Naturalne czy sztuczne?
Nie wszystkie kobiety akceptują swoje ciało. Niemal wszystkie mają jakieś małe "ale" co do swojego wyglądu - urody czy figury.
Nie wszystkie niedoskonałości da się zatuszować, i nie wszystko da się wypracować. Nie każdy mięsień "ugnie się" na siłowni, nie każda fałdka tłuszczu zniknie od cierpliwego wcierania preparatów wyszczuplających.
Jeszcze gorzej jest ze zmienieniem kształtu nosa, ust... czy wreszcie piersi, na których punkcie kobiety mają "hopla". To zafiksowanie na dwóch erotycznych wzgórkach bierze się z pewnością z przyjętego przekonania o wadze ich wyglądu dla postrzegania zewnętrzności kobiet przez mężczyzn.
"Silikony" - tak mówi się niejednokrotnie o niemal nadnaturalnie kształtnych, dużych piersiach. Są kobiety, które natura wyposażyła hojnie, są też takie które zdecydowały się na "cięcie" i implanty.
Mało kto wie, że pierwsza próba powiększenia piersi została dokonana już w roku 1895. Wtedy było to wszczepienie tłuszczaka z pleców pod gruczoł piersiowy. Później próbowano różnorakich "sztuczek", od parafiny po przeszczepy tkanki tłuszczowej.
Nowa era na polu powiększania piersi rozpoczęła się w roku 1962. Właśnie wtedy wszczepiono pierwsze protezy piersi, które były wypełnione żelem silikonowym. Od tamtej pory są one używane przede wszystkim w operacjach kosmetycznych oraz do rekonstrukcji piersi po amputacji. Tyle, że użycie implantów dla celów kosmetycznych jest cztery razy częstsze.
Co ciekawe i sprzeczne z przekonaniem wielu osób, badania wykazały, że kobiety z wkładkami silikonowymi nie są obarczone większym ryzykiem zachorowania na raka piersi.
Na całym świecie żyje kilka milionów kobiet, które zdecydowały się na implanty silikonowe. W Ameryce Płn. wykonuje się do 2,5 miliona takich zabiegów rocznie.
Czy poprawiać naturę? Czy "nadmuchane" piersi są bardziej seksy, jeśli wiadomo, że nie są naturalne? Do jakich granic można się posunąć chcąc poprawić sobie samoocenę i atrakcyjność w oczach partnera - jak myślisz?