Ingarden dzieło literackie i jego konkretyzacja
teoria quasi-sądów, według Ingardena zdania dzieła nie odnoszą się do niczego, co by istniało poza nim samym. Przedmioty, osoby, w ogóle cały świat przedstawiony w utworze nie są w żaden sposób związane z przedmiotami i osobami świata pozaliterackiego i pozajęzykowego. Zdania w utworze są więc tylko niby-sądami; nie sposób poddać ich testowi prawdziwości. W istocie bowiem, mówiąc, że zdania tworzące dzieło są quasi-sądami, Ingarden stwierdza, że jest ono całkowicie fikcjonalne, a to z kolei uwalnia je od wszelkich funkcji pozaestetycznych. Nie pytajmy co dzieło mówi o realnym świecie, o autorze i jego przeżyciach, bo nie mówi o nich w istocie nic. Rozgraniczmy osobę autora i podmiotu mówiącego w utworze, bo na pewno nie są tożsame. Nie czytajmy dzieł literackich w postawie innej niż estetyczna; nie służą bowiem celom poznawczym, dydaktycznym lub jakimkolwiek innym. Dobrze wykonane dzieło literackie nie jest prostą fikcją, ale właśnie udaje świat prawdziwy. Im jest lepsze, tym chętniej dajemy mu się uwieść, zapomnieć przez chwilę, że rzeczywistość, którą przeżywamy, jest jedynie pozorna, przedstawiona i zniknie wraz z zamknięciem książki. Wedle Ingardena zapomnieć o tym, że nie mamy do czynienia z pozorem, możemy jedynie na chwilę. Zaraz otrząśniemy się ze złudy, zauważając trzeźwo, że powieściowej rzeczywistości brak charakteru ”na serio”.
Ingarden nie był na tyle naiwny, by nie zauważyć, że czytelnicy literatury często popełniają błąd, utożsamiając quasi-sądy z sądami sensu stricte, „fałszując tym samym dzieło literackie, widząc w nim co innego niż to, czym ono jest w swej istotnej strukturze i przeznaczeniu”. Traktujemy pana Zagłobę, Don Kichota czy Otella jak prawdziwych ludzi, którzy żyli niegdyś pomiędzy innymi śmiertelnikami i mieli na tyle szczęścia, że napotkali na swej drodze wiernych kronikarzy, zdolnych utrwalić ich losy na papierze, zapewniając pewien rodzaj nieśmiertelności.
Być może jednak największy wpływ na teorię lektury i komunikację literacką miał Ingarden koncepcją miejsc niedookreśleń oraz konkretyzacji dzieł. Pokazał bowiem, a przynajmniej jako pierwszy uczynił jednym z naczelnych postulatów swojej teorii, że czytelnik w akcie lektury dodaje do dzieła wszystko to, czego ono nie zawiera, a czego zawierać nie może, bo jest tworem skończonym, a cechy przedmiotów są nieskończone. Ściślej mówiąc, czytelnik dopowiada te cechy świata przedstawionego, o których nie ma mowy w tekście. Żaden zatem z czytelników nie ma kontaktu z dziełem w absolutnie czystej, schematycznej postaci, ale z jego konkretyzacjami, które sam tworzy, dopełniając owe miejsca niedookreśleń. Dzieło jest jedno, konkretyzacji tyle, ilu czytelników, a nawet więcej, wręcz nieskończona liczba. Ingarden był jednym z tych, którzy jako pierwsi pokazali, że dzieło powstaje dla czytelnika i z myślą o czytelniku, że ożywa dopiero w akcie lektury, że czytelnik aktywnie je współtworzy. Ingarden mówi również, że wobec niektórych dzieło odwraca się plecami, należy poprawnie je odczytywać, wziąć pod uwagę sytuacje, rozgraniczyć świat fikcyjny od rzeczywistości, autora od podmiotu mówiącego, pamiętać o i stnieniu niedookreśleń, quasi- sądów i konkretyzacji dzieła.