45 PEDZIOKOT


PEDZIOKOT

W pobliżu skleconej byle jak smażalni ryb wylegiwało się na piasku dwóch młodzieńców. Nie ulega wątpliwości, że mimo młodego wieku byli menelami. Nocna rosa i upalne słońce do cna wygniotło ich całkowicie spłowiałe dżinsy i bluzy. Już drugi dzień leżeli w piachu obok smażalni i gapili się na morze. Z niezwykłym, uporczywym zapamiętaniem świadczącym o urzeczeniu bliskością widzianej po raz pierwszy wielkiej wody. Bardzo rzadko któryś z nich się podnosił i przygarbiony, na bosaka człapał do pobliskiego krzaka, niedbale sikał, a kiedy gmerał przy rozporku, ze zmierzwionych, nieuczesanych włosów sypał mu się piach na ręce. Chrupali wyrzucane z budki smażone rybie płetwy i pili wodę z pobliskiej fontanny.

Chodzili tam, gdy byli spragnieni, na klęczkach obejmowali krawędź obramowania fontanny, zanurzali twarz w wodzie, nasycali jak gąbki, by wrócić potem na swoje miejsca i zwalić się na piach.

Rankiem trzeciego dnia pojawiła się przed nimi Miśka.

Miśka, a właściwie Misiek, była szeroką w ramionach dziewczyną o krótkich włosach. Miała pokrytą delikatnym meszkiem skórę. Nosiła białe spodnie i koszulkę w marynarskie, niebieskie paski. Miała płaskie piersi i umięśnioną szyję.

Przykucnęła przed menelami i zaczęła się w nich wpatrywać. Oni natomiast patrzyli ciągle na morze, jakby nie byli w stanie oderwać oczu od magicznej linii styku wody z niebem.

— Ruszcie się wreszcie — zaczepiła ich dziewczyna. — Wezmę łajbę i powiosłujemy trochę.

Uważała, aby mówić do nich przez „wy", i poinformowała ich, że właściwie pracuje w smażalni, koło której się wylegują. Właśnie ma udać się po ryby na półwysep. Przenocowaliby tam w rozlatującej się chałupie pewnej wdowy,

a ranem przyholowaliby do portu pełną ryb barkę. I co oni na to?

Chłopcy nawet nie spojrzeli na siebie i w dalszym ciągu gapili się na horyzont ponad ramionami Miśki.

— Pokaż no ten okręt, to zobaczymy.

Wypłynęli na zatokę grubo ciosaną łodzią na dwie pary wioseł, z niezdarnie wymalowanym na dziobie napisem:

„Lily". Menele wiosłowali, natomiast dziewczyna zwana Miską usadowiła się na rufie, przy sterze, z butelką bommerlundera w ręku.

Wypłynęli na pełne morze od strony Jasmunder Bodden.

Zaplanowali, że kiedy znajdą się na wysokości południowej mierzei półwyspu Bug, wezmą kurs na Dranske. Tam miała czekać na nich wdowa i pełna ryb barka, którą mieli przyholować do smażalni. Morze było spokojne, ale mimo to

płynęli dość wolno i niepewnie. Lily była wysłużoną łajbą, a jej spróchniałe klepki oblepione były muszlami.

— Podobacie mi się — powiedziała nieoczekiwanie Miśka, siłując się z zakrętką bommerlundera.

— Ja?

— Czy też ja?

— Poczekajcie do wieczora, to się wtedy okaże.

Tęgo popijali bommerlundera i pstrykali petami w krążące nad nimi mewy. Było ospałe popołudnie, od bladych chmur morze przybrało kolor zupy i tylko za rufą ciągnął się zielony kilwater z szampańsko spienionym brzeżkiem.

— Już szósta — powiedziała w pewnym momencie Miśka. — I co powiecie?

Właśnie dopłynęli w pobliże półwyspu Bug. Był to cieniutki pas ziemi bez jakiegokolwiek sensu wchodzący płasko w głąb morza. Tylko latem tu mieszkano. Piaszczysty grunt pokrywały gdzieniegdzie czarne zarośla, a wzdłuż

brzegu spacerowały ptaki.

— Bez żartów, naprawdę mi się podobacie — powtórzyła Miśka. — A co myślicie o mnie, jestem dziewczyną czy chłopcem?

— Wszystko jedno.

— No to mam nadzieję, że udowodnicie, co potraficie.

Na południe od końca półwyspu, w pewnym miejscu spokojnego morza, burzył się nagle grzywiasty pas. Jakby gotowała się tam od czegoś woda. Miśka siedziała zgodnie z kierunkiem jazdy, ona to pierwsza zauważyła i powie-

działa chłopcom, aby wzięli kurs na ten punkt.

Dopiero z bliska było widać, że falowanie w tym miejscu wywołuje piaszczysta, płytka łacha. Niewielka zresztą i gdyby nie białe spienienie, pozostałaby niezauważalna.

Wąska mierzeja w kształcie łuski ciągnęła się pod powierzchnią niczym nieruchomy rybi grzbiet. Jeden z meneli natychmiast odłożył wiosła, w butach wskoczył do morza i w sięgających kolan spienionych falach przebiegł przez

całą wąską łachę. Wesoło wymachiwał rękoma. Brodził w morzu, szczęśliwy, że ma ląd pod stopami.

— Ja to odkryłem — wołał — to moje miejsce. — Wyciągnął przed siebie ręce, machnął kozła i przeszedł na rękach przez całą łachę. Wprawdzie fale obmywały mu co chwila twarz, ale w niczym mu to nie przeszkadzało i raz

za razem wesoło pokrzykiwał: — Chodzę po wodzie, chodzę po wodzie! Widzicie!

— Dobrze się czujecie? — zawołała Miśka.

— A nie widzisz? — chłopiec opadł na płyciźnie na czworaka i pokazał język.

— No to pa! Do zobaczenia — Miśka przesiadła się do wioseł i dwoma pociągnięciami obróciła łódź. Potem odpięła przymocowaną do dziobu lampę i pomachała nią.

— Wyłów ją. I machaj, jak zrobi się ciemno.

Rzuciła lampę menelowi i zaczęła energicznie wiosłować. Naprężyła ramiona i łódź natychmiast ruszyła. Drugi menel również sięgnął po wiosła. A ten, którego zostawilina mierzei, szybko zmalał do wielkości wbitego w dno palika.

— Naprawdę go tam zostawimy? — zapytał menel, który pozostał w łódce.

— Naprawdę.

Wzięli kurs na Dranske. Była to osada, jedyne miejsce na półwyspie, gdzie można było spotkać ludzi. Miśka od czasu do czasu odwracała głowę, aby sprawdzić, czy płyną we właściwym kierunku.

— Szkoda, że siedzę tyłem — zaznaczała w takich momentach — ale i tak dobrze, jak trochę mnie widzicie.

Menel pociągnął z butelki bommerlundera.

— Pewnie, że dobrze — powiedział i przeciągle beknął.

— Zadecydowałam — powiedziała Miśka. — To was wybrałam.

— Domyślam się — odpowiedział chłopiec.

Miśka odwróciła się bokiem do menela.

— Wiesz co, teraz mogę ci już powiedzieć, wcale nie smażę ryb w tej budzie.

— Wiem — odpowiedział menel. — Nie pachniesz olejem, absolutnie.

— Wąchałeś mnie?

— Powąchałem.

— No i co, jaki mam zapach?

— Pachniesz jak pedziokot.

Zmierzchało już, kiedy dopłynęli do brzegu. Nad przybrzeżnymi zaroślami widać było skrzydła wiatraka i kilka budynków z czerwonej cegły, z grubymi przeżartymi przez szkwały ścianami. Wyciągnęli łódź na brzeg w pobliżu

tych zabudowań. Na brzegu, w piasku, przymocowane były łańcuchami do pali jeszcze dwie łodzie.

— Czy to Dranske? — krzyknęła Miśka w kierunku wiatraka.

— A niby dlaczego miałoby to być Dranske? — mruknął ktoś w odpowiedzi.

— Pomyliłam się — powiedziała Miśka. — To nie Dranske, to coś innego.

Istotnie, nie było to Dranske, tylko wiatrak oraz dwa budynki z grubymi, zwietrzałymi ścianami. Miśka i menel przeszli pomostem i zajrzeli przez okienko do pomalowanej na biało budy. Drzwi były zamknięte.

— Niestety, zamknięte — powiedziała Miśka — ale zaraz wykombinuję jakiś klucz. I powiem facetowi, który ma motorówkę, aby zdjął łachy z tego brudasa i zawiózł go dokądś. Czyż to nie brudny menel?

— Byleby go jeszcze znalazł — odpowiedział chłopiec.

— Tego już nie mogę wiedzieć.

Robiło się ciemno, przez chmury przedostawało się jeszcze trochę światła. Menel usiadł na kei i zwiesił nogi nad wodą. Wpatrywał się w tę stronę, gdzie zostawili drugiego menela, szukał migocącego światła. Ale mierzeja musiała

być dość daleko. Było już całkiem ciemno, kiedy z pobliża wyruszyła w morze motorówka. Przepłynęła szybko, zostawiając za sobą spieniony, biały warkocz. To na pewno ta motorówka, o której mówiła Miśka, przemknęło przez myśl menelowi. Może i ona tam popłynęła, aby znaleźć pozostawionego w morzu kumpla.

Ale Miśka nie popłynęła na motorówce i skradała się właśnie na palcach po kei. Objęła menela i przewróciła go na deski pomostu.

— To tylko ja — szepnęła.

— Wiem. Poznałem cię po zapachu.

— Nie boisz się?

— Nie boję się pedziokotów.

— To chodź. Mam klucz w kieszeni.

Keja nie była oświetlona. A i morze nie połyskiwało.

Tylko w jednym miejscu jakby poblaskiem miedzi odbijało się światło w oknie wiatraka. W tej poświacie widać też było kołyszącą się, przycumowaną pustą łódź. Na jej dziobie niezdarne, białe litery informowały, że to Lily. Dwie pozostałe łodzie, przymocowane łańcuchami do pachołków, też unosiły się na wodzie. — Co u diabła? — pomyślał menel. — Woda się podniosła, ale numer.

— Chodź już — zawołała z budy Miśka, zwana teraz pedziokotem. — Bo mi się jeszcze przeziębisz.

Przełożył Tadeusz Olszański



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
24(45)RUP
8(45) Diagramy klas cz2
biochemia krwi 45
45 sekundowa prezentacja w 4 ro Nieznany (2)
plik (45)
45 49 (2)
I CSK 45 09 1
BTI AWAX 26 27 45
Logistyka i Zarządzanie Łańcuchem dostaw Wykłady str 45
12 (45)
45
45 06 BW Hydraulika stosowana
45 48
Proza 20-lecia jako tradycja literacka dla powojnia, Polonistyka, 08. Współczesna po 45, OPRACOWANIA
RAMKA(45), Prezenty
3 - Droga do Sukcesu - strona druga, fm, 45 sekundowa prezentacja, sekrety, teczka fm
Rynki finansowe6 45
45

więcej podobnych podstron