Poezja Mirona Białoszewskiego
Stanisław Burkot, Marian Stępień
Współczesna literatura polska (1977r.)
Jego poezja, uważana przez nieprzyzwyczajonych czytelników za dziwactwo, da się wytłumaczyć na tle szeroko podjętych eksperymentów i poszukiwań językowych. Warto jednak pamiętać, że zabawa ze słowem, jaką uprawia Białoszewski, kryje w sobie ciekawe treści światopoglądowe, rejestruje sporo trudnych do nazwania przeżyć psychicznych. Doskonali więc poeta język nie tylko przez wprowadzanie nowych słów, lecz także przez demaskowanie, parafrazowanie, a niekiedy parodiowanie jego ułomności.
Przeżywanie świata przez jednostkę bywa zwykle bogatsze niż możliwości nazwania samych przeżyć. Jakaż jest więc relacja między rzeczami i słowami? Rozwijanie wyobraźni językowej społeczeństwa okazuje się drogą do usprawnienia środków porozumiewania się między ludźmi. poetycka zabawa ze słowem u Białoszewskiego godna jest uwagi nawet wówczas, jeśli nie dla wszystkich pomysłów zyska on naszą aprobatę. Warto również pamiętać, że znaczna część zaskakujących rozwiązań w warstwie językowej jego poezji zmierza do groteski, staje się często dobrym żartem, choć kryć się mogą za nim sprawy całkiem poważne.
Białoszewski, badając język, którym się posługujemy, dostrzega jego ułomności. Stąd też zdania w wierszach bywają niepełne, urwane, eliptyczne. Miejsca te w codziennej rozmowie wypełnia gestykulacja. poeta twierdzi zresztą, że wiersze powinny być do słuchania, nie do czytania, to znaczy powinny być wygłaszane do słuchaczy, wymagają bezpośredniego kontaktu poety z odbiorcą. W istocie więc chodzi tu o stworzenie takiej sytuacji, jak w bezpośredniej rozmowie. Odwoływanie się do języka mówionego, a nie pisanego, warunkuje w wierszach Białoszewskiego zarówno rytm wypowiedzi poetyckiej, jak i dobór słownictwa. Parafrazowanie właściwości języka mówionego zapisuje się także w używaniu różnego typu powiedzeń i porzekadeł, podsłuchanych na peryferiach miasta, w kolejkach podmiejskich. Z żargonu i gwary podmiejskiej pochodzi także skłonność do zabawnego przekształcania brzmień i znaczeń. Tak na przykład w wierszu Taniec na błędach ubezdźwięcznionych przez analogię do liczebnika "miliony" tworzy Białoszewski wyraz "małpiliony".
Obok załamania frazy jako podstawowej cząstki składniowej ważną rolę odgrywa w tej poezji także rozbicie wyrazu na cząstki morfologiczne. Wyodrębnienie rdzenia, przedrostków i przyrostków, swobodne operowanie nimi, łączenie w nowe całości lub też pozostawianie cząstek niesamodzielnych jako osobnych wyrazów w wierszu - są to stałe praktyki w poezji Białoszewskiego. Wydawać by się mogło, że zburzenie logicznej struktury wypowiedzi językowej doprowadzić musi do zatraty jakiegokolwiek sensu. Tak jednak nie jest. Manipulowanie formami gramatycznymi języka, swoista analiza jego cząstek, jest tylko częścią przedsięwzięć Białoszewskiego. W burzeniu naszych przyzwyczajeń językowych Białoszewski nie zapomina bowiem o tworzeniu nowego porządku. Owo "odejmowanie słów od rzeczy" jest tylko wstępną częścią skomplikowanej operacji. Słowa oddzielone od desygnatów zachowują przecież swoje brzmienie. Można więc łączyć je w większe całości na tej właśnie zasadzie. W wierszu Nadwołkowyjskiej nocy liczba pojedyncza na tej zasadzie zestawiane są obok siebie "szło" i "szkło". We wspomnianym już wierszu Taniec na błędach ubezdźwięcznionych podobieństwa brzmieniowe łączą ze sobą takie słowa, jak "humor" i "rumor", "spokój" i "niepokój", "miliony", "małpiliony", "pilonych" itp. Taka zasada brzmieniowo-skojarzeniowego wywoływania słów z pamięci prowadzi do powstawania swoistych napięć znaczeniowych między wyrazami. Nawet bowiem mechaniczne i przypadkowe zestawienie dwóch wyrazów zarysowuje możliwość nowego sensu. Aby to sprawdzić, powróćmy do wcześniejszego przykładu. Teraz jednak przytoczymy cały fragment wiersza w jego autentycznej szacie graficznej:
Uspokój się, Białoszewski
byłeś dziś pierwszy szczęśliwy
(humor jak rumor
spadł! o
spokój
niepokój),
nie jesteś pierwszy nieszczęśliwy(...)
Sprawdźmy najpierw wszystkie zabiegi językowe, istniejące w tym fragmencie. Można więc mówić o instrumentacji brzmieniowej (powtarzanie grup spółgłoskowych "sp" w wersie 1, 4 i 5; sylab lub grup sylabowych w wersie 2, 3, 5, 6, 7), o uporządkowaniu graficznym (w wersie 3 ostatnie słowo "spadło" do następnego, wydając przy tej okazji westchnienie "o". Zapisane to zostało kształtem graficznym wiersza), a wreszcie o uporządkowaniu znaczeniowym. Wiersz bowiem wyraża postawę wobec świata, nazwijmy ją postawą stoicką, choć w wydaniu popularnym, przypominającym znane powiedzenie: "tylko spokój może nas uratować". Szczęścia i nieszczęścia następują szybko po sobie. Stąd też humor, będący zewnętrznym objawem wewnętrznej szczęśliwości, spada jak rumor, to znaczy nagle, głośno, zaskakuje nas, wnet też przemija. porządek słów w tym fragmencie ma więc swe logiczne znaczenie, stara się nazwać pewne przeżycia i stany psychiczne.
Podobnej analizy wymaga wiersz Nadwołkowyjskiej nocy liczba pojedyncza. W obu tytułach podkreślony został "gramatyczny" charakter wierszy. W drugim utworze chodzi oczywiście o gramatykę języków słowiańskich. Wołkowyja (miejscowość w Bieszczadach) etymologicznie pochodzi od dwóch słów: wołk w języku Rusinów Podkarpackich oznacza wilka. W nazwie miejscowości jest także rdzeń słowa "wyć". Zakończenie wiersza wyodrębnia rdzeń pierwszego słowa w formie archaicznej "włk" i stosuje do niego współczesną odmianę polską ("włka"), ale ta forma brzmieniowo kojarzy się ze słowem "łka" (płacze). W ten sposób docieramy do warstwy znaczeniowej utworu: jest to po prostu zapis wrażeń z pobytu w Bieszczadach. Wycie wilków przypomina o grasujących tu po wojnie bandach, wywołuje trwogę, jest także zapisem cierpienia i płaczu. Fakty te nie zostały nazwane bezpośrednio, lecz tylko przypomniane, zasygnalizowane w językowej konstrukcji utworu.
Poetycka zabawa z językiem znana była i wcześniej w naszej poezji. Uprawiali ją (trochę na innych zasadach) futuryści, skamandryci, a także poeci krakowskiej awangardy. Nigdy jednak nie była to dążność tak konsekwentna jak u Białoszewskiego. Wyobraźnia poety buduje świat własny trochę na przekór tradycji literackiej. Bunt przeciwko niej zapisuje się w wyborze poetyckich rekwizytów: świat domowych sprzętów, czynszowych kamienic, starych uliczek, bez kolorów, bez zieleni, wyraża przeżycia człowieka zagubionego w wielkim mieście, uciekającego przed zyciem, który gotów w każdej chwili pisać poetyckie traktaty o urokach i niebezpieczeństwach leniwego leżenia w łóżku (por. wiersz Leżenia).
Białoszewski debiutował najpóźniej z całej grupy swoich rówieśników, stąd też dość często zalicza się go do następnej generacji poetyckiej, która wkroczyła do literatury po 1956 roku. Z Różewiczem łączy go jednak przekorne odrzucenie tradycyjnego typu poetyzowania, niechęć do "pięknych" słów w poezji, z Szymborską - skłonność do budowania wierszy z anegdotą, fabułą. Białoszewski opowiada zawsze swoje dziwne przygody z rzeczami, których często nie umie nazwać. Autor Obrotów rzeczy i Rachunku zaściankowego inspirował wielu młodszych poetów, których krytyka literacka zaliczyła do grupy czy kierunku "słowiarzy". Zwracają oni uwagę na właściwości samego języka, sprawdzają jego możliwości, jego sprawność i przydatność w poznawaniu świata.