Kanon Pisma Świętego
str. 13
Włodzimierz Bednarski „W OBRONIE WIARY”
Rozdział 31 - KANON PISMA ŚWIĘTEGO
31.1. Uczą, że siedem ksiąg ST (1 i 2Mch, Tb, Jdt, Mdr, Syr i Ba) i pewne fragm. Dn i Est to apokryfy. Nie uznają ich natchnienia i nie zaliczają do kanonu Biblii.
Odpowiedź. ŚJ ze swą 120-letnią historią biorą się do zaprzeczania księgom istniejącym ponad 2000 lat! Przez tak krótką obecność na arenie dziejów nie potrafią przecież zagwarantować prawdziwości pozostałych ksiąg Biblii. Są więc w sprawach kanonu niekompetentni. Aby potwierdzić autentyczność Ksiąg, które uznają, odwołują się nawet do tradycji katolickiej zachowanej np. w pismach Klemensa Aleks., Ireneusza, Tertuliana, Orygenesa i Euzebiusza ("Całe Pismo jest natchnione..." s.194). Ciekawe czemu nie słuchają tego co mają do powiedzenia ci pisarze na temat Ksiąg, które ŚJ odrzucają (patrz pkt 31.4.).
1) Nie jest argumentem to, że te księgi nie są cytowane przez Chrystusa i Apostołów. Wielu innych ksiąg ST też nie znajdziemy cytowanych w NT (Est, Koh, Ezd, Ne, Ab, Na, So, Rt, Pnp i wiele Ps). ŚJ opowiadając się przeciw odrzucanym księgom piszą: "Ani Jezus, ani pisarze Chrześcijańskich Pism Greckich nigdy się na te księgi nie powoływali ani ich nie cytowali" ("Całe Pismo jest natchnione..." s.301). Nie przeszkadza im powyższe w tym, że podobnie jest z innymi księgami, których nie odrzucają: "Jezus i natchnieni pisarze Chrześcijańskich Pism Greckich często powoływali się na Pisma Hebrajskie i w ten sposób bezpośrednio poświadczyli kanoniczność wielu ksiąg, niemniej nie można tego powiedzieć na przykład o Księdze Estery i Kaznodziei [Koheleta]" (j/w. 300). Widać przebiegłość ŚJ. Jedne księgi muszą być cytowane przez Jezusa i Apostołów, a inne nie muszą, aby być uznanymi przez ŚJ.
2) Argumentem przeciw tym księgom nie jest to, że nie zawierał ich kanon Żydowski. Ustalony on został przez faryzeuszy ok.90r. po Chr., więc gdy chrześcijaństwo rozwijało się już od ok.60 lat. Lud Chrystusowy przyjął do kanonu te księgi, które uważał za natchnione przez Boga, a nie te, które przyjęli Żydzi, odrzucający Chrystusa i NT, a piszący nowe księgi tzn. Talmud. ŚJ o Septuagincie, która zawierała powyższe księgi piszą: "W II wieku n.e. społeczność żydowska całkowicie odwróciła się od przekładu, który wcześniej uznawała za natchniony" (Strażnica Nr 18, 1998 s.31).
3) Nieprawdą jest też to, że księgi te dyskwalifikuje z kanonu ich j. grecki, zamiast pożądanego j. hebr. Tylko dwie z tych ksiąg (2Mch i Mdr) napisane zostały po grecku. O pierwotnym j. hebr. pozostałych świadczą wykopaliska, zapisy np. św.Hieronima, jak i filologowie różnych orientacji (Księgi NT też są spisane w j. greckim i to ŚJ nie przeszkadza).
4) NT choć nie cytuje tych ksiąg, czyni wiele aluzji do faktów czy wypowiedzi w nich zawartych. Oto przykłady: 1Kor 10:20 por. Ba 4:7; Mt 24:15, Mk 13:14 por. 1Mch 1:54, 6:7; J 10:22 por. 1Mch 4:59; Hbr 11:35 por. 2Mch 6:18-7:42; 1Tes 4:6 por. Syr 5:3; Jk 1:13 por. Syr 15:11nn.; Ap 15:3 por. Tb 13:7, 11; 1Kor 6:2 por. Mdr 3:8; Ef 6:14, Tes 5:8 por. Mdr 5:18 (por. Mdr 2:12-23); Mt 9:36, Mk 6:34 por. Jdt 11:19; ?k 21:24 por. 1Mch 3:45, 51; ?k 24:4 por. 2Mch 3:26; 1Kor 2:9 por. Syr 1:10; Jk 1:19 por. Syr 5:11; Mt 27:43 por. Mdr 2:18nn.; Dz 20:32 por. Mdr 5:5; Łk 12:19n. por. Syr 11:19; Rz 5:12 por. Mdr 2:24; Mt 12:33 por. Syr 27:6. Przykłady te świadczą o tym, że teksty te, jak i całość treści tych ksiąg jest zgodna z NT. Prócz tego omawiane księgi często opisują lub powołują się na fakty zawarte w innych księgach ST.
5) Księgi te zawierał grecki przekład Biblii (Septuaginta) z II/IIIw. przed Chr. Były więc zaliczone one do kanonu aleksandryjskiego i przeznaczone dla Żydów rozproszonych po świecie. ŚJ, którzy nie wierzą, że Septuaginta zawiera kwestionowane przez nich księgi polecam zajrzeć do niej (rozprowadzana przez Towarzystwo Biblijne w W-wie) lub odczytać w "Encyklopedii Popularnej PWN" (W-wa, 1993) hasło 'Septuaginta': "gr. przekład Starego Testamentu; powstała wśród Żydów w Egipcie (III-IIw. p.n.e.); zawiera m.in. kilka ksiąg, których hebr. oryginały nie zachowały się; księgi te w Kościołach kat. i prawosł. należą do kanonu Biblii, a w Kościele ewang. są uważane za apokryfy (judaizm je odrzuca)".
31.2. Uczą, że Jezus i Apostołowie nie czytali ksiąg deuterokanonicznych.
Odpowiedź. Chrystus głosił swe orędzie też na terenie Dekapolu, tzn. na terytorium dziesięciu miast hellenistycznych, gdzie mówiono po grecku (Mk 7:31, 5:20, Mt 4:25). Jest prawdopodobne, że odczytywał tam wobec zhellenizowanych Żydów fragm. ST, jak to czynił w Galilei (Łk 4:14-18). Nie był Mu obcy j. grecki, którym posłużył się pewnie w rozmowie z Piłatem, mógł też w tym języku nauczać czasem (Dekapol oraz J 12:20). Apostołowie głosili Ewangelię często w synagogach żydowskich (Dz 13:5, 17:1). Poza Izraelem Żydzi posługiwali się j. greckim i Septuagintą, która zawierała siedem wymienionych ksiąg. W Jerozolimie znajdowała się synagoga Żydów z diaspory (Dz 6:9), więc i tam rozbrzmiewał głos odczytywanej Septuaginty, a cytowany ST w Nowym jest w większości przypadków (z 350 cytatów ok.300) oparty na Septuagincie, a nie na tekście hebr. J 10:22n. podaje, że Jezus przebywał w Jerozolimie w "Uroczystość Poświęcenia Świątyni", której ustanowienie opisane jest w Księgach Machabejskich (1Mch 4:36-39, 2Mch 10:1-8) por. pkt 38.1.3.
31.3. Historia potwierdza odczytywanie w synagogach tekstu Ba w Dniu Przebłagania jeszcze w IVw. po Chr., a wcześniej też czytano 1Mch, Tb i Jdt. Do Xw. pisarze palestyńscy przytaczają fragm. Syr, cytują ją jako Księgę Św. (patrz Wstęp do Syr w BT). W Qumran znaleziono fragm. ksiąg deuterokanonicznych, z których w Iw. po Chr. korzystało stronnictwo żydowskie esseńczyków. 1Mch i fragm. deuterokanoniczne Est cytuje J.Flawiusz (103), historyk żydowski, który pisze, że korzysta tylko z Ksiąg Św. ("Przeciw Apionowi" 1:1, "Dawne Dzieje Izraela" 10:1,4 i 12-13), choć gdzie indziej mówi, że u Żydów palestyńskich jest kanon bez ksiąg deuterokanonicznych. Nie jest prawdą to co podaje "Całe Pismo jest natchnione..." (s.302): "Józef Flawiusz wskazuje więc, że kanon Pism Hebrajskich został ustalony na długo przed I wiekiem n.e.". Pismo Flawiusza ("Przeciw Apionowi") na które powołują się ŚJ pochodzi z ok.100r. po Chr. (co ŚJ potwierdzają w swoim ang. słowniku Insight on the Scriptures t.1 s.407), a więc z czasu gdy Żydzi palestyńscy ustalili wcześniej (ok.90r.) swój kanon (patrz pkt 31.1.2). Prócz tego z fragmentu "Przeciw Apionowi", który cytują ŚJ, nie wynika, że Flawiusz mówił o wiekach minionych lecz raczej o czasie sobie współczesnym i dotyczył Żydów, a nie chrześcijan.
31.4. Chrześcijanie pierwszych wieków cytują księgi deuterokanoniczne lub czynią aluzje do problemów zawartych w nich.
Klemens Rzymski (†101) "List do Kościoła w Koryncie" - Mdr, Syr i Jdt.
"Didache" (ok.90) - Mdr i Syr.
"List Barnaby" 19:9 (ok.130) - Mdr i Syr.
Polikarp (ok.110) "List do Kościoła w Filippii" - Tb.
Atenagoras (IIw.) i Ireneusz (ur.130-40) - Ba, Mdr i frag. Dn.
Klemens Aleks. (ur.150) i Tertulian (ur.155) - Mch.
Do ksiąg deuterokanonicznych odwołują się też Hipolit (ur. przed 170), Cyprian (†258) i Orygenes (ur.185).
Ciekawe, że ŚJ w "Całe Pismo jest natchnione..." (s.303) przedstawiają tabelę, w której ukazują jacy pisarze wczesnochrześcijańscy przytaczali i powoływali się na poszczególne księgi NT. Nie uczynili jednak ŚJ tego samego w stosunku do ksiąg ST, w tym do ksiąg odrzucanych przez nich. Jak powyżej widać taka konfrontacja byłaby niekorzystna dla ŚJ.
31.5. Zapytajmy ŚJ: kto im powiedział, że w/w księgi są apokryfami? Nie mogą powoływać się przecież na nikogo z poza ich organizacji, bo wszystkich uważają za będących we współpracy z szatanem. Nie może być autorytetem Marcin Luter, który odrzucił też niektóre księgi NT (Jk, Ap, Jud i Hbr). Od kogo więc przyjmują kanon Biblii? Czasem mówią, że Sobór Trydencki (1545-63) dopiero wprowadził do kanonu te księgi. Uroczyste potwierdzenie kanonu, gdy próbowali go naruszyć luteranie nie ma nic wspólnego z wprowadzeniem tych ksiąg do kanonu. Tak samo jak dogmat z 1950r. o Wniebowzięciu Maryi nie oznacza tego, że wcześniej Kościół nie wierzył w obecność Matki Bożej w niebie. Wszystkie Księgi które my uznajemy wymienia jako kanoniczne np. "Dekret papieża Damazego" z 382r., a więc na setki lat przed w/w soborem. ŚJ, kiedy im potrzebne, to nawet powołują się na Hieronima, który przełożył Biblię na łacinę, pisząc że nie uznawał on ksiąg deuterokanonicznych. Należy jednak zauważyć, że była to prywatna opinia Hieronima (a nie Kościoła w tym czasie), bo przecież na życzenie Kościoła, jak piszą ŚJ "do swego dzieła włączył pisma apokryficzne" ("Całe Pismo jest natchnione..." s.310). Jeśli ŚJ powołują się na Hieronima to dlaczego w swej Biblii nie zamieszczą jak on kwestionowanych przez nich ksiąg. W rozmowie o kanoniczności w/w ksiąg pożądane jest odczytanie Mdr 2:12-22. Pytanie postawione ŚJ, o której osobie mówi ten tekst, sprawia im wiele trudu. Ciekawe, że ŚJ choć uznają np. 1Mch za apokryf, to jednak kiedy im to potrzebne przywołują ją i zamieszczają w "Skorowidzu przytoczonych wersetów biblijnych" ("Życie wieczne w wolności..." s.198, 264). Patrz też "Bądź wola Twoja...", która pięć razy przytacza 1 i 2Mch oraz umieszcza je w "Spisie przytoczonych tekstów biblijnych".
31.6. Zamiast mówić, że Kościół wprowadził apokryfy do Biblii, powinni cieszyć się, że wręcz odwrotnie, to on przez wieki uchronił ją przed nawałem pism niezgodnych z naukami Jezusa i Apostołów. Istnieje przecież 69 apokryfów ST (np. "Życie Adama i Ewy", "Księga Noego" i "Apokalipsa Daniela") i dziesiątki fałszywych ksiąg NT (np. "Ewangelia Piotra", "Dzieje Pawła", "Apokalipsa Jakuba"). Zapytajmy ŚJ, jeśli uważają, że Kościół wprowadził 7 ksiąg do kanonu, to czemu były to te, a nie inne księgi i czemu akurat 7, a nie więcej, jeśli było tak wiele apokryfów.
31.7. Mówią, że ponieważ opracowania krytyczne Septuaginty zawierają też apokryfy ST (3Ezd, 3 i 4Mch, Ody i Psalmy Salomona) to w związku z tym pierwsi chrześcijanie nie mogli przyjmować kanonu Septuaginty, która zawierała 7 ksiąg odrzuconych przez ŚJ (1 i 2Mch, Tb, Jdt, Mdr, Syr, Ba).
Odpowiedź. To, że w niektórych kodeksach Septuaginty znajdowały się niektóre apokryfy (np. 3Ezd - Kodeks Aleksandryjski i Watykański, 3 Mch - K. Aleks., 4 Mch - K. Aleks. i Synaicki, "Ody Salomona" - K. Watyk. i Syn., "Psalmy Salomona" - K. Aleks.) nie świadczy o tym, że musiały być one traktowane na równi z księgami natchnionymi. Podobnie niektóre kodeksy NT zawierały niektóre pisma wczesnochrześcijańskie (np. "List Barnaby" i "Pasterz" Hermasa - K. Syn. i Bezy, "Listy Klemensa" - K. Aleks.), a nigdy cały Kościół nie wliczał ich do kanonu. Większość z wymienionych apokryfów ST powstała już po działalności Jezusa (np. 3Ezd, 3 i 4Mch) więc Chrystus nie korzystał z nich. Kościół, jeśli chodzi o ST uznawał za natchnione tylko te księgi, które istniały za czasów Jezusa i na dodatek były uznawane wtedy za święte. Warunki te spełniło 7 ksiąg w/w, które później, ok.90r. Żydzi odrzucili. Odrzucone przez ŚJ księgi, znajdowały się w starołacińskich przekładach Biblii (IIw.). Kwestionowane fragm. Dn były w greckich przekładach Żydów Teodocjona (ok.180) i Symmacha (ok.200). Całą Ba pozostawił po sobie wymieniony Teodocjon a Midrasze żydowskie cytują Tb i Jdt ("Wstęp Ogólny do Pisma Świętego" Ks.J.Homerski rozdz. 'Kanon Ksiąg Świętych').
31.8. Twierdzą, że samo określenie "księgi deuterokanoniczne" mówi, że są to księgi później wprowadzone do kanonu.
Odpowiedź. ŚJ nie wiedzą, że deuterokanonicznymi nazywamy też 7 ksiąg NT (Hbr, Jk, 2P, 2J, 3J, Jud, Ap), a tych oni z tego powodu nie odrzucają. Ich "Całe Pismo jest natchnione..." (s.302) zdaje się jednak pisać o tym: "Pod koniec II wieku powszechnie uznawano cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie i 12 listów Pawła. Na pewnych terenach podawano w wątpliwość tylko kilka krótszych pism. Wynikało to chyba z tego, że początkowo ich obieg był z jakichś względów utrudniony i upłynęło więcej czasu, zanim uznano ich kanoniczność". Termin "księgi deuterokanoniczne" oznacza księgi Biblii, co do których w pewnych kręgach Kościoła w przeszłości były wysuwane pewne wątpliwości co do ich kanoniczności. Określenie "księgi proto- i deuterokanoniczne" pojawia się dopiero w XVIw., a Biblia (ST i NT) istniała już setki lat wcześniej. Widać więc, że ŚJ źle rozumieją terminologię stosowaną w Kościele. Patrz też "Pytania nieobojętne" J.Salij OP, rozdz. "Skąd wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym?"; "Poszukiwania w wierze" J.Salij OP, rozdz. "Ewangelie i apokryfy".
SKĄD WIADOMO, ŻE PISMO ŚWIĘTE JEST PISMEM ŚWIĘTYM?
Przypadkowo przeglądając Biblię, zwróciłem uwagę na Księgę Mądrości, która bardzo mnie zainteresowała. Nie było czasu, żeby ją przeczytać do końca, a pożyczyć nie chciałem, bo jakoś wstyd było się przyznać, że nie mam własnej Biblii. To zdopingowało mnie i postarałem się o własną Biblię. Szukam Księgi Mądrości -- nie ma. Idę do księdza i pytam, co to znaczy, a ten mi na to, że mam Biblię w wydaniu protestanckim, a protestanci Księgi Mądrości nie uznają. Było to tak nieoczekiwane, jakby mnie kto zdzielił obuchem. Nie będę tu opisywał, jakie różne pytania zaczęły nawiedzać moją biedną głowę. W końcu sprowadziło mi się to wszystko do jednego pytania: A skąd w ogóle wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym? Może to pytanie naiwne, ale czasem mi się wydaje, że jeśli nie znajdę na nie odpowiedzi, to moja wiara utraci grunt pod nogami.
Zacznę od przedstawienia w karkołomnym skrócie najważniejszych faktów, odnoszących się do postawionego przez Pana problemu. Najpierw zwróćmy uwagę na pewną informację zawartą w Dziejach Apostolskich, która z naszym tematem zdaje się nie mieć nic wspólnego. Informacja ta brzmi następująco: "Saduceusze bowiem mówią, że nie ma zmartwychwstania ani anioła, ani ducha, a faryzeusze uznają jedno i drugie" (23,8). Otóż różnice te wzięły się stąd, że saduceusze uznawali tylko Pięcioksiąg Mojżeszowy, w którym nie ma jeszcze wyraźnej nauki o zmartwychwstaniu ani o aniołach, faryzeusze zaś włączali do Pisma Świętego również księgi proroków, Psalmy oraz wiele innych utworów, należących dziś do Starego Testamentu.
Tu warto przypomnieć pedagogię, jaką wobec saduceuszów zastosował kiedyś Pan Jezus. Przyszli raz do Niego, ażeby wyszydzić głoszone przez Niego zmartwychwstanie. Pan Jezus nie chciał wchodzić z nimi w uczone dyskusje: pokazał im po prostu, że nie potrafią w wierze przeczytać nawet Pięcioksięgu Mojżesza, w którego Boże natchnienie przecież wierzyli. "Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną -- odpiera ich szyderstwa Pan Jezus -- czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, (...) jak Bóg powiedział do niego: <Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba>. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych" (Mk 12,26n).
Ostatecznie listę swoich ksiąg świętych ustalili Żydzi na zjeździe w Jamnii ok. 100 roku ery chrześcijańskiej. Autorytet wielkiego rabbiego Akiby zadecydował wówczas o tym, że starozakonni uznali Boże natchnienie Pieśni nad Pieśniami. Natomiast niepodległościowa atmosfera, jaka przenikała ówczesne środowiska żydowskie (przypomnijmy sobie rolę rabbiego Akiby w późniejszym nieco od omawianych wydarzeń powstaniu Bar Kochby!), sprawiła, że w Jamnii odrzucono z żydowskiego zbioru ksiąg świętych te pisma, które były napisane w języku greckim, m.in. Księgę Mądrości.
Mamy więc już -- z grubsza rzecz biorąc -- trzy różne listy ksiąg Starego Testamentu: kanon saducejski (o ile mi wiadomo, dziś trzymają się go karaimi), kanon rabbiego Akiby (uznawany do dziś przez Żydów) oraz kanon przyjęty od wieków w Kościele katolickim, zawierający również najpóźniejsze księgi żydowskie ery przedchrześcijańskiej, między innymi Księgę Mądrości, Księgę Syracha, dwie Księgi Machabejskie.
Że Chrystus i Apostołowie również te ostatnie księgi uważali za część Pisma Świętego, wskazują na to świadectwa, zawarte w Nowym Testamencie. Na przykład z Księgi Mądrości Apostołowie zaczerpnęli jedyną w swoim rodzaju terminologię, za której pomocą przedstawiają przedwieczność Syna Bożego i Jego równość z Ojcem (np. Hbr 1,3; Kol 1,15; por. Mdr 7,25n). Również bezpośrednio z Księgi Mądrości (15,7) został wzięty obraz Boga-Garncarza w Pawłowym wywodzie na temat przeznaczenia (Rz 9,21). A kiedy w Księdze Syracha czytamy upomnienie: "Nie oddawaj się nierządnicom, abyś nie stracił swego dziedzictwa" (9,6) -- czyż nie przypomina nam się natychmiast przypowieść Pana Jezusa o synu marnotrawnym (por. zwłaszcza Łk 15,30)? Co jeszcze bardziej godne uwagi: Stary Testament jest cytowany w Ewangeliach i w pismach apostolskich nie w bezpośrednim przekładzie z hebrajskiego, ale według Septuaginty, słynnego przekładu greckiego, który często odbiega nieco od hebrajskiego oryginału, próbuje bowiem uwyraźnić i pogłębić sens religijny poszczególnych wydarzeń i wypowiedzi.
O ile Stary Testament był już w całości ukształtowany, kiedy Chrystus Pan przystąpił do założenia Kościoła, o tyle zupełnie inaczej było z Nowym Testamentem. Jego poszczególne księgi były pisane już w Kościele i przyjmowane przez niego jako nieomylne, natchnione przez Ducha Świętego słowo Boże. Spostrzeżenie to bardzo nam się przyda, kiedy będziemy szukali odpowiedzi na Pańskie pytanie.
Otóż na Nowy Testament złożyły się Pisma Apostołów oraz takie teksty, które zostały napisane z ich polecenia i przez nich przekazane Kościołowi. Rozstrzygającym zaś świadectwem, że nie były one dla Kościoła słowem ludzkim (choćby bardzo prawdziwym i pełnym pobożności), ale słowem Bożym, przemieniającym serca, było to, że czytano je podczas odprawiania Eucharystii.
Jednak tu właśnie zaczynają się problemy. Żeby czytać poszczególne księgi podczas liturgii, trzeba je było mieć. Toteż poszczególne gminy chrześcijańskie kompletowały sobie poszczególne pisma apostolskie. Zdarzało się, że wśród świętych zwojów zabrakło którejś księgi i nie od razu zdano sobie z tego sprawę. Kiedy z kolei dopiero po dłuższym czasie zauważono, że w jakichś gminach czyta się księgę gdzie indziej nie znaną, pojawiało się pytanie, czy to naprawdę jest księga natchniona, skoro myśmy jej tak długo w ogóle nie znali. Zdarzało się również, że jakiś biskup czy kapłan -- w najlepszej woli -- włączył do ksiąg czytanych podczas Eucharystii jakiegoś podrzutka, na przykład bardzo pobożne skądinąd i prawowierne pismo poapostolskie pt. Pasterz.
Na dobrą sprawę, lista ksiąg Nowego Testamentu była wyraźnie skrystalizowana już w II wieku, ale co najmniej jeszcze przez dwa wieki pojawiały się pytania, czy ta lub owa księga należy do pism natchnionych, jako że w jakimś mieście lub regionie wciąż jeszcze miano problemy, czy ją czytać podczas świętej Eucharystii. Najczęściej pytania te dotyczyły Listu do Hebrajczyków, listów apostolskich Jakuba i Judy oraz Apokalipsy. Trudności budziła scena spotkania Chrystusa z cudzołożnicą, zapisana w ósmym rozdziale Ewangelii św. Jana, jako że nie było jej w niektórych kodeksach tej Ewangelii. Nie bez wpływu ustalonego w Jamnii kanonu rabbiego Akiby pojawiły się również -- zwłaszcza w Kościołach wschodnich -- problemy, czy powinno się czytać podczas liturgii te księgi Starego Testamentu, które nie należą do Biblii żydowskiej.
Na marginesie -- ale naprawdę tylko na marginesie, jako że herezjom tym nie udało się wprowadzić swoich idei i postulatów do Kościoła -- warto zasygnalizować istnienie radykalnych herezji, które odrzucały w całości bądź cały Stary Testament, bądź niemal cały Nowy Testament. Cały Stary Testament odrzucali marcjonici, później manichejczycy. Z kolei ebionici, którzy wysoko cenili Stary Testament, zwalczali gwałtowanie Listy św. Pawła, ale z Nowego Testamentu przyjmowali praktycznie tylko Ewangelię Mateusza.
Tak czy inaczej, Pismo Święte było w Kościele jednoznacznie ustalone od dobrych ponad tysiąca lat, kiedy postanowili poddać je kontroli Luter, Kalwin oraz inni reformatorzy. Samą ideę rewizji Pisma Świętego już przed nimi sformułował Erazm z Rotterdamu, niezwykle zasłużony w dziedzinie krytycznego ustalenia tekstów świętych, właściwie ojciec tej dyscypliny biblijnej. Erazm przypomniał między innymi dawne pytanie co do kanoniczności Listu Jakuba oraz Apokalipsy.
Erazm i Luter były to dwa biegunowo różne temperamenty, które starły się zresztą ze sobą bezpośrednio w słynnej polemice na temat wolnej i niewolnej woli. Otóż Erazm przypomniał tylko dawne pytania. Luter zaś nie miał już wątpliwości, że ani Apokalipsa, ani List Jakuba, ani List do Hebrajczyków nie są księgami natchnionymi. Apokalipsę przywrócił do łask, kiedy w jej działających na wyobraźnię obrazach zaczął dostrzegać zapowiedzi współczesnych sobie wydarzeń.1 Ale o Liście św. Jakuba -- w którym znienawidził zwłaszcza wywód, że "wiara bez uczynków martwa jest" (2,24-26) -- do końca życia wyrażał się -- delikatnie mówiąc -- z niechęcią. "Ani jedna w nim sylaba nie dotyczy Chrystusa", "jest to list papistów", "źle wnioskuje Jakub", "nie jest tak, jak roi sobie Jakub" -- to autentyczne wypowiedzi Lutra, wszystkie pochodzą z końca jego życia.2 Tylko jeszcze Księgi Machabejskie traktował Luter z równą nieżyczliwością, a to z powodu znajdującego się w nich tekstu, który mówi o modlitwie za umarłych.
Nie umiem powiedzieć, jak to się stało, że Kościoły protestanckie na szczęście zachowały w końcu cały Nowy Testa-ment, łącznie z Listem św. Jakuba. Nie wiem również, kiedy ostatecznie protestanci (w każdym razie główne ich denominacje) zdecydowali się ograniczyć Stary Testament do kanonu z Jamnii. Kiedyś zupełnie przypadkowo natrafiłem na wypowiedź Kalwina (Institutiones, lib. l cap. l,l8), z której zdaje się wynikać, że Księga Mądrości była dla niego autentyczną częścią Pisma Świętego. Podobnych wypowiedzi znalazłoby się u reformatorów, a nawet u ich następców, więcej. Na przykład w książce, napisanej około roku 1600, luteranin Filip Camerarius powołuje się z wiarą na tekst z Księgi Syracha,3 dziś przez protestantów nie uznawanej.
Odtworzenie procesu powracania protestantów do wszystkich ksiąg Nowego Testamentu oraz ich odchodzenia od napisanych po grecku tekstów starotestamentalnych będzie miało ogromne znaczenie ekumeniczne. Prawdopodobnie gdzieś tu bowiem dałoby się znaleźć przesłanki dla naszego spotkania przy dokładnie tym samym dla wszystkich Piśmie Świętym.
I teraz dopiero podejmijmy Pańskie pytanie: Skąd wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym? Żeby nie zgubić się w obliczu tego pytania, przypomnijmy rzecz absolutnie podstawową: Początkiem, istotą i pełnią naszej wiary jest Jezus Chrystus, Syn Boży i nasz Odkupiciel, który żyje i który prowadzi nas do życia wiecznego. Nie dlatego wierzymy w Chrystusa, że mówi nam o Nim Pismo Święte, ale dlatego Biblia jest dla nas Pismem Świętym, że wynika to z naszej wiary w Chrystusa, Syna Bożego.
Zastosujmy tę zasadę najpierw do Starego Testamentu. Nie dlatego stanowi on dla nas słowo Boże, że jest religijną księgą Żydów, ale dlatego, że tę religijną księgę Żydów Chrystus nauczył nas traktować jako Pismo Święte. Wielokrotnie wskazywał On na to, że Mojżesz i prorocy pisali w Bożym natchnieniu i przygotowywali Jego przyjście. "I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im -- tzn. uczniom z Emaus -- co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego" (Łk 24,27). A jeszcze za swego ziemskiego życia, kiedyś przyszedł do synagogi w Nazarecie, przeczytał fragment Księgi Izajasza i "począł do nich mówić: <Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli>" (Łk 4,21). Kiedy indziej, w rozmowie z faryzeuszami, przytacza wyjątek Psalmu 110, żeby ich naprowadzić na prawdę o boskości Mesjasza (Mt 22,41-46). Kiedyś znów zarzucał swoim przeciwnikom, że zajmują się Pismem Świętym w sposób bezpłodny, bo to nie przybliża ich do Niego, który jeden może obdarzyć człowieka życiem wiecznym: "Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: a właśnie one dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie" (J 5,39n). Takich sytuacji znajdziemy w Ewangeliach znacznie więcej.
Co do Nowego Testamentu, to wręcz taka była chronologia, że najpierw uwierzono w Chrystusa i tę Dobrą Nowinę o zbawieniu głoszono innym, a dopiero potem zostały napisane Ewangelie i listy apostolskie. Jak doszło do tego, że teksty te zostały uznane za Pismo Święte? Są na to dwie odpowiedzi: odpowiedź niewiary i odpowiedź wiary. Z perspektywy niewiary wydaje się rzeczą logiczną przyjąć, że to Kościół -- zwłaszcza w osobach Apostołów oraz ich następców -- zdecydował o tym, że te, a nie inne księgi stanowią Pismo Święte.
Dla wiary stanowisko takie jest nie do przyjęcia i ma właściwie wszystkie cechy bluźnierstwa. Bo jeśli Pismo Święte jest naprawdę słowem Bożym, to jest nim od samego początku, a nie dopiero wskutek tego, że ktoś je uznał za słowo Boże. Zarazem wiara nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że Bóg chciał, aby Ewangelie oraz inne święte pisma Apostołów powstały w Kościele i żeby przez Kościół zostały rozpoznane jako słowo Boże. Inaczej mówiąc, księgom natchnionym nie była potrzebna ratyfikacja Kościoła, ale było rzeczą po prostu niemożliwą, żeby nie zostały one rozpoznane przez Kościół jako księgi natchnione.
To jest oczywistą konsekwencją naszej wiary w Chrystusa Zbawiciela: Jeśli wierzymy, że Syn Boży stał się człowiekiem i naszym Zbawcą, to już doprawdy małodusznością byłoby posądzić Pana Boga o to, że nie zatroszczył się o nieomylny i napełniony Jego mocą przekaz tej radosnej nowiny albo że dopuścił do tego, że któraś z natchnionych przez Niego ksiąg nie została przez Kościół rozpoznana, albo że jakiś czysto ludzki podrzutek -- choćby nawet zawierał samą prawdę -- wszedł na trwałe do zbioru ksiąg świętych. Wierząc w Chrystusa, wierzymy przecież, że został nam dany Duch Święty, który "nas wszystkiego uczy i przypomina nam wszystko, co On nam powiedział" (J 14,26).
Sama zresztą historia to potwierdza, że rozpoznanie pism natchnionych dokonało się w Kościele. Nie obyło się bez zmagań i trudów -- co sygnalizowałem wyżej -- ale tak już jest z wszelkim darem Bożym, że trzeba go szukać i aktywnie się na niego otwierać. I mamy wszystkie powody, żeby zaufać Panu Bogu, że to, w czym Kościół jako Kościół rozpoznał słowo Boże, jest całym słowem Bożym i tylko słowem Bożym. Bez żadnych braków i bez żadnych podrzutków. Inaczej fałszem byłaby obietnica Chrystusa, że będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,20).
To, że rozpoznanie Pisma Świętego dokonało się w Kościele, a nie w jakiejś przestrzeni abstrakcyjnej, podkreślają wyraźnie również niektórzy teologowie protestanccy. W rozprawie Appela, do której już się odwoływałem, przytoczono wiele ich wypowiedzi na ten temat. "Kto przyjmuje pojęcie kanonu jako już ustalone -- pisał William Wrede -- poddaje się w ten sposób autorytetowi biskupów i teologów tamtego stulecia. Kto tego autorytetu nie uznaje w innych sprawach, (...) słusznie uczyni, jeśli zakwestionuje go również tutaj."4 To bardzo groźna wypowiedź, ale logiczna. Na szczęście wiara naszych braci protestantów okazuje się większa od wyłożonej tu logiki. W duchu tej samej logiki, ale w sposób, który nie wyklucza wniosków nawet dokładnie przeciwnych, wypowiedział się trzydzieści lat temu G. Ebeling: "Jeśli zarówno zawartość kanonu, jak sens kanoniczności znajduje się po prostu poza dyskusją, to protestantyzm staje na gruncie katolickim: gdyż zasadza się wówczas na nieomylności rozstrzygnięcia wczesnokatolickiego Magisterium".
Natomiast wypowiedź Paula de Lagarde idzie tak daleko, że albo nie zrozumiałem jej sensu, albo ten protestancki teolog był kryptokatolikiem: "Nowy Testament jako taki jest dziełem Kościoła katolickiego. Poddajemy się temu Kościołowi, jeśli przyjmujemy jego dzieło. Będzie czymś jedynie słusznym, jeśli uznamy jego autorytet również w innych sprawach".
Jedno w tej wypowiedzi domaga się uściślenia: oczywiście nie Nowy Testament, ale jego rozpoznanie było dziełem Kościoła katolickiego. Rozpoznał zaś Kościół w poszczególnych księgach Starego i Nowego Testamentu słowo Boże dzięki Duchowi Świętemu, który jest nam dany.
P.S. Mamy już po polsku niezwykle ważny dla naszego tematu, pochodzący z pierwszej połowy III wieku, Orygenesa List do Juliusza Afrykańczyka na temat historii Zuzanny, tłum. S. Kalinkowski, w: Orygenes, Korespondencja, Kraków 1997, ss. 62-84.
1 Y. Congar, L'Apocalypse pour Luther, "Reuve des Sciences Philosophiques et Théologiques" 68/1984, s. 94-100.
2 Dwie pierwsze wypowiedzi pochodzą z roku 1542, z Mów przy stole, dwie ostatnie z przedmowy do Pierwszej Księgi Mojżesza, która znajduje się w wydaniu Biblii z roku 1546 (cyt. za: N. Appel, Kanon und Kirche. Die Kanonkrise im heutigen Protestantismus, Paderborn 1964, s. 243).
3 Camerarius, Prawdziwa i wierna relacja o uwięzieniu w Rzymie, Warszawa 1984, s. 252.
4 Ten i dwa następne cytaty powtarzam za: N. Appel, dz. cyt., s. 117-118.
EWANGELIE I APOKRYFY
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego wszyscy teologowie i Kościół powołują się tylko na cztery Ewangelie. Przecież wiadomo, że tekstów ewangelicznych jest około sześćdziesięciu. Dlaczego się je pomija? W niektórych publikacjach czasami się o nich wspomina, ale tylko przelotnie. Śmiem twierdzić, że przeciętny katolik o nich nic nie wie. Dlaczego Kościół je odrzucił? Czym się kierował? Ze źródeł wynika, że synod rzymski w 382 roku przeprowadził podział na pisma kanoniczne i pisma odrzucone przez Kościół, tzw. apokryfy. Dlaczego dopiero w 494 roku Ewangelia Piotra dekretem papieża Gelazego została zaliczona do apokryfów? Do tej pory nie potrafię zrozumieć tej sytuacji: Jezus Chrystus powiada do Piotra, że jest opoką, na której zbuduje Kościół, a więc Piotr jest głównym filarem, a mimo to papież i Ojcowie Kościoła kwalifikują jego ewangelię jako apokryf.
Podnosi Pan typowy problem-widmo i wystarczy rzucić nań światło faktów, żeby problem znikł. Tak jest z wszystkimi upiorami: one w świetle znikają.
Otóż zacznę od stanowczego stwierdzenia, że już Ojcowie II i III wieku nie mają wątpliwości co do tego, że Kościół otrzymał cztery Ewangelie -- ani mniej, ani więcej, tylko właśnie cztery, zaś przypisywanie synodowi rzymskiemu z roku 382 jakiejś kluczowej roli w oddzieleniu Ewangelii kanonicznych od apokryfów świadczy o naukowej nieodpowiedzialności i zwyczajnej nieznajomości źródeł. Zatem jeśli Pan zaczerpnął tę informację z jakiejś książki: uwaga, bo również inne zawarte w niej twierdzenia mogą być tworem nieodpowiedzialności i nonszalancji.
Najpierw przypatrzmy się, co miał na ten temat do powiedzenia świadek tej miary co św. Ireneusz, zmarły w roku 202, który -- według starożytnego świadectwa -- "swą działalność pisarską rozwijał głównie za panowania cesarza Kommoda" (to znaczy w latach 180-193). Dodajmy, że św. Ireneusz znajdował się w niemal dotykalnej bliskości Apostoła Jana: jego mistrz, biskup Smyrny i późniejszy męczennik Polikarp, był bezpośrednim uczniem Apostoła. Zatem Ireneusz żył w czasach, kiedy istniała jeszcze żywa świadomość, że apostołowie najpierw głosili Ewangelię, a dopiero później utrwalili ją na piśmie.
Otóż wskazując na ten właśnie okres, kiedy Ewangelia była już głoszona, ale nie była jeszcze zapisana, św. Ireneusz mocno podkreśla, że nie był to bynajmniej okres modyfikowania czy korygowania Ewangelii, bo od samego początku -- choć jeszcze nie zapisana -- była ona nieomylnym słowem Bożym. Apostołowie -- pisze w swoim głównym dziele pt. Adversus haereses -- "najpierw głosili Ewangelię, następnie zaś z woli Bożej przekazali ją nam w Pismach, by była filarem i utwierdzeniem naszej wiary. Nie wolno bowiem tak mówić, że głosili ją, zanim posiedli doskonale poznanie. Tak ośmielali się twierdzić ci, co chełpliwie podawali się za poprawiaczy Apostołów. Po zmartwychwstaniu Chrystusa Apostołowie zostali obleczeni mocą z wysoka przez przyjście Ducha Świętego i napełnieni wszystkimi darami i mieli doskonałe poznanie. Wyszli więc na krańce ziemi, zwiastując Dobrą Nowinę o dobrach od Boga i obwieszczając ludziom pokój z nieba. Albowiem i wszyscy razem, i każdy z osobna miał Ewangelię Bożą" (III,l,1).
Bezpośrednio po tych słowach św. Ireneusz mówi o napisaniu czterech Ewangelii: "Tak więc Mateusz wśród Hebrajczyków w ich ojczystym języku napisał i wydał Ewangelię, gdy Piotr i Paweł głosili w Rzymie Ewangelię i zakładali Kościół. Po ich śmierci Marek, uczeń i tłumacz Piotra, przekazał nam na piśmie to, co Piotr głosił. Łukasz zaś, towarzysz Pawła, złożył w księdze Ewangelię przez niego głoszoną. Następnie Jan, uczeń Pana, który spoczywał na piersi Jego, także wydał Ewangelię za swego pobytu w Efezie".
Kilka rozdziałów dalej, w tej samej trzeciej księdze, św. Ireneusz podaje interesujący argument kosmiczny, dlaczego Ewangelie są ani mniej, ani więcej, tylko właśnie cztery: "Jest jasne, że nie ma więcej ani mniej, tylko te cztery Ewangelie. Ponieważ istnieją cztery strony świata, w którym żyjemy, i cztery główne wiatry, a Kościół jest rozsiany po całym świecie. A dalej, filarem i utwierdzeniem Kościoła jest Ewangelia i Duch życia, wobec tego Kościół ma cztery filary, które ze wszystkich stron tchną nieskazitelnością i ludzi darzą życiem" (III,11,8).
Nie traćmy z pamięci faktu, że słowa te napisał człowiek, który z ust bezpośrednich świadków mógł słyszeć o czasach, kiedy Ewangelie nie były jeszcze spisane. Otóż już ten człowiek ma jasną i ugruntowaną świadomość, że Ewangelie apostolskie są cztery i tylko cztery.
Czy nie było jeszcze wtedy apokryficznych ewangelii? Owszem, już były. "Wyzuci z wszelkiego wstydu zwolennicy Walentyna -- pisze Ireneusz -- przychodzą ze swoimi piśmidłami, chełpliwie podając, że mają więcej Ewangelii, niż jest w rzeczywistości. Posunęli się bowiem do tego stopnia zuchwalstwa, iż niedawno skleconą przez siebie księgę nazwali Ewangelią Prawdy, choć w niczym się ona nie zgadza z Ewangeliami apostołów, co więcej, nawet u nich samych nie może bez bluźnierstwa uchodzić za Ewangelię. Jeśli zatem napisana przez nich ewangelia jest ewangelią prawdy, a w niczym nie jest podobna do Ewangelii zostawionych przez apostołów, to każdy nieuprzedzony człowiek może na podstawie tekstów stwierdzić, że to już nie jest Ewangelia prawdy przekazana nam przez apostołów" (III,11,9).
"Wprowadzili ponadto [gnostycy] -- skarży się na innym miejscu tenże św. Ireneusz -- niezliczoną liczbę apokryfów i pism przewrotnych, które sami sporządzili, ażeby zadziwić ludzi nierozumnych i nie znających Pism prawdziwych" (I,20,1). Bezpośrednio po tym stwierdzeniu podany jest konkretny przykład takiej opowieści, obliczonej na zadziwienie czytelników, mianowicie autor przedstawia apokryficzną scenę o zachowaniu się małego Jezusa w szkole. Dla nas informacja ta jest interesująca dodatkowo z tego powodu, że scena ta znajduje się w zachowanej do dziś tzw. Ewangelii Tomasza.
Zarazem wydaje się, że wśród licznych wówczas grup heretyckich, zwłaszcza gnostyckich, nie było ani jednej, która uznawałaby bez zastrzeżeń wszystkie cztery Ewangelie, jakimi posługiwał się Kościół. Zdarzało się natomiast, że jakaś grupa, odrzuciwszy trzy pozostałe Ewangelie, trzymała się tylko jednej przez siebie wybranej, niekiedy zresztą nawet ją po swojemu przerabiając. "Siła dowodowa Ewangelii jest tak wielka -- pisze o tym św. Ireneusz -- że nawet sami heretycy dają im świadectwo i powoływaniem się na nie usiłują dowodzić swojej nauki. Ebionici [odrzucający boskość Chrystusa Pana] posługują się tylko Ewangelią według Mateusza, a przecież ona sama zbija ich przewrotne mniemania o Chrystusie. Marcjon znów (odrzucający Boga Starego Testamentu) obciął Ewangelię według Łukasza, a przecież nawet te części, jakie zostawił, wystarczą do udowodnienia, że bluźnił jedynemu Bogu. Ci zaś, którzy wyodrębniają Jezusa od Chrystusa i twierdzą, że Chrystus pozostał niecierpiętliwy, a cierpiał Jezus [chodzi tu o jedną z gałęzi doketów], odwołują się do Ewangelii według Marka. Gdyby jednak zechcieli ją przeczytać z miłością prawdy, to mogliby się poprawić. Z kolei walentynianie posługują się w szerokim zakresie Ewangelią według Jana, celem uzasadnienia swoich par [które, ich zdaniem, emanują z Bóstwa], a przecież ona właśnie demaskuje ich kłamliwe twierdzenia, jak to wykazaliśmy w księdze pierwszej" (III,11,7).
Rzecz jasna, św. Ireneusz nie jest jedynym tak wczesnym świadkiem faktu, że Kościół nie miał wątpliwości co do tego, że Ewangelie są cztery i tylko cztery. Owszem, miano niekiedy wątpliwości na temat kanoniczności innych pism Nowego Testamentu (pisałem o tym w liście pt. "Skąd wiemy, że Pismo Święte jest Pismem Świętym?", wydrukowanym w książce Pytania nieobojętne). Nie widać jednak śladów, żeby któryś z wczesnych nauczycieli Kościoła odrzucał którąś z czterech Ewangelii albo przyjmował ich więcej niż cztery. Mało tego, już współczesny Ireneuszowi Syryjczyk Tacjan (wiekiem kilka lat od niego być może starszy) sporządził Syntezę czterech Ewangelii, tzw. Diatessaron. Pomyśleć, że tak wcześnie! Na całe dwieście lat przed wspomnianym synodem rzymskim, któremu ktoś chciałby przypisać w zakresie naszego tematu znaczenie niezgodne z faktami.
Również z końca II wieku pochodzi słynny "fragment Muratoriego", zawierający katalog ksiąg Nowego Testamentu. W tekście, jaki się zachował, wspomina się tylko o Ewangeliach Łukasza i Jana, jednak Ewangelia Łukasza jest tam nazwana trzecią, zaś Ewangelia Jana czwartą, zatem nie ulega wątpliwości, że autor tego katalogu przyjmował cztery Ewangelie. Tekst oryginalny "fragmentu Muratoriego" wraz z przekładem polskim znajdzie Pan w trzecim wydaniu książki ks. E. Dąbrowskiego Prolegomena do Nowego Testamentu (s. 55-58). Warto może jeszcze zauważyć, że starochrześcijański autor tego "fragmentu" wyraźnie odróżnia apokryfy heretyckie od apokryfów napisanych w dobrej wierze. O pierwszych pisze, że "nie wolno ich wprowadzać do Kościoła katolickiego, nie wypada bowiem mieszać żółci z miodem" (w. 66-67), zaś o apokryfie napisanym w dobrej wierze powiada tak: "Czytać go wprawdzie można, nie można go jednak podawać ludowi w Kościele ani między prorokami, których liczba została zamknięta, ani między apostołami, [których liczba też jest zamknięta] do końca czasów" (w. 77-80).
Przede wszystkim jednak dzieła starochrześcijańskie, których zachowało się wcale nie tak mało, a w których znajduje się tysiące cytatów i odniesień do Ewangelii, świadczą o tym, że już w okresie prześladowań Kościół uznawał wszystkie cztery Ewangelie i żadnych innych, i nie miał co do tego żadnych wahań. Właśnie leżą na moim stole trzy pierwsze tomy Biblia patristica, które są indeksem biblijnych przytoczeń i aluzji, jakie znajdują się w całej zachowanej literaturze chrześcijańskiej pierwszych trzech wieków, i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że wyraz "tysiące", którego przed chwilą użyłem, należy rozumieć dosłownie.
Z całą też odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że twierdzenie, jakoby "dopiero w 494 roku Ewangelia Piotra dekretem papieża Gelazego została zaliczona do apokryfów", jest wierutną bzdurą. Prawdy w tym twierdzeniu tylko tyle, że faktycznie znajduje się ona na sporządzonej przez tego papieża liście apokryfów. Tzw. Ewangelię Piotra wydał po polsku ks. Marek Starowieyski (Apokryfy Nowego Testamentu, KUL 1980, t.1, cz. 2, s. 409-419). Powstała ona prawdopodobnie w połowie II wieku w środowisku katolików syryjskich, ale choć jest to tekst i wczesny, i nieheretycki, nie widać śladów, żeby gdziekolwiek, bodaj w samej tylko Syrii, był on uważany za tekst święty.
Istnieje natomiast wiele świadectw innych: że z osobą Apostoła Piotra starożytny Kościół wiązał Ewangelię św. Marka. Cytowałem już wypowiedź św. Ireneusza, że "Marek, uczeń i tłumacz Piotra, przekazał nam na piśmie to, co Piotr głosił". Otóż informacja ta powtarza się niejednokrotnie u pisarzy starochrześcijańskich. Niech Pan zwróci uwagę, jak przedstawia Ewangelię Marka w pierwszej połowie III wieku Orygenes, jego bowiem wypowiedzią na temat czterech Ewangelii zachowaną dzięki znanemu ze swej skrupulatności Euzebiuszowi z Cezarei -- chciałbym zakończyć przytoczenia źródłowe.
"Na podstawie tradycji -- pisze Orygenes, przystępując do komentowania Ewangelii Mateusza -- dowiedziałem się w sprawie czterech Ewangelii, które jedynie jako niewątpliwe uznaje Kościół Boży istniejący pod niebem. Otóż pierwszą z nich napisał dawny celnik, a potem apostoł Jezusa Chrystusa, Mateusz. Wydał ją dla wiernych pochodzenia żydowskiego, a pisał w języku hebrajskim. Drugą zaś jest Ewangelia według Marka, który ją ułożył według wskazówek Piotra, i dlatego Piotr w swym Liście katolickim uznaje go za syna, kiedy mówi: <Pozdrawia was Kościół w Babilonie, wybrany razem z wami, i Marek, syn mój> (1 P 5,13). Trzecią jest Ewangelia według Łukasza, zatwierdzona przez Pawła, a napisana dla tych, którzy wywodzą się z pogan. Ostatnią wreszcie jest Ewangelia według Jana" (Historia kościelna VI,25,4-6).
Podsumowując: Myślę, że Pan podzieli mój smutek z tego powodu, że ktoś w swojej walce z wiarą chrześcijańską posługuje się tak nierzetelnymi -- chciałoby się wręcz powiedzieć: bezczelnymi -- argumentami. Ja naprawdę rozumiem to, że ktoś nie wierzy w Chrystusa. Rozumiem nawet to, że ktoś serdecznie nie lubi wiary chrześcijańskiej, zaś o Kościele ma mniemanie jak najgorsze. Staram się rozumieć jeszcze i to, że ktoś chce przekazywać innym swoje zwątpienie w wiarę chrześcijańską. Istnieją jednak granice, których w folgowaniu swoim emocjom przekraczać nie wolno. Jedną z takich barier, których domaga się zwyczajna przyzwoitość, jest elementarny szacunek dla faktów. Szczególną zaś bezczelnością jest powoływanie się na fakty, które w ogóle nie miały miejsca. Rozumiem, że autorowi przytoczonych przez Pana twierdzeń byłoby bardzo na rękę, gdyby dopiero synod rzymski z roku 382 wydobył cztery Ewangelie spośród kilkudziesięciu dotychczas równorzędnych tekstów, i gdyby dopiero papież Gelazy zdegradował tzw. Ewangelię Piotra do rzędu apokryfów. Ale nie umiem zrozumieć tego, że nie zabrakło mu czelności, żeby -- wbrew całej oczywistości źródeł -- twierdzić, iż tak faktycznie było.
31.9. Wydaje się, że ŚJ uczą, że kanon Biblii nie jest zakończony, bo podają: "Jan wspomniał jednak o jeszcze innych zwojach, które zostaną otwarte podczas Tysiącletniego Panowania (...). Najwyraźniej więc przez otwarcie tych zwojów zostaną podane do wiadomości szczegółowe wymagania Jehowy obowiązujące ludzkość w tysiącleciu. Stosując się do tych postanowień i przepisów zawartych w tych zwojach, posłuszni ludzie będą mogli przedłużyć swe dni i w końcu osiągnąć życie wieczne." ("Wspaniały finał..." s.298-9). Jednak już dziś, ŚJ dla poparcia swych nauk odwołują się czasem do apokryfów. Powołują się bowiem w Strażnicy Nr 3, 1992 s.21 na apokryficzny list Ignacego (zm.107). Chociaż podaje ona, że "Zdaniem ogółu krytyków pierwszych osiem listów [z 15] rzekomo napisanych przez Ignacego jest fałszywych", to jednak odwołuje się do jednego z apokryficznych, nie przyznając się do tego: "Ignacy wskazał, że Syn nie istniał zawsze, lecz został stworzony. Przytoczył jego słowa: 'Pan [Bóg Wszechmogący] stworzył Mnie, początek Jego dróg'.". Wystarczy sprawdzić w książce pt. "Ojcowie Apostolscy" z serii "Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy" (Tom XLV 1990), która publikuje siedem prawdziwych pism Ignacego, aby przekonać się, że nie ma w autentycznych listach jego słów Strażnicy [Strażnica w/w zna tę książkę, bo na s.23 wymienia ją]. Od 1886 do 1928r. "kanon" Biblii ŚJ był szerszy niż teraz ponieważ piramidę Cheopsa uważali oni za "Biblię w Kamieniu", która "cieszyła się wielkim szacunkiem przez kilka dziesięcioleci" (Strażnica Nr 1, 2000 s.9). ŚJ czasem chyba uważają, że ich przesłania są ważniejsze od Biblii bo piszą: "Z wyjątkiem gazety Daily News, która na drugi dzień podała całostronicowe sprawozdanie o Rezolucji i publicznym wykładzie, prasa londyńska przemilczała tę największą i najważniejszą wiadomość wszystkich czasów" ("Bądź wola Twoja..." rozdz.9 par.43). Patrz też rozdz. "Królestwo Boże" pkt 30.3.1.
31.10. Twierdzą, że w Kościele "Na indeksie [1559r.] ksiąg zakazanych umieszczono przekłady Biblii na języki narodowe, ponieważ uznano je za niebezpieczne" (Strażnica Nr 24, 2005 s.15), a w 1596r. nawet nakazano niszczyć przekłady już istniejące (j/w.).
Odpowiedź. ŚJ nie mówią prawdy. Owszem Kościół był zawsze krytyczny wobec tych, którzy sami, prywatnie (bez aprobaty Kościoła) tłumaczyli Biblię i ją rozpowszechniali. Natomiast sam też pozwalał wydawać Pismo Św. w językach narodowych, nawet po wymienionych latach przez ŚJ. By nie być gołosłownym posłużymy się tylko trzema przykładami dotyczącymi przekładów katolickich (polskich, angielskich i niemieckich).
W 1593r. wydano w Polsce NT w tłumaczeniu ks.J.Wujka. W latach 1614-1892 powstało około 20 jego wydań.
W 1599r. wydano całą Biblię w tłumaczeniu ks.Wujka, której do początku XXw. ukazało się ponad 20 wydań.
Jeszcze wcześniej, bo w 1556r., ukazał się katolicki przekład NT M.Bielskiego, którego kolejne edycje wydawano w latach: 1564, 1566 i 1568.
Natomiast całe Pismo Św., tzw. Biblię Leopolity wydano w 1561r. oraz kolejne jej edycje w 1575 i 1577r. Później nastała wspomniana era Biblii ks.Wujka.
Jeśli chodzi o język angielski to w 1582r. wydano katolicki przekład NT, a w 1609r. przekład ST, tłumaczony pod kierunkiem W.Allena (tzw. Rheims i Douai Version). Następnie w 1749r. przekład ten poprawiono, by po kolejnych korektach wydawać go aż do dziś.
W języku niemieckim w 1534r. wydano katolicką Biblię J.Dietenbergera, którą po poprawkach w 1630r. wydał K.Ulenberg. Następnie po kolejnych korektach kilku teologów wydano ją w 1662r. jako tzw. Biblię Moguncką.
Nadmieniam, że krytykowane czy niszczone przez katolików Biblie to przekłady ludzi uznawanych wtedy za heretyków. Przekłady te nie miały aprobaty Kościoła, wstępów, komentarzy (względnie komentarze innowiercze), a ich tłumaczenia pozostawiały wiele do życzenia.
O tych i innych wydaniach katolickich Biblii polskich i zagranicznych patrz "Encyklopedia Katolicka" (Tom 2, Lublin 1985) hasło 'Biblia'.
Patrz też "Pytania nieobojętne" J.Salij OP, rozdz. 'Czy Kościół zakazywał czytania Pisma Świętego?'.
CZY KOŚCIÓŁ ZAKAZYWAŁ CZYTANIA PISMA ŚWIĘTEGO?
Czy to prawda, że Kościół przez długie wieki zakazywał czytania Pisma Świętego?
Najpierw przedstawię Panu suche fakty, potem spróbuję się do nich ustosunkować. Otóż w ciągu pierwszych szesnastu wieków historii Kościoła nie notujemy ani jednego wypadku ograniczania wiernym dostępu do Pisma Świętego. Jedynym dokumentem, o którym w związku z Pańskim pytaniem można by wspomnieć, jest list papieża Innocentego III z 12 lipca 1199 do mieszczan w Metz, zakazujący potajemnych spotkań biblijnych, które odbywały się w atmosferze zdecydowanie antykatolickiej. "Chociaż bowiem -- pisze Innocenty III -- pragnienie rozumienia Pisma Świętego oraz nawoływanie do jego studiowania nie zasługuje na naganę, ale raczej na pochwałę, w tym jednak wypadku słusznym jest skarcić tych ludzi, którzy zwołują takie tajne spotkania, uzurpują sobie urząd kaznodziejski, wyśmiewają nieuctwo księży oraz gardzą wspólnotą z tymi, co do nich nie przystali. Bóg przecież tak bardzo nienawidzi czynów ciemności, że rozkazał: Co wam mówię w ciemności, opowiadajcie w świetle". Pierwszym dokumentem kościelnym, w którym rzeczywiście ograniczono dostęp do Pisma Świętego, była konstytucja Piusa IV Dominici gregis rustodiae z 24 marca 1564. Zakazano w niej korzystać z niekatolickich wydań Pisma Świętego, zaś na korzystanie z katolickich przekładów na języki nowożytne wierni winni uzyskać zgodę proboszcza lub spowiednika. "Doświadczenie bowiem wykazało -- tłumaczy Pius IV -- że jeśli Biblia jest dostępna w języku ludowym wszystkim bez różnicy, powstaje stąd wskutek ludzkiej lekkomyślności więcej szkody niż pożytku". Dopiero Benedykt XIV, w konstytucji Sollicita ac provida z 9 lipca 1753, zniósł jakiekolwiek ograniczenia w korzystaniu z katolickich wydań Pisma Świętego. Dodajmy -- co jest bardzo ważne ze względu na powszechną niegdyś znajomość łaciny w warstwach oświeconych -- że nigdy nie ograniczano korzystania z Biblii w językach oryginalnych ani w przekładzie łacińskim. A swoją drogą jest rzeczą ciekawą, na ile wspomniane wyżej ograniczenie -- według litery prawa obowiązujące prawie dwa stulecia -- w praktyce było respektowane. Trzymam w ręku Nowy Testament w przekładzie ks. Wujka, wydany w roku 1593 (rzecz stosunkowo łatwo dostępna, gdyż w roku 1966 książkę tę reprintowano w dość wysokim nakładzie) i nie widzę we wstępie żadnego pouczenia o konieczności uzyskania zgody władzy duchownej na korzystanie z tej książki. Trzeba jednak powiedzieć jasno, że nawet gdyby badania historyczne wykazały, że ograniczenie w korzystaniu z katolickich nawet wydań Pisma Świętego było prawem czysto papierowym, ogólny duch panujący wówczas w Kościele katolickim nie sprzyjał rozwojowi bezpośredniego kontaktu z Biblią. Nie śpieszmy się jednak z sądem potępiającym ani z biciem się w piersi w imieniu naszych ojców w wierze. Nie podejmujmy zbyt łatwo starych antykatolickich zarzutów, jakoby Kościół nie puszczał swoich owieczek na soczyste pastwiska słowa Bożego. Starajmy się raczej obiektywnie wniknąć w powody takiego -- rzeczywiście zdumiewającego nas dzisiaj -- stanowiska Kościoła. Sporo na ten temat można dowiedzieć się ze wspomnianego wstępu, jakim ks. Jakub Wujek poprzedził swój przekład Nowego Testamentu. Ubolewa on, że wydana przez kalwinistów Biblia brzeska "jest błędów i kacerstwa pełna, a zwłaszcza w annotacyjach abo w wykładziech na kraju położonych"; z kolei arianie "zganiwszy Bibliją brzeską i omyłki jej niemałe pokazawszy, wydali drugą w Nieświeżu jeszcze gorszą". Żeby nie być gołosłownym, ks. Wujek podaje przykłady świętokradzkich ingerencji w sam nawet święty tekst. Wyróżniał się w tym zwłaszcza przekład Szymona Budnego: "Heretycy ku potwierdzeniu swych błędów najwięcej te miejsca psują i fałszują, które baczą, że im są przeciwne. Bo prze cóż inszego Budny uczynił to, czego się żaden inszy przed nim ważyć nie śmiał, że z tekstu Pisma św. niemało słów, które go kłuły w oczy, wyrzucił? Przez co, mówię, z ewanjelijej Łukasza św. (3,23) z onego wiersza: Będąc jako mniemano syn Józefów te dwie słowie: jako mniemano ważył się wyskrobać i wymazać? Jedno, iż to było nazbyt jasne świadectwo przeciw onemu bluźnierstwu jego, którym bluźni mówiąc, że Pan Chrystus był nie mniemanym, ale własnym synem Józefowym i z własnego nasienia Józefowego? Prze co inszego nie może temu wierzyć, żeby ewanjelista napisał one słowa: Czyniąc się równym Bogu (J 5,18), jedno iż wierzyć nie chce, że Pan Chrystus jest Bogu Ojcu równy, chocia o tym nie tylko Jan św. ale i Paweł św. (Flp 2,6) jawnie świadczy? Prze co inszego z onego tekstu: Który jest nade wszystkim Bóg błogosławiony na wieki (Rz 9,5) wymazuje to słowo: Bóg, jedno iż nie wierzy, żeby Pan Chrystus był tymże Bogiem nawyższym co i Ociec?" Przyznajmy, że nie chodzi tu o sprawy dla wiary błahe. W szczegółowych uwagach, jakimi ks. Wujek zaopatruje tekst swego przekładu, znajdziemy mnóstwo pretensji pod adresem niekatolickich wydań Biblii o nadużywanie słowa Bożego dla poparcia swoich doktryn. Nie wszystkie te pretensje są oczywiście słuszne, ale bardzo często ks. Wujek ma niestety rację. Zwraca uwagę to, że sporo tych zastrzeżeń dotyczy nie tylko adnotacji, ale samego świętego tekstu. Weźmy przykład stosunkowo mało ważny, ale znamienny dla tamtej epoki. Wiersz z Dziejów Apostolskich 1,14 ks. Wujek tłumaczy następująco: Apostołowie "trwali jednomyślnie na modlitwie z niewiastami i z Marią matką Jezusową i z bracią Jego" -- i najsłuszniej w świecie krytykuje w adnotacji przekład zarówno Biblii brzeskiej, jak Budnego, że dla polemiki antycelibatowej ujednoznaczniono "niewiasty" na "żony". I ostatni już cytat ze wstępu ks. Wujka: "Opuszczam one ich prophanas vocum novitates, sprośne słów nowości kiedy miasto krztu -- nurzanie abo ponurzanie; miasto krzciciela -- ponurzyciela; miasto chrześcijanina -- chrystyjanina; miasto kapłana -- ofiarnika abo ofiarownika; miasto pokuty -- upamiętanie abo pokajanie; miasto kościoła -- zbór; miasto bożnice -- zgromadzenie abo szkołę; miasto doktorów żydowskich -- księża abo zakonniki; miasto kielicha -- czaszę abo kubek i inne tym podobne terminy starym chrześcijanom niesłychane wnoszą, aby z Kościołem katolickim zgoła nie spólnego nie mieli". Krótko mówiąc, mentalność ówczesnych pasterzy Kościoła, którzy zdecydowali się ograniczać pozaliturgiczny kontakt bezpośredni z Pismem Świętym, przypomina postawę współczesnych specjalistów od spraw żywności, którzy wydają zakazy uprawiania warzyw przy ruchliwych szosach oraz w pobliżu zakładów chemicznych. Zdają sobie oni doskonale sprawę z tego, jaką wartość dla zdrowia ma jedzenie marchewki, chodzi im jednak o to, żeby ludzie nie jedli marchewki skażonej. Wprawdzie my dzisiaj niemal spontanicznie odczuwamy, że nie wolno na wymiar duchowy przenosić z całą dosłownością praw obowiązujących w sferze materii, ale nie zapominajmy o tym, że nasza mądrość wyrasta między innymi również z tego, co w doświadczeniach poprzednich pokoleń zostało ocenione jako pomyłka lub rozwiązanie może nawet i słuszne, ale nie najsłuszniejsze. O tym zaś, że w pewnych okolicznościach nawet czytanie Pisma Świętego może człowiekowi nie wyjść na zdrowie, wiemy nie skądinąd, tylko z samego Pisma Świętego. W Drugim Liście św. Piotra (3,16) znajduje się następująca uwaga na temat listów Pawłowych: "Pewne sprawy są w nich trudne do zrozumienia, którym ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni zadają tortury tak samo, jak i innym Pismom, na własną swoją zgubę". W pismach Ojców Kościoła znajdziemy mnóstwo przestróg, wypowiedzianych w tym samym duchu. "Dlaczego w samym nawet świetle szukamy ciemności i śmierci? -- woła św. Ambroży -- Pismo Święte podsuwa myśl o zbawieniu, pachnie ono wonią życia, abyś czytając ocenił jego zalety, abyś nie narażał się na nieszczęśliwy upadek. Człowieku! Czytaj je z prostotą! Nie kop sobie sam grobu jako zły tłumacz!" (Nexaenceron I 30) I na tym może bym skończył swoją odpowiedź na Pański list, gdyby nie to, że właśnie znalazła się na moim biurku wspaniała książeczka pt. Księga starców. Jest to żarliwe, a zarazem bezpretensjonalne świadectwo poszukiwań Boga przez pustelników i zakonników z pustyń egipskich w wieku IV i V. Jak wiadomo, Egipt był kolebką chrześcijańskiego życia zakonnego. Otóż rozważanie Pisma Świętego stanowiło jedno z najważniejszych zajęć tamtych ludzi. Ale zarazem cechowała ich religijna obawa przed spoufaleniem się z Pismem Świętym. "Tym się szczególnie odznaczał spośród innych -- czytamy o jednym z ojców pustyni -- że kiedy go pytano o problemy dotyczące Pisma Świętego albo wzniosłych spraw duchowych, nie odpowiadał od razu, ale mówił, że nie wie. A jeśli mimo to pytano dalej, nie odpowiadał wcale" (s. 304). Były to czasy wielkich sporów religijnych wewnątrz chrześcijaństwa. Tysiące ludzi z najwyższym zapałem wertowało świętą Księgę, ale często nie po to, żeby za jej pośrednictwem zbliżyć się do Boga, lecz żeby postawić na swoim i obronić swoje ludzkie koncepcje. Wielu ludzi, zamiast znajdować w Piśmie Świętym słowo Boże, sporządzało z niego ciemny obłok oddzielający od Boga. Milczenie abby Pambo -- bo tak się nazywał bohater powyższego opowiadania -- było więc szczególnie wymownym ostrzeżeniem przed takimi nadużyciami. Niekiedy ci wielcy mężowie modlitwy, którzy sami tysiące godzin spędzali na medytacji Pisma Świętego, decydowali się ostrzegać w sposób jak na naszą wewnętrzną wytrzymałość jeszcze bardziej ryzykowny. Kiedyś abbę Ammuna z Nitrii zapytano: "Jeżeli zajdzie konieczność rozmawiać z bliźnim, to czy mam mówić o Piśmie Świętym, czy o naukach starców. Odrzekł mu starzec: Jeżeli nie możesz milczeć, to raczej mów o słowach starców, a nie o Piśmie; niemałe w tym bowiem niebezpieczeństwo" (s. 29). Żeby nie zniekształcić sensu tej odpowiedzi, koniecznie trzeba pamiętać o tym, że powiedział to człowiek, który połowę życia spędzał nad Pismem Świętym. Odpowiadając w ten sposób, przestrzegał przed nadużywaniem słów Księgi w próżnych dyskusjach lub w walkach między chrześcijanami. Jeszcze dwie anegdoty przepiszę z tej pięknej książeczki, żeby dedykować je tym wszystkim, którzy uczestniczą w tak licznych dzisiaj grupach biblijnych. A rzecz jasna nie chodzi mi o to, żeby zniechęcać kogokolwiek do tej pobożnej praktyki, ale o to, żeby wskazać możliwość jej pogłębienia. "Przyszli kiedyś do abby Zenona bracia i pytali go: Co znaczą słowa księgi Hioba, że samo niebo nie jest dość czyste przed Bogiem? Starzec im rzekł w odpowiedzi: Zapomnieli bracia o swoich grzechach, a badają sprawy niebios... Te słowa tak się tłumaczą: ponieważ tylko Bóg jest czysty, więc dlatego powiedziano, że niebiosa nie są czyste" (s. 136). Oraz druga historia, bardzo analogiczna: "Zeszli się kiedyś mnisi w Sketis i rozprawiali o Melchizedechu. Kopris zaś trzy razy uderzył się w usta mówiąc: Biada ci, Kopri! Biada ci, Kopri! Biada ci, Kopri! bo pomijasz wypełnianie Bożych przykazań, a zastanawiasz się nad tym, o co cię nie będą pytać" (s. 201). Chodzi przede wszystkim o to, żeby nasze zainteresowanie Pismem Świętym nie zatrzymało się na nim samym. Zasługuje ono na naszą najwyższą uwagę i miłość, bo jest słowem Bożym i ma moc rzeczywiście zbliżać nas do Boga. Różnicę między tymi dwiema postawami znakomicie wyraził abba Sisoes: "Abba Ammun z Raithu zwrócił się do abby Sisoesa, mówiąc: Kiedy czytam Pismo, mam ochotę przyswajać sobie piękne zwroty, żeby móc nimi odpowiadać na pytania. Starzec odpowiedział: Nie potrzeba. Raczej przez czystość myśli zdobywaj sobie spokój i właściwe słowa" (s. 329).
71