„Rzekł Bóg „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź, więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie. < Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi.< Ktokolwiek by chciał cię zabić siedmiokrotną karę poniesie!” I dał mu znamię na szyi, aby go nie zabił ktokolwiek go spodka.
Kiedy cala krew ze mnie uszła, znalazłem się, w najbardziej spokojnym stanie umysłu? Jak śmierć - a widziałem wiele jej rodzajów - ale to było z pewnością najmniejsze zmartwienie? To było jak jakiś dziwny, niespokojny sen. Daleko, w cieplej, miękkiej ciemności mej ulegającej świadomości zdałem sobie sprawę ze światła; wiedziałem, ze właśnie w jego kierunku musze podążać, wiedziałem, ze jakbym tam powrócił, wszystko ze mną byłoby dobrze.
Nagle tak mile widziane światło zgasło. Poczułem na twarzy uderzenie jakby kuli z muszkietu i kiedy próbowałem krzyczeć, moje usta wypełnił płynny ogień. Kwas palił gardło i żołądek; świadomość powróciła, jakby cos rozrywało mnie na strzępy. Tysiąc haczyków rwało me ciało na wszystkie strony.
Modliłem się o śmierć - wszystko, byle powstrzymać ból - lecz nie mogłem nawet stracić przytomność ····· Wiedziałem jedynie, ze musze się napić.
Motyw jak przeistoczony w wampira rzuca się na swoje dziecko zabijając je w żadzy krwi brutalnie i niepełni rozumu. A kiedy to uczyniłem, ból odrobinę zelżał. Mój wzrok przejaśniał i wtedy ujrzałem to, co wypiłem.
Moja pierwsza reakcja było wyparcie się. To nie mogło się zdarzyć.