Mit pustej Ziemi
Hipoteza, że Ziemia jest w środku pusta, należy do najbardziej szokujących. Jej korzenie sięgają zamierzchłych czasów - w mitologii wielu kultur wspomina się o bogach wychodzących z podziemi, o pierwszych ludziach, którzy żyli w cudownej krainie wewnątrz planety. Jest tam podobno małe słońce, dające światło i ciepło, są rośliny, zwierzęta. Wszystko jak u nas.
Brzmi to wręcz nieprawdopodobnie: gwiazda wewnątrz planety? Przecież to zaprzecza współczesnej wiedzy naukowej, a nawet zdrowemu rozsądkowi. Taki świat może istnieć jedynie na kartach powieści - i rzeczywiście, Jules Verne opisał go w swojej "Podróży do wnętrza Ziemi". Lecz w archiwach badaczy teorii niezwykłych znajdują się relacje, których autorzy zarzekają się, że to czysta prawda...
Przedziwna podróż Olafa Jansena
3 kwietnia 1829 roku Olaf Jansen, 19-letni rybak, razem ze swoim ojcem popłynął na kutrze na południe, przez cieśninę Hinlopen w stronę Ziemi Franciszka Józefa. Płynąc do West Coast, znaleźli się w jakiejś przepięknej i, o dziwo, nieoblodzonej zatoczce. Jej brzegi pokrywała bujna roślinność. Za zatoczką otwierało się morze, którego według map nie powinno tam być. Pożeglowali w tę stronę, a wtedy wciągnął ich wir. "Coś wciągnęło nas w głębiny" - zanotował szyper w dzienniku pokładowym. Po trzech godzinach znaleźli się niespodziewanie na spokojnych, acz nieznanych wodach. "Promienie słońca padały ukośnie" - opowiadał potem Olaf - "jakbyśmy znajdowali się gdzieś na półkuli południowej, a nie tak daleko na północy". Słońce obracało się, kołysząc jednocześnie, i unosiło się coraz wyżej i wyżej. Najdziwniejsze było to, że woda w morzu otaczającym kuter rybaków była słodka. Kompas pokładowy informował, że dzieje się coś dziwnego. Wciąż pokazywał, że północ jest przed nimi, a przecież według trasy zaznaczonej na mapie, minęli biegun północny i teraz płynęli na południe!
"Słońce świeciło białym światłem" - czytamy w dzienniku pokładowym - "jak gdyby spoza dalekiej ławicy chmur naprzeciwko nas. Świeciło jak dwa księżyce w pełni w całkowicie bezchmurną noc. Po 12 godzinach ta biała chmura znikła z oczu, jakby zasłoniło ją jakieś ciało i następne 12 godzin odpowiadało naszej nocy..." Wtedy właśnie Olaf i jego ojciec uznali, że przepłynęli przez zakrzywienie lub skraj otworu w Ziemi i znajdują się wewnątrz ziemskiej skorupy. Ta niezwykła odyseja trwała "sto, a może więcej dni, których nie da się opisać". W dzienniku okrętowym zanotowali, że wraz z upływem czasu zmieniał się klimat i stawało się coraz cieplej. Spodziewali się więc, że wkrótce zostaną pochwyceni przez wir otworu przy biegunie południowym - i tak się stało. Znaleźli się wśród ławicy kry. Kompas nadal zachowywał się dziwacznie i chwiał się jak pijany.
Opisu tej podróży nikt nie mógł potwierdzić. Kuter zderzył się z górą lodową, obaj żeglarze wypadli za burtę. Ojciec Olafa utonął, a rozbity statek zniknął w lodowatej otchłani. Olafa znaleźli wielorybnicy ze statku "Arlington". Kapitan Angus MacPherson nie uwierzył w opowieść rybaka. Tak samo zresztą jak jego wuj, który zamknął chłopca na 28 lat w szpitalu psychiatrycznym. Ale nawet po 30 latach Jansen trwał przy swej wersji wydarzeń.
Wymysły czy prawdziwe opowieści?
Latem 1991 roku duński uczony i podróżnik Edmund Bork wyruszył na poszukiwanie otworu na biegunie północnym. Dzięki zdjęciu zrobionemu przez satelitę ESSA-7 znalazł on podobno szczelinę szeroką na 2252,6 kilometra. Bork całkiem poważnie stwierdził, że prowadzi ona do znajdującego się wewnątrz Ziemi raju, który ma własne słońce, płytkie, ciepłe morze i tropikalną roślinność. Opowiadał też, że raj ten zamieszkuje "bardzo cywilizacyjnie rozwinięta i pokojowo nastawiona ludzka rasa", a dziury nie widać z powodu grubej powłoki chmur nad biegunem północnym. Mówił, że mieszkańcy Pustej Ziemi zasłaniają ponadto ów otwór elektronicznymi "kurtynami świetlnymi", które dają złudzenie wielkich, zaśnieżonych pól lodowych. Relację z tej podróży zamieścił "National Enquirer", amerykański brukowiec, z lubością drukujący wymyślone bzdury w rodzaju "Złota rybka zjadła słonia". Jeśli Bork naprawdę widział to, o czym opowiadał, to gdzie są zdjęcia, filmy, dowody? I czemu opublikował tak sensacyjne sprawozdanie w gazecie, jakiej nikt nie wierzy oprócz ludzi, których naiwność nie ma sobie równej w całym wszechświecie? Przecież w ten sposób zamknął sobie drogę na łamy poważniejszych pism!
Mamuty i góry z diamentów
Jednak zdjęcia z krainy wewnątrz Ziemi podobno istniały i zostały pokazane w amerykańskich kinach w kronice filmowej przed właściwym seansem. Było to w roku 1929. Nie można odnaleźć kopii filmu, jednak pewien badacz, Lloyd Grenlie, zdobył oświadczenia ludzi, którzy ją widzieli. Kronika opisywała podróż pilota R.E. Byrda na biegun południowy i pokazywała zdjęcia znajdującej się tam krainy z drzewami, wielkimi zwierzętami wyglądającymi jak mamuty i górami błyszczącymi tak, jakby były z diamentów.
Richard Evelyn Byrd był bardzo znanym amerykańskim badaczem i podróżnikiem. Dwukrotnie, w 1926 i w 1929 roku, przeleciał samolotem nad biegunem południowym i za każdym razem - jak utrzymują zwolennicy teorii Pustej Ziemi - wleciał do środka. Sam Byrd, który dochrapał się w wojsku amerykańskim stopnia admirała i po II wojnie światowej wykonywał dla rządu tajne zadania na Antarktydzie, nigdy tego oficjalnie nie potwierdził. Autorzy książek udowadniających prawdziwość teorii Pustej Ziemi powołują się na jego zapiski, w których rozwodzi się nad pięknem tej krainy. Jednak nigdy nie udowodniono, że są one autentyczne. Faktem jest, że kiedy Byrd mówił o Antarktydzie i swoich lotach, jego słowa zawsze brzmiały tajemniczo, jakby coś wiedział, ale nie mógł o tym opowiadać. Czy jednak miało to coś wspólnego z Pustą Ziemią czy bardziej z jakimiś tajnymi projektami rządowymi, nie wiadomo.
Czy wewnątrz Ziemi jest inny świat, inna cywilizacja, która, jak wielu sądzi, wysyła na powierzchnię latające spodki? Nie nam o tym sądzić. Ponieważ nie ma, jak na razie, niezbitych dowodów, a przynajmniej my ich nie znamy (jak zwykle w tego rodzaju tajemniczych sprawach oskarża się rządy o ukrywanie prawdy) - musimy się kierować własną oceną znanych faktów. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł jest fascynujący...