KAGAN JANET
Najlepszy Teoremat Fermata
(Fermat's Best Theorem)
Z "NF" 3/99
Dla Isaaka, matematyczne opowiadanie
i dla Andrew Wilesa, czy tego chce czy nie,
za wielki u艣miech
Gdzie艣 w oddali Peter Kropotkin m贸wi艂:
- ...podzieli膰 to wyra偶enie przez to...
Kreda po艣lizn臋艂a si臋 i zaskrzypia艂a.
Laurie Adamansky poprawi艂a si臋 na twardym drewnianym krze艣le. Z roztargnieniem od艂o偶y艂a o艂贸wek, 偶eby dotkn膮膰 zapi臋cia w kieszeni na piersi. Bezpieczne. Pod jej palcami zaszele艣ci艂 z艂o偶ony papier, strasznie g艂o艣no, jak jej si臋 wydawa艂o. Oczywi艣cie, nikt inny nie zauwa偶y艂. Bo i dlaczego? W taki kwietniowy poranek, prze艣wituj膮cy przez py艂 kredowy na tablicy pe艂nej r贸wna艅, ludzie nigdy niczego nie zauwa偶aj膮.
Skrzywi艂a si臋 lekko. I dlaczego zachowuj臋 si臋 tak, jakby to cholerstwo mog艂o wyskoczy膰 z kieszeni i uciec? Przysz艂am tutaj ca艂kowicie zdecydowana, 偶e poka偶臋 to Peterowi po wyk艂adzie, prawda?
Peter m贸wi艂 dalej. Laurie podnios艂a o艂贸wek i pr贸bowa艂a skupi膰 si臋 na jego s艂owach. Pospieszne stuk-stuk kredy urwa艂o si臋 nagle, ale g艂os wci膮偶 rozbrzmiewa艂, kiedy Peter odwr贸ci艂 si臋 przodem do klasy. Nie przestaj膮c m贸wi膰, si臋gn膮艂 pod biurko.
Pewnie tylko narobi臋 sobie wstydu. Kolejne kulawe rozwi膮zanie, Laurie... gdzie艣 tam podzieli艂a艣 przez zero i jest wiosna, i nie zauwa偶y艂a艣 b艂臋du.
Spod biurka Peter wyj膮艂 du偶y cylindryczny przedmiot. Laurie zobaczy艂a, w艂a艣ciwie nie patrz膮c, 偶e to puszka soku pomidorowego.
W zesz艂ym tygodniu Peter wr臋czy艂 jej w艂a艣nie takie rozwi膮zanie: "Masz, ma艂a, zagadka dla ciebie. Kto艣 twierdzi, 偶e rozwi膮za艂 tw贸j ulubiony problem. 艢l臋cza艂em nad tym przez tydzie艅... i za choler臋 nie potrafi臋 wy艂apa膰, co jest nie tak".
Peter w czasie rzeczywistym, ci膮gle m贸wi膮c o r贸wnaniu na tablicy, podni贸s艂 palec wskazuj膮cy, jakby chcia艂 co艣 pokaza膰, ale tylko po艂o偶y艂 wyprostowany palec na kraw臋dzi biurka.
"Na pewno co艣 jest nie tak?" - zapyta艂a wtedy.
"Ty mi powiedz". Wyszczerzy艂 z臋by i poda艂 jej kartk臋. Straci艂a dwa dni, ale wykry艂a, co by艂o nie tak.
Praw膮 r臋k膮 Peter podni贸s艂 puszk臋 soku pomidorowego wysoko nad g艂ow臋.
- Wi臋c widzicie - zako艅czy艂 - 偶e mamy tutaj bardzo proste, ale bardzo eleganckie rozwi膮zanie problemu.
I po tych s艂owach trzasn膮艂 puszk膮 o blat. Uderzy艂a w wyci膮gni臋ty palec wskazuj膮cy z dono艣nym BAM!, od kt贸rego zadygota艂o ca艂e biurko. Kreda grzechocz膮c potoczy艂a si臋 po blacie, spad艂a na pod艂og臋 i zatrzyma艂a si臋 dopiero przy trampku Jimmy'ego Rodrigueza. Jimmy wyprostowa艂 si臋 r贸wnie nagle jak Laurie, zaszokowany widokiem i odg艂osem; kreda rozkruszy艂a si臋 pod jego stop膮.
- Teraz - ci膮gn膮艂 Peter - poka偶臋 wam, co mo偶emy z tego wyprowadzi膰...
Odstawi艂 puszk臋 soku pomidorowego, wzi膮艂 do prawej r臋ki 艣cierk臋 i znowu podszed艂 do tablicy.
Grupa jak jeden m膮偶 zaszura艂a nogami i skupi艂a uwag臋. Jimmy rzuci艂 Laurie ukradkowe spojrzenie. Podobnie jak ona czeka艂, 偶eby Peter wrzasn膮艂 z b贸lu.
Laurie omin臋艂a go wzrokiem. Nie, Peter nie zamierza艂 wrzeszcze膰 z b贸lu. Spojrza艂a na puszk臋 soku pomidorowego; puszka mia艂a wgniecenie w miejscu, gdzie trafi艂a w palec. Laurie znowu odwr贸ci艂a si臋 od Jimmy'ego, u艣miechn臋艂a si臋 i wzruszy艂a ramionami. Kolejna zagadka Petera - dlaczego nie rozgni贸t艂 sobie palca na miazg臋?
Chocia偶 Peter najwyra藕niej pos艂u偶y艂 si臋 t膮 sztuczk膮 wy艂膮cznie dla przyci膮gni臋cia uwagi student贸w, zagadka zaprz膮ta艂a my艣li Laurie a偶 do ko艅ca zaj臋膰. Kiedy Laurie wsta艂a i pochyli艂a si臋, 偶eby zebra膰 ksi膮偶ki, papier w kieszeni zaszele艣ci艂.
Zanim znowu opu艣ci艂a j膮 odwaga, ruszy艂a za Peterem, podczas gdy reszta klasy ogl膮da艂a wgniecion膮 puszk臋. W milczeniu towarzyszy艂a mu do gabinetu, ale nawet kiedy wesz艂a do 艣rodka, nie potrafi艂a zacz膮膰 rozmowy.
- Co艣 nie tak?
Po tych s艂owach wreszcie skupi艂a uwag臋 na Peterze i u艣wiadomi艂a sobie nagle, 偶e jej zachowanie powa偶nie go zaniepokoi艂o.
- Umm, nic. To znaczy, wszystko w porz膮dku i w艂a艣nie dlatego co艣 jest nie tak.
Peter u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Nie znosz臋 wiosny - oznajmi艂 weso艂o. - Wiosna jest szczeg贸lnie trudna dla student贸w matematyki. - Usiad艂 w fotelu i odchyli艂 si臋 do ty艂u pod ryzykownym k膮tem. - Siadaj. Udawajmy, 偶e to zima.
Nie mog艂a usi膮艣膰. Zamiast tego rozpi臋艂a kiesze艅 na piersi i wyci膮gn臋艂a kartk臋, teraz ju偶 ca艂kiem pogniecion膮. Roz艂o偶y艂a j膮 i daremnie pr贸bowa艂a wyg艂adzi膰 na kraw臋dzi zagraconego biurka.
- Masz - powiedzia艂a. - Chyba znalaz艂am. - Wymawiaj膮c te s艂owa, skuli艂a si臋 mimowolnie. - Sprawdzi艂am, co si臋 nie zgadza艂o w tym, kt贸re mi da艂e艣 w zesz艂ym tygodniu... ty sprawd藕, co si臋 nie zgadza w moim. - Zamilk艂a na chwil臋. - Ja nie potrafi臋. Pr贸bowa艂am i pr贸bowa艂am, i wci膮偶 wydaje mi si臋 prawid艂owe.
Peter si臋gn膮艂 przez biurko po kartk臋, kt贸r膮 tam po艂o偶y艂a. Sterta papier贸w zsun臋艂a si臋 na pod艂og臋. Laurie skoczy艂a na ratunek - dobry pretekst, 偶eby nie patrze膰, jak Peter przegl膮da jej prac臋.
- Aha! - Zerkn膮艂 na ni膮 zza biurka. Nie zamierza艂 jej darowa膰 tak 艂atwo. - Jeszcze jedno rozwi膮zanie Ostatniego Teorematu Fermata! Przynajmniej ma odpowiedni膮 d艂ugo艣膰.
To by艂 sta艂y 偶art. Ostatnio wszystkie proponowane "rozwi膮zania" by艂y generowane komputerowo, liczy艂y sobie kilogramy wydruk贸w i dotyczy艂y tylko wybranych przypadk贸w teorematu.
Fermat twierdzi艂, 偶e zna rozwi膮zanie ca艂kiem 艂atwe do zapami臋tania (poprzez implikacj臋), tylko 偶e "nie zmie艣ci si臋 na tym marginesie".
Szurni臋ci amatorzy r贸wnie偶 preferowali dowody zajmuj膮ce sze艣膰 czy siedem stron, je艣li nie liczy膰 fotografii i podsumowa艅, kt贸re nieodmiennie do艂膮czali do swoich paczuszek.
- Na razie nie widz臋 偶adnego b艂臋du - o艣wiadczy艂 Peter.
Laurie wyprostowa艂a si臋 tak szybko, 偶e ma艂o nie upu艣ci艂a papier贸w, kt贸re zbiera艂a.
- Ani ja. Sprawdza艂am to tysi膮c razy. Ale sam m贸wi艂e艣, 偶e jest wiosna. Wi臋c co艣 musi si臋 nie zgadza膰. Po prostu nie mog臋 tego znale藕膰. - Zamaszy艣cie zwali艂a stos papier贸w na biurko.
- Co艣 ci powiem - zaproponowa艂 Peter. - Id藕 na rozbieran膮 randk臋, nawet kilka razy, i zostaw to mnie. Znajd臋 b艂膮d, je艣li gdzie艣 jest.
- Lepiej, 偶eby by艂 - odpar艂a Laurie, u艣miechaj膮c si臋 do niego.
U艣miech Petera zrobi艂 si臋 szerszy.
- Dlaczego?
Nawet si臋 nie zastanawia艂a. W艂a艣nie tak zawsze post臋powa艂a. Jakby nie znajdowa艂a rozwi膮zania, tylko wypuszcza艂a kota z worka. Minut臋 zabra艂o jej okre艣lenie tego uczucia.
- Och. - Odpowied藕 wprawi艂a j膮 w lekkie os艂upienie. - Wi臋c dlatego.
- Dlaczego? - zapyta艂 ponownie.
- Bo w艂a艣nie ten problem przyci膮gn膮艂 mnie do matematyki. Co艣, co wygl膮da tak 艂atwo, a jednak tak d艂ugo nie znajdowa艂o rozwi膮zania. Co艣, co mo偶na rozwi膮za膰 za pomoc膮 o艂贸wka i kartki papieru... 偶adne tam czterna艣cie dni czasu komputera. Co艣 romantycznego...
- "Romantyczne"? Rzadko s艂ysz臋 to s艂owo w odniesieniu do matematyki.
- Romantyczne. Peter, ten cz艂owiek nabazgra艂 to na marginesie ksi膮偶ki, potem wyszed艂 i zgin膮艂 w pojedynku, i rozwi膮zanie zgin臋艂o razem z nim, tak? Je艣li to nie jest romantyczne, to co? O wiele bardziej romantyczne ni偶 tak zwane romantyczne powie艣ci!
- Nigdy o tym nie my艣la艂em w ten spos贸b. - Peter odchyli艂 si臋 do ty艂u, zastanawia艂 si臋 d艂ugo, wreszcie kiwn膮艂 g艂ow膮. - Masz racj臋. Ja te偶 da艂em si臋 z艂apa膰 na Ostatni Teoremat Fermata. Okre艣lenie "romantyczne" nigdy nie przysz艂o mi do g艂owy, ale chyba masz racj臋, r贸wnie偶 w moim przypadku.
Pochyli艂 si臋 do przodu.
- Wi臋c dlaczego wolisz, 偶ebym znalaz艂 b艂膮d?
- Z tych samych powod贸w. Z艂apa艂e艣 si臋 na Ostatni Teoremat Fermata; ja te偶. Je艣li go rozwi膮za艂am, na co si臋 z艂api膮 nast臋pne pokolenia?
- Rozumiem.
Jak ju偶 zacz臋艂a, nie mog艂a przesta膰.
- I pomy艣l o wszystkich rzeczach odkrytych przez ludzi, kt贸rzy szukali tego rozwi膮zania... na przyk艂ad teoria idea艂贸w!
- Tak. Boisz si臋, 偶e je艣li rozwi膮zanie jest prawid艂owe, zabierzesz ludziom sprzed nosa atrakcyjn膮... przyn臋t臋.
- Przynajmniej atrakcyjn膮 zagadk臋. A przecie偶 nam wszystkim chodzi o rozwi膮zywanie zagadek, bo inaczej nie wali艂by艣 si臋 w palec puszk膮 soku pomidorowego. W艂a艣nie, jak tw贸j palec?
Podni贸s艂 go.
- Znakomicie.
- Tak my艣la艂am. No to dzi臋ki, Peter. Ju偶 mi lepiej. Chyba p贸jd臋 si臋 um贸wi膰 na t臋 rozbieran膮 randk臋. Zawiadom mnie, jak wykryjesz, w kt贸rym miejscu podzieli艂am przez zero, okay?
Po kilku rozbieranych randkach wiosenne morale Laurie cudownie si臋 poprawi艂o, lecz 偶adna nie przes艂oni艂a jej faktu, 偶e Peter jak dot膮d nie znalaz艂 b艂臋du w jej pracy. Skupi艂a uwag臋 na innych sprawach, g艂贸wnie na puszkach soku pomidorowego. Z艂ama艂a dwa o艂贸wki, zanim przysz艂o jej do g艂owy, 偶eby sprawdzi膰 wgniecion膮 puszk臋, kt贸ra wci膮偶 sta艂a prowokacyjnie na biurku Petera. Aha! Puszka u偶yta przez Petera by艂a innej marki - nie mia艂a wzmocnionych kraw臋dzi, jak jej puszka.
- Nie powiem - o艣wiadczy艂 Peter, kt贸ry przyszed艂 p贸藕no.
- Wcale nie chc臋, 偶eby艣 powiedzia艂. Sama to rozwi膮偶臋.
- Tymczasem uwa偶aj na palce. - Spojrza艂 znacz膮co na jej d艂onie. - Widz臋, 偶e uwa偶a艂a艣.
- "Dzieci! Nie pr贸bujcie tego robi膰 w domu!" Uwa偶a艂am na palce, ale w tym tygodniu widzia艂am mn贸stwo opatrunk贸w. Jimmy Rodriguez mia艂 dzisiaj dwa!
Peter zachichota艂.
- Wiem. Powinienem si臋 wstydzi膰, ale wstydz臋 si臋 tylko za niego.
- Potraktuj臋 to jako wskaz贸wk臋. Nie mo偶na tego rozwi膮za膰 eksperymentalnie. Trzeba zastosowa膰 podej艣cie teoretyczne. Skoro mowa o teorematach...
- Musia艂em wezwa膰 pomoc drogow膮. Masz samoch贸d, prawda? M贸j stary przyjaciel przyje偶d偶a poci膮giem o sz贸stej. Werner Hochheimer. Mog艂aby艣 go odebra膰 z dworca? Je艣li to zrobisz, zaprosimy ci臋 na obiad.
- To jakby艣 zapyta艂, czy znajd臋 troch臋 czasu dla Alberta Einsteina. Oczywi艣cie, mog臋 go odebra膰, tylko... Peter, m贸j samoch贸d to stary grat...
- Werner nie zauwa偶a takich rzeczy jak samochody. Ani ubrania, ale nie nak艂adaj d偶ins贸w... maitre d' zauwa偶y. To taki lokal z pretensjami. - Nabazgra艂 co艣 na kartce. - Masz tu poci膮g i godzin臋; tutaj jest adres restauracji. Spotkamy si臋 na miejscu.
Laurie by艂a zbyt oszo艂omiona, 偶eby odpowiedzie膰.
- Nie martw si臋 - pocieszy艂 j膮 Peter. - Jedzenie jest 艣wietne. Nie wybra艂em tej restauracji ze wzgl臋du na wymagane stroje.
Zaraz za drzwiami gabinetu Laurie dosta艂a gwa艂townego ataku 艣miechu. Peter by艂 prawie r贸wnie s艂awny jak Werner Hochheimer. Jedyna r贸偶nica polega艂a na tym, 偶e Laurie zna艂a Petera, wi臋c traktowa艂a go jak Petera, nie jak b贸stwo. Racjonalnie rzecz bior膮c, powinna pozna膰 Wernera Hochheimera jako "Wernera"... Nie, jej umys艂 uparcie odrzuca艂 wizj臋 Laurie rozmawiaj膮cej z Wernerem, a偶 znowu zacz臋艂a chichota膰.
Sp贸jrz na to logicznie, pr贸bowa艂a przekona膰 sam膮 siebie. Peter jest przyjacielem Wer... profesora Hochheimera. Przynajmniej obaj nale偶膮 do tego samego klubu. W tym miejscu Laurie znowu utkn臋艂a. Klub nazywa艂 si臋 "Marginalia" i przyjmowa艂 tylko zaproszonych cz艂onk贸w. Tworzy艂o go siedmiu najwa偶niejszych 偶yj膮cych matematyk贸w. Co dziwne, nie nale偶eli do niego wszyscy s艂awni 偶yj膮cy matematycy. Laurie nigdy nie zdo艂a艂a odgadn膮膰 kryteri贸w wyboru i w ko艅cu dosz艂a do wniosku, 偶e to jaki艣 pijacki klub. Co oczywi艣cie oznacza艂o, 偶e Peter jest bliskim przyjacielem profesora Hochheimera...
No, logika niewiele pomog艂a. Chichocz膮c, Laurie pomaszerowa艂a na zaj臋cia o trzeciej. W ko艅cu by艂a wiosna. Nawet Peter nie wymaga艂 od niej racjonalnego zachowania na wiosn臋. Wiosna tworzy艂a swoist膮 pr贸偶ni臋, kt贸ra jakby wysysa艂a my艣li w dziesi臋ciu r贸偶nych kierunkach jednocze艣nie.
Pr贸偶nia! To jest to! Je艣li opu艣cisz puszk臋 dostatecznie szybko - z przyspieszeniem wi臋kszym ni偶 1 g - to puszka porusza si臋 szybciej ni偶 spadaj膮cy sok... Po zaj臋ciach akurat wystarczy jej czasu, 偶eby si臋 przebra膰, sprawdzi膰 teori臋 i pojecha膰 po profesora Hochheimera.
Na zdj臋ciach w czasopismach profesor Hochheimer wygl膮da艂 imponuj膮co. Przy bezpo艣rednim kontakcie Laurie uzna艂a, 偶e jest... no... milutki. By艂 ma艂ym, okr膮g艂ym cz艂owieczkiem o bystrych oczach. Laurie g贸rowa艂a nad nim, chocia偶 sama mia艂a tylko sto pi臋膰dziesi膮t dwa centymetry wzrostu. Pierwsze, o co zapyta艂 - po pytaniu o jej imi臋 - to jaki numer Peter ostatnio wykr臋ci艂 na zaj臋ciach. Zanim za艂adowali do samochodu baga偶 profesora Hochheimera, m贸wi艂 do niej "Laurie", a ona do niego "Werner".
- Tyle obanda偶owanych palc贸w! Podziwiam twoich koleg贸w z grupy... niestety, bardziej za determinacj臋 ni偶 za inteligencj臋. Zauwa偶y艂em, 偶e nie masz na r臋kach takich dekoracji. Nie interesuje ci臋 zagadka Petera?
Laurie zatrzyma艂a samoch贸d przed czerwonym 艣wiat艂em. Odwr贸ci艂a si臋 do Wernera, u艣miechn臋艂a i unios艂a brew.
Taki sam u艣miech z do艂eczkami rozja艣ni艂 mu twarz.
- Aha! Wi臋c j膮 rozwi膮za艂a艣! Rozumiem! W takim razie urz膮dzisz pokaz i zobaczymy, czy ja te偶 j膮 rozwi膮偶臋, dobrze?
- Okay.
- Powiedz mi - zacz膮艂, kiedy znowu w艂膮czy艂a si臋 do ruchu - s艂ysza艂a艣 ten dowcip o in偶ynierze, chemiku i matematyku?
- S艂ysza艂am mn贸stwo takich dowcip贸w. Opowiedz mi sw贸j, a ja opowiem ci m贸j.
- In偶ynier, chemik i matematyk pracuj膮 wszyscy w tej samej ma艂ej firmie. Dyrektor firmy ma paskudny zwyczaj - pali tanie cygara. Co gorsza, wyrzuca niedopa艂ki do kosza na papiery. W rezultacie, jak 艂atwo si臋 domy艣li膰, co jaki艣 czas wybucha niewielki po偶ar. Za pierwszym razem in偶ynier zauwa偶y艂 po偶ar... wi臋c odwr贸ci艂 kosz do g贸ry dnem i zadepta艂 ogie艅.
Laurie zachichota艂a wyczekuj膮co. Kilka razy umawia艂a si臋 z in偶ynierami.
- Za drugim razem po偶ar zosta艂 odkryty przez chemika. Chemik szybko obliczy艂 pojemno艣膰 kosza oraz ilo艣膰 艂atwopalnych materia艂贸w w 艣rodku, po czym odmierzy艂 dok艂adnie wystarczaj膮c膮 ilo艣膰 wody... tak 偶e ostatnia kropla ugasi艂a ostatni膮 iskr臋.
Laurie skr臋ci艂a na parking restauracji i ty艂em wjecha艂a na wolne miejsce.
- M贸w dalej, Wernerze. Mog臋 jednocze艣nie s艂ucha膰 i parkowa膰.
- A za trzecim razem po偶ar odkry艂 matematyk... kt贸ry patrzy na p艂omienie i m贸wi do siebie: "Hmm. Po偶ar w koszu na papiery. Potrafi臋 to rozwi膮za膰". I odchodzi.
Laurie nie s艂ysza艂a jeszcze tego kawa艂u. Wybuchn臋艂a 艣miechem.
- Za wcze艣nie si臋 chwali艂am. Dobrze, 偶e zd膮偶y艂am zaparkowa膰 przed puent膮. To potencjalny zgniatacz zderzak贸w!
Werner Hochheimer rozpromieni艂 si臋 szeroko.
Wci膮偶 u艣miechni臋ci, weszli do restauracji. Dopiero w po艂owie deseru Laurie znowu wybuchn臋艂a 艣miechem.
Peter spojrza艂 na Wernera i powiedzia艂:
- Wiosna. Pami臋tasz, co wiosna robi ze studentami.
- Nie - zaprzeczy艂a Laurie. - W艂a艣nie dotar艂o do mnie drugie znaczenie kawa艂u. Zapyta艂am kiedy艣 moj膮 przyjaci贸艂k臋 mediewistk臋, co oznacza 艂aci艅skie motto klubu, do kt贸rego obaj nale偶ycie. Przet艂umaczy艂a to jako: "Potrafi臋 to rozwi膮za膰".
- Trafione - przyzna艂 Peter.
Kole偶e艅ska atmosfera poprzedniego wieczoru podtrzymywa艂a Laurie na duchu w trakcie porannych zaj臋膰, pomimo deszczowej pogody oraz m臋cz膮cego ci臋偶aru torby na ramieniu - kt贸ra opr贸cz ksi膮偶ek zawiera艂a tak偶e puszk臋 soku pomidorowego, najwi臋ksza pojemno艣膰, bez wzmocnionych kraw臋dzi.
Obieca艂a spotka膰 si臋 z Wernerem i Peterem w jego gabinecie przed zaj臋ciami. Na szcz臋艣cie mia艂a woln膮 godzin臋.
- Laurie, przysu艅 sobie krzes艂o i siadaj - poleci艂 Peter. Wygl膮da艂 niezwykle powa偶nie. Werner Hochheimer siedzia艂 za biurkiem Petera i wpatrywa艂 si臋 w pogniecion膮 kartk臋. On r贸wnie偶 mia艂 powa偶n膮 min臋, zupe艂nie inn膮 ni偶 poprzedniego wieczoru.
Zaniepokojona Laurie zdj臋艂a stos papier贸w z trzeciego krzes艂a, przysun臋艂a je i usiad艂a.
- Co si臋 sta艂o, Peter?
Werner Hochheimer podni贸s艂 wzrok znad kartki i obdarzy艂 j膮 promiennym u艣miechem.
- Wszystko w porz膮dku, Laurie. Twoje rozwi膮zanie jest zupe艂nie prawid艂owe.
Laurie wypu艣ci艂a z r膮k torb臋, kt贸ra spad艂a na pod艂og臋 z g艂o艣nym 艂omotem.
- Fermata? To znaczy, 偶e moje rozwi膮zanie Ostatniego Teorematu Fermata jest prawid艂owe? Niemo偶liwe!
- Dziwna reakcja - zauwa偶y艂 Werner Hochheimer. - Zechciej wyja艣ni膰, dlaczego "niemo偶liwe"?
- Bo to koniec zagadki. Bo... - I zanim si臋 spostrzeg艂a, przedstawia艂a Wernerowi te same obiekcje, kt贸re przedtem zg艂asza艂a Peterowi. Jak Ostatni Teoremat Fermata wci膮gn膮艂 j膮 w matematyk臋, jak szukanie rozwi膮zania doprowadzi艂o do tylu innych fascynuj膮cych odkry膰.
- Ale najbardziej martwi臋 si臋, jaka nagroda zostanie dla m艂odszych student贸w.
Werner Hochheimer kiwa艂 g艂ow膮.
- Ja mia艂em te same zmartwienia. Podobnie Peter. Teraz musisz podj膮膰 decyzj臋. Zapewniam ci臋, 偶e twoje rozwi膮zanie jest prawid艂owe.
- Rozwi膮za艂am to. - S艂owa zabrzmia艂y pusto... a potem znaczenie narasta艂o i narasta艂o, a偶 uderzy艂o jej do g艂owy mocniej ni偶 dziesi臋膰 wiosen wt艂oczonych w jedno popo艂udnie. - Rozwi膮za艂am to!
Wsta艂a i wyprostowa艂a si臋 co najmniej na trzy metry. Z wy偶yn swojego nowego wzrostu popatrzy艂a nieprzytomnie na dw贸ch m臋偶czyzn.
- Czuj臋 si臋 jak Alicja w krainie czar贸w - oznajmi艂a. - Dziwi臋 si臋, 偶e nie przebi艂am g艂ow膮 sufitu.
Peter i Werner u艣miechali si臋 do niej, obaj z jakim艣 dziwnym wyczekiwaniem. Zagadka, pomy艣la艂a, nast臋pna zagadka Petera. O rany! Werner Hochheimer za szybko ustali艂, 偶e w jej rozwi膮zaniu nie ma b艂臋du.
Nagle usiad艂a. Opar艂a 艂okcie na biurku Petera i wbi艂a wzrok w Wernera Hochheimera. Ma艂y klub... tylko siedmiu matematyk贸w... i motto "Potrafi臋 to rozwi膮za膰!"
- O rany! - powiedzia艂a g艂o艣no. - Jestem 贸sm膮 osob膮, kt贸ra rozwi膮za艂a Ostatni Teoremat Fermata.
- Nie, Laurie - zaprzeczy艂 ostro Peter. - Jeste艣 pierwsza. Taka by艂a umowa. Je艣li postanowisz to opublikowa膰, twoje nazwisko trafi do podr臋cznik贸w matematyki. Ty rozwi膮za艂a艣 Ostatni Teoremat Fermata.
- I "Marginalia" si臋 rozpadnie - stwierdzi艂a.
- To prawda - przyzna艂 Werner Hochheimer. - Kryterium przyj臋cia przestanie istnie膰.
- Albo... - Laurie poczu艂a u艣miech wyp艂ywaj膮cy na twarz, wr臋cz bole艣nie szeroki - ...albo mo偶ecie przyj膮膰 mnie do klubu.
- Owszem, mo偶emy. - Werner Hochheimer si臋gn膮艂 do kieszeni marynarki i wyj膮艂 ma艂e jubilerskie pude艂eczko. Poda艂 je przez biurko.
W pude艂eczku Laurie znalaz艂a z艂oty emaliowany znaczek. Wzd艂u偶 kraw臋dzi bieg艂o 艂aci艅skie motto.
- Potrafi臋 to rozwi膮za膰! - przeczyta艂a. Potem podnios艂a wzrok i spojrza艂a w oczy Wernera Hochheimera.
- Przyjmuj臋 - oznajmi艂a.
- Zaczekaj chwil臋, Laurie - odezwa艂 si臋 Peter. - Musisz zrozumie膰, 偶e to znaczy, 偶e nie opublikujesz swojego rozwi膮zania. Musisz zrozumie膰, 偶e to znaczy, 偶e nast臋pna osoba, kt贸ra rozwi膮偶e Ostatni Teoremat Fermata, b臋dzie pierwsz膮 osob膮, kt贸ra go rozwi膮za艂a. Musisz zrozumie膰, 偶e poza uroczystym przyj臋ciem do "Marginalii" nie zdob臋dziesz 偶adnego uznania.
- Rozumiem, Peter - odpowiedzia艂a powa偶nie. Potem z udawanym oburzeniem doda艂a: - My艣lisz, 偶e nie sta膰 mnie na wi臋cej? Zdob臋d臋 uznanie pr臋dzej czy p贸藕niej... i moje nazwisko trafi do podr臋cznik贸w matematyki.
- Nie spiesz si臋. Pomy艣l dobrze, zanim podejmiesz decyzj臋.
- Nie potrzebuj臋. Ju偶 si臋 namy艣li艂am. Przez ostatnie tygodnie bardziej si臋 martwi艂am, 偶e nie znajdziesz b艂臋d贸w w moim rozwi膮zaniu, ni偶 o to, 偶e je znajdziesz.
Wyj臋艂a znaczek z pude艂ka i odkr臋ci艂a nakr臋tk臋. Potem poda艂a obie cz臋艣ci nad biurkiem.
- Przypniesz mi, Wernerze?
Z u艣miechem wyszed艂 zza biurka i spe艂ni艂 pro艣b臋. Potem odsun膮艂 si臋, 偶eby podziwia膰 swoje dzie艂o.
- Prosz臋. Gotowe. Urz膮dzimy co艣 bardziej formalnego, kiedy wszyscy spotkamy si臋 na nast臋pnej konferencji Stowarzyszenia, a tymczasem mo偶esz to nosi膰.
- Bardzo ch臋tnie! - Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie dotkn膮膰 znaczka na ko艂nierzu. - Hej! Czy wszystkie rozwi膮zania s膮 identyczne?
- Niekt贸re s膮 bardziej eleganckie, inne mniej. Nie martw si臋, zobaczysz wszystkie.
Podskoczy艂a, kiedy spod papier贸w na biurku dobieg艂 ha艂a艣liwy terkot.
- Budzik - wyja艣ni艂 Peter i wy艂owi艂 go, 偶eby wy艂膮czy膰 alarm. - Zaj臋cia. Chcesz z nami posiedzie膰, Werner?
- Tak. - Mrugn膮艂 do Laurie, kt贸ra odpowiedzia艂a mrugni臋ciem z czystej rado艣ci. - Od tamtej konferencji w Buenos Aires nie widzia艂em 偶adnej twojej wiosennej zagadki.
W drodze przez korytarze Werner Hochheimer raczy艂 Laurie barwnymi opisami sztuczek Petera w Buenos Aires. Wci膮偶 jeszcze si臋 艣mia艂a, kiedy weszli do sali.
Jak zwykle Peter najpierw podszed艂 do tablicy, 偶eby zetrze膰 kuplety, kt贸re zawsze zostawia艂 po sobie Meijin Thomas. Laurie posadzi艂a Wernera Hochheimera na swoim miejscu, kaza艂a si臋 przesun膮膰 Jimmy'emu Rodriguezowi i zwali艂a torb臋 na jego krzes艂o, 偶eby zarezerwowa膰 miejsce obok Wernera.
Zamiast usi膮艣膰, wyj臋艂a puszk臋 soku pomidorowego i tul膮c j膮 w obj臋ciach, wysz艂a na 艣rodek sali. Peter odwr贸ci艂 si臋 od tablicy akurat wtedy, kiedy g艂o艣nym stukni臋ciem postawi艂a puszk臋 na biurku.
Werner Hochheimer patrzy艂 cierpliwie, z b艂yskiem rozbawienia w oczach. Na plecach czu艂a wzrok Petera, kiedy balansowa艂a wielk膮 puszk膮 w prawej r臋ce, 偶eby j膮 odpowiednio wywa偶y膰.
Po艂o偶y艂a wskazuj膮cy palec na blacie. Ca艂a grupa wstrzyma艂a oddech, kiedy Laurie unios艂a wysoko puszk臋 soku pomidorowego.
Kto si臋 waha, pomy艣la艂a Laurie, ten ma rozbity palec. I jak najszybciej, z ca艂ej si艂y trzasn臋艂a puszk膮 o blat.
艁up!
Wszyscy w grupie skrzywili si臋 od tego widoku i podskoczyli od ha艂asu. Pe艂ny sukces.
Laurie ustawi艂a wgniecion膮 puszk臋 z powrotem na blacie sto艂u. Odwr贸ci艂a si臋 do Petera.
- Potrafi臋 to rozwi膮za膰 - oznajmi艂a dostatecznie g艂o艣no, 偶eby us艂ysza艂a j膮 reszta grupy. Po czym usiad艂a obok Wernera Hochheimera.
Nie szcz臋dzi艂 jej wyraz贸w uznania.
Prze艂o偶y艂a Danuta G贸rska
JANET MEGSON KAGAN
Rocznik 1946. Autorka powie艣ci "Hellspark" oraz kilkudziesi臋ciu opowiada艅, esej贸w oraz tekst贸w krytyczno-literackich, publikowanych w najwa偶niejszych fachowych pismach za oceanem. W 1993 r. zdoby艂a nagrod臋 Hugo za opowiadanie "Mistrzowskie posuni臋cie dziadka do orzech贸w" ("NF" 12/94). Utw贸r ten zosta艂 przet艂umaczony na wiele j臋zyk贸w i zilustrowany przez wielu grafik贸w, jednak autorce najbardziej przypad艂y do gustu rysunki autorstwa naszej Katarzyny Kariny Chmiel. Miejmy nadziej臋, 偶e spodobaj膮 si臋 jej tak偶e ilustracje do "Najlepszego Teorematu Fermata".
(anak)