Pan Wolodyjowski opracowanie


„Pan Wołodyjowski” - opracowanie

Geneza „Pana Wołodyjowskiego” i uzasadnienie tytułu powieści

Henryk Sienkiewicz w 1885 roku, na niedługo przed opublikowaniem „Potopu” musiał pogodzić się ze śmiercią ukochanej żony Marii, która od dłuższego czasu chorowała na gruźlicę. To straszne wydarzenie, a także fizyczne i psychiczne wycieńczenie spowodowane wytężonymi pracami nad drugą częścią trylogii nie powstrzymały pisarza przed dokończeniem zamierzonego przedsięwzięcia. Już w 1897 roku, po upływie niespełna roku od wydania „Potopu”, Sienkiewicz rozpoczął przygotowania do napisania ostatniej części swojej wielkiej historycznej serii. Przez długi czas autor nie miał pomysłu na godne zakończenie trylogii. Aby uciec od gnębiących go problemów i rozterek, Sienkiewicz pod koniec 1896 roku wybrał się na wielką podróż do Konstantynopola, wcześniej dokładnie zwiedzając Bukareszt i Warnę. Fascynacja tureckim miastem, a zwłaszcza wszechobecną w nim kulturą Wschodu, a także samymi wyznawcami Islamu, naprowadziły Sienkiewicza na pewien pomysł. Autor postanowił wówczas, że kluczowym punktem najnowszej powieści będzie wielka bitwa polsko-turecka, jaka rozegrała się 11 listopada 1673 roku pod Chocimiem.

Tym samym cała trylogia miała obejmować
okres 1658-1673, a ostatnia jej część skupiać się miała na czasach elekcji i władzy Jeremiego Wiśniowieckiego. Choć najpierw prace nad nową powieścią szły dość powoli, to z początkiem 1887 roku Sienkiewicz pisał już w zawrotnym tempie. Zanim jednak przystąpił do pisania poświęcił wiele godzin na przestudiowanie dokumentów historycznych w poszukiwaniu prawdziwego Wołodyjowskiego. Udało mu się odnaleźć dwóch żołnierzy o tym nazwisku. Pierwszy z nich nosił imię Michał, a drugi Jerzy. Zważywszy na fakt, iż Jerzy Wołodyjowski zginął podczas obrony Kamieńca można przypuszczać, że to on był pierwowzorem dla postaci stworzonej przez Sienkiewicza.

O szeregu metamorfoz, jakie w poszczególnych częściach trylogii przeszedł Wołodyjowski pisze Józef Osmoła w opracowaniu
„Pan Wołodyjowski Henryka Sienkiewicza”:

„Postać ta na przestrzeni cyklu powieściowego przechodzi znaczną przemianę. W Ogniem i mieczem widzimy tytułowego bohatera jako czupurnego i skorego do awantur młodzika. Pewnej stateczności nabiera w Potopie, ale nadal jest figurą mającą wyraźną proweniencję komediową. W obu tych powieściach pan Michał występował w roli niefortunnego konkurenta, dość kochliwego i wrażliwego na wdzięki niewieście. (…) W trzeciej części Trylogii Jerzy Michał Wołodyjowski, zwłaszcza po kilkuletnim pożyciu z Basią, jest już doświadczonym zagończykiem, cieszy się powszechnym szacunkiem i poważaniem. Bohater jest uosobieniem rozwagi i stateczności” (J. Osmoła, Pan Wołodyjowski Henryka Sienkiewicza, Lublin 2004, s. 6-7).

Widzimy zatem, że tytułowy bohater Pana Wołodyjowskiego to postać dynamiczna, wypadkowa dwóch autentycznych życiorysów (Michała i Jerzego), a przede wszystkim twór wyobraźni Sienkiewicza. Pisarz w tym jednym bohaterze umieścił wszystkie najlepsze cechy idealnego żołnierza, obrońcy Rzeczypospolitej. Nic więc dziwnego, że to właśnie Wołodyjowskiego upodobał sobie najbardziej z całego panteonu bohaterów trylogii. Wybitny krytyk literacki i jeden z rektorów Uniwersytetu Jagiellońskiego - Stanisław Tarnowski - pisał o specyficznym uczuciu, jakim autor darzył Michała Wołodyjowskiego:

„Wtajemniczeni opowiadają, że z bohaterów swojej pierwszej powieści Sienkiewicz największą miał zawsze słabość do Michała Wołodyjowskiego. Nie mógł mu tam dać wielkiej roli do zagrania jak Skrzetuskiemu lub Bohunowi, jak Zagłobie albo Kmicicowi, ale miał go w skrytości serca lubić bardziej niż tamtych. Zdarzają się takie rodzicielskie szczególnie upodobania w jednym dziecku, a właśnie to wybrane i najmilsze było dotąd cokolwiek poświęconym i pokrzywdzonym; nie dano mu takich świetnych bohaterskich i tragicznych przejść jak starszym, zostawiono je w cieniu; tamci musieli silniej działać na wyobraźnie i między nimi. W ojcowskiej miłości i sprawiedliwości tkwi zawsze popęd zadośćuczynienia dziecku za upośledzenie choćby chwilowe, dowiedzenia mu, że nie jest ani gorszym, ani mniej kochanym od innych. Czy nie z tego popędu wynikło, że swoją trzecią powieść Sienkiewicz prawie wyłącznie Wołodyjowskiemu poświęcił? Że dał mu w niej miejsca więcej niż Skrzetuskiemu w pierwszej, a Kmicicowi w drugiej? Że jego imię dał za tytuł powieści, czego dla tamtych nie zrobił?” (S. Tarnowski, Pan Wołodyjowski, [w:] Trylogia Henryka Sienkiewicza. Studia, szkice, polemiki, opr. T. Jodełka, Warszawa 1962, s. 223-224).

Stawiane przez Tarnowskiego pytania wydają się bardzo trafne i zasadne.

Z kolei inny ceniony historyk literatury dziewiętnastowiecznej, Zygmunt Szweynowski, tłumaczył znaczenie tytułu ostatniej części Trylogii w następujący sposób:

„(…) gdy w Ogniem i mieczem oraz Potopie nagłówki miały na celu syntezę zjawisk politycznych przedstawianych okresów dziejowych, teraz Sienkiewicz wysunął na czoło jedną z postaci wprawdzie o nazwisku znanym z historii, lecz w roli fikcyjnej, postaci, która przewijała się przez wszystkie części cyklu. Dzięki temu Wołodyjowski staje się w ostatniej powieści jednostką reprezentatywną i sam przez się ma syntezować zespoły ideologiczne demonstrowane obecnie przez Sienkiewicza”

(Z. Szweynowski, Baśniowość Trylogii, [w:] Trylogia Henryka Sienkiewicza, s. 554). Trudno nie zgodzić się z tymi słowami, ponieważ to właśnie Wołodyjowski, a nie Kmicic czy Skrzetuski, był najskromniejszym, ale jednocześnie najodważniejszym i najbardziej kochającym ojczyznę bohaterem całej Trylogii. Idąc z kolei za myślą Tarnowskiego, nie sposób nie zgodzić się, że z tym, że Michał Wołodyjowski przez pierwsze dwie części cyklu był postacią pozostającą nieco w cieniu, w drugim szeregu, co zostało mu w pełni wynagrodzone w części trzeciej. Jednak wielu Sienkiewiczowi ówczesnych krytyków, ale także późniejszych, było zdania, że z spośród wszystkich postaci, jakie poznajemy na kartach cyklu „Ogniem i mieczem”, „Potop” i „Pan Wołodyjowski”, to nie „mały rycerz”, a zadziorny Kmicic posiadał najwięcej cech charakterystycznych dla wielkiego bohatera. Podobnie jak w przypadku poprzednich dwóch części trylogii, „Pan Wołodyjowski” ukazał się najpierw jako powieść w odcinkach na łamach warszawskiego „Słowa”, którego Sienkiewicz przez wiele lat był naczelnym redaktorem. W Krakowie utwór drukowany był w „Czasie”, a w Poznaniu w „Dzienniku Poznańskim”. Miało to miejsce wiosną 1987 roku. 3 czerwca tegoż roku pojawiło się na rynku pierwsze książkowe wydanie powieści. W krótkim czasie spragnieni tego typu literatury Polacy tłumnie ruszyli po ostatnią część trylogii, zapewniając tym samym wielki sukces Sienkiewiczowi.

Czas i miejsce akcji „Pana Wołodyjowskiego”

Henryk Sienkiewicz akcję powieści historycznej „Pan Wołodyjowski” umieścił w określonym czasie i przestrzeni.

Opisane wydarzenia rozgrywają się
między 1668 a 1673 rokiem, czyli obejmują 5 ważnych lat dla Rzeczypospolitej Polskiej. Pisarzowi udało się uchwycić zmiany, jakie zaszły od chwili zakończenia walki z księciem Siedmiogrodu Jerzym Rakoczym a pamiętnym momentem tureckiej porażki pod Chocimiem, mającej miejsce 11 listopada 1673 roku (wydarzenie opisane w „Epilogu”). Ponadto w powieści wspomniane są jeszcze tak ważne historyczne momenty, jak wolna elekcja z 1669 roku (królem Polski - Michał Korybut Wiśniowiecki), oblężenie Kamieńca przez Turków (1672) i w końcu jego przejęcie przez wroga (6 sierpnia 1672) czy też obranie na króla Rzeczypospolitej Jana III Sobieskiego (w „Epilogu” jest już koronowanym władcą). Prócz płaszczyzny temporalnej, także warstwa przestrzenna została szczegółowo dopracowana przez Sienkiewicza. Nie sposób wyliczyć wszystkich miejsc, w jakich umieścił on akcję przygód Wołodyjowskiego, Baśki i Zagłoby, więc zawężę ich listę do pięciu najważniejszych:

· Warszawa - miejsce elekcji króla Wiśniowieckiego, miasto, w którym doszło do spotkania Ketlinga i Zagłoby, w położonym na obrzeżach stolicy dworku na Mokotowie mają miejsce miłosne podchody bohaterów wywodzących się ze średnio zamożnej szlachty.

· Chreptiowo (Dzikie Pola) - to w nim osiedlają się Wołodyjowscy kilka lat po ślubie i to tam organizują żołnierski żywot w stanicy: przyjęcia i zabawy przy muzyce, żołnierskie opowieści o przygodach i życiowych doświadczeniach.

· Raszkowo - to tam Basia chce Ewkę, lecz nie dociera do celu, ponieważ w czasie podróży zostaje porwana przez Azję.

· Żwaniec - do zaciętej obrony i finałowego zajęcia tego zamku doszło przed walką o Kamieniec.

· Kamieniec - miejsce symboliczne, w obronie zamku kamienieckiego Wołodyjowski i Ketling oddają swoje życia.

„Pan Wołodyjowski” jako powieść pisana „ku pokrzepieniu serc”

Aby zrozumieć, dlaczego Trylogię Sienkiewicza określa się mianem dzieła pisanemu „ku pokrzepieniu serc”, należy zdać sobie sprawę z sytuacji, jaka panowała wówczas na ziemiach polskich. Koniec wieku dziewiętnastego charakteryzował się szeroko odczuwalnym znużeniem hasłami pozytywizmu, takimi jak chociażby praca u podstaw czy praca organiczna. W narodzie coraz bardziej uwidaczniał się pesymizm, który udzielał się również modernistycznym twórcom. Polacy z biegiem czasu, widząc upadki kolejnych powstań i podobnych inicjatyw, obserwując niemoc elit intelektualnych przestali wierzyć we własne siły. Poczucie bezsilności było wówczas powszechne i wszechogarniające. Właśnie na taki czas trafił Sienkiewicz, który stworzył, niejako na zamówienie społeczne, cykl wielkich powieści historycznych. Współcześni autorowi Trylogii krytycy zarzucali mu niedociągnięcia, a czasami nawet jawne zniekształcenia polskiej historii, która stanowiła często kanwę dla fikcyjnych wydarzeń wymyślonych przez Sienkiewicza. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że „Ogniem i mieczem”, „Potop” oraz „Pan Wołodyjowski” w sensie wartości ideowych, duchowych reprezentowały najwyższą wartość. Obok „Pana Tadeusza”, żadne inne dzieło nie wzbudzało wśród polskich czytelników tak głębokich odczuć patriotycznych, jak właśnie Trylogia Sienkiewicza.

Kazimierz Wyka uznał nawet, że:

„Trylogia w swoim bezkrytycznym uznaniu dla przeszłości i dla najzwyklejszych cech polskiego charakteru narodowego posiada znamiona dzieła wybitnie kompensacyjnego, przez swoją przesadę nastawionego na pewne lecznictwo kompleksów psychosocjalnych”

(K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 444).

Sienkiewicz za pośrednictwem swoich dzieł stał się dla narodu kimś na wzór
terapeuty, który leczył schorowane dusze. Polacy, którzy na co dzień lubowali się w krytykowaniu swojej tradycji, przeszłości, dorobku kulturowego, prześcigali się w wymyślaniu kolejnych wad narodowych, nagle poczuli, że wcale nie są tacy źli. Można powiedzieć, że Trylogia zapędziła ich z jednej skrajności w drugą, o czym także napomina Wyka:

„Na kompleks małej wartości ówczesnego społeczeństwa polskiego odpowiedzią było pobudzenie do życia kompleksu buńczucznej pewności siebie”

(K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 445). Użyte powyżej określenie, iż Trylogia była niejako pisana na zamówienie społeczne, odnosi się do faktu, iż powieści cyklu ukazywały się w odcinkach na łamach gazet, przez co Sienkiewicz otrzymywał setki próśb od czytelników, którzy wymagali na nim pewne posunięcia fabularne. Można powiedzieć, że „Ogniem i mieczem”, „Potop” i „Pan Wołodyjowski” to nie tylko dzieło Sienkiewicza, ale także całej rzeszy czytelników „Słowa”. Prowadzi to nas do wniosku, iż powieści historyczne autora doskonale trafiały w zapotrzebowanie i gusta odbiorców, ponieważ po części były także tworzone przez nich. Fakt ten uzmysławia, że społeczeństwo potrzebowało właśnie takiego zastrzyku patriotyzmu, osnutego we wspaniałe przygody dzielnych bohaterów, którzy gotowi byli oddać życie za ojczyznę. Kazimierz Wyka pisze wprost, że Trylogia Sinkiewicza jest „tworem zupełnej symbiozy pomiędzy pisarzem a określonymi potrzebami czytelników”. (K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 443). O tym, jakie oddziaływanie Trylogia miała na czytelników świadczą najlepiej ich reakcje. Warto zwrócić na wspomnienie napisane przez Władysława Reymonta, który z zapartym tchem śledził losy bohaterów „Pana Wołodyjowskiego” nawet podczas pracy na kolei:

„Skończyłem książkę, w głowie mi się kręciło i nie bardzo musiałem być przytomny, gdyż nie potrafiłem zrozumieć, jaki to dzień przyszedł ni jaka to noc zagląda w okno rozjaśnionymi gwiazdami. Przypiąłem się do Pana Wołodyjowskiego. Nie mogłem się powstrzymać. Przychodziło nawet zastanowienie, odpędzałem je niby złego psa z gniewem. Co mi tam posady! Co mi tam naczelnik i wszystkie koleje świata! Niechaj przepadają, byłem jeno mógł czytać dalej, byłem mógł snuć się wśród tych czarownych widziadeł, byłem mógł oddychać życiem wielkim, potężnym i bohaterskim. Rzuciłem się w nowe boje i nowe przygody. Zaznałem smaku stanic rzuconych na rubieże Rzeczypospolitej, słodyczy zimowych wieczorów i długich opowiadań towarzyszów. Zaznałem też niemało serdecznej udręki o Basię. Bijałem Moskwę, bijałem Tatarów, bijałem Szweda. Szabla moja i krew moja, i żywot mój był własnością ojczyzny. A gdy przyszła potrzeba kamieniecka i sumienie przykazało, wysadziłem się prochami, a zamku przyjaciołom nie oddałem”.

(W. S. Reymont, Z powodu Trylogii, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 574).

Historia w „Panu Wołodyjowskim”

Złośliwi twierdzą, że ucząc się na egzamin historii należy szerokim łukiem omijać Trylogię Henryka Sienkiewicza. Można z tym polemizować lub nie, ale fakty mówią same za siebie. Autor „Ogniem i mieczem”, „Potopu” i „Pana Wołodyjowskiego” wyraźnie „naciągał” historię Polski, by ta bardziej pasowała do dramatycznych przygód jego bohaterów. Pamiętając jednak o założeniach gatunkowych powieści historycznej oraz oczekiwaniach społecznych wobec pisarza nie należy mieć mu tego za złe, lecz traktować cykl jako dzieło czysto artystyczne, a nie naukowe. Spośród wszystkich części Trylogii w Panu Wołodyjowskim relatywnie najmniej można odnaleźć odniesień do historii. Powieść została osadzona w latach 1668-1673, czyli w okresie obejmującym elekcję Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a także początek wojny polsko-tureckiej.

Pierwsze sceny „Pana Wołodyjowskiego” rozgrywają się w Warszawie, gdzie gromadzą się tłumy posłów, szlachciców i zwykłych mieszczan, aby obserwować rozwój wydarzeń po tym, jak Jan Kazimierz zrzekł się korony Polski. Narrator mówi o tym momencie historycznym:

„Był to czas, w którym Jan Kazimierz, król, polityk i wódz wielki, pogasiwszy pożary postronne i wywiódłszy Rzeczpospolitą jakoby z toni potopu, zrzekł się panowania. Wszystko on przecierpiał, wszystko przetrwał, wszystkim tym ciosom piersi nadstawił, które szły od zewnętrznego nieprzyjaciela; ale gdy potem wewnętrzne reformy zamierzył i zamiast pomocy od narodu, oporu tylko i niewdzięczności doznał, wówczas dobrowolnie zdjął z poświęconych skroni tę koronę, która nieznośnym ciężarem mu się stała”.



Wolna elekcja, czyli wybór nowego monarchy przez szlachtę, odbywała się wówczas, gdy państwo pozostawało z różnych przyczyn bez króla lub jego potomstwa. Jan III Kazimierz zrzekł się korony 16 września 1668 roku, po czym wyjechał do Francji. Powodem tak dramatycznej decyzji były liczne niepowodzenia na arenie międzynarodowej (utrata lenna Księstwa Pruskiego czy niepomyślny pokój w Oliwie podpisany ze Szwedami) i wewnątrzpaństwowej (wojna domowa). 19 czerwca 1969 roku na jego następcę szlachta, za pośrednictwem posłów (elektorów) na nowego władcę obrała mało znanego Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Wybór zawdzięczał głównie polskiemu pochodzeniu (wśród kandydatów dominowali Francuzi i Niemcy) oraz propagandzie. Wybór szlachciców był wielce zaskakujący nawet dla samego Korybuta. Jednocześnie dowiódł, że ta warstwa społeczna decyduje o losach państwa, a nie bogata magnateria, która opowiadała się za kandydatem z Francji.

Szlachta celowo postawiła na Korybuta, ponieważ ten nie nadawał się do rządzenia. Brakowało mu odwagi i charyzmy, przez co wydawał się idealnym obiektem do manipulowania. Michał w niczym nie przypominał swojego zacnego ojca, rycerskiej legendzie Jeremiemu, znanemu chociażby z kart „Potopu”. Niechęć wobec nowego króla szybko zaowocowała sformowaniem się silnej opozycji, składającej się głównie z magnatów. Korybut poślubił wywodzącą się z dynastii Habsburgów Eleonorę Marię Józefę rok po objęciu tronu. Wydarzenie to wzmocniło politycznie króla i zapewniło mu nowych sprzymierzeńców.

Wkrótce jednak zaczęły się problemy Korybuta na arenie międzynarodowej. Chwalono go za nienaganne prowadzenie stosunków z Rosją, ale niepokój budziła napięta sytuacja z Turkami, Tatarami i Kozakami. Podczas toczonych od 1671 roku walk pomiędzy armią polską a oddziałami wspomnianych narodów na szczególne uznanie zasłużył hetman Jan Sobieski.

W grudniu 1671 roku czausz turecki oficjalnie wypowiedział Rzeczypospolitej wojnę. Korybut ogłosił wówczas pospolite ruszenie wśród szlachty, lecz opozycja magnacka skutecznie zrywając sejmy sparaliżowała mobilizację sił. Kiedy wszyscy spodziewali się, że Korybut abdykuje, król postawił się opozycji i postanowił stawić czoła oddziałom tureckim jako władca narodu polskiego.

Armia sułtańska dowodzona przez Mehmeda IV, dzięki pośredniej pomocy magnaterii polskiej, przedostała się przez granice Rzeczypospolitej. 27 oddziały dotarły w 1672 roku dotarła pod Kamieniec Podolski. Dzięki zdecydowanej przewadze liczebnej i artyleryjskiej wojska sułtana szybko zdobyły twierdzę. Podczas poddawania zamku w jednej z piwnic doszło do eksplozji. Pogłoska głosi, że wybuchł miał miejsce w prochowni. Osobą odpowiedzialną za podpalenie lontu był major Hejking, a w wyniku eksplozji śmierć poniósł komendant obrony twierdzy - pułkownik Jerzy Wołodyjowski. Łatwo się domyślić, że to właśnie wydarzenie posłużyło jako inspiracja dla Sienkiewicza, który nazywając Hejkinga Ketlingiem, a Jerzego Wołodyjowskiego Michałem, nadał „Panu Wołodyjowskiemu” doskonałe i przejmujące zakończenie. Ostatecznie Kamieniec trafił do Imperium osmańskiego jako czternasta prowincja w Europie i obok Belgradu, Budy, Kandzi i Bagdadu stanowił największy turecki garnizon. „Pan Wołodyjowski” kończy się epilogiem, z którego dowiadujemy się o wielkim zwycięstwie wojsko polskich dowodzonych przez Sobieskiego nad armią tatarską pod przywództwem Husajna Paszy. Wydarzenie to miało miejsce 11 listopada 1673 roku pod Chocimiem. Zwycięstwo to, chociaż bardzo efektowne, nie przyniosło Rzeczpospolitej większych korzyści. Kamieniec Podolski wciąż pozostawał w rękach Imperium osmańskiego. Można powiedzieć, że triumf pod Chocimiem miał znaczenie prestiżowe.

Problematyka „Pana Wołodyjowskiego”

Powieść Henryka Sienkiewicza porusza wiele tematów, z których dwa wybijają się na główny plan - miłość i wojna. Te wydawałoby się sprzeczne zjawiska przeplatają się ze sobą w „Panu Wołodyjowskim”.

Głównym bohaterem utworu jest dzielny i waleczny Michał, najlepszy żołnierz Rzeczypospolitej, który traktuje swoją służbę Ojczyźnie jako życiową misję, powołanie. W obronie jej dobrego imienia Wołodyjowski był gotów dać się pokroić. Z pozoru mogłoby się wydawać, że jego niezliczone zasługi wobec narodu pozostają niemalże anonimowe, nieodwzajemnione, lecz słowa wielkiego hetmana koronnego (przyszłego króla) Jana Sobieskiego zaświadczają, że jest inaczej:

„Harowałeś ty, żołnierzyku, przez całe życie, haruj jeszcze. A jeśli przyjdzie ci kiedy do głowy, żeć zapomniano, nie nagrodzono, spocząć nie dano, żeś wysłużył nie smarowane grzanki, ale suchy chleb, nie starostwa, a1e rany, nie spoczynek, ale mękę, to jeno zęby ściśnij i powiedz: „Tobie ojczyzno!” Innej pociechy ci nie dam, bo nie mam, jeno chociażem nie ksiądz, przecie ci mogę dać zapewnienie, że tak służąc, dalej zajedziesz na wytartej kulbace niźli inni w poszóstnych karetach i że będą takie bramy, które się przed tobą otworzą, a przed nimi zamkną”.

Wołodyjowski uosabia wszelkie cnoty rycerskie, pozostając przy tym człowiekiem skromnym, pokornym i bogobojnym. Można powiedzieć, że właśnie takie cechy promuje w omawianej powieści Henryk Sienkiewicz. Za pomocą dzielnego pułkownika, autor zamierzał tchnąć w naród nowego ducha patriotyzmu i optymizmu. W postawie prezentowanej przez Michała nie było niczego niegodnego, małostkowego, nagannego moralnie. Wręcz przeciwnie, czytając o jego przygodach czytelnik miał myśleć sobie: wspaniale jest być Polakiem, tak jak Wołodyjowski.

W „Panu Wołodyjowskim” znajdziemy także
wzorzec doskonałego władcy. Jest nim niewątpliwie Jan Sobieski, który choć pojawia się rzadko, to zawsze w odpowiednim momencie robi to, co do niego należy i mówi to, co powiedzieć powinien. Hetman został przedstawiony jako prawdziwy mąż stanu, któremu na sercu leżało dobro Rzeczpospolitej. Pod jego przywództwem armia osiągała największe sukcesy, o których mówiła cała Europa i Azja. Uosabiał on tkwiącą w naszym narodzie siłę, potęgę i waleczność, której inni mogą nam pozazdrościć. Z drugiej strony był on także człowiekiem mądrym i sprawiedliwym. Na nadejście takiego właśnie człowieka, który swoją charyzmą mógłby porwać tłumy i poprowadzić Polskę do niepodległości współcześni Sienkiewiczowi Polacy z utęsknieniem oczekiwali.

Wojna polsko-turecka, w którą zaangażowani są wszyscy bohaterowie „Pana Wołodyjowskiego” pełna jest okrucieństwa, bólu i śmierci. Niejednokrotnie postacie zanim zginęły, poddawane były okropnym torturom. Zabieg ten miał na celu obdarcie wojny z patosu i gloryfikacji. Bardzo realistyczne obrazy ludzkiego cierpienia ukazywały czytelnikom, że walka zbrojna wiąże się z określonymi konsekwencjami. Śmierć dwójki głównych bohaterów, czyli Michała i Azji, uświadamia, że wojna zawsze wymaga ofiar. O ile jednak wysadzenie się w powietrze przez Wołodyjowskiego można uznać za akt heroizmu, to wolne konanie Tuhaj-beja nabitego na pal wyraźnie daje do myślenia. Okrutna tematyka wojenna przeplata się z wątkami miłosnymi, jak to ma często miejsce w życiu. Warto zwrócić tu uwagę na postać Basi, która wyraźnie różni się od innych bohaterek polskiej literatury dziewiętnastowiecznej. Można ją nazwać nawet emancypantką, ponieważ w niczym nie ustępuje mężczyznom. Jest sprawna fizycznie, silna, doskonale jeździ konno i włada szablą. Z drugiej jednak strony bywa bardzo infantylna i czasami nieokrzesana. Jej postawa na pewno podobała się ówczesnym Sienkiewiczowi kobietom, które coraz głośniej domagały się swoich praw i podkreślały, że dorównują mężczyznom.

Tematyka miłosna realizuje się głównie poprzez związki powstające pomiędzy czwórką wiodących bohaterów. Bryluje w tym kontekście
Ketling, który zapoznaje pozostałych ze swoimi przemyśleniami na temat miłości. Młody Szkot uważa to uczucie za chorobę, niedolę, kalectwo, lecz nie wyobraża sobie bez niego życia:

„(…) jeśli miłować ciężko, to nie miłować ciężej jeszcze, bo kogóż bez kochania nasyci rozkosz, sława bogactwa, wonności lub klejnoty? Kto kochanej nie powie: »Wolę cię niźli królestwo niźli sceptr, niźli zdrowie, niźli długi wiek?... « A ponieważ każdy chętnie oddałby życie za kochanie, tedy kochanie więcej jest warte od życia (…).

Charakterystyka szlachty w „Panu Wołodyjowskim”

Obraz polskiej szlachty, jaki wyłania się z „Pana Wołodyjowskiego” nie jest jednoznaczny. W ostatniej części Trylogii Sienkiewicz spojrzał na tę grupę społeczną krytycznym okiem. Pisarz poza licznymi zasługami szlachty, wskazał też na jej wady i ograniczenia. Nawet uwielbianemu przez czytelników, ale również i samego autora, Zagłobie „oberwało się” w trzeciej części cyklu. Z jednej strony Sienkiewicz ukazał szlachtę jako tę siłę polityczną, która powstrzymała magnaterię od „sprzedania” polskiego tronu którejś z zachodnich dynastii. To reprezentanci tej grupy jawnie sprzeciwiali się, by władcą Rzeczypospolitej został Francuz, Holender lub Habsburg. Myśl tę reprezentował Zagłoba. Warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki podstarzały bohater argumentował swoje przekonanie:

„Uważ, Michale, że Francuzi tak samo w pończochach chodzą jak Szwedzi, więc pewnie i tak samo przysiąg nie dotrzymują. Carolus Gustavus gotów ci był co godzina przysięgać. U nich to jak orzech zgryźć. Co tam pakta, jeśli kto poczciwości nie ma!”

. Widzimy zatem, iż przekonania Zagłoby opierają się na stereotypach i uprzedzeniach, a nie faktycznej wiedzy. To jest właśnie druga strona polskiej szlachty, jaką możemy odnaleźć w „Panu Wołodyjowskim”.

Sienkiewicz ukazał reprezentantów tego stanu jako ludzi, którzy za wszelką cenę dążą do tego, by
zachowane były ich liczne przywileje i prawa. Właśnie tym podyktowany był wybór Michała Wiśniowieckiego, który był gwarantem zachowania status quo. Jedynie nieliczni szlachcice, jak Wołodyjowski, którego powinniśmy jednak zaliczać do stanu rycerskiego, głośno wyrażali prawdziwe zdanie na temat Korybuta:

„Żal się Boże na niego patrzeć, bo on do pachołka niż do księcia z tak zacnej krwie podobniejszy. Żeby to jeszcze inne czasy były! Ale dziś pierwsza rzecz wzgląd na dobro ojczyzny”

. Skoro Wiśniowiecki faktycznie nie nadawał się na króla, dlaczego szlachta, w tym głównie Zagłoba, tak usilnie dążyła do tego, by zasiadł na tronie? Sienkiewicz nie odpowiada na to pytanie, dlatego czytelnik może wnioskować, iż za wszelką cenę nie chciała ona dopuścić do przejęcia władzy w państwie przez obcokrajowca. Jednak historia uczy nas, że przed wszystkim chodziło szlachcie o to, by posadzić na tronie kogoś, kto w ramach wdzięczności hojnie się odpłaci. W rozmowie z księdzem podkanclerzym Olszowskim Zagłoba zachwalał Michała Wiśniowieckiego:

„(…) z góry powiadam waszej dostojności, że kandydatura księcia Michała bardzo do serca mi przypada, bom jego ojca znał i miłował, i biłem się pod nim wraz z mymi przyjaciółmi, którzy także dusznie się uradują na myśl, że synowi będą mogli okazać tę miłość, jaką dla wielkiego ojca mieli. Przeto chwytam się tej kandydatury oburącz i dziś jeszcze pomówię z panem podkomorzym Krzyckim, familiantem wielkim i moim znajomkiem, który ma niepośledni mir u szlachty, bo trudno go nie kochać. Obaj tedy będziem czynić, co w mocy naszej, i Bóg da, że coś wskóramy”

. Czytelnik może jedynie zastanawiać się, czy przez Zagłobę przemawiała wówczas obłuda, czy naiwność. Sienkiewicz wskazywał także na fakt, iż szlachta była grupą bardzo liczną i wpływową. Gdyby tylko wykazała ona chęć współpracy i dobrą wolę z pewnością Rzeczypospolita byłaby niepokonaną potęgą: „Poczęła wreszcie ściągać i szlachta tak rojnie, tak tłumno, że gdyby podobnie u zagrożonych granic Rzeczypospolitej stawała, nigdy by ich noga nieprzyjacielska nie mogła przekroczyć”. Zamiast tego jednak szlachta była na tyle ze sobą skłócona, że Polsce groziła wojna domowa. Sienkiewicz pisał wprost o szlachcie, jako warstwie „ciemnej”:

„Tłumy szlachty rosły z każdym dniem i znać już było, że gdy po sejmie sama elekcja się pocznie, przerosną choćby największą moc magnacką. Ale i te tłumy niezdolne były szczęśliwie nawą Rzeczypospolitej na ciche wody pokierować, bo głowy ich pogrążone były w mroku i ciemności, a serca przeważnie popsute”.

Przeważali wśród nich pieniacze i awanturnicy, którym zależało jedynie na zapewnieniu sobie jak największej ilości praw i przywilejów. O tym, co wolno było ówczesnej szlachcie mogą świadczyć słowa Nowowiejskiego, który dowiedziawszy się o zdradzie Azji wpadł w furię:

„Pan Mellechowicz! Jaki on pan! mój pachoł, który się pod cudze nazwisko podszył. Jutro tego p a n a psiarkiem moim uczynię, pojutrze baty temu p a n u każę dać, i w tym sam hetman mi nie przeszkodzi, bom szlachcic i swoje prawa znam!”

. Widzimy zatem, że szlachcic miał prawo do znęcania się nad swoim pachołem, a nawet bezkarnego zabicia go. Część szlachty polskiej była skorumpowana do tego stopnia, że poszła na ugodę z sułtanem. Zdrajcy wybrali pieniądze ponad wolność i bezpieczeństwo Ojczyzny. Natomiast ci, którzy pozostali w kraju wciąż nie potrafili zrobić niczego w kierunku zapewnienia Rzeczypospolitej bezpieczeństwa, mimo oczywistego zagrożenia z zewnątrz:

„Zagłada unosiła się jak ptak drapieżny nad całą Rusią, a tymczasem w Rzeczypospolitej był nieład, szlachta burzyła się w obronie swego niedołężnego elekta i zebrana w zbrojne obozy, jeśli na jaką, to na domową chyba wojnę była gotowa. Wyczerpany niedawnymi wojnami i konfederacjami wojskowymi kraj zubożał; wichrzyła w nim zawiść, wzajemna nieufność jątrzyła serca. W wojnę z potęgą mahometańską nikt nie chciał wierzyć i posądzano wielkiego wodza, że umyślnie wieści o niej puszcza, by umysły od spraw domowych odwrócić; posądzano go okrutniej jeszcze, że sam Turków wezwać gotów, byle zwycięstwo swemu stronnictwu zapewnić; czyniono go zdrajcą po prostu i gdyby nie wojsko, nie wahano by się go przed sąd pociągnąć”.

Sienkiewicz bardzo jasno oskarża szlachtę o pogarszającą się kondycję państwa, o zamęt i dezorganizację w obliczu niechybnego ataku nieprzyjaciela. W ostatnich scenach widzimy jednak promyk nadziei. W obronie Kamieńca udział brali także szlachcie. Co ważne, nie piastowali oni kierowniczych stanowisk, lecz pracowali fizycznie ramię w ramię ze zwykłymi obywatelami:

„Tymczasem pracowano łopatami i taczkami, a Lachowie, Rusini, Ormianie, Żydzi i Cygany szli ze sobą w zawody. Oficerowie rozmaitych regimentów mieli dozór nad robotą, wachmistrze i żołnierze pomagali mieszczaństwu, pracowała nawet szlachta przepomniawszy, że Bóg jej ręce tylko do szabli stworzył, wszelką zaś inną pracę zdał na ludzi "nikczemnego" stanu. Przykład dawał sam pan Wojciech Humiecki, chorąży podolski, którego widok aż łzy wyciskał, bo własnymi rękoma kamienie taczką woził”

. Widzimy więc, że Sienkiewicz uciekał tylko od krytyki szlachty, starając się podkreślić także jej zasługi podczas obrony Polski przed Tatarami. Można jednak odnieść wrażenie, że ogólna ocena tego stanu jest negatywna, ponieważ to jego reprezentanci doprowadzili do sytuacji, w której to państwo znalazło się na krawędzi. Autor przerzucił odpowiedzialność za bezpieczeństwo Rzeczypospolitej w ręce rycerstwa. Co prawda, wszyscy z reprezentujących ten stan charakteryzowali się także pochodzeniem szlacheckim, lecz pierwiastek żołnierski był w nich znacznie silniejszy.

Gatunek literacki, narracja, język i styl „Pana Wołodyjowskiego”

Najczęściej Trylogię Sienkiewicza rozpatruje się jako całość złożoną z trzech autonomicznych części. Można przypuszczać, że takie właśnie było założenie autora. Jednak badacze literatury z łatwością dopatrują się różnic pomiędzy poszczególnymi częściami cyklu. Krytycy Sienkiewicza wytykali mu, że z każdą kolejną powieścią spadał ich walor artystyczny, a także wyrazistość gatunkowa. Jednym z takich recenzentów był Piotr Chmielowski, który pisał:

„W Panu Wołodyjowskim (1889) rzeczywiście technika osłabła i pomysłowość niezbyt bujnie się rozwinęła. Autor widocznie męczył się produkcją w jednym kierunku; wyobraźnia jego pomimo ogromnego bogactwa wyczerpała się na chwilę, werwa opowiadania nie dopisywała; chcąc malować tragiczność, popadał niekiedy w przedstawianie okropności. Myśl zasadnicza tej powieści jest mniej wyraźną niż dwu poprzednich (…)”.

(P. Chmielowski, Ostatnia część trylogii, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 204). Warto się zastanowić, czy Pan Wołodyjowski faktycznie jest aż tak nieudolną powieścią.

Na pewno można zgodzić się z Chmielowskim, kiedy mówi, że „Ogniem i mieczem”, czyli pierwsza część Trylogii, byłą najbardziej wyrazista gatunkowo. „Potop”, a jeszcze bardziej „Pan Wołodyjowski” nie posiadały już tak klarownych cech powieści historycznej. Krytycy i badacze literatury przez długi czas nie wiedzieli, jak należy sklasyfikować ostatnią część Trylogii. Utwór skonstruowany został na podobnej zasadzie, jak dwie pierwsze części cyklu. Schemat ten można uprościć do jednego zdania: dzielny wojak zostaje wrzucony w wir wojny, a broniąc ojczyzny musi zmagać się także z rozterkami sercowymi. Warto również zwrócić uwagę, że o ukochaną kobietę główny bohater zawsze musi konkurować z rywalem, przeciwko któremu toczy także bój na polu bitwy. Jeśli chodzi o sam gatunek „Pana Wołodyjowskiego”, to badacze podzieli się mniej więcej na trzy grupy.

Pierwsza z nich opowiadała się za tym, że utwór
wpisuje się w kanon powieści historycznej. Jak łatwo się domyślić, jej podstawowymi zasadami są:

· • umieszczenie świata przedstawionego w mniej lub bardziej odległej przeszłości, licząc od chwili powstania utworu,

· • dążenie do respektowania prawdy historycznej,

· • zestawienie postaci historycznych i fikcyjnych przeżywających przygody prawdopodobne w danych realiach historycznych.
Należy jasno powiedzieć, że powieść historyczna nie musi opowiadać o autentycznych wydarzeniach, relacjonując je z największą pieczołowitością i prawdą. Tak właśnie pojmowali ten gatunek współcześni Sienkiewiczowi krytycy, dlatego też sam autor
Trylogii często zabierał głos w tej sprawie:

„Zdarza się zapewne, że powieść historyczna przekręca wypadki lub nawet zmyśla je; zdarza się, że to czyni i historia. Wówczas i pierwsza i druga będą kłamstwem. Ale mówią, że powieść przekręcać i zmyślać musi. Dlaczego? Bo jeśli tego nie uczyni, to będzie historią; więc albo historia albo powieść (…)”.

(H. Sienkiewicz, O powieści historycznej, [w:] S. Tarnowski, Trylogia…, s. 240).

Jedną z głównych cech powieści historycznej jest przeplatanie się wydarzeń autentycznych z fikcyjnymi. W „Panu Wołodyjowskim” zostało to zrealizowane w taki sam sposób, jak w poprzednich częściach Trylogii, czyli osadzając rzeczywistą postać w konkretnej sytuacji historycznej, ale jednocześnie angażując ją w związek miłosny bohaterką fikcyjną.

Druga grupa krytyków, na której czele stał Zygmunt Szweynowski, klasyfikowała „Pana Wołodyjowskiego” (jak i całą
Trylogię) do dzieł z gatunku baśniowego. Baśniowość czy legendowość powieści wyrażała się według nich poprzez idealizację świata przedstawionego, jego uproszczeniu. Bohaterowie występujący w utworze, a także opisane w nim wydarzenia, sprawiają wrażenia fikcyjnych (nawet jeśli istniały naprawdę). Szweynowski jednocześnie zaznaczał, że baśniowość Trylogii nie wykluczała niektórych nurtów powieści historycznej.

Trzeci nurt wśród interpretatorów badających gatunkowość
Trylogii można określić mianem historycznej powieści przygodowej. Początkowo krytycy klasyfikujący Trylogię w ten sposób mieli na myśli przerost konwencji romansu nad historią w powieściach Sienkiewicza, lecz z czasem zaczęli zmieniać zdanie. Zagłębiając się w kolejne części cyklu dostrzegli, że równowaga czynnika historycznego i romansowego została idealnie zachowana właśnie w „Panu Wołodyjowskim”. Tadeusz Bujnicki opisuje to następująco:

„Konsekwencje wyboru poetyki prowadzą Sienkiewicza do posługiwania się konwencjonalnym, ale i dramatycznym konfliktem powieściowym. Walor przygody uzyskują nie tylko wydarzenia wątków «anegdotycznych», lecz również historyczne układy zdarzeń (ważna jest tu Sienkiewiczowska preferencja przyznana zdarzeniu przed procesem dziejowym). Analogicznie - jak w wątku romansowym, tak i w tle historycznym dominującą rolę odgrywa przygoda, a jej konstrukcja oparta jest o podobny schemat”

(T. Bujnicki, Trylogia Sienkiewicza na tle tradycji polskiej powieści historycznej, Kraków 1973, s. 46).

Najliczniejszą grupę krytyków stanowili jednak wyznawcy tezy, iż Trylogia, w tym „Pan Wołodyjowski”, stanowi przykład sumy gatunków. Za nadrzędny gatunek cyklu uważa się jednak powieść historyczną, której podporządkowana została także powieść realistyczna, epopeja homerycka i epika rycerska. Następnie wielką rolę odgrywa w Trylogii epos baśniowy i ludowy, a także schematy powieści awanturniczo-przygodowej. Znajdziemy w niej także elementy piśmiennictwa publicystycznego.

Jeśli chodzi o narrację w „Panu Wołodyjowskim”, to również wymyka się ona wszelkim klasyfikacjom. Należy ją bardziej rozpatrywać jako wypadkową połączenia ze sobą kilku gatunków literackich. O wyborze pomiędzy sposobami relacjonowania wydarzeń, jakiego musiał dokonać Henryk Sienkiewicz zanim rozpoczął prace nad cyklem, pisze Tadeusz Bujnicki:

„W Trylogii zrealizował Sienkiewicz jeden z dwóch podstawowych wzorców narracyjnych, które funkcjonowały w prozie historycznej dziewiętnastego wieku. Wybierając pomiędzy «podmiotowością», czyli żywą wówczas jeszcze tradycją szlacheckiej gawędy, a «przedmiotowością» sięgnął po tę ostatnią”

(T. Bujnicki, 1972, s. 66).

W narracji „Pana Wołodyjowskiego” podstawową rolę odgrywa
autorski punkt widzenia. Sienkiewicz pozostawił tym samym swobodę, suwerenność bohaterom i ich losom. W dużej mierze narrator bardziej skupia się na wydarzeniach historycznych, jeśli chodzi o komentarz, natomiast przygody głównych postaci stara się komentować obiektywnie i bez zbędnej przesadności.

Biorąc pod uwagę fakt, iż opisane w powieści wydarzenia miały miejsce blisko dwieście lat przed opublikowaniem „Pana Wołodyjowskiego” narrator musiał przyjąć rolę historyka, kronikarza, który charakteryzował się także wszechwiedzą na temat bohaterów, ich losów oraz wydarzeń historycznych. Autentyczność dziejowa stanowiła także swoiste ograniczenie dla swobody narratora, który nie mógł przekazywać informacji błędnych czy niesprawdzonych, ponieważ podważałoby to jego autorytet i wiarygodność.

Sienkiewicz tworząc styl narracyjny wzorował się na
klasycznych dziełach epickich, lecz mimo tego czasem uciekał od programowej bezstronności, obiektywizmu i chłodnej relacji na rzecz przekazu subiektywnego, czym manifestował swoją narracyjno-autorską obecność. Jednocześnie Sienkiewicz autor starał się za wszelką cenę unikać natrętnych komentarzy dydaktycznych. Nie stawiał się na pozycji wszystkowiedzącego mędrca pouczającego czytelników. Tadeusz Bujnicki określił narrację w Trylogii następująco: „Narracja Sienkiewiczowska mieści się jak gdyby pomiędzy mentorstwem Orzeszkowej a obiektywizmem Prusa” (T. Bujnicki, 1972, s. 68).
Narracja zas
tosowana w Trylogii wydaje się być bardziej odpowiednia dla powieści tradycyjnej, realistycznej, choć wyraźnie widać, że została ona dopasowana do wymogów powieści historycznej. Pozornie jest prosta i komunikatywna, lecz żeby to osiągnąć Sienkiewicz musiał stworzyć swoisty artystyczny wzór: odrzucić maksymalne uproszczenie, na rzecz wyboru najbardziej adekwatnego sposobu relacji zdarzeń w danym momencie.

Opisy czterech pór roku w „Panu Wołodyjowskim”

ZIMA

„Bory sosnowe, nie tracąc na zimę swego iglastego poszycia, mniej przepuszczają śniegów na podłoże, lecz puszcza ciągnąca się wzdłuż Dniestrowego brzegu, złożona po największej części z dębów i innych drzew liściastych, obnażona teraz za swego przyrodzonego sklepienia, zasypana była do pół pni. Śnieg zapełnił również, co węższe jary: miejscami wznosił się na kształt fal morskich, których spiętrzone czuby zawieszały się tak, jakby miały runąć za chwilę i spłynąć się z ogólną białą powierzchnią”.

WIOSNA

„A tymczasem uczyniła się wiosna. Naprzód wstał od strony Dzikich Pól i Czarnego Morza duży a ciepły wiatr, porozrywał i poszarpał oponę chmur jakby zetlałą ze starości szatę, a potem począł owe chmury zganiać i rozganiać na niebie, równie jak pies owczarski zgania i rozgania stada owiec. Chmury, uciekając przed nim, zlewały często ziemię dżdżem obfitym o grubych jak jagody kroplach. Roztopione resztki śniegu i lodu utworzyły na równym stepie
jeziora: z wiszarów poczęły spływać wstążeczki wody, w jarach na dnie wezbrały strumienie, a wszystko to leciało z szumem, gwarem i hałasem do Dniestru, tak właśnie, jak dzieci lecą radośnie do matki”.

„Potem jasnozielone źdźbła traw poczęły się wychylać z rozmiękłej ziemi: cienkie gałązki drzew i krzów nabrzmiały obfitym pąkowiem. Słońce dogrzewało coraz mocniej: na niebie pojawiły się stada ptactwa: więc klucze żurawi, dzikich gęsi, bocianów, za czym wiatr począł przywiewać chmury jaskółek: zarechotały żaby wielkim chórem w ogrzanej wodzie: rozśpiewało się aż do zapamiętania drobne, szare ptactwo - i przez bory, przez lasy, przez stepy i jary poszedł jeden wielki rozgłos, jakoby całe przyrodzenie krzyczało w radości i uniesieniu”.



LATO

„Dniestr, który w zachodzącym słońcu błyszczał jak złota i czerwona wstęga. Skały nabrzeżne, pełne pieczar, także skąpane były w jaskrawych blaskach. Wznosiły się one jak mur”.

„Za Dniestrem ciągnęły się kraje pustynne, w których zataić się było łatwo. Gdzieniegdzie tylko na porzeczach wznosiły się osady ludzkie, ale w ogóle kraj był mało zamieszkały, bliżej brzegu skalisty i wzgórzysty, dalej stepowy lub lasami pokryty, w których błąkały się liczne stada zwierza, począwszy od zdziczałych bawołów do jeleni, sarn i dzikich świń”. „Miejsce zaś było dobrze osłonięte i dobrze wybrane, całe bowiem widły rzeczne i zewnętrzne brzegi były porośnięte częścią zwyczajnym dereniem, częścią świdwą. Gaj ów rozciągał się jak okiem sięgnąć pokrywając grunt miejscami zbitym gąszczem, miejscami zaś tworząc kępy, między którymi szarzały puste przestrzenie”.

„O tej porze drzewa i krze już okwitły, wczesną wiosną jednak musiało tu być całe morze żółtych i białych kwiatów. Gaj był zupełnie bezludny, natomiast roił się od wszelkiego rodzaju zwierza jako to: jeleni, sarn, zajęcy i wszelkiego rodzaju ptactwa”


JESIEŃ

„Na dnie jarów biły krynice lub płynęły szeleszcząc po kamieniach bystre strumienie, wzbierające wiosną ze stepowych śniegów. Chociaż słońce dogrzewało jeszcze borom i stepom mocno, surowy chłód taił się w tych kamiennych gardzielach i chwytał niespodzianie przejeżdżających. Bór wyścielał skaliste boki i piętrzył się jeszcze na brzegach, posępny i czarny, jakby chciał owe zapadłe wnętrza przed złotymi promieniami słońca zasłonić. Miejscami jednak całe jego szmaty były połamane, zwalone, pnie ponarzucano jedne na drugie w dzikim bezładzie, gałęzie zwichrzone i zbite w kupy, zeschłe zupełnie lub też pokryte zrudziałym liściem i iglicami”.

„Jeśli jednak jary posępne czyniły wrażenie, natomiast górny kraj, nawet tam gdzie ciągnęły się bory, wesoło otwierał się przed oczyma karawany. Pogoda była jesienna, cicha. Słońce chodziło po niebieskim stepie nie splamionym żadną chmurką, lejąc blask obfity na skały, pola i lasy. W tym blasku sosny wydawały się czerwone i złote, a nitki pajęcze, pouczepiane do gałązek drzew, do burzanów i traw, świeciły tak mocno, jak gdyby były same ze słonecznych promieni utkane. Październik dobiegał do połowy dni swoich, więc wiele ptactwa, zwłaszcza co czulszego na chłody, poczęło już z Rzeczypospolitej ku Czerwonemu Morzu wędrować: na niebie widać było i klucze żurawiane z donośnym okrzykiem lecące, i gęsi, i stada cyranek. Tu i owdzie, wysoko, wysoko, tkwiły na błękicie na rozpostartych skrzydłach groźne dla powietrznych mieszkańców orły: gdzieniegdzie chciwe połowu jastrzębie zataczały powolne koła. Atoli zwłaszcza w gołych polach nie brakło i tego ptactwa, które ziemi się trzyma i w trawach wyniosłych rade się kryje”.

„Rozwidniało się tymczasem zupełnie. Mgła, która o brzasku wstawała była od ziemi, opadła całkiem na dół, a na wschodniej stronie nieba ukazała się długa wstęga świetlista i różowa, której światło i różowość poczęły zabarwiać powietrze, wzgórza, zręby odległych jarów i szczyty”.


1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pan Wołodyjowski opracowanie
Sienkiewicz Henryk Pan Wołodyjowski opracowanie
PAN WOŁODYJOWSKI- streszczenie i opracowanie, Pozytywizm
Opracowania lektur, Pan Wołodyjowski, Henryk Sienkiewicz „Pan Wołodyjowski”
H Sienkiewicz Pan Wolodyjowski byM
Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz (opracowanie Kazimierza Wyki), FILOLOGIA POLSKA - UMCS-, II ROK, Roman
pan wołodyjowski, 6, Ketling z Wo˙odyjowskim obiecywali sobie, byle si˙ okazja trafi˙a, znowu strzem
pan wołodyjowski, 54, Po owej wycieczce noc przesz˙a na strzelaninie, ale dorywczej; ˙witaniem dano
pan wołodyjowski, 15, Nazajutrz dzie˙ by˙a ju˙ Krzysia spokojniejsza, albowiem w˙r˙d popl˙tanych ˙ci
pan wołodyjowski, 41, Wie˙ci o przybyciu Basi piorunem rozlecia˙y si˙ po Chreptiowie, ale nikt pr˙cz
Omówienie lektur, Henryk Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski, Henryk Sienkiewicz “Pan Wołodyjowski&
pan wołodyjowski, 14, Po wyj˙ciu z zamku Ketling potrzebuj˙c zebra˙ my˙li i otrz˙sn˙˙ si˙ ze zdumien
Pan Wołodyjowski, streszczenie szczegółowe
Pan Wolodyjowski oparcowanie
Nowy folder Pan wołodyjowski
Pan Wołodyjowski (6)
pan wołodyjowski, 19, Ujrzeli go odje˙d˙aj˙cego stolnikostwo, a tak˙e pan Zag˙oba, i niepok˙j ogarn˙
pan wołodyjowski, 25, Ksi˙dz Kami˙ski, za m˙odych lat ˙o˙nierz i kawaler wielkiej fantazji, siedzia˙

więcej podobnych podstron