POMYŚL DZISIAJ - a mentalność obozowa
23.06.2012.
Izabela Brodacka
Mój nieżyjący ojciec jest jedną z kilkunastu osób na świecie, które przeżyły karną kompanię w Oświęcimiu. Jako dziecko wielokrotnie go pytałam w jaki sposób kilku esesmanów było w stanie utrzymać w ryzach kilka tysięcy osób na placu apelowym i najspokojniej w świecie wybierać co dziesiątego na rozstrzelanie. Gdyby te kilka tysięcy osób ruszyło na Niemców, rozdarliby gołymi rękami ich, ich psy i poradziliby sobie nawet z wieżyczkami strażników.
Większość więźniów była przecież wyszkolona wojskowo, brali udział w konspiracji, byli oficerami rezerwy. Mieli tajne organizacje- za działanie w jednej z nich ojciec trafił do karnej kompanii, więc swoją drogą, zorganizować się nie było łatwo, ale przewaga liczebna więźniów była znacząca.
Najważniejszą przyczyną- jak mówił ojciec- była mentalność obozowa, którą znał z autopsji. „Może dziś na mnie nie trafi”- myślał więzień gdy zbliżał się esesman i kulił się w szeregu. „Jednak dziś nie moja kolej, przeżyłem”- myślał, gdy paluch esesmana wskazywał na sąsiada.
Nie spodziewałam się, że po kilkudziesięciu latach rozpoznam klasyczną mentalność obozową wśród obywateli mojego, podobno wolnego kraju.
Rozmawiam o eksmisjach na bruk z sąsiadką, której udało się wykupić 20 metrowe mieszkanko. „To dobrze, czas pozbyć się ze Śródmieścia tej kwaterunkowej hołoty”- mówi butnie, zapominając, że kilka lat temu sama do tej hołoty należała. Ma groszową rentę, nie ma za co wykupić leków i zalega z opłatami, ale tym razem nie na nią trafiło.
Rozmawiam z lokatorką kwaterunkową o podatku katastralnym. „Stać ich na własne mieszkanie, niech płacą”- mówi nie myśląc, że ona też ten podatek zapłaci, choćby właśnie w podwyższonym czynszu.
Planowany zamach PO na ogródki działkowe nie interesuje moich sąsiadów, którzy uprawiają ziemię wyłącznie w doniczkach.. Gorzej, budzi się w nich pseudo- obywatelska frazeologia. „Szkoda ziemi pod marchewkę kiedy nadaje się pod budownictwo i inwestycje”- rezonują. Tym razem nie na nich trafiło.
Góralom grozi przymusowy wykup ziemi pod wyciągi. „ Chcieliby dudki z kamienia wyciskać, dobrze im tak”- mówi właściciel działki rekreacyjnej nad Bugiem. Jego działka jest płaska jak naleśnik, więc wyciąg mu osobiście nie grozi.
„To dobrze, że powstanie jednolity patent europejski, czas uporządkować problemy własności intelektualnej ”- mówi mi pracownik instytutu naukowego, który od kilkudziesięciu lat pracowicie buduje swój dorobek metodą: „wytnij, wklej, daj przypis”. Nie potrafi nawet wymienić bezpiecznika i wątpię czy potrafiłby dobrze uwiązać krowę, więc wielkie odkrycie raczej mu nie grozi.
Nie rozumie, albo nie chce rozumieć, że po wprowadzeniu jednolitego patentu europejskiego, dla polskiego przedsiębiorcy śmiertelnym zagrożeniem stanie się próba wypuszczenia na rynek nawet smoczka dla niemowląt. Natychmiast znajdzie się ktoś, kto taki wzór gdzieś tam sobie w obcym języku rzekomo zastrzegł i zagraniczny sąd patentowy przyzna mu horrendalnie wysokie odszkodowanie, bankrutujące polską firmę.
Dla przedsiębiorców jedynym bezpiecznym wyjściem z sytuacji będzie posługiwanie się patentami, których ważność wygasła ( tak realizuje się troska naszych władz o innowacyjność), albo kupowanie gotowych wzorów i patentów, czyli płacenie haraczu za tak odkrywcze, chronione rozwiązania, jak kształt długopisu, albo znana od setek lat receptura oscypka, którą potrafił kiedyś stosować każdy niepiśmienny juhas. A za wykupiony patent lub znak towarowy każdy z nas zapłaci przecież w cenie wyrobu.
Onegdaj w pewnym zacnym gronie ludzie woleli dyskutować ile diabłów mieści się na końcu szpilki (tfu- ile szalup ratunkowych mieściło się na Titanicu) niż ustosunkować się na przykład do wyśmienitego, doskonale udokumentowanego tekstu profesora Przystawy (strona Dakowskiego) na temat wyborów w Grecji.
Ordynacje wyborcze, problemy Greków z tworzeniem rządu, wydają się im zapewne tak odlegle jak strusiowi z głową schowaną w piasku, wydaje się odlegle stado słoni, które go za chwilę stratuje.
Odsuwanie problemu jest to, psychologicznie rzecz biorąc, typowa reakcja na zagrożenie. Wychowałam pięcioro dzieci. Troje skończyło studia, dwoje studiuje. Wymyte naczynie w zlewie było dla mnie zawsze i jest sygnałem, że zaczyna się sesja egzaminacyjna.
A pewna moja znajoma tak długo odkładała do najniższej szuflady nie otwarte monity z banku, aż doczekała się licytacji domu.
„Jutro o tym pomyślę” mówiła w każdej trudnej sytuacji bohaterka Przeminęło z Wiatrem, Scarlet O' Hara.
Ale to nie było dobre rozwiązanie..