Kto wie, czy nie będziesz postawiony wyżej? Po
prostu nie martw się o to i chodź ze mną.
No i po co ciągle się ze mną kłócisz? Mówię ci
tylko, jaki jestem, chcę tylko tego, co mi się należy.
Nikogo nie proszę o łaskę.
A więc zrób to, i to natychmiast! Poproś o łaskę!
Tutaj jeżeli chcesz coś dostać, wystarczy poprosić, ale
niczego nie można kupić.
No, tobie to pewnie nie przeszkadza, co? Jeże
li chcą tu wpuszczać takich przeklętych morderców
tylko dlatego, że w ostatniej chwili udają skruchę, to
ich sprawa. Ale wcale mi się nie uśmiecha, żeby nas
wrzucali do jednego worka. Jakim prawem? Ja nie
potrzebuję niczyjej laski. Jestem porządnym facetem
i gdybym dostał to, co mi się należy, już dawno był
bym tutaj, możesz im to ode mnie powiedzieć.
Jego towarzysz potrząsnął głową.
W ten sposób nigdy ci się nie uda — powie
dział. — Stopy nigdy nie stwardnieją ci na tyle, żebyś
mógł chodzić po trawie. Zmęczysz się, zanim dotrze
my do gór. A poza tym nie masz racji. — Gdy to mó
wił, w jego oczach błysnęły wesołe ogniki.
W czym nie mam racji? — zapytał Upiór urażo
nym głosem.
Nie byłeś porządnym człowiekiem i wcale się
nie starałeś. Nikt z nas nie był naprawdę porządny
i nikt z nas się nie starał. Ale, niech Pan ma cię w swo
jej opiece, to już bez znaczenia. Nie trzeba znowu do
tego wracać.
Ty! — wykrztusił Upiór. — Ty masz czelność
mówić, że j a nie byłem porządnym człowiekiem?
Oczywiście. Czy muszę wdawać się w szcze
góły? Na początek powiem ci jedną rzecz. To, że za
mordowałem Jacka, nie było jeszcze najgorsze. Dzia
łałem pod wpływem chwili i kiedy to robiłem, byłem
na wpół szalony. Ale ciebie mordowałem z rozmy-słem całymi latami w swoim sercu. Zdarzało się, że leżałem w nocy i rozmyślałem, co mógłbym ci zrobić, gdyby kiedyś nadarzyła się okazja. To dlatego przysłano mnie teraz do ciebie: mam cię prosić o wybaczenie i pozostać twoim sługą tak długo, jak będziesz tego potrzebował, albo i dłużej, jeżeli sprawi ci to przyjemność. Ja byłem najgorszy, ale wszyscy twoi podwładni czuli to co ja. Dałeś się nam we znaki. Tak samo jak swojej żonie i dzieciom...
Pilnuj swojego nosa, młokosie — przerwał mu
Upiór. — Trzymaj lepiej język za zębami, rozumiesz?
Nie będę wysłuchiwał od ciebie żadnych impertynen
cji na temat moich prywatnych spraw.
Żadne sprawy nie są tak naprawdę prywatne —
odparł tamten.
I jeszcze coś ci powiem — nie ustępował Upiór.
— Zabieraj się stąd, dobra? Nikt cię tu nie potrzebuje.
Może jestem tylko zwyczajnym facetem, ale nie będę
trzymał z mordercą, a już na pewno nie będę wysłu
chiwał twoich pouczeń. Dałem ci się we znaki, co?
I takim jak ty też? No, gdybyś tak znowu był u mnie,
dopiero bym ci pokazał, co to znaczy praca!
Możesz mi to pokazać teraz — odpowiedział
tamten ze śmiechem. — Wędrówka w stronę gór to
wielka radość, ale będziemy mieli też sporo pracy.
Nie myślisz chyba, że z tobą pójdę?
Nie odmawiaj. Sam nigdy tam nie dotrzesz. A ja
Zostałem przysłany specjalnie po ciebie.
A więc to tak?! — wrzasnął Upiór, z pozoru roz
goryczony, ale zdawało mi się, że usłyszałem w jego
głosie nutkę triumfu. Poproszono go o coś: mógł więc
skorzystać ze sposobności i odmówić. — Domyślałem
się, że coś tu nie gra — ciągnął. — To wszystko jed
na banda, jedna parszywa banda. Powiedz im, że nie
30
31