zji Ukrzyżowania. Dopiero teraz można w pełni pojąć, jak wielka była to katastrofa... zniszczyła wszelkie nadzieje. Ach, musisz już iść? Cóż, i na mnie pora. Żegnaj, drogi chłopcze. Bardzo się cieszę z naszego spotkania. Było bardzo pouczające i pobudzające do myślenia. Żegnaj, żegnaj, żegnaj!
Powiedziawszy to, Upiór skinął głową i obdarzył swego rozmówcę promiennym uśmiechem duchownego — bo chyba to właśnie miał oznaczać grymas bezcielesnych warg — a potem odwrócił się i zaczął nucić pod nosem „O jak potężne jest miasto Boga".
Przez chwilę patrzyłem, jak odchodził, zaraz jednak nowa myśl odwróciła moją uwagę. Skoro trawa okazała się twarda jak kamień, czy nie dałoby się chodzić również po wodzie? Spróbowałem najpierw jedną nogą — stopa nie zanurzyła się pod powierzchnię. W następnej chwili odważnie dałem krok naprzód. Natychmiast upadłem na twarz i potłukłem się boleśnie. Zapomniałem, że woda, chociaż twarda, płynie jednak z dużą prędkością. Kiedy zdołałem wstać, od miejsca, gdzie opuściłem brzeg, dzieliło mnie już około trzydziestu metrów. Nie zniechęciło mnie to do wędrówki w górę rzeki, oznaczało jednak, że pomimo szybkiego marszu posuwałem się bardzo powoli.
6
C
hłodna, gładka powierzchnia przejrzystej wody przyniosła ulgę moim stopom. W godzinę zdołałem pokonać kilkaset metrów, ale potem wędrówka nabrała innego charakteru. Strumień zaczął płynąć szybciej, a wielkie płaty czy też wirujące wysepki piany mknęły z nurtem, kalecząc mnie w nogi jak kamienie, gdy nie zdążyłem w porę uskoczyć na bok. Powierzchnia wody stała się nierówna, pojawiły się w niej zagłębienia i wybrzuszenia, które co prawda bardzo malowniczo zniekształcały widoczne na dnie kamienie, ale równocześnie wytrącały mnie z równowagi, tak że w końcu musiałem wydostać się na brzeg. Na szczęście tworzyły go tutaj wielkie, płaskie kamienie, po których szło się niemal bezboleśnie. Potężny, ale przyjemny dla ucha szum rozbrzmiewał wśród otaczających mnie drzew, aż w końcu po kilku godzinach marszu wyszedłem zza zakrętu i zobaczyłem, skąd ów hałas pochodzi.
Przede mną wznosiły się łagodnie zielone stoki wzgórz, tworząc obszerny amfiteatr okalający spienione, pulsujące jezioro, do którego woda spadała kaskadą po wielobarwnej skalnej ścianie. Ponownie zdałem sobie sprawę, że z moimi zmysłami stało się coś, co pozwoliło mi odbierać wrażenia nie do ogarnięcia w zwykłych warunkach. Na Ziemi nie można by w ogóle oglądać takiego wodospadu w całości: byłby na to zbyt wielki. Huk spadającej z tak wysoka wody musiałby być nie do zniesienia nawet z odległo-
43