42 43

Trudi referowała mi właśnie niepowodzenia ostatniego wieczora, gdy znienacka wybuchnęła śmiechem:

No nie, tego już za wiele! Chyba nikt nie napracował się tyle co ja
nad opornymi sztukami!

Wybuchnęła śmiechem jeszcze raz, a potem oświadczyła stanowczo:

Koniec z tym. Zacznę mieć to w nosie. Zawsze ciągnęło mnie do
mężczyzn, którzy nie mieli mi nic do zaoferowania. A co więcej, wcale
nie chcieli tego, co ja im oferowałam.

Był to zwrotny punkt w życiu Trudi. Stopniowo nauczyła się lubić samą siebie i stała się zdolna do oceny. Potrafiła już spostrzec, że nie warto inwestować w związek bez wzajemności. Gorączkowe po­dwajanie wysiłków nad jego umocnieniem mija się po prostu z celem. Wyzbyła się nawyku używania seksu jako środka przełamującego opory i po dwóch latach terapii kompletnie zmieniła styl: umawiała się teraz niedbale z wieloma młodymi ludźmi, lecz nie sypiała z żadnym.

Spotykam się z kimś i patrzę, czy miło spędziłam czas, czy mi się
podoba, jaki to rodzaj człowieka. Nigdy przedtem nie zastanawiałam
się nad takimi rzeczami. Zawsze starałam się, żeby to on miło spędził
czas i uznał mnie za atrakcyjną dziewczynę. Po żadnej randce nie
pytałam siebie, czy mam ochotę znów zobaczyć tego faceta. Byłam
zbyt pochłonięta niepokojem, czy ja dogodziłam mu na tyle, żeby
umówił się na następny raz. Wszystko postawione na głowie!.

Kiedy Trudi zdecydowała się zrezygnować z terapii, umiała już stawiać wszystko na nogach. Wycofywała się z niefortunnych związ­ków, a jeśli nawet pojawiała się jakaś iskierka ekscytacji kimś mało skwapliwym, wnet gasła, przytłumiona trzeźwym oszacowaniem męż­czyzny, sytuacji i perspektyw. Trudi chciała prawdziwego partnera albo nikogo. Nic pośredniego by jej nie zadowoliło. Nie oferowała więcej siebie w zamian za ból i odrzucenie. Ale jednocześnie nie miała bladego pojęcia o życiu w cieple i obopólnym zaangażowaniu. Nie doświad­czyła nigdy intymności płynącej ze stabilnego związku, którego zawsze tak potrzebowała. Choć lata całe upłynęły Trudi na daremnej żebraninie o „bycie razem", nie potrafiłaby funkcjonować w takiej atmosferze. Nie przypadkiem ciągnęło ją do mężczyzn „księżyco­wych", odpychających, niechętnych. W gruncie rzeczy bowiem nie mogłaby znieść bliskości. W domu rodzinnym nie było żadnego „bycia razem". Jedynie wojny i rozejmy, przy czym każde zawieszenie broni oznaczało wstęp do kolejnej bitwy. Zbrzydzona manipulacjami matki,

Trudi wymyśliła sobie odwrotną receptę na miłość: oddawać się całkowicie nie prosząc o nic. Dzięki terapii wyzwoliła się ze schematu daremnego męczeństwa. Wiedziała już, czego nie robić. Lecz znaj­dowała się dopiero w połowie drogi.

Musiała teraz nauczyć się następnej trudnej rzeczy: przebywania w towarzystwie mężczyzn ujmujących, choć „nieciekawych". Wiele kobiet, które kochają za bardzo, zna doskonale to uczucie: niby przyjemnie, ale „nudno". Bez fanfar, bicia dzwonów, eksplozji i gwiaz­dek z nieba. Kiedy nie dzieje się nic podniecającego, ogarnia nas dziwna irytacja, skrępowanie i niechęć. Niemiły stan, któremu nad­ajemy miano „nudy". Trudi nie umiała „znaleźć się" wobec kogoś sympatycznego, troskliwego i wyraźnie nią zainteresowanego. Nie wiedziała, „z czym to się je". Potrafiła świetnie stawiać czoło wy­zwaniom, nie potrafiła zupełnie radować się po prostu męską obecnoś­cią. Jeśli nic nie skłaniało jej do wysiłków i manewrów, gubiła się w sytuacji. Nie mogła poluzować się i odprężyć. Ponieważ na­wykła do uniesień i cierpień, do walk kończących się zwycięstwem lub klęską, każdy układ pozbawiony tych istotnych elementów robił wrażenie mdłego, błahego, a zarazem jakby „wbrew naturze". Parado­ksalnie, w kontaktach z mężczyznami zarównoważonymi, spoleg­liwymi, ochoczymi doznawała więcej negatywnych emocji niż z który­mkolwiek ze swych grymaśnych, opornych i mało odpowiedzialnych kochanków.

Kobieta kochająca za bardzo jest przyzwyczajona do cech i zachowań negatywnych i czuje się z nimi lepiej, dopóki nie zmieni radykalnie nastawienia. Trudi musiała więc nauczyć się jeszcze przyjemnego obcowania z człowiekiem, który uwzględnia jej dobro na równi z własnym. W przeciwnym razie nie miała co marzyć o praw­dziwej bliskości.

Chora miłość u kobiety objawia się na ogół następującymi sym­ptomami w sferze erotyki:

42

43


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
page 42 43
ei 07 2002 s 42 43
ei 04 2002 s 42 43
42 43
CW 42 43, POLITECHNIKA WROC˙AWSKA
Pływanie, Konspekt 42 i 43, Konspekt lekcji:
Pływanie, Konspekt 42 i 43, Konspekt lekcji:
42 43 607 pol ed01 2007
42, 43
41 42 43 id 38542 Nieznany (2)
42 43
Zarzadzanie, Pyt 42-43, 42
43, PIOT42 3, ˙wiczenie 42 i 43.
42 i 43, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
05 1995 42 43
42 43, STUDIA, semestr 5, Organizacja Produkcji Budowlanej & Ekonomika Budownictwa, TioB
42-43
42 43