kiern jego nieszczęścia, nawet jeżeli sam je na siebie sprowadził?
Wolałbyś, żeby dalej mógł ją zadręczać, jak
przez wszystkie te dni i lata, kiedy jeszcze żyli na Zie
mi?
No, nie, tego byrn nie chciał.
A czego byś chciał?
Właściwie nie wiem. Niektórzy uważają, że osta
teczne zatracenie choćby jednej duszy zadaje kłam ra
dości zbawionych.
Ale przecież widzisz, że tak nie jest.
A jednak zdaje mi się, że tak powinno być.
To bardzo litościwie z twojej strony, ale zobacz
lepiej, co się za tym kryje.
Co?
To, że ludzie pozbawieni miłości, uwięzieni we
własnym egoizmie żądają, aby było im wolno szan
tażować cały świat: dopóki oni nie przyjmą szczę
ścia (na własnych warunkach), nikt nie ma prawa być
szczęśliwy. Chcą mieć ostatnie słowo, chcą, żeby Pie
kło miało prawo veta względem Nieba.
Sam nie wiem, co bym wolał.
Ależ, synu, są tylko dwie drogi: albo nadejdzie
dzień i zapanuje radość, a nosiciele nieszczęścia nie
będą już mogli jej zakazić, albo też zawsze będą oni
mogli zniszczyć w innych to szczęście, które sami od
rzucają. Z pozoru bardzo to wielkoduszne, gdy ktoś
mówi, że nie zgadza się na zbawienie, które pozosta
wia choćby jedno stworzenie na zewnątrz, w ciemno
ści. Ale nie daj się nabrać na taką sofistykę, bo w prze
ciwnym razie tyranem całego świata stanie się pies
ogrodnika.
Ale czy ktoś odważyłby się powiedzieć, że kie
dyś nie będzie już litości? To brzmi naprawdę przera
żająco.
110
Nie można tak uogólniać. Czyny powodowa
ne litością pozostaną na zawsze żywe, ale litość jako
uczucie musi umrzeć. Nie będzie już litości, przez któ
rą musielibyśmy cierpieć, tego bólu, który zmusza lu
dzi do zgody, kiedy powinno się odmówić, i do schle
biania, gdy należałoby mówić prawdę. Litość, przez
której podstępy niejedna kobieta utraciła dziewictwo,
a niejeden mąż stanu posunął się do nieuczciwości,
taka litość musi umrzeć. Litość jest bronią złych ludzi
przeciwko dobrym, i ta broń zostanie im wytrącona.
A co z czynami litości?
One są bronią po stronie dobra. Litość, która wy
raża się w działaniu, bez wahania rzuca się z najwyż
szych szczytów na samo dno przepaści, by uzdrawiać
i przynosić radość, nie zważając na siebie samą. Litość
rozświetla ciemności i naprawia zło. Nie można jed
nak żądać, aby zło panowało nad dobrem ze względu
na podstępne łzy Piekła. Chory, który poddaje się le
czeniu, zostaje uzdrowiony; nie możemy jednak nazy
wać niebieskiego żółtym, żeby sprawić przyjemność
chorym, którzy nie chcą być wyleczeni z żółtaczki.
Nie możemy też zamieniać ogrodu w śmietnik tylko
dlatego, że ktoś nie może znieść zapachu róż.
Pięknie to brzmi, że litość rzuca się na samo dno
przepaści. Ale ta kobieta nie poszła za swym mężem do
Piekła, nawet go nie odprowadziła do autobusu.
A dokąd miałaby iść?
No, tam, skąd wszyscy przyszliśmy — tam,
gdzie stoi autobus, nad brzegiem przepaści, o, tam.
Stąd go nie widać, ale na pewno zna pan to miejsce.
W odpowiedzi Nauczyciel uśmiechnął się tajemniczo.
— Spójrz — powiedział, a mówiąc to, przykląkł i na
chylił się.
Poszedłem w jego ślady (moje biedne kolana!) i zo-
111