Patyk Płusa
Student I roku Pracy Socjalnej
UMK w Toruniu
Natalia Kłączyńska
„Dyskryminacja religijna a prawnokarna
ochrona wolności sumienia i wyznania”
Wrocław 2005
Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego
Stron 256
Książka Natalii Kłączyńskiej jest zmodyfikowaną wersją jej rozprawy doktorskiej, która została obroniona na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego w dniu 30 czerwca 2003 roku. Nie jest to łatwa pozycja do czytania dla studenta I roku pracy socjalnej, ale jak się okazało po zapoznaniu się przeze mnie z jej treścią bardzo wartościowa i dająca spore rozeznanie w niuansach naszego systemu prawnego, dotyczących dyskryminacji religijnej oraz wszelkich możliwych jej przejawów.
Książka składa się z pięciu części. Część pierwsza jest rysem historycznym omawiającym prawnokarną regulację ochrony wolności sumienia i wyznania na terenie naszego państwa oraz innych krajów począwszy od starożytności a skończywszy na czasach współczesnych. Autorka wyraźnie daje do zrozumienia, że religia panująca w danym kraju zawsze była i nadal jest instrumentem w rękach sfer rządzących. Najbardziej uwidocznione było to tam, gdzie władza świecka miała charakter sakralny, a więc tam gdzie władca był tzw. pomazańcem bożym i rządził z woli Boga lub bogów. W takim przypadku każdy sprzeciw wobec władcy był równoznaczny z bluźnierstwem i surowo karany, często śmiercią. Dlatego także władcy świeccy w świecie chrześcijańskim zabiegali o to, aby ich władza zawsze była uświęcona przez autorytet papiestwa. Ułatwiało to im rządy jako osobom służącym Stolicy Apostolskiej, mieniącej siebie następcą Chrystusa na Ziemi.
Czyja władza tego religia - zasada prosta i skuteczna. Już w starożytnym Rzymie prześladowano dzięki tej zasadzie niewinnych i dobrotliwych pierwszych chrześcijan, którzy odmawiali boskiej czci cesarzowi rzymskiemu, tym samym jeszcze bardziej niszcząc jego już i tak wątpliwy wizerunek władcy. Długa jest lista prześladowań religijnych, różne by można wymieniać sposoby kaźni prześladowanych, bo ludzka pomysłowość w wymyślaniu sposobów zabijania innych osób zdaje się być nieograniczona, jak zresztą pokazuje historia. Z kaźni czyniono krwawy spektakl dla tłumów gromadzących się ochoczo na rynkach, chciwych zapachu krwi i okrutnych widoków. Tak było w Koloseum w Rzymie, tak samo było w miastach Europy. Zawsze śmierć i cierpienie w jakiś chory, nienormalny sposób fascynowały ludzi.
W Polsce stosów i kaźni było stosunkowo niewiele w porównaniu z innymi chrześcijańskimi krajami Europy. Dlatego uznawano dawną Polskę za kraj o wysokiej tolerancji religijnej. Jednak nasi dawni władcy występowali przeciwko innowiercom - przykładem może być tu edykt wieluński z 1424 r., wydany przez Władysława Jagiełłę, określający husytyzm jako przestępstwo przeciwko państwu, zakaz wydany przez Zygmunta Starego w 1534 r zabraniający wyjazdu do krajów heretyckich, zakaz z 1523 r zabraniający wyznawania luteranizmu pod karą banicji i konfiskaty mienia, zakaz z 1540r dotyczący uczęszczania przez szlachtę do uczelni protestanckich.
Od drugiej połowy XVII w. było już tylko w Polsce gorzej . Nietolerancja religijna nasilała się, W 1668 r uchwalono zakaz apostazji z katolicyzmu na inne religie, w 1674r. zakaz odbywania przez protestantów nabożeństw w domach prywatnych, w 1716r. zakazano innowiercom budowy swoich świątyń. Światełko w mroku nietolerancji i ciemnoty stanowiła konstytucja 3 maja przyznająca wszystkim wyznaniom pełną swobodę kultu. Pogromy żydów i protestantów zdarzały się w naszym kraju wcale nie tak rzadko. A ponieważ ludności żyło się ciężko, szukano kozłów ofiarnych, grup i ludzi wyraźnie się różniących od reszty, na nich skupiała się nienawiść tłumów, ich obwiniano o różne przestępstwa, ich pacyfikowano, wypędzano i mordowano.
Dzisiaj nie oglądamy już kaźni na żywo, ale mamy za to inny przekaz - telewizję z jej szczegółowymi relacjami ze świata, z filmami pełnymi krwawych scen i w końcu gry komputerowe, gdzie na ogół trup ściele się gęsto, a krew ofiar opryskuje ściany. Ludzka natura żądna drastycznych scen raczej się nie zmieniła. Pytanie - czy tolerancja religijna wzrosła? Czy innowiercy w naszym kraju mogą żyć normalnie jak inni obywatele należący do większości wyznaniowej? Jakie prawo chroni dzisiaj ludzi innego wyznania i jak jest ono egzekwowane? Na te pytania stara się odpowiedzieć w bardzo dokładny sposób Natalia Kłączyńska w pozostałych rozdziałach swojej pracy.
W 1997 r uchwalono nowy kodeks, odpowiedni dla państwa demokratycznego, w którym prawo karne nie ma być instrumentem polityki, ale ma służyć ochronie systemu podstawowych wartości. Wolność sumienia i wyznania uznano za dobro podstawowe. Tak naprawdę od tego momentu autorka zaczyna niesamowicie dokładną, szczegółową analizę polskiego prawa karnego pod kątem zapobiegania i karania przejawów dyskryminacji religijnej. Kłączyńska podaje zawsze, jak na naukowca przystało, odpowiednią, przyjętą przez siebie definicję danego zjawiska. Bez tego, bowiem, jakiekolwiek rozważania byłyby jałowe i nie można by było dojść do żadnego konkretnego wniosku.
W naszym kraju istnieje oprócz katolickiego wiele innych wyznań chrześcijańskich, są wyznawcy islamu, hinduizmu, itp. Większość wyznaniową stanowią katolicy. Kościół katolicki uważa się za jedynego doskonałego przekaziciela łaski bożej, stróża depozytu wiary, co wyklucza możliwość kompromisu odnoszącego się do podstawowych prawd wiary. Dogmaty przyjęte przez kościół katolicki są nie zawsze zgodne z podstawą tej wiary, czyli z Pismem Świętym. Jednym z takich dogmatów jest nieomylność papieża. Dla mnie - wielkie kłamstwo. Jednocześnie każdy inny kościół czy sekta są zdania, że ich religia to jest ta jedyna, prawdziwa. Jedna jest zapewne prawdziwa, ale która? W świetle prawa, jest to nieważne. Każdy kościół w Polsce lub związek wyznaniowy ma mieć prawo do wyznawania swoich zasad, do swoich obrzędów i ich praktykowania, jednakże tylko wtedy, gdy nie kłóci się to z prawami konstytucyjnymi innych. Gdy nie zagraża dobrostanowi innych obywateli oraz samych wyznawców.
Dyskryminacja może dotyczyć całych grup religijnych, którym np. zabroniłoby się zbierania się lub budowania swoich świątyń, ale może też dotyczyć poszczególnych osób będących wyznawcami religii innej niż dominująca w naszym państwie. O ile od decyzji np. nieprzyznającej lokalizacji pod budowę nowej świątyni, dajmy na to, o dwie przecznice od świątyni katolickiej w danym mieście można się odwołać, można wziąć dobrego prawnika i czasem sprawę wygrać, o tyle trudno jest udowodnić prześladowanie osoby prywatnej.
Całe rozważania autorki na temat dyskryminacji religijnej w Polsce zmierzają moim zdaniem właśnie w tym kierunku, żeby uświadomić czytelnikowi, że tak naprawdę w momencie, gdy dana osoba stanie się ofiarą prześladowań ze względu na religię, ma znikome szanse owe prześladowania udowodnić w sądzie. Jeśli dysponowałaby nagraniami, zeznaniami świadków, itp. wtedy być może coś by z tego wyszło. Jednak zwycięstwo w takim procesie zawsze jest sprawą wysoce wątpliwą. Dlaczego tak uważam? Znam bardzo dobrze sytuacje kilku osób w moim otoczeniu będących innowiercami, adwentystami dnia siódmego. Mają oni kłopoty ze znalezieniem pracy w związku z istniejącym w ich kościele wymogiem wolnej od pracy soboty. Sobota, a konkretnie czas od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę jest dla tych ludzi dniem świętym i istnieje zakaz pracy w tym czasie. Pomimo, że znany mi adwentysta otrzymał od pracodawcy zobowiązanie, że nie będzie zmuszony w tym czasie pracować (sprawę wyjaśniono z pracodawcą w momencie zatrudniania) potem wielokrotnie te obietnice pracodawca łamał, aż w końcu wypowiedział adwentyście pracę, bo jak twierdził, pomimo, że bardzo dobrze pracował, on nie chce mieć niekatolika w swoim zakładzie. Mógłbym podać jeszcze wiele takich przykładów, kiedy mili, wartościowi i pracowici ludzie, innego wyznania są w naszym kraju, a konkretnie w moim mieście Brodnicy, dyskryminowani za przekonania religijne. Są to wielkie tragedie życiowe zwykłych ludzi, którzy mieli wielką odwagę, aby zacząć samodzielnie myśleć, analizować, samodzielnie wybrać sobie religię i zaakceptować jej nierzadko ciężkie dla zwykłego człowieka zasady ze świadomością, że będą musieli nieść przez życie krzyż nietolerancji ludzkiej, czuć się odrzuconym, innym, być uznawanym za dziwaka, omijanym i dyskryminowanym.
Święta katolickie oraz niedziela są ustawowo wolne od pracy w naszym kraju. Autorka rozważa sytuację, co by było gdyby każda religia miała swój ustawowo wolny dzień. Jej zdaniem wtedy tydzień pracy byłby, co najmniej czterodniowy. Katolicy święcą niedzielę, adwentyści sobotę, islamiści piątek. Zdaniem autorki uczynienie zadość wymaganiom wszystkich tych religii jest niemożliwe. Dlatego, jej zdaniem, konieczna jest preferencja przez państwo jednego z nich, czyli niedzieli katolickiej, bo katolików wśród nas jest najwięcej. Czy to słuszne założenie? Moim zdaniem nie. Rozwiązanie jest bardzo proste. Jeśli jest się wyznawcą katolicyzmu, ma się wolną niedzielę, jeśli adwentyzmu ma się wolną sobotę, ci, co święcą piątek mieliby wolne w piątek. Tylko ten jeden święty dzień w tygodniu właściwy dla danej religii, byłby wolnym od pracy, nie trzy dni. Wystarczy opowiedzieć się, z jakiego jest się wyznania i kłopot znika. I tak w każdą niedzielę pootwierane są sklepy, restauracje, jeżdżą pociągi i autobusy, sprzedaje się paliwo na stacjach. Czyli zmusza się katolików do grzechu. Wystarczy zapis w prawie, ustanawiający dzień święty dla poszczególnych wyznawców, którzy się zadeklarują u pracodawcy i sprawa rozwiązana. Ateiści niech sami sobie wybierają, jaki dzień im pasuje. To tylko trochę więcej kłopotu dla osób układających grafik w zakładzie. Tym samym katolik zatrudniający adwentystę zyskuje zastępstwo w niedzielę, zaś katolik zatrudniający muzułmanina da mu wolny piątek za to każe pracować w niedzielę. Problem pojawia się tylko, gdy katolik zatrudni katolika.
W tym momencie wydawałoby się, że np. adwentyści mają problem z głowy i będą chętnie zatrudniani przez katolickich pracodawców. Niestety, tak nie jest. Nietolerancja religijna w naszym kraju jest faktem i to ona jest prawdziwą przeszkodą do zmiany prawa . Co zaś jest przyczyną owej nietolerancji? Moim zdaniem brak wiedzy na temat innych wyznań oraz brak wiedzy nawet na temat własnej katolickiej religii. Poza tym wychowanie w duchu nietolerancji w rodzinach i treści przekazywane w mediach oraz na lekcjach religii.
Natalia Kłączyńska bardzo starannie zajęła się tematem dyskryminacji religijnej w naszym kraju, jednak jest to spojrzenie na problem okiem prawnika. Otrzymujemy jako czytelnicy dokładny obraz stanu faktycznego naszego prawa dotyczącego omawianego zagadnienia na dzień dzisiejszy. Książka jest napisana trudnym prawniczym językiem z zastosowaniem łacińskiego nazewnictwa oraz terminów typowo prawnych. Jest ona jednak dla mnie w większości zrozumiała, chociaż przeczytanie jej zajęło mi kilka dni. Kwestia dyskryminacji religijnej jest bardzo trudnym problemem społecznym, bowiem dotyczy sfery bardzo intymnej dla każdego człowieka - wiary lub niewiary w istnienie Boga. Jednocześnie jak pokazuje historia i współczesne konflikty mają bardzo często genezę religijną. To przerażające, że Boga - istotę dobrą, (czyli niemającą w sobie żadnego zła), wykorzystuje się jako pretekst do wszczynania wojen. Dlatego też, aby zminimalizować ryzyko takich konfliktów nasze państwo oraz inne narody muszą zadbać o tolerancję religijną nie na papierze, nie w słowach, ale w czynach i w wychowaniu w duchu prawdziwej tolerancji.