980

Girzyński pomawia Macierewicza o nielojalność Kaczyńskiemu Wrzesień 2010 .Marek Mojsiewicz „ Kaczyński będzie osobiście  czuwał nad sukcesją. Aby zapewnić następcy skuteczna sukcesje Kaczyński będzie  musiał dokonać zapewne bolesnego dla niego zabiegu usunięcia z partii ,lub całkowitej marginalizacji wszystkich pretendentów do wodzostwa i ich koterii. Niestety zabieg ten będzie musiał dotknąć również tych najwierniejszych. Zostanie  kadra , aparat bez ambicji, lojalny wobec Kaczyńskiego i wskazanego prze niego następcy. Kurski, Ziobro, spin doktorzy , ci na pewno (zostaną usunięci).Nowy wódz sam sobie stworzy swój najbliższy dwór , całkowicie mu lojalny, oddany i jemu osobiście zawdzięczający wszystko „...( więcej)
Girzyński w wywiadzie z Jackiem Nizinkiewiczem ” Powtarzam, nie znam takich badań. W PiS nie ma dogmatu o nieomylności Macierewicza. Doceniam ciężką pracę, które wykonuje Antoni Macierewicz, ale nie ze wszystkim, co głosi, każdy musi się zgadzać. Ufam, że Macierewicz pracuje w sposób najbardziej profesjonalny, ale wolałbym, żeby głoszone tezy podpierał materiałem dowodowym, który by je uzasadniał w sposób bardziej przekonujący. „Wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej buduje pozycję polityczną Macierewicza. Jeszcze żadnemu politykowi na prawicy samodzielnie nie udało się stworzyć nowego bytu politycznego obok PiS. Klęskę poniósł zarówno Marek Jurek i jego Prawica Rzeczypospolitej, Kazimierz Michał Ujazdowski i Polska XXI, Joanna Kluzik- -Rostkowska z Adamem Bielanem i Michałem Kamińskim, a później Paweł Kowal, tworząc PJN, czy Jacek Kurski ze Zbigniewem Ziobrą i Ludwikiem Dornem, stojąc na czele Solidarnej Polski. Obserwując scenę polityczną i rosnącą pozycję polityczną Antoniego Macierewicza, budowaną na wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, gołym okiem widać, że tylko Macierewicz mógłby dzisiaj zbudować nową partię polityczną, która mogłaby osiągnąć sukces. „Przekroczenie progu wyborczego w wyborach do Sejmu. Z nowych bytów politycznych tylko nowa partia Macierewicza mogłaby zdobyć poparcie powyżej pięciu procent. Mówię to z całym uznaniem dla posła PiS i jego ciężkiej pracy przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. „...”I dlatego wypycha pan Macierewicza z PiS? „...”W żadnym razie. Tylko analizuję sytuację polityczną. Mam nadzieję, że Antoni Macierewicz nie założy nowej partii, bo takie działanie osłabiłoby PiS i szkodziło Polsce. Ale nie można mu dzisiaj odmówić potencjału. Macierewicz to ambitny polityk i już kilka razy próbował budować nowe byty polityczne. „.....”Czy był pan w sytuacji podobnej do Pawła Poncyljusza, któremu powiedziano, że jeśli nie będzie wyznawał teorii, że Tusk z Putinem zabili prezydenta Kaczyńskiego, to jest w PiS skończony?Paweł Poncyljusz namawiał mnie wtedy do odejścia z nim z PiS i tworzenia PJN. Ostrzegał, że w przeciwnym razie będę musiał być wyznawcą wszystkich teorii Macierewicza, a jeśli się nie zgodzę, wyrzucą mnie z PiS i zniknę z polityki. Jak widać, Poncyljusz się mylił. Ja w tej sprawie mam swoje zdanie, szanowane przez innych kolegów w naszej partii, a jego koncepcja zakończyła się niepowodzeniem. Jarosław Kaczyński dokonał zjednoczenia prawicy i zbudował partię wielonurtową. Problemy zaś mają ci, którzy tej wielonurtowości nie potrafią uszanować i starają się cały PiS dopasować do swoich poglądów, a gdy im się to nie udaje, dokonują rozłamu.„.....”A czy odpowiedzieć prawnie nie powinien Mariusz Kamiński, były szef CBA, który jest oskarżony o nadużycie władzy w śledztwie, które doprowadziło do tzw. afery gruntowej i upadku koalicyjnego rządu PiS-Samoobrona-LPR? „.....To dwie zupełnie inne sprawy. Mogę starać się zrozumieć, że doszukuje się braku profesjonalizmu w działaniu Mariusza Kamińskiego, choć tego zarzutu osobiście nie podzielam, ale na pewno nie naruszył przepisów prawa. W przypadku Tuska mówimy o odpowiedzialności konstytucyjnej, w przypadku Kamińskiego co najwyżej politycznej, którą zresztą poniósł, tracąc stanowisko.”....”Z perspektywy czasu 
i politycznego punktu widzenia działania Kamińskiego 
w sprawie afery gruntowej 
nie były błędem? …..”Kamiński miał przesłanki, które pozwoliły mu działać ws. afery gruntowej. Pytanie, czy politycznie były to działania opłacalne. Politycznie afera gruntowa nie opłaciła się PiS, bo straciliśmy władzę. W PiS jestem jednak m.in. dlatego, że cenię ludzi, którzy stawiają na uczciwość nawet kosztem oddania władzy, a nie tak jak PO, utrzymują się u władzy, zamiatając kolejne afery pod dywan. Mam nadzieję, że i Polacy to wreszcie docenią.”....(źródło )
Moje tezy zawarte w tekście z września 2010 roku nadspodziewanie się sprawdzają . Tak jak przewidziałem Kaczyński pozbył się spindoktorów,czyli głównie Michała Kamińskiego , później Ziobry, Kurskiego . Żal mi Migalskiego i Kowala , którzy dali się uwieść , zostali zmanipulowani. Warto pamiętać ,że Migalskiego dotknęły polityczne represje II Komuny (Migalski. Donosiciele kontrolują Uniwersytet Jagielloński? ) Giżyński, któremu niestety woda sodowa uderzyła do mózgu atakuje w swoim tekście nie tylko Macierewicza . Faktycznym , głównym celem jego ataku jest Mariusz Kamiński ( CBA ) . Już trzy lata głosiłem tezę ,że Kaczyński na swojego sukcesora wybrał Mariusza Kamińskiego. Jeśli się nie mylę Kaczyński będzie pełnił role patriarchy Polaków , a rolę sukcesora , młodego przywódcy Obozu Patriotycznego przejmie Mariusz Kamiński , już w tej chwili oficjalny numer dwa w hierarchii PiS Raczej nie boję się o wynik starcia pomiędzy frakcją Girzyńskiego i Kamińskiego. Kaczyński usunie ostatnich konkurentów do sukcesji Kamińskiego Sukcesja przywództwa Obozu Patriotycznego , a do tego sprowadza się sukcesja w PiS jest sprawą niezwykle istotną dla Polków Kaczyński powiedział „ „Najważniejsza jest miłość do Ojczyzny. A miłość tej Ojczyzny, Polski, oznacza także miłość Prawdy. Bo korzeniem Rzeczpospolitej jest Chrystus. „....(więcej )
Aby zrozumieć jego słowa warto przypomnieć sobie definicje różnicy pomiędzy politykiem a mężem stanu .Polityk myśli perspektywą najbliższych wyborów , mąż stanu perspektywa pokolenia . Kaczyński liczy się z tym ,że II Komuna nie dopuści do przejęcia przez niego władzy, dlatego konsoliduje doktrynalnie i ideologicznie Obóz Patriotyczny , wokół którego skupia się nowoczesny naród polski . Być może całe pokolenia Polaków będzie jęczeć w niewoli euro socjalistów i fanatyków totalitaryzmu politycznej poprawności Nad bzdurami Giżyńskiego kwestionującego lojalność Macierewicza w stosunku do Kaczyńskiego nie warto się pochylać. Gursztyn w Uważam Rze „ Młode Wilki i żwawy Niedźwiedź „ „Widać, że formują się dwie frakcje. Jednej daje twarz rzecznik partii Adam Hofman, choć wielu wskazuje Adama Lipińskiego jako rzeczywistego przywódcę grupy. Na czele ich przeciwników stoi sekretarz generalny partii Joachim Brudziński „....”zaczęły się zabiegi mające na celu dostanie się na listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego „....”Do Jarosława Kaczyńskiego dobijały się tabuny polityków „....”Annie Fotydze, Adamie Hofmanie, Przemysławie Wiplerze, Mariuszu A. Kamińskim (tzw. młodym, czyli nie tym, który tworzył CBA), Izabeli Klotz, Krzysztofie Jurgielu i wielu innych „....”Podział na obie frakcje jest na razie w stadium zalążkowym. Obie mają na razie w miarę równy dostęp do prezesa. W najbliższym kręgu Kaczyńskiego są Lipiński, Brudziński, szef klubu Mariusz Błaszczak, którego pozycja zdaje się rosnąć, także Marek Kuchciński. On jednak bardziej zajął się swoją funkcją wicemarszałka niż wewnętrznymi sprawami w partii. Błaszczak jest po stronie Brudzińskiego. „.....”Wiceprezes partii Mariusz Kamiński nie stworzył znaczącego środowiska w PiS. Jest skoncentrowany na sprawach Warszawy, bo chciałby startować w wyborach na prezydenta stolicy. Mogą wtedy być też inni chętni, więc konflikt z nimi może wepchnąć go do którejś z frakcji. „....”Na przykład na towarzyskich imprezach przyjaciele Hofmana wykrzykują ponoć, aby mu nie przerywać, bo „przemawia przyszły premier Polski". Albo że istnieje plan, w którym Jarosław Kaczyński przekaże władzę w partii Adamowi Lipińskiemu, a ten po krótkim czasie odda ją Hofmanowi. Sam zaś będzie sterował z tylnego siedzenia. „...(więcej )
W PiS narasta bunt przeciwko Antoniemu Macierewiczowi i tezom dotyczącym zamachu w Smoleńsku - donosi "Rzeczpospolita". - Monolit pęka - ocenił Wiesław Władyka. -.....”Buntem przewodzi tzw. zakon PC, czyli najbliżsi współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego z wcześniejszych etapów jego kariery politycznej. „....””Kto politycznie zyskuje na teorii zamachu w Smoleńsku? - Najbardziej sam Antoni Macierewicz nie pozostawia wątpliwości Girzyński w rozmowie z "Rzeczpospolitą". I sugeruje, że tylko Macierewicz mógłby dziś z sukcesem stworzyć nową siłę polityczną na prawicy. „......”Macierewicz w ramach prac swojego zespołu pokazał kilka ważkich argumentów, ale ja nie potrafię rozstrzygnąć, czy są one słuszne. Smoleńsk to zbyt poważna sprawa, żeby rozstrzygać o tym, co wydarzyło się na zasadzie wiary lub niewiary. To nieprofesjonalne - mówił dziś w RMF FM Zbigniew Girzyński . - Wiem, że naruszam wizerunek spójności PiS, ale powinniśmy usiąść i zastanowić się, jak pokonać PO. Tylko to stworzy nam mechanizmy, żeby wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej „...”. Zdaniem Władyki politycy PiS zyskują świadomość, że "pozostawanie w obrębie tej obsesji wystawia na ciężką próbę ich dalsze życie zawodowe i publiczne". - Przylgnie do nich etykieta szaleńców, ludzi owładniętych obsesją - mówił publicysta "Polityki". „....(źródło )
Mariusz Kamiński „Putin mógł posunąć się do tego typu działań - mówi w programie "Z każdej strony" Mariusz Kamiński, były szef CBA, pytany o hipotezę zamachu w Smoleńsku. Wiceprezes PiS uzasadnia, że władze Rosji dopuściły się morderstw politycznych, m.in. w przypadku Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki, a także w czasie wojny w Czeczenii. Wiceprezes PiS zaprzecza jednak rewelacjom Antoniego Macierewicza, że trzy osoby mogły przeżyć katastrofę. - Wydaje mi się, że to była teza na wyrost „...(źródło)
Listopad 2010 „„Mariusz Kamiński, były szef CBA, jest - zdaniem wiceszefowej Rady Warszawy z PiS Olgi Johann, poważnym kandydatem do stanowiska szefa warszawskiego PiS - informuje "Gazeta Wyborcza". Kamiński zajmował już to stanowisko w latach 2002-200”…” Dziś Kamiński jest szarą eminencją w warszawskich strukturach PiS. Ma decydować m.in. o kształcie list w wyborach samorządowych - na czołowych miejscach znaleźli się zaufani ludzie byłego szefa CBA, którzy mają w przyszłości umożliwić PiS-owi odzyskanie wpływów w stolicy” „...(więcej )
Styczeń 2011 rok „Wyborcza „PiS szykuje się do jesiennych wyborów. Były szef CBA Mariusz Kamiński wraca do partii, i to od razu do ścisłego jej kierownictwa „...(więcej )
Luty 2011 rok „Rzeczpospolita  „Były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński ma zostać nowym pełnomocnikiem PiS na Warszawę – dowiedziała się nieoficjalnie „Rz”… „Zastąpi Mariusza Błaszczaka, który, jako pełnomocnik „namaszczony” przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego, kierował strukturami w stolicy od 2008 r. Teraz ma zająć się już tylko pracą w Sejmie.”…” Przed wyborami samorządowymi w listopadzie miał duży wpływ na układanie list warszawskich. M.in. dzięki niemu jedynkę dostał były wiceszef CBA Maciej Wąsik – dziś szef Klubu PiS w Radzie Warszawy. Do rady miasta dostała się też Jarosława Maćkowiak, kolejna była pracownica CBA. „...(więcej )
Listopad 2011 rok „Rzeczpospolita donosi „Adam Hofman może zastąpić Zbigniewa Ziobrę na stanowisku wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości „....”Jednocześnie - jak twierdzą nasi rozmówcy - inna grupa polityków PiS wolałaby przekazać stanowisko po Ziobrze byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. „....(więcej )
listopad 2012 „Mariusz Kamiński . Polityk poinformował, że w przyszłym roku PiS będzie chciał "pomóc" w organizacji Marszu. - Warszawski PiS ma bardzo duże doświadczenie. Szereg manifestacji, jakie organizowaliśmy, przebiegały w sposób całkowicie spokojny - przypomniał. I dodał: "Chcemy, żeby ci obywatele, którzy chcą manifestować 11 listopada mieli poczucie, że mogą to robić w sposób bezpieczny. I my im to zapewnimy. Z cała pewnością pomożemy organizatorom tej manifestacji. Zorganizujemy ja w sposób taki, aby nie doszło do żadnych incydentów". „....”To była manifestacja obywatelska, nie organizowana przez partie polityczne. Ponieważ w ubiegłym roku organizatorzy chyba nie stanęli do końca na wysokości zadania nie chcieliśmy być kojarzeni z tego typu sytuacjami - mówił wiceprezes PiS. „....”Jego zdaniem za zamieszki, do których doszło w Warszawie 11 listopada, winę ponoszą "osoby całkowicie nieodpowiedzialne, które przyłączyły się do tego marszu i prowokowały starcia z udziałem policji" oraz organizatorzy, którzy "nie potrafili tego zorganizować w sposób taki, aby do takich incydentów nie dochodziło". „...(więcej )
listopad 2011 rok „Kamiński „ To będą gorzkie refleksje. Nasze marzenia o wolnej Polsce z lat 80., o niepodległym, silnym i wolnym państwie wciąż się nie ziściły. To, co jest teraz, to niestety jakaś karykatura. Co więcej, zamiast poprawy mamy regres. Państwo polskie słabnie w oczach, zyskuje znaczenie i wpływy całkowicie egoistycznie myślący i działający establishment. On ma w tej chwili praktycznie w ręku całe państwo, spycha na margines niemal wszystko, co nowe i świeże, a już zwłaszcza to, co nawiązuje na poważnie do myśli niepodległościowej. „....”. U nas coraz częściej mamy do czynienia z grą pozorów, z fasadową demokracją. Weźmy choćby podstawową wartość w demokracji, czyli wolność słowa. I co widzimy? Niemal wszystko w tym obszarze to klony  „Gazety Wyborczej”. Większość tytułów trzymają współcześni „inżynierowie dusz” mający ambicje kształtowania na nowo tożsamości Polaków. Podobnie w polityce – rzekomo jest różnorodność, ale tylko PiS jest  jedyną prawdziwą alternatywą dla obecnego układu rządzącego.”....”To od dłuższego czasu dzieje się już  po naszej stronie. Tworzą się wolne media, powstaje wiele stowarzyszeń. To jest autentyczne społeczeństwo obywatelskie. PiS zdaje sobie sprawę, że aby skutecznie realizować cele polityczne, musi być obudowane tkanką społeczną stowarzyszeń, think tanków, organizacji. „....”Na czołowych miejscach znalazło się wiele wartościowych postaci ze świata nauki i kultury, niebędących członkami PiS. I warto podkreślić, że stało się tak w wyniku determinacji Jarosława Kaczyńskiego „....”Prędzej czy później ciężka praca pozwoli nam uzyskać wpływ na bieg spraw państwowych. Bo mamy rację, państwo polskie potrzebuje troski i naprawy. W pewnym momencie obywatele podzielą tę diagnozę. Poczucie rozczarowania narasta. Może nie jest jeszcze tak duże, by przełamać monopol PO, ale coraz wyraźniejsze. Ważne, by PiS, a więc alternatywa, przetrwał. „...(więcej )
Grudzień 2011 „Kamiński „- Będę uczestniczył w pochodzie Niepodległości i Solidarności - zadeklarował Kamiński. - Będzie to pochód upamiętniający wydarzenia sprzed 30 lat, przypominający, że zbrodnie z okresu stanu wojennego nie zostały rozliczone. Ważnym aspektem marszu będzie też zwrócenie się do opinii publicznej ws. zagrożeń suwerenności - podkreślił polityk.Zdaniem Kamińskiego minister Sikorski "co pewien czas dokonuje bardzo radykalnych zmian w swoich poglądach politycznych". W tym kontekście przypomniał, że szef polskiej dyplomacji przed kilkoma laty nazwał gazociąg północny "nowym paktem Ribbentrop-Mołotow". Polityk PiS podkreślił, że teraz takie słowa nie przeszłyby Sikorskiemu przez gardło, z powodu "serwilistycznej i wazeliniarskiej polityki".Jak podkreślił Kamiński reakcja na słowa Sikorskiego nie mogła być łagodniejsza. - Nie mogłoby się skończyć na zwykłej awanturze. Mamy do czynienia z potężną manipulacją polską opinią publiczną - mówił polityk.”....” To potężna manipulacja. Minister spraw zagranicznych mówi o tym, że Polska wnosi do Europy gotowość do kompromisu ws. podejścia do suwerenności. To rzecz niebywała, że te bardzo ważne deklaracje padają bez jakiejkolwiek debaty w Polsce. Tak wielkie deklaracje muszą być poprzedzone ogromną debatą - ocenił wiceprezes PiS. - Sikorski nie miał żadnego mandatu do takiego wystąpienia. „...(więcej)
listopad 2010 „Kaczyński uniknął przyszłorocznego rozpadu PiS  Rozpad PiS przed lub tuż po wyborach był raczej nieunikniony .Romanowski przewidywał rozpad PiS u po przegranych dla niego wyborach. Przewidywał też rozpad Platformy po zwycięskich wyborach . Przed Kaczyńskim i Prawem  I Sprawiedliwością stoi klik kluczowych problemów. Jednym jest sukcesja Kaczyńskiego. Kaczyński jest mądrym politykiem i zdaje sobie sprawę ,że wiek jest sprawą relatywną polityce. Inaczej się liczy dla zwycięscy , kiedy można rządzić i kontrolować partię mimo  wieku , a inaczej dla przegranego , kiedy najmniejsza oznaka słabości prowokuje młode wilki do rzucenia się do gardła wodzowi. Kaczyński prawdopodobnie szykuje dla siebie rolę patriarchy, który pomimo formalnego odejścia od bezpośredniego rządzenia partia  pozostawi sobie ogromny nieformalny wpływ na PiS. Aby jednak dalej mięć wpływ  na PiS i na polską politykę musi skutecznie przeprowadzić swoją sukcesję . Media lansują na przyszłego szefa PiS Ziobro . Coraz częściej pokazując go w mediach , atakując go , czym ustawią go w roli niezłomnego , głównego, liczącego się przeciwnika dla Tuska i Platformy . Będą go lansować dlatego właśnie że ni nadaje się na przywódcę , o czym zresztą mówiła sama Staniszkis.   Parę dni temu pokazała się ,według mnie bardzo istotna informacja o Mariuszu Kamińskim , byłym szefie CBA. Otóż ma być on przyszłym szefem warszawskiej organizacji PiS. Z informacji wynikało ,ze już jest faktycznym jej szefem, gdyż obsadza swoimi ludźmi listy w wyborach samorządowych. Kontrola nad największą , stołeczną organizacją jest kluczem do kontroli nad całym PiS. Kaczyński pozwalając Kamińskiemu wzrastać w siłę w pewnym sensie namaszcza go na swego sukcesora . Media praktycznie przemilczały tą sprawę , według mnie celowo nie podjęły tego tematu . Co ciekawsze Kaczyński innemu pretendentowi do schedy po nim , Kurskiemu wyczyści cale zaplecze, rozwiązując kontrolowaną przez niego pomorska organizację PIS Sukcesja to również poważne zmiany na listach  wyborczych .Kamiński , aby przejąć PiS  musi umieścić pokaźne grono  swoich ludzi na biorących miejsc list do Sejmu .Oznacza to ,że równie pokaźne grono zostanie z tych list usunięte. Co istotniejsze w warunkach sukcesji będą to osoby mogące zagrozić sukcesji oraz osoby stanowiące ich zaplecze .Dla zagrożonych osób nie ma innego wyjścia jak rozpocząć walkę o kontrolę nad partią . W wypadku przegranej pozostaje tylko jedno .Rozłam i utworzenie nowej  partii. Taki rozwój wypadków  w roku wyborczym może nawet wypchną partię z parlamentu , może raz na zawsze zniszczyć  partie . Kaczyński usunął Kluzik Rostkowską i Jakubiak zaraz po tym jak ta oświadczyła , że wystąpi do walki o schedę po Kaczyńskim. Kaczyński rozbił tym frakcję  „liberałów” ,która mogła zagrozić sterowanej przez Kaczyńskiego i jego najbliższe otoczenie sukcesji .Reszta albo odejdzie sama , albo zostanie usunięta z list wyborczych . „...(więcej )
Maj 2010 „Dlaczego media lansują Ziobro na szefa PIS „Ziobro Szefem PiS po triumfie Kaczyńskiego „..„Gdyby wybory wygrał Jarosław Kaczyński nowym szefem PiS powinien zostać Zbigniew Ziobro - tak uważa 32 procent respondentów”…” Według respondentów sondażu zleconego przez TVN24, spin doctorzy PiS - jak nazywani są Adam Bielan i Michał Kamiński - mają znikome szanse na to, by przejąć kierowanie partią po ewentualnej wygranej Jarosława Kaczyńskiego. W Joachimie Brudzińskim jedynie 1 proc. respondentów MB SMG/KRC widziałoby szefa partii.Jackowi Kurskiemu taką karierę wróży 5 proc. zapytanych. Biorąc pod uwagę kiepskie wyniki aktywnych w tej kampanii polityków PiS to dużo (Beata Kempa - 8 proc. Paweł Poncyljusz - 8 proc., Joanna Kluzik-Rostowska i Elżbieta Jakubiak po 7 proc.)”....(więcej )
Kwiecień 2010 „Już w tej chwili media zaczynają lansować Ziobro  , jako tego , któremu Kaczyński ukradł prezydenturę. Rozchuśtując  ego Ziobry doprowadzą go do przekonania ,że w zamian za prezydenturę  należy mu się szefowanie PIS. Problem w tym ,że Ziobro się nie nadaje na szefa PIS.a  postkomunistyczna konstytucja obowiązująca Polsce generują niestabilne wodzowskie partie. PIS aby przetrwać  musi znaleźć po Kaczyńskim nowego wodza. Kaczyński na pewno się tez nad swoją sukcesją zastanawia. Będzie prezydentem  najpewniej 10 lat , po której odejdzie od czynnej polityki ze względu na wiek. Jeśli dokona złego wyboru , lub nie będzie miał wewnątrz PiS u dostatecznej ilości wiernych sobie pretorianów , którzy dopilnują aby jego wybór uszanowano, to PIS się rozpadnie . Kogo wybierze Kaczyński na swego następcę. Ja typuje Mariusza Kamińskiego , który ma cechy predestynujące go na wodza. Ma charyzmę , jest zideologizowany jest dobrym organizatorem i jest lojalny wobec Kaczyńskiego . Ziobro ani inni potencjalni kandydaci na szefa PIS nie mają tych cech „...(więcej )

Mojsiewicz

Identyfikacja Anny Walentynowicz: coraz więcej wątpliwości Zaproszenie prokuratora generalnego na posiedzenie zespołu, odwołanie prokuratorów wojskowych, prowadzenie części posiedzeń zespołu parlamentarnego w trybie niejawnym – to wnioski po posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Katastrofy Smoleńskiej. - Powtarzanie przez urzędników państwowych, że winni są piloci, oznacza stanięcie po stronie rosyjskiej – mówił Antoni Macierewicz. W posiedzeniu wzięli udział członkowie rodzin ofiar katastrofy, m.in. Piotr Walentynowicz, Ewa Błasik, Ewa Kochanowska i Dorota Skrzypek. Tematem posiedzenia były przede wszystkim kwestie związane z okolicznościami identyfikacji i pogrzebu śp. Anny Walentynowicz.
- Już w czasie sekcji zgłaszaliśmy swoje wątpliwości. Dokumentacja medyczna, którą teraz otrzymaliśmy z prokuratury, te wątpliwości podtrzymuje. Można je by bardzo szybko rozwiązać, gdyby nie biurokracja w prokuraturze – mówił Piotr Walentynowicz.

- Nie było problemu z rozpoznaniem babci w Moskwie, podczas sekcji problem był ogromny, ponieważ nie było istotnego elementu: głowy. W związku z tym jest chyba naturalne, że mamy pewne wątpliwości – mówił wnuk tragicznie zmarłej. Tą wersję potwierdził Dymitr Książek - lekarz, który był przy oględzinach w Moskwie. - Przy rozpoznaniu ciała Anny Walentynowicz nie doszło do żadnej pomyłki, podstawą było rozpoznanie Janusza Walentynowicza. Pod protokołami podpisywali się oficjele polscy. Jeśli prokurator Seremet mówi, że to rodzina się pomyliła, to kto się pod tym protokołem podpisał? Dlatego zacząłem udzielać się publicznie, bo byłem oburzony tym kłamstwem i potęgowaniem tej traumy – mówił b. lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Wiem, że Janusz Walentynowicz rozpoznał ciało na 100 proc. Przyznaję też, że twarz była nieuszkodzona, i można było ją rozpoznać. Sam znałem Annę Walentynowicz tylko z telewizji, i też mogę to potwierdzić – zapewniał. Poseł PiS Piotr Naimski ocenił podczas dzisiejszego posiedzenia, że jest wiele elementów wskazujących na to, że prokuratura zajmująca się śledztwem smoleńskim nie daje sobie rady. "Jest wystarczający materiał do tego, by sformułować formalny postulat zmiany prokuratury, która jest za to odpowiedzialna" - przekonywał. Postulat Naimskiego poparł wiceszef zespołu Stanisław Piotrowicz, który podkreślił jednak, że odebranie śledztwa prokuraturze wojskowej będzie miała również "negatywne następstwa". "Nowy zespół prokuratorów będzie musiał się zapoznawać z całością materiałów od podstaw" - powiedział. Dodał wszak, że za zmianą prokuratury przemawia inny - "fundamentalny argument". Jak zaznaczył, nie spotkał się jeszcze z sytuacją, by w odniesieniu do prokuratorów prowadzących postępowanie toczyło się odrębne postępowanie "również w prokuraturze, wiążące się z niedopełnieniem obowiązków służbowych przez prokuratorów prowadzących śledztwo zasadnicze". Poseł PiS zaznaczył, że nikt jeszcze nie sformułował zarzutów wobec konkretnych prokuratorów, bo postępowanie toczy się ad rem, a nie ad personam. "Tym niemniej rodzi się pytanie, czy ci prokuratorzy mogą w dalszym ciągu w sposób obiektywny realizować zadania śledztwa" - podkreślił. Szef zespołu Antoni Macierewicz poinformował o wniosku dotyczącym zaproszenia prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta na posiedzenie zespołu, a także o wniosku o zamknięcie niektórych posiedzeń dla mediów. Jak wyjaśnił, jest to potrzebne ze względu na "meritum rozmowy", która może być niemożliwa, gdy się odbywa publicznie. Wojciech Mucha

21/04/2013 „KOR to było to samo co BUND w czasach mojej młodości. Dla mnie to była ciągłość, te same wartości: braterstwo, sprawiedliwość społeczna, nienawiść do dyktatury” Ideały Bundu przejął Komitet Obrony Robotników i następnie przekazał je Solidarności”- twierdził nieżyjący już przywódca buntu w getcie warszawskim- pan Marek Edelman. No proszę… Solidarność, co zawsze twierdziliśmy – jako prawica- to socjalistyczna organizacja propagująca ideały socjalizmu, tak jak komunistyczny Bund, do którego przynależał – nieżyjący już- pan Marek Edelman- wielki obecnie autorytet medialny. Im większy komunista- tym większy autorytet.. Takie mamy czasy. Czasy budowy eurokumunizmu w obrządku trockistowskim, a więc jedno wielkie biuro, z którego zarządzający regulują nasze życie i doglądają, jak bydło w oborze się sprawuje.. I coraz więcej przymusu i zakazów we wszystkim. Wszędzie nas rabują gdzie tylko się da- taki na razie budowany jest model socjalizmu biurokratycznego. Ale będą nas rabować bardziej przymilnie, bardziej z ludzką twarzą, bardziej kulturalnie. Bo właśnie Zakład Upokorzeń Społecznych ogłosił przetarg na szkolenie pracowników w zakresie nabrania większej ogłady w obsłudze niewolników Zakładu Ukradającego Składki.. Bo w ZUS-e nie jest tak jak w bankomacie w Gdańsku kilka dni temu.. Że jak ktoś chciał pobrać 50 złotych- dostawał 100(???) Naprawdę! To był jakiś czarujący bankomat. Wyczarowywał wartość podwójną- tak jak wartość dodaną podatku VAT- ale w druga stronę. Dla klienta Ale się działo przy takim bankomacie? Była kolejka- jak za PRL-u w czasach końca rządów towarzysza Edwarda Gierka- komunisty z ludzką twarzą.. A potem tylko Stan Wojenny- wobec pustych półek i ogólnego braku towarów.. W ZUS-ie jest na razie tak, że się wpłaca przez kilkadziesiąt lat, ale coraz bardziej nie wiadomo, czy się coś dostanie.. Połowę wypłat emerytur finansuje sezam państwowy, i jego banda , banda Ali Baby- a druga połowę socjalistyczne państwo ściąga z niewolników- podatników. Żeby utrzymać wielki i rozrośnięty aparat ZUS-owski. No i te pałace, wystawne, przestrzenne i kosztowne. I żeby starczyło na wypłaty dla potencjalnych emerytów.. Zakład Upodleń Społecznych wyśle jeszcze w tym roku 350 pracowników na szkolenia w zakresie poprawienia ich ogłady w stosunku do niewolników tego przymusu ubezpieczeń koniecznych, dla utrzymania 50 000 aparatu darmojedzącego z przymusowej ręki.. Na razie ZUS chce przeznaczyć z pieniędzy przyszłych emerytów 100 000 złotych na szkolenia naszych nadzorców, którzy będą z nami postępować bardzo i nader kulturalnie.. W ramach szkoleń poznają oni” zasady uprzejmości i kultury osobistej” oraz „ sposoby zapewniania klientowi wygody , poczucia bezpieczeństwa i komfortu”(????) Minimalny koszt dwudniowego szkolenia to 5000 złotych dla 15 osobowej grupy. Ale jeśli ZUS będzie miał dodatkowe wymagania odnośnie programu, to kwota może być wyższa.. O wiele wyższa- jak mówei pani Aneta Paszowska z warszawskiej firmy szkoleniowej B&O Navigator.. Aha? Będą się uczyć zasad „uprzejmości i kultury osobistej”- to nie posiadają takowej? Ile będzie kosztowało przeszkolenie kilkudziesięciotysięcznej armii urzędników ZUS-u? Znowu Ukarają Społecznie nas- kolejnymi wydanymi pieniędzmi.. Dobrze, że nie robią szkoleń w Afryce, czy Brazylii? Albo gdzieś w Dalekiej Azji? Koszty byłyby jeszcze większe.. Ale co tam koszty- liczy się kultura i uprzejmość.. Przymus płacenia na to wariactwo pozostanie, ale zwiększy się kultura obsługi więźniów w obozie przymusu ubezpieczeń.. Nadzorcy będą bardziej kulturalni, ale system represji pozostanie.. I co nam z tego? Za drutami kolczastymi przepisów pozostaniemy, ale pilnujący nas- zmienią uczesanie i nawyki.. Będzie bardzo przyjemnie, nowocześnie i przymilnie.. No i będzie wesoło, tym Bardziej, że bankrut faktyczny osuwa się jeszcze bardziej w bankructwo i próbuje ożywić orkiestrę , żeby nadal grała.. Może to i dobra metoda, no bo co człowiekowi pozostaje robić jak tonie i brzydko się próbuje chwytać? A w tym czasie” liberałowie” z Platformy Obywatelskiej kombinują- jako trockiści i zwolennicy wielkiego biura-, jakby tu jeszcze ujaić przedsiębiorców.. Serwis Podatki..biz podaje, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma otrzymać prawo do upubliczniania informacji o stosowaniu przez przedsiębiorców praktyk naruszających interesy konsumentów. Firmy takie nie będą jednak mieć prawa skierowania sprawy do sądu(???), aby sprawdzić, czy działanie państwowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, było legalne i uzasadnione oraz celowe. Nie dość, że Urząd , urzędnicy urzędowi-chroni konkurencję , to jeszcze urzędnicy bronią konsumentów- jakby sama konkurencja i sprawne sądy nie mogły chronić konsumentów.. I do tego urząd, zatrudniający w roku 2011 428 osób(???) ze średnią pensją brutto- 5600 złotych(!!!!) Budżet na 2011 rok- to 54,2 miliona złotych(!!!) A jeśli chodzi i departamenty- to czego tu nie mamy? Departament Prawny i Orzecznictwa Europejskiego, Analiz Rynku, Ochrony konkurencji, Kontroli Koncentracji, Monitorowania Pomocy Publicznej. Polityki Konsumenckiej,, Nadzoru Rynku,, Współpracy z Zagranicą i Komunikacji Społecznej, Budżetu i Administracji. Aż trudno uwierzyć, że taki kawał niepotrzebnej nikomu roboty wykonuje tylko 438 osób(???)< To było w roku 2011- a obecnie może być o 100 więcej. Ale, żeby taki kawał niepotrzebnej nikomu roboty wykonywać w pięćset czy sześćset osób.? To wielki biurokratyczny skandal!. Do takiej roboty potrzebne jest chociaż 5600 urzędników – tyle ile średnia pensja brutto w urzędzie- w roku 2011.. Jest jeszcze Departament Inspekcji Handlowej- tak jak za poprzedniej komuny.. No i samodzielne stanowisko do spraw Ochrony Informacji Niejawnych. Chodzi o niewynoszenie z urzędu informacji o prawdziwych dochodach urzędników.. I samodzielne stanowisko do spraw Audytu Wewnętrznego.. Udają, że kontrolują sami siebie, a przecież wiadomo, że kruk krukowi oka nie wykole. Jest jedna sitwa- i już.. Urząd Antymonopolowy powstał już w czasie budowy zrębów socjalizmu europejskiego w roku 1990.. Potem socjaliści zmienili nazwę- chyba w roku 1996 na obecną- Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.. Chyba, przed konkurencją pomiędzy firmami.. A co ma konsument do konkurencji? On tylko korzysta z owoców konkurencji pomiędzy firmami- zresztą każdy z nas jest konsumentem.. W nowym projekcie Platformy Obywatelskiej Liberalnej oraz Europejskiej wykluczona ma być również opcja dochodzenia odszkodowania czy zadośćuczynienia, dla firmy jeśli okaże się, że informacje podane przez urząd nie zostaną potwierdzone(???) A gdzie odpowiedzialność urzędu i urzędników? Szykuje się wielki bolszewizm.. Pan Marek Edelman, komunistyczny- trockista- miał rację.. KOR- to to samo co BUND.. Tylko w bardziej zakamuflowanej formie ..Rządzą w Polsce KOR-owcy.. Całe zaplecze polityczne prezydenta Komorowskiego to dawni korowcy, pan premier Jarosław Kaczyński., otoczenie , wokół pana premiera Donalda Tuska… Sam pan premier Tusk- to ”liberał gdański”, preferującego niewolę, w odróżnieniu od liberała normalnego, czyli człowieka kochającego wolność.- razem z panem Januszem Lewnadowskim, czerwonym komisarzem europejskim, który też jest liberalnym socjalistą… Natomiast są liberalni w sferze obyczajowej. Rozłożyć nogi w każdym geście, ale zacisnąć dyby finansowe na gardle.. Każdemu niewolnikowi państwa demokratycznego i zarazem prawnego.. Jak jest demokracja- to nie może być państwa prawa, bo można wszystko przegłosować- i po prawie! Jak powiedział w innym miejscu komunista – trockista pan Marek Edelman:” O demokrację zawsze trzeba walczyć. Nie jest ona dana od Boga raz na zawsze”(„Trybuna”- 16.11.2004r) Demokracja od Pana Boga? Od kiedy to Pan Bóg został demokratą? Zawsze był niewybieralnym monarchą.. Chociaż Królestwo jego nie jest z tego świata.. Demokracja zniszczy świat normalny, wprowadzi nieopisany chaos i nieporządek.. Przeciw hierarchii..

A KOR to to samo co Bund.. A kiedy bunt przeciw Bundowi? WJR

Niemoralność państwa Tuska Pogarszający się z miesiąca na miesiąc stan finansów polskiego państwa nie przeszkadza, aby jego urzędnicy inkasowali premie i nagrody na poziomie znacznie wyższym niż wynika to z przepisów prawa. Nagłośnione ostatnio przypadki otrzymania wysokich premii i nagród, jakie zainkasowali urzędnicy, to jedynie fragment tego zjawiska. Ale jeszcze bardziej kuriozalne jest to, że rząd Donalda Tuska mówi Polakom o konieczności zaciskania pasa, przyznając jednocześnie swoim ludziom gigantyczne premie. W swej hipokryzji zapomina, że każdą zmianę kraju zaczyna się od siebie samego i własnego podwórka. Kilka dni temu analitycy Banku Pekao przedstawili najnowszy raport na temat sytuacji gospodarczej w naszym kraju. Raport ten wskazuje przede wszystkim na głęboki spadek dochodów podatkowych do budżetu w ciągu pierwszych miesięcy 2013 r. W raporcie prognozuje się również dalszy wzrost deficytu sektora finansów publicznych z poziomu 3,5 proc. do co najmniej 3,8 proc. Zdaniem analityków prawdopodobieństwo konieczności nowelizacji ustawy budżetowej jest już większe niż 50 proc. Oznacza to, że jeszcze w pierwszej połowie 2013 r. będziemy świadkami takiego właśnie ruchu rządu Donalda Tuska.

Nowelizacja za nowelizacją? Już w styczniu br. podczas swojego wystąpienia w Senacie minister finansów Jacek Rostowski, mówiąc o swoich budżetowych obawach, starał się badać grunt pod taki scenariusz. Rostowski sugerował wówczas ewentualność podniesienia limitu deficytu budżetowego z obecnych 35,6 mld zł do około 45 mld złotych. 35,6 mld zł to wysokość deficytu zapisana w budżecie na rok 2013, przy szacowanych dochodach na sumę 299 mld 385 mln 300 tys. zł i wydatkach nie wyższych niż 334 mld 950 mln 800 tys. zł. To, że Rostowski wspomniał wówczas o możliwości nowelizacji budżetu nie było przypadkowe. Dzisiaj, jak wskazuje ostatni raport Banku Pekao, wydaje się już przesądzone, że to o czym w styczniu mówił minister Rostowski już niebawem stanie się po prostu faktem. I nie jest wcale pewne, czy będzie to w tym roku ostatnia nowelizacja budżetu. Znacznie niższe wpływy podatkowe w pierwszych dwóch miesiącach br. i następne nieoczekiwane wydatki, jakie musi ponieść polski budżet nie rysują dobrych perspektyw na kolejne miesiące 2013 r.

Premie i nagrody Wiele wskazuje, że w II połowie br. po raz kolejny staniemy przed koniecznością nowelizacji ustawy budżetowej na rok 2013. Od początku roku Ministerstwo Finansów rozpaczliwe szuka dodatkowych dochodów do budżetu. Najlepszym tego przykładem jest akcja stawiania nowych fotoradarów, dzięki którym do budżetu ma trafić około 1,5 mld złotych. Państwo Tuska w coraz trudniejszej sytuacji chce z jednej strony ograbić obywateli, zaś z drugiej strony hojnie nagradza swoich urzędników premiami i nagrodami. Jak pokazuje rzeczywistość ostatnich miesięcy, polscy urzędnicy otrzymywali premie i nagrody kilkakrotnie przekraczające to, co mogli otrzymać w świetle obowiązujących przepisów.

Armia urzędników i ich benefity Mamy w Polsce ponad pół miliona urzędników. W czasach rządów Donalda Tuska zatrudniono w administracji publicznej blisko 70 tysięcy nowych osób. Same ich pensje kosztują budżet około 3,5 miliarda złotych. Każdego dnia w Polsce pojawia się 75 nowych urzędników. Ale w czasach rządów premiera Tuska mogą oni liczyć na premie, znacznie większe niż bywało to w czasach jego poprzedników. Średnio na jednego urzędnika przypadła premia w wysokości 4,8 tys. zł. Najbardziej hojne są ministerstwa, gdzie na jednego urzędnika przypada 9,2 tys. zł nagród. Na pierwszym miejscu są oczywiście urzędnicy resortu Jacka Rostowskiego. Co warto zauważyć – zgodnie z przepisami o służbie cywilnej – fundusz nagród dla pracowników powinien wynosić dokładnie trzy procent z całkowitej puli płacowej, w rzeczywistości jednak ministerstwa wydają na ten cel aż 12 procent z całkowitej puli środków na wynagrodzenia. Nie inaczej jest w innych urzędach polskiej administracji.

Przekroczyli ustawowy pułap W 2012 r. na nagrody dla polskich urzędników wydano prawie 600 mln złotych. Kwota ta była większa o 11 milionów złotych od tej, która została przeznaczona na nagrody dla urzędników w 2011 r. Można powiedzieć że prawie 60 tys. Polaków musi przez cały rok płacić podatki dochodowe, VAT i akcyzę, aby budżet uzbierał 600 mln zł na nagrody dla polskich urzędników. W swoim czasie opinię publiczną w Polsce zbulwersowała sprawa nagród Marcina Rosoła – szefa gabinetu politycznego Ministra Sportu i Turystyki Mirosława Drzewieckiego, który w 2009 r., w ciągu dziewięciu miesięcy pracy, zainkasował 36 500 zł. Ale od tamtego czasu w kwestii urzędniczych nagród nic się nie zmieniło. Na początku 2013 r. polskie media obiegały kolejne sensacyjne informacje na temat nagród. Jedna z nich na pewno zwróciła uwagę swoim wymiarem etycznym. To przykład urzędników zatrudnionych w warszawskiej centrali NFZ, których nagrody sięgnęły miliona ośmiuset tysięcy złotych, a średnia nagroda kilkakrotnie przekraczała ustawowy pułap. Dodatkowo miało to miejsce w instytucji, która w ostatnim czasie odmawiała sfinansowania usług medycznych dla obywateli, które mogły im uratować życie. Ostatnie przykłady zmarłych dzieci, którym nie udzielono w odpowiednim czasie niezbędnej pomocy w ramach szukania oszczędności były szczególnie bulwersujące.

350 procent nagrody Ale wszystkie afery związane z nagrodami przyćmiły nagrody, jakie przyznali sobie urzędujący marszałkowie Sejmu i Senatu. Okazało się, m.in. że marszałek Sejmu i wicemarszałkowie otrzymali za rok 2012 nagrody za swoją pracę na łączną kwotę 245 tysięcy złotych. Marszałek Ewa Kopacz otrzymała 45 tys. złotych, wicemarszałkowie: Cezary Grabarczyk (PO), Marek Kuchciński (PiS), Wanda Nowicka (RP), Eugeniusz Grzeszczak (PSL) i Jerzy Wenderlich (SLD) – po 40 tys. złotych. Nie inaczej było w Senacie. Sam marszałek Senatu Bogdan Borusewicz przydzielił sobie nagrodę za 2012 r., w wysokości 350 procent swojego miesięcznego uposażenia. Nagrody wicemarszałków sięgnęły poziomu 200 proc. ich miesięcznego uposażenia. Dopiero presja opinii publicznej spowodowała, że część z nich postanowiła zwrócić pieniądze lub przekazała je na cele społeczne. Nie inaczej było w Kancelarii Prezydenta, która wykazała się iście bizantyjskim gestem w nagradzaniu swoich ludzi. Prezydenccy ministrowie i doradcy zainkasowali w styczniu br. premie w łącznej kwocie prawie 570 tys. złotych.

Himalaje hipokryzji władzy Sytuacja, w której urzędnicy polskiego państwa biorą kilkakrotnie większe od ustawowych premie i nagrody, w obliczu rozsypującego się budżetu, jest po prostu niemoralna. Ale jeszcze bardziej niemoralne jest to, że ludzie władzy sami przyznają sobie gigantyczne premie. I nie jest wcale tak, że nie mają tego świadomości. Jest jeszcze gorzej, o czym mogliśmy się przekonać obserwując samego Donalda Tuska. Podczas jednego z sejmowych wystąpień, jakie miało miejsce w styczniu br., premier, odnosząc się do afery wokół premii marszałków Sejmu grzmiał słowami: „Nie możemy dawać sobie nagród”. Zapomniał tylko dodać, że sam był ich beneficjentem, inkasując każdego roku w czasie swojego urzędowania średnio 40 tys. premii. Tamto wystąpienie sejmowe Tuska było prawdziwymi Himalajami hipokryzji władzy. Wszystko zatem wskazuje na to, że państwo polskie w czasach rządów Donalda Tuska jest nie tylko coraz biedniejsze, lecz także i coraz bardziej niemoralne. Miną lata zanim moralność ta zostanie odbudowana. Gazeta Finansowa

Piechociński w odwrocie

1. W ostatni piątek odbyła się w Sejmie trwająca 4,5 godziny debata dotycząca sytuacji w Fiat Auto Poland oraz w polskim przemyśle motoryzacyjnym z udziałem wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego. Wicepremier wygłosił trwające 1,5 godz przemówienie, które można streścić mniej więcej następująco „polski rząd jest wspaniały, tylko świat (Europa) się na niego uwzięły i przywlokły do naszego kraju kryzys”. W wyniku tego kryzysu znacząco spada eksport naszego przemysłu motoryzacyjnego do krajów UE, tym samym zakłady ograniczają produkcję, stąd zwolnienia pracowników zarówno u producentów samochodów jak i u ich kooperantów.

2. Tak właśnie stało się w spółce Fiat Auto Poland w Tychach. Na początku tego roku, opinia publiczna w Polsce została poruszona informacją, że włoski koncern Fiat, zwolni ze swojego zakładu w Tychach ponad 1500 osób czyli blisko jedną trzecią załogi. Zakład w Tychach to przecież najnowocześniejsza i najbardziej efektywna ekonomicznie cześć włoskiego koncernu Fiata, a mimo tego kierownictwo firmy jeszcze na przełomie 2009 i 2010 roku pod naciskiem rządu Berlusconiego, zdecydowało o umieszczeniu produkcji nowego modelu Pandy w zakładzie pod Neapolem, gdzie produkcja będzie znacznie droższa. Efektem tamtej decyzji, są teraz te ogromne zwolnienia w zakładzie Fiata w Tychach, a za nimi zapewne pójdą zwolnienia w zakładach kooperujących (szacuje się, że z jednym miejscem pracy w fabryce samochodów związane jest od 7 do 10 miejsc pracy u kooperantów).

3. Piechociński oprócz dramatycznej diagnozy przedstawił kilka pomysłów, które mogłyby spowodować, głównie zwiększenie popytu krajowego na samochody w tym dwa rozwiązania podatkowe. Po pierwsze wprowadzenie pełnego odliczenia podatku VAT od samochodów osobowych nabywanych do prowadzenia działalności gospodarczej. Po drugie wprowadzenie podatku ekologicznego zamiast obwiązującej akcyzy przy czym podatek ten miałby tym wyższy wymiar im starszy samochód. Zapowiedział także rozszerzenie niektórych stref ekonomicznych, wydłużenie okresu ich działania do 2026 roku i restrykcyjne badania techniczne samochodów używanych sprowadzanych przez Polaków z zagranicy, a także kontynuacja rządowego programu Gimbus polegająca na wsparciu samorządów w autobusy do przewozu dzieci. Oprócz tego wiceminister pracy, zapowiedział programy osłonowe dla zwalnianych przygotowane przez właściwe Powiatowe Urzędy Pracy.

4. Zabierając głos w debacie zwróciłem uwagę, że przedstawione propozycje podatkowe może i mogłyby ożywić popyt krajowy na samochody tyle tylko, że minister Rostowski się na nie zapewne nie zgodzi, bo patrzy na dochody i wydatki budżetowe oczyma księgowego, a więc nie zaryzykuje nawet przejściowego obniżenia dochodów podatkowych po to aby później je odebrać z nawiązką. Co więcej wicepremier Piechociński godząc się na podwyższenie jego rangi do wicepremiera, osłabił znacząco swoją pozycję w rządzie i w związku z tym trudno mu będzie przeforsować teraz swoje propozycje.

5. Ale ostatnie tygodnie przyniosły Piechocińskiemu spektakularne porażki także w sprawach energetycznych. Został wydelegowany na spotkanie z przedstawicielami państw nadbałtyckich w Sankt Petersburgu, gdzie spotkał się z szefem Gazpromu, a w tym samym czasie, Polska została „rozegrana” przez Putina w sprawie budowy Jamału II. Niedużo brakowało, a i Piechociński zostałby obciążony skutkami tego skandalu. Później było odwołanie ministra Budzanowskiego i znowu kompletne zaskoczenie wicepremiera, który o tym fakcie nie został poinformowany przez premiera Tuska. Niejako przy okazji Tusk zapowiedział powołanie resortu energetyki, co oznaczałoby poważne ograniczenie kompetencji ministerstwa gospodarki ale i ta ważna decyzja nie została omówiona wcześniej z wicepremierem.

Tych niepowodzeń wicepremiera Piechocińskiego ze swoim koalicjantem jest tyle, że posłowi Kłopotkowi w ostatniej audycji „Kawa na ławę” wyrwało się, „że z tego powodu w PSL-u wrze” i nie wiadomo jak się to skończy dla prezesa tej partii. Kużmiuk

Sekta wyznawców własnych stołków Pomiędzy „piloci uderzyli w drzewo, zestresowani presją na lądowanie" a „samolot rozpadł się w powietrzu wskutek wybuchów" możliwa jest jeszcze odpowiedź: „nie wiem, ale wiem, że Rosjanie kłamią, a polski rząd im w tych kłamstwach sekunduje". Warto odnotować artykuł Wiesława Władyki i Mariusza Janickiego „Agnostycy smoleńscy" w najnowszym numerze tygodnika „Polityka". Nie dlatego, by para ideowych trendsetterów salonu była w stanie zaskoczyć nas stosowaną argumentacją czy bodaj zmianą retoryki − wszystko pozostaje po staremu, raporty Anodiny i Millera są nadal prawdą objawioną, a wątpiący w ich rzetelność paranoikami, podpalaczami Polski etc. Ale ostrze krytyki obraca się w tym tekście już nie przeciwko owym „paranoikom", którzy twierdzą, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Tym razem Władyka z Janickim biorą na celownik inną grupę społeczną: tych, którzy nie czują się przekonani do hipotezy zamachu, ale też stracili wiarę w raport Millera, w komisję Laska, w całą medialną orkiestrę, którą wspomniani reprezentują, i w stojące za nimi państwo Tuska. Ci, którzy na pytanie, co się stało 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, mówią „nie wiem", są bowiem równie groźni albo nawet groźniejsi od tych, którzy udzielają odpowiedzi „zbrodnia" − demaskują Władyka z Janickim. Bo odpowiedź „nie wiem", przestrzegają, „w pełni zadowala PiS"!

Trzecia narracja Czy faktycznie zadowala, to, sądząc choćby po reakcjach na moje własne teksty, głęboko wątpię. Ale mniejsza o to, grunt, że w ten sposób zauważone zostało w oficjalnym dyskursie pojawienie się trzeciej narracji smoleńskiej. Pomiędzy „piloci uderzyli w drzewo, zestresowani presją na lądowanie" a „samolot rozpadł się w powietrzu wskutek wybuchów" możliwa jest jeszcze odpowiedź: „nie wiem, ale wiem, że Rosjanie kłamią, a polski rząd im w tych kłamstwach sekunduje". Jest to swego rodzaju wersja „pośrednia", a stanowisko pośrednie jest zazwyczaj chętnie wybierane przez ludzi niemających dość czasu i woli, by samodzielnie zgłębić jakąś sprawę, i skłonnych się posiłkować stereotypem, „prawda zwykle leży pośrodku". Postawa, którą komentatorzy „Polityki" nazwali „agnostykiem smoleńskim", może więc stać się bardzo atrakcyjna w sytuacji, gdy z jednej strony wersja oficjalna rozsypuje się coraz bardziej, a z drugiej stawiane są tezy dla przeciętnego Polaka zdumiewające i trudne do zaakceptowania (być może trzy osoby przeżyły, w chwili katastrofy w Smoleńsku wcale nie było mgły etc.). To, że Władykę i Janickiego przeraża to nie mniej niż rosnące w społeczeństwie przekonanie, iż prezydent Kaczyński padł ofiarą rosyjskiej zbrodni, jest bardzo znaczące.

Tym gorzej dla prawdy Dlaczego znaczące? Bo demaskuje. Atak na tych, którzy deklarują, że nie wiedzą, i potępienie ich jako „zagrożenie" nie mniejsze, a właściwie nawet większe niż ci, którzy uznają ustalenia komisji Macierewicza za udowodnione, jest po prostu dobitnym, choć zapewne mimowiednym przyznaniem, że środowisku, które reprezentuje „Polityka", bynajmniej nie zależy na prawdzie. Że potępienie dla „bzdur", „chorych bredni" i jak tam jeszcze soczystymi epitetami określa ono podawanie w wątpliwość oficjalnej wykładni, bynajmniej nie wynika z szacunku dla prawdy. Jeśli prawda jest inna − niechby nawet wcale nie taka, jaka wyłania się z prac Biniendy czy Szuladzińskiego, ale jeszcze jakaś inna − to tym gorzej dla prawdy. Zastosowana argumentacja − że dla PiS-u jest wystarczające, aby Polacy nie wierzyli w wersję rządową − zdradza jasno pryncypia autorów, tygodnika i całego środowiska. Nie chodzi o to, co się w Smoleńsku stało. Chodzi o to, żeby PO i Tusk pozostali przy władzy. A ponieważ PO i Tusk postawili na wersję MAK-u, to trzeba obstawać przy wersji MAK-u. Twardo i ze wszystkich sił. Nieważne, jakie są fakty, jakie są argumenty, po prostu wersja oficjalna MUSI być prawdą, bo inaczej utracimy władzę. To oczywiście po stronie szeroko pojętego zaplecza władzy nic nowego. Cytowałem już kiedyś renomowanego zagranicznego historyka, który opowiadał, jak pewien wpływowy nad Wisłą redaktor naczelny przez ponad godzinę namawiał go, żeby ogłosił, że w grudniu 1981 r. groziła Polsce sowiecka zbrojna interwencja − i ani razu nie odniósł się do przytaczanych przez historyka faktów historycznych, argumentując wyłącznie w tym duchu, że jeśli Polacy przestaną wierzyć, iż Jaruzelski był „mniejszym złem", to do władzy dojdą tu faszyści. W niemal nieskrywany sposób tę samą pogardę dla faktów i dowodów okazały salony w sprawie „Bolka". Po pierwsze, Wałęsa nigdy nic haniebnego nie zrobił, po drugie, dawno już to odkupił, i nie ma żadnych dyskusji, bo dopóki Wałęsa legitymizuje „naszą" władzę, jego autorytetu nie wolno podważać.

Sekta pancernej brzozy Artykuł „Polityki" jest jednym z licznych dowodów na to, że rację mają ci, którzy używają określeń takich jak „sekta antysmoleńska" czy „sekta pancernej brzozy". Myślenie stronników PO ma rzeczywiście wszelkie znamiona myślenia typowego dla sekciarzy − fakty nie mają znaczenia, dowody nie mają znaczenia, ważna jest wyłącznie zgodność z przyjętą doktryną. Od sekty w sensie ścisłym coś ich jednak zasadniczo różni − to mianowicie, że parareligijna żarliwość, z jaką wierzą, iż w Smoleńsku nie mogło być zamachu, ani niczego innego, co by przeczyło ich rządowej wersji (nawet błędów rosyjskiej wieży czy awarii technicznej), jest, że tak to ujmę, wyindukowana świadomością wspólnego interesu. Jest wtórna wobec podstawowej dla „elit" emocji zachowania istniejącego, ułożonego w Magdalence ładu społecznego. To ten ład gwarantuje trwanie feudalnym hierarchiom w administracji, biznesie, sztuce, świecie naukowym, w służbie zdrowia i różnych elitarnych zawodach. To ten ład jest jedyną nadzieją dla ludzi, którzy na wolnym rynku, w warunkach uczciwej konkurencji, w uczciwym państwie, bez wsparcia „układów" nie osiągnęliby ani części tego, co mają − że swoją nienależnie wysoką pozycję zachowają. A gwarantem trwania tego układu jest Tusk.

Dalego od rozumu Gdyby postawa tych, którzy obnoszą się z potępieniem dla Macierewicza i poparciem dla Laska miała cokolwiek wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, do którego się odwołują, wyrażałaby się ona przyjęciem zasady znanej jako „brzytwa Ockhama" − czyli szukaniem wyjaśnienia w najprostszy sposób tłumaczącego fakty, a to kazałoby rozważać w pierwszej kolejności hipotezy błędu wieży kontrolnej i awarii (wybuchu?) silników. Gdyby przyświecał im przynajmniej piarowski, marketingowy spryt, staraliby się pozyskiwać wahających się perswazją w typie „no, fakty rzeczywiście przeczą wersji oficjalnej, Rosjanie rzeczywiście nas okłamali, ale ten Macierewicz to też przecież przegina". Tymczasem „sekta antysmoleńska" woli faktom zaprzeczać, a tych, którzy je uznają, choćby tylko mówili „nie wiem", nie próbuje utrzymać przy sobie, tylko krzyczy na nich, że subiektywnie pomagają „pisowcom". Każde sekciarstwo kończy się uruchomieniem dwóch procesów. Z jednej strony − wyznawcy najbardziej fanatyczni stają się jeszcze bardziej fanatyczni, zwierają szeregi, skupiają się coraz ciaśniej wokół jedynej słuszności. Z drugiej – wśród wyznawców ci „letni", którzy w zasięgu sekty znaleźli się przez umysłowe lenistwo, przez modę czy z głupoty, doznają coraz liczniej łaski opamiętania i się odsuwają. Spodziewajmy się więc z jednej strony jeszcze podlejszych okładek Lisa i jeszcze bardziej obelżywych i histerycznych wystąpień różnych dobrze ustawionych „autorytetów", przyćmiewających (choć trudno sobie to wyobrazić) dokonania na tym polu Olbrychskiego, Machulskiego czy Krzemińskiego. Z drugiej strony − stałego wzrostu w badaniach liczby tych, którzy tracą wiarę w oficjalną narrację na rzecz „narracji trzeciej", narracji „nie wiem", i tych, którzy uznają hipotezę zamachu za udowodnioną. Rafał A. Ziemkiewicz

Dla Gronkiewicz-Waltz „pomnik światła” był nazistowski, dla Sikorskiego Powstanie Warszawskie – narodową katastrofą, a 19 kwietnia 2013... Hanna Gronkiewicz-Waltz i Radosław Sikorski powinni się sto razy zastanowić, nim znowu powiedzą coś o ważnych i symbolicznych wydarzeniach historycznych. Nim znowu powiedzą coś, co nie tylko okaże się kontrowersyjne, ale po prostu głupie i szkodliwe. Prezydent Warszawy powiedziała coś takiego 17 maja 2011 r., minister spraw zagranicznych napisał 30 lipca 2011. Wydarzenia sprzed kilku dni związane z 70. rocznicą powstania w getcie warszawskim oba te stanowiska kompromitują i źle świadczą o Hannie Gronkiewicz-Waltz oraz Radosławie Sikorskim, ich wrażliwości i rozumieniu sensu historycznych wydarzeń.

Kiedy powstał pomysł upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej tzw. pomnikiem światła, który miał się znaleźć na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim (źródła światła byłyby umieszczone w chodniku), Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała 17 maja 2011 r. w Radiu Zet:

Autorzy projektu pomnika świateł nie zdają sobie sprawy, kto wcześniej wpadł na podobny pomysł. Był to Albert Speer, nazistowski architekt, zatem myślę, że budziłoby to fatalne skojarzenia. 19 kwietnia 2013 r. wieczorem „pomnik świateł” na krótko został w Warszawie zrealizowany. Podczas wieczornych uroczystości upamiętniających powstanie w getcie. Jednym z gospodarzy i uczestników tych uroczystości była prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. 30 lipca 2011 minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski napisał na Twitterze:

Warto wyciągnąć lekcje także z tej narodowej katastrofy. Do wpisu dodał link do strony www.powstanie.pl, gdzie można było przeczytać m.in. Powstanie Warszawskie posiadało dwa aspekty. Z jednej strony niebywałego bohaterstwa Powstańców i poświecenia ludności cywilnej - z drugiej strony kompromitującego braku wyobraźni politycznej, nieodpowiedzialności i ignorancji zawodowej pomysłodawców Powstania - bo nie można ich nazywać dowódcami. Prawda jest taka, że żołnierze AK zaufali przywódcom Powstania, że poprowadzą ich do zwycięstwa, czyli pokonania garnizonu niemieckiego w Warszawie - a ci poprowadzili ich do z góry zaplanowanej klęski. W przeddzień 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim minister Sikorski już równie niemądrego wpisu nie zrobił, choć Symcha Rotem (Kazik Ratajzer), bohater powstania uhonorowany przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, stwierdził podczas uroczystości:

Do dziś dręczy mnie myśl, czy wolno nam było w ogóle zadecydować o wybuchu powstania i tym samym o skróceniu życia ludzi o dzień, tydzień czy dwa. Nikt nas do tego nie upoważnił i z tymi wątpliwościami muszę żyć. Słowa Symchy Rotema, ale i innych ocalałych z powstania w getcie, a także opinie historyków też świadczą o „nieodpowiedzialności i ignorancji”, ale nikt przy zdrowych zmysłach takiego zarzutu by nie postawił, tym bardziej w przeddzień rocznicy powstania w getcie. Radosław Sikorski powstańcom warszawskim rzucił to w twarz. Po słowach Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz wpisie Radosława Sikorskiego z 2011 r. rozpętała się burza, a sami zainteresowani i ich obrońcy twierdzili, że przecież powiedzieli oni tylko „prawdę”. Problemem jest to, że taka „prawda” jest nie tylko zohydzaniem szczytnych idei, ale też prostym i jasnym komunikatem, że heroizm, poświęcenie czy ofiara dla ojczyzny są wyrazem „nieodpowiedzialności i ignorancji”, że są niemądre i niepotrzebne. Kiedy mówią to bardzo ważni politycy (szef MSZ i prezydent stolicy), reprezentanci państwa i władz samorządowych, wiceprzewodniczący rządzącej Platformy Obywatelskiej, jest to legitymizowanie konformizmu i kunktatorstwa, a wręcz takiej postawy, gdzie nie ma żadnych zobowiązań wobec ojczyzny, lecz czysty pragmatyzm i oportunizm. Tam, gdzie heroizm i poświęcenie dla ojczyzny i własnego narodu są „nieodpowiedzialnością i ignorancją”, nie ma miejsca na suwerenność i niepodległość, bo takie państwo i naród nie przetrwają, i nie będą przez nikogo szanowane, nikt nie będzie z nimi wchodził w sojusze. Brutalnie mówiąc jest to wizja państwa i narodu satelickiego, kolaboranckiego, nie mającego ani dumy, ani godności, ani honoru. Gdy filozofię takiego antyheroizmu, płaskiego pragmatyzmu i kolaboranckiego w podtekście realizmu wyśpiewuje w swoich pioseneczkach Maria Peszek, można wzruszyć ramionami, choć lansowanie tego w publicznych mediach musi budzić zdumienie. Gdy jednak taką filozofię prezentują politycy mający realny wpływ na to, co się dzieje w państwie i z narodem, jest to po prostu niebezpieczne i skrajnie szkodliwe.

Stanisław Janecki

Jest super, jest super! „Wyborcza” pozazdrościła ojcu Rydzykowi i też organizuje marsz swoich zwolenników. Pod hasłem radości i zadowolenia z życia w III RP. Przeciwko temu, że mając świetny rząd i super prezydenta Polacy wciąż nie są tak weseli i uśmiechnięci, jak powinni być. W marszu weźmie udział prezydent Komorowski, co, jak pokazał 11 listopada, gwarantuje frekwencję, bo gdzie on, tam karnie stawiają się maszerować wszyscy urzędnicy jego kancelarii, urzędów centralnych i warszawskiego ratusza, a to tysięczne rzesze, dość, żeby tvn-owskim kamerom szczelnie wypełnić kadr. Na czele pochodu będzie wieziony wielki orzeł z białej czekolady, wykonujący skrzydłem gest, że jest „oki”. Jak się trafi upał (a w końcu globalne ocieplenie mogłoby coś zrobić dla swych gorliwych propagatorów) to będzie można obserwować, jak się ten orzeł stopniowo, w atmosferze ogólnej beztroskiej radości, rozmemłuje w bezkształtnego lepkiego gluta, co jest trafniejszą metaforą III RP, niż by najtęższy poeta umiał wykombinować. A uwieńczeniem radosnej manifestacji będzie wspólny „toast wolności”, co pozwala się spodziewać, że do uczestników dołączą także Palikot z małpką i Kwaśniewski z golenią, czyli − jak już celnie podsumowała nową formację polityczną opinia publiczna − producent plus konsument. Przecieram oczy, czy to nie jakiś prima aprilis, cienkie szyderstwo z głuptactwa „fajnopolaków”, hakerski atak na strony internetowe zasłużonego organu − ale proklamacja „radosnej” manifestacji i celebryckie zachęty do wzięcia w niej udziału nie znikają. Pan chyba odebrał resztki rozumu ludziom, których i tak nigdy nadmiernie tym dobrem nie obciążał. Tak, zachwycone sobą i swoimi rządami elity, manifestujące na ulicach samozadowolenie i politowanie dla rządzonych, że nie potrafią się cieszyć wraz z klasą panującą, to jest właśnie to, co przeciętny Polak dzisiaj potrzebuje i chce oglądać. Moje mózgowie, podniecone wzywającą do świętowania i manifestowania radości proklamacją obchodów pióra redaktora Kurskiego, z punktu zaczęło pracować na wysokich obrotach, jak by tu można uatrakcyjnić radosną manifestację radości z III RP. Pomysłów od razu mam tyle, że nie nadążam z zapisywaniem. Na przykład, niech na obrzeżach pochodu dzieci w strojach krakowskich (względnie karzełki ze sceny wręczania paszportów w „Misiu”) rozdają przechodniom wielkie, kartonowe uśmiechy do zakładania na twarz; takie jak w teledysku piosenki Muńka Staszczyka, z której pozwoliłem sobie wciąć tytuł. Niech z takimi uśmiechami występują w Dniu Czekoladowego Orła prezenterzy, oficjele, niech demonstracyjnie zakładają je tego dnia artyści, intelektualiści i celebryci, „wszyscy uradowani i wzruszeni, że są świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji”. Wspomniana piosenka może też oczywiście być dźwiękowym tłem manify, choć do tego celu mam jeszcze lepszą kandydaturę − radosny pochód powinien maszerować w takt starego przeboju kabaretu Tey: „Za oknami świta, widać że rozkwita / rosną domy z lewej, z prawej będą też / przecież to jest nasza duma pospolita / a wy jacyś tacy toż to przecież grzech”. No, może to klerykalne słowo na końcu należałoby zastąpić czymś stosowniejszym − „toż to przecież faszyzm”, względnie „oszołomstwo”. Gadżety i scenografia to jedno, ale najważniejsze są hasła. Co tu napisać na transparentach, żeby było wiadomo, z czego ta radość lemingów, ta duma? Przecież nie z tego, że młodzi Polacy spieprzają z tej „zielonej wyspy sukcesu” aż pogranicznikom przeciąg uszy urywa, i nie z faktu, że przy zaabsorbowaniu setek miliardów euro kredytów i pomocy unijnej, mimo zejścia z rynku pracy co najmniej dwóch milionów aktywnych zawodowo obywateli, udało się utrzymać bezrobocie na poziomie blisko 15 procent. Że od czasu wejścia do Europy konkurencyjność i innowacyjność naszej gospodarki się zmniejszyła, za to z 300 tysięcy do miliona (wedle raportu „Dziennika Gazety Prawnej”) wzrosła liczba urzędników? Że przyrost naturalny lokuje nas na miejscu 212 z 224 zbadanych niedawno krajów, czyli w grupie społeczeństw gwałtownie wymierających, a w najnowszym rankingu europejskiego think-tanku porównującego jakość demokracji zajęliśmy chwalebne 45 miejsce, w grupie „demokracji wadliwych”? Że pod względem zamożności społeczeństwa niedawno spadliśmy w Unii Europejskiej na czwarte miejsce od końca, dając się wyprzedzić Litwie? Że według obliczeń renomowanego brytyjskiego pisma medycznego w naszych szpitalach na 100 operacji 17 kończy się zgonem pacjenta (średnia europejska 4), i to pomimo ostrej darwinowskiej selekcji najsłabszego biologicznie elementu jaką stanowią wielomiesięczne kolejki do pierwszej wizyty u specjalisty? Listę takich powodów do zadowolenia z III RP mógłbym ciągnąć długo, ale statystyki się na transparenty nie nadają, bo za długo by cytować. Ale przecież powody do radości są oczywiste, najboleściwiej oczywiste, tak oczywiste, że tylko wrogowie i paranoicy mogą im zaprzeczać. No, przecież… no oczywiste są! Urządziliśmy mistrzostwa piłkarskie, o, i zbudowaliśmy stadion. Co prawda wciąż nie nadaje się do formalnego odbioru, ale też wciąż się nie zawalił, niech mi kto powie, że to nie sukces, zwłaszcza w porównaniu z „rewitalizowanym” na ten same zawody Dworcem Centralnym. Autostrady też może nie są do końca ukończone, ale na razie się nie rozpadają, na szczęście, bo wszystkie budujące je firmy w czambuł pobankrutowały i z ewentualnymi reklamacjami szukaj wiatru w polu. Dzięki mistrzostwom pokazaliśmy całemu światu, że Polacy potrafią być zadowoleni i się bawić, a to jest przecież bezcenne. Sprawowaliśmy też przewodnictwo w Unii Europejskiej! To jest najlepszym dowodem, że jesteśmy szanowani i nasza pozycja wzrosła. Nasz rząd wspaniałym unikiem pozbył się odpowiedzialności za smoleńskie śledztwo, i uniknął zwrotu wraku, który pisowscy paranoicy pocięliby na relikwie i odprawiali przy nim jakieś ponure, kompromitujące nas przed Europą nabożeństwa. Nasz rząd posłał do szkół sześciolatki. Wprowadził nas do paktu fiskalnego i prowadzi do wspólnej waluty, żebyśmy byli tam, gdzie zapadają decyzje. Dba o przedsiębiorców, czego najlepszym dowodem bijący rekordy oglądalności film. Niezawisły sąd III RP obalił wreszcie historyczne kłamstwa szerzone przez smoleńskich paranoików, jakoby bójka uliczna na wybrzeżu w grudniu 1970 była jakąś „masakrą”. W Warszawie buduje się metro… Nie dość wam jeszcze? „Dobrze jest! Dobrze jest, psiakrew, a kto mówi że nie, to go w mordę!”. Podobało się? Poleć znajomym! RAZ

Wiesław Johann o sądzie nad zbrodnią Grudnia '70: "To jest realizacja słów Adama Michnika – 'odpieprzcie się od generała'. No i się odpieprzyli" Okazuje się, że w rzeczywistości prawnej III Rzeczypospolitej za zabójstwo kilkudziesięciu osób, do czego doszło w Grudniu '70 roku można dostać karę jak za kradzież kur z kurnika. O skandalicznym wyroku, jego przyczynach i skutkach dla przyszłości oraz kondycji państwa polskiego rozmawiamy z Wiesławem Johannem, byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego, adwokatem.

Jak jako prawnik ocenia pan proces osądzenia sprawców zbrodni Grudnia '70? Powiem w ten sposób – wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej należy szanować. To pierwsza uwaga. Ale oto następna. Jako prawnik nie mogę się zgodzić po pierwsze: z kwalifikacją prawną. Jest to jakieś kompletne nieporozumienie, albo nierozumienie prawa karnego, bo w sytuacji kiedy wydawany jest rozkaz strzelania do ludzi ostrą amunicją z broni maszynowej, to nie po to, aby tych ludzi pobić, ale po to, aby tych ludzi zabić. Broń palna służy do zabijania, a nie do bicia. Takie jest jej przeznaczenie. Dla mnie więc zmiana kwalifikacji jest prawniczym skandalem. Inaczej tego nie nazwę. Po prostu skandalem. To nie ma znaczenia, że jeden lub drugi generał nie naciskał spustu. Może przecież powiedzieć, że Hitler, Göring i wszyscy zbrodniarze hitlerowscy też nie naciskali spustu. Ale wydawali rozkazy. Dla mnie to była zorganizowana grupa przestępcza, na której czele stał Wojciech Jaruzelski. Cała ta grupa doprowadziła do tego, że w Gdyni i Gdańsku strzelano do ludzi ostrą amunicją. Koniec kropka. I nie ma mowy o zmianie kwalifikacji na pobicie, tylko to jest autentyczne zabójstwo. Wydanie rozkazu dokonania zabójstwa. To nie było podżeganie, pomocnictwo, to był rozkaz wojskowy! Druga uwaga to taka polegająca na gdybaniu. No dobrze, przyjmijmy że rzeczywiście zmiana kwalifikacji była uzasadniona. To wyrok, w którym tracą życie 44 osoby – jest taki – jak żona mi tu słusznie podpowiada, jak za kradzież roweru. Tak! Tyle właśnie dostaje się za kradzież roweru. Ja mam prawo do oceny wysokości wyroku. Byłem sędzią, byłem adwokatem, mam doświadczenie i wiem jakie się kary wymierza. Kara ma spełnić określone funkcje – ma być społeczną odpłatą za popełnione przestępstwa. Bardzo przepraszam! Zabójstwo 44 osób kończy się symbolicznym wyrokiem w zawieszeniu! To jest jakaś kpina ze społeczeństwa, kpina z nas wszystkich.

A jak ocenia pan ten wyrok jako człowiek, jako obywatel? Ja dokładnie pamiętam ten czas Grudnia 70’. Pamiętam co się działo w Polsce, na Wybrzeżu.Byliśmy tym przerażeni. Państwo, władza, wypowiedziały wojnę swoim obywatelom.

Skąd wiedzieliście o tych zdarzeniach, z audycji z Radia Wolna Europa? Bo przecież była wówczas blokada informacyjna. Oczywiście, że z Radia Wolna Europa. Ale też od ludzi, którzy przyjeżdżali z Gdańska.

To była autentyczna wojna władzy przeciwko narodowi. I to w warunkach, gdy jeden przedstawicieli władzy, ówczesny wicepremier (Stanisław Kociołek – przyp. red.) wzywał ludzi do powrotu do pracy, bo sytuacja jest opanowana. Ludzie w to uwierzyli. I co się działo na stacji kolejki w Gdyni? Zaczęto do wracających do pracy strzelać z karabinów maszynowych.

Władza załatwiała porachunki między sobą. Po trupach niewinnych ludzi. Zapewne tak, bo zaraz po tym odszedł Gomułka i pojawił się towarzysz Gierek. Jako obywatel, jako człowiek oczekuję, że gdy popełniane jest przestępstwo, obojętnie jakie, ale szczególnie takie jak w Grudniu '70 – zbrodnia, to mamy prawo oczekiwać sprawiedliwego sądu. Ile lat minęło od tych wydarzeń? 43! Z tego postępowanie sądowe lat 18. I o to mam pretensje do władzy po 1989 r., niby naszej władzy. Co ona zrobiła? Nic nie zrobiła. Ta niby nasza władza kontynuowała po 89 roku to co było w Polsce ludowej razem z postkomunistami.

Czy według pana w Polsce, na przykładzie „osądzenia” zbrodniarzy z Grudnia '70 zwyciężyła idea założycielska III RP, którą można hasłowo nazwać „odpieprzcie się od generała”? Tak myślę, że to jest realizacja wielkich słów Adama Michnika – „odpieprzcie się od generała”. No i się odpieprzyli, bo generał nigdy nie będzie osądzony. Przewiduję, że prokurator zaskarży ten wyrok, aby pokazać „dobre, sprawiedliwe oblicze władzy”, a sąd apelacyjny przekaże sprawę do niższej instancji do ponownego rozpoznania. Taki to będzie efekt – ci ludzie nigdy nie zostaną osądzeni, a powinno się z nimi to stać w ciągu dwóch, trzech lat po 1989 r.

Jakie jest państwo polskie, jakie jest społeczeństwo polskie w kontekście „osądzenia” Grudnia '70 i w szerszym? Jesteśmy społeczeństwem głęboko podzielonym. To zaczęło się w 2007 r., gdy władzę przejęła Platforma Obywatelska. Od pierwszych dni rządów tego ugrupowania polityka realizowana przez Donalda Tuska i całą jego ekipę była podporządkowana jednej idei: „tylko my mamy rację. Ci, którzy byli przed nami, działali w kierunku zniszczenia państwa polskiego.” Tak rozpoczął się podział społeczeństwa. Nie od katastrofy smoleńskiej. Ona była szczególnym akcentem. Zauważam też, że części społeczeństwa w ogóle nic nie obchodzą naprawdę ważne sprawy. A co do jakości państwa po takich wyrokach. Ja bym zacytował napis, który jest umieszczony na gmachu sądu w Warszawie – „Sprawiedliwość jest ostoją i mocą Rzeczypospolitej”. Jaką ostoją jest Rzeczypospolitej jest taka sprawiedliwość? Żadną, zerową. Wprost przeciwnie; dowodzi, że albo mamy dyspozycyjne sądy, albo mamy głupie sądy, albo niewykształcone sądy, skoro taki wyrok zapada. Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dr Cezary Mech: Czy można huśtać się z osobą znacznie cięższą? Dlaczego Margaret Thatcher ostrzegała że zjednoczenie Niemiec może oznaczać „marsz Wermachtu na Pomorze, Śląsk i Prusy Wschodnie” Dzisiejszy artykuł Philip’a Stephens’a „Germany should face the German question” opublikowany w Financial Times jest opatrzony rysunkiem huśtawki (równoważnej) na której z jednej strony siedzi kanclerz Niemiec. I mimo tego że siedzi blisko środka ciężkości opartego o 1 euro, to wszyscy inni przywódcy UE nie są w stanie jej przeważyć i część z nich, tych najlżejszych, jest bliska bolesnego upadku. Wydawałoby się że aby się bawić z tak ciężką osobą ona sama musi odbijać się nogami, co w praktyce równowagi makroekonomicznej UE musi oznaczać, że jeśli zaleca się innym krajom bolesne oszczędności to samemu trzeba generować popyt. Tak, ale co należy zrobić w sytuacji w której druga strona nie chce współpracować? Odpowiedz powinna być tylko jedna – kontynuować zabawę w innym towarzystwie. O ile wielokrotnie ostatnio wspominana Margaret Thatcher ostrzegała że (kolejne w historii) zjednoczenie Niemiec może oznaczać „marsz Wermachtu na Pomorze, Śląsk i Prusy Wschodnie”, o tyle Stephens zauważa że minister Sikorski na początku eurokryzysu bardziej obawiał się pasywności Niemiec. Jego zdaniem obecnie Europa jest już w kleszczach germanofobii o czym świadczą transparenty ze swastykami na demonstracjach w Grecji i na Cyprze, jak i karykatury pani Kanclerz z wąsikami Hitlera, oraz protesty w Portugalii i Hiszpanii przeciwko nowemu „reichowi”. Jednocześnie powszechnie uznaje się że najnowszy pakiet „pomocy?” dla Cypru był uznawany jako „dyktat Berlina”. A cytat artykułu w Wall Street Journal opisującego przyczyny zapaści finansów Cypru: „UE upada w kierunku feudalnego systemu, w którym lordowie zniewalają innych” bardziej odpowiada dynamice procesów politycznych w UE. Wszystko wskazuje na to, że Niemcy zdominowały UE, ponieważ sami Niemcy nigdy nie lekceważyli dyskusji medialnej dotyczącej ich narodowego i państwowego interesu. Zachowali w tej sprawie silne przekonania. Nigdy też nie lekceważyli własnej kontroli parlamentarnej: niemieckie procesy legislacyjne nie uległy nadrzędności legislacji europejskiej. Tymczasem wszyscy inni przyjeżdżają do Brukseli, żeby usłyszeć, jakie są decyzje UE… które zapadły w Berlinie. Z tego powodu sytuacja międzynarodowa Polski nie należy do najprostszych. Podczas kiedy potęga Ameryki w wojnie z terroryzmem „kruszeje” a nowe „kolosy” na wschodzie (Chiny, Indie, Indonezja i Brazylia) potężnieją, powodując że USA próbują nawiązywać rozmaite alianse (w tym z Rosją i Niemcami), aby z jednej strony kontrolować ekspansję chińską, a z drugiej opanować kraje arabskie. W tej konstelacji nasze polskie nastawienie na Ameryką okazuje się nie do końca skuteczne, ponieważ ten nasz główny sojusznik już nie ma dawnej siły aby narzucać Niemcom i Rosji (po odejściu Jelcyna) swoje stanowisko. Ponadto USA, wspierając interesy dokonują tego w Polsce poprzez środowisko Gazety Wyborczej. W sytuacji panowania w naszym kraju silnych nastrojów antyrosyjskich nie zauważamy, że to wzmocnione Niemcy przejmują kontrolę nad UE, a osłabionym Amerykanom coraz bardziej zależy na tym, aby nasz zachodni sąsiad czasem nie wsparł państw islamskich. Niestety ale powyższe procesy dokonują się również m.in. kosztem Polski. Demograficznie i ekonomicznie słabniemy, a w przekazie światowym okazuje się, że upadek komunizmu staje się niemiecką zasługą (bo wykreowanym symbolem jest upadek muru berlińskiego, a nie polska „Solidarność), oraz że w czasie II wojny światowej istniały „polskie” obozy śmierci, a nie niemieckie, że głównymi antysemitami nie byli Niemcy, ale jacyś niesprecyzowani narodowo naziści. A to wszystko z niedostatku etycznej solidarności, która miała cechować UE. O ile każdy z europroblemów da się z łatwością sprowadzić do poziomu etycznego, to w Polsce rozszarpywanie własnej tkanki jest bardziej intensywne niż w innych krajach, gdyż błędnie uznaliśmy że już nie musimy walczyć ze swoimi słabościami, nie musimy ciężko pracować dla Ojczyzny, a inni wszystko za nas lepiej załatwią. Dlatego jeżeli szybko się nie obudzimy, to przepowiednia Margaret Thatcher może boleśnie się wypełnić i to bez konieczności zaangażowania Wermachtu. Dr Cezary Mech

Warszawa zamiera w oczekiwaniu Cała Warszawa, ach, co ja mówię, jaka tam znowu „cała Warszawa”, kiedy nie tylko cała Warszawa, ale i cały nasz nieszczęśliwy kraj przygotowuje się do uroczystych obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie. Już od lat wiadomo, że o randze wydarzenia można się u nas przekonać po tym, jaka część miasta została z jego powodu wyłączona z ruchu. Z okazji 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie z ruchu ma być wyłączona tak duża część miasta, że od razu widać iż ranga tego wydarzenia przewyższa wszelkie inne - nawet - w co trudno uwierzyć, ale tak jest - wizyty przyjaźni w wykonaniu Leonida Breżniewa. Kto wie, czy część mieszkańców w ogóle będzie mogła opuścić mieszkania - bo wiadomo, iluż nieszczęść udałoby się uniknąć, gdyby ludzie nie wychodzili z domów? Dodatkowym powodem może być zamach bombowy w Bostonie, co do którego jeszcze nie zdecydowano, czy przypisać go Al Kaidzie, czy też zupełnie nowemu zjawisku w postaci „samotnych wilków”. Przypisanie zamachu w Bostonie Al Kaidzie byłoby wprawdzie logiczne i konsekwentne, ale właśnie w tym kryje się pułapka. Jakże to - po tylu tonach bomb zrzuconych na Afganistan, po tylu udanych operacjach w tym nieszczęśliwym kraju, gdzie i nasi dzielni askarisi zabijają złowrogich talibów, ale nie tak, jak askarisi z innych krajów, to znaczy - byle jak, tylko - po Bożemu, po udanym zabiciu złowrogiego Osamy ben Ladena - Al Kaida byłaby, jak gdyby nigdy nic, nadal zdolna do wykonania bombowego zamachu w Bostonie i to podczas tradycyjnego maratonu? Mogłoby to zasiać zatrute ziarno wątpliwości w skuteczność działań rządu USA, a nawet wzbudzić podejrzenia, czy wszystkie te kosztowne i chwalebne operacje aby na pewno mają na celu walkę ze złowrogą Al Kaidą, a nie na przykład - przejęcie przez międzynarodową soldateskę afgańskiego handlu opium i heroiną, do czego Al Kaida może być znakomitym pretekstem. Parafrazując Franciszka Marię Aroueta ukrywającego się pod pseudonimem „Voltaire”, gdyby Al Kaida nie istniała, trzeba by ją wymyślić. A cóż dopiero, kiedy Al Kaida chyba na pewno istniała, a może nawet istnieje? Skoro takie refleksje przychodzą do głowy nawet nam, biednym felietonistom, to cóż dopiero - bezpieczniakom, którzy potrafią zorganizować nie jeden, ale dziesięć takich zamachów? Im też mógł przyjść do głowy pomysł, by już dać sobie z Al Kaidą spokój, to znaczy - otrąbić zwycięstwo, a na obecnym etapie rozpocząć walkę z „samotnymi wilkami” - co pozwoli rozszerzyć bezpieczniackie imperium na tereny jeszcze nie okupowane? „Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę” - pisał o Towarzyszu Szmaciaku Janusz Szpotański. Ponieważ - co zauważył prof. Zbigniew Brzeziński jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia - między nieprzyjacioły zachodzi proces konwergencji, czyli upodabniania się do siebie - to byłoby dziwne, gdyby konwergencja nie objęła również amerykańskich bezpieczniaków, którzy pod komendą Michaela nomen omen Chertoffa, coraz bardziej upodabniają się do bezpieczniaków z dawnych krajów komunistycznych również i w tym, że okupacja własnego kraju oraz dorwanie się do jego zasobów i zasobów obywateli też mogło się im szalenie spodobać. Czy przypadkiem nie to właśnie było przyczyną freudowskiej pomyłki naszej „Stokrotki”, która pół żartem, ale przecież i pół serio pomyliła zamach w Bostonie z zamachem w Smoleńsku, to znaczy - że zamachu w Smoleńsku „nie było”. Czyżby w ten osobliwy sposób również ten nieistniejący zamach powiększył katalog wyższych form obecności - obok Wojskowych Służb Informacyjnych, izraelskiej broni jądrowej, a według ateisty prof. Tadeusza Kotarbinskiego - również Boga i sprawiedliwości? Więc z powodu zamachu w Bostonie, co do którego jeszcze nie zdecydowano, czy jest dziełem Al Kaidy, czy też - „samotnego wilka”, środki ostrożności podjęte z okazji uroczystych obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie mogą być jeszcze większe tym bardziej, że również prezydentowi Obamie przesłano pocztą jakieś trucizny. Wyobrażam sobie, jakie Moce musiały zostać w związku z tym poruszone to znaczy - że nastraszony w ten sposób prezydent Obama pozwoli bezpieczniakom już na wszystko, z czego oni skwapliwie skorzystają - być może nawet na rozszerzenie Patriot Act, na podstawie którego będzie można odtąd nie tylko przetrzymywać bez sądu również obywateli amerykańskich, ale i przejmować ich majątek. Jak pamiętamy, takie właśnie uprawnienie wywalczył sobie w czasach stalinowskich Urząd Bezpieczeństwa - i jak się dowiedział, że jakiś obywatel ma złoto, albo dolary, to go zamykał i póty tłukł, aż tamten powiedział, gdzie schował. Wtedy albo go zabijano pod pretekstem przynależności do „samotnych wil...”, to znaczy pardon - oczywiście do „zaplutych karłów reakcji”, albo nawet wypuszczano w charakterze strzępu człowieka, żeby nacieszył się, że żywy - no bo ze zdrowiem to tak czy owak trzeba się było pożegnać. Myślę tedy, że przed „samotnymi wilkami” rysuje się świetlana, to znaczy pardon - oczywiście ponura przyszłość. A skoro tak, to nietrudno sobie wyobrazić, jakie środki bezpieczeństwa zostaną zastosowane w Warszawie podczas uroczystości 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie. Nie tylko zresztą środki bezpieczeństwa. Nietrudno także wyobrazić sobie, że i niezależne media głównego nurtu wprost wylezą ze skóry z gorliwości, no i z obawy, żeby nie padło na nie jakieś posądzenie. O skali przygotowań do tego, co ma nastąpić świadczy choćby przejście do porządku dziennego nad historyczną rekonstrukcją w postaci przepędzenia przez warszawskie ulice kolumny wziętych do niewoli polskich oficerów, których NKWD-owski konwój prowadził na miejsce przeznaczenia w Katyniu. Niektóre telewizje w ogóle tego słonia w menażerii nie zauważyły - ale za to z uroczystości obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie na pewno nie uronią najdrobniejszego szczegółu - oczywiście rozdrapując przy okazji zaskorupiałe sumienia mniej wartościowego narodu tubylczego, który stopniowo oskarżany jest o coraz większe zaangażowanie w holokaust: od zarzutu „bierności w obliczu holokaustu” z początku lat 90-tych , poprzez „współudział” w roku 2001, przy okazji uroczystości w Jedwabnem, aż do sprawstwa samodzielnego w roku 2011 - które w liście do uczestników uroczystości w Jedwabnem podżyrował prezydent Bronisław Komorowski. W tej sytuacji niepodobna, żeby taka uroczystość, połączona w otwarciem Muzeum Żydów Polskich, „największej inwestycji kulturalnej stolicy”, obyła się bez ofiar w ludziach. Wiele wskazuje na to, tym razem ofiarą padnie pan prof. Krzysztof Jasiewicz, który przedstawił opinię, iż do holokaustu przyczynili się również Żydzi. Centrum im. Szymona Wiesenthala podjudziło środowisko żydofilów i lizusów, którzy natychmiast sprokurowali przeciwko prof. Jasiewiczowi protest, najwyraźniej uważając, że odpowiednia liczba utytułowanych osobistości może z powodzeniem zastąpić argumenty merytoryczne. Oczywiście na proteście chyba się nie skończy, ponieważ Centrum im. Szymona Wiesenthala domagało się również „zawieszenia” prof. Jasiewicza oraz „skazania go na intelektualne wygnanie” za „antysemicki wywiad”. Najwyraźniej Centrum daje tym samym do zrozumienia, że toleruje wyłącznie wywiady filosemickie, a w najgorszym razie - semickie. Skoro tak, to protest jest zaledwie wstępem do dalszych represji, zwłaszcza, że do akcji włączyło się Towarzystwo Dziennikarskie, czyli organizacja skupiająca zarówno żydowskich propagandystów, jak i gorliwych szabesgojów, zrodzona przez pana red. Seweryna Blumsztajna - wbrew jego własnej deklaracji, że „pierdoli, nie rodzi”. Towarzystwo Dziennikarskie jest tedy żywym dowodem, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Media donoszą bowiem, że do Żydowskiego Instytutu Historycznego jeden przez drugiego, masowo zgłaszają się osobnicy doszukujący się „żydowskich korzeni”. Najwyraźniej kandydaci na szmalcowników przeczuwają nadejście dobrego fartu - oczywiście ze zwrotem przeciwnym - bo historia wprawdzie się powtarza, ale nigdy nie powtarza się dosłownie. SM

22/04/2013 „Ruch Ochrony Wyborów”- postuluje powołać pan Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, wielki zwolennik demokracji i liczenia głosów, jakby od ilości głosów mogła zależeć jakakolwiek racja. Utarło się niezgodnie z prawdą, że im większa Liczba padniętych głosów tym słuszniejsza Racja. Chyba tylko idiota by w to uwierzył.. Oczywiście zgodnie ze stwierdzeniem Józefa Stalina, nie ważne jak głosują ludzie w państwie obywatelskim- ważne kto te głosy liczy.. Panu Jarosławowi chodzi o to, żeby „upilnować wybory”..(????) To znaczy już nie wierzy urzędnikom Państwowej Komisji Wyborczej? Przecież wystarczy dopisać krzyk- i głos jest nieważny.. No właśnie- krzyżyk.. Co ma chrześcijaństwo do demokracji? W demokracji chodzi o realizacje idei rządów hien nad osłami, a w chrześcijaństwie o wiarę w Boga i miłość bliźniego. W chrześcijaństwie nie ma miejsca na demokrację.. Ale ten krzyżyk…(????). Już dawno demokraci powinni zastąpić chrześcijański krzyżyk- kółkiem.. Albo najlepiej symbolem stryczka.. Bo demokracja nas wszystkich udusi wcześniej czy później.. Jak każdy bałagan.. Ale jak tu upilnować padające głosy? Jak tu upilnować każdy nieprawidłowo padły glos? Mężowie zaufania demokracji już nie wystarczają? Może więcej potrzeba obserwatorów.? Można ich sprowadzić z Białorusi- bo tam nie dają sobie rady- ciągle jednak demokracji tam nie ma.. A kiedy będzie? Jak rej zaczną wodzić banki i zadłużać Białorusinów. Miarą dobrej demokracji- jest stopień zadłużenia.. Im większe- tym lepsza demokracja.. Najlepiej jak wszyscy toną w długach.. Ale wkrótce demokracja zatriumfuje na Białorusi, bo do walki z okropnym Łukaszenką włączył się pan Muniek Staszczyk- muzyk. „Solidarny z Białorusią”. Razem z panią Henryką Krzywonos i panem Pawłem Zalewskim.. Im wszystkim przeszkadza „ demokracja” na Białorusi.. Gdyby Łukaszenka się podporządkował socjalistom europejskim- to dopiero byłaby demokracja.. Jednak woli swój socjalizm narodowy i swoją demokrację.. Kanciarzy europejskich ma w nosie- w tym pana Pawła Zalewskiego, Muńka Staszczyka i Henryke Krzywonos… Pan Paweł już był w wielu partiach- w tym w Prawie i Sprawiedliwości. Obecnie zasila Platformę Obywatelską.. Wszystko jedno gdzie- byleby na górze.. Pani Henryka Krystyna Krzywonos-Strychalska, która była motorniczym tramwaju, kiedy zabrakło w Gdańsku prądu w roku 1980 i tramwaj się zatrzymał.. Była członkiem Unii Wolności.. Także w lewicowym Kongresie Kobiet.. Pan Muniek jest przyjacielem pana Jurka Owsiaka- ale towarzystwo.. „Solidarni z Białorusią”.. Czego ONI się czepili tej Białorusi? Na wizji stał redaktor Andrzej Rudnicki, czy jakoś tak- bardzo młody”dziennikarz”. Pełen woli walki z Łukaszenką – relacjonował co się działo na scenie muzycznej solidarnych z Białorusią.. Tamci na scenie robili hałas- a pan redaktor próbował ten hałas przekrzyczeć.. Nie wiadomo było o co chodzi? W każdym razie na pewno o solidarność z Białorusią.. Wspaniała polityczna impreza i jaka udana. Ale czy oprócz pana Pawła Zalewskiego, ktoś wie o co tam chodzi i w jakim celu występuje w roli naganiacza na Łukaszenkę?..? ”Niektórym dziennikarzom zamiast atramentu wycieka z pióra mocz”- twierdził konserwatywny Charles de Gaulle. To samo jest z Sojuszem Lewicy Demokratycznej.. Z ich programu, który od powstania socjalizmu jest taki sam- wycieka ideologiczny mocz. Zabrać nam wszystkim górę pieniędzy i próbować od góry – administracyjnie zorganizować nam leczenie. Ten eksperyment się nigdy nie uda- i się nie udał. Bo jest to pomysł poroniony ekonomicznie. To tak jakby nam wszystkim odebrać pieniądze w ogóle- i zorganizować za „darmo” nasze życie opłacane przez urzędników za nasze pieniądze – oczywiście „ za darmo” .Właśnie Sojusz zaprezentował” Dekalog Zdrowotny”(????) Co ta Lewica chce od dekalogu? Znowu przyczepili się „Dekalogu”? Niech sobie propagują każde głupstwo- ale dlaczego posługiwać się słowem” Dekalog”? Lewico, wroga chrześcijaństwu- odczep się od słowa” Dekalog’. Znajdź sobie jakieś inne słowo na propagowanie głupstw.. Nie mieszaj do tego Pana Boga. Żeby Bóg zajmował się problemami socjalistycznej Służby Zdrowia opartej o rządy biurokracji- też pomysł! Dekalog to zbiór obowiązków, a nie praw.. Żeby w „ Dekalogu” zapisać zwiększenie poziomu finansowania opieki zdrowotnej „ za środków publicznych” do 7% PKB, czyli średniej unijnej(???) Albo jakieś obywatelskie prawo do opieki zdrowotnej, czy objęcie wszystkich Polaków ubezpieczeniem zdrowotnym na zasadzie” solidarności”.. Znowu ta solidarność społeczna, czyli wszyscy mają płacić za wszystkich.. Wielki galimatias., w którym ryby łowić będzie wyłącznie biurokracja.. Naprawdę nie mają wstydu, żeby zawracać Panu Bogu głowę jakimiś eksperymentami socjalistycznymi, które się nigdy nie udadzą.. Pan Bóg stworzył dla ludzi wolny rynek oparty o wolność decydowania, o sobie, o swoich pieniądzach i o swojej własności.. I to wystarczy, żeby człowiekowi poprawił się los zdrowotny, chociaż każdy musi wcześniej czy później z tego- zbudowanego przez socjalistów świata- odejść.. Przejść do życia wiecznego, w którym nie będzie państwowej służby zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia, nie będzie ministra odpowiedzialnego za nasze zdrowie, który dysponując naszymi pieniędzmi robi z nimi co mu się podoba.,. Jednych wspomaga- a innych nie. Każdy człowiek oczywiście pragnie umrzeć zdrowym- to jest chwalebne, ale wielce utopijne.. Bo każdy na coś umrzeć musi, jak nie na jakąś chorobę- to po prostu na starość.. A może zwiększyć wydatki na leczenie wszystkich, za pieniądze wszystkich do 40%PKB(????) I rozbudować dwukrotnie biurokrację do rozdzielania tych pieniędzy? I wobec malejącego PKB w obliczu rosnących podatków zabijających twórczość gospodarczą.. Tak jak „ artyści” zabijają twórczość artystyczną w Teatrze Polskim w Warszawie.. Boże! Co oni wyprawiają z naszymi klasykami.. Nagi Daniel Olbrychski stojący w beczce jako Cześnik(???) Szkoda, że nie uprawia seksu z jakąś młodocianą Balladyną.. Wiem, Słowacki co innego- Fredro co innego. Wszędzie pełno pana Daniela.. ”Wybitny aktor”- to musi go być pełno.. I zawsze- trzeba to przyznać uczciwie- był przeciw lustracji(????) Żeby ktoś wymyślił urządzenie do moderowania aktorów w filmach.. Co mam na myśli? Żeby na przykład oglądając film”Rok1920. Bitwa warszawska” na DVD mógł w jakiś sposób wymoderować z filmu pana Daniela Olbrychskiego i pana Borysa Szyca.. Bo psują mi oglądanie filmu. No i trochę zmienić scenariusz, , żeby w filmie była prawda o „ wielkim” marszałku.. Bo jest to agitka sanacyjna.. Bo wtedy film nabrałby waloru świetności.. Więcej o Rozwadowskim ,Witosie.. A nie o Piłsudskim.. Swoją rolę świetnie odegrała pani Natasza Urbańska- świetna artystka, bardzo wszechstronna i wszechstronnie utalentowana.. I tańczy , i śpiewa, i gra, i mówi , i potrafi zaprojektować modne buty czy ciuchy.. Jest po prostu świetną artystką- niezwykle wszechstronną. Zapraszam na musical POLITA.. Jakoś nie budzący specjalnego zainteresowania mediów.. Nie wyjdziecie z niego Państwo zawiedzeni. .Jak się nie jest w układach- to się jest na uboczu- nieprawdaż? Balladyna leży w wannie w Teatrze Polskim za pieniądze podatnika polskiego z doszytym pluszowym penisem w towarzystwie mężczyzny w ciąży..(???) Czy to nie wspaniałe? A jakie nowoczesne! Byłoby bardziej nowocześnie gdyby Balladyna była uczestnikiem seksu grupowego.. Ku radości zgromadzonej młodzieży.. Ale na razie młodzież słyszy:” Drap cipę, drap squad”. .”Lubię g…..”.. Jak ONI skonsultowali zmianę teksu ”Balladyny” z Juliuszem Słowackim? Nasi wrogowie jakoś sobie poradzą.. Tym bardziej, że mają nasze pieniądze i rozdzielają je naszym wrogom. Bo „Ruch Ochrony Wyborów”- też będzie organizowany za nasze pieniądze… Tak jak te wszystkie aparaty demokratyczne i prawne.. Pasożytujące na naszej kasie.. Degeneracja świadoma i celowa.. Nawet jak wszyscy wyjdą z Teatru”Polskiego”- dotacje do „ sztuki” pozostaną. Pan Zdrojewski już o to zadba.. W końcu Platforma jest jak najbardziej Obywatelska.. WJR

Korwin Mikke Dziś PiS weźmie Rybnik jutro całą Polskę Staniszkis „Ale PiS, choć wysuwa się na czoło stawki, wciąż nie ma szans na władzę.”....” Kaczyński musi przełamać opór własnego aparatu. I własnych posłów bojących się konkurencji. To być może ostatnia szansa pokazania, że jest liderem - „...(źródło)
Radosław Kowalski „Liderowi KNP cała ta mobilizacja PiS przypomina historię z NSDAP: "Ciekawe, czy mieszkańcy z tego okręgu wyborczego dadzą się nabrać na hurra-propagandę PiS-u?W 1933 roku Niemcy dali się nabrać. Gdy notowania NSDAP zaczęły spadać, trafiły się przypadkiem wybory w najmniejszym kraju związkowym, Lippe-Detmold. Narodowi Socjaliści rzucili na nie wszystkie siły i pieniądze. I wygrali. Hasło dra. Józefa Goebbelsa: „Dziś Lippe – jutro całe Niemcy”, oparte o wynik tych wyborów, przekonało, niestety, i Niemców, i przywódców politycznych upadającej Republiki Weimarskiej - do przekazania władzy Adolfowi Hitlerowi.Stąd ta dramatyczna walka PiS o Rybnik. Hasło „Dziś Rybnik – jutro cała Polska” - jest już przygotowane. Mam nadzieję, że Ślązacy nie dadzą PiS-owi szansy na ponowną próbę budowy IV Rzeczypospolitej”.....”Nie są to tylko pojedyncze przypadki używania przez Korwin- Mikkego retoryki establishmentu w walce z PiS. Lider KNP wielokrotnie dowodził, że w Smoleńsku nie było żadnego zamachu, a katastrofę spowodowali piloci. Z kolei Antoniego Macierewicza nazywał paranoikiem.”....(źródło )
„..zwycięski kandydat PiS, Bolesław Piecha otrzymał 28,48 proc. głosów. Na kolejnych miejscach znaleźli się: Józefa Makosz (Komitet Wyborczy Józefa Makosza) – 19,59 proc., Mirosław Duży (PO) – 18,01 proc., Paweł Polok (KWW Autonomia dla Ziemi Górnośląskiej) – 13,12 proc., Grażyna Kohut (PSL) – 8,36 proc., Janusz Korwin-Mikke (komitet Kongresu Nowej Prawicy) – 7,92 proc., Krzysztof Sajewicz (SLD) – 2,84 proc. oraz Piotr Masłowski (KWW Piotra Masłowskiego) – 1,68 proc.JKM udało się więc w tych wyborach przeskoczyć tylko jednego kandydata z bandu czworga – przedstawiciela SLD, który poniósł zupełną klęskę. „...(źródło )
Staniszkis „Ale PiS, choć wysuwa się na czoło stawki, wciąż nie ma szans na władzę. Choćby ze względu na brak potencjalnego koalicjanta. Więc ponawiam apel do Jarosława Kaczyńskiego: to jest moment na zdecydowane ruchy. Kongres „Polska wielki projekt” jest OK: pokaże ilu kompetentnych ludzi centroprawicy (także z młodego pokolenia) chce się włączyć w odpowiedzialność za Polskę. Ale obok tego trzeba zjednoczyć wszystkie siły: zwrócić się i do Solidarnej Polski, i PJN. Kaczyński musi przełamać opór własnego aparatu. I własnych posłów bojących się konkurencji. To być może ostatnia szansa pokazania, że jest liderem. „....(źródło )
proszę zwrócić uwagę ,że gdyby nie jednoturowe wybory systemem JOW to Piecha poległby w walce z obozem II Komuny . Kandydat PO, RAŚ, PSL , SLD , Korwin Mikke to łącznie prawie 50 procent głosów . Zresztą , gdyby nie JOW obowiązujący do Senatu to wyborów by nie było . Wszedłby kolejny członek Platformy z listy .Tak jak dokładnie się stało z członkiem PiS , który po rezygnacji Piechy wejdzie do Sejmu Czy Korwin Mikke ma rację i Kaczyński po zdobyciu Rybnika zdobędzie całą Polskę . Poważnym problemem jest system proporcjonalny . W Rybniku , aby „zdobyć Rybnik” w systemie JOW ( winsordskim) wystarczył PiS owi skromy wynik 28 procent , aby pokonać cały obóz II Komuny. Aby „zdobyć Polskę „ Kaczyński musi osiągnąć wynik ponad 40 procent . Warto zwrócić uwagę na słowa profesora Przystawy ,że system proporcjonalny jest socjalistycznym, który degraduje demokrację i zniewala społeczeństwo video Profesor Jerzy Przystawa „ Obecna ordynacja wyborcza to patent na słabe państwo „ System proporcjonalny został wprowadzony przez zachodnich socjalistów „ ...(więcej )
Proszę zwróci uwagę na słowa Staniszkis , która podnosi kwestie „wszyscy przeciw PiS „ . Kaczyński musi grac sam przeciwko wszystkim . M am te same obawy co Staniszkis ,że Kaczyński po zwycięstwie wyborczym PiS będzie patrzył jak komuna go ograła . Ograła właśnie dzięki socjalistycznemu instrumentowi kontroli politycznej jakim jest system proporcjonalny . System proporcjonalny jest również ciągłym zagrożeniem dla jedności Obozu Patriotycznego . Najlepszym dowodem , który powinien dać do myślenia są ciągłe próby rozbicia PiS prze różnego rodzaju kacyków . PJN, Solidarna Polska. Ostatnio , pewnie w związku z walkami frakcyjnymi o miejsca w Parlamencie Europejskim rozróbę , grożąca kolejnym rozłamem podjął Girzyński ( więcej )
Te wszystkie próby rozbicia PiS są możliwe tylko dzięki systemowi proporcjonalnemu. Zagrożeniem dla PIS i Obozu Patriotycznego jest system proporcjonalny, ponieważ promuje on różnego rodzaju „przydupasów” ,lizusów którzy tylko dzięki serwilizmowi i upadlani się otrzymują biorące miejsca na listach. Miernoty ,w większości bezideowe , co zresztą pokazały kolejne rozłamy , ale za to o wygórowanych ambicjach , które dzięki temu są postawione wysoko w hierarchii stanowią jeszcze inne zagrożenie Grzegorz Braun twierdzi ,że cześć ludzi Kaczyńskiego aż przebiera nogami aby dogadać się Tuskiem i establishmentem II Komuny i utworzyć Nowy Okrągły Stół Grzegorz Braun „ Obawiam się ,że szykuje się nam nowy Okrągły Stół „ ( video ..więcej )
Jedynie system prezydencki i jednomandatowy system wyborczy pozwoli odsunąć socjalistów od władzy i pewnie przejąć władzę przez Obóz Patriotyczny . Oraz wyeliminować z jego szeregów politycznych padlinożerców Miejmy nadzieję ,że koszmar Kaczyńskiego się spełni „ Teraz Rybnik, jutro cała Polska „
Dzieci z rozbitych rodzin mają o wiele gorsze wyniki w nauce i mniejsze szanse na zdobycie dobrego wykształcenia – dowiedli belgijscy uczeni z uniwersytetu w Louvain. Belgijska telewizja, która ogłosiła 19 kwietnia wyniki raportu w tej sprawie, przyjęła je z nieukrywanym zdziwieniem i wyraziła obawy, by tego typu badania nie doprowadziły do stygmatyzowania dzieci rozwodników. Fakty pozostają jednak faktami. „....”Co czwarte dziecko z rodzin rozbitych przynajmniej raz powtarza rok szkolny. Największe różnice odnotowuje się w szkołach średnich. Dzieci rozwodników mają o niemal połowę (45%) mniejsze szanse na ich ukończenie. Naukowcy zauważyli, że na szkody wynikające z rozwodu bardziej narażeni są chłopcy niż dziewczęta. „....(źródło )

Mojsiewicz

Wierzysz w smoleński zamach? W Polsce nie jesteś „u siebie” Z okazji trzeciej rocznicy zdarzeń pod Smoleńskim przez Polskę przetoczyły się rozmaite demonstracje. Największą z nich zorganizowało PiS w Warszawie. Przy okazji doszło do tradycyjnych połajanek i polemik na temat tego, czy 10 kwietnia mieliśmy do czynienia z tragicznym wypadkiem, czy też zamachem. Wszystkich przebił Antoni Macierewicz ogłaszając, że prawdopodobnie trzy osoby przeżyły i ma potwierdzenie tej informacji z trzech niezależnych źródeł, których jednak nie ujawni. I słusznie – przecież mogłoby się tym ważnym świadkom coś stać. Służby, razwiedki i inne „wiadome siły” na pewno zajęłyby się nimi i szybko by „zniknęli”. Tak się akurat składa, że 10 kwietnia byłem na konferencji naukowej poświęconej bezpieczeństwu we współczesnej myśli politycznej. W kuluarach zauważano, że sprawą dziwną jest, iż w takim dniu, przy okazji takiej rocznicy, nikt nie wystąpił z referatem o bezpieczeństwie w aspekcie smoleńskim. Tak, to bardzo interesujący temat – i to nie tylko w rozumieniu bezpieczeństwa lotów, ale naszego poczucia, że Polska jest naszym domem i czujemy się w nim „jak u siebie”. Wiara w zamach – „dwa wybuchy na pokładzie”, sztuczną mgłę, wielki laser, bombę próżniową itd. – normalnie byłaby tylko wykwitem chorej wyobraźni kilku mitomanów. Jednak w Polsce podziela ją ok. 25-30% społeczeństwa. Rozmaite obsesje prześladowcze i spiskomanię spotykamy w każdym społeczeństwie i jest normalne, że ten nienormalny pogląd podziela jakiś niewielki odsetek społeczeństwa. Sytuacja gdy podobny pogląd wyznaje 25-30%, świadczy albo o masowej chorobie psychicznej, o charakterze epidemii, albo o istnieniu niezwykle korzystnego podglebia dla szerzenia się tego typu opinii. W tym ostatnim przypadku możemy mówić o istotnym zagrożeniu poczucia bezpieczeństwa Polaków, którzy ulegają tego typu wariackim teoriom. Wiara w zamach smoleński, ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej niesamowitych i nieprawdopodobnych hipotez, łączy się organicznie z przekonaniem sporej części społeczeństwa, że Polska to nie jest kraj w którym ludzie ci są „u siebie”. W zamach wierzą ci, dla których III RP to kraj powstały w wyniku wielkiego spisku przy Okrągłym Stole, dzięki któremu komuniści i SB zbudowali nowy kraj i rządzą w nim nadal niepodzielnie, mając swoje ekspozytury w PO, SLD, Ruchu Palikota i PSL. Czyli we wszystkich partiach poza „narodowowyzwoleńczym” Prawem i Sprawiedliwością. W wizji tej Polska jest rodzajem nieformalnej kolonii rosyjskiej, a Władimir Putin – kimś w rodzaju oficera prowadzącego Donalda Tuska. Jeśli porównać ten pogląd ze znanymi nam z historii, to paralele znaleźć nie jest trudno. Podobnie uważali romantyczni insurekcjoniści w listopadzie 1830 roku, którzy też nie byli „u siebie” i odrzucali Królestwo Kongresowe jako swoją ojczyznę, nie mogąc pogodzić się z faktem, że Kongresówka została odbudowana z woli cara i z nim jako prawowitym królem polskim. Podobnie myśleli rewolucjoniści ze stycznia 1863 roku, którzy zwalczali program margrabiego Wielopolskiego nie dlatego, że był zły, ale dlatego tylko, iż margrabia doszedł do władzy z rosyjskiego nadania. Nasi „prawdziwie patriotyczni” insurekcjoniści nie chcą jednak dostrzec, że Donald Tusk nie został wyznaczony na stanowisko premiera przez Putina ani przez SB. Gdyby w Polsce panowało takie „kondominium”, to premierem i prezydentem nie mogliby tu nigdy zostać ani Jarosław, ani Lech Kaczyńscy. No, chyba, że traktujemy okres władzy PiS, jako krótki moment udanego powstania, który możemy porównać z uchwałą sejmu z 25 stycznia 1831 roku o usunięciu z tronu polskiego króla Mikołaja, będącego zarazem carem Rosji. Radykalizacja i upowszechnienie się tego rodzaju nastrojów nie służy wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej. Insurekcjoniści sami ją „wyjaśnili”, wymyślając coraz to nowe wersje zamachu i nie dostrzegając, że mnożenie kolejnych koncepcji czyni całą tę wizję operetkową: skoro Rosjanie rozpylili mgłę, to po co byłaby bomba próżniowa i wielki laser? A skoro wysadzili samolot za pomocą bomby, to po co był im jeszcze ten wielki laser? Ta radykalizacja jest na rękę rządzącej PO. Rząd tej partii nie robi niczego pożytecznego i robić nie musi: Donald Tusk jest tylko katechonem, czyli tym, który powstrzymuje dojście apokaliptycznego PiS do władzy. Wyborcy PO przestali już nawet oczekiwać od Tuska realizacji swojego liberalnego programu wyborczego. Domagają się tylko zatrzymania tandemu Kaczyński-Macierewicz. Dlaczego? Dlatego, że w odróżnieniu od elektoratu PiS czują się w Polsce mniej lub bardziej bezpiecznie. Czują, że w Polsce są „u siebie”. Dom zwany III RP jest pełen dziur w dachu i hula w nim wiatr i deszcz. Mimo to jest to ich dom i mają tego poczucie. Tusk nic nie robi, ale zapewnia coś, co w ZSRS za Leonida Breżniewa określano mianem „małej stabilizacji”, a co Tusk ujął jako zapewnienie „ciepłej wody w kranie”. No dobrze, a co z rzeczywistymi przyczynami wypadku lotniczego pod Smoleńskiem? Piszę nie o „zamachu”, ale o „wypadku”. Nie, nie dlatego, że jestem ekspertem od wypadków lotniczych i wypowiadam się jako fachowiec. Jestem jednym z tych, którzy o rządzie Donalda Tuska mają zdanie jak najgorsze, ale równocześnie uważają obecne państwo polskie za swoją ojczyznę i czują wobec niego lojalność. Mam 150 rozmaitych zastrzeżeń do tego państwa – od chorobliwego etatyzmu i wysokich podatków, po tolerowanie propagandy homoseksualnej – ale nadal uważam je za swoje i czuję się w nim „u siebie”. Dlatego też wierzę w przyczyny wypadku podawane przez rządowych ekspertów. Nie bardzo widzę powód, dla którego mieliby mataczyć i kryć Rosjan. Za kompletny absurd uważam przypuszczenia, że rząd działał celowo, aby samolot się rozbił. Postrzegam rząd Donalda Tuska jako przeraźliwie nieporadny i pozbawiony wizji, ale nie podejrzewam, że celowo i świadomie działał na niekorzyść własnego państwa i narodu, dopuszczając się działalności „agenturalnej” czy otwartej „zdrady”. Koncepcja wielkiego spisku, gdzie Putin pociąga za wszystkie sznurki, przekracza mój rozum. To kwestia fideistycznej wiary, której mi brakuje…

Adam Wielomski

Obalenie Tuska. Wersja dla Odważnych. W niespełna 6,5 roku po wprowadzeniu Stanu Wojennego w maju 1988 do Warszawy przyjeżdża przyjęty życzliwie przez generała Jaruzelskiego George Soros, gorący zwolennik demokracji, wolnego rynku, i zakłada niejako z marszu bez żadnych przeszkód Fundację Batorego, która będzie „obalać komunizm”. Dla porównania przypomnijmy, że NSZZ „Solidarność”, ongiś 10-milionowy ruch społeczny, narodowy i związkowy, musiał czekać na ponowną legalizację – rejestrację do kwietnia 1989 roku. Dlaczego komuniści zgodzili się na rejestrację organizacji, która miała na celu zmianę ustroju socjalistycznego, a więc coś, za co jeszcze kilka lat temu trafiało się do komunistycznego więzienia, a równocześnie tłumili każdy przejaw społecznego i narodowego buntu? Zasada była prosta: komunizm miał zostać obalony przez „swoich”, bo tylko taka opcja gwarantowała powodzenie operacji. George Soros wiedział, że decyzja o „obaleniu komunizmu” już zapadła. Być może wiedział także, że sam pomysł zakiełkował w Moskwie ok. 1985 roku po przegraniu przez Rosjan wyścigu zbrojeń z USA i bankructwie systemu gospodarczego. „W trzeciej fazie przemian zostanie uformowany rząd w Polsce. Koalicyjny. Skupiający przedstawicieli partii komunistycznej, reaktywowanej „Solidarności” i Kościoła... W tym rządzie mogłoby się znaleźć kilku tzw. liberałów”. /A. Golicyn, 1985/. Równolegle do zakulisowych i agenturalnych działań władzy komunistycznej w 1988 roku trwają w Polsce protesty społeczne w formie majowych demonstracji oraz kwietniowych i sierpniowych strajków, które z zapałem gasi również nie kto inny, tylko sam Lech Wałęsa, nota bene już nie jako TW /tajny współpracownik/ „Bolek”, lecz jako JW „Lech” /jawny współpracownik/. Ta jakościowa zmiana z tajności na jawność była związana z przygotowywaniem pierwszej premiery politycznego teatru dla ówczesnych lemingów – okrągłego stołu – planowanej na początek 1989 roku. „Mam nadzieję, że się już nie rozejdziemy nigdy” /Lech Wałęsa do W. Jaruzelskiego, 1989/.

"Udało nam się uzyskać - chwalił się na posiedzeniu Biura Politycznego PZPR Aleksander Kwaśniewski - bardzo ważne i z politycznego punktu widzenia ogromnie doniosłe oświadczenie, iż to, o co zabiega Solidarność, jest legalizacją, a nie relegalizacją. Skutki relegalizacji oznaczałyby podważenie decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego i delegalizacji Solidarności". /Tygodnik Solidarność Nr 16 (1072) 17 kwietnia 2009/; /podkreślenia moje/

Wróćmy do celów Fundacji Batorego Jednym z nich był „wolny rynek”, czyli zmiana ustroju socjalistycznego polegająca w praktyce na zastąpieniu starych niewydolnych komunistycznych lodziarni nowymi. Było to możliwe dzięki rozporządzeniu Rady Ministrów z 8 lutego 1988 r., dającemu możliwość tworzenia prywatnych spółek na bazie majątku przedsiębiorstw państwowych. Spółki nomenklaturowe, bo o nich mowa, zakładali z reguły członkowie partii komunistycznej oraz oficerowie zbrodniczego SB (UB). Prof. Jacek Tittenbrun, nota bene lewicowiec, w wywiadzie zatytułowanym Bezdroża polskiej prywatyzacji, udzielonym dla „Obywatela” /nr 4(42)/2008/ tak opisuje zjawisko komunistycznych spółek:

„Typowa spółka nomenklaturowa monopolizowała zaopatrzenie przedsiębiorstwa państwowego w surowce, materiały i energię, a także – sprzedaż wyrobów gotowych, przechwytując tym sposobem od obu stron cały zysk przedsiębiorstwa. Ułatwiał to fakt, że dyrektor przedsiębiorstwa mógł zawierać z samym sobą, jako prezesem spółki nomenklaturowej, odpowiednie umowy. W ten sposób nomenklatura, w ramach przygotowań do powitania nowego ustroju, przeprowadzała „pierwotną akumulację kapitału”, która mogła dokonać się wyłącznie przez rozkradanie majątku państwowego, bo innego w zasadzie nie było”.

1 lutego 1989 r. z Narodowego Banku Polskiego wydzieliło się 9 państwowych banków komercyjnych. W ten sposób przed rozpoczęciem obrad okrągłego stołu mafia komunistyczna osiągnęła dwa podstawowe cele:

I. Stworzenie i uruchomienia w praktyce mechanizmów kradzieży majątku państwowego.

II. Utworzenie oficjalnego państwowego systemu bankowego, w praktyce własnego, bo z własnym kierownictwem i kredytującego wedle partyjnego klucza.

6 lutego 1989 r. rozpoczyna się farsa znana pod historyczną nazwą „okrągły stół”. Mistyfikacja komunistów mająca moskiewski certyfikat była oczywiście wymuszona przez moralne i gospodarcze bankructwo systemu, a rolę wiodącą w światowym procesie destabilizacji komunizmu odegrało dwóch ludzi: Jan Paweł II i Ronald Reagan. Wracając do Fundacji Batorego: nie jest mi znany żaden fakt, aby ludzie ją tworzący zaprotestowali przeciw rozkradaniu polskiego majątku w okresie tzw. transformacji. O niezmiennym profilu ideowym tego środowiska świadczą następujące wypowiedzi aktualnego przewodniczącego Rady Fundacji Marcina Króla: „Nie ma czegoś takiego jak Polska. To tylko wyobrażenie” /link/ oraz wypowiedź wzywająca do łamania prawa: „Wzywam władze państwa polskiego do zdecydowanej i twardej reakcji, nawet jeżeli nie będzie ona zgodna z prawem.” /link/ Za co? Za zamach na demokrację oczywiście /czytaj na III RP/. Również poglądy innych członków Zarządu i Rady Fundacji / 1, 2 / znanych lewaków sytuują tę „szacowną” instytucję wśród wielu koni trojańskich podrzuconych Polsce.

Prawicowy leming Zwolennicy opcji polskiej, a więc elektorat prawicowy dość łatwo dokonuje dziś jednoznacznej oceny postawy kilku milionów Polaków, nazywając ich lemingami. Zgadzając się z diagnozą stanu duchowego otumanionych „lemingów”, jednocześnie stawiam następującą tezę: Wszyscy jesteśmy lemingami. Prawie wszyscy. Byliśmy nimi (ówczesne dorosłe pokolenie 1989) w decydującym momencie naszej najnowszej historii. Do dzisiaj mit obalenia komunizmu, podlewany nawozem kłamstwa, stanowi fundament matriksu, w którym żyjemy. Wielu normalnym i patriotycznie nastawionym Polakom trudno przyznać się do własnej głupoty z 1989 roku. Wielu po prostu nie widzi lub boi się przyznać, że w praktyce przez wiele lat legitymizowali procesy kolonizacyjne aż do degradacji i zaniku wielu podstawowych funkcji państwa.

Obalenie Tuska. Wersja dla Odważnych Nie trzeba być specjalnie biegłym w sztuce znajomości sposobów manipulacji, aby wiedzieć, iż jeden z kilku socjotechnicznych scenariuszy zakłada, że ostatnim „przedśmiertnym” celem tzw. rządu Tuska będzie eskalacja i zogniskowanie w jednym miejscu społecznej frustracji w celu wywołania „obalającego buntu”. Część społeczeństwa po kontrolowanym „obaleniu Tuska” odczuje związaną z tym satysfakcję i zadowolona wróci przed telewizyjne ekrany, angażując się emocjonalnie w spory wokół powołania nowego rządu. W tym celu prowadzone są gry operacyjne skupiające uwagę i aktywność społeczną wokół tzw. „obalenia”, aby kontrolować i przekierować w odpowiednim momencie energię na utworzony w tym celu bufor. Co da nam zmiana urzędnika na stanowisku premiera? Oczywiście może, ale nie musi nieznacznie spowolnić proces niszczenia Polski. Oczywiście pod warunkiem dokonania zmian, na co nie zanosi się przy sprawowaniu władzy przez okrągłostołową sitwę. Dlatego samo obalenie Tuska może okazać się nic nieznaczące. Również odsunięcie od „władzy” polszewików nic zasadniczo nie zmieni. PO to tylko jeden z wielu odłamów targowicy. To, co naprawdę może zmienić polską rzeczywistość, to nie zmiana medialnych wydmuszek na inne, lecz autentyczna restytucja państwa polskiego, a więc obalenie III RP w sposób zgodny z polską tradycją walki o Niepodległość. Niestety, wielu Polaków nawet teoretycznie nie wie, o co chodzi.

Czym jest i czym powinna być Polska?

„Szli krzycząc: „Polska! Polska!” - Wtem jednego razu

Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;

Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,

Szli dalej krzycząc: „Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!”.

Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,

Spojrzał na te krzyczące i zapytał: „Jaka?”

/Juliusz Słowacki/

Aktualne państwo znane pod nazwą III RP nie jest państwem polskim. Jest to smutna prawda, która nie dociera do prawicowych lemingów. III RP jest niestety postkomunistyczną kolonią nie mającą nic wspólnego z 1000-letnim dziedzictwem Rzeczpospolitej. Jeżeli polski bunt ma mieć tylko emocjonalne korzenie, to jego siła, zasięg i czas trwania nie wystarczą na obalenie III RP nazywanej republiką „okrągłego stołu”, czyli kłamstwa, podłości i zdrady. Polska państwowość powinna być ufundowana na zupełnie innych zasadach i wartościach niż aktualny system, co umożliwiłoby przywrócenie przerwanej ciągłości z ostatnim prawdziwie wolnym i niepodległym państwem, jakim była II Rzeczpospolita. Oznacza to powrót do zasad cywilizacji łacińskiej, a to rodzi wyzwania, na które wytresowany prawicowy leming nie jest na razie gotowy lub po prostu się boi … W praktyce oznaczałoby to wykluczenie z politycznej przestrzeni „partii zagranicy” – delegalizację PO, SLD, PSL, RP itp. i postawienie przed polskim Sądem za zdradę stanu, likwidację agentur działających bezkarnie na terenie Polski, odebranie ukradzionych majątków – NIEREALNE, prawda? Tak właśnie myśli leming. Czarna Limuzyna

Czy Jamał II był zasłoną dymną dla przejęcia przez Rosjan Azotów?

1. Jeszcze przez media w Polsce nie przewaliła się do końca lawina informacji związanych ze skandalem w sprawie memorandum dotyczącego gazociągu Jamał II, a już jak informuje weekendowe wydanie Gazety Polskiej Codziennie, możemy mieć do czynienia ze skandalem na jeszcze większą skalę. Otóż zdaniem GPC w ostatnich miesiącach rosyjski koncern chemiczny Arcon i spółki od niego zależne przejęły blisko 45% akcji spółki tarnowskie Azoty, która to spółka wykorzystuje do swojej produkcji blisko 20% gazu zużywanego w Polsce. Według GPC to jest właśnie główny cel przejęcia przez Rosjan Azotów, aby w przyszłości decydować o tym od kogo będzie się nabywało 1/5 zużywanego w Polsce gazu.

2. W sprawie pojawia się nazwisko byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jego współpracowników, którzy mieli lobbować zaledwie przed paroma miesiącami u polityków rządzącej partii w tym premiera Tuska i szefa jego rady gospodarczej byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego o przychylność dla tej inwestycji. Właściciel koncernu Arcon to rosyjski oligarcha (z izraelskim paszportem) Wiaczesław Kantor, wieloletni przyjaciel Kwaśniewskiego, którego były prezydent odznaczył w czasie swojej kadencji wysokim odznaczeniem państwowym, a obecnie obydwaj panowie zasiadają razem w Europejskiej Fundacji Tolerancji i Pojednania. Sprawa zaangażowania byłego prezydenta w tę prywatyzację za zgodą jak sugeruje GPC obecnie rządzących jest tym dziwniejsza, że jeszcze niedawno resort skarbu państwa bronił Azoty przed przejęciem przez Rosjan. Uzyskanie takiej zgody u Tuska i Bieleckiego zasugerował także wczoraj w programie „Kawa na ławę” Bohdana Rymanowskiego, Robert Kwiatkowski (były prezes Telewizji Polskiej ) obecnie reprezentujący inicjatywę Europa Plus Kwaśniewskiego i Palikota.

3. Sprawa może być rzeczywiście bardzo bulwersująca bo jeszcze latem 2012 roku, rząd stawał murem aby nie dopuścić do przejęcia przez Acron pakietu większościowego Azotów w Tarnowie. Jak donosiły wówczas media, determinacja rządu Tuska była wywołana opracowaniami ABW, które czarno na białym dowodziły, że zainteresowanie Rosjan zakładami w Tarnowie, stanowi zagrożenie dla interesów ekonomicznych naszego kraju, głównie z powodu wielkości zapotrzebowania na gaz przez tę firmę. W sytuacji kiedy Rosjanie ogłosili na giełdzie w Warszawie wezwanie do sprzedaży akcji Azotów i na 3 dni przed jego zakończeniem, podnieśli zaproponowaną przez siebie cenę do 45 zł z akcję (a więc sporo wyżej niż ówczesna wycena tych walorów na giełdzie), do kontrakcji ruszył resort skarbu. Minister Budzanowski publicznie mówił o próbie wrogiego przejęcia Azotów przez Rosjan, prowadził poufne rozmowy z niektórymi PTE właścicielami OFE aby nie odpowiadały na to wezwanie, wreszcie ogłosił zamiar połączenia Tarnowa z Puławami i tym samym zablokował możliwość zdobycia przez Acron większościowych udziałów w spółce. Ostatecznie za duże pieniądze Rosjanie wykupili tylko 12% akcji „Tarnowa” i media otrąbiły odparcie wrogiego przejęcia.

4. Co takiego stało się w kolejnych miesiącach, że strategia rządu Tuska wobec tarnowskich Azotów uległa zmianie? Jeżeli informacje GPC są prawdziwe i Acron dysponuje już 45% akcji „Tarnowa” to mamy do czynienia ze skandalem wręcz niebywałym. Wprawdzie Acron i spółki od niego zależne nabywały jak pisze GPC akcje „Tarnowa” na warszawskiej giełdzie ale dojście od 12% do 45% bez akceptacji polskiego rządu nie wydaje się możliwe. Jeżeli jeszcze latem poprzedniego roku ABW pisała o zagrożeniu interesów polskiego państwa przez Acron, to jak to możliwe, że już na wiosnę tego roku takiego zagrożenia nie było. Będziemy o to wszystko pytać rządzących już w tym tygodniu, bo sprawa wygląda na wyjątkowo paskudną. Kuźmiuk

„Sekret” Olli Rehn’a a „starzejące się społeczeństwo” Wolfgang’a Schaeuble „Starzejące się społeczeństwo” zdaniem ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeuble będzie przyczyną spowolnienie w Niemczech, a zapaść demograficzna w Polsce doprowadzi wg OECD do stagnacji w naszym kraju. Jak podał William Boston w Wall Street Journal niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble występując na zaproszenie Council on Foreign Relations w Waszyngtonie w zeszłym tygodniu określił wzrost gospodarczy w Europie w nadchodzących latach jako stłumiony („subdued”). A jako powód wyciszenia wzrostu wymienił dwa kluczowe czynniki - „starzejące się społeczeństwo” („an aging socjety”) i kryzys zadłużenia. O ile ten pierwszy rzadko występuje w dyskusji, to drugi stale jest obecny o czym świadczą dzisiejsze komentarze Thomasa Catana w artykule „Europe Officials Expect Slow Growth” z weekendowej debaty finansistów jaka odbywa się w Ameryce. W tym i ujawniony „sekret” Olli Rehn’a o subiektywizmie wymogów fiskalnych w UE ("I can tell you a secret: We have already slowed down fiscal consolidation.") Mimo że konsekwencje zapaści demograficznej są już widoczne na każdym kroku – spadek wzrostu, kłopoty finansów publicznych, służby zdrowia i systemu emerytalnego to dziwnym zrządzeniem losu opowiadają o tym ministrowie finansów Niemiec, a nie Polski. Nie pozostawia co do tego żadnych złudzeń analiza OECD: „Looking to 2060: A global vision of long-term growth”. Przy czym przewidywane projekcje cytowanego raportu w aspekcie demograficznym są najbardziej niepokojące właśnie w przypadku gospodarki Polski. I to mimo tego że w modelu optymistycznie zakładany jest proces konwergencji, a i konsekwencje emigracji do krajów które zdają sobie sprawę ze skutków starzenia się społeczeństwa i przyciągają polskich imigrantów wydają się niedoszacowane. Otóż wg OECD w latach 2030-2060 najwolniej na świecie spośród badanych krajów (OECD plus G20) będzie się rozwijała, a właściwie będzie w procesie stagnacji właśnie Polska. Wzrost w tym czasie będzie na poziomie zaledwie 1%, podczas gdy nawet znacznie bogatsze kraje OECD w tym i obawiające się zapaści demograficznej Niemcy, będą się rozwijały w tempie o 70-80% szybszym (1,7-1,8%). Przyczyną bezpośrednią ma być rekordowa zapaść demograficzna Polski która ma zredukować nam wzrost gospodarczy w całym okresie 2011-2060 o 0,6 pkt procentowego rocznie. Podczas gdy nawet silnie dotknięta demograficzną zapaścią Japonia (ubytek wzrostu w całym okresie o 0,5 pkt procentowego) ma się rozwijać szybciej gdyż o 1,4% rocznie w latach 2030-2060. Strata demograficzna Polski gdy się uwzględni cały okres półwiecza ma być rekordowa i jedynie Rosja która ma się rozwijać szybciej o 0,3 pkt procentowego ma się mieć stratę z tego tytułu wyższą o 0,1 pkt procentowego. W kontekście przewidywań dotyczących Rosji, jak i faktu że w efekcie nadchodzących zmian gospodarki Chin i Indii wyjdą na prowadzenie w wielkości PKB i w sumie będą wytwarzały więcej niż wszystkie kraje OECD, musi dziwić zaognianie polityki zagranicznej naszego wschodniego sąsiada względem Polski, w sytuacji kiedy powinien raczej czuwać nad tym aby w rezultacie jego słabości nie utracić bogactw Syberii. Gdyż o ile największym przegranym będzie starzejąca się Japonia to jednak o ile Chiny i Indie jeszcze w 2010 r. produkowały zaledwie połowę tego co wszystkie kraje G7 (i 1/3 tego co całe OECD), to już w roku 2025 je wyprzedzą, a w 2060 r. będą wytwarzać o 50% więcej od gospodarek G7. O ile w 2011 r. Chiny wytwarzały 17% PKB krajów OECD i 8 krajów G20 którzy do tej organizacji nie należą, a więc tyle samo co eurostrefa, podczas gdy USA 23%, a Japonia 7%, to w 2060 r. udział Chin skoczy do 28%, podczas gdy udział eurostrefy spadnie do 9%, Japonii 3%, a USA do 16%. Zakładając się że o ile Chiny wyprzedzą eurostrefę w ciągu roku, a USA w ciągu kilku najbliższych, to należy pamiętać że wzrost tej potęgi będzie wymagał olbrzymiego napływu surowców których źródła będą leżały tuż za Amurem. Analizowane czynniki wyhamowania wzrostu gospodarczego Polski są efektem przewidywanego rekordowego w skali świata wzrostu obciążenia demograficznego liczonego wskaźnikiem udziału ludności w wieku poprodukcyjnym (powyżej 65 lat) do okresu produkcyjnego (15-64 lat), który poszybuje do poziomu 64,6% w 2060 r., ustępując jedynie planowanemu poziomowi japońskiemu w wysokości 68,6%. Przy czym w Japonii ten wzrost obciążenia będzie wynosił 31,7 pkt procentowego, podczas gdy w Polsce będzie aż 3,4 krotny (w Japonii 1,9), wzrośnie o 45,6 pkt. procentowego. W efekcie udział populacji w wieku produkcyjnym w całości ma spaść w Polsce z 71,4% do 53,4%. Powyższe przemiany w relacjach ilości potencjalnych emerytów do osób pracujących muszą oznaczać trwający półwiecze kryzys systemu finansów publicznych w Polsce, spadku poziomu zabezpieczenia społecznego – emerytur, rent i dostępu do lekarza. A przemiany będą dla nas tym bardziej bolesne im później się z nimi skonfrontujemy i im później będziemy o nich mówić i przeciwdziałać. Debata w Waszyngtonie powinna być dla nas kolejnym ostrzeżeniem a przezorność naszych zachodnich sąsiadów drogowskazem. Dr Cezary Mech

Zbrodnia przeciwko ludzkości Wystąpienie Piotra Ł.J. Andrzejewskiego, przedstawiciela społecznego NSZZ „Solidarność”, na procesie w sprawie Grudnia ’70, 15 lutego 2013 r.

Aktywność przedstawiciela społecznego NSZZ „Solidarność”, do 28 września 2011 r. nietamowana ograniczeniem jego praw w procesie, doprowadziła do następujących twierdzeń opartych o zgromadzony w postępowaniu przygotowawczym i procesowym materiał dowodowy. Objęte aktem oskarżenia wydarzenia były istotną częścią stanu faktycznego dotyczącego całego kraju. W Warszawie niezależnie od „wydarzeń” na Wybrzeżu postawiono w stan gotowości do akcji Jednostki Nadwiślańskie, których zadaniem była ewentualna obrona budynku Komitetu Centralnego PZPR i rządu. „W gmachu radia przy Al. Niepodległości (róg Malczewskiego) pojawili się żołnierze ze skrzyniami amunicji, którą windami zwozili do wieżyczek. Podobno nocą zainstalowano cekaemy” (Relacja Aleksandra Jerzego Wieczorkowskiego w publikacji „Mój PRL”, s. 162, Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita SA, 2007). Fakty te świadczyły o zasadności domniemania, że eskalacja rozruchów na Wybrzeżu i popełnione wówczas przez wojsko i oddziały służb wewnętrznych zbrodnie były zaplanowane w celu usunięcia ekipy Władysława Gomułki. Moskiewski ślad Władysław Gomułka po 1956 r. wykazywał się zbytnią niezależnością w stosunku do dyrektywnego realizowania poleceń Moskwy.

Swoją polityką naraził się wszystkim odłamom politycznego establishmentu. Walka z Kościołem i niezależnymi ruchami oddolnych inicjatyw, antyżydowskość i czystki antysemickie roku 1968, zawarcie samodzielnego układu z Willym Brandtem stabilizującego zachodnią granicę Polski (bez dyrektywnego pośrednictwa Moskwy) i obietnica pomocy kredytowej NRF wobec pogarszającej się sytuacji gospodarczej w kraju spowodowały decyzję Kremla o zmianie kierownictwa partyjnego w zwasalizowanej Polsce. Charakterystyczne, że po odwołaniu Władysława Gomułki z funkcji I sekretarza PZPR i objęciu tej funkcji przez Edwarda Gierka wygaszono wszelkie konflikty i łagodzono represje. Do dziś pozostaje ukryta obecność „towarzyszy radzieckich” jako kontrolerów i doradców-obserwatorów w grudniu 1970 roku. Faktem jest, że przebywającego w Moskwie Piotra Jaroszewicza (mianowanego premierem po ustąpieniu Władysława Gomułki) odwiedził 16 grudnia premier Aleksiej Kosygin i stwierdził, że kierownictwo KPZR i rząd radziecki są poważnie zaniepokojone rozwojem sytuacji na polskim Wybrzeżu, ale jeszcze bardziej niepokoi ich sytuacja w kierownictwie PZPR, że jest ono rozbite i rozpoczęła się w nim walka o władzę, którą już od 1968 roku pragnie przechwycić Mieczysław Moczar i jego grupa. Kosygin następnie miał stwierdzić, że: „Wszystko wskazuje na to, że sugestie i zachęty do podpaleń i rabunków są wynikiem działania prowokatorów. Gomułka wykazuje niezdecydowanie, chwiejność i słabość. Brak mu koncepcji zarówno rozwiązania kryzysowej sytuacji w Gdańsku, jak i w kierownictwie partii. Sytuacja w Polsce rozwija się tak, jakby ktoś dolewał oliwy do ognia i wskazywał, jak i gdzie należy atakować, jakie wysuwać hasła, a nie ma nikogo, kto by to przerwał. (…)”. Mówił o tym Piotr Jaroszewicz w książce „Przerywam milczenie”. Sugerował odejście Gomułki i wyłonienie nowego kierownictwa partii. W materiale dowodowym zaistniało potwierdzenie tez sformułowanych na konferencji naukowej na Uniwersytecie Gdańskim w dniu 15 grudnia 2000 r. przez prof. Jerzego Eislera, iż wpływ na spowodowanie usunięcia Władysława Gomułki i zastąpienie go desygnowanym przez Breżniewa Edwardem Gierkiem mieli towarzysze radzieccy. Według dr. Henryka Kuli w Warszawie działała polityczna grupa operacyjna przygotowująca eskalację „wydarzeń grudniowych” mających doprowadzić do odejścia Gomułki. Logika późniejszych wydarzeń wskazuje na świadome działanie wojska, dla którego rozkazy przyszły z najwyższego szczebla.

Ze wspomnień Franciszka Szlachcica, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, wynika, że minister obrony narodowej był jednym z organizatorów spisku przeciw Gomułce.„W gabinecie ministra obrony narodowej, obok gospodarza czekali na mnie Edward Babiuch i Stanisław Kania” – wspomina Szlachcic w książce „Gorzki smak władzy” (s. 145). Grupa spiskowa działała z udziałem Mieczysława Moczara, wówczas członka władz PZPR, któremu podlegały MON i MSW. Jej działania zostały wsparte przez list KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego do KC PZPR, nakłaniający do zmian politycznych. KPZR obawiała się wzmocnienia pozycji Gomułki po zagwarantowaniu granicy na Odrze i Nysie układem z RFN z 7 grudnia 1970 r. (Rosjanie wówczas zabiegali o uznanie tej granicy jedynie w bezpośrednich rokowaniach niemiecko-radzieckich, co czyniłoby ich gwarantem polskiej obecności we Wrocławiu, Szczecinie i Gdańsku) i przeprowadzeniu przez niego reform, które pachniały rewizjonizmem.

Desant na GdańskZróżnicowana była rola w tym „przewrocie pałacowym” oskarżonych w tym procesie, ale każdy z nich stał się współuczestnikiem zbrodni, jakich się dopuszczano na Narodzie Polskim, niewinnych ludziach. Ludność cywilna zapłaciła cenę krwi, życia, zdrowia. Na skutek zmanipulowanych informacji centralne władze Partii uznały, że na Wybrzeżu wystąpiła „kontrrewolucja” o podłożu politycznym i wykluczyły jakiekolwiek kroki pojednawcze z robotnikami. Władze PRL planowały opanowanie Stoczni Gdańskiej poprzez desant z powietrza oraz wywiezienie robotników Stoczni Gdyńskiej barkami na morze, a mieszkańców hoteli robotniczych w lasy! Czołgistów jadących na Gdynię poinstruowano, że są obowiązani zamykać włazy czołgów, bo przeciwnik może rzucać na czołgi napalm, a idący cywile mają w teczkach ukrytą broń. Utwierdzano czołgistów w przekonaniu, że jadą tłumić rozruchy przeciw ustrojowi politycznemu PRL i że mogą ich czekać walki uliczne. Żołnierzom mówiono, że „puszczono desant niemiecki na Gdynię”, że „jednostki pływające weszły do Gdańska. W Marynarce Wojennej instruowano bosmanów, jak mają odpalać rakiety przeciwpancerne! Już 14 grudnia 1970 r. do działań na Wybrzeżu włączono Marynarkę Wojenną”. W tych wszystkich działaniach operujący dyrektywnie na Wybrzeżu gen. Grzegorz Korczyński był przedstawicielem ministra obrony narodowej gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Swoje relacje z ministrem obrony narodowej dokumentował gen. Korczyński w prowadzonym przez siebie dzienniku, o którego ujawnienie i zaliczenie do materiału dowodowego przedstawiciel społeczny NSZZ „Solidarność” w procesie wnioskował w ciągu całego postępowania przed sądem. Z ustaleń powołanej po zmianie ekipy rządzącej w Polsce Komisji Biura Politycznego KC PZPR wynika, że gen. Grzegorz Korczyński wykonywał dyrektywy, które otrzymywał od premiera Cyrankiewicza i z Ministerstwa Obrony Narodowej, i stąd był przekonany, że zwalcza kontrrewolucję ustrojową, a wystąpienia mają charakter działań antyradzieckich. Jak zeznał Zenon Jundziłł: „Decyzje o użyciu wojska zostały wprowadzone w życie po uzgodnieniach dowódcy naszej jednostki z MON. O wkroczeniu dywizji pancernych dowiedziałem się na egzekutywie 15 XII. Podejmując taką decyzję, trzeba się było liczyć ze wszystkimi konsekwencjami. Użycie broni to była konsekwencja wprowadzenia wojska”. Na dwa tygodnie przed tragicznymi wydarzeniami na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. żołnierze z jednostki w Kołobrzegu, których potem skierowano do Gdyni, zostali odcięci od wszelkich informacji. Żołnierzom uniemożliwiono m.in. oglądanie telewizji i do chwili, kiedy zostali przerzuceni do Gdyni, nie wiedzieli o podwyżkach cen żywności i protestach przeciwko ich wprowadzeniu. Ponadto poddawano ich dezinformacji. Innym oddziałom przekazywano informacje, że mają do czynienia z powstaniem zmierzającym do oderwania Gdańska od Polski Jak zeznał sanitariusz wojskowy, który przyjechał ze swoją jednostką z Kołobrzegu, przełożeni poinformowali ich ogólnie, że mają prawo do użycia broni. Bezpośredni rozkaz otrzymali przed stocznią w Gdyni, kiedy znaleźli się naprzeciw robotników.

Decyzja Jaruzelskiego Nie można oderwać działań poszczególnych oskarżonych od całości inspiracji, przygotowania, przebiegu i skutków wydarzeń grudnia 1970 w Polsce. Dotyczy to działań zarówno władz partyjnych, jak i członków rządu, premiera, wicepremiera i ministra obrony narodowej. O ile decyzję władz partyjnych i I sekretarza Władysława Gomułki możemy kwalifikować z punktu widzenia prawa wówczas obowiązującego i ich konstytucyjnych uprawnień jako podżeganie do zbrodni i pomocnictwo w jej popełnieniu, o tyle konstytucyjna i karna odpowiedzialność członków rządu, premiera, wicepremiera, ministra obrony, ministra spraw wewnętrznych wynika z ich decyzyjnego imperium przewidzianego prawem i rodzi odpowiedzialność z racji zbrodni stanu – o ile zasadne jest przypisanie im winy z tego tytułu. Należy w pierwszym rzędzie odpowiedzieć na pytanie, jak wyglądał system decyzyjny dotyczący użycia formacji wojskowych w Polsce. 15 grudnia 1970 r. przed południem do akcji na Gdańsk wysłano 154 czołgi, 99 transporterów, 173 samochody oraz 2137 żołnierzy, a po południu dodatkowo 169 czołgów, 301 transporterów, 118 dział i moździerzy, 1166 samochodów oraz dalszych 6543 żołnierzy. Do akcji włączono lotnictwo podległe MON i MSW. Taki zakres ruchu wojsk polskich Układu Warszawskiego nie mógł nie przejść standardowej drogi decyzyjnej Układu.

Od roku 1965 nie tylko wojska liniowe, ale również wojska wewnętrzne (tzw. Obrona Terytorialna Kraju) zostały podporządkowane ministrowi obrony narodowej. Wojska liniowe mogły być użyte do działań bojowych wraz z mechanizmem pogotowia bojowego tylko po uzyskaniu zgody Kremla. Znaczyło to, że mogły być użyte do tłumienia rozruchów społecznych w ramach hierarchii decyzyjnej obowiązującej w Układzie Warszawskim, którego były integralną częścią. Hierarchię decyzyjną stanowili w 1970 roku: szef Układu Warszawskiego marszałek Iwan Jakubowski, minister obrony narodowej Wojciech Jaruzelski, szef Sztabu Generalnego Bolesław Chocha, dowódca Pomorskiego Okręgu Wojskowego Józef Kamiński, dowódcy innych okręgów ze swoimi szefami sztabu. 14 grudnia szef Sztabu Generalnego gen. Chocha meldował generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu, że szef sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego Stanisław Antos zwrócił się na polecenie wicepremiera Kociołka do zastępcy szefa Sztabu Generalnego Wojciecha Barańskiego (zastępcy Chochy) o zezwolenie na użycie wojska garnizonu gdańskiego do ochrony ważnych obiektów na terenie miasta. Za wiedzą generała Wojciecha Jaruzelskiego wniosek ten został zrealizowany. Nad ranem 15 grudnia 1970 roku, przed spotkaniem członków naczelnych władz partyjnych i rządowych u Władysława Gomułki, siły wojskowe zaczęły już wchodzić do akcji. Dla oceny sprawowania kontroli nad sposobem użycia wojska na Wybrzeżu przez ministra obrony narodowej gen. Wojciecha Jaruzelskiego decydujące znaczenie miała operacyjna zależność gen. Korczyńskiego i umiejscowienie w systemie decyzyjnym formalnoprawnym roli ministra obrony narodowej. W toku działań nikt z ówczesnych decydentów nie przejął funkcji ministra obrony narodowej i nie zwolnił go z odpowiedzialności za wykonywanie formalnie i faktycznie tego, co wynikało z decyzji podejmowanych w trybie politycznym. Każdy działał w ramach swych kompetencji formalnoprawnych. Nie można przyjąć, iż podległość autorytetowi politycznemu zwalnia od odpowiedzialności wynikającej z usytuowania gen. Wojciecha Jaruzelskiego jako ministra obrony narodowej w strukturach decyzyjnych formalnoprawnych państwa. Świadek Anna Walentynowicz zeznała: „Czołgi we wtorek rano 15-tego wjeżdżały do Gdańska”. „Rano 15 XII obudził mnie warkot silników…”. „Sama widziałam, jak człowiek z pałką milicyjną w skórzanej kurtce rozbijał szyby sklepowe. Sklepy były rozbijane przez podstawionych ludzi, żeby oskarżyć robotników”.

Ogień ze skotów Przed ranną naradą 15 XII (we wtorek) u Gomułki szef Zarządu I w Sztabie Generalnym Zbigniew Jurewicz dostał polecenie, aby wziąć mapę rozmieszczenia wojsk i zameldować się u gen. Jaruzelskiego na Klonowej.

Generał wziął teczkę z mapą i poszedł na posiedzenie KC („a ja czekałem w sekretariacie”). „Ja tę mapę wziąłem z zarządu operacyjnego. Tego samego dnia otrzymałem zadanie towarzyszenia delegacji radzieckiej…”. „Następnego dnia gen. Jaruzelski polecił udać się do sztabu MSW – do Komitetu Współpracy MON i MSW”. „Tam spotkałem gen. Czaplę i płk. Kiszczaka”. „Po powrocie do Sztabu Generalnego dostałem polecenie udania się do Jednostek Nadwiślańskich. Tam był dowódca płk Siuchniński i tam przy magnetofonie zostałem przesłuchany na temat ruchu wojsk”.

„Gen. Jaruzelski formalnie pełnił swe obowiązki. Trudno mi powiedzieć, jak dalece był związany decyzjami politycznymi…”. „Decyzję o dyslokacji wojsk podejmował minister Wojciech Jaruzelski…”. „Dyslokacja wojsk odbywała się…”. Z zeznań wiceministra spraw wewnętrznych, komendanta głównego MO Tadeusza Pietrzaka i świadka Marka Zarzyckiego 6 V 2003 r.: „Prawne posłużenie się regulaminem służby wartowniczej czyniło zbędnymi szczególne rozkazy o użyciu broni, a blokada ulicy była traktowana jako pełnienie służby wartowniczej”. 17 XII – „wydarzenia” w Gdyni: Do idących do pracy na wezwanie premiera Kociołka wojsko i milicja otworzyły ogień w warunkach alarmu bojowego.

Były działowy czołgowy Władysław Adamczyk (K. 3083 Tom XVI) zeznał: „Dowódca czoła otrzymał rozkaz otwarcia ognia, ale nie wiem, do kogo…”. „Przed nas wyszli milicjanci w hełmach, uzbrojeni w broń krótką. Oni strzelali z broni lekkiej. Porucznik Kowalski kazał załadować pociskami odpryskowymi…”. „Cały czas szedł ogień maszynowy ze skotów. Zasłoniłem oczy, nie chcąc na to patrzeć…”. „Przyszedł do nas po akcji gen. Kamiński i dał każdemu paczkę papierosów. Powiedział, że zadanie zostało dobrze wykonane…”. Według świadka Anny Walentynowicz: „W czwartek tych, którzy poszli w Gdyni do pracy, spotkał ’pluton egzekucyjny’”. Ranny serią z czołgu w Gdyni 17 XII 1970 r. pracownik Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni, świadek Stanisław Gotner m.in. zeznał: „…Nysa przemysłowa z rannymi została zatrzymana przez wojsko. Otworzyły się boczne drzwi i jeden z żołnierzy krzyczał coś po niemiecku… Od pracowników szpitala słyszałem, że uważali nas za dywersantów niemieckich… że gdyby na słowa oficera ktoś się z nas odezwał po niemiecku, to miał w y s t r z e l a ć rannych jako dywersantów niemieckich…”.

Do kontrrewolucji trzeba strzelać Ze składanych przed sądem zeznań świadków wyłaniają się fakty zaprzeczające podtrzymywanej przez oskarżonych oficjalnej wersji wydarzeń Grudnia ’70, jak choćby wynikającej z relacji „Głosu Wybrzeża” z 28 grudnia 1970 r. czy z raportu tzw. Komisji Kruczka. Prokurator XVI Dywizji Pancernej Tadeusz Danielewicz w swych zeznaniach podsumował wydarzenia oceną: „Tu, gdzie była walka o przejęcie władzy – prawo nie miało nic do powiedzenia”. Sposób motywacji działań oskarżonych określono w zeznaniach świadków: „Słyszałem, że wydarzenia grudnia są inspirowane przez Niemców”. Żołnierz Zenon Karpiński potwierdza, że z 14 na 15 grudnia jechały do Gdyni wojska pancerne. Z ocen Komisji Kruczka wyłączono Wojciecha Jaruzelskiego i Mieczysława Moczara.

Kliszko mówił o konieczności spacyfikowania przez wojsko Gdańska… Mówił, jak to robiono w trakcie Powstania Warszawskiego. Świadek Karol Hajduga relacjonuje dyrektywy formułowane przez Kliszkę i Logę-Sowińskiego na posiedzeniu egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku wobec propozycji dialogu z pracownikami Stoczni. Kliszko miał stwierdzić: „…z kontrrewolucją się nie rozmawia, do kontrrewolucji trzeba strzelać, jeśli ktoś odważy się wyjść na miasto”. Loga-Sowiński miał powiedzieć: „Jak się tam zabije kilka osób (wziął mnie za rękę i mówił po przyjacielsku), to się uspokoi i wszystko będzie w porządku”. Na rozprawie 7 V 2002 r. potwierdzono treść tego przesłuchania. W swych wyjaśnieniach płk Mirosław Wichny stwierdzał: „Aparat partyjno-polityczny przekazał nam, że istnieje zagrożenie zniszczenia stoczni przez siły wrogie proniemieckie. Wszystkim żołnierzom była taka informacja przekazana na lotnisku w Pruszczu Gdańskim 15 grudnia. Mówił o tym zastępca do spraw politycznych”. Tych, których nie pozbawiono życia w bezpośredniej akcji, pobito, okaleczano, wyłapywano i poddawano zbrodniczym represjom i torturom. Jak zeznał świadek Stefan Serafin (tom XXXI, k. 6214): „Milicjanci w czasie rozpraszania demonstracji wychwytywali niektórych jej uczestników i już potem ustawiali się w dwuszereg mniej więcej długości 10-15 i środkiem puszczano tych wychwyconych i w tym czasie znęcano się nad nimi w ten sposób, że bito ich pałkami, rękoma, kopano nogami, ciągnięto za włosy, przy czym bito ich po całym ciele, również po głowach. Oni to nazywali ’ścieżkami zdrowia’… W ciągu pierwszych dwóch dni naszego pobytu w Gdańsku w ten sposób potraktowano około 50 osób. Tyle ich przynajmniej widziano”. „Milicjanci postępowali w sposób szczególnie okrutny. Po przejściu przez tą ’ścieżkę zdrowia’ zabierano ich do piwnic budynku MRN i tam dalej ich katowano. Słyszałem krzyki dobiegające z tych piwnic. Tak, że nie można było spać. Dotyczyło to przede wszystkim młodych mężczyzn. Nie widziałem, aby bito również kobiety. Wojsko nie brało w tym udziału. Przypominam sobie, iż potem byłem w tych piwnicach, gdzie milicja katowała tych demonstrantów, to widok był tam straszny, ściany i podłogi były całe we krwi”. „Z wydarzeń grudniowych 1970 najbardziej utkwiło mi w pamięci to, jak tłum niósł tego nieżywego chłopaka na drzwiach i jak milicja znęcała się nad tymi wychwyconymi demonstrantami”.

Znamiona zbrodni Należy zadać pytanie, jakiemu celowi miały służyć planowane i przedsiębrane środki? Ze zgromadzonych w procesie przesłanek dowodowych należy wyprowadzić wniosek, że celem działania aparatu przymusu państwa – wojska, milicji, służb specjalnych – było spacyfikowanie sprowokowanej decyzjami i działaniami władzy państwowej sytuacji. Do działań operacyjnych włączono środki wskazujące na ich zbrodniczy charakter z eksterminacją fizyczną osób i zbiorowości uznanych za politycznych przeciwników włącznie. Członkowie decyzyjnych władz partii, rządu, wojska, milicji, wspólnie i w porozumieniu działali z zamiarem posłużenia się zbrodniczymi środkami. W wykonaniu swych zbrodniczych zamiarów celowo wprowadzali w błąd podległych im funkcjonariuszy służb wewnętrznych, wojska, milicji co do zakresu, charakteru i motywacji z premedytacją spowodowanych przez siebie wystąpień społecznych. Twierdzenia o rzekomej kontrrewolucji przeciwko ustrojowi socjalistycznemu, działaniach dywersantów niemieckich dla oderwania Gdańska od Polski, działaniach dywersyjnych skierowanych przeciwko Polsce i jej sojusznikom politycznym nie polegały na prawdzie. Miały zachęcić do bezwzględnych działań bojowych skierowanych do akcji dziesiątek czołgów, tysięcy żołnierzy, marynarzy, funkcjonariuszy milicji, ZOMO. Działania te przybrały krwawe i okrutne rozmiary. Funkcjonariusze państwowego aparatu przymusu drogą prowokacji i odrzucenia jakichkolwiek form dialogu społecznego dążyli do eskalacji wywołanego przez siebie konfliktu – do czasu zmiany władz partyjnych i rządowych w skali państwa. Ta motywacja, zamiar i formy działania wypełniły znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. Pojęcie zbrodni przeciwko ludzkości doczekało się określenia znamion w prawie stanowionym i w orzecznictwie sądowym. W grudniu 1970 r. niewątpliwie zaistniało poważne prześladowanie grupy politycznej ze względu na jej przynależność do klasy robotniczo-chłopskiej przeciwstawiającej się autokratycznej władzy totalitarnego aparatu partyjno-państwowego.

Zakres znamion występowania zbrodni przeciwko ludzkości dotyczący i odnoszący się do działań w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu i w całej Polsce został wyspecyfikowany w oparciu o art. 7 Rzymskiego Statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego i znalazł swoje odbicie w treści art. 118a kodeksu karnego. Czyny zawierające te znamiona z mocy art. 43 Konstytucji RP i art. 10 kodeksu karnego nie podlegają przedawnieniu. W swych orzeczeniach Sąd Najwyższy między innymi stwierdza, że czyny funkcjonariuszy organów państwa polegające na znęcaniu się fizycznym lub moralnym nad osobami pozbawionymi wolności, udziale w pobiciu osób pozbawionych wolności czy nadużyciu władzy wyczerpują znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, określone w aktach prawa karnego międzynarodowego, gdy sprawcy działający w strukturach systemu państwa totalitarnego, posługującego się na wielką skalę terrorem dla realizacji celów politycznych i społecznych, aprobowali sposób polityki władz państwa i popełniając takie czyny, brali tym samym świadomie udział w prześladowaniach ze względów politycznych.

Masowe represje W aktualnym stanie prawnym art. 3 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zalicza do zbrodni przeciwko ludzkości między innymi poważne prześladowania z powodu przynależności osób prześladowanych do określonej grupy narodowościowej, politycznej, społecznej, rasowej lub religijnej, jeżeli były dokonywane przez funkcjonariuszy publicznych albo przez nich inspirowane lub tolerowane. Motywacja działań przeciwko określonej grupie społecznej i politycznej oraz środki działania zobrazowane przez aparat przemocy i represji państwa w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu spełniają ww. przesłanki zbrodni przeciwko ludzkości. Proces dotyczy „wypadków” na Wybrzeżu, podczas gdy przewrót polityczny dotyczył całej Polski. Wskazane byłoby, aby uzupełnić kwalifikacje zarzucanych aktem oskarżenia czynów sprawstwa kierowniczego do zabójstwa na zbrodnię przeciwko ludzkości w oparciu o kryterium formułowane przez ustawę o Komisji do Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z 1991 roku. Prawo polskie w definicji zbrodni przeciwko ludzkości obejmuje prócz zbrodni ludobójstwa pojęcie poważnych prześladowań jakiejś grupy ze względu na przynależność polityczną. W 1970 r. zastosowane zostały środki wskazujące, iż władza PRL potraktowała bunt robotników jako quasi-powstanie przeciwko władzy ludowej, „kontrrewolucję”, i postanowiła się z nim rozprawić w sposób krwawy i brutalny. Zamiar ten został sformułowany w wypowiedziach Kliszki i Gomułki, a zrealizowany poprzez uruchomienie wojska na taką skalę, która wskazuje, że byli gotowi do wprowadzenia represji o skali masowego zabójstwa. Wyprowadzenie tak wielkiej ilości wojska sprowadziło dla nieograniczonej ilości ludzi niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, mienia. Nie było to w żadnej proporcji do zdarzenia, które w różny sposób przebiegało w różnych rejonach Polski. Spowodowanie stanu powszechnego niebezpieczeństwa jest w kodeksie karnym z 1969 r. ujęte jako przestępstwo z art. 140 par. 1 pkt 5 przewidującego, że kto sprowadza niebezpieczeństwo powszechne dla życia lub zdrowia ludzkiego albo mienia w znacznych rozmiarach, działając w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych, podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 10 lat. W obowiązującym aktualnie kodeksie karnym to samo przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8, z tym że jeżeli następstwem takiego czynu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 12 lat. Zdaniem przedstawiciela społecznego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, zebrany w procesie materiał dowodowy uzasadnia określanie zbrodniczych, motywowanych politycznie działań organów decyzyjnych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, wojska, milicji w grudniu 1970 roku jako zbrodnie komunistyczne w rozumieniu ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wypełniająca zbieg wielu przestępstw łącznie posiadających charakter zbrodni przeciwko ludzkości. Zbrodniami komunistycznymi w rozumieniu ustawy są czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od 17 września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub praw ludności, bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia. Toczące się od 1995 r. postępowanie w sprawie dostarczyło wystarczającą ilość przesłanek dowodowych dla takiego zakwalifikowania zbrodni popełnionych w grudniu 1970 r. przez „władzę ludową” na Narodzie Polskim. Jako dopuszczony do procesu przedstawiciel społeczny NSZZ „Solidarność” działam w oparciu o dział 10 kpk (art. 90 i 91) w zw. z art. 3 kpk. Po zawężeniu praktykowanego od 1995 roku charakteru przedstawiciela społecznego przez pozbawienie go prawa zadawania pytań stronom i świadkom decyzją sądu meriti z dnia 28.09.2011 stwierdzam, iż sąd tą decyzją nie przysłużył się ustaleniu prawdy materialnej w procesie.

Czas na sprawiedliwość

Reasumując: Oskarżeni w niniejszym procesie weszli w skład grupy przestępczej złożonej z funkcjonariuszy różnego szczebla władzy partyjnej i rządowej, wojska, marynarki wojennej, milicji, służb MSW Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która dążąc do zmian personalnych na najwyższych szczeblach władzy partyjnej i rządowej, korzystając z wywołanego swymi decyzjami o drakońskim podwyższeniu kosztów utrzymania niezadowolenia społecznego, eskalowała zakres konfliktu społecznego, a następnie przy pomocy wojska, milicji, marynarki wojennej, lotnictwa i służb specjalnych MSW zastosowała środki bojowe wobec ludności cywilnej jako siły politycznej mającej rzekomo obalić panujący ustrój i integralność terytorialną państwa, powodując śmierć, trwałe skutki utraty zdrowia i niebezpieczeństwo powszechne dla życia i zdrowia ludzkiego oraz mienia w nieograniczonym zakresie. Działali wspólnie i w porozumieniu dla realizacji zakreślonego celu przy zastosowaniu zbrodniczych środków działania, przy czym przekroczyli świadomie i celowo swoje uprawnienia służbowe w ten sposób, że wbrew ciążącemu na nich z mocy przepisów art. 6 pkt 3 dekretu z dnia 21 grudnia 1955 r. o organizacji i zakresie działania Milicji Obywatelskiej i art. 21 ust. 2 ustawy z dnia 31 stycznia 1959 r. o służbie funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej obowiązkowi ochrony życia i zdrowia obywateli oraz wbrew przepisom par. 14 ust. 3 Instrukcji o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych stanowiącej załącznik do zarządzenia nr 006/70 Ministra Spraw Wewnętrznych z 1 lutego 1970 r. nakazującego kierowanie się przy realizowaniu wyznaczonych zadań Służby Bezpieczeństwa m.in. zasadami praworządności, ochrony autorytetu władzy i zakazującym zlecanie tajnym współpracownikom zadań polegających na udziale w czynach stanowiących przestępstwa, wzięli udział w opracowaniu i wdrożeniu kombinacji operacyjno-bojowej bezpośrednio do osiągnięcia ww. celu, angażując bojową sprawność wojska na masową skalę. Nierozliczone zbrodnie rodzą złe owoce. Umęczony Naród, umęczone rodziny ofiar Grudnia ’70, bez gniewu i nienawiści oczekują wyniku tego procesu, świadectwa prawdy i sprawiedliwości. Narodowy zryw wolnych Polaków w grudniu 1970 r. obnażył i podciął rzeczywiste korzenie funkcjonowania systemu komunistycznego w Polsce. Nie do przecenienia jest ofiara przelanej wówczas polskiej krwi. Wypływające z tej ofiary zobowiązania legły u podstaw przemiany ustrojowej sierpnia 1980 roku i wywalczenia powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Zmierzch panowania zakłamanej ideologii, powstanie „Solidarności”, upadek muru berlińskiego i rozpad sowieckiego imperium były konsekwencją Grudnia ’70. Piotra Ł.J. Andrzejewski

Janusz Szewczak: Ogłaszam początek kryzysu gospodarczego i załamania się finansów publicznych w Polsce Ogłaszam początek kryzysu gospodarczego i załamania się finansów publicznych w Polsce. Zaczęło się. Zwiastuny nadchodzącej katastrofy gospodarczej widać wszędzie Tajfun Vincent zmiecie ten rząd. Na konferencji prasowej po ogłoszeniu fatalnych danych GUS-u powiedział, że jest dobrze, a tymczasem ożywienia gospodarczego nie ma i nie będzie przez najbliższe 2-3 lata.

- Wg. szefa Bundesbanku, J. Weidmanna właśnie pryska nadzieja, że niemiecka lokomotywa pociągnie polskie wagony  w kierunku pokonania kryzysu zadłużenia w Europie. Ten może potrwać nawet 10 lat.

- NBP będzie od 2014r. wymieniał pieniądze - podobno chodzi wyłącznie o lepsze zabezpieczenie banknotów.

- Budżet na 2013r. tonie, a zapaść dochodów podatkowych, w tym zwłaszcza z VAT i akcyzy gwałtownie się pogłębia.

- W tegorocznym budżecie może zabraknąć MF, aż 30-35 mld zł po stronie dochodów. Grozi nam prawdziwa masakra dochodów budżetowych, a nowelizacja budżetu wcześniej czy później jest nieunikniona.

- Deficyt sektora finansów publicznych za 2012r. okazał się znacznie wyższy, niż to obiecywał J.V. Rostowski i wyniósł blisko 4 proc. W tym roku zbliży się on niestety do 4,5 proc w relacji do mocno słabnącego PKB.

- Planowany na ten rok wzrost PKB zamiast 2,2 proc. wyniesie zaledwie 0.5-0.8 proc. Szybkimi krokami zbliża się więc w Polsce recesja. PKB za IV kw. 2012r. wyniósł zaledwie 0,7 proc.

- Inflacja zakładana w budżecie na 2013r. na poziomie 2,7 proc. już w kwietniu zejdzie w okolicę poniżej 1 proc. i będzie nadal spadać.

- Deficyt budżetowy po kwietniu zbliży się do 80-85 proc. całorocznej dziury budżetowej planowanej na 35,5 mld zł.

- VAT nie zostanie obniżony i będzie na poziomie 23 proc.

- Jesteśmy więc na hiszpańskiej Corridzie, który zakończy się grecką tragedią.

- Mamy już 2,2 bln zł długów w ZUS-ie, 1,13 bln zł długów wobec zagranicy i blisko już 1 bln zł długu publicznego. Jest to więc dług nie tyle publiczny co kosmiczny.

- Dług publiczny za 2012r. w relacji do PKB wyniósł aż 55,6 proc.

- Sprzedaż detaliczna, zyski, a zwłaszcza obroty sklepów, a nawet wielkich sieci handlowych wyraźnie spadają, w niektórych przypadkach nawet o 30 proc.

- Niektóre zagraniczne firmy rozważają wycofanie się z Polski.

- Istotnie spada produkcja przemysłowa, w marcu o blisko 3 proc., zaś produkcja budowlano-montażowa o blisko 19 proc.

- Pieniędzy unijnych nie będzie co najmniej do wiosny 2015 r., a sam budżet może zostać zawetowany przez PE. Mityczne miliardy D.Tuska są więc realnie zagrożone.

- Przed nami realne i głębokie spadki na giełdzie i niewykluczone, że odwrót kapitału zagranicznego z Polski.

- Słabnie zapotrzebowanie na kredyt, zarówno gospodarstw domowych jak i firm, mimo zgody KNF, by Polacy znów pożyczali na dowód osobisty.

- Gwałtownie zaczyna rosnąć pula kredytów zagrożonych, zarówno firm jak i gospodarstw domowych – to już blisko 70 mld zł.

- Wyraźnie spada liczba pozwoleń na budowę nowych domów, jak i nowo rozpoczynanych budów, od początku roku o ok. 20-30 proc.

- Na polskich papierach skarbowych, obligacjach mamy prawdziwą, potężną bańkę spekulacyjną. Gospodarka i finanse toną, a złoty i 10-letnie obligacje SP rosną w siłę i na wartości. Zagadka to czy zwykły przekręt ?

- Bezrobocie nadal jest bardzo wysokie – 14,3 proc., to 2,3 mln ludzi bez pracy, co gorsza maleje liczba miejsc pracy i zatrudnienie.

- Już latem b.r. blisko 250 tys. młodych osób uda się na emigrację zarobkową. Już co 4-ty Polak chce uciekać i wyjechać za pracą i chlebem.

- Wyraźnie dołują bardzo istotne dla Polski przemysły, w tym motoryzacyjny, który odpowiada za blisko 9 proc. polskiego PKB. Eksport aut z Polski obniżył się na razie o 10-15 proc. Trwa zapaść w sektorze budowlanym, który odpowiada za 10 proc. polskiego PKB, załamuje się mieszkaniówka i deweloperka.

- Zamiast programu "Rodzina na Swoim", mamy skutecznie wdrażany program Partyjna Rodzina na Naszym.

- Rząd chce wprowadzić przepisy antykryzysowe w tym tzw. elastyczny czas pracy, który ma polegać głównie na obcinaniu etatów i skracanie jego wymiaru oraz ograniczaniu wynagrodzeń, w tym niepłaceniu za tzw. nadgodziny. Dziś koszty pracy na osobę w Polsce są 5-krotnie niższe niż w Szwecji i 4-krotnie niższe niż we Francji, Niemczech, Holandii czy Belgii, a płace i wynagrodzenia 3-4 - krotnie niższe niż w strefie euro.

- Pracodawcy już zalegają z wypłatą wynagrodzeń dla pracowników na gigantyczną kwotę 250 mln zł i suma ta nadal rośnie.

- Od przyszłego roku rząd chce wprowadzić łatwiejsze wyrejestrowywanie bezrobotnych, a od tego roku wprowadził nowe kreatywne metody liczenia polskiego długu.

Optymistyczne scenariusze ożywienia gospodarczego w Polsce jak widać walą się w gruzy. Wszystko się pogarsza, więc nasz „Sztukmistrz z Londynu” na konferencji prasowej ogłasza, że się poprawia i będzie lepiej. To wszystko pozwala ogłosić początek kryzysu gospodarczego.

Janusz Szewczak

PIĘĆ PYTAŃ DO JANUSZA SZEWCZAKA. "Sprywatyzowano proces prywatyzacji w Polsce? W zdrowym państwie premier powinien podać się do dymisji" wPolityce.pl: Zaniepokoiła pana wypowiedź Roberta Kwiatkowskiego, który sugerował, że doszło do spotkań na linii Kwaśniewski-Tusk-Bielecki, na których miano dać zielone światło w sprawie przejęcia Azotów przez Rosjan? Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK: Ta informacja przeszła dość lekko, ale jest absolutnie sensacyjna i niesłychanie poważna, o ile oczywiście znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Oznaczałoby to, że sprywatyzowano proces prywatyzacji w Polsce. Jeśli potwierdziłby się fakt spotkania byłego prezydenta z obecnym premierem i jego najbliższym doradcą Janem Krzysztofem Bieleckim, to mielibyśmy niesłychany skandal. Gdyby te informacje się potwierdziły, to w zdrowym państwie premier powinien podać się do dymisji.

No właśnie - jeśli okazałaby się prawdziwa. W trakcie programu Krzysztof Kwiatkowski z PO zaprzeczał. Mówił, że to tylko wrzutka mająca zająć opinię publiczną. Sprawa jest na tyle poważna, że rząd powinien oficjalnie zaprzeczyć tym informacjom. Sama wypowiedź posła Kwiatkowskiego w przepychance słownej w trakcie programu to zdecydowanie za mało; jak na razie mamy do czynienia z sytuacją słowo przeciw słowu. Zadziwiające jest, że minister Kwiatkowski twierdzi, iż premier i rząd podjęli negatywne decyzje w sprawie dalszej prywatyzacji Azotów, a jednocześnie Skarb Państwa sprzedał blisko 12% akcji. Nie ma w tej sprawie przezroczystości. Trzeba ją jednoznacznie wyjaśnić. Czy takie spotkanie się odbyło, czego dotyczyło i czy są jakieś dokumenty, które potwierdzałyby takie rozmowy. Jeśli do niego doszło, to jakie są podstawy prawne i formuła? Czy Ministerstwo Skarbu przeniosło się już na dobre do zespołu doradczego premiera? Mówiło się od jakiegoś czasu, że nieformalnym, ale rzeczywistym ministrem skarbu jest w tym rządzie właśnie Jan Krzysztof Bielecki.

Formalnym ministrem skarbu był do niedawna Mikołaj Budzanowski, który w sprawie prywatyzacji Azotów na rzecz Rosjan wypowiadał się bardzo ostro, czasem wręcz niedyplomatycznie. Czy po usunięciu go ze stanowiska Rosjanom będzie łatwiej uzyskać swoje cele? Już mówi się o tym, że ludzie Budzanowskiego mają stracić posady w spółkach Skarbu Państwa. Tak należałoby sądzić. Pytanie dotyczy tego, gdzie jest centrum decyzyjne kwestii związanych z prywatyzacją. Czy to są nieformalne spotkania? W całą tę sytuację wplatają się ostatnie dymisje – ministra Budzanowskiego i zastąpienie go Włodzimierzem Karpińskim, który swojego czasu zarządzał spółką Azoty. Podobne historie kilka lat temu były przyczyną komisji śledczej i upadku rządu Millera. Co prawda wtedy Aleksander Kwaśniewski mówił, że może „zatańczyć i zaśpiewać” przed komisją, ale jednak to niesłychanie niebezpieczne. To, że prezydent Kwaśniewski uwielbia dorabiać w ten sposób, wszyscy wiemy. Wystarczy przypomnieć prywatyzację polskich hut stali na rzecz hinduskich inwestorów. Tak gigantyczny koncern stalowy wraz z nieruchomościami sprzedano wówczas  za sześć milionów złotych, czyli równowartość dwóch willi pod Warszawą.

Ciekawe, czy tym razem pan premier Piechociński wiedział o całej sprawie.

Jak na razie mówi, że "w praktyce już od dawna to nie politycy PSL ponoszą odpowiedzialność za energetykę" i grozi odejściem z rządu. Myślę, że to może być jeden z elementów całej sprawy. Zastanawiające jest czy wicepremier rządu, formalnie odpowiedzialny za kwestie gospodarcze, wiedział cokolwiek o całej sytuacji.

Zbigniew Kuźmiuk pyta na swoim blogu, czy Jamał II nie był zasłoną dymną właśnie w sprawie Azotów? Wyobraża pan sobie taki scenariusz? Trzeba to bardzo poważnie traktować. Warto również zauważyć, że Jamał II miał iść w pobliżu Tarnowa i Puław. Natomiast fundamentalna jest kwestia wyjaśnienia, czy dochodzi do nieformalnych decyzji poza rządem w sprawach tak istotnych, tak fundamentalnych dla polskiej gospodarki i bezpieczeństwa energetycznego.

Jak ewentualna prywatyzacja Azotów mogłaby się odbić na kondycji polskiej gospodarki? Nie powinniśmy już prywatyzować nawet guzika. Dalsze kontynuowanie tej prywatyzacji – i to nawet, gdyby kupcem mieliby nie być Rosjanie – jest skandalem samym w sobie. Firmy nawozowe mają olbrzymie znaczenie przede wszystkim dla przemysłu rolno-spożywczego, to liczące przedsiębiorstwa w Europie i na świecie; perełki, o których sprzedaży powinno się zapomnieć. One powinny pracować na potrzeby Polski i polskich obywateli. Specyfiką całej sytuacji jest kwestia dostarczenia gazu, surowca niezbędnego do produkcji nawozów. To cały szereg powiązań i zależności niezwykle istotnych dla polskiej gospodarki i przemysłu. Not. svl

Jest super, jest super!„Wyborcza” pozazdrościła ojcu Rydzykowi i też organizuje marsz swoich zwolenników. Pod hasłem radości i zadowolenia z życia w III RP. Przeciwko temu, że mając świetny rząd i super prezydenta Polacy wciąż nie są tak weseli i uśmiechnięci, jak powinni być. W marszu weźmie udział prezydent Komorowski, co, jak pokazał 11 listopada, gwarantuje frekwencję, bo gdzie on, tam karnie stawiają się maszerować wszyscy urzędnicy jego kancelarii, urzędów centralnych i warszawskiego ratusza, a to tysięczne rzesze, dość, żeby tvn-owskim kamerom szczelnie wypełnić kadr. Na czele pochodu będzie wieziony wielki orzeł z białej czekolady, wykonujący skrzydłem gest, że jest „oki”. Jak się trafi upał (a w końcu globalne ocieplenie mogłoby coś zrobić dla swych gorliwych propagatorów) to będzie można obserwować, jak się ten orzeł stopniowo, w atmosferze ogólnej beztroskiej radości, rozmemłuje w bezkształtnego lepkiego gluta, co jest trafniejszą metaforą III RP, niż by najtęższy poeta umiał wykombinować. A uwieńczeniem radosnej manifestacji będzie wspólny „toast wolności”, co pozwala się spodziewać, że do uczestników dołączą także Palikot z małpką i Kwaśniewski z golenią, czyli − jak już celnie podsumowała nową formację polityczną opinia publiczna − producent plus konsument. Przecieram oczy, czy to nie jakiś prima aprilis, cienkie szyderstwo z głuptactwa „fajnopolaków”, hakerski atak na strony internetowe zasłużonego organu − ale proklamacja „radosnej” manifestacji i celebryckie zachęty do wzięcia w niej udziału nie znikają. Pan chyba odebrał resztki rozumu ludziom, których i tak nigdy nadmiernie tym dobrem nie obciążał. Tak, zachwycone sobą i swoimi rządami elity, manifestujące na ulicach samozadowolenie i politowanie dla rządzonych, że nie potrafią się cieszyć wraz z klasą panującą, to jest właśnie to, co przeciętny Polak dzisiaj potrzebuje i chce oglądać. Moje mózgowie, podniecone wzywającą do świętowania i manifestowania radości proklamacją obchodów pióra redaktora Kurskiego, z punktu zaczęło pracować na wysokich obrotach, jak by tu można uatrakcyjnić radosną manifestację radości z III RP. Pomysłów od razu mam tyle, że nie nadążam z zapisywaniem. Na przykład, niech na obrzeżach pochodu dzieci w strojach krakowskich (względnie karzełki ze sceny wręczania paszportów w „Misiu”) rozdają przechodniom wielkie, kartonowe uśmiechy do zakładania na twarz; takie jak w teledysku piosenki Muńka Staszczyka, z której pozwoliłem sobie wciąć tytuł. Niech z takimi uśmiechami występują w Dniu Czekoladowego Orła prezenterzy, oficjele, niech demonstracyjnie zakładają je tego dnia artyści, intelektualiści i celebryci, „wszyscy uradowani i wzruszeni, że są świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji”. Wspomniana piosenka może też oczywiście być dźwiękowym tłem manify, choć do tego celu mam jeszcze lepszą kandydaturę − radosny pochód powinien maszerować w takt starego przeboju kabaretu Tey: „Za oknami świta, widać że rozkwita / rosną domy z lewej, z prawej będą też / przecież to jest nasza duma pospolita / a wy jacyś tacy toż to przecież grzech”. No, może to klerykalne słowo na końcu należałoby zastąpić czymś stosowniejszym − „toż to przecież faszyzm”, względnie „oszołomstwo”. Gadżety i scenografia to jedno, ale najważniejsze są hasła. Co tu napisać na transparentach, żeby było wiadomo, z czego ta radość lemingów, ta duma? Przecież nie z tego, że młodzi Polacy spieprzają z tej „zielonej wyspy sukcesu” aż pogranicznikom przeciąg uszy urywa, i nie z faktu, że przy zaabsorbowaniu setek miliardów euro kredytów i pomocy unijnej, mimo zejścia z rynku pracy co najmniej dwóch milionów aktywnych zawodowo obywateli, udało się utrzymać bezrobocie na poziomie blisko 15 procent. Że od czasu wejścia do Europy konkurencyjność i innowacyjność naszej gospodarki się zmniejszyła, za to z 300 tysięcy do miliona (wedle raportu „Dziennika Gazety Prawnej”) wzrosła liczba urzędników? Że przyrost naturalny lokuje nas na miejscu 212 z 224 zbadanych niedawno krajów, czyli w grupie społeczeństw gwałtownie wymierających, a w najnowszym rankingu europejskiego think-tanku porównującego jakość demokracji zajęliśmy chwalebne 45 miejsce, w grupie „demokracji wadliwych”? Że pod względem zamożności społeczeństwa niedawno spadliśmy w Unii Europejskiej na czwarte miejsce od końca, dając się wyprzedzić Litwie? Że według obliczeń renomowanego brytyjskiego pisma medycznego w naszych szpitalach na 100 operacji 17 kończy się zgonem pacjenta (średnia europejska 4), i to pomimo ostrej darwinowskiej selekcji najsłabszego biologicznie elementu jaką stanowią wielomiesięczne kolejki do pierwszej wizyty u specjalisty? Listę takich powodów do zadowolenia z III RP mógłbym ciągnąć długo, ale statystyki się na transparenty nie nadają, bo za długo by cytować. Ale przecież powody do radości są oczywiste, najboleściwiej oczywiste, tak oczywiste, że tylko wrogowie i paranoicy mogą im zaprzeczać. No, przecież… no oczywiste są! Urządziliśmy mistrzostwa piłkarskie, o, i zbudowaliśmy stadion. Co prawda wciąż nie nadaje się do formalnego odbioru, ale też wciąż się nie zawalił, niech mi kto powie, że to nie sukces, zwłaszcza w porównaniu z „rewitalizowanym” na ten same zawody Dworcem Centralnym. Autostrady też może nie są do końca ukończone, ale na razie się nie rozpadają, na szczęście, bo wszystkie budujące je firmy w czambuł pobankrutowały i z ewentualnymi reklamacjami szukaj wiatru w polu. Dzięki mistrzostwom pokazaliśmy całemu światu, że Polacy potrafią być zadowoleni i się bawić, a to jest przecież bezcenne. Sprawowaliśmy też przewodnictwo w Unii Europejskiej! To jest najlepszym dowodem, że jesteśmy szanowani i nasza pozycja wzrosła. Nasz rząd wspaniałym unikiem pozbył się odpowiedzialności za smoleńskie śledztwo, i uniknął zwrotu wraku, który pisowscy paranoicy pocięliby na relikwie i odprawiali przy nim jakieś ponure, kompromitujące nas przed Europą nabożeństwa. Nasz rząd posłał do szkół sześciolatki. Wprowadził nas do paktu fiskalnego i prowadzi do wspólnej waluty, żebyśmy byli tam, gdzie zapadają decyzje. Dba o przedsiębiorców, czego najlepszym dowodem bijący rekordy oglądalności film. Niezawisły sąd III RP obalił wreszcie historyczne kłamstwa szerzone przez smoleńskich paranoików, jakoby bójka uliczna na wybrzeżu w grudniu 1970 była jakąś „masakrą”. W Warszawie buduje się metro… Nie dość wam jeszcze?

„Dobrze jest! Dobrze jest, psiakrew, a kto mówi że nie, to go w mordę!”. RAZ

Z prof. Jackiem Tittenbrunem rozmawiają Michał Sobczyk i Remigiusz Okraska Powszechnie za początek transformacji ustrojowej uważa się rok 1989. Właśnie ukazała się Pana monumentalna praca pt. „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji”. Przypomina w niej Pan, że większość fundamentalnych przekształceń gospodarczych, jak prywatyzacja, „kuchennymi drzwiami” wprowadzano jeszcze przed formalną zmianą systemu. Jacek Tittenbrun: Faktycznej prywatyzacji dokonującej się już w czasach PRL sprzyjały zarówno prawne rozwiązania tworzone na poziomie makro, jak i układy istniejące na szczeblu mikro, tzn. przedsiębiorstw oraz stosunków między nimi a innymi częściami i instytucjami systemu społecznego.

Na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z 8 lutego 1988 r. powstała możliwość tworzenia prywatnych spółek na bazie majątku przedsiębiorstw państwowych w celu lepszego wykorzystania i zwiększenia produktywności tego majątku, które później zostały nazwane spółkami nomenklaturowymi. Spółki „pączkujące” na przedsiębiorstwie przejmowały z reguły newralgiczne (i przynoszące największe zyski) części aktywów, nie podlegające rygorom podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń. Zwykle spółki te zakładali i kierowali nimi członkowie kadry kierowniczej przedsiębiorstw publicznych oraz członkowie aparatu partyjnego i inni przedstawiciele partyjnej nomenklatury. Typowa spółka nomenklaturowa monopolizowała zaopatrzenie przedsiębiorstwa państwowego w surowce, materiały i energię, a także – sprzedaż wyrobów gotowych, przechwytując tym sposobem od obu stron cały zysk przedsiębiorstwa. Ułatwiał to fakt, że dyrektor przedsiębiorstwa mógł zawierać z samym sobą, jako prezesem spółki nomenklaturowej, odpowiednie umowy. W ten sposób nomenklatura, w ramach przygotowań do powitania nowego ustroju, przeprowadzała „pierwotną akumulację kapitału”, która mogła dokonać się wyłącznie przez rozkradanie majątku państwowego, bo innego w zasadzie nie było. Uchwalenie pod koniec 1988 r. ustawy o działalności gospodarczej, która uchylała najważniejszy filar socjalizmu realnego w postaci wprowadzonej w 1947 r. przez Hilarego Minca zasady, że na działalność gospodarczą musi pozwolić państwo, było logicznym zwieńczeniem uwłaszczenia nomenklatury, potrzebującej na nowym etapie wolności gospodarczej.

Zanim pozwolono obywatelom wypowiedzieć się w wolnych wyborach, przezornie zadbano o kształt nowej rzeczywistości gospodarczej. Społeczeństwo zostało postawione przed faktami dokonanymi...

J. T.: W lutym 1989 r. peerelowski Sejm przyjął ustawę „o niektórych warunkach konsolidacji gospodarki narodowej”. Była ona podstawą prawną do masowego przejmowania przez wspomniane spółki nomenklaturowe majątku przedsiębiorstw państwowych. Mniej więcej w tym samym czasie został rozwiązany wydział przestępstw gospodarczych Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej! Ale zasadnicza zmiana ustroju gospodarczego, w praktyce oznaczająca pożegnanie się z realsocjalistycznymi pryncypiami, przyszła wcześniej. Była nią wspomniana ustawa „o wolności i równości gospodarczej” z grudnia 1988 r., potocznie zwana „ustawą Rakowskiego”. Stanowiła ona, że każdy obywatel ma prawo prowadzić działalność gospodarczą z prawem do zatrudniania nieograniczonej liczby osób, a jedynym wymogiem formalnym jest wpisanie tej działalności do ewidencji. Ustawa ta zawierała pewien haczyk – wprowadzając nowe możliwości dla nowo zakładanych firm prywatnych, a nie ruszając starych rygorów dotyczących jednostek gospodarki uspołecznionej, upośledzała te drugie względem tych pierwszych. W ten sposób zmuszano przedsiębiorstwa państwowe do korzystania z pośrednictwa spółek nomenklaturowych! Wystarczy wspomnieć, że pod koniec 1989 r. w sferze produkcji materialnej istniało niemal 3500 spółek prawa handlowego z udziałem przedsiębiorstw państwowych.

Opisywanie prywatyzacji przy użyciu terminu „uwłaszczenie nomenklatury”, tj. kadr kierowniczych przedsiębiorstw państwowych oraz funkcjonariuszy aparatu partyjnego, bywa traktowane jako zabieg ideologiczny, mający służyć dyskredytacji całości reform. Czy są wymierne dowody świadczące o tym, że zjawisko wzbogacania się PRL-owskiego establishmentu na państwowym majątku rzeczywiście wystąpiło na masową skalę? J. T.: Posługuję się pojęciem nomenklatury jako kategorią naukową, nie ideologiczną. A o realności i nagminności zjawiska zwanego uwłaszczaniem się nomenklatury świadczyć może liczba spółek między osobami prywatnymi i przedsiębiorstwami uspołecznionymi. Od stycznia do września 1989 r. powstało 12,6 tys. takich spółek. Dodajmy, że nomenklatura, czyli wykaz stanowisk, których obsadzenie wymagało akceptacji odpowiedniej instancji partyjnej, obejmowała w 1988 r. ok. 30 tys. kluczowych stanowisk, a jeśli dodać do tego stanowiska objęte rekomendacjami partyjnymi, które tylko formalnie nie miały mocy wiążącej – 360 tys.

Partykularne interesy tej grupy społecznej bez wątpienia miały ogromny wpływ na wiele decyzji podejmowanych u progu transformacji. A jaką rolę odegrała ideologia, wolnorynkowy dogmatyzm reformatorów? J. T.: O roli ideologii wspartej na dogmacie wyższości własności prywatnej nad publiczną, można mówić przede wszystkim w odniesieniu do ekipy – a także jej następczyń – która odpowiadała za wyznaczanie polityki ekonomicznej po 1989 r. Dla części elit PRL-owskich ten mit również mógł być elementem świadomości (nie mając tam konkurencji ze strony dawno zapomnianej teorii marksistowskiej), ale w ich postępowaniu główną rolę odegrał bez wątpienia własny interes. Grupy te albo rozumiały, że koniec socjalizmu jest już bliski, albo – zamierzając się wygodnie urządzić w ramach starego ustroju – przyspieszały ów kres swoimi działaniami, co wychodziło na jedno.

Pańskie analizy pokazują, że w nadużycia prywatyzacyjne uwikłana była większość partii i środowisk politycznych w Polsce, nie tylko formacja określana ogólnie jako postkomunistyczna. J. T.: Jakkolwiek by nie nazwać SdRP czy SLD (jako zasadniczych, choć nie jedynych post-PRL-owskich partii), pozostaje faktem, że zarówno te – określające się mianem lewicowych – partie, jak i ich prawicowe konkurentki ochoczo patronowały, a ich członkowie angażowali się w przekształcenia własnościowe po 1989 r. Patrząc z tego punktu widzenia, można mówić o poza- czy ponadpartyjnym uwikłaniu w stosunki charakterystyczne dla tego, co określam jako kapitalizm patrymonialny, system korupcjogenny i patologiczny, którego charakter wyznaczany jest przez styk gospodarki i państwa. Z tego względu uwikłanie partii w przemiany własnościowe jest niemal proporcjonalne do stopnia ich udziału w mechanizmach władzy, wpływającej na owe przemiany. [...]

Na koniec chcieliśmy zadać pytanie nieco osobiste. W Polsce mówienie o „uwłaszczeniu nomenklatury” i wskazywanie na partyjno-establishmentowe korzenie prywatyzacji, niejako od razu nasuwa skojarzenia z prawicą, tą najbardziej antykomunistyczną. Pan natomiast jest konsekwentnie od lat człowiekiem lewicy, bliskim marksizmowi. Skąd zatem wzięło się Pańskie, oryginalne w polskich realiach, stanowisko definicyjno-krytyczne? J. T.: To, że pojęcie uwłaszczenia nomenklatury może być czy nawet zostało, nomen omen, zawłaszczone przez prawicę, to jedna sprawa, a jego naukowa prawomocność – a ta w pierwszym rzędzie mnie interesowała – to zupełnie inna kwestia. O zburżuazyjnieniu funkcjonariuszy aparatu partyjno-państwowego jako zasadniczej przyczynie buntów robotniczych w PRL pisałem wielokrotnie, także za czasów dawnego ustroju. Teksty te pisane były z pozycji lewicowych i tak też były odczytywane. Mogę jedynie na zakończenie zachęcić do przeczytania całej książki, która, jak myślę, jednoznacznie wyraża moje lewicowe, antykapitalistyczne, prorobotnicze i propracownicze stanowisko. Stanowisko to przejawia się przede wszystkim w opisie i badaniu wydarzeń i procesów istotnych dla warunków egzystencji tej klasy czy klas. A znaczeniu prywatyzacji dla warunków życia mas robotniczych i pracowniczych w ostatnich dwóch dekadach trudno zaprzeczyć. Dziękujemy za rozmowę.

Prof. dr hab. Jacek Tittenbrun (ur. 1952) – socjolog. Kierownik Katedry Socjologii Przedsiębiorczości i Pracy oraz Zespołu Badań Socjoekonomicznych w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, profesor zwyczajny Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego główne zainteresowania naukowe obejmują socjologię gospodarki, ze szczególnym uwzględnieniem problematyki własności oraz zagadnienia zróżnicowania społecznego; zajmował się badaniem m.in. małych i średnich przedsiębiorstw, społeczno-ekonomicznych mechanizmów upadku socjalizmu realnego oraz prywatyzacji. Autor teorii stanów społecznych i teorii własności siły roboczej. Prowadzi badania na pograniczu socjologii i ekonomii, niejednokrotnie wkraczając także w obszary zainteresowań filozofii, politologii i innych nauk społecznych. Laureat wielu nagród naukowych, m.in. nagrody im Stefana Czarnowskiego, przyznanej przez Polską Akademię Nauk. Wielokrotny stypendysta zagranicznych ośrodków naukowych, członek prestiżowych instytucji i środowisk naukowych, m.in. Europejskiego Stowarzyszenia Socjologicznego. Uhonorowany tytułem naukowca roku 2005 przez International Biographical Centre (Cambridge, Anglia). Autor kilkunastu książek, w tym wydanych w Londynie i Nowym Jorku. Wśród jego najważniejszych publikacji znajdują się „Instytucje finansowe a własność kapitału akcyjnego” (1991), „Nowi kapitaliści? Pracownicze fundusze emerytalne a własność kapitału akcyjnego” (1991), „The Collapse of »Real Socialism« in Poland” (1993), „Ekonomiczny sens prywatyzacji: Spór o wyższość własności prywatnej nad publiczną” (1995), „Private versus Public Enterprise: In Search of the Economic Rationale of Privatisation” (1996). W roku 2008 ukazała się jego czterotomowa praca „Z deszczu pod rynnę: Meandry polskiej prywatyzacji”. Ponadto jest tłumaczem literatury pięknej, dokonał m.in. polskiego przekładu „Żelaznego Jana” Roberta Bly.

http://obywatel.salon24.pl/93144,prof-jacek-tittenbrun-bezdroza-polskiej-prywatyzacji

Tragedia zakończona komedią Wprawdzie 70 rocznica powstania w warszawskim getcie przesłoniła wszystkie inne wydarzenia nie tylko krajowe, ale i zagraniczne - skoro jednak już minęła, możemy przyjrzeć się również innym ewenementom. Nawiasem mówiąc, powstanie w warszawskim getcie zostało nazwane „Pierwszym Powstaniem Warszawskim”. Nietrudno się domyślić intencji takiego nazewnictwa. W potocznym odbiorze „pierwsze” powstanie, jako znajdujące się na pierwszym miejscu, uważane bywa za ważniejsze od tego „drugiego”. Poza tym, zagranica - o ile w ogóle wie o Powstaniu Warszawskim - to ma na myśli właśnie powstanie w warszawskim getcie - o czym wielokrotnie mogłem osobiście się przekonać. W tej sytuacji użycie nazwy „Pierwsze Powstanie Warszawskie” jest elementem żydowskiej polityki historycznej, który ma na celu wyeksponowanie żydowskich wątków w historii Polski, co z kolei wydaje się ważnym składnikiem „moralnej podstawy” żydowskich roszczeń majątkowych wobec naszego nieszczęśliwego kraju. Przechodząc do wydarzeń przyćmionych przez wspomnianą rocznicę, to warto rozebrać sobie z uwagą wyrok niezawisłego sądu w osobie pana sędziego Wojciecha Małka - bo w sprawie sprawców masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku dwaj ławnicy głosowali inaczej. Wobec funkcjonariuszy komunistycznego reżymu zawodowi sędziowie są łagodni, niczym najczulsza matka. Temu zawdzięczamy zarówno kwalifikację prawną w postaci „pobicia ze skutkiem śmiertelnym”, zastosowaną do rozkazu otwarcia ognia z karabinów maszynowych do tłumu na stacji kolejki Gdynia Stocznia, wyłączenie generała Wojciecha Jaruzelskiego z powodu „stanu zdrowia”, które jednak być może pozwoli mu na uczestnictwo w czerwcowym kongresie lewicy - no i wreszcie wyrok uniewinniający wicepremiera Stanisława Kociołka, co to nie przestaje powtarzać, jaka to się wtedy wydarzyła „tragedia” - bo jużci; „tragedia”, to przecież nie to samo, co zbrodnia - a skazujący na symboliczne kary w zawieszeniu tylko oficerów LWP. Słowem - ukarany został bezmyślny miecz, a nie ręka. Widać, że „policmajster powinność swej służby zrozumiał” i wreszcie drobiazg - wyrok zapadł po 18 latach procesu. Czyżby wcześniej niezawisłe sądy miały zakaz wyrokowania w tej sprawie, a teraz zakaz został uchylony - ale dlaczego? Widocznie dlatego, że sytuacja w wymiarze sprawiedliwości, przede wszystkim pod względem kadrowym, została przez naszych okupantów uznana za bezpieczną i to do tego stopnia, że funkcjonariusz nadzorujący z ramienia naszych okupantów niezawisły sąd, najwyraźniej nie pofatygował się poinstruować ławników.

SM

23/04/2013 „To kolejne potwierdzenie, że nie mamy już w kraju wymiaru sprawiedliwości”- powiedział pan Antoni Krauze, reżyser filmu” Czarny czwartek, Janek Wiśniewski padł”. Powiedział to zdanie po ogłoszeniu wyroku w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w roku 1970, ogłoszone przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Proces trwał prawie 18 lat(????!!!!!!??????!!!!!). Pan były premier- PRL- Stanisław Kociołek- został uniewinniony, a dwaj oficerowie średniego szczebla, skazani na kary 2lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata- nie za zabójstwo, ale za śmiertelne pobicie(????) 18 długich lat był prowadzony proces.. Tak wygląda działanie wymiaru sprawiedliwości w III Rzeczpospolitej… 18 lat…Wymierają świadkowie, zmieniają się sędziowie, płynie czas, a polski wymiar sprawiedliwości szuka sprawiedliwości.. Szkoda, że taki proces nie trwa 100 lat! To byłaby dopiero sprawiedliwość jako niezłomna wola wymierzania każdemu tego co mu się należy.. Przez 18 lat wszyscy wokół prowadzonej sprawy pobierali pieniądze z budżetu państwa polskiego… Ile tych pieniędzy pobrali i ile cała sprawa kosztowała, żeby skazać dwóch oficerów średniego szczebla w zawiasach.. Koń by się uśmiał, gdyby umiał się śmiać z polskiego wymiaru sprawiedliwości.. Towarzysz Stalin miał rację:” Jedyna sprawiedliwość jest na cmentarzu”.. Szczególnie w III Rzeczpospolitej demokratycznej.. A pan Janusz Korwin- Mikke w głębokich latach dziewięćdziesiątych chciał zrobić lustrację sędziów, prokuratorów, posłów , wojewodów i senatorów.. Ale pan Antoni Macierewicz zamiast lustracji wyciągnął jakąś listę 34 agentów, którą sporządził oficer SB- i wymachiwał ta listą, uchodząc do tej pory za lustratora.. A przecież chodziło o posłów, senatorów, wojewodów, sędziów i prokuratorów.. A nie o tę listę! Trybunał Konstytucyjny stwierdził wtedy, że uchwała nie jest zgodna z konstytucją(????) Chodziło o uchwałę lustracyjną. Problem w tym, że Trybunał Konstytucyjny nie miał prawa stwierdzać, czy uchwała jest zgodna z Konstytucją, niezależnie jaka to jest Konstytucja, ponieważ Trybunał jest od stwierdzania zgodności ustaw, a nie uchwał- z Konstytucją. Ale polskiemu” prawu” to nie przeszkadza.. Byleby sprawę oddalić.. I tu leży podstawowy problem, rozwiązany w Czechach i Niemczech., Tam nie ma problemu z komunistyczna agenturą… U nas problem agentów dawnej bezpieki pozostał.. I moim zdaniem jest dziedziczony.. To jest jeszcze gorsze- państwo gnije. A sprawiedliwość? Przestańmy żartować.. Znowu wypowiadam swoje zdanie: wystarczy jeden telefon, a szczególnie w sprawach politycznych- „Wy nie ruszacie naszych, a my nie ruszamy – waszych”. No i wystarczy obejrzeć sobie jeden odcinek programu redaktor Jaworowicz, czy „ Państwa w państwie”:, żeby zobaczyć w jakim kraju żyjemy.. W kraju kompletnego bezprawia! Mogą z nami zrobić co zechcą… Aż dreszcz przechodzi po grzbiecie.. Najlepiej nic nie mieć i nie mieszać się do polityki.. Bo można ucierpieć.. No i działają” nieznani sprawcy”.. Tak jak w poprzedniej komunie… Dobrze, że w sprawie wydarzeń z grudnia 1970, Sąd Okręgowy w Warszawie nie skazał za zaczepianie ludzi idących do pracy, tych , którzy sortowali mundury dla wojska, które strzelało do robotników jak do kaczek- właśnie w grudniu 1970 roku .Zresztą dzisiaj już mamy inne realia- do kaczek strzelać nie bardzo wolno- do ludzi też na ulicach się nie strzela. Wystarczy instytucja nieznanych sprawców.. Dokładnie też jak w PRL-u.. Tylko tych najbardziej aktywnych i wpływowych.. Tymczasem Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że przedstawiciele Poczty Polskiej mają prawo bez żadnej zapowiedzi sprawdzać, czy firmy rejestrują odbiorniki telewizyjne i radiowe oraz czy odprowadzają z tego tytułu abonament. Czy, czy płacą za posiadanie aparatu radiowego i telewizyjnego. Bo na razie za posiadanie pralki, lodówki czy odkurzacza- socjalistyczne państwo nie pobiera żadnej opłaty. W przypadku pralki też przecież są programy- no nie ma takiej propagandy- ale programy są. Można byłoby wprowadzić opłaty za posiadane programy przy pralkach, póki co, bo jak konstruktorzy wymyślą programy w lodówkach i odkurzaczach- to oczywiście też. Bo formalnie chodzi o posiadanie telewizora lub radia.. A propagandowo- o oglądanie tej propagandy i jej wchłanianie poprzez zmysł słuchu.. Na przykład jadąc samochodem.. Jak ktoś ma radio i telewizor w komputerze, a nie ma aparatu telewizyjnego lub radiowego- to i tak musi zapłacić abonament za posiadanie radioodbiornika w samochodzie.. To jest logiczne! Opłata jest w końcu za posiadanie, a nie za słuchanie, czy oglądanie.. Bo można sobie pooglądać radio, i posłuchać telewizji- ale też trzeba zapłacić. Na razie za oglądanie telewizji w komputerze słuchanie radia też- nie ma opłaty, bo nie ma opłaty od posiadania komputera. Na razie- póki co..

Jak się wszyscy przerzucimy na komputery, to oczywiście socjalistyczna i totalitarna władza opodatkuje posiadanie komputerów- to dla mnie oczywiste i jasne jak przysłowiowe Słońce.. Jesteśmy MY- i są ONI- nasi zarządcy- tak jak w poprzedniej kominie.. Wszystko tak samo. ONI robią wszystko przeciw nam, a my się bronimy unikając państwa- jak tylko można.. To po co nam takie państwo, z którym miliony” obywateli”: nie chcą mieć nic wspólnego? W demokratycznym państwie totalitarnym tak jest, że wszystko co związane z naszą wolnością państwo zawłaszcza. Bo nasza wolność, jest wolnością państwa. I państwo za odbieranie nam wolności nie płaci nam żadnego abonamentu od posiadania naszej wolności.. Tym bardziej, że każde socjalistyczne państwo nie ma nigdy żadnych pieniędzy, oprócz tych, które nam zabierze pod przymusem ustawowym i demokratycznym- ma się rozumieć.. A dlaczego tylko przedstawiciele bankrutującej Poczty Polskiej będą mogli bez zapowiedzi sprawdzać, czy firmy rejestrują odbiorniki telewizyjne i radiowe? I dlaczego tylko w firmach? Powinni mieć prawo- jak nauczali bolszewicy- wchodzić do każdego domu bez zapowiedzi i nakazu sądowego- zresztą po co sądy- nie wystarczy widzimi się, wojewody, prokuratora, sędziego, posła czy senatora- i sprawdzać kto ma telewizor i radio.. I jakiej marki! To wszystko musi być w końcu uporządkowane, żeby socjalistyczne państwo wiedziało ile czego i jakiej jakości ma- prawda? Bo to wszystko- tak naprawdę jest państwa, skoro o to wszystko tak państwo pieczołowicie dba.. I o nas dba, jak o bydło, i o nasze samochody, i o nasze dzieci, o nasze telewizory i radia- i o wszystko co nasze, a tak naprawdę- państwa.. Robi sobie kontrole w firmach, które rzekomo nie są państwowe,, Skoro kręcą się po nich różni funkcjonariusze państwowi w poszukiwaniu pieniędzy, które” właściciel” rzekomo ukrył przed państwem. to chyba są to firmy państwa, a nie ludzi prywatnych.. Po prywatnych firmach nie powinien się nikt kręcić.. Bez zgody właściciela! Ale żyjemy w państwie demokratycznym i praworządnym- tak przynajmniej twierdzi propaganda w środkach koncesjonowanych przez państwo – w środkach masowej dezinformacji.. A na kontrolę czy „obywatel”: ma telewizor czy radio, powinni móc chodzić funkcjonariusze wszystkich służb państwowych, nie tylko Poczty Polskiej.. Także Inspekcja Drogowa.. Nie tylko zatrzymywać samochody i żądać potwierdzenia wpłaty abonamentu telewizyjnego- pardon- radiowego, ale także policja drogowa i obywatelska przeciw obywatelom.. Całe państwo przeciw „obywatelom” w państwie jak najbardziej obywatelskim.. W ramach praw człowieka kontrolować wszystko co „ obywatel” ma.. Prawa Człowieka- mać! Jak to niewolę można ukryć pod szczytnym hasłem Praw Człowiek i do tego Obywatela? WJR

Jadwiga Staniszkis: gdzie są w UE rezerwy rozwoju? Ekonomiści alarmują: już nie w dalszej liberalizacji handlu. Bo korzyści jakie odniosły bardziej efektywne gospodarki łączyły się z obniżeniem potencjału wytwórczego krajów mniej rozwiniętych. I stopniowym ograniczaniem ich chłonności na dalszy import – także ze względu na niskie dochody. A - łatwe początkowo – korzyści ze zdobywania nowych rynków w krajach o niskim i średnim poziomie rozwoju spowodowały, ze Europa Zachodnia wytraciła impet innowacji. Także dalsze rozszerzenie wspólnej waluty nie jest taką rezerwą: obecny kryzys pokazuje, że nie towarzyszy temu realna konwergencja ekonomiczna. W przypadku rozszerzenia euro na Polskę intensywniejszy byłby zapewne przepływ siły roboczej do Niemiec (z korzyścią dla tych ostatnich). Ale z drugiej strony obniżenie, w pierwszym okresie, konkurencyjności naszej gospodarki uderzyłoby w import niemiecki. Moim zdaniem największą rezerwą dla rozwoju jest niesamowita złożoność kulturowa Europy. Znaczne większa, niż innych kontynentów. To tu, być może, udałoby się odnaleźć pomysły (instytucje, koncepcje „porządku” i „kontroli”) które pozwoliłyby na większą sterowność i elastyczność. A równocześnie – redukcję niepewności. Nie przez, nieskuteczne już, hierarchie, ale – choćby – monitorowanie relacji między różnymi płaszczyznami (każda z innymi warunkami brzegowymi których przekroczenie uruchamia reakcję). Ustalenie warunków brzegowych dla relacji między tymi płaszczyznami (a nie tylko – dla każdej z płaszczyzn osobno) mogłyby zapobiec kryzysowej kumulacji napięć. Pomysły co do budowania korespondencji odmiennie istniejących tworów można znaleźć choćby u XIII wiecznych angielskich franciszkanów! Bo złożoność Europy to efekt historii idei religijnych, przechodzącej w – zsekularyzowane – filozofie polityczne. I – ideologie, często deformujące pojęcia przez przeniesienie do innego kontekstu, niż ten w którym powstały. Tak więc protestanckie traktowane jednostkowej perspektywy jako „uzurpacji” (z lokowaniem „właściwego istnienia” w reprezentowaniu logiki całości) spotyka się – przez kolejne odbicia w pokoju krzywych luster – z ideą „całości” i uniwersalizmem prawosławia. W obu moralny charakter czynu zależy nie od niego samego, ale - od statusu działającego. Czy jest „podmiotem historii” czy tylko – partykularną iluzją. Wielka Brytania w swojej formule liberalizmu kontynuuje analityczne podejście franciszkańskiej i ockhamowskiej, po-realistycznej ontologii. Oraz Lockowski indywidualizm (podkreślający rolę wolności jako sytuacji poznawczej) jako jej spoiwo. Francję z kolei cechuje równoległość dwóch tradycji. Oświeceniowej, rewolucyjnej, opartej na zsekularyzowanej tomistycznej antropologii przyrodzonych praw człowieka. Oraz – równie zsekularyzowanej – poaugustiańskiej, podkreślającej elitaryzm przemiany przez wiedzę. Polska pozostała w tradycji realizmu tomistycznego, co do dziś owocuje optymistyczną antropologią godności i sprawiedliwości domagających się „uznania”. Ale też – nie rozumieniem – „nowej ontologii”. I – w związku z tym – bezbronnością wobec współczesnego dyktatu formy. Energia intelektualna ze zderzenia tych odmienności (gdy każda co innego w sferze kontroli i porządku uważa za „naturalne”) mogłaby ułatwić wypracowanie w UE innowacyjnego modelu władzy. I Europa znów stałaby się inspiracją dla świata! Jadwiga Staniszkis

Handel ludzkim życiem W Polsce odbywa się handel ludzkimi embrionami. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podejrzewa, że część z nich trafia do Niemiec. – Możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że na embrionach dokonuje się rozmaitych eksperymentów naukowych – ocenia. Jarosław Gowin nie ma wątpliwości – w polskich klinikach in vitro dzieją się rzeczy straszne. Zarodki są mrożone, sprzedawane, a także niszczone. Podkreśla, że obecnie są już na to dowody. – Dyrektor jednej z klinik złożył zawiadomienie o tym, że zniszczono ok. 10 tys. zarodków – informuje. Gowin podkreśla, że wiedzę o handlu zarodkami uzyskał już pięć lat temu, kiedy przygotowywał ustawę bioetyczną. Mówili mu o tym lekarze pracujący w klinikach in vitro. Informacje o sprzedaży embrionów potwierdza nawet Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO, która przygotowała konkurencyjny (w stosunku do Gowina) projekt ustaw o in vitro. Przyznała, że mówiło się o tym podczas prac nad projektami w Sejmie. Zaznaczyła jednak, że nie przytaczano żadnych dowodów. Handel embrionami może potwierdzić odnalezienie w jednej z byłych poznańskich klinik in vitro pojemnika do przechowywania zarodków. Szef kliniki okulistycznej, która mieści się w b. klinice in vitro, 12 kwietnia złożył do prokuratury doniesienie w tej sprawie. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus wyjaśnia, że na razie nie wszczęto dochodzenia. Śledczy muszą jeszcze przesłuchać osobę, która złożyła doniesienie. W ocenie ministra sprawiedliwości istnieje bardzo poważne podejrzenie, że embriony z polskich klinik są  sprzedawane do niemieckich ośrodków, w których dokonuje się na nich eksperymentów. W Niemczech zakup i wykorzystanie zarodków ludzkich do celów naukowych są ograniczone i ściśle regulowane przez prawo. Zarodki mogą być kupowane tylko z koncesjonowanych instytutów po uprzednim uzyskaniu specjalnej zgody. Niedozwolone jest używanie do celów naukowych i medycznych (poza in vitro) embrionów zamrożonych po 1 stycznia 2007 r. Media informują jednak o istnieniu szarej strefy. Prywatne kliniki kupują zarodki z Czech, krajów nadbałtyckich oraz z Polski. W Niemczech jest to procedura nielegalna. Polski wymiar sprawiedliwości jest bezbronny wobec sprzedaży embrionów. – W Polsce handel zarodkami nie jest zakazany. Mamy w tej dziedzinie lukę prawną – mówi Gowin. Sprawa jest bardzo poważna. – Do tej pory Polska nawet nie ratyfikowała konwencji bioetycznej z 1997 r. – przypomina poseł Tomasz Latos (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia. Konwencja Rady Europy przynajmniej częściowo reguluje sprawy związane z in vitro, m.in. zakazuje handlu zarodkami ludzkimi. Wojciech Kamiński

W finansach jest tak dobrze, że mamy procedurę nadmiernego deficytu

1. Wczorajsza konferencja prasowa ministra Rostowskiego dotycząca stanu naszych finansów publicznych po roku 2012, była jedną z najbardziej kuriozalnych jaką w ostatnich latach przyszło mi obserwować. Szef resortu finansów długo mówił o swoich sukcesach w zakresie redukcji deficytu sektora finansów publicznych w ostatnich latach, by na koniec tego wywodu poinformować, że według metodologii UE, wyniósł on 3,9% PKB i w tej sytuacji, procedura nadmiernego deficytu nałożona przez KE na Polskę jeszcze w roku 2008, będzie trwała dalej. Po tej konstatacji, minister Rostowski nawet się już nie zająknął, że jeszcze zaledwie przed paroma miesiącami zapewniał zarówno polską opinię publiczną jak i KE śląc tam kolejne dokumenty, że deficyt sektora na koniec 2012 roku, wyniesie 2,9% PKB.

2. Mimo tego, że deficyt sektora finansów publicznych po roku 2012 jest wyższy od tego zaplanowanego aż o 1% PKB, to Rostowski jak to ma już w zwyczaju opowiadał po raz kolejny o tym jak to bardzo odpowiedzialnie prowadzi sprawy finansów naszego kraju, czego wyrazem jest obniżka rentowności naszych obligacji skarbowych. Oczywiście szef resortu finansów bez skrępowania sugeruje, że to wynik prowadzenia przez niego odpowiedzialnej polityki w zakresie finansów publicznych i puentuje, że to „kubeł zimnej wody, wylany na głowy krytykującej go opozycji”. Ponieważ często piszę na temat polityki finansowej Rostowskiego, poczułem się oblany tą zimną wodą i ze schłodzoną w ten sposób głową z całą odpowiedzialnością oświadczam, że się cieszę z obniżenia rentowności naszych obligacji i mam nadzieję, że utrzyma się ono przez jakiś czas na tym obniżonym poziomie. W ten sposób bowiem jest poważna szansa na to, że wystarczy 43 mld zł zaplanowane w tegorocznym budżecie na obsługę naszego długu publicznego i nie trzeba będzie zabierać na ten cel pieniędzy z innych działów.

3. Spadek rentowności naszych obligacji nie jest jednak niczym wyjątkowym, spada bowiem oprocentowanie tych papierów w odniesieniu do większości krajów pożyczających na międzynarodowym rynku, za wyjątkiem tych, które korzystają z pomocy międzynarodowej. Banki centralne w tym szczególnie tych krajów, które mają duży wpływ na międzynarodowe finanse od dłuższego czasu, pompują do swoich gospodarek dodatkowe miliardy, a jedynym ograniczeniem jest nie wywołanie nadmiernej inflacji. Tak zdefiniował swoje działania parę tygodni temu bank centralny Japonii. Poinformował on publicznie, że będzie on dodrukowywał jeny do momentu kiedy inflacja liczona w ujęciu rok do roku, nie przekroczy 2%. Amerykańska Rezerwa Federalna z kolei poinformowała, że będzie udzielała bankom komercyjnym pożyczek oprocentowanych w przedziale 0-1% rocznie, których wartość miesięcznie będzie wynosiła 85 mld USD, dopóki wyraźnie nie poprawi się sytuacja na tamtejszym rynku pracy. Także Europejski Bank Centralny nie zasypuje gruszek w popiele. Wprowadził do systemu bankowego krajów strefy euro około 1 bln euro, udzielając na taką kwotę nisko oprocentowanych pożyczek bankom komercyjnym. Skupił także na rynku wtórnym obligacje hiszpańskie i włoskie, a wcześniej także greckie, portugalskie i irlandzkie na kwotę około 0,5 bln euro.

4. To właśnie ta polityka największych banków centralnych, ratujących gospodarki przed recesją, spowodowała, że na rynkach finansowych krążą ogromne pieniądze i szukają miejsc, gdzie można by łatwo zarobić. Przy czym teraz inwestuje się głównie w te instrumenty finansowe, które cechuje większa pewność odzyskania zainwestowanych środków, a taki charakter mają obligacje czy bony skarbowe, choć pewność inwestycji w te papiery nadwyrężył w ostatnich latach przypadek Grecji. Dlatego takim dużym zainteresowaniem cieszą się obligacje krajów UE spoza strefy euro, bo rentowność tych papierów pozwala naprawdę na wysokie zarobki, a i ryzyko przynajmniej takich inwestycji nie jest ciągle zbyt duże.Tak więc polskie obligacje pozwalają na duże zyski inwestorom, są papierami płynnymi i w związku z tym od dłuższego czasu mamy ogromny napływ zagranicznego kapitału na nasz rynek papierów dłużnych. Już 1/3 naszego długu jest zaciągnięta w walutach innych niż polski złoty, a ponad 1/2 długu, znajduje się w rękach inwestorów zagranicznych. Przy jakimkolwiek głębszym zawirowaniu na rynkach finansowych i gwałtownej dewaluacji złotego, możemy się naprawdę przekonać ile nas będzie kosztowała ta „roztropna” polityka w zakresie finansów publicznych, prowadzona od blisko już 6 lat przez ministra Rostowskiego. Kuźmiuk

Niemiecka agresja seksualna na 4 letnie polskie dzieci

Niemiecki i urząd pracy zaproponował dziewiętnastolatce pracę w domu publicznym” …..”Bild przypomina, że w 2005 roku doszło do podobnego skandalu, gdy bezrobotnej programistce z Berlina zaproponowano jej prace ko prostytutka. Gdy dziewczyna kategorycznie odmówiła zmniejszono jej wysokość zasiłku motywując to odmową podjęcia zatrudnienia „...(więcej )
„Czy za dwadzieścia lat pedofilia nie stanie się norma jak homo małżeństwa „....” Oburzenie homolobby wywołał amerykański, konserwatywny showman radiowy Rush Limbaugh, który porównał ruch na rzecz uznania społecznego dla pedofilii do ruchu na rzecz poparcia małżeństw homoseksualnych. A do tego stwierdził, że lewica może – krok po kroku – taki projekt przepchnąć „...(więcej )
Grzegorz Górny „Jednocześnie w świecie akademickim i kulturze masowej rozpowszechnia się klimat przyzwolenia na traktowanie dziecka jako obiektu seksualnego. „....”holenderski działacz gejowski i seksuolog dr Frits Bernard. To on ukuł pojęcie tzw. pedofilii pozytywnej, twierdząc, że współżycie z dorosłymi wyzwala w dzieciach osobowość i wspiera ich rozwój emocjonalny. Zapytany przed śmiercią, jaki czynnik może spowodować społeczną akceptację pedofilii, odpowiedział jednym słowem: "czas" …..(więcej )

Bogdan Dobosz „lewicowy dziennik „Libération” promował jeszcze w 1977 roku „narodziny Frontu Wyzwolenia Pedofilów” (FLIP), publikując materiały zachęcające do refleksji nad depenalizacją pedofilii. W tym samym roku ten sam dziennik opublikował pedofilski coming out pisarza Gwidona Hocquenghema, kolejnego bojownika 68’, wcześniej współzałożyciela Homoseksualnego Frontu Akcji Rewolucyjnej. Pisarz w wywiadzie proponował odbieranie pociech matkom, które „wyobrażają sobie, że mają wyłączne prawo do swoich dzieci „...(więcej )
Lekcje seksu dla czterolatka”...”Edukacji seksualnej powinny być poddane już małe dzieci – wynika z konferencji współorganizowanej przez MEN „.....”Już sześciolatek powinien rozumieć pojęcie „akceptowalny seks",”....”Była poświęcona prezentacji „standardów edukacji seksualnej w Europie", które WHO opracowało z niemieckim Federalnym Biurem ds. Edukacji Zdrowotnej. „...”edukację należy rozpocząć przed czwartym rokiem życia. W tym okresie dziecko należy nauczyć umiejętności, takich jak „rozmowa dotycząca prokreacji z wykorzystaniem określonego słownictwa". Dziecko powinno umieć też „wyrażać własne potrzeby, życzenia i granice, na przykład w kontekście zabawy w lekarza". „.....”Standardy WHO określają, co w dziedzinie seksu powinny umieć dzieci w kolejnych przedziałach wiekowych. Między 9. a 12. rokiem życia dziecko powinno nauczyć się już „skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne w przyszłości". Powinno też umieć „brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne". „.....”WHO radzi, by dziecko miedzy 12. a 15. rokiem życia potrafiło samo zaopatrywać się w antykoncepcję. Zdaniem WHO młodzieży w wieku powyżej 15. roku życia można dodatkowo wpoić „krytyczne podejście do norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa itp.". „.....”Ryszard Legutko z PiS. – To wprowadzanie seksu w świadomość bardzo młodego człowieka. Eksperci WHO to szkodliwi durnie „.....”wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, która złożyła w Sejmie projekt ustawy zakładającej edukację seksualną od pierwszej klasy podstawówki (obecnie wychowanie do życia w rodzinie są zajęciami nadobowiązkowymi od piątej klasy). „....(źródło )
Palikot „Jeśli już mówimy o legalizacji, to czy nie za bardzo Ruch Palikota odleciał chcąc zalegalizować sutenerstwo?- O legalizacji sutenerstwa mówiłrzecznik Ruchu Palikota Andrzej Rozenek. Ale ja się z nim zgadzam. „......” nie można zwalczyć tego sektora rynku” „..”jak i dla dobra państwa, które może na tym zarabiać. .(więcej )
 Tomasz Terlikowski „Prostytucja okazuje się „fajną zabawą" i sposobem na wyzwalanie Polski z okowów zacofania i konserwatyzmu.....(więcej )
Filip Memches „I tak nadchodzi koniec lewicowo-liberalnych rojeń o wolności jednostki. Dziecko nie jest dorosłą osobą, która ma prawo swoje życie osobiste układać według własnych wyobrażeń o szczęściu (byleby nie szkodzić innym ludziom). Ale apetyt kulturowych inżynierów rośnie w miarę jedzenia. Kiedy przekroczą jedną granicę, ruszają na kolejną. 
I bardzo ważnym elementem ich działalności jest pozyskiwanie poparcia takich instytucji jak WHO. „....”Wszystko zaczyna się w chwili narodzin. W przedziale wiekowym od zera do czterech lat dzieci mają się uczyć masturbacji. A dalej jest przekraczanie kolejnych barier, jakie postawiła dorastającemu człowiekowi represyjna kultura. „..”To tylko część podstawowych zaleceń, jakie Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia w Europie oraz niemieckie Federalne Biuro do spraw Edukacji Zdrowotnej w Kolonii skierowały do decydentów i specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem. Takie mają być standardy edukacji seksualnej na Starym Kontynencie. „....(źródło )
Moralność jest starsza niż ludzkość „.....”Małpy mają poczucie sprawiedliwości, dbają o cierpiących, zachowują się bezinteresownie „.....”Ale małpy, szczególnie nasi najbliżsi krewniacy szympansy, wykazują się również altruizmem i sprawiedliwością. „Wiedzą", że wojna jest niekorzystna dla biorących w niej udział, i potrafią konfliktom zapobiegać. Czują wstyd i mają poczucie winy. „.....”Czy można mieć poczucie winy i czuć wstyd, nie rozróżniając dobra i zła? „.....”zachowania, które określamy mianem moralnych, zostały zaprogramowane nam przez naturę miliony lat temu. „.....”Jeszcze ciekawsze są wyniki eksperymentów, w których naukowcy badali złożone zachowania społeczne małp. Na przykład altruizm. Badania dr Victorii Horner sprawdzały zachowanie samic, które mogły wybrać, czy jedzenie dostaną tylko one, czy najedzą się też samce. – Przekonaliśmy się, że samice – jedna za drugą – decydują, aby zarówno ona, jak i jej partner otrzymał jedzenie – mówi dr Horner. Takie zachowania musiały się wykształcić miliony lat temu – zanim nasze gatunki się rozdzieliły. „.....”Szympansy opiekują się swoimi chorymi, pomagają im, „wychowują" potomstwo zmarłych osobników i wyrażają współczucie dla matki, która straciła młode.Te zachowania nazwalibyśmy moralnymi, gdyby dotyczyły ludzi" …...(źródło )
Anna Piotrkowska . Focus.pl „Wierność jaskiniowców „.....” Jedna partnerka na całe życie? Niektórym mężczyznom nie mieści się to w głowie. A jednak najnowsze badania DNA wykazały, że jako gatunek jesteśmy zdecydowanie monogamiczni „....” Zespół kierowany przez prof. Damiana Labudę z Sainte-Justine Hospital Research Center na kanadyjskim Université de Montréal wykazał, że poligamia to u nas raczej wyjątek niż reguła. Przez ostatnie sto kilkadziesiąt tysięcy lat – a więc od kiedy istnieje „nowoczesny” Homo sapiens – kobiety i mężczyźni dobierali się przede wszystkim w pary i to z czysto praktycznych powodów. „....””Jak uczeni ustalili, czy nasi przodkowie byli mono- czy poligamiczni? Punktem wyjścia było proste rozumowanie. Teoretycznie, jeśli na przestrzeni dziejów mielibyśmy do czynienia ze stuprocentową monogamią, oznaczałoby to, że na jednego rozmnażającego się mężczyznę przypada jedna rodząca dzieci kobieta (co przekłada się na wkład płci brzydkiej i pięknej w różnorodność genetyczną potomków wynoszący 1:1). W przypadku poligamii sytuacja się zmienia – jeden mężczyzna zostaje ojcem dzieci kilku matek. Tym samym w grupach poligamicznych rozmnaża się więcej kobiet niż mężczyzn, co oznacza, że „żeński” wkład w różnorodność genetyczną przyszłych pokoleń jest większy niż męski (1:2, 1:3 albo więcej). Prof. Labuda opracował zupełnie nową metodę badań, pozwalającą precyzyjnie oszacować, jak dziś wyglądają te proporcje. Wziął pod lupę trzy grupy: zachodnioeuropejską (z dużym udziałem Brytyjczyków i Holendrów), afrykańską (lud Yoruba) oraz azjatycką (Chińczycy z Pekinu i Japończycy z Tokio). Wyniki były zaskakujące: 1:1,3 dla Europy, 1:1,4 dla Afryki i 1:1,1 dla Azji.”....”Otrzymane przez nas dane w żaden sposób nie potwierdzają więc tezy o masowym rozpowszechnieniu się poligamii wśród naszych przodków” …..(źródło )
„Gowin „Niemcy eksperymentują na polskich embrionach „...”"możemy być pewni" że dochodzi do handlu ludzkimi zarodkami. "Możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że na embrionach dokonuje się rozmaitych eksperymentów naukowych." - dodał minister. „....”Gowin wskazuje, że w Niemczech nie wolno przeprowadzać eksperymentów naukowych na embrionach, "ale na embrionach niemieckich" stąd też, zdaniem ministra niemieccy naukowcy importują embriony z innych krajów, "w tym prawdopodobnie z Polski „...(więcej )
Jan Maria Jackowski informuje: „9 marca 1943 r. hitlerowcy wydali rozporządzenie "zezwalające" polskim kobietom oraz przedstawicielkom innych "niższych rasowo" narodów na zupełnie bezkarne zabijanie poczętych dzieci.”....Akurat prawodawstwo hitlerowskie wprowadzone w Polsce podczas okupacji wskazuje, że Adolf Hitler może być uznany za patrona zwolenników aborcji. „......”Doktor Erhard Wetzel, hitlerowski ekspert od polityki ludnościowej, rozwijał te koncepcje. 27 kwietnia 1942 roku pisał w Berlinie: "Wszystkie środki, które służą ograniczeniom rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzanie płodu musi być na całym obszarze Polski niekarane. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie tolerowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. „...(więcej )
„Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię! - podaje onet.pl. Nowy trend w nowoczesnym wychowywaniu dzieci lansują psychologowie w Norwegii. Ich zdaniem, dzieci powinny oglądać pornografię!I to im wcześniej, tym lepiej. Arodzice powinni z nimi o tym dyskutować.”.....”Poglądom Lindskoga wtóruje terapeuta rodzinny i seksuolog Thomas J. Winther. – Ciekawość jest zdrową częścią rozwoju dziecka – przypomina starą prawdę. –Porno nie wywołuje traumy u dzieci – przekonuje dr Winther. „.....(więcej)
To co wyczynia Federalne Biuro d/spraw Edukacji Zdrowotnej Niemiec jest kolejnym dowodem na ,że Niemcy używają idelogii politycznej poprawności do agresji kulturowej , której celem jest zdemoralizowanie Polaków i rozkładu ich struktur społecznych . Zresztą nie tylko Polaków . Budowa IV Rzeszy wymaga , aby większość społeczeństw europejskich stała się pozbawionymi rodzin, Boga , etyki chłopami pańszczyźnianymi . Bydlętami żrącymi , kopulującymi i ….ciężko pracującymi na panów socjalistycznej IV Rzeszy. Kluczowym celem dla socjalistów wspieranych przez Niemcy jest odarcie ludzi z poczucia własnej godności , pozbawienia ich współczucia dla słabszych , doprowadzenie do wyzbycia odpowiedzialności za los swój i za los własnych dzieci Co ma powiedzieć ojciec , którego córkę Niemcy wysyłają do domu publicznego , aby tam pracowała jako prostytutka , co ma powiedzieć ojciec , kiedy Niemcy opracowują program szkolny intensywnie szkolący jego dziecko w uprawianiu seksu i akceptacji wszelkich dewiacji seksualnych .
Nawet małpy troszczą się o swoje dzieci , posiadają dar empatii w stosunku do słabszych członków małpich społeczności , do dzieci , starszych, cierpiących . Lewacy chcą cofnąć Polaków do stanu etycznego gorszego niż sobą prezentują małpy. Naukowcy dokonali odkrycia,że niejako stanem naturalnym dla kobiety i mężczyzny jest mongami . Nie jest to przypadkiem , bo jak pokazują inne badania próby zakwestionowania tego „praw naturalnego „ ma opłakane skutki dla potomstwa . To czym kończą się lewackie pomysły na socjalistyczny model rodziny pokazują inne badania naukowe „Dzieci z rozbitych rodzin mają o wiele gorsze wyniki w nauce i mniejsze szanse na zdobycie dobrego wykształcenia – dowiedli belgijscy uczeni z uniwersytetu w Louvain. „...””Co czwarte dziecko z rodzin rozbitych przynajmniej raz powtarza rok szkolny. Największe różnice odnotowuje się w szkołach średnich. Dzieci rozwodników mają o niemal połowę (45%) mniejsze szanse na ich ukończenie. Naukowcy zauważyli, że na szkody wynikające z rozwodu bardziej narażeni są chłopcy niż dziewczęta. „...(więcej )
W 2000 r. amerykańska profesor Judith S. Wallerstein przedstawiła wyniki trwających niemal 30 lat badań, którymi chciała udowodnić naukowo, że rozwód jest najlepszym - zarówno dla małżonków, jak i ich dzieci - rozwiązaniem niesatysfakcjonującej sytuacji rodzinnej. Publikacja rezultatów badań nie pozostawiła żadnych wątpliwości: rozwód rodziców negatywnie wpływa na rozwój dziecka. Prof. Wallerstein porównywała traumę, jaka wywołuje śmierć jednego z rodziców, z nieszczęściem wynikłym z rozwodu. Okazało się, że dzieci są w stanie łatwiej i mniej boleśnie pogodzić się z tym pierwszym niż z drugim. „....(więcej )
Co jednak z elitami. Czy one też będą żyły zgodnie z dekalogiem religii politycznej jaką jest polityczną poprawność . Czy właściciele banków , przemysłu i nomenklatura polityczna udostępni swoje dzieci pedofilom , czy pozwolą , aby ich dzieci były szkolone technikach seksualnych, a córki wysyłane do burdeli . Czy swoje dzieci wychowają na bez etycznych wyznawców politycznej poprawności. Raczej nie. W Anglii prawdziwe elity posiadające stare majątki, kontrolujące banki i gospodarkę Wielkiej Brytanii dbają o swoje dzieci, o ich właściwą edukację. Rozwody należą do rzadkości Na naszych oczach zachodzi proces wytworzenia się dwóch odrębnych światów. Świata panów i świata ich niewolników . W tym drugim świecie ludzie maja być gorsi od małp , a do tego ma doprowadzić ich socjalizm politycznej poprawności Na koniec zachęcam do oglądnięci wypowiedzi Kukiza , w której świetnie pokazuje jak II Komuna robi nas w „bu..a” z referendum „Gowin „Niemcy eksperymentują na polskich embrionach „...”"możemy być pewni" że dochodzi do handlu ludzkimi zarodkami. "Możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że na embrionach dokonuje się rozmaitych eksperymentów naukowych." - dodał minister. „....”Gowin wskazuje, że w Niemczech nie wolno przeprowadzać eksperymentów naukowych na embrionach, "ale na embrionach niemieckich" stąd też, zdaniem ministra niemieccy naukowcy importują embriony z innych krajów, "w tym prawdopodobnie z Polski „...(więcej )
Jarosław Gowin”Wszystko wskazuje na to, że życie ludzkie straciły dziesiątki, oby nie tysiące ludzkich istnień „....”Jesienią 2011 Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu wydał orzeczenie, w którym głosi, że zarodki ludzkie jeszcze przed wszczepieniem do organizmu kobiety są nosicielami godności osoby ludzkiej i w związku z tym zakazane są eksperymenty i handel nim– „...(więcej )
„Rakieta Antares zbudowana została przez firmę Orbital Sciences. Od 30 lat firma na zlecenie NASA buduje statki kosmiczne i mniejsze rakiety.W następny lot rakieta Antares, tym razem już z prawdziwą kapsułą Cygnus, poleci na stację kosmiczna pod koniec czerwca, lub na początku lipca.Orbital Sciences jest  jedną z dwóch prywatnych firm kosmicznych która będzie dostarczać ładunki na orbitę. Druga to SpaceX, która zbudowała rakietę Falcon 9 oraz kapsułę Dragon i już trzy razy wysłała transport na stację orbitalną.„....”Rakieta Antares, która ma transportować zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną odbyła swój pierwszy lotStart rakiety był dwukrotnie odkładany z powodów technicznych. Dopiero próba w niedzielny wieczór zakończyła się sukcesem. W ciągu dziesięciu minut rakieta wyniosła naszpikowany czujnikami symulator kapsuły Cygnus na orbitę wysokości 254 km.”.....(źródło )

Mojsiewicz

Uniki Seremeta Nie było dokumentacji ani informacji, które zmuszałyby prokuraturę do otwarcia trumien i przeprowadzenia sekcji – uznał Andrzej Seremet. Problem w tym, że nie było też pewności, że otrzymamy rosyjską dokumentację sekcyjną. Prokurator generalny Andrzej Seremet przyznał w TVN24, że polscy prokuratorzy wojskowi nie byli przy sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, bo przyjechali do Federacji Rosyjskiej za późno. To znaczy po dotarciu na miejsce 12 kwietnia 2010 roku uzyskali informację, że prowadzone w Moskwie sekcje ofiar katastrofy zostały już zakończone. Seremet zaznaczył też, że polscy śledczy „nie mogli się panoszyć” w Rosji, bo działali bez odpowiedniego umocowania prawnego – wniosek o międzynarodową pomoc prawną nie został jeszcze rozpatrzony przez stronę rosyjską. Mimo to – podkreślał Seremet – polscy śledczy byli dopuszczani do wielu czynności na miejscu katastrofy. Na przykład pozwolono gen. Krzysztofowi Parulskiemu na uczestnictwo w sekcji prezydenta. Z wypowiedzi Seremeta można było odnieść wrażenie, że było to możliwe tylko dlatego, iż sekcja odbywała się w Smoleńsku, a nie tak jak pozostałe w Moskwie. „Skoro prokuratorzy nie znali osobiście ofiar, byli nieprzydatni w ich rozpoznaniu” – skonstatował prokurator generalny w tekście autorskim opublikowanym wczoraj w „Gazecie Wyborczej”. W ocenie mec. Piotra Pszczółkowskiego, pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego, obecność gen. Parulskiego przy sekcji prezydenta RP wynikała z faktu, że w pierwszych godzinach po katastrofie strona polska i rosyjska szanowały porozumienie międzynarodowe z grudnia 1994 roku. W przeciwnym bowiem razie polscy prokuratorzy wojskowi nie zostaliby wpuszczeni na teren FR lub po przyjeździe zostaliby internowani. Dopiero później przyjęto, że sekcje będą odbywały się w ramach międzynarodowej pomocy prawnej. Jednak uzupełniony polski wniosek o pomoc prawną (pierwotny wysłany został 10 kwietnia 2010 roku) dotarł do FR 13 kwietnia 2010 roku, a zatem w chwili, gdy oficjalnie sekcje zostały zakończone. W efekcie żadna sekcja nie była prowadzona w ramach międzynarodowej pomocy prawnej. – W takich ramach otrzymaliśmy później protokoły sekcji zwłok wykonanych przez obce państwo i na potrzeby obcego śledztwa, bo strona rosyjska nie wykonywała czynności sekcyjnych na życzenie strony polskiej – zauważa pełnomocnik. Czy zatem można było zaniechać przeprowadzenia sekcji w Polsce? Tu Andrzej Seremet przyznał, że nie było dokumentacji ani informacji, które zmuszałyby prokuraturę do otwarcia trumien i przeprowadzenia sekcji. Dodał, że celem sekcji jest ustalenie przyczyn śmierci, a te nieliczne sekcje, które zostały wykonane w Polsce, wykazały taką samą przyczynę śmierci, jaką podano w materiałach rosyjskich. Z takim poglądem nie zgadza się mec. Pszczółkowski, który wskazuje, że art. 209 kodeksu postępowania karnego nakazuje prokuratorowi przeprowadzenie sekcji zwłok w sytuacji, w której nie jest pewna przyczyna zgonu. – Od 10 kwietnia 2010 r. do czasu pochówku ofiar żaden autorytet nie był w stanie wykluczyć jakiejkolwiek przyczyny zgonu pasażerów Tu-154M – podnosi pełnomocnik. Pierwsza taka opinia pochodzi z czerwca 2010 r., a to oznacza, że kiedy rezygnowano z otwarcia trumien, nie było pewnej wiedzy uzasadniającej odstąpienie od wykonania sekcji. Co więcej, nie było żadnej dokumentacji na ten temat ani też pewności, że dokumentację sekcyjną kiedykolwiek otrzymamy. Zdaniem pełnomocnika, tłumaczenie tej sytuacji z punktu widzenia obecnej wiedzy jest nie na miejscu, bo istotny jest moment, w którym decydowano o rezygnacji z przeprowadzenia sekcji w Polsce. W kwietniu 2010 r. nie było wiedzy ani dokumentacji na temat sekcji i właśnie to powinno zmusić prokuraturę do przeprowadzenia własnych badań. Tę kwestię zapewne dokładnie przeanalizuje wojskowa prokuratura w Poznaniu, która podjęła śledztwo w sprawie możliwości popełnienia zaniedbań przez prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie. Marcin Austyn

Zakapował matkę “Inki”. W III RP został patronem szkoły… Człowiek, który donosił gestapo na Polaków, a później wysługiwał się Sowietom, jest dzisiaj patronem szkoły. MEN twierdzi, że to nie jego kompetencje... Mowa o Aleksandrze Wołkowyckim, na którego historię natrafiono w IPN. Sprawę “zlustrowali” też internauci ze Stowarzyszenia Blogmedia24.pl. Okazuje się, że Wołkowycki współpracował z najbardziej zbrodniczymi służbami w historii XX wieku - gestapo i NKWD. 17 maja 1945 r. zginął w Narewce od kuli oddziału “Łupaszki” na podstawie wyroku wydanego przez miejscową komórkę AK i zatwierdzonego przez Okręg na polecenie przełożonych. Po wojnie został patronem szkoły w Narewce. Jej organizację powierzyli mu czerwoni, a on sam wpisał się w krzewienie edukacji białoruskiej na Podlasiu. “Nasza Polska” postarała się ustalić, co na temat kontrowersyjnego patrona myśli Ministerstwo Edukacji Narodowej, Kuratorium Oświaty w Białymstoku i dyrekcja Szkoły Podstawowej w Narewce.

MEN nie widzi problemu Dyrekcja szkoły do dnia zamknięcia numeru nie odpowiedziała na nasze pytania, a MEN umył od sprawy ręce. Podobnie uczyniło Kuratorium Oświaty. “Wybór patrona szkoły to decyzja społeczności szkolnej: uczniów, nauczycieli oraz rodziców. Ostateczna decyzja o nadaniu szkole imienia należy do rady gminy/miasta. To radni podejmują uchwałę w tej sprawie, odpowiednio ją uzasadniając. Dlatego pytanie dotyczące nadania szkole imienia właśnie Aleksandra Wołkowyckiego powinien Pan skierować zarówno do społeczności szkolnej, jak i radnych” – czytamy w odpowiedzi dla “NP” wystosowanej przez biuro prasowe resortu edukacji. Od sprawy dystansuje się także Kuratorium Oświaty w Białymstoku, tłumacząc, że “szkole nadaje imię organ prowadzący na wniosek rady szkoły lub wspólny wniosek rady pedagogicznej, rady rodziców i samorządu uczniowskiego”. - Kurator oświaty nie ingeruje i nie wpływa na autonomiczne decyzje, które w tym zakresie podejmowane są w szkole – powiedziała “Naszej Polsce” Małgorzata Palanis, rzecznik podlaskiego kuratora oświaty. Pytana przez nas o możliwe działania kuratorium w tej sprawie, rzecznik dopowiedziała, że “ze względu na to, iż patron Szkoły Podstawowej w Narewce wzbudza skrajne emocje, podlaski kurator oświaty zamierza zwrócić się do dyrektora szkoły oraz organu prowadzącego z prośbą o odniesienie się do tej sytuacji i poszukanie jej jak najlepszego rozwiązania”. Innymi słowy, po trzech latach kurator będzie się w przyszłości zwracał do dyrektora szkoły z prośbą. Lepsze to niż nic… Jednak MEN i Kuratorium słusznie przyznają, że najprostszą drogą do zmiany patrona szkoły byłoby podjęcie działań w samorządzie gminy i dyrekcji szkoły w samej Narewce. Problem w tym, że “społeczność szkolna” nie kwapi się ze zmianą patrona, a na stronie internetowej Zespołu Szkół w Narewce w dalszym ciągu można przeczytać, że Aleksander Wołkowycki, patron szkoły podstawowej, to “postać (…) mocno związana ze szkołą i środowiskiem, świadczy o tym działalność w szerzeniu i propagowaniu oświaty i kultury w trudnych latach wojennych. Wpajał dzieciom i młodzieży wiarę w siłę i przyszłość nauki, oświaty i kultury”. W Narewkach znajduje się też ulica jego imienia. W tej samej miejscowości odnaleźć można również pomnik konfidenta. Najbardziej uderzające jest jednak to, że Narewka to także rodzinna miejscowość Danuty Siedzikówny “Inki”, legendarnej łączniczki majora Zygmunta Szendzielarza “Łupaszki”, dowódcy 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. To tu Inka spędziła swoje dzieciństwo. To w Narewce porwano i stąd deportowano na Syberię jej ojca, Wacława Siedzika. To tu w 1943 r. “Inka” przeżyła osobistą tragedię: jej matkę zamordowało gestapo, a wydał ją… Aleksander Wołkowycki. Ten sam, którego stawia się dzisiaj dzieciom w Narewce za wzór do naśladowania!

Białorusinom kapuś pasuje Na szczęście nie wszystkich zachwycają biografie konfidentów (chociaż ich dzieci okupujące Polskę w PRL i płynnie przejmujące stery władzy w III RP wciąż dbają o splendor swoich rodziców i dziadków). W 2011 r. pod hasłem “Żołnierze Wyklęci – Pamiętamy” odbył się I Rajd Motocyklowy zorganizowany przez Stowarzyszenie Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński. Uczestnicy rajdu odwiedzili m.in. Narewkę jako miejsce, w którym Danuta Siedzikówna, późniejsza łączniczka majora “Łupaszki”, spędziła swoje dzieciństwo. Uczestnicy rajdu nie kryli zdziwienia, kiedy odkryli, kogo honoruje się dzisiaj w tej miejscowości. - Są tutaj rzeczy skandaliczne, mianowicie patronem zespołu szkół w Narewce jest Aleksander Wołkowycki, agent, donosiciel, który wydał jej matkę, Eugenię z Tymińskich, zamordowaną przez gestapo w 1943 r. – mówił Wiktor Węgrzyn, prezes Stowarzyszenia Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński. Dwa lata temu słowa oburzenia padły też z ust Bogusława Łabędzkiego, ówczesnego katechety ze szkoły, której patronuje donosiciel. - Patronem jest konfident wszelkich możliwych służb okupacyjnych. Współpracował bowiem z NKWD i gestapo. To, że był nauczycielem, wcale nie predestynuje go do tego, żeby był patronem, jeżeli dodatkowo uprawiał taką działalność. Stworzono z niego wizerunek bohatera w PRL. Był on potrzebny ówczesnym władzom. Z jednej strony ze znanej w Narewce “Inki” uczyniono zbrodniarkę, a z drugiej z faktycznego kolaboranta uczyniono bohatera. Problem w tym, że ten stan podtrzymywany jest do dziś – mówił Łabędzki, z zamiłowania historyk i regionalista. Łabędzki utrzymywał, że nie widać szans na zmiany tej koszmarnej sytuacji. Przypomniał, że licząca około 75-85 proc. mieszkańców ludność białoruska nadal pozostaje pod wpływem uprawianej w PRL propagandy.

Temat niejednoznaczny? Po dwóch latach od nagłośnienia sprawy donosicielskiej i antypolskiej działalności Wołkowyckiego wątpliwości co do oskarżeń nadal mają niektórzy mieszkańcy (zwłaszcza Białorusini) i dyrekcja szkoły. Zwolennicy patrona szkoły twierdzą, że był dobrym nauczycielem, organizował szkołę, uczył dzieci. Był także współtwórcą kultury białoruskiej w PRL. Figuruje wśród utalentowanych instruktorów białoruskiego zespołu “Orlanie”. Osobą najbardziej zaangażowaną od początku działalności tego zespołu była Wiera Wołkowycka… Jeszcze dwa lata temu na stronie szkoły można było przeczytać, że “Wzmocnienie i rozwój białoruskiego szkolnictwa na białostocczyźnie w latach władzy radzieckiej (1939-1941) otwiera przed Aleksandrem Wołkowyckim możliwość powrotu do ulubionego zawodu nauczycielskiego”. Nikt nie wspominał o jego kolaboracji z sowieckim okupantem. Dzisiaj wpis ten został usunięty. Nie usunięto tylko patrona… Za to dyrektor szkoły podstawowej, Maria Lewsza, odpisując w 2011 r. na pismo Stowarzyszenia Blogmedia24.pl, stwierdziła, że “dotychczasowa opinia o tej osobie w naszym środowisku jest pozytywna (nie posiadamy wiarygodnych informacji o niegodnej działalności naszego patrona)”.

W Narewce bez zmian Po dwóch latach nic się w Narewce nie zmieniło. W marcu br. TVP Gdańsk, wracając do sprawy Wołkowyckiego, ponownie zapytała o opinię dyrektor szkoły. - Nie wpłynęły do mnie żadne informacje dotyczące zmiany patrona szkoły, czy to, dlaczego szkoła nosi imię Wołkowyckiego, a myślę, że znaczącą rolę odgrywa tutaj i społeczeństwo lokalne, i rodzice uczniów. Tego samego zdania co do przyszłości patrona szkoły w Narewce jest wójt gminy, który dyplomatycznie stwierdził, że sprawie przyjrzy się na nowo. - Myślę, że ten podniesiony po raz kolejny problem trzeba będzie na sesji rady gminy przeanalizować, zobaczymy, jakie będą wnioski – stwierdził Mikołaj Pawilcz, wójt Narewki. Innego zdania jest jednostka naukowa, powołana właśnie do tego, aby tego typu historyczne spory wyjaśniać. Mowa o Instytucie Pamięci Narodowej (widocznie niepoważanym w bardziej białoruskiej niż polskiej Narewce). - Z zachowanych źródeł wynika, że Aleksander Wołkowycki został rozstrzelany po wkroczeniu do Narewki 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Powód? - W dokumentach organizacyjnych podziemia określony jest jako “organizator komunistyczny” – powiedział Piotr Łapiński z Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku. – Chciałbym wskazać na bardzo ciekawy przekaz, który uzyskał autor jednej z prac magisterskich, Bernard Wiaderny, który dotarł do Narewki w latach 80. i rozmawiał z rodziną Wołkowyckiego, która stwierdziła, że Wołkowycki został stracony, bo wolał żyć w państwie białoruskim, a nie polskim – dodał historyk z IPN

“Walter”, Rzymowski i inni W III RP Narewki nie są odosobnionym przypadkiem. Można długo wyliczać miasta, w których ulice noszą imiona komunistycznych zbrodniarzy, np. Karola Świerczewskiego ps. “Walter”, sowieckiego generała, uczestnika rewolucji bolszewickiej i wojny z Polską w 1920 r. “Nasza Polska” wielokrotnie pisała o rozsianych po całym kraju, pielęgnowanych przez państwo i samorządy pomnikach Armii Czerwonej. Informowaliśmy o stawianiu bolszewikom nowych postumentów, jak ten w Ossowie. Wyjątkiem nie są tu także szkoły - żeby przypomnieć choćby Zespół Szkół Zawodowych nr 3 w Skierniewicach im. Wincentego Rzymowskiego. Kim był Rzymowski? “Przed wojną pisarz, publicysta, wydawca, po 1944 roku prokomunistyczny działacz polityczny, wysoki funkcjonariusz państwowy i jeden z propagandowych filarów systemu stalinowskiego w Polsce” – czytamy na stronie IPN. Jednak w tym przypadku w styczniu br. postanowiono, że do 2014 r. patron się zmieni. Padły dwie kandydatury: Wisława Szymborska i Stefan Kardynał Wyszyński. Zdaniem dyrektora szkoły w Skierniewicach, Henryka Kobyłeckiego, większe szanse ma Szymborska… Ta sama, która pisała propagandowe wiersze na część Lenina, Stalina i partii komunistycznej… Tak więc w III RP wciąż mamy PRL-bis, a gestapowski i sowiecki konfident jako patron szkoły jest tylko egzemplifikacją większego procesu, nazywanego przez jednych “grubą kreską”, a przez innych - “gładkim przejściem ustrojowym”.

Robert Wit Wyrostkiewicz

Najnowsze wiadomości gospodarcze Globalne oszustwo Na naszych oczach upada mit “globalnego ocieplenia” przez kilka lat propagowany przez lewicowo-liberalne media. Ostateczny cios propagandzie zadała pogoda: mamy połowę kwietnia, a jeszcze w wielu miejscach w Polsce, nie tylko w górach, leży śnieg. Nie po raz pierwszy, kolokwialnie mówiąc, ktoś próbuje nas zrobić w konia. Wiele wskazuje na to, że walka z “globalnym ociepleniem” i wdrażanie pakietu klimatycznego w Unii Europejskiego to efekt wpływów lobby jądrowego i lobby zielonych źródeł energii. Celem tych środowisk jest obniżenie emisji dwutlenku węgla przez przemysł europejski, w tym polski, a w efekcie – zmniejszenie produkcji przemysłowej. Tyle że rynek nie znosi próżni: jeśli w Polsce czy w całej Europie zostanie zmniejszona produkcja, wtedy np. w Azji produkcja się zwiększy. Jak zwykle stracimy na tym my! Wdrażanie przez Unię Europejską pakietu klimatycznego i walka ze zwiększoną emisją węgla to kolejny dowód na to, że UE jest zbędnym tworem, który w żaden sposób nie przyczynia się do rozwoju ani Polski, ani Europy. Unia Europejska przeznacza ogromne środki finansowe na wprowadzanie nieopłacalnych gospodarczo rozwiązań, które i tak nie pomogą środowisku naturalnemu, ponieważ podobnych rozwiązań nie zamierzają wprowadzać takie potęgi przemysłowe, jak USA, Chiny czy Indie. Efektem unijnych rozwiązań będzie dalszy wzrost kosztów produkcji, spadek konkurencyjności polskiego przemysłu i dalsze zwiększanie się i tak już wysokiego bezrobocia. Szacuje się, że w wyniku wprowadzenia unijnych rozwiązań zagrożonych będzie w Polsce milion miejsc pracy! Przedsiębiorstwa potrzebujące do produkcji dużych ilości energii po prostu przeniosą swoją produkcję z Europy do USA lub Azji, a emisja dwutlenku węgla i tak będzie się zwiększać.

Co z polskim węglem? Złe wieści płyną z ważnej branży, jaką jest polskie górnictwo. Okazuje się, że coraz większym problemem polskiego górnictwa są rosnące koszty wydobycia węgla kamiennego. Na rosnące koszty wpływa schodzenie na niższe poziomy geologiczne z wydobyciem, zwiększająca się liczba zagrożeń oraz konieczność przeciwdziałania zagrożeniom. Efektem coraz wyższych kosztów jest zmniejszająca się konkurencyjność polskich kopalni. Konieczne są działania zmierzające do zwiększenia opłacalności wydobycia węgla w Polsce, tym bardziej, że po okresie, w którym węgiel nie był popularnym paliwem w energetyce i przemyśle, czarny surowiec zaczął wracać do łask i stale zwiększa się jego udział w tych działach gospodarki. W Unii Europejskiej zużywa się coraz większe ilości węgla brunatnego i kamiennego, więc najbardziej istotną dla nas kwestią jest to, aby to był węgiel pochodzący z polskich kopalń.

Coraz droższe OC Wszystko wskazuję na to, że era tanich ubezpieczeń komunikacyjnych od odpowiedzialności cywilnej (OC) dobiega końca. Liczba kolizji spada, jednak rosną odszkodowania z tytułu OC przyznawane przez sądy i nie zmieniające się wysokości składek ubezpieczeniowych, które są w sumie jedynym i najskuteczniejszym sposobem towarzystw ubezpieczeniowych na zdobywanie klientów. Od czasu, gdy przed kilkoma laty w polskim prawie wprowadzono możliwość dochodzenia przed sądami roszczeń z tytułu zadośćuczynienia za śmierć bliskiej osoby, liczba i wysokość kwot zasądzanych przez sądy dla poszkodowanych w wypadkach wzrosła. Do zwiększenia kwot przyczyniła się aktywna działalność kancelarii odszkodowawczych, pomagających poszkodowanym uzyskać jak najwyższe stawki odszkodowań, oraz rosnąca liczba szkód, które zdarzyły się polskim obywatelom za granicą. Wysokość odszkodowań za szkody zagraniczne jest kilka razy wyższa niż za identyczne szkody, które wydarzyły się w kraju, i dochodzi nawet do kwoty kilku milionów złotych. Sumy gwarantowane przez ubezpieczycieli w Polsce i UE są na takim samym poziomie, jednak w Polsce obowiązują znacznie niższe składki OC. Odszkodowania są wypłacane z OC ubezpieczonych na rzecz poszkodowanych, zazwyczaj wysokość odszkodowań przewyższa wysokość składek wpłacanych przez ubezpieczonych. Różnice pokrywają nie sprawcy szkód, wykupujący polisy ubezpieczeniowe, ale towarzystwa ubezpieczeniowe, które nie chcą dopuścić do coraz większego obciążania ich budżetów dodatkowymi kosztami.

Krezusi z OFE To, że emerytury z OFE będą bardzo niskie, nie przeszkadza osobom zasiadającym w zarządach towarzystw emerytalnych. O ich złej woli i braku kontaktu z rzeczywistością świadczy m.in. propozycja wypłacania przez OFE świadczeń nie do końca życia, ale przez kilkanaście lat. Z danych opublikowanych przez “Gazetę Wyborczą” wynika, że miesięcznie przychody członków zarządów OFE w ciągu minionego roku wzrosły średnio o 6 tys. zł. Każda z osób zasiadających w zarządach towarzystw emerytalnych w 2012 r. zarobiła przeciętnie 636 tys. zł! Na tę kwotę składa się pensja, premie roczne i pozostałe świadczenia, które wynoszą przeciętnie 53 tys. zł. Wynagrodzenia szefów OFE, mimo wyroku Sądu Najwyższego z 2008 r. nakazującego ich jawność, niestety nadal nie są jawne. W zarządach OFE zasiada 40 osób, a więc w sumie tylko przez rok na ich wynagrodzenia poszło prawie 25 mln zł! OFE działają od kilkunastu lat i w tym czasie pobrały prowizje od wpłacanych przez przyszłych emerytów składek w wysokości ponad 10 mld zł! Mateusz Rawicz

Łangalis: Zarządzają nami durnie Rozmowa z Markiem Łangalisem, ekonomistą, ekspertem Instytutu Globalizacji, twórcą pierwszego zegara długu publicznego. Stefczyk.info: Resort gospodarki rozważa pomysł opodatkowania prywatnego wykorzystywania samochodów służbowych. Jak się Panu podoba ten projekt? Czy on nie trąci absurdem? Marek Łangalis: Ten pomysł z punktu widzenia ustawodawcy, z punktu widzenia zasad prawnych w Polsce jest logiczny. On jest trochę mniej logiczny z punktu widzenia podatnika. Jednak wydaje się, że patrząc przez pryzmat podatników znacznie bardziej kuriozalne są inne przepisy - te, wedle których podatnik powinien zgłosić urzędowi każdą pomoc sąsiedzką. Jeśli sąsiad pomógł komuś pomalować mieszkanie, to dany podatnik powinien pójść do urzędu i przedstawić trzy oferty firm świadczących takie usługi i na tej podstawie obliczyć przychód i samoopodatkować się. Jeśli sąsiad pomoże wnieść szafę podatnikowi, to ten powinien uznać, że połowę rynkowej stawki - czyli ok. 10 złotych - takiej usługi to jego przychód. I w skarbówce powinien o tym informować, a potem zapłacić podatek. To jest większy absurd, choć sprawa jest nie egzekwowalna.
Podobnie będzie ze sprawą samochodów służbowych? W tej sprawie urząd będzie miał łatwiej. Firmy muszą przecież rejestrować samochody firmowe. Oczywiście te pomysły są absurdalne. Ciekawe co jeszcze wymyśli resort. Przecież firmy często muszą papier toaletowy wymieniać w swoich siedzibach. To również jest pole do opodatkowania. Przecież dwie-trzy rolki dziennie się wymienia. To również zysk dla podatników, papier też wykorzystują dla celów prywatnych. Ministerstwo powinno się zastanowić, czy nie opodatkować tego. Przecież kilkanaście groszy od rolki, pomnożone przez trzy miliony firm daje około kilkadziesiąt milionów złotych miesięcznie. Jest jeszcze wiele innych rzeczy, z których korzystają pracownicy w firmie.
O czym to świadczy? To świadczy o tym, że zarządzają nami durnie. Odpuszczają grube pieniądze, nawet tam, gdzie dochodzi do jawnych nadużyć. A sięgają tam, gdzie łatwo pieniądze wyciągnąć, czyli do kieszeni obywateli. Chyba jednak nie tędy droga.
To brak wiedzy czy chęci do podjęcia się trudnego zadania? Robi się to, co jest łatwiejsze. Ustawodawstwo względem podatków zawsze odpuszcza tam, gdzie nie powinien, a gnębi zwykłego obywatela. Mamy po raz kolejny dowód, że od uczciwego łatwiej wyciągnąć. A małe pieniądze pomnożone przez liczbę uczciwych firm to już porządne kwoty. Jednak groźniejsze od samego opodatkowania użytkowania samochodów do celów prywatnych groźne jest powstanie dodatkowego obowiązku biurokratycznego. Ewidencje pojazdów trzeba i tak prowadzić. Jednak obecnie każda firma będzie musiała prowadzić rejestr, ile czasu do jakich celów był wykorzystywany samochód. Wierzę jednak, że Polacy i z tym sobie poradzą, a fiskus może się przeliczyć.
Obecna władza jest w stanie wymyślić coś innego nić sięganie do kieszeni obywateli? Nie wiem, czy w ogóle jest jeszcze gdzie sięgać. Wszystkie możliwość zdaje się wyczerpały. Początkowo skala zadłużenia po przejęciu władzy przez PO przyrastała około 100 miliardów rocznie. Już jednak nie mamy możliwości się zapożyczać. Obecnie więc szuka się pieniędzy wśród obywateli. Jednak szuka się w sposób zaskakujący. VAT został podniesiony, ale wpływy spadły. Władza na podniesienie podatków od dochodów się nie decyduje, ponieważ to byłoby zbyt kosztowne. Rządzący szukają więc dodatkowych środków. Widzę pewną logikę w działaniu polskiej władzy.
Wspomniał Pan o zadłużeniu. Ile dziś wynosi nasz dług? Nie wiem, czy ktoś to dokładnie wie. Jednak są sądzę - i to pisałem, że zadłużenie przekroczyło już 1 bilion złotych. Sądzę, że do tego poziomu dochodzimy. Jednak pamiętajmy, że władze mogą w sposób skuteczny ukrywać to zadłużenie. Są na to sposoby. Rozmawiał TK

Trotyl był! Nie wiadomo skąd To jak w końcu? Znaleziono materiał wybuchowy we wraku czy nie? Wywiad z Janem Bokszczaninem, prezesem firmy Korporacja Wschód.

"Super Express": - Jak pan zrozumiał komunikat płynący ze środowego ...

"Super Express": - Produkowane przez pańską firmę spektrometry badały obecność śladów materiałów wybuchowych w Smoleńsku. Nadal są wątpliwości, jak działają i co tak naprawdę wykrywają... Jan Bokszczanin: - Urządzenie naszej produkcji, którego prokuratura użyła w Smoleńsku, jest dedykowane do wykrywania materiałów wybuchowych. W katalogu wykrywanych cząsteczek ma tylko te, które są takimi właśnie materiałami. Są to cztery podstawowe substancje, które używane są do ich produkcji oraz różne mieszaniny, w których skład wchodzą. Nie tylko je wykrywa, lecz także od razu je identyfikuje.

- Jeżeli na urządzeniu wyświetla się TNT, to znaczy, że na badanej powierzchni wykryto trotyl i nie ma co do tego żadnych wątpliwości?

- Każde urządzenie o tak wysokiej czułości jak nasze, czyli wykrywające jedną cząsteczkę na miliard innych, trafi w atmosferę innych związków organicznych, które wysycą tę atmosferę i przyblokują kanał analityczny, po prostu wariuje.

- Jak takie warunki "wysycenia atmosfery" wyglądają?

- Takie warunki zaistnieją np. wtedy, gdy umieści pan urządzenie nad farbą nitro...

- Albo pastą do butów?

- Tak, bo jest nasycona różnymi substancjami aromatycznymi. Wtedy urządzenie raz pokazuje TNT, raz heksogen, raz nitroglicerynę. W innych warunkach to niezwykle rzadkie przypadki.

- W Smoleńsku mógł być to jeden z tych rzadkich przypadków?

- Nie byłem w Smoleńsku i nie wiem, jak to tam wyglądało. Trzeba by to pytanie zadać ekspertom, które badania prowadzili.

- Jeżeli cząsteczki TNT tam wykryto, jak nieśmiało przyznaje prokuratura, to jaka jest szansa, że urządzenie mogło się pomylić?

- Wolałbym być ostrożny w ocenie. Jeśli osobiście wykonywałbym badanie lub wykonywałaby je osoba, którą znam, wtedy mógłbym powiedzieć, że na 100 proc. wykryto obecność trotylu. Nie wiedząc natomiast, w jakich warunkach badanie przeprowadzono i ile razy badano dane próbki, nie mogę tego tak jednoznacznie ocenić.

- Liczba badań danej próbki ma znaczenie?

- Powinno się urządzenie do danej próbki przykładać dwa, trzy razy, aby upewnić się, że za każdym razem wskazuje tę samą substancję. Jeżeli wielokrotne badanie za każdym razem potwierdziło obecność trotylu, to bezsprzecznie powinien być to trotyl.

- I tak należy rozumieć sens pańskiej wypowiedzi z posiedzenia komisji sejmowej, na której mówił pan, że jeżeli wykryto trotyl, to możliwość, że go tam nie było, jest równa zeru?

- Moja wypowiedź na komisji to wynik dedukcji, która opiera się na jeszcze jednej przesłance. Otóż nie tylko moje urządzenie wykazało, że był tam trotyl, ale także inne przyrządy. Jeżeli różne urządzenia o takiej czułości i takiej specyfice dedykowane do wykrywania materiałów wybuchowych wskazują obecność trotylu, to on tam musiał być. Nie wypowiadam się co do tego, jakie było jego pochodzenie - czy wrak zanieczyszczony był już post factum, czy w jakichś innych okolicznościach. Musiałbym ponadto wiedzieć, w jaki sposób przeprowadzono badanie.

- Czyli idąc tropem rozumowania prokuratury, trotyl mógł być, ale niekoniecznie?

- Ja się ze stanowiskiem prokuratury nie zgadzam. To urządzenie w rękach fachowca, który wie, jak się nim przeprowadza badania, jednoznacznie wskazuje, czy materiał wybuchowy wykryto czy nie.

- Wątpliwości prokuratury mogą wynikać z jakości przeprowadzonego badania?

- Nie sądzę, aby do tych badań dopuszczono osoby, które nieumiejętnie przeprowadziły badania, bo takie osoby nie mają dostępu do tych urządzeń. Ci, którzy pojechali do Smoleńska, na pewno badali to prawidłowo i jeżeli jest informacja, że urządzenie pokazało trotyl, to zakładam, że on tam był.

- Trwa kłótnia, co oznacza ta obecność trotylu. Dla jednych to dowód na zamach, dla innych zwykła informacja, bo przecież Tu-154 latali też polscy żołnierze, w Smoleńsku toczyły się ciężkie walki w czasie

II wojny światowej. Pańskie urządzenie może określić, skąd ten trotyl się wziął?

- Takie pytanie zadawano mi w środę na posiedzeniu komisji, ale nie mogłem na nie odpowiedzieć, ponieważ pan poseł Kalisz już nie udzielił mi głosu.

- Może pan na nie odpowiedzieć za naszym pośrednictwem.

- Otóż moje urządzenie wskazuje jedynie na obecność lub nie materiałów wybuchowych i nie jest w stanie określić, z jakiego okresu taki trotyl pochodzi.

Jan Bokszczanin

24/04/2013 „W demokracji tak jest, że umarł król niech żyje król”- powiedział poseł Żelichowski z Polskiego Stronnictwa Ludowego w związku z zastąpieniem – przy budowie socjalizmu- posła Pawlaka przez posła Piechocińskiego. Czy to nie piękne, że zdaniem posła Żelichowskiego w demokracji mamy do czynienia z królami.. Szczególnie w Polskim Stronnictwie Ludowym.. To z kim mamy do czynienia w monarchii? Zapewne z demokratami.. ”Umarł demokrata, niech żyje demokrata”- w prawdziwej monarchii króla się nie wybiera, tak jak w ulu. W monarchii katolickiej król był pomazańcem Bożym.. Namaszczany na króla przez Papieża.. Czy ktoś kiedyś słyszał, żeby pszczoły wybierały sobie królową? I robiły powszechne wybory demokratyczne- wiecie Państwo- Ulowa Komisja Wyborcza Centralna, Komisje Wyborcze, mężowie zaufania, obserwatorzy i sterty kart wyborczych, które można wrzucać , kreślić, zakreślać czy dorzucać.. Tak jak ostatnio w Brukseli, przy eurowyborach.. Ktoś dorzucił kilkaset kart wyborczych. Do tej pory nie znaleziono sprawców.. Czy dwa miliony nieważnych głosów podczas ostatnich bachanalii wyborczych do parlamentu… Pszczoły nie miały na pewno z tym nic wspólnego.. Ile głupstw jeszcze demokraci wypowiedzą? Ile słów wyleją? Ile demokratycznego teatru zaprezentują , żeby stworzyć wrażenie, że jest dobrze,. A będzie jeszcze lepiej.. I mieszają do tego królestwo, którego nie ma i na razie nie będzie.. Jest demokracja, czyli ustrój oparty o demagogię , kłamstwo i demagogiczne wybory otumanionego ludu i rozgrzane emocje. Są iluzje- na których piaskach lotnych, władza chce budować państwo.. Państwo budowane bez solidnych fundamentów prawa, autorytetu i prawdy. Bez elementu łacińskiej cywilizacji Państwo na glinianych nogach wszechobecnego długu.. Czy takie państwo może trwać nawet w ramach innego państwa, też potwornie zadłużonego i opartego o utopię Praw Człowieka? Moim zdaniem nie może. To tylko kwesta czasu, że te państwa zbankrutują.. Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, zarządzanego przez pana Jacka Vincenta Rostowskiego, przybyłego do nas z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego utrzymywanego przez pana G. Sorosa budowniczego” społeczeństw otwartych” na całym świecie, wpływy z podatku VAT, największego podatku, który ma największy udział w konstruowaniu budżetu państwa socjalistycznego, w końcu to socjaliści francuscy wymyślili ten wredny podatek od wartość dodanej – wpływy z tego podatku w porównaniu do stycznia ubiegłego roku- spadły o- 4 miliardy złotych(???) Co to oznacza? Po pierwsze, że „obywatele” państwa socjalistycznego mniej kupują, bo mają mniej pieniędzy i boją się o nadchodzącą przyszłość, a po drugie- no właśnie co po drugie.. Po drugie, że zwiększy się ilość kontroli we wszystkich segmentach naszego życia w demokracji i prawach człowieka.. Prawem człowieka w państwie demokratycznym i prawnym jest przede wszystkim płacić na biurokratyczne państwo prawne i spłacać zaciągnięte przez to państwo- długi.. To znaczy, żeby być precyzyjniejszym: na razie spłacać odsetki od długów w wysokości 42 miliardów złotych rocznie, przy powiększającym się systematycznie zadłużeniu- jedni twierdzą, że 7000 złotych na sekundę, a inni, że 10 000 złotych na sekundę.. Mniejsza już o te 3000 złotych na sekundę.. Ważne, że dług przyrasta w tempie kosmicznym.. I socjalistyczne państwo wydaje nam wojnę- „ obywatelom” tego państwa.. Państwo powinno być dla nas jako dobro wspólne, a jest przeciw nam- całym swoim aparatem. Zgodnie z zasadą Zun Si:” Wróg nie może wiedzieć, gdzie zamierzamy wydać mu bitwę. Bo jeśli tego nie wie, musi być w pogotowiu w mnóstwie miejsc. A gdy on się szykuje w wielu miejscach, nam przyjdzie w dowolnym miejscu pobić niewielu”. Nie wiemy więc z której strony przyjdzie wielki atak na nasze kieszenie.?. To znaczy domyślamy się, że atak przyjdzie.. I nie pozostanie kamień na kamieniu, bo potrzeby rozdętego budżetu- jak to w państwie socjalistycznym. – są nieograniczone.. Wielki socjalizm- wielkie potrzeby- biurokracji. „Zawsze będzie słaby, kto musi przygotować się przeciw wrogowi zewsząd. Zawsze będzie silny, kto zmusi wroga, żeby przygotował się przeciw niemu zewsząd”. Z grubsza wiemy skąd przyjdzie dla nas niebezpieczeństwo.. I każdy na własną rękę musi się ratować… Niebezpieczeństwo dla „ obywatela” zawsze przychodzi ze strony państwa.. ”Obywatel” jest częścią socjalistyczno- biurokratycznego państwa.. Można powiedzieć, że państwo jest jego właścicielem. A właściciel może z niewolnikiem robić co mu się demokratycznie podoba.. Uchwalić ustawę- i obrabować go nawet do zera.. Na razie skubie go systematycznie uchwalając odpowiednie ustawy.. Ale ilość patroli policyjnych zwiększa się niebezpiecznie.. Ideałem będzie: za każdym zakrętem patrol , no i za każdym krzakiem. „Trzeba zwracać uwagę na poruszające się krzaki”- jak nauczał Zun Si.. „Bywają drogi, którymi iść nie należy. Bywają wojska, których nie należy atakować. Bywają miasta., których nie należy zdobywać. Bywają tereny, o które się nie należy ubiegać”. Ale musimy jeździć i musimy pracować.. I potykamy się o państwo, które na gwałt potrzebuje pieniędzy w drodze do bankructwa.. Tak jak rolnik w ogłoszeniu potrzebował byka na gwałt.. Ale z gwałtu miało być nowe życie.. A co ma być z gwałtu odbywanego na co dzień przez państwo wobec jednostki..?? Wiem, wiem, wiem.. Wobec państwa- „jednostka niczym, jednostka zerem”.. Jak to w państwie totalitarnym i demokratycznym.. Państwo wszystkim! ”Obywatel” – nikim. Ale przychody członków zarządu Otwartych Funduszy Emerytalnych, w ciągu minionego roku wzrosły średnio o 6 tysięcy złotych. Każda z osób zasiadających w zarządach towarzystw emerytalnych( niezła nazwa- „towarzystwo”- grunt to dobra chwytliwa nazwa..) w 2012 roku zarobiła przeciętnie 636 tysięcy złotych. Razem z pensją, poprzez premię i jeszcze pozostałe” świadczenia”, które wynoszą przeciętnie 53 tysiące złotych(???) Gazeta Wyborcza chyba zgaduje te liczby, bo wynagrodzenia szefów OFE nie są jawne.. Mimo, że w roku 2008 Sąd Najwyższy orzekł, że powinny być jawne..(???) Jak to jest, że nie wykonuje się wyroków Sądu Najwyższego..? Na szczęście w zarządach OFE zasiada tylko 40 0sób i one ciągną pożytki z tego przymusowego pobytu w II filarze.. To znaczy można było sobie swojego czasu było wybrać, czy będą rabować niewolnika-„obywatela”w ZUS-ie czy w OFE.. Oba te byty bankrutują, ale co wyprowadziły firmy obsługujące przymusowy II filar- to ich.. Ostatnio mówi się o wyprowadzonych 10 miliardach złotych z wypłat przyszłych emerytów II filara, ale wcześniej mówiło się o 30 miliardach złotych..(???) Ile by nie wyprowadziły- to wszystko zysk, bez zbędnego ryzyka, bo pobierany od pieniędzy trzymanych pod przymusem.. Nie można ich w żaden sposób zabrać.. Niby prywatne, ale trzeba trzymać.. I jak powiada czołowy propagandysta sukcesu pan analityk- Marek Zuber- „ jak najdłużej”. Że zyski będą długoterminowe(???) A dlaczego nie może być zysków krótkoterminowych? Pan Marek Zuber – zawsze w wypowiedziach – jest po stronie „rynków finansowych”- czytaj spekulantów. Ale jak zacznie mówić- nie daj Boże- nie uwierzyć.. I nie lubi demokracji… Bo wczoraj gdzieś w „ Minęła dwudziesta „ widziałem jak ogłoszony został demokratyczny sondaż w sprawie, czy sprawy Polski idą we właściwym kierunku.. 88% respondentów uważa, że w złym- tak jak ja.. A 12%-, że w dobrym- tak jak pan Marek Zuber.. Większość w tym przypadku na rację, chociaż każdy patrzy przez swój własny pryzmat. Kto słucha pana Marka Zubra/ Zubera– ten sam sobie szkodzi.. On wykonuje propagandową robotę, nie mającą nic wspólnego z prawdą.. Bo propaganda nigdy nie ma nic wspólnego z prawdą.. To jest świadoma i celowa działalność mająca na celu uzyskanie określonego skutku.. Skutku wpływu na nadbudowę w określonym kierunku..

Bo „istota działań wojskowych polega na udawaniu, że stosujesz się do zamysłów nieprzyjaciela”. Demokracja to sztuka udawania- to cyrk dla małp ktoś słusznie zauważył.. I taka jego słuszna racja. WJR

Sekcja zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego: organy zmiażdżone, ciało poszarpane To był jeden z najtrudniejszych dni w życiu Jarosława Kaczyńskiego (61 l.). Wczoraj prezes PiS otrzymał przetłumaczony na język polski protokół z sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego (†61 l.). Lektura porażająca - kilkanaście stron medycznego opisu zilustrowanego wstrząsającymi zdjęciami. Ciało tragicznie zmarłego prezydenta było poszarpane, a jego organy wewnętrzne zmiażdżone. Według informacji, do których dotarł "Super Express", dokument z przeprowadzonej w nocy z 10 na 11 kwietnia sekcji zwłok ciała Lecha Kaczyńskiego liczy kilkanaście stron i składa się z trzech części. To protokół z sekcji, wnioski lekarzy oraz dokumentacja fotograficzna ciała zmarłego prezydenta.

- Razem z Jarosławem Kaczyńskim zapoznaliśmy się z dokumentacją medyczną, którą dysponuje polska prokuratura. Czyli z tłumaczeniem rosyjskiego protokołu z sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego. To były wstrząsające opisy i zdjęcia - mówi nam mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik ofiar katastrofy. Dokumenty poruszyły Jarosława Kaczyńskiego. Był wyraźnie przygnębiony tym, że ponownie musi patrzeć na zmasakrowane ciało ukochanego brata bliźniaka. O szczegółach mecenas nie chciał rozmawiać. Jak jednak udało nam się ustalić, ciało tragicznie zmarłego prezydenta było poszarpane, a jego organy wewnętrzne zmiażdżone. Rosyjscy lekarze przeprowadzili też badania toksykologiczne, które w momencie katastrofy jednoznacznie wykluczyły obecność alkoholu w jego krwi. To wybija oręż z rąk Janusza Palikota (46 l.), który niedawno szkalował pamięć zmarłego prezydenta, zarzucając mu, że był pod wpływem alkoholu.

- Hipoteza współwiny Lecha Kaczyńskiego jest teraz najbardziej prawdopodobną z wersji wydarzeń. Inne hipotezy nie mają podstaw bytu. Teraz trzeba dowiedzieć się, czy Lech Kaczyński nie był na pokładzie pijany i dlaczego spóźnił się na lot 25 minut - mówił kilkanaście dni temu poseł skandalista. Teraz rozliczenia Palikota domaga się mec. Rogalski. - Przeprowadzone badania, wbrew twierdzeniom i kalumniom rzucanym przez pana Palikota, wykazały, że w krwi prezydenta nie było alkoholu. Liczę, że za oszczerstwa i zniewagi zostanie rozliczony przez swoją partię - mówi mecenas. Protokoły z sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego są pierwszymi, które udostępniono polskiej stronie. Stało się to już 15 kwietnia. Nie wiadomo więc, dlaczego dopiero teraz zostały pokazane rodzinie prezydenta. Zgodnie z zapowiedziami szefa resortu sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego (39 l.) dokumenty dotyczące przyczyny śmierci pozostałych 95 ofiar mają trafić do Polski w ciągu kilku najbliższych tygodni. Jak wykorzystano naiwność Polaków, by zniszczyć polski przemysł, pozbawić Polaków pracy i wygnać ich z Polski  (...) Na parę słów prawdy zasługują też sami uczestnicy wydarzeń sprzed lat trzydziestu. 13. grudnia niemal na każdej z imprez można było zobaczyć takich samych ludzi o zmęczonych twarzach, w szarych paletkach. W '81 strajkowali na mrozie, a dziś nie mają emerytur, bo ZUS nie uznaje im pracy w zlikwidowanych już za „Solidarności” zakładach. Nie zostali ministrami, prezesami ani dyrektorami. Dziś łażą po tych manifestacjach, konferencjach i rekonstrukcjach, patrzą młodym w oczy i proszą samymi spojrzeniami: „powiedzcie, że było warto...”, „prawda, że mieliśmy rację?”

Jarosław Kaczyński, ale niestety na swój sposób także Artur Zawisza, czy Robert Winnicki oszukują tych ludzi. Mówią im: „tak, wszystko ok, dobrze chcieliście, tylko wykonanie nie wyszło, jeszcze trochę wysiłku, jeszcze raz się sprężcie i wyjdzie”. Oszustwo, oszustwo, oszustwo. Trzeba tym ludziom powiedzieć prawdę:NIE, NIE MIELIŚCIE RACJI. NIE, NIE STALIŚCIE PO WŁAŚCIWEJ STRONIE. WSZYSTKO, CO SIĘ ZDARZYŁO POTEM - Z POLSKĄ, Z WAMI, Z WASZYMI ZAKŁADAMI PRACY - TO TAKŻE WASZA WINA. DALIŚCIE SIĘ WYKORZYSTAĆ, WYKONALIŚCIE ZADANIE, JAK TO SZABESGOJE. A JAK BĘDZIECIE POPIERAĆ KOLEJNYCH OSZUSTÓW, OD PONAD 30 LAT OPOWIADAJĄCYCH TE SAME GŁODNE KAWAŁKI - TO WY W KOŃCU ZDECHNIECIE Z GŁODU, WASZE WNUKI NIE BĘDĄ MIAŁY ŻADNEJ PRZYSZŁOŚCI, A URATOWAĆ POLSKĘ BĘDZIE CORAZ TRUDNIEJ. I to akurat były bardzo dobre dni, żebyście to sobie uzmysłowili. (...)
Źródło: Konrad Rękas, "Siabadaba ...", prawica.net, 19.XII.2012, ilustracje i hiperłącza wstawione w tekście: Palmer.Eldritch.1984

Przejście od PRL do III RP wiązało się z przekazaniem władzy ośrodkom pozbawionym więzi z interesem narodu polskiego, marzącym, by, na potrzeby realizowanej polityki, zrzucić ze swoich barków odpowiedzialność za każdą sferę życia narodu - gospodarczą, polityczną, demograficzną, kulturalną czy obyczajową. Po wstępnym zniszczeniu polskiego przemysłu i rolnictwa za pomocą zniesienia barier celnych, nadwartościowego złotego i pułapki zadłużeniowej (tzw. "plan Balcerowicza", w rzeczywistości - plan Sachsa) włodarze masy upadłościowej po PRL i nieświadomych niczego mas polskich zdecydowali się zagonić Polaków do Unii Europejskiej, czyli niemiecko-francuskiego superpaństwa, dla polskich neokolonialnych rubieży znacznie bardziej niemieckiego niż francuskiego.
Unia Europejska uniemożliwiła, na mocy swoich "praw" i "przepisów", niezbyt zresztą chętnym ekipom zarządzającym Polską, prowadzenie jakiejkolwiek polityki gospodarczej. W szczególności - dała pretekst do umycia rąk, gdy można było uratować przemysły motoryzacyjny, lotniczy, stoczniowy i dziesiątki innych. Doszło do zamknięcia tysięcy zakładów pracy i eliminacji milionów miejsc pracy. Zniszczono tysiące przedsiębiorstw wraz z ich zapleczem technologicznym, badawczo-rozwojowym i podwykonawcami, w taki sposób, że odtworzenie ich jest praktycznie niemożliwe. Przykład Eltry wykupionej przez Siemensa wyłącznie w celu zgruzowania i rozpędzenia załogi na cztery wiatry może być uznany za wzorcowy dla polskiej "transformacji" (patrz też np. sprawa "Zapel"-u (→)). Dramatów tysięcy społeczności małych miasteczek nikt nie opisze. Nowoczesny przemysł stoczniowy, z którego Polska słynęła (i który był solą w oku stoczniowców niemieckich) padł niekoniecznie sam z siebie - był niszczony konsekwentnie przez całe lata. Polski rząd nie zrobił nic, bo ponoć "Unia zakazała". Rząd niemiecki kpił sobie z "unijnych" zakazów, gdy mu to było na rękę. W polityce gospodarczej to nie leseferyzm i otwartość są najważniejsze - tylko zdolność do stosowania rozwiązań protekcjonistycznych i interwencjonistycznych tam, gdzie to jest potrzebne. Interwencjonizm i protekcjonizm stworzyły potęgę Azji Południowowschodniej, dwóch generacji "tygrysów". Polska jest miażdżącym dowodem na totalną klęskę neoliberalnej myśli ekonomicznej (→). Mimo to wciąż trzeba Polakom wyjaśniać najprostsze sprawy. Dlaczego Polsce nie wolno przyjąć Euro? Dlaczego przystąpienie do Unii Europejskiej zaszkodziło Polsce? (→) Kto potrafi sensownie odpowiedzieć? Proponuję zapisać przemyślenia na kartce A5. A potem przeczytać linkowane tu teksty. Dziś już nikt nie może mieć wątpliwości, że wejście do Unii Europejskiej było dla narodu polskiego katastrofą (→). Za garść paciorków, poklepywanie po plecach i puste słowa oddaliśmy (my, głupi przed szkodą i po szkodzie, póki jeszcze tylko komornik do domu nie puka [ile do tego jeszcze zostało?] naród polski) przemysł, który nabywcy w znacznej części zamknęli, generując kolosalne bezrobocie (→), a w znacznej części przerobili na plantacje bawełny zorientowane na transfer zysku i wyzysk polskich Murzynów. Trzeźwa dyskusja nad tym "skokiem cywilizacyjnym", jakim mają być "transformacja ustrojowa" i "akcesja do UE" w Polsce jest jednak niemożliwa. Na argument, że wyprzedano za bezcen tysiące zakładów pracy wraz z całym zapleczem dostawców i podwykonawców, odpowiedzą nam wychowankowie Gazety Wyborczej, Balcerowicza i Mikkego: "ale za to w sklepach nie ma kolejek, a zamiast octu i kolejek - są banany, a każdy w nowej rzeczywistości ma to, na co sam zasłużył" (o tym, że te kolejki to efekt masowych strajków i absurdalnych żądań płacowych nie pamięta nikt, nikt nie odpowie, czym zawinili górnicy z zamkniętych [niekiedy - ledwo parę lat po uruchomieniu!] kopalń). Na argument, że Polska została pozbawiona przemysłu, odpowiedzą nam, że ten przemysł brudził i niszczył przyrodę więc tylko należy się cieszyć. Jednocześnie ze strachu przed "Ruskimi" (tym Polaka można od paru stuleci zmusić, by strzelił sobie w stopę) będą forsować najbrudniejszy i najbardziej szkodliwy dla środowiska przemysł wydobywczy - eksploatację gazu łupkowego (z eksploatacji złóż skorzysta polska populacja mniej więcej tak, jak korzystała wenezuelska zanim rządy objął Chavez - ale dodatkowo "otrzymamy" zatrucie wód gruntowych i podziemnych zbiorników wodnych - na terenach z deficytem wody już dziś - plus zanieczyszczenie gleby na terenach, które są głównymi areałami uprawnymi Polski!). Ale oczywiście trzeba przyjąć, że Polska uczyniła skok cywilizacyjny. Jaki? Mniej więcej taki sam, jak ludy afrykańskie przy spotkaniu z kolonizatorami, gdy za garść potłuczonego szkła oddawali do niewolniczej pracy swoich współziomków, tudzież jakieś zabrudzone kawałki skały, które były bryłkami złota, diamentami bądź szmaragdami. Efekty wstąpienia do Unii Europejskiej to zniszczenie suwerenności Polski, utrata możliwości prowadzenia samodzielnej pronarodowej polityki gospodarczej, katastrofa demograficzna (→) i masowa emigracja Polaków (→). Obecnie w ramach ostatniego etapu niszczenia polskiej suwerenności forsowane jest EURO (→), tymczasowo jako ERM-2. Innym elementem niszczenia polskiej suwerenności jest forsowany "pakt fiskalny". W istocie te kroki to przymiarki do ostatecznego zniszczenia, już tylko formalnych, resztek suwerenności polskiej polityki gospodarczej. Równolegle do destrukcji polskiego przemysłu i suwerenności polskiej polityki ekonomicznej rozgrywają się małe dramaty milionów Polaków. Efektem tych dramatów, wywołanych brakiem pracy i szans na mieszkanie jest katastrofa demograficzna (→). "Genialni" "ekonomiści" prześcigają się na łamach gazet i w sieci w wymyślaniu księżycowych projektów ratunkowych. A to ulgi podatkowe (dla firm!), a to stypendia demograficzne. To istotnie pomysł arcyidiotyczny w kraju, w którym kilka(naście) milionów osób nie ma od 23 lat żadnej pracy, a liczba corocznie oddawanych do użytku mieszkań stanowi 50% tego, co rok w rok budował Jaruzelski (i 1/3 tego, co w szczytowym punkcie oddawał do użytku Gierek). O tych sprawach można poczytać tu:Wojna demograficzna: warunki bytowe, katastrofa demograficzna i emigracja Polaków z ziem polskich (→).Dla tych, którzy nie chcą się przebijać przez rys historyczny daję link bezpośredni do paru ciekawych wykresów:Co wygania Polaków z III RP? (→). Czy jałmużny i ulgi podatkowe mogą w Polsce w czymkolwiek pomóc? Proszę mnie nie rozśmieszać. To jest przekładanie z niemal pustej kieszeni do dziurawej. W III RP problemem jest brak jakiejkolwiek pracy dla milionów Polaków. Brak perspektyw na pracę - i brak szans zakupu mieszkania przez miliony nędznie opłacanych (jeszcze) pracujących. Problemem w III RP jest to, że taki stan rzeczy wymusza wielomilionową emigrację (→). Przekłada się to na zapaść ZUS (→) i jeszcze bardziaj napędza katastrofę demograficzną (→). Masowo uciekający z Polski i wymierający Polacy robią w Polsce miejsce swoim następcom. Przyroda nie znosi próżni. Kto więc przybędzie, by "czynić tą ziemię sobie poddaną"? Dlaczego Polska i Polacy byli i są cały czas niszczeni. Polacy!!! Przeczytaj cie to wszyscy. Dlaczego "przyjaciele" Polski zniszczyli nas w 1939-1945. Dlaczego ci sami "przyjaciele" zniszczyli nas w 1989-2012. Kto się bał i boi Polski i Polaków. Najwięksi "przyjaciele" Polski i Polaków to amerykanie.

Polska 1939-1945 i 1989 – 2012 Szperając w sieci postanowiłem połączyć te dwie istotne dla Polski i Polaków informacje. Kto i dlaczego nas niszczył i niszczy?!! Kto i dlaczego nas się bał i boi?!! Dlaczego jesteśmy ciągle pod okupacją?!! Dlaczego uchodzący za naszych przyjaciół amerykanie sprzedali nas, zniszczyli w czasie i po IIwś?!! Dlaczego ci sami przyjaciele amerykanie sprzedali nas i zniszczyli (niszczą do chwili obecnej) w 1989-2012?!! Kim byli i są ci "przyjaciele" amerykańscy?!! Kto rządził i rządzi Ameryką?!! Kto tym wszystkim sterował i steruje.?!! Możecie się ze mną nie zgadzać, ale przeczytajcie i podajcie dalej - wszystkim Polakom. Trudno jest walczyć nie widząc wroga. To jest jeszcze jeden dowód na niszczące partie zainstalowane w Polsce po wojnie i po 1989 do dnia dzisiejszego. To byli i są jak ja ich określam pachołki i wszarze. To byli i są mordercy Polski i Polaków. Dogłębne przemyślenia pozostawiam panstwu. Kiedy Polska się rozwinie gospodarczo?!! Kiedy pozbędziemy się biedy?!! Kiedy nasze rodziny, dzieci, przyjaciele nie będą głodować, odbierać sobie życia?!! W tym układzie, proszę państwa nigdy!!! Musimy to wszyscy zrozumieć!!! Musimy przestać popierać wszystkie partie zainstalowane przez tych "przyjaciół" w Polsce. Musimy wszyscy walczyć o wyzwolenie Ojczyzny Polski i Polaków. Dla przykładu zobaczcie, że ci sami "przyjaciele" już tylko Polakom blokują zniesienie wiz do tej zas..... Ameryki. A oto te dwie informacje zapewne znane. Jednak połączone w całość pokazują trwanie II wś na terenie Polski.

1) Hitler o Polakach W sieci można znaleźć interesującą opinię o Polakach zawartą w „Głosie Wielkopolskim” z 1947 roku. Pochodzi ona z odnalezionego przez Amerykanów tajnego memoriału Hitlera skierowanego do Himmlera 4 marca 1944 roku. Dzisiaj gdy polskość jest dezawuowana na każdym kroku a my, Polacy mamy wyjątkowo niskie mniemanie o samych sobie warto czasami przytoczyć co mają o nas do powiedzenia najbardziej zaciekli wrogowie. Według niedoszłego malarza z Braunau:

„Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie... Polacy według mojej opinii, oraz na podstawie obserwacji i meldunków z Generalnej Gubernii, są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyjąc ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany. Na podstawie ostatnich badań, powadzonych przez Reichsrassenamt uczeni niemieccy doszli do przekonania, że Polacy powinni być asymilowani do społeczności niemieckiej jako element wartościowy rasowo. Uczeni nasi doszli do wniosku, że połączenie niemieckiej systematyczności z polotem Polaków dałoby doskonałe wyniki".

Tekst ten nie powinien dziwić, ponieważ jest on typowym wyrazem kompleksu jaki Niemcy od stuleci odczuwają w stosunku do nas. Jeżeli ktoś nie wierzy to proszę sobie poczytać opinie na temat Polski Fryderyka II lub Ottona von Bismarcka w których obsesyjna nienawiść miesza się z mniej lub bardziej ukrytym podziwem. Data powstania memoriału, 4 marca 1944 roku nie jest przypadkowa. Opinie Fuehrera o Polakach była prawdopodobnie efektem klęski tzw. General Plan Ost przewidującego eksterminację milionów Słowian z Europy Środkowej. Pierwszy etap tych zamierzeń Niemcy rozpoczęli na Zamojszczyźnie przystępując do wysiedlania ludności. Ku zdziwieniu okupantów doprowadziło to do zbrojnego oporu w warunkach niemieckiej przewagi i masowego terroru. Decyzja o podjęciu walki okazała się słuszna mimo, że za każdego zabitego Niemca ginęły całe polskie wsie. Najeźdźcy zorientowali się jednak, że Polacy nie pójdą biernie na rzeź a wymordowanie wszystkich stawiających rozpaczliwy opór wymagałoby zbyt dużej ilości wojska tak potrzebnego na froncie. Wygraliśmy makabryczną licytację z diabłem, któremu musiało to zaimponować.

2) A tutaj trafiłem na spisek przeciw Polsce - „My bardzo chętnie poprzemy waszą niepodległość, ale powiedz co zrobić z Waszym przemysłem?”. Szczęka mi opadła, więc mi tłumaczył: „Na Japonię mieliśmy 20 lat czasu, aby się przygotować na ich atak. Okazało się to niewystarczające. Wy z waszym wykształceniem i z waszym przemysłem w ciągu dwóch lat zdestabilizujecie rynki światowe, a my nie będziemy mogli się temu przeciwstawić. Więc, jeśli powiesz, co zrobić z waszym przemysłem, to poprzemy waszą niepodległość.” Warunkiem poparcia niepodległości przez USA było zniszczenie polskiej gospodarki. Warunkiem przyjęcia do UE, jak nam wmawiała wewnętrzna propaganda, była likwidacja hutnictwa, górnictwa, stoczni, cementowni, cukrowni itd. Państwa europejskie przed wejściem do UE, swój przemysł intensywnie dofinansowywały, a nam kazano nasz przemysł zniszczyć. Nasze rządy i społeczeństwo na to pozwoliły. Plan zniszczenia gospodarki pod nazwą „Planu Balcerowicza” Polacy z Lechem Wałęsą na czele przeprowadzili ochoczo. Bezwzględnie wykorzystano ciężką psychozę, na którą zapadliśmy w 1989 roku. Z tej psychozy musimy się otrząsnąć, musimy znaleźć odwagę, by przyznać się, że daliśmy się oszukać jak dzieci. I przypomnieć sobie, że przecież przez wieki nie byliśmy niedołęgami. Po I wojnie światowej od zera potrafiliśmy zbudować II RP, wielkim wysiłkiem całego narodu stworzyliśmy nowoczesny przemysł. Zbudowaliśmy Centralny Okręg Przemysłowy, zbudowaliśmy Gdynię. Polska doganiała czołówkę europejską. Do dzisiaj się tym chlubimy. Po II wojnie, mimo jarzma komunizmu, potrafiliśmy zbudować tak potężny przemysł, że jego konkurencji na rynkach obawiały się nawet USA. Pamięć o Katyniu, Smoleńsku, Jałcie, pamięć o 1939, 1945 i o 1989r nie prowadzi do wrogości z Niemcami, Rosją, Anglią i USA. Pamięć ta musi być żywa, aby nie odbierać politykom argumentów. Szczególnie politycy nie powinni wypominać tego bez potrzeby. Kanclerz Schroeder powiedział: „Niemcy o naszych interesach na wschodzie myśleć muszą zawsze, mówić – nigdy”. Politycy krajów konkurencyjnych znają wiedzę społeczeństwa i jego nastroje /mają wywiad/. To wystarczy by miarkowali swe naciski. Wywołanie społecznej psychozy może całkowicie ubezwłasnowolnić polityków. Taką sytuację mieliśmy 1989r, gdy Polacy gotowi byli rozszarpać każdego krytyka „planu Balcerowicza”, co kosztowało nas utratę przemysłu. W 2004 gdyby „ulica” nie oszalała: „chcemy do Unii”, politycy mogli wytargować bardzo korzystne warunki w traktacie akcesyjnym. Irlandczycy kolejnym „nie” wywalczyli warunki tak korzystne, by powiedzieć „tak”. Niemcy, Francja czy Anglia, mogą bezkarnie łamać zasady UE. Nie tylko z powodu swego bogactwa, lecz również dlatego, że wszyscy wiedzą iż te narody będą bronić swych interesów, z wyjściem na ulicę i zmianą rządu włącznie. Gdy jednak PiS spróbował wesprzeć finansowo stocznie, UE za karę nakazała ich likwidację. Stoczniowcy poszli „na bruk”, lecz ani jeden nie „wyszedł na ulicę”. - całość www.google.pl.

Dokładam jeszcze punkt następnty z bardzo istotnym komentem kolegi Pawła Tonderskiego pod innym moim art.

3) Tak, ten program w Polsce jest prowadzony od lat siedemdziesiątych XX wieku, nosi on nazwę dekapitalizacji przemysłu polskiego, jeżeli można zdekapitalizować czyjś przemysł, ekonomię i gospodarkę, to można i zdekapitalizować cały naród. Ten plan wymyślili ludzie z Grupy Bilderberg, m. in. Kissinger. "Mogę tylko przypomnieć, że totalna dekapitalizacja polskiego majątku narodowego prowadzona jest od 1975 roku, zgodnie z Programem Kissingera z 1972 roku - "Program strategiczny działalności gospodarczej rządu Stanów Zjednoczonych w krajach postkomunistycznych". Został opracowany w 1970 roku przez zespół prof. R. Pipesa. Zatwierdzony w 1972 roku przez Departament stanu do realizacji." Zenon Jaszczuk

Skandaliczne tezy pod patronatem IPN‑u Polacy zagrożeni wymordowaniem całych rodzin, którzy nie zdecydowali się na pomoc Żydom, to de facto „pomagacze”, a nawet „beneficjenci” Zagłady – te skandaliczne tezy wygłosił Jan Tomasz Gross. Stwierdził również, że Armia Krajowa nie przeszkadzała Niemcom w eksterminacji Żydów. Jego występ współorganizował IPN. Dwudniowa konferencja zorganizowana została w Warszawie w 70. rocznicę powstania w warszawskim getcie. Badacze m.in. z Polski, USA, Izraela i Francji omawiali postawy ludności nieżydowskiej wobec rozgrywającego się na ich oczach dramatu Żydów. We wtorek odbyła się dyskusja „Co zostało z Hilbergowskiej triady »Sprawcy-ofiary-świadkowie«”.
Obojętność wobec Zagłady nie była neutralna moralnie, to postawa, z której wypada się wytłumaczyć – mówił Jan Tomasz Gross. Odniósł się w ten sposób do postaw spotykanych na terenach, na których dokonywał się Holokaust. – Postawę ludzi określanych dotychczas jako „świadkowie Zagłady” lepiej opisuje sformułowanie „ułatwiacze” i „pomagacze” w Zagładzie – mówił. Pomimo starań historyka z gdańskiego IPN‑u dr.hab. Grzegorza Berendta, który zwracał uwagę, że w dyskusji o świadkach Zagłady brakuje mu zainteresowania się warunkami, w jakich żyła nieżydowska część społeczeństwa pod okupacją, i zastanowienia się, czy udzielenie komukolwiek pomocy leżało w możliwościach tych ludzi, wydźwięk dyskusji był jednoznaczny. Głosy z sali również przechylały się na stronę autora „Złotych żniw”. Padły nawet podziękowania za uświadamianie, że liczba Polaków ratujących Żydów była niewielka. Z kolei znana ostatnio z doszukiwania się homoseksualnych wątków w „Kamieniach na szaniec” dr Elżbieta Janicka wygłosiła teorię, która sprowadziła się do słów, że „bez świadków zbrodnia byłaby niemożliwa”. W opozycji do tych wypowiedzi  mówił, również z sali, Mateusz Szpytma, historyk z krakowskiego IPN‑u- Nie ukrywam, że mam pewną pretensję do organizatorów, że w tym temacie brakuje czegoś co byłoby przeciwieństwem obojętności, brakuje mi tu słowa "współczucie" - mówił  - W związku z tym chciałem zapytać panelistów jak miał się rozkład w społeczeństwie okupowanej Polski tych, którzy okazywali współczucie. Od razu zaznaczę, że nie myślę tu o tych, którzy pomagali, tych, którzy byli Sprawiedliwymi, Polakami Ratującymi Żydów, ale o tych którzy mieli stosunek współczujący. Bo wydaje mi się, że słowo "bezsilność" to nie to samo co słowo "współczucie” - stwierdził Szpytma, autor wielu publikacji, m.in o bohaterskiej rodzinie Ulmów, która  została zamordowana właśnie za pomoc Żydom. Gross odparł, że zaprzeczeniem teorii o ewentualnym współczuciu są powojenny antysemityzm i agresja Polaków wobec ocalałych z Holokaustu. Wojciech Mucha

Jak Wiaczesław Mosze Kantor z towarzyszem Stolzmanem u Krzyśka i Donalda Azoty „reprywatyzowali” W wielu sytuacjach staram się jak mogę by dotrzeć do takich źródeł, które powiedzą coś więcej niż tubylcze tarabany propagandowe. Rozpaczliwie wyciszana afera z udziałem towarzysza „Alka” Stolzmana vel Kwaśniewski, który dogadywał się z Donaldem Tuskiem i Krzyśkiem Bieleckim w kwestii przejęcia „Azotów” przez Rosję Radziecką, jak zwykle w komunikatach medialnych pozbawiona jest istoty rzeczy. Z tej okazji, która wysadziłaby w kosmos władzę niemiecką, francuską, austriacką, a kto wie czy nie włoską, poszperałem w anglojęzycznych oraz rosyjskich źródłach i łupami dzielę się z Czytelnikiem. Zacznijmy od tak zwanego lobbysty i na wstępie wyraźnie podkreślmy, że Wiaczesław Mosze Kantor chociaż, nie rzucał się dotąd w oczy jest wystarczająco silnym „lobbystą”, aby Donald i Krzysiek robili o co się ich „prosi”. Prawdy nie dowiemy się wcześniej niż po zmianie kadencji o ile dowiemy się w ogóle, ale fakt, że sprawy wypłynęły choćby w zdawkowej formie świadczy, że nie interes strategiczny Polski, tylko biznesy „układów zamkniętych” się pokrzyżowały. Kim jest „lobbysta”? Najmniej istotne w życiorysie Wiaczesława Mosze Kantora jest to, że zna towarzysza Stolzmana vel Kwaśniewski i nawet wspólne zasiadanie realnych socjalistów w zarządzie Europejskiej Fundacji Tolerancji i Pojednania, która powstała za kasę Wiaczesława nie ma wielkiego znaczenia. Najistotniejszy w układance biznesowo-politycznej, ciągle mającej pełne szanse przejąć Azoty, są kontakty i posiadane obywatelstwa przez Wiaczesława Moszewicza. Pan lobbysta z Rosji Radzieckiej jest do bólu klasycznym produktem „Made i Russia”, który przeszedł wszystkie charakterystyczne etapy produkcji i kontroli jakości. Wiaczesław Mosze Kantor urodził się w 1953 roku, w Moskwie, gdy trochę podrósł i skończył szkoły został zatrudniony na stanowisku radzieckiego naukowca projektującego stacje orbitalne. W tamtym czasie i tamtej wersji Rosji Radzieckiej sprawowanie naukowych funkcji wiązało się z prestiżem i daczą pod Moskwą, ale po pierestrojce wszystko uległo gwałtownym zmianom i Wiaczesław Mosze Kantor postanowił pójść w biznesy. Gdy w Polsce ideowy marksista Balcerowicz przekuwał się na neoliberała i wyprzedawał wszystko co się dało, w ramach jednej jedynej oferty „polskie jest tyle warte ile warte”, w Rosji Jelcyna rozpoczęła się „szalona prywatyzacja”. Identyczna myśl ekonomiczna dopadła bratnie narody i w taki sam sposób pierwsi „biznesmeni” wywodzący się ze służb specjalnych i państwowych posad prezesów, przejmowali za bezcen najlepsze rosyjskie firmy. Wiaczesław Mosze Kantor w 1993 roku kupił 35% akcji „Azotów”, nie tych polskich, ale z Wielkiego Nowogrodu na północnym zachodzie Rosji. Był to największy producent nawozów w ZSRR, a mimo to Wiaczesław zapłacił za potężną fabrykę dowcipną kwotę 200 tys. dol. Po roku miał rosyjski biznesmen w swoim posiadaniu kolejną fabrykę, nawozową – Dorogobuż. Z tych dwóch zakładów produkcyjnych powstał Acron, holding nawozowy numer jeden w Rosji Radzieckiej, który przy pomocy Alka Stolzmana usiłował dotrzeć do Krzyśka i Donalda. Poważnym nie trzeba tłumaczyć, śmiesznym nie wytłumaczysz, ale zawsze warto przypominać, że tak jak w Polsce żaden duży biznes nie powstał bez politycznego wsparcia, z ubecją w tle, tak w Rosji od lat nic w tej skali nie dzieje się bez błogosławieństwa Putina i KGB. Od początku rządów pułkownika KGB, Wiaczesław Mosze Kantor znajdował się w najbliższym otoczeniu radzieckiego cara i podpowiadał, kto przeciw carowi spiskuje. Jeden z bardziej znanych radzieckich bojarów, niejaki Chodorkowski popadł w niełaskę i w konsekwencji trafił do lagrów, miedzy innymi dzięki działaniom Wiaczesława. Do Chodorkowskiego należała spółka Apatyt, która dostarczała surowców do Acronu Wiaczesława Mosze Aarona. Chodorkowski usiłował zaszkodzić swojemu bratu w wierze i zaczął podnosić ceny na surowiec potrzebny do produkcji nawozów. Po aresztowaniu właściciela akcje Apatytu przejęło państwo i wprowadziło ceny regulowane, korzystne dla Acronu. Wiaczesław Mosze Kantor zdaje sobie sprawę jak się w Rosji Radzieckiej prowadzi biznesy, dał car, trzeba oddać carowi i tak się dzieje, choćby w 2011 roku, gdy premier Putin zwrócił się do radzieckiego przemysłu, aby kołchozom z powodu suszy nie podnosić cen nawozów. Pierwszym posłusznym był oczywiście Kantor, jeden z ulubionych biznesmenów pułkownika KGB. Jak widać Mosze Kantor posiada wystarczające kompetencje, żeby towarzysz Alek dostawał od niego kieszonkowe, a halabardnicy Krzysiek i Donald robili co im się każe, jednak gdyby komuś było mało, jest jeszcze jeden argument. Wspomniałem o obywatelstwach Wiaczesława Mosze Kantora i nie pomyliłem się, radziecki biznesmen, jak na radzieckiego biznesmena przystało pochodzi z narodu wybranego i jest obywatelem Izraela. Szlachetna krew i odpowiednie umocowanie polityczne, daje w świecie spore, a w Polsce nieograniczone możliwości. Tacy wybrańcy losu władają interesami międzynarodowymi, zaś po godzinach radzieccy biznesmeni pochodzenia izraelskiego zwykle kupują sobie klub piłkarski albo stadninę koni, żeby oddać się filantropii. Mosze Kantor podtrzymuje tradycję, ale poszedł w bardziej społecznym kierunku i zgodził się zostać prezesem Europejskiego Kongresu Żydów. Wiaczesław Mosze Kantor pomimo wielu sukcesów i kontaktów na najwyższym szczeblu doskonale zna życie i jeszcze lepiej zna życie w Rosji Radzieckiej. Z wyboru przeniósł się za granicę, żeby nie narzucać się z bogactwem i nie budzić podejrzeń o ambicje polityczne. Wiaczesław Mosze Kantor nie szpanuje złotymi zegarkami, nie ma parcia na szkło, milczy na temat swoich interesów, jest skromnym hodowcą koni i kolekcjonerem dzieł rosyjskich awangardzistów . Jego żona nie jest słynną modelką, ale Panią domu, która urodziła mu trzech synów i córkę. Wiaczesław Mosze Kantor nie łapie się również na podium ani w Rosji, ani w Nigerii, w rankingach bogaczy zajmuje dalekie 39 miejsce ze skromną sumą 2,3 miliarda dolarów. Wiaczesław Mosze Kantor po prostu robi swoje i wbrew groteskowym doniesieniom medialnych tarabanów, jak najbardziej Acron przejmuje Azoty, w tej chwili ma już 15%. Ile w ty zasługi Alka Stolzmana i rozmów z Donaldem, któremu „doradza” Krzysiek? Podejrzewam, że Alek miał tylko sprawdzić, czy Donald z Krzyśkiem mają swoich kandydatów do kupna „Azotów” i co to za jedni, bo do niczego innego Wiaczesławowi Mosze Kantorowi ci dwaj potrzebni nie są. Przedstawiony wybór faktów obrazujący potencjał lobbysty w moim przekonaniu, graniczącym z pewnością, jest nie tylko wystarczający, ale wydaje się armatą wytoczoną na wróble: Donalda i Krzyśka. Niestety tajemnicą pozostanie dlaczego Donald i Krzysiek tak rozpaczliwie zaprzeczają, że biznesmen radziecki i prezes EKŻ robi w Polsce jakiekolwiek interesy. Pojęcia nie mam o co tu chodzi, ale na pewno problemu nie stanowi oddanie kolejnego cielaka z polskiej obory w łapy izraelskiego sponsora Putina, bo tacy jak Donald i Krzysiek nie są w stanie odmówić lokalnym kolegom Alka Stolzmana, co dopiero mecenasom tej rangi. Stało się po drodze coś takiego, że akcja została wstrzymana, może nie było ostatecznego porozumienia na dworze cara i Wiaczesław Mosze Kantor wyszedł poza swoje 39 miejsce w hierarchii. A może ludzie WSI i UD zasiadający w pałacu Bronisława mają swojego lobbystę, wyżej postawionego zarówno w Rosji Radzieckiej jak i Izraelu, stąd też patriotyczne uniesienie w obronie polskich Azotów w wykonaniu przypadkowego prezydenta. Jedno w każdym razie jest pewne, przejęciu Azotów można zapobiec tylko i wyłącznie wykładaniem potężnej kasy na podbicie cen akcji, bo pan marksista Balcerowicz ten i wiele innych kur znoszących złote jaja doprowadził do stanu, w który wszystko załatwia „niewidzialna ręka rynku”, zwykle radzieckiego lub izraelskiego, rzadziej niemieckiego. Matka Kurka


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
(2698) makroekonomia cz1 3id 980 ppt
980
980
980
Modul Sztywnosci Asfaltu id 980 Nieznany
980
AVT 980 cz1
waltze 980 p
(2698) makroekonomia cz1 3id 980 ppt
AVT 980 cz2
phe 2011 4 980
GOLDEN INTERSTAR GI S 980 crci hd cz 1
Natural Power 530 03 980 Punto Evo PL 2ed 04 2010
980 Bonnie Tyler Total eclipse of the heart
other 980
980
Wieza Samsung MAX 960, 980

więcej podobnych podstron