Koncert na pudła rezonansowe - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 22, grudnia 2003
Sprzedaż antysemickich publikacji w środowiskach przykościelnych to przejaw lekceważenia miłości bliźniego". Taką opinię JE abp. Józefa Życińskiego przytacza "Gazeta Wyborcza", zaś opinia ta została wygłoszona w związku z listem podpisanym przez - jakże by inaczej! - intelektualistów. Intelektualiści domagają się od JE Józefa Kardynała Glempa, Prymasa Polski, by spowodował wyrzucenie księgarni "Antyk" prowadzonej przez pana Dybowskiego z podziemi kościoła Wszystkich Świętych przy placu Grzybowskim w Warszawie. Intelektualiści zaś odezwali się wkrótce potem, jak działacze żydowscy zagrozili, że wobec umorzenia przez prokuraturę śledztwa w sprawie "nawoływania do nienawiści narodowej lub rasowej", bo taki donos przeciwko panu Dybowskiemu pojawił się w prokuraturze, oskarżą Polskę przed trybunałem w Strasburgu. Prokuratura zaś śledztwo umorzyła, bo nie dopatrzyła się nijakiego "nawoływania" do żadnej "nienawiści". Owszem, znalazła w księgarni książki poświęcone różnym aspektom działalności publicznej środowisk żydowskich w Polsce i na świecie. Publikacje te odbiegają co prawda od przyjętego obecnie tonu apologetycznego, ale ton apologetyczny jest tylko przyjęty w środowiskach korzystających z subwencji Fundacji Batorego, albo mających nadzieję na objęcie tymi subwencjami, natomiast na razie nie jest jeszcze obowiązujący prawnie. Próby wymuszania przez lobby żydowskie w Polsce owego tonu apologetycznego, m.in. poprzez zastraszanie lub wyciszanie wszystkich, którzy do tej tonacji się nie dostrajają, są elementem wojny psychologicznej, jaką w roku 1996 wypowiedział Polsce pan Izrael Singer, sekretarz Światowego Kongresu Żydów. Zapowiedział on mianowicie, że jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom majątkowym, to "będzie upokarzana na arenie międzynarodowej". Upokarzanie to, jak dotąd, polega na kolportowaniu przez środowiska żydowskie oszczerstwa, jakoby Polacy stanowili naród zbrodniarzy, aktywnie wspomagających, a nawet inspirujących hitlerowców do zagłady Żydów podczas II wojny światowej. Wszelkie próby obrony przed tymi oszczerstwami są przez stronę żydowską traktowane jako "antysemityzm", posługujący się "językiem nienawiści".
Mamy więc oto taki łańcuszek św. Judasza: Światowy Kongres Żydów i inne firmy tworzące Przedsiębiorstwo Holokaust wykombinowały sobie, że wyciągną z Polski kilkadziesiąt miliardów dolarów. W celu osłabienia woli oporu wypowiedziały w związku z tym narodowi polskiemu wojnę psychologiczną, której ważnym orężem są oskarżenia o antysemityzm. Oskarżenia te miota utworzone specjalnie w tym celu w roku 1996 (widać koordynację) Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, skupiające Żydów i tych Polaków, którzy z różnych powodów przeszli na stronę wroga. Kiedy tylko Stowarzyszenie da sygnał do nagonki na wybrane osoby lub instytucje, natychmiast odzywają się tzw. pudła rezonansowe w postaci osobistości opłacanych z Fundacji Batorego, zasilanej pieniędzmi "filantropa" lub posłusznych z innych przyczyn. W takim właśnie charakterze występują "intelektualiści", którzy napisali list do Prymasa Polski. Celem tych nacisków jest nakłonienie Prymasa, by dla świętego spokoju zaczął wykonywać polecenia sztabu kierującego wspomnianą wojną psychologiczną. W charakterze takiego "pudła rezonansowego", zresztą nie po raz pierwszy, wystąpił też JE abp Józef Życiński. Oto obraz mechanizmu skonstruowanego dla potrzeb tej akcji nękającej.
Wśród sygnatariuszy listu jest redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", ks. Adam Boniecki. "TP korzysta z subwencji Fundacji Batorego, więc zaangażowanie jego redaktora naczelnego jest zupełnie zrozumiałe. "Za pieniądze ksiądz się modli" - powiada przysłowie, a skoro może się modlić, to może też robić inne, świeckie rzeczy, okraszając je, dla większego wrażenia, sosem religijnym. Tę samą metodę zastosował również JE abp Życiński, stwierdzając, że "sprzedaż antysemickich publikacji przy kościołach uderza w Kościół i w Chrystusa". Najwyraźniej o tym, co jest dobre dla Kościoła, a dla Chrystusa w szczególności, decyduje dzisiaj Światowy Kongres Żydów. Innym sygnatariuszem listu do Prymasa jest pan prof. Jerzy Kłoczowski. Niedawno mieliśmy okazję zapoznać się z niezwykle interesującą rozmową, jaką ten autorytet moralny przeprowadził w początkach lat 60. ub. wieku z funkcjonariuszem SB. Niestety, lubelski oddział IPN bardzo skąpo wydziela różne wiadomości, wskutek czego jesteśmy pozbawieni możliwości zapoznania się z dalszym ciągiem tej przygody z SB. W rezultacie nie można dzisiaj rozszyfrować z całą pewnością, któż to może ukrywać się za pseudonimami "Historyk" i "Ares". Ale co się odwlecze, to nie uciecze, dzięki czemu będziemy mogli lepiej zrozumieć wszystkie przyczyny tego zainteresowania księgarnią pana Dybowskiego. Są tam bowiem sprzedawane także książki opisujące rozmaite wstydliwe zakątki życiorysów różnych osobistości, które wiele dałyby, gdyby wszelkie informacje na ten temat gdzieś zniknęły. "Ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła" - deklarowała w mickiewiczowskiej balladzie Pani, która zabiła Pana. Ależ, droga Pani, po co zaraz do Piekła? Wystarczy do Otwartej Rzeczpospolitej i sprawa załatwiona.
Jednak na najbardziej przepastne wyżyny wspiął się pan prof. Andrzej Zoll, Rzecznik Praw Obywatelskich. Stwierdził on zupełnie serio, że "publikacje antysemickie (...) nawet jeśli wprost nie nawołują do waśni, to przygotowują glebę pod nią, a ich niszczące skutki mogą pojawić się za kilka lat". Tak wielka gorliwość uzasadniałaby już chyba zmianę nazwy urzędu piastowanego przez pana profesora. Powinien on zostać Rzecznikiem Likwidacji Praw Obywatelskich, z wolnością słowa na czele. Bo nie tylko "antysemickie" publikacje mogą wywierać takie skutki. Słynny bokser Muhammad Ali walcząc z Foremanem, wcale nie nawoływał do waśni. Przeciwnie. Bez przerwy powtarzał: "bracie, pogódźmy się, możesz zrobić mi krzywdę, jesteś cięższy ode mnie". A kiedy Foreman opuszczał gardę, Ali natychmiast zadawał mu straszliwe ciosy i w końcu go znokautował. Jak widać choćby na tym przykładzie, również nawoływanie do pojednania może być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza gdy ktoś uwierzy, że to wszystko naprawdę. I wcale nie trzeba czekać na skutki "kilka lat". Wystarczy na chwilę opuścić gardę, a cios przyjdzie natychmiast.