Single Man

Brakuje mi słów by móc w pełni opisać jak niezwykłym filmem jest "Samotny mężczyzna". Wiem
bowiem, że cokolwiek bym nie napisał, będzie to tylko ciąg za wiele nie znaczących przymiotników i
suchych określeń, nie tłumaczących nawet w niewielkim stopniu, dlaczego ten film jest tak
rewelacyjny. Jakkolwiek bym się nie starał, nie uda mi się oddać atmosfery jaką on wokół siebie
rozsiewa, ani dokładnie opisać jakie uczucia wywołuje. Jest to bowiem film, którego nie sposób po
prostu oglądać. To obraz, który się przeżywa, w którym się uczestniczy i którego odczuwa sie całym
sobą. Nie sposób powiedzieć przede wszystkim dzięki czemu się tak dzieje, bo jest on perfekcyjny
pod każdym względem i na którąkolwiek z jego składowych byśmy nie spojrzeli, każda jest
pierwszorzędna. I nie mówię tego dlatego, bo jestem zaskoczony tak wysokim poziomem tego
obrazu. "A Single Man" był bowiem jedną z produkcji na które w tym roku oczekiwałem najbardziej.
Po części ze względu na nieprawdopodobnie piękny soundtrack naszego rodaka Abla
Korzeniowskiego, po części przez hipnotyzujący i zagadkowy zwiastun, który przyciągał bardzo mocno
do kina, oraz po części przez odtwórcę głównej roli Colina Firtha, którego bardzo lubię. Siłą rzeczy z
każdym kolejnym dniem poprzeczka dla tej produkcji podnosiła się więc coraz bardziej. Film Forda z
łatwością ją jednak przeskoczył.

Są takie obrazy, po których czujemy się bogatsi, po których zmienia się perspektywa, nasz sposób
patrzenia na świat, na pewne sprawy. Filmy, które tak wciągają w swój świat, że później bardzo
trudno jest wrócić do normalnego życia, po których aż nie chce się wracać do codziennych spraw.
Filmy, które są jakby uduchowione, wzniosłe, którym udaje się uchwycić tę trudną do zdefiniowania
niezwykłość życia. "Samotny mężczyzna" jest bez wątpienia jednym z takich filmów. To przepiękna
historia George'a, wykładowcy akademickiego, żyjącego w Los Angeles lat sześćdziesiątych. Osiem
miesięcy temu w wypadku samochodowym zginął jego życiowy partner, z którym przeżył ostatnie 16
lat swojego życia. Od tamtego zdarzenia George nie potrafi normalnie żyć. Jest samotny, przeszedł
jeden zawał serca i czuje, że jego życie nie ma już sensu. Każdego ranka budzi się z bólem i
uczuciem totalnego przytłoczenia. Przez ostatnie miesiące nieustannie ma wrażenie, że tonie i nie
jest w stanie nabrać nawet odrobiny powietrza. Nie widząc dla siebie żadnej nadziei, postanawia
wreszcie zakończyć swoje życie i pod koniec dnia, gdy załatwi wszystkie swoje ziemskie sprawy,
odejść z tego świata. Pociągnąć za spust nie będzie jednak tak łatwo jak na początku myślał, bo życie
nadal ma mu sporo do zaoferowania…

"Samotny mężczyzna" w pewnym stopniu przypomina mi inny, perfekcyjny film o akceptowaniu
nieuchronnego, a mianowicie „Źródło" Darrena Aronofskiego, które zachwyciło mnie trzy lata temu.
Film Forda jest bowiem również opowieścią o godzeniu się z losem, o akceptowaniu tego co się
stało, o godzeniu się ze śmiercią najbliższej osoby. To film mówiący o tym jak trudno jest się po
takim doświadczeniu podnieść, jak trudno jest wrócić do normalnego życia, codziennych zajęć,
sprawnego funkcjonowania. To film pokazujący, że aby dalej żyć trzeba zerwać z przeszłością,
odgrodzić się od niej, bo tylko w ten sposób uda się nam spojrzeć w przyszłość i podnieść po
tragedii. Ale jednocześnie jest to także opowieść o samym życiu, o jego urokach i niezaprzeczalnej
jego niepowtarzalności i niezwykłości. Opowieść o tych małych rzeczach, które powodują, że jest ono
tak niesamowite i cenne. O tych momentach absolutnej jasności - jak mówi sam bohater - w czasie
których wszystko staje w miejscu, a najgłośniejsza wokół nas jest cisza, która spycha wszystkie inne
dźwięki gdzieś w nicość. Te chwile, których nie da sie zatrzymać, które trwają niezwykle krótko i
równie szybko jak się rozpoczynają, bledną. To właśnie dla tych chwil warto żyć, bo to one liczą się
najbardziej, one powodują, że życie ma sens. Te spotkania z przyjaciółką od serca, niezwykły zachód
słońca z nieznajomym, czy dobre słowo od obcej osoby…

Przede wszystkim jest to jednak opowieść o (po prostu) miłości. O potężnym, niezwykłym uczuciu,
które dodaje wiatru w żagle i o pustce, która nagle po przerwanej miłości pozostaje i której nie
sposób niczym wypełnić. Opowieść przepełniona wieloma sprzecznymi uczuciami: melancholią,
radością, tęsknotą za tym co minęło, co było tak perfekcyjne, piękne, idealne. Aż trudno uwierzyć, że
"Samotny mężczyzna" to debiut reżyserki Toma Forda. Jego film jest bowiem dokładnie
przemyślanym, stonowanym i kameralnym dziełem sztuki. To przepiękny, wysmakowany obraz,
dopracowany w każdym kadrze, dopieszczony w każdej minucie. Zbudowany z bardziej lub mniej
luźnych scen, pokazujących ostatni dzień z życia bohatera, jego ostatnie wykłady, spotkania z
sąsiadami i przyjaciółką. To film składający się również z przeplatających się migawek z jego
przeszłości, z odżywających nagle wspomnień, czy to w przeglądanych zdjęciach, czy w zaistniałych
sytuacjach, lub odwiedzanych przez bohatera miejscach. Film wzbogacony o zachwycające i
niezwykle pomysłowe wyblakłe zdjęcia, które w chwilach gdy bohater zaczyna odczuwać na nowo
pragnienia, nasycają się soczystymi barwami. To właśnie w tych momentach, w jego wyblakły świat
wkrada się powoli radość, nowa ochota do życia. Zachwycające są tu również liczne zbliżenia na
bohaterów, najczęściej na ich oczy, które dodają niezwykłej intymności i wrażliwości do tej historii.

Na koniec muszę jeszcze koniecznie napisać o fenomenalnym aktorze bez którego zupełnie nie
wyobrażam sobie tego filmu. Mam tutaj oczywiście na myśli Colina Firtha, którego występ w
"Samotnym mężczyźnie" jest jednym z najlepszych w jego całej karierze. Nie wyobrażam sobie by
ktokolwiek inny mógł tak dobrze wcielić się w filmowego George'a, kto tak doskonale oddałby jego
ból, emocje jakie nim targają. Scena w której dowiaduje się on o śmierci swojego partnera i
przeżywa tę informację wewnątrz siebie, to mistrzostw warte każdej nagrody. Ogromna szkoda, ze w
tym roku Oscar powędrował do po prostu dobrego Jeffa Bridgesa, a nie właśnie Colina Firtha. Jego
gra w "Samotnym mężczyźnie" jest perfekcyjna, oszczędna ale przepełniona emocjami, dopracowana
w każdym szczególe i przemyślana od początku do końca. Nie tylko widzimy bowiem jego ból, nie
tylko współczujemy mu w tej sytuacji, ale co niesamowite, odczuwamy wszystkie jego emocje razem z
nim, tak jakby były naszymi własnymi. Nie mogę pominąć również w tej recenzji naszego rodaka
Abla Korzeniowskiego, którego muzyka dosłownie zapiera dech w piersiach. Buduje ona niezwykły
klimat tej opowieści, nieprawdopodobnie wzmacnia cały film oraz jego przekaz. Jest po prostu
przepiękna i zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego została niezauważona w tegorocznym rozdaniu
statuetek. Zasługuje bowiem na wszelkie wyróżnienia.

Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów tego roku.

9/10


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
400 man
man ar900
Przegląd układu tłokowo – korbowego silnika MAN B&W – L 2330 H
Procol Harum The Dead Man's Dream
43. de Man, teoria literatury!!!
Artistic Wire Green or Magenta Single Spiral Bead Necklace & Earrings
man ar2700
MAN Ogrzewanie Webasto Thermo 230,300,350 obsługa i montaż(1)
A Digital Control Technique for a single phase PWM inverter
Cheddar Man provisions of Oxford
czytanie koło II Man?out the House
Odd Man Out
pojecia(ter man)
MAN PNJA sprawnosci zintegrowan Nieznany
The?lance in the World and Man
Dick The Man in the High?stle
Chesterton The Man Who Was Thursday

więcej podobnych podstron