Najpierw jest nerwowy oddech - taki krótki, rwany. Tak się zaczyna. Jakby się w tobie coś kotłowało i chciało wyjść. Miotasz się, szukasz czegoś ostrego. Wreszcie jest - ból. I krew. Płaczesz. Mózg ci się odtyka. Wszystko schodzi. Pierwsze łzy i już jest lepiej. Potem woda utleniona i idziesz spać albo wychodzisz z psem na spacer. To opowiada mi 22-letnia Adela, która studiuje na ISNS-ie w Warszawie i twierdzi, że już z tego wyszła. Siedzimy na balkonie jej kawalerki na Żoliborzu. Na śniadanie Adela zjada wafel z pomidorem, nawet lekko posolonym. - Szczerze mówiąc, uważam, że jeśli ktoś to robi delikatnie, od czasu do czasu, to jest to nawet piękne. Gdyby nie to, że mój chłopak tego nie akceptuje, tobym sobie to nadal czasem robiła - dodaje. Adela nie cięła się już od paru miesięcy. Nie licząc wypadku dwa tygodnie temu, kiedy rwany oddech złapał ją w środku nocy, a Adam spał. Wtedy zapaliła papierosa i spetowała go na przegubie ręki. Brawo, Ada! - Moja rodzina wydawała się tradycyjna. Tata zajmował się karierą, mama zajmowała się mną, ja miałam zostać prezydentem. I wszystko się posypało - opowiada. Hiszpania, 1990 r. - szkoła dla dzieci dyplomatów. Adela kuleje z językiem, ze słabymi ocenami nie ma dostępu do elity klasy. To ją boli, bo w Polsce zawsze kolegowała się z najlepszymi i najfajniejszymi. Matka Adeli Wanda czasami w ogóle nie wstaje z łóżka. Wie, że musi zmienić image, nauczyć się angielskiego, wziąć za siebie. Ojciec Hubert czuje się jak ryba w wodzie. Jego interesy idą świetnie, na wakacje pojadą na Gibraltar, a za parę miesięcy kupią dom pod Madrytem. Wanda patrzy tępo w sufit. Hubert porozrzucał katalogi i zastanawia się, jaki samochód kupić na podróż. Ada martwi się o mamę jeszcze bardziej niż o siebie. Mama nie jest silna. Ada z dwóch skrajnych postaw rodziców zaraża się postawą ojca. Idzie jak czołg. Przez rok podnosi się do poziomu lepszych koleżanek, prześciga je, zaprzyjaźnia się z tym, z kim chce. Tata jest rozpromieniony: - Brawo! Moja córeczka. Ada jest szczęśliwa, ale i zmęczona. Ma dopiero 11 lat. Wychowanie Wszystko na nic, bo i tak wracają do Polski. Tu dobre stopnie to tym razem obciach. Obowiązuje kontestacja i jaranie szlugów w kiblu. A Ada chce zdobywać świat. Rówieśnicy mówią, że jest zarozumiała. W domu ma być tak, jak chce Hubert: Wanda powinna chodzić w małej czarnej. Żona faceta z jego pozycją nie może nosić dzwonów w kwiaty. Ścierka w zlewie musi być wypłukana - od tego wszystko się zaczyna. Ada ma być konsekwentna. Nie wolno zacząć uczyć się tenisa czy pianina i tak sobie rzucić. W ten sposób do niczego się nie dojdzie. Wanda to co innego, jej nikt w dzieciństwie nie pokazał tenisa i już trudno, ale Ada może zajść w życiu dalej. Adela czasem przyłącza się do ojca, gdy ten podśmiewa się z Wandy. Kiedy na przykład robi jej uwagi, że mogłaby trochę schudnąć. Chociaż kiedy po kłótni rodzice śpią oddzielnie, Ada przytula się do matki. Wanda broni się histerią, krzykiem. Hubert w złości wyjada wszystko z lodówki. Wanda bez przerwy się waży i kompulsywnie sprząta, wywijając ryczącym odkurzaczem jak miotaczem ognia. Wanda staje się coraz mniejsza, Hubert coraz większy. Kiedy wpada w gniew, obie się go boją. Skała Rodzina Ady, mimo że rozsypana, nadal trzyma się blisko siebie. Niedaleko Ady mieszka Hubert z drugą żoną, obok Wanda ma biuro firmy, którą prowadzi z nowym narzeczonym. Wanda - ładna, pogodna, energiczna. Ani śladu dawnej depresji. - Kiedyś Hubert miał wypadek samochodowy i leżał w szpitalu. Wpadamy do niego, a ten półprzytomny do Ady: Co dostałaś z egzaminu? Czwórka! Dlaczego nie piątka?. Ada się popłakała. On mało jej nie zamęczył tą swoją ambicją - opowiada. - Hubert był z dobrej zamożnej rodziny - moi rodzice nie mieli ślubu kościelnego i ledwo wiązali koniec z końcem. U nich w domu babcia zawsze przed Wigilią wystawiała słoik ze śledziami za okno. Ja miałam robić tak samo. Tylko że dodatkowo ładnie wyglądać i skończyć studia. A potem oczywiście siedzieć w domu. Mieliśmy być patriarchalni. Ja nawet próbowałam, pastowałam mu buty... Tylko że on najpierw uczył nas, że każdy porządny człowiek chodzi na procesję w Boże Ciało, a potem tylko nas wysyłał, a sam zostawał przed telewizorem. Drzwi domu Huberta otwiera młoda brunetka w stroju do fitness. Hubert - typ Gérarda Depardieu. Tęgi, ale atrakcyjny. Właśnie wychodzi od niego lektor japońskiego. - Mój wzór rodziny to byli moi rodzice - mówi. - Poznali się w liceum i przeżyli razem 45 lat. Rodzina miała być jak skała. Można się kłócić, ale zawsze iść razem do przodu. Ode mnie oczekiwali wytrwałości i pracowitości: wykazuj się, a będziemy z ciebie dumni. Dojrzewanie Któregoś dnia jak zwykle Hubert odwozi Adę do szkoły. Nagle zatrzymuje na niej wzrok i krzywi się: - Ej, a co ty się tak jakoś rozlazłaś? Musisz chyba zacząć ćwiczyć czy coś. Adzie bulgocze w głowie: - Ja tyję, mięknę! Kiedyś byłam energiczna i miałam iskierki w oczach. Kiedyś z takim zainteresowaniem słuchałam tatusia, teraz go już tak nie słucham. Jestem flegmatyczna, ciężka, OBŁA! Ciało kobiece jest bleeee. Kobiecy świat jest bleee. Wanda znajduje u Ady pigułki antykoncepcyjne. W domu awantura: WARTOŚCI! Hubert fioletowy z gniewu porównuje to do sytuacji, gdy chciał się kiedyś zapisać do Solidarności, ale wiedział, że jego rodzice by się o niego martwili, więc dla nich zrezygnował. Adela unika domu. Udziela si ę w wolontariacie, organizuje przedstawienia w szkole. Chciałaby być jak feministki, które myślą tylko o doskonaleniu intelektu, ale przecież każdy głupi wie, że bycie wiotką, ładną kobietką jest w życiu cholernie ważne. Ona będzie i taka, i taka. Jej chłopak - buddysta - cały dzień medytuje w łóżku. Ona mobilizuje go do pracy, pomaga mu przygotować się do matury. Swojej zdawać nie musi, bo wygrywa olimpiadę. Jest najlepsza. Tylko to obłe, monstrualne ciało... Niby mieści się w normie. Ale normy są dla przeciętniaków. Spóźniona ewolucja Adelę poznałam dzięki pracy semestralnej Klary Kochańskiej, studentki MISH, która interesuje się - również z powodu własnych doświadczeń - tematem autoagresji u kobiet. Kochańska twierdzi, że to zjawisko, przejawiające się głównie w anoreksji, bulimii i ostatnio coraz częściej w mechanicznych uszkodzeniach ciała, wiąże się z drastyczną zmianą trybu życia kobiet mających dziś do odegrania zbyt wiele ról, które w dodatku się wykluczają: Trudno jest zachować biologiczne aspekty kobiecości, a więc płodność, kobiecą urodę i posiadanie dzieci, do których pielęgnowania potrzeba czasu, spokoju, bezpieczeństwa i równowagi psychicznej, przy męskim trybie życia, pełnym pośpiechu i napięć. Ewolucja nie nadążyła jeszcze za nową kobietą. Rośnie liczba kobiet z zachwianiami hormonalnymi, bezpłodnych bez wyraźnego powodu. Rośnie liczba kobiet sfrustrowanych, w depresji. Zjawisko samookaleczania się kobiet (...) zaczęło być wyraźnie zauważalne w Polsce po roku 1989, a gdzie indziej na świecie, gdzie dominuje kultura konsumpcyjna, już od lat 70. XX wieku. Swoją pracę Kochańska ilustruje krótkimi biografiami kobiet, które się okaleczają. Wszystkie są młode i samodzielne. Studiują: stosunki międzynarodowe, polonistykę, kulturoznawstwo, grafikę. Najstarsza z nich jest Maja. Ma 32 lata i pracuje w radiu. 12 lat temu wyszła za starszego o dziesięć lat Francuza, który ją sobie podporządkował psychicznie. Wtedy żyletkę zastąpiły anoreksja i bulimia. Od niedawna znowu się kaleczy. Kiedy to przeczytałam, zamarłam. Wszystko się zgadza: wiek, praca, anoreksja, starszy mąż Francuz. To musi być ona. Nie miałam tylko pojęcia o kaleczeniu. W Mai rozpoznaję swoją przyjaciółkę. - Wiele razy chciałam ci o tym powiedzieć - rzekła, gdy wyjawiłam jej swoje odkrycie. To tylko grypa - Mniej więcej w wieku lat 15 popadłam w melancholię. Zamykałam się w swoim pokoju, słuchałam ponurej muzyki i myślałam o tym, żeby się zabić - opowiada Maja. - Zwierzyłam się z tego rodzicom. Okazali mi ogromne ciepło, mnóstwo zrozumienia, wsparcie. Ale czułam niedosyt. - Nie byli ciekawi przyczyn? - Nie. To są naukowcy, byli opozycjoniści, wiesz, etos szacunku dla jednostki. Nigdy mnie o nic nie wypytywali. Zresztą ja sama nie widziałam przyczyn. Raz wbiłam sobie igłę w żyłę. Poczułam ból i ciepło krwi. Miałam wielką przyjemność z tego, że ból jest realny. Któregoś dnia wycięłam sobie nożem okrągły kawałek skóry na lewym ramieniu. Dobierałam się ostrzem głębiej i głębiej, aż zahaczyłam o kość. Pomyślałam, że fajnie by było, gdyby to się nie zagoiło od razu. W autobusie ludzie ocierali się o tę ranę ramieniem, a mnie sprawiało to przyjemność. W końcu rana zaczęła się jątrzyć. Weszłam do kuchni: - Mamusiu, zobacz, co sobie zrobiłam - powiedziałam i odkryłam ranę. Mama mnie mocno przytuliła i płakałyśmy razem. I tylko tyle. - Nie chciała wiedzieć, dlaczego to zrobiłaś? - pytam. - Nie. Po południu poszłyśmy na Skrę grać w tenisa. Siedziałam na trybunach z rakietą, czekając na swoją kolej. Nagle zaczepiła mnie koleżanka mamy. Zapytała: Majeczka, a coś ty taka blada?. Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, i raptem słyszę ostry głos mamy: Miała grypę. To dopiero mnie uderzyło. Potwornie. Mama zareagowała tak gwałtownie, takim nietypowym dla niej tonem. - A co zamierzałaś odpowiedzieć tej znajomej? - Miałam ochotę jej coś powiedzieć o sobie, może nie zaraz, że się cięłam, ale że się źle czuję i nie wiem dlaczego... Przecież ta moja rana to było wołanie o pomoc. A mama uświadomiła mi, że to, co się ze mną dzieje, jest nieakceptowalne. I że o swoich złych uczuciach nie należy mówić nawet najbliższym. Mój ból wydał mi się coraz bardziej odrażający. Odtąd raniłam się tylko w łazience, gdy rodzice spali. Michel Ponieważ melancholia Mai nie ustępowała, rodzice wysyłali ją do psychologów. Jeden przekonywał, że dziecko ma schizofrenię, inny - że to normalny objaw dojrzewania. Kiedy po maturze oznajmiła, że nie pójdzie na studia, bo to dla niej za trudne, rodzice spokojnie na to przystali. Była im wdzięczna. Kiedy miała 19 lat, zamieszkała z chłopakiem, który był bardzo agresywny. Raz popchnął ją na kant szafki, tak że miała wstrząs mózgu i pęknięcie czaszki. Sama musiała wzywać do siebie pogotowie, bo chłopak tak się przestraszył, że zaczął płakać. Rodzicom powiedziała, że się poślizgnęła. Nadal się okaleczała. Kiedy nachodziło ją to podczas spaceru w lesie, wystarczyło brudne szkło ze ścieżki. Zaczęła myśleć, że jest nienormalna. Wszystko zmieniło się, gdy poznała Michela. Michel to był lepszy świat, Paryż, wytworne kolacje, modne ciuchy, a przede wszystkim ją kochał. Był starszy i bardzo opiekuńczy. Zawsze na telefon, mądry, zrównoważony. Fascynująca praca - był fotoreporterem na kontrakcie w Polsce. Pobrali się. Michel namówił Maję, żeby zdawała na studia. W nią wstąpiła energia. Jeździli razem w odległe zakątki świata, głaskał ją po ręce, słuchał. Byli jak dwie połówki pomarańczy. Był tylko jeden problem. Michel nie chciał się z nią kochać. Przystosowanie - Parę razy to zrobiliśmy, ale było okropnie. Jakby się zmuszał - zwierza mi się Maja. - Ja próbowałam inicjować zbliżenia, a on się obrażał. - Ale mimo to wyszłaś za niego. - Pomyślałam: jakoś to będzie. Najwyżej zrezygnuję z tej sfery życia. Bardzo go już kochałam. Kiedy skończyłam studia, wyjechaliśmy na stałe do Francji. Tam byłam zdana tylko na niego. Lubił kupować mi ubrania i perfumy, ale nie dawał pieniędzy na prywatne wydatki. Lubił zabierać na przyjęcia do swoich przyjaciół, ale nie pozwalał mieć własnych. Zostawiał mi jakieś pieniądze na dom, ale nigdy nie mówił, na ile to ma starczyć. Nie kochał się ze mną, ale jak miałam anginę i musiałam spać oddzielnie, to dla niego była katusza. Opiekował się mną jak dzieckiem. Czasem brak seksu doprowadzał mnie do furii. Wtedy twierdził, że go terroryzuję i dlatego on się stresuje, i że to przeze mnie. Zaczęłam się wstydzić mojej prostackiej złości. Musiałam jednak coś z nią zrobić. - Wróciłaś do żyletki? - Nie, nie, za wszelką cenę nie chciałam do tego wracać. Wymyśliłam coś innego. Postanowiłam zerwać z wizerunkiem niewyżytej Słowianki i stać się postacią efemeryczną i uduchowioną. Przestałam jeść. - To pomagało rozładować napięcie? - Cała moja energia poszła w tłumienie głodu. Anoreksja to było cudowne przystosowanie się organizmu. Przechodzi ochota na seks, a kobieta staje się coraz słabsza i coraz bardziej potrzebuje opieki, a w tym Michel był niezastąpiony. Nasz związek właściwie stał się idealny. Straciłam okres. Kiedy spadłam poniżej 40 kilo, Michel posłał mnie do lekarza. Ten powiedział: Pani choroba jest związana z pani małżeństwem. Nie da się pani wyleczyć i uratować tego związku. No to więcej do niego nie poszłam. - Dlaczego się rozstaliście z Michelem? - Wyznał mi, że jest homoseksualistą. - Więc sprawa się w jakimś stopniu wyjaśniła. Majka uśmiecha się kpiąco: - Kiedy uciekłam od niego i wróciłam do Polski, on po pewnym czasie zamieszkał w Paryżu z inną kobietą. I z nią sypia. Rozmawiałam z nią. Spodziewają się dziecka. Krew w pamiętniku Socjolog Anna Ziółkowska w lipcowym wywiadzie dla Dużego Formatu mówi, że agresja jest jednym z niewielu uczuć, które przystoją mężczyźnie. Nie wolno jej natomiast okazać kobiecie: Dlatego nauczyłyśmy się okazywać ją skrycie. Dziewczyny na www.nastolatek.pl mają od 14 do 18 lat: g@bi ONA jest moją przyjaciółką, a być może kochanką... Nie wiem, to nie jest istotne... Wiem, że mam JĄ zawsze przy sobie... W domu, w szkole, na spotkaniach, na wyjazdach, wszędzie... JEJ miejsce znajduje się na baterii telefonu komórkowego, który zawsze mam ze sobą... (...) Między masochizmem a autoagresją jest bardzo istotna różnica... Masochiści lubią zadawany sobie ból... Ja nie... Nie lubię tego bólu, ale nie potrafię już bez Niego żyć... Ave90 Przez pół roku się nie cięłam... i ostatnio jedna kreska wjeba... mnie w to bagno... jest gorzej, niż było... całe nogi, ręce... cik17 Ja zaczęłam dziś... tylko kilka dziur agrafffką... Żyletka Gdy mam atak, to wpadam w trans i robię straszną sieczkę sobie, na biodrach, podbrzuszu. Wycinam napisy, np.: zabij miłość itp... (...) dziękuję Bogu, że na razie nie mam ataków. Wtedy piszę krwią w pamiętniku. suonecko Czekam tylko na ten moment, kiedy wszystko się nazbiera i będę mogła to odreagować. (...) będę się kaleczyła byle czym, tak jak niedawno zapinką do bandaża, albo będę chociaż uderzać rękoma o coś, by czuć ból. Cieszka Powiedziałam mamie... Miałam się leczyć... Ale moja mama nie zadzwoniła do pani psycholog. PS G@bi, swoją żyletkę też trzymam tam, gdzie Ty... Rytuał Hubert zadręcza Wandę, że ta nie dzieli jego pasji i nic jej się nie chce. Adela pociesza tatę, pociesza mamę. Potem rodzice wspólnie robią jej awanturę, że za późno wróciła z imprezy. Buddysta na pytanie Ady: Kochasz mnie?, stwierdza filozoficznie: Jeszcze nie. Po pigułkach się tyje, to w końcu brać czy nie brać, czy to w ogóle warto? Rodzice dochodzą do etapu wzajemnego wybijania sobie szyb w samochodach. Ale jest coś, co powoduje, że wszystko wraca do normy. Centymetr. Schowany w łazience na górnej półce codziennie przypomina jej, że w życiu jest coś przewidywalnego i że Adela jest silna. Jeśli nie je się prawie nic, to centymetr zawsze to wynagrodzi. Jest też notes. W nim rubryczki: data, cm, udo, pupa. Idealny rozmiar - 46 cm w udzie i 85 cm w biodrach - Ada ma już za sobą, ale czy ma się tym zadowolić? Zwłaszcza że ten rytuał jest tak przyjemny: świat się wali, a ona rysuje sobie krzywą szybkości chudnięcia. Niestety, długo tak wytrzymać się nie da. Trzeba oszukiwać. Zamiast do szkoły Ada chodzi na zakupy, obżera się i potem szybko dwa palce do buzi. Rytuał wzbogaca się o nalewanie wody do wanny dla zagłuszenia odgłosu, podnoszenie deski sedesu, mycie zębów. Jako anorektyczka czuła się jak bóg. Realizowała ideał siły, zwycięstwa nad ciałem. Bulimia to udawanie boga. Dowód, że jesteś zerem. I jeszcze marnujesz kupę forsy na jedzenie. - Hubert, Ada ma bulimię! - płacze Wanda. - Jaką bulimię! Każdy się czasem obje i porzyga! - Ale tato, nie co drugi dzień! - krzyczy Ada. - To po prostu nie jedz tyle! - Ale wtedy nie jem nic! - No to jedz! Psychoterapia rodzinna. Hubert stara się być grzeczny, ale cały czas prycha; Wanda po raz pierwszy w życiu ma okazję opowiedzieć wszystko, co czuje, tak, że nikt jej nie przerywa. Ada ma głowę odwróconą w bok i łzy jej ciekną. Oni tu o bulimii, a ona wczoraj pocięła sobie ręce. To właśnie z powodu tej bulimii, która jest z powodu anoreksji, która jest z powodu depresji, która jest z powodu tego, że Ada sobie nie radzi. Hubert: - Mieliśmy w domu ciężki kryzys. Było duszno, było nie do zniesienia, po tylu latach starań. Ja jednak wierzyłem, że się uda. Adela to silna osobowość, bardzo utalentowana. Miała rodziców, którzy ją kochali i pracowali nad jej rozwojem: balet, tenis, narty. Miała mamę, której się zwierzała. Mnie mniej. O to miałem do niej pretensję. Ada tyle chciała osiągnąć. Potem na terapii wyszło, że to niby przeze mnie, że ją zmuszałem. Bzdura. Nikt jej nie zmuszał. I nagle przyszła ta bulimia. Dla mnie najpierw było to coś takiego jak ospa wietrzna. Myślałem: Aha, ma fioła na punkcie tej no... linii. To minie. Dziś wiem, że bulimia bierze się z rozpaczy. Samodzielność Wrzesień 2003 r. Ada wraca z wakacji z Hiszpanii. Na lotnisku czeka ojciec. - Zaszły pewne zmiany - mówi. - Wyprowadziłem się z domu. Mieszkam teraz z Moniką. Podobno zdawałyście razem na studia. Wanda w szpitalu z powodu załamania nerwowego. Skończyła 43 lata, to już koniec. Ada zabiera ją na imprezy do swoich znajomych. Po tygodniu mama znajduje sobie chłopka. Ada dziedziczy w spadku po ciotce kawalerkę i wyprowadza się z domu. W towarzystwie trzyma fason. Pogodna, wyluzowana. Zawsze w długim rękawie maskującym blizny. Nawet gdy ktoś ją opieprza, potulnie przytakuje. Czasem tylko zaczyna się nerwowo szczypać. Kiedy już naprawdę nie może wytrzymać, przypala się papierosem pod stołem. Za to w domu - w pokoju się kaleczy i tarza się po łóżku, krzycząc: Tatusiu, gdzie jesteś. W kuchni się objada, a w łazience wymiotuje. Im mniej je przy ludziach, tym więcej za zasłoną. Spuszcza rolety, wyłącza telefon. Dwa litry wody pomagają pozbyć się wszystkiego aż do soków żołądkowych. Uważne przypatrywanie się, czy na pewno wyleciały obie tabliczki czekolady. Ile to można wytrzymać, przecież płuca jej pękną. Łapie więc nożyczki i wywierca nimi dziury w rękach i nogach. Budzi się przerażona, że zmierza do katastrofy. Wychodzi na miasto w swetrze założonym na pidżamę. Studia? Czasem nawet podjeżdża pod uczelnię, ale na widok fasady budynku ucieka w popłochu. Nie myje włosów, waży 43 kilo, zagaduje do meneli. Na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej stoi bezradnie, nie wie, w którą stronę iść. Przy głowie z hukiem przewala się tramwaj. Ada wyje na całe gardło. Na jej imieninach goście bawią się w najlepsze, a ona marzy, żeby sobie poszli. Ojciec wpadł na moment, problemy z Moniką, wszystko się wali, sam zaczął łykać tabletki antydepresyjne. Nowy facet Ady nie przyszedł w ogóle. Ada zażywa w łazience garść swoich pigułek. Ktoś z gości znajduje ją nieprzytomną w wannie. Hubert: - Siedziałem w szpitalu do czwartej rano. Modliłem się, żeby z tego wyszła. Bóg mnie wysłuchał. Ada: - Wiedziałam, że on jest za drzwiami, krzyczałam do pielęgniarek, że nie chcę go widzieć. Nie kocham Adeli Wanda pokazuje mi w albumie swoje zdjęcia z miesięczną Adą. Na jednym pozuje na Madonnę z Dzieciątkiem, na innym rozczula się nad grzechotką. - Wszystko to minki, udawanie - wyjaśnia krótko. - O, tu jest prawdziwe zdjęcie. Przewijam Adę i płaczę. Wanda ma 23 lata. Leżą z Hubertem i Adą na łóżku. Hubert całuje stópki, wygina rączki niemowlęcia. Skąd on wie, że to tak się z dzieckiem trzeba bawić? - myśli z zazdrością Wanda. Stoi nad ręczną magielnicą, dookoła sterta zmaglowanych na żyletkę pieluszek. Zaczyna z całych sił wyć. Do pokoju wbiega teściowa: - Matko Boska, co się stało? - Ja nie kocham Adeli! Wtedy jeszcze nie znano pojęcia depresja poporodowa. Wanda czuje się winna, zwłaszcza wobec męża. On jej nie osądza, ale widać, że go to boli. Hubert kocha córkę instynktownie. Ona brak instynktu zapycha rytuałami. Budzik na szóstą rano, budzenie zaspanego niemowlęcia, dezynfekcja piersi, przymusowe karmienie - bo tak podaje książka. Nie przytula dziecka, ale za to, zamiast prasować mu pieluchy, ona jeszcze je dodatkowo magluje. Śni jej się, że miksuje marchewkę na zupę, wwierca mikser w główkę Ady i ta główka odpada. Płacze, bo tak strasznie jej żal dziewczynki - że jej nie kocha. - Ksiądz na spowiedzi mi pomógł - mówi Wanda. - Powiedział: Dziecko wyjdzie pani naprzeciw. I wyszło. Miłość przyszła ogromną falą, kiedy Ada trochę podrosła i zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Kiedyś byłam z nią cały czas, ale tylko przelewałam na nią swój stres. Teraz, gdy wiem o jej chorobie, o kaleczeniu się, jestem przy niej w lepszy sposób. Mam wreszcie udany związek i dzięki temu mogę jej przekazać więcej dobrej energii. Ale do dzisiaj, gdy ktoś mnie pyta, czy kocham córkę, spuszczam oczy. Obrazek z dzieciństwa Po powrocie do Warszawy i złożeniu pozwu rozwodowego Maja zapisuje się na indywidualną terapię antyanoreksyjną oraz na psychoterapię w grupie. Na spotkaniu pewna kobieta opowiada o swoim przeżyciu z dzieciństwa. Właściwie chce opowiedzieć, ale nie może. Zacina się, twierdzi, że to bez związku, że nieważne. A płacze przy tym tak, że jasne jest, że to rzecz najważniejsza na świecie. Maja nie słucha do końca, nagle sama zaczyna płakać i wybiega z sali. Raptem odsłania się jej obraz, który również był tak nieważny, że aż zupełnie znikł. Jest 14-letnią dziewczynką, spędza wakacje u babci nad morzem. Babcia ma nocny dyżur w szpitalu. Maja siedzi w knajpie z przyjaciółmi i trójką facetów koło czterdziestki. Pada propozycja, że przeniosą się do jednego z nich. Przyjaciele się wykruszają, Maja nie. Miała być dalsza balanga, ale nagle robi się nieprzyjemnie. Już wie, co się stanie, przypominają się jej wszystkie przestrogi. Najbardziej boi się, że oni zrobią jej coś, po czym będzie widać, i że się wyda. Szybko rezygnuje ze sprzeciwu. Myśli o jednym: żeby tylko nie było śladu. Nie jest bierna, robi również to, czego żądają. Wraca sama do domu ulicami pełnymi turystów. W kranie nie ma wody. Na szczęście babcia przyniosła zapas w baniaku. Maja myje się długo i dokładnie. I już nie ma nic. - Majka, jak mogłaś nie powiedzieć rodzicom o tym, co się stało! - wypalam. - To by ich załamało - odpowiada poważnie. - Uważali mnie przecież za mądrą i dojrzałą. - I gdy zaczęłaś się ciąć, nie kojarzyłaś tego z gwałtem? - Nie. Ja to wyparłam. To zdarzyło się nie ze mną, tylko z jakimś innym, obcym ciałem. Nie widziałam związku. Powiedziałam ojcu, ale dopiero gdy miałam 19 lat. Pamiętam dobrze. Nic nie odpowiedział. - Jak to nic nie odpowiedział?! - No mówię ci. Ja opowiadam o gwałcie, a on milczy. Czekam, a on nic. Potem nagle zaczyna mówić o czymś innym. Masz rację, to niewyobrażalne. Ale tym samym potwierdził to, co już dobrze wiedziałam, że o dramatycznych przeżyciach się nie mówi. Sesja w łazience Na tej samej grupie terapeutycznej Maja poznaje Piotra - chłopaka w swoim wieku. Zakochuje się w nim od pierwszego spotkania. On opowiada o swojej depresji. Ciężka żółtaczka unieruchomiła go na długo w domu. Musiał robić sobie bolesne zastrzyki. Wpadł na pomysł, żeby spuszczać sobie krew i zbierać ją do probówek. Ustawiał je na półce przy łóżku. Zaczynają wracać razem po zajęciach. W Majce zaczyna odżywać od lat tłumione pożądanie i pokusa. Mówi trochę żartobliwie, trochę zalotnie: - A może po prostu to zrobimy? Razem? W aptece kupują igły, wchodzą do bielutkiej łazienki. Ona wbija mu igłę w żyłę, ale nie może trafić, wbija więc w swoją. Krew zalewa wannę i kafelki. - Zaczekaj - Piotr wybiega z łazienki i wraca z aparatem. Trzaskają osiem filmów. - Myślałam, że ta przygoda oznacza jego przyzwolenie dla tego, co robię - mówi mi Maja. - Ale kiedy po paru tygodniach pokazałam mu moje nowe blizny, widziałam, że się przeraził. Zaczęłam więc się znowu z tym ukrywać. Ten czas, gdy próbowałam uniezależnić się psychicznie od Michela, był bardzo trudny. Piotrek też okazał się niełatwym partnerem, z własnymi problemami, które mnie często przerastały... - Terapeutka ci nie pomagała? - Ale ona wiedziała tylko o anoreksji. Pomału zaczęłam lepiej się odżywiać. Tylko że gdy przychodził kryzys z Piotrkiem albo piętrzyły się problemy rozwodowe, po prostu się cięłam. Pozbyłam się z domu żyletek, bo bałam się, że zrobię sobie większą krzywdę. Widziałaś, u mnie w kuchni trzymam tylko noże piłki. Trudno jest się tym przeciąć, poza tym jest ten obrzydliwy dźwięk pękającej skóry, ale przynajmniej zachowujesz kontrolę nad głębokością rany. Zaczęłam wybierać nowe miejsca: wewnętrzną stronę ud, piersi. - A Piotrek, on więcej sobie tego nie robił? - Raz go przyłapałam. Nie pamiętasz? Opowiadałam ci kiedyś, jak przyszłam do niego po imprezie, na którą poszłam bez niego, a on miał pocięte ręce. - Zrozumiałam, że on chciał się zabić z zazdrości o ciebie. Maja patrzy na mnie zdziwiona: - To nie było samobójstwo, nie przyszło mi do głowy, że ty to tak zrozumiesz. - No wiesz, w moim świecie człowiek, jak tnie sobie ręce, to po to, żeby się zabić. - Widzisz, a w moim uważa, żeby sobie nie naruszyć ścięgien. Bo potem nie można prowadzić samochodu. Spotkanie Zdjęcia z sesji łazienkowej Piotrek i Maja wieszają na ścianie. Robią imprezę. Goście zatrzymują się przy fotkach, mówią, że ciekawe. Kolega Piotra Adam przyprowadził nową dziewczynę. Ona stoi przed zdjęciami najdłużej. - To ty, prawda? - pyta Maję. - To zajebiste. - Tak, to dla mnie bardzo ważne. A w ogóle to jestem Maja. - Adela. Po paru tygodniach wpada do nich do domu zapłakany Adam: - Z Adą stało się coś strasznego. Obcięła włosy, pocięła sobie ręce i nogi i nie chce wyjść z łóżka! Adela: - Po tym nieudanym samobójstwie wszystko pozornie zaczęło się układać. Poznałam Adama. On tak jak rodzice wiedział tylko o anoreksji i bulimii. Słuchał mnie, tulił, kiedy zjadłam kolację, i nie pozwalał wymiotować, aż zasnęłam z pełnym żołądkiem. Ale choroba tylko się przyczaiła. Któregoś dnia Adam zastał mnie po najsilniejszym dotąd ataku autoagresji. Zadzwonił po moją mamę. Przyjechał tata. Siedziałam tak przed nimi pocięta na łóżku. Żałosny dowód porażki wszystkich wychowawczych koncepcji. I wtedy w moim tacie coś zaczęło pękać. Nie było w nim gniewu, tylko przerażenie, ale takie spokojne. Wreszcie coś do niego dotarło. Hubert: - Kiedy jej choroba objawiła mi się w pełni, przyszło jakby oświecenie. Zaczęliśmy w końcu szczerze rozmawiać - ja z nią, z jej mamą, o nas, o moich przywarach, o traktowaniu, o braku komunikacji. To otwarcie pomogło, tylko to. Ada powiedziała: Tato, ja tak uwielbiam te spotkania, kiedy tak mocno, dobrze rozmawiamy. Dla tych rozmów warto żyć. Wszystko rzuciłem, wziąłem ją za rękę. Załatwiłem nowych terapeutów. Powiedziałem: Nie upokarzaj się myślą, że jesteś chora. - Co pan miał na myśli? - pytam - Sam byłem chory jako dziecko. Miałem dychawicę, zabraniano mi jeździć na rowerze. Pamiętam to poczucie niskiej wartości. Na przekór jeździłem na rowerze więcej niż inni. Metamorfoza Bruno Bettelheim w książce Rany symboliczne. Rytuały inicjacji i zazdrość męska opisuje prehistoryczne ludy, które nie opanowawszy jeszcze żadnych technik dających kontrolę nad światem, kaleczą swoje ciała, wierząc, że w ten sposób wyrażone pragnienia mają szansę się spełnić. Kobiety nacinały sobie palce u rąk, którymi potem zbierały jadalne bulwy. Wierzyły, że w ten sposób będą więcej i lepiej zbierać. Bettelheim przywołuje też przypadek grupki dzieci schizofrenicznych, które mieszkając razem w ośrodku, wymyśliły sobie rytuał samookaleczania się. Uważały, że jeśli ponacinają dłonie, połączą swoją krew i będą to wykonywać regularnie, stopniowo zdobędą władzę nad dorosłymi. Zdaniem Klary Kochańskiej analogicznie postępują współczesne, niepewne jeszcze swojego statusu kobiety. Pracują nad swoimi ciałami, wierząc, że przyniesie im to pewność siebie, władzę, sukces. Bohaterki jej pracy semestralnej łączy jeden fakt: autodestrukcja towarzyszy im w okresach intensywnego emocjonalnego dojrzewania. Jest obrazem wewnętrznej metamorfozy, próbą znalezienia się w rodzinie i świecie oraz przełamania depresji. Próbą często skuteczną. Ada: - Rodzice się rozwiedli. Mama stała się niezależną kobietą, tata przeszedł na buddyzm. On, który zawsze powtarzał, że buddyści to egoiści! Tylko babcia się zamartwia: A po co wam było to wszystko, te nerwice, rozwód. A ja myślę, że czasem potrzeba czegoś dramatycznego, żeby ludziom otworzyły się oczy i serca. Przez to może umrzemy bardziej ze sobą pogodzeni. Hubert: - Zacząłem medytować od czasu jej próby samobójczej. Doszedłem do wniosku, że ta moja męska dominacja bierze się ze strachu. Mężczyzna jest na ciągłej wojnie. Kobieta nie jest tak atrakcyjnym obiektem ataku. W moim domu rodzinnym rodzice mieli ważniejsze sprawy niż słuchanie dzieci. W ich świecie nie było zagubienia, każdy miał swoją rolę do zagrania i niczego nie roztrząsał. My widocznie byliśmy zbyt niedojrzali. Dla nas te role okazały się pustymi ikonami, bez związku z rzeczywistością. Jeśli nie agresja, to co? - Choroba ma nad tobą tym większą władzę, im bardziej ją ukrywasz - tłumaczy mi Adela. - Jak o niej komuś powiesz, od razu staje się troszkę mniejsza. Bliski człowiek jest ważny, ale tak naprawdę pomoże ci ktoś obcy, niezaangażowany emocjonalnie. Moim szczęściem było to, że szybko trafiłam do lekarza, choć tego właściwego szukałam długo. - A teraz, kiedy już wyszłaś z autoagresji, to czym ją zastępujesz? - Mam Adama, który zawsze mnie wysłucha. - Ale kiedy go nie ma? - Mam swoje sposoby. Na przykład obwijanie się drutem. - Co? Adela śmieje się: - Raz, jak mnie coś napadło, wzięłam kłębek drutu, zaczęłam się w niego zapamiętale wplątywać. I nagle poczułam, że już. Że wyszło ze mnie. Innym razem chciałam się schować do szafy, ale się nie udało zamknąć od środka. Kiedyś wrzuciłam do wanny ubrania z szafy, wlazłam tam. Zadzwoniłam do Adama, żeby mnie z niej wyciągnął, ale potem, jak trochę posiedziałam w tej wannie, okazało się, że już nikogo nie potrzebuję. Zasnęłam. Wiesz, chodzi o wszystko, co ma coś wspólnego z kuleniem się. Jeszcze jeden sposób - Kiedy dowiedziałam się, że Adela ma to samo co ja, to było jak odczarowanie. Ada powiedziała, że zna takich dziewcząt wiele, namówiła na spotkanie z Klarą Kochańską... - mówi Maja. Siedzimy w knajpie w Puszczy Białowieskiej. Maja je z apetytem ozorek w sosie chrzanowym. Niedawno wróciła jej menstruacja. Uzyskała wreszcie rozwód. - Klara napisała w pracy, że nadal się kaleczysz. Maja z powagą pociąga łyk piwa: - Ostatnio odkryłam nowy sposób. Pamiętasz, jak płakałam u ciebie po tej kłótni z Piotrkiem? To było beznadziejne... jak w brazylijskiej telenoweli. Czułam, że tracę mój wizerunek w twoich oczach... - Maja, błagam... - ...ale o dziwo, przyniosło ulgę. Tego dnia na pewno zastąpiło mi nóż. - Uzyskałaś taki sam efekt? - Tak. Okazało się, że ty możesz to udźwignąć. Nie rozpadłaś się od tego, nie zabiło cię to. Nadal się ze mną spotykasz. Więc może to wszystko nie jest aż tak demoniczne. |
---|