Zapomniany rozbiór


Zapomniany rozbiór

Pierwszego maja 1757 r. w Paryżu zawarty został pakt, zwany przez historyków drugim traktatem wersal­skim. Podpisujące go mocarstwa ustaliły między sobą rozbiór Prus: Austrii przyznano Śląsk i ziemię Kłodzką, Rosji Prusy Wschodnie oraz - co niezwykle ciekawe - Kurlandię, choć formalnie należała ona wówczas do nieuczestniczącej w sporze i bynajmniej nie sprzymie­rzonej z Prusami Polski; Szwecja brała Pomorze Szcze­cińskie, Francja pas ziem nad Renem. O nabyt­kach terytorialnych przewidzianych dla Bawa­rii i Saksonii, z uwagi na ich niewielkie rozmia­ry, stosowne do siły tych państw, możemy nie wspominać. Tak czy owak, Prusy znalazły się w sytuacji beznadziejnej. Sama tylko Francja obiecała sojusznikom wystawienie 130 tysięcy żołnierzy, czyli niewiele mniej niż liczyła cała ich armia. Jeszcze więcej stawiała pod broń Austria. Rosja zadeklarowała tylko 80 tysięcy, ale uzupełniła je flotą kilkudziesięciu okrętów wojennych, z dwudziestoma liniowcami na czele. Do­dawszy do tego kontyngenty mniejszych państw, Prusa­cy mieli pełne prawo powiedzieć sobie słowami znanej piosenki Młynarskiego „ widoki nasze marne są i dola przesądzona” i zamówić mszę żałobną - zwłaszcza że Anglia, która jako jedyna gotowa się była za nimi ująć, zaoferowała wysłanie wszystkiego dziesięciu tysięcy chłopa, i to tylko do obrony przed Francuzami okolic Hanoweru.

Prusacy zachowali się jednak, z naszego punktu wi­dzenia, dziwnie. Nikt nie łkał nad nieuchronną zgubą oj­czyzny, nie tarzał się po ziemi, rwąc koszulę na piersiach, ani nie śpiewał „Te deum”, a Stary Fryc nie przyłączał się do rozbiorców i nie pożyczał im kałamarza, by mieli czym podpisać swoje pakty. Zamiast tego, nie dając prze­ciwnikom czasu na przygotowanie wspólnej kampanii, zebrał wojsko, pomaszerował szybko na południe i nagłym atakiem spuścił bęcki Austriakom. Co prawda, w następnej bitwie stracił, co uzyskał w poprzedniej, ale nie załamując się z tego powodu skierował się z kolei ku następnemu wrogowi, i tak, wojując ze zmiennym szczę­ściem na różnych kierunkach przez siedem lat, stopnio­wo wyperswadował adwersarzom, że Prusom nie należy niczego zabierać, bo to boli tego, który zabiera. Nie mi­nęło dalszych osiem lat, a król Prus zaoferował niedaw­nym przeciwnikom podzielenie się terytoriami Rzeczpo­spolitej Obojga Narodów, która to propozycja, jak wie­my, została przyjęta i zrealizowana.

Właśnie w czasie wojny siedmioletniej został przesą­dzony rozbiór Polski. W wojnie tej Rzeczpospolita za­chowywała się bowiem, delikatnie rzecz ujmując, dziw­nie. De facto w niej uczestniczyła, bo jej król był zarazem elektorem Saksonii, aktywnej po stronie antypruskiej ko­alicji, i korzystał z prawa do używania w walkach nie­licznych wojsk Rzeczypospolitej - a poza tym sama geo­grafia sprawiała, że duża część działań wojennych toczy­ła się właśnie na naszym terytorium. De iure jednak po­zostawaliśmy neutralni, albowiem żadna z władz Rzeczy­pospolitej decyzji o przystąpieniu do wojny - jak zresztą żadnej w ogóle - podjąć nie była w stanie. Obce wojska łaziły więc po Polsce i Litwie jak po rozgrodzonym pa­stwisku, wybierały kontrybucje, porywały rekruta i robi­ły, co chciały, a Polacy ograniczali się do formalnych protestów, albo nawet i tego nie. Do legendy przeszedł ówczesny wielki hetman litewski Mikołaj Radziwilł, zwany „Rybeńką” - dziwak i głupek jeszcze większy niż sławny Karol „Panie Ko­chanku” - który, gdy na jego ju­rysdykcję weszła, paląc i rabu­jąc, armia rosyjska, wysłał do jej wodza pismo z oficjalnym zapy­taniem, czy przybywa jako przy­jaciel, czy jako wróg. Tamten od­pisał, że jako przyjaciel, po czym palił i rabował dalej, nie doznając żadnych przykrości ze strony zadowolonego z tej odpowiedzi hetmana.

Państwo się pewnie zdziwią, czemu właściwie zamęczam ich tymi starocia­mi - czy to jakaś rocznica, czy co? Nie, po prostu lapidarny opis rozbiorów, na jaki pozwoliłem sobie w swej ostatniej książce, okazał się budzić zastrzeżenia miłych czytelników. Cóż, historykiem faktycznie nie jestem, a „Polactwo” nie traktuje o histo­rii, tylko o sprawach współczesnych. Ale co zrobić, że ta współczesność nie tylko wciąż pozostaje w cieniu historii - ale wręcz wydaje się ją powtarzać? Nasza historia jest wyjątkowa, powtarzamy sobie, wyjątkowa przez to, jak wrednie się z nami zawsze wszyscy obchodzili, jak złych zawsze mieliśmy sojuszników i tak dalej. Cóż, jeśli się dokładniej wczytać w dzieje, to wyjątkowe wydaje się u nas tylko jedno - brak jakiejkolwiek troski o własne państwo i chęci bodaj kiwnięcia palcem dla jego dobra.

25 siernia 2004



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rafał Ziemkiewicz Felietony Zapomniany rozbiór
Nowa Marchiwa prowincja zapomniana wspólne korzenie materiały z sesji naukowych Gorzów Wlkp zes
chwila zapomnienia
ZOSTAWI I ZAPOMNIE
J Strzelczyk, Zapomniane narody Europy, Wrocław 2006
Ocalić od zapomnienia
Okoliczności istotne dla wydania decyzji w przedmiocie rozbiórki obiektu budowlanego
ADL Zeromski Zapomnienie
23 ROZ warunki i tryb postępowania w spr rozbiórek obiek
inwentaryz, rozbiórka
Nowa Marchiwa prowincja zapomniana wspólne korzenie materiały z sesji naukowych Gorzów Wlkp zes
Rząd zapomniał zmienić przepisy będziesz żyć bez etatu i emerytury, Polska dla Polaków, Emerytury
tab rozbiorów najnowsza, inżynieria ochrony środowiska kalisz, z mix inżynieria środowiska moje z i
Strażnik zapomnianej wiedzy, Free
metody rozbiórek
Zapomniane ludobójstwo o rzezi Ormian w15 roku esej
Zapomniana sztuka polowania z podchodu
Sprawko Wytop ołowiu ze szlamu z rozbiórki akumulatorów, Recykling metali AGH ZiP

więcej podobnych podstron