Umawialiśmy się coraz częściej i wkrótce zaczęliśmy myśleć o sobie poważnie. Liczyłem, że Nancy ukoi cały ból. W rzeczy samej, próbowała. Nawet przeprowadziłem się do niej. Z namaszczeniem przygotowywała posiłki o niskiej zawartości cholesterolu, pilnowała, co jem. Szykowała mi drugie śniadanie do pracy. Chociaż moja dieta nie była nawet wspomnieniem potraw, którymi się objadałem przez te wszystkie wieczory przed telewizorem, nadal nie chudłem. Stanąłem w miejscu — waga ani nie rosła, ani się nie zmniejszała. Słowo daję, Nancy o wiele zawziąciej niż ja walczyła z moją otyłością. Oboje zachowywaliśmy się tak, jakby to było jej zadanie, jej obowiązek.
Wydaje mi się, że przy mojej przemianie materii tylko dużo ćwiczeń pozwala spalić kalorie, a nie ćwiczyłem wcale. Nancy grała w golfa i czasem jej towarzyszyłem, ale golf jakoś mi nie leżał.
Nasz związek trwał już osiem miesięcy. Pewnego razu pojechałem w interesach do rodzinnego miasta, Evanston, i tam po dwóch dniach, jak można było się spodziewać, spotkałem znajomych ze szkoły średniej. Nie chciałem nikogo widzieć, bo wyglądałem tak fatalnie, ale to byli starzy przyjaciele i mieliśmy o czym pogadać. Zdziwili się, usłyszawszy o rozwodzie. Moja żona pochodziła z tego samego miasta. Koniec końców namówili mnie na partię tenisa. Obydwaj grali i wiedzieli, że w czasach szkolnych ja też lubiłem tenis. Nie wierzyłem, że dam radę wytrzymać choćby jednego seta, ale oni nalegali.
Dobrze było znowu zagrać, mimo że tusza mocno mnie spowalniała i przegrałem wszystkie gemy. Powiedziałem znajomym, że w przyszłym roku znów się zjawię i rozniosę ich w puch.
Nancy tymczasem zaliczyła jakieś podobno wspaniałe seminarium na temat odżywiania i kiedy wróciłem, chciała, żebym spróbował nowych rewelacji. Odmówiłem; teraz zamierzałem się odchudzać po swojemu.
Nigdy dotąd się nie kłóciliśmy. Oczywiście, Nancy często zrzędziła i stale mnie nękała, żebym lepiej o siebie dbał. Dopiero gdy wróciłem do tenisa, zaczęły się prawdziwe sprzeczki. Grywałem w południe, żeby nie kraść zbyt wiele naszego czasu we dwoje, lecz coś między nami się popsuło.
Nancy to atrakcyjna dziewczyna, jakieś osiem lat młodsza ode mnie. Kiedy odzyskałem formę, zdawało mi się, że teraz będzie nam wspaniale, bo dam Nancy powód do dumy. Bóg jeden wie, ja sam
czułem się znacznie lepiej. Lecz sprawy potoczyły się inaczej. Narzekała, że bardzo się zmieniłem, i w końcu poprosiła, żebym się wyprowadził. Wówczas ważyłem tylko siedem funtów więcej niż przed rozwodem. Naprawdę trudno było mi się z nią rozstać. Liczyłem, że w końcu się pobierzemy. Ale gdy tylko schudłem, wszystko między nami się zmieniło — tu Nancy miała słuszność.
Zainteresowanie Tylera Nancy
Tyler to przykład mężczyzny o dużej potrzebie zależności, zwielokrotnionej przez trudne przejścia związane z rozwodem. Jego niemalże rozmyślny upadek, mający wzbudzić litość i troskę żony, nie zrobił na niej wrażenia, przyciągnął natomiast kobietę, która kochała za bardzo, która w życiu stawiała sobie za cel dobro drugiej osoby. Wzajemne zainteresowanie tych dwojga opierało się na jego bezradności i cierpieniu oraz na jej chęci pomocy.
Tyler wciąż nie mógł przeboleć odtrącenia, a także utraty żony i kresu małżeństwa. W tym stanie, zwykłym dla wszystkich ludzi zmagających się z bólem rozstania, pociągała go nie tyle sama Nancy, ile jej rola pielęgniarki i uzdrowicielki, jak również perspektywa ukojenia bólu, którą mu ukazywała.
Podobnie jak przedtem usiłował wypełnić pustkę i oddalić cierpienie za pomocą ogromnych ilości jadła, tak teraz używał nieustającej troski Nancy, by sobie zapewnić poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego oraz wzmocnić nadszarpnięte poczucie własnej wartości. Jednakże potrzebował Nancy jedynie chwilowo — była tylko etapem w procesie zdrowienia. Z upływem czasu, gdy obsesję na własnym punkcie i rozczulanie nad sobą zastąpiła zdrowsza pewność siebie, nadopie-kuńczość Nancy, niegdyś kojąca, zaczęła budzić wrażenie przesytu. W odróżnieniu od Tylera, którego przesadna potrzeba zależności była zjawiskiem przejściowym, u Nancy chęć bycia potrzebną stanowiła najistotniejszą cechę osobowości, a także niemal jedyną podstawę związku z drugim człowiekiem. Nancy była „pielęgniarką" zarówno w pracy, jak i w domu. Jakkolwiek Tyler pozostawał partnerem w znacznym stopniu zależnym, nawet przezwyciężywszy szok po rozwodzie, jego pragnienie, by znaleźć opiekunkę, nie mogło się równać pragnieniu Nancy, by kontrolować i kierować życiem drugiej osoby. Zdrowie Tylera, które na pozór tak niestrudzenie starała się mu przywrócić, stało się w ich związku gwoździem do trumny.
110
111