dwa statki. Zardzewia艂e poszycie frachtowca wygl膮da艂o teraz jeszcze bardziej 偶a艂o艣nie, w por贸wnaniu z b艂yszcz膮cym od 艣wie偶ej farby, bia艂ym kad艂ubem „Resolute". Marynarze z panamskiej jednostki zerkali ciekawie znad reling贸w, szybko jednak chowali si臋 za kontenery, kiedy tylko pada艂 na nich strumie艅 艣wiat艂a z reflektora. Ehrlich uni贸s艂 megafon i zawo艂a艂:
- M贸wi kapitan Ehrlich, dow贸dca kutra patrolowego Stra偶y Przybrze偶nej Stan贸w Zjednoczonych „Resolute". Chc臋 rozmawia膰 z waszym kapitanem.
- Ja jestem kapitan Martinez - wykrzykn膮艂 ubrany w bia艂膮 koszul臋 olbrzym z czarn膮, sko艂tunion膮 brod膮. Dopiero po chwili przypomnia艂 sobie, 偶e r贸wnie偶 trzyma w r臋ku megafon, i zapyta艂 przez niego: - Znajdujemy si臋 na wodach mi臋dzynarodowych, nie pope艂nili艣my 偶adnego wykroczenia. Dlaczego zatrzymujecie m贸j statek?
- Nie us艂ucha艂 pan rozkazu zatrzymania, kiedy byli艣cie jeszcze na naszych wodach terytorialnych, kapitanie Martinez. Nie odpowiadacie na wezwania radiowe ani na sygna艂y 艣wietlne. To jest naruszenie przepis贸w bezpiecze艅stwa 偶eglugi, jakie obowi膮zuj膮 wszystkie jednostki p艂ywaj膮ce. Domagam si臋 pozwolenia wej艣cia na pok艂ad pa艅skiego statku, przeprowadzenia kontroli dokument贸w przewozowych oraz inspekcji 艂adunku.
- Nie macie prawa robi膰 rewizji! Nie wolno wam te偶 wkracza膰 na m贸j statek...
- Owszem, mam prawo dokona膰 inspekcji ka偶dej jednostki, kt贸ra na wodach terytorialnych Stan贸w Zjednoczonych 艂amie obowi膮zuj膮ce w tym kraju przepisy dotycz膮ce bezpiecze艅stwa 偶eglugi. Obejmuje to r贸wnie偶 kontrol臋 pa艅skiego dziennika pok艂adowego i list przewozowych. Je艣li zgodnie z dokumentami przewozi pan jakie艣 towary, kt贸re maj膮 by膰 wy艂adowane w jednym z naszych port贸w, mam r贸wnie偶 prawo dok艂adnie je sprawdzi膰. A zgodnie ze z艂o偶on膮 trzy dni temu deklaracj膮 celn膮 ma pan na pok艂adzie taki 艂adunek. Dlatego prosz臋 stan膮膰 w dryf i przygotowa膰 si臋 do inspekcji...
- Nie zrobi臋 tego! Musicie mie膰 zgod臋 mojego armatora...
- Nie potrzebujemy zgody ani pa艅skiego armatora, ani w艂adz waszego kraju - odpar艂 szybko Ehrlich, cho膰 nie by艂a to prawda. - Je艣li to si臋 panu nie podoba, kapitanie Martinez, b臋dzie pan m贸g艂 wystosowa膰 oficjalny protest po zawini臋ciu do najbli偶szego portu. A teraz prosz臋 zatrzyma膰 silniki!
- Nie ma pan 偶adnego prawa mi rozkazywa膰 na wodach mi臋dzynarodowych! To jawne piractwo!
Ehrlich wyj膮艂 z pasa kr贸tkofal贸wk臋 i rzek艂 do mikrofonu:
- Applegate, ka偶 wycelowa膰 dzia艂ko tu偶 nad relingiem frachtowca i za艂adowa膰 艣lepym nabojem. Og艂o艣 alarm bojowy dla drugiej dru偶yny. Pe艂na gotowo艣膰 na pok艂adzie.
Po chwili z g艂o艣nik贸w na pok艂adzie „Resolute" pad艂 rozkaz wydany przez Applegate'a:
- Pierwsza dru偶yna! Kry膰 si臋!
Rozstawieni strzelcy natychmiast zaj臋li stanowiska za nadbud贸wkami, marynarze wyczekuj膮cy z cumami i bosakami przykucn臋li za wysokim nadburciem kutra i dobyli broni. Ochrona stoj膮ca obok kapitana przesun臋艂a si臋 nieznacznie w kierunku mostka, prze艂adowuj膮c automatyczne pistolety M-16. Lufa trzycalowego dzia艂ka na dziobie obr贸ci艂a si臋 w prawo, mierz膮c tu偶 ponad relingiem frachtowca. Kapitan „Numestry" patrzy艂 na to z rosn膮cym zdumieniem, a zw艂aszcza zdziwi艂 go widok nast臋pnych sze艣ciu uzbrojonych ludzi wybiegaj膮cych na pok艂ad.
- Zwracam si臋 po raz ostatni, kapitanie Martinez - zawo艂a艂 Ehrlich przez megafon. - Prosz臋 zatrzyma膰 statek, albo b臋dziemy zmuszeni u偶y膰 si艂y.
Martinez roz艂o偶y艂 szeroko r臋ce i powoli uni贸s艂 je nad g艂ow臋.
- Dobrze, zatrzymamy si臋. Prosz臋 odwo艂a膰 swoich ludzi.
W tym momencie spomi臋dzy kontener贸w na pok艂adzie frachtowca wy艂oni艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna w szarym garniturze, podszed艂 do kapitana i zacz膮艂 co艣 m贸wi膰 p贸艂g艂osem. Wywi膮za艂a si臋 kr贸tka i raczej ostra wymiana zda艅.
- Czy ty co艣 z tego rozumiesz, sier偶ancie? - zapyta艂 Ehrlich Morrisona.
- Wygl膮da na to, 偶e do akcji wkroczy艂 go艣膰 zawiaduj膮cy t膮 kup膮 z艂omu. Warto by艂oby si臋 dowiedzie膰, kto tam naprawd臋 wydaje rozkazy.
M臋偶czyzna w garniturze zn贸w znikn膮艂 z pola widzenia. Panamski kapitan odwr贸ci艂 si臋, wbieg艂 po drabince na mostek i wkr贸tce warkot silnik贸w zacz膮艂 stopniowo przycicha膰. Martinez ponownie wyszed艂 na zewn膮trz i uni贸s艂 megafon.
- Macie zezwolenie wej艣cia na pok艂ad.
Niespodziewanie jego angielski uleg艂 znacznej poprawie.
- Kapitanie Martinez, prosz臋 zebra膰 za艂og臋 na rufie - poleci艂 Ehrlich.
Musia艂 powt贸rzy膰 rozkaz kilkakrotnie, zanim tamten wreszcie zacz膮艂 zwo艂ywa膰 swoich ludzi. Mo偶e jednak w ko艅cu przestan膮 stawia膰 op贸r, pomy艣la艂, spogl膮daj膮c na marynarzy leniwie przemieszczaj膮cych si臋 po pok艂adzie „Numestry".
- Przygotowa膰 si臋 do wkroczenia na pok艂ad - rozkaza艂 przez kr贸tkofal贸wk臋 dru偶ynie przyczajonej na prawej burcie.
Ludzie zacz臋li chowa膰 bro艅, z powrotem si臋ga膰 po cumy i bosaki. Ehrlich odwr贸ci艂 si臋 w kierunku ster贸wki, chc膮c wyda膰 rozkaz, by sternik podprowadzi艂 kuter jeszcze bli偶ej, kiedy z g艂o艣nika radiostacji dolecia艂 okrzyk:
- Kapitanie! - Po wyra藕nie s艂yszalnym przez radio terkocie Ehrlich domy艣li艂 si臋, 偶e to krzyczy pilot dolphina, kt贸ry bez przerwy kr膮偶y艂 nad frachtowcem, omiataj膮c jego pok艂ad strumieniem 艣wiat艂a z reflektora. - Ludzie z ci臋偶k膮 broni膮 zajmuj膮 stanowiska na dziobie i rufie statku, przy lewej burcie! Jest ich sze艣ciu! Uciekajcie!
- Kry膰 si臋! - wrzasn膮艂, wymachuj膮c r臋koma, po czym ruszy艂 biegiem ku ster贸wce. - Applegate! Ca艂a wstecz! Rusz...
Reszt臋 s艂贸w zag艂uszy艂 terkot broni maszynowej. Ehrlich znajdowa艂 si臋 zaledwie pi臋膰 krok贸w od relingu, tote偶 odg艂os wystrza艂贸w wyda艂 mu si臋 og艂uszaj膮cy, on jednak zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e w por贸wnaniu z ci臋偶k膮 broni膮 pistolety M-16 przypominaj膮 dzieci臋ce zabawki. Nagle znalaz艂 si臋 w samym sercu szalej膮cego po偶aru.
Sze艣ciu uzbrojonych marynarzy „Numestry" zaj臋艂o stanowiska wzd艂u偶 lewej burty. Najpierw hukn臋艂y granatniki przeciwpancerne na dziobie. Cel by艂 艂atwy, „Resolute" sta艂a w odleg艂o艣ci zaledwie kilkunastu metr贸w. Dwa pociski o wielkiej sile ra偶enia rozerwa艂y si臋 przed obrotow膮 wie偶yczk膮 dzia艂ka, jeden eksplodowa艂 na pok艂adzie 艣r贸dokr臋cia, dwa inne trafi艂y w ster贸wk臋. Huk, ogie艅 i deszcz od艂amk贸w szk艂a spad艂y na ludzi, zanim ktokolwiek zd膮偶y艂 zareagowa膰. Dw贸ch marynarzy czekaj膮cych przy cumach na dziobie zgin臋艂o na miejscu, jednego ze strzelc贸w si艂a r贸wnoczesnej eksplozji dw贸ch granat贸w obok wie偶yczki dzia艂a wyrzuci艂a za burt臋.
Druga dru偶yna, os艂aniaj膮ca ludzi szykuj膮cych si臋 do sczepienia statk贸w, pospiesznie otworzy艂a ogie艅, lecz zaraz na pok艂ad „Resolute" spad艂y trzy kolejne granaty. Jeden z nich wyrwa艂 olbrzymi kawa艂 nadburcia, wyrzucaj膮c w powietrze ci臋偶ki karabin. W 艣lad za granatami na pok艂ad kutra posypa艂y si臋 serie z wielkokalibrowej broni maszynowej. Tymczasem o偶y艂y silniki „Numestry" i frachtowiec pocz膮艂 si臋 oddala膰 od wraka „Resolute".
W ster贸wce jedynie kadet McConahay zosta艂 przy 偶yciu, poniewa偶 gdy tylko us艂ysza艂 okrzyk pilota dolphina, skry艂 si臋 za sto艂em nawigacyjnym. Ta prowizoryczna os艂ona uratowa艂a go przed 艣mierci膮. Eksplozja pierwszego granatu, kt贸ry roztrzaska艂 szyb臋 i wpad艂 do ster贸wki, wyrzuci艂a z niej Applegate'a oraz sternika.
W uszach mu dzwoni艂o, mia艂 zawroty g艂owy i czu艂 w ustach smak krwi. Le偶a艂 na pok艂adzie, zasypany od艂amkami szk艂a, kawa艂kami blach i najr贸偶niejszymi przyrz膮dami. Powoli d藕wign膮艂 si臋 na 艂okciach i podpe艂zn膮艂 na czworakach do stalowej grodzi. Otworzy艂 skrzynk臋, si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 awaryjnego telefonu i natychmiast pad艂 plackiem pod 艣cian膮 - nad g艂ow膮 przelecia艂y mu ze 艣wistem kolejne pociski.
- S艂ucham, mostek, tu maszynownia - odezwa艂 si臋 w s艂uchawce jaki艣 g艂os. - Kapitanie? Co tam si臋 dzieje?
- Zostali艣my zaatakowani - wydusi艂 z siebie McConahay, walcz膮c z siln膮 fal膮 md艂o艣ci.
- To ty, McConahay?
- Tak... to ja... - Brzmienie w艂asnego nazwiska podzia艂a艂o na niego trze藕wi膮co. Usi艂owa艂 sobie przypomnie膰, co powinien robi膰 w takiej sytuacji. - Niech radio wezwie pomoc! Trzecia wachta do ster贸wki!
- Co z kapitanem? Gdzie jest Applegate?
Dopiero teraz McConahay rozejrza艂 si臋 po ca艂ym mostku, a gdy zobaczy艂, co si臋 sta艂o, md艂o艣ci przybra艂y jeszcze na sile. Smr贸d kordytu, sw膮d palonego cia艂a, ostry, gryz膮cy dym... to by艂o ponad jego si艂y. Dostrzeg艂 ponadto rozerwane szcz膮tki ludzi, rozrzucone po ca艂ym pok艂adzie.
- Oni... oni... - nie m贸g艂 wydusi膰 z siebie ani s艂owa wi臋cej.
- Czy dasz rad臋 kierowa膰 kutrem? - zapyta艂 mechanik. - Podaj kurs! Dok膮d mamy p艂yn膮膰?
McConahay wypu艣ci艂 z r臋ki s艂uchawk臋, podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 na chwiejnych nogach. Lekki wiatr powoli rozwiewa艂 gryz膮cy dym w pogruchotanej ster贸wce i wkr贸tce kadet ujrza艂 z prawej burty „Numestr臋", kt贸ra nabieraj膮c szybko艣ci oddala艂a si臋 od „Resolute". Przez wybite okno zauwa偶y艂, 偶e strzelcy na dziobie dalej ostrzeliwuj膮 uciekaj膮cy frachtowiec. Zwr贸ci艂 te偶 uwag臋, 偶e zwr贸cone w jego kierunku dzia艂ko, cho膰 z poszarpan膮 i pogi臋t膮 os艂on膮, wygl膮da na sprawne.
Si臋gn膮艂 pod pulpit kapita艅ski i wydoby艂 kolejny telefon awaryjny, kt贸ry ocala艂 jedynie dlatego, 偶e znajdowa艂 si臋 w metalowej skrzynce g艂臋boko pod pulpitem.
- Obs艂uga? Meldujcie, w jakim stanie znajduje si臋 dzia艂o?
- Nie odnotowujemy 偶adnych uszkodze艅, panie chor膮偶y. Ale zupe艂nie zosta艂 zniszczony...
- Obr贸膰cie kuter dwadzie艣cia stopni w prawo i przygotujcie si臋 do otwarcia ognia! - rozkaza艂, po czym wychyli艂 si臋 przez wybite okno i zawo艂a艂: - Nie strzela膰! Wszyscy pod pok艂ad!
- Panie chor膮偶y, nie wiem, czy zdo艂amy obr贸ci膰 kuter. Mamy uszkodzony...
- Postarajcie si臋 za wszelk膮 cen臋 ustawi膰 dzia艂ko do strza艂u! - wrzasn膮艂 McConahay.
Strzelcy biegiem wycofywali si臋 z dziobowego pok艂adu. Lufa armatki obr贸ci艂a si臋 w lewo, ustawi艂a na linii dziobu, obni偶y艂a do poziomu horyzontu...
McConahay skoczy艂 do pulpitu strzeleckiego, ale w miejscu radaru steruj膮cego ogniem zia艂a ogromna, wypalona dziura Zanosz膮c si臋 kaszlem od gryz膮cego dymu, kt贸ry wci膮偶 jeszcze wype艂nia艂 ster贸wk臋, rozejrza艂 si臋 bezradnie. Zacz膮艂 otwiera膰 kolejne szafki, a偶 wreszcie znalaz艂 nieuszkodzony pelorus - prawie nie u偶ywan膮 ju偶 w nawigacji klasyczn膮 tarcz臋 namiernicz膮. Ten prosty przyrz膮d to zwyk艂a lunetka celownicza umieszczona na ruchomym pier艣cieniu, kt贸ry mo偶na obraca膰 wok贸艂 tarczy kompasu. Znajomo艣膰 podstawowych wiadomo艣ci z trygonometrii pozwala przy jego pomocy szybko ustali膰 kierunek i odleg艂o艣膰 do celu. W dobie elektroniki nawigatorzy polegaj膮 na wskazaniach radar贸w oraz innych automatycznych urz膮dze艅, ale McConahay dopiero przed kilkoma miesi膮cami zdawa艂 egzamin z nawigacji, potrafi艂 wiec pos艂ugiwa膰 si臋 pelorusem.
U艣wiadomi艂 sobie nagle z ca艂膮 moc膮, 偶e zdo艂a pokierowa膰 kontratakiem. Odp艂aci si臋...
R臋czne nacelowanie dzia艂ka wymaga艂o ustalenia dw贸ch parametr贸w - kierunku i odleg艂o艣ci. Wyznaczenie kierunku by艂o proste, starczy艂o nakierowa膰 lunetk臋 na cel i odczyta膰 warto艣膰 na tarczy pelorusa. Natomiast okre艣lenie odleg艂o艣ci wymaga艂o oblicze艅. Nale偶a艂o podzieli膰 wysoko艣膰 celu przez tangens k膮ta odczytanego z przyrz膮du. Trzeba by艂o wycelowa膰 lunetk臋 na reling frachtowca...
Burty statku wznosi艂y si臋 mniej wi臋cej na trzydzie艣ci metr贸w od linii wodnej. Tylko nie zapomnij odj膮膰 swojej wysoko艣ci nad wod膮, ostrzega艂 si臋 w my艣lach. Pok艂ad ster贸wki znajdowa艂 si臋 cztery metry nad falami, McConahay przyj膮艂 wi臋c, 偶e wysoko艣膰 celu wynosi dwadzie艣cia sze艣膰 metr贸w. Pelorus mia艂 dwie skale pomiaru k膮t贸w - tradycyjn膮, w stopniach, kt贸r膮 mo偶na by艂o stosowa膰 jedynie do du偶ych i niezbyt odleg艂ych obiekt贸w, oraz dok艂adniejsz膮, w tysi臋cznych artyleryjskich - jednostce wprowadzonej przez oficer贸w artylerii do precyzyjnego kierowania ogniem podczas wojny domowej. Tylko te jednostki nadawa艂y si臋 do wycelowania dzia艂ka.
Smugi dymu niesionego lekkim wiatrem zas艂ania艂y mu nieco widoczno艣膰. McConahay otar艂 pot i krew sp艂ywaj膮ce mu z czo艂a, zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza i skierowa艂 lunetk臋 przyrz膮du na ciemny zarys „Numestry". Po chwili z fosforyzuj膮cej skali odczyta艂 wielko艣膰 k膮ta - 26,5 tysi臋cznych.
Chyba po raz pierwszy nie wstydzi艂 si臋 liczy膰 na palcach - 16 tysi臋cznych to I grad, mamy zatem 1,656 grad贸w, a pomno偶one przez 0,9 daje 1,49 stopnia, teraz trzeba pomno偶y膰... Nie! Podzieli膰 przez 57,29, otrzymamy zatem 0,026 radiana. Na szcz臋艣cie przy tak ma艂ych warto艣ciach mo偶na za艂o偶y膰, 偶e tangens jest r贸wny mierze 艂ukowej i wynosi 0,026. Teraz odleg艂o艣膰 - 26 metr贸w wysoko艣ci burt „Numestry" podzielone przez 0,026 daje... 1000 metr贸w!
- Obs艂uga! Ustawcie dzia艂ko na odleg艂o艣膰 tysi膮ca metr贸w, kierunek dwadzie艣cia dwa stopnie. Przyjmijcie szybko艣膰 oddalania si臋 celu na dwana艣cie w臋z艂贸w i kurs odchylony w lewo o... p贸艂tora stopnia. Za艂oga zesz艂a z pok艂adu. Meldujcie, kiedy b臋dziecie gotowi do otwarcia ognia.
- Chor膮偶y, do jasnej cholery! Czy pan sobie zdaje spraw臋...?
- Bez dyskusji!
Przez chwil臋 w s艂uchawce panowa艂a cisza.
- Melduj臋 dzia艂ko gotowe, ustawione r臋cznie. 艁adowa膰 te偶 b臋dziemy musieli r臋cznie, a mamy na razie tylko osiem naboj贸w.
McConahay zn贸w otar艂 pot sp艂ywaj膮cy mu z czo艂a.
- Uwaga, bateria! Ognia!
Rozleg艂 si臋 huk, z lufy wystrzeli艂 j臋zor p艂omienia. McConahay u艣wiadomi艂 sobie, 偶e maj膮c cel tak blisko, nie potrzebowa艂 tych wszystkich oblicze艅 - ale c贸偶, przynajmniej potwierdzi艂 w ten spos贸b szacunkowe namiary. Pierwszy pocisk trafi艂 w burt臋 frachtowca na 艣r贸dokr臋ciu, tu偶 nad lini膮 wodn膮. W mroku nocy eksplodowa艂a kula ognia. Kolejne wystrza艂y nast臋powa艂y po sobie co pi臋膰 sekund, a ka偶dy pocisk trafia艂 w cel, kolejno coraz bli偶ej rufy „Numestry". Wreszcie pi膮ty musia艂 si臋 przebi膰 przez zardzewia艂e poszycie do maszynowni, poniewa偶 nast膮pi艂 silny wybuch i ca艂a rufa statku b艂yskawicznie stan臋艂a w ogniu.
- Zabrak艂o nam amunicji. Nast膮pi troch臋 d艂u偶sza przerwa - zameldowano przez telefon.
- Nie szkodzi, obs艂uga! Przerwa膰 ogie艅! - zawo艂a艂 w odpowiedzi McConahay.
Huk dzia艂a odczuwa艂 jak silne ciosy w brzuch. Dr偶enie pok艂adu pod stopami wraz ze zwi臋kszon膮 dawk膮 adrenaliny we krwi sprawi艂y, i偶 poczu艂 si臋 nagle wycie艅czony, niezdolny do najmniejszego wysi艂ku.
- Przeka偶cie do maszynowni... Maszyny stop!
Us艂ysza艂 jeszcze tupot szybkich krok贸w na pok艂adzie. S艂uchawka wy艣lizn臋艂a mu si臋 z r膮k i McConahay ci臋偶ko osun膮艂 si臋 na kolana.
- Niech ci臋 diabli wezm膮, McConahay! Trafi艂e艣 tego sukinsyna! - zawo艂a艂 kto艣, wpadaj膮c do ster贸wki.
- Raport o uszkodzeniach... meldunek do dow贸dztwa... sygna艂 SOS... - mamrota艂 pod nosem.
W g艂owie przewala艂y mu si臋 bez艂adne wspomnienia z zaj臋膰 w akademii - pierwsza pomoc medyczna, tr贸jk膮ty prostok膮tne, tablice trygonometryczne. Zaraz jednak wszystko poch艂on臋艂a nieprzenikniona ciemno艣膰.
Baza Stra偶y Przybrze偶nej, Mobile, Alabama
Nast臋pnego ranka
W ca艂ym basenie portowym roi艂o si臋 od motor贸wek z dziennikarzami i fotoreporterami, ekipy telewizyjne robi艂y zdj臋cia z helikopter贸w, za barierkami na nabrze偶u k艂臋bi艂 si臋 t艂um gapi贸w. Dwa stateczki po偶arnicze holowa艂y „Resolute” i osmalon膮 „Numestr臋". Na pok艂adzie kutra kilkunastu stra偶ak贸w oraz in偶ynier贸w przeprowadza艂o inspekcj臋 zniszcze艅. Za艂oga drugiej jednostki po偶arniczej krz膮ta艂a si臋 na lewej burcie frachtowca, ale na statku przemytnik贸w kr臋ci艂o si臋 wi臋cej agent贸w FBI i oficer贸w Stra偶y Przybrze偶nej, ni偶 stra偶ak贸w.
Admira艂 Hardcastle wyszed艂 z hangaru 艣mig艂owca i stan膮艂 na l膮dowisku „Resolute". Po chwili do艂膮czy艂 do niego admira艂 Albert Cronin, jego prze艂o偶ony, naczelny dow贸dca Stra偶y Przybrze偶nej rejonu atlantyckiego. Mierz膮cy niewiele ponad 150 centymetr贸w wzrostu i odznaczaj膮cy si臋 poka藕nym brzuchem m臋偶czyzna o palcach jak serdelki i byczym karku zapa艣nika, nazywany by艂 przez wsp贸艂pracownik贸w „Anta艂kiem", lecz Hardcastle nigdy nie u偶ywa艂 tego okre艣lenia, nawet w 偶artach, chocia偶 znali si臋 od przesz艂o pi臋tnastu lat.
Obaj popatrzyli na g贸ruj膮cy nad nimi kad艂ub „Numestry". Agenci S艂u偶b Celnych, Agencji do Walki z Narkotykami oraz FBI biegali po statku, robili zdj臋cia i sporz膮dzali notatki w tak gor膮czkowym po艣piechu, jakby si臋 obawiali, 偶e uszkodzony frachtowiec w ka偶dej chwili mo偶e si臋 rozp艂yn膮膰 w powietrzu.
- Mam ochot臋 zapali膰 - mrukn膮艂 rozw艣cieczony Cronin.
Hardcastle si臋gn膮艂 do wewn臋trznej kieszeni marynarki, wyj膮艂 dwa cygara i poda艂 jedno z nich dow贸dcy. Lecz kiedy tamten wyci膮gn膮艂 zapalniczk臋, powstrzyma艂 go ruchem d艂oni.
- Lepiej nie ryzykowa膰 - powiedzia艂. - Wsz臋dzie pe艂no ropy.
Faktycznie powietrze przesycone by艂o dusz膮cymi oparami paliwa - holowana do portu „Numestra" zostawia艂a za sob膮 dwudziestomilowej d艂ugo艣ci t艂ust膮 smug臋 na wodzie. Cronin tylko westchn膮艂 ci臋偶ko. Jeszcze przez jaki艣 czas obaj, z nie zapalonymi cygarami w ustach, spogl膮dali na frachtowiec niczym na 偶ywego King Konga, kt贸rego ostatecznie sprowadzono do Ameryki.
- Pad艂a propozycja, 偶eby przenie艣膰 McConahaya - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Cronin. - Ch艂opak jest na kraw臋dzi za艂amania nerwowego.
- Ale ostatniej nocy spisa艂 si臋 bardzo dzielnie - odpar艂 Hardcastle.
- Nie przesadzaj, Ian. Odbywa艂 tylko sta偶 na kutrze patrolowym. Strzelanina przerazi艂a go do tego stopnia, 偶e straci艂 panowanie nad sob膮. Eksplozja zdmuchn臋艂a wszystkich z mostka, on jeden zosta艂 przy 偶yciu w zdemolowanej ster贸wce. Chyba za bardzo si臋 przej膮艂, 偶e musi wzi膮膰 na siebie dowodzenie uszkodzonym kutrem, do tego znajduj膮cym si臋 pod ci膮g艂ym ostrza艂em. Nie musz臋 ci m贸wi膰... Przede wszystkim powinien by艂 zaalarmowa膰 baz臋, zebra膰 za艂og臋, zaj膮膰 si臋 rannymi i podj膮膰 pr贸b臋 doprowadzenia kutra do portu, a nie rozpoczyna膰 kanonad臋 z tego cholernego dzia艂ka! Zachowa艂 si臋 nieodpowiedzialne, ca艂kowicie straci艂 panowanie nad sob膮...
- I wpakowa艂 pi臋膰 pocisk贸w w napastnika, w 艣rodku nocy, nie maj膮c do dyspozycji 偶adnych urz膮dze艅 elektronicznych - przypomnia艂 mu stanowczym tonem Hardcastle. - Musia艂 w pami臋ci wykona膰 obliczenia, kt贸rych ani ty, ani ja nie zrobiliby艣my przez tydzie艅, mo偶e nawet przez rok, korzystaj膮c w dodatku z komputera...
- A tymczasem kuter nabiera艂 szybko wody i niewiele brakowa艂o, by wszyscy spocz臋li na dnie Zatoki Meksyka艅skiej.
- Ale nie dopu艣ci艂 do ucieczki przemytnik贸w i morderc贸w.
- Ucieczki? Frachtowiec nie mia艂 偶adnych szans nam uciec. Drugi kuter, „Manitou", znajdowa艂 si臋 tylko trzy godziny drogi od nich. I tak by艣my dopadli t臋 star膮 bali臋...
- Mo偶liwe, tylko sk膮d on mia艂 o tym wiedzie膰?
- Ian, olbrzymia cz臋艣膰 za艂ogi jeszcze kilkana艣cie minut po ataku nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, co si臋 wydarzy艂o. Co najmniej trzem osobom mo偶na by uratowa膰 偶ycie, gdyby w por臋 uzyskali pomoc medyczn膮. Ale McConahaya bardziej interesowa艂o strzelanie z dzia艂ka, ni偶 zajmowanie si臋 rannymi kolegami na pok艂adzie kutra.
Hardcastle spogl膮da艂 na niego okr膮g艂ymi ze zdumienia oczyma.
- Uspok贸j si臋 - doda艂 szybko Cronin - nie mam zamiaru stawia膰 go do raportu. Ale to nie wojna, gdzie takie dzia艂anie by艂oby w pe艂ni usprawiedliwione. Mamy pok贸j. Wiesz dobrze, i偶 dow贸dca kutra patrolowego musi w pierwszej kolejno艣ci my艣le膰 o swojej za艂odze i powierzonym mu statku. Nikomu nie wolno bawi膰 si臋 w strzelanin臋, kiedy doko艂a na pok艂adzie le偶膮 zabici i ranni koledzy. Przyznaj臋, 偶e jak na 偶贸艂todzioba przeszed艂 ju偶 tyle, i偶 niesprawiedliwo艣ci膮 by艂oby go kara膰 w jakikolwiek spos贸b. Ale kiedy sprawa przycichnie, a on wr贸ci do s艂u偶by, ju偶 dopilnuj臋, by dok艂adnie go pouczono, jak nale偶y post臋powa膰 w podobnych sytuacjach. Dostanie kilka dobrych rad, za to w jego aktach nie znajdzie si臋 nawet wzmianka na ten temat. W porz膮dku?
- Zgoda. Nie chcia艂bym, 偶eby ten incydent mia艂 wp艂yw na jego dalsz膮 s艂u偶b臋.
- Jeste艣 cholernie uparty. No c贸偶, w zasadzie nie powinno mnie to dziwi膰. - Zamilk艂 na chwil臋, po czym doda艂 cicho, jakby chcia艂 wyja艣ni膰 swoje stanowisko: - Si臋ganie po bro艅 i strzelanie do przest臋pc贸w nie zawsze jest najlepszym wyj艣ciem w sytuacji, kiedy zosta艂o si臋 napadni臋tym. Przez to, 偶e zestrzeli艂e艣 tamtego shortsa, zamiast zmusi膰 go do l膮dowania czy tylko 艣ledzi膰 na radarze, stracili艣my wiele cennych dowod贸w.
- Ju偶 omawiali艣my tamt膮 spraw臋...
- Ale mamy kolejny incydent, tym razem McConahay otworzy艂 ogie艅 do przemytnik贸w.
Hardcastle wskaza艂 na pok艂ad „Numestry", po kt贸rym inspektorzy S艂u偶b Celnych przeci膮gali w贸zki wy艂adowane plastikowymi workami. Ka偶dy z nich, wielko艣ci dwukomorowej lod贸wki, wypchany by艂 pieni臋dzmi - u偶ywanymi banknotami o nomina艂ach nie wi臋kszych ni偶 sto dolar贸w, a w wi臋kszo艣ci pi膮tkami i dziesi膮tkami. Do tej pory wyci膮gni臋to na pok艂ad kilkadziesi膮t takich olbrzymich pakunk贸w.
- Sam popatrz. Przecie偶 to istna p艂ywaj膮ca hurtownia przemytnik贸w. Podobno w ka偶dym worku znajduje si臋 sto tysi臋cy dolar贸w w drobnych banknotach. Wed艂ug oceny celnik贸w mieli w 艂adowni kilka ton got贸wki. Grube miliony. Nie wspomn臋 ju偶 o setkach kilogram贸w kokainy i heroiny oraz chyba ze stu tonach marihuany. Gdyby to wszystko sprzedano, nie pomie艣ciliby forsy nawet na kilku takich statkach. W dodatku znaleziono ca艂y magazyn karabin贸w maszynowych, granatnik贸w przeciwpancernych, pocisk贸w zdalnie sterowanych, min, materia艂贸w wybuchowych... Mieli nawet rakiety przeciwlotnicze typu Stinger!
- Tak, wiem. Ale co z tego? S膮dzisz, 偶e to usprawiedliwia wyczyn McConahaya?
Croninowi wystarczy艂o jednak tylko spojrze膰 w twarz Hardcastle'a, by zna膰 odpowied藕.
- Uwa偶asz, 偶e McConahay post膮pi艂by w艂a艣ciwie, gdyby zapomnia艂 o napastnikach i zaj膮艂 si臋 swoimi lud藕mi oraz kutrem? Mia艂 liczy膰 na to, 偶e mniejszej i gorzej uzbrojonej 艂odzi, takiej jak „Manitou", uda si臋 do艣cign膮膰 frachtowiec? Ja natomiast my艣l臋, 偶e dopiero wtedy pope艂ni艂by olbrzymi b艂膮d. M贸wi膮c szczerze, ani „Resolute", ani „Manitou", nie s膮 odpowiednio wyposa偶one do prowadzenia takich akcji, a ju偶 z pewno艣ci膮 „Manitou" nie mia艂by 偶adnych szans. Bandyci od razu zatopiliby kuter. Powtarzam, admirale, 偶e wed艂ug mnie McConahay zachowa艂 si臋 w艂a艣ciwie, otwieraj膮c ogie艅 do przemytnik贸w. Gdyby pozwoli艂 im odp艂yn膮膰, wcze艣niej czy p贸藕niej tamci uporaliby si臋 z nast臋pnym patrolem, czy to Stra偶y Przybrze偶nej, czy S艂u偶b Celnych. Zgin臋liby kolejni ludzie. Powinni艣my raczej traktowa膰 McConahaya jak bohatera, a nie jak 偶贸艂todzioba, kt贸ry podj膮艂 niew艂a艣ciwe decyzj臋.
Cronin musia艂 przyzna膰 w duchu, 偶e podziela t臋 opini臋, lecz nie m贸g艂 si臋 z tym zdradzi膰.
- Tak czy inaczej, nasza sytuacja nie jest zbyt weso艂a, admirale - ci膮gn膮艂 Hardcastle. - To ju偶 drugi incydent, a nawet trzeci, je艣li policzy膰 oddzielnie zestrzelenie falcona i atak na patrol Sandry Geffar. Przemytnicy zaczynaj膮 si臋ga膰 po ci臋偶k膮 bro艅 i dokonywa膰 czynnych napa艣ci na ludzi wykonuj膮cych obowi膮zki s艂u偶bowe - zar贸wno na obszarze kraju, jak i na wodach terytorialnych czy otwartym morzu. Mamy do czynienia z czym艣 po艣rednim mi臋dzy agresj膮 militarn膮 i atakiem terrorystycznym. Ich g艂贸wnym celem jest obroni膰 przemycany towar, tylko tyle. Ale zaczynaj膮 stosowa膰 coraz bardziej wyrafinowane sposoby przemytu...
- No c贸偶, my艣l臋, 偶e nale偶y szczeg贸艂owo poinformowa膰 ka偶dy oddzia艂 Stra偶y Przybrze偶nej o tych incydentach - wtr膮ci艂 Cronin. - Ju偶 rozes艂a艂em wst臋pne meldunki do dow贸dc贸w wszystkich okr臋g贸w. Zwr贸ci艂em si臋 te偶 do w艂adz z pro艣b膮 o zwi臋kszenie liczebno艣ci Stra偶y w twoim okr臋gu oraz w 贸smym, dowodzonym przez admira艂a Kellermana, a tak偶e o przydzielenie wam dodatkowych jednostek p艂ywaj膮cych i samolot贸w...
- W takim razie, admirale, prosz臋 o pozwolenie sformowania oddzia艂u specjalnego, przeznaczonego do dzia艂ania w艂a艣nie w takich okoliczno艣ciach. Potrzebujemy dobrze wyszkolonych i odpowiednio wyekwipowanych ludzi do walki z uzbrojonymi przemytnikami.
- Nie s膮dz臋, by naprawd臋 istnia艂a taka potrzeba, Ian. Nie pochwalam takich akcji, jak膮 przeprowadzi艂 kadet McConahay, niemniej zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e w ten spos贸b wykazali艣my przemytnikom, i偶 zdolni jeste艣my stawi膰 im zbrojny op贸r...
A jeszcze przed chwil膮 m贸wi艂 co艣 wr臋cz przeciwnego, pomy艣la艂 Hardcastle. To do niego ca艂kiem niepodobne... Chyba 偶e zaczyna traci膰 grunt pod nogami...
- Obstaj臋 przy swoim, admirale. W obu incydentach ponie艣li艣my spore straty, nowoczesny helikopter S艂u偶b Celnych i kuter patrolowy Stra偶y Przybrze偶nej. Przest臋pcy te偶 ponie艣li szkody, zar贸wno w ludziach, jak i w sprz臋cie, ale tylko dzi臋ki... do艣膰 nietypowej reakcji, w jednym wypadku mojej, w drugim tego zielonego kadeta, McConahaya, kt贸ry po prostu zapomnia艂, 偶e w takiej sytuacji nie powinien odpowiada膰 ogniem z dzia艂ka.
- Wi臋c co, do cholery, proponujesz, Ian? - sykn膮艂 ze z艂o艣ci膮 Cronin. Przez nieuwag臋 przegryz艂 cygaro, tote偶 wyj膮艂 je z ust i cisn膮艂 o pomara艅czow膮 od rdzy burt臋 „Numestry". - Mamy strzela膰 do ka偶dego podejrzanego samolotu czy statku, jaki si臋 zbli偶y do naszych brzeg贸w? Kierujemy Stra偶膮 Przybrze偶n膮 Stan贸w Zjednoczonych, a nie wojskami strzeg膮cymi wschodnioniemieckich granic! Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e ta robota bywa czasem denerwuj膮ca. Przyznaj臋, 偶e nieraz, a nawet do艣膰 cz臋sto, wi膮偶e si臋 z pewnym ryzykiem. Ale wie o tym ka偶dy, kto wchodzi na pok艂ad naszych kutr贸w. Mimo wszystko ludzie wyp艂ywaj膮 na patrole, tak膮 mamy s艂u偶b臋...
- Ale wysy艂anie ich na patrole bez odpowiedniego przygotowania zaczyna graniczy膰 z szale艅stwem!
- W takim razie spr贸bujmy udoskonali膰 program szkolenia. Pomy艣lmy o lepszym wyposa偶eniu, 膰wiczeniach, zabezpieczeniach, o zwi臋kszeniu liczebno艣ci oddzia艂贸w...
- Zgadzam si臋, admirale - odpar艂 szybko Hardcastle. - Powinni艣my zadba膰 o lepsze samoloty i kutry, lecz tak偶e lepiej je uzbroi膰, w艂a艣nie na wypadek podobnego ataku. Uwa偶am jednak, 偶e nie powinny to by膰 jednostki Stra偶y Przybrze偶nej.
- Nie rozumiem. - Cronin energicznie pokr臋ci艂 g艂ow膮. - O co ci w takim razie chodzi? Ma to by膰 okr臋t marynarki wojennej? Wojskowy my艣liwiec? Przecie偶 Stra偶 Przybrze偶na jest wyposa偶ona w uzbrojone kutry, samoloty z najnowszymi przyrz膮dami elektronicznymi, mamy odpowiedni膮 kadr臋...
- Lecz czy na pewno oddzia艂y patrolowe Stra偶y s膮 przygotowane na ka偶d膮 sytuacj臋? W moim, si贸dmym okr臋gu przeprowadzili艣my w ubieg艂ym roku ponad pi臋tna艣cie tysi臋cy patroli. W wi臋kszo艣ci by艂y to jednak rutynowe inspekcje statk贸w oraz typowa ochrona granic. Uda艂o nam si臋 zapobiec kilkuset pr贸bom przemytu, ale dot膮d rzadko wi膮za艂o si臋 to z jakimkolwiek zagro偶eniem. Nie s膮dzisz wi臋c, 偶e dodatkowe uzbrojenie i szkolenie wszystkich za艂贸g, specjalizuj膮cych si臋 w akcjach poszukiwawczych i ratowniczych, by艂oby bezcelowe, a nawet niebezpieczne? Dopiero wtedy powsta艂aby realna gro藕ba, 偶e z byle powodu zaczn膮 by膰 ostrzeliwane 艂odzie rybak贸w i prywatne awionetki. Musieliby艣my wpoi膰 ludziom, by traktowali ka偶dy statek czy samolot jako podejrzany, inaczej patrole nie by艂yby przygotowane na spotkanie z silnie uzbrojonymi przemytnikami. To ryzykowne...
Cronin milcza艂, tote偶 Hardcastle - maj膮c nadziej臋, 偶e jednak uda mu si臋 co艣 wsk贸ra膰 - t艂umaczy艂 dalej:
- Nasi ludzie i tak maj膮 wystarczaj膮co du偶o obowi膮zk贸w, admirale. Jeste艣my jedyn膮 agencj膮 w kraju, kt贸ra musi pilnowa膰 przestrzegania prawa mi臋dzynarodowego, federalnego, stanowego i lokalnego jednocze艣nie. Ka偶dy patrol wi膮偶e si臋 zatem z olbrzymi膮 odpowiedzialno艣ci膮. Je艣li na dodatek zaszczepimy ludziom nieufno艣膰, zaczn膮 podejrzewa膰, i偶 ka偶dy kontrolowany statek czy kuter rybacki mo偶e ich ostrzela膰 z granatnik贸w i wyprawi膰 na tamten 艣wiat. Nie do艣膰, 偶e musz膮 sprawdza膰 wyposa偶enie 艂odzi w kamizelki ratunkowe, ga艣nice czy flary sygnalizacyjne, teraz zaczn膮 jeszcze szuka膰 wsz臋dzie narkotyk贸w i rakiet przeciwlotniczych typu Stinger, obawiaj膮c si臋 bez przerwy o w艂asne 偶ycie.
- Doskonale znam wasze osi膮gni臋cia i zdaj臋 sobie spraw臋 z odpowiedzialno艣ci ci膮偶膮cej na ludziach, kt贸rymi dowodzisz. Wiem, ile maj膮 obowi膮zk贸w i jak bardzo stresuj膮ca jest ta s艂u偶ba. Nie musisz mi robi膰 tego cholernego wyk艂adu.
- Przepraszam, admirale. Chcia艂em tylko wyja艣ni膰 swoje stanowisko...
Cronin zapatrzy艂 si臋 na nabrze偶e, w kt贸rego stron臋 holowano „Resolute". Dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e za barierkami ustawionymi przez policj臋 stanow膮 Luizjany oraz na wszystkich falochronach k艂臋bi膮 si臋 t艂umy dziennikarzy, fotoreporter贸w i zwyk艂ych gapi贸w.
- Kto, do diab艂a, wpu艣ci艂 tych ludzi na teren bazy? - spyta艂 przez z臋by. - B臋d臋 musia艂 zmy膰 g艂ow臋 sukinsynowi, kt贸ry odpowiada za ten bajzel!
Kiedy weszli ju偶 do portu, Cronin i Hardcastle zwr贸cili uwag臋 na cztery ambulansy, kt贸re z w艂膮czonymi 艣wiat艂ami przepycha艂y si臋 przez t艂um. Ekipy telewizyjne skierowa艂y kamery w stron臋 aut. Po pewnym czasie karetki wydosta艂y si臋 na nabrze偶e i stan臋艂y w szeregu. Za nimi run膮艂 t艂um gapi贸w, kt贸rzy chcieli wszystko obserwowa膰 z bliska. Sanitariusze otworzyli tylne drzwi ambulans贸w i wyci膮gn臋li nosze.
Wkr贸tce otwarto szerzej stalowe wrota hangaru na „Resolute". Admira艂owie odsun臋li si臋 nieco i zasalutowali na widok zw艂ok wywo偶onych na w贸zkach z tej prowizorycznej kostnicy. Cia艂a dziesi臋ciu marynarzy, poleg艂ych wskutek napa艣ci z „Numestry", a w艣r贸d nich dowodz膮cych kutrem kapitana Ehrlicha oraz porucznika Applegate'a, transportowano ku zej艣ciu na prawej burcie, sk膮d mia艂y by膰 przeniesione do ambulans贸w. Hardcastle zacisn膮艂 mocniej z臋by, spostrzeg艂szy, 偶e nie we wszystkich workach foliowych spoczywaj膮 kompletne ludzkie zw艂oki - kilka z nich musia艂o zawiera膰 jedynie fragmentaryczne szcz膮tki zabitych. Cronin energicznie opu艣ci艂 r臋k臋, gdy min膮艂 ich ostatni w贸zek.
- Cholera jasna! - wycedzi艂 przez z臋by, spogl膮daj膮c to na transportowane cia艂a w czarnych foliowych workach, to na t艂um dziennikarzy i fotoreporter贸w, kieruj膮cych w t臋 stron臋 obiektywy.
- Panie admirale...?
- S艂ucham, Hardcastle.
- Przykro mi, 偶e do tego dosz艂o. Nie potrafi臋 wyrazi膰...
Cronin odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i przez jaki艣 czas w milczeniu wbija艂 wzrok w osmalony kad艂ub „Numestry". Wreszcie rzek艂:
- Rozumiem ci臋.
Zn贸w zapad艂o milczenie. „Resolute" dobija艂a do nabrze偶a, rzucono cumy. Tu偶 za ni膮 przycumowano frachtowiec przemytnik贸w.
- Opisz dok艂adnie swoj膮 propozycj臋, Ian. Przedstaw plan sformowania tego oddzia艂u do zada艅 specjalnych, o kt贸rym m贸wili艣my. Je艣li uzyska moj膮 akceptacj臋, do艂膮cz臋 go do raportu, kt贸ry musz臋 przedstawi膰 w Departamencie Skarbu, Naczelnym Dow贸dztwie Stra偶y Przybrze偶nej i Po艂膮czonym Dow贸dztwie Sztabu. Do diab艂a, najwy偶sza pora podj膮膰 bardziej zdecydowan膮 akcj臋! Mo偶e uda nam si臋 zapobiec dalszym takim tragediom.
Baza lotnicza w Homestead, Floryda
Dwa dni p贸藕niej
Hardcastle znalaz艂 Sandr臋 Geffar wczesnym rankiem na strzelnicy bazy lotnictwa wojskowego, kiedy 膰wiczy艂a strzelanie do tarczy z odleg艂o艣ci stu metr贸w. Obok niej na stoliku le偶a艂 ca艂y arsena艂 - od znajduj膮cych si臋 na wyposa偶eniu S艂u偶b Celnych rewolwer贸w kalibru 9,6 oraz 11,4 mm, jak te偶 dziewi臋ciomilimetrowego pistoletu automatycznego, a偶 po wielki, dwunastostrza艂owy browning, pistolety maszynowe Steyr, M-16 i sk艂adany automat Uzi. Worki z piaskiem porozk艂ada艂a tak, by u艂atwi膰 sobie strzelanie z ka偶dej pozycji. Na stoliku le偶a艂y te偶 narz臋dzia do czyszczenia broni oraz ustawiania celownik贸w i regulacji spr臋偶yny spustu, a tak偶e pude艂ka z amunicj膮 i r贸偶norodne magazynki. Kilka opr贸偶nionych pude艂ek wala艂o si臋 na pod艂odze. Do ka偶dego typu broni Sandra stosowa艂a inne kabury - podramienne, b膮d藕 mocowane do pasa. Tu偶 przed ni膮 sta艂a lunetka wymierzona w tarcz臋.
Ca艂y ten sk艂ad broni robi艂 piorunuj膮ce wra偶enie, natomiast sama Sandra wygl膮da艂a 偶a艂o艣nie. Szyj臋 mia艂a usztywnion膮 grubym, plastikowym ko艂nierzem, ca艂膮 twarz pokrywa艂y zadrapania i siniaki, a pod oczyma ciemnia艂y olbrzymie, czarne po艂okr臋gi - wszystko to by艂o efektem fali uderzeniowej eksplozji, kt贸ra wyrzuci艂a j膮 w powietrze. Utyka艂a tak偶e lekko na jedn膮 nog臋. Spod pask贸w kilku r贸偶nych kabur, jakie mia艂a na sobie, wystawa艂 bia艂y elastyczny temblak.
Nie zauwa偶y艂a zbli偶aj膮cego si臋 admira艂a albo te偶 postanowi艂a nie zwraca膰 na niego uwagi. Sko艅czy艂a w艂a艣nie regulowa膰 muszk臋 automatycznego pistoletu kalibru 11,4 mm, w艂膮czy艂a mechanizm przesuwania tarczy w kszta艂cie sylwetki cz艂owieka, ustawi艂a odleg艂o艣膰 na pi臋膰dziesi膮t metr贸w i skierowa艂a j膮 pod lew膮 艣cian臋.
- Przepraszam, czy mo偶emy przez chwil臋 porozmawia膰? - zapyta艂 Hardcastle.
Zerkn臋艂a na niego z ukosa, po czym si臋gn臋艂a po dwa magazynki, wsun臋艂a je do kieszeni przy pasie, trzeci natomiast za艂adowa艂a do pistoletu i wsun臋艂a bro艅 do kabury pod praw膮 pach膮.
- Jest pani lewor臋czna? - odezwa艂 si臋 cicho admira艂. - Nie zauwa偶y艂em tego wcze艣niej...
Geffar wci膮偶 milcza艂a. Kiedy rozleg艂 si臋 stuk uruchamianego mechanizmu i tarcza zacz臋艂a si臋 przesuwa膰 w prawo, b艂yskawicznie doby艂a broni i ani na moment nie opuszczaj膮c lufy, wystrzeli艂a dziesi臋膰 pocisk贸w, odrzuci艂a pusty magazynek, za艂adowa艂a nast臋pny, odda艂a kolejnych dziesi臋膰 strza艂贸w, jeszcze raz prze艂adowa艂a pistolet, ale z trzeciego magazynka zd膮偶y艂a wystrzeli膰 tylko trzy naboje, poniewa偶 tarcza znikn臋艂a za os艂on膮 pod przeciwleg艂膮 艣cian膮.
- Niech to szlag! - sykn臋艂a. Zabezpieczy艂a dymi膮cy pistolet i w艂膮czy艂a silnik, przysuwaj膮c do siebie podziurawion膮 tarcz臋. - R臋ce mi si臋 trz臋s膮... Przedtem nad膮偶a艂am opr贸偶ni膰 trzy magazynki i jeszcze si臋gn膮膰 po drugi rewolwer, zanim tarcza skry艂a si臋 za os艂on膮. Teraz nie idzie mi nawet proste strzelanie.
- Masz k艂opoty z prostym strzelaniem? - spyta艂 Hardcastle, zachodz膮c w g艂ow臋, co ona przez to rozumie. Popatrzy艂 z podziwem na tarcz臋: tylko trzy pociski trafi艂y poza centralny okr臋g, w kt贸rym pozosta艂e wyrwa艂y jedn膮 wielk膮 dziur臋. Pomy艣la艂, 偶e on mia艂by spore k艂opoty z uzyskaniem takiego rezultatu, nawet gdyby strzela艂 do nieruchomej tarczy z odleg艂o艣ci trzydziestu metr贸w. - No c贸偶, chyba nie wr贸ci艂a艣 jeszcze do formy. Rzek艂bym, 偶e jeste艣 najlepszym kandydatem do ekipy maj膮cej k艂opoty z prostym strzelaniem.
Geffar popatrzy艂a na niego uwa偶nie, lecz bez u艣miechu. Zacz臋艂a na nowo 艂adowa膰 magazynki.
- O czym chcia艂 pan ze mn膮 porozmawia膰, admirale?
- Przede wszystkim chcia艂em sprawdzi膰, jak si臋 miewasz. Powiedzieli mi w twoim biurze, 偶e nie wysz艂a艣 jeszcze ze szpitala.
- Wypisa艂am si臋 dzi艣 rano. Zdycha艂am z nud贸w. Lekarze w szpitalu wojskowym okazali si臋 jeszcze gorszymi t臋pakami ni偶 cywile.
- Jak twoja szyja? - zapyta艂 z trosk膮 w g艂osie.
- Boli. Dziwi to pana? Wszystko mnie boli. Przy najl偶ejszym poruszeniu odczuwam zawroty g艂owy, trz臋s膮 mi si臋 r臋ce, nie mog臋 trafi膰 do kabury, kt贸rej nie dam rady nosi膰 normalnie, bo ca艂e prawe rami臋 mam silnie st艂uczone. Musz臋 jeszcze co艣 dodawa膰? - Za艂adowa艂a pe艂ny magazynek do pistoletu. - Czy m贸g艂by mi pan pom贸c i zawiesi膰 now膮 tarcz臋?
Hardcastle odpi膮艂 podziurawiony arkusz papieru, rozwin膮艂 nast臋pny i zacz膮艂 go mocowa膰 w klamerkach.
- Mam dla ciebie 艣wietn膮 propozycj臋.
- Niby jak膮?
- Wracaj do domu i po艂贸偶 si臋 do 艂贸偶ka.
Uruchomiony nagle mechanizm wyszarpn膮艂 mu brzeg arkusza z d艂oni. Tarcza odjecha艂a z powrotem na odleg艂o艣膰 stu metr贸w.
- Przez tydzie艅 nie by艂o mnie w bazie. W艣r贸d moich ludzi nigdy dot膮d nie panowa艂o tak silne przygn臋bienie.
- 艢mier膰 koleg贸w zazwyczaj odbiera si臋 podobnie. Najwa偶niejsze, aby nie poddawa膰 si臋 takim nastrojom.
- A co pan zrobi艂 po utracie za艂ogi swojego falcona? Wyda艂 przyj臋cie?
- Daj spok贸j. Je艣li masz ochot臋 si臋 wy偶ywa膰 w strzelaniu do tarczy, to prosz臋 bardzo. Ale nie pr贸buj obci膮偶a膰 nikogo win膮 za swoj膮 pora偶k臋, zw艂aszcza 偶e wszyscy staraj膮 ci si臋 pom贸c. Chocia偶, na dobr膮 spraw臋, zas艂u偶y艂a艣 na solidnego kopniaka w ty艂ek.
Geffar przez chwil臋 sta艂a jak wmurowana, wreszcie wyrzuci艂a magazynek i z trzaskiem od艂o偶y艂a pistolet na miejsce.
- Strasznie mi przykro - wycedzi艂a ze z艂o艣ci膮 - 偶e nie jestem komandosem i nie zas艂u偶y艂am si臋 w Wietnamie, tak jak pan. To prawda, 偶e do tej pory jedynie czyta艂am o wojnach narkotykowych i zaledwie par臋 razy mia艂am okazj臋 strzela膰 do przemytnik贸w. Ale nigdy jeszcze nie prze偶y艂am takiego ataku, jak w ubieg艂ym tygodniu. Ludzie gin臋li na moich oczach, nigdy... nie...
- Masz ochot臋 porozmawia膰 na ten temat?
- Nie.
Nerwowymi ruchami zacz臋艂a wyci膮ga膰 bia艂y temblak spod krzy偶uj膮cych si臋 na piersi pask贸w kilku r贸偶nych kabur.
- Przepraszam - szepn臋艂a, uk艂adaj膮c praw膮 r臋k臋 na temblaku. Tak, musz臋 si臋 wygada膰.
Hardcastle podszed艂 do okienka dy偶urnego strzelnicy, wzi膮艂 dwa plastikowe kubeczki i nape艂ni艂 je kaw膮 z termosu, po czym oboje wyszli na rozleg艂y parking przed strzelnic膮.
- Chyba wiem, co czujesz - powiedzia艂. - Jako ca艂kiem zielony kadet po uko艅czeniu Szko艂y Oficerskiej Wojsk Desantowych Marynarki zosta艂em dow贸dc膮 oddzia艂u saper贸w i otrzyma艂em przeniesienie do bazy w Nam. Nie mia艂em poj臋cia o rozbrajaniu 艂adunk贸w. Do cholery, o niczym jeszcze wtedy nie mia艂em poj臋cia. W ci膮gu pierwszego tygodnia straci艂em pi臋ciu ludzi, ledwie zd膮偶y艂em ich pozna膰. Kiedy meldowano mi o kolejnym wypadku, czu艂em si臋 wszystkiemu winny. - Geffar pokiwa艂a g艂ow膮. - Ty tak偶e czujesz si臋 osamotniona w艂a艣nie dlatego, 偶e dowodzisz oddzia艂em. Ale wiedz, 偶e znajdziesz pomoc wielu 偶yczliwych os贸b, je艣li tylko im pozwolisz, by ci pomagali.
- Jak to znosi艂e艣? - spyta艂a, id膮c powoli w kierunku trawnika. - S艂ysza艂am, 偶e sko艅czy艂o si臋 na d艂ugim pobycie w szpitalu na Filipinach...
- Detoksykacja... - odpar艂 nieco spi臋tym g艂osem. - Pr贸bowa艂em wszystkiego, trawki, alkoholu, proch贸w... to uspokajaj膮cych, to zn贸w pobudzaj膮cych. Oficjalnie wszystkich nas tam leczyli z „obra偶e艅 wojennych", ale to by艂a zwyczajna odwyk贸wka. Po wyj艣ciu ze szpitala dosta艂em przeniesienie do Stra偶y Przybrze偶nej. To by艂o dwadzie艣cia dwa lata temu...
- Ty... by艂e艣 uzale偶niony? - zdumia艂a si臋 Geffar. - Wi臋c jak to mo偶liwe, 偶e... to znaczy...
- Chodzi ci o to, jak mog艂em awansowa膰 i doj艣膰 a偶 do stopnia admira艂a? To by艂y inne czasy. Zupe艂nie inne. Wszyscy si臋 nawzajem os艂aniali. W marynarce nikt nikomu nie musia艂 powtarza膰, 偶e trzeba kry膰 koleg贸w, bo mo偶e nadej艣膰 taki dzie艅, kiedy samemu b臋dzie si臋 zdanym na innych. Zreszt膮 w Stra偶y Przybrze偶nej by艂o tak samo. W chwili, kiedy cz艂owiek po raz pierwszy przekracza艂 pr贸g bazy czy stawia艂 stop臋 na pok艂adzie kutra, stawa艂 si臋 kumplem i nikogo nie obchodzi艂o, czym si臋 przedtem zajmowa艂 i co mia艂 na sumieniu. Nikt nie zagl膮da艂 do akt personalnych, kart chorobowych. Trzeba si臋 by艂o wykaza膰 w bezpo艣redniej pracy z lud藕mi, a to, co zapisane w papierach, prawie wcale si臋 nie liczy艂o. Takie same zasady obowi膮zywa艂y mi臋dzy szeregowcami, jak i w艣r贸d najwy偶szych rang膮 oficer贸w dow贸dztwa.
- Lecz w twoich aktach musia艂 zosta膰 wpis o... narkomanii. Teraz wyrzuca si臋 ze s艂u偶by ludzi za znacznie mniejsze przewinienia.
- Wtedy o wiele bardziej potrzebowano ludzi, ni偶 sensacyjnych nag艂贸wk贸w w gazetach, krzycz膮cych o narkomanii w艣r贸d kadry oficerskiej. - Urwa艂 i popatrzy艂 na Geffar. - Czy偶by艣 zagl膮da艂a do moich akt?
Sandra wzruszy艂a ramionami, a po jej twarzy przemkn膮艂 cie艅 u艣miechu.
- Wykorzysta艂am tylko przetarty szlak, admirale. Odkry艂am bowiem, 偶e kto艣 zagl膮da艂 do moich akt personalnych. Kto艣 z pa艅skiego biura.
- Rozumiem. I chc膮c wyr贸wna膰 szanse, si臋gn臋艂a艣 do moich?
- Zapyta艂am par臋 os贸b, nie musia艂am czyta膰 akt.
- I tak by艣 ich nie dosta艂a, to jedna z niewielu korzy艣ci wynikaj膮cych z wojskowej hierarchii. Ale ka偶臋 ci je dostarczy膰.
- Dobrze... Prosz臋 mi jednak powiedzie膰, do czego pan zmierza, admirale.
- M贸w mi po imieniu.
- Nie, dzi臋kuj臋, admirale.
- Jak wolisz. Chc臋 z tob膮 porozmawia膰 o walce z przemytem, czyli o naszym wsp贸lnym zadaniu.
- A konkretnie?
- Co my艣lisz o naszej roli w zwalczaniu przemytu narkotyk贸w?
- Parszywa robota. Brak nam i ludzi, i pieni臋dzy. Przeprowadzamy coraz mniej kontroli, a coraz cz臋艣ciej siedzimy i spokojnie czekamy, a偶 co艣 si臋 wydarzy. Kiedy powinni艣my natychmiast wkroczy膰 do akcji, to musimy jeszcze zaczeka膰, a偶 inni zrobi膮 swoje i usun膮 nam si臋 z drogi.
- Masz na my艣li Stra偶 Przybrze偶n膮?
- Nie tylko. Jest jeszcze Agencja Walki z Narkotykami, FBI, „Proca", „Blok", Departament Sprawiedliwo艣ci, Departament Skarbu, Urz臋dy Skarbowe, wojsko... Teoretycznie S艂u偶by Celne powinny kierowa膰 walk膮 z przemytem narkotyk贸w, tak zreszt膮 by艂o do czasu wej艣cia w 偶ycie ustawy o walce z narkomani膮. Przez pi臋膰 lat mogli艣my tylko wygl膮da膰 zza plec贸w tych z Agencji Walki z Narkotykami, lecz coraz cz臋艣ciej i im, i nam, widoczno艣膰 zas艂ania Stra偶 Przybrze偶na. Nie wolno nam zrobi膰 nawet kroku bez zgody co drugiej ameryka艅skiej agendy rz膮dowej. Prosz臋 dorzuci膰 do tego policj臋 stanow膮 oraz w艂adze lokalne... Ju偶 teraz nie ma si臋 gdzie ruszy膰. Osi膮gn臋li艣my klasyczny pat.
- Jakie widzisz wyj艣cie z tej sytuacji?
- Wyj艣cie? Nie jestem pewna, czy ono w og贸le istnieje... Do czego pan zmierza, Hardcastle? Nie ma pan przypadkiem mikrofonu ukrytego pod klap膮 marynarki?
- Chc臋 tylko zna膰 twoje zdanie. Po艣wi臋ci艂a艣 tej walce niemal ca艂膮 swoj膮 karier臋, przy tobie jestem jak g贸wniarz, sp臋dzaj膮cy pierwszy dzie艅 w nowej szkole. Moje do艣wiadczenia sko艅czy艂y si臋 na pilotowaniu 艣mig艂owc贸w nad d偶ungl膮.
Geffar zerkn臋艂a na niego podejrzliwie, wcale nie przekonana, 偶e admira艂 chce pozna膰 jej opini臋... A, do diab艂a, pomy艣la艂a z desperacj膮, przecie偶 w艂a艣nie to samo i mnie od dawna nurtuje...
- S艂u偶by Celne b臋d膮 z g贸ry skazane na pora偶k臋, dop贸ki przemytnikom pozwoli si臋 swobodnie dociera膰 do wybrze偶y. To chyba oczywiste, bo je艣li towar znajdzie si臋 na l膮dzie, mo偶na go b艂yskawicznie rozdzieli膰 i ukry膰, czego nie da si臋 zrobi膰 na statku czy w samolocie. My jednak nie mamy prawa dzia艂a膰 poza dwunastomilow膮 stref膮 w贸d terytorialnych, zosta艂o to wyra藕nie zapisane w ustawie o walce z narkomani膮 z roku tysi膮c dziewi臋膰set osiemdziesi膮tego sz贸stego. Ta sama ustawa nak艂ada na was, Stra偶 Przybrze偶n膮, obowi膮zek 艣cigania przemytnik贸w na morzu. Zatem wtedy, kiedy my mo偶emy przyst膮pi膰 do akcji, zwykle jest ju偶 za p贸藕no, narkotyki przechodz膮 w inne r臋ce.
- Wi臋c uwa偶asz, 偶e przede wszystkim nie wolno dopu艣ci膰 przemytnik贸w do l膮du? Towar pochodzi g艂贸wnie z Ameryki Po艂udniowej i 艢rodkowej. Coraz cz臋艣ciej jednak dokonuje si臋 zrzut贸w z samolotu do morza, sk膮d zabieraj膮 go motor贸wki. Jak chcesz temu przeciwdzia艂a膰?
- Rozwag膮 i czujno艣ci膮 - odpar艂a szybko, coraz bardziej o艣mielona. - Musicie si臋 nauczy膰 przewidywa膰, sk膮d i kiedy nadejdzie kolejny transport, a nast臋pnie, zebrawszy odpowiednich ludzi i sprz臋t, zgotowa膰 odpowiednie powitanie. By膰 mo偶e podo艂aliby艣cie temu sami, lecz o wiele efektywniejsza by艂aby wsp贸艂praca r贸偶nych instytucji. Przemytnik贸w nale偶y zatrzymywa膰 bez ceregieli, wszelkimi 艣rodkami, byle tylko nie dopu艣ci膰 ich do wybrze偶a. Za ka偶d膮 cen臋 nie pozwoli膰 im pozby膰 si臋 towaru, bo wtedy ca艂a robota na nic... S艂u偶by Celne maj膮 najwy偶ej jedn膮 dziesi膮t膮 potrzebnego w tej walce sprz臋tu i ludzi. My przechwytujemy jeden transport, a pi臋膰 czy nawet dziesi臋膰 innych bezpiecznie przekracza granice. Zwykle pora偶ki t艂umaczymy tym, 偶e narkotyki s膮 dobrze ukryte, 偶e mamy utrudniony dost臋p do przewo偶onych towar贸w, ale prawda jest taka, 偶e po prostu nie mamy mo偶liwo艣ci kontrolowania ka偶dego transportu. W tutejszej bazie s膮 zaledwie trzy odrzutowce typu Citation i trzy cheyenny przystosowane do nocnych patroli. Wy macie w sumie osiem przechwytuj膮cych falcon贸w typu C, cztery tu, na Florydzie, a pozosta艂e w Kalifornii i Alabamie. Przy odrobinie szcz臋艣cia mo偶emy wys艂a膰 w powietrze co drugi samolot, reszta jest w naprawie b膮d藕 zosta艂a oddelegowana do innych zada艅. Wi臋c razem nie mamy nawet po艂owy sprz臋tu niezb臋dnego do wy艂apywania noc膮 przemytnik贸w, i to tu, na po艂udniowej Florydzie... Hardcastle wyj膮艂 notatnik i zacz膮艂 co艣 w nim zapisywa膰.
- Mo偶e si臋 jednak w ko艅cu dowiem, admirale, o co panu chodzi?
- Powiem wprost. Otrzyma艂em polecenie przygotowania, jak to si臋 m贸wi, wst臋pnego zarysu projektu, kt贸ry chodzi mi po g艂owie ju偶 od kilku miesi臋cy, a zw艂aszcza po ostatnich tragicznych wydarzeniach. Na razie mam go przedstawi膰 tylko swemu szefowi, to znaczy dow贸dcy rejonu atlantyckiego Stra偶y, ale mam nadziej臋, mo偶e z艂udn膮, 偶e trafi on a偶 na sam膮 g贸r臋... najlepiej do Bia艂ego Domu.
Geffar przygl膮da艂a mu si臋 sceptycznie, lecz po chwili w jej oczach pojawi艂y si臋 b艂yski zaciekawienia. Wskaza艂a r臋k膮 zbity z desek st贸艂 i 艂awki stoj膮ce w cieniu roz艂o偶ystego drzewa. Podeszli tam, ale Sandra siada艂a bardzo powoli, wyra藕nie krzywi膮c si臋 z b贸lu.
- W porz膮dku, panie admirale...
- Ian.
- Niech b臋dzie. Ja mam na imi臋 Sandra, je艣li to mo偶e nam w czymkolwiek pom贸c. Wi臋c c贸偶 to za wspania艂y projekt?
- Dotyczy w艂a艣nie tego, o czym przed chwil膮 rozmawiali艣my. Jest wielu ch臋tnych do przypisania sobie wszystkich zas艂ug, a tymczasem nie mamy ustalonych 偶adnych regu艂 wsp贸艂zale偶no艣ci mi臋dzy instytucjami, 偶adnej hierarchii s艂u偶bowej. Jak mawiaj膮 specjali艣ci od komputer贸w, brak nam kompatybilno艣ci. Wi臋c mo偶e dlatego nie potrafimy skutecznie zatrzymywa膰 przemytnik贸w, zanim dotr膮 do l膮du. Ale co najwa偶niejsze... musimy znale藕膰 odpowiednie wsparcie dla naszych dzia艂a艅, zar贸wno polityczne, jak i finansowe. Wiele si臋 na ten temat m贸wi, dyskutuje, udziela dobrych rad, ale nikt nie proponuje konkretnych posuni臋膰. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e trzeba by podj膮膰 trudne, cz臋sto niepopularne ze wzgl臋d贸w politycznych decyzje, kt贸re bezpo艣rednio uderzy艂yby w przemytnik贸w oraz wspieraj膮ce ich finansowo r贸偶ne organizacje z ca艂ego 艣wiata. Nie chodzi ju偶 tylko o te transporty, kt贸re docieraj膮 do naszych granic.
- Ty sam m贸wisz jak polityk, Hardcastle. Czy偶by艣 rozpoczyna艂 jak膮艣 kampani臋?
- Nie mam zamiaru bawi膰 si臋 w polityk臋, jestem tylko oficerem Stra偶y Przybrze偶nej. I tak nie zebra艂bym wystarczaj膮cej liczby g艂os贸w.
- Przynajmniej jeste艣 realist膮. - Geffar pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nadal nie bardzo rozumiem, na czym mia艂by polega膰 ten tw贸j plan.
- Zastan贸w si臋, ile narkotyk贸w jest przemycanych do USA drog膮 lotnicz膮?
- Jedna trzecia, najwy偶ej czterdzie艣ci procent. Reszta dociera statkami i przez przej艣cia graniczne, w kontenerach...
- Gdyby艣my wi臋c ca艂kowicie odci臋li dostawy lotnicze, ilo艣膰 narkotyk贸w na rynku zmniejszy艂aby si臋 co najmniej o trzydzie艣ci procent...
- Nie - wtr膮ci艂a pospiesznie Geffar. - Mo偶e i troch臋 by si臋 zmniejszy艂a, lecz tylko na pewien czas. W miar臋 wzrostu op艂acalno艣ci przemytu coraz wi臋cej ludzi by si臋 anga偶owa艂o w ten proceder, wymy艣lano by nowe sposoby. Po kr贸tkiej przerwie dostawy wr贸ci艂yby do poprzedniej wielko艣ci, zredukowaliby艣my tylko procent narkotyk贸w przerzucanych drog膮 powietrzn膮.
- Ale my byliby艣my przygotowani na to, 偶e w贸wczas wzro艣nie liczba transport贸w w kontenerach. Mo偶na by zawczasu podj膮膰 odpowiednie kroki, zwi臋kszy膰 liczb臋 kontrolowanych 艂adunk贸w...
- Ju偶 teraz robimy wszystko, co w naszej mocy. Ka偶dego dnia na Florydzie jest roz艂adowywanych ponad trzysta kontener贸w. Dzie艅 w dzie艅. Pobie偶na inspekcja ka偶dego z nich, nawet gdyby艣my zaprz臋gli do pomocy Gwardi臋 Narodow膮 czy rezerwy armii, zajmuje co najmniej dwie godziny. W idealnej sytuacji S艂u偶by Celne mog艂yby kontrolowa膰 najwy偶ej co pi膮ty kontener przekraczaj膮cy granic臋...
- Chyba nadal si臋 nie rozumiemy. Najpierw musimy pomy艣le膰 o ca艂kowitym zablokowaniu dr贸g powietrznych. Je偶eli przemytnicy zaczn膮 intensywniej wykorzystywa膰 pozosta艂e sposoby, w贸wczas b臋dziemy si臋 martwi膰, jak temu zaradzi膰. Ale osi膮gniemy przynajmniej tyle, 偶e odetniemy im najprostsz膮 drog臋 przerzutu towar贸w do naszego kraju.
- Zgoda. Lecz nadal nie wiem, jak chcesz to zrobi膰. Nie wyja艣ni艂e艣 jeszcze, jak mogliby艣my zapobiec przemycaniu narkotyk贸w drog膮 powietrzn膮.
- Niemal ca艂e po艂udniowe wybrze偶e Stan贸w obj臋te jest sieci膮 kontroli radarowej. Komputery potrafi膮 b艂yskawicznie sprawdzi膰 banki danych, por贸wna膰 rozk艂ady lot贸w i spo艣r贸d wszystkich wy艂owionych przez radar obiekt贸w wybra膰 tylko te...
- W porz膮dku. Za艂贸偶my, 偶e wyodr臋bnicie tych dziesi臋膰 niezidentyfikowanych obiekt贸w, kt贸re kr臋c膮 si臋 wzd艂u偶 wybrze偶a czy te偶 zmierzaj膮 na p贸艂noc i by膰 mo偶e dokonuj膮 zrzutu. Z kilkudziesi臋ciu b膮d藕 nawet stu samolot贸w na danym obszarze wy艂owicie tych kilkana艣cie podejrzanych. I co dalej?
- Ruszymy w po艣cig.
- Czym?
- Masz ochot臋 przelecie膰 si臋 kawa艂ek w tym tygodniu?
- Czemu pytasz?
- Organizuj臋 ma艂y pokaz nowoczesnego sprz臋tu, kt贸ry mo偶e by膰 dla nas niezwykle u偶yteczny. Spotkajmy si臋 tu w niedziel臋 o si贸dmej rano. Przez tych kilka dni zdo艂asz jeszcze wypocz膮膰...
- Co si臋 dzieje, Hardcastle? Chcesz mnie nak艂oni膰 do realizacji jakiego艣 zwariowanego planu, dzi臋ki kt贸remu Stra偶 Przybrze偶na jeszcze bardziej zyska na znaczeniu?
- Wcale nie zmierzam do wzmocnienia Stra偶y. M贸wi膮c szczerze, mam spore w膮tpliwo艣ci co do roli, jak膮 Stra偶 powinna odgrywa膰 w walce z przemytem narkotyk贸w. Za d艂ugo ju偶 jestem w s艂u偶bie, bym nie dostrzega艂, 偶e 艣ciganie bandyt贸w nie wchodzi w zakres tych zada艅, do kt贸rych wype艂niania pierwotnie zostali艣my powo艂ani. Na pewno nie uwolnimy si臋 do ko艅ca od tych obowi膮zk贸w, ale uwa偶am, 偶e wykorzystywanie falcon贸w i pe艂nomorskich kutr贸w patrolowych Stra偶y Przybrze偶nej do 艣cigania przemytnik贸w jest tylko strat膮 czasu i pieni臋dzy. Potrzebna jest nam do tego celu odr臋bna jednostka, z艂o偶ona ze specjalnie wyszkolonych ludzi i wyposa偶ona w odpowiedni sprz臋t...
- I my艣lisz, 偶e S艂u偶by Celne...?
- Nie. Sama powiedzia艂a艣, 偶e celnicy i bez tego maj膮 co robi膰. Napotykacie zbyt wiele ogranicze艅. Musicie czeka膰, a偶 przest臋pcy znajd膮 si臋 nad l膮dem czy te偶 zrzuc膮 towar do morza, zanim b臋dziecie mogli wkroczy膰 do akcji. Niestety, najcz臋艣ciej jest ju偶 za p贸藕no.
Przez chwil臋 panowa艂o milczenie.
- A gdyby艣my tak zatrzymywali ka偶dy cholerny statek wp艂ywaj膮cy na nasze wody terytorialne? - zapyta艂 Hardcastle. - Gdyby艣my urz膮dzili punkty kontrolne, takie jak drogowe przej艣cia graniczne, i przeprowadzali inspekcj臋 wszystkich towar贸w wwo偶onych na teren Stan贸w Zjednoczonych?
- To nierealne.
- Nieprawda. Przecie偶 ka偶dy samolot wkraczaj膮cy w nasz膮 przestrze艅 powietrzn膮 musi poda膰 sw贸j kod identyfikacyjny, a w ten spos贸b zostaje automatycznie sprawdzony...
- Owszem.
- Czemu wi臋c nie mieliby艣my odm贸wi膰 prawa wst臋pu maszynie, co do kt贸rej rodz膮 si臋 podejrzenia?
- Odm贸wi膰 prawa wst臋pu? Jak to sobie wyobra偶asz? Zak艂adamy, 偶e ka偶dy niezidentyfikowany obiekt pr贸buje omin膮膰 kontrol臋 celn膮 albo... - urwa艂a i popatrzy艂a na niego ze zdziwieniem. - Chodzi ci o to, 偶e... powinni艣my go zestrzeli膰?
- Wykrywa si臋 go w odleg艂o艣ci stu kilometr贸w, namierza do dziewi臋膰dziesi臋ciu, na osiemdziesi臋ciu nawi膮zuje 艂膮czno艣膰, na sze艣膰dziesi臋ciu przechwytuje go patrol, na czterdziestu wysy艂a ostrze偶enie, a dwadzie艣cia kilometr贸w od l膮du otwiera si臋 ogie艅. To typowy schemat traktowania intruz贸w w lotnictwie wojskowym. Mo偶liwe, 偶e nie da si臋 go bezpo艣rednio zastosowa膰 w walce z przemytnikami, ale mo偶emy przyj膮膰 podobne zasady. Odm贸wi膰 prawa wst臋pu wszystkim niezidentyfikowanym samolotom. I koniec. Zw艂aszcza wtedy, gdy nie odpowiadaj膮 na wezwania ani drog膮 radiow膮, ani sygnalizacj膮 艣wietln膮, ani w 偶aden inny spos贸b. To samo dotyczy statk贸w na pe艂nym morzu. Je偶eli kapitan nie zastopuje silnik贸w i nie zezwoli na przeprowadzenie inspekcji, nie otrzyma pozwolenia wej艣cia na wody terytorialne.
- Wed艂ug ciebie to wszystko jest bardzo proste - odpar艂a Geffar. - Musisz si臋 jednak liczy膰 z tym, 偶e w wypadku realizacji twojego planu nie da si臋 unikn膮膰 ofiar w艣r贸d niewinnych ludzi.
- My艣l臋 przede wszystkim o zahamowaniu nap艂ywu do Stan贸w Zjednoczonych narkotyk贸w, broni, pieni臋dzy i innej kontrabandy. Oboje wiemy, jak wygl膮da sytuacja... Nasz obecny system si臋 nie sprawdza, pr贸buj臋 wi臋c skonstruowa膰 jaki艣 inny, kt贸ry mo偶e by膰 skuteczniejszy. To jasne, 偶e nikt sobie nie 偶yczy ofiar w艣r贸d niewinnych ludzi, ale strach przed tego typu wypadkiem nie powinien nas parali偶owa膰. Trzeba po prostu uwzgl臋dni膰 w tym projekcie jak najwi臋cej zabezpiecze艅, kt贸re nie pozwol膮 strzela膰 do niewinnych, prawomy艣lnych obywateli.
- Nawet je艣li uwzgl臋dnimy setki najr贸偶niejszych zabezpiecze艅, to i tak nie b臋dziemy mogli niczego zagwarantowa膰. A zdajesz sobie zapewne spraw臋, 偶e po pierwszym wypadku zestrzelenia czteroosobowej rodziny b臋dziemy si臋 mogli po偶egna膰 i ze sprz臋tem, i z funduszami. Zniweczony zostanie wysi艂ek wielu os贸b. A przemyt narkotyk贸w wr贸ci do stanu sprzed dwudziestu lat.
- Je艣li dobrze pami臋tam, podobnych argument贸w u偶ywano do walki z projektem wyposa偶enia S艂u偶b Celnych w uzbrojone samoloty i helikoptery - rzek艂 admira艂. - Po raz drugi mia艂em okazj臋 je s艂ysze膰, kiedy w艂膮czali艣my si臋 do walki z przemytem narkotyk贸w. Pami臋tasz, jaki podni贸s艂 si臋 wrzask, kiedy og艂osili艣my, 偶e nad ka偶d膮 awionetk膮 mo偶e si臋 pojawi膰 my艣liwiec Stra偶y, 偶eby z bliska sprawdzi膰 numery rejestracyjne? Krzyczano wtedy, 偶e ca艂e rodziny b臋d膮 str膮cane do morza nad Karaibami. I co? W ci膮gu trzydziestu lat ani wy, ani my, nie zestrzelili艣my nawet jednego niewinnego cz艂owieka, a przecie偶 mamy na koncie sporo akcji bojowych. Dlatego my艣l臋, 偶e powinni艣my si臋 zdoby膰 na 艣mia艂e rozwi膮zania, bo ju偶 najwy偶sza pora...
Sandra wci膮偶 nie by艂a przekonana.
- S膮dz臋, 偶e potrafi臋 udowodni膰 wszystkim celowo艣膰 proponowanych zmian - doda艂 Hardcastle. - Je艣li ty mi w tym pomo偶esz...
- Zaraz, ja nie musz臋 niczego udowadnia膰. Wykonuj臋 tylko swoje obowi膮zki...
- W takim razie czego si臋 obawiasz?
- Na pewno 偶adnej z twoich propozycji.
- Zatem umowa stoi. W niedziel臋 rano. Przyjad臋 po ciebie do dow贸dztwa S艂u偶b Celnych o si贸dmej.
- B臋d臋 gotowa. Lepiej jednak, 偶eby ten dow贸d by艂 przekonuj膮cy, admirale. Nie oczekuj ode mnie i moich ludzi absolutnie niczego, dop贸ki nie zyskamy pewno艣ci, 偶e ca艂y ten plan nie spali na panewce.
I nie doprowadzi do wy艂膮czenia z gry S艂u偶b Celnych, doda艂a w my艣lach.
3
Budynek urz臋du federalnego przy Brickell Plaza,
Miami Kilka dni p贸藕niej
Palce Hardcastle'a by艂y bardziej nawyk艂e do trzymania dr膮偶ka sterowego samolotu ni偶 wystukiwania na klawiaturze, tote偶 z komputera co i rusz znika艂y jakie艣 fragmenty tekstu, kt贸rych w 偶aden spos贸b nie da艂o si臋 odzyska膰. Po jakim艣 czasie admira艂 wsta艂 od denerwuj膮cego urz膮dzenia i z ulg膮 zasiad艂 przed wys艂u偶on膮, dobrze mu znan膮, elektryczn膮 maszyn膮 do pisania, stoj膮c膮 na niskim stoliczku przy biurku.
Jego zast臋pca, kapitan Stra偶y Przybrze偶nej Michael Becker, zwykle u艣miecha艂 si臋 tylko, s艂ysz膮c ci臋偶kie westchnienia szefa mozolnie przepisuj膮cego sw贸j raport. Ten szczup艂y, wysoki m臋偶czyzna w staro艣wieckich okularach i nieod艂膮cznym krawacie - tak rzadko spotykanym w dusznych biurach Miami - kt贸ry bardziej przypomina艂 mu 艣wie偶o upieczonego kadeta ni偶 do艣wiadczonego dow贸dc臋 kutra patrolowego i weterana Stra偶y, tym razem jednak skrzywi艂 si臋 i spojrza艂 na zegarek: min臋艂a ju偶 dziewi膮ta wieczorem. Czy stary ma zamiar katowa膰 si臋 tak przez ca艂膮 noc, pomy艣la艂, a us艂yszawszy kolejne westchnienie prze艂o偶onego, rzek艂:
- Naprawd臋 z przyjemno艣ci膮 panu pomog臋, admirale...
- Ju偶 mi to proponowa艂e艣, Mike. Wiesz, 偶e nie umiem pracowa膰 z dyktafonem, a straci艂by艣 mn贸stwo czasu, pr贸buj膮c rozczyta膰 moje bazgra艂y... je艣li bym w og贸le potrafi艂 napisa膰 to r臋cznie. Dzi臋kuj臋, ale musz臋 si臋 sam z tym upora膰. Dlaczego nie idziesz jeszcze do domu?
- Widz臋, 偶e stara si臋 pan jak najszybciej uko艅czy膰 ten raport. Gdybym m贸g艂 w czym艣 pom贸c...
- No to zamilcz i daj mi si臋 skupi膰.
Becker sm臋tnie pokiwa艂 g艂ow膮 i usiad艂 za swoim biurkiem.
- Czy genera艂 Brad Elliott potwierdzi艂 telefonicznie swoj膮 wizyt臋? - zapyta艂 po chwili Hardcastle, unosz膮c g艂ow臋 znad maszyny. - Musimy mie膰 jego samolot do tego pokazu. Trzeba mu da膰 do zrozumienia, 偶e niczego nie osi膮gniemy bez czynnego zaanga偶owania jego firmy.
- Na pewno zdaje sobie z tego spraw臋, admirale. Dzwoni艂 przed odlotem z Fort Lauderdale. Przylecia艂 po po艂udniu ze swoim asystentem. Spotkali艣my si臋 na lotnisku...
- Ju偶 tu jest?
- Ma pan tyle pracy, a nie chcia艂em przeszkadza膰... Genera艂 jest got贸w spotka膰 si臋 z panem, kiedy tylko znajdzie pan troch臋 czasu. W ka偶dym razie wyrazi艂 swoje poparcie...
Becker urwa艂, spostrzeg艂szy na twarzy szefa tak rzadki u niego szeroki u艣miech satysfakcji.
- Jak on wygl膮da?
- Ko艂o sze艣膰dziesi膮tki, szczup艂y, energiczny, typowy lotnik. Podobno bardzo stanowczy i zawsze umie postawi膰 na swoim. Jego asystent jest zdecydowanie m艂odszy, niewiele po trzydziestce.
Hardcastle zamy艣li艂 si臋 na chwil臋.
- S艂ysza艂em, 偶e Elliott to cz艂owiek z otwart膮 g艂ow膮... Dobrze by艂oby go mie膰 po swojej stronie.
- Ma protez臋 prawej nogi. Wiedzia艂 pan o tym?
- Nie.
- Nazywa j膮, „kulawcem", ale s艂ysza艂em, 偶e to prawdziwa ko艅czyna bioniczna, a nie zwyk艂a proteza. W ka偶dym razie nawet trudno zauwa偶y膰, 偶eby utyka艂, mo偶e zgina膰 j膮 nie tylko w kolanie i kostce, lecz podobno tak偶e porusza膰 palcami. Sprawdza艂em, mimo kalectwa ma pe艂ne uprawnienia pilota偶u, chyba sam przyprowadzi艂 tego V-22. Posadzi艂 go dok艂adnie po艣rodku l膮dowiska „Goryl Jeden"
- Nie wiesz, w jaki spos贸b straci艂 nog臋?
- Nic nie znalaz艂em na ten temat - odpar艂 Becker. - Pentagon utajni艂 wszystkie akta dotycz膮ce genera艂a.
- Zaczyna mi si臋 coraz bardziej podoba膰 - mrukn膮艂 admira艂, po czym odwr贸ci艂 si臋 do wisz膮cej na 艣cianie fotografii dziwnego samolotu, kt贸ry przypomina艂 wojskowy transportowiec, cho膰 jego 艣mig艂a niemal dor贸wnywa艂y wielko艣ci膮 wirnikom helikoptera. - A jakie wra偶enie zrobi艂 na tobie ten „Lew Morski"?
- Niesamowite. Jutro rano zobaczy pan t臋 maszyn臋. Jestem pewien, 偶e oszaleje pan na jej punkcie.
- W takim razie musz臋 jak najszybciej sko艅czy膰 ten raport... Aha! A co z makietami?
- Asystent genera艂a, major McLanahan, ju偶 wcze艣niej przygotowa艂 dwie maszyny bezza艂ogowe, „Mew臋" i „Podniebnego Lwa". „Lew" stoi got贸w do startu na „Gorylu Jeden", tam te偶 wy艂adowano pozosta艂y sprz臋t elektroniczny. Ale „Mewa" zostanie wypuszczona z lotniska w Marathonie... Po prostu na platformie zabrak艂o miejsca, 偶eby wszystko na niej pomie艣ci膰.
- I tak jestem pe艂en podziwu dla tych ludzi, kt贸rzy w kr贸tkim czasie przygotowali ca艂y pokaz - odpar艂 Hardcastle. - Warto by艂o jednak wydepta膰 艣cie偶k臋 do Agencji HAWC. Wojska powietrzne trzyma艂y jej istnienie w tak 艣cis艂ej tajemnicy, 偶e w pewnym momencie zw膮tpi艂em, czy uda nam si臋 od nich cokolwiek wyd臋bi膰.
Becker wsta艂 zza biurka i podszed艂 do admira艂a, kt贸ry wkr臋ca艂 do maszyny czyst膮 kartk臋 papieru.
- Strona czterysta dziewi臋tnasta? Czy pan nie przesadza, admirale? Zanosi si臋 na rekord 艣wiata.
- Nie b臋dzie tego wi臋cej ni偶 czterysta pi臋膰dziesi膮t stron, nie licz膮c przypis贸w, obja艣nie艅, map i rysunk贸w.
- Czterysta pi臋膰dziesi膮t?! Gryzipi贸rki z dow贸dztwa okr臋gu dostan膮 apopleksji.
Wst臋pny projekt jednostki specjalnej, nad kt贸rym Hardcastle pracowa艂, ju偶 trzy razy wraca艂 z sekretariatu dow贸dztwa okr臋gu z licznymi propozycjami uzupe艂nie艅 i poprawek. Raz nawet sam admira艂 Cronin przyby艂 do Miami z nieoczekiwan膮 wizyt膮, by przedyskutowa膰 z autorem pewn膮 spraw臋, kt贸rej ten nie uwzgl臋dni艂 w raporcie. Dow贸dca nalega艂 tak偶e na znaczne skr贸cenie dokumentu, by艂 bowiem przekonany, 偶e do zbyt szczeg贸艂owego opracowania nikt nie si臋gnie ani w Bia艂ym Domu, ani w komisji kongresowej.
- Obj臋to艣膰 nie ma tu zbyt wielkiego znaczenia - odpar艂 Hardcastle. - To tylko wym贸wka starego, kt贸ry wci膮偶 si臋 waha, czy ma poprze膰 ten projekt, czy nie.
- To znaczy: czy zaj膮膰 takie same stanowisko, jak pan.
- W艂a艣nie. Trzeba przyzna膰, 偶e do艣膰 mocno si臋 zaanga偶owa艂 w realizacj臋 tego planu. Nie wiem tylko, czy nie wynika to jedynie z jego powszechnie znanej tendencji do popierania wszystkich swoich ludzi. Z drugiej strony to ca艂kiem zrozumia艂e, 偶e odnosi si臋 te偶 z pewn膮 rezerw膮 do tak 艣mia艂ej propozycji. W ka偶dym razie admira艂 Cronin bardzo mi pom贸g艂. Niejeden dow贸dca okr臋gu dorzuci艂by od siebie przynajmniej dwa zdania, byle tylko jego nazwisko znalaz艂o si臋 na pierwszej stronie. Croninowi co艣 takiego nawet nie przysz艂o do g艂owy.
Hardcastle odwr贸ci艂 si臋 do maszyny, lecz zaledwie uderzy艂 par臋 razy w klawisze, kiedy rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi.
- Wchod藕 艣mia艂o, Danielu!
Siedemnastoletni Daniel Hardcastle - m艂odszy, ulubiony syn admira艂a - by艂 wysokim chudzielcem o blond w艂osach, do z艂udzenia przypominaj膮cym ojca, i stanowi艂 przeciwie艅stwo dwudziestosze艣cioletniego brata, Rogera, zdecydowanie podobnego do matki.
- Widz臋, 偶e zn贸w pracujesz do p贸藕na - rzek艂 ch艂opak, podchodz膮c bli偶ej, by u艣ciska膰 ojca.
Admira艂 spojrza艂 znacz膮co na Beckera i ten natychmiast poj膮艂, 偶e ma si臋 wynosi膰.
- Je艣li nie jestem ju偶 panu potrzebny, admirale, to p贸jd臋 do domu powiedzia艂.
Dow贸dca z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮.
- Czym przyjecha艂e艣? - zapyta艂 Hardcastle, spogl膮daj膮c na zegarek. - Jest ju偶 p贸藕no. Czy偶by matka...?
- Nie. Z艂apa艂em okazj臋.
- Pozwoli艂a ci na to? O tej porze?
- Jutro zaczynaj膮 si臋 przes艂uchania egzaminacyjne - odpar艂 szybko Daniel. - Mamy wolne, idziemy dopiero na dziewi膮t膮...
- Czemu nie stan膮艂e艣 do konkursu?
- Tato! Rozmawiali艣my ju偶 na ten temat - j臋kn膮艂 ch艂opak, kieruj膮c sw膮 uwag臋 na zdj臋cie samolotu V-22 „Osprey".
- Dobra, ju偶 nic nie m贸wi臋 - rzek艂 Hardcastle, 偶a艂uj膮c, 偶e w og贸le poruszy艂 t臋 spraw臋.
Rzeczywi艣cie rozmawiali ju偶 na ten temat, a w zasadzie nawet si臋 pok艂贸cili. Jakby chc膮c zaoszcz臋dzi膰 rodzicom konieczno艣ci spotkania si臋 na zako艅czeniu roku szkolnego, Daniel wcze艣niej sam odebra艂 艣wiadectwo, a zamiast na uroczysto艣膰, poszed艂 na spotkanie z trenerem dru偶yny koszykarskiej Uniwersytetu Miami. W ten spos贸b doprowadzi艂 tylko do dalszego zaostrzenia stosunk贸w admira艂a z jego by艂膮 偶on膮, Jennifer. Hardcastle uszanowa艂 zreszt膮 decyzj臋 syna, co oczywi艣cie jeszcze bardziej rozsierdzi艂o matk臋 Daniela.
- Nie podr贸偶uj wi臋cej autostopem, dobra? R贸偶nych ludzi mo偶na spotka膰 na drodze. Jeden b臋dzie got贸w ci臋 st艂uc tylko dlatego, 偶e mu si臋 nie podoba twoja koszula, a drugi w艂a艣nie dlatego, 偶e mu si臋 podoba. Rozumiemy si臋?
- Jasne, tato. Obiecuj臋, 偶e nie b臋d臋 je藕dzi艂 autostopem. W porz膮dku? - Ch艂opak podszed艂 z powrotem do jego biurka i ciekawie zerkn膮艂 na stos zapisanych kartek. Hardcastle szybko zas艂oni艂 je czerwon膮, plastikow膮 obwolut膮. - Wci膮偶 pracujesz nad tym swoim 艣ci艣le tajnym projektem? Ostatnio po艣wi臋casz mu niemal ka偶d膮 woln膮 chwil臋.
- Bo to bardzo wa偶ny projekt.
- A czego dotyczy?
- Powiedzia艂bym ci, gdyby nie by艂 艣ci艣le tajny.
- Ale mnie m贸g艂by艣 przynajmniej uchyli膰 r膮bka tajemnicy. A mo偶e zadaj膮c to pytanie ju偶 si臋 narazi艂em i za chwil臋 wpadnie do gabinetu oddzia艂 uzbrojonych po z臋by goryli?
Hardcastle pokr臋ci艂 sm臋tnie g艂ow膮.
- Dotyczy walki z przemytem narkotyk贸w. Tyle musi ci wystarczy膰.
- Tego ju偶 dawno si臋 domy艣li艂em - rzek艂 pogardliwie Daniel. - Czemu ich nie zalegalizujecie?
Admira艂 przetar艂 zm臋czone oczy.
- Czy mo偶emy kiedy indziej podyskutowa膰 na ten temat?
- Oczywi艣cie. Przepraszam, 偶e ci zawracam g艂ow臋. Widz臋, 偶e nie jeste艣 w humorze.
- Daj spok贸j, Danny. Rozmawiali艣my ju偶 o tym setki razy. Alkohol i kokaina to dwie r贸偶ne rzeczy. A co si臋 tyczy marihuany, to nikt nie wie, jakie skutki powoduje przy d艂ugotrwa艂ym za偶ywaniu. Do diab艂a, przecie偶 ci to wszystko t艂umaczy艂em.
- Widz臋 jednak, 偶e siedzisz po nocach, pr贸buj膮c znale藕膰 jakie艣 rozwi膮zanie, a z mojego punktu widzenia to nic innego, jak walka z wiatrakami. - Zamilk艂 na chwil臋, lecz spostrzeg艂szy, 偶e ojciec nie ma zamiaru podejmowa膰 tematu, popatrzy艂 znowu na wisz膮c膮 na 艣cianie fotografi臋 ospreya. - Ten V-22 jest niesamowity. Masz zamiar wykorzysta膰 go do 艣cigania przemytnik贸w?
Sprytne pytanie, pomy艣la艂 Hardcastle, zw艂aszcza na kogo艣, kto w szkole nie jest or艂em.
- Nie pr贸buj mnie podchodzi膰. Zapisz si臋 do akademii, wst膮p do Stra偶y Przybrze偶nej, a wtedy wszystkiego si臋 dowiesz.
- To wcale nie taki g艂upi pomys艂.
- Naprawd臋 my艣lisz o wst膮pieniu do akademii?
- Jasne. Czemu nie?
Hardcastle przyj膮艂 to z rado艣ci膮, cho膰 postanowi艂 niczego mu nie sugerowa膰.
- Jak si臋 miewa matka? - zapyta艂.
- W porz膮dku.
Admira艂 spojrza艂 na syna z ukosa.
- No dobra. Jest w艣ciek艂a.
- Z tego powodu, 偶e w ubieg艂ym tygodniu odwo艂a艂em spotkanie? - spyta艂, a ch艂opak szybko przytakn膮艂 ruchem g艂owy. - Chcia艂em ci臋 za to przeprosi膰, Danielu. Naprawd臋 by艂em zawalony robot膮.
- Mnie nie musisz przeprasza膰. To mama s膮dzi, 偶e 艣wiat si臋 zawali, je艣li nie b臋d臋 co tydzie艅, jak to ona m贸wi, podtrzymywa艂 wi臋zi z ojcem. Jasne, 偶e t臋skni艂em za naszym spotkaniem, tato, ale B贸g mi 艣wiadkiem, i偶 nie czuj臋 si臋 pokrzywdzony...
Hardcastle wsta艂, zebra艂 stos papier贸w z biurka i zamkn膮艂 je w szafie pancernej.
- Chod藕my st膮d. Jad艂e艣 ju偶 kolacj臋?
- Ja... Liczy艂em na to, 偶e...
- Niech zgadn臋. - Hardcastle u艣miechn膮艂 si臋, udaj膮c zamy艣lenie. - Liczy艂e艣 na przeja偶d偶k臋 skorpionem.
- Ju偶 od tak dawna...
- Ale najbli偶sze l膮dowisko znajduje si臋 w Taimiami. B臋dziesz musia艂 wraca膰 do domu jakie艣 cztery kilometry na piechot臋.
- Nie szkodzi, przejd臋. Obiecuj臋 te偶, 偶e mama o niczym si臋 nie dowie.
Admira艂 doskonale wiedzia艂, co Jennifer my艣li o potajemnych lekcjach pilota偶u, jakich udziela艂 synowi („Je艣li ty masz ochot臋 si臋 zabi膰, to prosz臋 bardzo, lecz nie pozwol臋, by艣 nara偶a艂 偶ycie naszego syna!") On jednak czu艂 si臋 dumny, 偶e mo偶e uczy膰 Daniela. Lubi艂 sp臋dza膰 czas w jego towarzystwie. Ch艂opak mia艂 w sobie tyle 偶ycia i energii, 偶e czasem a偶 sprawia艂 wra偶enie dzikusa. By艂 ca艂kowitym przeciwie艅stwem matki, pracuj膮cej jako agent handlu nieruchomo艣ciami - zawsze opanowanej i zarazem usi艂uj膮cej panowa膰 nad wszystkim - nie m贸wi膮c ju偶 o bracie, studencie trzeciego roku medycyny w akademii Johna Hopkinsa. Rzecz jasna, Hardcastle by艂 dumny z Rogera, darzy艂 te偶 pewnym uczuciem by艂膮 偶on臋, lecz tylko w obecno艣ci Daniela czu艂 si臋 tak, jakby uby艂o mu nagle troch臋 lat. Nic nie mog艂o mu zast膮pi膰 tych spotka艅... W dodatku zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e lekcje pilota偶u nie stanowi膮 dla syna niebezpiecze艅stwa.
- Dobra, zgadzam si臋 - rzek艂 - ale pod warunkiem, 偶e pozwolisz mi si臋 skontaktowa膰 z dy偶urnym bazy Tiger w Taimiami. Poprosz臋 go, by odwi贸z艂 ci臋 potem do domu. Nie 偶ycz臋 sobie, aby艣 艂apa艂 okazj臋 na drodze w 艣rodku nocy. Twoja matka by mnie zabi艂a, gdyby si臋 o tym dowiedzia艂a.
Admira艂 sprawdzi艂 po raz ostatni, czy pozamyka艂 na klucz szuflady biurka i szafy pancerne, po czym wyj膮艂 z maszyny do pisania ta艣m臋 barwi膮c膮 i wrzuci艂 j膮 do urz膮dzenia tn膮cego wszystko na w膮skie paski, umieszczonego nad koszem do 艣mieci w sekretariacie.
- Ten tw贸j projekt musi by膰 faktycznie 艣ci艣le tajny - zauwa偶y艂 Daniel. - Musisz to robi膰 codziennie? C贸偶 za marnotrawstwo.
- Ale mo偶e w艂a艣nie dlatego mam tak膮 pensj臋.
- Jak膮? M贸wisz o tych swoich dw贸ch tysi膮cach dziewi臋ciuset jedenastu dolarach i osiemdziesi臋ciu trzech centach miesi臋cznie? W dodatku brutto?
- A co, zaczynasz si臋 ju偶 martwi膰 o swoj膮 cz臋艣膰 spadku?
- Co艣 ty? - mrukn膮艂 ch艂opak, wychodz膮c na korytarz. - Po prostu mama bez przerwy z tego szydzi, bo nie potrafi zrozumie膰, dlaczego wci膮偶 s艂u偶ysz w Stra偶y skoro przeszed艂e艣 ju偶 swoje piek艂o. Powtarza, 偶e m贸g艂by艣 do woli przebiera膰 w ciekawych, dobrze p艂atnych posadach, gdyby艣 tylko przesta艂 si臋 bawi膰 w marynarzyka.
- S膮dzisz, 偶e ma racj臋?
- My艣l臋, 偶e robisz to, co lubisz. Ale musz臋 przyzna膰, 偶e sam poczu艂em si臋 nieswojo, kiedy przeczyta艂em w gazecie o akcji w Mahogany Hammock. Naprawd臋 zestrzeli艂e艣 ten transportowiec? Tak po prostu?
- Narobiono wok贸艂 tego zbyt wiele szumu, Danny. Ja tylko wykonywa艂em swoje obowi膮zki.
- 呕a艂uj臋, 偶e nie mia艂em okazji zobaczy膰, jak prujesz do nich z automatu. Przemytnicy pewnie my艣leli, 偶e zn贸w im si臋 uda艂o, a tu nagle: bum! To stare pudlo wali si臋 w d贸艂, prosto w bagniska Everglades. Spieprzy艂e艣 im kawa艂 roboty.
Hardcastle nie odpowiedzia艂. Starannie zamkn膮艂 drzwi gabinetu i sekretariatu, w艂膮czy艂 urz膮dzenia alarmowe, po czym zasygnalizowa艂 ochronie, 偶e wraca do domu.
Kiedy tylko obaj wyszli na dach budynku, automatycznie w艂膮czy艂o si臋 o艣wietlenie l膮dowiska. Jaskrawe 艣wiat艂a reflektor贸w wy艂owi艂y z mroku niewielki, czerwony, po艂yskuj膮cy 艣mig艂owiec. Daniel pospiesznie zdj膮艂 mocowania p艂贸z i - co Hardcastle odnotowa艂 z wyra藕n膮 satysfakcj膮 - dok艂adnie tak, jak uczy艂 go ojciec, obszed艂 maszyn臋 dooko艂a, sprawdzaj膮c stan wirnika oraz 艣mig艂a ogonowego.
Ledwie zd膮偶yli usi膮艣膰 w fotelach i wys艂ucha膰 przez radio prognozy pogody oraz komunikatu o ruchu powietrznym nad miastem, gdy admira艂 dostrzeg艂 wychodz膮cego na dach uzbrojonego funkcjonariusza s艂u偶b ochrony.
- Cholera - mrukn膮艂. - To Harrison, zast臋pca szefa ochrony budynku.
Daniel milcza艂. Hardcastle przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie stra偶nikowi, lecz tamten nie uczyni艂 najmniejszego ruchu, by ich zatrzyma膰. Ch艂opak siedzia艂 sztywno, odchylony do ty艂u w fotelu, jakby chcia艂 si臋 ukry膰 przed wzrokiem obcego. Po chwili zapyta艂:
- Wci膮偶 tam jest?
- Owszem, ale tylko nas obserwuje. Mam wra偶enie, 偶e nie zapomnia艂em zamkn膮膰 kt贸rej艣 z szaf ani drzwi wej艣ciowych... Dobra, uruchamiaj silnik.
Admira艂 obrzuci艂 spojrzeniem przyrz膮dy pok艂adowe, a kiedy si臋 zn贸w obejrza艂, zauwa偶y艂, 偶e Harrison co艣 m贸wi do kr贸tkofal贸wki. Kiedy stra偶nik us艂ysza艂 wycie turbiny, bez po艣piechu ruszy艂 przed siebie, omijaj膮c szerokim 艂ukiem obracaj膮ce si臋 coraz szybciej 艂opaty wirnika. Po chwili zn贸w przytkn膮艂 kr贸tkofal贸wk臋 do policzka, odebra艂 wiadomo艣膰, a zaraz potem, stan膮艂 na wprost kabiny helikoptera i energicznym ruchem przeci膮gn膮艂 kciukiem po gardle - co oznacza艂o, 偶e nakazuje wy艂膮czy膰 silnik.
- Co si臋 dzieje, do diab艂a...
Admira艂 zapali艂 na chwil臋 zewn臋trzny reflektor, sygnalizuj膮c, 偶e zrozumia艂, po czym 艣ci膮gn膮艂 w d贸艂 d藕wigni臋 gazu i wy艂膮czy艂 zap艂on.
- Nie startujemy? - zapyta艂 nerwowo Daniel.
- Musz臋 si臋 dowiedzie膰, o co mu chodzi - odpar艂 poirytowany Hardcastle - bo jeszcze got贸w podej艣膰 bli偶ej i wsadzi膰 g艂ow臋 pod wirnik.
Zanim jednak zd膮偶y艂 wysi膮艣膰, Harrison pochyli艂 si臋 nisko i podbieg艂 do drzwi z lewej strony. Hardcastle je otworzy艂.
- Co si臋 sta艂o, Harrison?
Stra偶nik wbija艂 艣widruj膮ce spojrzenie w Daniela.
- Panie admirale, zmuszony jestem prosi膰 pana i pa艅skiego pasa偶era do opuszczenia kabiny 艣mig艂owca.
S艂owo „prosi膰" zosta艂o powiedziane z takim naciskiem, 偶e zabrzmia艂o jak rozkaz.
- O co chodzi, Harrison? To m贸j syn, Daniel. Widzia艂 go pan ju偶 wiele razy. Do diab艂a, przecie偶 musia艂 mu pan wystawi膰 przepustk臋...
- Pa艅ski syn nie przechodzi艂 przez portierni臋. Prosz臋 wysi膮艣膰 z helikoptera.
Hardcastle spojrza艂 na Daniela, lecz ten wzruszy艂 tylko ramionami i u艣miechn膮艂 si臋 krzywo. Zacz膮艂 rozpina膰 pasy.
- Wysiadamy, Danielu. To na pewno nie potrwa d艂ugo.
Wyszli na l膮dowisko. Stra偶nik poprowadzi艂 ich na skraj dachu, w kierunku przeciwnym ni偶 wej艣cie do budynku.
- Dobra, Harrison. Zatem m贸j syn nie zg艂osi艂 si臋 po przepustk臋?
- Nie, panie admirale. Dopiero kapitan Becker poinformowa艂 mnie wychodz膮c, 偶e syn przyszed艂 do pana z wizyt膮. Nie widzia艂em go dzisiaj i nie wystawia艂em mu przepustki.
Hardcastle poj膮艂 nagle, 偶e tak musia艂o by膰 w rzeczywisto艣ci, gdy偶 inaczej stra偶nik powiadomi艂by go telefonicznie, 偶e go艣膰 jest w drodze na g贸r臋.
- Zapomnia艂em - mrukn膮艂 艣miertelnie powa偶ny ch艂opak. - Wszed艂em przez gara偶. Kiedy zbli偶a艂em si臋 do bramy, kto艣 w艂a艣nie wyje偶d偶a艂, rozpozna艂 mnie i pozwoli艂 wej艣膰 do 艣rodka.
- Obawiam si臋, 偶e to nie wszystko, panie admirale - powiedzia艂 stra偶nik. - Ch艂opaka odpowiadaj膮cego wygl膮dem pa艅skiemu synowi zauwa偶ono wcze艣niej na drodze numer osiemset osiemdziesi膮t sze艣膰, kiedy zd膮偶a艂 na motocyklu w stron臋 miasta...
- Przecie偶 Daniel nie ma motocykla.
- ...Zg艂oszono kradzie偶 identycznego motoru sprzed pewnego domu w Westchester. Znale藕li艣my go w艂a艣nie trzy przecznice st膮d, w pi臋trowym gara偶u...
Admira艂 popatrzy艂 na syna. Daniel mieszka艂 z matk膮 w艂a艣nie w Westchester.
- Nie ukrad艂em 偶adnego motocykla...
- Dosy膰 - przerwa艂 mu Hardcastle. - Harrison, co to wszystko mo偶e mie膰 wsp贸lnego z Danielem? Jak zwykle przyszed艂 mnie odwiedzi膰.
- Przykro mi, panie admirale, ale musimy tu zaczeka膰 na policj臋. Zostali ju偶 powiadomieni.
- O czym? Do cholery! Trzeba mie膰 jakie艣 dowody, 偶eby wysun膮膰 takie oskar偶enie, Harrison. Co panu przysz艂o do g艂owy? Daniel nie m贸g艂 ukra艣膰 tego motocykla. - Odwr贸ci艂 si臋 szybko w stron臋 ch艂opaka, lecz gdy ujrza艂, 偶e ten stoi ze spuszczon膮 g艂ow膮 i d艂o艅mi wbitymi g艂臋boko w kieszenie spodni, domy艣li艂 si臋, 偶e co艣 jednak jest nie w porz膮dku.
- Daniel...?
W tej samej chwili w wej艣ciu pojawi艂 si臋 zast臋pca szeryfa okr臋gu Dade w towarzystwie drugiego stra偶nika. Ruszy艂 pospiesznie w ich kierunku, w r臋ku trzyma艂 wielki notatnik i latark臋.
- Admira艂 Hardcastle? Sier偶ant Kowalski z biura szeryfa. Przykro mi, 偶e pana niepokoimy. Czy m贸g艂bym zamieni膰 kilka s艂贸w z pa艅skim synem?
- Prosz臋 bardzo, ale jestem pewien...
- Na osobno艣ci?
- Nie.
Sier偶ant skin膮艂 g艂ow膮. Zatkn膮艂 latark臋 za pas, otworzy艂 notes i zwr贸ci艂 si臋 do Daniela:
- Jak si臋 nazywasz, synu?
- Daniel Hardcastle.
- Adres?
- Ridgecrest pi臋膰 tysi臋cy pi臋膰set jeden...
- Miami?
Ch艂opak zawaha艂 si臋 na chwil臋, wreszcie wyj膮ka艂:
- Westchester.
Kowalski skin膮艂 g艂ow膮.
- O kt贸rej dzi艣 wieczorem wyszed艂e艣 z domu?
- Oko艂o dziewi膮tej.
- Czym przyjecha艂e艣 do miasta?
- Autostopem.
- D艂ugo czeka艂e艣?
- Nie, prawie od razu z艂apa艂em okazj臋.
Sier偶ant popatrzy艂 ch艂opakowi prosto w oczy.
- Czy na pewno dzi艣 wieczorem przyjecha艂e艣 autostopem, Danielu? - zapyta艂.
Z g艂o艣nika kr贸tkofal贸wki policjanta rozleg艂 si臋 sygna艂 wywo艂awczy. Kowalski odszed艂 kilka krok贸w, przez chwil臋 s艂ucha艂 uwa偶nie. Wreszcie odpar艂 kr贸tko:
- Zrozumia艂em.
Podszed艂 do nich z powrotem.
- Zdj臋li艣my wyra藕ne odciski palc贸w ze skradzionego motocykla - oznajmi艂 - a szczeg贸艂owy opis ch艂opaka na motorze, jaki przekaza艂 dow贸dca wozu patrolowego, dok艂adnie odpowiada wygl膮dowi pa艅skiego syna, admirale. Obawiam si臋, 偶e w tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak prosi膰, by pa艅ski syn uda艂 si臋 ze mn膮.
Kowalski po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Daniela. Os艂upia艂y Hardcastle spogl膮da艂 w milczeniu, jak jego syn idzie ze spuszczon膮 g艂ow膮, prowadzony przez policjanta niczym pospolity z艂odziej.
Biuro Szeryfa okr臋gu Dade
Admira艂 przesiedzia艂 w poczekalni p贸艂 godziny, nim wreszcie wyszed艂 do niego policjant.
- Admira艂 Hardcastle? Sier偶ant Lewis - przedstawi艂 si臋, a nast臋pnie po艂o偶y艂 na blacie dwa kartoniki z odciskami palc贸w i bez s艂owa wskaza艂 je r臋k膮.
Hardcastle nigdy dot膮d nie mia艂 do czynienia z odciskami palc贸w, ale wystarczy艂 mu jeden rzut oka, by stwierdzi膰, 偶e linie papilarne na obu kartonikach wygl膮daj膮 identycznie. Kiedy uni贸s艂 g艂ow臋, napotka艂 przenikliwe spojrzenie Lewisa, jakby tamten bez s艂贸w chcia艂 mu da膰 do zrozumienia, 偶e sprawa jest oczywista.
- Czy to pan opiekuje si臋 ch艂opcem?
- Nie. Daniel mieszka z matk膮.
- Cz臋sto go pan widuje?
- W weekendy - wychrypia艂 Hardcastle, kt贸remu nagle zasch艂o w gardle.
- Jak si臋 uk艂adaj膮 stosunki mi臋dzy panem i matk膮 ch艂opca?
- Nie najlepiej. Ona nie mo偶e si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e s艂u偶臋 w Stra偶y Przybrze偶nej. W dodatku uwa偶a, 偶e wywieram nacisk na Daniela, aby poszed艂 w moje 艣lady...
- Sk膮d艣 to znam. A jak si臋 uk艂ada mi臋dzy matk膮 i ch艂opcem?
- O ile mi wiadomo, dobrze.
Lewis patrzy艂 na niego tak, jakby mia艂 spore w膮tpliwo艣ci.
- No c贸偶, ch艂opak faktycznie 偶ywi do pana ogromny szacunek. Bardziej przejmowa艂 si臋 tym, 偶e sprawi艂 panu zaw贸d, ni偶 perspektyw膮 wyl膮dowania w wi臋zieniu.
Na d藕wi臋k s艂owa „wi臋zienie" Hardcastle'a przeszy艂 dreszcz. Sier偶ant z艂o偶y艂 oba kartoniki z odciskami palc贸w i wsun膮艂 je do kieszeni. Admira艂 popatrzy艂 na niego zdumiony.
- Ma pan szcz臋艣cie. Kiedy tylko w艂a艣ciciel motocykla dowiedzia艂 si臋, 偶e sprawc膮 kradzie偶y jest syn dow贸dcy okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej, natychmiast wycofa艂 oskar偶enie. Odebra艂 ju偶 sw贸j motor.
- Jestem niezmiernie wdzi臋czny... - mrukn膮艂 Hardcastle.
Lewis pokiwa艂 g艂ow膮.
- Poza tym odciski palc贸w nie s膮 w pe艂ni identyczne.
- Jak to?
- Widzi pan, te pierwsze zostawi艂 z艂odziej motocykla, drugie za艣 zdj膮艂em przed chwil膮 uczniowi szko艂y 艣redniej, nale偶膮cemu do porz膮dnej rodziny, nigdy dot膮d nie karanemu fanatykowi lotnictwa, kt贸ry prawdopodobnie znajdzie si臋 w pierwszym zespole koszyk贸wki i zostanie przyj臋ty na uniwersytet w Miami bez egzamin贸w wst臋pnych. Dlatego odciski palc贸w nie mog膮 by膰 identyczne. Chcia艂bym tylko, panie admirale, aby podobna sytuacja ju偶 nigdy si臋 nie powt贸rzy艂a.
- Zrobi臋 wszystko, co w mojej mocy...
Lewis powstrzyma艂 go ruchem r臋ki.
- Ka偶dej wiosny mamy kilka takich spraw, w gruncie rzeczy podobnych. Za ka偶dym razem si臋 okazuje, 偶e rodzice uwa偶aj膮 swoje dzieci za doros艂ych ludzi, kt贸rzy lada dzie艅 opuszcz膮 dom i za艂o偶膮 w艂asne rodziny, dlatego te偶 s膮dz膮, 偶e nastolatkom nie jest ju偶 potrzebna ich opieka. A dzieciakom woda sodowa uderza do g艂owy i cz臋sto najszcz臋艣liwszy okres ich 偶ycia zmienia si臋 w najsmutniejszy. W ka偶dym takim wypadku ca艂膮 win膮 obarczam rodzic贸w... Mam do tego prawo, bo te偶 jestem ojcem i 艣wietnie wiem, jak si臋 co艣 takiego prze偶ywa. Ale to nie jest 偶adne usprawiedliwienie...
Hardcastle wbija艂 spojrzenie w blat sto艂u. Ogarnia艂a go z艂o艣膰, 偶e ten o dziesi臋膰 czy nawet pi臋tna艣cie lat m艂odszy od niego gliniarz o艣miela si臋 go poucza膰. W g艂臋bi ducha musia艂 mu jednak przyzna膰 racj臋.
- Czy pan mnie s艂ucha, admirale?
Hardcastle przytakn膮艂 ruchem g艂owy.
- To dobrze. Nie mam prawa przekaza膰 teraz syna pod pa艅sk膮 opiek臋, tote偶 musia艂em zadzwoni膰 do jego matki. Powinna niebawem przyjecha膰, a z ni膮 tak偶e chcia艂bym zamieni膰 par臋 s艂贸w. P贸藕niej Daniel b臋dzie wolny. Tym razem.
- Czy mog臋 si臋 z nim zobaczy膰?
- Zaraz go przyprowadz臋. Pragn臋 tylko doda膰, 偶e by艂bym bardzo zawiedziony, gdyby艣my musieli si臋 jeszcze kiedykolwiek spotka膰 w podobnej sytuacji. To by znaczy艂o, 偶e si臋 pomyli艂em co do pana... oraz Daniela.
- 艢wietnie rozumiem...
- Oby tak by艂o - rzek艂 Lewis i wyszed艂 z poczekalni.
M贸j syn oskar偶ony o kradzie偶 motocykla, pomy艣la艂 Hardcastle. To prawda, 偶e ch艂opak zawsze chadza艂 w艂asnymi drogami, mia艂 buntowniczy charakter, nie ba艂 si臋 ryzyka, ale nigdy dot膮d nie pope艂ni艂 przest臋pstwa. A jednak...
Otworzy艂y si臋 drzwi i stan膮艂 w nich Daniel. Mia艂 zapuchni臋te, podkr膮偶one oczy. Spojrza艂 na ojca i g艂o艣no prze艂kn膮艂 艣lin臋.
- Siadaj - rzek艂 Hardcastle, wskazuj膮c mu s膮siednie krzes艂o. Targa艂y nim sprzeczne uczucia, mia艂 straszn膮 ochot臋 u艣ciska膰 syna, a jednocze艣nie korci艂o go, by wymierzy膰 mu par臋 klaps贸w.
- Tato... strasznie ci臋 przepraszam... Nie chcia艂em ci sprawia膰 k艂opotu...
- Wcale nie jestem zak艂opotany, ale z艂y i rozgoryczony...
- Wiedzia艂em, czyj to motor - powiedzia艂 Daniel. - Zauwa偶y艂em kiedy艣, jak facet chowa kluczyki w schowku pod siode艂kiem...
- Daj spok贸j. To niczego nie zmienia.
- Tak, wiem. Post膮pi艂em jak idiota. Ale bardzo chcia艂em si臋 z tob膮 zobaczy膰. Wiedzia艂em, 偶e ostatnio pracujesz do p贸藕na. Matka za nic w 艣wiecie by mi nie pozwoli艂a wzi膮膰 samochodu, a wola艂em o tej porze nie 艂apa膰 okazji... Temu facetowi ju偶 kilka razy kradziono motocykl. Wcale nie mia艂em zamiaru go rozbija膰 czy te偶 zostawi膰 gdzie艣 w rowie, dlatego wstawi艂em motor do gara偶u...
- To nadal ci臋 nie t艂umaczy, Danny. Nie przyjmuj臋 takich wym贸wek. Ukrad艂e艣 motocykl, mog艂e艣 dosta膰 za to sze艣膰 lat poprawczaka. Lepiej porozmawiajmy o przysz艂o艣ci. Wci膮偶 traktuj臋 ci臋 jak syna, ale b臋d臋 musia艂 od nowa si臋 uczy膰 zaufania do ciebie...
Przerwa艂 mu stukot drzwi, do poczekalni wesz艂a Jennifer Leslie Wagner-Hardcastle. Mia艂a na sobie jasnob艂臋kitn膮 letni膮 sukienk臋 i tego samego koloru buty, a kremowa torebka idealnie pasowa艂a barw膮 do lekkiego, jedwabnego 偶akietu. Mimo prawie pi臋膰dziesi臋ciu lat zachowa艂a szczup艂膮, zgrabn膮 sylwetk臋, jej kruczoczarne w艂osy by艂y tylko z rzadka poprzetykane siwizn膮, a niebieskie oczy wci膮偶 p艂on臋艂y 偶ywym blaskiem. Admira艂 pomy艣la艂, 偶e chocia偶 min臋艂a jedenasta, a Jennifer przyjecha艂a na komisariat, aby odebra膰 aresztowanego syna, wygl膮da tak, jakby sz艂a na spotkanie z kt贸rym艣 ze swoich klient贸w.
Wsta艂 bez s艂owa. Jennifer obrzuci艂a go pogardliwym spojrzeniem, jakby z satysfakcj膮 odnotowuj膮c zmarszczki na jego twarzy, zaczerwienione oczy i kr贸tko przystrzy偶one siwe w艂osy, po czym odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 syna.
- Daniel! Zaczekaj na mnie przed wej艣ciem!
Ch艂opak pospiesznie ruszy艂 w stron臋 drzwi.
- Przez chwil膮 jaki艣 gliniarz udzieli艂 mi wyk艂adu, jak powinnam wychowywa膰 syna - zacz臋艂a. - M贸j drugi syn m贸g艂by by膰 jego bratem, a on ma czelno艣膰 mnie poucza膰, jak nale偶y wychowywa膰 dzieci!
- Widocznie uwa偶a艂, 偶e musi ci to powiedzie膰.
- Tak? Pewnie dlatego, 偶e tylko mnie wini za wszystko, co si臋 sta艂o?
- Przesta艅, nie jestem w nastroju do k艂贸tni...
- Czemu nie zaczeka艂e艣 na Vance'a? - Mia艂a na my艣li Vance'a Hargrove'a, swojego adwokata, tego samego, kt贸ry tak sprytnie poprowadzi艂 spraw臋 rozwodow膮. - Mia艂e艣 prawo milcze膰, dop贸ki on si臋 tu nie zjawi...
- Nie musia艂em sk艂ada膰 zezna艅, Jennifer, to policja mia艂a mi tylko sporo do powiedzenia. Widzia艂em odciski palc贸w...
- A po czym pozna艂e艣, 偶e to odciski Daniela? Sk膮d mog艂e艣 wiedzie膰, 偶e pokazali ci te same odciski, kt贸re zdj臋li ze skradzionego motocykla i 偶e s膮 to w艂a艣nie...
- Daniel si臋 przyzna艂. Policja przekona艂a w艂a艣ciciela motoru, 偶eby wycofa艂 oskar偶enie, i tylko dzi臋ki temu Daniel wci膮偶 jest na wolno艣ci. Nie pr贸buj gmatwa膰 ca艂ej tej sprawy. Danny jest winny, dopu艣ci艂 si臋 przest臋pstwa. O wiele wa偶niejsze jest to, jak teraz zareagujemy...
Jennifer dumnie unios艂a g艂ow臋.
- To chyba jasne, 偶e musi zosta膰 ukarany. Nie b臋dzie mu wolno wychodzi膰 z domu po szkole. Przez jaki艣 czas nie pozwol臋 mu te偶 korzysta膰 z samochodu...
- Ty naprawd臋 niczego nie rozumiesz! - przerwa艂 jej Hardcastle. - Ju偶 w tej chwili Daniel ma tak ma艂o swobody, 偶e kilka dalszych drobnych ogranicze艅 nie zrobi na nim 偶adnego wra偶enia. Je艣li ponownie b臋dzie chcia艂 si臋 wy艣lizn膮膰 z domu, zrobi to w ten sam spos贸b, jak dzisiaj. W tygodniu nie pozwalasz mu wychodzi膰 po zmroku, a w pi膮tki i soboty musi wraca膰 przed dziesi膮t膮. Zabraniasz mu podj膮膰 jak膮kolwiek prac臋, nie dajesz mu je藕dzi膰 do miasta, nie zgadzasz si臋 nawet, by czasem przenocowa艂 u mnie...
- Czy偶by艣 jednak doszed艂 do wniosku, 偶e powiniene艣 mu po艣wieci膰 troch臋 swego cennego czasu?
- Zgoda, ja te偶 nie jestem bez winy. Oboje musimy zmieni膰 swoje post臋powanie. - Zamilk艂 na chwil臋, po czym doda艂: - My艣l臋, 偶e Daniel powinien sp臋dza膰 ze mn膮 ca艂e weekendy, w moim domu w Pompano Beach. Chcia艂bym te偶 zabra膰 go na d艂u偶szy wypoczynek w czasie wakacji, zanim rozpocznie studia...
- Czy mogliby艣my jednak od艂o偶y膰 t臋 rozmow臋 na kiedy indziej?
- Nie wolno ci chowa膰 g艂owy w piasek, Jennifer. Musimy...
- S膮dz臋, 偶e wszyscy przeszli艣my ju偶 zbyt wiele, jak na jeden wiecz贸r. A przynajmniej Daniel i ja.
Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i sztywnym krokiem wysz艂a z komisariatu. Po chwili przez drugie drzwi wkroczy艂 do poczekalni sier偶ant Lewis.
- Jak posz艂o?
- Kiepsko.
- To normalne - rzek艂 policjant - ale niech si臋 pan nie poddaje, admirale. Na pewno co艣 pan wywalczy...
Do komisariatu wpad艂 jak bomba kapitan Becker. Rozejrza艂 si臋 niepewnie, po czym przytrzyma艂 drzwi i przepu艣ci艂 major Pamel臋 Darwin, radc臋 prawnego dow贸dztwa okr臋gu marynarki wojennej. Kobieta trzyma艂a w r臋ku grub膮 teczk臋 z jakimi艣 dokumentami.
- Przyprowadzi艂em major Darwin, aby panu pomog艂a, ale ju偶 nam powiedziano, 偶e w艂a艣ciciel motoru wycofa艂 oskar偶enie - oznajmi艂 jego zast臋pca.
Na ich widok Lewis po偶egna艂 si臋 szybko i ruszy艂 ku wyj艣ciu.
- Bardzo dzi臋kuj臋, sier偶ancie - rzek艂 Hardcastle. - Za wszystko.
Major Darwin zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, podesz艂a bli偶ej i wypr臋偶y艂a si臋 przed admira艂em, jakby sk艂ada艂a meldunek.
- Przes艂ucha艂am ju偶 stra偶nik贸w ochrony biurowca przy Brickell Plaza, panie admirale. Mo偶na im zarzuci膰 spore zaniedbania. Mamy te偶 podstawy, aby oskar偶y膰 funkcjonariuszy biura szeryfa o bezprawne przeszukanie...
- Prosz臋 sobie darowa膰, majorze. Jutro rano z艂o偶臋 raport w dow贸dztwie okr臋gu, b臋dzie pani mog艂a do艂膮czy膰 do niego swoje uwagi. To wszystko. - Zwr贸ci艂 si臋 do Beckera: - Mike, czy by艂by艣 tak dobry...?
- Z przyjemno艣ci膮 odwioz臋 pana do domu, admirale.
Hardcastle ruszy艂 w kierunku wyj艣cia, zerkn膮wszy tylko przelotnie na major Darwin. Kobieta wpatrywa艂a si臋 w niego z uwag膮. Dostrzeg艂 w jej spojrzeniu jakby cie艅 politowania. Czy偶by zrobi艂o jej si臋 偶al starego wilka morskiego, kt贸ry nie umie sobie da膰 rady z synem? - pomy艣la艂.
Do艣膰 tego, skarci艂 siebie w my艣lach. Litujesz si臋 nad sob膮. To do niczego nie prowadzi. Musisz si臋 trzyma膰 w gar艣ci, je艣li chcesz kierowa膰 walk膮 z przemytem narkotyk贸w.
Dow贸dztwo jednostki lotniczej S艂u偶b Celnych, baza lotnictwa Homestead,
Floryda Niedziela rano
Sandra Geffar sta艂a przed wej艣ciem do hangaru. Na ca艂ej po艂udniowej Florydzie znacznie si臋 och艂odzi艂o, znad horyzontu nadci膮ga艂y ciemne chmury deszczowe.
W r贸wnie przedburzowym nastroju by艂 towarzysz膮cy jej inspektor Curtis Long, pilot odrzutowego citation pe艂ni膮cy zarazem funkcj臋 doradcy technicznego Geffar. Do niego nale偶a艂a ocena sprz臋tu i uzbrojenia, kt贸re dow贸dztwo zamierza艂o kupi膰 dla jednostki lotniczej. Long mia艂 niespe艂na 160 centymetr贸w wzrostu i szerokie ramiona, kontrastuj膮ce z nieproporcjonalnie w膮skimi biodrami. Wszyscy w bazie wiedzieli jednak, 偶e jego drobna postura nie idzie w parze z si艂膮 fizyczn膮. Powszechnie znany by艂 te偶 ze swego nadzwyczaj pogodnego usposobienia. Niewiele rzeczy potrafi艂o go wyprowadzi膰 z r贸wnowagi, za to poczynania Stra偶y Przybrze偶nej zwykle dzia艂a艂y mu silnie na nerwy.
- Ca艂e to przedstawienie to tylko strata czasu - oznajmi艂 po raz kolejny.
- Przecie偶 nawet nie mia艂e艣 okazji rozmawia膰 z Hardacastle'em.
- Wiele o nim s艂ysza艂em. To typowy wilk samotnik, kt贸ry zawsze potrafi znale藕膰 pi臋knie brzmi膮ce uzasadnienie dla swoich dziwacznych pomys艂贸w. Nie rozumiem, dlaczego w og贸le si臋 zgodzi艂a艣 na udzia艂 w tym locie.
- Poniewa偶... - Geffar zamilk艂a nagle.
Nie umia艂a znale藕膰 prostej odpowiedzi. To prawda, 偶e istnia艂o niebezpiecze艅stwo, i偶 Hardcastle d膮偶y do wy艂膮czenia S艂u偶b Celnych z tej gry, trudno by艂o jednak nie dostrzega膰 wielkiego zaanga偶owania admira艂a we wsp贸ln膮 walk臋, jego inteligencji i odwagi. Teraz najwyra藕niej chowa艂 jakiego艣 asa w r臋kawie.
- Chc臋 si臋 tylko dowiedzie膰, do czego on zmierza, nic wi臋cej - odpar艂a ch艂odno. - Uda艂o mu si臋 zainteresowa膰 swoim planem dow贸dztwo okr臋gu, wygl膮da te偶 na to, 偶e zdo艂a艂 przygotowa膰 pokaz jakiego艣 niezwyk艂ego sprz臋tu. Je艣li tylko b臋dzie szansa pod艂膮czenia si臋 do tego, co on planuje dla Stra偶y Przybrze偶nej, mam zamiar j膮 wykorzysta膰. To wszystko.
Na razie nie chcia艂a m贸wi膰 nic wi臋cej. Podziela艂a zdanie Hardcastle' a, 偶e ani S艂u偶by Celne, ani Stra偶, nie s膮 odpowiednio wyposa偶one do kontynuowania tej walki. Ponadto ludziom admira艂a nie tylko brak by艂o do艣wiadczenia, nie mieli tak偶e 偶adnych uprawnie艅 do 艣cigania przemytnik贸w. Prawdopodobnie Stra偶y Przybrze偶nej, nastawionej g艂贸wnie na akcje poszukiwawcze i ratownicze, wcale nie odpowiada艂a rola stra偶nik贸w granic. Z kolei S艂u偶by Celne nie dysponowa艂y wyszkolonymi oddzia艂ami, a z formalnego punktu widzenia mia艂y zwi膮zane r臋ce. Nale偶a艂o zatem s膮dzi膰, 偶e Hardcastle postanowi艂 zej艣膰 z utartego szlaku, a je艣li obra艂 w艂a艣ciwy kierunek, warto by艂o mu przyj艣膰 z pomoc膮...
- Widz臋, 偶e nie za bardzo jeste艣 ciekaw, c贸偶 to za plan - odezwa艂a si臋 po chwili.
- Nie chc臋 mie膰 z nimi nic wsp贸lnego i uwa偶am, 偶e po prostu szkoda czasu na organizowanie jakich艣 tam pokaz贸w...
Urwa艂, pos艂yszawszy dziwny odg艂os, jak gdyby 艂oskot wirnika 艣mig艂owca nak艂adaj膮cy si臋 na wycie silnik贸w odrzutowych. Oboje zacz臋li si臋 rozgl膮da膰 i wkr贸tce dostrzegli najbardziej niezwyk艂y samolot 艣wiata, kt贸ry dwie艣cie metr贸w ponad ich g艂owami wszed艂 w bardzo ciasny zakr臋t. Przypomina艂 艣redniej wielko艣ci transportowiec nap臋dzany dwoma silnikami turbo艣mig艂owymi, nieco mniejszy od wojskowego C-130. Mia艂 troch臋 ponad 20 metr贸w d艂ugo艣ci i oko艂o 8 metr贸w rozpi臋to艣ci, masywne skrzyd艂a umieszczone wysoko ponad kad艂ubem oraz wolnono艣ny p艂at ogonowy z dwoma sterami pionowymi. Ale najbardziej zadziwiaj膮ce by艂y jego silniki - nadzwyczaj du偶e, z ogromnymi 艣mig艂ami, kt贸ry obraca艂y si臋 zdumiewaj膮co powoli. Co wi臋cej, umieszczono je na samych ko艅cach skrzyde艂, a nie jak zazwyczaj na wspornikach, mniej wi臋cej w po艂owie d艂ugo艣ci p艂ata.
Kiedy samolot po raz drugi przechyli艂 si臋 przez lewe skrzyd艂o i zawr贸ci艂 ku hangarom bazy S艂u偶b Celnych, zdumiony Long na tyle tylko odzyska艂 mow臋, by mrukn膮膰:
- To musi by膰 Hardcastle... i jego niespodzianka... C贸偶 to takiego...? Miniaturowy C-130...?
- Ale偶 sk膮d - odpar艂a Geffar. - Przyjrzyj si臋 uwa偶nie...
Maszyna wyr贸wna艂a lot, lecz gdy znalaz艂a si臋 nad g艂贸wnym pasem startowym, nieoczekiwanie skr臋ci艂a ostro w prawo, po czym gwa艂townie opad艂a i najwy偶ej 20 metr贸w nad ziemi膮 skierowa艂a si臋 prosto na nich.
- Wspaniale - oznajmi艂 Long. - Ten sukinsyn zaraz rozniesie nasz hangar.
Wbrew oczekiwaniom samolot wcale nie zacz膮艂 si臋 wznosi膰. Turbiny zawy艂y ze zdwojon膮 moc膮 i ku zdumieniu dwojga obserwator贸w silniki obr贸ci艂y si臋 o 90 stopni - olbrzymie 艣mig艂a wirowa艂y teraz w poziomie, niczym rotory helikoptera. Maszyna zwolni艂a nagle, prawie zawis艂a w powietrzu i silnie przechylona, celuj膮c dziobem wysoko w niebo, zacz臋艂a opada膰 wprost na parking. Z p臋katego kad艂uba wy艂oni艂o si臋 nagle podwozie i samolot 艂agodnie usiad艂 na placu przed nimi.
Kiedy tylko 艣mig艂a przesta艂y si臋 obraca膰, w drzwiach po prawej stronie maszyny pojawi艂 si臋 u艣miechni臋ty szeroko admira艂 Hardcastle. Zeskoczy艂 na asfalt i ruszy艂 w kierunku oniemia艂ych widz贸w.
- Ciesz臋 si臋 z naszego spotkania, inspektorze Geffar - rzek艂 i zaraz zwr贸ci艂 si臋 do jej kolegi: - Inspektor Long? Nie spotkali艣my si臋 dot膮d, lecz wiele o panu s艂ysza艂em.
Wzajemnie, pomy艣la艂 Long. Popatrzy艂 na drugiego m臋偶czyzn臋 w lotniczej kurtce oraz identycznym he艂mofonie, jakich u偶ywaj膮 piloci 艣mig艂owc贸w, kt贸ry wyskoczywszy z samolotu szed艂 w ich stron臋.
- Pozw贸lcie, 偶e przedstawi臋 wam genera艂a Bradleya Elliotta z Wojsk Powietrznych Stan贸w Zjednoczonych.
- Lotnictwo wojskowe? - sykn膮艂 pod nosem Long.
- Wiele o pani s艂ysza艂em, inspektorze Geffar - powiedzia艂 Elliott, wyci膮gaj膮c r臋k臋 na powitanie.
- Zaraz wszystko wyja艣ni臋, bo odnosz臋 wra偶enie, 偶e nie macie odwagi o nic zapyta膰 - wtr膮ci艂 szybko Hardcastle. - Genera艂 Elliott kieruje o艣rodkiem testowania nowych rodzaj贸w uzbrojenia wojsk lotniczych, HAWC, mieszcz膮cym si臋 w Nevadzie. Musz臋 podkre艣li膰 z dum膮, 偶e genera艂 zgodzi艂 si臋 udzieli膰 nam d艂ugoterminowej po偶yczki, a ten oto niezwyk艂y samolot jest jej pierwszym elementem. Brad, czy by艂by艣 艂askaw pokaza膰 naszym go艣ciom z bliska swoj膮 now膮 zabawk臋?
Long skrzywi艂 si臋, spogl膮daj膮c na id膮cych przodem Geffar i Elliotta, odni贸s艂 bowiem wra偶enie, 偶e Sandra patrzy na samolot z nieskrywanym podziwem.
- Oficjalnie, moi drodzy, ta maszyna nosi oznaczenie V-22C „Lew Morski" - zacz膮艂 genera艂. - Wykorzystali艣my prototyp transportowca V-22, opracowany przez konsorcjum Bell-Boeing, wzmocnili艣my jednak i wyd艂u偶yli艣my nieco kad艂ub, zastosowali艣my te偶 silniki wi臋kszej mocy. Samolot mo偶e na przyk艂ad zabra膰 dwudziestu rannych na noszach i sze艣ciu sanitariuszy albo dziesi臋膰 pe艂nomorskich tratw ratunkowych. Ma parametry typowe dla 艣redniej wielko艣ci transportowca, pr臋dko艣膰 maksymaln膮 oko艂o dwustu pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w, zasi臋g przy pe艂nym obci膮偶eniu oko艂o tysi膮ca pi臋ciuset kilometr贸w. Dodatkow膮 jego zalet膮 jest mo偶liwo艣膰 startu pionowego oraz zwrotno艣膰 w locie pionowym prawie tak膮 jak dla helikoptera.
Poprowadzi艂 ich w stron臋 wej艣cia w prawej burcie samolotu.
- Wyposa偶ony jest w dwa d藕wigi towarowe i mo偶e unie艣膰 ponaddwudziestotonowy ci臋偶ar. Pierwotnie zosta艂 zaprojektowany jako uniwersalny samolot do lot贸w na ma艂ych wysoko艣ciach, w ka偶dych warunkach atmosferycznych, g艂贸wnie do zada艅 rozpoznawczych, poszukiwawczych i ratowniczych. Ma ponadto dwie du偶e komory transportowe pod kad艂ubem, powy偶ej wspornik贸w podwozia, dost臋pne zar贸wno z zewn膮trz, jak i od strony g艂贸wnego przedzia艂u towarowego, w kt贸rych mo偶na rozmie艣ci膰 do tysi膮ca kilogram贸w dodatkowego wyposa偶enia. Mog膮 to by膰 rezerwowe zbiorniki paliwa, sprz臋t specjalistyczny, urz膮dzenia elektroniczne, dodatkowe wyci膮gi linowe, radiostacje...
- Albo te偶 uzbrojenie - doda艂 Hardcastle. Long popatrzy艂 na niego ze zdumieniem.
- Jakie uzbrojenie?
- Dowolne: dzia艂ka, karabiny maszynowe, pociski zdalnie sterowane, rakiety przeciwlotnicze. Wed艂ug 偶yczenia.
Admira艂 da艂 znak r臋k膮 trzeciemu m臋偶czy藕nie, kt贸ry siedzia艂 w kabinie, i ten si臋gn膮艂 do tablicy przyrz膮d贸w. Uchyli艂a si臋 klapa z prawej strony brzucha samolotu i na zewn膮trz wysun膮艂 si臋 d艂ugi metalowy cylinder o op艂ywowym kszta艂cie. Znieruchomia艂 tu偶 nad kopulast膮 os艂on膮 ko艂a.
- W prawej komorze - ci膮gn膮艂 admira艂 - zamocowali艣my wyrzutni臋 stinger贸w, samonaprowadzaj膮cych pocisk贸w z czujnikami podczerwieni, kt贸rymi mo偶na razi膰 zar贸wno cele w powietrzu, jak i na ziemi, z odleg艂o艣ci do dw贸ch kilometr贸w. Ta wyrzutnia jest uzbrojona sze艣cioma rakietami, lecz bez k艂opotu mo偶na j膮 powt贸rnie za艂adowa膰 w powietrzu, a w przedziale towarowym da si臋 bezpiecznie przewozi膰 osiem dalszych pocisk贸w. W lewej komorze umie艣cili艣my ci臋偶ki karabin maszynowy M - 230, kalibru trzydzie艣ci milimetr贸w. Komplet ta艣m do niego mie艣ci trzysta naboj贸w. Ca艂e to uzbrojenie jest sterowane z tablicy przyrz膮d贸w w kabinie i zosta艂o dodatkowo sprz臋偶one ze skanerem podczerwieni oraz komputerem artyleryjskim, u艂atwiaj膮cym namierzanie cel贸w.
Poszli dalej, okr膮偶aj膮c przysadzisty kad艂ub maszyny.
- Rzek艂bym, 偶e tak wyposa偶ony „Lew Morski" stanowi po艂膮czenie ratowniczego samolotu rozpoznawczego i jednostki bojowej przystosowanej do ochrony granic - m贸wi艂 Hardcastle. - Spe艂nia nasze podstawowe wymagania: potrafi dotrze膰 w wyznaczone miejsce tak szybko, jak samolot odrzutowy, a jednocze艣nie zabiera na pok艂ad wiele sprz臋tu b膮d藕 rozbitk贸w. Ma mo偶liwo艣膰 obrony bez wzgl臋du na wykorzystanie, czy to w akcjach ratowniczych, czy w walce z przemytnikami, a r贸wnie 艂atwo radzi sobie nad l膮dem i nad morzem. Stra偶 Przybrze偶na ju偶 od bardzo dawna szuka艂a takiej maszyny.
- Prosz臋 mi wybaczy膰, admirale - wtr膮ci艂 Long - ale po co panu w Stra偶y Przybrze偶nej turbo艣mig艂owiec pionowego startu, w dodatku tak silnie uzbrojony?
- Ten samolot wcale nie jest przeznaczony dla Stra偶y. Owszem, zam贸wili艣my kilka ospreyow V-22, kt贸re mamy otrzyma膰 w po艂owie lat dziewi臋膰dziesi膮tych, niewykluczone nawet, 偶e b臋dzie to taki sam model V-22C. Ale w wypadku tego egzemplarza wcale nie chodzi o wyposa偶enie Stra偶y Przybrze偶nej.
- Kto zatem ma si臋 nim pos艂ugiwa膰?
- My... - admira艂 urwa艂 nagle, jakby ugryz艂 si臋 w j臋zyk. - Nie mamy teraz czasu. Razem z genera艂em Elliottem przygotowali艣my ma艂y pokaz. Wsiadajmy wi臋c, pora rusza膰 w drog臋.
W samolocie Elliott przedstawi艂 go艣ciom majora Patricka McLanahana, swojego asystenta, a zarazem szefa ekipy testuj膮cej prototyp V-22. Cho膰 najm艂odszy w艣r贸d wszystkich obecnych, McLanahan mia艂 taki sam stopie艅, jak Long, i pe艂ni艂 funkcj臋 odpowiedzialnego ze strony wojsk powietrznych za realizacj臋 planu admira艂a. Ten niebieskooki blondynek nie mo偶e mie膰 wi臋cej ni偶 trzydzie艣ci dwa lata, pomy艣la艂a Geffar, zajmuj膮c miejsce w jednym z fotelik贸w w przedziale towarowym. Hardcastle jednak szybko poprosi艂 j膮 o przej艣cie do kabiny.
- Co takiego? Nie mam najmniejszego poj臋cia o prowadzeniu takiej maszyny.
- Przedwczoraj zareagowa艂em w identyczny spos贸b - rzek艂 z u艣miechem admira艂. - Brad to znakomity instruktor, zreszt膮 pilotowanie „Morskiego Lwa" jest dziecinnie proste.
Zachwycony genera艂 po艣pieszy艂 Sandrze z pomoc膮 w zapinaniu pas贸w. By艂a tak zaskoczona, 偶e nawet nie zdo艂a艂a zaprotestowa膰.
Nast臋pnie zacz膮艂 szybko obja艣nia膰 jej funkcje poszczeg贸lnych przyrz膮d贸w. Wn臋trze kabiny pilot贸w bardziej przypomina艂o re偶yserk臋 studia telewizyjnego. Centralne miejsce w pulpicie zajmowa艂y cztery dwunastocalowe monitory kolorowe, na kt贸rych mog艂o by膰 wy艣wietlane graficzne przedstawienie tradycyjnych instrument贸w pok艂adowych, albo te偶 same dane dotycz膮ce lotu i pracy silnik贸w. Wszystkim sterowa艂 komputer, a widok na monitorach zmienia艂o si臋 prze艂膮cznikami rozmieszczonymi na obrze偶u panelu. Te r贸wnie偶 pe艂ni艂y r贸偶norodne funkcje w zale偶no艣ci od trybu pracy komputera.
- W tej chwili komputer jest ustawiony na wy艣wietlanie jedynie parametr贸w lotu oraz danych dotycz膮cych maszyny - obja艣nia艂 genera艂. - Przyciski na konsoli s艂u偶膮 do prze艂膮czania poszczeg贸lnych rodzaj贸w informacji. Dane nawigacyjne, ustawienie radiostacji, odczyty instrument贸w pok艂adowych, parametry pracy silnik贸w, wska藕niki ustawienia klap i podwozia, autopilot, sterowanie uzbrojeniem...
Dwa kolejne monitory by艂y rozmieszczone w obu naro偶nikach kabiny, a jeden dodatkowy - znacznie mniejszy - znajdowa艂 si臋 po艣rodku, nad pulpitem. Jeszcze dwa inne, zupe艂nie ma艂e, widnia艂y na wprost foteli pilot贸w. Ostatni, zamocowany nad szyb膮, wy艣wietla艂 jedynie tekstowe informacje komputera pok艂adowego. Tradycyjne d藕wignie sterowania sprawia艂y wra偶enie st艂oczonych wok贸艂 olbrzymiego panelu kolorowych ekran贸w.
- Trzeba tygodni, 偶eby to wszystko opanowa膰 - powiedzia艂a Geffar.
- Sk膮d, naprawd臋 nie ma nic prostszego - odpar艂 Hardcastle. - Jednym ruchem mo偶na prze艂膮czy膰 zestaw wy艣wietlanych na ekranie informacji. Co wi臋cej, drugi pilot, zasiadaj膮cy w fotelu po lewej stronie, gdy偶 konstruktorzy wreszcie uwzgl臋dnili 偶膮dania lotnictwa marynarki wojennej, mo偶e odpowiednio zaprogramowa膰, jakie dane b臋d膮 wy艣wietlane na tym ma艂ym monitorku, tu偶 przed oczyma dow贸dcy. Natomiast na monitorze po艣rodku ukazuj膮 si臋 najwa偶niejsze informacje, to znaczy odczyty przyrz膮d贸w nawigacyjnych, podstawowe parametry pracy silnik贸w i r贸偶nego rodzaju ostrze偶enia komputera pok艂adowego. W zasadzie musisz zwraca膰 uwag臋 tylko na te dwa ekrany.
- Pilot, kt贸ry umie lata膰 i samolotem, i helikopterem, nie powinien mie膰 偶adnych trudno艣ci z prowadzeniem V-22 - m贸wi艂 dalej Elliott. - A poniewa偶 pani nale偶y w艣r贸d nich do najlepszych, b臋dzie to dla pani kaszka z mlekiem. Na pewno zwr贸ci艂a pani uwag臋, 偶e dr膮偶ek sterowy jest podobny do tego w 艣mig艂owcu, ale operuje si臋 nim tak, jak w samolocie. Maszyna z wielk膮 艂atwo艣ci膮 reaguje na stery, natychmiast pochyla si臋 w d贸艂 czy w g贸r臋, lecz tak偶e na boki. Natomiast ta wi臋ksza d藕wignia tu偶 przy konsoli steruje moc膮 silnik贸w.
Je偶eli 艣mig艂a pe艂ni膮 rol臋 wirnik贸w, w贸wczas szybko艣膰 w poziomie i nabieranie wysoko艣ci reguluje si臋 poprzez zmian臋 k膮ta ustawienia silnik贸w. S艂u偶y do tego owa d藕wigienka na szczycie dr膮偶ka - popchni臋cie jej do przodu ustawi gondole w poziomie, a im dalej b臋d膮 艣ci膮gni臋te do siebie, tym bardziej silniki obr贸c膮 si臋 do pionu. Komputer pok艂adowy podaje, jakie jest optymalne ustawienie w danej chwili, a w sytuacji zagro偶enia mo偶na go prze艂膮czy膰 na automatyczne sterowanie obrotem silnik贸w. Gdyby pilot ca艂kowicie straci艂 kontrol臋 nad maszyn膮, komputer obr贸ci gondole do pionu, zamieniaj膮c V-22 w helikopter. W贸wczas wystarczy jedynie kontrolowa膰 autorotacj臋, jak w ka偶dym du偶ym 艣mig艂owcu. Przy takim ustawieniu silnik贸w dr膮偶kiem sterowym reguluje si臋 k膮t nachylenia p艂at贸w wirnik贸w, natomiast peda艂y ster贸w s艂u偶膮 do pochylania maszyny na boki, identycznie jak w normalnym 艣mig艂owcu. Jedyna r贸偶nica polega na tym, 偶e tu trzeba popchn膮膰 dr膮偶ek, by zwi臋kszy膰 szybko艣膰 wznoszenia, a nie poci膮gn膮膰 go do siebie, co na pocz膮tku myli wszystkich pilot贸w, zw艂aszcza je艣li dzia艂aj膮 w po艣piechu.
Funkcje przyrz膮d贸w steruj膮cych zmieniaj膮 si臋 automatycznie, gdy komputer pok艂adowy oceni na podstawie k膮ta nachylenia silnik贸w, 偶e maszyna jest bardziej wykorzystywana jako samolot ni偶 helikopter. W贸wczas dr膮偶ek i peda艂y zaczynaj膮 porusza膰 klapami i sterami, a p艂aty 艣migie艂 zostaj膮 zablokowane pod sta艂ym k膮tem nachylenia. Wszystkim steruje komputer, dla cz艂owieka zmiana jest wr臋cz niezauwa偶alna. W ka偶dym razie piloci przyjmuj膮 to w spos贸b ca艂kiem naturalny, traktuj膮 jak co艣 oczywistego. Przez ca艂y czas na ekranie wy艣wietlane s膮 parametry X i Y, czyli pr臋dko艣膰 w poziomie oraz pu艂ap. B臋dzie je pani mia艂a na tym monitorze.
Trzeba tylko pami臋ta膰, 偶e podczas startu pr臋dko艣ci poziomej nabiera si臋 poprzez zmian臋 k膮ta ustawienia silnik贸w, nie nale偶y wtedy popycha膰 dr膮偶ka do przodu. Po oderwaniu si臋 od ziemi, podczas obrotu gondoli, komputer automatycznie zwi臋ksza moc silnik贸w, 偶eby zmiana ci膮gu z pionowego na mieszany, pionowy i poziomy, nie spowodowa艂a nag艂ej utraty wysoko艣ci. Tutaj, pod d藕wigni膮 ustawiania silnik贸w, znajduj膮 si臋 d藕wigienki reguluj膮ce wywa偶enie klap i ster贸w. Przekona si臋 pani, 偶e podczas przechodzenia w lot poziomy trzeba je nieco popchn膮膰 do przodu. Ale komputer automatycznie zrekompensuje moment obrotowy 艣migie艂. Natomiast po przekroczeniu pewnego k膮ta granicznego ustawienia gondoli, kiedy szybko艣膰 pozioma zacznie gwa艂townie rosn膮膰, komputer ponownie zredukuje moc silnik贸w, by zapewni膰 maszynie maksimum sterowno艣ci.
Geffar nie nad膮偶a艂a za Elliottem, kt贸ry wyrzuca艂 z siebie informacje niczym karabin maszynowy. Raz i drugi poprosi艂a o powt贸rzenie. W ko艅cu genera艂 wskaza艂 jeden z monitor贸w w tablicy przyrz膮d贸w.
- Prosz臋 zapami臋ta膰 tylko tyle, 偶e podczas przechodzenia do lotu poziomego funkcje dr膮偶ka sterowego i peda艂贸w zmieniaj膮 si臋 automatycznie, pilot przestaje regulowa膰 k膮t nachylenia p艂at贸w wirnik贸w, a zaczyna porusza膰 klapami. Jednocze艣nie komputer pok艂adowy dostosowuje moc silnik贸w, by u艂atwi膰 sterowanie maszyn膮. B臋dzie wy艣wietla艂 wszystkie dane na tym ekranie, do czasu, a偶 ustawienie silnik贸w zmieni si臋 na poziome, czyli V-22 przekszta艂ci si臋 w klasyczny samolot.
Spojrza艂 z zaciekawieniem na Geffar.
- Przecie偶 to bardzo proste, prawda? - zapyta艂, a w jego g艂osie pojawi艂a si臋 nutka drwiny. - Wystarczy zmieni膰 ustawienie gondoli silnik贸w, by przej艣膰 z lotu pionowego w poziomy, komputer zatroszczy si臋 o szczeg贸艂y. Jestem jednak przekonany, 偶e po kr贸tkim treningu zacznie pani doskonale wyczuwa膰, kiedy i jak nale偶y dostosowywa膰 moc do k膮ta ustawienia silnik贸w, a pomoc komputera nie b臋dzie ju偶 pani potrzebna. - Wskaza艂 kolejne prze艂膮czniki umieszczone na dr膮偶ku sterowym. - Tutaj natomiast...
- Chyba na razie mi wystarczy - przerwa艂a mu Geffar. - Sama si臋 zorientuj臋, patrz膮c jak...
- Kiedy indziej sobie popatrzysz - wtr膮ci艂 Hardcastle. - Teraz startujemy. I nie chc臋 s艂ysze膰 偶adnych sprzeciw贸w.
Elliott odsun膮艂 si臋 i zaj膮艂 miejsce na dodatkowym siedzeniu, mi臋dzy fotelami pilot贸w. Przed dziobem samolotu pojawi艂 si臋 McLanahan, kt贸ry mia艂 pe艂ni膰 funkcj臋 mechanika i stra偶aka podczas rozruchu silnik贸w. Admira艂 szybko da艂 mu zna膰, 偶e s膮 gotowi.
- Uruchamiam silniki - ostrzeg艂 przez interfon. - Zap艂on jedynki Procedura przedstartowa okaza艂a si臋 kr贸tka i prosta; Hardcastle wybra艂 z menu na ekranie odpowiednie polecenie, a komputer dokona艂 reszty. Chocia偶 silniki „Morskiego Lwa" by艂y nadzwyczaj du偶e, to ich rozmieszczenie na ko艅cach skrzyde艂 sprawia艂o, 偶e ha艂as w kabinie wydawa艂 si臋 mniejszy ni偶 w innych samolotach. Elliott si臋gn膮艂 do prze艂膮cznik贸w umieszczonych w tablicy nad oknem i po chwili olbrzymie 艣mig艂o z lewej strony zacz臋艂o si臋 powoli obraca膰. Hardcastle wyja艣ni艂 Sandrze, jak uruchomi膰 drugi silnik i wkr贸tce prawe 艣mig艂o tak偶e ruszy艂o z miejsca.
- Musimy jeszcze skontrolowa膰 jeden bardzo wa偶ny uk艂ad m贸wi艂 Hardcastle do mikrofonu - a mianowicie prze艂膮czanie nap臋du.
Uruchomi艂 mechanizm rozrz膮du, od艂膮czy艂 lewe 艣mig艂o i sprawdzi艂, czy prawy silnik tak samo nap臋dza oba wirniki. P贸藕niej w identyczny spos贸b si臋 upewni艂, 偶e podobnie dzia艂a nap臋d lewego silnika na oba 艣mig艂a.
- Mechanizm rozrz膮du sprawdzony - oznajmi艂.
Nast臋pnie szybko zaprogramowa艂 cel lotu i nastawi艂 radiostacj臋 na w艂a艣ciwe cz臋stotliwo艣ci, po czym wprowadzi艂 dane nawigacyjne do autopilota. Geffar spostrzeg艂a ze zdumieniem, 偶e maj膮 lecie膰 nad morze, na po艂udnie od Florida Keys.
- Mamy jaki艣 okre艣lony cel tego lotu? - zapyta艂a.
- Cierpliwo艣ci - odrzek艂 admira艂. - Na razie opanuj sterowanie maszyn膮. Ja po艂膮cz臋 si臋 z wie偶膮 kontroli lot贸w, a ty wystartujesz.
Szybko nawi膮za艂 艂膮czno艣膰 i zaraz otrzyma艂 pozwolenie na start.
- Rozumiem, 偶e musz臋 sobie radzi膰 sama - powiedzia艂a Geffar, zaciskaj膮c palce na dr膮偶ku sterowym. - Tylko co mam robi膰, do diab艂a?
- Tu masz odczyt k膮ta nachylenia silnik贸w, tu obrotomierz, a tutaj bie偶膮ce wskazania wysoko艣ciomierza i pr臋dko艣ciomierza - rzek艂, wskazuj膮c liczby widniej膮ce na ekranie. - Najpierw zwi臋ksz nieco ci膮g, 偶eby oderwa膰 si臋 od ziemi, a p贸藕niej powoli przestawiaj silniki, aby zacz膮膰 nabiera膰 szybko艣ci poziomej. Tylko uwa偶aj, ta maszyna jest bardzo czu艂a.
Geffar delikatnie przesun臋艂a d藕wigienk臋 gazu, niemal dotkn臋艂a jej tylko, a „Lew Morski" znalaz艂 si臋 nagle osiem metr贸w nad p艂yt膮 parkingu.
Ostro偶nie wypr贸bowa艂a peda艂y ster贸w poziomych, lecz samolot pos艂usznie chyli艂 si臋 na boki, jak prawdziwy 艣mig艂owiec. Zwr贸ci艂a uwag臋, 偶e jest niezwykle czu艂y, jak na tak ci臋偶k膮 maszyn臋. W dodatku ledwie s艂yszalne w kabinie wycie turbin powodowa艂o, 偶e wola艂a wyjrze膰 przez okno, by si臋 upewni膰, 偶e naprawd臋 znajduj膮 si臋 ju偶 w powietrzu.
- Znakomicie - pochwali艂 j膮 Hardcastle. - Wejd藕 jeszcze troch臋 wy偶ej, dla bezpiecze艅stwa, i powoli przestawiaj silniki. Samolot nieco opadnie, gdy tylko wirniki zaczn膮 si臋 obraca膰 pod innym k膮tem, ale zachowaj spok贸j, komputer zaraz zwi臋kszy ci膮g. Na tym etapie nie ruszaj d藕wigni gazu. Zachowaj spok贸j. Jeszcze raz si臋 przekonasz, jak czu艂e s膮 stery.
Delikatnie pchn臋艂a d藕wigienk臋 na szczycie dr膮偶ka i samolot natychmiast skoczy艂 do przodu, nabieraj膮c pr臋dko艣ci. Pochyli艂 si臋 te偶 silnie nosem ku ziemi i zacz膮艂 stopniowo opada膰, lecz zaraz silniki zacz臋艂y pracowa膰 na wy偶szych obrotach. Czu艂a si臋 tak, jakby komputer czyta艂 w jej my艣lach. Szara wst臋ga pasa startowego zosta艂a w tyle, lecieli na wsch贸d, ponad lasami i bagnami otaczaj膮cymi baz臋.
- 艢wietnie - odezwa艂 si臋 admira艂. - Teraz tylko reguluj k膮t ustawienia oraz moc silnik贸w, by utrzyma膰 po偶膮dany pu艂ap oraz pr臋dko艣膰 poziom膮. Komputer zajmie si臋 reszt膮. Skr臋膰 r贸wnie偶 nieco w prawo, by艣my omin臋li 艂ukiem elektrowni臋 j膮drow膮.
Geffar pchn臋艂a dr膮偶ek w prawo i „Lew Morski" pochyli艂 si臋 艂agodnie, wchodz膮c w zakr臋t. Ch艂odnie s膮siaduj膮cej z baz膮 lotnicz膮 elektrowni w Turkey Point stopniowo odp艂yn臋艂y w bok.
- W porz膮dku. Wejd藕 na pu艂ap tysi膮ca metr贸w.
Sandra z wpraw膮 wykona艂a polecenie i po chwili wyr贸wna艂a lot na 偶膮danej wysoko艣ci.
- Dobrze. Teraz trzymaj tylko wyznaczony kurs, a wszystko p贸jdzie jak z p艂atka.
Geffar spojrza艂a na ekran tu偶 przed sob膮, po czym delikatnie skr臋ci艂a w lewo, aby obraz ig艂y kompasu pokry艂 si臋 z czerwon膮 kresk膮. Zwr贸ci艂a te偶 uwag臋 na odleg艂o艣膰 od zaprogramowanego punktu docelowego.
- Znakomicie. Teraz warto by troch臋 przyspieszy膰. Ustaw d藕wigni臋 gazu na osiemdziesi膮t procent mocy i bardziej obr贸膰 silniki do poziomu, co najmniej do pozycji sze艣膰 alfa. Teraz b臋dziesz musia艂a mocniej trzyma膰 dr膮偶ek, 偶eby nie traci膰 wysoko艣ci. P贸藕niej ustaw te偶 wywa偶enie klap i ster贸w, b膮d藕 jednak przygotowana na to, 偶eby zaraz je zmniejszy膰, gdy tylko poczujesz, 偶e masz ju偶 wiatr pod skrzyd艂ami.
Geffar uwa偶nie s艂ucha艂a tych polece艅 wydawanych 艂agodnym, spokojnym tonem. Gdy zwi臋kszy艂a obroty silnik贸w, samolot skoczy艂 w g贸r臋 i faktycznie musia艂a silniej napiera膰 na dr膮偶ek, by utrzyma膰 pu艂ap. Kiedy za艣 obr贸ci艂a silniki bardziej do poziomu, nie tylko musia艂a zbalansowa膰 stopniow膮 utrat臋 si艂y no艣nej, lecz jeszcze poci膮gn膮膰 dr膮偶ek sterowy do siebie. Wkr贸tce poczu艂a, 偶e samolot wyra藕nie nabiera szybko艣ci i zn贸w by艂a zmuszona pchn膮膰 dr膮偶ek do przodu, gdy偶 maszyna z艂apa艂a wiatr pod skrzyd艂a i zacz臋艂a si臋 wznosi膰.
- Doskonale sobie radzisz - pochwali艂 j膮 Hardcastle. - M贸wi臋 ca艂kiem szczerze.
- Mam wra偶enie, jakbym w r臋kawicach bokserskich pr贸bowa艂a utrzyma膰 r贸wnocze艣nie dwa wij膮ce si臋 grzechotniki - odpar艂a, l臋kaj膮c si臋 nawet na moment odwr贸ci膰 g艂ow臋. Siedzia艂a sztywno, wpatrzona w ekran, na kt贸rym wy艣wietlane by艂y parametry lotu.
- Przyznasz chyba, 偶e to bardzo proste - zagadn膮艂 admira艂, a dostrzeg艂szy energiczne skinienie g艂ow膮 Sandry, doda艂: - No to puszczaj.
- Co? Mam zdj膮膰 r臋ce z dr膮偶ka?
- Komputer prze艂膮czy艂 ju偶 sterowanie, znajdujemy si臋 teraz w klasycznym samolocie. Naprawd臋 mo偶esz pu艣ci膰 dr膮偶ek.
Geffar powoli unios艂a r臋ce i spostrzeg艂a ze zdumieniem, 偶e lec膮 poprzednim kursem, a maszyna utrzymuje stabilno艣膰, tylko delikatnie si臋 chwieje.
- Po obr贸ceniu silnik贸w ca艂kowicie do poziomu mo偶esz dodatkowo zaprogramowa膰 komputer na utrzymywanie 偶膮danych parametr贸w lotu i na przyk艂ad i艣膰 na kaw臋.
Zdumiona Geffar skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi i wykona艂a kilka 艂agodnych skr臋t贸w w jedn膮 i drug膮 stron臋, poruszaj膮c jedynie sterami pionowymi.
Hardcastle dok艂adnie sprawdzi艂 wprowadzone do komputera dane nawigacyjne, a nast臋pnie po艂膮czy艂 si臋 z Central膮 Kontroli Lot贸w w Miami, prosz膮c o zezwolenie na przelot w kierunku Florida Keys. Kiedy po chwili odebra艂 zgod臋 oraz potwierdzenie, 偶e wojska obrony przeciwlotniczej otrzyma艂y kod identyfikacyjny samolotu, rzek艂:
- Przyspiesz do dwustu w臋z艂贸w. Mamy przed sob膮 jeszcze kawa艂ek drogi.
Sandra zwi臋kszy艂a moc silnik贸w, a jednocze艣nie z wpraw膮 przestawi艂a silniki w po艂o偶enie poziome.
- Je艣li zrozumia艂em - odezwa艂 si臋 przez interfon Long, kt贸ry przeszed艂 z przedzia艂u towarowego do kabiny - to pa艅ski plan polega na tym, by wysy艂a膰 na patrole silnie uzbrojone maszyny typu „Lew Morski". Prosz臋 mi wybaczy膰 szczero艣膰, panie admirale, s膮dz臋 jednak, 偶e to nie najlepszy pomys艂.
- Uzbrojone samoloty to tylko jeden z element贸w tego planu, inspektorze. O艣miel臋 si臋 zauwa偶y膰, 偶e nawet mniej znacz膮cy. Najwa偶niejsze s膮 propozycje zmian w procedurze wpuszczania obcych statk贸w i samolot贸w na terytorium naszego kraju.
- S膮dzi pan, 偶e obecne przepisy nie wystarcz膮? Mam nadziej臋, 偶e pan wie, jak si臋 to odbywa. Kapitan lub armator ka偶dego statku musi z艂o偶y膰 wst臋pn膮 deklaracj臋 celn膮 najp贸藕niej dwa dni przed wp艂yni臋ciem statku na nasze wody terytorialne. Natomiast kapitanowie samolot贸w, opr贸cz takiej samej deklaracji celnej, musz膮 przedstawi膰 harmonogram lotu najp贸藕niej w dniu poprzedzaj膮cym l膮dowanie. Po dotarciu na miejsce ka偶da jednostka jest kontrolowana przez S艂u偶by Celne, chyba 偶e wcze艣niej przeprowadzono inspekcj臋 na pok艂adzie.
- Znam t臋 procedur臋 - odpar艂 Hardcastle - lecz ma ona jedn膮 podstawow膮 wad臋. Pozwala przemytnikom bezkarnie przekracza膰 granic臋. Wcale nie musz膮 l膮dowa膰 czy zawija膰 do port贸w, aby dostarczy膰 kontraband臋.
- A jak pan sobie wyobra偶a inspekcj臋 na statkach przed zawini臋ciem do portu?
- Trzeba je b臋dzie przeprowadza膰 przed wp艂yni臋ciem statku na wody terytorialne. Wed艂ug mojego planu wszystkie jednostki b臋d膮 musia艂y uzyska膰 zgod臋 S艂u偶b Celnych na przekroczenie granicy morskiej lub wej艣cie w nasz膮 przestrze艅 powietrzn膮.
- Zgod臋? Czy to znaczy, 偶e mieliby艣my przeprowadza膰 kontrol臋 wszystkich statk贸w na otwartym morzu? Tak jak to czyni w chwili obecnej Stra偶 Przybrze偶na?
- Niezupe艂nie. Prosz臋 spojrze膰 - odpar艂 Hardcastle, wskazuj膮c r臋k膮 za okno. Long pochyli艂 si臋 nad wielkim pulpitem przyrz膮d贸w pok艂adowych i wyjrza艂 na zewn膮trz.
Zmierzali w kierunku gigantycznej platformy o romboidalnym kszta艂cie, ka偶dy jej bok musia艂 liczy膰 co najmniej dwie艣cie metr贸w d艂ugo艣ci. G艂贸wny pok艂ad przykrywa艂 pi臋ciopi臋trow膮 konstrukcj臋, cz臋艣膰 艣cian by艂a obudowana, a widniej膮ce w nich okna 艣wiadczy艂y, 偶e musz膮 si臋 tam mie艣ci膰 kajuty mieszkalne. W ka偶dym naro偶niku platformy znajdowa艂y si臋 w膮skie, daleko wychodz膮ce w morze pomosty, a wzd艂u偶 bok贸w rozmieszczone by艂y p艂ywaj膮ce doki, w kt贸rych sta艂o kilka przycumowanych kutr贸w patrolowych Stra偶y Przybrze偶nej. Stalowe drabinki si臋ga艂y z dok贸w a偶 na sam szczyt kolosa wspartego na kilku olbrzymich nogach gin膮cych w szmaragdowej toni oceanu.
Na g贸rnym pok艂adzie znajdowa艂y si臋 cztery l膮dowiska dla helikopter贸w. Z tej odleg艂o艣ci trudno by艂o dostrzec szczeg贸艂y, wszystko wskazywa艂o jednak na to, 偶e p艂yty l膮dowisk mog膮 by膰 opuszczane do ni偶szego poziomu, gdzie zapewne przygotowano hangary dla 艣mig艂owc贸w. Przy oddalonej kraw臋dzi platformy wznosi艂a si臋 spora nadbud贸wka, a jej dach wie艅czy艂y spodki anten satelitarnych i obracaj膮ce si臋 anteny radar贸w. Wzd艂u偶 pozosta艂ych bok贸w rozmieszczone by艂y d藕wigi i windy towarowe oraz ta艣my transporter贸w, z kt贸rych jeden ci膮gn膮艂 si臋 niemal do samej powierzchni morza.
Znajdowali si臋 jeszcze kilka kilometr贸w od niezwyk艂ej konstrukcji, by艂a ona jednak tak wielka, 偶e przypomina艂a widoczn膮 na horyzoncie, dziwnie sp艂aszczon膮 wysp臋.
- Co to jest, do cholery? - zapyta艂 Long.
- Nazwali艣my t臋 platform臋 „M艂ociarzem Jeden" - odpar艂 Hardcastle. - Kompania naftowa Rowan z Houston wypo偶yczy艂a nam j膮 do potrzeb mojego projektu. Ta stara platforma do przybrze偶nych poszukiwa艅 z艂贸偶 ropono艣nych zosta艂a przerobiona na posterunek graniczny, centrum 艂膮czno艣ci z baz膮 艣mig艂owc贸w zwiadowczych. Modyfikacj臋 przeprowadzi艂y wojska lotnicze, kt贸re testowa艂y mo偶liwo艣膰 wykorzystania platformy jako centrali sterowania pociskami rakietowymi. My tylko poszli艣my o krok dalej.
- Sk膮d ona si臋 tu wzi臋艂a? - zapyta艂a Geffar. - Nasze patrole ka偶dej nocy przelatuj膮 nad tym obszarem i 偶aden z nich nie meldowa艂 o jej obecno艣ci.
- Przez kilka miesi臋cy sta艂a przycumowana w Fort Lauderdale - wyja艣ni艂 admira艂. - Pod koniec ubieg艂ego roku dow贸dztwo wojsk lotniczych zgodzi艂o si臋 przekaza膰 j膮 nam. Jest dopuszczona do u偶ytku i zarejestrowana jako legalna jednostka p艂ywaj膮ca. Przyholowali艣my j膮 tu dopiero wczoraj. Stoi na trzech wspornikach o regulowanej d艂ugo艣ci, przytwierdzanych do dna morskiego. Wystarczy j膮 przeci膮gn膮膰 na wyznaczone miejsce, ustawienie i zabezpieczenie trwa zaledwie par臋 godzin. Mo偶na wr臋cz rozmie艣ci膰 ca艂y personel na platformie w trakcie holowania i w ten spos贸b przyst膮pi膰 do dzia艂ania zaraz po ustawieniu jej na wybranym miejscu. Bez k艂opot贸w startowali艣my i l膮dowali艣my helikopterami na pok艂adzie w trakcie ca艂ej drogi z portu a偶 do tego stanowiska. Hardcastle w艂膮czy艂 radiostacj臋.
- „M艂ociarz Jeden", tu „Lew Jeden Jeden". Znajdujemy si臋 w odleg艂o艣ci o艣miu kilometr贸w. Odbi贸r.
- „Lew Jeden Jeden", tu „M艂ociarz Jeden", zrozumia艂em. Mamy ci臋 na radarze. Po uzyskaniu kontaktu wzrokowego zostaniesz skierowany na pierwsze l膮dowisko od strony zachodniej. Wiatr z kierunku dwie艣cie trzydzie艣ci o sile trzech, w porywach do czterech. Na razie utrzymuj pu艂ap tysi膮ca metr贸w. Odbi贸r.
- Tu „Lew Jeden Jeden". Przyj膮艂em. Przed l膮dowaniem zrobimy kilka okr膮偶e艅 platformy. Odbi贸r.
- Tu „M艂ociarz Jeden", przyj膮艂em. Bez odbioru. Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do Geffar.
- Masz zgod臋 na l膮dowanie. Do dzie艂a.
- Ja? My艣lisz, 偶e potrafi臋 wyl膮dowa膰 t膮 maszyn膮? Powinnam wcze艣niej przej艣膰 cho膰by kr贸tkie przeszkolenie, ju偶 siadaj膮c za sterami naruszy艂am kilka przepis贸w.
Hardcastle wzruszy艂 ramionami i zacisn膮艂 palce na dr膮偶ku.
- Je艣li si臋 boisz nawet spr贸bowa膰...
Sandra doskonale wiedzia艂a, 偶e j膮 dopinguje, ale jej obawy nie by艂y bezpodstawne.
- A zreszt膮, raz si臋 偶yje - mrukn臋艂a w ko艅cu i zacz臋艂a przestawia膰 silniki w po艂o偶enie pionowe.
Wyczuwa艂a ju偶 t臋 maszyn臋. W odpowiednim momencie zmniejszy艂a obroty i zacz臋艂a r贸wnowa偶y膰 sterami lot, gdy偶 w miar臋 zwi臋kszania k膮ta nachylenia silnik贸w, „Lew Morski" pocz膮艂 jednocze艣nie traci膰 wysoko艣膰 oraz szybko艣膰.
- Zr贸b kilka okr膮偶e艅 nad platform膮 - poradzi艂 Hardcastle - w ten spos贸b lepiej wyczujesz si艂臋 oraz kierunek wiatru i przekonasz si臋, jak samolot reaguje na podmuchy.
Geffar skin臋艂a g艂ow膮 i wprowadzi艂a maszyn臋 w 艂uk, stopniowo zni偶aj膮c lot nad olbrzymi膮 platform膮.
- Chyba teraz widzicie sami - rzek艂 admira艂, gdy ko艅czyli pierwsze okr膮偶enie - 偶e da si臋 tu zakotwiczy膰 tak du偶y dok, i偶 b臋dziemy mogli wprowadza膰 do niego nawet najwi臋ksze statki. Bez trudu znajdziemy tak偶e miejsce na laboratorium chemiczne i punkt kontroli ultrad藕wi臋kowej do sprawdzania przewo偶onych towar贸w. Mogliby艣my nawet przeprowadza膰 r贸wnocze艣nie inspekcje dw贸ch wielkich jednostek pe艂nomorskich, zw艂aszcza w wypadku jakichkolwiek podejrze艅, a zarazem dokonywa膰 pobie偶nej kontroli innych statk贸w, kt贸re by艂yby dok艂adnie sprawdzane przez S艂u偶by Celne po zawini臋ciu do portu. - Wskaza艂 anteny radar贸w na dachu nadbud贸wki. - Maj膮c do dyspozycji „Lwa Morskiego" oraz kutry patrolowe, wspomagane przez najnowocze艣niejsze urz膮dzenia elektroniczne pracuj膮ce na platformie, mogliby艣my st膮d kontrolowa膰 obszar w promieniu kilkuset mil morskich i wcze艣nie przechwytywa膰 jednostki podejrzane...
- Albo je po prostu zatapia膰 - wtr膮ci艂 Long.
- Owszem, w razie konieczno艣ci tak偶e zatapia膰 - przyzna艂 Hardcastle. - Przecie偶 d膮偶ymy jedynie do uszczelnienia granic naszego kraju. Dop贸ki nie odetniemy dr贸g przemytu narkotyk贸w, nie ma co m贸wi膰 o jakiejkolwiek kontroli...
- To czemu od razu nie odpala膰 stinger贸w we wszystkie obiekty niezidentyfikowane? - przerwa艂 mu Long. - A co b臋dzie, panie admirale, je艣li wykryje pan 艂贸d藕, na kt贸rej dziadek wyp艂yn膮艂 w morze, by nauczy膰 wnuczka 艂owi膰 ryby? Je艣li przez przypadek rozwali pan t臋 艂贸dk臋 pociskiem rakietowym, z kt贸rego jest pan tak dumny?
- Je偶eli ten dziadek nie wykona rozkazu zatrzymania 艂贸dki, nie odpowie na sygna艂y ostrzegawcze z kutra b膮d藕 samolotu patrolowego, to w贸wczas mo偶e doj艣膰 do takiej sytuacji. Mimo pa艅skich zastrze偶e艅, inspektorze Long, ja jednak mam zamiar zrealizowa膰 ten plan. Czy pan nadal nie dostrzega konieczno艣ci wprowadzenia zmian? W ci臋偶kich czasach trzeba podejmowa膰 trudne decyzje. - Hardcastle ze z艂o艣ci膮 obr贸ci艂 si臋 w kierunku Geffar, ta jednak by艂a skupiona na prowadzeniu samolotu. - Musimy si臋 do tego przyzwyczaja膰.
- A ile pocisk贸w z trzydziestomilimetrowego dzia艂ka potrzeba do zatopienia takiej 艂贸dki, panie admirale...?
- Zamknij si臋 wreszcie, Curt! - powstrzyma艂a go Sandra, cho膰 sama nie by艂a ca艂kowicie przekonana do planu Hardcastle'a.
Zwolni艂a jeszcze bardziej, „Lew Morski" posuwa艂 si臋 ju偶 z szybko艣ci膮 zaledwie paru w臋z艂贸w. Silniki by艂y ca艂kowicie obr贸cone do pionu, mogli wi臋c l膮dowa膰 jak helikopterem.
- Cholera, ta platforma tylko z daleka wydawa艂a si臋 taka du偶a mrukn臋艂a, schodz膮c coraz ni偶ej. Na g贸rnym pok艂adzie zobaczy艂a jakiego艣 cz艂owieka z chor膮giewkami w r臋kach, kt贸ry bieg艂 w kierunku l膮dowiska numer jeden, by dopom贸c pilotowi precyzyjnie posadzi膰 maszyn臋. - Mam wra偶enie, 偶e l膮dujemy na znaczku pocztowym.
- Spokojnie, dotychczas radzi艂a艣 sobie znakomicie - powiedzia艂 Hardcastle. - Nie zapominaj, 偶e trzeba bardzo powoli przesuwa膰 d藕wigni臋 gazu, gdy偶 komputer tak偶e b臋dzie redukowa艂 obroty. Utrzymuj pr臋dko艣膰 schodzenia poni偶ej dw贸ch metr贸w na sekund臋. Pocz膮wszy od pu艂apu dwudziestu metr贸w komputer b臋dzie j膮 podawa艂 w centymetrach na sekund臋. Skup si臋 na swoim monitorze. Otrzymasz niezb臋dne informacje, kiedy nale偶y redukowa膰 moc i jak przestawia膰 silniki, 偶eby 艂agodnie osi膮艣膰 na l膮dowisku. Wszystko powinno p贸j艣膰 jak z p艂atka.
Geffar jeszcze raz wyjrza艂a przez okno na platform臋 w dole. Jej uwag臋 przyci膮gn臋艂y niecodzienne barwy 艣mig艂owca stoj膮cego na drugim l膮dowisku. By艂 to „Czarny Jastrz膮b" UH-60 z oznaczeniami lotnictwa marynarki wojennej, ale wygl膮da艂 do艣膰 nietypowo - d贸艂 kad艂uba mia艂 pomalowany na zielono, natomiast g贸rn膮 cz臋艣膰 na bia艂o. Kiedy opadli jeszcze troch臋 ni偶ej, zdo艂a艂a odczyta膰 napis widniej膮cy nad drzwiami kabiny: „Stany Zjednoczone Ameryki"...
- Hardcastle! Przecie偶 to nie jest „Czarny Jastrz膮b" UH-60!
- Dziesi臋膰 metr贸w! - oznajmi艂 admira艂, si臋gaj膮c do trzech wielkich prze艂膮cznik贸w na pulpicie. Po chwili za艣wieci艂y si臋 nad nimi trzy zielone lampki. - Podwozie opuszczone i zablokowane. Ca艂kiem nie藕le.
- Do diab艂a, to nie jest te偶 VH-60! Wygl膮da zupe艂nie jak „Skoczek Jeden"!
- To „Skoczek Dwa". Zapomnia艂em ci powiedzie膰, 偶e na l膮dowisku mo偶e ju偶 sta膰 helikopter wiceprezydenta. Stary przylecia艂 w towarzystwie sekretarza obrony, by osobi艣cie zapozna膰 si臋 z urz膮dzeniami „M艂ociarza Jeden".
- Co takiego? - Geffar tak gwa艂townie odwr贸ci艂a g艂ow臋 w kierunku admira艂a, a偶 „Lew Morski" pochyli艂 si臋 w lewo. - Nie do艣膰, 偶e przez dwadzie艣cia minut z dusz膮 na ramieniu musia艂am pilotowa膰 t臋 maszyn臋, to teraz w dodatku mam j膮 posadzi膰 na l膮dowisku wielko艣ci znaczka pocztowego, i to na oczach samego wiceprezydenta?
- Prosz臋 uwa偶a膰, inspektorze, nabiera pani pr臋dko艣ci poziomej - ostrzeg艂 Hardcastle. - Chyba lepiej zapomnie膰 teraz o wiceprezydencie i skupi膰 si臋 na bezpiecznym l膮dowaniu.
Geffar b艂yskawicznie skontrowa艂a dr膮偶kiem i samolot ponownie zawis艂 nieruchomo.
- Wiatr wieje z prawej, z szybko艣ci膮 czterech i p贸艂 metra na sekund臋. B臋dziesz musia艂a kompensowa膰 jego si艂臋 sterami, tylko uwa偶aj, 偶eby nie po艂o偶y膰 maszyny na bok. Najpierw powinna艣 opa艣膰 na g艂贸wne podwozie... Podnie艣 troch臋 dzi贸b do g贸ry... Jeszcze bardziej...
Poczuli wstrz膮s, kiedy ko艂a zetkn臋艂y si臋 z p艂yt膮 l膮dowiska. Cz艂owiek z chor膮giewkami zasygnalizowa艂, 偶e stoj膮 na w艂a艣ciwym miejscu i pokaza艂, aby powoli opuszcza膰 prz贸d maszyny. Po chwili trzecie ko艂o r贸wnie偶 stan臋艂o na platformie.
- Lepiej nie mo偶na - pochwali艂 Hardcastle, obserwuj膮c przez okno ludzi z obs艂ugi mocuj膮cych podwozie samolotu do pod艂o偶a. Zaci膮gn膮艂em ju偶 hamulce. Zmniejsz obroty, 偶eby艣my nie zdmuchn臋li wiceprezydentowi kapelusza do morza.
Geffar 艣ci膮gn臋艂a d藕wigni臋 gazu do oporu, admira艂 za艣 pospiesznie wy艂膮cza艂 wszystkie uk艂ady elektryczne samolotu.
- Zatem witajcie na pok艂adzie „M艂ociarza Jeden" - oznajmi艂. - Mo偶na wysiada膰.
- Ty 艂obuzie! - sykn臋艂a Geffar, zdejmuj膮c he艂m z g艂owy i spogl膮daj膮c ze z艂o艣ci膮 na Hardcastle'a, kt贸ry przez chwil臋 s膮dzi艂, i偶 naprawd臋 jest na niego w艣ciek艂a, lecz zaraz poj膮艂, 偶e to tylko efekt roz艂adowania napi臋cia. - W jakim celu to wszystko ukartowa艂e艣? 呕eby mnie o艣mieszy膰? Chcia艂e艣 skompromitowa膰 S艂u偶by Celne? Wy艂膮czy膰 mnie z tej gry? Co tu jest grane, do cholery?!
- Nic podobnego - zaprotestowa艂. - Wiesz dobrze, 偶e gdyby艣 mia艂a jakiekolwiek k艂opoty z l膮dowaniem, natychmiast bym przej膮艂 stery. By艂em jednak przekonany, 偶e poradzisz sobie bez mojej pomocy. I tak te偶 si臋 sta艂o. Bardzo chcia艂em, 偶eby艣 to w艂a艣nie ty zasiad艂a za sterami „Lwa Morskiego", mia艂em bowiem nadziej臋, 偶e tym sposobem przekonam ci臋 do mojego planu.
- Czy to znaczy, 偶e widzisz dla mnie miejsce w tym projekcie Stra偶y Przybrze偶nej? Mia艂abym zosta膰 pilotem bojowych 艣mig艂owc贸w i tego typu samolot贸w patrolowych, stacjonuj膮cych na platformie...?
- Do diab艂a, ile razy mam ci powtarza膰, 偶e to nie jest projekt Stra偶y Przybrze偶nej? Pr贸buj臋 powo艂a膰 do 偶ycia ca艂kiem now膮 instytucj臋, niezale偶n膮 zar贸wno od Stra偶y, jak i S艂u偶b Celnych. I do tego w艂a艣nie jest mi potrzebna twoja pomoc i zaanga偶owanie. Powinni艣my stworzy膰 wsp贸lny front...
- W porz膮dku, ale musz臋 pozna膰 wi臋cej szczeg贸艂贸w.
W por贸wnaniu z prezydentem, kt贸ry przekroczy艂 ju偶 sze艣膰dziesi膮tk臋, czterdziestosze艣cioletni Kevin Martindale by艂 nieomal m艂odzie艅cem. Mo偶e w艂a艣nie dlatego z tak膮 艂atwo艣ci膮 zarzuci艂 nieskuteczne metody dzia艂ania swoich poprzednik贸w, ograniczaj膮ce si臋 zazwyczaj do kuluarowych dyskusji nad kolejnym pomys艂em prezydenta, i zacz膮艂 energicznie forsowa膰 realizacj臋 niekt贸rych projekt贸w, czy to prezydenckich, swoich w艂asnych, czy te偶 zrodzonych w komisjach senackich. Zabiera艂 g艂os w ka偶dej debacie dotycz膮cej walki z narkomani膮 i szybko da艂 si臋 pozna膰 jako zwolennik najbardziej drastycznych rozwi膮za艅 zmierzaj膮cych do zahamowania przemytu narkotyk贸w.
Z jednej strony Geffar by艂a zaskoczona jego obecno艣ci膮 na platformie zakotwiczonej sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w od wybrze偶y Florydy, z drugiej za艣 uwa偶a艂a za rzecz oczywist膮, 偶e w艂a艣nie wiceprezydent zaanga偶owa艂 si臋 osobi艣cie w realizacj臋 tego planu.
- Inspektor Geffar to jeden z najlepszych pilot贸w w ca艂ym naszym lotnictwie - przedstawi艂 j膮 m臋偶czyzna stoj膮cy u boku wiceprezydenta, a Sandra spostrzeg艂a ze zdumieniem, 偶e jest to Joseph Crandall, komisarz generalny S艂u偶b Celnych Stan贸w Zjednoczonych. - Od dw贸ch lat dowodzi najbardziej zas艂u偶on膮 w zwalczaniu przemytu narkotyk贸w jednostk膮 powietrzn膮.
- A w dodatku jest mistrzem w strzelaniu - doda艂 wiceprezydent. - Znane mi s膮 osi膮gni臋cia inspektor Geffar. To pani pilotowa艂a ten samolot, prawda? Domy艣lam si臋 te偶, 偶e po raz pierwszy mia艂a pani okazj臋 l膮dowa膰 na platformie.
- Zgadza si臋, panie prezydencie. Czy by艂o to wida膰?
- Nie. Domy艣li艂em si臋 tylko, 偶e ten stary wilk morski zastosuje taki wybieg. - Odwr贸ci艂 si臋 ku podchodz膮cemu do nich Hardcastle'owi. - Nie艂adnie, panie admirale. Zaprasza pan go艣ci na przyj臋cie, a potem ka偶e im na siebie czeka膰. Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e to wszystko robi wra偶enie. A l膮dowanie inspektor Geffar by艂o bez zarzutu, wr臋cz imponuj膮ce.
- Nie ma na tej platformie lepszego pilota od niej, panie prezydencie.
U艣cisn臋li sobie d艂onie. Nast臋pnie Hardcastle przywita艂 si臋 z komisarzem Crandallem, sekretarzem obrony, Thomasem Prestonem, admira艂em Croninem oraz sekretarzem transportu, Edwardem Coultrane'em.
- Pozwol膮 panowie, 偶e przedstawi臋 inspektora Curtisa Longa, zast臋pc臋 inspektor Geffar, genera艂a Brada Elliotta z lotnictwa wojskowego, dzi臋ki kt贸remu m贸j projekt zacz膮艂 przybiera膰 realne kszta艂ty, oraz jego asystenta, majora Patricka McLanahana.
- Brad Elliott - mrukn膮艂 wiceprezydent z wyra藕nym podziwem, 艣ciskaj膮c d艂o艅 genera艂a.
Geffar patrzy艂a na to ze zdumieniem. Martindale sprawia艂 wra偶enie zaszczyconego, 偶e mo偶e osobi艣cie pozna膰 Elliotta. Kim偶e wi臋c by艂 ten cz艂owiek...?
- Mi艂o mi, 偶e mogli艣my si臋 spotka膰, generale. Prezydent prosi艂, bym pozdrowi艂 pana w jego imieniu. - Wiceprezydent obr贸ci艂 si臋 w stron臋 McLanahana i jego r贸wnie偶 powita艂 z szacunkiem, jakby mia艂 do czynienia z kim艣 zupe艂nie wyj膮tkowym. - Prosz臋 przyj膮膰 moje kondolencje, majorze, z powodu 艣mierci pa艅skiego przyjaciela, porucznika Lugera. Mo偶e b臋dziemy mieli okazj臋 porozmawia膰 na temat tego... niesamowitego lotu. Chcia艂bym si臋 dowiedzie膰 o nim czego艣 wi臋cej.
- Dzi臋kuj臋, panie prezydencie - odrzek艂 McLanahan.
Hardcastle, Geffar i Long popatrzyli ze zdziwieniem na oficer贸w lotnictwa, jakby chcieli odczyta膰 z ich twarzy, o co tu chodzi. Kim naprawd臋 s膮 ci ludzie? - zachodzili w g艂ow臋. Czym tak niezwyk艂ym si臋 wyr贸偶nili?
- A wi臋c to pan, generale, jest odpowiedzialny za wyposa偶enie tej platformy i dostarczenie tego zadziwiaj膮cego samolotu? - wiceprezydent zwr贸ci艂 si臋 do Elliotta.
- Owszem, zdecydowa艂em si臋 pom贸c admira艂owi Hardcastle'owi przy realizacji jego projektu. Nie ukrywam te偶, 偶e „Lew Morski" to pow贸d mojej dumy i rado艣ci.
- Wi臋c prosz臋 mi go pokaza膰 z bliska.
- Z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮.
Hardcastle przeprosi艂 ich i ruszy艂 w stron臋 windy prowadz膮cej na ni偶sze pok艂ady. Geffar i Cronin poszli za nim. U wej艣cia natkn臋li si臋 na kapitana Mike'a Beckera, kt贸ry powita艂 ich serdecznie.
- Widzia艂a艣 to? - szepn膮艂 Long do Sandry, gdy winda ruszy艂a. My艣la艂em, 偶e wiceprezydent poca艂uje McLanahana w r臋k臋. Czym on si臋 tak zas艂u偶y艂, do cholery? Uratowa艂 艣wiat przed zag艂ad膮, czy co?
Hardcastle zerkn膮艂 na Cronina, lecz ten milcza艂. On musi wiedzie膰, czego takiego dokonali Elliott i McLanahan, pomy艣la艂. Chyba nie chce m贸wi膰 o tym przy wszystkich, ale s膮dz膮c z jego miny, musia艂o to by膰 co艣 naprawd臋 niezwyk艂ego.
Wtedy jeszcze loty „Starego Psa" by艂y 艣ci艣le tajne, a tym samym rola, jak膮 Elliott i McLanahan odegrali w tym projekcie, tak偶e stanowi艂a tajemnic臋.
- Wszystko gotowe, Mike? - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do Beckera.
- Rzek艂bym, 偶e do tej pory go艣cie s膮 zachwyceni, admirale. Platforma zosta艂a przyszykowana o wiele lepiej, ni偶 si臋 spodziewali艣my, wystarczy艂o zreszt膮 czasu, 偶eby pokry膰 j膮 warstw膮 艣wie偶ej farby, zanim helikoptery pokaza艂y si臋 na horyzoncie.
- W sali konferencyjnej tak偶e wszystko przygotowane?
- Tak jest, panie admirale.
- Wiesz co, Ian? - odezwa艂 si臋 Cronin, ocieraj膮c pot z czo艂a, gdy偶 mimo klimatyzacji owion臋艂o ich parne, duszne powietrze stoj膮ce na ni偶szych poziomach. - Niestety Preston, Coultrane i Crandall nie s膮 a偶 tak zafascynowani twoim pomys艂em, jak wiceprezydent. Chyba my艣l膮 g艂贸wnie o tym, 偶e walka z przemytem narkotyk贸w wymyka im si臋 z r膮k, 偶e b臋d膮 musieli przekaza膰 cz臋艣膰 swoich funduszy na realizacj臋 twego spektakularnego stechnicyzowanego projektu.
Zebrali si臋 na trzecim poziomie platformy umieszczonym dwadzie艣cia metr贸w ponad faluj膮cymi z lekka wodami Cie艣niny Florydzkiej. Wida膰 st膮d by艂o dwa kutry Stra偶y Przybrze偶nej okr膮偶aj膮ce platform臋 w odleg艂o艣ci p贸艂 mili, jakby kapitanowie bali si臋 podp艂yn膮膰 bli偶ej. Od czasu do czasu ich oczom ukazywa艂 si臋 r贸wnie偶 patrolowy dolphin, jak gdyby trzymaj膮cy stra偶 nad przestrzeni膮 powietrzn膮 wok贸艂 „M艂ociarza Jeden".
Olbrzymia sala zosta艂a przekszta艂cona w centrum dowodzenia i o艣rodek radarowy. Po艣rodku sta艂y dwie olbrzymie konsole obs艂ugi radar贸w, nad kt贸rymi g贸rowa艂y trzy olbrzymie, 60-calowe monitory kolorowe. Zespo艂em technik贸w dowodzi艂 major McLanahan.
Hardcastle zabra艂 g艂os jako pierwszy.
- Panie prezydencie, szanowni go艣cie, mam zaszczyt powita膰 pa艅stwa na pok艂adzie „M艂ociarza Jeden". Znaj膮 ju偶 pa艅stwo projekt wykorzystania tych ogromnych platform wiertniczych, odpowiednio zmodernizowanych, jako baz wypadowych dla oddzia艂贸w bezpo艣redniej ochrony naszych granic. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e m贸wi臋 o szeroko poj臋tej ochronie granic, a nie tylko walce z przemytem narkotyk贸w. Uwa偶am bowiem, 偶e najskuteczniejszym sposobem ograniczenia tego偶 przemytu nie s膮 prowadzone dotychczas inspekcje przewo偶onych towar贸w, lecz znacznie bardziej energiczna, zakrojona na szerok膮 skal臋 dzia艂alno艣膰 specjalistycznej instytucji paramilitarnej, kt贸rej zadaniem by艂oby uniemo偶liwienie przekraczania granicy wszystkim niezidentyfikowanym i podejrzanym jednostkom.
Admira艂 wcisn膮艂 klawisz pilota i lewy ekran zaja艣nia艂, a po chwili ukaza艂a si臋 na nim schematyczna mapa rejonu karaibskiego, obejmuj膮ca po艂udniowo-wschodnie Stany Zjednoczone, od Karoliny Po艂udniowej i Teksasu, a偶 po wybrze偶a Ameryki Po艂udniowej.
- Zapytaj膮 pa艅stwo, czemu nie szukam rozwi膮za艅 prawnych, tylko chc臋 od razu powo艂ywa膰 do 偶ycia organizacj臋 paramilitarn膮. Ot贸偶 dlatego, 偶e m贸wimy tu o ochronie olbrzymiej przestrzeni powietrznej oraz wielokilometrowego pasa w贸d terytorialnych, do kt贸rych 艣ci艣lejszej kontroli nie wystarcz膮 ju偶 loty patrolowe i wysi艂ki celnik贸w w portach morskich. Je艣li pominiemy pas w贸d przybrze偶nych o szeroko艣ci trzech mil, to tylko w po艂udniowo-wschodnim rejonie Stan贸w Zjednoczonych musimy strzec w贸d terytorialnych o powierzchni niemal stu tysi臋cy kilometr贸w kwadratowych. Podkre艣lam: sto tysi臋cy kilometr贸w kwadratowych otwartego morza. Obecnie dysponujemy oko艂o setk膮 kutr贸w i osiemdziesi臋cioma samolotami oraz 艣mig艂owcami, 艂膮cznie w Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶bach Celnych, kt贸re maj膮 patrolowa膰 ten obszar. A je艣li dodatkowo uwzgl臋dnimy nadgraniczn膮 przestrze艅 powietrzn膮, to podlega nam czterysta dwadzie艣cia tysi臋cy kilometr贸w sze艣ciennych.
Teraz z kolei rozja艣ni艂 si臋 艣rodkowy monitor, ukazuj膮c schemat rozmieszczenia instalacji radarowych, a tak偶e baz morskich i lotniczych Stra偶y Przybrze偶nej oraz S艂u偶b Celnych.
- Obie nasze instytucje kontroluj膮 ca艂y ten obszar, bezustannie patrolujemy wszystkie szlaki przemytnicze przebiegaj膮ce przez t臋 cz臋艣膰 wybrze偶a. Lecz nawet je艣li zdo艂amy namierzy膰 jaki艣 podejrzany obiekt, niewielkie mamy mo偶liwo艣ci przechwycenia go nad morzem. Musieliby艣my w tym celu dysponowa膰 dziesi臋ciokrotnie wi臋ksz膮 liczb膮 kutr贸w patrolowych i samolot贸w. Nie trzeba dodawa膰, 偶e koszty takiego wyekwipowania si臋gn臋艂yby dziesi膮tk贸w miliard贸w dolar贸w.
Hardcastle przesun膮艂 si臋 w stron臋 prawego monitora, kt贸ry tak偶e si臋 rozja艣ni艂.
- Istnieje jednak inny spos贸b 艣ci艣lejszej kontroli tego olbrzymiego terytorium. Nale偶y zmieni膰 przepisy okre艣laj膮ce tryb przekraczania granicy przez wszystkie obce jednostki. Najpierw rozwa偶my spraw臋 statk贸w.
Na komputerowej mapie Zatok臋 Meksyka艅sk膮 przeci臋艂a siateczka paj臋czynowatych linii, a wi臋kszo艣膰 z nich ogniskowa艂a si臋 w najwa偶niejszych portach tego rejonu, takich jak Miami, Fort Lauderdale, Tampa oraz Charleston.
- Statki przekraczaj膮ce granic臋 morsk膮 zwykle p艂ywaj膮 utartymi szlakami prowadz膮cymi do naszych port贸w. Nie kontroluje si臋 ich w 偶aden spos贸b, mog膮 zupe艂nie swobodnie porusza膰 si臋 po wodach terytorialnych.
Oczywi艣cie, Stra偶 Przybrze偶na ma prawo je zatrzyma膰 i przeprowadzi膰 inspekcj臋, ale zdarza si臋 to bardzo rzadko, g艂贸wnie z tego powodu, 偶e nie dysponujemy wystarczaj膮c膮 liczb膮 kutr贸w patrolowych. Natomiast z dala od tych zat艂oczonych szlak贸w, z dala od wi臋kszych port贸w oraz rejon贸w dok艂adnie kontrolowanych, wszystkie statki maj膮 ca艂kowit膮 swobod臋 manewr贸w, najwy偶ej zostan膮 wykryte przez o艣rodki radarowe, kt贸re b臋d膮 zdolne jedynie 艣ledzi膰 ich tras臋. Rozpatrzmy teraz ruch powietrzny.
Mapa na ekranie monitora uleg艂a zmianie, zn贸w pojawi艂 si臋 na niej ca艂y rejon karaibski.
- Oto Strefa Identyfikacyjna Obrony Powietrznej, w skr贸cie SIOP. Ka偶dy samolot zmierzaj膮cy w kierunku Stan贸w Zjednoczonych zobowi膮zany jest nawi膮za膰 艂膮czno艣膰 z central膮 kontroli lot贸w przed wej艣ciem w ten obszar, lecz do tego przepisu stosuje si臋 mniej ni偶 po艂owa pilot贸w. Doskonale wiedz膮, 偶e nie mamy 偶adnych mo偶liwo艣ci zmusi膰 ich do tego, a ryzyko przechwycenia przez patrol Stra偶y Granicznej jest jak jeden do dwudziestu. Obrona powietrzna zwraca przede wszystkim uwag臋 na niekt贸re parametry, dla nich podejrzane s膮 tylko te maszyny, kt贸re rozwijaj膮 zbyt du偶膮 pr臋dko艣膰, lec膮 tu偶 nad powierzchni膮 morza, b膮d藕 te偶 ich kontur na ekranie radaru przypomina sylwetk膮 wojskowego my艣liwca. Do ich zada艅 nie nale偶y 艣ciganie przemytnik贸w, nawet je艣li potrafi膮 namierzy膰 i 艣ledzi膰 kurs niezidentyfikowanej maszyny. Z drugiej strony, co jest chyba oczywiste, nikt si臋 nie zgodzi, by odrzutowce wojskowe rusza艂y w po艣cig za samolotami cywilnymi, nawet je艣li chodzi o uj臋cie przest臋pc贸w. Tak偶e S艂u偶by Celne, mimo niezaprzeczalnych osi膮gni臋膰, nie dysponuj膮 odpowiednim wyposa偶eniem do zatrzymania ka偶dej podejrzanej maszyny, jak膮 uda si臋 wykry膰. Podobnie jak obrona powietrzna, celnicy r贸wnie偶 koncentruj膮 swoj膮 uwag臋 jedynie na okre艣lonych parametrach lotu. Ich interesuj膮 g艂贸wnie du偶e maszyny, ewidentnie klucz膮ce, oraz takie, o kt贸rych doniesienia wywiadu...
- Nawet gdyby艣my dysponowali setkami samolot贸w - przerwa艂a mu Geffar - niczego by to nie zmieni艂o. Najwy偶ej mogliby艣my powi臋kszy膰 list臋 element贸w, kt贸re powinny wzbudza膰 nasze podejrzenia. Na przyk艂ad zamiast zwraca膰 uwag臋 wy艂膮cznie na samoloty lec膮ce z pr臋dko艣ci膮 powy偶ej stu osiemdziesi臋ciu w臋z艂贸w, przygl膮daliby艣my si臋 wszystkim, kt贸re przekraczaj膮 limit stu pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w. Trudno jednak zak艂ada膰, 偶e b臋dziemy z r贸wn膮 podejrzliwo艣ci膮 traktowa膰 wszystkie samoloty i liniowce pasa偶erskie, i prywatne awionetki. Nie wyobra偶am sobie tego...
- Zapewniam pani膮, inspektorze Geffar, 偶e jest to mo偶liwe - odpar艂 Hardcastle.
Wskaza艂 lewy ekran, na kt贸rym pas w贸d terytorialnych zaznaczony by艂 kolorem pomara艅czowym, a nast臋pnie prawy, gdzie t膮 sam膮 barw膮 wyr贸偶nia艂 si臋 obszar SIOP. Wcisn膮艂 klawisz pilota i na obu mapach pomara艅czowe strefy przeci臋艂o dziesi臋膰 szerokich bia艂ych pas贸w dziel膮cych ca艂e po艂udniowo-wschodnie wybrze偶e na strefy, przy czym w ka偶dej z nich znalaz艂o si臋 jedno du偶e miasto portowe. Obraz na 艣rodkowym monitorze r贸wnie偶 uleg艂 zmianie, teraz przedstawia艂 on jedynie po艂udniowy kraniec Florydy, a w centralnej cz臋艣ci mapy migota艂 jaki艣 punkt. Tutaj r贸wnie偶 wody terytorialne i strefa SIOP zaznaczone by艂y na pomara艅czowo, a bia艂a linia, biegn膮ca od Miami w g艂膮b Zatoki Meksyka艅skiej, przypomina艂a promie艅 strzelaj膮cy w obie strony z migaj膮cego punktu, kt贸ry le偶a艂 tu偶 przy linii granicy morskiej.
- Oto nasza propozycja. Pomara艅czowa strefa, si臋gaj膮ca od dw贸ch do dwunastu mil od brzegu, oznacza艂aby obszar identyfikacji wszystkich jednostek, zar贸wno p艂ywaj膮cych, jak i lataj膮cych. Nikt nie mia艂by prawa przekroczenia granicy tej strefy bez pozwolenia. Nasze o艣rodki radarowe s膮 zdolne namierzy膰 w tym obszarze ka偶dy obiekt o d艂ugo艣ci wi臋kszej ni偶 pi臋膰 metr贸w i dok艂adnie 艣ledzi膰 jego tras臋. Wielokrotnie ju偶 demonstrowali艣my skuteczno艣膰 skomputeryzowanych radar贸w, potrafi膮cych wy艂apa膰 ka偶d膮 jednostk臋 znajduj膮c膮 si臋 w odleg艂o艣ci dwustu mil od naszych brzeg贸w. Wykorzystuj膮c te urz膮dzenia, mo偶emy 艣ledzi膰 ka偶dy manewr obcych jednostek w tej strefie, obserwowa膰 setki obiekt贸w r贸wnocze艣nie. Jeste艣my w stanie kontrolowa膰 tras臋 ka偶dego samolotu i statku przebywaj膮cego w rejonie przygranicznym.
- C贸偶 z tego - wtr膮ci艂 Crandall ze S艂u偶b Celnych - 偶e mo偶emy obserwowa膰 wszystkie jednostki, kiedy nie b臋dziemy wiedzieli, kt贸ry ze statk贸w przewozi kontraband臋? Zreszt膮 on nadal b臋dzie mia艂 swobod臋 poruszania si臋 w tej strefie. C贸偶 zatem nowego wnosi pa艅ski plan?
Hardcastle wskaza艂 migaj膮cy punkt na 艣rodkowym ekranie, tu偶 przy kraw臋dzi pomara艅czowego pasa w贸d terytorialnych.
- Tu si臋 znajdujemy, panie komisarzu. Ten punkt to w艂a艣nie „M艂ociarz Jeden", zakotwiczony siedemdziesi膮t pi臋膰 kilometr贸w na po艂udniowy - wsch贸d od Homestead. Zak艂adam, 偶e po wprowadzeniu w 偶ycie tego planu dysponowaliby艣my kilkoma takimi platformami, przy kt贸rych musia艂yby si臋 zatrzymywa膰 wszystkie jednostki wp艂ywaj膮ce na wody terytorialne. Dokonywaliby艣my ich rejestracji, kontrolowali dokumenty przewozowe, a w razie potrzeby przeprowadzali tak偶e inspekcj臋 艂adunk贸w.
- Sugeruje pan, 偶e nale偶y wykorzysta膰 platformy wiertnicze jako punkty kontroli granicznej na morzu? - zapyta艂 zdumiony Crandall.
- Nie inaczej, panie komisarzu. Do „M艂ociarza Jeden" mo偶e zacumowa膰 kilka du偶ych statk贸w jednocze艣nie, inne mogliby艣my kontrolowa膰 z kutr贸w w promieniu kilkuset metr贸w od platformy. Ka偶da jednostka musia艂aby si臋 zatrzyma膰, przedstawi膰 dokumenty do kontroli i zgodzi膰 na inspekcj臋 pok艂ad贸w przez Stra偶 Przybrze偶n膮 lub S艂u偶by Celne. Wszystko odbywa艂oby si臋 dok艂adnie tak samo, jak na drogowych przej艣ciach granicznych. To inspektorzy by decydowali, czy wystarczy pobie偶na kontrola dokument贸w i 艂adunku, bardziej dok艂adna inspekcja, czy te偶 szczeg贸艂owa rewizja po zej艣ciu za艂ogi z pok艂adu. Po przej艣ciu takiej kontroli ka偶dy statek musia艂by si臋 trzyma膰 wyznaczonego korytarza i m贸g艂 zboczy膰 wy艂膮cznie po uzyskaniu zgody, w uzasadnionych wypadkach.
- S膮dz臋, 偶e przed tego rodzaju punktami kontrolnymi bez przerwy by czeka艂a d艂uga kolejka statk贸w - rzek艂 Crandall.
- W takim wypadku mogliby艣my ustawi膰 dodatkowe platformy i zatrudni膰 wi臋cej ludzi.
- A jak ma pan zamiar traktowa膰 niezidentyfikowane obiekty zbli偶aj膮ce si臋 do pomara艅czowej strefy? - zapyta艂 sekretarz transportu, Coultrane.
- B臋d膮 narusza艂y przepisy naszego prawa, zajdzie wi臋c konieczno艣膰 ich przechwycenia.
- Zatem wracamy do pierwotnego pytania: W jaki spos贸b chce pan zatrzymywa膰 jednostki 艂ami膮ce prawo? Sam pan powiedzia艂, 偶e kontrola tej strefy nie nastr臋cza 偶adnych trudno艣ci. Problemem jest natomiast przechwytywanie intruz贸w. W jaki konkretnie spos贸b ma pan zamiar to czyni膰?
- Przede wszystkim trzeba odizolowa膰 taki obiekt. B臋dziemy mieli wi臋ksz膮 swobod臋 dzia艂ania, je艣li uda si臋 go oddzieli膰 od innych jednostek w danym obszarze. P贸藕niej trzeba wykorzysta膰 艣mig艂owce oraz samoloty pionowego startu, takie jak „Lew Morski", kt贸re b臋d膮 stacjonowa艂y na „M艂ociarzu Jeden". Proponujemy tak偶e zmiany w procedurach przechwytywania...
Znowu wcisn膮艂 klawisz pilota i jednocze艣nie na dw贸ch monitorach zmieni艂y si臋 obrazy. Oba ukazywa艂y widoki z powietrza - jeden przedstawia艂 g艂贸wnie b艂臋kit nieba, drugi morskie fale. Kamery musia艂y by膰 umieszczone na dw贸ch r贸偶nych samolotach: jeden lecia艂 na bardzo niskim pu艂apie, drugi za艣 bardzo wysoko.
- Maj膮 pa艅stwo przed sob膮 obrazy filmowane z dw贸ch makiet, czyli samolot贸w bezza艂ogowych. S膮 one sterowane drog膮 radiow膮, na szyfrowanej cz臋stotliwo艣ci UKF, przez komputer sprz臋偶ony z t膮 w艂a艣nie konsol膮 radarow膮. Gdyby艣my zatem wykryli w przestrzeni granicznej jaki艣 niezidentyfikowany obiekt, mogliby艣my skierowa膰 w jego stron臋 jednostk臋 bezza艂ogow膮.
Hardcastle stan膮艂 przed 艣rodkowym monitorem.
- Jeszcze niedawno do sterowania makietami bezza艂ogowymi u偶ywano specjalnych symulator贸w, wyposa偶onych podobnie jak typowa kabina pilota, w kt贸rych zasiada艂 cz艂owiek prowadz膮cy tak膮 maszyn臋. W naszym systemie wystarczy nakierowa膰 kursor na wybrany obiekt, a komputer sam naprowadzi makiet臋 na dany cel.
Przechyli艂 si臋 nad konsol膮 i wyj膮艂 zza niej wielki model samolotu podobnego nieco do V-22. Ten tak偶e mia艂 obracane silniki z wielkimi 艣mig艂ami, umieszczone na ko艅cach skrzyde艂, masywny, cylindryczny kad艂ub i p艂ozy zamiast k贸艂 podwozia. Po obu burtach wystawa艂y jednak r贸偶norodne anteny i czujniki urz膮dze艅 lokacyjnych.
- Oto model „Podniebnego Lwa", makiety bezza艂ogowej, kt贸r膮 wykorzystujemy w dzisiejszym pokazie - obja艣nia艂. - Ma ona oko艂o dziesi臋ciu metr贸w d艂ugo艣ci, siedmiometrow膮 rozpi臋to艣膰 skrzyde艂 i jest nap臋dzana dwoma silnikami o mocy pi臋ciuset koni mechanicznych. Mo偶e rozwija膰 pr臋dko艣膰 do dwustu w臋z艂贸w, potrafi te偶 zawisn膮膰 nieruchomo niczym helikopter. Zapas paliwa pozwala jej przebywa膰 w powietrzu nawet sze艣膰 godzin. Nie wymaga wielkiego l膮dowiska, komputer steruj膮cy m贸g艂by j膮 posadzi膰 nawet na pok艂adzie tradycyjnego kutra patrolowego. Po z艂o偶eniu skrzyde艂 bezza艂ogowiec zmie艣ci si臋 w 艣redniej wielko艣ci gara偶u. Jest wyposa偶ony we wszystkie urz膮dzenia niezb臋dne do przechwytywania cel贸w: niewielki radar naprowadzaj膮cy, oraz dwusystemow膮 kamer臋 wideo z teleobiektywem do obserwacji wizualnych oraz czujnikiem podczerwieni. Mo偶e te偶 zabra膰 na pok艂ad r贸偶norodny 艂adunek... - urwa艂 i popatrzy艂 uwa偶nie na min臋 wiceprezydenta oraz pozosta艂ych os贸b - ... na przyk艂ad bro艅.
Komisarz S艂u偶b Celnych, Crandall, zareagowa艂 natychmiast.
- Czy偶by zamierza艂 pan wysy艂a膰 w powietrze lataj膮ce i silnie uzbrojone roboty, 偶eby z bliska kontrolowa膰 ka偶dy samolot?
Martindale podni贸s艂 r臋k臋.
- Pozw贸lmy mu sko艅czy膰, komisarzu. Niech pan m贸wi dalej, admirale.
Hardcastle zaczerpn膮艂 powietrza. Jako艣 to prze艂kn臋li, pomy艣la艂.
- Chc臋 podkre艣li膰, 偶e mo偶emy umie艣ci膰 na pok艂adzie „Podniebnego Lwa" r贸偶norodne wyposa偶enie. W wersji standardowej s膮 to wy艂膮cznie urz膮dzenia elektroniczne. Lecz podobnie, jak w wypadku „Morskiego Lwa", bez trudu da si臋 uzbroi膰 makiet臋, w艂a艣nie po to, by si艂膮 powstrzymywa膰 niezidentyfikowane jednostki przed nielegalnym przekroczeniem naszej granicy morskiej.
Skin膮艂 g艂ow膮 technikowi siedz膮cemu przy konsoli i ten zacz膮艂 programowa膰 nast臋pn膮 prezentacj臋.
- W tej chwili nasz bezza艂ogowy „Podniebny Lew" 艣ledzi tras臋 kutra patrolowego Stra偶y Przybrze偶nej. Nasz system radarowy namierzy艂 podejrzan膮 jednostk臋... Tutaj. - Admira艂 si臋gn膮艂 po wskaz贸wk臋 i skierowa艂 j膮 na ledwie widoczny punkt na ekranie. - Jest to czternastometrowy kuter po艣cigowy, zmierzaj膮cy obecnie ku po艂udniowej Florydzie.
Przesun膮艂 si臋 w stron臋 lewego monitora, na kt贸rym wida膰 by艂o szmaragdow膮 to艅 morza Karaibskiego.
- Oto obraz z kamery „Podniebnego Lwa". Liczby wy艣wietlane na dole ekranu oznaczaj膮 pu艂ap, szybko艣膰 i kurs bezza艂ogowej maszyny.
Na znak Hardcastle'a do konsoli podszed艂 McLanahan, wcisn膮艂 jaki艣 klawisz, po czym odwr贸ci艂 si臋 w kierunku go艣ci.
- Jak ju偶 wyja艣ni艂 admira艂 - rzek艂 - komputer steruje lotem makiety na podstawie wskaza艅 przyrz膮d贸w samego bezza艂ogowca oraz instalacji radarowych zar贸wno naszej platformy, jak i sieci naziemnej. Przed chwil膮 wyda艂em komputerowi polecenie, by makieta wykona艂a przelot rozpoznawczy nad celem.
Obraz na ekranie monitora zacz膮艂 si臋 szybko przybli偶a膰, w miar臋 jak „Podniebny Lew" pikowa艂 ku szmaragdowym falom zatoki.
- Odleg艂o艣膰: pi臋tna艣cie kilometr贸w - odczyta艂 Hardcastle. Komputer steruj膮cy wykorzystuje wskazania system贸w radarowych do naprowadzania kamery na wyznaczony cel. Za chwil臋 powinni艣my ujrze膰 kuter...
Obraz na ekranie 艣ciemnia艂, zast膮pi艂 go szarawy prostok膮t z kilkoma ja艣niejszymi punktami, przecinany poszarpanymi liniami zak艂贸ce艅.
- Prze艂膮czy艂em kamer臋 na prac臋 w podczerwieni, aby zademonstrowa膰, jak cieplejsza 艂贸d藕 wygl膮da na tle zimnych w贸d morskich. Im bardziej plamy na ekranie b臋d膮 czerwone, tym cieplejsze... I prosz臋, oto nasz cel.
Po艣rodku, spomi臋dzy masy 偶贸艂tawych i pomara艅czowych rozb艂ysk贸w, zacz膮艂 si臋 stopniowo wyodr臋bnia膰 coraz wi臋kszy, czerwony punkt. U do艂u ekranu zaja艣nia艂 napis informuj膮cy, 偶e radar naprowadzaj膮cy wyznaczy艂 po艂o偶enie obiektu.
- W locie nurkowym bezza艂ogowiec potrafi rozwin膮膰 pr臋dko艣膰 do trzystu kilometr贸w na godzin臋 - wyja艣nia艂 McLanahan. - Makieta zacznie jednak wyhamowywa膰, kiedy znajdzie si臋 bli偶ej celu.
Czerwona plamka ros艂a w oczach. Major co jaki艣 czas prze艂膮cza艂 kamer臋 na normalny obraz, aby go艣cie mogli por贸wna膰 prac臋 obu system贸w. Po pewnym czasie, nawet na zwyk艂ym obrazie mogli ju偶 odr贸偶ni膰 sylwetk臋 p艂yn膮cego kutra.
- Makieta znajduje si臋 obecnie w odleg艂o艣ci kilometra od celu - rzek艂, wskazuj膮c odczyt wysoko艣ciomierza. - Leci z pr臋dko艣ci膮 zaledwie trzydziestu w臋z艂贸w. Musz臋 doda膰, 偶e jedynie turbo艣mig艂owiec o zmiennym ustawieniu silnik贸w potrafi w tak kr贸tkim czasie wyhamowa膰 z dwustu do trzydziestu w臋z艂贸w, nie trac膮c jednocze艣nie sterowno艣ci. W miar臋 jego zbli偶ania si臋 do kutra b臋d膮 pa艅stwo mogli rozr贸偶ni膰 coraz wi臋cej szczeg贸艂贸w naszej 艂odzi. Wracaj膮c jednak do symulacji, mo偶na powiedzie膰, 偶e w tej chwili namierzyli艣my oraz zidentyfikowali艣my jednostk臋 przemytnik贸w.
- Rzecz jasna, identyfikacja statk贸w wp艂ywaj膮cych na nasze wody terytorialne to tylko pierwszy etap na drodze do zamkni臋cia wszystkich szlak贸w przemytniczych - powiedzia艂 Hardcastle, kiedy McLanahan wr贸ci艂 na swoje miejsce. - Przechwycenie wszystkich 艂odzi przemytnik贸w, kt贸re pojawiaj膮 si臋 u wybrze偶y po艂udniowej Florydy, mo偶e ograniczy膰 dostawy narkotyk贸w najwy偶ej o dziesi臋膰 do pi臋tnastu procent. Co za tym idzie, taki sam wzrost cen kokainy czy marihuany u ulicznych sprzedawc贸w z pewno艣ci膮 spowodowa艂by pewne ograniczenie narkomanii, by艂by to jednak zaledwie pierwszy krok. Popyt jest ogromny, mo偶na go ograniczy膰 tylko poprzez gigantyczn膮 akcj臋, prowadzon膮 na wielk膮 skal臋. Niemniej ograniczenie poda偶y jest jednym z najistotniejszych element贸w tej偶e akcji. Mimo wszelkich wysi艂k贸w Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶b Celnych wci膮偶 najwi臋ksze ilo艣ci narkotyk贸w przemyca si臋 do Stan贸w Zjednoczonych drog膮 powietrzn膮. To najkr贸tsza droga, w dodatku pozwalaj膮ca szmuglerom niemal przez ca艂y czas trzyma膰 piecze nad swym towarem. Niestety, przy dobrej organizacji jest to dla nich r贸wnie偶 droga najbezpieczniejsza. Gdyby艣my wi臋c zdo艂ali zahamowa膰 przemyt drog膮 powietrzn膮, ograniczyliby艣my dop艂yw narkotyk贸w do Stan贸w Zjednoczonych o trzydzie艣ci do czterdziestu procent. A to ju偶 co艣 znaczy.
Admira艂 podszed艂 do monitora, na kt贸rym wci膮偶 widnia艂a schematyczna mapa z pomara艅czow膮 stref膮 poprzecinan膮 bia艂ymi liniami.
- Nasz plan zak艂ada wykorzystanie tych samych korytarzy dla samolot贸w, co i dla statk贸w. Wszystkie maszyny przekraczaj膮ce granic臋 musia艂yby si臋 trzyma膰 tych korytarzy oraz 艣ci艣le okre艣lonych pu艂ap贸w. Sie膰 radar贸w bez przerwy 艣ledzi艂aby drogi powietrzne, kontroluj膮c, czy jaki艣 samolot nie zbacza z trasy lub czy nie pr贸buje zmieni膰 zadeklarowanego celu lotu. Ka偶de takie wykroczenie by艂oby traktowane jako 艂amanie przepis贸w prawa, a samolot by艂by nara偶ony na przechwycenie przez jednostk臋 ochrony granic. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e wszystkie korytarze przebiegaj膮 z dala od najcz臋艣ciej u偶ywanych przez przemytnik贸w rejon贸w zrzutu, takich jak Florida Keys czy park Everglades. Zreszt膮, zgodnie z tym planem, ca艂y 艂a艅cuch Florida Keys oraz bagna Everglades, jako parki narodowe, zosta艂yby obj臋te ca艂kowitym zakazem lot贸w. Samoloty musia艂yby uzyska膰 specjalne pozwolenie na przelot nad tymi obszarami.
Admira艂 odwr贸ci艂 si臋 ponownie w stron臋 lewego monitora, na kt贸rym widnia艂 obraz z kamery drugiej makiety.
- Ta maszyna bezza艂ogowa kr膮偶y nad nami. Przechwytywanie samolot贸w wymaga u偶ycia nieco innych 艣rodk贸w ni偶 dla identyfikacji statk贸w, dlatego pos艂u偶yli艣my si臋 odmiennym typem makiety. Wyci膮gn膮艂 zza konsoli drugi model, przedstawiaj膮cy samolot zupe艂nie r贸偶ny od „Podniebnego Lwa". - Jest to „Mewa", cho膰 musz臋 przyzna膰, 偶e w niczym nie przypomina tego ptaka. Nie umiem powiedzie膰, czemu nadano mu tak膮 nazw臋. Samolot typu delta o zmiennej geometrii skrzyde艂, w celu zapewnienia lepszej sterowno艣ci zosta艂 wyposa偶ony w tak zwane kaczki, te mniejsze p艂aty no艣ne na dziobie. Jest nap臋dzany silnikiem o mocy trzystu koni mechanicznych ze 艣mig艂em o sta艂ej pr臋dko艣ci obrotowej i mo偶e zabra膰 na pok艂ad ponad trzysta kilogram贸w 艂adunku. Rozwija maksymaln膮 pr臋dko艣膰 sze艣ciuset kilometr贸w na godzin臋, przy minimalnej oko艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu. Mo偶e pozostawa膰 w powietrzu przez dwie i p贸艂 godziny. Rozpi臋to艣膰 skrzyde艂 wynosi dwana艣cie, d艂ugo艣膰 ca艂kowita sze艣膰 metr贸w. Podobnie jak „Podniebny Lew", mo偶e startowa膰 z platformy wiertniczej, z l膮du b膮d藕 z pok艂adu kutra patrolowego.
- I jak pan sobie wyobra偶a ruch powietrzny? - zapyta艂 Coultrane. - Chce pan skierowa膰 absolutnie wszystkie samoloty do wybranych korytarzy? Przecie偶 ci 藕le wyszkoleni, niedo艣wiadczeni piloci prywatnych awionetek znajd膮 si臋 nagle w strasznie zat艂oczonej przestrzeni.
- Na pewno sytuacja nie b臋dzie bardziej gro藕na od tej, panie sekretarzu, jaka panuje nad mi臋dzynarodowymi portami lotniczymi czy w korytarzach wiod膮cych ku najwi臋kszym aglomeracjom miejskim - odpar艂 Hardcastle.
Coultrane z niedowierzaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮. Admira艂 m贸wi艂 dalej:
- Tak wi臋c pilot, kt贸ry w ostatniej chwili zadeklaruje zmian臋 celu lotu czy te偶 ewidentnie b臋dzie pr贸bowa艂 omin膮膰 stref臋 kontroli radarowej, natychmiast zostanie uznany za podejrzanego. W tych wyznaczonych korytarzach 艣ledziliby艣my trasy wszystkich samolot贸w a偶 do zetkni臋cia si臋 z ziemi膮. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e owe korytarze prowadz膮 ku wi臋kszym aglomeracjom, ten na przyk艂ad wiedzie nie tylko do portu mi臋dzynarodowego w Miami, lecz tak偶e na Opa-Locka, do Fort Lauderdale oraz Tampy. Je艣li zatem pilot b臋dzie pr贸bowa艂 zej艣膰 z wyznaczonej trasy, podj臋ta zostanie akcja przechwycenia z zastosowaniem „Mewy" albo typowych maszyn patrolowych.
McLanahan podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i stan膮艂 obok admira艂a.
- Chcieli艣my teraz zademonstrowa膰, panie prezydencie, jak b臋dzie wygl膮da艂a taka akcja - rzek艂. - W chwili obecnej 艣ledzimy podejrzany samolot nadlatuj膮cy z po艂udnia, od strony archipelagu wysp Bahama. Urz膮dzenia pok艂adowe „Mewy" zosta艂y zaprogramowane na obserwacj臋 obiektu zaraz po jego wykryciu przez nasze radary.
Wskaza艂 prawy monitor, na kt贸rym ukaza艂 si臋 obraz samolotu V-22, startuj膮cego w艂a艣nie z l膮dowiska znajduj膮cego si臋 cztery pi臋tra nad nimi.
- „Lew Morski" - ponownie zabra艂 g艂os Hardcastle - pilotowany przez genera艂a Brada Elliotta, wyrusza w艂a艣nie do po艣cigu za podejrzanym obiektem. W normalnych warunkach na jego pok艂adzie znajdowa艂aby si臋 dru偶yna Stra偶y Przybrze偶nej, kt贸r膮 zazwyczaj dowodzi dw贸ch oficer贸w uzbrojonych w pistolety maszynowe oraz bro艅 kr贸tk膮.
„Lew Morski" b艂yskawicznie oderwa艂 si臋 od pok艂adu platformy i na obrazie ukazywanym zza wielkiego panoramicznego okna nadbud贸wki zacz膮艂 szybko male膰. Widzowie dostrzegli jeszcze, 偶e silniki zmieniaj膮 po艂o偶enie z pionowego w poziome i zaraz samolot znikn膮艂 im z oczu. Na ekranie 艣rodkowego monitora pojawi艂 si臋 obraz g艂贸wnego, sterowanego cyfrowo radaru „M艂ociarza Jeden".
- Major McLanahan przeprogramowuje obecnie maszyn臋 bezza艂ogow膮, by tak偶e ruszy艂a w po艣cig za obcym samolotem.
Widoczny na lewym monitorze obraz z kamery makiety nagle zacz膮艂 si臋 szybko przesuwa膰. Wszyscy odnie艣li wra偶enie, jakby znajdowali si臋 na pok艂adzie samolotu wykonuj膮cego ostry zwrot w prawo, nabieraj膮cego szybko艣ci i przechodz膮cego w lot nurkowy.
- Radar naprowadzaj膮cy „Mewy" namierzy艂 cel w odleg艂o艣ci osiemnastu kilometr贸w - oznajmi艂 Hardcastle. - Maszyna rozwin臋艂a szybko艣膰 dwustu czterdziestu w臋z艂贸w, dzi臋ki czemu zbli偶y si臋 do celu w niespe艂na trzy minuty.
W chwil臋 p贸藕niej na obrazie z kamery „Mewy" pojawi艂 si臋 艣cigany samolot - be偶owy, dwusilnikowy transportowiec. W miar臋, jak makieta szybko zbli偶a艂a si臋 do celu, jego sylwetka na ekranie ros艂a niemal偶e w oczach.
- Odleg艂o艣膰: pi臋膰 kilometr贸w - odczyta艂 Hardcastle. - S膮dz膮c po kszta艂cie obiektu, jest to „Beach Baron", o艣mio - lub dziewi臋cioletni. Kierowana wskazaniami radaru, „Mewa" powinna si臋 teraz zbli偶y膰 na tyle, by mo偶na odczyta膰 numery rejestracyjne obiektu.
Wkr贸tce bezza艂ogowiec wykona艂 ostry zwrot w prawo i zacz膮艂 podchodzi膰 do 艣ciganego samolotu od ty艂u, z prawej burty. Wed艂ug wskaza艅 radaru naprowadzaj膮cego znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci zaledwie kilkudziesi臋ciu metr贸w, gdy szybko艣膰 zbli偶ania spad艂a do zera.
- „Mewa" utworzy艂a teraz z obiektem 艣cis艂膮 formacj臋 - obja艣nia艂 admira艂. - B臋dzie si臋 trzyma艂a w odleg艂o艣ci trzydziestu metr贸w od celu i tylko bardzo gwa艂towne manewry 艣ciganego samolotu mog艂yby spowodowa膰, 偶e radar naprowadzaj膮cy straci go z pola widzenia.
McLanahan si臋gn膮艂 do konsoli i tak zacz膮艂 manewrowa膰 bezza艂ogowcem, by nakierowa膰 obiektyw kamery na burt臋 obiektu. Po chwili z ekranu mo偶na by艂o odczyta膰 szereg liter i cyfr numeru rejestracyjnego.
- Prosz臋, oto numer 艣ciganego samolotu - oznajmi艂, reguluj膮c ostro艣膰. - Litera N oznacza, 偶e maszyna zosta艂a zarejestrowana w Stanach Zjednoczonych. Cyfry w numerze s膮 zdecydowanie za ma艂e, wed艂ug przepis贸w powinny mie膰 co najmniej trzydzie艣ci centymetr贸w wysoko艣ci. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na cyfr臋 8 i liter臋 O. Zosta艂y przemalowane. Pierwotnie by艂a to zapewne cyfra 3 i litera C.
- To powszechnie stosowany wybieg - wtr膮ci艂 Hardcastle. Gdyby艣my si臋gn臋li teraz do biblioteki komputerowej, na pewno by si臋 okaza艂o, 偶e w艂a艣ciciel maszyny nie ma na koncie 偶adnych wykrocze艅. Ale przy dok艂adniejszej kontroli mog艂oby wyj艣膰 na jaw, 偶e ten numer rejestracyjny jest fa艂szywy. Zazwyczaj inspektorzy w takiej sytuacji dochodz膮 do wniosku, 偶e pilota trudno o cokolwiek podejrzewa膰 i rozkazuj膮 przerwa膰 po艣cig.
„Mewa" musia艂a zmieni膰 troch臋 kurs, gdy偶 na ekranie wida膰 teraz by艂o ca艂y obiekt z g贸ry, a nast臋pnie ukaza艂a si臋 jego lewa burta.
- Bezza艂ogowiec przeszed艂 teraz na lewo i nieco wyprzedzi艂 nasz cel, by艣my widzieli kabin臋 pilot贸w. Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e jednocze艣nie zwi臋kszy艂a si臋 odleg艂o艣膰 mi臋dzy maszynami, a to dlatego, 偶e w takim szyku „Mewa" nie mo偶e by膰 sterowana przez pok艂adowy radar naprowadzaj膮cy. W tej chwili jest prowadzona przez komputer na podstawie wskaza艅 naszego radaru z platformy.
Rzeczywi艣cie, po chwili w obiektywie kamery ukaza艂a si臋 kabina pilot贸w 艣ciganego obiektu. Doskonale wida膰 by艂o prowadz膮cego samolot m臋偶czyzn臋 w baseballowej czapeczce z daszkiem i ciemnych okularach; pilot mia艂 czarne, sumiaste w膮sy. Kiedy tylko na monitorze ukaza艂o si臋 zbli偶enie kabiny, wiceprezydent g艂o艣no wci膮gn膮艂 powietrze i zawo艂a艂:
- Patrzcie! Ten samolot jest wy艂adowany narkotykami!
Faktycznie, ponad ramieniem pilota mo偶na by艂o dostrzec bele przypominaj膮ce surow膮 marihuan臋.
- To niewielki transport - oznajmi艂 spokojnie Hardcastle. - Na pok艂ad tej maszyny mo偶na za艂adowa膰 najwy偶ej trzysta pi臋膰dziesi膮t do czterystu kilogram贸w towaru o warto艣ci handlowej 膰wier膰 miliona dolar贸w. Bior膮c pod uwag臋 do艣膰 wczesn膮 por臋, jest to jego drugi przelot w dniu dzisiejszym. Je艣li obr贸ci jeszcze raz, w sumie zarobi na czysto jakie艣 p贸艂 miliona dolar贸w, a wtedy mo偶e ju偶 pozby膰 si臋 samolotu i nawet zatopi膰 go na bagnach Everglades.
Maszyna znikn臋艂a im nagle z pola widzenia.
- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 Martindale.
- Majorze? - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do McLanahana.
- Pilot wykona艂 gwa艂towny zwrot. Pr贸buje uciec radarowi naprowadzaj膮cemu „Mewy".
Na monitorze ukaza艂 si臋 obraz przekazywany przez cyfrowy radar makiety. Wszyscy dostrzegli w jednej chwili, 偶e oba samoloty nadal lec膮 w 艣cis艂ym szyku. „Mewa" tak偶e wesz艂a w ostry skr臋t w lewo, by utrzyma膰 si臋 tu偶 za 艣ciganym obiektem. Zaraz te偶 na ekranie pojawi艂 si臋 jeszcze jeden cel - by艂 to „Lew Morski", szybko zbli偶aj膮cy si臋 do przechwytywanego samolotu. McLanahan si臋gn膮艂 do konsoli i z powrotem przestawi艂 monitor na obraz z kamery makiety. Widoczna na nim linia horyzontu, dot膮d biegn膮ca niemal wzd艂u偶 przek膮tnej ekranu, nagle pochyli艂a si臋 w drug膮 stron臋, poniewa偶 „Mewa", w 艣lad za uciekaj膮cym przemytnikiem, wesz艂a w prawy zakr臋t. Jednocze艣nie oba samoloty opada艂y coraz ni偶ej, w stron臋 morza.
- Podj臋li艣my pr贸b臋 nawi膮zania kontaktu radiowego - rzek艂 Hardcastle i spojrza艂 na McLanahana, kt贸ry przecz膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Niestety, obiekt nie odpowiada na wezwania. Teraz do akcji wkroczy „Lew Morski", kt贸ry przejmie po艣cig.
- A je艣li pilot tamtego samolotu dosta艂 ataku serca i nie mo偶e odpowiedzie膰 na wezwania? - zapyta艂 Coultrane. - Je艣li leci na autopilocie, maj膮c nadziej臋, 偶e zdo艂a jako艣 dotrze膰 do l膮du?
Jaka szkoda, pomy艣la艂 Hardcastle, 偶e owa troska sekretarza transportu wcale nie wynika z rzeczywistego zainteresowania losem niewinnych ludzi, ale wy艂膮cznie z obawy o uszczuplenie bud偶etu w艂asnego resortu. Szybko jednak odegna艂 podobne my艣li i odpowiedzia艂 spokojnie:
- Pilot nie zg艂osi艂 celu swego lotu, nie uzyska艂 pozwolenia wej艣cia w nasz膮 przestrze艅 powietrzn膮, nie z艂o偶y艂 deklaracji celnej. Porusza si臋 z dala od utartych szlak贸w lotniczych, w dodatku na niebezpiecznie niskim pu艂apie. Jego zachowanie ka偶e si臋 zatem domy艣la膰, 偶e nie jest niewinny. Gdyby na skutek zdarze艅 losowych musia艂 lecie膰 na autopilocie, m贸g艂by te偶 w艂膮czy膰 sygnalizator radiowy na nadawanie sygna艂u awaryjnego, kodu 7700.
Obraz na ekranie monitora ponownie uleg艂 zmianie. „Mewa" zosta艂a kilometr w tyle za 艣ciganym obiektem i jej kamera ukazywa艂a „Lwa Morskiego", kt贸ry trzyma艂 si臋 nieco wy偶ej, na lewo od celu. Silniki V-22 by艂y ustawione pod k膮tem 45 stopni do p艂at贸w, co zapewnia艂o pilotowi mo偶liwo艣膰 szybkich manewr贸w, jak w typowym 艣mig艂owcu, a jednocze艣nie pozwala艂o rozwija膰 stosunkowo du偶膮 szybko艣膰 poziom膮. Obie komory towarowe samolotu by艂y otwarte, a odchylone na zewn膮trz klapy przypomina艂y z daleka p艂ywaki hydroplanu.
- Znajduj膮 si臋 trzyna艣cie kilometr贸w od brzegu - powiedzia艂 McLanahan, wskazuj膮c w艂a艣ciwy punkt na komputerowej mapie, wci膮偶 widocznej na 艣rodkowym monitorze.
- W takiej sytuacji mamy do wyboru kilka mo偶liwo艣ci. Wed艂ug obowi膮zuj膮cego regulaminu powinni艣my 艣ledzi膰 samolot, namierzy膰 miejsce zrzutu i dopiero wtedy podj膮膰 pr贸b臋 aresztowania pilota, b膮d藕 nad otwartym morzem, b膮d藕 na l膮dzie. Z pok艂adu „Morskiego Lwa", czy nawet „Podniebnego Lwa", mogliby艣my obserwowa膰 przemycony towar, zidentyfikowa膰 艂odzie, kt贸re po niego wyp艂yn膮, a p贸藕niej aresztowa膰 odbiorc贸w. Jest te偶 mo偶liwo艣膰 przej臋cia kontrabandy z samolotu, cho膰 to wielce ryzykowne. „Lew Morski" zawieszony w powietrzu, jak ka偶dy helikopter, stanowi 艂atwy cel, zw艂aszcza dla ci臋偶kiej broni maszynowej czy rakiet przeciwlotniczych. Znacznie 艂atwiej by艂oby ostrzec wszystkie jednostki p艂ywaj膮ce znajduj膮ce si臋 w pobli偶u miejsca zrzutu i po prostu zaatakowa膰 przemytnik贸w usi艂uj膮cych przej膮膰 zrzucony towar.
Hardcastle zauwa偶y艂, 偶e go艣cie niespokojnie poruszyli si臋 na krzes艂ach.
- Gdyby przemytnicy usi艂owali wyl膮dowa膰, uzbrojona dru偶yna z pok艂adu „Morskiego Lwa" powinna podj膮膰 pr贸b臋 ich aresztowania, ale smutne wydarzenia na Mahogany Hammock nauczy艂y nas, 偶e taka akcja mo偶e si臋 r贸wnie偶 wi膮za膰 z ogromnym ryzykiem. Zatem najlepszym rozwi膮zaniem wydaje si臋 nie dopu艣ci膰, by samolot przemytnik贸w zbli偶y艂 si臋 do wybrze偶a. Do tej pory pilot zd膮偶y艂 naruszy膰 kilka przepis贸w. Znajduje si臋 nad wodami terytorialnymi, w naszej przestrzeni powietrznej, nie maj膮c 偶adnego zezwolenia, zatem wed艂ug Federalnego Kodeksu Cywilnego, rozdzia艂 pi膮ty, paragraf sto dwunasty, punkt trzynasty, dopu艣ci艂 si臋 nielegalnego przekroczenia granicy. Mamy wi臋c do czynienia z niezidentyfikowanym obiektem unikaj膮cym kontaktu radiowego. Mogliby艣my po raz drugi podej艣膰 bli偶ej bezza艂ogowcem i stara膰 si臋 nawi膮za膰 艂膮czno艣膰, nie chcemy bowiem zanadto zbli偶a膰 „Lwa Morskiego". Dobrze pami臋tamy, jaki los spotka艂 za艂og臋 naszego falcona w analogicznej sytuacji.
Admira艂 odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 konsoli i skin膮艂 technikowi g艂ow膮.
- Proponujemy zatem nast臋puj膮c膮 procedur臋.
„Lew Morski" zszed艂 na pu艂ap uciekaj膮cego samolotu i skr臋ci艂 delikatnie w lewo. Nagle pod prawym skrzyd艂em maszyny co艣 rozb艂ys艂o i ciemny kszta艂t, ci膮gn膮c za sob膮 j臋zor ognia, pomkn膮艂 w stron臋 dwusilnikowego transportowca. Rakieta ko艂ysa艂a si臋 nieco na boki, znacz膮c sw贸j 艣lad skr臋con膮 spiralnie smug膮 dymu, ale bezb艂臋dnie trafi艂a w cel - prawy silnik samolotu przemytnik贸w eksplodowa艂, zmieniaj膮c si臋 w pomara艅czow膮 kul臋 ognia. Maszyna przewali艂a si臋 nagle przez prawe skrzyd艂o, obr贸ci艂a wok贸艂 w艂asnej osi i ci膮gn膮c za sob膮 s艂up g臋stego, czarnego dymu, run臋艂a do morza. W zderzeniu z falami rozbi艂a si臋 na kawa艂ki, kt贸re rozlecia艂y si臋 daleko na boki, a wiruj膮ce 艣mig艂o wyskoczy艂o w powietrze niczym dzieci臋ca zabawka wyrzucona r臋k膮 samego Neptuna. Wiceprezydent Martindale poderwa艂 si臋 z krzes艂a.
- Do cholery! Co pan narobi艂, Hardcastle?! Kto panu pozwoli艂...?
Admira艂 g艂臋boko nabra艂 powietrza w p艂uca. Ciekawe, czy warto by艂o podj膮膰 tak wielkie ryzyko, przemkn臋艂o mu przez my艣l.
- To by艂 tylko pokaz, panie prezydencie.
Wskaza艂 r臋k膮 艣rodkowy monitor, na kt贸rego ekranie przesuwa艂y si臋 jeszcze pasma dymu. Przekazywany z du偶ej wysoko艣ci obraz ukaza艂 po chwili pi臋膰 kutr贸w Stra偶y Przybrze偶nej, otaczaj膮cych miejsce katastrofy transportowca.
- To by艂 tylko pokaz...
- Pokaz? Nie ogl膮dali艣my wi臋c prawdziwego samolotu przemytnik贸w?
- Samolot by艂 prawdziwy, wcze艣niej skonfiskowany przemytnikom, ale przekszta艂cili艣my go w bezza艂ogow膮, zdalnie sterowan膮 maszyn臋. Pilotowa艂 go technik z pok艂adu tego kutra widocznego w samym rogu ekranu. Przed rozpocz臋ciem pokazowej akcji oczy艣cili艣my tak偶e przestrze艅 powietrzn膮 w promieniu dziesi臋ciu kilometr贸w...
- Wyda艂em zgod臋 na przeprowadzenie tej pokazowej akcji, panie prezydencie - wtr膮ci艂 admira艂 Cronin, przeciskaj膮c si臋 mi臋dzy agentami ochrony w stron臋 Martindale'a. - Bior臋 na siebie ca艂膮 odpowiedzialno艣膰...
- W porz膮dku, admirale. Czemu jednak mia艂 s艂u偶y膰 ten pokaz? My艣l臋, 偶e przygotowa艂 pan zawczasu jakie艣 sensowne uzasadnienie.
- Punkty kontrolne na platformach wiertniczych, wyznaczenie korytarzy powietrznych i morskich, patrolowce bezza艂ogowe, uzbrojone my艣liwce przechwytuj膮ce... to wszystko jest dla nas bardzo wa偶ne, panie prezydencie, ale nie rozwi膮偶e problemu. Potrafimy namierzy膰 przemytnik贸w, obserwowa膰 ich, zlokalizowa膰 miejsce przekazania b膮d藕 zrzutu narkotyk贸w, ale nie mamy 偶adnych mo偶liwo艣ci powstrzymania ich, nie mo偶emy im nawet odci膮膰 drogi ucieczki, dop贸ki nie zapadnie decyzja umo偶liwiaj膮ca nam zastosowanie si艂y w celu niedopuszczenia szmugler贸w nad terytorium naszego kraju...
- „Lew Morski" jest przystosowany do ra偶enia cel贸w naziemnych i powietrznych - pospiesznie doda艂 Hardcastle - czy to rakietami samonaprowadzaj膮cymi typu Stinger, czy te偶 z broni maszynowej du偶ego kalibru, a urz膮dzenia elektroniczne, w szczeg贸lno艣ci nowoczesne skanery podczerwieni, zapewniaj膮 mu wzgl臋dnie du偶e bezpiecze艅stwo. Poza tym, jak ju偶 m贸wi艂em, bezza艂ogowe makiety, „Podniebny Lew" oraz „Mewa", tak偶e mog膮 by膰 uzbrojone, chocia偶by w stingery. Przedstawiony plan m贸g艂by by膰 realizowany etapami. Opini臋 publiczn膮 i wszystkich zainteresowanych nale偶a艂oby powiadomi膰 o ograniczeniach w ruchu morskim i powietrznym najp贸藕niej trzy miesi膮ce przed terminem wprowadzenia ich w 偶ycie... W tym czasie zd膮偶yliby艣my przygotowa膰, wyposa偶y膰 i rozmie艣ci膰, a tak偶e skompletowa膰 za艂ogi wszystkich platform inspekcyjnych. Dowiedzia艂em si臋, 偶e sze艣膰 maszyn typu V-22C „Morski Lew" mogliby艣my otrzyma膰 ju偶 w tej chwili, a zak艂ady do艣wiadczalne Bell - Boeing w Arlington, w Teksasie, gotowe s膮 przeszkoli膰 za艂ogi. W ci膮gu p贸艂 roku zak艂ady zdolne by艂yby przygotowa膰 dwadzie艣cia bezza艂ogowych „Mew" i trzydzie艣ci „Podniebnych Lw贸w". Co si臋 za艣 tyczy personelu, przygotowa艂em list臋 niezb臋dnych stanowisk, zaproponowa艂em te偶 nazwiska specjalist贸w ze Stra偶y Przybrze偶nej oraz S艂u偶b Celnych, kt贸rzy mieliby stanowi膰 trzon nowej jednostki...
- Nowej? - zdumia艂 si臋 Preston, sekretarz obrony. - Zatem nie jest to wsp贸lny projekt Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶b Celnych?
- Nie. Ta s艂u偶ba nie mo偶e by膰 zale偶na od kt贸rejkolwiek z istniej膮cych ju偶 instytucji. Wed艂ug mojego planu powinna zosta膰 oparta na najbardziej do艣wiadczonych w walce z przemytem narkotyk贸w oddzia艂ach Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶b Celnych. Wydaje mi si臋 r贸wnie偶, 偶e owa jednostka nie mo偶e podlega膰 Departamentowi Obrony, chyba 偶e nast膮pi reorganizacja w艂adz federalnych - doda艂 po艣piesznie - jak mia艂o to miejsce w czasie wojny, kiedy Stra偶 Przybrze偶n膮 w艂膮czono do Pomocniczych S艂u偶b Obronnych Marynarki Wojennej. S膮dz臋 jednak, 偶e powinna ona podlega膰 w艂adzom cywilnym, na przyk艂ad nowo utworzonemu Wydzia艂owi Ochrony Granic, maj膮cemu rang臋 ministerstwa, kt贸ry m贸g艂by kierowa膰 ca艂o艣ci膮 walki z narkotykami. Proponuj臋, by do tej nowej s艂u偶by w艂膮czy膰 wszystkie dzia艂aj膮ce dotychczas kom贸rki Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶b Celnych, wyspecjalizowane w walce z przemytem, takie jak Centrale Wywiadu i 艁膮czno艣ci, Krajow膮 Taktyczn膮 Central臋 Zwalczania Przemytu Narkotyk贸w, poszczeg贸lne o艣rodki informacyjne, czy nawet Central臋 Operacji Specjalnych „B艂臋kitny Grom". By艂oby wskazane, by 贸w nowo utworzony departament obj膮艂 tak偶e nadz贸r nad Agencj膮 do Walki z Narkotykami oraz wydzia艂ami antynarkotykowymi FBI...
- Pozbawi膰 Agencj臋 samodzielno艣ci? - zapyta艂 wiceprezydent.
Komisarz Crandall zmierzy艂 admira艂a piorunuj膮cym spojrzeniem.
- A kt贸偶, wed艂ug pana, mia艂by stan膮膰 na czele tego nowego departamentu? Mo偶e pan, admirale?
Hardcastle zignorowa艂 t臋 jawn膮 zaczepk臋.
- Je艣li pozostawimy jakim艣 instytucjom ca艂kowit膮 swobod臋 dzia艂ania i nie obejmiemy ich nadzorem Wydzia艂u Ochrony Granic, ucierpi na tym jedynie wsp贸lna walka zmierzaj膮ca do ograniczenia przemytu narkotyk贸w.
Crandall obr贸ci艂 si臋 w stron臋 Martindale'a:
- Admira艂 pr贸buje przedstawi膰 rzeczywisto艣膰 w niew艂a艣ciwym 艣wietle. Przecie偶 akcje zar贸wno Stra偶y Przybrze偶nej, jak i S艂u偶b Celnych oraz pozosta艂ych instytucji, ju偶 teraz s膮 艣ci艣le skoordynowane. Powstanie dodatkowej agencji jedynie utrudni t臋 wsp贸艂prac臋...
- Nie zgadzam si臋 z panem, komisarzu - wtr膮ci艂a Sandra Geffar. - Nigdy nie by艂am zwolenniczk膮 艣cis艂ego wsp贸艂dzia艂ania naszych s艂u偶b ze Stra偶膮 Przybrze偶n膮. Musz臋 jednak przyzna膰 bezstronnie, 偶e ta wsp贸艂praca jest absolutnie niewystarczaj膮ca, a w dodatku odnosz臋 wra偶enie, 偶e sztucznie podsyca si臋 nasz膮 rywalizacj臋.
- C贸偶 wiec pani s膮dzi o tym projekcie, inspektorze Geffar? - zapyta艂 wiceprezydent. - Domy艣lam si臋, 偶e podobnie jak ja, nie mia艂a pani wcze艣niej okazji zapozna膰 si臋 ze szczeg贸艂ami planu admira艂a Hardcastle'a. Ale jest pani fachowcem, na co dzie艅 ma do czynienia z tymi problemami.
- Jestem pod wra偶eniem - odpar艂a, unikaj膮c wzroku Hardcastle'a. - Zgadzam si臋 z wi臋kszo艣ci膮 przedstawionych tu wniosk贸w. Admira艂 zaproponowa艂 praktyczny spos贸b kontrolowania jednostek przekraczaj膮cych granic臋, a tak偶e skuteczne metody zwalczania traktuj膮cych nas wrogo przemytnik贸w. Ju偶 nie pami臋tam, ile razy musia艂am si臋 bezsilnie przygl膮da膰 samolotom, kt贸re ucieka艂y bezkarnie po dokonaniu zrzutu na obszar Everglades. Mog艂am w贸wczas jedynie 偶a艂owa膰, 偶e nie mam na pok艂adzie rakiet przeciwlotniczych, by zestrzeli膰 przest臋pc贸w. Musz臋 jednak zaznaczy膰, 偶e cho膰 niejednokrotnie pragn臋艂am drastycznych rozwi膮za艅, nadal mam obawy co do celowo艣ci u偶ycia silnie uzbrojonych jednostek patrolowych.
- Oboje znamy ten problem a偶 za dobrze - wtr膮ci艂 Hardcastle. - Zrzuty narkotyk贸w do morza w odleg艂o艣ci kilku mil od brzegu praktycznie s膮 dla nas nie do przechwycenia. S艂u偶by Celne prowadz膮 t臋 walk臋 od wielu lat, a przecie偶 dost臋pno艣膰 narkotyk贸w w naszym kraju jest nadal ogromna. Czy dlatego, 偶e celnicy 藕le pracuj膮? Nie i jeszcze raz nie. G艂贸wnym powodem jest to, 偶e obecne przepisy nie pozwalaj膮 nam powstrzyma膰 przemytu. Ufam, 偶e realizacja mojego planu mo偶e zmieni膰 t臋 sytuacje. Walka z handlarzami na terenie kraju musi pozosta膰 w gestii w艂adz lokalnych. Ani uzbrojenie patroli, ani ustawienie szeregu „M艂ociarzy" nie zast膮pi policji na ulicach miast. Nikt nie proponuje akcji zbrojnych w Miami i Nowym Jorku, czy nawet w Bogocie lub Medellin. One i tak nie przynios艂yby znacz膮cego rezultatu. Nam zale偶y tylko na jednym: na ograniczeniu swobody dzia艂ania niezidentyfikowanych statk贸w oraz samolot贸w na naszych wodach terytorialnych i w strefie przybrze偶nej.
- I z tego powodu mieliby艣my przeznaczy膰 miliardy dolar贸w na turbo艣mig艂owce pionowego startu, maszyny bezza艂ogowe, platformy wiertnicze i rozbudowane systemy radarowe? - spyta艂 Crandall. - Przemytnicy stosuj膮 coraz to nowe metody. Ju偶 teraz przesy艂aj膮 narkotyki w zaplombowanych kontenerach, drog膮 l膮dow膮 przez Meksyk, a nawet przez Europ臋 czy Kanad臋. Pa艅ski system temu nie zapobiegnie. B臋dzie bezu偶yteczny, zanim jeszcze na dobre wejdzie w 偶ycie.
- Nieprawda, panie komisarzu. Przemytnicy od dawna wysy艂aj膮 towar w kontenerach, albo w艂asnymi samochodami przez Meksyk, albo nawet poczt膮 kuriersk膮, ale nigdy nie zrezygnuj膮 z pr贸b przerzucania go drog膮 morsk膮 czy lotnicz膮. Dlaczego? Poniewa偶 s膮 to szlaki najbezpieczniejsze, najkr贸tsze, najpewniejsze. Je艣li zapakuj膮 towar do kontener贸w, trac膮 nad nim kontrol臋 na wiele dni, czasem nawet tygodni, zdecydowanie wi臋ksze jest tak偶e ryzyko, 偶e kto艣 ukradnie cz臋艣膰 narkotyk贸w, by sprzeda膰 je na w艂asn膮 r臋k臋, albo 偶e celnicy przechwyc膮 ca艂y transport. Przewo偶膮c kontraband臋 drog膮 l膮dow膮, nara偶aj膮 si臋 na szczeg贸艂ow膮 kontrol臋 celn膮, a co wa偶niejsze, musz膮 dzieli膰 艂adunek na mniejsze porcje. Droga powietrzna oraz morska czy to przez archipelag Bahama, czy bezpo艣rednio z Ameryki Po艂udniowej na Floryd臋, b臋dzie zawsze preferowana przez sze艣膰dziesi膮t lub siedemdziesi膮t procent przemytnik贸w, a wi臋kszo艣膰 z nich b臋dzie pr贸bowa艂a przekroczy膰 granic臋 od po艂udniowego wschodu. Je艣li we藕miemy pod uwag臋 tylko po艂ow臋 przemycanego co roku towaru, to m贸wimy tu o narkotykach warto艣ci dwudziestu miliard贸w dolar贸w, kt贸re przechodz膮 przez Floryd臋. Dlatego musimy zamkn膮膰 te drogi w pierwszej kolejno艣ci, innymi zajmiemy si臋 p贸藕niej. Zgodnie z moim planem powinni艣my si臋 zabra膰 do tego jak najszybciej.
Centrum Miami
Dziesi臋膰 godzin p贸藕niej
- Hardcastle pr贸buje strzela膰 z armaty do wr贸bli - mrukn膮艂 komisarz S艂u偶b Celnych Joseph Crandall do sekretarza transportu. - Mogliby艣my wymy艣li膰 znacznie lepsze i skuteczniejsze rozwi膮zanie.
Coultrane jednak nie odpowiedzia艂.
Wiceprezydent Martindale w zamy艣leniu przys艂uchiwa艂 si臋 tym zdawkowym uwagom, ale najbardziej interesowa艂o go zdanie sekretarza obrony, Thomasa Prestona. Bardzo sobie ceni艂 uwagi tego weterana, cenionego polityka oraz bliskiego przyjaciela samego prezydenta.
W odr贸偶nieniu od kilku swoich poprzednik贸w, Preston nie by艂 wojskowym karierowiczem. Przez wiele lat s艂u偶y艂 w marynarce wojennej, p贸藕niej za艣, podczas wojny wietnamskiej, piastowa艂 w Bia艂ym Domu stanowisko oficera 艂膮cznikowego naczelnego dow贸dztwa floty Pacyfiku. Ju偶 wtedy zyska艂 opini臋 znakomitego organizatora i zr臋cznego polityka, nawi膮za艂 te偶 wiele cennych znajomo艣ci, kt贸re procentowa艂y jeszcze teraz, po dwudziestu latach pracy w Waszyngtonie. Znany by艂 z tego, 偶e nigdy nie ozdabia艂 swego munduru 偶adnymi odznaczeniami czy nawet baretkami. Przez te wszystkie lata pozna艂 od podszewki metody walki politycznej, a nie maj膮c za sob膮 do艣wiadcze艅 z zat臋ch艂ej d偶ungli po艂udniowo-wschodniej Azji, z kt贸rej wi臋kszo艣膰 oficer贸w wraca艂a okaleczonych psychicznie, sta艂 si臋 nieugi臋tym, twardym przeciwnikiem wrog贸w. Potrafi艂 bezwzgl臋dnie walczy膰 o sprawy, kt贸re le偶a艂y mu na sercu...
- Propozycja admira艂a Hardcastle'a, kt贸r膮 zreszt膮 popiera admira艂 Cronin, jest wr臋cz znakomita, dalekosi臋偶na i odwa偶na... - Preston zawiesi艂 g艂os.
- Czy偶by艣 mia艂 jednak jakie艣 w膮tpliwo艣ci? - zapyta艂 Martindale.
- Niezupe艂nie. Proponuj臋 przedstawi膰 贸w projekt prezydentowi. Je艣li i on go zaakceptuje, powinni艣my si臋 od razu przygotowa膰 na stoczenie trudnej batalii w Kongresie. Chocia偶by koszty realizacji tego planu...
- Cztery miliardy - wtr膮ci艂 Coultrane. - To tyle, co roczny bud偶et ca艂ej Stra偶y Przybrze偶nej, a dwukrotnie wi臋cej, ni偶 bud偶et S艂u偶b Celnych. Przy czym chodzi jedynie o uszczelnienie granicy na po艂udniowo-wschodnim wybrze偶u.
- Nie mam nic przeciwko temu, 偶eby dosta艂 te swoje V-22 i samoloty bezza艂ogowe - mrukn膮艂 Crandall. - Ta demonstracja si艂y nie zrobi艂a na mnie wi臋kszego wra偶enia. Ale nie oddam mu ani jednego „Czarnego Jastrz臋bia" czy odrzutowca typu Citation.
Martindale zdawa艂 si臋 nie s艂ucha膰 Crandalla. Wpatrywa艂 si臋 uwa偶nie w twarz Prestona.
- A kogo widzia艂by艣 jako dow贸dc臋 Wydzia艂u Ochrony Granic? - zapyta艂. - Speca od walki z narkotykami, Samuela Masseya? A mo偶e genera艂a Elliotta?
- Nie s膮dz臋, by Elliott przyj膮艂 tak膮 propozycj臋 - odrzek艂 Preston. - To prawda, 偶e w艂o偶y艂 sporo serca w ten projekt, ale nie zrezygnuje z kariery w lotnictwie. - Zastanawia艂 si臋 przez chwil臋. - Poza tym to do艣膰 niewdzi臋czna robota. - Si臋gn膮艂 po oprawion膮 grub膮 kopi臋 propozycji Hardcastle'a, kt贸ra le偶a艂a otwarta na stronie z kolorowym rysunkiem samolotu V-22 „Lew Morski": z obu stron kad艂uba wystawa艂y jaskrawo偶贸艂te pociski typu Stinger, a stercz膮cy na dziobie czujnik podczerwieni nadawa艂 maszynie z艂owieszczy wygl膮d dzikiej osy. - Ktokolwiek podejmie si臋 tego zadania, we藕mie na siebie wielk膮 odpowiedzialno艣膰 i mn贸stwo obowi膮zk贸w, otrzymuj膮c w zamian w膮tpliwy zaszczyt. Jego rola b臋dzie polega艂a g艂贸wnie na przekazywaniu informacji mi臋dzy prezydentem a dow贸dc膮 si艂 operacyjnych stacjonuj膮cych na tych... „M艂ociarzach".
Martindale pokiwa艂 g艂ow膮.
- W takim razie obsadzenie tego stanowiska jest najwa偶niejsze. - Preston przytakn膮艂 bez s艂owa. - Kogo proponujesz? Hardcastle'a?
- Admira艂 jest pa艅skim przyjacielem, prawda? - zapyta艂 sekretarz, wbijaj膮c wzrok w pod艂og臋.
- Owszem, znamy si臋 od dawna - odrzek艂 Martindale z pewnym oci膮ganiem. - Ale nie b臋dzie to mia艂o 偶adnego wp艂ywu na moj膮 propozycj臋. Doskonale zdajesz sobie z tego spraw臋.
- Tak, oczywi艣cie.
Wiceprezydent przez chwil臋 spogl膮da艂 uwa偶nie na Prestona, wreszcie pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Niepotrzebnie si臋gasz my艣l膮 do zamierzch艂ej przesz艂o艣ci.
- Ale kongresmani maj膮 dobr膮 pami臋膰, panie prezydencie, zw艂aszcza w tak wa偶nych sprawach.
Hardcastle, Geffar, inspektor Long oraz kapitan Becker czekali na admira艂a Cronina w holu hotelu Hyatt, mieszcz膮cego si臋 przy ulicy Drugiej, na wprost budynku federalnego przy Brickell Plaza, a zarazem nie opodal siedziby dow贸dztwa okr臋gowego S艂u偶b Celnych. Cronin zjawi艂 si臋 w towarzystwie genera艂a Elliotta i majora McLanahana, po czym wszyscy udali si臋 na g贸r臋.
- Wiceprezydent w艂a艣nie ko艅czy obiad - rzek艂 admira艂. - Za par臋 minut b臋dzie m贸g艂 nas przyj膮膰.
Long zerka艂 podejrzliwie na Elliotta i McLanahana. W ko艅cu nie wytrzyma艂, pochyli艂 si臋 w stron臋 majora i zapyta艂 p贸艂g艂osem:
- Kim wy jeste艣cie, panowie? Superagentami? Bohaterami narodowymi?
McLanahan nie odpowiada艂.
- Prezydent traktowa艂 was tak, jakby艣cie potrafili niemal偶e dokonywa膰 cud贸w. Czym si臋 tak zas艂u偶yli艣cie?
- Jeste艣my zwyk艂ymi pilotami, latali艣my i latamy na samolotach.
- A w tej chwili s艂u偶ymy rad膮 admira艂owi Hardcastle'owi - doda艂 Elliott. - To musi panu wystarczy膰.
Long zrobi艂 obra偶on膮 min臋.
- Jakich wiadomo艣ci mamy oczekiwa膰 dzi艣 wieczorem, admirale - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do Cronina, przypalaj膮c cygaro - z艂ych czy dobrych?
- Trudno powiedzie膰. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e ten wyk艂ad po艂膮czony z pokazem odni贸s艂 w艂a艣ciwy skutek.
- Chcia艂e艣 zrobi膰 na nich piorunuj膮ce wra偶enie - wtr膮ci艂a Geffar - a to mo偶e przynie艣膰 odwrotny efekt. Postanowi艂e艣 jedn膮 rakiet膮 wywali膰 r贸wnocze艣nie drzwi kilku gabinet贸w, ale zapomnia艂e艣 o tym, 偶e politycy nie lubi膮, jak si臋 wywa偶a ich drzwi.
- To prawda, chcia艂em nimi wstrz膮sn膮膰 - przyzna艂 Hardcastle. - Ale uwa偶am, 偶e ten problem jest naprawd臋 pal膮cy.
- Tylko czy na pewno pakowanie komu艣 rakiety w ogon jest najlepszym rozwi膮zaniem? - wtr膮ci艂 Long. - S艂u偶臋 w lotnictwie S艂u偶b Celnych ju偶 dwana艣cie lat, dwana艣cie cholernych lat. Mam wylatanych ponad siedem tysi臋cy godzin na dziewi臋ciu r贸偶nych typach maszyn. Zasuwamy przez siedem dni w tygodniu, ka偶dy pilot musi zaliczy膰 ponad czterysta patroli rocznie. Pracujemy ci臋偶ko, naprawd臋 ci臋偶ko. A teraz si臋 okazuje, 偶e to wszystko jest g贸wno warte. Jeszcze wczoraj byli艣my na pierwszej linii frontu i pe艂nili艣my zaszczytn膮 s艂u偶b臋, a dzisiaj pan nam wmawia, przekonuj膮c nawet samego prezydenta, 偶e jedynym rozwi膮zaniem tego problemu jest powo艂anie do 偶ycia nowej instytucji, kt贸ra b臋dzie si臋 zajmowa艂a bezwzgl臋dnym t臋pieniem podejrzanych.
- Trafi艂 pan w sedno, inspektorze Long - rzek艂 kto艣 za jego plecami. Long obejrza艂 si臋 szybko i zauwa偶y艂 Martindale'a, kt贸ry zbli偶a艂 si臋 do nich szybkim krokiem. - Prosz臋 m贸wi膰 dalej.
Sekretarz przysun膮艂 mu g艂臋boki, obijany sk贸r膮 fotel i wiceprezydent zaj膮艂 miejsce pomi臋dzy Geffar i Beckerem.
- Zebra艂em ju偶 opinie po艂owy cz艂onk贸w gabinetu, otrzyma艂em tak偶e gar艣膰 uwag od paru kongresman贸w, kt贸rzy nie mieli dot膮d poj臋cia, 偶e szykowany jest tego typu projekt. Ale prosz臋 nie przerywa膰. Inspektor Long poruszy艂 bardzo wa偶n膮 spraw臋. Wszyscy uwa偶aj膮, 偶e mamy skuteczny system, w kt贸rym g艂贸wny ci臋偶ar walki z przemytem narkotyk贸w spoczywa na S艂u偶bach Celnych. Dokonuje si臋 przecie偶 aresztowa艅, nie zestrzeliwuj膮c przemytnik贸w...
- M贸wi pan tak, jakbym proponowa艂 rze藕 niewini膮tek - odezwa艂 si臋 Hardcastle. - Ten plan dotyczy przecie偶 zabezpieczenia naszych granic przed intruzami. Przede wszystkim chodzi o wczesne wykrywanie obiekt贸w, wyznaczenie korytarzy powietrznych i stref zamkni臋tych dla ruchu lotniczego oraz mo偶liwo艣膰 szybkiego reagowania i przechwytywania tych, kt贸rzy 艂ami膮 przepisy prawa. Atak na intruza, kt贸ry nie odpowiada na wezwania i nie stosuje si臋 do ustalonej procedury, jest wyj艣ciem ostatecznym. Nie proponuj臋 przecie偶, by艣my do ka偶dego podejrzanego zbli偶ali si臋 z palcem na spu艣cie. K艂ad臋 nacisk, by niezidentyfikowany obiekt traktowa膰 jak intruza dopiero wtedy, kiedy nielegalnie przekroczy granic臋 albo wtargnie nad obszar wy艂膮czony z ruchu. B臋dzie to dla nas sygna艂em do rozpocz臋cia akcji, ale nie odpalania rakiet. Zbli偶ymy si臋 do celu, podejmiemy pr贸b臋 nawi膮zania 艂膮czno艣ci, zmusimy do zmiany kursu b膮d藕 powrotu do korytarza. Dopiero wtedy, gdy zignoruje nasze polecenie, spr贸bujemy go zatrzyma膰, zmusimy do l膮dowania. Je艣li te metody nie poskutkuj膮 i nie b臋dziemy mieli mo偶liwo艣ci aresztowania pilota, u偶yjemy broni.
- Jednak nie do przyj臋cia jest pomys艂 otwierania ognia do wszystkich, kt贸rzy nielegalnie przekraczaj膮 granic臋 i nie reaguj膮 na wezwania - wtr膮ci艂a Geffar. - W ka偶dym razie nie maj膮 takiego prawa S艂u偶by Celne...
- Do diab艂a, przecie偶 nie m贸wimy o zwyk艂ej kontroli celnej. Tu chodzi o spraw臋 bezpiecze艅stwa narodowego...
Geffar energicznie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Admirale, obojgu nam zale偶y na tym, by ukr贸ci膰 przemyt narkotyk贸w. Na co dzie艅 mamy do czynienia ze szmuglerami. 艢wietnie zdajemy sobie spraw臋, 偶e na ka偶dy przechwycony transport przypada pi臋膰, sze艣膰 czy nawet siedem, kt贸re bezpiecznie przekraczaj膮 granic臋. Zdaj臋 sobie jednak spraw臋, i偶 nie upowa偶nia nas to do dzia艂a艅 pozaprawnych. Musimy si臋 trzyma膰 obowi膮zuj膮cych przepis贸w.
- No w艂a艣nie, rzecz w tym, 偶eby p贸j艣膰 krok dalej i zmieni膰 przepisy. Do艣膰 ju偶 przygl膮dania si臋 z za艂o偶onymi r臋kami. Wprowad藕my w 偶ycie taki system, kt贸ry pozwoli nam r贸wnie偶 przechwyci膰 tych siedem czy osiem pozosta艂ych transport贸w. Je艣li w tym celu zostaniemy zmuszeni do uzbrojenia „Lw贸w Morskich" w rakiety przeciwlotnicze i bro艅 maszynow膮, to miejmy odwag臋 to uczyni膰.
- Dzisiejszy pokaz najnowszych urz膮dze艅 elektronicznych i broni wywar艂 na mnie olbrzymie wra偶enie - powiedzia艂 wiceprezydent - ale znacznie wi臋ksze wra偶enie zrobi艂o na mnie wasze po艣wi臋cenie dla dobra wsp贸lnej sprawy. Jestem przekonany, i偶 przemyt narkotyk贸w osi膮gn膮艂 tak膮 skal臋 i taki etap, 偶e musimy bezzw艂ocznie podj膮膰 radykalne przeciwdzia艂ania. Rz膮d musi jak najszybciej dokona膰 wyboru. Albo nale偶y dozbroi膰 Stra偶 Przybrze偶n膮 oraz S艂u偶by Celne i da膰 obu instytucjom znacznie wi臋ksze uprawnienia w 艣ciganiu przemytnik贸w, nawet kosztem innych zada艅, albo te偶 powo艂a膰 do 偶ycia odr臋bn膮 jednostk臋 przeznaczon膮 tylko i wy艂膮cznie do walki z przemytem narkotyk贸w. Pa艅ski raport, admirale, wraz z dzisiejszym pokazem, wyra藕nie pokaza艂 konieczno艣膰 wybrania kt贸rego艣 z tych rozwi膮za艅. M贸wi膮c szczerze, nie bardzo wierzy艂em, 偶e mo偶liwe jest ca艂kowite zamkni臋cie niemal czwartej cz臋艣ci szlak贸w morskich i korytarzy powietrznych wiod膮cych do naszego kraju. Ale dzisiejszym pokazem udowodni艂 pan zawart膮 w raporcie tez臋, 偶e jest to w pe艂ni realne, zar贸wno pod wzgl臋dem technicznym, jak i finansowym. Zdecydowa艂em wi臋c przedstawi膰 ten projekt prezydentowi.
Hardcastle i Becker nie potrafili opanowa膰 u艣miechu satysfakcji. Geffar wyci膮gn臋艂a r臋k臋.
- Gratuluj臋, admirale.
Martindale wyszed艂 z pokoju i nie wraca艂 przez d艂u偶szy czas. W jego apartamencie zostali tylko Hardcastle, Geffar, Elliott i McLanahan, kt贸rym uzbrojony steward ze s艂u偶b ochrony Bia艂ego Domu przyni贸s艂 po fili偶ance kawy.
- Musz臋 przyzna膰, generale Elliott... - zacz膮艂 admira艂, lecz tamten powstrzyma艂 go ruchem d艂oni.
- M贸wmy sobie po imieniu, dobrze? Strasznie nie lubi臋 tych oficjalnych tytu艂贸w.
- W porz膮dku, Brad. Zatem musz臋 przyzna膰, 偶e podobnie jak Long, jestem bardzo ciekaw, czym si臋 naprawd臋 zajmujecie. Przez miesi膮c czeka艂em na pozwolenie, by si臋 z tob膮 skontaktowa膰. Wiem tylko tyle, 偶e pracujecie na poligonie do艣wiadczalnym w po艂udniowej Nevadzie.
- Przykro mi, Ian, ale nie mog臋 ci ujawni膰 偶adnych szczeg贸艂贸w. Testujemy r贸偶ne typy uzbrojenia lotniczego. To wszystko.
- Lotniczego? - wtr膮ci艂a Geffar. - Musieli艣cie ostatnio skonstruowa膰 co艣 naprawd臋 zdumiewaj膮cego, bo nawet sekretarz Preston spogl膮da艂 na was obu z wyra藕nym podziwem.
- Patrick dobrze to okre艣li艂. Jeste艣my tylko pilotami, nic wi臋cej.
- Nie mieli艣cie przypadkiem czego艣 wsp贸lnego z t膮 ubieg艂oroczn膮 katastrof膮 lotnicz膮 na Alasce? Je艣li dobrze pami臋tam, rozbi艂 si臋 wtedy wielki bombowiec...
- Pani inspektor - przerwa艂 jej Elliott stanowczym tonem, jakby udziela艂 podw艂adnemu nagany. - Prosz臋 nie nalega膰.
- Ja tak偶e gratuluj臋, panie admirale - rzek艂 szybko McLanahan, chc膮c roz艂adowa膰 napi臋t膮 atmosfer臋. - Wygl膮da na to, 偶e pa艅ski projekt trafi艂 we w艂a艣ciwe r臋ce.
- Wy r贸wnie偶 macie w tym olbrzymi udzia艂.
- Ale my tylko zastosowali艣my si臋 do twoich propozycji - odpar艂 Elliott.
Otworzy艂y si臋 drzwi i z drugiego pokoju wysz艂o trzech agent贸w s艂u偶b specjalnych. Zza ich plec贸w wy艂oni艂 si臋 wiceprezydent w towarzystwie swojego rzecznika prasowego i osobistego sekretarza.
- Przepraszam, 偶e trwa艂o to tak d艂ugo, ale wyznaj臋 zasad臋, i偶 偶adnemu politykowi nie wolno zbywa膰 milczeniem dra偶liwych pyta艅, zw艂aszcza je艣li dotycz膮 one spraw najwy偶szej wagi. - Zdj膮艂 marynark臋 i poluzowa艂 krawat. - Czy chce pan jeszcze co艣 uzupe艂ni膰, admirale?
- Owszem... By膰 mo偶e przez kilka pierwszych miesi臋cy ta nowa formacja nie b臋dzie mia艂a zbyt wiele do roboty, ale...
- Prosz臋 o konkrety.
- Przemytnicy nie s膮 g艂upi. Odznaczaj膮 si臋 pomys艂owo艣ci膮 i maj膮 wr臋cz nieograniczone fundusze. Kiedy si臋 przekonaj膮, 偶e powo艂ali艣my do 偶ycia pr臋偶ny i skutecznie dzia艂aj膮cy system, zaczn膮 unika膰 patrolowanych obszar贸w. Je艣li na pocz膮tek zorganizujemy jeden posterunek, maj膮cy do dyspozycji niewielk膮 baz臋 l膮dow膮 i platform臋, tak膮 jak „M艂ociarz Jeden", wyposa偶ony w sze艣膰 maszyn bezza艂ogowych, sze艣膰 „Morskich Lw贸w" i dziesi臋膰 kutr贸w po艣cigowych, b臋dziemy mogli patrolowa膰 pas w贸d terytorialnych o d艂ugo艣ci o艣miuset kilometr贸w. Je艣li, zgodnie z moim planem, za艂o偶ymy go u wybrze偶y Florydy, zdo艂amy obj膮膰 jego zasi臋giem wi臋ksz膮 cz臋艣膰 p贸艂wyspu. Ale wtedy przemytnicy zaczn膮 po prostu omija膰 po艂udniow膮 Floryd臋. Nasza pozorna bezczynno艣膰 na pewno wywo艂a fal臋 ostrej krytyki, zw艂aszcza gdy ludzie zaczn膮 por贸wnywa膰 liczb臋 przechwyconych transport贸w z kosztami realizacji tego projektu. Spotkali艣my si臋 ju偶 z podobn膮 reakcj膮, kiedy Stra偶 Przybrze偶na pomaga艂a S艂u偶bom Celnym zorganizowa膰 stref臋 kontroln膮 bazuj膮c膮 na radarach zawieszonych w aerostatach wzd艂u偶 granic Arizony i Nowego Meksyku, czyli w strefie najwi臋kszego zag臋szczenia szlak贸w przemytniczych nad l膮dem. 脫w projekt poch艂on膮艂 miliard dolar贸w, ale w ci膮gu pierwszych sze艣ciu miesi臋cy jego funkcjonowania uda艂o si臋 przechwyci膰 zaledwie sze艣膰 transport贸w narkotyk贸w. W艂a艣nie dlatego, 偶e przemytnicy zacz臋li omija膰 strze偶ony obszar. Brak dalszych funduszy nie pozwoli艂 naprawi膰 dw贸ch zniszczonych balon贸w, w sieci radarowej powsta艂y luki i przemytnicy mogli wr贸ci膰 na swoje dawne szlaki.
Nie mo偶emy dopu艣ci膰, by taki sam los spotka艂 „M艂ociarzy" - powiedzia艂 stanowczo, zaciskaj膮c pi臋艣ci. - W tej chwili po艂udniowa Floryda jest obszarem bardzo intensywnej dzia艂alno艣ci przemytnik贸w. Ale natychmiast zrezygnuj膮 z tutejszych szlak贸w, kiedy tylko zostanie powo艂ana jednostka ochrony granic. Nie zrezygnuj膮 z nich jednak, ogranicz膮 przerzuty, poszukaj膮 innych dr贸g. B臋d膮 czeka膰 na t臋 chwil臋, kiedy pod presj膮 opinii publicznej, na skutek ograniczenia funduszy, liczba patroli ulegnie zmniejszeniu. Wtedy wr贸c膮 na dawne szlaki, aby dalej przerzuca膰 sw贸j towar. W艂a艣nie do tego nie wolno nam dopu艣ci膰.
- Bez przerwy pos艂uguje si臋 pan okre艣leniem „M艂ociarze". C贸偶 to oznacza? Sam pan wymy艣li艂 tak膮 nazw臋?
- Nie. W okresie prohibicji 贸wczesna Stra偶 Przybrze偶na, kt贸ra dzia艂a艂a w ramach Agencji do Walki z Przemytem i podlega艂a Departamentowi Skarbu, tak jak obecnie S艂u偶by Celne, by艂a odpowiedzialna za 艣ciganie przemytu alkoholu. Ich wyposa偶eniem s艂u偶bowym by艂y wielkie i ci臋偶kie m艂oty, kt贸rymi rozbijali bary艂ki z rumem. Do艣膰 szybko do inspektor贸w przylgn臋艂a 偶artobliwa nazwa „M艂ociarze".
- Nie cieszyli si臋 jednak zbyt dobr膮 opini膮 - doda艂a Sandra Geffar, a Hardcastle popatrzy艂 na ni膮 ze zdumieniem. - Kiedy po raz pierwszy us艂ysza艂am t臋 nazw臋, si臋gn臋艂am do naszych zapis贸w archiwalnych. 艢ci艣le m贸wi膮c, okre艣lenie „M艂ociarze" przylgn臋艂o tylko do tutejszego oddzia艂u agencji, kt贸ry przy pomocy wojska zorganizowa艂 wielk膮 ob艂aw臋 i zlikwidowa艂 pr臋偶n膮 siatk臋 przemytnik贸w zwan膮 „Czarnymi". Podobno w czasie akcji inspektorzy u偶ywali swoich m艂ot贸w tak偶e do kruszenia czaszek przest臋pc贸w.
- Jeste艣 艣wietnie poinformowana - rzek艂 z przek膮sem admira艂. - W ka偶dym razie „M艂ociarzami" nazwano ludzi z jednostki ratownictwa morskiego, na kt贸rych spad艂o niewdzi臋czne zadanie ukr贸cenia przemytu. Musieli walczy膰 z dobrze uzbrojonymi przeciwnikami, nie tylko Amerykanami, lecz cz臋sto r贸wnie偶 z regularnymi oddzia艂ami wojskowymi s膮siednich pa艅stw, a nawet z Anglikami, Francuzami czy Holendrami, kt贸rzy wtedy ch臋tnie zajmowali si臋 przemytem alkoholu. Wi臋kszo艣膰 z nich nawet nie mia艂a wcze艣niej 偶adnej styczno艣ci z broni膮, dop贸ki nie zostali zmuszeni do obrony w艂asnego 偶ycia. W tamtych czasach nie by艂o innego wyj艣cia: mogli albo zabija膰, albo da膰 si臋 zabi膰... Nie liczy艂o si臋, na jakich 艂odziach p艂ywali, nie mia艂o znaczenia, czy znale藕li si臋 na uszkodzonym, p艂on膮cym, czy nawet ton膮cym kutrze. Dla nich najwa偶niejsze by艂o jedno: wykona膰 zadanie, pom贸c kolegom i nie da膰 si臋 zabi膰 bandytom. Nie rozumiem jednak, do czego pani zmierza, inspektor Geffar.
- Chcesz powo艂a膰 do 偶ycia nowy oddzia艂 „M艂ociarzy", setki razy silniejszy i lepiej wyposa偶ony ni偶 pierwowz贸r z tysi膮c dziewi臋膰set dwudziestego sz贸stego roku...
- Nieprawda! - sykn膮艂 poirytowany Hardcastle. - Nie masz prawa m贸wi膰 w ten spos贸b.
Nagle oboje popatrzyli na wiceprezydenta.
- Ja za to 艣wietnie pana rozumiem, admirale, - powiedzia艂 Martindale, patrz膮c uwa偶nie na dow贸dc臋 okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej. - Wiele razem przeszli艣my.
- Jak to? - zdumia艂a si臋 Geffar.
- Znamy si臋 jeszcze z Wietnamu. Dowodzi艂em w贸wczas oddzia艂em zwiadowczym marynarki wojennej. P艂ywali艣my na kilku starych baliach wzd艂u偶 wybrze偶a, patrolowali艣my uj艣cia rzek. Naszym zadaniem by艂a likwidacja wszystkich pu艂apek. Hardcastle by艂 wtedy dow贸dc膮 oddzia艂u saper贸w. Zwozili艣my im najr贸偶niejsze miny, niewypa艂y, bomby, skorodowan膮 amunicj臋. Partyzanci z Wietkongu u偶ywali najr贸偶niejszych staroci, jakie im zosta艂y po wojnie z Francuzami. To by艂a cholerna robota, ka偶dy 艂adunek m贸g艂 eksplodowa膰 cho膰by z tego powodu, 偶e si臋 na niego krzywo spojrza艂o - Urwa艂 na chwil臋, wspominaj膮c dawne czasy. - Co tam rozbrajanie starych min - rzek艂, zwracaj膮c si臋 do Geffar. - Pani by艂a przecie偶 na Mahogany Hammock. Stracili艣cie wtedy kilku ludzi, zgadza si臋?
Sandra przytakn臋艂a ruchem g艂owy.
- Zaskoczyli nas - powiedzia艂a. - Nigdy przedtem nie mieli艣my do czynienia z tak silnie uzbrojon膮 i dobrze zorganizowan膮 grup膮.
- To w艂a艣nie 贸w... incydent sta艂 si臋 dla mnie bod藕cem do opracowania tego planu - rzek艂 Hardcastle. - Wtedy po raz pierwszy uzmys艂owi艂em sobie, 偶e ani Stra偶 Przybrze偶na, ani S艂u偶by Celne nie s膮 przygotowane do zbrojnej walki z przemytnikami.
- I st膮d si臋 wzi臋艂o skojarzenie z „M艂ociarzami" - podsun膮艂 wiceprezydent. - Obj膮膰 艣cis艂膮 kontrol膮 szlaki powietrzne i morskie, wykorzysta膰 maszyny bezza艂ogowe, platformy wiertnicze, nowoczesne samoloty wielozadaniowe. Sprz臋t dwudziestego pierwszego wieku... Pos艂uchajcie. Obojgu wam le偶y na sercu dobro waszych macierzystych instytucji. Oboje jeste艣cie zawodowcami, wr臋cz ekspertami, a jednocze艣nie znakomitymi pilotami, zar贸wno samolot贸w, jak i 艣mig艂owc贸w. Oboje macie ogromne do艣wiadczenie. Co prawda Sandra jest lepszym strzelcem... - wskaza艂 d艂oni膮 Geffar.
- Nie mia艂 pan okazji podziwia膰 mnie na strzelnicy - wtr膮ci艂 z u艣miechem Hardcastle.
- Jest chyba tylko jeden spos贸b na to, by projekt admira艂a m贸g艂 wej艣膰 w 偶ycie, uzyskawszy aprobat臋 wi臋kszo艣膰 kongresman贸w - ci膮gn膮艂 Martindale. - Musimy stworzy膰 jednolity front. Dobrze wiem, 偶e wsp贸艂praca Stra偶y Przybrze偶nej ze S艂u偶bami Celnymi nie zawsze uk艂ada艂a si臋 najlepiej, lecz teraz ka偶de z was powinno wykorzysta膰 wszystkie swoje wp艂ywy, postawi膰 na szal臋 ca艂y sw贸j autorytet, by艣my mogli wykaza膰, 偶e chcemy zjednoczy膰 nasze wysi艂ki w celu ograniczenia przemytu narkotyk贸w. W mojej opinii nowo powsta艂y Wydzia艂 Ochrony Granic b臋dzie musia艂 przej膮膰 wi臋kszo艣膰 dobrze wyposa偶onych jednostek z jednej i drugiej agencji. Wynika st膮d, 偶e ca艂e lotnictwo S艂u偶b Celnych przestanie istnie膰 najdalej za pi臋膰 lat. Co o tym my艣lisz, Sandro?
- Moi ludzie, podobnie jak ja, dotkliwie odczuwaj膮 brak wsp贸lnego dow贸dztwa i nieefektywno艣膰 naszych dzia艂a艅. Obawiam si臋 jednak, 偶e mog膮 potraktowa膰 takie rozwi膮zanie jak policzek. Przypomn臋, co powiedzia艂 inspektor Long, 偶e od wielu lat staramy si臋 jak najlepiej, w miar臋 naszych skromnych mo偶liwo艣ci, wykonywa膰 powierzone obowi膮zki. St膮d te偶 dla niekt贸rych proponowana reorganizacja mo偶e by膰 dowodem braku zaufania.
- Ty te偶 odbierasz to w ten spos贸b? - zapyta艂 Martindale, rozk艂adaj膮c r臋ce. - Rozumiesz chyba, 偶e chodzi o co艣 zupe艂nie innego. W takim razie powstaje pytanie, czy zdo艂amy nak艂oni膰 do艣wiadczonych fachowc贸w, by poparli ten projekt. Musieliby艣my wyra藕nie zaakcentowa膰, 偶e ich obowi膮zki zostan膮 ograniczone wy艂膮cznie do 艣cigania przemytnik贸w. My艣lisz, 偶e da艂o by si臋 w ten spos贸b skusi膰 ludzi?
Geffar powoli, w zamy艣leniu skin臋艂a g艂ow膮.
- Chyba tak. A przynajmniej mam tak膮 nadziej臋, panie prezydencie.
- Znakomicie. - Martindale obr贸ci艂 si臋 w stron臋 Hardcastle'a. - Wszystkie wasze falcony typu C, szybkie kutry po艣cigowe, a tak偶e wi臋kszo艣膰 艂odzi patrolowych 艣redniego i dalekiego zasi臋gu oraz balony sieci radarowej tak偶e musia艂yby przej艣膰 pod dow贸dztwo „M艂ociarzy", i to znacznie wcze艣niej ni偶 w ci膮gu pi臋ciu lat.
- Zdaj臋 sobie z tego spraw臋. Wi臋kszo艣膰 sprz臋tu gotowi jeste艣my przekaza膰 od razu.
- Niestety, czeka nas jeszcze ci臋偶ka przeprawa z sekretarzem Coultrane'em i komisarzem Crandallem, gdy偶 偶adnemu z nich nie u艣miecha si臋 perspektywa okrojenia w艂asnego bud偶etu i przekazania cz臋艣ci wyposa偶enia nowo powstaj膮cej instytucji. Lecz je艣li prezydent opowie si臋 za realizacj膮 tego projektu, na co bardzo licz臋... - Zerkn膮艂 na Elliotta i McLanahana. - Nie wiem, czy by艂o to zaplanowane, czy tylko przez przypadek albo zrz膮dzeniem losu zdo艂a艂 pan przekona膰 do swojego projektu najlepszy zesp贸艂 do艣wiadczalny lotnictwa, jaki istnia艂 kiedykolwiek od czasu za艂o偶enia przez braci Wright warsztatu naprawy rower贸w. Jak pan tego dokona艂, admirale?
- O osi膮gni臋ciach genera艂a Elliotta dowiedzia艂em si臋 z artyku艂u w miesi臋czniku wojsk lotniczych - odpar艂 Hardcastle. - A ju偶 dwa lata temu zwr贸ci艂em uwag臋 na samoloty V-22, kiedy tylko wesz艂y do wyposa偶enia si艂 zbrojnych. Wtedy te偶 dowiedzia艂em si臋 o istnieniu HAWC, laboratorium do艣wiadczalnego lotnictwa. Ale gdy tylko podj膮艂em pr贸by skontaktowania si臋 bezpo艣rednio z genera艂em pracuj膮cym na poligonie w Nevadzie, natychmiast zatrza艣ni臋to mi opancerzone drzwi przed nosem. Okaza艂o si臋, 偶e ca艂a dzia艂alno艣膰 HAWC jest obj臋ta tak 艣cis艂膮 tajemnic膮, z jak膮 do tej pory nigdzie si臋 nie spotka艂em...
- Domy艣lam si臋, 偶e to jedynie pobudzi艂o pa艅sk膮 ciekawo艣膰 - wtr膮ci艂 Martindale. - Wydeptywa艂 pan 艣cie偶ki, dop贸ki nie uzyska艂 okazji do spotkania w cztery oczy.
- Dok艂adnie tak.
- Mam nadziej臋, 偶e ta cierpliwo艣膰 zostanie nagrodzona... - wiceprezydent zamy艣li艂 si臋 na chwil臋. - Chc臋, by艣cie oboje brali czynny udzia艂 w tworzeniu tej nowej agencji... „M艂ociarzy". B臋d臋 potrzebowa艂 was obojga. Stanowisko admira艂a Hardcastle'a jest mi znane. A pani, inspektor Geffar? - zwr贸ci艂 si臋 do Sandry. - Wiem, 偶e dopiero dzisiaj pozna艂a pani istot臋 tego projektu. Prosz臋, by zapozna艂a si臋 pani z nim bardzo dok艂adnie. Dopilnuj臋, by dostarczono pani wszystkie materia艂y. Chc臋 jak najszybciej uzyska膰 odpowied藕, 偶eby przedstawi膰 pani膮 w Waszyngtonie jako zwolenniczk臋 proponowanego rozwi膮zania. Pragn膮艂bym m贸c powiedzie膰 prezydentowi, komisarzowi Crandallowi, wszystkim kongresmanom i ka偶demu zaniepokojonemu obywatelowi naszego kraju, 偶e inspektor Sandra Geffar, najbardziej znana kobieta w艣r贸d ludzi walcz膮cych z przemytem narkotyk贸w, jest g艂臋boko przekonana o konieczno艣ci utworzenia nowej, wyspecjalizowanej agencji rz膮dowej. Co pani na to?
- Jak pan widzi moj膮 rol臋 w planowaniu i organizowaniu „M艂ociarzy"?
- Licz臋 na pe艂ne zaanga偶owanie. Zgodnie z planem admira艂a, trzeba zacz膮膰 od ustawienia dw贸ch platform, jednej u po艂udniowo-wschodniego kra艅ca Florydy, drugiej przy zachodnim wybrze偶u p贸艂wyspu, na wodach zatoki. Platforma, kt贸r膮 dzi艣 zwiedzali艣my, powinna sta膰 si臋 prototypem dla pozosta艂ych „M艂ociarzy". Nie musz臋 wyja艣nia膰 powod贸w, dla kt贸rych szukam zal膮偶k贸w kadry kierowniczej projektowanej instytucji w艣r贸d zgromadzonych tu os贸b. Chcia艂bym powierzy膰 kierownictwo realizacji projektu genera艂owi Elliottowi, natomiast major McLanahan, ze wzgl臋du na wieloletni膮 wsp贸艂prac臋 z genera艂em, zosta艂by jego zast臋pc膮. Admira艂 Hardcastle, kt贸ry ma tak rozleg艂膮 wiedz臋 i do艣wiadczenie w sprawach uzbrojenia, zaj膮艂by si臋 sprawami organizacyjnymi i strategicznymi. Pani chcia艂bym powierzy膰 dow贸dztwo pierwszej platformy „M艂ociarzy". Admira艂 za艣 obj膮艂by dow贸dztwo drugiej, kiedy ta b臋dzie gotowa.
Nie czekaj膮c na reakcj臋 wszystkich zgromadzonych, Martindale wsta艂 z fotela, po偶egna艂 si臋 i wyszed艂 z pokoju. Uwa偶a艂, 偶e dalsze dyskusje s膮 bezcelowe. Teraz nale偶a艂o podj膮膰 wysi艂ki, by 贸w 艣mia艂y plan mo偶na zacz膮膰 wprowadza膰 w 偶ycie.
4
Valdivia, Kolumbia
Kilka dni p贸藕niej
Niewielkie miasto Valdivia le偶y sto kilometr贸w na p贸艂noc od Medellin przy g艂贸wnej autostradzie zwanej S茫o Francisco, biegn膮cej z p贸艂nocy na po艂udnie, od Santa Maria na kolumbijskim wybrze偶u Morza Karaibskiego, do Ipiales przy granicy z Ekwadorem. Jeszcze dziesi臋膰 lat temu Valdivia s艂yn臋艂a wy艂膮cznie ze swych leczniczych 藕r贸de艂, ogromnej hodowli k贸z (kt贸rych w ca艂ym okr臋gu by艂o trzydziestokrotnie wi臋cej ni偶 ludzi) oraz z ko艣cio艂a pod wezwaniem Matki Bo偶ej, zbudowanego w miejscu zagrody wie艣niak贸w, kt贸rym Maria jakoby ukaza艂a si臋 pod koniec osiemnastego wieku. 脫w ko艣ci贸艂 po dzie艅 dzisiejszy jest celem pielgrzymek. Na jego dziedzi艅cu le偶膮 dziesi膮tki porzuconych kul ludzi cudownie uzdrowionych dzi臋ki modlitwom i pod wp艂ywem leczniczej wody, a w g艂贸wnej nawie, przed o艂tarzem, spoczywa najwi臋ksza relikwia Kolumbii - g艂az z wyra藕nym odciskiem ludzkiej stopy, jak wie艣膰 g艂osi stanowi膮cym dow贸d faktycznego zst膮pienia Matki Bo偶ej z niebios.
Dzi艣 wie偶a ko艣cielna g贸ruj膮ca ponad drzewami jest przede wszystkim punktem orientacyjnym dla kierowc贸w ci臋偶ar贸wek wo偶膮cych towary z Peru i Ekwadoru autostrad膮 S茫o Francisco. Bita droga wychodz膮ca z miasta obok ko艣cio艂a prowadzi w g艂膮b w膮skiej, kr臋tej doliny g贸rskiej i sze艣膰 kilometr贸w dalej urywa si臋 nagle przed masywn膮 bram膮 w wysokim ogrodzeniu z drutu kolczastego, sprytnie zamaskowanym g膮szczem krzak贸w wzd艂u偶 kraw臋dzi lasu. Zab艂膮kany turysta natkn膮艂by si臋 tutaj na z艂owieszczy totem - z konaru drzewa przed bram膮 zwisa zakrwawiony korpus odartego ze sk贸ry koz艂a, przeszytego na wskro艣 mieczem. Zazwyczaj 贸w widok wystarcza, by odstraszy膰 nawet naj艣mielszych wie艣niak贸w czy pielgrzym贸w. Gdyby kto艣 jednak zanadto zbli偶y艂 si臋 do bramy, natychmiast przyci膮gnie uwag臋 stra偶nika czuwaj膮cego na wie偶yczce ukrytej w koronie pobliskiego drzewa, uzbrojonego w najnowsze 艣mierciono艣ne cacko: belgijski pistolet maszynowy FN Minimi, kalibru 5,56 mm, zaopatrzony w laserowy celownik noktowizyjny.
Ka偶dy, kto uzyska pozwolenie przekroczenia bramy, jest dok艂adnie obserwowany przez ca艂膮 drog臋 do g艂贸wnego kompleksu zabudowa艅. Aby jednak nie wzbudza膰 podejrze艅 go艣ci, wszystko wygl膮da tu ca艂kiem zwyczajnie, jak w setkach podobnych, rozsianych po ca艂ym 艣wiecie fabryczek. Kilka parterowych barak贸w mieszkalnych dla robotnik贸w, szko艂a, budynek administracyjny ze 艣wie偶o odremontowan膮 fasad膮, wzorowo utrzymany plac zabaw dla dzieci. Jest to wr臋cz przyk艂ad troski i dba艂o艣ci o pracownik贸w.
Jak偶e myl膮ce s膮 te pozory. Przez pierwszych kilka lat w艂a艣ciciele fabryki istotnie bardzo dbali o zewn臋trzny wystr贸j. Ca艂y 贸w teren musia艂 wygl膮da膰 na typow膮 wytw贸rni臋 farb i lakier贸w. Do dzi艣 z tamtych czas贸w zosta艂y na placu beczki z pigmentami oraz znaki fabryczne zdobi膮ce burty ci臋偶ar贸wek. Do艣膰 szybko jednak - pos艂uguj膮c si臋 znan膮 metod膮 plomo o piata, 艂ap贸wka b膮d藕 kula w 艂eb - zdo艂ali przekupi膰 tak wielu urz臋dnik贸w, i偶 zachowywanie pozor贸w przesta艂o by膰 potrzebne. Odt膮d nie dbano o opini臋 go艣ci, mo偶e z wyj膮tkiem tych rzadkich okazji, kiedy zdarza艂y si臋 z g贸ry zapowiedziane wizytacje komisji rz膮dowych. G艂贸wnym celem owych inspekcji by艂o udowodnienie ca艂emu 艣wiatu, a w szczeg贸lno艣ci politykom Stan贸w Zjednoczonych, 偶e w艂adzom Kolumbii r贸wnie偶 zale偶y na likwidacji laboratori贸w produkuj膮cych kokain臋.
O艣rodek w Valdivii specjalizowa艂 si臋 bowiem w oczyszczaniu i paczkowaniu narkotyk贸w. W przeciwie艅stwie do innych „laboratori贸w", mieszcz膮cych si臋 zazwyczaj w n臋dznych lepiankach ukrytych w g臋stwinie d偶ungli, tutejszy zak艂ad by艂 nowoczesn膮, wysoko wydajn膮 przetw贸rni膮 chemiczn膮. Pasta kokainowa produkowana na plantacjach w Boliwii oraz Peru, kt贸r膮 przywo偶ono do Valdivii ci臋偶ar贸wkami b膮d藕 samolotami w beczkach od farby lub workach do cementu, mia艂a posta膰 szarobrunatnych kostek wielko艣ci ceg艂y albo wysuszonych granulek przypominaj膮cych 偶wir. Tutaj, po ekstrakcji eterem lub acetonem i odparowaniu rozpuszczalnika, otrzymywano bia艂y drobnokrystaliczny proszek: czyst膮 kokain臋. Z jednej tony pasty produkowano sto kilogram贸w najwy偶szej warto艣ci narkotyku, a w tym o艣rodku wytwarzano ponad dwie tony kokainy miesi臋cznie. Fabryczka w Valdivii by艂a g艂贸wnym centrum przerobowym kartelu z Medellin.
Produkowano tu ca艂膮 gam臋 wyrob贸w - w zale偶no艣ci od 偶ycze艅 klienta oraz proponowanej ceny: od kokainy rafinowanej, stosowanej w farmacji, poprzez ca艂y szereg mieszanek, z kt贸rych najubo偶sze zawiera艂y niespe艂na sto gram贸w narkotyku w kilogramie produktu. Gotowe wyroby pakowano w zamykane pod pr贸偶ni膮 torebki foliowe, zazwyczaj w porcjach nie wi臋kszych ni偶 kilogramowe, po czym przygotowywano je do transportu.
Teren o艣rodka w Valdivii by艂 nadzwyczaj silnie strze偶ony. Cz艂onkowie ochrony kartelu z Medellin dysponowali znacznie lepszym uzbrojeniem ni偶 regularne oddzia艂y armii kolumbijskiej, a nawet kt贸rejkolwiek z armii pa艅stw Ameryki Po艂udniowej. Byli przygotowani nawet na odparcie zmasowanego ataku z powietrza, maj膮c w pogotowiu karabiny maszynowe du偶ego kalibru z celownikami laserowymi. 艢mig艂owce wyposa偶one w czujniki podczerwieni stale patrolowa艂y 20 000 hektar贸w las贸w otaczaj膮cych fabryk臋, natomiast wzd艂u偶 ogrodzenia chodzi艂y grupy najemnik贸w zwerbowanych spo艣r贸d by艂ych komandos贸w, specjalnie szkolonych do walki z partyzantami.
S艂u偶by ochrony kartelu mia艂y dost臋p do sieci komputerowej kolumbijskiej stra偶y granicznej i urz臋d贸w celnych, co umo偶liwia艂o im 艣ledzenie przybywaj膮cych do kraju turyst贸w, przy czym szczeg贸ln膮 uwag臋 zwracano na obywateli ameryka艅skich. Jednak opr贸cz przeprowadzanych od czasu do czasu, przede wszystkim na pokaz, akcji wojskowych, przyw贸dcy kartelu nie musieli si臋 niczego obawia膰. Wi臋kszo艣膰 urz臋dnik贸w pa艅stwowych oraz wysokich rang膮 oficer贸w regularnie dostawa艂a od nich 艂ap贸wki.
Na 艣wietnie zamaskowanym, 偶elbetowym pasie lotniska pod Valdivi膮, maj膮cym d艂ugo艣膰 trzech kilometr贸w, mog艂yby l膮dowa膰 nawet najci臋偶sze odrzutowe transportowce strategiczne. Kartel wykorzystywa艂 jednak g艂贸wnie ma艂e samoloty, kt贸re przerzuca艂y towar do ukrytych hurtowni w Kolumbii, Wenezueli, Peru, Ekwadorze, Panamie, Nikaragui oraz Brazylii. Dopiero stamt膮d w臋drowa艂 dalej, przede wszystkim do najwi臋kszego odbiorcy, Stan贸w Zjednoczonych.
To w艂a艣nie problemy z transportem, a 艣ci艣lej m贸wi膮c ze znalezieniem sposobu na przewiezienie rafinowanej kokainy z po艂udniowo ameryka艅skiej d偶ungli przez silnie strze偶on膮 granic臋 Stan贸w Zjednoczonych, zaprz膮ta艂y tego ranka my艣li Gonzalesa Rodrigueza Gacheza, nieformalnego przyw贸dcy kartelu Medellin, kt贸ry pracowa艂 w swoim gabinecie w budynku administracyjnym zak艂adu w Valdivii. Mia艂 na sobie sk贸rzan膮 kurtk臋 motocyklow膮 z watowanymi ramionami i grubymi ochraniaczami na biodrach oraz wysokie sznurowane buty - Gachez nie szuka艂 podniety w narkotykach, ale pasjonowa艂 si臋 wy艣cigami motocyklowymi. Przykucn膮wszy teraz obok swej najnowszej zabawki, w艂oskiego motoru wy艣cigowego o pojemno艣ci 800 ml, regulowa艂 naci膮g 艂a艅cucha.
W m艂odo艣ci Gachez pomaga艂 ojcu, kt贸ry zajmowa艂 si臋 hodowl膮 kogut贸w. Dopiero po latach zdo艂a艂 doceni膰, jak wiele da艂a mu tamta praca, ile zyska艂 przez zwyk艂e obserwowanie ludzi przychodz膮cych na walki kogut贸w. To wtedy nauczy艂 si臋 ocenia膰 ka偶dego cz艂owieka na podstawie jego reakcji na widok krwi, brutalnej walki, 艣mierci, a tak偶e sposob贸w zachowania przy grach hazardowych, podczas pijatyk czy w obecno艣ci kobiet.
Sam nie lubi艂 walk kogut贸w, ogl膮da艂 je tylko dlatego, 偶e ojciec tego wymaga艂. Nauczy艂 si臋 jednak dyskretnie chowa膰 za kt贸rym艣 z silnie zbudowanych widz贸w, kiedy tylko zaczyna艂y si臋 sypa膰 pierwsze pi贸ra. Ale poniewa偶 by艂 najm艂odszy w rodzinie, tolerowano jego brak odwagi.
Za to z upodobaniem przygl膮da艂 si臋 ludziom przychodz膮cym do stodo艂y ojca, opr贸cz zak艂ad贸w w walkach kogut贸w dokonywano tam dziesi膮tk贸w r贸偶norodnych transakcji, od sprzeda偶y kopy siana, poprzez kontrakt 艣lubny zawierany przez ojca osiemnastoletniej panny na wydaniu, a偶 po zmow臋 w celu zabicia brazylijskiego ranczera handluj膮cego kradzionym byd艂em. Nawet podczas najbardziej zaciek艂ych sprzeczek przeplatanych okrzykami rado艣ci lub j臋kami zawodu, kontrahenci w ko艅cu dochodzili do porozumienia w sprawie interes贸w. M艂ody Gachez obserwowa艂 uwa偶nie, jak 艣ciskali sobie d艂onie, poklepywali si臋 nawzajem po plecach albo piecz臋towali umow臋 szklaneczk膮 tequili b膮d藕 偶ytni贸wki. Z fascynacj膮 ch艂on膮艂 t臋 atmosfer臋, dowiaduj膮c si臋 zarazem, co naprawd臋 znacz膮 przyja藕艅, wierno艣膰 i odpowiednie znajomo艣ci. Nauczy艂 si臋 te偶 odr贸偶nia膰 - kto, mimo udawanej za偶y艂o艣ci - mo偶e by膰 wrogiem jego ojca.
Kiedy produkcja i handel kokain膮 nabra艂y rozmachu, starsi bracia Gonzaleza natychmiast zacz臋li szuka膰 lukratywnego zaj臋cia, ale nie potrafili w艂a艣ciwie dobra膰 sobie przyjaci贸艂. W przeciwie艅stwie do sytuacji sprzed stulecia na bezludnym zachodzie USA, gdzie w艂a艣ciciel du偶ej farmy w zasadzie nie musia艂 si臋 nikogo obawia膰, w biednej Kolumbii nawet nie藕le prosperuj膮cy ranczer musia艂 wchodzi膰 w uk艂ady z s膮siadami, co prowadzi艂o do powstawania odizolowanych klan贸w. Tylko wtedy m贸g艂 spa膰 spokojnie i nie l臋ka膰 si臋, 偶e bezwzgl臋dni konkurenci pozbawi膮 go ca艂ego maj膮tku. Stopniowo wsp贸lne dobro ludzi tworz膮cych przymierza zacz臋艂o dla nich samych nabiera膰 coraz wi臋kszego znaczenia. Rozrastaj膮ce si臋 klany wybiera艂y przyw贸dc贸w spo艣r贸d najbogatszych ranczer贸w, ale zyski dzielono mi臋dzy siebie sprawiedliwie.
Jednak bogactwo, jakie 艂atwo zdobyli handluj膮cy kokain膮 bracia Gonzalesa, nape艂ni艂o ich przekonaniem, 偶e stoj膮 ponad wszelkimi sprzymierze艅cami ranczer贸w. Zacz臋li gromadzi膰 prywatn膮 armi臋, 艣ci膮gaj膮c india艅skich najemnik贸w z Peru i Ekwadoru oraz przekupuj膮c ochroniarzy innych gang贸w narkotykowych. Stali si臋 lud藕mi bez skrupu艂贸w, wyrzekli si臋 katolickich tradycji rodziny, maj膮c nadziej臋, 偶e karabiny i bagnety ochroni膮 ich znacznie skuteczniej, ni偶 jakiekolwiek umowy, znajomo艣ci i przymierza - cho膰 te, w ka偶dych okoliczno艣ciach s膮 znacznie wa偶niejsze od uzbrojonych zbir贸w.
Wkr贸tce w wojnie klan贸w ca艂e imperium braci Gonzalesa leg艂o w gruzach, zanim jednak do tego dosz艂o, on sam zd膮偶y艂 si臋 odpowiednio przygotowa膰. Jako absolwent ciesz膮cego si臋 wielk膮 renom膮 uniwersytetu w Rio de Janeiro, biegle w艂ada艂 trzema j臋zykami, sp臋dzi艂 te偶 sporo czasu w Stanach Zjednoczonych i Europie. Tote偶 kiedy nadesz艂a ta chwila, gdy ujrza艂 na wprost swojej twarzy wylot lufy karabinu, m艂ody, przystojny i wygadany Gonzales bez trudu przekona艂 napastnik贸w, 偶e chcia艂by si臋 do nich przy艂膮czy膰. Nie musia艂 b艂aga膰 o lito艣膰 czy te偶 czegokolwiek obiecywa膰 - wystarczy艂a przysi臋ga wierno艣ci kartelowi. Doskonale wiedzia艂, 偶e dla tych ludzi tylko bezwzgl臋dne pos艂usze艅stwo ma wi臋ksz膮 warto艣膰 ni偶 machismo.
Od tamtych wydarze艅 min臋艂o prawie dwadzie艣cia lat i teraz, przekroczywszy czterdziestk臋, Gachez m贸g艂 sobie gratulowa膰, 偶e wybra艂 tak膮 w艂a艣nie drog臋. Przeszed艂 bowiem wszystkie szczeble hierarchii, od straszonego broni膮 popychad艂a, a偶 do przyw贸dcy pot臋偶nego kartelu Medellin, b臋d膮cego - jak okre艣la艂a to prasa ameryka艅ska - skrzy偶owaniem parodii wszechmocnego monopolu, takiego jak organizacja wydobywc贸w ropy naftowej OPEC, i zbrodniczej mafii z burzliwych lat dwudziestych, na przyk艂ad takiej, jak chicagowska banda Ala Capone'a. Lecz Gachez i jego partnerzy uwa偶ali si臋 za patriot贸w i przedsi臋biorc贸w, kt贸rzy sonduj膮 rynek oraz dbaj膮 o jako艣膰 swoich towar贸w, walcz膮c o zachowanie swej renomy. Amerykanie wydaj膮 na narkotyki p贸艂 biliona dolar贸w rocznie, tote偶 zaspokojenie tak wielkiego popytu nie wymaga specjalnych umiej臋tno艣ci w prowadzeniu interes贸w. Natomiast to, 偶e jako uczciwi ranczerzy i biznesmeni maj膮 prawo zabija膰 s臋dzi贸w i prokurator贸w, 偶o艂nierzy i polityk贸w, a tak偶e wszystkich konkurent贸w na ca艂ym 艣wiecie, tak偶e tych dzia艂aj膮cych po s膮siedzku, w Kolumbii, stanowi艂o dla ludzi z kartelu jedynie koszt prowadzenia interes贸w na wielk膮 skal臋. Gachez mawia艂, 偶e s膮 to dzia艂ania identyczne jak zatrudnianie adwokat贸w i radc贸w prawnych.
Odegna艂 od siebie wspomnienia i zacz膮艂 zeskrobywa膰 b艂oto z podn贸偶k贸w i obr臋czy k贸艂. Ojciec mia艂 swoje koguty, my艣la艂, a ja mam motocykle. Ojciec nigdy si臋 nie przejmowa艂 kurzym 艂ajnem na pod艂odze, poniewa偶 dobrze wiedzia艂, 偶e kto艣 je zaraz sprz膮tnie. On tak偶e nie musia艂 sobie zawraca膰 g艂owy b艂otem w swoim gabinecie - od tego by艂a sprz膮taczka. Im bardziej czasy si臋 zmieniaj膮, tym bardziej wszystko pozostaje po staremu, stwierdzi艂 sentencjonalnie. Tak ju偶 musi by膰.
Zabrz臋cza艂 interkom. W艂a艣nie, ojciec przynajmniej nie musia艂 zawraca膰 sobie g艂owy takimi rzeczami, pomy艣la艂, jemu wystarczy艂o, 偶e zaproponowa艂 go艣ciom lampk臋 wina b膮d藕 fili偶ank臋 kawy i poprosi艂 o chwil臋 cierpliwo艣ci, a spos贸b post臋powania by艂 wyra藕nie uzale偶niony od pozycji klienta i wa偶no艣ci jego sprawy. Teraz chyba nikt ju偶 nie pami臋ta艂 o takich metodach.
Wyprostowa艂 si臋, wcisn膮艂 klawisz i zawo艂a艂:
- Jestem zaj臋ty!
- Zam贸wiona przez pana rozmowa telefoniczna z Verrettes, se帽or Gachez - odpar艂a sekretarka.
- W porz膮dku, prze艂膮cz.
Gachez zapali艂 cygaro, lecz nawet nie wsta艂 z pod艂ogi. W g艂o艣niku rozleg艂 si臋 trzask, a po nim cichy elektroniczny terkot, oznaczaj膮cy, 偶e deszyfrator dostraja si臋 do cz臋stotliwo艣ci aparatu rozm贸wcy. Po chwili da艂 si臋 s艂ysze膰 lekko zniekszta艂cony g艂os pu艂kownika Augusto Salazara, by艂ego oficera Kuba艅skiej Armii Rewolucyjnej.
- Czego pan znowu chce, Gachez?
- Szykuj臋 kolejny transport, b臋dzie got贸w jutro wieczorem. Wsp贸艂rz臋dne miejsca zrzutu przeka偶臋 panu, kiedy si臋 spotkamy. Prosz臋 wszystko przygotowa膰.
- To niemo偶liwe - odpar艂 Salazar, a w jego g艂osie mo偶na by艂o wyczu膰 napi臋cie. - Stra偶 Przybrze偶na intensywnie patroluje ca艂y tamten rejon.
- To ju偶 pa艅skie zmartwienie, Salazar. Mnie to nie interesuje.
- Narazimy si臋 na ogromne ryzyko, istnieje niebezpiecze艅stwo... utraty ca艂ego 艂adunku. Ma pan taki zapas, 偶eby po艣wi臋ci膰 jeden transport, se帽or?
- Produkcja idzie pe艂n膮 par膮, pu艂kowniku.
Gachez nie k艂ama艂. Mieli k艂opoty z transportem, lecz nawet zestrzelenie przez Amerykan贸w transportowca Cuchillos w najmniejszym stopniu nie przyczyni艂o si臋 do ograniczenia produkcji. Mimo wszystko towar zosta艂 dostarczony. Jego hurtownicy z Florydy dokonali wr臋cz cudu, wywo偶膮c w ci膮gu dw贸ch godzin ton臋 kokainy z terenu Everglades, cho膰 znajdowali si臋 pod ostrza艂em jednostki S艂u偶b Celnych. Na szcz臋艣cie pilot Cuchillo wykaza艂 si臋 cojones - gdyby nie jego desperacki atak na 艣mig艂owiec celnik贸w, zapewne ca艂y 艂adunek by przepad艂.
Tylko na jaki艣 czas zawiesili przerzuty drog膮 lotnicz膮, czekaj膮c, a偶 przycichnie wrzawa w prasie ameryka艅skiej. Nie mogli jednak przesy艂a膰 ca艂ej produkcji zak艂adu w Valdivii ci臋偶ar贸wkami, tote偶 zapasy w magazynach zacz臋艂y szybko rosn膮膰. Towaru zgromadzi艂o si臋 tyle, ile wszyscy cz艂onkowie kartelu wytwarzali w ci膮gu miesi膮ca.
- Zdaj臋 sobie spraw臋 z ryzyka, pu艂kowniku, ale nie mog臋 trzyma膰 takiej ilo艣ci towaru w magazynach. Mam przygotowan膮 do wysy艂ki ca艂omiesi臋czn膮 produkcj臋. Dlatego oczekuj臋 pomocy z pa艅skiej strony.
Cisza, kt贸ra zapad艂a, uzmys艂owi艂a Gachezowi, 偶e pope艂ni艂 niewybaczalny b艂膮d. Nie wolno by艂o okaza膰 swej s艂abo艣ci. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e z by艂ym oficerem kuba艅skim 艂膮cz膮 go do艣膰 niepewne wi臋zy, cho膰 stara艂 si臋 udawa膰, 偶e jest inaczej.
W czasach, kiedy Salazar pe艂ni艂 jeszcze czynn膮 s艂u偶b臋 na Kubie, przyw贸dca kartelu Medellin m贸g艂 dyktowa膰 pu艂kownikowi swoje warunki. P贸藕niej, gdyby tamten uciek艂 na Haiti w obawie przed restrykcjami za sw贸j udzia艂 w przemycie narkotyk贸w, musia艂 utrzyma膰 wsp贸艂prac臋 z kartelem tylko dlatego, 偶e otrzyma艂 olbrzymi膮 po偶yczk臋 na zakup wielkiej posiad艂o艣ci ziemskiej w centralnej cz臋艣ci wyspy. Odt膮d Gachez m贸g艂 p艂aci膰 ludziom pu艂kownika niewiele wi臋cej ponad koszty paliwa lotniczego. W potajemnej umowie nie okre艣lili dok艂adnie, ile kokainy Salazar musi przewie藕膰, aby pokry膰 zaci膮gni臋ty d艂ug. Obaj jednak dobrze wiedzieli, 偶e wyr贸wnanie rachunk贸w nie nast膮pi tak szybko.
Gachez zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e koszt niebezpiecznych lot贸w nad Karaibami w stron臋 po艂udniowo-wschodnich wybrze偶y Stan贸w Zjednoczonych jest tak ogromny, i偶 stary d艂ug w rzeczywisto艣ci ju偶 dawno zosta艂 uregulowany wraz z odsetkami - tym bardziej, 偶e Salazar zdo艂a艂 zgromadzi膰 w swoim oddziale pilot贸w o wyj膮tkowych wr臋cz umiej臋tno艣ciach.
Gachez wiedzia艂 doskonale, 偶e Salazar ma prawo 偶膮da膰 zmiany dotychczasowych warunk贸w umowy. Teraz, gdy poniewczasie zrozumia艂, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d, mia艂 wra偶enie, i偶 potrafi dok艂adnie odtworzy膰 tok my艣li chciwego Kuba艅czyka. Jego przeczucia si臋 sprawdzi艂y, kiedy tylko rozm贸wca odezwa艂 si臋 ponownie. W g艂osie pu艂kownika nie by艂o ju偶 ani napi臋cia, ani z艂o艣ci.
- Zgoda, ale musimy dosta膰 co najmniej po siedem tysi臋cy dolar贸w za kilogram. Po艂ow臋 teraz, a po艂ow臋 po wykonaniu zadania, jak dotychczas przelewem na moje konto.
- Przecie偶 zawarli艣my umow臋... - odpar艂 Gachez nieco podniesionym g艂osem, chocia偶 za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 zachowa膰 spok贸j. - Mia艂o by膰 pi臋膰 tysi臋cy za kilogram, milion od r臋ki, reszta przelewem. Niech pan nie pr贸buje mnie wykiwa膰, pu艂kowniku. To niebezpieczna gra. Mo偶e panu 藕le wp艂yn膮膰 na zdrowie.
- To cena ryzyka, jakie musimy ponosi膰 za pana i pa艅skich wsp贸lnik贸w. Nie mog臋 si臋 nara偶a膰 na tak wielkie niebezpiecze艅stwo bez jakiej艣 rekompensaty. Sze艣膰 tysi臋cy od kilograma, cztery miliony teraz, reszta po dokonaniu przerzutu... W przeciwnym razie mo偶e pan 艂adowa膰 sw贸j towar na furmanki i w艂asnor臋cznie ci膮gn膮膰 go przez d偶ungl臋.
Gachez musia艂 powtarza膰 sobie w duchu, 偶e nie powinien wywiera膰 nacisku na Kuba艅czyka. Pi臋膰 tysi臋cy od kilograma to cena, jakiej 偶膮dali niedo艣wiadczeni gringo, lataj膮cy zdezelowanymi awionetkami, gdy tymczasem pu艂kownik za niewiele wy偶sz膮 op艂at膮 oddawa艂 do jego dyspozycji znakomitych, odwa偶nych, wr臋cz brawurowych Cuchillos pilotuj膮cych wojskowe transportowce. Potrzebowa艂 wsp贸艂pracy z Salazarem z innego jeszcze powodu - musia艂 utrzyma膰 kontakt z dow贸dcami kuba艅skich 艂odzi patrolowych, kt贸rzy pilnowali towaru do czasu zabrania go przez ameryka艅skich hurtownik贸w. Zw艂aszcza teraz, w okresie wzmo偶onej aktywno艣ci Stra偶y Przybrze偶nej USA, owa pomoc oficer贸w Marynarki Wojennej Kuby mog艂a si臋 okaza膰 wprost nieoceniona.
- W porz膮dku, pu艂kowniku. B臋d臋 szczodry w imi臋 naszej przyja藕ni. Sze艣膰 tysi臋cy za kilogram, po dwa p艂atne zaraz po zabraniu towaru z magazyn贸w, reszta po otrzymaniu wiadomo艣ci, 偶e 艂adunek dotar艂 szcz臋艣liwie na miejsce.
Ponownie przez chwil臋 panowa艂a cisza. Gachez zacz膮艂 si臋 ju偶 obawia膰, 偶e ten 艂ajdak mimo wszystko za偶膮da wy偶szej ceny, lecz z g艂o艣nika rozleg艂o si臋 ciche:
- Cerrado.
- Chc臋, 偶eby dokona艂 pan przerzutu jutro wieczorem.
- Cierpliwo艣ci, se帽or - odpar艂 Salazar. Gachez nie m贸g艂 si臋 pozby膰 wra偶enia, 偶e s艂yszy w g艂o艣niku t艂umiony, ironiczny chichot. - Przy cenie sze艣ciu tysi臋cy od kilograma musz臋 si臋 zatroszczy膰, by ka偶da drobina pa艅skiego towaru dotar艂a bezpiecznie do odbiorcy. Ile produktu ma pan do zabrania?
- Tyle, co zwykle - odrzek艂.
Mimo 艣wiadomo艣ci, 偶e ich rozmowa jest szyfrowana, nie mia艂 odwagi powiedzie膰 tego wprost. „Zwyk艂a" ilo艣膰 wynosi艂a oko艂o dw贸ch ton, a cuchillos dzielili j膮 pomi臋dzy kilka, zazwyczaj cztery do o艣miu samolot贸w. Wywo偶enie towaru z magazyn贸w trwa艂o oko艂o tygodnia, obawiano si臋 bowiem, 偶e eskadra o艣miu samolot贸w zwr贸ci na siebie uwag臋 lotnictwa kolumbijskiego.
- Prosz臋 potroi膰 ilo艣膰 - rzek艂 Salazar. - Mi艂o mi zn贸w prowadzi膰 z panem interesy, se帽or.
W g艂o艣niku szcz臋kn臋艂o i zapad艂a cisza.
Gachez zakl膮艂 g艂o艣no. Potroi膰 ilo艣膰 towaru? Czy偶by Salazar rzeczywi艣cie chcia艂 przerzuci膰 od razu sze艣膰 ton? Ryzyko by艂oby ogromne, ale zyski niewsp贸艂miernie wielkie.
Wiedzia艂 dobrze, 偶e korzystanie z pomocy by艂ych 偶o艂nierzy kuba艅skich samo w sobie niesie olbrzymie ryzyko. Ale by艂o ju偶 za p贸藕no na szukanie innego przewo藕nika, tym bardziej, 偶e pozostali cz艂onkowie kartelu zaakceptowali wykorzystanie Cuchillos do przerzut贸w. Byliby rozczarowani i nabrali podejrze艅, gdyby teraz Gachez zrezygnowa艂 z ich us艂ug. Ale z drugiej strony, rozmy艣la艂, je艣li dowiedz膮 si臋, 偶e wysy艂a transport potr贸jnej wielko艣ci, tak偶e stan膮 si臋 podejrzliwi.
Maj膮c w perspektywie zebranie wszystkich cz艂onk贸w kartelu, przypomnia艂 sobie ostrze偶enie, kt贸re kiedy艣 otrzyma艂. Dotyczy艂o wzajemnego zaufania, kt贸re kiedy艣 otrzyma艂. Jego bracia je zawiedli, zna艂 wi臋c cen臋, jak膮 trzeba za to zap艂aci膰.
Baza Lotnicza S艂u偶b Celnych, Homestead, Floryda
Nazajutrz
Starszy inspektor Ronald Gates a偶 pokr臋ci艂 g艂ow膮 ze zdumienia, nie mog膮c zrozumie膰, dlaczego Sandra Geffar z takim sceptycyzmem podchodzi do ca艂ego projektu „M艂ociarzy", a w szczeg贸lno艣ci do roli, jak膮 wyznaczy艂 jej wiceprezydent. Gates by艂 dow贸dc膮 jednostki lotniczej, a wi臋c bezpo艣rednim prze艂o偶onym Sandry. Wysoki, dystyngowany trzydziesto-parolatek, absolwent prawa na Harvardzie, robi艂 wra偶enie zw艂aszcza wtedy, gdy po przechwyceniu wi臋kszego transportu narkotyk贸w z powag膮 przed kamerami wychwala艂 odwag臋 i m臋stwo swoich podw艂adnych.
W rzeczywisto艣ci 贸w przystojniak nie potrafi艂 rozr贸偶ni膰 starej cessny 210 i odrzutowego citation, dla niego oba samoloty r贸偶ni艂y si臋 jedynie cen膮. Wyznawa艂 pogl膮d, 偶e ka偶da maszyna mniejsza od boeinga 727 nie jest godna jego uwagi i nawet przedstawiaj膮c raporty przed komisj膮 senack膮 cz臋sto si臋 myli艂, nie maj膮c przed sob膮 szczeg贸艂owych notatek. Na szcz臋艣cie wi臋kszo艣膰 cz艂onk贸w komisji tak偶e nie rozr贸偶nia艂a typ贸w samolot贸w, a Gates zazwyczaj mia艂 pod r臋k膮 kogo艣, kto m贸g艂 za niego udzieli膰 dok艂adniejszych wyja艣nie艅. Najcz臋艣ciej by艂a to w艂a艣nie Sandra Geffar.
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e to dla ciebie wymarzona okazja - rzek艂 teraz. - Odegra艂aby艣 wa偶n膮 rol臋 w tworzeniu od podstaw nowej instytucji. Mia艂aby艣 styczno艣膰 z nowoczesnym sprz臋tem, wykonywa艂a odpowiedzialne zadania...
I nadal pracowa艂a na twoj膮 s艂aw臋, doda艂a w my艣lach Geffar, ale nic nie powiedzia艂a. Dla nikogo nie by艂o tajemnic膮, 偶e Gates mierzy bardzo wysoko.
- Chcesz si臋 uwija膰 za sterami samolot贸w do ko艅ca 偶ycia? Tworzy si臋 pot臋偶na instytucja w randze ministerstwa, a ty masz szans臋 odegra膰 w niej niepo艣ledni膮 rol臋.
- Nie powiedzia艂am, 偶e tego nie chc臋. Po prostu mam ci膮gle wiele w膮tpliwo艣ci. Nie rozumiesz?
- W porz膮dku, twoja sprawa. Co mamy na dzisiaj?
Geffar zacz臋艂a relacjonowa膰 przygotowania do wielkiej operacji, stre艣ci艂a te偶 ostatnie wiadomo艣ci, jakie otrzymali z agencji wywiadowczych i od r贸偶nych informator贸w. Przedstawi艂a pokr贸tce swoje plany. 艢ledzono kilka podejrzanych ugrupowa艅, kt贸re prawdopodobnie szykowa艂y wi臋ksze przerzuty narkotyk贸w bezpo艣rednio z Ameryki Po艂udniowej lub przez wyspy Bahama. Pokaza艂a na mapie patrolowany obszar, gdzie ju偶 tej nocy spodziewano si臋 schwyta膰 przemytnik贸w.
Gates wsta艂 zza biurka i podszed艂 do 艣ciennej mapy, jakby chcia艂 zapami臋ta膰 pokazywane mu szlaki powietrzne b膮d藕 rozmieszczenie uzbrojonych patroli. Sandra celowo pomyli艂a nazwy „Czarnych Jastrz臋bi" i samolot贸w citation oraz cheyenne, po czym stwierdzi艂a: mo偶esz by膰 wdzi臋czna losowi, 偶e on si臋 nie miesza do spraw organizacyjnych.
Zaraz potem z dum膮 wspomnia艂a s艂owa wiceprezydenta o powierzeniu jej dow贸dztwa pierwszej platformy „M艂ociarzy".
Wysz艂a z prezydenckiego apartamentu hotelowego w towarzystwie Hardcastle'a, tu偶 po zaskakuj膮cym przydzieleniu im nowych r贸l w maj膮cym powsta膰 Wydziale Ochrony Granic. Elliott i McLanahan zostali jeszcze na g贸rze. Oboje trwali w zamy艣leniu i nie spostrzegli si臋 nawet, kiedy przeszli obszerny hol i znale藕li na Biscayne Boulevard.
Geffar rozejrza艂a si臋 doko艂a i bez s艂owa ruszy艂a w kierunku parkingu.
- Mam nadziej臋, Sandro, 偶e stworzymy dobry zesp贸艂 i razem zbudujemy sie膰 „M艂ociarzy". Oboje b臋dziemy musieli si臋 do tego przy艂o偶y膰. Bez mojego i twojego udzia艂u ca艂y ten plan spali na panewce. Martindale da艂 to wyra藕nie do zrozumienia.
Obejrza艂a si臋, lecz zdolna by艂a jedynie skin膮膰 g艂ow膮 i mrukn膮膰:
- Dobranoc, admirale.
Ruszy艂a w kierunku swego samochodu, nie mog膮c odegna膰 my艣li, 偶e znalaz艂a si臋 mi臋dzy m艂otem a kowad艂em...
- Sandy? - G艂os Gatesa wyrwa艂 j膮 z zamy艣lenia. - Co艣 si臋 sta艂o?
- Nie... Zas艂ucha艂am si臋 tylko w odg艂os startuj膮cego samolotu.
- Aha. A co oznacza ten kryptonim, „Poziomka"?
- Ach, pewnie chodzi ci o „RFD Poziomki"... - podesz艂a bli偶ej 艣ciennej mapy przedstawiaj膮cej ca艂y rejon Morza Karaibskiego. - Nadali艣my ten kryptonim pewnym typom akcji. Kieruje nimi by艂y kuba艅ski oficer o nazwisku Gomez. Kiedy艣 us艂yszeli艣my je przez radio, a p贸藕niej nasz informator doni贸s艂, 偶e tego cz艂owieka nazywaj膮 Poziomk膮. Dlatego ile razy pojawi si臋 w eterze nazwisko Gomeza, my u偶ywamy kryptonimu „Poziomka".
- By艂y oficer kuba艅ski...?
- Owszem. Kuba艅czycy z ka偶dym rokiem coraz bardziej si臋 anga偶uj膮 w przemyt narkotyk贸w. Nie nale偶y dawa膰 wiary w ich zapewnienia, 偶e sami walcz膮 z narkomani膮. Podejmuj膮 jakie艣 dzia艂ania na pokaz i tylko wtedy, kiedy grunt zaczyna im si臋 pali膰 pod nogami. Wed艂ug naszych informacji Gomez to dow贸dca kutra patrolowego klasy Komar, stacjonuj膮cego w bazie wojsk ochrony wybrze偶a w Varadero.
- My艣la艂em, 偶e Kuba艅czycy przestali si臋 ju偶 anga偶owa膰 w przemyt. Rozstrzelali przecie偶 tego genera艂a, Arnolda Ocho臋 Sancheza, kt贸remu udowodniono czynny udzia艂 w przemycie...
- To te偶 tylko na pokaz - wtr膮ci艂a Geffar. - Genera艂 cieszy艂 si臋 olbrzymi膮 popularno艣ci膮, nie tylko w wojsku. M贸wiono nawet, 偶e zostanie nast臋pc膮 Castro. Widocznie brat dyktatora, Raoul, poczu艂 si臋 zagro偶ony i Ochoa musia艂 znikn膮膰, w dodatku tak, by wojsko nie nabra艂o 偶adnych podejrze艅. Najpro艣ciej by艂o oskar偶y膰 go o handel narkotykami. Sami zreszt膮 przy艂o偶yli艣my do tego r臋ki, dostarczaj膮c Kuba艅czykom dane wywiadu na temat du偶ych siatek przemytniczych. Przy okazji musieli艣my zdradzi膰, kt贸ra cz臋艣膰 naszych wybrze偶y jest najsilniej strze偶ona, a oni teraz wykorzystuj膮 te informacje i pomagaj膮 swoim wybiera膰 trasy z dala od patrolowanych odcink贸w. Rozstawiaj膮 kutry w pobli偶u miejsc zrzutu, na samej granicy swoich w贸d terytorialnych. Powtarzaj膮, 偶e wzmocnione patrole maj膮 mi臋dzy innymi za zadanie odstrasza膰 przemytnik贸w, ale prawda jest taka, 偶e kapitanowie jednostek bior膮 fors臋 za to, 偶e w odpowiednim momencie patrz膮 w przeciwn膮 stron臋, chyba 偶e na scen臋 wkroczy Stra偶 Przybrze偶na albo my. Wtedy Kuba艅czycy bior膮 nas na cel, nie mo偶emy wykona膰 偶adnego manewru.
- Wi臋c jak post臋pujecie z tymi dostawami „Poziomki"?
- Nie pozostaje nam nic innego, jak przez ca艂膮 noc 艣ledzi膰 przemytnik贸w - odpar艂a Geffar. Wskaza艂a rejon zaznaczony na mapie chor膮giewkami. - Samoloty z Kolumbii, Wenezueli, Panamy i Peru przewa偶nie dokonuj膮 zrzut贸w wzd艂u偶 wysepek archipelagu Sabana, u p贸艂nocnych wybrze偶y Kuby. Hurtownicy na motor贸wkach zbieraj膮 towar z morza i zaczynaj膮 kluczy膰 mi臋dzy rafami koralowymi, bawi膮c si臋 w ciuciubabk臋 ze Stra偶膮 Przybrze偶n膮. Zwykle p艂yn膮 p贸藕niej w kierunku Baham贸w, ale co odwa偶niejsi bior膮 kurs prosto na Florida Keys lub wysepki Everglades. Obserwujemy ich uwa偶nie i czekamy, a偶 kt贸ry艣 wyjdzie na otwarte morze. Ostatnio zanotowali艣my wzmo偶on膮 aktywno艣膰 kutr贸w i samolot贸w kuba艅skich wojsk ochrony granic. Doszli艣my do wniosku, 偶e w najbli偶szych dniach spodziewaj膮 si臋 kolejnego zrzutu. Nie wiemy nic pewnego, ale uwa偶nie obserwujemy ten rejon... Czemu nie mia艂by艣 si臋 w艂膮czy膰 do akcji, Ron? Lada dzie艅 czeka nas spektakularna operacja. M贸g艂by艣 polecie膰 nomadem, kt贸ry kr膮偶y na du偶ej wysoko艣ci, patroluj膮c teren skanerami podczerwieni i radarami dalekiego zasi臋gu. A mo偶e mia艂by艣 ochot臋 przelecie膰 si臋 „Czarnym Jastrz臋biem"?
- „Czarnym Jastrz臋biem"?
- Je艣li za艂oga nomada wykryje niezidentyfikowany obiekt lec膮cy na p贸艂noc ku Florydzie, czy te偶 bardziej na wsch贸d, w kierunku Baham贸w, startujemy „Czarnym Jastrz臋biem", 偶eby przyjrze膰 mu si臋 z bliska. Je艣li nam si臋 uda, przeka偶emy namiary kutrom patrolowym Stra偶y Przybrze偶nej i spr贸bujemy z艂apa膰 艂obuza na otwartym morzu. Obawiam si臋 jednak, 偶e zdo艂a dotrze膰 do wybrze偶a. Naprawd臋 trudno polega膰 na tych ze Stra偶y, zw艂aszcza wtedy, gdy s膮 potrzebni. Mamy te偶 pozwolenie na przeloty nad wyspami Bahama i zwykle bierzemy na pok艂ad policjant贸w bahamskich, 偶eby dokonali formalnego aresztowania...
Urwa艂a, spostrzeg艂szy coraz silniejsz膮 blado艣膰 na twarzy Gatesa. Zdo艂a艂 jednak wykrztusi膰:
- Czemu nie? Mog臋 polecie膰 nomadem...
Zaskoczy艂 j膮, gdy偶 po raz pierwszy wyrazi艂 ch臋膰 czynnego uczestniczenia w akcji. M贸wi膮c szczerze, mia艂 to by膰 chyba jego pierwszy lot na pok艂adzie czego艣 mniejszego od pasa偶erskiego liniowca, z kt贸rego mo偶na by艂o wysi膮艣膰 bezpo艣rednio do przej艣cia dla VIP-贸w.
- Doszed艂em do wniosku, 偶e powinienem si臋 bardziej zainteresowa膰 szczeg贸艂ami naszej pracy. Chyba najwy偶sza pora wzi膮膰 osobi艣cie udzia艂 w jakiej艣 akcji.
Sandra stara艂a si臋 zachowa膰 powag臋. Ciekawe, pomy艣la艂a, czy ten nag艂y przyp艂yw odwagi nie wynika tylko i wy艂膮cznie z faktu, 偶e ona bezpo艣rednio dowodz膮c oddzia艂ami celnik贸w znalaz艂a si臋 w polu zainteresowania ludzi z Bia艂ego Domu.
- W porz膮dku. Akcja zaczyna si臋 na dobre pojutrze, ale uprzedzam, 偶e mo偶e nas czeka膰 ca艂odobowa bierna obserwacja tego rejonu. Co prawda nomad pozostanie w powietrzu najwy偶ej przez sze艣膰 godzin, gdy偶 nie sta膰 nas na rozrzutne zu偶ycie paliwa, ale na wszelki wypadek prosz臋 sobie zarezerwowa膰 ca艂膮 noc. Spotkamy si臋 tu pojutrze, o sz贸stej po po艂udniu. Chyba wiesz, gdzie si臋 mie艣ci sto艂贸wka bazy wojskowej? Nie musisz przechodzi膰 specjalnego szkolenia, ale powiniene艣 by膰 na odprawie. Najwy偶ej udziel臋 ci kr贸tkiego instrukta偶u pierwszej pomocy i dobierzemy kamizelk臋 ratunkow膮... - Jego oczy wyra藕nie si臋 rozszerzy艂y na wie艣膰 o pierwszej pomocy i kamizelce ratunkowej. - Na pozosta艂e wyja艣nienia b臋dzie wystarczaj膮co du偶o czasu na pok艂adzie nomada. To taki du偶y turbo艣mig艂owiec, podobny do transportowego C-130. Wyr贸偶nia si臋 wielk膮 anten膮 radaru pod kad艂ubem.
Gates pospiesznie skin膮艂 g艂ow膮 i nieomal pobieg艂 w stron臋 drzwi.
Geffar przyj臋艂a to z u艣miechem. Usiad艂a za biurkiem i przyst膮pi艂a do porz膮dkowania papier贸w, kt贸rych sporo si臋 nazbiera艂o podczas jej pobytu w szpitalu. My艣lami jednak b艂膮dzi艂a wok贸艂 planowanej akcji. Nie 艣mia艂a niczego okaza膰 przy dow贸dcy, ale doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e mo偶e ich czeka膰 bardzo trudna przeprawa.
Po wymontowaniu z „Czarnego Jastrz臋bia" sze艣ciu z dwunastu fotelik贸w i zainstalowaniu w tym miejscu dodatkowego, tysi膮clitrowego zbiornika paliwa, 艣mig艂owiec mia艂 zasi臋g 200 mil morskich. Oznacza艂o to, 偶e oszcz臋dzaj膮c benzyn臋 mogli polecie膰 nim na odleg艂o艣膰 100 mil, mniej wi臋cej przez godzin臋 patrolowa膰 dany rejon i bez wi臋kszych k艂opot贸w, ale i bez rezerwy paliwa, wr贸ci膰 do bazy. Lecz dystans z Homestead do miejsca zrzutu „Poziomki" wynosi艂 120 mil, znikome wi臋c by艂y szanse na to, by przez d艂u偶szy czas mogli kontynuowa膰 po艣cig za przemytnikami. Gdyby tamci skierowali si臋 w stron臋 wysp Bahama, wtedy lot za nimi stanowi艂by ogromne ryzyko.
Je艣li 艂odzie hurtownik贸w pop艂yn臋艂yby prosto na p贸艂noc, „Czarny Jastrz膮b" m贸g艂by lecie膰 ich 艣ladem najwy偶ej przez p贸艂 godziny, p贸藕niej musia艂by koniecznie zawr贸ci膰 do bazy. Ale w wypadku ich ucieczki na po艂udnie, w kierunku bezpiecznego schronienia mi臋dzy rafami koralowymi, ju偶 po dziesi臋ciu minutach po艣cigu 艣mig艂owiec musia艂by zawr贸ci膰 i do tego pewnie l膮dowa膰 awaryjnie gdzie艣 na Key West. „Jastrz臋bie", nap臋dzane dwoma silnikami turboodrzutowymi, by艂y znakomitymi, bardzo zwrotnymi i niezawodnymi maszynami, ale u偶ywanie ich na tak d艂ugich dystansach, zw艂aszcza noc膮 nad morzem, kosztowa艂o wiele nerw贸w. Na szcz臋艣cie Gates nie zdawa艂 sobie z tego sprawy.
Mimo wszystko „Czarny Jastrz膮b" by艂 jedynym typem helikoptera nadaj膮cym si臋 do wykonywania takich zada艅. Nomad - wielki turbo艣mig艂owiec produkcji australijskiej, w odr贸偶nieniu od citation oraz cheyenne przystosowany specjalnie do wykrywania cel贸w na morzu - mia艂 olbrzymi zasi臋g, ale by艂 ma艂o zwrotny i wymaga艂 bardzo d艂ugiego pasa startowego. Samo przechwytywanie mo偶na by艂o wykona膰 tylko z wykorzystaniem „Jastrz臋bi", ale zawsze trzeba by艂o czeka膰, a偶 przemytnicy zbli偶膮 si臋 do wybrze偶y Florydy b膮d藕 wyspy Andros.
W艂a艣nie w takich sytuacjach przyda艂aby si臋 nam pomoc tej cholernej Stra偶y Przybrze偶nej, my艣la艂a Geffar. Jeden kuter mo偶na by wykorzysta膰 jako l膮dowisko i p艂ywaj膮c膮 stacj臋 tankowania helikopter贸w, kilka innych obserwowa艂oby miejsce zrzutu...
Uderzy艂a j膮 nagle pewna my艣l: „M艂ociarz Jeden". Wielka platforma wiertnicza wci膮偶 sta艂a przycumowana oko艂o czterdziestu mil na po艂udniowy wsch贸d od Key Largo, w samej cie艣ninie Florydzkiej. Trudno by艂o sobie wymarzy膰 lepsz膮 baz臋 wypadow膮, le偶膮c膮 o czterdzie艣ci mil bli偶ej - zar贸wno wyspy Andros, jak i portu Varadero na Kubie - ni偶 lotnisko w Homestead. Co wi臋cej, zosta艂o na niej ca艂e wyposa偶enie radarowe, a l膮dowisko mog艂o pomie艣ci膰 bez trudu kilka „Czarnych Jastrz臋bi"...
A mo偶e nawet sta艂 tam jeszcze „Lew Morski"? Mo偶e i ten samolot da艂oby si臋 wykorzysta膰?
Postanowi艂a jak najszybciej skontaktowa膰 si臋 z Hardcastle'em.
Bia艂y Dom, Waszyngton
Tego samego dnia
W tym samym czasie, kiedy Sandra Geffar przedziera艂a si臋 na p贸艂noc przez centrum Miami, 艣piesz膮c na spotkanie ze swoim partnerem ze Stra偶y Przybrze偶nej, w Gabinecie Owalnym rozpoczyna艂o si臋 posiedzenie, kt贸re mia艂o zawa偶y膰 na jej przysz艂o艣ci.
Prezydent powita艂 senatora Roberta Edwardsa, przyw贸dc臋 senackiej mniejszo艣ci republika艅skiej, bardzo serdecznie, niczym rodzonego brata.
- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋, Bob - powiedzia艂, wskazuj膮c mu miejsce na mi臋kkiej, obitej sk贸r膮 kanapie, kt贸ra wraz z bli藕niaczymi fotelami sta艂a przy po艂udniowej 艣cianie gabinetu, za niskim stolikiem do kawy. - Prosz臋, tu s膮 kanapki i kawa. Cz臋stuj si臋, 艣mia艂o.
Edwards wymieni艂 u艣ciski d艂oni z cz艂onkami gabinetu, Prestonem i Coultrane'em, sekretarzem skarbu, Floydem McDonoughiem, specjalnym doradc膮 prezydenta do spraw walki z narkotykami, Samuelem Masseyem, z Mitchellem Blumfeldem, seniorem senatu reprezentuj膮cym Floryd臋, a na ko艅cu z wiceprezydentem Martindale'em.
Kiedy wszyscy zaj臋li swoje miejsca, etatowy fotograf Bia艂ego Domu uwieczni艂 m臋偶czyzn zebranych wok贸艂 stolika zastawionego porcelanowym serwisem do kawy oraz tacami pe艂nymi male艅kich kanapek. Nie zawsze tego typu zdj臋cia publikowano w prasie, ale by艂o w zwyczaju fotografowanie wszystkich podobnych spotka艅. Po chwili steward w bia艂ym fraku zacz膮艂 rozlewa膰 kaw臋. Wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn si臋ga艂a po niewielki dzbanuszek z niebiesk膮 wst膮偶k膮 na r膮czce - stali bywalcy gabinetu doskonale wiedzieli, 偶e znajd膮 w nim nie 艣mietank臋 czy cukier, lecz delikatny irlandzki likier mleczny do kawy. Tylko sekretarz Preston, zwolennik abstynencji, nigdy nie korzysta艂 z tego przysmaku.
Przez kilka minut wymieniano przy stole lu藕ne uwagi, co r贸wnie偶 by艂o cz臋艣ci膮 swoistego rytua艂u posiedze艅 w Bia艂ym Domu, kt贸ry ka偶dy kolejny prezydent, niemal pocz膮wszy od narodzin Gabinetu Owalnego, pieczo艂owicie kultywowa艂.
Kiedy z pierwszej tacy znikn臋艂y kanapki z 艂ososiem i kawiorem, prezydent da艂 znak swojemu szefowi gabinetu, ten za艣 otworzy艂 drzwi i wprowadzi艂 przystojn膮, rudow艂os膮 stenotypistk臋, kt贸ra pospiesznie zaj臋艂a wyznaczone miejsce - na tyle blisko zebranych m臋偶czyzn, aby s艂ysze膰 wszystkie oficjalne wypowiedzi, lecz by nie dociera艂y do niej wymieniane p贸艂g艂osem uwagi i komentarze. Wprowadzenie stenotypistki by艂o sygna艂em, 偶e pora zacz膮膰 w艂a艣ciw膮 dyskusj臋, kt贸rej wszyscy z niecierpliwo艣ci膮 oczekiwali. Dziewczyna w gotowo艣ci zawiesi艂a nad klawiatur膮 d艂ugie palce z pomalowanymi na czerwono paznokciami.
Prezydent skin膮艂 g艂ow膮 Martindale'owi, a ten wyprostowa艂 si臋 w fotelu, odchrz膮kn膮艂 i odstawi艂 trzyman膮 w r臋ku fili偶ank臋. Cichy brz臋k porcelany sta艂 si臋 jakby sygna艂em do uciszenia wszelkich rozm贸w, w przestronnym gabinecie 贸w d藕wi臋k rozbrzmia艂 dono艣nie i natychmiast zapanowa艂o milczenie.
- Dzi臋kuj臋, panie prezydencie - zacz膮艂 Martindale. - Panowie, jako koordynator prezydenckiej akcji walki z narkotykami chcia艂bym dzisiaj przedstawi膰 wam dotychczasowe wyniki naszych prac i zaprezentowa膰 program dzia艂ania na najbli偶sz膮 przysz艂o艣膰. Niestety, mamy coraz wi臋cej obywateli uzale偶nionych od narkotyk贸w, przemyt przybiera na sile, a ludzie, kt贸rzy si臋 nim zajmuj膮, si臋gaj膮 po coraz bardziej drastyczne 艣rodki, czego dowodem ostatnie ataki na patrole S艂u偶b Celnych i Stra偶y Przybrze偶nej. Zatrzymywanie podejrzanych statk贸w i samolot贸w oraz przechwytywanie kontrabandy staje si臋 coraz wi臋kszym problemem. Nale偶y jak najszybciej podj膮膰 stanowcze przeciwdzia艂ania.
Wszyscy nagle spowa偶nieli, a sekretarz skarbu, McDonough, i transportu, Coultrane, zrobili wr臋cz obra偶one miny.
- W naszych dotychczasowych dzia艂aniach wyra藕nie uwidaczniaj膮 si臋 dwie olbrzymie luki: brak sprz臋tu, a wi臋c samolot贸w czy kutr贸w, ale tak偶e odpowiednich ludzi, oraz brak 艣cis艂ej koordynacji poczyna艅 agencji federalnych, zw艂aszcza Stra偶y Przybrze偶nej i S艂u偶b Celnych. Otrzyma艂em niedawno od jednego z dow贸dc贸w Stra偶y szczeg贸艂owy projekt po艂膮czenia wyspecjalizowanych w 艣ciganiu przemytnik贸w jednostek obu instytucji i utworzenia nowej, niezale偶nej agencji odpowiedzialnej za walk臋 z przemytem narkotyk贸w w szczeg贸lno艣ci, a generalnie zajmuj膮cej si臋 ochron膮 granic morskich Stan贸w Zjednoczonych i pasa naszych w贸d terytorialnych. Odby艂em d艂ug膮 rozmow臋 z autorem tego projektu, wiceadmira艂em Ianem Hardcastle'em, dow贸dc膮 si贸dmego okr臋gu Stra偶y Przybrze偶nej w Miami, i poprosi艂em o zademonstrowanie sposob贸w dzia艂ania owej projektowanej agencji. Mia艂em tak偶e okazj臋 rozmawia膰 z inspektor Sandr膮 Geffar, zast臋pc膮 dow贸dcy bazy lotniczej S艂u偶b Celnych w Miami, przy kt贸rej byli r贸wnie偶 obecni genera艂 lotnictwa, Bradley Elliott, i jego zast臋pca, major Patrick McLanahan. To w艂a艣nie zak艂ady do艣wiadczalne, kierowane przez genera艂a Elliotta, dostarczy艂y sprz臋t do pokazu zorganizowanego przez admira艂a Hardcastle'a. Wszyscy panowie znaj膮 genera艂a Elliotta i majora McLanahana, kt贸rzy byli bohaterami przeprowadzonej niedawno... operacji.
Zebrani popatrzyli na siebie z niedowierzaniem. Wszystkim dobrze by艂o znane nazwisko genera艂a, chocia偶 o misji „Starego Psa", dzi臋ki kt贸rej zniszczono najgro藕niejsz膮 sowieck膮 instalacj臋 laserow膮, s艂yszeli jedynie najr贸偶niejsze plotki.
- Przedstawi艂em wam ju偶 wcze艣niej moj膮 opini臋 na temat projektu admira艂a Hardcastle'a, przedyskutowa艂em r贸wnie偶 t臋 spraw臋 z prezydentem. Doszli艣my wsp贸lnie do wniosku, 偶e powo艂anie do 偶ycia tego typu agencji zajmuj膮cej si臋 ochron膮 granic, a szczeg贸lnie zwalczaniem przemytu narkotyk贸w, jest niezb臋dne i powinno nast膮pi膰 jak najszybciej.
Chc膮c uprzedzi膰 pytania dotycz膮ce bezpiecze艅stwa lotnictwa cywilnego, kt贸rych si臋 spodziewa艂, a kt贸re traktowa艂 wy艂膮cznie jako pretekst niech臋tnych projektowi biurokrat贸w do jego odrzucenia, wiceprezydent doda艂 szybko:
- Widzia艂em na w艂asne oczy akcj臋 ludzi admira艂a. Z takim wyposa偶eniem potrafi膮 wcze艣nie wykry膰 niezidentyfikowany obiekt, dok艂adnie okre艣li膰 jego kurs i pu艂ap lotu, a nawet odczyta膰 wymalowane na kad艂ubie numery rejestracyjne. Nie chc臋 przekonywa膰, 偶e jakiekolwiek pomy艂ki s膮 wykluczone, ale przyznaj臋, 偶e te nowoczesne urz膮dzenia i ich zastosowanie wywar艂o na mnie wielkie wra偶enie. Dlatego gor膮co popieram 贸w projekt. Zreszt膮 nie chodzi tylko o sprz臋t elektroniczny, lecz generalnie o wyznaczenie 艣ci艣le kontrolowanych korytarzy ruchu powietrznego. To proste rozwi膮zanie powinno by膰 bardzo skuteczne. Ca艂y plan opiera si臋 na skierowaniu wszystkich samolot贸w do korytarzy bezustannie obserwowanych przez radary rozmieszczone na przerobionych platformach wiertniczych, stanowi膮cych punkty kontroli granicznej. Byliby艣my wtedy w sytuacji pasterza, kt贸remu psy pomagaj膮 zagania膰 du偶e stado owiec w w膮sk膮 bram臋 zagrody. Je偶eli jaki艣 samolot zboczy艂by z kursu, czy te偶 chcia艂 omin膮膰 punkt kontrolny, jednostki ochrony granic rusza艂yby w po艣cig i przechwytywa艂y intruza.
- I w takiej sytuacji grozi艂oby mu nawet zestrzelenie? - spyta艂 prezydent.
- Tylko w贸wczas, gdyby nie odpowiada艂 na wezwania z jednostki stra偶y oraz pr贸bowa艂 ucieka膰 i gdyby nie istnia艂y 偶adne przes艂anki, 偶e jego zachowanie spowodowane jest czym innym ni偶 obecno艣ci膮 na pok艂adzie przemycanego towaru. Projekt admira艂a Hardcastle'a opiera si臋 na za艂o偶eniu, 偶e nie wolno dopu艣ci膰, by jakikolwiek podejrzany obiekt bezprawnie przekroczy艂 nasz膮 granic臋...
Coultrane wtr膮ci艂 szybko, i偶 uwa偶a ca艂膮 t臋 procedur臋 za zbyt skomplikowan膮, aby mog艂a przynie艣膰 pozytywne rezultaty. Natomiast sekretarz obrony, Preston, oznajmi艂, 偶e nie ma nic przeciwko temu projektowi, ale nie chce, aby si艂y zbrojne anga偶owa艂y si臋 czynnie w walk臋 z przemytem narkotyk贸w.
- Ja tak偶e jestem za tym - rzek艂 po namy艣le Samuel Massey, doradca prezydenta do spraw walki z narkotykami. - Chyba najwy偶sza pora zmodyfikowa膰 nasze programy zwalczania przemytu. Je艣li przerzuty stan膮 si臋 zbyt ryzykowne lub nieop艂acalne, a cena towaru znacznie wzro艣nie, to mo偶e i pozosta艂e nasze dzia艂ania oka偶膮 si臋 o wiele skuteczniejsze.
- Chc臋, aby ten program zosta艂 wcielony w 偶ycie - rzek艂 prezydent, ucinaj膮c dalsze dyskusje. - W pe艂ni polegam na zdaniu pana Martindale'a. Uwa偶am te偶, 偶e mamy odpowiednie 艣rodki do jego realizacji.
- Sk膮d mieliby艣my wzi膮膰 fundusze? - wtr膮ci艂 szybko McDonough.
- Admira艂 Hardcastle do艂膮czy艂 do swojego projektu szczeg贸艂owy kosztorys finansowania tej nowej agencji - odpar艂 wiceprezydent. - Musia艂 si臋 pan z nim zapozna膰. Pierwsze dwie艣cie milion贸w na utworzenie jednostek w po艂udniowo-wschodnich Stanach i wyposa偶enie trzech platform mia艂oby pochodzi膰 z Funduszu Obronnego. W nast臋pnych latach bud偶et roczny Wydzia艂u obejmowa艂by osiemset milion贸w z resortu obrony, przeznaczonych g艂贸wnie na zakup nowoczesnych samolot贸w V-22, maszyn bezza艂ogowych i urz膮dze艅 radarowych, trzysta milion贸w z resortu skarbu, wydawanych obecnie na specjalistyczne oddzia艂y S艂u偶b Celnych, kt贸re maj膮 by膰 przeniesione do nowej agencji... - McDonough j臋kn膮艂 g艂o艣no, s艂ysz膮c t臋 sum臋 - ...oraz siedemset milion贸w z resortu transportu, przeznaczonych do tej pory na utrzymanie analogicznych jednostek Stra偶y Przybrze偶nej. W przysz艂o艣ci, gdyby utworzony zosta艂 samodzielny Wydzia艂 Ochrony Granic, resorty skarbu, transportu i obrony przesta艂yby 艂o偶y膰 na dzia艂alno艣膰 nowej instytucji.
- Jestem pewien, 偶e obrona mo偶e sobie pozwoli膰 na taki uszczerbek w swym bud偶ecie - zaprotestowa艂 McDonough - ale departament skarbu nie ma pieni臋dzy.
- Po trzydziestu latach bezskutecznej walki z przemytem - rzek艂 Martindale z naciskiem - znalaz艂 si臋 wreszcie cz艂owiek, kt贸ry przedstawi艂 realny projekt i zademonstrowa艂 skuteczno艣膰 proponowanych metod. S膮dz臋, 偶e powinni艣my w ka偶dy mo偶liwy spos贸b poprze膰 jego starania.
- Czy kto艣 chce jeszcze zabra膰 g艂os? - zapyta艂 prezydent, rozgl膮daj膮c si臋 po twarzach zebranych; jedni mieli kwa艣ne miny, inni kr臋cili g艂owami, ale nikt si臋 nie odzywa艂. - 艢wietnie. Przygotujemy szczeg贸艂owe wytyczne dla wszystkich departament贸w, kt贸re b臋d膮 si臋 musia艂y w艂膮czy膰 w realizacj臋 tego projektu.
Prezydent zwr贸ci艂 si臋 do reprezentuj膮cego Teksas przedstawiciela mniejszo艣ci republika艅skiej.
- Senatorze Edwards, z艂o偶y艂em ju偶 w departamencie sprawiedliwo艣ci wniosek o dokonanie niezb臋dnych poprawek legislacyjnych w celu powo艂ania niezale偶nego Wydzia艂u Ochrony Granic. Senator Blumfeld, z racji zajmowanego w senacie stanowiska, a tak偶e jako przedstawiciel stanu najbardziej dotkni臋tego plag膮 przemytu, podj膮艂 si臋 zreferowania tego projektu przed zainteresowanymi komisjami kongresowymi. Oczekuj臋, 偶e i pan si臋 zaanga偶uje w nasz膮 spraw臋.
Edwards bez s艂owa, w zamy艣leniu pokiwa艂 g艂ow膮.
- Wci膮偶 jednak mam powa偶ne w膮tpliwo艣ci, panie prezydencie - rzek艂 McDonough. - Czy m贸g艂bym prosi膰 o par臋 dni zw艂oki? Chcia艂bym, 偶eby moi doradcy przygotowali alternatywny projekt, mniej kosztowny i nie wymagaj膮cy tak daleko id膮cych zmian w systemie administracji...
- Floyd, daj偶e wreszcie spok贸j, dobrze? - odpar艂 prezydent, przecieraj膮c zm臋czone oczy. - Popieram ten plan. Musimy wreszcie da膰 przemytnikom jasno do zrozumienia, 偶e sko艅czy艂y si臋 偶arty. Cho膰 raz zapomnijmy o tych biurokratycznych przepychankach, kt贸rymi sami wi膮偶emy sobie r臋ce, zw艂aszcza 偶e chodzi tu o walk臋 z narkotykami. Wszyscy specjali艣ci twierdz膮, i偶 to rozwi膮zanie mo偶e by膰 skuteczne. Przyw贸dca opozycji senackiej got贸w jest udzieli膰 swego poparcia, a my艣l臋, 偶e wi臋kszo艣膰 jednomy艣lnie poprze ten projekt. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e b臋dziesz musia艂 wydatkowa膰 cz臋艣膰 swego bud偶etu, mam jednak wra偶enie, i偶 wszyscy powinni艣my d膮偶y膰 do tego samego celu. W tej sprawie musimy zaj膮膰 jednolite stanowisko.
- Nalegam jednak, by pan wiceprezydent przejrza艂 jeszcze raz kosztorys - rzek艂 McDonough, nie zwracaj膮c uwagi, 偶e na twarzy prezydenta pojawi艂 si臋 grymas z艂o艣ci. - Uwa偶am, 偶e podzia艂 koszt贸w nie zosta艂 zaplanowany prawid艂owo. Je艣li nie zostanie on zrewidowany, b臋d臋 zmuszony oficjalnie przeciwstawi膰 si臋 realizacji projektu w jego obecnej postaci.
- Bardzo dzi臋kuj臋 za szczero艣膰, panie McDonough - wycedzi艂 prezydent przez zaci艣ni臋te z臋by. - Czy s膮 jeszcze jakie艣 uwagi? - Nie czeka艂 jednak na odpowied藕. - Uwa偶am posiedzenie za zamkni臋te. Dzi臋kuj臋 panom.
Wsta艂 z fotela i energicznym krokiem podszed艂 do sekretarza skarbu.
- Trzyma艂e艣 ze mn膮, kiedy nie mieli艣my 偶adnych problem贸w, lecz ja oczekuj臋 lojalno艣ci w ka偶dej sytuacji. Przedstawi艂e艣 mi swoje zdanie i mo偶esz by膰 pewien, 偶e wzi膮艂em je pod rozwag臋. Ale musz臋 podejmowa膰 decyzje, opieraj膮c si臋 na opiniach wszystkich zainteresowanych i grona doradc贸w. Dlatego te偶 mam prawo wymaga膰 od ciebie pos艂usze艅stwa. Rozumiemy si臋, Floyd?
- Przykro mi, panie prezydencie, ale nie mog臋 poprze膰 tego projektu. W ci膮gu godziny otrzyma pan moj膮 rezygnacj臋.
Odwr贸ci艂 si臋 i prawie roztr膮caj膮c zdumionych cz艂onk贸w gabinetu oraz senator贸w, sztywnym krokiem wyszed艂 z gabinetu.
No i dobrze, pomy艣la艂 prezydent. Przynajmniej nie b臋d臋 musia艂 dymisjonowa膰 tego sukinsyna.
Na pok艂adzie „M艂ociarza Jeden" `
Dwa dni p贸藕niej
Pada艂 lekki, ciep艂y deszcz, kiedy inspektor S艂u偶b Celnych Rushell Masters podchodzi艂 „Czarnym Jastrz臋biem" do l膮dowania na p贸艂nocnym stanowisku „M艂ociarza Jeden". Wia艂 do艣膰 silny, po艂udniowo-zachodni wiatr, lecz Masters by艂 do艣wiadczonym pilotem, od dwudziestu lat siada艂 r贸偶nymi helikopterami czy to na pok艂adach kutr贸w, polankach w d偶ungli, czy te偶 mi臋dzy dachami zabudowa艅.
„M艂ociarz" ton膮艂 w mroku, oznakowany jedynie 艣wiat艂ami pozycyjnymi. Pilota prowadzono przez radio. Dopiero gdy znale藕li si臋 w odleg艂o艣ci pi臋ciu kilometr贸w, niespodziewanie blask reflektor贸w rozja艣ni艂 ciemno艣ci.
- Matko boska! - w interfonie rozleg艂 si臋 okrzyk Mastersa. - To najwi臋ksza platforma, jak膮 w 偶yciu widzia艂em!
- Firma, kt贸ra j膮 skonstruowa艂a, ma na swym koncie jeszcze wi臋ksz膮, zwan膮 „Kr贸lem", ale najwi臋ksz膮 postawili Saudyjczycy w Zatoce Perskiej.
Przy tej iluminacji mieli wra偶enie, jakby nagle znale藕li si臋 nad nowojorskim Times Square albo ulic膮 Fremont w Las Vegas. Wszystkie cztery l膮dowiska zalewa艂y strumienie 艣wiat艂a, a dach nadbud贸wki, zwie艅czony antenami radiowymi, radarowymi i satelitarnymi, okala艂y mrugaj膮ce na czerwono lampy ostrzegawcze. Dopiero teraz mo偶na by艂o dostrzec sze艣膰 ni偶szych, cz臋艣ciowo obudowanych pok艂ad贸w, gdzie znajdowa艂y si臋 warsztaty, magazyny i pomieszczenia mieszkalne. Wyznaczone dla nich l膮dowisko oznakowane by艂o niebieskimi lampami fluorescencyjnymi, a jaskrawy tr贸jk膮t, okre艣laj膮cy jego 艣rodek i zarazem miejsce mocowania cumy, widoczny by艂 z pu艂apu kilkuset metr贸w.
Masters mi臋kko osadzi艂 helikopter na w艂a艣ciwym miejscu. Marynarze ze Stra偶y Przybrze偶nej b艂yskawicznie za艂o偶yli cumy, tak 偶e nawet nie musia艂 d艂ugo czeka膰 z wy艂膮czeniem silnik贸w. Reflektory zgas艂y zaraz po tym, gdy za艂oga „Jastrz臋bia" wyskoczy艂a na pok艂ad; pozostawiono tylko w艂膮czone lampki na obrze偶u l膮dowiska, chyba jedynie po to, by go艣cie nie musieli b艂膮dzi膰 po omacku. Masters i Geffar, dwaj m艂odsi inspektorzy celni oraz dwaj policjanci z wysp Bahama ruszyli pospiesznie w kierunku windy, gdzie czeka艂 ju偶 na nich admira艂 Hardcastle ubrany w 偶贸艂ty sztormiak i 偶贸艂t膮 czapeczk臋 baseballow膮 z dziwnym emblematem nad daszkiem.
- Przyznaj臋, 偶e ta platforma robi wielkie wra偶enie, admirale - rzek艂 Masters, zdejmuj膮c z g艂owy czapk臋 i strz膮saj膮c z niej krople deszczu.
Hardcastle zatrzyma艂 wzrok na jego twarzy, kt贸rej ca艂膮 praw膮 stron臋, a tak偶e szyj臋 oraz rami臋, okrywa艂y rozleg艂e blizny po oparzeniach - pami膮tka po eksplozji na Mahogany Hammock. Pilot pochwyci艂 spojrzenie admira艂a i wyja艣ni艂 szybko:
- Gwoli 艣cis艂o艣ci, panie admirale, odczuwam jeszcze b贸l tylko wtedy, gdy mnie kto艣 roz艣mieszy.
Hardcastle przytakn膮艂 ruchem g艂owy.
- Ciesz臋 si臋, 偶e b臋dziemy mogli razem pracowa膰. Posadzi艂e艣 „Jastrz臋bia" tak, jakby艣 l膮dowa艂 na tej platformie po raz setny.
Winda si臋 zatrzyma艂a. Zostawili mokre okrycia na wieszakach w korytarzu i przeszli do prowizorycznej sali konferencyjnej.
- S艂ysza艂e艣, 偶e mamy ju偶 pierwsze ofiary „M艂ociarzy"? - zapyta艂a Geffar, gdy znale藕li si臋 w sekretariacie, gdzie czeka艂y na nich kanapki i paruj膮ca kawa.
- Owszem. - Hardcastle si臋gn膮艂 po jeden z plastikowych kubk贸w. - Sekretarz skarbu i komisarz generalny S艂u偶b Celnych z艂o偶yli rezygnacje. Ciekawe, kto zajmie ich stanowiska.
- Je艣li wierzy膰 plotkom, to najpowa偶niejszym kandydatem na stanowisko sekretarza skarbu jest Geraldine Rivera, kieruj膮ca dotychczas Biurem Zarz膮dzania i Finans贸w - powiedzia艂a Geffar - natomiast komisarzem generalnym zostanie chyba Ron Gates. Nam贸wi艂am go do wzi臋cia udzia艂u w naszej akcji, poleci nomadem, kt贸ry ma za zadanie 艣ledzi膰 wszystkie samoloty zmierzaj膮ce na p贸艂noc od strony Kuby. Po raz pierwszy we藕mie udzia艂 w jakiejkolwiek akcji, wi臋c mo偶emy uzna膰, 偶e przechodzi chrzest bojowy.
Kiedy zostawiali okrycia w korytarzu, Geffar si臋gn臋艂a po czapeczk臋 admira艂a i dok艂adnie przyjrza艂a si臋 emblematowi nad daszkiem. Przedstawia艂 ciemny pionowy zarys rekina m艂ota, z wielkim bia艂ym okiem 艂ypi膮cym z boku szerokiej g艂owy i olbrzymi膮 p艂etw膮 ogonow膮 stercz膮c膮 do g贸ry. Po jego obu stronach widnia艂y schematyczne skrzyd艂a, symbol lotnictwa.
- Widz臋, 偶e kto艣 si臋 popisa艂 zdolno艣ciami artystycznymi - mrukn臋艂a.
- To by艂 m贸j pomys艂.
Hardcastle otworzy艂 szafk臋 nad wieszakiem i wyj膮艂 z niej inn膮 fura偶erk臋, ozdobion膮 wie艅cem z d臋bowych li艣ci, kt贸ry oznacza艂 stopie艅 kapitana jednostki patrolowej. Wr臋czy艂 j膮 Sandrze.
- Prosz臋, to dla ciebie.
Geffar zmierzy艂a j膮 uwa偶nym spojrzeniem, po czym bez s艂owa odwiesi艂a sw膮 b艂臋kitn膮 czapk臋 S艂u偶b Celnych na wieszak, starannie z艂o偶y艂a fura偶erk臋 i wsun臋艂a j膮 do tylnej kieszeni spodni.
Z sali konferencyjnej weszli po kilku schodkach do s膮siedniego pomieszczenia.
- Jak widzisz, dokonali艣my pewnych zmian w naszej centrali operacyjnej. Przenie艣li艣my do tej sali ca艂膮 aparatur臋 komputerowego sterowania radarami, a jednocze艣nie zorganizowali艣my tu centrum 艂膮czno艣ci. Mamy ju偶 dw贸ch technik贸w Stra偶y Przybrze偶nej, kt贸rzy b臋d膮 na sta艂e obs艂ugiwa膰 te urz膮dzenia. Zmienili艣my r贸wnie偶 te wielkie ekrany telewizyjne, s艂u偶膮ce do demonstracji i zast膮pili艣my je du偶ymi monitorami o zwi臋kszonej rozdzielczo艣ci, przez co obraz radarowy jest o wiele czytelniejszy. Tutaj, na podwy偶szeniu, znajduj膮 si臋 stanowiska dow贸dcy posterunku i pierwszego oficera...
- A gdzie jest genera艂 Elliott i major McLanahan? - zapyta艂a Geffar.
- Musieli polecie膰 do Waszyngtonu. Na razie nie ma tu nikogo z HAWC. Zd膮偶yli jedynie pokr贸tce przeszkoli膰 naszych ludzi w obs艂udze sprz臋tu, kt贸ry na szcz臋艣cie jest skomputeryzowany i wi臋kszo艣膰 funkcji wykonuje automatycznie. „Podniebny Lew" tak偶e tu zosta艂, ale nie chcieliby艣my z niego korzysta膰, chyba 偶e zajdzie taka konieczno艣膰...
Wcisn膮艂 jaki艣 klawisz na pulpicie dow贸dcy posterunku i ekran lewego monitora si臋 rozja艣ni艂, ukazuj膮c wn臋trze jaskrawo o艣wietlonego hangaru. Na 艣rodku sta艂 „Morski Lew", chyba ten sam, kt贸rym przed kilkoma dniami przylecieli na platform臋.
- Jak widzicie, zosta艂 nam r贸wnie偶 V-22. Jest zatankowany do pe艂na, m贸g艂by w ka偶dej chwili wystartowa膰.
- Uzbrojony?
Hardcastle przytakn膮艂 ruchem g艂owy. Geffar us艂ysza艂a tu偶 przy uchu szept Mastersa:
- Uzbrojony? Ten samolot jest naprawd臋 uzbrojony?
- Owszem, w samonaprowadzaj膮ce rakiety przeciwlotnicze - odpowiedzia艂 Hardcastle - kt贸re mog膮 by膰 te偶 wykorzystane do ra偶enia cel贸w naziemnych b膮d藕 statk贸w. Poza tym ma na pok艂adzie ci臋偶ki karabin maszynowy Hughesa, typu M-230.
Masters uni贸s艂 wysoko brwi ze zdumienia.
- Ale dzi艣 w nocy nie b臋dziemy z niego korzystali - doda艂a szybko Geffar.
Oszo艂omiony Rushell wpatrywa艂 si臋 w widoczn膮 na ekranie sylwetk臋 V-22 wzrokiem pe艂nym podziwu. Widocznie spodoba艂 mu si臋 pomys艂, by wys艂a膰 na spotkanie z przemytnikami tak uzbrojon膮 maszyn臋. Kiedy za艣 Geffar i Hardcastle, z uwag膮 popatrzyli na pooran膮 bliznami i poparzon膮 twarz Rushella natychmiast zrozumieli przyczyn臋 tej fascynacji widocznej w jego oczach.
- Na prawym monitorze macie obraz radarowy z „Diamonda", balonu na uwi臋zi wypuszczonego z pok艂adu kutra Stra偶y Przybrze偶nej wyja艣ni艂 admira艂. - Zakotwiczy艂 w kanale Santaren, troch臋 na wsch贸d od 艂awicy Cay Sal, oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu mil morskich st膮d. Tak zaprogramowali艣my radar aerostatu, aby patrolowa艂 zar贸wno powierzchni臋 morza, jak i przestrze艅 powietrzn膮. Dzi臋ki temu nie musieli艣my wysy艂a膰 patrolu lotniczego. Pogoda nie jest zbyt pewna, a w dodatku nasi piloci niezbyt ch臋tnie odwiedzaj膮 ten rejon po zestrzeleniu falcona. „Diamond" mo偶e pozosta膰 na miejscu przez cztery dni, potem b臋dzie musia艂 wr贸ci膰 do bazy w Miami Beach.
Hardcastle wskaza艂 g艂臋boki fotel z wysokim oparciem, podobny do tych, jakie instaluje si臋 na mostkach kutr贸w patrolowych.
- To b臋dzie twoje miejsce, Sandro. Nie masz ochoty spr贸bowa膰?
- Nie s膮dzisz, 偶e jeszcze na to za wcze艣nie? - spyta艂a, zerkaj膮c z ukosa. - Na razie jestem wci膮偶 dow贸dc膮 patrolu S艂u偶b Celnych i prowadzimy nasz膮 w艂asn膮 akcj臋, korzystaj膮c jedynie z pomocy Stra偶y Przybrze偶nej. Wiesz, 偶e chodzi艂o mi tylko o to, by znale藕膰 si臋 na platformie, o pi臋膰dziesi膮t mil bli偶ej przypuszczalnego miejsca akcji. Nie tworzymy jeszcze posterunku „M艂ociarzy"...
Ale chyba ju偶 nied艂ugo zajm臋 to miejsce, doda艂a w my艣lach.
- Mamy do dyspozycji „Omah臋 Trzy Cztery", radarowego nomada - wyja艣nia艂a dalej - kt贸ry leci na po艂udnie, by patrolowa膰 rejon na p贸艂noc od kuba艅skiego portu Varadero. Dwa inne samoloty, „Omaha Trzy Pi臋膰", b臋d膮 na zmian臋 dotrzymywa艂y mu towarzystwa, wracaj膮c do bazy tylko na czas tankowania. My dowodzimy akcj膮, mamy kryptonim „Omaha Trzy Jeden". Drugi 艣mig艂owiec, „Omaha Trzy Dwa", czeka w odwodzie, niewykluczone jednak, 偶e otrzyma jakie艣 inne zadanie, wi臋c nie mo偶emy zbytnio na niego liczy膰. - Odwr贸ci艂a si臋 w kierunku admira艂a. - Czy macie map臋 tamtego rejonu?
Hardcastle przebieg艂 palcami po klawiaturze komputera i po chwili na lewym monitorze ukaza艂a si臋 wielobarwna mapa przedstawiaj膮ca po艂udniow膮 Floryd臋 i ca艂y przyleg艂y rejon Karaib贸w. Wr臋czy艂 Geffar pi贸ro 艣wietlne i pokaza艂, jak si臋 nim pos艂ugiwa膰. Z wyra藕nym oci膮ganiem si臋gn臋艂a pi贸rem do wielkiego, czternastocalowego ekranu nad pulpitem, lecz natychmiast pojawi艂a si臋 na nim strza艂ka kursora: dok艂adnie w tym punkcie, do kt贸rego zbli偶y艂a wska藕nik. Z niedowierzaniem pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- W porz膮dku. Punkt zrzutu „Poziomki" znajduje si臋 mniej wi臋cej... tutaj. - Wcisn臋艂a klawisz, zaznaczaj膮c niewielki obszar wok贸艂 punktu wskazywanego przez kursor. - Dziesi臋膰 mil na p贸艂nocny wsch贸d od bazy wojskowej w Varadero, niedaleko granicy kuba艅skich w贸d terytorialnych.
Narysowa艂a lini臋 od wyznaczonego punktu, przecinaj膮c膮 kana艂 Nicholasa, 艂awic臋 Cay Sal, kana艂 Santaren oraz Wielk膮 艁awic臋 Bahamsk膮, a偶 do wybrze偶y wyspy Andros. Hardcastle szybko wcisn膮艂 jaki艣 klawisz i na ekranie, zaledwie kilka mil na p贸艂noc od narysowanej linii, zaznaczona zosta艂a pozycja kutra patrolowego z „Diamondem" na uwi臋zi.
- Zgodnie z danymi wywiadu, motor贸wki po odebraniu towaru „Poziomki" zwykle wybieraj膮 w艂a艣nie t臋 tras臋. Zazwyczaj zbaczaj膮 troch臋 na po艂udnie i p艂yn膮 wzd艂u偶 wysepek Anguilla Cays, a potem zygzakiem przecinaj膮 艂awic臋 Cay Sal i dobijaj膮 do Andros. Najcz臋艣ciej 艣lad urywa si臋 w艂a艣nie na wyspie. Ale tym razem mamy zamiar wy艣ledzi膰 艂ajdak贸w i przechwyci膰 ca艂y transport. Trudno tak偶e wykluczy膰, 偶e pop艂yn膮 na p贸艂noc, omijaj膮c Cay Sal, i w poprzek 艂awicy Elbow wezm膮 kurs na Florida Keys. W takiej sytuacji mogliby si臋 znale藕膰 poza zasi臋giem radaru z „Diamonda". Trzeba si臋 r贸wnie偶 liczy膰 z tym, 偶e wyp艂ynie sporo kutr贸w maskuj膮cych przerzut...
- To mo偶e wy艣lemy nomada tropem tych 艂odzi, kt贸re si臋 skieruj膮 na p贸艂noc - basowy g艂os Mastersa zadudni艂 w przestronnej sali. - Natomiast przy pomocy aerostatu b臋dziemy 艣ledzili te, kt贸re pop艂yn膮 w stron臋 wysp Bahama. Nie zapominaj, 偶e nasz „Czarny Jastrz膮b" jest tak偶e wyposa偶ony w urz膮dzenie naprowadzaj膮ce...
- To dobry pomys艂 - przyzna艂a Geffar. - Skierujemy nomada na p贸艂noc, tropem 艂odzi, kt贸re pop艂yn膮 w stron臋 Florida Keys. Je艣li za艣 wykryjemy zag臋szczenie kutr贸w, w贸wczas... no c贸偶, b臋dziemy mieli pe艂ne r臋ce roboty.
Zerkn臋艂a na Hardcastle'a.
- Mo偶emy wykorzysta膰 bezza艂ogowego „Podniebnego Lwa" do 艣ledzenia w t艂oku tylko tych jednostek, kt贸re przejm膮 towar... - podsun膮艂.
- Nie mamy prawa u偶ywa膰 waszego „Podniebnego Lwa", admirale...
- W takim razie sprz臋gniemy drog膮 radiow膮 komputer nomada z naszymi radarami - zaproponowa艂. - Je艣li i to nie pomo偶e, wypu艣cimy „Podniebnego Lwa" i b臋dziemy nim sterowali zgodnie ze wskazaniami z „Diamonda", przynajmniej do czasu, a偶 bezza艂ogowiec z艂apie namiar.
- Przekaza艂 mi pan ju偶 czapk臋 dow贸dcy posterunku, admirale. Zatem pozwoli pan, 偶e b臋dziemy post臋powali zgodnie z naszym planem... Mamy tu czuwa膰 przez najbli偶sze dwadzie艣cia godzin, p贸藕niej trzeba b臋dzie zast膮pi膰 za艂og臋 Curta. Na razie jednak musimy czeka膰, a偶 radary nomada wychwyc膮 jaki艣 cel. Mo偶ecie w tym czasie zwiedzi膰 platform臋, ale przez ca艂y czas b膮d藕cie gotowi do startu.
Hardcastle i Geffar zasiedli w fotelach przed pulpitem dow贸dcy. Popatrzyli na prawy monitor, kt贸ry przekazywa艂 obraz radarowy z „Diamonda".
- Jak mog臋 si臋 skontaktowa膰 z za艂og膮 nomada?
- Tutaj masz ekran centrali 艂膮czno艣ci - powiedzia艂 Hardcastle, wskazuj膮c drugi, mniejszy monitor w lewej cz臋艣ci stanowiska. Widnia艂y na nim cztery prostok膮tne okna, a w ka偶dym z nich nazwa kana艂u oraz zaprogramowana cz臋stotliwo艣膰. Uni贸s艂 z pulpitu lekkie jak pi贸rko s艂uchawki z mikrofonem.
- Na potrzeby waszej akcji zarezerwowali艣my cztery kana艂y 艂膮czno艣ci. Wystarczy tylko kursorem wybra膰 w艂a艣ciwe pole. Je艣li za艣 wci艣niesz klawisz na tym prostok膮cie u do艂u ekranu, poka偶e ci si臋 lista innych cz臋stotliwo艣ci: o艣rodka kontroli lot贸w, centrali Noradu, a nawet biura szeryfa. Mamy do dyspozycji pi臋膰set r贸偶nych pasm UKF, UHF, HF, CB, a nawet na falach d艂ugich i 艣rednich.
Geffar nakierowa艂a kursor na okno z napisem NOMAD OMAHA 34 i wcisn臋艂a przycisk pi贸ra. Prostok膮t zamigota艂 kilkakrotnie, a na dole ekranu ukaza艂 si臋 komunikat: SYNCHRONIZACJA SZYFRATORA, co oznacza艂o, 偶e trwa proces dostrajania dekoder贸w obu radiostacji. Kiedy w miejscu komunikatu pojawi艂o si臋 bia艂e pole, powiedzia艂a do mikrofonu:
- „Trzy Cztery", tu „Trzy Jeden". Jak mnie s艂yszysz?
Cichy terkot sygna艂贸w elektronicznych szybko umilk艂 w s艂uchawkach i rozleg艂 si臋 wyra藕ny g艂os:
- „Trzy Jeden", tu „Trzy Cztery". Bez zak艂贸ce艅. Odbi贸r.
Geffar chcia艂a ju偶 prosi膰 o podanie obecnej pozycji, ale uzmys艂owi艂a sobie, 偶e wystarczy przecie偶 jeden rzut oka na du偶y ekran sterowanego komputerem radaru. W chwili nawi膮zania 艂膮czno艣ci niewielki punkt na ekranie zmieni艂 kolor na zielony i natychmiast pojawi艂o si臋 okno zawieraj膮ce wsp贸艂rz臋dne obiektu. Nomad znajdowa艂 si臋 oko艂o dwudziestu mil morskich na p贸艂noc od Varadero. Komputer podawa艂 jej r贸wnocze艣nie pu艂ap lotu, szybko艣膰 oraz kurs.
- Podaj wasz status.
- Dotychczas zielony - zameldowa艂 pilot. - Zaczynamy w艂a艣nie pierwsze okr膮偶enie nad wyznaczonym rejonem.
- Przejd藕 troch臋 dalej na p贸艂noc, 偶eby艣 mia艂 ten obszar przy samej granicy zasi臋gu czujnik贸w podczerwieni - rozkaza艂a Geffar. - Nie chc臋, aby Gomez od razu ci臋 wy艂apa艂 na swoim radarze. I tak b臋dziemy mieli na oku ca艂y teren „Poziomki".
- Zrozumia艂em, „Trzy Jeden". Zajmiemy pozycj臋 nad punktem „Bronco".
Punktem „Bronco" nazywano 艣rodek 艂awicy Elbow Cay. By艂o to niemal wymarzone dla nich stanowisko, gdy偶 radar samolotu znakomicie wype艂nia艂 luk臋 mi臋dzy obszarami patrolowanymi przez „M艂ociarza Jeden", „Diamonda", aerostat Stra偶y Przybrze偶nej zawieszony du偶o dalej na wschodzie i o艣rodek radarowy na Key West. R贸wnocze艣nie, dzi臋ki olbrzymiemu zasi臋gowi, m贸g艂 obserwowa膰 spory odcinek p贸艂nocnych wybrze偶y Kuby.
Geffar odchyli艂a si臋 na oparcie fotela i zapatrzy艂a w ekran, po kt贸rym kropka oznaczaj膮ca nomada przesuwa艂a si臋 powoli na p贸艂noc. Po chwili zn贸w si臋gn臋艂a po pi贸ro i naprowadzi艂a kursor na okno z napisem: PROCA.
- „Proca", tu „Omaha Trzy Jeden". Jak mnie s艂yszysz?
- „Trzy Jeden", tu „Proca". - Na komputerowej mapie okienko z danymi liczbowymi tym razem pojawi艂o si臋 na wysoko艣ci Miami. - Odbieram ci臋 g艂o艣no i wyra藕nie. Podaj swoj膮 pozycj臋.
- Nie znajdujemy si臋 w powietrzu - odpar艂a. - Wyl膮dowali艣my w punkcie kontrolnym „M艂ociarz Jeden".
- Powt贸rz, „Trzy Jeden". - W g艂osie operatora „Procy" s艂ycha膰 by艂o wyra藕ne zdziwienie. - Gdzie wyl膮dowali艣cie?
- Na „M艂ociarzu Jeden".
Przez chwil臋 panowa艂a martwa cisza.
- To fajt艂apy - Geffar mrukn臋艂a do admira艂a. - Otrzymali komplet informacji o platformie...
- „Trzy Jeden", zidentyfikuj dla mnie whiskey.
- Rany boskie! - j臋kn臋艂a Sandra, si臋gaj膮c do pulpitu. - „Trzy Jeden" identyfikuje si臋 jako rocznik tysi膮c dziewi臋膰set dziewi臋膰dziesi膮ty pi膮ty. Dajcie spok贸j, ch艂opaki. Dzi艣 rano dostali艣cie komplet materia艂贸w.
Tym razem martwa cisza w s艂uchawkach trwa艂a odrobin臋 kr贸cej.
- Identyfikacja prawid艂owa. Przepraszam, „Trzy Jeden", to m贸j b艂膮d. - Operator m贸wi艂 jednak niepewnym tonem, jak gdyby nie by艂 przekonany, z kim rozmawia, lecz musia艂 odpowiedzie膰 na wezwanie poparte aktualnym has艂em dow贸dztwa jednostki lotniczej S艂u偶b Celnych. - Na razie nie obserwujemy 偶adnego ruchu. Damy wam zna膰, jak co艣 namierzymy. Odbi贸r.
- Zrozumia艂am, bez odbioru.
Nast臋pnie Geffar po艂膮czy艂a si臋 z kapitanem kutra trzymaj膮cego na uwi臋zi „Diamonda". Okaza艂o si臋, 偶e z tamtego kierunku radary nie wychwyci艂y 偶adnego intruza.
- Niczego nie przeoczyli艣my? - zapyta艂 Hardcastle, kiedy Sandra zn贸w odchyli艂a si臋 na oparcie fotela i zapatrzy艂a w ekran monitora.
- Chyba nie. Zawsze mo偶emy jeszcze 艣ci膮gn膮膰 dodatkowe 艣mig艂owce, ale w oddziale w Miami nie ma ju偶 ani jednego sprawnego „Czarnego Jastrz臋bia". Posz艂y do przegl膮du. - Upi艂a nieco kawy, po czym doda艂a: - Wszystko w porz膮dku, po prostu musimy teraz spokojnie czeka膰.
Valdivia, Kolumbia
Nast臋pnego ranka
Pojawienie si臋 Salazara, kt贸ry osobi艣cie przylecia艂 do Valdivii poprzedniego wieczora, spowodowa艂o wielkie poruszenie w艣r贸d cz艂onk贸w kartelu, ale Gachez tylko si臋 z tego cieszy艂. Zamiast dw贸ch lub trzech ma艂ych samolot贸w, jakimi zazwyczaj odbierano towar, tym razem wyl膮dowa艂 gigantyczny wojskowy transportowiec, chyba najwi臋ksza maszyna, jaka kiedykolwiek usiad艂a na prywatnym lotnisku Gacheza pod miastem.
By艂 to turbo艣mig艂owiec AN-12, najwi臋kszy rosyjski samolot transportowy sprzedawany przez sowiet贸w za granic臋. Nie mia艂 偶adnych oznakowa艅, by艂 pomalowany w maskuj膮ce, oliwkowe i zielone barwy, tylko na p艂acie steru poziomego widnia艂 niewielki emblemat lotnictwa kuba艅skiego. Olbrzym bez trudu osiad艂 na betonowym pasie w d偶ungli, wyhamowa艂 w po艂owie jego d艂ugo艣ci i spokojnie dotoczy艂 si臋 do rozleg艂ego placu za艂adunkowego.
Rozw艣cieczony Gachez w milczeniu spogl膮da艂 na Salazara, kt贸ry wysiad艂 z samolotu w towarzystwie swego adiutanta, Hermosy. Jak zawsze mia艂 na sobie str贸j do jazdy konnej. Chwiejnym krokiem podszed艂 do gromadki narkotykowych boss贸w, stoj膮cych w otoczeniu uzbrojonych goryli, i jakby od niechcenia zasalutowa艂 trzyman膮 w d艂oni sk贸rzan膮 r贸偶d偶k膮 d偶okeja.
- Co to jest, Salazar? Co to ma znaczy膰, do jasnej cholery?!
- Przecie偶 wzywa艂 nas pan na ratunek, se帽or - odpar艂 tamten, machn膮wszy r臋k膮 w stron臋 samolotu. Wysypa艂 si臋 z niego liczny oddzia艂 偶o艂nierzy w panterkach, kt贸rzy pospiesznie skr臋cali plastikowe tyczki i rozpinali na nich siatk臋 maskuj膮c膮. - To obiekt mej dumy i rado艣ci, a zarazem spos贸b na pa艅skie k艂opoty. Przedstawiam najnowszy prezent, jaki otrzyma艂em od by艂ych koleg贸w z Kuba艅skiej Republiki Ludowej. Mo偶emy za艂adowa膰 na pok艂ad tyle towaru, ile tylko pan zechce, dostarczy膰 go w dowolne miejsce w promieniu p贸艂tora tysi膮ca kilometr贸w.
- Przecie偶 nawet najs艂abszy radar wykryje tego olbrzyma z odleg艂o艣ci setek kilometr贸w! - warkn膮艂 Gachez. - W dodatku stanowi on tak 艂atwy cel...
- Ale to jedyny 艣rodek transportu pa艅skiego towaru w najbli偶szej przysz艂o艣ci. Ameryka艅ska Stra偶 Przybrze偶na rozstawia szereg punkt贸w - kontrolnych na platformach, w Zatoce Florydzkiej, na zach贸d od wysp Bahama...
- W艂a艣nie z tego powodu macie dokona膰 zrzutu na kuba艅skich wodach terytorialnych - powiedzia艂 Gachez. - Jeszcze obowi膮zuje nas umowa z jednostkami wojsk ochrony wybrze偶a...
- A jak chcecie stamt膮d wywie藕膰 towar? - zapyta艂 Salazar. - Amerykanie obejm膮 ca艂y obszar 艣cis艂膮 kontrol膮, mo偶e nawet b臋d膮 obserwowa膰 kilka przypuszczalnych rejon贸w przerzutu. Jedynym sposobem na przebicie si臋 przez ten kordon jest r贸wnoczesne wykonanie co najmniej siedmiu zrzut贸w w oddalonych od siebie miejscach. W tym celu trzeba zabra膰 wi臋kszy 艂adunek towaru, a do tego potrzebny jest du偶y samolot transportowy.
Gachez ci膮gle kipia艂 z w艣ciek艂o艣ci. Nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e Salazar post臋puje po swojemu, 偶e zaczyna wymyka膰 mu si臋 spod kontroli... Podjecha艂a limuzyna, kt贸r膮 mieli si臋 uda膰 do budynku administracyjnego, Gachez jednak nie spieszy艂 si臋 z zaproszeniem go艣ci do 艣rodka.
- Co to za pomys艂 z tymi siedmioma r贸wnoczesnymi zrzutami? Jeszcze nie ty tutaj decydujesz, Salazar! Masz wykonywa膰 moje polecenia!
- Ale to moi ludzie polec膮 z pa艅skim towarem - odpar艂 butnie Kuba艅czyk. - I to oni b臋d膮 cierpie膰, je艣li wpadn膮 w 艂apy Amerykan贸w. Ja tylko proponuj臋 panu najlepszy spos贸b wyj艣cia z tej sytuacji, se帽or Gachez. Je艣li pan rezygnuje z naszych us艂ug, natychmiast zabieram swoich ludzi i zaraz odlatujemy.
A wi臋c jednak, pomy艣la艂 ze z艂o艣ci膮 Gachez. Widocznie Salazarowi znudzi艂a si臋 rola ch艂opca na posy艂ki i zapragn膮艂 przej膮膰 sprawy w swoje r臋ce. Ale na razie jeszcze ja tu rz膮dz臋!
- Dobra, prosz臋 mi przedstawi膰 szczeg贸艂y tego swojego genialnego planu.
- Nic prostszego, se帽or - odpar艂 Salazar, po czym da艂 znak Hermosie, a ten wyci膮gn膮艂 z akt贸wki map臋, rozpostar艂 j膮 na masce limuzyny i zapali艂 latark臋. - Zamiast jednego zrzutu, kt贸ry do tej pory robili艣my w pobli偶u archipelagu Sabana, wy艂adujemy towar w kilku punktach. - Wskaza艂 zaznaczone przez siebie miejsca. - Na pocz膮tku zrzucimy cz臋艣膰 towaru w dotychczasowym miejscu, gdzie艣 wzd艂u偶 wysp Sabana lub Camaguey. To powinno przyci膮gn膮膰 uwag臋 patroli Stra偶y Przybrze偶nej, kt贸re b臋d膮 zapewne obserwowa膰 ca艂y ten rejon wzd艂u偶 wybrze偶y kuba艅skich. Polecimy nast臋pnie w kierunku 艂awicy Cay Sal, gdzie wyznaczy艂em trzy miejsca zrzutu. Reszt臋 towaru zostawimy tutaj, wzd艂u偶 wybrze偶y wyspy Andros, przy rafie Ragged Island Range, w cie艣ninie Mayaguana, przy wyspie Wielka Inagua i w cie艣ninie Silver Bank. Po dokonaniu zrzutu wr贸cimy bezpo艣rednio do Verrettes.
- A偶 dziesi臋膰 zrzut贸w? - zapyta艂 z niedowierzaniem Gachez. - I to wszystko jednej nocy?
- Stra偶 Przybrze偶na zg艂upieje - mrukn膮艂 Salazar, daj膮c r臋k膮 zna膰 Hermosie, 偶e mo偶e ju偶 z艂o偶y膰 map臋. - Je艣li nawet uda im si臋 schwyta膰 jednego czy dw贸ch pa艅skich ludzi, to reszta b臋dzie mia艂a olbrzymie szanse dotrze膰 do brzegu. Co wi臋cej, chcia艂bym, 偶eby zamiast zwyk艂ych dwudziesto- lub pi臋膰dziesi臋ciokilogramowych 艂adunk贸w podzieli艂 pan ca艂o艣膰 towaru na dziesi臋膰 r贸wnych porcji i spakowa艂 je w 艂adunki stukilogramowe, zabezpieczone balonami nape艂nionymi powietrzem...
- Stukilogramowe?!
- Ludzie na 艂odziach poradz膮 sobie z takim ci臋偶arem bez najmniejszych k艂opot贸w - ci膮gn膮艂 Salazar - zw艂aszcza je艣li wyp艂yn膮 na wi臋kszych kutrach, a najlepiej na ma艂ych frachtowcach. Prosz臋 zrozumie膰, 偶e nie b臋dziemy mogli kr膮偶y膰 nad miejscem zrzutu. Trzeba wypchn膮膰 towar za burt臋 i lecie膰 dalej.
W艣ciek艂o艣膰 Gacheza powoli mija艂a, ten pomys艂 zaczyna艂 mu si臋 coraz bardziej podoba膰.
- Sporo czasu zajmie mi nawi膮zanie 艂膮czno艣ci z wszystkimi moimi lud藕mi i udzielenie im szczeg贸艂owych instrukcji. To mo偶e potrwa膰 nawet kilka dni.
Salazar wzruszy艂 ramionami.
- Nie ma sprawy. Im d艂u偶ej b臋dziemy zwlekali, tym bardziej Amerykan贸w znudzi uwa偶ne patrolowanie rejonu zrzutu. - Spl贸t艂 palce z ty艂u g艂owy i przeci膮gn膮艂 si臋 mocno. - A ja w tym czasie zasi臋gn臋 j臋zyka w sprawie sieci wywiadowczej oraz informator贸w waszej organizacji, se帽or. Amerykanie maj膮 zbyt szczeg贸艂owe wiadomo艣ci na temat szykowanego przez nas zrzutu.
- Podejrzewa pan nasz膮 organizacj臋?! - Rozz艂oszczony Gachez odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 by艂ego oficera armii kuba艅skiej. - Je艣li istnieje jaki艣 przeciek, pu艂kowniku, to musi on by膰 w艣r贸d pa艅skich ludzi!
- Moi ludzie s膮 mi bezgranicznie oddani. To najlepsi piloci na 艣wiecie i bohaterscy 偶o艂nierze kuba艅scy. Nigdy by si臋 nie posun臋li do tego, by zdradzi膰 swego dow贸dc臋 i swoj膮 ojczyzn臋.
- S艂ysza艂em, w jaki spos贸b uczy ich pan tego bezgranicznego oddania - rzek艂 ironicznie Gachez. - Wystarczy cie艅 podejrzenia, by inni, kt贸rych nazywa pan patriotami, wsadzili cz艂owiekowi n贸偶 w plecy. Dowodzi pan band膮 terroryst贸w, se帽or. Do tego jest pan chciwy na pieni膮dze, jak ka偶dy pospolity przest臋pca. Ma艂o mnie to jednak obchodzi, dop贸ki dotrzymujecie warunk贸w umowy i m贸j towar trafia bezpiecznie do odbiorc贸w. W ka偶dym razie prosz臋 szuka膰 przeciek贸w gdzie indziej. Mo偶e tylko przypadkiem ameryka艅ska Stra偶 Przybrze偶na zwraca ostatnio baczniejsz膮 uwag臋 na wykorzystywany przez nas rejon zrzut贸w u p贸艂nocnych wybrze偶y Kuby. Z naszej strony nikt opr贸cz mnie nie zna miejsca ani terminu dostawy a偶 do chwili startu samolotu. Dopiero tego dnia, kiedy ma nast膮pi膰 zrzut, powiadamiam wszystkich moich odbiorc贸w, w dodatku powtarzam im za ka偶dym razem, 偶eby starali si臋 trzyma膰 jak najdalej od wyznaczonego miejsca a偶 do ostatniej chwili.
- Mimo wszystko w pa艅skim najbli偶szym otoczeniu mo偶e si臋 kry膰 zdrajca...
- Niewykluczone, pu艂kowniku! - ostro przerwa艂 mu Gachez. - Ale to nie ja zaplanowa艂em t臋 gigantyczn膮 akcj臋 przewiezienia jednorazowo dwudziestu tysi臋cy kilogram贸w towaru. To pa艅ski pomys艂. I nie ja wyznacza艂em te punkty na mapie, ale pan. W takim razie trzeba by si臋 zastanowi膰, kiedy zacz膮艂 pan planowa膰 t臋 akcj臋 i do jakiego stopnia pokrywa si臋 to z nasileniem aktywno艣ci patroli ameryka艅skich.
W jednej chwili u艣miech znikn膮艂 z twarzy Salazara. Obaj zdawali sobie spraw臋, 偶e nie ma wi臋kszego sensu wzajemne oskar偶anie si臋 o zdrad臋, dop贸ki nie zdob臋dzie si臋 ewidentnych dowod贸w. Niemniej s艂owa Gacheza da艂y Kuba艅czykowi sporo do my艣lenia. Nie mie艣ci艂o mu si臋 jednak w g艂owie, by kt贸ry艣 z Cuchillos m贸g艂 przekazywa膰 informacje Amerykanom...
- Musimy odwo艂a膰 t臋 akcj臋 - zawyrokowa艂 kapitan Enrique Hermosa. - Nie mamy innego wyj艣cia.
Salazar energicznie pokr臋ci艂 g艂ow膮, nie przestaj膮c ostrzy膰 w膮skiej klingi sztyletu na pokrytej cienk膮 warstw膮 oleju zielonkawoszarej ose艂ce. Hermosa przygl膮da艂 mu si臋 przez chwil臋, wreszcie po raz kolejny podszed艂 do roz艂o偶onej mapy.
- Nasz ostatni lot rekonesansowy ujawni艂, 偶e Amerykanie zakotwiczyli kuter patrolowy pomi臋dzy wschodnim kra艅cem 艂awicy Cay Sal a zatok膮 Mangrove Cay na wyspie Andros. Z jego pok艂adu wypuszczono balon na uwi臋zi, a podwieszony pod nim radar musi mie膰 zasi臋g co najmniej dwustu kilometr贸w...
- Ju偶 to wszystko s艂ysza艂em, kapitanie - mrukn膮艂 Salazar.
Wytar艂 szmatk膮 ostrze sztyletu i wsun膮艂 go do pochwy ukrytej za cholew膮 wysokiego buta do konnej jazdy. Siedzieli razem z za艂og膮 transportowca, kt贸r膮 tworzy艂o trzech pilot贸w, mechanik pok艂adowy, oficer za艂adunkowy, jego dw贸ch zast臋pc贸w, dw贸ch uzbrojonych 偶o艂nierzy oraz strzelec karabinu maszynowego kalibru 23 mm, umieszczonego w wie偶yczce na ogonie. Wszyscy s膮czyli tequil臋 lub whiskey, w kt贸re zaopatrzy艂 ich Gachez. Rozmawiali p贸艂g艂osem o trasie, jak膮 maj膮 pokona膰.
- S艂ysza艂em r贸wnie偶, 偶e zdo艂ali艣cie rozszyfrowa膰 kr贸tk膮 rozmow臋 radiow膮 mi臋dzy kapitanem kutra a dow贸dc膮 samolotu - ci膮gn膮艂 Salazar. - Podobno doszli艣cie do wniosku, 偶e S艂u偶by Celne albo Stra偶 Przybrze偶na musia艂y wys艂a膰 nad przypuszczalny rejon zrzutu specjalistyczn膮 maszyn臋 radarow膮. - Hermosa energicznie przytakn膮艂 ruchem g艂owy. - St膮d te偶 nasun膮艂 si臋 wam wniosek, 偶e radary samolotu i aerostatu zosta艂y sprz臋偶one w jeden wsp贸lny system.
Kapitan otworzy艂 ju偶 usta, lecz pu艂kownik powstrzyma艂 go ruchem d艂oni.
- Nie s膮dzisz, Hermosa, 偶e skoro ameryka艅skie S艂u偶by Celne wsp贸lnie ze Stra偶膮 Przybrze偶n膮 podj臋艂y tak wielk膮 akcj臋 w tym rejonie, to musia艂y otrzyma膰 jakie艣 dane wywiadowcze dotycz膮ce szykowanego przez nas przerzutu? Co dziwniejsze, nasz agent z Florida City sta艂 si臋 nieuchwytny dok艂adnie tego samego dnia, kiedy chcia艂em od niego wydoby膰 informacje na temat samolot贸w stacjonuj膮cych w bazie lotniczej w Homestead.
- Nieprawda, nasz cz艂owiek zapad艂 si臋 pod ziemi臋 wcze艣niej, kiedy do Miami przyjecha艂 wiceprezydent. Agenci S艂u偶b Specjalnych obstawili ka偶dy wy偶szy punkt obserwacyjny wzd艂u偶 ca艂ej drogi z Fort Lauderdale do Homestead. Nie pomog艂a nawet fa艂szywa legitymacja pracownika le艣nictwa, gliniarze z ochrony urz臋d贸w federalnych kazali mu wraca膰 do miasta.
Salazar pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Amerykanie wci膮偶 nie mog膮 nam darowa膰, 偶e zestrzelili艣my ich samolot i pu艣cili艣my z dymem nowiutki 艣mig艂owiec. Gdyby kto艣 im przekaza艂 dok艂adne informacje o planowanym zrzucie, otoczyliby ten rejon szczelnym kordonem. A 贸w transport jest dla nas wart sto dwadzie艣cia milion贸w dolar贸w. Mam zamiar zrobi膰 wszystko, aby dotar艂 bezpiecznie do odbiorc贸w.
- Mimo wszystko podejmujemy wielkie ryzyko - wtr膮ci艂 pilot, major Jose Trujillo. - Tym bardziej, 偶e polecimy takim kolosem. AN-12 jest zdecydowanie za wielki i za ma艂o zwrotny, by艣my w og贸le mogli bra膰 pod rozwag臋 przelot na ma艂ej wysoko艣ci i pr贸by wyj艣cia z pola widzenia radar贸w...
- To prawda, mo偶e by膰 bardzo gor膮co - doda艂 mechanik pok艂adowy. - Radary zawieszone pod balonami pozwol膮 im dok艂adnie 艣ledzi膰 nasz kurs, prawie od samego startu, bez wzgl臋du na pu艂ap lotu.
Trujillo jednym haustem opr贸偶ni艂 szklaneczk臋 tequilli i zapi艂 j膮 piwem.
- Wykonamy to zadanie - powiedzia艂. - B臋dziemy trzymali si臋 z dala od ich przestrzeni powietrznej. Ale i tak zostaje nam jedynie nadzieja, 偶e nas nie zestrzel膮. Bardzo by si臋 nam przyda艂a jakakolwiek os艂ona...
Salazar uni贸s艂 wysoko brwi.
- Co艣 ty powiedzia艂, Jose?
- Przypomnia艂em sobie, jak latali艣my w Angoli, panie pu艂kowniku - odpar艂 pilot. - Dostali艣my zadanie eskortowa膰 samoloty rz膮dowe startuj膮ce z Luandy, a mieli艣my do dyspozycji tylko stare MIGi-17 i kilka MIG贸w-23. Ale ju偶 nigdy potem nie bra艂em udzia艂u w takiej akcji. Pogoda wymarzona, cele naziemne widoczne jak na d艂oni...
- Os艂ona... - powt贸rzy艂 Salazar. - Nie s膮dzisz, 偶e i my mogliby艣my polecie膰 w towarzystwie my艣liwc贸w?
Trujillo spojrza艂 na pu艂kownika z wyra藕nym uznaniem.
- Wtedy by艂oby nam znacznie 艂atwiej. Mamy przecie偶 w bazie dwa szkolne MIGi-21. Brak im tylko dodatkowych zbiornik贸w paliwa, no i z uzbrojeniem nie jest najlepiej. Na pok艂adzie ka偶dego z nich znajduje si臋 ledwie kilkaset pocisk贸w do dzia艂ek pok艂adowych...
- Uzbrojenie, cz臋艣ci zamienne i dodatkowe zbiorniki paliwa mo偶na sprowadzi膰 bez k艂opotu za po艣rednictwem rz膮du Haiti - odpar艂 szybko Salazar. - Jako dow贸dca milicji dystryktu centralnego mam odpowiednie uprawnienia... a korzystaj膮c z kt贸rego艣 z tajnych kont bankowych mogliby艣my szybko i w tajemnicy dokona膰 zakup贸w... Tak, to chyba najlepsze rozwi膮zanie. Wydaje mi si臋, 偶e znale藕li艣my spos贸b na dokonanie ca艂kowicie bezpiecznego przerzutu...
Nikt nie zwraca艂 uwagi na trzymaj膮cego si臋 z boku Hermos臋, kt贸ry dolewa艂 kolegom trunk贸w, otwiera艂 butelki z piwem i pilnie nadstawia艂 ucha. Rejestrowa艂 w pami臋ci niemal ka偶de wypowiedziane s艂owo... Wykorzysta膰 my艣liwce do eskortowania samolot贸w transportowych przewo偶膮cych narkotyki? Otwiera膰 ogie艅 do jednostek patrolowych S艂u偶b Celnych? Bez w膮tpienia pu艂kownikowi Salazarowi w艂adza zaczyna艂a uderza膰 do g艂owy. A to oznacza艂o, 偶e jedno艣膰 organizacji zosta艂a powa偶nie zagro偶ona...
Co robi膰? - rozmy艣la艂 gor膮czkowo. Ocali膰 go przed jego w艂asnym szale艅stwem? Czy lepiej powiadomi膰 Stra偶 Przybrze偶n膮 oraz S艂u偶by Celne...
Platforma kontrolna „M艂ociarz Jeden"
Tego wieczora, nieco p贸藕niej
Geffar wychyli艂a si臋 z fotela i si臋gn臋艂a w stron臋 monitora 艂膮czno艣ci. Teraz, po trzech dniach zapoznawania si臋 z systemami komputerowymi, radzi艂a sobie coraz lepiej. Na wielkim ekranie przed jej stanowiskiem widnia艂y r贸偶nokolorowe punkty, oznaczaj膮ce samoloty S艂u偶b Celnych i Stra偶y Przybrze偶nej, a w oknie obok ka偶dego z nich wy艣wietlane by艂y dane liczbowe. Jeszcze trzy dni temu czu艂a si臋 tu zagubiona; teraz bez l臋ku wciska艂a klawisze, wywo艂ywa艂a potrzebne jej dane i prze艂膮cza艂a rodzaje obraz贸w ukazuj膮cych si臋 na poszczeg贸lnych monitorach, aby jak najpe艂niej orientowa膰 si臋 w sytuacji.
- Tu „Omaha Trzy Cztery" - zg艂osi艂 przez radio Mike Drury, pe艂ni膮cy s艂u偶b臋 za sterami australijskiego samolotu zwiadowczego. - W艂a艣nie wystartowali艣my.
Sandra natychmiast spojrza艂a na ekran, sprawdzaj膮c, czy pojawi艂 si臋 na nim nowy obiekt i czy komputer odczytuje parametry lotu. Niegro藕ne burze przemieszczaj膮ce si臋 nad ca艂ym Morzem Karaibskim czasami powodowa艂y zniekszta艂cenia przesy艂anych drog膮 radiow膮 danych.
- Ma p贸艂 godziny op贸藕nienia - mrukn膮艂 Hardcastle.
- Widocznie Gates odwleka艂 start - odpar艂a.
Tego ranka jej by艂y dow贸dca zosta艂 zaprzysi臋偶ony na stanowisku komisarza generalnego S艂u偶b Celnych, ale mimo to zdecydowa艂 si臋 dalej bra膰 udzia艂 w nocnych lotach patrolowych. Geffar wci膮偶 nie mog艂a wyj艣膰 ze zdumienia, 偶e teraz S艂u偶by Celne i Stra偶 Przybrze偶na b臋d膮 艣ci艣le ze sob膮 wsp贸艂pracowa膰.
- Dlaczego wcze艣niej nie mogli艣my tak samo pracowa膰 razem?
- Robi臋 wszystko, by w艂a艣nie to pytanie zadawali sobie kongresmani... - Hardcastle zamilk艂 na chwil臋, po czym doda艂: - Powinni艣my mie膰 wsp贸lne dow贸dztwo, w dodatku maj膮ce takie uprawnienia, by wed艂ug uznania dysponowa膰 ca艂ym sprz臋tem i wszystkimi jednostkami do przeprowadzenia konkretnej akcji. Teraz ja nie mam prawa rozkazywa膰 pilotowi waszego nomada b膮d藕 „Czarnego Jastrz臋bia", a tobie nie wolno wydawa膰 rozkaz贸w kapitanowi kutra trzymaj膮cego na uwi臋zi aerostat. W艂a艣nie dlatego chc臋 powo艂a膰 odr臋bn膮 agencj臋 federaln膮 wyspecjalizowan膮 w walce z przemytem narkotyk贸w. Jej dow贸dca b臋dzie mia艂 prawo 偶膮da膰 wsparcia innych agencji, je艣li zajdzie taka konieczno艣膰. McDonough nie potrafi艂 tego zrozumie膰.
Geffar przytakn臋艂a ruchem g艂owy; coraz bardziej utwierdza艂a si臋 w przekonaniu, 偶e admira艂 ma racj臋 i faktycznie istnieje potrzeba zorganizowania ca艂ej sieci „M艂ociarzy".
Prze艂膮czy艂a g艂贸wny monitor na komputer „Procy", kt贸ry wed艂ug wskaza艅 dziesi膮tk贸w radar贸w pokazywa艂 zag臋szczenie ruchu powietrznego w ca艂ym rejonie obejmuj膮cym po艂udniow膮 Floryd臋, Cie艣nin臋 Florydzk膮 oraz wyspy Bahama. Po chwili nacisn臋艂a inny klawisz i na ekranie rozja艣ni艂y si臋 te obiekty, kt贸re wychwytywa艂 radar nomada. W dodatkowym oknie ukaza艂y si臋 wsp贸艂rz臋dne aktualnej pozycji samolotu oraz dane dotycz膮ce jego trasy.
- „Trzy Cztery", podaj sw贸j obecny status.
- Tu „Trzy Cztery". Nadal zielony - odpar艂 inspektor Mike Drury pilotuj膮cy nomada. - Dzi艣 na pok艂adzie mamy prawdziwego VIP-a.
Geffar u艣miechn臋艂a si臋 i skin臋艂a g艂ow膮 w stron臋 siedz膮cego obok admira艂a. Po chwili jeszcze raz prze艂膮czy艂a si臋 na nadawanie.
- Zrozumia艂am, „Trzy Cztery". Prosz臋 przekaza膰 komisarzowi Gatesowi moje gratulacje.
- Dzi臋kuj臋, Sandro - odpowiedzia艂 jej nowy komisarz generalny S艂u偶b Celnych.
Wn臋trze kabiny nomada ton臋艂o w p贸艂mroku, twarz Gatesa o艣wietla艂 jedynie s艂aby poblask pod艣wietlonych instrument贸w pok艂adowych. Komisarz siedzia艂 w rozpi臋tej kamizelce ratunkowej, ze s艂uchawkami zsuni臋tymi niemal na czo艂o, jakby w obawie, 偶e zniszczy sobie starann膮 fryzur臋. Pod kamizelk膮 nosi艂 b艂臋kitn膮 nylonow膮 wiatr贸wk臋 z olbrzymim napisem na piersi: JEDNOSTKA LOTNICZA S艁U呕B CELNYCH. Dwoje operator贸w urz膮dze艅 elektronicznych, Jacqueline Hoey siedz膮ca przed radarem typu SeaScan oraz „Buffalo Bill" Lamont obs艂uguj膮cy skaner podczerwieni Westinghouse WF-360, nie zwraca艂o na niego wi臋kszej uwagi - zielonkawy blask ekran贸w wy艂awia艂 z ciemno艣ci ich twarze pe艂ne skupienia.
Hardcastle wpatrywa艂 si臋 w obraz przekazywany przez radar aerostatu. Operator z kutra w ci膮gu ostatnich paru minut ju偶 kilkakrotnie zmienia艂 kolor wy艣wietlanej plamki, oznaczaj膮cej niezidentyfikowany obiekt. W tej chwili czerwony kwadracik znajdowa艂 si臋 nad p贸艂nocnym wybrze偶em Kuby i przesuwa艂 na p贸艂nocny zach贸d z szybko艣ci膮 prawie sze艣ciu mil morskich na minut臋, je艣li wierzy膰 wy艣wietlanym przez komputer informacjom. Kilka sekund p贸藕niej admira艂 dotkn膮艂 ramienia Sandry.
- Wygl膮da na to, 偶e co艣 mamy - rzek艂.
Geffar obr贸ci艂a g艂ow臋 w kierunku ekranu.
- Bardzo szybki... Kieruje si臋 wprost ku granicy kuba艅skich w贸d terytorialnych... Czy to mo偶liwe, 偶eby lecia艂 z pr臋dko艣ci膮 ponad trzystu pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w?
- Pu艂ap: sto osiemdziesi膮t metr贸w - odczyta艂 na g艂os Long, kt贸ry siedzia艂 na dole, przy g艂贸wnej konsoli. - Wygl膮da na wojskowy my艣liwiec.
- Niewykluczone - mrukn膮艂 Hardcastle.
Pospiesznie si臋gn膮艂 do klawiatury i zaprogramowa艂 wy艣wietlenie wszystkich obiekt贸w emituj膮cych wojskowe kody identyfikacyjne. Ekran zamigota艂 raz i drugi, lecz nie pojawi艂 si臋 na nim 偶aden punkt.
- Nie nadaje kod贸w identyfikacyjnych, wi臋c to chyba nie jest samolot wojskowy. Zreszt膮, nic pewnego...
- Mo偶e to kt贸ry艣 z naszych?
- Niemo偶liwe - wtr膮ci艂a Geffar. - Nie powinno by膰 偶adnych naszych samolot贸w w tamtym rejonie. A nie mo偶e to by膰 falcon Stra偶y Przybrze偶nej?
- On tak偶e by emitowa艂 kod identyfikacyjny - odpar艂 Hardcastle. Ponownie si臋gn膮艂 do klawiatury i wywo艂a艂 menu. - Sprawdz臋 aktualne pozycje wszystkich naszych maszyn z si贸dmego okr臋gu.
Na ekranie pojawi艂a si臋 mapa po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Stan贸w Zjednoczonych, w oknie u do艂u zosta艂y wy艣wietlone wsp贸艂rz臋dne bie偶膮cych pozycji poszczeg贸lnych samolot贸w.
- Tylko trzy samoloty z naszego okr臋gu s膮 w powietrzu, a w tej cz臋艣ci zaledwie jeden, nad Bahamami. 呕adna maszyna nie patroluje obszaru wzd艂u偶 wybrze偶y kuba艅skich.
Mo偶liwe, 偶e to jaki艣 prywatny odrzutowiec z Portoryko b膮d藕 wschodnich Karaib贸w, rozmy艣la艂 gor膮czkowo admira艂. Niedo艣wiadczeni piloci cz臋sto wol膮 lata膰 wzd艂u偶 sta艂ego l膮du, jakby si臋 obawiali awarii silnika.. Zatem m贸g艂 to by膰 samolot wojskowy lub ca艂kiem niewinny czarter. Albo te偶...
- Chyba jednak postanowili zaryzykowa膰 - odezwa艂a si臋 Geffar, przeprogramowuj膮c wy艣wietlany na monitorze obraz. Ustawi艂a maksymalne powi臋kszenie odbi膰 radarowych w pobli偶u archipelagu Sabana, lecz wzd艂u偶 przypuszczalnej trasy samolotu znajdowa艂o si臋 zaledwie kilka mniejszych jednostek p艂ywaj膮cych. - Oho! Zszed艂 na pu艂ap stu metr贸w. Szykuje si臋 do zrzutu, czuj臋 to przez sk贸r臋.
- Nie s膮dzisz, 偶e leci za szybko, jak na przemytnika? - zapyta艂 Long. - Nie wierz臋, by w takich warunkach...
- Mimo wszystko mamy niezidentyfikowany obiekt, kieruj膮cy si臋 w stron臋 dotychczasowego miejsca zrzut贸w „Poziomki" - przerwa艂a mu Geffar.
Faktycznie samolot lecia艂 wprost na obserwowany rejon, oznaczony na komputerowej mapie 偶贸艂tym prostok膮tem. W obszarze tym przebywa艂y dwa statki, trzeci znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci kilku mil morskich dalej.
- Zszed艂 na pu艂ap pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w i wyra藕nie zwolni艂. Teraz leci z pr臋dko艣ci膮 zaledwie dwustu w臋z艂贸w. Nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e dokonuje zrzutu. - Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 admira艂a. - Czy mamy jakie艣 samoloty patrolowe w tym rejonie?
Hardcastle si臋gn膮艂 do klawiatury, chocia偶 zna艂 ju偶 odpowied藕.
- Najbli偶ej jest nomad, drugi na li艣cie to wasz „Czarny Jastrz膮b"... „Lew Morski" znacznie szybciej dotar艂by na miejsce.
- Nie mamy prawa korzysta膰 z niego w tej akcji. Mo偶e ju偶 nied艂ugo... Skontaktuj si臋 z baz膮 w Homestead. Niech wy艣l膮 samolot patrolowy. Nomad niech nadal kr膮偶y, na wypadek, gdyby jakie艣 艂odzie obra艂y kurs na p贸艂noc, w kierunku Florida Keys.
Hardcastle obr贸ci艂 si臋 do monitora centrali 艂膮czno艣ci i po艂膮czy艂 z dow贸dztwem bazy S艂u偶b Celnych, przekazuj膮c rozkaz wys艂ania na miejsce przypuszczalnego zrzutu patrolowego citation.
Po chwili Geffar nawi膮za艂a 艂膮czno艣膰 z pilotem nomada.
- „Trzy Cztery", tu „M艂ociarz Jeden". Wed艂ug nas mia艂 miejsce zrzut w rejonie „Poziomki". Obserwujemy podejrzany obiekt przelatuj膮cy z du偶膮 pr臋dko艣ci膮 i bardzo nisko. Uwa偶ajcie na niego.
- Zrozumia艂em, „M艂ociarz Jeden" - odezwa艂 si臋 Drury. - My za to namierzyli艣my cztery jednostki p艂ywaj膮ce po艣rodku 艂awicy Cay Sal. Przypuszczamy, 偶e one r贸wnie偶 bior膮 udzia艂 w tej akcji.
Geffar pospiesznie wy艣wietli艂a na ekranie radarowy obraz centralnej cz臋艣ci 艂awicy. Faktycznie by艂y tam cztery statki - skupione w odleg艂o艣ci mili jeden od drugiego zwraca艂y na siebie uwag臋. Co wi臋cej: wed艂ug danych wy艣wietlonych przez komputer, cztery jednostki utrzymywa艂y ten zwarty szyk ju偶 od wielu godzin.
- „M艂ociarz Jeden", tu „Proca" - w s艂uchawkach rozleg艂 si臋 g艂os operatora centrali radarowej. - „Omaha Cztery Zero" wystartowa艂.
Na olbrzymiej mapie zajmuj膮cej 艣rodkowy ekran pojawi艂 si臋 nowy obiekt, ale by艂 jeszcze nad Homestead.
- „M艂ociarz Jeden", tu „Trzy Cztery". - Kobiecy g艂os musia艂 nale偶e膰 do Jacqueline Hoey obs艂uguj膮cej radar nomada. - Obiekt opuszcza rejon „Poziomki", skr臋ca na p贸艂noc. Bierze kurs na 艣rodek 艂awicy Cay Sal. Czas zbli偶enia do czterech jednostek p艂ywaj膮cych: sze艣膰 minut.
Geffar si臋gn臋艂a po pi贸ro 艣wietlne i nakre艣li艂a na ekranie lini臋 艂膮cz膮c膮 echo patrolowego citation, kt贸ry przed chwil膮 wystartowa艂, z przemieszczaj膮cym si臋 szybko odbiciem niezidentyfikowanego obiektu, lec膮cego teraz na p贸艂noc. Zerkn臋艂a na wynik oblicze艅.
- Je艣li nie zmieni kursu, to go przechwycimy. Ale gdyby teraz zawr贸ci艂 na po艂udnie, to nawet go nie ujrzymy z bliska.
- Mia艂a艣 racj臋, kieruje si臋 prosto ku tym czterem statkom, kt贸re kotwicz膮 po艣rodku 艂awicy ju偶 od po艂udnia - rzek艂 Hardcastle. - Wszystko wskazuje na to, i偶 rzeczywi艣cie dokonuj膮 zrzutu. Kto艣 musia艂 wyda膰 sporo forsy, 偶eby wynaj膮膰 do tego zadania tak膮 maszyn臋...
Dow贸dztwo Oddzia艂u Lotniczego S艂u偶b Celnych,
Baza lotnicza w Homestead, Floryda
Oficer dy偶urny wzdrygn膮艂 si臋 na d藕wi臋k dzwonka. Natychmiast si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 telefonu wewn臋trznego, 艂膮cz膮cego baz臋 z dow贸dztwem okr臋gu w Miami.
- Baza Homestead. Oficer Davidson.
- Chuck? Tu Willy z Brickell Plaza. Odebra艂em przed chwil膮 anonimowy telefon. Podobno komisarz Gates znalaz艂 si臋 w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie i powinien jak najszybciej opu艣ci膰 rejon zrzut贸w u p贸艂nocnych wybrze偶y Kuby.
Davidson zareagowa艂 w spos贸b typowy dla gliniarza prowadz膮cego 艣ledztwo.
- Czy mo偶esz powt贸rzy膰?
- Powiedzia艂em, 偶e jaki艣 facet ostrzeg艂 przez telefon, i偶 Gatesowi na pok艂adzie nomada grozi powa偶ne niebezpiecze艅stwo. Po艂膮czenie trwa艂o zaledwie pi臋膰 sekund, ale ten cz艂owiek utrzymywa艂, 偶e samolot z Gatesem na pok艂adzie zostanie zaatakowany.
- Gdzie? Kiedy?
- Nic wi臋cej nie powiedzia艂. Czy mo偶esz si臋 skontaktowa膰 z Geffar i przekaza膰 jej to ostrze偶enie?
- Wed艂ug mnie kto艣 robi g艂upie kawa艂y - mrukn膮艂 Davidson. Ale od tylu ju偶 lat dy偶urowa艂 w S艂u偶bach Celnych, i偶 zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nie wolno lekcewa偶y膰 偶adnych informacji. - Dobra, zawiadomi臋 j膮. Zd膮偶y艂e艣 zarejestrowa膰 t臋 rozmow臋?
- Nie, 艂膮czy艂a telefonistka z centrali. Zapytam j膮, czy facet si臋 przedstawi艂. Nie w艂膮cza艂em rejestratora, bo w biurze ju偶 nikogo nie ma. Ja r贸wnie偶 zbiera艂em si臋 do wyj艣cia, zawr贸ci艂em od drzwi. My艣la艂em, 偶e to dzwoni moja 偶ona.
- Dobra, daj mi zna膰, gdyby艣 si臋 czego艣 dowiedzia艂 od telefonistki.
Davidson od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i po chwili namys艂u si臋gn膮艂 do drugiego aparatu. Postanowi艂 nawi膮za膰 艂膮czno艣膰 za po艣rednictwem dy偶urnego wojskowej bazy lotniczej. Jego radiostacja mia艂a za ma艂膮 moc i s艂yszalno艣膰 podczas rozmowy z platform膮, na kt贸rej przebywa艂a Geffar ze swoj膮 za艂og膮 by艂a do艣膰 kiepska. Co prawda nawi膮zanie tego typu po艣redniej 艂膮czno艣ci musia艂o potrwa膰 kilka minut, doszed艂 jednak do wniosku, 偶e nie odgrywa to wi臋kszej roli. Anonimowe ostrze偶enie by艂o zapewne tylko g艂upim kawa艂em.
Platforma „M艂ociarz Jeden"
- Je艣li tak szybki samolot dokonuje zrzutu, kt贸ry maj膮 przechwyci膰 cztery kutry zakotwiczone na 艣rodku 艂awicy Cay Sal, to odnosz臋 wra偶enie, 偶e kto艣 musia艂 wcze艣niej zam贸wi膰 taks贸wk臋.
Hardcastle pospiesznie przegl膮da艂 obrazy radarowe ca艂ego rejonu karaibskiego z kilku ostatnich dni, zapisane na dysku komputera. Najpierw cofn膮艂 si臋 do momentu, kiedy cztery statki pojawi艂y si臋 nad p艂ycizn膮, a nast臋pnie zacz膮艂 odtwarza膰 wcze艣niejsz膮 sytuacj臋, obserwuj膮c ruch statk贸w z po艂udnia na p贸艂noc.
- Musieli przyp艂yn膮膰 bezpo艣rednio z Ameryki Po艂udniowej. Nie umiem powiedzie膰 dok艂adnie sk膮d, ale na pewno nie s膮 to jednostki kuba艅skie czy panamskie. - Przywo艂a艂 obraz z poprzedniego dnia, kiedy podejrzane statki znajdowa艂y si臋 jeszcze w kanale Jukatan rozdzielaj膮cym Meksyk i Kub臋. - Sp贸jrzcie, by艂o ich znacznie wi臋cej. P艂yn臋艂o razem sze艣膰, a mo偶e nawet osiem kutr贸w. Ci膮gn臋li zwartym szykiem. - Zaprogramowa艂 w komputerze prze艣ledzenie kurs贸w poszczeg贸lnych jednostek na kolejnych mapach. - Oho! Tu si臋 rozdzielili. Te cztery pop艂yn臋艂y dalej w kierunku Cay Sal, cztery pozosta艂e skr臋ci艂y na po艂udnie, w stron臋 archipelagu Sabana...
- To rejon „Poziomki" - wtr膮ci艂a Geffar. - Teraz wszystko jasne, zaplanowali wsp贸ln膮 akcj臋 przerzutu.
- Na tej mapie wida膰 wi臋cej takich grupek p艂yn膮cych razem stateczk贸w - zauwa偶y艂 Long. - Co prawda trudno mie膰 pewno艣膰...
- Wszystko jasne - uci臋艂a Geffar. - Osiem jednostek przemytniczych, kt贸re kotwicz膮 obok siebie, czekaj膮c na zrzut z samolotu, to wystarczaj膮cy dow贸d. Musimy 艣ci膮gn膮膰 posi艂ki.
- Og艂osz臋 alarm dla kilku kutr贸w Stra偶y Przybrze偶nej - rzek艂 Hardcastle. - Wygl膮da na to, 偶e b臋dziemy dzi艣 mieli huczne przyj臋cie.
- Dobra, tylko nie wysy艂aj ich prosto na Cay Sal. Niech najpierw si臋 skontaktuj膮 z nami. Spr贸bujemy nakierowa膰 je na kt贸r膮艣 z tych grup i mo偶e si臋 uda przechwyci膰 kontraband臋 zrzucon膮 z powietrza. Najlepiej 艣ledzi膰 te statki, kt贸re rozprosz膮 si臋 natychmiast po przej艣ciu nad nimi samolotu.
- „Omaha Cztery Zero" za trzy minuty nawi膮偶e kontakt wzrokowy z podejrzanym obiektem, kt贸ry leci dalej na p贸艂noc - zameldowa艂 Long. - Nied艂ugo znajdzie si臋 nad Elbow Cay, a wydaje mi si臋, 偶e tam r贸wnie偶 czeka kilka stateczk贸w. Jest teraz na pu艂apie stu metr贸w, ale schodzi ni偶ej.
- Mam 艂膮czno艣膰 z kapitanem „Pegaza", hydroplanu zwiadowczego marynarki wojennej stacjonuj膮cego na Key West - oznajmi艂 Hardcastle. - Obieca艂 wzi膮膰 na pok艂ad dru偶yn臋 Stra偶y Przybrze偶nej. Proponuj臋 skierowa膰 go prosto na 艂awic臋 Elbow, cho膰 to dla niego p贸艂torej godziny lotu. Lecz je艣li ci w kutrach wezm膮 kurs na Florida Keys, „Pegaz" powinien ich bez trudu przechwyci膰.
- „Trzy Cztery" b臋dzie przez ca艂y czas 艣ledzi艂 te stateczki - odpar艂a Geffar, odwracaj膮c si臋 do pulpitu 艂膮czno艣ci i si臋gaj膮c po pi贸ro 艣wietlne.
- „Trzy Cztery", tu „M艂ociarz Jeden". Odbi贸r.
Na pok艂adzie samolotu zwiadowczego „Omaha Trzy Cztery"
- „M艂ociarz Jeden", tu „Trzy Cztery" - odpowiedzia艂a Hoey. Kr膮偶ymy ca艂y czas nad rejonem „Poziomki". Radar naprowadzaj膮cy 艣ledzi wszystkie podejrzane jednostki. Zejdziemy troch臋 ni偶ej, 偶eby mie膰 lepszy obraz w podczerwieni. Bez odbioru.
Ron Gates kurczowo zacisn膮艂 palce na por臋czach fotela, kiedy 偶o艂膮dek podszed艂 mu do gard艂a. Bez przerwy si臋 zastanawia艂, jaki sens mia艂 jego udzia艂 w tej akcji.
Samolot nie tylko opada艂, ale jeszcze pochyli艂 si臋 na bok, wchodz膮c w zakr臋t. Zbiera艂o mu si臋 na wymioty. Hoey oznajmi艂a przez interfon, 偶e poruszaj膮cy si臋 szybko samolot, kt贸ry prawdopodobnie dokona艂 wcze艣niej zrzutu, jest ju偶 blisko, prawie pod nimi. Kiedy znale藕li si臋 na pu艂apie trzech i p贸艂 tysi膮ca metr贸w, wycelowa艂a w podejrzany obiekt teleskopowy obiektyw kamery pracuj膮cej w podczerwieni. Wyra藕nie ujrzeli w dole cztery stateczki. Na falach ko艂ysa艂o si臋 kilka olbrzymich pojemnik贸w, a ludzie na szalupach holowali je w stron臋 frachtowc贸w. Samolot skr臋ci艂 na po艂udniowy wsch贸d, zapewne pod膮偶a艂 na spotkanie z innymi statkami oczekuj膮cymi na wyznaczonych miejscach wzd艂u偶 艂a艅cucha wysp Bahama. Byli 艣wiadkami ogromnej dostawy...
Hoey patrzy艂a na ekrany w podnieceniu, ledwie mog艂a wysiedzie膰 na swoim miejscu.
- „M艂ociarz Jeden", czego艣 takiego jeszcze nie widzieli艣cie! To najwi臋kszy przerzut, jaki... B臋dziemy potrzebowali wszystkich kutr贸w i 艣mig艂owc贸w, kt贸rymi dysponujemy...
- Obserwujemy ca艂膮 akcj臋, „Trzy Cztery". Postarajcie si臋 ich 艣ledzi膰 jak najd艂u偶ej. Zaprogramujcie radar naprowadzaj膮cy na ka偶dy z tych statk贸w, chc臋 je namierza膰 bez przerwy, kiedy ju偶 si臋 rozpierzchn膮 i zaczn膮 ucieka膰.
- Zrozumia艂am.
- Rejestrujcie Wszystko, „M艂ociarz Jeden" - w艂膮czy艂 si臋 drugi technik obs艂ugi, kt贸ry tak wyregulowa艂 ostro艣膰 ekranu skanera podczerwieni, 偶e m贸g艂 rozr贸偶ni膰 niemal najdrobniejsze szczeg贸艂y. - Naliczy艂em co najmniej pi臋tna艣cie wielkich pojemnik贸w zrzuconych do morza. S膮 olbrzymie, ka偶dy zawiera nie mniej ni偶 osiemdziesi膮t kilogram贸w towaru. Trudno mi jeszcze poda膰 ich dok艂adn膮 liczb臋, ale powtarzam, 偶e jest ich co najmniej pi臋tna艣cie... O m贸j Bo偶e!...
- Melduj o wszystkim, co zauwa偶ysz, Buff. - Geffar zerkn臋艂a na Hardcastle'a. - Czy pa艅scy ch艂opcy ju偶 wystartowali?
- Z bazy w Miami Beach wyruszy艂y trzy falcony i dwa pe艂nomorskie kutry patrolowe. 艢ci膮gam posi艂ki. Og艂osi艂em te偶 alarm dla waszych jednostek, ale ka偶臋 im wystartowa膰 dopiero wtedy, gdy b臋dziemy wiedzieli, dok膮d p艂yn膮 te statki.
- Panie admirale! - zawo艂a艂 jeden z technik贸w Stra偶y siedz膮cych przy konsoli. - Radar „Diamonda" namierzy艂 kolejny niezidentyfikowany obiekt. Sto kilometr贸w na po艂udniowy wsch贸d od rejonu „Poziomki". Porusza si臋 jeszcze szybciej, komputer oszacowa艂 jego pr臋dko艣膰 na pi臋膰set w臋z艂贸w.
- Pi臋膰set?! - Hardcastle pospiesznie wywo艂a艂 obraz radaru aerostatu na swoim monitorze i natychmiast zauwa偶y艂 b艂yszcz膮cy jaskrawo punkcik: system komputerowy zaliczy艂 go do pierwszej kategorii, czyli do najbardziej podejrzanych samolot贸w. Oznacza艂o to, 偶e pilot nie odpowiada na 偶adne wezwania. - Nadaje kod identyfikacyjny?
- Nie. Ale to dziwne, 偶e radar wy艂apa艂 go dopiero nad pe艂nym morzem. Na pewno nie jest to my艣liwiec z kuba艅skich baz w Holguin czy Camaguey.
Obie te bazy kuba艅skiego lotnictwa wojskowego by艂y znakomicie wyposa偶one, dlatego radary obrony przeciwlotniczej bez przerwy obserwowa艂y ruch w ich s膮siedztwie.
- Miejmy tylko nadziej臋, 偶e Kuba艅czycy nie zdecydowali si臋 wkroczy膰 energicznie do akcji.
- Ju偶 wiele razy mieli艣my do czynienia z ich my艣liwcami - odpar艂a Geffar - lecz nigdy nie startowa艂y one z baz jednostek pierwszoliniowych, zawsze by艂y to my艣liwce obrony terytorialnej z Hawany...
- Sandro! - zawo艂a艂 jeden z inspektor贸w celnych siedz膮cych przy stole w g艂臋bi sali. - Odebra艂em wiadomo艣膰 z Homestead. Anonimowy rozm贸wca powiadomi艂 ich, 偶e Gates...
- „M艂ociarz Jeden", tu „Trzy Cztery" - zawo艂a艂 Drury do mikrofonu kilka minut p贸藕niej. Po karku 艣cieka艂y mu stru偶ki potu, r臋kawiczki lepi艂y si臋 do d艂oni. - Gdzie on jest? Podaj mi jego pozycj臋! Informuj mnie...
- „Trzy Cztery", skr臋膰 trzydzie艣ci stopni w prawo, powiniene艣 go mie膰 na godzinie dziewi膮tej, w odleg艂o艣ci pi臋tnastu kilometr贸w - b艂yskawicznie w艂膮czy艂 si臋 technik obs艂ugi z „M艂ociarza Jeden". - Zamelduj, kiedy z艂apiesz kontakt wzrokowy...
- Nie widz臋 go jeszcze - odrzek艂 szybko Drury spi臋tym g艂osem. - 呕adnych 艣wiate艂 na horyzoncie, a widoczno艣膰 si臋ga jakich艣 o艣miu kilometr贸w. Prawdopodobnie leci bez 艣wiate艂 pozycyjnych. Skr臋cam w prawo.
Z g艂o艣nika dobieg艂y przyt艂umione okrzyki drugiego pilota, kt贸ry za wszelk膮 cen臋 usi艂owa艂 nawi膮za膰 kontakt radiowy z niezidentyfikowanym samolotem.
- Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e to ogromna dostawa - w艂膮czy艂 si臋 Buff Lamont obserwuj膮cy ekran skanera podczerwieni na pok艂adzie nomada. - Naliczyli艣my co najmniej osiem grup pojemnik贸w zaopatrzonych w p艂ywaki i powi膮zanych linami. W ka偶dej grupie s膮 co najmniej dwa pojemniki. Szacujemy, 偶e musz膮 zawiera膰 po osiemdziesi膮t kilogram贸w towaru, mo偶e nawet wi臋cej. - Kamera pracuj膮ca w podczerwieni pokazywa艂a teraz najdrobniejsze szczeg贸艂y tego, co si臋 dzia艂o na morzu. - Nawet dw贸ch m臋偶czyzn ma k艂opoty z wci膮gni臋ciem pojemnika na pok艂ad statku. Zaraz... w ka偶dej grupie s膮 cztery, a nie trzy pojemniki. To znaczy, 偶e chyba podzielono towar na stukilogramowe porcje...
- Wci膮偶 nie widz臋 tego samolotu, „M艂ociarz"! - zawo艂a艂 Drury. - Gdzie on mo偶e by膰, do jasnej cholery?! Niech to szlag trafi!
- „Trzy Cztery", skr臋膰 jeszcze bardziej w prawo, zosta艅 na tym pu艂apie - powt贸rzy艂 technik przy konsoli. - Powiniene艣 mie膰 intruza na dwunastej, nieco nad sob膮... Wyr贸wnaj lot, zosta艅 na tym kursie... Obiekt podchodzi od godziny dziewi膮tej, odleg艂o艣膰: pi臋膰 kilometr贸w.
- To musz膮 by膰 Kuba艅czycy. Kt贸偶 inny by dysponowa艂 tak szybkim my艣liwcem, a w dodatku mia艂 odwag臋 zbli偶a膰 si臋 do samolotu ameryka艅skich S艂u偶b Celnych? - mrukn臋艂a Geffar.
- Po dwie艣cie kilogram贸w narkotyk贸w na ka偶dym statku - powiedzia艂 Hardcastle. - To naprawd臋 olbrzymia dostawa. Je艣li tak膮 sam膮 ilo艣膰 zrzucili w rejonie „Poziomki"...
- Niewykluczone, 偶e zrobi膮 jeszcze kilka nast臋pnych, w pobli偶u tych grup statk贸w, kt贸re wykryli艣my u brzeg贸w wyspy Andros i nad 艂awic膮 Exuma - odpar艂a Sandra. - Musieli wynaj膮膰 najwi臋kszy transportowiec, to nie mo偶e by膰 stara maszyna 艣mig艂owa, jakich u偶ywali dotychczas... - Urwa艂a i popatrzy艂a na Hardcastle'a rozszerzonymi oczyma. - Bardzo szybki transportowiec, znacznie szybszy od shortsa, kt贸rego zestrzeli艂e艣... zdolny pokona膰 ca艂膮 drog臋 z Ameryki Po艂udniowej na Bahamy z tak wielkim 艂adunkiem. Wi臋c albo jest to kt贸ra艣 z najwi臋kszych maszyn u偶ywanych w lotnictwie cywilnym, albo te偶...
- Wojskowy...? A je艣li to wojskowy samolot...
Oboje jak na komend臋 popatrzyli na obraz radarowy, na kt贸rym plamka oznaczaj膮ca nomada umyka艂a przed inn膮, jaskrawsz膮, szybsz膮...
- Czy to mo偶liwe, 偶e ten drugi to tak偶e samolot... wojskowy? My艣liwiec...?
Geffar skoczy艂a do monitora 艂膮czno艣ci.
- „Trzy Cztery", natychmiast przerwij akcj臋! Zawracaj w stron臋 lotniska Marathon lub na Key West! Uciekaj z maksymaln膮 szybko艣ci膮...
- „M艂ociarz", podejrzane statki kieruj膮 si臋 na zach贸d - zameldowa艂 Drury. - Je艣li ten wariat nas minie, b臋dziemy mogli kontynuowa膰...
- Macie natychmiast zako艅czy膰 akcj臋! Zawracajcie na p贸艂noc i uciekajcie stamt膮d!
- Powiedz mu jeszcze, 偶eby zszed艂 jak najni偶ej - podpowiedzia艂 Hardcastle. - Mo偶e tamci zostawi膮 go w spokoju. I niech nadaje na wszystkich cz臋stotliwo艣ciach awaryjnych. Zaraz zadzwoni臋 do naszego dow贸dztwa, aby natychmiast powiadomiono Departament Stanu.
- „Trzy Cztery" zawr贸ci艂. Intruz wchodzi mu na ogon. Odleg艂o艣膰: pi臋膰 kilometr贸w - zawo艂a艂 Long. - Co on wyrabia, do cholery?! Chce ich nastraszy膰? To na pewno nie jest 偶aden z pa艅skich pilot贸w, admirale?
Nadal odnosi si臋 podejrzliwie do Stra偶y Przybrze偶nej, pomy艣la艂 Hardcastle. Jak ka偶dy dobry, nieufny celnik starej daty.
- Uwaga, za艂oga! Przerywamy akcj臋 - oznajmi艂 Drury przez interfon. - Niezidentyfikowany obiekt zmierza prosto na nas i...
Ale nie by艂o mu dane doko艅czy膰.
Z g艂o艣nika radiostacji wydoby艂 si臋 chrapliwy wrzask, po nim nast膮pi艂a seria trzask贸w i nasta艂a cisza. Geffar zacisn臋艂a palce na por臋czy pulpitu, my艣l膮c 偶e jaki艣 pocisk trafi艂 w platform臋. Mia艂a tylko nadziej臋...
- Pali si臋! - krzykn膮艂 kto艣 w g艂臋bi sali na platformie „M艂ociarza Jeden". - Nomad stan膮艂 w p艂omieniach!...
S艂up ognia strzeli艂 spod konsoli stanowiska obs艂ugi radaru nomada, prosto w twarz Jacqueline Hoey. Ale jej krzyk uton膮艂 w powodzi ch贸ralnych wrzask贸w rozbrzmiewaj膮cych w kabinie pilot贸w. Lamont skoczy艂 w stron臋 kole偶anki z ga艣nic膮, lecz nie m贸g艂 si臋 utrzyma膰 na nogach. Polecia艂 na 艣cian臋 i prawie uni贸s艂 si臋 w powietrze, jakby nic nie wa偶y艂. Po chwili i nim, i Hoey, rzuci艂o o sufit samolotu.
Ronald Gates, nowo mianowany komisarz S艂u偶b Celnych, otworzy艂 usta do krzyku, lecz zag艂uszy艂a go kolejna seria eksplozji i wycie wiatru. Mimo pas贸w, kt贸rymi by艂 przypi臋ty do fotela, si艂a bezw艂adno艣ci cisn臋艂a go na pulpit radaru. W ostatnim odruchu zakry艂 obur膮cz twarz, jakby nie chcia艂 pokaza膰 艣wiatu zastyg艂ego na niej przed 艣mierci膮 grymasu.
- Stracili艣my 艂膮czno艣膰 z „Trzy Cztery"! - zawo艂a艂 Long. - Ich echo znikn臋艂o z ekranu radaru!
Geffar poderwa艂a si臋 na nogi, 艣ci膮gaj膮c z g艂owy s艂uchawki.
- Szykujcie „Czarnego Jastrz臋bia" do startu! Nadawajcie komunikat o ostatniej pozycji nomada na wszystkich kana艂ach awaryjnych. I nie spuszczajcie z oka tego intruza, musimy go mie膰. Za艂oga w pe艂nej gotowo艣ci bojowej za dwie minuty melduje si臋 na pok艂adzie.
Hardcastle si臋gn膮艂 do interkomu.
- Obs艂uga l膮dowiska! Natychmiast przygotowa膰 艣mig艂owiec do startu! Og艂aszam alarm dla grupy technicznej! Alarm bojowy za艂ogi helikoptera S艂u偶b Celnych! Powtarzam, za艂oga „Czarnego Jastrz臋bia" ma si臋 natychmiast stawi膰 na l膮dowisku.
Kiedy tylko Geffar wybieg艂a z sali, si臋gn膮艂 do innego przycisku interkomu.
- Trzeci pok艂ad, tu admira艂 Hardcastle. Wyprowadzi膰 „Lwa Morskiego" z hangaru i przygotowa膰 do startu za... Wr贸膰. Jak najszybciej! 艢ci膮gnijcie dw贸ch technik贸w z obs艂ugi l膮dowiska, kt贸ra w艂a艣nie szykuje do startu „Czarnego Jastrz臋bia", i czym pr臋dzej wywindujcie samolot na pok艂ad!
Cisn膮艂 s艂uchawki i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Longa, kt贸ry usi艂owa艂 nawi膮za膰 kontakt radiowy z pilotem wojskowego hydroplanu, „Pegaza".
- Poradzisz sobie sam?
- Co?
- Startuj臋 „Morskim Lwem", 偶eby...
- To nie ma sensu! Tamten rejon patroluje jeden nasz samolot, dwa nast臋pne s膮 w drodze. Jest ciemno, pogoda si臋 psuje, a ja sam nie poradz臋 sobie z tym wszystkim w sytuacji alarmowej. „Lew Morski" narobi tylko wi臋kszego zamieszania, panie admirale...
- Mia艂a miejsce katastrofa, zarz膮dzam wi臋c akcj臋 ratunkow膮 i b臋d臋 os艂ania艂 innych.
Hardcastle pobieg艂 do wyj艣cia, nie zwracaj膮c uwagi na dalsze protesty Longa.
Deszcz przybra艂 jeszcze na sile. Kiedy tylko Hardcastle wyszed艂 z windy na g贸rnym pok艂adzie, strugi wody natar艂y na niego. Pobieg艂 ku windzie towarowej, kt贸r膮 technicy mieli wyprowadzi膰 z hangaru „Lwa Morskiego". Czeka艂 zaledwie minut臋. Samolot, przeznaczony pierwotnie dla wojsk desantowych i zwiadowczych, mo偶na by艂o tak z艂o偶y膰, 偶e zajmowa艂 niewiele miejsca. W hangarze platformy r贸wnie偶 trzymano go z艂o偶onego - d艂ugie p艂aty wirnik贸w zwisa艂y ku ziemi, wzd艂u偶 obr贸conych do pozycji pionowej gondoli silnik贸w, a masywne skrzyd艂o by艂o przekr臋cone tak, 偶e prawy silnik niemal opiera艂 si臋 o p艂at ogonowy, natomiast lewy stercza艂 daleko przed dziobem maszyny. W takim ustawieniu „Morski Lew" m贸g艂 si臋 zmie艣ci膰 nawet w wi臋kszym gara偶u. W dodatku silnik elektryczny pozwala艂 na przygotowanie go do lotu zaledwie w ci膮gu minuty.
Obs艂uga nie zd膮偶y艂a jeszcze ustawi膰 samolotu na drugim l膮dowisku, gdy Hardcastle wskoczy艂 do przedzia艂u towarowego i zacz膮艂 pospiesznie uzbraja膰 pociski samonaprowadzaj膮ce w wyrzutni na prawej burcie oraz szykowa膰 te偶 ci臋偶ki karabin maszynowy. Kiedy maszyna stan臋艂a na wyznaczonym miejscu, on ju偶 siedzia艂 w fotelu pilota i zapina艂 pasy. Ze zdumieniem popatrzy艂 na trzech ludzi wbiegaj膮cych po schodkach do samolotu: dw贸ch technik贸w Stra偶y Przybrze偶nej oraz inspektora S艂u偶b Celnych.
- Melduje si臋 marynarz Toby Morton - rzek艂 pierwszy z nich. S艂yszeli艣my pa艅sk膮 rozmow臋 z Longiem w centrum dowodzenia, admirale, i doszli艣my do wniosku, 偶e przyda si臋 panu pomoc.
Hardcastle przyj膮艂 to z uznaniem.
- Dobra. Siadaj i zapnij pasy - rzuci艂, wci膮gaj膮c he艂mofon. - Kto jeszcze jest z tob膮?
Wszyscy trzej pospiesznie zaj臋li miejsca, zapinali pasy bezpiecze艅stwa i nak艂adali he艂mofony.
- Starszy marynarz Bill Petraglia oraz praktykant ze S艂u偶b Celnych, kt贸rego zgarn臋li艣my po drodze.
- Macie bro艅?
- Ja mam M-16 z trzema zapasowymi magazynkami, a ten ch艂opak z celnik贸w ma pistolet.
Obok Mortona do kabiny przecisn膮艂 si臋 jeszcze jeden agent S艂u偶b Celnych.
- Melduje si臋 inspektor Jim Coates. Nie potrzebuje pan drugiego pilota, admirale? Mam odpowiednie kwalifikacje.
- Widz臋, Coates, 偶e nabra艂e艣 ochoty na bezp艂atn膮 lekcj臋 pilota偶u „Lwa". Siadaj.
Zanim tamten przecisn膮艂 si臋 obok wielkiej konsoli instrument贸w pok艂adowych i zaj膮艂 miejsce po lewej stronie, w fotelu drugiego pilota, Hardcastle zd膮偶y艂 w艂膮czy膰 zasilanie i sprawdzi膰 napi臋cie akumulator贸w. Przebieg艂 wzrokiem wska藕niki poziomu paliwa, oleju, ci艣nieniomierze. Nie chcia艂 marnowa膰 czasu na pe艂n膮 procedur臋 przedstartow膮. Na szcz臋艣cie „Lew Morski" nie wymaga艂 pomocy obs艂ugi naziemnej podczas uruchamiania silnik贸w, nie by艂y te偶 potrzebne zewn臋trzne akumulatory do rozruchu.
Kiedy tylko ludzie z obs艂ugi l膮dowiska opu艣cili pok艂ad, admira艂 w艂膮czy艂 silnik elektryczny zasilany z akumulator贸w, kt贸re ponadto dostarcza艂y pr膮du spr臋偶arkom i uk艂adom hydraulicznym. Ten niewielki silniczek mia艂 tak膮 moc, 偶e potrafi艂 obr贸ci膰 i ustawi膰 skrzyd艂o w normalnej pozycji, przekr臋ci膰 gondole silnik贸w w po艂o偶enie startowe, roz艂o偶y膰 olbrzymie p艂aty wirnik贸w i jeszcze rozp臋dzi膰 turbin臋 prawego silnika do szybko艣ci rozruchowej. Po up艂ywie dw贸ch minut oba silniki samolotu ju偶 pracowa艂y. Zapalono lampy perymetryczne i silne reflektory o艣wietlaj膮ce l膮dowisko. Hardcastle nie czeka艂 nawet na pozwolenie startu z centrali dowodzenia. Obr贸ci艂 silniki do po艂o偶enia pionowego i poderwa艂 „Morskiego Lwa" w powietrze, obieraj膮c kurs na miejsce katastrofy nomada.
- „Omaha Trzy Jeden", tu „M艂ociarz Cztery Dziewi臋膰" - rzek艂 do mikrofonu. - Wystartowa艂em i kieruj臋 si臋 na po艂udniowy zach贸d.
- „Cztery Dziewi臋膰", tu „Trzy Jeden". Niech ci臋 diabli wezm膮, Hardcastle - odpowiedzia艂a Geffar. - Nie mia艂e艣 prawa w艂膮cza膰 „Morskiego Lwa" do akcji S艂u偶b Celnych...
- Chcia艂em si臋 przekona膰, czy nie przyda si臋 moja pomoc w ratowaniu rozbitk贸w z „Trzy Cztery" - przerwa艂 jej szybko admira艂. - Jaki jest wasze status?
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Dobra, w porz膮dku. Mog艂am si臋 spodziewa膰, 偶e nie dasz rady wysiedzie膰 na miejscu... Zreszt膮 i tak nie mog艂abym ci臋 powstrzyma膰. Jeste艣my ju偶 nad miejscem katastrofy „Trzy Cztery". Nigdzie nie wida膰 ani samolotu, ani rozbitk贸w. Jakie艣 dwadzie艣cia minut drogi st膮d znajduje si臋 ameryka艅ski kuter rybacki. Nawi膮zali艣my te偶 艂膮czno艣膰 z „Pegazem", b臋dzie na miejscu za godzin臋. Morze spokojne, wysoko艣膰 fal nie przekracza metra, wi臋c mo偶e dasz rad臋 posadzi膰 „Morskiego Lwa" i poszuka膰... rozbitk贸w.
- Zrozumia艂em, „Trzy Jeden" - odpar艂 Hardcastle. - Przyst臋puj臋 do akcji poszukiwawczej. Przeka偶 kapitanowi hydroplanu i pilotowi „Omahy Cztery Zero", aby wzi臋li na siebie przechwycenie tych czterech statk贸w, kt贸re odebra艂y zrzut.
- P贸藕niej si臋 tym zajmiemy - powiedzia艂a Geffar. - Teraz najwa偶niejsza jest akcja ratownicza...
- Do diab艂a, Sandro! Musimy ich dosta膰! Nie wolno da膰 im uciec! - wykrzykiwa艂, chocia偶 to nie on dowodzi艂 akcj膮.
Odni贸s艂 jednak wra偶enie, 偶e Geffar szuka tylko pretekstu, by zmieni膰 zdanie. Musia艂a doskonale zdawa膰 sobie spraw臋, co nim kieruje. Chocia偶 porozumiewali si臋 na zastrze偶onej cz臋stotliwo艣ci S艂u偶b Celnych, w eterze panowa艂 straszny harmider; wszyscy zainteresowani chcieli wiedzie膰, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o.
- Uwaga, wszystkie jednostki opr贸cz wyznaczonych „Omaha" oraz „M艂ociarzy", prosz臋 si臋 natychmiast wy艂膮czy膰! - krzykn臋艂a do mikrofonu. - „M艂ociarz Jeden", tu „Trzy Jeden". Podaj pilotowi „Pegaza" namiary do przechwycenia statk贸w uciekaj膮cych z tego rejonu. Dopilnujcie te偶, by „Cztery Zero" wszed艂 w kontakt z obiektem pierwszym. Naprowadzajcie wszystkie jednostki patrolowe na 艂odzie podejrzane o przejmowanie zrzutu na trasie obiektu pierwszego.
„Lew Morski" ju偶 po kilku minutach znalaz艂 si臋 nad miejscem katastrofy nomada.
- Przy prawym 艂okciu masz blok kontrolny skanera podczerwieni - Hardcastle zacz膮艂 instruowa膰 Coatesa. - Najpierw wetknij do tego gniazdka przew贸d od swojego he艂mu i w艂膮cz zasilanie skanera. - Pospiesznie wskaza艂 celnikowi, jak si臋 opuszcza ekranik wizjera przed oczy. - W porz膮dku. Widzisz w rogu ekranu dane liczbowe? - Coates przytakn膮艂 ruchem g艂owy. - Dobra. Zaraz ci臋 prze艂膮cz臋 na g艂贸wn膮 kamer臋, b臋dziesz mia艂 tu偶 przed oczyma przekazywany przez ni膮 obraz podczerwony. Za ka偶dym razem, gdy poruszysz g艂ow膮, zmieni si臋 tak偶e ustawienie kamery. U偶ywaj膮c tych przycisk贸w, mo偶esz powi臋ksza膰 fragment obrazu, regulowa膰 przybli偶enie i ostro艣膰, a tak偶e prze艂膮cza膰 kamer臋 na prac臋 w 艣wietle widzialnym. Kiedy zm臋cz膮 ci si臋 oczy, wystarczy tylko odchyli膰 ekran z powrotem nad czo艂o.
W pierwszej chwili zdumia艂o Coatesa to, i偶 mo偶e patrze膰 we wszystkich kierunkach, r贸wnie偶 do ty艂u oraz w g贸r臋 i w d贸艂. Poza tym ogl膮dany obraz by艂 wyj膮tkowo jasny i czytelny. Mechanizm steruj膮cy kamer膮 by艂 sprz臋偶ony z jego he艂mofonem i ka偶dy obr贸t g艂owy powodowa艂, 偶e obraz ulega艂 zmianie. Wy艣wietlane u do艂u ekranu liczby oznacza艂y kurs, pu艂ap i szybko艣膰 samolotu, a tak偶e przybli偶on膮 wielko艣膰 obiektu emituj膮cego ciep艂o, kt贸ry znalaz艂 si臋 w 艣rodku pola widzenia. Kilkakrotnie zmienia艂 tryb pracy kamery i wypr贸bowywa艂 r贸偶ne przybli偶enia oraz powi臋kszenia wycink贸w obrazu.
Dostrzeg艂 wreszcie na powierzchni morza, na obszarze kilku tysi臋cy metr贸w kwadratowych, rozrzucone szcz膮tki nomada. Na obrazie podczerwonym wyra藕nie by艂o wida膰 obiekty cieplejsze od wody, ale 偶aden z nich nie przypomina艂 kszta艂tem cz艂owieka, a po zwi臋kszeniu czu艂o艣ci pojedyncze plamki rozlewa艂y si臋 w nieczyteln膮 mozaik臋 rozb艂ysk贸w o r贸偶norodnym nat臋偶eniu. Zwr贸ci艂 uwag臋 na najwi臋kszy spo艣r贸d tych kawa艂k贸w, w przybli偶eniu prostopad艂o艣cienny, b臋d膮cy prawdopodobnie najsilniej uzbrojonym fragmentem kad艂uba, do kt贸rego pierwotnie by艂y umocowane skrzyd艂a.
- Prawy bok tej cz臋艣ci kad艂uba jest rozdarty i silnie wgnieciony, chyba od zderzenia z falami - Coates relacjonowa艂 przez interfon. Natomiast lewy bok jest... rozszarpany, jak po eksplozji. Widz臋 olbrzymi膮, p贸艂kolist膮 wyrw臋 tu偶 pod mocowaniem d藕wigara lewego p艂atu, mniej wi臋cej na tej wysoko艣ci, gdzie znajdowa艂a si臋 gondola silnika.
Ponownie si臋gn膮艂 do klawiatury i powi臋kszy艂 nieco obraz, by dok艂adniej obejrze膰 ten fragment.
- O Bo偶e!...
- Co si臋 sta艂o?
- Nie jestem pewien... - mrukn膮艂 Coates - ale... Jezu! Ca艂y dach tej cz臋艣ci kad艂uba jest podziurkowany, jak po seriach z ci臋偶kiej broni maszynowej... Na Boga! Admirale! Wszystko wskazuje na to, 偶e ten niezidentyfikowany samolot zaatakowa艂 i zestrzeli艂 naszego nomada!
Gabinet Owalny w Bia艂ym Domu, Waszyngton
Nast臋pnego ranka
Prezydent sprawia艂 wra偶enie wycie艅czonego. Mia艂 na sobie czarny garnitur i ciemny krawat; okulary w srebrzystych oprawkach nieco zmienia艂y wygl膮d jego twarzy, lecz po tylu godzinach czuwania nie m贸g艂 ju偶 wytrzyma膰 w szk艂ach kontaktowych. Nie zd膮偶y艂 nawet przejrze膰 przygotowanego napr臋dce przem贸wienia, nie zd膮偶ono go tak偶e wpisa膰 do komputera, tote偶 zamiast korzysta膰 z ekranu wy艣wietlacza, prezydent musia艂 czyta膰 tekst z kartki. Przez chwil臋 czeka艂 jeszcze na znak operatora, wreszcie wyprostowa艂 szerokie ramiona i zacz膮艂:
- Zwracam si臋 do wszystkich moich rodak贸w, z kt贸rych cz臋艣膰 zapewne ju偶 s艂ysza艂a o tragicznym wypadku, jaki mia艂 miejsce ubieg艂ej nocy nad morzem, na po艂udnie od Florydy. Przedstawi臋 w skr贸cie te wydarzenia, chocia偶 wiele szczeg贸艂贸w nie jest jeszcze znanych, a nast臋pnie og艂osz臋, jak Stany Zjednoczone zamierzaj膮 odpowiedzie膰 na ten bezprzyk艂adny akt terroru.
O godzinie dwudziestej trzeciej czterdzie艣ci sze艣膰 czasu wschodnioameryka艅skiego samolot rekonesansowy S艂u偶b Celnych z sze艣cioma osobami na pok艂adzie, bior膮cy udzia艂 w akcji zwalczania przemytu narkotyk贸w, zosta艂 zaatakowany i str膮cony do morza w Cie艣ninie Florydzkiej, oko艂o stu mil na po艂udniowy wsch贸d od Miami. Za艂oga samolotu 艣ledzi艂a jednostki p艂ywaj膮ce, podejrzane o transportowanie narkotyk贸w w kierunku wybrze偶y Florydy. Zaraz po tym, jak celnicy zaobserwowali, 偶e za艂ogi tych statk贸w podnios艂y z morza wielkie kontenery zrzucone z samolotu transportowego, prawdopodobnie wype艂nione narkotykami, pojawi艂 si臋 lec膮cy z ogromn膮 szybko艣ci膮 niezidentyfikowany my艣liwiec i zaatakowa艂 samolot rekonesansowy z broni maszynowej wielkiego kalibru. Maszyna stan臋艂a w p艂omieniach, eksplodowa艂a i spad艂a do morza.
Nikt nie ocala艂.
Opr贸cz pi臋ciu cz艂onk贸w sta艂ej za艂ogi, na pok艂adzie samolotu znajdowa艂 si臋 r贸wnie偶 komisarz generalny S艂u偶b Celnych, Ronald Gates, kt贸ry zaledwie kilka godzin wcze艣niej zosta艂 zaprzysi臋偶ony na tym stanowisku. W wypadku zgin臋li ponadto pracownicy S艂u偶b Celnych: pilot Michael Drury, drugi pilot Jeffrey Crawford, technik radarowy Jacqueline Hoey, technik radarowy William Lamont oraz mechanik pok艂adowy George Bolan.
Analiza komunikat贸w radiowych i obraz贸w radarowych, zarejestrowanych przez wsp贸ln膮 central臋 艂膮czno艣ci S艂u偶b Celnych oraz Stra偶y Przybrze偶nej pozwoli艂a ustali膰, 偶e samolot rekonesansowy zosta艂 ostrzelany przez odrzutowy my艣liwiec przechwytuj膮cy, kt贸ry musia艂 dzia艂a膰 w porozumieniu z przemytnikami. Jeste艣my przekonani, 偶e jedynym jego celem by艂a os艂ona ci臋偶kiego samolotu transportowego, z kt贸rego dokonano zrzut贸w na kilku stanowiskach wzd艂u偶 zachodnich wybrze偶y archipelagu Bahama, sk膮d przemycany towar zosta艂 zabrany na pok艂ad kilkunastu szybkich kutr贸w. Kiedy przest臋pcy odkryli, 偶e za艂oga jednostki rekonesansowej naprowadza na podejrzane statki kutry patrolowe Stra偶y Przybrze偶nej, rozkazali zniszczy膰 samolot S艂u偶b Celnych.
Jest to ju偶 trzeci taki wypadek, kiedy dobrze uzbrojone i 艣wietnie zorganizowane bandy przemytnik贸w, dysponuj膮cych nowoczesnym sprz臋tem wojskowym, otwieraj膮 ogie艅 do patroli S艂u偶b Celnych oraz Stra偶y Przybrze偶nej. W ci膮gu ostatnich kilku tygodni w walce z tymi terrorystami 艣mier膰 ponios艂o dwudziestu jeden m臋偶czyzn i kobiet, kt贸rych zadaniem by艂o nie dopu艣ci膰 do nielegalnego wwiezienia narkotyk贸w na teren Stan贸w Zjednoczonych. Musimy podj膮膰 zdecydowane dzia艂ania, by podobne ataki nigdy si臋 ju偶 nie powt贸rzy艂y.
Obowi膮zuj膮ce prawo nie pozwala nam skierowa膰 naszych si艂 zbrojnych do walki z obcymi jednostkami poza granicami Stan贸w Zjednoczonych bez oficjalnego wypowiedzenia wojny, ani te偶 do 艣cigania zorganizowanych grup przemytnik贸w na terenie kraju. Przepisy prawa musz膮 by膰 respektowane. Poza tym nie mo偶emy anga偶owa膰 si艂 zbrojnych do walki z przemytem narkotyk贸w. Wojsko nie mo偶e sta膰 na stra偶y prawa, a w dodatku 偶o艂nierze zawodowi s膮 szkoleni do zabijania i niszczenia, podczas gdy w walce z przemytnikami niszczenie nie jest najlepszym rozwi膮zaniem.
Dlatego te偶 postanowi艂em wyda膰 prezydenckie rozporz膮dzenie, obowi膮zuj膮ce od dnia og艂oszenia, powo艂uj膮ce do 偶ycia now膮 agencj臋 federaln膮, podleg艂膮 tymczasowo departamentowi obrony. W jej sk艂ad wejd膮 wszystkie wyspecjalizowane oddzia艂y lotnicze i morskie Stra偶y Przybrze偶nej oraz S艂u偶b Celnych, kt贸re otrzymaj膮 pe艂ne uprawnienia dokonywania aresztowa艅, prowadzenia dochodze艅 i rewizji, a tak偶e zatrzymywania podejrzanych jednostek lataj膮cych i p艂ywaj膮cych, zar贸wno na terenie, jak i poza granicami kraju. G艂贸wnym zadaniem tej agencji b臋dzie ochrona granic Stan贸w Zjednoczonych. Jako instytucja podleg艂a departamentowi obrony, owa agencja b臋dzie mia艂a r贸wnie偶 prawo u偶ycia broni i stosowania taktyki wojskowej wobec wszystkich, kt贸rzy stanowi膮 zagro偶enie dla naszego kraju. Nale偶y przez to rozumie膰 tak偶e prawo do atakowania i niszczenia wszelkich samolot贸w b膮d藕 statk贸w nielegalnie przekraczaj膮cych granic臋 Stan贸w Zjednoczonych lub wykorzystywanych na obszarze kraju do cel贸w niezgodnych z prawem.
B臋dzie ona nosi艂a nazw臋 Agencji Ochrony Granic.
Prezydent zrobi艂 kr贸tk膮 przerw臋, 偶eby odwr贸ci膰 kartk臋 i opanowa膰 w艣ciek艂o艣膰 oraz rozgoryczenie, kt贸re 艣ciska艂y go za gard艂o. Sta艂o si臋, pomy艣la艂. Od kilku tygodni prze偶ywa艂 rozterki, oci膮gaj膮c si臋 z podj臋ciem decyzji. Nie bez obaw powo艂ywa艂 do 偶ycia instytucj臋 paramilitarn膮, maj膮c膮 r贸wnocze艣nie uprawnienia FBI, Stra偶y Przybrze偶nej oraz lotnictwa wojskowego. Od czasu wojny domowej 偶aden prezydent nie by艂 zmuszony do podejmowania tak drastycznych 艣rodk贸w. Teraz jednak poczu艂 ogromn膮 ulg臋, jakby zdj臋to mu z bark贸w ogromny ci臋偶ar. Klamka zapad艂a. By艂 absolutnie pewny, podobnie jak przed rokiem, kiedy to wyda艂 rozkaz zniszczenia sowieckiego lasera eksperymentalnego „Kawaznia", 偶e stanowcze dzia艂anie jest jedynym mo偶liwym rozwi膮zaniem. Bezczynno艣膰 mog艂a jedynie doprowadzi膰 do kl臋ski...
- Ta nowa instytucja - czyta艂 dalej - b臋dzie dzia艂a艂a przez pierwsze trzy miesi膮ce w ograniczonym zakresie, pod moim osobistym nadzorem. Jeszcze dzisiaj moje rozporz膮dzenie zostanie przedstawione cz艂onkom Kongresu, kt贸rzy powinni zatwierdzi膰 utworzenie Agencji Ochrony Granic. W tym wypadku wystarczy zwyk艂a wi臋kszo艣膰 g艂os贸w przedstawicieli obu izb Kongresu. R贸wnocze艣nie do prezydium Senatu wp艂ynie projekt powo艂ania odr臋bnego Sekretariatu Ochrony Granic, niezale偶nego departamentu w rz膮dzie federalnym, maj膮cego analogiczne uprawnienia, jak departament obrony. 脫w projekt zyska艂 ju偶 poparcie przyw贸dcy mniejszo艣ci senackiej oraz lider贸w g艂贸wnych ugrupowa艅 Kongresu.
Spodziewam si臋 szybkiego zatwierdzenia tego projektu.
Prezydent urwa艂, podni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 prosto w obiektyw kamery.
- M贸wi膮c innymi s艂owy, drodzy rodacy, rozporz膮dzenie to oznacza, 偶e Stany Zjednoczone nie b臋d膮 d艂u偶ej tolerowa膰 naruszania naszych granic oraz przestrzeni powietrznej przez statki i samoloty przemytnik贸w lub terroryst贸w, b膮d藕 przez jakiekolwiek inne niezidentyfikowane obiekty lataj膮ce i p艂ywaj膮ce. W naszym prawie od lat istniej膮 odpowiednie przepisy, lecz nigdy nie starali艣my si臋 ich egzekwowa膰 z powodu ogromnej rozpi臋to艣ci granic, nie m贸wi膮c ju偶 o konieczno艣ci zatrudnienia gigantycznej armii urz臋dnik贸w. Ale od dzi艣 zamierzamy 艣ci艣le trzyma膰 si臋 tych przepis贸w.
Je偶eli zajmujesz si臋 przemytem lub jeste艣 terroryst膮, je艣li masz zamiar bezprawnie przekracza膰 granic臋 naszego kraju, zostaniesz zatrzymany i aresztowany. Mo偶esz si臋 spodziewa膰, 偶e pozostaniesz w areszcie dop贸ty, dop贸ki nie wyja艣nimy powod贸w, dla kt贸rych pope艂ni艂e艣 wykroczenie. Je艣li za艣 b臋dziesz pr贸bowa艂 uciec naszym patrolom, nie reaguj膮c na ostrze偶enia, mo偶esz oczekiwa膰 ataku zbrojnego i zniszczenia twego samolotu lub statku, zanim uda ci si臋 dotrze膰 do naszych granic.
Zapewne wielu z was zacznie si臋 obawia膰, 偶e zbrojne patrole mog膮 zaatakowa膰 niewinnych ludzi, Amerykan贸w lataj膮cych prywatnymi awionetkami. Podzielam te obawy i z tego w艂a艣nie powodu przez kilka tygodni zwleka艂em z og艂oszeniem mego rozporz膮dzenia. Teraz jednak bardzo 偶a艂uj臋, 偶e dopiero 艣mier膰 komisarza Ronalda Gatesa i pi臋ciu odwa偶nych pracownik贸w S艂u偶b Celnych zmusi艂a mnie do podj臋cia decyzji. Mo偶ecie mi wierzy膰, 偶e z wielk膮 uwag膮 rozpatrzy艂em wszelkie mo偶liwe konsekwencje wprowadzenia w 偶ycie tego planu, i jestem dog艂臋bnie przekonany, 偶e jego realizacja b臋dzie w minimalnym stopniu odczuwalna przez wszystkich prawomy艣lnych, podporz膮dkowuj膮cych si臋 przepisom obywateli, nie zamierzaj膮cych bezprawnie przekracza膰 granic pa艅stwa. Jestem r贸wnie偶 przekonany, 偶e realizacja tego programu musi przynie艣膰 po偶膮dane efekty.
Do tej pory ci臋偶ar walki z przemytem spoczywa艂 na barkach str贸偶贸w prawa. Ale teraz sytuacja ulegnie zmianie. Skierujemy ca艂y nasz wysi艂ek i po艣wi臋cimy wszelkie dost臋pne 艣rodki na to, by 艣ci艣le kontrolowa膰 ruch graniczny i ostro reagowa膰 na ka偶d膮 pr贸b臋 omini臋cia przepis贸w prawa. Z wasz膮 pomoc膮 ten projekt na pewno przyniesie rezultaty. Bardzo dzi臋kuj臋 za uwag臋. Niech B贸g was wszystkich b艂ogos艂awi.
I nam dopomo偶e, doda艂 w my艣lach.
5
Platforma „M艂ociarz Jeden", godzina 7. 00
Sze艣膰 miesi臋cy p贸藕niej
Olbrzymia platforma wiertnicza zosta艂a gruntownie przerobiona i zakotwiczona na sta艂e w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Cie艣niny Florydzkiej, sze艣膰dziesi膮t mil od brzegu. Hardcastle, kt贸ry teraz urz臋dowa艂 w nowym budynku dow贸dztwa Agencji Ochrony Granic w Alladin City na Florydzie, nie by艂 na niej od kilku tygodni, tote偶 ch臋tnie wyruszy艂 na inspekcj臋. Co prawda otrzymywa艂 codzienne raporty z przebiegu prac, sygnowane przez dow贸dc臋 pierwszej bazy operacyjnej si艂 lotniczych Agencji, Sandr臋 Geffar, chcia艂 jednak przekona膰 si臋 osobi艣cie, czy faktycznie platforma uleg艂a tak zdumiewaj膮cemu przeobra偶eniu.
Na po艂udniowym horyzoncie zbiera艂y si臋 ci臋偶kie chmury burzowe, lecz on nie zwraca艂 na nie uwagi. Wr贸ci艂 my艣lami do tych wype艂nionych gor膮czkow膮 krz膮tanin膮 dni, jakie nast膮pi艂y po historycznym wyst膮pieniu, w kt贸rym prezydent obwie艣ci艂 utworzenie Agencji Ochrony Granic. Wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂y kraj podzieli艂 si臋 na dwa przeciwstawne obozy, cho膰 w gruncie rzeczy jedynie najwi臋ksi krzykacze opozycji utrwalali taki pogl膮d.
To, 偶e Agencja Ochrony Granic jako艣 przetrwa艂a te pierwsze trzy miesi膮ce, zakrawa艂o niemal na cud. Mo偶na by s膮dzi膰, 偶e ka偶da organizacja polityczna, kt贸ra dopcha艂a si臋 do studia radiowego lub telewizyjnego, stawia艂a sobie za cel u艣wiadomienie Amerykanom, jak chybionym pomys艂em jest tego typu instytucja. Najr贸偶niejsi bojownicy o prawa cz艂owieka, zwolennicy lotnictwa, rzecznicy wolnego rynku, a nawet przedstawiciele agencji turystycznych oraz przedsi臋biorstw handlu zagranicznego, uwa偶ali za punkt honoru publicznie og艂osi膰 sw贸j sprzeciw dla rozporz膮dzenia prezydenta. Udowadniano, 偶e zbrojne oddzia艂y strzeg膮ce granic przyczyniaj膮 si臋 do paniki na punktach kontrolnych i drastycznych ogranicze艅 w wymianie handlowej, sprowokuj膮 wiele przypadkowych incydent贸w zbrojnych i niezadowolenia mi臋dzynarodowej opinii publicznej. Nagminnie por贸wnywano Agencj臋 do tajnej policji komunistycznej i rosyjskich Wojsk Ochrony Granic, kt贸re bardziej strzeg艂y, aby 偶aden obywatel nie uciek艂 za granic臋, ni偶 broni艂y dost臋pu wrogom ojczyzny.
Ataki osobiste by艂y jeszcze bardziej niewybredne. Jednym z g艂贸wnych temat贸w publicznych wyst膮pie艅 oraz za偶artych dyskusji przed kamerami by艂 rozw贸d admira艂a. Nawet mistrzostwo Sandry Geffar w strzelaniu z pistoletu okaza艂o dzia艂a膰 na jej niekorzy艣膰. Dziennikarze zacz臋li przedstawia膰 j膮 jako ultraprawicow膮 militarystk臋. Autorzy zjadliwych artyku艂贸w prasowych nie zostawili suchej nitki na Geffar, Hardcastle'u, Elliotcie, a nawet m艂odym McLanahanie, kt贸ry tylko raz wyst膮pi艂 u boku swego dow贸dcy podczas jednego z przes艂ucha艅 kongresowych. Rwetes przybra艂 jeszcze na sile, kiedy jaki艣 dociekliwy reporter opublikowa艂 „pochodz膮ce z dobrze poinformowanych 藕r贸de艂" informacje o tym, jakoby Elliott z McLanahanem omal nie wywo艂ali na w艂asn膮 r臋k臋 trzeciej wojny 艣wiatowej.
Lecz mimo tej wrzawy wi臋ksza cz臋艣膰 opinii publicznej dostrzega艂a potrzeb臋 i celowo艣膰 powo艂ania Agencji Ochrony Granic. Nikt nie bra艂 serio argument贸w o mo偶liwych utrudnieniach w ruchu lotniczym z Florydy na wyspy Bahama czy do Ameryki 艢rodkowej - powszechnie uwa偶ano, 偶e mog膮 je odczu膰 wy艂膮cznie najbogatsi, kt贸rzy w艂a艣nie dlatego podnosz膮 krzyk, 偶e rz膮d jakoby chce im utrudni膰 wyjazdy do luksusowych kurort贸w. Gazety, obok tasiemcowych i wielokrotnie powtarzanych wywiad贸w z Hardcastle'em, Elliottem czy Geffar, publikowa艂y tak偶e raporty, z kt贸rych wynika艂o, 偶e przemytnicy zacz臋li z daleka omija膰 po艂udniowo-wschodnie stany, podkre艣laj膮c zarazem, 偶e jest to - ju偶 w tej wst臋pnej fazie - niezaprzeczalny dow贸d na skuteczno艣膰 podj臋tych dzia艂a艅.
Rzecz jasna, Geffar i Hardcastle robili wszystko, by ugruntowa膰 t臋 opini臋. Ani razu nie wspomnieli nawet s艂owem, 偶e „Lew Morski" jest uzbrojony w rakiety samonaprowadzaj膮ce i ci臋偶ki karabin maszynowy, za to przy ka偶dej okazji powtarzali, i偶 bro艅, w kt贸r膮 zostan膮 wyposa偶one jednostki Ochrony Granic, ma s艂u偶y膰 tylko i wy艂膮cznie „odstraszaniu". Bezza艂ogowy „Podniebny Lew" o ca艂kiem niewinnym wygl膮dzie wa偶ki bardzo cz臋sto przelatywa艂 nad 艂odziami w臋dkarzy oraz jachtami wycieczkowymi, przesy艂a艂 ludziom pozdrowienia, machaj膮c skrzyd艂ami i brz臋cz膮c rado艣nie, jak sympatyczny koliber. Za to drugi bezza艂ogowiec, gro藕nie wygl膮daj膮ca „Mewa", pozostawa艂 dobrze ukryty przed w艣cibskimi dziennikarzami.
Ale najwa偶niejsze by艂o to, 偶e od czasu powstania nowej agencji nikt jeszcze nie zgin膮艂. Wszelkie przewidywania m贸wi膮ce o setkach zabitych, stratach materialnych warto艣ci milion贸w dolar贸w i miliardach potrzebnych na wyp艂aty odszkodowa艅 oraz ubezpiecze艅 nie znalaz艂y potwierdzenia w rzeczywisto艣ci. Wyniki ankiet wskazywa艂y, 偶e olbrzymia wi臋kszo艣膰 Amerykan贸w przyj臋艂a z ulg膮 powo艂anie do 偶ycia „M艂ociarzy" - tej nazwy pocz膮tkowo tak偶e unikano jak ognia - tote偶 wszyscy zaanga偶owani w tworzenie Agencji Ochrony Granic przedstawiali te wyniki niemal w ka偶dym gabinecie na Wzg贸rzu Kapitolu.
Senacka komisja spraw administracyjnych, ulegaj膮c wyra藕nym naciskom wiceprezydenta, szybko odes艂a艂a projekt do podkomisji organizacji si艂 zbrojnych. W贸wczas wielu polityk贸w 艂udzi艂o si臋 jeszcze, 偶e jest to pocz膮tek ko艅ca „M艂ociarzy" i 偶e s艂yn膮cy ze swej wnikliwo艣ci i drobiazgowo艣ci cz艂onkowie podkomisji oddal膮 projekt. Sta艂o si臋 jednak inaczej i prezydent zyska艂 tylko nast臋pnych zwolennik贸w idei zaostrzenia kontroli granicznej. Podkomisja przyj臋艂a projekt niemal偶e z entuzjazmem i bez poprawek odes艂a艂a do komisji administracyjnej. St膮d droga do prezydium senatu by艂a ju偶 kr贸tka i szybko przeprowadzono pierwsze g艂osowanie nad prezydenckim rozporz膮dzeniem w sprawie utworzenia Agencji Ochrony Granic.
Parlamentarzy艣ci - zw艂aszcza opozycyjni, kt贸rzy przede wszystkim nie chcieli dopu艣ci膰 do tego, by ekipa rz膮dz膮ca odnios艂a tak spektakularny sukces - szczeg贸艂owo sprawdzali kosztorys opiewaj膮cy na sum臋 pi臋ciu miliard贸w dolar贸w. Nie znale藕li jednak 偶adnego uchybienia, odes艂ali wi臋c projekt do komisji prawnej i konstytucyjnej, daj膮c jej a偶 siedemdziesi膮t pi臋膰 dni na zaj臋cie stanowiska i sprawdzenie zgodno艣ci rozporz膮dzenia z najwa偶niejszymi aktami prawnymi. W ten spos贸b opozycja chcia艂a zniszczy膰 projekt, op贸藕niaj膮c prace legislacyjne poza wyznaczony limit trzech miesi臋cy. Ale prezydent przypomnia艂 wszystkim, 偶e zgodnie z pi膮t膮 poprawk膮 do konstytucji nie musi czeka膰 na akceptacj臋 komisji i mo偶e wcze艣niej przedstawi膰 Kongresowi projekt do g艂osowania, zaznaczaj膮c jedynie, i偶 nie nale偶y wyklucza膰 konieczno艣ci wniesienia poprawek zg艂oszonych przez komisj臋 prawn膮.
Debata po艂膮czonych izb parlamentu trwa艂a o wiele d艂u偶ej od wyznaczonych pierwotnie dziesi臋ciu godzin - ostatnie szczeg贸艂y ustalano jeszcze po dw贸ch tygodniach od pierwszego czytania projektu. Ostatecznie nadszed艂 termin g艂osowania. Przedstawiciele opozycji podj臋li na koniec pr贸b臋 storpedowania obrad, podnosz膮c sprawy formalne i kwestionuj膮c spos贸b g艂osowania, licz膮c po raz kolejny na przeci膮gni臋cie prac poza nieprzekraczalny termin. Ale wi臋kszo艣膰 zdecydowa艂a, 偶e trzeba g艂osowa膰 jak najszybciej; zawa偶y艂y g艂osy Izby Reprezentant贸w, wyra藕nie zm臋czonej d艂ugotrwa艂ymi, ja艂owymi sporami.
Prezydent nie uzyska艂 masowego poparcia, niemniej wi臋kszo艣膰 g艂osowa艂a za przyj臋ciem projektu. Istnienie „M艂ociarzy" sta艂o si臋 faktem. Teraz tylko od Elliotta, Geffar i reszty ludzi zwi膮zanych z tworzeniem nowej agencji zale偶a艂o, czy jej dzia艂alno艣膰 przyniesie oczekiwany skutek.
Ale na efekty trzeba by艂o zaczeka膰.
Hardcastle siedzia艂 za sterami dolphina nale偶膮cego poprzednio do Stra偶y Przybrze偶nej. Widniej膮ce wcze艣niej na dziobie 艣mig艂owca charakterystyczne, czerwone uko艣ne pasy zosta艂y zamalowane, a zast膮pi艂 je emblemat „M艂ociarzy" - ten sam wizerunek rekina m艂ota mi臋dzy lotniczymi skrzyd艂ami, kt贸ry admira艂 pierwotnie zaproponowa艂. Wzd艂u偶 kad艂uba pojawi艂 si臋 elektroluminescencyjny napis: FOLLOW ME, z艂o偶ony z olbrzymich, niemal p贸艂metrowej wysoko艣ci liter.
- „Rekin", tu „M艂ociarz Dwa Pi臋膰" - odezwa艂 si臋 Hardcastle do mikrofonu. - Prosz臋 o pozwolenie wykonania jednego pe艂nego okr膮偶enia nad baz膮, a nast臋pnie l膮dowania wprost na platformie windy towarowej. Odbi贸r.
- „Dwa Pi臋膰", tu „Rekin". Wyra偶am zgod臋. Nie schod藕 tylko za nisko od strony po艂udniowo-wschodniej. Zg艂o艣 si臋, kiedy b臋dziesz got贸w do l膮dowania.
Platforma wyda艂a mu si臋 wi臋ksza ni偶 poprzednio. Od strony zachodniej pojawi艂y si臋 trzy p贸艂koliste l膮dowiska dla 艣mig艂owc贸w, dla zaoszcz臋dzenia miejsca wysuni臋te nieco poza kraw臋d藕 platformy. Ka偶de z nich mog艂o pomie艣ci膰 nawet najwi臋kszy helikopter wojskowy lub samolot pionowego startu, taki jak „Lew Morski". W ich s膮siedztwie umieszczono znacznie wi臋ksz膮 ni偶 dotychczas wind臋 towarow膮, dzi臋ki kt贸rej mo偶na by艂o transportowa膰 maszyny do po艂o偶onych na ni偶szych poziomach hangar贸w i warsztat贸w naprawczych. Ca艂y ten obszar o艣wietla艂y lampy sodowe du偶ej mocy, rozmieszczone na s艂upach, kt贸re w razie konieczno艣ci wsuwano pod pok艂ad.
Centraln膮 cz臋艣膰 platformy zajmowa艂y 艣cie偶ki startowe oraz l膮dowisko specjalnie przygotowane do wy艂apywania samolot贸w bezza艂ogowych, a w szczeg贸lno艣ci „Mewy", gdy偶 „Podniebny Lew", wyposa偶ony tak jak jego pierwowz贸r w obracane gondole silnik贸w, w zasadzie m贸g艂 l膮dowa膰 na dowolnym stanowisku dla helikopter贸w.
Na 艣rodku platformy wyros艂a druga nadbud贸wka - dwupi臋trowa konstrukcja ze szk艂a i stali mieszcz膮ca central臋 dowodzenia oraz pokoje mieszkalne - pod kt贸r膮 znajdowa艂 si臋 hangar bezza艂ogowc贸w. Hardcastle zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e jej 艣ciany zar贸wno od strony p贸艂nocnej, jak i po艂udniowej, zdobi膮 olbrzymie emblematy „M艂ociarzy", natomiast na maszcie g贸ruj膮cym nad budynkiem powiewa chyba najwi臋ksza flaga Stan贸w Zjednoczonych, jak膮 kiedykolwiek widzia艂.
S膮siedni maszt, umieszczony na dachu hangaru, d藕wiga艂 masywne anteny radiowe systemu zdalnego sterowania bezza艂ogowcami. Dodatkowa antena kierunkowa s艂u偶y艂a do 艣ci膮gania makiet do bazy. Wystarczy艂o, 偶e urz膮dzenia naprowadzaj膮ce samolotu wy艂owi艂y sygna艂 nadajnika, by skierowa膰 go jak po sznurku w stron臋 specjalnego l膮dowiska, wyposa偶onego w zaczepy cumownicze i nylonowe sieci, s艂u偶膮ce do wyhamowywania maszyny bezza艂ogowej.
W p贸艂nocno-wschodnim naro偶niku platformy wznosi艂a si臋 wie偶a kontroli lot贸w i centrala 艂膮czno艣ci - ta sama, co poprzednio. Na jej dachu widnia艂 g膮szcz anten radiowych, radarowych i satelitarnych. Natomiast najbardziej niesamowity widok przedstawia艂a wschodnia cz臋艣膰 pok艂adu. Znajdowa艂o si臋 tam stanowisko „Platobala", aerostatu zaprojektowanego specjalnie dla potrzeb „M艂ociarzy". Balon, mierz膮cy pi臋膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci i dwadzie艣cia pi臋膰 metr贸w 艣rednicy w najszerszym miejscu, wyposa偶ony by艂 w najnowszy radar RCA typu AN/APS-128, kt贸ry potrafi艂 namierzy膰 nisko lec膮ce obiekty z odleg艂o艣ci trzystu kilometr贸w, a jego maksymalny zasi臋g wynosi艂 pi臋膰set kilometr贸w. Radar sprz臋偶ony by艂 z nadajnikiem radiowym, mog膮cym tak偶e s艂u偶y膰 jako urz膮dzenie naprowadzaj膮ce dla samolot贸w bezza艂ogowych lub przeka藕nik sygna艂贸w zdalnego sterowania. Dzi臋ki niemu zdo艂ano powi臋kszy膰 maksymalny zasi臋g dzia艂ania makiet do trzystu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w od bazy. Zak艂adaj膮c, 偶e do tego systemu pod艂膮czy jeszcze jedno urz膮dzenie nadawcze sprz臋偶one z radarem, czy to naziemne, czy umieszczone na kutrze patrolowym, zasi臋g bezza艂ogowca by艂by ograniczony jedynie pojemno艣ci膮 jego zbiornik贸w paliwa.
Tego ranka „Platobal" unosi艂 si臋 na maksymalnej wysoko艣ci 4300 metr贸w. W tych warunkach zasi臋g jego radaru do 艣ledzenia jednostek p艂ywaj膮cych wynosi艂 250 kilometr贸w, natomiast samoloty mo偶na by艂o namierzy膰 ju偶 z odleg艂o艣ci 350 kilometr贸w. Co prawda nadci膮gaj膮cy od po艂udnia i zachodu front burzowy ogranicza艂 ten dystans, ale te偶 偶aden z przemytnik贸w nigdy by si臋 nie odwa偶y艂 lata膰 nad rejonem karaibskim w czasie sztormu.
- „Rekin", tu „Dwa Pi臋膰" - rzek艂 Hardcastle. - Zrobi艂em pe艂ne okr膮偶enie. Zg艂aszam gotowo艣膰 l膮dowania.
- „Dwa Pi臋膰", tu „Rekin" - rozleg艂 si臋 w s艂uchawkach g艂os kontrolera lot贸w z platformy. - Mo偶esz l膮dowa膰 bezpo艣rednio na p艂ycie windy.
- Zrozumia艂em. Schodz臋 na centralne l膮dowisko.
Kiedy tylko dolphin stan膮艂 na platformie, mimo obracaj膮cych si臋 wci膮偶 p艂at贸w wirnika, kto艣 otworzy艂 drzwi 艣mig艂owca od zewn膮trz. Do 艣rodka zajrza艂a Geffar.
- Witaj na pok艂adzie!
Zjechali wind膮 razem z helikopterem na poziom hangar贸w, gdzie technicy b艂yskawicznie odholowali dolphina i zacz臋li roz艂adowywa膰 przywiezione przez Hardcastle'a rzeczy. G艂贸wny hangar zajmowa艂 czwart膮 cz臋艣膰 ca艂kowitej obj臋to艣ci platformy - si臋ga艂 na wysoko艣膰 trzech pi臋ter i mia艂 powierzchni臋 prawie p贸艂 hektara. Mog艂y si臋 w nim zmie艣ci膰 trzy samoloty V-22C „Lew Morski" b膮d藕 cztery 艣mig艂owce typu „Czarny Jastrz膮b". S膮siednie, nieco mniejsze pomieszczenie, stanowi艂o hangar i stacj臋 obs艂ugi maszyn bezza艂ogowych. Makiety przechowywano na platformach przypominaj膮cych gigantyczne p贸艂ki, ci膮gn膮ce si臋 wzd艂u偶 jednej 艣ciany a偶 po sufit hali, na kt贸rych by艂y umieszczane przy pomocy podno艣nika wid艂owego.
W艂a艣nie tam, przy konsoli zdalnego sterowania bezza艂ogowca, natkn臋li si臋 na majora Patricka McLanahana. Na stanowisku do test贸w spoczywa艂a „Mewa", podobna do prehistorycznego lataj膮cego gada przycupni臋tego na skalnej p贸艂ce. Wysuni臋ty daleko przed jej dziobem obiektyw kamery podczerwonej obr贸ci艂 si臋 w kierunku wchodz膮cych.
- Co艣 si臋 wczoraj zepsu艂o? - spyta艂a Geffar.
- Przy maksymalnym pu艂apie „Platobala" sygna艂 radiowy docieraj膮cy do „Mewy" jest bardzo s艂aby - wyja艣ni艂 McLanahan. - Bahamski „Sze艣膰 Cztery" znajduje si臋 zaledwie sto dwadzie艣cia kilometr贸w st膮d, tote偶 b臋d膮c w bezpo艣rednim zasi臋gu jednego lub drugiego balonu, makieta powinna bez zak艂贸ce艅 odbiera膰 sygna艂 naprowadzaj膮cy.
„Karabal", czyli balon karaibski, nale偶膮cy poprzednio do Stra偶y Przybrze偶nej, zosta艂 przeniesiony nad wysp臋 Grand Bahama i zacumowany sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na wsch贸d od Freeport. Dzi臋ki sieci aerostat贸w, w kt贸rej sk艂ad wchodzi艂 drugi balon Stra偶y zawieszony nad przyl膮dkiem Canaveral oraz „Keystone" marynarki wojennej znajduj膮cy si臋 nad Key West, a kt贸r膮 nied艂ugo mia艂 uzupe艂ni膰 kolejny, nale偶膮cy do platformy „M艂ociarz Dwa", maj膮cej stan膮膰 na zach贸d od Florydy, na wysoko艣ci Sarasoty, rejon dzia艂ania bezza艂ogowc贸w rozci膮ga艂 si臋 od Jacksonville na p贸艂nocy, po wysuni臋ty daleko na wsch贸d port bahamski Governors Harbori a偶 do granicy kuba艅skich w贸d terytorialnych na po艂udniu.
- Przeprowadzi艂em wszystkie testy i nie znalaz艂em 偶adnej usterki. Musimy dok艂adnie sprawdzi膰 nadajniki. Do tego czasu trzeba ograniczy膰 zasi臋g lot贸w patrolowych makiet do stu kilometr贸w od platformy. W ka偶dym razie system funkcjonuje, mo偶e by艂y to jedynie przej艣ciowe zak艂贸cenia.
- Sto kilometr贸w to niezbyt wiele - wtr膮ci艂 admira艂. - B臋dziemy musieli pozosta艂y obszar patrolowa膰 z klasycznych samolot贸w.
Po kilku minutach Geffari i Hardcastle wjechali wind膮 do centrum dowodzenia. Mi臋dzy pulpitami - kt贸rych uk艂ad nasuwa艂 skojarzenie z miniatur膮 Centrali Dowodzenia Strategicznych Si艂 Lotniczych czy te偶 Dow贸dztwa P贸艂nocnoameryka艅skiej Obrony Powietrznej - kr臋ci艂 si臋 szef kontroler贸w, kapitan Michael Becker, by艂y zast臋pca admira艂a 艣ci膮gni臋ty przez swego szefa do pracy w nowej agencji.
Geffar i Hardcastle zaj臋li miejsca przed konsol膮 dow贸dcy i na艂o偶yli s艂uchawki. Na ekranie monitora widnia艂a d艂uga lista nades艂anych ostatnio wiadomo艣ci. Uwag臋 Sandry przyku艂y kilkakrotne pr贸by skomunikowania si臋 z ni膮 Rushella Mastersa, obecnego dow贸dcy bazy lotniczej „M艂ociarzy" w Homestead. Wywo艂a艂a program obs艂ugi centrali 艂膮czno艣ci i wybra艂a do niedawna jeszcze sw贸j s艂u偶bowy numer telefonu.
- 艢wietnie, 偶e zadzwoni艂a艣 - rzek艂 Masters. - FBI aresztowa艂o w艂a艣nie jedn膮 z naszych sprz膮taczek, schwytali j膮 przy antenie nadajnika z przerobionym radiem na zakres UKF. Okaza艂o si臋 te偶, 偶e ma fa艂szywe dokumenty. Gliniarze przypuszczaj膮, 偶e przechwytywa艂a nasze komunikaty i komu艣 je dor臋cza艂a. Zabrali j膮 do Miami.
- Dla kogo mog艂a szpiegowa膰? Dla Kolumbijczyk贸w?
- Na to wychodzi.
- Czy mo偶emy kogo艣 tam wys艂a膰, 偶eby j膮 przes艂ucha艂?
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Ju偶 pr贸bowa艂em, ale powiedziano mi, 偶e nie mam 偶adnych uprawnie艅, by rozmawia膰 z cz艂owiekiem aresztowanym przez FBI.
- Przecie偶 do tej pory...
- Do tej pory byli艣my inspektorami S艂u偶b Celnych - przerwa艂 jej Masters. - FBI twierdzi, 偶e nie otrzymali 偶adnych rozporz膮dze艅 dotycz膮cych wsp贸艂pracy z Agencj膮 Ochrony Granic. Tylko nie pytaj mnie dlaczego.
- Natychmiast si臋 tym zajmiemy, Rush. Co艣 jeszcze?
- Ch艂opaki nie mog膮 si臋 doczeka膰, kiedy b臋d膮 mieli okazj臋 usi膮艣膰 za sterami „Lwa Morskiego". D艂ugo to jeszcze potrwa?
- Dostaniemy od razu sze艣膰 sztuk. Trzeba je przemalowa膰, wyposa偶y膰 w dodatkowe zbiorniki paliwa i uzbroi膰. Cztery z nich b臋d膮 stacjonowa艂y tutaj, na platformie, a dwa samoloty do cel贸w treningowych zostan膮 w waszej bazie w Homestead. Czy偶by艣 chcia艂 powiedzie膰, 偶e mamy zast臋p nowych kandydat贸w na pilot贸w? To 艣wietna nowina. Kiedy tylko Geffar sko艅czy艂a rozmow臋, Hardcastle rzek艂:
- Brad Elliott zaleci艂 dok艂adnie sprawdza膰 wszystkich przyjmowanych ludzi. Niemniej ciesz臋 si臋, 偶e mamy tylu ch臋tnych. Najwy偶sza pora przyst臋powa膰 do dzia艂ania.
- A ja si臋 ciesz臋, 偶e w ko艅cu dostaniemy te V-22 - odpar艂a. - Na razie piloci nie maj膮 na czym lata膰, a przecie偶 czeka nas jeszcze szkolenie ca艂ego personelu obs艂ugi na platformie i ustalanie harmonogram贸w dy偶ur贸w i patroli. Na szcz臋艣cie mamy fundusze, wi臋c niech Elliott robi wszystko, co w jego mocy. To zreszt膮 jego rola, dobrze si臋 na tym zna. Do tej pory jest ju偶 pewnie po imieniu z po艂ow膮 parlamentarzyst贸w, a druga po艂owa nadal patrzy na niego z podziwem za ow膮 tajemnicz膮 akcj臋 sprzed roku...
- Alarm lotniczy! - krzykn膮艂 Becker. - Mamy niezidentyfikowany obiekt, kt贸ry prawdopodobnie wystartowa艂 z Nassau. Nie trzyma si臋 偶adnego korytarza. Leci bardzo nisko i bardzo wolno. Je艣li nie zmieni kursu, za pi臋膰 minut przekroczy granic臋 strefy identyfikacji.
- Przejmujemy go - odpar艂a pospiesznie Geffar, odwracaj膮c si臋 do pulpitu. - Sprawd藕cie biblioteki komputerowe. Nadawajcie ostrze偶enie na wszystkich kana艂ach 艂膮czno艣ci radiowej.
- Ju偶 uruchomi艂em przeszukiwanie wpis贸w w sieci komputerowej - zameldowa艂 Becker.
- Uwaga, wszystkie samoloty! Uwaga, wszystkie samoloty! - zacz膮艂 monotonnie recytowa膰 do mikrofonu jeden z technik贸w. - Tu Si艂y Ochrony Granic Stan贸w Zjednoczonych. Nieznany obiekt na kursie sto pi臋膰dziesi膮t pi臋膰, sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od wie偶y kontroli na South Bimini i sto pi臋膰 kilometr贸w na wsch贸d od wie偶y kontroli Biscayne Bay. Zmierzasz w kierunku granicy przestrzeni powietrznej Stan贸w Zjednoczonych, nie maj膮c pozwolenia na jej przekroczenie. Prosz臋 odpowiedzie膰 na cz臋stotliwo艣ci sto dwadzie艣cia jeden i p贸艂 albo natychmiast zawr贸ci膰. Wszyscy piloci, kt贸rzy odbior膮 ten komunikat, proszeni s膮 o sprawdzenie swej pozycji i skontaktowanie si臋 z w艂a艣ciwym o艣rodkiem kontroli lot贸w.
Ostrze偶enie zosta艂o powt贸rzone kilkakrotnie, na r贸偶nych pasmach, a tak偶e w j臋zyku hiszpa艅skim. Jego g艂贸wnym celem by艂o zaalarmowanie wszystkich samolot贸w i statk贸w zbli偶aj膮cych si臋 do wybrze偶y Stan贸w Zjednoczonych, 偶e „M艂ociarze" czuwaj膮, widz膮 intruz贸w i s膮 gotowi do podj臋cia dzia艂a艅.
- Brak odpowiedzi - zameldowa艂 drugi technik. - Obiekt w艂a艣nie przekroczy艂 granic臋 strefy identyfikacyjnej kontroli lot贸w i za dziesi臋膰 minut wejdzie w stref臋 identyfikacyjn膮 obrony powietrznej.
Pierwsza z wymienionych stref oznacza艂a obszar nadzorowany przez w艂a艣ciwy o艣rodek kontroli ruchu powietrznego, po dotarciu do kt贸rego ka偶dy pilot musia艂 si臋 skontaktowa膰 z naziemn膮 wie偶膮 kontroli. Ale w tym rejonie, gdzie styka艂y si臋 obszary nale偶膮ce do Amerykan贸w, Bahamczyk贸w i Kuba艅czyk贸w, kontrolerzy Agencji Ochrony Granic otrzymali rozkaz nadawania ostrze偶e艅 radiowych tu偶 po przekroczeniu granicy, chocia偶 mogli podejmowa膰 jakiekolwiek dzia艂ania dopiero w przestrzeni powietrznej swojego kraju, czyli po wej艣ciu obiektu w granice strefy obrony terytorialnej.
- Skr臋ca na po艂udnie - zakomunikowa艂 Becker. - Bierze kurs prosto na nas. Wci膮偶 leci na pu艂apie trzystu metr贸w.
Kapitan prze艂膮czy艂 g艂贸wny monitor centrum na obraz radarowy z „Platobala". Program komputerowy, kt贸ry jak poprzednio bez przerwy podawa艂 parametry lotu intruza, zosta艂 znacznie rozszerzony i teraz na ekranie mo偶na by艂o uzyska膰 dane dotycz膮ce ewentualnych lotnisk docelowych i czasu dotarcia na miejsce, je偶eli samolot utrzyma obecny kurs oraz szybko艣膰.
- Oho! To mo偶e by膰 wyja艣nienie. Wed艂ug oblicze艅 komputera obiekt kieruje si臋 na lotnisko Sunrise Beach Club - doda艂 Becker.
Geffar z niedowierzaniem pokr臋ci艂a g艂ow膮. Faktycznie to wiele wyja艣nia艂o. Sunrise Beach Club to jedno z najbardziej ekskluzywnych osiedli mieszkaniowych Florydy, po艂o偶one na p贸艂nocnym kra艅cu wyspy Key Largo. Widocznie kto艣 wraca艂 do domu po weekendzie sp臋dzonym w Nassau b膮d藕 we Freeport, nale偶a艂o jednak zak艂ada膰, 偶e jest to kt贸ry艣 z polityk贸w, najbogatszych przedsi臋biorc贸w czy te偶 podstarza艂ych gwiazdor贸w filmowych - ci ludzie zwykle wychodzili z za艂o偶enia, 偶e mog膮 o dowolnej porze startowa膰 i l膮dowa膰 w Sunrise Beach, nie zg艂aszaj膮c tego wie偶y kontroli lot贸w.
Lecz ani Geffar, ani Hardcastle, nie mieli zamiaru pu艣ci膰 p艂azem takiego zachowania.
- Zawiadom S艂u偶by Celne, 偶eby wys艂a艂y grup臋 inspekcyjn膮 do Sunrise Beach - Sandra poleci艂a Beckerowi. - Zarz膮d藕 przygotowanie „Mewy" do startu, niech j膮 wyci膮gn膮 na pok艂ad. Trzeba zidentyfikowa膰 tego faceta.
- Dlaczego nie mieliby艣my sami si臋 tym zaj膮膰 - podsun膮艂 Hardcastle. - Zas艂u偶yli艣my na to.
- Chcesz wystartowa膰 „Lwem Morskim"? - zapyta艂a, a dostrzeg艂szy skinienie g艂ow膮 admira艂a, rzek艂a szybko: - Nie siedzia艂am za sterami tej hybrydy od czasu naszego pierwszego, pokazowego lotu na spotkanie z wiceprezydentem. Nie jestem pewna...
- Ci臋偶ko ostatnio pracowa艂a艣, przyda ci si臋 taki relaksuj膮cy przelot. Ja mam troch臋 wprawy z V-22. To 艂atwa robota. Pewnie jaki艣 staruszek po prostu zapomnia艂 w艂膮czy膰 radiostacj臋. Wiec jaka jest twoja decyzja?
Geffar waha艂a si臋 jeszcze przez chwil臋, ale pokusa by艂a zbyt wielka. Wsta艂a z fotela, zdj臋艂a z g艂owy s艂uchawki i k艂ad膮c je na pulpicie powiedzia艂a:
- Dobra, Hardcastle. Lecimy oboje.
Zaczekali, a偶 niezidentyfikowany samolot - jednosilnikowa cessna 210 - przeleci nad platform膮 i dopiero wtedy wystartowali. Znajdowali si臋 zaledwie o par臋 kilometr贸w od granicy strefy obrony powietrznej, kiedy zr贸wnali si臋 z podejrzan膮 maszyn膮 i mogli zajrze膰 do kabiny pilota.
- Uwaga, cessna Trzy Victoria Nina, tu patrol jednostki ochrony granic Stan贸w Zjednoczonych! - zawo艂a艂a Geffar do mikrofonu, kiedy podeszli od lewej strony na odleg艂o艣膰 dwudziestu metr贸w. - Zbli偶asz si臋 do granicy przestrzeni powietrznej USA, kt贸rej przekroczenie bez zezwolenia stanowi naruszenie prawa. Skierujemy ci臋 na strze偶one lotnisko. Pod膮偶aj za mn膮, gdy偶 w przeciwnym razie twoje zachowanie mo偶e zosta膰 potraktowane jako wrogie.
Pilot musia艂 widzie膰 „Lwa Morskiego", poniewa偶 odwr贸ci艂 g艂ow臋 i gapi艂 si臋 w t臋 stron臋. Mia艂 na uszach s艂uchawki, lecz mimo to nie odpowiada艂.
- Cessna Trzy Metoda Nina, prosz臋 potwierdzi膰, czy zrozumia艂e艣 polecenie. Odbi贸r. - Sandra podesz艂a jeszcze bli偶ej tamtego samolotu i po chwili spostrzeg艂a, 偶e pilot co艣 sygnalizuje. - Trzy Victoria Nina, wci膮偶 czekam na odpowied藕. Je艣li mnie s艂yszysz, daj znak r臋k膮 albo pomachaj skrzyd艂ami.
M臋偶czyzna za sterami energicznie pomacha艂 r臋k膮. U艣miecha艂 si臋 niepewnie.
- Nie do wiary! On nas jednak s艂yszy... Mam wra偶enie, 偶e rozpoznaj臋 tego faceta. - Wdusi艂a przycisk mikrofonu. - Cessna Trzy Victoria Nina, pomachaj jeszcze raz na znak, 偶e nie mo偶esz odpowiedzie膰 drog膮 radiow膮.
Ruch r臋ki pilota by艂 a偶 nadto dobrze widoczny.
- Pewnie wysiad艂 mu nadajnik - podpowiedzia艂 Hardcastle. - S艂yszy nas, lecz nie mo偶e odpowiedzie膰.
- Tak, na pewno go poznaj臋 - powt贸rzy艂a Geffar. - To jeden z tych wzi臋tych adwokat贸w... Zaraz, Trzy Victoria Nina?... Ju偶 wiem. To Max Van Nuys. 艢wiadczy us艂ugi najwi臋kszym w艂a艣cicielom ziemskim oraz inwestorom dzia艂aj膮cym w ca艂y rejonie karaibskim.
- To znaczy, 偶e mamy do czynienia z rozpieszczonym playboyem - mrukn膮艂 admira艂. - S艂ysza艂em o nim. Podobno jest w艂a艣cicielem po艂owy Miami Beach, przynajmniej tak m贸wi膮 ludzie. Zreszt膮 ka偶dy, kto ma tak kr贸tki numer rejestracyjny samolotu, b臋dzie si臋 zachowywa艂 jak primadonna.
- Je艣li faktycznie nawali艂o mu radio i wi臋kszo艣膰 przyrz膮d贸w nawigacyjnych, to post膮pi艂 bardzo rozs膮dnie, bior膮c kurs na nasz膮 platform臋. Wykorzysta艂 j膮 jako punkt orientacyjny, dalej m贸g艂 lecie膰 pro艣ciutko na zach贸d i trafi艂by na lotnisko Sunrise Beach Club.
- Ale to nie wyja艣nia, sk膮d si臋 tutaj wzi膮艂. Dlaczego leci z Nassau czy innego lotniska Baham贸w, nie nawi膮zuj膮c 艂膮czno艣ci radiowej i nie maj膮c pozwolenia S艂u偶b Celnych na ten przelot. Ma艂o mnie obchodzi, kim on jest. Musimy go sprowadzi膰 na Opa-Locka albo dokona膰 inspekcji po l膮dowaniu w Sunrise Beach.
- Cessna Trzy Victoria Nina, pomachaj r臋k膮, je偶eli twoim celem jest lotnisko w Sunrise Beach. - Pilot natychmiast odpowiedzia艂 ruchem r臋ki. - Musisz wiedzie膰, 偶e na prywatnym lotnisku w Sunrise Beach nie ma punktu odpraw celnych, a w my艣l obowi膮zuj膮cych przepis贸w, bez deklaracji celnej musisz l膮dowa膰 tam, gdzie znajduje si臋 posterunek kontrolny. Zostaniesz sprowadzony pod nasz膮 eskort膮 na lotnisko Opa-Locka w celu dokonania inspekcji.
Van Nuys energicznie pokiwa艂 g艂ow膮 i da艂 znak, 偶e zrozumia艂. Lecz po chwili zacz膮艂 si臋 dziwnie zachowywa膰, spogl膮da艂 szybko, to tu, to tam, wymachiwa艂 r臋koma, a na jego twarzy pojawi艂o si臋 przera偶enie.
- Dym! - zawo艂a艂 Hardcastle. - Widz臋 dym wydobywaj膮cy si臋 spod os艂ony silnika!
- W kabinie tak偶e! - Geffar pospiesznie si臋gn臋艂a do w艂膮cznika mikrofonu. - Cessna Trzy Victoria Nina, zauwa偶yli艣my dym w twojej kabinie; wydobywa si臋 tak偶e spod os艂ony silnika. Odwo艂ujemy poprzednie polecenia. Sprowadzimy ci臋 na lotnisko Sunrise Beach. Le膰 za nami. Van Nuys znowu energicznie pokiwa艂 g艂ow膮. W przedniej cz臋艣ci kabiny, tu偶 przy szybie, p臋d powietrza z nawiewnik贸w rozgania艂 dym, lecz w jej g艂臋bi, za fotelem pilota, by艂o go coraz wi臋cej.
- Mayday, mayday! Wzywa „Rekin Dwa Zero"! - zawo艂a艂 Hardcastle, prze艂膮czywszy radiostacj臋 na kana艂 awaryjny. - Znajdujemy si臋 czterdzie艣ci kilometr贸w na po艂udniowy wsch贸d od Zatoki Biscayne. Lecimy kursem dwie艣cie z szybko艣ci膮 stu dwudziestu w臋z艂贸w na pu艂apie trzystu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Prowadzimy samolot typu Cessna 210, Trzy Victoria Nina, z jednym m臋偶czyzn膮 na pok艂adzie. Ma nieczynn膮 radiostacj臋, a kabin臋 wype艂nia dym. Prosz臋 o oczyszczenie nam drogi, spr贸bujemy podej艣膰 w tej formacji do lotniska w Sunrise Beach.
- Cessna Trzy Victoria Nina, opu艣膰 podwozie - poleci艂a Geffar. - Nie zwalniaj, dop贸ki nie znajdziemy si臋 bli偶ej lotniska.
Spod brzucha samolotu zacz臋艂o si臋 wysuwa膰 podwozie, ale zaraz utkn臋艂o w pozycji na wp贸艂 otwartej.
- Trzy Victoria Nina, spr贸buj jeszcze raz schowa膰 i wypu艣ci膰 podwozie.
Nic nie uleg艂o zmianie. Cessna jako艣 si臋 jeszcze trzyma艂a w powietrzu, lecz pilot mia艂 wyra藕ne k艂opoty z utrzymaniem kursu. Geffar musia艂a odsun膮膰 V-22 na odleg艂o艣膰 trzydziestu metr贸w, by nie zahaczy膰 o awionetk臋, kt贸ra zaczyna艂a coraz bardziej traci膰 stabilno艣膰. Nie chcia艂a jednak odchodzi膰 na tyle daleko, by Van Nuys straci艂 ich z oczu.
- Trzy Victoria Nina, mamy tylko pi臋tna艣cie kilometr贸w do lotniska. Zaczniemy powoli schodzi膰 ku ziemi i zwalnia膰 do pr臋dko艣ci dziewi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w. Wypu艣膰 klapy i zmniejsz obroty silnika.
Okaza艂o si臋, 偶e klapy r贸wnie偶 nie dzia艂aj膮. Sytuacja stawa艂a si臋 coraz gro藕niejsza.
- Albo rozsypa艂a mu si臋 ca艂a instalacja elektryczna, albo zapali艂 si臋 alternator - rzek艂 Hardcastle. - B臋dzie musia艂 w og贸le od艂膮czy膰 rozdzielacz, bo w ka偶dej chwili silnik mo偶e stan膮膰 w p艂omieniach.
Geffar pospiesznie przekaza艂a instrukcj臋 przez radio, ale spod os艂ony wci膮偶 wydobywa艂 si臋 dym.
- Trzy Victoria Nina, tylko osiem kilometr贸w. Spr贸buj jeszcze raz wypu艣ci膰 podwozie, mo偶e zadzia艂a r臋czny lewar.
Nadal nie by艂o 偶adnego rezultatu. Mechanizm podwozia musia艂 si臋 na dobre zaklinowa膰.
- W porz膮dku, Trzy Victoria Nina. Przygotuj si臋 do l膮dowania na brzuchu. Je艣li nie dasz rady opu艣ci膰 klap, zostaw d藕wigni臋 w po艂o偶eniu neutralnym. Przy szybko艣ci dziewi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w sprowadzimy ci臋 nad ziemi臋. Kiedy tylko znajdziesz si臋 nad pasem, wy艂膮cz zap艂on, odetnij dop艂yw paliwa i od艂膮cz pr膮dnice oraz akumulatory, by zmniejszy膰 ryzyko po偶aru. Powodzenia.
Van Nuys odzyska艂 nieco zimnej krwi i do艣膰 pewnie zacz膮艂 sprowadza膰 maszyn臋 w d贸艂, ale gdy w zasi臋gu wzroku pojawi艂o si臋 lotnisko, zn贸w da艂o o sobie zna膰 zdenerwowanie. Na pocz膮tku kr贸tkiego pasa startowego by艂 jeszcze jakie艣 osiem metr贸w nad ziemi膮. Podwozie cessny wysun臋艂o si臋 mo偶e p贸艂 metra dalej, ko艂a znajdowa艂y si臋 ju偶 prawie w pionie, ale nie by艂y zablokowane i nie stanowi艂y 偶adnej podpory dla samolotu. Tak偶e klapy wci膮偶 nie chcia艂y si臋 wysun膮膰.
- Mijasz lini臋 perymetryczn膮! Teraz!...
Geffar i Hardcastle wpatrywali si臋 z przej臋ciem, jak 艣mig艂o cessny powoli zwalnia obroty i w ko艅cu nieruchomieje. Van Nuys zachowa艂 nawet tyle zimnej krwi, 偶e kilkakrotnie jeszcze w艂膮czy艂 starter, by ustawi膰 艣mig艂o w poziomie i nie zahaczy膰 nim o ziemi臋 ju偶 przy pierwszym zetkni臋ciu ze 艣cie偶k膮.
Okaza艂 si臋 na tyle wytrawnym pilotem, 偶e nad sam膮 ziemi膮 艣ci膮gn膮艂 dr膮偶ek do oporu, wskutek czego najpierw z pasem zetkn膮艂 si臋 wyd艂u偶ony ogon maszyny, a dopiero p贸藕niej g艂贸wny ci臋偶ar opad艂 na cz臋艣ciowo wysuni臋te ko艂a. Co prawda nie zablokowane podwozie nie zdo艂a艂o wytrzyma膰 impetu zderzenia, ale dzi臋ki temu cessna do艣膰 艂agodnie opad艂a na ziemi臋 i zacz臋艂a si臋 艣lizga膰 na brzuchu. Jednak w pewnym momencie przechyli艂a si臋 gwa艂townie na lewo, przekozio艂kowa艂a przez nos, zsun臋艂a z pasa startowego i wyl膮dowa艂a w p艂ytkim rowie okalaj膮cym niewielkie lotnisko.
Geffar b艂yskawicznie skierowa艂a „Morskiego Lwa" dalej na p贸艂noc, usiad艂 dosy膰 gwa艂townie jakie艣 sto metr贸w od rozbitego samolotu, otworzy艂a drzwi i wyskoczy艂a na ziemi臋. Ruszy艂a biegiem w stron臋 pokiereszowanej cessny. Nie wiadomo sk膮d pojawi艂y si臋 dooko艂a wozy stra偶ackie i furgony pogotowia technicznego - mija艂y j膮 na pe艂nym gazie i z piskiem hamowa艂y w pobli偶u miejsca wypadku. Na jej spotkanie wyskoczy艂 stra偶ak w bia艂ym he艂mie dow贸dcy i zagrodzi艂 jej drog臋.
- Mamy pe艂ne wyposa偶enie, by udzieli膰 panu Van Nuysowi pierwszej pomocy - wyrzuci艂a z siebie, zadyszana.
M臋偶czyzna popatrzy艂 na ni膮 ze zdumieniem i zapyta艂 podejrzliwie:
- A sk膮d pani wie, 偶e to Van Nuys?
- Prowadzili艣my go w powietrzu prawie od samych Baham贸w. Od chwili mini臋cia naszej platformy nie odst臋powali艣my go na krok. Mieli艣my wystarczaj膮co du偶o czasu, 偶eby dok艂adnie si臋 przyjrze膰 pilotowi.
Stra偶ak mia艂 coraz wi臋ksze oczy. Spojrza艂 ponad ramieniem Sandry na „Lwa Morskiego" i zapyta艂 niemal z przera偶eniem w g艂osie:
- Tym... czym艣... podlecieli艣cie na tyle blisko, 偶eby widzie膰 twarz pilota?!
- W艂a艣nie. St膮d wiemy, 偶e to Van Nuys.
- Zgadza si臋. Takie nazwisko widnieje w rozk艂adzie lot贸w i na to nazwisko w Sunrise Beach zarejestrowany by艂 ten samolot.
- Czemu wi臋c kopia rozk艂adu lot贸w nie zosta艂a dostarczona Agencji Ochrony Granic? Pilot naruszy艂 procedur臋 przekraczania granicy. Musimy z nim porozmawia膰.
- Na razie prosz臋 tu zosta膰.
Stra偶ak odszed艂 w po艣piechu, m贸wi膮c co艣 do kr贸tkofal贸wki. W tej samej chwili na rozbity samolot z g艂o艣nym sykiem pop艂yn膮艂 strumie艅 bia艂ej piany z w臋偶a ga艣niczego.
- Nic mu si臋 nie sta艂o? - zapyta艂 Hardcastle, kt贸ry stan膮艂 obok Geffar.
- Nie wiem, nie pu艣cili mnie dalej. Szef stra偶y po偶arnej przyzna艂, 偶e to Van Nuys. Podobno zarejestrowa艂 sw贸j przylot w tutejszym rozk艂adzie.
- My jednak wiemy na pewno, 偶e to nieprawda. Jego zg艂oszenia nie otrzyma艂y ani S艂u偶by Celne, ani Centrum Kontroli Ruchu Powietrznego.
Obok wozu stra偶ackiego zatrzyma艂a si臋 karetka, sanitariusze pospiesznie wyci膮gn臋li nosze.
- Musimy zabezpieczy膰 samolot - doda艂 Hardcastle. - Mimo 偶e znamy nazwisko pilota, to jednak mia艂o miejsce naruszenie przepis贸w.
Trzeba dok艂adnie wszystko sprawdzi膰.
Geffar w zamy艣leniu pokiwa艂a g艂ow膮.
- Skontaktuj臋 si臋 przez radio z baz膮 w Homestead i poprosz臋 o przys艂anie dru偶yny inspekcji celnej - rzek艂.
- Dobrze. Ja tu zostan臋 i b臋d臋 mia艂a oko na wszystko - mrukn臋艂a, ruszaj膮c w stron臋 miejsca katastrofy.
Kiedy si臋 zbli偶y艂a, Van Nuysa uk艂adano w艂a艣nie na noszach. Przypi臋to go pasami do w贸zka, g艂ow臋 unieruchomiono, aby nie naruszy膰 kr臋g贸w szyi. By艂 to atletycznie zbudowany m臋偶czyzna o ciemnej cerze. Czterech sanitariuszy z wysi艂kiem podnios艂o nosze, 偶eby wsun膮膰 je do wn臋trza karetki. Geffar sta艂a przy otwartych tylnych drzwiach ambulansu i przygl膮da艂a si臋 temu, gdy pilot zauwa偶y艂 j膮 k膮tem oka i uni贸s艂 r臋k臋, zatrzymuj膮c sanitariuszy.
- To pani sprowadzi艂a mnie na ziemi臋? - zapyta艂 chrapliwym g艂osem. - To pani pilotowa艂a t臋... niezwyk艂膮 maszyn臋?
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Tak, panie Van Nuys. Nazywam si臋 Sandra Geffar i jestem dow贸dc膮 tutejszej jednostki ochrony granic...
- Mam na imi臋 Max...
Geffar walczy艂a z mieszanymi uczuciami. Pami臋ta艂a o pope艂nionym przest臋pstwie, lecz zarazem mia艂a przed sob膮 rannego cz艂owieka odwo偶onego do szpitala. Odnosi艂 si臋 do niej przyja藕nie, a poza tym wykazywa艂 zainteresowanie „Lwem Morskim"...
- Uratowa艂a mi pani 偶ycie. Dzi臋kuj臋.
Pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 r臋k臋 w jej stron臋, lecz twarz wykrzywi艂 mu skurcz b贸lu. Sanitariusze szybko wsun臋li nosze, zatrzasn臋li drzwi i karetka odjecha艂a. Nied艂ugo potem odjecha艂y r贸wnie偶 pozosta艂e wozy.
Kiedy w ko艅cu Geffar si臋 odwr贸ci艂a, ujrza艂a Hardcastle'a ogl膮daj膮cego uwa偶nie wrak cessny. Samolot by艂 przechylony na prawy bok, z艂amane skrzyd艂o utkwi艂o w pasie ziemi rozdzielaj膮cej lotnisko od pobliskiego parkingu; spoczywa艂 na brzuchu, a z艂amane wsporniki podwozia z odchylonymi do ty艂u ko艂ami nadawa艂y mu wygl膮d nowo narodzonego 藕rebaka. Przedni膮 cz臋艣膰 kad艂uba pokrywa艂a co najmniej p贸艂metrowej grubo艣ci warstwa piany ga艣niczej, kt贸ra 艣mierdzia艂a starym kurzem oraz formalin膮. W 艣rodkowej jego cz臋艣ci widnia艂o spore wgniecenie, lecz poza tym konstrukcja wydawa艂a si臋 nie uszkodzona, nie nosi艂a 偶adnych 艣lad贸w eksplozji czy po偶aru... Zreszt膮 Van Nuys do ko艅ca by艂 nadzwyczaj opanowany, pomy艣la艂 Hardcastle.
- Grupa inspekcyjna jest ju偶 w drodze - poinformowa艂 Sandr臋, kiedy ta stan臋艂a obok niego. - B臋d膮 im potrzebne 艂opaty i kombinezony ochronne, 偶eby si臋 dosta膰 do 艣rodka.
To naprawd臋 dziwne, doda艂 w my艣lach. Nawet 艣ladu ognia, tylko owo drobne p臋kni臋cie zbiornika paliwa...
Po chwili zn贸w podjecha艂 jeden z woz贸w stra偶ackich. Ludzie zacz臋li wyci膮ga膰 艂a艅cuchy oraz grub膮 nylonow膮 sie膰. Dow贸dca wozu przez chwil臋 spogl膮da艂 na rozbity samolot, wreszcie zbli偶y艂 si臋 do nich.
- Szef tutejszej policji, Joseph Hokum - przedstawi艂 si臋. - Kontroler lotniska prosi艂, 偶eby zabrali pa艅stwo ten.... t臋 maszyn臋, z pasa startowego. Blokuje ruch.
- Zamykamy lotnisko a偶 do odwo艂ania - odpar艂a Geffar - a poniewa偶 nie ma tu oddzia艂u kontrolnego S艂u偶b Celnych, nasz samolot b臋dzie dalej blokowa艂 pas. Nie wolno tak偶e ruszy膰 st膮d tej rozbitej cessny. Zesp贸艂 inspekcyjny jest ju偶 w drodze, oni zdecyduj膮, czy mo偶na usun膮膰 t臋 maszyn臋.
- Zesp贸艂 inspekcyjny?
- Pilot cessny naruszy艂 przepisy, nie tylko nie z艂o偶y艂 deklaracji celnej, ale tak偶e nie mia艂 pozwolenia na przekroczenie granicy - wtr膮ci艂 Hardcastle. - Dlatego zamykamy lotnisko do czasu przeprowadzenia szczeg贸艂owej inspekcji. B臋dziecie musieli...
- Zaraz! Nie macie prawa! Sunrise Beach to prywatny teren, a ja jestem tu szefem s艂u偶b ochrony. Dosta艂em polecenie, by jak najszybciej usun膮膰 rozbity samolot i oczy艣ci膰 pas startowy.
M臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋 i gestem nakaza艂 swym ludziom przyst膮pi膰 do pracy.
Geffar, kt贸ra nie zd膮偶y艂a jeszcze opanowa膰 nerw贸w po prze偶ytych emocjach awaryjnego l膮dowania cessny, zareagowa艂a b艂yskawicznie. Zrobi艂a trzy szybkie kroki, chwyci艂a Hokuma za ko艂nierz i poci膮gn臋艂a go z powrotem.
- Co to ma znaczy膰?! - wrzasn膮艂 tamten, si臋gaj膮c pod pazuch臋 kurtki.
Hardcastle, dostrzeg艂szy kolb臋 wielkiego rewolweru, bez namys艂u wymierzy艂 Hokumowi cios w szcz臋k臋, po czym przycisn膮艂 kolanem pier艣 le偶膮cego, wyszarpn膮艂 mu bro艅 z kabury i rzuciwszy j膮 na ziemi臋, obr贸ci艂 gliniarza twarz膮 w d贸艂 i zsun膮艂 mu kurtk臋 do 艂okci, kr臋puj膮c r臋ce.
- Co jest, do cholery?!
Admira艂 doby艂 swego dziewi臋ciomilimetrowego automatycznego sauera i mierz膮c w stra偶ak贸w, zawo艂a艂:
- Odsun膮膰 si臋 od samolotu! Natychmiast! Tamci us艂uchali.
- 艢ci膮ga膰 kurtki!
Okaza艂o si臋, 偶e wszyscy s膮 uzbrojeni.
- Zdj膮膰 kabury i rzuci膰 je na ziemi臋!
M臋偶czy藕ni niepewnie zerkali na swego szefa le偶膮cego z twarz膮 przyci艣ni臋t膮 do asfaltu. Z oci膮ganiem poodpinali jednak kabury i z艂o偶yli je na ziemi.
Hardcastle szybko si臋gn膮艂 po kr贸tkofal贸wk臋.
- „Rekin", tu „Dwa Zero"
- S艂ucham ci臋, „Dwa Zero" - odezwa艂 si臋 natychmiast Becker z centrali 艂膮czno艣ci na platformie.
- Mike, jeste艣my w Sunrise Beach i potrzebna nam pomoc. Przy艣lij tu 艣mig艂owiec z kilkoma ch艂opcami, albo z Homestead, albo z „Rekina".
- Zawr贸c臋 dolphina, kt贸ry wylecia艂 do bazy. Powinien by膰 na miejscu za dwie minuty.
- Dlaczego nosicie bro艅? - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do stra偶ak贸w.
- Jeste艣my gliniarzami! - wrzasn膮艂 szef, krzywi膮c si臋 z b贸lu.
- I w stra偶y tak偶e potrzebne wam rewolwery? - doda艂a Geffar. - To niebezpieczne i nierozs膮dne...
- Na pewno nie tak bardzo, jak wasza akcja. Znajdujecie si臋 na terenie prywatnym. Nie mieli艣cie prawa tu l膮dowa膰 bez zgody...
- Mamy prawo l膮dowa膰 na ka偶dym skrawku ziemi w tym kraju...
- Na pewno nie bez wyra藕nej przyczyny.
- Powtarzam, 偶e Van Nuys nielegalnie przekroczy艂 granic臋. Bez pozwolenia lecia艂 w zastrze偶onej przestrzeni powietrznej. Mamy pe艂ne prawo 艣ciga膰 wszystkich intruz贸w.
- Van Nuys mia艂 pozwolenie na ten lot, figurowa艂 w planie - odpar艂 Hokum. - Osobi艣cie uzgadnia艂em jego przelot, kiedy zadzwoni艂 do mnie z Freeport A co si臋 tyczy zastrze偶onej przestrzeni... No c贸偶, mia艂 uszkodzone radio, zaistnia艂a sytuacja awaryjna Poza tym ca艂a ta wasza Agencja Ochrony Granic jest bezprawna.. Nie wolno wam narusza膰 w艂asno艣ci prywatnej...
Przez t艂um, kt贸ry si臋 wok贸艂 nich gromadzi艂, przepchn膮艂 si臋 jaki艣 siwow艂osy, dystyngowany m臋偶czyzna z sumiastymi w膮sami.
- Nazywam si臋 Fred Weintraub, jestem prezesem zwi膮zku w艂a艣cicieli tutejszych grunt贸w. O co chodzi?
- Admira艂 Hardcastle, dow贸dca jednostki ochrony granic Stan贸w Zjednoczonych. Ten wasz szef stra偶y po偶arnej, czy te偶 szef policji, odm贸wi艂 wsp贸艂pracy. Zachowywa艂 si臋 wrogo...
- Wrogo? Wygl膮da na to, 偶e zosta艂 napadni臋ty!
- Si臋ga艂 po bro艅...
Hardcastle urwa艂, s艂ysz膮c terkot nadlatuj膮cego dolphina. Po chwili helikopter przelecia艂 im nad g艂owami, zatoczy艂 ko艂o nad niewielkim lotniskiem i szybko usiad艂 kilkadziesi膮t metr贸w od grupki ludzi zebranych na poboczu pasa startowego. Z prawego wej艣cia pospiesznie wyskoczy艂o dwoje umundurowanych funkcjonariuszy z pistoletami maszynowymi. W r臋kach trzymali przeno艣ne ga艣nice.
- Margaret, Jack, nie pozw贸lcie nikomu si臋 zbli偶y膰 do tej rozbitej cessny - poleci艂a Geffar. - Wkr贸tce ma si臋 tu zjawi膰 patrol S艂u偶b Celnych. Jak tylko przylec膮, zawiadomcie mnie przez kr贸tkofal贸wk臋.
Oboje skin臋li g艂owami, zajmuj膮c stanowiska mi臋dzy t艂umem ludzi a wrakiem samolotu.
- Wygl膮da na to, 偶e wetkn臋li艣my kij w mrowisko - mrukn臋艂a Sandra do Hardcastle'a.
- Nie podoba mi si臋 to wszystko - odpar艂, robi膮c szeroki gest r臋k膮. - Ta uzbrojona stra偶 ochrony, ca艂y ten wrzask, 偶e naruszyli艣my w艂asno艣膰 prywatn膮... O co tu chodzi?
Okr臋gowe dow贸dztwo Agencji Ochrony Granic, Alladin City, Floryda
Cztery godziny p贸藕niej
Nowy budynek dow贸dztwa wzniesiono w Alladin City, oko艂o dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od Miami, na terenie nale偶膮cym do Stra偶y Przybrze偶nej. Mie艣ci艂 si臋 tu zajmuj膮cy kilka kilometr贸w kwadratowych olbrzymi labirynt wszelkiego typu anten, zapewniaj膮cych 艂膮czno艣膰 mi臋dzy dow贸dztwem Stra偶y w Miami a jednostkami p艂ywaj膮cymi w ca艂ym po艂udniowo-wschodnim rejonie Stan贸w Zjednoczonych i na Morzu Karaibskim.
Obok centrum 艂膮czno艣ci znajdowa艂 si臋 tu tak偶e wsp贸lny dla Stra偶y Przybrze偶nej oraz S艂u偶b Celnych o艣rodek koordynacji, zbierania danych i wywiadu, zwany w skr贸cie C-3-I. Wyposa偶ony w najnowocze艣niejsze urz膮dzenia elektroniczne, gromadzi艂 wyniki obserwacji radarowych z wielu r贸偶nych instytucji - cywilnych, federalnych, terenowych, wojskowych, a nawet wywiadowczych. Kiedy powo艂ano do 偶ycia Agencj臋 Ochrony Granic, C-3-I automatycznie przeszed艂 pod jej zarz膮d; a poniewa偶 by艂 wr臋cz idealnie po艂o偶ony, w s膮siedztwie nowego lotniska w Taimiami - na tyle du偶ego, by mog艂y na nim l膮dowa膰 nawet najwi臋ksze transportowce wojskowe - i zabezpieczony systemem ochronnym najnowszej generacji, stanowi艂 doskona艂膮 baz臋 operacyjn膮 dla „M艂ociarzy".
Do艣膰 szybko postawiono dodatkowy budynek administracyjny, za艂o偶ono te偶 bezpo艣rednie 艂膮cza komunikacyjne z lotniskiem w Taimiami, kt贸re zosta艂o wyposa偶one w dodatkowe urz膮dzenia do przyjmowania samolot贸w bezza艂ogowych. Nowa baza lotnicza niemal od chwili zarania zyska艂a przydomek „Zoo", poniewa偶 dow贸dztwo Agencji Ochrony Granic znajdowa艂o si臋 oko艂o kilometra od gigantycznego ogrodu zoologicznego Miami Metro.
- Ten incydent w Sunrise Beach Club zosta艂 odebrany niemal tak, jak wyst臋p striptizerki w czasie pogrzebu - oznajmi艂 Brad Elliott, u艣miechaj膮c si臋 niepewnie.
Spotka艂 si臋 z Geffar i Hardcastle'em w siedzibie dow贸dztwa jeszcze tego samego dnia. Zasiedli w wywiadowczym centrum operacyjnym - zabezpieczonej przed pods艂uchem sali s膮siaduj膮cej z g艂贸wnym o艣rodkiem 艂膮czno艣ci. Ca艂膮 jedn膮 艣cian臋 zajmowa艂y trzy olbrzymie, p艂askie ekrany komputerowe, kt贸re ukazywa艂y radarowy obraz ruchu powietrznego nad po艂udniowo-wschodni膮 cz臋艣ci膮 Stan贸w Zjednoczonych, a kt贸re ju偶 nied艂ugo mia艂y przedstawia膰 ca艂y ogromny obszar obj臋ty kontrol膮 Agencji. Rozdzielczo艣膰 tych ekran贸w by艂a na tyle du偶a, 偶e po odpowiednim zaprogramowaniu komputera mo偶na by艂o na nich odnale藕膰 pozycj臋 dowolnego samolotu lub okr臋tu na obserwowanym terenie, si臋gaj膮cym dwustu mil od granicy w贸d terytorialnych kraju.
Geffar wci膮偶 mia艂a na sobie kombinezon lotniczy. Chodzi艂a niespokojnie wzd艂u偶 okien o przydymionych, lustrzanych szybach. Hardcastle rozsiad艂 si臋 wygodnie w jednym z foteli.
- Przecie偶 robili艣my tylko to, co do nas nale偶y - zaprotestowa艂.
- Tak, wiem. - Elliott roz艂o偶y艂 szeroko r臋ce. - Nie mam do was 偶adnych pretensji... Chocia偶 powalenie szefa miejscowej policji na ziemi臋 by艂o raczej zb臋dne...
- Zauwa偶y艂em, 偶e si臋ga po bro艅 i zareagowa艂em odruchowo - mrukn膮艂 Hardcastle. - Trzyma艂 ju偶 palce na kolbie rewolweru...
- Daj spok贸j, Ian. Nikt ci臋 przecie偶 nie oskar偶a. Udzieli艂em temu gliniarzowi szczeg贸艂owych wyja艣nie艅 co do roli oraz uprawnie艅 naszej agencji. Ale wiesz, jacy s膮 dziennikarze. B臋d膮 si臋 rozpisywa膰 nad tym, jak post膮pi艂e艣, pomijaj膮c milczeniem przyczyny takiej reakcji.
- Do diab艂a, on mi nawet w og贸le nie pasowa艂 na komendanta miejscowej stra偶y po偶arnej.
- Sprawdzi艂em go dok艂adnie. Zosta艂 wybrany szefem policji tylko na trzy lata. To by艂y zast臋pca szeryfa okr臋gu Dade.
- By艂y?
- Z艂o偶y艂 rezygnacj臋 po o艣miu latach s艂u偶by. Do艣膰 m臋tnie j膮 motywowa艂, ale nikt nie 偶膮da艂 wyja艣nie艅. Bez w膮tpienia z艂apa艂 LRWF.
- Co takiego? To jaki艣 nowy wirus?
- Nie. Lepsza robota, wi臋ksza forsa.
Hardcastle pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Ale on... Cholera, nie umiem tego wyrazi膰. Co艣 mi w nim nie pasowa艂o. W og贸le ta sytuacja by艂a dziwna. Po diab艂a lali pian臋 na wrak? Zakryli ni膮 prawie ca艂y kad艂ub.
- Facet twierdzi, 偶e widzia艂 dym i dlatego rozkaza艂 u偶y膰 ga艣nicy - rzek艂 Elliott, przerzucaj膮c strony oficjalnego raportu z艂o偶onego przez Hokuma. - Napisa艂, 偶e przede wszystkim zale偶a艂o mu na bezpiecze艅stwie poszkodowanego Maxwella Van Nuysa. Nie my艣la艂 wtedy o wszcz臋ciu jakiegokolwiek dochodzenia. Wed艂ug niego piana ga艣nicza by艂a najlepszym 艣rodkiem...
- S艂ysza艂e艣, 偶eby kto艣 jeszcze stosowa艂 w lotnictwie pian臋?
- Wojsko z niej zrezygnowa艂o, ale to nie oznacza, 偶e nie jest to skuteczny 艣rodek gaszenia ognia - odpar艂 genera艂. - Je艣li wyt艂umaczymy to trosk膮 o bezpiecze艅stwo okolicznych mieszka艅c贸w...
- To nadal brzmi jak wykr臋t - mrukn膮艂 Hardcastle.
- Czy celnicy znale藕li co艣 na pok艂adzie samolotu Van Nuysa? - zapyta艂a Geffar.
- Plany nowego hotelu, kt贸ry ma stan膮膰 na wyspie Grand Bahama, troch臋 drobiazg贸w i skrzynk臋 najlepszego rumu „Diamond Plantation". Wszystko wskazuje na to, 偶e przyczyn膮 awarii radia i tego dymu w kabinie by艂o kr贸tkie spi臋cie w alternatorze.
- A co z wpisem do rozk艂adu lot贸w i deklaracj膮 celn膮?
- Znale藕li艣my go w sieci komputerowej - odpar艂 Elliott. - Obronie powietrznej zg艂oszono przelot z Freeport do Sunrise Beach, jest tak偶e wst臋pna deklaracja celna. Ale s膮 zastrze偶enia co do czasu, w jakim tego dokonano. Szef policji utrzymuje, 偶e dope艂ni艂 formalno艣ci na godzin臋 przed startem samolotu, ale wed艂ug naszych komputer贸w wpis pojawi艂 si臋 dopiero w chwili przekraczania przez Van Nuysa granicy. Kto艣 tu czego艣 nie dopilnowa艂, lecz mam nadziej臋, 偶e sprawa si臋 wyja艣ni. Nawet ta skrzynka rumu zosta艂a zg艂oszona do odprawy. - Zamilk艂 na chwil臋, po czym doda艂: - Zrobili艣cie dobr膮 robot臋, wasze dzia艂anie by艂o w pe艂ni usprawiedliwione. Je偶eli mo偶na kogokolwiek za co艣 wini膰, to tylko Hokuma. Nie powinien by艂 si臋 stawia膰...
- A Van Nuys?
- Potwierdzi艂 dok艂adnie to, co przypuszcza艂a艣, Sandro. Zepsu艂o mu si臋 radio i urz膮dzenia nawigacyjne, dlatego wzi膮艂 kurs na platform臋, bo stamt膮d 艂atwo trafi膰 na Key Largo.
- I nie m贸wi艂 nic o tym, 偶e brakowa艂o wpisu w rozk艂adzie lot贸w i nie mia艂 pozwolenia na przekroczenie granicy?
- Przecie偶 zosta艂 wpisany do rozk艂adu...
- Nie mo偶emy jednak tego honorowa膰 - wtr膮ci艂 Hardcastle. - W chwili startu nie by艂o wpisu, nie uzgodni艂 te偶 z nami trasy lotu.
- Wraz z planem przelotu zosta艂a oficjalnie zg艂oszona wst臋pna deklaracja celna z pro艣b膮 o dokonanie odprawy. Ale tu znowu pojawia si臋 zastrze偶enie, gdy偶 owa pro艣ba nie dotar艂a tam, gdzie trzeba.
- Zatem wygl膮da na to, 偶e mia艂 co艣 do ukrycia.
- No c贸偶 - Elliott westchn膮艂. - Je艣li facetowi nawali艂o radio i nie m贸g艂 si臋 skontaktowa膰...
- Nie uwa偶asz, 偶e to dziwne? Zepsu艂 si臋 tylko nadajnik, ale nie odbiornik. Wysiad艂 te偶 nadajnik kodu identyfikacyjnego. Cholernie wygodna sytuacja. Facet m贸g艂 w ten spos贸b wyt艂umaczy膰 swoje zachowanie, ale zostawi艂 sobie otwart膮 furtk臋, 偶eby艣my go od razu nie zestrzelili.
- Dok艂adnie sprawdzimy, czy Van Nuys usi艂owa艂 bezprawnie przekroczy膰 granic臋 - rzek艂 Elliott - a 艣ci艣lej m贸wi膮c, czy pr贸bowa艂 za艂atwi膰 formalno艣ci dopiero wtedy, kiedy zosta艂 schwytany. Ale nie obiecujcie sobie zbyt wiele. On jest bardzo znan膮 osob膮 na Florydzie, ma mn贸stwo znajomo艣ci. Poza tym w艂a艣nie podarowa艂 S艂u偶bom Celnym ten samolot, kt贸ry przecie偶 nie ucierpia艂 tak bardzo w zderzeniu z ziemi膮. W dodatku facet le偶y w szpitalu z unieruchomion膮 szyj膮. Zgadzam si臋, Ian, 偶e ta sprawa 艣mierdzi z daleka, ale nie jestem pewny, czy powinni艣my j膮 rozdmuchiwa膰. We藕 pod uwag臋, 偶e nadal mamy wielu wrog贸w. Chc臋 spokojnie doczeka膰 powo艂ania samodzielnego departamentu ochrony granic. Je艣li teraz zaczniemy si臋 czepia膰, narobimy sobie tylko dalszych wrog贸w. A nie musz臋 ci chyba powtarza膰, 偶e dop贸ki nie b臋dziemy w samodzielnym resorcie, wszystkie dalekosi臋偶ne plany mo偶emy od艂o偶y膰 do lamusa.
- Wspaniale - mrukn臋艂a Geffar. - Znowu polityka. Je艣li si臋 wyka偶emy, to mo偶emy liczy膰 na to, 偶e 艂askawie przestan膮 nas obrzuca膰 b艂otem. A je艣li nam si臋 noga podwinie, to natychmiast postawi膮 nas pod murem.
- Powiem wam jeszcze jedn膮 ciekaw膮 rzecz. Chodz膮 plotki, 偶e zosta艂 opracowany wszechstronny projekt dekryminalizacji, wed艂ug kt贸rego marihuana ma by膰 ca艂kowicie legalna, natomiast karalne b臋dzie wy艂膮cznie posiadanie jednorazowo wi臋kszej porcji ni偶 pi臋膰dziesi膮t gram贸w kokainy.
- Niewiarygodne! - zawo艂a艂a Geffar, kr臋c膮c g艂ow膮 ze zdumienia. - To idealne rozwi膮zanie. Po co w takim razie mamy nadstawia膰 karku, je艣li to wszystko ma p贸j艣膰 na pr贸偶no?
- R贸wnie zadziwiaj膮ce jest to, 偶e przyw贸dcy Kongresu odmawiaj膮 jakichkolwiek komentarzy na temat tych plotek.
- Nie dziw si臋, Sandro. Od d艂u偶szego czasu istniej膮 bardzo silne naciski na legalizacj臋 niekt贸rych narkotyk贸w o 艂agodnym dzia艂aniu - rzek艂 Hardcastle. U艣miechn膮艂 si臋 i skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi. - To niesamowite, jak historia lubi si臋 powtarza膰. W czasach prohibicji dopiero bezwzgl臋dna dzia艂alno艣膰 takich oddzia艂贸w, jak b臋d膮cy naszym pierwowzorem „M艂ociarze", u艣wiadomi艂a wi臋kszo艣ci spo艂ecze艅stwa, 偶e alkohol wcale nie musi by膰 z艂em ostatecznym i 偶e warto jeszcze raz si臋 zastanowi膰 nad regulacjami prawnymi. Wszyscy uzmys艂owili sobie star膮 prawd臋, i偶 偶adne zakazy nie powstrzymaj膮 alkoholik贸w od picia. Nie pomog膮 nawet liczne oddzia艂y zbrojne strzeg膮ce granic.
- Ale narkotyki to co innego - odpar艂a Geffar. - Na艂贸g zbiera swe 偶niwo g艂贸wnie w艣r贸d m艂odzie偶y. Ca艂e miasta 偶yj膮 pod dyktando zorganizowanych i uzbrojonych band handlarzy...
- Wtedy nie by艂o inaczej - wtr膮ci艂 Hardcastle. - Istnia艂 problem alkoholizmu w艣r贸d m艂odzie偶y, niedorozwini臋tych dzieci alkoholik贸w, uzbrojonych band przemytnik贸w czy cho膰by handlarzy, kt贸rzy w walce z konkurencj膮 cz臋sto si臋gali po bro艅. Na ulicach staczano istne bitwy. Pami臋tasz Ala Capone'a? Ukryte knajpy, zamaskowane bimbrownie? Wtedy alkohol uwa偶ano za trucizn臋, podobnie jak dzi艣 traktujemy narkotyki. Wreszcie zniesiono zakazy, cofni臋to ustaw臋 prohibicyjn膮. Politycy doszli do wniosku, 偶e spo艂ecze艅stwo lepiej samo o siebie zadba, ni偶 m贸g艂by to zrobi膰 nawet najbardziej troskliwy rz膮d.
- Niemal ka偶dego dnia potrafisz mnie czym艣 zaskoczy膰, Hardcastle - wycedzi艂a. - Uwa偶a艂am ci臋 za samotnego bojownika, niemal b艂臋dnego rycerza, gotowego walczy膰 z wiatrakami, byle tylko zdoby膰 fortec臋 powszechnego z艂a. Ale teraz, do diab艂a, ka偶dego dnia b臋d臋 si臋 budzi膰, czekaj膮c z niecierpliwo艣ci膮 na twoje nowe pomys艂y... Masz jeszcze do mnie jak膮艣 spraw臋, Brad?
- Chyba nie...
Sandra sztywno skin臋艂a g艂ow膮 i ruszy艂a do wyj艣cia.
- Mam zamiar odwiedzi膰 szpital okr臋gowy w Sunrise Beach i zobaczy膰, jak si臋 miewa Van Nuys.
Hardcastle poderwa艂 si臋 z fotela.
- Polec臋 z tob膮...
- Dzi臋kuj臋, pojad臋 samochodem. P贸藕niej odwiedz臋 baz臋 w Homestead, na pewno trafi mi si臋 okazja powrotu na platform臋.
Po jej wyj艣ciu przez jaki艣 czas w sali panowa艂o milczenie. Wreszcie Elliott zapyta艂:
- Jak si臋 uk艂ada wsp贸艂praca mi臋dzy wami? Wszystko w porz膮dku?
Admira艂 wzruszy艂 ramionami.
- Nie藕le... Na dobr膮 spraw臋 do dzisiaj niewiele mieli艣my ze sob膮 styczno艣ci. To chyba nic z艂ego, ze nie zawsze jeste艣my jednomy艣lni? Mam nadziej臋, 偶e wiedzia艂e艣 o tym od pocz膮tku. Na przyk艂ad nie zgadzam si臋 z Sandr膮, 偶e powinni艣my zaczeka膰 z wykorzystaniem makiet typu „Mewa" do czasu, a偶 w pe艂ni zostanie uruchomiony system 艂膮czno艣ci. Niewiele mnie obchodzi, jak ludzie zareaguj膮 na widok bezza艂ogowca przemykaj膮cego im nad g艂owami. Ona bardzo liczy si臋 z ich opini膮 i rozumiem jej motywy, ale...
Elliott pokiwa艂 g艂ow膮.
- To dobrze. Wybieram si臋 na ca艂y weekend na Key West, a potem wracam do Waszyngtonu. Gdyby艣 mnie potrzebowa艂...
- Daj spok贸j - mrukn膮艂 Hardcastle. - Te偶 musisz wypocz膮膰.
Szpital okr臋gowy w Sunrise Beach, Key Largo, Floryda
Dwie godziny p贸藕niej
Sandra nie traci艂a czasu. Pospiesznie przebra艂a si臋 w lnian膮 garsonk臋 - na tyle lu藕n膮, 偶eby mo偶na pod ni膮 ukry膰 podramienn膮 kabur臋 z automatycznym pistoletem kalibru 11,4 mm i za艂o偶y艂a letnie pantofle. Szybkim krokiem wysz艂a z budynku dow贸dztwa i pojecha艂a samochodem w kierunku Key Largo.
Van Nuysa zasta艂a spaceruj膮cego pod oknem w niewielkim szpitalnym pokoiku. Porusza艂 si臋 sztywno, szyj臋 mia艂 unieruchomion膮 grubym, plastikowym ko艂nierzem.
- Panie Van Nuys, prosz臋 wybaczy膰, 偶e przeszkadzam...
- Panna Geffar! Co za niespodzianka! - M臋偶czyzna ruszy艂 ku drzwiom. Sandra wyci膮gn臋艂a r臋k臋 na powitanie, lecz on u艣cisn膮艂 jej ramiona. - Bardzo mi艂a niespodzianka. Prosz臋 wej艣膰.
Podszed艂 do krzes艂a i usiad艂 do艣膰 swobodnie, ale zaraz skrzywi艂 si臋 z b贸lu i szybko wyprostowa艂. Geffar niemal odruchowo chwyci艂a z 艂贸偶ka jasiek i wsun臋艂a go pod plecy adwokata.
- Dzi臋kuj臋, teraz o wiele lepiej. Przy pani ka偶dy m臋偶czyzna musia艂by si臋 czu膰 szcz臋艣liwy. Czy pani...
- Jestem rozwiedziona - odpar艂a szybko, powtarzaj膮c sobie, 偶e nie przyjecha艂a tu w celu odbycia mi艂ej, towarzyskiej pogaw臋dki. - Musz臋 zada膰 panu kilka pyta艅 dotycz膮cych dzisiejszego wypadku.
- Oczywi艣cie. Jestem wdzi臋czny inspektorom S艂u偶b Celnych, 偶e nie m臋czyli mnie zbyt d艂ugo. Obawiam si臋 zreszt膮, 偶e niewiele mog艂em pom贸c. Lekarz zaaplikowa艂 mi bardzo du偶膮 dawk臋 lek贸w przeciwb贸lowych.
- Domy艣lam si臋, 偶e nie mia艂 pan zapi臋tych pas贸w.
Van Nuys popatrzy艂 na ni膮 ze zdumieniem. J膮 sam膮 zaskoczy艂o, 偶e o to zapyta艂a.
- Sk膮d pani wie?
- Tego typu obra偶enia s膮 do艣膰 charakterystyczne dla wszystkich pilot贸w, kt贸rzy nie zapinaj膮 pas贸w, a potem w ostatniej chwili pr贸buj膮 si臋 ratowa膰 przed wstrz膮sem przy zderzeniu. Sama tego do艣wiadczy艂am.
- Aha, rozumiem - rzek艂 z u艣miechem.
- Ale wracaj膮c do rzeczy, domy艣lam si臋, 偶e zatelefonowa艂 pan do szefa policji w Sunrise Beach, Hokuma, i poprosi艂 go o za艂atwienie formalno艣ci zwi膮zanych z pa艅skim przelotem. Dlaczego? Czemu nie skontaktowa艂 si臋 pan sam z central膮 kontroli lot贸w?
- Nie chodzi艂o mi tylko o za艂atwienie wpisu, mia艂em do niego jeszcze inne sprawy. Chcia艂em mu poda膰 czas mego przylotu i sprawdzi膰, czy nie ma dla mnie jakich艣 wiadomo艣ci. Za ka偶dym razem, gdy wyje偶d偶am, Hokum odbiera telefony do mnie. Zawsze mo偶na na nim polega膰.
Zgadza艂o si臋 to z informacjami kontroli lot贸w, bowiem z wcze艣niejszych wpis贸w wynika艂o, 偶e Hokum ju偶 wielokrotnie dope艂nia艂 formalno艣ci w imieniu r贸偶nych mieszka艅c贸w wyspy, a mi臋dzy innymi tak偶e Van Nuysa. Mog艂o si臋 to wydawa膰 do艣膰 dziwne, lecz z drugiej strony trudno by艂o wykluczy膰, 偶e ci ludzie woleli polega膰 na zaufanym cz艂owieku, ni偶 traci膰 czas na pr贸by za艂atwiania pozwolenia za po艣rednictwem bahamskiego o艣rodka kontroli lot贸w, czy te偶 osobi艣cie, zamawiaj膮c telefoniczn膮 rozmow臋 mi臋dzynarodow膮 z central膮 w Miami.
- Czy mam rozumie膰, 偶e pope艂ni艂em jakie艣 wykroczenie?
- Formalnie rzecz bior膮c, tak. Agencja Ochrony Granic ma prawo skonfiskowa膰 pa艅ski samolot i na艂o偶y膰 mandat w wysoko艣ci co najmniej dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w, ale w tym wypadku trzeba bra膰 pod uwag臋 okoliczno艣ci. Proponuj臋 jednak, by nast臋pnym razem osobi艣cie skontaktowa艂 si臋 pan z o艣rodkiem kontroli lot贸w i nie polega艂 na Hokumie. Je艣li on czego艣 nie dope艂ni, to i tak pan b臋dzie odpowiada艂. Przypuszczam, 偶e dow贸dztwo „M艂ociarzy" tym razem panu daruje, g艂贸wnie dlatego, 偶e przekaza艂 pan sw贸j rozbity samolot do dyspozycji S艂u偶b Celnych. Ale decyzja zapadnie i tak w Waszyngtonie.
- Ta stara cessna by艂a moj膮 ulubion膮 maszyn膮 do wypraw nad morzem... Wspomnia艂a pani o „M艂ociarzach". Co to w艂a艣ciwie za organizacja?
- Tak si臋 utar艂o nazywa膰 oddzia艂y Agencji Ochrony Granic. Na razie mamy tylko jeden posterunek, lecz naszym zadaniem jest zabezpieczenie po艂udniowo-wschodniego rejonu Stan贸w Zjednoczonych przed intruzami i ju偶 wkr贸tce obejmiemy zasi臋giem ca艂膮 po艂udniow膮 granic臋 morsk膮.
- „M艂ociarze"... Albo „Rekin"... To brzmi jak wojskowe kryptonimy. C贸偶 taka pi臋kna kobieta mo偶e mie膰 wsp贸lnego...?
- Szuka szcz臋艣cia - odpar艂a pospiesznie Geffar, celowo pomijaj膮c milczeniem komplement, kt贸ry jednak nie uszed艂 jej uwagi. - Lepiej porozmawiajmy o tym, dlaczego nie trzyma艂 si臋 pan korytarza powietrznego i jak dosz艂o do awarii radiostacji.
- Dlaczego?
- Zgodnie z rozk艂adem lot贸w, mia艂 pan pokona膰 tras臋 z Freeport na Opa-Locka, tam przej艣膰 odpraw臋 celn膮 i dopiero wtedy polecie膰 dalej do Sunrise Beach. Ale gdy tylko straci艂 pan 艂膮czno艣膰, tu偶 przed wej艣ciem w nasz rejon identyfikacyjny, znajdowa艂 si臋 pan ju偶 kilkadziesi膮t kilometr贸w od wyznaczonej trasy i lecia艂 bezpo艣rednim kursem na Sunrise Beach. Czy mo偶e pan to wyja艣ni膰?
Van Nuys wzruszy艂 ramionami.
- Chyba si臋 przestraszy艂em... My艣la艂em, 偶e trzymam si臋 trasy, dopiero poniewczasie zauwa偶y艂em, 偶e skr臋ci艂em na po艂udnie od korytarza. Zorientowa艂em si臋 dopiero wtedy, gdy zauwa偶y艂em wasz膮 platform臋. W贸wczas podj膮艂em decyzj臋, 偶eby lecie膰 prosto do Sunrise Beach, omijaj膮c zat艂oczony rejon portu mi臋dzynarodowego w Miami.
Geffar skin臋艂a g艂ow膮. To by艂o sprytne t艂umaczenie, a zarazem jedyne mo偶liwe do przyj臋cia. Faktycznie pchanie si臋 w zat艂oczony obszar nad Miami, z zepsut膮 radiostacj膮 i niedzia艂aj膮cymi instrumentami pok艂adowymi, by艂oby zwyk艂膮 g艂upot膮. W takiej sytuacji rozs膮dek nakazywa艂 wybra膰 dowolne lotnisko z dala od rejonu portu mi臋dzynarodowego, a poniewa偶 Van Nuys i tak zmierza艂 do Sunrise Beach...
- Narazi艂 si臋 pan na powa偶ne niebezpiecze艅stwo. S艂u偶by ratownicze mia艂yby olbrzymie k艂opoty ze znalezieniem samolotu z dala od zg艂oszonej trasy, gdyby spad艂 pan do morza... Poza tym wybranie lotniska nie obj臋tego kontrol膮 celn膮 by艂o r贸wnie偶 nierozs膮dne. Lecz bior膮c pod uwag臋 wszelkie okoliczno艣ci, mo偶na usprawiedliwi膰 pa艅skie post臋powanie... Czy偶bym tak 艂atwo da艂a si臋 zbi膰 z tropu? - przemkn臋艂o jej przez my艣l. To do mnie niepodobne. W porz膮dku, Geffar, tylko nie zaczynaj roztrz膮sa膰 swego nastawienia...
- Obawiam si臋, 偶e w chwili zagro偶enia nie my艣la艂em specjalnie o formalno艣ciach celnych - mrukn膮艂 Van Nuys z zatroskan膮 min膮. - Zreszt膮 Hokum wiedzia艂 o moim przylocie. Wystarczy艂oby jedno okr膮偶enie nad budynkiem lotniska, a nie odebrawszy zg艂oszenia radiowego z pewno艣ci膮 by si臋 domy艣li艂, 偶e mam k艂opoty z maszyn膮. Rozumiem jednak pani punkt widzenia. Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e mog艂em wybra膰 inne wyj艣cie. Ale nie spodziewa艂em si臋 a偶 takiego powitania. Zrobi艂a pani na mnie ogromne wra偶enie, pilotuj膮c ten niezwyk艂y samolot. Czy to nie by艂 V-22?
Przytakn臋艂a ruchem g艂owy.
- W dodatku na pewno silnie uzbrojony?
Tym razem skin臋艂a delikatnie i u艣miechn臋艂a si臋 niepewnie.
- No c贸偶, w takim razie bardzo si臋 ciesz臋, 偶e mnie od razu nie zestrzelili艣cie - odpar艂. - A z drugiej strony wcale nie 偶a艂uj臋 mego post臋powania, gdy偶 w ten spos贸b zyska艂em okazj臋 pozna膰 pani膮.
Znowu komplement. Przyj臋艂a to z podejrzliwo艣ci膮. Kiedy wsta艂a z krzes艂a, Van Nuys tak偶e chwiejnie d藕wign膮艂 si臋 na nogi.
- Przepraszam, 偶e przeze mnie mieli艣cie tyle k艂opot贸w.
- Nic si臋 nie sta艂o - mrukn臋艂a.
- Czy zobaczymy si臋 jeszcze?
Po cz臋艣ci Sandra spodziewa艂a si臋 takiego pytania, ale uda艂a zaskoczenie.
- Musimy do ko艅ca wyja艣ni膰 ten incydent... Na razie prosz臋 wypocz膮膰, panie Van Nuys - doda艂a i wysz艂a.
Ruszy艂a w kierunku wyj艣cia, ale tkni臋ta jakim艣 przeczuciem zawr贸ci艂a w korytarzu i stan臋艂a przed drzwiami s膮siedniego pokoju, w kt贸rym umieszczono Hokuma. Poprawi艂a ubranie, dok艂adnie maskuj膮c bro艅, po czym zapuka艂a, a nie uzyskawszy odpowiedzi wesz艂a do 艣rodka.
Wok贸艂 艂贸偶ka siedzia艂o kilku policjant贸w i stra偶ak贸w. Na ko艂drze le偶a艂a rozpostarta jaka艣 mapa oraz kilka arkuszy papieru, w艣r贸d kt贸rych rozpozna艂a oderwane z d艂ugiej ta艣my wydruki teleks贸w. Kiedy tylko stan臋艂a w wej艣ciu, jeden z zast臋pc贸w szefa policji zerwa艂 si臋 i podbieg艂 ku niej, tote偶 nie spostrzeg艂a, 偶e drugi b艂yskawicznie wcisn膮艂 kontakt przywo艂ywania piel臋gniarki.
- Kto pani pozwoli艂 tu wchodzi膰...?
Geffar wymin臋艂a gliniarza i ruszy艂a w stron臋 艂贸偶ka. M臋偶czy藕ni pospiesznie zgarn臋li map臋 i papiery. Na policzku Hokuma widnia艂a brzydka szrama. Hardcastle powinien by膰 z siebie dumny, pomy艣la艂a. Chory r臋k膮 dawa艂 znaki, 偶eby wyprowadzi膰 nieoczekiwanego go艣cia.
- Chcia艂am tylko sprawdzi膰, jak si臋 pan czuje...
Kto艣 chwyci艂 j膮 od ty艂u i przycisn膮艂 jej r臋ce do cia艂a.
- Zawsze nosi pani przy sobie takiego gnata? - zapyta艂 jeden z gliniarzy, wyci膮gaj膮c jej z kabury pistolet i przekazuj膮c bro艅 innemu.
Sandra ju偶 si臋 szykowa艂a, by zastosowa膰 chwyt d偶udo, kiedy od strony wej艣cia rozbrzmia艂 okrzyk:
- Zabierz od niej swoje 艂apska, Buck!
Van Nuys sta艂 oparty o futryn臋 i tylko zagl膮da艂 do wn臋trza pokoju.
- Wszystko jest pod kontrol膮, panie...
Van Nuys b艂yskawicznie wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i zacisn膮艂 palce na lewym nadgarstku tamtego.
- Powiedzia艂em, 偶eby艣 zabra艂 od niej swoje 艂apy!
Gliniarz przez chwil臋 pr贸bowa艂 wyswobodzi膰 r臋k臋 z 偶elaznego u艣cisku, w ko艅cu pu艣ci艂 Sandr臋.
- Oddajcie jej pistolet!
Stoj膮cy z ty艂u stra偶ak wyci膮gn膮艂 bro艅 w kierunku Geffar, kt贸ra wr臋cz nie mog艂a wyj艣膰 z podziwu, 偶e ten ranny, ledwie poruszaj膮cy si臋 m臋偶czyzna dysponuje a偶 tak ogromn膮 si艂膮.
- Wyno艣cie si臋 st膮d - doda艂 Van Nuys, lecz tym razem znacznie ciszej, w dodatku krzywi膮c si臋 z b贸lu.
Ale w jego g艂osie przebija艂a tak silna stanowczo艣膰, 偶e tamci pospiesznie wycofali si臋 na korytarz i zamkn臋li za sob膮 drzwi.
Van Nuys j臋kn膮艂, wyprostowa艂 si臋 z trudem i przywar艂 plecami do 艣ciany. W tej samej chwili zjawi艂a si臋 piel臋gniarka. Wzi臋艂a go pod r臋k臋, zaprowadzi艂a do 艂贸偶ka i u艂o偶y艂a pod kocem.
- Chyba sam pan nie wie, czego dokona艂 - rzek艂a Geffar.
- M贸g艂bym to samo powiedzie膰 o pani - mrukn膮艂, zerkaj膮c na ni膮 z ukosa. - Prosz臋 si臋 trzyma膰 od nich z daleka. Hokum ca艂kiem nie藕le si臋 spisuje jako szef policji tego spokojnego miasteczka, ale wszystkich przyjezdnych traktuje z tak膮 nieufno艣ci膮, jak szeryf z Dzikiego Zachodu. Mieszka艅cy w艂a艣nie za to go ceni膮.
- I takiemu cz艂owiekowi powierza pan za艂atwianie formalno艣ci celnych?
Van Nuys u艣miechn膮艂 si臋 krzywo i delikatnie skin膮艂 g艂ow膮.
- W porz膮dku. Zrozumia艂em. Spr贸buj臋 polubi膰 kogo艣 innego i osobi艣cie dope艂nia膰 formalno艣ci. Prosz臋 jednak traktowa膰 Hokuma z powag膮. Ma za sob膮 nie tylko prawo, ale tak偶e wielu bardzo wp艂ywowych obywateli... Wi臋c jaka b臋dzie odpowied藕 na moje pytanie? Zobaczymy si臋 jeszcze?
- Ju偶 panu powiedzia艂am, 偶e musimy wyja艣ni膰 okoliczno艣ci pa艅skiego wypadku.
A tak偶e mojego, doda艂a w my艣lach, po czym odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a bez po偶egnania.
Van Nuys le偶a艂 przez chwil臋 bez ruchu, b艂膮dz膮c my艣lami wok贸艂 rozmowy z Geffar. Zaraz jednak rozleg艂o si臋 pukanie i do pokoju wetkn膮艂 g艂ow臋 jeden z ludzi Hokuma.
- Czy mo偶na?
- Wyno艣 si臋.
- Szef chcia艂by zamieni膰 z panem kilka s艂贸w...
- Przeka偶 mu, 偶eby si臋 odczepi艂.
- Obawiam si臋, prosz臋 pana, 偶e... b臋dzie nalega艂.
Van Nuys usiad艂 w 艂贸偶ku, potem wsta艂 oci臋偶ale, poprawi艂 szlafrok i staraj膮c si臋 nie okazywa膰 po sobie z艂o艣ci, min膮艂 gliniarza. Otworzy艂 drzwi 艂膮cz膮ce oba przyleg艂e pokoje.
Hokum siedzia艂 na 艂贸偶ku, jak poprzednio i w asy艣cie kilku swoich ludzi. Odstawia艂 w艂a艣nie opr贸偶nion膮 szklaneczk臋 po tequili. Sprawia艂 wra偶enie nad臋tego.
- Ten Hardcastle wyci膮艂 ci niez艂y numer, co nie? Dobra, czego jeszcze chcesz?
- Chc臋 si臋 dowiedzie膰, co ona tu robi艂a!
- Przysz艂a mnie odwiedzi膰.
- To po co wlaz艂a do mojego pokoju?
- Mo偶e chcia艂a popatrze膰 na efekty dzia艂alno艣ci swego kolegi.
- Bardzo dowcipne... Nie 偶ycz臋 sobie widzie膰 jej tu wi臋cej.
U艣miechaj膮c si臋 ironicznie, Van Nuys podszed艂 do 艂贸偶ka, pokiwa艂 g艂ow膮, po czym b艂yskawicznie zacisn膮艂 palce prawej d艂oni na gardle tamtego. Hokum zacharcza艂. Van Nuys rozejrza艂 si臋 pospiesznie, lecz 偶aden z gliniarzy nawet nie pr贸bowa艂 zrobi膰 najmniejszego ruchu. W ko艅cu pochyli艂 si臋 i sykn膮艂 szefowi policji prosto w twarz:
- Uwa偶aj, gnido. To ja kieruj臋 t膮 operacj膮 i ja ci b臋d臋 dyktowa艂, co masz robi膰. Wi臋c s艂uchaj uwa偶nie. Trzymaj si臋 z dala od tej Geffar i w og贸le od Agencji Ochrony Granic. Zrozumia艂e艣? - Rozwar艂 palce i potar艂 d艂oni膮 w艂asny kark. - Sam jestem ciekaw, co si臋 sta艂o z moim wpisem do rozk艂adu lot贸w i deklaracj膮 celn膮. Gdybym chcia艂 by膰 dociekliwy, zapewne bym uzna艂, 偶e to ty pr贸bowa艂e艣 zniweczy膰 m贸j plan i wyda膰 mnie w r臋ce Ochrony...
- To nieprawda, panie Van Nuys! - j臋kn膮艂 Hokum, krzywi膮c si臋 z b贸lu. - Mia艂 pan na pok艂adzie towar o warto艣ci pi臋ciu milion贸w. Czy mog艂o mi zale偶e膰 na czymkolwiek innym, ni偶 na tym, 偶eby wyl膮dowa艂 pan bezpiecznie i bez k艂opot贸w?
- A mo偶e wcale nie powinienem by艂 wyl膮dowa膰? Mo偶e postanowi艂e艣 mnie wyeliminowa膰 i zaj膮膰 moje miejsce? Gdybym zosta艂 schwytany z narkotykami na pok艂adzie...
- Ale偶 sk膮d, panie Van Nuys. Gdyby pan wpad艂, to i mnie by od razu zwin臋li. Znacznie bardziej by mi si臋 dosta艂o ni偶 panu. Zale偶y mi jedynie na tym, aby zapewni膰 panu bezpiecze艅stwo i ochron臋. Przecie偶 tylko dlatego trzyma艂em tych z Ochrony z dala od wraka i kaza艂em pokry膰 samolot pian膮 ga艣nicz膮. Nigdy nie zrobi艂bym niczego, co mog艂oby zniweczy膰 nasze plany...
- Moje plany - poprawi艂 Van Nuys, nabieraj膮c przekonania, 偶e przestraszony Hokum m贸wi prawd臋. - Wi臋c co si臋 sta艂o z moim wpisem do rozk艂adu lot贸w i deklaracj膮 celn膮? Kto zaalarmowa艂 Ochron臋 Granic?
- Przysi臋gam, 偶e nie wiem. Zrobi艂em wpis dok艂adnie tak, jak pan poleci艂. Wszystko by艂o przygotowane na to, by op贸藕ni膰 inspekcj臋 celnik贸w do czasu, a偶 roz艂adujemy towar. Ludzie czekali w furgonetkach, mieli艣my kradzione plombownice i fa艂szywe numery rejestracyjne... Ten wpis musia艂 gdzie艣 zagin膮膰 w papierach.
- Dziwne tylko, jak bardzo by艂o ci to na r臋k臋. Jeszcze jedna taka wpadka, Hokum, a staniesz si臋 nieod艂膮czn膮 cz臋艣ci膮 betonowych fundament贸w mojego nowego dzie艂a architektonicznego na Bahamach. Poza tym masz osobi艣cie dopilnowa膰, aby wrak by艂 absolutnie czysty, zanim przeka偶esz go celnikom.
- On oszala艂 - mrukn膮艂 jeden z gliniarzy po wyj艣ciu Van Nuysa. Pom贸g艂 Hokumowi z powrotem usi膮艣膰 w 艂贸偶ku. Drugi nape艂ni艂 szklaneczk臋 tequil膮. - Przez niego nasz膮 umow臋 diabli wezm膮...
- Masz racj臋 - odpar艂 Hokum i zwr贸ci艂 si臋 do swego zast臋pcy, Davida Frye. - Co si臋 sta艂o? Dlaczego ten samolot nie spad艂 do morza?
- Zawi贸d艂 chyba zapalnik - rzek艂 tamten. - Zamiast eksplozji spowodowa艂 jakie艣 zwarcie, przez co spali艂 si臋 alternator. I tak mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e wyl膮dowa艂 tutaj, a nie zosta艂 sprowadzony na Opa-Locka albo do Miami... Lecz je艣li ci tak zale偶y na jego wpadce, to czemu nie dopu艣ci艂e艣, 偶eby Van Nuysa z艂apano z kokain膮 na pok艂adzie? Po co kaza艂e艣 la膰 pian臋 na wrak?
- Rusz g艂ow膮 - warkn膮艂 Hokum. - Chcia艂em, 偶eby kok臋 znaleziono przy zabitym Van Nuysie. 呕ywy mo偶e zacz膮膰 gada膰, a na pewno znajdzie jaki艣 spos贸b, by wyt艂umaczy膰, 偶e nic go nie 艂膮czy z towarem ukrytym w samolocie i skierowa膰 podejrzenia na nas. To wy zawalili艣cie spraw臋 i omal nie wzi臋艂a w 艂eb ca艂a operacja przerzutu broni, kt贸r膮 od dawna staram si臋 po艂膮czy膰 ze szmuglowaniem narkotyk贸w przez Van Nuysa. Po prostu trzeba b臋dzie jeszcze raz spr贸bowa膰, to wszystko.
Hokum zamy艣li艂 si臋 na chwil臋, wreszcie upi艂 nieco tequili i oskar偶ycielsko wyci膮gn膮艂 palec w stron臋 Frye'a.
- Chc臋, 偶eby艣 si臋 dowiedzia艂 jak najwi臋cej o tej Sandrze Geffar. Gdzie mieszka, jaki tryb 偶ycia prowadzi, kiedy i z kim chodzi do 艂贸偶ka. Wykorzystaj naszych starych znajomych z biura szeryfa okr臋gu Dade. I masz to zrobi膰 w absolutnej tajemnicy.
Platforma „M艂ociarz Jeden"
Dwa tygodnie p贸藕niej
Geffar i Hardcastle sko艅czyli dwunastogodzinn膮 s艂u偶b臋, lecz oboje byli jeszcze w mundurach. Przez wielki bulaj spogl膮dali na inspektor贸w S艂u偶b Celnych, kt贸rzy kr臋cili si臋 po pok艂adzie kostaryka艅skiego frachtowca przycumowanego wzd艂u偶 wschodniej burty platformy, obok placu parkingowego „Platobala". Jaskrawe 艣wiat艂o reflektor贸w zalewa艂o statek bia艂膮, jakby nieziemsk膮 po艣wiat膮.
Do ich stolika podszed艂 z tac膮 Michael Becker. S艂uchawki mia艂 zsuni臋te na kark, a wtyczka przewodu gin臋艂a w kieszonce munduru.
- Mog臋 si臋 przysi膮艣膰?
Geffar wsta艂a od sto艂u.
- Prosz臋. Ja musz臋 si臋 jeszcze przygotowa膰 do dzisiejszego... wywiadu. Przepraszam - doda艂a, wyra藕nie zmieszana.
- Za kilka godzin ma uczestniczy膰 w transmitowanej na 偶ywo dyskusji przed kamerami - wyja艣ni艂 Hardcastle po jej odej艣ciu.
- Wiem, s艂ysza艂em... Podobno wzi臋艂a na siebie obowi膮zki rzecznika prasowego „M艂ociarzy".
- Wyko艅czy si臋 - mrukn膮艂 admira艂, odwracaj膮c g艂ow臋 z powrotem w stron臋 bulaja.
- Coraz cz臋艣ciej zostaje pan z nami na platformie, szefie. Zauwa偶y艂em, 偶e regularnie sp贸藕nia si臋 pan na 艣mig艂owiec odlatuj膮cy wieczorem do Homestead. Czemu nie we藕mie pan urlopu, pomieszka troch臋 z Danielem?...
- Tak, powinienem odpocz膮膰... Do diab艂a, nawet nie mam kiedy do niego zadzwoni膰... Sam widzisz, Mike, co si臋 dzieje - rzek艂, wyci膮gaj膮c palec w kierunku Beckera. - Min臋艂o ju偶 sze艣膰 miesi臋cy, a my dysponujemy jedynie czterema „Lwami Morskimi" i pi臋cioma za艂ogami...
- To prawda. Dwa samoloty tutaj, jeden w bazie w Homestead i jeden do cel贸w treningowych, to troch臋 za ma艂o. Ale politycy z Kongresu od samego pocz膮tku kr臋cili nosami nad kosztorysem Agencji. Ju偶 o dwa miesi膮ce op贸藕nili zakup nast臋pnych sze艣ciu maszyn. Je艣li wierzy膰 Elliottowi, kt贸ry stara si臋 jak mo偶e, to czekaj膮 na reakcj臋 opinii publicznej. Na razie nie pomog艂y nam oficjalne wyst膮pienia Van Nuysa, przy ka偶dej okazji przedstawiaj膮cego nas jako bohater贸w...
- W艂a艣nie, Van Nuys... - rzek艂 Hardcastle, kr臋c膮c g艂ow膮. - Nasz nowy zwolennik i przyjaciel, wielki or臋downik s艂usznej sprawy „M艂ociarzy". Wola艂bym si臋 obej艣膰 bez jego pomocy...
Becker nie odpowiedzia艂. Zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e pog艂臋biaj膮ca si臋 ostatnio znajomo艣膰 pomi臋dzy Geffar i Van Nuysem tkwi admira艂owi zadr膮 w sercu.
- Powinni艣my wysy艂a膰 w powietrze wszystkie nasze patrole, Mike, wypuszcza膰 samoloty bezza艂ogowe, aby nasza obecno艣膰 by艂a dla ka偶dego odczuwalna. Ta platforma powinna t臋tni膰 偶yciem.
Becker nadal si臋 nie odzywa艂. Popiera艂 zdanie szefa, ale sprawy organizacyjne i tak le偶a艂y wy艂膮cznie w gestii admira艂a i Sandry Geffar.
Jupitery ekipy telewizyjnej zap艂on臋艂y przy samej kraw臋dzi platformy, przy膰miewaj膮c blask reflektor贸w o艣wietlaj膮cych jej przeciwleg艂膮 stron臋. Kamer臋 ustawiono tak, by ukaza膰 Geffar na tle wie偶yczki centrum dowodzenia, a jednocze艣nie, po niewielkim obrocie, wy艂owi膰 grup臋 inspektor贸w celnych krz膮taj膮cych si臋 na pok艂adzie przycumowanego frachtowca.
Sandra praw膮 d艂oni膮 przyciska艂a do ucha minis艂uchawk臋, 偶eby lepiej s艂ysze膰 wypowiedzi ludzi zgromadzonych w studiu telewizyjnym.
- Panno Geffar, dzi臋kujemy bardzo, 偶e zechcia艂a pani wzi膮膰 udzia艂 w naszej dzisiejszej dyskusji.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie. Mamy tu pi臋kn膮, pogodn膮 noc i ciesz臋 si臋, 偶e pa艅stwo mog膮 to widzie膰.
W swojej kajucie na drugim pi臋trze, s膮siaduj膮cej z centrum 艂膮czno艣ci, Hardcastle kr臋ci艂 g艂ow膮, ws艂uchuj膮c si臋 w s艂owa p艂yn膮ce z g艂o艣nika telewizora. Co za pomys艂, 偶eby traktowa膰 platform臋 operacyjn膮 „M艂ociarzy" jakby to by艂a z艂ocista pla偶a gdzie艣 na Wyspach Dziewiczych?
Zabrz臋cza艂 interkom. Nie odwracaj膮c g艂owy od telewizora, wymaca艂 przycisk i rzek艂:
- S艂ucham.
- Dolphin odlatuje nied艂ugo do bazy, admirale - oznajmi艂 Becker. - Czekaj膮 na pana.
Niekt贸rzy s膮dz膮, 偶e 艣wietnie si臋 tu bawimy, pomy艣la艂 Hardcastle. Ale gdy tylko przemytnicy zbior膮 w sobie odwag臋... Do cholery, musimy zrobi膰 wszystko, by ich nie przepu艣ci膰, kiedy znowu si臋 tu pojawi膮...
- Polec臋 rano, Mike - odpar艂 na wp贸艂 艣wiadomie.
- Naprawd臋 powinien pan odpocz膮膰...
- Daj spok贸j, niech nie czekaj膮.
Pu艣ci艂 klawisz interkomu i ca艂膮 uwag臋 skierowa艂 na transmitowan膮 rozmow臋.
- Co si臋 wydarzy艂o dzi艣 wieczorem? - zapyta艂 prowadz膮cy.
Obraz na ekranie przesun膮艂 si臋 w bok, ukazuj膮c pok艂ad frachtowca.
- Pomagamy w艂a艣nie inspektorom S艂u偶b Celnych przeprowadzi膰 kontrol臋 na tym statku. Zgodnie z informacjami wywiadowczymi mo偶emy si臋 spodziewa膰, 偶e w jego 艂adowniach jest przewo偶ona kontrabanda, dlatego te偶 rozkazali艣my kapitanowi przybi膰 do platformy Ochrony Granic i sprawdzamy 艂adunek, zanim frachtowiec znajdzie si臋 na naszych wodach terytorialnych. Za艂oga statku przebywa w pokojach go艣cinnych, a inspektorzy S艂u偶b Celnych prowadz膮 szczeg贸艂owe przeszukanie. Wykorzystuje si臋 do tego pr贸bniki 艣wiat艂owodowe, psy szkolone do wykrywania narkotyk贸w i r贸偶norodne urz膮dzenia elektroniczne, na przyk艂ad czujniki ultrad藕wi臋kowe i aparaty do automatycznej analizy chemicznej.
- Czy tak dok艂adne przeszukanie jest dla was czym艣 wyj膮tkowym?
- Nie, Stra偶 Przybrze偶na od dawna stosuje podobne metody. R贸偶nica polega na tym, 偶e platforma „M艂ociarzy" jest znacznie lepiej wyposa偶ona, a poza tym stanowi doskona艂y posterunek kontrolny. Dzi臋ki temu nie musimy dokonywa膰 inspekcji z kutr贸w, na otwartym morzu. Pozwala dok艂adniej zabezpieczy膰 granice naszego kraju.
- Czy na pok艂adzie tego frachtowca ju偶 co艣 znaleziono?
- Jeszcze nie.
- Czy to oznacza, 偶e informacje wywiadu by艂y nieprawdziwe?
- No c贸偶, wywiad nie jest nauk膮 艣cis艂膮. Je艣li przemytnicy nabrali obaw, 偶e wiemy o przewo偶onym 艂adunku, mogli w ostatniej chwili zrezygnowa膰 lub przenie艣膰 towar na inny statek. Mogli go nawet wyrzuci膰 za burt臋, kiedy otrzymali rozkaz przycumowania do platformy. Ale bez wzgl臋du na to, jakie wybrali rozwi膮zanie, dla nas efekt jest jednoznaczny: uniemo偶liwili艣my przerzucenie kolejnego 艂adunku narkotyk贸w przez granic臋. My艣l臋, 偶e nawet ka偶dorazowe zmuszenie przemytnik贸w do zmiany plan贸w mo偶emy uzna膰 za nasz sukces.
- Czy mog艂aby pani to wyja艣ni膰?
- Powiedzmy, 偶e przygotowano do transportu tysi膮c kilogram贸w narkotyk贸w, ton臋 kokainy. Trzeba j膮 by艂o odpowiednio zapakowa膰 i umie艣ci膰, na przyk艂ad, w beczkach z kreozotem, w 艣wie偶ych warzywach czy nawet w koncentracie pomidorowym. Zatem do przewiezienia tony narkotyk贸w nale偶a艂oby po艣wi臋ci膰 trzy tony 艂adunku. Je艣li w takiej sytuacji przemytnicy by si臋 dowiedzieli o planowanej przez nas akcji, musieliby albo spali膰 ca艂y ten towar, albo go zatopi膰, albo te偶 przepakowa膰 i przygotowa膰 do transportu inn膮 drog膮. To wymaga czasu i pieni臋dzy. A w dodatku wzbudza nasz膮 podejrzliwo艣膰.
- Zatem s膮dzi pani, 偶e zamiast przewozi膰 narkotyki statkiem przez Morze Karaibskie, wy艣l膮 je drog膮 l膮dow膮 przez Meksyk do Teksasu lub Arizony.
- To do艣膰 prawdopodobne, ale chcia艂am zaakcentowa膰, 偶e zmusili艣my ich do po艣wi臋cenia wi臋kszych funduszy oraz czasu na przygotowanie tego przerzutu. Gdyby艣my jeszcze bardziej uszczelnili nasze granice w rejonie Karaib贸w oraz po艂udniowej Florydy, mogliby艣my skierowa膰 ludzi do ochrony granic l膮dowych na po艂udniu i po艂udniowym zachodzie Stan贸w. Mamy nadziej臋, 偶e ju偶 nied艂ugo Agencja Ochrony Granic zabezpieczy ca艂y ten rejon. W贸wczas mogliby艣my skierowa膰 nasz膮 uwag臋 na inne przej艣cia...
- Czy nale偶y przez to rozumie膰, 偶e jednym z podstawowych cel贸w waszej dzia艂alno艣ci jest zmusi膰 przemytnik贸w do szukania innych dr贸g przez granic臋?
- Ale偶 sk膮d, pan b艂臋dnie interpretuje moj膮 wypowied藕 i upraszcza spraw臋. - Sandra pr贸bowa艂a opanowa膰 narastaj膮c膮 w niej z艂o艣膰. - Wed艂ug raport贸w FBI od czasu powo艂ania Agencji Ochrony Granic, czyli w ci膮gu sze艣ciu miesi臋cy, cena kokainy w naszym kraju wzros艂a prawie o po艂ow臋. A poniewa偶 wi臋cej ni偶 pi臋膰dziesi膮t procent kokainy jest przemycane w艂a艣nie do po艂udniowo-wschodnich stan贸w, 艂atwo zauwa偶y膰, 偶e nasza dzia艂alno艣膰 ju偶 zaczyna przynosi膰 wymierne efekty.
- Uwa偶a pani, 偶e wzrost ceny narkotyk贸w to wasza zas艂uga?
- Owszem, tak my艣l臋. Wzrost ceny o pi臋膰dziesi膮t procent ju偶 spowodowa艂, 偶e dla pewnej cz臋艣ci narkoman贸w kokaina sta艂a si臋 za droga. Kto艣, kto jeszcze p贸艂 roku temu m贸g艂 wyda膰 sto dolar贸w na swoj膮 dawk臋, teraz musi albo z niej zrezygnowa膰, albo j膮 ograniczy膰...
- I dlatego zdecyduje si臋 obrabowa膰 o jeden sklep wi臋cej, napa艣膰 na jeszcze jedn膮 staruszk臋 albo te偶 w inny spos贸b zdoby膰 potrzebne pieni膮dze...
- Albo, prosz臋 pana, b臋dzie musia艂 si臋 bez tego obej艣膰. Mo偶e dojdzie do wniosku, 偶e uprzyjemnianie sobie 偶ycia narkotykami sta艂o si臋 zbyt drogie, 偶e to g艂upota, 偶e nie warto z tego powodu da膰 si臋 zamkn膮膰 w wi臋zieniu. A mo偶e tylko b臋dzie rzadziej si臋ga艂 po narkotyki czy chocia偶 bardziej je rozcie艅cza艂. Sam fakt, 偶e wskutek naszej dzia艂alno艣ci pewna liczba szczur贸w musi wyle藕膰 ze swych nor na 艣wiat艂o dzienne, gdzie 艂atwiej b臋dzie je wy艂apa膰, ju偶 jest znacz膮cym osi膮gni臋ciem. W ka偶dym razie doprowadzili艣my do zmiany istniej膮cej sytuacji, a to przecie偶 dopiero pocz膮tek...
Valdivia, Kolumbia
Gonzales Gachez wyci膮gn膮艂 plasterek cytryny ze swej szklaneczki i cisn膮艂 nim w ekran telewizora.
Siedzia艂 przy barze w swoim obitym d臋bow膮 boazeri膮 salonie na ranczu w centralnej Kolumbii i ogl膮da艂 ameryka艅ski program, odbierany za po艣rednictwem anteny satelitarnej i pirackiego dekodera. Ostatnio stara艂 si臋 nie przegapi膰 偶adnej dyskusji czy wywiadu, kt贸re mog艂y mie膰 cokolwiek wsp贸lnego z walk膮 z przemytem b膮d藕 handlem narkotykami. Tej nocy razem z nim ogl膮da艂o telewizj臋 paru jego pracownik贸w.
W programie nast膮pi艂a przerwa na reklamy, ale Gachez odbiera艂 bezpo艣redni przekaz z platformy „M艂ociarz Jeden", tote偶 m贸g艂 zobaczy膰 jak Geffar podnosi kr贸tkofal贸wk臋 do ucha.
- Czy ona naprawd臋 wierzy, 偶e ich obecno艣膰 wp艂yn臋艂a na nasze operacje? - zapyta艂 g艂o艣no Gachez. - Przerzucamy dziennie ton臋 towaru tu偶 pod ich nosem, nie zwa偶aj膮c na te helikoptery, samoloty bezza艂ogowe i inne cuda techniki. Nic nas nie powstrzyma...
- Powinna to powiedzie膰 do kamery - odpar艂 Luis Cerredo, nadzorca personelu.
Jego uwaga, zamiast uspokoi膰 szefa, wywar艂a wr臋cz odmienny skutek.
- S膮dzisz, 偶e mia艂aby si臋 tym chwali膰, Luis? Pewnie uwa偶asz, 偶e powinna jeszcze nam p艂aci膰? To powiedz, dlaczego nasi klienci coraz cz臋艣ciej maj膮 pretensje o nieregularne dostawy! Rozprowadzamy narkotyki po ca艂ych Bahamach i w Meksyku, ale dostajemy tylko po艂ow臋 tego, co mogliby艣my za nie dosta膰! Dlaczego?
- Bo jak tylko odbiorcy zobacz膮 helikopter, zaraz uciekaj膮. Twierdz膮, 偶e spektakularne zrzuty Cuchillos 艣ci膮gaj膮 na siebie zbyt wiele uwagi, 偶e federales natychmiast obstawiaj膮 miejsce zrzutu i nie da si臋 odebra膰 towaru...
- I ty w to wierzysz? - spyta艂 Gachez. - Naprawd臋 uwa偶asz, 偶e Cuchillos s膮 zanadto brawurowi?
- To nie ja tak uwa偶am, szefie - odpar艂 cicho Cerredo. - Na pewno zachowuj膮 wystarczaj膮c膮 ostro偶no艣膰. Dok艂adnie przeanalizowali s艂abe punkty Ochrony Granic i 艣wietnie je wykorzystuj膮...
- A jak mieli post膮pi膰, wed艂ug ciebie? Przenie艣膰 miejsce zrzut贸w w g贸rzyste w膮wozy Meksyku? A mo偶e zabiera膰 transporty po pi臋膰dziesi膮t kilo? Uwa偶asz, 偶e tak powinno si臋 to odbywa膰?
- Uzgodnili艣my przecie偶, 偶e by艂oby nierozs膮dne ponownie wysy艂a膰 cuchillos prosto w rejon dzia艂ania tego specjalnego posterunku Ochrony Granic. Jedyn膮 metod膮 unikni臋cia otwartej wojny z nimi jest omija膰 nasze dotychczasowe miejsca zrzutu u wybrze偶y Florydy. Na razie transporty drog膮 morsk膮 i 艂adunki wysy艂amy do port贸w Kalifornii...
- Ale za tak膮 sam膮 ilo艣膰 towaru dostajemy po艂ow臋 zap艂aty, bo co drugi transport wpada w 艂apy celnik贸w! Musimy znale藕膰 jakie艣 pewniejsze szlaki przerzut贸w do Stan贸w Zjednoczonych. Tym bardziej, 偶e warto艣膰 ka偶dego 艂adunku jest teraz taka, jakby艣my transportowali czyste z艂oto. Mogliby艣my nawet za偶膮da膰 dwukrotnie wy偶szej ceny!
- Ja jednak uwa偶am, 偶e powinni艣my nadal dopracowywa膰 metody przerzutu innymi drogami i nie podejmowa膰 pr贸b ponownego uruchomienia dawnych tras lotniczych - wtr膮ci艂 jeden z odwa偶niejszych oficer贸w. - Moi ludzie kilkakrotnie pr贸bowali lata膰 na po艂udniow膮 Floryd臋 i zawsze zjawi艂 si臋 w ich pobli偶u patrolowiec Ochrony Granic. Bez przerwy odbierali艣my nadawane przez nich ostrze偶enia radiowe...
- Ale jako艣 nie mieli艣cie odwagi na dobre wypr贸bowa膰 ich linii obronnych? - sykn膮艂 Gachez. - Ani razu nie zignorowali艣cie tych ostrze偶e艅, 偶eby si臋 przekona膰, jak zareaguj膮?
Tamten spu艣ci艂 g艂ow臋.
- Nie... Woleli艣my si臋 trzyma膰 z dala od ameryka艅skich w贸d terytorialnych.
- Czemu? Przecie偶 wcze艣niej tak偶e nadawali ostrze偶enia przez radio.
- Ale teraz widzieli艣my ich... te specjalne maszyny, skrzy偶owanie samolotu z helikopterem. Kr臋ci艂y si臋 wok贸艂 nas jak muchy. One potrafi膮 niespodziewanie zawisn膮膰 w powietrzu, niczym 艣mig艂owiec, albo nagle zawr贸ci膰. Byli艣my przekonani, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej, natkniemy si臋 na samolot patrolowy, a na morzu pojawi si臋 kuter.
Gachez nie odpowiedzia艂. Zacz膮艂 chodzi膰 wzd艂u偶 d艂ugiego baru, wystukuj膮c nerwowo palcami jaki艣 rytm.
- Potrzebna nam nowa wtyczka w tej Agencji Ochrony Granic. Musimy dok艂adnie wiedzie膰, jak ci... „M艂ociarze" dzia艂aj膮, kto nimi dowodzi i jakie s膮 ich s艂abe punkty. Potrzebne nam dane techniczne owych maszyn bezza艂ogowych i nowego typu samolot贸w. Powinni艣my zna膰 liczb臋 maszyn, ich zasi臋g, mo偶liwo艣ci...
- Z tym nie b臋dzie wi臋kszego problemu - wtr膮ci艂 inny oficer. - Mo偶emy wys艂a膰 r贸wnocze艣nie kilka statk贸w i samolot贸w. Podejdziemy najbli偶ej, jak si臋 da, byle tylko nie otwierali jeszcze ognia, i tu偶 przed granic膮 ich w贸d terytorialnych zawr贸cimy...
- Cicho!
Gachez uni贸s艂 r臋k臋 i odwr贸ci艂 si臋 z powrotem w kierunku telewizora.
- To bardzo interesuj膮ce - m贸wi艂 prowadz膮cy dyskusj臋. - Jednym z waszych najwi臋kszych or臋downik贸w jest cz艂owiek, kt贸rego nie tak dawno aresztowali艣cie: Maxwell Van Nuys.
- Pan Van Nuys przekroczy艂 granic臋 Florydy, nie dope艂niwszy wszystkich formalno艣ci. Musia艂 zap艂aci膰 kar臋 w wysoko艣ci dwudziestu tysi臋cy dolar贸w, jego samolot zosta艂 skonfiskowany, a licencja pilota zawieszona na miesi膮c. Wzi臋li艣my pod uwag臋 niezwyk艂e okoliczno艣ci tego wypadku, powa偶n膮 awari臋 urz膮dze艅 elektrycznych na pok艂adzie samolotu oraz p贸藕niejsz膮 偶yczliw膮 wsp贸艂prac臋 pana Van Nuysa z Si艂ami Ochrony Granic.
- Wkr贸tce na forum parlamentu g艂osowany b臋dzie projekt utworzenia niezale偶nego departamentu ochrony granic. Czy zechce pani powiedzie膰 co艣 na ten temat?
- Nie. „M艂ociarze" s膮 jednostk膮 operacyjn膮 i powinni funkcjonowa膰 dalej bez wzgl臋du na decyzje administracyjne. Powinni艣my rozszerza膰 nasz膮 dzia艂alno艣膰...
- Macie go znale藕膰! - warkn膮艂 Gachez, odwracaj膮c si臋 w stron臋 swoich ludzi. - Chc臋 wiedzie膰 wszystko o tym Van Nuysie. By膰 mo偶e za jego po艣rednictwem zdo艂amy dotrze膰 do niej.
- Van Nuys to szycha, playboy z Florydy - odpar艂 Cerredo. - Czemu nie mieliby艣my od razu wzi膮膰 jej na muszk臋?
- Bo zajmuje zbyt wysokie stanowisko. Lepiej zyska膰 wp艂yw na ni膮 poprzez jej przyjaciela. Bierzcie si臋 do roboty. Poza tym musicie znale藕膰 s艂abe punkty tej stra偶y granicznej. Nie chce mi si臋 wierzy膰, 偶e naprawd臋 kontroluj膮 ca艂y po艂udniowo-wschodni rejon Stan贸w Zjednoczonych. Postarajcie si臋 znale藕膰 takie luki, kt贸re mogliby艣my wykorzysta膰. Chc臋 wiedzie膰 dok艂adnie, kiedy i na jakich podstawach ci z Ochrony Granic wkraczaj膮 do akcji, chc臋 mie膰 na nich niezawodn膮 bro艅...
- My艣li pan o tym, 偶eby spr贸bowa膰 odci膮gn膮膰 ich uwag臋?
- Nie obchodz膮 mnie szczeg贸艂y, chc臋 tylko znale藕膰 spos贸b. „M艂ociarze" wymierzaj膮 mandat w wysoko艣ci dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w i konfiskuj膮 samolot b膮d藕 kuter. Ja zap艂ac臋 o pi臋膰 tysi臋cy wi臋cej i kupi臋 nowy kuter ka偶demu, kto odwa偶y si臋 podj膮膰 ryzyko dotarcia do granicy.
Rozejrza艂 si臋, ale nie by艂o ch臋tnych. Dopiero po chwili kto艣 siedz膮cy w rogu sali podni贸s艂 r臋k臋. Przyw贸dca kartelu podszed艂 do ochotnika energicznym krokiem.
- Jak si臋 nazywasz?
- Carlos - odpar艂 nie znany mu m艂odzieniec. - Carlos Canseco.
- Ile masz lat, Carlos?
- Dziewi臋tna艣cie, se帽or Gachez.
- Dziewi臋tna艣cie...
Poklepa艂 ch艂opaka po policzku, a nast臋pnie obj膮艂 go ramieniem i wyprowadzi艂 na 艣rodek sali.
- Oto nasz bohater. Powinni艣cie si臋 wszyscy wstydzi膰, 偶e nie macie jego odwagi. Otrzyma ode mnie dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w i w艂asny dom. - Gachez obr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 ch艂opaka. - Bueno. Jutro wieczorem we Freeport na Bahamach b臋dzie na ciebie czeka艂 jacht motorowy z portoryka艅sk膮 rejestracj膮. Je艣li zdo艂asz dop艂yn膮膰 do brzegu, a jestem przekonany, 偶e tego dokonasz, dostaniesz ode mnie dodatkowo pi臋膰 tysi臋cy dolar贸w nagrody.
Mina Canseco wskazywa艂a, 偶e wprost p臋ka z dumy. Gdyby Gachez nosi艂 na r臋ku sygnet, z pewno艣ci膮 by ukl臋kn膮艂 i go uca艂owa艂.
Platforma „M艂ociarz Jeden"
Nast臋pnego ranka
Becker zasta艂 Hardcastle'a 艣pi膮cego z g艂ow膮 opart膮 na biurku.
- Dzie艅 dobry, admirale. Tak przypuszcza艂em, 偶e nawet si臋 pan nie po艂o偶y艂.
- Kt贸ra godzina? - zapyta艂 Hardcastle, rozmasowuj膮c sobie kark.
- Wp贸艂 do si贸dmej. Poranny helikopter wyl膮duje za minut臋. Zarezerwowa艂em ju偶 panu miejsce w kabinie na lot powrotny do bazy.
- Do diab艂a, Mike, za dwana艣cie godzin zn贸w obejmuj臋 s艂u偶b臋. Czemu mia艂bym wraca膰 na l膮d? - Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 okna i popatrzy艂 na niebo zaci膮gni臋te szarymi chmurami.
- Za艂atwi艂em, 偶e w najbli偶szym czasie, to znaczy w ci膮gu dw贸ch dni, nie b臋dzie pan mia艂 偶adnej s艂u偶by.
- Mi艂o mi, 偶e si臋 tak o mnie troszczysz, Mike. Ale ja nie mog臋...
- To ju偶 postanowione.
Hardcastle odwr贸ci艂 si臋 szybko i rzuci艂 okiem na trzyman膮 przez Beckera kart臋 urlopow膮.
- Kapitan „Jastrz臋bia" obieca艂, 偶e zaczeka na pana. Zbyt ci臋偶ko pan ostatnio pracowa艂, admirale. Ta sprawa z inspektor Geffar... Prosz臋 mi wybaczy膰, admirale, doszed艂em jednak do wniosku, 偶e nale偶y si臋 panu kr贸tki wypoczynek...
- Niech ci臋 diabli wezm膮, Becker. Nie potrzebuj臋 偶adnego... - Hardcastle urwa艂, przycisn膮艂 palcami k膮ciki oczu i przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po twarzy. - Dobra, w porz膮dku. Przyznaj臋, ostatnio jestem podenerwowany. Stale my艣l臋 o tym, 偶e powinni艣my robi膰 znacznie wi臋cej. Dlatego coraz d艂u偶ej zostaj臋 na platformie. A z drugiej strony im d艂u偶ej tu siedz臋, tym bardziej si臋 w艣ciekam z naszej bezsilno艣ci.
Becker skin膮艂 g艂ow膮.
- Wszystko wymaga czasu, admirale. Na pewno pan to rozumie. Sandra znakomicie sobie radzi jako dow贸dca oddzia艂u. Pan odpowiada tylko za organizacj臋 i uzbrojenie... Ale jak powiedzia艂 wiceprezydent, musicie dzia艂a膰 razem. Wszyscy wiedz膮, 偶e to pa艅ski projekt, Sandra podkre艣la to przy ka偶dej okazji. Nawet gdyby mnie tutaj nie by艂o...
Hardcastle u艣miechn膮艂 si臋 i powstrzyma艂 Beckera uniesion膮 d艂oni膮.
- B臋d臋 czeka艂 na pana na l膮dowisku - doda艂 tamten. - Jestem pewien, 偶e Daniel ucieszy si臋 ze spotkania z ojcem.
- Dzi臋ki, przyjacielu. Zaraz si臋 przygotuj臋.
By艂a sobota i Hardcastle postanowi艂 skrz臋tnie to wykorzysta膰.
Dru偶yna koszyk贸wki Uniwersytetu w Miami przyj臋艂a go jak honorowego go艣cia, zosta艂 zaproszony na wsp贸lne 艣niadanie przed pierwszym meczem w tym sezonie. Co prawda Daniel, jako nowicjusz, mia艂 siedzie膰 na 艂awce rezerwowych, lecz trener nie ukrywa艂, 偶e liczy na jego pomoc w chwilach trudnych dla zespo艂u.
Hardcastle za艂o偶y艂 ciep艂y dres oraz tenis贸wki i pobieg艂 razem z zawodnikami na pi臋ciokilometrowa tras臋, p贸藕niej za艣 zademonstrowa艂 koszykarzom kilka element贸w rozgrzewki wojskowej. Wraz z trenerami obserwowa艂 膰wiczenia techniczne, a w ko艅cu zosta艂 zaproszony na 艂awk臋 podczas trwania meczu z reprezentacj膮 Uniwersytetu Georgii.
Daniel wszed艂 na parkiet w drugiej po艂owie, zaraz po tym, jak drugi 艣rodkowy „Huraganu" dozna艂 drobnej kontuzji. Spisa艂 si臋 ca艂kiem nie藕le. Doskonale wychodzi艂 na pozycj臋 przy linii, a raz nawet popisa艂 si臋 widowiskowym rzutem z p贸艂obrotu. Pod koniec meczu zosta艂 jednak zast膮piony przez bardziej do艣wiadczonego zawodnika. Obserwuj膮c mecz Hardcastle nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰, 偶e jego syn jest ju偶 prawie doros艂ym cz艂owiekiem.
Przy obiedzie rozmawiali ze sob膮 jak starzy przyjaciele lub bracia, a nie jak ojciec z synem. Daniel opowiada艂 z dum膮 o reakcji koleg贸w na wiadomo艣膰 o tym, 偶e jest synem projektodawcy i tymczasowego dow贸dcy „M艂ociarzy". Wreszcie przy kawie ch艂opak zdoby艂 si臋 na odwag臋 i zapyta艂 ojca, czy mogliby si臋 razem wybra膰 nad zatok臋 Biscayne, poniewa偶 marzy o tym, aby obejrze膰 „Morskiego Lwa". Hardcastle przysta艂 na to z rado艣ci膮.
- On jest... niewiarygodny! - oznajmi艂 Daniel, chodz膮c wok贸艂 maszyny stoj膮cej w hangarze obok nowego budynku dow贸dztwa „M艂ociarzy". Ten „Lew Morski", stacjonuj膮cy w Alladin City, by艂 samolotem rezerwowym, gotowym do startu w sytuacji alarmowej: mia艂 zamontowane dodatkowe zbiorniki paliwa i by艂 uzbrojony w ci臋偶ki karabin maszynowy oraz wyrzutni臋 z sze艣cioma pociskami samonaprowadzaj膮cymi typu Stinger. - Jak膮 pr臋dko艣膰 rozwija?
- Oko艂o dwustu pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w w locie poziomym - odrzek艂 admira艂 - i do stu w臋z艂贸w, kiedy lata jak helikopter. Podejrzewam, 偶e w obu wypadkach ma jeszcze jakie艣 czterdzie艣ci w臋z艂贸w rezerwy.
Daniel zanurkowa艂 pod dziobem maszyny i wskazuj膮c wystaj膮ce elementy oprzyrz膮dowania, spyta艂:
- To chyba obiektyw FLIR, zgadza si臋? To kamera podczerwona, a to automatyczny nadajnik sygna艂u identyfikacyjnego... A ta kopu艂ka? To radar?
- Tak, wielofunkcyjny model APG-176 - wyja艣ni艂 Hardcastle. - Wychwytuje obiekty na morzu i w powietrzu, mo偶e by膰 te偶 wykorzystany do cel贸w kartograficznych i nawigacyjnych. Wyobra藕 sobie, 偶e daje wyra藕ne echo nawet linii wysokiego napi臋cia, chmar ptactwa, a nawet cyklon贸w i front贸w burzowych. Uzbrojenie jest sterowane sprz臋偶onym systemem TADS/PNVS, co oznacza automatyczne naprowadzanie na cel - sprz臋rzone z komputerem nawigacyjnym do nocnych lot贸w. To dok艂adnie takie samo wyposa偶enie, jakie stosuje si臋 w 艣mig艂owcach szturmowych typu Apache.
- Jasne - mrukn膮艂 Daniel, zatrzymuj膮c si臋 przy os艂onie przedzia艂u mieszcz膮cego ci臋偶ki karabin maszynowy, kt贸ra z zewn膮trz wygl膮da艂a jak male艅ki bia艂y wieloryb przyklejony do brzucha matki. - Naprawd臋 macie zamiar strzela膰 do tych 艂obuz贸w, prawda?
Hardcastle nie odpowiedzia艂. Po chwili Daniel spojrza艂 na niego z powa偶n膮 min膮.
- Zestrzelili艣cie ju偶 kt贸rego艣?
- Nie.
- Ale zrobicie to? Je艣li z艂apiecie kogo艣 na nielegalnym przekraczaniu...
Nie zd膮偶y艂 doko艅czy膰 pytania. Przerwa艂 mu ryk syren alarmowych, przed wrotami hangaru zapali艂y si臋 reflektory. Hardcastle ruszy艂 pospiesznie w kierunku centrali dowodzenia, a tymczasem do 艣rodka zacz臋li wchodzi膰 ludzie w kombinezonach lotniczych.
- Wcale nie wygl膮da na to, 偶eby si臋 spieszyli - mrukn膮艂 Daniel, kt贸ry widocznie spodziewa艂 si臋 gor膮czkowej krz膮taniny.
- To tylko za艂oga rezerwowa, trzeciego rzutu. Je偶eli wszystkie bezza艂ogowce i „Lwy Morskie" stacjonuj膮ce na platformie s膮 zaj臋te, w pierwszej kolejno艣ci startuj膮 makiety z Marathonu i maszyny z bazy w Homestead. Dopiero gdy tego nie wystarcza, og艂asza si臋 alarm dla tutejszej za艂ogi.
Zbli偶y艂 si臋 z prawej strony do dziobu.
- Co si臋 dzieje, Adam? - zawo艂a艂.
Pilot samolotu, Adam Fontaine, siedzia艂 ju偶 w fotelu i uruchamia艂 obwody elektryczne.
- „Karabal" namierzy艂 kuter z Bimini, kt贸ry p艂ynie bardzo szybko, kieruj膮c si臋 na p贸艂noc od Fort Lauderdale. Nie wypu艣cili bezza艂ogowca z „M艂ociarza Jeden", bo to podobno za daleko, a oni nie s膮 pewni 艂膮czno艣ci radiowej. Dlatego dostali艣my rozkaz startu. Mamy o wiele bli偶ej, ni偶 jakakolwiek maszyna z Marathonu czy z Homestead.
- Kuter p艂ynie w stron臋 punktu kontrolnego?
- Nie. Podobno grzecznie trzyma艂 si臋 korytarza, zreszt膮 mi臋dzy Alice Town i Fort Lauderdale trudno si臋 znale藕膰 poza jego granicami, ale teraz skr臋ci艂. Wed艂ug „Procy" ma zamiar nielegalnie przekroczy膰 granic臋.
- S艂u偶by Celne tak偶e nic o nim nie wiedz膮?
- Nie, w艂a艣nie dlatego og艂oszono alarm. Sprawdzali go w Alice Town, ale ju偶 po wyj艣ciu 艂odzi z portu stwierdzili, 偶e numery rejestracyjne nie zgadzaj膮 si臋 z typem kutra i numerem silnika.
- Dok膮d p艂ynie?
- Diabli wiedz膮. Wygl膮da na to, 偶e postanowi艂 p艂yn膮膰 wzd艂u偶 brzegu, ale nie da艂bym g艂owy, czy wkr贸tce gdzie艣 si臋 nie schowa Wszystko wskazuje na to, 偶e mamy do czynienia z niezbyt przemy艣lan膮 pr贸b膮 przemytu.
Hardcastle skrzywi艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Powinni艣my go ju偶 dawno mie膰. Ciekawe, co si臋 tam sta艂o, na platformie.
- Mo偶e Geffar po prostu chce zostawi膰 faceta celnikom - odpar艂 Fontaine. - Dosz艂a do wniosku, 偶e nie warto robi膰 ob艂awy na tak膮 p艂otk臋...
- Nie wierz臋. Przecie偶 naczelnym zadaniem „M艂ociarzy" jest w艂a艣nie nie dopu艣ci膰, by nawet ma艂a 艂贸dka bezkarnie wp艂yn臋艂a na nasze wody. Je艣li nie przechwycimy go zawczasu, na l膮dzie trzeba b臋dzie zorganizowa膰 ca艂膮 ob艂aw臋, a kto za to zap艂aci? - Zamy艣li艂 si臋 na chwil臋, przygryzaj膮c wargi. - Kto kieruje akcj膮?
- Geffar z centrum dowodzenia na platformie, ale bezpo艣rednio przy konsoli dy偶uruje chyba Annette Fields.
Dawna kierowniczka stanowego oddzia艂u Agencji do Walki z Narkotykami jako jedna z pierwszych zaci膮gn臋艂a si臋 do nowo powstaj膮cych „M艂ociarzy". Ze wzgl臋du na jej umiej臋tno艣ci i do艣wiadczenie w kierowaniu ob艂awami na handlarzy do艣膰 szybko awansowano j膮 na oficera wachtowego w za艂odze platformy. By艂a tak偶e brana pod uwag臋 przy rozpatrywaniu kandydat贸w na stanowisko zast臋pcy dow贸dcy szykowanej jeszcze platformy „M艂ociarz Dwa".
Hardcastle r臋k膮 da艂 znak pilotowi, wskoczy艂 na pok艂ad i po chwili siedzia艂 ju偶 w jego fotelu, wsuwaj膮c s艂uchawki na g艂ow臋.
- „Rekin", tu „Bravo". Jak mnie s艂yszysz?
- „Bravo", tu „Rekin" - odpowiedzia艂 natychmiast technik 艂膮czno艣ci z pok艂adu „M艂ociarza Jeden". - Bez zak艂贸ce艅. Zaczekaj na „Kociaka".
Po chwili w s艂uchawkach faktycznie rozbrzmia艂 g艂os Annette.
- „Bravo", tu „Kociak". Jak si臋 masz, „Tygrysie"? Zn贸w siedzisz w centrali?
- Jestem na pok艂adzie „Rekina Dwa Trzy". Chcia艂bym pozna膰 szczeg贸艂y tej akcji przeciwko 艂odzi zmierzaj膮cej na p贸艂noc. Nie macie u siebie 偶adnej maszyny gotowej do startu?
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Nie bardzo, „Tygrysie". Obiekt jest ju偶 poza granic膮 zasi臋gu nadajnik贸w steruj膮cych „Platobala", a na pok艂adzie mamy tylko jednego Viktora Dwa Dwa, drugi wystartowa艂 do porannego patrolu. „Alfa" poleci艂a zatrzyma膰 go tutaj na wypadek, gdyby pojawi艂 si臋 jaki艣 obiekt powietrzny, a 艂贸d藕 przekaza膰 celnikom. Wyszed艂 ju偶 SES z Fort Lauderdale, o kodzie „Pi臋膰 Jeden", i podj膮艂 akcj臋 przechwycenia 艂odzi. Czas zbli偶enia: dwadzie艣cia minut.
- Dwadzie艣cia minut? - mrukn膮艂 Hardcastle pod nosem. - To znaczy, 偶e nie przechwyci jej za godzin臋. Przecie偶 jeste艣my w艂a艣nie po to, by zatrzymywa膰 tych sukinsyn贸w przed dotarciem do granicy, a nie po jej przekroczeniu!
Wcisn膮艂 w艂膮cznik mikrofonu i rzuci艂:
- „Rekin", startujemy „Dwa Trzy" i ruszamy jego 艣ladem.
- Zrozumia艂am - odpar艂a Fields. - Sam masz zamiar tym pokierowa膰, „Tygrysie"?
- Nie, poleci tutejsza za艂oga alarmowa.
- Panie admirale... Nie mamy wprawy w przechwytywaniu obiekt贸w p艂ywaj膮cych noc膮... - zaprotestowa艂 Fontaine.
- Jak to? Przecie偶 mieli艣cie normalne szkolenie...
- Zosta艂em przyj臋ty z pi膮tym stopniem specjalizacji - odpar艂 tamten - teraz mam jedenasty, ale tego typu akcja wymaga pi臋tnastki.
Hardcastle uni贸s艂 oczy do nieba.
- To jakim sposobem, do diab艂a, znalaz艂e艣 si臋 na li艣cie pilot贸w pe艂ni膮cych nocn膮 s艂u偶b臋? - rzuci艂 i nagle przypomniawszy sobie o obecno艣ci syna, doda艂 艂agodniejszym tonem: - Dlaczego wyznaczono ci臋 do za艂ogi alarmowej, skoro nie masz wprawy w nocnych patrolach?
- Z powodu trudno艣ci obiektywnych, wyj膮tkowej sytuacji i jotpeeru - mrukn膮艂 Fontaine.
- Czego?
- Jotpeeru. By艂em jedyny pod r臋k膮 - wyja艣ni艂 pilot, lecz Hardcastle nawet si臋 nie u艣miechn膮艂. - Panie admirale, to dow贸dca wyznaczy艂 mnie do tej zmiany, a ona doskonale wie, co potrafi臋.
- No c贸偶, w takim razie b臋dziesz mia艂 okazj臋 po膰wiczy膰 przechwytywanie noc膮 - odpar艂 Hardcastle przez zaci艣ni臋te z臋by. - Mam zamiar dopa艣膰 intruza, zanim zbli偶y si臋 na pi臋膰 kilometr贸w do brzegu. Prosz臋 wytoczy膰 samolot z hangaru i przygotowa膰 do startu. - Wyjrza艂 przez okno na stoj膮cego przy dziobie maszyny Daniela. - Je艣li si臋 nie boisz, mo偶esz polecie膰 z nami.
Ch艂opak zrobi艂 zdziwion膮 min臋, ale jeszcze bardziej zaskoczony by艂 Fontaine.
- Nie s膮dz臋, panie admirale, 偶eby to by艂 dobry pomys艂...
Hardcastle strzeli艂 palcami.
- Skoro mo偶na zabiera膰 na pok艂ad „Lwa Morskiego" ekipy telewizyjne, dziennikarzy i wp艂ywowych polityk贸w...
- Ale nie na prawdziw膮 akcj臋 przechwytywania, do tego noc膮...
Admira艂 jakby go nie s艂ysza艂.
- Dajcie mu kamizelk臋 kuloodporn膮 oraz ratunkow膮 i bierzcie si臋 do roboty. Ja dope艂ni臋 wszelkich formalno艣ci i wypisz臋 rozkaz startu.
Hardcastle wyskoczy艂 z samolotu i pobieg艂 w stron臋 budynku dow贸dztwa, 偶eby si臋 przebra膰 w kombinezon i podpisa膰 papiery. Tymczasem kierowana przez pilota za艂oga doczepi艂a hol w贸zka elektrycznego i zacz臋艂a wyci膮ga膰 V-22 z hangaru.
Kiedy admira艂 wr贸ci艂, zasta艂 syna w kamizelce, siedz膮cego w pierwszym foteliku przy prawej burcie, tu偶 za miejscem pilota. Hardcastle, kt贸ry zaj膮艂 fotel po lewej stronie, nie musia艂 nawet specjalnie odwraca膰 g艂owy, 偶eby widzie膰 Daniela. Ch艂opak, cho膰 przypi臋ty pasami do siedzenia z cienkiej blachy, mia艂 swobod臋 ruch贸w, tak 偶e bez trudu m贸g艂 wygl膮da膰 przez niewielkie prostok膮tne okienko. Mocno, niemal atletycznie zbudowany, w ci臋偶kiej i grubej kamizelce kuloodpornej, pomara艅czowym sztormiaku „M艂ociarzy", dwucz臋艣ciowej, pneumatycznie nadmuchiwanej kamizelce ratunkowej oraz lotniczym he艂mofonie z odchylanym na czo艂o noktowizorem, sprawia艂 wra偶enie giganta.
- W porz膮dku? - zawo艂a艂 do niego Hardcastle, kiedy zawy艂 silnik elektryczny.
Daniel bez s艂owa pokaza艂 mu wyci膮gni臋ty w g贸r臋 kciuk.
Ze swego miejsca ch艂opak mia艂 znakomity widok. Z podziwem obserwowa艂, jak gigantyczne skrzyd艂o V-22 powoli si臋 obraca, a偶 wreszcie mechanizm blokuj膮cy z trzaskiem zamocowa艂 je we w艂a艣ciwym po艂o偶eniu. Po chwili gondole silnik贸w obr贸ci艂y si臋 do pionu, a d艂ugie p艂aty wirnik贸w unios艂y, niejako odtwarzaj膮c niezwyk艂e 艣mig艂a samolotu. Mia艂 wra偶enie, 偶e obserwuje zadziwiaj膮c膮 metamorfoz臋 jednej z tak popularnych ostatnio mechanicznych zabawek dla dzieci. Nie min臋艂y nawet trzy minuty, kiedy silniki zosta艂y uruchomione i obr贸cone do poziomu. Samolot by艂 got贸w do startu.
W bazie „M艂ociarzy" w Alladin City wybudowano pas startowy d艂ugo艣ci p贸艂tora kilometra, lecz „Morski Lew" potrzebowa艂 zaledwie kr贸tkiego odcinka, by unie艣膰 si臋 w powietrze. Fontaine wystartowa艂 jak stary wyga, niemniej Hardcastle bez przerwy udziela艂 mu r贸偶nych poucze艅. Ju偶 po chwili gondole obr贸ci艂y si臋 nieco w g贸r臋, klapy zosta艂y wysuni臋te, a silniki zacz臋艂y pracowa膰 pe艂n膮 moc膮. Daniel odni贸s艂 wra偶enie, 偶e przetoczyli si臋 zaledwie kilkadziesi膮t metr贸w po pasie, a ju偶 si艂a wyskoku w powietrze wcisn臋艂a go w g艂膮b fotela. Spogl膮da艂 przez okno, nie mog膮c si臋 nadziwi膰, jak b艂yskawicznie ta maszyna nabiera szybko艣ci. Gondole silnik贸w wr贸ci艂y do pozycji poziomej, klapy zosta艂y wsuni臋te i V-22 pomkn膮艂 w ciemno艣ciach ku wschodnim wybrze偶om Florydy.
- „Rekin", tu „Dwa Trzy". Jeste艣my w powietrzu, na pu艂apie o艣miuset metr贸w, wznosz膮c si臋 docelowo na tysi膮c dwie艣cie.
- „Dwa Trzy", tu „Rekin". Mamy was na radarze - potwierdzi艂 kontroler z platformy „M艂ociarz Jeden". - Niezidentyfikowany obiekt macie na dwunastej, w odleg艂o艣ci sze艣膰dziesi臋ciu pi臋ciu kilometr贸w. Porusza si臋 z pr臋dko艣ci膮 oko艂o dwudziestu o艣miu w臋z艂贸w, przyspieszaj膮c chwilami nawet do trzydziestu trzech. Czas kontaktu wzrokowego: osiem minut.
- Pr贸bowali艣cie wywo艂ywa膰 go przez radio?
- Tak, „Dwa Trzy". Nie odpowiada na 偶adnym pa艣mie.
- Nie藕le, ten kr贸liczek wyci膮ga oko艂o trzydziestu w臋z艂贸w - mrukn膮艂 Hardcastle przez interfon - nale偶y zatem s膮dzi膰, 偶e nie ma 偶adnej awarii na pok艂adzie. Ewidentnie pr贸buje si臋 przemkn膮膰. - Zerkn膮艂 przez rami臋 na przedzia艂 towarowy V-22 i rozkaza艂: - Do wyrzutni z prawej burty za艂adujcie flary ostrzegawcze.
Pochwyci艂 spojrzenie Daniela, w kt贸rym opr贸cz ekscytacji tli艂a si臋 te偶 iskierka strachu. Ch艂opak wykr臋ci艂 g艂ow臋 do ty艂u i patrzy艂 z podziwem na wyrzutni臋 pocisk贸w, kt贸ra zosta艂a wci膮gni臋ta do 艣rodka, a inspektorzy pospiesznie wymieniali trzy spo艣r贸d sze艣ciu pocisk贸w typu Stinger na podobne, r贸wnie偶 maj膮ce ponad metr d艂ugo艣ci, lecz oznakowane 偶贸艂tymi pasami. Zdj臋te rakiety mia艂y na korpusie wielki, czerwony, fluorescencyjny napis: FIM-93 RMP. UWAGA. SILNY MATERIA艁 WYBUCHOWY. Zupe艂nie jak w reporta偶u z wojny wietnamskiej, pomy艣la艂; tylko 偶e teraz mog臋 ogl膮da膰 wszystko na w艂asne oczy.
Admira艂 opu艣ci艂 znad czo艂a ekranik skanera podczerwieni i w艂膮czy艂 urz膮dzenie.
- Przechwytywanie w warunkach nocnych - wyja艣nia艂 pilotowi - niewiele si臋 r贸偶ni od nocnych akcji ratowniczych lub poszukiwawczych. Drugi pilot musi si臋 zaj膮膰 skanerem podczerwieni i obs艂ug膮 radiostacji do czasu, a偶 znajdziecie si臋 par臋 kilometr贸w od celu. Warto w贸wczas kilkakrotnie prze艂膮cza膰 ekran z obrazu normalnego na podczerwony, 偶eby zyska膰 lepsz膮 orientacj臋. Z odleg艂o艣ci stu metr贸w mo偶na zacz膮膰 dawa膰 sygna艂y 艣wietlne. Musisz pami臋ta膰 tylko o jednej rzeczy: skupiaj膮c si臋 na obserwacji celu nie wolno ci zapomnie膰 o pilotowaniu maszyny. Nie jeste艣 sam, wykorzystuj za艂og臋. Je艣li ci si臋 zdarzy, 偶e wyt臋偶aj膮c wzrok zaczniesz traci膰 poczucie kierunk贸w, natychmiast wejd藕 na bezpieczny pu艂ap i spr贸buj jak najszybciej si臋 opanowa膰.
- Chyba podstawow膮 r贸偶nic膮 jest konieczno艣膰 sterowania broni膮? - zapyta艂 Fontaine.
- Kierujesz broni膮 dok艂adnie tak samo, jak pozosta艂ymi instrumentami czujnikowymi. Zaraz naprowadz臋 karabin i wyrzutni臋 na cel. Uwa偶aj.
Hardcastle otworzy艂 pokryw臋 luku na prawej burcie i w艂膮czy艂 mechanizm wysuwaj膮cy wyrzutni臋, a pilot nasun膮艂 sobie przed oczy ekranik podczerwony. Po艣rodku czarnego t艂a usianego zielonkawymi iskierkami rozb艂ysk贸w ujrza艂 paj臋cze nitki celownika. Przy ka偶dym poruszeniu g艂ow膮 obraz na ekranie wyra藕nie si臋 zmienia艂, ale skrzy偶owane kreski nieodmiennie po艂yskiwa艂y w samym centrum pola widzenia. Kiedy jednak obr贸ci艂 g艂ow臋 mocniej w lewo i popatrzy艂 na dzi贸b samolotu, celownik znikn膮艂 z ekranu.
- Wyszed艂e艣 poza granic臋 pola ostrza艂u - powiedzia艂 Hardcastle. - Komputer nie pozwoli ci odpali膰 rakiety prosto przed dzi贸b maszyny, nawet gdyby艣 po艂o偶y艂 samolot w ciasny zakr臋t. Naprowadzanie elektroniczne w ka偶dej sytuacji uwzgl臋dnia pu艂ap oraz szybko艣膰 „Morskiego Lwa", ale im bardziej poziomy lot i stabilna pr臋dko艣膰, tym wi臋ksza jest niezawodno艣膰 komputerowego celownika. Teraz prze艂膮cz臋 ci臋 tylko na wyrzutni臋 rakiet. - Admira艂 w艂膮czy艂 elektryczny bezpiecznik karabinu maszynowego i natychmiast w miejscu klasycznego celownika na ekranie pojawi艂 si臋 艣wiec膮cy na 偶贸艂to okr膮g, przedstawiaj膮cy zasi臋g sto偶ka podczerwonych czujnik贸w naprowadzaj膮cych rakiety. - Ten celownik jest nieruchomy, tote偶 pos艂uguj膮c si臋 wyrzutni膮 musisz tak nakierowa膰 samolot, aby cel znalaz艂 si臋 wewn膮trz okr臋gu. P贸藕niej wystarczy jedynie uaktywni膰 wyrzutni臋 przyciskiem na dr膮偶ku sterowym. Ca艂a reszta, to znaczy zap艂on rakiety i w艂膮czenie uk艂adu samonaprowadzania, odbywa si臋 samoczynnie. Po znalezieniu przez czujniki celu, 偶贸艂ty okr膮g w wizjerze zmieni si臋 na zielony, migaj膮cy, a jednocze艣nie w s艂uchawkach rozlegnie si臋 sygna艂 ostrzegawczy. Trzeba jeszcze pami臋ta膰 o tym, by po odpaleniu zmieni膰 kurs. Dlatego po namierzeniu celu musisz si臋 upewni膰, 偶e masz dok膮d uciec, a zwykle skr臋ca si臋 w lewo, ale nie jest to 偶adn膮 regu艂膮. Potem wystarczy ods艂oni膰 guzik spustowy i odpali膰 rakiet臋.
- „Dwa Trzy", jeste艣cie w odleg艂o艣ci dwudziestu pi臋ciu kilometr贸w od celu - oznajmi艂 przez radio operator z platformy. - Powinni艣cie wiedzie膰, 偶e wci膮偶 prowadzi was radar z „Platobala", a na granicy zasi臋gu wskazania z „Karabala" mog膮 si臋 nieco r贸偶ni膰.
Hardcastle przypomnia艂 sobie, 偶e Geffar rozkaza艂a ograniczy膰 pole manewrowania „Podniebnym Lwem" z powodu zak艂贸ce艅 sygna艂贸w radiowych w pobli偶u granicy zasi臋gu radar贸w aerostatu. Widocznie przy du偶ych odleg艂o艣ciach i te urz膮dzenia by艂y zawodne. Opu艣ci艂 z powrotem sw贸j wizjer FLIR i zacz膮艂 przeczesywa膰 wzrokiem powierzchni臋 morza pod dziobem samolotu, usi艂uj膮c wypatrzy膰 nieco ja艣niejszy ognik, kt贸rym powinna si臋 okaza膰 艣cigana 艂贸d藕.
Platforma „M艂ociarz Jeden"
Interkom w kabinie Geffar by艂 wy艂膮czony, lecz obudzi艂y j膮 odg艂osy krz膮taniny i d藕wi臋ki p艂yn膮ce z g艂o艣nik贸w w korytarzu. Usiad艂a w 艂贸偶ku i natychmiast popatrzy艂a na monitor, przekazuj膮cy ten sam obraz, co g艂贸wny ekran w centrum dowodzenia. Przypomnia艂a sobie jednak, 偶e wy艂膮czy艂a go k艂ad膮c si臋 spa膰. Mrucz膮c pod nosem przekle艅stwa, w艂膮czy艂a odbiornik i nala艂a sobie szklank臋 wody z karafki.
Przetar艂a zm臋czone oczy i spojrza艂a na ekran. Obraz radarowy ukazywa艂 zarys linii brzegowej wzd艂u偶 lewej kraw臋dzi monitora. Obok dw贸ch jaskrawo 艣wiec膮cych punkt贸w widnia艂y okna z kodami identyfikacyjnymi, tote偶 bez trudu rozszyfrowa艂a, co to za jednostki „M艂ociarzy": „Dwa Trzy" oznacza艂o alarmowy samolot V-22 stacjonuj膮cy w Alladin City, natomiast „Pi臋膰 Jeden" to trzydziestometrowy kuter patrolowy z portu w Fort Lauderdale. Komputer naprowadzaj膮cy zaznaczy艂 przerywan膮 lini膮 obszar, do kt贸rego zmierza艂y obie jednostki, ale by艂 on pusty - nie ukaza艂o si臋 echo niezidentyfikowanego obiektu, nie wy艣wietli艂o si臋 okno zawieraj膮ce dane dotycz膮ce kursu i szybko艣ci intruza.
Podesz艂a do biurka i wcisn臋艂a klawisz interkomu.
- Annette, co si臋 dzieje?
- Jeste艣my w trakcie akcji przechwytywania nieznanej jednostki p艂ywaj膮cej - odpar艂a Fields z centrum dowodzenia. - To szybko poruszaj膮ca si臋 艂贸d藕 motorowa z Bimini, kt贸ra nielegalnie wtargn臋艂a na nasze wody terytorialne i pr贸buje dobi膰 do brzegu. Po艣cig podj臋艂y V-22 oraz SES.
- Nie ma zezwolenia S艂u偶b Celnych?
- W艂a艣nie otrzymali艣my wiadomo艣膰, 偶e pos艂uguje si臋 fa艂szyw膮 rejestracj膮.
- Kiedy nakaza艂a艣 start „Lwa Morskiego"?
- To nie nasza maszyna. Admira艂 zarz膮dzi艂...
- Hardcastle? Gdzie on jest? W dow贸dztwie? - Geffar zacisn臋艂a powieki. No tak, powinnam si臋 by艂a domy艣li膰, stwierdzi艂a.
- Nie, na pok艂adzie „Lwa".
Oczywi艣cie, pomy艣la艂a Geffar.
- Zaraz tam b臋d臋 - rzuci艂a i przerwa艂a po艂膮czenie.
Na pok艂adzie samolotu V-22 „Lew Morski"
- „Dwa Trzy", zgodnie z interpolacj膮 komputerow膮 powinni艣cie go mie膰 pi臋膰 kilometr贸w przed sob膮 - poinformowa艂 przez radio technik z platformy. - „Karabal" jeszcze go nie namierzy艂.
Tylko pi臋膰 kilometr贸w... Kuter zdolny rozwin膮膰 tak du偶膮 szybko艣膰 powinien by膰 ju偶 doskonale widoczny na ekranie podczerwieni, pomy艣la艂 Hardcastle. Kilkakrotnie ju偶 kierowa艂 Fontaine'a w stron臋 domniemanego celu, lecz rozb艂ysk na ekranie albo szybko gin膮艂, albo okazywa艂 si臋 czym艣 innym - to sun膮cym na p贸艂noc wielorybem, to plam膮 ropy, to zn贸w kup膮 艣mieci wyrzuconych niedawno z jakiego艣 statku.
- „Dwa Trzy", tu „Alfa" - odezwa艂 si臋 w s艂uchawkach znajomy g艂os.
- S艂ucham ci臋, „Alfa".
- Ciesz臋 si臋, 偶e zn贸w jeste艣 w powietrzu, „Bravo" - powiedzia艂a Geffar. - Postanowi艂e艣 skr贸ci膰 sw贸j urlop?
- Pr贸buj臋 po艂膮czy膰 szkolenie za艂ogi z akcj膮 prawdziwego przechwytywania - odpar艂 Hardcastle, kt贸rego uwadze nie usz艂a szczypta ironii w g艂osie Sandry. - Wkr贸tce powinni艣my mie膰 jeszcze jedn膮, pe艂nowarto艣ciow膮 za艂og臋.
- Odszukajcie tylko t臋 艂贸d藕 i naprowad藕cie na ni膮 SES, patrol za艂atwi reszt臋. Prowadzimy przecie偶 program szkoleniowy, nie widz臋 potrzeby uzupe艂niania go o autentyczn膮 akcj臋. Dlatego nakierujcie kuter i wracajcie do domu.
- Zrozumia艂em, „Alfa". Powinni艣my go mie膰 lada moment.
Geffar by艂a zdumiona. Zachowanie Hardcastle'a wskazywa艂o, 偶e admira艂 wcale nie chce przyj艣膰 jej z pomoc膮 lecz raczej rzuca wyzwanie. Zamierza przecie偶 wykona膰 akcj臋 przechwytywania, maj膮c zupe艂nie nieprzygotowan膮 za艂og臋.
Zastanawia艂a si臋, czy nie wyda膰 mu rozkazu natychmiastowego powrotu. Oceni艂a jednak, 偶e nie jest to odpowiednia pora na k艂贸tnie, tym bardziej prowadzone drog膮 radiow膮. Samolot znajdowa艂 si臋 pi臋膰 kilometr贸w od obiektu, na pewno lecia艂 nisko, a za艂oga by艂a zdenerwowana udzia艂em w prawdziwej akcji. Poza tym zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e Hardcastle tak 艂atwo nie zrezygnuje. By艂 do艣wiadczonym pilotem, a w dodatku bardzo lubi艂 trzyma膰 r臋k臋 na pulsie. Z pewno艣ci膮 potraktowa艂 ten patrol jako swoj膮 akcj臋.
W odleg艂o艣ci dw贸ch kilometr贸w od celu Fontaine zredukowa艂 szybko艣膰 do stu w臋z艂贸w i ustawi艂 gondole silnik贸w pod k膮tem 20 stopni od pionu. Kiedy znale藕li si臋 bardzo blisko miejsca - kt贸re na podstawie ostatnio zaobserwowanego kursu i pr臋dko艣ci obiektu komputer wskazywa艂 jako obecn膮 pozycj臋 celu - zwolni艂 jeszcze bardziej i ustawi艂 silniki niemal w pionie, daj膮c Hardcastle'owi sposobno艣膰 zaobserwowania intruza.
- Nie widz臋 go - mrukn膮艂 admira艂. - Do cholery! Powinni艣my mie膰 t臋 艂贸d藕 prosto przed dziobem!
- To musi by膰 sprytny facet - odpar艂 Fontaine. - Inni na jego miejscu ju偶 dawno skierowaliby si臋 prosto do brzegu. A ten dalej bawi si臋 z nami w kotka i myszk臋, i na razie jest g贸r膮.
Samolot lec膮cy z w艂膮czonymi 艣wiat艂ami pozycyjnymi ju偶 z daleka by艂 doskonale widoczny. Kiedy zbli偶y艂 si臋 na odleg艂o艣膰 kilometra, Carlos Canseco skr臋ci艂 gwa艂townie w lewo, obieraj膮c kurs prostopad艂y do trasy patrolu. Kilkaset metr贸w dalej skr臋ci艂 ponownie, ustawi艂 jacht dziobem do zbli偶aj膮cej si臋 maszyny i prze艂膮czy艂 silnik na ja艂owe obroty. Dobrze wiedzia艂, 偶e samoloty patrolowe s膮 silnie uzbrojone, tote偶 艣ci艣le zastosowa艂 si臋 do rad starszych koleg贸w: chowaj rozgrzany silnik przed obiektywami czujnik贸w podczerwieni, ci膮gle zmieniaj kurs i stawaj w dryf, kiedy znajdziesz si臋 blisko patrolu. Tylko w ten spos贸b m贸g艂 si臋 skry膰 w ciemno艣ciach. Kiedy jacht motorowy typu „Cigarette" zacz膮艂 spokojnie ko艂ysa膰 si臋 na falach, Canseco dodatkowo zakry艂 grubym kocem przedni膮 szyb臋 ster贸wki, 偶eby na zewn膮trz nie przedosta艂 si臋 nawet jeden odblask 艣wiat艂a.
Towarzysz膮cy mu m臋偶czyzna - wynaj臋ty Portoryka艅czyk - uni贸s艂 karabin maszynowy AK-47 z wielkim magazynkiem mieszcz膮cym pi臋膰dziesi膮t naboj贸w i rzek艂 cicho:
- S膮dz膮c po odg艂osach, to chyba du偶y samolot. Powinien si臋 wystawi膰 na strza艂 jak kaczka...
- Twoim zadaniem nie jest strzelanie do samolot贸w - sykn膮艂 Canseco. - Zabra艂em ci臋 tylko dlatego, 偶e znasz angielski i p艂ywa艂e艣 po tych wodach. B膮d藕 przygotowany, aby w ka偶dej chwili wyrzuci膰 karabin za burt臋, je艣li nas odkryj膮...
- Nie boj臋 si臋 ameryka艅skiej Stra偶y Przybrze偶nej - odpar艂 tamten basowym, zachrypni臋tym g艂osem. - Wielokrotnie dobija艂em tu do brzegu. Wystarczy strzeli膰 kilka razy na postrach, a zaczn膮 zwiewa膰 i 艣ci膮ga膰 przez radio posi艂ki...
Ale Carlos, mimo braku do艣wiadczenia, wola艂 by膰 ostro偶ny.
- Je艣li chcesz dosta膰 swoj膮 zap艂at臋, to wykonuj rozkazy. Trzymaj si臋.
Canseco wiedzia艂, 偶e zasi臋g niekt贸rych radar贸w lotniczych pozwala obserwowa膰 r贸wnie偶 obszar za ogonem samolotu, postanowi艂 jednak zaryzykowa膰. Jednym ruchem zerwa艂 koc z szyby, w艂膮czy艂 sprz臋g艂o i skierowa艂 jacht w stron臋 brzegu.
Portoryka艅czyk uni贸s艂 bro艅 do ramienia i wzi膮艂 na muszk臋 mijaj膮c膮 ich w艂a艣nie maszyn臋. Co za g艂upota, pomy艣la艂. Ten kolumbijski szczeniak, zasmarkany g贸wniarz, p艂ywaj膮cy jachtem warto艣ci stu tysi臋cy dolar贸w, chce jedynie dotrze膰 do Florydy i to wszystko. Spokojnie podda艂 si臋 inspekcji celnej na Bahamach, bo nie przemyca艂 偶adnego towaru. Nie zamierza艂 te偶 nielegalnie przekra艣膰 si臋 do Stan贸w. Musia艂 to by膰 jeszcze jeden z tych zepsutych synk贸w bogaczy, kt贸rym przewr贸ci艂o si臋 w g艂owach, skoro oferowa艂 dwa tysi膮ce dolar贸w za przewodnika znaj膮cego angielski...
On za to nie omieszka艂 zabra膰 towaru. Umie艣ci艂 pi臋膰 kilogram贸w kokainy w worku kotwicznym, obci膮偶aj膮c go dodatkowo kilkoma ceg艂ami. Ch艂opakowi potrzebny by艂 tylko kto艣 do towarzystwa - nie musia艂 korzysta膰 ani z pilota, ani ze sternika. Sam doskonale sobie radzi艂. Teraz za艣 powtarza艂, 偶e niepotrzebna mu tak偶e zbrojna obstawa. Ale mia艂 j膮 tak czy inaczej.
Canseco k膮tem oka pochwyci艂 zarys niezwyk艂ego samolotu - na pewno nie by艂a to klasyczna maszyna Stra偶y Przybrze偶nej. Nap臋dzany dwoma ogromnymi 艣mig艂ami, ustawionymi na podobie艅stwo rotor贸w helikoptera, porusza艂 si臋 znacznie ciszej i by艂 o wiele wi臋kszy od typowego 艣mig艂owca. Jego niezwyk艂y wygl膮d uzupe艂nia艂 olbrzymi, 艣wiec膮cy, czytelny nawet z odleg艂o艣ci kilkuset metr贸w napis wzd艂u偶 kad艂uba, podobny do napis贸w na wozach obs艂ugi technicznej lotniska: FOLLOW ME, a tak偶e migaj膮ce 艣wiat艂a, kt贸re upodobnia艂y go do wozu policyjnego. Gdyby tamci ich znale藕li, ca艂a robota posz艂aby na marne.
S艂ysza艂 ju偶 wcze艣niej, 偶e Amerykanie wyposa偶yli s艂u偶by ochrony granic w jakie艣 niezwyk艂e maszyny, b臋d膮ce po艂膮czeniem samolotu i helikoptera, w dodatku uzbrojone w bomby i rakiety przeciwlotnicze. Ciekawe, czy to w艂a艣nie jeden z tych dziwol膮g贸w, pomy艣la艂. Zaraz jednak doszed艂 do wniosku, 偶e lepiej nie sprawdza膰, czy patrol jest faktycznie tak silnie uzbrojony, ale czym pr臋dzej zacz膮艂 ucieka膰 do brzegu...
- Cholera! - sykn膮艂 Hardcastle. - Jakby rozp艂yn膮艂 si臋 w morzu. Wcisn膮艂 klawisz nadawania i zawo艂a艂.
- „Rekin", czy macie ju偶 jakie艣 namiary z „Karabala"?
- Nie, obserwujemy tylko silne zak艂贸cenia na samej granicy zasi臋gu radaru. Ma艂o prawdopodobne, by艣my w takich warunkach namierzyli t臋 艂贸d藕.
- Lecimy bardzo nisko, ale czujnik FLIR tak偶e nie wychwyci艂 偶adnego obiektu. Wejdziemy na wy偶szy pu艂ap i zaczniemy regularnie przeszukiwa膰 ten rejon. Do diab艂a, jestem przekonany, 偶e on musi tu gdzie艣 by膰...
- Tato? - odezwa艂 si臋 Daniel przez interfon.
- S艂ucham.
- Czy mo偶ecie zrobi膰 zakr臋t w prawo? Mam wra偶enie, 偶e widzia艂em co艣 po tej stronie, z ty艂u za nami.
- Jeste艣 pewien?
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Nie. Fale s膮 do艣膰 wysokie, musia艂o mi si臋 tylko wydawa膰, 偶e dostrzegam jaki艣 kszta艂t.
- Jaki?
- Teraz ju偶 niczego nie jestem pewien.
Hardcastle oceni艂 jednak, 偶e warto zaryzykowa膰.
- Skr臋膰 lekko w prawo - poleci艂 Fontaine'owi.
Obr贸ci艂 si臋 na fotelu i wykr臋ci艂 g艂ow臋 do ty艂u, spogl膮daj膮c przez wizjer FLIR wzd艂u偶 kad艂uba. Powi贸d艂 wzrokiem wzd艂u偶 linii horyzontu, a偶 ujrza艂 przed sob膮 sylwetk臋 pilota.
Daniel, kt贸ry uwa偶nie patrzy艂 na ojca maj膮cego twarz skryt膮 za ciemnym prostok膮tem wizjera, by艂 przekonany, 偶e admira艂 mierzy go surowym spojrzeniem. Tote偶 gdy Hardcastle w ko艅cu pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮, rzek艂 szybko przez interfon:
- Bardzo przepraszam, tato...
- Nic si臋 nie sta艂o. Nie patrz臋 na ciebie, tylko na horyzont za oknem.
- Ale pokr臋ci艂e艣 g艂ow膮, jakby艣 chcia艂 mnie zgani膰 za g艂upi wybryk...
- Kontakt! - zawo艂a艂 Hardcastle. - Mamy go!
B艂yskawicznie si臋gn膮艂 do pulpitu kontrolnego skanera FLIR, programuj膮c naprowadzanie na cel. Komputer natychmiast obliczy艂 po偶膮dany kurs i wy艣wietli艂 go na ekranie przed pilotem.
- Cel namierzony! Ju偶 nam nie zwieje.
Kiedy migaj膮cy 艣wiat艂ami samolot po艂o偶y艂 si臋 na skrzyd艂o, Canseco ponownie skr臋ci艂 w prawo, chc膮c utrzyma膰 jacht na linii ogona maszyny. Ale patrol zawr贸ci艂 b艂yskawicznie i zszed艂 ni偶ej. Przesuwali si臋 zaledwie kilka metr贸w nad falami. Carlos zrozumia艂, 偶e zostali wykryci.
- Jeste艣my tylko kilka mil od brzegu - odezwa艂 si臋 po hiszpa艅sku do towarzysz膮cego mu Portoryka艅czyka. - Spr贸bujemy dosta膰 si臋 na pla偶臋.
Pchn膮艂 d藕wigni臋 gazu do oporu i zakr臋ci艂 sterem. Jacht skoczy艂 do przodu i zacz膮艂 rozcina膰 fale; rozpryski wody spod kad艂uba wyskakiwa艂y na kilka metr贸w w g贸r臋. Canseco z ca艂ej si艂y zacisn膮艂 palce na por臋czy i wbi艂 si臋 w fotelik, pr贸buj膮c jedn膮 r臋k膮 utrzyma膰 dygocz膮ce ko艂o sterowe.
Nie widzia艂 szerokiego u艣miechu, kt贸ry rozla艂 si臋 na twarzy siedz膮cego za nim m臋偶czyzny. Portoryka艅czyk pogrozi艂 pi臋艣ci膮 w kierunku szar偶uj膮cego za nimi samolotu, a nast臋pnie zapar艂 si臋 mocno nogami, odbezpieczy艂 karabin i szcz臋kn膮艂 zamkiem, wprowadzaj膮c nab贸j do komory. U艂o偶y艂 sobie pas broni wzd艂u偶 ramienia i wypchn膮艂 艂okie膰, 偶eby lufa nie podskakiwa艂a...
- To chyba pi臋tnastometrowy jacht motorowy typu Cigarette - rzek艂 Hardcastle do mikrofonu. - Nie widz臋 numer贸w rejestracyjnych. Nap臋d odrzutowy, os艂ona kabiny jak na 艣lizgaczach. Dostrzegam dw贸ch m臋偶czyzn na pok艂adzie, prawdopodobnie jeden z nich jest uzbrojony. Odbi贸r.
- „Dwa Trzy", tu „Rekin Pi臋膰 Jeden". Jeste艣my dziesi臋膰 mil od was, b臋dziemy na miejscu za osiemna艣cie minut - powiadomi艂 przez radio kapitan kutra, Thomas Petraglia.
WSES-2 „Jastrz膮b", jeszcze niedawno nale偶膮cy do Stra偶y Przybrze偶nej, by艂 dwukad艂ubow膮 szybk膮 艂odzi膮 po艣cigow膮, uzbrojon膮 i wyposa偶on膮 tak jak typowy czterdziestometrowy kuter patrolowy. M贸g艂 jednak rozwija膰 znacznie wi臋ksz膮 pr臋dko艣膰, a nietypowa konstrukcja pozwala艂a p艂ywa膰 na nim nawet po bardzo p艂ytkich wodach. Nap臋dzany by艂 dwoma silnikami o mocy 900 koni mechanicznych, sprz臋偶onymi z wentylatorami wbudowanymi w dwa masywne kad艂uby. Powietrze, zasysane od dziobu kana艂ami i wyrzucane pod dnem 艂odzi, umo偶liwia艂o kutrowi rozwija膰 szybko艣膰 do pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w. Powstaj膮cy oddzia艂 „M艂ociarzy" przej膮艂 od Stra偶y Przybrze偶nej, opr贸cz czterech takich katamaran贸w, sze艣膰 z o艣miu pe艂nomorskich kutr贸w patrolowych typu WFCI oraz dziesi臋膰 z szesnastu mniejszych jednostek typu WPB.
- Zrozumia艂em, „Pi臋膰 Jeden" - powiedzia艂 Hardcastle. - Obiekt znajduje si臋 na p贸艂noc od Pompano Beach i zmierza w kierunku brzegu. By膰 mo偶e sternik widzi ju偶 艣wiat艂a przystani w Boca Raton Inlet i kieruje si臋 w tamt膮 stron臋. P艂ynie z pr臋dko艣ci膮 trzydziestu sze艣ciu w臋z艂贸w. Pami臋tajcie, 偶e prawdopodobnie jest uzbrojony. Zachowajcie ostro偶no艣膰. Odbi贸r.
- Zrozumia艂em, „Dwa Trzy" - odpar艂 Petraglia z pok艂adu Jastrz臋bia". - Nie mamy go jeszcze na radarze. B臋dziemy uwa偶a膰. Bez odbioru.
Hardcastle prze艂膮czy艂 radiostacj臋 na zakres cz臋stotliwo艣ci alarmowych.
- Uwaga, niezidentyfikowana jednostka p艂yn膮ca w stron臋 Pompano Beach! Tu patrol Agencji Ochrony Granic Stan贸w Zjednoczonych. Bezprawnie wtargn臋li艣cie na nasze wody terytorialne. Prosz臋 si臋 zatrzyma膰, w przeciwnym razie otworzymy ogie艅. Powtarzam. Prosz臋 si臋 zatrzyma膰, bo inaczej otworzymy ogie艅. Czekam na odpowied藕 w ca艂ym zakresie 艂膮czno艣ci radiowej. Odbi贸r.
Powtarza艂 to samo ostrze偶enie na r贸偶nych cz臋stotliwo艣ciach, ale nie otrzyma艂 odpowiedzi.
- Co on gada? - zawo艂a艂 Canseco.
Jego towarzysz milcza艂. Carlos zerkn膮艂 przez rami臋 i zobaczy艂, 偶e tamten mierzy z karabinu.
- Nie strzelaj!
- Dlaczego? Przestrasz膮 si臋 i odlec膮.
- Ty idioto! Rozwal膮 nas na kawa艂ki! Nie przyp艂yn臋li艣my tutaj, 偶eby strzela膰 do samolot贸w Stra偶y Przybrze偶nej!
- No to po co?
Canseco nie odpowiedzia艂. Si臋gn膮艂 szybko po mikrofon radiostacji i zacz膮艂 m贸wi膰 po hiszpa艅sku:
- Znajdujemy si臋 dziesi臋膰 mil na p贸艂nocny wsch贸d od Pompano Beach i p艂yniemy na zach贸d. 艢ciga nas olbrzymi samolot z poziomymi wirnikami, ale nie jest to helikopter. Nie mog臋 dostrzec wi臋cej szczeg贸艂贸w.
Nadaj膮 przez radio ostrze偶enia po angielsku, ale ja nie rozumiem, a ten Portoryka艅czyk to idiota. Albo wcale nie zna angielskiego, albo udaje...
Powtarzam, znajdujemy si臋 dziesi臋膰 mil na p贸艂nocny wsch贸d od Pompano Beach. Namierzyli nas. Uciekamy przed wielkim samolotem z dwoma ustawionymi w poziomie wirnikami. Za kilka minut nas zatrzymaj膮.
Rzuci艂 mikrofon i chwyci艂 si臋 por臋czy, gdy偶 rozp臋dzonym jachtem mocno rzuca艂o w g贸r臋 i w d贸艂.
W pobli偶u Delray Beach, jakie艣 pi臋tna艣cie mil na p贸艂noc od miejsca, gdzie po艣cig za intruzem wkracza艂 w ostatni膮 faz臋, du偶a, osiemnastometrowa 艂贸d藕 wycieczkowa p艂yn臋艂a powoli wzd艂u偶 granicy trzymilowej strefy otwartych w贸d przybrze偶nych. Mia艂a na pok艂adzie rozci膮gni臋tych kilka anten radiowych dalekiego zasi臋gu oraz niewielki dysk anteny satelitarnej umieszczony w os艂onie na dachu ster贸wki.
Na ogromnym stole w g艂贸wnym pomieszczeniu statku le偶a艂a rozpostarta szczeg贸艂owa mapa wschodnich wybrze偶y Florydy, a dwaj ludzie wykre艣lali na niej kolorowe znaczki i rysowali linie, nanosz膮c ca艂膮 drog臋 jachtu Canseki z wysp Bimini a偶 do granic Stan贸w Zjednoczonych. Czynili to z wyuczon膮 precyzj膮 wytrawnych nawigator贸w.
- Dlaczego zrezygnowa艂 z przekazywania wiadomo艣ci poprzez szyfrator? - zapyta艂 jeden z m臋偶czyzn wpatruj膮cych si臋 z uwag膮 w map臋.
Drugi, kapitan 艂odzi, energicznym ruchem otworzy艂 puszk臋 piwa i wla艂 w siebie co najmniej po艂ow臋 zawarto艣ci, nim odpowiedzia艂:
- Mo偶e zepsu艂 mu si臋 nadajnik.
- Szyfrator znacznie ogranicza moc i zasi臋g radiostacji - wtr膮ci艂 po hiszpa艅sku jeden z ludzi pochylonych nad sto艂em. - Canseco zrozumia艂 chyba, 偶e jego kuter zosta艂 wykryty. Amerykanie wiedz膮, i偶 wcale nie zepsu艂a mu si臋 radiostacja. W takiej sytuacji pos艂ugiwanie si臋 szyfrem jest ju偶 bez sensu.
Wskaza艂 o艂贸wkiem ostatnio naniesion膮 pozycj臋 jachtu, obok kt贸rej widnia艂 symbol oznaczaj膮cy jednostk臋 patrolow膮.
- Co to za nowy typ samolotu? - zapyta艂 obcy.
- Nazywaj膮 go „Lwem Morskim" - odpar艂 kapitan. - To nowoczesna maszyna, znacznie wi臋ksza i szybsza od 艣mig艂owca. Potrafi startowa膰 pionowo i zawisn膮膰 w powietrzu jak typowy helikopter.
- Jest uzbrojona?
- O tak. „M艂ociarze" dostali prawo otwiera膰 ogie艅 bez ostrze偶enia, a ten „Bravo", czyli admira艂 Hardcastle, bez wahania si臋ga do spustu. Canseco b臋dzie musia艂 si臋 zatrzyma膰, je艣li go spostrzegli. Gdyby tego nie zrobi艂, na pewno zaczn膮 strzela膰. - Postuka艂 palcem w map臋. - Wygl膮da jednak na to, 偶e nawet „Lew Morski" mia艂 k艂opoty z odnalezieniem jachtu... Prawdopodobnie ten rejon znajduje si臋 ju偶 poza zasi臋giem radar贸w z platformy i „Karabala".
- Co powiedzia艂e艣? - zapyta艂 go艣膰 z naciskiem.
- Mniejsza z tym - wtr膮ci艂 trzeci z m臋偶czyzn. - Canseco i tak zarobi艂 ju偶 swoje dwadzie艣cia tysi臋cy dolar贸w, bo wszystko wskazuje na to, 偶e znalaz艂 jednak s艂aby punkt sieci „M艂ociarzy".
- W porz膮dku, Adamie - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do Fontaine' a. - SES znajduje si臋 jeszcze do艣膰 daleko ten facet w dole wygl膮da mi na spryciarza. Mo偶e im si臋 wymkn膮膰, rozp臋dzi艂 ju偶 艂贸d藕 do czterdziestu w臋z艂贸w. Musimy go zatrzyma膰 wcze艣niej, zanim „Jastrz膮b" wkroczy do akcji. Najgorsze, 偶e chyba widzia艂em karabin w r臋kach jednego z tamtych ludzi, dlatego musimy zachowa膰 ostro偶no艣膰. Zaczniemy si臋 do niego powoli zbli偶a膰 i podejdziemy na jakie艣 sto metr贸w, wtedy o艣lepimy go 艣wiat艂em reflektora. Je艣li nie zwolni, wyprzedzimy go i podejmiemy przygotowania.
- Jak mam to rozumie膰? Przygotowania?
- To znaczy - rzek艂 Hardcastle z naciskiem - 偶e zaczniemy pikowa膰 na niego, jakby艣my chcieli zasypa膰 jacht gradem pocisk贸w. W ten spos贸b zmusimy go do zatrzymania.
Fontaine nie odpowiedzia艂, tylko mocniej zacisn膮艂 palce na dr膮偶ku.
- „Dwa Trzy", tu „Pi臋膰 Jeden" - odezwa艂 si臋 w s艂uchawkach kapitan „Jastrz臋bia". - Mamy was na radarze, nied艂ugo powinni艣my wej艣膰 w kontakt wzrokowy. Podajcie dok艂adn膮 pozycj臋 intruza.
- Znajduje si臋 oko艂o trzystu metr贸w przed nami, p艂ynie na zach贸d z pr臋dko艣ci膮 prawie czterdziestu w臋z艂贸w. Chcemy podj膮膰 pr贸b臋 zmuszenia go, 偶eby zwolni艂.
- B臋dziemy w tamtym rejonie za pi臋膰 minut - odpar艂 Petraglia. - Mamy ju偶 t臋 艂贸d藕 na radarze. Mo偶ecie zako艅czy膰 po艣cig, „Dwa Trzy".
Fontaine rozlu藕ni艂 si臋 wyra藕nie, lecz admira艂 odpowiedzia艂 szybko:
- Lecimy dalej, „Pi臋膰 Jeden". Pozosta艅 w kontakcie.
Sandra Geffar unios艂a brwi ze zdumienia, s艂ysz膮c ostatni komunikat. Przypuszcza艂a, 偶e Hardcastle nie popu艣ci i b臋dzie chcia艂 sam zatrzyma膰 intruza bez wzgl臋du na blisk膮 obecno艣膰 kutra patrolowego. A mimo to by艂a zaskoczona.
Annette Fields, te偶 wyra藕nie poruszona, pytaj膮co spojrza艂a znad pulpitu na dow贸dc臋.
- Teraz on kieruje akcj膮 - odpar艂a szybko Geffar. - Sam prowadzi przechwytywanie. Nawet je艣li SES podejdzie bli偶ej jachtu, z samolotu 艂atwiej zatrzyma膰 podejrzanego.
Fields zagryz艂a wargi, wygl膮da艂a na zak艂opotan膮. Wreszcie rzek艂a:
- Maj膮 cywila na pok艂adzie.
- Co? Jakiego zn贸w cywila?
- To syn admira艂a, Daniel. Ojciec wzi膮艂 go ze sob膮, kiedy...
- Zabra艂 syna na lot patrolowy?! - krzykn臋艂a, lecz widz膮c zdumione spojrzenia technik贸w, kt贸rzy odwracali g艂owy w jej stron臋, szybko si臋 opanowa艂a. - Musi wycofa膰 si臋 jak najszybciej! - sykn臋艂a, cedz膮c ka偶de s艂owo. - Ja r贸wnie偶 ponosz臋 odpowiedzialno艣膰 za wszystkich pasa偶er贸w... Musz臋 mu zapewni膰 maksymaln膮 ochron臋...
Fontaine nieco przyspieszy艂. Nadal lecieli kilkaset metr贸w za uciekaj膮cym jachtem, dwadzie艣cia metr贸w nad falami. Hardcastle po raz kolejny opu艣ci艂 wizjer FLIR, a upewniwszy si臋, 偶e komputer przechwytuj膮cy wci膮偶 trzyma namiary, w艂膮czy艂 silny reflektor dziobowy.
Strumie艅 bia艂ego 艣wiat艂a wy艂owi艂 z mroku teren przed nimi i po raz pierwszy mieli okazj臋 dok艂adnie obejrze膰 intruza. Upewnili si臋, 偶e na pok艂adzie 艂odzi znajduje si臋 dw贸ch m臋偶czyzn, lecz zarazem dostrzegli, i偶 jeden z nich trzyma w r臋ku karabin i mierzy z niego do samolotu.
- „Rekin", tu „Dwa Trzy" - rzek艂 Hardcastle do mikrofonu. - Mamy kontakt wzrokowy z uciekaj膮c膮 艂odzi膮 motorow膮. Na pok艂adzie znajduj膮 si臋 dwaj m臋偶czy藕ni pochodzenia latynoskiego. Jeden z nich jest uzbrojony w karabin, prawdopodobnie rosyjski automat AK-47. „Pi臋膰 Jeden", odebra艂e艣?
- Tu „Pi臋膰 Jeden". Zrozumia艂em. Widzimy ju偶 艣wiat艂o waszego reflektora, mamy kontakt wzrokowy z obiektem. Mo偶emy zaraz wkroczy膰 do akcji, „Bravo".
- Tu „Rekin", s艂yszeli艣my was, „Dwa Trzy" - odezwa艂a si臋 Fields z centrali dowodzenia „M艂ociarza Jeden". - „Alfa" rozkazuje, by艣cie przede wszystkich zadbali o bezpiecze艅stwo pasa偶era i jak najszybciej wracali do bazy. Odbi贸r.
Zdumiony Hardcastle spojrza艂 na Fontaine'a, potem zerkn膮艂 przez rami臋 na Daniela, wreszcie odpowiedzia艂:
- Powt贸rz, „Rekin".
- W celu zapewnienia bezpiecze艅stwa pasa偶erowi, „Alfa" rozkazuj臋 wam jak najszybciej wraca膰 do bazy. Hardcastle pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzania, lecz powiedzia艂 do Fontaine'a:
- S艂ysza艂e艣, Adamie. Wejd藕 na trzysta metr贸w. Z tego pu艂apu b臋dziemy o艣wietla膰 obiekt do czasu, a偶 Petraglia si臋 nim zajmie, a dopiero potem zawr贸cimy do bazy.
Wcisn膮艂 klawisz mikrofonu i rzek艂:
- Zrozumia艂em, „Rekin". Pozostaniemy na miejscu i b臋dziemy o艣wietla膰 intruza z du偶ej wysoko艣ci, a nast臋pnie wr贸cimy do bazy. Odbi贸r.
- Przyj臋艂am, „Dwa Trzy". Zg艂o艣 si臋, kiedy sytuacja zostanie ju偶 opanowana. Bez odbioru.
Na pok艂adzie kutra WSES-2 „Jastrz膮b"
- Og艂aszam gotowo艣膰 drugiego stopnia! - zawo艂a艂 Petraglia przez interfon na pok艂adzie „Jastrz臋bia". - To nie s膮 膰wiczenia!
Sze艣膰 kilometr贸w przed dziobem kutra, doskonale widoczny w jaskrawym 艣wietle reflektora „Morskiego Lwa", znajdowa艂 si臋 jacht motorowy, p艂yn膮cy z pe艂n膮 szybko艣ci膮 w stron臋 brzegu.
- Karabiny M-60 zamontowane na obu burtach, pe艂na gotowo艣膰 bojowa - zameldowa艂a Janet Cirillo, pe艂ni膮ca obowi膮zki pierwszego oficera. Kiedy zaterkota艂 telefon wisz膮cy na masywnej grodzi w tyle mostka, podnios艂a s艂uchawk臋, przez chwil臋 s艂ucha艂a w milczeniu, a nast臋pnie przekaza艂a: - Dow贸dca dru偶yny melduje za艂og臋 w gotowo艣ci drugiego stopnia.
W warunkach alarmu bojowego ka偶dy cz艂onek za艂ogi, nawet kuk, mia艂 swoje 艣ci艣le okre艣lone zadanie. Mimo 偶e kuter oficjalnie pe艂ni艂 teraz s艂u偶b臋 w Agencji Ochrony Granic i ludzie nie mieli nawet stopni wojskowych, to jednak wszyscy zachowywali si臋 tak samo, jakby nadal s艂u偶yli w zmilitaryzowanej Stra偶y Przybrze偶nej. Na kamizelkach ratunkowych i kuloodpornych widnia艂 wymalowany emblemat „lataj膮cego rekina", ale przy zapinkach wci膮偶 mo偶na by艂o odnale藕膰 wyt艂oczone napisy: Stra偶 Przybrze偶na Stan贸w Zjednoczonych.
- Odleg艂o艣膰: trzy mile, szybko maleje - zameldowa艂 operator radaru. - Zalecam wej艣膰 na kurs trzy zero zero.
- Zmieni膰 kurs - rozkaza艂 Petraglia.
Rozejrza艂 si臋 po oficerach zebranych na mostku. Dwukad艂ubowym 艣lizgaczem o wiele mniej rzuca艂o przy tak du偶ej szybko艣ci, ni偶 smuk艂ym jachtem klasy Cigarette, kt贸ry twardo uderza艂 o grzbiet ka偶dej fali. Lecz chocia偶 „Jastrz膮b" mkn膮艂 stosunkowo p艂ynnie, Petraglia wola艂 sprawdzi膰, czy ca艂a za艂oga znajduje si臋 na swoich miejscach i jest gotowa do podj臋cia akcji przechwytywania.
- Mo偶emy mie膰 pewien problem, kapitanie - rzek艂 nawigator. - Znajdujemy si臋 pi臋膰 mil od brzegu, a do punktu przechwycenia mamy trzy i p贸艂 mili. Rezerwa jest zbyt ma艂a. Obiekt mo偶e nam uciec i wyl膮dowa膰 na pla偶y, a je艣li skr臋ci bardziej na p贸艂noc, to niewykluczone, 偶e w og贸le zniknie nam z oczu.
- Trzeba go zmusi膰, 偶eby zwolni艂 - wtr膮ci艂a Cirillo. - Tu wsz臋dzie jest mn贸stwo przystani...
- Mam wra偶enie, 偶e tego faceta nie obchodzi, w kt贸rym miejscu dobije do brzegu - odpar艂 Petraglia. - Zale偶y mu tylko na tym, by zwia膰. Je艣li zdo艂a dotrze膰 do pla偶y albo, co jeszcze gorsze, znale藕膰 uj艣cie kana艂u Boca Raton Inlet, nasza akcja mo偶e mie膰 bardzo gro藕ne nast臋pstwa.
Szybko si臋gn膮艂 po mikrofon radiostacji.
- „Dwa Trzy", tu „Pi臋膰 Jeden".
- S艂ucham, „Pi臋膰 Jeden".
- „Bravo", wed艂ug komputera nawigacyjnego przechwycimy jacht po przep艂yni臋ciu oko艂o czterech mil. Znajdziemy si臋 bardzo blisko brzegu, gdzie nie b臋dzie szans na skuteczny po艣cig. Gdyby艣 zdo艂a艂 go zmusi膰, by si臋 zatrzyma艂 albo przynajmniej troch臋 zwolni艂, mieliby艣my u艂atwione zadanie. Odbi贸r.
- Zrozumia艂em, „Pi臋膰 Jeden" - odpowiedzia艂 Hardcastle.
Obserwowa艂 zbli偶aj膮ce si臋 do siebie 艂odzie i ju偶 wcze艣niej doszed艂 do tego samego wniosku.
- Rozpoczynamy manewr przechwytywania. Przygotowa膰 si臋 og艂osi艂 przez interfon, po czym zwr贸ci艂 si臋 do Fontaine'a: - Zejd藕 na pu艂ap trzydziestu metr贸w i podejd藕 do niego na sto. Uwaga, za艂oga. Pe艂na gotowo艣膰 bojowa! - zawo艂a艂 czuj膮c, 偶e serce zaczyna mu szybciej bi膰.
Daniel wcisn膮艂 si臋 w g艂膮b fotelika, niemal wstrzyma艂 oddech. Dwaj cz艂onkowie za艂ogi pospiesznie za艂adowali z powrotem do wyrzutni uprzednio wyj臋te pociski typu Stinger. Nast臋pnie odbezpieczyli i sprawdzili zamek karabinu maszynowego na lewej burcie oraz przygotowali drugi magazynek z setk膮 naboj贸w. Ch艂opak spojrza艂 przez okienko w d贸艂 na wysuni臋te z boku kad艂uba 艣mierciono艣ne cygaro rakiety. Kiedy ca艂e uzbrojenie by艂o ju偶 przygotowane, obaj strzelcy zaj臋li ponownie swoje miejsca i zacz臋li szykowa膰 pistolety maszynowe. Jeden z nich bez s艂owa wskaza艂 Danielowi r臋k膮 pistolet w kaburze, wisz膮cy obok jego fotelika.
Hardcastle bez przerwy instruowa艂 Fontaine'a, kt贸ry zdawa艂 si臋 nie spuszcza膰 wzroku z umykaj膮cej przed nimi 艂odzi, zalewanej strumieniem 艣wiat艂a z reflektora. Wreszcie, jakby otrz膮saj膮c si臋 z transu, obr贸ci艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na wskazania instrument贸w, a nast臋pnie jednym spojrzeniem ogarn膮艂 wn臋trze samolotu. Admira艂 po raz kolejny wyliczy艂 mu czynno艣ci, kt贸re mo偶e wykona膰 jeden pilot.
- Za艂oga ostrze偶ona - odczytywa艂 z listy. - Dop艂yw paliwa ustawiony na automatyczny, wygl膮da na to, 偶e mamy zapas jeszcze na dwie godziny lotu. Ci艣nienie paliwa tak偶e prze艂膮czone na regulacj臋 automatyczn膮. Pr膮dnice w porz膮dku, nie 艣wieci si臋 偶adna lampka alarmowa. Ca艂a hydraulika sprawdzona, tak偶e brak sygnalizacji awarii. Spadochrony, kamizelki ratunkowe, sprz臋t ratowniczy, wszystko jest na miejscu... Fontaine znowu wbi艂 wzrok w widoczny za szyb膮 uciekaj膮cy jacht.
- Zejd藕 jeszcze troch臋 ni偶ej, Adamie. Nie by艂o odpowiedzi.
- Adamie?
Fontaine obejrza艂 si臋 szybko, skin膮艂 g艂ow膮 i 艣ci膮gn膮艂 nieco dr膮偶ek sterowy. Wyr贸wna艂 lot na pu艂apie trzydziestu metr贸w, kiedy tylko lampka kontrolna wysoko艣ciomierza zacz臋艂a rytmicznie mruga膰. Ale dystans dziel膮cy ich od intruza nie zmniejszy艂 si臋 ani troch臋.
- Podejd藕 sze艣膰dziesi膮t metr贸w bli偶ej - rozkaza艂 Hardcastle.
- Ale on ca艂y czas mierzy do nas z karabinu...
- Nie martw si臋, jest przera偶ony. Dobrze wie, 偶e je艣li odda pierwszy strza艂, my rozniesiemy 艂贸d藕 na kawa艂ki. Zbli偶 si臋 do niego.
Admira艂 w艂膮czy艂 wzmacniacz i rzek艂 przez megafon:
- Do uciekaj膮cej 艂odzi. Tu Jednostka Ochrony Granic Stan贸w Zjednoczonych. Prosz臋 natychmiast wy艂膮czy膰 silnik i przygotowa膰 si臋 do inspekcji.
Po chwili powt贸rzy艂 艂amanym hiszpa艅skim:
- Atencion marinos. Esto es Jednostka Ochrony Granic Estados Unidos. Pare. Alto. Cuidado.
Nie by艂o odpowiedzi. Jacht nie zwolni艂 nawet odrobin臋.
- Przejd藕 na prawo, na kurs r贸wnoleg艂y - rozkaza艂. - Mo偶e uda si臋 skierowa膰 go bardziej na po艂udnie, w stron臋 kutra.
Fontaine pochyli艂 nieco maszyn臋 i 艂agodnym 艂ukiem zacz膮艂 okr膮偶a膰 艂贸d藕 od prawej. Reflektor bez przerwy o艣wietla艂 intruza. Tamci jednak wci膮偶 nie reagowali.
- Trzy mile do brzegu - oznajmi艂 pilot, zerkn膮wszy na monitor nawigacyjny. - Widz臋 ju偶 艣wiat艂a przystani.
Przyspieszy艂 nieco i wszed艂 na szerszy 艂uk, jakby chcia艂 sternikowi jachtu u艂atwi膰 odczytanie o艣wietlonego napisu na boku kad艂uba: FOLLOW ME. Ale intruz nie zada艂 sobie nawet trudu, by skr臋ci膰 cho膰 troch臋 w lewo.
- Mam wra偶enie, 偶e on wie o zbli偶aj膮cym si臋 kutrze i chce za wszelk膮 cen臋 zd膮偶y膰 do brzegu - powiedzia艂 Fontaine.
- My艣l臋, 偶e najwy偶sza pora przesta膰 si臋 z nim ceregieli膰 - oznajmi艂 Hardcastle. - Przygotowa膰 rac臋.
A do mikrofonu radiostacji rzek艂:
- „Rekin", informuj臋, 偶e mamy zamiar wystrzeli膰 w kierunku obiektu rakiet臋 sygnalizacyjn膮. - I zaraz zwr贸ci艂 si臋 do Fontaine'a: W porz膮dku, Adamie. Kiedy system uzbroi flar臋, musisz z艂apa膰 cel w 艣rodek okr臋gu celownika, komputer sam obliczy poprawk臋 na pi臋膰dziesi臋ciometrowe wyprzedzenie obiektu i odpali rakiet臋. Nakieruj celownik bez wzgl臋du na to, w kt贸r膮 stron臋 jest obecnie zwr贸cony dzi贸b samolotu.
Fontaine skr臋ci艂 odrobin臋 w lewo.
- Mam go - mrukn膮艂 do interfonu przez zaci艣ni臋te z臋by. - System uzbrojony. Rakieta sygnalizacyjna nakierowana. Got贸w do odpalenia.
Odchyli艂 plastikow膮 os艂on臋 zakrywaj膮c膮 przycisk spustu na dr膮偶ku sterowniczym, nabra艂 g艂臋boko powietrza i wdusi艂 go nerwowo. Przy prawej burcie samolotu rozleg艂 si臋 z艂owieszczy syk i spod brzucha wystrzeli艂a rakieta, kt贸ra p艂on臋艂a o艣lepiaj膮cym blaskiem. Jaskrawe 艣wiat艂o przerazi艂o Daniela do tego stopnia, 偶e zacisn膮艂 kurczowo powieki i jeszcze przez kilka sekund nie odwa偶y艂 si臋 otworzy膰 oczu.
Ci膮gn膮c za sob膮 偶贸艂ty snop p艂omieni i strzelaj膮c na boki iskrami, rakieta pomkn臋艂a w stron臋 punktu po艂o偶onego kilkadziesi膮t metr贸w przed dziobem umykaj膮cej 艂odzi. Niezwyk艂y blask flary przy膰mi艂 nawet 艣wiat艂o reflektora.
M臋偶czyzna na pok艂adzie jachtu zareagowa艂 natychmiast. Uni贸s艂 wy偶ej luf臋 karabinu i cho膰 nie by艂o wida膰 ognia wystrza艂贸w, jak gdyby bro艅 zosta艂a wyposa偶ona w t艂umik, to odrzut serii pocisk贸w, kt贸ry wstrz膮sn膮艂 ca艂膮 sylwetk膮 cz艂owieka, kaza艂 si臋 domy艣la膰, 偶e tamten otworzy艂 ogie艅.
- Skr臋caj! - wrzasn膮艂 Hardcastle, ale Fontaine o u艂amek sekundy wcze艣niej przechyli艂 samolot na prawe skrzyd艂o, wprowadzaj膮c go w ciasny zakr臋t. Zawr贸cili prawie o 180 stopni i znale藕li si臋 na wysoko艣ci niemal dwustu metr贸w, zanim admira艂 oprzytomnia艂 i zawo艂a艂:
- Przejmuj臋 stery!
Dopiero w贸wczas spostrzeg艂, 偶e w przedniej szybkie widnieje niewielki otw贸r po kuli.
- Meldowa膰! Wszystko w porz膮dku?
- W przedziale towarowym tak - odezwa艂 si臋 szybko jeden ze strzelc贸w pok艂adowych.
- Adamie? - Hardcastle zwr贸ci艂 si臋 do pilota, kt贸ry otrzepywa艂 z siebie od艂amki szk艂a i plastiku.
- Nic mi nie jest.
Wida膰 by艂o jednak, 偶e pilot jest w szoku. Nie by艂 ranny, obsypa艂y go jedynie od艂amki roztrzaskanej owiewki i przestrzelonej szyby, ale zachowywa艂 si臋 dziwnie, jakby zapomnia艂 o samolocie, o dr膮偶ku sterowym i za艂odze, skupiaj膮c si臋 wy艂膮cznie na oczyszczaniu kombinezonu z okruch贸w szk艂a. Hardcastle wzni贸s艂 maszyn臋 jeszcze o kilkadziesi膮t metr贸w, w艂膮czy艂 autopilota, odpi膮艂 pasy i pochyli艂 si臋 nad pilotem. Po lewej skroni Fontaine'a, 艣cieka艂a spod he艂mofonu w膮ziutka stru偶ka krwi. Sta艂a si臋 rzecz niewiarygodna. Pocisk z AK-47, kt贸ry przebi艂 szyb臋 i wpad艂 do kabiny, trafi艂 dok艂adnie w przestrze艅 mi臋dzy boczn膮 cz臋艣ci膮 he艂mu a g艂ow膮 cz艂owieka. Pilot tylko o milimetr unikn膮艂 艣mierci...
- Niech kt贸ry艣 z was tu podejdzie. Musimy wyci膮gn膮膰 Adama z fotela - zawo艂a艂 Hardcastle.
Fontaine, nie przestaj膮c otrzepywa膰 z siebie od艂amk贸w, roztrz臋sionymi palcami zdo艂a艂 rozpi膮膰 pasy. Obaj strzelcy chwycili go pod ramiona, przeci膮gn臋li w膮skim przej艣ciem mi臋dzy panelem instrument贸w pok艂adowych i poprowadzili w g艂膮b przedzia艂u towarowego. Daniel okr膮g艂ymi ze zdumienia oczyma spogl膮da艂 na bladego jak 艣ciana m臋偶czyzn臋, z twarz膮 usmarowan膮 krwi膮, kt贸rego koledzy po艂o偶yli na pod艂odze.
- To wygl膮da tylko na lekkie dra艣ni臋cie lewej skroni - rzek艂 jeden ze strzelc贸w przez interfon. - Jest przytomny, ale sprawia wra偶enie, jakby by艂 w ci臋偶kim szoku.
- „Rekin", tu „Dwa Trzy" - powiedzia艂 Hardcastle do mikrofonu. - Melduj臋, 偶e zostali艣my ostrzelani z pok艂adu obiektu. Mamy jednego rannego, samolot nieznacznie uszkodzony.
- Zrozumia艂am, „Dwa Trzy" - nadp艂yn臋艂a odpowied藕 z „M艂ociarza Jeden". - Dostaniesz zezwolenie na l膮dowanie w Boca Raton b膮d藕 w Fort Lauderdale. Karetka b臋dzie ju偶 czeka艂a na lotnisku.
- Przyj膮艂em...
W tej samej chwili Hardcastle dostrzeg艂, 偶e uciekaj膮cy jacht wyra藕nie skr臋ci艂 bardziej na p贸艂noc i kieruje si臋 wprost do przystani w Boca Raton. M臋偶czyzna na jego pok艂adzie nadal wypuszcza艂 kr贸tkie serie z karabinu i wymachiwa艂 pi臋艣ci膮 w stron臋 samolotu. Tego ju偶 by艂o za wiele dla porywczego admira艂a. Ranny pilot, jego syn - to wszystko przesta艂o si臋 nagle liczy膰 wobec tej umykaj膮cej 艂odzi, kt贸rej sternik nie reagowa艂 na 偶adne wezwania. Po艂o偶y艂 „Morskiego Lwa" w prawy zakr臋t, skierowa艂 dzi贸b maszyny na jacht i prze艂膮czy艂 sterowanie uzbrojeniem na ci臋偶ki karabin maszynowy. Jasna plamka obiektu widnia艂a prawie w centrum ekranu przekazuj膮cego obraz w podczerwieni. Zamiast 偶贸艂tego okr臋gu pojawi艂y si臋 paj臋cze nitki celownika. Admira艂 przekr臋ci艂 nieco g艂ow臋 naprowadzaj膮c je na cel, odchyli艂 os艂on臋 spustu i zacz膮艂 strzela膰.
Karabin maszynowy znajdowa艂 si臋 zaledwie par臋 metr贸w od Daniela, tote偶 nieoczekiwany, g艂o艣ny terkot broni przerazi艂 go do tego stopnia, 偶e gdyby nie by艂 przypi臋ty pasami do fotela, na pewno by skoczy艂 na r贸wne nogi. Ca艂e okno w lewej burcie roz艣wietli艂y pomara艅czowe rozb艂yski p艂omieni tryskaj膮cych z lufy kalibru 30 milimetr贸w, kt贸ra wypluwa艂a trzy pociski na sekund臋.
Zaraz potem Hardcastle dostrzeg艂 dym oraz j臋zyki ognia strzelaj膮ce z jachtu, ale to mu nie wystarczy艂o, chcia艂 zniszczy膰 go do ko艅ca. Prze艂膮czy艂 z powrotem sterowanie na wyrzutni臋 rakiet, uzbroi艂 jeden z pocisk贸w i starannie nakierowa艂 okr膮g celownika podczerwonego na intruza. Dopiero po chwili si臋 zorientowa艂, 偶e pikuje pod zbyt ostrym k膮tem, ale zamiast zmniejszy膰 obroty, wyr贸wna艂 jedynie lot do poziomu i od nowa zacz膮艂 nacelowywa膰 wyrzutni臋. Kiedy tylko okr膮g w wizjerze zmieni艂 kolor i zacz膮艂 migota膰, co oznacza艂o, 偶e mechanizm samonaprowadzaj膮cy znalaz艂 cel, admira艂 nacisn膮艂 spust.
Stinger, zaopatrzony w czterokilogramow膮 g艂owic臋 o wielkiej sile ra偶enia, trafi艂 dok艂adnie w najcieplejszy punkt celu - rozgrzany silnik 艂odzi. Wci膮偶 nurkuj膮cy z du偶膮 szybko艣ci膮 „Lew Morski" w chwili wybuchu znalaz艂 si臋 po lewej burcie jachtu. Eksplozja rozerwa艂a silnik na kawa艂ki i rozbi艂a zbiornik paliwa. Kiedy Hardcastle podrywa艂 dzi贸b maszyny i wchodzi艂 w lewy zakr臋t, benzyna eksplodowa艂a wielk膮 kul膮 ognia zaledwie dwadzie艣cia metr贸w od prawej burty samolotu.
V-22 polecia艂 w bok, niczym natr臋tna mucha trafiona pack膮 jakiego艣 olbrzyma. Prawy silnik zawy艂 rozpaczliwie, a na pulpicie kontrolnym zamigota艂y lampki alarmowe. Os艂ona kabiny od strony pilota pod wp艂ywem fali uderzeniowej rozprysn臋艂a si臋 na kawa艂ki, zasypuj膮c fotel pilota mas膮 okruch贸w szk艂a. Samolot run膮艂 w d贸艂, coraz silniej przechylaj膮c si臋 na bok. Prawe skrzyd艂o celowa艂o ju偶 prosto w niebo. Hardcastle b艂yskawicznie pchn膮艂 d藕wigienki przepustnic do ko艅ca, redukuj膮c zarazem k膮t natarcia p艂at贸w lewego wirnika, 偶eby nag艂y przyp艂yw mocy przy tak ostrym przechyle nie rozerwa艂 go na strz臋py. Samolot powoli wr贸ci艂 do poziomu i zacz膮艂 wychodzi膰 z lotu nurkowego, lecz znajdowali si臋 ju偶 zaledwie kilka metr贸w nad grzbietami fal Atlantyku.
Prawy silnik zacz膮艂 szybko traci膰 obroty. Admira艂 rzuci艂 okiem na wskazania instrument贸w i zorientowa艂 si臋 natychmiast, 偶e niebezpiecznie zmala艂o ci艣nienie oleju. Gdy tylko wyr贸wna艂 lot, szybko prze艂膮czy艂 sterowanie wirnikami, 偶eby nap臋dza膰 oba 艣mig艂a lewym silnikiem. Nast臋pnie odci膮艂 dop艂yw paliwa do prawego silnika i wy艂膮czy艂 zap艂on. Inaczej gwa艂townie wzrastaj膮ca temperatura mog艂a spowodowa膰 jego zatarcie.
- „Rekin", tu „Dwa Trzy" - odezwa艂 si臋 po chwili do mikrofonu. - Mamy uszkodzenia os艂ony kabiny i awari臋 prawego silnika. Od艂膮czy艂em go i przestawi艂em rotory na wsp贸lny nap臋d. Dolecimy jako艣 do bazy w Alladin City. B臋dziemy w kontakcie. Odbi贸r.
- Zrozumia艂am, „Dwa Trzy" - odpowiedzia艂a natychmiast Geffar. - Powiadomi臋 dow贸dztwo o twojej sytuacji i sprowadz臋 karetk臋.
Chcia艂a ju偶 zapyta膰, jak to si臋 sta艂o, 偶e samolot zosta艂 tak powa偶nie uszkodzony, skoro ju偶 dawno wyda艂a patrolowi rozkaz powrotu do bazy, ale ugryz艂a si臋 jednak w j臋zyk. Ponownie wdusi艂a przycisk mikrofonu.
- Uwaga, „Pi臋膰 Jeden". Melduj o sytuacji.
- Tu „Pi臋膰 Jeden" - odezwa艂 si臋 Petraglia. - Status zielony. Zbli偶amy si臋 do miejsca... katastrofy obiektu. Mamy kontakt wzrokowy z „Dwa Trzy". Kieruje si臋 na po艂udnie, wzd艂u偶 linii brzegowej, w przybli偶eniu na pu艂apie tysi膮ca pi臋ciuset metr贸w. Nie widz臋 dymu ani ognia, chocia偶 znajdowa艂 si臋 bardzo blisko celu, kiedy... nast膮pi艂 wybuch.
- Czy to otwarty kana艂 艂膮czno艣ci? - Geffar pospiesznie zwr贸ci艂a si臋 do Fields.
- Tak, szyfratory nie spisuj膮 si臋 najlepiej. Przez ca艂膮 noc porozumiewamy si臋 na otwartym kanale UKF za po艣rednictwem przeka藕nik贸w aerostatu.
To wyja艣nia艂o, dlaczego Petraglia nie chcia艂 m贸wi膰 wprost, co si臋 wydarzy艂o. Co drugi amator kr贸tkofalarstwa na Florydzie musia艂 przys艂uchiwa膰 si臋 tej wymianie zda艅.
- Zrozumia艂am, „Pi臋膰 Jeden". Jaki jest status obiektu?
- Mamy kontakt wzrokowy. Szcz膮tki jachtu unosz膮 si臋 na wodzie, na 艣r贸dokr臋ciu jest jeszcze ogie艅. Jeste艣my trzysta metr贸w od wraka, ale podchodzimy bli偶ej. Zza os艂ony ster贸wki kto艣 macha r臋k膮. Chyba nie ma broni, ale zachowamy daleko posuni臋t膮 ostro偶no艣膰. Nie odwo艂uj臋 gotowo艣ci drugiego stopnia.
- Zrozumia艂am, „Pi臋膰 Jeden". Zosta艅 w kontakcie.
Sandra zwr贸ci艂a si臋 do Annette:
- Niech wystartuje „Lew Morski", trzeba ubezpiecza膰 „Pi臋膰 Jeden".
Og艂o艣 te偶 alarm dla za艂ogi dolphina, b臋dziemy eskortowa膰 Hardcastle'a podczas awaryjnego l膮dowania. Sama polec臋 helikopterem.
Rzuci艂a s艂uchawki na pulpit i szybko wysz艂a z centrum dowodzenia, kieruj膮c si臋 do hangaru.
Na „Lwa Morskiego" pilotowanego przez Hardcastle'a natkn臋li si臋 ju偶 nad Virginia Key, osiem kilometr贸w od lotniska przy dow贸dztwie Agencji Ochrony Granic. Lecia艂 spokojnie, ale z powodu wybitej szyby w kabinie oraz wsp贸lnego nap臋du na dwa rotory z jednego silnika rozwija艂 szybko艣膰 zaledwie czterdziestu w臋z艂贸w. Geffar podesz艂a 艣mig艂owcem z prawej strony i utworzy艂a zwarty szyk z samolotem. Zdo艂a艂a dojrze膰, 偶e ca艂a gondola prawego silnika zachlapana jest olejem.
- Jak ci idzie, Ian? - zapyta艂a, prze艂膮czywszy uprzednio radiostacj臋 na szyfrowan膮 cz臋stotliwo艣膰.
- Nie藕le. Ca艂kowicie przestawi艂em gondole w po艂o偶enie pionowe, obawia艂em si臋 bowiem, 偶e uk艂ady obracania silnik贸w oraz sk艂adania skrzyd艂a mog膮 zawie艣膰. Nie mam problem贸w z pilota偶em, nie odczuwam nadmiernych wibracji, ale powy偶ej osiemdziesi臋ciu pi臋ciu procent mocy zapala mi si臋 sygnalizacja przeci膮偶enia silnika.
- W porz膮dku. Je艣li nie spodziewasz si臋 偶adnych k艂opot贸w podczas l膮dowania, le膰 prosto do bazy. Ale gdyby co艣 by艂o nie tak, skr臋膰 wzd艂u偶 autostrady w kierunku Key Biscayne i siadaj na polach golfowych Crandon Park. Mamy w tamtej okolicy wozy ratownictwa. Ka偶臋 zapali膰 reflektory ci臋偶ar贸wek, 偶eby ci o艣wietli膰 teren.
L膮dowanie na terenie dow贸dztwa agencji przebieg艂o bez wi臋kszych k艂opot贸w, cho膰 wszyscy byli mocno zdenerwowani. Zanim jeszcze wirniki „Morskiego Lwa" przesta艂y si臋 obraca膰, do samolotu podjecha艂y karetki, stra偶 po偶arna i wozy ratownictwa lotniczego. R贸wnie偶 ca艂a za艂oga 艣mig艂owca pobieg艂a w tamtym kierunku. Zaraz te偶 u艂o偶ono nieprzytomnego Fontaine'a na noszach i odwieziono do szpitala. Na szcz臋艣cie rana by艂a powierzchniowa, m臋偶czyzna przesta艂 ju偶 krwawi膰. Geffar zatrzyma艂a si臋 na chwil臋 przy pilocie, po czym stan臋艂a przy prawej burcie V-22, spogl膮daj膮c na Hardcastle'a, kt贸ry pomaga艂 Danielowi zej艣膰 na p艂yt臋 lotniska. Ca艂a tr贸jka w milczeniu popatrzy艂a na spor膮 wyrw臋 w poszyciu kad艂uba, nad fotelikiem, w kt贸rym siedzia艂 ch艂opak. Ten sam pocisk, kt贸ry trafi艂 w przedni膮 szyb臋 i przelecia艂 tu偶 obok g艂owy Fontaine'a, wypad艂 na zewn膮trz kilkadziesi膮t centymetr贸w od g艂owy Daniela. Nie tylko pilot unikn膮艂 o w艂os 艣mierci. Tak偶e Daniel Hardcastle...
Ch艂opak zblad艂 teraz jak 艣ciana, nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od poszarpanej dziury w kad艂ubie. Natomiast admira艂 sprawia艂 wra偶enie wycie艅czonego. Posklejane w艂osy lepi艂y mu si臋 do twarzy, bielizna pod skafandrem nasi膮kn臋艂a od potu. Kiedy Sandra spostrzeg艂a, 偶e mimo grubej warstwy odzie偶y i dw贸ch kamizelek Daniel zaczyna dygota膰, jak by by艂o mu zimno, szybko zarz膮dzi艂a:
- Odwioz臋 was obu i ca艂膮 za艂og臋 do szpitala w Key Biscayne. Musi zbada膰 was lekarz.
Hardcastle pokiwa艂 g艂ow膮, a po chwili uprzytomni艂 sobie, 偶e Daniel i Sandra jeszcze si臋 nie znaj膮. Do diab艂a, to nie jest w艂a艣ciwy moment do zawierania znajomo艣ci, pomy艣la艂, po czym obj膮艂 syna ramieniem i poprowadzi艂 go w stron臋 furgonetki, kt贸r膮 mieli jecha膰 do szpitala.
Po ich odej艣ciu Geffar otworzy艂a schowek przy drzwiach przedzia艂u towarowego w prawej burcie „Morskiego Lwa", wyj臋艂a latark臋 i przy jej 艣wietle zacz臋艂a sprawdza膰 prawe skrzyd艂o. Uszkodzenie wygl膮da艂o do艣膰 gro藕nie, Hardcastle podj膮艂 spore ryzyko, prowadz膮c V-22 z Boca Raton do Alladin City nad oceanem. Nawet wa艂 przenosz膮cy nap臋d z lewego silnika na prawy wirnik sprawia艂 wra偶enie pokiereszowanego, tote偶 mo偶na by艂o m贸wi膰 o szcz臋艣ciu, 偶e za艂oga nie zosta艂a zmuszona do wodowania w ciemno艣ciach. Admira艂 ryzykowa艂 偶yciem swego pasa偶era, w艂asnego syna, kt贸rego nieopatrznie zabra艂 na pok艂ad...
W szpitalu okr臋gowym w Key Biscayne lekarze i piel臋gniarki dok艂adnie zbadali ka偶dego z cz艂onk贸w za艂ogi, lecz nikomu nic nie dolega艂o, nie licz膮c oczywi艣cie Fontaine'a, kt贸ry znajdowa艂 si臋 w stanie ci臋偶kiego szoku i musia艂 przez kilka dni pozosta膰 w szpitalu.
Geffar odwioz艂a za艂og臋 patrolu z powrotem do bazy w Alladin City, gdzie czekali ju偶 na nich Brad Elliott i Patrick McLanahan. Dow贸dca „M艂ociarzy" pozwoli艂 wszystkim skorzysta膰 z telefonu, by powiadomili najbli偶sze rodziny, oraz zam贸wi艂 dla nich gor膮cy posi艂ek z pobliskiej restauracji. P贸藕niej rozmie艣ci艂 wszystkich w oddzielnych pokojach i rozkaza艂 spisa膰 o艣wiadczenia przedstawiaj膮ce kolejno艣膰 wydarze艅.
Hardcastle'a zaprosi艂 natomiast do swego gabinetu.
- To do艣膰 niezwyk艂a sytuacja, prawda, Brad? - zapyta艂 admira艂 od drzwi. - Zazwyczaj za艂oga patrolu wsp贸lnie sk艂ada raport, a nie ka偶dy oddzielnie. Wygl膮da mi to na przes艂uchanie.
- Bez przesady, cho膰 przyznaj臋, 偶e w tej sytuacji nie starczy zwyk艂y raport. Po raz pierwszy ostrzelali艣my jak膮艣 jednostk臋. A poleci艂em ka偶demu z za艂ogi opisa膰 w艂asn膮 wersje wydarze艅 tylko dlatego, 偶e nie mamy jasnego obrazu sytuacji. Twoje zeznania zostan膮 potraktowane na r贸wni z innymi.
Hardcastle przytakn膮艂, cho膰 niezbyt mu si臋 to wszystko podoba艂o. Elliott tymczasem zauwa偶y艂, 偶e na ekranie jego terminalu widnieje kilka informacji, niekt贸re oznaczone nawet jako pilne, tote偶 podszed艂 do biurka i zacz膮艂 je czyta膰. Po chwili zapyta艂:
- Dlaczego polecia艂e艣 dzisiaj z nimi, Ian? Mia艂e艣 urlop, nie by艂e艣 nawet w mundurze, sp臋dza艂e艣 wolny czas w towarzystwie syna. Trudno powiedzie膰, 偶e by艂e艣 got贸w do udzia艂u w akcji.
- Oprowadza艂em Daniela po hangarze, pokazywa艂em mu nasz膮 baz臋. Kiedy og艂oszono alarm, zacz膮艂em rozmawia膰 z pilotem za艂ogi rezerwowej i wtedy si臋 dowiedzia艂em, 偶e Sandra nie ma innego samolotu, kt贸ry m贸g艂by wystartowa膰 w po艣cig za jachtem.
- To prawda - potwierdzi艂a Geffar. - Ten facet przeszed艂 odpraw臋 celn膮 we Freeport. Nie by艂o 偶adnych podejrze艅, dop贸ki nie wychwyci艂 go radar „Karabala". Nie zmierza艂 na spotkanie z jak膮kolwiek inn膮 jednostk膮 p艂ywaj膮c膮, Bahamczycy potwierdzali, 偶e wszystko jest w porz膮dku. A poniewa偶 nie dysponowa艂am w tym czasie 偶adn膮 do艣wiadczon膮 za艂og膮 patrolow膮, przekaza艂am t臋 spraw臋 S艂u偶bom Celnym.
- Je偶eli przechodzi艂 inspekcj臋 we Freeport, to sk膮d na pok艂adzie wzi膮艂 si臋 karabin maszynowy?
Geffar roz艂o偶y艂a szeroko r臋ce.
- Nie mam poj臋cia. Mo偶e go dobrze ukry艂, a mo偶e jako艣 wykiwa艂 celnik贸w. W ka偶dym razie nie istnia艂y najmniejsze podejrzenia, 偶e w艂a艣ciciel jachtu jest zamieszany w przemyt...
- Dlaczego zatem nie wys艂a艂a艣 patrolu, 偶eby go zatrzyma膰? Tworzymy jednostk臋 ochrony granic, nie mamy prawa zatrzymywa膰 tylko niekt贸rych, a innych swobodnie przepuszcza膰.
- Wcale nie o to nam chodzi艂o, generale. Po prostu nie dysponowali艣my w tym czasie wykwalifikowan膮 za艂og膮 patrolow膮, mieli艣my pod r臋k膮 tylko rezerwow膮 za艂og臋 Fontaine'a...
- Trzeba wi臋c zada膰 pytanie, dlaczego powierza si臋 nocn膮 s艂u偶b臋 tak niedo艣wiadczonym ludziom - wtr膮ci艂 Hardcastle. - Wszyscy powinni wzi膮膰 udzia艂 w kilku nocnych patrolach, zanim otrzymaj膮 samodzielne zadanie.
- Przechodzili szkolenie - odpar艂 Elliott. - Ta w艂a艣nie za艂oga uczestniczy艂a w patrolu nie dalej, jak dzisiaj po po艂udniu.
- Na mi艂o艣膰 bosk膮, przecie偶 wiesz dobrze, jak wygl膮daj膮 te szkolenia - powiedzia艂a Geffar. - Mamy tylko tyle za艂贸g, 偶eby na bie偶膮co prowadzi膰 patrole, a nikt w ci膮gu kilku dni si臋 nie nauczy wprawnie operowa膰 tak z艂o偶on膮 maszyn膮, jak „Lew Morski". Poza tym uwa偶am, 偶e wcale nie chodzi o wyszkolenie jak najwi臋kszej liczby za艂贸g. Powinni艣my opracowa膰 jaki艣 system selekcji, na kt贸re obiekty mamy zwraca膰 wi臋ksz膮 uwag臋, i bardziej liczy膰 na za艂ogi kutr贸w patrolowych, a nie pr贸bowa膰 wszystko robi膰 z powietrza. Opr贸cz naszych patroli morskich, s膮 przecie偶 jeszcze S艂u偶by Celne i Stra偶 Przybrze偶na. W艂a艣nie dlatego podj臋艂am dzi艣 tak膮, a nie inn膮 decyzj臋... W pe艂ni rozumiem, Ian, powody, dla kt贸rych tak zareagowa艂e艣, ale to ja dowodzi艂am operacj膮...
- Sandro, po prostu us艂ysza艂em meldunek o podejrzanym obiekcie. Mam wpraw臋 w nocnych akcjach, dlatego zdecydowa艂em si臋 poprowadzi膰...
- To nie by艂 dobry pomys艂, Ian - wtr膮ci艂 Elliott.
Hardcastle zmarszczy艂 brwi.
- Podj膮艂em tak膮 decyzj臋, a jako starszy stopniem...
- Zaraz po twoim starcie zadzwoni艂 do nas jaki艣 dziennikarz - mrukn膮艂 Elliott. - A poniewa偶 przekazywali艣cie meldunki na otwartym kanale 艂膮czno艣ci, reporterzy mogli bez trudu 艣ledzi膰 na bie偶膮co przebieg akcji i s膮 do艣膰 dobrze poinformowani o tym, co si臋 zdarzy艂o... Tamten dziennikarz poinformowa艂 nas, 偶e widzia艂 ci臋 dzi艣 wieczorem w restauracji. Podobno wypi艂e艣 drinka przy barze, a potem zam贸wi艂e艣 butelk臋 wina do obiadu. Czy to prawda?
- Tak. Nie zaprzeczam, bo i po co mia艂bym to robi膰? Nie chcesz chyba powiedzie膰, 偶e by艂em pod wp艂ywem alkoholu i dlatego nie umia艂em prawid艂owo oceni膰...
- Czy jeste艣 got贸w odda膰 krew do analizy?
- Co takiego? 呕膮dasz tego ode mnie?
- Owszem.
- W takim razie prosz臋 bardzo. My艣la艂e艣, 偶e b臋d臋 si臋 sprzeciwia艂?
- Daj spok贸j, Ian. Je艣li si臋 dobrze zastanowisz, to sam dojdziesz do wniosku, 偶e jestem zmuszony ci臋 o to prosi膰. Dla dobra nas wszystkich, dla dobra ca艂ego twojego projektu „M艂ociarzy". Nie znosz臋 dziennikarzy, ale skoro pe艂ni臋 okre艣lone stanowisko, przynajmniej na razie...
Hardcastle doskonale rozumia艂, 偶e Brad ma racj臋. Nadal jednak uwa偶a艂, 偶e jego poczynaniom nie mo偶na nic zarzuci膰.
- Co si臋 sta艂o po tym, jak wyda艂am ci rozkaz powrotu do bazy? - zapyta艂a Geffar.
- Przesta艅cie. Co to ma by膰? Krzy偶owy ogie艅 pyta艅?
- Odpowiedz, prosz臋 - odpar艂 Elliott.
Admira艂 spojrza艂 na niego, zdumiony stanowczym tonem genera艂a. Ale st艂umi艂 w sobie z艂o艣膰. Zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza.
- Wy艂膮czyli艣my si臋 z akcji. Kaza艂em Fontaine'owi wej艣膰 na pu艂ap trzystu metr贸w i stamt膮d o艣wietla膰 jacht reflektorem. Ale „Pi臋膰 Jeden" zameldowa艂 przez radio, 偶e ma powa偶ne obawy, i偶 nie zd膮偶y przechwyci膰 uciekinier贸w przed dotarciem do Boca Inlet. Dlatego zdecydowa艂em, 偶eby zej艣膰 z powrotem w d贸艂, zaj艣膰 obiekt od p贸艂nocy i spr贸bowa膰 go nakierowa膰 w stron臋 kutra. Ale tamci nie zareagowali. Wtedy rozkaza艂em odpali膰 w kierunku 艂odzi rakiet臋 ostrzegawcz膮. Intruz odpowiedzia艂 ogniem. Dostali艣my kilkoma pociskami, a jeden o ma艂o nie trafi艂 w g艂ow臋 pilota. W贸wczas przej膮艂em stery, wszed艂em na wysoko艣膰 tysi膮ca metr贸w...
- Sk膮d si臋 wzi臋艂y tak powa偶ne uszkodzenia samolotu?
- Mia艂em ju偶 zawr贸ci膰 do Fort Lauderdale, 偶eby odtransportowa膰 Adama do szpitala, kiedy niespodziewanie dostrzeg艂em na morzu tego sukinsyna. Nadal pru艂 w stron臋 brzegu, jakby nic si臋 nie sta艂o. Facet wygra偶a艂 mi nawet pi臋艣ci膮. By艂em przekonany, 偶e Petraglia zrezygnuje, zawr贸ci kuter i pop艂ynie za mn膮, a wtedy temu 艂ajdakowi usz艂oby na sucho. Przyznaj臋, 偶e wtedy mnie ponios艂o. Skr臋ci艂em, wszed艂em w lot nurkuj膮cy i otworzy艂em ogie艅 z karabinu maszynowego. Odpali艂em te偶 jeden pocisk rakietowy. Znale藕li艣my si臋 za blisko miejsca eksplozji Stingera i fala uderzeniowa spowodowa艂a te uszkodzenia. P贸藕niej zawr贸ci艂em na po艂udnie, w kierunku bazy.
Elliott pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Rozumiem ci臋. Nadal jednak uwa偶am, 偶e powiniene艣 by艂 zostawi膰 spraw臋 w r臋kach Petraglii oraz S艂u偶b Celnych...
- Nie zgadzam si臋. Tylko my znajdowali艣my si臋 w dogodnej pozycji do prowadzenia akcji, a Fontaine nie by艂 tak ci臋偶ko ranny...
- Przecie偶 straci艂 przytomno艣膰 - wtr膮ci艂a Geffar.
- Naszym zadaniem jest nie dopu艣ci膰, by obce jednostki dobija艂y do brzegu. Mamy prawo u偶ywa膰 broni, nie po to przecie偶, 偶eby kogo艣 nastraszy膰 czy przekaza膰 w r臋ce S艂u偶b Celnych. „M艂ociarzy" powo艂ano do ochrony granic. A gdyby temu facetowi uda艂o si臋 zbiec? A gdyby, dajmy na to, postrzeli艂 kilka os贸b na przystani? M贸g艂 mie膰 na pok艂adzie materia艂y wybuchowe...
- To nie zmienia faktu - przerwa艂 mu Elliott - 偶e usiad艂e艣 za sterami, kiedy powiniene艣 by艂 zosta膰 w bazie. Podj膮艂e艣 akcj臋 przechwytywania, mimo 偶e otrzyma艂e艣 rozkaz powrotu do bazy. Otworzy艂e艣 ogie艅 w sytuacji, w kt贸rej trzeba by艂o si臋 natychmiast wycofa膰. Narazi艂e艣 za艂og臋, samolot oraz pasa偶era, cywila, na niepotrzebne ryzyko, a ca艂ym „M艂ociarzom" przysporzy艂e艣 prawdopodobnie bardzo z艂ej s艂awy. Zem艣ci si臋 to nie tylko na tobie, ale na nas wszystkich.
- Bzdura! Post膮pi艂em tak, jak nakazywa艂 mi obowi膮zek!
- Mylisz si臋. Przed tob膮 jeszcze czterdzie艣ci osiem godzin bez 偶adnych obowi膮zk贸w s艂u偶bowych. Wzi膮艂e艣 przecie偶 urlop. Teraz kto艣 ci臋 odwiezie do o艣rodka Stra偶y Przybrze偶nej w Miami Beach, gdzie oddasz krew do analizy. Potem masz jecha膰 do domu. Zameldujesz si臋 jutro rano. I z nikim nie rozmawiaj bez uzgodnienia ze mn膮...
- To szale艅stwo, Brad! Nie mamy czasu na takie...
- Do cholery! Otrzyma艂e艣 wyra藕ne rozkazy! To w艂a艣nie chcia艂e艣 us艂ysze膰?
Hardcastle zagryz艂 wargi, hukn膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 bez s艂owa.
W korytarzu zasta艂 Daniela siedz膮cego na kanapie, t臋po wpatruj膮cego si臋 w formularz raportu, kt贸ry kazano mu wype艂ni膰. Na widok ojca w jego oczach pojawi艂y si臋 dziwne b艂yski, a偶 Hardcastle'a co艣 艣cisn臋艂o za serce. Mia艂 wra偶enie, 偶e Daniel to zupe艂nie inny cz艂owiek ni偶 ten, z kt贸rym przed kilkoma zaledwie godzinami przebywa艂 na boisku do koszyk贸wki, a p贸藕niej rozmawia艂 w restauracji.
U wyj艣cia z budynku czeka艂 ju偶 na nich kierowca.
- Najpierw odwieziemy mojego syna do domu.
- Otrzyma艂em rozkaz...
- G贸wno mnie to obchodzi - mrukn膮艂 admira艂, ci膮gn膮c Daniela w stron臋 drzwi.
Nie zauwa偶y艂, 偶e Geffar przygl膮da艂a si臋 tej scenie z g艂臋bi korytarza, lecz zaraz potem wr贸ci艂a do gabinetu, jakby zawstydzona jego zachowaniem.
Przed bram膮 bazy czatowa艂o kilkunastu fotoreporter贸w. Natychmiast zacz臋li rozpycha膰 si臋 艂okciami, 偶eby dotrze膰 do ludzi wychodz膮cych z budynku. Hardcastle b艂yskawicznie wysun膮艂 si臋 do przodu, zas艂aniaj膮c syna przed obiektywami aparat贸w.
- Admirale, czy mo偶e pan wyja艣ni膰, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o? - zawo艂a艂 kt贸ry艣 z dziennikarzy. - O ile nam wiadomo, zgin膮艂 jeden z waszych pilot贸w...
- Nikt nie zgin膮艂!
Ta kr贸tka odpowied藕 sta艂a si臋 jakby zach臋t膮 dla dziennikarzy.
- Kto tam jest z panem, admirale? Czy to podejrzany?
- Czy to prawda, 偶e przed dzisiejsz膮 strzelanin膮 widziano pana w barze? Czy by艂 pan pijany?
Hardcastle pospiesznie wsun膮艂 si臋 na tylne siedzenie samochodu i zatrzasn膮艂 drzwi, jakby pragn膮艂 odgrodzi膰 si臋 od tej lawiny pyta艅. Wiedzia艂 jednak dobrze, 偶e to dopiero pocz膮tek koszmaru.
6
Lotnisko Zaza, Verrettes, Haiti
Dwa tygodnie p贸藕niej
M艂odego Carlosa Canseco wchodz膮cego do g艂贸wnej sali odpraw powitano gor膮cymi owacjami.
Salazar stan膮艂 na baczno艣膰 i czeka艂 spokojnie, a偶 tamten utykaj膮c wejdzie na podwy偶szenie, dopiero wtedy zasalutowa艂 mu spr臋偶y艣cie. Twarz ch艂opaka pokrywa艂y liczne rany i oparzenia, ale wszyscy wiedzieli, 偶e najsilniej ma poparzone plecy i obie nogi. Lekarze z kliniki w Miami zaj臋li si臋 nim troskliwie, wykonali nawet kilka przeszczep贸w sk贸ry. Potem, ze wzgl臋du na ci臋偶ki stan, umieszczono go w szpitalnej izolatce, prawie bez nadzoru. Tote偶 bez trudu zdo艂a艂 uciec przez okno, ze艣lizn膮艂 si臋 z drugiego pi臋tra po rynnie, a nast臋pnie ukrad艂 艂贸d藕 i dop艂yn膮艂 na wysp臋 Andros, gdzie nawi膮za艂 kontakt w lud藕mi pu艂kownika.
Po oddaniu honor贸w Salazar otoczy艂 m艂odzie艅ca ramieniem. Mia艂 mieszane uczucia. Z jednej strony 偶a艂owa艂, 偶e Canseco nie zgin膮艂 podczas wykonywania akcji, gdy偶 w ten spos贸b nie zdradzi艂by Cuchillos i sta艂 si臋 zarazem przyk艂adem bohaterskiego po艣wi臋cenia. Z drugiej strony cieszy艂 si臋, 偶e udana ucieczka ze Stan贸w powinna znacznie wp艂yn膮膰 na morale jego 偶o艂nierzy.
- Bohaterstwo Carlosa Canseco jest godne najwy偶szego uznania! Baczno艣膰! - Pu艂kownik odczeka艂 chwil臋. - W dniu dzisiejszym mianuj臋 szeregowca Canseco do stopnia porucznika lotnictwa. Niech jego akcja rozs艂awi imi臋 Cuchillos i stanie si臋 wzorem dla nas wszystkich!
Krzywi膮c si臋 z b贸lu, Canseco r贸wnie偶 uni贸s艂 zabanda偶owan膮 r臋k臋 i zasalutowa艂, a nast臋pnie poku艣tyka艂 z powrotem.
- Dzi臋kuj臋 za uznanie dla wyczynu tego m艂odzie艅ca, panie pu艂kowniku - rzek艂 Trujillo, rozpoczynaj膮c odpraw臋. - Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie to znakomity przyk艂ad dla pa艅skich pilot贸w, zw艂aszcza m艂odych.
- Wykaza艂 wiele zimnej krwi - odpar艂 z dum膮 Salazar. - Nie wiem tylko, czy jego po艣wi臋cenie na cokolwiek si臋 przyda.
- Owszem. Ju偶 nanie艣li艣my na map臋 zasi臋gi efektywnego dzia艂ania wszystkich posterunk贸w Ochrony Granic w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Florydy, pu艂kowniku. Dowiedzieli艣my si臋, 偶e dysponuj膮 wielk膮 si艂膮, maj膮 znakomite, dobrze uzbrojone maszyny i nie wahaj膮 si臋 otwiera膰 ogie艅.
- Ale Canseco prawie dotar艂 do brzegu - wtr膮ci艂 jeden z oficer贸w. - Niewiele brakowa艂o...
- To prawda, lecz 艂贸d藕 zosta艂a doszcz臋tnie zniszczona pociskami z „Lwa Morskiego" - odpar艂 Trujillo. - Amerykanie mogli zacz膮膰 strzela膰 du偶o wcze艣niej, a poza tym wolniejsza jednostka z pewno艣ci膮 nie zosta艂aby dopuszczona tak blisko brzegu. Moim zdaniem - zwr贸ci艂 si臋 do Salazara - powinni艣my nadal trzyma膰 si臋 jak najdalej od Florydy. Wiemy, 偶e Agencja Ochrony Granic na razie koncentruje swe oddzia艂y w tamtym rejonie, a po tym incydencie z pewno艣ci膮 b臋d膮 jeszcze czujniejsi.
- Co z tego, kiedy najwi臋ksza sie膰 dystrybucyjna kartelu znajduje si臋 w艂a艣nie na Florydzie - odpar艂 pu艂kownik. - Zrzuty w innym rejonie s膮 dla nas zdecydowanie mniej op艂acalne.
- Mo偶liwe, pu艂kowniku, lecz loty w tamtym kierunku wi膮偶膮 si臋 z ogromnym ryzykiem. Kartel musi zda膰 sobie z tego spraw臋. S膮dz臋, 偶e powinni艣my jak najszybciej utworzy膰 r贸wnie pr臋偶n膮 sie膰 odbiorc贸w wzd艂u偶 po艂udniowo-zachodniego wybrze偶a Stan贸w oraz granicy z Meksykiem, zanim ich agencja rozmie艣ci tam swoje jednostki.
Valdivia, Kolumbia
Tego samego dnia
- Przecie偶 to g艂upota, Salazar! - wykrzykn膮艂 Gonzales Gachez do s艂uchawki, zrywaj膮c si臋 na nogi w swoim gabinecie w budynku administracyjnym fabryki. Waln膮艂 pi臋艣ci膮 w le偶膮c膮 na biurku pi艂k臋 do koszyk贸wki, pokryt膮 autografami znanych graczy. - Dlaczego mi o tym m贸wisz? O co ci chodzi?
- Powtarzam, 偶e nie mam zamiaru nara偶a膰 偶ycia moich ludzi i dociera膰 z towarem do dotychczasowych punkt贸w zrzutu. Je艣li upiera si臋 pan, 偶eby nadal dostarcza膰 sw贸j towar na Floryd臋 lub wyspy Bahama, to musi pan dodatkowo zap艂aci膰. Dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w za kilogram. Po艂owa po starcie, po艂owa po dostarczeniu 艂adunku.
- Dziesi臋膰 tysi臋cy? Czy pan zwariowa艂? To prawie tyle, ile sami zarabiamy na kilogramie kokainy...
- To prosz臋 w takim razie podnie艣膰 ceny, se帽or - rzek艂 stanowczo pu艂kownik. - Si艂y Ochrony Granic dzia艂aj膮 bezwzgl臋dnie, Gachez. To nie jest papierowy tygrys. Dlatego musi pan zap艂aci膰 dziesi臋膰 tysi臋cy od kilograma. Nie mam nic wi臋cej do powiedzenia.
Po艂膮czenie zosta艂o przerwane. Gachez z w艣ciek艂o艣ci膮 cisn膮艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki.
- Do cholery! Powinienem go zabi膰! - Odwr贸ci艂 si臋 do swoich oficer贸w. - Salazar 偶膮da dziesi臋ciu tysi臋cy za kilogram towaru dostarczonego na Floryd臋. Twierdzi, 偶e patrole „M艂ociarzy" s膮 tak skuteczne, 偶e loty staj膮 si臋 bardzo ryzykowne.
- Pr贸buje pana szanta偶owa膰, se帽or Gachez - odpar艂 jego asystent. - Niech pan zrezygnuje z jego us艂ug. B臋dzie musia艂 sam do nas przyj艣膰.
- A co mam, wed艂ug ciebie, zrobi膰 z tymi dwoma tonami kokainy zalegaj膮cej w magazynie? Co mam powiedzie膰 pozosta艂ym cz艂onkom kartelu? To wszystko zagra偶a mojej pozycji, Juan. Niewykluczone, 偶e kartel sam b臋dzie chcia艂 dogada膰 si臋 z Salazarem.
- Jest pan najbogatszym i najbardziej wp艂ywowym cz艂owiekiem spo艣r贸d wszystkich rodzin z Medellin...
Ale poirytowany Gachez tylko machn膮艂 r臋k膮. Juan wyst膮pi艂 krok do przodu.
- Wi臋c mo偶e to si臋 oka偶e rozwi膮zaniem pa艅skich problem贸w?
Gachez spojrza艂 ciekawie na trzyman膮 przez tamtego buteleczk臋.
Od艂o偶y艂 na miejsce pi艂k臋 z autografami koszykarzy dru偶yny Yankees i si臋gn膮艂 po naczynie z bezbarwn膮 ciecz膮 o g臋sto艣ci oleju mineralnego lub terpentyny. Otworzy艂 je i pow膮cha艂, ale p艂yn by艂 bezwonny.
- Co to jest?
- P贸艂 kilograma kokainy rozpuszczonej w rozcie艅czonym kwasie solnym, co zapobiega krystalizacji i wypadaniu osadu - wyja艣ni艂 Juan. - To bezbarwny, bezwonny i pozbawiony smaku p艂yn. Nie da si臋 go wykry膰 promieniami rentgenowskimi ani nadfioletowymi. Do otrzymania na powr贸t krystalicznego produktu wystarczy odparowa膰 wod臋. Ale mo偶na te偶 stosowa膰 kokain臋 w roztworze.
Wyj膮艂 buteleczk臋 z r膮k Gacheza, zakr臋ci艂 j膮 mocno i podszed艂 do akwarium stoj膮cego w rogu pokoju. Uni贸s艂 pokryw臋 i wrzuci艂 buteleczk臋 do zbiornika. Naczynie znikn臋艂o im z oczu, wida膰 by艂o jedynie metalow膮 nakr臋tk臋.
- Mo偶emy przewozi膰 ten roztw贸r w zbiornikach z tropikalnymi rybkami lub z owocami morza. Mo偶na te偶 zatapia膰 go w beczkach z benzyn膮 albo wr臋cz zamra偶a膰 w kostki lodu. Ale mamy jeszcze ciekawszy pomys艂. - Juan si臋gn膮艂 po du偶膮 foliow膮 torb臋 na zakupy i wyci膮gn膮艂 z niej kilka grapefruit贸w. - Ka偶dy z tych owoc贸w zosta艂 naszprycowany kokain膮, zawiera po 膰wier膰 kilograma narkotyku. W typowym worku z pi臋膰dziesi臋cioma kilogramami owoc贸w mo偶na zatem przewie藕膰 dwadzie艣cia kilogram贸w kokainy. Inspekcja niczego nie wykryje, bo celnicy b臋d膮 szukali woreczk贸w z proszkiem ukrytych w owocach. Znale藕liby towar dopiero wtedy, gdyby poddali analizie sok z grapefruit贸w.
- Genialne - mrukn膮艂 Gachez. - Uwa偶asz wi臋c, 偶e powinni艣my zrezygnowa膰 ze zrzut贸w powietrznych oraz transport贸w statkami i zaj膮膰 si臋 dostawami kokainy w owocach czy akwariach z egzotycznymi rybkami?
- Przedstawiam tylko alternatyw臋, prosz臋 pana. Ka偶dego dnia przez ameryka艅skie porty przechodz膮 tysi膮ce zaplombowanych kontener贸w. S艂u偶by Celne s膮 w stanie skontrolowa膰 tylko niekt贸re z nich. Chodzi mi o to, 偶e je艣li wykorzystamy najr贸偶niejsze sposoby przerzucania 艂adunk贸w, nie b臋dziemy musieli ulega膰 naciskom Salazara.
Gachez skin膮艂 g艂ow膮.
- Oczywi艣cie, nic nie zast膮pi bezpo艣rednich dostaw drog膮 powietrzn膮 i morsk膮, ale na jaki艣 czas mo偶emy zastosowa膰 takie alternatywne rozwi膮zanie. Mam nadziej臋, 偶e to cho膰 troch臋 nauczy pokory tego pirata, Salazara. - Zamy艣li艂 si臋 na chwil臋. - Tak, b臋dziemy mogli o nim zapomnie膰. To mi si臋 podoba, Juan. Zajmij si臋 jak najszybciej organizacj膮 nowych sposob贸w transportu.
Miami, Floryda
Trzy dni p贸藕niej
W sali bankietowej Gusman Heritage Center w 艣r贸dmie艣ciu Miami zgromadzi艂y si臋 najwa偶niejsze miejscowe osobisto艣ci. Maxwell Van Nuys, kt贸rego powo艂anie na stanowisko prezesa Izby Handlowej Florydy jeszcze bardziej zwi臋kszy艂o jego popularno艣膰 i szacunek, jakim go obdarzano, powsta艂 ze swego miejsca u szczytu sto艂u i poprosi艂 o g艂os.
- Szanowni pa艅stwo, przypad艂 mi w udziale zaszczyt przedstawi膰 pa艅stwu go艣cia honorowego na naszym dorocznym bankiecie rozdania nagr贸d Izby Handlowej: Oto kobieta, kt贸r膮 mo偶na zaliczy膰 do grona najpopularniejszych os贸b w naszym kraju. Wraz z kolegami wzi臋艂a na siebie ci臋偶ar odpowiedzialno艣ci za jedno z najtrudniejszych i najwa偶niejszych zada艅, a mianowicie zabezpieczenie granic przed intruzami pragn膮cymi uzale偶ni膰 wszystkich naszych mieszka艅c贸w od produkowanej przez siebie trucizny. Dzi臋ki jej niezwyk艂ej inteligencji, zaanga偶owaniu i po艣wi臋ceniu mo偶liwe by艂o wprowadzenie w 偶ycie wieloletniego programu dzia艂ania Jest ona nie tylko by艂ym oficerem 偶andarmerii wojskowej i dow贸dc膮 wyspecjalizowanego w walce z przemytem narkotyk贸w oddzia艂u lotniczego S艂u偶b Celnych, mieszcz膮cego si臋 przy wojskowej bazie lotnictwa w Homestead. Jest tak偶e znakomitym pilotem r贸偶nego typu maszyn oraz mistrzem kraju w strzelaniu z pistoletu. Obecnie zajmuje stanowisko dow贸dcy nowej plac贸wki Agencji Ochrony Granic, zwanej pospolicie „M艂ociarzem". Jej oddzia艂 w ci膮gu zaledwie kilku miesi臋cy zatrzyma艂 ponad dwie艣cie samolot贸w i kilkana艣cie kutr贸w pe艂nomorskich oraz przechwyci艂 na granicy nielegalnie szmuglowane narkotyki warto艣ci p贸艂 miliarda dolar贸w. Szanowni pa艅stwo, oto Sandra Geffar, dow贸dca posterunku „M艂ociarzy".
Sandra, kt贸ra ostatnio sta艂a si臋 bardzo popularn膮 osobisto艣ci膮, cho膰 nie bardzo jej to by艂o w smak, podesz艂a do m贸wnicy, pr贸buj膮c opanowa膰 trem臋.
- Serdecznie pa艅stwu dzi臋kuj臋 za to mi艂e przyj臋cie. Chcia艂abym wyrazi膰 sw膮 g艂臋bok膮 wdzi臋czno艣膰 wszystkim cz艂onkom Izby Handlowej za poparcie, jakiego udzielili ostatnio Si艂om Ochrony Granic. Wiem, 偶e nie by艂o to 艂atwe, ale bez waszej pomocy ca艂a turystyka, handel i transport, czyli prawie wszystko, czym 偶yje po艂udniowa Floryda, szybko utraci艂yby swe znaczenie. By艂o wiele obiekcji wobec dzia艂a艅 Agencji, ale 偶ycie pokaza艂o, 偶e nies艂usznie. Prawdziwy sukces jest zas艂ug膮 nas wszystkich, tote偶 jeszcze raz dzi臋kuj臋 za poparcie i prosz臋 o dalsz膮 pomoc.
By艂o to z jej strony bardzo sprytne, poniewa偶 Izba Handlowa na pocz膮tku wypowiada艂a si臋 otwarcie przeciwko „M艂ociarzom", za偶膮da艂a nawet przeniesienia kwatery g艂贸wnej Agencji z po艂udniowej Florydy i tylko dzia艂ania radc贸w prawnych Izby oraz takich ludzi jak Van Nuys doprowadzi艂y do z艂agodzenia konfliktu.
- Pozwol膮 pa艅stwo, 偶e powiem kilka s艂贸w na temat tego, co nam si臋 dot膮d uda艂o wsp贸lnie zdzia艂a膰. Przede wszystkim dzia艂alno艣膰 przemytnik贸w w ca艂ym po艂udniowo-wschodnim rejonie wyra藕nie zmala艂a. Nasili艂y si臋 za to przerzuty w po艂udniowych i po艂udniowo-zachodnich stanach, dlatego w艂a艣nie prosi艂am pa艅stwa o dalsz膮 pomoc oraz o wsparcie wp艂ywowych osobisto艣ci waszyngto艅skich, kt贸re by umo偶liwi艂o poszerzanie zasi臋gu naszych operacji. Jestem przekonana, 偶e w ci膮gu najbli偶szych trzech lat zdo艂amy ograniczy膰 przemyt narkotyk贸w o dziewi臋膰dziesi膮t procent. I prosz臋 to potraktowa膰 nie tylko jako moj膮 opini臋, lecz tak偶e jako obietnic臋, kt贸r膮 tutaj dzi艣 sk艂adam. Odci臋cie nielegalnych 藕r贸de艂 narkotyk贸w jest naczelnym zadaniem Agencji Ochrony Granic, ale nie wolno nam zapomina膰 o innej dzia艂alno艣ci. Musimy stanowczo przeciwdzia艂a膰 narkomanii, zaj膮膰 si臋 wychowaniem i edukacj膮 m艂odszych pokole艅. Trzeba wszystkim uzmys艂owi膰, jak straszliw膮 plag膮 jest uzale偶nienie si臋 od narkotyk贸w, 偶e niesie ze sob膮 wyniszczenie fizyczne i spustoszenie psychiki, a w nast臋pstwie wiele tragedii i dramat贸w rodzinnych. Wiemy dobrze, co to jest wsp贸艂odpowiedzialno艣膰, zw艂aszcza gdy chodzi o niewinnych, m艂odych ludzi. Od dawna czyni臋 zabiegi, aby pieni膮dze z pobieranych przez nas mandat贸w oraz dochody z aukcji, na kt贸rych sprzedawane b臋d膮 rzeczy skonfiskowane, zasila艂y fundusze edukacyjne towarzystw prowadz膮cych walk臋 z narkomani膮. Finanse te pomog膮 nam leczy膰 dzieci w wieku szkolnym, dzieci uzale偶nione od alkoholu i narkotyk贸w...
Geffar teraz poczu艂a si臋 zrelaksowana i reszta przem贸wienia posz艂a jej ju偶 g艂adko. Nagrodzono j膮 huczn膮 owacj膮 na stoj膮co. Kiedy za艣 Van Nuys stan膮艂 obok niej na m贸wnicy, aplauz przybra艂 jeszcze na sile. Nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci - ta para to bohaterowie wieczoru.
P贸藕niej, kiedy znale藕li si臋 ju偶 w limuzynie, kt贸ra mia艂a ich odwie藕膰, Geffar zrzuci艂a pantofle i mrukn臋艂a do Van Nuysa:
- Jestem wyko艅czona. Czuj臋 si臋 tak, jakbym by艂a na nogach od 艣witu.
- Przecie偶 zaczynasz s艂u偶b臋 o pi膮tej rano - odpar艂. - Codziennie sp臋dzasz dwie lub trzy godziny na platformie, a p贸藕niej wracasz do kwatery i siedzisz jeszcze w swoim gabinecie do p贸藕na. A dzisiaj w dodatku wyg艂osi艂a艣 przem贸wienie do cz艂onk贸w Izby Handlowej. Sam si臋 dziwi臋, sk膮d masz na to wszystko si艂臋.
- Mnie r贸wnie偶 to zastanawia. - Sandra wtuli艂a si臋 w g艂臋bokie siedzenie i obj臋艂a d艂o艅mi ramiona. - Teraz jednak nie mam ju偶 si艂y absolutnie na nic.
Van Nuys otoczy艂 j膮 ramieniem i po艂o偶y艂 drug膮 r臋k臋 na jej piersi.
- Na pewno?
- No, mo偶e niezupe艂nie. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Co prawda perspektywa jest do艣膰 kusz膮ca, ale uprawianie seksu na tylnym siedzeniu samochodu p臋dz膮cego autostrad膮 k艂贸ci si臋 z moim wyobra偶eniem romantyki. A mo偶e po prostu nie mo偶esz nad sob膮 zapanowa膰, panie Najznakomitszy Adwokacie?
Van Nuys przytuli艂 j膮 mocniej i energiczniej zacz膮艂 wodzi膰 palcami po jej piersiach.
- Na pewno bym zdo艂a艂, gdyby艣 da艂a mi dobry przyk艂ad, pani T臋picielko Przemytnik贸w.
Sandra opar艂a g艂ow臋 na jego ramieniu i zapatrzy艂a si臋 w ciemno艣膰 za oknem.
- Ta wzmianka o funduszu na edukacj臋 m艂odzie偶y uzale偶nionej by艂a i艣cie genialnym posuni臋ciem - mrukn膮艂. - Zwykle m贸wisz wy艂膮cznie o zadaniach i osi膮gni臋ciach „M艂ociarzy". Dzisiaj zachowa艂a艣 si臋 jak wytrawny polityk. To opanowanie...
- Bo m贸wi艂am to, co czuj臋. Dzieci s膮 najwa偶niejsz膮 cz臋艣ci膮 naszego spo艂ecze艅stwa. I wiem, 偶e to oklepany frazes, ale ja w niego wierz臋.
- W twoich ustach wcale nie zabrzmia艂o to jak frazes. - Zamy艣li艂 si臋 na chwil臋 i zapyta艂: - A ty nie chcia艂aby艣 mie膰 dzieci?
Poczu艂, 偶e jeszcze bardziej przytuli艂a si臋 do niego.
- Pewnie, 偶e bym chcia艂a.
- Naprawd臋?
Unios艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a mu w oczy?
- Nie wierzysz?
- Bo jako艣 mi nie pasujesz do roli kury domowej.
- Oho, kolejny antyfeminista? - U艣miechn臋艂a si臋 zawadiacko. - My艣lisz, 偶e skoro jestem dow贸dc膮 jednostki paramilitarnej, nosz臋 przy sobie bro艅 i pilotuj臋 samoloty, to by艂abym kiepsk膮 matk膮? Bo偶e, uchro艅 mnie przed facetami o kurzych m贸偶d偶kach...
- Zaraz, chwileczk臋, moja droga - odpar艂 zaczepnym tonem. - Pyta艂em zupe艂nie powa偶nie.
W odpowiedzi przywar艂a policzkiem do jego piersi.
- Po prostu nigdy nie spotka艂am dobrego kandydata na ojca moich dzieci - powiedzia艂a. - My艣lisz, 偶e tak 艂atwo znale藕膰 statecznego faceta, pragn膮cego za艂o偶y膰 rodzin臋? A poza tym kariera zawsze by艂a dla mnie najwa偶niejsza.
- Zawsze? Teraz te偶?
Nieznacznie wzruszy艂a ramionami.
- Dzieci... To chyba nie by艂oby takie z艂e, gdybym znalaz艂a odpowiedniego partnera...
- To ju偶 co艣. - Van Nuys pog艂adzi艂 jej policzek. - Mo偶e w takim razie pojedziemy do mnie i rozpoczniemy pr贸b臋 generaln膮...
Geffar westchn臋艂a g艂o艣no. Ponownie si臋gn膮艂 do jej piersi, ale poczu艂, 偶e Sandra nagle si臋 spi臋艂a. Odwin臋艂a mankiet jego koszuli i zerkn臋艂a na tarcz臋 z艂otego rolexa.
- To bardzo kusz膮ca perspektywa, Max, ale nie mog臋. Za siedem godzin mam odpraw臋, a jeszcze si臋 do niej nie przygotowa艂am.
Van Nuys odchyli艂 g艂ow臋 na oparcie siedzenia i westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Chyba 偶artujesz, Sandro - rzek艂 z odrobin膮 ironii w g艂osie. - Najpierw mnie kusisz, dzia艂asz podniecaj膮co, 偶e trudno mi teraz prosto chodzi膰, a potem nagle m贸wisz, 偶e musisz jeszcze popracowa膰...
- Przykro mi - odpar艂a. - Um贸wmy si臋 na jutrzejszy wiecz贸r, dobrze? Przez dwa dni pod rz膮d mia艂am ca艂odzienne s艂u偶by, wi臋c pojutrze b臋d臋 mog艂a wzi膮膰 sobie wolne. - Cmokn臋艂a go w policzek. - Spr贸bujemy co艣 zaradzi膰 na te twoje k艂opoty z chodzeniem.
Jeszcze raz westchn膮艂 g艂o艣no i mrukn膮艂 pod nosem:
- Ach, te kobiety...
Wcisn膮艂 klawisz interkomu i rzek艂 do kierowcy:
- Zawr贸膰, Edwardzie. Odwieziemy pann臋 Geffar do domu.
Godzin臋 p贸藕niej limuzyna zatrzyma艂a si臋 przed ekskluzywn膮 rezydencj膮 Van Nuysa w Sunrise Beach. Kierowca otworzy艂 mu drzwi. Wysiadaj膮c Max powiedzia艂:
- Dzi臋kuj臋, Edwardzie. Je艣li dobrze pami臋tam, pierwsze spotkanie w mie艣cie mamy jutro o wp贸艂 do dwunastej. Podjed藕 zatem o jedenastej.
Kierowca pos艂usznie sk艂oni艂 g艂ow臋.
Van Nuys, luzuj膮c po drodze krawat, powoli wszed艂 po wy艂o偶onych ceg艂ami schodkach. Przekl臋ta dziwka, my艣la艂. Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e nie b臋dzie chcia艂a mie膰 dzieci przed czterdziestk膮. Nie usiedzi w domu nawet tyle, aby cho膰 spr贸bowa膰 zaj艣膰 w ci膮偶臋. Jest tak cholernie poci膮gaj膮c膮, wspania艂膮 kochank膮, ale dla niej liczy si臋 tylko praca, nawet nie ma zamiaru zawraca膰 sobie g艂owy szukaniem odpowiedniego kandydata na m臋偶a.
Jedno jest pewne, nie warto zarywa膰 dla niej nocy, stwierdzi艂. M贸g艂 mie膰 dziesi膮tki takich jak ona, gotowych czo艂ga膰 si臋 od ulicy do drzwi domu po 艣cie偶ce wysypanej t艂uczonym szk艂em, 偶eby uca艂owa膰 jego stopy. Sp臋dza艂 czas w towarzystwie Geffar tylko po to, by jak najwi臋cej dowiedzie膰 si臋 o „M艂ociarzach". Wcale nie zale偶a艂o mu na anga偶owaniu si臋 w trwa艂y zwi膮zek. Zreszt膮, m贸g艂 podejrzewa膰, 偶e ich dzieci przysz艂yby na 艣wiat w mundurkach i wojskowych butach...
Przed drzwiami co艣 go zaniepokoi艂o. Salman, olbrzymi india艅ski s艂u偶膮cy, musia艂 s艂ysze膰 szum otwieranej bramy i teraz powinien czeka膰 na niego przy wej艣ciu. 艢wiat艂o na ganku zosta艂o w艂膮czone, ale drzwi nadal by艂y zamkni臋te - czerwona dioda elektronicznego zamka szyfrowego mruga艂a rytmicznie.
Van Nuys usun膮艂 si臋 w bok, podwin膮艂 praw膮 nogawk臋 spodni i wyci膮gn膮艂 z kabury male艅ki, ca艂kowicie mieszcz膮cy mu si臋 w d艂oni pistolet typu Beretta, kalibru 5,6 mm. Wystuka艂 szyfr na klawiaturze zamka, pchn膮艂 szybko drzwi i zajrza艂 do 艣rodka. Panowa艂a cisza, nie dostrzeg艂 偶adnego poruszenia.
- Salman! Chod藕 tu natychmiast! Nie by艂o odpowiedzi.
- Salman?
Co艣 si臋 musia艂o sta膰; Indianin z pewno艣ci膮 zostawi艂by wiadomo艣膰, gdyby musia艂 nagle opu艣ci膰 dom. Van Nuys zbieg艂 z powrotem ze schod贸w i ruszy艂 podjazdem w stron臋 gara偶u. Jego kierowca, Edward, by艂 tak偶e dobrze wyszkolonym ochroniarzem. Je艣li ktokolwiek czai艂 si臋 za kt贸rymi艣 drzwiami w tym domu, lepiej by艂o nie wchodzi膰 tam samemu.
W gara偶u by艂o jednak ciemno, a samoch贸d sta艂 jeszcze przed bram膮. Van Nuys si臋gn膮艂 do klamki bocznego wej艣cia, ale drzwi okaza艂y si臋 zamkni臋te. To niemo偶liwe, 偶eby Edward poszed艂 ju偶 do siebie, pomy艣la艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e zosta艂a zastawiona pu艂apka, w kt贸r膮 wpadli zar贸wno s艂u偶膮cy, jak i kierowca. Nale偶a艂o zatem s膮dzi膰, 偶e musi to by膰 wi臋ksza grupa ludzi, zapewne uzbrojonych, gdy偶 ani Edward, ani Salman nie poddaliby si臋 bez walki.
Postanowi艂 nie wchodzi膰 frontowymi drzwiami. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy nie zatelefonowa膰 do Hokuma, ale jedyny aparat na zewn膮trz znajdowa艂 si臋 na patio na ty艂ach domu, tu偶 za oknem salonu i cz艂owiek znajduj膮cy si臋 w 艣rodku z pewno艣ci膮 by go dostrzeg艂. Z patio prowadzi艂y schody do tylnego wej艣cia na drugim pi臋trze, gdzie mie艣ci艂y si臋 sypialnie, stwierdzi艂 jednak, 偶e tamte drzwi tak偶e musz膮 by膰 obstawione. Co mia艂 zatem robi膰? Pobiec do kt贸rego艣 z s膮siad贸w? Jak daleko zd膮偶y艂by uciec?
Istnia艂o inne wyj艣cie. Gara偶 przylega艂 do g艂贸wnego budynku, lecz ponad nim zosta艂 wydzielony strych, kt贸ry 艂膮czy艂 si臋 z gabinetem na pierwszym pi臋trze. Co prawda w tym niziutkim pomieszczeniu pod sko艣nym dachem zapewne trzeba by si臋 czo艂ga膰, ale nagle przypomnia艂 sobie, 偶e jest to jedyna droga wiod膮ca do wn臋trza, nie zabezpieczona 偶adnym systemem alarmowym.
Wszed艂 z powrotem do gara偶u, zakrad艂 si臋 po schodkach na g贸r臋, kluczem awaryjnym otworzy艂 przej艣cie na strych i w艣lizn膮艂 si臋 do 艣rodka. Z trudno艣ci膮 przecisn膮艂 si臋 mi臋dzy zgromadzonymi tu gratami do drugich drzwi, zostawiono bowiem tu tylko tyle wolnego miejsca, by mie膰 dost臋p do biegn膮cych na strych kabli telefonicznych. Postanowi艂 jednak nie wchodzi膰 do mieszkania. Wyszed艂 przez okienko na dach gara偶u i podkrad艂 si臋 do s膮siedniego okna, za kt贸rym znajdowa艂 si臋 u偶ywany na co dzie艅 magazyn. Tak jak si臋 spodziewa艂, okno by艂o uchylone. Otworzy艂 ej szerzej i wszed艂 na czworakach do 艣rodka. Zdj膮艂 buty i zacz膮艂 po omacku torowa膰 sobie drog臋 mi臋dzy pud艂ami, rega艂ami i starymi meblami. Stan膮艂 wreszcie przy drzwiach prowadz膮cych kilku schodkami do bawialni. Nie by艂y zamkni臋te. Uchyli艂 je odrobin臋, aby upewni膰 si臋, 偶e w pokoju jest ciemno i panuje cisza. Otworzy艂 je szerzej, pochyli艂 si臋 nisko i wszed艂 do 艣rodka.
By艂 przekonany, 偶e w ten spos贸b mo偶e zaskoczy膰 ewentualnego przeciwnika. Przekrad艂 si臋 na palcach wok贸艂 sto艂u bilardowego uwa偶aj膮c, by nie zaskrzypia艂a jaka艣 deska w pod艂odze, i stan膮艂 przed drzwiami wychodz膮cymi na korytarz pierwszego pi臋tra.
Mia艂 ju偶 si臋gn膮膰 do klamki, kiedy za nim niespodziewanie zapali艂o si臋 艣wiat艂o. W rogach pokoju kl臋cza艂o dw贸ch m臋偶czyzn, mierz膮c do niego z pistolet贸w maszynowych typu Uzi. G艂o艣ny szcz臋k 艂adowanej broni by艂 wielce wymowny.
- Doskonale! Znakomicie, panie Van Nuys! Ma pan zadatki na prawdziwego szpiega, przynajmniej takiego, jakich opisuj膮 w brukowych krymina艂ach. Czy nie lepiej by艂oby darowa膰 sobie przemyt narkotyk贸w i zaj膮膰 si臋 szpiegostwem b膮d藕 w艂amaniami?
Dwaj uzbrojeni m臋偶czy藕ni szybko podeszli do niego; jeden przystawi艂 mu wylot lufy do skroni, drugi pospiesznie wyj膮艂 mu pistolet z d艂oni. Chwycili go za r臋ce, zmusili, aby spl贸t艂 palce na g艂owie i obr贸cili Maxa twarz膮 do pokoju. Ujrza艂 przed sob膮 w膮satego, czterdziestoparoletniego faceta o czarnych w艂osach, w marynarce narzuconej na wzorzyst膮, letni膮 koszul臋. Siedzia艂 na sto艂ku przy barze, obracaj膮c w palcach ciemne okulary; w drugiej d艂oni trzyma艂 telefoniczny aparat kom贸rkowy. U艣miechn膮艂 si臋 ironicznie, spogl膮daj膮c na elegancki garnitur Van Nuysa, teraz pokryty wielkimi plamami kurzu i brudu.
Maxa najbardziej zdumia艂 widok drugiego m臋偶czyzny, siedz膮cego za plecami Latynosa. By艂 to bowiem szef miejscowej policji, stra偶y po偶arnej oraz agencji ochrony mienia, Joseph Hokum we w艂asnej osobie.
Nie trzyma艂 teraz r膮k na g艂owie, tak jak robili to Edward oraz Salman stoj膮cy nieco dalej, mimo 偶e jeden z uzbrojonych m臋偶czyzn tak偶e w niego mierzy艂 z automatu.
- Do cholery! Co tu si臋 dzieje, Joe? Kim s膮 ci ludzie?
- Cicho! - odezwa艂 si臋 szybko po hiszpa艅sku facet w kwiecistej koszuli. - Nie m贸w ani s艂owa.
- Co tu si臋...
Van Nuys otrzyma艂 nagle cios w ty艂 g艂owy. W oczach mu pociemnia艂o, upad艂 twarz膮 na st贸艂 bilardowy. Przez chwil臋 nie m贸g艂 doj艣膰 do siebie, mia艂 wra偶enie, 偶e zaraz straci przytomno艣膰.
- Nast臋pnym razem Herve rozwali ci 艂eb - ostrzeg艂 tamten. - Nie mam zamiaru ostrzega膰 ci臋 po raz drugi. 呕yjesz jeszcze tylko dlatego, 偶e zainteresowa艂em si臋 tob膮 i twoj膮 dzia艂alno艣ci膮. Proszono mnie, bym od razu posieka艂 ci臋 na kawa艂ki i porozrzuca艂 twoje bebechy na trawniku przed g艂贸wnym wej艣ciem, ku uciesze s膮siad贸w.
- Bzdura - odpar艂 Van Nuys. - Ten, kto ci臋 tu przys艂a艂, na pewno czego艣 chce ode mnie...
Us艂ysza艂 za plecami jaki艣 szelest i wtuli艂 g艂ow臋 w ramiona, oczekuj膮c kolejnego uderzenia, lecz obcy we wzorzystej koszuli pospiesznie uni贸s艂 r臋k臋.
- Zabija艂em ju偶 ludzi za drobniejsze rzeczy ni偶 zarzucanie mi k艂amstwa, Van Nuys...
- Jeste艣 tylko ch艂opcem na posy艂ki. Przesta艅 wi臋c udawa膰 gangstera i powiedz wprost, po co si臋 w艂amali艣cie do mojego domu.
- To prawda, mam dla ciebie pewn膮 wiadomo艣膰. Lecz je艣li zmusisz mnie, bym was wszystkich tu za艂atwi艂, moi prze艂o偶eni co najwy偶ej b臋d膮 mieli pretensje o to, 偶e zostawi艂em po sobie ba艂agan. Czy to jasne?
Van Nuys wci膮偶 z twarz膮 wci艣ni臋t膮 w zielone sukno sto艂u, zdo艂a艂 jednak na tyle unie艣膰 g艂ow臋, by odpowiedzie膰 hardo:
- Mam to gdzie艣. Je艣li zamierzasz mnie zabi膰, to na co czekasz? A je艣li nie, to przeka偶 mi t臋 wiadomo艣膰 i zje偶d偶ajcie st膮d.
Nie mia艂 wcale poczucia, 偶e igra teraz z ogniem. Ca艂e jego 偶ycie polega艂o na blefowaniu. Kiedy jednak us艂ysza艂 szcz臋k prze艂adowywanej broni, zamkn膮艂 oczy, szykuj膮c si臋 na 艣mier膰. Ale zamiast spodziewanego wystrza艂u rozleg艂 si臋 jedynie gromki 艣miech Latynosa. Van Nuysa d藕wigni臋to w g贸r臋, a m臋偶czyzna z pistoletem szybko odsun膮艂 si臋 i zaj膮艂 miejsce na krze艣le pod 艣cian膮.
- Jak si臋 tu dostali艣cie? - zapyta艂 ostro Max, czuj膮c, 偶e mo偶e sobie na to pozwoli膰. Nagle nabra艂 przekonania 偶e cz艂owiek, kt贸ry nas艂a艂 zbir贸w, wcale nie pragn膮艂 jego 艣mierci. Zerkn膮艂 szybko na Hokuma, kt贸ry pod wp艂ywem tego spojrzenia spu艣ci艂 g艂ow臋.
- W pe艂ni rozumiem twoje rozczarowanie, ale to sam szef miejscowej policji pokaza艂 nam ukryte przej艣cie z gara偶u przez strych. Na twoim miejscu natychmiast zaj膮艂bym si臋 jego zabezpieczeniem.
Hokum siedzia艂 sztywno, jakby ba艂 si臋 wykona膰 cho膰by jakikolwiek ruch.
- Ma pan niez艂膮 cojones, musz臋 to szczerze przyzna膰, mister - ci膮gn膮艂 Latynos.. - Ale wiem tak偶e, 偶e ostatnio ona zaczyna tkwi膰 panu o艣ci膮 w gardle... Zgadza si臋, przede wszystkim mia艂em pana sprawdzi膰, Van Nuys. Ja i moi koledzy dowiedzieli艣my si臋 wcze艣niej o pa艅skich podejrzanych kontaktach z Sandr膮 Geffar i zainteresowaniu ca艂膮 t膮 Agencj膮 Ochrony Granic, a tak偶e uk艂adach z Hokumem, szefem tutejszej policji. Ale prosz臋 sobie wyobrazi膰 moje zdumienie, Van Nuys, kiedy nasi informatorzy donie艣li, 偶e potajemnie przemyca pan co miesi膮c towar o warto艣ci miliona dolar贸w. Musz臋 przyzna膰, 偶e by艂 to dla nas niemal szok. 呕eby przerzuca膰 kokain臋 tu偶 pod noskiem tej damulki...
- Nie mam poj臋cia, o czym pan m贸wi.
- No, teraz to pan k艂amie. W ten spos贸b si臋 nie za艂atwia interes贸w, se帽or. Dobrze wiemy, 偶e co miesi膮c przewozi艂 pan swoim samolocikiem po tysi膮c kilo koki z Grand Bahama prosto do tego spokojnego miasteczka. Se帽or Hokum nie ma przed nami tajemnic. Dok艂adnie nam opowiedzia艂, jak to niedawno wraz ze swymi lud藕mi roz艂adowywa艂 towar, zanim jeszcze inspektorzy celni zbli偶yli si臋 do twojej rozbitej maszyny. St膮d wiemy, w jaki spos贸b maskuje pan swoje lewe dochody. Musz臋 przyzna膰, 偶e spos贸b jest genialny.
Van Nuys popatrzy艂 na Hokuma w艣ciek艂ym wzrokiem. Facet w kwiecistej koszuli za艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
- Prosz臋 si臋 nie z艂o艣ci膰 na se帽ora Hokuma. Pracuje dla nas od wielu miesi臋cy, pomaga艂 nam w przerzucie broni i transferach pieni臋dzy z Florydy, ale dot膮d nawet nie pisn膮艂 s艂贸wkiem o pa艅skiej dzia艂alno艣ci. Na pocz膮tku w og贸le nie chcia艂 o panu rozmawia膰. Musieli艣my wy艂o偶y膰 spor膮 sumk臋 pieni臋dzy, aby go przekona膰. Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e bardzo mi si臋 to op艂aci艂o. Dzi臋ki swej wylewno艣ci b臋dzie m贸g艂 zosta膰 przy 偶yciu.
- Czego chcecie? Pieni臋dzy? Narkotyk贸w? Nie dostaniecie ode mnie niczego. Mo偶ecie ju偶 teraz nas zabi膰...
- Jeszcze nie spotka艂em cz艂owieka, kt贸remu tak spieszno by艂oby umrze膰, se帽or Van Nuys. Mniejsza z tym. Powinien si臋 pan ju偶 domy艣li膰, 偶e chcemy od pana wy艂膮cznie informacji. Musi pan powiedzie膰 wszystko, co wie o Sandrze Geffar, a tak偶e pom贸c zainstalowa膰 w r贸偶nych miejscach te oto zabawki. - Wyj膮艂 z kieszeni torebk臋 z czarnego plastiku i rzuci艂 j膮 na st贸艂 bilardowy, tu偶 przed Van Nuysem. - Prosz臋 otworzy膰.
Max zajrza艂 do 艣rodka. Znajdowa艂o si臋 tam kilkana艣cie grubych szpilek do krawata oraz niewielkie pude艂ka z prze艂膮cznikami na obudowie i troch臋 r贸偶nych przewod贸w.
- Chcecie, 偶ebym za艂o偶y艂 u niej pods艂uch?
- Owszem. W jej domu, samochodzie, w gabinecie i centrali dowodzenia na platformie. Gdzie tylko si臋 da. Nasi agenci nie s膮 w stanie na razie przenikn膮膰 do jednostki Ochrony Granic. Ale pan ma u艂atwione zadanie poprzez bezpo艣redni kontakt z pann膮 Geffar. Przecie偶 jeste艣cie przyjaci贸艂mi. Chcieliby艣my tak偶e, aby informowa艂 nas pan o wszystkich ich nadzwyczajnych ruchach, projektach, planowanych operacjach specjalnych.
- Pan oszala艂! Nie jestem z ni膮 a偶 tak blisko! Widujemy si臋 tylko od czasu do czasu i to zwykle w miejscach publicznych. Nigdy jeszcze nie by艂em na tej cholernej platformie.
- Wi臋c prosz臋 si臋 postara膰 zacie艣ni膰 znajomo艣膰, panie Van Nuys. Mimo wszystko Sandra Geffar jest kobiet膮. Je艣li zdob臋dzie pan jej zaufanie, z pewno艣ci膮 zyska dost臋p do wielu ciekawych informacji. - Postuka艂 palcem w przeno艣ny aparat telefoniczny. - Postaramy si臋 nawet o co艣 takiego. Nie b臋dzie to pana nic kosztowa艂o, a jest niezwykle por臋czne. W nim nie da si臋 za艂o偶y膰 pods艂uchu. Jako biznesmen powinien pan to doceni膰.
- Doceni膰? Je艣li zgodz臋 si臋 na wsp贸艂prac臋 z wami, to co z tego b臋d臋 mia艂? Kulk臋 w 艂eb?
- Niech pan nie dramatyzuje. Przekona si臋 pan, 偶e moi zwierzchnicy s膮 bardzo hojni. Prosz臋 zapyta膰 obecnego tu szefa policji. Te偶 wsp贸艂dzia艂a z nami, a 偶yje i ca艂kiem nie藕le mu si臋 powodzi. Nam te偶 si臋 przyda jeden wi臋cej odbiorca, cho膰by taki detalista jak pan. - Obejrza艂 uwa偶nie ciemne okulary, wreszcie je za艂o偶y艂. - Tylko 偶e moi zwierzchnicy nie cierpi膮 ludzi, kt贸rzy pr贸buj膮 ich wykiwa膰 albo nie wywi膮zuj膮 si臋 ze swoich zada艅. Wydaje mi si臋, 偶e pan ma bardzo du偶o do stracenia, Van Nuys. Pi臋kny dom, reputacj臋, dobrze prosperuj膮cy interes. By艂oby wstyd, gdyby musia艂 pan sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia w wi臋zieniu. Do tego komu艣 mog艂oby przyj艣膰 do g艂owy skr贸ci膰 tam pa艅skie cierpienia.
Van Nuys zrozumia艂 b艂yskawicznie, 偶e nie ma wyj艣cia. Co prawda z wi臋zieniem to nie zupe艂nie tak, m贸g艂by unikn膮膰 procesu, gdyby poszed艂 na wsp贸艂prac臋 ze S艂u偶bami Celnymi b膮d藕 „M艂ociarzami". Lecz ile 偶ycia by mu wtedy zosta艂o?
- A je艣li nie b臋d臋 m贸g艂 zdoby膰 dla was jakich艣 informacji? Je艣li ona nie obdarzy mnie a偶 takim zaufaniem?
- Ja jednak w pana wierz臋. - Zsun膮艂 si臋 ze sto艂ka. - Cieszy si臋 pan s艂aw膮 kobieciarza i mam przeczucie, 偶e panu tak偶e zale偶y na pewnych wiadomo艣ciach. Gdybym si臋 pomyli艂, b臋d臋 musia艂 z艂o偶y膰 panu powt贸rn膮 wizyt臋. I chyba nie musz臋 dodawa膰, 偶e wtedy obetniemy panu jaja. Za jednym zamachem zniszczymy panu ca艂膮 karier臋, reputacj臋 i uniemo偶liwimy dalsze 偶ycie seksualne. A p贸藕niej zabijemy. Ale wracajmy do rzeczy, panie Van Nuys. Prosz臋 mi teraz opowiedzie膰 wszystko, co pan wie o Sandrze Geffar.
San Diego, Kalifornia
Nast臋pnego popo艂udnia
Starszy inspektor S艂u偶b Celnych, Roger Bolan, musia艂 przyzna膰, 偶e ca艂a ta wrzawa, jaka rozp臋ta艂a si臋 wok贸艂 „M艂ociarzy", mia艂a tak偶e swoje dobre strony: wywo艂a艂a wielk膮 fal臋 zainteresowania prac膮 w nowej agencji, co mia艂o tak偶e swoje odbicie w liczbie ch臋tnych do zaci膮gni臋cia si臋 do S艂u偶b Celnych. W rezultacie mo偶na by艂o znacznie zwi臋kszy膰 liczb臋 przeprowadzanych kontroli, co z kolei zaowocowa艂o przechwyceniem olbrzymiej ilo艣ci narkotyk贸w. Sukcesy wyra藕nie poprawi艂y ludziom nastroje, przez co dodatkowo wzros艂a wydajno艣膰 pracy. Chyba nawet sam Hardcastle nie przewidzia艂, 偶e jego projekt przyniesie takie w艂a艣nie efekty.
Trzydziestoo艣mioletni Bolan by艂 dow贸dc膮 zespo艂u do walki z przemytem w plac贸wce celnej portu San Diego. Do obowi膮zk贸w grupy nale偶a艂o wyszukiwanie w 艂adowniach statk贸w zawijaj膮cych do portu wszelkiego typu kontrabandy - narkotyk贸w, przedmiot贸w kradzionych, pieni臋dzy czy innych nie zadeklarowanych b膮d藕 nielegalnie przewo偶onych rzeczy. Bolan od pi臋tnastu lat pracowa艂 w S艂u偶bach Celnych, lecz gdy przed trzema laty obejmowa艂 obecne stanowisko, by艂 jednym z najm艂odszych dow贸dc贸w samodzielnych zespo艂贸w w ca艂ym kraju. Na jego korzy艣膰 przemawia艂o jedno - traktowa艂 swoje obowi膮zki niezwykle powa偶nie i tego samego wymaga艂 od podw艂adnych. Jako by艂y oficer piechoty kierowa艂 jednostk膮 po wojskowemu.
W ci膮gu ostatnich miesi臋cy jego zesp贸艂 powi臋kszy艂 si臋 niemal dwukrotnie, co umo偶liwia艂o przeprowadzanie cz臋stych inspekcji, a co za tym idzie, przechwytywali wi臋cej narkotyk贸w. I cho膰 niezbyt ch臋tnie o tym m贸wi艂, docenia艂 wp艂yw, jaki na ten stan rzeczy mia艂o powstanie „M艂ociarzy". Cieszy艂o go zw艂aszcza to, 偶e zwi臋kszona wykrywalno艣膰 przemytu nie tylko dzia艂a buduj膮co na ludzi, lecz tak偶e prze艂o偶eni lepiej oceniaj膮 jego oddzia艂.
Bolan nie by艂 zbyt wysoki, lecz doskonale wysportowany. Mia艂 kr贸tko przystrzy偶one ciemne w艂osy i piwne oczy. Po licznych domowych dyskusjach uleg艂 w ko艅cu namowom 偶ony i zgoli艂 w膮sy, przez co jego twarz odzyska艂a m艂odzie艅czy wygl膮d. Podobnie jak wielu jego podw艂adnych, rozpocz膮艂 prac臋 w S艂u偶bach Celnych od stanowiska m艂odszego inspektora. Ka偶dego dnia musia艂 przerzuca膰 mn贸stwo skrzy艅, pakunk贸w i innych ci臋偶ar贸w, przez co zachowywa艂 szczup艂膮 sylwetk臋. Ale od trzech lat, kiedy coraz cz臋艣ciej siadywa艂 za biurkiem do papierkowej roboty, zacz膮艂 stopniowo obrasta膰 t艂uszczem, co oczywi艣cie nie usz艂o uwagi jego 偶ony.
Teraz zarzuci艂 nogi na zagracone biurko, poprawi艂 w kaburze pod lewym ramieniem wielki rewolwer magnum kalibru 11,2 mm i zacz膮艂 czyta膰 formularz celny 1302, b臋d膮cy deklaracj膮 przewozow膮 ameryka艅skiego frachtowca, kt贸ry za kilka godzin mia艂 wej艣膰 do portu. Szczeg贸艂owy spis przewo偶onego frachtu zajmowa艂 trzydzie艣ci stron, tote偶 Bolan najpierw poszed艂 do sekretariatu i przyni贸s艂 sobie stamt膮d kubek kawy, zanim ponownie usiad艂 do lektury. „Maria Star Kelly", typowy drobnicowiec p艂ywaj膮cy od portu do portu, by艂 najwi臋ksz膮 jednostk膮 sp贸艂ki przewozowej Kelly, maj膮cej siedzib臋 w Alameda, w Kalifornii. W ci膮gu ostatnich trzech tygodni zawija艂 do sze艣ciu port贸w. W chilijskim Valparaiso za艂adowano koncentrat pomidorowy, sok grapefruitowy, drewno, meble, wina oraz przetwory z ryb; z peruwia艅skiego Callao zabrano prywatny baga偶 tranzytowy, samochody, drut miedziany i surowy o艂贸w; z ekwadorskiego Guayaquil p艂yn臋艂y szklane butelki, balsa, kawa, mro偶one krewetki oraz przecier bananowy; w kolumbijskiej Buenaventurze do艂adowano kaw臋 i opony do ci臋偶ar贸wek; z panamskiego Balboa transportowano p艂ytki ceramiczne, arbuzy i sprz臋t elektroniczny, a z Puntarenas, w Kostaryce, zabrano meble bambusowe oraz ozdobne kafelki. Ca艂y 艂adunek spakowany by艂 w 52 kontenerach sze艣ciometrowych, kt贸re przenoszono bezpo艣rednio na ci臋偶ar贸wki, oraz w 56 kolejowych kontenerach dwunastometrowych. Niekt贸re z tych ostatnich by艂y gigantycznymi zamra偶arkami. Wszystkie p艂yn臋艂y prawid艂owo zaplombowane, a w deklaracji celnej armator wyszczeg贸lnia艂 numery plomb na poszczeg贸lnych kontenerach.
Podane by艂y nazwy wszystkich firm i adresy nadawc贸w oraz odbiorc贸w 艂adunk贸w lub nazwiska agent贸w, kt贸rzy mieli zaj膮膰 si臋 odbiorem towaru, a tak偶e armator贸w i kapitana statku. Uwidoczniono dok艂adn膮 dat臋 wyj艣cia z kolejnych port贸w. Szczeg贸艂owo opisywano zawarto艣膰 ka偶dego kontenera i jego wag臋 brutto, spos贸b zapakowania towaru i wymagania na okres transportu.
Jeszcze nie tak dawno inspekcja tego typu 艂adunku by艂aby istnym koszmarem. Nale偶a艂o uwa偶nie sprawdzi膰 ka偶dy kontener, a przecie偶 wiele z nich nie mog艂o sta膰 godzinami na upale w oczekiwaniu na kontrol臋. Poza tym taki 艂adunek, jak rzeczy prywatne, przedmioty szklane czy elementy ceramiczne trzeba by艂o sprawdza膰 z wielk膮 ostro偶no艣ci膮; nie mo偶na by艂o tego zleci膰 pierwszemu lepszemu nowicjuszowi, maj膮cemu wpraw臋 jedynie w przerzucaniu wid艂ami siana. Wielokrotnie ju偶 S艂u偶by Celne musia艂y p艂aci膰 wysokie odszkodowania za przedmioty zniszczone podczas inspekcji 艂adunku.
A z drugiej strony nale偶a艂o przyjrze膰 si臋 tej drobnicy ze szczeg贸ln膮 wnikliwo艣ci膮 - ona niemal偶e si臋 o to prosi艂a. W jego oddziale powiadano, i偶 tego typu frachtowiec z za艂o偶enia jest podejrzany. Tym bardziej, 偶e przewozi艂 towary z Peru, Kolumbii i Panamy, trzech najwi臋kszych producent贸w kokainy na 艣wiecie. Dlatego te偶 Bolan postanowi艂 bli偶ej zainteresowa膰 si臋 艂adunkiem „Marii Star".
Przysun膮艂 sobie telefon i nakr臋ci艂 numer zarz膮du portu, w kt贸rym s艂u偶b臋 pe艂ni艂 zaprzyja藕niony Grek nazwiskiem Danerkouros.
- Tu inspektor Bolan. Chcia艂em rozmawia膰 z panem Danerkourosem... Dzie艅 dobry, tu inspektor Bolan. Otrzymali艣my dzi艣 rano deklaracj臋 celn膮 艂adunku p艂yn膮cego na pok艂adzie statku „Maria Star Kelly"... Tak, w艂a艣nie o niego mi chodzi... Dok艂adnie tak, panie Danerkouros. Prosz臋 go skierowa膰 do „lunaparku"... Trudno powiedzie膰, kiedy si臋 z tym uporamy. W sumie na pok艂adzie znajduje si臋 sto osiem kontener贸w, b臋dziemy mieli co robi膰. Powiem panu dok艂adnie jak膮艣 godzin臋 po wej艣ciu na pok艂ad... Tak, dzi臋kuj臋. Doceniam pa艅sk膮 偶yczliwo艣膰... Nie, nie umiem powiedzie膰, kt贸ry b臋dzie nast臋pny. Zawiadomi臋 pana, gdy tylko nap艂yn膮 dalsze zg艂oszenia... Jeszcze raz dzi臋kuj臋.
Nast臋pnie zadzwoni艂 do domu, p贸藕niej zawiadomi艂 Rejonowy Inspektorat S艂u偶b Celnych, dopi艂 kaw臋 i wreszcie poszed艂 do sali, gdzie mie艣ci艂 si臋 komputerowy bank danych. Ju偶 z samego rana, kiedy tylko nap艂yn臋艂o zg艂oszenie, poprosi艂 o wyci膮gni臋cie wszystkich informacji zwi膮zanych ze statkiem „Maria Star". Wr贸ci艂 jeszcze do swego gabinetu po radiotelefon i skierowa艂 si臋 w stron臋 „lunaparku".
By艂 to wydzielony rejon portu, nowocze艣nie wyposa偶ony dzi臋ki tym samym funduszom, jakie zosta艂y przeznaczone na wyekwipowanie Agencji Ochrony Granic. Odnios艂y skutek argumenty, 偶e skoro „M艂ociarze" maj膮 si臋 zaj膮膰 tylko pobie偶n膮 kontrol膮 jednostek wp艂ywaj膮cych na wody terytorialne, to r贸wnocze艣nie warto by lepiej wyposa偶y膰 niekt贸re oddzia艂y S艂u偶b Celnych, aby mog艂y dokonywa膰 szczeg贸艂owych inspekcji na terenie port贸w. Szybko opracowano projekty zestawu urz膮dze艅 do automatycznej kontroli 艂adunk贸w, kt贸re nast臋pnie rozmieszczono w kilku najwa偶niejszych portach zachodniego wybrze偶a. Na oddzielonym drucian膮 siatk膮 odcinku nabrze偶a znajdowa艂y si臋 pochylnie, transportery, suwnice i d藕wigi, kt贸re pozwala艂y dokona膰 przegl膮du ca艂ego 艂adunku statku w ci膮gu zaledwie kilku godzin. Rozmiar i nagromadzenie podobnych urz膮dze艅 portowych spowodowa艂y, 偶e natychmiast zacz臋to nazywa膰 t臋 cz臋艣膰 portu „lunaparkiem" - faktycznie z daleka przypomina艂a weso艂e miasteczko, tyle tylko, 偶e warto艣膰 zebranych tu urz膮dze艅 przekracza艂a sto milion贸w dolar贸w.
W chwili obecnej w „lunaparku" nie by艂o nikogo. Rano zako艅czono inspekcj臋 towar贸w z poprzedniego kontrolowanego statku. Bolan skierowa艂 si臋 do baraku obs艂ugi, gdzie zasta艂 kierownika zmiany, Eda Bartolo. S艂u偶by Celne pracowa艂y na trzy zmiany, a ka偶dy kierownik musia艂 nadzorowa膰 nie tylko prowadzenie inspekcji, ale zarz膮dza艂 te偶 placem magazynowym i oddzia艂em ochrony mienia.
- Nied艂ugo b臋dziemy tu mieli nast臋pny frachtowiec, Ed. To „Maria Star", przewo偶膮cy drobnic臋 z Ameryki Po艂udniowej, o kt贸rym ci ju偶 wspomina艂em.
Bartolo skin膮艂 g艂ow膮. Szybko doko艅czy艂 kanapk臋 i si臋gn膮艂 po swoj膮 kopi臋 wst臋pnej deklaracji celnej.
- Aha - mrukn膮艂, przerzucaj膮c kartki. - Jasne. Mo偶na si臋 by艂o domy艣la膰, 偶e przy艣lesz go do nas. Jeste艣my gotowi.
Wszyscy pracownicy siedzieli w sali og贸lnej, ko艅czyli lunch, popijali kaw臋. Bolan udzieli艂 im kr贸tkiego instrukta偶u:
- Prosz臋 pa艅stwa, mamy sporo roboty na dzisiejsze popo艂udnie. Do nabrze偶a przybije „Maria Star", dwustumetrowy frachtowiec armatora ameryka艅skiego. Przewozi w sumie sto osiem kontener贸w, pi臋膰dziesi膮t dwa sze艣ciometrowe i pi臋膰dziesi膮t sze艣膰 podw贸jnych, kolejowych. Trzydzie艣ci z nich to kontenery ch艂odnicze. Nie ma w wykazie naczep drogowych. - Otworzy艂 teczk臋 z wydrukiem komputerowym. - Trzy lata temu w Nowym Orleanie wykryto na tym statku niewielki transport marihuany. Armator i kapitan nie zostali oskar偶eni, chocia偶 prawdopodobnie mieli sw贸j udzia艂 w tym przerzucie. Poza tym nie mamy niczego przeciwko w艂a艣cicielowi statku ani komukolwiek z za艂ogi. Generalnie statki ameryka艅skie niezbyt ch臋tnie wykorzystywane s膮 przez przemytnik贸w, kt贸rzy wiedz膮, 偶e nie艂atwo jest przekupi膰 naszych urz臋dnik贸w. Po raz ostatni szczeg贸艂owo kontrolowano ten statek dziewi臋膰 miesi臋cy temu, a przewo偶ony przez niego 艂adunek sze艣膰 miesi臋cy temu, niczego jednak nie znaleziono. Przejd藕my jednak do szczeg贸艂贸w. Ka偶dy roz艂adowany kontener trzeba prze艣wietli膰 ultrad藕wi臋kami, nawet wtedy, je艣li komputer na podstawie danych elektronicznych rozpozna konstrukcj臋. Sprz臋ty gospodarstwa domowego, elementy ceramiczne i meble z bambusa wystarczy sprawdzi膰 w komorze zapachowej. Do deklaracji zosta艂o do艂膮czone za艣wiadczenie odbiorcy, 偶e w przedmiotach codziennego u偶ytku nie ma 偶adnych zbiornik贸w pod ci艣nieniem. 艢wie偶e owoce trzeba skontrolowa膰 r臋cznie, b臋dziemy mieli do czynienia z arbuzami, pomidorami oraz bananami. Prosz臋 uwa偶a膰 na tarantule.
W艣r贸d zebranych rozleg艂y si臋 chichoty. Te wielkie, w艂ochate paj膮ki mo偶na by艂o spotka膰 nawet w najstaranniej zapakowanych owocach, a cho膰 ich uk膮szenia nie by艂y 艣miertelnie gro藕ne, to nikt nie zalicza艂 spotkania z nimi do przyjemno艣ci.
- Sprz臋t elektroniczny tak偶e wystarczy przepu艣ci膰 przez komor臋 zapachow膮 - kontynuowa艂 Bolan. - Arbuzy... Co? Znowu arbuzy?.. Tak samo te kafelki. Aha, prosz臋 zwraca膰 szczeg贸ln膮 uwag臋 na kontenery otwieraj膮ce si臋 tylko w jedn膮 stron臋.
Wi臋kszo艣膰 u偶ywanych obecnie kontener贸w ma drzwi z jednej i z drugiej strony, tote偶 艂atwo jest przeprowadzi膰 inspekcj臋 艂adunku, ale cz臋sto zdarzaj膮 si臋 jeszcze starsze typy, maj膮ce tylko jedno wej艣cie. Nie istnia艂y 偶adne formalne ograniczenia w ich stosowaniu, lecz przewo藕nicy sami doskonale wiedzieli, 偶e starsze typy kontener贸w wzbudzaj膮 podejrzliwo艣膰 celnik贸w, wi臋c starali si臋 najcz臋艣ciej korzysta膰 z nowszych.
- No i kawa - ci膮gn膮艂 Bolan - strasznie du偶o kawy.
W艣r贸d inspektor贸w rozleg艂y si臋 g艂o艣ne westchnienia, „ochy" i „achy". Wszyscy wiedzieli, 偶e nie ma nic przyjemniejszego w pracy celnika, ni偶 moment otwarcia olbrzymiego kontenera kolejowego pe艂nego aromatycznej kawy kolumbijskiej - nawet ci, kt贸rzy na co dzie艅 nie pijali kawy.
- J膮 tak偶e wystarczy skontrolowa膰 w komorze zapachowej.
Mamy... - Bolan sprawdzi艂 w wykazie - ...dwadzie艣cia cztery kontenery z ziarnist膮 kaw膮 z Kolumbii. Chcia艂bym, 偶eby co najmniej sze艣膰 z nich zosta艂o przepakowanych r臋cznie po przej艣ciu przez komor臋. Co jeszcze? Bals臋 i papierosy tak偶e wystarczy pu艣ci膰 przez komor臋... Zn贸w kawa, tym razem ekwadorska. Zrobi膰 tak samo. Mro偶one krewetki, dziesi臋膰 kontener贸w; przykro mi, ale to trzeba sprawdzi膰 r臋cznie. Musz膮 przebywa膰 w temperaturze minus osiemnastu stopni, zatem prosz臋 przygotowa膰 futrzane kurtki i r臋kawice.
Tym razem odpowiedzia艂 mu ch贸ralny j臋k zawodu.
- Pojemniki z przecierem bananowym trzeba prze艣wietli膰 ultrad藕wi臋kami. Aha, s膮 jeszcze rzeczy prywatne. To specjalne zadanie...
Bolan w zamy艣leniu pokiwa艂 g艂ow膮. Baga偶e ludzi wracaj膮cych z kilkuletniej pracy na plac贸wkach dyplomatycznych wymaga艂y szczeg贸lnej troski. Cz臋sto znajdowa艂y si臋 w nich cenne pami膮tki o olbrzymiej warto艣ci.
- I co ma pan zamiar z tym zrobi膰, szefie? - zapyta艂 Bartolo. Bolan jeszcze raz popatrzy艂 na wykaz, skrzywi艂 si臋 i rzek艂:
- Dawno nie bra艂em udzia艂u w kontrolach, wi臋c sam si臋 tym zajm臋. Ludzie przyj臋li to z wyra藕n膮 aprobat膮, kiwali g艂owami, u艣miechali si臋 przyja藕nie - zawsze ceni si臋 szefa, kt贸ry traktuje siebie na r贸wni z innymi.
- W takim razie b臋d臋 musia艂 panu pom贸c, 偶eby przypadkiem nic si臋 nie st艂uk艂o - zaproponowa艂 Bartolo.
- W艂a艣nie mia艂em ci臋 o to prosi膰 - odpar艂 Bolan z u艣miechem.
W ten spos贸b przedstawi艂 ca艂膮 list臋 towar贸w, kieruj膮c je do odpowiedniego typu kontroli. Odczyta艂 nast臋pnie ostatnie wytyczne dow贸dztwa, opisuj膮ce nietypowe pr贸by przemytu, a na koniec najwa偶niejsze informacje nades艂ane przez FBI, Agencj臋 do Walki z Narkotykami czy Ochron臋 Granic.
- Prosz膮 nas o zwr贸cenie wi臋kszej uwagi na sprz臋ty gospodarstwa domowego. Podobne pisma przychodz膮 co miesi膮c, ale to zrozumia艂e, tak wci膮偶 przemyca si臋 niewielkie ilo艣ci narkotyk贸w. Wed艂ug DEA nawet urz膮dzenia wojskowe powinny by膰 dok艂adnie sprawdzane, gdy偶 nasze firmy handlu zagranicznego i prywatni importerzy coraz cz臋艣ciej korzystaj膮 z us艂ug znacznie ta艅szych miejscowych firm wysy艂kowych. Oznacza to, 偶e przemytnicy mog膮 mie膰 bardzo 艂atwy dost臋p do tych transport贸w, dzia艂aj膮c pod szyldem firmy zajmuj膮cej si臋 pakowaniem i wysy艂k膮 towar贸w. Prosz臋 wi臋c zachowa膰 czujno艣膰. My艣l臋, 偶e wystarczy je przepu艣ci膰 przez komor臋 zapachow膮, chocia偶 nie jest ona stuprocentowo pewna. Dosta艂em te偶 ostatni raport FBI dotycz膮cy handlu narkotykami w naszym kraju. Wed艂ug niego sprzeda偶 zmala艂a w ci膮gu roku o dziesi臋膰 procent, a cena kokainy osi膮gn臋艂a 艣redni poziom dwudziestu trzech tysi臋cy dolar贸w za kilogram, czyli jest prawie o sto procent wy偶sza ni偶 rok temu.
- To brzmi niemal jak bankowe sprawozdanie finansowe - odezwa艂 si臋 jeden z m臋偶czyzn.
- Niestety, Duncan, jest pewna r贸偶nica - odpar艂 Bolan. - Wed艂ug FBI wzrost cen kokainy sta艂 si臋 powodem zwi臋kszenia liczby napad贸w rabunkowych, rozboj贸w i nasilenia przest臋pczo艣ci zorganizowanej. Jeszcze wi臋c za wcze艣nie na ostateczne wyliczanie. Zgodnie z tym raportem niespotykany dot膮d wzrost cen narkotyk贸w wywo艂uje ogromne napi臋cia, przez co mno偶膮 si臋 akty przemocy i walka gang贸w. Na rynku rozchwytywany jest ka偶dy kilogram koki. Dlatego jest taka presja, by wzm贸c kontrol臋, moi drodzy. Wed艂ug FBI handlarze narkotyk贸w gotowi s膮 na wszystko, byle tylko zdoby膰 towar. Nie zosta艂y jeszcze podj臋te 偶adne specjalne 艣rodki bezpiecze艅stwa, ale nie wyklucza si臋 takiej akcji w najbli偶szym czasie. To zreszt膮 艣ci艣le si臋 wi膮偶e ze wspomnianym przez ciebie, Duncan, sprawozdaniem bankowym. Im bowiem wy偶sza jest cena towaru na ulicy, tym wi臋cej mo偶na na nim zarobi膰 i tym wi臋cej kombinator贸w wkracza do akcji. Je艣li ceny jeszcze bardziej podskocz膮, a popyt nie zmaleje, sytuacja mo偶e si臋 naprawd臋 zaostrzy膰. Wraz z tym raportem FBI nadesz艂o pismo z Agencji Ochrony Granic, informuj膮ce o wzmo偶onej aktywno艣ci przemytnik贸w. Coraz wi臋cej podejrzanych samolot贸w pr贸buje si臋 przedrze膰 przez ich kordon. Mo偶e trudno w to uwierzy膰, moi drodzy, ale przemytnicy nadal usi艂uj膮 przedosta膰 si臋 bezpo艣rednio przez strze偶on膮 granic臋, a nie szukaj膮 okr臋偶nych dr贸g. Odnotowuje si臋 pewien wzrost aktywno艣ci na granicy z Meksykiem i wzd艂u偶 wybrze偶y po艂udniowego zachodu, a Ochrona Granic utrzymuje, 偶e nied艂ugo b臋dziemy mieli tutaj tyle pr贸b przemytu, co w rejonie Karaibskim. Oni za艣 jeszcze przez kilka lat nie b臋d膮 mogli obstawi膰 tego odcinka granicy morskiej, przestrzegaj膮 wi臋c, 偶e powinni艣my spodziewa膰 si臋 du偶ych przerzut贸w.
Zamkn膮艂 teczk臋 z dokumentami i po艂o偶y艂 j膮 na stole.
- W porz膮dku. S膮 jakie艣 pytania? - Nikt si臋 nie zg艂osi艂. - A wi臋c wszystko jasne? To dobrze. „Maria Star" wkr贸tce przybije do nabrze偶a, bierzmy si臋 do roboty.
Inspekcja 艂adunku frachtowca, nawet 艣redniej wielko艣ci, to dla S艂u偶b Celnych mn贸stwo roboty. San Diego by艂o pierwszym portem ameryka艅skim, do kt贸rego zawija艂a „Maria Star". Na pocz膮tku dokonano odprawy paszportowej za艂ogi i pasa偶er贸w, sprawdzono baga偶e osobiste i ca艂膮 dokumentacj臋 rejsu. Dopiero p贸藕niej, kiedy Stra偶 Przybrze偶na skontrolowa艂a stan techniczny frachtowca i wyda艂a pozwolenie wej艣cia na wody terytorialne, statek przybi艂 do nabrze偶a i zesp贸艂 do walki z przemytem m贸g艂 przyst膮pi膰 do szczeg贸艂owej inspekcji 艂adunku. D藕wigi zacz臋艂y kolejno przenosi膰 na l膮d kontenery z pok艂adu oraz 艂adowni.
Ka偶dy z nich ustawiano na podwoziu kolejowym i przy pomocy drezyny holowano do odpowiedniej cz臋艣ci „lunaparku". Najpierw inspektorzy sprawdzali stan plomb i 偶elaznych sztab blokuj膮cych drzwi kontenera, por贸wnuj膮c wybite na nich numery z tymi, kt贸re widnia艂y w deklaracji celnej. Szukano tak偶e ewentualnych 艣lad贸w w艂amania. W wypadku, gdyby kt贸rej艣 plomby nie by艂o, okaza艂a si臋 z艂amana czy te偶 nie zgadza艂y si臋 numery, kontener natychmiast uznano by za podejrzany i grozi艂a nawet jego konfiskata. P贸藕niej kierowano kontener do jednego z trzech g艂贸wnych rejon贸w „lunaparku": komory zapachowej, tunelu prze艣wietlania promieniami radarowymi i ultrad藕wi臋kami b膮d藕 na plac, gdzie dokonywano inspekcji r臋cznej.
Co najmniej po艂owa kontener贸w mia艂a przej艣膰 jedynie przez komor臋 chromatograficznej analizy sk艂adu powietrza, zwan膮 potocznie komor膮 zapachow膮. Po wprowadzeniu do niej pojemnika zamykano hermetyczne wrota i wypompowywano powietrze, badaj膮c r贸wnocze艣nie jego sk艂ad chemiczny, a wyniki analizy by艂y interpretowane przez komputer na podstawie banku danych. Program by艂 tak skonstruowany, 偶e komputer uruchamia艂 sygna艂 alarmowy po wykryciu narkotyk贸w, materia艂贸w wybuchowych b膮d藕 te偶 innych, wyszczeg贸lnionych substancji.
Ale wyniki z komory zapachowej nie by艂y dok艂adne, zw艂aszcza wtedy, je偶eli narkotyki zapakowano pod pr贸偶ni膮 w foli臋 i ukryto w艣r贸d innych, specyficznych materia艂贸w.
Cz臋艣膰 towar贸w kierowano do drugiej, podobnej komory ultrad藕wi臋kowo-elektromagnetycznej, zwanej pospolicie „brz臋czykiem". Wykonywano tu fotografie zawarto艣ci najr贸偶niejszych pojemnik贸w, od gigantycznych zbiornik贸w na paliwo, po najmniejsze butle aerozoli. Je偶eli wywo艂ywany obraz by艂 zniekszta艂cony czy te偶 wyra藕nie odbiegaj膮cy od normy, automatyczny skaner w komorze sygnalizowa艂, 偶e na drodze promieni znajduj膮 si臋 jakie艣 obce cia艂a.
Ale najwi臋ksz膮 i najbardziej zat艂oczon膮 cz臋艣ci膮 „lunaparku" by艂 rejon kontroli r臋cznej. Za narz臋dzia musia艂y tu ludziom wystarczy膰 艂omy i w贸zki wid艂owe, kt贸rymi wywo偶ono z kontener贸w palety z towarem. Zespo艂owi Bolana pomaga艂y tutaj oddzia艂y Gwardii Narodowej, niejako zmuszonej do udzielania takiej pomocy ustaw膮 Kongresu.
Ka偶de pud艂o, skrzyni臋 czy mebel trzeba by艂o wy艂adowa膰 z kontenera, otworzy膰, sprawdzi膰 zawarto艣膰. Pr贸bki tkanin, artyku艂贸w spo偶ywczych i papierowych poddawano analizie w komorze zapachowej; do zbadania mebli i niekt贸rych pude艂 wykorzystywano psy tresowane w szukaniu narkotyk贸w. W jednym z kontener贸w znajdowa艂y si臋 wyroby ceramiczne zapakowane w skrzynie, owini臋te grub膮 foli膮 wype艂nion膮 p臋cherzykami wody, co mia艂o zabezpieczy膰 艂adunek od wstrz膮s贸w.
- Prosz臋 rozpakowa膰 te porcelanowe statuetki i prze艣wietli膰 je ultrad藕wi臋kami - poleci艂 Bolan. - Zobaczymy, czy s膮 w 艣rodku puste.
Wybrane pos膮偶ki oraz cz臋艣膰 innych wyrob贸w ceramicznych umieszczono na tacach z w艂贸kna szklanego i odwieziono do komory. Wr贸ci艂y stamt膮d po godzinie, niczego jednak nie znaleziono.
- No prosz臋, a by艂em przekonany, 偶e co艣 w nich znajdziemy odpar艂 Bolan, kiedy otrzyma艂 przez radiotelefon wiadomo艣膰 od Bartolo.
Po chwili w s艂uchawce odezwa艂 si臋 damski g艂os:
- Inspektor Bolan? Dzwoni臋 z sekretariatu wicekonsula Simpsona. Dowiedzia艂am si臋 w biurze sp贸艂ki przewozowej, 偶e pan zatrzyma艂 osobiste rzeczy konsula.
- Tak, zgadza si臋.
- Prosz臋 chwil臋 zaczeka膰. Nast膮pi艂a kr贸tka przerwa.
- Inspektor Bolan? - zapyta艂 jaki艣 m臋ski, wyra藕nie podenerwowany g艂os. - Tu wicekonsul Simpson. Czy s膮 tam u pana moje baga偶e?
- Tak, prosz臋 pana.
- Przecie偶 Departament Stanu zwraca艂 si臋 z pro艣b膮 do kierownictwa S艂u偶b Celnych, aby skontrolowano moje rzeczy w pierwszej kolejno艣ci. Ju偶 prawie od trzech tygodni mieszkamy w hotelu i musimy p艂aci膰 po trzysta dolar贸w za dob臋, czekaj膮c na te baga偶e. Dawno temu powinny dotrze膰 do Waszyngtonu, wi臋c co robi膮 w San Diego, na mi艂o艣膰 bosk膮? Mo偶e mi pan to powiedzie膰? 呕膮dam, by jak najszybciej dokonano odprawy i wys艂ano je dalej.
Bolan po raz pierwszy mia艂 kontakt z tym cz艂owiekiem, ale nie by艂o mu 偶al faceta, kt贸rego sta膰 na p艂acenie w hotelu po trzysta dolar贸w za dob臋. Niekt贸rzy pracownicy dyplomatyczni mieli nadzwyczaj wysokie pobory, prawdopodobnie dlatego, 偶e wcze艣niej wspierali finansowo kampani臋 prezydenta lub swojej partii. Widocznie Simpson nale偶a艂 do tego grona spasionych kocur贸w.
- Dokonali艣my ju偶 odprawy pa艅skich rzeczy - powiedzia艂. - Kiedy tylko reszta 艂adunku przejdzie kontrol臋, mo偶e pan...
- To znaczy konkretnie kiedy?
- Dzi艣 p贸藕nym popo艂udniem lub jutro z samego rana.
- Je偶eli moje baga偶e zosta艂y sprawdzone, chcia艂bym je odebra膰 jak najszybciej. Ci臋偶ar贸wka podjedzie za dwie godziny...
- Nie mo偶emy ich panu wyda膰, dop贸ki nie sko艅czymy...
- Inspektorze Bolan, czy chce pan otrzyma膰 polecenie od swoich prze艂o偶onych? Prosz臋 przygotowa膰 moje baga偶e do odbioru za dwie godziny.
Bolan wy艂膮czy艂 radiotelefon i zwr贸ci艂 si臋 do Bartolo:
- Te wszystkie graty nale偶膮 do jakiego艣 nad臋tego gryzipi贸rka, kt贸ry ma zamiar zrobi膰 piek艂o tylko dlatego, 偶e musi spa膰 w hotelu, p艂ac膮c po trzysta dolc贸w za dob臋.
Tamten pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Biedactwo.
Przywo艂a艂 kilku ludzi z Gwardii Narodowej i poleci艂 im jak najszybciej spakowa膰 z powrotem rzeczy wicekonsula. Bolan rozgl膮da艂 si臋 po rozstawionych kontenerach.
- Naprawd臋 by艂em przekonany, 偶e co艣 tu znajdziemy, mia艂em przeczucie... Jak idzie robota w komorach?
- Na razie wszystko gra - odpar艂 Bartolo. - Mieli艣my jeden alarm podczas inspekcji kontenera z drewnem, ale okaza艂o si臋, 偶e to tylko gar艣膰 rozsypanych wewn膮trz rodzynek. Sprawdzili艣my ju偶 osiem pojemnik贸w kawy, by艂y czyste jak 艂za.
Podeszli bli偶ej miejsca, gdzie rezerwi艣ci zawijali pami膮tkowe wyroby ceramiczne w grub膮 foli臋 antywstrz膮sow膮.
- Got贸w ju偶 by艂em za艂o偶y膰 si臋 o miesi臋czn膮 pensj臋, 偶e co艣 znajdziemy.
- Niczego w nich jednak nie ma.
Lecz Bolan nagle zmarszczy艂 brwi. Patrzy艂 na grup臋 rezerwist贸w, kt贸rzy w艂a艣nie sko艅czyli pakowa膰 najwi臋kszy z pos膮偶k贸w. Trzeba go by艂o owin膮膰 warstw膮 p艂贸tna, a nast臋pnie foli膮 z p臋cherzykami wody. Na tak przygotowan膮 statu臋 na艂o偶ono blaszan膮 os艂on臋, kt贸r膮 przypinano pasami do drewnianej palety. M臋偶czy藕ni mieli zamiar przyst膮pi膰 do pakowania kolejnego pos膮偶ka, gdy Bolan zauwa偶y艂, jak jeden z rezerwist贸w dok艂adnie wyciera r臋ce o spodnie, brudz膮c je wyra藕nymi bia艂ymi smugami.
- Czym pan tak wypapra艂 spodnie?
Tamten wzruszy艂 ramionami, pokazuj膮c le偶膮cy nie opodal arkusz folii przeciwwstrz膮sowej.
- Musia艂 p臋kn膮膰 kt贸ry艣 z p臋cherzyk贸w, inspektorze. S膮 wype艂nione jakim艣 mazistym p艂ynem.
Bolan uj膮艂 rezerwist臋 ze r臋k臋 i pow膮cha艂 jego palce.
- Czy pan zna zapach kokainy, sier偶ancie? M臋偶czyzna z zainteresowaniem pow膮cha艂 swoj膮 d艂o艅.
- Nie, sk膮d偶e. Nigdy nie mia艂em do czynienia z tym 艣wi艅stwem.
- No w艂a艣nie. Powinni艣cie byli wszyscy przej艣膰 najpierw odpowiednie szkolenie; musicie zna膰 zapach kokainy. Prosz臋 rozpakowa膰 z powrotem t臋 statu臋 i znale藕膰 p臋kni臋te miejsce w folii. Bartolo! Zamknij teren i powiadom s艂u偶by ochrony.
Kierownik zmiany ruszy艂 biegiem i zacz膮艂 wydawa膰 ludziom polecenia. Bolan uwa偶nie obserwowa艂 rozpakowywanie statuetki, a kiedy zdj臋to pasy i metalow膮 os艂on臋, sam zacz膮艂 pomaga膰 rezerwistom szuka膰 wycieku z folii przeciwwstrz膮sowej. Po kilku minutach znale藕li dziurawy p臋cherzyk. Wr贸ci艂 te偶 Bartolo.
- Teren zabezpieczony - powiedzia艂.
Bolan ukl臋kn膮艂 na ziemi i dok艂adnie ogl膮da艂 p臋kni臋ty fragment folii. Nacisn膮艂 p臋cherzyk i z ledwie widocznej szczeliny wyp艂yn臋艂o par臋 kropel cieczy. Si臋gn膮艂 do kieszonki na piersi, wyj膮艂 plastikowy pr贸bnik z roztworem tiocyjanku kobaltu, strz膮sn膮艂 kropl臋 do 艣rodka i zakr臋ci艂 pojemnik. Nast臋pnie zgi膮艂 go energicznie w palcach, prze艂amuj膮c p艂ywaj膮c膮 wewn膮trz rurk臋 szklan膮, po czym wstrz膮sn膮艂 pr贸bnikiem. Kiedy uni贸s艂 go do 艣wiat艂a, roztw贸r by艂 intensywnie b艂臋kitny.
- Ciek艂a kokaina! - szepn膮艂 Bartolo. - S艂ysza艂em o niej, ale jeszcze nigdy dot膮d nie widzia艂em.
Bolan pokiwa艂 g艂ow膮.
- Wodny roztw贸r przesycony, niewykrywalny nawet w promieniach rentgenowskich. Pojemnik z t膮 ciecz膮 wydaje si臋 pusty w ka偶dej komorze prze艣wietlaj膮cej, a je艣li jest hermetycznie zamkni臋ty, prawdopodobnie nawet chromatograf nie wykryje narkotyku. Trzy litry p艂ynu zawieraj膮 w przybli偶eniu kilogram kokainy. - Zerkn膮艂 na m臋偶czyzn臋 z Gwardii Narodowej. - Oceniam, 偶e mia艂 pan w r臋kach jakie艣 pi臋膰dziesi膮t kilogram贸w narkotyku.
U艣miechn膮艂 si臋, po czym odwr贸ci艂 do Bartolo i rzek艂:
- Zawiadom genera艂a Brada Elliotta z Alladin City. My艣l臋, 偶e nasz wicekonsul b臋dzie mia艂 jeszcze jeden pow贸d do zmartwienia poza rachunkami za noclegi w hotelu.
Gabinet w Sekretariacie Stanu, Waszyngton
Tego samego dnia
Dyrektor Wydzia艂u do spraw Ameryki 艁aci艅skiej w Sekretariacie Stanu, Wilson Riley, podni贸s艂 si臋 zza biurka na widok wchodz膮cego, by艂ego wicekonsula przy ambasadzie ameryka艅skiej w Peru, Geoffreya Simpsona.
- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋, Geoffrey. Siadaj, prosz臋.
- Dzi臋kuj臋, panie dyrektorze.
Riley usiad艂 z powrotem w fotelu i opar艂 splecione d艂onie na biurku.
- Dotar艂y ju偶 do mnie wie艣ci, 偶e w Limie op艂akuj膮 twoje odej艣cie, Geoffrey. Podobno dzi臋ki tobie panowa艂a tam bardzo serdeczna atmosfera, ludzie czuli si臋 jak w domu.
- Mi艂o mi to s艂ysze膰, ale z pewno艣ci膮 nie tylko si臋 przyczyni艂em...
- To prawda. Ocena twojej pracy, jak膮 dostali艣my od rz膮du peruwia艅skiego, a tak偶e opinia ambasadora, s膮 bardzo pozytywne.
- Dzi臋kuj臋, panie dyrektorze.
Zadzwoni艂 telefon i Riley szybko si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋. Przez chwil臋 s艂ucha艂 w milczeniu, wreszcie rzuci艂 kr贸tko:
- Za minut臋. - Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i ponownie zwr贸ci艂 si臋 do Simpsona: - Komisja rozpatrzy twoje podanie wraz z do艂膮czonymi opiniami, s膮dz臋 jednak, 偶e powiniene艣 si臋 szykowa膰 do obj臋cia pracy tutaj, w Waszyngtonie. Jestem pewien, 偶e znajdzie si臋 dla ciebie miejsce albo w naszym wydziale, albo w sekcji europejskiej. Chyba o to ci chodzi艂o, prawda? Szkoda mi ci臋 traci膰, Geoffrey, obawiam si臋 jednak, 偶e przegram walk臋 o tak dobrego pracownika, jak ty.
Simpson u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Rozsiad艂 si臋 wygodniej na krzese艂ku i z satysfakcj膮 kiwa艂 g艂ow膮.
- Czy m贸g艂bym ci w czym艣 pom贸c? S艂ysza艂em, 偶e znalaz艂e艣 sobie 艂adny dom w Williamsburgu.
- Tak - odpar艂 Simpson - wczoraj podpisa艂em umow臋. Dzi艣, najp贸藕niej jutro powinny dotrze膰 nasze rzeczy, wtedy zaczniemy si臋 urz膮dza膰.
Riley nagle spowa偶nia艂 i zmarszczy艂 brwi.
- Tak, w艂a艣nie...
Nagle rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi.
- Prosz臋!
Simpson obr贸ci艂 si臋 na krzese艂ku i ku swemu zdziwieniu ujrza艂 wchodz膮cego genera艂a Elliotta. Towarzyszy艂 mu jaki艣 obcy m臋偶czyzna. Dyrektor podni贸s艂 si臋 zza biurka.
- Witam, generale. Przedstawiam panu Geoffreya Simpsona, by艂ego wicekonsula naszej plac贸wki w Peru. Goeffrey, oto genera艂 Elliott kieruj膮cy Agencj膮 Ochrony Granic i agent specjalny FBI, Michael Farmer.
Simpson zdumia艂 si臋 bardzo, gdy偶 oto po raz pierwszy us艂ysza艂 nazw臋 nowej agencji, ale kiedy dotar艂o do niego, 偶e drugi m臋偶czyzna jest agentem FBI, na czo艂o wyst膮pi艂 mu pot. Elliott przysun膮艂 sobie krzes艂o od biurka sekretarki, natomiast Farmer stan膮艂 w odleg艂ym k膮cie pokoju, za Simpsonem, jak gdyby stamt膮d chcia艂 mie膰 oko na wszystko.
- To przykra sprawa, Goeffrey - odezwa艂 si臋 Riley - ale celnicy znale藕li w twoim baga偶u osobistym kontraband臋...
- Och, m贸j Bo偶e...
- Spokojnie, panie Simpson - odezwa艂 si臋 za jego plecami agent FBI. - Na razie nie mamy zamiaru pana aresztowa膰, ale musze panu odczyta膰 jego prawa, zanim b臋dziemy mogli zada膰 par臋 pyta艅. Oczekujemy z pa艅skiej strony pe艂nej wsp贸艂pracy...
- 呕膮dam widzenia z adwokatem!
- Panie Simpson, je偶eli odm贸wi pan wsp贸艂pracy, b臋dziemy zmuszeni pana przymkn膮膰.
- Przed chwil膮 powiedzia艂 pan, 偶e nie macie zamiaru go aresztowa膰 - wtr膮ci艂 Riley.
- Podj臋liby艣my wielkie ryzyko, panie dyrektorze. Simpson ma wielu przyjaci贸艂, w Pary偶u, w Boliwii, otwarte konta w zagranicznych bankach, rozleg艂e kontakty... W艂a艣nie dlatego liczymy na pe艂n膮 wsp贸艂prac臋.
Riley, przestraszony wizj膮 ewentualnego skandalu, rzek艂 ostro:
- Do diab艂a, Simpson! Musisz odpowiedzie膰 na wszystkie pytania!
- Najpierw musz臋 porozmawia膰 ze swoim adwokatem, panie dyrektorze - odpar艂 tamten matowym g艂osem; r臋ce wyra藕nie mu si臋 trz臋s艂y.
- Zabierzcie go st膮d! - rzuci艂 Riley.
Farmer szybko podszed艂 do drzwi, otworzy艂 je i wpu艣ci艂 do gabinetu dw贸ch agent贸w w eleganckich garniturach. Simpson wsta艂 z krzes艂a, a jeden z nich chwyci艂 go pod rami臋. Wykr臋ci艂 mu r臋ce do ty艂u, sku艂 je kajdankami i zacz膮艂 go obszukiwa膰, podczas gdy drugi jednostajnym g艂osem odczytywa艂 prawa przys艂uguj膮ce zatrzymanemu.
- I chcecie go st膮d wyprowadzi膰 skutego kajdankami? - zapyta艂 Riley. - Natychmiast powstan膮 setki plotek.
Farmer spojrza艂 na dyrektora, a po chwili skin膮艂 g艂ow膮 i poleci艂 swym ludziom zdj膮膰 Simpsonowi marynark臋 i sku膰 mu r臋ce z przodu. Kajdanki zas艂oni臋to z艂o偶on膮 marynark膮.
- Powiadomimy radc臋 prawnego wydzia艂u oraz twoj膮 偶on臋, Geoffrey. O nic si臋 nie martw. Na pewno wszystko bardzo szybko si臋 wyja艣ni... - Pozna艂 jednak po minie Simpsona, 偶e tamten nawet go nie s艂ucha. Z w艣ciek艂膮 min膮 patrzy艂 na Elliotta.
Kiedy wyprowadzono podejrzanego, usiad艂 w fotelu i si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.
- Anno, przy艣lij do mnie jak najszybciej Boba Turnbulla.
Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do Brada Elliotta:
- Takie sprawy powinni艣my za艂atwia膰 po cichu, mi臋dzy sob膮, a nie wzywa膰 FBI...
- Nie mia艂em wyboru.
- Trzeba by艂o przyj艣膰 z tym najpierw do mnie. Posiadamy w艂asny, 艣wietny zesp贸艂 dochodzeniowy. Zbadaliby艣my spraw臋, a p贸藕niej przekazali wyniki waszej agencji oraz FBI. Jestem przekonany, 偶e da si臋 to jako艣 wyja艣ni膰...
- Oczywi艣cie, panie Riley - odpar艂 Elliott, zatrzymawszy si臋 przy drzwiach. - Mo偶e si臋 okaza膰, 偶e pan Simpson jest niewinny i nie mia艂 poj臋cia, co si臋 znajduje w p臋cherzykach folii antywstrz膮sowej. Ale my nie prowadzimy dochodze艅. Moim zadaniem jest tylko zebra膰 jak najwi臋cej informacji o tej pr贸bie przemytu i z艂o偶y膰 odpowiedni szczeg贸艂owy raport na r臋ce naszego ambasadora.
- Dlaczego wi臋c osobi艣cie anga偶uje si臋 pan w t臋 spraw臋, generale? Mam wra偶enie, 偶e pa艅ska Agencja zosta艂a powo艂ana tylko do ochrony granic. Aresztowania chyba nie wchodz膮 w zakres waszych kompetencji.
- Agencja Ochrony Granic, panie Riley, dzia艂a wsp贸lnie z Agencj膮 do Walki z Narkotykami, DEA jest odpowiedzialna za prowadzenie 艣ledztwa i aresztowania. S艂u偶by Celne informuj膮 nas o ka偶dej ujawnionej pr贸bie przemytu narkotyk贸w, lecz gdy sprawa dotyczy pracownik贸w jakiejkolwiek instytucji rz膮dowej czy te偶 wymaga wszcz臋cia intensywnego dochodzenia na terenie kraju, mamy obowi膮zek powiadomi膰 FBI.
- To zwyczajne biurokratyczne zas艂anianie si臋 przepisami. S艂ysza艂em, 偶e jest pan pupilkiem prezydenta i wygl膮da na to, 偶e w agencji uwi艂 pan sobie niezwykle ciep艂e gniazdko. Ale ostrzegam, 偶e je艣li ma pan zamiar wykorzystywa膰 swoj膮 pozycj臋 do bezpodstawnego oskar偶ania moich pracownik贸w na podstawie jakich tam w膮tpliwych dowod贸w, to zrobi臋 wszystko, 偶eby ca艂e to szambo zwali艂o si臋 panu na g艂ow臋.
Elliott zawr贸ci艂, podszed艂 do biurka i pochyli艂 si臋 nad Rileyem.
- Je艣li rozmawiamy w cztery oczy, to ja r贸wnie偶 pozwol臋 sobie na pewn膮 osobist膮 uwag臋 - wycedzi艂. - Skoro ju偶 mowa o biurokratach, to jest pan najlepszym przyk艂adem cz艂owieka, kt贸remu bardziej zale偶y na w艂asnym sto艂ku ni偶 na wykryciu prawdy. Pa艅ska sekcja nie ma 偶adnego zespo艂u dochodzeniowego, sprawdzi艂em to. Jestem natomiast przekonany, 偶e natychmiast by pan powo艂a艂 jak膮艣 pozorowan膮 grup臋, tylko po to, aby odwr贸ci膰 uwag臋 od swojego wydzia艂u, a nie szuka膰 fakt贸w. Tak naprawd臋 to jest pan jedynie przera偶ony ewentualnym skandalem. Los Simpsona wcale pana nie obchodzi. Namawia艂 go pan do wsp贸艂pracy z nami nie dla jego dobra, lecz pa艅skim zdaniem by艂oby to najlepsze dla waszego wydzia艂u. Jest panu oboj臋tne, czy Simpson ma r臋ce po 艂okcie unurzane we krwi, czy te偶 jest 艣wi臋ty. Dlatego pan upiera si臋, aby przy wst臋pnym przes艂uchaniu Simpsona obecny by艂 jego adwokat. Nie znam si臋 specjalnie na przepisach prawa ani na procedurze aresztowania i przes艂uchiwania, Riley, lecz je艣li szef namawia podw艂adnego do z艂o偶enia zezna艅, to znaczy, si臋 od niego odcina. Moim zdaniem pan jest przekonany o jego winie. To panu potrzebna jest rada prawnika, bo to pan nie wie, co robi膰. My艣l臋, 偶e chce pan poprzez adwokata dowiedzie膰 si臋, co naprawd臋 Simpson ma do powiedzenia, aby jak najszybciej poczyni膰 kroki w celu zabezpieczenia...
- Prosz臋 st膮d wyj艣膰, do cholery! - wrzasn膮艂 Riley. - Niech si臋 pan wynosi z mojego gabinetu!
- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂 Elliott.
P贸藕niej tego samego dnia
Ju偶 dwana艣cie godzin p贸藕niej Geoffrey Simpson wszed艂 ponownie do gabinetu Wilsona Rileya. Wydawa艂 si臋 teraz zupe艂nie innym cz艂owiekiem. Marynark臋 mia艂 wymi臋t膮 i pogniecion膮, jakby przespa艂 w niej kilka nocy.
Dyrektor przez kilka minut kaza艂 Simpsonowi czeka膰 przed swoim biurkiem, udaj膮c, 偶e jest poch艂oni臋ty sporz膮dzaniem jakich艣 notatek. Wreszcie uni贸s艂 wzrok i ruchem g艂owy wskaza艂 mu krzes艂o. Simpson opad艂 na nie ci臋偶ko, jakby kto艣 podci膮艂 mu nogi. Riley jeszcze przez jaki艣 czas udawa艂 poch艂oni臋tego prac膮, a偶 w ko艅cu spostrzeg艂, 偶e Simpson zaczyna wierci膰 si臋 na miejscu.
- Otrzyma艂em wiadomo艣膰 z FBI - oznajmi艂. - Zwalniaj膮 ci臋 z aresztu. Nie wnosz膮 te偶 偶adnych oskar偶e艅.
Tamten westchn膮艂 g艂o艣no.
- Dzi臋ki Bogu...
- Ale to nie znaczy, 偶e jeste艣 wolny od zarzut贸w, Simpson. Ta sprawa jeszcze d艂ugo b臋dzie si臋 za tob膮 ci膮gn臋艂a. Powiedziano mi tylko, 偶e wst臋pne wyniki 艣ledztwa wskazuj膮, 偶e nie mia艂e艣 nic wsp贸lnego z firm膮, kt贸ra pakowa艂a twoje rzeczy...
- To jasne, 偶e nie mia艂em z tym nic wsp贸lnego! Przecie偶 kiedy pakowano moje rzeczy, ja siedzia艂em w pokojach go艣cinnych ambasady...
- Ale to ty wynaj膮艂e艣 t臋 firm臋 przewozow膮. Tymczasem wytyczne Departamentu Stanu jasno okre艣laj膮, kt贸rym firmom mo偶na powierzy膰...
Simpson przetar艂 oczy i oci臋偶ale podni贸s艂 r臋k臋.
- Je艣li wolno, panie dyrektorze, nie chcia艂bym jeszcze raz przechodzi膰 przez to wszystko...
- Wi臋c lepiej powiedz mi ca艂膮 prawd臋, Simpson.
- M贸j adwokat twierdzi...
- Przesta艅 kr臋ci膰! Nie obchodzi mnie, co m贸wi tw贸j adwokat. Jeste艣 pracownikiem kierowanego przeze mnie wydzia艂u w Departamencie Stanu. Mogli艣my unikn膮膰 skandalu, gdyby艣 od razu zgodzi艂 si臋 na wsp贸艂prac臋 z FBI i wszystko im wyzna艂. Zgodnie z przepisami prawa FBI nie mo偶e aresztowa膰 nikogo, kto zgadza si臋 dobrowolnie zeznawa膰. Ale ty zas艂ania艂e艣 si臋 konstytucyjnymi prawami, niczym jaki艣 przyw贸dca mafii, wi臋c za艂o偶yli ci kajdanki i pod eskort膮 wyprowadzili z tego budynku... z mojego biura. Narobi艂e艣 nam cholernie du偶o k艂opot贸w, Simpson. Teraz nie mo偶esz ju偶 milcze膰, zastawiaj膮c si臋 przys艂uguj膮cym prawem. Wi臋c je艣li ka偶臋 ci powiedzie膰 wszystko, to masz m贸wi膰, bez sprzeciwu. A kiedy ci ka偶臋 zamkn膮膰 g臋b臋, to j膮 zamkniesz. Rozumiemy si臋? - Simson sm臋tnie pokiwa艂 g艂ow膮. - W porz膮dku. Wi臋c dlaczego wybra艂e艣 t臋 w艂a艣nie firm臋 zajmuj膮c膮 si臋 przeprowadzkami? Musia艂e艣 czyta膰 zalecenia Agencji Ochrony Granic, w kt贸rych wyra藕nie zosta艂o napisane, 偶e przemytnicy narkotyk贸w cz臋sto dzia艂aj膮 pod szyldem takich w艂a艣nie firm. Czemu nie zastosowa艂e艣 si臋 do tych wytycznych i za艂atwia艂e艣 sprawy na w艂asn膮 r臋k臋?
- W艂a艣cicielem tej firmy jest bratanek jednego z lider贸w tamtejszej partii konserwatywnej - odpar艂 cicho Simpson. - Kilka miesi臋cy wcze艣niej pom贸g艂 nam za艂atwi膰 formalno艣ci zwi膮zane z utworzeniem nowej strefy bezc艂owej. Czu艂em si臋 w obowi膮zku zrobi膰 mu przys艂ug臋...
- Post膮pi艂e艣 jednak cholernie g艂upio - przerwa艂 mu Riley. - Ten facet prawdopodobnie zajmuje si臋 przemytem na wi臋ksz膮 skal臋, a ty, m贸j drogi, niejako sam podsun膮艂e艣 mu wy艣mienit膮 okazj臋. Dlaczego jednak dzwoni艂e艣 do plac贸wki celnej i nalega艂e艣, by jak najszybciej dokonali odprawy? Czemu dzwoni艂e艣 nawet do sekretariatu komisarza generalnego S艂u偶b Celnych? Takim post臋powaniem 艣ci膮gn膮艂e艣 na siebie wiele podejrze艅.
- Tylko dlatego, 偶e musieli艣my p艂aci膰 po trzysta dolar贸w za ka偶d膮 dob臋 hotelow膮. Czekali艣my na nasze rzeczy prawie od miesi膮ca...
- W艂a艣nie, to te偶 jest podejrzane. Dlaczego wynaj膮艂e艣 apartament w hotelu Madison, jakby艣 by艂 arabskim szejkiem? Agenci FBI s膮 przekonani, 偶e kto艣 p艂aci za tw贸j hotel, co jeszcze bardziej nasuwa podejrzenia... Simpson spu艣ci艂 nisko g艂ow臋.
- Tina... moja 偶ona... tak bardzo si臋 cieszy艂a, 偶e wracamy z Peru do Stan贸w... a zawsze jej si臋 marzy艂o zamieszka膰 w hotelu Madison. Siedzimy tam dopiero od tygodnia, urz膮dzili艣my sobie... wakacje. A ja... po prostu nie sprawdza艂em...
- Dlaczego zatem op艂aca艂e艣 rachunki hotelowe got贸wk膮?
- Bo... przywie藕li艣my ze sob膮 mn贸stwo pesos...
Riley odwr贸ci艂 wzrok i pokr臋ci艂 g艂ow膮 z obrzydzeniem.
- Co za g艂upota - mrukn膮艂. Przez chwil臋 milcza艂 patrz膮c na widok z okna. Wiedzia艂, 偶e Simpson jest zdenerwowany. Wreszcie powiedzia艂: - Zosta艂e艣 przeniesiony do sekcji Franka Melvina. Zg艂o艣 si臋 do mojej sekretarki po swoje dokumenty.
Tamten wytrzeszczy艂 oczy.
- Melvina... To wydzia艂 afryka艅ski. Dlaczego? Nie rozumiem...
- Nasz konsul generalny w Lubumbashi z艂o偶y艂 wniosek o przeniesienie. Szukaj膮 kogo艣 na jego miejsce, a ty si臋 艣wietnie nadajesz...
- Lubumbashi?.. To znaczy: Zair? Chcecie mnie wys艂a膰 do Zairu?
- 呕ycz臋 mi艂ej podr贸偶y, Simpson.
- Przecie偶 jestem niewinny - odpar艂 tamten, podnosz膮c si臋 z krzes艂a. - Nie mia艂em poj臋cia o tej cholernej kokainie. Nie wiedzia艂em, 偶e m贸j baga偶 prywatny zostanie wykorzystany do przemytu narkotyk贸w. Mam rachunki na ka偶dego wydanego centa...
- Jako艣 sobie poradzimy, Simpson. Otrzymujesz od nas szans臋 wyj艣cia z twarz膮 z opresji, zanim Agencja Ochrony Granic i FBI zaczn膮 si臋 dobija膰 do naszych drzwi. S膮dzi艂e艣, 偶e wystarczy si臋 zas艂oni膰 jakim艣 dobrym adwokatem i przys艂uguj膮cymi ci prawami. Ale to ja musz臋 rozmawia膰 z agentami specjalnymi FBI oraz zespo艂em 艣ledczym Agencji Ochrony Granic, a nie mam ochoty, 偶eby jaki艣 uwa偶aj膮cy si臋 za primadonn臋 genera艂 poucza艂 mnie, jak powinienem kierowa膰 swoim wydzia艂em. Postawi艂e艣 nas w bardzo k艂opotliwej sytuacji, dlatego nie b臋d臋 ju偶 m贸g艂 ci pom贸c. Powodzenia, panie Simpson. I 偶ycz臋 wiele szcz臋艣cia w tym Kongo.
Lotnisko Zaza, Verrettes, Haiti
Nast臋pnego dnia
- Se艅or Gachez? Co za niespodzianka! - zawo艂a艂 Salazar do s艂uchawki zabezpieczonego przed pods艂uchem telefonu.
Siedzia艂 za biurkiem w swoim gabinecie, a m艂ody india艅ski ch艂opak pucowa艂 mu buty. Pu艂kownikowi towarzyszy艂 dow贸dca lotnik贸w, major Trujillo, oraz jego adiutant, kapitan Hermosa. Wszyscy trzej czekali na t臋 rozmow臋.
- S艂yszeli艣my ju偶 o tym nieszcz臋艣liwym wypadku, jaki mia艂 wczoraj miejsce w San Diego - zacz膮艂 Salazar. - Sto kilogram贸w to niezbyt wielka strata, ale ten incydent mo偶e mie膰 powa偶ne konsekwencje.
- Niech pan si臋 uspokoi, Salazar - odpar艂 Gachez. - To tylko jeden ma艂y transport, pozosta艂e dotar艂y do odbiorc贸w.
- Ciek艂a kokaina, zamro偶ona kokaina... To bardzo pomys艂owe, se帽or. Ale „M艂ociarzom" wystarczy艂y dwa tygodnie, 偶eby rozszyfrowa膰 wasze nowe metody. Obj臋li ju偶 swym zasi臋giem ca艂膮 po艂udniowo-zachodni膮 granic臋. Radary na balonach s膮 wsz臋dzie, nad Arizon膮, Nowym Meksykiem, Teksasem, a S艂u偶by Celne podwoi艂y liczb臋 inspektor贸w na ka偶dym posterunku. Wszystko przez te g艂upie sto kilogram贸w...
- Prosz臋 mi da膰 zna膰, kiedy b臋dzie pan got贸w rozmawia膰 o interesach.
- Pr贸bowa艂 mnie pan wy艂膮czy膰 z gry, se帽or Gachez. Chcia艂 pan zrezygnowa膰 z naszych us艂ug...
- Poniewa偶 za偶膮dali艣cie zbyt wyg贸rowanej ceny. Mieli艣my umow臋 m贸wi膮c膮 o sze艣ciu tysi膮cach za kilogram...
- Ale pa艅skie poczynania sprawi艂y, 偶e znowu musimy j膮 podnie艣膰 - wtr膮ci艂 ostro Salazar. - Teraz, gdy ca艂a granica ameryka艅ska jest silnie strze偶ona, b臋dzie pan musia艂 zap艂aci膰 wi臋cej. - Urwa艂 na chwil臋, jakby si臋 namy艣la艂, wreszcie rzuci艂: - Zap艂aci pan dwana艣cie tysi臋cy od ka偶dego dostarczonego kilograma, bez wzgl臋du na miejsce przeznaczenia. Po艂owa przed startem, po艂owa po wykonaniu roboty.
- Dwana艣cie... tysi臋cy...? Nikt wam tyle nie zap艂aci. Kr臋ci pan powr贸z na swoj膮 szyj臋...
- Lecz za t臋 cen臋 gwarantuj臋 panu dostaw臋 do dowolnie wybranego miasta na terenie Stan贸w Zjednoczonych. Mog臋 panu udzieli膰 wszelkich gwarancji, niezale偶nie od tego, co zrobi膮 „M艂ociarze". Przecie偶 nie m贸wimy o jednym, ma艂ym transporcie. Jeste艣my gotowi przewie藕膰 towar co do grama. Wszystko co wyprodukujecie.
Zapad艂a cisza. Kiedy Salazar chcia艂 ju偶 przerwa膰 po艂膮czenie, b臋d膮c przekonany, 偶e rozm贸wca od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, po drugiej stronie linii pad艂o:
- Dziesi臋膰 tysi臋cy.
- Dwana艣cie, se帽or. Cena i warunki umowy nie podlegaj膮 negocjacjom.
Ponownie na d艂u偶ej zapad艂a cisza.
- Zgoda - rzuci艂 Gachez i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Salazar odchyli艂 si臋 na oparcie fotela. Ch艂opak pospiesznie obieg艂 biurko, 偶eby zaj膮膰 si臋 drugim butem pu艂kownika.
- Panowie, zn贸w b臋dziemy mieli co robi膰. I dostaniemy dwana艣cie tysi臋cy za kilogram.
Hermosa siedzia艂 zachmurzony, jak to ostatnio coraz cz臋艣ciej mu si臋 zdarza艂o. Ale Trujillo z u艣miechem pokiwa艂 g艂ow膮.
- To dobre wie艣ci, pu艂kowniku, ale moje informacje o tej Agencji Ochrony Granic s膮 prawdziwe. Ich system wykrywania obiekt贸w i naprowadzania na cel wydaje si臋 niezawodny i precyzyjny. Bardzo trudno b臋dzie si臋 przedosta膰 do wybrze偶a, nawet je艣li skorzystamy z os艂ony my艣liwc贸w.
- Znacznie zwi臋kszymy ilo艣膰 zrzut贸w, rozmie艣cimy punkty odbioru na wi臋kszym obszarze, zar贸wno na p贸艂nocy, jak i na zachodzie...
- Ale wszystko zale偶y od tego, jakie punkty wyznaczy Gachez, pu艂kowniku - wtr膮ci艂 Trujillo. - Je艣li si臋 uprze, aby znowu dokona膰 zrzut贸w wzd艂u偶 po艂udniowo-wschodniego wybrze偶a, to b臋dziemy mieli twardy orzech do zgryzienia, chyba 偶e obmy艣limy jak膮艣 now膮 taktyk臋.
- Co艣 wykombinujemy, majorze. Wierz臋 w swoich ludzi. - Salazar zamy艣li艂 si臋, spogl膮daj膮c na ch艂opaka rozprowadzaj膮cego past臋 na bucie. - S膮dz臋, 偶e mam pewien pomys艂, majorze... Tak... - Schyli艂 si臋 i poklepa艂 dzieciaka po g艂owie.
Hermosa, dostrzeg艂szy z艂owieszczy b艂yski w oczach pu艂kownika, poczu艂 nag艂y skurcz serca. Nie, to niemo偶liwe! - pomy艣la艂. Nawet taka bestia jak Salazar nie mog艂aby posun膮膰 si臋 do tego...
Platforma „M艂ociarz Jeden", godzina 7.15
Dwa dni p贸藕niej
- Uwaga, na pok艂adzie! Przygotowania do startu bezza艂ogowca!
Geffar sta艂a na l膮dowisku, przygl膮daj膮c si臋, jak ludzie obs艂ugi wytaczaj膮 „Mew臋" z windy umieszczonej po艣rodku platformy, na wprost nadbud贸wki centrum sterowania. Obok niej sta艂 Patrick McLanahan, mianowany ostatnio zast臋pc膮 dow贸dcy „M艂ociarza" odpowiedzialnym za patrole maszyn bezza艂ogowych. Mia艂 na g艂owie s艂uchawki i nadzorowa艂 przygotowania, b臋d膮c w sta艂ym kontakcie z ekip膮 dy偶urn膮.
- Od og艂oszenia alarmu min臋艂o dziesi臋膰 minut - rzek艂, spogl膮daj膮c na zegarek. - Za pi臋膰 „Mewa" powinna by膰 gotowa do startu.
- Gdzie znajduje si臋 obiekt?
- Dwie艣cie czterdzie艣ci kilometr贸w od zachodnich wybrze偶y Florydy. Nie figuruje w planie lot贸w, nie z艂o偶y艂 deklaracji celnej; wszystko wskazuje na przemytnika. Bezza艂ogowiec powinien go przechwyci膰 w ci膮gu p贸艂 godziny... - urwa艂, przez chwil臋 nas艂uchiwa艂 i zaraz doda艂: - Nadszed艂 meldunek z bazy w Homestead, 偶e „Lew Morski" jest ju偶 got贸w do startu.
Technicy obs艂ugi krz膮tali si臋 w po艣piechu niczym ekipa zmieniaj膮ca ko艂a w samochodzie wy艣cigowym formu艂y pierwszej. „Mew臋" b艂yskawicznie przetoczono, ustawiaj膮c na pocz膮tku pasa startowego, kt贸ry tworzy艂 niemal dwudziestometrowej d艂ugo艣ci nieck臋 w g贸rnym pok艂adzie platformy. Zamocowano haki cumownicze do masywnej poprzecznej belki blokuj膮cej przednie podwozie i sprawdzono dzia艂anie mechanizmu zwalniaj膮cego.
- Bezza艂ogowiec na stanowisku, dzia艂anie hak贸w cumowniczych skontrolowane. Min臋艂a jedna minuta - oznajmi艂 McLanahan, notuj膮c co艣 w swoim dzienniku.
Tymczasem ludzie przytwierdzili „Mew臋" 艂a艅cuchami do pok艂adu i z powrotem zdj臋li haki.
- Dlaczego nigdy nie zostawiacie za艂o偶onych cum?
- Bo chcemy unikn膮膰 wypadku, gdyby katapulta przypadkiem sama wypali艂a. Haki umie艣cimy na swoich miejscach, kiedy przygotowania dobiegn膮 ko艅ca, nast膮pi rozruch silnik贸w i zostanie sprawdzone zdalne sterowanie. Kiedy艣 ju偶 zdarzy艂 si臋 wypadek. Podczas pr贸b ze znacznie mniejszymi modelami, kt贸re startowa艂y z wyrzutni umieszczonej na ci膮gniku, katapulta niespodziewanie odpali艂a, a skrzyd艂o samolotu omal nie uci臋艂o g艂owy jednemu z ludzi. W艂a艣nie po tym zdarzeniu zmodyfikowali艣my mocowanie belki nad przednim podwoziem.
Czterech technik贸w porusza艂o si臋 biegiem wok贸艂 maszyny. Sprawdzano dzia艂anie wielofunkcyjnych kamer i silnika, ustawienie 艣mig艂a i dop艂yw paliwa. A tak偶e stan anteny odbieraj膮cej sygna艂y steruj膮ce. Dow贸dca dru偶yny r贸wnie偶 notowa艂 w dzienniku.
- Procedura przedstartowa zako艅czona. Min臋艂y dwie minuty powiedzia艂 McLanahan.
Wreszcie ludzie znikn臋li z terenu wyrzutni, a krata zabezpieczaj膮ca wylot pasa startowego zosta艂a opuszczona.
- Teraz uruchamiaj膮 nadajnik zdalnego sterowania.
Dow贸dca podszed艂 bli偶ej samolotu, obejrza艂 dok艂adnie jego cz臋艣膰 ogonow膮, potem powiedzia艂 co艣 do mikrofonu. W chwil臋 p贸藕niej silnik makiety prychn膮艂, 艣mig艂em szarpn臋艂o raz i drugi, wreszcie nabra艂o normalnych obrot贸w.
- Silnik uruchomiony, dzia艂a bez zarzut贸w - oznajmi艂 McLanahan. - Min臋艂y trzy minuty.
Teraz sprawdzono zdalne sterowanie. Operatorzy z centrali dowodzenia wypr贸bowywali dzia艂anie ster贸w, nakierowywanie obiektyw贸w kamer, czujnika radaru i uzbrojenia. Kolejno poruszy艂y si臋 p艂aty ster贸w wysoko艣ci i kierunku, obr贸ci艂a si臋 wielka g艂owica sensorowa pod dziobem maszyny, rozb艂ys艂y na chwil臋 艣wiat艂a; 艣mig艂o to zwalnia艂o, to przyspiesza艂o obroty, zmieniaj膮c zarazem k膮t natarcia, kiedy silnik zawy艂 na pe艂nej mocy, „Mewa" zacz臋艂a ta艅czy膰 na uwi臋zi, jakby chcia艂a si臋 zerwa膰 z 艂a艅cuch贸w. Zaraz jednak przestawiono silnik na bieg ja艂owy.
- Pe艂na kontrola system贸w nap臋dowych i sterowania zako艅czona.
Zosta艂o jeszcze trzydzie艣ci sekund. Rozpoczyna si臋 uruchamianie katapulty.
Zdj臋to 艂a艅cuchy mocuj膮ce bezza艂ogowiec do pok艂adu. Ponownie za艂o偶ono belk臋 nad przednim podwoziem i ludzie wycofali si臋 z l膮dowiska. Po obu stronach pasa wyrzutni pojawi艂y si臋 rozci膮gni臋te siatki, zabezpieczaj膮ce reszt臋 platformy na wypadek, gdyby makieta podczas startu wyskoczy艂a ze swego pasa. Ster kierunku wychyli艂 si臋 nieco w lewo, 偶eby zrekompensowa膰 si艂臋 wiatru, kt贸ry m贸g艂by cisn膮膰 „Mew臋" z powrotem na pok艂ad. Dow贸dca dru偶yny po raz ostatni sprawdzi艂 zamocowanie belki oraz hak贸w cumowniczych.
- Got贸w do startu, obs艂uga zesz艂a z l膮dowiska. Uwaga, start!
Silnik „Mewy" zawy艂 na pe艂nych obrotach, ogradzaj膮ce wyrzutni臋 siatki wyd臋艂y si臋 od podmuch贸w powietrza. Maszyna podskakiwa艂a, szarpa艂a si臋 na uwi臋zi. Nagle belka przytrzymywana hakami cumowniczymi odskoczy艂a w bok i „Mewa" ruszy艂a wzd艂u偶 pasa startowego. Pochyli艂a si臋 lekko na lewe skrzyd艂o i unios艂a dzi贸b w g贸r臋; po chwili tylne ko艂a straci艂y kontakt z pod艂o偶em. Bezza艂ogowiec przelecia艂 jeszcze kilkadziesi膮t metr贸w i zanurkowa艂 ostro w przestworza, gin膮c im z pola widzenia. Kiedy Geffar by艂a ju偶 przekonana, 偶e run膮艂 do morza, spostrzeg艂a go ponownie, gdy nabiera艂 szybko艣ci, wspinaj膮c si臋 jednocze艣nie coraz wy偶ej. Wkr贸tce „Mewa" znikn臋艂a im z oczu.
- Odbiera sygna艂y radarowe bez zak艂贸ce艅 - odezwa艂 si臋 McLanahan. - Prze艂膮czono komputer naprowadzaj膮cy na sterowanie impulsami z aerostatu „Keystone", kt贸ry bardzo wyra藕nie 艂apie intruza.
Kiedy Geffar ruszy艂a powoli w stron臋 centrum dowodzenia, ekipa techniczna wytacza艂a z windy drugi, rezerwowy bezza艂ogowiec. Musia艂 by膰 przygotowany do startu na wypadek awarii pierwszej „Mewy".
Hardcastle siedzia艂 na stanowisku dowodzenia i wpatrywa艂 si臋 w g艂贸wny ekran systemu kontroli radarowej, ukazuj膮cy obszar na zach贸d od Florydy, w promieniu stu kilometr贸w od niezidentyfikowanego obiektu. W jego kierunku wystartowa艂 w艂a艣nie bezza艂ogowiec. Kiedy Geffar wesz艂a do sali, admira艂 odsun膮艂 si臋, robi膮c jej miejsce przy konsoli terminalu.
- Radar „Keystone" z艂apa艂 ju偶 echo „Mewy" lec膮cej kursem na Plantation Key - poinformowa艂. - Wykryli艣my te偶 kilka statk贸w dryfuj膮cych na zach贸d od przyl膮dka Romano i wok贸艂 archipelagu Ten Thousand Islands. Mo偶liwe, 偶e czekaj膮 na zrzut.
- S膮 w tamtym rejonie jakie艣 nasze kutry?
- Nie. Najbli偶ej znajduje si臋 SES, patroluj膮cy wybrze偶e wzd艂u偶 Key West, jakie艣 dwie godziny drogi od tamtego miejsca. Powinni艣my jeszcze wys艂a膰 w powietrze „Lwa Morskiego".
- Masz racj臋. Niech wystartuje za艂oga z Alladin City.
McLanahan zerkn膮艂 na admira艂a. Sprawia艂 wra偶enie wyra藕nie rozczarowanego tym, 偶e Geffar poleci艂a og艂osi膰 alarm dla za艂ogi czuwaj膮cej w bazie dow贸dztwa „M艂ociarzy". Widocznie mia艂 nadziej臋, 偶e sam b臋dzie m贸g艂 pilotowa膰 maszyn臋 stacjonuj膮c膮 na platformie, pomy艣la艂. Po tak zwanym incydencie w Boca Raton Elliott praktycznie uziemi艂 Hardcastle'a, zezwalaj膮c mu jedynie na loty kontrolne oraz instrukta偶owe. Wszystko to podzia艂a艂o przygn臋biaj膮co na admira艂a, nie m贸wi膮c ju偶 o nagonce dziennikarzy, kt贸rzy pisali, 偶e wda艂 si臋 w strzelanin臋 po pijanemu. Nie zostawiono suchej nitki nawet na Danielu... I to wy艂膮cznie z powodu 艣mierci jednego z przemytnik贸w. A przecie偶 Hardcastle wype艂nia艂 jedynie swoje obowi膮zki, dzia艂a艂 w imieniu „M艂ociarzy", agencji powo艂anej specjalnie do zwalczania przemytu narkotyk贸w. Jednak zamiast wyraz贸w uznania na jego g艂ow臋 sypa艂y si臋 same oskar偶enia. McLanahan tak偶e uwa偶a艂, 偶e to niesprawiedliwe, zreszt膮 nie on jeden by艂 takiego zdania. Wi臋kszo艣膰 funkcjonariuszy s膮dzi艂a, 偶e rozp臋tano kampani臋 przeciwko ca艂ej agencji, przez co wyra藕nie spad艂o morale ludzi.
Po wydaniu rozkazu startu za艂ogi alarmowej z bazy w Alladin City admira艂 wsta艂 z fotela i ruszy艂 w kierunku windy. McLanahan poszed艂 za nim.
Hardcastle opu艣ci艂 centrum dowodzenia i stan膮艂 oparty o barierk臋 odgradzaj膮c膮 nadbud贸wk臋 od platformy windy towarowej. Wytaczano w艂a艣nie „Lwa Morskiego", kt贸ry mia艂 stanowi膰 zabezpieczenie dla za艂ogi startuj膮cej z Alladin City.
- Jak leci, admirale? - zagadn膮艂 McLanahan.
Tamten obejrza艂 si臋 i u艣miechn膮艂 niepewnie.
- Wszystko w porz膮dku. Ogl膮da艂em start bezza艂ogowca na monitorze. Radzicie sobie coraz lepiej. Tym razem nie min臋艂o nawet pi臋膰 minut od chwili og艂oszenia alarmu.
- To prawda. A pami臋ta pan, jak jeszcze kilka tygodni temu doszli艣my wsp贸lnie do wniosku, 偶e wykonanie tego w czasie kr贸tszym ni偶 dziesi臋膰 minut b臋dzie niemo偶liwe? Teraz zajmuje nam to pi臋膰 minut i wszyscy uwa偶aj膮, 偶e mogliby si臋 jeszcze bardziej pospieszy膰.
- Ma pan znakomicie wyszkolonych ludzi.
- Chcia艂 pan doda膰 - jak na obs艂ug臋 techniczn膮 lotnictwa.
- Nie tylko. Na morzu te偶 nie藕le sobie radz膮.
Przez chwil臋 panowa艂o milczenie, wreszcie McLanahan powiedzia艂:
- Pyta艂em o to, jak naprawd臋 si臋 pan ostatnio czuje.
Hardcastle zacisn膮艂 wargi i nieruchomym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w fale.
- S艂ysza艂 pan, 偶e zmieniono klasyfikacj臋 „Lwa Morskiego"? odezwa艂 si臋 w ko艅cu. - Teraz jest to AV-22, to „A" zapewne od „atakuj膮cy".
McLanahan dowiedzia艂 si臋, 偶e po incydencie granicznym Hardcastle'a, komisja kongresowa z艂o偶y艂a wniosek, aby t臋 maszyn臋, przeznaczon膮 dot膮d g艂贸wnie dla jednostek ratownictwa morskiego, uzna膰 za my艣liwiec szturmowy.
- Nie rozumiem, dlaczego a偶 tak si臋 pan zamartwia - odpar艂. - Wykona艂 pan 艣wietn膮 robot臋, przechwyci艂 intruza. Je艣li za艣 chodzi o obecno艣膰 na pok艂adzie Daniela i pilotowanie pod wp艂ywem alkoholu...
- Nie by艂em pijany!
- Ale偶 wiem. Chcia艂em tylko powiedzie膰, 偶e mimo tych okoliczno艣ci wykona艂 pan zadanie, odwali艂 kawa艂 dobrej roboty. A przecie偶 w raporcie dow贸dcy... w pa艅skim raporcie...
- Zawiod艂em si臋 na Elliocie - przerwa艂 mu admira艂. - S膮dzi艂em, 偶e on...
- Prosz臋 pozwoli膰, 偶e co艣 powiem na temat Brada Elliotta, mam bowiem wra偶enie, 偶e znam go troch臋 lepiej ni偶 pan. Sporo godzin sp臋dzili艣my razem w powietrzu. Jestem przekonany, 偶e podobnie jak pan wola艂by usi膮艣膰 za sterami, ni偶 odwala膰 tyle papierkowej roboty. Zaanga偶owa艂 si臋 jednak w pa艅ski projekt, poniewa偶 stwarza on szans臋 osi膮gni臋cia konkretnych rezultat贸w. Genera艂owi bardzo zale偶y na wynikach. Przyznam, 偶e mnie r贸wnie偶. Ale m贸wi膮c szczerze, obaj byliby艣my znacznie szcz臋艣liwsi, gdyby艣my mogli wr贸ci膰 do naszej... „krainy marze艅", wype艂nionej zabawkami Brada. Skoro jednak mamy wa偶niejsze zadanie do wykonania, musimy tu by膰. Mog臋 r臋czy膰, 偶e genera艂 w g艂臋bi ducha jest po pa艅skiej stronie. Musia艂 jednak zareagowa膰 na tamten incydent tak, a nie inaczej, 偶eby trzyma膰 wilki z dala od naszego kurnika. Prosz臋 mi wybaczy膰 t臋 przemow臋, ale my艣la艂em, 偶e powinienem...
Hardcastle zerkn膮艂 na niego z ukosa i u艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie.
- Ca艂kiem nie藕le ci to posz艂o, Patrick. Doceniam twoj膮 troskliwo艣膰, ale nadal ci膮偶y mi to kamieniem na sercu. Czuj臋 si臋 wy艂膮czony z gry.
- Nikt si臋 do tego nie posunie, admirale. Sandra Geffar znakomicie dowodzi lud藕mi na platformie, ale nikt nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e to pan jest dusz膮 i m贸zgiem „M艂ociarzy". Mogli si臋 narodzi膰 tylko dzi臋ki panu, chyba nie ma drugiego cz艂owieka, kt贸ry by艂by zdolny przekona膰 najwa偶niejszych polityk贸w a jednocze艣nie zawrze膰 to przymierze mi臋dzy Stra偶膮 Przybrze偶n膮 i S艂u偶bami Celnymi. My wszyscy zaanga偶owali艣my si臋 tylko dlatego, 偶e pan nas porwa艂 swoim entuzjazmem. Wierzymy w to, w co i pan wierzy. Wi臋c je艣li pan nie obrazi si臋, radzi艂bym zawsze o tym pami臋ta膰, zw艂aszcza kiedy ogarnie pana zw膮tpienie lub przygn臋bienie.
- Wszyscy twierdz膮 jednak, 偶e si臋 wyg艂upi艂em...
- To bzdury. Doskonale wiemy, 偶e ten facet na jachcie motorowym nie odda艂by si臋 w niczyje r臋ce, a ju偶 na pewno nie Fontaine'a. Tylko pan zdo艂a艂 go zatrzyma膰 przed dotarciem do brzegu. Da艂 pan facetowi solidnego kopniaka w jaja i spraw臋 za艂atwi艂. Co si臋 za艣 tyczy obecno艣ci na pok艂adzie Daniela... No c贸偶, rzeczywi艣cie nie by艂 to najlepszy pomys艂, ale chyba nie ma si臋 czym przejmowa膰. Przecie偶 nie po raz pierwszy cywil uczestniczy艂 w naszym patrolu.
Hardcastle hukn膮艂 pi臋艣ci膮 w barierk臋 i odwr贸ci艂 si臋 do niego.
- Tylko co ja mam teraz robi膰, Patricku? W porz膮dku, zawali艂em spraw臋, nale偶y mi si臋 po dupie...
- To nieprawda, Ian, i dobrze o tym wiesz - wtr膮ci艂 szybko McLanahan, przechodz膮c na ty. - Powtarzam, 偶e wszyscy zdajemy sobie spraw臋, i偶 ten facet na jachcie motorowym nie odda艂by si臋 w niczyje r臋ce. Tylko kto艣 taki jak ty m贸g艂 uniemo偶liwi膰 mu dotarcie do brzegu. Sam zdecydowa艂e艣, ale wype艂nia艂e艣 przecie偶 obowi膮zek. Dlatego nie powiniene艣 si臋 przejmowa膰, 偶e powsta艂o tyle szumu wok贸艂 obecno艣ci Daniela na pok艂adzie. Nie tylko wy w Stra偶y Przybrze偶nej zabieracie dziennikarzy, polityk贸w czy inne grube ryby na r贸偶ne wycieczki. Tak samo post臋puj膮 w S艂u偶bach Celnych - urwa艂 i popatrzy艂 uwa偶nie w twarz Hardcastle'a. - Czy偶by co艣 jeszcze ci臋 gryz艂o, cz艂owieku? Dopiero teraz przysz艂o mi do g艂owy, 偶e mo偶e by膰 jaki艣 inny pow贸d...
Admira艂 skrzywi艂 si臋, jakby przeszy艂 go nag艂y skurcz b贸lu; McLanahan wyczekuj膮co patrzy艂 mu w oczy, lecz nie uzyskawszy odpowiedzi zagadn膮艂:
- Chodzi o Daniela? Co艣 si臋 sta艂o?
Hardcastle zachmurzy艂 si臋 jeszcze bardziej i odwr贸ci艂 twarz膮 do l膮dowiska.
- Nie chce ze mn膮 rozmawia膰, nawet nie odpowiada na moje telefony. 呕ona przekaza艂a, 偶e wypisa艂 si臋 z dru偶yny koszyk贸wki. Wygl膮da na to, 偶e obrazi艂 si臋 na ca艂y 艣wiat. - Zamilk艂 na chwil臋, lecz McLanahan si臋 nie odzywa艂. - To si臋 zacz臋艂o wtedy, gdy wyszli艣my wieczorem z budynku dow贸dztwa i wpadli艣my na t艂um dziennikarzy. Kiedy wsiedli艣my do samochodu, Daniel dosta艂 dziwnie silnych dreszczy, my艣la艂em nawet, 偶e jednak odni贸s艂 jak膮艣 ran臋. B膮kn膮艂 tylko, 偶e czuje si臋 jak przest臋pca, jak naoczny 艣wiadek pope艂nionego z premedytacj膮 morderstwa. P贸藕niej si臋 dowiedzia艂em, 偶e nast臋pnego dnia, gdy us艂ysza艂 swoje nazwisko w porannych wiadomo艣ciach, w og贸le nie poszed艂 do szko艂y. Nigdy przedtem nie widzia艂em go a偶 tak wstrz膮艣ni臋tego.
- Spr贸buj zrozumie膰 go, Ian - mrukn膮艂 McLanahan, ale bez wi臋kszego przekonania. - To musia艂 by膰 dla niego silny wstrz膮s, na pewno potrzeba mu troch臋 czasu, 偶eby przyj艣膰 do siebie...
- Przecie偶 min臋艂y ju偶 trzy tygodnie - odrzek艂 admira艂. - Nie widzia艂em go ju偶 przez trzy tygodnie! Ci膮gle tylko otrzymuj臋 wiadomo艣ci od mojej by艂ej 偶ony, 偶e Daniel nie mo偶e przyjecha膰 do mnie na weekend, nie m贸wi膮c ju偶 o wakacjach. S艂ysza艂em te偶, 偶e bardzo si臋 opu艣ci艂 w nauce. Coraz cz臋艣ciej zamyka si臋 na klucz w swoim pokoju, albo przeciwnie, wychodzi p贸藕nym wieczorem. A ja w 偶aden spos贸b nie mog臋 mu pom贸c! On nawet nie chce mnie widzie膰!
McLanahan powoli uni贸s艂 r臋k臋 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu admira艂a.
- Doskonale rozumiem, przez jakie piek艂o musisz teraz przechodzi膰, Ian. M贸j ojciec by艂 policjantem w Kalifornii. Zaharowywa艂 si臋 przez wiele lat, najpierw w patrolach, potem za biurkiem. Niewiele mia艂em z nim kontakt贸w, wiecznie by艂 zaj臋ty. Zawsze mia艂em mu to za z艂e. Dopiero po latach zrozumia艂em, 偶e przecie偶 pracowa艂 tak ci臋偶ko dla nas, robi艂 wszystko, aby nam 艂atwiej by艂o 偶y膰. Ale poj膮艂em to za p贸藕no. Natomiast dla ciebie, Ian, jeszcze nie jest za p贸藕no.
W g艂o艣niku nad ich g艂owami co艣 trzasn臋艂o.
- Admira艂 Hardcastle i major McLanahan proszeni s膮 o powr贸t do centrum dowodzenia.
Patrick odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 wej艣cia do windy, lecz admira艂 chwyci艂 go za r臋k臋.
- Dzi臋kuj臋 ci za wszystko. Jeste艣 ca艂kiem niez艂ym kumplem... jak na 艣wirusa z lotnictwa wojskowego.
Zaraz po wej艣ciu do sali rzuci艂 im si臋 w oczy obraz dwusilnikowego samolotu 艣mig艂owego, widniej膮cy na g艂贸wnym ekranie.
- Oto i nasz pupil - oznajmi艂a Geffar, zanim jeszcze Hardcastle zd膮偶y艂 usi膮艣膰. - Leci sobie jakby nigdy nic. Nie odpowiada na 偶adne wezwania.
Admira艂 wywo艂a艂 na swoim monitorze map臋 zachodniej Florydy z naniesionymi aktualnymi pozycjami wybranych samolot贸w.
- Sto dziesi臋膰 kilometr贸w od brzegu - powiedzia艂 - za p贸艂 godziny znajdzie si臋 nad l膮dem. Jest ju偶 w naszej strefie identyfikacyjnej.
Poza tym leci bardzo nisko. Zachowuje si臋 tak, jakby przez ostatnie dziesi臋膰 miesi臋cy przebywa艂 na pustkowiu, cho膰by na Antarktydzie.
McLanahan, kt贸ry zaj膮艂 miejsce przy pulpicie zdalnego sterowania bezza艂ogowcem, szybko odczyta艂 dane kontrolne.
- „Mewa Sze艣膰 Jeden" ma wci膮偶 status zielony. Zosta艂o jej paliwa na cztery godziny lotu. Odbi贸r sygna艂贸w naprowadzaj膮cych z „Keystone" bez zak艂贸ce艅.
- 艢ledzimy ruchy siedmiu jednostek p艂ywaj膮cych, kt贸re znajduj膮 si臋 na kursie samolotu i by膰 mo偶e oczekuj膮 na zrzut - doda艂 dy偶urny. - Za dziesi臋膰 minut obiekt przeleci nad pierwszym z tych statk贸w.
- Niech wystartuje jeszcze jeden „Lew Morski" z Homestead. A patrol alarmowy z Alladin City niech 艣ledzi podejrzanego jak najd艂u偶ej, na wypadek, gdyby ten zamierza艂 wykona膰 kilka zrzut贸w.
- Nie zd膮偶y - odpar艂 Hardcastle. - Kiedy tylko pierwsza paka wyleci z samolotu, jest nasz.
Oficer dy偶urny u艣miechn膮艂 si臋, a kilku technik贸w pokiwa艂o z aprobat膮 g艂owami.
- „Sze艣膰 Jeden" znajduje si臋 pi臋膰 kilometr贸w od celu - zameldowa艂 McLanahan. - Szybko艣膰 zbli偶ania czterdzie艣ci pi臋膰 w臋z艂贸w. Zdolno艣膰 do przechwycenia - za trzy minuty.
- Wci膮偶 nadawajcie ostrze偶enia na wszystkich zakresach - rozkaza艂a Geffar. - Spr贸bujemy go przynajmniej zmusi膰, 偶eby zawr贸ci艂.
Wezwania radiowe p艂yn臋艂y z wszystkich nadajnik贸w, z platformy, aerostatu „Keystone", bezza艂ogowca oraz „Morskiego Lwa", lecz obiekt milcza艂 jak zakl臋ty. Lecia艂 spokojnie tym samym kursem, zaledwie kilkadziesi膮t metr贸w nad falami, z dala od kt贸regokolwiek korytarza ruchu powietrznego. Nie podj膮艂 nawet pr贸by nawi膮zania 艂膮czno艣ci z dow贸dztwem obrony powietrznej lub wie偶膮 kontroli.
- Minuta do przechwycenia - powiedzia艂 McLanahan. - „Sze艣膰 Jeden" ma status zielony. Prze艂膮czy艂em sterowanie na uk艂ad automatycznego naprowadzania radarowego. W艂膮czony jest tak偶e uk艂ad antykolizyjny.
- Nic sobie z nas nie robi - mrukn膮艂 Hardcastle.
- Trzydzie艣ci sekund do przechwycenia. Samolot wygl膮da mi na piper cheyenne, odmian臋 lekkiego transportowca. Sprawia wra偶enie silnie obci膮偶onego, albo ma wype艂nione dodatkowe zbiorniki paliwa, albo wiezie jaki艣 ci臋偶ki 艂adunek. Chyba dostrzegam ju偶 numer rejestracyjny... Nie, niestety. Zosta艂 zamalowany.
- Ani chybi to maszyna przemytnicza - rzek艂 admira艂.
- Pierwsza z jednostek p艂ywaj膮cych znajduje si臋 pi臋膰 mil przed jego nosem - powiedzia艂 dy偶urny. - Mam wra偶enie, 偶e obra艂 kurs prosto na ni膮. Programujemy podejrzany statek jako obiekt drugi.
Na prawym ekranie, gdzie dotychczas widnia艂 jedynie obraz radarowy powierzchni morza, jeden z punkt贸w zap艂on膮艂 na czerwono, a tu偶 obok punktu pojawi艂o si臋 echo nadlatuj膮cego samolotu. Liczby w oknie charakteryzowa艂y odleg艂o艣膰 dziel膮c膮 oba cele, przewidywany czas zbli偶enia oraz odleg艂o艣膰 obiekt贸w od platformy „M艂ociarz Jeden".
- Niech „Rekin Dwa Pi臋膰" 艣ledzi obiekt drugi - rozkaza艂a Geffar. - Wy艣lijcie w tamten rejon r贸wnie偶 kuter SES, ale nie mo偶na wykluczy膰, 偶e „Lew Morski" b臋dzie musia艂 zrzuci膰 ponton.
W przesz艂o艣ci planowano przydzieli膰 „M艂ociarzom" wi臋ksz膮 liczb臋 kutr贸w po艣cigowych. Na razie wszystkie samoloty AV-22 wyposa偶one by艂y w pneumatyczne pontony motorowe. Je艣li morze by艂o spokojne, „Lew Morski" m贸g艂 zawisn膮膰 tu偶 nad powierzchni膮 wody, a w贸wczas bez trudu spuszczano z pok艂adu samonadmuchuj膮cy si臋, wyposa偶ony w silnik o mocy sze艣膰dziesi臋ciu koni mechanicznych, czterometrowy ponton, kt贸rym czterech b膮d藕 pi臋ciu ludzi mog艂o p艂yn膮膰 z szybko艣ci膮 do trzydziestu w臋z艂贸w. Przy za艂o偶eniu, 偶e got贸w do otwarcia ognia „Lew Morski" wci膮偶 b臋dzie w pobli偶u, taka za艂oga mog艂a aresztowa膰 nawet 艣redniej wielko艣ci statek z podejrzanym 艂adunkiem i zaczeka膰 na przybycie posi艂k贸w.
- Rozpoczynamy przechwytywanie - oznajmi艂 McLanahan. Nie da si臋 odczyta膰 numer贸w rejestracyjnych, ale jeszcze przegl膮damy biblioteki komputerowe w El Paso.
Mia艂 na my艣li najwi臋ksze archiwum danych wywiadowczych zwi膮zanych ze 艣ciganiem przemytu i handlu narkotykami.
- Przesu艅 „Mew臋" troch臋 do przodu, aby艣my mieli widok na kabin臋 pilot贸w - poleci艂a Geffar. - Mo偶e oni tak偶e nas dostrzeg膮.
- Ju偶 si臋 robi.
Sterowany impulsami elektronicznymi bezza艂ogowiec skr臋ci艂 odrobin臋 w lewo, wszed艂 na kurs r贸wnoleg艂y i zacz膮艂 wysuwa膰 si臋 przed podejrzan膮 maszyn臋. Technik obs艂ugi maksymalnie poszerzy艂 pole widzenia kamery, tote偶 w czasie tego manewru wszyscy zgromadzeni w sali mogli dobrze przyjrze膰 si臋 samolotowi przemytnik贸w.
- Trzy minuty do spotkania z obiektem - zameldowa艂 dy偶urny.
Na ekranach ukaza艂 si臋 rz膮d ma艂ych okienek w lewej burcie kad艂uba; jedno z nich by艂o ca艂kowicie zas艂oni臋te czym艣, co wygl膮da艂o na kartonowe pud艂a lub pojemniki z w艂贸kna szklanego b膮d藕 lekkiego drewna.
- Te pud艂a to transport gotowy do zrzutu - mrukn膮艂 Hardcastle. Jestem pewien, 偶e towar wyl膮duje nied艂ugo w morzu.
Obraz na ekranie przesuwa艂 si臋 stopniowo, a偶 wreszcie ujrzeli drzwi przedzia艂u towarowego samolotu. By艂y uchylone, p臋d powietrza ko艂ysa艂 ci臋偶k膮 klap膮.
- Nawet nie pr贸buj膮 kry膰 si臋 ze swoimi zamiarami - doda艂 admira艂.
- Warto by im porz膮dnie osmali膰 ty艂ek - odezwa艂 si臋 jeden z technik贸w sterowania „Mew膮".
- Nie zmieniajcie kursu - rozkaza艂a Geffar. - Musimy mie膰 pewno艣膰, 偶e pilot zauwa偶y艂 bezza艂ogowca. Trzeba da膰 mu szans臋 wyj艣cia z opresji. Zaczekajcie z otwarciem ognia do czasu otrzymania rozkazu.
Kamera nadal ukazywa艂a lewy bok samolotu. Drzwi towarowe zosta艂y z ty艂u, pokaza艂y si臋 nast臋pne okna. To, co w nich teraz ujrzeli, wprost ich os艂upi艂o.
Zza niewielkiego okr膮g艂ego bulaja w kierunku „Mewy" macha艂a r膮czk膮 ma艂a dziewczynka. Mog艂a mie膰 najwy偶ej cztery latka. Widzieli j膮 bardzo wyra藕nie, mia艂a czarne w艂osy, du偶e ciemne oczy, szeroki przyjazny u艣miech.
Bezza艂ogowiec lecia艂 dalej, na ekranie ukazywa艂y si臋 nast臋pne okna.
- Matko boska... - szepn臋艂a Geffar. - Maj膮 dziecko na pok艂adzie...
Si臋gn臋艂a szybko do pulpitu 艂膮czno艣ci i wywo艂a艂a pilota AV-22 zmierzaj膮cego na miejsce przechwycenia.
- „Rekin Dwa Pi臋膰", tu „Alfa". Potwierd藕cie odbi贸r przekazu wizyjnego. W 偶adnym wypadku nie otwiera膰 ognia do obiektu pierwszego. Odbi贸r.
- Tu „Dwa Pi臋膰". Zrozumia艂em. W 偶adnym wypadku nie otwiera膰 ognia do obiektu pierwszego. Potwierdzam odbi贸r przekazu wizyjnego. O co chodzi?
- Niewa偶ne. Zabezpieczcie bro艅 i zosta艅cie w pogotowiu.
W polu widzenia kamery ukaza艂a si臋 wreszcie kabina pilot贸w. Za sterami siedzia艂 oko艂o dwudziestoletni Latynos, na nosie mia艂 olbrzymie ciemne okulary i u艣miecha艂 si臋 szeroko do obiektywu „Mewy". Towarzyszy艂 mu najwy偶ej dwunastoletni ch艂opiec, r贸wnie偶 przyja藕nie u艣miechni臋ty; wyci膮gn膮艂 przed siebie zaci艣ni臋t膮 pi臋艣膰 z wyprostowanym ku g贸rze kciukiem.
- I co zrobimy w takiej sytuacji? - zapyta艂 jeden z technik贸w.
- Nie mo偶emy przecie偶 spokojnie siedzie膰 i obserwowa膰, jak dokonuj膮 zrzutu - doda艂 Hardcastle.
- „Lew Morski" b臋dzie 艣ledzi艂 ka偶d膮 艂贸d藕, kt贸ra wy艂owi zrzucon膮 kontraband臋, a „Mewa" niech dalej trzyma si臋 samolotu, mo偶e zdo艂amy wy艣ledzi膰 jego baz臋.
- Chcesz go tylko 艣ledzi膰?
- A co pan proponuje, admirale?
Przerwa艂 im okrzyk:
- Dokonuj膮 zrzutu!
Odwr贸cona kamera ukaza艂a wylatuj膮ce z drzwi towarowych samolotu pojemniki z w艂贸kna szklanego. Ka偶dy z nich wyposa偶ony by艂 w samonadmuchuj膮c膮 si臋 tratw臋 ratunkow膮.
- Okre艣li膰 wsp贸艂rz臋dne miejsca zrzutu i przekaza膰 je za艂odze AV-22.
Ju偶 wcze艣niej na ekranie ukaza艂y si臋 wsp贸艂rz臋dne, kt贸re teraz pospiesznie przekazano drog膮 radiow膮 pilotowi „Lwa Morskiego".
- Mo偶emy jeszcze wystartowa膰 drugim samolotem i przechwyci膰 t臋 maszyn臋. Je艣li dobrze zaprogramujemy uk艂ad celowania karabinu maszynowego, nie zostanie trafiony 偶aden z wa偶nych system贸w...
- Nie b臋dziemy do nich strzela膰 z karabinu maszynowego!
- To mo偶na stan膮膰 z pistoletem M-16 w otwartych drzwiach i odstrzeli膰 mu ster kierunku albo podziurawi膰 nos. Nie zdo艂a艂by nam wtedy uciec. Kilka powa偶niejszych uszkodze艅 maszyny zmusi艂oby pilota...
- Przecie偶 nie mo偶emy otworzy膰 ognia do samolotu, na pok艂adzie kt贸rego znajduj膮 si臋 dzieci!
- Je偶eli b臋dziemy si臋 jedynie przygl膮dali, jutro 艣ci膮gn膮 du偶o wi臋kszy transportowiec z ca艂ym przedszkolem na pok艂adzie. Gdy tylko przekonaj膮 si臋, 偶e znale藕li na nas skuteczny spos贸b, zaczn膮 nagminnie wykorzystywa膰 niewinne dzieci jako swoj膮 obronn膮 tarcz臋, dop贸ki czego艣 nie wymy艣limy. Trzeba zareagowa膰 ju偶 teraz...
- „Dwa Pi臋膰" b臋dzie za dwie minuty nad miejscem zrzutu - zameldowa艂 dy偶urny. - Obiekt pierwszy leci dalej tym samym kursem, w kierunku wybrze偶a.
- Zapewne chce wykona膰 kolejny zrzut - odpar艂 Hardcastle. - Maj膮 kilka 艂odzi czekaj膮cych na morzu, kilka wyznaczonych miejsc na l膮dzie... My艣lisz, 偶e zdo艂amy je wszystkie namierzy膰 i obserwowa膰?
- Niech wystartuje drugi „Lew Morski" z Alladin City i okre艣li miejsca wszystkich zrzut贸w do morza. Og艂o艣cie alarm dla jednostki lotniczej S艂u偶b Celnych. Musz膮 przechwyci膰 ca艂膮 kontraband臋 zrzucon膮 nad l膮dem. Niech startuje tak偶e AV-22 z bazy w Homestead.
Admira艂 poderwa艂 si臋 z fotela i zrzuci艂 s艂uchawki z g艂owy.
- Ja polec臋 naszym „Lwem Morskim"...
- Nie! - powiedzia艂a Geffar tak zdecydowanym g艂osem, 偶e wszyscy nagle ucichli.
- Sandro, jeste艣my w艂a艣nie 艣wiadkami dostawy olbrzymiego transportu narkotyk贸w na zachodni膮 Floryd臋 - wycedzi艂 po chwili Hardcastle, usi艂uj膮c zachowa膰 spok贸j. - Dzieje si臋 to dwie艣cie kilometr贸w st膮d. Przekazujesz wsp贸艂rz臋dne i wydajesz rozkazy przez radio, rozsy艂asz samoloty w kilku kierunkach r贸wnocze艣nie, ale tam, na miejscu, nie ma nikogo, kto m贸g艂by pokierowa膰 akcj膮. W ten spos贸b niewiele zdzia艂amy.
- Wiem o tym...
- Tracimy tylko czas. Je艣li nie chcesz sama usi膮艣膰 za sterami i pokierowa膰 akcj膮 z powietrza... musz臋 zrobi膰 to ja - doda艂 po cichu.
Geffar hukn臋艂a pi臋艣ci膮 w kraw臋d藕 pulpitu, wy艂膮czy艂a terminal i jak oparzona poderwa艂a si臋 z fotela.
- Ja pokieruj臋 akcj膮. Ty przejmij dowodzenie na platformie, ale b膮d藕 got贸w wystartowa膰 z za艂og膮 rezerwow膮, gdyby zasz艂a taka potrzeba.
Hardcastle zaj膮艂 miejsce w jej fotelu, w艂膮czy艂 ponownie terminal i wystuka艂 na klawiaturze swoje has艂o, otwieraj膮ce mu dost臋p do systemu dowodzenia urz膮dzeniami „M艂ociarza Jeden".
- Przejmuj臋 dowodzenie - powiedzia艂 na g艂os, kiedy Geffar wybiega艂a z sali. Zanim drzwi zd膮偶y艂y si臋 za ni膮 zamkn膮膰, us艂ysza艂a, jak stanowczym g艂osem wydaje rozkazy: - Dobra, ch艂opcy, zbyt d艂ugo ju偶 przygl膮damy si臋 bezczynnie. Og艂o艣cie alarm dla za艂ogi rezerwowej, niech wyprowadz膮 „Rekina Dwa Osiem" na pok艂ad. Dajcie mi map臋 taktyczn膮 na g艂贸wny ekran. Nawi膮偶cie sta艂膮 艂膮czno艣膰 ze S艂u偶bami Celnymi, niech podadz膮, gdzie si臋 obecnie znajduj膮 wszystkie ich „Czarne Jastrz臋bie". Do roboty. Musimy jak najszybciej przej膮膰 t臋 dostaw臋...
Sandra wbieg艂a do magazynu po kamizelki, kuloodporn膮 i ratunkow膮. Przez ca艂y czas zastanawia艂a si臋, jak powiedzie膰 starszemu od niej o dwadzie艣cia lat weteranowi Stra偶y Przybrze偶nej, cz艂owiekowi o ogromnych kwalifikacjach do osobistego kierowania tego typu akcj膮, 偶e nie wolno mu samodzielnie podejmowa膰 decyzji.
Ju偶 po pi臋ciu minutach „Rekin Dwa Pi臋膰" znalaz艂 si臋 nad miejscem zrzutu.
- „Rekin", tu „Dwa Pi臋膰". Mamy kontakt wzrokowy z obiektem drugim. To dziesi臋ciometrowa 艂贸d藕 rybacka typu Chris Craft. Oddala si臋 w po艣piechu. Nazwa na burcie jest zas艂oni臋ta, lecz mo偶e uda nam si臋 j膮 odczyta膰. 艁贸d藕 jest pomalowana na bia艂o, z daleko wysuni臋tym mostkiem, nie wida膰 偶adnej flagi na rufie. Ucieka z pr臋dko艣ci膮 oko艂o dwudziestu w臋z艂贸w na wsch贸d, w kierunku archipelagu Ten Thousand Islands. Naliczyli艣my cztery osoby na pok艂adzie. Spr贸bujemy odczyta膰 nazw臋 lub numer rejestracyjny. Bez odbioru.
AV-22 szybko zni偶a艂 lot, usi艂uj膮c sygna艂ami 艣wietlnymi przyci膮gn膮膰 uwag臋 sternika. Z silnikami obr贸conymi do pozycji pionowej „Lew Morski" zgrabnie zszed艂 na wysoko艣膰 trzydziestu metr贸w, trzymaj膮c si臋 odleg艂o艣ci stu metr贸w za ruf膮, nieco na lewo od uciekaj膮cej 艂odzi. Pilot dok艂adnie widzia艂, jak trzech m臋偶czyzn na pok艂adzie wyci膮ga lin臋, na ko艅cu kt贸rej uwi膮zano cztery zrzucone z samolotu pojemniki. Nic sobie nie robili z tego, 偶e zostali wykryci i s膮 obserwowani. Na oczach ludzi z patrolu Agencji Ochrony Granic, bezczelnie otwierali skrzynie z w艂贸kna szklanego.
- „Rekin", ludzie na 艂odzi otwieraj膮 pojemniki... Widzimy jak na d艂oni... 偶e wewn膮trz znajduje si臋 towar popakowany w kostki, prawie na pewno s膮 to narkotyki... brunatne cegie艂ki owini臋te foli膮. „Rekin", oni je otwieraj膮 na pok艂adzie, na naszych oczach... i...
Drugi pilot urwa艂 nagle, opu艣ci艂 lornetk臋 i z wyrazem os艂upienia na twarzy popatrzy艂 na siedz膮cego za sterami koleg臋. Po chwili zn贸w spojrza艂 przed siebie i przytkn膮艂 do oczu lornetk臋.
- „Rekin", oni wyjmuj膮 te paczki z pojemnika i przekazuj膮 je dzieciom... Na pok艂adzie 艂odzi tak偶e jest gromadka dzieci! One pomagaj膮 roz艂adowywa膰 towar...
Hardcastle nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, co przed chwil膮 us艂ysza艂.
- Na pok艂adzie obiektu drugiego tak偶e s膮 dzieci? Czy to mo偶liwe, 偶e przemytnicy wpadli na genialny pomys艂, by nas powstrzyma膰 od otwarcia ognia? Wymy艣lili tak膮 os艂on臋? Czuj膮 si臋 teraz bezkarni?
- „Rekin", tu „Dwa Sze艣膰". Przyst臋pujemy do rozruchu silnik贸w.
Admira艂 pospiesznie si臋gn膮艂 do pulpitu 艂膮czno艣ci.
- Przyj膮艂em, „Dwa Sze艣膰". Musicie wiedzie膰, 偶e „Dwa Pi臋膰" przekaza艂 przed chwil膮, i偶 na pok艂adzie obiektu drugiego tak偶e s膮 ma艂e dzieci. Odbi贸r.
Przez chwil臋 panowa艂a cisza. Hardcastle chcia艂 ju偶 powt贸rzy膰 t臋 wiadomo艣膰, kiedy Geffar odpowiedzia艂a:
- Przyj臋艂am, „Rekin". Uwaga, „Dwa Pi臋膰", tu „Alfa". Powtarzam - pod 偶adnym pozorem nie otwiera膰 ognia do obiektu drugiego.
艢ledzi膰 i obserwowa膰. Prosz臋 potwierdzi膰.
- Tu „Dwa Pi臋膰", przyj膮艂em. Obiekt drugi kieruje si臋 w stron臋 brzegu. Lecimy za nim.
- „Dwa Sze艣膰" - odezwa艂 si臋 ponownie Hardcastle - nie mamy w tamtym rejonie 偶adnych jednostek ani na morzu, ani na wybrze偶u. Musimy wykorzysta膰 patrol powietrzny do zatrzymania obiektu, inaczej si臋 nam wymknie...
- Nawi膮偶 艂膮czno艣膰 ze S艂u偶bami Celnymi, 偶eby wys艂a艂y patrole na brzeg - odpowiedzia艂a Geffar z pok艂adu AV-22. - Macie uwa偶nie 艣ledzi膰 trasy wszystkich podejrzanych jednostek, ale nie wolno ich atakowa膰. Przeka偶cie te rozkazy wszystkim za艂ogom „M艂ociarzy".
Admira艂 tylko zgrzytn膮艂 z臋bami ze z艂o艣ci. Zaraz jednak si臋gn膮艂 do pulpitu i rzek艂 przez interfon:
- S艂ysza艂e艣, Ed? Przeka偶 rozkazy wszystkim jednostkom powietrznym. Pod 偶adnym pozorem nie otwiera膰 ognia do podejrzanych obiekt贸w. Tylko 艣ledzi膰 i obserwowa膰.
- „艢ledzi膰 i obserwowa膰!" - warkn膮艂 przez interfon Erie Whipple, pilot „Rekina Dwa Pi臋膰". - Co nam to da?
Utrzymywa艂 samolot na pu艂apie trzydziestu metr贸w, lec膮c bez przerwy kilkaset metr贸w za szybk膮 艂odzi膮 ryback膮 typu Chris Craft. Co jaki艣 czas zapala艂 reflektor, maj膮c jeszcze nadziej臋, 偶e zmusi w ten spos贸b uciekinier贸w do zatrzymania. Nie przynosi艂o to jednak 偶adnych rezultat贸w. Przemytnicy p艂yn臋li spokojnie na wsch贸d, w kierunku Everglades.
- Przecie偶 to bez sensu - wtr膮ci艂 Hardy, drugi pilot sporo starszy od Erika. - Mieli艣my wypowiedzie膰 im wojn臋, a w czasie wojny zdarza si臋 ucierpie膰 tak偶e niewinnym ludziom... A moi krewni z Naples? Czy teraz mamy pozwoli膰 tym bandytom, by spokojnie dop艂yn臋li do domu moich krewnych, rozdali im swoje narkotyki i w ten spos贸b ich u艣miercili? Tak niewiele trzeba, 偶eby ich zatrzyma膰. Dlaczego wi臋c nam zabraniaj膮?
Whipple tylko pokiwa艂 g艂ow膮 i si臋gn膮艂 do prze艂膮cznika radiostacji.
- „Rekin", tu „Dwa Pi臋膰". Bez przerwy mamy ich na oku. Powiedzcie nam, do cholery, co mamy w takiej sytuacji robi膰?
Hardcastle zerkn膮艂 na prawy monitor ukazuj膮cy widok l膮dowiska, z kt贸rego w艂a艣nie startowa艂 „Rekin Dwa Sze艣膰" pilotowany przez Geffar. Niech臋tnie si臋gn膮艂 do przycisku radiostacji.
- „Dwa Pi臋膰", tu „Rekin". Prosz臋 zachowa膰 dyscyplin臋 艂膮czno艣ci radiowej. To rozkaz.
- Dobra, dobra, b臋d臋 spokojny jak niemowl臋, je艣li mi powiecie, co mam teraz robi膰. Bandyci znajduj膮 si臋 zaledwie dziesi臋膰 kilometr贸w od brzegu. Czy b臋dzie tam na nich czeka艂 jaki艣 patrol?
- Zesp贸艂 S艂u偶b Celnych zjawi si臋 na miejscu za dwadzie艣cia minut.
Hardcastle musia艂 ich przynagla膰. Wiedzia艂 dobrze, 偶e specjalny zesp贸艂 celnik贸w, z uprawnieniami do dokonywania aresztowa艅 na wybrze偶u i w portach, nie wyruszy艂 jeszcze z bazy w Homestead. Przy maksymalnej pr臋dko艣ci istotnie byli w stanie za oko艂o dwadzie艣cia minut dotrze膰 do rejonu, gdzie przemytnicy zamierzali przybi膰 do brzegu, ale dodatkowego czasu wymaga艂o namierzenie ich i znalezienie sposobu na przechwycenie kontrabandy. Wszystko wskazywa艂o wi臋c na to, 偶e tym ludziom uda si臋 zbiec z towarem, je艣li „M艂ociarze" nie wkrocz膮 natychmiast do akcji.
I oto w tej akcji ujawniony zosta艂 s艂aby punkt ca艂ego programu ochrony granic. „M艂ociarze" mieli tworzy膰 pierwsz膮 lini臋 frontu, g艂贸wn膮 zapor臋 dla przemytnik贸w oraz intruz贸w nielegalnie przekraczaj膮cych granic臋. Powinni dzia艂a膰 bardzo stanowczo, bezwzgl臋dnie gdy偶 ka偶de op贸藕nianie akcji mog艂o doprowadzi膰 do utworzenia gigantycznej luki w ca艂ym systemie kontroli. Je艣li w tej chwili „Lew Morski" lub „Mewa" nie zdo艂aj膮 zatrzyma膰 przemytnik贸w, czy te偶 zmusi膰 ich do zawr贸cenia, do akcji jak najszybciej powinny wkroczy膰 innego typu jednostki. To w艂a艣nie „M艂ociarze" - a konkretnie cz艂owiek dowodz膮cy w tej chwili akcj膮 z pok艂adu platformy - byli odpowiedzialni za to, by w por臋 wezwa膰 posi艂ki z innych agencji. Zesp贸艂 S艂u偶b Celnych nie mia艂 szans zd膮偶y膰 na czas i to wy艂膮cznie dlatego, 偶e nie zosta艂 zaalarmowany odpowiednio szybko zaraz po tym, kiedy okaza艂o si臋, 偶e Ochrona Granic nie mo偶e zbrojnie zaatakowa膰 przemytnik贸w. Hardcastle mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e musi natychmiast podj膮膰 jak膮艣 decyzj臋. Podni贸s艂 si臋 z fotela, nerwowym krokiem przeszed艂 par臋 metr贸w, wreszcie podbieg艂 do pulpitu 艂膮czno艣ci i wcisn膮艂 klawisz radiostacji.
- „Dwa Pi臋膰", tu „Rekin". Nie wolno wam u偶y膰 broni, ale znajd藕cie jaki艣 spos贸b, 偶eby zatrzyma膰 t臋 艂贸d藕!
- Przyj膮艂em, „Rekin" - odpowiedzia艂 szybko pilot AV-22.
Geffar obr贸ci艂a silniki samolotu do pozycji poziomej. Nie mia艂a jeszcze wprawy w pilotowaniu tej maszyny, tote偶 min臋艂o par臋 sekund, nim zrozumia艂a dzia艂anie i znaczenie funkcji dr膮偶ka i peda艂贸w sterowych. W tym czasie maszyna utraci艂a jednak kilkadziesi膮t metr贸w wysoko艣ci i drugi pilot, Maryann Hemdon, troch臋 nie艣mia艂o zacz臋艂a udziela膰 jej rad przez interfon.
- Nadal tracisz wysoko艣膰, Sandro... tak, teraz dobrze. Mo偶esz jeszcze bardziej obr贸ci膰 silniki... Wystarczy. Zostaw je nachylone pod k膮tem pi臋膰dziesi臋ciu stopni, dop贸ki nie rozp臋dzisz maszyny do dwustu...
Geffar przerwa艂a jej uniesieniem r臋ki, ws艂uchuj膮c si臋 w wymian臋 zda艅 mi臋dzy centrum dowodzenia a pilotem „Rekina Dwa Pi臋膰". Hemdon zamilk艂a, ale w radiu tak偶e zapad艂a cisza. Sandra wdusi艂a przycisk mikrofonu.
- „Rekin", tu „Dwa Sze艣膰". Podaj mi status wszystkich naszych jednostek.
- Wszystkie na zielonym - odpar艂 szybko Hardcastle. - Obiekt drugi znajduje si臋 oko艂o dziesi臋ciu kilometr贸w od brzegu. „Dwa Pi臋膰" nadal go 艣ledzi.
- Czy wszystkie jednostki potwierdzi艂y odbi贸r rozkazu, 偶e nie wolno u偶ywa膰 broni?
- Tak, potwierdzi艂y... „Dwa Pi臋膰", potwierd藕...
- „Dwa Pi臋膰" potwierdza odbi贸r rozkazu.
Geffar skupi艂a si臋 na pilota偶u, ale nie mog艂a sobie darowa膰, 偶e nie us艂ysza艂a, co Hardcastle wcze艣niej przekaza艂 „Dwa Pi臋膰". Nie by艂o jednak sensu dopytywa膰 si臋 o to przez radio. Mia艂a nadziej臋, 偶e ju偶 nied艂ugo sama rozezna si臋 w sytuacji...
- Uwaga, podchodzimy bli偶ej celu!
Whipple zwi臋kszy艂 moc silnik贸w i skierowa艂 wa偶膮c膮 dwadzie艣cia ton maszyn臋 bli偶ej 艂odzi przemytnik贸w. Znale藕li si臋 oko艂o dziesi臋ciu metr贸w od burty, nie wy偶ej ni偶 trzy metry ponad dachem masywnej ster贸wki. Rotory „Lwa Morskiego" wzbija艂y z powierzchni oceanu g臋st膮 chmur臋 kropel wody i bia艂ej piany, w kt贸rej 艂贸d藕 niemal ca艂kowicie gin臋艂a. Po chwili samolot obr贸ci艂 si臋 ty艂em do przodu i odsun膮艂 nieco dalej, zajmuj膮c pozycj臋 oko艂o dwudziestu metr贸w przed dziobem kutra.
- Hej, Whipple! - zawo艂a艂 Hardy. - S膮dzisz, 偶e to co艣 da?
Przemytnicy pr贸bowali uciec przed wisz膮cym tu偶 przed nimi samolotem. Skr臋caj膮c to w t臋, to w tamt膮 stron臋, chcieli uwolni膰 si臋 od huku silnik贸w i bryzg贸w morskiej wody. Lecz pilot natychmiast powtarza艂 manewr sternika, utrzymuj膮c maszyn臋 wci膮偶 na tej samej pozycji.
- Je艣li s膮 uzbrojeni, to mog膮 do nas strzela膰 jak do kaczek.
- Przecie偶 my tak偶e jeste艣my uzbrojeni.
Whipple si臋gn膮艂 do pulpitu. Pod kad艂ubem AV-22 jednocze艣nie wysun臋艂y si臋 dwa wysi臋gniki. Wyrzutnia rakiet oraz karabin maszynowy by艂y gotowe do ostrzeliwania.
- Erie, dostali艣my wyra藕ny rozkaz...
- Zakazano otwiera膰 ogie艅 - odpar艂 Whipple - a ja przecie偶 nie strzelam...
Zaczeka艂, a偶 sternik wykona kolejny skr臋t, pr贸buj膮c uciec w lewo, po czym wycelowa艂 M-230 tu偶 ponad dachem nadbud贸wki i nacisn膮艂 spust. Og艂uszaj膮cy terkot ci臋偶kiego karabinu maszynowego wybi艂 si臋 ponad wycie turbin samolotu i silnika 艂odzi, a fontanny wody strzelaj膮cej za ruf膮 statku przemytnik贸w nie mog艂y uj艣膰 niczyjej uwadze. 艁贸d藕 b艂yskawicznie wykr臋ci艂a w drug膮 stron臋, usi艂uj膮c zej艣膰 z linii ognia.
Je艣li Hardy mia艂 jeszcze jakie艣 w膮tpliwo艣ci, dzia艂anie pilota rozwia艂o je w jednej chwili. Zacz膮艂 wykrzykiwa膰 do mikrofonu, ostrzegaj膮c przed ka偶dym manewrem uciekaj膮cej 艂odzi.
- Sp贸jrz, jak zwiewaj膮! - zawo艂a艂. - Mo偶e sko艅czy im si臋 paliwo, zanim dobij膮 do brzegu...
- To dopiero pocz膮tek.
Whipple schowa艂 karabin maszynowy i przez jaki艣 czas pozwoli艂 przemytnikom spokojnie p艂yn膮膰 poprzednim kursem. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e 艂贸d藕 ju偶 nie ucieka, zacz膮艂 stopniowo ty艂em podchodzi膰 coraz bli偶ej kutra. Jednocze艣nie zni偶y艂 ostro偶nie samolot. Po chwili prawy silnik „Lwa Morskiego" znalaz艂 si臋 tu偶 nad dziobem 艂odzi.
Si艂a powietrza wyrzucanego spod p艂at贸w rotora utworzy艂a wok贸艂 艂odzi gigantyczn膮 kipiel, jakby nagle doko艂a nich rozszala艂 si臋 tajfun. Kutrem zacz臋艂o rzuca膰 w g贸r臋 i w d贸艂, a dziobem miota艂o tak, jak gdyby z pe艂n膮 szybko艣ci膮 nagle wyskoczyli na bruk. Mimo to sternik nie zwalnia艂 obrot贸w i nadal usi艂owa艂 z pe艂n膮 moc膮 przedrze膰 si臋 do l膮du.
Kierowa艂 si臋 w stron臋 latami morskiej na przyl膮dku Romano, wysuni臋tym na po艂udniowy zach贸d cyplu nad zatok膮 Gullivana, g艂臋boko wrzynaj膮c膮 si臋 od zachodu w bagniska Everglades. Prawdopodobnie mia艂 zamiar wp艂yn膮膰 w ten labirynt przej艣膰 wodnych mi臋dzy setkami wysp i wysepek tworz膮cych malowniczy Park Krajobrazowy Collier-Seminole, a nast臋pnie znikn膮膰 w g臋sto zadrzewionych s艂onowodnych bagniskach. Jednak umykaj膮c przed samolotem patrolowym, p艂yn膮c w kipieli wyrzucanej w g贸r臋 wody - pomyli艂 kierunki.
Latarni臋 na przyl膮dku Romano trudno nazwa膰 prawdziw膮 latarni膮 morsk膮. Wznosi si臋 kilka metr贸w nad poziom wody, w pewnej odleg艂o艣ci od cypla i jest po prostu sklecon膮 z desek wie偶yczk膮 opart膮 na balach wbitych w p艂ytkie, piaszczyste dno, z zainstalowanym na szczycie automatycznym reflektorem zasilanym z baterii s艂onecznych. Trudno sobie wyobrazi膰, by kto艣 m贸g艂 przeoczy膰 t臋 trzymetrowej szeroko艣ci wie偶臋, kiedy z obu stron na setki metr贸w ci膮gnie si臋 otwarte morze. Lecz sternik 艂odzi, pr贸buj膮c wymkn膮膰 si臋 patrolowi skr臋ci艂 w pewnej chwili tak nieszcz臋艣liwie, 偶e wynurzywszy si臋 z kipieli ujrza艂 tu偶 przed sob膮 wbite w dno bale. Nie zd膮偶y艂 ju偶 wykona膰 偶adnego manewru, kuter rufow膮 cz臋艣ci膮 burty uderzy艂 w jedn膮 z n贸g wie偶y...
Kiedy przez prawe okno do kabiny „Lwa Morskiego" wpad艂 strumie艅 o艣lepiaj膮cego 艣wiat艂a, Whipple zawo艂a艂 przez interfon:
- Zostali艣my zaatakowani!
Natychmiast poderwa艂 maszyn臋, po艂o偶y艂 j膮 w ciasny skr臋t i w ci膮gu zaledwie paru sekund zygzakiem wspi膮艂 si臋 na pu艂ap trzystu metr贸w. Tu wyr贸wna艂 lot.
- Sprawd藕 silniki! - zawo艂a艂 do Hardy'ego. - Za艂oga! Meldowa膰 o uszkodzeniach!
Pospiesznie przebieg艂 spojrzeniem monitory na tablicy przyrz膮d贸w, ale wszystko wygl膮da艂o normalnie...
Po chwili spokojnie wyjrza艂 przez okno i od razu spostrzeg艂 艂贸d藕 przemytnik贸w. Z jej cz臋艣ci rufowej unosi艂a si臋 smuga czarnego dymu. Kuter by艂 silnie przechylony na praw膮 burt臋. Whipple pospiesznie w艂膮czy艂 mikrofon radiostacji.
- „Rekin", tu „Dwa Pi臋膰". Obiekt drugi dozna艂 uszkodzenia, przechyla si臋 na praw膮 burt臋, spod pok艂adu wydobywa si臋 dym. Spuszczamy dru偶yn臋 ratownictwa na pontonie.
A przez interfon rozkaza艂:
- Przygotowa膰 ponton do wodowania. Czteroosobowa dru偶yna p艂ynie na miejsce wypadku.
Ponton, chocia偶 z艂o偶ony, zajmowa艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 przedzia艂u towarowego samolotu. Na szcz臋艣cie transportowano go podwieszonego pod dachem. Z pozoru przypomina艂 typow膮, czternastoosobowa tratw臋 ratunkow膮, lecz zosta艂 wyposa偶ony w pod艂og臋 z aluminiowych listewek, niewielki pulpit sterowniczy z ko艂em sterowym, przyrz膮dami nawigacyjnymi i radiostacj膮 oraz umieszczon膮 na rufie skrzynk臋 na narz臋dzia. Pod fotelikiem dow贸dcy znajdowa艂y si臋 dwa dwudziestolitrowe zbiorniki paliwa.
Ka偶dy z czterech cz艂onk贸w dru偶yny ratownictwa mia艂 kamizelk臋 ratunkow膮 na艂o偶on膮 na kuloodporn膮, a na g艂owie he艂m z przyciemnionymi wizjerami, wyposa偶ony w kr贸tkofal贸wk臋. Ratownicy uzbrojeni byli w bro艅 kr贸tk膮, dziewi臋ciomilimetrowy pistolet p贸艂automatyczny typu SIG Sauer mieszcz膮cy w magazynku pi臋tna艣cie naboj贸w, a opr贸cz tego - z wyj膮tkiem dow贸dcy dru偶yny - w pistolet maszynowy M-16.
Wszyscy czterej ratownicy niech臋tnie przyj臋li rozkaz gotowo艣ci. Dw贸ch z nich dopiero niedawno uko艅czy艂o intensywny miesi臋czny kurs stra偶nik贸w ochrony granic, jaki zorganizowano w szkole Stra偶y Przybrze偶nej, a wiedzieli doskonale, 偶e do tej roboty nie wystarczy uko艅czy膰 nawet czteroletni膮 szko艂臋. Ka偶dy wypadek by艂 zupe艂nie inny, najniewinniejsza z pozoru inspekcja mog艂a nagle przekszta艂ci膰 si臋 w gro藕n膮 akcj臋. Na szcz臋艣cie tym razem przemytnicy zostali przyparci do muru, a patrol na pontonie mia艂 dzia艂a膰 pod os艂on膮 kr膮偶膮cego nad nimi samolotu.
Whipple sprowadzi艂 AV-22 tu偶 nad powierzchni臋 lekko sfalowanego morza i zawisn膮艂 w miejscu, mniej wi臋cej sto metr贸w od uszkodzonej sportowej 艂odzi rybackiej.
- W ka偶dej chwili mo偶e zaton膮膰 - rzek艂 przez interfon. - Pospieszcie si臋.
- Gotowi do wodowania - zameldowano z przedzia艂u towarowego.
Hardy uruchomi艂 silnik elektryczny, kt贸ry opuszcza艂 klap臋 ogonow膮 samolotu, natomiast Whipple jeszcze bardziej zni偶y艂 maszyn臋.
- Brzeg rampy styka si臋 z wod膮 - og艂oszono po chwili.
Fale omywa艂y brzuch „Lwa Morskiego", lecz pilot nie zmniejsza艂 mocy silnik贸w, chc膮c zachowa膰 stabilno艣膰 samolotu.
Nadmuchany ponton zsuni臋to na tyle g艂臋boko, by 艣ruba zanurzy艂a si臋 w wodzie. Dow贸dca dru偶yny uruchomi艂 silnik, sprawdzi艂 dzia艂anie ster贸w, wypr贸bowa艂 艂膮czno艣膰 radiow膮 z pilotem oraz z pozosta艂ymi cz艂onkami za艂ogi. Dopiero wtedy reszta zaj臋艂a miejsca w pontonie. Odp艂yn臋li nieco do ty艂u i 艂ukiem skierowali si臋 ku uszkodzonej 艂odzi. Whipple zamkn膮艂 klap臋 towarow膮, wzni贸s艂 samolot na kilka metr贸w i polecia艂 kursem r贸wnoleg艂ym do pontonu. Po chwili wysun膮艂 zar贸wno wyrzutni臋 rakiet, jak i karabin maszynowy oraz uruchomi艂 komputer celowniczy.
- Nie widz臋 sternika 艂odzi - zameldowa艂 Scott, jeden z cz艂onk贸w dru偶yny ratowniczej, obserwuj膮cy kuter przez lornetk臋. - „Dwa Pi臋膰", zajd藕 go z drugiej strony i zobacz, czy si臋 gdzie艣 nie ukry艂.
- Przyj膮艂em - odpar艂 Whipple, przyspieszaj膮c nieco i 艂ukiem okr膮偶aj膮c ruf臋 uszkodzonej 艂odzi. - R贸wnie偶 go nie widz臋. Podejd臋 troch臋 bli偶ej.
Byli ju偶 w odleg艂o艣ci kilkudziesi臋ciu metr贸w od kutra, kiedy niespodziewanie na jego pok艂adzie pojawi艂 si臋 艣niady m臋偶czyzna obejmuj膮cy ramieniem dziewczynk臋. W drugim r臋ku trzyma艂 pistolet. Przez rami臋 mia艂 przewieszon膮 du偶膮, stylonow膮 torb臋 podr贸偶n膮.
- Widz臋 go, Scott! - zawo艂a艂 Whipple. - Trzyma dzieciaka, chce go u偶y膰 jako zak艂adnika! Przytyka mu luf臋 do skroni!
M臋偶czyzna na zmian臋 to wymachiwa艂 szeroko r臋k膮, to zn贸w przyk艂ada艂 pistolet do g艂owy dziewczynki.
- Daje mi znaki, 偶ebym odlecia艂, bo inaczej zabije ma艂膮!
Scott pospiesznie wskaza艂 r臋k膮 dow贸dcy, 偶eby skr臋ci艂 za uniesion膮 ruf臋 kutra, zas艂aniaj膮c ich przed wzrokiem przemytnika. Zdj膮艂 z g艂owy he艂m i zacz膮艂 szybko rozsznurowywa膰 buty.
- Co ty masz zamiar zrobi膰, do cholery? - zapyta艂 dowodz膮cy pontonem Randolph.
- Podp艂yn臋 do niego od ty艂u... Dop贸ki nas jeszcze nie zauwa偶y艂...
- To szale艅stwo, Scott - wtr膮ci艂 jego kolega. - Ten facet nie ma 偶adnych szans, ju偶 nam nie ucieknie...
- Zgadza si臋, dlatego w ka偶dej chwili mo偶e zacz膮膰 strzela膰 do tych dzieciak贸w. Osaczyli艣my go, ale trzeba w ko艅cu co艣 zrobi膰. - Dow贸dca dru偶yny nie odpowiada艂. - Jak tylko wyskocz臋, wyp艂y艅cie zza rufy, 偶eby was zobaczy艂. Starajcie si臋, 偶eby nie spuszcza艂 oczu z pontonu i samolotu.
Scott odpi膮艂 kabur臋 z broni膮, wetkn膮艂 sobie jej pasek mi臋dzy z臋by, 偶eby s艂ona woda nie dosta艂a si臋 do lufy, i przerzuci艂 nogi przez burt臋 pontonu. Kiedy znale藕li si臋 trzydzie艣ci metr贸w od kutra, po cichu zsun膮艂 si臋 do wody i pop艂yn膮艂 w kierunku ton膮cej 艂odzi. Dow贸dca dru偶yny natychmiast skr臋ci艂 i wyp艂yn膮艂 spod os艂ony wysokiej rufy kutra. M臋偶czyzna od razu ich zauwa偶y艂. Nie chc膮c si臋 wystawia膰 na cel, sternik zatrzyma艂 ponton kilkadziesi膮t metr贸w od wisz膮cego nieco dalej samolotu, tak by przemytnik musia艂 obraca膰 g艂ow膮, chc膮c patrze膰 to na „Lwa Morskiego", to na ludzi w pontonie.
Scott p艂yn膮c przekona艂 si臋 wkr贸tce, 偶e woda morska jest o wiele zimniejsza ni偶 przypuszcza艂. Ju偶 w pierwszej chwili 艣cierp艂y mu r臋ce oraz nogi i chocia偶 by艂 wytrawnym, do艣wiadczonym p艂ywakiem, musia艂 toczy膰 ci臋偶k膮 walk臋 o utrzymanie g艂owy nad powierzchni膮. Za wszelk膮 cen臋 pr贸bowa艂 opanowa膰 si臋 i oddycha膰 spokojniej. Silnymi wymachami ramion posuwa膰 si臋 do przodu, nie zwraca膰 uwagi na to, 偶e ci臋偶ka kolba pistoletu przy ka偶dym ruchu obija mu brod臋...
Wystarczy艂a chwila nieuwagi, by Alberto Runoz znalaz艂 si臋 w niezwykle trudnej sytuacji. Przed sob膮 mia艂 samolot patrolowy z broni膮 wymierzon膮 w jego stron臋, a obok, nie wiadomo sk膮d, pojawi艂 si臋 ponton wype艂niony lud藕mi z Ochrony Granic.
Je偶eli istnia艂o jakiekolwiek wyj艣cie z osaczenia to jedynie przez wykorzystanie dzieci. Mali Haita艅czycy sami cisn臋li si臋 na 艂贸d藕, wystarczy艂o zaproponowa膰 im kanapk臋 za p贸艂 dolara. Teraz jednak mogli mu si臋 przyda膰. Runoz poprawi艂 na ramieniu torb臋, do kt贸rej za艂adowa艂 dwadzie艣cia kilogram贸w kokainy, przerzuci艂 ci臋偶ki pistolet typu Tokariew TL-8 do lewej r臋ki i bez przerwy zas艂aniaj膮c si臋 ma艂膮 dziewczynk膮, si臋gn膮艂 po mikrofon radiostacji. Nie pami臋ta艂, czy przestawi艂 radio na og贸lne pasmo awaryjne, ale doszed艂 do wniosku, 偶e to nie ma wi臋kszego znaczenia, Patrol „M艂ociarzy" musia艂 utrzymywa膰 nas艂uch na ca艂ym zakresie cz臋stotliwo艣ci.
Przypomnia艂 sobie s艂owa pu艂kownika Salazara. To on powiedzia艂, 偶e dzieci na pok艂adzie stanowi膰 b臋d膮 gwarancj臋 bezpiecznego dotarcia 艂odzi do brzegu. Alberto Runos pomy艣la艂 teraz, 偶e by膰 mo偶e s艂owa Salazara oka偶膮 si臋 prawd膮. Przykl臋kn膮艂, chowaj膮c si臋 za nadburciem kutra i wdusi艂 przycisk mikrofonu.
- Hej, wy! Stra偶nicy Ochrony Granic! Tu m贸wi kapitan uszkodzonej 艂odzi przed wami. Pozabijam te bachory, je艣li nie p贸jdziecie mi na r臋k臋, a potem zastrzel臋 sam siebie. To wy b臋dziecie odpowiedzialni za nasz膮 艣mier膰. 呕膮dam wydania mi tej gumowej tratwy i wolnej drogi do brzegu. Wszyscy z tratwy, opr贸cz jednego, maj膮 wr贸ci膰 do helikoptera. Ten jeden odda swoj膮 bro艅 i przyprowadzi mi tratw臋. Odp艂yn臋 z tr贸jk膮 najm艂odszych dzieci, 偶eby mie膰 zabezpieczenie. Macie si臋 natychmiast zgodzi膰, bo inaczej...
- Gdzie jest Scott? - Whipple zapyta艂 przez radio dow贸dc臋 dru偶yny. - Nie widz臋 go.
- Chyba co艣 mu si臋 przydarzy艂o - odpar艂 Randolph. - My tak偶e go nie widzimy. P艂yn膮艂 do艣膰 powoli. Albo nie dotar艂 jeszcze do kutra, albo co艣 mu si臋 sta艂o.
- No c贸偶, sam si臋 do tego zg艂osi艂. Mam tylko nadziej臋, 偶e zd膮偶ymy na czas przyj艣膰 mu z pomoc膮. Zosta艅cie na miejscu, za kilka minut powinien si臋 tu zjawi膰 „Dwa Sze艣膰". Je艣li ten wariat zobaczy nad g艂ow膮 drugiego „Lwa Morskiego", mo偶e si臋 podda...
Samolot i ponton z trzema stra偶nikami na pok艂adzie nie reagowa艂y na wo艂ania Runeza. Nikt nie wykona艂 bodaj gestu. Coraz bardziej przera偶ony Alberto Runoz ponownie si臋gn膮艂 po mikrofon.
- Nie mam zamiaru czeka膰, a偶 si臋 naradzicie! Musz臋 mie膰 t臋 tratw臋 natychmiast!
Odrzuci艂 mikrofon i z powrotem prze艂o偶y艂 pistolet do prawej r臋ki.
Mo偶e ten kud艂aty kocmo艂uch, kt贸rego trzymam przed sob膮, wcale nie zas艂uguje na to, 偶eby 偶y膰, my艣la艂 gor膮czkowo. Ale 艂贸d藕 tonie coraz szybciej... Odci膮gn膮艂 kurek wielkiego, starego pistoletu...
- Czekajcie „M艂ociarze"... Czekajcie...
S艂owa te wypowiedziane gard艂owym, spi臋tym, lecz bardzo cichym, ledwie s艂yszalnym g艂osem, dotar艂y do Runoza. Wzdrygn膮艂 si臋, s艂ysz膮c je tu偶 obok siebie. Wyjrza艂 za praw膮 burt臋 kutra. Na wodzie unosi艂 si臋 jeden ze stra偶nik贸w oddzia艂u Ochrony Granic, utrzymywany na powierzchni jedynie przez si艂臋 wyporno艣ci kamizelki ratunkowej. By艂 艣miertelnie blady, mia艂 nabrzmia艂e, sine wargi. Zaciska艂 palce lewej r臋ki na kolbie pistoletu maszynowego, ale ca艂y dygota艂. Wydawa艂o si臋, 偶e nie wytrzyma w wodzie ani chwili d艂u偶ej.
Runoz z u艣miechem si臋gn膮艂 po mikrofon.
- Hej, stra偶nicy Ochrony Granic! Znalaz艂em jednego z waszych ludzi. Teraz musicie natychmiast odda膰 mi tratw臋 i odlecie膰 tym swoim samolotem na kilometr st膮d, bo inaczej ten palant zaraz znajdzie si臋 na dnie.
Zrobi艂 krok w stron臋 burty, nadal zas艂aniaj膮c si臋 dziewczynk膮 i wymierzy艂 z pistoletu do le偶膮cego w wodzie m臋偶czyzny. Przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie, czy tamten nie pr贸buje podp艂yn膮膰 bli偶ej. W momencie gdy stwierdzi艂, 偶e stra偶nik dygocze coraz silniej i oddycha spazmatycznie, a sine palce zaci艣ni臋te na kolbie pistoletu wyra藕nie mu dr偶膮, zawo艂a艂:
- Hej, ty w wodzie! Rzu膰 bro艅, bo inaczej zaraz ci臋 wyko艅cz臋...
Nagle m臋偶czyzna w wodzie rzuci艂 si臋 energicznie do g贸ry wychylaj膮c cia艂o do po艂owy. B艂yskawicznie wycelowa艂 i odda艂 trzy szybkie strza艂y. Runoz opad艂 do ty艂u. Jeden pocisk trafi艂 go w pier艣, drugi w prawe rami臋. Odepchn膮艂 od siebie dziewczynk臋 i przycisn膮艂 lew膮 d艂oni膮 silnie krwawi膮c膮 ran臋 na ramieniu.
Tymczasem Scott zd膮偶y艂 wdrapa膰 si臋 na mocno zanurzon膮 praw膮 burt臋, stan膮艂 pewnie na nogach i ruszy艂 w kierunku bandyty. Ten dostrzeg艂 go jednak i uni贸s艂 pistolet. Amerykanin sta艂 zaledwie trzy metry od niego i nawet 艣miertelnie ranny Runoz nie m贸g艂 chybi膰.
Scott zauwa偶y艂, 偶e przemytnik nie wypu艣ci艂 pistoletu z d艂oni i mierzy wprost do niego. Zrozumia艂, 偶e ju偶 za p贸藕no. Hukn膮艂 strza艂. Poczu艂 niezwykle silne uderzenie w piersi, bro艅 wylecia艂a mu z d艂oni, a jego samego rzuci艂o daleko do ty艂u; wpad艂 z powrotem do zimnej wody, w g艂臋bi ducha oczekuj膮c szybkiego nadej艣cia 艣mierci.
Odruchowo zamacha艂 r臋koma, a gdy uda艂o mu si臋 g艂ow臋 wynurzy膰 na powierzchni臋, nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e jeszcze 偶yje. Zacz膮艂 ponownie gramoli膰 si臋 na przechylony pok艂ad kutra. Po chwili ujrza艂 przemytnika - le偶a艂 skulony przy relingu. Wytrawni strzelcy ze znajduj膮cego si臋 trzydzie艣ci metr贸w dalej pontonu tak偶e nie chybili. Kiedy Scott wpad艂 do wody, tamtego dosi臋gn臋艂y dwa nast臋pne pociski z M-16, jeden w g艂ow臋, a drugi w szyj臋, niemal偶e gilotynuj膮c martwego ju偶 cz艂owieka.
Chwil臋 p贸藕niej ponton przybi艂 do ton膮cego wraka i stra偶nicy weszli na jego pok艂ad. Szybko pozak艂adano dzieciom kamizelki ratunkowe, wsadzono do pontonu, sk膮d mia艂y zosta膰 zabrane przez „Lwa Morskiego". Tymczasem Scott wbieg艂 pod pok艂ad, lecz za moment powr贸ci艂 z kocem na ramionach. W r臋kach trzyma艂 dwa du偶e brunatne pakunki. Randolph podszed艂 do niego.
- Nic ci nie jest, Scotty?
- Zmarz艂em jak cholera, ale nic poza tym. Tam s膮 tego setki, poupychane w ca艂ej kabinie, a dwa pojemniki z w艂贸kna szklanego stoj膮 jeszcze nie rozpakowane. Przechwycili艣my jakie艣 trzysta kilo kokainy o warto艣ci czterech i p贸艂 miliona dolar贸w.
- Zaraz 艣ci膮gniemy z „Lwa" w膮偶 od spr臋偶arki i spr贸bujemy utrzyma膰 t臋 艂ajb臋 na wodzie do czasu nadci膮gni臋cia posi艂k贸w albo kutra Stra偶y Przybrze偶nej. - Rozejrza艂 si臋 jeszcze po pok艂adzie, mierz膮c wzrokiem gromadk臋 dzieci st艂oczonych na pontonie, przygotowanych ju偶 do wej艣cia do samolotu. - M贸j Bo偶e, co za bandyta wymy艣li艂, 偶eby zas艂ania膰 si臋 dzie膰mi, przemycaj膮c narkotyki?
- Jaka艣 nowa mutacja pomys艂贸w - mrukn膮艂 Scott. - I tak mieli艣my sporo szcz臋艣cia. Pewnie nie z艂apaliby艣my tego 艂obuza, gdyby nie waln膮艂 艂odzi膮 w bale latarni. A co zrobimy nast臋pnym razem?
McLanahan zawr贸ci艂 „Mew臋", po艣cig za samolotem przemytnik贸w przej膮艂 „Rekin Dwa Sze艣膰" pilotowany przez Sandr臋 Geffar.
Do czasu zaj臋cia pozycji bezza艂ogowca uda艂o im si臋 namierzy膰 trzy dalsze miejsca zrzutu narkotyk贸w do morza. Przemytnicy nie zrezygnowali ze swoich plan贸w, mimo obecno艣ci samolotu patrolowego. Z bliska Geffar widzia艂a doskonale dzieci machaj膮ce do niej r膮czkami zza okien na lewej burcie transportowca.
Pr贸bowa艂a wszelkich sposob贸w, by zmusi膰 pilota tamtej maszyny do l膮dowania. Odda艂a strza艂y ostrzegawcze z karabinu maszynowego, odpali艂a rakiet臋 sygnalizacyjn膮, ludzie z otwartych drzwi AV-22 ostrzelali transportowiec kilkoma seriami z pistolet贸w M-16. Osi膮gn臋li tylko tyle, 偶e gdy podchodzili za blisko, samolot przemytnik贸w zaczyna艂 kluczy膰, a zaraz potem wraca艂 na dawny kurs...
Geffar by艂a zdesperowana, nie mia艂a poj臋cia, co robi膰. Hardcastle odezwa艂 si臋 przez radio:
- „Dwa Sze艣膰", podaj sw贸j status.
- Wci膮偶 lec臋 w zwartej formacji z obiektem.
- Jeste艣cie zaledwie pi臋膰 kilometr贸w od brzegu. Za dziesi臋膰 minut w wyznaczonym miejscu powinien zjawi膰 si臋 oddzia艂 specjalny S艂u偶b Celnych. „Dwa Pi臋膰" przechwyci艂 obiekt drugi i teraz wraca do bazy z dzie膰mi na pok艂adzie. „Dwa Siedem" startuje, 偶eby zaj膮膰 si臋 obiektem trzecim, czwartym lub pi膮tym, w zale偶no艣ci od tego, kt贸ry z nich b臋dzie bli偶ej. Wystartowa艂 r贸wnie偶 nie uzbrojony, treningowy „Lew Morski" z zadaniem podj臋cia obserwacji miejsc zrzutu na l膮dzie.
- Dzi臋ki za informacje - odpar艂a. - Wszystkich uwa偶nie obserwujcie. Przygotuj dwie „Mewy" do przej臋cia 艣ledzenia obiektu pierwszego po tym, jak dokona zrzutu nad l膮dem. Zajmiemy si臋 przechwyceniem towaru.
- Powt贸rz, „Dwa Sze艣膰". Chcesz, aby艣my wys艂ali dwa bezza艂ogowce, kt贸re przejm膮 od ciebie po艣cig za tym cheyenne?
- Tak, potwierdzam. My tu niczego nie zdzia艂amy. Niech „Mewy" 艣ledz膮 dalej przemytnik贸w, mo偶e uda si臋 odkry膰, gdzie wyl膮duj膮.
Hardcastle milcza艂 przez chwil臋. Trudno mu by艂o podj膮膰 decyzj臋. Nadal uwa偶a艂, 偶e nie powinni rezygnowa膰 z po艣cigu za samolotem. Zaraz jednak rzuci艂 szybko „przyj膮艂em", zachowuj膮c w膮tpliwo艣ci dla siebie.
Zbli偶ali si臋 do zatoki Gullivana, ju偶 od kilku stuleci stanowi膮cej ulubione miejsce spotka艅 przemytnik贸w. Na obszarze stu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w kwadratowych rozci膮ga艂 si臋 tu prawdziwy labirynt male艅kich wysepek, kana艂贸w, piaszczystych 艂ach, bagien i trz臋sawisk, a tak偶e wi臋kszych skrawk贸w sta艂ego l膮du, trudno dost臋pnych. Niewiele by艂o tu miejsc, gdzie mo偶na by wyl膮dowa膰 helikopterem, a wr臋cz niemo偶liwe osadzenie tak ci臋偶kiej maszyny, jak „Lew Morski". Nawet klasyczna 艂贸d藕 nap臋dzana 艣rub膮 mia艂aby k艂opoty na p艂ytkich, zaro艣ni臋tych zielskiem wodach. Mi臋dzy wysepkami mog艂y p艂ywa膰 jedynie 艣lizgacze. Transportowiec przemytnik贸w lecia艂 bardzo nisko, zaledwie kilka metr贸w nad powierzchni膮 wody; kluczy艂 mi臋dzy koronami pochylonych wierzb oraz cyprys贸w.
- Zwolni艂 w przybli偶eniu do osiemdziesi臋ciu w臋z艂贸w - Geffar poinformowa艂a przez radio centrum dowodzenia. - Wygl膮da na to, i偶 szykuje si臋 do kolejnego zrzutu.
- Przyj膮艂em - odpowiedzia艂 Hardcastle. - Wypuszczamy pierwsz膮 „Mew臋", ta przechwyci go w drodze powrotnej. Wed艂ug odczyt贸w radaru lec膮 na wysoko艣ci zaledwie dziesi臋ciu metr贸w. Czy to prawda?
- Zgadza si臋. Lec膮 bardzo nisko i powoli.
- W takim razie macie znakomit膮 okazj臋, 偶eby mu odstrzeli膰 ster kierunku b膮d藕 rozwali膰 jeden silnik. Je艣li nawet pilot straci panowanie nad maszyn膮, upadek na moczary nie powinien by膰 zanadto gro藕ny. Nikomu nie powinno si臋 nic sta膰. Ja na twoim miejscu bym spr贸bowa艂...
- Nie! Wyda艂am rozkaz, by 偶adna jednostka „M艂ociarzy" nie u偶ywa艂a broni, skoro na pok艂adzie znajduj膮 si臋 dzieci. Nie wolno nam ryzykowa膰.
Admira艂 nie odpowiedzia艂, tote偶 Sandra ponownie skupi艂a si臋 na prowadzeniu samolotu tropem przemytnik贸w. Nagle pod nimi, spomi臋dzy drzew wyskoczy艂o co najmniej sze艣膰 艂odzi nap臋dzanych 艣mig艂em.
- Widz臋 艣lizgacze! - zawo艂a艂a do mikrofonu. - Sze艣膰... Rozpoczynaj膮 zrzut. Wyznaczcie wsp贸艂rz臋dne tego miejsca!
Akcja przemytnik贸w przeprowadzana by艂a z i艣cie wojskow膮 precyzj膮. Pojemniki z w艂贸kna szklanego wpada艂y do m臋tnej wody zaledwie o kilka metr贸w od czekaj膮cych na nie 艣lizgaczy. Szybkie i zwrotne jednostki nawet nie musia艂y specjalnie zwalnia膰, 偶eby ludzie wy艂owili kontraband臋 i uwi膮zali lin臋 do burty p艂askodennej 艂odzi. Podczas gdy Geffar k艂ad艂a samolot na lewe skrzyd艂o, zawracaj膮c do miejsca zrzutu, transportowiec skr臋ci艂 w prawo, kieruj膮c si臋 zn贸w nad otwarte morze. Ka偶dy ze 艣lizgaczy wyci膮gn膮艂 po jednym pojemniku i ruszy艂 w swoj膮 stron臋. Sandra wybra艂a najwolniejsz膮 艂贸d藕 i polecia艂a jej 艣ladem.
- „Rekin", czy odbieracie echo radarowe obiekt贸w, kt贸re przej臋艂y zrzut?
- Nie - odpar艂 Hardcastle. - Ca艂y teren jest zbyt g臋sto poro艣ni臋ty, poza tym znajdujecie si臋 na p贸艂nocnej granicy zasi臋gu radaru „Keystone". Za pi臋膰 minut powinien si臋 tam zjawi膰 helikopter S艂u偶b Celnych, w drodze jest tak偶e drugi „Lew Morski".
- Przeka偶, 偶eby szukali skanerami podczerwieni obiekt贸w poruszaj膮cych si臋 mi臋dzy drzewami. Skontaktuj si臋 te偶 z biurem szeryfa okr臋gu Collier, niech zablokuj膮 drog臋 951 przy Big Marco Pass, drog臋 92 przy wylocie na zatok臋 Gullivana i drog臋 41 gdzie艣 w parku stanowym. 艢lizgacze musz膮 jeszcze przep艂yn膮膰 par臋 kilometr贸w do brzegu, mo偶e uda si臋 przechwyci膰 przynajmniej niekt贸re z nich. - Spojrza艂a uwa偶nie na 艂贸d藕 uciekaj膮c膮 przed nimi i g艂o艣no j臋kn臋艂a - Na obiekcie, kt贸ry 艣ledz臋... tak偶e s膮 dzieci na pok艂adzie. Powt贸rz wszystkim, 偶eby nie otwierali ognia...
Geffar by艂a coraz bardziej zdeprymowana. Ch艂opiec, kt贸rego dostrzeg艂a na pok艂adzie 艣lizgacza, nie by艂 Latynosem. Kurczowo trzyma艂 si臋 oparcia fotela pilota, gdy偶 艂贸d藕 mkn臋艂a do艣膰 szybko. M臋偶czyzna siedz膮cy obok pilota r贸wnie偶 nie by艂 Latynosem. Na zgi臋ciu lewej r臋ki trzyma艂 wielki obrzynek. By膰 mo偶e porwali tego ch艂opca, my艣la艂a Sandra, a mo偶e tylko zaprosili go na przeja偶d偶k臋 z kuzynem, a dziecko ch臋tnie si臋 zgodzi艂o, nie podejrzewaj膮c, 偶e zostanie wykorzystane jako 偶ywa tarcza.
Po chwili 艣lizgacz wyp艂yn膮艂 na szersz膮 przestrze艅, tote偶 Geffar znacznie obni偶y艂a lot, sprowadzaj膮c „Morskiego Lwa" zaledwie kilka metr贸w ponad uciekaj膮c膮 艂贸d藕. Kiedy p臋d powietrza wyrzucanego spod rotor贸w uderzy艂 艣lizgacz, ten zacz膮艂 si臋 coraz silniej ko艂ysa膰 i podskakiwa膰 na boki. Pilot j膮艂 wymachiwa膰 r臋k膮 i co艣 krzycze膰; drugi z m臋偶czyzn szybko uni贸s艂 bro艅, wymierzy艂 i nacisn膮艂 spust...
- Nie!
Sandra krzykn臋艂a. Popychaj膮c dr膮偶ek w lewo podrywa艂a maszyn臋 do g贸ry. Poczu艂a jednak mocne uderzenie w kad艂ub po prawej stronie, za kabin膮 pilot贸w. Wyr贸wna艂a lot na pu艂apie kilkudziesi臋ciu metr贸w i pospiesznie przebieg艂a wzrokiem tablic臋 przyrz膮d贸w.
- Sprawdzi膰 uszkodzenia prawego skrzyd艂a - poleci艂a przez interfon. - Chyba zostali艣my trafieni.
Jeden z cz艂onk贸w za艂ogi przeszed艂 na czworakach do przedzia艂u towarowego i ostro偶nie, boj膮c si臋 nast臋pnego strza艂u, wyjrza艂 przez okno.
- Widz臋 kilka dziur w poszyciu skrzyd艂a oraz w klapie - zameldowa艂 - ale gondola silnika nie ucierpia艂a. Nie widz臋 te偶 偶adnych wyciek贸w paliwa czy oleju.
- W porz膮dku, uszkodzenia s膮 niewielkie... kontynuujemy po艣cig.
Geffar po艂o偶y艂a samolot na prawo, rozgl膮daj膮c si臋 za uciekaj膮cym 艣lizgaczem. Dostrzeg艂a go szybko i skierowa艂a „Morskiego Lwa" w tamt膮 stron臋. Kiedy ponownie znale藕li si臋 kilkadziesi膮t metr贸w nad 艂odzi膮, zawo艂a艂a przez interfon:
- Zaraz, nie widz臋 tego ch艂opca na 艣lizgaczu! Sta艂 przy lewej burcie, trzyma艂 si臋 fotela pilota. Teraz go nie widz臋. Chyba musia艂 spa艣膰...
W takim napi臋ciu wygl膮da艂a przez okno, 偶e niechc膮cy wprowadzi艂a maszyn臋 w lot nurkowy, a偶 pasy wpi艂y si臋 jej w ramiona. Pospiesznie wyr贸wna艂a i zawo艂a艂a do mikrofonu:
- Przygotowa膰 si臋 do wodowania pontonu. Dw贸ch ludzi pop艂ynie na poszukiwanie tego dzieciaka.
Szybko sprowadzi艂a samolot tu偶 nad powierzchni臋 wody i zawis艂a w miejscu, otwieraj膮c r贸wnocze艣nie klap臋 towarow膮. W po艣piechu spuszczono ponton i gdy tylko dwaj ratownicy nieco odp艂yn臋li, Geffar natychmiast poderwa艂a maszyn臋 i podj臋艂a po艣cig. Tym razem odnalezienie uciekaj膮cego 艣lizgacza zaj臋艂o jej prawie pi臋膰 minut.
- Widzisz tego ch艂opca na pok艂adzie? - zapyta艂a drugiego pilota.
Maryann przez chwil臋 patrzy艂a przez lornetk臋 na 艂贸d藕, kt贸ra to gin臋艂a pod koronami olbrzymich magnolii, to zn贸w pojawia艂a si臋 na kr贸tko w polu widzenia. Wreszcie odpowiedzia艂a:
- Nie, nie widz臋 go...
- Musz臋 mie膰 pewno艣膰!
- „Dwa Sze艣膰", tu ponton - zg艂osi艂 si臋 przez radio dow贸dca dru偶yny. - Znale藕li艣my ch艂opca. Nic mu si臋 nie sta艂o.
Geffar natychmiast wysun臋艂a karabin maszynowy, odbezpieczy艂a, w艂膮czy艂a komputer celowniczy i przestawi艂a go na prowadzenie ognia ostrzegawczego. Opu艣ci艂a wizjer he艂mu, naprowadzi艂a linie celownika na 艣lizgacz i w艂膮czy艂a automatyczne naprowadzanie, chc膮c mie膰 wi臋ksz膮 swobod臋 w pilotowaniu samolotu na tak ma艂ej wysoko艣ci. Unios艂a jeszcze troch臋 maszyn臋, by unikn膮膰 zderzenia z wierzcho艂kiem jakiego艣 wy偶szego drzewa, po czym wcisn臋艂a spust.
By膰 mo偶e nast膮pi艂o jakie艣 zwarcie w prze艂膮czniku komputera, kt贸ry sterowa艂 uzbrojeniem na podstawie ci膮g艂ego odczytu pr臋dko艣ci, pu艂apu oraz kursu samolotu, a mo偶e komputer jakim艣 cudem zdo艂a艂 odczyta膰 prawdziwe my艣li i odczucia cz艂onk贸w za艂ogi, w ka偶dym razie Geffar nie ujrza艂a oczekiwanych rozprysk贸w wody pi臋膰dziesi膮t metr贸w przed dziobem uciekaj膮cej 艂odzi. Wielkokalibrowe pociski spad艂y wprost na 艣lizgacz. W jednej chwili zbiornik paliwa eksplodowa艂 wielk膮 kul膮 ognia, a resztki p艂askodennej 艂odzi potoczy艂y si臋 po wodzie niczym ko艂o m艂y艅skie. Pojemnik z narkotykami i uzbrojony m臋偶czyzna zostali wyrzuceni wysoko w powietrze. Pilota, kt贸ry by艂 przypi臋ty do fotela, wybuch silnika rozerwa艂 na kawa艂ki.
- „Rekin", tu „Dwa Sze艣膰" - Sandra nawi膮za艂a 艂膮czno艣膰 z platform膮 „M艂ociarz Jeden". - Odczytajcie wsp贸艂rz臋dne naszej obecnej pozycji i przeka偶cie je patrolowi S艂u偶b Celnych. Obiekt p艂ywaj膮cy zosta艂 trafiony i zniszczony.
Zabezpieczy艂a karabin, schowa艂a go i w tej samej chwili spostrzeg艂a, 偶e prze艂膮cznik komputera wcale nie by艂 ustawiony na strzelanie ostrzegawcze. Co艣 艣cisn臋艂o j膮 za gard艂o, ale szybko prze艂kn臋艂a 艣lin臋, popchn臋艂a prze艂膮cznik w drugie po艂o偶enie i meldowa艂a dalej:
- Wracam, by zabra膰 na pok艂ad moj膮 za艂og臋 z pontonem oraz jednego rozbitka. Bez odbioru.
Na l膮dowisku w bazie „M艂ociarzy" w Alladin City czeka艂 ju偶 na nich ambulans, ale ch艂opiec, kt贸ry spad艂 ze 艣lizgacza do wody, by艂 tylko lekko pot艂uczony i oszo艂omiony, zdo艂a艂 o w艂asnych si艂ach wsi膮艣膰 do karetki. Geffar podesz艂a do bli藕niaczego AV-22, kt贸rym Whipple i Hardy wyl膮dowali tu godzin臋 wcze艣niej, z sze艣ciorgiem dzieci na pok艂adzie. Pilot le偶a艂 na wznak na otwartej klapie za艂adunkowej, wystawiaj膮c twarz do s艂o艅ca, natomiast Hardy niecierpliwie spacerowa艂 wok贸艂 „Morskiego Lwa". Reszta za艂ogi pomaga艂a technikom z obs艂ugi naziemnej naprawia膰 drobne uszkodzenia; niekt贸rzy zaj臋li si臋 konserwacj膮 uzbrojenia oraz uzupe艂nianiem amunicji.
- Wszystko w porz膮dku, Whip? - zagadn臋艂a Sandra.
- Tak. Ale mieli艣my dzie艅!
- Jak si臋 czuje Scott?
- Wys艂a艂em go do szpitala na badanie kontrolne, ale raczej nic mu nie jest. Co osi膮gn臋li艣my do tej pory? Utkn臋li艣my w tej bazie, gdy偶 admira艂 stwierdzi艂, 偶e nie b臋dziemy mu na razie potrzebni.
- Ja przechwyci艂am jeden 艣lizgacz, jeden wpad艂 w r臋ce patrolu celnik贸w, a policjantom z biura szeryfa uda艂o si臋 zatrzyma膰 dwa inne. Pi膮tego nadal 艣ledzi „Lew Morski", a „Rekin Dwa Osiem" leci mu do pomocy. Zniszczyli艣my dwa 艣lizgacze oraz dwa kutry. Cheyenne znajduje si臋 ju偶 w po艂owie drogi powrotnej do Ameryki Po艂udniowej, ale „Mewa" wci膮偶 siedzi mu na ogonie.
- Akcja by艂a pierwszej klasy - mrukn膮艂 Whipple, zeskakuj膮c na p艂yt臋 lotniska. - Zaplanowali olbrzymi zrzut z tak膮 dok艂adno艣ci膮 i precyzj膮...
- I艣cie wojskow膮, prawda?
- W艂a艣nie.
- To si臋 zgadza z uzyskanymi wcze艣niej przez nas informacjami - powiedzia艂a Geffar. - Du偶e transportowce, os艂ona lotnictwa my艣liwskiego, silne i nowoczesne uzbrojenie, znakomita organizacja. To zupe艂nie co innego, ni偶 ci amatorzy w awionetkach.
- Owszem, s膮 znakomicie wyposa偶eni i przebiegli... - Whipple pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Zdo艂ali艣my dowiedzie膰 si臋 od dzieci, 偶e zaproszono je na pok艂ad na ciastka. Jakie偶 to perfidne...
- Za to ch艂opiec, kt贸rego wy艂owili艣my z wody, zosta艂 uprowadzony. Na ulicy Everglades City podesz艂o do niego dw贸ch m臋偶czyzn, zapytali, czy nie ma ochoty na ma艂膮 przeja偶d偶k臋.
- Jak mamy post臋powa膰 w takich sytuacjach, do cholery? - wtr膮ci艂 Hardy. - Nie mo偶emy przecie偶 pilnowa膰 wszystkich dzieci, obserwuj膮c nieustannie, czy przemytnicy nie b臋d膮 chcieli ich porwa膰 albo zaprosi膰 na ciastka. W ten spos贸b bandyci wytr膮caj膮 nam bro艅 z r臋ki...
- Nieprawda, Will - odpar艂a Geffar. - Nie powstrzymali nas dzisiaj, uda艂o nam si臋 przecie偶...
- Jasne, ale my zlikwidowali艣my faceta na 艂odzi tylko dlatego, 偶e jak idiota wpakowa艂 si臋 na bale latarni na przyl膮dku Romano. Gdyby w dodatku Scotty nie zdoby艂 si臋 na to, 偶eby pop艂yn膮膰 wp艂aw i zaskoczy膰 go艣cia od ty艂u, chyba nadal mogliby艣my mu si臋 jedynie przygl膮da膰. Postawi艂 nas w sytuacji bez wyj艣cia, trzeba by mu by艂o odda膰 nasz膮 tratw臋 i odlecie膰.
Sandra popatrzy艂a uwa偶nie na Hardy'ego, a nast臋pnie przenios艂a wzrok na Whipple'a.
- Wy tak偶e s膮dzicie, 偶e powinni艣my bezwzgl臋dnie zaatakowa膰 transportowiec dokonuj膮cy zrzutu? Przecie偶 i tak zako艅czyli艣my t臋 akcj臋 sukcesem. 呕adne z dzieci nie zgin臋艂o, przechwycili艣my kilkaset kilogram贸w kokainy i mamy kilku przemytnik贸w w areszcie. Wed艂ug was to za ma艂o?
- Spokojnie, wcale nie jestem zwolennikiem drastycznych rozwi膮za艅 - oburzy艂 si臋 Hardy. - Zastanawiam si臋 tylko, jak post膮pimy, kiedy nast臋pny bandyta zastosuje t臋 sam膮 metod臋. Mo偶e odt膮d ka偶dy przemytnik b臋dzie zabiera艂 ze sob膮 dzieci? C贸偶 to za problem, 偶eby porwa膰 paru ch艂opc贸w z ulicy czy zaprosi膰 gromadk臋 obdartus贸w na pocz臋stunek?
- Miejmy nadziej臋, 偶e zrezygnuj膮 z takich metod - wtr膮ci艂 Whipple.
- Gdyby si臋 przekonali, 偶e mimo obecno艣ci dzieci nadal grozi im zestrzelenie, mo偶e darowaliby sobie nast臋pne podobne pr贸by...
- Daj spok贸j, nikt w tym kraju nie podejmie tak szale艅czej decyzji. A gdyby to twoje dziecko zosta艂o porwane? Jak ty by艣 si臋 czu艂 w takiej sytuacji?
- Na pewno nie wini艂bym „M艂ociarzy" - odpar艂 szybko Hardy. - By艂em przekonany, 偶e postawiono przed nami jasno okre艣lone cele, 偶e dostali艣my nowoczesne, uzbrojone samoloty w艂a艣nie po to, 偶eby zatrzymywa膰 tych 艂obuz贸w. My sami te偶 doskonale zdawali艣my sobie spraw臋, na jakiego typu s艂u偶b臋 si臋 decydujemy...
- Jeste艣cie zm臋czeni, ch艂opcy, przestajecie logicznie my艣le膰 - powiedzia艂a Geffar, kr臋c膮c g艂ow膮. - P贸藕niej wr贸cimy do tej dyskusji.
Hardy i Whipple popatrzyli na ni膮, a p贸藕niej na siebie nawzajem, jakby porozumiewali si臋 wzrokiem, 偶e faktycznie warto na razie da膰 spok贸j dyskusjom. Obaj jednak mieli wra偶enie, i偶 zostali zap臋dzeni w kozi r贸g, znale藕li si臋 mi臋dzy m艂otem i kowad艂em.
Ale Geffar tak偶e mia艂a olbrzymie w膮tpliwo艣ci i tylko sobie wmawia艂a, 偶e nale偶y si臋 cieszy膰 rezultatami dzisiejszej akcji... Jednak niezaprzeczalnym faktem by艂o, 偶e nie uda艂o si臋 pod os艂on膮 偶ywej tarczy z dzieci przerzuci膰 narkotyk贸w przez granic臋 strze偶on膮 przez „M艂ociarzy". Ale czy to pow贸d do rado艣ci? Przecie偶 niekt贸rym uda艂o si臋 jednak zwia膰 z towarem. Mogli zn贸w zjawi膰 si臋 na miejscu nast臋pnego zrzutu...
Na pok艂adzie samolotu przemytnik贸w zmierzaj膮cego na po艂udniowy wsch贸d, w kierunku Haiti - Posz艂o jak z p艂atka, panie pu艂kowniku - meldowa艂 przez radio pilot cheyenne'a. Wyjrza艂 przez lewe okno, za kt贸rym nadal by艂 widoczny czarny, smuk艂y samolot, tworz膮cy 艣cis艂膮 formacj臋 z transportowcem i nakierowuj膮cy na niego wielki obiektyw umieszczonej na dziobie kamery. - Wci膮偶 leci za nami patrolowiec Ochrony Granic, ale nie podejmuje 偶adnej akcji. Zgodnie z pa艅skimi rozkazami nie us艂uchali艣my ostrze偶e艅 i nie zawr贸cili艣my. Wszystkie przewidywania si臋 sprawdzi艂y.
- To mnie cieszy - odpowiedzia艂 mu w s艂uchawkach nieco zniekszta艂cony przez dekoder g艂os pu艂kownika Agusto Salazara. - Niestety, wasi koledzy na ziemi nie spisali si臋 a偶 tak dobrze. Oddzia艂y patrolowe przechwyci艂y kilka 艂adunk贸w, paru naszych odbiorc贸w zgin臋艂o...
- Przykro mi to s艂ysze膰, panie pu艂kowniku. Ale my te偶 mo偶emy mie膰 spore k艂opoty.
- Jakie? Paliwo si臋 wam ko艅czy? Macie jak膮艣 awari臋?
- Nie, samolot spisuje si臋 bez zarzutu, lecz benzyny zosta艂o ju偶 niebezpiecznie ma艂o.
- To wejd藕 na wy偶szy pu艂ap i maksymalnie zredukuj obroty silnik贸w. Masz pozwolenie na przelot nad Kub膮. Bierz kurs na lotnisko i unikaj jakichkolwiek manewr贸w.
- Tak te偶 zrobili艣my, panie pu艂kowniku, ale maj膮c t臋 dzieciarni臋 na pok艂adzie i ca艂kiem ju偶 puste zbiorniki ogonowe, nie damy rady wej艣膰 jeszcze wy偶ej tak ci臋偶k膮 maszyn膮. Wed艂ug naszych oblicze艅 w ostatniej chwili mo偶e zabrakn膮膰 paliwa. Niewykluczone, 偶e zostaniemy zmuszeni do l膮dowania nawet sto kilometr贸w od bazy. Czy nie m贸g艂by pan nam za艂atwi膰 pozwolenia l膮dowania na Kubie?
- Ju偶 m贸wi艂em, 偶e to niewykonalne - odpar艂 z naciskiem Salazar. - Rz膮d Castro ca艂y czas czyni wysi艂ki, aby przekona膰 Amerykan贸w, 偶e d膮偶膮 do 艣cis艂ej wsp贸艂pracy z nimi w walce z przemytem narkotyk贸w. Nikt si臋 nie o艣mieli wyda膰 wam pozwolenia na l膮dowanie, skoro Ochrona Granic wie, 偶e dokonali艣cie zrzutu. Gdyby艣cie wyl膮dowali na Kubie, z pewno艣ci膮 by was aresztowano i zapewne oddano w r臋ce Amerykan贸w. Powinni艣cie zrobi膰 wszystko, byle tylko doprowadzi膰 samolot bezpiecznie do bazy.
Platforma „M艂ociarz Jeden"
Hardcastle podszed艂 do pulpitu sterowania bezza艂ogowcami. W fotelu z wysokim oparciem siedzia艂 tu McLanahan. Pochyla艂 si臋 nad starym suwakiem logarytmicznym, zwanym potocznie „ko艂em m膮dro艣ci", stosowanym kiedy艣 powszechnie w lotnictwie wojskowym, umo偶liwiaj膮cym szybkie obliczenia nawigacyjne. Zapisa艂 kilka liczb, wykona艂 par臋 nast臋pnych oblicze艅, wreszcie uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na ekran monitora, na kt贸rym wida膰 by艂o wracaj膮cy do bazy transportowiec cheyenne.
- Jaki jest status bezza艂ogowca, Patricku?
- Zielony. Mniej wi臋cej za dwadzie艣cia minut znajd膮 si臋 w kuba艅skiej przestrzeni powietrznej. B臋dziemy musieli wys艂a膰 „Mew臋" drog膮 okr臋偶n膮 wok贸艂 wyspy i przechwyci膰 ich nad Morzem Karaibskim.
- Zgoda. Ju偶 powiadomi艂em o tym genera艂a Elliotta, ma natychmiast skontaktowa膰 si臋 z Departamentem Stanu i nalega膰 na wystosowanie noty protestacyjnej do rz膮du kuba艅skiego za pozwolenie samolotom przemytnik贸w korzystania z ich przestrzeni powietrznej, podczas gdy nasze patrolowce i maszyny bezza艂ogowe maj膮 tam wst臋p wzbroniony. Tak wygl膮da prawda o ich wsp贸艂pracy w zwalczaniu przemytu.
McLanahan pokiwa艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu.
- Co艣 si臋 sta艂o? - zapyta艂 Hardcastle. - Nad czym tak rozmy艣lasz?
- Wykona艂em kilka podstawowych oblicze艅 dotycz膮cych lotu transportowca.
McLanahan uderzy艂 w klawisze komputera i na ekranie ukaza艂 si臋 przypuszczalny kurs powrotny samolotu przemytnik贸w, obliczony na podstawie dotychczasowych parametr贸w lotu. Wed艂ug tych prognoz cheyenne zmierza艂 do jednej z kilku baz lotniczych na p贸艂nocnym wybrze偶u Kuby, ale wed艂ug innych kalkulacji m贸g艂 wodowa膰 gdzie艣 na p艂yciznach 艂awicy Cay Sal czy nawet lecie膰 dalej, w stron臋 Haiti, ale w tym ostatnim przypadku jego szanse na dotarcie do brzegu by艂yby znikome.
- S膮dzisz, 偶e Kuba艅czycy pozwol膮 mu wyl膮dowa膰 u siebie? - zapyta艂 McLanahan.
- Kto wie? Co prawda ostatnio staraj膮 si臋 zachowywa膰 z nami jak najlepsze stosunki, ale dzisiaj nie zareagowali w sprawie naszej akcji, pomijaj膮c zakaz wst臋pu przemytnik贸w na ich terytorium. Moim zdaniem wpuszczaj膮 go do swojej przestrzeni tylko po to, by zaimprowizowa膰 jak膮艣 awari臋 i potem da膰 mu zezwolenie na l膮dowanie. Staramy si臋 o bezpo艣redni kontakt z Hawan膮. Mam wra偶enie, 偶e gdyby艣my ujawnili im wszystkie dane o tym transportowcu i co艣 w zamian obiecali, by膰 mo偶e zgodziliby si臋 na ekstradycj臋 za艂ogi cheyenne. Sam wiesz, jak bardzo Kuba艅czycy czuj膮 si臋 ostatnio osamotnieni.
- Ja te偶 si臋 spodziewam, 偶e pilot w ka偶dej chwili mo偶e zg艂osi膰 awari臋 i poprosi膰 o zgod臋 na l膮dowanie. Zwr贸膰 uwag臋 na wyniki moich ostatnich oblicze艅. Je艣li za艂o偶ymy, 偶e facet zrzuci艂 do morza pi臋tna艣cie stukilogramowych pojemnik贸w z kokain膮, to znaczy, 偶e mia艂 w 艂adowni ponad p贸艂torej tony towaru. Dodatkowo m贸g艂 zabra膰 jakie艣 pi臋膰set litr贸w paliwa. Je艣li do tego, uwzgl臋dnimy wag臋 pi臋ciorga dzieci, bo tylu ich prawdopodobnie by艂o, to wychodzi, 偶e ju偶 przy starcie transportowiec by艂 przeci膮偶ony o co najmniej pi臋膰set kilogram贸w. A w takim razie teraz musi ci膮gn膮膰 na resztkach paliwa.
- Mo偶e w艂a艣nie dlatego trzyma si臋 na pu艂apie czterech i p贸艂 tysi膮ca metr贸w, zamiast wej艣膰 na osiem tysi臋cy, co by艂oby logiczne przy tak d艂ugim przelocie - rzek艂 Hardcastle. - Mo偶e po prostu brak mu paliwa, 偶eby wznie艣膰 si臋 wy偶ej.
- W pe艂ni si臋 z tob膮 zgadzam. Wchodz膮c na wy偶szy pu艂ap zu偶y艂by znacznie wi臋cej benzyny, ni偶 m贸g艂by jej zaoszcz臋dzi膰 na du偶ej wysoko艣ci.
- Mo偶e zatem... wkr贸tce przekonaj膮 si臋, 偶e nie warto wykorzystywa膰 dzieci do przemycania narkotyk贸w. Dla nich ka偶de dziecko ma o wiele mniejsz膮 warto艣膰 od jednej sztuki szmuglowanego towaru, w dodatku zajmuje miejsce i swoje wa偶y, przez co zu偶ywaj膮 wi臋cej paliwa.
- Co wi臋cej, teraz maluchy s膮 tylko zbytecznym balastem. Narkotyki wyrzuca si臋 za burt臋, a dzieci musz膮 zosta膰. S膮 k艂opotem od startu do l膮dowania, przez nie musz膮 zmniejsza膰 maksymalny zasi臋g samolotu. - McLanahan obraca艂 w palcach suwak logarytmiczny, wreszcie po艂o偶y艂 go przy komputerze. - Chyba nale偶a艂oby wys艂a膰 ju偶 kuter lub powiadomi膰 jednostk臋 Stra偶y Przybrze偶nej. Transportowiec w ka偶dej chwili mo偶e...
- Uwaga! Obiekt pierwszy co艣 kombinuje! - zawo艂a艂 jeden z technik贸w. Hardcastle i McLanahan natychmiast popatrzyli na ekran, na kt贸rym widnia艂 obraz z kamery bezzalogowca. - Wyra藕nie zwolni艂, leci teraz z pr臋dko艣ci膮 stu pi臋膰dziesi臋ciu w臋z艂贸w. Wydaje mi si臋, 偶e otwieraj膮 drzwi... Tak, nie myli艂em si臋...
Dostrzegli naraz, 偶e wielkie drzwi przedzia艂u towarowego cheyenne odchyli艂y si臋 daleko. P臋d powietrza uderza艂 w nie z olbrzymi膮 si艂膮, wprawia艂 w dr偶enie, jakby za moment mia艂 je wyrwa膰 z zawias贸w.
- Nadal lec膮 na pu艂apie czterech i p贸艂 tysi膮ca metr贸w? - zdumia艂 si臋 Hardcastle. - To dziwne. Czy偶by mieli zamiar dokona膰 zrzutu z tej wysoko艣ci? S膮 jakie艣 艂odzie w tym... Matko boska!
Obaj poderwali si臋 z miejsc i z rozdziawionymi ustami, jakby nie wierz膮c w艂asnym oczom, zapatrzyli si臋 w ekran. Przez otwarte drzwi cheyenne wypad艂o jedno z dzieci.
Po chwili wypchni臋ta zosta艂a dziewczynka. Zdo艂a艂a chwyci膰 si臋 艂a艅cucha mocuj膮cego drzwi i przez chwil臋 wisia艂a pod samolotem. Wiatr rozwiewa艂 jej d艂ugie w艂osy. Po chwili jednak musia艂a rozewrze膰 palce i szybko znikn臋艂a z pola widzenia.
- Zaznaczy膰 ich pozycj臋, okre艣li膰 wsp贸艂rz臋dne!... Na Boga, przerwijcie retransmisj臋 tego obrazu na wybrze偶e!
Hardcastle b艂yskawicznie zrozumia艂, 偶e ka偶dy mieszkaniec po艂udniowej Florydy maj膮cy anten臋 satelitarn膮 m贸g艂 odbiera膰 obraz makabrycznego widowiska. Jeszcze bardziej prawdopodobne by艂o, 偶e w dow贸dztwie w Alladin City przebywaj膮 jacy艣 politycy lub zwykli go艣cie i 艣ledz膮 na ekranach to wszystko, co pokazuje kamera bezza艂ogowca.
- Alarm dla wszystkich za艂贸g „Lw贸w Morskich". Chc臋, 偶eby wszystkie...
Urwa艂 nagle, dostrzeg艂szy, 偶e przez drzwi samolotu wypchni臋te zosta艂o kolejne dziecko; wszyscy obserwuj膮cy t臋 scen臋 odnie艣li wra偶enie, 偶e s艂ysz膮 rozpaczliwy krzyk ch艂opca wyrzuconego z pok艂adu tak samo, jak wcze艣niej pojemniki z narkotykami. Ostami z pasa偶er贸w - starszy i wi臋kszy od innych ch艂opiec, ten sam, kt贸rego na pocz膮tku dostrzegli w kabinie pilot贸w transportowca, kiedy macha艂 im r臋k膮 zza szyby - musia艂 walczy膰 w drzwiach, gdy偶 ledwie wypchni臋to go na zewn膮trz samolotu, odbi艂 od kad艂uba, a nast臋pnie uderzy艂 w poziomy stabilizator.
W centrum dowodzenia, gdzie wszyscy wpatrywali si臋 w ekrany, zapad艂a martwa cisza. Widzieli jak cheyenne, na skutek uderzenia wytr膮cony z r贸wnowagi, po艂o偶y艂 si臋 w lewy skr臋t. Natychmiast zadzia艂a艂 komputer naprowadzaj膮cy „Mewy" i bezza艂ogowiec zanurkowa艂 艣ladem transportowca. Widok otwartych drzwi znikn膮艂 z pola widzenia kamery.
Hardcastle na sztywnych nogach wr贸ci艂 do stanowiska dow贸dcy i ci臋偶ko opad艂 na fotel, jakby nagle opu艣ci艂y go wszystkie si艂y. Kilka razy zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza, nim zdo艂a艂 wykrztusi膰:
- Zaprogramujcie „Mew臋", tak aby kr膮偶y艂a nad tym miejscem. G艂os dr偶a艂 mu wyra藕nie. - Niech z pu艂apu dwustu metr贸w przeczesuje powierzchni臋 morza skanerem podczerwieni. Wy艣lijcie w tamten rejon wszystkie dost臋pne jednostki Stra偶y Przybrze偶nej. Natychmiast. Zawiadomi膰... zawiadomi膰...
Powt贸rzy艂 jeszcze kilka razy komend臋, niczym zdarta p艂yta gramofonu, a偶 nagle g艂os mu si臋 za艂ama艂 i admira艂 zamilk艂. Siedzia艂 w bezruchu z otwartymi ustami, wbijaj膮c nieruchome spojrzenie w ekran monitora.