Michalkiewicz - Rozpamiętywanie klęski
1 września minęła 65. rocznica napaści Niemiec na Polskę. Przed 60 laty Naczelny Wódz armii polskiej, gen. Kazimierz Sosnkowski wydal rozkaz, skierowany do żołnierzy Armii Krajowej, którzy poprzedniego dnia zostali przez naszych sojuszników uznani za kombatantów i jeszcze nie wiedzieli, że będą kontynuować samotna walkę z Niemcami w Warszawie przez kolejne 33 dni. Rozkaz gen. Sosnkowskiego, a ściślej - pierwsze jego zdanie brzmiało tak: "Żołnierze Armii Krajowej! Pięć lat minęło odkąd Polska, wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęga niemiecka". Za to zdanie gen. Sosnkowski, na żądanie Anglików, został pozbawiony stanowiska Naczelnego Wodza. Nie miało to oczywiście najmniejszego znaczenia praktycznego, bo polski Wódz Naczelny nie dowodził żadnym polskim oddziałem, natomiast stanowiło znakomita ilustracje stanu, do którego doprowadziła Polskę doktryna "współdecydowania o naszych sprawach", której prywiślińskim propagatorem jest pan dr Andrzej Olechowski, członek tzw. Komisji Trójstronnej, czyli mafii obejmującej swoimi ambicjami Europę, Stany Zjednoczone i Japonie. Można powiedzieć, ze ta doktryna obrosła juz bogata tradycja, której wybitnym kontynuatorem jest prezydent Aleksander Kwaśniewski. Sprawia on wrażenie, jakby myślał, że przyjaźnienie się z kimkolwiek polega na płaszczeniu się przed nim.
Czy to trening PRL-owski, czy jakaś predyspozycje genetyczne - to jest temat dla naturalisty, co to "klasyfikuje i nazywa glisty".
Mniejsza z tym. Wiec nasi ówcześni sojusznicy najwyraźniej tak bardzo zirytowali się przypomnieniem własnych deklaracji i gwarancji sprzed pięciu lat, ze aż zadbali o zmianę na stanowisku Naczelnego Wodza sojuszniczych wojsk tubylczych. Trzeba ich zrozumieć; i tak mieli z Polakami same zgryzoty, bo trudno było przekonać ich, ze powinni z entuzjazmem oddać ich sojusznikowi polowe własnego terytorium państwowego, którym w Teheranie opłacili przedłużenie przyjaźni.
Teraz, kiedy doktryna "współdecydowania" jest wyznawana nie tylko przez prezydenta Kwaśniewskiego, ale i dystansujących się niby od niego i boczących się nań pastuszkowi habilitowanych, próbujących przewodzić naszemu narodowi duchowo, warto zastanowić się nad treścią rozkazu gen. Sosnkowskiego, żeby zrozumieć, co właściwie stało się 1 września 1939 roku. Jak wiadomo, Niemcy żądały od Polski tzw. korytarza, czyli eksterytorialnego dostępu do Prus Wschodnich.
Gwarancja angielska z kwietnia 1939 roku, na którą nabrał się min. Jozef Beck, stanowiła "zachętę" do przeciwstawienia się zadaniom niemieckim. Anglicy, którzy po udzieleniu Polsce gwarancji enigmatycznej "pomocy" podjęli próbę przyciągnięcia do koalicji antyniemieckiej Sowietów, przeprowadzili z nimi rozmowy w lipcu 1939 r. Stalin, jak wiadomo, uzależnił przystąpienie do takiej koalicji od przekazania mu Polski w charakterze zapłaty z góry. Anglicy, widać ufając w onieprzytomnienie opinii polskiej brytyjska "gwarancja", wracając z Moskwy, nawet zapytali rządu polskiego, czy nie przyjąłby propozycji Stalina. Stanowcza odmowę potraktowali ze zrozumieniem, mniej więcej tak, jak odwiedzający traktują śmiertelnie chorego pacjenta w szpitalu i czekali na rozwój wypadków. Ponieważ Stalin nie doczekał się całej Polski z reki angielskiej, 23 sierpnia przyjął połowę Polski z reki niemieckiej. To właśnie m.in. było przedmiotem podpisanego w tym dniu paktu Ribbentrop-Molotow. Czy po 23 sierpnia można było jeszcze odwrócić bieg wydarzeń popychający Polskę do nieuchronnej klęski?
23 sierpnia było juz wiadomo, ze Niemcy i Związek Sowiecki zamierzają podzielnic się Polską po uprzednim rozgromieniu naszych sil zbrojnych.
Taki scenariusz był najgorszy, nawet z punktu widzenia tzw. ugodowców z okresu rozbiorowego. Ugodowcy mianowicie uważali, że najgorszym złem jest podział polskiego terytorium państwowego miedzy trzy mocarstwa.
W takiej sytuacji każda próba odzyskania niepodległości oznacza co najmniej ryzyko wojny od razu ze wszystkimi trzema. Wynik jest wiadomy z góry: klęska. Dlatego ugodowcy próbowali zainteresować jedno z rozbiorowych mocarstw, by wzięło sobie Polskę, ale CAŁĄ. Gdyby tak się stało, ewentualny ruch niepodległościowy miałby juz tylko jednego przeciwnika, a nie trzech, a nie wykluczone, ze mógłby liczyć na wsparcie dwóch pozostałych, jeśli zamierzaliby robić dywersje temu trzeciemu. Otóż dylemat, jaki zarysował się przed Polska pod koniec sierpnia 1939 roku sprowadzał się do następującego wyboru: albo nieprzytomnie trwać przy "gwarancji" angielskiej, której wartość została zdezawuowana pytaniem o stosunek do propozycji sowieckiej i w rezultacie przyjąć ryzyko scenariusza rozbiorowego, jaki zarysował się w następstwie paktu Ribbentrop-Molotow, czy tez podziękować uprzejmie Angielczykom za przyjaźń, jaką raczyli nas zaszczycić i zaakceptować propozycje niemieckie. Bierzcie Gdańsk i "korytarz" i wasalizujcie Polskę, ale CAŁĄ! Ciekawe, jak Niemcy przyjęliby taką ofertę, która w końcu przybliżała ich geograficznie o kilkaset kilometrów do Moskwy?
Wbrew pozorom, nie są to tylko bezpłodne gdybania, bo właśnie to zrobiła Polska 1 maja b. r. przystępując do Unii Europejskiej, która, w aspekcie politycznym, jest sposobem na rozciągniecie wpływów niemieckich na obszar Europy Środkowej. Niemcy to państwo poważne, które potrafi cierpliwie czekać na okoliczności sprzyjające ich planom, z których nigdy tak naprawdę nie rezygnują. Najlepsza tego ilustracja jest właśnie rozszerzenie Unii Europejskiej 1 maja br, całkowicie zgodne z celami wojennymi Cesarstwa Niemieckiego z roku 1916. Wygląda na to, ze Polska 1 września 1939 roku przystąpiła do wojny z Niemcami zupełnie niepotrzebnie, bo utrąciła miliony obywateli, doznała niepowetowanych szkód materialnych, a przede wszystkim duchowych, została przesunięta geograficznie i przeszła przez piekło niewoli sowieckiej po to, by zastosować się do planów Cesarskiego Sztabu Generalnego. W dodatku w zmienionych warunkach, bo w 1939 roku nie było ryzyka, ze Niemcy maja w zanadrzu jakiś scenariusz rozbiorowy do spółki z Żydami. Dzisiaj takiej pewności nie ma. Jeśli juz, to raczej odwrotnie.
Stanisław Michalkiewicz