Stanisław Michalkiewicz: Bukłaki na nowy trunek 2005-01-15 (00:52) Najwyższy Czas!
Przeklnę cię i twoje wiarołomstwo, przeklnę cię - i twoje z nią potomstwo, przeklnę cię... -śpiewała przed laty Irena Kwiatkowska w znakomitym numerze kabaretowym. W podobny sposób zakończenie starego roku uczcił JE abp Józef Życiński, wydając dekret pozbawiający lubelski Klub Inteligencji Katolickiej prawa używania tego przymiotnika i zapowiadając ogłoszenie tej anatemy w lubelskich kościołach na zapusty, czyli koniec karnawału. Dekret ten przekazał prezesowi Klubu prof. Ryszardowi Benderowi na piśmie, czego trochę żałuję, bo gdyby tak wygłosił go przez radio, a jeszcze lepiej - odśpiewał w telewizji, byłoby to bardziej efektowne, zwłaszcza że timbre głosu Ekcelencji i Ireny Kwiatkowskiej jest bardzo podobny. Żałuję tym bardziej, że przy okazji Ekscelencja mógł też wydać dekret np. przeciwko trzęsieniom ziemi, co na pewno dodałoby otuchy nieszczęśliwym ofiarom tsunami w Azji. Ale rozumiemy, że są sprawy ważne i sprawy błahe i że niewątpliwego autorytetu nie można trwonić na błahostki, o czym poucza nas Król z „Małego Księcia” Antoniego de Saint-Exupery.
Dekret Ekscelencji przypomina zarządzenie Lecha Wałęsy, który w podobnym trybie pozbawił „Gazetę Wyborczą” prawa używania logo „Solidarności” i udzielił dymisji Henrykowi Wujcowi („czuj się odwołany”). Ale nie tylko o zewnętrzne podobieństwo tu chodzi. Tamto zarządzenie było następstwem wejścia w decydującą fazę walki politycznej między „partią zagranicy”, czyli obozem politycznym Tadeusza Mazowieckiego i obozem Wałęsy, który próbował sztukować sobie autorytet metodami, że tak powiem, „administracyjnymi”. Zdaje się, że i Ekscelencja znalazł się w podobnej sytuacji. Oczywiście - może wydawać takie dekrety jeden za drugim, podobnie jak Feliks Dzierżyński mógł każdego aresztować. Na to, rzecz prosta, nic poradzić nie możemy, ale z drugiej strony „kto władzę znosi, nie mów, że jej słucha” - powiedział Ksiądz Piotr senatorowi Nowosilcowowi w III części „Dziadów”. Dekret swój wydał Ekscelencja m.in. pod pretekstem zwolnienia jakiejś pani, która zresztą znalazła sobie lepsze zajęcie i wcale nie życzy sobie powrotu, ale tak naprawdę zarządzenie było umotywowane politycznie, co wynika wyraźnie z pisma Ekscelencji z 27 października, w którym sugeruje prof. Benderowi, by Klub poszukiwał oszczędności „przede wszystkim przez eliminowanie działań o charakterze politycznym, odbiegającym od założeń statutowych KIK”. Chodziło też o powrót do Klubu osób, które okazały się tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa. To one miałyby, jak wynika z uzasadnienia dekretu, gwarantować „katolicki charakter KIK”.
Ponieważ owe „działania o charakterze politycznym”, to m.in. moja prelekcja w lubelskim KIK w listopadzie ub. roku, chciałbym zauważyć, że Ekscelencja, powołując się przy każdej okazji, na „ewangeliczną kulturę ducha”, w listopadzie ub. roku na konferencji prasowej, zwołanej z własnej inicjatywy w Lublinie, całkiem po chamsku nazwał mnie „rekordzistą prymitywizmu moralnego”, bo ośmieliłem się ujawnić, iż prof. Jerzy Kłoczowski był długoletnim tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Historyk”. Rozpętana z inicjatywy Ekscelencji kampania miała na celu zmuszenie mnie do milczenia, a także pozbawienie mnie możliwości publikacji, ale oczywiście tego już dekretem załatwić się nie da, w czym zresztą widać zaletę zasady rozdziału Kościoła od państwa. Mniejsza już o przyczyny, dla których Ekscelencja otacza się byłymi konfidentami SB i w ich obronie przekracza granice przyzwoitości, tolerując, a być może nawet inspirując publiczne ich wystąpienia, w których zarzucają kłamstwo tym, co ujawnili ich agenturalną przeszłość. Przykładu dostarcza choćby telewizyjne wystąpienie przewielebnego ks. prof. dra hab. Stanisława Kowalczyka, o którym lubelski IPN w piśmie z 9 listopada ub. roku nr BULu-00-68/04 podaje, że na podstawie dokumentów o sygnaturach IPN-Lu-018/178 został zidentyfikowany jako TW ps. Witold. Ja oczywiście rozumiem, że byli konfidenci mogą być dzisiaj bardzo posłusznymi wykonawcami różnych politycznych i innych inicjatyw Ekscelencji, ale po co konflikty ideowe i polityczne, rozgrywane w dodatku z udziałem takich pomocników, okraszać ewangelicznym sosem? Przykładu takiego faryzeizmu dostarcza choćby artykuł Ekscelencji „Między heroizmem a zdradą”, zamieszczony w „Rzeczpospolitej Plus Minus” z 8 stycznia br. Ekscelencja apeluje tam do konfidentów, by „przezwyciężyli panikę”, dając do zrozumienia, iż sytuacja jest pod kontrolą, tzn. jeszcze może nie jest, ale już wkrótce będzie, kiedy zostanie utworzona „komisja prawdy i pojednania”. Tak jak przewidywałem, w ramach tej komisji konfidenci będą wystawiali sobie nawzajem certyfikaty moralności, że jeśli nawet byli konfidentami, to z pewnością nie mieli nic złego na myśli, no a potem będą sobie przebaczali. Krótko mówiąc, Ekscelencja zamierza użyć swoich wpływów, by doprowadzić do zmiany ustawy o IPN i w ramach tego Instytutu uruchomić maszynkę do przebaczania. Tego typu szalbierczą procedurę utożsamia z ewangelicznymi cnotami. Ano, takie czasy...
Z jednej strony trudno podważać kompetencję Ekscelencji, kiedy prawi o ewangelicznych cnotach, bo jużci - biskupi są następcami Apostołów. Ale chyba nie każdy - wszystkich na raz? Wyobrażam sobie, że jeden może uważać się za następcę św. Piotra Apostoła, drugi - niewiernego Tomasza, trzeci - Andrzeja, czwarty znów - Barnaby i tak dalej, Czy jednak nie trafi się ani jeden, który byłby następcą tego apostoła, co to wymknął się chyłkiem z Wieczernika podczas Ostatniej Wieczerzy? Być może jest to niemożliwe, ale gdyby było, to nietrudno sobie wyobrazić, że i Ewangelia w wydaniu takiego przepowiadacza musiałaby nabierać coraz więcej osobliwych znaczeń i podtekstów. Nie każdy mógłby pewnie słuchać jej bez abominacji i dlatego trudno sobie wyobrazić, by takie nowe wino można było wlewać w stare bukłaki bez obawy rychłej katastrofy. Z tego punktu widzenia lepiej możemy zrozumieć również przyczyny, że tak powiem, eschatologiczne, dla których Ekscelencja wykazuje tyle zrozumienia dla konfidentów i tyle pryncypialnego krytycyzmu, żeby nie powiedzieć - zupełnie starotestamentowej mściwości wobec tych, którzy ośmielili się ujawnić ich wstydliwe zakątki.
Rzecznik Ekscelencji, przewielebny ks. Puzewicz, podczas konferencji prasowej w Lublinie powtórzył za „Gazetą Wyborczą” (oto gdzie bije źródło tych „ewangelicznych inspiracji”), że jestem „czołowym antysemitą”, bo agenturalną przeszłość zarzuciłem prof. Kłoczowskiemu, który „stracił rękę”. Rozbraja mnie ta argumentacja, jednak mimo wszystko dziękuję za tego „czołowego”, przede wszystkim ze względu na panią red. Alinę Grabowską, która w przeciwnym razie mogłaby poczuć się dotknięta pomniejszaniem jej odkrycia. Skoro jednak już ta ręka zdaje się odgrywać taką rolę, to może Ekscelencja wydałby jakiś dekret, żeby np. przyrosła? Taka rzecz przytrafiła się św. Leonowi około roku 450, a w każdym razie tak utrzymuje Jakub de Voragine. Gdyby zatem Ekscelencji udało się to powtórzyć, to z pewnością poprawiłoby wiarygodność komisji „prawdy i pojednania”.