Pojedynki wikingów (fragment z książki „Wikingowie” Foote'a i Wilsona)
Dwaj mężczyźni mogli rozstrzygnąć spór w drodze walki i słuszność przypisywano zwycięzcy — ogólnie lub zgodnie z zawartą przed pojedynkiem specjalną umową. W tym drugim wypadku pojedynek mógł mieć charakter zakładu. Wydaje się również, że było ogólnie przyjęte, iż można się było odwołać do pojedynku w celu rozstrzygnięcia sprawy prawnej, jednak proceduralnie nie podlegał on kompetencji sądu, jakkolwiek jego wynik mógł być prawnie wiążący. W czasach chrześcijańskich mógł uchodzić za sąd boży, ale nie wydaje się prawdopodobne, by miał ten charakter wśród pogan. To prawda, że w czasach pogańskich formalnemu pojedynkowi towarzyszyły pewne praktyki rytualne lub ofiarnicze, ale były one raczej czymś w rodzaju środków ostrożności lub wyrazem osobistej wdzięczności niż świadectwem ogólnej wiary w boską interwencję.
Pojedynkowanie się zostało zakazane na Północy bardzo wcześnie. Nie wiemy, kiedy zanikło w Danii i Szwecji; w Islandii i Norwegii zakazano go wkrótce po roku 1000. Saxo wiedział, że było ono dawnym zwyczajem w Danii, ale chociaż żałował zastąpienia go przez sądy boże i współprzysiężnictwo, nie czuł się zadowolony donosząc o próbie ponownego wprowadzenia go około roku 1150, za panowania Svena III. Krótki tekst prawny, który dowodzi, że w Szwecji pojedynkowanie się było przyjętym środkiem zmazywania najpoważniejszych zniewag słownych lub zaparcia się ich, znajdujemy w tak zwanym Prawie Pogańskim (Hednalagen), zachowanym w znacznie późniejszych kopiach, ale pochodzących z trzynastowiecznego Upplandu. Brzmi ono następująco:
Ktoś mówi nie nadające się do powtórzenia [tj. obrażliwe] słowo do drugiego:
— Nie jesteś godzien miana męża, nie jesteś mężem w sercu. [A ten odpowiada:]
— Jestem takim samym mężem, jak ty. — Mają się spotkać w miejscu, gdzie się zbiegają trzy drogi. Jeśli przyjdzie ten, który wypowiedział zniewagę, a nie przyjdzie ten, którego znieważono, wówczas znieważony będzie tym, czym został nazwany — nie może on składać przysięgi prawnej ani świadczyć na korzyść jakiegokolwiek mężczyzny lub jakiejkolwiek kobiety. Jeżeli znieważony przyjdzie, a nie przyjdzie ten, który znieważył, niech znieważony wykrzyknie po trzykroć nlding i zrobi na ziemi znak przeciwko niemu. Niech ten, który rzucił zniewagę, a nie śmie jej podtrzymać, będzie jeszcze gorszy. Jeżeli spotkają się obaj w pełni uzbrojeni, a padnie znieważony, wtedy należy się zań połowa główszczyzny. Jeśli zaś padnie ten, który zniewagę rzucił — zbrodnia słowna jest najgorsza, język pierwszym zabójcą — nich legnie w bezwartościowej ziemi [tzn. główszczyzma się zań nie należy].
Znak na ziemi musiał być jakimś widocznym symbolem czyjejś hańby, być może w pewnym stopniu odpowiednikiem nidstgng, „słupa wstydu", opisanego w Egils saga jako słup z końskim łbem i wrogo brzmiącymi runami i wierszami, lub trenid, „drzewa wstydu", zakazanego w prawie norweskim, które najprawdopodobniej składało się z drewnianej figury lub figur przedstawiających tego, przeciwko komu było skierowane, w jakiejś ohydnej pozie. Fraza Tunga hovudbani, „język pierwszym zabójcą", stanowi odmianę przysłowia zawartego również w Hdvamdl: tunga er hgfuds bani, „język powoduje śmierć głowy". Warto wreszcie zauważyć, że jeśli znieważony zostawał zabity w pojedynku, płacono za jego zabicie połowę zwykłej wysokości główszczyzny, mimo że okazał męstwo odpowiadając na zniewagę we właściwy sposób. Sugeruje to, że pojedynek miał w sobie w oczach ówczesnych ludzi coś z próby — fakt, iż znieważony przegrał walkę, nasuwał przypuszczalnie wątpliwości, czy zasługiwał w pełni na szacunek, co powodowało obniżenie główszczyzny.
Więcej wiadomości o procedurze pojedynku znajdujemy w niektórych tekstach islandzkich. Zwykłym zachodnioskandynawskim słowem na określenie formalnego pojedynku jest holmganga, „pójście na wyspę", ponieważ wyspy musiały być cenione jako miejsca takich walk — miały gotowe granice utrudniające przeszkodzenie i ucieczkę i niewykluczone, że uchodziły za grunt neutralny, gdzie można było bezpiecznie przelewać krew. Najbardziej szczegółowy opis pojedynku jest zawarty w Kormdks saga. Jest tam mowa o specjalnym, jakby ringu wykonanym z kwadratowego kawałka płótna, o boku długości siedmiu i pół stopy, przymocowanego do ziemi czterema wbitymi w rogach kołkami. Wokół tego kwadratu były wycięte w ziemi trzy bruzdy szerokości stopy, a dalej wbite na rogach cztery leszczynowe słupki, prawdopodobnie połączone liną. Walczący potykali się na płótnie i każdemu z nich towarzyszył sekundant. Przeciwnicy zadawali ciosy i okręcali się wokół, z tym, że wyzwany uderzał pierwszy, a sekundanci osłaniali ich tarczami. Rozbitą tarczę zastępowano nową i każda ze stron mogła zużyć w ten sposób do trzech tarcz. Jeśli na płótno pociekła krew, można było przerwać walkę. Człowiek ciężej ranny mógł się wykupić wtedy albo w jakimś późniejszym momencie walki, płacąc trzy grzywny srebrem. Człowiek, który postawił nogę poza granicą wyznaczoną leszczynowymi słupkami, był uważany za wycofującego się, a jeśli stanął obiema nogami za tą linią, oznaczało to, że uciekał.