Herbaciarnia
Każdego dnia mijałeś na ulicy tamtą herbaciarnię. Grube, kremowe zasłony, siedzenia obite miękkim pluszem, ciemne, drewniane stoły. Lubiłeś spędzać tam wieczory, nad kubkiem parującej, cynamonowej herbaty. Czasami rozmyślałeś, jednak częściej starałeś się nie myśleć, grzejąc dłonie i wpatrując się w ciemną, aromatyczną ciecz. W tym miejscu czas płynął wolniej, a śmierć i wojna nie miały znaczenia. Dopiero gdy za tobą zamykały się stare drzwi i rozlegał się cichy brzęk zawieszonego nad nimi dzwoneczka, czas gwałtownie rzucał się do przodu, a rzeczywistość oszałamiała swoim okrucieństwem.
Zimne krople deszczu wpadały ci za kołnierz, poganiając i przyspieszając twoje kroki. Kiedyś idąc przez deszcz unosiłeś głowę, chcąc poczuć na wargach pocałunki zsyłane z chmur. Potem przestałeś łapać krople, aż w końcu wpatrywałeś się w czubki butów, coraz bardziej zresztą schodzonych. Już tylko podczas pełni, gdy instynkty przejmowały kontrolę nad twoim ciałem i umysłem, miałeś odwagę patrzeć w górę, w niebo. Tam, gdzie według opowieści twojej starej babci, odchodzili wszyscy. I patrząc z góry czekali na nasze przybycie.
Aż w końcu, gdy przestałeś się bać, wszystko zaczęło się układać.
Pozwoliłeś miłości istnieć i działać, na karb twojej odpowiedzialności złożono nowe obowiązki. Ojciec i mąż. Patrząc na małą, spowitą snem twarzyczkę synka czułeś, że nawet ty możesz mieć szczęście. Zrozumiałeś wtedy, że los uśmiecha się do wszystkich, ale trzeba dać mu szansę.
Umarłeś już w chwili, gdy zobaczyłeś ją leżącą na podłodze, bez ruchu, nie niezgrabną, niezdarną, ale martwą. I gdy sekundę później podnosiłeś różdżkę wiedząc, że jest już za późno, uśmiechnąłeś się na myśl, że mimo wszystko twój syn zostanie wychowany tak, jakbyś sobie tego życzył.
A ty sam miałeś teraz mnóstwo czasu i siedząc z przyjaciółmi przy gorącej herbacie obserwowałeś tak, jak wcześniej oni obserwowali ciebie.