Czerwony Kapturek
Występują:
Matka Czerwonego Kaptura
Czerwony Kaptur
Głos, czyli wszędobylski i wszechwiedzący narrator
Wilku
Babcia
Dziadkowie (liczba dowolna)
Pan Leśniczy z Wydziału Tajnej i Leśnej Siły, która Opiera Się Złu ( czyli takiej jakby leśnej policji)
Barman Bronek i jego szmatka
Szanowny Pan Żul
Towarzysz Menel
Statyści, czyli ptaszki i wiewiórki, latające wkoło głównych bohaterów, w niewiadomym celu
Chwilami pojawi się lub będzie wspomniany nasz ukochany autor (właściwie to autorka…)
Potrzebne rekwizyty:
koszyk, krzesła, szmatka, kielich (brudny) , stoły ( dwa ), patelnia, przydadzą się drzwi i drzewa, jednakże ich nieobecność można jeszcze wybaczyć.
AKT 1, czyli Kaptur wyrusza do babci
Scena 1
Na środku sceny stoi postać odziana w czerwoną pelerynę.
Głos: W pewnej wiosce mieszkał Czerwony Kaptur. Należał do Stowarzyszenia Wielkich i Złych i dlatego nosił owy sławny kaptur. Nie… wcale nie uszyła mu ten kaptur mamusia. Jego matka nie chciała, żeby jej syn… no tak! To, że Czerwony Kaptur był dziewczynką to największe kłamstwo w dziejach ziemi! Ale ok. Jego matka nie chciała, żeby jej syn nosił ten swój kaptur, tak samo, jak nie chciała, aby nosił glany…
Czerwony Kaptur: Ty, narrator, weź się streść. Nie dość, że akcję hamujesz, to jeszcze na dodatek wisisz nad człowiekiem i go komentujesz. Zero przestrzegania praw o prywatności!
Głos: Ok. No to tak. Czerwony Kaptur…
Czerwony Kaptur: Ty, Głos. Jeszcze jedno. Ja nie jestem Czerwony Kaptur, tylko Krwawy. Powtarzaj za mną: Krwa-wy.
Głos: Czepiasz się…
Czerwony Kaptur: <władczo> Powtórz!
Głos: <jęczy> Ośmieszasz mnie! I to przy widowni.
Czerwony Kaptur: < zirytowany> Powtórz!
Głos: <znudzony> Krwawy Kaptur.
Czerwony Kaptur: Ty, autor. Też się popraw.
Krwawy Kaptur: <zadowolony> Teraz lepiej.
Autor: <do siebie> Ci niewdzięczni bohaterowie, stworzeni przeze mnie…
Głos: Pomijając. Gdy rozpoczynamy tą naszą opowieść, Czerwo… <widząc wzrok Kaptura, poprawia się> Krwawy Kaptur właśnie szedł na spotkanie Stowarzyszenia Wielkich i Złych w celu spenetrowania Domku Babci i Dziadków, jedynego budynku na którym nie widniał jeszcze znak Stowarzyszenia – wielki kruk.
Czer… Krwawy Kaptur: To jest kawka.
Głos: Kawka? Czemu kawka? Kruk byłby fajniejszy.
Krwawy Kaptur: Ale kawka jest oryginalniejsza.
Głos: Jak tam chcesz. Więc Krwawy Kaptur ruszył na owo tajemnicze i mroczne spotkanie, które miało się odbyć w owianym tajemnicą i zapuszczonym domu z przerażającym i jeszcze nam nieznanym przedstawicielem Stowarzyszenia Wielkich i Złych.
Krwawy Kaptur: Więcej epitetów się nie dało? Z resztą to nie jest jakiś tam tajemniczy i zapuszczony dom, tylko bar karczmarza Bronka i to nie jest żaden nieznany przedstawiciel Stowarzyszenia tylko Wilku!
Głos: Jak tam chcesz… No więc pożegnał się łzawo z matką i ruszył przed siebie.
Matka: <wychodzi na scenę i czeka na pożegnanie>
Krwawy Kaptur: Łzawo? Co to w ogóle znaczy?
Głos: Ale ty jesteś wkurzający. No to tak – Krwawy Kaptur poszedł bez pożegnania, raniąc serce swoje biednej matki… < do Matki> Ej! Masz płakać.
Matka: Chlip.
Głos: Zranił jej serce, bo był złym, rozwydrzonym bachorem. Takim, którego powinno się zabić zaraz po urodzeniu. Albo lepiej… wysłać do łódzkiego pogotowia.
Krwawy Kaptur: Taa… wiem, że mnie kochasz, ale przejdźmy dalej.
Głos: Kaptur radośnie wymachując koszyczkiem ruszył do bab…ci… to znaczy do tej tam karczmy u Bronka.
Krwawy Kaptur: No nie. Narrator postaraj się i się nie jąkaj. Z resztą… zaraz! Koszyk!
Czerwony Kaptur zbiega ze sceny. No dobra – Krwawy.
Akt 2, czyli Krwawy Kaptur się przygotowuje
Scena 1
Ciemna, zapuszczona karczma, to znaczy: na scenie stoją trzy stoliki, przy nim krzesła, z tyłu Barman Bronek czyści brudną szmatką kielich. Przy jednym ze stołów siedzą: Czerwony… to znaczy – Krwawy Kaptur i Wilku, nieopodal Szanowny Pan Żul i Towarzysz Menel.
Głos: Bar u Bronka od zawsze cieszył się złą sławą. Przychodziły tam same groźne typy spod złej gwiazdy. Bywały tu też takie sławne czarne charaktery jak Macocha od Śnieżki, czy Baby Jagi. Jednak tym razem Krwawy Kaptur chciał się spotkać z Wilkiem przy jak najmniejszej liczbie światków. Wybrali więc późny ranek, gdy całonocni imprezowicze czołgali się już do domu, a ci, którzy odwiedzali Karczmę w dzień, jeszcze nie zdążyli przyjść. Oczywiście byli w Barze jeszcze Szanowny Pan Żul…
Szanowny Pan Żul: < macha>
Głos: …i stary komunista zwany Towarzysz Menel…
Towarzysz Menel: <macha>
Głos: …ale oni stanowili odwieczny fragment dekoracji knajpy o złej sławie. Tak samo jak Bronek, który swoją ze swoją nieodłączną brudną szmatką czyścił zawsze ten sam kielich…
Wilku: Jest równo dziesiąta. Możemy zaczynać. Jaką sprawę chcesz najpierw omówić?
Krwawy Kaptur: <zmęczony> Sprawę tego narratora. Ciągle nade mną wisi i się rozwodzi nad moimi losami. Zrobimy coś z nim?
Wilku: <patrząc w sufit> Jego mieszkanie będzie zaraz po tym domu Starców.
Głos: <słabo> Kiedy ja jestem tylko bezcielesnym, nieistniejącym narratorem!
Wilku: My potrafimy wszystko. I co ty na to Kaptur? Pasi?
Krwawy Kaptur: <mściwie> Ok. Pasi. <normalnie> Co do Babci i Dziadków… jaki mamy plan?
Wilku: Taki jak zawsze. Włazimy, kneblujemy, okradamy i rysujemy nasz symbol.
Krwawy Kaptur: A… Już się bałem, że to będzie jak na nas zbyt inteligentne. Na przykład jak Rych prowadził akcję napad na willę tej tam… Kapciuszka. I jak wymyślał, jak te wszystkie alarmy ominąć…
Wilku i Krwawy Kaptur: < chichoczą>
Wilku: <po chwili, smutno> Że się chciało temu księciuniowi tyle kasy na zabezpieczenia wydawać.
Krwawy Kaptur: No tak. Ale przecież Babcia i Dziadkowie biedni są. Ostatnio ten Kaczor z Disneya emerytury jeszcze bardziej obniżył…
Scena 2
Krwawy Kaptur przychodzi do domu. Na krześle siedzi jego mama i obiera ziemniaki.
Głos: Gdy Krwawy Kaptur wszedł do domu, jego matka przygotowywała obiad. Spojrzała na niego czułym wzrokiem, albowiem bardzo się o niego martwiła. Bądź co bądź – Krwawy Kaptur był jej jedynym synem. <mimochodem> Co prawda: wkurzającym, głupim, irytującym, lekko niedorozwiniętym, mającym jakąś dziwną awersję do kąpieli… Ale cóż. Rodziny się nie wybiera. <normalnie> Mimo wszystko Kaptur, miał dobre serce, więc rzucił się, aby pomóc pracującej rodzicielce…
Krwawy Kaptur: <zdziwiony> Że jak?
Głos: No… powinieneś pomóc mamusi…
Krwawy Kaptur: Bez przesady! To już przechodzi ludzkie pojęcie! Nie dość, że jakiś narrator za mną chodzi i komentuje, to jeszcze mówi mi, co mam robić!
Matka: <wstając, bojowo> Właśnie. Nie dość, że dręczycie mojego syna, to ja ciągle jestem ,,matka matka,,. I tak w kółko! Ja mam imię!
Głos: Hmm… A właściwie to jakie?
Kaptur: Ty wiesz co ja ci powiem narrator? Że jak się bierzesz do narratorowania to przynajmniej znaj tą bajkę, którą narratorujesz! A tak w ogóle mamusiu… to jak ty się nazywasz?
Matka: <z irytacją> No wiesz synu! <zawstydzona> A tak właściwie, to miałam nadzieję, że ty to będziesz wiedział…
Kaptur: <zdziwiony> Ja? <lekko rozśmieszony> To ty nie wiesz, jak się nazywasz?
Matka: Nie… <buntowniczo, usprawiedliwiając się> Ale to nie moja wina! Wszyscy autorzy mówią na mnie ,,matka,, i tak jakoś przywykłam i zapomniałam.
Kaptur: < do matki, pocieszająco> Nie smuć się. Nie smuć się. Narrator! <władczo> Wymyślaj imię!
Głos: <wymijająco> To ja się autora spytam…
<szepty, szepty>
Głos: Autor mówi, że nazywasz się Hiacynta.
Matka, czyli Hiacynta: <ucieszona> Ładnie… < do Kaptura> A właściwie – przyszedłeś na obiad?
Kaptur: No nie… Chciałem cię zapytać, czy pożyczysz mi ten nóż do krojenia mięsa.
Matka, czyli Hiacynta: A po co ci? <podejrzliwie> Do jakiś niecnych celów?
Kaptur: <luzacko> Nie, nie. No co ty? Tylko chcemy z Wilkiem postraszyć Babcię i Dziadków z Domu.
Matka, czyli Hiacynta: A. To dobrze. No to trzymaj. < podaje tasak>
Akt 3, czyli to jest NAPAD!
Scena 1
Kaptur chodzi w kółko, widocznie zniecierpliwiony, niedaleko leży koszyczek.
Głos: O południu, tego samego dnia Krwawy Kaptur był już lekko zirytowany, bo Wilka, mimo już półgodzinnego spóźnienia, jeszcze…
Kaptur: <wkurzony> Narrator! Weź się zamknij!
Głos: <niezrażony> nie było w umówionym miejscu, a dokładniej – pod Wielkim Klonem. Krwawemu Kapturowi bardzo dłużył się czas…
Kaptur: <do siebie> Jakbym nie wiedział…
Głos: … więc z nudów wrzeszczał na Bogu ducha winnego narratora, który tylko sumiennie wypełniał swoje zadanie, zlecone przez szanownego autora.
Po krótkiej chwili nadchodzi Wilku, graupując pod nosem.
Kaptur: No! Jesteś w końcu!
Wilku: No jestem.
Kaptur: A gdzie Wielki, Lis, Sowacz, Krukacz i Zły?
Wilku: Nie przyjdą. Wyjechali na studia.
Kaptur: <zszokowany> Co? Oni też? <smutno> To nie fair. Z naszego całego Stowarzyszenia zastaliśmy tylko my: ty i ja.
Wilku: <do siebie> No, nie domyśliłbym się, że my to ty i ja. Musiałeś to mówić? <głośniej> No to ładujemy się do Babci.
Scena 2
Wilku i Kaptur dochodzą do chatki. Przed drzwiami stoją dwaj faceci w ochroniarskich uniformach.
Głos: Po długiej drodze do Chatki, naszym <ironicznie> bohaterom, ujawnił się przed oczyma dziwny widok: oto przed budynkiem docelowym stało dwóch ochroniarzy.
Wilku: <do ochroniarzy> Mili panowie, proszę się odsunąć, przeszkadzają nam panowie w akcji.
Ochroniarz nr1: No bo mamy przeszkadzać. Za to nam płacą.
Głos: <głosem podwyższającym napięcie> Ale najgorsze i najdziwniejsze miało dopiero nadejść…
Kaptur: <z niedowierzaniem> Wilku! Patrz! Przecież to Szanowny Pan Żul i Towarzysz Menel!
Wilku: Nie żartuj! Przecież oni nigdy nie pracowali! Ani uczciwie, ani w ogóle.
Ochroniarz nr2: <wybucha płaczem, pada na kolana>
Wilku: <zdziwiony> O co temu znowu chodzi?
Ochroniarz nr1: <smutno> Kaptur ma rację. <zawstydzony> Pracujemy.
Wilku: <zszokowany> Że co? Czyli wyszliście z Baru Bronka po raz pierwszy od trzech miesięcy, aby… pracować?
Ochroniarz nr1: No cóż… Spadek po ciotce Towarzysza Menela się tak jakoś wyczerpał. No i postanowiliśmy przestać żerować na naszym kraju. <dumnie> Mamy dość bycia pasożytami społecznymi.
Wilku: <zszokowany jeszcze bardziej> Wy? Wy? WY?!
Kaptur: <wskazując na Ochroniarza nr2> No fajnie. Ale temu co?
Ochroniarz nr1, czyli Szanowny Pan Żul: <smutno> Towarzysz Menel nie może przeżyć tego, że pracuje. To taka trauma. Na dodatek ten jego wiek… Na starość trudno zmienić obyczaje.
Wilku: Łączymy się z wami w bólu, ale weźcie nas wpuśćcie.
Ochroniarz nr1, czyli Szanowny pan Żul: Nie.
Kaptur: Czemu to?
Ochroniarz nr2, czyli Towarzysz Menel: <łkając> Skoro już hańbimy się pracą, to robimy to porządnie.
Kaptur: <bezsilny> Nie no… tak niemożna. Kto zrobił z was… szanownych obywateli? Powiedzcie – to narrator!
Głos: <rozeźlony> Oczywiście wszystko na mnie!
Ochroniarz nr1, czyli Szanowny Pan Żul: Właściwie to nie wiemy. Tak nagle nas naszło.
Kaptur: <przez zęby> Aha. Czyli autor. <do siebie> Jak ja go dorwę, tego…
Wilku: Dobra, Krwawy Kapturze. Jest robota, trzeba wykonać. <zaciska dłoń w pięść i podnosi nieznacznie do góry>
Głos: Gdy sprawa wydawała się tak beznadziejna, że nasi bohaterowie <sarkastycznie> byli już zdolni użyć przemocy, której tak bardzo przecież się brzydzą…
Kaptur: <olśniony> Nie! Czekaj. Mam pomysł, jak to rozwiązać. <ciągnąc za sobą Szanownego Pana Żula i Towarzysza Menela> Słuchajcie, towarzysze. My, z kumplem mamy robotę do załatwienia, jak to Wilku już mówił. Może nie będziecie nam przeszkadzać, zgoda? Zrozumcie, towarzysze – ja i Wilku musimy coś załatwić, to jest nasz… <chwilę szuka odpowiedniego słowa> powiedzmy – obowiązek państwowy.
Towarzysz Menel: <podejrzliwie> Chcecie zdewastować mieszkanie moich pracodawców?!
Kaptur: <pospiesznie> Nie tak nerwowo. Widzicie, Towarzyszu, każdy w tym państwie ma jakąś rolę: nauczyciel uczy, rolnik kosi zborze, ochroniarze pilnują, a chuligan niszczy. Pomyśl – ile ludzi straciłoby pracę, gdyby nie było wandalów i złoczyńców: policjanci, ochroniarze, detektywi…
Szanowny Pan Żul: <po namyśle> Dobrze gada.
Kaptur: To wpuśćcie nas, towarzysze?
Towarzysz Menel: <myśląc> Właściwie to czemu nie? Każdy ma jakąś robotę w tym naszym kraju do wykonania.
Kaptur: <klepiąc ich po ramionach> No! Wiedziałem, że mądrzy z was obywatele! A więc – żegnajcie, na razie! <biegnie do Wilka>
Wilku i Kaptur wchodzą do domu Babci i Dziadków.
Wilku: <wchodząc, krzyczy> Proszę nie stawiać oporu i stanąć przy ścianach. To jest napad!
Z niewiadomo skąd wyskakują Babcia i Dziadkowie.
Babcia: <wali Kaptura patelnią> Ha!
Dziadkowie: <walą Wilka patelnią> Haha!
Kaptur i Wilku: <padają na ziemię>
Babcia: <triumfalnie> A mówiłam, że tym ochroniarzom nie można do końca wierzyć!
Akt 4, czyli życie jest jednak okrutne.
Scena 1
Przez trwanie całej sceny zalega ciemność.
Głos: <grobowym głosem> Babcia i Dziadkowie zadzwonili na policję. Po licznych i ciągnących się w nieskończoność przesłuchaniach Wilku i Krwawy Kaptur zostali uniewinnieni, albowiem ponoć do napaści na Dom Babci i Dziadków nakłonił ich tajemniczy głos, który odzywał się w ich głowach. Zostali tylko posłani na obserwacje psychiatryczne. <ironicznie> O ,,nieobowiązkowych,, ochroniarzach nawet nie wspomnę. <znudzony> Dzięki gruntownego śledztwa Pana Leśniczego z Wydziału Tajnej i Leśnej Siły, która Opiera Się Złu przestępca, winny całemu zajściu został przyskrzydlony. <z goryczą> I wiecie kto to był? JA! Jak ja dorwę tego autora, który to wszystko wymyślił…
Pan Leśniczy: No proszę Narratorek… grozimy niewinnym obywatelom? Proszę przestać opowiadać współwięźniom bajeczki i jeść kaszę!
Głos: <usprawiedliwiając się> Ale przecież narrator jest po to, żeby bajkę opowiadać…
Pan Leśniczy: Narrator! Nie słyszałeś?!
Odgłos łyżek uderzających o miskę.
Hm… no to chyba…
KONIEC