Bomba izowolumetryczna

Do redakcji „Polonika Monachijskiego” dotarł tekst, którego obszerne fragmenty publikujemy, jego ocenę pozostawiając Czytelnikom.

„(...)
Katastrofa w Smoleńsku

Co jest dzisiaj pewne? Wydaje się, że dwie sprawy.

Po pierwsze: samolot prezydenta Polski leciał prawidłowym torem korytarza powietrznego prowadzącego do pasa startowego, tylko, że w stosunku do tegoż korytarza tor lotu był “przesunięty” o 25 metrów do tyłu i o 5 metrów w dół. To zaś wskazuje na jedyną możliwą przyczynę: sfałszowanie danych satelity nawigacyjnego, na podstawie których pilot automatyczny prowadzi samolot do lądowania. Bowiem niemal zawsze przed podejściem do lądowania kapitan samolotu włącza “pilota automatycznego” i wtedy to urządzenie bezbłędnie prowadzi maszynę na lotnisko. Chyba, że sygnały satelity nawigacyjnego, którymi “pilot automatyczny” się kieruje - zostają sfałszowane...

Urządzenie do fałszowania danych satelitów nawigacyjnych znane jest od ponad 10 lat w technice wojskowej. Sprawia ono na przykład, że naprowadzana rakieta nie trafia w cel czy też samolot wroga rozwala się przy lądowaniu. Urządzenie takie popularnie nazywa się “MECON”. Ma ono postać przedmiotu rozmiarami podobnego do paczki papierosów. Wychwytuje ono sygnał satelity i przetwarza na sygnał o silniejszej mocy, jednocześnie przesuwając parametry celu do 30 metrów. Takiej różnicy urządzenia kierujące (w tym pilot automatyczny) nie są w stanie zidentyfikować. Efektem będzie jednak to, że obiekt “naprowadzany” danymi satelitarnymi – poleci w inne miejsce! I np. nie trafi: czołgu, okrętu, budynku... Albo samolot “nie trafi” w lotnisko. “MECON” ma zasięg działania do 100 km, wystarczy np. powiesić takie urządzenie na gałęzi drzewa w pobliżu lotniska...

Technologię budowy takich urządzeń posiadają wszystkie ważniejsze armie świata. Polska też. W USA i w UE powołano nawet specjalne zespoły badawcze, by opracować sposób przeciwdziałania „MECON”-owi. Jeśli bowiem taka „zabawka” trafi do rąk terrorystów, samoloty pasażerskie przestaną latać.

To co powiedziano powyżej jest pewne. Podpułkownik Arkadiusz Protasiuk podchodząc do lądowania w warunkach pogorszonej widoczności (mgła dopiero się tworzyła) po prostu włączył - co było do przewidzenia - pilota automatycznego.

W sprawie wypowiedziało się z własnej woli trzech ekspertów lotnictwa: rosyjski, amerykański i niemiecki. Ci dwaj ostatni to międzynarodowe sławy tej branży. Wszyscy jednoznacznie wypowiedzieli się, że samolot leciał w oparciu o sfałszowane dane satelitarnego systemu naprowadzania. Przesunięcie toru lotu i tor idealnie pasujący do prawidłowego korytarza, tyle że“przesunięty” - nie pozostawiają innej możliwości.

Tu możemy dodać w formie dygresji, że jeżeli samolot zdecydowanie przechylił się na lewe skrzydło, możliwą jest hipoteza, że w samolocie “uruchomiło się” dodatkowe urządzenie blokujące sterowanie maszyną. W Tu-154M można takie zainstalować, istnieje taka techniczna możliwość. O tej sprawie wypowiedział się najlepszy polski ekspert od katastrof lotniczych. Ale to hipoteza.

Po drugie: Kadłub samolotu został rozerwany poprzez eksplozję bomby izowolumetrycznej. To zarazem pierwszy przypadek w historii, gdy użyto takiej broni w zamachu. Dotychczas nie zdarzyło się to nigdy wcześniej. Dodajmy, że podpułkownik Arkadiusz. Protasiuk potrafił skutecznie wylądować. Zabłocone koła Tu-154M widoczne na zdjęciach dowodzą tego jednoznacznie. Prawdopodobnie dzielny oficer, gdy zrozumiał, że samolot jest w trakcie dokonywania zamachu na życie prezydenta - postanowił “posadzić” maszynę na ziemi jak najszybciej. Teoretycznie mógł nacisnąć przycisk “GO OFF” błyskawicznie zwiększający moc silników (każdy pasażerski odrzutowiec ma taki przycisk umożliwiający wzbicie się do góry w razie problemów z lądowaniem). Ale wyraźnie bał się już cokolwiek dotykać, a miękkie bagniste podłoże i prędkość lotu równa prędkości lądowania dawały realną szansę osłabienia siły uderzenia i uratowania pasażerów. Tu muszą Państwo Czytelnicy wiedzieć, że Tu-154M ma wyjątkowo mocny kadłub. Składa się on z bardzo silnych podłużnic, gęstych poprzecznic (wszystkie te elementy są wykonane ze stopów wzmocnionego aluminium) oraz z blachy zewnętrznej i wewnętrznej. Sama aluminiowa blacha zewnętrzna (dokładniej także stop wzmocnionego aluminium) ma grubość... 5 cm.! Poza tym brak decyzji o wzbiciu się w powietrze przemawia za jednym - piloci już nie mogli sterować samolotem (zablokowane lub częściowo zablokowane stery albo sterowanie przejęte z zewnątrz). Nadto, kapitan samolotu mając świadomość, że jest dokonywany zamach, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wolał “lądować” nieco przed lotniskiem - w pierwszym odruchu na pewno przypuszczając, że zamachu dokonują Rosjanie! I takie lądowanie daje większą szansę uratowania Prezydenta! Oddajmy cześć pamięci, dzielnego oficera, błyskawicznie i poprawnie myślącego. Z Prezydentem RP rzeczywiście latali najlepsi! A poza tym, samolot “przekręcił się „na plecy” i tak uderzył w ziemię - jak chcą niektórzy. Pytanie tylko: dlaczego koła są zabłocone? Kapitan prezydenckiego samolotu nie mógł wiedzieć, że w momencie wylądowania odpali się zgoła nietypowy ładunek wybuchowy, który rozniesie cały kadłub w drobne strzępy, nie większe niż 20-30 centymetrów. Najprawdopodobniej zresztą zapalnik był “wstrząsowy” czyli reagujący na silny wstrząs. A wszyscy pasażerowie zginą straszną śmiercią.

Tu muszą Państwo Czytelnicy wiedzieć, co to są bomby izowolumetryczne. Najogólniej biorąc jest to odpowiednia ciecz pod bardzo wysokim ciśnieniem. W momencie uruchomienia bomby (przeważnie jest to oddzielny wybuch) ta ciecz pod wpływem różnicy ciśnień natychmiast “paruje” - czyli zamienia się w aerozol szczelnie wypełniający jakieś pomieszczenie, a następnie, najczęściej zasysając i zużywając obecny w powietrzu tlen - z potworną siłą wybucha. Wybuchowi towarzyszy ogromne ciśnienie i temperatura do 3000 stopni Celsjusza. Rosjanie nazywają te bomby “termobarycznymi” - właśnie od ciśnienia i temperatury. Bomby izowolumetryczne są znane od czasów wojny wietnamskiej z tym, że początkowo miały postać dużych bomb lotniczych opuszczanych na spadochronach. Przy zetknięciu z ziemią bomba uwalniała śmiercionośny aerozol, który następnie eksplodował na powierzchni dosłownie kilku kilometrów kwadratowych. US Army bardzo lubiła używać tych bomb np. dla “oczyszczenia” terenu, na którym miały lądować np. śmigłowce. Boom - i potężny teren oczyszczony z wszelkich min i innych pułapek. Bomby izowolumetryczne to najsilniejsze bomby konwencjonalne i w ogóle najsilniejsze bomby po bombach atomowych. Do lat 80-tych ubiegłego wieku były to jednak bomby fizycznie dużych rozmiarów. Ich siła wybuchu zależała, bowiem od ilości cieczy, która zamieni się w aerozol. Amerykańska najsilniejsza bomba izowolumetryczna nosiła nazwę MOAB. Jankesi nazywali ją potocznie “Mother of All Bombs” (matka wszystkich bomb). Jakby przez przekorę Rosjanie skonstruowali w latach 90-tych bombę jeszcze 4 razy silniejszą - i nazwali ją OWB (“Otiec Wsiech Bomb” = „ojciec wszystkich bomb”). Rosjanie na potrzeby wojny z Czeczenami skonstruowali także pociski termobaryczne małych rozmiarów i mniejszej mocy. Taki pocisk może być odpalony ze zwykłej ręcznej rakietnicy np. sowieckiego typu Trzmiel. Ma postać granatu, który zawiera w środku około 1 litra odpowiedniego płynu. Gdy taki pocisk rozerwie się np. w środku jakiegoś pomieszczenia, w budynku - płyn zamieniony w gaz natychmiast przeniknie wszędzie, gdzie da radę - tak duża jest różnica ciśnień). Szczeliny pod drzwiami - to naprawdę droga aż nadto szeroka. A po czasie dosłownie “sekundowym” w budynku eksploduje całe piętro. Albo i w mniejszym trzy piętra... Tak sowieccy żołnierze (o przepraszam - teraz rosyjscy) “oczyszczali” w Czeczenii podejrzane budynki z terrorystów.

W Polsce bomby termobaryczne są produkowane od 1988 roku. Polska jest też jednym z nielicznych krajów, który posiada również technologię ich budowy. Znana jest polska bomba o kryptonimie “Tejsy” - oficjalnie zademonstrowana po raz pierwszy publicznie na Targach przemysłu obronnego w Polsce w roku 1988. Bomba izowolumetryczna czy termobaryczna - jak kto woli, umieszczona w samolocie może mieć kształt małej gaśnicy, umieszczonej np. w pobliżu kabiny pilotów. Technika nie zna innego wytłumaczenia przyczyny, dla której z potężnego kadłuba samolotu dosłownie nic nie zostało. Tu muszą Państwo wiedzieć, że “izowolumetryczna” oznacza, że wybucha cała powierzchnia (dokładniej cała objętość). Wybuch punktowy konwencjonalnego ładunku zostawia zawsze duże zniszczenia blisko ładunku, a im dalej – tym mniejsze. I zachowane tym większe fragmenty kadłuba, im dalej było od miejsca wybuchu. Tylko bomba izowolumetryczna rozniesie dosłownie cały kadłub w drobny mak!

To o czym mówimy powyżej - to nie są żadne hipotezy. To są rzeczy pewne. Istnieje kilka niepodważalnych dowodów, że tak było. Tu musimy stwierdzić, że wybuch bomby izowolumetrycznej pozostawi charakterystyczne ślady tworzących ją substancji na szczątkach wewnętrznej blachy tworzącej kadłub samolotu. Są one do wykrycia poprzez najdokładniejszą metodę rozpoznawania śladowych ilości substancji – analizę spektrofotometryczną. Składnikiem wielu takich bomb jest np. sproszkowane aluminium. Nadto z niczym nieporównywalne są ślady pozostawione na zwłokach ofiar. Z powodu bardzo wysokiej temperatury ubrania i odsłonięta skóra będą po prostu zwęglone. W dodatku w płucach powstanie charakterystyczny obraz. Mówiąc najkrócej - płuca zamienią się w dwie powietrzne jamy. Taki obraz, zwany przez radiologów wojskowych “powietrznym motylem” (płuca posiada człowiek dwa) powstaje tylko i wyłącznie wskutek wybuchu bomby izowolumetrycznej. Wystarczy zrobić zdjęcie rentgenowskie choć jednych zwłok z jako tako zachowaną klatką piersiową! Stąd tak ważna dla materiału dowodowego jest sekcja zwłok.

Ale to nie wszystko. Wybuch takiej bomby i tylko takiej, doszczętnie rozkawałkuje kadłub - i to na bardzo drobne kawałki. Siła wybuchu odrzuci też skrzydła i ogon samolotu - i te fragmenty “przekoziołkują” do góry nogami. Zostaną też odrzucone na odległość kilkudziesięciu metrów od kadłuba. To samo stanie się z kabiną pilotów, chyba że bomba była umieszczona blisko kabiny - wtedy z kabiny nic nie zostanie. W dodatku siła wybuchu rozniesie szczątki na powierzchni o niespotykanej w katastrofach lotniczych szerokości i na obszarze o powierzchni zbliżonej do kwadratu. I dokładnie tak jest. No i oczywiście: w samolocie praktycznie nikt nie ma szansy przeżyć. Obiektywnie nikłą szansę mają jedynie osoby w części kadłuba najbliżej ogona, i to tylko w takim samolocie jak prezydencki Tu-154M. Salon prezydenta znajdował się, bowiem tuż przy ogonie i wchodziło się do niego przez odrębny salon ministrów. To są jakieś przeszkody dla rozprzestrzeniania się gazu, ale jest to obiektywnie szansa bardzo nikła. Nie ma też dużej szansy na pożar benzyny w zbiornikach w skrzydłach samolotu, bo ciśnienie wybuchu “wypchnie” benzynę na zewnątrz, a samą główną kulę ognia ciśnienie wybuchu zaraz zgniecie. Ot, gdzieś tam w trawie jakieś małe poletka skropione rozbryzganą benzyną mogą się tlić... Wybuch będzie też doskonale widoczny na zdjęciach wykonanych przez satelitę amerykańskiego monitorującego ten region zgodnie z porozumieniami podpisanymi przez USA a Sowietami, a potem Rosją, o satelitarnej kontroli porozumień o ograniczeniu zbrojeń... Nie obserwowałem tej wizyty, ale miałem sygnały, że Radkowi Sikorskiemu Amerykanie zaproponowali te zdjęcia, pytając, czemu Polska nie poprosiła o pomoc NATO w sprawie śledztwa odnośnie przyczyn “katastrofy”. Ten ostatni zaperzył się, że Polska żadnych zdjęć nie chce (tak mi powiadano) - bo był to błąd pilota. (Oczywiście wszelkie media, w tym polonijne, gdzie ubole i razwiedka mają wpływy, teraz publikują artykuły, jak to zmęczeni piloci się mylą, i to na całym świecie. I jacy są przepracowani... Sam widziałem taki tekst w chicagowskim “Monitorze”).

And last but not least. Tylko bomba izowolumetryczna wybucha w takim specyficznym “dwutakcie”. Są to akustycznie dwa oddzielne wybuchy - bo gwałtownie rozprężający się gaz powoduje pierwsze “boom”, po którym zaraz następuje właściwy, następny wybuch. I to dokładnie słyszał świadek Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który akurat jechał samochodem na lotnisko nagrywać lądowanie Prezydenta i towarzyszącej mu ekipy. Dwa wybuchy, niezbyt głośne, po czym niewielką, zaraz stłumioną kulę ognia... I dokładnie to do kamery “na gorąco” powiedział...

Oni zginęli straszną śmiercią. I tylko ten kto wiedział, że na pokładzie jest bomba i jaka, mógł zamieścić wpis na stronach internetowych „Gazety Wyborczej” o godzinie 8:38:00, że prezydencki samolot miał “wypadek” i że nikt nie przeżył. Przypomnijmy, że dokładna godzina “katastrofy” to 8:39:54 sek. Taką bombę można było zamontować w tym samolocie tylko w Warszawie... I tylko ktoś, kto wiedział, co wybuchnie i z jakim skutkiem, mógł robić taki wpis, gdy ten samolot jeszcze prawie 2 minuty leciał... A dowód, na dokładny czas “katastrofy” jest również niezbity: nasz Tu-154M ściął skrzydłem linię energetyczną i dokładnie o godz. 8:39:50 sek. na osiedlu mieszkaniowym przyległym do lotniska zgasło światło...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
bomba izowolumetryczna na pokladzie tupolewa !!!
Instrukcja - bomba, Ppoż dla szkoły
Z tajnych archiwów - Trzecia bomba atomowa, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Bomba atomowa w starozytnych Indiach
Tu 154 wylądował, rozerwała go bomba szokująca książka
swinia 2 bomba, Protokół sekcji
Sprawka Lab, Bomba Kalorymetryczna - spr, Ćwiczenie nr:
Bomba Termobaryczna
Bomba melonowo, ---NOWE PRZEPISY
Mobbing - niebezpieczna bomba w szkole, MOBBING
Atomowa Bomba hitlera, Riese, III Rzesza i projekt RIESE
Bomba atomowa w ZSRR, Komunizm
Bomba ryżowa, ღ Dokumenty (txt i y), ღ Przepisy kulinarne
Bomba atomowa
Szczepionka - bomba czasowa, + TWOJE ZDROWIE -LECZ SIE MĄDRZE -tu pobierasz bez logowania
swinia 2 bomba, ★ materiały rok III wety, III rok, Patomorfologia, protokoły
KREM BOMBA
częśćII, Protokół Bomba Paliwa kopalne

więcej podobnych podstron