Bo Yin Ra Tajemnica


B ō Yin Rā

TAJEMNICA

PRZEKAD AUTORYZOWANY

MIECZYSAWA WINIEWSKIEGO

CIESZYN - 1939



Wszystkim Szukajcym

na wiecie !


ZAWIZANIE


Zalewajce wszystko, niemal dostpne dla dotyku wiato poudniowego so­ca tak przepoio jasnoci oczy trzech w­drowców, e stali zrazu jakby olepieni, nic prócz ciemnoci nie dostrzegajc w pe­nej mroku wiejskiej austerii.

Wewntrz jednake poznano ju w przy­chodniach podrónych z lepszej sfery, co miao ten skutek, e ku raptownemu ich przeraeniu gruchny nagle z gbi izby oguszajce, pene uciesznego patosu kaska­dy dwików ulubionego na prowincji orkiestrionu.

Jednoczenie wynurzya si z mroku jaka ogromna, korpulentna posta, wycigajc ku nim na powitanie obie rce.

A cho byo widoczne, e posta ta co mówia, jak gdyby frazesy powitalne, zda­jc si by niezmiernie dumna ze zgoto­wanego podrónym hucznego przyjcia, jed­nake sowa dwicznego dialektu krajo­wego tony zupenie w powodzi straszli­wego dudnienia, w guchym huczeniu ko­tów i warkocie bbna.

Na migi jedynie zdoali gocie da zwolna do zrozumienia stojcemu przed nimi tuciochowi, w którym odgadli uprzejmego „padrone”- gospodarza obery, by da wreszcie pokój tym straszliwym haasom; a gdy pojwszy to „padrone” cikimi kroki zanurzy si z powrotem w ciemnociach , chaos dwików urwa si raptem jak uci .

W ciszy jaka zapanowaa , sycha byo tylko starego , wydajcego polecenia , na co mu jaki dwiczny gos chopicy posusznie odpowiada.

Niebawem oczy podrónych , stopniowo oswoiwszy si ciemnoci, dostrzegy te i Bogu Ducha winnego sprawc okropnego haasu w osobie zwinnego chopca o czarnych kdziorach , mogcego mie nie wicej nad lat jedenacie lub dwanacie . Zdyszany jeszcze i zarumieniony od gorliwego krcenia korb swej haaliwej maszyny , stara si wanie zdmuchn z zielonego obrusa, którym by okryty najbliszy stó, okruszyny jada po gociach poprzednich.

Dopiero teraz podróni mogli wyuszczy Padrone , kaniajcemu si z ocia grandezz , swe yczenia , sprowadzajce si do zwykego miejscowego posiku .

Po krótkiej chwili wdrowcy siedzieli na wyplatanych som stokach za zielonym stoem, poctkowanym niezliczonymi ladami rozlanego wina i oliwy. Postawiono przed nimi oplecion sitowiem wysmuk butelk, której wyborna zawarto : ciemne jak atrament Chianti wypeniao ju szklaneczki.

Ser, oliwki i chleb biay, wszystko razem na trzech poszarzaych od staroci talerzach , stanowiy ów upragniony posiek.

Po podaniu tych smakoyków padrone i jego synek znikli dyskretnie w jakim niewidocznym zakamarku; podróni za jedli i pili a, nasyciwszy si poczuli nieprzepart ochot do wznowienia dyskusji , przerwanej u progu gospody.

Sodkawy aromat wschodnich papierosów wypeni nisk, sklepion izb, a wte smuki niebieskawej bieli dymu snuy si igrajc wokó dugoszyjnej , oplecionej ykiem butelki od Chianti.

Caa atmosfera usposabiaa w szczególny sposób do wycieczek w krain fantazji.

Jako wdrowcy odnieli wraenie , e o wszystkich tych penych tajemniczoci rzeczach, z którymi nie uporali si dotychczas , byoby znacznie lepiej pogawdzi tutaj ni na dworze, w bezlitonie jasnym blasku soca.

«Obstaj przy swoim twierdzeniu, pod­j najstarszy z trójki, a cho brak mi wszelkiego pod tym wzgldem dowiadcze­nia, gdy osobicie nigdy nie przeywaem nic podobnego, lecz dostatecznie wiadcz mi wybitni uczeni nieomal wszystkich naro­dów kulturalnych, e musi by szczypta prawdy w tych zjawiskach, które na nas, ludzi nowoczesnych, sprawiaj wraenie ja­kich scen upiornych ze starych bani.

Nie podobna, aby ci trzewi eksperymen­tatorzy, którzy badali podobne fenomeny czstokro przy pomocy najczulszych instru­mentów, nie mówic ju nawet o aparacie fotograficznym, mogli ulec w czambu naj­pospolitszemu zudzeniu !»

Najmodszy, mczyzna moe trzydziestokilkuletni, odrzek z lekkim niepokojem w gosie:

«Bezsprzecznie ma pan suszno ; lecz jak powiedziaem ju uprzednio, wszelkie wiadectwa naukowe, choby si wydaway panu tak wakimi, dla mnie s zgoa zby­teczne, gdy zdarzyo mi si niegdy samemu przey wszystko, o czym pan nam opowiada na podstawie przestudiowanych przez siebie sprawozda; - a nawet brak mi w tych paskich relacjach wielu rzeczy, których by mona byo posucha z daleko wikszym zdumieniem, a które sam przecie przeyem!»

„Gdybym nie zna pana jako czowieka, umiejcego sta twardo obu stopami na naszej lubej, rozemianej ziemi”, zaoponowa trzeci, przysadkowaty, silnie zbudowany mczyzna, sprawiajcy wraenie poczciwego proboszcza woskiego, «musiabym doprawdy przypuci, mody przyjacielu, e pad wówczas ofiar nader niebezpiecznych halucynacyj !»

Mówic bez ogródek, nie pojmuj, e czowiek taki jak pan, nie majcy w sobie ani krzty bujajcego w obokach marzycielstwa, cakiem serio bierze za dobr monet owe upiorne zjawiska, o których nasz kochany, stary bibliotekarz tyle potrafi opowiada, a nawet twierdzi pan w dodatku, jakoby te rzeczy nie byy panu obce !

W ogóle, dalibóg, nie podobna pana nigdy wyrozumie !

To wydaje si pan do gbi czowiekiem dwudziestego wieku, czowiekiem, którego si syszy dyskutujcego rozsdnie o najrealniejszych zagadnieniach, to znowu mona by sdzi, e ma si przed sob jakiego fakira z dungli indyjskiej, bez najmniejszego pojcia o wiecie, lub te zmartwychwstaego mnicha z celi redniowiecznego klasztoru - mimo e skdind nie ma pan doprawdy nic wspólnego z uciekaniem, jak oni, od wiata!» -

A e Siwobrody, który tymczasem zapali wirgini , cignc z niej gste kby dymu, wola widocznie przysuchiwa si na razie, ni rozprawia, Mody zabra gos znowu i powiedzia :

„Rozumiem wybornie, e to i owo we mnie moe si wydawa panu pene sprzecznoci, lecz z drugiej strony nie rozumiem znów powodów, dla których czowiek, tak znajcy ycie jak pan, sam pozbawia siebie jasnoci sdu, gdy chodzi wanie o wszelk nadzmysowo ; a czyni to, dlatego jedynie, e uwaa za pewnik, i podobnych rzeczy by nie moe !

Czemu nie spróbuje pan wnikn osobicie w te sprawy lub przynajmniej si przekona, e inni zdobywali dowody niezbite ? !

Moim znów zdaniem taki z góry powzity sceptycyzm znajduje si w racej sprzecznoci z innymi cechami paskiej natury, gdy do czsto wyjania mi pan przecie, e tylko dowiadczenie moe mie dla warto, jako podstawa dostateczna wszelkiego poznania ! » -

Tamten za odpar:

«Owszem, gdyby tu mona byo robi dowiadczenia, za kadym razem dajce si sprawdzi !

Te sprawy tak si jednak przedstawiaj, e do wszystkiego, co pan tu nazywa „dowiadczeniem”, potrzeba najosobliwszych przygotowa, a potem nigdy jeszcze nie wiadomo, czy nie zostao si wystrychnitym na dudka !

Poza tym za cay kompleks tych dowiadcze wstrtny mi jest do gbi duszy !

W najlepszym bowiem razie jaki jest ich wynik ? ! -

Przyjwszy nawet, e pan osobicie oraz osoby, na które si powouje szanowny nasz przyjaciel, rzeczywicie nie zostalicie oszukani, zgodzi si pan chyba, e wszystkie fenomeny, o których mówi nam owe sprawozdania, s nad wyraz niedorzeczne i pozbawione wartoci praktycznej !

Có mi na przykad po taczcym stoliku, choby przy okazji wystukiwa podug alfabetu cae kazania?

Wol stanowczo stó stojcy mocno na nogach, jak ten tutaj, i moim zdaniem wicej odpowiada to naturze stou, gdy stoi bez ruchu zamiast taczy

Gdy za zechc posucha pobonego kazania, to kadej niedzieli mam lepsz po temu sposobno; a jeli nawet kaznodzieja okae si przy tym do niczego, to przynajmniej wiem, z kim mam do czynienia!

Niechaj istniej sobie siy obdarzone wiadomoci i na danie decydujce si skania stoliki do hasania lub wystukiwania bezsensownych objawie - lecz w tym wypadku wypraszam sobie wdzieranie si tych mocy w dobrze obwarowan sfer mego ycia, a gdyby kiedykolwiek miay si one pokusi o jej zakócenie, nie bdc wzywane, tusz sobie, e je opanuj!

Lepiej bawi si z dziemi w „lep babk”, ni samemu przywoywa to paskudztwo, jeli istnieje ono naprawd!

A jake si maj rzeczy ze wszystkimi innymi fenomenami?

Otó siedzi sobie, wedug tych opowieci, jaki nieszcznik lub te na pó histeryczna nieboga - wasze tak zwane ,,media” - a do pónocka w stanie graniczcym prawie z nieprzytomnoci, nad plik papieru do pisania, podziwiajc w osupieniu, co gryzmoli automatycznie jego do jako wie ze „wiata duchów”, czy nawet jako rzekome „objawienie boskie”.

Obejrzany nastpnie przy wietle cay elaborat okazuje si przykadowym stekiem komunaów albo ju, co najwyej bigosem z przerónych pobonych rozprawek i na pó przetrawionych okruchów filozoficznych.

W najlepszym bowiem razie jaki jest ich wynik?! -

Musz wyzna, e w moich oczach wszelkie katusze piekielne, jakie zmylili sobie nasi praszczurowie, s fraszk wobec okropnoci pomysu, aeby czowiek, majcy poza sob jako tako przyzwoity ywot, gdy ju zamkn powieki na zawsze, móg w taki sposób pada na tamtym wiecie ofiar jakich indywiduów sporód pozostaych przy yciu, którym zaley na otrzymywaniu podobnych doniesie!

A jest to blunierstwem po prostu, gdy podobne banialuki, baamucc mózgownice, uchodz za objawienie boskie!

Do diaba - bo jego to dzieci - z takim „Bogiem”, nie majcym nic lepszego do powiedzenia i potrzebujcym tych bdnych wiateek, aby si objawi!

To za, co oczywicie najbardziej panom imponuje: owe psikusy fizyczne i materializowanie ksztatów ludzkich, ma dla mnie wag minimaln, gdy tutaj mog te jeszcze zabra gos jako fizyk. Jeli ju zechc przyj, e nie miay tu miejsca adne bdy obserwacyjne i e wasze ,,media” nie uciekay si do oszustw, to w najlepszym wypadku stan wówczas w obliczu wieci z jakiej nie odkrytej dotd dziedziny fizycznego wiata, lecz adn miar nie bd mia tu do czynienia z „królestwem duchów” !

Jeli niezdolen jestem poj, jak czowiek rozumny i o zdrowych zmysach moe bra powanie podobne widowiska, odgrywane przez rzekome duchy, nie naley bynajmniej uwaa tego za przeczenie zaobserwowanym zjawiskom.

Zastrzegam si tylko przeciwko objanianiu tych manifestacyj , jako wiadectw istnienia jakiego wiata duchowego; niepojte za jest dla mnie, jak czowiek, obdarzony szczypt krytycyzmu, moe si tu nie poapa, gdzie Rzym, a gdzie Krym!

Nie jestem doprawdy niewolnikiem dogmatów religijnych, lecz w porównaniu z pomieszaniem poj, sprawianym przez ów rzekomo „dajcy si stwierdzi” zawiat waszych fenomenów okultystycznych - owe legendy pobone, co poezj i splendorem niebios opromieniay moje dziecistwo, zdaj mi si pene najczystszej mdroci!

Na jaki stek zabobonów zostaje dzi zamieniona zdrowa, pobona wiara naszych ojców ! - -

Jeli nie zajmuj si zjawiskami okultystycznymi, mój mody przyjacielu, powodem tego nie jest bynajmniej ignorancja, tylko fakt, e te sztuczki s dla mnie zbyt niedorzeczne i e mam co lepszego do roboty, ni zgbianie objawie podobnych „duchów” !

ywi w sobie zbyt szczytne wyobraenie o duchu ludzkim, bym móg uwaa go za zdolnego do takiego upadku, jaki byby nieodzowny, gdyby owe teorie miay by suszne i gdybymy przy jakichkolwiek zjawiskach okultystycznych mieli do czynienia z duchami byych mieszkaców ziemi !

Nie jestem teologiem, nie umiem wic obchodzi si z formukami, przy pomocy których mona jakoby poddawa bóstwo analizie, niczym jaki preparat chemiczny, lecz : wydaje mi si, e czuj w sobie ,,Boga” , tote jest dla mnie najohydniejszym blunierstwem uwaanie za „objawienia boskie” owych gosów, których szepty dochodz do nas z obszarów natury, toncych w mroku wieczystym, powoywanie si tutaj na bibli i wite ksigi innych ludów, jako na rzekomy „dowód”, albo nawet porównywanie geniusza wiary, o ile przejawia si on w wielkich postaciach religijnych, z jakimi „mediami” czy somnambulikami!

Wszystko to jest dla mnie zbyt bezsensowne, a e nie dopatruj si w tym adnej korzyci duchowej dla ludzkoci, gdyby zjawiska okultystyczne poczto bada pod kadym dachem - przeciwnie, wynikyby z tego, moim zdaniem, nieobliczalne szkody - sdz wic, e byoby lepiej da pokój tym sprawom, tym bardziej, e przecie do jest jeszcze w naturze do zbadania, a nasza wasna dusza - to dotd, nawet dla najmdrszych, ksiga o siedmiu pieczciach! - -

Moe teraz lepiej mi zrozumiecie, drodzy przyjaciele ! ?

Ju w toku tej przemowy mona byo zauway na twarzy Modego wyraz coraz bardziej si wzmagajcej, nieoczekiwanej radoci, podczas gdy Starzec od czasu do czasu potrzsa w zadumie gow, zachowaniem swoim zdradzajc, e podczas caej dyskusji szuka ze swej strony argumentów , by nie da si zbi z wasnego stanowiska.

Ledwie przebrzmiay wic ostatnie sowa, Starzec przystpi do repliki:

Takie zapatrywanie si na te sprawy, jego zdaniem, mona by oczywicie zrozumie, jakkolwiek byyby te zapewne do postawienia i róne zarzuty - jednake wszystko, co tu byo powiedziane, dotyczy wycznie tak zwanego „spirytyzmu”, gdy tymczasem - o czym przyjaciel jego nie wie najwidoczniej - prawdziwie naukowy okultysta staje wobec wszystkich tych fenomenów jedynie w roli obserwatora i jeli ma by brany powanie, musi odrzuca na razie wszelkie hipotezy stawiane przez innych dla wyjanienia tych zjawisk.

Wszak róni bardzo powani uczeni badali u somnambulików zjawiska, przy których nie podejrzewali „duchów” o wspódziaanie nawet najmocniej wierzcy w duchy „spirytyci”.

I cign dalej swe rozumowania w ten sposób:

«Moim zdaniem, co si tyczy „duchów” ludzi zmarych lub owych „objawie boskich”, które w ten sposób ma si jakoby otrzymywa, ma pan suszno zupen ; jednake - czy nie jest rzecz moliw, a nawet w najwyszym stopniu prawdopodobn, e okultyzm powoany jest do tego, aby ju w yciu obecnym dowie z ca oczywistoci istnienia duszy ? !

Robiono na przykad dowiadczenia z wypytywaniem somnambulików w gbokim upieniu i okazywao si, e mona byo dotrze w ten sposób do coraz tajniejszych dziedzin jani, przy czym jaka inna, wyej stojca istno , a póniej jaka jeszcze znacznie wyej stojca przemawiaa przez usta somnambulików; tote otrzymuje si wraenie : e im bardziej przymiona jest wiadomo zewntrzna, tym wyraniej objawia si co innego, co w zwykym yciu codziennym jest niedostrzegalne.

W ten za sposób byby zdobyty, e tak powiem, cakowity dowód istnienia duchowoci, trwajcej poza yciem ziemskim ! »

Na to popieszy z odpowiedzi Mody i owiadczy:

„Znajduj si w tym szczególnym pooeniu, e co si tyczy rzeczy, o których tu mówimy, uzyskuj podtrzymanie u panów obu ; tym niemniej widz, e bd musia wyoy panom swe stanowisko wyraniej ni dotychczas, jeli nie mamy powraca bez koca do tego samego !

Przede wszystkim chciabym owietli bliej dopiero co wspomniane dowiadczenia z somnambulikami, a jeli wyka przy tym pewn blisz znajomo rzeczy, uwaanych przez wikszo ludzi za nie dajce si udowodni, przey ani objani, to prosz was, panowie, przyjmijcie to tymczasem na wiar, zanim nadejdzie chwila, która pozwoli mi pomówi z wami o ródle mego poznania i powiedzie pewne rzeczy, które by musiay pozosta wam cakiem nieznane, gdyby nie zdarzya si wam sposobno usyszenia ich od kogo, kto sam tych rzeczy

dowiadczy. -

Co si wic tyczy somnambulików, musz i ja przedstawi si jako rzeczoznawca i jak najenergiczniej przeciwstawi si pogldowi, jako bymy stali tu u furty do misterium ducha !

Dowodzi to tylko, e ludzie nie maj najsabszego pojcia, czym jest duch w rzeczywistoci, e nie rozporzdzaj dotychczas adnym prawdziwie duchowym dowiadczeniem, jeli sdz, e to co, co paple przez usta jakiej pogronej w upieniu somnambuliczki, moe by rzeczywistym duchem! - -

Zgadzam si ze wszystkim, co przed chwil byo powiedziane o niedorzecznoci fenomenów okultystycznych, i jawn byo pomyk posdzanie mnie o to, e sprzyjam zajmowaniu si podobnymi manifestacjami bd czynnie, bd choby w charakterze obserwatora.

Dla tego, komu dane byo przeby to przeszkolenie duchowe, jakie mnie przypado w udziale, zagadki okultyzmu straciy wszelki urok ! W trakcie tego szkolenia nimb tajemniczoci i niepojtoci zosta z nich zdarty doszcztu ! - -

Jeli za mimo to przykadam pewn wag do sprawy uznania prawdziwoci zjawisk okultystycznych, pynie to std, e bez tych wiadomoci mona narazi si pewnego piknego wieczoru na niebezpieczestwo, i padnie si ofiar oszukastwa w sposób najfatalniejszy i to tam wanie, gdzie si tego najmniej spodziewao. -

Bardzo rad jestem, e rozmowa nasza przybraa ten nieoczekiwany obrót dziki wypowiedzianym przed chwil konkluzjom trzewego umysu, które zgadzaj si niemal cakowicie z mymi doznaniami duchowymi - a w kadym razie daj si bez trudu pogodzi z wynikami mojego dowiadczenia.

Teraz mog mówi do panów, e tak powiem, z podniesion przybic, nie potrzebujc chyba ywi obaw, e mógbym zosta le zrozumiany...

Co si wic tyczy somnambulik ó w, z których ust ten i ów ma nadziej dowiedzie si czego bliszego o duszy i duchowoci czowieka, to podejmowane z nimi eksperymenty nie róni si w niczym istotnym od jakiego seansu ,,spirytystycznego”, chyba e za rzecz istotn uwaa ich inscenizacj naukow ! --

S to te same niewidzialne jestestwa fizyczne i siy obdarzone wiadomoci, tak t u jak i t a m dopuszczajce si wybryków, skoro tylko czowiek ziemski dostarczy im po temu sposobnoci. - -

Somnambulik w gbokim upieniu jest tak samo chwilowym upem owych ciemnych mocy, dziaajcych zaprawd „poza dobrem i zem”, jak i tak zwane „medium” w stanie „transu”! - - -

Nigdy nie signie wzrokiem w rzeczywiste wiaty ducha, kto patrzy w ten sposób, w stanie przymienia wiadomoci zmysów ziemskich! -

Ekstaza, zachwycenie, „trans” i somnambulizm nie s niczym innym, tylko stanami cielesnego wzburzenia ; im bardziej za przy takim wzburzeniu wadza zwierzchnia przechodzi na kompleksy cielesne, które z natury swojej mog dziaa zbawiennie jedynie trzymane w mocnych cuglach, tym gbszy bdzie stan somnambuliczny, tym cilejsza przegroda, oddzielajca waciw wiadomo jani od czynnoci mózgowych, póki ostatecznie istoty lemuryczne niewidzialnego, lecz bynajmniej nie „duchowego” wiata nie narzuc swej woli bezpaskiemu organizmowi cielesnemu !

Usyszymy wtedy z ust somnambulika, zarówno jak i mówicego w transie, za kadym razem rzeczy, majce na celu zainteresowanie eksperymentatora lub zaimponowanie gromadzie wierzcych bd szlachetnym patosem, bd te trywialnymi, ale przystosowanymi do panujcego kierunku religijnego frazesami, a choby nawet spronoci. - -

To co, co w podobnych stanach gada przez usta zamroczonego nieszcznika, zmierza nie do czego innego, tylko do zwrócenia na siebie moliwie najbaczniejszej uwagi i potrafi te nieraz z najwiksz przebiegoci przybiera mask, zdoln zapewni mu maksimum ludzkiego zainteresowania. - -

Równie i ekstatyk przeywa ten sam stan, co i tak zwane „media”, z t tylko rónic, e jego wiadomo nie traci cakowitego kontaktu z czynnociami mózgu, a tylko zewntrzna, cielesna wraliwo ulega w nim przytpieniu. Owe wiaty „duchowe”, przeze jakoby ogldane, nie s niczym innym, tylko tworami jego plastycznej wyobrani, które staj si dla uchwytne i rzeczywiste dziki wibracjom spazmatycznie rozhutanych nerwów! - -

Tote naley utrzyma cis lini graniczn pomidzy wszystkimi podobnymi metodami budzenia anormalnych odczuwa cielesnych, branych póniej za przeycia „duchowe”, a rzeczywistym dowiadczeniem duchowym, nastpujcym wycznie w stanie niczym niezmconej, a nawet spotgowanej wiadomoci ciaa! - --

Tak zwany „o k u l t y z m” nie jest te doprawdy wcale odkryciem nowszych czasów!

U wszystkich ludów i po wszystkie czasy znane byy zjawiska okultystyczne.

Nikt jednak nie wstpi jeszcze w t mroczn dziedzin - chyba e za przewodem pewnym swojej wadzy - kto by nie zosta wystrychnity tam na dudka!- -

Dla zapoznania si z istotnym d u c h e m jednostka taka zazwyczaj stracona jest na zawsze.

To, co j trzyma na uwizi, ju jej nie wypuci dobrowolnie, a jeli w kocu poniecha jej musi, jako e stopniowo zostaa do cna wyssana i ju si na nic nie zda, to przedtem ogoocona bdzie ze wszystkich si, dziki którym mogaby si dwign na nowo. -

Jeli wy obaj, drodzy przyjaciele, sdzilicie dotd, jakobym hodowa ,,o k u l t y z m o w i”, badaniu tych wszystkich fenomenów, o których wspomnielimy w naszej rozmowie, a którymi dzi w rónych krajach zajmuj si istotnie wybitni uczeni, to bylicie w wielkim bdzie!

Lecz musiaem zapozna si niegdy i z t  dziedzin przejawów ycia ludzkiego, gdy mój guru wymaga tego ode mnie.»

«Co to jest: „mój guru”? - » przerwa Fizyk przedmówcy , któremu tak zwyky dla wyraz wymkn si oczywicie mimo woli. « Owiadczam », odrzek Mody, « e nie jestem biegy w sanskrycie, ale ten, kogo nazywam „guru”, opowiada mi pewnego razu, e w jego ojczynie tak zw mistrzów rozwoju duchowego i duchowego przebudzenia.

Guru ma oznacza niejako duchowego „ojca”, czyli tego, który udziela „nauk ojcowskich”.

Mnie zwal on „czela”, a jakkolwiek na ogó biorc mogoby to oznacza nie co innego, tylko „ucznia”, objani mi, e tego zaszczytnego tytuu dostpowali zaledwie nieliczni i e trzeba by uczniem swego guru w sposób szczególniejszy, aby z wszelk susznoci uwaa si za jego przybranego „czele”.

On sam by mistrzem „Biaej Loy”.

«A wic wolnomularzem ?» wtrci Starzec.

«Ale bynajmniej», odpar Mody.

«Wolnomularstwo - jeli si nie przyczepia do wyrazów, ale uwzgldnia sedno sprawy - mogoby mie niejak podstaw do wywodzenia si od „Biaej Loy”, wszelako spoeczno duchowa, z której pochodzi mój guru, nie ma nic wspólnego z wolnomularstwem. Zreszt „Biaa Loa” to tylko zewntrzna nazwa tej spoecznoci, a jej czonkowie sami zw siebie „Janiejcymi Prawiatem”. -

Nikt nie moe do nich przystpi, kto ju przed urodzeniem swoim nie by do tego przeznaczony. Tych za, którzy sami do nich nie nalec, duchowo s im najblisi, zw oni „przybranymi czela”.

S to jednostki majce odby szczególnie intensywne przeszkolenie w duchowoci, a to z tego wzgldu, e nosz w sobie pewne dziedzictwo psychofizyczne, zobowizujce je do pewnych rzeczy, które innych nie obowizuj . Zwolnijcie mi, panowie, od dalszego rozwodzenia si na ten temat, gdy, jak ju przecie syszelicie, macie przed sob jednego z takich czela. -

Sdz, e wobec tego zwierzenia te i owe rzeczy, które was czasem we mnie dziwiy, mogyby si obecnie sta jasne ! » -

Uczyniwszy przyjacioom tak osobliwe i niesychane zwierzenie, Mody zatrzyma tu tok swego przemówienia. Nastaa zrazu cisza gboka, tak i padrone - sdzc zapewne, e gocie zamierzaj ju odej - wynurzy si znowu z kryjówki, a spostrzegszy sw pomyk, j si krzta z nadmiern gorliwoci koo baryek, spoczywajcych rzdem w gbi izby na kobykach z bali.

Mona byo obecnie najwyraniej rozezna wszystko w sklepionej izbie, gdy oczy tak przywyky do ciemnoci, e nawet wziutka smuga wiata, przekradajca si przez portier, razia wzrok wdrowców, chocia soce ju si zniyo na niebie i na dworze rzucao od dawna wyduone cienie.. « syszymy tu rzeczy wprost nadzwyczajne ! » zaopiniowa Grubas, którego wiek mona by okreli bez maa na pidziesitk, - i w ten sposób dononym swym basem uroni w cisz znowu pierwsze sowa.

Po czym cign dalej: « Co prawda niektóre rzeczy stay mi si w panu odtd bardziej zrozumiae, lecz bd wymagay jeszcze pewnych wyjanie, nim to wszystko jako uoy mi si w gowie ! Otó mówi pan z niesychan pewnoci o tylu rzeczach dla mnie dotychczas zgoa nie dostpnych, lecz najpikniejsze jest to: - e pan waciwie mnie przekona, nie przedstawiwszy mi dowodów !

Czuj, e z tym wszystkim musi by tak, jak pan twierdzi, bez wzgldu na to, czy pan jest w stanie poprze twierdzenia swoje dowodami, czy nie.

Sowa paskie tchn same przez si jak szczególn si dowodow ! - -

Lecz teraz dopiero wszystko to zaczyna by dla mnie interesujce !

Istnieje wic co podobnego za dni naszych, wporód naszego zniwelowanego wiata?! -

Wie pan, mody przyjacielu, musi pan powiedzie nam o tym co wicej!

Nie sdz, co prawda, aby ktokolwiek z nas by przeznaczony na to, by zosta „czel” takiego „guru”, jak zwie pan swego mistrza, a moe te jestemy na to obaj cokolwiek za starzy, lecz co do mnie, zanim poegnam kiedy t planet, która waciwie zawsze wydawaa mi si wcale mi i powabn, radbym tymczasem - jeli takie rzeczy mog tu si zdarza - do pewnego stopnia zapozna si z nimi, gdy wszystkie zjawiska okultyzmu razem wzite ani na jedn chwil nie zainteresoway mi tak mocno, jak owa ukryta „B i a  a L o  a”, czy jak tam to stowarzyszenie si nazywa, a nastpnie fakt, e mona napotka zupenie normalnego Europejczyka, który tak sobie cakiem po cichu zdaje si posiada moliwoci poznawcze, o których reszta rodzaju ludzkiego - przynajmniej u nas i w czasach dzisiejszych - nie ma waciwie adnego pojcia. » -« i ja równie », odezwa si Siwobrody, « usilnie prosz o udzielenie nam dalszych wyjanie - zwaszcza e w wietle wysuchanych wywodów pewne wskazówki, na które przypadkowo natrafiem w odnonej literaturze, trac w mych oczach swój dotychczasowy, tylko symboliczny charakter !

Dziki wspólnej podróy wspólnym wywczasom, którym zamierzamy tu si oddawa, modszy nasz kolega spdzi teraz pewien czas z nami, tak i zdarzy si pewno sposobno wtajemniczenia nas nieco gbiej w misteria, którym zawdzicza on swe wiadomoci!

Na razie wydaje mi si wskazane pomyle o powrocie do domu, bo chocia soce ju nie przypieka tak dotkliwie, czeka nas jednak pótoragodzinna wdrówka do miasta. -

A moe po drodze usyszymy co nieco, co by mogo uzupeni ju udzielone nam wiadomoci? Co do mnie, mam wanie par zupenie konkretnych pyta na sercu.”

Poniewa pozostali wdrowcy zaaprobowali projekt niezwocznego powrotu do miasta, uiciwszy wic naleno, przyjaciele opucili mroczn gospod wród nieustajcych czoobitnoci ze strony padrone, obsypujcego ich yczeniami pomylnoci i wyraajcego nadziej ujrzenia goci ponownie.

Wdrowcy mimowolnie odetchnli, gdy nieco ochode powietrze przedwieczora musno ich czoa.

Kraina caa rozpocieraa si jakby pod mg przejrzyst, mienic si barwami opalu; sylwetki pinij i cyprysów odcinay si ostro na blado-zocistym tle przedwieczornego nieba, a niedalekie morze, lnic niby wntrze olbrzymiej konchy perowej, zlewao si w ledwie dostrzegaln lini horyzontu z mleczno-bkitnym przestworem bez koca.

Wdrowcy skierowali si z pocztku ku grupie eukaliptusów na rozstaju dwu szlaków, z których jeden, bity gociniec, wiód do miasteczka przez pola i gaje oliwne, wród nieprzerwanych girland winoroli, rozpitych od wizu do wizu, od morwy do morwy, podczas gdy drugi, dla pieszych przyjemniejszy, a w dodatku krótszy, bieg najpierw ku morzu, by potem wzdu wybrzea, czciowo po bruku z niepamitnych czasów, czciowo za przez wydmy i morszczyny, dotrze do pierwszych murów parkowych, opasujcych wille podmiejskie z górujcymi nad nimi cyprysami.

Jakby za umow, przyjaciele skrcili na prawo, na drók dla pieszych, wdychajc ze wzrastajc rozkosz coraz silniej dajcy si wyczuwa ostry, rzewicy zapach morza.

Dotarszy do wybrzea, wdrowcy mimowolnie przystanli, w wieczycie nowym przeywaniu nieskoczonoci, przed lnicym jak atas bezkresem wód. -

A dotd paday ledwie pojedyncze sowa, wywoane przez wieczorn zmian krajobrazu lub sawice urok caej tej krainy, poudniowy przepych woskiego pejzau.

A gdy nastpnie wdrowcy udali si drog wzdu wybrzea, przypomnia sobie Siwobrody swe pytania, tyczce si niezwykych wynurze Modego - wynurze, dziki którym to popoudnie w wiejskiej gospodzie zdao mu si bodaj e cenniejsze od jakiej wygrzebanej na wiat boy, dawno zaginionej staroytnej ksigi, lubo w pogoni za takimi skarbami przetrzsa bezustannie wszystkie dostpne dla ksinice, wci bowiem w skrytoci ducha by przekonany, e nie masz poznania kiedykolwiek zdobytego przez czowieka, którego by nie zapisano w jakiej ksidze.

I dzi dopiero zakiekoway w nim pewne wtpliwoci, jednak niezdolne jeszcze zachwia jego pogldem.

A moe istniaa ksiga rzucajca wiato na to wszystko, jeno dotychczas do rk jego nie trafia ?... ***

ROZMOWA NA WYBRZEU



Prosz mi wybaczy, szanowny panie kolego, zwróci si Starzec do Modego, lecz niewtpliwie wszystko, o czym pan nam dzi mówi, musi posiada specjaln sw literatur, która dotychczas jako mi si wymykaa mimo najskrztniejszych poszukiwa ? !”

A spotkawszy si na to pytanie z penym zdumienia spojrzeniem Modego, cign dalej:

« Nie myl, oczywicie, by miaa to by jaka specjalna literatura wspóczesna, lecz wszak to wszystko byo ju bez wtpienia znane ludziom epok dawniejszych, musz wic istnie jakie ksigi, mogce da dokadniejsz w tych sprawach orientacj?

Zabrabym si jeszcze na schyku lat do studiowania sanskrytu, czego niestety dotd zaniedbaem w nawale innych studiów, gdyby pan w tej materii potrafi mi udzieli na pocztek jakich wskazówek, moe przy pomocy swego mistrza ze Wschodu! - Co do samych ksiek, to ju potrafibym si o nie wystara.

Wszak wszystko, co kiedykolwiek zaprztao umys ludzki, znalazo swój wyraz w ksigach, a przy caym zaufaniu, jakie ywi dla paskich wywodów, miaoby dla mnie niesychane, nieocenione wprost znaczenie, gdyby to, co pan nam powiedzia, dao si poprze nie budzcymi wtpliwoci ustpami dawnych tekstów, znajdujc w nich, e tak powiem, miarodajne potwierdzenie!

Mona mówi, co si komu podoba, lecz twierdzenie jednostki jest niejako zawieszone w powietrzu, i dopiero wiedzc, jak je quasi historycznie zarejestrowa, mona sobie wyrobi o nim sd naleyty ! » -

W toku tej przemowy zdumienie w wyrazie twarzy Modego, ju wielkie od pocztku, spotgowao si jeszcze bardziej, i nim drugi towarzysz, majcy widocznie równie replik na kocu jzyka, zdoa doj do sowa, Mody zacz z ledwie ukrywanym ironicznym umiechem:

«Sdzi pan zatem, jeli dobrze pana rozumiem, e w naszym yciu ziemskim nie wolno przeywa nic takiego, co by nie byo do przeywania d o z w o l o n e dziki temu, e ju dawniej kto zaj w tej materii stanowisko ? ! ?»

Tu Starzec mu przerwa:

«Skde znów, mody przyjacielu, niech pan nie ujmuje mych sów w ten sposób !

Lecz sam pan wie przecie, e wszelkie zdobycze naukowe dopiero wtedy naprawd nabieraj znaczenia w naszym wiecie, gdy mog si oprze na autorytecie znanych poprzedników!”

«Nawet w odniesieniu do tego, co zwie si „nauk », odpar Mody, «nie powinien pan uogólnia tego twierdzenia, majcego zreszt pewne podstawy!

W tym jednak, o czym dzi panom mówiem, nie chodzi bynajmniej o adn, ,nauk” ani „wiar, lecz o co, co po prostu jest dane praktycznie i co praktycznie przeprowadza trzeba, jeli si chce osign jakie rezultaty ! - -

Musz niestety da odpowied przeczc na pytanie paskie o jak dawniejsz literatur, traktujc o tym przedmiocie!

Wprawdzie nawet nie bdc przybranym czela adnego prawdziwego guru, mógby si pan natkn na bardzo doniose potwierdzenia mych sów w niektórych skryptach staroytnych, zwaszcza za w witych ksigach wielkich religij wiata, gdyby pan zechcia kierowa si naukami „Biaej Loy” i podda si jej niewidocznemu przewodnictwu, daremnie jednak przetrzsaby pan wiat cay w poszukiwaniu ksigi, w której by zanotowano caoksztat tej nauki !

W naszych dopiero czasach odczuto potrzeb powierzenia pismu wspomnianej tu nauki na uytek caej przyszoci, aby tym sposobem po raz pierwszy da wejrze wiatu w dziaalno „Biaej Loy” za spraw pewnego Europejczyka, który sam naley do owej spoecznoci i który otrzyma wyrane zlecenie goszenia tej nauki pod rozmaitymi postaciami. -

Gdy tylko paski sposób mylenia bdzie do tego dostatecznie przygotowany, zdoa pan rozpozna te ksigi i korzy z nich wycign. - Nie grozi tu bynajmniej niebezpieczestwo adnej pomyki, zwaszcza jeli pan przyswoi sobie wszystko, co wolno mi bdzie powiedzie mu jeszcze podczas naszego tu pobytu! Poza tymi za informacjami o „Janiejcych”, udzielonymi przez nich samych, spotka si pan tylko z uzyskanymi podstpem i przekrconymi wiadomociami o mistrzach „Biaej Loy”, z niesamowitym bigosem i wiadectwami fantastów z nieprawdziwego zdarzenia! - - W ten sposób naszkicowany zosta wrcz karykaturalny obraz tej czcigodnej spoecznoci duchowej, mccy szczególnie mózgi zachodnie, skierowujcy je na faszywe tropy i czynicy ofiar czczych zabobonów. Tote „Biaa Loa” uznaa, e pora wystpi przeciwko tym niedorzecznociom; e za nigdy nie zwalcza ona nic szkodliwego, aczkolwiek zwyka po imieniu je nazywa, przeciwstawia si wic tym urojeniom tylko w ten sposób, e jednemu ze swych czonków, posiadajcemu niezbdne po temu warunki, polecia przedstawi prawd oczom wszystkich !»

Gdy Mody skoczy, a Siwobrody najwidoczniej nie mia zamiaru wystpowa z replik, trzeci towarzysz, który podobnie jak Starzec przysuchiwa si dotychczas z najwiksz uwag, zabra gos i zaczai w ten sposób:

«A zatem i w Europie znajduj si czonkowie paskiej „Biaej Loy”, byoby wic rzecz najprostsz odszuka którego z nich i posucha jego nauki ?!»

«Pomijajc ju okoliczno», odpar Mody, «e aden z czonków ,,Biaej Loy” nie powiedziaby panu wicej, ni wedug jego opinii moe pan znie tymczasem - pomijajc równie to, e wcale nie potrzebuje pan dopiero poznawa jakiego mistrza „Biaej Loy”, by móc si jego wpywowi podda, a nawet e taka znajomo zewntrzna dla jednostki niedostatecznie jeszcze umocnionej mogaby by raczej szkodliwa ni korzystna - mówiem tylko o jednym jedynym Europejczyku bdcym czonkiem „Biaej Loy”!

Prócz niego, czowieka podobnego nam i unikajcego niemal lkliwie wszelkiego takiego zachowywania si w yciu codziennym, które by go rónio od innych osób jego stanu i rodowiska, nie spotka pan dzisiaj adnego innego czonka „

Biaej Loy” poza Azj, chyba w Afryce Pónocnej i Arabii !» -

„Wszak nie chce pan przez to powiedzie », odrzek Siwobrody, « e Mistrz ten przebywa w jakim miecie europejskim, ród naszego wiata, poddajc si konwencjonalnym jego obowizkom, e hoduje naszym zwyczajom i znajduje upodobanie w uciechach yciowych, których by nam, e tak powiem, brakowao, gdybymy byli zmuszeni bez nich si obywa, - sowem: e trybem swego ycia Mistrz ten nie róni si w niczym od adnego z nas ?!» -

«To wanie chciaem podkreli swymi sowy, odpowiedzia Mody, «lecz pytanie paskie wiadczy, e i pan potrafi wystawi sobie mistrzów „Biaej Loy” tylko w aureoli jakich póbogów i byby pan bez wtpienia niemao zdziwiony, spotkawszy którego z nich gdzie w gbi Azji i widzc go, jak niczym patriarcha biblijny, otoczony czternaciorgiem dzieci i ca czered wnuków, wci krzepki jeszcze i rzeki, trudni si swym kunsztownym rzemiosem i yje w wielkim dostatku, który zawdzicza swym zdolnociom artystycznym i umiejtnoci spieniania swych wyrobów. - -

Tak samo, jak ju mówiem dzisiaj, e prawdziwe poznanie duchowe raczej zaostrza wiadomo zmysów zewntrznych, nili j przytpia, tak te musz tu panom powiedzie, e jednostka o najwyszym, w ogóle tylko pod pewnymi warunkami moliwym na ziemi poznaniu duchowym nie bdzie te bynajmniej niedona w yciu zewntrznym, lecz tym bardziej potrafi wykorzysta najintensywniej zdolnoci, jakimi na to ycie obdarzya j sama natura!

Musiaaby to by jaka aosna „duchowo”, gdyby od obdarzonego ni czowieka wymagaa wyrzeczenia si przyjemnoci yciowych, nie zasugujcych na wyrane potpienie ze wzgldów etycznych, byle tylko nie wystawia tej duchowoci na adne niebezpieczestwo ! -

Wszystko, co mona uzyska za cen takich wyrzecze si i ofiar z przyjemnoci doczesnych, nie ma absolutnie nic wspólnego z duchem istotnym!

Jest to wanie cech charakterystyczn tych, co si zbudzili i oyli w duchu, e nie róni ich od wspóczesnych i rodaków nic szczególnego w postpowaniu ani w trybie ycia, e yj jak wszyscy inni godni szacunku ludzie, stojc z dala od wszelkich idei naprawiania wiata, gdy wiedz doskonale, e nie masz takiej formy ycia ludzkiego na ziemi, która by zdolna bya prze-szkodzi czowiekowi przebudzi si duchowo, e raczej mona mu w tym przeszkodzi przez nadmiar troskliwoci o formy ziemskiego wspóycia, choby troskliwo ta z najszlachetniejszych pyna pobudek !» -

«Wszystko to », wtrci Fizyk, « brzmi zupenie tak, jakbym tego oczekiwa, gdyby uprzednio byo mi cokolwiek wiadomo o istnieniu takich wcielonych ludzi ducha !

Jeli mi co odpychao, a nawet budzio odraz do konwentykli naszych czasów, utrzymujcych, e wiod swych zwolenników do ducha, to wanie ów niewysowiony lk tych poczciwców przed kadym dobitnie wyraonym przejawem ycia!

Co mi po jakim ,,duchu”, czynicym ze swych adeptów podszytych zajcz skórk tchórzów, ledwie omielajcych si woy do ust jaki ksek bez obawy, e mógby zaszkodzi ich rozwojowi, i doszukujcych si w kadym postpku ludzkim ukrytych side szatana!

Natomiast musz owiadczy, e paska „Biaa Loa” zaczyna mi si coraz wicej podoba!

Nie jest to dla mnie niczym tak znów niesychanym, e ludzie mogliby porozumiewa si ze sob przy pomocy jakich drga eteru czy czego podobnego, a cho dotychczas nie przeywaem tego w charakterze uczestnika, jednak nie jestem tak znów ograniczony, by wrcz moliwoci tej zaprzeczy, zwaszcza gdy potwierdza mi j kto, o kim, jak o panu, mody przyjacielu, wiem doskonale, e facecjonist nie jest, posiada za dostateczn doz samo-krytycyzmu, by nie pój na lep tych czy innych sztuczek !

Lecz przyjwszy moliwo podobnego komunikowania si duchowego przy pomocy jakiego hipotetycznego wibracyjnego podoa - mimo woli przychodz mi tu na myl fale Hertza - mógbym te poj takie przyczanie si do pewnego rodzaju centrali ziemskiej owych ludzi ducha, a gdyby ono byo do urzeczywistnienia, byoby dla mnie w najwyszym stopniu podane, skoro powoduje podobne rozszerzenie poznania, jakie spostrzegam dzi u pana. -

Moe wolno mi bdzie zapyta teraz bez ogródek, jak pan sam uzyska to poczenie i czy kto z nas moe je zdoby w ten sam sposób, bez wzgldu na to, czy kwalifikuje si na „czele”, jak pan, czy te nie?!

Powiedzia pan przecie, jeli si nie myl, co w tym sensie, e kady, jak to si zwyko mówi, przyzwoity czowiek moe si wczy w obwód prdu, przepywajcego przez tych Mistrzów, ludzi ducha, czy jak tam si zowi ?!?

Sprawa nabiera przez to wielkiego znaczenia praktycznego, a przy­najmniej co do mnie pragnbym bardzo pozna warunki, w jakich co podobne­go daoby si uskuteczni.»

«T sam prob chciabym wyrazi i ja », doda Siwobrody, którego atwo mona by byo wzi za sdziwego syna Wschodu, gdy sta tak o zmierzchu na tle krwawicego teraz miedzianym blaskiem nieba, jakkol­wiek przodków jego naleao szuka w Bre­tanii. «Chtnie uczyni zado waszej probie, szanowni przyjaciele», owiadczy najmod­szy z trójki, « lecz wtpi, bym móg powie­dzie panom co istotnego jeszcze tego wie­czoru, gdy chcc zapozna was naprawd ze wszystkim, czego ostatecznie bdziecie musieli si dowiedzie, aby mie podstaw do wyrobienia sobie wasnego sdu, zmu­szony bd powici tej materii jeszcze niejedn godzin; a moe bdzie te z po­ytkiem, jeli wezm do pomocy dawniejsze zapiski z mego dziennika, dla mnie tak cenne - chciabym rzec niemal : tak wi­te - e stale mi towarzysz we wszystkich podróach.

Rad jestem z caego serca, e te sprawy wzbudziy zainteresowanie panów i e odtd wolno mi bdzie mówi z wami zupenie otwarcie i o tych te rzeczach, gdy odczu­waem to zawsze z przykroci, e mimo ca serdeczno naszych stosunków, b­dc nawet podoem tej wspólnej podróy, zawsze miaem co przed wami do ukry­wania. -

Lecz pojmuj chyba panowie, e o tych rzeczach nie mówi si wicej, ni wymaga tego konieczno, dopóki jeszcze naley przy­puszcza, i kade owiadczenie w tym ro­dzaju moe wznieci w innych obaw, e maj do czynienia z kim, komu brak pitej klepki !» -

A o tych sowach zgodzono si w kocu, e najlepiej bdzie przeznacza odtd moliwie codziennie kilka spokojnych godzin, aby na powietrzu, pod jasnym socem Po­udnia, przysuchiwa si wszystkiemu, co czela mógby mie do powiedzenia o rze­czach, które mu zostay wyjanione.

Tak rozmawiajc wdrowcy weszli mi­dzy wysokie mury ogrodów po obu stronach drogi, przerywane od czasu do czasu przez wyniose portale o ukowatych liniach, obramiajce kunsztownie wykute, dawno prze­rdzewiae kraty, poprzez które wida byo filigranowe sylwety smukych oleandrów, nieprzenikliw ciem gstego listowia wa­wrzynów, a czasem i fontann, wci jeszcze szemrzc w ciszy wieczoru.

Dalej cigna si wska uliczka, nie majca chyba koca, jakby wtoczona mi­dzy wysokie ciany domów, wygldajcych jak warownie, tak i w górze jedynie, niby skro wski wylot studzienny, mona byo jeszcze dojrze obramowany poszarpanymi wyskokami dachów pasek nieba, na którym tu i ówdzie zabysy ju pierwsze gwiazdy.

Cisz, wród której stpali dotd w­drowcy, jy rozdziera coraz gciej do­none woania, skrzyp dwukóek i strzpy wesoych rozmów, dochodzce z owietlo­nych ju sklepów; ten i ów z synów Po­udnia, zadowolony z dziennej pracy, nuci falsetem popularn melodi; coraz wicej przechodniów toczyo si przez czelu uliczki, a niemal niespodzianie wdrowcy znaleli si na rojcym si od ciby ludzkiej majestatycznym rynku niewielkiego, ale ludnego poudniowego miasta.

Przeobfite skarby sprzedawców owoców dosownie si wyleway z wntrza hal; rzu­cay si w oczy rzsicie owietlone fryzjernie, niemal cakowicie wyoone bysz­czcymi lustrami; obok nich wystawy, pene barwnych wstek jedwabnych, inne znów z apetycznie spitrzonymi wdlinami, se­rami wszelkiego rodzaju i caym arsenaem dugoszyjnych butelek Chianti; dalej widnia­a „farmacja” z wejciem, opatrzonym po bokach dwoma przesadnie wysokimi, w­ziutkimi oknami wystawowymi, z których jarzyy si do przechodniów olbrzymie ba­nie szklane, jedna napeniona jakim py­nem czerwonym, druga za - zabarwio­nym na zielono. Nie brako wreszcie i nie­uniknionego „kina”, którego jaskrawe afi­sze, owietlone z nieprawdopodobnym trwonieniem wiata, brutalnie szpeciy wykwint­ny portal renesansowy.

Wród wszystkich tych wspaniaoci mo­na byo dostrzec tu i ówdzie kawiarnie, których stoliki i krzeseka toczyy si hen, niemal do rodka placu, punkt za cen­tralny stanowio co w rodzaju obelisku, strzelajcego w gór z rozkoysanych, baro­kowych bry poród szumicych wodotrysków. Wierzchoek obelisku, o ile mona byo jeszcze rozpozna, wieczya Madonna w promiennej otoczy z metalu, stojca na sierpie ksiyca. Jedna tylko, wsza strona „piazzy” ton­a w pomroce. Wznosia si tam potna budowla o pasko zakoczonych szczytach, z której rozwartych podwoi bio czerwone wiato i blask wiec, przesaniane tylko od czasu do czasu przez ciemne postacie wchodzcych i wychodzcych osób.

Tu obok strzelaa w jasne niebo, bogato ju ugwiedone , smuka campanila, któ­rej dzwony, zawieszone hen w rozwartym kolisku uku najwyszego pitra, mona byo wyranie rozpozna przed nastpie­niem wieczornego mroku.

Tu odczyo si dwóch przyjació od trzeciego, gdy nie wszyscy mieszkali w tej samej gospodzie, nie mieli za zamiaru walczy tego wieczora z przyjemnym znu­eniem, aby duej jeszcze pozosta razem.

SAN SPIRITO



Zgodnie z umow z przede dnia trójka przyjació opucia miasteczko wcze­snym porankiem i udaa si na zwiedzenie niezbyt odlegego klasztoru, panujcego nad wzgórkowat okolic niby symbol jaki wzniesiony wysoko na odosobnionym stoku skalnym. Jako wyglda on raczej na obronne zamczysko, ni na przybytek mo­dlitwy i pokoju.

Tam, na wierzchoku góry, miano si roz­koszowa przecudnym widokiem na cae pasmo wzgórz, usianych malowniczo rozrzuconymi wioskami i miasteczkami, oraz na morze, ujte hen daleko w rbek wybrze­a rozlegej zatoki.

e jednak wejcie, odwieczny szlak piel­grzymi, uwicony przez pobonych sta­cjami mki Zbawiciela, przedstawiano jako do uciliwe i niemal bez cienia, przy­jaciele zamierzali moliwie zawczasu, za­nim soce dosignie zenitu, dotrze do klasztoru na górze, gdzie mona byo liczy równie na pokrzepienie dla ciaa.

Godziny najwikszej spiekoty zamierzali powici wypoczynkowi na powietrzu na samym wierzchoku góry, a jeli to bdzie moliwe, równie kontynuowaniu tak obiecujco rozpocztej wczorajszej rozmowy; powraca za do miasteczka mieli dopiero póno po poudniu.

Zaopatrzono si od biedy w odrobin yw­noci - ile zmiecio si po kieszeniach - nie zapominajc te o soczystych miejsco­wych owocach.

Tak wdrowaa trójka przyjació - naj­modszy porodku - idc wawo zrazu pro­stym, niby struna, penym kurzawy goci­cem, na którym mimo wczesnej pory upa ju mocno dawa si odczuwa.

Na przylegych polach pszenica wybujaa ju w gór zielonymi kosy, a kady wszy spachetek gruntu ujty by jakoby w ram ze zwisajcych winoroli, pncych si wzwy po niewysokich wizach, a przygodnie i po drzewach morwowych, tak i nierzadko sprawiao to wraenie, jak gdyby drzewo byo samo krzewem winnym, gdy wasne jego licie znikay niemal cakiem pod li­mi winogradu.

W porodku trafiay si te i poletka kar­czochów oraz zagony innych warzyw. Da­lej znów, nad wskimi rowkami do rozpro­wadzania wody, cigny si zdziczae zaro­la, nad którymi króloway modociane, strzeliste topole, o pniu umylnie ogooco­nym z listowia, tak i korony ich sterczay niby kity na smukych odygach na biao-srebrzystym tle lnicego jak jedwab nieba.

Na prawo, w stron morza, say si hen bujne ki, tu i ówdzie poprzecinane rz­dami karowatych, kolawych wierzb, w od­dali za, na wybrzeu, mona byo dostrzec par na poy rozwalonych chat rybackich.

A na turkusowej tafli morza rzucao si w oczy kilka krzyczcych w socu spicza­stych agli, ótych i pomaraczowych, zda­jcych si trwa w martwym bezruchu, jak gdyby zakltych w miejscu.

Trzej wdrowcy nie mieli snad dotd chci do rozmowy, przewanie wic mil­czeli rozgldajc si dookoa.

Ledwie od czasu do czasu zamieniali sów kilka, czy to gdy przedmiot jaki wzbudzi zainteresowanie którego z nich, czy te aby da wyraz zdziwieniu, e o tak wczesnej porze promienie soca daway si ju do­tkliwie we znaki.

Upyna dobra godzina, jeli nie wicej, nim doszli do niewielkiej figury, skd odga­ziaa si droga boczna. T drog naleao teraz si uda, chcc dotrze do wci jeszcze do odlegej kopczastej góry, której strona cienista, zanurzona w mgle biaawej, uwydatniaa j niby brutaln dekoracj teatraln, pitrzc si nad agodnie sfalo­wan okolic.

Przynajmniej mieli ju poza sob mogcy znuy kadego, monotonny i zakurzony gociniec. Niebawem niezbyt stroma i pena zakrtów droga podya w gór wród buj­nych zaroli i kp drzew, poprzez gszcze bzu i kasztanowe gaje, dajce bd co bd troch cienia, tyle upragnionego przez wdrowców.

Tak zbliyli si pomau do podnóa góry. Nim jednak zaczli si wspina, postanowili zatrzyma si na krótki wypoczynek u ró­deka, sczcego si skpo ze szczeliny w skale.

Byli tu ju u stóp skalnego urwiska,  któ­rego trzsienie ziemi wida strcio kilka gazów, co mikkim mchem pokryte wprost kusiy ich teraz do spoczcia w mocnym cieniu góry, pod potnymi orzechami i ka­sztanami.

Kamienisty grunt by wokó gsto zasany kolczastymi upinami i niezliczonym mnó­stwem pomarszczonych i zeschych kaszta­nów, wród których trzeszczay pod stopami rozdeptywane upiny orzechów. Nie trudno byo spostrzec, e cienisty ten zaktek mu­sia suy za miejsce wypoczynku niejednej ju procesji pielgrzymów przed wstpieniem na strom ciek pokutnicz, wiodc wród stacyj Drogi Krzyowej ku pooonemu na szczycie klasztorowi.

Cho woda sczya si bardzo skpo z ryn­ny kamiennej ródeka, jednak wydaa si wdrowcom rozkosznym nektarem i kady czeka cierpliwie wci na nowo, a kubek podróny si napeni, by wychyli go potem jednym haustem.

Tak min czas duszy wród wesoych sówek, jakie w takich okolicznociach same cisn si na usta”

Pokrzepiwszy si dostatecznie zabranymi z sob zapasami i orzewiwszy wod ró­dlan, wdrowcy uznali za waciwe ruszy w dalsz drog, pnc si w gór ciek pokutników.

Jeli ludzie, majcy sobie co do powie­dzenia, id razem czas duszy w milczeniu, nierycho poniechaj znów rozmowy, gdy j raz rozpoczn!

Mona to byo zauway i po trzech wiec­kich pielgrzymach, gdy nie opodal od miej­sca wypoczynku ujrzeli przed sob, obok kapliczki Matki Bolejcej, wykute w skale, wydeptane i niewygodne stopnie, po których droga wioda odtd niezliczonymi zygza­kami w gór, na drug stron kopca, wród pracego soca, bez adnej nadziei na jakie zagszcza cieniste.

«Waciwie wyobraaem sobie, e ta dro­ga Stacyj Boleci jest jednak troch wygodniejsza, osdzi Siwobrody, cho mimo swego wieku okazywa dotd, e mógby atwo pój w zawody choby z najmod­szym z ich trójki.

«Có robi, miejmy nadziej, e droga nie bdzie sza wci po tych powyszczerbianych stopniach, odrzek drugi, Mody za wtrci z umiechem:

«Obawiam si, e mamy tu przed sob kawaek jeszcze najlejszy i e dopiero wy­ej, gdy posiek u celu bdzie ju nas nci tu, okae si, e czcigodni ojcowie kla­sztoru zarezerwowali tam dla nas kawaek najgorszy !»

Lecz Siwobrody, miejc si równie, od­par: «Mnie pan nie zastraszy tym krakaniem, bo tymczasem nie uwaam si jeszcze za dziadyg! Wgramol si jako na t gór, choby trzeba, byo wdrapywa si na ni jak na ciany w Dolomitach! Nie darmo jeszcze przed kilku laty robiem dawnym swym zwyczajem najtrudniejsze wycieczki górskie! I wtedy soce przypiekao cza­sami niezgorzej, a jako tam szo jednak!

Lecz czy nie odbiegnie tu ochota kocha­nego naszego przyjaciela z jego tusz, to ju inna sprawa !»

Dziki podniecajcej wdrówce Starzec nabra rzekoci modzieczej i gdyby nie jego powierzchowno, wedle której nalea­oby mu da dobr szedziesitk, mona by go byo dzi wzi za znacznie mod­szego.

Szczerze za mówic podobaa mu si rola starca kokietujcego sw modziecz si i wytrwaoci, a czujc to, dwaj pozostali? mieli si na bacznoci, aby mu radoci tej nie zmci.

«Owszem, owszem», odrzek ten, z któ­rego troszk zaartowano z powodu jego tuszy, «przyjaciel nasz mimo swego wieku ostatecznie jest z nas najmodszy !

Cho szpera po wszystkich bibliotekach, a potem tygodniami caymi lczy nad swymi szpargaami, jednak znajduje jeszcze czas na uprawianie alpinizmu, tote nie ma chyba górskiej wycieczki, której by nie od­by kiedy w yciu, i ju wszystkie szaasy alpejskie udzielay mu na noc schronienia! Takiemu jak ja, naturalnie, ani si z nim równa!»

Ale Starzec j teraz zaprzecza i powie­dzia, e ostatecznie nie ma w tym nic tak zdronego, jeli si nawet troch pochepi tym, i nie baczc na swe szedziesit trzy lata moe wci jeszcze uwaa si za zdolnego do wcale niezgorszych wyczynów.

Niejako dodawszy sobie wzajem animu­szu artobliw t gawd, nie licujc waciwie z widokiem drewnianej rzeby w ka­pliczce - rzeby doi nieudolnej i powle­czonej farb, a przedstawiajcej wit nie­wiast, jak lamentuje nad zamczonym na mier Synem - wdrowcy przebyli spory szmat drogi, wznoszcej si po stopniach w gór.

Czternacie razy miay si powtórzy obrazy przejmujcej zgroz czowieczej m­ki, zadanej rk czowiecz, z których pierwszy - wykonany równie nieudolnie, jak wizerunek „Mater Dolo-rosa”, zdajcy si niejako strzec wejcia na t Drog Cierpie­nia - wpuszczony w ubocz skaln, spogl­da oto na wspinajcych si wdrowców... Zaraz na pierwszym z tych obrazów wida byo modego mczyzn, wprawdzie do gbi przejtego boleci, lecz o szlachetnej, królewskiej postawie, z obnaonym torsem, obficie broczcego krwi z niezliczonych ran od bicza, w ciasnej koronie z kujcych cierni na skroniach.

Plugawe pachoki o twarzach i gestach rodem z pieka wlok go szarpic, snad przed sdziego, umywajcego z zimnym, kamiennym spokojem rce w misie, trzy­manej przed nim przez niedojd chopca. Mimo woli trzej wdrowcy zatrzymali si na chwil, a rozmowa ich zamara...

Czy to pod wraeniem tej sceny, tchncej groz - wród bujnej przyrody, brzku pszczó wokó i koysania si motyli, wysta­wionej bezwstydnie na jaskrawe wiato po­udniowego soca - czy to pod wpywem udrki, wznawiajcej si nieustannie przed kadym nowym obrazem, czy te przy­czyn tego byo uciliwe wspinanie si na gór wród spiekoty, coraz bardziej dajcej si we znaki: do, e trzej przyjaciele pili si odtd w milczeniu po nieskoczonych stopniach, czsto ledwie ju widocznych wskutek uywania ich tysice i tysice razy,, a minli obraz ostatni, przedstawiajcy scen skadania do grobu biednego Mczen­nika.

Dostali si wreszcie na poziom klasztoru, gdzie powitaa ich, znuonych, awa krga, wykuta z kamienia.

Lecz jeli ju przedtem, przy jednym z ostatnich owych groz budzcych obrazów, patrzyli z przeraeniem na tyle mczonego czowieka, z przebitymi domi i stopami, wiszcego na dwu zbitych na krzy belkach, to tutaj na górze ukaza si oczom odpoczy­wajcych znowu ten sam obraz, lecz do­skonay w formie, wykonany przez ko­go, kto mia talent twórczy, a do gbi przejty by piekcym bólem, którego nikt odda nie zdoa, kto kiedy sam nie cierpia - nie cierpia nad ty mi, co zadawali mu mczarnie, a on im jednak po-trafi przebaczy...

Pod mczesk szubienic wida byo wykonan z tym samym artyzmem posta bezbrodego mczyzny w postawie stojcej, który - gdyby nie jego kdzierzawe wosy - wydawaby si niemal podobnym do najmodszego z trzech przyjació, oraz posta niewiasty z zaamanymi rkoma, do gbi znkanej, zdajcej si by identyczn z ow Matk Bolejc, która czuwaa tam na dole, u wejcia na drog krzyow, by nie wstpi na ni nikt, niezdolny poj miste­rium owego cierpienia...

Dugo siedzieli tu przyjaciele - nie my­lc ju o posiku, majcym oczekiwa ich na szczycie - niepomni palcych promieni soca, nie ciekawi tyle sawionego widoku, którym mona byo napawa si z tarasu, pooonego po drugiej stronie pobliskiego klasztoru.

Lecz kto by sdzi, e trzej towarzysze podróy ogldali dzi po raz pierw­szy podobne obrazy okruciestwa ludzkiego i e dzieje owego Mczennika byy im nieznane, myliby si srodze. Nie byo tak bynajmniej! Przeciwnie, Starzec pochodzi z bardzo pobonego chrzecijaskiego domu, a jeden z jego braci dostpi wysokich godnoci w stanie kapaskim, któremu si powici od lat modzieczych.

Drugi znów, którego wygld tak mocno przypomina jakiego zacnego proboszcza, miaby kiedy wszelkie widoki zostania nim naprawd, gdyby nie pene udrki wtpli­woci, które skoniy go do obrania innego przedmiotu studiów.

Trzeci za, najmodszy, nie by wprawdzie synem Rzymskiego Kocioa, lecz nim za­siad ponownie na uczniowskiej awie u stóp katedry celem zdobywania wiedzy, potrzeb­nej do zawodu obecnego, mimo swych lat modych piastowa ju by urzd i godno kocieln. Jake porywajco umia mówi wtedy do pilnie przysuchujcej si rzeszy o cierniowej drodze, przebytej przez tego Mczennika, stojc na kazalnicy w roli rze­komego jego sugi! Koció bywa naówczas szczelnie zapeniony i to nawet przez tych, którzy od dawna, nim si rozlegy z kazal­nicy jego sowa, znali wrota kocielne ju tylko od zewntrz...

Jakiekolwiek stanowisko zajoby si wzgl­dem tej siwizn wieków czcigodnej, po­bonej formy wiary», przerwa wreszcie Siwobrody cice ju wszystkim milczenie, takie unaocznianie cierpie czowieka, uwaanego za Boga, celem budzenia wspó­czucia, a w konsekwencji sprowadzania de­cyzji czystszego ycia, ma jednak w sobie co z antycznej wielkoci!»

«Nie podobna temu zaprzeczy», rzek „Proboszcz”, wci jeszcze ocierajc sobie pot z czoa, «lecz nie sdz, by wielu z przy­bywajcych tu pielgrzymów cho troch t wielko odczuwao!

Zbyt dobrze znam moe ten rodzaj reli­gijnoci...

Odklepi przed kadym z tych obrazów przepisane modlitewne formuki, popróbuj te moe, w ostatecznoci, poszpera w gbi siebie, w mtnym poczuciu winy, czyby si nie dao w obliczu tych scen okruciestwa ludzkiego wzgldem niewinnego, z którymi otrzaskali si od dziecistwa, wykrzesa z siebie czego w rodzaju zgrozy czy litoci. I w spokoju ducha, peni zadowolenia ze spenienia co do nich naleao, a nawet pozy­skania „zasugi w niebiesiech”, popiesz dalej, do nastpnego obrazu, póki nie oblec w ten sposób wszystkich po kolei. -

Poza tym za sprzeciwia si mej naturze takie rozmylne akcentowanie okropnoci!

Nie wiem doprawdy, czy tego rodzaju metoda doprowadzania niskich instynktów ludzkich do zaniku jest celowa!?

Zo i nikczemno w twarzach i ru­chach tych siepaczy, przedstawione nieudolnie, lecz z tak widoczn satysfakcj, ile silniej dziaaj na wraliwo - choby dlatego, e twórcy byli tu o wiele bardziej w swym ywiole - ni pena godnoci ule­go Mczennika. A dalej, cae to zdarze­nie ujmowane jest w ten sposób, jakby co podobnego zdarzyo si jeden jedyny raz na ziemi, gdy przecie to nie adne przywidzenie, e póniej popeniane byy w imi tego wanie Mczennika o wiele straszniejsze potwornoci! - - - Wszak nawet w „roku Paskim” tysic dziewiset pierwszym pewien „kapan”, zwcy siebie od imienia Ukrzyowanego, pisze w swych „Insty­tucjach prawa kocielnego te tchnce mioci bliniego sowa: „N a rozkaz i zlecenie Kocio­a winna zwierzchno wiec­ka wykona wyrok mierci nad heretykiem i nie moe ju zawiesi kary mierci na tego, co przekazany zosta przez Koció wadzy wiec­kiej.

Karze tej podlegaj nie tyl­ko ci, którzy odpadli od w i a r y w wieku dojrzaym, l e c z i ci równie, którzy ochrzczeni, wyssali herezj z piersi matki, a wyrósszy trzymaj si j e j uporczywie. Kara ta winna te spotka, gdziekolwiek zostanie wprowadzona, wszystkich heretyków - recydywistów, choby zamierzali si nawróci, za­równo jak wszystkich, co trwaj w uporze po otrzyma­niu napomnienia”. - - -

Musz wyzna, e uwaabym wprost za konieczno pojawienie si jakiego „zba­wiciela”, co by takiego czowieka, w któ­rego gowie mogy si zrodzi podobnie potworne idee, wybawi z kajdan jego myli! - -

Nie naley on zaprawd do spoecznoci tego, którego na tych obrazach widzimy przedstawionego jako mczennika, lecz mógby zaszczytnie figurowa wród tych pachoków katowskich, odtworzonych z tak lubienym umiowaniem okruciestwa!»

«Bierze pan jednak podobne wypowie­dzenia si zbyt powanie», odpar Starzec. «Co do mnie, za tego rodzaju enuncjacje jakiego fanatyka rzymskiego, które znam bardzo dobrze, nie chciabym czyni odpo­wiedzialnym ani zaoonego przez witego Ignacego Loyol towarzystwa, do którego równie i brat mój naley, ani te nawet samego Kocioa; zreszt wród czonków tego towarzystwa mam kilku uczonych przyjació, którzy wiedz doskonale, e w dziedzinie religii krocz wasnymi drogami !

Co si za tyczy jegomocia, o którym tu mowa, to po prostu jest on niezdolen wydoby si ze swej czysto subiektywnej ciasnoty poj!»

«Wanie! - Nie moe si wydoby ? !» wystpi z zarzutem Fizyk.

«Lecz Koció Rzymski posiada przecie a nadto znan instytucj - „Kongregacj Indeksu!”

Czemu wic elaboratów, gdzie w imie­niu Tego, który pooy podwalmy pod mury w wieku dojrzaym, lec i ci równie, którzy ochrzczeni, wyssali herezj z p i e r s i matki, a wyrósszy trzymaj si jej uporczywie.
Kara ta winna te spotka gdziekolwiek zostanie wprowadzona, wszystkich heretyków - recydywistów, choby zamierzali si nawróci, z a równo jak i wszystkich, co ; trwaj w uporze po otrzyma­niu napomnienia”. - - -

Musz wyzna, e uwaabym wprost za konieczno pojawienie si jakiego „zba­wiciela”, co by takiego czowieka, w któ­rego gowie mogy si zrodzi podobnie potworne idee, wybawi z kajdan jego myli! - -

Nie naley on zaprawd do spoecznoci tego, którego na tych obrazach widzimy przedstawionego jako mczennika, lecz mógby zaszczytnie figurowa wród tych pachoków katowskich, odtworzonych z tak lubienym umiowaniem okruciestwa ! »

«Bierze pan jednak podobne wypowie­dzenia si zbyt powanie», odpar Starzec. «Co do mnie, za tego rodzaju enuncjacje jakiego fanatyka rzymskiego, które znam bardzo dobrze, nie chciabym czyni odpo­wiedzialnym ani zaoonego przez witego Ignacego Loyol towarzystwa, do którego równie i brat mój naley, ani te nawet samego Kocioa; zreszt wród czonków tego towarzystwa mam kilku uczonych przyjació, którzy wiedz doskonale, e w dziedzinie religii krocz wasnymi drogami !

Co si za tyczy jegomocia, o którym tu mowa, to po prostu jest on niezdolen wydoby si ze swej czysto subiektywnej ciasnoty poj !» «wanie! - Nie moe si wydoby ?!» wystpi z zarzutem Fizyk.

«Lecz Koció Rzymski posiada przecie a nadto znan instytucj - „Kongregacj Indeksu!”

Czemu wic elaboratów, gdzie w imie­niu Tego, który pooy podwaliny pod budow dumnego ich gmachu, goszone s totalnie ludzkie idee, nie umieszcza na; tym „indeksie” i w ten sposób nie odseparowuje si od nich przynajmniej forma- l n i e?!

O ile za mi wiadomo, nie miao to miejsca!»

« Ale Koció Papieski », zaoponowa Starzec, «jest przecie w swej praktyce dzisiej­szej na wskro tolerancyjny, a towarzystw którego czonkiem jest ów kapan, czyni nawet zarzut z tego, e ma zbyt wiele poba­ania dla saboci ludzkich !»

«Owszem, gdzie mu to jest na rk», od­parowa tamten, «co si za tyczy tej dzisiejszej „praktyki tolerancyjnej', jest on cnot z musu, by nie powiedzie ra­czej, e wanie to stosowanie tolerancji bywa natury na wskro subiektyw­ne j i adn miar nie zdaje si by na tym, co w korowodzie wieków Ko­ció wyspekulowa sobie do najdrobniej­szych szczególików jako sw j u r y s d y k c j , a w czym niestety dzi jeszcze - lubo ogldniejszy si sta w stosowaniu - upa­truje swój punkt oparcia. A trzeba ju potwornych, doprawdy ryzykownych sofizmatów, aby nada temu wszystkiemu pozory zgodnoci z nauk Nazarejczyka, choby tylko w gronie a u g u r ó w !» -

«Mówi panowie o nauce Nazarejczyka », wtrci najmodszy z trójki, «jakby o czym, o czym nie trudno si poinfor­mowa.

Musz wic owiadczy, e mao jest rze­czy na ziemi, o których, cho ich si nie zna, mówi si z tak pewnoci, jak wanie o nauce Nazarejczyka! -

To, co posiadamy z tej nauki w doku­mentach pimiennych - tak zwanych „Ewangeliach” - oparte byo od pocztku na relacjach z drugiej rki, a zanim doszo do nas, zostao przeinaczone bez skrupuów przez najrozmaitszych przerabiaczy, kady bowiem stara si o nie­zbite potwierdzenie swych subiek­tywnych, ciasnych poj szkolarskich przez autorytet dostojnego Mistrza. - Kady z dawnych przepisywaczy wy czytywa o tej nauce z owych ju i tak fragmentarycznych opowieci to tylko, co sam by zdolen poj, czujc si tym sposobem w sumie­niu swym najzupeniej uprawnionym do zmieniania ustpów dla nie­zrozumiaych, a w kocu powstaa ostateczna redakcja tych odpisów, odgrywajcych dla nas rol najdaw­niejszych dostpnych jeszcze tekstów, na których opiera si caa nasza zewntrzna znajomo nauki Mistrza z Nazaretu. -

A kto sdzi, e poza tymi dokumentami pimiennymi, o tak wtpliwej ju wiarygodnoci, moga si jeszcze przecho­wa jaka tradycja ustna, zdrad; bardzo sab znajomo ludzi i historii...

Ju dowiadczenie codzienne uczy kadego sdziego, e najwiarygodniejsi wiadkowie jakiego atwego do ogarnicia zdarzenia w najsprzeczniejszy sposób zdaj z niego spraw, cho kady z nich uwaa, e mówi ca prawd. -

Jeli si za rozejrze bliej w dziej ach ludzkoci, to nie trzeba nawet wielkiego krytycyzmu, aby zauway, jakim zmianom! mog ulega sowa i wypadki ju w cigu niewielu dziesicioleci, stosownie do ycze mocarzy albo potrzeb tumu. - -

Tote owiadczam tu bez ogródek, naj­zupeniej wiadom caej mych sów donio­soci : - e nikt na tej ziemi nie wie i dowiedzie si nie moe nic pewnego ani o sobie, ani o nauce Jehoszuah. z Nazaretu, pokd nauki Janiejcych Prawiatem nie stan si dla dostpne albowiem m stanowicy punkt rodkowy dawnych tych opowieci, by czonkiem tego ducho­wego zespou zjednoczonych z Bogiem, czegokolwiek za naucza, czyni to tak, jak mu by „Ojciec” roz­kaza, - „Ojciec” Janiejcych, któ­rego zna kady z jego „synów” i o którym kady z nich ma prawo powiedzie: Ja i Ojciec jedno jestemy!”„Kto mi widzi, widzi i Ojca!”

Kada z tylu gmin religijnych, zwcych si dzi od imienia dostojnego Mistrza, owego „Pomazaca”, czyli Chrystusa, posiada wprawdzie w jakich urywkach jak czstk jego nauki i w miar monoci stara si j przystosowa do swego poj­mowania rzeczy, ale przy tym, rzecz prosta ginie najczciej to, co w niej najcenniejsze. - -

Jedni trzebi wszystko, co wznosi si ponad ich subiektywny, racjonalistyczny sposób mylenia, bezwiednie zmieniajc nauk Mistrza w jak wznios etyk ludzk, gdy inni usiuj w drodze przymus uzyska zachowanie tego, co sami cakiem bdnie komentuj.

Niedomaganiem Kocioa Rzymskiego jest jego duma z antenatów, na sabuje tyle rodów szlacheckich, dla któ­rych liczba przodków znaczy wicej, ni szlachetno wasna. Odrole za, które si ode oddzieliy, zapominaj, ,,g r u n t u” potrzeba, aby pomylnie rozwija; niechaj si wic nie skar, e zwolna siy yciowe trac! - - -

Kto chce naprawd zosta ucz­niem Mistrza z Ewangelii, temu nie wolno czu si zalenym od tych ludzkich instytucyj, choby w tej lub owej natrafi na nie­jedno, co odpowiada mu, co do duszy jej przemawia!

Lecz równie nie przez zerwanie z takim tworem spoecznym zdoa si on zbliy do Mistrza, tylko przez rozja­nienie wasnego poznania, któ­re daje si doprowadzi do rozbysku w kadej formie religijnej!

Nie toczmy wic sporów o zalepieniu czyim, lecz sami szukajmy mdroci !» -

Najmodszy z trójki na razie skoczy na tym, a po tchncych wzruszeniem, podnio­sych jego sowach zapada gucha, niemal martwa cisza.

Zdao si, jak gdyby Ukrzyowany, pod którego artystycznie wykonanym wizerun­kiem stali oto ci trzej - co podczas tej prze­mowy powstali mimowolnie - z bogosa­wiestwem rozpociera nad nimi przebite swe donie i jak gdyby m i niewiasta, któ­rych wida byo u stóp krzya zakrzepych w bólu serdecznym, chcieli czerpa ukoje­nie ze sów natchnionego mówcy...

Zatrzymano si tu znacznie duej, ni byo zamierzone, przeto trzej przyjaciele, peni witego wzruszenia, które pync od mówcy udzielio si obu pozostaym, pod­yli teraz przez kwiecisty ogród, bardzo sta­rannie przez mnichów pielgnowany, ku pobliskiemu klasztorowi.

Przystanli przed barokowym portalem, arcybogato rzebionym.

Za pocigniciem masywnej, kutej w e­lazie rczki dzwonka rozleg si z gbi klasztoru niski jego dwik i niebawem otwara si furta w potnych rzebionych wrotach, obramowanych kamiennym porta­lem.

Otyy braciszek franciszkanin powita przybyszów z umiechem, natychmiast za­mykajc za nimi wejcie, które, jako furtka w bramie, nawet rozwarte nie psuo ani troch architektonicznej struktury caoci.

Przyjaciele znaleli si w wysokim, do widnym przedsionku, skd idcy na prze­dzie brat furtian, ostrzegajc troskliwie przed kilku stopniami, powiód ich do sklepionej izdebki, zatoczonej stoami, awami i sto­kami. Bielone jej ciany pozbawione byy wszelkich ozdób, prócz wielkiego, czarnego, drewnianego krucyfiksu.

Tu poprosi wdrowców, aby zaczekali, a widocznie majc sobie zlecone pokrzepia­nie cia odwiedzicieli klasztoru wróci nie­bawem z po-tn mis parujcego „minestrone”, smakowitej woskiej zupy jarzyno­wej, i postawi j przed nimi.

Wydostawszy z szafy ciennej talerze, yki i szklanki, znikn znowu. Wnet jed­nak powróci z oplecion ykiem wysmuk butelk, z pómiskiem cynowym, na którym lea dugi bochen biaego chleba, i z mi­seczk tartego sera, który tutejszym zwycza­jem sypie si do zupy.

Osdziwszy wówczas, e gocie maj wszystko, zoy im yczenia smacznego apetytu i pozostawi samych.

Minestrone miao smak wyborny, chleb i wino stanowiy dodatek podany, a e przed przyjciem tutaj wdrowcy zdyli porzdnie si wygodzi, brat kuchmistrz móg chyba pomiarkowa po oprónionej misie, e ofiarowany im posiek musia si spotka z cakowitym uznaniem.

Spoyto wanie z zadowoleniem ostatni ksek, gdy brat usugujcy pojawi si zno­wu, a rzuciwszy okiem na oprónione misy, zaznaczy artobliwie, e gocie s chyba znów zdolni do zniesienia pewnego wysiki przeto rad by im po-kaza stare kruganki i wntrze klasztornego kocioa.

Wzbrania si z umiechem przed jakkolwiek zapat za posiek powiadajc, e po skoczonym oprowadzaniu wdrowcy bd mogli wyrówna to wedug swego uznania jak skromn ofiar na klasztor!

Jest co przepiknego w tej gocinnoci zakonników i aowa naley, e zbyt cz­sto trafiaj si gocie, chtnie zezwalajcy, aby im klasztor dawa, lecz którzy nie odwzajemniaj mu si niczym.! W kocu wic klasztory, w których si dotd zachowaa ta ufna gocinno, bd pewnego dnia zmuszone do poniechania tego piknego, odwiecznego zwyczaju.

Ody opuszczono izdebk gocinn, peen miego nastroju „Proboszcz”, jak do cz­sto artobliwie zwali Fizyka przyjaciele, rzek wesoo: «O, to bym nazwa chrystianizmem praktycznym!

Tu nie wypytuj przede wszystkim, kto zacz: poganin, yd czy chrzecijanin, ani na jak mod podoba ci si nim by, czy jest przy pienidzach czy nie, lecz ufaj ludziom cakiem obcym, e maj do roz­sdku, aby za dary odwzajemni si darami!

Rzecz doprawdy godna poaowania, e w naszym wiecie „pobonisie” wszelcy za­wsze boj si dopuci grzechu, jeeli kogo, nie zaprzysionego na i c h wiar, obdarz cho jednym przyjaznym spojrzeniem! -

Tutaj za mamy próbk starodaw­nej praktyki kocielnej, zasugujcej, by moe, na naladowanie!» -

Lecz nie pora byo si rozwodzi nad wy­marzonym stanem, jaki by móg nastpi na ziemi dziki tolerancyjnemu zachowaniu si ludzi wzgldem blinich, lubo kady z pozostaych wdrowców chtnie by przy­zna suszno przed-mówcy; wszak nie ule­ga wtpliwoci, e ludzie potrafi y w naj­lepszej z sob zgodzie, póki nie przyjdzie im do gowy obniy bezwstydnie najgb­szych swych przekona do poziomu towaru! który wówczas, gdy chodzi o nabytek wasny kady chce widzie oszacowanym jak najwyej, wpadajc natomiast w gniew, zo i wciek pasj, gdy kto inny uwaa, e mia szczliwsz rk i e jego przdziwo musi przetrwa wszystkie inne. - -

Trójka wdrowców z braciszkiem klasztornym na czele przybya po chwili przed gbok nisz, gdzie z równ nieudolnoci, jak widziane przedtem sceny mczestwa, przedstawiony by w polichromowanej rze­bie drewnianej cud Zesania Ducha wi­tego.

Poród dwunastu uczniów Pomazaca królowa ju nie zwiastun ,,radosnej nowiny”, jeno jego matka. Miejsce Ma zaja Niewiasta!

«Wieczysta kobieco pociga nas wzwy» jakby mimochodem zauway Mody, peen gbokiej powagi

Oprowadzajcy braciszek uwaa t rze­b za potne dzieo sztuki, zwaszcza e pasowao doskonale do nazwy klasztoru, albowiem ogniste jzyki, tam, ponad kad z gów, wszak oznaczay Parakleta, ,,Ducha witego”. -

Rad z oczywistego upodobania, jakie zwie­dzajcy powzili, jak sdzi, do tej rzeby, wedle niego tak „naturalnie” wykonanej, powiód ich std do refektarza, czyli sali jadalnej zakonników.

Miejsce to byo uroczyste i dostojne.

Na cianach widniay nieze freski biblijne z póniejszego okresu sztuki woskiej; do­okoa, wzdu ciemnobrunatnej boazerii, cigny si nakryte póciennymi obrusami dugie stoy, na których, wprost kadego zy­dla, wida ju byo - przygotowane dla mnichów na wieczerz - po miseczce i buce chleba.

Na tle przedniej ciany refektarza, do skpo owietlonego trzema wskimi, nie­wielkich rozmiarów romaskimi oknami, pod nieledwie naturalnej wielkoci wizerun­kiem Ukrzyowanego, malowanym na drze­wie, a przedstawiajcym „Ma Boleci” na czarnych skrzyowanych belkach - z trzema srebrnymi koronami nad gow, z których jedna o piciu, druga o czterech, wysza za o trzech kolcach - rzuca si w oczy stó przeora, za którym, miast stoki wznosi si tron wysoki.

Naprzeciw za, gdzie w drugiej wskiej cianie przebite byy owe trzy otwory okienne, staa w kcie maa kazalnica z pulpitem a braciszek objani podrónych - o czym zreszt wiedzieli sami - e podczas posiku sprawuje tam swe czynnoci lektor, by nawet w chwilach nieodzownego pokrzepiania ciaa nie brako im Ducha witego

Ca sal wypenia mocny, lecz wcale nie przykry zapach gotowanej fasoli, zdajcy si pyn ze cian, stoków i nawet z maej kazalnicy, a stanowicy dziwny kontrast z woni kadzide, z któr si dotychczas spotykano w wysokich, dugich korytarzach wiodcych do refektarza.

Jak bywa zawsze, gdy wchodzimy do komnaty, w danej chwili nie sucej swemu przeznaczeniu, tak stao si i tutaj: wdrowcy byli radzi, mogc opuci refektarza i chtnie dali si wyprowadzi do ogrodu skd dochodziy coraz bardziej dajce si wyczuwa, wieoci tchnce powiewy.

Caym labiryntem przej dotarli do syn­nego kruganku klasztornego, który dawna pobono z niezwykym stworzya arty­zmem.

Duy czworobok by tu literalnie pokryty róami, a nawet wokó cienkich kamiennych kolumienek na balustradach, oddzielaj­cych szeroki kruganek od terenu ogrodu, piy si kolczaste gazki ró a pod skle­pienie.

By tu zaprawd raj bogi, a pobonym ojcom mona byo szczerze pozazdroci, e dzie w dzie dane im byo rozkoszowa si dobrodziejstwem czytania tu brewiarzy.

Jake sodko musiao tu si wznosi serce ku „Rosa mystica”, w tym chodnym kruganku wokó róanego gaju!

Jake musiao czu si tu blisko owych witych, co „Laudamus te' przed tronem Baranka piewaj wiekuicie.

e nie przystoi jednak ludziom wieckim zbyt dugo napawa si w wyobrani szcz­liwoci pobonych mnichów, musieli w­drowcy opuci i ten zaktek przeznaczony dla cichej zadumy i rozmów witobliwych, by wci dobrotliwie umiechajcemu si przewodnikowi da si zaprowadzi do kla­sztornego kocioa.

Najbardziej w nim godn uwagi bya oko­liczno, e sta on niejako na kociele daw­niejszym, w tym za dawniejszym, sta­nowicym teraz krypt - sklepione pod­ziemie obecnego - znachodzi si po dzie dawny pogaski otarz ofiarny - oczyszczony ninie od wszelkiego diabelstwa i powicony przez biskupa; na tym otarzu w czasach przedchrzecijaskich dawni kapani pogascy skadali obiaty jakiemu bokowi, zwanemu przez nich „yciodawc”, którego w wietle Objawienia oczywicie od dawna uznano za zo­liwego „czarta” i przepdzono z byego je­go chramu.

„San S p i r i t o” przecie zwie si dzi ten koció, a ode i klasztor, gdzie w cza­sach zamierzchych wznosia si witnica, na któr jeno z dala omielano si spoglda w caej tej okolicy, jako e sama ju skaa, na której zostaa wystawiona, uwaana j bya za wit i tylko sowo Boe, jak siej wydawao, mogo wydwign j z ona tej pagórkowatej krainy. -

Veni Creator Spiritus” - Znijd Duchu Stworzycielu! - zacyto­wa najmodszy z trójki.

„Jak dugo kaesz nam jeszcze oczeki­wa?!”

A braciszek klasztorny przytakn z umie­chem - wszak usysza tak znane sobie sowa, które mu tego, co je wyrzek, kazay uzna za pobonego, dalibóg, syna Kocioa witego...

Nawet pomidzy ludmi wieckimi zda­rzaj si przecie czasem z wyroku boskiego dusze pobone, a cho trudno im zaiste dostpi zbawienia, jednak tak dobra zna­jomo sów witych wiadczyaby o tym, e ten oto niezupenie by zgubion. -

Braciszek powiód wdrowców z powro­tem wykutymi w skale, stromymi schod­kami do górnego kocioa - budowli, roz­pocztej w pierwszych wiekach chrzecija­stwa i wtedy te pewno ukoczonej, póniej za, czasu zawieruch wojennych, burzonej i wci powstajcej z ruin w stylu coraz innej epoki, aby ostatecznie zachowa si w stylu bogatego baroku, tak czsto spoty­kanego w ziemi woskiej, stylu najswawolniejszej witobliwoci.

Miano tu wprawdzie podziwia pewne obrazy na otarzach, lecz widocznie ci turyci nie znali si na sztuce, gdy mao si znalazo rzeczy, podziw w nich budzcych.

Braciszek franciszkanin by nieomal smutny!

Tylko z pokutujcej Magdaleny, co wprost grzesznie narzucia si ich oczom, jako niewiasta, rzecz prosta, a której obraz - mii by pdzla jakiego ucznia wielkiego Tycjana - ju by dawno chtnie sprzedano, antykwariuszom florenckim, gdyby zgodzili si da cen dan przez przeora tylko z niej jednej nie spuszczali oczu nie wyczajc tego modego, co zna prze­cie takie wite sowa - tak i omal nie roz­gniewao to braciszka i przez chwil nie by ju w stanie umiecha si tak uprzejmie jak to mia skdind we zwyczaju wobec znaczniejszych osób, zwiedzajcych klasztor.

Istny krzy Paski z tymi wieckimi lud­mi, a szatan zawsze ich doprawdy przez za konierz trzyma !

Jake szczliwy ten, kto znalaz schronienie tutaj, jak oto on wanie, którego nie zwiod wicej adne pokusy wiata, który przed pych jego umkn!

Mimo woli musia si przeegna biedny braciszek...

Potem za znów poweselawszy, jak mu to nakazyway jego funkcje i czym pozyskiwa nawet zasug w niebiesiech, odmówi w ci­choci strzelist modlitw za tych cudzo­ziemców, którzy cho wadali dwiczn mow jego kraju, kto wie, mogli by jednak „heretykami” - odchrzkn i j poka­zywa im, rozwodzc si w objanieniach bez koca, groby znamienitych kolatorów kocioa w suto zdobionej bocznej kaplicy, i by niezmiernie rozczarowany, gdy i te osobliwoci równie nie znalazy u nich nalenego uznania.

Prowadzc cudzoziemców przez dugie korytarze ku wyjciu rozmyla nad tym, od ilu to jednak niebezpieczestw uchroni go Pan. - -

Nie niebezpieczestw dla ciaa, gdy na te nie zwraca nigdy szczególniej­szej uwagi, nawet wówczas, gdy zadawa cios sztyletem bratu swej Rozetty, skutkiem czego ten w kocu umar. - -

Czemu musia ich szpiegowa?!

Na szczcie Rozetta, jak si o tym póniej dowiedzia, zdradzaa go z innym, tak i podejrzenie pado wówczas na tamto - co byo waciwie suszn „kar” - a rozwcieczony napastnik, który przybieg pomci cze siostry, po ciemku nie zdoa rozpozna tego, kogo sam chcia zasztyletowa...

Teraz Rozetta jest ju od wielu lat zacn maonk, ma pó tuzina dzieci i bardzo niewinnie spuszcza oczy przybywajc w nadzwyczajne wita do klasztoru na gorzej i spotykajc tam czasem brata Izydora. - -

Tak - trudno byo y wród wiata a jednak pozyska zbawienie - B a r d z o trudno!

Stokrotne dziki witej Dziewicy za to,; e w chwili, gdy po pogrzebie brata Rozettyj modli si tak arliwie, uznaa za waciwe podsun mu myl, e móg przecie uzyska jeszcze odpuszczenie grzechów jak pokutujcy braciszek w tym tu klasztorze na górze! - Rzekomy winowajca zosta przecie uwolniony dla dowodów. - -

Zatopiony w takich rozmylaniach po wiód cudzoziemców z powrotem do furty przez któr mona byo wpuszcza i wy­puszcza pojedyczych odwiedzicieli kla­sztoru nie otwierajc po-tnej bramy.

Tu, pomny znów swego obowizku, obda­rzy goci najprzyjemniejszym ze swych umiechów, przyjmujc od nich w imi Boe z podzikowaniem, cho na niewi­dzianego, ich ofiary, i zamkn za nimi furt z uczuciem do podobnym temu, jakiego by musia doznawa Piotr wity, gdyby oprowadza by po niebiaskich sa­lach tronowych paru diabów, by si ich wreszcie pozby...

Urzd brata furtiana zaiste atwy nie by! Mie wci do czynienia z tymi profa­nami ze wiata, gdy si od dawna lubo­wao niebu - cika to zaprawd poku­ta! - -

Chwaa Bogu! - Dzi przynajmniej ju nie naleao oczekiwa wicej adnych goci!

A trzej wdrowcy, wymieniajc spostrzeenia o rzeczach widzianych, obszerne zabudowania klasztorne, aby dosta si w kocu na taras zewntrzny, z któ­rego podobno mia wspaniay roztacza widok.

I rzeczywicie, mieli oto przed oczyma panoram, której równ trudno by znale - nawet w italskiej ziemi.

Ze szczytu stromej góry obejmowali wzrokiem szeroko rozesan wzgórzyst krainy wsie, wioski, oddzielne zagrody, rozsypani wród ciemnej, szarawej zieleni, niby jasny haft jaki na ciemnym aksamicie.

Miejscami na tle zieleni widniay jasne srebrzystoszare plamy: gaje oliwne, przywierajce do zboczy wzgórz.

Tu i ówdzie strzelaa w niebo wysoki wiejska campanila, a drogi, ulice i cieki, które wyginajc si lub zaamujc wszystkie prowadziy z równiny pod gór, pewno do piazetty jakiej, pezy w ciemniejc? krain niby biae odnóa pajcze.

Po drugiej stronie kraj by równiejsi cielc si przed oczyma jak rozpostarta mapa.

W oddali, wród pól, k i ogrodów wida byo co czerwonawo-ótego, co na pierwszy rzut oka mona byo wzi za kamienioom, gdyby nie prawidowe zarysy konturu, zdradzajce twór rki ludzkiej.

Ta czerwonawo-óta plama, zmatowana woalem opaowej mgieki, wzmocnionej przez dymy kuchenne - to byo miasto. Po bliszym przyjrzeniu wnet daway si rozezna paacyki i smuke wieyce. Mia­sto zaznaczao swój obwód ciemn gstw parków, wród nich za poyskiway jasne plamy: wille zewntrznych dzielnic, nad którymi króloway czstokro ostre wierz­choki czarniawych cyprysów lub szeroko rozpostarte korony pinij.

Na skraju horyzontu cay krajobraz opa­sywao widoczne w dali morze, rozlane szarozielon roztocz i gdzie hen, w bez­kresach, otoczone przestworem turkusowego nieba, niby jak cian wietlist, na któ­rej fioletowawe pasemka oboków staray si przecign subteln obwódk.

Im wyej nad lini horyzontu, tym bar­dziej si pogbia blady bkit tej ciany niebieskiej, wskazujc coraz wyraniej, e owa ciana - to tylko osona delikatna nie­skoczonej pomroki kosmicznej, któr wia­to ziemskiego soca kryje przed naszymi oczyma, wysoko za, pod zenitem, zdawaa si ta osona ju tak nierealna, e niemal mona byo przez ni dojrze czarne otchanie kosmosu.

aden dwik nie dochodzi ucha.

I tylko wzrok odbiera wraenia, tak atwo byo podda si zudzeniu, e si przed jak olbrzymi panoram, e mu jest si bynajmniej ledwie dostrzegalny siedliskiem wiadomoci na jakim zaledwie godnym wzmianki skrawku po wierzei jednej z najdrobniejszych planet, co w ruchu bezustannym, z obdnym popiechem, prze­bywa sw drog wokó gwiazdy-ywicielki, odlegej swej macierzy. - -

Trzej wdrowcy odczuli potrzeb spdzenia tu duszej chwili w milczeniu i nie umawiajc si bynajmniej zdali si zgadza wszyscy na poniechanie pierwotnego zamia­ru wznowienia tu wczorajszej rozmowy zwaszcza e póna pora naglia do powrotu, jeli miano si dosta do miasta jeszcze przed zapadniciem zmroku.

Niebawem ruszyli w drog, a niemaej byo ich zdziwienie, gdy wnet znaleli si na dole, w miejscu odpoczynku, gdzie z rana rozoyli si obozem.

A lubo w dalszej wdrówce przyjaciele zamieniali kiedy niekiedy po par krótkich zda, jednake si zdawao, e nikt z trójki nie ma ochoty do duszej rozmowy.

Mona by prawie sdzi, e podobnie do owego ubogiego ródeka w miejscu ran­nego wypoczynku myli ich chc wpierw si zebra, niby woda w kubku, nim bd goto­we do uytku. -

Milczc przypieszali mimo woli kroku, tak i o wiele wczeniej wrócili do miasta, niby to mona byo pierwotnie przewi­dzie.

Mimo przebycia tego dnia adnego szmatu drogi, wdrowcy czuli si dzi zbyt rzeko, aby moga im przyj chtka spdzenia w samotnoci reszty dnia, a raczej ju wieczoru.

Umówili si zatem, e spoyj wspólnie dzisiejsz wieczerz, upatrzywszy w tym celu pewn sync ze swej kuchni i piw­nicy trattori, która poza tymi zaletami, cho pooona w ródmieciu, posiadaa jeszcze pergol, ssiadujc z obszernym ogrodem, tak i mona byo cieszy si nadziej spdzenia tam na powietrzu jednej z owych przecudnych nocy poudniowych.

Tam - jak sdzili - zdarzy si te moe. Sposobno powrócenia w ciszy, w chodki wieczornym, do poniechanej po poudniu rozmowy.

NOC NA POUDNIU


Trattoria del duomo” - tak zwaa si niedua restauracja, w której zeszli si znów przyjaciele.

Przeszli najpierw przez wsk, wyduon jadalni o bielonych cianach, na których, niby dziwaczne kleksy, rzucay si w oczy niewybredne, patriotyczne oleodruki.

W nazbyt jaskrawym wietle, jak na tak szczup, pust salk, siedziaa przy wie­czerzy za biao nakrytymi stolikami ledwie garstka goci.

Wyszedszy std tylnymi drzwiami na powie-trze przyjaciele byli tak olepieni, e mimo kilku arówek, zawieszonych prymi­tywnie w listowiu pergoli, dostrzegali wokó, poza widocznym tu i ówdzie skpym kr­giem wiata, tylko nieprzeniknione, egip­skie ciemnoci.

Wystarczyo jednak chwil kilku, by przy­szedszy do siebie po niemiosiernym olnie­niu, wzrok pocz wyranie rozrónia ulicienie ogrodowych drzew, za którymi wzno­si si dach katedry i stojcej obok campanili , przesonitych nieprzenikliw czerni grupy cyprysów, rosncych zapewne w tym jeszcze ogrodzie.

Pene zaama gzymsy kamienic zamy­kay z drugiej strony ten obraz, ujty jak gdyby w ram z blado owietlonych wino­roli, rozpitych na altanie. Na dalszym planie lnio wietliste niebo nocne, przepo­jone powiat niewidocznego std, lecz wschodzcego ju ksiyca, a z tej otchani nie­bios stoczona gwiazd ciba saa wiateka migotliwe ku jednej z najdrobniejszych swych siostrzyc, ku malekiej planecie - Ziemi.

Po zbyt dokuczliwej, nadmiernej spieko­cie dnia, wdrowcy powitali nader wdzicz­nie umiarkowany chód wieczoru, dziki któremu mogli si prawdziwie rozkoszowa przebywaniem na wieym powietrzu.

Przyjaciele szybko wyuszczyli swe ycze­nia uprzejmemu cameriere, postpujcemu za nimi krok w krok od samego wejcia, a po chwili si-dzieli ju przy niezwykle smakowitym posiku, przy którym nie szcz­dzili uznania wymienitemu Barolo, czer­wonemu winu piemonckiemu, co ani cierp­kie, ani sodkie, odznaczajc si swoistym, nader charakterystycznym smakiem, zda­wao si jakby stworzone do rozwizywa­nia jzyków.

Mikki jak maso stracchino - ów agod­ny, wyborny ser lombardzki, co rozsmarowany na pszennym chlebie wiejskim moe by przysmakiem nie byle jakim - zako­czy wieczerz. Wówczas najstarszy z trójki, który zwyk by z pewnym uporem trzyma si swych planów, uzna za stosowne podj dyskusj, odoon za dnia wskutek biegu zdarze. Wszak mona byo oczekiwa roz­maitych wyjanie, a nie zaznaby spokoju, gdyby i wieczorem poniechano tej rozmowy.

Zagai wic w te sowa :

«Czy nie ma pan wraenia, mody przy­jacielu, e miejsce to, zarówno jak pora, wielce si nadaj do wysuchania wszyst­kiego, co pan nam wprawdzie obieca dzi powiedzie, lecz dotychczas za-chowa przy sobie?

Sdzibym, e trudno chyba znale to bardziej nastrojowe. Te gwiazdy wieczyste nad nami wprost wzywaj do omawiania najgbszych tematów... Moe wic uzna pan za stosowne uchyli przed nami rbka zasony, kryjcej owe tajemnicze rzeczy, ja­kie si panu przytrafiy!»

«Proboszcz», który poprzedniego wieczora podczas wdrówki po morskim wybrzeu pierwszy poruszy t kwesti, przytakn z zadowoleniem, najmodszy za z trójki, do którego proba bya skierowana, okaza gotowo przychylenia si do niej; da jed­nake do zrozumienia, e trudno by byo zabawi tu tak dugo, by wysucha wszyst­kiego, co mia do powiedzenia.

Zacz wic od tego, e napomkn o do­mu rodzicielskim, gdzie bya niejako dzie­dziczn gorca pobono chrzecijaska wedug wyznania reformowanego. Wspo­mnia szczególnie matk, która umiaa zbu­dzi w duszy dziecka tsknot za rzeczami boskimi tak gbok, e uzyskana nastpnie matura nie dopuszczaa ju waha co do przyszego zawodu. Jedynie w roli dusz­pasterza wród gromadki wiernych syn upa­trywa wówczas mono znalezienia szcz­cia w yciu. -

Wspomnia dalej pierwsze, opromienione radoci chwile, gdy po ukoczeniu studiów obj stanowisko przy kociele swego wy­znania w pewnym niewielkim miecie, w któ­rym panowa jednak niezwykle ywy ruch umysowy. Wspomnia te wszystkie mo­menty radosne, jakimi darzyo go wówczas duszpasterstwo, odkd mu zostao powierzone.

Lecz potem, prawie nagle, wynurzyy si pierwsze gbokie wtpliwoci, czy aby istot­nie owe opowieci staroytne, zwane Ewan­geliami, przez niezliczonych przerabiaczy omal do nie-poznania przeinaczone, mo­g jeszcze uchodzi za ,,Sowo Boe'. W ci­gu szeregu miesicy, strawionych przez mo­dego kaznodziej, przewanie nocami cay­mi, na studiowaniu krytycznych dzie o bi­blii, wtpliwoci te stay stopniowo w nie­zachwian pewno, e zawód jego zmusza go do przystrajania ludzkich myli i ludz­kich kanonów w niezasuony autorytet bo­ski. Przekona si te, e nawet owi mo­wie, co uczynili niegdy sowo Ewangelii jedyn podwalin wiary, popadli w bdy przeróne, znajc te stare opowieci te tyl­ko w redakcji, jaka zostaa im nadana ju w zaraniu chrzecijastwa dla poparcia t drog rozmaitych pogldów doktrynalnych. Najnowsze badania tekstu wykazay z nie­zbit pewnoci, e niejedno ulubione przez wiernych sowo Paskie jest wstawk póniejsz, cae za mnóstwo cudów, pod wnikliw sond badacza, rozwiao si w pobon legend.

Trawica mka duszna przepenia sen modego duchownego, gdy spostrzeg w kocu, e nie jest ju w stanie gosi z przekonaniem wiary swoich ojców.

W tej udrce duszy odkry swe serce zwierzchnikowi duchownemu, który wprawdzie, peen yczliwego zrozumienia, dooy wszelkich usiowa, aby mimo wszystk zatrzyma go na stanowisku, lecz argumentacj sw bynajmniej nie zdoa rozproszy wtpliwoci jego sumienia, pod wpywem których w modym pastorze od dawna dojrzao postanowienie porzucenia dotychczasowego zawodu, cho niegdy dy do niej tak ochoczo.

Jake trudno mu byo zawiadomi o tym postanowieniu sdziwych rodziców, lecz wbrew oczekiwaniu spotka si u nich z zupenym zrozumieniem. Dziki pomoc ojca stao si dla moliwe rozpocz nowi studia, oparte na jego zdolnociach do tematyki, za po ich ukoczeniu, niedawno wanie, ycie rzucio go w tryby wielkiej przedsibiorstwa technicznego, gdzie w przyszoci mia znale dla siebie pole do dzia­ania.

Nim jednak przystpi do pracy w wieo zdobytym zawodzie, staruszek ojciec - gdy matk wydara mu mier rycho po podjciu przeze nowych studiów - speni ywione od dawna, najgortsze jego pragnie­nie: dostarczy mu rodków na podró na Wschód, tak i przez cae pó roku móg poi wzrok widokiem cudów, którymi syn krainy, pooone w szerokociach poudnio­wych, zwaszcza e nowe pole pracy te nie wczeniej miao si przed nim otworzy.

Teraz za spdza pierwsze swe w a k a c j e, do hojnie wymierzone, có wic naturalniejsze-go, e uleg tsknocie za Po­udniem i w ten sposób, wraz z dwoma star­szymi uczonymi przyjaciómi, z którymi si pozna na nowym polu pracy, znalaz si we Woszech.

Niejeden szczegó jego opowieci by ju suchaczom znany, inne byy nowe, wszake sdzi, e nie podobna mu byo pomin swego krótkiego yciorysu, jeli suchacze mieli si zorientowa w zdarzeniach na­stpnych.

Po kilku lunych pytaniach starszych druhów cign dalej w ten sposób:
«W tym krótkim zarysie swojej biografii z rozmysem nie wspominaem dotd o tym o czym by panowie przede wszystkim chcieli co usysze. Teraz dopiero mam mono opisa na tym tle, jak wstpio w me ycie i dalej wpywao na nie t o, czemu za­wdziczam ca dzisiejsz pewno duszy, a co dosigo mi kiedy po raz pierwszy, gdy dusza ma znajdowaa si w stanie istnego spustoszenia, po którym nie pozostao mi nic zgoa, prócz jaowej wiary w jak „rzeczywisto”, dajc si mierzy, way, oblicza, czy wreszcie dotyka r­koma.

Suchajcie wic, panowie!

Byo to w owym wielkim miecie, w któ­rym ze skoatan dusz, zwtpiwszy nawet o wszelkiej moliwoci poznania duchowe­go, podjem nowe studia wytajc ca energi, by w tym stanie duszy podoa na­uce i nie da si zawstydzi tyle modszym ode mnie kolegom.

Znalazem pokój do blisko politechniki, a e prawie nie znosiem obcowania z lud­mi, staraem si wic zawsze prosto z wyka­dów dosta co prdzej midzy swe cztery ciany, synne za osobliwoci miasta tak jakby dla mnie nie istniay.

Ju od duszego czasu znosiem to dobro­wolne odosobnienie, z czym byo mi zreszt nienajgorzej, gdy pewnego razu, w ciepy i pikny wieczór letni, poczuem jednak ch zwiedzenia niezbyt odlegego, ogrom­nego parku, gdzie od tego pierwszego ze­rwania z samotnoci mona mi byo spot­ka nieomal co wieczór. Poznaem tam wkrótce ca spltan sie dróek, które z biegiem strumieni, mimo niewielkich stawków, poprzez mostki i kadki prowa­dziy stopniowo z wypielgnowanego pej­zau parkowego na ono natury, w prawdzi­w gusz len i na zapuszczone ki. Tam mogem mie pewno, e nie spotkam y­wej duszy, prócz pomykajcej sarny, prze­cinajcej czasem drog, lub wyposzonego z zaroli baanta, którego wzlot haaliwy nierzadko mci znienacka spokój samot­nego przechodnia.

Jednak pewnego wieczora zauwayem, e tym razem nie tylko ja szukaem tu samotnoci.

Kto susznego wzrostu i niadego oblicza o ile mona byo jeszcze rozezna, siwobrody starzec - zdawa si i za mn krok w krok w pewnym oddaleniu, gdziekolwiek bym zawróci. Nie odczuwaem, rzecz prosta, adnej przed nim obawy, jednak to deptanie po pitach nie odpowiadao mi bynajmniej.

Powziwszy wic szybko decyzj odwróciem si nagle, kierujc si w stron swego cichego przeladowcy, podszedem do i - ku nieopisanemu swemu zdumieniu - usyszaem, e mi powita z nazwiska.

Niemao skonsternowany, odpowiedziaem na powitanie, dajc zarazem wyraz swemu zdziwieniu, gdy stojcy przede mn starszy pan by mi zupenie nieznany: nie przypominaem sobie, bym kiedykolwiek i gdziekolwiek spotyka si z tym starcem o dobrotliwym, piknym obliczu ciemnej brunatnej barwy i przenikliwych, ciemnych oczach zdajcych si nieledwie wieci o zmierzchu.

Co kazao mi si teraz po prostu wsty­dzi, e nieustanne tropienie mnie przez tego starca sprawiao mi przedtem tak przykro i e zgoa nie-przyjanie posyaem go w myli do wszystkich diabów.

Na moje za pene zdumienia zapytanie ta oto nastpia odpowied:

„Wierz chtnie, e nigdy nie widzia mi pan dotychczas, wszelako, jak si okazuje, nie jest mi pan nieznany, na co, jeeli wi­cej pragnie pan dowodów, mog si one znale wedle woli paskiej !”

Starzec wyda mi si wrcz niesamowity... Po chwili zabra gos znowu i zagadn: „Odniosem wraenie, e pan chcia wa­nie wraca do miasta, czy mógbym mu zatem towarzyszy?

Mam panu co do powiedzenia, prosz mi wic wybaczy, jeeli uporczywym krocze­niem moim w lad za panem po jego dro­gach zakóciem spokój paski!”

Ton jego gosu, zarówno jak caa forma tych przeprosin, byy tak rozbrajajce, e pokusa szorstkiego ucicia rozmowy - pokusa; która na chwil jak bunt zapona we mnie odbiega mi od razu i propozycj starca przyjem, jakby bya rzecz najzwyklejsz.

Có jednak móg mie do powiedzenia ten osobliwy stary czowiek?

Najrozmaitsze domysy przelatyway przez gow, a wic e moe to ostatecznie który ze znajomych mego ojca lub tylko jaki nieznany mi suchacz dawniejszych mych, tak licznie uczszczanych kaza. W miecie, w którym obecnie przebywaem, poza kolegami ze studiów i profesorami nie znaem bodaj nikogo ani te nic byo mi wiadomo, aby jakie stosunki mej rodziny sigay a tutaj.

Uderzyo mi wreszcie, e co si mnie tyczy, zostaem zagadnity z nazwiska, lecz nieznajomy zaniedba przedstawi mi si ze swej strony. Zapytaem go tedy o godno.

Lecz jake wstrzsna mn odpowied któr miaem oto usysze!

Nieznajomy odrzek:

„Jeli potrzebne panu jakie nazwisko, prosz mi nazywa, jak mu si ywnie spodoba, na razie jednak prosz mi wybaczy, i nie wczeniej wymieni swe imi, a dowie si pan ode mnie - kim jestem!”-

Bybym skonny przypuci jaki spleen osobliwy, czy jaki starczy kaprys, gdyby nie to, e sowa powysze tchny tak swoist, pen znaczenia wymow, e raczej musia­em uczu co w rodzaju czci gbo­kiej, aczkolwiek nie podobna byo mi si poapa, co waciwie mogo wywoa we mnie to uczucie.

Szedem wic przez chwil w milczeniu obok tajemniczego towarzysza, a on sam j znów mówi i tak da si sysze:

„Zanim pan przyby tutaj, by podj nowe studia, by pan ju duszpasterzem gminy pobonych wiernych, lecz postpi pan susznie, porzucajc dawny, ju zdobyty przez siebie za-wód. Potrafi mu udowodni, e mimo zoenia ze wietnym wynikiem wszelkich egzaminów teolo-gicznych wie­dzia pan jednak straszliwie mao o rze­czach, których mia uczy innych, i e cuda duszy s dla po dzi dzie ksig o siedmiu pieczciach ! A wic zna mnie tylko z widzenia z czasów mego pastorstwa , pomylaem sobie, niezbyt zreszt zbudowany tym, e taki si oto in medias res wdziera, do czego chyba nie daem mu upowanienia.

Nim jednak zdoaem wyrzec jakie so­wo odpowiedzi, podj dalej:

„Niech pan porzuci lepiej wszelkie przy­puszczenia, jakie nasuwa mu moe moja, znajomo paskiego losu.

Zreszt jeszcze dzi wieczór bdzie pan musia doj do przekonania, e wszelkie domysy jego byy bdne i e s jeszcze, zaprawd, rzeczy na niebie i na ziemi, o których ani si nawet nie ni mdroci szkolnej - - przynajmniej mdroci wa­szych nauczycieli na Zachodzie!” -

Dopiero teraz uderzy mi cudzoziemski akcent nieznajomego, w zwizku wic z pod­krelon przeze ujemn opini o wiedzy „Zachodu” mimo woli rzuciem okiem na ciemn barw jego skóry. Musia wida natychmiast dostrzec to spoj­rzenie, podyktowane przez niejasne, byska­wiczne jakie wyczucie, albowiem rzek: „Istotnie, nie podobna mi zaliczy do mieszkaców paskiego kraju!

Jestem tu cakiem obcy, przybyem za jedynie w tym celu, aby wypeni pewne zlecenie, które si tyczy - pana. - -

Przybywam ze Wschodu i musz tam wraca moliwie jak najprdzej.

Tylko obowizek skoni mi do odbycia niezbyt skdind miej dla mnie podróy do Europy.” -

Zdumienie moje wzroso teraz bezgra­nicznie i ju nie potrzeba byo jego ostrze­enia, aby odj mi wszelk moliwo snucia dalszych domysów.

Jakie na mio bosk „zlecenie” tyczce si mojej osoby mógby mie do wype­nienia ten syn Wschodu?!

Wszystko to graniczyo niemal z wyra­nym obdem!

Lecz i tu zbrako mi czasu na dalsze zastanawianie si, gdy tajemniczy towarzysz zabra gos znowu, mówic:

„S rzeczy, które mam panu powiedzie a o których nic jeszcze wiedzie pan nie moe.

Niech pan pohamuje swe zdumienie i wysucha mnie spokojnie!”

Po czym owiadczy mi: e jest czonkiem pewnej spoecznoci duchowej, która ma niejako gówn sw siedzib w gbi Azji, lecz umie rozsnuwa niewidzialne swoje nici po caej ziemi i wadna jest dosign kadego, kto z pomienn arliwoci serca poszukuje Boga. -

e drog duchow dowiedziano si tam o mnie od dawna i e dziki czemu w rodzaju wrodzonej predyspozycji psychofizycznej przeznaczony jestem do tego, wnij w cakiem szczególn, blisz styczno z jego spoecznoci.

Po czym opowiedzia mi otwarcie ci histori mego ycia, dajc do poznania, musia wiedzie o mnie nieledwie wicej ode mnie samego, a cho w szczegóach zewntrznych by oczywicie mniej cisy z tym wiksz jednak nieomylnoci obnaa momenty psychiczne, które dotd sam ledwie sobie uwiadamiaem.

Dreszcz lodowaty przeszy mi do szpiku koci i najchtniej bybym ratowa si ucieczk, byle tylko móc zebra myli... Syszaem oto rzeczy tak mi obce, e ledwie je wówczas poj byem zdolny, a jednoczenie gb mej istoty, któr s­dziem przed caym wiatem ukryt, zo­staa mi ukazana z tak niepojt jasnoci, z jak ja sam dotd jej nie widziaem. Wszystko to byo mi przy tym powie­dziane w sposób tak dobrotliwy i z tak niewzruszonym spokojem, jakby to byy informacje jakiego znanego od lat caych nauczyciela i jakby tu chodzio o sprawy, po prostu same przez si zrozumiae.

Sam ju nie wiedziaem, czy ni, czy te przeywam to na jawie...

Lecz nie uszed uwagi starca aden od­ruch mej duszy, jakby wic dla uspokojenia mnie powiedzia:„Nie miej mnie pan, prosz, za wszech­wiedzcego, jeli dobywam to i owo z paskiego ycia wewntrznego i staram si panu wyjani!

Jeli nawet wiem co, co nie jest do wiadome wszystkim, niemniej poznanie moje jest bardzo ograniczone.

Skoro jednak kto z nas otrzymuje po­dobne zlecenie, jak moje wzgldem pana, zostaj te zdjte ze przejciowe pewne pta, krpujce jego spostrzegaw­czo. Dziki temu w danej chwili mai mono wiedzie o panu wicej, ni byoby mi to dane normalnie. - -

We wszystkim tym nie ma nic cudow­nego!

To, co wydaje si panu tak dziwne, opiera si na równie naturalnych podsta­wach, jak prawa mechaniki, które usiuje pan zgbi w czasie obecnych swych stu­diów !

Zechciej pan, prosz, upatrywa we mnie tylko czowieka, usiujcego pouczy go rzeczach ducha tak samo, jak profesorowie paskiej akademii ksztaci pana w zakresie praw czysto ziemskich !

Tak w tym, jak i w naszym wypadku jednostka ludzka tylko przekazuje dalej zdobyt przez siebie wiedz, przekazuje j komu, kto jej aknie...”

Niby oliwa, kojca wzburzone fale, roz­leway si przy tych sowach na pobudzon wraliwo gbin mej istoty strugi bo­giego wiata, wyranie wyczuwa si dajce.

Nadspodziewanie szybko orientowaem si w tak nowej dla mnie sferze poj - pytaem tylko, pytaem bez koca i na kade z pyta otrzymywaem odpowied, która mi coraz bardziej w tych pojciach umacniaa, - -

Jaka pomienna, nieledwie nadziemska cze i mio trysna z gbi mego serca ku temu tajemniczemu starcowi, tak i ledwie si mogem powstrzyma od jak najdobitniejszego uzewntrznienia tych uczu... Najchtniej ucaowabym z wdzicz­noci obie jego donie, czuem ju bo-wiem, e niesie on mi zupene wyzwolenie z pieka rozterki wewntrznej - e on jeden tylko zdolen by to sprawi. - -

Tak doszlimy zwolna do miasta i do wyjcia z parku.

ywiem jedno tylko, jedno tskne pragnienie, by starzec zechcia pozosta ze mn jeszcze.

Lecz gdymy wstpili w widno pierwszych ulic, zatrzyma si nagle i rzek:

„Na dzi bdzie dosy!

Prosz rozway w sercu, co pan usysza, a gdyby pan pragn usysz ode mnie co wicej, to niech pan przyjdzie jutro do maej wityni u wejcia do parku.

Bd tam oczekiwa pana o tej porze o której zwykle pan si przechadza!”

Z tymi sowy poegna si ze mn i skierowa swe kroki w boczn ulic.

Kosztowao mnie nie lada wysiku, by za nim skrycie nie pody, lecz co nie daj­cego si objani powstrzymao mnie od tego .

Sam nie wiem, jak dobrnem tego wieczora do domu. -

W kadym razie oczy moje byy jak lepe na wszystko, cokolwiek spotykaem po dro­dze.

Dostawszy si do domu zamknem drzwi i padem jak dugi na tapczan, nie bdc zdolny nawet do zapalenia lampy.

Gdym tak przelea czas jaki, wlepiwszy otwarte oczy w mrok i czynic w myli przegld wszystkiego, co mnie dzi spotkao, zdao mi si nagle, e stana przede mn niedawno zmara matka moja, wiodc ku mnie za rk tajemni-czego starca.

Gdy stanli oboje tu u mego tapczana, poprosia go matka, by mi pobogosawi.

Wzniós donie nad m gow, a lubo zjawy stay si na mgnienie oka tak wyrane, e mógbym nieledwie dotkn ich rkoma, w nastpnej chwili rozwiay si bez ladu, tak i skoczyem na równe nogi, by obej­rze si wokó, gdzie si podziay obie postacie.

Lecz nic ju nie podobna byo dostrzec, zapaliem wic lamp, znalazszy j po omacku na biurku.

Od dawna przebijao skro mleczny klosz lampy agodne, ciepe wiato, rozwidniajc may pokoik, a wci jeszcze staraem si na nowo wywoa napiciem woli to zjawisko - jednak bezskutecznie...

Poniechaem wreszcie daremnych wysików, a e wszystkimi tymi przeyciami czuem si nad wyraz znuony, postanowiem pooy si wczeniej ni zazwyczaj, zgasiem wiato i zapadem w sen gboki, zwidze ..

Zbudziwszy si nazajutrz bardzo wczenie, mu-siaem dopiero pomau uprzytomnia sobie, e przeycia ubiegego wieczoru nie byy istotnie adnym snem.

Coraz bardziej wpadaem w nastrój wprost witeczny; jeli za tego dnia oddawaem si studiom ze szczególn gorliwoci, w istocie tylko dlatego, aby prdzej pyn mi czas, gdy ledwie byem w stanie doczeka si wieczoru, kiedym móg liczy ponowne spotkanie ze starcem. -

A zastawszy go wreszcie na wyznaczony! miejscu, z trudem zdoaem na tyle opanowa wybuch radoci, aby przynajmniej w przyzwoity sposób przywita si z nim w oczach osób do licznie tam spaceruj­cych.

Ledwiemy skrcili po kilku krokach w jedn z mniej uczszczanych, bocznych dróek parku, a ju jem opowiada w pod­nieceniu o nadzwyczajnym, dla mnie tak wówczas tajemniczym przeyciu, jakie mi si zdarzyo po powrocie do domu.

Przysuchiwa si bardzo spokojnie, nie zdajc si tym wcale wzrusza zauway tylko:

„W formie obrazu pozna pan zatem pewn wi duchow, albowiem to, co daje mu mono zostania mym uczniem, ma pan do zawdziczenia istotnie swej matce. W szeregu jej przodków fizyczne komórki cielesne doznay stopniowo przemiany, która uzdolnia pana do poznawania prak­tycznego i wanie ja mam pana do niego doprowadzi.

Lecz na ogó prosz si wystrzega podobnych obrazów, które bez paskiej woli ani wspó-dziaania ksztatuj si z si, znaj­dujcych si w nim samym. Siy te bdzie pan musia wpierw nauczy si o p a n o w y w a  cakowicie, nim zdobdzie pan pewno, e nie gro mu dotkliwe zudzenia !

Niech pan bdzie rad przede wszystkim e przynajmniej tym razem nie pana ów obraz, co wynurzy si z samego!” - Wyjanienie to podziaao na mnie jak strumie zimnej wody. - -

Po prostu dlatego, e nigdy przedtem ukazyway mi si podobne zjawy, ywi siln pokus nadania tej sprawie wielki znaczenia; nie mogem te pozby si moe wizj t musia wywoa nowy mój znajomy, wywarszy na mnie wpyw taki , e staem si zdolny do rzucenia po raz pierwszy w jeden z regionów duchowych, o których mi mówi.

Nie byo jednak czasu na oddawanie rozczarowaniu, gdy towarzysz mówi dalej:

„Gdybym chcia widzie pana na up podobnych fantasmagoryj, mógbym oszczdzi sobie dalekiej podróy do niego i nie zachodziaby potrzeba odwie­dzenia pana w ciele fizycznym.

Tego rodzaju „wizjonerów” jest do, a niemao ich nawet wierzy, e pozo­staj w cznoci z nami, Janiejcymi Prawiatem.

Jednak trzeba panu wiedzie, e - cho moemy zaatwi to inaczej tam, gdzie cho­dzi o samo przygotowywanie - jest dla nas prawem wicym zblia si do tych, którzy maj zosta szczególniej­szymi naszymi uczniami, równie w fizycznie postrzegalnych postaciach, zbudowanych nie inaczej, ni u reszty mier­telników. Tym za, dla których ta droga nie jest przeznaczona - nigdy nie posy­amy znaków widomych, lecz kierujemy nimi wycznie za pomoc prdów du­chowych, o ile sami si do takiego prze­wodu przygotuj! - -

Wprawdzie póniej, gdy bd ju z po­wrotem w mej ziemskiej ojczynie, bdzie mi pan widywa równie w postaci utkanej nie z ziemskiej materii, jak to ciao moje i ta odzie - jednak nie wcze­niej ujrzy mi pan takim, a poskromi pan cakowicie owe siy sprowadzajce wizje w rodzaju wczorajszej.

Gdyby to byo potrzebne i gdybymy uznali pana za zdolnego przyjmowania podobnych rzeczy spokojem, by moe, nie bybym dla do dzisiaj obcym i znaby mi pan w postaci duchowej od dziecistwa; lecz w tym te wypadku musiabym przyby do niego teraz w zewntrznym ciele ziemskim, skoro pan zosta upatrzony, by wnij ze mn w cise stosunki duchowe w roli mego ucznia. -

e jednak nie przywyk pan od lat modocianych do uksztatów rzeczywicie duchowych, musz teraz strzec go przed nim samym, gdy przede wszystkim musi pan si nauczy odróni duchowo prawdziw od m a m i d e .

Gdyby wic mia pan kiedy posysze tu czy ówdzie o jakiej „zjawie”, wkraczajcej nagle w ycie czowieka dojrzali i skaniajcej go do wierzenia, e jawi mu si posta jest „guru”, który chce naucza jako „ucznia”, podczas gdy jednostka, w ten sposób tumaniona, nie jest jeszcze wtajemniczona nawet w najbardziej pocztkowe tajniki posugiwania si swymi siami duchowymi, to nieche pan ostrzega wówczas, póki jest po co ostrzega; nie daj si pan omami, choby mu donoszono o najbardziej górnolotnych prze-mówieniach takiego mniemanego „guru”, jawicego si w postaci rzekomo duchowej, czy nawet o jakich proroctwach ziszczonych, jakie mia wygosi, lub innych wyczynach w tym rodzaju! -

Nie ma pan dotd pojcia, w jakim sto­pniu wiat jest przepeniony inscenizowanymi mamidami plastycznej wyobrani ludzkiej i innego jeszcze rodzaju rzekomo „nadziemski­mi” zjawami, rodem z najmroczniejszych dziedzin fizycznego wiata zjawisk, cho nie-zmiennie staraj si one przedstawia siebie tumanionemu w ten sposób czowiekowi jako istoty „ducho­we”, stojce co najmniej na pozio­mie ducha ludzkiego! -

Jeli kto bawi si z psem i uczy go sztu­czek, to nawet wówczas czyni co lepszego, ni gdyby si przysuchiwa najbardziej na­maszczonym objawieniom podobnych pseudo-„duchów” lub pozwala demonstrowa przed sob ich, podziw nieraz budzce, gwacenia normalnego biegu zjawisk fizycznych, wyczyny, które by mona byo nazwa lekkomylnymi i niegodziwymi, gdyby i« sprawcy mieli podczas takich manifestacyj choby najlejsze poczucie odpowiedzialnoci!

Nie od zewntrz i nie drog rozszerzenia dziedziny postrzegania zmysami fizycznymi odsoni pan przed sob wiaty ducha !

Dziki przelaniu na si d u c h o w y c h winien pan ulec przemianie w najtajemniejszej gbi swej istoty, a stanie si pan zdolny - a paski organizm fizyczny na to pozwoli - w przytomnoci zmys ziemskich wznie si, jak rzecze jeden z najwikszych mdrców paskiej wiary, do siódmego nieba ! !

Czy dosignie pan tych wyyn, co tego i ja nie wiem. Lecz jakkolwiekby odniosa dziedziczna fizyczno paska danej od niej przemiany, signie pan raz wzrokiem w wiat ducha, o którym w najmielszych swych rojeniach i w najgbszej ekstazie religijnej adnego nie mia pan pojcia!'' -

Gdy mówi te sowa, dziao si ze mn tak, jak gdyby w gbi mej istoty chciaa si roze­wrze jaka tajemna komórka, w której zna­le miaem skarby niesychane - lecz byo tam równie co, co z gwatownym oporem powstrzymywao drzwiczki, nie chcc za adn cen dopuci do najmniejszego ich uchylenia, - -

Moe ten opór byby sabszy, gdyby nie wspary go potnie wszelakie moliwe obiekcje teologiczne? -

Nie byem jeszcze wolny cakowicie od mych poj dawniejszych i nie mogem si jeszcze wyzby metody, jakiej mnie kiedy wyuczono, abym móg broni mych wierze ówczesnych od napaci niedowiarków...

Szukaem wic wzorem szachistów jakie­go zabójczego posunicia, aby, jeli to mo­liwe, da jednak „mata” rozmówcy; lecz mimo skrztnego przetrzsania mózgu nie zdoaem wpa na adne posunicie roku-jakiekolwiek powodzenie.

Ostatecznie uczepiem si pewnej, do dziwnie mi wygldajcej wzmianki o czowieku, którego zwykem by uwaa za filar chrzecijastwa i którego listy apostolskie dostarczyy mi swego czasu niejednego tekstu do kaza.

To, com by przedtem usysza, brzmij dla moich uszu zgoa nie po „chrzecijasku”, daem wic wyraz zdumieniu, e naraz wspózaoyciel chrzecijastwa przytoczony zosta jako „adept” owej tajemnic spoecznoci, za której czonka podawa mój towarzysz.

Zdao mi si to wrcz zbrodnicz zarozumiaoci przez jedn choby chwil wanie traktowa myl, e najwikszy z apostoów chrzecijastwa mógby zawdzicza swe owiecenie wpywom, podobnym tych, którym miaem si oto podda sam wypadaoby zatem uwaa go niejako mego wczeniejszego wspóucznia. -

Nie tajc bynajmniej swych uczu, w przemówieniu swoim uniosem si stopniowo takim zapaem, jakbym by jeszcze w subie kocioa i jakby chodzio tu o pobicie gow jakiego wroga mojej wiary - jake kruchej i spróchniaej od dawna!

Towarzysz mój wysucha mnie jednak spokojnie, a nawet gdym skoczy, milcza jeszcze czas duszy, tak i zwycistwo swe uwaaem ju za pewne.

Lecz potem zacz:

,,Daleki jestem od myli wykorzeniania z paskiego serca pomiennej czci dla tego mdrca paskiej wiary!

Przeciwnie, wdziczny panu jestem za tak wielkie uatwienie mi zadania, gdy tu oto da mi pan sam do rk koniec nici, któ­rej dziwaczne sploty musz by wpierw roz­wikane, nim wolno mi bdzie przenie na si wgldu, któr bdzie pan móg osign po dojciu do przekonania, e tylko nad­miar gorliwoci ludzkiej dzierzga owe sida, w których pan wanie si zaplta ! - -

Nie wiem waciwie, czy mam wicej podziwia pask znajomo pism czczone­go przeze mdrca, czy te zdumiewa si nad tym, e mimo tak dokadnej ich zna­jomoci nie jest pan w stanie dostrzec, co owe pisma przy caym ornamencie dodat­ków póniejszych ujawniaj jednak jeszcze do wyranie?!

Czemu caym wysikiem swej dialektyki chce pan tego czowieka, czowieka wielkiego, cho skrpowanego jeszcze rónymi przesdami swej wiary, swej epoki i swego narodu, tak bardzo oderwa od tej samej ziemi, która mu niegdy udzielia s w eg o zabarwienia w stopniu nie mniejszym, ni dzi udziela go panu?! -

Niech pan przeczyta, byle uwanie i bez uprzedze, co pisze on w swych listach, a co wystpuje dotd na jaw spod przeróbek pó­niejszych, mimo wszystko zawsze dajcych si pozna, a zobaczy pan wyranie, e spot­kao go co bardzo podobnego do zdarze­nia, jakie przytrafio si

panu ! - -

Jego „Damaszek” bdzie pan musia zrozumie w kadym razie w cokolwiek prostszym znaczeniu nili to, jakie mu przypisuj póniejsi przerabiacze, przewiadczeni, e dobrze si tu wyda zainscenizowanie jakiego nadzwyczajnego zdarzenia ! -

Wie pan ju przecie, e we wszystkich legendach wielkich mów „gosy z nieba” i inne haaliwe interwencje z oboków nale­ay do akcesoryj, uwaanych za nieodzow­ne, po pewnym wic zastanowieniu poznaj pan moe i tutaj technik podobn. -

Gdy jednak wyczy pan wszystkie te sztuczne efekty, pozostanie wtedy czowiek, który dziaa z pomiennym zapaem na rzecz swych poj religijnych, pokd któ­rego dnia nie usysza o pewnym - jak to si mówi: - „sprawiedliwym” mu w Da­maszku; uda si wic w drog, aby go od­szuka, gdy w kocu, mocno przez wtpli­woci drczony, by niby lepiec i nie widzia ju wyjcia adnego. -

U tego za ma zabawi dugo - i zna­laz u niego to - co i ja mam zlecone udzie­li panu...

Co otrzymawszy , uda si do ludzi, któ­rzy tylko z pozorn susznoci zwali si uczniami jednego z naszego grona. I od­td ycie jego staje si zaprawd nieatwe, to bowiem, w czym on widzia „kierownic­two duchowe”, tamci tkwic beznadziej­nie w wizach ziemskoci chcieli tumaczy na swój sposób, racjonalistycznie. - -

Podczas gdy on zaznacza najwyraniej rónic pomidzy „B o g i e m”, którego w autentycznych ustpach swych listów na­zywa „Bogiem , Zbawicielem naszym” - pomazacem boym: Jezu­sem, którego ,,j u  nie wedug c i a  a” poznawa kae, a wreszcie: „Ojcem” dostojnego Mistrza Jehoszuah, o który m wie­dzia doskonale, e nie naley oczywicie stawia go po prostu na równi z „B o g i e m” - potomno sfaszowaa jego sowa, ile e si nie day cile dopasowa do gmachu nauki, jaki z przerónych gruzów dawnych wity bya sobie zbudowaa, wedle wa­snych prawide sztuki, na fundamencie nauki

Nazarejczyka. - - -

Sam ju ostrzega przed tymi, co przyj­d po nim: - ,,albowiem bdzie czas, gdy zdrowej nauki nie cierpi, ale wedug swoich podliwoci nagromadz sobie nauczyciele , majc wierz­bice uszy: a od prawdy su­chanie odwróc, a ku baniom si obróc”.

Lecz nie po to tu do pana przybyem, aby wskazywa mu na sprzecznoci jego ksig witych, ju wnet po ich powstaniu tak straszliwie znieksztaconych przez nie­zliczonych mdrkujcych przepisywaczy; z tekstów ich moe dzi kady wyczyta wprost wszystko, co uzna za potrzebne w nich znale...

Pragnbym tylko otworzy panu oczy na lady prawdy mimo wszystko dotychczas w pismach tych zachowanej czsto wbrew woli dawnych podrabiaczy, z których kady rad wierzy, i speni swe dzieo tak gruntownie, e po popraw­kach jego nie pozostao nic zgoa z niezro­zumiaego dla, lecz uwiconego przez imiona autorów pierwopisu. - -

Niech pan wyzwoli si z wizów wykad­ni, jakiej go wyuczono, i niech pan czyta bez uprzedze, co doszo do nas, majc wci przed oczyma okoliczno, e niemao gor­liwych rk byo tu czynnych przy spltywaniu nici, a jestem pewien, e uda si panu odtworzy redakcj pierwotn tak da­lece, i znikn wszelkie sprzecznoci, choby pozostay wiadectwa ograniczonoci docze­snego wzroku równie i istotnych autorów ! -

Tak jedno sowo wywoywao drugie i tego jeszcze wieczora otrzymaem wyjanienia, których - przez czysto historyczn krytyk tekstu pogrony po uszy w racjonalizmie - od dawna ju nie szukaem, tym bardziej wic nie bybym ich oczekiwa. - -

Zaprawd: posiadano ,,klucze od królestwa niebieskiego”, lecz nie umiano ju otwiera furty; by za nie by zmuszonym do tego si przyznawa, wzbro­niono otwierania jej wszystkim, którzy by sami chcieli dobra klucze do tej furty! - -

Wstrznity do gbi duszy, rozstaem si owego wieczora z nowym nauczycielem i dobre pó nocy przelczaem jeszcze w do­mu nad tekstami biblii, by w ten sposób, jaki mi doradzi, wnika w pierwot­nego ducha tych pism coraz gbiej.

Tak wieczór po wieczorze nastpoway teraz nauki, którem odbiera od dziwnego starca, u boku jego przebywajc.

Mieszka on, jak si dowiedziaem, pod nic nie mówicym europejskim nazwiskiem w jednym z pierwszorzdnych hoteli mia­sta; lecz cho nie zaprasza mnie do siebie nigdy, okazywa wyran gotowo odwiedzenia mnie w mym pokoju, tam wic doko­nao si dopenienie tego, pod co fundament pooyy nauki podczas spacerów naszych na onie natury. -

Zostaem jego „czel” w caym znaczeniu tego sowa. Uzna on, e si nadaj do obu­dzenia we mnie zdolnoci, których w prze­ciwnym razie, nawet przy tak zayym sto­sunku ucznia do duchowego jego mistrza, trzeba mu zazwyczaj odmówi, gdy nie­sychanie rzadko mona natrafi u mie­szkaców Zachodu na psychofizyczne po temu warunki...

Dziki tym zbudzonym we mnie zdolno­ciom doznaj niewysowionego szczcia, mogc ju obecnie wchodzi kadego czasu w wiadom styczno ducho­w z mym guru, cho prze-bywa on w sercu Azji i dziel go ode mnie mil tysice; - szczcie to jest zreszt udziaem tylko nie­licznych jednostek, narodzonych dla tego rodzaju zespolenia z gronem Janiejcych; do grona tego sam bynajmniej jednak nie nale i nigdy nalee nie mog, gdy trzeba ofiarowa si owej spoecznoci duchowej w duchowej swej naturze dobrowolnie i nie­odwoalnie na lat tysice przed swym narodzeniem w ciele czo­wieka ziemskiego, by zosta po­tem na ziemi do nich zaliczonym. - -

Oto pokrótce rdze tego, co odpowiedzie mog na zapytanie panów: jak zapoznaem si sam ze sprawami, w które, jak widzicie, jestem wtajemniczony.

Lecz sdz, e pora zakoczy na dzi nasz dyskusj! Nie sycha ju adnych odgosów z wntrza domu, a mieszkacy Poudnia maj zwyczaj powica godziny nocne Morfeuszowi.

Ksiyc wzeszed od dawna poza sylwet kocioa, w dalszej wdrówce skry si na chwil za dzwonnic, a teraz, znacznie ju mniejszy, wisia nieruchomo w zimnej jak lód, biaawej wiatoci wysoko ponad grup cyprysów, których czerniaw pomrok pro­mienie jego rozjaniay agodn, modr po­wiat, otulajc cay ogród jakby mg przejrzyst.

W ostrym blasku ksiyca mrowie gwiezdne utracio nieledwie wszystk sw wiet­no, zdawao si atoli, jakby si stao wskutek tego jeszcze dalsze i jeszcze bardziej tajemnicze.

Dopiero gdy Mody skoczy sw opo­wie, przyjació uderzya panujca wokó cisza gboka, ta za zbudzia w nich wia­domo pónej pory, o której wci jeszcze tu siedzieli, cho gwarne z wieczora ycie poudniowego miasta dawno ju zamaro.

Wnet te ruszyli si i oni, a cammeriere, który, odprowadziwszy ich, gasi za nimi wiata, by równie zdania, e por a ju bya, aby gocie zdecydowali si wreszcie opuci zakad.

Wysokie mury domów rzucay mroczne cienie na ulice, jakby chcc ukry jak tajemnic, i tylko tu i ówdzie wska smuga ksiycowego wiata przebijaa t om jaskrawym, racym swym blaskiem.

Kroki powracajcej trójki rozlegay si dononie, budzc echo dookoa.

Lecz nikt ju nie wyrzek prawie ani so­wa: kady z nich ywi ch przetrawienia w sobie prawd, wchonitych tego wieczora, czu, e dopiero po przespanej nocy inna jaka pora moe im przywróci ochot do rozmowy. - _

SKALISTA WYSPA

Od owego wieczoru, spdzonego w ogro­dzie trattorii , wdrowcom zdarzya si niejedna sposobno do wymiany myli; dwaj starsi oswajali si wic coraz bardziej ze wiatem ducha modszego towarzysza.

e za marszruta, jak mieli mono sobie wytkn, niczym si nie krpujc, kierowaa ich coraz dalej na Poudnie, przyjaciele spotkali w tej wdrówce wiele pikna.

Lecz w kocu do majc zgieku miast i ich nadmiaru arcydzie, zgodnie posta­nowili spdzi dni kilka w spokoju na ska­listej wyspie, sterczcej nad toni morsk, niby na stray, przed rozleg zatok jedne­go z najhaaliwszych miast Poudnia.

Dziwny traf zrzdzi, e stateczek tu­rystów zosta niejako powitany salwami z modzierzy.

Obchodzono wito patrona wyspy, a cho waciwa uroczysto miaa si odby do­piero nazajutrz, uciecha witeczna nie miaa ju granic. Przez ca noc, poprze­dzajc ów dzie uroczysty, mona byo niemal sdzi, e si jest w jakiej fortecy srodze zagroonej od wroga, tak grzmi bez przerwy radosne salwy.

Trudno byo myle tej nocy o spaniu trzej cudzoziemcy ju si zaczli obawia e i tu nie znajd poszukiwanej ciszy.

Gdy jednak dnia nastpnego, wród pie starodawnych i ddu patków róanych, którymi obsypywano srebrny konterfekt witego, przecigna wielka procesja ku czci patrona, uyczajc jego czcicielom tyle podanej okazji do zgiekliwego uzewntrznienia swej bogobojnoci, okazao si ku zdumieniu przyjació, e jednak bd mogli rozkoszowa si tutaj upajajc cisz, i wczeniej, ni si tego spodziewali.

Szli ,teraz w olepiajcym blasku soca poza murami miasteczka, wieczcego przecz górzystej wyspy. Mijali oliwkowe i cytrynowe sady, liczne winnice i kwieciem kryte zbocza wzgórz, a wdychajc aromat Poudnia upajali si caym kolorytem zewszd cisncym si do oczu.

Drzewka oliwne wszdzie w peni kwity. Cytryny w caym przepychu dojrzaoci dochodziy do rozmiarów, jakich podróni nigdy dotd nie widzieli.

Wprost trudno byo poj, skd czerpaa gleba si tyle, by rodzi cay ten bezlik ró i cikich pków glicynij, pncych si tu po wszystkich murach !

Tak doszli zwolna do stromej pochylizny, w rónobarwnej, rozkwieconej dzikoci opa­dajcej wród ska nieprzystpnych ku mo­rzu, którego przepyszny, kobaltowy bkit zlewa si niepostrzeenie z byskotliw dal, gdy u wybrzey tuliy si do urwisk skalnych blado szmaragdowe zatoczki.

Gdzie za piasek morski formowa pycizny, wystpoway tam cudne jeziorka, niby koliste roztocza pynnego turkusu .

W czarownej tej krainie kroczyli w­drowcy wskimi ciekami, spadajcymi wród sypkich wirowisk ku wybrzeu. Ju jednak w poowie wysokoci dotarli do miej­sca wypoczynku: - do staroytnej groty M i t h r y, kdy ongi, przed lat tysicami, oddawano cze bosk socu; kdy czasu wiosennego porównania dnia z noc odprawiali misterie wite wtajemniczeni kapani, co w siedmiu stopniach, od oczyszczenia do oczyszczenia coraz ciszym nakazom posuszni tu jednoczyli si ze swym Bogiem, za którego obraz uchodzi w ich oczach przejasna yciodawczyni: opromieniajca wszystk ziemi gwiazda dzienna.

Na ,,górze niebotycznej”, wedle ich nauki, mieszkaa na ziemi naszej wiato, która w tej tajemniczej grocie skalnej objawiaa si sercom, umiejc dosign kadego, kto odwaa si odby prób i zdolen by odczu w sobie i wyjani w duszy symbole, przez penych mdro kapanów ukazywane jego oczom. - -

Przyjaciele wstpili do tchncej chodem witnicy, a e kady z trójki wiedzia dobrze, jak nie-równie blisze Boga byo uprawiane tu ongi „pogastwo”, nili niejeden kult póniejszy, uwaajcy si samochwalczo za szczególnie„miy” jedynemu prawdziwemu Bogu, poddali si wic chtnie dziaaniu na ich dusze tajemnicy, zdajcej si tu spywa ze cian skalnych, na których od dawna tylko nike lady wska­zyway, e sztuka Wiedzcych bogato je ongi przyozdobia. -

Do dugo ju oddawali si przyjaciele podobnym uczuciom, a najstarszy przer­wa milczenie uwag:

«Dziwne to jednak, e ludzie, którym Bóg objawia si w wiatoci, obie­rali groty w onie ziemi dla wi­cenia misteryj, majcych by dla nich ródem poznania wiata, miast odpra­wia swe liturgie na zewntrz, w penym blasku soca!» -Mimo woli - jak gdyby na tym miejscu, które suchao niegdy jeno najwitszych sów poznania i hymnów tajemnych, nie powinno byo pa ani jedno sowo z ust profanów - przyjaciele zwrócili si ku wyjciu. Gdy za wybrali sobie miejsce wy­poczynku pod cienistym krzewem, zabra gos najmodszy z trójki i powiedzia:

«Z i e m i a jest tym, z czego bierze po­cztek nasze ciao, i w onie ziemi wpierw skry si musimy - bd w odczuciu jedynie, bd te i zewntrznie, jak to uwaali za waciwe czyni owi wtajemniczeni - zanim bdziemy mogli „narodzi si na nowo”...

Nie darmo misterie staroytnych - im witsze im si wydaway - prawie zawsze byy obchodzone w kryptach i p i e czarach skalnych, a nawet  w i  t y n i e, w których cae lasy kolumn zdaj si ludziom dzisiejszym czym niezrozumiaym, odczuwane byy symbolicznie jako ono ziemi. - - -

We wntrze ziemi zapuszczony jest kady budynek, a im si wyej ma wznie, tym gbiej siga musz jego fundamenty!

Tak i my czyni winnimy: jeli witynia, któr jestemy sami, ma sign kopu do królestwa czystego ducha, musimy zakada kamienie wgielne w onie ziemi, aby spoczyway tam umocnione, gdy spaja bdziemy budowl kamie po kamieniu wedle planu, jaki si objawia w nas samych.

Gdybymy chcieli postpi i n a c z ej , odwaajc si budowa na powierzchni: ziemi, bylibymy jako owi zuchwalcy z podania o ,,wiey Babel ”, która si rozpada, ile e budujce j siy ju nie umiay si ze sob porozumie...

Mona by wprawdzie sdzi, e i na powierzchni poznania zewn­trznego, owocu naszych ziemskich uro­je i mniema, byoby moliwe wznie wie witynn, sigajc niebios; lecz od tego, kto buduje w sposób tyle niedorzeczny, prawdziwi mistrze sztuki bu­dowania duchowego trzymaj si z dala; jako zdany jest on wycznie na ziemskie siy niszego rzdu, które wprawdzie su mu czas duszy jako dzielni na pozór budowniczowie, lecz gdy zostanie osignity najwyszy poziom, gdzie mog jeszcze wada ich siy, ,,p o m i e s z a n y bdzie jzyk ich”, tak i zmuszeni bd zburzy, co przedtem stworzyli...

W grocie pastuszej narodzi si wedug legendy Ten, którego zw „Zbawi­cielem”! - -
Z grobu skalnego, wedle teje tradycji, powsta z martwych! - - -

Pozostawiajc tu na uboczu wszelk ,,historyczno”, rozwacie tylko gbok tre symbolu, utajonego w tych sowach, który -zrozumiany naleycie -czyni z tej legendy naczynie prawdy najwzniolejszej! - -

Kto nie wronie korzeniami jak najgbiej w ziemi, jako ów Mistrz dostojny, o którym tu mowa, ten nie bdzie zaiste, jako On, ,,podwyszony na, niebiosa!” - - -

Wasne ciao nasze jest koniec kocem grot zbawienia dla ducha; ciao jest ,,z i e m i ”, w której wewntrzne gbie wprzód zstpi musimy aby zaoy w nich fundamenty, zdolne udwign nasz duchow wityni.

Wikszo jednake chciaaby budowa wityni swego ducha w ten sposób, e jeszcze niedorzeczniej od legendarnych budowniczych wiey Babel - usiuje najpierw sklepia kopu, dziwujc si niepomiernie, gdy dzieo ich z koniecznoci wnet si rozsypuje w gruzy.

Poczynaj w gowie, buduj z myli miae uki, nie umiejc jeszcze w naj­tajniejszej gbi ciaa czu­ciem wókien wszystkich nie­wzruszenie ugruntowa tego, co by mogo wesprze i unie kopu! - - -

Serce jest orodkiem ycia cielesnego, a gdy bi przestaje, nadchodzi kres ycia tego ciaa.

Lecz nie jest to bynajmniej przeno­ni poetyck, jeli równie w zwizku z odczuwaniem i przeyciami duszy u wszystkich ludów i po wszystkie czasy przypisuje si sercu wag najwiksz! - -

Oczywicie, nigdy anatom aden w wo­reczku sercowym duszy nie wy kryje. Wszystkie nasze organa cie­lesne odpowiadaj  jednak wspórzdnym organom duszy oraz ducha, gdy wic mówi si o ,,s e r c u” w znaczeniu duchowym, mowa jest wy­cznie o sercu organizmu duchowego, któ­rego odruchy wywieraj wszake - za by­towania ziemskiego - wpyw nieustanny na serce cielesne i odwrotnie: tak i serce ziemskiego ciaa tworzy jak gdyby r e z o n a t o r ; dziki jego wzmacniajcemu dzia ani u docieraj do naszej wiadomoci wszelkie przeywania duszne i duchom z moliwie najwiksz jasnoci. - I zwierz posiada te podobnie organa cielesne, brak mu jednake odpowiadajcego im organizmu d u c h o w e g o, to za, co pospolicie nazywa si „dusz” zwierzc, nie jest niczym innym tylko zespoem subtelniejszych si fluidcznych jego cia wszake wikszo ludzi w swojej ignorancji czuje si w prawie zalicza ju siy w czowieku do si „duszy”...

Ciao to, podobne zwierzcemu, stao sil niegdy wybranym wasnowolnie schronieniem czowieka ducha, gdy „upad” z pierwotnego stanu duchowego. I to samo ciao zwierzce, w którym obecnie przebywa, gdy tylko „pora jego” nadejdzie bdzie dla równie„grot zbawieni a”. Albowiem nawet w swym „upadku duch nie utraci wcale siy twórczej, lecz potrafi uksztatowa siebie wedle form ciaa zwierzcego bdc jeno w ten sposób zdolny osign zbawienie, gdy jeno tak jest uchwytny dla wiadomoci ludzkiego zwierzcia. - - -

Kto pozna czuciem to niezmierzenie gbokie misterium w nie wysowione j jego doniosoci, temu ciao ziemskie nie bdzie si ju wydawao tylko zawad i uciliwym brzemieniem w deniu do osignicia wiadomoci w czystym duchu...

„Co bycie kolwiek zwizali na ziemi, bdzie zwizane i na niebie” -w królestwie czystego ducha - „a co bycie kolwiek roz­wizali na ziemi, bdzie rozwizane i w nie­bie”. -

Nie masz zbawienia prawdzi­wego dla czowieka ziem i, chy­ba: zbawienie w ciele i cie­lenie odczuwalne dla ywego substancjalnego ducha ukszta­towanego na podobiestwo te­go ciaa!! - - -

Dopiero gdy caym samoczuciem przez ciao ziemskie nabierze przewiadczenia o swym podobnie ukszta­towanym yciu duchowym, tym samym ,,z najdzie si w duch u” i odtd ju wolno mu bdzie, nie bojc si zudzenia, zezwoli myleniu swemu na wznoszenie wyniosej kopuy, majcej wie­czy widoczn z dala wityni ducha. -

Wszystko, cokolwiek by przedtem budo­wa, bdzie w najlepszym razie tylko f a s a d  ciekaw, któr rozwali pierwsza wichura. Gdy za zmuszony bdzie odda ziemi swe ciao doczesne, nie bdzie wiadom, kdy by móg schronienie znale jako e to, co budowa, dostrzegalne t y l k o dla wzroku ziemskiego, wraz ciaem ziemskim sczenie dla ludzkiej jego wiadomoci, która z duchowoci nie zjednoczona jeszcze, jeno m a m i d  a postrzega nadal wokó siebie bdzie. - -

Móg wic zaiste powiedzie Mistrz dostojny:

,,Sprawujcie pokd dzie jest albowiem nadchodzi noc, gdy aden nie bdzie móg sprawowa”. - - -

A ow noc nie jest nic innego, tylko nie mono syszenia, bez rezonansu ciaa gosu wasnego wiekuistego ducha tak, jakby to byo moliwe tu na ziemi, albowiem witynia”, o której zbudowanie chodzi, innym j okrelajc obrazowym sowem, podobna jest symfonii, do tej za po­trzeba nie tylko kompozytora i orkiestry, lecz zarówno i suchacza, zdolnego przyswoi j  sobie ! » -

Tu przerwa Mody. Trójka przyjació, pogronych w milczeniu, spogldaa czas duszy na przestwór morza, po którym mkna przybrana flagami aglówka, za­pewne przywoca z pobliskiego ldu no­wych goci na wieczorn zabaw witeczn. Niby stranice obronne wznosiy si z mo­rza tu przy brzegu olbrzymie skay, co tonc teraz w ótawo-czerwonawym blasku, pozwalay si zorientowa, e tarcza so­neczna, która podczas pobytu przyjació na tym miejscu znika ju dla oczu poza urwi­st, potn cian skaln na zachodzie, w swej ku doowi chylcej si drodze miaa rycho ju opuci owietlon dotychczas stron ziemi.

Nikt jednak nie chcia ani myle o powrocie, a „Proboszcz”, czujc potrzeb odpowiedzi, rozpocz w te sowa: «To, co nam pan powiedzia, po wszystkim, co dane nam byo usysze ode przedtem, jest dla nas oczywicie zrozumia, a musz wyzna, e powierzona mu wzniosa nauka, któr nam pan tu objawi wstrzsna mn do gbi!

Swymi radosnymi salwami bez koca mieszkacy tej wyspy chcieli tylko uczci na swój sposób dzie swego patrona; lecz mnie si niemal wydaje, jak gdyby witali oni niewiadomie dzie, który nam, branym w tym witym miejscu misteriów staroytnych, odsoni gbie dziaa ducha, w których zagadka bytu ludzkiej znajduje takie cudowne rozwizanie...

Jedno mam jeszcze pytanie, cho zdaj sobie spraw, e ostatecznie moe si okaza niedorzeczne ; lecz jakkolwiek si czuo uszczliwione i podniesione „serce” tym wszystkim, co nam pan oznajmi, jednak w obliczu tego pytania nie si ono jak dotd nakoni do radoci.

By moe zbyt wielu jeszcze nimi zwizany jestem z ziemi, tote nierad bym wyciga tu konsekwencje, lubo wycign je p o t r a f i .» -

«Jeli si nie myl», przerwa mu Starzec, «to jestemy obaj w tym samym pooe­niu. I ja te nie znajduj wyjcia, gdy mam sobie powiedzie, e tylko w ciele ziemskim duch moe by zbawiony, podczas gdy tyle wizów mioci czy mnie ze zmarymi, których bodaj czy wolno mi zaliczy do tych, co dostpili zbawienia ju na ziemi.» - -

«O to wanie mi chodzi», wtrci ,,Pro­boszcz”. « Staj tu doprawdy wobec czego, co si domaga wyranej konkluzji, a przecie jest we mnie, z drugiej strony, co, czego z pewnoci nie mog uwaa za „zo”, a co mi zabrania wycignicia tego wniosku !

Straszn jest dla mnie myl, aby wszyscy, których znaem tu na ziemi i którzy wie­rzyli w mono osignicia zbawienia innymi drogami, mieli pa ofiar za­gady !» - -

Lecz najmodszy z przyjació rzek z umie­chem:

«Prosz mi wybaczy, lecz zbyt popiesznie poczu si pan zmuszony do ujcia tej kwestii w sposób, jakiego nikt bynajmniej nie wymaga

Bardzo daleki jestem od goszenia nauk wedug której mieliby by zgubieni wszyscy co nie zdoali tutaj, w ciele ziemskim, zjednoczy si ze sw wiekuist wiadomoci duchow.

Powiadam tylko, e dla osignicia tej celu trzeba zuytkowa tu na ziemi równie ciao ziemskie, e b e z rezonansu, jaki daje to ciao, celu tego za ycia Ziemskiego w ogóle osign nie p o d o b na; a dalej - e wiekuisty w nas c z  o wiek ducha tak potrafi si u p o d o ni do ciaa ziemskiego, i dziki tym stworzonym przez ducha warunkom powstaje moliwo zbawienia, z której moe m skorzysta tylko dopóki yjemy w tym naszym ciele ziemskim, z którym to co w nas wiekuiste, zwizao si przez „upadek” w wiadomo ciaa zwierzcego. -

Z tego za bynajmniej nie wynika absurdalne domniemanie, jakoby p o wyzwoleniu si z tego ciaa nie byo ju w ogól adnej moliwoci zbawienia!

Lecz podczas gdy my - zwizani jeszcze z ciaem ziemskim - moemy bra w dziele zbawienia udzia czynny, przy czym siy tego ciaa, jeli potrafimy ich uywa, uyczaj nam nader skutecznej pomocy - to p o rozstaniu si z ciaem skazani bdziemy na postaw cakowicie b i e r n , a wic to, co w ciele ziemskim mona osign w cigu niewielu dziesicioleci, moe trwa wtedy - wedle ziemskiego poj­mowania czasu - cae tysiclecia, a nawet niezmierzone okresy kosmicz­ne! - -

«To brzmi oczywicie inaczej rzek Fi­zyk, i na podstawie niektórych znanych mi ziemskich analogii mog nawet atwo wyobrazi sobie podobne, krzepice nasze siy, funkcjonowanie ziemskiego ciaa.

Dziki temu staje mi si zarazem zupe­nie zrozumiae, e ludzie zwizku takiego wiadomi nie znali wyszego zadania nad wskazywanie blinim dróg, na których by mogli osign ju tutaj, na ziemi, swój cel: zjednoczenie si z Bogiem. -

Co dawniej wydawao mi si nieraz jak dziwaczn igraszk gnostyczn, teraz ukazuje si w wietle, które musi pozostawa cakowicie niedostpne dla zwykego mylenia dyskursywnego; z pewny i te wstydem za siebie i za innych spostrzegam, jak lekkomylnie - nie zbija z tropu przez pojmowanie istotnie duchowy - peni zarozumiaych, wyuczonych frazesów, ludzie uwaaj si za powoanych do wydawania sdu o czym, czego sdzi nie mog, bo brak im po temu wszelkich zdolnoci krytycznych...

W wietle tego poznania na jakiche gupców wygldaj mi owi mdrale, w miesznej zarozumiaoci wyobraajcy sobie, e si z wieczystym misterium zaatwili, gdy wedle swej wasnej, ciasnej metody szkolarskiej zdoali poszarpa do szcztu nauki istotnie Wiedzcych, aby uzyska strzpy móc potem poutyka po swych ndznych schowkach pojciowych !

Mimo woli narzuca mi si tu obraz mapiej klatki, do której jaki artowni wrzuci lusterko; pocieszne zwierzta, nie wiedz! ostatecznie co z nim pocz, gdy chybi próby wykrycia po drugiej stronie szkieka jego tajemnicy, rozkruszyy je w zbach z wciekoci, i coraz to zo je ogarniaa, a szczerzyy zby, e nie mog w nim do­strzec nic wicej, prócz wasnych gryma­sów. - -

Otó trzeba samemu ju by zdol­nym wyczuwa w sobie choby niky od­blask wiekuistego wiata du­chowego, aeby poj, i wzniose nauki obudzonych w duchu nie dadz si wtoczy do przegródek tych krótkowzrocz­nych, odtych znakomitoci! -

Zabawne dalibóg widowisko czyni z sie­bie taki pierwszy lepszy majster klepka od spekulatywnego poznania rozumowego, gdy zdaje si ywi niezachwiane przekonanie, e Wiedzcy przez samo przeistoczenie w duchu, o których wie­my teraz od pana, nie maj pojcia o tych wszelkich moliwociach zudze, co zdolne s sprowadzi na manowce szu­kajce poznania jednostki. Skromna zna­jomo pewnych skojarze psychicznych, któr si dzi tak puszy zwodna mdro eksperymentalna, jak widz coraz wyraniej, przez Janiejcych w duchu uwaana bya ju przed lat tysicami za abecado zaledwie, ponad które po znanie duchowe Janiejcych wznioso si nieomal do Syriusza...

mieszni ci poczciwcy yj w jaki sztucznym wiatku, skleconym przez nich samych, a próno kae im widzie wszystko w wietle bengalskich o g n i ich sofizmatów; jako w mawia-j w siebie, e usunli soce, ile e renic ich, od wiatoci sonecznej odwyke, do­znaj od niego tylko olepienia. - --

Do dugo i jam dawa si prowadzi takim niewidomym przewodnikom lepców, radujc si ich „mdroci”, cho w kocu ograniczono ich staa si mi a nadto oczywist; lecz wówczas jeszcze sdziem, jak tylu innych w mym pooeniu , e peni poznania duchowego czowiek dostpi nie moe...

Pan , drogi przyjacielu, przekonae mi w tej podróy, e jest inaczej !

Ale te musz mu owiadczy , e mnie ju nie powstrzyma od k r o c z e n i a d o k o  c a drog do wiatoci wiekuistej , na któr dopiero co wstpiem pokd - jeli dni ycia ziemskiego jeszcze na to zezwol - ju tutaj, za bytowania na tym globie, nie osign szczytnego celu, który, jak czuje to obecnie, osign tu mog!

A przynajmniej nie zwiod mnie ju w przyszoci czcze frazesy tych, co radzi pozornej swej mdroci potrafi frymarczy pustymi sowy . uwaaj za drog do poznania!.”-

Najmodszy z trójki powstawszy spoglda w zadumie na wieczorne morze, jak gdyby nie zwróciwszy uwagi na ostatnie sowa, i byo widoczne , e dzikczynienia przyjaciela pragn nie d o s  y s z e  Siwobrody za rzek:

„Wane to sprawy ,którymi zajmowalimy si tu dzisiaj, a wywczasy nasze na tej przepiknej wyspie zaczy si najwidoczniej pod szczliw gwiazd !

Co do mnie , to bodaj nic nie mógbym dorzuci do wynurze , przed chwil tutaj usyszanych, chyba to jedno , e jak sdz, e jak sdz, mam oczywicie jeszcze waniejsze powody do yczenia sobie, abym nie wczeniej zmuszony by opuci t ziemi, a dane bdzie i mnie dopi celu, który dopiero w tal podeszym wieku widz przed sob.

Lecz nie mog da wiary, aby zrzdzenie losu miao wskazywa mi ów cel jako dosiny, gdyby nie byo mi sdzone zdy do niego dorosn. -

Gdybym za o tym wszystkim posysza by dawniej w taki sposób, jak si to stao w tej podróy - kto wie, czy bybym do dojrzay, by pój za wezwaniem!?

Musz wyzna, e za modu czuem si wymienicie ze wiatopogldem, który sobie jako tako wymdrkowaem, a którego podoe stano-wiy wci jeszcze ogólne zarysy kocielnej eschatologii: przyjmowanej w latach modzieczych z tak wiar nauki o ,,rzeczach ostatecznych”. Na mnie, gorliwym wyznawcy wpojonej mi przez wychowanie wiary, nauka ta czynia gbokie wraenie w egzercycjach witego Igncego Loyoli, odbywanych przeze mnie, pod kierunkiem jego synów duchowych, nieledwie corocznie.

Daleki od tego, aby aowa dzi takiego wychowania, moe teraz dopiero umiem oceni dostatecznie, jakie bogosawie­stwo wnioso ono w me ycie mimo bdnych swych zaoe, gdy nauczyem si przy tym metodyki rozumo­wania, jak równie powcigania uczu, co wiodo do ksztacenia woli, a czego bym dalibóg yczy nie­jednemu z tych, co znaj tylko mniej korzystne strony dziaalnoci tych fanatyków Kocioa Rzymskiego. -

A cho póniej nauczyem si patrze na wiele rzeczy inaczej, ni mi je wówczas podawano, pozostaa mi jednak surowa dyscyplina duchowa, która zarówno uniemoliwiaa mi odda­wanie si religijnym mrzonkom, jak i po­zwalaa zawsze przejrze rycho na wylot sofizmaty czczej spekulacji, choby chciay mi si przedstawi najbardziej kuszco, jako rzeczy ,,nie-zbite”.

Lecz na dnie mojej duszy lega wa­ciwie rezygnacja...

Staem przed jednym wielkim ignorabimus : zadowalaem si myl, i o wielu rzeczach nigdy niczego dowiedzie si nie zdoamy, i uwaaem za jedyne wskazane, zgodnie z sentencj poety ,,w spokoju ducha czci to, niezbadane”..

Rad z monoci zachowania w ten sposób pewnej równowagi wewntrznej, bybym zapewne niezbyt uwanym suchaczem gdyby wówczas mówiono mi o rzeczach podobnych tym, którym obecnie staralimy si powici niejedn godzin. - Dopiero w latach ostatnich, gdy coraz natrtniej ja mi przeladowa myl o rozstaniu si z doczesnoci, zasza we mnie zmiana i jake czsto czuem trawi| pragnienie wyamania furty, za któr zdawaa si przede mn ukrywa tajemnica rzeczy ostatecznych. - -

Ze za doznania wasne nastrczy , mi si nie chciay, próbowaem w kocu urobi sobie sd jaki na podstawie wiadcze innych osób; tak doszo do tego, e od duszego czasu odda-waem si owym studiom, o których napomknwszy przed panem, mody przyjacielu, spowodowaem wszystkie te rewelacje, które odtd panu zawdziczamy.

Przeto nie auj ani troch, e tyle cennego czasu strawiem na badaniu spra­wozda, których autorowie, bez zarzutu pod wzgldem naukowym, dawali mi bd co bd rkojmi, e nie pozwolili si baamuci adnymi sztuczkami.

Lecz od pewnego czasu widz, e jednak byem na faszywym tropie i e zagadki naszej wiekuistej duchowoci przenigdy nie dadz si rozwiza drog dowiad­cze z somnambulikami i ,,mediami”.

I ja te znalazem oto pocztek prawdzi­wej drogi !

Czy bdzie mi dane doj do celu ju tutaj, na tym padole, wiedzie to mog tylko wysze moce! - -

Tymczasem skadam dziki tajemni­czemu kierownictwu, które z okazji tej podróy - cho jeszcze jakoby z oddalenia - pozwolio nam dostrzec w sobie pierwsze promyki wiekuistego wiata.

Czuj, e ten, który tu mia za zadanie uchyli rbek zasony, tyle przed nami kryjcej, unika naszych podzikowa, lecz to nie moe mi przeszkodzi zoy . dziki w gbi serca; a gdy sam zwie siebie tylko ,,uczniem”, oby zechcia poleci ni pieczy tych, których czci jako

M i s t r z ów !”

A Mody odpowiedzia w te sowa:

«W tym wypadku jam tylko po wini dzikowa, e dane mi byo posuy narzdzie w rku dostojnego kierownictwa, które was ze mn zbliyo, dajc mi sposobno uyczenia wam tej odrobiny, któr sam da mog!

Lecz odtd nie bd potrzebny, skoro zamierzacie panowie, teraz ju - e dodam - czynów swych wiadomi, powierzy si nadal temu dostojnemu kierownictwu, o którym wiecie, e i ja równie zawdziczam mu swe poznanie.

„Procie, a bdzie wam dane Szukajcie, a znajdziecie! Koaczcie, a bdzie wam otworzone!”

Mistrz, który niegdy mówi tak do swych wspóczesnych, nie jest i dzi da­leki od tej ziemi, a garstka mów, o których panom mówiem jako o

„Janiejcych Prawiatem”, zna go jako swego brata w postaci duchowej, w której pozo-staje niezmiennie w bliskoci ludzi tej ziemi - w duchowej sfe­rze ycia ziemskiego - pokd ostatni z ludzi ducha, którzy skutkiem ,,upadku” z wyyn wiatoci musz tu podlega ludzkiemu zwierzciu, nie po­rzuci ciaa ziemskiego...

A kto umie go „wzywa” przez czyny i ycie, temu bdzie bliski, jak i wielu innych jego braci, którzy podobnie pozostaj w bliskoci tej ziemi, cho ju dawno porzucili ciao ziemskie!

Aby pomocy ich dostpi, nie potrzeba nawet mie pojcia o istnieniu do­stojnych szafarzy pomocy duchowej i nie jest te rzecz konieczn by formal­nym wyznawc Mistrza, zwanego przez nich „Wielkim Miujcym”, którego znaczny odam ludzkoci czci jako swego Zbawc. -

Pomoc t uzyskao mnóstwo ludzi, którzy ani imienia tego dostojnego ma nie znali, ani te nic nie wiedzieli o jego duchowych braciach, albowiem wszystko, co tu jest wymagane, to jedynie „wiara”, stwierdzona czynem, a nie zwizana specjalnie z wyznawaniem tych lub innych pogldów religij­nych!

Rzecz oczywista, e ta wiedza niezawo­dna bdzie „potpiana” przez wszystkich, którzy by radzi podtrzymywali urojenie, jakoby zbawienia mona byo dostpi wy­cznie przez skrpowanie si wyspekulowanymi przez nich for-mukami wiary. Atoli duch wiekuisty, któremu maj oni suy, dalej jest jeszcze od ich „potpie”, ni od ich „bogosawiestw”, do szafowania którymi w jego imieniu wyczne uzurpuj sobie prawo! - - -

Lecz zwizanie takie nie stanowi te przeszkody, aby zwizani owi nie mieli dowiadcza na równi z innymi dostojnej tej pomocy, i jest to do­prawdy rzecz bez znaczenia, kogo czujemy si w obowizku czci, jako wspo­moyciela swego! -

Lud wierzcy tej wyspy zanosi dzi mody do swego patrona; lecz kimkolwiek by na ziemi czowiek, którego tu za wi­tego uwaaj - czy czyny jego i ywot na cze zasuguj, czy nie - wszelako proba, stajc si skuteczn przez czyny i ycie, dojdzie do prawdziwych szafarzy pomocy duchowej - tak samo jak do nich dojdzie, gdy szejk pustyni wzniesie swe serce do Allaha lub pobony Hindus do któregokolwiek z bóstw swego panteonu, tak cudacznego dla nas, mie­szkaców Zachodu. - -

A nawet dzikus w przybytku swego fetysza moe dostpi tej pomocy, jeeli caym postpowaniem swoim, w granicach swoich moliwoci poznawczych, wy­penia warunki, potrzebne do jej otrzy­mania. - - -

Oto najistotniejszy sens radosnej nowiny, ongi przyniesionej! ludzkoci przez Mistrza z N a z a r et u ; lecz nawet dzisiaj jake trudno spotka kogo, kto by j

rozumia! -

Z jednej strony wszystko, co duchowe, o czym posanie to przynioso wieci, coraz skrztniej odgradzano od z i e m i obracajc to w jak chimeryczn nico, rozwiewajc si w nadobocznych wyynach, z drugiej za strony starano si tak stopi ducha z materi, a w kocu nie zauwaono, e pozostaa w doni ju tylko

materia. - - -

Kto jednak chce odszuka w so­bie ducha, niech wiadom bdzie tego, e znale go moe tylko uksztato­wanego jak materia, lecz ani pogr­onego w niej, ani te wzniesionego ponad materialno wszelk, niczym ja­ki bez istotny pód imaginacji !

Podobnie i duch, póki si nie zjedno­czy z samowiadomoci czowieka, nie moe dotrze do niej inaczej jak po stworzeniu warunków, w których wiadomo jednostki, jeszcze nie zjednoczona z duchem, przez odczuwanie moe uczestniczy w wietlistym y­ciu wewntrznym jakiej innej wiadomoci ludzkiej, ju z duchem zjednoczo­ne j! - - -

A tymi synami ziemi, cakowicie zjednoczonymi z duchem, s owe nieliczne w kadej epoce jednostki, o których mówiem, jako o Janiej­cych Prawiatem!

Nie przez to wchodzimy w styczno z nimi, emy którego z nich lub choby i wszystkich poznali, gdy zblienie to a n i z ich, ani te z naszej strony nie zaley od upodobania ni y­cze osobistych - tylko sprowadzo­ne przez czyny i ywot nasze nastawienie wewntrzne roz­strzyga, czy zdolni jestemy uczestniczy w yciu ich wiadomoci z duchem zjedno­czonej, czy nie! - - - -

Lecz kto sta si zdolny chociaby najsabszym wyczuciem - do brania w nim udziau, temu bóg aden nie zdoaby w tym przeszkodzi; im bardziej za potrafi czo­wiek w takiej zdolnoci si umocni, tym wicej si spynie na ze sfery ducho­wej, w której spoczywa zjednoczona z du­chem boskim wiadomo mistrzów poznania; tym wicej spynie na po­mocy z owych nurtów wszechmocy du­chowej, kdy wada wola Janiejcych, czyn­na wiekuicie wedle praw ducha! - - -

Kto to pozna, postpi daleko na drodze, majcej przywie go w nim samym do jednoci w duchu!

Bdzie on zarówno daleki od uwaania „Janiejcych” za zbkanych sekciarzy czy mtnogowe dusze marzycielskie, jak te unika bdzie dopatrywania si w nich ja­kich odczowieczonych istot póboskich, czy jakich marnych czarodziejów! - -

Otom wprowadzi was, przyjaciele mili, w „pole si” dostojnej tej pomocy...

Wicej uczyni nie mog, lecz wicej nie zdoaby te uczyni aden z owych mów, przeze mnie tu wspominanych, którym za­wdziczam wszystko me poznanie!

Od was samych teraz zawiso, ja­kie siy zdoacie niejako wchon w sie­bie z owego „pola si” duchowych!

A wtedy podzikujcie „Bogu”, co spo­czywa w was samych, jakoby w taber­nakulum zamknity, za ask, której do­stpi wam dano; nie za mnie, któremu dane byo sta si tylko impulsem ku obudzeniu waszej woli!» -

Skay, sterczce z morza tu przy brzegu, tony od dawna w opaowej omgl i tylko gasnce odblaski dnia pozwalay rozpozna­wa na nich wiata i cienie.

Ponad gowami przyjació ju iskrzyy si pierwsze gwiazdy, gdy zdecydowali si wreszcie opuci wity zaktek, aby po­dy ciek, wiodc do miasteczka na przeczy wyspy.

Mrok zapad gsty nim wdrowcy dotarli do gospody, sucej im naówczas za mie­szkanie.

Tu spoyli wieczerz, a e po niej nikt si jeszcze do snu nie kwapi, lecz równie nikt nie chcia znów porusza gbokich materii, o których tego dnia mówiono przy grocie Mithry, przyjaciele udali si na ma piazett, gdzie mieszkacy wyspy i ich gocie przechadzali si jak po sali tanecznej, radu­jc si ze skocznych melodyj, wygrywanych od ucha przez waw kapel.

PRZEJADKA PO

MORZU

Gdy uciecha witeczna penych we­sela mieszkaców wyspy ustpia znów miejsca trudom codziennym, trójk przyjació spowia niezmcona, icie boska cisza, darzca ich wszystkim, po co tu przy­byli, szukajc ukojenia dla nerwów, znu­onych ustawicznym zwiedzaniem.

Kadego ranka poili wzrok na nowo bez­kresem lnicego morza, co zdao si zale­dwie mieci upusty promieni, lejce si na bez przerwy z przepojonych blaskiem, bez­dennych przepaci niebios.

Nie dziw, e w kocu zrodzio si w ich sercach pragnienie przejechania si jeszcze po tym wietlistym morzu, aby nurzajc si w jasnoci sonecznej okry wysp, nim wybije godzina rozstania si z ni ju na zawsze.

Pewnego wczesnego ranka powdrowali przyjaciele dugimi krtymi ciekami ku wybrzeu, gdzie ju czekali wiolarze ze spor bark, wynajt w przeddzie na wy­cieczk.

Niezbdne zapasy ywnoci - zarówno dla przyjació, jak i dla wiolarzy - wysano zawczasu przez posaca; zabezpieczone naleycie i ukryte przed nadchodzc spie­kot spoczyway ju pod pokadem cikiej odzi.

Gdy ód wypywaa na otwarte morze, przed malek przystani wyspy manewro­wa potny aglowiec, a óte jego agle pczniay pod wieym podmuchem ran­nym.

Pitrzyy si wzwy gigantyczne, rdzawe urwiska skalne, usiane w podniebiu plam­kami willi wród zieleni. Biae domeczki, jak gdyby ledwie si trzymajce ponad bezdni , sprawiay z dou wraenie jakich za­bawek dziecicych.

Szerokim ukiem trzeba byo opyn wpierw owe urwiska, by si napawa z pew­nej odlegoci wspania panoram.

Lecz potem jli wiolarze trzyma si bli­ej wyspy, tak i niechybnie mona byo ustali na oko formacj jej ska.

Zrazu pynito do wsk cienin, dzie­lc ld stay od wyspy.

Po tamtej stronie, na ldzie, cign si w dal tchncy najszlachetniejsz harmoni acuch gór niezbyt wysokich, ponad które wspinay si tu i ówdzie szczyty wysze.

Cae pobrzee staego ldu otula jeszcze woal przejrzystego oparu, dziki czemu lnio si ono istn gam barw pastelowych, od bladoróowej do mikkiego, bawego bkitu.

W miejscu, gdzie si ód wanie znajdo­waa, roziskrzona zielonkawolazurowa to morska, ku niemaemu zdumieniu przyja­ció, do tya bya przejrzysta, e dno wraz z kamieniami i wszelkiego rodzaju wodo­rostami mona byo widzie tak wyranie, jak gdyby si spogldao w jak otcha prón. Nieomal sprawiao to wraenie do niemie, e barka szybuje nad t przepaci bezdenn jakby w niematerialnej jakowej nicoci.

Na kracach widnokrgu pezo ponad roztocz morsk kilka smug bladofiokowych oboczków, ostatnich wiadków pierz­chej nocy, bez maa ju pochonitych przez róowe blaski poranka, przechodzce wyej w ja zota, by jeszcze wyej zla si nie­postrzeenie z wietlist, zotaw zieleni i wreszcie z najwietniejszym turkusem.

Aby poj pikno takiego poranka na po­udniowym morzu, trzeba przey go samemu !

Barka przyjació trzymaa si wci brze­gu wyspy.

Strzelajce w niebo bastiony ska wyaniay si tu na zmian z urwistymi wwozy, miej­scami za rozcigay si spadziste dolinki, gdzie rzadkie gaje oliwne i cytrynowe sady, grodzone pomaraczarnie i zarola mirtów sigay nieledwie do morza.

Sterczce w morzu potne skay przy­brzene, podziwiane dotychczas tylko z wy­spy, tworzyy tu niby bram olbrzymi; jako wiolarze nie omieszkali przeprowa­dzi odzi pod tym sklepieniem skalnym. Teraz ujrzano te wyranie miejsce, gdzie znajdowaa si grota Mithry, przy której niedawno, owego przedwieczora, przyjaciele dowiedzieli si rzeczy tak do­niosych.

Niechybnie rozpoznali te strom ciek, po której ongi, w zamierzchoci, wspinali si wtajemniczeni, dc od morza ku witnicy.

Jeszcze kilka porusze wiosami i oto hen w górze, ponad rozleg, urodzajn dolin, ujrzano na przeczy bielejce miasto - widoczne teraz z innej strony, gdy jeszcze z rana widziano je spitrzone ponad male­k przystani.

Podczas gdy z osiedla u przystani zdawao si ono wznosi amfiteatralnie ku górze, tu rozpostaro si niby diadem zbaty na pa­skowyu nad zatok, z lewej strony oso­nite przez najwyszy grzbiet górski wyspy, gdy z prawej panoway nad nim jeno nie­wielkie pagórki.

Trzej przyjaciele chonli dotd ca du­sz wszystek ten bezmiar pikna, jakie dane im byo oglda, wiolarze za - niemao dumni z czarownej swej ojczyzny - byli nie­zmordowani w udzie-laniu objanie i wska­zywaniu widoków szczególnie uroczych.

Od dawna perli si pot na ich czoach i byo po nich wida, e chtnie by krzyn wypoczli, zanim wypadnie im opywa po­zosta, wiksz poa wyspy.

ód znajdowaa si wanie w pobliu malekiej przystani rybackiej.

Kilka malowniczych, lilipucich domków otaczao niewielk zatoczk, na brzegu za widniay rozpite sieci, suszce si w socu. Tam te polecili podróni skierowa bar­k, a wysiadszy na brzeg, sami byli radzi, e przez czas jaki unikn siedzenia nieru­chomo w odzi i bd mogli rozprostowa czonki na gruncie staym.

Z luboci obserwowali dzieciarni, która to miejsce obraa na kpielisko, pokazujc przeróne sztuki z nurkowaniem; przygl­dali si czas jaki rybakom, porzdkujcym sprzt na poów nastpnej nocy; w kocu za, wraz z obu brami wiolarzami, po­krzepili si soczystymi owocami z zapasu wzitego ze sob do odzi.

Niebawem popynli znowu. Domki ry­backie widniay ju z daleka, a coraz wysze fale gadko poniosy bark wzdu potnej ciany skalnej, tylko od czasu do czasu po przerzynanej wskimi rozpadlinami i mie­nicymi si barwnie grotami ku stromym urwiskom, widniejcym na zachodzie.

Po tej stronie wyspy, pokrytej obecnie cie­niem olbrzymich ska i panujcej nad nimi góry, Francesco, modszy z wiolarzy, zna pewien zaktek nadajcy si do wypoczynku; bez wtpienia znany on by równie i star­szemu z braci, wszake modszy unosi si nad nim tak górnymi tony, jak gdyby ów zaktek stanowi wycznie jego odkrycie. Tam postanowiono si zatrzyma na czas przerwy obiadowej i zabawi tak dugo, a wychyliwszy si spoza góry, soce opadnie ku morzu, po czym dopiero miano podj ostatni cz drogi, ju powrotnej.

Jednak wiolarze musieli natrudzi si nie­mao, stawiajc czoo falom, gdy trzeba byo teraz skierowa si hen na pene morze, aby nie pyn zbyt blisko ledwie widocz­nych raf, okalajcych tu potne urwiska niby czstokó szpiczasty.

Lecz osdziwszy w kocu, e pora skie­rowa bark znów ku wyspie, bracia wzili kurs prosto na pewn jasn plam, widnie­jc na dalekim wybrzeu.

Zbliywszy si ujrzano pytk zatoczk, w gb której nie mogy ju dociera fale morskie. Nad ogromnym, wypukanym do czysta osypiskiem rozciela si idylliczny taras murawy, porosy krzewami mirtów, czerniawymi wawrzynami, eukaliptusami i drzewkami oliwnymi: - dalibóg, nccy to by zaktek.

Niebawem te barka dziki zrcznie wy­zyskanej fali zostaa rzucona do brzegu, a gdy wspólnymi siami podrónych i wio­larzy wywindowano j na osypisko, gdzie nie sigay fale, mona byo si o ni nie troszczy i wdrapa si dalej po kamien­nym rumowisku na waciwe miejsce wypo­czynku.

Wiolarze przynieli jeszcze koszyki z ywnoci i napojami, a otrzymawszy, co zabrano dla nich, powrócili do odzi, by tam zje i wypocz; trudno byo do­prawdy zrozumie, dlaczego ci ludzie, którzy ich tu przyprowadzili, jako do za­ktka szczególnie uroczego, nie chc si rozkoszowa piknoci tego ustronia.

Lecz byo to objawem nie czego innego, tylko tego zadziwiajcego taktu, który najprostszego z synów Poudnia czyni tak sympatycznym dla rozumiejcego go cu­dzoziemca.

Rzecz prosta, e po wielkich miastach spotyka si te i najgorsz hoot, wszelako tam, gdzie zdoao si jeszcze zachowa w czystoci szlachectwo rasy, najwikszy biedak nosi ndzne swe achmany niczym ksi, a wielka jego godno wewntrzna tym bardziej na podziw zasuguje, e wy­czuwa on w kadej sytuacji, co przystoi w jego pooeniu, i przy caej swo­bodzie zachowania nigdy nie wypada z roli, jak wyznaczy mu los w mechanizmie ycia ziemskiego...

Tak te i ci dwaj bracia wiedzieli wy­bornie, e podrónym bdzie teraz z pew­noci najprzyjemniej pozosta bez ob­cych, wic jakkolwiek wy-cignliby si te bardzo chtnie na murawie, jak czynili to nieraz, bawic tu w wita z onami i dziatw, dzi jednak wydawaoby si to im czym w rodzaju witokradztwa, jakim przestpstwem, które by przylgno do nich na zawsze. -

Posiek smakowa wybornie, a cho nie podobna byo napotka na tej wyspie krynicznego róda, jednake gleba rodzia tu przepyszne owoce, nawet po korzennych przyprawach mogce ugasi pragnienie. Ponadto za by jeszcze sok winnej latoroli ze zboczy tej wyspy, ten wszake by rodzaju nazbyt ognistego, aby móg z powodzeniem zastpowa wod. -

Po duszym wypoczynku zabra gos Mody i ozwa si tymi sowy:

«W miejscowoci bardzo podobnej do zaktka, w którym dzi obozujemy, ode­braem by niegdy niezapomniane, wzniose nauki.

Byo to czasu podróy na Wschód, w któr wysa mi ojciec przed podjciem przeze mnie nowej dziaalnoci.

Jak tutaj, znajdowaem si na wyspie, jak tutaj - w obliczu morza, i jak tutaj - rozoylimy si wród krzewów mir­towych i wawrzynów, cho trawy byo tam duo skpiej i nie roztaczaa ona takiego przepychu kwiecia, jaki tu nas otacza.

Miaem wówczas zobaczy si znów nie­spodziewanie ze swym guru, a spotkaem go ponownie w okolicznociach nad wyraz osobliwych.

Lecz wszystko to da si równie opo­wiedzie w domu, przy ogniu kominka, w jaki wieczór zimowy, gdy wyje wichura i zamie bije w szyby, skoro ju jestemy w tak bliskich, penych wzajemnego zro­zumienia stosunkach. -

To jednak, co przychodzi mi wanie na pami, tyczy si raczej poucze, jakie naówczas otrzymaem, a które, by moe, naleaoby jeszcze omówi, aby do­koczy to, dziki czemu nasz wspólny tu pobyt by dotd tak poyteczny.

«Nie wiem, czym dzisiaj zamierza pan nas obdarowa, wtrci Starzec, «jednake sdz, e my obaj, seniorzy tego grona, zgadzamy si na jedno, e dziki panu moemy tylko co zyska; wic cokolwiek jeszcze ma pan do powiedzenia, wszystko to znajdzie w nas chciwych suchaczy!»

«Ja myl!» - uzupeni promieniejcy zadowoleniem „Proboszcz”, po czym ci­gn dalej:

«Wprost nie do uwierzenia, co pan potrafi ju zrobi z nas obu, starych dziadów, w tym krótkim przecigu czasu, odkd pan odkry nareszcie przybic! - -

Mógbym nieledwie poczyta panu za ze, e tak czsto przebywajc przedtem w naszym towarzystwie, strzeg pan swej tajemnicy przed nami, ,,profanami”!

Musielimy chyba uchodzi w paskich oczach za strasznych „sceptyków”; jednak wie pan przecie, e sceptycyzm i mistycyzm znajduj si ze sob w bardzo bliskim pokrewiestwie! -

Kto nie ywi w sobie szczypty scepty­cyzmu, nie bdzie czu nigdy potrzeb y dowiedzenia si czego o tym, co dzieje si poza zason, skonny wierzy obra­zom na niej utkanym...

Przekona si pan jednak, e ci „scep­tycy” nie s a tak niepoprawni, jak pan moe sdzi!

Wszak cay nasz sceptycyzm nie by niczym innym, tylko zamaskowan tsknot za monoci wierzenia; lecz dzi ta mono wierzenia staa si dla czowieka czym straszliwie trudnym!

Juci, gdy kto wtedy, jak to byo z pa­nem, nagle ujrzy, e poza wszystkimi postulatami wiary tkwi waciwie zawsze jaka niezbita, cho moe najnieudolniej sformu­owana prawda, budzi si w nim czuj­no, a konkluzje racjonalistycznego myle­nia zostaj sprowadzone do granic waci­wych! - -

Lecz któ dzi dostpuje takich poucze?! -

Wszak wikszo yje po prostu tak, jak pozwalaj na to warunki zewntrzne, nie troszczc si o mier ni o szatana, i nie zaprzta sobie gowy zagadnieniami, któ­rych rozwiza nie jest w stanie.

Gdy czowiek pojmie dusz jak naley to, czym pan nas obdarowa w tej podróy, chwyta si za gow i wprost zrozumie nie moe, i ludzko wci krci si w kóko jak w koowacinie i ani si domyla, e sama siebie trzyma, jak urzeczona, na tym samym miejscu! -

Czemu ju dzieci nasze nie wiedz o tym

Wszystkim ! - - -

Czy kade pokolenie musi na no-w o odkrywa dla siebie „tabliczk mno­enia'?

Lecz widz, e si rozgadaem... Pro­sz mi to wybaczy, gdy i ja tylko czekam, aby mody nasz przyjaciel, który tak wiele ju pozna, poucza nas i nadal !» -

Soce wychyno tymczasem spoza grzbie­tu góry; sunc po niebie wci dalej, obeszo drug stron wyspy, przekroczyo swój punkt kulminacyjny i jakby tsknie chylio si teraz wyranie ku morzu, cho stao jeszcze zbyt wysoko, aby moga nasun si obawa, e w rychle morze je pochonie.

Jednake promienie soca jy ju na­biera zotawych odcieni przedwieczornych, a w wiato jego poczy si te zwolna za­krada tony róowoczerwone, tak i oddal pony ju mieszanin barw coraz yw­szych, a i poblia przenikay odcienie cie­plejsze.

Wzrok poi si tym piknem do syta i dziwne si tylko zdawao, jak mona byo dotd wytrwa w szarzynie szerokoci pónocnych...

Musieli to by jednak najdzielniej­si z dzielnych, którzy si niegdy odwayli wyszuka sobie strony tak nie­gocinne - jeli nie byli to wanie n a j wiksi ndzarze, przekadajcy krzywd bezsonecznego lata nad dalsz paszczyzn u bogaczów, którzy sobie uroili, e wszystek przepych Poudnia tylko im winien

Takie i tym podobne myli zaprztay gowy trzech przyjació, gdy po niedugiej pauzie zabra gos Mody i ozwa si w te sowa:

„Widzicie, drodzy moi przyjaciele, znaj­duj si czsto w do przykrej sytuacji, wci wystpujc w roli nauczyciela wobec was, tyle ode mnie starszych. Zwie­cie mi swym modym przyjacie­le m, z czego, jak sdz, winieniem wysnu wniosek, e ta rónica wieku jest dla was niejako usprawiedliwieniem wie­lu rzeczy, które was uderzaj w mej osobie, cho wiecie obecnie, e mniemana ta ,,dziwaczno” ma swoje podstawy!» -

Lecz starsi zgodnie zaoponowali, stwier­dzajc stanowczo, e uwaaliby za zaszczyt „ dla siebie, gdyby Mody zechcia si zali­czy do ich grona, i e dlatego zapewne musia czyni na nich wraenie tyle mod­szego, i sami uwaali siebie bodaj za zbyt starych do podobnej przebudo­wy mylenia. - -

Na to j dalej mówi Mody, a gos jego dra z gbokiego wzruszenia:

«O przyjaciele, jake wzgldne s po­jcia „modoci” i „staroci” i jak niewiele znacz w wiecie ducha!

Za „wiek” jest tam uwaany tylko ten okres czasu, który zeszed ducho­wemu czowiekowi wiecznoci od chwili, gdy poczu w sobie impuls do po­wrotu do swej praojczyzny.

Znacznie od was modszy, jeli cho­dzi o lata doczesne, omielibym si jednak by „starszym” od was w duchu, gdy inaczej nie byoby mi spotkao to, co mi spotkao. - -

Jest wic mym obowizkiem was poucza, cho doprawdy nie wydaje mi si, bym jako nauczyciel mia jakie za­sugi! - - -

Tote nie nauczam was niczego, co by mnie osobicie zawdziczao wicej ni ksztat, form sown - prze­kazuj wszak tylko to, co ze swej strony sam niegdy otrzymaem.

Chciabym wic dzi mówi o tym, czego dostpiem ongi w podobnym ustro­niu, a jeli macie zamiar mi wysucha, dowiecie si niejednego, czegom dotychczas nie potrafi w opowieci moje wczy!

Na rzeczy, które w tej podróy oblekamy w szat sown, mona patrze z przeró­nych punktów widzenia, tym za sposobem z kadego nowego stanowiska otrzymujemy ich obraz coraz inny! - -

A e to, co chciabym dzi wam powie­dzie, wie si jednak z poprzednim, winno wam przeto jeszcze bardziej roz­wietli wszystko przeze mnie dotych­czas powiedziane. - -

Chc udzieli gosu samemu Mi­strzowi, jak mówi niegdy do mnie, gdy na pewnej wyspie na Poudniu spotkaem si z nim znowu, a on raczy si objawi mej duszy...

Dalsze sowa czerpi ze swego dziennika:

„ Zdalamy tu od zgubnych i nieokieznanych podliwoci z Zachodu !

Zdalamy od wszystkiego co moe by przed-miotem utsknienia wnuków twych praojców w zakresie yciowego dobrobytu ! -

Na tej wyspie po której stpamy , tylko my dwaj dzi yjemy , bo my dwaj tylko yjemy wiadomie ! -

Jedynie my staramy si zda sobie spraw z tego co wysza jakowa istno umiaaby dostrzec ...

Pytam wic ciebie - o ty, którego umiowaa dusza moja - jake potrafisz siebie odczuwa nie lkajc si bezkresów swej duszy!? - - -

Lecz na to mi odpowiesz :

Ci którzy yli przede mn, dalibóg niczym si ode mnie nie rónili, a lepiej od nie jednego bodaj z ludzi nam wspóczesnych umieli stawa si pana-mi ycia!

Có mi std , e ponad wszystkich wzniósszy si pradziadów poczuj si na jakiej wyynie , która zaiste na nic mi si nie zda, skoro zmuszony bd dzi ju moe opuci ten glob na zawsze? ! Lecz ja co innego chc ci rzec te wic posyszysz ode mnie sowa:

Zgoa niemdry si okaesz , przyjacielu mój , jeli pozwolisz si usidli takiemu rozumowaniu !

Tak mówi tylko ludzie maego serca i dusze przyziemne, ciebie za widywaem ju dalej patrzcego i uczyem ci ogarnia wzrokiem ora b a r d z i e j r o z l e g  e przestworza !

Byby zwierzciem zaprawd , gniciu podlegym, t r u p e m mogcym by jeno mierzw tej ziemi , gdyby nieubaganym jej prawom pozwoli nad dusz tw panowa !

Chc wszake nauczy ci c z e g o i n n e g o, a przyrzeknij mi e nie pozwolisz nigdy wodzi si na pasku niszym siom ziemi, cho n i g d y te nie powiniene ziemi g a r d z i  ; albowiem tylko w ciele ziemskim dostpi moesz z b a w i e n i a, jak dugo musisz jeszcze dwiga brzemi ywota ziemskiego ! - -

„Chc ci nauczy zmienia szat ziemsk na skrzyda cheruba; - chc ci nauczy: przez siy tej ziemi wzla­tywa ku gwiazdo m! -

Kroczmy samowtór, a poznasz nieba­wem, e ukazuj ci szlaki, dotd z pewno­ci ci nieznane, lecz chc ci zarówno po­kaza, jak na ciee te wstpowa i jak nimi do koca kroczy a do celu najwysze­go! - - -

Przecz bylibymy si zeszli, gdybym nie potrafi ci wywiadczy takiej przysugi mi­oci?! - - -

Jak którzy ci niegdy nauczali, powiadali ci: „Jak pochodni mdroci jest rozum ludzki, wszystko rozwietli umiejcy, cokolwiek by wizio w ciemnociach wia­domo czowiecz!”

Lecz wiesz ju nie od dzisiaj, e rozum twój czyni ci niewolnikiem tysicy pomyek, a mdry zaczniesz by odtd, odkd sobie powiesz: e rozum twój nie rozwie nigdy za-gadek, otaczajcych ci w ziemskiej pomroce! - -

Jeli poj nareszcie t rzecz najwaniejsz , bd móg ci dalej , a jeli mi z a u f a s z, zaprawd nie doznasz zawodu ! -

Sysz! Wszystko, czym darzy ci wiedza rozumowa, pynie z mózgu - naj­mniejszej czstki twego ciaa, atoli wie­dz, majc by tw karmi wiekuist, musi przyswoi sobie cae ciao twoje!

Na tym budujmy dalej!

Jako winno by dla ci pewnikiem, e ciao twe jest ci nieodzowne, jeli do cakowitego chcesz doj poznania!

Poznania tego z dnia na dzie zdoby nie podobna, lecz kto go szuka z najgb­szej potrzeby serca, osignie je z pewno­ci! -

Jak kade gbsze wzruszenie duszy niezwocznie wywouje wspówibracje czsteczek wszystkiego twego ciaa, tak te twe ciao musi nauczy si wibro­wa, gdy co duchowego munie tw wiadomo.

Z czymkolwiek z rzeczy ducha si spot­kasz, wiedz: dopiero wtedy naprawd to ogarniesz, dopiero wtedy przyswoisz sobie cakowicie, gdy kade wókno ziemskiego twego ciaa chciwie po to signie, by podobnie rk dwojgu, co szukaj si wzajem, pozwoli si potem uchwyci!

Jedynie w takim „ogarniciu” caego twego ciaa bdzie mogo zjednoczy si z tob to, co przybywa do ci z ducha; a inaczej, ni tylko przez absolutne zjed­noczenie, nigdy si nie da osign to, co jest istotnie z ducha! - - - Rozmylania nad rzeczami ducha mog ci w pewnej mierze by pomocne, wszake do celu ci nie doprowadz! Zdoasz wprawdzie w ten sposób naby sporo wiedzy doczesnej, lecz gdy kiedy zmuszony bdziesz zrzuci ziemskie ciao, wiedza ta bdzie dla ci utracona i nie przy­da ci si na nic!

Wiedza duchowa innego zaiste jest rodzaju!

Bdziesz móg j zdoby tylko wte­dy, gdy z przedmiotem tej wiedzy zdoasz si zjednoczy! - - -

Gdy wiedza doczesna jest zawsze tylko jakim rozumieniem, jakim ujmowaniem, jakim odkrywa­niem, jakim wynajdywaniem, ja­kim wywnioskowywaniem czego, to w duchowej, wieczno­trwaej wiedzy chodzi o bezpored­nie w sobie doznawanie! - -

Nie zdoasz w duchowoci dopi nicze­go, jeli jej nie pozwolisz samego siebie przeistoczy w najgbszym wntrzu twoim i sam si nie staniesz tym, co pragniesz pozna ! - - -

Dzi jeszcze zda ci si to niewymownie trudne, albowiem mylenie twoje nie na­uczyo si dotychczas podlega twej woli.

Lecz nie wczeniej dosyszysz w sobie gos ducha, a zdoasz nakaza myleniu twemu milczenie i nauczysz si po­wciga nadmiern jego pych!

Póniej, gdy z czasem ju dojdziesz w zjednoczeniu do poznania przez wiedzenie bezporednie, bdziesz móg hojnie wynagrodzi myleniu swemu rezer­w, któr mu przedtem nakaza musia!

Bdziesz mia wtedy mono uyczy myleniu swemu nowej podstawy, na której odtd bdzie mogo budowa z t a k   pewnoci, jak tam, gdzie za funda­ment suy mu wiat zmysów.

Zdolno mylenia jest cudownym darem, lecz wtedy jeno bogosawiestwem bdzie dla ci, gdy dasz myleniu twemu trwae podwaliny. - -

Nie sd, e te podwaliny dopiero stwo­rzy czy wynajdzie potga twej myli, jeli nie chcesz ulec zudzeniom, jakie od kolebki tej ziemskiej ludzkoci a po dzi dzie byy w mózgach ródem tysicy pomyek ! - - -

Sprawa wci od nowa rozbija si tu o trudno, e ludzie radzi by w y r o z u m o w a  to, co moe by wycznie w do­znaniu wewntrznym przeyte, po czym dopiero materiaem mylenia sta si m o  e.

Sdz, e w myleniu poznaj du­chowo, niewiadomi tego, e nie da si ona nigdy obj myl, pokd nie zostanie przeyta, tylko bowiem w przeyciu moe ona prawdziwie by odczuta; w przeyciu, nie majcym z poznawaniem rozumowym nic wspól­nego. - -

Poza myleniem wszelkim, dzierc swe myli mocno w cuglach, jako mylenia swego wadca, ucz si oglda w sa­mym sobie wszystko, co w tobie dostrze­galne, przez pogrenie si w wewntrzne twe otchanie: - potem dopiero moesz da folg mylom, gdy dopiero potem my­lenie twe nadawa si bdzie do wycigania wniosków z duchowego o d u c h o w y m !” - -

Tak wówczas zakoczy Mistrz swe przemówienie!

Sdz za, e nie byo chyba zbdne da je panom pozna?!”

«Oczywicie, e nie» odpar Fizyk, «tote na równi ze wszystkim innym jest dla mnie rzecz jasn, e rozumowanie nasze zawiso zawsze od przesanek, z których za kadym razem wychodzi !

Jeli dobrze rozumiem, to nawet paski guru nie wtpi bynajmniej o susznoci wniosków logicznych, tylko podda pa­skiej rozwadze, e rozumowanie nasze jest, e tak powiem, obojtne wzgldem podstaw, na których si opiera, tak i nawet wnioski wycignite w sposób logicz­nie nie do obalenia mog by koniec ko­cem faszywe, jeeli s oparte na prze­sankach od pocztku nie do pewnych.

Rozumiem te wybornie, e gdy mamy myle o rzeczach duchowych, po­trzeba nam po temu podstawy do­wiadczalnej zupenie tak samo, jak posiadamy j de facto, mylc o rzeczach fizycznych, i e bdem jest sdzi, jakoby zamiastk takiego dowiadczenia da­o si kiedy-kolwiek znale w samymmyleniu. - -

Wszystko to, oczywicie, nie budzi ju we mnie wtpliwoci, zadaj sobie tylko pytanie, jakby samemu doj do podob­nego dowiadczenia duchowego, które winno poprzedza wszelkie mylenie o rze­czach ducha; a tutaj rozpociera si przede mn grunt nader niepewny, tak i si waham, czy mam mu zaufa.» -

Mody za odrzek:

«Jeeli wszystko, co wolno mi byo powie­dzie, nie wyjanio panu tego dostatecznie, nieche i co do tego punktu przemówi do sam Mistrz, gdy i mnie niegdy dr­czyo to samo pytanie i w dzienniku moim wiernie zapisaem odpowied Mistrza, któr wówczas otrzymaem.

A wic tak niegdy mówi do mnie Mistrz :

„Przywykszy od lat najmodszych szuka rozstrzygni ostatecznych jedynie w swym rozumowaniu , dopucie, aby zamary w tobie siy , za spraw których winna na ci pewno b e z p o -  r e d n i e g o p o z n a n i a !

Atoli wszelka pewno jak ci kiedykolwiek da moe twoje mylenie , jest tylko jakby cieniem owej w i e d z y n i e z a w o d n e j , któr osigniesz w gbi siebie , jeli potrafisz si w z n i e   p o n a d mylenie swoje i s a m e m u wnij do tego królestwa , o którym mylenie nigdy ci wiadomoci adnych da nie zdoa.

O tym królestwie sam dostarczy musisz wieci myleniu swojemu , w przeciwnym wypadku sprawi ci ono zawód !-

Ale chcc trafi do wskiej furtki , wiodcej do przeywa samo-czucia w caej peni , bdziesz musia poniecha wiadomie wszelkich utartych gociców , utorowanych przez mylenie ziemskie!

Nawet mdro WED jest pod wielu wzgldami tylko wymysem niedorzecznym , jeli chodzi o znalezienie owej furtki , zaiste wziutkiej !

atwymi, pospolitymi szlaki zdaj Upaniszady , równie i ksigi Avesta krocz szerokimi gocicami baamutnego mylenia , lubo w tym wszystkim mona tu i ówdzie natrafi na  l a d y do furty ywota.-

Zarówno i to , czego naucza ów Sidharta , zwany Budd , n i e prowadzi ci do celu , acz kryje si w tym niemao penego mdroci poznania , którego owocem m y  l e n i a nazwa zaprawd nie podobna !

Niemao byo zapoznanych mów , u s i  u j  c y c h wskazywa ow ciek , lecz z nich j e d e n tylko sta si powszechnie znany ludzkoci , albowiem nie tylko usiowa, lecz p o t r a f i  j wskaza przez czyn swój i  y w o t ...

Dla was , chrzecijan , sta si On póniej

„Bogiem” i z w i e c i e si od Jego imienia , lecz daremnie szukam wród was jednostek , wstpujcych w Jego lady .---

Rónymi czasy wierzyo niemao g  u p c ó w , e s Jego towarzyszami, starajc si G o bezmylnie naladowa wedle nader baamutnych wiadomoci o Jego ywocie, a nawet w czasach dzisiejszych mona napotka maniackie, fanatyczne du­sze, usiujce upodobni si powierz­chownie do Jego obrazu i próbu­jce bezwstydnie posugiwa si wzniosymi Jego sowy do celów samolubnych.

Ci obkacy ju sprofanowali Jego imi; lecz i wród tych, którzy uczciwie na­ladowa Go chcieli, niemao byo ta­kich, którzy niewiadomie Mu blunili, sdzc e do nauk Jego si stosuj. - -

Cudem jest zaiste, e mimo wszel­kie potwornoci, jakimi splamio si czo­wieczestwo z Jego imieniem na ustach, On wci jeszcze kroczy czcigodnie poprzez dzieje ludzkoci tej ziemi! - - -

On jest jeden z tych bardzo nielicznych, którzy musieli da o sobie wiadectwo, czym s. - A wiadectwo Jego, w obdzie uroje, faszywie wytumaczono i „Boga” ze zrobiono; ze sów za Jego sklecono nauk, zmieszan z pogastwem staroytnym, nie przejmujc gbokiej mdroci ukrytej, któr Jemu, Wiedzcemu, ujawniay pogaskie nauki o bogach. - -

Od najdawniejszych czas ów takie popeniano bdy !

Atoli On - jeden z naszego grona - tylko w potdze mio­wania niepomiernie przewyszajcy nas wszystkich, braci Jego w królestwie ducha, by zaprawd sporód nas jedynym, albowiem ludzkoci caej potrafi ongi wskaza wsk ciek, wiodc do ciasnej furty ywota wiekuistego, ywota w peni wiadomoci...

Najwikszemu mdrcowi nie moe przy­nie ujmy adnej, jeli od Niego przyj­muje wskazania na drog! - - -

A rzek O n równie swego czasu, e z domu „Ojca” swego, gdzie, wedle sów Jego, jest mieszkania wiele, pole kogo, kto nosi bdzie znak posannictwa swego, i e Jego przyjmie, kto przyjmie o n e g o, którego O n przyle...

On wskaza drog - wziutk cie­yn - wiodc do furty ywota, i nauczy nas t furt otwiera!

Kto za po Nim przyjdzie, bdzie móg dowie posannictwa swego jeno przez to, e bdzie umia wskaza t sam drog

Droga ta jest zreszt jedyn - szczsny, kto na ni wstpi! - -

Wszelako patrzcie, jak j wskazywa Ciela, który podobnie nam, by Mistrzem ywota prawdziwego!

Jego ywot by zarazem nauk Jego! Daremnie bycie si trudzili, chcc w rumowisku póniejszych faszerstw, jakich si dopuszczono wzgldem pierwotnych opo­wieci o Jego ywocie, wyszpera jak mdro rozumow, której by On móg poznanie swe zawdzicza!

Nie z Egiptu i nie z Indii przysza do mdro Jego; kto za jest jej go­dzien, w kadej epoce t sam mdro zdoa wykry!

Wedle wasnych sów Jego, objawiaa si w Nim moc i mdro Jego „Ojca”, mdro za tego „Ojca” nie jest dzieem myli, jeno bytu w peni wiado­moci! - -

I ja te, o luby, nie zdoam inaczej przywie ci do poznawania na jawie w doznaniu bezporednim, jeli ci nie powiod t sam cieyn, na któr wkracza uczy dostojny Mistrz z Na­zaretu, który ongi w „drog” sam si prze­obraziwszy, mia prawo rzec z ca susz­noci: - „Jam jest droga i prawda i ywot”. - - -

Chc ci wic dzisiaj ukaza t drog i jasn da nauk, jak zda najprdzej ciek wyynn, co powiedzie ci do furty wiadomego w duchu samo przeywania.

Otwórz swe serce i sysz!

Musisz sta si zdolny dowiadczy w samym sobie najbardziej nie­zgbionego misterium!

Oto ma si przed tob odsoni tajemnica ostateczna !

Chc ci powie ku najwyszym twym szczytom, a u mego boku ucz si spoglda bez trwogi we wszystkie pod tob otchanie!

Jeli pój za mn zechcesz, dosigniesz najwyszej twej wyyny i w blasku wiecznych niegów ducha ujrzysz twe gniazdo wiekuiste, hen ponad mglistymi nizinami, kdy ciel si bezdroa ziemskiego twego ywota ! - - -

Suchaj wic i pójd za mn, skoro powoany, by i za mn, a przez to poda za mn jeste zdolny! - -

Od zarania wieków niewolnik swego upadku, pogron bye w najgstszym mroku, skd jedynie moc boska moga ci wyzwoli.

Wol wasn zwizany z potg wad­ców zewntrznego, fizycznego kosmosu, pod­dan ,, ksiciu tego wiata, stae si ofiar swych myli - ty, co panem by przedtem wszelkiego myle­nia! -

Oto jarzmo, z którego masz by wyzwolony! - -

Gdyby ongi nie chadza po tej ziemi Ów, o którym mówiem ci uprzednio: którego zwiemy Najwikszym z Mi­ujcych, cel, który zwiastuj tobie, byby osigalny tylko dla nielicznych...

On jednak zdoa tak odmieni „aur” tej ziemi, e wszyscy ywicy ,,d o b r 

wol” wnijcia do wiatoci uzyskuj równie siy pozwalajce im uczyni zado tsknocie ich woli. - -

Jako dzi moe dostpi „zbawie­nia” wielu, wielu tych, którzy by bez Jego czynu mioci na Golgocie musieli pa ofiar zatracenia - lub co najmniej pój na pastw mk przez niezliczone tysiclecia, zanim by mogli wreszcie dozna wyzwolenia i ratunku. - - -

Dziki Niemu atwo ci teraz samemu si wyzwoli, jeli tylko chcesz zbawie­nie osign! -

Poniechaj wszelkiej mdroci wymylo­nej, choby ci si „sowem boym” wy­dawaa, a odnajdziesz drog do mdroci czynu i ywota, do której gbin nie przenikaj nawet wzniose nauki najwik­szych mdrców ziemi; albowiem pynie ona z bezdni, których mylenie adne prze-nigdy zmierzy nie zdoa! - - -

Staraj si w sobie o prostot dziecka, aby dziki niej zdoa si wyzwoli z ciasnego i przedziwnie spltanego labiryntu, w którym ci wizi to, co nie jest tob samym! - -

Zaiste, atwiej wielbdowi -czy choby powrozowi z jego wosia - przej przez ucho igielne, ni „bogaczowi” umysowoci ziemskiej wnij do Królestwa Nie­bieskiego !! Znaczy to: e wszelka mdro rozu­mowa gupstwem si staje, gdy cho­dzi o znalezienie w sobie samym ducha ywota! -

Nie masz tu „treningu” adnego, ad­nych szkolarskich wicze, wiodcych do celu, i nic nie moe da rkojmi nieza­wodnej, prócz czynu i bacznego na wszystko, skorego do czynu ycia! -

Tylko przez baczny czyn moe Zd­ajcy posuwa si naprzód i tylko w ten sposób odsoni si przed nim tajemnica, któr daremnie usiuje zgbi, pokd si o to kusi w mylach! - - -

A gdy pojmie, o co tu chodzi, z umie­chem wspomina bdzie zalepienie, które kazao mu przedtem uwaa za osigalne dla myli ludzkiej to, co, jak si oka­zuje, ogarnione by moe tylko dziki asce z wysokoci.

A gdy pojmie, o co tu chodzi, z umie­chem wspomina bdzie zalepienie, które kaza mu przed tem uwaa za osigalne dla m y  l i ludzkiej to , co , jak si okazuje ogarnione by moe tylko dziki  a s c e z wysokoci. -

Tak pojmowali to staroytni a i dzi nie podobna inaczej poj tego co dla ogóu pozostania na wieki t a j e m n i c  , choby tysice jednostek zdoay jej z czasem dostpi...

Do tej tajemnicy nie przez to si zbliamy, e dymy do zdobycia jakich si osobliwych; lecz kto jej dostpi, bez pomocy niczyjej posidzie icie cudowne siy - kady inne - te wanie, które mog mu by pomocne do udoskonalenia siebie. - -

Niemoliwa jest w tym jakakolwiek dowolno; czowiek osign moe t tajem­nic tylko tak, jak duch sam wedle wiekuistego, zaoonego w nim prawa roz­dawa moe swe bogactwa. -

Kto za przekada dary ducha nad szczcie zjednoczenia, bdce warunkiem otrzymania owych skarbów, nie osignie, rzecz prosta, n i tego, ni tamtego, stajc si jeno na mnogie, mnogie tysiclecia ofiar zu­dzenia. - -

Albowiem szczcie zjednoczenia jest celem ostatecznym, dary za ducha, jakich bdziesz móg wówczas dostpi, s  prosty m skutkiem osigni­cia ostatecznego celu.

Pocztek twej drogi znajduje si tutaj, na ziemi - w yciu co­dziennym go znajdziesz; wszystkie etapy tej drogi pooone s jeszcze w sfe­rze ziemskiej; - dopiero po przebyciu kolejnym ich wszystkich zdoasz naprawd oderwa si od ziemi i wnij do kró­lestwa ducha, kdy ci czeka twój cel ostateczny. - - -

O, przecz tyle jednostek, ywicych po­mienne pragnienie dopicia osta­tecznego celu, nie moe si wznie do poznania tej prawdy, e ów cel osta­teczny mog osign tylko wtedy, gdy po­cztku swej drogi szukaj w codziennoci i niej wychodzc wypatruj nie­ustannie najbliszego etapu drogi, jako pierwszego celu po-redniego; a gdy do dotr, otwiera si znowu jako cel etap najbliszy! -

Sdz natomiast, e ju pocztek drogi od-szuka zdoa jedynie ten, kto umyka przed wszelk powszednioci i bu­duje sobie wiat fantazji, zawdzicza­jcy swe istnienie wycznie potdze wyobrani - -

Std wypatruj ludzie celu osta­tecznego, poczytujc go za osigalny bez celów porednich, a padaj w kocu ofiar swych zudze, stwarzajc sobie rze­kome królestwo ducha tak samo z nicestwa wyobrani, jak przedtem, gdy si karmili uud, e umknli przed po­wszednioci ziemsk i dawno wstpili na drog do ducha...

Ludzie nie potrafi bra siebie w k a r b y, aby przej wytrwale drog ycia: woleliby znale si u celu ju nazajutrz; sami sobie tworz iluzje, któ­rym oddaj si potem w uudnej rozkoszy, a rozkosz ta koczy si z chwil, gdy ciao ziemskie przestaje podsyca siy, z któ­rych sklecili oni sobie wiat uudy. - -

W danym wypadku ile ju lepiej do­prawdy radz sobie ci, co poznawszy zudno takich mrzonek, ywi dla nich tylko pogard, aczkolwiek nie przeczuwaj, e w samych sobie, z dala od roje wszelkich, mogliby znale drog prawdy, która jest drog ywota! -

Ty jednak nie bd jako ci ,ni tamci i pójd raczej za moj nauk, wkraczajc od pocztku na drog ywota, drog bacznego na wszystko czynu, aby etap za etapem przeby j do ostatecz­nego celu, nie pytajc, kiedy te do dotrzesz!

A gdyby nie mia go osign ju tutaj, za ycia ziemskiego, to z pew­noci bdziesz móg rycho uzna go za osignity, choby musia poegna si z do­czesnoci przed dopiciem celu; po mierci bowiem bdzie ci moga by oka­zana pomoc, nieuchwytna dla n i k o g o, kto ju tutaj, w yciu doczesnym, nie wkroczy na drog ywota i czy­nu! - -

T u, w codziennoci swojej, wród zaj zawodowych i ziemskich swych obowizków masz odszuka ów pocztek! - - -

A „pocztek” ów nie jest niczym innym, tylko poznanie m, e nawet ycie c o d z i e n n e mona rozpatrywa i czynnie przey­wa ze stanowiska ywota wiecznego.

Pierwsze zadanie polega tedy na tym, aby si nauczy traktowa codzien­no jako czstk ycia wieku­istego i z elazn wytrwao­ci tak spenia wszelkie obowizki co­dzienne, by móc ywi pewno nie­wzruszon, e przez wieczno ca nie b­dzie si aowao niczego, cokolwiek si w codziennym yciu swym uczynio, albo uczyni poniechao.

Pierwszy cel owej drogi, którego naley dopi, polega na zdobyciu spo­koju czystego sumienia, który przy tak wytrwaym spenianiu obo­wizków codziennych wczeniej lub pó­niej, lecz z wszelk pewnoci spyn na czowieka musi.

Skoro cel pierwszy zostanie ju osignity, wyoni si sam przez si cel drugi, polegajcy na tym, aby poza obowizkami ycia powszedniego pozna jeszcze inne, wprawdzie w codziennoci za „obowizki” nie poczytywane, lecz które wtedy bdziesz jako obowizki odczu­wa. -

Obowizki te winiene wypenia rów­nie, nie stawiajc ich jednak na pierw­szym planie, przed obowizkami codzien­nymi! - -

Co ci te obowizki nakazuj, do­wiesz si natychmiast, gdy ju osigniesz istotnie ów pierwszy cel drogi!

Kademu owe dalsze obowizki w o d m i e n- n e j ukazuj si postaci, byoby wic niepodobiestwem okreli ci je bliej. -

Lecz osignwszy pierwszy cel drogi nie bdziesz móg nigdy zazna wtpliwoci, na czym obowizki te dla ciebie polegaj i czego od cie­bie daj !

Jeli i te obowizki bdziesz wiernie i wytrwale spenia przez czas duszy, zarówno jak obowizki codzienne, tym sa­mym osigniesz cel trzeci, polegajcy na tym, e taki sam spokój czystego sumienia, jaki spywa na ci po wype­nieniu bez zarzutu obowizków co­dziennych, bdziesz odtd odczuwa i w stosunku do tych wyszych obo­wizków. - - -

A wtedy zaraz ci si ukae cel dalszy i po miar kujesz, e nie da on od ciebie niczego innego, jeno by dokada usiowa, aeby i inni mogli korzysta z tego, czemu zawdziczasz wasne postpy.

Nie da si tu od ciebie, aby kadego spotkanego po drodze mia z niemdr gor­liwoci misjonarsk nakania ku temu, co ciebie przy-wiodo do pewnoci; tylko si da, aby i ty odda si w sub wpy­wów, które ci ju przyniosy pierwsze wy­zwolenie, i by przykadem swoim stara si w tym samym sensie oddziay­wa. -

e dopi i czwartego celu drogi, stwierdzi to wiadomy spokój sumie­nia, wskazujcy ci, e zdoae cel ów osi­gn nie przez rozprawy i dysputy, tylko przez ycie, czyny i postpowa­nie !

I niezwocznie ujrzysz przed sob cel pity, dajcy, aby si wykaza jako twórca!

Bdziesz oto musia w jaki sposób wtr­ci si skutecznie w ycie swego oto­czenia, nie aeby mia dy do wyplenienia z niego za, jeno e bdziesz zmierza do tworzenia wokó siebie sprzyjajcych warunków, w myl osignitego ju przez ci po­znania. - - -

A gdy spynie na ci i wówczas ów wielo­krotnie i nieomylnie odczuwany, niezmco­ny spokój sumienia, stwierdzisz go w sobie ju cznie z nowym poznaniem i to jest etap szósty, szósty stopie twej drogi, majcej doprowadzi ci na stopniu siódmym do zjednoczenia z du­chowym twym praródem !

Nowe za poznanie powie ci, e oto na­desza pora coraz nowego dowiadcza­nia i dowiadczania siebie: czy zebrawszy wszystkie swe myli i starania, nie po­rzucajc jednake tej ziemi, byby ju zdolny wyzwoli si duchowo z jej trybów na tyle, ile trzeba, aby mogo si w tobie dokona zjednocze­nie ze wiatem ducha, przez które doczesna wiadomo twoja stanie si zdolna dosysze w tobie wity gos twego Boga ywego, nie popadajc ju nigdy w zudzenie.

Nie wczeniej czy jednak próby Wyzwolenia si ze zwykego trybu, pokd nie nabdziesz pewnoci niezbitej, e przewdrowa w peni wiadomoci wszystkie poprzednie etapy swej drogi !

Gdyby czyni próby takie wczeniej, musiaby niechybnie pa ofiar z w o d n i c z y c h potg, aby dopiero p o poegnaniu ziemi prze-kona si ze zgroz, jake okropnie bye oszukiwany!

Byby wtedy podobien czowiekowi, któremu we nie zdaje si, e lata, cieszy si przeto sw sztuk, a po ocknieniu zmuszony jest si prze-kona, e jak nie móg przed­tem, tak i teraz nie moe przemóc siy cienia, przykuwajcej go do ziemi. -

Jakkolwiek prost mogaby ci si wyda­wa wdrówka przez minione etapy twej drogi, choby gorco nci ci miaa pokusa uwierzenia, e ju dawno b y  je przew­drowa, musz przestrzec ci równie gorco przed poddawaniem si temu zudzeniu!

Gdyby spróbowa przedwczenie wy­zwoli si z trybów ziemskoci, nie tylko postawisz pod znakiem pytania wyniki ca­ego denia twego, lecz narazisz si zu­chwale na niebezpieczestwo zgubienia na wiele, wiele tysicleci owej drogi, co miaa ci przywie do wiatoci.

Lecz jeli opisan tu drog przejdziesz istotnie i uczciwie oraz zdobdziesz pew­no, e adnego z porednich jej eta­pów nie pomin, wyzwolenie twe musi si wówczas zacz od próby znale­zienia w sobie nagiego czowieka!

Nie wydaje ci si to rzecz arcytrudn, a jednak o wiele jest trudniejsze, niby móg przypuci! - -

Zwyke dotychczas - i susznie - uwa­a si za latorol okrelonej rodziny, za syna danego narodu, za jednostk, nalec do pewnej sfery. A dotd nie wolno ci byo czu si wyzwolonym z takich wizów, jeli chcia ywi nadziej osignicia z czasem swego celu.

Odtd za musisz si zwolna nauczy ocenia wszelkie takie wizy z punktu widzenia wiecznoci, albowiem duch wiekuisty nie spywa ani na „M e d a”, ani na „Persa'', ani na „Grek a”, ani na „Rzymianina” - ani na potomka tego czy innego czcigodnego rodu, ani na czonka tej czy innej kasty, jeno: - na nagiego CZOWIEKA!

Jedynie tego „nagiego”, kosmicznie ujtego czowieka musisz odtd w so­bie wyczuwa, a wszystko, cokolwiek wy­róniao go na sposób ziemski, niech bdzie dla ci czym nieistotnym i znikomym!

Lecz jake bdnie tumaczyby sobie me sowa, gdyby sdzi, e wszystko, co uzna za „nieistotne” i „znikome”, musi ci si wydawa bez wartoci i w y­ciu codziennym!

Wkracza to w twe ycie codzien­ne z przy-czyn nader wakich i musi tam by utrzymane, jeli nie chcesz zakóci kosmicznego adu; lecz równie zbrodniczo byby zakóci ów porzdek, gdyby w sferze codzienno­ci zechcia tym decydujcym, a przez sw okrelono kóccym si z sob mo­mentom wiksze nadawa znaczenie, nili to im z natury rzeczy przystoi! - - Jeli podobn rzecz wzgldn ogarniesz w codziennoci sw mioci - czy bdzie si ona zwaa kókiem rodzin­nym czy kast, ludem czy naro­dem - bdziesz zawsze postpowa susznie, umiejc te miowa wzgldne wartoci innych; lecz gdy tylko poczniesz w sposób szczególny pod­nosi to, co ci cechuje jako czonka ludzkoci caej, staniesz si burzycie­lem kosmicznego adu, podobnie jak muzyk w wielkiej orkiestrze zakóciby utwór muzyczny, gdyby zechcia dobywa ze swego instrumentu dwików moc­niejszych i goniejszych, ni wymaga tego rola wyznaczona mu przez mistrza! - - -

Nawet dotarszy do tej ostatniej sta­cji swej ziemskiej wdrówki, skd wnij

masz niebawem do królestwa ducha, nie sd, e wolno ci zaniedba wówczas choby jednego z poznanych przedtem obowizków!

W yciu wic codziennym mu­sisz zawsze oddawa nalene wszyst­kiemu, co jest czstk codziennoci, a mimo to w samym sobie winiene ywi wysze poczucie, które kae ci uwaa za rzeczy „nieistotne” i „znikome” to wszyst­ko, co w codziennoci jednake war­to potoczn posiada! - - -

A gdy w najwyszej sferze twych od­czuwa nie pozostanie ju nic, krom na­giego, branego kosmicznie CZOW IEKA, dcego do zjednoczenia z BOSKOSCI, bdziesz musia si wtedy nauczy prawdziwie miowa samego siebie i wolno ci bdzie dy coraz spiesz­niej do odczuwania siebie ju jako M I­ O S  I tylko, a nie pozostanie w tobie nic, co nie jest AREM MIOCI. - - - - -

Mioci trawiony, staniesz si w onej oczyszczonej arem sferze kru mioci BOSKIEJ, a w najtajniejszym „J a” twoim „YWY BÓG” twój zjednoczy si z tob...

Tutaj dopiero osigniesz cel osta­teczny swej wyynnej drogi, lecz rycho znów by go utraci, gdyby sobie ninie uroi, pokd jako syn ziemi naleysz równie do wiata codziennoci, e ju w o l e n od swych codziennych obowizków! - - -

W tobie ciele si wic owa droga, po której odtd o kadej godzinie, ju w chwili, gdy tego zapragniesz, bdziesz móg wznie si na najwyszy twój szczyt w królestwie ducha, ku jedni z twym ywym Bogiem; a z onego szczytu najwyszego spynie zarówno i na codzien­no twoj owa wiato, co nie jest z tej ziemi i prawom ziemskim nie podlega! - - -

A wówczas moe zdoasz wyrozumie, czego naucza ongi Wielki Miujcy mówic, e „bliskie” jest królestwo nie­bieskie i e nie podobna rzec, i jest ono tu albo tam, ani te sdzi naley, i w wiel­kiej przyjdzie chwale, albo-wiem: „Królestwo Boe w was jest!”»

W podniosym nastroju odczytane zo­stay te sowa z zapisków Modego i obaj starsi podróni, przysuchujcy si z prze­jciem modemu przyjacielowi, byli wzru­szeni nimi do gbi.

Po chwili milczenia powsta najstarszy z trójki mówic:

«Zaprawd, wznios odebralimy tu na­uk, a tajemnica ycia prawdziwego od­sonia si teraz przed nami!

Ile zagadnie znajduje w tej nauce rozwizanie!

Jake inaczej wyglda ziemskie byto­wanie czowiecze w oczach tego, komu byo dane to usysze!

Zamilky we mnie ju wszelkie pytania i najwyraniej widz przed sob drog, któr winienem przeby!» -

Równie i drugi z trójki, który w toku prze-mówienia Starca podniós si wraz z Modym, wypowiedzia si podobnie, koczc swe sowa takim wyznaniem:

«Zdarzya si nam w tej podróy rzecz wielka, a gdy jutro wypadnie nam po­egna t wysp, powraca bdziemy jako ludzie inni!

Odtd nawet codzienne ycie nasze, jake czsto czynice na nas wraenie czego szarego i pustego, nabierze barwy i treci, a skoro w czasach zamierzch­ych czczono tu soce, jako symbol boskoci, omiel si owiadczy, e odtd i ja te powic si kultowi soca; lecz soce to nosz w s o b i e i zda mi si, e czuj ju jego promienie ! - - -

Po naszej podróy spodziewaem si wielu cudownoci, lecz nigdy bym nie oczekiwa, e mógbym powraca tyle bo­gatszy w poznanie, którego m szuka cae ycie. - -

Zaprawd, jakie wysze moce mu­siay nad nami rozpostrze swe donie! - -

A chobymy my obaj, ludzie starsi, mogli aowa tego, e poznanie, które si tu jawio naszym oczom, zeszo na nas dopiero w tak pónych latach, jednake musimy przyzna, e dawniej byoby ono przedwczesne i oczywicie umiao sobie wybra czas w  a  c i w y.» - -

Wiolarze dawno ju cignli bark na morze, które teraz, gadkie jak zwierciado i do pynnego wiata podobne, szykowao si do pochonicia tarczy sonecznej.

Morze i niebo zdaway si stapia w jedno zarzewie zociste!

A gdy przyjaciele, spostrzegszy si wresz­cie, e wiolarze pewnie ju dugo na nich czekaj, zaczli schodzi ku wybrzeu, modszy z braci wiolarzy, zauwaywszy to, popieszy na ich spotkanie, aby zabra do odzi koszyki i naczynia.

Ju po upywie kilkunastu minut barka bya daleko od zaktka, gdzie tak dugo wypoczywano, lecz teraz nie byo ju potrzeby kierowa si na pene morze, mogc bezpiecznie opywa potne urwiska wyspy w nieznacznej odlegoci, poród raf przy­brzenych.

Cudnym przepychem barw pony skay w promieniach soca, w peni blasku zanu­rzajcego si w morzu.

Po tej stronie wyspy widniay tylko nie­liczne zielone wwozy i rozleglejsze zatoczki, okolone gajami oliwnymi.

Niemal bez przerwy pitrzyy si potne mury skalne, bardzo czsto wydrone od spodu przez morze; wdrowcy zagldali w gb tych obszernych grot, skd biegy poszmery tajemnicze.

A e podróni zdradzali ywe zaintereso­wanie wszystkim, co mona byo zobaczy z bliska, wiolarze z przyjemnoci zbaczali z najkrótszej drogi i objedali kad za­toczk, przy czym tu i ówdzie, w miejscach wyróniajcych si piknoci, zatrzymy­wano si nawet na duej.

Tak si zoyo, e zwolna noc zapada - noc coraz cudniej strojna gwiazd przepy­chem - podczas gdy od strony ldu wida ju byo tylko migocce rzdy wiateek nie­zbyt odlegego wielkiego miasta portowego. Sama wyspa sprawiaa teraz wraenie bez­ludnej, poniewa bark dzielia jeszcze znaczna odlego od miejsca, skd mona by byo dojrze pierwsze wiata miasteczka na wzgórzu.

W gbokim, czerniawym cieniu cian skalnych lizgaa si teraz barka, pdzona raniejszymi uderzeniami wiose.

Kade ich dotknicie wydobywao z toni morskiej lazurow, fosforyzujc powiat, pync z niezliczonego mrowia wieccych yjtek morskich.

Niby ogon rakiety jania jeszcze dugo poza odzi wietlisty lad tramu.

A e owiono tu ryby tylko noc przy blasku pochodni, podróni spotykali od cza­su do czasu odzie rybackie, udajce si na miejsce poowu, a obecnie otulone jeszcze gstw mroku, niby widma.

Zamieniajc wesoe pozdrowienia, nieba­wem znikano sobie z oczu w ciemnociach nocy.

Co pewien czas, tam zwaszcza, gdzie zda­niem braci donone echo mogo sprzyja ich kunsztowi, rozbrzmieway ich pieni ojczyste, dobywane z peni puc; e jednak gosy ich niezbyt przypominay mi dla ucha melodyjno wielkich piewaków tego kraju, trójka podrónych, acz przysu­chiwaa si chtnie znanym sobie sowom, tym lepiej jednak umiaa ocenia potem chwile, gdy obejmowaa ich znowu niezg­biona cisza wieczoru, jeszcze wyraniej pod­krelana przez rytmiczne uderzenia wiose.

Wreszcie, po opyniciu ostatniego, pot­nego cypla, dostrzeono pierwsze wiateka wyspy i po niedugiej chwili barka dobia do przystani. Tu ju od kilku godzin ocze­kiwa powrotu odzi zamówiony vetturino ze sw kolas, który wolniutko powióz cu­dzoziemców droyn, wijc si nieustannie w gór, do miasteczka, gdzie ulubiona przez nich gospoda miaa im owej nocy udzieli schronienia po raz ostatni.

Po spoyciu w niej wieczerzy, przyjaciele przechadzali si jeszcze czas krótki wród cedrów i palm mrocznego po nocy ogrodu, radujc wzrok widokiem skrzcych si na morzu wiateek pochodni niezliczonych lodzi rybackich, zajtych wanie poowem.

A e nazajutrz przyjaciele zamierzali wy­jecha, uznali wic za wskazane uda si niezwocznie na spoczynek, umówiwszy si jeszcze przedtem, aby w miar monoci wyzyska dla powrotu drog morsk od po­bliskiego portu na ldzie staym i korzysta z niej, pokd tylko bdzie mona.

Taka podró pozwalaa si spodziewa przepiknych okazyj do ponownego rozwa­enia w skupieniu duszy wszystkich kwestyj, omówionych w cigu tych tygodni, celem cakowitego uprzytomnienia sobie faktu, jake innym jawi si ycie doczesne czo­wiekowi, odkd zostaa przed nim odso­nita radosna tego ycia tajemnica. - - -

POSOWIE.

Cczytelnik, znajcy inne moje ksigi, nie­wtpliwie zorientowa si dawno, e nie chodzio mi tu wcale o adn „opowie”. -

Tote nie potrzebuj mu chyba objania, e powieciowa forma tej ksigi musiaa by obrana wycznie dlatego, aby nauk, goszon w innych mych pracach, udostpni równie tym, którzy, zbyt atwo tracc od­wag, staj w zniemoeniu, na-trafiwszy w ja­kiej ksice na nauki abstrakcyjne, a na domiar sysz niemal wycznie o rze­czach zbyt moe dalekich od ich ycia co­dziennego.

Lecz nieche podkrel tu wyranie, e kade sowo tej ksigi opiera si na przeyciach rzeczywistych!

Wystpujcy w niej trzej podróni posuyli autorowi jedynie za wyrazicieli ta­kich przey i dali mu sposobno do stwo­rzenia obrazu z dodaniem do niektórych barw, które by si moe nie day zuytko­wa, gdyby zamiarem autora byo tylko na­szkicowanie realnego prototypu takich prze­y.

Jednake w wielu miejscach przedstawio­ne zostay równie przeycia rzeczywiste, jakkolwiek to lokalne, zarówno jak sylwety rozmówców ulegy modyfikacji, gdy tylko takie odstpienie od „opisu reali­stycznego” pozwolio autorowi da jednak wyraz swym przeyciom.

Nie wydawao mu si równie potrzebne charakteryzowa bliej wystpujcych w tej ksidze rozmówców, gdy zamiarem jego nie byo przecie malowanie portre­tów ludzkich, lecz danie obrazu nauki. - z rezygnacj, e adne nie zdoao ich przywie do róda poznania. - - Oby na wszystkich tych Szukajcych spy­na z tej ksigi pena ufnoci pew­no, e cel swój osign z d o  a j , je­li pójd za jedynymi synami ziemi, do nauczania tu uprawnionymi - któ­rzy podaj wieci nie o swych przypu­szczeniach, wnioskach czy domniemaniach, ale ucz, jako „Oj­ciec”, którego sami tylko znaj, uczy im nakazuje! - - -

Kada epoka wymaga innej formy na­uczania, a Mdro Przedwieczna doskonale potrafi rozstrzyga, jak dziaa maj ci, któ­rzy si stali jej narzdziem. -Jako i autor tej ksigi, oddajc w sub tej nauki sowo pisane, nie wedle wasnego wcale dziaa wyrozumienia!

Gdzie sowo mówione dotrze nie zdoa ni-gdy, tam w naszych czasach dotrze ksika drukowana, wci na nowo podajc Szukajcym nauk, która w tych czasach popiechu i gorczki wnet by si z wiatrem rozwiaa, gdyby tylko cza­sami mona j byo z czyich ust posy­sze. -

Naley równie unika tworzenia „g m i n” zwolenników tej nauki oraz czynienia apriorystycznych dogmatów z tego, czego prawdziwo i rzeczywisto wykaza moe dopiero dowiadczenie serca - - -

Nie bdzie w tym jednak nic zdronego, jeli tu i ówdzie jakie grono Szukajcych postawi sobie za zadanie y wedle tej nauki; lecz cho niemao poszukujcych prawdy, zgodnie ze sw natur, spodziewa si post­pu wycznie od de zbiorowych, nie wolno nikomu - jeli nie chce faszowa tej nauki - uwaa jej za zwi­zan wycznie z deniami zbiorowymi!

Nawet w takiej wspólnocie poszu­kiwa moe ona odsoni wietliste swe gbie tylko jednostce, a koniec kocem wycznie osobiste ziemskie skonnoci jednostki mog rozstrzyga o tym, czy yczy ona sobie jakich wspó-

A to zdolny jest i chtny t nauk wchon, z atwoci potrafi j uwolni od obsonek, dla wielu za moe dopiero w obranej tu postaci nabierze ona peni ycia. - - -

Tysice ludzi uzyskay ju w najroz­maitszy sposób potwierdzenie tej nauki, jednak we wszystkich zaktkach ziemi mona napotka jeszcze mno­gie tysice spragnionych „prawdy”, spragnionych rozwizania zagadnie osta­tecznych, a popadajcych z jednego bez­droa w drugie, aby w kocu przekona si wdrowców, czy te odpowiada jej raczej wdrówka na wasn rk. - - -

Na ciece wyynnej, kdy ta nauka wiedzie, kady, kto chce jej sucha, pozostawie jest i tak samemu sobie, czy wie o innych, którzy równie na ni wkroczyli, czy nie wie !

A choby kady pozosta wierny tej gminie religijnej, która od lat naj­modszych uyczaa mu nici przewodniej; choby za ni idc, spodziewa si drog do ducha odnale, a potem, yj  c wedle po­danej tu nauki, drog t znalaz istot­nie: - bdzie przecie umia na tyle p o g   b i  dogmaty religijne swych lat modo­cianych, e potrafi dopomóc i innym; tym, którzy o prawdziwoci dogmatów, wpaja­nych im w pacholctwie, od dawna zwtpili, jako e wiary tej nauczy-ciele, sami peni zwtpienia, nie umieli udzieli im pomocy, sami bowiem najbardziej po­mocy tej potrzebowali. - - -

Nieche wic i ta ksiga niesie wyzwo­lenie i jasno, niechaj wskazuje dro­g do wiatoci wszystkim, co zna­le j pragn! -

Oby wszystkim ludziom dobrej woli daa ona pierwszy impuls do d­enia ku wyynom ducha, a gdy ich dosign, sens i cel ostateczny bytu nie bdzie ju dla nich ,,Ta j e m n i c ”

KONIEC

TRE

Strona

Zawizanie ............

Rozmowa na wybrzeu .....

San Spirito ..............

Noc na Poudniu ..........

Skalista wyspa ...........

Przejadka po morzu ......

Posowie ................



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
[10 PO] Bo Yin Ra Tajemnica
#10 Tajemnica Bo Yin Ra
BO YIN RA - Księga sztuki krĆ³lewskiej, BO YIN RA
Bo Yin Ra Drogowskaz
Bo Yin Ra - Światy - szereg obrazĆ³w kosmicznych, BM TEORIA I PRAKTYKA
Bo Yin Ra - Słowa Żywota, B? YIN R?
Bo Yin Ra Droga moich uczniĆ³w
Bo Yin Ra Światy
BO YIN RA Drogowskaz i Wiersze
Bo Yin Ra Dlaczego używam imienia BĆ“ Yin RĆ¢
[27 PO] Bo Yin Ra Słowa żywota
#06 Droga do Boga Bo Yin Ra
[01 PO] Bo Yin Ra Ksiega sztuki krolewskiej
[26 PO] Bo Yin Ra Stosowanie mantry Iskry

więcej podobnych podstron