Czego pragną mężczyźni
Rozdział I: Ups!
Kolejny dzień wreszcie się skończył. Harry ciężko opadł na kanapę w pokoju wspólnym Gryffindoru, ciesząc się w duchu, że wszystkie prace domowe miał już odrobione. Był dopiero poniedziałek, a on już czuł się wyczerpany. Legendy krążące o siódmym roku nie były przesadzone: naprawdę był najcięższy ze wszystkich.
- Hej, Harry! - zawołał Ron. - Nie chciałbyś trochę ze mną poćwiczyć? To zaklęcie odwzorowujące myśli nadal mi nie wychodzi, a jeśli nie uda mi się go jutro rzucić, Flitwick wlepi mi dodatkową pracę!
Ron patrzył na przyjaciela z tak błagalną miną, że Harry, mimo wyczerpania i całkowitego braku entuzjazmu, nie mógł mu odmówić.
Zaklęcie odwzorowania myśli należało do zaawansowanej, ale bardzo użytecznej magii i umożliwiało czasowe poznanie myśli innej osoby. Problem polegał na tym, że mogło być ono użyte tylko w sytuacji zagrożenia, lub kiedy nie można było rzucić innego zaklęcia, tak, aby żaden czarodziej nie mógł wykorzystać tej władzy dla własnych korzyści lub żeby kogoś prześladować. W czasie pojedynku, osoba atakowana wiedziała, co jej przeciwnik zrobi dokładnie w tej samej sekundzie co on, mogła więc uprzedzić jego działanie, unikając ataku i przypuszczając własny. Harry musiał użyć tego zaklęcia w czasie zaciekłego pojedynku z Czarnym Panem i była to jedna z technik, które w zeszłym roku pozwoliły mu ostatecznie go pokonać. Stając na wprost przyjaciela, Harry wyjął różdżkę z kieszeni i spojrzał na Rona, który wykonywał właśnie płynny i pełen gracji ruch ręką.
- Apprehendo pensare! - wykrzyknął rudzielec.
Purpurowe światło wytrysnęło z końca jego różdżki i uderzyło Harry'ego, a siła zaklęcia sprawiła, że upadł na plecy.
- O nie! - jęknął Ron. - Harry, przepraszam, to ten cholerny kot… Harry? Harry!
Ron podbiegł do swojego przyjaciela, który leżał nieruchomo na ziemi, blady jak śmierć. Jego oczy były zamknięte.
- Merlinie - jęknął z przerażeniem Ron, podnosząc bezwładne ciało Harry'ego, żeby zanieść go do skrzydła szpitalnego.
***
Och, moja głowa - zajęczał Harry.
Wiedział, że leży na wygodnym materacu w cichym pokoju, ale jego umysł był zamroczony - nie był w stanie zebrać myśli ani otworzyć oczu. Nawet jego usta były jak skamieniałe, więc mógł tylko zajęczeć. Miał wrażenie, iż jego ciało jest ciężkie jak z ołowiu i męczyła go potworna migrena.
Och, co ja zrobiłem? Wybacz mi, Harry. Obudź się, proszę cię.
Harry rozpoznał głos Rona. Wydawało mu się, że przyjaciel… płacze. Nigdy nie widział Rona płaczącego i wcale nie chciał zobaczyć. Spróbował coś powiedzieć, uspokoić przyjaciela, ale jego usta nadal pozostały zamknięte.
Jest mi naprawdę przykro, nie chcę, żebyś umarł.
Jestem tu, nie martw się, nie umrę. Daj mi tylko trochę czasu - chciał wykrzyczeć Harry, ale ani jeden dźwięk nie wydostał się z jego ust.
Och Harry!
Harry usłyszał otwierane drzwi, a później lekkie, znajome kroki. Dyrektor.
- Jak on się czuje, Poppy? - zapytał zaniepokojonym, ale opanowanym głosem.
- Jeszcze się nie obudził, panie Dyrektorze. Jestem trochę niespokojna, pan Weasley powiedział, że w trakcie wspólnego ćwiczenia rzucił na niego zaklęcie odwzorowania myśli, ale wypowiedział je błędnie i …
- Tak mi przykro, profesorze - przerwał jej zapłakany Ron. - Nie chciałem zrobić Harry'emu krzywdy. Dobrze wykonałem ruch nadgarstkiem i zacząłem wypowiadać zaklęcie, ale zanim zdołałem je skończyć, Krzywołap - kot Hermiony - wskoczył na mnie, myśląc, że chcę się z nim bawić i… i…
- To nie pańska wina, panie Weasley - odpowiedział łagodnie Dumbledore. - Myślę, że Harry wkrótce odzyska świadomość?- zwrócił się do pielęgniarki.
- Myślę, że tak Dyrektorze, ale obawiam się konsekwencji. Coś takiego nigdy wcześniej nie zdarzyło.
Ron zajęczał.
- Ależ to nie jest żaden śmiertelny czar i myślę, że jeśli pan Potter będzie cierpiał na jakieś powikłania, uzdrowiciele ze św. Munga pomogą mu bez problemu. Proszę się nie martwić, panie Weasley - powiedział Dyrektor. - Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie. Tak jak zawsze. Biedny Harry. Taki młody i już…Harry był zaskoczony ostatnim zdaniem Dumbledore'a. Nagle usłyszał znowu Rona: Nie martwić się! Och Harry, tak bardzo chciałbym, żebyś otworzył już oczy. Przepraszam Cię.
Poczuł, że znowu zapada się w nicość. Jego ciało stawało się coraz cięższe, aż w końcu ponownie zasnął, pełen chaotycznych myśli.
***
Światło było tak jasne, że Harry podniósł rękę do oczu, aby je osłonić.
- Harry!
Spoglądając przez rozchylone palce, Harry ujrzał ciemny kształt, pochylający się nad łóżkiem i nagle utonął w oceanie brązowych włosów, pachnących zielonym jabłkiem.
- Hermiono - wydusił.
Jego głos był chropowaty, w ustach czuł suchość. Odchrząknął, a Hermiona natychmiast podała mu szklankę wody, którą przezorna pani Pomfrey postawiła na nocnym stoliku. Harry wypił łapczywie i spojrzał na przyjaciółkę, która miała łzy w oczach.
- Tak bardzo się martwiłam - powiedziała drżąco. - To Krzywołap przeszkodził Ronowi, więc to także moja wina.
- Nie, Mionka, to nie jest wina żadnego z was - stwierdził Harry, delikatnie pochylając głowę. - Zdarza się, że zaklęcie nie wyjdzie, a poza tym, jak widzisz, nic mi nie jest. Już nawet prawie przestała mnie boleć głowa.
Dziewczyna przytuliła przyjaciela i uśmiechnęła się do niego.
- Pani Pomfrey powiedziała, żeby ją zawołać, kiedy się obudzisz, więc teraz po nią pójdę. Poczekam na zewnątrz, w czasie, kiedy będzie cię badała i jeśli uzna, że możesz już wyjść, razem wrócimy do wieży. Ron tam na nas czeka - powiedziałam mu, żeby został. Nawet nie wiesz, jak bardzo czuje się winny.
Harry opuścił na chwilę wzrok. Będzie musiał sobie uciąć małą pogawędkę z Ronem.
- Powiedz Hermiono, jak długo byłem nieprzytomny?
- Dwa dni.
- Dwa dni?
- Tak. Jest środa, osiemnasta trzydzieści. Byłeś nieprzytomny przez cały ten czas.
- Wcale nie byłem nieprzytomny przez cały czas, słyszałem Rona i Dumbledore'a, którzy...
- Ach, panie Potter, nareszcie się pan obudził! - wykrzyknęła pani Pomfrey, wchodząc do pomieszczenia. - Panno Granger, powinna była mi pani powiedzieć, że nasz pacjent nie jest już nieprzytomny!
- Właśnie miałam po panią iść. Poczekam na zewnątrz.
Pielęgniarka kiwnęła twierdząco głową, a Hermiona puściła oczko do Harry'ego i kiwnęła głową na znak, że wróci niezależnie od werdyktu.
- Cóż, najwyraźniej wszystko jest w porządku, panie Potter - poinformowała go pani Pomfrey. - Może się pan ubrać i wrócić do Gryffindoru. Powiadomię profesora Dumbledore'a. Jeśli odczuje pan cokolwiek niezwykłego, proszę natychmiast do mnie przyjść.
- Oczywiście - odparł Harry, poprawiając szatę.
Po chwili dołączył do Hermiony, która cierpliwie czekała przy wejściu do skrzydła szpitalnego i uśmiechnęli się do siebie.
Hermiona była spokojna. Jeśli despotyczna pani Pomfrey pozwoliła jego przyjacielowi wyjść, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Zaczęła właśnie opowiadać Harry'emu o lekcjach, które ominęły go w ciągu dwóch dni, kiedy za zakrętem korytarza wpadli na Draco Malfoya i jego dwóch goryli, Vincenta Crabbe'a i Gregory'ego Goyle'a. Blondyn uśmiechnął się ironicznie.
Proszę, proszę, Bliznowaty i szlama!
- Proszę, proszę, Bliznowaty i Szlama! - wykrzyknął Draco, patrząc z niesmakiem na dwójkę Gryfonów.
Harry przyglądał się Ślizgonowi okrągłymi oczami. Co go napadło, żeby powtarzać dwa razy to samo, jakby nie słyszeli?
- Malfoy, jak zwykle bredzisz. Nie jesteśmy głusi.
Draco uniósł brwi, a Hermiona popatrzyła na przyjaciela ze zdziwieniem.
Co on gada? Dobra, nie próbujmy nawet zrozumieć, nie jest tego wart. To w końcu tylko Gryfon.
- To ty, Malfoy, jesteś nic nie wart! - odpowiedział wściekle Harry. - Chodź Hermiono, nie ma po co z nimi gadać, zresztą i tak nic nie zrozumieją. - z tymi słowami brunet wziął dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą, wymijając trzech Ślizgonów.
Hmpf - usłyszał Crabbe'a.
… - zawtórował mu Goyle.
Skąd wiedział, że pomyślałem, że są nic nie warci? - zdziwił się Malfoy. - Och, pewnie mówię to tak często, że wie - roześmiał się szyderczo.
- Harry? Czemu powiedziałeś to Malfoy'owi? - zapytała Hermiona, niemal biegnąc, żeby dotrzymać kroku przyjacielowi. Harry był tak wściekły, że nawet nie zauważył, jak szybko idzie.
- Słyszałaś, co on wygadywał?
- Co wygadywał…? - powtórzyła dziewczyna.
- Tak!
- Ale... Ale Harry, on powiedział tylko: „Proszę, proszę, Bliznowaty i szlama”, nic więcej.
Gryfon zatrzymał się i spojrzał przyjaciółkę.
- Słyszałaś równie dobrze jak ja, że powiedział, że jesteśmy niewarci tego, żeby spróbować nas zrozumieć? - zapytał, trochę zakłopotany, a trochę zaniepokojony.
- Nie - odpowiedziała cicho, równie zaniepokojona Hermiona.
Popatrzyli na siebie w ciszy, myśląc o tym samym.
- To niemożliwe - wyszeptał Harry.
- O - o... - powiedziała Hermiona.
- Myślisz, że…? - zaczął brunet.
- Czy jesteś w stanie przeczytać moje myśli, Harry?
Chłopak skoncentrował się i przez kilka sekund w ciszy wpatrywał się w brązowe oczy Hermiony, po czym odetchnął i pokręcił głową.
- Wiedziałeś, o czym myśleli Crabbe i Goyle?
- Nie - odparł Harry. - Usłyszałem tylko jak Crabbe chrząkał.
- Harry, on nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Tylko Malfoy mówił.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - wyszeptał Gryfon.
- Nie jestem pewna - odpowiedziała mu przyjaciółka.
- Hermiono, a jeśli...
- Proszę, proszę... - w korytarzu rozległ się zimny i ostry głos. - Potter? W końcu się obudziłeś, czy może chodziło tylko o wykręt, żeby opuścić dwa dni szkoły i nie dostać żadnego szlabanu?
Profesor Severus Snape, Mistrz Eliksirów w Hogwarcie, ubrany jak zwykle w czerń, przypatrywał się dwójce uczniów z mrocznym błyskiem w oku i złym uśmiechem na twarzy.
- Nie, profesorze, nie zrobiłem tego, żeby stracić dwa dni zajęć - odparł sucho Harry. - Właśnie się obudziłem i…
Mój Boże, co za usta!
Harry zamarł, kompletnie ogłuszony, zauważając, że profesor cały czas spogląda mu na usta, a jego źrenice są lekko rozszerzone, chociaż w korytarzu panował półmrok.
- Bardzo sprytnie, Potter - warknął Snape. - Akurat w dniu, kiedy robiłem próbny egzamin do owutemów.
- Może pan zapytać panią Pomfrey i profesora Dumbledore'a jeśli mi pan nie wierzy…
I ta opalona skóra. Wygląda na tak delikatną.
- Nie, Potter. Dyrektor już ze mną rozmawiał, ale to nie zmienia faktu, że i tak będziesz musiał napisać próbny egzamin z eliksirów.
- Dobrze, profesorze.
Czy byłbyś równie zgodny, gdybym w tej chwili zerwał z ciebie szatę i zaczął pieścić twoje ciało, takie gorące, takie kuszące…?
Harry z trudem przełknął ślinę i spróbował się nie zarumienić.
- Dobrze. Wracaj do swojego pokoju wspólnego, Potter. O dacie twojego egzaminu poinformuję cię jutro, po zajęciach.
Odejdź szybko, zanim naprawdę ją z ciebie zerwę.
Harry skinął głową i odetchnął głęboko, sztywniejąc nieco, kiedy profesor wymijał go, podejmując swoją drogę.
I te pośladki. Mmmmmmm...
Zszokowany, odwrócił się gwałtownie, napotykając płonący wzrok Snape'a, który natychmiast spojrzał w inną stronę. Policzki profesora lekko poróżowiały i pośpiesznie zwiększył dystans między sobą a Gryfonem, który zdołał uchwycić jeszcze kilka cichych słów.
Mam nadzieję, że nie zauważył jak mu się przyglądam… że go pożądam… Mmmm, te usta…
- Harry? No i co? Słyszałeś go?
Harry odwrócił się w stronę przyjaciółki, a wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
- Och, biedny Harry - wyszeptała Hermiona, przytulając go. - Nie wiem, co Snape może myśleć i nawet nie chcę wiedzieć.
Ja też nie chce - pomyślał Harry, ale było już za późno.
Rozdział II: Introspekcja.
O Merlinie, to straszne… - pomyślał przerażony rudzielec. - Słyszysz, co myślę? Słyszysz? Słyszysz mnie teraz?
- Tak, Ron - odparł Harry ze zmęczeniem.
Właśnie razem z Hermioną wyjaśnili Ronowi, co się stało, więc przyjaciel przyglądał mu się teraz wstrząśnięty i zaniepokojony.
- To wszystko przeze mnie! Och, przepraszam cię, Harry - zajęczał.
- Już ci powiedziałem, żebyś przestał się obwiniać. - Harry odwrócił się do Hermiony i dodał - I ty też.
Hermiona kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła.
O matko, jaka ona jest cudowna!Harry odwrócił się gwałtownie w stronę Rona, który spłonął rumieńcem. Brunet z ledwością powstrzymał wybuch śmiechu, słysząc myśl przyjaciela.
O nie, Harry, nie śmiej się ze mnie. Nic na to nie poradzę. Dobrze wiesz, że ona mi się podoba.
Harry kiwnął głową i wymienił z przyjacielem porozumiewawcze spojrzenie. Hermiona przyglądała się tej cichej scenie i właśnie miała zadać jakieś pytanie, kiedy portret Grubej Damy uchylił się, wpuszczając Deana Thomasa i Seamusa Finnegana.
- Hej! - wykrzyknął Dean - Wiecie, właśnie słyszeliśmy Crabbe'a flirtującego z Pansy Parkinson!
Aaaahhhhh... - pomyślał z obrzydzeniem Ron.
Fuj! - pomyślał Dean.
Obrzydliwe. - pomyślał Seamus.
- No, zgadzam się z wami - powiedział Harry, nieprzyzwyczajony jeszcze do nowej umiejętności.
Seamus i Dean popatrzyli na niego z zaskoczeniem.
Skąd on wiedział...?
Jak…
- Tak, ja też tak myślę. - powiedziała żywo Hermiona - Wystarczy na was popatrzeć i można czytać jak z otwartej książki… Świadomość, że Crabbe się przystawia do Parkinson, fuuuu…
Dzięki Hermiono. - pomyślał Harry.
Ron popatrzył na Harry'ego i powiedział w myślach: jesteś jej winien dozgonną wdzięczność. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
- Był żałosny, - podjął Dean - a Malfoya zatkało.
A mnie zatkało na widok tego jego tyłeczka w ciasny dżinsach. Szkoda, że to Ślizgon.
Harry o mało się nie udusił. Nie mógł w to uwierzyć. Seamus fantazjował o Malfoyu! Był gejem... albo bi! Swego czasu wiele by dał za taką informację. Sam często śnił (niezbyt niewinnie) o przystojnym Irlandczyku i chętnie zgodziłby się na jakąś przygodę, ale zawsze myślał, że Seamus był zainteresowany tylko i wyłącznie dziewczętami. Najwyraźniej się pomylił.
Ron i Hermiona wiedzieli, że ich najlepszy przyjaciel jest gejem, podobnie jak kilka innych osób, którym zwierzył się Harry - Lupin, Dumbledore i kilkoro Weasley'ów - i wszyscy przyjęli to dobrze. Jedynie Ginny była przybita, ale znalazła więcej niż tylko pocieszenie w ramionach Neville'a Longbottoma.
- A Pansy? - zapytała Hermiona.
- Zlekceważyła go, jak zwykle - odparł Seamus. - Naśmiewała się z niego ze swoimi koleżankami. Cóż, zważywszy na okoliczności nie można mieć jej tego za złe, ale to naprawdę jest…
Jędza! - pomyśleli Seamus, Dean, Ron, Harry i... Hermiona.
- Jędza - dokończył Seamus. Wszyscy potwierdzili żywiołowym skinieniem głowy.
- Ach, Harry! - wykrzyknął nagle Dean. - Spotkaliśmy Dumbledore'a. Prosił nas, żeby ci przekazać, że musi z tobą porozmawiać. Myślę, że jest teraz w swoim gabinecie.
Chyba, że akurat krąży wokół McGonagall. - pomyślał Dean.
Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale chłopak miał poważną minę. Brunet nie wiedział już, co myśleć. Skierował się w stronę portretu i wyszedł.
To jest taniec kaczek, które odlatują z bagien... Dlaczego? Dlaczego mam ciągle tę piosenkę w głowie… Szybko, szybko, coś innego… - pomyślał Michael Corner.
A przecież jej po POWIEDZIAŁEM, że Amelia mnie nie interesuje, to tylko koleżanka, do cholery! Co mam zrobić, żeby ją przekonać? Ach, te kobiety! - stwierdził Puchon z szóstego roku.
Dobra, to już zrobiłem. Teraz już tylko praca domowa z wróżbiarstwa, dla tej starej nietoperzycy, ale to załatwię w pięć minut!
…otrząsają sobie piórka… Stop, STOOOOPPPP, nie chce więcej tej piosenki!!!
…Pani Norris była ze mną… Widziała go, jak przewracał meble… Dostanę cię Iryt, dostanę cię…
Ochhhh, niezła jest... a kiedy się rumieni... tylko ją schrupać...
Wygrałem 5 galeonów w tym zakładzie, więc będę mógł sobie kupić „Przewodnik Czarodzieja” na międzynarodowe rozgrywki Quidditcha…”
Muszę natychmiast iść do łazienki….
Wcale nie jest taki mały! Ma trzynaście i pół centymetra, to wcale nie jest źle, zważywszy, że mam 15 lat!
Cholera! Zgubiłem moje PlayWizards*… Gdzie one mogą być? Ostatni raz widziałem je na transmutacji z McGo… Oooo… Cholera!
…i robią kwa kwa... AAAAAHHHHH...
Harry zmierzał w stronę biura dyrektora i usiłował nie wybuchnąć śmiechem, kiedy nagle coś gwałtownie ochłodziło jego dobry nastrój.
Mmmmm, oto Najseksowniejszy Facet Roku… - pomyślał gorący, ochrypły i zmysłowy głos, będący całkowitym zaprzeczeniem zwyczajowego lodowatego szeptu.
- Potter, co ty tu robisz? - zapytał sucho Severus Snape, kiedy zobaczył swojego ucznia, usiłującego dostać się do gabinetu dyrektora.
- Profesor Dumbledore mnie wezwał do swojego gabinetu i...
Ja też chętnie bym cię wezwał do swojego…
- ... i... - przełknął z trudem Harry - nie mogę wejść, bo nie znam hasła.
Powiedz tylko: „mam na ciebie ochotę”, a pozwolę ci wejść… głęboko.
Harry lekko się zarumienił. Nagle bardzo zaschło mu w ustach.
- Marcepanowa laska - wypluł mistrz eliksirów patrząc na Harry'ego pogardliwie.
Och, jakże chętnie bym ci zrobił…
Harry o mało się nie udusił. Jak jego profesor mógł, patrząc na niego, myśleć coś takiego i przede wszystkim, jak mógł go pożądać? To był Snape!
Harry instynktownie oblizał wargi i natychmiast tego pożałował.
O Merlinie, te usta…Mmmmm, gdyby ten język mógł polizać coś innego. Mmmmm… Merlinie, gdybym mógł dotknąć tego ciała… Nie mogę iść na spotkanie z Albusem w tym stanie. Zobaczy go i zrozumie. Nie, najpierw potrzebuję szybkiego seansu prac ręcznych.
- Nie stój tu tak, Potter. Dałem ci hasło, dalej chyba jesteś w stanie poradzić sobie sam?
- Tak... tak, profesorze - wybełkotał Harry.
Severus oddalił się szybko. Harry zarumienił się jeszcze bardziej, znając „twardy” powód tego nagłego odejścia i przede wszystkim świadom dalszych czynności profesora. Powinien być zdegustowany. O tak, powinien być. Więc, dlaczego odczuwał tak intensywne gorąco w dole brzucha? Powoli przesunął ręką po włosach, a w głowie kłębiło mu się tysiąc myśli, z których większość nie należała do niego. Spróbował je odepchnąć i pośpiesznie ruszył do gabinetu Dumbledore'a.
…rączki góra dół jak chorągiewki, to takie wspaniale, takie szalone…
Rozdział III: Iskierka buntu.
Zaczerwieniony Harry oparł się plecami o zimną, kamienną ścianę w ciemnym kącie korytarza. Musiał się trochę uspokoić, zanim będzie mógł pójść na spotkanie z dyrektorem i sprawiać wrażenie, że wszystko jest jak zwykle. Zamknął oczy i spróbował nie myśleć o niczym - co nie było łatwe, biorąc pod uwagę jego nową umiejętność. Co mógł zrobić? Wiedział, że Snape go pożąda i nagle okazało się, że ta myśl wprawia go w dobry nastrój. To nie mogło tak być, to naprawdę nie było w porządku! Musi jak najszybciej wziąć się w garść. Może to wrażenie, które odczuwał vis - a - vis swojego profesora wynikało stąd, że od dawna nie miał chłopaka. Zważywszy na to, jak był znany, wolał ukrywać swój homoseksualizm wobec osób, których lojalności nie był pewien. Harry wziął ostatni, głęboki oddech, otworzył oczy i ruszył w stronę gabinetu Dumbledore'a, żeby znaleźć się ponownie przed chimerą, strzegącą wejścia.
- Marcepanowa laska - powiedział lekko zduszonym głosem.
Wkrótce znalazł się na ruchomych, okrągłych schodach, które prowadziły do gabinetu i zapukał cicho w dębową futrynę.
- Wejść - usłyszał dobrze znany głos.
Harry pchnął drzwi i wszedł.
- Harry - przywitał go Dumbledore. - Usiądź, proszę.
- Dziękuję, profesorze - odpowiedział Gryfon, po czym odwrócił się w stronę feniksa. - Witaj, Fawkes.
Mityczny, czerwono - złoty ptak wydał z siebie cichy, uspokajający zaśpiew.
Co się stało z moimi cytrynowymi dropsami? A tak, włożyłem je do szafki… Jestem pewien, że Alastor mi je podkrada, kiedy mnie nie ma.
Dumbledore otworzył szafkę, znajdującą się obok biurka.
- Dropsa, Harry? - zapytał uprzejmie.
- Nie, dziękuję profesorze - odparł Harry.
Tym lepiej - pomyślał stary człowiek. - Będzie więcej dla mnie. Po czym roześmiał się wewnętrznie.
Harry z trudem opanował wybuch śmiechu. Proszę, oto myśli największego czarodzieja świata.
- Harry - zaczął starszy czarodziej, przyglądając się chłopcu ponad swoimi okularami - połówkami. - Poprosiłem cię o spotkanie, ponieważ chciałem zapytać, czy zauważyłeś jakieś zmiany - coś, co wydaje ci się dziwne, a co mogłoby być efektami zaklęcia, które w ciebie uderzyło?
- Eee…
Harry nie wiedział, co powiedzieć. Z jednej strony, chciał opowiedzieć dyrektorowi o wszystkim, co mu się przydarzyło - to, że zna myśli innych mężczyzn. Jednak, z drugiej strony, coś nakazywało mu zachować sekret. Poczuł się zagubiony. Ufał Dumbledore'owi całkowicie i tłumaczył sobie, że ta umiejętność może mieć straszne konsekwencje. Tym bardziej, że być może inne następstwa nieudanego zaklęcia da się przewidzieć, więc lepiej powiedzieć o wszystkim natychmiast, zanim będzie za późno. Poza tym, miał skrupuły. On sam nie chciałby, żeby ktoś mógł czytać w jego myślach. Kiedy miał lekcje oklumencji, nie cierpiał, gdy cyniczny profesor wdzierał się do jego umysł i szpiegował wspomnienia, zwłaszcza te osobiste lub upokarzające. Harry czuł się rozdarty. Ta umiejętność mogła mu także pozwolić zdobyć wiedzę o tym, co naprawdę myślą inni. W ten sposób mógłby odkryć, czy ktoś z Hogwartu nie zamierza przejąć pałeczki po Voldemorcie. Czarny Pan został zwyciężony, ale niektórzy ambitni czarodzieje mogli zwrócić się ku Złu. Być może było jego obowiązkiem upewnić się, że nikt nie podejmie drogi, którą podążył niegdyś Riddle. Harry poczuł się trochę pewniej, próbując przekonać sam siebie, że utrzymanie sekretu jeszcze trochę wcale nie będzie złe i wcale nie chodzi o to, żeby nadal znać myśli Mistrza Eliksirów.
Nagle, zdał sobie sprawę, że Dumbledore przygląda mu się z uniesionymi brwiami, najwyraźniej nie mogąc się go dowołać już od kilku chwil.
- Przepraszam, panie profesorze. Ja...eee, zamyśliłem się… przeglądałem w myślach wszystko co stało się, odkąd obudziłem się w skrzydle szpitalnym i eee… nie… nie widzę nic niezwykłego - skłamał Harry, opuszczając oczy.
- Jesteś pewien? - zapytał Dumbledore z powątpiewaniem.
Policzki Harry'ego zaróżowiły się, ale siedział cicho i usłyszał, jak dyrektor myśli: „Nie, to Harry. Powiedziałby mi, gdyby coś było nie tak… Może ostatnio zbyt wiele przebywam z Alastorem.”
Harry poruszył się na krześle, czując się źle.
... Jestem pewien, że podkrada mi curkierki, miałem drugą paczkę… a teraz już jej nie ma… w każdym razie…
- Jeśli zauważysz coś niezwykłego Harry, przyjdź mnie zobaczyć, albo idź natychmiast porozmawiać o tym z Poppy, a ona mi wszystko przekaże.
- Tak, profesorze.
- Możesz już iść - Dumbledore uśmiechnął się do Harry'ego z uczuciem i zaufaniem, co Harry spróbował odwzajemnić, chociaż czuł się winny.
Podniósł się żywo i podszedł do drzwi tak szybko, jak to możliwe. Pożegnał dyrektora i znalazł się poza biurem, na ruchomych schodach. Minął chimerę i ruszając korytarzem wpadł na coś, a raczej na kogoś. Nagle poczuł, że leży na kimś, kto upadł rozciągnięty na podłodze. Zanim miał czas, żeby podnieść głowę i przeprosić, usłyszał głos, który mówił do siebie: O mój Boże, on jest na mnie! On jest na mnie!
Mając twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny, Harry otworzył oczy, żeby odkryć las czarnych włosów, lekko tłustawych.
O mój Boże, nie! - pomyślał.
Tak pięknie pachnie... mmmmm. Och, Harrrryyyyyy.
Gryfon zrobił wielkie oczy i przestał oddychać.
Nie mogę się o niego ocierać. Nie mogę się ocierać. Nie mogę się ocierać. Otrzyj się. Otrzyj się. Otrzyj się. Nie mogę... AAAACHHHHH.
- POTTER!
Harry podskoczył i podniósł głowę. Napotkał dwoje czarnych oczu, których właściciel wysilał się, aby zachować niewzruszony wyraz twarzy.
On tu jest, dokładnie tu, niech się trochę pochyli, tylko trochę… mmmm, te usta! - myślał Severus, ze wzrokiem utkwionym w wargach młodego człowieka, który poczuł, że jego policzki przybierają kolor purpury.
- NA CO CZEKASZ POTTER? NA ZAPROSZENIE, ŻEBYŚ SIĘ PODNIÓSŁ? - wysyczał Snape.
Nie podnoś się, nie podnoś się, nie podnoś się... - mówił do siebie jednocześnie mężczyzna.
Harry po raz kolejny zmieszał się przez niezgodność myśli i słów swojego Mistrza Eliksirów. Musiał się podnieść, wiedział to, ale dziwnie nie miał na to ochoty. Buntowniczy błysk rozpalił się w jego oczach i pod wypływem impulsu, zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie podejrzewał, że mógłby zrobić… Ale wcześniej nie znał tajemnych myśli swojego profesora.
Harry podniósł się, specjalnie ocierając się o ciało rozciągniętego pod nim mężczyzny, jak gdyby nie mógł się podnieść prosto. Nacisnął na kilka wrażliwych stref Snape'a, skręcając się lekko i mrucząc nieśmiałe „Przepraszam, profesorze” i ciesząc się, kiedy profesor cichutko zajęczał.
Severus nadludzkim wysiłkiem nie poruszył biodrami. Ten mały imbecyl nie potrafił nawet normalnie się podnieść. Czy zdawał sobie sprawę, jaką zadawał mu torturę? Ocierał się o niego, podsycając ogień, który płonął w jego żyłach. Mistrz Eliksirów czuł jak jego męskość nabrzmiewa pod wpływem pożądania i jeśli ten mały smarkacz nie wstanie wystarczająco szybko, też to poczuje. Severus odsunął się tak szybko jak mógł i posłał Gryfonowi mroczne spojrzenie.
- Nie możesz patrzeć, gdzie chodzisz Potter?! - wypluł rozwścieczony mężczyzna, znowu podniecony, ale tym razem naprawdę musiał iść do Albusa.
- Przepraszam, profesorze.
Harry minął Snape'a i szybko odszedł, czując na sobie śledzący, płonący wzrok i wychwycił krótkie „chcę go! Przyspieszył kroku.
***
Siedząc przy stole Gryffindoru w czasie kolacji, Harry przycisnął mocno dłonie do uszu. Zamknął oczy, ale mógł wyczuć pełne współczucia spojrzenia swoich przyjaciół. Hałas był nieznośny. Nie tylko słyszał echo wszystkich słów wypowiadanych przez uczniów Hogwartu, ale na dodatek odbierał kakofonię myśli uczniów rodzaju męskiego tejże szkoły. Harry czuł jakby przyłożył ucho do ula, pełnego podekscytowanych pszczół, których brzęczenie nie miało końca. To było straszne. Natarczywe. Obsesyjne. Nieustające. Harry miał wrażenie, że jego głowa zaraz wybuchnie. Nagle, bez wyraźnego powodu, hałas zmniejszył się tak, że przybrał stan niemal szeptu. Harry delikatnie rozsunął palce, sprawdzając ilość decybeli, później całkowicie zabrał ręce, kiedy zdał sobie sprawę, że hałas zniknął.
- Mówcie do mnie - poprosił Rona i Hermionę.
- Co? - zapytał Ron z zaskoczeniem.
- Dzięki - powiedział Harry.
Wepchnął łyżkę purée do ust i zaczął jeść. Podniósł głowę między dwoma kęsami i zobaczył, że jego przyjaciele wymieniają zaniepokojone, pytające spojrzenia. Później odwrócili się do niego.
- Nie wiem, co się stało - powiedział, widząc w ich oczach nieme pytanie. - Hałas był nieznośny, a potem nagle wszystko ucichło. W pewnym momencie myślałem, że ogłuchłem, i dlatego poprosiłem, żebyście do mnie mówili. Ron powiedział coś, co świetnie usłyszałem, co znaczy, że nie jestem w trakcie tracenia zmysłu. Może to… to „normalna” reakcja na nieudane zaklęcie. Co o tym myślicie?
- Być może - odparł Ron.
- No nie wiem, Harry - odparła Hermiona. - Byłeś przed chwilą u profesora Dumbledore'a. Co mu powiedziałeś?
- Nic - wyszeptał Harry po chwili wahania.
- Nic? - powtórzyła Hermiona na wpół zaniepokojona, na wpół wściekła. - Czemu mu nic powiedziałeś? Trzeba było to zrobić Harry. Wyobraź sobie, że to zaklęcie będzie miało jakieś inne konsekwencje? Wyobraź sobie, że…
- Wiem, Mionka - uciął Harry, on także częściowo zakłopotany, częściowo zły. - Mam już wystarczająco dużo wyrzutów sumienia, nie musisz mi ich dodawać.
Pokręcił się na krześle, rozejrzał sie dookoła, po czym podjął:
- Być może lepiej będzie, jeśli na razie się wstrzymam z mówieniem o tym. Wyobraź sobie, że jakiś uczeń chciałby zostać następcą Voldemorta. Z tą umiejętnością, łatwo mogę się tego dowiedzieć.
- Harry, to niemoralne... - zaczęła dziewczyna.
- Ale Harry nie przesadza - odparł Ron z pełną buzią.
Hermiona spiorunowała rudzielca wzrokiem.
- To nie jest dobry sposób. Trzeba to zatrzymać najszybciej jak się da. Poza tym, nie widzę kto mógłby próbować przejąć pałeczkę. Wszyscy wiedzą, że zwyciężyłeś Voldemorta bez problemu, że jesteś potężniejszy niż ktokolwiek z nas i wszyscy wiedzą, że…
- A Malfoy? - zapytał Harry. - Słyszałaś, co ci powiedział. Nazwał cię „szlamą”, a to język, którego używali zwolennicy Voldemorta.
Hermiona westchnęła.
- Wiesz dobrze, że Malfoy odmówił bycia śmierciożercą i że nazwał mnie szlamą z przyzwyczajenia i żeby cię sprowokować. Nie trzeba mu odpowiadać, to wszystko. Może da sobie spokój (Ron i Harry rzucili jej sceptyczne spojrzenie) i w każdym razie, w przyszłym roku już go nie zobaczymy, więc w czym problem?
- W czym problem? - powtórzył Ron. - W czym problem?! Ależ jemu nie wolno tak cię traktować! Nie ma prawa mówić tego komukolwiek, Mionka.
- Wiem, wiem - westchnęła dziewczyna. - Ale oddalamy się od tematu. Harry, musisz opowiedzieć o tym Dumbledore'owi. Madam Pomfrey musi cię przebadać.
- Posłuchaj, Hermiono. Przez ten tydzień przeprowadzę moje małe śledztwo. I jeśli w ciągu tego tygodnia nie znajdę nic dziwnego, opowiem o wszystkim Dumbledore'owi. Zgoda?
- Nie, Harry - wykrzyknęła Hermiona. - A jeśli, znajdziesz coś, jak powiedziałeś, nienormalnego, nie pójdziesz mu powiedzieć?
Harry westchnął.
- Oczywiście, że tak, Mionka. Po prostu daj mi tydzień.
- Harry...
- Tylko tydzień, to niedługo, a dzięki temu uda się być może uniknąć nowej masakry. Przypomnij sobie, co Voldemort chciał zrobić twoim rodzicom, Mionka.
Hermiona otworzyła szeroko oczy i przyjrzała się Harry'emu uważnie, ale milczała. Gryfon widział w jej oczach, że walczyła sama ze sobą. Odwróciła się w stronę Rona, który patrzył jej prosto w oczy, zgadzając się z Harry'm. W końcu westchnęła i wyszeptała twardo:
- Tylko jeden tydzień.
- Obiecuję - uśmiechnął się Harry w odpowiedzi.
Ron również się uśmiechnął i odwracając się w stronę przyjaciela, zapytał:
- Tak więc, o czym może myśleć nasz drogi Malfoy?
- Ron! - Hermiona surowo przywołała przyjaciela do porządku.
- Jest zbyt daleko Ron, nie mogę go usłyszeć, a za pierwszym razem widziałem go krótko. Wszystko ci opowiedziałem - odparł Harry, uśmiechając się do dziewczyny z uczuciem.
- A Snape?
- Ron!
Harry lekko się zarumienił i wykręcił sobie palce, czując się nieswojo.
- Myślę, że nie chciałbyś wiedzieć - odparł.
- Ależ tak, powiedz mi! - wykrzyknął rudzielec, z błyszczącymi od podekscytowania oczami.
- RON!
- Nie jesteś zabawna, Mionka! Skoro Harry potrafi coś takiego, to czemu nie moglibyśmy...
- To właśnie dlatego nie chciałam, żeby...
W czasie kiedy jego dwoje przyjaciół się kłóciło, Harry spojrzał w stronę Snape'a. Zobaczył, że mężczyzna przygląda mu się intensywnie i zadrżał. Severus natychmiast odwrócił wzrok i zaczął udawać, że interesuje go tylko jego talerz, jednakże Harry, przyglądając się dokładniej, mógł zdać sobie sprawę, że klatka piersiowa jego mistrza eliksirów wznosi się zbyt szybko.
Uśmiechnął się. Nie wiedział, a właściwie nie chciał wiedzieć, czemu to odkrycie tak go ucieszyło.
Chciał wojny - pomyślał Harry. - Dobrze więc, będzie ją miał.
Wziął pucharek waniliowych, bananowych i czekoladowych lodów, łapiąc pomiędzy dwa palce wisienkę, która znajdowała się na szczycie. Ze wszystkich sił spróbował skoncentrować się tylko na jednej osobie i tylko na jej na myślach, równocześnie otaczając wargami mały owoc i ssąc go, aż cała czekolada zniknęła. Przesunął go wielokrotnie między wargami, czując na sobie rozkoszne palenie mrocznego spojrzenia. Później odczepił wisienkę od ogonka i zjadł ją z rozkoszą, jakby był to najwspanialszy owoc, jakiego kiedykolwiek skosztował. Następnie, wziął łyżeczkę, uniósł ją do ust i przesunął językiem po zmrożonym kremie, jakby smakował skórę kochanka. Jego umysł był cały czas skoncentrowany na myślach Snape'a i kiedy usłyszał znajomy głos, robiący „Mmmmmmmmmm”, wiedział, że trafił.
Tymczasem Severus nie był jedynym, który patrzył i gdyby Harry skoncentrował się na dwóch innych osobach, mógłby usłyszeć:
Mmmmm. No kto by uwierzył?
Mmmmmm. Boże, spuszczę się w spodnie!
Rozdział IV : Złapał Kozak Tatarzyna.
Głupi, mały imbecyl - złościł się w myślach Snape.
Nie mógł oderwać wzroku od czarnowłosego młodzieńca, siedzącego przy stole Gryffindoru i jedzącego właśnie swój deser.
Raczej smakującego swój deser. Czy on nie mógłby być bardziej dyskretny? To jest nieprzyzwoite… pociągające… Głupi bachor, nie umie się nawet odpowiednio zachować przy stole. Co pomyślą inni? Severus rozejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, kto inny mógł zobaczyć Harry'ego Pottera, robiącego z siebie widowisko i zdziwił się, kiedy odkrył, że nikt inny nie zauważył występu tego małego… małego…
Kretyna, idioty, głupca, prowokatora, seksownego... aaachhh.
Bardzo szybko jego czarne oczy znowu skoncentrowały się na ustach, na tych ustach, które w jego nocnych marzeniach tyle razy go zadowalały. Te wargi, które zasysały wisienkę, a później ją wypychały, żeby wyssać całą czekoladę i wyciągnąć cały smak. Severus nie potrafił przestać sobie wyobrażać, że to nie owoc wsuwa się do tych płonących ust, ale jego męskość, nabrzmiała z żądzy. Zajęczał wewnętrznie, czując, że jego erekcja mocniej drży.
Harry, Harry... przestań, proszę.
Chciał się choć trochę opanować, więc ponownie odwrócił wzrok od Gryfona, który teraz zajął się mrożonym kremem i rozejrzał się dookoła niego. Tym razem zauważył inne osoby, które patrzyły. Dwie, ściśle biorąc. Skrzywił się.
Harry bawił się doskonale. Udało mu sie skoncentrować tylko i wyłącznie na myślach Mistrza Eliksirów, i korzystał z tego, żeby go trochę potorturować, tak jak on się nad nim znęcał w czasie lekcji, chociaż teraz, metoda tortur była inna. Polizał zmysłowo łyżeczkę i zdziwił sie, kiedy nie usłyszał nowych jęków. Co jest? Stracił połączenie ze Snape'em? Może nie skoncentrował się wystarczająco, albo... Przemyślenia Harry'ego zostały przerwane, kiedy usłyszał ponownie głos profesora w swojej głowie i na jego słowa, Gryfon zdrętwiał.
Obydwaj przyglądają mu się tak pożądliwie. Czy ja mam tak samo ekstatyczny wyraz twarzy? Mam nadzieję, że nie… Ale dostał tylko to, na co zasłużył. Gdyby przestał jeść te lody, tak jak to robi, nie zbierałby takich spojrzeń… Nawet, jeśli oni nie mają prawa tak go pożerać wzrokiem… Tylko ja mam do tego prawo, tylko ja… Ach, przestał… Może zdał sobie sprawę, że jego sposób jedzenia był dwuznaczny!
Harry już go nie słuchał. Inni ludzie na niego patrzyli? Ale on wcale tego nie chciał! Jeden rzut oka na swoich przyjaciół, którzy nadal się kłócili, wystarczył, żeby zrozumieć, że oni niczego nie zauważyli, po czym omiótł pomieszczenie spojrzeniem i znalazł się oko w oko z Draco Malfoyem, który wydawał się mieć nieco kłopotu z oddychaniem. Jego policzki były lekko zaróżowione i Harry natychmiast skoncentrował się na myślach młodego Ślizgona.
O tak, kto by pomyślał - mówił do siebie blondyn. - Ależ on to zmysłowo robił. No dalej, możesz znowu zacząć, kiedy tylko chcesz. Mimo dreszczu przerażenia, Harry usiłował zbagatelizować całą sprawę. To z pewnością nie o nim właśnie myślał Malfoy. Nie o nim. To niemożliwe.
A czemu nie? - usłyszał cichutki głosik. Głosik jego własnej świadomości.
Harry przełknął z trudem i żeby dowiedzieć się prawdy, szybko rozpoczął na nowo swój występ. Kolejny raz polizał łyżeczkę, bardzo delikatnie, z umysłem skoncentrowanym na Malfoyu. Jego serce podskoczyło w piersi, kiedy usłyszał bardzo lubieżne myśli.
O, tak… Jego język sprawia wrażenie bardzo utalentowanego, ale kto by przypuszczał? Teraz muszę się tylko dowiedzieć czy jest gejem, czy nie, a jeśli nie, z pewnością mogę go nawrócić. I młody człowiek roześmiał się radośnie, podekscytowany.
Harry zadrżał i odwrócił się do innych uczniów, i profesorów. Snape już na niego nie patrzył i wydawał się koncentrować na swoim posiłku, ale Harry zauważył, że nie jadł. Nikt już na niego nie patrzył, poza Malfoyem oczywiście, ale Harry nie chciał słuchać jego słów - wolał zanurzyć się w niekończącym się strumieniu myśli innych i skoncentrować się na brzęczeniu Sali. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Snape powiedział, że dwie inne osoby patrzyły na niego z pożądaniem, a on widział tylko Malfoya. Kto mógł być tą drugą osobą? Harry wiedział, że szukanie jej w tym cały tłumie byłoby czystą stratą czasu. To tak jak szukanie igły w stogu siana, tym bardziej, że najwyraźniej rzeczona osoba już na niego nie patrzyła.
Mam nadzieję, że to nie będzie miało żadnych konsekwencji. Zrobiłem to tylko, żeby sprowokować Snape'a. On jest taki zimny i uwielbia mnie upokarzać, więc czemu raz nie miałbym odpłacić mu pięknym za nadobne, skoro już znam jego słaby punkt?
Harry westchnął. O tak, znał jego słaby punkt, nawet za bardzo. Kto mógłby przypuszczać, że piętą Achillesa Severusa Mam - Cię - Gdzieś Snape'a był Harry Potter, wybawca czarodziejskiego świata? Z całą pewnością nie on i nikt inny pewnie też nie. Podniósł głowę i rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę stołu profesorów, i poczuł się okropnie zawiedziony, kiedy ujrzał, że Mistrza Eliksirów już tam nie ma.
Może poszedł poświęcić się kolejnemu seansowi prac ręcznych - stwierdził Harry złośliwie.
Westchnął ciężko i odwrócił się w stronę Ron i Hermiony, którzy patrzyli na niego okrągłymi oczami, i z uniesionymi brwiami. Znowu coś mu umknęło.
- Tak? - zapytał.
- Wołamy cię od pięciu minut, Harry - odparł niepewnie Ron.
- Przepraszam, skoncentrowałem się na swoich myślach.
- Swoich czy należących do innych? - zapytała Hermiona z naganą.
- Na moich, Mionka. Powiedziałem ci, że będę szpiegował tylko, żeby przeprowadzić swoje małe śledztwo, a nie żeby naruszać prywatność innych.
Hermiona pochyliła głowę, zawstydzona.
- Wybacz mi, Harry. Wiem, że twoje intencje są dobre (Harry lekko się zarumienił), ale nie mogę przestać myśleć, że to jest złe. Na szczęście to tylko przez tydzień.
- Tak, tylko przez tydzień - wyszeptał Harry ze smutkiem. Nagle wpadł na pomysł i dorzucił: - W takim razie, zacznę moje małe śledztwo natychmiast. Tutaj, niczego nie mogę wyłapać, jest za dużo ludzi, ale mogę pójść i… eee… przejść się, i posłuchać ludzi, którzy już wyszli z Wielkiej Sali.
- Dobry pomysł - stwierdził Ron z entuzjazmem, ale natychmiast oklapł. - Ale nie możemy iść, Harry.
- A to czemu, Ron? - zapytała Hermiona.
Rudzielec potrząsnął głową, jakby odpowiedź była oczywista i odparł:
- Nie skończyliśmy jeść.
Harry wybuchnął śmiechem, a Hermiona potrząsnęła głową z desperacją. Ron był niereformowalny. Wygłodzony smok zjadłby mniej niż on.
- Nic nie szkodzi - stwierdził Harry. - Może nawet lepiej, żebym był sam. Będę mógł się bardziej skoncentrować na słuchaniu i będę bardziej dyskretny, i łatwiej mi będzie się gdzieś wślizgnąć, jeśli będę musiał niż gdybyśmy byli we trójkę.
Ron przystał na to z ulgą, podczas gdy Hermiona niechętnie zaakceptowała fakt, że nie będą mu towarzyszyć.
Harry wyszedł z Wielkiej Sali najszybciej jak mógł, unikając przy okazji wzroku Draco Malfoya i znalazł się na opustoszałym korytarzu, od którego odchodziły rozwidlenia we wszystkich kierunkach. Bez namysłu wybrał to, które prowadziło do lochów i zszedł po schodach. Zimny wiatr zawodził posępnie w niezliczonych korytarzach, słabo oświetlonych przez kilka pochodni rozmieszczonych tu i tam. Zimą mury były zawilgocone, a czasem nawet zamarzały, kiedy temperatura spadała zbyt nisko. Harry dotarł do drzwi gabinetu profesora Snape'a, odsuwając od siebie pytania, które nasuwały mu się na myśl. Nie chciał wiedzieć, czemu przyszedł akurat tu, mając do wyboru tyle innych możliwości. Wiedział tylko, że przyszedł zobaczyć swojego profesora, porozmawiać z nim… Poznać jego myśli. Może zdoła się wreszcie dowiedzieć, czemu Snape udawał, że go nienawidzi i może nienawidził go naprawdę, a jednocześnie nie mógł się powstrzymać od pożądania go. Snape był taki tajemniczy, pełen paradoksów. Harry chciał odkryć to, co mężczyzna ukrywał, chciał wiedzieć, jaki był naprawdę. To dlatego pukał teraz w ciężkie, drewniane drzwi i kiedy usłyszał „Wejść”, pchnął je z bijącym sercem.
Severus podniosł wzrok na swojego gościa i kiedy go rozpoznał, poczuł, że jego serce zaczyna bić jak szalone.
Och, nie - zajęczał wewnętrznie.
Cieszył się, że Potter nie może czytać w jego myślach, że nie wie, do jakiego stopnia go pożądał, do jakiego stopnie jego podniecenie sprawiało mu ból, kiedy tylko na niego patrzył, nawet w tej chwili.
- Czego chcesz, Potter? - zapytał Severus lodowatym tonem.
- Ja... Ja chciałem… się dowiedzieć - wyjąkał Harry, który kompletnie nie wiedział co powiedzieć. - Chciałem pana poprosić… o radę… w sprawie naszej następnej klasówki.
- Słucham.
- Powiedział pan w czasie naszej ostatniej lekcji, że…
- Jestem zadowolony słysząc, że wbrew temu, co sądziłem, słuchasz na moich lekcjach, Potter. Zawsze myślałem, że to ci się rzadko zdarza - przerwał mu z sarkazmem Snape.
Harry z trudnem przełknął ślinę, ale kontynuował.
- …żeby otrzymać dobrą konsystencję eliksirów energetyzującego, potrzeba dwóch szczurzych ogonów, niezamarynowanych w wyciągu z białej pokrzywy, żeby nie zneutralizować ich działania…
- Dobrze Potter, jestem pod wrażenie twojej wiedzy i niezwykłych możliwości zapamiętywania - zadrwił Mistrz Eliksirów.
Harry policzył do trzech, usiłując się uspokoić. To był zły pomysł. Nigdy nie powininen był iść za Snape'em. Czemu właściwie to zrobił? W tej chwili bardzo tego żałował.
- Ależ panie profesorze, to nie moja zasługa - usłyszał sam siebie. - Muszę panu powiedzieć, że uwielbiam pańskie lekcje. Wcześniej byłem ślepy i nie umiałem docenić prawdziwej wartości pańskiego niezwykłego nauczania. Ze wszystkich sił będę dążył do nauczenia się od pana wszystkiego, będę pańskim najpilniejszym uczniem.
Harry westchnął, pochylając lekko głowę, jakby przypominał sobie swoją głupią i bezmyślną młodość, i popatrzył Snape'owi w oczy.
- Myślę, że mam kilka talentów, profesorze i chciałbym bardzo, żeby mógł pan z tego skorzystać.
Harry usłyszał długi jęk, odbijający się echem w jego głowie i musiał powstrzymać uśmiech.
- Jestem świadomy, że mam znacznie mniej doświadczenia niż pan, i że jest pan wspaniałym nauczycielem, i że jeśli będę pilnie się uczył, ja także mogę pana zaskoczyć. Więc, wracając do naszych ogonów… Powiedział pan, że wystarczą dwa i…
Harry sam nie wiedział, co go podkusiło, żeby tak mówić. Wiedział, że jego słowa są dwuznaczne, ale nie mógł przestać, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, jakie to może mieć rezultaty… i konsekwencje.
- Trzeba dobrze nawilżyć trzon na całej długości…
O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, o mój Boże...
- Dobrze wycisnąć miąższ fig, aby wyciekł z nich sok…
O tak...
- A żołądź profesorze, czy trzeba się nim zająć?
O tak, trzeba się nim zająć.
Wzrok Harry był pełen naiwności i Severus potrząsnął głową, żeby zmusić się do powrotu na ziemię.
- Co? - zapytał.
- Żołądź profesorze, co z żołędziem?
Severusowi było coraz bardziej i bardziej gorąco, chociaż wydawało mu się, że termometr wskazywał poniżej zera. Może się zepsuł. A może to przez tego małego imbecyla, który przyszedł wygadywać jakieś obsceniczne rzeczy w jego biurze. Jak mógłby pozostać niewzruszony?
Jego erekcja była naprężona do granic możliwości i wrażliwa. Każdy podmuch powietrza poruszał szatą i ta delikatna pieszczota, ocierająca się o wilgotny materiał jego bielizny sprawiała, że w myślach krzyczał z rozkoszy.
- Cholerny gówniarz - zajęczał Severus.
Co by zrobił, gdybym przycisnął go do ściany, tu i teraz, i zaczął go całować jak opętany? Przyssałbym się do niego i poruszałbym biodrami z namiętnością, pocierając o siebie ich dwa, stwardniałe członki - o tak, Potter także czerpałby z tego przyjemność, błagałby, żebym go posiadł, a ja nie kazałbym się prosić - nadziałbym go z całą mocą na mojego nabrzmiałego członka, wbił się głęboko w jego wilgotne i ciasne ciało, i brał go dziko, spijając jego krzyki i jęki z chciwych ust.
Harry miał czerwone policzki z niewytłumaczalnej przyczyny. Z pewnością zauważył, że go nie słucham - uznał Severus. Potter był z pewnością wściekły, znając jego ognisty temperament.
Na tę myśl znowu cicho zajęczał. Harry był pełen pasji, zawsze to wiedział i w łóżku oznaczałoby to…
Mmmm…
Musiał się wziąć w garść. Powtarzał sobie to zdanie od miesięcy, ale od kilku dni stało się naprawdę jego motywem przewodnim.
O czym Potter w ogóle mówił? Zadawał mu pytania, ale Severus nie był w stanie przypomnieć sobie jakie.
- Cóż Potter, wyjaśniłem wszystko w klasie, więc jeśli nie zrozumiałeś, albo nie byłeś w stanie nadążyć, myślę, że potrzebujesz prywatnych lekcji. Czekam tu na ciebie w poniedziałek, o dwudziestej. A teraz, wynoś się stąd!
- Ale... Profesorze, nie...
Harry potrząsnął rozpaczliwie głową. Nie o to mu chodziło. Ani trochę nie o to.
- Powiedziałem, zejdź mi z oczu, Potter.
Snape popchnął go w stronę drzwi i zanim zamknął, dorzucił:
- Poniedziałek. Dwudziesta.
I drzwi zatrzasnęły się przed nosem Harry'ego, który absolutnie nie oczekiwał takiego obrotu sprawy.
Co ja zrobiłem - skarcił się w duchu z żalem. Ale teraz było już za późno.
Rozdział V: Druga osoba.
- Co mnie napadło? Co mnie, do cholery, napadło? - powtarzał Severus niczym litanię po wyjściu swojego ucznia.
Był tak oszalały z pożądania, że nie mógł się skoncetrować na pytaniach, które zadawał mu Potter i co z tego wynikło? Tak! Dodatkowe lekcje, których będzie musiał udzielać i to komu? Tak! Samemu Potterowi! Panu Zgrabny Tyłeczek we własnej osobie!
- Niech to szlag!
***
Harry bardzo żałował swojego postępowania - bardziej nawet niż w dniu, kiedy powiedział swojemu kuzynowi, że Terminatorzy wylądowali w Surrey i poszukują chłopców nazywających się Dudley Dursley, żeby zmieść ich z powierzchni ziemi. Dudley odmawiał podawania swoich danych przez półtora miesiąca i podskakiwał za każdym razem, kiedy dzwonił dzwonek u drzwi. Harry został za to surowo ukarany - zwłaszcza, gdy na Privet Drive przyszedł policjant, aby oddać legitymację Dudleya, którą chłopiec usiłował „zgubić”.
- Niech to szlag! - wrzasnął nagle Harry, sprawiając, że jakiś drugoroczniak podskoczył z przerażenia i popatrzył na niego dziwnie.
Harry wyminął go, zupełnie nie przejmując się tą reakcją i kontynuuwał swoją drogę do wieży Gryffindoru. Minął opuszczony Pokój Wspólny i skierował się prosto do dormitorium chłopców z siódmego roku, gdzie zatrzasnął za sobę drzwi z ogromną siłą. Był naprawdę wściekły.
Ach! - pomyślał ktoś, kto dopiero co podskoczył na ten nieoczekiwany dźwięk.
- Hej Harry, co jest? - zapytał nagle Seamus, wychylając głowę zza szafy, tak żeby kolega z pokoju mógł go zobaczyć.
- Przepraszam Seam. Nie wiedziałem, że tu jesteś.
Nic nie szkodzi - pomyślał blondyn, wzruszając ramionami.
- Nic nie szkodzi, ale powiedz, co ci się stało. Wyglądasz jakbyś był wściekły. Chodzi o Filcha? Irytka?
- Nie.
Ok, to może Malfoy?
- Malfoy?
Harry potrząsnął przecząco głową.
Snape?
- Snape?
Harry nie poruszył się i nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku.
Ok, więc to o niego chodzi! Czemu mnie to nie dziwi? - ironicznie zapytał sam siebie Irlandczyk.
- Więc to Snape! - stwierdził Seamus, kiwając głową. - Co zrobił tym razem? Dał ci szlaban? Odjął punkty? Obraził cię?
- Dodatkowe lekcje! - odparł ponuro Harry wbrew sobie.
Ach! Łeeee! - Oj! - stwierdził Irlandczyk, zbliżając się do Harry'ego. - Dodatkowe lekcje? Ale czemu? Przecież zazwyczaj nie daje ich nikomu!
- Nie wiem! Zadałem mu tylko pytanie o nasze następne zaliczenie. Mówiłem o… eliksirze - powiedział, rumieniąc się. - A potem on stwierdził, że wszystko wyjaśnił w klasie i jeśli nie jestem w stanie nadążyć, to musi mi dać dodatkowe lekcje. To okropne!
No! Biedny Harry! Co za potwór z tego profesora! Nie może go zostawić w spokoju!
- Mój biedny Harry - stwierdził współczująco Seamus, kładąc rękę na ramieniu kolegi, po czym dodał żywo - ale jesteś spięty.
Seamus nacisnął spięte mięśnie ramion bruneta, który zaśmiał się bez radości.
- Myślę, że mam powód - odparł Harry.
O tak.
- Czekaj! Usiądź, zrobię ci masaż - zaproponował blondyn.
Harry opadł ciężko na brzeg swojego łóżka i z zaciśniętymi ustami zapatrzył się bezmyślnie w przestrzeń.
Seamus zaczął masaż, uciskając lekko dłońmi i palcami twarde mięśnie kolegi.
Biedny Harry! Taki spięty! To jest naprawdę sadysta, ten profesor! Nie cierpię go!
- I ile czasu będą trwały te lekcje? Może to tylko raz albo dwa? - zapytał.
Albo aż do końca szkoły, to bardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę o kim mówimy.
- Nie, nie wiem, nic nie powiedział. Wyrzucił mnie za drzwi, zanim mogłem o cokolwiek zapytać.
Biedactwo!
- Taaa, to mnie nie zaskakuje ze strony Snape'a - odparł Seamus, który nadal ugniatał twarde mięśnie Harry'ego - Hej, weź rozepnij szatę, będzie mi łatwiej.
Harry posłuchał i zdjął gruby, biały T - shirt, który nosił pod szatą, odkrywając lekko opaloną skórę i umięśniony, nieowłosiony tors.
Hmmm.
Na ten widok, Seamus przełknął z trudem, po czym podjął masaż.
Harry ciągle jeszcze był rozzłoszczony, kiedy usłyszał głos kolegi z pokoju, odbijający się echem w jego głowie.
Mój Boże, nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że jest do tego stopnia piękny! Jak to się stało, że nie zauważyłem, że ma tak piękne ciało!
Harry otworzył szeroko oczy, czując jak opanowuje go panika.
- I… Eee… I on… Snape tak po prostu cię wyrzucił.
Mój Boże, ma tak delikatną skórę. I ten zapach! On tak pięknie pachnie! Uspokój się, uspokój się Seamus. Myśl o czymś innym… O czymś innym.
- I kiedy masz pierwszą lekcję?
Harry mógł poczuć jak palce kolegi drżą, w zetknięciu z jego nagą skórą. Wiedział, że Seamus próbuje kontrolować swoje emocje, ale najwyraźniej mu się to nie udawało. Harry był jednocześnie zaniepokojony i nieco zadowolony.
- W poniedziałek - odparł. - O dwudziestej.
- Poniedziałek - powtórzył szeptem Irlandczyk, kontynuując jednocześnie pocieranie nadal napiętych mięśni Harry'ego. Jednak czasami, kiedy się zapomniał, lekko pieścił delikatną skórę końcami palców, zanim brał się w garść i kontynuował robienie tego, co wcześniej.
Tak delikatna…
- Seamus, dzięki za masaż - zaczął Harry, usiłując delikatnie się odsunąć, ale blondyn go przytrzymał.
- Czekaj, jeszcze nie skończyłem, a ty nadal jesteś tak twardy…
Hmmmm.
- Znaczy, chciałem powiedzieć… spięty.
Harry czuł się nieswojo. Wiedział, że Seamus jest podniecony, a lekkie muśnięcia, którymi go obdarowywał wcale mu nie pomagały. Czuł dreszcze, przebiegające mu po kręgosłupie i musiał sam przed sobą przyznać, że Seamus go pociąga.
Mój Boże, on jest taki piękny! I namiętny. Jak mogłem być tak ślepy przez tyle czasu? Gdyby nie jadł tych lodów tak, jak to robił, nigdy bym na niego nie zwrócił uwagi. Musiałem być nienormalny.
Więc to on - pomyślał Harry. - Druga osoba, o której mówił Snape… To był Seamus.
- Harry, ja… - wyszeptał Irlandyczk z nadzieją, jednak zanim zdążył powiedzieć coś więcej, drzwi się otworzyły, ukazując Rona, Deana i Neville'a.
- Hej - powiedział Dean. - Mnie tez możesz pomasować.
Mnie też? - zapytał Ron w myślach. - Widzę, że nikt się tu nie nudzi.
I uśmiechnął się do Harry'ego, wiedząc, że ten go słyszy.
Nie! - pomyślał Seamus.
- Nie! - odparł, śmiejąc się. - Moje usługi są zarezerwowane tylko dla naszego drogocennego szukającego.
Tylko dla niego! I tak bardzo chciałbym go jeszcze dotknąć… Szukający. Cóż za dobry pretekst! - kontynuuował w myślach.
- Ale to niesprawiedliwe - odparł Dean, robiąc nadąsaną minę, po czym roześmiał się wewnętrznie, podobnie jak Ron I Neville.
- A dla obrońcy da się coś załatwić? - przekomarzał się Ron.
- Zobaczymy - odparł Irlandczyk.
Fajnie - pomyślał rudzielec. - Może mnie też się uda.
I uśmiechnął się do Harry'ego, który spróbował odpowiedzieć mu tym samym.
- A dla kibiców? - zapytał Dean, nadal nie odpuszczając.
- Albo fanatyków Zielarstwa? - zapytał Neville, także się przekomarzając. - Plecy mnie bolą od zajmowania się roślinkami, które tak nisko rosną.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem… poza Harry'm, który usiłował udawać, że też jest ubawiony.
- Ach, chcecie mnie dobić! - zajęczał Seamus. - Dobra, poddaję się! Żadnego więcej masażu!
To jest zarezerwowane tylko dla Harry'ego - uzupełnił w tajemnicy.
Pokój wypełnił się natychmiast protestami - wszyscy chcieli masażu - ale Harry był zadowolony z tego, że im przerwano. Nie wiedział, co chciał mu powiedzieć Seamus, i nie wiedział czy w ogóle chciał to usłyszeć. Miał cały czas w myślach Mistrza Eliksirów i odczuwał uścisk serca, którego wolał nie analizować. Był zmieszany i zagubiony we własnych uczuciach. Chciał czegoś i jednocześnie nie chciał. To było paradoksalne, dziwne i idiotyczne. Sam już nie wiedział, co się z nim dzieje.
***
Weekend minął bardzo szybko. W sobotę odbyła się wycieczka do Hogsmead i nagle okazało się, że dodatkowa, poniedziałkowa lekcja ze Snape'm nie jest już za kilka dni, ale za kilka godzin.
Podczas kolacji Harry zauważył, że Malfoy rzuca mu częste, znaczące spojrzenia. Zważywszy, że ostatnim razem Gryfon czytał w jego myślach, doskonale wiedział, o co Ślizgonowi chodzi i westchnął, na wpół rozdrażniony, na wpół zrezygnowany. Cóż, Malfoy nie był jedynym, któremu będzie musiał stawić czoła.
- Harry - zawołał go szeptem Ron, przysuwając się do przyjaciela i patrząc kątem oka na Hermionę, rozmawiającą ze swoją sąsiadką z prawej. Najwyraźniej nie chciał, aby go usłyszała. - O czym myśli Malfoy? Musiałeś z pewnością słyszeć niektóre z jego… słów, nie?
- Większość czasu myśli o jakichś złośliwościach, które mógłby komuś zrobić… zwłaszcza nam.
I od pewnego czasu, zastanawia się jak zaciągnąć mnie do łóżka - dokończył w myśli.
- To mnie nie zaskakuje - wyszeptał Ron, kiwając głową. Pomyślał jeszcze przez chwilę, po czym nagle podniósł głowę i dodał żywo - A Snape?
Harry otworzył usta, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć i wtedy Hermiona odwróciła się w ich stronę, i zapytała:
- Więc? O czym rozmawiacie?
- O Quidditchu! - skłamał Ron, lekko się czerwieniąc.
- Znowu? - jęknęła dziewczyna z desperacją - Tylko o tym myślicie!
Ron odparł coś, czego Harry nie usłyszał, będąc bardziej zajętym myślą o dodatkowej lekcji eliksirów, która miała się wkrótce rozpocząć. Co będzie robił? Czego zażąda Snape?
***
Dwudziesta.
Harry zapukał do drzwi gabinetu Snape'a i kiedy usłyszał mroczne i zimne „wejść”, otworzył drzwi, i przeszedł przez próg.
Kiedy usłyszał jak ciężkie, drewniane skrzydło zamyka się z suchym i głośnym trzaśnięciem, pomyślał, że to brama więzienia właśnie zamknęła się za nim nieodwołalnie, oddając go nago w ręce kata. Zadrżał.
Obydwaj, Harry i Severus, westchnęli wewnętrznie.
Przyszła na nas pora, Potter! Tym razem, nie dostaniesz mnie i to ja rozbroję ciebie!
Słysząc pełne groźby myśli Snape'a, Harry zadrżał ponownie, bardziej nerwowo niż kiedykolwiek, a jego niepokój wzrósł, kiedy usłyszał wyraźne słowa profesora.
- Więc Porter, skoro nie zrozumiałeś jak przygotować eliksir energetyzujący, to właśnie nim zajmiemy się dzisiaj. Przygotujesz go tego wieczoru. Wszystkie składniki są na stole - powiedział, wskazując na stare biurko, na którym leżały rozliczne produkty. - Będziesz mógł mi pokazać swoje talenty Porter. Będziesz mógł zrozumieć, jaki użytek jest nie z jednego, ale z dwóch ogonów, będziesz nawilżał trzon na całej długości, nauczysz się jak odpowiednio wycisnąć miąższ fig, aby wypłynął z nich sok i oczywiście jak zająć się żołędzią. Jeśli jestem tak utalentowanym profesorem, oczekuję, że będziesz ty doskonały uczniem. Więc, Potter, do dzieła, pokaż mi, co potrafisz.
Rozdział VI: Powrót bumerangu.
Harry patrzył na swojego profesora oniemiały, całkowicie zbity z tropu przez taki początek. Słysząc Mistrza Eliksirów śmiejącego się wewnętrznie na całe gardło, sam nie wiedział co mógłby zrobić czy powiedzieć.
Czuł złość, mieszającą się z pożądaniem, które obudził w nim mężczyzna, powtarzając słowo w słowo jego własną wypowiedź sprzed kilku dni. Najwyraźniej Snape, nawet częściowo rozproszony, nie zapomniał żadnego z jego dwuznacznych słów. I teraz z premedytacją odrzucał mu je w twarz.
- Więc, Potter? Nie wiemy co odpowiedzieć? Czyżby stracił pan język, z którego robił na tak wspaniały użytek poprzednim razem, kiedy rozmawialiśmy, panie Potter?
- Eee… to znaczy… eee…
Haha, nie wiesz co odpowiedzeć, eee?
Roześmiał się szyderczo, co jeszcze bardziej podsyciło wściekłość Harry'ego i sprowokowało go do ciętej riposty.
- Zawsze robię doskonały użytek z mojego języka, profesorze. Zresztą, wszyscy mnie zawsze za to chwalą, dziękuję za troskę.
Severus odebrał te słowa niczym uderzenie w pierś, mające konsekwencje w dole brzucha i poczuł jednocześnie cierpki smak zazdrości. Zazdrości, która wzbudzała w nim odrazę. Potter nie był jego i z pewnością nie był dla niego… nawet jeśli… Odepchnął lubieżne myśli, które kłębiły mu się w głowie i zobaczył, że chłopak kieruje się dokładnie do małego stolika, stojącego w pobliżu jego biurka.
Harry, rumieniąc się, wziął składniki, których potrzebował do przygotowania eliksiru i usiadł przy innym stole. Nie mógł w to uwierzyć. On i jego profesor prowadzili teraz dwuznaczny pojedynek na słowa. I Harry musiał przyznać, że te małe żarty mu się podobały, i... podniecały go. Był szczęśliwy, kiedy słyszał myśli Snape'a. Potrafił czytać w umysłach innych dopiero od pięciu dni i korzystał z tego, aby podniecać Mistrza Eliksirów. Nie mógł tego zrozumieć. Potrząsnął głową i podgrzewając wodę w kociołku, stwierdził, że naprawdę musi się poważnie nad sobą zastanowić.
Wlawszy uprzednio do kociołka pół litra wody, Harry drżącą ręką wziął dwa szczurze ogony i włożył je do mieszanki kwasy cytrynowego, esencji z hibiskusa i proszku kwarcowego.
Słynne ogony - usłyszał Harry.
Snape, który na niego patrzył, zaśmiał się szyderczo i wrócił do poprawiania prac czwartego roku, dotyczących antidotów.
Veritaserum jest śmiertelną trucizną, ależ co za bzdura… czego to oni nie wymyślą. Pfff…
Harry zobaczył jak profesor znajomym, szybkim ruchem wypisuje czerwone zero i przełknął ślinę. Szczurze ogony rozpuściły się w kwasowym roztworze i mógł przelać całość do gorącej wody. Dodał trzy krople koncentratu z białych pokrzyw i zajął się obdzieraniem ze skóry czterech żołędzi. Jego policzki były lekko zarumienione, ale był zdecydowany nie podnieść głowy w stronę Snape'a. Wiedział, że gdyby skrzyżował spojrzenie z Mistrzem Eliksirów, po prostu by spłonął. Pozwolił wpaść owocom do dymiącego wywaru, po czym wziął do ręki łodygę bambusa i wyjątkowo dwuznacznym gestem zaczął ją nawilżać olejem z pestek winogron. Teraz już nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem na Snape'a.
Co za szczęście, że powiedziałem cztery pergaminy, nie sześć…
Snape nadal był w trakcie bazgrania na pergaminie, ale musiał poczuć gorące spojrzenie swojego ucznia, ponieważ podniósł głowę i zobaczył dłonie młodego człowieka ślizgające się po całej długości łodygi bambusa, żeby maksymalnie ją nawilżyć. Harry nie zdawał sobie sprawy, że przedłużał swoje zadanie, poświęcając mu znacznie więcej czasu niż było to konieczne i gładząc roślinę błyszczącymi palcami.
Mały imbecyl, głupi Gryfon, nieznośny kretyn - obrażał go wewnętrznie Snape, podczas gdy jego męskość żywo reagowała na widok poczynań ucznia.
Severus widział olej, spływający między palcami chłopaka, który nie nawilżał bambusa, ale pieścił go z uczuciem.
Czemu on to robi, na litość boską? - wściekał się mężczyzna, usiłując uspokoić swój oddech. Nieświadomie zsunął rękę pod biurko i ledwo się powstrzymał przed ze objęciem dłonią swojej drżącej erekcji.
Cholerny smarkacz.
- Jakiś problem, Potter? - zapytał Snape suchym, ochrypłym głosem.
- Nie, proszę pana.
Harry położył łodygę na czymś w rodzaju talerza, czekając, aż olej zostanie wchłonięty przez roślinę.
Severus poczuł, że jego pożądanie nieco się uspokaja, jednak nie na tyle, aby mógł powrócić do sprawdzania prac. Wziął kilka głębokich wdechów i spróbował oczyścić swój umysł.
Pottera tu nie ma, Pottera tu nie ma, Pottera tu nie ma…
- Profesorze? - zawołał Harry.
Głupi Gryfon!
- Czego, Potter? - wypluł Snape.
- Czy jest jakaś technika, aby odpowiednio wyciskać sok z fig?
Mmmm… O tak, jest pewna technika.
- Potter, to nie pierwszy raz, kiedy używamy tego składnika, więc…
- Tak, wiem - przerwał mu Harry, z udawanym wyrazem niewinności na twarzy. - Ale nigdy mi się nie udaje zrobić tego poprawnie, proszę pana. Zawsze pryska wszędzie dookoła i w końcu jest więcej soku na stole niż w eliksirze. To między innymi dlatego nigdy mi się nie udaje… Naprawdę chciałbym panu pokazać, że moje dłonie są zręczne.
Nieznośny kretyn… Co za… Za… Co za Potter! - powiedział do siebie Severus, wstając z krzesła i szybkim krokiem obchodząc biurko.
Harry śmiał się do rozpuku. Zdecydowanie, nie poznawał sam siebie.
Snape stanął tam, gdzie mógł. Gabinet nie był duży i stół został dodany specjalnie na ten wieczór. Stanął więc tuż za Harry'm, tak blisko, że delikatnie dotykał.
- Bierzesz figę do lewej ręki, Porter, a to narzędzie do prawej. Kładziesz figę w tym miejscu i zamykasz. Następnie naciskasz stanowczo, ale niezbyt mocno i sok wypływa. Nic prostszego. Tylko całkowite ofiary losu tego nie potrafią, Potter. Ale nie byłbym zaskoczony, gdybyś był jedną z nich.
Harry zacisnął zęby, podczas gdy wargi jego profesora wygięły się w okrutnym uśmiechu.
Zapłacisz mi za to - stwierdził w myślach Harry.
- Więc, wkładam figę tu i naciskam… O tak - powiedział młody człowiek, łącząc słowa z gestem. - Ups - dodał, kiedy duża, drewniana łyżka upadła mu na ziemię. Harry uśmiechnął się diabolicznie. Pochylił się do przodu, unieruchamiając profesora między ścianą a swoim ciałem. Jego pośladki znajdowały się na wysokości męskości mężczyzny, który natychmiast zrobił się twardy.
Severus był podniecony, ale jednocześnie przerażony. Potter nie mógł się dowiedzieć. Nie mógł się dowiedzieć, do jakiego stopnia go podniecał. A jeśli przycisnąłby swój mały, śliczny… Nie! Dowie się, dowie się.
- POTTER!
Harry udawał, że szuka łyżki i nie może jej znaleźć.
- Przepraszam, panie profesorze - powiedział skruszonym tonem, opierając się trochę mocniej o ciało mężczyzny.
Mmmm… O tak, przyciśnij się jeszcze.
- Przepraszam, panie profesorze, ale nie mogę jej znaleźć… Chwileczkę - powiedział Harry, obracając się żywo najpierw w jedną, a potem w drugą stronę.
Ochhhhhh… Mmmm…
Severus z ogromnym trudem powstrzymywał się przed poruszeniem biodrami, czując intensywne gorąco przyciśniętego do niego ciała. A ruchy, które wykonywał młody człowiek, wcale mu w tym nie pomagały.
- Musi gdzieś tu być - kontynuował Harry, ciesząc się swoją zemstą. - Proszę się nie ruszać, panie profesorze, w końcu ją znajdę.
Nie ruszać się! Nie ruszać się! Łatwiej powiedzieć niż zrobić! - pomyślał Severus.
Harry doskonale czuł twardy członek, wbijający mu się w plecy, przyciskający się do jego pośladków lub pieszczący jego biodra, zależnie od pozycji, w jakiej akurat się znajdował. Uwielbiał to. Uwielbiał udawać, że niczego nie zauważył, podniecając jednocześnie swojego profesora.
Prowokator - powiedziała mu jego świadomość.
Harry zastygł na chwilę, pytając się czy rzeczywiście jest prowokatorem. Pokręcił lekko biodrami, odczuwając podniecenie mężczyzny i własną przyjemność odkrycia władzy, jaką nad nim miał, i musiał przyznać, że naprawdę zachowuje się jak…
Mały prowokator - zamruczał Snape w myślach. - Och, taaaaaaaak…
Severus nie był w stanie dłużej się kontrolować. Z ciałem przyciśniętym do ściany, jakby się jej przytrzymywał, nie mógł powstrzymać swojego instynktu, który popychał go w stronę przyjemności. Jakby żyjąc własnym życiem, jego biodra zaczęły się poruszać szaleńczym ruchem, ocierając się o delikatne ciała swojego ucznia.
Mmmmm…
Harry poczuł - o tak! - zmianę w zachowaniu Mistrza Eliksirów, ale udawał, po raz kolejny, że nic nie zauważył, zbyt skoncentrowany na swoich poszukiwaniach. W końcu złapał leżącą u jego stóp łyżkę i wykrzyknął:
- Znalazłem, panie profesorze!
Ten okrzyk sprowadził Severusa z powrotem na ziemię i teraz on zamarł.
- Och - westchnął Harry. - To był twardy… orzech do zgryzienia*…
Snape zarumienił się i z trudem przełknął ślinę. W końcu odsunął się od miejsca, gdzie Harry przyparł go do muru i odchrząknął.
- Eee… Potter, kon… kontynuuj a ja... ja pójdę… poszukać… pewnych ingrediencji na składzie. Potrzebuję ich do… eliksiru.
- Dobrze, profesorze - powiedział Harry, śmiejąc się wewnętrznie, kiedy słyszał dyszenie Snape'a i znając prawdziwy powód, dla którego chciał zostać na chwilę sam.
Młody człowiek usłyszał trzask zamykanych drzwi i wytężył słuch… i umysł, ale Snape zdążył już rzucić zaklęcie wyciszające, które uniemożliwiało Harry'emu usłyszenie czegokolwiek.
Pięć minut później, Snape wyszedł ze swojego składu, z nadal nieco zaróżowionymi policzkami i zobaczył, że jego uczeń niemal skończył swój eliksir.
- Wygląda w porządku, Potter - powiedział, mieszając w kociołku i obserwując złotawy płyn. - Konsystencja jest doskonała. Jeszcze godzina na ogniu i będzie płynny, i jednolity. Widzisz Potter, jak chcesz, to potrafisz.
- Tak, profesorze.
- Możesz już iść. Zajmę się ostatnim stadium warzenia.
Spływają stąd, zanim zajmę się tobą.
Harry wyszedł z gabinetu, z tajemniczym uśmiechem na ustach.
***************************************
- Co ty tu robisz, Potter? - wykrzyknął Malfoy, widząc ciemnowłosego Gryfona, idącego opustoszałym i zimnym korytarzem w lochach.
- To nie twoja sprawa, Malfoy!
Bardziej moja niż ci się wydaje - powiedział do siebie blondyn.
- Co, Potty, zgubiłeś się?
- Daj mi przejść Malfoy, mam ważniejsze rzeczy do roboty niż stać tu i słuchać jak mnie obrażasz.
Może chcesz innego traktowania z mojej strony, mój ty ładny tyłeczku - pomyślał Ślizgon.
Harry wykonał jeden krok w bok, żeby go wyminąć, ale Draco zrobił to samo, tarasując mu przejście, a dwóch jego goryli było jak zwykle z nim.
- Powiedziałem daj mi przejść!
Ależ buntowniczy - zadrwił wewnętrznie Malfoy.
Grmpf - pomyślał Crabbe.
… - pomyślał Goyle.
- Och ! Bo jak nie, to co, Potty ?
- Chcesz, żebym ci przypomniał nasze tradycyjne potyczki w pociągu, fretko?
Świnia. - Twarz Draco nabrała szkarłatnego zabarwienia i zacisnął zęby.
Nic - pomyślał Crabbe.
… - pomyślał Goyle.
- Za kogo ty się uważasz, Potter? Myślisz, że jesteś mocniejszy niż inni? Bardziej inteligentny? Jesteś niczym, Potter, niczym!
Nie - pomyślał Crabbe.
… - pomyślał Goyle.
- Jesteś jak szlamy! Zresztą twoja matka była szlamą i wiadomo jak skończyła!
Harry poczuł, że krew gotuje mu się w żyłach.
… - pomyślał filozoficznie Goyle.
Zrozumiałem - pomyślał Crabbe.
Harry miał właśnie rzucić się na Malfoya i dać mu to, na co zasłużył, kiedy profesor McGonagall wyłoniła się zza rogu, niosąc skrzynkę składników, które miała przekazać Snape'owi.
- Co się tu dzieje? - zapytała podejrzliwie, patrząc na nich ostro.
- Nic, pani profesor - odparł natychmiast Draco, nie wierząc w swoje szczęście. - Ja i Potty… eee… Potter, tylko spotkaliśmy się przypadkiem na korytarzu.
Mam nadzieję, że to kupi.
Harry, z nienawiścią ciągle płonącą w oczach, sztyletował go wzrokiem.
Nic - powiedział do siebie Crabbe.
McGonagall popatrzyła surowo na wszystkich po kolei.
- Potter, co robiłeś w lochach? - zapytała w końcu.
Haha - zaśmiał się szyderczo Malfoy. - Teraz musisz odpowiedzieć, panie Potty-Śliczny-Tyłeczek.
- Byłem na korepetycjach z eliksirów - odparł niechętnie.
Korki z eliksirów! Pfff! - powtórzył Ślizgon.
- Och, oczywiście, Severus mi o tym mówił - odpowiedziała. Po czym zwróciła się do wszystkich - Dobrze, wracajcie teraz do swoich pokojów wspólnych.
Nie.
…
Łyknęła to!
- Tak, pani profesor - odparł Draco.
Harry był zniesmaczony. Mógł już wrócić do Wieży bez przeszkód, ale nadal był wściekły na Draco. Zapłaci za to, co ośmielił się powiedzieć o jego mamie.
Oddalając się od grupki, mógł jeszcze usłyszeć:
Nienawidzę go, ale ma zbyt piękne ciało, aby pewnego dnia nie należał do mnie.
…
Zrozumiałem.
******************************************
Harry wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru, i natychmiast udał się do dormitorium, ciągle w złym humorze i spięty do granic możliwości. Wiedział, że wściekanie się niczemu nie służy, ale nie mógł nic na to poradzić. Po prostu nie mógł znieść, gdy ktoś obrażał jego rodziców, kiedy wiedział ile dla niego poświęcili. Nienawidził Malfoya, nawet jeśli nigdy nie był on śmierciożercą. Całe życie byli przeciwnikami.
- Harry? - usłyszał nagle.
Młody człowiek odwrócił się, stając twarzą w twarz z Seamusem, który wpatrywał się w niego intensywnie, wyraźnie zakłopotany.
- C-co? - zapytał Harry, zaskoczony wyrazem twarzy kolegi z pokoju.
- Wołam cię od dwóch minut - odparł Irlandczyk. - Wszedłeś tu mrucząc coś przez zęby, więc zapytałem cię, co jest nie tak.
- Och! To Malfoy! - warknął Harry.
- Malfoy?
- Tak, byłem w lochach, po skończeniu korków u Snape'a, kiedy wpadłem na niego i na jego goryli. Nie chciał dać mi przejść, a w końcu zaczął obrażać mnie i moją mamę. Nienawidzę go!
Aj! Malfoy może jest śliczny, ale naprawdę głupi - stwierdził Seamus.
- Nie słuchaj go - uspokoił go blondyn, kładąc rękę na ramieniu Harry'ego i znowu poczuł jak bardzo brunet jest spięty. Rozpoczął więc kolejny masaż i dodał - Wiesz, że zawsze był taki. On lubi obrażać… zwłaszcza ciebie, ale wszyscy wiedzą, że nie ma mu czego zazdrościć. I z pewnością nie powinien czepiać się twoich rodziców, kiedy znamy przeszłość jego własnych.
Pod stanowczymi ruchami dłoni Seamusa, i pod wpływem jego słów, Harry poczuł jak jego mięśnie się rozluźniają, a wściekłość go opuszcza.
To prawda, że nikt nie miał czego zazdrościć Draco. Jego ojciec został zabity przez Nimfadorę Tonks w czasie dowodzenia misją pod rozkazami Voldemorta, a jego matka gniła w Azkabanie, po tym jak próbowała poświęcić życie swojego syna, aby uratować swoje. Ona także pomagała Czarnemu Panu, chociaż w sposób bardziej dyskretny i subtelny - Draco nie miał już z nią kontaktu. Reszta jego rodziny również została zabita, więc został sam, bez dawnej fortuny, chociaż ciągle miał z czego żyć, a arogancja wypisana na jego twarzy, odstraszała wszystkich, którzy chcieliby się z nim zaprzyjaźnić. Chodził więc zawsze w towarzystwie Crabbe'a i Goyle'a, jego dwóch ochroniarzy z dzieciństwa.
- Mmm, Seam, jak dobrze - zajęczał Harry, kiedy Irlandczyk nacisnął na czuły punkt na ramionach Harry'ego.
Blondyn zamarł na chwilę, po czym znowu podjął delikatny masaż.
Harry…
Seamus poczuł, że się rumieni, kiedy fala gorąca ogarnęła jego ciało, koncentrując się w dole jego brzucha, a jego męskość zareagowała natychmiast.
Mmmmmmm.
Harry'emu było w tej chwili tak dobrze, że nie słyszał już nawet myśli Irlandczyka.
Jest taki piękny - zajęczał Seamus, patrząc jak brunet rozluźnia się pod jego sprawnymi palcami. - Harry.
Seamus przesunął dłońmi po ramionach Harry'ego w delikatnej pieszczocie, po czym powrócił do jego barków. Pochylił głowę w stronę przyjaciela, którego pożądał i wtulił twarz w jego szyję. Wdychał łapczywie urzekający zapach, który wydzielało ciało młodego Gryfona i delikatnie pocałował tę złotawą skórę.
Harry był niczym we śnie, z którego został gwałtownie wyrwany przez pytanie blondyna
- Harry, co sądzisz o mężczyznach… gejach?
18