597

Dziś Uroczystość Wszystkich Świętych Znanych i anonimowych, dawnych i współczesnych świętych Kościół katolicki uroczyście wspomina 1 listopada. Uroczystość Wszystkich Świętych jest jednym z najbardziej radosnych dni dla chrześcijan. W ciągu roku niemal każdego dnia przypada wspomnienie jednego lub kilku świętych znanych z imienia. Jednak ich liczba jest znacznie większa. Wiele osób doszło do świętości w zupełnym ukryciu. Uroczystość Wszystkich Świętych nie jest – wbrew spotykanym niekiedy opiniom – „Świętem Zmarłych” ale przypomina wszystkim wiernym o ich powołaniu do świętości. W odróżnieniu od tej uroczystości, następnego dnia – 2 listopada – wspomina się wszystkich wiernych zmarłych. Jest to dzień modlitwy za tych, którzy w czyśćcu przygotowują się do chwały nieba. Dzień 1 listopada przypomina prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Każdy z wierzących, niezależnie od konkretnej drogi życia: małżeństwa, kapłaństwa czy życia konsekrowanego jest powołany do świętości. Tej pełni człowieczeństwa nie można osiągnąć własnymi siłami. Konieczna jest pomoc łaski Bożej, czyli dar życzliwości Boga. Ponieważ Stwórca powołuje do świętości wszystkich, także każdemu człowiekowi pomaga swą łaską. Teologia wskazuje, iż każdy otrzymał dar zbawienia, bo Jezus Chrystus złożył ofiarę za wszystkich ludzi. Od każdego z nas jednak zależy, w jakim stopniu przyjmie od Boga dar świętości. Uroczystość Wszystkich Świętych zdecydowanie różni się od Dnia Zadusznego (wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych) przypadającego na 2 listopada. Uroczystość przypadająca na 1 listopada wyraża powszechne powołanie do świętości. Wskazuje na hojność Pana Boga i pogłębia nadzieję, że wszelkie rozstanie nie jest ostateczne, bo wszyscy są zaproszeni do domu Ojca. Razem jednak Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny przypominają prawdę o wspólnocie Kościoła, obejmującej świętych w niebie, pokutujących w czyśćcu i żyjących jeszcze na ziemi. Wśród tych trzech stanów Kościoła dokonuje się, poprzez modlitwę, pamięć czy ofiarę, ciągła wymiana dóbr duchowych. W tej łączności (komunii) wyraża się świętych obcowanie. Wspomnienie wszystkich świętych ma źródło w kulcie męczenników. W rocznicę śmierci, która dla chrześcijan jest dniem narodzin dla nieba, odprawiano na grobach męczenników Eucharystię i czytano opisy męczeństwa. Pamięć o tych, którzy krwią potwierdzili swoją wiarę, była w pierwszych gminach chrześcijańskich pieczołowicie przechowywana. Każda z lokalnych wspólnot posiadała spis swoich męczenników, którzy przez sam fakt męczeństwa stawali się bliskimi Chrystusa, dlatego ich wstawiennictwo nabierało szczególnej mocy. Stopniowo do tych list dopisywano imiona nie tylko męczenników, ale też innych osób odznaczających się szczególną świętością. Pierwszym świętym spoza grona męczenników był zmarły w 397 r. biskup Marcin z Tours. Początki święta sięgają IV w. W Antiochii czczono wtedy pamięć o wielu bezimiennych męczennikach, których wspominano w niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. W Rzymie w VII wieku papież Bonifacy IV poświecił dawny Panteon i uczynił go kościołem ku czci Bogurodzicy oraz wszystkich Męczenników. Polecił przy tej okazji umieścić tam kamienie przywiezione z katakumb chrześcijańskich męczenników. Historycy przekazują, iż przywieziono wtedy aż 28 pełnych wozów. Z rocznicą tych wydarzeń związane było rzymskie święto Wszystkich Świętych. Czczono wtedy jedynie Maryję i męczenników. W późniejszych wiekach dołączono kult „wszystkich doskonałych Sprawiedliwych”. Obchody przeniesiono z 13 maja na 1 listopada. Powodem były prawdopodobnie trudności z wyżywieniem rzesz pielgrzymów przybywających do Rzymu na wiosnę. Listopadowa data była już znana w Irlandii oraz Anglii a od VIII w. rozprzestrzeniło się w całej Europie. Po ostatniej reformie liturgii teologowie podkreślają, że „uroczystość obejmuje nie tylko świętych kanonizowanych, ale wszystkich zmarłych, którzy osiągnęli doskonałość, a zatem także zmarłych krewnych i przyjaciół”.

http://info.wiara.pl

Życie w post-narodowej III RP rosnącym wyzwaniem dla Polaków Przyglądając się sytuacji społecznej w III RP końca roku 2011 przez pryzmat mediów głównego nurtu, można by dojść do wniosku, że zasadniczym problemem jest sprawa obecności krzyża w Sejmie. Wyniesiony na barkach krajowych zwyrodnialców do pozycji prominentnego przywódcy, poseł Palikot koncentruje swą „działalność polityczną” na tej właśnie sprawie. Główny cel to oczywiście walka z Bogiem, ale osiąga on przy tym wiele innych korzyści. Jedną z nich jest nagłośnienie medialne swojej osoby. Bardziej jednak istotne wydaje się być odwrócenie uwagi, zarówno jego jak i opozycyjnego elektoratu, od krytycznych problemów, z którymi boryka się nasz kraj. Sprawy takie jak kompletne załamanie się fasadowego państwa polskiego, wyrażające się całkowitą bezsilnością w dziele chronienia swoich wewnętrznych i zagranicznych interesów, postępująca nieprzerwanie degrengolada gospodarcza, z takimi objawami jak rosnąca emigracja i bezrobocie, oraz poszerzanie się obszarów nędzy, czy też dalszy spadek przyrostu naturalnego, odchodzą, bowiem na drugi plan. Zacietrzewieni degeneraci walczący z krzyżem zapominają o powyższych problemach. Również zdrowa część społeczeństwa, zamiast zajmować się tymi sprawami, traci energię na obronę fundamentalnych wartości, jaką między innymi jest prawo eksponowania symboli nawiązujących do kwintesencji tysiąca lat chrześcijańskiej polskości.

Jak do tego mogło dojść? Rok 1989 wyzwolił we wszystkich segmentach społeczeństwa uśpioną dotychczas energię. Szarzy obywatele, z dziecinną radością bawili się nowymi zabawkami pod tytułem „demokracja” i „wolny rynek”, nie przeczuwając nawet, jaki los gotują im „elity”. Post-PZPR-owskie bezideowe popłuczyny zmobilizowały się do rabowania „socjalistycznego” majątku, funkcjonariusze gigantycznego „aparatu bezpieczeństwa” gorączkowo poszukiwali nowych pryncypałów przewerbowując się do pracy dla każdego, kto miał jakiekolwiek zainteresowanie naszym krajem, oferując całe swoje doświadczenie i wiedzę w dziedzinie niszczenia Polski. Korzystając z powstałej nagle próżni politycznej, tajni współpracownicy rozpychali się łokciami na salonach w walce o intratne stołki. Również patriotyczni liderzy nie zasypiali gruszek w popiele, przebierając niecierpliwie nogami u drzwi „lepszego zachodnioeuropejskiego świata”, zapominając przy tym o przysłowiowej (postkomunistycznej) słomie wystającej im ciągle z cholew. Duchowi przywódcy Narodu, nie wyłączając naszego Wielkiego Rodaka, z prawdziwą pasją zabrali się do wiekopomnego dzieła „rechrystianizacji Europy” polskimi rękami. W uszach dźwięczały im już zapewne chóry anielskie grające na ich cześć, a być może i reprezentowanego przez nich narodu, obwieszczające sławę i chwałę wielkiego zwycięstwa. W radosnym zgiełku i rozgardiaszu wszystkim jakoś umknął nieistotny szczegół, którego zabrakło w ich kalkulacjach, a jakim był przyziemny, pragmatyczny (żeby nie powiedzieć prymitywny) interes Polski i Polaków. Triumfalnie wkraczaliśmy do „europy”! Jedni by bezpiecznie ulokować tam zrabowany majątek społeczny, inni by nareszcie dochrapać się Mercedesa i wczasów na Seszelach, inni by szerzyć tam miłość i odnowę duchową. Nasi zewnętrzni wrogowie, zarówno, z zachodu, jaki i wschodu, nie próżnowali jednak. Zdając sobie dobrze sprawę nie tylko z ogromnego „toksycznego” bagażu wyniesionego z PRLu przez jego obywateli, ale także z infantylnej politycznej mentalności cechującej zarówno zwykłych Polaków jak ich patriotycznych przywódców, przystąpili do ponownej próby wymazania Polski i Polaków z powierzchni ziemi. Dotychczasowe tego próby spaliły na panewce, pozostawiając tylko po sobie wspomnienie ogromu krzywd zadanych temu Narodowi. Na szczęście dla nich Polacy posiadają bardzo krótką pamięć historyczną i nie należą do „pamiętliwych”. Ułatwiło to głównemu wykonawcy planu, jakim ponownie zostały Niemcy, wdrożenie tego planu w życie. Już u zarania III RP Niemcy taktycznie „pojednali” się z nami w tak zręczny sposób, że nie ponieśli z tej przyczyny żadnych praktycznych kosztów politycznych, społecznych czy gospodarczych. W ekstazie szlachetnych uczuć, Polacy „wybaczali i prosili o wybaczenie” wszystkich, którzy tego pragnęli lub nie, wszystkich, którzy o to prosili lub nie, wszystkich, którzy się do przewin przyznawali lub nie. Ważne było jedno; udowodnić światu i sobie, że Polak, choć „wyssał z mlekiem matki ksenofobię i zacofanie” jest zdolny w swej nowej „europejskiej rodzinie” do „tolerancji i nowoczesności”. Niewidzialny walec „poprawności politycznej i europejskiej kultury” przetaczał się przez Polskę jak długa i szeroka, miażdżąc moralne kręgosłupy jej obywateli. Równolegle z tym postępował proces erozji polskiej realnej gospodarki, o którym niejednokrotnie pisałem. Krople wody potrafią drążyć skały. Postkomunistyczne społeczeństwo do skały trudno było przyrównywać; raczej do plasteliny. W metodycznym działaniu nie zapominano o żadnym szczególe, nawet najdrobniejszym. Gdy chwilowo słabła polska złotówka, informując o tym społeczeństwo nigdy nie zapominano o dodaniu słówka „niestety”. W podświadomości Kowalskiego gruntowało to przekonanie, że słaba to „zła” złotówka, więc cieszono się jej ciągłym „umacnianiem”. Rzeczywistość ekonomiczna jest natomiast dokładnie odwrotna, czego niezaprzeczalnym przykładem są Chiny, które osiągnęły status gospodarczego mocarstwa właśnie dzięki „słabej” walucie. Gdy wzrastało bezrobocie, cieszono się w zamian „likwidacją gałęzi przemysłu przynoszącej same straty”, a będącą jego wynikiem emigrację nazywano „możliwością kariery”. Renegactwo narodowe określano mianem „europejskości”. Usuwanie wiary z przestrzeni publicznej zwano „tolerancją światopoglądową”. Masowa na skalę europejską prostytucja Polek zyskała piękny eufemizm pt. „miłość”. Stało się to już normą, że prawie każda Polka przekraczająca granicę natychmiast „zakochuje się” w pierwszym napotkanym obcokrajowcu. Szczególne zażenowanie wywołuje masowa „miłość” Polek do naszych największych wrogów-Niemców. Najnowsze dane niemieckiego urzędu statystycznego stawiają Polki na pierwszym miejscu wśród cudzoziemek poślubianych przez Niemców. Obecnie jest ich około 120 tysięcy and counting. No, ale być może zjawisko to jest efektem autentycznej chrześcijańskiej miłości, jaką demonstruje polskie społeczeństwo w stosunku do pojednanego byłego wroga? Takiej pokrętnej tezie przeczą jednak informacje wspomnianej powyżej instytucji. Przedstawiła ona dane liczbowe mieszanych małżeństw w zależności od płci. W przypadku Turków, stanowiących w Republice Federalnej największą po autochtonach grupę etniczną, liczba związków z Niemcami plasowała ich na szczytach obu list, przy czym nieznacznie więcej Turków poślubiało Niemki, niż Niemców Turczynki. Polki „przewodziły” natomiast liście cudzoziemskich kobiet łączących się z Niemcami, podczas gdy Polacy żeniący się z Niemkami, byli tak nieliczni, że „wypadli” w ogóle ze swej listy. Tą rażącą dysproporcją w zachowaniu dwu płci można mierzyć rozmiary sprostytuowania Polek. I nie warto chyba rozczulać się zbytnio nad losem tych, którym nie wyszło i w wyniku rozwodu pozbawione zostały potomstwa, lub musiały uciekać z dziećmi do polskiego (o zgrozo!) „grajdołu”. Mądre polskie przysłowie powiada, że jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Zapewne gdyby podobną analizę statystyczną zachowania polskich emigrantów przeprowadzić w innych krajach europejskich wynik byłby analogiczny. Takie i inne zatrute ziarna padały na podatny grunt przynosząc plon stokrotny. W przeciągu zaledwie dwudziestu lat udało się złamać potencjał demograficzny Polski, a na dodatek przekształcić większość społeczeństwa w żałosny konglomerat podrzędnych pomywaczy i prostytutek, który jak wszystko w „nowej rzeczywistości” uzyskał odpowiednio dobrze brzmiącą nazwę „europejczyków”. „Europejskość” wryła się głęboko w świadomość społeczną, nieomalże w naturalny sposób przekształcając się z patologii, jaką jest wyzbycie przyrodzonych atrybutów swej narodowości, w wyraz „nowoczesnej normy”. Umiejętne pozbawienie młodego pokolenia jakiejkolwiek rzetelnej wiedzy o naszej historii i kulturze pozbawiło je zupełnie narodowych więzi, pozostawiając jedynie atawistyczne „odruchy stadne”, takie jak kibicowanie „swoim”; najlepiej strojąc się w błazeński kapelusz i szalik w barwach narodowych lub klubowych. Współczesnym „młodym, wykształconym” nawet przez myśl nie przychodzi, że narodowość to coś znacznie więcej niż kolory flagi i nazwa państwa wydającego paszport, że stanowi ona znaczącą część człowieczeństwa, oczywiście, jeśli się takowe posiada. Ale już krok dalej i nawet ten atawizm znika jak topniejący wiosenny śnieg. Przodująca tenisistka Karolina Woźniacka dumnie rozsławia imię swej duńskiej ojczyzny. Co prawda urodzona z polskich rodziców, ale już w przyzwoitym kraju, jakim jest Dania. Cóż, więc w tym dziwnego, nieprawdaż? Słuszność takiego czy innego twierdzenia można łatwo zweryfikować stosując je do szeregu analogicznych przypadków. Dlatego spójrzmy na pierwszy z brzegu przykład z odwrotnej strony medalu. Znana krakowska wokalistka Maja Sikorowska, urodzona w Polsce z ojca Polaka i matki Greczynki, ma zapewne o tej regule nieco inne zdanie. W jednym z programów telewizyjnych zdradziła widzom swe skryte marzenie, jakim byłaby możliwość śpiewania jedynie w języku greckim. Jej oficjalna strona internetowa wita gości piosenką w tym właśnie języku. Dalej informuje, co prawda, że „Śpiewa piosenkę literacką, podawaną w różnych konwencjach - od ballady po blues rocka, głównie w języku polskim.”; ale to złożyć zapewne można na karb kryzysu, w jakim ostatnio pogrążyła się Grecja, oraz faktu, że w III RP nie rozpowszechnił się jeszcze zwyczaj nauki tego języka; chińskiego już tak, ale z greckim ciągle pozostajemy w tyle. Z ochotą słuchamy pięknej greckiej muzyki, z radością neofity uczymy się przytupywania, które podobno zwane jest irlandzkim tańcem narodowym, z dziką pasją podskakujemy w rytm murzyńskich bębnów.... To już nie „europa” to już cały świat, a w nim chłonący prawdziwą kulturę polskojęzyczni „światowcy”. Ten patologiczny stan świadomości polskojęzycznego „światowca” najlepiej ilustruje działalność Telewizji Polonia zorientowanej na tzw. odbiorcę polonijnego. Oglądając ją można dojść do przeświadczenia, że dla Polaka najnaturalniejszą rzeczą w życiu jest emigracja, tak naturalną i oczywistą jak to, że życie zaczyna się narodzinami a kończy śmiercią. Równie oczywiste jest też to, że z chwilą postawienia nogi na ziemi swej nowej ojczyzny, Polak natychmiast przeistacza się w przedstawiciela tamtejszej nacji. Prawdziwie groteskową ilustrację tego stanowią „Igrzyska Polonijne” organizowane corocznie przez tą szacowną instytucję. Zjeżdżają się na nie „Polonusi” ze wszystkich prawie krajów świata i w braterskiej atmosferze prezentują sobie nawzajem i mieszkańcom Polski walory państw, z których przybywają, oraz w szlachetnej sportowej atmosferze rywalizują o laury pierwszeństwa dla swych „narodowych barw”. W takiej schizofrenicznej formie TV Polonia prezentuje zawsze relacje z tej ekscytującej imprezy. W poruszonych przykładach nie chodzi mi oczywiście o krytykę takiej czy innej działalności społecznej czy kulturalnej, ale o kosmopolityczny kontekst, w jakim takowe się odbywają. No i oczywiście „każdy ma prawo...” do wszystkiego, co nie jest sprzeczne z obowiązującym prawem, a kosmopolityzm nie jest nigdzie sklasyfikowany, jako przestępstwo. Dlatego chodzi mi jedynie o dokonanie oceny moralnej pewnych cech współczesnego społeczeństwa III RP i emigrantów z niego się wywodzących. Takową zwykło się rutynowo przeprowadzać w całej dotychczasowej historii ludzkości. Teraz w ramach poprawności politycznej jej próby klasyfikowane są, jako objaw „zacofania i nietolerancji”. „Nie ma tolerancji dla nietolerancji” głoszą dziś przewrotnie „tolerancyjni” liberałowie. W „nowoczesnym” post-narodowym społeczeństwie sama „tolerancja” jednak już nie wystarcza. Stopniowej penalizacji zaczynają podlegać wszelkie zdrowe ludzkie reakcje, takie jak abominacja wywołana zboczeniami, renegactwem, czy jakimikolwiek innymi patologiami. Trendy te są oczywiście obecne we wszystkich krajach zachodu. Nigdzie jednak towarzyszące im w sposób naturalny skundlenie społeczeństwa nie osiągnęło takich rozmiarów jak w III RP. Wszystko wskazuje na to, że „triumfalny marsz do europy” zakończył się totalną klęską w każdym wymiarze: moralnym, materialnym, politycznym, kulturowym i narodowościowym. Większość społeczeństwa uległa transformacji w odczłowieczonego, bezmyślnego, wyzbytego nawet zwierzęcego instynktu samozachowawczego mutanta zwanego z braku lepszego określenia „europejczykiem”. W tym szambie „europejskości” miotają się bezradnie zatomizowane jednostki polskiej narodowości. Przypomina to sytuację francuskojęzycznej ludności kanadyjskiej prowincji Quebec, która stała się mniejszością we własnym kraju i w ramach „demokracji parlamentarnej” nie jest w stanie wyzwolić się z anglosaskiej dominacji. W Qebecu obie społeczności różnią się przynajmniej językiem. W Polsce nie sposób odróżnić Polaków od „europejczyków”, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Na dodatek Polacy pozbawieni są narodowego przywództwa na miarę współczesnych wyzwań, a ich moralny fundament stanowi instytucja, która przez dwadzieścia ostatnich lat nie zdobyła się nawet na formalną próbę rozliczenia wielu swych prominentów z „nieroztropności” okresu PRLu. Sytuacja ta wydaje się wręcz beznadziejna. Nie zwalnia to jednak nikogo z obowiązku walki z obezwładniającym zalewem zła. Wręcz przeciwnie! Każdy Polak ma obowiązek nieustannego dawania świadectwa prawdzie i przypominania sobie i otaczającemu światu, że monstrualna zbrodnia dokonana na Polsce i Polakach w okresie ostatnich dwudziestu lat musi być i będzie wcześniej czy później rozliczona. Miarka już dawno się przebrała. Świat nie może dalej funkcjonować w oparciu o całkowite zaprzeczenie ustanowionego przez Stwórcę prawa naturalnego, tak jak nie może działać ignorując prawo grawitacji. I taki paradygmat powinien wspierać każdego Polaka w obronie swego człowieczeństwa i ciągłym dawaniu świadectwa prawdy o Polsce. Ignacy Nowopolski Blog

Marsz ...Zatem zamiast dostać 300 miliardów, na razie zwrócimy 5 miliardów, bo się okazało, że jednak... Coraz bliżej do 11 listopada, a zatem do Marszu Niepodległości, który coraz mniej ma wspólnego z Marszem Niepodległości, a coraz więcej, z próbą sił, która strona sprowadzi sobie więcej zadymiarzy i którzy będą bardziej egzotyczni. Relacja w Wyborczej przypomina rozdział z Mrożka, jakąś zwariowana licytację- z tamtej strony faszyści z Węgier, z tej anarchiści z Niemiec, z tamtej zespół, który występował na tym samym festiwalu, co jakaś piosenkarka, co zna kogoś, kto wielbi Hitlera, z tej lewacy z Górnej Wolty. Z tamtej zaraz przyjadą prawicowcy z Albanii, z tej marksiści z Puntlandu, z tamtej- monarchiści z Mongolii, z tej- trockiści z Gujany. Z tamtej- kibice z Czarnogóry, z tej- oddział „Świetlistego Szlaku”. I tak dalej i tak dalej. W taki to sposób w tym tłumie różnokolorowych sztandarów i może zginąć nasza Biało- Czerwona i w tym wielojęzycznym tłumie może nikt nie zrozumieć, co to znaczy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Was? What? Que? I pomyśleć, że po prostu grupa polskich patriotów mogła sobie po cichu przejść Krakowskim Przedmieściem i już. No, ale to by było za proste, no i przede wszystkim chodzi o to, żeby było, o czym mówić i pisać. I żeby czymś zająć publikę, bo jeszcze zacznie się zastanawiać, jak to się stało, przykład pierwszy z brzegu, że obiecane 300 miliardów zamieniło się w zabrane 5 miliardów, jak w dowcipie o Radiu Erewań. Jak pamiętamy, Pan Premier z obiecującym uśmiechem zapowiadał, jak to Dobra Ciocia Europa już przebiera nogami, by nam, pod nadzorem Buzka przychylić nieba, a konkretnie wypłacić 300 miliardów euro, oczywiście, pod warunkiem, ze władzę będą dzierżyć właściwi ludzie. Znaczy, ci niejątrzący i niedzielący. Okazało się, ze mechanizm działający tak znakomicie w przypadku Kopciuszka, czy Fiony, tej od Shreka działa również w polityce europejskiej- to znaczy w pewnym momencie, czy to z wybiciem północy w Sali Balowej, czy w zachodem Słońca, czy też, jak w tym przypadku, z godziną 20.05 w wieczór wyborczy czar pryska, a pojawia się twarda, skrzecząca rzeczywistość. Ot, na przykład minister Boni wyjaśni, że przecież te 300 miliardów, to owszem, nawet mogłoby być, jakby tak znaleźć wkład własny, to, kto wie, może i Europa dofinansuje, choć raczej nie, ale skąd niby ten wkład własny wytrzasnąć? Jak mawiał Gomułka, gdybyśmy mieli stal, to byśmy mogli robić konserwy mięsne, ale nie mamy mięsa? Zatem zamiast dostać 300 miliardów, na razie zwrócimy 5 miliardów, bo się okazało, że jednak nie można legalnie przesunąć pieniędzy z kolei na autostrady. Spore zaskoczenie, okazuje się, że urok osobisty Premiera nie działa na większe odległości. No, dobrze, wracając do Marszu, przypomina mi to historię pierwszej wojny światowej. Mało, kto wie, że te wszystkie okopy, Verdun, Somma itd to wcale nie było zamierzone, po prostu armie doszły do pewnego punktu, siła ognia maszynowego i artylerii okazała się nie do przejścia, no, to się zatrzymały, zaczęły ryć doraźne szańczyki, bo odłamki latały, potem je pogłębiać, poszerzać, łączyć w większe pozycje, kopać rowy dobiegowe, drugie i trzecie linie, potem czwarte i piąte, potem, oczywiście, jakieś magazyny, ziemianki, latryny, drogi i tak dalej. Ani się, kto obejrzał, niespodzianie dla wszystkich i wbrew wszystkim planom i doktrynom wszyscy byli okopani od morza do morza, tak, żeby sie nie dać oskrzydlić. I tak się dzieje w przypadku naszego marszu, który obrasta coraz dziwniejszymi uczestnikami. Tylko czekać, jak ktoś przyjedzie, wśród wiwatów, czołgiem z grupy rekonstrukcyjnej, na co tamci odpowiedzą ostrzałem moździerzowym. Ciekawe, kto pierwszy sprowadzi Hamas. A potem, to już samo poleci. Seawolf

LISTA OSÓB ZAMORDOWANYCH PRZEZ KOMUNISTÓW W LATACH 1981 – 1989

PAMIĘTAMY O WAS:

CZEKALSKI JÓZEF, l. 48.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał klatki piersiowej i brzucha, postrzał lewej stopy;

GIZA JÓZEF, l. 28.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał boczny szyi;

GNIDA JOACHIM, l. 28.Zmarł w dniu 25 stycznia 1982 r. w wyniku ran odniesionych w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał w głowę;

GZIK RYSZARD, l. 35.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał w głowę;

KUPCZAK BOGUMIŁ, l. 28.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał brzucha;

PEŁKA ANDRZEJ, l. 20.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji w KWK Wujek, postrzał w głowę;

STAWISIŃSKI JAN, l. 22.Zmarł w dniu 25 stycznia 1982 r. w wyniku ran odniesionych w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał w głowę;

WILK ZBIGNIEW, l. 20.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał w plecy i postrzał od tyłu w okolicy lędźwiowej;

ZAJĄC ZENON, l. 22.Zamordowany w dniu 16 grudnia 1981 r. podczas pacyfikacji strajku w KWK Wujek, postrzał w klatkę piersiową;

BROWARCZYK ANTONI, l. 23.Zamordowany strzałem w głowę podczas rozpędzania demonstracji w Gdańsku, w dniu 17 grudnia 1981 r.;

KOSECKI TADEUSZ.- Zmarł na zawał serca pobity przez ZOMO w czasie pacyfikacji strajku na Politechnice Wrocławskiej w dniu 17 grudnia 1981 r.;

ADAMOWICZ MICHAŁ, l. 28.Zmarł w dniu 5 września 1982 r. w wyniku ran postrzałowych odniesionych w czasie demonstracji w dniu 31 sierpnia w Lubinie;

POZNIAK MIECZYSŁAW, l. 26.Zmarł w dniu 31 sierpnia w Lubinie, w wyniku rany postrzałowej brzucha odniesionej w czasie demonstracji w Lubinie;

TRAJKOWSKI ANDRZEJ, l. 32.Zmarł w dniu 31 sierpnia w Lubinie, w wyniku rany postrzałowej głowy odniesionej w czasie demonstracji w Lubinie;

BARCHAŃSKI EMIL, l. 17.Uczeń, więzień polityczny. Zaginął w dniu 16 czerwca 1982 r. Ciało wyłowiono z Wisły. W trakcie śledztwa był bity, miał być świadkiem na rozprawie kolegów;

CIELECKI WOJCIECH, l. 19.Zastrzelony przez żołnierza LWP w dniu 2 kwietnia 1982 r., w Białej Podlaskiej;

CIEŚLEWICZ WOJCIECH, l. 29.Zmarł w dniu 2 marca 1982 r. w wyniku pobicia przez ZOMO podczas demonstracji w Poznaniu, w dniu 13 lutego 1982 r.;

DURDA WŁADYSŁAW, Zmarł w nocy z 3 na 4 maja 1982 r. zatruty gazami łzawiącymi użytymi do rozpędzania demonstracji w dniu 3 maja 1982 r., w Szczecinie. Milicja odmówiła wezwania pogotowia;

GRUDZIŃSKI ADAM, l. 36.Zmarł na serce po pobiciu w obozie internowania w Zalężu, w październiku 1982 r.;

JURGIELEWICZ ZDZISŁAW, l. 29.Zmarł w dniu 21 września 1982 r. po pobiciu w dniu 12 września 1982 r. w KM MO, w Giżycku;

KAMIŃSKI WACŁAW, l. 32.Zmarł w dniu 28 listopada 1982 r., trafiony petardą w czasie demonstracji w dniu 11 listopada 1982 r., w Gdańsku;

KOŁODZIEJCZYK WANDA, l. 59.Przewieziona do szpitala w stanie agonalnym ze śladami pobicia z aresztu śledczego na ul. Rakowieckiej w Warszawie, zmarła w dniu 4 stycznia 1982 r.;

KOT STANISŁAW.Po pobiciu przez patrol ZOMO w dniu 31 marca 1982 r. zmarł w dniu 3 kwietnia 1982 r. w Rzeszowie;

KRÓLIK STANISŁAW, l. 39.Pobity w czasie demonstracji w dniu 10 listopada 1982 r. w Warszawie, zmarł w dniu 16 listopada 1982 r.;

LENARTOWICZ JOANNA, l. 19.Zmarła w dniu 5 maja 1982 r. po pobiciu w czasie rozpędzania demonstracji w dniu 3 maja 1982 r. w Warszawie;

LISOWSKI WŁODZIMIERZ, l. 67.Zmarł w dniu 13 lipca 1982 r. po pobiciu podczas demonstracji w dniu 13 maja 1982 r. w Krakowie;

MAJCHRZAK PIOTR, l. 19.Zmarł w dniu 18 maja 1982 r. po pobiciu przez ZOMO podczas demonstracji w dniu 13 maja 1982 r. w Poznaniu;

MAJEWSKI KAZIMIERZ, l. 46.Na skutek inwigilacji, gróźb i nakłaniania do współpracy z SB popełnił samobójstwo w dniu 29 października 1982 r. w Jeleniej Górze;

MICHALCZYK KAZIMIERZ, l. 27.Zmarł w dniu 2 września 1982 r. w wyniku obrażeń poniesionych w czasie rozpędzania demonstracji we Wrocławiu w dniu 31 sierpnia 1982 r.;

RACZEK STANISŁAW, l. 35.Zmarł w dniu 7 września 1982 r. po pobiciu w czasie demonstracji w Kielcach w dniu 31 sierpnia 1982 r.;

RADOMSKI MIECZYSŁAW, l. 56.Zmarł w dniu 3 maja 1992 r. w czasie zajść ulicznych w Warszawie;

ROKITOWSKI MIECZYSŁAW, l. 47.Zmarł w dniu 3 kwietnia 1982 r. po pobiciu w areszcie śledczym w Zalężu;

SADOWSKI PIOTR, l. 32.Zmarł w dniu 31 sierpnia 1982 r. trafiony petardą podczas demonstracji w Gdańsku;

SZULECKI ADAM, l. 32.Zmarł w dniu 9 maja 1982 r. po pobiciu w czasie demonstracji w dniu 3 maja 1982 r. w Warszawie;

WILKOMIRSKI EUGENIUSZ, l. 52.Zmarł w dniu 3 września 1982 r. po pobiciu przez ZOMO w czasie demonstracji w Częstochowie w dniu 1 września 1982 r.;

WŁOSIK BOGDAN, l. 30.Zamordowany z broni palnej przez funkcjonariusza SB w czasie demonstracji w Nowej Hucie w dniu 13 października 1982 r.;

WOZNIAK TADEUSZ, l. 49.Zmarł w dniu 1 września 1982 r. po pobiciu przez ZOMO podczas demonstracji w dniu 31 sierpnia 1982 r. we Wrocławiu;

ZDUNEK FRANCISZEK, l. 49.Przewodniczacy Komitetu Budowy Kaplicy w Sobolewie w woj. lubelskim. Zastrzelony przez sierżanta MO;

BLESZCZYNSKI ZENON, l. 24.Zmarł w nocy z 13 na 14 stycznia 1983 r. po pobiciu w areszcie śledczym w dniu 28 grudnia 1982 r.;

DRABOWSKA JANINA, l. 63.Zmarła we wrześniu 1983 r. na skutek obrzęku płuc spowodowanego działaniem gazów łzawiących użytych do rozpędzania demonstracji w Nowej Hucie w dniu 31 sierpnia 1983 r.;

GRZYWNA ANDRZEJ, l. 62.Zmarł w nocy z 29 na 30 sierpnia 1983 r. po pobiciu pałką po głowie w milicyjnym areszcie;

KOWALSKI RYSZARD, l. 44.Przewodniczący KZ NSZZ „Solidarność” w Hucie Katowice, dwukrotny więzień polityczny. Zaginął w dniu 7 lutego 1983 r. Ciało wyłowiono z rzeki w dniu 31 marca 1983 r.;

LARYSZ JÓZEF, l. 41.Przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w zakładach ELWRO. Internowany, zwolniony z pracy. Zmarł w dniu 7 marca 1983 r. po kolejnym przesłuchaniu w KW MO;

LYSKAWA BERNARD, l. 56.Zmarł na zawał serca uciekając przed ZOMO po demonstracji w Krakowie w dniu 1 maja 1983 r.;

MIASKO ZDZISŁAW, l. 29.Zmarł w dniu 3 czerwca 1983 r. po pobiciu na posterunku MO w Nowej Miłosnej;

MARZEC JERZY, l. 21.Zaginął w dniu 21 czerwca 1983 r. po uroczystościach powitania Papieża. Ciało znaleziono nad Odrą w dniu 22 czerwca 1983 r. Powodem śmierci było zachłyśnięcie się krwią;

PODBORACZYŃSKI BOGUSŁAW, l. 21.Działacz NSZZ „Solidarność”. Prawdopodobnie zatrzymany przez funkcjonariuszy MO, ciało wydobyto z rzeki w dniu 30 kwietnia 1983 r.;

PRZEMYK GRZEGORZ, l. 19.Zmarł w dniu 14 maja 1983 r. w wyniku obrażeń po pobiciu przez milicjantów na Komisariacie MO przy ul. Jezuickiej w Warszawie w dniu 12 maja 1983 r.;

STEFAŃSKI JACEK, l. 25.Zmarł w dniu 9 września 1983 r. Pobity w dniu 2 września 1983 r. na ulicy przez „nieznanych sprawców”. Brata Jacka i świadków wydarzenia funkcjonariusze MSW nakłaniali szantażem do zaniechania wyjaśnienia sprawy;

SYMONIUK ZBIGNIEW, l. 33.Członek Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania. Internowany, więzień polityczny. Zmarł w dniu 8 stycznia 1983 r. Wg oficjalnej wersji popełnił samobójstwo w czasie odbywania kary 2 lat pozbawienia wolności w więzieniu w Białymstoku;

SMAGUR RYSZARD, l. 29.Zmarł w dniu 1 maja 1983 r. w Krakowie po trafieniu petardą w czasie demonstracji;

SZYMANSKI ZBIGNIEW.Zmarł w kwietniu 1983 r. po pobiciu przez ZOMO -wców : R. Rudowczaka i J. Niemca;

WASILUK HENRYK, l. 28.Więzień polityczny. Zmarł w dniu 25 listopada 1983 r. Po zwolnieniu z więzienia popełnił samobójstwo przez samospalenie.

WEDROWNY JERZY, l. 28.Aresztowany za udział w manifestacji w dniu 31 sierpnia 1983 r. Zmarł w areszcie śledczym we wrześniu 1983 r. w niewyjaśnionych okolicznościach, przed terminem rozprawy;

WITKOWSKI WŁODZIMIERZ, l. 31.Zaginął podczas manifestacji w dniu 31 sierpnia 1983 r. we Wrocławiu. Zwłoki znaleziono w dniu 7 września 1983 r. wiszące na drzewie pod Oleśnicą;

ZIOŁKOWSKI JAN, l. 56.Współpracownik Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Czerwca 1956 r. Zmarł w dniu 5 marca 1983 r. pobity w czasie przesłuchania w V komisariacie MO w Poznaniu;

BARTOSZCZE PIOTR, l. 34.Działacz NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych. Zmarł w nocy z 7 na 8 lutego 1984 r. Ciało znaleziono w dniu 8 lutego 1984 r. w studzience melioracyjnej na polu ze śladami bicia i duszenia;

FRACZEK LECH.Zmarł w dniu 25 maja 1984 r. po pobiciu w dniu 5 kwietnia 1984 r. na posterunku MO;

FRAS TADEUSZ, l. 33.Nauczyciel, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w szkole. Zmarł w dniu 7 września 1984 r. Ciało znaleziono na przedmieściu Krakowa. Wg oficjalnej wersji wyskoczył z II piętra. Sekcja zwłok ujawniła ślady bicia i duszenia;

GEBOSZ ANDRZEJ, l. 31.Zmarł w dniu 26 października 1984 r. po pobiciu podczas przesłuchania w DUSW Łódź – Śródmieście;

HAC ALEKSANDER, l. 44.Przewodniczący KZ NSZZ „Solidarność” w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Zmarł w dniu 18 pazdziernika 1984 r. Znaleziony w dniu 16 października 1984 r. w piwnicy domu przy ul. Królewskiej z ciężkimi obrażeniami głowy;

HNAT EDYTA, l. 8. Uczennica, Zmarła w dniu 29 marca 1984 r. Zginęła w parku od strzału oddanego z okien mieszkania przez sierżanta MO Halonia;

JERZ JACEK ANTONI lat 38 Zamordowany w Radomiu w dniu 31 stycznia 1983 zaledwie kilka tygodni po zwolnieniu z ponad rocznego internowania (w Kwidzynie ciężko pobity podczas pacyfikacji obozu przez ZOMO przeszedł ścieżki zdrowia), wg IPN istnieje prawdopodobieństwo otrucia Furosemidem.

JASIŃSKI KRZYSZTOF, l. 25.Działacz NSZZ „Solidarność”. Internowany. Zmarł w dniu 10 listopada 1984 r. Zwłoki znaleziono na przystanku PKS w Elblągu z licznymi urazami;

KULKA STANISŁAW, l. 47.W dniu 15 listopada 1984 r. został zastrzelony na szosie przez milicjanta Jana Żurka;

LAWRYNOWICZ HENRYK, l. 42.W dniu 8 listopada 1984 r. został zatrzymany na Komisariacie Kolejowym. Zmarł w dniu 9 listopada 1984 r. Lekarz stwierdził krwiaka skroni i liczne obrażenia;

LAZARSKI KAZIMIERZ, l. 58.Pobity we własnym mieszkaniu przez funkcjonariuszy MO. Zmarł w dniu 24 września 1984 r. Sąd Rejonowy w Oleśnicy skazał funkcjonariuszy Ryszarda Boryga, Zbigniewa Królaka i Józefa Jarosika na kary od 1 do 2 lat pozbawienia wolności;

POPIEŁUSZKO JERZY, l. 37.Kapelan NSZZ „Solidarność”. Porwany i bestialsko zamordowany w październiku 1984 r. przez funkcjonariuszy bezpieki

ROMANOWSKI JAROSŁAW, l. 23.Zmarł w dniu 12 maja 1984 r. Zatrzymany przez MO. Wg oficjalnej wersji powiesił się w areszcie;

STRUSKI KRZYSZTOF, l. 28. Zmarł w dniu 14 listopada. Zatrzymany przez funkcjonariuszy MO został wyrzucony z milicyjnego samochodu;

SZTENCEL PAWEŁ, l. 19.Zmarł w dniu 22 grudnia 1984 r. na astmę sercową w areszcie śledczym przy ul. Smutnej w Łodzi.

TOKARCZYK ZBIGNIEW, l. 31.Działacz NSZZ „Solidarność” i KPN. Internowany i szykanowany przez SB. Zmarł w nocy z 22 na 23 lutego 1984 r. Ciało znaleziono koło domu denata. Sekcja wykazała urazy wątroby i płuc oraz ślady ciosów;

WALCZAK BOGUSŁAW, l. 57.Zmarł w marcu 1984 r. Został zatrzymany przez patrol MO w dniu 8 marca 1984 r. Żonie wydano ciało w dniu 16 marca 1984 r. twierdząc, że znaleziono je na ulicy;

ANTONOWICZ MARCIN, l. 19.Zmarł w dniu 2 listopada 1985 r. Został zatrzymany przez patrol MO w dniu 19 października 1985 r. W milicyjnym samochodzie doznał śmiertelnych urazów głowy;

BUDNY JAN.Zmarł w dniu 14 lutego 1985 r. Zatrzymany przez funkcjonariuszy MO Witolda Jabłońskiego i Kazimierza Klonowskiego w dniu 11 lutego 1985 r. Pobity w czasie przesłuchania. W szpitalu stwierdzono krwiaka mózgu, który był przyczyną zgonu;

BULKO ZDZISŁAW, l. 30.Zmarł w dniu 17 grudnia 1985 r. Znaleziony w rowie pod Zamościem z ciężkimi obrażeniami. Zwolnieni przez niego z pracy za pijaństwo i kradzieże trzej ORMO-wcy grozili mu zemstą;

CZARNY MIKOŁAJ, l. 56.Zmarł w dniu 14 lutego 1985 r. Został zatrzymany przez MO. Zmarł w wyniku urazów czaszki. Wg oficjalnej wersji spadł ze schodów;

FRANZ ROMAN, l. 32.Zmarł w dniu 8 stycznia 1985 r. Został zatrzymany przez milicję na Komisariacie Kolejowym. Znaleziony martwy na ławce koło dworca PKP. Sekcja wykazała stłuczenie mózgu;

KRAWIEC JAN, l. 22.Zmarł 30 października 1985 r. W dniu 30 października 1985 r. został zatrzymany na Komendzie MO w Miechowie. Wg oficjalnej wersji popełnił samobójstwo w areszcie przez powieszenie. Ciało nosiło ślady urazów piersi, brzucha i głowy;

KRZYWDA JACEK, l. 37.Zmarł w dniu 26 czerwca 1985 r. Został pobity w bramie domu, w którym mieszkał, przez patrol MO;

SAMSONOWICZ JAN –jeden z inicjatorów powstania Ruchu Młodej Polski, działacz NSZZ „Solidarność”. Zamordowany przez Służbę Bezpieczeństwa 30 czerwca 1983 w Gdańsku ;

KASPROWSKI DARIUSZ, l. 23.Zmarł w dniu 9 grudnia 1985 r. Wg. oficjalnej wersji powiesił się, w ZK w Koronowie. Na ciele stwierdzono liczne urazy szyi, ramion i pleców;

MARTIN LESŁAW, l. 37.Członek Komisji Rewizyjnej Zarzadu Regionu NSZZ „Solidarność”. Zamordowany w dniu 23 stycznia 1985 r. Został zrzucony przez „nieznanych sprawców” z kładki dla pieszych nad ulicą, z wysokości 20m;

POPŁAWSKI PIOTR.Pop cerkwi prawosławnej w Narwi. Zaginął w dniu 15 czerwca 1985 r. Zwłoki znaleziono w dniu 20 czerwca 1985 r. w lesie koło Zabludowa. Wg oficjalnej wersji popełnił samobójstwo;

PRZEPIORZYNSKI WITOLD,członek NSZZ „Solidarność”. Zaginął w dniu 9 maja 1985 r. Zwłoki znaleziono w dniu 17 maja 1985 r. w kanale portowym ze śladami silnych obrażeń;

SZUSTER ALEKSANDER, l. 25.Zmarł w dniu 30 stycznia 1985 r. po pobiciu na Komisariacie MO w Świdniku. Przyczyną śmierci było złamanie podstawy czaszki;

ŚLUSARSKI RYSZARD, l. 25.Zmarł w dniu 4 marca 1985 r. po pobiciu przez funkcjonariuszy MO w mieszkaniu, na ulicy i w komisariacie. Śmierć nastąpiła w wyniku zmiażdżenia wątroby, nerek i pęknięcia jelit.

BEDNAREK MARIAN, l. 35.Zmarł w dniu 27 grudnia 1986 r. po pobiciu na komisariacie MO;

SZKARLAT ZBIGNIEW, l. 43.Działacz NSZZ „Solidarność”, więzień polityczny. Zmarł w dniu 9 lutego 1986 r. Znaleziony na ulicy w dniu 2 lutego 1986 r. ciężko pobity, stwierdzono pęknięcie czaszki i uszkodzenie mózgu;

LUKS GRZEGORZ, l. 19.Zmarł w dniu 14 stycznia 1987 r. Został zbity i skopany przez patrol MO w nocy z 29 na 30 sierpnia 1986 r. Przy niedostatecznej pomocy lekarskiej, zmarł w wyniku powikłań po pourazowej torbieli trzustki;

KALINOWSKI WACŁAW. Zmarł w dniu 27 marca 1987 r. W dniu 22 marca 1987 r. został pobity w samochodzie milicyjnym;

STRZELECKI JAN, l. 69.Zmarł w dniu 11 lipca 1988 r. Znaleziony ciężko pobity nad Wisłą w dniu 30 czerwca 1988 r.;

NIEDZIELAK STEFAN. Proboszcz parafii Św. Karola Boromeusza. Zmarł w dniu 20 stycznia 1989 r. Ciało znaleziono w mieszkaniu denata. Sekcja wykazała liczne urazy i rozerwanie wiązadeł kręgu szyjnego, jako przyczynę śmierci;

SUCHOWOLEC STANISŁAW. Proboszcz parafii Najświętszej Marii Panny na Dojlidach. Zmarł w dniu 30 stycznia 1989 r. Wg wersji prokuratury śmierć nastąpiła w wyniku zatrucia tlenkiem metali spowodowanego pożarem w pokoju.

ZYCH SYLWESTER, l. 39.Wikariusz parafii Św. Jakuba. Więzień polityczny. Zmarł 11 lipca 1989 r. Ciało znaleziono na dworcu PKS. Proszą o pamięć i modlitwę…… Jesteśmy im to winni. Ogólną liczbę ofiar (poza osobami, które zginęły w wyniku bezpośrednich akcji ZOMO i wojska, odcięcia telefonów, zablokowania transportu i bałaganu wywołanego przez komisarzy wojskowych) ocenia się na kilkaset osób. Do dnia dzisiejszego nie znamy pełnej listy ofiar, a zbrodniarze i oprawcy nie zostali ukarani. Mordercy są wśród nas. Niech to nie da wam spokojnie żyć. Przypominam ten wykaz każdego roku. Proszę Państwa o uzupełnianie listy, o nazwiska osób, które poniosły śmierć z winy komunistów w latach 1981-1989. Aleksander Ścios

Co jest złego w dyni? Jak co roku, zamiast refleksji i zadumy, mamy wojnę Wszystkich Świętych z Halloween. Ponieważ Wszyscy Święci są „pisowscy”, a Halloween jest „tryndy”, więc większość mediów z zamiłowaniem oddaje się darciu łacha z duchownych, którzy ruszyli do walki przeciw bezmyślnemu importowaniu tej pogańskiej tradycji. Cóż, moje dzieci też wydrążyły dynie i wyruszyły poprzebierane zbierać cukierki albo robić psikusy − czemuż miałbym dzieciakom tej radości odmawiać? Ale doskonale rozumiem niepokój, który wzbudza łatwość, z jaką nowy obyczaj się upowszechnił i zaczął przyćmiewać tradycyjny sposób obchodzenia dnia Wszystkich Świętych. Halloweenowa dynia symbolizuje, bowiem coś bardzo paskudnego. Pogaństwo, ale nie to celtyckie sprzed tysiąca lat. Dynia jest znakiem pogaństwa współczesnego, pop-pogaństwa, tak samo jak ów wzięty z reklam coca-coli zapasiony krasnal z pijackim nosem, który wyparł z masowej wyobraźni chrześcijańskiego świętego Mikołaja. A ono jest nie do pogodzenia z podstawami naszej kultury − podobnie zresztą, jak i każdej innej, włącznie z dawną kulturą pogańską, w której „święto duchów” miało swój sens. Nasza kultura uczy od wieków: pamiętaj o śmierci, memento mori. Pamiętaj, bo śmierć będzie oznaczać konieczność rozliczenia się z całego życia, podsumowania i porównania dobra i zła, które w danym ci czasie uczyniłeś. Żyj z pamięcią, że takie rozliczenie przyjdzie nieuchronnie. „Tym byłem, czym ty jesteś, tym będziesz, czym ja jestem” − głosi napis na bramie starego cmentarza w moim rodzinnym Czerwińsku i pewnie wielu innych podobnych cmentarzy. Natomiast nowoczesne pop-pogaństwo powiada: nie myśl o śmierci, śmiej się z tego. Baw się, używaj, konsumuj i czniaj, co ma być potem. „Potem” nie ma nic wartego brania pod uwagę. Halloween, w jego pop-kulturowym wydaniu, jest wyparciem śmierci, sprowadzaniem jej do zgrywy i wysyłaniem do tandetnego świata wampirów, zombich i czarownic. Nasza, chrześcijańska kultura − i w tym zresztą jej wyższość − każe nam odwiedzać groby przodków, jeśli nie częściej, to przynajmniej w tym jednym dniu, choćby życie rzuciło nas od nich daleko. W krajach, z których zaimportowaliśmy Halloween i „walentynki” nikt już grobów przodków nie odwiedza, bo grobów nie ma. Przepuszcza się człowieka przez komin i rozsypuje na wietrze. Po co groby? Groby psują humor, a zły humor to mniejszy apetyt i gorsza sprzedaż. Skoro już nie można śmierci uniknąć, to przynajmniej można o niej nie myśleć. Dopóki człowiek nie myśli, problem go nie dotyczy, a jak już go zacznie dotyczyć, to tak czy owak nie będzie o nim myślał. Zwracałem kiedyś uwagę na podtykany celebrytom przez jedno z pism kobiecych tzw. kwestionariusz Prousta, w którym między innymi padało pytanie: jak chciałbyś umrzeć. Otóż wszyscy indagowani deklarowali zgodnie, że chcą umrzeć nagle, nie wiedząc o tym, najlepiej we śnie. Myśl o tym, że człowiek powinien umierać tak, aby mieć możliwość pożegnania się, podsumowania swego żywota, pojednania z bliźnimi i z Bogiem, wydawała się gwiazdom i gwiazdkom mediów, co do jednej jak najgłębiej obca. Pokolenia naszych przodków modliły się: „od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie” − a dziś właśnie taka śmierć wydaje się wychowankom i zarazem głosicielom zdziecinniałej i skretyniałej kultury supermarketów najbardziej pożądana. To zakrawa na paradoks − w „cywilizacji śmierci” śmierć nie istnieje, jest kompletnie wypychana ze świadomości, podczas gdy w cywilizacji życia stanowi centrum. Oczywiście, paradoks jest, jak się nad tym zastanowić, pozorny. Takie są najgłębsze kulturowe − czy, właściwie, antykulturowe − znaczenia, ukryte pod wesołą zabawą, którą ochoczo naśladujemy. Ale z całą ich świadomością, nie sądzę, aby wytaczanie przeciwko halloweenowej dyni ciężkich dział miało sens. Duchowni, którzy podnosząc przeciw zabawie poważne argumenty usiłują powstrzymać modę zakazami, popełniają taktyczny błąd. W swych dziejach Kościół wielokrotnie wygrywał z pogaństwem − i nie ma powodu, by nie wygrał i z pop-pogaństwem naszych czasów − ale rzadko w drodze prostego zakazu. Przeważnie po prostu oswajał pogańskie przyzwyczajenia, albo nadawał im nowe znaczenia. Święto zimowego przesilenia, narodzin Słońca, stało się Bożym Narodzeniem, nabrały chrześcijańskiego sensu pisanki i święcenie pokarmów, ochrzczone zostały zapusty i ostatkowi przebierańcy. Przecież i nagrobne światła, które dziś zapalamy, też wzięły się z pogańskiego obyczaju. Więc dlaczego dzisiejsi katolicy mieliby się bać wydrążonych dyń? Tak, moje córki, a jakże, ustawiły swoje halloweenowe dynie na balkonie, bardzo z nich dumne, i nie widzę w tym żadnego dla nich niebezpieczeństwa. Dopóki wiedzą, że o zmarłych dziadkach trzeba pamiętać, odwiedzać ich groby, przyozdabiać je i modlić się na nich, a nie, jak Amerykanie, traktować zmarłego jak starą kanapę, którą trzeba po prostu usunąć z domu i pozbyć się kłopotu − to żadna moda i zabawa im nie zaszkodzi. A gdyby miały kiedyś tę świadomość zatracić, (choć to raczej po moim trupie), to i rytuały Wszystkich Świętych stałyby się dla nich pustym, szeleszczącym zeschłymi liśćmi gestem. Nie skupiajmy się przesadnie na symbolach. One odnoszą się do rzeczy ważnych, ale ani je czynią, ani unieważniają. RAZ

02 listopada 2011 "Ironia jest bronią mniejszości" - twierdził markiz Vilfredo Federico Damaso Pareto, twórca lozańskiej szkoły ekonomii, twórca teorii krążenia elit, wolnorynkowiec- leseferysta, propagator bezcelowości socjalizmu. Żył w czasach, kiedy socjalizm nabierał rozpędu.. To nie to, co dziś, że pod ciężarem socjalizmu bankrutują całe kraje i narody.. To jest największe osiągnięcie socjalistów. Doprowadzić do bankructwa wszystko dookoła! I uzależnić przy pomocy dotacji.. Bo w socjalizmie pieniędzy i dobrobytu się nie tworzy, to nie jest jego główny cel - wytworzony dobrobyt się dzieli.. I na tym skupiają się socjaliści.. Jak najlepiej podzielić, to znaczy jak najlepiej sprawiedliwie społecznie? Zatrzymując najwięcej dla siebie.. Nic przy tym samemu nie tworząc.. Bo co może wytworzyć jakiś biurokrata w biurze, żyjący z pieniędzy skonfiskowanych podatnikom, czy działacz ideologiczny?. Bo, za co to taka pani Danuta Hubner pobierała 25 000 euro miesięcznie, jako komisarz (?????) Jeden nic - oprócz sterty papierów, a drugi nic - oprócz fałszywej ideologii.. Obaj są po tej samej stronie barykady.. Po tej samej stronie barykady grabieży.. Po drugiej są wszyscy ci, którzy są grabieni.. A więc wszyscy ci, którzy coś wytwarzają i służą, jako mięso armatnie do wdeptywania w ziemię.. Taki los niewolnika demokratycznych państw, gdzie biurokracja wszystkim zarządza na ogół zgubnie.. Aż do zatracenia! I do tego przydaje się kalendarz postępowca, którzy przewraca świat do góry nogami i wbija do głowy uczestnikom tego demokratycznego sabatu nowe „święta”, którymi Lewica światowa chce przykryć, święta prawdziwe, wynikające z tradycji i przeszłości jakiegoś narodu.. W przypadku Polski: Bożego Narodzenia i Wielkanocy.. I upychają w kalendarzu jakieś idiotyczne” święta” a potem zaśmiecają nimi serwisy informacyjne.. I mówią o nich - niby przypadkowo.. Step by step - wbijają do głów.. Wczoraj obchodzili „Święto Zmarłych”, którego to „święta” w ogóle nie ma i tego samego dnia Światowy Dzień Wegan (???) W ramach propagowania głodu.. Jakby już mało ludzi głodowało. To jeszcze próbują odzwyczaić od jedzenia pozostałych.. Tak jak radzieccy uczeni na Syberii próbowali odzwyczaić konia od jedzenia. Eksperyment by się udał, gdyby nie to, że koń zdechł! Lewica obchodzi również Światowy Dzień Użyteczności (???) - trzeciego listopada.. Chodzi o ideę budowania lepszego świata, jeszcze lepszego od tego, który mamy, o który zbudowała Lewica, bo lepszą przyszłość wykuwamy - dziś! Tylko hasło się zmieniło - ale idea jest ta sama.. „Projektowanie dla społecznej przemiany”, użyteczność we wszystkich aspektach życia. Pojedzą, popiją, pogadają. Podatnik zapłaci! I tyle wszystkiego. Można zgłosić nieużyteczną ławkę, niewygodny w obsłudze automat z biletami, źle oznakowane skrzyżowanie.. Od szóstego listopada zaczyna się Europejski Tydzień Młodzieży, bo aktywność młodzieży zawsze jest przepustką do przyszłości jak pisano w poprzedniej j komunie. No pewnie, że jest.. Szczególnie młodzieży wkurzonej, że im państwo nie daje, a im się należy od państwa. Znają po kilka języków i nie mają z sobą, co zrobić. To, kto im kazał uczyć się tyle języków? Miliony biurokratów już zalegają w całym państwie o nazwie Unia Europejska.. I jeszcze można dopchnąć biurokratycznym kolanem kolejnych.. To szybciej zbankrutuje takie socjalistyczne państwo biurokratyczne, które wyciąga rękę do Chińczyków.... Bo, od kogo by tu jeszcze pożyczyć? Chińczycy mają dużo pieniędzy, bo pracują i nie wyciągają rąk po zasiłki. Zresztą są mali i maja krótkie ręce. A dobrobyt powstaje z pracy, a nie z dotacji czy zasiłków lub zadłużania przyszłych pokoleń.. Chińczycy chcą pożyczyć 100 miliardów-, ale potrzeby unijnej biurokracji zakręcają do 2000 miliardów(!!!!). Skąd wziąć pozostałe miliardy? Jak to skąd? Do – dru – ko - wać!!!!! W dniu 9 listopada, tuż przed Marszem Niepodległości, Lewica obchodzić będzie Międzynarodowy Dzień Walki z Faszyzmem i Antysemityzmem.(???) Musi być bardzo źle z tym ”faszyzmem” i „antysemityzmem”.. Musi narastać! Bo skąd ten pomysł? - żeby obchodzić takie „święto”.? Wszystkich patriotów, Lewica nazywa „faszystami”, a „antysemici”? No to ci wszyscy, których Żydzi nie lubią.. i mamy „święto”.. W tym samym dniu obchodzona jest rocznica Nocy Kryształowej, (od 1989 roku) zorganizowanej przez NSDAP w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku.. Narodowi-socjaliści palili synagogi, mordowali Żydów, plądrowali i niszczyli sklepy.. I jeszcze tego samego dnia obchodzony jest Światowy Dzień Gry Wstępnej (???) Co ma gra wstępna do „antysemityzmu”, czy ”faszyzmu”? - doprawdy nie wiem, ale widocznie musi być jakiś związek.. Skoro jest ”święto” i to na skalę światową.. Aha - zapomniałem.. Największymi ”faszystami” są środowiska wolnościowe.. A nie ci, co faszyzm w Polsce budują.. Potem już tylko ”Dzień Drwala”, ”Dzień Czystego Powietrza”, ”Międzynarodowy Dzień Walki z Cukrzycą”, ”Ekumeniczne Święto Biblii”, ”Międzynarodowy Dzień Domina”, ”Międzynarodowy Dzień Uwięzionego Pisarza”, „Dzień bez Długów” i „Dzień Czarnego Kota” - i już mamy połowę „świątecznego” miesiąca.. „Dzień Walki z Cukrzycą” jest w tym samym dniu, co” Dzień Czystego Powietrza”. Albo czyste powietrze - albo walka z cukrzycą.. Bo rozumiem Międzynarodowy Dzień Domina.. Jak jedno państwo strefy euro padnie - padną następne.. Trzeba ratować każde, które już nabrało się na przystąpienie do strefy waluty politycznej.. Jak się ma kota - a socjaliści go mają - to obchodzą „święto” czarnego kota.. Tylko, dlaczego czarnego? 18 listopada następuje początek Tygodnia Walki z Bólem Nowotworowym, Światowy Dzień Toalet, Międzynarodowy Dzień Industrializacji Afryki oraz Międzynarodowy Dzień Pamięci o Transseksualnych Ofiarach Przemocy. Popatrzcie Państwo.. Ile tych wspaniałych „ świąt”? I nawet jest Światowy Dzień Toalet? Chyba w tym dniu będzie się można na całym świecie załatwić „ za darmo”. Także w toalecie postanowionej w Himalajach na Mount Everest.. To na razie są jeszcze plany.. A od 21 listopada – początek Globalnego Tygodnia Edukacji. Wszyscy będą indoktrynowani „ za darmo”. Właściwie powinien to być początek Globalnego Tygodnia Indoktrynacji.. Światowy Dzień Tańca, Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet, no i Światowy Dzień Pluszowego Misia, na który czekają wszystkie dzieci całego świata, które nasze są.. Co oczywiste! W Dniu bez Zakupów, można robić zakupy, ale małe. Najlepiej zrobić zakupy w dzień wcześniej.. I kupić pluszowego misia.. Tym bardziej, że następny dzień” świąteczny” to Międzynarodowy Dzień Akcji przeciwko Planom Wprowadzenia do Europy Zachodniej Nowych Rodzajów Amerykańskiej Broni Rakietowo- Jądrowej.. Czy to nie piękne” Połączyć misia z bronią jądrową? A potem obchodzić Światowy Dzień Walki z Karą Śmierci.. Bo „Europejczycy” znieśli karę śmierci nawet w czasie wojny(???). I jak teraz zabijać szpiegów i zdrajców? A wrogów łapać gołymi rękoma.. Tego by nawet największy idiota nie wymyślił.. A jednak! Nie dość, że socjaliści, to jeszcze idioci.. Ironia jest naprawdę jedyną bronią mniejszości.. Bo ludzie rozumni są zawsze w mniejszości.. I dlatego wymyślono demokrację.. Decyduje większość.. WJR

Kto jest winny za cierpienia niewinnego? Obywatel Ukrainy niewinnie siedział 10 miesięcy w polskim więzieniu, aresztowany w sprawie wypadku drogowego sprzed jedenastu lat. W więzieniu był poniżany i bity. Ukrainiec domaga się teraz odszkodowania od państwa polskiego, a ja pytam Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, kto odpowiada za ten dziwny areszt i czy w polskich więzieniach rządzi państwo, czy silniejsi więźniowie, znęcający się nad słabszymi?

1. Wiadomość z "Gazety Wyborczej": 60 tys. zł dostanie Ukrainiec, którego niesłusznie zamknięto w polskim areszcie, gdzie był poniżany za swoje pochodzenie. To za mało -twierdzi jego adwokat i pyta: - Czy cierpienie Ukraińca jest tańsze niż Polaka? Po latach trudno wyjaśnić, dlaczego Anatolij Choliawka musiał trafić do więzienia na prawie 10 miesięcy. W grudniu 1996 r. podczas paskudnej śnieżycy brał udział w wypadku drogowym pod Chełmem, w którym zginął Polak Adam F. Choliawka jechał kamazem wypełnionym saletrą w konwoju trzech ciężarówek zmierzających na przejście w Dorohusku. Znaprzeciwka swoim audi podróżował Adam F. Jezdnia była bardzo śliska.Widoczność kiepska

Na zakręcie samochody zaczepiły o siebie. Audi wpadło do rowu. Adam F. nie przeżył wypadku.Prokuratura wszczęła śledztwo, bo miała wątpliwości, czy Ukrainiec nie mógł wypadku uniknąć. Choliawkę bronili kierowcy tirów oraz postronni, niezwiązani z nim świadkowie, m.in. celnicy wracający po pracy z przejścia granicznego w Dorohusku. Twierdzili, że jechał prawidłowo i to audi najprawdopodobniej wpadło w poślizg, a następnie zjechało na przeciwległy pas. Postępowanie wszczęto też na Ukrainie. Oficer śledczy z Kijowa zamknął sprawę, nie dopatrując się dowodów winy kierowcy kamaza. Jednak po 11 latach od tragedii Prokuratura Rejonowa w Chełmie postanowiła kontynuować śledztwo. Choliawka został wezwany na przesłuchanie, jako świadek. Kiedy tam się stawił, został aresztowany. - Moim zdaniem zadecydowały interwencje matki ofiary, która pisała wszędzie, gdzie mogła: do instytucji publicznych i dziennikarzy, że Ukrainiec zabił jej syna, a pozostaje bezkarny - opowiada adwokat Krzysztof Kamiński, który bronił Ukraińca. Prokuratura dostała opinię biegłego, który stwierdził, że to Choliawka spowodował wypadek. Dzięki temu wytoczyła mu proces. Choliawka czekał na rozprawy w więzieniu w Chełmie.Spędził tam prawie 10 miesięcy. Był szykanowany i bity przez innych więźniów. - Wybrano go na ofiarę, bo był Ukraińcem, który zabił Polaka- tłumaczy mec. Kamiński. Choliawka nabawił się nerwicy, z której leczy się do dziś. Stracił pracę. Swojemu szefowi musiał oddać 2 tys. dol., na Ukrainie sumę niebagatelną, za niezrealizowany kontrakt.Do polskiego prokuratora przyjechał, bowiem tirem wypełnionym towarem, bo nie spodziewał się, że zostanie aresztowany. Razem z pracą przepadły mu comiesięczne dochody. Rozwiodła się z nim żona. Proces przed chełmskim sądem rejonowym toczył się dwa lata. Sąd miał aż trzy opinie biegłych, które miały pomóc wyjaśnić, co doprowadziło do tragedii. Swoją ekspertyzę przedstawił prof. Marek Opielak, obecny rektor Politechniki Lubelskiej, który zmiażdżył ustalenia biegłego prokuratury. Sąd nie znalazł dowodów winy Choliawki i w maju 2009 r. go uniewinnił. Wyrok utrzymał w mocy sąd wyższej instancji. Choliawka wytoczył państwu polskiemu proces o odszkodowanie (za utracone zarobki) i zadośćuczynienie (za krzywdy w areszcie). Chciał 518 tys. zł. W piątek sędzia Ewa Morelowska stwierdziła, że rekompensata mu się należy, ale nie tak wysoka. Sąd przyznał Ukraińcowi 25,7 tys. zł odszkodowania i 36 tys. zł zadośćuczynienia. - W areszcie nie był dobrze traktowany, jako że był obcokrajowcem, który miał zabić obywatela Polski - uzasadniła sędzia. - Czy cena cierpienia Polaka jest inna niż Ukraińca? Nie zostawimy tak tego. Będzie apelacja- mówi się mec. Kamiński. Daje przykład Władysława Szczeklika, byłego komendanta policji w Białej Podlaskiej. Za niesłuszny areszt dostał 400 tys. zł samego zadośćuczynienia. A siedział dwa razy krócej od Choliawki. Adwokat dodaje też, że złoży wniosek do prokuratury,by rozważyła odpowiedzialność majątkową śledczych, którzy doprowadzili do uwięzienia obywatela Ukrainy.

2. W reakcji na te publikację skierowałem do Ministra Sprawiedliwości i do Prokuratora Generalnego RP następujące pismo:

Rawa Mazowiecka, 2 listopada 2011 r. Pan Krzysztof Kwiatkowski Minister Sprawiedliwości Pan Andrzej Seremet Prokurator Generalny RP

Sanowny Panie Ministrze, Szanowny Panie Prokuratorze Generalny, Przesyłam na ręce Panów kopię artykułu prasowego, jaki został opublikowany na łamach "Gazety Wyborczej" 31 października 2011 roku, z prośba, aby Panowie, każdy w ramach swoich kompetencji, spowodowali zbadanie i wszechstronne wyjaśnienie opisanej w tej publikacji sprawy.Jesli, bowiem opisane tu wydarzenia są prawdziwe, to muszą one budzić najwyższy niepokój o stan praworządności w Polsce. Wyjaśnienia wymagają przede wszystkim następujące okoliczności:

Po pierwsze - jak to możliwe, że postępowanie karne w sprawie opisanego tu tragicznego wypadku drogowego trwało kilkanaście lat? Kto ponosi odpowiedzialność za tak rażącą przewlekłość postępowania?

Po drugie - Z jakich powodów doszło do tymczasowego aresztowania podejrzanego w 11 lat po wypadku, w sytuacji gdy chodziło o przestępstwo nieumyślne. Czy zastosowanie tymczasowego aresztowania w takich okolicznościach nie stanowiło rażącego nadużycia władzy ze strony prokuratury i sądu?

Po trzecie - jak to możliwe, że doszło do oskarżenia niewinnego człowieka, w sytuacji dysponowania dowodami (zeznania bezstronnych i obiektywnych świadków) wskazującymi na jego niewinność.

Kto jest winny za cierpienia tego niewinnego człowieka?

Po trzecie - jak to możliwe i kto ponosi odpowiedzialność za to, że tymczasowo aresztowany był w więzieniu poniżany i bity? Dopuszczenie do takiej sytuacji (skądinąd nie wyjątkowej, znam wiele innych, podobnych przypadków) może wskazywać, że w polskich więzieniach panuje patologia, władze więzienne nie panują nad sytuacją, a rządy sprawują silniejsi więźniowie, znęcający się nad słabszymi. Jeśli tak jest, to, co zamierzacie Panowie uczynić, aby w polskich więzieniach przywrócić rządy prawa? Bardzo proszę obu Panów o poważne i wnikliwe zajęcie się ta sprawą.

Janusz Wojciechowski

Solidarni z oskarżonym Księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim W związku z procesem rozpoczynającym się 1 grudnia 2011 r. okażmy solidarność z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, któremu grozi wyrok do 1 roku więzienia. Zwracamy się z prośbą o podpisywanie apelu solidarności Solidarni z oskarżonym Księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim Wyrażamy swoją głęboką solidarność z Księdzem Tadeuszem Isakowiczem –Zaleskiem, który całym swoim życiem i kapłańską posługą dał przykład braterskiej jedności z prześladowanymi, odrzuconymi, ubogimi, niepełnosprawnymi oraz tymi, o których nikt się nie upomniał przez długie dziesięciolecia – tysiącami bezimiennych ofiar stalinizmu i nacjonalizmu na wschodnich Kresach Rzeczpospolitej. Bezinteresowna, heroiczna walka o Prawdę w życiu Kościoła i polskiego społeczeństwa przysporzyła Ks. Tadeuszowi wielu przyjaciół, ale i rozlicznych wrogów – jawnych i ukrytych. Dowodem na ich determinację jest prześladowanie, jakiemu poddany został Ksiądz Tadeusz – świadek Prawdy – przez byłego oficera wywiadu komunistycznego i służby bezpieczeństwa podpułkownika Edwarda Kotowskiego o ps. „Pietro”, który w latach 1979 – 1983 zajmował się inwigilacją polskich duchownych w Watykanie, jako pracownik komunistycznego wywiadu. Niczym w czasach PRL-u Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest prześladowany przez agenta „Pietro” za głoszenie prawdy o jego niechlubnej roli w walce z Kościołem. Ppłk E. Kotowski wytoczył Księdzu Tadeuszowi proces karny na podstawie artykułu 212 par.2.kk – reliktu prawa epoki komunistycznego totalitaryzmu. Artykuł ten został uchwalony w stanie wojennym i władzom stanu wojennego służył do walki z wolnością słowa. Wedle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka artykuł 212 kk jest ingerencją w wolność słowa i w nie ma nic wspólnego ze współczesnymi europejskimi standardami ochrony swobody wypowiedzi, w których nie karze się za słowa, tym bardziej – za słowa prawdy. Mija 30 lat od ogłoszenia stanu wojennego, żyjemy w demokratycznej Polsce, a nadal niezależna myśl dziennikarska musi stawiać czoła tym samym ludziom, którzy wówczas służalczo zdradzali swój naród, prześladowali niewinnych i dławili wszelkie przejawy wolności.Nie możemy dopuścić do tego, by niezłomny Kapłan, prześladowany przed laty przez Służbę Bezpieczeństwa PRL-u , uznany za pokrzywdzonego w rozumieniu ustawy o IPN, czuł się dziś osamotniony w swoim głoszeniu Prawdy, by dawny funkcjonariusz SB mógł kierować przeciwko niemu oskarżenie na drodze procesu karnego. W związku z procesem rozpoczynającym się 1 grudnia 2011r. okażmy solidarność z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, któremu grozi wyrok do 1 roku więzienia. Zaprotestujmy przeciwko dalszemu obowiązywaniu artykułu 212 kk, który ma „kneblować usta” niewygodnym głosicielom Prawdy o mrocznych czasach SBeckiej dominacji nad Narodem. Zwracamy się z prośbą o podpisywanie apelu solidarności. solidarni2010.pl

Pilot bohater ocalił pasażerów Było o krok od tragedii! Awaryjne lądowanie na brzuchu samolotu mogło skończyć się katastrofą. Ale dzięki kunsztowi pilotów zakończyło się szczęśliwie. Nikt nie zginął. Nikt nie został nawet ranny. Dzięki pilotom – Tadeuszowi Wronie i Jerzemu Szwarcowi. Ponad godzina nerwów, 231 osób w powietrzu, a na lotnisku dziesiątki płaczących ludzi. Do tragedii był tylko krok. W boeingu 767 wczoraj po południu nie otworzyło się podwozie w czasie podchodzenia do lądowania na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina. Włożyłem kurtkę motocyklową, bo stwierdziłem, że będę mniej poobijany. Na szyi powiesiłem dokumenty, żeby w razie katastrofy umożliwić identyfikację. Niektórzy żegnali się już z życiem – mówi Andrzej, pasażer samolotu.

Niesamowite lądowanie Pilot Tadeusz Wrona mistrzowskim lądowaniem uratował życie pasażerów. – To, co zrobił Tadeusz, to majstersztyk – mówi „Codziennej” kapitan Janusz Więckowski, wieloletni pilot LOT-u. Samolot Polskich Linii Lotniczych LOT boeing 767 leciał do Warszawy z Newark w Stanach Zjednoczonych. Na Okęciu miał wylądować o 13.35. Jednak już pół godziny po starcie z lotniska w USA piloci zgłosili awarię techniczną systemu hydraulicznego. Podczas podejścia do lądowania w Warszawie okazało się, że jest ona poważna – samolot nie mógł wypuścić podwozia. Stało się jasne, że po raz pierwszy w historii LOT-u samolot będzie lądował „na brzuchu”. Przez godzinę boeing krążył nad Warszawą, bo musiał spalić paliwo. Zamknięta została aleja Krakowska, pasażerowie samolotu i ludzie zebrani w hali przylotów przeżywali horror. Widać było karetki pogotowia i wozy straży pożarnej. Około 14.35 eskortowany przez dwa polskie F16 samolot szczęśliwie wylądował – pilot posadził maszynę „na brzuchu”. Na chwilę pod boeingiem pojawił się niewielki ogień, ale strażacy natychmiast zdusili go w zarodku. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy byli zgodni – pasażerowie uniknęli śmierci dzięki świetnej postawie załogi. Tadeusz Wrona od 30 lat jest pilotem LOT-u. Za sterami samolotów spędził ponad 15 tys. godzin. Drugim pilotem był Jerzy Szwarc. Służby ratownicze na warszawskim lotnisku też stanęły na wysokości zadania. By uniknąć pożaru, strażacy wylali na pas startowy pianę gaśniczą. Po wylądowaniu pasażerowie i załoga boeinga ewakuowali się z samolotu w ciągu 90 s.

Straszne chwile na pokładzie Pasażerowie w powietrzu przeżyli horror. – Chwile przerażenia przeżyliśmy, gdy samolot dotknął ziemi. Po szczęśliwym lądowaniu wszyscy starali się jak najszybciej opuścić samolot – mówi Krzysiek, 17 lat, pasażer boeinga. – Było trochę paniki, szczególnie wśród kobiet – dodaje Hubert, który również był na pokładzie boeinga. – Podczas lądowania byliśmy jednak przekonani, że siadamy na kołach – dodaje. – Z ziemi wyglądało to bardzo nieciekawie, ale okazało się, że nie ma rannych. Piloci powinni zostać bohaterami narodowymi – mówi obecny na lotnisku pracownik służb medycznych. Samolot, który wczoraj awaryjnie lądował w Warszawie, jest najmłodszą maszyną w polskiej flocie długodystansowej. Maszyna żartobliwie nazywana jest Papa Charlie. Jej stan techniczny był według przedstawicieli LOT-u bardzo dobry. Najbardziej awaryjnym boeingiem we flocie LOT-u jest inny 767 – nazywany Papa Error. Kilka razy psuł się w nim układ paliwowy. Do 2015 r. wysłużone boeingi 767 zostaną zastąpione przez nowe dreamlinery. Po wczorajszym szczęśliwym lądowaniu samolotu lotnisko Okęcie było zamknięte do dziś, do godziny 8 rano.

To lądowanie to majstersztyk Tadeusz maszynę posadził ze spokojem, wręcz po mistrzowsku – z kapitanem Januszem Więckowskim, wieloletnim pilotem Polskich Linii Lotniczych LOT, rozmawiał Przemysław Harczuk.

*Co Pan, wieloletni pilot, czuł, oglądając relację z awaryjnego lądowania boeinga na warszawskim lotnisku Okęcie? Zdjęcia z lądowania oglądałem kilka razy. Jestem pod wrażeniem. Tadeusz maszynę posadził ze spokojem, wręcz po mistrzowsku.

*Tadeusz Wrona to jeden z najbardziej doświadczonych pilotów w LOT? Pilotem jest od wielu lat, ma tysiące wylatanych godzin. Wielkie doświadczenie widać po sposobie, w jaki posadził samolot. To był majstersztyk.

*Podczas lądowania widzieliśmy dym, iskry spod silnika, wyglądało to dosyć groźnie. Ale dym pochodził w rzeczywistości z piany, którą strażacy wylali na pas po to, by uniknąć pożaru. Iskry pochodziły z tarcia, podczas lądowania. Dzięki postawie załogi tragedii udało się uniknąć.

*Czy do takich sytuacji można się przygotować? Było to pierwsze lądowanie „na brzuchu” w dziejach LOT-u, jednak wszyscy piloci mają je przećwiczone podczas wielogodzinnych treningów na symulatorach. W takich sytuacjach wiele daje doświadczenie. Przemysław Harczuk, Magdalena Michalska

Lądowanie na Okęciu, bardzo dziwna usterka. To jest nadzwyczaj dziwne, bo systemy kontrolne i napędzające są zdublowane. Prawdopodobieństwo tego, że ten sam błąd może pojawić się równocześnie w trzech miejscach, jest niemożliwe.

Wypadek lotniczy B767 na Okęciu, 1 –XI-2011

W dzisiejszym nastąpiło awaryjne lądowanie samolotu LOT, B 767. Przy podejściu do lądowania, pilot zauważył problem z wypuszczeniem podwozia.

Na godz. 16,38, ONET,

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/awaryjne-ladowanie-boeinga-767-w-warszawie,1,4895711,region-wiadomosc.html

podał bez składu i ładu:

„Rzecznik Okęcia Przemysław Przybylski powiedział w TVN 24, że pilot zgłosił problem "z wysunięciem klap potrzebnych przy lądowaniu". „o pierwszy raz dla LOT lądowanie bez podwozia. Załoga sygnalizowała, że była usterka systemu hydraulicznego i elektrycznego - poinformowano. Boeing 767 był to samolot 14-letni, w bardzo dobrym stanie technicznym.” W jednym krótkim artykule taka duża sprzeczność, bo albo klapy, albo podwozie. Pozostając przy podwoziu. Podwozie składa się z dwóch grup:

- Podwozie przednie

- Podwozie główne.

Podwozie główne składa się z podwozia lewego i prawego. Tak wiec mamy trzy gniazda zamocowania podwozia. Mamy do czynienia z liczna mogą. Jak widzieliśmy w TV te 3 gniazda /podwozia/ miały równoczesne taką samą usterkę. To jest nadzwyczaj dziwne, bo systemy kontrolne i napędzające są zdublowane. Prawdopodobieństwo tego, że ten sam błąd może pojawić się równocześnie w trzech miejscach równocześnie jest niemożliwe. Wykluczamy taki błąd konstrukcyjny, który może polegać na tym, że owszem wszystko jest zdublowane, a i tak całość jest uzależnienia od jednego bezpiecznika, który właśnie się zepsuł i katastrofa gotowa. Samolot ten jest produkowany od dawna i ew. błędy konstrukcyjne zostałyby zauważane i poprawione. Możliwe jest to, że tylko jedno podwozie uległo awarii, lecz pilot lądował na schowanych dwóch pozostałych podwoziach, a to celem zachowania lepszej równowagi samolotu przy dotknięciu z ziemią. To byłoby logiczne. Problem polega jednak na tym, że dotychczasowe informacje nic nie wskazują na to, że to tylko jedno podwozie miało usterkę. Przeciwnie, informacje o wizualnej kontroli stanu wychylenia podwozia wskazują na to, że był problem z trzema podwoziami równocześnie. Problem ten przedyskutowałem pobieżnie z szwedzkim państwowym expertem od katastrof lotniczych i on stwierdził ze zdziwieniem, że nic takiego sobie nie przypomina. Słyszał właśnie w radio o tym wypadku na Okęciu. Uważał, ze dziennikarze musieli cos źle powtórzyć. Przypadek, gdzie wszystkie trzy podwozia nawalają równocześnie trudno znaleźć. Jeżeli informacja ta nie będzie skorygowana ( do tylko jednego podwozia), będzie bardzo ciekawie. Krzysztof Cierpisz

Joseph Nitchthauser - Brazylijski Żyd broni Polaków przed oszczercza kampania nienawiści... Odrobina wspomnień! Polska, proszę Pana... Chodzi o to, ze myśmy im (nazistom) pomagali. Ja to powiedziałem dla telewizji brazylijskiej. Ja się nie boję nikogo. Szczególnie nie boję się Żydów. Jestem Żydem, umrę Żydem. Polska była jedynym z siedemnastu krajów, które naziści zajęli, republik, monarchii, który nie dostarczył ani jednego essesmana, ani dobrowolnie, choćby jednego żołnierza do Wehrmachtu. Wszystkie inne kraje dostarczyły. Ukraińcy, Litwini - byli gorsi jak essesmani niemieccy. SS holenderskie - było jeszcze gorsze. Dania - ten piękny kraj, który uratował prawie wszystkich swoich Żydów, dostarczał kontyngenty SS. Francja - była jedynym krajem z krajów okupowanych, w którym Żydów francuskich NIE wyaresztowali Niemcy. Zrobiła to policja francuska bez żadnego ponaglania i rozkazu niemieckiego. A nie mówi sie o tym jak myśmy, Żydzi pomogli nazistom nas zniszczyć. W Oświęcimiu prawie wszyscy znajdujący się tam essesmani byli ranni i przysyłani z różnych frontów. Aby zagazować, a potem spalić, czasem 10 tysięcy, czasem 20 tysięcy ludzi dziennie, potrzeba było paręset osób, aby przy tym strasznym procederze pracowali. SS-mani prawie, co dwa tygodnie wybierali spośród więźniów żydowskich mocnych, zdrowych mężczyzn, grupę trzystu do pięciuset ludzi, którzy byli przydzielani do pracy w krematoriach i komorach gazowych. Po trzech tygodniach taka grupa szła do komory gazowej, a esesmani wybierali nową. Nigdy według mojej wiedzy i badań, ja do dnia dzisiejszego jeszcze badam problem Holokaustu, nie znalazłem żadnego przypadku, aby ktokolwiek, chociaż jeden Żyd powiedział - nie - ja nie będę pracował przy tym! Co ryzykował? - tylko tyle, że by go od razu zastrzelili. Ci wszyscy, co pracowali w tych komandach, wiedzieli, że umrą, że nie będą do końca wojny pracować w krematorium, ładować trupy do pieców, czy wyrywać złote zęby z zagazowanych ludzkich zwłok i ładować je na wózki, aby dowieźć do krematorium. Na polach pracowali Polacy, w fabrykach więcej pracowało Ukraińców, bo Polacy nie chcieli pracować solidnie i Niemcy nigdy nie wiedzieli, co oni wymyślą i zrobią im na złość. Żydów zmuszono oczywiście, aby pracowali w krematoriach i komorach gazowych! Ale można było nie chcieć! Chciało się uratować życie, tylko na jakieś dwa tygodnie? Tak samo w gettach! Przecież Gettami administrowali Żydzi. Byli tam żydowskie władze, żydowska policja wykonująca polecenia niemieckie. To nie Polacy pomagali Niemcom wyznaczać Żydów do transportów - to robili Żydzi. To nie Polacy pilnowali niemieckiego porządku w gettach, ale Żydzi. Nie znam przypadku, aby Żydzi administrujący gettem, odmówili wykonania niemieckiego polecenia. Przecież za to groziło tylko zabicie i to tylko jednej osoby, a nie całej rodziny, jak groziło to Polakom za pomoc Żydowi, a Polacy to robili. Ja jak coś robię, to robię aż do końca i nic nie mówię, na co nie mam 100% dowodów. Ja mam tutaj dokument, który został opublikowany w prasie żydowskiej, tutaj, w Brazylii. W "Redzenia Judaika" - Żydzi amerykańscy nie zrobili prawie nic, aby ratować Żydów europejskich przed zagładą. Ten, co to napisał, to nie był idiota - to był Żyd, który doskonale wiedział, co i dlaczego pisze. Nazywał się Oskar Minc. On jeszcze żyje, jest na emeryturze. A co zrobiły inne rządy jeszcze przed 1939 rokiem? Anglicy zamknęli bramy. Delegacji żydowskiej, która udała się do Australii z prośbą o wpuszczenie tam Żydów europejskich, powiedziano, ze nie mają tam żadnych problemów rasowych i nie chcą ich też importować z Europy. Zamknęli drzwi dla Żydów. A wie pan, który kraj otworzył swoje granice wtedy dla Żydów? Nie wie pan? POLSKA, proszę pana. Francja wpuściła nieliczną grupę uchodźców. Polska otworzyła zupełnie granice. Ja nie wiem, dlaczego dyplomacja Polska o tym zupełnie nie mówi. Jak nie wiedzą - to mogą mnie zawołać, jako świadka. Pionek

Zaduszki w TVN Środa, 2 listopada: Zaduszki, czyli współczesny odpowiednik pogańskiego święta Dziadów. Wczoraj wieczorem ITI wydała kolejny komunikat precyzujacy upadek TVN: Cyfra Plus połączy się z platforma "n" a Vivendi dostanie akcje ITI. Co dalej, nie wiadomo. Dzien Wszystkich Swietych byl dniem pracowitym dla wizjonerow ITI. Po zapaleniu zniczy ku pamieci TVN, wydali oni wczoraj wieczorem komunikat precyzujacy detale "strategicznej wspolpracy" pomiedzy Vivendi i TVN / ITI. Vivendi polaczy platforme Cyfra Plus z platforma "n" i dostanie (w zamian?) akcje ITI, stajac sie mniejszosciowym udzialowcem w piramidzie ITI. Ile procent akcji ITI dostanie Vivendi, nie wiadomo. Vivendi dostanie tez opcje na ewentualne pozniejsze podwyzszenie kapitalu w ITI z mozliwoscia nawet przejecia kontroli. Dla uczczenia polaczenia sie platform Cyfra Plus i "n", dotychczasowy wiceprezes zarzadu platformy "n" odpowiedzialny za sprawy techniczne, Tomasz Berezowski, zostal odwolany ze swojej funkcji i przeniesiony w stan rezerwy w zasobach ludzkich ITI. Skoro Vivendi wlaczy Cyfre Plus w strukture TVN, trudno sobie wyobrazic ze aktualni nominalni udzialowcy ITI dostana jakas kase, chyba ze komus z nich uda sie sprzedac swoje udzialy. Tylko, po co Vivendi mialoby dodatkowo kupowac akcje zadluzonej po uszy ITI? Jak Vivendi bedzie zdolne funkcjonowac w strefie wojskowej ITI, nie wiadomo. Do tej pory nikomu nie udalo sie wejsc w tajemnicze struktury kapitalowe ITI. Poprzednio CME i SBS Broadcasting wchodzily w kapital TVN, obejmujac okolo 30%, a nastepnie wychodzily po dwoch latach. Wladze ITI sa tez ekskluzywnymj klubem tylko dla swoich i sprawdzonych. Poprzednie proby kooptacji cywilow, czyli ludzi "z zewnatrz" konczyly sie szybkim fiaskiem. Piotr Cygan, pracownik McKinsey, wytrzymal na posadzie prezesa ITI kilka miesiecy, w 2002 roku, kiedy to ITI ubieralo sie w szaty pod wejscie na gielde, ktore nie wypalilo. Boguslaw Kulakowski wytrzymal na posadzie czlonka zarzadu ITI od maja 2005 do marca, 2007 czyli niepelne, dwa lata. Ciag dalszy sagi Goodbye ITI zapowiada sie ciekawie. Stanislas Balcerac

Kto się spowiadał u Turowskiego Był na „ty” z hierarchami Kościoła oraz z Bronisławem Komorowskim. W PRL spowiadał żony przyszłych ambasadorów, a w III RP sam stał się szanowanym dyplomatą. W maju 1981 r., gdy szykowano zamach na Jana Pawła II, przebywał w Rzymie, a 10 kwietnia 2010 r. był na lotnisku w Smoleńsku. Kim jest Tomasz Turowski i kogo „spowiadał”? – To najważniejszy polski szpieg ostatniego 20-lecia – miał powiedzieć niedawno o Tomaszu Turowskim w rozmowie z byłym opozycjonistą jeden z marszałków parlamentu. Turowski od 1973 r. był agentem Wydziału XIV Departamentu I SB MSW, co ujawnił Cezary Gmyz w „Rzeczpospolitej”. Działał, jako „nielegał”, tj. szpieg niepełniący oficjalnie żadnych funkcji dyplomatycznych, ze specjalnie spreparowanym życiorysem. „Z talentów nielegałów korzystali często »PR«, czyli »przyjaciele radzieccy«, a więc także KGB i GRU” – stwierdził w rozmowie z portalem Arcana.pl historyk Sławomir Cenckiewicz. Pseudonimy Turowskiego to „Orsom”, „Ritter” i „Dzierżoń”. Używał on także dwóch numerów, którymi oznaczano jego meldunki: „9596” i „10682”. – Turowski przebywał w maju 1981 r. w Rzymie. Potwierdziło to w rozmowie ze mną wiele osób z kręgów kościelnych w Watykanie – mówi „GP” Piotr Jegliński, były opozycjonista Solidarności, założyciel wydawnictwa Editions „Spotkania”. – Wiem, że Turowski ma być przesłuchany w polskim śledztwie dotyczącym zamachu na papieża Jana Pawła II – dodaje inny znajomy Turowskiego. Według naszych rozmówców Turowski był na „ty” m.in. z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, nazywanym w Stolicy Apostolskiej „don Stanislao”, a także z wieloletnim spowiednikiem papieża Jana Pawła II, ks. Antonim Mrukiem. Rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej w odpowiedzi na nasze pytanie, czy kardynał Dziwisz był na „ty” z Turowskim, odpisał, że kardynał „mimo praktyki zwyczajowej na Zachodzie mówienia na »ty« nie akceptował tej formy w stosunku do siebie”. Dodał, że „wszelkie próby łączenia metropolity z panem Turowskim są bezpodstawne” i że Turowski nie cieszył się w Watykanie zaufaniem ks. Dziwisza. Nasz rozmówca mówi jednak, że w jego obecności Tomasz Turowski telefonował do ks. Dziwisza, zwracając się do niego po imieniu. Wspomina też rozmowę ks. Dziwisza i Turowskiego w Sali Klementyńskiej, podczas której w ten właśnie sposób zwracali się do siebie. – W latach 80 odwiedzał w Łomży abp. Juliusza Paetza – opowiada pragnący zachować anonimowość znajomy Turowskiego. Dodaje, że agent PRL-owskiego wywiadu znał również bardzo dobrze o. Roberto Tucciego, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Ojca Świętego, oraz komendanta gwardii szwajcarskiej w Watykanie. – Turowski przekazał do Warszawy raport o bezpieczeństwie papieża i o ojcu Tuccim. – Rozbudowana sieć źródeł informacji MSW w Watykanie budziła podziw w szeregach KGB. 16 czerwca 1980 r. z warszawskiej rezydentury KGB został wysłany meldunek do Moskwy: „Nasi przyjaciele dysponują silną pozycją operacyjną w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni dostęp do papieża i do kongregacji rzymskiej” – mówi „GP” dr Leszek Pietrzak, historyk. Ostatnia misja Turowskiego rozpoczęła się dwa miesiące przed katastrofą smoleńską. Komunistyczny szpieg został wtedy przywrócony przez Radosława Sikorskiego do pracy w MSZ. Dostał zadanie przygotowania wizyty przedstawicieli najwyższych polskich władz w Katyniu. Osobą, dzięki której agent PRL-owskiego wywiadu został przydzielony w lutym 2010 r. do organizacji obchodów w Katyniu, był, według europosła Ryszarda Czarneckiego (PiS), ówczesny marszałek sejmu Bronisław Komorowski. „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się, że wysokie stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał dla niego ówczesny marszałek Sejmu RP, obecny prezydent Bronisław Komorowski. Obaj panowie są zaprzyjaźnieni, są ze sobą po imieniu i utrzymywali również kontakty nie tylko służbowe, ale i towarzyskie poza gmachem na Wiejskiej w Warszawie” – napisał Ryszard Czarnecki 7 stycznia 2011 r. Gdy pytaliśmy prezydenta, czy zna osobiście Tomasza Turowskiego i czy jako marszałek sejmu czynił starania, by ambasador Turowski uzyskał w lutym 2010 r. stanowisko w MSZ i w ambasadzie, otrzymaliśmy odpowiedź, że „takie okoliczności nie miały miejsca”.

Pułkownik Agencji Wywiadu? Inwigilacja Jana Pawła II, który otarł się o śmierć w 1981 r. w zamachu, czy przygotowanie wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu to nie jedyne zadania zlecone Tomaszowi Turowskiemu. Ufali mu zarówno polscy oraz sowieccy komuniści, jak i władze III RP. W latach 90. Turowski pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i ambasadzie w Moskwie, a między 2001 a 2005 r. był ambasadorem na Kubie, z rekomendacji m.in. Władysława Bartoszewskiego, (który mówił wówczas o nim: „Był wysoko oceniany przez naszych partnerów rosyjskich, o czym wiem drogą nieoficjalną. To nie najgorsza rekomendacja dla Polaka udającego się na Kubę”). Co więcej – z informacji uzyskanych przez „GP” wynika, że do 2007 r. Turowski pracował także dla wywiadu III RP. – Prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o dokumenty dotyczące Turowskiego. W piśmie z ZUS jako miejsca pracy Turowskiego wyszczególniono Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a po 1989 r. Urząd Ochrony Państwa i Agencję Wywiadu – mówi nasz informator. Z dokumentu ma wynikać, że Turowski, mimo swojej przeszłości, dosłużył się w „wolnej” Polsce stopnia pułkownika. – Zaszedł bardzo wysoko. Był zastępcą naczelnika jednego z wydziałów, pobiera bardzo wysoką emeryturę – dodaje rozmówca „GP”. Sam Tomasz Turowski nie chciał zweryfikować naszych informacji. – Toczą się w tej chwili sprawy i nie mam możliwości dodania niczego nowego, co by nie wpływało na przebieg procesu lustracyjnego – powiedział nam w krótkiej rozmowie, którą w całości publikujemy obok. Turowski nie spodziewał się najwyraźniej ujawnienia jego agenturalnej przeszłości. – Wcześniej musiał być pewny, że jego papiery zostały zniszczone albo są w jakimś bezpiecznym miejscu. Był na tyle bezczelny, że wystąpił nawet do IPN o status pokrzywdzonego – mówi Piotr Jegliński. Zdaniem jednego z naszych informatorów, gdyby nie kłamstwo lustracyjne, Turowski zostałby w 2010 r. ambasadorem RP w Moskwie.

„Nielegał” z prawdziwym nazwiskiem Tomasz Turowski, jako jeden z niewielu „nielegałów” posługiwał się prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Urodził się w Sosnowcu, ale do szkoły średniej uczęszczał w Dąbrowie Górniczej. W II Liceum Ogólnokształcącym słynął z ogromnego talentu do języka rosyjskiego. Dotarliśmy do jego szkolnych kolegów. – Bardzo zdolny, choć miał opinię dziwoląga. Jego ojciec był adwokatem, matka okulistką. Po wyjeździe na studia do Krakowa zerwał kontakty z wszystkimi znajomymi z liceum – opowiadają. Ojciec Turowskiego, Stanisław (ur. 1901 w Mławie), brał udział w Powstaniu Warszawskim, po wojnie został znanym adwokatem, cieszącym się zaufaniem komunistycznych władz. Zmarł w 1994 r. W połowie lat 60. Turowski rozpoczął studia rusycystyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. – Uczestniczył w protestach studenckich w 1968 r. Młodzież z UJ, która z powodu udziału w demonstracjach miała kłopoty, została przyjęta potem osobiście przez kardynała Wojtyłę. Pozostaje pytanie, czy Turowski był naprawdę zbuntowanym studentem, co ze względu na jego dalszą karierę wydaje się niemożliwe, czy już wtedy dostał zadanie, aby odegrać taką rolę i uwiarygodnić się w pewnych środowiskach – mówi jego znajomy. Podobną zagadką są jego zainteresowania literackie. Turowski był związany ze starannie obserwowaną przez władze PRL grupą poetycką „Teraz”, w której skład wchodzili m.in. Adam Zagajewski i Julian Kornhauser. Czy już wtedy działał, jako konfident? – Wiadomo jedynie, że chodził z młodymi poetami do krakowskiego klubu studenckiego „Pod Jaszczurami”, gdzie prezentował swoje wiersze – mówi dr Leszek Pietrzak. W 1971 r. staraniem Śląskiego Funduszu Literackiego przy Związku Literatów Polskich katowickie wydawnictwo „Śląsk” opublikowało tomik poezji Turowskiego pt. „Otwarte przestrzenie”. Dwa lata później Tomasz Turowski rozpoczął oficjalną współpracę z komunistycznym wywiadem.

Kurier „Solidarności” Turowskiego wypatrzył na studiach doświadczony oficer komunistycznego kontrwywiadu, Jan Jakowiec. Po indywidualnym szkoleniu młody agent skierowany został na „odcinek” kościelny. W 1975 r. zgłosił się do zakonu jezuitów. – O. Tadeusz Koczwara zdecydował, że po zaledwie trzydniowym pobycie Turowskiego w ośrodku dla nowicjuszy w Kaliszu wyśle go na studia do Rzymu. Była to niespotykana praktyka, bo z reguły na taki wyjazd trzeba było czekać kilka lat – opowiada dr Leszek Pietrzak.Rozpoczął się kilkuletni proces „wtapiania” agenta w środowisko jezuitów. Piotr Jegliński mówi: – To graniczy ze schizofrenią, że taki człowiek przez dziesięć lat przebywał w środowisku zakonników i wraz z nimi oddawał się wielogodzinnym duchowym ćwiczeniom ignacjańskim. Trudno to sobie nawet wyobrazić. Zwłaszcza, że nie była to osoba, która znalazła się w zakonie jezuitów z powołania, a do współpracy szpiegowskiej została przymuszona szantażem. Było przecież zupełnie inaczej: był to szpieg, który znalazł się w Kościele, by go niszczyć. Gdy papieżem został Karol Wojtyła (1978 r.), nastąpiła intensyfikacja kontaktów Turowskiego z intelektualistami i duchownymi z najbliższego otoczenia Ojca Świętego. Kilka lat później młody jezuita mógł pochwalić się imponującymi koneksjami. – Przez ośrodek jezuitów w Meudon we Francji znał zachodnich dyplomatów, choć zastanawiało mnie, że pokazywał np. czasem jakiegoś Anglika, mówiąc, że jest on pracownikiem wywiadu brytyjskiego – wspomina Piotr Jegliński. – O tym, jak szerokie znajomości, także wśród opozycji solidarnościowej, miał Turowski, świadczy fakt, że to on przywiózł z Polski od Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej (podziemny organ koordynujący pracę struktur zdelegalizowanej w stanie wojennym „Solidarności”) zaproszenie dla Jana Pawła II do odwiedzenia kraju – podkreśla. Turowski zna też ministra Sikorskiego. – Sikorski, gdy został w rządzie Tuska mianowany szefem MSZ, proponował Turowskiemu stanowisko wiceministra spraw zagranicznych – mówi nasz informator z kręgów MSZ. Minister Sikorski, odpowiadając na nasze pytanie w tej sprawie, zdecydowanie zaprzeczył. Obaj panowie mogli się poznać już w latach 80. Ks. Ksawery Sokołowski, dyrektor Domu Polskiego na Via Cassia, w rozmowie z Janem Pospieszalskim, współtwórcą programu „Warto rozmawiać”, stwierdził: „Tak. Radosław Sikorski przez rok, bodaj w 1984 lub 1985 r., mieszkał w Rzymie”. Turowski bywał w tym czasie w Domu Polskim. Czy się widywali? Rzecznik MSZ w odpowiedzi na pytania w programie „Warto rozmawiać”, stwierdził lakonicznie, że Radosław Sikorski widział się z Tomaszem Turowskim dwa razy w życiu.

Szpieg i spowiednik Także inwigilację emigracyjnego środowiska skupionego wokół paryskiego wydawnictwa Editions „Spotkania” Turowski rozpoczął od powoływania się na swoje znajomości. – Moją pierwszą rozmowę z Tomaszem Turowskim odbyłem w 1982 r. przez telefon. Turowski przedstawił się, jako jezuita. Powołał się na Marię Winowską, nieformalną sekretarkę kardynała Stefana Wyszyńskiego, i na publicystę Aleksandra Smolara. Sprawiał wrażenie człowieka zarozumiałego, wciąż podkreślał, że ma znakomite kontakty z otoczeniem Jana Pawła II – mówi Piotr Jegliński. – Po upadku komunizmu zachowywał się zresztą podobnie. Chwalił się, że zna Borysa Bieriezowskiego, człowieka numer dwa w Rosji – podkreśla Jegliński. Turowski, wyjeżdżając w latach 70 do Rzymu, miał starannie przygotowany „życiorys”. Twierdził, że wywodzi się z komunistycznej rodziny, a jego wybór drogi życiowej (nowicjat) to wyraz buntu przeciw rodzicom. – Podkreślał, że tylko oddanie się życiu zakonnemu umożliwi mu zrobienie uczciwej kariery – opowiada jego dawny znajomy. Gdy wyjeżdżał do Polski i wracał do Włoch lub Francji, opowiadał, że był śledzony przez SB, mówił o swoich niebezpiecznych spotkaniach z działaczami opozycji. – Nie wykluczam, że SB go śledziła. On był zbyt dużą personą w służbach, by oprócz najwyższych władz MSW wiedzieli o nim zwykli esbecy – mówią byli znajomi Turowskiego. Wielkie zamieszanie wywołało jego zniknięcie w 1985 r. z Francji. Turowski wyjechał nagle, nikogo wcześniej nie informując o swoich planach. Po jakimś czasie okazało się, że wrócił do PRL – prawdopodobnie groziła mu dekonspiracja. – W Rzymie po jego ucieczce krążyły dwie wersje. Jedna mówiła, że Turowski został porwany przez KGB, druga, że był agentem KGB – mówi Piotr Jegliński. Perfidia komunistycznego szpiega nie znała granic. Choć nie otrzymał święceń (tuż przed zakończeniem nowicjatu postanowił się ożenić), chodził w koloratce, wytwarzając wokół siebie taką atmosferę, że niektóre osoby we Francji zwracały się do niego, by je wyspowiadał. Turowski nie odmawiał. – Był spowiednikiem żony jednego z obecnych polskich ambasadorów, pana Cz. Wysłuchał jej grzechów w Paryżu. Przychodziły do niego również, by powierzyć mu swoje najskrytsze winy i dostać rozgrzeszenie, także inne osoby z kręgów ówczesnej emigracji – twierdzi nasz rozmówca. – U jezuitów w Rzymie spowiadali się dyplomaci i wojskowi z krajów należących do NATO. Niewykluczone, że Turowski spowiadał więc także obcokrajowców – komentuje dr Leszek Pietrzak. Jak mówi historyk, bardzo często oficerowie wywiadu PRL zlecali współpracującym duchownym spowiadanie w celu uzyskania informacji. Tak było w wielu polskich środowiskach we Francji i we Włoszech. (...) Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Ujawnię prawdę we właściwym czasie Rozmowa „Gazety Polskiej” z Tomaszem Turowskim (tekst nieautoryzowany)

GP: Czy pan Tomasz Turowski? T.T.: Tak, słucham.

„GP”: Dzwonimy do pana z prośbą o spotkanie. T.T.: Proszę wybaczyć, raczej nie będę się spotykał, ponieważ toczą się w tej chwili sprawy i nie mam możliwości dodania niczego nowego, co by nie wpływało na przebieg procesu.

„GP”: Przecież proces lustracyjny skończył się, uznano pana za kłamcę lustracyjnego. T.T.: Nie skończył się, ponieważ wyrok nie jest prawomocny. Te informacje, które ukazują się w gazetach, że jest to jednoznaczne stwierdzenie, są jednoznacznie nieprecyzyjne.

„GP”: Ale czy nie zechciałby pan porozmawiać nie na temat wyroku, lecz na inne tematy, ponieważ przygotowujemy w „GP” materiał dotyczący pana osoby? T.T.: Ja rozumiem, że materiały ukazują się, to są w tej chwili rzeczy żyjące własnym życiem medialnym. Moja postać medialna jest zupełnie inna od tej, która jest prawdziwa, i proszę pozwolić, że na tym skończymy rozmowę.

„GP”: Żałujemy, bo mógłby pan nam to powiedzieć, moglibyśmy przedstawić zdanie drugiej strony, tej lepszej, prawdziwej, jak pan twierdzi. T.T.: Myślę, że na to przyjdzie właściwy czas, ale w tej chwili wytłumaczyłem powody, dla których tego nie mogę zrobić.

Gazeta Polska - publikacje's blog

Odradza się “niezwykła społeczność żydowska” w Polsce: Do Warszawy zjechało 150 rabinów. Oburzające słowa Komorowskiego przyjmującego delegację “Ponad 150 rabinów bierze udział w rozpoczętym dzisiaj w Warszawie zjeździe Naczelnych Rabinów Europy. Podczas dwudniowego spotkania rabini omówią polityczne wyzwania dla judaizmu na Starym Kontynencie, w tym kwestię tzw. uboju rytualnego, będą też rozmawiać m.in. o edukacji młodzieży żydowskiej. „Zorganizowanie zjazdu rabinów w Warszawie pokazuje, że tutejsza społeczność żydowska jest żywotna i aktywna” – powiedział KAI Michael Schudrich, naczelny rabin Polski. W zjeździe biorą udział naczelni rabini krajów oraz największych miast europejskich. Jest to największe od czasów II wojny światowej zgromadzenie rabinów w Polsce. W naszym kraju, aktualnie sprawującym przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej, naczelni rabini omówią polityczne wyzwania, z którymi spotyka się judaizm w Europie, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii szechity, czyli uboju rytualnego. Jest to jeden z największych problemów, od kiedy holenderscy parlamentarzyści zagłosowali za zniesieniem uboju rytualnego, a w Parlamencie Europejskim pojawiły się niesprawiedliwe głosy krytykujące rytuał szechity. – To jest dla nas bardzo niedobra i niepokojąca wiadomość – powiedział KAI Michael Schudrich, naczelny rabin Polski. Rabini będą też rozmawiać o edukacji młodzieży przez gminy żydowskie. – Chodzi o to, by zachęcić młodzież, by częściej przychodziła do synagogi i częściej się modliła – powiedział rabin Schudrich. Uczestnicy zjazdu spotkają się też m.in. z przedstawicielami polskiego rządu. Tegoroczny zjazd jest także świadectwem odradzania się niezwykłej społeczności żydowskiej w Polsce, która, będąc uprzednio epicentrum świata żydowskiego, została niemal zupełnie zniszczona w czasie Holokaustu. W ciągu ostatnich 30 lat liczba Żydów w Polsce wzrosła z zaledwie kilku do ponad 20 tys. „Zorganizowanie w Warszawie europejskiego zjazdu rabinów, który odbywa się raz na dwa lata, pokazuje, że tutejsza społeczność żydowska jest żywotna i aktywna. To dla nas wielki zaszczyt. Jesteśmy już traktowani jak żyjąca społeczność żydowska. Nie mówi się już tylko o Holokauście, o którym zawsze trzeba pamiętać” – wyjaśnił rabin Schudrich. Zjazdowi rabinów poświęcona będzie konferencja prasowa, która odbędzie się 1 listopada o godz. 13.45 w Synagodze im. Nożyków w Warszawie. Po konferencji wszyscy uczestnicy zjazdu wezmą udział w popołudniowej modlitwie (Mincha). Następnie rabini odwiedzą cmentarz żydowski przy ul. Okopowej. Organizatorem wydarzenia jest Konferencja Rabinów Europejskich.”

Źródło: http://info.wiara.pl (KAI – ’150 rabinów w Warszawie’)

Za: http://prawoslawnypartyzant.wordpress.com

Prezydent spotkał się z delegacją rabinów Prezydent Bronisław Komorowski spotkał się w Pałacu Prezydenckim z przedstawicielami Konferencji Europejskich Rabinów, która po raz pierwszy w swojej historii odbywa się w Polsce, w Warszawie – poinformowano na stronie internetowej prezydenta. Do spotkania doszło w poniedziałek, przy okazji Zjazdu Naczelnych Rabinów Europy, który odbywa się w stolicy w dniach 31 października – 1 listopada; to największe zgromadzenie rabinów w Polsce od czasów drugiej wojny światowej. W skład delegacji, z która spotkał się prezydent weszli naczelny rabin Polski Michael Schudrich, naczelny rabin Moskwy Pinchas Goldschmidt, naczelny rabin Francji Gilles Bernheim, naczelny rabin Ukrainy Yaakov Dov Bleich, przewodniczący Najwyższego Sądu Rabinicznego w Europie Dayan Chanoch Ehrentreu oraz członek Konferencji Europejskich Rabinów Igor Shamis. Prezydentowi podczas spotkania towarzyszyli b. premier Tadeusz Mazowiecki oraz ministrowie w Kancelarii Prezydenta Dariusz Młotkiewicz, Irena Wóycicka, Jaromir Sokołowski i Maciej Klimczak. Rozmawiano na temat problemów nurtujących społeczności żydowskie w Europie, m.in. na temat kryzysu tożsamości i wzrost nietolerancji obserwowanego od kilku lat w krajach starej UE. Prezydent mówił, że kryzys ten wystąpił w państwach, które do tej pory były wzorem jeśli chodzi o stosunki wieloetniczne. “W związku z tym faktem nikt w Polsce nie czerpie żadnej satysfakcji, zwłaszcza, że problemy braku tolerancji dotyczą również Polski” – podkreślił Bronisław Komorowski. Wyraził nadzieję, że stosunki polsko-żydowskie zawsze będą cechować się wysoką dynamiką i że nigdy nie zostaną zastąpione przez obojętność. Przypomniał też, że w Warszawie budowane jest Muzeum Historii Żydów Polskich, które “ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich w delegacji podziękował prezydentowi za spotkanie i możliwość przedstawienia problemów nurtujących społeczności żydowskie w Europie. Powiedział, że konferencja rabinów odbywa się w Warszawie, która “jest miejscem niezwykle związanym z historią Żydów”. Dodał, że Polska może służyć jako wzór dla Europy, jak poprawnie układać stosunki ze społecznością żydowską. Podczas dwudniowego spotkania w Warszawie rabini mają się spotkać m.in. z przedstawicielami polskiego rządu oraz odbyć 27. zjazd Konferencji Rabinów Europejskich. Mają omówić polityczne wyzwania, z którymi spotyka się judaizm w Europie, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii szechity czyli uboju rytualnego. Dla społeczności żydowskiej jest to jeden z największych problemów, od kiedy do holenderskiego parlamentu trafił projekt ustawy zakazującej uboju rytualnego zwierząt. PAP

Za: wiara.pl (2011-11-01)

KOMENTARZ BIBUŁY: “Rozmawiano na temat problemów nurtujących społeczności żydowskie w Europie, m.in. na temat kryzysu tożsamości i wzrost nietolerancji obserwowanego od kilku lat w krajach starej UE.” Innymi słowy, Żydzi skarżyli się na tzw. nietolerancję, czyli oburzali się na to, że ludzie obserwując rzeczywistość po prostu wyciągają wnioski. Na przykład widzą, kto zajmuje najważniejsze, decydujące pozycje, np. w sektorze finansowym (zob. FED w Stanach Zjednoczonych, który do tej pory był zarządzany w 100% przez etnicznych Żydów, a wszak stąd wyszła ostatnia fala kryzysu światowego, prawda?). Komorowski odpowiedział swoim gościom, że “problemy braku tolerancji dotyczą również Polski”. Przypomniał też, że w Warszawie budowane jest Muzeum Historii Żydów Polskich, które “ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”. Skandaliczne wypowiedzi osobnika oficjalnie piastującego najwyższy urząd w RP, przerastają wszelkie możliwe kryteria. Powinny być również zapamiętane i wpisane w poczet przyszłego aktu oskarżenia o zdradę nie tylko honoru Państwa, ale i rozpowszechnianie kłamstw historycznych.

Za: Stop Syjonizmowi (1 Listopad 2011) (" Do Beerszewy (Warszawy) zjechało 150 rabinów")

Demograficzne samobójstwo Europy Pod koniec października ONZ świętowało narodzenie 7-miliardowego obywatela Ziemi. Była to okazja do kolejnych artykułów mówiących o przeludnieniu świata czy o “demograficznej bombie”. Wylewane są krokodyle łzy nad biedą w Afryce, brakiem surowców i anomaliami klimatycznymi. Choć wciąż akcentowany jest fakt, iż co roku przybywa na świecie 76 milionów ludzi, a w roku 2050 ogólna liczba ludności przekroczy 9 miliardów, to kluczową sprawą jest występowanie w globalnej populacji zjawiska nierównowagi demograficznej w aspekcie zarówno geograficznym, jak i wiekowym. W krajach wysoko rozwiniętych udział osób w wieku produkcyjnym w społeczeństwie już spada, a w szerszej perspektywie, poczynając od 2015 r., cały świat będzie się starzał i proporcja ludzi w wieku 15-64 lata do całości populacji na świecie będzie również się zmniejszać. Patrząc w przyszłość, możemy być pewni, że zarówno Europa, jak i Rosja, Japonia czy USA będą borykały się z jednej strony ze słabnącym dopływem młodego pokolenia, z drugiej zaś z rosnącą armią starszych ludzi wymagających środków na emerytury i opiekę medyczną. Sytuacja ta z pewnością wpłynie na ograniczenie innowacyjności ich gospodarek i spowolnienie wzrostu gospodarczego na wzór tego przepowiadanego na początku lat 90 przez Billa Emmott´a dla Japonii w książce “The Sun Also Sets”. Przyspieszony proces starzenia się społeczeństw, w ujęciu globalnym, podwoi w populacji liczbę emerytów. Obecnie osoby w wieku powyżej 65 lat stanowią 8 proc. światowej populacji, ale już w 2050 r. będzie ich 16 procent (w Japonii aż 42 proc.). Charakterystyczny jest fakt, że o ile Unia Europejska liczyła w 2008 r. 495,4 mln mieszkańców, o tyle w 2060 r. będzie ją zamieszkiwać 505,7 mln mieszkańców, a więc zaledwie o 2,6 proc. więcej. Będzie to efektem spadku przyrostu naturalnego w Unii. W 2008 r. wyniósł on 366 tys., ale już w 2015 r. przyrost ten będzie ujemny. Skala tego zjawiska nasili się i przekroczy 0,5 mln w 2023 r., aż dojdzie do spadku o 2 mln mieszkańców rocznie. Spadek bezwzględny nie wystąpi tylko, dlatego, że UE planuje przyjęcie do 2060 r. 59 mln nowych mieszkańców, zwiększy się też liczba urodzin dzieci emigrantów – w sumie o ok. 36 mln osób.

Katastrofalne prognozy dla Polski Zakładają one, że we wspomnianym okresie ubędzie aż 18 proc. ludności naszego kraju i to mimo założeń, że w tym czasie przybędzie do nas milionowa rzesza imigrantów, a dzietność w polskich rodzinach znacząco się powiększy. Niezależnie od spadku liczby ludności o 7 mln nastąpi jednoczesne bardzo szybkie starzenie się naszego społeczeństwa. O ile obecnie grupa osób w wieku powyżej 80 lat, czyli osób najstarszych, wymagających najwyższych nakładów na ochronę zdrowia, wynosi 3 proc. społeczeństwa, o tyle w badanym okresie ich udział wzrośnie aż o 10 pkt proc., czyli do 13,1 proc. ogółu ludności, i będzie wynosił 4,1 mln osób. Gdy chodzi o Europę, to zgodnie z wyliczeniami Dexia Asset Management stosunek emerytów do pracowników ulegnie podwojeniu do 2050 roku. Kluczowy jest, zatem fakt spadku liczby osób w wieku produkcyjnym. Według przewidywań największe negatywne zmiany w Unii Europejskiej wystąpią w Polsce i na Słowacji. W tym czasie w strukturze ludności w Polsce udział grupy osób w przedziale wiekowym 15-64 lata będzie mniejszy aż o 18,6 proc. w porównaniu do 2008 roku. O ile obecnie liczba osób w tym wieku liczy 27 mln, o tyle według prognoz liczba ta spadnie o ponad 10 mln do poziomu 16,3 mln w 2060 roku. W Wielkiej Brytanii liczba osób powyżej 70. roku życia wzrośnie o ponad 40 proc. i to w okresie do 2030 roku. W efekcie stosunek osób w wieku produkcyjnym do osób w zaawansowanym wieku (powyżej 70 lat) spadnie z 5,3:1 do 3,7:1 w 2030 roku. W Polsce łączne obciążenie demograficzne do 2015 r. utrzyma się na poziomie 41 osób, później zwiększy się do poziomu ponad dwukrotnie wyższego – 91 osób w 2060 roku. Konsekwencje finansowo-społeczne tych zmian odczują wszystkie grupy ludności.

Przykład Japonii, jako ostrzeżenie Interesujący jest fakt, że Japonia, podawana, jako laboratorium starzenia się i przestroga dla świata, ma wyższe stopy zastąpienia niż Polska. Najniższy poziom dzietności Japonek przypadł na 2005 rok i wynosił 1,26 (poziom dzietności Polek na początku wieku wynosił 1,22), a i obecnie wynosi więcej niż w Polsce, bo 1,39, przy czym Japończycy, wzmacniając wsparcie finansowe dla rodzin, liczą, że wzrośnie ono do 1,75. W Polsce dzietność rodzin uległa tragicznemu zmniejszeniu do 1,38 dziecka na kobietę, we wszystkich typach rodzin. W porównaniu z 1980 r. spadek urodzin pierwszego dziecka wynosi prawie 30 proc., liczba urodzeń drugiego dziecka spadła prawie o połowę w porównaniu z 1983 r., a o 2/3 spadła liczba urodzeń trzeciego dziecka. Przykład Japonii jest również ostrzeżeniem dla innych. W sytuacji wzrastającej obecnie liczby osób starszych w społeczeństwie i zwiększającej się przeciętnej długości życia przyszły spadek nakładów na zdrowie w połączeniu z redukcją emerytur może dać podobny efekt jak ostatnie tsunami w Japonii (ponad 60 proc. ofiar tsunami było w wieku powyżej 60 lat). Z kolei nakłady państwa na świadczenia społeczne, które wzrosną do 2015 r. aż o 40 proc., przyczyniając się do gigantycznego 200 proc. PKB zadłużenia Japonii, będą zredukowane, i to mimo wzrostu potrzeb społecznych. Jak ocenia David Bloom z Uniwersytetu Harvarda, utrzymanie świadczeń społecznych na dotychczasowym poziomie wymagałoby w przypadku Unii Europejskiej, liczącej 500 mln obywateli, przyjęcia i produktywnego zagospodarowania 1,3 mld imigrantów w ciągu najbliższych 40 lat. Tymczasem Polska stoi na krawędzi załamania finansów publicznych spowodowanych faktem, że na 223 kraje świata zajmujemy 209 miejsce pod względem liczby rodzących się dzieci i wspieramy emigrację młodzieży. Bez podjęcia konkretnych rozwiązań prorodzinnych w ciągu najbliższych trzech lat to właśnie Komisja Europejska wymusi na Polsce wprowadzanie polityki prorodzinnej i otwarcie się na imigrantów, którzy przyjadą tu ze swoimi dziećmi. Niestety, będzie to proces dla Polski kosztowny, bo wydatki na edukację i dostosowanie imigrantów do warunków pracy będą wyższe, niż gdyby dotyczyły Polaków. Dr Cezary Mech

KOMENTARZ BIBUŁY: W czasie, gdy ludzkość na Ziemi osiągnęła 7 miliardów, w ruch poszły znowu stereotypowe, maltuzjańskie propagandowe frazesy. Wyobraźmy sobie jednak, że cała ludzkość na Globie mieszka w jednym mieście, którego gęstość zaludnienia wynosi tyle ile posiada, dajmy na to, miasto Nowy Jork. Jak wielkie będzie to miasto, innymi słowy:, na jakiej powierzchni zmieści się cała ludzkość świata? Proste obliczenia pokazują, że wszyscy zmieszczą się na powierzchni… stanu Texas.

W odpowiedzi blogerowi NE - Nikanderowi - zatroskanemu o losy krajan z polskiego kraju Zauważyłem frustrację tego blogera, który przyznaję jest cennym nabytkiem NE, a że jego stan emocjonalny jest zrozumiały oraz zainteresowanie czytelników tematem było niewielkie, to moich słów kilka skreśliłem poniżej. Jak socjolog do inżyniera:

Co pierwsze i co ważniejsze: pryncypia, czy ponderabilia? Nota: Riposta ta, jest do notki Nikandera pod tytułem „O kurna! Wygrałem wybory...” http://nikander.nowyekran.pl/post/30575,o-kurna-wygralem-wybory

Drogi Nikanderze! Ja chętnie wesprę pana apel do rodaków o rozsądek, gdyż generalnie zgadzam się z większością uwag zaprezentowanych w pana publicystyce, jakkolwiek ewidentnie jest różnica w naszych podejściach, jak właśnie zwykle to bywa między przedstawicielami różnych pokoleń oraz umysłów. Z racji starszeństwa jest pan oczywiście na uprzywilejowanej pozycji, gdyż tradycyjnie mnie z młodszego pokolenia, przystoi uszanować i wysłuchać z pokorą, co starszy mówi (czy pisze). Aczkolwiek ja młodszy muszę wziąć poprawkę, iż ten starszy, (czyli pan) przeżył całe swoje życie w sowieckim PRL'u, a to zostawia ślad..., gdyż to musiało być przecież traumatyczne przeżycie. Prawda? Inaczej nie mielibyśmy dziś w społeczeństwie polskim tylu „homo sovieticusów”. Ponadto, w rozmowie socjologa z inżynierem zawsze będzie iskrzyć, jeśli obydwaj nie wykażą woli, by wysłuchać drugiego i podjąć wysiłek interdyscyplinarnego zrozumienia innej perspektywy. Dlaczego? Ano jeden i drugi, to łebskie chłopaki, tyle że każdy rozumuje inaczej: umysł inżyniera w procesie myślenia automatycznie stosuje wnioskowanie dedukcyjne, czyli kombinuje od ogółu do szczegółu, a umysł socjologa odwrotnie, od szczegółu do ogółu, czyli że stosuje wnioskowanie indukcyjne. Obydwaj zaczynają z innych miejsc swoją intelektualną podróż w każdym temacie i kończą tam gdzie drugi zaczął. Nie mogą się jednak spotkać po drodze, gdyż już nie mają cierpliwości, czy czasu, by dopilnować, aby we wnioskach nie rozminąć się. Mamy przykład: podparł się pan Cameronem z UK (w zalinkowanej we wstępie notce) . Nie zauważył pan jednak, że tam praworządność już mają od króla Henryka II Plantageneta (koronowany w 1154r.), który wprowadził tzw. Common Law – prawo powszechne. Anglicy, więc żyją od niemal 1000 lat w kulturze prawa i jednego standardu dla wszystkich. W Polsce zaś, od tysiąca lat Polacy wychowywali się w kulturze bezprawia, nie-rządu, podwójnego standardu i relatywizmu moralnego, czyli wyjątków od wyjątków. W UK mają uporządkowany schemat, najpierw tworzą Policies^, a potem Procedures^^. Wszędzie, nawet w najmniejszej społecznej organizacji, mają „Policy and Procedures Manual”. Dlatego w historii odnotowano Imperium Pan Britannica, a teraz Pan American pisze swoją własną historię. My Polacy błądzimy na marginesie tych cywilizacji, bo zaczęliśmy, jako naród niepiśmienny w X w., a do dziś pozostajemy narodem nie czytającym (patrz: badania czytelnictwa). Pan jest wściekły na blogerów NE, że nie chcą pisać z panem „procedures” oraz za to, że zajmują się wciąż „policies”. Zapewne dlatego też, nie wrócił pan do dialogu o „policies” w notce pod linkiem

http://socjologiakrytyczna.nowyekran.pl/post/26699,wyborco-ze-szczecina-bloger-nowego-ekranu-kandyduje-do-sejmu-rp#comment_219875

Moim nieskromnym zdaniem, sam w swoich nawoływaniach doszedł pan do polskiego absurdu, stawiając konie za wozem. Czy widział pan kiedyś, skoro tak często powołuje się pan na doświadczenie gardząc przy tym czytelnictwem, by konie pchały wóz, czy jednak ten wóz ciągną, patrząc na kierunek, w którym zmierzają? Pan ponderabilia* stawia przed pryncypiami**. Nawołuje pan do tworzenia zespołów piszących szczegółowe ustawy, czyli ponderabilia, nie dbając o wytyczenie właściwego azymutu (pryncypia), w którym ten polski statek ma płynąć, by nie rozbić się o skały. I tu nawet nie chodzi mi o pisanie najpierw konstytucji (ustawy głównej) przed szczegółowymi ustawami, gdyż UK nie miało i nie ma konstytucji a jakoś ich statek dobrze płynął i płynie wciąż lepiej niż Polska, ale chodzi mi o narodowy konsensus na jedne pryncypia, to w UK było i jest. Dlatego przytoczony Cameron mógł nie troszczyć się o pryncypia, inni to za niego zrobili już wcześniej, a wziąć pod pachę rzeczone ustawy, czyli ponderabilia. To właśnie najpierw o PRYNCYPIA tu chodzi drogi Nikanderze, o inną KULTURĘ, inną CYWILIZACJĘ i inne WARTOŚCI. Niemądrą jest dyskusja o szczegółowe zapisy w ustawie o prawie gospodarczym i kodeksie handlowym przed dyskusją o typie ustroju politycznego, w jakim Polacy chcieliby żyć. Jeśli debata publiczna w tym głównym temacie nie jest możliwa lub konsensus narodowy nie jest możliwy do osiągnięcia, to znaczy, że Polacy akceptują swój ponury los bycia tanią siłą roboczą w eksploatowanej kolonii, i ewentualne dyskusje kilku światłych osób o ustawach szczegółowych, ale bazując na odmiennych pryncypiach, mijają się z celem i rozsądkiem. Innymi słowy, są nieefektywnym biciem piany, są psu na budę, jak kulą w płot, od dupy strony, jak pięść do nosa, i dalej tu proszę dopisać sobie inne znane podobne ludowe powiedzenia. Głupcem jest ten, co remont domu na zgniłych fundamentach planuje. Głupcem ten, co nowe fundamenty nie na skale, ale na piaskach osadzać zamierza i głupcem też ten, co do łatania dachu się bierze, nie bacząc, że nie ma zdrowej nośnej konstrukcji, na której ten dach chce oprzeć. Po trzykroć głupcem! Wśród Polaków jak dotąd nie ma konsensusu w pryncypiach, ani co do wizji wspólnego fundamentu, ani co do wspólnej konstrukcji nośnej. Polak Polakowi polakiem jest, więc dlatego żyd syjonista-biznesmen za nas, na swoją korzyść, ustawy w Polsce nam pisze, inny je uchwala, a pożyteczny polski idiota je realizuje. Demaskator

Burza wokół greckiego referendum [widać, że jedynie głosowania po myśli BANKSTERÓW i władz UE są „demokratyczne”, a inne - należy powtarzać do skutku. Skandal – Grecy mogą odmówić wciskanej im „pomocy”! MD]

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111102&typ=sw&id=sw03.txt

Po tym jak grecki premier Jeorjos Papandreu zapowiedział referendum w sprawie drugiego pakietu pomocy dla Aten, rozpętała się w Niemczech burza. Niemieckie media, politycy oraz ekonomiści trzęsą się z oburzenia, zarzucając greckiemu rządowi niewdzięczność i nieodpowiedzialność. Kanclerz Merkel rozmawiała w tej sprawie z prezydentem Nicolasem Sarkozym. Premier Jeorjos Papandreu całkowicie nieoczekiwanie oświadczył, że będzie zorganizowane referendum, w którym Grecy wypowiedzą się w sprawie drugiego pakietu pomocy dla Aten, uzgodnionego na ostatnim szczycie strefy euro w Brukseli. Informacja ta natychmiast rozpętała burzę w Niemczech. Tutejsze media, podobnie jak niemieccy politycy, bojąc się wyniku takiego referendum, z oburzeniem i irytacją komentują grecką decyzję, twierdząc, że Ateny ponownie spowodują zawieruchę w europejskiej gospodarce. Natychmiast zareagowała kanclerz Angela Merkel, która w trybie natychmiastowym zaaranżowała rozmowę na temat ewentualnego greckiego referendum z Nicolasem Sarkozym. Jednak oficjalnie niemiecki rząd do tej pory nie wydał żadnego oświadczenia, twierdząc, że jest to wewnętrzna sprawa Grecji. Negatywnie na informacje o ewentualnym referendum zareagowały europejskie rynki i niemiecka giełda. DAX, najważniejszy niemiecki indeks akcji, spadł wczoraj okresowo nawet o 5 proc., papiery Deutsche Banku straciły 7,7 proc., akcje towarzystwa ubezpieczeniowego Allianz straciły 7,3 procent. Niemieccy eksperci do spraw gospodarki nie kryją oburzenia. Szef frakcji FDP w Bundestagu Rainer Bruederle (były minister gospodarki) straszy grecki rząd, że w przypadku przegrania referendum, czyli odrzucenia przez naród pakietu pomocowego, Grecja po prostu będzie musiała ogłosić bankructwo. Europoseł z CSU Markus Faber także ostro skrytykował zapowiedź referendum, twierdząc, iż jest to polityczna głupota i ekonomiczna słabość. Sekretarz Zrzeszenia Niemieckich Banków Michael Kemmer, krytykując decyzję o referendum, stwierdził, że jest ona nieodpowiedzialna i doprowadzi do osłabienia europejskich rynków. - Nie mamy pojęcia, co teraz się stanie - dodał Kemmer. Niemiecka wściekłość jest tym większa, że media przypominają, iż kilkanaście dni temu ten sam grecki premier Jeorjos Papandreu przyjechał do Niemiec prosić o pomoc i zapewniał, że jego kraj przezwycięży obecny kryzys i wywiąże się ze swoich zobowiązań w sferze reform i oszczędności. Zdecydowana większość tytułów niemieckich gazet w związku z zapowiedzią greckiego referendum jest jednoznaczna: "Już wkrótce ostatni akt greckiej tragedii, czyli bankructwo" - wyrokuje hamburski "Abendblatt". "Plany Papandreu niszczą europejskie giełdy" - z oburzeniem pisze tygodnik "Focus". "Upadek Europy przez plany referendum" - oskarża niemiecki "Die Zeit", natomiast "Tagesschau" na swoich stronach internetowych stwierdza, że Europa znalazła się pomiędzy szokiem a bezradnością. Hamburski "Bild Zeitung" z oburzeniem informuje, że demonstranci greccy w portowym mieście Watras ostentacyjnie spalili publicznie niemiecką flagę, krzycząc, iż nie pozwolą, aby Niemcy wykupili Grecję. Ta sama gazeta wielokrotnie zamieszczała prowokacyjne teksty, w których proponowała Grekom sprzedaż swojego majątku państwowego, na przykład Akropolu. Prezydent Europejskiej Ekonomicznej Szkoły Marketingu i technologii w Berlinie Joerg Rocholl stwierdził, że co prawda jest to bardzo ryzykowna gra, to jednak należy docenić odwagę greckiego premiera. Jednak i on straszy, że "jeżeli referendum się nie uda, na co na razie wszystko wskazuje, to może się zdarzyć, że inne kraje biorące udział w tworzeniu parasola ochronnego uznają, iż także nie muszą dotrzymywać danego słowa i zaczną wycofywać się z finansowych obietnic, a to z kolei będzie oznaczać, że Grecja znajdzie się poza eurolandem". Papandreu wziął w obronę szef niemieckiej SPD Sigma Gabriel, który uznał decyzję o referendum za bolesną, ale konieczną, "którą niemieccy socjaldemokraci respektują i szanują". Waldemar Maszewski

Zyski płyną za granicę Raport NBP. Zagraniczni właściciele firm działających w Polsce zarobili w 2010 roku prawie 11,3 mld euro Jeden złoty zainwestowany w ubiegłym roku w Polsce przez inwestorów zagranicznych dał średnią stopę zwrotu 7,5 proc. – wynika z raportu Narodowego Banku Polskiego. Jak na czasy kryzysu finansowego to całkiem duża rentowność. Biorąc pod uwagę relację zysków z inwestycji bezpośrednich w Polsce do ich całkowitej wartości, rekordzistami okazali się Rosjanie. Każdy zainwestowany przez nich złoty dał im 1,8 zł zysku, choć w skali całej gospodarki mowa o niewielkich kwotach – wartość inwestycji rosyjskich przedsiębiorstw w naszym kraju stanowiła równowartość 25 mln euro. Łączna skala zysków, jakie zagraniczni inwestorzy czerpią z polskich filii, choć ostatnio rośnie, to jednak wciąż nie może przekroczyć poziomu z 2008 r., czyli 13,8 mld euro. Ich ubiegłoroczne zyski sięgnęły niemal 11,3 mld euro. Te dane byłyby gorsze, gdyby nie skala zysków przetransferowanych z polskich przedsiębiorstw do Holandii. Wyniosły one w ubiegłym roku 2,2 mld euro. Duża ich część pochodziła z mocnego zaangażowania Eureko w PZU, z którego Holendrzy wycofali się pod koniec 2010 roku. Na drugim po Holandii miejscu w rankingu krajów najwięcej zarabiających na swych inwestycjach w Polsce uplasowały się Niemcy, a na trzecim – Francja. Narodowy Bank Polski, co roku publikuje raport na temat wartości inwestycji zagranicznych firm z poszczególnych państw, a także zysków ich polskich filii, które zostały przetransferowane z Polski do ich macierzystych krajów. W ubiegłym roku blisko połowa dochodów inwestorów zagranicznych została im wypłacona przez polskie spółki w postaci dywidendy, a kolejne 15 proc. trafiło za granicę, jako odsetki od pożyczek udzielonych przez międzynarodowe korporacje swoim polskim filiom. Natomiast na wzmocnienie polskich spółek poprzez reinwestowanie zysków przeznaczono niespełna 40 proc. wypracowanego przez nie zysku. Eksperci uważają, że kryzys się pogłębi i spadnie wysokość dywidend, natomiast w transferze zysków z inwestycji wzrośnie rola odsetek od pożyczek i opłat np. za używanie marki, której właścicielem jest zagraniczny inwestor. Rzeczpospolita

Coraz więcej oszukanych wędlin Nawet, co piąta szynka zawiera więcej wody, niż deklaruje producent. Do tego masarze nie informują klientów o wszystkich stosowanych surowcach, a także bezpodstawnie wydłużają okres przydatności produktów do spożycia. Blisko 18 proc. skontrolowanych partii wędlin z mięsa czerwonego (m.in. wieprzowiny i wołowiny) w 108 zakładach przetwórczych miało inny skład, niż deklarowali producenci – wynika z badań przeprowadzonych w drugim kwartale przez Inspekcję, Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. To o ponad 5,5 proc. więcej niż w czwartym kwartale ubiegłego roku i o prawie 13 proc. więcej niż w końcu 2008 r. W wędlinach stwierdzono m.in. obecność znacznie większej ilości wody, niż oficjalnie informowali producenci. Kwestionowano także zawyżoną zawartość tłuszczu, i to nawet w kiełbasach klasy premium, czyli z wyższej półki. Co gorsza, w niektórych badanych produktach odkryto obecność nie zadeklarowanych surowców mięsnych, np. MOM, czyli mięsa oddzielonego mechanicznie. Jest ono najgorszej, jakości, ponieważ składa się m.in. z chrząstek, ścięgien, tłuszczu, skóry kurczaka lub indyka. A to jeszcze nie koniec nadużyć – na etykietach wyrobów producenci bezpodstawnie wydłużali termin przydatności do spożycia nawet o 11 dni. – Skala nieprawidłowości jest przerażająca – mówi Janusz Rodziewicz, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP. – Nieprawidłowości biorą się z bałaganu w branży mięsnej, jakiego wcześniej nigdy nie było – ocenia prof. Andrzej Pisula ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wyjaśnia, że został on spowodowany m.in. tym, że polskie normy przestały być obligatoryjne. – W tej chwili każdy zakład ma własną normę produkcyjną – zauważa naukowiec. Na etykiecie produktu jednak często znajdują się inne wartości składników, niż wynika to z normy. Firmy fałszują deklarowany skład, aby nie zniechęcać klientów do zakupu ich wędlin. Ci mogliby z nich zrezygnować, wiedząc dokładnie, z czego i w jaki sposób zostały wytworzone. Ukrywa się, więc jakość produktu i oferuje niską cenę. Głównie, dlatego, że konkurencja w tej branży jest mordercza. – Jest wiele firm, które swoje produkty chcą sprzedać za każdą cenę. Toteż za każdą cenę to robią – podkreśla Rodziewicz. Konkurencja w branży mięsnej jest bardzo duża. Dzieje się tak, ponieważ w całej branży jest bardzo duża nadwyżka mocy produkcyjnych. – Sytuację pogarsza również to, że minister rolnictwa zgodził się w 2009 r. na dalsze funkcjonowanie 800 zakładów, które powinny być wtedy zamknięte, ponieważ nie spełniały norm unijnych – mówi nam prof. Pisula. Dodaje jednak, że jest nadzieja na poprawę i już w niedalekiej przyszłości możemy jeść wędliny lepszej, jakości. Podjęte, bowiem zostały próby opracowania spójnego systemu utrzymania dobrej, jakości produktów mięsnych. Przede wszystkim jednak należy wyeliminować z rynku tych wytwórców, którzy nagminnie psują wędliny i oszukują klientów. – Trzeba ich surowo karać – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

gazetaprawna

Ciekawa opinia brytyjskiego eksperta: Unia stanie się synonimem stagnacji, czekają nas długie lata spadku gospodarczego Jedynym wyjściem z kryzysu w eurostrefie jest projekt nowej unii monetarnej oparty na kryteriach ekonomicznych, a nie politycznych - ocenił dyrektor badań w brytyjskim ośrodku badawczym RUSI (Royal United Services Institute) Jonathan Eyal. W komentarzu opublikowanym przez ten renomowany ośrodek, Eyal pisze o ekonomicznych i politycznych skutkach kryzysu zadłużenia eurostrefy oraz załamania się przyjętego na poprzednim europejskim szczycie pakietu ratunkowego."Jedynym sposobem przełamania impasu jest nowy projekt unii monetarnej, tym razem oparty na zasadach ekonomii, a nie polityki. Jej członkowie będą musieli zrezygnować z pełnej kontroli nad polityką finansową, która będzie ustalana na płaszczyźnie ogólnoeuropejskiej. Będą musieli nadal spłacać swoje wielkie długi. Niektórym się to uda, a innym nie. Będzie to darwinowski dobór naturalny" - napisał. "Nie będzie tak, że euro zwyczajnie się załamie, torując drogę powrotowi narodowych walut. Zamiast tego, niektóre kraje, głównie Południa, zostaną zmuszone do wyjścia z systemu. Niemcy, Austria, Holandia i Finlandia, których finanse są w dobrym stanie, a gospodarki konkurencyjne, nadal będą posługiwać się euro" - ocenił. Eyal nie przesądza, czy w grupie państw, które zachowają euro znajdzie się Francja. Sądzi, że rząd tego kraju zrobi wszystko, by pozostać partnerem Niemiec, nawet za cenę długich lat wyrzeczeń. Przed trudnym wyborem staną Brytyjczycy: wejść do europejskiego trzonu, czy pozostać na obrzeżach. Według Eyala nie da się dłużej odkładać trudnych decyzji, choć - jak pisze - europejscy politycy dorastający w czasach prosperity nie są przygotowani na ich podejmowanie. Wskazuje na trudne społecznie decyzje ws. świadczeń socjalnych, emerytur, ograniczania konsumpcji, banków wymagających ochrony. Wszystko to nie uchroni Europy przed dłuższym okresem zaciskania pasa i spadku gospodarczego, co Eyalowi nasuwa skojarzenia z sytuacją Japonii, gdzie po wielkim krachu na rynku nieruchomości mówi się o tzw. straconej dekadzie. Porównania z Wielkim Kryzysem z lat 30. XX w. uznaje Eyal za zawodne w tym sensie, że wyjście z tamtej depresji wymagało zwiększenia roli państwa, a pokonanie obecnego kryzysu - jej ograniczenia. Przyszły europejski model nie będzie już opierał się na założeniu, że państwo troszczy się o obywatela "od kołyski po grób", bo państwa nie będzie na to stać. UE przestanie być kojarzona z systematycznym przyrastaniem dobrobytu i stanie się synonimem stagnacji. W polityce do większego głosu dojdą ugrupowania populistyczne."Nic nie przygotowało europejskich polityków na wydarzenie, które okazało się największym europejskim kryzysem od 50 lat. Wszystkie ich historyczne założenia i finansowe modele topnieją w oczach. Wygląda na to, że Europejczyków czekają długie lata oszczędności i gospodarczego spadku bez względu na to, co teraz zrobią" - napisał Eyal w konkluzji. "Ironią jest to, że projekt euro, w założeniu mający doprowadzić do ściślejszej europejskiej federacji, przejdzie do historii, jako krok idący zbyt daleko, wydarzenie, które zburzyło europejski pokój" - podsumował. Załamanie się uzgodnionego w Brukseli pakietu ratunkowego dla eurostrefy Eyala nie dziwi: skazywał Greków na bolesne reformy i długie lata wyrzeczeń, nie rozwiązując problemu zadłużenia kraju. PAP/Kleb

Prof Wojciechowski Zbrodniarze mogą przejąc władzę w III RP Wojciechowski ... to zamaskowana kradzież, a nie kapitalizm ..Albo pójdziemy ku państwu nadzoru biurokratycznego, politycznego i propagandowego, albo ku wolnościowemu Polecam artykuł profesora Michała Wojciechowskiego „Daleko do demokracji i kapitalizmu „ z podtytułem „Pełzający Totalitaryzm„ Jest to analiza bardzo na czasie . Autor przestrzega przed realna możliwością przejęcia kontroli nad III RP przez patologiczne grupy, dosłownie przez grupę zbrodniarzy. Zanim przejdę do artykułu i jego tez chciałbym zwrócić uwagę na pojawiające się zjawisko buntu umysłowego skierowanego przeciwko terrorowi propagandowemu oraz okupacji intelektualnej Polski. Coraz więcej intelektualistów wyrywa się spod „kordonu sanitarnego „ Tuska. Tusk jako pierwszy tej rangi polityk III RP próbował zastosować metody faszystów i komunistów i zniszczyć Uniwersytet Jagielloński, zniszczyć go jako ośrodek wolności intelektualnej i naukowej. Chodzi o słynną sprawa książki Zyzaka. Problem okupacji intelektualnej Polski, w której główną rolę odgrywają Niemcy poruszył Ziemkiewicz. W swoim tekście sprzed roku napisał „W największym skrócie − takich samych, jakich używają Niemcy. Przecież niemiecki podatnik łoży, co roku ogromne sumy na działalność lobbystyczną swego kraju nad Wisła. Prawie wszystkie nadwiślańskie think-tanki utrzymują się z niemieckich grantów. Elity akademickie, czy raczej ta ich część, która zasługuje na nagrodę za dobre zachowanie, żyją z zaproszeń na niemieckie uniwersytety, pisarze z tłumaczeń i stypendiów fundowanych przez rozmaite niemieckie instytucje państwowe i samorządowe, podobnie atrakcyjne oferty dotyczą innych liderów opinii. Powszechność tego zjawiska sprawiła, że Polacy właściwie go już nie zauważają − nie budzi zdziwienia ani tym bardziej sprzeciwu, jeśli w funkcji niezależnych ekspertów objaśniających nam, co powinniśmy robić dla dobra wspólnej Europy występują pracownicy niezależnych instytucji finansowanych w całości z budżetu państwa ościennego „....(więcej) Tekst Wojciechowskiego jest faktycznie manifestem przeciwko III RP, Tuskowi, Platformie, przeciwko zniewoleniu ekonomicznemu, ideologicznemu i politycznemu Polaków. Przeciwko budowaniu systemu monopartii kontrolującej wszystkie instytucje państwa, media, monopartii terroryzującej przedsiębiorców aparatem urzędniczym czterdziestu instytucji kontrolnych. Przeciwko monopartii, która aby móc zastraszyć Polaków zbudowała tak zdegenerowany system prawny, że praktycznie każdy jest przestępcą. Wojciechowski podobnie jak wcześniej Kaczyński, zakwestionował istnienie demokracji w III RP. O systemie gospodarczym, III RP, ze szczególnym uwzględnieniem osiągnięć Tusk i Platformy w tym obszarze Wojciechowski dobitnie pisze „ to zamaskowana kradzież, a nie kapitalizm”. Jedna z jego uwag dotyczy groźby łatwego przejęcia rozbudowanego urzędniczego państwa przez fanatyków i zbrodniarzy tego rodzaju jak faszyści, czy komuniści. Wojciechowski tak argumentuje, ilustruje zjawisko pełzającego totalitaryzm III RP ... „Albo pójdziemy ku państwu nadzoru biurokratycznego, politycznego i propagandowego, albo ku wolnościowemu. „...”Na pewno jednak państwo nie służy większości – przeciwnie, zabiera obywatelom coraz więcej wolności i pieniędzy, krok po kroku idąc ku kontroli typu totalnego „...”Resztką rzeczywistej demokracji są wybory prezydentów miast i wójtów, „...”Partie polityczne wpisały do konstytucji zasadę proporcjonalności wyborów, która ten stan utrwala, wykluczając wybieranie posłów na zasadzie większościowej, w jednomandatowych okręgach „W tej chwili zmierzamy do tego, że konstytucyjnie niezależne organy państwa staną się przedłużeniem jednej partii, która jak dotąd sukcesami w reformowaniu kraju się nie popisała „....”słaba armia, obce wpływy, przegrywający patrioci, suwerenność w obcych rękach.„...”Co do własności prywatnej, to w Polsce nie nastąpiła reprywatyzacja, duży majątek zrabowany po wojnie przez komunistów pozostaje w rękach urzędników albo został podejrzanie sprywatyzowany. W niezależnym rankingu pod względem ochrony materialnej własności obywateli Polskę sklasyfikowano na 98 miejscu w świecie! Wysokie podatki utrudniają naturalne narastanie własności prywatnej, skazując większość obywateli na czekanie do pierwszego.Jest jednak grupa ludzi, która robiła i robi dobre interesy na kontaktach ze sferą budżetową, która tym samym służy do przelewania pieniędzy szaraków do kieszeni funkcjonariuszy i wybranych biznesmenów. Jest to zamaskowana kradzież, a nie kapitalizm.„...”Otwarcie firmy wymaga serii uciążliwych procedur, a na przedsiębiorcę czyha 40 instytucji kontrolnych. Ich połączenia pod zarządem wojewódzkim da lokalnym sitwom nową broń. „.......”Nie należy też wykluczać wpływu obcych agentów, bo jakoś nie słychać, żeby nasze tajne służby takich chwytały. Czym się te służby zajmują? Wykrycie krajowej korupcji politycznej może prowadzić, jak wiadomo z przykładu szefa CBA, do utraty stanowiska. „.....”Dziennik Ustaw liczy kilkanaście tysięcy stron rocznie. Oznacza to tysiące ograniczeń i komplikacji w życiu codziennym. I to, że każdy w jakimś momencie narusza prawo. „.....”W odróżnieniu od wyroków na kryminalistów rosną grzywny i mandaty nakładane przez urzędników na obywateli. „.....”Biurokratyczne i ideologiczne państwo chciałoby podporządkować sobie rodzinę.„....”Niezależność IPN osłabła na rzecz podporządkowania partii rządzącej. Media z publicznych stają się już nawet nie państwowe, lecz partyjne. Nowa ustawa ogranicza autonomię uczelni wyższych i osłabia ich trzon, profesurę. „...”Póki rządzący są uczciwi, albo chociażby słabi, problemu nie widać. Takie państwo może jednak wpaść w ręce zbrodniarzy, którzy się nim posłużą – jak to było w przypadku Niemiec hitlerowskich i Rosji sowieckiej..(źródło) Polecam przeczytanie całości. Każda z tych tez nadaje się na osobne rozwinięcie. Tekst Wojciechowskiego jest skondensowanym programem, manifestem wolnościowym. Wojciechowski przedstawił Polakom alternatywę „ Albo pójdziemy ku państwu nadzoru biurokratycznego, politycznego i propagandowego, albo ku wolnościowemu. W pewnym sensie Polacy dokonali wyboru. Powstał 30 procentowy ruch oporu nieakceptujący państw Tuska, określanego, jako ustrój miękkiego totalitaryzmu. Obóz nieakceptujący państwa ideologicznego, państwa przemocy biurokratycznej. Jest to jednak za mało. Bo ruch ten musi jasno opowiedzieć się za prawem Polaków do wolności gospodarczej. Bo nie wolności osobistej, wolności obywatelskich bez niskich podatków, bez wolności gospodarczej. Marek Mojsiewicz

Polski kapitalizm nie przejdzie na wyższy etap bez zasadniczej reformy szkolnictwa zawodowego i wyższego Jakiego systemu kwalifikacji potrzebuje polska gospodarka? Największym błędem polskiej transformacji z punktu widzenia potencjału rozwoju w najbliższych dekadach był brak reform szkolnictwa zawodowego i wyższego. Błąd ten jest o tyle niewybaczalny, że w jego skutek największy kapitał narodowy polski – ostatnie pokolenie wyżu demograficznego w Europie – nie uzyskał kwalifikacji adekwatnych do swoich możliwości, aspiracji oraz potrzeb gospodarczych kraju. Zrozumienie przyczyn i natury tego błędu może pomóc nam przynajmniej złagodzić jego długotrwałe, szkodliwe konsekwencje. Drugą tezą niniejszego tekstu jest twierdzenie, że problemy polskiego systemu uzyskiwania kwalifikacji wiążą się z generalnym błędem polegającym na rezygnacji ze świadomej polityki gospodarczej. Polityka gospodarcza zawsze jest jakaś, a jej brak może być tylko szczególnym jej przypadkiem. W związku z tym musimy sobie uświadomić, że polityka kwalifikacji (policy of skills) jest fundamentalną częścią polityki gospodarczej, częścią decydującą o długookresowym powodzeniu polskiej gospodarki oraz decydującej w dużej mierze o jej strukturze.

Kapitalizmy i ich kwalifikacje Systemy kształtowania kwalifikacji w państwach przemysłowo rozwiniętych zostały ukształtowane przez proces politycznego targu między grupami interesu w trakcie industrializacji. W gospodarkach liberalnych – takich jak USA i Wielka Brytania – tradycja rzemieślnicza albo nie istniała, albo została skutecznie politycznie zmarginalizowana przez rywalizujące z nimi związki wykwalifikowanych pracowników. Wobec zachowawczej postawy państwa, konflikt interesów pracodawców i wykwalifikowanych pracowników powodował, że formacja kwalifikacji była przedmiotem sporu klasowego – związki zawodowe dążyły do ochrony instytucji czeladnictwa (aprenticeship), a pracodawcy próbowali temu zapobiec dążąc do maksymalizacji zysku. Powstawał w ten sposób charakterystyczny dla liberalnych typów kapitalizmu dylemat wiarygodnego zaangażowania – czy opłaca się pracodawcy inwestować w kwalifikacje pracownika, który może szybko zmienić miejsce pracy? Negatywnym efektem zewnętrznym (externality) takiej sytuacji jest polowanie na wykwalifikowaną siłę roboczą, które z czasem prowadzi do powolnego spadku podaży kwalifikacji i stopniowej deindustrializacji na rzecz rozrostu usług. Z zasadniczo odmienną sytuacją mamy do czynienia w krajach o tradycji korporacyjnej, czyli w kapitalizmach koordynowanych, takich jak niemiecki. Tutaj, w wyniku historycznego sojuszu konserwatywnej klasy rzemieślniczej i aktywnej gospodarczo władzy autorytarnej, rzemieślnicy kontrolowali „para publiczny” system kwalifikacji zawodowych. Dlatego związki zawodowe stały się naturalnym sojusznikiem pracodawców przemysłowych próbujących przełamać monopol szkoleniowy rzemieślników, czego skutkiem jest solidarystyczny system formacji kwalifikacji. Negatywnym efektem zewnętrznym tego modelu jest kompresja płac, wynikająca z daleko idącej ich koordynacji wewnątrz branż, która jednakowoż pozwala pracodawcom uzyskać zwrot z kosztownych inwestycji w kwalifikacje pracowników (płaca, czyli koszt kwalifikacji jest mniejsza, niż wartość dodana). Z instytucjonalnej logiki wynika, że w liberalnym typie kapitalizmu dla pracodawców opłacalna jest inwestycja głównie w tzw. kwalifikacje specyficzne, czyli kwalifikacje użyteczne tylko w konkretnej firmie. Ciężar inwestycji w kwalifikacje ogólne przeniesiony jest na pracowników, co jednakowoż rodzi problem kredytowania takiej inwestycji, ponieważ jest ona najbardziej opłacalna w młodym wieku, który charakteryzuje się niskimi możliwościami finansowymi. Powstaje tu przestrzeń z jednej strony dla solidaryzmu międzypokoleniowego (rodzice akumulują kapitał, by inwestować go w edukację dzieci) oraz z drugiej, dla państwowych / publicznych inwestycji w kwalifikacje ogólne, które wszakże muszą być elastycznie dostarczane (z powodu wysokiej dynamiki takich gospodarek). W ostatnich dekadach w USA połączenie dynamicznego sektora edukacji akademickiej z elastycznym rynkiem pracy skutkowało wyłonieniem się wysoko produktywnej gałęzi IT, ale równolegle zachodził proces dramatycznie rosnących kosztów wykształcenia wyższego oraz powolnego uwiądu tradycyjnych branż opartych na „systemie kwalifikacji dla niebieskich kołnierzyków”. Z kolei z instytucjonalnej logiki kapitalizmów koordynowanych wynika, że pracodawcy inwestują bardzo duże sumy w system zdobywania w miejscu pracy tzw. kwalifikacji ogólnych oraz kwalifikacji transferowalnych. W połączeniu z daleko idącą specjalizacją pozwala to tym krajom utrzymać wysoki poziom udziału przemysłu w gospodarce. Wiąże się to jednak z utratą dynamiki strukturalnej i przeniesieniem ciężaru inwestycji w wyższą edukację specjalistyczną na państwo – stąd relatywnie słabo rozwinięta branża IT. Wysoki poziom ochrony inwestycji w kapitał ludzki sprawia, że w kapitalizmach koordynowanych możliwe jest budowanie przewagi konkurencyjnej na wysoko wykwalifikowanej, wysoko produktywnej i wysoko opłacanej sile roboczej. Ten ogólny podział na dwa typy kapitalizmów oraz tworzone w ich obrębie dwie ogólne logiki formowania się kwalifikacji znajdował odzwierciedlenie w epoce przemysłowej w globalnym podziale pracy i specjalizacji. Jednak wraz narastającą globalizacją produkcji (offshoring) oraz udziałem usług w gospodarkach, a także postępującym rozwojem Azji został on w ostatnich dekadach zakwestionowany. W kapitalizmach korporacyjnych, powstał dylemat, jak chronić przewagi konkurencyjne oparte o inwestycje umożliwiane przez sztywne regulacje, w świecie gdzie premiowana jest liberalizacja. Z kolei w gospodarce amerykańskiej, problemem stała się kurcząca się wielkość sektora dóbr wymienialnych (tradables) i strukturalny problem tworzenia produktywnych miejsc pracy dla dużej populacji niebieskich kołnierzyków.

Przypadek Polski Od dwudziestu lat Polska nie zbudowała systemu edukacyjnego odpowiadającego za sprawne i skuteczne nabywanie kwalifikacji w gospodarce kapitalistycznej. Trzeba sobie zdawać sprawę, że istnienie takiego mechanizmu z jednej strony długofalowo kształtuje strukturę gospodarczą i decyduje o typie danej gospodarki politycznej (political economy), a z drugiej strony w dojrzałych gospodarkach jest wypadkową zastanego układu instytucjonalnego oraz długiego politycznego procesu godzenia interesów różnych grup i klas społecznych. W polskim przypadku, gdzie brak było praktycznie jakiejkolwiek określonej i utrwalonej tradycji kapitalistycznej – czy to kapitalizmu liberalnego, czy też koordynowanego – a po komunizmie struktura klasowa społeczeństwa była zupełnie amorficzna, o ostatecznym kształcie gospodarki decydowały dotąd w równej mierze polityka państwowa (strategia rozwoju, a raczej jej brak), czynniki społeczne (poziom kapitału społecznego) oraz dostępność kapitału (krajowy czy zagraniczny). Polska odziedziczyła pewien system kwalifikacji po poprzednim ustroju gospodarczym – system, który był przemyślany i w tamtych realiach funkcjonalny. Tworzył on logiczną całość, której docelowy kształt nadano w latach gierkowskiej modernizacji. Stary system składał się z wielkich organizacji przemysłowych i afiliowanych przy nich jednostek badawczo-rozwojowych oraz szkół zawodowych (sprzęgniętych w tzw. zrzeszenia) a także samodzielnego (i reprezentowanego politycznie przez SD) rzemiosła. W dużej mierze przetrwał on niezmieniony do tej pory, z tą wszelako znaczącą różnicą, że w większości przypadków zniknął integrujący go element – wielkie przedsiębiorstwo państwowe. Tam gdzie przedsiębiorstwo takie upadało, będąc głównym lokalnym pracodawcą – powstawał obszar typu brownfield i wielka plama bezrobocia. Tam gdzie przedsiębiorstwo takie prywatyzowano poprzez inwestora strategicznego (z dominacją czynnika ceny), zazwyczaj zrywała się współpraca z lokalnymi centrami badawczo-rozwojowymi oraz szkołami zawodowymi, których praca stawała się w dużej mierze jałowa. Po rozpadzie starego systemu produkcyjnego, zrezygnowano z myślenia w kategoriach systemowych. Co prawda dokonano planowej destrukcji, ale nie została ona zrównoważona planowaniem strategicznym. Sprawiło to, że co prawda uruchomiła się kreatywna destrukcja przedsiębiorczości, ale zasadniczym jej hamulcem pozostaje wciąż inercja instytucjonalna niezreformowanego systemu kwalifikacji – co daje efekt jednoczesnego niedoboru kwalifikacji i bezrobocia młodych absolwentów szkół technicznych. Innymi słowy, polski kapitalizm nie przejdzie na wyższy etap bez zasadniczej reformy szkolnictwa zawodowego i wyższego. Boom biznesu edukacyjnego dał nam radykalny skok w statystykach wykształcenia, ale nie był to nigdy świadomie koordynowany system formowania kwalifikacji, a jedynie ułomny rynek kształtowany przez rynkową władzę (market power) profesury i asymetrię informacji. Ciężaru przeszkolenia nie potrafiło także udźwignąć polskie rzemiosło, ponieważ państwo wyraźnie wspierało edukacje ogólną i wyższą. Stąd nie jest przypadkiem, że dziś w Polsce – królestwie kiełbasy - szkoli się jedynie 7 (słownie: siedmiu!) masarzy. Nowe miejsca pracy w gospodarce polskiej powstawały w większości w ramach szybko rosnącego sektora usług (o raczej niskiej wartości dodanej), który stanowi dziś ponad 65% PKB. Jednak znaczące w tym względzie jest spojrzenie na strukturę polskich przedsiębiorstw: 3,6 mln stanowią przedsiębiorstwa mikro (1-9 pracowników), 160 tys. przedsiębiorstwa małe (10-49), 30 tys. firmy średnie (50-249), 4 tys. firmy duże (250-999), a 827 przedsiębiorstwa bardzo duże (ponad 1000). Polscy przedsiębiorcy w przeważającej części nie posiadają zdolności do szkolenia w miejscu pracy, a także nie posiadają potencjału analitycznego, który mógłby umożliwić prognozowanie zapotrzebowania na dany wachlarz kwalifikacji. Również bardzo niski poziom zaufania i brak szerokiego uczestnictwa w organizacjach branżowych znacząco redukuje zdolność do koordynowanej kreacji kwalifikacji, zwiększając ryzyko i koszty szkolenia. W sposób oczywisty przenosi to ciężar działania na państwo. Z kolei, jeżeli nawet mamy do czynienia z przedsiębiorstwami o większym potencjale, to działa znana z liberalnych gospodarek logika polowania na kwalifikacje. Zatem dopóki podkupywanie pracowników jest tańsze, niż ich szkolenie, ogólny poziom kwalifikacji w polskiej gospodarce będzie maleć, a firmy będą do tego dostosowywać strategie. Innymi słowy, polska gospodarka posiada wszystkie wady liberalnego modelu, który bez sprawnego systemu publicznej edukacji stopniowo się deindustrializuje, a jednocześnie pozostaje strukturalnie praktycznie niezdolna do wyższych form koordynacji z powodu braku planowania strategicznego i dobrej certyfikacji po stronie państwowej oraz braku wzajemnego zaufania po stronie przedsiębiorców. Należy pamiętać, że osób zatrudnionych w polskiej gospodarce w 2011 r. wciąż jest mniej, niż u schyłku PRL, co stawia pod dużym znakiem zapytania naszą zdolność do utrzymania państwa o wysokim poziomie usług publicznych (welfare state). Wszelako tylko workfare society jest w stanie utrzymać welfare state. Jednak jedno warunkuje drugie, ponieważ tylko welfare state może koordynować przyrost kwalifikacji workfare society (Szwecja, Finlandia, Niemcy, Korea itp.). Zatem podstawowa lekcja dla Polski brzmi następująco. Po pierwsze, długofalowe sterowanie gospodarką odbywa się poprzez strategiczne decyzje kształtujące podaż cennych kwalifikacji. Po drugie, w Polsce nie da się podjąć decyzji o modelu formowania kwalifikacji bez strategicznej decyzji wsparcia pewnego instytucjonalnego wariantu kapitalizmu. Jan Filip Staniłko

25 mln euro do wzięcia Bank Polskiej Spółdzielczości, który w rzeczywistości jest największym zrzeszeniem polskich banków spółdzielczych zapożycza się na 25 mln euro w EBOR. Pieniądze mają trafić do małych i średnich przedsiębiorstw nad Wisłą. I do rolników. Operacja BPS i EBOR jest dość odważna. Przede wszystkim dla BPS-u, bo finansując w czasie kryzysu małe i średnie przedsiębiorstwa musi się liczyć z tym, że malejący w Polsce popyt wewnętrzny i spadająca konsumpcja, (co znajdzie odzwierciedlenie w danych ze stycznia przyszłego roku) może doprowadzić część z firm do krawędzi wypłacalności. Zresztą szefowie sektora MSP już od dawna mówią, że bardziej niż kredytami na inwestycje są zainteresowani kredytami na działalność bieżącą. Kredytami, które tak naprawdę pozwolą im jeszcze przez jakiś czas nie zamykać rodzinnych firm. Utrata płynności przez kredytobiorców może się dla BPS-u skończyć tragicznie, bo sam nie będzie miał, czym spłacić pożyczki z EBOR. A jak informują BPS i Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju udzieli Bankowi Polskiej Spółdzielczości pożyczki w wys. 25 mln euro na sfinansowanie kredytu dla małych i średnich firm oraz rozwoju gospodarki rolnej. Przy czym 80 proc. wartości pożyczki udzielonej na 5 lat denominowana jest w polskiej walucie. Pożyczkę uzupełnia pakiet współpracy technicznej wyceniany na 1,2 mln euro sfinansowany z dotacji otrzymanych przez EBOiR i innych źródeł. Celem pakietu jest dopomożenie BPS i poszczególnym bankom spółdzielczym w rozwoju oferty dla wsi i tzw. sektora MSME (mikro, czyli firm jednoosobowych, małych np. rodzinnych i średniej wielkości działających na szczeblu lokalnym). Bank Polskiej Spółdzielczości SA z siedzibą w Warszawie, został utworzony w marcu 2002 r. przez przyłączenie do Gospodarczego Banku Południowo-Zachodniego SA pięciu innych banków. Na swoich stronach internetowych BPS podał, że jego suma bilansowa na 31 grudnia 2010 r. wynosiła 16,55 mld zł. BPS dwa lata temu ogłosił, że w ciągu najbliższych pięciu lat wejdzie na rynek główny GPW oraz z kilkuset członkowskich banków spółdzielczych utworzy silną grupę kapitałową wykorzystując gotowe już licencje do utworzenia trzech wielkich banków zajmujących się obsługą klientów indywidualnych, korporacyjnych oraz finansowaniem sektora budowlanego.

Papandreu rzuca świat na kolana Premier Grecji po deklaracji przeprowadzenia referendum w sprawie pomocy Unii Europejskiej dla Grecji idzie dalej. Zmienia całe dowództwo wojskowe dając UE pokaz determinacji i cierpliwie przygląda się jak światowe giełdy spadają na łeb. To, że Grecja – o której na europejskich salonach od przynajmniej roku mówiono nie inaczej, niż jak o biednym, kłopotliwym krewnym, i której od dawna towarzyszy słowo bankrut – postawi się możnym tego świata było nie lada zaskoczeniem dla wszystkich. Bo ruch premiera Papandreu pokazał nie tylko, na jak bardzo kruchych podstawach oparta jest cała strefa euro, ale również na ile może sobie pozwolić kraj, który złamał wszystkie możliwe zasady prowadzenia gospodarki. Ruch z odwołaniem sztabu generalnego oraz wszystkich szefów sił zbrojnych Grecji pokazuje jasno, że rząd jest gotowy do stłumienia protestów. Oraz – co ważniejsze – że spodziewa się cichego wsparcia dla tych protestów ze strony Niemiec i Francji, zainteresowanych zachowaniem i eurolandu, i swojej dominującej w nim pozycji. Jeorjos Papandreu zmienił we wtorek obsadę stanowisk szefa sztabu generalnego i szefów wszystkich rodzajów sił zbrojnych - chodzi o cztery główne stanowiska w greckim wojsku: szefa sztabu generalnego, dowódcę sil lądowych, dowódcę sił powietrznych, oraz dowódcę Marynarki Wojennej. Ponadto zwolnionych zostało kilkunastu oficerów armii i marynarki. Zmiany na szczytach generalicji zbiegły się w czasie z kryzysem wywołanym zapowiedzią Papandreu o zorganizowaniu referendum ws. drugiego pakietu pomocy dla Aten oraz wewnętrznymi napięciami w greckim rządzie przed zaplanowanym na piątek głosowaniem wotum zaufania dla rządu. Agencja AFP twierdzi, że wymiana dowódców jest zwyczajowym krokiem szefów rządów, kiedy przewidują oni niekorzystne dla siebie zmiany w układzie politycznym. W Grecji spekuluje się po poniedziałkowej zapowiedzi referendum, że zwołane mogą zostać przyspieszone wybory parlamentarne, zaś Papandreu może zrezygnować z władzy. Dzisiaj rano grecki minister spraw wewnętrznych Haris Kastanidis rozwiał wątpliwości: - referendum będzie. Być może przeprowadzimy je już za miesiąc. Jeżeli Grecja i międzynarodowi partnerzy wypracują szczegóły porozumienia w sprawie pakietu pomocy dla Aten wcześniej niż planowano. Ogłoszony w poniedziałek ku zaskoczeniu wszystkich projekt referendum wywołał konsternację i irytację w strefie euro. Greckie "nie" mogłoby oznaczać upadłość kraju, zaprzepaszczenie wszystkich prób ratunku kraju i destabilizację strefy euro o dalekosiężnych skutkach - ostrzegają analitycy. Kryzys w Grecji będzie tematem nadzwyczajnych konsultacji z udziałem Papandreu, które zaczynają się dzisiaj w Cannes, w przeddzień szczytu G20. Takie ustalenia zapadły podczas wczorajszej rozmowy telefonicznej kanclerz Niemiec Angeli Merkel oraz prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. Presję na Papandreu chcą wywrzeć także przywódcy instytucji UE oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. O co poszło? W ramach drugiego pakietu Grecja miałaby otrzymać 130 mld euro od eurolandu i MFW, z czego 30 mld to gwarancje dla inwestorów zachęcające ich do wymiany obligacji greckich na papiery o połowę niższej wartości. Na szczycie strefy euro 27 października uzgodniono również redukcję długu Grecji o 100 mld euro z 50-procentowymi stratami dla posiadaczy greckich obligacji. Pod jednym warunkiem – kraj ma przyjąć daleko idący program oszczędności, który budzi masowe sprzeciwy obywateli. Co sytuacja grecka oznacza dla Unii Europejskiej? Deklaracja Papandreu pokazała, że król jest nagi – euro, które powstało, jako projekt polityczny jest za słabe, żeby obronić się przed problemami nawet najsłabszego kraju strefy wspólnej waluty. Nie może być, więc filarem, na którym będą opierać się antykryzysowe działania w skali globalnej. Efekt był widoczny już parę godzin po deklaracji, kiedy po raz pierwszy od dawna indeksy giełdowe solidarnie zaliczyły zaskakujący spadek. Paweł Pietkun

Co zrobi Janusz? Wielka klęska mocodawców Palikota. Dla wielu osób może wydać się dziwne, co napiszę. Palikot przegrał wybory z kretesem. Wynik wyborczy wykazał, że front wpierający Janusza Palikota nie jest wszechmocny. Porażką nie był wynik wyborczy RPP, a wynik PSL. Biorąc pod uwagę, że większość energii Janusza Palikota skupiła się na atakach na PSL (dla przykładu palileaks publikowała praktycznie same afery związane z PSL), że prokuratorzy zależni od sił wspierających Palikota zaatakowali Polskie Stronnictwo Ludowe wynik wyborów był całkowitą porażką. Prysły marzenia o stworzeniu wielkiej koalicji z PO i SLD, z Grzegorzem Schetyną, jako premierem. Zniknęły szanse na obsadzenie Olechowskiego, jako ministra spraw wewnętrznych i administracji. Olechowski w MSWiA ktoś zapyta? No przecież Palikot stwierdził, że jest zwolennikiem rządu fachowców, a jaki jest lepszy fachowiec w sprawach wywiadu w otoczeniu Palikota, jeśli nie Andrzej "Trust" Olechowski. Wraz z wynikiem wyborów okazało się, że siły dążące do stworzenia NWO wciąż nie są na tyle skonsolidowane by pokonać imperializmy - rosyjski i niemiecki. Nie udało się przejść na ręczne sterowanie tajnymi służbami Polski, te wciąż znajdują się pod wpływem niemieckim i rosyjskim. Klęska ruchu poparcia Palikota (odróżniając od Ruchu Poparcia Palikota) jest większa aniżeli mogło by się to zdawać. W najbardziej katolickim kraju na świecie do parlamentu wprowadzono reprezentantów neomarksistowskiego proletariatu. Taki przyczółek skazany jest na upadek, chyba że... Ataki na krzyż w sejmie, na wpływy w kościele zaczęły się jeszcze przed objęciem stołków. To mówi bardzo wiele. Mocodawcy Palikota zdali sobie zapewne sprawę z tego, że tocząc boje z krzyżem przez całą kadencję skazują się na niebyt w następnych wyborach. Znaczną część elektoratu RPP nie stanowili bowiem ani antyklerykałowie, ani zwolennicy alternatynych sposobów uprawiania miłości. Gro elektoratu stanowili "wk...eni". Ci, którzy mają dość przepychanek, rozrostu wpływów oligarchii i wiecznych parlamentarzystów. Ci, którzy sprzeciwiają się w głównej mierze mocodawcom Palikota, chociaż o tym nawet nie wiedzą. Aby zwiększyć poparcie, lub przynajmniej utrzymać nie wystarczą ataki na kościół i parady "miłości". Te metody gwarantują spadek poparcia do 2-3%. Również "Wolne Konopie" nie zagwarantują sukcesu, pomimo wsparcia takich tuzów jak Soros. Janusz (a właściwie ludzie, którzy za nim stoją) mają teraz nie lada zachwostkę. Element, który Palikot wprowadził do sejmu nie nadaje się bowiem do niczego innego. W takiej sytuacji, kiedy między Puławską, a Natolinem skrzy i nie widać perspektyw konsolidacyjnych lewicy warto zastanowić się nad możliwościami pozostałymi w ręku filozofa z Biłgoraja. Naturalnym wydawało by się wyciągnięcie ręki do stronnictwa z Puławskiej. Wspólnymi siłami udało by się im pewnie spacyfikować Natolin. Natolin jednak nie jest łatwym przeciwnikiem. To właśnie ta frakcja ma wspólnych "znajomych" z PSLem na wschodzie. Walka toczy się na bardzo grząskim gruncie. Nie można stosować artylerii w stylu "przychodzi Rywin do Michnika", ponieważ grozi to potopieniem w bagnie obydwu stron konfliktu. Alternatywą jest zamach stanu. Do tego potrzeba by ruszyć prawie zapomniane siły pozaparlamentarne. Reaktywacja Stronnictwa Konserwatywno Ludowego może stanowić odpowiedź na dręczące mocodawców Palikota pytanie, co zrobić? W chwili obecnej Ruch Palikota jest przyparty do muru. Bez wpływu na władze, z wszechpotężnym Donaldem realizującym neoimperialną politykę niemiecko-rosyjską cały plan NWO może być zagrożony. Spychany i marginalizowany ruch neomarksistowski w Polsce stoi przed trudnym dylematem. Reaktywacja SKL stanowi zagranie Va Banque. Z jednej strony może umożliwić pacyfikację Donalda, z drugiej tworzy na scenie politycznej niebezpieczny byt, który ciężko będzie kontrolować, a który w przyszłych wyborach może całkowicie przeważyć szalę. Jeżeli Jan Maria Rokita powróci z niebytu natychmiastowo odzyska wsparcie Gowina i kilku-kilkunastu posłów z PO i PiS. W takiej sytuacji PO nie będzie w stanie stworzyć rządu do spółki z PSL. Będzie potrzebna wielka koalicja, która również nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Biorąc pod uwagę nadciągający kryzys, będzie ona narażona na ciężkie ataki, również z ulicy. Siły neomarksistowkie stanęły na rozdrożu. Albo rozbiją PO, sięgając po władzę, która zmuszona będzie działać bardzo szybko i sprawnie, by stłumić niepokoje w zarodku i wyjść z kryzysu w glorii i chwale. Albo musi walczyć po cichu o konsolidację lewicy, która w następnych wyborach spróbuje sięgnąć po władzę. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie jest idealne. Co więc zrobi Janusz? Andarian

Ojciec Tadeusz Rydzyk ma problemy z fiskusem. Jego fundacja już oddała 5,4 mln zł, w tym 1,1 mln zł odsetek "Puls biznesu" informuje, że zdaniem skarbówki Fundacja Lux Veritatis (FLV) zarządzana przez o. Tadeusza Rydzyka bezprawnie odliczyła sobie VAT. Ta zwróciła fiskusowi 5,4 mln zł i zaskarżyła jego decyzję do sądu administracyjnego. Sprawa to pokłosie ujawnienia ponad 20 mln zł pożyczki, którą udzielił zakon redemptorystów FLV w 2005 r. Pieniądze posłużyły m.in. na rozbudowę kampusu uczelni powadzonej przez FLV. Jak informowała w 2009 r. "Rzeczpospolita", Fundacja pożyczki nie oddała, a po zakończeniu inwestycję przekazała redemptorystom, jako darowiznę, odliczając przy tym VAT wysokości 4,3 mln zł. Według kontrolerów skarbowych – bezprawnie. Jak dowiedział się "Puls Biznesu" Fundacja już kilka miesięcy temu wpłaciła na konto stołecznego fiskusa 5,4 mln zł, w tym 1,1 mln zł odsetek. Nasi doradcy prawni i podatkowi są zgodni, że decyzja fiskusa jest nie słuszna i opiera się na ustaleniu błędnego stanu faktycznego. To dlatego zaskarżyliśmy ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Do jego werdyktu nie będziemy szerzej komentować sprawy – mówi dyrektor finansowa FLV Lidia Kochanowicz-Mańk. Pierwsza jawna rozprawa w sprawie FLV kontra fiskus ma się odbyć już w listopadzie. zespół wPolityce.pl

EKWILIBRYSTYKA MANIPULACJI Z NAJJAŚNIEJSZYM IMPERATOREM I DZIADKIEM REZUNEM W TLE

Jak podają: „Fakty – Interia” z 22 czerwca 2010

http://fakty.interia.pl/prasa/news/miasta-komoro…

Jerzy Zerbe •niepoprawni.pl

wzzw.wordpress.com S t r o n a • byłych działaczy • Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża

Dziadek „hrabiego” Bronisława Komorowskiego «Jak Komorowscy “załatwili sobie” tytuł hrabiowski i herb Korczak Dziadek „hrabiego” Bronisława Komorowskiego, niejaki Osip Szczynukowicz – to rezun oddelegowany przez Sowiecki Rewolucyjny Komintern do dywersji na terenach pozaborowych, odebranych Rosji Traktatem Wersalskim. Według polskiej Wikipedii – (hasło rezun) - w języku staropolskim w znaczeniu morderca, zabójca, siepacz, zapożyczenie z języka ukraińskiego od wyrazu rizun, ukr. Різун, oznaczającego rzeźnika. W okresie po tzw. rzezi wołyńskiej, w Polsce stereotypowe [1], potoczne określenie członków UPA, OUN, Samoobronnych Kuszczowych Widdiłów i innych ukraińskich formacji uczestniczących w rzeziach ludności cywilnej. W czasie wojny polsko-bolszewickiej, dziadek Bronisława Komorowskiego był czekistą w armii Tuchaczewskiego i po sromotnym laniu w bitwie nad Niemnem w 1920 roku dostał się do polskiej niewoli. Zachowała się jego kartoteka jeńca wojennego. W październiku 1920 r. dziadkowi Bronisława Komorowskiego udało się zbiec i schronił się na Litwie w Kowaliszkach u polskiej szlachty o nazwisku Komorowscy. Właściciele majątku zginęli z rąk Rosjan, a Szczynukowicz przywłaszczył sobie ich nazwisko. Tam w roku 1925 narodził się Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława Marii. Po wyparciu Niemców z Litwy przez Armię Czerwoną pod koniec 1944 roku Zygmunt Leon Komorowski wstąpił do wojska polskiego, do armii Berlinga. Służył w 12 Kołobrzeskim Pułku Piechoty i błyskawicznie awansował na stopień oficerski. Bronisław Komorowski na swojej stronie pisze: „Zygmunt Komorowski, mój ojciec (1925-1992), za czasów tzw. pierwszej okupacji sowieckiej i za okupacji niemieckiej działał w konspiracji (pseudo KOR), a od jesieni 1943 r. był w AK. Pod koniec wojny ojciec przebijał się do Polski razem z Łupaszką (mjr Zygmunt Szendzielorz). Złapali go bolszewicy z bronią w ręku, ale nie rozstrzelali jak stu innych, tylko wsadzili do więzienia. Za złoty pierścionek babuni strażnik wyprowadził go z celi, z której więźniowie trafiali pod stienku , do takiej w której siedzieli rekruci do armii Berlinga. Niech Bronek wytłumaczy ten „cud nad cudami”, że oto żołnierz AK z oddziału Łupaszki, śmiertelnego wroga Sowietów i polskich zdrajców, złapany z bronią w ręku, w ciągu paru miesięcy zostaje oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Jeżeli fakty podane przez Bronisława Komorowskiego są prawdziwe, to jedynym wytłumaczeniem tego „cudu” jest to, że Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława – był sowieckim agentem. Był nim także i syn Bronisław, który jak wskazuje przeciek z utajnionego aneksu do raportu o WSI był sowieckim agentem działającym w polskich WSI. I pewnie, dlatego p.o. prezydenta RP – Bronisław Komorowski, w ciągu pierwszych godzin po katastrofie polskiej delegacji, dopilnował, aby utajniony aneks do raportu o WSI przechowywany w Pałacu Prezydenckim znalazł się w jego rękach. Komorowski wycofał informację o swoim hrabiowskim pochodzeniu – rodzina sfałszowała dokumenty.

Aktualizacja: 2010-06-28 10:27 pm („Super Ekspres” – źródło)

Zdaniem ekspertów Bronisław Komorowski szczycił się herbem hrabiowskim, który należał do innego rodu Komorowskich. Pojawiły się wątpliwości, czy herb hrabiowski, którym szczycił się Bronisław Komorowski nie należał do innego rodu Komorowskich. Eksperci ze Związku Szlachty Polskiej oraz dr Marek Minakowski zarzucili rodowi kandydata PO na prezydenta nieuprawnione posługiwanie się herbem Korczak, który należał faktycznie do innego rodu Komorowskich.

Tłumacząc, dlaczego przodkowie Bronisława Komorowskiego zaczęli posługiwać się należącym do innego rodu tytułem hrabiowskim, eksperci zwracają uwagę na możliwość wyłudzenia tytułu od zaborców w oparciu o sfałszowane dokumenty. Dziennikarze „Super Expressu” ustalili, że gdy pojawiły się wątpliwości dotyczące hrabiowskiego pochodzenia Bronisława Komorowskiego, ze strony internetowej kandydata PO na prezydenta zniknęła informacja o tytule hrabiowskim. Bronisław Komorowski został prezydentem RP. To ten polityk, który publicznie skomentował nieudolność snajpera sowieckiego strzelającego na granicy gruzińskiej do Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego - "jaki prezydent taki zamach" - powiedział wówczas Bronisław Komorowski-ówczesny marszałek Sejmu RP. Zapewne w historii polskiego parlamentaryzmu marszałek władzy ustawodawczej jak i v-ce marszałek Stefan Niesiołowski splendoru nam nie przyniosą. Dyplomacja w swojej istocie nie jest sztuką łatwą, ale w marnej sztuce mylenia polityki z politykierstwem w rywalizacji stanęło dwóch panów. Moje uwagi nie dotyczą, więc wyłącznie Stefana Niesiołowskiego. W tej walce o palmę pierwszeństwa w politykierstwie zdecydowane zwycięstwo odniósł marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Prawdę mówiąc w owej rywalizacji moim bezapelacyjnym faworytem był jednak Stefan Niesiołowski. Ale widocznie nie sięga Bronisławowi Komorowskiemu nawet do pięt, skoro w wielu godzinnych publicznych lżenio-dyskusjach pana Prezydenta RP, prezesa PIS, jego członków i ośmiomilionowego elektoratu PIS nie wpadł na pomysł zdyskredytowania umiejętności snajpera w Gruzji, który z kilku metrów nie potrafił trafić w prezydenta RP. I jeszcze Bronisławowi Komorowskiemu było żal niewykorzystanej sytuacji, który uwagi swoje czynił w imię chęci życia w uczciwym, porządnym kraju, w imię historii, która go oceni, w imieniu dobra obywateli. Trzeba być politykierem z najwyższej półki, aby wykazać się takimi umiejętnościami. Gdzież tam Niesiołowskiemu do mistrza. A jednak? Obaj panowie działali w opozycji antykomunistycznej. Ale Stefan Niesiołowski w obronie własnej dupy wydał esbekom wielu opozycjonistów, wśród nich swoją ówczesną narzeczoną. Ktoś powie kanalia, może? Ale jak nazwać osobę, która krytykuje niecelność trafień snajpera celującego w prezydenta jego kraju? Niesiołowski w roku 1970 na przesłuchaniu w MSW: "celowo zatajałem pewne fakty, ażeby uchronić niektóre osoby od odpowiedzialności karnej. Dziś całkowicie zrozumiałem swoje niewłaściwe stanowisko w tej kwestii i dlatego pragnę, tak jak i w innych sprawach, mówić tylko szczerą prawdę". I co? Wydał wszystkich!!! Elżbieta Królikowska, ówczesna narzeczona Niesiołowskiego: „Niesiołowski nie dość, że od 37 lat konsekwentnie ukrywa swoje tchórzostwo, to dodatkowo uzurpuje sobie prawo sądzenia innych członków opozycji "Ruch", którzy zachowali się w sposób przyzwoity. Zaangażowanie służb specjalnych w powstanie Platformy Obywatelskiej stanowi jej moralną kompromitację, a w wymiarze politycznym jest katastrofalne dla Polski. Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych pokazuje m.in. jak służby wojskowe w początkach lat 90 destabilizowały polską scenę polityczną, jak usiłowano rozbijać nowo powstałe niepodległościowe partie polityczne, by ograniczyć ich wpływ na życie publiczne odbudowywanego państwa polskiego. Były wiceminister obrony narodowej i były szef Komisji Weryfikacyjnej WSI Antoni Macierewicz złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Bronisława Komorowskiego. Potwierdził to Mateusz Martyniuk rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Obecnie prowadzone jest prokuratorskie postępowanie sprawdzające. Przedmiotem postępowania sprawdzającego jest polecenie wydane przez b. ministra obrony narodowej wydanie certyfikatu bezpieczeństwa NATO BOLESŁAWOWI IZYDORCZYKOWI, byłemu szefowi WSI, podejrzanemu o współpracę z rosyjskim służbami specjalnymi. Sprawie nadano kryptonim "Gwiazda". W wywiadzie dla radiowych "Sygnałów Dnia" Komorowski powiedział: "mnie dziwi pomysł, aby w ogóle kogokolwiek ujawniać, jakiegokolwiek agenta, który jest aktywny dzisiaj. Ujawnianie agentów jest działaniem gorszym niż działanie bolszewików po rewolucji. Cały wywiad, wszystkich agentów Związek Radziecki przejął, oni służyli, czasami przez pokolenia służyli państwu, bo to są po prostu aktywa państwa". Florian Siwicki jeden z czołowych twórców stanu wojennego, który ma postawiony zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej, w ocenie Bronisława Komorowskiego to "miły starszy pan". Politycy, nie tylko związani z PIS zarzucają Komorowskiemu, że wszedł w układy z ludźmi tajnych służb wojskowych. Mają mu to za złe, twierdząc, że komunistyczni oficerowie stali się jego środowiskiem, zaczął wspierać betonową część WSI, nigdy nie wytłumaczył się z kontaktów z różnymi podejrzanymi osobistościami. Komorowski przekonuje: ” likwidacja WSI była zbrodnią dokonaną na wojsku”. Publicysta Aleksander Ścios publikuje pytania skierowane do kandydata Platformy Obywatelskiej Bronisława Komorowskiego. Oto linki do tych ważnych pytań:

http://www.rodaknet.com/rp_scios_32.htm

http://wzzw.wordpress.com/2010/05/17/pytania-do-kandydata-komorowskiego

W czasie video - czatu transmitowanego na stronie internetowej Platformy Obywatelskiej Komorowski powiedział: " problem polega na tym, że raport WSI był wymierzony przeciwko mnie osobiście. Jako były minister obrony narodowej musiałem się przeciwstawić, niestety udanej próbie likwidacji kontrwywiadu i wywiadu Polski. To jest eksces, wydarzenie bez precedensu. Ekipa braci Kaczyńskich doprowadziła do poważnego osłabienia polskiego wywiadu .Oni będą za to odpowiadać. Raport WSI to rzecz haniebna, wielu ludziom, którym Polska zaufała po odzyskaniu niepodległości zrobiono gigantyczną krzywdę, przedstawiono ich jako zdrajców". "Newsweek.pl z dnia 22.04.2010 donosi w artykule:

"ZAMACH STANU KOMOROWSKIEGO" Przejęcie obowiązków Prezydenta dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia 2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy Prezydenta przez Marszałka Sejmu RP. Marszałek Sejmu RP, Bronisław Komorowski przejął obowiązki Prezydenta na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji, który enumeratywnie wylicza przypadki objęcia przez Marszałka Sejmu obowiązków Prezydenta. Należą do nich:

1) śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej,

2) zrzeczenie się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej,

3) stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,

4) uznanie przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego,

5) złożenie Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.

Przejęcie obowiązków przez Marszałka Sejmu zostało ogłoszone publicznie dn. 10 kwietnia 2010 około południa. Pierwsze czynności faktyczne dokonane na mocy upoważnień od Marszałka Sejmu pełniącego obowiązki Prezydenta RP (m.in. ogłoszenie żałoby narodowej) zostały wykonane przed godziną 14. W czasie, w którym Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski formalnie i faktycznie przejmował obowiązki Prezydenta RP na mocy art. 131 pkt. 2 Konstytucji RP nie nastąpiło jeszcze formalne stwierdzenie zgonu Prezydenta Rzeczypospolitej, Jego Ekscelencji Lecha Kaczyńskiego. Zarówno z litery, jak i z ducha prawa (panował wtedy jeszcze ogromny chaos informacyjny i pojawiały się sprzeczne informacje o osobach, które mogły przeżyć katastrofę lotniczą w Smoleńsku) Pan Prezydent Kaczyński był w tych godzinach osobą zaginioną. Przejmowanie obowiązków Prezydenta przez Marszałka Sejmu w przypadku czasowej niemożliwości sprawowania urzędu (a za taki przypadek wobec zamkniętego katalogu przyczyn z art. 131 pkt. 2 należy uznać zaginięcie Prezydenta) reguluje art. 131 pkt. 1 Konstytucji RP. Przytaczam brzmienie tegoż artykułu, zdanie 2 i następne: "Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej". Należy przy tym nadmienić, że nie miała miejsca okoliczność z art. 30 par. 1 Kodeksu Cywilnego, gdzie jest uregulowana możliwość uznania za zmarłego uczestnika m.in. podróży powietrznej. Przytoczony przepis wymaga, bowiem upływu 6 miesięcy od daty katastrofy. Kodeks cywilny:

Art. 30 / Zdarzenia szczególne / par 1. Kto zaginął w czasie podróży powietrznej lub morskiej w związku z katastrofą statku lub okrętu albo w związku z innym szczególnym zdarzeniem, ten może być uznany za zmarłego po upływie sześciu miesięcy od dnia, w którym nastąpiła katastrofa, albo inne szczególne zdarzenie. Pierwsze informacje o zidentyfikowaniu ciała Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pojawiły się dopiero w sobotę wieczorem. / 10 KWIETNIA 2010 dopisek A.S. /. Reasumując, przejęcie obowiązków Prezydenta dokonało się z rażącym naruszeniem przepisów Konstytucji, stanowiąc delikt konstytucyjny. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności wydarzeń z tragicznego 10 kwietnia 2010, uzasadnionym jest podejrzenie, iż doszło w Polsce do faktycznego zamachu stanu z uzurpacją władzy Prezydenta przez Marszałka Sejmu RP. Bronisław Komorowski jeszcze, jako prezydent – elekt wydał decyzję przeniesienia krzyża spod Pałacu Namiestnikowskiego, aby nie było nawet śladu pamięci po prezydencie Lechu Kaczyńskim. Należy w tym miejscu przypomnieć, że Jego Ekscelencji Najjaśniejszemu Imperatorowi po zdobyciu ostatniego przyczółka polskości jakim jest Pałac Namiestnikowski, zagraża już jedynie pamięć o Lechu Kaczyńskim, oraz Prawo i Sprawiedliwość z jej prezesem Jarosławem Kaczyńskim z jego przeszło ośmiomilionowym elektoratem. Za rok odbędą się wszak wybory parlamentarne, które musi wygrać Platforma Obywatelska z Tuskiem spolaczałym Kaszubem na czele ( Olga Dębicka „Fotografie w tle. Gdańszczanie po roku 1945 /Gdańsk 2003/ ) . - W dniach 12 - 14 czerwca 1992 roku jako wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego, tuż po upadku rządu Bieleckiego, Donald Tusk uczestniczył w II Kongresie Kaszubskim, który odbywał się w Domu Technika w Gdańsku przy ul. Rajskiej 6. 13 czerwca wygłosił programowe przemówienie zatytułowane: " Pomorska idea regionalna jako zadanie polityczne ". Przedstawił w nim program pełnej autonomii Pomorza / Kaszub /, które winno posiadać nie tylko własny rząd, ale i własne wojsko i własny pieniądz.. Na takie dictum siedzący goście / ks. prof. Pasierb, posłowie Wyborczej Akcji Katolickiej Alojzy Szablewski i Feliks Pieczka, jeden senator, szefowie Wielkopolan i Górnoślązaków oraz inni / wyrażali swe oburzenie, gdyż oni nie widzieli Kaszub poza Polską. Siedzący w pierwszym rzędzie poseł Feliks Pieczka nie wytrzymał i wskoczył na estradę, podszedł do mikrofonu i wygłosił poza programowe, piękne, patriotyczne kontr przemówienie podkreślając, iż oddzielenie Kaszub od Polski byłoby nie tylko przestępstwem wobec polskiej racji stanu, ale i wobec interesu Kaszubów. Przypomniał też zebranym fragment hymnu kaszubskiego, który w języku polskim brzmi: " nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Polski Kaszub ". - W ankiecie na temat polskości opublikowanej w miesięczniku " ZNAK "/ nr 11-12 z 1987 roku - str. 190 / Donald Tusk tak mówi o sobie: " Jak wyzwolić się od tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło - ponuro - śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać. Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski - tej ziemi konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem". I tak rozpoczęła się prowokacja polityczna Platformy Agenturalnej z Krzyżem Pańskim na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Namiestnikowskim w Warszawie. Policja, Straż Miejska, Biuro Ochrony Rządu, przy użyciu siły fizycznej, gazu pieprzowego (groźnego dla życia) rozpoczęły regularną walkę z Obrońcami Krzyża. Pojawili się najemnicy-prowokatorzy z odpowiednimi okrzykami, nieskąpiący wulgaryzmów. Obrońców krzyża okrzyknięto oszołomami, sektą religijną, rydzykowcami, moherowcami, obcesjonatami, etc. W zwartym szeregu kroczyli księża-patrioci, forpoczta „Filozofa” Józefa Życińskiego, Pieronka, Sowy, Nęcka, Adama Bonieckiego naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, Rasia, Dziwisza, Nycza, Michalika i innych i biedni przez rządzącą mafię otumanieni harcerze spod znaku ZHP i ZHR wylewający autentyczne łzy. Wszyscy parli w kierunku krzyża pod osłoną gazujących służb. Poza księdzem Stanisławem Małkowskim, odmawiającym przy krzyżu różaniec wspólnie z Obrońcami, żaden duchowny nie wyraził chęci odmówienia modlitwy przy krzyżu, poświęcenia go. Podstawą naszej wiary jest męka Jezusa Chrystusa uosobiona w znaku krzyża świętego symbolu chrześcijaństwa. Słyszeliśmy wiele pustych słów duchownych, bez modlitwy, bez powołania Matki Przenajświętszej – Królowej Polski do opieki nad wydarzeniami przed Pałacem Prezydenckim. Nie dawno w rozmowie z Moniką Olejnik „Filozof” Życiński wyraził się o Polakach: ”wszyscy są antysemici”. Ta wypowiedź hierarchy lubelskiego, to bolszewickie armaty rzecznika bolszewizmu, a nie Kościoła wymierzone w Polskę. Nie pomogły tłumy prowokatorów m.in. z okrzykami: „to atak Żydów”, krzyż pozostał. Komorowski – prezydent RP /przyjaciel posła Janusza Palikota/ z Hanną Gronkiewicz-Waltz prezydentem m. stoł. Warszawy urządzili następną prowokacyjną awanturę przed krzyżem. Tym razem pod przewodem niejakiego Dominika Tarasa 20 - letniego gówniarza kucharza gangstera internauty. Na nocną manifestację zagrażającą bezpieczeństwu publicznemu wydała zgodę prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz!!! Sama postać organizatora manifestacji budzi grozę:

DOMINIK TARAS – ORGANIZATOR PONIEDZIAŁKOWEJ DEMONSTRACJI To zdjęcie żywcem przypomina fotki, jakie umieszczali w Internecie przyszli mordercy, którzy później dokonywali napaści na szkoły i zabijali w nich swoich kolegów. Manifestacja odbyła się w nocy w godzinach 11.00 – 01.00, pełna awantur, wrzasków ordynarnych, tańców pijanych w dym osobników-prowokatorów, z bijatykami pijaków nawet na latarniach . Podskoki, tańce solowe i gromadne pijanych osobników podsumował Tusk: ”nie wydarzyło się nic groźnego”, a Dominik Taras-organizator powiedział po nieudanym szturmie na krzyż:

„była świetna zabawa, nie byłem płatny przez Palikota”. A przez kogo? Równolegle trwa bez przerwy nagonka medialna przeciwko PIS, Jarosławowi Kaczyńskiemu, niejednokrotnie ubliżająca pamięci Jego Ekscelencji prezydentowi RP prof. Lechowi Kaczyńskiemu. Abp Józef Michalik w rozmowie z „Rz” stwierdził, że przegrały autorytety, nie usuwając krzyża. Według Michalika krzyż został upolityczniony przez dwie, lub więcej orientacji politycznych i stał się narzędziem przetargu. W długim wywiadzie nie pada żadna deklaracja upamiętnienia miejsca pielgrzymki bolejących wiernych, a slogany walki politycznej niczego nie wnoszą. Zdaniem Michalika PIS usiłuje budować mit Lecha Kaczyńskiego, a Platforma się temu sprzeciwia, ot i cała polityczna sprawa według Michalika, tak bzdurna, że aż wstyd dla Konferencji Episkopatu Polski. Halina Flis-Muszyńska publicystka „Gazety Wyborczej” na łamach „Rzeczpospolitej”stwierdza, że Kaczyński chce wzniecić bunt, a Jacek Kucharczyk usiłuje bez powodzenia udowodnić, iż Komorowski jest patronem reform. Paweł Lisicki – redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, zapewne będzie sprzyjał Rzeczpospolitej, tego oczekują jego czytelnicy w tych trudnych dla Polski chwilach. Oglądałem dzisiaj w telewizji przybicie tablicy pamiątkowej na elewację Pałacu Prezydenckiego, założonej przez Kancelarię Prezydenta „celem zakończenia eskalacji konfliktu” według Michałowskiego szefa Kancelarii Prezydenta RP. Natomiast według obrońców krzyża założenie tablicy bez wiedzy stron, rodzin ofiar katastrofy, obrońców krzyża i innych osób oficjalnych i duchownych stanowi następny krok hańbiący rządzących i oczywiście z odwrotnym skutkiem niż zamierzony.

Co się wydarzy jutro?

Czy Polska ma jeszcze godło Orła w Koronie?

Dlaczego Kościół Powszechny nas opuścił?

Czy Polska po Ukrainie została już wcielona do imperium rosyjskiego?

Rzygać chce się polecam szkic piosenki Janka Pietrzaka iskry.pl

Aleszumm Aleksander Szumański

Wolta Grecji i panika na rynkach. "Trudno sobie wyobrazić, że Grecy będą w stanie pozytywnie odpowiedzieć na pytanie"

1. Jeszcze nie przebrzmiały echa szczytu UE w Brukseli z 27 października, a już Premier Grecji Jeorjos Papandreu zapowiadając przeprowadzenie referendum w sprawie II pakietu pomocowego dla swojego kraju, spowodował wczoraj wręcz trzęsienie ziemi nie tylko na giełdach europejskich, ale wręcz całego świata. Indeksy giełdowe spadły jak nigdy dotąd od 3nawet do 7 %. Po brukselskim szczycie, a szczególnie zapowiedzi redukcji długu o 100 mld euro, Premier Grecji mówił o nowym dniu, który nazajutrz wstanie dla jego kraju, ale już parę dni później, mówiąc o konieczności referendum, wprawił w osłupienie pozostałych szefów rządów krajów strefy euro. Moment ogłoszenia tego pomysłu jest szczególnie niewygodny dla liderów strefy euro Kanclerz Angeli Merkel i Prezydenta Nicolasa Sarkozy, ponieważ w dniach 3-4 listopada w francuskim Cannes odbędzie się szczyt krajów G-20 i szefowie rządów Niemiec i Francji mieli się na nim pojawić, jako twórcy sukcesu w postaci zażegnania kryzysu w strefie euro. Teraz będą się musieli tłumaczyć i przekonywać, że Grecja ustalenia brukselskie jednak wykona.

2. Papandreu mając tylko 3 głosy przewagi nad opozycją w Parlamencie uznał, że kolejne oszczędności, obniżki wynagrodzeń w sferze budżetowej, a także świadczeń emerytalno- rentowych i podwyżki podatków w zamian za II pakiet pomocowy dal Grecji tym razem w wysokości 130 mld euro i redukcję długu o 100 mld euro, powinny być przegłosowane przez wszystkich dorosłych Greków. Tyle tylko, że po kilkunastu miesiącach protestów i strajków, czasami tak gwałtownych, że powodowały ofiary śmiertelne, trudno wręcz sobie wyobrazić, że Grecy będą w stanie pozytywnie odpowiedzieć na pytanie referendalne, niezależnie od tego jak ostatecznie zostanie sformułowane. Zresztą badania opinii publicznej przeprowadzone w ostatnim czasie nie pozostawiają złudzeń. Zaledwie 13% Greków pozytywnie ocenia ustalenia ostatniego szczytu UE i koncesje, które uzyskała na nim ten kraj. Stąd reakcja rynków, które przewidują, że do stycznia, 2012 (kiedy ma być przeprowadzone referendum), żadna siła polityczna nie będzie w stanie przekonać Greków do pozytywnego głosowania w sprawie II pakietu pomocowego dla swego kraju.

3. Ale wolta grecka do nie jedyne zmartwienie przywódców krajów strefy euro. Ustalenia szczytu w Brukseli, które jeszcze w poprzednim tygodniu uważane były za ogromny sukces, teraz powodują coraz większe wątpliwości. Skąd wziąć ponad 100 mld euro na pomoc dla banków. Pieniądze miały pochodzić z rynku tyle tylko, że nikt nie chce pożyczać bankom, które uznawane są przez inwestorów za niewypłacalne. I co będzie z tymi bankami jak przestaną swoje zobowiązania obsługiwać nie tylko Grecy, ale także Hiszpanie i Włosi? Kto i kiedy zasili Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej, skoro już ani euro do nie go nie chcą dołożyć Niemcy i Francuzi? Chiny złożyły wprawdzie ogólną deklarację pomocy, ale wraz z nią swoje oczekiwania w stosunku do UE, łatwiejszego dostępu do jej rynku, dostępu do innowacji i patentów, ale także możliwość zakupu aktywów atrakcyjnych przedsiębiorstw. Wreszcie ogłoszona kwota redukcji greckiego długu o 100 mld euro dla Greków wygląda atrakcyjnie, ale banki wcale nie chcą tego umorzenia, a negocjacje z nimi, co do partycypacji w tej kwocie, nawet się nie zaczęły.

4. W tej sytuacji niepewność i nerwowe reakcje rynków będą zdarzały się znacznie częściej niż do tej pory i wręcz trudno sobie wyobrazić komunikat z posiedzenia G-20, który te mocje mógłby uspokoić. W tych warunkach trzeba „podziwiać” stoicki spokój naszych rządzących, którzy po wyborach zamilkli, a ostatnio wręcz zniknęli z przestrzeni publicznej. Nowy rząd ma powstać dopiero pod koniec listopada, a jego program ma być ogłoszony w grudniu. Nie wiadomo tylko czy kryzys, który idzie do nas szybkimi krokami, zechce na ten nowy rząd poczekać?

Zbigniew Kuźmiuk

Miejsce w historii Porzućcie wszelkie nadzieje, którzy liczyliście, że coś się zmieni na lepsze. Że teraz, w drugiej kadencji, maksymalnie zwycięskiemu Tuskowi już nie będzie aż tak bardzo zależało na sondażowych słupkach. Że skoro nikt mu już nie jest w stanie w niczym przeszkodzić, skoro zapewnił sobie tak wielką władzę, to zechce teraz zapracować na swoje "miejsce w historii", naprawiając państwo polskie i prowadząc je do modernizacji, realizując długofalowy cel "dogonienia Zachodu" i przeciwdziałając zagrożeniom. Bo pojawiało się ostatnio sporo takich pełnych "chciejstwa" komentarzy. W "Gazecie Wyborczej", protuskowej aż do rozpłaszczenia, znajdujemy hołdowniczy artykuł o "samotności" naszego ukochanego przywódcy - samotności wynikającej z faktu, że "Tusk wyrósł ponad polską politykę, stając się graczem rangi europejskiej", i dawni współpracownicy po prostu już do niego nie dorastają. A w artykule taki oto fragmencik:

"Bliski współpracownik Tuska: - W 2014 roku będą wybory do Parlamentu Europejskiego. To oznacza nowe rozdanie w UE. Jeśli chadecka Europejska Partia Ludowa, do której w Parlamencie Europejskim należy PO, dalej będzie miała większość, to możemy walczyć o fotel szefa Komisji Europejskiej". Nie mam przesadnego szacunku dla rzetelności tej gazety, ale w tym akurat wypadku można, jak sądzę, wierzyć, że słowa "bliskiego współpracownika Tuska" nie zostały zmyślone. Najwyraźniej tak się właśnie w otoczeniu premiera myśli. A nie ma wątpliwości, że w tym otoczeniu - mówiąc Witkacym - "samo się nie myśli". To znaczy, otoczenie myśli to, co mu do myślenia zadał szef. A szef najwyraźniej widzi przed sobą kolejne zadanie: dostać się na stołek zajmowany obecnie przez Jose Barroso. Wieść nie jest nowa. O europejskich ambicjach Donalda Tuska mówi się w tzw. środowisku już od dawna. Ale anonimowa wypowiedź "bliskiego współpracownika" to pierwszy namacalny, konkretny sygnał potwierdzający domniemania. Jak sądzę, nie będziemy musieli czekać długo na następne. Na razie, przede wszystkim, na europejskie ambicje Tuska wskazuje jasno jego postępowanie po wyborach. Całkowicie przeczą one jakimkolwiek nadziejom, iż rząd zabierze się wreszcie do i tak już bardzo spóźnionych reform. Rząd, bowiem, mimo uzyskanego bezprecedensowo silnego mandatu, praktycznie przestał istnieć. Nie zbiera się, nie przygotowuje nowych dokumentów, nie kończy rozgrzebanej "rewolucji legislacyjnej", w ramach, której nie "przeprocedował" dotąd nawet połowy tych projektów, które sam kiedyś zapowiedział, jako priorytetowe. Rząd czeka w zawieszeniu, co będzie, a premier celowo przedłuża to zawieszenie do maksimum, żeby zyskać na czasie przy tworzeniu nowej układanki. Zatłuczenie Schetyny i posłanie za nim CBA, wywyższenie beznadziejnej, ale niezłomnie wiernej miernoty do godności Marszałka Sejmu i postraszenie PSL nakazem zwrotu 20 milionów z partyjnej kasy pozwalają już teraz stwierdzić, o co w tej układance chodzi. O usunięcie potencjalnych zagrożeń. O obstawienie się samymi bezwolnymi popychadłami, zależącymi całkowicie od jego łaski - z minimalną dozą tolerancji dla pozbawionych znaczenia politycznego, a przydatnych czasem w pijarze i wizażu ekspertów, w rodzaju Boniego. Czyli o stworzenie takiej sytuacji, żeby, choćby nie wiem jak się kraj walił, nikt w obozie władzy nie mógł stworzyć alternatywy wobec Tuska. Żeby, przeciwnie, wszyscy jego słudzy, poddani, "poputczicy" i tzw. pożyteczni idioci z intelektualnych salonów musieli zwierać szeregi wokół wodza. I im będzie trudniej, tym głośniej krzyczeć: tylko Donald, tylko on jest naszą nadzieją, kto śmie go krytykować, tego trzeba zabić, bo - jak to już przećwiczyli jego wazeliniarze - "niech nikt nie udaje, że nie wie, kto wygra wybory, jeżeli Platforma je przegra". Po raz kolejny okazuje się Donek zdolnym uczniem Jarka. Tyle tylko, że zabetonowanie podstawy tronu Kaczyńskiego niszczy w tej chwili już tylko przyszłość PiS, a analogiczne działania Tuska - przyszłość Polski. Bo przyjęte założenie z morderczą logiką określa przyszłe działania nowego-starego szefa rządu. Po pierwsze - trzymać krótko swoich, eliminując jakąkolwiek wewnętrzną konkurencję. Po drugie - utrzymywać i nasilać kurs na konfrontację z Kaczyńskim, umacniać emocjonalny paroksyzm, w jaki udało się wprowadzić społeczeństwo i, zwłaszcza, tzw. elity, przerażone zagrożeniem ich interesów przez opozycję i widzące w Tusku jedynego ich gwaranta. A więc - nieustający stan wyjątkowy, nie jak dotąd, tylko jeszcze silniej, i jeszcze wyższe obroty przemysłu pogardy i nienawiści wobec "pisowców", przedstawianych, jako zagrożenie dla naszej obecności w Europie i przyszłości. Z profesjonalnego punktu widzenia, to ciekawe zadanie - przestawić emocje, które nakręcano w chwilach prosperity, na emocje czasu bessy. Pierwotny mit "zielonej wyspy" i nadziei na lepszą przyszłość zastąpić niepostrzeżenie psychologiczną sytuacją topniejącej kry, na której żelazny elektorat PO będzie wiązać świadomość, że póki trzyma z władzą, może się czuć bezpieczniej, bo ta w pierwszej kolejności spycha z kry w lodowatą otchłań "starszych, gorzej wykształconych i z mniejszych ośrodków". Po trzecie i najważniejsze - plan, w którym najważniejsze jest wygranie za trzy lata wyborów europejskich, bo tylko wtedy Tusk może zgłaszać swoje aspiracje do europejskich urzędów, wymaga utrzymania "zadowolenia tu i teraz" w naturalnym elektoracie PO - a naturalny elektorat PO to kasta mandaryńska, czyli administracja, i wszelkiego rodzaju sfera budżetowa. To czyni Tuska definitywnym wrogiem tych wszystkich zmian, które są konieczne, by Polska mogła przestać się zwijać i zacząć rozwijać. Po czwarte, last but not least, priorytetem pozostaje nadskakiwanie o życzliwość unijnych potęg i tamtejszych mediów. Co to oznacza dla międzynarodowej pozycji Polski, nie trzeba chyba tłumaczyć. Mówiąc słowami jednego z moich ulubionych pisarzy: "będzie tak samo, tylko jeszcze bardziej". Czy tą metodą, "to samo, tylko bardziej", będzie Tusk w stanie donieść swe wymuszone strachem poparcie do mety roku 2013? Przy tak usilnie pracującej na jego rzecz propagandzie nie jest to niestety wykluczone. Historia podaje wiele przykładów, jak można umiejętnym używaniem kija i marchewki kanalizować niezadowolenie, podsuwając głodniejącym masom "winnych", organizując igrzyska i "godziny nienawiści", skuteczne strasząc je, że może być jeszcze gorzej, i przekonując, że już byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie ta władza i jej starania, i nie wolno "zmieniać koni w połowie brodu". Ale nic za darmo. Jedynym sposobem, mówiąc najogólniej, w jaki może sobie kupić Tusk niezły wynik w kryzysowym (bo co do tego żaden ekonomista nie ma wątpliwości) roku 2013, jest wyprzedaż szans Polski w dłuższym okresie. Na tej drodze posunął się on już dość daleko i widać wyraźnie, że nie będzie miał skrupułów posuwać się dalej. To oznacza, że dla podtrzymania względnego zadowolenia "żyjących tu i teraz" (żyjących, dodajmy, w ten czy inny sposób z pieniędzy publicznych) i odepchnięcia reform na jeszcze później, spotęguje kryzys gospodarczy do rozmiarów ogromnego kryzysu cywilizacyjnego, który pogrąży Polskę na okres może nawet całego pokolenia, sprowadzając ją do roli niedorozwiniętego, kolonialnego kraju niezdolnego do funkcjonowania bez zewnętrznej kurateli; pytanie tylko, przez którą z sąsiednich potęg sprawowanej. Pewnie nie to mają na myśli ci, którzy twierdzą, że w drugiej kadencji Tusk zapewni sobie "miejsce w historii", ale fakt, zapewni sobie. Tyle że to miejsce obok Augusta III Sasa, hetmana Branickiego i Szczęsnego Potockiego. Rafał Ziemkiewicz

Brzoza twardsza niż beton? Marta Kaczyńska, córka śp. Lecha i Marii Kaczyńskich, we wpisie na swoim Facebookowym profilu wskazała na to, co wielu osobom chodzi po głowie, gdy w mediach pokazywane jest awaryjne lądowanie na Okęciu. Jak to możliwe, że betonowy pas startowy okazał się bezpieczniejszy niż błotnista ziemia Smoleńska?

Widok Boeinga 767 lądującego na betonowym pasie startowym przypomniał o innym lądowaniu – skończonym największą tragedią lotniczą w dziejach Polski. Jak to możliwe, że gigantyczny samolot pasażerski lądując bez podwozia na betonie nie doznał żadnych poważnych zniszczeń, skoro bombowiec, jakim jest Tupolew 154, 10 kwietnia zderzając się z błotnistą nawierzchnią smoleńskiego lasu miał się rozpaść na miliony kawałków? Lądowanie na stołecznym lotnisku po raz kolejny każe wątpić w oficjalną polsko-rosyjską propagandę na temat katastrofy smoleńskiej. Pod wpisem Marty Kaczyńskiej dot. awaryjnego lądowania rozpoczęła się żywa dyskusja. Większość internautów przypomina o swoich podejrzeniach dotyczących przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Widać cienka brzózka okazała się twardsza od betonu? – komentuje ironicznie jeden z użytkowników. Jeśli zachował się osobisty pisemny rozkaz wymordowania naszych współobywateli w Katyniu, jestem pewien że w kremlowskich archiwach leży zdeponowana prawda na temat tej tragicznej soboty – wskazuje inny z komentatorów na portalu. Przesłanki mówią same za siebie, kto potrafi wyciągnąć z nich logiczny wniosek, wie jak jest...smoleńskie kłamstwo zostanie kiedyś zdemaskowane, ale najpierw muszą odejść Ci, którzy boją się tej prawdy – pisze inny. Nie wiem kiedy, ale kiedyś na pewno to smoleńskie kłamstwo runie jak domek z kart. Tylko to wcale nie jest pocieszające niestety... – zaznacza kolejny. Jednak nie wszyscy są przekonani, że prawdę kiedyś poznamy. Prawdy już się nie dowiemy. Wrak jest zniszczony. Nie ma wszystkich części...Czarne skrzynki i wrak to podstawa w badaniu takich katastrof – pisze internauta o nicku Hubert. Inny wskazuje, że w katastrofę mogą być zamieszane służby Rosji. śp.mjr. Arkadiusz Protasiuk także by wylądował,gdyby nie miał przeciw sobie Służb Specjalnych Federacji Rosyjskiej...polecam wszystkim Pracę Zbiorową Zespołu Niezależnych Ekspertów"Zbrodnia Smoleńska Anatomia Zamachu"...wielu Polaków zresztą intuicyjnie wiedziało już parę minut po "Katastrofie" z czym w istocie mieliśmy do czynienia !!! – zaznacza jeden z internautów. Nie po raz pierwszy wydarzenia lotnicze, które mają miejsce po katastrofie smoleńskiej, budzą nowe wątpliwości i pytania związane z tragedią z 10 kwietnia 2010. Niestety nic nie wskazuje na to, żeby na te pytania ktoś chciał Polakom odpowiedzieć. saż

Marsz Niepodległości przejdzie Marsz Niepodległości został zarejestrowany w warszawskim Biurze Bezpieczeństwa m.st. Warszawy. I odbędzie się, tak jak zaplanowali to jego organizatorzy – w Święto Niepodległości 11 listopada. Taką informację przekazano nam w stołecznym ratuszu. Marsz ma wyruszyć z placu Konstytucji o godz. 15.00. Tegorocznym hasłem jest „11 tysięcy na 11.11.11″. Wbrew kolportowanym informacjom nie było również żadnych problemów z jego rejestracją, a dzisiaj organizatorzy, a więc przedstawiciele m.in. Młodzieży Wszechpolskiej, spotkają się z warszawskimi urzędnikami, by omówić szczegóły organizacyjne. Niestety, problemy z bezpieczeństwem mogą się pojawić ze względu na blokady, jakie zapowiadają organizacje lewackie, homoseksualne i anarchistyczne. Być może tak jak w ubiegłym roku policja będzie zmuszona do interwencji, by zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom marszu. Tym bardziej, że po ubiegłorocznym sukcesie marszu spodziewany jest przyjazd do stolicy dużej liczby młodych patriotów. Jednym z oskarżonych o napaść na policjanta jest m.in. obecny poseł Ruchu Palikota i aktywista organizacji homoseksualnych Robert Biedroń. Według policji, rzucał kamieniami i racami w stronę marszu narodowców. Gdy mundurowi chcieli interweniować, Biedroń miał – według raportów sporządzonych przez funkcjonariuszy – chwycić jednego z nich i usiłować wyrwać mu pałkę, a później uderzyć funkcjonariusza w twarz. - Rok temu policja trochę nie zapanowała nad skalą całego zjawiska ze względu na ogromną frekwencję uczestników manifestacji. Oni się spodziewali, że zarówno nas, jak i kontrmanifestantów będzie znacznie mniej – mówi Robert Winnicki z komitetu organizacyjnego. Czy w tym roku będzie podobnie? – Organizacje te mają, niestety, zarejestrowane wokół placu Konstytucji legalne zgromadzenia, mogą tam pikietować, i to jest nam ciężko obejść. Dlatego rok temu policja niestety nie zdecydowała się na usunięcie blokady, ale skierowała marsz na inną trasę. I tam, na ul. Browarnej, ich blokady były już nielegalne – zaznacza Robert Winnicki. W tym roku – jak podkreśla – jeśli dojdzie do podobnych incydentów, organizatorzy będą również domagali się od policji udrożnienia trasy. Największym zagrożeniem dla uczestników narodowej manifestacji, ale także właścicieli samochodów i sklepów, jakie znajdą się na trasie przemarszu, mogą okazać się grupy niemieckich lewaków i komunistów, które zostały zaproszone przez organizatorów blokad do Warszawy. To bardzo wymowne, ale narodowe święto niepodległości ma zostać zakłócone przez potomków tych, których rozbrajano na ulicach Warszawy w 1918 roku. Skupieni w Porozumieniu 11 Listopada lewacy, komuniści i homoseksualiści mają jednak problemy organizacyjne. „Antyfaszyzm to punktualność” – przekonują na swojej stronie internetowej, błagając swoich aktywistów, by choć raz w życiu byli punktualni i przynieśli przeciw uczestnikom niepodległościowej manifestacji parasolki. Podobnie jak rok temu marsz zgromadził liczny Komitet Poparcia. Na honorowym miejscu znaleźli się w nim kombatanci, m.in.: Stanisław Oleksiak, prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej; Marian „Morwa” Pawełczak, żołnierz zgrupowania „Zapory” i „Uskoka”; płk Jan Podhorski, prezes Wielkopolskiego Okręgu Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych i więzień polityczny PRL; Tadeusz Radwan, w czasie wojny żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej i więzień polityczny czasów stalinowskich; dr Bohdan Szucki, żołnierz NSZ, honorowy prezes Związku Żołnierzy NSZ. Poza nimi w Komitecie poparcia znaleźli się również: prof. Jacek Bartyzel, ks. bp Antoni Dydycz, prof. Ryszard Bender, poseł PiS Artur Górski. Z Komitetu wystąpił natomiast były dowódca GROM gen. Sławomir Petelicki. W specjalnym oświadczeniu wystosowanym w poniedziałek tłumaczył, że znalazł się w nim przypadkowo i choć popiera manifestacje organizowane przez młodych patriotów, nie zgadza się na przypisywanie mu politycznego zaangażowania i wytykanie przeszłości (był funkcjonariuszem wywiadu PRL). MWA

http://naszdziennik.pl/

Łanćuch przyczynowo – skutkowy krzyzysu gospodarczego Początek łańcucha przyczynowo skutkowego kryzysu gospodarczego. Miałem w zamiarze prowadzić blog wyborczy do momentu rozstrzygnięcia skargi JKM przez Sąd Najwyższy i do chwili zrodzenia się koalicji rządzącej. Niestety, obydwa te zdarzenia ciągle nie następują w tej sytuacji przed terminem kończę blog wyborczy. Dziś chciałbym zaprosić Was do dyskusji na temat przyczyn kryzysu w Europie i w innych krajach z rozwiniętą demokracją. Kryzys finansowy Europy, podobnie jak innych krajów o rozwiniętej demokracji, jest efektem łańcucha przyczynowo – skutkowego zapoczątkowanego wiele lat temu. Za początek tego łańcucha można uznać opiekuńcze państwo, którego zarys został opublikowany w Raporcie Beveridge’a. Pojęcie to było stosowane już wcześniej. Być może za ojca opiekuńczego państwa należałoby uznać Żelaznego Kanclerza Bismarcka, który stworzył współczesny system emerytalny. Jednak dopiero po ogłoszeniu Raportu termin „opiekuńcze państwo” wszedł do powszechnej świadomości. Zgodnie z Raportem państwo opiekuńcze miało zapewniać na podstawie jednolitych składek świadczenia napoziomie niezbędnym do egzystencji, opiekę zdrowotną, emerytury i renty, dostateczne warunki mieszkaniowe i indywidualne usługi socjalne.Raport zalecał ochronę socjalną poprzezgwarancję bezpieczeństwa dochodów, a w konsekwencji ochronę przed zdarzeniami losowymi. W jego ujęciu ubóstwo jest wynikiem przypadków losowych, takich jak choroba, bezrobocie czy śmierć. Ze względu nafakt, iż większość ludzi wykazuje skłonność do niedoszacowywania ryzyka, eliminacja ubóstwa wymaga od państwa interwencji wymuszającej na jednostkach ubezpieczanie się przed tego rodzaju przypadkami. Beveridge uzasadniał, iż ochrona obywateli jest tak samo istotną funkcją państwa jak zapewnianie bezpieczeństwa wewnętrznego czy ochrona przed atakiem zewnętrznym.

Zafunkcjonowało przysłowie „dać palec a wciągnie całą rękę”. Z biegiem lat państwaeuropejskie podnosiły podatki i dokonywały redystrybucji swoich dochodów na mieszkańców swoich krajów. Z państw minimum przekształcały się w państwa maksimum, w życiu człowieka. Dla nikogo nie jest tajemnica, że pieniądze mogą być wydatkowane na wiele sposobów. Wśród tych sposobów możnawyróżnić wydawanie swoich pieniędzy na siebie, swoich na kogoś drugiego, kogoś drugiego na siebie i kogoś drugiego na kogoś trzeciego. Sposoby te różnią się efektywnością. Najmniej efektywne są dwa ostatnie sposoby wydawania pieniędzy: kogoś drugiego na siebie i kogoś drugiego na kogoś trzeciego. Tak właśnie wydaje nasze pieniądze państwo.Zabiera nam ciężko zarobione owoce naszej pracy i wydaje je na nas tylko o wiele mniej efektywnie niż my byśmy to zrobili. Inaczej mówiąc jedną z przyczyn kryzysu jest zmuszanie obywateli do niekorzystnego rozporządzania swoim mieniem. Jest to wielka sztuka. Żeby jej dokonać trzeba wprowadzić demokrację i wzmóc świadomość niesprawiedliwości związanej z podziałem obywateli na różne grupy majątkowe. Na tym podłożu zbudowano terminsprawiedliwości społecznej. Zgodnie z kryjącym się pod tym terminem pojęciem powinno się dążyć do wyrównania zasobów majątkowych obywateli. W rozumieniu świadomości społecznej nie ma uzasadnienia fakt, że genialny, ciężko pracujący wynalazca ma być w znaczący sposób bogatszy od bezrobotnego.

Większość ludzi chciałabybyć bogatszymi. Dla nich ideologia wyrównania stopy życiowej ich i uznanych bogaczy jest wielkim magnesem. Wierzą, że zabranie bogatym i rozdanie biedniejszym uczyni ich życie atrakcyjniejszym. Nie chcą się uciekać do przemocy. Nie pociąga ich wzorzec rewolucji październikowej. Chcą dokonać zmian bezkrwawo. Dlatego powstają progresywne podatki. Czym więcej zarabiasz tym więcej oddajesz do państwowej puli a z tej puli Twoje pieniądze zostaną rozdzielone tak żeby biedni dostali dużo, zaś ty żebyś dostał mało. Dobry byt człowieka to nietylko ilość posiadanych pieniędzy. To również ilość posiadanego czasu. Tak, więc doprowadza się do tego, że grupa, która ma dużo pieniędzy a mało czasu oddaje pieniądze a nie dostaje w zamian wolnego czasu. Grupa biednych dostaje pieniądze i niemusi oddać swojego wolnego czasu. Takie funkcjonowanie podatków przesuwa dobry byt z ciężko pracujących w kierunku wiecznie bezrobotnych. Potrzeby ubogich są wielkie a efektywność państwa mała. Dlatego bogatym zabiera się dużo, a biedni dostają mało. Demokracja to władza większości. Większość chce dostawać i dostawać. Zabieranietakiej ilości pieniędzy bogatym jest niemożliwe. Pan Artur Laffer stworzył krzywą mówiącą o klinie podatkowym. Sensem krzywej nazwanej od jego nazwiska krzywą Laffera jest fakt, że wzrost podatków może pomniejszać wpływy do budżetu. Inaczej mówiąc państwo zwiększając opodatkowanie może doprowadzać do sytuacji, w której wpływy podatkowe będą zamiast rosnąc – maleć. Najlepiej widoczne w Polsce było to w przypadku akcyzy na alkohole. Zwiększanie akcyzy każdorazowo zmniejszało wpływy do budżetu.Wielkie potrzeby państwa i brak możliwości zwiększenia wpływów podatkowych wywoływał potrzebę zaciągania pożyczek. Rósł deficyt budżetowy, czyli dług nas wszystkich. Oczywiście każdy dług należy obsługiwać. W Polsce doszliśmy do takiej sytuacji, że całość podatku dochodowego od osób fizycznych jest wydawana na niepotrzebnie zrodzony dług. Wystawiony w Warszawie licznik zwany licznikiem Balcerowicza, kręci sięz niesłychaną szybkością pokazując wzrost naszego powszechnego zadłużenia z każdą sekundą. Oczywiste jest, że wzrost zadłużenia wymaga zwiększenia nakładów najego obsługę. To zaś wymaga wzrostu podatków. W tym roku wzrósł nam podatek od wartości dodanej (VAT). Wzrost podatków obniża nasz popyt, zmniejszaoszczędności, zmniejsza inwestycje. W konsekwencji wzrasta bezrobocie i maleje PKB bądź dynamika jego potencjalnej możliwości wzrostu. Na tą sytuacje nakłada sięproblem ubezpieczeń społecznych. Stworzona przez Bismarcka piramidka finansowa utrzymywała siędzięki stałej tendencji wzrostowej przyrostu naturalnego. Obecnie spadek tegoprzyrostu i wzrost średniej długości życia człowieka zrodził nieprawdopodobne zadłużenia dla krajówmających tak zorganizowany system powszechnych ubezpieczeń. Zadłużenie funduszy emerytalnych stanowi około 1/3 zadłużenia Polski. Pomimo podwyżek składek pracowników i pracodawców na fundusze emerytalne nie można zatrzymać wzrostu zadłużenia. Zwiększanie obciążeń powiększa koszty pracy. Konsekwencją tego jest wysoka cena produktów i brak ich konkurencyjności na rynkach świata. Hamuje to w istotny sposób produkcję dóbr i uniemożliwia wykorzystanie potencjału siły roboczej. Habich

72 % Norwegów przeciwko UE Podczas najnowszego badania opinii publicznej, 72 procent Norwegów wypowiedziało się przeciw członkostwu Norwegii w Unii Europejskiej. Jedynie 12 procent badanych było za, reszta się waha.

- To miażdżący wynik – cieszy się organizacja „Nie dla UE” (Nei til EU). Ankieta, przeprowadzona przez ośrodek badania opinii publicznej Synovate, przyniosła najgorsze od lat wyniki stronie popierającej norweskie członkostwo w Unii. - Dla strony na „tak”, konfrontacja z takim wynikiem to jak podbieg pod Alpe Cermis w finale Tour de Ski i to bez kijków – porównuje kwieciście przewodniczący „Nie dla UE”, Henning Olaussen. Nawet wśród wyborców Høyre, czyli najbardziej proeuropejskiej spośród norweskich partii politycznych, 65 procent opowiada się w tej chwili przeciw UE. Rzecznik partii do spraw europejskich, Nikolai Astrup, uważa, że wyniki badania należy widzieć w świetle ostatniego kryzysu ekonomicznego, wstrząsającego wieloma krajami UE, np. Grecją, czy Włochami. - To sprawia, że przed nami mnóstwo pracy – podsumowuje Astrup. Cóż, pomysły, by środki z norweskiego Funduszu Naftowego (Oljefondet) wykorzystać do ratowania podupadających gospodarek państw UE zapewne niezbyt przypadły Norwegom do gustu. Wolą nie pakować się w wymuszoną „europejską solidarność”, czyli de facto płacenie za cudze długi, nie mając żadnej gwarancji, że ta „inwestycja” kiedykolwiek się im zwróci. Aftenposten • mojanorwegia.pl

Kryptonim „PODZIAŁ PiS” Rozpoczęta po wyborach kombinacja operacyjna mająca na celu podział PiS nabiera rozpędu. W moim odczuciu zarówno Jarosław Kaczyński jak i Zbigniew Ziobro są jej ofiarami. Po przegranych wyborach prezydenckich rozegrano scenariusz rozłamowy z udziałem szefowej kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego. Jej ostateczne lądowanie w „partii macierzystej” potwierdza dobitnie inspirację tej intrygi. Wybrano jednak zarówno zły moment, jak i miernych aktorów, by gra skończyła się pełnym sukcesem. „Prawicowy” nowotwór został odrzucony przez elektorat patriotyczny i nie ma szans na samodzielny byt polityczny. Dodatkową szkodą, jaką trzeba było ponieść w związku z tamtą akcją, była dekonspiracja znacznej liczby „swoich ludzi” w strukturze PiS. Obecna kombinacja operacyjna jest, więc dużo lepiej przemyślana i przygotowana. Najpierw Jarosław oszukany wewnętrznymi „pewnymi” sondażami ogłosił zwycięstwo w wyborach. W ten sposób mocno rozbudził oczekiwania w swoim elektoracie. Wynik wyborczy po takiej „podpusze” spowodował duże rozgoryczenie i poczucie klęski. Po wyborach Kaczyński obarczył współodpowiedzialnością za klęskęśrodowisko „Gazety Polskiej”, a nie powiedział złego słowa o swoim sztabie wyborczym. Nie wiem, jakim zaufaniem Premiera cieszy się kret, który przekonał go do tak szkodliwej wypowiedzi. Zamiastrozliczyć bezpośrednich winowajców klęski w swoim otoczeniu i przystąpić do reform spróchniałych struktur PiS, Kaczyński zapowiedział, że nie będzie rozliczeń, a PiS przesunie się do centrum. Patriotyczny elektorat przeciera oczy ze zdumienia. Innym torem idzie przygotowanie wewnętrznego podziału w PiS i kandydata mogącego zmierzyć się z Kaczyńskim. W praktyce tylko Zbigniew Ziobro ma wymaganekwalifikacje (Antoni Macierewicz jest zbyt zaznajomiony z gierkami służb, by dać się na nie nabrać). Przeciwstawianie Ziobry Kaczyńskiemu jest pracowicie lansowane przez służbowe media od wielu lat. Należy domniemywać, że w najbliższym otoczeniu ZZ jest już kilku agentów, którzy pracowicie pompują jego ego i doradzają mu pewne ruchy (np. wizytę w TVN). Oliwy do ognia dolały przecieki do mediów o obwinianiu Ziobry za klęskę i oskarżaniu o słabe zaangażowanie w kampanię oraz o prywatę. W roli harcownika użyto Tadeusza Cymańskiego, który niby to prywatnie i „w zaufaniu” do p.o. dziennikarzy zaatakował Kaczyńskiego. Ziobro stanął niejako w przymusie powiedzenia kilku słów prawdy o sytuacji w partii. Wokół Premiera uaktywniła się natychmiast grupka klakierów, którzy zaczęli brutalnie i poniżej pasa kopać ZZ i napuszczać nań JK. Dalszy scenariusz jest już dość przewidywalny. Wypada pogratulować generałom. Tym razem wymyślili dużo lepszy plan. Mają, co chcieli bez żadnych strat własnych. Co więcej, w wyniku podziału PiS ich agenci w otoczeniu Kaczyńskiego i Ziobry jeszcze zyskają na znaczeniu i zaufaniu swoich partyjnych szefów. Majstersztyk! O głupocie polskiej prawicy pisałem już wielokrotnie. Na razie nie che mi się więcej wołać na puszczy…

PS Ruch z pozorowanym podziałem był sensowny po wyborach prezydenckich. Obserwującrozwój gry z powstaniem PJN długo łudziłem się, że oto ujawnia się polityczny geniusz Kaczyńskiego, który tworzy dla siebie kontrolowaną konkurencję/opozycję. Niestety, jak się szybko okazało, nie było todziałanie kontrolowane przez JK. Generałowie zastosowali jednak z powodzeniem manewr pozorowanego podziału w PO … Paweł Chojecki

Czas latających kwitów Aresztowanie przez CBA byłego dyrektora w MSWiA, dawnego bliskiego współpracownika Grzegorza Schetyny, oraz zatrzymanie innych jego kolegów z pracy zostało w Platformie odebrane, jako rozprawa z głównym rywalem Donalda Tuska. Jak mówi pogłoska krążąca wśród polityków PO, przeciwko marszałkowi sejmu mogą być użyte – do szantażu bądź skompromitowania – jego dawne związki z branżą paliwową – Wyglądał, jakby go ktoś wrzucił do worka i obił kijami – tak o swoim spotkaniu z posłem PO Andrzejem Halickim opowiada nasz informator? Poseł kazał w ostatnich dniach swoim współpracownikom wynosić papiery z własnego gabinetu przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. – Sejm jeszcze nie zdążył odbyć pierwszego posiedzenia, nowa komisja jeszcze nie powstała, a Halicki już kazał się im wyprowadzać – mówi nasz rozmówca. Powód? Halicki to człowiek Grzegorza Schetyny i dlatego wie, że nie ma szans na dalsze pełnienie swojej funkcji – mimo wygranej PO.

Miłośnik cygar od Schetyny „Palić jest rzeczą ludzką, palić cygara – boską” – tak o swojej pasji pisał Andrzej M., były dyrektor Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. „O ile są sprzyjające okoliczności, co jakiś czas lekko zanurzam główkę cygara w whisky, uzyskując tym samym w ustach dość specyficzny smak i niezapomniany aromat” – dodawał. Do swoich zainteresowań zaliczał także psychologię: „Psychologię lubię, bo to samo życie, jak ciągłe interakcje między ludźmi oraz otoczeniem. Pomaga w życiu zrozumieć wiele absurdalnych zachowań, również tych własnych, co prawda czasem zbyt późno”. Jeśli zarzuty prokuratury się potwierdzą, okaże się, że co do tego „za późno” Andrzej M. był proroczy. Był on bliskim współpracownikiem Grzegorza Schetyny, gdy wicepremier kierował MSWiA. Odszedł z ministerstwa krótko po dymisji wicepremiera i zastąpieniu go przez Jerzego Millera. Jak oświadczył rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniew Jaskólski, skala korupcji ws. projektów informatycznych MSWiA może być większa niż zarzucane dziś 211 tys. zł. Wcześniej Radio RMF podało, że Andrzej M. w zamian za intratne kontrakty z firmą komputerową z Wrocławia miał wziąć łapówkę w wysokości prawie 2 mln zł.

CBA uderza po wyborach Gdyby do operacji CBA doszło przed wyborami, mogłaby ona zaszkodzić wynikowi wyborczemu Platformy Obywatelskiej. Dziwnym trafem, choć dotyczy wydarzeń odległych czasowo, doszło do niej po wyborach. Co – oprócz zwycięstwa wyborczego PO – wydarzyło się w tym czasie? Od wyborczego zwycięstwa Tusk rozpoczął coraz mniej skrywane upokarzanie Schetyny. Jak pisał „Newsweek”, o tym, że nie zgadza się na jego dalsze sprawowanie funkcji marszałka sejmu, premier miał powiedzieć mu już podczas wieczoru wyborczego. Dlaczego Tusk poszedł na tę konfrontację? Bo po zwycięstwie wyborczym poczuł się silny jak nigdy. A po porażce PiS za największe zagrożenie dla siebie uznał współpracę Grzegorza Schetyny i Bronisława Komorowskiego, którzy właśnie wspólnie zjedli śniadanie. Osobą, która w telewizji najgłośniej wyrażała radość z wyborczego zwycięstwa, stojąc tuż obok Tuska, była Ewa Kopacz. Dzień później Tusk poinformował Schetynę, że to ona będzie nowym marszałkiem Sejmu. W mediach pojawiły się spekulacje, że Schetyna miałby zostać w zamian ministrem infrastruktury. Uznano to za pocałunek śmierci, patrząc na stan resortu i zbliżanie się Euro 2012. Wymieniano też Ministerstwo Obrony, ale wkrótce w jego kontekście zaczęło padać nazwisko Sławomira Nowaka, który ogłosił, że odchodzi z Kancelarii Prezydenta. W czasie kolejnych dni po wyborach Tusk przekonał się, że prezydent Komorowski demonstruje, iż nie jest tylko właścicielem żyrandoli, a chce mieć realny wpływ na władzę. Utwierdziły go w tym plany wygłoszenia przez głowę państwa orędzia oraz przeprowadzenia konsultacji z przedstawicielami wszystkich nowych klubów na temat nowej koalicji. Uznał, że to pomysły Schetyny. – Mam świadomość, że Grzegorz Schetyna jest liderem wewnętrznej opozycji – takie zaskakujące słowa wygłosił Tusk w czasie powyborczej konferencji.

W Platformie mówią o putinizacji Niezależnie od tego, jak było faktycznie, w Platformie aresztowanie byłego współpracownika Grzegorza Schetyny i zatrzymania innych odebrano powszechnie, jako realizację deklaracji wygłoszonych przez Tuska w oświadczeniu. Wskazuje to na fakt, że także zwykli posłowie PO, wbrew medialnym oświadczeniom, zdają sobie sprawę z putinizacji polskiej polityki. Ich zdaniem ostre posunięcia Tuska, w tym wycinanie ludzi Schetyny, mają wymusić na nim bądź zgodę na trwałą marginalizację, bądź zmusić go do konfrontacji w warunkach, w których musi przegrać. Czy Schetyna zdawał sobie wcześniej sprawę z siły spodziewanego ataku? Zdaniem naszych informatorów, poczynił pewne kroki mające przygotować go do nierównej walki. Wymieniają w tym kontekście jego kontakty z Pawłem Piskorskim, liderem Stronnictwa Demokratycznego, mającym sporą wiedzę o przekrętach polityków swojej byłej partii. – Piskorskiemu zależy głównie na tym, by nikt nie nękał go w czasie robienia interesów na majątku swojej nowej partii – SD – mówi nasz rozmówca. – Jeśli dostanie takie gwarancje od obozu Tuska, Schetyna nie może liczyć na jego pomoc – dodaje. Nie wiadomo, jak w tej sytuacji zachowywać się będzie Bronisław Komorowski. O ile współpraca z silnym Schetyną była dla niego opłacalna, o tyle wspieranie poobijanego marszałka niekoniecznie musi mu się dalej opłacać. Jeszcze przed aresztowaniami związanymi z aferą w MSWiA niektórzy zrezygnowani ludzie Schetyny mówili, że najbliższe miesiące przetrwać chcą w charakterze zwykłych posłów. A Tuskowi rzucą się do gardła, gdy dojdzie do załamania finansowego. Nie wszędzie w Polsce wypadli, bowiem źle. W Krakowie współpracujący ze Schetyną Jarosław Gowin startując z trzeciego miejsca, pokonał bliskiego Tuskowi Irenusza Rasia. Frakcja Gowina wygrała rywalizację o Radio Kraków i liczy, że wygra także w rywalizacji o regionalną telewizję publiczną. Na razie jednak będąca w tle wielu frakcyjnych konfliktów rywalizacja o ośrodki regionalne TVP została wstrzymana. Zdecydował o tym Tusk, uznając to za element nacisku na PSL, także mający chrapkę na udział w tym torcie. Piskorski na swoim czytanym przez niewielu blogu napisał po wyborach o możliwościach, jakie są w zasięgu Schetyny: „Pierwsza to wybicie się na samodzielność i pójście śladem Palikota. To wariant, w którym Schetyna otwarcie przeciwstawia się Tuskowi i ze swoimi zwolennikami z klubu PO zakłada własny klub. I z tych pozycji, już, jako samodzielny podmiot, wchodzi w koalicję rządową z Tuskiem. Nie sądzę, by Schetyna zdecydował się na taki krok. Wie, gdzie dzisiaj są ci, którzy chcieli być „lepszym” PiS-em, i zdaje sobie sprawę, że jako »lepsza« PO skończyłby tak jak PJN. Drugi wariant to nie przyjmować od Tuska żadnej propozycji i przeczekać trudne czasy, jako wewnętrzna opozycja. Schetyna zasmakował jednak we władzy, a poza tym, jako polityk bez przydziału i bez żadnych możliwości wpływania na politykę kadrową, zacząłby szybko tracić swoich zwolenników w PO. Dlatego moim zdaniem Schetyna zdecyduje się na trzecią drogę – drogę pełnej kapitulacji przed Donaldem Tuskiem i przyjęciem od niego jakiejkolwiek propozycji pracy w rządzie. W tym i takiej, która pozbawiona będzie stanowiska wicepremiera. Tylko w ten sposób – osłabiony, upokorzony i skruszony – politycznie przeżyje”. Czy przewidywania Piskorskiego są jeszcze aktualne? – Jeśli faktycznie poszło na noże i wobec ludzi Schetyny użyto celowo CBA, to skutki mogą być nieobliczalne. Pytanie, kto ma na kogo silniejsze kwity – mówi jeden z naszych rozmówców. Dotychczasowy przebieg wydarzeń wskazywałby jego zdaniem na to, że Schetyna jest słabszy. Choćby, dlatego, że z naruszeniem prawa i wbrew własnemu interesowi wygasza mandaty posłów opozycji – Bogdana Święczkowskiego i Dariusza Barskiego. Teoretycznie wydawałoby się, że niepotrzebne jest mu otwieranie nowych frontów. Według jednego z naszych źródeł ludzie bliscy Schetynie mieli też rozmawiać z Leszkiem Millerem i sondować go w sprawie poparcia ewentualnego wniosku o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego. (…) Piotr Lisiewicz

Euro i lemingi czyli eurodurnota w akcji EuSą takie miejsca na medialnej mapie gdzie najłatwiej można dostrzec mielizny popkulturowego widzenia rozmaitych zjawisk. Takim miejscem jest Trójka gdzie wyraźnie ścierają się rozmaite sposoby interpretacji wydarzeń. Lemingi widzą wszystko przez okulary popkultury, sprowadzające wszystko do jednego wymiaru – cool v. obciach. Jak do tej pory euro było cool, ale kryzys zaczyna wprowadzać zamieszanie w tym uproszczonym obrazie świata. Buractwo nie wie, co mówi, nie potrafi też kojarzyć informacji z różnych źródeł. Jeśli buractwo nie kojarzy skutków wprowadzenia liberalno-lewicowego projektu tzw. wychowania seksualnego w szkole np. angielskiej ze wzrostem ilości nastolatek w ciąży to nigdy niczego nie zrozumie.Tym bardziej, jeśli to będzie dotyczyć sfer znacznie bardziej abstrakcyjnych jak polityka czy ekonomia. A wtedy pojawiają się w mediach takie kwiatki jak w przypadku dyskusji o celowości wprowadzenia euro w Trójce. Facet, często jeżdżący na Słowację w celach rekreacyjnych, stwierdza, co następuje:

„Zawsze było tam pełno Polaków, ale gdy na Słowacji wprowadzono euro, Polaków wymiotło. Gdyby było euro nie byłoby problemu”. Rozumiecie państwo, co facet miał na myśli? Oto Polacy nie skorzystali z drogiej oferty, wybrali, co innego, bo mieli wybór. Gdyby było euro, skorzystaliby z drogiej oferty, bo wyboru by nie było. Facet proponuje ograniczyć wolność wyboru. Tak myślą lemingi. Jeśli chodzi o kwestię euro, to , moim zdaniem, nie jest to problem ekonomiczny, a pośrednio świadczą o tym polityczne i ideologiczne manewry towarzyszące tej kwestii.Jest to problem systemowy, problem sterowania. Własna waluta jest narzędziem pozwalającym na elastyczne reagowanie na zmienne, nieprzewidywalne warunki gospodarowania a utrata tego narzedzia niszczy sens gospodarności. Należy pamietać o tym,że warunki gospodarowania kształtuje oddolna, wolnorynkowa, nieprzewidywalna, spontaniczna przedsiębiorczość indywidualna a nie odgórna działalność biurokratyczna. Jest granica liczbowa, po przekroczeniu, której system staje się niesterowalny, jak imperium rzymskie czy sowieckie. Tak, więc euro okazuje się narzędxziem centraliastycznego sterowania gospodarką na ogromną, nierealistyczną skalę. Rezygnacja z własnej waluty to oczywiste samobójstwo motywowane albo interesami personalnymi, partyjnymi, ale nie politycznymi, gdyż polityka to troska o dobro wspólne, która ma tradycyjnie charakter ograniczony, narodowy. Nie jest ona w żaden sposób związana z interesem biurokratycznych organizacji ponadnarodowych. Niewątpliwie euro ma zalety dla pewnych grup spolecznych, ale patrząc systemowo jest to rozwiązanie błędne. Ma ograniczone zalety, gdy system jest względnie stabilny, ale ta stabilność może się łatwo przekształcić w stagnację. Rozwój może być tylko oddolny, choć może być dodatkowo stymulowany i ma charakter przypadkowy i nieprzewidywalny. Bezwarunkowo „za” są demagodzy i utopiści bredzący o „europejskości” i”wspaniałej, świetlanej przyszłości”. No, bo to jest cool. To były moje impresje sprzed kilkunastu dni. Ale przeglądając Rzepę, trafiłem w czwartkowym numerze z ubiegłego tygodnia na ironizujący felieton Zaremby pt.” Co Tusk wie o euro?”, który wyraża te same wątpliwości, które podzielam i ja. Zetjot

Zakon Ojców Celebrytów Do tej pory działało w Polsce 225 zgromadzeń duchownych. Ale powstało nowe zgromadzenie: Zakon Ojców Celebrytów pod wezwaniem Parcia na Szkło. Zakonowi patronują miłościwie ITI i Agora. Ojcowie Boniecki i Sowa ewangelizują politycznie. Całodobowo. Wbrew szczekaniu Palikota i Urbana, zycie duchowe w Polsce rozwija sie i kwitnie. Do 225 zgromadzen dzialajacych oficjalnie w Polsce dolaczylo wlasnie 226 zgromadzenie: Zakon Ojców Celebrytów. Co prawda Zakon Ojców Celebrytów nie uzyskal pozwolen koscielnych i papieskich, ale ma za to pozwolenie od Towarzystwa na sianie politycznie poprawnej prawdy ewangelizacyjnej (i do tego calodobowo?. Ojcem Emeritus Zakonu jest ksiadz Boniecki, byly szef "Tygodnika Powszechnego", ktory to tygodnik Ojciec Emeritus sprzedal przed kilku laty grupie ITI. Ksiadz Boniecki zostal odciagniety przez swoich przelozonych od tygodnika ITI i odeslany do Warszawy, gdzie wpadl od razu w rece Wyborczej, TOK FM, Wprost i TVN24. Od tej pory Ksiadz Boniecki ma swoje zdanie na kazdy temat. Jak wiemy, jedna z glownych zasad zgromadzen zakonnych jest posluszenstwo, wiec, kiedy zadzwoni telefon od Wyborczej, TOK FM, TVN24 lub Wprost, ksiadz Boniecki biegnie tam gdzie go wzywaja? Ojcem Dyrektorem Zakonu Ojców Celebrytów jest Ojciec Sowa pod wezwaniem Sw. Versace, o ktorym pisalismy juz wczesniej:

http://monsieurb.nowyekran.pl/post/27926,ojciec-dyrektor-iti

Podobnie jak ksiadz Boniecki, ksiadz Sowa ma swoje zdanie na kazdy temat, szczegolnie na tematy polityczne. Zakon Ojców Celebrytów uzyskal specjalna dyspense od Towarzystwa na wypowiadanie sie o polityce. Jak wiemy Towarzystwo bardzo nie lubi, kiedy kler miesza sie do polityki, oczywiscie poza czlonkami ich wlasnego Zakonu Ojców Celebrytów. Kierownikiem duchowym jest Brat Szymon a sekretariat medialny prowadzi Siostra Monika od Krzyza (w Sejmie). Siedziba zgromadzenia znajduje sie w skromnym budynku na ul. Wiertniczej w Warszawie. Regula zakonu rozni sie od regul innych zgromadzen. Podczas kiedy celem kazdego mnicha i mniszki jest szukanie Boga, Zakon Ojców Celebrytów szuka lansu. Jak to mawiaja: "jaki zakon, taka regula". Stanislas Balcerac

Jeśli Włosi nie dostaną pizzy ratunkowej, w Europie może być jeszcze gorzej Czy może być jeszcze gorzej? Tydzień po szczycie unijnym, który był kolejnym wielkim sukcesem ogłoszonym przez liderów strefy euro, mamy serię następujących wydarzeń. Bezrobocie w strefie euro osiągnęło najwyższy poziom od czasu jej powstania. Po okresie krótkich wzrostów powróciły spadki na giełdach, i to spadki potężne, o 5 – 7 proc. dziennie. Oprocentowanie obligacji Włoch dalej silnie rośnie i przekroczyło 6proc. mimo interwencyjnych zakupów EBC. Premier Włoch obiecał reformy, ale inni członkowie rządu są im przeciwni, a prasa wyśmiała je, jako nierealizowalną listę życzeń. Portugalia nie realizuje celów pakietu stabilizacyjnego i poważnie myśli o jego renegocjacji, a banki portugalskie zaczynają mieć problemy, prawdopodobnie wkrótce zostaną odcięte od finansowania rynkowego i będą musiały polegać na pomocy EBC i rządu Portugalii. Zabroniono krótkiej sprzedaży akcji banków i spekulacji na rynku CDS, a pomimo tego inwestorzy pozbywają się tych akcji oraz uciekają z inwestycji w obligacje rządów krajów południa Europy, czego dowodem są dane ujawnione przez bank Barclays. W czasie, gdy EBC kupuje te obligacje w dużych ilościach, próbując obniżyć ich oprocentowanie, banki komercyjne je sprzedają, oczekując dalszego spadku cen papierów włoskich, czyli dalszego wzrostu ich oprocentowania powyżej 7 proc., co podobnie jak w przypadku Grecji będzie poprzedzało bankructwo. Plany zwiększenia siły rażenia funduszu antykryzysowego, błędnie zwanego bazuką, ponieważ powinien być określony mianem pancerfausta, co wynika z roli Niemiec w tym funduszu, spełzły na niczym. Niemiecki parlament nie wyrazi zgody na większą zrzutkę swoich podatników, a skoro Niemcy w to nie wchodzą, to Chińczycy też nie wejdą. No i szef funduszu, Niemiec – a jakże – Klaus Regling wrócił niedawno z Pekinu z pustą czapką. Dodatkowo fundusz antykryzysowy musiał zmniejszyć emisję swoich obligacji z 5 do 3 mld euro i skrócić zapadalność z 15 do 10 lat z obawy, czy znajdą się nabywcy. Jakby tego było mało, wyczerpuje się zdolność społeczeństw krajów południa Europy do ponoszenia kosztów dalszych reform. Co drugi młody Hiszpan jest bezrobotny, a premier Grecji, któremu grunt polityczny pali się pod nogami, zapowiedział referendum w sprawie zaakceptowania przyjętego na szczycie unijnym pakietu ratunkowego. W ramach tego pakietu do Grecji przyjechała grupa technokratów z Unii, żeby monitorować postępy w reformach, szefem jest, a jakże, Niemiec. Lewicowe gazety prezentują tę wizytę, jako analogię do faszystowskiej okupacji Grecji w czasie drugiej wojny światowej. W takiej atmosferze łatwo przewidzieć wynik referendum. A jedna z partii tworząca rząd w Holandii zapowiedziała, że takie referendum jest zerwaniem umowy zawartej na szczycie i że wtedy nie poprze ustaleń szczytu unijnego w holenderskim parlamencie, a więc ustalenia te nie wejdą w życie. Dane ekonomiczne i prognozy są coraz gorsze, oficjalne scenariusze mówią o stagnacji w Unii Europejskiej w przyszłym roku, ale ekonomiści sektora prywatnego wskazują na możliwość wystąpienia recesji. Na przykład dr Zagłada, Nouriel Roubini, przewiduje możliwość wystąpienia wieloletniej depresji, jeżeli bankructwo Grecji lub jakiegokolwiek innego kraju południa Europy przyjmie niekontrolowaną postać. Wszystko się wali, czy zatem jest jakaś nadzieja? Jest jeszcze jedna, ostatnia „nadzieja białych”. To nowy szef EBC Mario Draghi, były prezes Banku Centralnego Włoch. Czy Włoch rzuci pizzę ratunkową tonącym braciom i siostrom, kupując obligacje ich kraju na olbrzymią skalę? Okaże się w najbliższych dniach lub tygodniach, a jeśli rzuci, to giełdy będą miały okazję do ostatnich wzrostów przed momentem prawdy, który nadchodzi. Nieuchronnie! Odpowiadam na pytanie zadane na początku felietonu: nie tylko może być jeszcze gorzej, ale na pewno będzie. Nie widać żadnych politycznie możliwych metod uratowania Włoch przed bankructwem. Głębokie cięcia wydatków napotkają strajki, i Rzym znów zapłonie. Próba przepoczwarzenia EBC – który został zbudowany na kulturze i tradycji Bundesbanku – w prasę drukarską tak wkurzy Niemców, że będą skłonni opuścić strefę euro, a te kraje, które zostaną, będą mogły liczyć wyłącznie na śmieciowy rating. Jak zatem wyglądają nasze perspektywy na najbliższe 2 – 3 lata? Jesteśmy małą wyspą, w powszechnym mniemaniu bardzo zieloną, a wokół szaleje wzburzony ocean kryzysu finansowego. My się tym na razie nie przejmujemy, kąpać się nie trzeba, przeczeka się sztorm w domu lub w knajpie. Jest pełna miska, są dobre seriale, są ciekawe konkursy: jak oni tańczą i jak oni śpiewają, czy cokolwiek jeszcze robią. Tylko na razie żadna telewizja nie pokazuje, że nieuchronny upadek Rzymu spowoduje falę tsunami, która zmiecie dobre samopoczucie i pełną miskę z zielonej wyspy.
Krzysztof Rybiński


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
597
egzamin kwiecień, 2010 04 21 597 PUSTY
596 597
43 597 609 Comparison of Thermal Fatique Behaviour of Plasma Nitriding
egzamin kwiecień 2010 04 21 597 PUSTY
597 - Kod ramki - szablon
597
597
597
egzamin kwiecień 2010 04 21 597 PEŁNY
597
597
597
597
34 5 597 id 35925 Nieznany

więcej podobnych podstron