1


KATOLICKI UNIWERSYTET LUBELSKI

WYDZIAŁ NAUK SPOŁECZNYCH Katedra Socjologii Kultury

Leon Dyczewski OFMCorw


LUDZIE STARZY l STAROŚĆ

W SPOŁECZEŃSTWIE

l KULTURZE

Redakcja Wydawnictw

Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego

Lublin 1994


Opracowanie redakcyjne

Anna Hasińska-Formela

Projekt okladki

i stron tytułowych

Jerzy Durakiewicz


na ofdadce fragment obrazu Aleksandra Gierymskiego

To, że starzejemy się, jest jednakie dla wszystkich To, jak się starzejemy, jest różne dla każdego


Wydanie publikacji

dofinansowane przez

Komitet Badań Naukowych

258613 ISBN 83-228-0398-2

Redakcja Wydawnictw

Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego

20-708 Lublin, ul. Konstantynów l

Tel. 55-71-51, 55-71-66 (kolportaż)

Wydanie I. Nakład 1500 egz. Ark. wyd. 6,5. Ark. druk. 8,0. Papier offset kl. III,

Al, 80 g. Do druku oddano w listopadzie 1994 r. Druk ukończono w grudniu

1994 r. Zam. 391/94

ZAKŁAD MAŁEJ POLIGRAFII KUL


Poświęcam moim Dziadkom - Przewodnikom życia


WSTĘP

Człowiek wykorzystując rozwój medycyny, poprawiając wa­runki życia i doskonaląc instytucje troszczące się o zdrowie wciąż dodaje sobie lat do życia. Długowieczność nie jest już dzisiaj wyjątkiem. Coraz częściej człowiek żyje także w przypad­kach daleko idącego ograniczenia zdolności i możliwości poru­szania się oraz komunikowania z otoczeniem, a nawet - kiedy zdolność tę i możliwość niemal całkowicie traci i zupełnie wy­cofuje się ze świata zewnętrznego.

Drugą połowę wieku dziewiętnastego z racji gwałtownego przyrostu naturalnego w Europie - a następnie rozwoju wielu nauk, szkolnictwa, instytucji społecznych, budownictwa i polityki społecznej, nastawionych na dziecko - można określić jako epo­kę dziecka. Z kolei wiek dwudziesty, a szczególnie jego drugą połowę, z racji rozwoju grup i ruchów młodzieżowych, przyzna­nia wielu praw młodzieży, uznaniu ją za czynnik rozwoju społe­cznego - można określić jako epokę młodzieży. Końcówka dwu­dziestego wieku i początek wieku następnego z całą pewnością należą do ludzi starych. Europa, wchodząc w dwudziesty pierw­szy wiek, będzie miała 1/4 swojej ludności w wieku sześćdziesię­ciu lat i więcej, a Polska, uchodząca do niedawna za jeden z najmłodszych krajów starego kontynentu, będzie wprawdzie nadal demograficznie nieco młodsza, niemniej jednak odsetek osób tej kategorii wieku osiągnie 16,25 procent. Zmienia się zatem widok ulic naszych miast i wsi. W miejsce rozbawionych dzieci wchodzą ludzie dojrzali i starzy.


Proces starzenia się społeczeństw domaga się od nas zmian w dziedzinie szeroko rozumianej polityki społecznej, w rozumie­niu wartości ludzi starych w życiu społecznym i wreszcie w ro­zumieniu starości przez samych ludzi starych.

Politykę społeczną kształtują potrzeby określonych grup społecznych, powszechność ich występowania, ich wyartykuło­wanie i określenie form wyścia im naprzeciw, W naszym społe­czeństwie do głosu będą stopniowo dochodziły potrzeby ludzi starych, które są swoiste i odmienne od potrzeb dzieci oraz ludzi młodych, a które dotychczas nie dawały zbyt mocno znać o sobie. Teraz będą wprost krzyczały o sobie. I tego krzyku nie będą mogli nie słyszeć politycy, właściciele zakładów produkcyjnych i usługowych, służba zdrowia, działacze kultury i duszpasterze. Wszyscy, którzy swoimi decyzjami kształtują życie społeczne, muszą stopniowo dokonywać zmian w systemie ubezpieczeń społecznych, systemie pracy i usług, w budownictwie, oświacie i kształceniu, w służbie zdrowia i duszpasterstwie.

Ekonomistów i polityków przeraża ta sytuacja. Preferują oni młodzież i ludzi w wieku produkcyjnym. W te grupy społeczeń­stwa gotowi są nawet wiele inwestować, oczywiście z nadzieją, że nakłady w kalkulacji ekonomiczno-politycznej szybko się zwró­cą. Znaczenia ludzi starych w dzisiejszym społeczeństwie nie można jednak opierać na ich zestawieniu z młodszymi pokole­niami w płaszczyźnie tylko ekonomicznej i politycznej. Tej kon­kurencji rzecz jasna oni nie wytrzymają. Konieczne jest dostrze­żenie wartości w nich samych, bez owego konkurencyjnego ze­stawienia z nowymi pokoleniami. Starzy ludzie nie mogą kon­kurować z fachowością zawodową młodych, którzy przygotowu­ją się do zawodu dwa razy dłużej i w o wiele lepszych warunkach, ani z ich odwagą w podejmowaniu decyzji, ani z ich wytrzyma­łością psychofizyczną. W dziedzinie zawodowej, ekonomicznej i politycznej ustępują młodym i tak być powinno, te dziedziny bowiem należą do tak zwanych otwartych dziedzin dzisiejszego życia społecznego. Nastawione są na ciągłą innowację i zmieniają

10

się szybko. Starzy ludzie ustępują w nich młodszym pokoleniom, co wcale nie znaczy, że nie mają swojego znaczenia w życiu ogólnospołecznym, że nic w nie nie wnoszą, a stanowią tylko dla niego obciążenie.

Znaczenie człowieka w życiu społecznym wraz z jego wie­kiem przenosi się z dziedzin ekonomii i polityki na dziedziny bardziej duchowe - mniej dostrzegalne, ale niezmiernie ważne. Ludzie starzy utrwalają w społeczeństwie wszystkie sprawdzone osobistym życiem wartości, normy i wzory stosunków między­ludzkich, szczególnie rodzinnych. Przekazują młodym na ogół prawidłowy stosunek do społeczeństwa i państwa, do dóbr ma­terialnych i całej doczesności. Uczą młodsze pokolenia odwagi życia, umiejętności znoszenia przeciwności i porażek, a także przeżywania sukcesów. Są wspaniałym uzupełnieniem zinstytu­cjonalizowanego kształcenia i wychowania. W te procesy, tak bardzo dzisiaj urzeczowione, wprowadzają elementy personal­ne. Ukazują młodym w jaki sposób mogą włączać życie jednos­tkowe i rodzinne w życie społeczności lokalnej, narodowej i ogólnospołecznej. Nadają trwałości i ciągłości całościowo ro­zumianemu życiu społecznemu i narodowemu. W tym wszys­tkim tkwi ogromna wartość ludzi starych w zmieniającym się szybko nowoczesnym społeczeństwie.

11 wreszcie zarówno sami ludzie starzy, jak też młodzi, muszą inaczej spojrzeć na swoją starość. Konieczne jest wyzbycie się lękliwości, a nawet przerażenia przed tym, co niesie z sobą sta­rość w jej obrazie ukształtowanym w ostatnich dziesięcioleciach. Jest to obraz jednostronny, bo podkreślający z zasady negatywy starości. Tymczasem starość ma swoje wartości niezmiernie cen­ne dla samej jednostki. Wydłużające się wciąż życie człowieka trzeba nimi w sposób świadomy wypełniać. Sposoby tego wy­pełniania są właściwe dla każdej epoki i dla każdej jednostki.

Oddając Czytelnikowi tę niewielką książkę, mam nadzieję, że przybliży ona problemy powyżej zasygnalizowane oraz pobu­dzi do poszukiwania ich rozwiązań w życiu indywidualnym

11


i społecznym. Zdaję sobie sprawę z uproszczenia wielu proble­mów, ze zbyt skrótowego ich przedstawienia. Nawet tak gene­ralne mówienie o ludziach starych, jakie Czytelnik spotka w niniejszej książce, jest już uproszczeniem całej rzeczywisto­ści. Ludzie starzy stanowią bowiem bardzo zróżnicowaną grupą pod względem swoich potrzeb i problemów. Najczęściej dzieli się ich na tych, którzy dopiero wchodzą w okres starości i liczą od 60 do 70 lat, na tych, którzy są w przedziale wiekowym 70-80 lat, i wreszcie na tych, którzy liczą 80 lat i więcej. Za właściwą starość uważa się na ogół dopiero lata od 70 wzwyż.

Niech mi zatem Czytelnik wybaczy, że w tak ogólny sposób mówię o starości. Zadaniem tej książki nie jest bowiem bardzo szczegółowe i drobiazgowe omawianie problemów, w ich zróż­nicowaniu w zależności od cech demograficznych, społecznych, zdrowotnych i duchowych ludzi starych. Jest to konieczne dla bardziej racjonalnie planowanej i skutecznie prowadzonej poli­tyki społecznej. W tej książce chodzi mi przede wszystkim o ukazanie człowieka starego w kategoriach pozaekonomicz­nych i politycznych, o ukazanie jego bezcennej wartości w ogól­nym życiu społecznym, o to, że okres starości jest jednym z okresów całości naszego życia, i że może być piękny.

Lublin, listopad 1994

L NIE CENI SIĘ NAS, ALE SWOJĄ WARTOŚĆ MAMY

Więcej wart jest człowiek z racji tego, czym jest,

niż ze Względu na to, co posiada.

Podobnie warte jest więcej to wszystko,

co ludzie czynią dla wprowadzenia

większej sprawiedliwości,

szerszego braterstwa, bardziej ludzkiego

uporządkowania dziedziny powiązań społecznych,

aniżeli postęp techniczny.

Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, 35

Osoby starsze i dziadkowie występują wszędzie, gdziekol­wiek istnieje człowiek. Bez nich nie można sobie wyobrazić rodziny i społeczeństwa, ale ich los w dotychczasowej historii bywał i jest różny. Zależy on od sposobu i warunków życia, od poglądów na człowieka, od wierzeń i praktyk religijnych danego społeczeństwa i konkretnej rodziny.;]

Niektóre plemiona koczownicze zabijały tych, którzy stali się już zniedołężniali, inne zaś, zmieniając miejsce pobytu, pozosta­wiały ich na postoju bez opieki, gdzie ginęli z głodu lub stawali się pastwą dzikich zwierząt. U plemion wojowniczych, wśród których śmierć ze starości była hańbą, mężczyźni do końca swych dni brali udział w bitwach i w nich ginęli.

13


Wraz z rozwojem kultury polepszał się los starszych osób. Coraz wyżej ceniono ich doświadczenie i życiową mądrość oraz coraz większym otaczano szacunkiem. Taką właśnie postawę, jako obowiązek każdego człowieka, zalecał Chińczykom Konfu­cjusz. Z biegiem czasu obyczajowość chińska nakazywała odno­sić się do człowieka z tym większym szacunkiem i czcią, im był starszy. Podobnie byli traktowani ludzie starsi w starożytnym Egipcie i w starożytnej Grecji. Taką też postawę wobec rodzi­ców i osób starych głosiły i ugruntowywały judaizm oraz chrze­ścijaństwo.

Księgi Starego Testamentu długowieczność ukazują jako nagrodę za wierne przestrzeganie Bożych przykazań i wyróżnie­nie konkretnego człowieka za dobre życie. Starość zatem trakto­wano w Izraelu jako wyraźny przejaw Bożego błogosławieństwa i dar samego Boga. Długie życie było też pragnieniem każdego Izraelity. Według powszechnego przekonania hańbą było nie dożyć późnej starości. Prorok Izajasz, kreśląc wizję wspaniałej przyszłości, zapewniał Izraelitów: „Nie będzie już w niej nie­mowlęcia mającego żyć tylko kilka dni, ani starca, który by nie dopełnił swych lat; bo najmłodszy umrze jako stuletni, a nie osiągnąć stu lat będzie znakiem klątwy"1. Człowieka starego otaczano powszechnym szacunkiem. Taką postawę nakazywała Księga Kapłańska, w której czytamy: „Przed siwizną wstaniesz, będziesz szanował oblicze starca, w ten sposób okażesz bojaźń Bożą"". Z kolei Księga Mądrości Syracha nakazywała dzieciom troskę o starych i zniedołeżniałych rodziców w takich słowach: „Synu, wspomagaj swego ojca w starości, nie zasmucaj go w jego życiu. A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił. Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie, w miejsce grzechów zamieszka

u ciebie. W dzień utrapienia wspomni się o tobie; jak szron w piękną pogodę, tak rozpłyną się twoje grzechy. Kto porzuca ojca swego, jest jak bluźnierca, a przeklęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą matkę"3.

Postawę pietyzmu wyrażającą się w szacunku i uwielbieniu dla rodziców, oraz aktywną miłość wobec człowieka starego upowszechnia i utrwala religia chrześcijańska. Chrześcijaństwo uznając każdego człowieka, od jego poczęcia aż do śmierci, niezależnie od jego wieku i stanu zdrowia, za autoteliczną war­tość, podkreśla jego pochodzenie od Boga i przynależność do wspólnoty Mistycznego Ciała Chrystusa. Chrześcijaństwo staro­ści nie traktuje jako szczególnego przejawu błogosławieństwa Bożego, lecz jako jeden z etapów ludzkiego życia w jego roz­woju i wewnętrznym dojrzewaniu. Zobowiązuje wszystkich do szacunku dla osób starszych i udzielania im pomocy w duchu solidarności, wzmocnionej wspólnym przynależeniem do Misty­cznego Ciała Chrystusa oraz wdzięcznością za to wszystko, co młodsze pokolenia zawdzięczają starszym.

W schrystianizowanej Europie, tak średniowiecznej, jak i epok następnych, zarówno w życiu wspólnoty rodzinnej, jak też w społeczności wiejskiej i miejskiej oraz w życiu różnych instytucji, człowiek stary zajmował wysokie pozycje społeczne i cieszył się wielkim prestiżem. Znajdowało to swoje odbicie w prawie kościelnym i państwowym, które do sprawowania pewnych urzędów wymagały co najmniej trzydziestu, a nawet trzydziestu pięciu lat życia, natomiast nie zakazywały ich pełnie­nia zniedołężniałym starcom.

Antropologowie i etnografowie zaobserwowali, że w społe­czeństwach pierwotnych boskie przymioty łączono z wiekiem starszym. Bóstwa często wyobrażano jako stare, choć pełne siły i mądrości istoty wyższe. Nawet w późniejszych społeczeństwach



1 Księga Izajasza 65,20.

2 Księga Kapłańska 19,32.

Księga Mądrości Syracha 3,12-16.



14

15


chrześcijańskich Europy Zachodniej przedstawiano Boga nie tyle „antropomorficznie", co „gerontomorficznie". Malarze i rzeźbiarze przedstawiali najczęściej Boga Ojca jako dostojne­go i pełnego mocy starca. „Postarzano" także świętych w prze­konaniu, że ich dojrzałym cnotom winien odpowiadać bardziej dojrzały wygląd, czyli wygląd raczej człowieka starszego niż młodego. Doskonale to uwidacznia się w ikonografii św. Józe­fa. Jeszcze do niedawna przedstawiano go jako starca, co nie było zgodne z rzeczywistością, zmarł bowiem stosunkowo wcześnie, kiedy Jezus nie był jeszcze pełnoletni.

k Dopiero czasy nam współczesne mocno zachwiały pozycję człowieka starego w życiu rodzinnym i społecznym. Złożyło się na to szereg przyczyn, z których dwie wydają się mieć istotne znaczenie: a) gwałtowny wzrost liczby ludzi starych spowodowa­ny rozwojem medycyny, postępem higieny i wzrostem stopy życiowej; b) wzmożone tempo zmian oraz zdecydowane nasta­wienie jednostek i całych społeczeństw ku przyszłości. Przyczy­nę pierwszą omówimy szerzej w następnym rozdziale, tutaj na­tomiast poświęcimy nieco uwagi drugiej.

Wzmożone tempo zmian oraz zdecydowane nastawienie jed­nostek i całych społeczeństw ku przyszłości pociągnęły za sobą niemalże kult postępu i takie cechy młodości, jak energia życio­wa, spryt, zaradność, inicjatywa, przedsiębiorczość, odważne podejmowanie ryzyka i maksymalna wydajność pracy. Znalazły one większe uznanie niż życiowa mądrość i doświadczenie osób długowiecznych. Poszukuje się chętnie wzorów postępowania nie w przeszłości, lecz wśród ludzi żyjących dzisiaj, a także wśród bohaterów literatury futurologicznej. Akcentowanie cech związanych z młodością wystąpiło także w życiu religijnym i w pracy duszpasterskiej. Obecnie w sztuce religijnej łatwo zauważyć znaczne odmłodzenie wyobrażeń Boga i świętych. Troska duszpasterska zogniskowała się na młodzieży i dzie­ciach, poczynając od ich najwcześniejszych lat. Powstały liczne grupy religijne młodzieży starszej i młodszej, otoczono szczegól-

16

na opieką młode małżeństwa. Natomiast człowieka starego po­dstawiono nieco na uboczu, niejako samemu sobie. Chociaż trzeba przyznać, że wszelkie społeczności kultywujące życie religijne bardziej cenią tradycję i człowieka starego, aniżeli spo­łeczności a- i antyreligijne.

Dawna pozycja człowieka starego została naruszona przede wszystkim w tych społeczeństwach, w których gwałtownie za­częły dokonywać się zmiany polityczne, społeczne i gospodar­cze, a proces industrializacji i urbanizacji przebiegał bardzo intensywnie. W nich najbardziej zaczęła rozpadać się duża ro­dzina. W tych społeczeństwach wysunęły się na czoło wartości polityczne i gospodarcze. Przez nie zaczęto patrzeć na człowieka i na podstawie tego, jak ktoś je realizuje zaczęto oceniać czło­wieka. W wielkiej cenie znalazły się zatem takie przymioty, jak: siła fizyczna, zaradność, pomysłowość, odwaga, zdolność do podejmowania ryzyka, umiejętność osiągania sukcesu, siła prze­bicia, łatwość przystosowywania się do zmieniających się warun­ków itp., a zatem cechy właściwe młodości i wiekowi pełnej aktywności zawodowej. Ludzi starych - wraz z rozwojem ich starości - zaczęto widzieć jako zaprzeczenie tych cech, a zatem jako obciążenie i przeszkodę w osiąganiu postępu i dobrobytu przez resztę ludności. Zaczęto ich spychać w cień życia społe­cznego, usuwać poza jego margines. Nie likwiduje się ich wprost, jak to czyniły dawne plemiona koczownicze, przy obecnych bowiem dyskusjach na temat praw człowieka jest to niedopu­szczalne, ale niewiele - lub zgoła wcale - pamięta się o nich w planowaniu życia społecznego. Całościowe planowanie roz­woju życia społecznego zaczęto ustawiać z punktu widzenia potrzeb grup produkcyjnych i młodzieży. Wytworzyło się w spo­łeczeństwach nowoczesnych coś w rodzaju przeceniania mło­dych, a niedoceniania starych, schorowanych, niepełnospraw­nych, coś w rodzaju podziału na grupy pierwszej, drugiej i trze­ciej kategorii. O zaliczeniu do poszczególnej grupy decydują możliwości produkcyjne i plastyczność psychiczna, co ludzi sta-

17


rych kwalifikuje do grupy ostatniej, będącej balastem dla dwóch pierwszych. Nowoczesne społeczeństwa wynalazły nawet, rzeko­mo bardzo humanitarny, sposób zmniejszania tego balastu -eutanazję. To sami ludzie starzy, schorowani, niepełnosprawni mają „dojrzeć" do tego, że już w życiu niczego nie osiągną, że są zmęczeni życiem, że są niepotrzebni, a zatem w najbardziej łagodny dla siebie sposób powinni zadać sobie śmierć.

Takie stanowisko wobec ludzi starych jest typowe dla społe­czeństw w okresie gwałtownych przemian i przewrotów, kiedy to ci, którzy pragną tworzyć tak zwany „nowy świat", liczą wyłącz­nie na młodzież i jedynie z nią wiążą swoje nadzieje, natomiast nie dostrzegają wartości ludzi zaawansowanych w wieku. Bu­downiczowie „nowego świata" są przekonani, że ci, którzy scho­dzą z areny życia, którzy stoją nad grobem, nie mają nic do powiedzenia i dania tym, którzy rozpoczynają twórcze życie. Taki sposób patrzenia na człowieka w ogóle, a szczególnie na człowieka starego, wzbudza wiele wątpliwości.

W społeczeństwach gwałtownie modernizujących się kształ­towano swoisty obraz człowieka starego. Akcentowano w nim przede wszystkim cechy niedołęstwa, nieprzydatności zawodo-wo-społecznej i ograniczoność potrzeb. Na ukształtowanie się takiego obrazu człowieka starego mieli duży wpływ działacze społeczni, psychologowie, lekarze i psychiatrzy, spotykający się najczęściej z wypadkami schorzałej i zniedołężniałej starości.

To jednostronne spojrzenie na człowieka w podeszłym wieku pociągnęło za sobą dwa zjawiska: a) wyłączanie ludzi starszych z normalnego życia i oddzielanie się od nich, b) organizowanie dla nich szczególnych form pomocy i życia.

Wyłączanie osób starszych z normalnego życia wystąpiło nawet w społeczności tak naturalnie dotychczas łączącej wiele pokoleń, jaką jest rodzina. W nowoczesnym społeczeństwie do­rosłe dzieci, zakładając własną rodzinę, najchętniej tworzą także odrębne gospodarstwo domowe. Pozostawiają rodziców i dziad­ków, którzy po wyjściu z domu ostatniego dziecka czują się do

18

pewnego stopnia jakby poza rodziną, można powiedzieć nawet, (iikby porzuceni. Odczucie to jest potęgowane wówczas, gdy występuje nadmetraż mieszkań, które zapełniają się zaledwie kilka lub kilkanaście razy w roku z okazji różnych spotkań rodzinnych. Swoistego rodzaju porzucenie przeżywają rodzice wraz z przejściem na emeryturę. Społeczeństwo industrialne potraktowało człowieka starszego zdecydowanie i surowo: wy­paczyło mu bardzo ściśle wiek emerytalny i po jego osiągnięciu u/nało go za obywatela drugiej lub trzeciej kategorii.

Jednostronne spojrzenie na człowieka w podeszłym wieku pociągnęło za sobą organizowanie pomocy, której zaczęto udzie­lać nie na zasadzie łączności z człowiekiem starym, lecz na za­sadzie jego izolacji. A więc „dla człowieka starego" zaczęto projektować specjalne domy, nawet całe osiedla, i organizować dla niego życie kulturalno-rozrywkowe itp. Społeczeństwa dwu­dziestego wieku postąpiły w tym przypadku podobnie jak ple­miona dawnych nomadów - gwarantując człowiekowi staremu względnie dobre warunki bytowe, postawiły go poza nawiasem /asadniczego nurtu życia i skazały na samotną śmierć.

Inicjatywy te podejmowano niejednokrotnie w intencji po­lepszenia doli człowieka starego, w ostatecznym rozrachunku jednak konsekwencje okazały się wręcz przeciwne; człowiek stary poczuł się osamotniony i nieszczęśliwy.

Głębsza analiza życia społecznego i badania potrzeb człowie­ka starego, szczególnie jego osobowości, dowiodły, że wiele do-tychczasowach form pomocy na rzecz ludzi starych było tylko omijaniem istotnych problemów. Przekonano się, że rozwiąże je nie tyle udoskonalanie zaplecza bytowego, ile raczej właściwe kształtowanie postaw wobec ludzi starych, postaw, w których będą dominowały zrozumienie i miłość oraz odpowiednie przy­gotowanie do przeżywania starości. Dość szybko spostrzeżono popełnione pomyłki. Ułatwiły to psychologia i socjologia, które zainteresowały się problemami gerontologii. Dzięki temu w Pol­sce, w której zaczęły te sprawy nabrzmiewać nieco później niż

19


w krajach zachodnich, nie popełniono zbyt wielu błędów, Wspólnym wysiłkiem wielu dyscyplin (do których prócz wymie­nionych, należy demografia, medycyna i pedagogika) podjęto wnikliwsze i wszechstronniejsze badania nad problemami ludzi starych. Doprowadziły one do dwóch stwierdzeń doniosłej wagi:

a. Populacja osób w wieku 60 lat i starszych jest mocno
zróżnicowana. Wiele osób starych zachowuje sprawność psycho­
fizyczną wystarczającą do samodzielnego i pełnowartościowego
życia, mogą one nadal pełnić szereg funkcji społecznych, pod­
czas gdy inne osoby są mniej sprawne psychofizycznie, a nawet
niezdolne do swobodnego poruszania się. Stąd też pomoc lu­
dziom starym musi być lepiej przemyślana i powinna być udzie­
lana w bardziej różnorodnych formach niż dotychczas.

b. Pomoc dla osób starych winna być tak zaplanowana
i zorganizowana, by nie dominowała w niej postawa izolacji,
ale wspólnoty, co trafnie podkreśla wyrażenie: „z człowiekiem
starym, a nie dla człowieka starego". Chodzi o to, by nie wyklu­
czać go z całościowego życia społecznego, nie ustawiać w kate­
gorii ludzi zbytecznych, lecz wspierać go w pokonywaniu trud­
ności właściwych jego wiekowi,

Patrząc na człowieka starego pojawiają się coraz częściej pytania typu: Czy rzeczywiście człowiek starzejący się, deformo­wany chorobami, dotknięty nasilającym się cierpieniem nie ma już wartości, czy we własnej ocenie i w ocenie innych nie ma już żadnych zadań do spełnienia, czy nie ma już żadnego znaczenia dla społeczeństwa, a zatem - czy istnieje jakiś sens dalszego jego życia?

Pytania tego typu dotykają najbardziej egzystencjalnych i metafizycznych problemów życia ludzkiego, a szukanie na nie odpowiedzi jest jednocześnie poszukiwaniem odpowiedzi na sens życia ludzkiego w ogóle. Są one zatem wielopłaszczyz­nowe i trudne, a odpowiedzi na nie mogą być bardzo różne w zależności od tego, z jakiego punktu widzenia będą rozpatry­wane. Inaczej będzie szukał na nie odpowiedzi i do odmiennych

20

stwierdzeń będzie dochodził ekonomista, polityk, antropolog, badacz kultury, człowiek wierzący w życie wieczne i ten, kto je i tdrzuca. W opracowaniu tym zostaną ukazane niektóre wartości starzejącego się człowieka z antropologicznego, społecznego i kulturowego punktu widzenia.

To wielostronne spojrzenie zdaje się zapowiadać zmianę jego pozycji w nowoczesnym społeczeństwie. Wydaje się gene­ralnie, że świadomość ludzka stopniowo dojrzewa do bardziej właściwego widzenia i traktowania człowieka we wszystkich okresach jego życia. Stąd domaganie się równości podstawo­wych praw zarówno dla człowieka starego, jak i dziecka, zarów­no dla mężczyzny, jak i dla kobiety. Zmierzamy w kierunku likwidowania uprzywilejowanych pozycji, jakie wypracowały poszczególne kultury dla poszczególnych okresów życia czy też płci. Każdy człowiek jest wartością autoteliczną. A poszcze­gólne okresy jego życia oraz płeć wyznaczają mu tylko odpowie­dnie zadania do spełnienia, stwarzają specyficzne sytuacje dla jego samorealizacji.


2. ŻYJEMY DŁUŻEJ I JEST NAS CORAZ WIĘCEJ

Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości - życie nieskalane.

Księga Mądrości 4,8-9

Proces starzenia się ludności stopniowo obejmuje cały świat i na życiu społecznym drugiej połowy XX wieku wyciska swoiste znamię, niemal tak silnie, jak czyniła to wiek temu tak zwana eksplozja demograficzna. Biorąc pod uwagę dynamikę demo­graficzną społeczeństw europejskich oraz rozwój świadomości i usług społecznych, można powiedzieć, że tak jak wiek dziewięt­nasty był wiekiem dziecka, a pierwsza polowa obecnego stulecia wiekiem młodzieży, tak jego końcówka należy do osób star­szych.

Jeśli zastosujemy przyjęty przez demografów ONZ podział społeczeństw na młode, dojrzałe i stare, to',na świecie nie ma już krajów o ludności młodej, to znaczy posiadającej mniej niż 4% osób w wieku 65 lat i starszych. Nawet tak młode do niedawna kraje, jak Brazylia (4,7%) i Indie (4,1%)1 weszły już do kategorii pośredniej (od 4% do 7% osób 65-letnich i powyżej), kraje

1 Rocznik Statystyczny 1993. GUS. Warszawa 1993 s. 504 tabl. 8.

22

liuropy - w tym także Polska - są społeczeństwami starymi, liczącymi więcej niż 7% osób, które przekroczyły 65 rok życia. Polska, według tej skali, próg demograficznej starości osiągnęła w pierwszej połowie 1966 roku2. Według skali przyjmującej za próg starości 60 rok życia, wejście Polski do zespołu krajów oznaczonych znakiem S (starości) nastąpiło w 1968 roku, kiedy lo polskie społeczeństwo liczyło 12,3% osób 60-letnich i star­szych3. Społeczeństwo francuskie na przekształcenie się z mło­dego w stare potrzebowało stu lat, polskiemu zaś wystarczyło niecałe pięćdziesiąt. Od roku 1921 odsetek osób 60-letnich i starszych wzrósł z 7,2% do 15,3% w 1992 roku4. Najszybsze tempo starzenia się społeczeństwa polskiego przypada w tym okresie na lata 1955-1966. Przeciętny przyrost osób tej kategorii wieku wynosił wówczas 2,6 promille5. W1992 roku żyło w Polsce 5 913 700 osób 60-letnich i starszych6.

W ostatnich dwudziestu latach przeciętna wieku życia w Pol­sce przedłużyła się o około 10 lat. Dla mężczyzn w 1993 roku wynosiła ona 67,4 a dla kobiet 76 lat. W rodzinie, a także w społeczeństwie, człowiek stary - i to nierzadko o zaawanso-. wanym stopniu niesprawności fizycznej - występuje obecnie znacznie częściej niż w niedawnej jeszcze przeszłości. Przewidu­je się, że w najbliższej przyszłości będzie jeszcze częstszym zja­wiskiem - odsetek osób w wieku 60 lat i starszych wzrośnie

2 Rocznik Statystyczny 1967. GUS. Warszawa 1967 s. 621.

3 Obliczenia na podstawie: Rocznik Statystyczny 1969. GUS. Warsza­
wa 1969 s. 41.

4 Raport 1993. Sytuacja demograficzna Polski s. 99 tabl. 29.

5 E. R o s s e t. Proces starzenia się ludności jako znamię współczesnej
epoki demograficznej. Powielony referat wygłoszony na konferencji na­
ukowej poświęconej problemom ludzi starych w Polsce 12-13 maja 1970
roku (cytowanej odtąd „konferencja") s. 23.

6 Obliczenia na podstawie Rocznik Statystyczny 1993 s. 46 tabl. 4 (71).

23


z 15% w 1990 roku do 16,6% w 2010 roku7. A więc co szósty obywatel Rzeczypospolitej będzie na emeryturze lub rencie albo też będzie pracował na „pół obrotach". Częściej będzie odwie­dzał lekarzy, więcej będzie potrzebował lekarstw i częściej bę­dzie korzystał z łóżek w zakładach leczniczych.

W związku z postępującym procesem starzenia się ludności naszego kraju następuje systematyczny wzrost liczby osób w wieku poprodukcyjnym. Przewiduje się, że w latach 1990--2010 liczebność tej populacji wzrośnie z 4,9 min w 1990 roku do 5,8 min osób w 2010 roku, czyli o 0,9 min osób. W latach 2010-2020 liczba ludności w wieku poprodukcyjnym zwiększy się w Polsce o dalsze 1,7 min osób, przy jednoczesnym absolut­nym spadku liczby ludności w wieku produkcyjnym8.

Ze społeczno-ekonomicznego punktu widzenia jest to nieko­rzystny trend rozwoju ludności polskiej, co staje się bardziej czytelne, gdy całość populacji Rzeczypospolitej rozbije się na trzy podstawowe grupy wieku. Pierwsza z nich zwana grupą przedprodukcyjną (0-17 lat) z 29,6% w 1990 roku zmaleje do 21,2% w 2010 roku. Druga zwana produkcyjną wzrośnie w tymże czasie zaledwie z 57,5% do 61,3%. Trzecia zaś, zwana popro­dukcyjną (60 lat i więcej dla kobiet oraz 65 lat i więcej dla mężczyzn), wzrośnie z 12,9% do 14,5% 9.

Wśród polskiej ludności starczej, podobnie jak w innych krajach, przeważa ludność wiejska nad miejską oraz kobiety nad mężczyznami i przez najbliższe lata dysproporcje te będą się utrzymywały, ponieważ trwa odpływ ludzi młodych ze wsi do miast, a przeciętna życia kobiet w stosunku do mężczyzn jest wciąż dłuższa.

7 Raport 1993. Sytuacja demograficzna Polski. Centralny Urząd Pla­
nowania. Warszawa 1993 s. 107 tabl. 43.

8 Raport 1993 s. 180.

9 Raport s. 167 tabl. 43.

24

Odsetek osób 60-letnich i starszych w 1992 roku na wsi był n 3,1% wyższy, aniżeli w mieście (17,2% : 14,1%). Najbardziej siara wieś w sensie demograficznym była wówczas w wojewódz­twie białostockim (24,8% osób 60-letnich i starszych), najmłod-s/a zaś w województwie gdańskim (11,7%). W trzynastu woje­wództwach (wszystkie typowo rolnicze) co najmniej co piąty mieszkaniec należał do tej kategorii wiekowej10. W mieście naj­mniej osób tej kategorii wiekowej miały miasta województw legnickiego (9,4%) i ostrołęckiego (10,0%), a najwięcej łódzkie­go (19,7%) i warszawskiego (18,8% )n.

W 1992 roku liczba kobiet w wieku 60 lat i starszych zdecy­dowanie dominowała (3 554 800) nad liczbą mężczyzn (2 358 l>00) i na 100 mężczyzn w wieku 60-64 lat przypadało 120,9 kobiet w tymże wieku, a na 100 mężczyzn w wieku 65 lat i więcej 167,5 kobiet w tymże wieku. Im starsza grupa ludności, tym więcej w niej kobiet, a mniej mężczyzn. Tak więc w grupie wie­kowej 80 lat i więcej na 100 mężczyzn przypada 229,9 kobiet12. Dysproporcje te wynikają stąd, że przeciętne dalsze trwanie /ycia w 1992 roku dla 60-letnich mężczyzn wynosiło o pięć lat mniej (15,4 lat) niż dla 60-letnich kobiet (20,3 lat)13.

Problemy starości to zatem przede wszystkim problemy lu­d/i wsi i starych kobiet: na ich przewagę, a zarazem odrębność ich psychiki i potrzeb, powinni zwrócić szczególną uwagę poli­tycy społeczni, lekarze, duszpasterze, służby socjalne.

10 Tarnobrzeskie -20,0%, Radomskie - 20,0%, Kieleckie 20,2%,
Piotrkowskie - 20,3%, Siedleckie - 21,6%, Sieradzkie - 20,9%, Skiernie­
wickie - 20,7%, Lubelskie - 21,6%, Łomżyńskie - 21,4%, Zamojskie -
.łl,6%, Bialskopodlaskie - 22,1%, Białostockie - 24,8%. Raport 1993
s, 99.

11 Tamże s. 99.

13

Rocznik Statystyczny 1993 s. 46 tabl 4 (71). Raport 1993 s. 78 tabl. 25.

25


Osoby starsze stanowią bardzo zróżnicowaną populację pod względem cech społecznych, kulturalnych, warunków bytowych i kondycji zdrowotnej, a co za tym idzie ich potrzeby są bardziej zróżnicowane, aniżeli formy zabezpieczeń społecznych funkcjo­nujące obecnie w Polsce. To zróżnicowanie charakteryzuje cho­ciażby poziom wykształcenia i stanu zdrowia.

Wśród ogółu osób 60-letnich i starszych, których liczba w 1988 roku wynosiła 5 520 tyś., wykształcenie wyższe posiada­ło 3,5% (192 tyś.), średnie łącznie z policealnym i niepełnym wyższym 12,0% (661 tyś!). Zawodowe 5,8% (320 tyś.), podsta­wowe łącznie z niepełnym średnim 56,0% (3090 tyś.), niepełne podstawowe i bez wykształcenia szkolnego 22,0% (l 213 tyś.). Wśród osób starych mężczyźni przewyższają kobiety poziomem wykształcenia14. Jest to zrozumiałe, jeżeli uwzględni się fakt, że w okresie międzywojennym i w pierwszych latach po II wojnie światowej większe możliwości zdobywania wykształcenia mieli mężczyźni.

Znaczna część osób starszych to inwalidzi. W ogólnej liczbie 5 520 tyś. osób 60-letnich i starszych w 1988 roku co trzecia była inwalidą (34,2%). Wśród ogółu inwalidów stanowiły one połowę (50,1%). Przy czym było więcej kobiet inwalidek (l 101 tyś.) niż mężczyzn inwalidów (785 tyś.). Oczywiście im starszy wiek osób, tym więcej inwalidów. I tak, jeżeli na 1000 osób w wieku 60-69 lat przypadało 317 inwalidów, przy czym częściej wśród męż­czyzn niż kobiet, to w wieku 80 lat i więcej, częściej wśród kobiet niż mężczyzn1 .

Uświadomienie tych danych stawia przed polityką społeczną szczególne zadania. Bardziej zróżnicowana rozbudowa infra-

14 Obliczenia na podstawie Rocznik Statystyczny 1993 s. 51 tabl. 12

st ruktury i form pomocy dla ludzi starszych jest konieczna z racji występowania ogromnej różnorodności potrzeb w tej grupie wiekowej.

Nieodwracalny-proces starzenia się ludności Polski, szcze­gólnie silny po 2010 roku, wymaga podjęcia skutecznych dziar łań związanych z budową nowoczesnego systemu ubezpieczeń społecznych. Biorąc pod uwagę wyjątkowo duże przyrosty liczby ludności w najstarszych grupach wieku (70 lat i więcej), w tym wysoki procent ludzi samotnych, system opieki będzie musiał hyc poddany istotnym reformom.

Warto podkreślić, że starzenie się ludności Polski postępuje i nadal będzie przebiegało odmiennie w miastach i na wsi. Uwa­ga powyższa dotyczy zarówno intensywności samego procesu starzenia ludności polskiej, jak i jego przebiegu. W roku 1990 osoby powyżej 60 lat stanowiły w miastach 13,5%, na wsi 17,4%. W roku 2000 odpowiednie odsetki wynosić będą 14,8 i 17,7, a w 2010 roku 16,7 i 16,5. W pierwszym dziesięcioleciu dwuty­sięcznego roku tempo demograficznego starzenia się ludności będzie po raz pierwszy w okresie powojennym szybsze w mia­stach niż na wsi. Różnice w przebiegu procesu starzenia się ludności miejskiej i wiejskiej domagają się od polityki społecz­nej większej elastyczności i kształtowania bardziej odpowied­nich form ubezpieczeń społecznych i pomocy dla obydwu śro­dowisk16.

16 Na tę potrzebę zwracają uwagę Janusz Indulski, Jerzy T. Kowalski, Halina Worach-Kardas. Rozwój demograficzny Polski do roku 2010 (refleksje ostrzegawcze). W: Państwo i Kultura Polityczna. Vol 1: Polity­ka społeczna stan i perspektywy. Red. Julian Auleytner. Warszawa 1994 s. 16-17.


(79).


(80). 26

15 Obliczenia na podstawie Rocznik Statystyczny 1993 s. 52 tabl. 13

27


3. WYSTARCZA NAM BY ŻYĆ,

ALE POTRZEBUJEMY WIĘCEJ, BY ŻYĆ BARDZIEJ

TWÓRCZO

Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi,

Jan Paweł II

Liczne badania wykazują, że osoby w starszym wieku należą do najbiedniejszej warstwy społeczeństwa i to zarówno tam, gdzie osiągnięto już wysoki standard życia, jak i tam, gdzie się dopiero do niego dąży. Nie tylko renty i emerytury są niskie, ale społeczeństwo nastawione na postęp dba przede wszystkim o tych, którzy dopiero wzrastają, zapominając niejednokrotnie o tych, którzy jeszcze wczoraj budowali jego dobrobyt. Niemal we wszystkich krajach odczuwa się brak rozbudowanych usług nastawionych na potrzeby ludzi starych. Stąd też ostatnie lata tych, wobec których całe społeczeństwo zaciągnęło ogromny dług wdzięczności, są nieraz smutne lub wręcz tragiczne. Sytua­cja materialna ludzi starych w Polsce była przedmiotem wielu badań i wszystkie potwierdzają powyższe stwierdzenia.

W latach siedemdziesiątych główną podstawą utrzymania ludzi starych były przede wszystkim renty i emerytury (42%) oraz praca na gospodarstwie rolnym (39,6%). Tylko niewielki odsetek osób 65-letnich i starszych jako podstawowe źródło do­chodów wymieniło wówczas pomoc otrzymywaną od dzieci

28

(7,3%), pracę poza gospodarstwem rolnym (6,6%), pomoc od krewnych i znajomych (0,7%) oraz zasiłki i zapomogi społeczne (0,1% )l. Sytuacja się tutaj nie zmieniła. Dochody z wymienionych źródeł są dość niskie. W lipcu 1992 roku spośród 2 986,6 tyś. osób otrzymujących emeryturę, 88,9% miało emeryturę brutto mniej­szą aniżeli w trzecim kwartale tegoż roku wynosiło przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto (3 090,0 tyś. zł). Co piąty/a emeryt/ka otrzymywał/a mniej niż połowę tego wynagrodzenia .

W sondażu przeprowadzonym przez CBOS w maju 1994 roku 60,0% osób 65-letnich i starszych odpowiedziało, że ich dochody są niższe niż przeciętne, 43,0% uważa, że ich dochody są o wiele za niskie, 10,0% stwierdziło, że żyje bardzo biednie, a 47,0% oświadczyło, że żyje skromnie3.

W Polsce dochody osób starych z otrzymywanej emerytury lub renty zaledwie wystarczają na podtrzymanie egzystencji i choć zapewniają na ogół niezależność ekonomiczną od dzie­ci, to nie pozwalają na zmianę stylu życia, która po przejściu na emeryturę jest konieczna, jeżeli ostatnie lata mają być pożytecz­ne i przeżyte z zadowoleniem. Tę możliwość ma większość eme­rytów i rencistów w krajach zachodnich. Kiedy więc zaprzestają pracy zawodowej, realizują swoje różne zamiłowania i zanied­bane talenty, uprawiają turystykę, dokształcają się, intensywniej niż poprzednio uczestniczą w kulturze symbolicznej.

Jeżeli przyjąć, że emeryci i renciści należą do kategorii wie­kowej osób starszych (przynajmniej znaczna część rencistów), to bogatej i aktualnej informacji na temat ich sytuacji mieszkanio-

1 J. N a d o l s k i, Rola rent i emerytur w zabezpieczeniu emerytalnym
ludzi starych. „Praca i Zabezpieczenie Społeczne" 1970 nr 4 s. 37.

2 Obliczone na podstawie Rocznik Statystyczny 1993 s. 201 tabl. 4
(308), 218-219, tabl. 7 (322).

3 Kondycja finansowa gospodarstw domowych. Komunikat z badań.
Centrum Badania Opinii Społecznej. Warszawa maj 1994 s. 19-21.

29


wej w Polsce dastarczają badania ankietowe przeprowadzone przez Główny Urząd Statystyczny w pierwszej dekadzie paź­dziernika 1993 roku. Badaniem objęto 3 963 gospodarstwa do­mowe na terenie całego kraju, są więc one dla Polski reprezen­tatywne. W całej populacji badawczej gospodarstwa domowe emerytów i rencistów stanowiły 32,1% (l 271). Najczęściej mieszkają oni we własnym prywatnym budynku (37,6%), a na­stępnie w mieszkaniu przydzielonym typu kwaterunkowego, funkcyjnego i zakładowego (28,2%). Ogromna większość w tym samym mieszkaniu żyje już co najmniej 24 lata (64,3%). Wyposażenie mieszkań nie jest najnowsze: co dziesiąte nie ma wodociągu (10,69%), prawie co czwarte (23,06%) nie ma ustępu spłukiwanego, częściej niż co czwarte (26,92%) nie ma łazienki, 40,98% mieszkań nie ma ciepłej wody bieżącej, prawie połowa (45,07%) nie ma gazu z sieci i centralnego ogrzewania (43,54%) i prawie dwie trzecie (71,75%) nie ma telefonu. Wszystkie wy­mienione urządzenia w mieszkaniach emertytów i rencistów występują rzadziej aniżeli w ogólnej populacji badanych gospo­darstw domowych. Natomiast przeciętna powierzchnia ich mieszkań jest większa i zagęszczenie osób na jedną izbę jest mniejsze (0,67 osób na izbę, ogólna krajowa - 0,93 osób na izbę). Ponad dwie trzecie (77,8%) emerytów i rencistów ocenia więc powierzchnię zajmowanego mieszkania jako odpowiednią, tylko 17,1% jako zbyt małą, a 5,1% jako zbyt dużą. Stan miesz­kań emerytów i rencistów nie jest jednak najlepszy, skoro 41,0% odczuwa potrzebę przeprowadzenia kapitalnego remontu, a 6,7% nie ma na ten temat wyrobionej opinii. 62,6% ocenia swoje mieszkanie jako zaciszne i słoneczne, 23,0% jako ciemne, wilgotne, bez wygód, a 20,2% jako uciążliwe z powodu dymu, hałasu, melin. Większość (61,3%) ocenia jednak, że ich miesz­kanie położone jest w rejonie o dobrej infrastrukturze.

Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, emeryci i renciści w ocenie swojego mieszkania nie odbiegają zbyt mocno od oceny całościowej populacji badanych i oceniają je najczęściej

30

jako średnie (41,7%) i jako raczej dobre (34,8%), a tylko niezbyt liczni jako raczej złe (11,6%) lub jako bardzo dobre (9,4%).

Z małymi wyjątkami (5,7%) emeryci i renciści opłaty za swoje mieszkania uiszczają z własnych źródeł i nie korzystają / pomocy jakichkolwiek instytucji, rodziny czy znajomych, na­tomiast w większym odsetku korzystają z pomocy na remont mieszkania (7,6%) i zakup opału (10,9%). Ogromna większość (91,9%) nie przewiduje poprawy swoich warunków mieszkanio­wych w okresie najbliższych 2-3 lat4.

Jeżeli chodzi o perspektywy poprawienia sytuacji mieszka­niowej ludzi starych, to nie przedstawia się ona zbyt korzystnie, a to ze względu na wysoki wskaźnik młodych małżeństw w ostat­nich latach, ciągły brak mieszkań oraz wzrost cen, zarówno ich kupna, jak i opłat za nie. Oczywistą jest rzeczą, że pierwszeństwo w rozdziale mieszkań miały i mają młode małżeństwa przed małżeństwami starszymi i samotnymi osobami starszymi. Chcąc /apewnić ludziom starym niezależność ekonomiczną i jedno­cześnie poprawić ich warunki bytowe, należałoby zwiększyć ich realne dochody. Większą uwagę niż dotychczas należy zwró­cić na starczą ludność wsi, ponieważ stanowi ona większy odse­tek niż w mieście i według powszechnej opinii, opartej na bada­niach empirycznych, ma gorsze warunki życiowe i poważniejsze trudności w zaspokajaniu swych potrzeb. Celowe wydaje się także projektowanie jednoosobowych lub dwuosobowych mieszkań na parterze i na pierwszym piętrze, przeznaczonych dla osób starszych, żyjących w małżeństwie i samotnie. Koniecz­ne są windy i telefony. Są to podstawowe środki komunikacji ludzi starych z szerszym środowiskiem, co jest szczególnie ważne wówczas, kiedy odczuwają już daleko idące ograniczenia swojej sprawności fizycznej.

4 Wszystkie dane pochodzą z Warunki życia ludności. Warunki miesz­kaniowe gospodarstw domowych w 1993 roku. GUS. Warszawa 1993 stron

85 oraz na podstawie danych z tegoż źródła wykonano obliczenia.

31


4. PRZYMUSOWA EMERYTURA CZY KONTYNUACJA PRACY

Życie produktywne - to znaczy,

aby z darów, które mamy, uczynić coś nowego

(i to tak, abyśmy z samych siebie uczynili kogoś innego)

Paul Yalery

Współczynnik aktywności zawodowej dla osób w wieku po­produkcyjnym w lutym 1994 roku wyniósł dla mężczyzn 18,3%, a dla kobiet 13,8% \ W liczbach bezwzględnych pracowało wów­czas zawodowo 739 tyś. osób tej kategorii wiekowej, w tym prawie dwukrotnie więcej kobiet (467 tyś.) niż mężczyzn (272 tyś.) i prawie trzykrotnie częściej na wsi (567 tyś.) niż w mieście (171 tyś.)2. Pracuje też stosunkowo więcej pracowników umy­słowych i o wysokich kwalifikacjach niż pracowników fizycznych i niewykwalifikowanych, więcej tych, którzy mają niskie zabez­pieczenie społeczne, niż tych, którzy mają wystarczające środki utrzymania bez pracy.

W interpretowaniu faktu zaprzestania lub kontynuowania pracy zawodowej należy zachować dość dużą ostrożność. Jedni

1 Aktywność zawodowa i bezrobocie w Polsce. Raport przygotowany
na podstawie Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności przeprowa­
dzonego w lutym 1994 roku. GUS. Warszawa 1994 s. 23.

2 Tamże s. 37 tabl. 3.5.

32

pracują, inni nie; jedni są z tego zadowoleni, inni wręcz przeciw­nie. Odmienności te wypływają z różnic osobowościowych oraz psychicznego i fizycznego stanu zdrowia. Duży wpływ ma na to poziom i rodzaj wykształcenia, kultura osobista życia, umiejęt­ność zorganizowania sobie życia w nowych warunkach, stosunki rodzinne i sytuacja materialna.

Najczęstszym powodem do kontynuowania lub podejmowa­nia pracy na nowo jest lęk przed utratą niezależności ekono­micznej i osobistej. Dlatego też ludzie starzy nie zawsze są za­dowoleni z tego, że nadal pracują, a już wyraźnie narzekają, gdy nie widzą możliwości zaprzestania pracy. Postawę narzekania na pracę w okresie starości spotyka się dość często wśród rolników, którzy muszą pracować w gospodarstwie tak długo, jak długo starcza im sił, ponieważ zdarza się, że nie ma komu przejąć ich gospodarstwa. Ogromna część pracowników, zarówno rolników indywidualnych, jak i pracowników najemnych, wyraża zadowo­lenie z faktu, że już nie pracuje.

Z dotychczasowych badań wynika, że przydatność zawodo­wa nie kończy się z osiągnięciem ustawowego określonego wie­ku emerytalnego. Wprawdzie praca osób starszych w porówna­niu do ich młodszych kolegów jest mniej wydajna, szczególnie wówczas, gdy jest trudna, zautomatyzowana i wymaga dużej koncentracji psychicznej, ale nie ma większych różnic w jakości jej wykonania. Ludzie w starszym wieku są przywiązani do swo­jej pracy i związani z zakładem, są wobec niego uczciwi i sumien­ni, poza tym mają bogate doświadczenie życiowe, są obowiązko­wi, wykazują także mniejszą absencję nieusprawiedliwioną niż ich młodsi koledzy. Ponadto podtrzymywanie aktywności zawo­dowej w wieku emerytalnym wielu osobom daje poczucie pew­ności i przydatności oraz przedłuża ich witalność. Z punktu widzenia społecznego i osobistego byłoby więc marnotraw­stwem zaprzepaszczenie wymienionych walorów tylko dlatego, że ktoś przekroczył 60 lub 65 rok życia. Konieczne jest zatem tworzenie możliwości pracy dla osób w wieku zwanym popro-

33


dukcyjnym, jeśli chcą ją kontynuować. Nie powinno się jednak do niej zmuszać, czy to bodźcami psychicznymi, czy ekonomi­cznymi, nie należy także narzucać jej rodzajów. Badania psycho-logicznosocjologiczne wykazują, że ludzie starzy są najbardziej zadowoleni wówczas, gdy sami wybierają rodzaj aktywności i sami określają jej wymiar. Społeczeństwo winno tylko stwa­rzać możliwość zaprzestania lub kontynuowania czy podejmo­wania pracy na nowo. Inaczej niezadowoleni są zarówno ci, których zmuszają do pracy zarobkowej krytyczne warunki byto­we, jak i ci, którzy są w niej ograniczeni przez drakońskie prze­noszenie w stan spoczynku, mimo że są wystarczająco sprawni.

Nagłe zaprzestanie aktywności zawodowej połączone z urzę­dowym aktem zwolnienia z pracy jest szczególnie przykre, gdy zawiera w sobie cechy odrzucenia. Dlatego ze względu na oso­bistą godność emeryta i jego zasługi dla zakładu pracy winno się tak go do tego faktu przygotować i tak zorganizować jego odej­ście, by nie powstawało w nim uczucie nieprzydatności i osa­motnienia, by nie było to równoznaczne z zerwaniem dotych­czasowych więzów koleżeńskich, i by odejście na emeryturę nie obniżało gwałtownie stopy życiowej.

Wydaje się, że takie inicjatywy, jak urządzanie specjalnej uroczystości i wręczenie upominku przez kolegów i przez kie­rownictwo zakładu, zachęcenie i stworzenie możliwości do od­wiedzin długoletniego miejsca pracy i kolegów, umożliwienie aktywności zawodowej w zmniejszonym wymiarze godzin, orga­nizowanie odwiedzin w domu, szczególnie w wypadku trwałej choroby - należy uznać za godne rozpowszechnienia.

Przykładem właściwego wycofywania się z aktywności zawo­dowej mogą być samodzielni rolnicy i właściciele warsztatów usługowych. W ich sytuacji dokonuje się ono na ogół stopnio­wo, ponieważ w zależności od tego, jak słabną ich siły, ograni­czają zakres i rodzaj swych zajęć. Najnowsza literatura geronto-logiczna zaleca taki właśnie stopniowy sposób wyłączania się z czynnego życia zawodowego, gdyż skuteczniej chroni on po-

34

zycję społeczną człowieka starego, ułatwia mu przystosowanie się do nowych warunków życia, pomaga w zachowaniu równo­wagi psychicznej i zdrowia fizycznego.

Biorąc pod uwagę wszystkie wyżej wymienione racje za tym, by zaprzestanie pracy zawodowej nie było cięciem gilotynowym, w krajach Wspólnoty Europejskiej w latach 1986-1990 intensyw­nie dyskutowano na temat granicy wieku emerytalnego. W wy­niku tej dyskusji Rada Ministrów Wspólnoty Europejskiej w dniu 30 czerwca 1993 roku uchwaliła rezolucję w sprawie uelastycznienia granicy wieku emerytalnego. Może ono pole­gać na wcześniejszym przechodzeniu na emeryturę, łączeniu emerytury z pracą w niepełnym wymiarze oraz rozszerzeniu możliwości wykonywania pracy przez osoby, które mogą i prag­ną nadal aktywnie uczestniczyć w życiu zawodowym. Rezolucja zobowiązała kraje członkowskie do reformy przepisów praw­nych w tej dziedzinie życia społecznego, z uwzględnieniem spe­cyfiki danego kraju, a także do wymiany informacji o zmianach zachodzących w tej dziedzinie oraz do wymiany doświadczeń.


5. MIMO WIEKU, SPRAWNI I Z ASPIRACJAMI

O młodości nie stanowi wiek

Młodość to stan duchowy,

To siła woli, to rodzaj wyobraźni, to potęga uczucia

To odwaga górująca nad nieśmiałością.

[...]

Tak długo, jak długo do twego serca

Ma dostęp poczucie piękna,

radości, odwagi, wielkości i potęgi

płynące od ziemi, od człowieka i od nieskończoności

Tak długo jesteś młody,

sentencja hinduska

Jeżeli mowa o starości, to na ogół kojarzy się ją z wszystkimi negatywnymi cechami ostatniego okresu życia, a więc z różnego rodzaju przejawami upadku sił fizycznych i psychicznych, z ko­niecznością trwałej opieki w zakresie zdrowia i warunków życia.

Ten, kto wkracza w wiek pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu lat, odczuwa spowolnienie niemal wszystkich czynności organiz­mu, zaczynają dawać znać o sobie różnego rodzaju schorzenia, wykazuje pewne cechy konserwatyzmu w widzeniu i ocenianiu wielu spraw, ogranicza swoje kontakty z szerokim środowis­kiem, słabnie w nim nastawienie ku przyszłości i coraz chętniej sięga do przeszłości, zatapia się we wspomnieniach, jak gdyby oblicza, co zrobił w swoim życiu i gdzie zostawił ślad swojego

36

istnienia. Tego rodzaju zmiany wcale jednak nie czynią z niego człowieka zniedołężniałego, schorowanego, nie rozumiejącego młodych, nie posiadającego potrzeb i tylko czekającego na śmierć. Lepsze przyjrzenie się współczesnym osobom starszym ukazuje, że nie pasuje do nich ów ogólny obraz kogoś stojącego poza życiem człowieka. Ludzie ci stanowią bardzo zróżnicowaną kategorię. Wprawdzie wiele osób starszych przy przejściu na emeryturę przeżywa swoistego rodzaju kryzys psychiczny - spo­wodowany dezorganizacją życia wskutek gwałtownego zaprze­stania pracy wykonywanej od lat, ograniczeniem lub wręcz za­przestaniem bezpośrednich kontaktów ze środowiskiem pracy, wycofaniem się z aktywnego uczestnictwa w życiu publiczno-społecznym - na ogół jednak po jakimś czasie, w zależności od właściwości osobowościowych i warunków zewnętrznych, szyb­ciej lub wolniej, dopasowują się do zmienionej sytuacji życiowej. Wielu z nich na nowo podejmuje jeszcze pracę zawodową i pełni szereg funkcji społecznych, szczególnie opiekuńczo-wychowa-wczych. Osoby o wysokich kwalifikacjach zawodowych i rzad­kiej specjalizacji pozostają czynne zawodowo nieraz przez dłu­gie lata po osiągnięciu wieku emerytalnego. Rozwój higieny /ycia i umiejętna pielęgnacja ciała pozwalają im utrzymywać przez długi jeszcze czas korzystny wygląd zewnętrzny, który często umiejętnie ukrywa faktyczną liczbę ich lat. Wciąż zresztą wydłuża się liczba lat życia. W 1993 roku, w porównaniu z 1992 rokiem, przeciętne dalsze trwanie życia dla mężczyzn w Polsce wzrosło prawie o 2/3 roku (0,7), zaś dla kobiet o 0,3 roku. W1993 roku 60-letni mężczyzna w miastach przeciętnie mógł jeszcze liczyć na dalsze 15,3 lat życia, a na wsi 15,7 lat, natomiast 60-Ictnia kobieta w miastach na dalsze 19,9 lat, na wsi 20,4 lat1. Przez te lata emeryci i renciści na ogół są aktywni, coś tworzą, czegoś pragną, o czymś marzą.

1 Trwanie życia i umieralność według przyczyn w 1993 r. GUS. War-s/awa 1994 s. XI.

37


Socjologowie najczęściej badają aspiracje młodego pokole­nia, planującego dopiero swoją przyszłość. W większości przy­padków ograniczają się do badania aspiracji /wiązanych / za­wodem. Takie postępowanie ma swoje uzasadnienie w więk­szym cenieniu przez współczesne społeczeństwo młodych oby­wateli, wchodzących dopiero w życie społcc/ne - ich energii, odwagi, wiedzy - aniżeli doświadczenia i dorobku stars/ych. Ponadto socjologowie dość chętnie zajmują się aspiracjami młodzieży z czysto praktycznego względu: stosunkowo łatwo jest do niej dotrzeć i nawiązywać z nią kontakt. Tymc/asem młodzież nie jest jedyną kategorią społeczną, której aspiracje można i powinno się badać. Pragnienie osiągnięcia określonych wartości, wyjścia poza aktualną sytuację jest bowiem właściwe człowiekowi niezależne od jego wieku, chociaż tr/.eba przyznać, że aspiracje młodych są zakresowe szersze i niejednokrotnie ich intensywność jest silniejsza aniżeli starszych2. W urządzaniu życia społecznego i w polityce społecznej należy /.atcm brać pod uwagę potrzeby i pragnienia wszystkich kategorii społecz­nych, aby dobrobyt i zadowolenie jednych nie wzrastały ko­sztem innych.

Z powodu braku badań na temat aspiracji osób starszych, opieram się w ich charakterystyce na badaniach własnych, prze-

2 Przez aspiracje rozumie się zespół dążeń, zainteresowań i uświado­mionych potrzeb wyrastających z wartości i celów, które jednostka lub grupa społeczna uważa za ważne, akceptuje je i które decydują o cało­ściowych planach życiowych lub też wpływają na podejmowanie poszcze­gólnych decyzji. Najbardziej operatywne do badań socjologicznych okre­ślenie aspiracji podają: P. H. Chomb ar t de Lauwe. Pour une socjo­logie des aspirations. Paris 1969 r.; A. S o k o l o w s k a. Stosunek młodzie­ży do jej perspektyw życiowych na podstawie badań dzielnicy Ochota w Warszawie. Warszawa 1967; M. Łoś. Motywacje i emocjonalne uwa­runkowania poziomu aspiracji. „Studia Socjologiczne" 1971 nr 2 s. 155-174.

prowadzonych jeszcze w 1971 roku w Puławach3. Nie powinno to jednak zniekształcać obrazu aspiracji dzisiejszych osób star­szych, nie ulegają bowiem one zbyt łatwo gwałtownym przemia­nom.

Chcąc poznać najbardziej podstawowe aspiracje ludzi star­szych, pytano ich, jak chcieliby mieszkać, czy są zadowoleni z obecnych warunków bytowych, co chcieliby w swoim życiu najbardziej osiągnąć. Pytania były tak stawiane, aby w udziela­nych na nie odpowiedziach mogły zawierać się zarówno prag­nienia odnoszące się do przyszłości, jak też pragnienia, które kiedyś były motorem wielu działań, ale nigdy nie zostały w peł­ni zrealizowane i z urzeczywistniania których jednostka już zre­zygnowała; ich wyjawienie u schyłku życia świadczy o tym, jakie wartości ceniła sobie kiedyś i ceni obecnie dana osoba. Spodzie­wano się, że respondenci w wyjawianiu swoich pragnień często będą sięgali w przeszłość. Okazało się jednak, że odniesienie do przeszłości wystąpiło zaledwie u 2,3% badanych. Ich niezreali­zowane aspiracje dotyczyły osiągnięcia odpowiedniego wy­kształcenia i zawodu. Wyrażały żal, że ich autorom nie udało się zająć wyższej pozycji społecznej.

Nieliczna grupa ludzi starszych (9,6%) nie wyraziła żadnych pragnień. Jednym wydawało się, że są już niezdolni do osiągnię­cia czegokolwiek, inni czuli się zadowoleni z aktualnego stanu życia. W wypowiedziach jednych i drugich zawierała się postawa rezygnacji, wyrażana na przykład w takich sformułowaniach, jak: „Nie mam już żadnych zachcianek, wydaje mi się, że jestem do wyrzucenia", „Ja nie mam żadnych wymagań", „Obecnie nie mam żadnych potrzeb", „Co ja tam chcę? Nic już", „Co chcia­łem to mam. Jestem zadowolony", „Dla siebie niczego nie prag­nę. Już wszystko osiągnąłem".

3 L. Dyczewski. Aspiracje ludzi w wieku emerytalnym. „Człowiek w Pracy i w Osiedlu"; Z zagadnień gerontologii społecznej. Warszawa 1975. Biuletyn TWWP 4(54)XV s. 46-53.



38

39


Postawa rezygnacji i bierności w dużej mierze jest następ­stwem rozwijającego się procesu starzenia. Ale nie tylko. Należy ona bowiem do stałych cech osobowości konkretnych jednostek i towarzyszyła im również w okresie pełni sił psychofizycznych. Do wyprowadzenia takiego wniosku upoważnia stwierdzenie, że wystąpiła ona przede wszystkim u robotników niewykwalifiko­wanych, a więc u tych, którzy nie potrafili osiągnąć najbardziej podstawowych kwalifikacji zawodowych, co po drugiej wojnie światowej nie było trudne. Ujawnione w badaniach aspiracje można połączyć w następujące grupy.

A. ASPIRACJE ODNOSZĄCE SIĘ DO 2YC1A RODZINNEGO

Ludzie starsi swoje aspiracje najczęściej koncentrują wokół życia rodzinnego i to prawie z reguły wokół dzieci i wnuków. Jedne z nich są bardziej ogólne, inne bardziej szczegółowe. Wszystkie jednak mówią o tym, że wykształcone, dobrze uposa­żone, szczęśliwe dzieci i wnuki są wartościami cenionymi przez ludzi starszych. Pragną oni szczęścia dla jednych i drugich tak intensywnie, że częstokroć ich losem są bardziej zainteresowani i przejęci, aniżeli własną sytuacją życiową. Wielu z nich nie wyraziło żadnych pragnień w odniesieniu do własnej osoby, ale na pytanie, co chcieliby w życiu najbardziej osiągnąć, odpowia­dali: „,.. żeby dzieciom i wnukom było dobrze", „żeby dobrze żyli między, sobą i z ludźmi", „żeby wnuki skończyły studia i dobrze ułożyły sobie życie", „żeby w ich rodzinach panował

spokój i szczęście".

Ludzie starzy na ogół chcą doczekać tych dni, w których mogliby widzieć szczęśliwe życie małżeńsko-rodzinne najmłod­szego pokolenia. W nim widzą przedłużenie własnego życia i pragną, żeby realizowało ono to, co oni sami osiągnęli lub czego im nie udało się osiągnąć.

40

B. ASPIRACJE ODNOSZĄCE SIĘ DO ZDROWIA

Pragnienia skierowane na zachowanie pełnej sprawności fi­zycznej i psychicznej tworzą drugą kolejną grupę aspiracji ludzi starych. U ich podłoża leży bezsprzecznie chęć dalszego życia, ale równie ważnym motywem jest także pragnienie zachowania niezależności i niesprawianie komukolwiek trudności oraz kło­potów wypływających z choroby i niedołęstwa starczego.

Osoby stare doskonale zdają sobie sprawę z tego, że z po­wodu słabo rozwiniętego systemu opieki lekarskiej nad człowie­kiem starym i usług skierowanych na zaspokojenie jego potrzeb, są niemal w pełni zdane na pomoc rodziny i sąsiadów, a przez to stają się od nich uzależnione. Ma to miejsce szczególnie w przy­padku trwałej choroby i zniedołężnienia starczego. Przewidując takie sytuacje, ludzie starzy przeżywają wiele niepokojów. Uświadamiając sobie, że los ich ostatnich lat będzie zależał od tzw. „dobrego serca" dzieci, wnuków i przyjaciół, przeżywają zarówno obawy przez „opuszczeniem" i „zaniedbaniem", jak też swoistego rodzaju poczucie winy, że będą dla kogoś cięża­rem, że komuś będą zabierali siły, czas i pieniądze.

Ludzie starzy nie chcieliby sprawiać nikomu kłopotów, nie chcieliby nikogo angażować we własne sprawy, które wymaga­łyby szczególnej ofiary. W tym wypadku są aż przesadnie deli­katni i o pomoc nie proszą nawet własnych dzieci i wnuków, chociaż utrzymują, że mają do tego pełne prawo. Spotyka się więc osoby stare mieszkające na trzecim lub czwartym piętrze, które z powodu trudności w poruszaniu się nie opuszczają miesz-- kania lub czynią to bardzo rzadko (zaledwie kilka razy do roku). Nie proszą jednak dzieci, wnuków czy sąsiadów, aby pomogli im wyjść na świeże powietrze, ponieważ uważają, że oni mają swoje sprawy i są przepracowani. Przypadki tego rodzaju zdarzają się /.arówno w tych rodzinach, w których współżycie między poko­leniami nie układa się najlepiej, jak i w tych, w których nie ma trwałych konfliktów.

41


Postawa rezygnacji i bierności w dużej mierze jest następ­stwem rozwijającego się procesu starzenia. Ale nie tylko. Należy ona bowiem do stałych cech osobowości konkretnych jednostek i towarzyszyła im również w okresie pełni sił psychofizycznych. Do wyprowadzenia takiego wniosku upoważnia stwierdzenie, że wystąpiła ona przede wszystkim u robotników niewykwalifiko­wanych, a więc u tych, którzy nie potrafili osiągnąć najbardziej podstawowych kwalifikacji zawodowych, co po drugiej wojnie światowej nie było trudne. Ujawnione w badaniach aspiracje można połączyć w następujące grupy.

A. ASPIRACJE ODNOSZĄCE SIĘ DO ŻYCIA RODZINNEGO

Ludzie starsi swoje aspiracje najczęściej koncentrują wokół życia rodzinnego i to prawie z reguły wokół dzieci i wnuków. Jedne z nich są bardziej ogólne, inne bardziej szczegółowe. Wszystkie jednak mówią o tym, że wykształcone, dobrze uposa­żone, szczęśliwe dzieci i wnuki są wartościami cenionymi przez ludzi starszych. Pragną oni szczęścia dla jednych i drugich tak intensywnie, że częstokroć ich losem są bardziej zainteresowani i przejęci, aniżeli własną sytuacją życiową. Wielu z nich nie wyraziło żadnych pragnień w odniesieniu do własnej osoby, ale na pytanie, co chcieliby w życiu najbardziej osiągnąć, odpowia­dali: „... żeby dzieciom i wnukom było dobrze", „żeby dobrze żyli między, sobą i z ludźmi", „żeby wnuki skończyły studia i dobrze ułożyły sobie życie", „żeby w ich rodzinach panował spokój i szczęście".

Ludzie starzy na ogół chcą doczekać tych dni, w których mogliby widzieć szczęśliwe życie małżeńsko-rodzinne najmłod­szego pokolenia. W nim widzą przedłużenie własnego życia i pragną, żeby realizowało ono to, co oni sami osiągnęli lub czego im nie udało się osiągnąć.

40

B. ASPIRACJE ODNOSZĄCE SIĘ DO ZDROWIA

Pragnienia skierowane na zachowanie pełnej sprawności fi-/ycznej i psychicznej tworzą drugą kolejną grupę aspiracji ludzi starych. U ich podłoża leży bezsprzecznie chęć dalszego życia, ale równie ważnym motywem jest także pragnienie zachowania niezależności i niesprawianie komukolwiek trudności oraz kło­potów wypływających z choroby i niedołęstwa starczego.

Osoby stare doskonale zdają sobie sprawę z tego, że z po­wodu słabo rozwiniętego systemu opieki lekarskiej nad człowie­kiem starym i usług skierowanych na zaspokojenie jego potrzeb, są niemal w pełni zdane na pomoc rodziny i sąsiadów, a przez to stają się od nich uzależnione. Ma to miejsce szczególnie w przy­padku trwałej choroby i zniedołężnienia starczego. Przewidując lakie sytuacje, ludzie starzy przeżywają wiele niepokojów. Uświadamiając sobie, że los ich ostatnich lat będzie zależał od l/w. „dobrego serca" dzieci, wnuków i przyjaciół, przeżywają /.arówno obawy przez „opuszczeniem" i „zaniedbaniem", jak leż swoistego rodzaju poczucie winy, że będą dla kogoś cięża­rem, że komuś będą zabierali siły, czas i pieniądze.

Ludzie starzy nie chcieliby sprawiać nikomu kłopotów, nie chcieliby nikogo angażować we własne sprawy, które wymaga­łyby szczególnej ofiary. W tym wypadku są aż przesadnie deli­katni i o pomoc nie proszą nawet własnych dzieci i wnuków, chociaż utrzymują, że mają do tego pełne prawo. Spotyka się więc osoby stare mieszkające na trzecim lub czwartym piętrze, które z powodu trudności w poruszaniu się nie opuszczają miesz­kania lub czynią to bardzo rzadko (zaledwie kilka razy do roku). Nie proszą jednak dzieci, wnuków czy sąsiadów, aby pomogli im wyjść na świeże powietrze, ponieważ uważają, że oni mają swoje sprawy i są przepracowani. Przypadki tego rodzaju zdarzają się /arówno w tych rodzinach, w których współżycie między poko­leniami nie układa się najlepiej, jak i w tych, w których nie ma trwałych konfliktów.

41


Ludzie starzy po prostu chcą być niezależni. Sytuację zależ­ności uznają za upokarzającą, uwłaczającą ich godności. Dlatego „być zawsze zdrową i nie potrzebować od nikogo laski, by nikt koło człowieka się nie nachodził" - jak ten problem ujęła jedna z osób - jest silnym pragnieniem każdego człowieka starego. W pragnieniu bycia niezależnym od czyjegoś „dobrego serca" tkwi jednocześnie postulat, by podstawową opiekę nad człowie­kiem starym roztaczały różne instytucje społeczne, rodzina na­tomiast winna dopełniać i uzupełniać to, co one już dają.

Lęk przed tym, by nie być ciężarem dla kogokolwiek, rów­nież dla własnych dzieci, występuje u niektórych osób starych z taką siłą, iż rodzi w nich pragnienie rychłej śmierci. Problem śmierci stanowi zresztą dla ludzi starych jeden z głównych tema­tów przemyśliwań. Na ogół godzą się oni z jej faktem, przyjmują ją jako normalny koniec ziemskiej egzystencji, ale boją się zwią­zanych z nią cierpień i osamotnienia. Dlatego wielu wyraża pragnienie, by była ona „szczęśliwa, dobra, szybka, bezbolesna".

U podłoża aspiracji ludzi starych tkwi także pragnienie bycia użytecznym. Do końca swego życia chcą służyć pomocą dzie­ciom i wnukom. Zdawanie sobie sprawy z tego, że wraz z upły­wem lat ich sytuacja w rodzinie stopniowo odwraca się, to jest -z dających coraz bardziej stają się biorącymi, wywołuje w nich niezadowolenie i trudno im się pogodzić z tą zmianą.

Aspiracje odnoszące się do zdrowia najczęściej występują wśród robotników niewykwalifikowanych, drobnych właścicie­li, rzemieślników i rolników, dużo rzadziej wśród robotników wykwalifikowanych i pracowników umysłowych. Najprawdopo­dobniej różnice te mają swoje uzasadnienie w tym, że przedsta­wiciele pierwszych grup społeczno-zawodowych nie mają tak rozbudowanego zaplecza ubezpieczeń oraz całej sieci usług, a przynajmniej nie korzystają z nich w takim stopniu, jak pra­cownicy umysłowi i robotnicy wykwalifikowani. Jakakolwiek więc choroba czy zniedołężenie starcze pogarsza znacznie ich - i tak nie najlepszą - sytuację życiową, dlatego też pragnienie

42

/achowania sprawności psychofizycznej występuje u nich z dużą intensywnością. Poza tym dochodzi tu także problem umiejęt­ności organizowania sobie życia i wyszukiwania różnorodnych aktywności. Ludzie z niższych grup społeczno-zawodowych przyzwyczajeni do prac manualnych bardziej dotkliwie odczu­wają utratę sił fizycznych niż przedstawiciele inteligencji i pra­cowników umysłowych, którzy nawet w okresie głębszej starości mogą kultywować wiele rodzajów swoich zainteresowań opar­tych przede wszystkim na sprawnościach duchowych.

C. ASPIRACJE ODNOSZĄCE SIĘ DO WARTOŚCI MATERIALNYCH

Jakkolwiek większość osób starszych znajduje się w sytuacji ekonomicznej na poziomie tzw. minimum socjalnego, to jednak /byt często nie narzekają na warunki materialne. Powszechnie natomiast narzekają na brak tanich artykułów codziennego uży­tku i takiego do nich dostępu, aby można było zaopatrzyć się w nie bez większych kłopotów. Mocno odczuwają brak odzieży i obuwia, dostosowanych do ich potrzeb i możliwości finanso­wych.

Pragnienie posiadania większej ilości pieniędzy do własnej dyspozycji wypływa u wielu ludzi starszych nie tylko z chęci posiadania większych możliwości w zaspokajaniu potrzeb osobi­stych, ale także z chęci udzielania finansowej pomocy dzieciom i wnukom. W taki właśnie sposób chcą być użyteczni rodzinom aż do końca swego życia. Drobnymi upominkami pragną spra­wiać radość, przede wszystkim wnukom. Jeżeli chodzi o warunki mieszkaniowe, to na ogół ludzie starsi są z nich o wiele bardziej zadowoleni, aniżeli z warunków finansowych.

W aspiracjach ludzi starych zawiera się realizm, ostrożność i zrównoważenie. Koncentrują się one głównie wokół potrzeb i osiągnięć rodzinnych oraz własnych potrzeb zdrowotnych.

43


Pragną poprawy własnej sytuacji bytowej oraz są nastawieni na osiąganie szybkiego sukcesu swych rodzin. Biorąc pod uwagę fakt, że nieraz większą troskę wykazują o dzieci i wnuki niż o siebie, a także to, że znajdując się w nie najlepszych warun­kach materialnych, nie narzekają na nie - można wyprowadzić wniosek, że potrzeby ludzi starych są mocno zaniżone w stosun­ku do potrzeb ludzi w wieku produkcyjnym. A zatem nawet niewielki wzrost troski o ludzi starych - z obiektywnego punktu widzenia - w znacznym stopniu mógłby zwiększyć ich zadowo­lenie z życia.

W najgorszej sytuacji bytowej i zdrowotnej znajdują się lu­dzie starzy z niższych warstw społecznych i właśnie na ich po­trzeby polityka społeczna winna zwrócić szczególną uwagę. Po­stulat ten wypływa także z faktu, że posiadają oni mniejsze umiejętności i możliwości organizowania sobie czasu wolnego oraz podtrzymywania swojej aktywności psychofizycznej aniżeli przedstawiciele wyższych warstw społecznych.

Drugi postulat, jaki wynika z analizy aspiracji ludzi starych, domaga się urządzania życia społecznego w taki sposób, aby nie rozbijało ono wspólnoty międzypokoleniowej w rodzinie. Postu­lat ten winni wziąć pod uwagę szczególnie urbaniści i dystrybu­torzy mieszkań. Pragnienie kontaktów z dziećmi i wnukami może być realizowane, jeżeli się zapewni bliskość zamieszkiwa­nia spokrewnionych ze sobą i spowinowaconych komórek ro­dzinnych, szczególnie trój pokoleniowej grupy: dziadków - ro­dziców - dzieci.

6. ANI WYIZOLOWANI, ANI WŁĄCZENI W ŻYCIE

SPOŁECZNE

Opowiadanie o starych kobietach

Lubię stare kobiety [...]

są solą ziemi [...]

znają odwrotną stronę

medalu

miłości

wiary [...]

Stare kobiety wstają o świcie

kupują mięso, owoce, chleb

sprzątają, gotują

stoją na ulicy z założonymi rękami

milczą [...]

Stare kobiety

są nieśmiertelne [...]

Tadeusz Różewicz


Ogromna większość autorów charakteryzując sytuację czło­wieka starego we współczesnym świecie, podkreśla jego wyizo­lowanie i osamotnienie.

Według jednych izolację i osamotnienie człowieka starego wytwarza społeczeństwo, które ceniąc postęp, maksymalną wy­dajność pracy, inicjatywę, piękno fizyczne, energię i młodość -odcina się od człowieka tracącego sprawność psychofizyczną, wypiera go z produkcji i życia publicznego. W stosunku do

45


okresu przedindustralnego, w którym człowiek stary zajmował dominującą pozycję w rodzinie i we wszystkich dziedzinach życia publicznego, obecnie obniżył się jego prestiż i autorytet przez odebranie mu szeregu funkcji i zdegradowanie do grup najuboższych w społeczeństwie.

Według innych, człowiek z biegiem lat sam wyłącza się z czynnego życia społecznego na skutek zachodzących w nim zmian nie tylko biologicznych, ograniczających jego sprawność fizyczną, ale i przeobrażeń psychicznych, powodujących wzrost egocentryzmu, osłabienie lub zerwanie kontaktów społecznych oraz uchylanie się od odpowiedzialności. Zawężenie przestrzeni życiowej, stopniowe izolowanie się od środowiska społecznego i osamotnienie jest więc procesem naturalnym i zgodnym z we­wnętrznym rozwojem człowieka;

Tak skrajnie odmienne podejście do tego samego zagadnie­nia znajduje odbicie w konkretnych rozwiązaniach polityki spo­łecznej wobec ludzi starych oraz w ich teoretycznych uzasadnie­niach.

W myśl zwolenników pierwszego stanowiska zapewnienie ludziom starym dobrych warunków materialno-mieszkanio-wych w odosobnionych domach lub całych kompleksach budyn­ków jest jaskrawym dowodem odcinania się młodej części spo­łeczeństwa od ludzi starych. Krytykując taką sytuację, jej prze­ciwnicy postulują, aby rozwiązania społeczne służące ludziom starym nie odcinały ich od reszty społeczeństwa. Chcą, by mogli oni utrzymać większość zajęć z lat średnich, względnie - jeżeli są one ponad ich możliwości - należy proponować im inne, wyma­gające mniejszego wysiłku. Sensowne zajęcie i najdalej idąca integracja z rodziną i otoczeniem społecznym są bowiem najlep­szym środkiem terapeutycznym przeciw zbyt szybkiemu starze­niu się. Należy zatem podejmować działania zapobiegające izo­lacji człowieka starego oraz celowo włączać go w całość życia społecznego przez organizowanie odpowiednich instytucji i działań zespalających różne grupy wiekowe.

46

Natomiast idąc za tokiem rozumowania zwolenników dru­giego stanowiska, należałoby opowiedzieć się za tworzeniem domu, osiedli i ośrodków kulturalno-rozrywkowych przeznaczo­nych wyłącznie dla ludzi starych, ponieważ czują się oni najlepiej wówczas, kiedy są uwolnieni od środowiska społecznego daw­nych lat, żyją bez obowiązków i dysponują do woli swym cza­sem. Można wówczas łatwiej organizować szereg instytucji i konkretnych działań odpowiadających potrzebom, upodoba­niom i możliwościom ludzi starych. Urzeczywistniając tę teo­rię, niektóre wielkie firmy handlowe w Stanach Zjednoczonych wybudowały w Kalifornii dużych rozmiarów osiedla, przezna­czone dla emerytów, odcięte zupełnie od miasta i odizolowane od życia społecznego. Na początku wszystko dobrze funkcjono­wało, gdy jednak po kilku latach śmierć zaczęła powodować coraz większe luki między 70 i 80-letnitni osobami, zaczęła gu­bić się początkowa harmonia. Ludziom starym coraz bardziej zaczęło brakować obowiązków rodzinno-zawodowych, nie mie­li też oparcia, szczególnie uczuciowego, ze strony najbliższych sobie osób, w konsekwencji przeżyli wielkie rozczarowanie.

Liczne badania wykazały, że istotnie, w miarę przybywania lat postępuje redukqa aktywności w wielu dziedzinach życia i ograniczanie społecznych kontaktów. Proces ten zaznacza się w życiu zawodowym, w działalności społecznej i politycznej, a także kładzie swój cień na kontakty z najbliższymi osobami. Z drugiej jednak strony człowiek stary odczuwa potrzebę kon­taktów osobistych, pragnie być potrzebnym i pełnowartościo­wym członkiem społeczności rodzinnej i szerszej. Jeżeli mu tego brakuje, wówczas jego życie staje się nudne i smutne. Między innymi stwierdzono, że odizolowanie człowieka starego od śro­dowiska, z którym zżył się od lat i zamknięcie go w domu dla emerytów przyspiesza jego śmierć. Badania przeprowadzone przez Leopolda Rosenmayra i Ewę Kóckeis wykazały, że ludzie starzy cenią sobie taką formę życia, która umożliwia im pewien wgląd w życie innych ludzi, szczególnie młodych, a jednocześnie

47


nie zmusza ich osobiście do aktywnego w nim udziału1. Stwier­dzenie to ma swoje odbicie w takim oto prostym fakcie: wiele osób starych godzinami przesiaduje w oknie i obserwuje, co dzieje się na ulicy. Na swój sposób pragną bowiem uczestniczyć w tym, co dzieje się w najbliższym środowisku, choć go już nie tworzą jako aktywni aktorzy. Jeżeli jednak ludzie starzy sami angażują się w życie społeczne, to zaobserwowano u nich więk­sze zadowolenie z życia aniżeli u tych, którzy się od niego izo­lują.

Potrzeba łączności ze społeczeństwem, zwłaszcza z rodziną, pozostaje tak silna i żywa, że człowiek stary pragnie ją utrzymać nawet za cenę znoszenia niewygód mieszkaniowych, a nierzadko także pewnych cierpień moralnych. Potrzeba realizacji społecz­nej natury nie obumiera w człowieku wraz z wiekiem, tylko poszukuje innych form urzeczywistniania się i autorzy życia społecznego winni je tworzyć. Właśnie w ich tworzeniu przeja­wia się rozwój życia społecznego.

1 L. Rosenmayr. Menschliches Alten in der industriellen Gesells-chaft. W: Kirche in der Stadt. T. 1. Grundlagen und Analysen. Wien 1967 s. 148-149.

7. ZESPOLENI Z RODZINĄ

Szczęście rodzinne

Mój stary ojciec był z brązu,

a matka z opłatka i miodu.

Ojciec się chlubił siłą ogromną

a matka - sarny urodą! Ojciec zdobywał chleb czarny swą siłą niestrudzoną, a matka niby gwiazdy szczęście siała swą dłonią...

I choć ich chata wieśniacza

była uboga i mała,

ojciec w niej nigdy nie płakał

i matka nie szlochała

Jan Pocek


Kiedy dzieci wychodzą z domu, kiedy człowiek staje się" dziadkiem lub babcią, kiedy wycofuje się z życia publicznego i szerszej działalności społecznej, wówczas ze wzmożoną siłą zaczyna odczuwać potrzebę posiadania rodziny, która by w tym okresie stanowiła dla niego przede wszystkim oparcie duchowe. Dziadkowie jako ludzie już „niechciani" przez społeczeństwo, dyspensowani przez nie, pragną mieć pewność, że jeszcze należą do jakiejś grupy, są przez nią akceptowani i mogą być dla niej przydatni. Dzieci, wnuki i rodzeństwo stają się dla nich niemal

49


jedynym przedmiotem zainteresowań, miłości i działań. Podob­nej postawy oczekują od nich wobec siebie. Do pewnego stopnia rodzina jest tak potrzebna człowiekowi staremu, jak dziecku, z tą tylko różnicą, że jeżeli w okresie dzieciństwa jest ona nieodzow­na do pełnego rozwoju osobowości dziecka, do jego prawidło­wego wejścia w świat, to w ostatniej fazie życia jest ona koniecz­na do osiągnięcia pełnej dojrzałości, do stopniowego wyłączania się z życia. Bez rodziny życie człowieka starego jest nudne, uciążliwe, niedopełnione i niejednokrotnie traci sens, co przy­spiesza proces starzenia się. Potwierdzeniem tego są losy osób w domach opieki społecznej. Jeżeli nie posiadają one rodziny lub nie utrzymują z nią kontaktów, szybciej zmierzają ku śmierci aniżeli te, które żyją nadal w zażyłych stosunkach z członkami własnej rodziny.

Rodzina pomaga człowiekowi staremu utrzymać równowagę psychiczną i sprzyja dalszemu rozwojowi jego osobowości, z kolei on jest także potrzebny rodzinie do pełniejszego funk­cjonowania, a w szczególności do wychowania i socjalizacji młodszych członków rodziny. Kontakty międzyosobowe, które osobie starej zapewnia rodzina, sprawiają, że jej życie do końca jest intensywne i wartościowe.

Łączność osoby starej z dziećmi i wnukami opiera się na różnorodnych i bogatych podstawach, i wcale nie jest ona tak mocno z nimi skłócona, jak to się powszechnie głosi. Zarówno polskie, jak zagraniczne badania nad życiem osób w starszym wieku oraz nad rodziną wykazują, że ogromna większość dziad­ków jest powiązana z dziećmi i wnukami oraz z rodzeństwem częstymi i żywymi kontaktami. Kontakty te przebiegają w atmo­sferze serdeczności i zgody, niosą wzajemną pomoc i są ogólnie oceniane jako dobre. Na ogół pokolenia w tej samej rodzinie są złączone wzajemną troską i wspomagają się w codziennych spra­wach i zajęciach. Tylko w niewielkim odsetku rodzin międzypo-koleniowe kontakty są rzadkie, niezgodne, uczuciowo chłodne i ogólnie oceniane jako złe. Zamiast „familiocentryzmu" u po-

50

szczególnych pokoleń i osób dominuje nastawienie „odrodzin-ne". Mają one wówczas rozbieżne zainteresowania i plany, po­czucie faktycznie wyrządzonych lub urojonych krzywd, nie ro­zumieją siebie wzajemnie i nie troszczą się o siebie. Będąc członkami tej samej rodziny, żyją „obok siebie'1. Tego typu ro­dzin, o których można powiedzieć, że pokolenia są w nich trwale skłócone, nie jest wiele. Na podstawie różnych badań można szacować, że stanowią one około 10% rodzin. W pozostałych odsetkach rodzin wzajemne stosunki między pokoleniami ukła­dają się raczej dobrze. Określenie to należy jednak rozumieć z pewnym uzupełnieniem, tzn. raz żyją one z sobą lepiej, innym /nów razem gorzej, w jednych rodzinach więź między pokole­niami jest bardzo silna, w innych natomiast słabsza, ale na tyle jeszcze mocna, by oprzeć się siłom rozbijającym jedność poko­leń1.

W rodzinach istnieje coś takiego, co można by określić jako mechanizm wzajemnego rozliczania uczuć między pokoleniami, tzn. uczucia, jakimi dziadkowie darzą dzieci i wnuków, są na ogół bliskie uczuciom, jakie dzieci i wnuki żywią do nich, choć należy zaznaczyć, że od tej reguły istnieją odchylenia. Na ogół dziadkowie są przekonani, że większym uczuciem darzą dzieci i wnuki, niż są przez nich obdarzani, ale to samo twierdzą ro­dzice o swoich dzieciach. Oni też są przekonani, że więcej uczuć dają dzieciom, niż ich otrzymują. Jest to zatem prawidłowość, że rodzinny potencjał uczuciowy jest skierowany przede wszystkim na pokolenie najmłodsze. Zjawisko to należy uznać za jak naj­bardziej naturalne i wielce korzystne dla rozwoju najmłodszego pokolenia, które bardziej niż pokolenie dorosłe potrzebuje du­chowego ciepła.

1 J. Piotrowski. Miejsce człowieka starego w rodzinie i społeczeń­stwie. Warszawa 1973; L. Dyczewski. Więź pokoleń w rodzinie. War-s/awa 1976.

51


Jakość więzi osób starszych z rodziną jest konsekwencją poprzednich okresów życia rodzinnego. Jeżeli brakowało w nich postawy dawania i otwartości, połączonej z postawą wza­jemnej odpowiedzialności za siebie, to nie może być łączności pokoleń wówczas, gdy są one samodzielne i od siebie niezależne. Kto każdego dnia nie przekraczał siebie choć trochę, nie dawał siebie dzieciom, rodzicom, rodzeństwu, bliźnim, kto nie trakto­wał i nie przeżywał swej pracy jako służby bliźniemu - i tego wszystkiego nie uczył swych dzieci i wnuków - ten w ostatnim okresie życia będzie samotny. Poczucie opuszczenia i smutek na twarzach osób starych jest najczęściej tylko ujawnieniem tego, co już było w poprzednich okresach życia, tylko że w młodości i w okresie pełni sił psychofizycznych stosunkowo łatwo udaje się zamaskować osamotnienie przez różnego rodzaju aktywność, która w latach późniejszych słabnie, a w końcu zupełnie upada. Wówczas jakby spod zasłony wychodzi zagubiony, z nikim głę­boko nie związany, osamotniony człowiek.

Więź rodzinna, na którą liczy w okresie starości każdy czło­wiek, musi być rozwijana i pielęgnowana we wszystkich po­przednich okresach życia. Dokonuje się to przez ciągłe wykra­czanie poza swoje ja.

8. INTYMNOŚĆ, ALE Z DYSTANSEM

To, co mam, tak niewiele

Upodobaj sobie

moje drzwi odświętne

rozklekotane krzesło

i stół połamany

A ja ci w zamian

nie dam nic innego

poza dłonią

gotową do słabego gestu

Upodobaj sobie

moich lat niewiele

i siwe włosy

błyskające w czerni

A ja ci czasem dam szklankę z herbatą

albo wiersz Gałczyńskiego

i noc jak bas

Ja jeszcze poszukam

i może w zanadrzu

znajdę drogę do ciebie

w cztery strony świata

A ty

upodobaj sobie moje drzwi zwyczajne

i pokój

pełen zwykłych dobrych zdarzeń

Rymwid Maciej Kononowicz


53


Do niedawna jeszcze sądzono, że więź między starszymi osobami, ich dziećmi i wnukami wymaga wspólnoty środków utrzymania i wspólnego zamieszkiwania. Tymczasem współczes­ne badania wykazują, że wśród obecnych pokoleń rozwijają się dwie, na pierwszy rzut oka sprzeczne, tendencje. Jedna prowa­dzi do wzajemnego uniezależniania się pokoleń w zakresie wa­runków bytu, druga zmierza ku utrzymaniu i zacieśnieniu wza­jemnych kontaktów osobowych. Tym dwom tendencjom warto poświęcić nieco uwagi, ponieważ ich uświadomienie sobie wy­daje się ważne zarówno dla osób starszych, jak i pozostałych dwóch pokoleń w rodzime.

Wraz z rozwojem usług i zabezpieczeń społecznych dorosłe pokolenia stały się pod względem materialnym niezależne od siebie. Jednocześnie należy sobie uświadomić fakt, że ludzie starsi, i to nawet w najbogatszych społeczeństwach, tworzą naj­uboższą grupę społeczną. Większość pytana o warunki material­ne, ocenia je jako gorsze niż w okresie pracy zawodowej. Pomi­mo takiej sytuacji, osoby starsze, ograniczając własne potrzeby do minimum i posiadając sztukę umiejętnego gospodarowania pieniądzem, pomagają jeszcze materialnie swym dzieciom i wnukom. Obdarzają ich prezentami, dokładają się do kupna mieszkania, telewizora, mebli, lodówki, chociaż sami nie posia­dają wielu urządzeń udogodniających codzienne życie. Pomoc materialna płynie jednak i w drugą stronę, tzn. w kierunku ro-dziców-dziadków. Na ogół dzieci i wnuki obdarzają ich prezen­tami i kiedy jest to potrzebne, wspierają pieniędzmi. Dobrze się dzieje, jeżeli pomagają im w zakupie obuwia, ubrania, niektó­rych sprzętów codziennego użytku i lekarstw, ponieważ z zaku­pem tych przedmiotów ludzie starsi mają najwięcej trudności.

Ogólnopolskie i monograficzne badania wykazują, że mię­dzy dziećmi i wnukami istnieje trwałe współdziałanie, polegają­ce na świadczeniu pomocy materialnej i usług, i to nie na zasa­dzie ścisłego odwzajemniania się, ale na zasadzie: co i ile każda ze stron uważa za potrzebne i słuszne dać stronie drugiej. Nie-

54

rzadko stroną, która daje więcej, bywają rodzice, szczególnie w pierwszych latach małżeństwa dzieci, kiedy są jeszcze w pełni sił i aktywności zawodowej.

Wraz z rozwojem niezależności materialnej, między dorosły­mi pokoleniami dokonuje się także rozdział ich wspólnego za­mieszkiwania. Tendencja ta zaznaczyła się już w okresie między­wojennym, chociaż miała charakter dość zróżnicowany. Inaczej proces ten przebiegł na wsi, inaczej w mieście, obejmował jed­nak cały kraj i rozwijał się do tego stopnia, że nawet na terenie wschodniego Podlasia, gdzie silna była tradycja wspólnego za­mieszkiwania dorosłych dzieci z rodzicami, z końcem okresu międzywojennego dominowała już zdecydowanie rodzina ma­ła, samodzielna ekonomicznie. W latach powojennych proces ten jeszcze się spotęgował. Obecnie w miastach polskich tylko co dziesiąta rodzina, a na wsi co piąta, łączy pod jedynym da­chem dziadków - dzieci - wnuków.

Życie kilku generacji „pod wspólnym dachem" nie jest już przeważającą formą życia rodzinnego, ale badania empiryczne wykazują, że nawet w krajach najbardziej zindustralizowanych i zurbanizowanych pokolenie najstarsze dość często mieszka razem ze średnim i najmłodszym. Takie układy rodzinne w przy­padku osób 65-letnich i starszych, mających jeszcze dzieci, w latach sześćdziesiątych, kiedy tendencje separatystyczne mię­dzy pokoleniami były silne, zdarzały się w 20% w Danii, w 28% w Stanach Zjednoczonych AP, w 42% w Anglii i aż w 67% w Polsce1.

Jeżeli rodzice, dzieci i wnuki nie mieszkają pod wspólnym dachem, nie tworzą wspólnoty gospodarczej, to starają się mieszkać bardzo blisko siebie, utrzymują z sobą żywe kontakty

1 J. Piotrowski. Miejsce człowieka starego s. 185; J. Stehonwer. The Honsehold and Family Relations of Old People. W: Old People in Three łndustriad Societies. Eds. E. Shanas, P. Townsend. London 1968 s. 193; L. Rosenmayr. Menschliches Alten s. 141.

55


i wymieniają między sobą różnorodne świadczenia. Na terenie Polski w latach sześćdziesiątych 74% pracowników umysłowych w wieku 65 lat i starszych, 84% pracowników fizycznych i 92% rolników albo mieszkało razem z jednym ze swych dzieci, albo nie miało do niego dalej niż 30 minut drogi2. Podobne zjawisko stwierdził Peter Townsend w Anglii. Jego badania w robotniczej dzielnicy Londynu wykazały, że blisko połowa osób starszych mających dzieci, mieszkała razem z jednym z nich lub nie miała do niego dalej niż jedną milę drogi. Również badania przepro­wadzone w Stanach Zjednoczonych AP, gdzie mobilność lud­ności była i nadal jest szczególnie duża, wykazały, że 36% osób omawianej kategorii wieku w latach sześćdziesiątych żyło z dziećmi we wspólnym gospodarstwie domowym, 24% w nie­wielkiej od nich odległości, 15% o dzień drogi3.

Ludzie starzy spotykają się z dziećmi i wnukami codziennie lub prawie codziennie. W latach sześćdziesiątych na terenie Polski miało to miejsce u 80% osób 65-letnich i starszych, u ponad 60% na terenie Anglii i Stanów Zjednoczonych AP oraz nieco poniżej 60% na terenie Danii4. Najczęściej odwie­dzają ludzi starych ich dzieci i wnuki, rzadziej zięć i synowa. Zarówno osobom starym, jak ich dzieciom, zależy na częstotli­wości i jakości tych kontaktów, z tym że dla pierwszych znaczą one więcej niż dla drugich. Dzieci jednak niosą pomoc swym rodzicom i podtrzymywanie z nimi kontaktów uważają za swój moralny obowiązek.

Mimo istnienia wszechstronnych i głębokich związków mię­dzy pokoleniami, zarówno ludzie młodzi, jak i ich rodzice, wolą

2 J. Piotrowski. Miejsce człowieka starego s. 188-189.

3 L. Rosenmayr, EKóckeis. Essai d'une theorie sociologiąue de
la vieillesse et de lafamillie. „Revue Internationale des Scienses Sociales"
15: 1963 s. 436.

4 J. Piotrowski. Miejsce człowieka starego s. 192-193.

mieszkać osobno, lecz w pobliżu. Za takim rozwiązaniem opo­wiadają się nie tylko te osoby, u których nie stwierdzono głęb­szych nastawień rodzinnych, lecz także te (i to w nie mniejszym stopniu), które je wykazywały. U jego podstaw leży przekona­nie, że wspólne zamieszkiwanie trzech pokoleń staje się przy­czyną wielu napięć i konfliktów. Rodzą się one z różnic świato­poglądowych i moralnych; powstają na tle stosowania odmien­nych metod wychowawczych, różnego stylu życia itp. Bezpo­średnią przyczyną wielu konfliktów jest również ciasnota miesz­kaniowa i przeciążenie pracą. W przypadku pracy zawodowej młodej matki z dwojgiem lub trojgiem dzieci, babcia emerytka pełniąca funkcje gospodyni domu, opiekunki i wychowawczyni wnuków jest często bardziej zmęczona fizycznie i wyczerpana nerwowo niż w okresie swojej pracy zawodowej.

Nie należy jednak zbytnio wyolbrzymiać i uogólniać konfli­któw oraz napięć zachodzących między pokoleniami. Z lektury materiałów badawczych odnosi się wrażenie, że między ludźmi starymi a ich dziećmi i wnukami dominują kontakty przebiega­jące w atmosferze serdeczności i oddania, a nie skłócenia i uprzedzeń. Dziadkowie - rodzice - wnuki świadczą sobie wza­jemną pomoc materialną i duchową nie na zasadzie ścisłego wyrachowania, ale na zasadzie, co i ile każda ze stron uważa za słuszne dać stronie drugiej. Nierzadko stroną, która daje więcej bywają rodzice, szczególnie w pierwszych latach małżeń­stwa swych dzieci. Pomagają im finansowo, prowadzą gospodar­stwo domowe, opiekują się wnukami, obdarzają prezentami, a często odstępują im także mieszkanie.

Zdecydowana większość ludzi starych mówiąc o współżyciu z dziećmi ocenia je jako dobre lub bardzo dobre, niezależnie od tego, czy mieszkają z nimi razem, czy nie5.

5 J. Piotrowski. Pozycja ludzi starych w Polsce. „Kultura i Społe­czeństwo" 1969 nr 2 s. 261; L. Dyczewski. Więź pokoleń w rodzinie. Warszawa 1976 s. 93-117.



56

57


Wnikając w psychikę człowieka starego i uwzględniając jego pragnienia, należy dążyć do wytworzenia wokół niego takiego otoczenia społecznego, które by sprzyjało jego naturalnej ten­dencji do zachowania niezależności i pewnego dystansu wobec uciążliwości życia, a jednocześnie integrowało go z rodziną i środowiskiem oraz ułatwiało kontakty międzyosobowe, zapew­niające mu wzajemną pomoc i opiekę. Wiedeński socjolog Leo­pold Rosenmayr uwzględniając to, że ani izolowanie, ani pełne włączanie człowieka starego w życie społeczne nie jest przez niego pożądane, uważa, że najlepszą dla niego sytuacją byłaby synteza obu tych postaw. Jest to sytuacja intymności, ale na odległość. Pozwala ona człowiekowi staremu utrzymać konta­kty z własną rodziną i szerszym środowiskiem, żyć z najbliższymi sobie osobami w zażyłości, ale na odległość6.

Chociaż jeszcze dość wysoki odsetek osób starych mieszka wspólnie z dziećmi i wnukami, to jednak wszystkie pokolenia wykazują zdecydowaną tendencję do osobnego zamieszkiwania, ale w pobliżu. Ci, którzy opowiadają się za osobnym, ale bardzo bliskim zamieszkiwaniem dorosłych pokoleń, wykazują równie głębokie i wartościowe powiązania rodzinne, jak i ci, którzy preferują międzypokoleniową wspólnotę domową. Pragną oni mieszkać oddzielnie, ponieważ ich zdaniem sprzyja to zachowa­niu samodzielności i odrębności, atmosfery spokoju i zgodnego współżycia. Jednocześnie chcą mieszkać w pobliżu, by móc czę­sto kontaktować się ze sobą i wzajemnie sobie pomagać. Taka forma zamieszkiwania dziadków - dzieci - wnuków sprzyja kultywowaniu rodzicielskiej i synowskiej miłości, umożliwia wgląd w życie drugiego pokolenia, a jednocześnie nie włącza go do zbyt aktywnego w nim udziału.

Odległość przestrzenna nie może być traktowana jako symp­tom wzajemnego odizolowania się i zamykania przed sobą, ale

po prostu jako swoistego rodzaju zabieg, by poszczególne po­kolenia, które wzrastają w odmiennych warunkach i posiadają odmienne style życia i potrzeby, mogły egzystować bez zbytecz­nych wstrząsów i zderzeń. Przestrzeń, oczywiście niewielka, ma­jąca oddzielać od siebie pokolenia, pełni tu funkcję czynnika „buforowego" i w żadnym wypadku nie może być interpretowa­na jako symptom rozpadu więzi międzypokoleniowej w rodzinie. Dawniej wieź międzypokoleniową bazowała na wspólnocie gospodarczej i domowej, dzisiaj pokolenia chcą ją oprzeć na względnej niezależności materialnej, dobrowolności świadczeń i bliskości zamieszkiwania. Kształtujący się typ rodziny lokali­zuje więc dziadków tuż obok rodziny, dzieci i wnuków: w tym samym bloku, osiedlu, na tej samej ulicy. Tendencję tę należy wziąć pod uwagę w budownictwie mieszkaniowym i w polityce mieszkaniowej. Tak należy urządzać nowoczesne osiedla i mia­sta, by stwarzały najbardziej naturalne warunki życia dla czło­wieka, który w rodzinie przychodzi na świat, w niej osiąga swój rozwój i w niej powinien przeżyć ostatnie lata. Wszelkie inne środowiska, jeżeli nawet są w stanie doskonale zaspokoić pod­stawowe potrzeby człowieka, to pozostaną zawsze środowiskiem sztucznym. Będzie w nich bowiem brakowało kontaktów prze­pełnionych miłością, ciągłością biologiczną i kulturową, typową dla życia rodzinnego. Dlatego, jeżeli walczy się dzisiaj o właściwe środowisko rodzinne dla dziecka, to należy też walczyć o takie samo dla dziadków, i to o wiele bardziej niż o domy opieki społecznej, które należy traktować jako ostateczność dla ludzi bez rodziny lub dla tych, którzy są z rodziną skłóceni.



58

L. Rosenmayr. Menschliches Alten s, 148-150.


9. W ROLI TEŚCIA - TEŚCIOWEJ

Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu.

Mt 8,14-15

Wraz z zawarciem związku małżeńskiego przez dzieci, rodzi­ce wchodzą w całkowicie nowy okres życia. I choć są na ogół biologicznie młodzi, liczą od 40 do 50 lat, to społecznie wchodzą w pierwszy etap starzenia się. Przechodzą z pozycji matki - ojca na pozycję teściowej - teścia, babci - dziadka. Z wielu względów nie jest to łatwe przejście. Po pierwsze dlatego, że wiąże się ono z przyjęciem do rodziny zupełnie nowej osoby, a wraz z nią jej rodziców i rodzeństwa; po drugie, wymaga ono uczenia się no­wych ról, mianowicie roli teściowej - teścia, a następnie roli babci - dziadka, co wcale nie jest łatwe, ponieważ w nowych warunkach społecznych i w nowej strukturze rodziny role te na nowo się kształtują, a po wtóre ich przyswojenie nie przycho­dzi już zbyt łatwo w wieku, kiedy psychika nie jest tak plastycz­na, jak w okresie uczenia się ról rodzicielskich.

Rodzicom, którzy w trakcie wielu lat zżyli się z dzieckiem, trudno jest je oddać drugiej osobie, co winno nastąpić wraz z założeniem przez nie własnej rodziny. Trudno też jest im po­szerzyć serce i przyjąć wybraną przez syna lub córkę osobę jako

60

własne dziecko. Trudność jest tym większa, im osoba ta bardziej odbiega od wymarzonego ideału żony lub męża dla dziecka. W takiej sytuacji rodzice muszą zdobyć się na wprost nadludzki wysiłek i okazać otwartość oraz wspaniałomyślność zawiązującej się rodzinie. Winni sobie uświadomić, że przecież nie oni będą żyli z osobą, którą sobie wybiera ich dziecko, a skoro jemu ona odpowiada, to najważniejsze. Wcale to jednak nie znaczy, by rodzice nie mieli doradzać dziecku w wyborze męża/żony. Mają prawo, a nawet obowiązek to czynić, ale jeżeli dziecko defini­tywnie dokona już wyboru, wówczas winni osobę tę zaakcepto­wać. Chodzi bowiem o to, by wchodząc w rodzinę czuła wokół siebie życzliwość. Atmosfera tego rodzaju pomoże jej dopaso­wać się do nowej sytuacji życiowej i w ciągu dłuższego lub krótszego okresu może pozbyć się tych cech negatywnych, któ­re na początku wywoływały wobec niej niechęć rodziców współ-malżonka/i.

Wiele mówi się obecnie o postawie tolerancji w rodzinie, uważając, że właśnie ona ułatwia zgodne współżycie osób i pokoleń. Istotnie, jest to postawa niezmiernie cenna do utrzy­mania dobrej atmosfery w rodzinie, ale nie może być ona rozumiana tylko jako obojętność w stosunku do wszystkiego, co myśli, czyni i planuje druga osoba - zawierałby się w tym brak szacunku do drugiego człowieka i brak troski o niego. Nikogo nie można traktować jako przedmiotu, nawet jeśli uwa­żałoby się go za przedmiot najbardziej cenny na świecie, wokół którego należy chodzić ostrożnie i z pewnym lękiem, by go nie tknąć. Wówczas nigdy nie nastąpiłaby wewnętrzna komunika­cja między ludźmi, którzy żyją razem. Jeżeli mówimy o toleran­cji, to należy ją rozumieć jako postawę szacunku i aktywnej życzliwości wobec drugiej osoby, przy jednoczesnym uszanowa­niu jej prawa do odmiennego myślenia i działania. Dopiero tego typu nastawienie pozwala różnym pokoleniom żyć we wzajemnej jedności pomimo różnic, jakie między nimi zacho­dzą.

61


Harmonijne współżycie rodziców z dorosłymi dziećmi, ich współmałżonkami i wnukami nie jest łatwe i wszyscy muszą być świadomi, że nie jest ono czymś gotowym, raz na zawsze danym, lecz musi być ciągle wypracowywane. Dokonuje się to dzięki coraz lepszemu poznawaniu się, rozumieniu, umiejętności wybaczania błędów, aprobacie odmiennych poglądów i wzorów postępowania oraz współpracy w całości życia rodzinnego. Jeżeli starszym już rodzicom towarzyszy postawa życzliwości wobec rodziny ich dziecka, wówczas pomaga ona nie tylko do utrzyma­nia harmonijnego współżycia, ale także ułatwia im adaptację do nowych sytuacji i wejście w nowe role.

Małżeństwo, jakie zawierają młodzi ludzie, nie jest jeszcze dowodem ich dojrzałości życiowej. W pierwszym okresie, kiedy są mocno zajęci sobą i niewiele obchodzi ich świat zewnętrzny, kiedy są pełni idealizmu i nadziei, że wszystko jakoś się ułoży, mogą napotkać na ogromne trudności. Rzeczywistość bowiem jest często bezwzględna, a oni mogą czuć się w niej bezradni i zagubieni. Właśnie wtedy rodzice obojga małżonków mają wielkie zadanie do spełnienia. Swoim doświadczeniem i znajo­mością ludzi mogą im pomóc wejść w życie. Pomoc ta musi być jednak udzielana z delikatnością, tzn. tak, by młodzi czuli się głównymi autorami początków swego samodzielnego życia, by czuli się odpowiedzialni za podejmowane decyzje, sukcesy i po­rażki.

W rozwoju i utrzymaniu takiej postawy ze strony rodziców wobec młodych małżonków najczęstszymi przeszkodami są: nadmierna troskliwość, ochranianie i autorytatywność. Rodzice przyzwyczajeni do sprawowania bezpośredniej opieki nad dzie­ckiem i kierowania nim nie zawsze potrafią wycofać się z takiej pozycji, nawet wtedy, gdy usamodzielni się ono i założy własną rodzinę. Rodzice, zachowując dawny stosunek do dziecka i prze­rzucając go także na jego współmałżonka/ę, stają się nieraz dużą przeszkodą w wytworzeniu się stałych i ścisłych więzi nie tylko między sobą a nimi, ale także między małżonkami lub też mię-

62

dzy młodymi rodzicami i dzieckiem. Od rodziców wymagany jest w tym przypadku ogromny wysiłek uznania faktu, że ich dziecko od chwili założenia rodziny bardziej należy do współ­małżonka i dzieci niż do nich. Muszą też uznać prawo młodych do popełnienia pomyłek i błędów. Młodzi muszą je popełniać, by przez nie i przez sukcesy mogli osiągnąć własne doświadczenie i mądrość życiową, bardziej odpowiadającą duchowi ich czasu, aniżeli doświadczeniom życiowym rodziców.


10. JAKO OPIEKUNOWIE I WYCHOWAWCY WNUKÓW

Nie tylko przyszłość

Nie tylko przyszłość wieczną jest - nie tylko!... l przeszłość, owszem, wieczności jest dobą: Co stało się już, nie odstanie chwilką... wróci Ideą, nie powróci sobą.

Cyprian K. Norwid

Narodziny dziecka mają doniosłe znaczenie zarówno dla rodziców, jak i dła dziadków. Dla pierwszych staje się ono nie tylko przedmiotem troski i zabiegów, ale także ważnym czynni­kiem rozwoju ich osobowości oraz trwałości małżeństwa, w dziadkach zaś prócz zadowolenia, a nawet dumy, iż mają zapewnioną kontynuację biologiczną i duchową, wywołuje wzrost ich sił witalnych. Można powiedzieć, że z narodzeniem wnuka odżywają dziadkowie.

Dziadkowie na ogół pragną mieć swój udział w opiece nad wnukami i w ich wychowaniu. Niekiedy funkcje te przejmują całkowicie. Dzieje się to szczególnie wówczas, gdy rodzice nie żyją, są rozwiedzeni lub skłóceni do tego stopnia, że nie mogą wspólnie wychowywać dziecka. Niekiedy dziadkowie, mieszka­jąc w mieście przyjmują do siebie wnuków uczęszczających tam do szkoły, gdy tymczasem dom rodzinny mają na wsi. W tych przypadkach na barkach dziadków spoczywa całkowita opieka nad wnukami i ich wychowaniem. W normalnej sytuacji dziad-

64

kowie mniej lub bardziej uczestniczą tylko w funkcjach pełnio­nych zasadniczo przez rodziców.

Dziadkowie - szczególnie babcia - jako opiekunowie i wy­chowawcy wnuków wcale się nie przeżyli, jak sądzono, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że właśnie w tej roli przeżywają obecnie swój renesans. Niemal każda babcia na stałe lub cza­sowo jest zaangażowana do opieki nad dziećmi: jeśli mieszka oddzielnie, to albo dochodzi do wnuków, albo są one do niej „podrzucane" przez rodziców.

Na ów „renesans" dziadków jako opiekunów i wychowaw­ców wnuków składają się uwarunkowania obiektywne i racje subiektywne zainteresowanych osób. Do pierwszych należy ma­sowe zatrudnienie kobiet-matek, niewystarczająca liczba miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz zbyt wysokie za nie opłaty, na które coraz większej liczby rodzin nie stać. W 1980 roku na 100 dzieci w wieku 0-3 lat w żłobkach przebywało 52 dzieci, w 1990 roku liczba zmniejszyła się do 42, a w 1992 roku do 261. Z kolei w przedszkolach na 1000 dzieci w wieku 3-6 lat w 1980 roku przebywało 348 dzieci, w 1990 - 328, a w 1992 - 332 dzieci. Liczba ta była odpowiednio wyższa w przypadku dzieci w wie­ku 6 lat: 431 dzieci w 1980 roku, 467 dzieci w 1990 roku i 613 dzieci w 1992 roku2.

Dla większości dzieci w wieku niemowlęcym i przedszkol­nym rodziny muszą zatem organizować pomoc opiekuńczo-wy-chowawczą we własnym zakresie. Dotyczy to także dzieci uczę­szczających do szkoły, które przeważnie powracają do domu wcześniej niż rodzice z pracy. Zarówno bowiem dziecko w wie­ku przedszkolnym, jak i pierwszych latach szkoły podstawowej wymaga od rodziców wielkiego wysiłku. Występują tu dwa rów­noważące się zjawiska: im dzieci są starsze, czynności związane

1 Rocznik Statystyczny 1993 s. 465 tabl. 16 (672).

2 Rocznik Statystyczny 1993 s. 445 tabl. 31 (631).

65


z wiekiem niemowlęcym (karmienie, mycie, ubieranie, odnosze­nie do żłobka, spacery itp.) zastępują nie mniej absorbujące zajęcia opiekuńczo-wychowawcze. Ponadto wzrasta pracochłon­ność zajęć związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowe­go. Z pewną pomocą przychodzą w tym przypadku świetlice szkolne, w których dzieci mają zapewnioną opiekę i mogą od­rabiać lekcje. Podobnie, jak żłobki i przedszkola, nie rozwiązują one jednak w pełni wszystkich problemów opiekuńczo-wycho-wawczych z dziećmi w wieku szkolnym. Ich rozwiązanie spoczy­wa przede wszystkim na rodzinie.

Wielu rodzinom przychodzą w tej sytuacji z pomocą rodzice ojca lub matki dziecka. Zarówno potoczne obserwacje, jak i badania empiryczne wykazują, że pomocy w prowadzeniu gos­podarstwa domowego i pełnieniu zadań opiekuńczo-wychowa-wczych częściej udzielają rodzice matki niż ojca; częściej też babcie niż dziadkowie. Praktycznie wygląda to w ten sposób, że największy zakres pomocy przychodzi ze strony tych rodzi­ców, z którymi młoda rodzina dzieli mieszkanie i prowadzi wspólne gospodarstwo domowe lub też z tymi, z którymi jest w trwałym kontakcie z racji niezbyt wielkiej odległości zamiesz­kania.

Opiekę nad wnukami - stałą lub dorywczą - dziadkowie pełnią chętnie. Sprawia im ona wiele osobistej radości. Dzięki niej czują się przydatni w rodzinie. Ponadto rodzice dzieci chęt­nie ich do niej angażują w przekonaniu, że dzieci znajdą się w najlepszych rękach. Takiej opieki nie zastąpi ani żłobek, ani przedszkole, w których grupy dzieci z reguły są dość duże i zawsze istnieje obawa, że będą niedopilnowane. Są to subie­ktywne racje „renesansu" dziadków jako opiekunów i wycho­wawców.

Nawet w krajach, w których sieć żłobków i przedszkoli jest dobrze rozwinięta i istnieje dużo większa możliwość ich wyboru, dziadkowie mają duży udział w sprawowaniu opieki nad wnu­kami. Na przykład w latach siedemdziesiątych w krajach

66

ówczesnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej 42% matek korzystało z pomocy dziadków lub tylko babć3.

W przypadku, gdy opieka nad dzieckiem jest konieczna, a nie mogą jej pełnić rodzice matki lub ojca, organizuje się pomoc dochodzącą albo rodzice sami noszą dziecko do upatrzonej oso­by, która na czas pracy zawodowej rodziców spełnia funkcje opiekuńczo-wychowawcze. Jeżeli nie najczęściej, to na pewno w przeważającej liczbie przypadków osobą tą jest kobieta pozo­stająca na emeryturze lub rencie. Nietrudno ją zresztą znaleźć, gdyż obecnie w Polsce co szósta kobieta przekroczyła wiek emerytalny, a zachowując sprawność psychofizyczną, chętnie podejmuje się opieki nad dzieckiem. W taki sposób dorabia na swe utrzymanie, podtrzymuje swoją aktywność i poczucie uży­teczności, co z kolei chroni ją przed gwałtownym starzeniem się. Pełniąc obowiązki opiekuńczo-wychowawcze wobec obcego dziecka, kocha je częstokroć jak własnego wnuka, a ono odwza­jemnia się podobnym uczuciem i nazywa ją swoją „babcią".

Osoby starsze chętnie nawiązują kontakty z dziećmi. Wkła­dają w nie całych siebie: nie żałują sił, czasu ani pieniędzy. Kontakty te są dla nich bardziej cenne i atrakcyjne niż z przed­stawicielami własnego pokolenia. Dodają im sił, rozszerzają ich życie emocjonalne i sferę intelektualną, podtrzymują w nich chęć do życia. Osoby starsze pełniące funkcje opiekuńcze i wy­chowawcze czują się na ogół zdrowsze i rzadziej chodzą do lekarza niż te, którym brakuje stałych obiektów miłości i tro­ski. Dziecko bowiem dla człowieka starego stwarza cały szereg dodatkowych bodźców, które skłaniają go do aktywności, wyry­wają z kręgu myśli koncentrujących się na sobie, dają poczucie użyteczności, a w konsekwencji przyczyniają się do lepszego samopoczucia i zadowolenia z życia. Nic więc dziwnego, że

3 H. P r o s s. Gleichberechtigung im Beruf. Eine Untersuchung mit 7000 Arbeitnehmenrinnen in der EG. Frankfurt a/M 1973 s. 90, 223-226.

67


według badań przeprowadzonych w RFN 2/3 dziadków pyta­nych o swój stosunek do pełnionych funkcji opiekuńczych i wy­chowawczych podkreśla ich pozytywne aspekty i ocenia je do­brze, a jedynie 3% respondentów jest z nich niezadowolona4.

Mimo licznych obopólnych korzyści, jakie wynikają z pełnie­nia funkcji opiekuńczych i wychowawczych przez osoby stare wobec małych dzieci, istnieją także negatywne aspekty tego zagadnienia i warto na nie zwrócić uwagę nie dlatego, by pod­kreślać ich występowanie, ale by w miarę możliwości ich unikać.

Dziadkowie pełniąc funkcje opiekuńcze i wychowawcze wo­bec wnuków, przebywają z nimi niejednokrotnie dłużej aniżeli rodzice, stąd też nawiązują z nimi silną więź uczuciową, sprawia im to wielką satysfakcję i zdarza się, że odzywa się w nich chęć powtórnego matkowania lub ojcowania. Najczęściej stanowisko to występuje u kobiet, które stając się babciami są jeszcze w takim wieku, że mogą rodzić. Chęć powtórnego matkowania jest dla nich o tyle nęcąca, że rolę matki znają dobrze i jest ona dla nich o wiele milsza niż rola babci, która jest nową rolą, wymagającą wytworzenia nowych postaw i zachowań. Ulegając tej pokusie, nie dopuszczają zatem rodziców do szeregu czyn­ności bezpośrednio związanych z dzieckiem, jak kąpanie, ubie­ranie a nawet karmienie, tłumacząc, że zrobią to lepiej od nich, ponieważ mają w tym zakresie odpowiednie doświadczenia. Popełniają tu zasadniczy błąd, ponieważ ich zadaniem nie jest wyręczanie niedoświadczonych jeszcze rodziców, ale pouczenie i pomoc, jak powinni te czynności, które przecież do nich należą, najlepiej wykonać.

Jeżeli rodzice poddadzą się dominacji dziadków w opiece nad dzieckiem, zostają odsunięci od pełnienia funkcji rodziciel­skich w ich pełnym zakresie. Prowadzi to do nieporozumień

4 M. Tch. Renner. Strukturen sozialer Teilhabe im hoheren Leben-salter mit besonderer Beriicksichtigung der sozialen Beziehungen zwis-chen den Mitgliedern der erweiterten Kernfamilie. Bonn 1969 s. 78 i nn.

68

między najstarszym a średnim pokoleniem, przede wszystkim zaś do rozgoryczenia u ojca i matki dziecka oraz wytwarza szczególnego rodzaju trudności w kształtowaniu się trwałej wię­zi uczuciowej między dzieckiem i rodzicami.

Może być też i taka sytuacja, że ojciec i matka powodowani nadmiernymi lękami, płynącymi z niewiedzy, jak obchodzić się z dzieckiem, sami składają na barki dziadków obowiązki opie­kuńcze i wychowawcze, którzy z kolei - aby dziecko zachować przy sobie - skwapliwie wykorzystują ich niedoświadczenie. Dziecko przestaje być wówczas ośrodkiem wszechstronnego oddziaływania rodziców, a wzajemne kontakty stają się dory­wcze. W następstwie takiej izolacji dziecko tęskni za obecnością rodziców i zaczynają u niego występować pewne zaburzenia w kształtowaniu osobowości. Najczęściej są one dostrzegane dopiero w okresie późniejszym, kiedy na ich usunięcie może już być za późno.

Jeżeli oprócz matki trwale zajmuje się dzieckiem także bab­cia, a czasem i dwie babcie, wówczas ojciec w pewnym stopniu jest niedopuszczany do kontaktu z dzieckiem lub też czując się zmajoryzowany przez kobiety i nie widząc dla siebie miejsca przy dziecku, sam rezygnuje z pełnienia funkcji ojcowskiej w całej rozciągłości. Stosunki międzyosobowe stają się wówczas w rodzinie napięte, a ojciec wobec wychowujących dziecko ko­biet, a także wobec samego dziecka, staje się krytyczny i okazuje obojętność, albo nawet lekceważenie. Dzieje się to z ogromną szkodą dla dziecka, ponieważ destruktywnie wpływa na nie za­równo bierne aprobowanie wychowawczej dominacji kobiet, jak też stałe wykłócanie się z nimi. Tak jedna, jak i druga postawa ojca wprowadza do domu atmosferę napięcia, rodzi się chęć podważania szacunku dla osób dorosłych i zwiększa prawdopo­dobieństwo różnorodnych dziecięcych wykroczeń.

Spośród różnych postaw, jakie można spotkać u dziadków pełniących zadania opiekuńcze i wychowawcze, najczęściej wy­stępuje względem dziecka postawa przesadnej opieki lub nad-

69


miernej swobody. Zarówno jedna, jak i druga powodują rozwój negatywnych cech osobowości dziecka i warto na nie zwrócić uwagę.

Postawa nadmiernej opieki wyraża się w okazywaniu dziecku szczególnych pieszczot, obsługiwaniu i wyręczaniu go w czynno­ściach, które może już samo wykonać, rozwiązywaniu za nie trudności, roztaczaniu nad nim nadmiernej kontroli i żądaniu bezwzględnego posłuszeństwa. Dziadkowie faworyzują wów­czas tych wnuków, którzy są im ulegli i nie wymagają od nich zbyt dużego wysiłku psychofizycznego. Wytworzenie takiej at­mosfery wokół dziecka sprzyja rozwojowi w nim większej po­budliwości i niepokoju, hamuje rozwój zdolności do koncentra­cji i samodzielności, powoduje pewną niedojrzałość społeczną.

Postawa nadmiernej swobody jest odwrotnością wyżej wy­mienionej i charakteryzuje się przede wszystkim tym, że dziad­kowie pozwalają wnukom na wszystko, zamiast od nich wyma­gać, akceptują ich pomysły i psoty, nie podsuwając im bardziej twórczych form zabawy. Nadmierna swoboda dawana wnukom przeradza się nieraz w pobłażliwość, wówczas dziecko robi nie to, co powinno, ale to, na co ma ochotę. Ma to najczęściej miejsce w przypadku dziecka nadmiernie ruchliwego, agresyw­nego i umiejącego narzucać własne formy zabawy. Czując swoją przewagę nad opiekunami, staje się ono psotne i rozwija się na typowego egoistę, który w przyszłości będzie tyranizował oto­czenie i wymagał zwracania na siebie uwagi.

Niektóre błędy popełnione przez dziadków sprawujących funkcje opiekuńcze i wychowawcze wypływają także ze swoi­stej dumy z wnuków. Rodzi się ona z dostrzegania u nich cech dobrego zachowania i pewnych umiejętności, którymi dziadko­wie chcą się poszczycić przed gośćmi. Wychwalają je wtedy, nierzadko mijając się z prawdą, i skłaniają do wykonania popi­sowego numeru (np. tańca, deklamacji, zabawnego ruchu), a jeżeli dzieci nie chcą tego uczynić, wówczas dziadkowie posu­wają się wobec nich do gróźb a nawet kar.

70

Skutki takiego postępowania są niekorzystne. Wyrabia ono w dziecku skłonność do gry wobec osób spoza grona domowni­ków, do zabiegania o pochlebstwa i chęć ukrywania swych błę­dów. Publiczne karcenie za niewykonanie określonego numeru przeżywają szczególnie mocno jako upokorzenie i zawstydzenie. Wywołuje to w nim niechęć nie tylko do dziadków, którzy na­gany udzielają, ale także do tych, którzy są jej świadkami.

Analizując wszechstronnie potrzeby rozwijającego się dziec­ka, należy zaznaczyć, że dziadkowie nie zawsze są w pełni zdolni do opieki nad wnukami i ich wychowywania i to z wielu wzglę­dów. Między innymi dlatego, że dziadkowie nie mają już tyle energii, by towarzyszyć dziecku w zabawach i czynnościach, które wymagają od nich nadmiernego wysiłku psychicznego i fizycznego. Przebywanie z dzieckiem, które z natury jest bar­dzo ruchliwe, bywa dla nich zbyt męczące. Jego psoty i figle wprowadzają ich nieraz w stan zniecierpliwienia, niepokoju i rozdrażnienia, co z kolei udziela się dziecku i zwiększa jego pobudliwość. Brak im też wymaganej elastyczności, niezbędnej w kontaktach między wychowankiem a wychowawcą. Wycho­wawca musi umieć doskonale ocenić zmieniające się wciąż po­trzeby dziecka i w miarę swych możliwości wyjść im naprzeciw. Tymczasem takiej potencjalnej gotowości brakuje już często dziadkom.

Ponadto w niektórych środowiskach dzieci dzisiaj bardzo szybko dorównują dorosłym w zakresie wiedzy ogólnej, a nawet ich przewyższają. Wnukowie zarzucają wówczas dziadkom, że wielu spraw już nie rozumieją i niewłaściwie je oceniają, nato­miast dziadkowie wyrażają się ujemnie o upodobaniach i sposo­bie zachowania wnuków. Atmosfera tego rodzaju utrudnia dziadkom pełnienie trwałej roli opiekunów i wychowawców.

Dlatego dziecko musi być wychowywane przede wszystkim przez samych rodziców, a pomoc dziadków winna mieć chara­kter uzupełniający. Dziadkowie powinni zatem przychodzić z pomocą wówczas, kiedy jest ona rzeczywiście potrzebna,

71


a nie narzucać się wtedy, kiedy młodzi powinni i mogą zrobić to sami. Udział dziadków w wychowywaniu wnuków winien mieć charakter raczej dorywczy niż trwały. Jeżeli bowiem dziecko w większej mierze będzie wychowywane przez dziadków niż przez rodziców, zwłaszcza poza obrębem własnego domu, to w okresie dojrzewania nie będzie czuło się dostatecznie związa­ne z rodzicami i nie otworzy się przed nimi ze swoimi proble­mami. Wszelkie ingerencje w sprawy osobiste przyjmie z nie­chęcią, niekiedy buntem, odmawiając rodzicom prawa do tego, ponieważ nie oni je wychowywali.

11. PRZEWODNIKAMI ŻYCIA MŁODYCH

Szkoda, że nikt nie chce słuchać opowieści starców. To jakby nie jeść jabłek, bo zdarzają się robaczywe

Julia Hartwig


Młodzi są na ogół pełni zapału i idealizmu. Wierzą, że zdo­łają przezwyciężyć największe przeciwności i że stać ich na bu-dowariie lepszej rzeczywistości od tej, jaką zastają. Nie zdają sobie sprawy z trudności, jakie piętrzą się wokół nich, ze skom­plikowanej i bezwzględnej wobec ich idealizmu rzeczywistości. Przekonują się o tym nieraz gwałtownie i wówczas mogą czuć się rozczarowani, zagubieni, bezradni; nie umieją sobie poradzić z najprostszymi sprawami. Do opanowywania tych stanów i po­konywania trudności brakuje im dojrzałości życiowej, której nie zastąpi ani osiągnięte wykształcenie, ani zdobyta już pozycja życiowa. Dojrzałość życiową osiąga się bowiem stopniowo i w jej zdobywaniu mogą im pomóc życiowo już doświadczeni ludzie starzy, przede wszystkim rodzice i dziadkowie. Takie jest też zadanie starszych. Przekazują młodym własne rozumienie człowieka i świata i drogi dochodzenia do niego. Przez swoje dolegliwości, choroby, samotność i wreszcie śmierć - pobudzają młodych do kształtowania własnego stosunku wobec tych spraw. Wprowadzają ich w krąg swoich znajomych i przyjaciół, prze­strzegają przed - w ich przekonaniu - złymi ludźmi. Uczą ukła­dów współżycia z drugim człowiekiem, rodziną i społeczeń-

73


stwem. Wskazują, w jaki sposób rozwiązywać wiele codziennych i nadzwyczajnych problemów życia.

Tego rodzaju pomoc była zawsze cenna, a obecnie, wydaje się, jest szczególnie potrzebna, ponieważ dzisiejsze życie jest bardziej skomplikowane niż dawniej. O wiele większe jest obec­nie zróżnicowanie orientacji światopoglądowych, moralnych, politycznych i społecznych, bardziej różnorodne są normy i wzo­ry zachowań, a nawet załatwienie najprostszych spraw jest bar­dziej skomplikowane, ponieważ muszą one przejść przez różno­rodne instytucje i instancje. W tak skomplikowanym życiu prze­wodnictwo życzliwych osób starszych może być młodym bardzo potrzebne. Mogą im oni wydatnie pomóc w podjęciu najtrafniej­szych decyzji i w odnalezieniu właściwej drogi życia.

Owo przewodnictwo duchowe jest możliwe do końca życia osób starszych, do ostatnich dni mogą bowiem przekazywać mło­dym swoje doświadczenia życiowe, w których zawierają się warto­ści i normy postępowania, jakimi sami się kierowali. Są to wartości i normy przez nich wypróbowane, niejako przez nich samych sprawdzone. Na ogół też kształtują one właściwe postawy mło­dych wobec drugiego człowieka i społeczeństwa. Niejednokrotnie tak właśnie bywa, że młodzi od swych dziadków uczą się męstwa, wytrwałości, spokojnego spojrzenia na ludzi i sprawy, wyrozumia­łości dla ludzkiego błędu, opanowania i cierpliwości w znoszeniu dolegliwości, cierpień i chwilowego osamotnienia. Wnuki nieraz bardziej na przykładzie dziadków niż porywczych, często zdener^ 7j wowanych i przeżywających konflikty rodziców, przekonują sig, na czym polega głęboka i wierna miłość małżeńska i rodzicielska,, na czym polega zaufanie do człowieka i wiara w Boga.

Jeżeli dziadkowie osiągnęli dojrzałą starość, jeżeli posiadają życiową mądrość, wówczas bez słów, samą tylko obecnością udzielają rad i pouczeń młodym. Czynią to przez sam fakt, że coś w życiu osiągnęli i do czegoś doszli, że posiadają odpowiedź na wiele zasadniczych pytań na temat ludzkiego życia. Pogodze­ni z życiem, ale nie zrezygnowani.

74

Tego rodzaju postawa wobec życia wyrażana jest przez ludzi starych w całym ich zachowaniu. Jeżeli przepełnia ją życzliwość do młodych, jeżeli stoją za nią autentyczne przeżycia, porażki i zwycięstwa, wywiera znaczny wpływ na młodych. Starzy ludzie stają się wówczas dla nich przewodnikami i mistrzami życia. W tym tkwi niezastąpiona wartość człowieka starego w rodzinie i społeczeństwie. Aby być uczonym, wystarczy rozległa i głęboka wiedza, zdobyta nieraz w niedługim czasie, aby być mędrcem, mistrzem życia, trzeba mieć za sobą odpowiednio długie i udanie przeżyte lata. Ma je właśnie człowiek stary. Dlatego również profesor uniwersytetu może wiele nauczyć się od swych starych rodziców, także wówczas, gdy nie mają oni żadnego wykształce­nia, ale za to są bogaci w przeżycia i przemyślenia.

Mądrość starego człowieka, zdobyta w długoletnim doświad­czeniu, pozwala mu widzieć najtrudniejsze sprawy z dystansem, bez emocji, realnie. Ze spokojem potrafi on znieść nawet ludzką złośliwość. Wie, że to, co do siebie podobne, nie jest jeszcze tym samym, a to, co różne, nie musi być sobie wrogie. Nie porywa go wszystko, co nowe, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, że i ta nowość zestarzeje się. Przeżył już tyle unowocześnień i tyle zmian, że na nowości patrzy krytycznie i nie ideologizuje ich. Młodzi, widząc taką postawę życiową starszych, uczą się od nich spokojnego spojrzenia na ludzi i sprawy, nabywają pewności siebie, a po przeżytych zawodach zdobywają się naponowne zaufanie do człowieka.

Wpływ starego człowieka na młodego, choć samoczynny, jest głębszy i zakresowo bardziej rozległy wtedy, kiedy człowiek stary swoje doświadczenia życiowe przekazuje z większym zro­zumieniem problemów i przeżyć młodych, kiedy darzy ich więk­szym zaufaniem, a gdy potrzeba i współczuciem. Niedowierza­nie i uśmiech lekceważenia wobec niedoświadczonych, a także autorytatywna postawa, rani młodych głęboko i może budzić w nich nieufność, a nawet nienawiść niweczącą najlepsze do­świadczenie starszych i ich intencje pomocy.

75


12. OGNIWEM TOŻSAMOŚCI SPOŁECZEŃSTWA

Staruszka

Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy tam lampa co się w dzieciństwie paliła szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce tu listy z ciszą w środku, miłość je zabiła niby głogi za bardzo do siebie podobne obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek

i teraz wie, że wszystko jest razem śmierć, radość, niebo i ziemia bo ustawia rzeczy których nie ma

ks. Jan Twardowski

Człowiek stary na ogół ma więcej czasu wolnego niż ci, którzy pracują zawodowo. Jest to jedna z wartości okresu staro­ści. Najwięcej tego czasu poświęca rodzime, a nawet niekiedy zapracowuje się dla niej. Wszystko i wszyscy w rodzime intere­sują go, szczególnie zaś chętnie poświęca swój czas, siły i pienią­dze wnukom. Na ogół dziadkowie wszystko wiedzą o wnukach, znają ich zamiłowania i słabości. Jeżeli tylko mogą, to pomagają im materialnie, a w swoich kontaktach z nimi przybliżają im lata swojego dzieciństwa i młodości. Chętnie opowiadają legendy

76

i bajki ze swojego dzieciństwa, relacjonują zdarzenia, jakich byli świadkami lub o których słyszeli od innych. W swych opowiada­niach przekazują dawne zabawy, przyjęcia, uroczystości rodzin­ne i narodowe. Nie szczędzą opowieści o smutnych wydarze­niach, wojnach, chorobach i niedostatkach. Nie ukrywają też rodzinnych i sąsiedzkich waśni. Gdyby nie opowiadania star­szych ludzi, niejedno dziecko nie wiedziałoby, jak dawniej ob­chodzono święta, jak bawiono się na weselach, jak chowano zmarłych, dlaczego ci żyją ze sobą w zgodzie, a z kolei tamci w nienawiści. Dziadkowie przekazują młodym całą historię ro­dzinną, wiążąc ją ze środowiskiem lokalnym i wydarzeniami ogólnymi. Opisują nie tylko suche fakty, o których można się dowiedzieć z podręczników historii, ale faktom tym nadają włas­ną interpretację i ubarwiają je własnymi przeżyciami. W taki sposób odtwarzając historię, tworzą jednocześnie ideologię własnej rodziny i własnego środowiska. Młodzi słuchając ich opowiadań, pieśni, sposobu wyrażania się oraz widząc ich ge­sty, ubiory i sposoby reakcji, umieszczają siebie w historii rodzi­ny, wsi lub miasta, w historii całego narodu. Wytwarza się w nich poczucie własnej tożsamości z rodziną, narodem i społeczeń­stwem.

W trakcie zdobywania wykształcenia młode pokolenie do­wiaduje się w szkole i z lektur o wielkich wydarzeniach, woj­nach, rewolucjach, ruchach społecznych i narodowych, o zna­nych powszechnie bohaterach, o wielkich miastach. Jest to tak zwana wielka historia. Natomiast starzy ludzie opowiadają przede wszystkim o tym, w czym sami uczestniczyli i czego byli świadkami, a więc raczej o drobnych faktach, mało znaczących w ogólnej historii. Mówią o pełnych poświęcenia i niebywałej odwagi krewnych i sąsiadach, o niewielkich miastach, osiedlach i wsiach, których na mapie próżno przyszłoby szukać, ale z któ­rymi od urodzenia sami byli związani. Tworzą zatem historię małego zasięgu, ale z dużym ładunkiem osobistym, ożywioną bliskimi postaciami i miejscowościami. Dzięki takiemu przeka-

77


zowi historii rozwija się w młodym pokoleniu bardziej osobisty stosunek do przeszłości, co jest niezmiernie cenne dla jej rozu­mienia. W ten sposób dokonuje się osadzenie młodego pokole­nia w przeszłości. Wcale nie tak rzadko przeszłość tę i książki traktujące o niezbyt odległych dziejach Polski młode pokolenie ocenia oczami, wiedzą, przeżyciami i doświadczeniami swoich dziadków, stryjów i ciotek. Po części są oni wszyscy recenzenta­mi każdej pozycji historycznej czytanej przez młodych.

W całościowym przekazie przeszłości ludzi starych zawierają się ich życzenia, niespełnione idee, dążenia czy nawet marzenia. Podkreślają w nich to, co młodzi powinni przejąć z rodzinnej historii, realizować we własnym życiu i przekazać następnemu pokoleniu. W niejednym młodym umyśle i sercu pod wpływem opowiadań dziadków i obserwacji ich życia rozwinęło się i ugruntowało umiłowanie sprawiedliwości, wolności i brater­stwa, za które to wartości cierpieli i oddawali swoje życie człon­kowie rodziny i mieszkańcy tej samej wsi czy tego samego mia­sta. Na podstawie przekazanej przez starszych historii rodziny i środowiska młodzi wytyczają swoją drogę życia. W ten sposób przyszłość młodych splata się z przeszłością starszych i do pew­nego stopnia z niej wyrasta. Nadaje to charakter ciągłości i sta­bilności życiu w zakresie jednostkowym i w wymiarze społecz­nym, co jest niezmiernie cenne dla zachowania odrębności i tożsamości całościowej kultury społeczeństwa polskiego.

Społeczeństwo - nawet najbardziej nastawione na nowoczes­ność - nie może obyć się bez ludzi starych. Wnoszą oni bowiem w jego życie specyficzne dla ich wieku wartości, których odrzu­cenie pozbawiłoby społeczeństwo czegoś bardzo dlań istotnego, czegoś, co należy do istoty życia ludzkiego jako całości, i czegoś, co daje podstawę do utrzymania tożsamości i rozwoju społe­czeństwa. Posługując się pewną analogią można powiedzieć, że ludzie starzy są dla młodych tym, czym korzenie dla korony drzewa. I jak korona drzewa jest tym bardziej bogata, ciekawa i piękna, im dalej jej gałęzie wychodzą poza korzenie, a jedno-

78

cześnie im ściślej są z nimi związane, tak i młode pokolenie w społeczeństwie tym lepiej i wszechstronniej rozwija się, im dalej wybiega poza osiągnięcia pokolenia poprzedniego, a jed­nocześnie, im ściślejszą łączność utrzymuje z jego duchowym i materialnym dorobkiem.

Rodzina i społeczeństwo, łącząc w sobie wiele pokoleń, jest bogatym i skomplikowanym środowiskiem. Może człowiekowi dużo dać, ale też dużo od niego wymaga. Dzięki starym ludziom jednostka i społeczeństwo sięgają w przeszłość, czerpią z niej doświadczenia i mądrość, korzystają z jej dorobku duchowego i materialnego, wyrabiają w sobie umiejętność współżycia z ludźmi innych orientacji światopoglądowych, zdobywają się na ofiarność i bezinteresowność. Współżycie różnych pokoleń w rodzinie i w społeczeństwie jest niezbędne, aby te dwie pod­stawowe grupy społeczne mogły zachować swoją tożsamość, rozwijać się i wzajemnie udzielać sobie pomocy. Współżycie to nie może być obciążone wartościowaniem pokoleń według kry­teriów ekonomicznych i politycznych, mimo że ich aktualny wkład w materialny i społeczny rozwój rodziny i społeczeństwa jest różny. Każde pokolenie spełnia bowiem w społeczeństwie odmienne zadania i każde w swoim procesie rozwojowym od młodości do starości podejmuje nowe zadania, aby po jakimś czasie przekazać je pokoleniu następującemu.


zowi historii rozwija się w młodym pokoleniu bardziej osobisty stosunek do przeszłości, co jest niezmiernie cenne dla jej rozu­mienia. W ten sposób dokonuje się osadzenie młodego pokole­nia w przeszłości. Wcale nie tak rzadko przeszłość tę i książki traktujące o niezbyt odległych dziejach Polski młode pokolenie ocenia oczami, wiedzą, przeżyciami i doświadczeniami swoich dziadków, stryjów i ciotek. Po części są oni wszyscy recenzenta­mi każdej pozycji historycznej czytanej przez młodych.

W całościowym przekazie przeszłości ludzi starych zawierają się ich życzenia, niespełnione idee, dążenia czy nawet marzenia. Podkreślają w nich to, co młodzi powinni przejąć z rodzinnej historii, realizować we własnym życiu i przekazać następnemu pokoleniu. W niejednym młodym umyśle i sercu pod wpływem opowiadań dziadków i obserwacji ich życia rozwinęło się i ugruntowało umiłowanie sprawiedliwości, wolności i brater­stwa, za które to wartości cierpieli i oddawali swoje życie człon­kowie rodziny i mieszkańcy tej samej wsi czy tego samego mia­sta. Na podstawie przekazanej przez starszych historii rodziny i środowiska młodzi wytyczają swoją drogę życia. W ten sposób przyszłość młodych splata się z przeszłością starszych i do pew­nego stopnia z niej wyrasta. Nadaje to charakter ciągłości i sta­bilności życiu w zakresie jednostkowym i w wymiarze społecz­nym, co jest niezmiernie cenne dla zachowania odrębności i tożsamości całościowej kultury społeczeństwa polskiego.

Społeczeństwo - nawet najbardziej nastawione na nowoczes­ność - nie może obyć się bez ludzi starych. Wnoszą oni bowiem w jego życie specyficzne dla ich wieku wartości, których odrzu­cenie pozbawiłoby społeczeństwo czegoś bardzo dlań istotnego, czegoś, co należy do istoty życia ludzkiego jako całości, i czegoś, co daje podstawę do utrzymania tożsamości i rozwoju społe­czeństwa. Posługując się pewną analogią można powiedzieć, że ludzie starzy są dla młodych tym, czym korzenie dla korony drzewa. I jak korona drzewa jest tym bardziej bogata, ciekawa i piękna, im dalej jej gałęzie wychodzą poza korzenie, a jedno-

78

cześnie im ściślej są z nimi związane, tak i młode pokolenie w społeczeństwie tym lepiej i wszechstronniej rozwija się, im dalej wybiega poza osiągnięcia pokolenia poprzedniego, a jed­nocześnie, im ściślejszą łączność utrzymuje z jego duchowym i materialnym dorobkiem.

Rodzina i społeczeństwo, łącząc w sobie wiele pokoleń, jest bogatym i skomplikowanym środowiskiem. Może człowiekowi dużo dać, ale też dużo od niego wymaga. Dzięki starym ludziom jednostka i społeczeństwo sięgają w przeszłość, czerpią z niej doświadczenia i mądrość, korzystają z jej dorobku duchowego i materialnego, wyrabiają w sobie umiejętność współżycia z ludźmi innych orientacji światopoglądowych, zdobywają się na ofiarność i bezinteresowność. Współżycie różnych pokoleń w rodzime i w społeczeństwie jest niezbędne, aby te dwie pod­stawowe grupy społeczne mogły zachować swoją tożsamość, rozwijać się i wzajemnie udzielać sobie pomocy. Współżycie to nie może być obciążone wartościowaniem pokoleń według kry­teriów ekonomicznych i politycznych, mimo że ich aktualny wkład w materialny i społeczny rozwój rodziny i społeczeństwa jest różny. Każde pokolenie spełnia bowiem w społeczeństwie odmienne zadania i każde w swoim procesie rozwojowym od młodości do starości podejmuje nowe zadania, aby po jakimś czasie przekazać je pokoleniu następującemu.


13. STAROŚĆ OKRESEM KRYZYSU

Wstajemy i tłuczemy się w ciasnym pokoju Rachując to co było w życiu do zrobienia I co przedrzemaliśmy w senności sumienia

Ernest B ryli

Teoretycy osobowości przypisują wielką wagę do kryzysów, jakie przeżywa każdy człowiek w zetknięciu się z kompleksem nowych sytuacji życiowych. Mogą to być tak zwane kryzysy rozwojowe, które rodzą się w sytuacjach przewidzianych przez proces socjalizacji, jak na przykład pójście dziecka do przed­szkola czy szkoły, wstąpienie na wyższą uczelnię lub do zako­nu, rozpoczęcie służby wojskowej, zawarcie związku małżeń­skiego, objęcie kierowniczego stanowiska. Mogą to być również tzw. kryzysy sytuacyjne, związane z nieprzewidzianymi wypad­kami, jak na przykład nagła choroba, śmierć bliskiej osoby, usunięcie z pracy, zdrada małżeńska. Jedne i drugie mają tę wspólną cechę, że osoba, która je przeżywa jest skłonna do zmiany swych postaw życiowych, przy czym o kierunku tej zmia­ny decyduje najczęściej pierwszy kontakt z otoczeniem. W zależ­ności od tego kim będzie pierwszy człowiek, z którym się zetknie (życzliwy czy nieżyczliwy) i jakie będzie reprezentował wartości, następuje dalszy rozwój jej osobowości. Niejednokrotnie może tu wystarczyć życzliwa obecność, przychylny gest, dobre słowo, drobne wsparcie materialne.

80

Znane są przypadki, że ojciec po stracie dziecka przestaje pić albo właśnie staje się alkoholikiem; że człowiek wierzący i przywiązany do Kościoła w czasie załatwiania formalności pogrzebowych związanych ze śmiercią bliskiej mu osoby, nabie­ra trwałej niechęci do Kościoła, spowodowanej bezwzględnym domaganiem się wysokich opłat, albo też zbliży się do Boga i Kościoła, bo w kancelarii parafialnej spotkał człowieka, który okazał mu współczucie, zrozumienie i potraktował przyjaźnie, napawając go głęboką wiarą w życie wieczne i powszechne zmartwychwstanie. Nie jest więc bez znaczenia, w jaki sposób przeżywa człowiek swoje kryzysy, kto i jak mu towarzyszy. Jeżeli można je przewidzieć, winno się z góry zaplanować i zorganizować pomoc, aby rozwój osobowości poszedł we wła­ściwym kierunku.

Są takie sytuacje życiowe, które sprzyjają pojawianiu się kryzysów i wielu ludzi przeżywa je wówczas szczególnie inten­sywnie. Do takich sytuacji należy bez wątpienia przejście na emeryturę lub na rentę człowieka wiele lat pracującego zawo­dowo. Nagle traci stanowisko i pracę, następuje ograniczenie kontaktów społecznych i obniżenie stopy życiowej, słabnie jego prestiż społeczny, dają też znać o sobie różne schorzenia. Jest to sytuacja kryzysowa - odmienna od wszystkich dotychczas prze­żywanych. Tamte, szczególnie z lat młodości, dopingowały do rozwoju sił, inteligencji, odpowiedzialności, wolności osobistej, pozycji społecznej i doskonalenia zawodowego, natomiast sy­tuacja kryzysowa lat starczych nastawia raczej na rezygnację. Jeżeli sytuacjom kryzysowym człowieka młodego towarzyszy na ogół właściwy temu okresowi pęd do rozwoju i pragnienie osiągnięcia czegoś, to człowiekowi staremu towarzyszą raczej różnego rodzaju ograniczenia.

Kryzys wywołany przejściem na emeryturę czy rentę nieco łagodniej przeżywa na ogół kobieta niż mężczyzna. Odchodzi ona z pracy zawodowej wcześniej, gdy jest sprawna fizycznie i zdolna do pełnienia wielu funkcji w domu i poza domem.

81


Zresztą kobieta, jako córka, żona, matka, babcia, stale bierze aktywny udział w sprawach rodziny, zmieniają się tylko jego formy. Stale trwające - bez względu na wiek - zajęcia domowe (głównie prowadzenie gospodarstwa domowego i wychowywa­nie dzieci) i ustalone wzory stosunków z innymi ludźmi, zwła­szcza z krewnymi, stwarzają dla niej sytuację, która nie wymaga nagłego przestawienia się. Sytuacja mężczyzny wchodzącego w wiek emerytalny jest o wiele trudniejsza. Często nie wie on, co ma zrobić z nadmiarem wolnego czasu, a bezczynność w domu wprowadza go często w stan zdenerwowania i bezradności.

Ostatnie lata życia zależą w dużej mierze od tego, jak dana osoba rozwiąże swoje kryzysy związane z procesem starzenia się. Ponieważ dysponuje ona bogatym doświadczeniem życio­wym i ma od dawna ukształtowane postawy życiowe, pomoc ze strony otoczenia nie jest może aż tak bardzo potrzebna jak w wieku młodzieńczym, kiedy osobowość dopiero się kształtuje. W wielu przypadkach jednak jest ona konieczna. W człowieku przeżywającym kryzysy związane z przejściem na emeryturę lub rentę, i w ogóle z postępującym procesem starzenia się, mogą wzmacniać się cechy negatywne - może kształtować się lub wzmacniać, jeżeli wcześniej istniała, postawa obrony, zależności czy wrogości. Dominując nad postawą otwartą, konstruktywną i twórczą osłabia poczucie swobody i pewności, umiejętność właściwego oceniania siebie i innych, w sumie - utrudnia proces przystosowania się do nowej sytuacji.

Budowanie właściwej postawy zależy przede wszystkim od konkretnej osoby wchodzącej w okres starości. Będąc świadoma typowych dla swego wieku cech negatywnych, winna im się przeciwstawić, łagodzić ich intensywność i świadomie podejmo­wać działania wzmacniające cechy pozytywne. Do najbardziej typowych zjawisk pojawiających się w psychice osoby starzejącej się można zaliczyć: stopniowe zacieśnianie się zainteresowań do spraw wyłącznie osobistych, osłabienie procesów analizy i syn­tezy, osłabienie zdolności tworzenia nowych związków czaso-

82

wych i odruchów warunkowych, szybkie wyczerpywanie się, kostnienie poglądów i niezdolność do ich modyfikacji (mimo narastania nowych doświadczeń), oschłość uczuciowa wobec bodźców, które w młodości znalazłyby żywy oddźwięk, a równo­cześnie łatwość rozrzewniania się i narastanie poczucia niepo-trzebności itp.

W łagodzeniu tych zjawisk, w ich przezwyciężaniu oraz w budowaniu właściwych postaw człowieka starego winno przyjść z pomocą społeczeństwo przez odpowiednią politykę społeczną, najbliższe środowisko, a szczególnie rodzina.

Rodzina, wyrósłszy z witalnych sił, uczucia i pracy człowieka starego, jest dla niego podstawową wspólnotą i winna mu za­pewnić zarówno oparcie materialne, jak duchowe. Szczególnie ważne jest to drugie, bowiem materialne warunki życia osoby starsze, dzięki rozwojowi ubezpieczeń społecznych, mają dzisiaj na ogół zapewnione. Rodzina przede wszystkim winna otoczyć osobę starszą oznakami miłości, zrozumienia i szacunku. Teore­tyk pracy społecznej, H. Blenkner, uważa, że działalność po­dejmowana na rzecz ludzi starych powinna być skierowana tak­że na dzieci w celu ukształtowania w nich tak zwanej dojrzałości synowskiej, to znaczy zdolności do pełnienia ról społecznych i świadczenia miłości, zgodnie z prawami, potrzebami i historią życia rodziców. Niezmiernie cenną konsekwencją takiej pomocy ludziom starym jest przygotowywanie młodych ludzi do przeży­wania we właściwy sposób ich własnej starości.

Tworzenie różnych form zinstytucjonalizowanej pomocy na rzecz ludzi starszych, aby sami mogli rozwiązywać kryzysy towa­rzyszące procesowi starzenia się, należy do niezmiernie cennych osiągnięć naszych czasów. Stanowi wyraz troski o człowieka oraz miernik dojrzałości duchowej i zasobności materialnej rodziny oraz społeczeństwa. Nie rozwiązuje jednak wszystkich proble­mów. Członkowie różnych organizacji wykazują bowiem wrażli­wość przede wszystkim w zakresie swojej specjalizacji, nato­miast życie jest tak bogate i potrzeby człowieka tak różnoro-

83


dne, że mogą ujść uwadze wyspecjalizowanej grupy ludzi. Dla­tego nawet w społeczeństwach o najwyższym stopniu rozwoju i przy szczerej trosce o zachowywanie sprawiedliwości społecz­nej, pozostaje zawsze miejsce na indywidualną działalność i na tak zwaną pomoc sąsiedzką. W tym właśnie kierunku trzeba uwrażliwiać społeczeństwo. Należy jak najczęściej i jak najmoc­niej podkreślać, że poza formalnym i ustawowym obowiązkiem pomocy ludziom starym, istnieje wielkie moralne zobowiązanie czynienia im dobra i sprawiania radości. Zobowiązanie to wy­pływa z ogromnego długu duchowo-materialnego zaciągniętego wobec wczorajszych żywicieli, wychowawców i nauczycieli. Wy­daje się, że w propagowaniu takiej właśnie pomocy duże usługi oddaje Kościół, posługując się w tym celu motywacją nie tylko naturalną, lecz także nadprzyrodzoną.

W Kościele katolickim powstawały i powstają różnego ro­dzaju zgromadzenia zakonne, które wychodzą naprzeciw palą­cym problemom społeczno-religijnym. Gdyby nie wyż demogra­ficzny pod koniec XIX wieku i bez żadnej opieki tułające się po ulicach miast włoskich dzieci, może nie byłoby dzisiaj zgroma­dzenia św. Jana Bosko i wypracowanego przez niego systemu wychowawczego. Wydaje się, iż problemy ludzi starych urastają obecnie do tej miary, że Kościół winien intensywniej się nimi zająć, duszpasterze zaś powinni zachęcać wiernych do włączania się w działalność na rzecz ludzi starych, szczególnie tych najbar­dziej poszkodowanych przez los. Niekoniecznie musi się to od­bywać w ramach organizacji kościelnych, może przybierać for­my zupełnie niekonfesyjnie, przedsiębrane w imię właściwie pojętej miłości bliźniego.

Amerykanie klasyfikując wszystkie zawody w zależności od ich stosunku do człowieka proponują następujący podział:

1. Come, czyli czekający aż klient czy pacjent sam do nich przyjdzie. Tak więc na przykład mechanik czeka aż ktoś przy­prowadzi mu samochód do naprawy, a bankier, że ktoś przynie­sie mu pieniądze.

84

2. Go, czyli wychodzący do człowieka, na przykład kapłan, nauczyciel, lekarz.

Kapłan wychodzi do człowieka, nie czekając aż on sam przyj­dzie, chyba że stanie się biuralistą w instytucji kościelnej i w ten sposób zagubi swoje posłannictwo kapłańskie. Jest rzeczą waż­ną, by duszpasterze sami (czy też przez inne osoby) wychodzili naprzeciw człowieka starego, przeżywającego swoje kryzysy. Od tego może zależeć nie tylko sposób przeżywania ostatnich lat, lecz w pewnej mierze los życia przyszłego; nie jest bowiem bez znaczenia dla człowieka znajdującego się w kryzysie, czy, kto i w jaki sposób przyjdzie mu z pomocą.

Problemy ludzi starych znajdują się obecnie w polu żywych ' zainteresowań działaczy i polityków społecznych, a na naczelne władze państwowe należy naciskać, aby właściwie je rozwiązy­wały. W wielu państwach programy działalności na rzecz ludzi starych są bardzo bogate. Dla naszego użytku można wyliczyć kilka, najbardziej ważkich postulatów pod jej adresem: progra­mowanie i prowadzenie wszechstronnych badań nad warunkami życia i potrzebami ludzi starych; zmodyfikowanie organizacji pracy i systemu przechodzenia na emeryturę; realizacja pełno­wartościowego systemu emerytalnego; organizowanie dla ludzi starych aktywnego życia kulturalno-rozrywkowego, wypoczyn­ku i wczasów bez wyłączania ich ze społeczności młodszych pokoleń; zakładanie poradnictwa społeczno-prawnego; tworze­nie szerokiej sieci zakładów rehabilitacyjnych dla leczenia osób chronicznie chorych, oraz klubów, domów dziennego pobytu itp.; organizowanie pomocy lekarskiej, pielęgniarskiej i domo­wej dla osób o ograniczonej sprawności ruchowej.


14. PRZECIWKO OSAMOTNIENIU

Oto starość. Musisz w to uwierzyć i powiedzieć

Na glos, nie, iżby usłyszeć protesty przyjaciół,

Ale by gusta swoje do tegoż stanu dostosować i wyrzec się

Tego, co jeszcze wczoraj wolno ci było.

W cichości oddaj się przygotowaniom, których wymaga każde odejście, Módl się i trochę dobra czyń wokół siebie, Nie zaniedbując ciała, upiększ najpierw duszę...

Przeróbka utworu z XVI wieku dokonana przez Francoisa Fabre1

Osamotnienie często jest utożsamiane z samotnością. Są to jednak dwa odmienne stany i postaci ludzkiego bytowania2.

Autorstwo tego często cytowanego wiersza przypisuje się Francoi-sowi Fabre, który jest twórcą jego uproszczonej wersji. Oryginał pochodzi najprawdopodobniej z XVI wieku. Cyt. za J. L e c l e r c q. Radość zmierz­chu. Przeł. z franc. E. Burska. Warszawa 1978 s. 5.

Autorzy zajmujący się tymi zagadnieniami na ogół dokonują tych rozróżnień, chociaż odmiennie nieco określają obydwa wyróżnione stany ludzkiej egzystencji. Jan Szczepański osamotnienie określa jako „brak kontaktu z innymi ludźmi oraz z sobą samym", samotność natomiast jest według niego „wyłącznym obcowaniem z sobą samym, jest koncentracją uwagi wyłącznie na sprawach swojego wewnętrznego świata". J. S z c z e -pański. Sprawy ludzkie. Warszawa 1978 s. 20.

86

Osamotnienie to niemożność przekraczania, czyli transcenden­cji własnego „ja" oraz niedorozwój osobowości, sprawiający, że człowiek zawęża przestrzeń swoich myśli, przeżyć, pragnień i dążeń do siebie - wówczas z twórczego dawcy, co jest jego powołaniem, staje się biorcą. Nie będąc twórczym dawcą, nie przeżywa radości dawania, ma poczucie bezużyteczności i nie-potrzebności, staje się smutny i nieszczęśliwy. Jedyną drogą wyjścia z takiego stanu jest śmierć, ale widziana nie jako dopeł­nienie życia, lecz jako ucieczka od niego.

Samotność natomiast jest stanem, w którym człowiek prowa­dzi najgłębszą refleksję nad istnieniem, poszukuje sensu świata, własnego życia i swojego działania - wytycza nowe cele. Jest to koncentracja nie nad sobą - jak w przypadku osamotnienia -lecz koncentracja wsobna; koncentracja nie obezwładniająca transcendencję własnego „ja", lecz przeciwnie, pogłębiająca kontakt z drugim człowiekiem i światem, przede wszystkim zaś z sobą samym i z Bogiem. Wielcy działacze społeczni, politycy i święci w samotności dochodzili do zrozumienia sensu życia i tworzyli plany twórczej działalności na rzecz innych. W samo­tności więziennej Mohandas Gandhi dojrzał plan bezprzemo-cowej walki o niepodległość Indii. W samotności internowania ks. Stefan kardynał Wyszyński sformułował program trwania i odnowy moralno-społecznej polskiego społeczeństwa na bazie wartości chrześcijańskich i polskiej tradycji.

Zarówno osamotnienie, jak samotność są stanami właściwy­mi człowiekowi w każdym okresie jego życia, nasilają się jednak w latach starości, kiedy człowiek ma wiele czasu i często pozo­staje sam. Nas interesuje tu zjawiskoosamotnienia. Problem jest ważny. Niestety nie ma badań ani na temat częstotliwości jego występowania, ani na temat źródeł i sposobów jego przezwycię­żania. Jakieś światło na to zagadnienie rzucają badania socjolo­giczne. Nie są one jednak wystarczające, socjologowie bowiem w przeprowadzonych dotychczas na ten temat badaniach osa­motnienie rozumieją dość wąsko. Rozumiejąc je jako poczucie

87


utraty i braku osób, instytucji oraz działań, stwierdzają, że w latach sześćdziesiątych nieco częściej przeżywały osamotnie­nie osoby starsze w byłej Jugosławii i w Polsce, aniżeli w Wielkiej Brytanii, Danii i Stanach Zjednoczonych A.P, Otóż od 70 do 80% osób w wieku emerytalnym w wymienionych trzech kra­jach zachodnich oświadczało wówczas, że nie czuły się osamot­nione, w Polsce natomiast mniej niż połowa, a w Jugosławii tylko jedna trzecia. Jakie były przyczyny tych różnic? Jakie są przyczyny osamotnienia? Badania socjologiczne na ten temat nic nie mówią. Okazuje się jedynie jasne to, że ani obiektywne uwarunkowania materialne, ani struktura rodziny nie mają tak wielkiego wpływu na poczucie osamotnienia, jaki powszechnie się tym czynnikom przypisuje.

Wspólne zamieszkiwanie trzech pokoleń, częstsze kontakty osób starych z dziećmi i wnukami w Polsce i Jugosławii aniżeli w Wielkiej Brytanii, Anglii i Stanach Zjednoczonych AP, nie chroniły ich bardziej od poczucia osamotnienia, aniżeli w trzech wyżej wymienionych krajach.

Okazuje się, że warunki bytowe, choć mają jakiś wpływ na poczucie osamotnienia, to z pewnością nie rozstrzygający. Na­wet obiektywnie najlepsze nie są w stanie ustrzec człowieka od poczucia osamotnienia. Co dziwniejsze, właśnie w nich wystę­puje ono stosunkowo często. Przeżywają je zarówno bogacze we wspaniałych willach nad Atlantykiem, Morzem Śródziemnym, Azowskim czy Czarnym, jak i ludzie słabo sytuowani w dzielni­cach robotniczych Nowego Yorku, Paryża, Warszawy, czy Mos­kwy. Jeżeli samobójstwa potraktować jako końcowy efekt prze­żywania osamotnienia, to właśnie w krajach bogatych jest ich o wiele więcej aniżeli w krajach biednych. Przodują tu takie kraje, jak Japonia i Szwecja.

Osamotnienie to wewnętrzny stan człowieka, zabiera go ze sobą wszędzie, dokąd się udaje. Od osamotnienia nie da się uciec, co najwyżej można je na jakiś czas zagłuszyć. To problem nie tyle zewnętrznych warunków życia, co przede wszystkim

cech osobowości, a zatem nie tyle okresu starości, co całego życia. W starszym wieku osamotnienie daje o sobie znać z więk­szą siłą, nie pozwala się zagłuszyć działalnością, a ściślej mówiąc aktywizmem, z tego prostego powodu, że człowiek stary traci stopniowo siły psychofizyczne, na których bazuje aktywizm.

Nie mając badań empirycznych na temat osamotnienia osób w starszym wieku, pozostańmy na płaszczyźnie ogólnofilozo-ficznych rozważań tegoż problemu. Wychodzę w nich z założe­nia, że zadaniem i powołaniem człowieka jest jego rozwój, stawanie się coraz pełniejszym i doskonalszym. Człowiek zada­nie to realizuje wówczas, jeżeli nieustannie przekracza swój aktualny stan i doskonali otaczający go świat, czyli jeżeli wciąż przechodzi ku czemuś nowemu. Właściwość tę określamy tu transcendencją. W życiu każdego człowieka są etapy, kiedy owo przekraczanie czegoś i wchodzenie w nowy świat jest szcze­gólnie intensywne, wyraźnie zaznaczające się. Są nimi narodzi­ny, dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały i wreszcie starość wień­czona śmiercią.

Człowiek rodząc się przekracza łono matki, które jest jego pierwszym światem, i wchodzi w świat dla siebie zupełnie nowy, nieznany, o wiele trudniejszy. Nieraz broni się przed nim, jakby czując, że nie zawsze będzie on dla niego łaskawy; zapiera się nawet tak mocno, że potrzebna jest interwencja lekarza, wszys­tkie siły witalne wypychają jednak noworodka ku nowemu świa­tu i weń wchodzi. Dziecko całym swoim rozwojem pnie się ku światu dorosłych, poznaje go i osiąga. Jako człowiek dorosły przechodzi stopniowo w okres starości. Coraz słabiej widzi, sły­szy, czuje, coraz mniej rozumie z życia młodych, stopniowo wyłącza się z tego, co nazywamy biegiem życia, by przez śmierć wejść w nowy dla siebie świat.

Narodzinom i młodości towarzyszy pewność wejścia w nowy świat. Jeżeli takaż nadzieja towarzyszy starości, jeżeli człowiek stary ma pewność, że ze śmiercią wszystko się nie kończy, że nie kończy się on jako człowiek, lecz żyje nadal, wówczas i starość,

89


i śmierć nabierają specjalnego znaczenia i głębokiego sensu, prowadzą go bowiem ku nowemu życiu, a nie ku zagładzie. Owa wizja dalszego życia w nowym świecie nadaje sens cierpie­niu, niedołęstwu i wysiłkom okresu starości. Sama zaś starość widziana jest wówczas jako jeden z etapów w osiąganiu pełnego człowieczeństwa - i to o tyle ważnego, że w nim dokonuje człowiek podsumowania i oceny wszystkiego, co przeżył, prze­myślał i zdziałał. Sama zaś śmierć - pisze Teilhard de Chardin -widziana jest jako „moment, w którym do głosu może dojść uwielbienie, ufność, radość przynależności do czegoś większego niż my. [...] W śmierci panuje nad nami, zagarnia nas i zdobywa moc Boża - zamknięta w procesach wewnętrznego rozkładu -obecna przede wszystkim w nieodpartym pragnieniu, które pro­wadzi naszą oddzieloną duszę na drogi ostatnich przeznaczeń (z taką samą koniecznością, z jaką słońce wydobywa z wody opary i nadaje im blask). [...] Śmierć wydaje nas całkowicie Bogu; każe nam przejść w Niego; trzeba więc wydać się jej - z całą wielką miłością, z całym zawierzeniem, gdyż wtedy jedyne, co możemy zrobić to pozwolić, by Bóg zapanował nad nami i nas poprowa­dził"3.

Starość i śmierć tak widziane nie są straszne, bo są drogą wiodącą ku czemuś nowemu. Sama zaś śmierć jest przejściem do tego nowego świata. Takie widzenie starości i śmierci jest obecne w wielu kulturach, także w naszym społeczeństwie. Zda­rzają się przecież u nas ludzie, którzy ze spokojem i nadzieją oczekują śmierci, którzy na ten czas przygotowują strój i trumnę, a nawet pielęgnują własny grób. Brakuje mu tylko nazwiska, bo jego przyszły mieszkaniec jeszcze jest w pełni sił.

(Dotykamy tu bardzo ważnego problemu nadziei w życiu człowieka. Ten, kto ma nadzieję nie czuje się skończony, nie

3 P. Teilhard de Chardin. Geneese d'une penseee. Menil-sur-Seubc 1916. Cyt. za tłumaczeniem fragmentu tej pracy. „W Drodze" 1982 nr 11-12 s. 166.

90

przeżywa osamotnienia, bo nie jest zamknięty w sobie, lecz „widzi przed sobą przestrzeń otwartą, poprzecinaną drogami, zapraszającą do ruchu" i chce w tę nową przestrzeń wejść. „Zapewne dlatego symbolem człowieka przenikniętego nadzie­ją stał się obraz pielgrzyma. Pielgrzymem jest ten, który dzięki nadziei czyni właściwy użytek z przestrzeni. Przede wszystkim więc podąża on ku jakiejś przyszłości, w której nadzieja umie­ściła jego cel. [...]. Jaka jest nadzieja pielgrzyma, taka jest jego przyszłość i jego stosunek do przyszłości, taki jest także jego styl podejmowania teraźniejszości i taki wreszcie jest sens oraz roz­miar przestrzeni, w której żyje. Z małej nadziei człowieka po­wstaje przestrzeń ciasna, krótkie pielgrzymowanie, płytki wy­miar teraźniejszości. To samo można powiedzieć o spotkaniach z ludźmi: małe nadzieje rodzą spotkania ułamkowe, wielkie nadzieje dają wielką miłość i najgłębszą wierność.

Niekiedy coś niedobrego dzieje się z ludzką nadzieją. Nadzieja jakby malała w człowieku, a wraz z tym maleje rów­nież przestrzeń jego życia. Gubi się gdzieś nadzieja rzetelna. Obcy staje się człowiekowi etos nadziei. Człowiek zamiast kro­czyć swoją drogą, czuje się zmuszony szukać gdzieś w przestrzeni kryjówki dla siebie. W kryjówce tej chroni się przed światem i przed innymi. Przyszłość nie obiecuje człowiekowi nic wielkie­go, pamięć przeszłości podsuwa mu przed oczy same doznane porażki, przestrzeń nie zaprasza do żadnego ruchu. Wprawdzie w kryjówce nadzieja nie znika bez reszty, tylko maleje, ale ma­leje do tego stopnia, że staje się jedynie nadzieją przetrwania. Człowiek w kryjówce wierzy, że nosi w sobie jakiś skarb. Skarb ten stara się schować głęboko. Sam staje przy schowku i waruje. Miejsce, na którym stoi, otacza ścianą leku. Ku wszystkim lu­dziom zbliżającym się do kryjówki kieruje podejrzenie, że zbli­żają się po to, by go okraść i zniszczyć"4.

4 J. Tischner. Myślenie według wartości. Kraków 1982 s. 415-416.

91


Przejście z przestrzeni nadziei do kryjówki jest upadkiem człowieka - pozostaje wtedy sam, przeżywa osamotnienie.

Zostały tu ukazane dwie wizje człowieka, a także dwie wizje jego starości i śmierci. Jedna z nich jest bardziej pozytywna. Jej przewaga nad drugą leży w tym, że ukazuje człowieka włączo­nego w sieć międzyludzkich kontaktów i wchodzącego w nowe życie, co chroni go przed zamknięciem się w „kryjówce", przed podpadnięciem w stan osamotnienia. A jeżeli jakaś wizja czło­wieka i jego przyszłości jest bardziej optymistyczna, przepełnio­na nadzieją, należy za nią pójść. Tym bardziej, że przeciętny człowiek dożywa dzisiaj późnej starości. Inaczej będziemy stwa­rzali cywilizację ludzi starych i osamotnionych, a tym samym nieszczęśliwych.

Wróćmy teraz do koncepcji człowieka jako bytu transcen-dentego, czyli nastawionego na ciągłe przekraczanie swego aktualnego stanu i siebie samego. Przekraczanie to może mieć kierunek ku światu, ku drugiemu człowiekowi i ku Bogu. Prze­kraczając siebie w tych trzech płaszczyznach jednocześnie, czło­wiek potwierdza siebie w istnieniu, wzbogaca swoje „ja", osiąga coraz wyższą doskonałość i umacnia swoją godność. Zatrzymaj­my się na pierwszych dwóch płaszczyznach transcendencji ludzkiego „ja", bo trzecia została już właściwie omówiona.

A. TRANSCENDENCJA KU POZALUDZKIEMU ŚWIATU DOCZESNEMU

Człowiek nastawiony jest na poznawanie i kształtowanie świata zewnętrznego. Przemienia środowisko naturalne, buduje zakłady pracy i miasta. W tym wyrażają się jego rozumność, wolność i uczuciowość. Tragedią naszych czasów jest jednak to, że dzisiejszy człowiek nierzadko cały swój wysiłek koncen­truje wyłącznie na rozbudowie świata materialnego, na wcho­dzenie w coraz szersze jego posiadanie lub zarządzanie, na

92

usprawnianie swojego codziennego życia. Tym samym realizuje się jedynie w tworzeniu świata zewnętrznego i doczesnego. Całą swoją wartość i godność opiera na tym, co wyprodukuje, co posiada, do czego ma dostęp, czym zarządza. Kiedy wraz z po­stępującym wiekiem będzie tracił siły psychofizyczne, kiedy coraz słabiej będzie widział, odczuwał i rozumiał świat, który tak intensywnie budował i w którym był bez reszty zatopiony, będzie wówczas tracił poczucie własnej wartości i godności, bę­dzie przeżywał porzucenie przez ludzi i instytucje, które go kiedyś potrzebowały i których był ważnym elementem. Świat, budowany przez niego z tak wielkim trudem, będzie stawał się dla niego coraz bardziej odległy i obcy, a w nim samym będzie narastało rozgoryczenie i osamotnienie.

B. TRANSCENDENCJA KU DRUGIEMU CZŁOWIEKOWI

Dokonuje się tu przekraczania własnego „ja" ku komuś dru­giemu. Przejawia się to w nawiązywaniu kontaktu z kimś dru­gim, w tworzeniu z nim więzi. Wchodzenie w kontakt z innymi jest naturalną właściwością człowieka, z tym że może ona być różnie realizowana. Według Józefa Tischnera właściwość tę można realizować przez zawładnięcie drugim człowiekiem lub przez rozumienie drugiego człowieka5.

W sytuacji zawładnięcia, traktuje się drugiego jako przeciw­nika, jako mniej lub bardziej jawnego wroga, nie można mu ufać i zaufać. Stosunki z nim oparte są na lęku i bezpiecznym dystan­sie - niezbyt blisko, bo to grozi jakąś krzywdą i niezbyt daleko, bo może dojść do zerwania kontaktu, a ten jest potrzebny, by po prostu żyć. Kontakt z drugim człowiekiem jest swoistą formą zapanowania nad nim. Zapanować zaś, to wtrącić go w jakąś

Tamże s. 418.

93


formę zależności od siebie. Człowieka o takiej postawie w sto­sunku do innych Tischner, idąc za Antonim Kępińskim, nazywa „człowiekiem z kryjówki"6.

Kontakty ludzkie „człowieka z kryjówki" cechuje lękliwe zabarwienie: „lękliwa tęsknota za drugim, lękliwa ciekawość jego tajemnicy, lękliwa ofiarność za niego, lękliwe oczekiwanie słów prawdy, lękliwa wierność, lękliwa miłość, lękliwa nienawiść itp." Lęk przejawia się mniej lub bardziej ostrą agresją. Można ją łatwo wyczuć już po chwili obcowania. Z całej postaci pro­mieniuje jakiś „rażący" snop emocji, w wyniku czego człowiek nie wie, czy ma pozostać blisko, czy odejść. „Mamy więc rażenie w sposobie mówienia, w sposobie patrzenia, w wyrazie twarzy, w każdym geście cielesnym. „Rażenie" zimną obojętnością, głu­szącą wszystko wielomównością, żalem bez powodu, krzykiem, niedomówieniem, odwróceniem głowy, itp. „Rażenie" to ma intencję! jego intencją jest: wtrącić drugiego w przygotowany z góry schemat obcowania. Dopiero za schematem obcowania idzie schemat rozumienia: rozumie się drugiego według tego, czy drugi się podda, czy się nie podda regułom zaprogramowa­nej mu z góry gry"7.

Człowiek z kryjówki, to człowiek nie mogący "wyjść ku dru­giemu, nie mogący nawiązać z drugim głębokich więzi osobo­wych, ostatecznie to człowiek skłócony sam ze sobą. Ale prze­cież musi żyć z innymi, musi wchodzić z nimi w kontakt, bo żyje w społeczności. Sieć swych kontaktów opiera na pełnionych przez siebie funkcjach, na przynależności do różnych grup spo­łecznych, a wreszcie na rytuałach rodzinnych i religijnych. Na starość, kiedy słabnie jego aktywność, kiedy musi wycofywać się z wielu działań i oddać innym swoje funkcje, pozostają tylko kontakty rodzinne i rytualne, ale te są zbyt ubogie, aby go

6 Tamże s. 416-418; A. Kępiński. Psychopatie. Warszawa 1977. 7Tischner. Myślenie s. 419.

94

satysfakcjonowały, przychodzi rozgoryczenie i osamotnienie. Spotyka to nieraz nawet najbardziej aktywnych działaczy. Dzie­lą oni wówczas los tych, którzy w nierozumnym egoizmie gro­madzą rzeczy tylko dla siebie, izolują się od ludzi w wyłącznym posiadaniu i używaniu dóbr materialnych, wartości kulturowych i właściwości stosunków społecznych. Przez całe aktywne życie hołdują zasadzie: posiadać jak najwięcej dla siebie, nie dzielić się z innymi, nie ponosić ofiar dla innych, a kiedy schodzą z życia, wtedy ich wewnętrzną pustkę potęgują nikomu niepotrzebne, nagromadzone w trudzie, rzeczy i kontakty.

Inną postawę prezentuje ten, kto swoją transcendencję ku drugiemu człowiekowi opiera na rozumieniu go - a im lepsze rozumienie drugiego, tym głębsze poznanie jego osobowości i godności. Pozwala się wtedy drugiemu człowiekowi być sobą i ofiaruje mu się siebie samego, by mógł on wzrastać. Wytwarza się wówczas z drugim człowiekiem więź wyrastająca z wspólnie realizowanych celów, z tworzenia czegoś razem. W tym układzie coś się drugiemu daje i coś się od niego przejmuje. Istnieje tutaj podwójna otwartość osoby ludzkiej. Ten rodzaj transcendencji przybiera formę współczucia, życzliwości, pomocy, ofiarności, wdzięczności, poczucia odpowiedzialności za drugą osobę, bez­interesowności i miłości. Ten rodzaj transcendencji realizuje się w rodzime, związkach przyjaciół, grupach celowych, w narodzie i w rodzinie ogólnoludzkiej. Człowiek spotyka się wówczas z drugim człowiekiem w najbardziej głębokich sferach osobowo­ści i w tym kontakcie odnajduje też siebie. Taki człowiek nie czuje się osamotniony. Jego więź z drugim człowiekiem tkwi w najgłębszym nurcie jego życia, który przepływa niezależnie od rzeczy materialnych i układów społecznych. Ich załamanie się nie niszczy tego nurtu, choć może mieć na niego wpływ.

Człowiek szukając dzisiaj sensu swojej starości, a nie tylko biologicznego przedłużenia lat, musi sięgnąć po ten rodzaj trans­cendencji. W przeciwnym wypadku starość staje się zazdrosna o życie, o młodość, rozmieniająca się na drobne sprawy, małe

95



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1
1
X~1
SEM18 ~1
1
1
1
1
1
1
14 gal~1
1
1
11-nkb~1, wisisz, wydzial informatyki, studia zaoczne inzynierskie, podstawy programowania, l2
2-eukl~1, wisisz, wydzial informatyki, studia zaoczne inzynierskie, podstawy programowania, l2
1-algo~1, wisisz, wydzial informatyki, studia zaoczne inzynierskie, podstawy programowania, l2
1

więcej podobnych podstron