130

Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy z Adamem Michnikiem w tle Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, KPZU – ukraiński oddział Komunistycznej Partii Polski, działała w województwach lwowskim, stanisławowskim, tarnopolskim i wołyńskim. Prekursorami późniejszej  KPZU były grupy socjalistyczno - komunistyczne Borysławia, Drohobycza i Stryja. Partia powstała w październiku 1923 roku z przekształcenia Komunistycznej Partii Galicji Wschodniej. Opowiadała się za przyłączeniem południowo – wschodniej części Polski do ZSRR, podobnie jak Komunistyczna Partia Polski / KPP /. Czołowi przywódcy KPZU: m.in. Ostap Dłuski, Osyp Kriłyk, Roman Kuźma, OZJASZ SZECHTER. Organy prasowe: „Nasza Prawda”, „Ziemia i Wola”, „Walka Mas”, „Kultura”, „Trybuna Robotnicza”. Ozjasz Szechter – ojciec Adama Michnika w dwudziestoleciu międzywojennym aktywnie działał w ruchu komunistycznym. We Lwowie był członkiem młodzieżowej bojówki komunistycznej i jednym z funkcyjnych działaczy nielegalnej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce.  Wchodził wraz z Brystygierową / Krwawą Luną /, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie. Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn Benditem stwierdził: Mój ojciec byl bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie Szechter był członkiem kierownictwa Komitetu Organizacyjnego Żydów w Polsce. Wg. publikacji Instytutu Pamięci Narodowej brał udział w operacji szpiegowskiej NKWD przeciw Polsce pod kryptonimem „Koń trojański”. Miał być za to aresztowany i skazany w t.zw. procesie łuckim w 1934 roku. Adam Michnik twierdzi, że nie jest to prawda i domagał się od IPN sprostowania informacji o działalności szpiegowskiej ojca, a wobec odmowy skierował sprawę do sądu domagając się przeprosin. W rzeczywistości bowiem ojciec Adama Michnika został skazany nie za szpiegostwo, a za „próbę zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego”. Ponieważ czyn ten był wg. ówczesnego prawa zagrożony wyższą karą niż szpiegostwo, warszawski  sąd powództwo A. Michnika oddalił. Sąd Apelacyjny natomiast uchylił wyrok I instancji i nakazał stronie pozwanej /IPN/ przeprosiny  powoda – Michnika. Wyrok jest prawomocny. IPN zapowiedział kasację do Sądu Najwyższego.  Dr Piotr Gontarczyk w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” wyraził opinię: „W moim przekonaniu Adamowi Michnikowi mogło chodzić nie tyle o ochronę dóbr osobistych, ile o sprawdzenie jak daleko może się posunąć w terroryzowaniu debaty publicznej i świata nauki za pomocą pozwów sądowych. Odnosiłem wrażenie, że za pomocą tej metody Michnik chciał ograniczyć możliwość badania  niektórych tematów / „Głos Polski”   Toronto nr 14   1 – 7  04. 2009 /.  Komunistyczna Partia Polski / KPP / została założona 16 grudnia 1918 roku, a rozwiązana  przez Międzynarodówkę Komunistyczną / Komintern / 16 sierpn ia 1938 roku w ramach wielkiej czystki w dawnym ZSRR. Organizacja powstała w wyniku fuzji polskiego ruchu socjalistycznego / PPS – Lewica / i socjaldemokracji na terenie ziem polskich zaboru rosyjskiego / SDKPiL /. W praktyce po połączeniu obu partii w Komunistyczną Partię Robotniczą Polski / KPRP/ jako sekcja Kominternu od marca 1919 roku pełniła rolę sowieckiej agentury na terenie II Rzeczypospolitej. Jej celem strategicznym była likwidacja państwa polskiego i wcielenie jego terenów do Związku Sowieckiego jako republiki sowieckiej. Działalność KPRP / później KPP / została w II Rzeczypospolitej uznana za antypaństwową, nielegalną na terenie Rzeczypospolitej, do czasu rozwiązania przez Komintern w 1938 roku. Działacze KPRP w wojnie polsko – bolszewickiej brali udział po stronie Rosji Sowieckiej. Warto nadmienić, iż w Wilnie powstał Związek Robotników Polskich założony przez Juliana Marchlewskiego i innych, ideologicznie reprezentujący lewicową odmianę socjalizmu, a Feliks Dzierżyński kierował w Wilnie Związkiem Robotników Litewskich o analogicznym profilu. Adam Michnik idąc śladami ojca ideologicznie prezentuje dążenia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów / OUN /, KPP, oraz KPZU do pozbawienia Rzeczpospolitej Polskiej jej integralności terytorialnej, o czym niżej w jego wypowiedziach na konferencji wrześniowej 2009 w Stanisławowie / IWANOFRAKIWSK – Ukraina / - www.kresy.pl Nienaruszalność  terytorium danego państwa pojmowana w sensie fizycznym narodowościowym i państwowym stanowi korelat bezpieczeństwa państwowego. Celem strategicznym  roszczeń OUN było zbudowanie imperium ukraińskiego i ekspansja w nieskończoność. Sprowadzało się to do zbudowania jednonarodowego / sobornego / państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych, określanego w sposób arbitralny: chodzi o państwo o obszarze 1.200.000 km kwadratowych, sięgające od Krynicy w krakowskiem na zachodzie, do granic Czeczenii na wschodzie. Wg. ocen OUN  w skład obecnie istniejącego państwa ukraińskiego miały by być włączone terytoria należące do Polski / Podlasie, Chełmszczyzna, Łemkowszczyzna, Nadsanie / wg. Wiktora Poliszczuka „Ludobójstwo nagrodzone” – Toronto 2003 – Oakville, ON, Canada, L6J 687 /. „Gazeta Wyborcza” powstała zgodnie z uzgodnieniami Okrągłego Stołu, jako dziennik mający reprezentować solidarnościową  opozycję w czasie kampanii przed wyborami do Sejmu Kontraktowego. Początkowo pismo miało nosić nazwę „Gazeta Codzienna”, zaś przymiotnik „Wyborcza” miał funkcjonować tylko w czasie kampanii wyborczej. Pierwszy 8-stronicowy numer ukazał się 8 maja 1989 roku w nakładzie 150 tys. egzemplarzy. W latach 90 średni nakład wynosił 500 tys. egzemplarzy, a w wydaniach świątecznych dochodził do miliona. Od momentu założenia pisma jego redaktorem naczelnym jest Adam Michnik. Wydawcą „Gazety” jest spółka Agora SA z udziałowcami:   Wandą Rapaczyńską, Piotrem Niemczyckim, Heleną Łuczywo, Sewerynem Blumsteinem i Juliuszem Rawiczem. Agora SA jest właścicielem lub współwłaścicielem: ogólnopolskiego dziennika – "Gazeta Wyborcza",bezpłatnego dziennika "Metro" ukazującego się w większych polskich miastach,

·    3 bezpłatnych tygodników regionalnych,
·    14 ogólnopolskich magazynów kolorowych,
·    29 lokalnych rozgłośni radiowych i jednej ponadregionalnej – TOK FM, Roxy FM, Radio Złote Przeboje, Radio Blue FM,
·    ogólnopolskiej agencji outdoorowej AMS,
·    portalu Gazeta.pl i serwisu ogłoszeniowego Aaaby.pl,
·    spółki Trader.com zajmującej się ogłoszeniami dla branży nieruchomości i motoryzacyjnej,
·    sieci drukarńDatki dla „Gazety”, która w intencji ofiarodawców miała dać zaczątek wolnej prasie w Polsce płynęły szerokim strumieniem. Z ważniejszych ofiarodawców:  - Stowarzyszenie Solidarności Francusko- Polskiej ofiarowało jej ok. 430 tys $, - amerykańska organizacja National Endowment for Democracy przekazała „Wyborczej” 55 tys $. Agora pożyczała też pieniądze od osób prywatnych, np. wsparcia udzieliło jej dwoje Amerykanów – Rea Hederman, wydawca „New York Review of Books i Robert Silvers – redaktor naczelny tego pisma. Na fali poparcia dla „Solidarności” „Gazeta Wyborcza” zdobyła zaufanie wśród czytelników. Polacy złaknieni prawdy, dali się uwieść obietnicom redaktorów „Wyborczej” i masowo kupowali tę gazetę. Czytelnicy i ofiarodawcy oczekiwali od pierwszej wolnej polskiej gazety po 1989 roku, iż rodząc się z potrzeby serca, z patriotycznej postawy jej założycieli odsłoni zakłamane karty znienawidzonego reżimu. Oczekiwano dążeń gazety do wydobycia z wieloletniego milczenia, zapomnienia i zakłamania, a tym samym do ukazania społeczeństwu, a przede wszystkim młodemu pokoleniu Polaków – tej części współczesnej historii narodu polskiego, która przez prawie pół wieku była przez reżim komunistyczny z premedytacją i konsekwentnym uporem przemilczana, wypaczana i fałszowana. Ta antypolska działalność, niszcząca narodową historię szczególnie ostatnich dziesiątków lat, oraz skazująca na całkowite zapomnienie wielu twórców tej historii, jej bohaterów, ich dokonań i czynów – legła u podstaw  politycznego systemu, wyrosłego z mongolskiego despotyzmu władzy i pogardy dla praw i godności człowieka, systemu narzuconego siłą i fałszem w wyniku II wojny światowej, systemu, który mógł tak długo w Polsce funkcjonować dzięki wsparciu obcą i rodzimą przemocą i gwałtem, morderstwem i zbrodnią, oraz zakłamaniem i fałszowaniem historii. I tak miast przekazywania poczucia odrębności wobec innych narodów, kształtowane przez czynniki narodowotwórcze  takie jak: symbole narodowe, język, barwy narodowe, świadomość pochodzenia, historia narodu, świadomość i tożsamość narodowa, więzy krwi, stosunek do dziedzictwa kulturowego, kultura, terytorium, charakter narodowy -  „Wyborcza” prezentując wartości odwrotnie proporcjonalne do wymienionych, obiecanych i oczekiwanych,  po raz następny udowodniła siłę przekazu medialnego. Wszak  dzisiejsi 20 - latkowie, ba, 40 - latkowie zostali poddani, lub są poddawani terapii „obezhołowienia” intelektualnego. Czynili to już propagandziści hitlerowscy i bolszewiccy, wprowadzając  równocześnie „obezhołowienie” fizyczne / obezhołowienie z ukr. – geneza likwidacji warstwy kierowniczej narodu polskiego przez okupanta /. Cóż różni propagandę okupantów, od równoczesnych mordów  polskiej elity intelektualnej / Wzgórza Wuleckie we Lwowie, Sonderaction Krakau /? Pomiędzy śmiercią fizyczną a intelektualną w rozumieniu tożsamości narodowej nie ma różnicy, bo tak jedna, jak i druga pozbawia naród siły przywódczej. Ujmując to precyzyjniej już następne pokolenie Polaków pozbawione jest nie tylko podstawowej edukacji narodowej i historyczej, ale jest fałszywie informowane przez zakłamywanie historii, jej przemilczanie i wrogość do działań związanych z polskością i par excellance patriotyzmem. Taką służbę pełni „Gazeta Wyborcza”. A przecież to nie tylko media czytane, ale również inne służby multimedialne związane z „Wyborczą” sieją nienawiść do wszystkiego co polskie, nie wyłączając Kościoła. „Gazeta” zamiast rzeczowej retoryki, najchętniej posługuje się pamfletem , nierzadko też knajackim językiem. Adam Michnik jako motto honorowe i wydawnicze obrał słynne „odpieprzcie się od generała”, całując się po „breżniewowsku”  z Aleksandrem Kwaśniewskim, Jerzym Urbanem, czy  innym  „człowiekiem honoru”, stalinowskim oprawcą Czesławem Kiszczakiem. Przyklaskując „Wyborczej” urządza się jeszcze inne spektakle medialne: np. w wykonaniu „Dziennika Gazeta Prawna” wywiad - rzeka z Kiszczakiem o agentach przez niego oglądanych w telewizji, którym oddawał teczki na ich żądanie. Instytut Pamięci Narodowej niszczy się „ustawowo” mając w zanadrzu powołanie do Instytutu kapusiów profesorów wyższych uczelni ujawnionych m.in. w UJ, czy w Uniwersytecie Gdańskim / kłamca lustracyjny b.rektor prof. Andrzej Ceynowa /. Prof. Jan Turulski, być może zostanie członkiem IPN w dowód uznania opisany przez „Wyborczą”, który na druku lustracyjnym napisał: ”całujcie mnie w dupę pajace”.
 - Tylko w „Wyborczej” można się dowiedzieć, że „Patriotyzm jest jak rasizm” pióra Tomasza Żuradzkiego - filozofa,  politologa i etyka / sic! /, absolwenta UJ i London School Economics. /„GW” z dnia  17 .08. 2007 /
- „Polacy są jak Kościół, a on uczy zakłamania, obłudy,konformizmu, hipokryzji i fałszu” / nagranie video – You tube Adam Michnik.
- W maju 1995 roku doszło do otwartego, bezpośredniego starcia Adama Michnika z przedstawicielami śląskich górników. Michnik przybył wówczas, by zeznawać w obronie byłego szefa MSW – gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci 9 górników z kopalni „Wujek” i zranienie 25 górników z kopalni „Manifest Lipcowy” . Widząc Michnika przyjacielsko witającego się z Kiszczakiem, związkowcy śląskiej „Solidarności” zapytali go, jak może podawać rękę mordercy górników z „Wujka”?  Górników, którzy po to strajkowali, by wypuszczono internowanych w stanie wojennym takich jak Michnik. I dodali: mamy prawo sadzić, że jest pan kupiony.
- Adam Michnik występuje również jako mówca kościelny:
- w czasie pogrzebu Czesława Miłosza w Panteonie Narodowym  Na Skałce występując dla chichotu historii wspólnie z rabinem / sic! /, jako apologeta antypolskiej twórczości Miłosza powiedział m. in:
- „…doprawdy – wyczułeś bezbłędnie, Czesławie czym jest piekło kartoteki. To piekło, które pochłonęło miliony istnień ludzkich, do dzisiaj zaraża swym jadem trucicielskim zastępy chorych na podejrzliwość miłośników ubeckich raportów – tej osobliwej pornografii naszej epoki”.
- w czasie pogrzebu „miłośnika” lustracji i Polaków Bronisława Geremka Michnik m.in. powiedział:
„…zapamiętałem twój gest, gdy odmówiłeś podporządkowania się antykonstytucyjnej ustawie o lustracji – ustawie, która okryła wstydem ówczesną większość parlamentarną […] Bronisław wybaczał krzywdy wyrządzone przez IPN, również wobec siebie […] Trudno pojąć intencje ludzi, którzy niszczą pamięć Lecha Wałęsy. Michnika nazwano hieną cmentarną. W tym miejscu należy przytoczyć wypowiedź Bronisława Geremka w słynnym wywiadzie Hanny Krall dla „Polityki”: „…panie profesorze, wydaje mi się, że pan niezbyt lubi Polaków? Niezbyt lubię? Takie określenie jest nieścisłe. Ja ich nienawidzę”. Za ujawnienie tego wywiadu Waldemar Łysiak został przez „salon” uznany za antysemitę, a uderzony przez „salon” maczugą antysemicką w łeb musiał pożegnać szpalty na których publikował swój cotygodniowy felieton. Adam Michnik udziela chętnie swoich łamów osobom publicznym utożsamiającym się środowiskowo i poglądowo ze stanowiskiem redakcji. Częstym gościem łamów „GW” jest Agnieszka Holland reżyser filmowa należąca do najbardziej fanatycznych wyrazicielek fobii antyreligijnych  i antypatriotycznych. Łączy  je z ciągłym tropieniem antysemityzmu, zajadłą wrogością do prawicy i grubiańskimi atakami na opozycyjne PIS. Na łamach „Wyborczej” wypowiada się negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony nierozumną religijnością. Kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swoich rodziców Ireny Rybczyńskiej i Henryka Hollanda, pary stalinowców donosicieli na zlecenie swoich mocodawców, uprawiających nagonki na polskich naukowców, m.in. haniebnym donosem na wybitnego polskiego naukowca słynnego filozofa prof. Władysława Tatarkiewicza. W latach przed wybuchem II wojny światowej Henryk Holland należał do lewicowej syjonistycznej organizacji skautowej „Haszomer Hacair” związany był z ruchem komunistycznym w Rewolucyjnym Związku Młodzieży Szkolnej, który był przybudówką Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Po wybuchu wojny współpracował we Lwowie z „Czerwonym Sztandarem”. Po wkroczeniu sowietów do Lwowa we wrześniu 1939r. powstała gazeta "Czerwony Sztandar" zwykła  agitka wojskowa w randze dziennika, przez Lwowian zwana machorką, ponieważ miała wiele stron, przeważnie przemówień dygnitarzy komunistycznych i doskonale służyła na skręty z machorki kupowanej od sołdatów za kilka kopiejek. W "Czerwonym Sztandarze"publikowali  pisarze kolaboranci, a to Aleksander Wat, Adam Ważyk, Leon Pasternak, Tadeusz Żeleński-Boy, Stanisław Jerzy Lec, Władysław Gomułka, Jerzy Borejsza Goldberg, Jacek Goldberg Różański - kat UB, Julia Brystygierowa / Krwawa Luna / kat NKWD w stopniu pułkownika NKWD, Czesław Miłosz, Władysław Broniewski, Hilary Minc, Edward Ochab, Jerzy Putrament i inni. Długo by trzeba wyliczać późniejsze komunistyczne funkcje każdego z nich w Polsce Ludowej. Adam Michnik był aktywnym członkiem Hufca Walterowskiego ZHP, prowadzonego przez Jacka Kuronia, twórcy „czerwonego harcerstwa”, wg. Wikipedii słynnego lwowianina, na równi z Wandą Wasilewską i TW. Ireną Dziedzic - ksywa ubecka  Marlena. Młody Kuroń oddany był idei stalinowskiej cały - sercem i umysłem. Już w liceum był aktywistą ZWIĄZKU WALKI MŁODYCH. Wkrótce potem został członkiem komisji szkolnej Komitetu Dzielnicowego PZPR. Nie ograniczał się do agitacji komunistycznej, przekonywał uczniów by donosili na swoich rodziców. Co mówią w domu? Czy słuchają zagranicznych rozgłośni radiowych? Aby bronić się przed niebezpiecznym ludem nosił przy sobie pistolet - jak napisał w swych pamiętnikach Strumph - Wojtkiewicz . A należy pamiętać, iż w tamtym okresie za nielegalne posiadanie broni palnej groziła kara, do KARY ŚMIERCI WŁĄCZNIE, a cywil posiadający broń palną, nie będący w NACZELNYCH ORGANACH PAŃSTWA należał do najbardziej ZAUFANYCH ludzi reżimu. Wraz z wiekiem Kuroniowi nie przechodziło zainteresowanie tym co robi młodzież. Wzorując się zapewne na "Poemacie pedagogicznym" autorstwa Makarenki zgodnie z zawartymi tam bolszewickimi zaleceniami utworzył /reaktywował/ CZERWONE HARCERSTWO. Powstały HUFCE WALTEROWCÓW. CZERWONE HARCERSTWO TOWARZYSTWA UNIWERESYTETU ROBOTNICZEGO - działająca w latach 1926 - 1942 - lewicowa organizacja harcerska powstała z inicjatywy ORGANIZACJI MŁODZIEŻY UNIWERSYTETU ROBOTNICZEGO /OM TUR/. Członkowie organizacji brali udział w akcjach politycznych lewicy /m.in. na rzecz CZERWONEJ HISZPANII/. Działacze czerwono harcerscy stawiali sobie za cel wychowanie młodzieży w duchu ideałów proletariackich /socjalistycznych/. Zawołaniem Czerwonych Harcerzy było hasło "Bądź Gotów" /zamiast "Czuwaj"/ przypominające o stałej gotowości do walki o socjalizm. Tylko z nazwy byli to harcerze, tak naprawdę to WALTEROWCY /ideolog - politruk NKWD gen . Karol Świerczewski "Walter"/ sowieccy pionierzy. Dzieci i młodzież zostali całkowicie odcięci od tradycji skautingu. Ośmieszano zasady etyczne służby harcerskiej oparte na służbie "Bogu, Ojczyźnie i bliźnim". Wprowadzono drużyny koedukacyjne. Młodzież płci obojga nie tylko mieszkała we wspólnych namiotach, ale miała nawet WSPÓLNE SZCZOTECZKI DO ZĘBÓW. Uczono tam czym jest prawdziwy komunizm. W owych obozach czynny udział brali podwładni Jacka Kuronia - Adam Michnik i Seweryn Blumstein, dzisiejsi redaktorzy "Gazety Wyborczej" i akcjonariusze „Agory SA” . Początek lat sześćdziesiątych przynosi lekką ewolucję w poglądach Kuronia. Nadal był oczywiście zagorzałym marksistą , ale zaczynała go fascynować odmiana komunizmu proponowana przez Lwa Trockiego. Sąd skazał świeżo nawróconego trockistę na 3 lata więzienia. A więc nie o p o z y c j o n i z m antykomunistyczny, jak wielu dotąd sądzi, ale   t r o c k i z m był przyczyną g o m u ł k o w s k i c h /!/ wyroków sądowych. Ekipa Władysława Gomułki zrobiła z Kuronia męczennika na skalę międzynarodową. Na wolność Kuroń wyszedł w 1967 roku. Będąc w opozycji do Władysława Gomułki nadal jednak ostro komunizował. Czas Komitetu Obrony Robotników jest dzisiaj przedstawiany jako najwspanialszy okres w życiu Kuronia. Nie zwraca się uwagi na to, iż w jego publicystyce z tego okresu przewijał się postulat REZYGNACJI Z SUWERENNOŚCI PAŃSTWA. Bezpieka dbała o to, aby pozycja Kuronia rosła i nabierała znaczenia. W mieszkaniu Kuronia istniało coś na kształt centrali informacyjnej dla prasy zagranicznej. Telefon Kuronia działał bez usterek. "Sadzę też, iż odpowiedni funkcjonariusze pilnowali, aby nic się w jego bezcennej instalacji nie zepsuło" - twierdził Edward Gierek w rozmowie z Januszem Rolickim w "Przerwanej dekadzie". Jacek Kuroń z bezpieką miał kontakt bezpośredni od wczesnej młodości. Najpierw jako młody i gorliwy stalinowiec, kiedy brał udział w akcjach organizowanych przez UB, później jako zwalczany trockistowski ideolog, aby w charakterze tegoż opozycjonisty prowadzić z bezpieką negocjacje polityczne. Gdy skończył się PRL, nie minął Kuroniowi sentyment do esbeków. Jako minister bronił ich PRZYWILEJÓW EMERYTALNYCH. Jak ujawniono ostatnio, rozmowy z esbekami Kuroń prowadził od 1985 roku. Potwierdza to Lech Wałęsa mówiąc: "Prawda, prowadził negocjacje, bo ja go osobiście do tego upoważniłem". Urodzony we Lwowie nigdy nie czuł się POLAKIEM, lecz UKRAIŃCEM. Twierdził, iż to Polska właśnie zdradziła Ukrainę dwukrotnie. Ten drugi raz w roku 1918, gdy w następstwie wojny z Polską padła Zachodnio - Ukraińska Republika Ludowa. Według Jacka Kuronia LWÓW BYŁ I JEST SERCEM UKRAINY, a Polacy mieli się ZRZEC LWOWA I MAŁOPOLSKI WSCHODNIEJ, aby mogło powstać PAŃSTWO UKRAIŃSKIE/! Terytorium Małopolski Wschodniej to tereny od Krakowa po Berdyczów - noszące nazwę "Klein Polen" czyli Małopolski. Podobne do kuroniowych wysuwa żądania terytorialne faszystowsko-nacjonalistyczna OUN, o której powyżej. Kwartalnik "Cracovia Lepolis" ukazujący się w Krakowie w numerze 1 /2005 str.60 podaje, iż Wiktor Juszczenko określił Kuronia jako wielkiego Polaka i Wielkiego Ukraińca /!/, oraz przywiózł na jego grób garść ukraińskiej ziemi, która Jacka urodziła/!/ Kuronia pochowano z honorami jako "Kawalera Orła Białego" - najwyższego cywilnego odznaczenia R.P. Zdaniem red. Andrzeja Pawłowskiego, autora listu do Jacka Kuronia przesłanego w maju 2002 do redakcji "Gazety Wyborczej" "Kawalera Orła Białego" obowiązuje lojalność wobec Polski i polskich bohaterów. Tymczasem tendencyjne wypowiedzi i opisy Kuronia dotyczące stosunków polsko - ukraińskich są takie, jak gdyby nosił on na piersi najwyższe odznaczenie Ukrainy - Order Jarosława Mądrego I Klasy - kończy długi list red. Andrzej Pawłowski. Owego listu "Gazeta Wyborcza" nie wydrukowała. - Michnik wyznaje: „należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska. Środowiskiem z którego pochodzę jest liberalna żydokomuna. Jest to żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojna komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii, to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności/„Powściągliwość i Praca” nr 6 z 1988 roku - pismo katolickie/. „Żydokomuna” – antysemicki termin propagandy, a przede wszystkim agitacji politycznej, przypisujący Żydom winę za komunizm. Oskarżenie to zdobyło popularność wśród przeciwników bolszewizmu w czasie wojny domowej w Rosji / 1917 – 1920 /. W latach dwudziestych termin zdobył popularność na świecie i stał się jednym z ważniejszych elementów ideologii i propagandy nazistowskiej / „ judischer  Bolschewismus” /. W Polsce używany m.in. w znaczeniu grupy, lub organizacji lewicowej o prawdziwej, lub rzekomej przewadze Żydów we władzach, przypisywany Komunistycznej Partii Polski, a następnie Urzędowi Bezpieczeństwa. Używany w Polsce dla stygmatyzacji środowisk liberalnych, oraz wywodzących się z b. PZPR. Jest używany wyłącznie przez środowiska nacjonalistyczne i ksenofobiczne, w polskich / światowych / mediach praktycznie nieobecny. Pojęcie to pojawiło się na przełomie drugiego i trzeciego dziesięciolecia XX wieku, w związku z przypisywaniem Żydom kierowaniem ruchem komunistycznym – tak w Rosji Sowieckiej – jak i w Polsce”. Rodzice Adama Michnika wywodzili się z nurtu działaczy komunistycznych Komunistycznej Partii Polski z programem: przyłączenia Polski do ZSRR, oderwania od Polski ziem wschodnich, oraz zrzeczenia się na rzecz „bratnich socjalistycznych Niemiec” Górnego Śląska i Pomorza. Matka Adama Michnika, Helena, zaangażowana komunistka  sprzed wojny, po wojnie „wsławiła się” głównie dogmatycznymi podręcznikami do nauki historii, zalecającymi m.in. jak najskuteczniejszą walkę z Kościołem i religią katolicką.Wpływ wychowawczy rodziców Adama Michnika  nie ominął jego brata Stefana Michnika – Szechtera  pseud. Karol Szwedowicz. „Wiadomości” TVP z dnia 9 grudnia 2009 podały informację o wystąpieniu władz polskich o ekstradycję Stefana M. - Stefan Michnik należy do grupy stalinowskich katów, jako członek  jednej z grup sędziów odpowiedzialnych za mordercze wyroki. M. in. wyrokował w t. zw. „sprawach tatarowskich”. Wydawał wyroki śmierci na osoby w sfabrykowanych przez komunistów procesach działaczy niepodległościowych. Wyroki śmierci w głośnych sprawach generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko, że te inne wyroki – w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego są dużo mniej znane. Tak, jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka. Major Karol Sęk artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego Stefana Michnika w 1952 roku. Tak, jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, Cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów „Oaza-Ryś” na Mokotowie i Czerniakowie, odznaczonym  za bohaterstwo w walce z Niemcami Orderem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 roku, przy uczestnictwie w egzekucji Stefana Michnika. Stefan Michnik Szechter znajduje się w tym samym poczcie z wieloma innymi stalinowskimi katami jak m.in: - Helena Wolińska - Brus, właściwie Fajga Miadlak Danielak polska prokurator oskarżająca w procesach politycznych okresu stalinizmu w Polsce Ludowej. Jej mężem był Kazimierz Brus polski ekonomista żydowskiego pochodzenia. Jego głównym dziełem jest książka „Od Marksa do rynku”. Drugim mężem Heleny Wolińskiej – Brus był Franciszek Jóźwiak - członek Biura Politycznego KC PPR / PZPR w latach 1948 – 1956, komendant główny Milicji Obywatelskiej i wiceminister Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
- Salomon Morel wyjątkowo okrutny funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa w PRL. Zmarł w Tel Awiwie w 2007 roku. Był m.in. komendantem Obozu Zagłady Zgoda w Świętochłowicach, gdzie w całym okresie istnienia zginęło 1855 osób , odznaczony przez władze PRL Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Prokuratorzy IPN postawili mu zarzuty ludobójstwa, znęcania się fizycznego i moralnego, sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego dla życia i zdrowia więźniów. Oskarżony o stosowanie wyszukanej metody tortur   t.zw. „piramidy” - na polecenie Morela strażnicy rzucali więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi. Izrael odmówił jego ekstradycji, a ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas zapowiedział, iż zawiesza starania o ekstradycję zbrodniarza. Dopiero w 2006 roku zawieszono zbrodniarzowi wypłatę emerytury, lecz odzyskał świadczenia po kilku miesiącach.
 - Adam Michnik ma marzenie – spełnienie wytrwałych dążeń swojego ojca Ozjasza Szechtera do likwidacji Państwa Polskiego. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów  zostanie również zaspokojona w swoich arbitralnych  roszczeniach terytorialnych. A wszystko dzięki staraniom Aarona Szechtera vel Adama Michnika i jego wszechwładnej „GW”. A oto co m.in. powiedział Adam Michnik na konferencji prasowej w stanisławowskiej /Stanisławów  na Ukrainie / księgarni „JE” w gorące wrześniowe popołudnie 2009 roku:
„Moje marzenie – stwórzmy coś na kształt Beneluxu np. POLUKR, LUB UKRPOL”. „Marzę byśmy potrafili razem zbudować coś wspólnego. Jeżeli zrobilibyśmy wspólny twór państwowy, coś na kształt Beneluxu – na przykład POLUKR, LUB  UKRPOL, to będziemy państwem z którym się będzie musiał liczyć każdy i na Wschodzie i na Zachodzie. To jest olbrzymia szansa. Ona jest realna. Teraz pytanie: co to pokolenie, które dzisiaj dochodzi do władzy w Polsce i na Ukrainie potrafi z tą szansą uczynić”. „Ja mam z Ukrainą więzi sentymentalne. Mój ojciec urodził się we Lwowie, mój przyjaciel Jacek Kuroń też się urodził we Lwowie”. Na lwowskiej konferencji w dniu 11 września 2009 roku która odbyła się w Lwowskiej Bibliotece im. Stefanyka zabrał głos dr Igor Hałaguda z IPN – Gdańsk, który w długim wystąpieniu podkreślił znaczenie badań historycznych prowadzonych przez historyków polskich. Powiedział m.in:
„ …można zadać pytanie na ile ta polska edukacja jest efektywna. Przykładem może być Rajd Bandery. Byłem zdziwiony, że publicyści, politycy zaczęli używać argumentów, o których myślałem, że już takich argumentów się nie używa i wyglądało na to jakbyśmy wrócili do lat 50”. W konferencjach wzięli udział- Adam Michnik, - dr Igor Hałaguda – IPN Gdańsk, - Helena Łuczywo, - Marcin Wojciechowski,- Aleksandra Hnatiuk – I radca Ambasady Polskiej - Po zapewnieniu, iż stosunki polsko- ukraińskie układają się bardzo dobrze, w imię przyjaźni między obu narodami, nie odegrano wprawdzie hymnów państwowych zapewne w rozumieniu, iż będzie obowiązywał od teraz jeden hymn narodowy UKRPOL, ale  strony biorące udział w konferencji wymieniły braterskie pocałunki, po czym na wniosek nacjonalistycznej Partii Swoboda bloku Julii Tymoszenko złożony na sesji Rady Obwodu Lwowskiego podano projekt rezolucji: „W najbliższych wrześniowych dniach mija 70 lat od tragicznych dla Ukraińców wydarzeń, szczególnie dla mieszkańców obwodu lwowskiego. Wycofujące się z zachodnio – ukraińskich  ziem polskie wojska i policja zniszczyły dziesiątki wsi, zabiły setki pokojowo nastawionych Ukraińców. Proponuje się, aby w każdą drugą niedzielę września obchodzone było nowe oficjalne święto – Dzień Uhonorowania Poległych z Rąk Polskich Wojsk we Wrześniu 1939 roku”. Tyle najnowszych przyjaznych wieści stanisławowsko - lwowskich dla pp. Michnika,  Hałagudy  i Ambasady Polskiej w Kijowie zanotował niżej podpisany.
Uniwersytet Pedagogiczny im.  Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie uhonorował w dniu 17 listopada 2009 Adama Michnika tytułem doktora honoris causa. W przeddzień „Rzeczpospolita” ostrzegała, iż uroczystość zakłócić może protest przeciwników wyróżnienia dla redaktora „GW”. Laudację uzasadniająca przyznanie honorowego doktoratu wygłosił profesor Uniwersytetu Pedagogicznego publicysta „GW” i „Tygodnika Powszechnego” Janusz Majcherek. Do szczególnie skandalicznych tekstów o jawnie antypolskiej wymowie należy publikowany w „Tygodniku Powszechnym” za aprobatą ks. Adama Bonieckiego jeden z najbardziej oszczerczych i napastliwych artykułów na temat dziejów Polski – „Ciemne karty polskiej historii” Janusza A. Majcherka / „Tygodnik Powszechny” z 25 marca 2001 roku /. Tekst ten stanowi prawdziwy zsyp różnorodnych antypolskich i antykatolickich potwarzy, insynuacji i oszczerstw. Kalumniator z „Tygodnika Powszechnego” umieścił tam oszczerstwa przeciwko Konstytucji 3 Maja, powtarzał najgorsze uogólnienia wrogów Polski o polnische Wirtschaft  i polskiej tępocie. Szczególnie oburzające jednak było zamieszczenie przez  J. A Majcherka kalumnii na temat stosunku kardynała A. Sapiehy do Żydów w czasie wojny, atakowanie słynnego metropolity krakowskiego za rzekomy brak pomocy Żydom. Pomocy, którą tylekroć wcześniej wysławiali różni uczciwi żydowscy autorzy / m. in. A.  Biberstein w książce „Zagłada Żydów w Krakowie”, Kraków 1985 /. Przed uroczystością odnotowano protesty przeciw planom nadania Adamowi Michnikowi doktoratu honorowego uczelni, m.in. przez: pracowników Uniwersytetu Pedagogicznego, podpisany przez nauczycieli akademickich Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej  w Krakowie, prof. zw. dr. hab. Ryszarda Kantora, dr. hab. Henrykę Kramarz, prof. dr. hab. Józefa Misiaka, Wiesława Magiery redaktora naczelnego „Głosu Polskiego” pisma Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie. To znaczący protest absolwenta, oraz b. pracownika naukowo – dydaktycznego uczelni. Wśród oburzonych przyznaniem tego doktoratu jest trójka autorów listu otwartego w tej sprawie – profesorowie Uniwersytetu Pedagogicznego: Henryka Kramarz, Ryszard Kantor i Józef Misiek. Twierdzą oni, ze decyzja była niezgodna z wolą większości obecnych na posiedzeniu Rady Wydziału Humanistycznego uczelni, która odbyła się 9 lipca, a pomysł doktoratu „zainspirowały” władze uniwersytetu. Protesty odbyły się w dniu zapowiadanej uroczystości przed gmachem uczelni. Prof. Michał Śliwa rektor uczelni powiedział: „Protestującym odpowiem: gdyby nie Adam Michnik, to teraz zainteresowałyby się wami SB, a potem trafilibyście do aresztu. A tak każdy może protestować” – mówi „Gazecie Wyborczej” rektor Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, inicjator przyznania doktoratu honorowego Michnikowi”. Należy w tym miejscu przypomnieć, iż Komisja Edukacji Narodowej / KEN /  (pełna nazwa Komisja nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mająca )  – centralny organ władzy oświatowej powołany w Polsce przez Sejm Rozbiorowy 14 października 1773 roku na wniosek króla Stanisława Poniatowskiego była pierwszym w Polsce ministerstwem  oświaty publicznej i pierwszą tego typu instytucją w Europie. Medal Komisji Edukacji Narodowej to polskie odznaczenie resortowe nadawane za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania przez Ministra Edukacji Narodowej. Jako laureat  zaszczytnego odznaczenia Medalem Komisji Edukacji Narodowej wyrażam swój głęboki żal,  iż polska uczelnia edukacyjna zlokalizowana w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie, mająca w swoim godle KOMISJĘ EDUKACJI NARODOWEJ – HISTORYCZNY  SYMBOL POLSKIEJ WIEDZY I NAUKI   nie zwróciła uwagi na nastroje społeczne skierowane przeciwko uhonorowaniu Adama Michnika doktoratem Uniwersytetu Pedagogicznego. Czy uczelnia przy mniejszościowym poparciu jej władz posiadała przyzwolenie społeczne? Dlaczego nie zwrócono się do osób uhonorowanych tym samym godłem o opinię? Dlaczego JM Rektor odpowiedział protestującym o areszcie i SB gdyby… etc. / patrz wyżej /. Oczekuję odpowiedzi JM Rektora uczelni należnego PT czytelnikom „Głosu Polskiego” pisma Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie.ALEKSANDER SZUMAŃSKI

Refleksje z podróży... ...Nowy Sącz - Kraków Wracam pociągiem. 7.40 przez Tarnów. Sześć wagonów. Każdy waży ok. 50 ton. W każdym po pięć-sześć osób. Wszystkie z powodzeniem weszłyby do jednego autobusu – może być szynowy, skoro szyny już leżą – ważącego 3 tony. Na pierwszych dwóch stacjach nie wsiadła, ani nie wysiadła ani jedna osoba. Cały skład - ze 400 ton - musi jednak zahamować, a potem się rozpędzić. Jakie-ż POTWORNE marnotrawstwo energii! Gdzieś-tam w elektrowni podniosła się temperatura. Ktoś by pomyślał, że na dworcach pikietują ci wariaci ekolodzy domagający się likwidacji kolei, które przyczyniają się do GLOBCIa, i położenia zamiast torów - asfaltu. Ale-ż skąd! „Ekolodzy” domagają się właśnie kolejnych ograniczeń w ruchu samochodów i utrzymania nieopłacalnych linii kolejowych!!!! Za przejazd do Tarnowa (w moim wagonie wszyscy mają zniżki!) spółka zainkasowała (od wszystkich łącznie) ze 130 zł. Maszynista, konduktor, dróżnicy – a, i dwóch SOKistów w pociągu. Mnie jest BARDZO wygodnie. Ile Państwo do mnie dopłaciliście? Tyle mojego tekstu. A teraz, proszę Państwa, trochę wiedzy fachowej. Proszę zajrzeć na stronę SOKisty: I przeczytać ostatni – jak-że pouczający – akapit: Tony, tony, tysiące ton... Powyższe rozważania dają ogólne pojęcie o masach, z jakimi mamy do czynienia na kolei. Dla porównania: pociąg o masie 4000t to ekwiwalent stu ''tirów'', czyli zestawów ciągnik siodłowy plus naczepa. Tak więc każdy pociąg towarowy to mniej zatłoczone drogi. I czystsze powietrze.Jeszcze jeden wniosek na zakończenie. Jeśli przyjmiemy, że przeciętny samochód osobowy waży około tony, to przeciętny pociąg waży kilkaset lub kilka tysięcy razy więcej. (...) Tak czy inaczej, pojazdy szynowe ważą duuużo więcej, niż nasze samochody (...) Właśnie. Właśnie dlatego z'używają znacznie więcej energii, niż samochody. I dlatego są (przy drogiej energii) nieopłacalne. Są jeszcze inne powody nieopłacalności kolei. Przede wszystkim: ludzie mają samochody. Prawdą jest – o czym napisałem na początku – że budować tory, to absurd - ale czasem opłaca się skorzystać z szyn, skoro już leżą. To samo działa jednak w drugą stronę: opłaca się skorzystać z samochodu, jeśli się go już ma... To znaczy: opłacałoby się, gdyby na stacji kupować tylko benzynę (1,30 za litr) + 50 gr (opłata za przejazd po reżymowych drogach). I gdyby państwo nie dopłacało do biletów kolejowych. A poza tym ludzie lubią dziś mieć poczucie, że w każdej chwili mogą sobie zjechać z drogi – albo i zawrócić. A komuniści tego nienawidzą.Zdaniem komunistów ludzie to bydło, które powinno jechać tam, gdzie ONI chcą.  I dlatego kochają komunalne środki transportu. A pierwszą rzeczą, jaką zrobili w Londynie, była likwidacja tradycyjnych "piętrusów". Tych, z których można było z tylnego pomostu w korku wysiąść, albo i w biegu wyskoczyć. Jak wiadomo ludziom nie jest potrzebna Wolność - tylko Bezpieka. JKM

Odkrycie „Jurka” Owsiaka Cała Polska, ach, co ja mówię – jaka tam znowu „Polska”? – cały świat wstrzymał oddech na wieść, że słynny „Jurek” Owsiak zmienia swoje poglądy. Dotychczas bowiem poglądy „Jurka” Owsiaka uchodziły u nas za jeden z nielicznych, a może w ogóle jedyny stały punkt we Wszechświecie. Taki, dajmy na to, poseł Antoni Mężydło czy Paweł Zalewski, przechodzą sobie z PiS do Platformy i w ogóle nie zmieniają żadnych poglądów. Nie dlatego, żeby ich nie mieli; co to, to nie. Mają a jakże, ale w zależności od potrzeb, to znaczy – jak szef, albo nawet i nie szef, tylko, dajmy na to „Rycho” lub „Zbycho” wyda rozkaz, to się natychmiast od nich odcinają i już jest wporzo. Tymczasem u „Jurka” Owsiaka - wiadomo: róbta co chceta, bo jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, jesteście wspaniali, kocham was, no i w ogóle – siemacha – a tu patrzcie Państwo – zmienia poglądy! O co chodzi? Czy już nie róbta co chceta, tylko róbta czego nie chceta? Czy, że nie jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej? A może jesteście okropni i już was nie kocham? A w ogóle to nie „siemacha”, tylko sieniemacha? No nie, aż takiej gruntownej zmiany poglądów „Jurek” Owsiak nie przeprowadza, gdzieżby tam znowu; przecież trzeba dbać o wypracowane z takim trudem i przy zaangażowaniu takich gigantycznych środków nadymających emploi. Jeśli zmienia poglądy, to tylko odcinkowo, a konkretnie – na odcinku służby zdrowia. Rozchodzi mu się o to, że kiedyś był przeciwny, żeby ludzie leczyli się gdzieś za granicą, ale teraz już chyba nie jest. A nie jest dlatego, że doszedł do wniosku, iż w naszej służbie zdrowia są zaniedbania. Nie tylko sam doszedł do takiego wniosku, ale o swoim odkryciu zaraz poinformował panią minister Ewę Kopacz. Kiedyś przed wojną w jednym z pensjonatów w Krynicy, kilku panów grało w karty. Inny pan, który przyglądał się grającym, zauważył, że jeden z nich oszukuje. Zwrócił się więc do niego z uwagą „vous trichez, Monsieur” – na co tamten spokojnie odłożył karty i powiedział: nie mam pojęcia w jakim celu informuje mnie pan o czymś, o czym nie mogę przecież nie wiedzieć – po czym wyzwał go na pojedynek i w tym pojedynku zabił. Pani minister Ewa Kopacz nigdy czegoś takiego „Jurku” Owsiaku, ma się rozumieć, nie powie, i to nie tylko dlatego, że to jedna z największych tajemnic państwowych, a z tajemnicami państwowymi – wiadomo: kto by ją zdradził, umrze podwójnie, ciałem i duszą – ale przede wszystkim dlatego, że jako ministra rządu premiera Tuska obowiązuje ją urzędowy optymizm. Wspominał o tym jeszcze przed wojną poeta, pisząc, w jaki sposób poszczególne grupy obywateli reagują na wiosnę. I tak na przykład zaangażowany poeta proletariacki na wiosnę reagował następująco: „I znowu wiosnę widzą me klasowo nastawione oczy. Precz z rządem! Wiwat KPP i półgodzinny dzień roboczy!” – a znowu w oczach rządu wiosna wygladała tak: „Radosna twórczość kipi wszędzie wbrew opozycji niecnym krzykom. Niedługo wydać trzeba będzie letnie mundury urzędnikom”. A jeśli chodzi o panią minister Kopacz, to chyba nikt nie prześcignie jej w urzędowym optymizmie, zatem nie bardzo wiadomo, co właściwie miałaby „Jurku” Owsiaku odpowiedzieć na jego odkrycie. Ale mniejsza już o panią minister i jej rozterki, bo znacznie ważniejsze jest samo odkrycie, że w naszej służbie zdrowia są „zaniedbania”. No dobrze, ale kiedy właściwie one powstały, z czego się wzięły i na czym konkretnie polegają? Żyją przecież jeszcze ludzie pamiętający, że obecna sytuacja naszej służby zdrowia została ukształtowana w następstwie wiekopomnych reform byłego charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka, który ponad wszystko pragnął przychylić nam nieba. Czyż z takiego pragnienia i nakazanych na jego podstawie wiekopomnych reform mogłyby wyniknąć jakieś „zaniedbania”? Wydaje się to niepodobieństwem, ale skoro już sam „Jurek” Owsiak coś takiego stwierdził, to musimy jego odkrycie rozebrać sobie z uwagą, no nie? Wszystkie reformy, a już zwłaszcza reformy wiekopomne, mają dwojakie cele: cele prawdziwe i cele deklarowane. Cele prawdziwe mają to do siebie, że muszą pojawić się jako nieuchronne skutki reform i muszą pojawić się natychmiast. Natomiast cele deklarowane, albo się pojawią, albo nie. Jakie skutki musiały wystąpić nieuchronnie i natychmiast w następstwie wiekopomnej reformy, jaka charyzmatyczny premier Buzek przeforsował w dziedzinie ochrony zdrowia? Musiał nastąpić skokowy wzrost synekur w sektorze publicznym, a konkretnie - w dziedzinie związanej z ochroną zdrowia. I rzeczywiście – utworzonych zostało 17 kas chorych; 16 wojewódzkich i jedna mundurowa, w których członkowie zaplecza politycznego AWS i UW znaleźli mnóstwo wesołych miejsc pracy – no i mnostwo stanowisk administracyjnych w dotychczasowych jednostkach organizacyjnych służby zdrowia, gdzie również można było poupychać różne zasłużone osoby. Sfinansować to wszystko miały pieniądze, które – według założeń samego charyzmatycznego premiera Buzka – miały „iść za pacjentem”. Zwróćmy uwagę na to sformułowanie: „za pacjentem” – bo nie jest to żadna freudowska pomyłka. Jeśli zatem pieniądze miały iść „za pacjentem” a nie razem z nim, to znaczy, że podstawowym założeniem owej wiekopomnej reformy musiało być odebranie pacjentowi pieniędzy i to zaraz na początku. I rzeczywiście – w ramach istniejących podatków wprowadzony został obowiązek składki na ubezpieczenie zdrowotne, którą każdy musi wpłacać na rzecz państwa. W ten sposób pieniądze zostały odebrane pacjentowi żeby podążać „za nim”. Sęk w tym, że nikt nie sprecyzował, w jakiej właściwie odległości za pacjentem te pieniadze mają podążać i w rezultacie ta odległość tak się wydłużyła, że pacjent stracił ze swoimi pieniędzmi nie tylko wzrokowy, ale w ogóle wszelki kontakt. One niby gdzieś tam „podążają”, ale gdzie konkretnie – tego już nikt nie wie, w związku z czym następstwem wiekopomnej reformy charyzmatycznego premiera Buzka stało się to, że pacjenci zostali pozbawieni pieniędzy. No a skoro nie mają pieniędzy, to i wobec nich nikt też nie ma żadnych zobowiązań. W ten sposób deklarowany cel wiekopomnej reformy charyzmatycznego premiera Buzka, w postaci przychylenia nam nieba, jakoś się nie pojawił, jeśli oczywiście nie liczyć nadziei, że tak czy owak wszyscy kiedyś pójdziemy do nieba – oczywiście z wyjątkiem tych, co pójdą do piekła, gdzie przez cały czas będzie ich bolało. Na domiar złego, wkrótce nastapiła zmiana rządu, a nowy premier Leszek Miller, widząc, że nie ma innego sposobu wysiudania członków politycznego zaplecza AWS i UW z synekur w kasach chorych, żeby zrobić miejsce dla członków własnego zaplecza, zlikwidował kasy chorych i zamiast nich wprowadził Narodowy Fundusz Zdrowia, dzięki czemu mogł już obsadzić stworzone w ten sposób synekury według swego uznania. NFZ zaczął urzędować, wyznaczając między innymi ceny usług i procedur medycznych i na tej podstawie podpisując kontrakty ze szpitalami i innymi instytucjami ochrony zdrowia. Oczywiście te ceny i te kontrakty w najmniejszym stopniu nie przystawały i nie przystają do rzeczywistości, bo zadaniem NFZ nie jest leczenie pacjentów, tylko dbanie, by rząd nie wydał na to zbyt wiele pieniędzy, zwłaszcza, że z tej samej puli żywią się również urzędnicy NFZ, którzy nie mają najmniejszej wątpliwości, że są niezastąpieni i w ogóle – w tym całym interesie najważniejsi. W rezultacie szpitale i inne placówki popadły w straszliwe długi wobec bezradnych wierzycieli, którzy już to z pobudek humanitarnych, już to z nadmiaru wyobraźni nie posuwają się do ostateczności w postaci zlicytowania dłużnika. Na takie następstwo już dawno zwracał uwagę laureat nagrody Nobla z ekonomii Milton Friedman – że jeśli urzędnicy zaczynają samodzielnie ustalać ceny towarów i usług, to tym samym pozbawiają się podstawowej informacji ekonomicznej, ile co naprawdę kosztuje. Z tej zaś sytuacji nic dobrego wyniknąć nie może, to chyba jasne. W rezultacie musiało dojśc do tego, do czego w końcu doszło – że urzędnicy postawieni na odcinku ochrony zdrowia, nie mogąc, z braku pieniędzy, które gdzieś się rozeszły, podejmować żadnych krokow w sytuacji zagrożenia epidemią grypy, zaczęli udzielać zbawiennych rad, żeby np. podczas Mszy świętej hostię przyjmować na ręce, a nie na język, żeby nie podawać sobie rąk przy „znaku pokoju”, a nawet – żeby zbyt kordialnie się nie witać, ani obściskiwać przy składaniu wigilijnych życzeń. Wprawdzie najgorsze są nieproszone rady, ale skoro urzędnicy tak się dla naszego dobra rozdokazywali, to czyż nie wypada się zrewanżować? Więc rada za radę – niech przebadają się w jakimś dobrym psychiatryku – oczywiście w ramach kontraktu z NFZ. SM

Męczeństwo Jana Rokity Jeszcze nie zdążyły nam obeschnąć łzy żalu na widok męczeństwa pana senatora Krzysztofa Piesiewicza, który nie dość, że był szantażowany przez wesołe damy, to jeszcze „usłyszy zarzuty” prokuratury w sprawie narkotyków, jeszcze nie ochłonęliśmy ze wstydu i zgrozy na widok kolejnych ataków na świetlaną postać generała Wojciecha Jaruzelskiego, naszego narodowego bohatera, przygotowującego się powoli do roli santo subito, a już gruchnęła wieść że Niemcy skazali Jana Marię Rokitę na grzywnę z zamianą na więzienie w związku ze sławnym incydentem monachijskim. Jak pamiętamy, niemiecka obsługa samolotu „Lufthansy” najpierw bez należytej rewerencji potraktowała płaszcz Jana Marii Rokity, a potem – również jego samego. Co tu ukrywać; smutny jest tegoroczny adwent, bo taka sekwencja męczeństwa najlepszych synów naszego narodu musi być znakiem – zapowiedzią kolejnych paroksyzmów dla naszej umiłowanej ojczyzny, kto wie, czy nie związanych z wejściem w życie traktatu lizbońskiego. Ale nawet w najcięższych chwilach nie należy upadać na duchu, tylko wyciągać wnioski na przyszłość. Gdyby bowiem Jan Maria Rokita prześladowany przez Niemców na pokładzie samolotu w Monachium nie wołał: „ratunku, biją mnie Niemcy!”, tylko: „do mnie dzieci wdowy!”, to nie ulega wątpliwości, że nie tylko jego sprawa wyglądałaby dzisiaj całkiem inaczej, ale w jego obronie stanąłby, jeśli nawet nie cały naród, to jego najbardziej wartościowa część, z Jego Ekscelencją arcybiskupem Józefem Życińskim na czele – jak to miało miejsce w przypadku męczeństwa pana senatora Krzysztofa Piesiewicza. SM

17 grudnia 2009 Głowa zabita deskami głupoty... „Dla triumfu zła wystarczy obojętność ludzi dobrych”- twierdził Edmund Burke, jeden z największych konserwatystów osiemnastego wieku, wielki wróg tzw. Rewolucji Francuskiej, w której popłuczynach ideologicznych  obecnie żyjemy,  i który swoje zwłoki kazał spalić i rozsypać na cztery strony świata, bo kończył żywot w roku 1797 i widział co jakobini  demokratyczni wyprawiali z Francuzami i był przekonany, że gdy zajmą Anglię- zbeszczeszczą jego grób. Zdążył napisać genialne „ Rozważania  o Rewolucji Francuskiej”- obowiązkową lekturę dla każdego konserwatysty. Tu się akurat pomylił.. Ten co wyniósł Rewolucję Antyfrancuską na zewnątrz Francji- Napoleon- poniósł ostateczną klęskę, ale idee przetrwały.. Mamy między innymi  ideami–  demokrację., która po 1918 roku w Europie- zatriumfowała ostatecznie, do dziś.. No i  czy dla triumfu zła nie wystarczy  wielka  obojętność dużej liczby ludzi?Właśnie demokracja  na Synodzie luterańskiego Kościoła Szwecji spowodowała, że większością 70% głosów uchwalono,  że  są dopuszczalne od 1 listopada 2009 roku” małżeństwa” tzw. homoseksualne(!!!!).Jeszcze raz powtórzę… Na Synodzie luterańskiego Kościoła Szwecji!!!!! Chrześcijanie uchwalają przeciwko Panu Bogu , demokratycznie, większością, że nie będzie obrazoburczy związek dwóch mężczyzn i taki związek będzie tworzył rodzinę(???). A w jaki sposób miałby tworzyć rodzinę, skoro dzieci im Pan Bóg w żaden sposób nie da?Da im za to człowiek, który uchwali demokratycznie,  że „ małżeństwa” homoseksualne, dzieci powinny mieć, na przykład z adopcji.. Demokracja zwycięża na każdym odcinku, a im jej więcej- tym więcej głupoty. Bo głupota towarzyszy demokracji niezmiennie.. Wystarczy większość! A większość zawsze można podkupić- jeśli brakuje głosów! Kościół Luterański dostosowuje się do prawa cywilnego Szwecji, które od pierwszego maja dopuszcza zawieranie” małżeństw” homoseksualistów…. Prawo Boże dostosowują  luteranie do praw człowieka- jakie by ono nie było, nawet najbardziej amoralne..… To z praw Bożych mają wynikać prawa stanowione przez człowieka, a nie odwrotnie.. Z praw stanowionych przez człowieka może wynikać jedynie zguba  całej europejskiej, kiedyś cywilizacji.. Demokracja pustoszy współczesną Europę.. Kiedyś normalna- monarchiczna, dzisiaj amoralna- demokratyczna…Ten łotr Luter, rozłupał swoimi 95 tezami Kościół Powszechny w Europie… Wprowadził wielki zamęt, który trwa do dzisiaj.. Wielkim bogiem dla luterańskich chrześcijan stała się Liczba… Im ona większa - tym słuszniejsza Racja.. 70 % z nich głosowało  demokratycznie za kolejnym krokiem w kierunku zamętu.. U nas, w zasadzie u nich - luteraninem jest pan profesor Jerzy Buzek, obecnie przewodniczący Parlamentu demokratycznie  Europejskiego.. I co on na to? Czy solidaryzuje się z  demokratycznym wynikiem Synodu luterańskiego Kościoła Szwecji? Luteranie - to już chyba nie chrześcijanie. Nas na razie chroni art. 18 Konstytucji ustanowionej przez człowieka, w naszym przypadku socjalistów z SLD, PSL, UP i UW, którzy tymczasem, dla świętego spokoju zapisali że:” Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczpospolitej Polskiej”. Bo w demokracji wszystko jest tymczasowe.. Wytarczy przegłosować w odpowiednim, nadarzającym się momencie.. A czy to długo, żeby przegłosować, że już” małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo  nie znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczpospolitej Polskiej”(???). Tym bardziej, że zegar antycywilizacyjny  tyka, a  wskazówki do niego znajdują się w Brukseli, ściślej mówiąc w rękach socjalistów europejskich , będących – tak naprawdę  i docelowo-wrogami Kościoła.... Mały Adamek zza drzwi łazienki woła do mamy:- Mamo! Jaką koszulkę mam dzisiaj włożyć?- Z krótkimi rękawami…; a czemu pytasz?- Bo nie wiem, dokąd mam umyć ręce…(???) Wahający  się w Kościele, już  nie wiedzą do jakiej granicy jeszcze mają się posunąć.. żeby ustąpić pod naporem Praw Człowieka przeciw Prawom Bożym.. zwanymi prawami naturalnymi do wolności, do własności i do życia.. Z jednej strony mamy do czynienia z demokracją i Prawami Człowieka,  a z drugiej – z nieistniejącymi monarchiami i zanikającymi Prawami Bożymi.. Monarchie  europejskie to monarchie operetkowe, nie mające żadnego rzeczywistego znaczenia.. I jeszcze jak monarchini brytyjska mówi o bezpłatnej opiece zdrowotnej i bezpłatnym szkolnictwie..(!!!!) Nóż się w kieszeni otwiera…Czy świadomość własnej ignorancji, może być znaczącym krokiem ku mądrości?- jak zastanawiał się  Benjamin Disraeli. Być może Natomiast obok  musu zdejmowania krzyży we Włoszech, co zarządził Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, nasz nowy wymiar sprawiedliwości, którego orzeczeniom musimy się podporządkowywać, jako państwo „ suwerenne”, bo jakże by inaczej- mamy nową sprawę. Zgodnie z tezą- powiedzmy  kwietniową- pana Andrzeja Olechowskiego, który przed przyłączeniem Polski do Unii Europejskiej wykrzykiwał , że” wchodzimy do Unii Europejskiej po to, by móc decydować o sobie”(???). No to będziemy decydować… Oczystości własnych majtek- najwyżej! Nowa sprawa to historia, pana profesora od filozofii( przypominam, że pan profesor Wolniewicz twierdzi że filozofia to żadna nauka!)  ,Ludwika Vallauriego, któremu Europejski  i tak dalej, nakazał państwu włoskiemu wypłacenie odszkodowania w wysokości 10 tysięcy euro za odmowę „ sprawiedliwego procesu”, bo ten 11 lat emu został zwolniony z katolickiego uniwersytetu Sacro Cuore w Mediolanie za głoszenie poglądów niezgodnych z nauczaniem Kościoła. Mówił między innymi, że:” Jezus był bardzo zły”(???) Od decyzji tej usiłował się odwołać w kolejnych sądach, które jednak za każdym razem argumentowały, że nie będą oceniać decyzji Kościoła Powszechnego.Okazuje się,  że nie wolno nawet zwolnić heretyka? Heretyk na katolickiej  ambonie może głosić co mu się podoba.. Stoi za nim Europejski Trybunał Praw Człowieka.. Krzyże,  sprawa heretyka, incydent z Berlusconim… Akurat centroprawicowiec Berlusconi nie zgadza się z ustanawianiem „ małżeństw” homoseksualnych,  utrudnia rozwody, jest solą w oku lewicy.. I jest bogaty i niezależny! Tego mu darować nie mogą.. Natomiast pani Małgorzata Foremniak, kiedyś aktorka Teatru w Radomiu, jest bardzo  hołubiona przez media jako” gwiazda.” Właśnie się podzieliła opłatkiem świątecznym z panią Stenką… W oparach namiętnego pocałunku w usta..(???). Naprawdę- to jest sposób ten właściwy! Namiętny! W jednym z odcinków jakiegoś serialu  propagowała przed Świętami Bożego Narodzenia wypuszczanie karpi do stawu.. Akurat karp jest chrześcijańską tradycją i chodzi o to,  żeby karpi nie jeść- o czym przypominają nam   każdego roku organizacje walczące z prawami zwierząt i ryb.. Jak będzie w tym roku? Czy pan Makłowicz znowu wygłosi jakąś kwestę w sprawie karpi: kilka lat temu powiedział, że: karp jest przeżytkiem PRL-u”(????). Naprawdę, panie Makłowicz? I czym popisała się pani Małgorzata Foremniak? Powiedziała jeszcze:” Mnie w ogóle nie staje, jak widzę sceny erotyczne w polskim filmie”(???) I czego to nie zachwaszczą ludzie za wielkie pieniądze i za sławę.. No i obowiązkowo trzeba dokopać chrześcijaństwu… Aktywistów nie brakuje!WJR

Groteskowe spektakle Czy zwrócili Państwo uwagę, że życie publiczne w Polsce ulega coraz większej teatralizacji? W teatrze, jak wiadomo, występują aktorzy. Nie mówią oni od siebie, tylko powtarzają wyuczoną rolę i odgrywają sceny zaprojektowane przez reżysera. Starają się oczywiście, by przedstawienie wypadło jak najbardziej naturalnie, to znaczy – tak, jakby to wszystko działo się naprawdę – ale wszyscy przecież wiedzą, że to tylko fikcja i że aktor, dajmy na to, zabity w ostatnim akcie, pod zakończeniu spektaklu wstanie jak gdyby nigdy nic i wraz ze swym zabójcą będzie kłaniał się oklaskującej go publiczności. Takiej właśnie teatralizacji ulega nasze życie publiczne i to tym bardziej, im bardziej jego kształtowanie wymyka nam się z rąk. Weźmy takich polityków; jeden do drugiego coraz bardziej podobny, jak dwie krople wody – ale bo też nie tylko słuchają tych samych stylistów, którzy dobierają im podobne krawaty i tresują do identycznych gestów i sportowych uśmiechów, ale przede wszystkim – recytują role napisane dla nich przez starszych i mądrzejszych. Jest to zresztą zgodne z naszą państwową tradycją. 18 kwietnia 1694 roku biskup wileński Konstanty Kazimierz Brzostowski w tamtejszej katedrze wyklinał hetmana Kazimierza Jana Sapiehę. Nie chodziło oczywiście o żadne przewinienia natury religijnej, tylko o hiberny, czyli kwaterunki wojskowe, jakie hetman Sapieha wyznaczył w posiadłościach biskupich. Inna rzecz, że zrobił to złośliwie, bo biskup Brzostowski był stronnikiem króla Jana III Sobieskiego, z którym hetman Sapieha był już podówczas skonfliktowany. Ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o samą klątwę. Biskup Brzostowski stojąc w pontyfikalnych szatach na ambonie wymawiał słowa klątwy, wykluczającej przeklętego z ludzkiej wspólnoty: od ognia, od wody, od stołu i dachu. Kiedy zaś na koniec po trzykroć zakrzyknął: „anatema, anatema, anatema!” – wówczas zgromadzona w katedrze szlachta rzuciła na posadzkę trzymane uprzednio w rękach zapalone świece na znak, że przyłącza się do przekleństwa. Na tym ceremonia się zakończyła, po czym wszyscy, prosto z katedry poszli do wyklętego przed chwilą Sapiehy, ponieważ tego dnia wydawał on huczne przyjęcie. Krótko mówiąc – wyklinanie swoją drogą, a wypicie i zakąszenie – swoją. Z tego właśnie punktu widzenia warto spojrzeć na demonstrację, jaką w ostatni wtorek urządziła przed Kancelarią Premiera Solidarność. Niby wszystko było jak trzeba; i groźne hasła na transparentach i wyjące syreny i płonące opony, a nawet petardy – ale wszyscy doskonale wiedzieli, że to tylko takie przedstawienie, że to nie naprawdę, bo właśnie pan przewodniczący Śniadek łamie się opłatkiem z panem ministrem Michałem Bonim i obydwaj życzą sobie wszystkiego najlepszego. Zdawali sobie z tego sprawę nie tylko odgrywający sceny protestu związkowcy, ale również i policjanci, którzy teoretycznie mieli powstrzymywać ich przed ekscesami. Byli to pewnie ci sami policjanci, którzy w tym samym miejscu demonstrowali dwa tygodnie wcześniej i nawet krzyczeli: „zło-dzie-je, zło-dzie-je!” – ale żaden się nie ruszył, by tych złodziei złapać i oddać w ręce sprawiedliwości. Dlatego też rząd nic sobie z tych wszystkich demonstracji nie robi, to znaczy oczywiście udaje, że bardzo się nimi przejmuje, odbiera od demonstrantów różne petycje, a nawet wdaje się z nimi w rozmowy, ale tylko dlatego, że te widowiska mają taką dramaturgię, podczas gdy tak naprawdę, to rząd nic nie może, ponieważ zarówno on, jak i prostestujący, odgrywają tylko role rozpisane wcześniej przez starszych i mądrzejszych, którzy te wszystkie widowiska reżyserują. Z tego własnie punktu widzenia warto spojrzeć również na zapowiadane już zgłoszenie własnej kandydatury w przyszłorocznych wyborach prezydenckich przez doktora Andrzeja Olechowskiego. Pan doktor Olechowski, wśród zalet „fizjologicznych i innych”, ma również i tę, że w przeszłości był tajnym współpracownikiem sławnego „wywiadu gospodarczego”. Francuzi mówią, że „kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat”, więc i o współpracy doktora Olechowskiego ze sławnym „wywiadem gospodarczym” niekoniecznie musimy mówić w czasie przeszłym. W tej sytuacji zapowiedź wystawienia kandydatury doktora Olechowskiego może oznaczać, że starsi i mądrzejsi pragną przejąć ręczne sterowanie tubylczą polityczną sceną, bez uciekania się do pośrednictwa statystów w rodzaju premiera Donalda Tuska. Nawiasem mówiąc, dopiero w tym kontekście lepiej rozumiemy inicjatywę pana premiera, żeby zmienić konstytucję w taki sposób, by wszystkie uprawnienia władcze prezydenta przejął premier. Najwyraźniej premier Tusk musiał skądś się dowiedzieć, że już nie jest przewidziany na prezydenta i w desperacji wpadł na taki pomysł uratowania przynajmniej pozorów. Ale mniejsza z tym, bo znacznie ciekawsza jest finansowa strona kandydatury pana doktora Olechowskiego. Jak wiadomo, związał się on był ostatnio ze Stronnictwem Demokratycznym, którego ówczesny przewodniczący Paweł Piskorski zamierzał sfinansować mu kampanię prezydencką ze środków uzyskanych ze sprzedaży licznych nieruchomości SD. Ale działacze tej partii, którzy z administrowania tymi nieruchomościami spokojnie sobie żyją, zdecydowanie się temu pomysłowi sprzeciwili i nawet pozbawili pana Piskorskiego zaszczytu przewodzenia tej sławnej partii. W tym momencie rodzi się pytanie, kto panu doktorowi Olechowskiemu sfinansuje kampanię wyborczą? Odpowiedź na to pytanie dostarczy niezwykle cennej wskazówki zarówno co do pozycji samego pana doktora Olechowskiego i co do zobowiązań politycznych, jakie mógłby z tego tytułu zaciągnąć, ale również – wskazówki co do prawdopodobniej przyszłości naszego państwa, zwłaszcza gdyby pan doktor Olechowski prezydentem został, czego przecież wykluczyć nie można. Wspominam o tym również dlatego, że na mieście uporczywie krążą fałszywe pogłoski, jakoby sponsorem kampanii wyborczej pana doktora Andrzeja Olechowskiego miał być sam słynny „filantrop”, czyli międzynarodowy finansista Jerzy Soros. Gdyby te fałszywe pogłoski okazały się z jakiegoś powodu prawdziwe, byłby to nieomylny znak, że starsi i mądrzejsi w sprawie przyszłości naszego kraju już podjęli decyzje, których treść zostanie nam z pewnością objawiona, ale nie wcześniej, niż po zakończeniu przedstawienia pod tytułem „Tubylcze wybory prezydenckie”. SM

P.Senyszynowa z Sojuszu Lewicy D***kratycznej P.prof.Joanna Senyszynowa – CEP (SLD, Kraków) na Swoim – ongiś dowcipnym – blogu zajmuje się niemal wyłącznie flekowaniem Kościoła Rzymsko-katolickiego. Czasem nawet zdarza się Jej mieć rację – ale i tak jest to strasznie nudne. Więc zaglądam tylko raz na tydzień. Ostatnio p.Senyszynowa zastanawiała się: „Jak przywrócić Polsce utraconą świeckość”? Cóż: trzeba było nie przerabiać PRLu na III RP. Coś za coś: w zamian za poparcie Episkopatu dla Anschlußu do UE trzeba było zgodzić się na to, że rządzić będą socjaliści pobożni, a nie bezbożni... Za PRLu byliśmy o te 30 lat młodsi – ale ja jakoś nie tęsknię... Niektóre pomysły p.Senyszynowej są absurdalne – np. „finansować zapłodnienie in vitro ze środków publicznych” dzięki czemu „Budżet zyska brakujące miliardy złotych”. Inne istotnie dałyby oszczędności – ale proszę zauważyć: to nie NAM mieliby zmniejszyć podatki, lecz Pan Budżet ma zyskać! Ale to drobiazgi: ważniejsze jest co innego. Otóż ja z p.Senyszynową mogę dyskutować, czy Konkordat jest właściwy – czy nie. Czasem mógłbym Jej przyznać w czyms rację. Jednak nasza dyskusja nie ma sensu, bo nie my decydujemy, tylko L*d. Przypominam: ja NIE jestem d***kratą – p.Senyszynowa d***kratką jest. Byłoby więc dobrze, by przyjęła do wiadomości, że około połowy Polaków to głęboko wierzący katolicy; jeszcze ze 35% to katolicy nominalni – ale bardzo często popierający postulaty Kościoła. Należy jeszcze dodać 10% prawosławnych, protestantów, żydów i muzułmanów – też zazwyczaj popierających postulaty Kościoła – często znacznie gorliwiej (w USA to protestanci, nie katolicy, mordują „lekarzy” - abortystów!!). „Nowa Klasa” potrafi kpić sobie z „Woli L**u”, którą ponoć reprezentuje. Gdy jednak naruszy interesy Kościoła lub zasadnicze interesy społeczne związane z wiara – to nie ma zmiłuj! Już Kościół swój elektorat zmobilizuje!Chciała Pani mieć d***krację – to ją Pani ma! Więc buzia w kubeł! Tu l'as voulu, George Dandin! A sądząc po wskaźnikach urodzin w rodzinach ludzi wierzących niedługo będzie znacznie – z Paninego punktu widzenia – gorzej. JKM

18 grudnia 2009 Najlepiej rządzi rząd, który rządzi najmniej.. Wiadomo od dawna, przynajmniej od czasu jak budowano  tzw. państwowe zakłady, do których należało dokładać z pieniędzy tych , którzy upaństwowieni jeszcze nie byli,  że to nie najlepszy pomysł żeby mogły one  funkcjonować.Wspólnota się nigdzie nie sprawdza, nawet w przypadku monopoli państwowych, które funkcjonując na specjalnych warunkach, funkcjonują jakiś czas, bo zdegenerowane rozpaść się przy odrobinie wolnego rynku. Oprócz tego, że „państwowe” nie ma właściciela, to jeszcze pracujący tam ludzie mają ukształtowaną świadomość, że są na „ niczyim”. I mają całość w głębokim poważaniu.. Tak jak przy każdym państwowym zakładzie pracy ,  podobnie jak  przy każdym zakładzie budżetowym należałoby umiejscowić….kopalnię złota. Żeby można   było do pomników socjalizmu budżetowego dopłacać w nieskończoność. Na początek proponuję wybudować kopalnie złota  obok państwowych szpitali.. A potem przy państwowym ZUS-e. Albo odwrotnie: najpierw przy ZUS-e, a dopiero potem przy szpitalach. Dowcip głosi, że służby specjalne III Rzeczpospolitej ogłosiły konkurs na najlepszy dowcip o  państwowych zakładach budżetowych. Nagrody są następujące: I- pięć lat więzienia; II- 4- lata więzienia, a III- 3 lata więzienia. Czy warto wziąć w nim udział? Na razie władza rusza ekologicznie, z wielkim rozmachem i tupetem, przymierzając się powoli do budowy nowych elektrowni ekologicznych, w których będzie się palić…. słomą(????). Koszt jednej takiej elektrowni, do której budowy przymierzają się w Świdnicy- to około 70 milionów złotych. Nie jestem oczywiście takim fachowcem, jak inżynierowie ekologiczni i wielcy fachowcy ekologiczni, którzy z wielkim tupetem, przekonaniem i intelektualnym rozmachem, uzasadniają potrzebę budowy takich  słomianych  elektrowni. Jestem wyłącznie logikiem i człowiekiem który w życiu kieruje się zdrowym rozsądkiem.. Widziałem kilka razy w życiu, niekoniecznie w życie- jak pali się słoma, i widziałem jak pali się węgiel… I  ile stanowi przy  paleniu słoma, a ile węgiel.. No i niech mnie ktoś przekona,  że to ma jakiś sens? Oczywiście pomijając fakt, że ktoś dobrowolnie postanowił spalić sobie słomę, bo ma jej  za dużo.. Bo słomiane elektrownie mają w przyszłości zastąpić – węglowe, jako te  szkodliwe dla środowiska, bo wydzielające dwutlenek węgla , „ szkodliwy” dla środowiska, a przecież dwutlenek węgla- co wie każde dziecko po ukończeniu szkoły podstawowej- potrzebny jest roślinom, żeby mogły żyć, i pozwolić żyć nam, wydzielając tlen… Nie wspomnę  już o „ słomianej armii”, której przed 1939 rokiem mieliśmy czterdzieści pułków.. No i o słomie wystającej niektórym ekologicznie ustawionym ekologom.. - Dokąd tak biegniesz?- pyta  znajomy znajomego. - Do lekarza. - A co ci dolega?Bolą mnie nogi…Oczywiście- jak to w socjalizmie- socjaliści będą dopłacać do słomianych elektrowni, dopóty, dopóki starczy im  pieniędzy, ściągniętych z nas przymusowo i obowiązkowo.  Nie, nie będą wozić wozami stert słomy, ale je zbrykietują, robią już zresztą kostki, którymi  palą w szkołach państwowych..Dziwi mnie, że jacyś inżynierowie przekonują publicznie, że ma to sens, ale tłumaczę to sobie tym, że jak ktoś wejdzie w ten diabelski system socjalizmu dotacyjno- rozdzielczego- to zaraz głupieje i traci resztkę zdrowego rozsądku Podobnie jak  z wejściem w system socjalistycznego rządzenia… Przed wejściem, był normalnym człowiekiem, a zaraz po wejściu , patrzcie państwo- Dyzma?. Niekoniecznie Nikodem…I zaraz:” Boże drogi, ile to przy pańskich wpływach, kochany panie Nikodemie, można dobrego ludziom zrobić”(!!!).. Albo:” Pan Dyzma, wielka figura, osobisty przyjaciel wszystkich ministrów”. Albo słowa premiera, który w te słowa zwrócił się do Nikodema Dyzmy:” Czy pan zgodziłby się objąć kierownictwo państwowej polityki zbożowej”(???)No i co przydały się nauki płynącej w wielkiej powieści  Tadeusza Dołęgi- Mostowicza, który gdzieś na granicy sowieckiej przypadkowo zginął od kuli bolszewika, już w 1939 roku..Zamiast polityki zbożowej , będzie polityka słomiana.. Kandydatów na to stanowisko, jak zwykle będzie wielu, bo odpowiedzialność za słomiany zapał będzie żadna. Bo nawet jak się spali wszelką słomę i wypali się  zapał, i wypali się tę słomę , która z butów wystaje to i tak nic złego kandydatowi na ministra Ministerstwa Słomianych Kroków – nic się nie stanie.. Nawet słoma, pardon- oczywiście włos mu z głowy nie spadnie..Bo obowiązkiem rządu jest ratowanie słomianego interesu.. W orginale”- rolnictwa”!„To wariat, nie ulega najmniejszej wątpliwości”- powiedział Nikodem Dyzma. I kto tu jest  ostatecznie wariatem? Przychodzi pacjentka do lekarza:- Panie doktorze, kiepsko się czuję, pewnie to grypa..- Lekarz ją zbadał i mówi:- Taaaaa…k, grypa! Ósmy tydzień ciąży..I będą podwyższone podatki, bo z czegoś te socjal- pomysły trzeba sfinansować! No nie przecież z podatków pana posła Jana Marii Rokity, gdy był posłem Platformy Obywatelskiej, w jednej części mężczyzny jednej części  kobiety i w  jednej części diabła- jak mówi popularny dowcip. Pan Jan Maria Rokita, kiedyś powiedział, że:” Wysokie podatki płacą tylko tacy ludzie jak ja”(????)Pan Jan Maria, nie rozumiał wtedy jeszcze, być może to się obecnie zmieniło, że budżetówka,  nie płaci podatków, bo z podatków   żyje i niczego nie wytwarza, żeby podatki płacić. Bo na przykład podatek dochodowy był zawsze płacony od wytworzonego dochodu, a jaki dochód wytworzył urzędnik państwowy, pierdząc cały dzień w stołek i dezorganizując nasze  życie na co dzień, podobnie jak demokratyczny poseł uchwalając demokratycznie bzdety i tworząc sterty sejmowej makulatury, spod której już nie widać naszej  wolności??? Pan Jan Maria Rokita jest teraz prześladowany przez niemiecki wymiar sprawiedliwości, który domaga się od byłego posła 3000 euro kary, za to, że podobno się awanturował ze stewardessą o płaszcz, który jego żona położyła nie tam, gdzie można  w samolocie.. Wyprowadziła go nawet z samolotu niemiecka policja w kajdankach a potem przetrzymywała..(??). Stręczył siebie i nas do Unii Europejskiej- to teraz ma! A to dopiero początek! Niech się to wszystko umocni i skostnieje- to dopiero zobczymy? Pracownik budżetówki oczywiście dochód ma, bo wynagrodzenie pobrał, ale wcześniej państwo w jego imieniu pobrało od nas podatki, żeby mu to wynagrodzenie zapewnić.. MY z  poniewieranego przez budżetówkę sektora prywatnego, jesteśmy niewolnikami sektora  państwowego, który żeruje na naszej pracy.. I jeszcze nami rządzi!Przychodzi krowa do unijnego sklepu:- Poproszę trzy kilo mączki kostnej. Jak szaleć , to szaleć! Wiem i zdaję  sobie sprawę, że Kanał Białomorski  budowali opowiadacze dowcipów o nauczycielu Stalinie.. Ja opowiadam dowcipy, o socjalizmie, o biurokracji, o urzędnikach tzw. państwowych , o podatkach, o przepisach. Chociaż to wszystko, co opowiadam od trzech lat- to naprawdę nie są dowcipy.  To rzeczywistość! Ale przyznacie państwo- dowcipna! Jak to w nienormalnym ustroju – socjalizmie!A może mnie zatrudnią przy budowie słomianej elektrowni? Będę miał przynajmniej cepło…WJR

18 grudnia 2009 Pokłosie karmienia dwutlenkiem węgla trawnika przed "Greenpeace" Otrzymałem list od niedojrzałego Czerwonego:Witam, gratuluję fajnego show pod biurem "Greenpeace". Miło było zobaczyć. Jeśli jednak chodzi o działanie z zaskoczenia musi pan się jeszcze wiele nauczyć. No i oprawa medialna skromniutka, skromniutka... Ale spokojnie, poparcie w sondażach skoczy o 0,00001% więc warto było. Szkoda tylko dobrego łańcucha i kłódki. Osobiście doradzałbym powrót do publicystyki bardziej niż wypowiadanie się w sprawach fizyki atmosfery o której nie ma Pan, niestety, pojęcia. Pozdrawiam - więc wyjaśniam. Zmierzyliśmy się raz bezpośrednio: w wyborach na Podlasiu. UPR otrzymała prawie 10 razy więcej głosów niż Partia "Zielonych". Wy nie macie żadnego poparcia wśród tzw. "wyborców"; istniejecie tylko dzięki temu, że ludzie reżymu robią z Wami brudne interesy: Wy za odstąpienie od jakiejś blokady dostajecie np. $100.000 – a ONI propagując Wasze idiotyzmy wydają na „ochronę środowiska” $100 mld – z czego 10% trafia do polityków i urzędników. Istniejecie tylko dzięki ICH łasce i ICH poparciu. Nie tylko Was tolerują, choć notorycznie łamiecie prawo: reżymowe telewizje nagłaśniają Wasze absurdalne tezy... JKM

GRA W/O ZIELONE Nie jestem klimatologiem, ani geologiem, ani innym badaczem środowiska i nie mam wiedzy, która pozwoliłaby mi stanąć po którejś stronie sporu w debacie o tym jaka jest ewentualna przyczyna „globalnego ocieplenia”, o ile w ogóle mamy z nim do czynienia.Ciekawi mnie tylko jedno: zdecydowana większość naukowców i działaczy ekologicznych walczących z globalnym ociepleniem, to zwolennicy ewolucji. Ale ewolucję przeżywały nie tylko gatunki zamieszkujące Ziemię, lecz i sama Ziemia. W jej historii bywało już cieplej i bywało zimniej. Dlaczego ma się to nie powtórzyć? Cała nasza historia to dostosowywanie się gatunków do zmieniających się warunków życia. Jeżeli dzisiejsza cywilizacja ma być końcem ewolucji – to jest to sprzeczne z podstawowym założeniem teorii ewolucji! Mam pewne wytłumaczenie dla takiego braku elementarnej logiki w twierdzeniach wyznawców Kościoła Klimatologów. Karol Marks twierdził, że historia ludzkości, to historia rozwoju sił wytwórczych, które determinują zmiany w stosunkach produkcji, co prowadzi do zmian bazy społeczno-ekonomicznej a potem nadbudowy politycznej. Ale tylko do czasu, gdy nastanie komunizm, który miał być ostatnią formą cywilizacji. To ciekawa zbieżność metodologiczna marksizmu i „klimatologizmu”.W sceptycyzmie utwierdziłem się, gdy przeczytałem, co jest „kluczową sprawą” konferencji klimatycznej w Kopenhadze! Otóż jest nią: „stworzenie funduszu, który pomoże krajom rozwijającym się w zmaganiach ze skutkami zmian klimatu. Greenpeace liczy, że w czasie konferencji w Kopenhadze delegaci ustanowią taki fundusz w wysokości 110 mld euro rocznie”!!!Skąd „delegaci” wezmą pieniążki na ten fundusz? Tego nie wyjaśniono, ale to jest „oczywista oczywistość” więc nie ma o czym pisać – zapłacą podatnicy. Pewnie ci „najbogatsi”, żeby było „sprawiedliwie”. Czy zakład energetyczny będzie wystawiła wyższe rachunki za prąd podatnikom z drugiego progu skali podatkowej???Ale jeszcze ciekawsze jest to, kto takim funduszem nim będzie zarządzał? Pomysł podsunęli mi polscy twórcy, z których część także włączyła się w walkę z globalnym ociepleniem – choć podobnie jak ja o geologii nie mają pojęcia. Chcą oni dostać od podatników 5 miliardów złotych rocznie na krzewienie misji w mediach publicznych. (Może część tych środków przeznaczą na finansowanie programów o globalnym ociepleniu i jego skutkach dla niedźwiedzi polarnych) Ma tymi środkami zarządzać Rada Mediów, powołana przez… Komitet Obywatelski!!! Działacze Greenpeace też mogą utworzyć jakiś Komitet Obywatelski, który powoła jakąś Radę, które będzie wydawała owe 110 mld euro rocznie. W „zielonych” to będzie gdzieś 170 mld. Ciekawe dlaczego „Zieloni” nie posługują się w rozliczeniach dolarami? „Idź zielone do zielonego”!Ale jeśli rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z globalnym ociepleniem to byłaby to bardzo dobra wiadomość dla władz Warszawy (a pewnie i innych miast). Zniknąłby problem z odśnieżaniem i wreszcie wściekli kierowcy, którzy dziś półtorej godziny jechali z jednego brzegu Wisły na drugi bo spadł śnieg, co, jak co roku w grudniu, zaskoczyło drogowców,  nie wieszaliby na nich „psów”. A skoro misie polarne przetrwały czasy o wiele większego ocieplenia w średniowieczu, to pewnie dadzą sobie radę i dziś. A jak nie dadzą sobie rady? To będzie to bardzo dobra wiadomość dla fok. A zwłaszcza takich malutkich, milutkich, z wielkimi oczkami, których misie zjadają o wiele więcej, jak jest gruba pokrywa lodowa w Arktyce. A może niektóre misie, których praprzodkowie wypełzły z oceanu na ląd, nauczą się z głodu nurkować i będą polowały na foki pod wodą? I to one przetrwają w darwinowskiej walce o byt? Głód jest motorem postępu. Gwiazdowski

Teraz można to ujawnić?Jeszcze nie minął miodowy miesiąc od wejścia w życie traktatu lizbońskiego, a już widzimy, że wszystkie solenne zastrzeżenia, z których taki dumny był pan prezydent Kaczyński, można będzie spokojnie włożyć między bajki. Oto Unia Europejska podpisała ze Stanami Zjednoczonymi porozumienie na podstawie którego CIA będzie mogła zaglądać do kont bankowych nieszczęsnych „obywateli UE”. Tzw. „państwa członkowskie” zostały o tym z a w i a d o m i o n e. Widać wyraźnie, które postanowienia Lizbony są ważne, a które nie. Ważna jest mianowicie zasada lojalnej współpracy, która po rosyjsku brzmiałaby: „mołczat’, nie rassużdat’”, no i oczywiście – sławna klauzula solidarności, przewidująca możliwość udzielenia bratniej pomocy na wypadek zagrożenia demokracji. Wspieranie demokracji bowiem usprawiedliwia wszystko, o czym najlepiej świadczy panegiryk wygłoszony na cześć amerykańskiego prezydenta Obamy, kiedy odbierał pokojową Nagrodę Nobla. Przewidział to zresztą Janusz Szpotański pisząc, że „możesz pół świata zakuć w dyby, strzelać w tył głowy, łamać kości – ale bredź przy tym o Ludzkości, o Lepszym Jutrze, Wielkim Świcie – a wyjdziesz na tym znakomicie!” A gdyby tak dodać do tego walkę z terroryzmem i globalnym ociepleniem, to można nawet zostać santo subito. Jakże bowiem inaczej potraktować list wysłany przez przewodniczącego COMECE do uczestników hucpy zwanej szczytem w Kopenhadze? Jego Ekscelencja Adrian van Luyn napisał m.in., że konieczne są działania na rzecz obniżenia temperatury, oczywiście „oparte na najnowszych ustaleniach naukowców”. Wprawdzie nie wyjaśnił, czy tych, którzy fałszowali informacje o ociepleniu klimatu, czy tych, którzy te fałszerstwa zdemaskowali, ale to nie ma większego znaczenia w sytuacji gdy „czasu jest mało”. Do czego tak się spieszymy? Pewnie do końca świata i chodzi już tylko o to, żeby – zanim „słońce się zaćmi i księżyc nie da światłości swojej, a gwiazdy spadać będą” – przynajmniej temperatura była prawidłowa, no i oczywiście – żeby frajerstwo zdążyło zapłacić za „limity”. Właśnie grandziarz i „filantrop” poradził, żeby forsę na to wziąć z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. „Że coś im w bankach nie sztymuje, że gdzieś zwęszyli kasy pełne...” – więc pewnie tak będzie. Również i my będziemy musieli na ten eksperyment żydokomuny i antycywilizacyjnej sekty „ekologicznej” beknąć prawie 100 miliardów euro w ciągu najbliższych 20 lat. A tu jeszcze 65 miliardów dolarów pod pretekstem „odszkodowań” dla organizacji „przemysłu holokaustu”. Himmelherrgott!... Czy przypadkiem etap nasiąkania nie przeciąga się aby ponad wszelką miarę? W dodatku ci ekologiczni, a kto wie, czy przy okazji nie rasistowscy sekciarze twierdzą, że ludzi jest za dużo. Być może to prawda, ale może by w takim razie rozpocząć redukcję populacji właśnie od nich? Ciekawe, że każdy z nich własną egzystencję dlaczegoś uważa za niezbędną i postulując zredukowanie liczby ludzi, zawsze ma na myśli kogoś innego. Kiedy tak świat się męczy w oczekiwaniu na rychły koniec, a nasi mężykowie stanu, z braku poważniejszych zajęć, urządzają wzajemne podchody w pączkujących jedna z drugiej komisjach śledczych, pan prof. Antoni Dudek opublikował w Biuletynie IPN pełną wersję tzw. notatki Wiktora Anoszkina, z której wynika, że 9 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski prosił marszałka Wiktora Kulikowa o ruską interwencję w Polsce gwoli usmirienija polskawo miatieża. Generał Jaruzelski swoim zwyczajem oczywiście zaprzecza, nie szczędząc swoim oskarżycielom gorzkich wyrzutów, ale tym razem Salon i okolice nie stanęły za nim murem. Były prezydent naszego państwa Lech Wałęsa dopuścił nawet sobie do głowy pomysł sądzenia generała Jaruzelskiego za „zdradę” – oczywiście jeśli notatka się „potwierdzi”. Zachodziłem w um, („zachodzim w um z Podgornym Kolą...”), co konkretnie były prezydent naszego państwa ma na myśli, bełkocąc o tym „potwierdzeniu”, aż w końcu on sam dał do zrozumienia, że płynie to z rozgoryczenia. Chodzi o to, że kiedy ujawnione zostały kompromaty „Bolka”, generał Jaruzelski milczał jak zaklęty, zamiast powiedzieć, że tego całego „Bolka” spreparowano na jego rozkaz. Myślę jednak, że niech no tylko generału Kiszczaku zaczną się przypominać nieznane ogółowi szczegóły z życiorysu Lecha Wałęsy, zaraz się okaże, że ten cały Anoszkin zełgał jak pies. Ale nie przesadzajmy – powiedział ogrodnik. Pamiętliwość generała Kiszczaka objawiła bowiem również swoje plusy ujemne. Oto Legendarny Przywódca podziemnej Solidarności Władysław Frasyniuk widocznie musiał poczuć się dotknięty rewelacjami generała, jak to SB monitorowała przepływ pieniędzy z zagranicy przez Międzynarodowe Biuro Solidarności w Brukseli, kierowane przez Tajnego Współpracownika Jerzego Milewskiego. W ramach tego monitorowania SB podobnież doskonale wiedziała, kto ile z tej pomocy sobie uszczknął i nie tylko gdzie schował, ale nawet – w co ten szmal zainwestował. Kiedy więc w tych okolicznościach przyrody inny były prezydent naszego państwa Aleksander Kwaśniewski okazał ostentacyjne lekceważenie oskarżycielom generała Jaruzelskiego, Legendarny Przywódca nie tylko nabrał wątpliwości co do jego poczytalności, ale nawet dał im publicznie wyraz. Widać stąd jak na dłoni, że każde odstępstwo od zasady: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych, działa na fołksfront destrukcyjnie. W tej sytuacji staje się coraz bardziej oczywiste, że chyba nadszedł czas na ujawnienie prawdziwej wersji najnowszej historii Polski. A prawdziwa wersja jest następująca. Oto płomienny przeciwnik komunistycznego reżymu Józef Stalin, który funkcję Ojca Narodów i Chorążego Pokoju przyjął i sprawował tylko dla jeszcze lepszego zmylenia przeciwnika - bolszewika, dopuścił do konfidencji młodego Polacziszkę, niejakiego Wojciecha Jaruzelskiego, w którym sokolim wzrokiem dostrzegł przyszłego pogromcę i likwidatora komuny. Bratnie dusze porozumiewają się bez słów, toteż i Wojciech Jaruzelski w jednej chwili pojął, co przystoi mu czynić. Przyłączył się do razwiedki i zaczął robić błyskotliwą karierę, z jednej strony nie dając się nikomu wyprzedzić w skwapliwej służalczości, ale z drugiej strony, za zasłoną tej pozy, „nóż ostrzył tajemnie”. Niestety banda idiotów z tak zwanej „opozycji demokratycznej” – oczywiście nie cała, co to, to nie, bo na przykład Kuroń Michnik (Michnik to nazwisko) od razu spenetrował prawdę, że generał to „filozof gleboznawca społecznik i demokrata”, niczym sam Wasilij Wasiliewicz Dokuczajew i że tylko tak udaje – ale reszta bandy idiotów zaczęła generału bruździć jakimiś gazetkami i w ogóle. Nie było tedy innej rady, jak tę całą bandę idiotów skanalizować. Generał postawił tedy na jej czele niejakiego „Bolka”, który jednakowoż nie wiedział, że to pozór, tylko myślał, że to wszystko naprawdę. Umiejętnie sterując „Bolkiem” przy pomocy Kuronia Michnika (Michnik to nazwisko) generałowi udało się doprowadzić do izolacji bandy idiotów, zaś zadanie przeprowadzenia transformacji ustrojowej złożyć w wypróbowane ręce Tajnych Współpracowników, co to wprawdzie „bez swojej wiedzy i zgody”, czyli – nieświadomych, a ściśle – świadomych swojej nieświadomości, za to w poczuciu misji, wykonując polecenia generała i jego Wypróbowanego Towarzysza, obalili komunę, wprowadzili demokrację i Ministerstwo Wolnego Rynku. SM

Żyła złota dla kucharek Włodzimierz Eljaszewicz Uljanow, pseudonim „Lenin” twierdził, że w socjalizmie nawet kucharka potrafi rządzić państwem. I rzeczywiście – kiedy popatrzymy na panią minister Jolantę Fedak, to od razu widzimy, że Lenin miał rację – jak zresztą we wszystkim, co mówił. To znaczy – oczywiście nie do końca, bo wszystko zależy od tego, co rozumieć przez „rządzenie”. Jeśli przez to określenie rozumieć czynności wykonywane przez ministrów i innych dygnitarzy rządu premiera Donalda Tuska (poprzednich rządów zresztą też), to znaczy – siedzenie w gabinetach, kręcenie lodów z szemranymi kolegami, futrowanie rodziny i przyjaciółek, rozbijanie się limuzynami, romansowanie z luksusowymi damami i nieustające ucztowanie za podatkowe pieniądze, to oczywiście zgoda. Jeśli jednak rozumieć przez to realizowanie interesów państwa, czy choćby rozwiązywanie jakichś problemów, to od razu widać, że kuchty sobie z tym nie radzą. Przeciwnie – samym swoim istnieniem stwarzają różne problemy, czego najlepszym dowodem są choćby coraz liczniejsze sejmowe komisje śledcze. Ale do rzeczy. Premieru Tusku, jak wiadomo, podobnie zresztą jak poprzednim rządom, brakuje pieniędzy. Powiększanie długu publicznego z szybkością co najmniej 1500 złotych na sekundę już nie wystarcza, więc pani minister Fedak postanowiła wykorzystać receptę, o której wspominał Towarzysz Szmaciak w słynnym poemacie Janusza Szpotańskiego: „bo trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”. Konkretnie – wpadła na pomysł, żeby znieść wiek emerytalny i obniżyć emerytury. Być może nie jest to jeszcze jej ostatnie słowo, bo mówi się też o przejęciu przez rząd pieniędzy ulokowanych w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Zniesienie wieku emerytalnego przy zachowaniu przymusu ubezpieczeń społecznych będzie oznaczało konieczność opłacania tak zwanych „składek” choćby i do do końca życia – bez obowiązku wypłacania emerytury, bo i po co emerytura nieboszczykowi? Natomiast o możliwości zniesienia przymusu ubezpieczeń społecznych – ani słowa. Taka możliwość najwyraźniej przekracza możliwości umysłu ludzkiego, a w każdym razie – kucharkowego. Tymczasem – jak zauważył Milton Friedman – są cztery sposoby wydawania pieniędzy. Pierwszy – gdy wydajemy własne pieniądze na nas samych. Wtedy wydajemy oszczędnie, a co najważniejsze – celowo. Drugi – kiedy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Wtedy wprawdzie nadal wydajemy oszczędnie, ale już nie tak celowo – bo potrzeb tego innego nie znamy tak dobrze, jak własnych. Trzeci – kiedy wydajemy cudze pieniądze na siebie samych. Nie oszczędzamy, ale przynajmniej wydajemy celowo. I wreszcie sposób czwarty – gdy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego. Ani oszczędnie, ani celowo. I „rządzenie” polega na wydawaniu pieniędzy w sposób trzeci (około 20 proc. wydatków publicznych) i czwarty (cała reszta). Zatem w interesie publicznym powinno się zlikwidować czwarty sposób wydawania pieniędzy i te marnotrawione środki przesunąć do sposoby pierwszego (każdy wydaje swoje na siebie), czyli – zmniejszyć podatki i zlikwidować tzw. konsumpcję zbiorową, finansowaną za pośrednictwem państwa. Problem w tym, że czwarty sposób to żyła złota dla kucharek i ich mocodawców, którzy dobrowolnie nie pozwolą na jej likwidację. Więc nie ma innej rady, tylko „trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”. SM

"ALEK" - SŁUŻBOWY SYN "WOLSKIEGO"Kwaśniewski nazywa IPN instytutem kłamstwa narodowego, a dokumenty radzi "o kant d... roztłuc". Bo prawdę mówią tylko ci, którzy wybrali rejestrację w NKWD zamiast dołu w Katyniu oraz ich uczniowie w janczarskim fachu. Aleksander Kwaśniewski stwierdził w ostatnich dniach, że Wojciech Jaruzelski oszukał Sowietów i udając ich agenta - TW "Wolskiego" - doprowadził Polskę do wolności i dobrobytu (i do powstania TVN, co wydaje się najbardziej prawdopodobne). Przypomniałem sobie, że coś podobnego usłyszałem od Jacka Kuronia w grudniu 1988 r. podczas spotkania Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie w podziemiach kościoła przy ul. Żytniej. Kuroń podszedł wówczas do mnie, żeby - znając mój krytycyzm w stosunku do przebiegu przygotowań do okrągłego stołu - zapewniać mnie, że komuniści są partnerami wiarygodnymi. Gdy w dyskusji nie potrafił odrzucić moich argumentów, nagle zmienił taktykę i oświadczył: "Jaruzelski z Kiszczakiem wprowadzą nas do EWG i NATO!" i odszedł. Zdumiony tymi słowami zastanawiałem się, czy oznaczają one szaleństwo, czy zdradę, i wtedy, zapewne widząc, że jestem w szoku, podszedł do mnie Jarosław Kaczyński, pytając, co się stało. Powtórzyłem mu słowa Kuronia, Kaczyński odpowiedział zdecydowanie: "Nie wierzę, żartujesz?" Powiedziałem więc, żeby sam o to zapytał. Kaczyński podszedł do Kuronia i po chwili wrócił z zakłopotaną miną. "No i co?" - zapytałem, ale nie odpowiedział, pokręcił tylko głową.Czy Jaruzelski mógł zdradzić Sowietów? Żeby wejść do gangu, trzeba dać mu "zastaw" w postaci dokonania zbrodni. Np. zabić na oczach gangsterów, którzy w ten sposób sprawdzają determinację kandydata i jednocześnie czynią go uzależnionym od ich wiedzy. Komunizm był systemem gangsterskim, tyle że jeszcze bardziej okrutnym, ponieważ nie zabijał indywidualnie, lecz masowo. Jaruzelski, chcąc zostać agentem, musiał własnoręcznie dokonać zbrodni na rodakach. Wcześniej jeszcze musiał wyrzec się ojca: patrioty i żołnierza wojny 1920 r., zamordowanego przez Sowietów.Dopiero takie docierające do dna duszy dokonania, powtarzane przez dziesiątki lat, uczyniły z Jaruzelskiego człowieka zaufania Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, który został zaszczycony zadaniem zniszczenia "Solidarności" i marzeń Polaków o wolności. Jaruzelski jest zdrajcą tylko w sensie formalnoprawnym, bo w sensie mentalnym stał się janczarem sowieckim, który wypełniał otrzymywane z Kremla polecenia z radością i dumą w swym sowieckim sercu. Jego ojczyzną był system antycywilizacji, a jedyną powinnością - służba zbrodni i bandytom nią dowodzącym. Generałowie sowieccy dlatego cenili go bardziej niż innych mu podobnych, bo był z pochodzenia szlachcicem, który jak Feliks Dzierżyński wyparł się honoru, Polski, rodziny i religii - wszystkiego, co dla człowieka sowieckiego symbolizowało polskość.Podobnie Aleksander Kwaśniewski, który zaczynał karierę sowieciarza w czasie, gdy powstał KOR, a dzięki stanowi wojennemu rozwinął ją do tego stopnia, że w 1989 r. był przymierzany do objęcia fotelu premiera po Rakowskim. Przy całym, charakterystycznym dla "realnego socjalizmu", cynizmie zawodowego aparatczyka w Kwaśniewskim żywe pozostało tylko jedno uczucie - nienawiść do "Solidarności", ponieważ była tym wszystkim, co on oddał w zamian za podłą karierę, i dlatego krzyczał, że "Solidarność" to faszyzm i antysemityzm.Pamiętam tego "małego komuszka" z 1977 r., gdy gdański SKS zorganizował wiec w Uniwesytecie Gdańskim. Kwaśniewski, aktywista SZSP, nakłaniał wówczas studentów, by się rozeszli. Nie był wtedy jeszcze zarejestrowany jako TW "Alek", ale w archiwum IPN istnieje dokument, w którym SB chwali się, że z jej inspiracji "aktyw młodzieżowy" na UG skutecznie zwalcza "ekstremistów". Z Wałęsą zderzyłby się już w Gdańsku, gdyby nie awans do Warszawy (Jarosław Kaczyński twierdzi, że tak błyskotliwa kariera musiała być wspierana z Moskwy). Kto wie, co robił Kwaśniewski w trakcie puczu Janajewa i czy już wówczas nie zastąpiłby Wałęsy na urzędzie prezydenta, gdyby stalinowcy zwyciężyli? Kwaśniewski nazywa IPN instytutem kłamstwa narodowego, a dokumenty radzi "o kant d... roztłuc". Bo prawdę mówią tylko ci, którzy wybrali rejestrację w NKWD zamiast dołu w Katyniu oraz ich uczniowie w janczarskim fachu. Krzysztof Wyszkowski

Biomasa Dobiegł wreszcie końca zapowiadany z takim przytupem szczyt klimatyczny w Kopenhadze. Przedstawiciele prawie 200 rządów, niezliczone rzesze filutów z tzw. organizacji pozarządowych specjalizujących się w wyłudzaniu pod różnymi pretekstami publicznych pieniędzy, "eksperci" gotowi dać się wynająć każdemu, kto im zapłaci za udowodnienie jakiejś, niechby nawet i najgłupszej tezy, finansowi grandziarze zwabieni perspektywą wypłukiwania złota dosłownie z powietrza - bo z gazów cieplarnianych, pożyteczni i szkodliwi idioci w towarzystwie luksusowych dam z całej Europy - przez całe dwa tygodnie jedli, pili i bawili się po hotelach na koszt znękanej Ludzkości. Okazało się nawet, że ten wzrost temperatury jest największym zmartwieniem również dla JE Adriana van Luyna, przewodniczącego COMECE. Najwidoczniej w Europie już mu za gorąco, i gdyby tak zmartwychwstał dajmy na to Józef Stalin, to pewnie umieściłby go w jakimś chłodniejszym miejscu, ale niestety - na to musimy czekać aż do Dni Ostatnich. Jak zwykle w takich razach góra urodziła mysz, bo zatroskani o los planety Przedstawiciele Ludzkości pokłócili się o pieniądze - kto ile na walce z klimatem nakradnie. Reprezentanci krajów tzw. rozwijających się chcieli dostać forsę, którą zaraz zainwestowaliby w posiadłości na Riwierze Francuskiej albo na wycieczki do różnych "wesołych" miejscowości, ale natrafili na opór ze strony krajów tzw. rozwiniętych, które pod pretekstem chronienia klimatu przed przegrzaniem chciałyby limitować rozwój u konkurencji i zmusić ją do kupowania własnych, droższych towarów, żeby pieniądze wypłacone pod pozorem walki z klimatem powróciły tam, skąd przyszły. Wobec tak oczywistego konfliktu interesów między zgromadzonymi w Kopenhadze Przedstawicielami Ludzkości trudno było o porozumienie, zwłaszcza że jakichkolwiek wyraźnych deklaracji odmówiły zarówno izraelskie terytoria zamorskie, jak i Chiny. Ale nic straconego, bo w tej sytuacji tylko patrzeć, jak zwołany zostanie nowy kongres do walki z klimatem - już niekoniecznie w pechowej Kopenhadze. I znowu można będzie przez dwa, albo nawet i trzy tygodnie (bo z klimatem nie ma żartów), jeść, pić, bawić się po hotelach - oczywiście na koszt znękanej Ludzkości.

Ale niezależnie od zawiedzionych nadziei na porozumienie Kopenhaga może poszczycić się również dorobkiem teoretycznym w postaci wielu zbawiennych prawd klimatycznych, wśród których, niczym perła w koronie, najjaśniejszym blaskiem świeci pogląd, że największym zagrożeniem dla klimatu jest cywilizacja. Wychodzi on naprzeciw pragnieniu najbardziej żarliwych ekologów, by w trosce o przywrócenie równowagi radykalnie zredukować ludzką populację. Ciekawe, że ekolodzy ci własne istnienie z jakiegoś powodu uważają za absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania planety, dla której powinni poświęcić swoje życie inni. Wprawdzie jeszcze nie ma jasności, w jaki sposób taka redukcja populacji miałaby zostać przeprowadzona, chociaż pewne światło na tę sprawę rzuca testowana właśnie metoda przymusowych, masowych szczepień, ale nie o to w tej chwili chodzi, bo znacznie ważniejsza wydaje się okoliczność, że przy okazji tak radykalnej redukcji populacji, można by dla celów energetycznych pozyskiwać ogromne ilości tak zwanej biomasy. Tę biomasę wszyscy ekolodzy, zdymisjonowanego ministra Nowickiego nie wyłączając, zgodnie uważają za znacznie lepszą dla klimatu od, dajmy na to, węgla, czy ropy, więc prędzej czy później zostanie ona szeroko wykorzystana. Tym bardziej że pewne doświadczenia w tym względzie zostały przecież zdobyte już przed kilkudziesięciu laty. Nie ulega wątpliwości, że wykorzystanie biomasy na taką skalę będzie wymagało bardzo poważnych zmian cywilizacyjnych, a kto wie, czy nawet nie odejścia od dotychczasowej cywilizacji, która przecież - co tu ukrywać - doprowadziła tylko do zachwiania ekologicznej równowagi na naszej biednej planecie. SM

CZYŻ NIE DOBIJA SIĘ KONI? Przecieki kontrolowane, „haki", szantaż, medialne „wrzutki”, prowokacje, kombinacje operacyjne - to tylko niektóre z narzędzi, używanych przez środowisko służb specjalnych, by wywierać realny wpływ na "elity trzymające władzę”. W III RP ludzie z tych środowisk nigdy nie zmierzali do bezpośredniego przejęcia władzy w państwie. Nie musieli tego czynić, skoro każda kolejna ekipa dbała o ich interesy i była podatna na wpływy i sugestie.Ten stan, służby zapewniały sobie poprzez lokowanie wśród rządzących agentury oraz przy pomocy metod operacyjnych, inspirując decydentów do obsadzania poszczególnych stanowisk „niezawodnymi” kandydatami. Ponieważ układ musiał być oparty na zasadzie symbiozy – służby pomagały władzę zdobyć, utrącić niewygodnych rywali, przeprowadzić wybrane interesy. Ułatwiały politykom zdobywanie środków na kampanie, choćby poprzez tworzenie tzw. czarnych kas czy zmuszanie poszczególnych biznesmenów do „świadczenia usług” na rzecz „grupy trzymającej władzę”. Proces ten przybiera szczególnego natężenia w okresie przedwyborczym, gdy dochodzi do starcia interesów wielu grup. Nie jest zatem niczym nadzwyczajnym, że od wielu miesięcy obserwujemy wielorakie gry i kombinacje operacyjne, w których tle można dostrzec ludzi służb specjalnych. Czy będzie to prywatyzacja ENEI, afera stoczniowa, sprawa Tech Lab i systemu tajnej łączności Sylan – we wszystkich łatwo dostrzec działania służb, operujących na styku biznesu i polityki. W czasie, gdy władzę w Polsce sprawuje partia powołana przez ludzi Departamentu I MSW, zawdzięczająca wybór medialnym kampaniom dezinformacji, inspirowanym przez ośrodki zależne od wojskowej agentury – rola służb wzrosła niewspółmiernie, a wielu przypadkach środowiska bezpieki cywilnej lub „wojskówki” pretendują do miana głównych rozgrywających. Od początku swoich rządów Donald Tusk wzmacniał układ biznesowo - agenturalny, którego najmocniejszymi reprezentantami mieli stać się szef ABW i były minister MSWiA. Dlatego, niemal natychmiast po wygranych przez Platformę wyborach, przystąpiono do tworzenia supersłużby i superministerstwa, – jak Zbigniew Wassermann nazwał w styczniu 2008 roku ABW i MSWiA. Nominacja Krzysztofa Bondaryka na szefa ABW, była z całą pewnością posunięciem idealnym z punktu widzenia celów, jakie zamierzano osiągnąć. W jego osobie łączono interesy postkomunistycznej oligarchii, której wsparcie umożliwiło wyborcze zwycięstwo partii Tuska, z potencjałem największej służby specjalnej, który można było użyć przeciwko opozycji oraz do „rozpracowywania” nielicznych, wolnych mediów. O realnej pozycji Bondaryka, a ściślej – ludzi stojących za tą postacią niech świadczy fakt, iż Donald Tusk pytany niedawno - czy odwoła szefa ABW, w związku z podsłuchiwaniem dziennikarzy oświadczył, że ten nie złożył mu dymisji, więc nie ma tematu. Tym samym przyznał, że nie może odwołać Bondaryka, jeżeli szef ABW sam się na to nie zgodzi.Głównym priorytetem rządu stało się uczynienie z ABW „zbrojnego ramienia” i najważniejszego wspornika władzy. Służba z tak wielkimi uprawnieniami, pozwalała bowiem zbudować realny system nadzoru i kontroli, nad tymi dziedzinami życia gospodarczego i politycznego, które miały stać się łupem powracającego do władzy układu III RP.Z drugiej strony – w ramach spłaty przedwyborczych zobowiązań, Tusk przystąpił do reaktywacji wpływów środowiska Wojskowych Służb Informacyjnych, – którym zawdzięczał m.in.. medialne wsparcie podczas kampanii wyborczej 2007 roku oraz operacyjne rozgrywki w łonie koalicji PiS- Samoobrona- LPR, które w efekcie doprowadziły do ustąpienia poprzedniego rządu. O realnych możliwościach tego środowiska niech świadczy fakt, że Komisja Weryfikacyjna WSI podczas swojej działalności ustaliła nazwiska kilkudziesięciu polityków, ponad 200 dziennikarzy oraz blisko tysiąca przedsiębiorców współpracujących ze służbami komunistycznymi i z WSI.Ponieważ czasy, – gdy gen. Kiszczak na polecenie Moskwy przeprowadzał konsolidację „wojskówki” z cywilną bezpieką, minęły bezpowrotnie – dziś walka tych dwóch środowisk stanowi niemal naturalne tło wielu procesów gospodarczych i politycznych w III RP.W centrum tego układu są ludzie z Wydziału XI Departamentu I SB MSW, do których po 2001 r. dołączyli ludzie z dawnego II Zarządu Sztabu Generalnego, czyli wojskowego wywiadu sowieckiego w PRL. Większość z nich przeszła szkolenie w KGB lub w GRU. Są sprawni i groźni, zwłaszcza dziś, gdy mają oficjalne poparcie rządu. Co najważniejsze - dysponują wiedzą o agenturalnej współpracy wielu dzisiejszych dygnitarzy i wiedza ta stanowi doskonałą polisę ubezpieczeniową. Ludzie Platformy – będący de facto zakładnikami układu, który wyniósł ich do władzy, coraz widoczniej stają się przedmiotem rozgrywek wewnątrz służb i pozbawiani są nawet tej namiastki władzy, jakiej im udzielono. W tej sytuacji nie może dziwić, że tzw. zdarzenia polityczne mają mniej lub bardziej ukrytych reżyserów, wywodzących się ze służb specjalnych, a to, co postrzegamy jako decyzję polityczną, publikację prasową czy telewizyjny przekaz – może mieć zupełnie inny sens i być interpretowane w kontekście walki o wpływy, toczonej przez grupy interesów związane ze służbami. Jednym z elementów tej walki są akcje dezinformacyjne, podczas których zasila się konkurujących ze sobą polityków w kompromitujące materiały, prawdziwe, bądź spreparowane oraz stosuje kontrolowane przecieki i „wrzutki”. Rolę wykonawcy powierza się tu mediom i dziennikarzom, spełniającym mniej lub bardziej świadomie funkcję przekaźnika i „pudła rezonansowego”.W tym kontekście – wielomiesięczne manewry stałego „kandydata na prezydenta” Andrzeja Olechowskiego, wyznania o platformianym „ojcostwie” gen. Czempińskiego, czy polityczne wskrzeszenie Pawła Piskorskiego – można postrzegać bardziej w kategoriach kombinacji operacyjnej ludzi peerelowskiej bezpieki, niż jako samodzielne przejawy politycznej aktywności. Najwyraźniej też, deklaracje poparcia dla partii Pawła Piskorskiego, wyrażane przez Olechowskiego i Czempińskiego wskazują na realną ocenę sytuacji gospodarczej przez ludzi służb i są wyrazem dezaprobaty tych środowisk wobec obecnej polityki rządu Tuska. Nietrudno dociec, że liczono na profity z prywatyzacji i podziału majątku narodowego, a w szczególności na zawłaszczenie sektora paliwowego i przejęcie płynących z niego zysków. Ciosem dla planów środowiska ludzi Departamentu I MSW musiało być oświadczenie wiceministra Skarbu Państwa z kwietnia 2008 roku, w którym padła zapowiedź, że „do końca 2011 roku rząd nie przewiduje żadnych działań prywatyzacyjnych w odniesieniu do największych podmiotów sektora naftowego”. Ogłoszenie planu prywatyzacyjnego PO miało zatem wagę zdarzenia decydującego o zerwaniu przez Olechowskiego związków z tą partią. Chronologia późniejszych faktów wskazuje, że od tego momentu nasilała się krytyka Platformy, a jednocześnie rozpoczyna medialna akcja „dyscyplinowania”.Pewne elementy propagandowej kontrakcji PO: wyciągnięcie sprawy fałszywego zaświadczenia Piskorskiego, zarzut oszustwa skarbowego, podgryzanie Olechowskiego itp medialne atrakcje dla gawiedzi, świadczą jedynie, że druga strona nie zamierza poddać się bez walki. W tych samych kategoriach można oceniać fiasko prywatyzacji grupy ENEA, do czego przyczyniło się ujawnienie przez media roli spółki TFS – związanej z oficerami Departamentu I MSW.O swoje interesy próbowali również zadbać ludzie służb wojskowych, czerpiący przez lata zyski z handlu bronią. Tym należy tłumaczyć aferę zwaną stoczniową – czyli operację powiązania dwóch celów: osiągnięcia ugody w sprawie rzekomo należnych El Assirowi ( i związanych z nim esbeków z WSW/WSI) zaległych prowizji od spółki Bumar - ze sprawą ewentualnej prywatyzacji majątku stoczniowego.Coraz częściej obserwujemy jak media – wykonując dyrektywy jednej lub drugiej grupy interesów ujawniają informacje kompromitujące poszczególnych polityków. Niemal klasycznym przykładem, może być sprawa senatora Piesiewicza, ujawniona przez Super Express po tym , jak taśmy z „komprmateriałami” trafiły do prokuratury, a następnie do policji i ABW. Ta sama redakcja, kilka miesięcy wcześniej opisała przypadek posła Grasia, mieszkającego za darmo w wilii należącej do niemieckiego biznesmena.Wysyp afer z udziałem polityków Platformy może świadczyć, że całkiem realnie rozważa się zastąpienie obecnego układu rządzącego „ekipą zapasową”. Niezadowolenie środowiska służb muszą budzić liczne klęski gospodarcze rządu PO-PSL, w tym szczególnie – nieudolność w sferze prywatyzacji. Ponieważ partia Tuska traktowana jest wyłącznie w kategoriach nośnika interesów, nic nie stoi na przeszkodzie, by nieudany lub zużyty „projekt” zastąpić innym. Jest to tym łatwiejsze, że jedyny kapitał tej partii to wizerunek medialny, zbudowany na propagandzie, dezinformacji i działaniach osłonowych. Wystarczy zatem kilka przecieków i „wrzutek”, ujawniających stan faktyczny, by notowania Platformy gwałtownie spadły. Ponieważ opinia publiczna przywiązuje większą wagę do kwestii obyczajowych, niż korupcyjnych – można się liczyć z kolejnymi odsłonami w stylu „twórczości filmowej” senatora Piesiewicza.W ostatnich dniach doszło jednak do zdarzenia, które zdaje się wskazywać, iż ponad głowami polityków Platformy ludzie „wojskówki” i cywilnej bezpieki próbują dojść do porozumienia, którego celem może być wyłonienie „alternatywy” dla obecnego rządu. O tym bowiem zdaje się świadczyć zawarcie przedwyborczego układu między Aleksandrem Kwaśniewskim i SLD, a Andrzejem Olechowskim i partią Pawła Pikorskiego. W kontekście, o którym piszę - „budowa centrolewicowej koalicji w oparciu o SD i SLD” - oznacza próbę zawarcia sojuszu różnych środowisk postpeerelowskich służb, złączonych intencją kontynuacji układu zarządzającego III RP.Choć trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy postępujący demontaż osłony medialnej nad Platformą ma prowadzić do radykalnej wymiany ekipy, czy tylko jej zdyscyplinowania – mamy do czynienia z procesem, który Tusk i jego kamraci muszą traktować poważnie. Jeśli nawet liczą, iż "nie zmienia się konia podczas gonitwy", mogą zostać postawieni w sytuacji, gdy kulejącego i bezużytecznego konia skazuje się na „humanitarną” likwidację. Scios

19 grudnia 2009 Lepiej wcale niż późno... Socjalizm, który rozwija się na naszych oczach- to jest niekończąca się opowieść o rozwijającej się głupocie, którą urzędnicy- sól ziemi socjalizmu- doprowadzają codziennie do  jeszcze większej głupoty, połączonej z marnotrawstwem. I nie pozwolą nam zasnąć, chociaż na chwilkę, żebyśmy  obudzili się w kraju spokoju,  stabilizacji, stałych podatków.. To tak jakby jeden z widzów  spóźniony na przedstawienie  w teatrze     próbował wejść, a pan z obsługi powiedział mu” Tylko cichutko- niech pan zachowa spokój”… „-Dlaczego? Czyżby wszyscy zdążyli już zasnąć?.”?? Ale nikt zasnąć nie może, bo grają interesującą sztukę…W rzeczywistym i realnym socjalizmie interesująco nie jest, ale jest dynamicznie, systematycznie i  prześmiewczo. Ale cała władza będąca w rękach  rad, traktuje sprawowane funkcje jako przyczynek do łapownictwa, rozrzutności i wielkiego tumiwisizmu.. No cóż… „Co nas nie zabije- to nas wzmocni” – jak mawiali chłopcy zbliżeni osobowościowo do Hitlerjugend. Właśnie pani minister  Radosław Sikorski bawiący tymczasowo w  Platformie, że tak powiem Obywatelskiej, wcześniej w Prawie i  o mało co-Sprawiedliwości, a jeszcze wcześniej w Ruchu Odbudowy Polski pana mecenasa Olszewskiego, a jeszcze wcześniej w Afganistanie po stronie Amerykańskiej przeciwko Rosjanom- ma nowy pomysł! To znaczy nie na bytność w kolejnej formacji demokratycznej, a na zagospodarowanie….. naszych pieniędzy(!!!). Bo na zagospodarowanie  swojej przyszłości politycznej na pewno zadba i to w sposób właściwy dla siebie, bo przecież nie dla nas. Dla na byłoby lepiej, żeby pan Radosław Tomasz Sikorski wcale nie piastował żadnych funkcji w polskim rządzie. Po prostu dlatego, że nie prowadzi propolskiej polityki. Proeuropejską, proamerykańską… ale nie propolską! Na razie będzie instalował u siebie w   Ministerstwie Spraw Zagranicznych  Internet o nowej grafice, strukturze i treści i cała rzecz będzie niedroga, można powiedzieć, że za darmo, bo wyłącznie za 1 milion złotych(?????). Była oferta za 384 ooo, ale została przez Ministerstwo odrzucona, bo jak uzasadniło ministerstwo, :” była to kwota zbyt niska”(????) Ach! Za niska! To może dwa  miliony byłaby w sam raz! My , podatnicy wytrzymamy każdą kwotę , nawet najniższą.. Wytrzymaliśmy zakup krzeseł po 2 tysiące za sztukę,  termosy do kawy po 8 tysięcy i kanapy a la Napoleon. Wytrzymujemy rządy pana Radosława Tomasza Sikorskiego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych to wytrzymamy jeszcze zakup Internetu za 1 milion.. W końcu w skali państwa to żadne pieniądze.. Prawda? Pan Radosław Tomasz Sikorski jest bardzo wpływowym człowiekiem; został nawet „Człowiekiem Roku 2005”, który to tytuł nadał mu tygodnik „Gazeta Polska”, jeszcze wtedy, gdy pan Radek związany był z Prawem i Sprawiedliwością- dzisiaj z pewnością takiego tytułu by nie dostał- przynajmniej od Gazety Polskiej, ale mógłby dostać na przykład od Gazety Wyborczej. Bo „ Gazeta Polska”  na zabój popiera Prawo i Sprawiedliwość.. Przez dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości nie znalazłem w „ Gazecie Polskiej” , żadnego krytycznego artykułu o  rządach tej demokratycznej  formacji.. A przecież samej biurokracji przybyło  44  tysiące, o czym ochoczo informował pan  Donald Tusk, wtedy jeszcze nie był  premierem. Tak gorąco informował, jak zimno przemilcza swój udział w rozwoju biurokracji, a przybywa jej- jak donoszą  niektórzy-  na około 1000 etatów na każdy miesiąc naszego życia w socjalizmie biurokratycznym.. W pewnym momencie zabiurokratyzują nas na śmierć.. Zgodnie z zasadą towarzysza Castro” Socjalizm albo śmierć”( Socialismo o muerte), która wywodzi się  z zasady Rewolucji Francuskiej” Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć”, która twórczo skrócił pan Jan Maria Rokita, ogłaszając propagandowo, że” Nicea albo śmierć”.. Popierając oczywiście wejście Polski do kołchozu o nazwie Unia Europejska do którego to kołchozu weszliśmy 1 grudnia 2009 roku, a nie jak  dezinformują dziennikarze TVP-  1 maja 2004 roku. Nie mogliśmy wejść, bo Unii Europejskiej jeszcze wtedy nie było- były Wspólnoty Europejskie.Tę sprawę jak najszybciej powinien wyjaśnić nowy rzecznik państwowej telewizji, pan Stanisław Wojtera, mój kolega z Unii Polityki Realnej, a obecnie w Prawie i Sprawiedliwości. Pan Stanisław był nawet prezesem Unii Polityki Realnej, często rozmawialiśmy o strategii, o planach na przyszłość, o zwycięstwach wyborczych.. Stanisław dobrze mówi po hiszpańsku, bo w Madrycie studiował jakiś czas, więc przetłumaczenie zbitki „ Socjalismo o  muerte” na pewno nie sprawia mu trudności, w przeciwieństwie do mnie, który był w Hiszpanii, ale hiszpańskiego nie zna. Mamy więc w kręgach ludzi ważnych ,dawnych UPR-oców , którzy sprzeniewierzyli się idei konserwatywno-liberalnej. Jedni się sprzeniewierzyli w Platformie Obywatelskiej, są to ludzie pokroju Julii Pitery, pana Andrzeja MIsiołka( senator) , pana Grabarczyka- ministra infrastruktury czy pana Nitrasa- europalamentarzystę. A inni w Prawie i Sprawiedliwości, tacy jak pan Stanisław Wojtera czy  poseł Zbigniew  Kozak, mój partyjny kolega, u  którego spałem przebywając na wakacjach w Gdyni. Pan Andrzej Misiołek był ważnym członkiem UPR,  członkiem Rady Głównej  UPR, członkiem UPR od 1991 roku (odszedł w 2005). Był prezesem Oddziału w Bytomiu, człowiekiem odważnym, kiedyś należał do NZS-u.. Jeszcze w 2005 roku był rektorem ( jeśli mnie pamięć nie myli!) Górnośląskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Mysłowicach i pracował w Wyższej Szkole Ekonomii i Administracji w Bytomiu. Został zwolniony z obydwu tych szkół ze względów politycznych.. Dlaczego? W Wikipedii tej informacji nie ma… A ja państwu powiem? Bo zaprosił na wykłady do siebie pana Władimira Bukowskiego, znanego radzieckiego dysydenta.. Okazał się nieprawomyślny  niepoprawny politycznie... Za to stracił stanowiska.. Ale się  porę zreflektował. Porzucił UPR i przystąpił do Platformy Obywatelskiej.. Teraz jest senatorem i zajmuje się  w komisji ochrony środowiska ochroną środowiska, czyli lansowaniem pogaństwa przeciw chrześcijaństwu.... Bo pan senator doskonale wie, że prywatny właściciel najlepiej zadba o swoje środowisko.. I pracuje w szkole… W jakiej?   W Wyższej Szkole Zarządzania Ochroną Pracy, w Katowicach?????????? Wolałbym tłuc- jak mówił  mój ojciec- kamienie na drodze, niż propagować marksizm dialektyczny i klasowy na tzw. wyższej uczelni.. Co to w ogóle jest za nauka, która zamiast pracy uczy zarządzania nawet nie pracą, a ochroną pracy??? A propos Katowic: Pan minister Radosław Tomasz Sikorski też ma swój  akcent katowicki.. Dostał w tym roku „ Laur Umiejętności i Kompetencji 2009 rok”(???). Czego to ludziska nie wymyślą, pominąwszy już fakt o jakie  kompetencje i umiejętności chodzi... Dała mu ten tytuł Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach.. Nagrodę to powinien pan minister dostać, jako absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy im Ludwika Waryńskiego, twórcę I Proletariatu,, powiedzmy od pana Rupeta Murdocha, któremu doradzał w sprawie inwestycji w  Polsce(!!!), albo od członków rzeczywistych Amrican Enterprise Institute w Waszyngtonie czy jako dyrektor Nowej Inicjatywy Atlantyckiej przy AEI.. Albo od członków kapituły nagrody im. Jana Karskiego, który na pięćdziesięciolecie powstania pastwa Izrael w 1988 roku otrzymał nominację do Pokojowej Nagrody Nobla, której to nagrody Nobel nigdy nie ustanowił(!!!!) I dlatego przydzielana jest w Oslo, a nie w Sztokholmie.... Stowarzyszenie im Jana Karskiego w Kielcach  pozwało swojego czasu mojego kolegę partyjnego pana Stanisława Michalkiewicza, za „ antysemityzm, bo powiedział, że Światowy Kongres Żydów, chce od  Polski 65 mld dolarów??? To jest „ antysemityzm???? No naprawdę , ręce antysemityzmu opadają.. To jest prawda, a nie „ antsemityzm”! Antysemitą to mógł być na przykład pan prezydent Roosevelt, który podczas referowania w 1943 roku mu przez pana Jana Karskiego sprawy żydowskiej w Polsce, w ciągu 18 minut, ni stąd ni zowąd zapytał pana Jana Karskiego  o sytuację koni w okupowanej Polsce. To dopiero jest antysemityzm! Potwierdza  się teza, że antysemitą jest ten, kogo nie lubią Żydzi, a nie ten- kto nie lubi Żydów.. Prawdziwe nazwisko pana Jana Karskiego to pan Jan Kozielewski, brat pana Mariana Kozielewskiego, przedwojennego komendanta Policji Państwowej Warszawy, a potem pierwszego komendanta granatowej policji w Warszawie.. I czy to jest antysemityzm??? „Bo jedynie prawda jest ciekawa”- miał rację, pisząc te słowa- największy pisarz XX wieku, Józef Mackiewicz. Obok ma się rozmieć Sienkiewicza.. WJR

Występek składa hołdy "Najsmutniejsza rzecz - karawaniarza twarz, pełna śmiechu beczka, to Autobus nasz". Tak kończyła się sztandarowa piosenka kabaretu "Wesoły Autobus", którego humory za pierwszej komuny transmitowane były za pośrednictwem Polskiego Radia. Za komuny bowiem to partia decydowała, co jest wesołe, a co smutne, ewentualnie - nawet najsmutniejsze. Teraz też decyduje, z tą różnicą, że swoich opinii nie wyraża już bezpośrednio, tylko za pośrednictwem autorytetów moralnych. A właśnie okazało się, że najsmutniejszą rzeczą jest dzisiaj wykańczanie autorytetów. Barbarzyńcy oraz rekordziści prymitywizmu moralnego tak się zapamiętali w swojej zatwardziałości, że zupełnie przestali mieć wzgląd na osoby. Już nie wystarcza im wyciąganie kompromatów na generała Jaruzelskiego, chociaż ten bohater narodowy nazbierał już tyle liści bobkowych do wieńca sławy, że mógłby nimi z powodzeniem wytapetować sobie łysinę i powoli przygotowywać się do roli santo subito - to jeszcze targnęli się na świetlaną postać pana senatora Krzysztofa Piesiewicza, chociaż służył on i w porozumieniu Centrum, i w Ruchu Stu, i w Akcji Wyborczej Solidarność, i w Bloku Senat 2001, i w Platformie Obywatelskiej, słowem - na każdym posterunku, na którym został postawiony. Kiedy jednak luksusowe damy ("widzę, że pan senator wzywa na raz po kilka dam") przebrały go w damską sukienkę i sfilmowały, jak wciąga nosem sproszkowane lekarstwo, a potem szantażowały, to zamiast pryncypialnie potępić szantażystki, szubrawcy ci opublikowali zdjęcia przebranego senatora w brukowcu. Na widok takiego spostponowania autorytetu, za panem senatorem Piesiewiczem murem stanęli nie tylko koledzy  senatorowie ("do czego doszło - żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy!"), ale również - przodujący w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym reprezentanci polskiego dziennikarstwa, nie mówiąc już o Salonie. A gdzie Salon ("ubi Petrus, ibi Ecclesia"), tam i Jego Ekscelencja abp Józef Życiński, który sposób potraktowania "dramatu Krzysztofa Piesiewicza" przyjął "z bólem i szokiem". Arlecchino miał oczywiście na myśli to, że publikacja w brukowcu podważyła reputację pana senatora, który, jako zatwierdzony autorytet moralny, nie powinien w ogóle podlegać osądowi profanów, a co najwyżej - parów Rzeczypospolitej. "Hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie" - twierdził Franciszek książę de La Rochefoucauld. Jego Ekscelencja już od lat nikomu nie pozwala wyprzedzić się w tych hołdach, ale bo też trudno inaczej, kiedy autorytety co i rusz mobilizowane są do dawania odporu - jak nie przez oficerów prowadzących, to znowu przez obediencje i tak w kółko Macieju. Wprawdzie w tej sytuacji niektórzy zastanawiają się, czy duchowej opiece Ekscelencji można powierzyć nawet duszę od żelazka, ale wiadomo, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Wprawdzie w pierwszym odruchu senator Piesiewicz bezmyślnie zrzekł się immunitetu i nawet senacka komisja skłaniała się do przyjęcia tego do wiadomości, ale gdy prokurator krajowy oświadczył, że wkrótce "usłyszy" on zarzuty, oparte w dodatku na "twardych dowodach", koledzy senatorowie pośpieszyli z odsieczą, że kto to widział, by odbierać senatorowi immunitet na podstawie publikacji prasowych. W tej sytuacji na konferencji prasowej pan Kwiatkowski, który stanowisko ministra sprawiedliwości odziedziczył po Andrzeju Czumie, oświadczył, że tę sprawę zastrzegł sobie do osobistego komentowania, po czym dodał, że z uwagi na dobro śledztwa żadnych komentarzy nie będzie. Inni jednak nie byli tak powściągliwi i przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym pani red. Monika Olejnik podczas audycji z udziałem posła Ryszarda Kalisza ustaliła, że pan senator Piesiewicz musiał paść ofiarą "pigułki gwałtu", po której człowiek, jak wiadomo, w ogóle nie wie, co wyprawia. Jeśli tak, to ta "pigułka gwałtu" musiała mieć niezwykle przedłużone działanie, bo senator podobno zapłacił szantażystkom aż pół miliona. Ano - daj Boże każdemu - oczywiście nie szantażystów, tylko - ma się rozumieć - pół miliona!Ale, skoro już jest taki rozkaz, że sprawczynią całego zamieszania była "pigułka gwałtu", to senatoru Piesiewiczu włos z głowy spaść nie może ("czas zmienić politykę rolną lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno!"), chociaż poseł Palikot od razu go potępił, ku autentycznemu zaskoczeniu tą zuchwałością nieutulonego w żalu posła Schetyny. Ale od kiedy posłu Palikotu niezależne media przestały już wytykać biednych studentów, emerytów i nieboszczyków, to poseł Schetyna może być zaskakiwany coraz częściej. Wygląda bowiem na to, że w łonie razwiedki musiały wystąpić jakieś drobne nieporozumienia, a senator Piesiewicz miał tego pecha, że ze swoimi luksusowymi damami-szantażystkami znalazł się wśród ostrzy potężnych szermierzy. Czy to na tle pogróżek zimnego ruskiego czekisty Putina, który 1 września na Westerplatte odgrażał się, że Rosja gotowa jest na zasadzie wzajemności udostępnić polskim badaczom swoje archiwa, czy może na tle zbliżających się wyborów prezydenckich - trudno na razie zgadnąć, a przecież nawet ta alternatywa nie wyklucza się wzajemnie, bo przecież ruscy szachiści są tak samo żywotnie zainteresowani w prawidłowym wyniku tubylczych wyborów prezydenckich, jak Nasza Złota Pani Aniela. Nawiasem mówiąc, z incydentu z panem senatorem Piesiewiczem i szantażystkami postanowiło skorzystać mnóstwo ludzi. Okazało się, że Polska jest krajem szantażystów; niektórzy szantażowali nawet pewnego wojewodę w sprawach biznesowych, ale najwięcej uwzięło się na porządnych obywateli, których zdjęcia doklejali do pornograficznych fotografii z małolatami, więc porządni obywatele płacili bez szemrania, bo skoro premier Tusk postanowił pedofilów kastrować chemicznie, to kto tam będzie ufał wymiarowi sprawiedliwości? Teraz to co innego; teraz prokuratura, a zwłaszcza niezawisłe sądy pewnie dostaną rozkaz, żeby w takie zdjęcia i w ogóle nie tylko nic a nic nie wierzyć, zwłaszcza w sytuacji, gdy na fotografii będzie jakiś autorytet moralny, albo nawet i prorok mniejszy, natomiast  autorów takich fotomontaży okrutnie i przykładnie karać. Jakże bowiem inaczej, skoro przecież wiadomo, że autorytet, a nawet i prorok mniejszy, nigdy nie robi nic złego, a  jeśliby nawet przypadkowo coś i zrobił, to nigdy nie ma nic złego na myśli? Wygląda na to, że "choć złą sprawę szatan poprze, wszystko się zakończy dobrze", że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i dopiero na tym tle lepiej rozumiemy również zaangażowanie Jego Ekscelencji. Wracając zaś do wyborów prezydenckich, to wprawdzie SLD forsuje kandydaturę posła Jerzego Szmajdzińskiego, ale chyba nie na serio, zwłaszcza że forsowała ją głównie pani Katarzyna Maria Piekarska, co to do SLD przeszła z Unii Wolności w następstwie objęcia stanowiska wiceministra spraw wewnętrznych u Leszka Millera - a nie na przykład przewodniczący Napiernicza... to jest pardon - oczywiście przewodniczący Napieralski. Taka możliwość rysuje się tym wyraźniej, że właśnie zgłoszenie swojej kandydatury zapowiedział był pan dr Andrzej Olechowski. Rzecz jest o tyle zagadkowa, że pan dr Olechowski pierwotnie liczył na sfinansowanie swojej kampanii przez Stronnictwo Demokratyczne, którego ówczesny przewodniczący Paweł Piskorski miał w tym celu posprzedawać liczne nieruchomości, jakimi partia ta dysponuje jeszcze od pierwszej komuny. Kiedy jednak zdradził się z tym zamiarem, działacze SD, którzy na administrowaniu tymi nieruchomościami urządzili sobie szczęśliwe życie, nie tylko stanowczo się temu sprzeciwili, ale nawet pozbawili pana Piskorskiego zaszczytu przewodzenia tej sławnej partii. Jeśli zatem w tych niesprzyjających okolicznościach przyrody pan dr Olechowski jednak swoją kandydaturę wystawi, to nieomylny to znak, iż na swej drodze musiał spotkać hojnego sponsora. Po Warszawie krążą w związku z tym fałszywe pogłoski, że może to być sam "filantrop", czyli Jerzy Soros we własnej osobie. Tego wykluczyć nie można, bo przecież "filantrop", za pośrednictwem sponsorowanych przez siebie fundacji, penetruje na wylot Węgry i Polskę, o których prezydent Izraela Szymon Peres wspomniał mimochodem, że je Izrael "wykupuje" i to pewnie niedrogo - a na sławną "Pomarańczową Rewolucję" na Ukrainie "filantrop" dał aż 20 milionów dolarów, żeby przecież mieć jakąś rekompensatę po utracie rosyjskich alimentów. Gdyby te fałszywe pogłoski jakimści cudem się sprawdziły, to mogłoby znaczyć, że strategiczni partnerzy podjęli już w naszych sprawach suwerenne decyzje. A któż je lepiej wykona, jak nie pan dr Andrzej Olechowski, który wśród zalet "fizjologicznych i innych" ma również i tę, że był tajnym współpracownikiem skawsnego "wywiadu gospodarczego". Taki kandydat ma duże szanse, kto wie, czy nie większe od pana prezydenta Kaczyńskiego, chociaż i on robi co może; pali chanukowe świeczki i słucha opowieści przewodniczącego warszawskiej gminy żydowskiej pana Kadlcika. SM

Największa zbrodnia komunyNajwyraźniej zatraciliśmy świadomość faktu, że komuniści, którzy w 1944 roku, z ramienia Józefa Stalina objęli zarząd nad Polską, byli albo cynicznymi Żydami, którzy służyliby nawet Hitlerowi, gdyby zapewnił im dobry fart, abo prymitywami, dobranymi przez nich do mokrej roboty, czyli – „utrwalania władzy ludowej”, albo zdemoralizowanymi gangsterami – jeśli legitymowali się wyższym wykształceniem, albo – jak generał Wojciech Jaruzelski – pochodzeniem z wysadzonych z siodła szlachetków. Postawiwszy WSZYSTKO na jedną kartę, to znaczy - na służenie Związkowi Sowieckiemu, nigdy nie dopuścili do głowy myśli, żeby zabezpieczyć interesy obywateli polskich od strony prawnej. Żydów polscy goje obchodzili o tyle, o ile mogli ich oskubać do gołej skóry, więc żadnym zabezpieczaniem ich interesów nie byli zainteresowani. Prymitywom od mokrej roboty (jo strzylołem, a un piniundze broł) takie rzeczy w ogóle nie mieściły się w głowie, zaś skwapliwym podskakiewiczom – jak polacziszka generał Wojciech Jaruzelski – wszelkie próby prawnych zabezpieczeń interesów polskich obywateli – zwłaszcza w dziedzinie prawa własności – wydawały się niebezpieczne z uwagi na możliwość ściągnięcia podejrzeń o sabotowanie socjalistycznych przemian, polegających – jak wiadomo – na likwidacji znienawidzonej własności. Dlatego też komunistyczna łobuzeria, która w czasach dobrego fartu, czyli w PRL-u nie tylko nie przywiązywała wagi do wyposażenia polskich posiadaczy nieruchomości na Ziemiach Zachodnich i Północnych w formalne tytuły własności, ale uważała to za akt wymierzony w swoje socjalistyczne zabobony, nie dopuściła do tego nawet po tak zwanej transformacji ustrojowej. W rezultacie polscy „użytkownicy wieczyści” są bezbronni wobec niemieckich właścicieli lub ich spadkobierców, legitymujących się zarówno tytułami własności, jak i wpisami do ksiąg wieczystych, które – zgodnie z zasadami obowiązującymi w Unii Europejskiej, do której lekkomyślnie przystąpiliśmy PRZED załatwieniem tej sprawy – umożliwiają im odzyskanie tytułów własności. Wychodzi to naprzeciw programowi zmiany stosunków własnościowych na jednej trzeciej polskiego terytorium państwowego, zarysowanym w majowej deklaracji CDU-CSU. Jak pamiętamy, mówi ona nie tylko o potępieniu „wypędzeń”, ale również – i to jest właśnie ów program – „uznaniu praw” – oczywiście praw własności niemieckich właścicieli, albo ich spadkobierców. I to jest zbrodnia znacznie większa, niż stan wojenny, ale obawiam się, że w tym przypadku nawet osądzenie i skazanie poprzebieranych w garnitury komunistycznych gołębiarzy nic już nam nie pomoże. SM

Komentarze do zaszłości, czyli: "Niechęć do pociągu"?P.Jan Rakowski jr., twierdzący, że „w wielu kwestiach mam trochę racji” zarzucił mi „Chorobliwą awersję do kolei”, o których „piszę nieobiektywnie i mijam się z prawdą”.Otóż ja nie mam żadnej awersji do kolei – ja uwielbiam jeździć pociągami. Problem w tym, że jeszcze bardziej uwielbiam jeździć dyliżansem, zwłaszcza na dachu. Czy p.Rakowski jr. będzie mi dopłacał – powiedzmy – 20 zł do każdej przejażdżki?Nie?To dlaczego ma dopłacać do mojej przejażdżki koleją?Ja mam – i to bynajmniej nie „chorobliwą", lecz racjonalnie uzasadnioną – zdecydowaną niechęć do wszystkiego, do czego podatnik musi dopłacać.Gdy jadę samochodem, z każdego litra benzyny okupujący Polskę reżym zdziera 3,20zł. Tylko 1/7 tych pieniędzy idzie na budowę i utrzymanie dróg – reszta na zazwyczaj bzdurne lub wręcz szkodliwe dla gospodarki i moralności cele (np. na – tfu! - „gejów”, na bezrobotnych, na feministki, na subwencjonowanie eksportu...). W tym i na dopłaty do kolei.Koleje trzeba sprywatyzować – i zobaczyć: jeśli utrzymają się bez państwowych dotacyj – to znakomicie! Bardzo się będę cieszył. I będę jeździł.Jeśli się nie utrzymają... Cóż: dyliżanse się nie utrzymały, i stoją po muzeach... Samoloty „Concorde” też. Wszystkie wytwory techniki kiedyś trafią do muzeum – takie jest życie.Ale, oczywiście, bardzo możliwe, że pociągi wygrają nawet z samolotami. Może w przyszłości będzie i tunel kolejowy do Australii – przez środek Ziemi? Kto wie?Ja kocham koleje – i bardzo bym się cieszył. Natomiast moje serce nie pozwala mi zmuszać babiny spod Bochni by dopłacała do mojego przejazdu! Ukradziono napis : "ARBEIT MACHT FREI" Najprawdopodobniej na złom. Robi się z tego akt anty-semityzmu. Przypominam, że w Oświęcimiu-Brzezince Żydzi szli niemal od razu na śmierć. To dla Polaków (i innych Aryjczyków) był to normalny (?) obóz pracy - i to ich dotyczył ten napis... JKM

Skąd wiemy, kiedy są święta? O trudnościach związanych z ustaleniem daty narodzin Jezusa i koncepcjach wyjaśniających, dlaczego świętujemy 25 grudnia opowiada dr Andrzej Mrozek, pracownik katedry Porównawczych Studiów Cywilizacji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Katarzyna Pruszkowska :W którym wieku zaczęliśmy obchodzić święta Bożego Narodzenia? Dr Andrzej Mrozek, Uniwersytet Jagielloński: Wiemy na pewno, że w II wieku nie obchodzono tych świąt. Nie wspominają o nich ówcześni teolodzy jak Ireneusz czy Tertulian, chociaż piszą o innych świętach. III wiek był czasem "formowania" się tego święta, zaś pod koniec IV wieku, a raczej, zależnie od miejsca, w drugiej połowie IV wieku, Boże Narodzenie z całą pewnością już obchodzono.

Skąd wiemy, kiedy urodził się Jezus Chrystus? Istnieją na ten temat cztery hipotezy, dwie wewnątrzchrześcijańskie i dwie pozachrześcijańskie. Pierwsze próby ustalenia, kiedy dokładnie przyszedł na świat Jezus datuje się na III wiek. W Egipcie zaczęto się zastanawiać na datą narodzin, jednak nie szukano wcale daty historycznej. Stale odwoływano się do bardziej symbolicznych elementów. Uważano, że Chrystus urodził się 28 marca lub w maju, w każdym razie wiosną. A było tak dlatego, że panowało przekonanie, że człowiek wielki lub ktoś, kto ma określoną pozycję, na przykład prorok, powinien żyć równą ilość lat. Nie mógł przeżyć 33 lub 50 lat i kilku miesięcy, ponieważ to byłaby oznaka niedoskonałości.

Jeśli więc Jezus zmarł w marcu, a wiemy, że śmierć Jezusa nastąpiła gdzieś pod koniec marca, to powinien też się w marcu narodzić.Potem pojawiły się zdania, że nie chodziło o narodziny, lecz o poczęcie Jezusa, który przecież w momencie poczęcia "przyszedł" na świat - jak pisze Jan Ewangelista "Słowo stało się ciałem" (J 1,14). Jeśli zatem 25 marca byłby datą poczęcia, to 25 grudnia byłby zatem datą narodzin.

A czy w Ewangelii są zapisy mogące nam wskazać prawdziwą datę narodzin Jezusa Chrystusa?Na to pytanie można odpowiedzieć i tak, i nie. Na pewno przy samym opisie narodzin Jezusa Chrystusa nie ma odniesienia do daty. Nie znamy dokładnie nawet daty rocznej. Z drugiej strony można powiedzieć, że w Ewangelii znajdujemy pewne odniesienie, aczkolwiek wątłe. Z Ewangelii św. Łukasza wiemy, że Jan Chrzciciel był od Jezusa starszy o pół roku. Elżbieta poczęła mniej więcej wtedy, a dokładniej tuż przed, kiedy w świątyni Jerozolimskiej "służbę" pełnił jej mąż, kapłan Zachariasz. Jeśli przyjmiemy, że nasza wiedza na temat funkcjonowania świątyni jest prawdziwa, możemy przyjąć, że Zachariasz miał służbę we wrześniu. Pół roku później, a więc w marcu, miał się począć Jezus. Podobnie uważał Jan Chryzostom, biskup najpierw Antiochii potem Konstantynopola, który w IV wieku próbował wprowadzić święto Bożego Narodzenia.

Wydaje się więc, że w Ewangelii nie ma konkretnej daty, jednak po analizie można dojść do pewnego wskazania tejże daty. Mimo to należy podkreślić, że w Ewangelii nie ma ani daty rocznej, ani dziennej.

Wspominał Pan także o hipotezach nie związanych z chrześcijaństwem.
Tak, jest jeszcze inna teoria, mówiąca, że święto Bożego Narodzenia ma u swoich początków wiele wspólnego ze świętem Chanuki (święto żydowskie, które wg kalendarz gregoriańskiego przypada na grudzień - przyp. red.).Jeśli chrześcijanie przyjęli żydowskie święto Paschy czy Zesłania Ducha Świętego czyli Szawuot, to dlaczego nie mieliby przyjąć święta Chanuki? Nie ma na to oczywiście żadnych dowodów, żadnych dokumentów, które by to potwierdziły, niemniej nie ma też takich, które by temu zaprzeczyły.

Współcześnie wielu ludzi uważa, że święto Bożego Narodzenia ma korzenie pogańskie. Wiemy, że w okolicy 25 grudnia Rzymianie świętowali Saturnalia, wiemy, że 21 grudnia, podczas przesilenia zimowego, poganie czcili narodziny słońca...

Nie wiadomo jednoznacznie kiedy dokładnie, chodzi o datę dzienną, obchodzono święto związane z kultem Mitry czy rzymskie święto niezwyciężonego słońca. Zostało to opisane dopiero w połowie III wieku. Chociaż chrześcijaństwo stało się religią państwową w IV wieku, to wiemy już, że poszukiwania daty narodzin Jezusa sięgają wcześniej, czyli właśnie do wieku III, a już na pewno w IV wieku nie ogłoszono nagle nowego święta.

Z jednej strony mamy więc poszukiwania w obrębie chrześcijaństwa, aby znaleźć dzień, w którym można uczcić narodziny Jezusa, a z drugiej strony przenika nas pewien kontekst religijny owego czasu. Można powiedzieć, że Święto Bożego Narodzenia zastąpiły święta pogańskie, jednak wygląda na to, że istniało ono już wcześniej (w wieku III), tylko potem zostało rozpowszechnione. Na pewno to święto nie jawi się w historii jako proste przechrzczenie uprzednio istniejącego święta pogańskiego.

Dziś wiele jest nowych ruchów religijnych, które radykalnie odcinają się od świąt Bożego Narodzenia. Obchodzą tylko święta zapisane w Ewangelii. Więc skąd taki pomysł, żeby obchodzić coś, o czym w Biblii nie ma słowa?
Nigdzie w Biblii nie ma święta nakazanego, jeśli nie brać pod uwagę świąt judaizmu. Słowa "to czyńcie na moją pamiątkę" wcale nie oznaczają jeszcze święta. Zresztą już we wczesnym chrześcijaństwie dyskutowano kiedy ma być obchodzona nawet Wielkanoc. Źródłem odrzucenia świąt Bożego Narodzenia może być raczej fakt podkreślania dziś, że najważniejszym świętem chrześcijańskim jest Pascha i automatycznie święto Bożego Narodzenia traci na znaczeniu oraz świadomość, że pojawiło się też w jego świętowaniu dużo elementów pogańskich, których kiedyś, u początków jego powstania, nie było. Z dr Andrzejem Mrozkiem rozmawiała Katarzyna Pruszkowska.

Brazylia, Chiny i Indie ratują świat przed eko-terrorystami! Nie będę po raz kolejny tłumaczył, że GLOBCIo to humbug. Ani tego, że te trzy państwa (a po cichu sprzyjało im wiele innych, również tych wchłoniętych już przez UE) uratowały przed zmarnotrawieniem co najmniej bilion dolarów. Wielu zastanawia natomiast wolta JE Benedykta Husseina Obamy. Przecież nawet już po objęciu prezydentury głosił był On, że z GLOBCIem trzeba walczyć do ostatniego dolara podatnika!? A w Kopenhadze zajął zupełnie inne stanowisko.  Wyjaśnieniem tego (i innych) posunięć p.Obamy jest Jego... metryka. Jak potwierdzają świadkowie – również z Jego rodziny – urodził się On był w Kenii, a więc nie mógł zostać prezydentem USA. Fałszywą metrykę zaświadczającą o urodzinach na Hawajach ma gubernatorka Hawajów, p.Linda Lingle – i stanowczo odmawia pokazania jej publicznie. Dzięki temu Republikanie mają dźwignię do szantażu w poważnych sprawach (w drobnych nie: groźba, że p.Obama oskarży ich o szantaż jest też poważna!). I informację tę ma, niestety, również lobby żydowskie w Partii Demokratycznej (najprawdopodobniej uzyskało ją od neo-koni w Partii Republikańskiej). Dzięki czemu niektóre ideologiczne mrzonki musi p.Obama odłożyć na półkę. I tak się toczy ten światek...A swoją drogą dziwne (ale i pocieszające) jest, że amerykańska Lewica nie potrafi znaleźć nieobciążonego niczym kandydata na prezydenta. Już ponad tysiąc ofiar Globalnego Ocieplenia! Liczba osób, które zamarzły na śmierć w wyniku zupełnie nieoczekiwanej w grudniu fali mrozów przekroczyła 1000.  Należy wzmódz walkę z Globalnym Ociepleniem - bo dalsze ataki GLOBCIa mogą spowodować więcej ofiar, niż "świńska grypa"! A - i zauważyliście Państwo: od kilku lat zupełnie zniknęły tornada na południu Stanów Zjednoczonych. To też efekt GLOBCIa: zamarzły. Na łamach "Dziennika Polskiego" wytrząsałem się na ten temat tak: Greenschwindel"Kto łańcuchem wojuje - od łańcucha ginie!". Takie hasło przylepiliśmy vis á vis okien dwupiętrowej willi zajmowanej przez "Greenpeace" w Warszawie. Solidnym łańcuchem zamknęliśmy bramę - i nawet przytwierdziliśmy nim rower! Bo jak człowiek jeździ rowerem, to nie spala paliwa, nie wydziela ciepła i dwutlenku węgla - i przez takich jest tak zimno! To, oczywiście, dowcip - bo cokolwiek by ludzkość wyprawiała, na klimat nie ma żadnego realnego wpływu. Nawet to, że do ogródka "Greenpeace"u wlaliśmy 100 litrów czystego CO2... Ale, swoją drogą, roślinki najbardziej potrzebują (a) ciepła i (b) dwutlenku węgla. Kto chce ochładzać Ziemię i zmniejszać ilość CO2 w atmosferze - jest wrogiem roślinności, wrogiem zielonej szaty okrywającej Ziemię - więc niech przynajmniej nie używa nazwy "Greenpeace"! Bo ludzie myślą, że "ekolodzy" chcą ratować roślinność. W rzeczywistości: chcą zrabować nasze pieniądze. I są tacy, co im płacą - więc jest to, niestety, dobry interes. JKM

Troska o biednych Za "komuny" w Ministerstwie PLDSiS sześć pań pracowicie opracowywało Receptury. W żadnej stołówce ani restauracji, także: w prywatnej (bo bywały i takie...) nie można było podać potrawy nie sporządzonej zgodnie z Recepturą. Te Panie pracowały w pocie czoła - i były przekonane, że to dzięki nim potrawy są w miarę tanie i w miarę smaczne. W 1989 roku Ministerstwo zniknęło. I w knajpach od razu się polepszyło. Dziś nadal istnieje SanEpid - i jego pracownice są święcie przekonane, że gdyby nie one, to w knajpach panowałby brud i smród, a wśród konsumentów grasowałaby salmonella, żółtaczka i sto innych chorób. Nie zdają sobie sprawy, że większość ludzi chce jeść zdrowo i czysto - a knajpiarze chcą mieć klientów. Natomiast są ludzie chcący jeść tanio, choćby i w brudnej spelunie - i oni też mają do tego prawo! Reżym im na to nie pozwala. Efekt: ich żony robią im posiłki w jeszcze brudniejszych kuchniach, knajpiarze nie zarabiają... a w dodatku, co śmieszniejsze, reżym nie ma wpływów z podatków. Oto godne podziwu samozaparcie! JKM

20 grudnia 2009 Socjaliści przywiązani do głupoty - jak wielbłąd do garbu... Tylko bardzo niewielu nieostrożnych ludzi  potrafi się wyślizgnąć z objęć diabła.. Panu doktorowi  Januszowi Kochanowskiemu – Rzecznikowi Praw Obywatelskich - się to nie udało.. Przypominam państwu, że na to stanowisko został desygnowany przez „prawicową” partię o nazwie - Prawo i Sprawiedliwość. Pan Janusz zorganizował wczoraj „wigilię” dla bezdomnych i bezrobotnych w Warszawie, których nota bene natworzyły kolejne rządy podnoszące systematycznie podatki od 20stu lat, od tzw. przemian. Przemiany, które polegają przede wszystkim na utrwalaniu socjalizmu biurokratycznego. Czy trzeba wciąż przypominać oczywistą prawdę, że im wyższe podatki - tym więcej bezdomnych i bezrobotnych? Rosnące koszty dzięki polityce kolejnych rządów, powodują zubożenie” obywateli”, co powoduje zapaść konsumpcyjną w gospodarce, spadek produkcji firm, i zwalnianie pracowników… A stąd już bliska droga do bezdomności… Pijaństwo, demoralizacja, prostytucja. .Jeśli ktoś ma  700 złotych emerytury, a za mieszkanie płaci 520 złotych, to chyba oczywiste, że po kolejnej podwyżce czynszu, znajdzie się w gronie bezdomnych. Jedynym dla niego ratunkiem jest szukanie kolejnych dochodów! Jeśli jako emeryt ma zdrowie i może jeszcze pracować.. - Jasiu , po co ci ten zawiązany supeł?- Żebym nie zapomniał wrzucić listu do skrzynki. - I wrzucisz go?

- Nie, bo mama zapomniała dać mi ten list.Pan Obywatel  Rzecznik Praw Obywatelskich, będący rzecznikiem poddanych państwa, a nie Pana Boga, bo Pan  Bóg nie ma Rzecznika Praw Bożych, bo Pan Bóg jest ponad państwem obywatelskim, a swoje prawa obwieścił objawiając , a nie uchwalił demokratycznie- zorganizował w sobotę, 19.12 wigilię, podczas gdy wigilia jest naprawdę w czwartek.- 24.12. Bo wigilia to  czuwanie przed Świętem Bożego Narodzenia. Wigilia kończy  okres zwany  Adwentem Adwent( przyjście)od nieszporów czwartej z kolei poprzedzającej Święta Bożego Narodzenia niedzieli do 24 grudnia, okresu poprzedzającego oczekiwanie ma powtórne przyjście Jezusa Chrystusa . Jednocześnie jest to czas  poprzedzający pamiątkę pierwszego przyjścia- wcielenia- narodzin Chrystusa. Podczas Adwentu   w kościołach odprawia się roraty, ku czci Najświętszej Maryi Panny, ponieważ przyjęła nowinę od archanioła Gabriela zwiastującego, że zostanie Matką Syna Bożego .I nie jest tak jak   w jednej  z polskich komedii:

-Panie pułkowniku, wpadnie pan do nas na wigilię?-A kiedy jest?24 grudnia?-A.. to tuż przed Świętami? -Wpadnę, oczywiście wpadnę..Wigilia,( Boży obiad, postnik), wieczerza wigilijna rozpoczyna się wraz z pierwszą gwiazdką na niebie, od  Gwiazdy Betlejemskiej, oznaczającej Narodziny Jezusa, którą to gwiazdę ujrzeli Trzej Królowie.Demokratyczni politycy popychają tłumy przed sobą, bo od nich są zależni.. Pan Bóg oczekuje,  że nieobywatele przypisani do  państwa, a  dzieci Boże pójdą za jego wskazaniami.. Różnica jest zasadnicza! Albo ciągnie się tłumy za sobą mając pod pachą zdrowy rozsądek i normalne prawa i zasady.. Albo schlebia się ludowi, podsuwając mu pod  nos wszystko czego pragnie, kosztem zdrowego rozsądku, przypodobując mu się, gwałcąc wolność wyboru innych i ich własność.. Bo demokracja! Wola powszechna ludu.. I tak dobrze, że wszystkich obietnic  demokraci nie spełniają..I nie miał racji Chesterton , jeden z największych konserwatystów stulecia twierdząc, że:” Demokracja sprowadza się do mieszaniny prostactwa i poufałości”(????) Bo jak nie być poufałym, żeby zdobyć głosy? I  nie być przy tym prostakiem i kłamcą?

 A potęga demokratycznej ignorancji jest wielka. Wygląda na to, że pan dr Janusz Kochanowski szykuje się na prezydenta, pośród innych demokratycznych kandydatów, do sprawowania rządów nad ciałami bo robi sobie publicity., Demokraci próbują  też zdobyć władzę  na duszami udemokratyzowanych „ obywateli”. Bo pod szyldem „ Wigilii” organizuje wielką wyżerkę dla bezdomnych(????). Wyżerkę należało zorganizować, ale nie łączyć jej z  Wigilią. Najlepiej na własny koszt, żeby nie mieszać do tego pieniędzy Rzecznika Praw Obywatelskich, bo to nasze pieniądze, i pieniędzy TVP, bo to jeszcze państwowa telewizja. Jan Kościuszko- prywatny  restaurator z Krakowa- jedyny uczciwy fundator w tym towarzystwie, ale ogłupiony propagandą walki z bezdomnością w  okresie Adwentu, bo warszawscy restauratorzy nie przyłączyli się do akcji ośmieszającej Wigilię.Nie dość, że nie była to Wigilia, bo Ona jest  dniem przed   Świętami Bożego Narodzenia, a nie sześć dni przed Wigilią, nie było pierwszej gwiazdki betlejemskiej, symbolu narodzin Jezusa Chrystusa, nie było zakończenia Adwentu, bo On jeszcze trwa do czwartku.Była za to wyżerka dla zgłodniałych, dla których przygotowano sześć ton kapusty i tysiące pierogów(???). I jak powtarzała propaganda przez cały dzień:” Będzie się można najeść do syta”(!!!!).To „Wigilia”  zorganizowana przez urząd państwowy  pod nazwą Rzecznika Praw Obywatelskich, sześć dni przed  Wigilią służy do zaspokojenia głodu??? A w ogóle urzędy państwowe są od organizowania katolickiej  Wigilii, mającej na celu zaspokojenie głodu?Nie mają już żadnych hamulców w bezczeszczeniu symboli chrześcijańskich- ośmieszają i drwią sobie bezkarnie,  rugując Chrystusa , a na to miejsce wprowadzając ideologiczną walkę z głodem.. Przy pomocy stert kapusty i pierogów..A do tego na Placu Czerwonym pardon –Palcu Zamkowym   inni czerwoni  socjaliści rozdawali  choinki  z polecenia pani Gronkiewicz Waltz-, prezydent Warszawy  z Platformy Obywatelskiej.Rozdali tych drzewek 2000” za darmo”.- jak to mówią, ale pieniądze wcześniej zabrali podatnikom, bez ich zgody i za te pieniądze kupili choinki, dla dwóch tysięcy. Mało, że po rządach Platformy Obywatelskiej w Warszawie pozostanie na przyszły rok 2 miliardy złotych deficytu, to jeszcze podbijają deficyt , socjalistycznym rozdawnictwem choinek.Ludzie się przepychali, bo chcieli dostać po dwie, dla innych członków rodziny, dla znajomych..Straż Miejska pilnowała, żeby był „ ład i porządek”. Drugą pobraną odbierali bez pardonu. Żeby było sprawiedliwe społecznie. Bo nie może być tak, że jeden ma dwie, a inny żadnej.. Dobrze, że nie mieli tyle pieniędzy, żeby każdemu warszawiakowi dać „ za darmo” taką choinkę..Pół miliona choinek z pewnością nie zmieściłoby się na Placu Czerwonym, pardon- oczywiście Zamkowym. I temu wszystkiemu spokojnie przyglądał się Zygmunt III Waza, z wysokości  Platformy Obywatelskiej, oczywiście Kolumny Królewskiej..„Darmowe” rozdawnictwo doprowadziło zamożny Rzym do upadku. Doprowadzi i Polskę.!No cóż jak pisał JKM- „ Nerwy puszczają, czyli kupa wariatów”(!!!!).I nie dla wszystkich starczy „ darmowych” kaftanów bezpieczeństwa.. Zresztą  może  w domach wariatów są jakieś przedświąteczne  przepustki, albo remonty- przed Świętami Bożego Narodzenia.. I czy Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej- jest zadowolona z takiego porządku rzeczy?Panie profesorze Regulski- zwracam się do pana! WJR

Bielecki wiedział, kiedy odejść Bank Pekao SA, jak wskazuje na jego sprawozdanie, wspomaga finansowo swoją ukraińską spółkę-córkę UniCredit Bank, nie tworząc na ten cel odpowiednich rezerw. Rezygnacja szefa Pekao SA Jana Krzysztofa Bieleckiego to nie jedyna zagadka dla akcjonariuszy tego banku. Czy Pekao SA wspomaga transferami finansowymi swoją spółkę-córkę na Ukrainie? Rzecznik banku stanowczo temu zaprzecza. Sprawozdanie finansowe wskazuje jednak na istnienie takich przepływów i wysoką, sięgającą ponad 3 mld zł ekspozycję banku wobec ukraińskiego UniCredit Bank, bez utworzenia odpowiednich rezerw po stronie polskiej na poczet ryzyka związanego z pogrążonym w kryzysie ukraińskim rynkiem. Taka sytuacja stwarza potencjalne zagrożenie dla polskiego systemu finansowego. Bank Pekao SA, należący do włoskiej grupy UniCredit, wspomaga finansowo swoją ukraińską spółkę-córkę UniCredit Bank (UCB), nie tworząc na ten cel odpowiednich rezerw - wynika z przeanalizowanego przez "Nasz Dziennik" sprawozdania finansowego Pekao SA na 30 czerwca 2009 roku. Czyżby rzecznik Pekao SA Arkadiusz Mierzwa nie widział tych dokumentów, skoro zapewniał nas kilka dni temu, że takiej pomocy ze strony polskiej nie ma, a jedyne środki z Polski w ukraińskim banku to te w jego kapitale zakładowym? - Niewątpliwie transfery nie są dokonywane, bo nie ma takiej potrzeby, skoro UCB przynosi zyski. W przeciwieństwie do innych ukraińskich banków nie zagraża mu bankructwo. Czym innym jest natomiast kwestia kapitalizacji i dokapitalizowania banku. Oczywiście w kapitale zakładowym tego banku są środki z Polski, dlatego że Pekao SA tworzył ten bank - powiedział rzecznik Pekao SA. Tymczasem według sprawozdania za pierwsze półrocze br. wartość bilansowa należności z tytułu finansowania udzielonego UCB przez Pekao SA wynosi, bagatela, blisko 2,5 mld zł (dokładnie 2 mld 479 mln 34 tys. zł) oraz ponad 0,7 mld zł (705 mln 348 tys. zł) z tytułu udzielonych gwarancji i akredytyw. W sumie ponad 3,2 mld zł środków z Polski bank uplasował w swojej ukraińskiej spółce, aby zwiększyć jej płynność i umożliwić funkcjonowanie w kraju, który balansuje na krawędzi załamania finansowego."Pod koniec 2008 r. w wyniku nagłego spadku popytu krajowego i zagranicznego spowodowanego cenami towarów, ostrym spowolnieniem gospodarczym u największych partnerów handlowych, ograniczonym dostępem do kredytu i deprecjacją hrywny nastąpiło znaczące spowolnienie gospodarki ukraińskiej" - wyjaśnia w sprawozdaniu Pekao SA. Dodajmy, że to "spowolnienie", jak delikatnie określił zarząd banku, objawia się skurczeniem ukraińskiej gospodarki aż o jedną piątą, gdyż na Ukrainie nastąpił 20-procentowy spadek PKB.W sytuacji tak głębokiego załamania gospodarczego wszystkie banki u naszych wschodnich sąsiadów popadły w kłopoty z płynnością, a ich zagraniczne centrale - zmuszone do zasilania córek gotówką - dla celów bezpieczeństwa utworzyły rezerwy finansowe na poczet ewentualnych strat na ukraińskim rynku. Dla banków to spora przykrość - zmniejszać zysk i wartość bilansową przez odpisanie pokaźnych kwot na rezerwy, ale tego wymaga konserwatywna polityka niezbędna w kryzysie finansowym. W wypadku 3-miliardowych transferów na Ukrainę rezerwa powinna wynieść co najmniej 30 proc., tj. 1 mld zł, i o tyle też bank powinien zmniejszyć swój zysk. Tak zrobił m.in. PKO BP posiadający bankową córkę na Ukrainie. Ale nie Pekao SA."Zważywszy na klimat niepewności związany z rynkiem ukraińskim, Bank dokonał szacunku wartości odzyskiwalnej inwestycji Banku na Ukrainie (...). W opinii Banku szacunek potwierdza odzyskiwalność inwestycji" - czytamy w sprawozdaniu finansowym Pekao SA. Innymi słowy - Pekao SA uznał, że tworzenie rezerw nie jest potrzebne, ponieważ... nie będzie na Ukrainie strat. Zarząd banku najwyraźniej liczy na to, że bezpieczeństwo ukraińskiego systemu finansowego zapewnią instytucje międzynarodowe."Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju wsparły Ukrainę dotkniętą kryzysem w odbudowie finansowej i makroekonomicznej stabilności" - czytamy w sprawozdaniu.Prezes Jan Krzysztof Bielecki, szykujący się do odejścia ze stanowiska w pierwszych dniach nowego roku, wielokrotnie zapewniał w mediach o swoim konserwatywnym podejściu do zarządzania finansami Pekao SA. Powstaje pytanie, czy wpompowanie ponad 3 mld zł bez zabezpieczenia w rezerwach w bank osadzony w morzu gigantycznego kryzysu to przykład "konserwatywnej polityki"? A jeśli tak, to dlaczego rzecznik Pekao SA twierdził, że Pekao SA nie ma przepływów finansowych z ukraińską córką, a jedyne środki z Polski to te ulokowane w kapitale zakładowym UCB? Analogiczna sytuacja - wysoka ekspozycja Pekao SA do ukraińskiego UBC i brak rezerw na jej zabezpieczenie - miała miejsce w roku 2008. Już wtedy audytor sprawozdania KPMG, zatwierdzając dokument, poświęcił sytuacji na Ukrainie osobny passus. "Nie zgłaszając zastrzeżeń (...), zwracamy uwagę na (...) ocenę Zarządu Banku dotyczącą zaangażowania kredytowego oraz inwestycji kapitałowej na Ukrainie" - napisał audytor.- Takie pokazanie palcem przez audytora oznacza, że ocena ryzyka ukraińskiej inwestycji dokonana przez zarząd banku może być błędna - wyjaśnia finansista Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Na co idą pieniądze?- Jako prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek" i akcjonariusz Pekao SA chciałbym wiedzieć, czy za dobrymi wynikami UniCredit Bank na Ukrainie nie kryje się finansowanie przez spółkę-matkę, np. rolowanie złych kredytów i udzielanie dodatkowego finansowania na ich spłatę - mówi finansista Jerzy Bielewicz. Przypomina, że UCB osiągnął zysk, podczas gdy wszystkie inne banki na Ukrainie notują straty. To oznaczałoby, że dziura finansowa na ukraińskim rynku łatana jest pieniędzmi z Polski, czyli straty na tamtejszym rynku przenoszone są do banku-matki w Polsce, i tu niewykazywane w postaci rezerw. Bielewicz zwraca też uwagę, że taka sytuacja byłaby niepokojąca z uwagi na dalsze plany grupy UniCredit.- Wysokie zaangażowanie Pekao SA w UCB w kontekście planów odsprzedaży ukraińskiego banku w ramach Grupy UniCredit na rzecz innego podmiotu - Bank Austria, niesie ryzyko, że Pekao SA odda Austriakom kontrolę nad UCB, a sam zostanie ze złymi kredytami - ostrzega Bielewicz. Włosi chcieliby przekazać Wiedniowi ukraińską inwestycję, licząc na pomoc publiczną austriackiego rządu.Komisja Europejska zajęła w czwartek na piśmie stanowisko w sprawie raportu Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który zarzuca włoskim bankom, iż nie wykazują w sprawozdaniach finansowych pełnych strat poniesionych w swoich zagranicznych spółkach-córkach. Zapytanie w tej sprawie do Komisji złożył polski eurodeputowany Ryszard Czarnecki, zaniepokojony o sytuację w polskim Pekao SA należącym do UniCredit. "Tylko jeden włoski bank dokonał ekspansji zagranicznej i tylko do niego mogą stosować się zastrzeżenia MFW" - napisał Czarnecki w zapytaniu do KE, wyjaśniając, że chodzi o włoski UniCredit, właściciela Pekao SA. Komisja Europejska napisała w odpowiedzi, że europejskie - w tym włoskie - banki muszą stosować się do międzynarodowych i unijnych standardów rachunkowości przy sporządzaniu sprawozdań finansowych, które zakładają pełną konsolidację i eliminowanie transakcji wewnątrz grupy, a ponadto dokumenty te są badane przez zewnętrznych audytorów. Zdaniem Komisji, Grupa UniCredit ujawniła w skonsolidowanym sprawozdaniu wszelkie straty w spółkach-córkach w takich krajach, jak: Ukraina, Bułgaria, Rumunia i inne, a zastrzeżenia zawarte w raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynikają z tego, że Fundusz oparł się w celach raportu na danych statystycznych. - Nie jestem usatysfakcjonowany odpowiedzią Komisji Europejskiej - powiedział Czarnecki w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Zapowiedział, że będzie dalej indagował w tej sprawie organy Unii Europejskiej. Prawdopodobnie kolejne zapytanie skieruje do Rady Unii Europejskiej.Próbowaliśmy ponownie skontaktować się z rzecznikiem Pekao SA Arkadiuszem Mierzwą, aby wyjaśnić rozbieżność między jego wypowiedzią dla "Naszego Dziennika" a sprawozdaniem banku za pierwsze półrocze 2009 r. w kwestii przepływów finansowych między polskim i ukraińskim bankiem. Niestety, bezskutecznie.Małgorzata Goss

Pedofil w pociągu P. Jan Rakowski jr., twierdzący, że „w wielu kwestiach mam trochę racji” zarzucił mi „Chorobliwą awersję do kolei”, o których „piszę nieobiektywnie i mijam się”. Otóż ja nie mam żadnej awersji do kolei – ja uwielbiam jeździć pociągami. Problem w tym, że jeszcze bardziej uwielbiam jeździć dyliżansem, zwłaszcza na dachu. Czy p. Rakowski jr. będzie mi dopłacał – powiedzmy – 20 zł do każdej przejażdżki? Nie? To dlaczego ma dopłacać do mojej przejażdżki koleją? Ja mam – i to bynajmniej nie „chorobliwą, lecz racjonalnie uzasadnioną – zdecydowaną niechęć do wszystkiego, do czego podatnik musi dopłacać. Gdy jadę samochodem, z każdego litra benzyny okupujący Polskę reżym zdziera 3,20zł. Tylko 1/7 tych pieniędzy idzie na budowę i utrzymanie dróg – reszta na zazwyczaj bzdurne lub wręcz szkodliwe dla gospodarki i moralności cele (np. na – tfu! - „gejów”, na bezrobotnych, na feministki, na subwencjonowanie eksportu...). W tym i na dopłaty do kolei.  Koleje trzeba sprywatyzować – i zobaczyć: jeśli utrzymają się bez państwowych dotacyj – to znakomicie! Bardzo się będę cieszył. I będę jeździł. Jeśli się nie utrzymają... Cóż: dyliżanse się nie utrzymały, i stoją po muzeach... Samoloty „Concorde” też. Wszystkie wytwory techniki kiedyś trafią do muzeum – takie jest życie. Ale, oczywiście, bardzo możliwe, że pociągi wygrają nawet z samolotami. Może w przyszłości będzie i tunel do Australii – przez środek Ziemi? Kto wie? Ja kocham koleje – i bardzo bym się cieszył. Natomiast moje serce nie pozwala mi zmuszać babiny spod Bochni by dopłacała do mojego przejazdu! We wtorek PT Redakcja zamieściła Redakcja zamieściła moje „Zwierciadełko” z komentarzem: Szanujemy prawo Felietonisty do wygłaszania własnych opinii. Uważamy jednak, że informowanie o przypadkach pedofilii pozwala z nią skuteczniej walczyć. Ja nie mam nic przeciwko temu, by ktoś komentował każdy mój tekst. Czułbym się zaszczycony. Jednak z meritum się nie zgadzam. Takie informacje są szkodliwe nie tylko dlatego, że pobudzają wyobraźnię skądinąd normalnych ludzi - ale również dlatego, że zaburzeniu ulega cała tkanka społeczna. Dzieci zaczynają podejrzliwie patrzeć na dorosłych, wuj boi się wziąć siostrzenicę na kolana, do więzień wędrują ludzie niewinni (bo sprytna nastolatka, by się na kimś zemścić, wymyśla bajeczkę, że jest to pedofil)...W Lyonie 11 osób spędziło półtorej roku w kryminale, zanim trzy dziewczynki przyznały się, że to sobie wymyśliły!!! Na podstawie audycyj w TV. A  ja do siedemnastego  roku życia nie wiedziałem, że istnieje pedofilia... Miałem dzięki temu szczęśliwe dzieciństwo. Dorośli mają obowiązek stwarzać dzieciom iluzję szczęśliwego, bezpiecznego świata. To ważniejsze, niż wizyta św.Mikołaja! JKM

Brazylia, Chiny i Indie ratują świat przed eko-terrorystami! Nie będę po raz kolejny tłumaczył, że GLOBCIo to humbug. Ani tego, że te trzy państwa (a po cichu sprzyjało im wiele innych, również tych wchłoniętych już przez UE) uratowały przed zmarnotrawieniem co najmniej bilion dolarów. Wielu zastanawia natomiast wolta JE Benedykta Husseina Obamy. Przecież nawet już po objęciu prezydentury głosił był On, że z GLOBCIem trzeba walczyć do ostatniego dolara podatnika!? A w Kopenhadze zajął zupełnie inne stanowisko.  Wyjaśnieniem tego (i innych) posunięć p.Obamy jest Jego... metryka. Jak potwierdzają świadkowie – również z Jego rodziny – urodził się On był w Kenii, a więc nie mógł zostać prezydentem USA. Fałszywą metrykę zaświadczającą o urodzinach na Hawajach ma gubernatorka Hawajów, p.Linda Lingle – i stanowczo odmawia pokazania jej publicznie. Dzięki temu Republikanie mają dźwignię do szantażu w poważnych sprawach (w drobnych nie: groźba, że p.Obama oskarży ich o szantaż jest też poważna!). I informację tę ma, niestety, również lobby żydowskie w Partii Demokratycznej (najprawdopodobniej uzyskało ją od neo-koni w Partii Republikańskiej). Dzięki czemu niektóre ideologiczne mrzonki musi p.Obama odłożyć na półkę. I tak się toczy ten światek...A swoją drogą dziwne (ale i pocieszające) jest, że amerykańska Lewica nie potrafi znaleźć nieobciążonego niczym kandydata na prezydenta.

Występek składa hołdy„Najsmutniejsza rzecz – karawaniarza twarz, pełna śmiechu beczka, to Autobus nasz”. Tak kończyła się sztandarowa piosenka kabaretu „Wesoły Autobus”, którego humory za pierwszej komuny transmitowane były za pośrednictwem Polskiego Radia. Za komuny bowiem to partia decydowała, co jest wesołe, a co smutne, ewentualnie – nawet najsmutniejsze. Teraz też decyduje, z tą różnicą, że swoich opinii nie wyraża już bezpośrednio, tylko za pośrednictwem autorytetów moralnych. A właśnie okazało się, że najsmutniejszą rzeczą jest dzisiaj wykańczanie autorytetów. Barbarzyńcy oraz rekordziści prymitywizmu moralnego tak się zapamiętali w swojej zatwardziałości, że zupełnie przestali mieć wzgląd na osoby. Już nie wystarcza im wyciąganie kompromatów na generała Jaruzelskiego, chociaż ten bohater narodowy nazbierał już tyle liści bobkowych do wieńca sławy, że mógłby nimi z powodzeniem wytapetować sobie łysinę i powoli przygotowywać się do roli santo subito – to jeszcze targnęli się na świetlaną postać pana senatora Krzysztofa Piesiewicza, chociaż służył on i w porozumieniu Centrum i w Ruchu Stu i w Akcji Wyborczej Solidarność i w Bloku Senat 2001 i w Platformie Obywatelskiej, słowem – na każdym posterunku, na którym został postawiony. Kiedy jednak luksusowe damy („widzę, że pan senator wzywa na raz po kilka dam”) przebrały go w damską sukienkę i sfilmowały, jak wciąga nosem sproszkowane lekarstwo, a potem szantażowały, to zamiast pryncypialnie potępić szantażystki, szubrawcy ci opublikowali zdjęcia przebranego senatora w brukowcu. Na widok takiego spostponowania autorytetu, za panem senatorem Piesiewiczem murem stanęli nie tylko koledzy-senatorowie („do czego doszło – żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy!”), ale również – przodujący w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym reprezentanci polskiego dziennikarstwa, nie mówiąc już o Salonie. A gdzie Salon („ubi Petrus, ibi Ecclesia”), tam i Jego Ekscelencja abp Józef Życiński, który sposób potraktowania „dramatu Krzysztofa Piesiewicza” przyjął „z bólem i szokiem”. Arlecchino miał oczywiście na myśli to, że publikacja w brukowcu podważyła reputację pana senatora, który, jako zatwierdzony autorytet moralny, nie powinien w ogóle podlegać osądowi profanów, a co najwyżej – parów Rzeczypospolitej. „Hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie” – twierdził Franciszek książę de La Rochefoucauld. Jego Ekscelencja już od lat nikomu nie pozwala wyprzedzić się w tych hołdach, ale bo też trudno inaczej, kiedy autorytety co i rusz mobilizowane są do dawania odporu – jak nie przez oficerów prowadzących, to znowu przez obediencje i tak w kółko Macieju. Wprawdzie w tej sytuacji niektórzy zastanawiają się, czy duchowej opiece Ekscelencji można powierzyć nawet duszę od żelazka, ale wiadomo, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Wprawdzie w pierwszym odruchu senator Piesiewicz bezmyślnie zrzekł się immunitetu i nawet senacka komisja skłaniała się do przyjęcia tego do wiadomości, ale gdy prokurator krajowy oświadczył, że wkrótce „usłyszy” on zarzuty, oparte w dodatku na „twardych dowodach”, koledzy senatorowie pośpieszyli z odsieczą, że kto to widział, by odbierać senatorowi immunitet na podstawie publikacji prasowych. W tej sytuacji na konferencji prasowej pan Kwiatkowski, który stanowisko ministra sprawiedliwości odziedziczył po Andrzeju Czumie oświadczył, że tę sprawę zastrzegł sobie do osobistego komentowania, po czym dodał, że z uwagi na dobro śledztwa żadnych komentarzy nie będzie. Inni jednak nie byli tak powściągliwi i przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym pani red. Monika Olejnik podczas audycji z udziałem posła Ryszarda Kalisza ustaliła, że pan senator Piesiewicz musiał paść ofiarą „pigułki gwałtu”, po której człowiek, jak wiadomo, w ogóle nie wie, co wyprawia. Jeśli tak, to ta „pigułka gwałtu” musiała mieć niezwykle przedłużone działanie, bo senator podobno zapłacił szantażystkom aż pół miliona. Ano – daj Boże każdemu – oczywiście nie szantażystów, tylko – ma się rozumieć – pół miliona! Ale, skoro już jest taki rozkaz, że sprawczynią całego zamieszania była „pigułka gwałtu”, to senatoru Piesiewiczu włos z głowy spaść nie może („czas zmienić politykę rolną lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno!”), chociaż poseł Palikot od razu go potępił, ku autentycznemu zaskoczeniu tą zuchwałością nieutulonego w żalu posła Schetyny. Ale od kiedy posłu Palikotu niezależne media przestały już wytykać biednych studentów, emerytów i nieboszczyków, to poseł Schetyna może być zaskakiwany coraz częściej. Wygląda bowiem na to, że w łonie razwiedki musiały wystąpić jakieś drobne nieporozumienia, a senator Piesiewicz miał tego pecha, że ze swoimi luksusowymi damami-szantażystkami, znalazł się wśród ostrzy potężnych szermierzy. Czy to na tle pogróżek zimnego ruskiego czekisty Putina, który 1 września na Westerplatte odgrażał się, że Rosja gotowa jest na zasadzie wzajemności udostępnić polskim badaczom swoje archiwa, czy może na tle zbliżających się wyborów prezydenckich – trudno na razie zgadnąć, a przecież nawet ta alternatywa nie wyklucza się wzajemnie, bo przecież ruscy szachiści są tak samo żywotnie zainteresowani w prawidłowym wyniku tubylczych wyborów prezydenckich, jak Nasza Złota Pani Aniela. Nawiasem mówiąc, z incydentu z panem senatorem Piesiewiczem i szantażystkami postanowiło skorzystać mnóstwo ludzi. Okazało się, że Polska jest krajem szantażystów; niektórzy szantażowali nawet pewnego wojewodę w sprawach biznesowych, ale najwięcej uwzięło się na porządnych obywateli, których zdjęcia doklejali do pornograficznych fotografii z małolatami, więc porządni obywatele płacili bez szemrania, bo skoro premier Tusk postanowił pedofilów kastrować chemicznie, to kto tam będzie ufał wymiarowi sprawiedliwości? Teraz to co innego; teraz prokuratura, a zwłaszcza niezawisłe sądy pewnie dostaną rozkaz, żeby w takie zdjęcia i w ogóle nie tylko nic a nic nie wierzyć, zwłaszcza w sytuacji, gdy na fotografii będzie jakiś autorytet moralny, albo nawet i prorok mniejszy, natomiast autorów takich fotomontaży okrutnie i przykładnie karać. Jakże bowiem inaczej, skoro przecież wiadomo, że autorytet, a nawet i prorok mniejszy, nigdy nie robi nic złego, a jeśli by nawet przypadkowo coś i zrobił, to nigdy nie ma nic złego na myśli? Wygląda na to, że „choć złą sprawę szatan poprze, wszystko się zakończy dobrze”, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i dopiero na tym tle lepiej rozumiemy również zaangażowanie Jego Ekscelencji. Wracając zaś do wyborów prezydenckich, to wprawdzie SLD forsuje kandydaturę posła Jerzego Szmajdzińskiego, ale chyba nie na serio, zwłaszcza, że forsowała ją głównie pani Katarzyna Maria Piekarska, co to do SLD przeszła z Unii Wolności w następstwie objęcia stanowiska wiceministra spraw wewnętrznych u Leszka Millera – a nie na przykład przewodniczący Napiernicza... to jest pardon – oczywiście przewodniczący Napieralski. Taka możliwość rysuje się tym wyraźniej, że właśnie zgłoszenie swojej kandydatury zapowiedział był pan dr Andrzej Olechowski. Rzecz jest o tyle zagadkowa, że pan dr Olechowski pierwotnie liczył na sfinansowanie swojej kampanii przez Stronnictwo Demokratyczne, którego ówczesny przewodniczący Paweł Piskorski miał w tym celu posprzedawać liczne nieruchomości, jakimi partia ta dysponuje jeszcze od pierwszej komuny. Kiedy jednak zdradził się z tym zamiarem, działacze SD, którzy na administrowaniu tymi nieruchomościami urządzili sobie szczęśliwe życie, nie tylko stanowczo się temu sprzeciwili, ale nawet pozbawili pana Piskorskiego zaszczytu przewodzenia tej sławnej partii. Jeśli zatem w tych niesprzyjających okolicznościach przyrody pan dr Olechowski jednak swoją kandydaturę wystawi, to nieomylny to znak, iż na swej drodze musiał spotkać hojnego sponsora. Po Warszawie krążą w związku z tym fałszywe pogłoski, że może to być sam „filantrop”, czyli Jerzy Soros we własnej osobie. Tego wykluczyć nie można, bo przecież „filantrop”, za pośrednictwem sponsorowanych przez siebie fundacji penetruje na wylot Węgry i Polskę, o których prezydent Izraela Szymon Peres wspomniał mimochodem, że je Izrael „wykupuje” i to pewnie niedrogo – a na sławną „Pomarańczową Rewolucję” na Ukrainie „filantrop” dał aż 20 milionów dolarów, żeby przecież mieć jakąś rekompensatę po utracie rosyjskich alimentów. Gdyby te fałszywe pogłoski jakimści cudem się sprawdziły, to mogłoby znaczyć, że strategiczni partnerzy podjęli już w naszych sprawach suwerenne decyzje. A któż je lepiej wykona, jak nie pan dr Andrzej Olechowski, który wśród zalet „fizjologicznych i innych” ma również i tę, że był tajnym współpracownikiem sławnego „wywiadu gospodarczego”. Taki kandydat ma duże szanse, kto wie, czy nie większe od pana prezydenta Kaczyńskiego, chociaż i on robi co może; pali chanukowe świeczki i słucha opowieści przewodniczącego warszawskiej gminy żydowskiej pana Kadlcika. SM

21 grudnia 2009 "Dziękczynienie jest najwyższą formą mysli"... G.K.Chesterton No i …globalne ogłupienie się nie udało! Podatnicy uratowali w swoich kieszeniach ponad bilion dolarów, a może i więcej, bo prawdziwych planów ekoterrorystów nie znamy i nie poznamy do końca. Lewica ekologiczna chciała zrobić wielki napad, napad stulecia na bilion dolarów podatników. Nie pomogły  topiące się propagandowo góry lodowe, dziecko uchwycone martwego drzewa, pod nogami którego płynie moc powstałej wody ze stopionych lodowców, nie pomogło 200 milionów euro wydanych na konferencję w Kopenhadze, której jedynym celem było wyłudzenie góry lodowej pieniędzy podatników całego  świata.. Zapał i apetyty ostudziły wielcy tego świata: Chiny i Stany Zjednoczone.. Chiny – to oczywiste,  że nie dały się wciągnąć w oczywistą głupotę? Ale Stany? Pan prezydent lewicowy  Barack Obama, tak bardzo popierał walkę z globalnym ociepleniem, że byłem pewien,  że zaakceptuje oczywistą głupotę… A tu nie! Może coś  ważnego stanęło na przeszkodzie. To ,  że stanąłby przemysł  amerykański, w każdym razie złapałby zadyszkę- to oczywiste. Nowe obciążenia nie sprzyjają biegowi długodystansowca, a co dopiero dodatkowe obciążenia nałożone na fabryki i firmy. No i na razie nie zostanie zrealizowany pomysł pani  feministki  Jane Fondy i jej byłego męża Teda Turnera, szefa  lewicowej sieci CNN, pomysł  sprzed laty, który miał polegać na tym,  żeby zmniejszyć zaludnienie planety  poprzez promowanie jednego dziecka w rodzinie(???). Wzorem Chin! Takie to pomysły miała ta „ wielka gwiazda” amerykańskiego kina.. Sympatyczka Vietkongu, paradująca w tym stroju podczas manifestacji przeciw wojnie w Wietnamie. Na razie nici z takiego pomysłu! A może rację ma pan JKM, twierdząc, że Republikanie mają  papiery na kenijski rodowód pana Baracka Obamy, a jak wiadomo prawo amerykańskie zakazuje bycia prezydentem  Stanów Zjednoczonych osobie nie urodzonej w Stanach Zjednoczonych? W każdym razie się udało. Na razie mamy chwilę oddechu, zanim ekoterroryści znowu czegoś nie wymyślą, przeciwko nam i nie zewrą szyków na nowo.. Na razie nie będzie w Kalendarzu Postępowca nowych” świąt” związanych z „ekologią”, czyli nową wiarą laicką, opartą na pogaństwie, czyli wierze w wybrane  części przyrody. Chrześcijanin wierzy w Pana Boga, który panuje nad przyrodą i nad człowiekiem, który jest częścią przyrody i ona jest dla niego, a nie on dla niej.. „Bo wielka jest chwała Twoja”! „Czyńcie sobie Ziemię poddaną”..(!!!! Tak- czy nie? Problem może mieć jedynie pan Maciej Nowicki, profesor., który niedawno podał się  do dymisji, i „był najlepszym ministrem ochrony środowiska” i chyba dlatego się podał do dymisji. Dlaczego może mieć problem? W 1991 roku, za premierowania Jana Krzysztofa Bieleckiego z Kongresu Liberalno- Demokratycznego, został ministrem ochrony środowiska. Najważniejszą sprawą jaką udało  się załatwić panu Nowickiemu( wtedy jeszcze nie był profesorem- dopiero w 1992 roku), podczas rocznego urzędowania, było namówienie rządu- który negocjował wówczas redukcję zadłużenia po PRL- do zgłoszenia propozycji tzw. ekokonwersji długu. Zagraniczni wierzyciele Polski, zgodzili się na to, by 10 % pozostałej do spłacenia kwoty przelewać na konto specjalnie utworzonego funduszu, ten zaś miał przeznaczać te pieniądze na inwestycje w ochronę środowiska(???).. I co dalej? Ano właśnie! Tym sposobem powstała fundacja EkoFundusz, zaś jej prezesem, zaraz po odejściu rządu Bieleckiego i wprowadzeniu przez niego przymusu zapinania pasów niebezpieczeństwa w samochodach, został sam Maciej Nowicki(!!!). Popatrzcie państwo jaki  człek obrotny- i jak bardzo wierny jest pogańskiemu zwyczajowi kłaniania się  drzewom, żabom, zwierzętom i innym okolicznościom przyrody. To jeszcze nie koniec historii.  Funkcję prezesa pan Maciej pełnił przez  piętnaście lat, a w tym czasie przez konta EkoFunduszu przepłynęło nieomal  półtora miliarda złotych(!!!) i część z tych pieniędzy znalazła się w kieszeni pana profesora Macieja Nowickiego. Uchwałą Fundacji z 1998 roku określono wysokość jego pensji na 10-krotność średniej krajowej, a w 2001 roku podniesiono ją do 12- krotności(???) Czy to nie doskonały pomysł, żeby walczyć za ciężkie pieniądze i z globalnym ociepleniem, i jak trzeba oziębieniem, i z okolicznościami przyrody i z człowiekiem, który- rzecz jasna- przyrodzie zagraża, w przeciwieństwie do pana profesora Macieja Nowickiego, który przyrodzie i człowiekowi, w tym podatnikom- rzecz jasna – nie zagraża? W 2007 roku, w swoim oświadczeniu majątkowym, pan profesor wykazał posiadanie tylko na kontach bankowych prawie 2 milionów złotych w różnych walutach(???). No i jak tu nie popierać globalnego ocieplenia i wszystkiego eko, za takie pieniądze.. I jeszcze zorganizował globalne ogłupianie w Poznaniu, gdzie się najechało urzędników ekologicznych z całego świata, żeby pożreć, porozglądać się ,  pociupciać ,pomieszkać na nasz rachunek- kilkudziesięciu milionów złotych! Podobno prostytutki miały niezły  ruch w interesie ekologicznym.. To jest dopiero banda! I wmawiają nam – jak to mówią zwykli i mądrzy ludzie- „ na chama”, że człowiek ma jakikolwiek wpływ na potęgę przyrody. To dlaczego do tej pory nie zrobił porządku na przykład z wulkanami, które wydzielają tego CO2, od cholery i ciut ciut?… Z morzami i oceanami, które wydzielają 95% CO2?… Bo człowiek jest za mały pikuś, żeby cokolwiek w przyrodzie zmienić… Może najwyżej wyciąć drzewo, bo rzeki próbował przesuwać Stalin. Tak jak zalesiać. Na cześć stalinowskiego planu zalesiania nawet  piękną  odę napisał Szostakowicz. Bo się przestraszył, że skończy w łagrze..  Na temat planów zagrzybiania- ody nie napisał. Bo Stalin zagrzybiania nie miał w planach. U nas też mają stalinowskie plany zalesiania, ale do łagrów na razie nie zsyłają.. Do zalesiania dopłacają, z kieszeni tych, którzy zalesiają, i tych, którzy z lasami nie maja nic wspólnego. Z kieszeni wszystkich. Jak o w komunie! Pan Maciej Nowicki  pracując na Politechnice Warszawskiej jeszcze za tamtej komuny, kierował Zakładem Ochrony Atmosfery w Instytucie Ochrony Środowiska. Zakład  Ochrony Atmosfery(????)…. No naprawdę, Buster Keaton- nic lepszego by nie wymyślił! Można jeszcze powołać, w ramach walki z globalnym ociepleniem- Zakład Ochrony Tlenu, Azotu i… Ochrony pana profesora Macieja Nowickiego.. Bo byłaby to wielka strata, gdyby coś  się panu profesorowi stało.. Bo na pewno  ochrony będzie wymagać obóz w  Oświęcimiu, gdzie w nocy, z piątku na sobotę, skradziono pięciometrową, ciężką tablicę z napisem” Praca  czyni wolnym”. Nie wiem, czy zrobili to ekolodzy, ale na pewno komuś przeszkadzała. A jak przeszkadzała – to pytanie brzmi: dlaczego przeszkadzała? Bo na przykład  w styczniu 2010 roku będzie 65 rocznica wyzwolenia obozu przez Armię Czerwoną i mają być uroczystości w związku z tym. Czyżby to była prowokacja? Obóz powstał w 1940 roku, utworzony przez Niemców jako obóz pracy. Zwożono tam obywateli polskich, którzy chwytali za broń , wobec  napastnika. Na początek przywieziono trzydziestu nienieckich kryminalistów, którzy później byli kapo.. Po napaści Hitlera na swojego przyjaciela Stalina, rozbudowano obóz i zwożono tam jeńców radzieckich, których kierowano do tzw. Auschwitz II. Bo jeszcze istniał Auschwitz III, gdzie pracowali więźniowie dla IG Farben. Po decyzji Niemców  o „ ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” w dniu 20 stycznia 1942 roku, do obozu przywożono Żydów z całej  Europy. Było tam wielu Polaków, Rosjan, Ukraińców, Cyganów, Białorusinów.. I nadal nurtuje mnie komunistyczne  pytanie: kto za tym stoi? Naprawdę musiał sobie zadać wiele trudu i musiał mieć jakąś ideę.. W poszukiwaniach biorą udział różne służby, bo sprawa jest wagi państwowej. Na przeszukanych złomowiskach napisu nie ma… Niecierpliwią się również w Izraelu.. A co państwo o tym sądzicie? Właśnie zatrzymano pięć osób w wieku od 20 do 39 lat.. I pocięli ją na trzy części. Ma być dzisiaj konferencja prasowa.. A ja widzę w tym sprawę polityczną.. WJR

Kilka uwag o Teorii Ewolucji O darwiniźmie pisałem sporo w „Najwyższym CZAS!”ie – i nie tylko. Postaram się znaleźć gotowe teksty. Tu chcę się obszernie odnieść do tego, co Państwo napisali.Otóż, przede wszystkim, teoria śp.Karola Darwina jest – literalnie biorąc – fałszywa. Podobnie jak np. teoria śp.Mikołaja Kopernika. Planety, jak wiadomo od czasów śp.Jana Keplera, nie poruszają się po okręgach, lecz po elipsach (i dlatego Kościół nie dopuszczał teorii Kopernika do praktycznego zastosowania – bo nawigatorzy kierujący się tą teorią po prostu by błądzili!). I podobnie z Teorią Darwina. Jednak Teoria Ewolucji to nie jest teoria dotycząca konkretnych gatunków. To sposób myślenia wykraczający daleko poza biologię. Podam przykład. Dyskutowałem dziś z pewną uroczą feministką, którą oburza patrylinearność. "Dlaczego – pyta – choć kobiety wnoszą do puli genetycznej taki sam wkład, jak mężczyźni (a nawet, licząc w genach, nieco większy!) nazwiska, herby i stanowiska dziedziczy się w linii męskiej?" Odpowiedź brzmi: początkowo zapewne w różnych społeczeństwach bywało różnie. I w niektórych plemionach Polinezji oraz Nowej Gwinei tak jest nadal. Tylko w wyniku selekcji naturalnej zwyciężyły społeczeństwa patrylinearne.UWAGA: nie „zwyciężyły, bo są lepsze”. Jest dokładnie odwrotnie: sądzimy, że są lepsze, ponieważ zwyciężyły. A na czym polega ta lepszość? Nie wiemy. Ale konserwatyści radzą nie ryzykować ze zmianami w tym względzie – bo (a) po co; (b) zawsze to ryzykowne. Podobnie np. z leworęcznością czy prawoskrętnością. Muszle ślimaków i innych skorupiaków są prawoskrętne. Dlaczego prawoskrętne są „lepsze”? Nie wiemy. Lewoskrętne też się raz na 100.000 wypadków trafiają. Jest to „rezerwa genetyczna”: gdyby jakiś pomór padł na populacje prawoskrętnych, to być może nie objąłby on lewoskrętnych... Powtarzam: uczeni bronią Teorii Ewolucji – bo to jest sposób myślenia. I naprawdę: trudny do zakwestionowania. Wręcz oczywisty. Jak go ktoś nie rozumie – no, to trudno... Inna sprawa, czy Teorii Ewolucji należy uczyć w szkołach? Moim zdaniem: NIE! Ten sposób myślenia jest abstrakcyjny, a więc niedostępny dla 90% kobiet i 60% mężczyzn (możliwe, że przeceniam obydwie płcie...). Uczniowie zdolni powinni to odkrywać w elitarnym liceum, albo i dopiero na studiach. Do celów praktycznych Teoria Ewolucji nie jest potrzebna - podobnie jak Teoria Kopernika zresztą – i tylko wprowadzają zamęt. Niech szczeniaki lepiej nauczą się odróżniać topolę od wiązu – i wiedzą, jak Słońce porusza się po nieboskłonie ze wschodu na zachód 99% kobiet i 75% meżczyzn - przynajmniej w miastach - nie wie, gdzie jest północ, a gdzie południe!). Teorie te służą też do podważania wiary w Boga. Tymczasem to, że ludzie wierzą w Niebo i w Piekło jest korzystne społecznie - mniej zabójstw, kradziezy itd – i nie ma to żadnego związku z tym, czy Bóg istnieje, czy nie! NB. Karo Darwin był jak najbardziej wierzący. Wbrew temu, co pisze {timiq} znane są setki przykładów powstawania nowych gatunków – dziś, na naszych oczach, też. Czy i kiedy Bóg raczył stworzyć świat – nie wiemy i nie dowiemy się nigdy (Bóg, jako Wszechmocny, mógł stworzyć świat dostarczając nam przesłanki do potwierdzenia dowolnej teorii!!). Tak, że {raf} nigdy nie zostanie usatysfakcjonowany... {timiq) ma jednak swoistą rację twierdząc: „Jedną z konsekwencji teorii Darwina - nie wiem czy JKM widzi taki związek przyczynowo skutkowy - jest brak poszanowania dla osoby człowieka, czyli np. eutanazja i aborcja. Bo zwierzę, nawet bardzo inteligentne, to tylko zwierzę, i może służyć wyższym celom”. Formalnie takiego związku nie ma. Analogiczne rozumowanie: „Złoto jest tylko metalem, więc można wrzucić je do wielkiego pieca” - jest przecież fałszywe – nieprawda-ż. Jednak w umysłach prostych ludzi tak to właśnie wygląda – i dlatego jestem przeciwny nauczaniu profanów TE.Natomiast eugenika jest z TE sprzeczna. TE zakłada bowiem, że na gatunek oddziałują miliony rozmaitych czynników i powodują jego ewolucję polegającą na dopasowywaniu się do zmian. Eugenika eliminuje dobór naturalny i selekcję naturalną – zastępując je doborem sztucznym. Ciekawe, że eugenika jest obecnie coraz śmielej propagowana – choć jest sprzeczna zarówno z TE, jak i nakazami wszystkich Wielkich Religij. Natomiast zgodna z religią New Age. Teoryj wyjaśniających powstawanie gatunków jest co najmniej kilkanaście – by wymienić np. lamarckizm. Co do genetyki: TE działałaby sprawnie przy założeniu niezmienności genów – podobnie jak fizyka przy założeniu nierozbijalności atomów – wiemy jednak, że tak nie jest. Geny podlegają „uszkodzeniom”. Szansa, że w wyniku takiej mutacji powstanie coś żywego jest niesłychanie mała – na ogół taki organizm jest niezdolny do życia – ale gdy biliony mrówek i tryliony bakteryj się mnożą... Oczywiście łatwiej znaleźć wytworzony przypadkiem w skale młotek niż karoserię „Forda T” - dlatego gatunki „wyższe” bardzo rzadko ewoluują w sposób zasadniczy. Natomiast muchy – dość często, a wirusy grypy, niestety, i parę razy do roku... Jeszcze dwa drobiazgi. {hes} słusznie zauważa: „Kreacjonizm nie ma nic wspólnego z religią. Kreacjonizm to także hipoteza, że zostaliśmy stworzeni przez UFOludków (a Boga nie ma)”. Ma też rację {BratSzlachcic}: „Darwin przecież o genach wiedział tyle, co Mendelejew o atomach czy uranie. Nie znał go, ale miał czuja i przewidział, że będzie”. Ufff. Sapientii sat. JKM

Palikot uciekł z ringu Janusz Palikot (czerwiec 2009): Majewskiemu i Cieśli drżały dłonie, gdy podczas konferencji prasowej czytałem słowa: oskarżam… oskarżam… oskarżam...Postanowiłem wystąpić z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko trojgu autorów Dziennika, którzy w swoich publikacjach dopuścili się pomówień pod moim adresem. To jest oskarżenie poważne. Janusz Palikot (grudzień 2009): Przegrał zaś, otrzymując tytuł hieny roku, Wojciech Cieśla. To jeden z autorów Dziennika, który skompromitował się tekstami na mój temat w sprawie rzekomych nielegalnych pożyczek z Kajmanów. Kompromitacja polegała tez na tym, że w obronie  swoich też umieścił wywiad z prezesem banku Rothschild, którego to wywiadu nie było, a więc wywiad fikcyjny. I za to został tak pięknie wyróżniony. To kończy moje spory zdziennikarzami i oszczędzając czas i pieniądze wycofuję w przyszłym tygodniu swoje pozwy. Jest w Polsce jedna osoba, którą ucieszyła tegoroczna Hiena Roku. To Janusz Palikot, który wreszcie znalazł pretekst do wycofania się z sądowego sporu z dziennikarzami. To nie tak miało być. Groźba ogromnej kary miała ich wystraszyć i skłonić do przeprosin, którymi potem mógłby wymachiwać na kolejnych konferencjach prasowych. Ale przelicytował. Przeprosin nie było, pozwy poskładane, pieniądze wpłacone, termin rozprawy się zbliża, a wraz z nim ryzyko, że broniący się dziennikarze zaczną wyciągać dowody, powoływać świadków, zmuszą do zainteresowania się finansami Palikota inne media, dziwnie niechętne do stawiania swojej dyżurnej gwieździe niewygodnych pytań. I skończą się coraz mniej skrywane marzenia o premierostwie. Bo chyba  nikt nie wierzy, że Palikot mógłby się przed sądem oczyścić, ratuje go jedynie to, że dziennikarze nie umieją się połapać w jego transakcjach, albo zwyczajnie nie mają ochoty grzebać w sprawach wymagających dużo czasu, a mniej nośnych niż sukienka Piesiewicza. Tych nielicznych, którym się chciało zajmować naprawdę poważnymi zarzutami wobec Palikota, zakneblować miała perspektywa procesu. Hiena Roku dla Cieśli jest bardzo niesprawiedliwa, Cieśla zaliczył wpadkę, ale taką jaka się mogła przytrafić każdemu, ale nie było to celowe. A za wpadki, nawet największe, nie powinno się karać tytułem przewidzianym dla tych, którzy sprzeniewierzają się etosowi zawodu. Mam nadzieję, że tegoroczna Hiena Roku to tylko jednorazowy wypadek przy pracy, a nie świadectwo bezradności środowiska, które nie umie lub nie chce piętnować prawdziwych grzechów, i pozostało mu już wytykanie sobie warsztatowych pomyłek. Cieśla powinien mieć dzisiaj ogromną satysfakcję. Tchórzliwe wycofanie się Palikota z procesów, pod pretekstem, którego chyba nawet "młodzi, wykształceni, z wielkich miast" nie kupią (dlaczego nagroda dla Cieśli za wywiad z Chwedorukiem ma niby kończyć sprawę z Majewskim o dziwne transakcje?) jest wielkim zwycięstwem dziennikarzy. Palikot zablefował, został sprawdzony, i uciekł jak niepyszny. Może więc warto było dostać tę Hienę, żeby się dowiedzieć z najlepszego źródła, bo od samego Palikota, jak bardzo się przestraszył procesu z dziennikarzami. Kataryna

KS. ISAKOWICZ-ZALESKI O NOWYM PRYMASIE "W wypadku abp Muszyńskiego istnieje wiele znaków zapytania, których prymas do dnia dzisiejszego nie wyjaśnił." Z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, duchownym katolickim i autorem książki "Księża wobec bezpieki", rozmawia Łukasz Adamski ("Debata"). Czy człowiek, który jest zarejestrowany jako TW, może pełnić funkcje, którą pełnili tacy ludzie jak bp Hlond czy kardynał Wyszyński? Obecnie funkcja prymasa jest funkcją honorową, niemniej w tradycji polskiej ta funkcja wiąże się z ogromnym zaufaniem społecznym. W naszym kraju jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że prymasem jest ktoś o wybitnych wartościach moralnych, kto jest autorytetem. Prymas pomimo tego, że nie ma realnej władzy, przemawia do społeczeństwa i niezależnie od tego, co prawo kościelne mówi na ten temat, to przywiązanie do tej funkcji jest w Polsce ogromne. W wypadku abp Muszyńskiego istnieje wiele znaków zapytania, których prymas do dnia dzisiejszego nie wyjaśnił. Mnie to bardzo razi dlatego,że to funkcja tylko na 3 miesiące. Pytam się więc, po co na tak krótki czas obsadzać stanowisko prymasa kimś, kto ma pewne znaki zapytania w swoim życiorysie? Może po to by pokazać, że dla hierarchii kościoła temat lustracji już nie istnieje? W kościele w Polsce istnieje ogromne lobby antylustracyjne, które wielokrotnie dawało do zrozumienia, że trzeba zalać betonem na 50 lat archiwa, zabetonować je, a nawet spalić. Ta nominacja oznacza, że lobby antylustracyjne jest dziś górą. Tyle, że to jest zwycięstwo na krótka metę, bowiem wcześniej czy później te archiwa i tak będą otwierane. A straty moralne z tego powodu będą ogromne. W Episkopacie nie ma w tej chwili lidera na miarę kardynała Wyszyńskiego czy Karola Wojtyły. I co się stanie za 3 miesiące? Wszystko wskazuje na to, że za 3 miesiące nowym prymasem będzie obecny nuncjusz apostolski w Polsce: abp Józef Kowalczyk, który usilnie zabiega o to stanowisko, a który jest zarejestrowany w aktach SB jako kontakt informacyjny „Capino”. Rok temu nuncjusz zaprzeczył kontaktom z SB, natomiast Komisja Kościelna po jednym dniu pracy wydała komunikat, że wszystko w sprawie nuncjusza jest wyjaśnione. Jednak po tym werdykcie pojawiło się około 20 innych dokumentów, które rzucają złe światło na abp Kowalczyka. To wszystko ciąg dalszy niekonsekwencji hierarchów w sprawie lustracji. Istnieje przecież memoriał biskupów podpisany 26 sierpnia 2006 roku, który jednoznacznie określał, jak rozwiązać te kwestie. Niestety teraz mamy do czynienia z bardzo poważnym krokiem w tył w sprawie lustracji Kościoła. Ks.Isakowicz-Zalewski

Klimatyczne hieny W Kopenhadze zebrał się tłumek cwaniaków – i jeszcze większy tłum idiotów. Tych, co wierzą tym cwaniakom. Cwaniacy – to ci, którzy robią pieniądze na „walce z GLOBalnym OCIepleniem”. Są to OGROMNE pieniądze. Setki miliardów wydane w gotówce – i biliony strat poniesionych przez mieszkańców krajów rządzonych przez te hieny. Skąd będą pochodziły te pieniądze?

Z naszych kieszeni, oczywiście. W ciągu kilku lat cena elektryczności pójdzie w górę o 60% – bo te sk***ysyny muszą się nakraść. Sam p. Albert A. Gore jr. zarabia na „handlu nadwyżkami CO2” $100 mln rocznie, więc bardzo Mu zależy, by ten handel trwał – i się rozwijał. Jest kompletnie obojętne, kto to CO2 sprzedaje, a kto kupuje – ważne, by cwaniacy zarobili. Oczywiście zarabia wiele innych osób. Ktoś produkuje specjalne, bardzo kosztowne urządzenia mające powstrzymać wydzielanie CO2 do atmosfery. Oczywiście, po „zatrzymaniu” CO2 się do atmosfery z powrotem wypuści – bo gdzie to trzymać?Chodzi o to, by zamówić te kosztowne urządzenia. Dużo ludzi na tym zarobi. Naszym kosztem. A reszta tych hien z Kopenhagi – to idioci, którzy wierzą, że działanie ludzi powoduje GLOBCIO. GLOBCIO, które przyniesie ka-ta-stro-fal-ne skutki. Wyginie roślinność, wyschnie Sahara, zaleje Wielkie Jezioro Słone, a oceany się podniosą i będzie Nowy Potop. Żeby w to uwierzyć, trzeba być ostatnim nieukiem. Lody Antarktydy mają temperaturę od -20°C do -60°C – i po podgrzaniu do -15°C lub -55°C raczej się nie roztopią. Lody z bieguna północnego, jeśli się roztopią, to zgodnie z prawem Archimedesa (jeśli zapomnieli Państwo – to spytajcie swoich dzieci!) nie podniosą poziomu wód nawet o ułamek milimetra. Gdyby temperatura istotnie podniosła się o 5°C (co byłoby dla Polski „tragedią”: mielibyśmy klimat jak we Włoszech…), to większa niż dziś część wód z oceanów fruwałaby w postaci pary – więc ich poziom powinien nawet opaść. Zrozumcie Państwo: to WSZYSTKO są bzdury! IM chodzi tylko o wyciągnięcie z nas pieniędzy. Zmarnują 100 miliardów – ale 10 miliardów ukradną. I o to IM chodzi. Chiny, Indie i – o dziwo – USA (mimo nowego Czerwonego kierownictwa!) nie wzięły w tym szaleństwie udziału – a więc chińskie produkty staną się jeszcze tańsze w stosunku do naszych – obciążonych wyższymi kosztami energii. Najprawdopodobniej wszystkie kraje UE pójdą z torbami – ale ONI wyniosą z tego pełne torby złota. Najśmieszniejsze, że GLOBCIO – bo GLOBCIO, choć niepowodowane przez człowieka, istnieje – jest bardzo korzystne. Rośliny potrzebują CO2 i ciepła, roztopienie Oceanu Lodowatego pozwoli włączyć do gospodarki północną Syberię i północ Kanady – a statki będą mogły pływać między obydwoma kontynentami. Budowlańcy mogą pracować cały rok – więc bezrobocie zimą jest znacznie niższe, mniej zużywamy na ogrzewanie, więc więcej możemy wydać na np. buty czy kiełbasę… Same korzyści! A te hieny chcą z tym „walczyć”. Na szczęście ta „walka” nic nie da. Wpływ działań ludzi na klimat jest żaden: jedno zaćmienie Słońca przez 10 minut powoduje większe zmiany temperatury Ziemi niż 500 lat pracy wszystkich fabryk! My na Ziemi odgrywamy taką samą rolę, jak mrówki w naszej gospodarce… czyli żadną. Jesteśmy pryszczem na powierzchni Ziemi. Czy Państwo zdają sobie sprawę, że WSZYSTKO, co ludzkość wytworzyła, od piramid egipskich po Burj Dubai, po sprasowaniu zmieściłoby się w pudełku 5 km × 5 km × 5 km? Jeszcze prawie połowa zostałaby pusta! Np. wszyscy ludzie (razem z CO2 w płucach…) zajęliby 1/400 (0,25%) objętości tego pudełka. Nas jest mało. Ale to my sfinansujemy miliardy dla tych oszustów! JKM

Bóg ciągle przejmuje inicjatywę O katolickiej wykładni symboli i motywów pojawiających się w ewngelicznym opisie Bożego Narodzenia, z ks. Waldemarem Chrostowskim, prof. dr hab. teologii i biblistą rozmawia Rafał Pazio. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Warto zastanawiać się nad katolicką wykładnią motywów i symboli pojawiających się w Ewangeliach. Ważną rolę w opisach narodzin Chrystusa odgrywa sen. To we śnie Józef słyszy, żeby nie oddalać brzemiennej Maryi. We śnie mędrcy ze Wschodu dowiadują się, że nie powinni Herodowi mówić o miejscu, w którym przebywa Jezus. Jakie jest znaczenie ewangelicznych snów? Opowiadanie o okolicznościach rodzin Jezusa Chrystusa znajduje się w dwóch Ewangeliach kanonicznych: według św. Mateusza i św. Łukasza. Pozostałe dwie Ewangelie, czyli według św. Marka i św. Jana, nie opowiadają o zwiastowaniu w Nazarecie i narodzinach w Betlejem. Rozpoczynają się od opisu publicznej działalności Jezusa, kiedy był On już dorosłym mężczyzną. Najstarszy schemat głoszenia Ewangelii o Jezusie Chrystusie był więc taki, że opowiadano przede wszystkim o Jego działalności publicznej i nauczaniu oraz męce, śmierci i zmartwychwstaniu, natomiast na drugim planie pojawiały się pytania o Jego dzieciństwo i młodość. Z czasem i one stawały się bardzo ważne, stąd pamięć o nich utrwalona w kanonicznych Ewangeliach, a także w rozmaitych pismach apokryficznych, w których do głosu obficie dochodziła także wyobraźnia.

Każda z dwóch Ewangelii kanonicznych, które opowiadają o narodzinach Jezusa, odzwierciedla odmienną perspektywę. Ewangelia według św. Mateusza została napisana z perspektywy żydowskiej i jest adresowana przede wszystkim do Żydów – zarówno tych, którzy uwierzyli w Jezusa, jak i pozostałych, którzy w czasach ewangelisty i później w Niego nie uwierzyli. Z kolei Ewangelia według św. Łukasza jest przeznaczona dla chrześcijan pochodzenia pogańskiego, którzy chcieli utwierdzić się w wierze bądź dowiedzieć się czegoś więcej o Jezusie, a także dla pogan zainteresowanych wiarą chrześcijańską.

Sen Józefa i opowiadanie o przybyciu do Betlejem trzech mędrców ze Wschodu znajdują się w Ewangelii według św. Mateusza. Jest to księga napisana według żydowskich wzorców myślenia, a więc z perspektywy mężczyzny. Wyrazistym bohaterem jej dwóch pierwszych rozdziałów jest Józef. To, co dotyczyło Jezusa, czyli Jego dziewicze poczęcie przez Maryję, było dla Józefa czymś absolutnie niezwykłym. Nie doszedł do tej wiedzy własnym rozumem ani przemyśleniami. Gdy dowiedział się, że Maryja, którą miał wkrótce poślubić, spodziewa się narodzin dziecka, a dobrze wiedział, że nie jest to jego dziecko, poczęte z ich fizycznego zbliżenia, zamierzał Ją potajemnie oddalić. Ewangelista nadmienia, że decydując się na to, „nie chciał narazić Jej na zniesławienie” (Mt 1,19). Postanowił wziąć na siebie wszystkie ludzkie domysły z tym związane oraz najrozmaitsze dociekania dotyczące tej sprawy. Ta jego sprawiedliwość została wynagrodzona. To, do czego nie doszedł własnym rozumem, zostało mu objawione przez Boga. Narzędziem tej radykalnie nowej wiedzy stał się sen. We śnie Józef poznał wolę Bożą i ją przyjął. „Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie” (Mt 1,24). Najpierw nie rozumiał, co się wydarzyło, ale w trudnym dla siebie położeniu zaufał Bogu i zrozumienie, którego nie doznał na jawie, przyszło do niego podczas snu. Podobnie było w przypadku mędrców ze Wschodu.

Ale jak ocenić pewność bohaterów Ewangelii, że konkretny sen jest znakiem Bożym? Jeżeli Bóg podaje komuś rękę, daje mu jednocześnie pewność, że jest to ręka Boża. Jeżeli Bóg kogoś powołuje, daje mu siły, żeby za tym powołaniem pójść. Jeżeli Bóg pokazuje drogę, uzdalnia również do tego, by na nią wstąpić i ją owocnie przebyć. Bóg nie kłamie ani nie zwodzi! Człowiek, który przeżywa głębokie doświadczenie religijne, nabywa pewności, że nie jest to iluzja ani coś fałszywego. Głębia tego, co przeżywa, daje mu pewność, że jego doświadczenie jest autentycznie religijne. Miarę prawidłowego odczytania snów stanowi to, czy człowiek wezwany do posłuszeństwa głosowi powołania, którego pełnego znaczenia do końca nie rozumie, zaakceptuje sens tego, co przeżywa, w przekonaniu, że chodzi o coś absolutnie wyjątkowego, co dotyczy najgłębszych pokładów jego wnętrza i sumienia.

Co mówi nam postawa Józefa, który działał, jak twierdzi Ewangelista, pod wpływem snów? Mówi nam, że ten, kto wierzy w Boga, nigdy nie jest sam. Jeżeli przed człowiekiem wierzącym stają zadania, które odbiegają od codzienności i zwyczajnej normy, to Bóg daje mu jasne światło, które pozwala prawidłowo rozeznać posłannictwo i zadania, nowej sytuacji i wynikających z niej powinności, których nie sposób porównywać z innymi doświadczeniami. Bóg wymagał od nich bezgranicznego zaufania, ale też dał im narzędzia i środki, jak choćby sny, które utwierdziły ich w przekonaniu, że odwzajemnienie zaufania Bogu jest możliwe i potrzebne. Zarówno Józef, jak i mędrcy ze Wschodu zdecydowali się na przygodę wiary. Mieli dokonać skoku w przyszłość, ale uznali i przyjęli, że ta przyszłość nie jest przepaścią.

W Ewangelii według św. Łukasza zauważamy w opisie Bożego Narodzenia szczególną aktywność aniołów. Jak interpretować scenę ogłoszenia Dobrej Nowiny pasterzom? Nie można tego, co niebiańskie, interpretować w kategoriach ziemskich. Gdybyśmy mogli i chcieli nakręcić film z tego, co wydarzyło się na polu pasterzy nieopodal Betlejem, nie zobaczylibyśmy na nim skrzydlatych istot. Nie potrzeba więc byłoby statystów udających anioły. Przecież aniołowie to duchy, postacie pozbawione cielesności. Ale nie znaczy to, że pasterze niczego zewnętrznie nie przeżyli. Przeciwnie, doświadczyli obecności Boga również w sferze zjawiskowej, jakkolwiek ich doświadczenie było przede wszystkim doświadczeniem wiary. Jak Józef i mędrcy ze Wschodu, tak i oni przeżyli wielką przygodę wiary. Sposobem objawiania się Boga i Jego woli jest głos.

Zapewne było tak, że pasterze usłyszeli Głos, który wzywał ich, by udali się do pobliskiego Betlejem. Nie można wykluczyć, że to, co przeżywali, miało wewnętrzny charakter, jednak skutki pójścia za Głosem były widoczne na zewnątrz. Ewangelista przedstawił to wydarzenie tak, że ma ono wszystkie cechy wydarzenia zewnętrznego. Ponieważ było niepowtarzalne, nie da się go zweryfi kować w fizykalnym czy przyrodniczym sensie.
jesteśmy w stanie sprawić tego, co się wtedy wydarzyło. Pasterze dowiedzieli się i uznali, że w świecie, w którym żyją, zaistniało coś radykalnie nowego: Bóg w wyjątkowy sposób wszedł w ludzką historię.

Jak odczytać dosyć ponure, jak na radosny wydźwięk Bożego Narodzenia, przedstawienie w Ewangelii według św. Mateusza „rzezi Niewiniątek”? To opowiadanie potwierdza, że dobro nie ma w świecie samych przyjaciół. Bywa tak, że dobro, oprócz wzajemności, wyzwala także mroczne siły zła i ciemności. Właśnie w konfrontacji z dobrem te siły mocno się uaktywniają. Tak było i tym razem. Narodziny Jezusa miały oznaczać dla świata pokój i radość, ale bardzo szybko okazało się, że Ten, który przychodzi jako „książę pokoju”, stał się „znakiem sprzeciwu” i celem prześladowania. Przedstawiciele i mocodawcy sił zła dążą do narzucenia porządku w takim kształcie, w jakim go sobie wyobrażają. W ten sposób dają upust egoizmowi, pysze i żądzy władzy, których skutki są katastrofalne dla innych.

Tak było i tym razem. Narodziny Jezusa, bezradnego i bezsilnego, okazały się zagrożeniem dla lokalnego żydowskiego króla. Tacy Herodowie istnieją w każdym czasie i w każdym pokoleniu. Wszędzie, gdzie rodzi się dobro, pokój i jedność, dają o sobie znać tacy, którzy są skłonni do tworzenia i pogłębiania podziałów pomiędzy ludźmi. Prześladowania, o których mówi ewangelista, miały wyjątkowo krwawy charakter. Doświadczenia XX wieku pokazują, że i w naszych czasach nie zabrakło ludzi, którzy w swojej „pomysłowości” w zadawaniu cierpień i śmierci byli podobni, a nawet prześcignęli króla Heroda.

Dlaczego rodzice dzieci, które stały się ofi arami opisanej w Ewangelii rzezi, nie zostali ostrzeżeni – jak Józef, który mógł uciec z rodziną do Egiptu? Porządek Boży stale miesza się z porządkiem ludzkim. Tam, gdzie nie można uratować wszystkich, trzeba uratować przynajmniej niektórych. Niszczycielskie siły zła, które niosą śmierć, są niestety skuteczne. Narodziny Jezusa nie usunęły ze świata wszelkiego zła, grzechu i ciemności. Także cierpienie pozostało jego realną i dotkliwą częścią. Jezus został ocalony, bo takie są ramy Bożego planu zbawienia. Miał publiczną. Ale Jego cierpienie i męczeńska śmierć zostały jedynie odłożone.

Miał dożyć 33 lat, żeby doświadczyć okrutnie zadanej Mu śmierci, przeżywanej znacznie bardziej świadomie niż w przypadku betlejemskich Niewiniątek. To, co stało się ich udziałem wkrótce po narodzeniu, było udziałem Jezusa wtedy, gdy osiągnął wiek dorosły oraz pełne rozeznanie odnośnie do swojej sytuacji. Przeszedł przez cierpienie, które okazało się integralnym składnikiem Bożego planu zbawienia.

Udziałem betlejemskich Niewiniątek i Jezusa Chrystusa był krzyż, aczkolwiek w każdym przypadku urzeczywistniony inaczej. W liturgicznym wspomnieniu Niewiniątek czytamy, że współuczestniczą one w Chrystusowym krzyżu. Nie zostały ocalone, ponieważ siły zła okazały się wobec nich skuteczne, lecz w głębokim tego słowa znaczeniu wyprzedzały i zapowiadały los Jezusa.

W Ewangelii według św. Mateusza pojawia się proroctwo Micheasza zapowiadające, że Jezus ma być królem Żydów. A przecież Izraelici Jezusa odrzucili.

To nie jest tak, że Izrael w całości Jezusa odrzucił. Znacząca część ludu Pierwszego Przymierza przyjęła Jezusa, poczynając od Piotra, przez apostołów i uczniów, po Pawła oraz innych głosicieli Ewangelii. Odnosi się to również do Maryi, córki Izraela, w której odbyło się przejście od nadziei żydowskiej do nadziei chrześcijańskiej. Ta część Izraela powiedziała Chrystusowi swoje „tak” i stała się pierwocinami Kościoła. Dzięki takim Izraelitom wiara w Jezusa Chrystusa upowszechniła się w starożytności i przetrwała do naszych czasów, pozyskując „po drodze” znacznie liczniejszych wiernych pochodzenia pogańskiego.

Ale jest również faktem, że niemała część Żydów powiedziała Jezusowi „nie”, co znalazło wyraz i utrwaliło się w judaizmie rabinicznym. Ten sprzeciw jest swoistą tajemnicą Izraela. Ma też znaczenie głęboko symboliczne. Symbolizuje bowiem grzechy i niewierności wobec Boga i Jego Syna popełniane przez tych, którzy w Niego uwierzyli. Zdarza się bowiem, że chrześcijanie, a więc ludzie ochrzczeni, którzy mają obowiązek wyznawania Chrystusa, dopuszczają się win i występków, których ciężar bywa tak wielki, że podważa tę wiarę.

Zatem nie tylko wyznawcy judaizmu rabinicznego odrzucają Jezusa. Przydarza się to również wielu chrześcijanom, którzy odrzucają Go przez swoje grzechy, chociaż mają dobre rozeznanie, kim On jest. Zatem Izrael pozostaje znakiem sprzeciwu, którego sytuacja w Bożym planie zbawienia nie jest jednak nieodwracalna. Jak chrześcijanie, którzy grzeszą, mogą liczyć na miłosierdzie Boga, tak Żydzi, którzy nie uznają Chrystusa, też mogą liczyć na Jego miłosierdzie i przebaczenie. W tym jesteśmy – co za paradoks Bożego miłosierdzia! – w gruncie rzeczy do siebie podobni. Jezus Chrystus w tajemniczy sposób jest Władcą wszystkich, a więc zarówno tych, którzy się do Niego przyznają, jak i pozostałych, którzy Go nie znają albo nawet deklarują Jego odrzucenie.

Jak odnieść się do zjawiska wypychania opowieści o narodzeniu Jezusa z wszechobecnych wytworów kultury masowej?

Chrześcijańska odpowiedź może być tylko jedna. Wobec tendencji, które pomniejszają, relatywizują albo spychają wyjątkowość przyjścia Jezusa na świat, reakcja chrześcijan powinna polegać na pogłębieniu własnej tożsamości religijnej i wzmożonej trosce o to, by w naszym życiu i postępowaniu było wyraźnie widać rysy specyfi cznie chrześcijańskie. Tam, gdzie napór bezbożnych ideologii i tendencji, które próbują osłabić moc i światło Ewangelii, jest wielki, nie ma innego sposobu, by mu się skutecznie przeciwstawić, niż wiarygodne świadectwo chrześcijańskiego życia. Boże Narodzenie dokonuje się najpełniej w tym człowieku, w którego wnętrzu Bóg przychodzi na świat. Pod tym względem Boże Narodzenie wciąż trwa, gdyż Bóg ciągle przejmuje inicjatywę i jest gotów dogłębnie przemieniać sumienia ludzi. Nie ma lepszego sposobu na przezwyciężanie zła niż wzmaganie obecności dobra. Do tego sprowadza się zawołanie św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Dziękuję za rozmowę. Rafal Pazio

Chiny kontra globcio 7 grudnia zaczęła się w Kopenhadze konferencja, w której udział biorą przedstawiciele 192 krajów świata. Przez dwa tygodnie będą się zastanawiać, w jaki sposób zwalczać popularnego globcia. Do wielce prawdopodobnego fiaska konferencji, a więc przyjęcia nic nie znaczącej, ładnie brzmiącej deklaracji, mogą przyczynić się Chiny, konsekwentnie walczące o to, by nie ograniczać swej modernizacji w imię modnej na Zachodzie ideologii globalnego ocieplenia. Analizy słupków, wykresów i komentarze ekspertów z pewnością nie wyjaśnią chińskiego stanowiska na konferencji w Kopenhadze w takim stopniu jak kontekst kulturowy i klimat intelektualny, jaki obecnie panuje w Państwie Środka. Wyznaczają go dwie najgłośniejsze książki, które w ubiegłym roku zdominowały publiczną debatę: „Nieszczęśliwe Chiny” („Zhongguo bu gaoixing”) i „Wojny walutowe” („Huobi zhanzheng”). Zważywszy na rozmiar kraju, nie rozchodzą się one w imponujących ilościach. Pierwszą przeczytało około 150 tysięcy osób, a drugą 200 tysięcy (dodatkowo krąży ok. 400 tysięcy kopii pirackich). Miały jednak niebagatelny wpływ na opinię publiczną i przywódców. „Nieszczęśliwe Chiny” to książka krytyczna wobec rządu, pisana z pozycji nacjonalistycznych, ukazująca obraz Chin niezdolnych do przyjęcia należnego im statusu globalnego mocarstwa. Według jej autorów, spełnia się czarny sen krytyków polityki otwarcia. Prawdziwa władza i kontrola wciąż jest w rękach Zachodu, który wykorzystuje Chiny jako miejsce taniej produkcji, ale nie przekazuje zaawansowanych technologii, które mogłyby zmienić tę relację. Hasłem i marzeniem chińskich reformatorów było „wykorzystać Zachód dla Chin” (xi wei zhong yong), a zgodnie z gorzką konkluzją autorów jest dokładnie na odwrót. W dodatku rząd jest pozbawiony charakteru i za miękki wobec Zachodu. Niedostatecznie mocno reagował na próby wywierania presji, na przykład w czasie atakowanej sztafety olimpijskiej i w sprawie Tybetu. Czary goryczy dopełnia fakt, iż mowa współczesnych chińskich polityków niczym nie różni się od pustych, pozbawionych treści spiczów polityków Zachodu (Polska w tym zakresie także spełnia standardy krajów zachodnich), nastawionych wyłącznie na pijar i zdobycie popularności. „Nieszczęśliwe Chiny” wywołały olbrzymi odzew w społeczeństwie. Na najgroźniejszą opozycję wyrosła nacjonalistyczna młodzież, jakże inna od tej z 1989 roku, z placu Tiananmen, która nadal z wielkim sentymentem wspominana jest na Zachodzie. Młodzież radykalniejsza, domagająca się wielkich, potężnych Chin, która nie czyta zachodnich mediów, lecz je atakuje. Zdominowana przez nią blogosfera i internet aż huczy od nacjonalistycznych ataków na rząd.Druga książka, „Wojny walutowe”, spotkała się z przychylniejszym przyjęciem przez rząd, choć jej autor, chiński ekonomista Song Hongbing, przyznawał: „Nigdy nie sądziłem, że może być ona tak popularna, iż przeczytają ją przywódcy naszego kraju. Ludzie w Chinach są zdenerwowani tym, co dzieje się na rynkach finansowych; nie wiedzą, jak radzić sobie z zagrożeniami. Chciałem im po prostu zaproponować kilka pomysłów”.„Wojny walutowe” ukazały się już w 2007 roku, ale dopiero po wybuchu światowego kryzysu stały się bestsellerem, gdyż autor, jak się okazało, trafnie przewidział w nich krach na Wall Street. Książka jest nacjonalistyczna i napisana w stylu teorii konspiracyjnych, obnażających kulisy światowego spisku. Paradoksalnie jednak dziwne decyzje rządów już po 2008 roku, wspierające największe finansowe korporacje, zaczęły potwierdzać wyglądające na histeryczne, przesadnie dramatyzowane spiskowe koncepcje Songa. Główna teza tego chińskiego ekonomisty to stwierdzenie, iż narzędziem zdobywania światowego bogactwa jest kurs walutowy. Chiny nie powinny zatem ulegać presji i rewaloryzować juana (i rzeczywiście mimo napomnień Chińczycy bronią się przed jego rewaloryzacją). Song wyśmiewa to, iż w Chinach za wzór bogactwa uchodzi Bill Gates (uważany za Wielkim Murem za pomysłowego self-made mana, który własną pracą doszedł do sławy i bogactwa – w każdej chińskiej księgarni można znaleźć co najmniej kilka pozycji w stylu „Bądź jak Gates”), podczas gdy jego majątek to „zaledwie” 40 miliardów dolarów – 100 razy mniej niż 4-bilionowa fortuna rodziny Rotschildów, którzy od wieków spekulowali i kiedy trzeba, wszczynali wojny, by zarabiać na tym krocie. Rządy zachodnie toczyły od wieków walkę o władzę ze światową finansjerą (głównie pochodzenia żydowskiego), z którą ostatecznie przegrały, stając się jej marionetkami. Wymowa tego wpływowego dzieła kształtującego poglądy chińskich przywódców jest więc jawnie antysemicka. Jeśli do tego dodać, że Chiny reprezentują stanowisko propalestyńskie i do lat 80. nie wydawały obywatelom Izraela wiz, może to oznaczać, że w XXI wieku czeka nas niezwykle ciekawa rywalizacja między tymi dwoma niezwykle do siebie podobnymi narodami – doskonałymi w handlu, świetnie wyedukowanymi i potrafiącymi solidarnie współdziałać. Jak zauważa Song, będzie to starcie między dwoma godnymi siebie rywalami. Oprócz klimatu intelektualnego wpływ na negocjacje klimatyczne będą miały też pewne ukształtowane obyczaje i praktyka polityczna w kontaktach z Chinami. Istnieje grupa tematów tabu, w których Pekin konsekwentnie egzekwuje milczenie (lub ewentualnie akceptuje pochwały) w myśl zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Próba obiektywizmu „rani uczucia narodu chińskiego”, a Chiny natychmiast przedstawiane są jako ofiara wojen opiumowych, kolonializmu i imperializmu. Często wspomina się o tabliczce na jednym z parków w Szanghaju: „psom i Chińczykom wstęp wzbroniony”. Każdy obcy przywódca (ostatnio Obama) musi na przykład składać deklarację o Tybecie i Tajwanie jako nierozerwalnych częściach Chin i nie ma tu dyskusji. A jakiekolwiek odstępstwo powoduje oskarżenie o rasizm i z reguły słono kosztuje – to utrata kontraktów rządowych, a w przyszłości także chińskich inwestycji, pożyczek i kredytów.Dlatego też scenariusz rozmów w Kopenhadze będzie łatwy do przewidzenia. Rząd chiński być może całkiem szczerze deklaruję dobra wolę. Oczywiście jest za pokojem, ekologią i dobrem planety. Wszystko trzeba uzgodnić na drodze wzajemnego poszanowania, współpracy, harmonii (to chiński wkład w globalne słownictwo, z czasem będzie tych terminów i koncepcji coraz więcej) i oczywiście dialogu. Jest tylko jeden warunek, całkiem zresztą z punktu widzenia racji stanu racjonalny: Chiny nie mogą na tym stracić. Osobliwą linię obrony, która z pewnością okaże się skuteczna w kręgach zachodniej lewicy, przyjęła chińska wiceminister z Narodowej Komisji Planowania Ludności. Zachwalała fakt, iż dzięki chińskiej polityce kontroli urodzin 85 procent chińskich kobiet w wieku reprodukcyjnym używa środków antykoncepcyjnych. Chiny są światowym liderem w tej dziedzinie i dzięki temu na świat przyszło o 400 milionów Chińczyków mniej, co znacznie zmniejsza emisję dwutlenku węgla. Ale najcięższe będą argumenty polityczne, a nie ideologiczne. Wspólne stanowisko z Chinami prezentują bowiem inne wschodzące potęgi – Brazylia i Indie – argumentując, iż przyjęcie standardów rozwiniętych państw Zachodu pozbawi te kraje możliwości rozwoju i służyć będzie de facto utrzymaniu jego hegemonii (z tego względu proponują przeliczanie emisji CO2 na per capita). Do tego dochodzą chińskie wpływy w Afryce i w G77 – luźnej koalicji krajów rozwijających się. Przedstawiciel prochińskiego Sudanu, będący jednocześnie reprezentantem G77, Ibrahim Mirghani Ibrahim, stwierdził na przykład: „Żaden z krajów rozwiniętych nie dotrzymał swych obietnic dotyczących pomocy finansowej i technicznej. Przywiązujemy wielką wagę do danego słowa i nalegamy, by jak najszybciej kraje bogate podjęły kroki w kierunku zmniejszenia emisji”. Można zatem przyjąć na granicy pewności że po dobroci walka z globciem nie zostanie przez Chińczyków przyjęta. A jakie instrumenty ma Zachód, żeby coś wymusić na Chinach? Negatywna kampania przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, jaka przetoczyła się po zachodnich mediach, nie zrobiła na chińskim rządzie żadnego wrażenia. W dodatku chińscy komentatorzy, w przeciwieństwie do polskich, nigdy nie traktują gładkich i dobrze brzmiących retorycznych esów floresów poważnie (nie ma tam zresztą w pełni swobodnej publicznej dyskusji, więc nie ma możliwości prezentowania tych poglądów). Z globciem będzie zatem jak z prawami człowieka – Chińczycy nie dołożą do niego ani juana, a spróbują na nim skorzystać (kosztem reform była degradacja środowiska, o które obecnie rząd autentycznie się troszczy). Czy w tej sytuacji tak zwany Zachód zechce dopuścić nowego wspólnika? Wtedy o to samo mogą poprosić inni – Indie i Brazylia. Czy wtedy ten biznes nadal będzie się opłacał? Czy ukażą się nowe prace naukowców, zmieniające oficjalne spojrzenie na kwestię ewentualnej zagłady ludzkości z powodu zmian klimatycznych? Radoslaw Pyffel

Świńska kwintesencja d****kracji! Za wschodnią granicą mamy problem – na Ukrainie ponoć szaleje tajemniczy wirus, zachorowało już ponad 870 tys. ludzi, 135 zmarło w wyniku różnych powikłań. Panika. Niektórzy mieli wirusa „świńskiej grypy” – pozostali ponoć nie. JE Wiktor Juszczenko jest bliski ogłoszenia stanu wyjątkowego, do czego namawiają go jego współpracownicy. Mówi się też o konieczności przełożenia wyborów prezydenckich na maj, gdyż kandydaci nie mogą spotykać się z wyborcami. Dzięki temu prezydent sam miałby większe szanse na reelekcję (podobno poparcie dla niego jest kilkuprocentowe), no i porządzi parę miesięcy dłużej. Będzie też grać na nosie Rosji, która zapowiedziała, że nie przyśle do Kijowa nowego ambasadora, dopóki on pozostaje u władzy. Przypominam, że już czterdzieści lat temu ostrzegałem: stan równowagi zostanie przywrócony. Jeśli wskutek interwencji medycyny zamiast 2 miliardów ludzi żyje na Ziemi 6,5 – to prędzej czy później pojawi się czynnik – najpewniej epidemia – która zabije nie tylko 4,5 mld, ale (na zasadzie wahadła) raczej 5 lub 5,5. Możemy to odwlekać: im dłużej odwleczemy, tym więcej będzie ofiar. W czym nie ma nic złego, a przeciwnie. Dla gatunku lepiej jest, gdy urodzi się milion i umrze połowa – niż gdy urodzi się 550 000 i umrze 50 000. Lepsza selekcja naturalna… A w ogóle to wszyscy kiedyś i tak musimy umrzeć. Jeśli dodatkowe pół miliona pożyło sobie czas jakiś na świecie – to co w tym złego? Zwracam natomiast uwagę na wypowiedź p. Aleksandra Turczinowa, wicepremiera Republiki, który „(…) komentując wzrost cen leków na zachodzie Ukrainy, zwrócił się do właścicieli aptek. – Nie żerujcie na problemach mieszkańców. Za to będziecie musieli odpowiedzieć, a my będziemy reagować ostro”. Otóż: jeśli gwałtownie rośnie popyt to cena, by pozostać „ceną równowagi”, powinna wzrosnąć. P. Turczinow pokazuje po raz kolejny, że dzisiejsi „politycy” albo nie mają pojęcia o gospodarce, albo gadają głupoty pod (głupią) publiczkę. Jeśliby cena nie wzrosła, ludzie wykupywaliby leki na zapas, leki braliby również ci, którzy wcale ich brać nie muszą… I umieraliby ludzie, którzy ich naprawdę potrzebują, a także ci, którzy przeziębili się i zarazili stojąc w długich kolejkach. Cena równowagi oznacza, że tyle samo jest leków, co ludzi gotowych je kupić. Bardzo mało się wtedy marnuje. A na argument, że „wtedy tylko bogatsi mieliby lekarstwa”, mamy trzy odpowiedzi: 1) Tak: ludzie po to zarabiają więcej, by mieć za to więcej niż ci, którzy zarabiają mniej; byłoby nonsensem zarabiać więcej po to, by mieć te same możliwości, co inni!! 2) Gdy cena idzie w gorę, producentom natychmiast chce się zatrudnić ludzi na drugą i trzecią zmianę i od razu rusza podaż lekarstw; jest ich już na trzeci dzień więcej, a za parę dni i cena się wyrówna… 3) Jeśli mają decydować nie zarobki lecz to, kto pierwszy jest w kolejce, to bogaci i tak wynajmą „staczy”… A u nas widać, że nic tak nie uczy rozumu, jak brak pieniędzy. Gdyby w Skarbie Państwa było dużo gotówki, JE Ewa Kopacz (nie „Kopaczowa”; rozwiodła się przed rokiem – co jest typowe, gdy żona robi niezależną karierę) na pewno kupiłaby 38 milionów szczepionek i kazałaby wszystkim zastrzyknąć je pod przymusem. Na szczęście: w Skarbie pustki, więc może nam się upiecze. Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej z rozpaczy zaczęło nawet mówić prawdę: „że szczepionka na A/H1N1 nie jest jeszcze dokładnie przebadana”, „że zdarzyły się przypadki śmierci wskutek podania szczepionki (a w końcu każdemu wolno wybrać sobie 10 razy większą szansę śmierci wskutek nie zaszczepienia się – niż dziesięć razy mniejszą szansę śmierci wskutek wstrzyknięcia szczepionki)”; „że nie ma żadnej gwarancji, iż produkowana pół roku temu szczepionka zadziała na aktualnego mutanta wirusa”. „Rząd” na razie nie mówi: „Jak ktoś chce, to niech się zaszczepi; szczepionki są prywatnie w aptekach – to prywatna sprawa obywateli”. Ale nie kręci i kluczy. Na zakończenia absolutna bomba… To usłyszałem na własne uszy w „Dzienniku” TVN: „Jeśli krytyka będzie się nasilała, Donald Tusk po prostu każe kupić szczepionkę bez względu na argumenty ZA i PRZECIW” !!!!” To jest kwintesencja d***kracji!!! JKM

Czerwona magia WCzc. Marek Borowski (SdPL, Warszawa) napisał niedawno felieton pt. „Ekonomia to nie czarna magia” – w którym domagał się, pozornie jak najsłuszniej, by w szkołach uczyć ekonomii. Jego zdaniem poziom wiedzy ekonomicznej jest przerażająco niski, bo „W licznych sondażach większość Polaków zdecydowanie domaga się obniżenia podatków i zwiększenia wydatków, a  jednocześnie równie zdecydowanie – potępia rosnące zadłużenie państwa. (…) Co gorsza,(…) nic się w tej kwestii nie zmieniło na lepsze. Starsze pokolenia pamiętają jeszcze przysłowie: „Z próżnego i Salomon nie naleje”. Młodsze albo go nie znają, albo nie potrafią prawidłowo zinterpretować”. No, dobrze. A teraz popatrzmy na świat. Niedawno w USA i sporej części świata odbył się spektakl pt. „kryzys gospodarczy”. O tym, że taki kryzys – i to potężny, ten to pikuś – nadciągnie, ostrzegam Państwa od dawna – choć jestem tylko socjo–cybernetykiem, a nie ekonomistą. W USA o tym, że nastąpi taki kryzys, ostrzegał tylko jeden ekonomista… a przecież profesorów ekonomii mają tam, jak lodu na Alasce. A iluż noblistów! Uniwersytet Harvarda stracił na tym kryzysie 1,5 mld dolarów– choć ma w swojej radzie nadzorczej pięciu laureatów Nobla z ekonomii!!! Z czego można by wywnioskować, że wiedza ekonomiczna przydaje się ludziom jak rybie rower. Co więcej: gdy teraz JE Benedykt Hussein Obama robi dokładnie to samo, co Jego Wielcy, Czerwoni Poprzednicy, którzy wywołali ten kryzys (dopłacali do kupowania mieszkań – On dopłaca do kupowania nowych samochodów…) to wprawdzie połowa ekonomistów surowo Go za to potępia – ale druga polowa jest jak najbardziej za! Z czego by wynikało, że ekonomia, to nie nauka – lecz właśnie magia! Mój Anty–Kolega z Lewej sam zresztą: nie ma pojęcia np. o Krzywej Laffera! Idea ta opiera się na prostej obserwacji: jeśli podatek dochodowy wynosi ZERO, to wpływy wynoszą też ZERO. Jeśli podatek wynosiłby 100%, to wpływy też wynosiłyby ZERO (bo nikt by przecież żadnej działalności nie prowadził. Ale przy podatku, powiedzmy, 50% jakieś wpływy są. Z czego wynika, że istnieje punkt, w którym dalsze podnoszenie podatków powoduje zmniejszanie się wpływów do budżetu. Ten Punkt Laffera dawno żeśmy przekroczyli. Na co jest dowód praktyczny. Gdy (za rządów p. Leszka Millera!!) obniżono znacznie akcyzę od alkoholu, wpływy do budżetu natychmiast wzrosły (ludzie przestali importować zza granic, zmniejszyła się produkcja bimbru… z czego politycy nie wyciągnęli, oczywiście, żadnych wniosków. Znacznie ważniejsze jest, że ogromna większość ludzi – w tym praktycznie wszyscy politycy i, niestety, spora część ekonomistów, uważa, że jeśli zwiększa się wpływy do budżetu – to DOBRZE. Otóż jest dokładnie odwrotnie. W budżecie muszą być pieniądze na wojsko, policję i jakąś szczątkową administrację – ale to jest 8% obecnego „budżetu”. Pozostałe 92% są tam zupełnie niepotrzebnie – i szkodzą gospodarce. Ludzie bowiem – jak dowodzi, całkowicie potwierdzone w praktyce, prawo Savasa – wydają pieniądze o 40% bardziej efektywnie, niż urzędnicy. Dlatego każda złotówka w budżecie powiatu, województwa, landu, czy naszego państwa, Unii Europejskiej – to 40 groszy straty. Im większy budżet tzw. „Rzeczypospolitej Polskiej”, tym gorzej rozwija się gospodarka w naszej Ojczyźnie! Skoro praktycznie nikt nie rozumie podstaw nauki o gospodarce to co się martwic tym, że: „Szczególnie niepokoi niski poziom wiedzy ekonomicznej nauczycieli przedsiębiorczości w szkołach. (…). Jak wynika z badań NBP, nie potrafią oni wskazać najkorzystniejszej lokaty bankowej, obliczyć podatków ani wysokości przyszłej emerytury (…).”Przepraszam: a po co mają liczyć wysokość przyszłej emerytury, skoro zanim uczniowie zostaną 40–latkami, Senat i Sejm trzykrotnie zmienią zasady jej wypłacania, a cały system i tak się załamie???!!?? Dlaczego ekonomiści nie umieją przewidzieć niczego? Bo w szkołach na prawie całym świecie uczy się nie ekonomii, lecz Czerwonej Magii według Marxa–Engelsa–Keyn'sa–Galbraitha!! Dlaczego? O tym potem!JKM

Lato, wygrywając - przegrał! Opozycja PZPN-u to nie tylko Greń, czy Jagodziński. Rok temu było 19 odważnych. Dziś jest prawie 50. Ilu będzie za rok? Proces obalania Laty jako prezesa, to tylko kwestia czasu. Ocena sobotnio-niedzielnego spektaklu piłkarskiego jest tylko jedna: kpiny, śmiech, kompromitacja, żenada. Gala z okazji 90-lecia PZPN-u to był spektakl zamknięty, konspiracyjny. Można go było pokazać kibicom, sponsorom, Polakom, co to znaczy 90 lat w historii polskiej piłki. Nic z tych rzeczy. Nie wpuszczono na salę nawet partnerów medialnych. Gdy brak kultury, umiejętności, mądrości, to ciężko oczekiwać interesujących rozwiązań. W sobotni wieczór brakowało wszystkiego. Żadnego filmu obrazującego dorobek polskiej piłki, żadnego plebiscytu, żadnego uśmiechu. Na sali nie było atmosfery zadowolenia, akceptacji, satysfakcji. Brak zaproszenia dla mojej osoby, to żaden problem. Na stuleciu będę i na pewno to nie Lato będzie wysyłał zaproszenie. Brak było mi np. Janka Tomaszewskiego. Wszyscy wiedzą jak jestem do niego nastawiony, co myślę o jego przekonaniach. Ale to zupełnie inny problem. Gdy się jednak celebruje polską piłkę, to Tomaszewski musi siedzieć na sali i to w pierwszym rzędzie!Z ludźmi nie zawsze trzeba dobrze żyć, czy się z nimi zgadzać. Natomiast o historii nie można zapominać, czy ją przykrywać. Mali ludzie wymyślili małe rozwiązania. Sobotnia noc była porażką polskiej piłki w ujęciu propagandowym. W niedzielę było jeszcze gorzej: kłótnie, chaos i kłamstwa. Chęć utrzymania się przy kasie była większa, niż ilość szarych komórek. Jarosław Ostrowski wygrał ze Zdzisławem Łazarczykiem (widać to było gołym okiem), ale ogłoszono remis. Taki typowy bokserski werdykt: aby pokonać mistrza trzeba go znokautować, nie wystarczy zadać o kilka ciosów więcej. Później przerwy, negocjacje, krótko mówiąc - wstyd. Nie było nawet maszynek do liczenia głosów, ale to nie przypadek. Nikt nie wiedział jak nimi manipulować, więc lepiej było liczyć "na oko". Co dalej? Lato wygrywając, przegrał. Nikt go nie znosi w roli prezesa. Nawet ci, którzy na niego głosują, robią to tylko dlatego, że jest przy nim trochę drobnych do zarobienia. Polska piłka nie ma z takiego układu żadnych korzyści. Gdyby głosowało całe piłkarskie środowisko, Lato przegrałby z każdym kandydatem. Powtarzam, z każdym! Wynik byłby tenisowy: 6-1, 6-1. Opozycja to nie tylko Kazimierz Greń, czy Tomasz Jagodziński. Rok temu było 19 odważnych. Dziś jest prawie 50. Ilu będzie za rok? Proces obalania Laty jako prezesa, to tylko kwestia czasu. Ja wiem, że Grzegorzowi podoba się fotel prezesa, ale to nie wystarczy. W jego wypadku brak argumentów do piastowania takiej funkcji jest przerażający. Moje stanowisko wszyscy znają. Uważam, że każdy dzień spędzony w Polskim Związku przez Grzegorza i jego ludzi, to strata dla polskiej piłki. To tylko moje prywatne zdanie, z którym wcale nie trzeba się liczyć. Stwarzanie psychozy, że liczy się tylko Euro 2012, to tylko kolejna farsa. Impreza ta jest własnością Polski i Polaków. PZPN jest tylko małym ogniwem. Gdyby Związek miał w tym wypadku rzeczywiście coś do powiedzenia, to pewnie nigdy nie zostałbym ambasadorem Euro 2012 w Polsce. Cóż, czy się im podoba, czy nie, będą musieli mnie znosić. Wiem, że jestem na "czarnej liście" pana prezesa. Towarzystwo mam jednak doborowe (m.in. red. Mateusz Borek i Roman Kołtoń), które powiększa się z dnia na dzień. Święta są okresem dobrym do przemyśleń. Ja także postaram się pomyśleć o przyszłości polskiej piłki. Co z tego wyniknie? Zobaczymy. Póki co Wesołych Świąt, zdrowia i zadowolenia dla wszystkich! ZIBI

22 grudnia 2009 Obrona szczeniakierii Podczas obiadu oglądałem TVN, która znów starała się zaszokować ludzi tym razem niedolą psów sprzedawanych na targowisku w Ełku. Była to – na szczęście – kompromitacja. Psy – zwłaszcza małe – mają bardzo puchatą sierść i bez najmniejszej szkody mogą przebywać na kilkunastostopniowym mrozie przez dłuższy czas. Na ekranie widać było czyste klatki, koszyki, w których właściciele przynosili te pieski... Doszło do tego, że nawet Policja i służby weterynaryjne (reżymowej weterynarii, oczywiście!) nie miały do czego się przyczepić i bezradnie rozkładały ręce. Choć na ogół interweniują w takich sprawach bardzo chętnie. Na szczęście: jeszcze nie ma w tej sprawie jakichś przepisów wymagających, by psy miały podgrzewane budy z bieżącą woda i kanalizacją. Jednak TVN niewątpliwie będzie do tego szczytnego celu dążyć. Tak właśnie – pod pretekstem obrony biednych, słabych, małych (tu: milusich szczeniaczków) chce się rozciągać kontrolę państwową nad ludźmi! JKM

Zejść z linii medialnego rażenia.. Socjalizm  biurokratyczny jest oczywiście najlepszym ustrojem na świecie, oczywiście pod warunkiem, że nie brakuje mu pieniędzy.. Bo, żeby mógł kwitnąc w najlepsze- potrzebne  są pieniądze, wypracowywane w sektorze prywatnym- jeszcze kapitalistycznym, ale coraz mniej wolnym, bo zniewalanym przez rządzących socjalistów, zarówno tych pobożnych , jak i tych bezbożnych. Którzy  w ramach umowy okrągłostołowej , zmieniają się u steru władzy, jak mówi JKM- u koryta; raz jedni- a raz drudzy- nie robiąc sobie znaczącej krzywdy.Poturbują się przy tym medialnie, ale tak naprawdę: my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych..No cóż… Nosorożec ma bardzo słaby wzrok, ale przy jego wadze, to już nie jego zmartwienie.. Socjalizm na razie chwieje się w szkołach, bo brakuje socjalistom pieniędzy na rozdawanie mleka(????). Pamiętam jak chodziłem do szkoły w tamtej komunie- też rozdawali” darmowe” mleko w szkołach.. Sam – jak dorastający młodzieniec- piłem je w Technikum Mechanicznym, które już dzisiaj nie istnieje, choć czegokolwiek pożytecznego w nim uczono… I nie znałem wtedy hasła:” Pij mleko- będziesz wielki”, które dzisiaj robi furorę, dzięki pani Kayi, która chyba mleka nie pije.. Ale pieniądze za propagandę wzięła! Dzisiaj napowstawało szkół, w których nauczają rzeczy, które się nawet filozofom nie śniły, a które z nauką nie mają wiele wspólnego- najwyżej z propagandą i perspektywą życia na cudzy rachunek w strukturach biurokratycznego państwa socjalistycznego. Mają tyle wspólnego  co oświadczenie swojego czasu kapitana Służby Bezpieczeństwa, pana Wieczorka w sprawie TW ”Beata”, czyli pani Zyty Gilowskiej , minister finansów w rządach  Prawa i Sprawiedliwości, a wcześniej w Platformie Obywatelskiej,  że:” zarejestrował Zytę Gilowską , żeby ją chronić przed Służbą Bezpieczeństwa”(????) Popatrzcie państwo, sami sobie nie wierzyli, i jeszcze przewidywali wiele lat naprzód co się takiego w Polsce zdarzy, że będą przemiany,” nowy ustrój” i że trzeba chronić przyszłego członka rządu Prawa i Sprawiedliwości i do tego ministra  finansów „ wolnej Polski”, która ostatecznie pierwszego grudnia 2009 roku suwerenność utraciła.. Wystarczy zmienić znaczenie słów przy pomocy propagandy- i już  mamy inną rzeczywistość… ma się rozumieć medialną, bo socjalizm musi być głęboko podbudowany medialnie i propagandowo, żeby żyjący w nim ludzie nie mieli wątpliwości, gdzie im przyszło żyć.. A żyją- według propagandy- w ustroju społecznej gospodarki wolnorynkowej i wolnej Polsce, w demokracji- o którą wszyscy walczyli, z poszanowaniem praw człowieka i praw mniejszości, no i państwie stabilnym i kwitnącym.. No i  propagandzie nie przeszkadzają rosnące od dwudziestu lat podatki, rozbudowa biurokratycznego państwa i płodzenie przez demokratów tysięcy przepisów, spod których im samym jest trudno się wydostać, a co dopiero nam- ofiarom tych przepisów!Pamiętam, jak Prawo i, że tak powiem Sprawiedliwość Społeczna, próbowało wprowadzić podatek od samochodów, podatek w zależności od wielkości silnika, spalania i zanieczyszczenia powietrza..(????)Od dwudziestu lat mamy rządy  demokratycznej kontynuacji: niezależnie od ekipy- sprawy kraju idą w tę sama stronę- w stronę eurosocjalizmu! Tak zaplanowali- i to realizują! I akurat 1 grudnia, w dniu powstania Unii Europejskiej i utraty przez Polskę suwerenności, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi( najbardziej podoba mi się w nazwie rozwój wsi!),, zmniejszyło ilość rozdawanego mleka z  pięciu do trzech razy w ciągu tygodnia.(???) Toż to wielki socjalistyczny skandal, żeby socjalizm rozdawniczy cofał się w swoim „rozwoju”.... ….ale, żeby socjalni- demokraci mieli nadal pieniądze. To  zwiększyliby ilość dni rozdawniczych do sześciu, a może i siedmiu... Niestety mniej wpłynęło do „ budżetu państwa”, bo ludziska pod wpływem rozwoju socjalizmu biednieją, a więc mniej kupują- tym samym, narażając rozwój socjalizmu na przestoje i zadyszki, a dla wielu, pod wpływem jego rozwoju, ich domem staje się bezdomność, wtedy propagandowo, można ich karmić tysiącem pierogów i kilogramów kapusty, publicznie, żeby ich upokorzyć i pokazać pozostałym,  co ich czeka, jak nie będą współpracować.-Idź, podlej kwiaty w ogrodzie- mówi żona do męża.-Ale przecież pada deszcz?-To weź parasol!.Jeszcze parasol, a nie parasolkę… Gdy parytety równościowe i demokratyczne, bo demokracja to przede wszystkim równość,  osiągną swój szczyt- obowiązkowo będziemy na parasol, mówić parasolka.. W tym socjalistycznym programie, bo socjalizm  opiera się między innymi na socjalistycznych programach socjalistycznych rządów, chodzi o dobro naszych dzieci, żeby wszystkie mogły się napić mleka” za darmo”, i żeby wszystkie rosły wielkie i były nasze. Bo w socjalizmie”: wszystkie dzieci nasze są”.. Jak ktoś nie wierzy, nich posłucha piosenki Majki Jeżowskiej..A , że wielkie ilości mleka się marnują, są wynoszone podczas socjalistycznej redystrybucji i rozdawnictwa na boku, są wylewane do zlewów socjalistycznej głupoty- czy to socjalistów obchodzi? Liczy się propagandowa akcja i socjalistyczny program rozdawnictwa” darmowego” mleka w państwowych szkołach, też oczywiście „ darmowych” , jak wszystko w socjalizmie „ darmowym”, gdzie każdemu według potrzeb. Bo komunizm polega na wspólnocie  i zabiciu rynku, naturalnego regulatora ludzkich potrzeb, sprawiedliwości i cen , wyprodukowanych towarów, przez innego człowieka.. Bo to – przypominam młodszym czytelnikom- wielki  Łysenko, przemieniał pszenicę w owies, a sosny w świerki, niczym Chrystus wodę w  wino..„Darmowe” pieniądze na „ darmowe” rozdawnictwo” darmowego” mleka, pochodziły  i nadal pochodzą dla czterdziestu mleczarni – uczestniczących w tym rządowym programie darmowego rozdawnictwa, z „ darmowego” budżetu krajowego, w wysokości 163 milionów złotych- też „ za darmo”! A 57 milionów  z „ darmowego” Funduszu Promocji Mleczarstwa(????) Którym to Funduszem  ktoś przecież zarządza i pobiera za to zarządzanie jakieś pieniądze,- też „ darmowe”. Ile osób kręci się w  Funduszu Promocji Mleczarstwa i żyje z jego aktywów? Ile osób  „ monitoruje i weryfikuje wysokość kwot wpłacanych przez podmioty skupujące na Fundusz Promocji Mleczarstwa”, ile osób „ przyjmuje wnioski” i ile ‘ wzywa do usunięcia braków formalnych”(???) I wiele innych niepotrzebnych rzeczy, których nikt nie robiłby w gospodarce wolnorynkowej , a robi i udoskonala w gospodarce  nakazowo- biurokratyczno- rozdzielczej.. I pokonuje przeszkody nieznane w innych ustrojach.. Tylko w socjalizmie! I ile łapówek przelewa się przy tej okazji.. Bo okazja jest! Gdy całością rządzą urzędnicy rolni, często bezrolni, bo po co im rola, jak odgrywają swoja rolę w strukturach biurokratycznych, z  nieukrywaną korzyścią dla siebie..Podobno ostatnio w jednym a socjalistycznych szpitali wylądował na stole operacyjnym, pacjent- łapówkarz. Wiecie państwo jaką miał chorobę? PRZEKUPLINĘ! Ale na nią nie ma lekarstwa… Chyba, żeby zlikwidować cały ten socjalistyczny bajzel nakazowo- biurokratyczno- rozdzielczy.. Ale gdzie będą  brali łapówki wszyscy ci, którzy do tej pory to robili, w systemie  nakazowo- biurokratyczno- rozdzielczym?Na pewno nie w systemie wolnego rynku! Tam nie ma miejsca dla łapówkarzy! Tam trzeba pracować i na co dzień się starać.. Bo inaczej będzie się miało z katem na pieńku.. Katem, którym jest rynek! Ale, żeby to zrozumieć, trzeba zejść z linii medialnego rażenia.. WJR

Męczeństwo Krzysztofa Piesiewicza Do czego doszło? Żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy?! Tak dziwował się Towarzysz Szmaciak, nie ukrywając zgorszenia taką możliwością. I słuszna jego racja, bo wiadomo przecież, że – po pierwsze - szlachcie wolno więcej, a po drugie – nawet gdyby tak nie było, to chłopstwu do niej zasię. Dlatego też solidarność, z jaką spotkał się pan senator Krzysztof Piesiewicz rozgrzewa i krzepi, niczym tęgi łyk gorzały na mrozie. Jeszcze Polska nie zginęła kiedy ma takich przedstawicieli, zarówno w parlamencie, mediach i wreszcie – w stanie duchownym. Ale incipiam. „Praca posła ciężka, szczera. Z rana poseł się ubiera, fagas listy mu otwiera, on tymczasem się wybiera – do Puchera”. Skoro praca prostego posła jest – jak widzimy - i ciężka i szczera, to cóż dopiero – praca senatora? Taki senator, to dla dobra Polski i Polaków – a konkretnie – żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej - dosłownie wypruwa sobie żyły, nie dojada, nie dosypia, no i w ogóle – jak zauważył to jeszcze we „Wstępie do bajek” ksiądz biskup Ignacy Krasicki – o sobie nie myśli. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że od czasu do czasu pragnie oderwać się od tego kieratu ciężkich obowiązków? Absolutnie nie można, toteż nic dziwnego, ani osobliwego nie ma w tym, że i pan senator Krzysztof Piesiewicz niekiedy szukał wytchnienia w towarzystwie wesołych dam, („widzę, że pan senator wzywa na raz po kilka dam”), a nawet zapomnienia w nirwanie? A wesołe damy – jak to damy; a to aranżują torturki, albo namawiają swoję ofiarę do przebierania się w plażowe sukienki i szminowania, a w przystępie dobrego humoru utrwalają to wszystko na amatorskich filmach. I tak właśnie się stało podczas orgietki u pana senatora Piesiewicza, chociaż nie ma pewności, czy ta sukienka, w którą przebrany został pan senator nie była niezbędna dla skuteczności lekarstwa, które zażywał on przez nos. Melchior Wańkowicz na przykład wspomina o pewnym lekarzu, który jeszcze przed I wojną praktykował na zapadłych Kresach. Lekarstwa dawał apteczne, ale na przykład jedno musiało być zakopywane pod nogą łóżka i to od ściany – bo chodziło o to, żeby w ciemnym i chłodnym miejscu – a znowu inne – zażywane o wschodzie słońca na rozstajnych drogach – bo chodziło o to, żeby przed jedzeniem – i tak dalej. Nie jest zatem wykluczone, że lekarstwo, które przez nos zażywał pan senator Piesiewicz było skuteczne jedynie pod warunkiem przebrania się pacjenta w damską sukienkę. Jestem pewien, że tylko patrzeć, jak jakiś poważny autorytet medyczny to potwierdzi, rozwiewając w ten sposób wszystkie wątpliwości. Ale „gdy car prorocze ma widzenia, zawsze je spłyci cham i łyk. Dlatego muszą być więzienia, turma i łagier, kat i stryk”. I takie właśnie nieszczęście dotknęło pana senatora Krzysztofa Piesiewicza; wesołe damy, zamiast poprzestać na swoim honorarium, z inspiracji swojego, pewnie powodowanego ciemną polityczną intencją alfonsa, zaczęły go szantażować. Biedny senator podobno nawet zapłacił im pół miliona złotych, ale wiadomo, co z ludźmi robi chciwość, więc w końcu kompromat trafił na łamy brukowca wraz z informacją, że pan senator Piesiewicz zawiadomił o tym niesłychanym przestępstwie prokuraturę. Ta zaś, zamiast przy pomocy niezawisłego sądu, natychmiast umieścić obydwie szntażystki w sławnym „areszcie wydobywczym”, bez najmniejszego wyczucia wszczęła postępowanie również przeciwko senatorowi – że niby zażywał narkotyki. „O nierządne królestwo i zginienia bliskie!” Czyż trzeba nam lepszego dowodu na głęboki upadek naszego państwa? Na szczęście znalazły się zdrowe siły, które barbarzyństwu i prymitywizmowi moralnemu, dały zdecydowany opór. Wyraz swemu oburzeniu dali dostojni senatorowie: „nas, senatorów – prądem?!” Wiadomo, że prądem, to można, a nawet powinno się traktować rekordzistów prymitywizmu moralnego, co to na przykład niszczą autorytety, które przecież „bez swojej wiedzy i zgody” – i tak dalej – ale nie autorytety! A przecież pan senator Piesiewicz był – i miejmy nadzieję – pozostanie właśnie autorytetem moralnym, przede wszystkim dzięki swemu głębokiemu przywiązaniu do autentycznych wartości, któremu dawał wyraz w swoich wystąpieniach publicznych, przytłaczając oponentów już samym ciężarem swego prestiżu. Tej jego właściwości nie jest w stanie zniszczyć, ani nadwerężyć nawet sto filmów z domniemanych orgietek, bo nie od dziś wiadomo, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty. Toteż wkrótce do grona dostojnych senatorów dołączyła zdrowa część środowiska dziennikarskiego, przypominając podstawową zasadę etyki dziennikarskiej, że atakujemy tylko stadnie i na dany sygnał – a przecież w tym przypadku żadnego rozkazu nie było. Ale kropkę nad „i” postawił dopiero niezawodny JE abp Józef Życiński, który najwyraźniej musiał głęboko odczuć wspólnotę losów z panem senatorem Krzysztofem Piesiewiczem, ponieważ – jak pamiętamy – też został kiedyś w Pradze czeskiej zaatakowany i to nożem. Dobry wojak Szwejk powiedziałby, że „jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było”, ale kto by tam wierzył jakimś Szwejkom, barbarzyńcom, czy, dajmy na to, samozwańczym tropicielom konfidentów, kiedy społeczeństwo nasze, niczym kania dżdżu, przede wszystkim potrzebuje autorytetów? Toteż Ekscelencja przyjął „z bólem i szokiem sposób potraktowania dramatu Krzysztofa Piesiewicza przez część polskich mediów, które wyraźnie mówią językiem nihilizmu.” Rzeczywiście karygodne – nie tylko mówią „językiem nihilizmu”, ale w dodatku – „wyraźnie”. A dlaczego? A dlatego, by „wykończyć kolejny autorytet” – oburza się Ekscelencja. Tymczasem „obowiązują nas minimalne zasady humanizmu” zwłaszcza wobec autorytetów, których nie wolno „wykańczać”, tylko trzeba okadzać i to tym częściej, im bardziej się zaśmierdziały, to chyba jasne? Wprawdzie męczeństwo to dla męczennika nic przyjemnego, ale jak wiadomo, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – więc i z męczeństwa pana senatora Krzysztofa Piesiewicza też mogą narodzić się dobre owoce. Na przykład, gdyby pod wpływem tego dramatu pan senator zmienił swój nieubłaganie wrogi stosunek do kary śmierci i dopuścił możliwość zastosowania jej, dajmy na to, wobec szantażystów? Wtedy nie tylko haniebny postępek wesołych dam, ale i nihilizm, w jaki popadła część polskich mediów, można będzie uznać za rodzaj błogosławionej winy, dzięki której poświęcenie pana senatora Krzysztofa Piesiewicza dla Polski zajaśniałoby prawdziwym blaskiem. SM

O eugenice Przepraszam, ze ostatnio same polemiki z PT Komentatorami - ale sprawy Teorii Ewolucji, eugeniki itd. są bardzo ważne. Powiedziałbym: śmiertelnie poważne.{synchlopa} napisał: "Natomiast eugenika jest z TE sprzeczna" ha ha Pan JKM nie rozumie do końca TE! "zastępując je doborem sztucznym" ???-  bo takie jest teraz naturalne środowisko!". Nie tyle nie ma racji, co nie o to tu chodzi!Oczywiście, że nie żyjemy już na ogół - przynajmniej w miastach - w środowisku naturalnym. Jednak w dalszym ciągu jest ono "otwarte" - czyli: na nasz gatunek oddziałują miliony czynników, nad którymi nie mamy żadnej kontroli: zmiany promieniowania kosmicznego, nowe szczepy bakteryj i wirusów, zmienia się klimat - a także rządzący...! Nasz gatunek więc mutuje dostosowując się do tych zmian. Natomiast przez eugenikę rozumie się sztuczny dobór ludzi do rozpłodu – dziś, co bardziej efektywne: chromosomów i genów. Oznacza to odwrócenie naturalnego porządku Natury. W Naturze bowiem nie ma celowości, nie ma wartościowania. Jakaś forma przeżywa – i z tego powodu uważamy, że jest „lepsza”. Ale to „lepsza” oznacza tu tylko tyle: „lepiej dopasowała się do zmienionych warunków”. Natomiast w eugenice stawiamy sobie najpierw cel: „Wyhodować człowieka silniejszego, mądrzejszego, piękniejszego (niepotrzebne skreślić)”. Czyli z góry zakładamy, co jest lepsze – i próbujemy osiągnąć cel. Dlaczego jest to niebezpieczne? Przecież to takie wspaniałe marzenie... Otóż – nie! Na zmienione (lub nawet te same) warunki gatunek odpowiedziałby zmianą dopasowującą. Uważamy, że jest to zmiana optymalna. Natomiast zmiana osiągnięta przez eugeników będzie inna. Zapewne nie będzie więc optymalna!!! Czy buldogi lub jamniki maja lepszą przeżywalność, niż kundle? Bardzo w to wątpię! Oczywiście: to nie musi być prawda. Czasem można na skróty doprowadzić do zmiany naprawdę korzystnej – i to nawet takiej, jakiej ewolucja nigdy nie potrafiłaby osiągnąć. Ewolucja mogłaby wytworzyć jamnika, ale - przykład śp.Stanisława Lema: ewolucja nie może wytworzyć człowieka z kółkami, zamiast nóg – a jest wysoce prawdopodobne, że byłoby to korzystne... Więc jakieś manipulacyjki w genach... To JEST teoretycznie możliwe. Jednak cholernie ryzykowne. Albowiem jeden gen odpowiada na ogół za kilka cech – i to w różnych kawałkach naszego organizmu. Najgorsze w eugenice jest to, że może stać się powszechna – co zagrozi różnorodności. Gatunek toleruje rozmaite odchyłki od normy – i nigdy nie wiadomo, czy taka „odchyłka” nie będzie dla gatunku ratunkiem (jak np. brak skrzydeł u chrząszczy na wyspach, gdzie wieją silne wiatry!). Gdfyby więc 20% ludzi eksperymentowało na swoich dzieciach - różnorodnośc by sie zwiekszyła - i OK: najwyżej by wymarli... Tymczasem gdy dopuścimy do eugeniki, to niedługo będziemy mieli do dyspozycji 20 typów kobiet – optymalnych, oczywiście – i dziesięć typów „optymalnych” mężczyzn. A jeśli eugenike będa uprawiać ONI – to dwa typy mężczyzn i pięć typów kobiet... Czyli różnorodność wezmą Diabli. Bo przecież każdy będzie chciał być ”optymalny”.  Kto świadomie dopuści, by jego córeczka była brzydsza, niż córka sąsiada?!?Mało kto...I to właśnie jest zapewne mechanizm wbudowany przez Pana Boga we Wszechświat: jak jakaś cywilizacja rozwinie się zanadto, zagrozi rozbijaniem atomu, katastrofami kosmicznymi itd. - to wcześniej sama się wykańcza poprzez „samo-optymalizację”.O czym świadczy Silentium Universi! nie przypadkiem przeczytałem komentarze do wczorajszego V-BLOGu. {Marcin9406} napisał: "A tak na marginesie: Panie Mikke- idąc tym tokiem myślenia możnawysunąć twierdzenie, iż polski premier nie ma prawa mówić o mordzie wKatyniu- wszak wtedy "na mapie" Polski nie było!" na co {sławekmetal} odparł: "Polski nie było tylko na krótką chwilę" Obydwaj Panowie nie maja racji. W ogóle nie o to chodzi. Pomordowani w Katyniu nie tylko byli obywatelami II RP, ale nosili mundury II RP. Co jest kompletnie inną sytuacją. Gdyby państwo Izrael wtedy istniało, premier Izraela  też nie miałby prawa mówić w ich imieniu!!! W pewnym sensie nawet tym bardziej... JKM

HANDLARZ BRONIĄ SKARŻY „GAZETĘ POLSKĄ” Premier Donald Tusk, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, terrorysta i światowy handlarz bronią Monzer Al-Kassar, handlarz bronią Adnan Khashogi, minister skarbu Aleksander Grad – to niektórzy świadkowie, jakich chcemy powołać w procesie wytoczonym „Gazecie Polskiej” przez Abdula Rahmana Al-Assira. Pozwał on do sądu Niezależne Wydawnictwo Polskie, wydające „Gazetę Polską”, Anitę Gargas, autorkę artykułów oraz Antoniego Macierewicza, byłego wiceministra obrony narodowej, obecnie posła PiS. Al-Assir to handlarz bronią i przedstawiciel katarskiego konsorcjum, które miało kupić polskie stocznie. Pełnomocnikiem Al-Assira jest kancelaria adwokacka Jaworski i Siciński. Ten ostatni był pełnomocnikiem Dariusza Przywieczerskiego w procesach przeciwko prof. Jadwidze Staniszkis oraz „Tygodnikowi Solidarność”. Publikując materiał pt. „Kulisy kompromitującej transakcji” Anity Gargas zarówno autorka, jak i wydawca „GP” zachowali wszelkie standardy należytej staranności dziennikarskiej. Zamierzamy tego dowieść przed sądem – powołamy na świadków osoby, które znają kulisy działalności Abdula Rahmana Al-Assira.

Nieudana transakcja W artykule pt. „Kulisy kompromitującej transakcji”, który ukazał się 19 sierpnia 2009 r., Anita Gargas ujawniła tajemnice związane ze sprzedażą polskich stoczni. Artykuł ukazał się kilka dni po terminie, kiedy tajemniczy katarski inwestor miał ostatecznie zapłacić za majątek stoczni. Przypomnijmy. Przetarg na majątek stoczni ogłoszono 16 marca 2009 r. Podmioty zainteresowane przystąpieniem do niego miały do 30 kwietnia złożyć oświadczenie rejestracyjne i wpłacić wadium. Startujący w przetargu tajemniczy Katarczycy nie wpłacili wadium w terminie, nie zostali jednak wykluczeni z przetargu. 7 maja ogłoszono przedłużenie terminu wpłaty wadium do 8 maja, co pozwoliło Katarczykom stanąć do przetargu (wadium wpłynęło). Pieniądze za stocznie miały zostać wpłacone do 21 lipca, ale inwestor poprosił resort skarbu o przesunięcie terminu do 17 sierpnia. Transakcji jednak nie sfinalizowano. Premier Tusk zapewniał, że jeśli nie dojdzie ona do skutku, minister skarbu Aleksander Grad zapłaci za to dymisją. Czas pokazał, że nie było ani sprzedaży stoczni, ani dymisji ministra Grada. Jak ujawniła w swoim artykule Anita Gargas, w sierpniu w willi pod Niceą doszło do spotkania Donalda Tuska i Aleksandra Grada z szejkiem Kataru Hamadem Bin Jassim Bin Jabr Al Thanim, członkiem rodziny panującego emira. Na spotkaniu był także obecny Abdul Rahman Al-Assir – przedstawiciel katarskiego inwestora. „GP” opisała wówczas przeszłość Al-Assira, jego interesy oraz wątpliwości związane ze sprzedażą stoczni. Premier Donald Tusk na pytania dziennikarki „GP” o bulwersujący fakt, że za sprzedażą stoczni może stać handlarz bronią, odpowiedział: – Mnie jest wszystko jedno, czy stocznie kupił handlarz bronią, bursztynem czy kiełbasą. Ważne, żeby stocznie produkowały.

Afera stoczniowa „Bomba” wybuchła w październiku, gdy do najważniejszych osób w państwie trafiła informacja na temat sprzedaży stoczni, podpisana przez Mariusza Kamińskiego, ówczesnego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Okazało się, że najwyżsi urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu przeprowadzili fikcyjny przetarg na sprzedaż majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. „Operacja CBA o kryptonimie »Hornet« ujawniła, że przetarg na sprzedaż majątku stoczni od początku do końca był ustawiony. Uczestniczyli w tym bezpośrednio wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik oraz prezes ARP Wojciech Dąbrowski i jego zastępca Jacek Goszczyński. Z dokumentów CBA wynika, że o sprawie wiedział minister skarbu Aleksander Grad” – informował tygodnik „Wprost”, który ujawnił stenogramy z podsłuchów. Okazało się między innymi, że minister Grad i jego pracownicy nie wiedzieli, kim jest w rzeczywistości katarski inwestor, który miał kupić stocznie. – Tak usilne wspieranie inwestora pod nazwą „Stichting Particulier Fonds Greenrights” budzi tym większe zaniepokojenie, że, jak się okazało, przedstawiciele rządu i ARP mieli niemal zerową wiedzę na temat podmiotu, na którego rzecz działali – czytamy w raporcie CBA. Okazało się również, że w dokumentach Biura pojawia się nazwisko libańskiego handlarza bronią Rahmana Abdula Al-Assira. Według analizy Biura, był on jedną z głównych postaci w sprawie i domagał się od Ministerstwa Skarbu zwrotu prowizji za sprzedaż polskiej broni wyprodukowanej przez Bumar SA. – „Najbardziej zaskakujące wydaje się jednak ustalenie źródła pochodzenia kwoty ponad 26 mln zł wpłaconej jako wadium. Otóż, jak się okazuje, wpłaty tej dokonał z własnych pieniędzy Abdul Al-Assir, który w przeszłości pośredniczył w sprzedaży broni produkowanej przez Bumar SA na całym świecie, i z tego tytułu wysuwa wobec tej spółki roszczenia dotyczące prowizji” – czytamy w raporcie CBA. Okoliczność wpłacenia kwoty wadium przez libańskiego handlarza nie pozostawała bez wpływu na przebieg negocjacji prowadzonych przez wyłonionego w przetargu inwestora z przedstawicielami ARP. Warunkiem wstępnym przystąpienia do rozmów mających na celu sfinalizowanie sprzedaży majątku stoczni było zagwarantowanie przez stronę polską, że gdyby transakcja nie została zawarta, wadium zostanie zwrócone. W związku z tym szefowie ARP rozważali nawet zawarcie z nim ugody przewidującej wypłatę należności w ratach, z zastosowaniem zabezpieczenia na akcjach Bumaru SA.

Świadkowie do przesłuchania Mimo dokumentów i faktów Abdul Rahman Al-Assir, zamieszkały w Szwajcarii, skierował przeciwko „Gazecie Polskiej”, Anicie Gargas i Antoniemu Macierewiczowi pozew o ochronę dóbr osobistych – za podanie przez nas rzekomo nieprawdziwych informacji na jego temat. W związku z tym procesem powołamy na świadków wszystkie osoby, które mają wiedzę na temat Al-Assira oraz prowadzonych przez niego interesów. Oczywiście nie obejdzie się bez przesłuchania samego Al-Assira.
Poniżej podajemy listę, którą przedłożymy w sądzie: Polska: Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Aleksander Grad, Wojciech Dąbrowski, Zdzisław Gawlik, były szef CBA Mariusz Kamiński, prokurator krajowy Edward Zalewski, Karol Guzikiewicz ze stoczniowej „Solidarności” Stany Zjednoczone: Michael J. Garcia, prokurator sądu federalnego w Nowym Jorku (prowadził śledztwo w sprawie Monsera Al-Kassara zakończone skazaniem na 30 lat), Brenden McGuire, prokurator sądu federalnego w Nowym Jorku (oskarżał w procesie jw.), Boyd Jonson, asystent prokuratora B. McGuire’a, Monser Al-Kassar. Francja: Claude Thevenet, były agent wywiadu francuskiego DST, autor raportu „Nautilus” o aferze „Karachigate”, Marc Trevidic, prokurator, Oliver Morice, adwokat, pełnomocnik rodzin ofiar zamachu na francuskich inżynierów w maju 2002 r., Charles Millon, b. francuski minister obrony; Nicolas Bazire, były dyrektor gabinetu Eduarda Balladura. Inni: Adnan Khashogi, Saudyjczyk mieszkający w Luksemburgu, handlarz bronią, były szwagier Abdula Rahmana Al-Assira, Rabih Al-Assir, brat Abdula Rahmana Al-Assira mieszkający w Polsce, biznesmen. Dorota Kania

W KOMISJI NIE BYŁO KORUPCJI W związku z informacją o przekazaniu przez Prokuraturę aktu oskarżenia w sprawie powoływania się przez Aleksandra Lichockiego i Wojciecha Sumlińskiego
na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej i w związku z informacjami medialnymi na ten temat, pragnę złożyc poniższe oświadczenie.

1. Z satysfakcją przyjmuję, jako były Przewodniczący Komisji Weryfikacyjnej, wycofanie się Prokuratury z zarzutów o korupcję kierowanych pod adresem członków Komisji.

2. Pragnę przypomnieć, że cała sprawa miała od początku charakter prowokacji dwóch funkcjonariuszy WSW i WSI A. Lichockiego i L. Tobiasza, których celem było zniszczenie Komisji Weryfikacyjnej i zablokowanie rozwiązania WSI. Z ubolewaniem stwierdzam, iż w działania te włączyli się niektórzy politycy związani z WSI, w tym m.in Marszałek Sejmu RP Bronisław Komorowski, a za jego namową działania represyjne wobec Komisji podjęła ABW.

3. W związku z wciąż powtarzanymi, nieprawdziwymi informacjami i pomijaniem faktycznych okoliczności sprawy trzeba przypomnieć, że A. Lichocki, który miał powoływać się na wpływy w Komisji, został w Raporcie WSI wskazany jako osoba winna licznych nieprawidłowości, a w szczególności działania na rzecz dezintegracji niepodległościowych partii politycznych po roku 1989. Z kolei wobec L. Tobiasza od października 2006 r. toczy się postępowanie prokuratorskie w związku zpodejrzeniem, iż złożył fałszywe oświadczenie weryfikacyjne, i jest oczywiste, że Komisja nie mogła go zweryfikować pozytywnie.

4. Mimo to przez dwa ubiegłe lata w licznych publikacjach prasowych, powołujących się na ustalenia Prokuratury, zarzucano członkom Komisji oraz Komisji jako takiej działania korupcyjne. Przez cały ten czas przedstawiciele Prokuratury swoim zachowaniem i swoimi wypowiedziami uprawdopodobniali te zarzuty, które od początku były bezzasadne, co teraz przyznano.

5. W związku z powyższym oczekuję przeproszenia Komisji Weryfikacyjnej i jej członków zarówno przez autorów szkalujących publikacji, jak i przez wypowiadających się na ten temat Prokuratorów. Szczególnie oburzające jest, że prowokacja funkcjonariuszy WSW i WSI została wykorzystana przez ABW do działań represyjnych wobec dwóch członków Komisji Weryfikacyjnej, u których dokonano rewizji, pozbawiono certyfikatu dostępu do informacji niejawnej oraz próbowano zniesławić. Wyrazy potępienia należą się tym politykom, którzy - jak robił to m.in. pan Bronisław Komorowski - działania prokuratury wykorzystywali jako pretekst do kampanii politycznej na rzecz WSI. Antoni Macierewicz

Gazeta Wyborcza odgrzewa "aferę stoczniową" Gazeta Wyborcza: To rząd PiS zaczął rokowania w sprawie zakupu majątku polskich stoczni przez konsorcjum, które reprezentował Libańczyk El-Assir. (...) Z informacji zebranych przez "Gazetę" wynika, że od listopada 2006 r. do czerwca 2007 r. wysocy urzędnicy Ministerstwa Skarbu oraz prezydencki minister Robert Draba prowadzili w Polsce i w Kuwejcie intensywne rokowania w sprawie zakupu majątku polskich stoczni. Pośredniczył w nich Rahman Abdul El-Assir, od 1978 r. realizujący kontrakty z polskim przemysłem zbrojeniowym. (...) Reprezentował konsorcjum SPF Communication Team związane z holenderskim Fortis Bankiem. Ale stał za nim biznes wywodzący się z Kuwejtu i Kataru. Ten sam, który jako konsorcjum United International Trust N.V wiosną 2009 r. jako jedyny stanął do przetargu na polskie stocznie, obiecał je kupić. (...) Od jesieni 2006 do wiosny 2007 r. wiceministrowie skarbu - Paweł Piotrowski, Ireneusz Dąbrowski i Sławomir Urbaniak - jeździli do Kuwejtu, by omawiać właśnie m.in. sprawę zakupu stoczni. (...) W marcu 2007 r. do rozmów z El-Assirem włączyła się Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Libańczyka miał zarekomendować jeden z przywódców stoczniowych związków zawodowych. Dotąd znany był tylko wątek pomocy El-Assira w sprzedaży do Gruzji polskich rakiet typu Grom. (...) Według naszych informacji El-Assir był sprawdzany również dlatego, że z Drabą załatwiał kontrakt stoczniowy. Pierwszy raz Draba w tej sprawie poleciał do Kuwejtu na przełomie kwietnia i maja 2007 r. W rozmowach z El-Assirem towarzyszył mu b. prezes Bumaru Roman Baczyński wcześniej współpracujący z Libańczykiem przy kontraktach zbrojeniowych. Potem była seria wizyt i rewizyt. El-Assir był w Warszawie 28 maja, 8 i 18 czerwca. Spotykał się z Drabą i prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu. 6 czerwca do Kuwejtu (znów z Baczyńskim) poleciał Draba. (...) - El-Assir był pewny, że rozmowy o zakupie polskich stoczni, ale także o kontraktach na broń i gaz będą po zmianie rządów kontynuowane. Draba miał reprezentować jego interesy w Polsce - mówi nam osoba znająca szczegóły negocjacji z 2007 r. (...) Jasiński zaprzeczał: - Minister Grad mija się z prawdą. W czerwcu 2007 r. do resortu skarbu nie wpłynęła oferta holenderskiego Fortis Banku dotycząca stoczni. Było sondowanie różnych inwestorów, które nie zakończyło się złożeniem ofert. (...) Dlaczego zatem w 2007 r. PiS zapoczątkował transakcję z El-Assirem? Nie wiem dlaczego rząd odgrzebuje sprawę szczęśliwie dla niego zapomnianej "afery stoczniowej", być może jest to uderzenie wyprzedzające, albo pójście za ciosem. Skoro udało się wcisnąć "aferę hazardową" PiSowi, to może ten sam numer uda się z "aferą stoczniową", i niedługo już nikt nie będzie pamiętał nagrań na których wysocy urzędnicy państwowi holują bliżej nie znanego "katarskiego inwestora", którego nawet w googlach nie potrafili znaleźć. Ale skoro temat wraca, warto się przyjrzeć nowym informacjom. Mam ograniczone zaufanie do autorów artykułu, który na dodatek jest napisany jest tak, żeby nie można było zrozumieć o co właściwie chodzi, zakładam jednak, że spora część podanych przez nich informacji jest prawdziwa lub bliska prawdy. Jakie z tego wnioski? Ja mam trzy.

Po pierwsze, wątpliwości dotyczące samego przetargu są coraz poważniejsze. Okazuje się, że transakcja, która podobno miała zostać przeprowadzona w drodze otwartego, przejrzystego i niedyskryminującego nikogo przetargu publicznego, była przygotowywana już od kilku lat pod jednego inwestora, z którym negocjowały kolejne rządy. Najpierw wielomiesięczne negocjacje, potem specustawa, a potem otwarty przetarg, w którym urzędnicy robili wszystko aby wygrał ten jeden, wcale nie przypadkowy, bo dogadywany od dawna, potencjalny nabywca. Wiedząc, że "katarski inwestor" pojawił się na długo przedtem zanim sprzedaż majątku postoczniowego stała się w ogóle możliwa, warto byłoby się przyjrzeć samej specustawie, czy czasem nie została przygotowana właśnie pod interesy tego jednego kupca, z którym transakcja od dawna była omawiana. Po drugie, wątek powiązania transakcji stoczniowej z płatnościami starych zobowiązań Bumaru jest coraz bardziej prawdopodobny. Świadczy o tym zaangażowanie byłego prezesa Bumaru w rozmowy o sprzedaży stoczni. Jego udział w rozmowach zastanawia, jeśli nie znajdzie się jakieś sensowne wytłumaczenie dlaczego brał w nich udział, trudno będzie się oprzeć wrażeniu, że faktycznie transakcja stoczniowa i transakcja zbrojeniowa były jakoś powiązane, a Bumar był obecny w obu. Warto byłoby się też bliżej przyjrzeć Robertowi Drabie, o którym niewiele wiadomo, a zdaje się odgrywał jakąś ważną rolę w transakcji nie leżącej raczej w jego kompetencjach. Po trzecie, rząd wprowadził w błąd opinię publiczną, wskazując  wrzesień 2008 jako początek relacji z "katarskim inwestorem". W opublikowanym po wybuchu "afery hazardowej" na stronie Ministerstwa Skarbu Państwa "Kalendarium zainteresowania i udziału inwestora SPF Greenrights w procesie sprzedaży aktywów postoczniowych" datą, od której według ministerstwa zaczęła się długa i przezabawna historia "katarskiego" zbawcy polskiego przemysłu stoczniowego, był 9 września 2008 kiedy to do ministerstwa trafił "List Pana Jaapa Vermana, Dyrektora z Banku Fortis Intertrust (Netherlands) B.V. reprezentującego SPF Greenrights, do Ministra Skarbu Państwa, dotyczący możliwego zaangażowania w realizowany projekt prywatyzacji stoczni". Dotarłam do tego listu, jego autor już na wstępie pisze "Further to our correspondence and meetings in connection with the various Shipyard projects, we write to clarify our client's position and proposals for going forward with this projects. As you know, we represent the interests of Greenrights and its beneficial owners", z czego jasno wynika, że list wcale nie był pierwszym kontaktem z tajemniczym niedoszłym inwestorem, ale kontynuacją jakiejś korespondencji i spotkań, na których jego możliwe zaangażowanie w projekty stoczniowe było omawiane. Dzisiejszy artykuł i wypowiedzi samego ministra Grada potwierdzają, że "katarski inwestor" nie zjawił się wcale 9 września 2008 z listem z Fortis Banku, ale dużo, dużo wcześniej. Dlaczego więc zostaliśmy wprowadzeni w błąd i dopiero teraz dowiadujemy się, że obecny rząd tylko kontynuował coś, co zaczęli poprzednicy? Co się stało, że po kilku miesiącach samotnego tłumaczenia się z fiaska katarkiej transakcji, minister Grad przypomniał sobie, że nie tylko on, ale i poprzednik maczał w niej palce? Ciekawe co ma uprzedzić ten nagły przypływ wspomnień u ministra i nadzwyczajna śledcza aktywność sprzyjających rządowi dziennikarzy. Znając życie, wszystko skończy się pewnie na tym jednym artykule, bo taki już los rządowych wrzutek. A szkoda, bo teraz "afera stoczniowa" nabiera prawdziwych rumieńców. Okazuje się, że "otwarty przetarg"  wieńczył od dawna przygotowywany kontrakt, koło którego kręcili się ludzie związani z Bumarem. W tej sytuacji bajka o urzędnikach, którzy starali się za bardzo staje się jeszcze zabawniejsza. A pytanie o co chodziło w "aferze stoczniowej" jeszcze poważniejsze. Kataryna


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
130
129-130 Cantalamenssa - Woda ożywcza, teologia, teksty
130 Manuskrypt przetrwania
Dz U 130 1112 prawo lotnicze
130 137
129 130
Dokument (130)
118 130 test wifi
10 Biesaga T Eudajmonologia cd 2 ze Sporu Kr 1998 130 137
130 cc Pump Service Parts
2 (130)
129 130
130 Rodzaje muzeów IIid 14918
130
Psalm 130 w.3, Wiersze Teokratyczne, Wiersze teokratyczne w . i w .odt
7 (130)
130 (45)
Prawo spółdzielcze, ART 130 PrSpółdz, I CSK 480/09 - wyrok z dnia 19 maja 2010 r
NawilĹźacze elektrodowe HumiSteam; 90 do 130 kg DTR

więcej podobnych podstron