Jak to się robi poza Polską
Oto jestem. Wróciłem niedawno z Dubaju i chcę się podzielić z Tobą moimi wrażeniami.
Sam Dubaj jest niesamowitym tyglem różnych narodowości, mentalności, stylów życia, wyznań itp. W zeszłym roku to miasto-państwo liczyło sobie około 2 milionów ludzi. Z czego tylko około 20 procent stanowili lokalni Arabowie. Pozostałą część stanowili ekspaci, ludzie z każdej możliwej narodowości na świecie, którzy przyjechali tam po prostu zarabiać pieniądze.
Trudno mówić o Dubaju, że ma "lokalną społeczność uwodzicieli". Są to ludzie z różnych krajów, którzy przybyli tam do pracy, z chęci przygody, albo są na tyle młodzi że przyjechali z rodzinami. Dam Ci próbkę różnorodności - był Thomas, Szwajcar, pilot w Emirates Airlines, Wahab, Kuwejtczyk, świeżo po studiach, Khalid, Palestyńczyk biznesmen, inny Khalid, Egipcjanin, rubaszny DJ w jednym z klubów, Ahmed, lokalny Arab z Emiratów, student na jednym z kalifornijskich uniwerków, David, pół Japończyk-pół Kanadyjczyk, bankier inwestycyjny, dalej był Dirk, Amerykanin, specjalista HR w jednej z firm, no i na końcu ja, Polak. Społeczność nazywała się roboczo Dubai Lair.
W polskiej społeczności zaobserwowałem wiele cech które mi się bardzo nie podobały. Miałem czas żeby przyjrzeć się z dystansu, przemyśleć i ubrać w strukturę moją opinię.
Sądzę że te cechy wynikają po części z naszej polskiej mentalności, czyli zawistnej mentalności. Pomagamy innym ludziom mniej lub bardziej chętnie, ale tylko do momentu w których zaczynają się zbliżać do naszego poziomu umiejętności. A jeżeli nie daj Stwórco ktoś zaczyna nas prześcigać, to albo się od niego odsuwamy, albo co gorsza sabotujemy jego wysiłki. Zbieramy się w grupy które początkowo się rozwijają, ale potem zaczynamy się kisić we własnym sosie. Nie ma wiele otwartości na ludzi którzy mogą nas czegoś nauczyć, a jednocześnie są spoza grupy.
Brzmi znajomo, prawda?
Mógłbym wypisać długą litanię tych cech oraz wystosować odpowiednią krytykę, ale lepsze będą pozytywne przykłady.
Kiedy wychodziłem z chłopakami z Dubai Lair do klubu, do centrum handlowego, na plażę czy na jeden z deptaków nad oceanem, budująca była atmosfera współpracy. Żadnej konkurencji, żadnego podpuszczania czy podkopywania czyjejkolwiek pozycji, żadnej dziecinady czy oceniania jeżeli ktoś o ocenę nie poprosił. Każdy czuł się odpowiedzialny tylko i wyłącznie za własne podejścia i umiejętności, a pozostali służyli pomocą kiedy potrzebny był feedback, bądź potrzebny był wing. Nigdy nie widziałem "loży szyderców”, która by miała się za ekspertów, i żądała "no to teraz pokaż co potrafisz”. Nietrudno przewidzieć, że w takim klimacie motywacja do własnego działania i komfort własnej nauki był nieporównanie większy. Entuzjazm był samorodny, gdyż każdy był gotowy działać niezależnie czy był to zwykły pub z palmami, hotelowe lobby, pasaż, czy klub przed którymi stały Ferrari, Hummery czy Lamborghini.
Pierwsze moje wyjście podczas którego poznałem pierwszego ze społeczności - Ahmeda, było przy okazji wyjścia z grupką Polaków do klubu, krótko po moim przylocie do Dubaju. Z Polakami zapowiadało się ciekawie, ale szybko na stoliku wylądowała flaszka wódki, potem kolejna, potem jeszcze jakieś drinki. I zaczęło się wygłupianie. Chwyciłem za telefon, wykręciłem numer - "Ahmed, jestem w The Lodge, przyjeżdżaj". I od momentu w którym się pojawił zaczęła się zabawa. Widziałem człowieka pierwszy raz w życiu, a od samego początku złapaliśmy synchronizację, zupełnie jak gdybyśmy wingowali sobie przez niejedną imprezę.
Opowiedział mi najpierw jakie panują tam zasady, w jaki sposób traktować towarzystwo w klubie i jak prowadzić tam grę. Początek był dobry, nawiązałem wtedy kilka ciekawych znajomości.
Okazało się później, że nie tylko Ahmed, ale każdy ze społeczności był podobny - otwarty, wesoły i pomocny.
Przypadek? Nie sądzę. To była zasługa nastawienia o którym pisałem wcześniej.
Thomas - wysoki i chudy, ujmował kobiety swoim ciepłym opiekuńczym podejściem. Potrafił też bardzo konkretnie a jednocześnie bez nachalności emanować seksualną energią. Pamiętam jak w Barasti, pubie nad oceanem przy plaży, rozmawiał ze śliczną Australijką. Kiedy po jakimś czasie wieszała mu się już na szyi, mową ciała prezentowała swoje wdzięki, odsunął ją od siebie i spojrzał z góry na dół -
- Masz piękną sukienkę, naprawdę mi się podoba...
- Naprawdę?
- Tak, ślicznie leży. Ale wiesz co - wiem jak mogłaby się układać jeszcze seksowniej...
- Hm... Powiedz, chcę wiedzieć!
- Leżąc na podłodze mojej sypialni.
Resztę wieczoru spędzili razem.
Wahab - niziutki i okrągły, potrafił przegadać najbardziej sukowato nastawione kobiety, a potem je rozbawić do łez i ze swojej największej wady - krągłego brzucha potrafił uczynić źródło zachwytu. Pamiętam jak zaczął rozmowę z grupą Brytyjek. Początkowo patrzyły się na niego jak na dziwne zjawisko, oczami mówiąc "czego ten mały grubasek się do nas przyczepił?". Nawet werbalnie go spławiały, zwłaszcza jedna - prowodyrka. Niesamowicie dynamicznie potrafił przerzucać uwagę pomiędzy nimi, coraz bardziej omijając prowodyrkę, aż ta się zaczęła na niego złościć. Wahab niewzruszony, uśmiechał się i zabawiał rozmową resztę. Prowodyrka w końcu wybuchła "Czego ty właściwie od nas chcesz?!”. Reszta dziewczyn spojrzała się na nią z wyrzutem i wsiadły na nią karząc ją że jest wredna dla takiego fajnego faceta. Obserwowałem sytuację z dystansu. Powiedział do dziewczyn coś, przez co wybuchły wszystkie śmiechem, tarzały się wręcz, jedna spadła z siedzenia, co dodało kolejną salwę śmiechu. Po dalszych pięciu minutach, Wahab siedział pomiędzy nimi, a dziewczyny mówiły między sobą - "Słodki ten brzuszek. W końcu każdy ptaszek musi mieć daszek."
Khalid - dobrze zbudowany typ, chyba we wcześniejszym wcieleniu był gangsterem, budził respekt i onieśmielał samym spojrzeniem. To była gra takich subtelności, że nie jestem w stanie ująć tego słowami. Gdybym miał to opowiedzieć, opowieść byłaby krótka: Wchodzi Khalid do klubu/pubu, staje przy barze, zamawia drinka. Spogląda przez pewien czas na towarzystwo wokół, po czym odchodzi od baru, przysiada się do jednej z kobiet i spędza z nią resztę wieczoru. I tyle. Cała tajemnica tkwiła w jego mindsecie. Prezentował się jako facet który już nic nie musi - ani się prezentować, ani nikomu nic udowadniać. Po prostu jest. I to było magnetyczne.
David - największy mózgowiec w tym towarzystwie, poświęcił sporo czasu na naukę języka arabskiego, przez co wywoływał zdziwienie na twarzach Libanek, Iranek, czy Tunezyjek, zaczynając rozmowę w ich języku. Mając tak mieszane korzenie, nie wyglądał przecież na Araba. Z miejsca był akceptowany i chętnie go zapraszano na imprezy zamknięte, gdzie zabierał też nas. Najlepszą z nich był pokaz mody przy torze wyścigów konnych, podczas gonitwy. Wszyscy panowie w garniturach, każda z pań w wieczorowej sukni, z nakryciem głowy jak tradycja nakazuje. Poznał tam stewardessę z Emirates Airlines. Właściwie to ona poznała jego. I tak zaczęli się spotykać.
I na końcu Ahmed, lokalny Arab - rozbrajał kobiety swoim zaciekawieniem ich osobą, które było przede wszystkim ogromne i szczere, a jednocześnie podkreślające jego wartość. Wypytywał je o wszystko co go interesowało, w myślach trawiąc przez chwilę odpowiedzi, po czym zadawał jeszcze więcej pytań, ale tak zagadkowych, że zmuszał kobiety do zastanowienia się zanim odpowiedziały. Zaczynało się od prostych pytań "Skąd jestes? Co robisz w Dubaju?", potem rozwijał kolejne wątki. Zaciekawienie rosło. Potem oczywiście kolejność się odwracała i to kobiety chciały się czegoś o nim dowiedzieć. I znowu niespodzianka - odpowiedzi miał lekkie i zagadkowe. Zapytany na przykład "No dobrze, ale skąd TY jesteś?" odpowiadał "A pamiętasz skąd pochodził Alladyn?". Często też mawiał "Wiesz co - tu jest głośno. Dokończmy tą rozmowę u mnie. Zabierz koleżanki". I impreza kończyła się u niego.
Nastawienie ludzi jest tam otwarte, bo po pierwsze - nie ma żadnego chamstwa w klubach. Po drugie - jakakolwiek agresja jest karana surowo przez policję. Jest duży szacunek ludzi względem siebie, dzięki temu kobiety mogą się czuć bezpiecznie, nawet w obcym towarzystwie. Ahmed przez pewien czas nie miał zęba, górnej jedynki, chyba ktoś mu ją wybił. Czy mu to przeszkadzało dobrze się ubrać i być fajnie nastawionym? Nie sądzę. Możliwe że stracił przez to kilka szans na rozmowę. Nie przejmował się tym, jedynkę w końcu wstawił i dalej wychodził z nami.
Każdy z nich chodził pozytywnie nastawiony, uśmiechnięty, każdy zdawał sobie sprawę że się różni od reszty, ale zamiast udawać kogoś kim nie są i nigdy nie będą, każdy podkreślał swoje mocne strony. I co ciekawe - każdy z nich cieszył się towarzystwem pięknych i ciekawych kobiet.
Każdy też czerpał z innych źródeł - jedni byli na szkoleniach u Mystery'ego, inni u BadBoy'a, jeszcze inni na RSD, albo uczyli się sami z materiałów pozyskanych z netu. Było kilku naturalsów. Co ciekawe - żaden z nich nie zapoznał się z podejściem Zana Perrion, u którego się szkoliłem prawie 2 lata temu. Dlatego też słuchali o nim z zaciekawieniem i obserwowali moje poczynania.
Co ciekawe - znane też były materiały Rossa Jeffriesa czyli Speed Seduction i prawie nikt z tego nie korzystał.
Warto też podkreślić zdrowe podejście do poznanych materiałów. Traktowali je jako dodatek do własnej osobowości, od początku kiedy pierwszy raz się z nimi spotkali, zamiast stać się społecznymi robotami, podążającymi za jednym wzorcem, którzy "alfowaliby” sobie, czyli przeskakiwali by się w tym który jest większym samcem alfa.
Po wspólnym wyjściu siadaliśmy w jednej z kafejek i omawialiśmy to co się wydarzyło. I znów - żadnego przekrzykiwania się, chwalenia się, mówienia sobie "jacy to jesteśmy zajebiści”, czyli tego co w medialnym światku określa się mianem lizania się po fiutach, żadnej pustej gadaniny niepopartej czynami, ani mentalnej masturbacji pod tytułem "znam wszystkie materiały, wiem prawie wszystko, tylko jakoś jeszcze nie wcieliłem tego w życie". Zamiast tego, na spokojnie opowiadaliśmy co się wydarzyło, były prośby o opinię, zwłaszcza jeżeli któryś z nas wingował, albo miał okazję obserwować zdarzenie. Można było mieć wrażenie, że w tym światku obowiązują tylko 3 zasady: 1. konkrety, 2. konkrety i na końcu 3. konkrety.
To co również było wspólne to szacunek do kobiet, podkręcany przez fakt, że kilku z nas pochodziło z arabskiego świata, gdzie szacunek do kobiet jest niemal dogmatem. Może dlatego też często przewijały się słowa "Poznałem ostatnio fajną kobietę...".
Zatrzymam się na chwilę w tym miejscu.
Każdy z tej społeczności patrzył realnie na świat. Realnie względem tego kim jest, jakimi cechami dysponuje, co potrafi, oraz skąd pochodzi. W tym drzemała ogromna siła, oraz ogromne poczucie pewności siebie. Mając wiedzę o swoich wadach i zaletach, nie musisz przecież mieć poczucia niższej wartości, tylko jest poczucie swojej wartości która jest różna od tego co inni prezentują.
Również u tych którzy dopiero zaczęli się uczyć.
Tępione było udawanie kogoś kim nie jesteś. "Ucz się i rozwijaj, miej świadomość swoich mocnych stron oraz słabości, ale kogo chcesz oszukać? Skoro my to widzimy, to myślisz że kobiety tego nie zobaczą? Sobie wstyd przyniesiesz, a i nam zepsujesz zabawę". Albo "Chcesz manipulować kobietami? Jesteś debilem, manipulacja jest dla ludzi słabych".
Być może też dlatego żaden z nich nie używał wobec kobiet określeń "suka”, "szmata”, "dziwka” itp. bo dysponując realnie opartą pewnością siebie, nie trzeba było poniżać kobiet, żeby się samemu lepiej poczuć.
Jeżeli miałbym sumarycznie określić to co sobą reprezentowali, to użyłbym jednego słowa - dojrzałość. I kobiety to widziały...
Zmontowała się z tego towarzystwa paczka dobrych znajomych którzy nie tylko doskonalili swoje umiejętności, ale rozmawiali ogólnie o życiu, rozwoju, poznawali się wzajemnie ze swoimi gronami znajomych, przedstawiali swoje koleżanki bez obaw że stanie im się coś złego, albo organizowali wspólne wypady.
Czy były w tym gronie "czarne owce”? Owszem, jak w każdym środowisku. Ale szybko były weryfikowane i odpadały. Jeden chłopak z Omanu, nie potrafił np. uszanować tego że jak jeden z nas poznaje kobietę, to nie należy się wtrącać, albo umniejszać czyjejś pozycji w oczach kobiety. Przestał być zapraszany.
Przeczytałem teraz to co napisałem powyżej i zdałem sobie sprawę że brzmi to prawie nierzeczywiście. Bo czy możliwe jest zgromadzenie ludzi o takich cechach w jednym miejscu? Zwróć uwagę, że pośród tej 2-milionowej rzeszy z różnych krajów, to były jednostki, które się jakoś odnalazły.
W Polsce było podobnie. Z całej rzeszy osób które poznałem w kraju, wyłoniło się kilka jednostek które są otwarte, pozytywnie nastawione, i chcą się rozwijać. I z nimi trzymałem kontakt będąc w Dubaju.
Wróć teraz na nasze podwórko.
Prawdopodobnie miałeś styczność z chłopakami którzy istnieją w polskiej społeczności. Miałeś okazję zaobserwować wypowiedzi, zachowania. Miałeś też okazję zaobserwować jak się w tym towarzystwie czujesz - czy się rozwijasz, czy jest to spójne z Twoim intuicyjnym poczuciem czy sprawy idą w pożądanym kierunku.
Wnioski pozostawiam Tobie, bo będzie to indywidualna sprawa, natomiast chcę żebyś też realnie spojrzał na otoczenie - czy masz wokół siebie ludzi którym sam możesz pomóc i którzy mogą też pomóc Tobie, bez atmosfery najmniejszej zawiści i na których można polegać. Jeżeli tak jest, to trzymam kciuki. Może się okazać że ta weryfikacja niestety nie będzie pozytywna. Wtedy bez sentymentów możesz spojrzeć dalej, za horyzont.
Jeżeli miałbym Ci coś doradzić - szukaj osób które nie siedzą na forach internetowych pisząc setki postów, szukaj takich dla których rozwój dobrych relacji z kobietami jest połączony z rozwojem osobowości, szukaniem nowych życiowych wyzwań, a kto wie - może i z rozwojem duchowym. Wtedy sam zobaczysz - wzrost porozumienia z kobietami, nie mówiąc o uwodzeniu, będzie efektem ubocznym tego jak się rozwiniesz jako młody albo i już niemłody mężczyzna.
Let the Balls be with you!
Tupak