983

Centrum przemysłu genealogicznego Ach, łza się w oku kręci, odżywają wspomnienia, a człowiek czuje się, jakby ubyło mu ze czterdzieści lat! Bo to przecież w latach 70-tych, za panowania Edwarda Gierka i jego pierwszego ministra Piotra Jaroszewicza usłyszałem po raz pierwszy wierszyk o Poroninie: „W Poroninie na jedlinie wiszą gacie po Leninie. Kto chce w Polsce awansować, musi gacie pocałować” . Napisany musiał być wcześniej, jeszcze za Władysława Gomułki, bo fragment głosił, jak to „przyszedł Władzio z Komitetem - kontentował się mankietem” - co w intencji anonimowego autora miało zapewne ilustrować przywiązanie „towarzysza Wiesława” do „polskiej drogi do socjalizmu”. Bo towarzysz Wiesław był niezwykle przywiązany do „polskiej drogi do socjalizmu” - a innym literackim świadectwem tego nacjonalistycznego odchylenia jest wiersz „Rozmowa w kartoflarni” Janusza Szpotańskiego, w którym Wiesław przedstawia Tarasowi swoje polityczne credo: „nie chcę budować w stepie baraków; będę więzienia wznosił z pustaków!” - i nawet na życzliwą przestrogę Tarasa, że „toż prawicowe jest odchylenie!” - buńczucznie oświadcza, że „zdania swojego za nic nie zmienię!”. I oto teraz wszystko to może powrócić za sprawą Muzeum Żydów Polskich - „najważniejszej inwestycji kulturalnej stolicy” i dodajmy - chyba najkosztowniejszej - jeśli oczywiście nie liczyć haraczu, jaki „Bufetowa”, czyli pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz wypłaca z miejskiej kasy bezpieczniackim watahom za pośrednictwem tak zwanych „firm ochroniarskich”. Te „firmy ochroniarskie” zatrudniają w kraju co najmniej 200 tysięcy funkcjonariuszy - dwukrotnie więcej, niż nasza niezwyciężona armia i dwukrotnie więcej, niż policja. Ta prywatna, częściowo uzbrojona armia, utrzymywana jest głównie z funduszy publicznych, za pośrednictwem samorządów i wojska (bo niektóre jednostki naszej niezwyciężonej armii nie są w stanie wykonać nawet tak prostego zadania bojowego, jak służba wartownicza). Więc np. Urząd Dzielnicy Śródmieście wydał na usługi ochroniarskie prawie 600 tys. złotych, dzielnica Włochy - 345 tysięcy - i tak dalej. Warto zwrócić uwagę, że to wszystko w mieście, gdzie działa co najmniej siedem komend i co najmniej 12 komisariatów policji, że nie wspomnę o Straży Miejskiej. Jest to ważna poszlaka przemawiająca za moją ulubioną teorią spiskową, według której Polska jest krajem okupowanym przez bezpieczniackie watahy, które wysuwają na stanowiska publiczne różnych figurantów, a oni w zamian za posady zapewniające im możliwość prywatnego dojenia Rzeczypospolitej i obywateli, futrują te watahy ze środków publicznych.

Ale mniejsza o to, bo przecież chodzi o Muzeum Żydów Polskich, które zostało uroczyście otwarte 19 kwietnia - jednak bez eksponatów, bo bezcenny Izrael podobno nie zdążył dostarczyć ich na czas. Dostarczyć, czy dopiero wykonać - to nie jest do końca jasne, chociaż z drugiej strony eksponaty wystawione w Muzeum Żydów Polskich w Warszawie muszą być wykonane trochę staranniej niż na przykład w podobnych muzeach w Ameryce, gdzie ujdą nawet autentyki plastikowe made in China. Ale nawet jeśli żadnych eksponatów na razie nie ma, już nawet przelotna obecność w Muzeum może uzdatniać przedstawiciela mniej wartościowego narodu tubylczego do wyższych celów - i dlatego tylko patrzeć, jak rozwinie się gigantyczna turystyka pielgrzymkowa, zwłaszcza wśród politycznych ambicjonerów i w ogóle - karierowiczów, którzy - jak słychać - jeden przez drugiego, drzwiami i oknami walą do Żydowskiego Instytutu Historycznego, poszukując na gwałt „żydowskich korzeni”. Najwyraźniej przez gęsią skórkę czuja już jakiegoś blusa („bo już się z pruską weszką parzy nasz stary austriacki wszarz”). Ekonomia polityczna poucza, że kiedy pojawia się popyt, to w odpowiedzi pojawia się również podaż, toteż jestem pewien, że Żydowski Instytut Historyczny wyjdzie naprzeciw temu społecznemu zapotrzebowaniu i za odpowiednią opłatą będzie zainteresowanym wystawiał certyfikaty, stanowiące przepustkę, no, jeśli nawet nie od razu do Historii, to w każdym razie - na publiczne synekury. A ponieważ synekura synekurze nierówna, to jedne „korzenie” będą musiały być bardziej rozłożyste od innych. Słowem - wzrośnie zapotrzebowanie na pierwszorzędnych fachowców od genealogicznej lustracji pokoleń. Podobna genealogiczna lustracja prowadzona była w Rzeszy przez złowrogich „nazistów” - ale tamta lustracja była oczywiście głęboko niesłuszna, zwłaszcza w porównaniu z tą, która jest słuszna, a być może nawet - jedynie słuszna. A któż będzie kształcił tych pierwszorzędnych fachowców od genealogicznej lustracji? Myślę, że nikt nie zrobi tego lepiej, niż Muzeum Żydów Polskich, które niezależnie od innych przeznaczeń, stanie się ważnym ogniwem przemysłu genealogicznego. Jak zauważył Stanisław Lem, prawdziwie wielki przemysł nie zaspokaja potrzeb; on je stwarza. Warto tedy zwrócić uwagę na osobliwą właściwość gmachu Muzeum. W entuzjastycznym opisie tego obiektu „Gazeta Wyborcza” daje do zrozumienia, że wystarczy, by człowiek wszedł do gmachu, a wychodzi stamtąd, jak nowo narodzony. Jak wspomniałem, żadnych eksponatów jeszcze nie wykonano, więc doprawdy nie bardzo wiadomo, co tak intensywnie na zwiedzających działa; gazy, radiacja, czy jakieś tajemnicze fluidy? Cokolwiek by to nie było, już teraz widać, że Muzeum Żydów Polskich w Warszawie będzie pełniło tę samą rolę, jaką za komuny pełniły w Poroninie wspomniane gacie. Widać, jak historia się powtarza tyle, że ze zwrotem o 180 stopni! SM

O Turowskim, TW Marlena i lustracji polityków - rozmowa z prokuratorem Jackiem Wygodą Jeśli jakieś osoby zataiły fakt współpracy czy służby w organach bezpieczeństwa PRL-u, to dowodzi, że te okoliczności są dla nich mocno wstydliwe. I przyznanie się do tego jest negatywnie oceniane przez ich otoczenie. Takie osoby często boją się swojej przeszłości, a zatem ten, kto ma wiedzę o niej, może na nich wpływać, wręcz próbować szantażu. To groźne dla państwa – mówi prokurator Jacek Wygoda, były szef biura lustracyjnego IPN w rozmowie z Ewą Łosińską („Codzienna”). Czy lustracja jest nam potrzebna? Młodzi ludzie przestają się nią interesować. I nawet jeśli dowiadują się, że jakiś polityk był agentem SB, coraz częściej wzruszają ramionami. Czy jest potrzebna? Zdecydowanie tak. Jak mówił śp. Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich: „Mówimy o zdradzie, która zawsze kolaboracją i zdradą pozostanie. Jeżeli czcimy gen. Fieldorfa, rtm. Pileckiego, ks. Popiełuszkę, to musimy potępić Maleszków i Czajkowskich”. Jest wielu młodych ludzi, których lustracja interesuje. I nie chodzi mi o pracowników Biura Lustracyjnego, w którym osoby młode stanowią większość zatrudnionych, ale np. o piszących prace magisterskie lub doktoraty na ten temat. Lustracja jako mechanizm, który ma zabezpieczyć państwo przed osobami piastującymi ważne stanowiska publiczne, niedającymi rękojmi należytego wykonywania tych funkcji, jest nam potrzebna. Nasze działania doprowadziły do skierowania ponad 400 wniosków do sądów o wszczęcie postępowań lustracyjnych. W sprawach tych zapadło dotychczas ponad 280 prawomocnych orzeczeń, w tym około 150 uznających, że złożono niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Jeśli ci ludzie zataili fakt współpracy czy służby w organach bezpieczeństwa PRL-u, to dowodzi, że te okoliczności są dla nich mocno wstydliwe. I przyznanie się do tego jest negatywnie oceniane przez ich otoczenie. Takie osoby często boją się swojej przeszłości, a zatem ten, kto ma wiedzę o niej, może na nich wpływać, wręcz próbować szantażu. To groźne dla państwa.
Co jest porażką Biura Lustracyjnego? Dla prokuratora każda przegrana przed sądem sprawa jest porażką.
Porażką jest w takim razie niedawne orzeczenie, że Irena Dziedzic, zarejestrowana przez SB jako TW „Marlena”, nie jest kłamcą lustracyjnym? Czy prokurator będzie się odwoływał od tego wyroku? O ile wiem, nie ma jeszcze uzasadnienia tego wyroku, a dopiero po jego lekturze rozważymy kwestię wniesienia skargi kasacyjnej. Przypomnę, że wyrok w sprawie pani Dziedzic zapadł niejednogłośnie – przewodniczący składu złożył zdanie odrębne.
A jak czuje się prokurator z Biura Lustracyjnego, gdy słyszy przed Sądem Najwyższym, że pracownik wywiadu PRL-u i – jak podawano w mediach – współpracownik Agencji Wywiadu oraz dyplomata w III RP – Tomasz Turowski mógł podać nieprawdę w oświadczeniu lustracyjnym, gdyż w jego wypadku doszło do „kolizji obowiązków”. Zdaniem sądu, gdyby przyznał się do pracy na rzecz służb PRL-u, mogłoby to narazić jego i osoby z nim współpracujące. Czy Tomasz Turowski był współpracownikiem Agencji Wywiadu – tego nie wiem. Wątpię też, aby sąd z Agencji Wywiadu uzyskał taką informację. Trudno jednak mówić o satysfakcji, to oczywiste. Ten wyrok to porażka nie tylko IPN-u, ale i prokuratora generalnego, bo to on zdecydował o skierowaniu kasacji do Sądu Najwyższego. Według sądu Turowski – podając nieprawdę w oświadczeniu lustracyjnym – działał w stanie wyższej konieczności, chcąc chronić interes państwa. Informacje o tej „wyższej konieczności” sąd uzasadnił wiadomościami wynikającymi z „doniesień mediów, literatury faktu, a nawet z literatury popularnej i filmów poświęconych działalności wywiadowczej”. Tymczasem znajomość najnowszej historii dowodzi, że ktoś, kto pracował w czasach PRL-u na rzecz wywiadu komunistycznego na „kierunku watykańskim” (jak określano to według ówczesnej resortowej nomenklatury), a kimś takim miał być Tomasz Turowski, był znany szefostwu KGB. SB nie była autonomiczna wobec służb sowieckich, a je szczególnie interesowało to, co działo się w Watykanie. SB była głównym dostarczycielem materiałów stamtąd dla KGB, o czym zresztą pisze w pracy „Wywiad a władza” Zbigniew Siemiątkowski, którego o sympatię dla lustracji trudno podejrzewać. O transparentności PRL-owskich służb wobec KGB opublikowano też wiele opracowań w czasopiśmie ABW „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego”. Dodam, że w październiku 2010 r. sąd okręgowy uznał, iż Turowski złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Sąd Apelacyjny stwierdził jednak w 2012 r., że nie powinno dojść do procesu Turowskiego. Wtedy wystąpiłem do prokuratora generalnego o wniesienie skargi kasacyjnej.
A czy polska lustracja ma zwolenników w innych krajach? Lustracja staje się ostatnio „towarem eksportowym” IPN-u! Odwiedzili nas niedawno przedstawiciele Tunezji i Korei Południowej, by dowiedzieć się, jak sobie z takimi procedurami radzimy. Także białoruscy opozycjoniści interesują się polską lustracją i sposobami rozliczania się z przeszłością. Z polskimi procedurami lustracyjnymi zapoznawali się również przedstawiciele władz Bułgarii.
Ewa Łosińska

Słyszał wybuchy, zabił się przez kłopoty osobiste Śledztwo w sprawie śmierci technika pokładowego Jaka-40, chor. Remigiusza Musia, którego znaleziono powieszonego w końcu października 2012 r., ma zostać przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie umorzone – podał portal Tvp.info. Śledczy nie znaleźli dowodów, że ktoś „pomagał” chor. Musiowi w doprowadzeniu do jego śmierci. Według nieoficjalnych informacji portalu Tvp.info  śledztwo może zakończyć się już za kilka dni.
„Analiza zeznań świadków, w tym rodziny lotnika i jego znajomych, wsparta profilem psychologicznym technika, nie pozwoliła na znalezienie jakichkolwiek dowodów wskazujących, że w śmierć Remigiusza M. mogą być zamieszane tzw. osoby trzecie. Motywem działania lotnika były kłopoty osobiste” – cytował jednego ze śledczych portal.
Kolejny świadek-samobójca Śmierć chor. Musia była kolejnym zagadkowym zgonem kluczowego świadka w śledztwie smoleńskim – tak jak inne uznanym za samobójstwo. Jego zeznania obciążały kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Śmierć Musia może uniemożliwić w przyszłości udowodnienie przed sądem, że kontrolerzy złamali minimum lotniska – 100 m. Na tej wysokości piloci muszą podjąć decyzję, czy lądują, czy odchodzą na drugi krąg. Rosyjscy kontrolerzy polecili, według Musia, zejść Tu-154M do 50 m. Wcześniej zginął, także śmiercią uznaną za samobójczą, naczelnik Federalnej Służby Bezpieczeństwa z Tweru, gen. Konstantin Moriew, który przesłuchiwał kontrolerów lotu ze Smoleńska. Krąg osób, których zeznania mogły obarczyć winą za udział w doprowadzeniu do katastrofy pracowników rosyjskiej wieży kontroli lotów, dramatycznie się więc zawęził. Gen. Moriew zginął w końcu sierpnia 2011 r. Ciało znaleziono w jego gabinecie. Uznano, że zastrzelił się z broni służbowej. Choć nie pozostawił listu pożegnalnego (podobnie jak Remigiusz Muś), śledczy przyjęli od razu wersję samobójstwa. Moriew został przydzielony do Tweru, któremu podlega lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku, w 2007 r. Na jego terenie służyli oficerowie, którzy 10 kwietnia 2010 r. znajdowali się w wieży lotniska w Smoleńsku – mjr Wiktor Ryżenko i płk Nikołaj Krasnokutski.
Słyszał dwa wybuchy Remigiusz Muś był bardzo ważnym świadkiem w śledztwie smoleńskim, a fakty przez niego podawane przeczyły oficjalnym ustaleniom. Jak-40, na którym Muś był technikiem pokładowym, wylądował na smoleńskim lotnisku godzinę przed katastrofą Tu-154M.
– Komenda ta dla nas, Iła-76 i Tu-154 brzmiała: „Odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 m (po rosyjsku: „Uchod na wtaroj krug nie mienie piatdiesiat mietrow”) – mówił Remigiusz Muś, który słowa te usłyszał w radiostacji pokładowej. I nie mógł się pomylić, bo komenda była powtarzana trzykrotnie, a on doskonale znał język rosyjski. Czym kierowała się wieża, podając Tu-154M 101, podobnie jak Jakowi-40 i Iłowi-76, komendy, że mogą zejść do 50 m? Nie wiadomo. Ale faktu, że one padły, Remigiusz Muś był całkowicie pewien. Chor. Muś mówił również, że tuż przed katastrofą Tu-154 słyszał dwa wybuchy. 
Zeznania Musia to koronny dowód To chor. Muś poinformował przez radiostację pokładową kpt. Arkadiusza Protasiuka, dowódcę Tu-154M, że mgła na lotnisku się zagęściła. Właśnie od tego momentu – od informacji technika pokładowego Jaka-40, że widoczność we mgle spadła do 200 m, cztery minuty przed podanym przez MAK czasem katastrofy – nie ma w stenogramach żadnych rozmów między wieżą a Tu-154M 101, a także Jakiem-40 i tupolewem, oprócz „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101” nie ma też rutynowych meldunków pilotów Tu-154.
Co ciekawe, prokuratura nie ujawniła dotychczas treści nagrania z magnetofonu Jaka-40, zarejestrowanego przez chor. Musia. (...)Dodajmy, że nagrania magnetofonu Jaka-40 to jedyne oryginalne nagranie rejestratora z miejsca katastrofy, jakie trafiło bez pośrednictwa Rosjan w polskie ręce.
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

02/05/2013 „Nie ma demokracji w pogodzie” - twierdzi mój ulubiony dziennikarz tzw. radia publicznego, a tak naprawdę tuby propagandowej sprawujących władzę – pan redaktor Roman Czejarek. Powiedział to w dniu 30.04.13 roku o godzinie dokładnie 9.37. w swojej audycji” Cztery pory roku”, w której zajmuje się głównie propagowaniem lewicowych treści i rozdzielaniem włosa na czworo. Zapisałem dokładnie co do minuty, zjechałem samochodem na pobocze, żeby taką ważną wiadomość zapisać.. Jeszcze potrzebna demokracja w pogodzie….(????) To by dopiero było wspaniale.. Demokratyczna równość w pogodzie.. To znaczy rozmowa była na temat temperatury panującej w Polsce, że w jednym miejscu jest dwanaście stopni, a w innym dwadzieścia cztery..… Demokracja równościowa wymagałaby, żeby wszędzie temperatura była równa, czyli taka sama.. To co stoi na przeszkodzie! Niech Sejm demokratyczny i równościowy przegłosuje temperaturę w całym kraju- niech wszędzie będzie taka sama.. Nie d a się? No właśnie.. Tak jak w „ Małym Księciu”.. No niech przegłosuje, żeby był zachód Słońca? Żeby w ciągu dnia pojawił się Księżyc, żeby padało jak uzna Sejm, żeby była zima zamiast wiosny, czy lata., żeby kwitły pięknie kasztany w zimie jak chce Sejm, żeby przestały płynąć rzeki i żeby wszędzie w przyrodzie panowała równość, której nigdzie w przyrodzie nie ma i nigdy nie będzie. No i żeby temperatura wszędzie w Polsce codziennie była taka sama, co ja piszę wszędzie w Polsce- wszędzie na całej kuli ziemskiej- taka sama. Gdyby nawet wszystkie parlamenty demokratyczne zebrały się do demokratycznej kupy- nic to nie da.. Będzie demokratyczna kupa, którą człowiek narobił, w drodze do socjalizmu. Chcesz socjalizmu, najpierw wprowadź demokrację – twierdził duchowy przywódca wszystkich socjalistów, Karol Marks- socjalistów którzy łączą się przeciw ludziom, próbując ze wszystkich zrobić proletariuszy, którzy potem też muszą się połączyć. Żeby komuno-socjalizm zatriumfował.. r I będzie wielkie zwycięstwo: wszyscy przygnieceni bramą triumfalną socjalizmu.. Nie będzie różnorodności w pięknie, nie będzie hierarchii, nie będzie układu przyczynowo- skutkowego, będzie wspaniale, tak właśnie jak stworzył to wszystko sam Pan Bóg, a nie może popsuć walec demokratycznej równości.. Świat nie rządzi się demokracją- demokracja w naturze nie istnieje.. To człowiek wprowadza do swojego życia coś tak poronionego jak ustrój oparty o równość i do tego na zasadzie większości. Czy wilki wybierają przywódcę stada przy pomocy demokratycznej większości? Czy szefem zostaje najlepszy..(????)Propagatorzy demokracji mają zakodowane w genach, że jest to najlepszy ustrój na świecie. Co to za ustrój w którym Rację ustala się na drodze rozbójniczej większości.. I Racja jest tym słuszniejsza, im większa jest Większość.. To kompletny nonsens, i na takim nonsensie budowane jest życie milionów ludzi. Racja istnieje niezależnie od większości, żeby nawet wszyscy mieszkańcy Polski byli za obowiązkowym zapinaniem pasów niebezpieczeństwa w samochodzie- Racja będzie po stronie jednostki.. Zapinanie lub nie zapinanie pasa dotyczy wyłącznie jej, a tłumu większości manipulowanej i urabianej przez różne gremia- w tym audycję” Cztery pory roku”… Albo wolność decydowania o sobie jednostki- albo demokratyczna większość, która decyduje o losach jednostki i o jej postępowaniu. Dlatego demokracja jest formą tyranii zbiorowej.. Jednostka musi się podporządkować woli większości.. A co z jej wolnością? W demokracji wolność jednostki jest zagrożona przy każdym demokratycznym głosowaniu Sejmu.. Wolność jednostki jest zagrożona ,gdy obraduje parlament- to oczywiście jest jasne dla wszystkich myślących ludzi.. A nie jest oczywiste dla ludzi przyjmujących na wiarę pojęcie demokracji. .Demokraci mają swojego boga.. Boga demokrację- w którą wierzą bez opamiętania. Chcą wszystko ustalać w drodze większości.. Budując demokratyczną tyranię .Tak jak my Chrześcijanie wierzymy w Pana Boga, który jest monarchą, a nie demokratą.. Królestwo jego nie jest z tego świata.. Pan Bóg nie jest szefem żadnej frakcji demokratycznej w Niebie.. Przekazał swoje prawo, do którego- miał nadzieję ludzkość się będzie stosować, poprzez Pomazańców Bożych.. Ale człowiek wymyślił demokrację, która przegłosowuje Prawa Boże, zastępując je Prawami Człowieka. I dlatego jest taki wielki burdel i serdel… Od czasów tzw. Rewolucji Francuskiej, a tak naprawdę antyfrancuskiej.. Wtedy pierwszy raz w czasach nowożytnych zatriumfowała demokracja.. Została zduszona w zarodku przez ówczesnych monarchów, ale jej zatrute owoce rozeszły się po Europie, między innymi dzięki masonerii napoleońskiej wrogiej Bogu i jego prawom.. Pierwszego kopa dostał” największy chuligan XIX wieku” w Rosji w roku 1812.. A potem już tylko z górki. Pokrył Europę pożogą jak później Hitler.. A demokracja zaczęła triumfować mniej więcej od roku 1918.. Dzięki Stanom Zjednoczonym, które narzucają ją wszystkim narodom.. Dlaczego przypominam znowu pana redaktora Romana Czejarka, mojego ulubionego redaktora tzw. radia publicznego? Bo dostałem od niego bardzo kulturalnego maila.. Oto jego treść:” Uprzejmie zwracam uwagę, że moje nazwisko nie brzmi Czesarek, jak zwykł Pan często pisać:) lecz Czejarek. Rozumiem, że ze sprawdzaniem faktów u Pana kiepsko( albo z umiejętnościami obsługi prostego edytora tekstów i komputera) .Widać już takie czasy. Ale proszę przynajmniej o nie przekręcanie nazwiska Roman Czejarek”. Koniec cytatu.. Zwróćcie Państwo uwagę: Pan redaktor nie ustosunkował się do treści tekstu, który dotyczył jego wypowiedzi na temat praw jazdy , z tekstu” Dobrze, że ktoś te przepisy zmienił i mniej zdaje na prawo jazdy””, ale skoncentrował się tak naprawdę na szczegółach nieistotnych dla sprawy jego wypowiedzi.. Rzeczywiście komputer samoistnie zamienia” j” na” s”, a ja wiele rzeczy z komputerem nie potrafię robić.. Może się nauczę, może nie.. Jak będą miał czas, bo mi go bardzo brakuje.. Ale dla Pana redaktora Czejarka być może to zrobię.. Moi synowie są biegli w tym rzemiośle.. Nauczą mnie.. Ale nie zmienia to faktu, że Pan redaktor nie ustosunkował się przy pomocy argumentów do tego co powiedział.. I powiedział jeszcze, że ci co wypalają trawy na swoim polu powinni być” pokazowo ukarani”..(!!!!) Co mi od razu przypomniało procesy pokazowe organizowane przez Stalina.. Jak to- ja nie sprawdzam faktów- jako dziennikarz nawet z wykształcenia? Jeśli coś daję na blogu, to albo sam usłyszałem i zapisałem, albo przytaczam cytat z prasy.. Dobrze by było, żeby redaktor Roman Czejarek zaprosił mnie do studia „Czterech pór roku” i porozmawialibyśmy sobie o demokracji.. Mógłby zaprosić nas we trzech: Janusza Korwin- Mikke, Stanisława Michalkiewicza- i mnie- skromnego publicystę prawicowego. A jak nie chce- to niech zaprosi pana profesora Bartyzela, profesora Wielomskiego- albo innych profesorów – myślących , a nie wierzących w demokrację.. Nawet pana Panasewicza z Lady Pank, który śpiewa, że” przed demokracją nie ma gdzie zwiać”. Bo nieżyjących już przeciwników demokracji nie ma już szans zaprosić..Prudhona:” Demokracja to arystokracja miernoty”, Likurga- „Jeśli chcesz demokracji wprowadź ja najpierw we własnej rodzinie”, Funkego” W dyktaturach trzeba wyć razem z wilkami, w demokracjach beczeć razem z owcami”, Goethego” Prawodawcy i rewolucjoniści, którzy wolność i równość wymieniają jednym tchem, są fantastami i szarlatanami” czy Borgesa- „ Demokracja- kuriozalne nadużycie statystki” czy po prostu przeczytać Biblię.. ”Serce mędrca zwraca się ku prawej stronie, a serce głupca ku lewej”( Eklezjastes 10:2). A może Kuehnelta- Leddihna:” W demokracji liberalnej występuje nieuchronna sprzeczność między wolnością, a równością, które wykluczają się wzajemnie, bo możemy być albo wolni, albo równi”. Demokracja zabiera ludziom ich przyrodzoną wolność, którą dostali od samego Pana Boga przychodząc na świat.. Nawet parlamentarzyści demokratyczni i równi, nie są równi- poprzez przywileje które posiadają.. Nie ma równych i jednakowych ludzi.. Wszędzie panuje różnorodność i nierówność.. I do tego każdy ma jeden głos, równy z innym głosem.. I człowiek mądry- i idiota.. Wszyscy mają równy głos.. I co z tego falowania tłumów wychodzi? Jedne wilki burdel i serdel.. A dzisiaj obchodzone jest” święto” flagi.. Im bardziej hałasliwie- tym bardziej Polska staje się mniej suwerenna przebywając w kołchozie o nazwie Unia Europejska, i będąc częścią tego państwa. Żadna część jakiegoś państwa nie była nigdy suwerenna.. Suwerenność utraciliśmy 1 grudnia 2009 roku, gdy wszedł w życie Traktat Lizboński ratyfikowany przez pana Lecha Kaczyńskiego, a podpisany przez panów Tuska i Sikorskiego.. Jutro” święto” ustawy rządowej z roku 1791 roku, która nigdy nie weszła w życie.. Wprowadzała monarchię dziedziczną , ale „ wszystko i wszędzie większością głosów decydowane być powinno”

Niby monarchia-, ale pod spodem- demokracja.. Dlatego nie obchodzę tego” święta”.. Tym bardziej, ż ustawę rządową konstruowała masoneria- wroga naszej cywilizacji. WJR

Rostowski jak Machiavelli

1. Kilka dni temu minister Rostowski udzielił obszernego wywiadu Rzeczpospolitej pod znamiennym tytułem „Fundament OFE pękł”, w którym jak można się domyślać nie zostawia suchej nitki na Otwartych Funduszach Emerytalnych.

Krytyka ministra nawiązuje wprost do słynnej już propozycji Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, żeby OFE wypłacały tzw. świadczenia programowane zaledwie przez 10 lat po przejściu ubezpieczonego na emeryturę. Przy czym Rostowski, krytykując OFE z pozycji fundamentalnych, jak się wydaje nie chce im specjalnej zrobić krzywdy, natomiast przejmując teraz część kapitałów zgromadzonych w Funduszach chce znacząco poprawić stan „słupków”, za które osobiście odpowiada, tzn. zmniejszyć deficyt sektora finansów publicznych i dług publiczny w relacji do PKB.

2. Otóż jeżeli zmiana w ustawie o OFE, będzie polegała na przejęciu środków zgromadzonych na kontach wszystkich ubezpieczonych na 10 lat przed ich przejściem na emeryturę i przekazaniu ich do FUS, to w krótkim okresie przeniesionych zostanie przynajmniej 40 mld zł i o takie środki będzie można zmniejszyć dotacje budżetowe, a więc i deficyt budżetowy. W prawdzie Rostowski mówi o przejmowaniu corocznie 1/10 środków przewidzianych do przekazania przez OFE i to poprzez mechanizm umarzania obligacji Skarbu Państwa będących w posiadaniu Funduszy, a więc bez przejmowania środków zaangażowanych w akcje ale tak czy inaczej będzie zmniejszało zobowiązania finansowe państwa. Minister finansów w ten sposób załatwi więc swoje, krótkoterminowe interesy, poprawi bilans budżetu, zmniejszy deficyt sektora finansów publicznych poniżej 3% PKB, co nie udaje mu się od 2008 roku, a w konsekwencji także obniży relację długu publicznego do PKB.

3. Ale zadowolone będą i OFE, a dokładnie ich właściciele czyli Powszechne Towarzystwa Emerytalne w większości zagraniczne (na 14 OFE, właścicielami aż 10 są towarzystwa zagraniczne). Zostawia się im bowiem dalej w tej samej wysokości opłaty za pobór składki choć wcale jej nie pobierają (to ZUS ma obowiązek składkę pobrać i przekazać na rachunek właściwego OFE) i tzw. opłaty za zarządzanie powierzonymi środkami, co najprawdopodobniej pozwali na osiąganie przynajmniej 1 mld zł zysku netto rocznie. A to, że emeryt z II filara dostanie 200-300 zł miesięcznie, to jak widać już ministra Rostowskiego specjalnie nie będzie interesowało, bo przecież wtedy nie będzie go już u władzy.

Zresztą OFE w przepychankach z państwem polskim o wysokość świadczeń wypłacanych z II filara, zyskają dodatkowy argument, skrócenie o 10 lat okresu oszczędzania przez każdego ubezpieczonego. Jeżeli więc przy symulacjach odprowadzania składki do OFE przez 40 lat, wypłaty z II filara były tak niskie, że musiały one zaproponować wypłatę świadczeń emerytalnych tylko przez 10 lat aby je sztucznie podwyższyć, to skrócenie czasu oszczędzania o 10 lat, zwalnia Fundusze z jakiekolwiek odpowiedzialności za wysokość wypłacanej emerytury. Odpowiedzialność za całość świadczenia przejmuje państwo, a ponieważ w polskim systemie emerytalnym mamy określoną wysokość najniższej emerytury, to w sytuacji kiedy świadczenia wypłacane z OFE będą od niej niższe, różnicę i tak będzie musiał pokryć Skarb Państwa.

4. Takie podejście przedstawiciela polskiego rządu do coraz bardziej narastającego problemu OFE jest szczególnie bulwersujące w sytuacji kiedy już wiemy, że do tej pory PTE wywiozły z Polski przynajmniej 20 mld zł zysków, a zarządy i rady nadzorcze Funduszy żyją jak pączki w maśle (płace członków zarządów średnio po 50 tysięcy zł miesięcznie). Zarabiają więc nie tylko właściciele Funduszy w postaci wywożonych z Polski zysków, zarabiają też i to jak widać dużo zarządzający nimi w Polsce. Poszkodowanymi natomiast będą w przyszłości emeryci ze względu na bardzo niskie świadczenia i Skarb Państwa, który będzie musiał w przyszłości dopłacać do najniższych emerytur. To wszystko jednak jak widać Rostowskiego specjalnie nie interesuje. Kuźmiuk

Kaczyński przeciwny niewolniczym planom Tuska „Produkują w Polsce, bo koszty pracy w Chinach ciągle rosną. Obecnie są już zaledwie o 15-20 proc. niższe niż w naszym kraju. „...(Triumf Tuska . Za rok polski robol tańszy od chińskiego Kaczyński „Prawica powinna mieć oczywiście rozmawiać i współpracować  z biznesem i biznes powinien, we własnym interesie nas popierać, bo nasz program gwarantuje rozwój i budowę siły narodowej gospodarki, a także uczciwość reguł, bez których nie ma rozwoju. Nie oznacza to jednak akceptacji niektórych dróg do bogactwa. Z tak zwanym biznesem nomenklaturowym trudno nam rozmawiać.”.....”Ten uczciwy biznes musi zrozumieć, że nie ma czegoś takiego jak politycy w ogóle, że tu są różne siły. Jedni robią rzeczy złe, inni mądre. Biznes musi wiedzieć, że opieranie wszystkiego na taniej siły roboczej to droga donikąd i że nie da się tego zmienić bez mądrego państwa. „.....”Nie ma żadnego środowiska, jest poseł Wipler. Pan poseł dobrze wie , że może myśleć co chce, tylko nie może zapominać, że jest częścią całości, która nazywa się „Zmiany w Polsce”.  Trzeba też pamiętać, że pewnych spraw nie możemy i nie chcemy oddać. Nie możemy np. akceptować planów tak zwanego elastycznego czasu pracy, rozliczania w systemie rocznym. To przecież oznacza, że ludzi będzie można zmuszać do pracy i po 10-12 godzin dziennie. To próba cofnięcia naszej cywilizacji. Kierunek naszego myślenia powinien być odwrotny – powinniśmy starać się dobrze funkcjonować przy poszanowaniu podstawowych elementów tej cywilizacji. Państwo ma służyć temu, byśmy zbliżali się poziomem życia do Zachodu, a nie cofali. I biznes musi wiedzieć – że za błędne decyzje odpowiadają konkretni ludzie, politycy mający imiona i nazwiska. „....(źródło )
„Wczoraj Tusk stwierdził ,że dla Polaka lepiej nie skończyć studiów i być spawaczem . Najlepiej ze znajomością języka obcego....i tutaj Tusk ugryzł się w język . Bo po co spawaczowi znajomość języka. Tuskowi łatwiej wyeksportować spawacza z ze znajomością niemieckiego do fabryk niemieckich. Warto tu wspomnieć o ukrytym rasizmie , który z góry skazuje Polaków nie ważne jak wykształconych do roli niemieckich , francuskich roboli , orwellowskich proli . Teraz nawet bezie jeszcze lepiej. Niemiecki fabrykant i polski robol ...w Polsce . „...”Rząd Chin co roku podnosi płace o około ….20 procent . Po to , aby Chińczycy mogli normalnie żyć, aby skończyć z ich wyzyskiem . Jak to Chiński inżynier ma zarabiać tyle samo co zachodni . Chińska sprzątaczka tyle samo co zachodnia. A dlaczego nie. Teraz Chińczycy pracują dla siebie. Nikt ich nie okrada z ich pracy zusami, vatami . Zachodnim fabrykantom to nie w smak . Na szczęście dla nich w środku Europy pojawiło się państwo , które swoich obywateli stręczy im jako tanie bydło robocze . „.....”Dlaczego Tuskowi o oligarchii II Komuny opłaca się niszczyć polskich przedsiębiorców, zapewniając tym samym dopływ taniej siły roboczej dla obcych fabryk . Chodzi o ekonomię eksploatacji. Duże , w większości obce firmy płacą Tuskowi iII Komunie haracz za każdego Polak . Tym haraczem jest podatek dochodowy, zus. oraz vat od tegoż zusu i podatku . W Polsce zbudowano modelowy feudalizm państwowy. Elity , oligarchia na szczycie drabiny , a na dole polskie chłopstwo pańszczyźniane robiące jak niewolnicy. „.....(więcej )
Jarosław Kaczyński „ Warto być Polakiem dobrze zorganizowanym i wydajnym, ale nie traktowanym w pracy jak niewolnik. Bo już jesteśmy bardzo pracowici. Jest znamienne, że wedle danych OECD przeciętny Polak pracuje aż 2015 godzin w roku (pracowitsi są od nas Koreańczycy - 2074 godziny), a daleko za nami są uznawani za bardzo pracowitych Japończycy (1733 godziny), Niemcy (1309 godzin) czy Holendrzy (1288 godzin).”...” Nieprzypadkowo w rankingu Doing Business 2010, opisującym łatwość robienia interesów, Polska jest na 70. miejscu wśród badanych 183 krajów. Nieprzypadkowo Polska zajmuje niechlubne 164. miejsce pod względem radzenia sobie z pozwoleniami na budowę. Nic nie usprawiedliwia tego, by Polska była dopiero na 121. miejscu w kategorii łatwości płacenia podatków. Tak jak nic nie usprawiedliwia 81. pozycji Polski w kategorii "łatwość zamykania biznesu" czy 77. miejsca w kategorii "wprowadzania w życie kontraktów"...”Wystarczy stwierdzić, że uniwersytet w Helsinkach jest już 72. w tzw. rankingu szanghajskim, podczas gdy najlepszy z polskich Uniwersytet Jagielloński - 320., a drugi, który się mieści w pierwszej pięćsetce, Uniwersytet Warszawski (największy w Polsce) - znalazł się na miejscu 396., o trzy pozycje niżej od małego uniwersytetu w fińskim Turku.”....”W dodatku, w przeciwieństwie do Finlandii, absolwenci naszych uczelni kompletnie nie interesują polskiego rządu i państwa, czyli z dyplomem trafiają prosto na bezrobocie (już ponad 50 proc. absolwentów nie znajduje pracy”....”O zapóźnieniu Polski pod względem nowoczesności ….Według danych Komisji Europejskiej Polska znajduje się na ostatnim miejscu wśród krajów UE pod względem procentowego udziału w eksporcie wyrobów wysokiej techniki.”.....”Równie źle wypadamy pod względem innowacyjności (wedle danych unijnej organizacji Pro Inno Europe): wyprzedzamy w Unii jedynie Litwę, Rumunię, Łotwę i Bułgarię,”...”Według wydanego przez Komisję Europejską opracowania podsumowującego "największe osiągnięcia UE w nauce i badaniach naukowych" zajmujemy:- 13. miejsce pod względem wielkości funduszy pozyskanych w ramach siódmego programu ramowego (badania i rozwój technologiczny); - 19. miejsce pod względem wskaźnika sukcesu w ramach siódmego programu ramowego; - 22. miejsce pod względem intensywności w dziedzinie badań i rozwoju (czyli odsetka PKB wypracowywanego w tym sektorze); - 23. miejsce pod względem łącznego indeksu innowacyjności; - 25. miejsce pod względem liczby wniosków patentowych (na milion mieszkańców) oraz - 27. miejsce w eksporcie nowoczesnych technologii (liczonych jako odsetek całkowitej wartości eksportu).”....”nakłady na badania i rozwój ….(Polska ) 0,7 proc. PKB ….W Szwecji, która przoduje w Europie, te nakłady wynoszą 3,8 proc. PKB, w Finlandii - 3,4 proc., w Niemczech - 2,5 proc., w Słowenii - 1,45 proc., a w Czechach - 1,4 proc. Miejmy świadomość tego, że jeden amerykański uniwersytet Stanforda dysponuje o 30 proc. większymi środkami (nie licząc gigantycznego funduszu rezerwowego), niż wynosi cały budżet polskiej nauki. Miejmy świadomość, że finansowanie nauki w Polsce na mieszkańca jest prawie dziesięciokrotnie niższe od średniej w starych państwach Unii (19 euro wobec 185 euro „....(więcej )
Kaczyński ujmuje się za polskim chłopstwem pańszczyźniany niemiłosiernie eksploatowanym przez II Komunę . Era Tuska w historii II Komuny to okres pogłębiającego upadlania przez socjalistów Polaków .Gospodarka II Komuny opiera się w coraz większym zakresie na eksporcie taniej siły roboczej do zachodnich fabryk . Drugim filarem gospodarki socjalistycznej II Komuny jest wynajmowanie półniewolniczego neo pańszczyźnianego chłopstwa polskiego dużym koncernom . Jak wygląda ze strony formalnej proceder wynajem mających statusu roboli Polaków . Tusk za każdego polskiego robola , który pracuje dla jakiegoś koncernu pobiera pieniężny haracz na który składa się podatek dochodowy od pracownika , ZUS i VAT od wartości dodanej , a płaca, zus, i podatek dochodowy jest wartością dodaną . W zamian za ten haracz II Komuna zobowiązuje się dbać o swoje ludzkie bydło robocze które wynajmuje . Opieka zdrowotna, emerytura ,itp Ponieważ socjaliści zorientowali się ,że opieka nad bydłem roboczym podraża koszt cenę wynajmu oraz obniża zyski doszli do wniosku ,ze będą ludzkie bydło robocze wynajmowali taniej , ale za to nie będą ponosili kosztów opieki zdrowotnej i inaczej nalicza emerytury . O straty II Komuny na emeryturach chłopstwa pańszczyźnianego bym się nie obawiał . Socjaliści znaleźli na to sposób. Zapędzili polskich rabów do roboty praktycznie do śmierci. Do 67 roku życia ...na razie Do tego sprowadzają się umowy śmieciowe . Kaczyński trafnie spostrzegł patologie niewolnicze II Komuny „Kaczyński „ nie możemy np. akceptować planów tak zwanego elastycznego czasu pracy, rozliczania w systemie rocznym. To przecież oznacza, że ludzi będzie można zmuszać do pracy i po 10-12 godzin dziennie. Należy zlikwidować socjalistyczny system niewolnictwa państwowego , w którym Polacy jak bydło robocze wynajmowani są dużym przedsiębiorstwom . Aby zmienić ustrój ekonomiczny państwa w którym Polacy są własnością tegoż państwa i są wynajmowani należy zlikwidować podatek dochodowy , przymusowy ZUS i VAT. Tylko niewolnicy godzą się na uwłaczające godności istoty ludzkiej socjalistyczną służbę zdrowia, zaganianiem starców do przy przymusowej aż do śmierci , który to proceder w socjalistycznej nowomowie nazywa się systemem emerytalnym czy zagrażające zdrowiu i życiu dzieci socjalistyczne szkolnictwo . Ze nie wspomnę tutaj o podłym lewackim poziomie nauczania , które nie pozwala dziecku zdobyć niezbędna wiedzę Dopóki jednak ekonomia euro socjalizmu całkiem się nie załamie należy walczyć o likwidacje umów śmieciowych . Umowy śmieciowe i tym podobne wynalazki to kroplówka dla socjalistycznego trupa . Dalszy etap wyzysku Polaków , aby tylko można było ich taniej wynająć , aby tylko było na pudrowanie socjalistycznego trupa. Marek Mojsiewicz

Rozbiory, czy władza radziecka? „Z władzą radziecką nie będziesz się nudził” - twierdził Aleksander Sołżenicyn. Ale nie tylko z radziecką. U nas na przykład władzy radzieckiej na razie jeszcze nie ma, chociaż oczywiście wszystko przed nami, bo przecież na czerwiec zaplanowany jest wielki kongres lewicy, na którym Aleksander Kwaśniewski ma zlać się z Leszkiem Millerem i palikociarstwem - ale bez Palikota. Po co lewica urządza ten kongres? Ano po to, by nasi okupanci, co to aranżują scenę polityczną żeby nam dogodzić - więc żeby naszym okupantom przygotować polityczną alternatywę na wypadek, gdyby znudził im się ten cały premier Donald Tusk. Wtedy Leszek Miller, Józef Oleksy, Aleksander Kwaśniewski, a nawet Ryszard Kalisz, mogliby unisono zawołać: mon general - nous voila! - co się wykłada: generale - jesteśmy!. Wyobrażam sobie jakby na takie dictum wzruszył się generał Wojciech Jaruzelski. Kto wie - może nawet cudownie by ozdrowiał? Czegóż to się nie robi dla Polski? Ale na razie władzy radzieckiej jeszcze nie mamy. Mimo to nie możemy się nudzić, bo oto premier Tusk, a właściwie nie tyle on, co starsi i mądrzejsi, którzy nakręcaniem wprawiają go w ruch - za jego pośrednictwem dostarczyli nam rozrywki, zanim cały kraj pogrąży się w nirwanie spowodowanej niespotykaną bliskością aż dwóch świąt państwowych: święta naszych okupantów, tradycyjnie przypadającego 1 maja i rocznicy uchwalenia konstytucji, przypadającej 3 maja. Otóż przed tym świątecznym okresem, za pośrednictwem premiera Tuska mamy rozrywkę w postaci przetasowań w rządzie. Mam oczywiście na myśli męczeństwo Jarosława Gowina, który stracił stanowisko ministra sprawiedliwości za to, że dopuścił się świętokradztwa, oskarżając niemieckich naukowców o eksperymentowanie na ludzkich embrionach, które w tym celu mieli importować między innymi z Polski. Jak pamiętamy, na takie dictum zawrzała gniewem niemiecka ambasada w Warszawie i zażądała od tubylczego rządu wyjaśnień. I chociaż rząd natychmiast zebrał się in corpore, widocznie wyjaśnienia nie zostały uznane za zadowalające i premieru Tusku nie pozostało nic innego, jak zdymisjonować ministra Gowina. Tak samo postępował Stanisław August Poniatowski, któremu ambasador Stackelberg też tasował ministrów, a nawet dygnitarzy drobniejszego płazu. Ach, ileż tu analogii z wiekiem XVIII-tym! Warto zwrócić uwagę, że świętokradztwo, jakiego dopuścił się minister Gowin, zbiegło się w czasie z wizytą premiera Tuska u Naszej Złotej Pani - co niestety dla ministra Gowina stanowiło okoliczność obciążającą. Ileż tu analogii z wiekiem XVIII-tym - aż człowiek się zastanawia, czy w końcu nie doprowadzi to do rozbiorów Polski - bo przecież zasada przyczynowości poucza, że z takich samych przyczyn wynikają takie same skutki. Zwróćmy jednak uwagę, jaki minister zastąpił ministra Gowina. Zastąpił go były minister spraw wewnętrznych Marek Biernacki. Podobnie były wiceminister spraw wewnętrznych został tydzień wcześniej mianowany na stanowisko ministra Skarbu Państwa. Czyżby służby doszły do wniosku, że trzeba już powoli przechodzić na ręczne sterowanie państwem, tak samo, jak w przypadku rządu premiera Marka Belki, do którego wprawdzie nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, ale który przecież rządził jak gdyby nigdy nic - nie zwracając na siebie niczyjej uwagi? Właśnie rząd premiera Belki jest dowodem na to, że zaplecze parlamentarne wcale nie jest do rządzenia konieczne, że siłę rządowi daje zupełnie coś innego, a ten cały parlament jest po to, żeby było ładniej.

Ileż tedy zagadnień będziemy sobie mogli przedyskutować niespiesznie w dniach świątecznej nirwany! A jeszcze niektórzy z nas, zwłaszcza mieszkańcy Podlasia, będą mogli uczcić 167 rocznicę urodzin Henryka Sienkiewicza i 5 maja odwiedzić jego muzeum w Woli Okrzejskiej niedaleko Łukowa. Henryk Sienkiewicz, jak wiadomo, pisał „dla pokrzepienia serc” - a czegóż, jeśli nie takiego pokrzepienia teraz właśnie potrzebujemy? SM

Korwin-Mikke z okazji święta „Klasy Robotniczej”: Trzeba zabić w sobie Człowieka Pracy! Siedzisz w domu, w miękkich papuciach, przeglądasz strony o akwarystyce. To jest Twoje hobby, pół życia poświęcasz swoim rybkom. Gdy Cię jednak spytają: „Kim Pan jest?” – odpowiesz zapewne: „Inżynierem”, „Piekarzem”, „Szewcem”, „Szoferem”, „Informatykiem” – lub inną nazwą zawodu. Nie odpowiesz: „Akwarystą”. Dlaczego? Bo jesteś Homo Faber. Człowiek Pracy. Dla normalnego człowieka, dla Homo Ludens, treścią życia są podróże (może być surfowanie w Sieci), rodzina, bojowniki syjamskie, znaczki pocztowe, historia Paragwaju, brydż, walka z socjalizmem, panienki lżejszego się prowadzenia, filmy, sport, gotowanie, kolekcjonowanie zegarków – innymi słowy to, na co POŚWIĘCA on swój czas i pieniądze. Natomiast praca to tylko środek do ZDOBYWANIA pieniędzy, by módz realizować swoje życiowe potrzeby.

Oczywiście: zdarzyć się może, że potrafisz zarabiać pieniądze robiąc to, co najbardziej lubisz – np. fotografując. Są to jednak przypadki dość rzadkie. Mało znam ludzi marzących o tym, by zajmować się ubijaniem ziemi czy organizowaniem opinii publicznej by kupowała kawę tylko określonej marki… I jeśli po kilku latach pracy zaczyna Cię pasjonować „organizowanie opinii publicznej” – to czuj duch: przekształcasz się w Homo Faber. Odróżnijmy Homo Faber od pracoholika. Pracoholik wcale nie musi być Homo Faber – może po prostu uważać, że powinien robotę skończyć, nawet pracując 12 godzin na dobę – by zarobić DUUUUŻO pieniędzy. Jest to rzadkie – i nieszkodliwe. O wiele częściej jednak Homo Faber nie jest pracoholikiem: nienawidzi swojej roboty, odwala ją byle jak – ale mimo to uważa się za kancelistę, za członka grupy kancelistów. Swoje rozrywki po pracy traktuje jako rzecz drugorzędną. Jest to efekt długoletniej tresury. W istocie: w godzinach pracy należy być Człowiekiem Pracy. Po ośmiu czy iluś-tam godzinach zdejmujemy kombinezon roboczy, wskakujemy w garnitur – i natychmiast powinniśmy zapomnieć o pracy. Ściskając w łapkach zarobione pieniądze zaczynamy myśleć, jakby tu je wydać, by zaspokoić nasze różnorodne potrzeby. I to jest cel życia. Oczywiście nasz Szef tego nie lubi. Szef by chciał, byśmy cały czas byli Jego Pracownikami, byśmy po pracy nic, tylko myśleli o tym, jak Lepiej i Wydajniej Pracować. Na szczęście Szef (zarówno prywatny, jak i państwowy) nie kontroluje ani naszych myśli – ani naszego czasu po pracy. W pracy Szef jest Bogiem – i tak powinno być; w minutę po zakończeniu pracy mamy Szefa głęboko w nosie. Co, rzecz jasna, nie oznacza, że nie trzeba czasem popracować dłużej… Jak jest konkretna robota, którą trzeba wykonać, to się ją wykonuje. Jednak jest to poświęcenie (które powinno być odpowiednio wynagrodzone…) Państwo Ludzi Pracy poznajemy po tym, że w towarzystwie ludzie rozmawiają o swojej pracy i o zarobkach; Państwo Ludzi Zabawy poznaje się po tym, że na przyjęciach o pracy i zarobkach NIE WOLNO rozmawiać – pod groźbą towarzyskiego ostracyzmu. I tak było – dopóki nie pojawił się ten piekłoszczyk Karol Marx ze swoimi teoryjkami. Tak więc w Tobie istnieje zarówno Homo Faber, jak i Homo Ludens. Jednak Homo Ludens – Człowiekiem Rozrywki, ogólniej: Konsumentem – jesteś przez całe życie. Homo Faber jesteś tylko między średnio 18.tym a 65.tym rokiem życia. I tylko przez średnio 8 godzin dziennie. Należy jeszcze odliczyć urlopy, okresy bez pracy, chorobowe, święta, niedziele i wolne soboty. Z czego wynika, Ludziem Pracy jesteś tylko 1/10 życia. Dlaczego więc w Tobie dominuje Homo Faber? Musisz zabić w sobie Człowieka Pracy. Zabić go bez żadnej litości. Po pracy ma znikać – jak Mr.Hyde bez spec-mikstury. Zabić w sobie Człowieka Pracy – dla dobra Twojego. Ale przede wszystkim: dla dobra społeczeństwa, narodu i ludzkości. Zauważ bowiem, że Człowiek Pracy ma jeden cel: zrobić to co robi byle jak – i sprzedać możliwie drogo. Natomiast Człowiek Konsumpcji ma cel odwrotny: kupić możliwie tanio – i możliwie dobry, solidny towar. W efekcie kraje, w których rządzą Ludzie Pracy (kapitaliści, inżynierowie, robotnicy, rolnicy itp. Morloki) towary stają się coraz gorsze i coraz droższe – a w krajach, gdzie decyduje Rynek (czyli Konsumenci) towary stają się coraz tańsze i coraz lepsze. W wieku XIX rządzili właśnie konsumenci – i trwała deflacja; w wieku XX do władzy dorwali się Ludzie Pracy – i trwa inflacja, a większość towarów to Scheiß. Trwa to, niestety, do dziś: każdziutka ustawa (oficjalnie…) powinna być konsultowana nie z Federacją Konsumentów, lecz ze Związkami Pracodawców i Związkami Zawodowymi – czyli dwiema organizacjami Hominibus Fabrum (z dwojga złego lepsi są przedsiębiorcy, bo kapitalista swój wyrób podpisuje nazwiskiem – więc chce z nas zedrzeć, ale przynajmniej dba o jakość…). Na szczęście coraz bardziej te konsultacje stają się formalnością – co widać zresztą po tym, że inflacja spada. Gdy Ludzie Pracy przestana mieć jakikolwiek wpływ na decyzje Parlamentu i „Rządu” – zacznie się normalna, zdrowa deflacja. W d***kracji teoretycznie powinni rządzić Konsumenci – i tak przez dłuższy czas było w Stanach Zjednoczonych AP, czemu Ameryka zawdzięczała niesłychanie burzliwy rozwój. W końcu nosicieli butów jest 500 razy więcej, niż szewców, pasażerów kolei 500 razy więcej, niż kolejarzy itd – i my, Konsumenci, powinniśmy Ludzi Pracy zarzucić czapkami i zmusić do pokory i służenia nam na dwóch łapkach. Każdy wojskowy wie jednak, że oddział z’organizowany ma ogromną przewagę nad hałastrą. Dlatego X tys. górników przybyłych do Warszawy z kilofami zdołało ograbić nas z X tys. złotych na główkę. Pielęgniarkom idzie zwykle już gorzej – bo nie mają kilofów. Człowieka Pracy musimy przede wszystkim zabić w sobie. Przy każdej decyzji politycznej musimy myśleć nie: „Co jest korzystne dla nas, szewców” (jeśli jesteś szewcem), lecz: „Co jest dla korzystne dla nas, pasażerów kolei?” „Co jest korzystne dla nas, nosicieli garniturów?” itd.

Charakterystyczne jest, że kobieta chce mieć do wyboru na straganach, w super-marketach, domach odzieżowych, czy u Harrodsa – jak największy wybór sukienek. Niech-no tylko pójdzie jednak do pracy jako szwaczka! Natychmiast przemienia się w Mulier Faber i domaga się ochrony polskiego rynku przed nieuczciwą konkurencją tanich sukienek!

Punkt widzenia nie powinien zależeć od punktu siedzenia. 10% nas nie może dominować nad 90%. Musimy zabić w sobie Homo Faber. I uciąć łapę każdemu Człowiekowi Pracy, który będzie domagał się jakiegokolwiek przywileju dla swojej branży! Jest to, oczywiście durnota. Wygląda to tak:

Szewc domaga się podwyżki 100 zł – i Związek Zawodowy Szewców pomaga mu to wywalczyć. „Rząd” jest tym zachwycony: dolicza od tego PIT, VAT, CIT – i w wyniku tego buty drożeją o 150 zł. Stolarz domaga się podwyżki 100 zł – i Związek Zawodowy Stolarzy pomaga mu to wywalczyć. „Rząd” jest tym zachwycony: dolicza od tego PIT, VAT, CIT – i w wyniku tego stoły drożeją o 150 zł. Szewc jest zachwycony – do momentu, gdy przestaje być Homo Faber i idzie kupić stół: jako Konsument stracił na tym interesie 150 zł – per saldo dr. Jekykll i Mr. Hyde stracili 50 zł. To samo ze stolarzem. Zachwycony jest tylko „Rząd”, który ściągnął od obydwu po 50 zł. Obydwaj ci Panowie są, oczywiście, naiwniakami, uwikłanymi w Dylemat Więźnia. Dali się weń wprowadzić, bo widzieli siebie jako Ludzi Pracy, a nie jako Konsumentów! Co zabawniejsze: „Rząd” (kupujący przecież bardzo dużo stołów i biurek) też na tym per saldo nie zarabia! Ale o polityce decyduje ta komórka, która zajmuje się dochodami budżetu – a nie ta, która zajmuje się wydatkami! Jest 1 Maj. Święto „Klasy Robotniczej” – największego szkodnika społecznego. Zawodowi (i dobrze płatni!) reprezentanci Ludzi Pracy walczą z wyzyskiem. Oczywiście: odrzucamy to natychmiast! Ludź Pracy ma być wyzyskiwany – a im okrutniej jest wyzyskiwany – tym lepiej. Po pracy – od minuty „były już Ludź Pracy” – może bowiem kupić tanie towary wyprodukowane dzięki wyzyskowi innych Ludzi Pracy! Tak właśnie było w USA w XIX wieku. Robotnik w USA był okrutnie wyzyskiwany. Każda godzina – ba: każda sekunda jego pracy była wyzyskiwana. Efekt: to amerykańscy robotnicy pierwsi jeździli samochodami – a nie np. francuscy czy sowieccy! Zarabiali z tygodnia na tydzień coraz mniej – ale towary taniały jeszcze szybciej… Jeszcze więc raz: jest 1 Maj. Święto Ludzi Pracy. Z tej okazji pamiętajmy: jeśli mamy odrzucić miazmaty PRL, przestańmy myśleć o sobie jako o Ludziach Pracy – a każdego Ludzia Pracy: bez dyskusji w łeb! Tak długo, aż zacznie mówić o sobie: „Jestem akwarystą”… JKM

Pogonić prowokatorów Niedawno Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok uniewinniający Beatę Sawicką i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego od zarzutu korupcji, chociaż w motywacji wyroku podkreślił, że uniewinnienie nastąpiło tylko dlatego, że dowody obciążające oskarżonych zostały zdobyte nielegalnie, a zatem nie mogą być uwzględnione w postępowaniu sądowym. Że Beata Sawicka ponosi odpowiedzialność „moralną”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że rzeczywiście zażądała łapówki i przyjęła ją, ale skazana być nie może ze względu na bezprawny charakter działań CBA. To orzeczenie, podobnie jak niedawny wyrok w sprawie masakry w Gdyni w grudniu 1970 roku, a także wyrok skazujący Zbigniewa Siemiątkowskiego za bezprawne zatrzymanie prezesa PKN Orlen, wzbudziło, jak to się mówi, kontrowersje opinii publicznej. Przeciwnicy rządu premiera Tuska dopatrzyli się w nim intencji wybielania łapowników, być może nawet w wyniku dyskretnej interwencji bezpieczniaków, którzy z jakichś tajemniczych powodów mogli być zainteresowani uniewinnieniem oskarżonych. Rozumiem te podejrzenia, bo dobrze komponują się one z moją ulubioną teorią spiskową, według której punkt ciężkości władzy w Polsce znajduje się poza konstytucyjnymi organami państwa, stanowiącymi jedynie parawan, za którym soldateska i bezpieczniacy rządzą krajem za pośrednictwem rozbudowanej do monstrualnych rozmiarów agentury, od której nie są wolne również niezawisłe sądy, że o niezależnej prokuraturze już nawet nie wspomnę. Jednak nawet uwzględniając wnioski płynące z teorii spiskowej, wyrok w sprawie Beaty Sawickiej i Mirosława Wądołowskiego muszę uznać za słuszny. Przychodzi mi to o tyle łatwiej, że zawsze, od samego początku, byłem przeciwnikiem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ponieważ interes jego funkcjonariuszy jest oczywiście sprzeczny z interesem społecznym. W interesie społecznym bowiem jest wyeliminowanie korupcji z życia publicznego, przede wszystkim poprzez eliminowanie okazji. Tymczasem w interesie funkcjonariuszy CBA jest, by korupcja istniała możliwie jak najdłużej, bo jej istnienie stanowi rację bytu instytucji, z której oni żyją. Dlatego działania CBA nie są nakierowane na usuwanie okazji do korupcji, tylko na poddawanie obywateli coraz ściślejszej kontroli, która prędzej czy później musi przybrać formy nielegalne. Z miłości do prawa łamać prawo. I właśnie do tego doszło w sprawie Beaty Sawickiej. Rzecz w tym, że zgodnie z prawem prowokację można stosować dopiero, gdy przeciwko prowokowanemu zostało wszczęte postępowanie, a to – zgodnie z art. 303 kodeksu postępowania karnego – następuje, gdy zachodzi „uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa”. W przypadku Beaty Sawickiej takiego podejrzenia jeszcze nie było; ono dopiero miało się pojawić właśnie w rezultacie prowokacji w wykonaniu agenta CBA. Tymczasem prowokacja nie może polegać na nakłanianiu kogoś do popełnienia przestępstwa, by potem wszcząć przeciwko niemu postępowanie. Beata Sawicka zaś była do przestępstwa namawiana, nawiasem mówiąc – skutecznie, i to właśnie napiętnował sąd. Ten wyrok skłania do ponownego zastanowienia się nad dopuszczaniem prowokacji w postępowaniu karnym – bo czy państwo dopuszczające, by jego funkcjonariusze używali metod niegodziwych, ma moralne prawo oczekiwania godziwych zachowań od obywateli? Zatem może by na wszelki wypadek jednak rozpędzić to całe CBA? SM

Ubeckie VIRTUTI MILITARI ☚ przeczytaj Żaden z żołnierzy wyklętych nie dostanie już Virtuti Militari. Tymczasem ci, którzy z nimi walczyli, wciąż są kawalerami tego najważniejszego polskiego orderu wojennego – piszą publicyści. Krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari jest najwyższym w Polsce – i najstarszym na świecie – orderem bojowym. Ustanowił go król Stanisław August Poniatowski 22 czerwca 1792 roku w celu uczczenia bohaterów bitwy pod Zieleńcami w obronie Konstytucji 3 maja. Jest, jak stwierdzała to reaktywująca order ustawa Sejmu RP z 1 sierpnia 1919 r. „nagrodą czynów wybitnego męstwa i odwagi, dokonanych w boju i połączonych z poświęceniem się dla Ojczyzny”. Jednymi z pierwszych odznaczonych byli: Tadeusz Kościuszko i Józef Zajączek, a przed wojną Józef Piłsudski, Stanisław Haller, Edmund Rydz-Śmigły, Tadeusz Rozwadowski.

Krew na rękach kawalerów W PRL-u Virtuti Militari było plugawione celowo, jako relikt II Rzeczypospolitej, ale nie zlikwidowano orderu – miał legitymizować nową władzę. Już 11 listopada 1943 roku gen. Zygmunt Berling wydał rozkaz, w którym uhonorowano 16 żołnierzy 1 Dywizji Pancernej im. Tadeusza Kościuszki Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari za bohaterstwo podczas bitwy pod Lenino.

Jak długo najświętszy dla pokoleń Polaków order będą plugawić osoby, które nie zrobiły nic dla niepodległości Rzeczypospolitej? 22 grudnia 1944 r. PKWN przyjął dekret, w którym, jak czytamy w art. 1: „w celu nagrodzenia czynów męstwa i odwagi, wykazanych w boju, bądź innych wybitnych zasług położonych dla chwały i pożytku Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności w dziele odrodzenia demokratycznej państwowości polskiej i Polskich Sił Zbrojnych albo w walce z hitlerowskim najeźdźcą lub jego najemnikami – zatwierdza się odznaczenia, m.in. (…) order wojskowy Virtuti Militari”. Równocześnie zapewne po to, by uniemożliwić ingerencję Kapituły znajdującej się w Londynie „postanowienia poszczególnych ustaw o Zgromadzeniu Kawalerów danego orderu, ich Kanclerzach i Kapitułach zostają uchylone”. W myśl dekretu order był nadawany przez Prezydium Krajowej Rady Narodowej na wniosek przewodniczącego PKWN lub nowego dowódcy Wojska Polskiego. Nie ulega wątpliwości, że część odznaczonych Virtuti Militari ma ubeckie korzenie lub krew AK-owców na rękach. Taki właśnie przypadek został szczegółowo opisany w ostatnim numerze pisma „Kombatant” (nr 3/267). Jak się okazuje, za zabicie mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika” przyznano aż sześć Krzyży Grunwaldu, siedem Krzyży Walecznych i pięć Orderów Virtuti Militari. „Orlik” zginął 24 czerwca 1946 r., niemal w przeddzień referendum, otoczony pod Piotrówkiem przez przeważające siły wojska, MO i UB. Najsłynniejszą jego akcją było odbicie więzienia w Puławach (24 kwietnia 1945 r.) i uwolnienie ponad 100 zatrzymanych. Miesiąc później jego zgrupowanie stoczyło w Lesie Stockim jedną z największych, zwycięskich bitew antykomunistycznego podziemia. „Orlik” został pochowany, pod zmienionym nazwiskiem jako Marjan Biernacki, wieczorem 8 lipca 1946 r. na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie, w kwaterze 45 N, nr grobu 15 – pod zewnętrznym murem, w miejscu popularnie nazywanym „przy studni”. 26 czerwca 1946 r., a więc już w dwa dni od śmierci „Orlika”, w sztabie Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego powstaje rozkaz personalny nr 593. W jego oryginalnym, na szczęście zachowanym projekcie, na którym odręcznie nanoszono zmiany, bez trudu można odczytać uzasadnienie: „za dzielne (….) zachowanie się w walce z bandą „Orlika”, za zabicie herszta bandy i zdobycie ważnych dokumentów tyczących działalności tej bandy”. Ostatecznie rozkaz sformułowano jednak inaczej – żołnierzy uhonorowano za: „dzielne zachowanie się i zasługi położone przy utrzymaniu ładu i spokoju publicznego”. Byli to: por. Stanisław Szewczuk, sap. Ludwik Jurkowski, sap. Stanisław Kurdziel, sap. Stefan Rozmus i sap. Mieczysław Tur – wszyscy z 1. Baonu Saperów 1. Warszawskiej Dywizji Piechoty. Złośliwie, lub przez przypadek, w „Charakterystyce Służbowej” por. Szewczuka nadany mu Order Virtuti Militari V klasy określono jako „medal pamiątkowy”.

Na straży honoru orderu Komunistyczna władza nadała aż 5167 krzyży Virtuti Militari. Ile razy tym samym zhańbiono order? Po 1989 r. żadne władze nie zajęły się na poważnie tym problemem. Co prawda odebrano kilka orderów – głównie sowieckim dygnitarzom (np. Breżniewowi, Sierowowi czy Koniewowi) lub ich polskim poplecznikom (Rokossowski, Spychalski). Stracił go też Wincenty Romanowski – funkcjonariusz Informacji Wojskowej, który znęcał się nad więźniami politycznymi. Pozostali, w tym zabójcy „Orlika” – mają go nadal. Dlaczego? Czy poza brakiem woli politycznej były ku temu jakieś przeciwności natury formalnej? Kanclerz Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari gen. bryg. w st. spocz. Stefan Bałuk zaznacza, że regulamin wyraźnie określa podstawy nadawania orderu – np. za akcję bojową prowadzoną w trakcie wojny, w ramach obrony granic Polski i honoru Ojczyzny. – Istnieje grupa osób odznaczonych orderem przez swoich dowódców, choć to odznaczenie im się nie należy. Naturalnie to drażni odczucia nas wszystkich. Jestem za pozbawieniem Virtuti Militari tych wszystkich, którzy otrzymali order za udział w akcji, w której zginął Marian Bernaciak „Orlik”. Powiem więcej, jeśli do Kapituły wpłynie stosowny wniosek, zostanie on niezwłocznie rozpatrzony. Statut przewiduje pozbawianie orderu, przy spełnieniu określonych warunków – a w tym ohydnym przypadku, jak się wydaje, mamy do czynienia z osobami niegodnymi noszenia naszego orderu. Oczywiście musi wpierw zostać podjęta stosowna uchwała – mówi gen. Bałuk (cytowany za „Kombatant” nr 3/267). Dlaczego nie powstała do tej pory? Czy to zwykłe zaniechanie, czy też państwo nie jest jeszcze gotowe na zmierzenie się ze swoją prawdziwą historią? 16 października 1992 r. Sejm przyjął ustawę o orderach i odznaczeniach, która niejako przywróciła przedwojenny porządek prawny. Prezydent nie tylko nadaje ordery, ale może też je odebrać. Musi mieć ku temu tylko odpowiednie przesłanki – gdy „odznaczony dopuścił się czynu, wskutek którego stał się niegodny orderu lub odznaczenia”. Ponadto ponownie zaczęła działać w Polsce Kapituła, która „stoi na straży honoru orderu”. Co w tym przypadku jest istotne, ma ona prawo „wystąpić do Prezydenta z inicjatywą nadania orderu lub jego pozbawienia”. Jak pokazuje choćby przypadek „Orlika”, niestety przez lata nie uczyniła z tej proregatywy zbyt wielkiego użytku. Trudno mieć o to pretensje do jej obecnych członków, których średnia wieku oscyluje w okolicy 90 lat. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, by ci starsi panowie szukali, przeglądali i weryfikowali akta ponad 5 tys. odznaczonych. Zrobić musi to za nich ktoś inny. Zresztą wspomniana wyżej ustawa jakby przewidziała taką okoliczność. Mówi ona, że „Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zapewnia Kapitułom Orderów obsługę administracyjną i techniczną”. Wystarczy więc pod jej skrzydłami powołać niewielki zespół i przystąpić do pracy.

Chichot historii nad grobami „Pokolenia Polaków uczono, że ludziom, u których zobaczą miniaturkę czy czarno-niebieską baretkę odznaczenia, przysługują szacunek i poważanie” – pisał Jerzy Ślaski w słynnej książce „Żołnierze Wyklęci”, od której tytułu wzięło swą nazwę święto obchodzone 1 marca. My, autorzy tego tekstu, jako wnukowie kawalerów orderu też byliśmy tak wychowywani. Dziś mamy jednak coraz większe wątpliwości. Czy aby na pewno wszystkim przysługuje szacunek i poważanie? Ilu jeszcze żyje takich „bohaterów” jak zabójcy „Orlika”? Jak długo ten najświętszy dla pokoleń Polaków order będą plugawić osoby, które nie zrobiły nic dla niepodległości Rzeczypospolitej?

Jerzy Ślaski, żołnierz zgrupowania „Orlika”, starał się przywrócić należną pamięć o poległych kolegach. A właściwie przywrócić im właściwe miejsce w historii, bo komunistyczna propaganda na ich temat odniosła odpowiedni skutek i nawet elity solidarnościowe nie chciały ruszać tego tematu, uważając go za kontrowersyjny. Żołnierze ci walczyli niezłomnie z sowieckim okupantem, ginęli w nierównym boju, byli mordowani w wojskowych i ubeckich katowniach, skazywani na śmierć w kapturowych procesach. Ich ciała wrzucano do bezimiennych dołów, tak by zaginął po nich wszelki ślad. Opluwani za życia, jak i po śmierci. Nikt z tych niezłomnych żołnierzy Orderu Virtuti Militari już nie dostanie. Jest on przyznawany w ciągu 5 lat od końca wojny, a od ich śmierci minęło półwiecze. Jedyne, co można zrobić, to odebrać go ich oprawcom – nawet pośmiertnie. I wydaje się, że chichot historii nad ich grobami słychać do dziś, a szczególnie głośno brzmi podczas najważniejszych uroczystości państwowych, gdy Kapituła Orderu Virtuti Militari składa wieńce przed Grobem Nieznanego Żołnierza. – Prawda jest taka, że w takich sytuacjach Kapituła reprezentuje wszystkich kawalerów orderu, także tych, którym „zabicie herszta bandy – Orlika” uzasadniono nadanie Virtuti Militari. Mnie, jako kawalerowi Orderu Wojennego Virtuti Militari, taki stan nie odpowiada – mówi płk Edmund Brzozowski („Kombatant” nr 3/267). Virtuti Militari obchodzi w maju 221 rocznicę swojego istnienia i aby w III RP odzyskał dawne znaczenie, musi być otaczany powszechnym uznaniem. To ważne nie tylko dla tych dzielnych żołnierzy, którzy na ten krzyż zasłużyli na polach bitew, ale i dla rodzin nieżyjących już bohaterów. Ważne może się to również okazać dla tych wszystkich, którym (nie daj Bóg) w przyszłości order zostanie przyznany. Wojciech Lewicki, Kinga Hałacińska

3 Maj… wielkie święto ludzi, którzy d***kracji nienawidzą lub tylko darzą niechęcią. Pamiątką dnia, w którym zlikwidowano „d***krację szlachecką” wprowadzając na miejsce I Rzeczypospolitej Królestwo Polskie z dziedzicznym Monarchą. W monarchii tej zachowano pierwiastek republikański, jednak znacznie ograniczony: odebrano mianowicie prawa głosu „szlachcie-hołocie”, rezerwując je dla posesjonatów – czyli ludzi posiadających jakakolwiek nieruchomość.

To właśnie masy wyborców całkowicie nieodpowiedzialnych, bo nieryzykujących swoim majątkiem, były przyczyna upadku I Rzeczypospolitej. Podobnie zresztą, jak teraz – gdy wiszą nie u klamki pańskiej wprawdzie, ale u państwowej. Jak pisał śp.Jan Krzysztof Fryderyk von Schiller w dramacie „Dymitr”:

„Biedak: czy zna on wolność? Wie, co: wybór? On musi możnym, co na niego płacą, za chleb, za buty sumienie swe sprzedać…” Jeżeli państwo polskie ma być sprawne powinno się i teraz, wzorem twórców Konstytucji 3-go Maja przywrócić monarchię (jak chce Konfederacja Spiska: intronizując saską dynastię Wettynów) i odebrać prawo głosu ludziom nie posiadającym nieruchomości… Konstytucja wprowadzała też jeszcze jedną ważną instytucję: rząd w liczbie pięciu ministrów. Do tego też dzisiaj warto by powrócić. Te pozytywy Konstytucji 3.go Maja dziwnym trafem nie są nigdy wymieniane w rocznice uchwalenia tej Konstytucji. A szkoda: powrót w stronę normalności wydaje się być krokiem rozsądnym. A teraz słów parę o minusach Konstytucji 3-go Maja.

Przede wszystkim Konstytucja znosiła liberum veto. Było to tylko formalne, bo od dwudziestu siedmiu lat nie zerwano już, niestety, żadnego sejmu (zawiązywane były „pod laską konfederacji”); w efekcie sejmy zaczęły zalewać kraj bzdurnymi ustawami (zupełnie jak teraz…) doprowadzając Rzeczpospolitą do niesłychanego chaosu prawnego. Nikt np. nie mógł zerwać sejmu „repniowskiego” w 1767 roku, (na którym właśnie uchwalono, że gwarantką praw w Koronie i WXLitewskim jest JCM Katarzyna Wielka), bo on też już był zawiązany pod laską konfederacji! Prawda, że dobrze byłoby, gdyby go zerwano?!? Samo jednak otwarte zniesienie gwarancji bezpieczeństwa od terroru Większości, jaką było liberum veto, wywarło wstrząsający efekt na szlachcie, która słusznie uważała je za „źrenicę wolności” i łudziła się, że sejmy konfederackie to tylko wyjątki od reguły i liberum veto powróci. D***kratyczna propaganda mówi odwrotnie – ale proszę samemu sprawdzić, że Rzeczpospolita upadła o całe pokolenie po zaprzestaniu stosowania liberum veto – i po części WSKUTEK nie stosowania liberum veto. Takie są FAKTY. Reżymowe przymusowe szkolnictwo wbiło w głowę ludziom kompletne nonsensy. Artykuł w Wikipedii

http://pl.wikipedia.org/wiki/Konstytucja_3_maja

jest tego najlepszym przykładem. Jednak, co ciekawe, artykuł o liberum veto:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Liberum_veto

jest zredagowany zupełnie obiektywnie!! Wikipedia nie wspomina o odebraniu praw wyborczych hołocie – za to na stronie:

http://www.historia.net.pl/iirozbiorpolski,86.html

„Berlin bardzo szybko zrozumiał, że Rzeczpospolita dzięki konstytucji wkracza na drogę budowania państwa mocnego.” Przy czym nie raczy się nawet zająknąć, że państwo stałoby się mocne DLATEGO, że na miejsce d***kracji powróciłaby dziedziczna monarchia!!! Po drugie: wcześniej czytamy tam-że:

” Konstytucja 3 maja została w zasadzie wprowadzona w drodze zamachu stanu, na drodze pewnego oszustwa”

Jeszcze zabawniej ujęte jest to na stronie:

http://halloween.friko.net/3_maja.html

„3 Maja 1791 roku ok. godziny 11 Sejm Wielki rozpoczął obrady aby po siedmiu godzinach ogłosić drugą na świecie konstytucję. Termin obrad był o tyle korzystny, że część posłów opozycji wypoczywała jeszcze po świętach. Zdecydowano się, mimo protestów, zignorować konieczność głosowania przez ponad połowę posłów oraz konieczność wcześniejszego ogłoszenia projektu ustawy. Dzięki tym, niewątpliwie nie do końca zgodnym z prawem (podkr. JKM), zabiegom o godzinie 18 udało się uchwalić i podpisać 3 majową Ustawę Rządową”. „Nie do końca zgodnym z prawem”!!! Masoneria, która przygotowała tę Konstytucję, przeprowadziła ją w sposób kompletnie nielegalny. Posłów mogących się sprzeciwić nie zawiadomiono o tym, że sesja zostanie otwarta dwa dni przed terminem, na który ją zwołano (!) – a część tych, którzy mimo to przybyli, marszałek (należący do masonerii, a mający na czas sejmowania w Warszawie władze absolutną) po prostu aresztował na rogatkach. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji większość szlachty żądała by JCM Katarzyna Wielka, jako gwarantka swobód – przywróciła w Polsce porządek prawny. Nielegalne działanie jest bowiem możliwe, jeśli się ma za sobą poparcie znakomitej większości, siłę militarną lub autorytet. Tymczasem zdecydowana większość szlachty nie została ogłupiona nowinkami z Paryża i murem stała za liberum veto – a „postępowcy” nie mieli poważniejszych sił zbrojnych. Król zaś, choć też należał do masonerii i do spisku, w gruncie rzeczy sympatyzował ze swoją b.kochanką, Katarzyną II. Po trzecie zaś: spiskowcy wyrażali się dobrze o rewolucji francuskiej (i o Prusach!), a źle o Rosji. Tymczasem akurat 9-I-1992 Rosja (zwycięsko) zakończyła szóstą wojnę z Turcją i kiedy na wiosnę 1992 roku Konfederacja Targowicka zwróciła się z żądaniem wykonania obowiązku gwarantki, Katarzyna II z zadania wywiązała się… z dużym, niechcianym, naddatkiem. Tu sprawa ostatnia: zarówno „patrioci majowi” jaki i „patrioci targowiccy” liczyli na zawarty w 1790 pakt z Prusami, który powinien był związać Rosji ręce. Tymczasem Prusy zawarły go najprawdopodobniej tylko po to, by pchnąć Polaków do śmiałych działań przeciwko Rosji – by potem, w zamian za kolejny kawał ziem polskich, postanowień paktu nie wypełnić.Pamiętajmy o tym licząc dziś na Berlin i Brukselę w sporze z Moskwą! Ciekawe, czy na obchodach będzie ambasador RFN? JKM

Jak zdobywano Azoty Przejęcie Azotów oznaczałoby utratę przez Polskę dużej części suwerenności ekonomicznej. Kreml uzyskałby potężne narzędzie umożliwiające dyktowanie Polsce cen gazu, utrudnianie eksploatacji gazu łupkowego, a nawet wpływ na ceny żywności. Aleksander Kwaśniewski zachował się jak podrzędny lobbysta, którego nie obchodzi interes własnego kraju. Polska chemia, jedna z nielicznych ocalałych po tzw. transformacji gałęzi naszej gospodarki, ma niezwykłą historię. Od początku powstania do dziś zasługuje w pełni na miano polskiego przemysłu narodowego. Rzadko przecież zdarza się, by twórcą osobiście kierującym rozwojem jakiejś branży był prezydent państwa, w dodatku związany z tą dziedziną zawodowo. Tymczasem Ignacy Mościcki, prezydent Rzeczypospolitej w latach 1926–1939, był chemikiem i to właśnie on położył podwaliny pod trwający od niemal już wieku ogromny rozwój tego sektora. To Mościcki, profesor chemii, a jednocześnie wynalazca, autor wielu patentów i przemysłowiec, był inicjatorem budowy w latach 1928–1930 Państwowych Zakładów Związków Azotowych. Tę potężną fabrykę, składającą się z 53 budynków, wybudowano pod Tarnowem w dzielnicy nazwanej później na jego cześć Mościcami. Pierwszym dyrektorem przedsiębiorstwa był Eugeniusz Kwiatkowski, późniejszy budowniczy Centralnego Okręgu Przemysłowego i Gdyni. Po wojnie zakład w dalszym ciągu rozbudowywano, podobnie jak resztę sektora, czyli m.in. zakłady w Puławach, Kędzierzynie i Policach, które razem tworzą obecnie jeden z największych europejskich koncernów przemysłowych – Grupę Azoty.

Siła Azotów Zrobiło się o niej ostatnio głośno w związku z wyjściem na jaw rosyjskich zamiarów przejęcia nad nią kontroli. Polskie Azoty są z kilku względów niezwykle atrakcyjnym celem. Po pierwsze, są jednym z niewielu zachowanych w tak dobrym stanie klejnotów naszej gospodarki. Koncern gromadzi aż 45 uzupełniających się spółek o różnych specjalizacjach. Wytwarza szeroki zakres produktów – od nawozów mineralnych i tworzyw sztucznych po lakiery – i posiada wiele znanych marek handlowych. Dysponuje też własnym zapleczem badawczym, projektowym i infrastrukturą. Jest drugim w Europie producentem nawozów, a jego produkty trafiają do ponad pięćdziesięciu krajów świata.

Grupa Azoty zatrudnia ponad 10 tys. pracowników, a jej roczny przychód to 10 mld zł. Natomiast jej strategiczne znaczenie dla Rosjan wynika z jeszcze jednego ważnego faktu: zakłady chemiczne zużywają podczas produkcji ogromne ilości gazu. Ocenia się, że jest to aż 20 proc. całego zużycia krajowego. A ponieważ głównym, niemal monopolistycznym dostawcą gazu do Polski jest wciąż Rosja, to staje się oczywiste, jak istotne byłoby dla niej przejęcie kontroli nad naszym sektorem chemicznym. Gazprom mógłby dyktować wówczas ceny i warunki także w przyszłości, np. byłby w stanie utrudnić lub uniemożliwić eksploatację złóż gazu łupkowego, który stanowiłby dla paliwa płynącego rurociągami ze wschodu oczywistą konkurencję.

Rozgrywki Kremla Już w 2002 r. Łukoil wyrażał zainteresowanie polską chemią podczas rozmów na temat zakupu akcji Rafinerii Gdańskiej. Przejęcie Azotów jest z punktu widzenia Moskwy tak ważne, że niektórzy analitycy uznali nawet, iż ogromna afera wokół gazociągu Jamał II była tylko zasłoną dymną, która miała przykryć próbę przejęcia tarnowskiego koncernu. Kreml otrzymałby przecież dzięki temu nie tylko ogromną część polskiego rynku chemicznego, ale również potężne narzędzie wpływu na sektor energetyczny, a pośrednio nawet na ceny żywności – zależne przecież od cen nawozów. Jak doszło do tego, że znaleźliśmy się tak blisko zagrożenia utraty dużej części suwerenności ekonomicznej? Po 1989 r. większość firm sektora została przekształcona w spółki skarbu państwa, co miało być wstępem do ich prywatyzacji. Do chwili obecnej państwo nie pozbyło się jednak na szczęście kontroli nad zakładami azotowymi. Najbliżej do tego było w połowie poprzedniej dekady. Np. w 2005 r. Ministerstwo Skarbu Państwa przekazało 80 proc. akcji tarnowskich Azotów Nafcie Polskiej, która miała przeprowadzić proces prywatyzacji. W 2006 r. rozpoczęto przygotowania do sprzedaży akcji zakładów inwestorowi zewnętrznemu. Miał nim być niemiecki koncern chemiczny PCC AG, który oferował za 80 proc. akcji 366 mln zł. Ostatecznie jednak wskutek dojścia do władzy Prawa i Sprawiedliwości do transakcji nie doszło. Emisję części akcji spółek azotowych przeprowadzono natomiast na Giełdzie Papierów Wartościowych. Debiut giełdowy Tarnowa odbył się w czerwcu 2008 r. Akcjonariuszami spółki zostały m.in. Ciech oraz PGNiG.

Rząd Tuska: podwójna gra? Decyzje rządu PO w sprawie Azotów tworzą od samego początku niejasny ciąg zdarzeń, który można interpretować albo jako serię przypadkowych błędów, albo podwójną grę rządzących. Rozpoczął ją były minister skarbu Aleksander Grad, który de facto otworzył Rosjanom drogę do przejęcia sektora. W 2011 r. zdecydował on, że tarnowski zakład zakupi 40 proc. akcji Azotów w Kędzierzynie i ponad połowę zakładów Police. Aby zyskać środki na zakup obu spółek, Tarnów musiał jednak wyemitować akcje i znaleźć na nie nabywców. Tymczasem za wschodnią granicą rósł w siłę agresywny gracz, zainteresowany kontrolą nad polską chemią, który miał o sobie już wkrótce dać znać. Koncern Acron wyrósł, opierając się na zakładach azotowych w Nowogrodzie. Przejął je za bezcen w okresie dzikiej, jelcynowskiej prywatyzacji na początku lat 90. Wiaczesław Mosze Kantor, młody inżynier, zaprzyjaźnił się z dworem Jelcyna i w nagrodę otrzymał oprócz Nowogrodu – także smoleńskie azoty, a potem stopniowo opanował dużą część branży. Oczywiście, jako jeden z największych odbiorców gazu w Rosji, Kantor musiał sobie ułożyć odpowiednio bliską współpracę z Gazpromem. Obecnie z majątkiem ponad 2 mld dol. zajmuje 42. miejsce na liście najbogatszych ludzi w Rosji. Odróżnia go od innych nowych Rosjan aktywne zaangażowanie w obronę interesów mniejszości żydowskiej. Jak wiadomo, wielu oligarchów jest pochodzenia żydowskiego, jednak nie afiszują się tym. Kantor natomiast przewodniczy od 2007 r. Europejskiemu Kongresowi Żydów, organizacji skupiającej wszystkie gminy żydowskie na kontynencie, i angażuje się w wiele podobnych inicjatyw.

Kwaśniewski na posyłki? W ten właśnie sposób poznał w 2004 r. Aleksandra Kwaśniewskiego, któremu powierzył kierowanie ufundowaną przez siebie Europejską Radą Tolerancji i Pojednania. Znajomość ta miała okazać się dlań przydatna również w interesach. Rozmowy Kwaśniewskiego z Tuskiem i szefem jego doradców Janem K. Bieleckim na temat przejęcia Azotów musiały przynieść jakieś pozytywne sygnały, gdyż w połowie ubiegłego roku Kantor podjął próbę przejęcia pakietu kontrolnego Zakładów Azotowych Tarnów. Jego koncern ogłosił wówczas wezwanie na zakup akcji i zaproponował za nie cenę znacząco wyższą od rynkowej. Udało mu się jednak ostatecznie nabyć tylko 12 proc. udziałów, gdyż rząd przystąpił do zdecydowanych przeciwdziałań.

Wrogie przejęcie Opracowania ABW nie pozostawiały wątpliwości, że zainteresowanie Rosjan Tarnowem może stanowić zagrożenie dla interesów ekonomicznych kraju. W tej sytuacji rząd po prostu nie mógł pozostać bierny i do kontrakcji ruszył resort skarbu. Minister Mikołaj Budzanowski publicznie mówił o próbie wrogiego przejęcia Azotów, rozpoczął poufne rozmowy z OFE, które posiadały znaczące bloki akcji i wreszcie ogłosił zamiar połączenia Tarnowa z innymi zakładami azotowymi, głównie Puławami, aby zablokować możliwość zdobycia przez Acron większościowych udziałów w spółce. Wydawało się wówczas, że akcja Budzanowskiego zakończyła się sukcesem. Skonsolidowanie branży poprzez fuzję Tarnowa z Puławami doprowadziło do stworzenia znacznie większego podmiotu, na którego wykupienie, jak się wydawało, Kantorowi po prostu zabraknie środków. Jednak już wtedy zwracano uwagę na związane z tym pomysłem ryzyko. Gdyby bowiem mimo wszystko rosyjskiemu koncernowi udało się uzyskać kontrolę nad tak stworzoną spółką, otrzymałby w konsekwencji nie tylko zakład w Tarnowie, ale i niemal cały polski przemysł azotowy.

Jak pokazały wydarzenia ostatnich dni, ten czarny scenariusz – być może zaplanowany od początku – może się spełnić. Acron ogłosił bowiem, że przekroczył próg 15 proc. posiadanych akcji – i to nie tylko w Tarnowie, ale i w całej skonsolidowanej już Grupie Azoty. Skarb państwa natomiast zmniejszył liczbę swoich udziałów z 51 do 39 proc. Nadal ma wprawdzie głos decydujący, ale warto zwrócić uwagę, że sytuacja może niebezpiecznie łatwo się zmienić, bo 20 proc. pozostałego akcjonariatu jest rozproszone. Kantor może zatem wykupywać te akcje. Z kolei ponad 15 proc. jest w posiadaniu OFE, które minister Jacek Rostowski zamierza właśnie likwidować. Wystarczy zatem, aby fundusze na złość rządowi sprzedały swoje udziały Rosjanom, by mogli się oni stać największymi udziałowcami Azotów.Acron dysponuje jeszcze jednym dodatkowym atutem. W październiku 2012 r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, po przeprowadzeniu postępowania antymonopolowego, wydał zdumiewającą decyzję: zgodę na przejęcie „przez Norica Holding S.a.r.l. z siedzibą w Luksemburgu kontroli nad Zakładami Azotowymi w Tarnowie-Mościskach”. A Norica to jedna ze spółek Kantora…

Grafen, czyli przyszłość Z Azotami łączy się jeszcze jeden intrygujący wątek. Polscy naukowcy odkryli rewolucyjną metodę produkcji grafenu – supernowoczesnego materiału, który może dokonać przewrotu w światowym przemyśle elektronicznym i komputerowym. Wdrożeniem wynalazku ma zająć się konsorcjum uczelni, instytutów naukowych i… Azoty Tarnów. Grafen to najbardziej wytrzymały materiał istniejący w przyrodzie – sto razy mocniejszy od stali. Jest jednocześnie doskonałym materiałem dla elektroniki – wytwarzane na jego bazie procesory mogą być nawet stukrotnie szybsze niż obecne. W dodatku jest przezroczysty, więc nadaje się do produkcji np. ekranów dotykowych. Czyżby zainteresowanie Acronu wynikało także z wiedzy o zaangażowaniu Tarnowa w tę technologię przyszłości?

Znaki zapytania Podobnych pytań jest więcej. Jak daleko sięgają w Polsce rosyjskie wpływy, skoro nawet były prezydent zachowuje się jak podrzędny lobbysta działający na zlecenie rosyjskiego oligarchy, kompletnie niedbający o interesy narodu, który dwukrotnie powierzył mu swoje losy? Dlaczego premier i szef jego doradców nie ujawnili rok temu, że dowiedzieli się o agresywnych zamiarach rosyjskiego koncernu? Dlaczego rząd zdecydował o powierzeniu pozycji lidera Grupy Azoty słabszej i zagrożonej rosyjskim przejęciem spółce w Tarnowie, a nie Puławom, co doprowadziło obecnie do zagrożenia dla całego sektora? Czy zbieżność w czasie takich wydarzeń jak Jamałgate II, dymisja ministra Budzanowskiego, który wszedł Rosjanom w drogę także jako gorący rzecznik wydobycia gazu łupkowego, i zawirowanie wokół polskich Azotów to tylko przypadek? I wreszcie dlaczego w tak napiętej sytuacji skarb państwa pozbywa się akcji, osłabiając znacznie swoją pozycję w spółce? Wydaje się, że można dostrzec w kulisach tych wszystkich bulwersujących faktów łączący je plan, w którym widać rękę wytrawnych kremlowskich specjalistów od szachowych zagrywek, potrafiących przewidywać na kilka ruchów naprzód. Niestety, po naszej stronie tę grę, której nie wolno przegrać, prowadzi słaby rząd Tuska. A jest to gra o suwerenność energetyczną, gospodarczą, a w konsekwencji także polityczną. Artur Dmochowski

03/05/2013 Przez okna wlewały się czerwone dni Trzeci dzień euforii i propagandy. Po” Dniu Pracy”, ”Dniu Flagi” – dzisiaj-„Dzień Konstytucji 3 Maja”.- a tak naprawdę ustawy rządowej., której celem była zamiana sojuszy. Po cichu, bez obecności posłów, których nie powiadomiono.. Ustawa rządowa z 3 Maja 1791 roku nie przewidywała ani godła ani flagi.. Tymczasem 2 maja socjalistyczne państwo polskie obchodzi „Dzień Flagi”(???).. Miała być monarchia dziedziczna, po śmierci króla Stanisława Augusta Poniatowskiego- członka masonerii Na tronie polskim miał zasiąść elektor saski- Fryderyk August. Nie stało się- nastąpiły rozbiory Rzeczpospolitej.. 1792. 1793. 1795.. Koniec I rzeczpospolitej pełnej agentów obcych dworów.. Dokładnie tak jak dziś.. Jedni służą Niemcom, inni Rosjanom, inni Amerykanom i Izraelowi.. Wszyscy służą wszystkim- byle nie Polsce.. Ten kto chce posłużyć Polsce w czymkolwiek- eliminowany jest z demokratycznej sceny politycznej.. Przy pomocy nagonki- na razie I dlatego Polską rządzą jej najwięksi wrogowie przy pomocy służb specjalnych.. Niedługo wszyscy ministrowie to będą byli pracownicy MSW.. A propaganda będzie nam wmawiać , że to są ci najlepsi.. Gdyby chociaż rządzili w polskim interesie.. Ale dbają o to, żeby nic nie było w polskim interesie.. Przezabawnie obchodził „ Święto pracy” pan Leszek Miller, cynicznie wierny idei czerwonej zarazy.. Jakiś młody człowiek, podobno absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego( to teraz UJ jest kuźnią czerwonych kadr- i na to Królowa Jadwiga dawała pieniądze!)- czytał tekst propagandowy po cichu za plecami pana Leszka, a pan Leszek dokładnie ten tekst powtarzał głośno- ku radości gawiedzi zebranej i słuchającej z zapartym tchem wiecowego bełkotu.. Demokracja wymaga demagogów i populistów. Każdy demokrata musi wokół siebie gromadzić osobników, których należy nasączyć jak gąbkę- propagandową strawą- żeby nakarmić nią spragniony lud, okradany i oszukiwany- jak to w demokracji.. Muszą być trybuni ludowi, aktyw partyjny, i mnóstwo demagogii zalewającej zaćmione umysły, nawet przy pomocy suflera.. Ale co to za sufler jak go wszyscy widzą? W teatrze jest tak, że widz suflera nie widzi, a tekst musi być tłoczony bez przerwy.. Nie może być pustych przebiegów w postaci ciszy, która zagłusza ciągłość tekstu.. Podczas’ Święta pracy” sufler pana Leszka Millera zagłuszał właściwą demagogię płynącą poprzez mikrofon, z ust pana Leszka Millera., który zawsze twierdził, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna- ale po tym- jak kończy.. Nie może sufler być ważniejszy od przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.. No nie może! I koniec! Bo przedstawienie się nie uda.. I się nie udało, bo wszyscy widzieli. Że sufler był ważniejszy od przewodniczącego tego teatru.. To tak , jak w dobrym urzędzie może się zdarzyć, że. zwykły referent bierze większe łapówki od naczelnika wydziału.. No ,tak nie może być- w demokracji.. Każdy ma swoje miejsce zaklepane demokratycznie i biurokratycznie. W demokratycznym państwie prawnym opartym o demagogię, kłamstwo i permanentne obietnice.. Osadzone na lotnych piaskach iluzji.. Było wiele czerwonych flag. Bo następnego dnia było „ Święto flagi”.. Biało- czerwonej, ale mimo wszystko częściowo czerwonej.. Nie ma już insygniów królewskich- jest robotnicza krew- jak to w państwie wesoło- ludowym.. Nie ma autorytetu króla- ale są „autorytety” samozwańcze, albo kreowane przez usłużne media.. Ci wszyscy gadający w telewizji i radio” autorytety” od dwudziestu lat- to są propagandyści , a nie autorytety.. To urabiacze tzw. opinii publicznej. Żeby utrzymać więź z masami- tak jak twierdził Lenin. Żadna partia demokratyczna nie może utracić więzi z masami.. Bo będzie koniec demokracji.. Ile flag wczoraj rozdała władza, byleby tylko lud wprawić w wesołość.?. Żeby panowała powszechna radość, że mamy demokratyczne państwo prawne, III Rzeczpospolitą pełną afer , niegodziwości, bezprawia, niszczenia przedsiębiorców , rozbijania rodzin, ataku na fundament tego w czym żyjemy od 1000 lat.- na chrześcijaństwo. Rugowania go zewsząd.. Niech lud wiwatuje, na cześć bało- czerwonej flagi…. Był nawet orzeł z czekolady.. Byli aktywiści poparcia.. ”Orzeł może”.. Zbigniew Hołdys, Jacek Poniedziałek, Magda Umer, ( Humer)Grzegorz Miecugow, Maria Peszek, Marek Kondrat, Jerzy Buzek, Marek Niedźwiecki.. Szkoda , że pan Grzegorz Miecugow nie przyniósł ze sobą chociaż jednego egzemplarza” Budujemy socjalizm”- pisma , w którym pisywał jego tata- towarzysz Bruno Miecugow. I który podpisał haniebny Apel Krakowski, popierający sfingowany proces i wyroki śmierci dla księży Kurii Krakowskiej.. Pani Magda Umer też mogła by coś pamiątkowego przynieść.. Adam Humer- to brat jej taty- Edwarda Humera.. Obaj zbrodniarze stalinowscy.. Jest taki film pani Aliny Czerniakowskiej” HUmer i inni”.. Warto obejrzeć.. Ojciec tych dwóch zbrodniarzy- Wincenty- został zastrzelony z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego.. Pan Adam Humer przybył do Polski z dalekiego kraju- USA.. Nie wiem czy miał przy sobie czerwoną flagę- ale był komunistą z krwi i kości.. Cała rodzina Humerów- to jeden wielki komunizm.. Pani Magda maszeruje w zgodnym, kroku z innymi – których pełno jest w naszym życiu społeczno- politycznym i demokratycznym. Rządzą dzieci komunistów stalinowskich.. Pani Magda Umer kończyła słynne liceum im. Gotwalda w Warszawie, gdzie uczyły się dzieci partyjniaków i ubeków.. Takie czasy widocznie.. Dwaj bracia –Edward i Adam dostali wyroki śmierci od podziemia- ale nie zostały wykonane.. Pani Jezus Maria Peszek wprost zieje z nienawiści do chrześcijaństwa, nienawidzi naszej tradycji i polskości.. Dziwi mnie w tym towarzystwie pan Marek Niedźwiecki- duże dziecko muzyczne, które do tej pory nie mieszało się w politykę.. Poznałem go w roku 1981- podczas mojej praktyki w programie III Polskiego Radia.. Widocznie partia wzywa już ostatnie posiłki do walki o III Rzeczpospolita, która chyli się ku upadkowi. I do walki z ksenofobią antysemityzmem, rasizmem i patriotami polskimi… Bo przecież ci co rządzą Polską- to nie patrioci .No i pan Zbigniew Hołdys, którego – swojego czasu pani Julia Pitera, jak jeszcze należała do partii prawicowej- Unia Polityki Realnej- zachwalała mi go jako „prawicowca”. Tak! To jest człowiek” prawicy ”Tylko co robi w tym lewackim towarzystwie?. Zresztą razem panią Julią Piterą? W czasie gdy wprowadzano w Rzeczpospolitej” święto flagi”, w roku 2004 władza państwowa likwidowała polską flagę na tablicach rejestracyjnych samochodów i na dokumentach(??) Czy to przypadek? Na tablicach rejestracyjnych nie ma już flagi, ale po ulicach można z flagą sobie pochodzić, i pomachać-byleby nie krzyczeć, że Polska już nie jest suwerenna.. I flaga nie jest już nam potrzebna.. Chyba, że ktoś chce uprawiać” grillowy patriotyzm.”. Na ten zawsze jest miejsce… Dzisiaj „Święto Konstytucji 3 Maja”, która nie przewidywała flagi i godła.. Wszystko pomieszali- wszystko zakłamali.. Nie uczestniczę w tym cyrku! Nie mój cyrk- nie moje małpy! WJR

Kiełbaski zamiast konstytucji W Polsce od ponad 20 lat toczy się wojna tożsamościowa. Jedną z jej odsłon, w ostatnich dniach szczególnie widocznych, jest sposób obchodzenia święta 3 Maja. Okazało się, że jest obchodzenie słuszne, ale jest także niesłuszne. Słuszne obchodzenie 3 Maja wzięli na siebie prezydent Bronisław Komorowski, a także szerokie rzesze związane z partią rządzącą, Gazetą Wiadomo Jaką oraz innymi wehikułami postępu. Okazało się, że mamy się radować, a kto nie chce się radować, ten nie tylko jest wrogiem Polski i demokracji, ale też działa w niezgodzie z prawem. Jerzy Miller, obecny wojewoda małopolski, zakazał innych demonstracji patriotycznych poza oficjalną. Żal mi tego człowieka. Kiedyś cieszył się nie najgorszą opinią. Cokolwiek wcześniej zrobił dobrego, wszystko zmarnował, dając na wieki wieków swoje imię smoleńskiemu skandalowi śledczemu. Ostatnia decyzja dotycząca demonstracji pokazuje, że nie ma ochoty na choćby skromną rehabilitację swojego nazwiska, lecz uparł się, by je jeszcze bardziej pogrążyć (jeśli to w ogóle możliwe). Zawsze mnie zadziwiała skłonność u ludzi, wydawałoby się, poważnych, by usilnie pracować na swoją wieczną infamię.
To obchodzenie 3 Maja jest, trzeba przyznać, typowe dla szerokiego frontu nowej Polski kreowanej przez Platformę, „GW" i siły sprzymierzone. Ma być fajnie, czyli głupio, bezmyślnie, zabawowo; orzeł z czekolady, żeby było do śmiechu; żadnych refleksji, rozterek, poważnych namysłów; żadnych uniesień, wielkich emocji, patriotycznego patosu; żadnego Smoleńska, Katynia, Jałty, Grunwaldu, powstań i podobnych demonów polskiego patriotyzmu. Formuła polskości szerokiego frontu brzmi: po pierwsze, Polacy mają tyle za uszami, że powinni siedzieć cicho i raczej Polską się nie chwalić; po drugie, jeśli już nie siedzą cicho, to mają o Polsce mówić wyłącznie chwalczo wobec III RP, kraju szczęśliwie przetworzonego na modłę europejską. A jeśli nie siedzą cicho i nie mają ochoty wzdychać do europeizacji, to niech piją piwo, żrą kiełbaski, opowiadają świńskie dowcipy, najlepiej na imprezach, którym patronują sternicy Polski nowej i fajnej. Szczególnie zaś niesłuszne jest urządzanie patriotycznych Zaduszek, by użyć określenia miłościwie rządzących. To potępienie wydaje mi się znamienne dla ideologii III RP. Przecież trzeba być zupełnym ignorantem i prymitywem, by nie zdawać sobie sprawy z tego morza krwi przelanej w historii Polski przez rodaków broniących swojej ojczyzny. Polskie święta narodowe to nie imieniny królowej, jak w wypadku Wielkiej Brytanii, ani, jak we Francji, rocznica zdobycia przez tłum więzienia i wypuszczenia na wolność kilku złodziei i alfonsów. Zarówno 3 maja, jak i 11 listopada odsyłają nas pośrednio lub bezpośrednio do tego, co krwawe, i do ludzkich ofiar. Świętować w tych dniach bez elementu zaduszkowego oznacza zwykły wygłup. Rocznica konstytucji trzeciomajowej z wielu powodów może nas wprawiać w dumę – choć ów dokument ma i zawsze miał swoich racjonalnych krytyków – ale także z konieczności prowadzi nasze myśli ku zdradzie narodowej, spóźnionego dzieła reform, upadku państwa, krwawo tłumionym insurekcjom. Czy to są wszystko sprawy anachroniczne? A może dlatego mamy ów oficjalny przymus świętowania głupawego, aby przypadkiem komuś nie przychodziły do głowy zdrożne myśli o stanie zdrowia III RP, zwłaszcza w kontekście tego, co nam się przydarzyło pod koniec XVIII w.? Takie zdrożne myśli rodzą poważną i krytyczną refleksję nad dzisiejszą Polską, a także wywołują głęboką troskę nad stanem państwa. Ale tego wszystkiego nasza władza nie lubi. Zdecydowanie woli wygłup, bo ten jest, jak wiadomo, jednym z potężnych czynników utrzymujących kordon bezpieczeństwa wokół III RP. Gdy w Polsce zapanuje powaga, dni III RP będą policzone. Ryszard Legutko

Sen o anty-Polsce Pamiętacie lemowską bajkę o królu Murdasie? Tyrana owego nękały sny o zrewoltowanych tłumach, wykrzykujących na ulicy wrogie mu hasła i straszących go szubienicą. Coraz bardziej tym znękany, bo przeciw snom na nic były wszystkie policje, służby i cała potęga, jaką posiadał, wpadł w końcu na pomysł, by wziąć się w kupę i wyśnić anty-sen: rojalistyczny, państwowotwórczy, z oddanymi mu tłumami i bohaterskimi armiami, gotowymi ginąć z jego imieniem na ustach. Zebrał się więc, nadął, wysilił... i, niestety, udało mu się wyśnić wszystkiego jedną kompanię kawalerii, a i to niekarną, spieszoną i uzbrojoną tylko w pokrywki od garnków. Coś murdasowego musiało paść na głowę panu prezydentowi, że zaangażował się, nie tylko prestiżem patrona, ale i osobiście, w żenującą akcję adorowania, a potem pożerania czekoladowego orła przed swą oficjalną siedzibą − jak również panu ministrowi kultury, że owo ekstrementalne wydarzenie wsparł wyrwaną z kieszeni podatników kwotą stu tysięcy złotych. Pamiętając, że wykosztowały się na nią utrzymywane również przez podatnika publiczne radio oraz formalnie prywatna, ale czerpiąca dużą część dochodów z reklam opłacanych przez instytucje publiczne "Agora", można oszacować, że ściągnięcie 2 maja na Krakowskie Przedmieście jednego spontanicznego fajnopolaka wyszło nam po jakieś 70 zeta, może nawet 100. Dla porównania, organizatorzy Marszu Niepodległości wyliczyli, że statystyczny jego uczestnik − włącznie z tymi, którzy przyjechali z końca Polski − kosztował 50 groszy. Nie wspominam już, że tamto były pieniądze wyłącznie z donacji prywatnych. O co właściwie miało chodzić w tej "nowej, świeckiej tradycji", którą tutejsi kreole postanowili nam zaszczepić na 2 maja? W zasadniczym sensie było to powtórzenie próby podjętej dwa lata temu 11 listopada wiecem-blokadą "Kolorowa Niepodległa". Tak, jak wtedy Świętu Niepodległości próbowano odebrać jego patriotyczny sens, zamieniając je w festyn ku czci płytko pojmowanej "kolorowości", wielorasowości, tolerancji etc. (nawet nie neguję sensu takiego festynu, tylko pchanie się z nim w rocznicę powrotu Piłsudskiego z Magdeburga, w kontrze do wszystkiego, co wydarzenie to symbolizuje, było kompletnie od czapy) tak teraz kreując "radosne święto" postanowiono stworzyć fajnopolską odtrutkę na patriotyczne obchody 3 maja. Współorganizująca to wydarzenie radiowa "Trójka" ujawniła niechcący sedno sprawy, chwaląc się sms-em słuchaczki "odczarowaliśmy Krakowskie Przedmieście"! Chwaląc się zresztą zdecydowanie na wyrost. "Kolorowa Niepodległa" mimo ogromnej reklamy, występów artystów i celebryckich zachęt przyciągnęła dwa - trzy tysiące uczestników. Oczywiście ogłoszono ją sukcesem, ale w zestawieniu z Marszem Niepodległości, który mimo policyjnej prowokacji i medialnej nagonki zebrał kilkanaście razy większą frekwencję, klapa była tak dojmująca, że z dalszej walki o 11 listopada lewica zrezygnowała. Mimo, że animatorzy akcji "Orzeł Może" najwyraźniej analizowali tę porażkę i próbowali wyciągnąć z niej wnioski, czekoladowa impreza okazała się fiaskiem jeszcze większym. Oczywiście, jak zwykle, zawiodło wykonawstwo. Zapowiedzi, że akcja podjęta pod patronatem Głowy Państwa, za rządową dotację, przez publiczne medium i środowisko prowadzące na co dzień agresywną polityczną wojnę przeciwko tradycyjnym polskim wartościom i odwołującej się do nich politycznej opozycji, nie ma charakteru politycznego i że chodzi tu wyłącznie o beztroską świąteczną zabawę, od pierwszej chwili trąciły bezczelną obłudą. Ani inspiratorzy, ani ci, którzy skłonni byli się w "nową świecką tradycję" zaangażować, nie ukrywali, że kieruje nimi właśnie chęć zrobienia czegoś przeciwko, na przekór, na złość. Przeciwko "tamtym": przeciwko pisowcom, moherom, przeciwko "Polsce smoleńskiej", nienawiść do której jest główną ożywiającą ich emocją, i sposób werbalizowania tej nienawiści jest kwestią drugorzędną − raz może być to "podpalanie Polski", raz "faszyzm", na tę akurat okoliczność była to "ponurość" i "nadęcie". Rzecz nie tylko w obłudzie. Mózgi, które wszystko to wymyślały, okazały się naprawdę fatalnej jakości. By wspomnieć tylko o kilku aspektach sprawy... Kreowany iwent miał być przeciwieństwem "patriotyzmu kiczowatego", tymczasem koszmarny "ożeł" z białej czekolady (z profilu wyglądający na przerośniętego mrówkojada z dolepionymi skrzydłami, en face natomiast do złudzenia przypominający Jeża Jerzego) był akurat kwintesencją kiczu, zwłaszcza po ustrojeniu go w ciemne okulary (hipsterskie nawiązanie do tradycji postkomuny, przez skojarzenie ze Stanem Wojennym?) w różowych oprawkach. W ogóle, kolor różowy, który królował na "Orzeł może" podobnie zresztą jak i na "Kolorowej Niepodległej" jest przecież antropologicznym symbolem kiczu właśnie, nie przypadkiem stanowi on znak rozpoznawczy Paris Hilton czy Joli Rutowicz. Dalej, sensem akcji miała być walka z narzekaniem na Polskę − rzecz sama w sobie karkołomna, zważywszy, iż GW od lat niczym innym się nie zajmuje, tylko codziennym przedstawianiem Polski i polskości w najgorszych barwach − oraz "ponuractwem". Tymczasem sposób przeprowadzenia całej operacji od razu narzucił jej sens, iż będzie to zgromadzenie pewnej grupy Polaków, którzy chcą okazać pozostałym, że ich nie akceptują. Racjonalizacją tej niechęci było oskarżenie, że ci Polacy pozostali, pisowcy, nieakceptowani, są "nadęci" i "ponurzy", a wyszło na abarot, bo to ci rzekomo ponurzy mieli przez dobry tydzień z całej imprezy jaja rzadkie i bawili się jak dzieci, starczy zerknąć na twitter czy facebook, natomiast ci "radośni" coraz bardziej zaciskali szczęki w zajadłym "jesteśmy, k..., radośni, pokażemy wam, k..., że właśnie my jesteśmy radośni", aż nie wytrzymali, w przeddzień strasząc tych robiących sobie z nich jaja, że za internetową bekę z ich "radosnego święta" będą pozywać do sądu. Trudno by wymyślić lepszy popis żałosnego nadęcia, niż te pogróżki.

Dalej, najżyczliwszy nawet całej "Polsce anty-smoleńskiej" człowiek z elementarną widzą z kulturoznawstwa czy psychologii społecznej nie zdoła wyjaśnić, co to właściwie miało z założeniu być. Skoro "dzień flagi", to dlaczego flagi ani jednej (pardon, podobno była jedna − niesiona przez psa), tylko różowość? A jeśli, no dobrze, "dzień godła", to dlaczego robienie sobie z tego godła jaj, pomniejszanie go, i na koniec zbiorowe pożeranie, które zresztą nie doszło do skutku, bo czekolada okazała się niejadalna? Co to niby za świętowanie, i przede wszystkim czego? No i wreszcie, przekonanie o własnej sile i wiara, że istnieje ogromna, radosna, milczącą większość, i że z tej bazy rekrutacyjnej da się przeciwko Polsce "pisowskiej" zmobilizować swoją "fajną" anty-Polskę, po raz kolejny okazała się złudą. Propaganda jest skutecznym narzędziem sprawowania władzy, ale władza, która sama zaczęła we własną propagandę wierzyć, jest zgubiona. Bo, pomijając już, że wykonawstwo wyszło "jak zwykle", zastanówmy się, czy te kolejne narodziny "nowej, świeckiej tradycji" w ogóle mogły się powieść? Czy bodaj teoretycznie możliwe było spełnienie snu, to znaczy właśnie anty-snu, o zalewających Krakowskie Przedmieście i kraj cały różowych masach wesołych, radosnych obywateli III RP, uważających władzę Tuska za najlepszą z możliwych, rząd dusz "Wyborczej" za uprawniony, i szczerze zadowolonych z autorytetów i elit? To się mogło roić tylko komuś, kto ani nosa nie wyściubia poza... nawet już nie warszawskiego rogatki, tylko poza strzeżone przez ochroniarzy bramy swojego luksusowego lemingradu, ani też nie zna badań socjologicznych. Owszem, Polska anty-smoleńska (czyli anty-Polska, po prostu) ma społeczny potencjał, i to duży, który tę władzę wciąż trzyma na stołkach i u koryta, a oddane jej autorytety w medialnym obiegu. Błąd w tym, że ten potencjał nie ma nic wspólnego z radością. To jest właśnie potencjał strachu przed "prawdziwym Polakiem" i IV RP z jej rozliczeniami, potencjał nienawiści do smoleńskich Antygon i Don Kichotów, pogardy dla "wiochy" i "moheru" − i tylko przez strach, nienawiść i pogardę ten potencjał się mobilizuje. Wie o tym Tusk, i wie o tym Palikot, i wiedział, albo trafnie wyczuł Dominik Taras. Zwołajcie akcję "odczarowywania" pod hasłami "rzygam Polską!", "sr... na smoleńskie trumny!" etc., to zapewne będziecie mieli pod Pałacem te wymarzone kontr-tłumy, porównywalne liczbą z marszami rocznicowymi każdego dziesiątego, choć zapewne nie z marszami narodowców czy w obronie "TV Trwam". Ale z różową "radosnością" − kula w płot... Aż mnie, przyznam, roztkliwili przeciwnicy sugestią, że są do tego stopnia naiwni i do tego stopnia nie rozumieją własnego zaplecza. Wracając do króla Murdasa, przypomnę, że po niepowodzeniu z uzbrojoną w pokrywki kompanią próbował on wyśnić swój anty-sen ponownie, i wtedy poszło jeszcze gorzej: przyśniła mu się tylko malutka śrubka. Długo, długo myślał, nim sobie uświadomił: "przecież to rym do »trupka«!" Zupełnie nie a propos dodam, że także do "dupka". RAZ

Tusk strzela we własny policzek, a Polsce w kolano Donald Tusk daje kolejny dowód niekompetencji w sprawach europejskich

1. Komisja Europejska chce zabrać Polsce 80 milionów Euro, z powodu niewłaściwego rozliczenia i kontroli środków unijnych na gospodarstwa niskotowarowe. Zła wiadomość, ale jeszcze nieostateczna. Może Komisja ma rację, a może nie ma. Sa jeszcze sędziowie w Luksemburgu, Polska może i musi odwołać się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Nieraz bowiem bywało tak, ze Komisja czepiała się niesłusznie, a teraz tym bardziej, bo w budżecie brakuje jej kasy.

2. Nie czekając na bliższe wyjaśnienie tej sprawy, premier Tusk wystrzelił w Twitterze, że zarzuty dotyczą lat 2004-2006 i że on biedaczysko znów wraz z Ojczyzna znów cierpi za nie swoje winy. Winne jest oczywiście Prawo i Sprawiedliwość. Premier strzelił jednak we własny policzek. Sprawdziłem w Komisji Europejskiej. Chodzi o nieprawidłowości wykazane w latach 2007-2010, a więc dotyczące rządów Donalda Tuska.

3. Ale kto by nie zawinił – publiczne poszukiwanie winowajcy przez premiera w tym momencie jest strzałem w kolano państwa. Jeszcze nie wiadomo co tam było, jeszcze nie wiadomo czy Komisja ma czy nie ma racji, jeszcze odwołanie do ETS nie napisane i nie złożone – a premier już przyznaje polskie winy. Nieodpowiedzialność to za mało powiedziane. Kolejny akt europoddaństwa. Przecież wcale tak nie jest, ze Komisja locuta, causa finita. Sprawa się toczy, obowiązkiem premiera jest walczyć o pieniądze dla polskich rolników, a nie bić się w polskie (ale nie własne) piersi na oczach Europy.

4. Premier dał kolejny dowód swojej zdumiewającej niekompetencji w sprawach europejskich, niekompetencji która osłabia Polskę i zmniejsza szansę skutecznej obrony tych 80 milionów. Po prostu nie zna się, nie rozumie mechanizmu decyzyjnego w Unii. A taki był ładny, europejski… szkoda! Wojciechowski

Hucpa w wykonaniu premiera Tuska

1. Do tej pory ministrowie rządu Platformy i PSL-u, a także jego szef premier Tusk, po wielokroć potrafili mijać się z prawdą aby tylko odsunąć od siebie podejrzenia o niekompetencję i fatalne rządzenie. Mimo blisko już 6-letniego rządzenia do ulubionych metod ucieczki od odpowiedzialności przez tę ekipę, było „zwalanie’” wszystkiego na poprzedników, a najlepiej na Prawo i Sprawiedliwość, rządzące zaledwie przez 2 lata, z tego niewiele ponad rok z sejmową większością. To jednak co wczoraj uczynił premier Tusk swym wpisem na Twitterze, przejdzie niewątpliwie do historii jako cyniczna próba ucieczki od odpowiedzialności, za nieudolność administracji, którą kieruje on sam.

2. Wczoraj o godzinie 12, Komisja Europejska wydała komunikat w którym informuje, że w ramach procedury rozliczania rachunków, wystąpi do państw członkowskich o zwrot nienależnie wypłaconych kwot z unijnej polityki rolnej w łącznej wysokości 230 mln euro. Korekta dotyczy aż 14 krajów przy czym największe kwoty mają zwracać: Grecja 107,6 mln euro, Polska -79,9 mln euro i W. Brytania- 10,3 mln euro. W przypadku naszego kraju korekta jest związana jak napisano w komunikacie z niedociągnięciami w kontrolach wstępnych wniosków i zatwierdzaniu programów operacyjnych w odniesieniu do wniosków dotyczących gospodarstw drobnotowarowych.

3. Już po godzinie 14 premier Tusk zakomunikował na Twitterze „To nie pierwszy kosztowny błąd naszych poprzedników, za który zapłaci polski podatnik. Kara dotyczy lat 2004-2006”. Wprawdzie w latach 2004-2006 funkcjonowały rządy Leszka Milera, Marka Belki i Kazimierza Marcinkiewicza ale przychylne szefowi rządu media i te publiczne i prywatne, wiedziały już kogo mają pytać o nieprawidłowości. Oczywiście dziennikarze nie pytali Wojciecha Olejniczaka ministra rolnictwa w rządach Milera i Belki o jakie błędy może chodzić, tylko natychmiast pogoniono do Krzysztofa Jurgiela ministra rolnictwa w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. I to on tłumaczył się we wszystkich telewizyjnych programach informacyjnych i mimo tego, że jak wyjaśniał nabór wniosków dotyczących wsparcia dla gospodarstw drobnotowarowych w latach 2004-2006, obywał się w okresie luty-marzec 2005 i wtedy także odbywała się ich wstępna weryfikacja, to do Polaków dotarł komunikat „winny oczywiście PiS”.

4. Wieczorem komunikat wydał wiceprzewodniczący komisji rolnictwa Parlamentu Europejskiego europoseł Janusz Wojciechowski, który napisał po sprawdzeniu w Komisji Europejskiej, że zwrot dotyczy wypłat środków z perspektywy 2007-2010, a więc okresu, za który w pełni odpowiedzialność ponosi Donald Tusk i jego ekipa. Potwierdza to treść komunikatu KE z 2 maja 2013, w którym w przypadku Polski wymienia się przy jednym z rodzajów zwrotów rok 2010, którego ma on dotyczyć. Trudno, więc przypuszczać, że pozostałe zwroty zapisane w komunikacie mogą dotyczyć innej unijnej perspektywy finansowej, a więc tej z lat 2004-2006. Wojciechowski zwrócił uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię w tej sprawie czyli gigantyczną niekompetencję premiera Tuska, który w momencie ogłoszenia komunikatu przez KE już szuka winnych w kraju i pisze o zwrocie 80 mln euro do kasy UE z pieniędzy polskich podatników. A przecież przed Polską procedura zaskarżenia decyzji Komisji do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu i jak się wydaje nie bez szans na wygranie przez polski rząd tego sporu z Komisją.

5. Już widzę te usprawiedliwienia premiera Tuska, przecież nie napisał na Twitterze ,że to wina PiS tylko, że poprzedników jego rządu, a za działanie mediów to on przecież nie odpowiada. Tylko w tej sprawie widać jak w pigułce jak działają ponoć niezależne media w ponoć demokratycznym kraju. Dziennikarze po wpisie premiera jak spuszczone z łańcucha psy gończe rzucili się na przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, pokazując dobitnie Polakom kto w tej sprawie, winien. Nie oczekujemy przeprosin, ale pamiętamy bo jak pisał Miłosz „spisane będą czyny i rozmowy”.

Kuźmiuk

Wywiad Lecha Kaczyńskiego o odbudowie I Rzeczpospolitej W dniu święta Konstytucji 3 Maja warto pamiętać o „jagiellońskiej „ spuściźnie politycznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Lech Kaczyński „Jaka to koncepcja? Federacyjna?”.....”większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.”.....”To Rosjanie się tego boją. Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu.” ...(więcej)
Friedman „Aby zacząć myśleć o polskiej strategii, musimy pamiętać, że w XVII wieku Polska, w unii z Litwą, była jednym z głównym mocarstw europejskich „....(więcej)
Profesor Zdzisław Krasnodębski „. Patriota nie jest najemnikiem, jego związek z „drużyną” ma charakter etyczny i tożsamościowy„.....”To dlatego Polacy nie są szczepem, klanem, grupą etniczną, Serbołużyczanami, lecz narodem – wspólnotą polityczną. „.....”Spór o I Rzeczpospolitą to spór o konstrukcję polskiego naroduwieloetniczną i polityczną (przeciwstawianą często bardziej nowoczesnej i homogenicznej, opartej na etniczności). Spór także o to, jak bardzo scentralizowane powinno być państwo, jaki powinien być udział obywateli w rządzeniu, czy można zdać się na niezborne społeczeństwo, na konfederacje i pospolite ruszenie czy też potrzeba dyscyplinujących je instytucji państwowych. Bywa więc postrzegany jako spór między etatystami a republikanami. Jednak jest to fałszywa alternatywa wynikająca z tego, że patrząc na Rzeczpospolitą z perspektywy jej schyłku, zapominamy, że była ona mocarstwem, wielkim republikańskim imperium. Polacy wykazali niezwykłe zdolności państwotwórcze, stworzyli imperium długo stanowiące przecież głównego rywala i wroga Rosji – a zarazem monarchiczną republikę, która gwarantowała wolność obywateli i udział w rządzeniu szerokiej warstwie szlacheckiej. A polska husaria nie była gorsza do dzisiejszych amerykańskich marines. Pierwsza Rzeczpospolita to także Koniecpolski, Żółkiewski, Chodkiewicz, Sobieski, którzy rozbijali w pył wrogów. Świadectwo siłyPolska ostatecznie przegrała rywalizację z Rosją – ale nie przegrała przecież ze słabym przeciwnikiem, o czym przekonali się Francuzi w 1812 r. i Niemcy w czasie II wojny światowej. Nie sam fakt porażki, lecz sposób, w jaki do niej doszło, może budzić poczucie upokorzenia – fakt, że na długo przed rozbiorami Rzeczpospolita stała się państwem klientelistycznym z klientelistyczną, zdemoralizowaną, sprzedajną elitą, pozbawioną woli politycznej, poczucia obowiązku i lojalności. Ale nawet dzieje porozbiorowe nie są tylko dziejami słabości i hańby albo – z drugiej strony – heroicznych, ale straceńczych i bezskutecznych zrywów. Wystarczy poczytać niektórych historyków państw zaborczych, by pozbyć się tych kompleksów. Owszem, pełno w nich jest pogardy i rasizmu, ale jest także lęk przed siłą polskości. Niemcy, łącznie z Maksem Weberem, panicznie bali się Polaków – i słusznie. Także Rosja nie radziła sobie z Polską. Opór Polaków niewątpliwie przyczynił się do klęski rosyjskiego imperium w 1917 r. i potem w 1989 r. Współcześni historycy przekonują, że wchłonięcie Polski było błędem Rosji, bo nie potrafiła się uporać z nami kulturowo i politycznie. Trzeba było dopiero uciec się do mordów na masową, przemysłową skalę, by zniszczyć polskie Kresy. Podobnie było z Niemcami. Katyń i Palmiry to – paradoksalnie – świadectwo polskiej siły, pokazujące, że te dwa mocarstwa mogły sobie poradzić z Polakami tylko uciekając się do mordu. Nie mogąc zabić Polaków politycznie i kulturowo, musieli ich zniszczyć fizycznie. „....”Należy docenić ich otwartość, bo jasno pokazuje, że są granice, za którymi kończy się uprawniony spór o Polskę. Pojęcie patriotyzmu nie miałoby sensu, jeśli uznalibyśmy, że nie ma jego przeciwieństwa – pojęcia zdrady, gdybyśmy uznali, że wszystko jest względne i każda postawa może być usprawiedliwiona. „...(więcej )
Wywiad Igor Janke , Piotr Zychowicz z Lechem Kaczyńskim
2. Lech Kaczyński” Chciałem, żeby prezydent Micheil Saakaszwili nie został obalony. Chciałem, żeby Rosjanie się cofnęli i żeby cała nasza koncepcja polityki wschodniej – od Azerbejdżanu po Estonię – nie została przekreślona.
3.Jaka to koncepcja? Federacyjna? Nie. Chcemy oczywiście silnych związków pomiędzy tymi państwami, ale nie jest to myślenie federalistyczne. Nasi partnerzy, co naturalne, chcą mieć swoje własne, niezależne państwa. Oczywiście prawdą jest, że większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej. Te historyczne związki mają jakieś znaczenie? Na pewno nie w tym sensie, żeby myśleć o jakiejś federacji. To Rosjanie się tego boją. Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu. Takich planów jednak nie ma. Chcemy tylko bliskiego związku, współpracy.
4. Czy podczas tej wyprawy narodził się jednak nowy blok? Czy można się spodziewać, że w przyszłości te pięć państw będzie ze sobą ściśle współpracować? Ta współpraca jest wzmacniana już od dłuższego czasu. Bardzo bym chciał, żeby taki blok powstał. I jeżeli w imię partykularnych interesów nie będzie mi się rzucać kłód pod nogi, to taki blok powstanie.'...(więcej )
Waldemar Łysiak „Jakie są szanse, iż wojenna inicjatywa remocarstwowienia Rzeczypospolitej mogłaby się powieść? Primo: dziejowe fatum, które od dawna sprawia, że Polakom udają się rzeczy największe. Rafał Ziemkiewicz przypomniał w styczniu 2012 (na łamach „Rzeczypospolitej") o pewnym międzynarodowym spotkaniu prezydenta Kaczyńskiego. Przywódcy europejscy, chcąc tam wyrazić życzliwość wobec Polski, uznali, że najlepiej to zrobią deklarując współczucie wobec polskich dziejów, pełnych tragedii i klęsk.Kaczor" wysłuchał tego spokojnie, po czym zrobił lekko zdziwioną minę i odparł : „ — Ależ, proszę państwa, nasza historia jest taka, że wpierw zatrzymaliśmy na kilkaset lat ekspansję Niemców ku Wschodowi, później parcie islamu ku Zachodowi, a wreszcie marsz rewolucji bolszewickiej. W międzyczasie stworzyliśmy pierwszą europejską republikę z obieralnym, odpowiedzialnym przed prawem władcą, i z zasadą równouprawnienia religii, a kiedy przyszedł XX wiek, pierwsi stawiliśmy opór Hitlerowi, zmuszając Zachód, by rozprawił się z hitlerowską Rzeszą. Rozprawienie się z Sowietami zostało wszczęte przez polską Solidarność". Jasno widać, że kraj, który stworzył silne fundamenty upadku dwóch największych totalitarnych sys temów XX stulecia — może wszystko, żadne wyzwania mu niestraszne”...(więcej )
Macierewicz „Lech Kaczyński, mimo problemów, z jakimi musiał się borykać, był samodzielnym politykiem i skutecznie bronił suwerenności państwa. I dlatego uważam, że był najwybitniejszym polskim prezydentem. „....”Moim zdaniem Lech Kaczyński był najwybitniejszym prezydentem w dziejach Polski. Największym sukcesem jego prezydentury było zbudowanie sojuszu państw i narodów Europy Środkowej. Wcześniej ideę porozumienia państw położonych między Rosją a Niemcami propagował Józef Piłsudski – uniemożliwiła wówczas jej realizację słabość Polski i sytuacja geopolityczna. Te okoliczności zmusiły nas do zawarcia traktatu ryskiego po wojnie polsko-bolszewickiej. Oznaczało to rezygnację z programu budowy szerokiego porozumienia Europy Środkowej. W latach 40. wrócił do tego pomysłu, choć w innym zakresie, Władysław Sikorski. Dziś jest oczywiste, że budowa sojuszu w Europie Środkowej to nasza racja stanu. Prezydent Lech Kaczyński ideę przekształcił w realny projekt polityczny. Dzięki sprzyjającym warunkom gospodarczo-politycznym udało się to przeprowadzić w ciągu czterech lat, a więc błyskawicznie. Z tej koncepcji dzisiaj pozostały tylko drzazgi, ale mam nadzieję, że dzięki solidnym fundamentom narodowym, kiedy zmieni się władza w Polsce, będzie można do niej powrócić. Sojusz środkowoeuropejski w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi jest fundamentem polskiej racji stanu. Podobnie jak od ponad 300 lat podstawą racji stanu Wielkiej Brytanii jest utrzymanie równowagi sił w Europie i niedopuszczenie do powstania tam państwa hegemona, a racją stanu Rosji imperialnej jest sojusz z Niemcami. „.....(więcej )
Odbudowa I Rzeczpospolitej nie jest żadną mrzonką o czym świadczy paniczny lęk Rosjan przed takim rozwojem sytuacji . O wielkości Lecha Kaczyńskiego , o tym jak groźne były jego plany dal Rosji i Niemiec najlepiej świadczy Zamach Smoleński . Rosjanie bali się ,że Federacja Jagiellońska zostanie odbudowana. I to jeszcze silniejsza i potężniejsza oraz bardziej rozlegała terytorialnie niż ta zniszczona przez Rosjan i Niemców Przypomnę tyko analizę Georga Friedmana z roku 2009 , czyli czasu w którym prezydentem Polski był Lech Kaczyński Friedman „ Polska będzie mocarstwem” ….” Po drugie Ameryka zdaje sobie sprawę, że w tym wypadku nie może polegać na Niemczech, bo tamtejsza gospodarka jest zbyt silnie powiązana z rosyjską. I po to Polska potrzebna jest Stanom”... Ale dzisiejsza Rosja to gracz jeszcze słabszy niż w 1991 r. I dlatego tak bardzo niepokoi ją rosnąca na znaczeniu Polska, która jest ósmą gospodarką Europy i rozwija swój potencjał militarny. Ma szansę powiększyć swój wpływ na Ukrainę i kraje bałtyckie.”...” Zachodnia Europa spędziła niemal pół wieku pozbawiona rzeczywistej suwerenności – polityka zagraniczna Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii nie była wcale w rękach rządów tych państw, lecz ich rosnącego w siłę protektora – Ameryki. Jedyną sferą wolności, w której miała wpływ, było wypracowywanie dobrobytu.”.... „Rosjanie się was obawiają, Amerykanie się z wami liczą, a wy nie zdejmujecie kostiumu ofiary, zupełnie jakbyście czekali, aż znowu wkroczy Wehrmach”...” Naprawdę kluczowe decyzje w Europie nie są podejmowane w Brukseli.” „....(więcej )
Aby uzmysłowić sobie plany Lecha Kaczyńskiego dotyczące odbudowy Wielkiej Rzeczpospolitej warto skoncentrować się na fragmencie wywiadu , w którym co prawda zaprzecza że myśli o formalnej odbudowie Federacji Jagiellońskiej , ale dąży do silnych związków krajów powstałych na zgliszczach Federacji . Rosjanie prawidłowo zinterpretowali jego zamierzenia i wprost zapytali , czy zamierza odbudować Rzeczpospolitą Obojga Narodów. No a potem był Zamach Smoleński Jaka to koncepcja? Federacyjna? Lech Kaczyński” Nie. Chcemy oczywiście silnych związków pomiędzy tymi państwami, ale nie jest to myślenie federalistyczne. Nasi partnerzy, co naturalne, chcą mieć swoje własne, niezależne państwa. Oczywiście prawdą jest, że większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.Te historyczne związki mają jakieś znaczenie?Na pewno nie w tym sensie, żeby myśleć o jakiejś federacji. To Rosjanie się tego boją. Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu. Takich planów jednak nie ma. Chcemy tylko bliskiego związku, współpracy. A na Litwie, która długo czerpała z legendarnych tradycji Litwy pogańskiej, od momentu wejścia do UE i NATO akcentuje się spuściznę wspólnej z Polską tradycji historycznej – mówi znany litewski historyk prof. Alfredas Bumblauskas.”… Na Białorusi znacznie wcześniej niż na Litwie zaczęto się odwoływać do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego”… Stało się ono elementem tworzenia białoruskiej świadomości narodowej– Białoruski Front Narodowy przeciwstawiał się w ten sposób oficjalnej propagandzie, zgodnie z którą historia Białorusi rozpoczyna się od rewolucji październikowej – podkreśla w rozmowie z „Rz” lider białoruskiej opozycji Aleksander Milinkiewicz.”.. Stosunek do Wielkiego Księstwa Litewskiego jest zależny od geopolityki. Im dalej w danym momencie Białorusi do Rosji, tym bardziej przypomina sobie o tych korzeniach.” .. Pamiętam doskonale, jak powiedział, że czuje się obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego – wspomina prof. Alfredas Bumblauskas…”Jeśli tak spojrzymy na naszą historię, to wiele rzeczy zobaczymy z innej perspektywy, dwudziestowieczne konflikty o Wilno okażą się wojną domową, „...(więcej )
„Paweł Łepkowski „Rok 2013 zostanie zapamiętany przez Amerykanów jako czas rosnących podatków. Rząd Baracka Obamy zobowiązał się spłacić część długu publicznego, który obecnie wynosi 13,6 biliona dolarów. „.....Prawdziwym arcydziełem socjalistycznego rozumowania jest zgłoszony niedawno projekt ustawy federalnej HR 4646 „The Debt Free America Act” („Ameryka wolna od długu”). Jej autorem i propagatorem jest kongresman Chaka Fattah, „.. ”Przede wszystkim na obłożeniu wszystkich istniejących transakcji gotówkowych czy bezgotówkowych 1-procentowym podatkiem. „....”Ale pomysł kongresmana Chaka Fattaha to nie tylko kij, ale też i marchewka. Projekt przewiduje, że po siedmiu latach nowy system mógłby całkowicie zastąpić dotychczasowy system podatkowy. Amerykanie zostaliby zwolnieni z płacenia podatku dochodowego i całej listy innych obciążeń fiskalnych. „......”W opozycji do tej koncepcji zgłoszony został pomysł autorstwa demokratycznego kongresmana Petera DeFazio z Oregonu i demokratycznego senatora Toma Harkina z Iowy. Uważają oni, że proponowane przepisy ustawy HR 4646 obciążają jedynie zwykłych ludzi, nie ponoszących żadnej winy za sytuację gospodarczą kraju „.....”W tym roku mija sto lat, odkąd rząd federalny po raz pierwszy wprowadził niekonstytucyjny podatek dochodowy. W 1913 roku obowiązywało siedem progów podatkowych – od 1 do 7%. Znamienne, że najwyższą stawkę 7% płacili jedynie obywatele mający roczny dochód w wysokości ponad pół miliona dolarów, co odpowiada sile nabywczej 12 milionów dolarów z 2013 roku „.....”Prawdziwą katorgę przeżyli amerykańscy przedsiębiorcy pod rządami Franklina D. Roosevelta. Od 1932 do 1944 roku najwyższa stawka podatku dochodowego urosła z 63% do 91%. W 1944 i 1946 roku przedsiębiorcy, który uzyskał dochód w wysokości 200 tys. dolarów, po zapłaceniu podatku dochodowego pozostawało w kieszeni zaledwie 18 tysięcy. Czy w takich warunkach opłacało się w ogóle prowadzić działalność gospodarczą? „....(źródło)
Jakub Woziński Gdyby wierzyć zapewnieniom chińskiego autora książki „Wojna o pieniądz” (cześć pierwsza dostępna tutaj; druga tutaj), Hong Song Binga, światem rządzi nieprzerwanie od 200 lat do dziś rodzina Rothschildów. Ile w tym poglądzie prawdy, a ile spiskowej teorii dziejów? „.....”Gdy 27 lipca 1836 roku umierał Nathan Rothschild, jego majątek wynosił ok. 3,5 miliona funtów. Dla porównania: obecny majątek Billa Gatesa wynosi ok. 0,49% amerykańskiego PKB, zaś majątek Rothschilda wynosił 0,62% PKB ówczesnej Wielkiej Brytanii. Aby zrozumieć, jak wielka była to potęga, pamiętajmy, że Nathan miał jeszcze czterech braci-partnerów, którzy dysponowali majątkiem o podobnej skali. James Rothschild, szef oddziału paryskiego, był królem europejskich kolei, zaś o rezydującym w Austrii Salomonie mówiono, że choć wprawdzie Austria ma cesarza Franciszka, to królem jest Salomon. „.....”Sukces Rothschildów polegał przede wszystkim na umiejętnym wykorzystaniu systemu państwowych obligacji dłużnych. Dziedzina ta stanowiła ich główny przedmiot zainteresowań – pożyczki dla sektora prywatnego wynosiły zaledwie 16% wszystkich udzielanych przez nich kredytów. Wszystkie rządy zwracały się właśnie do Rothschildów „....”niezwykle istotnym czynnikiem w akumulacji takiego kapitału była wola seniora rodu, Mayera Amschela, aby majątek nie przechodził na osoby spoza rodziny. Rothschildowie pobierali się między sobą i mieli nawet na tyle szczęścia, że uniknęli chorób genetycznych. Męscy członkowie rodziny nie noszący nazwiska Rothschild byli skrupulatnie odsuwani od rodzinnego biznesu. Bracia żyjący w różnych miastach zachowywali do siebie bezgraniczną ufność i ratowali siebie nawzajem w krytycznych momentach, przesyłając sobie złoto. Rodzinną solidarność cementowała nadto ich narodowość oraz judaizm, który przez długi czas utrudniał im objęcie oficjalnych stanowisk państwowych w chrześcijańskich krajach. „.....” Z kolei James Rothschild pomagał wojskom rosyjskim w tłumieniu powstań: listopadowego i styczniowego. W 1831 roku dostarczał Rosjanom broni i negocjował sporą pożyczkę, lecz ostatecznie wystraszył się, wiedząc, jak wielką sympatią cieszyła się sprawa Polska. Z kolei kampania wojsk rosyjskich z 1863 roku była finansowana z pożyczki udzielonej im w kwietniu 1862 roku „.....(źródło) Marek Mojsiewicz

Gwiazda: Forsuje się nowy sposób świętowania "Mamy zapomnieć jakie mamy tradycje, abyśmy nie mieli do czego wracać i do czego się odnosić" "Weekend majowy" to tak naprawdę trzy ważne dla Polaków święta: Święto Pracy, Święto Flagi i, to najważniejsze, rocznica uchwalenia konstytucji 3 maja. Sposób w jaki czcimy takie wydarzenia pokazuje nasz stosunek do tradycji i do własnej historii - stosunek, który chyba we współczesnym świecie ulega zmianom. Stefczyk.info: Chciałabym się zapytać o sposób świętowania - święto flagi było tak naprawdę obchodzone bez flagi? Andrzej Gwiazda: Toczy się dyskusja, mająca na celu wykorzenienie patriotyzmu. Gazeta Wyborcza chętnie optuje za tym, żeby patriotyzm to był staropolski przywilej. Intencje są tu oczywiste - bezpośredni atak na patriotyzm się nie udał, więc teraz się forsuje nowy sposób świętowania: w Święto Niepodległości czy rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, napalimy grilla po staropolsku, będziemy podskakiwać, można się upić. Jest to cofnięcie się krok do tyłu.

Stefczyk.info: Czym dla Polaków powinny być takie rocznice, jak: 3 maja, 11 listopada? Andrzej Gwiazda: Rocznica 3 maja jest na pewno rocznicą zwycięstwa. Chciałbym powiedzieć - postępu - ale w tej chwili jest to skompromitowane całkowicie. Był to sukces polskiej intelektualnej rewolucji. Jest to data zwycięska. W całej tej uroczystości powinniśmy sobie przypomnieć dawne piosenki dotyczące 3 maja - "Witaj majowa jutrzenko", "Przy hulance". Tutaj tradycja nie pozostawia nam cienia wątpliwości - tylko pan Prezydent i pan Michnik takich rzeczy nie wiedzą. Przypuszczam, że red. Michnik świadomie to pomija.

Stefczyk.info: Czemu służą takie akcje, jak marsz "Orzeł może"? Andrzej Gwiazda: Wszystkie takie działania są skierowane przeciwko obchodzeniu pamięci walki Polaków o wolność, demokrację i niepodległość - to jest główny cel. Mamy zapomnieć o bohaterach, którzy oddali życie, majątki, kariery, walcząc. o sprawy niepodległości. Mamy zapomnieć jakie mamy tradycje, abyśmy nie mieli do czego wracać i do czego się odnosić.

Stefczyk.info: Czy uważa Pan że jest to kolejny krok w stronę przekształcania nas z "Polaków" w "Europejczyków"? Andrzej Gwiazda: Wydaje mi się, że jest to przede wszystkim cofnięcie się. Jest to atak, ażeby wybić nam Polskość. Z patriotyzmu się robi obciach. Atak wprost na tożsamość narodową się nie powiódł, więc musieli się cofnąć, ażeby próbować metodami bardziej płaskimi - nie budzącymi oporu.

Stefczyk.info: Ostatnio zaczynają się pojawiać kontrowersje dotyczące obchodzenia rocznic zrywów, które się nie udały - Powstania Styczniowego czy Powstania Warszawskiego. Coraz więcej osób z tzw. "salonu" twierdzi że jest to celebracja własnych słabości. Andrzej Gwiazda: Wszystkie akcje zwycięskie narodu polskiego, takie jak Konstytucja 3 maja, zwycięstwo pod Wiedniem - Ci ludzie odebrali nagrody już za życia. Osoby, które natomiast poświęciły życie w tych walkach miały pamięć społeczeństwa im współczesnego. Warunkiem zachowania zdolności do walki jest pamięć po tych, którzy rozpoczęli bitwę, ale ją przegrali. Dziennikarz w USA nam kiedyś powiedział, że według niego Wałęsa nie jest człowiekiem walki, gdyż twierdzi, że nie podpisze się pod przegraną. Nas to wtedy strasznie zdumiało. Człowiek walki musi zawsze zdawać sobie sprawę, że jedną z opcji jest przegrana. Człowiekiem walki jest osoba, która podejmuje wyzwanie, wtedy gdy nie ma zapewnionego zwycięstwa. Kiedy jest zapewniony sukces, to do bitwy włączają się pachołki i tchórze. Jeśli stawiamy w tej chwili przed młodymi takie przekonanie - jeśli przegrasz, to zostaniesz zapomniany na zawsze - to kto odważy się wtedy stawać do walki? Tylko wariat. Warunkiem zachowania prawości społeczeństwa jest oddawanie sprawiedliwości i zachowanie w pamięci tych, którzy stając w słusznej sprawie przegrali i nie doczekali się zadośćuczynienia. Młodzi muszą wiedzieć, że jeśli zachowają się właściwie, to pozostaną w pamięci rówieśników i potomnych. Nie sposób nie wspomnieć przesłania marszałka Piłsudskiego w obliczu narastającej propagandy - "W momentach przełomu strzeżcie się agentów". Not. Mc

Jeszcze w sprawie narodowych socjalistow. I Unii Europejskiej. Na FB ASME (przepraszam – jeszcze nie ma możliwości komentowania u mnie – ale będzie!) {Lucas Volterz} napisał: „ONR popiera m.in. narodowy-liberalizm* międzywojennego ekonomisty Romana Rybarskiego. Jeśli to jest dla was argument, aby przypiąć im łatkę "socjalistycznych", to dalsza dyskusja nie ma sensu”.

( https://www.facebook.com/TVASME/posts/530869436949554 )

Problem w tym, że Roman Dmowski, Adam Heydel, Roman Rybarski, Edward Taylor i cała „stara eNDecja” byli zwolennikami kapitalizmu, liberalizmu itp. Tymczasem dziś {Mikołaj Michał} dziwi się: „narodowy-liberalizm? co to za oksymoron?” (narodowych liberałów, p.MM, jest pełno na świecie - np.w Wielkiej Brytanii istniała partia narodowo-liberalna, która weszła potem w skład Partii Konserwatywnej) a na inkryminowanym pochodzie niesiono i takie np. flagi: W opozycji do Stronnictwa Narodowego przedwojenne ONR y(zwłaszcza ONR-Falanga) były przeciwko kapitalizmowi. W dzisiejszym ONRze i Młodzieży Wszechpolskiej zdania są podzielone – i dlatego właśnie wzywam do utworzenia jak najszybciej dwóch partyj narodowych! Tworzenie jednej idzie jak po grudzie - i po prostu się nie uda. A jeśli nawet powstanie, to rozpadnie się, jak przed wojną. Jednak w pewnych kwestiach nawet konserwatywni liberałowie mówią jednym głosem nawet z narodowymi socjalistami: w sprawie stosunku do Unii Europejskiej. My jej nienawidzimy, bo jest lewicowa, oni jej nienawidzą, bo jest kosmopolityczna – ale faktem jest, że UE czyni z nas sojuszników. Pamiętacie Państwo, jak nam 12 lat temu zachwalano Hiszpanię i Portugalię – ile te kraje zyskały po Anschlußie do WE... Peroponuje popatrzyć na nie dziś: owszem maja zdobycze: legalizacja związków (tfu!) „gejów”, wyrwanie dzieci rodzicom itp. - za to pewne drobiazgi, jako to np. 30%owe bezrobocie, lekko zaćmiewaja te sukcesy Nieubłaganego Postępu pod okupacją federastów. Z mniejszymi państwami Unii idzie szybciej. Zresztą wtedy była to tylko „Wspólnota” - a teraz jest „Unia” - ho-ho! Więc patrzymy na Cypr:

http://www.demotypolityczne.pl/2514/Unia_Europejska_-_dobrobyt.html

Ludzie maja dość UE. Oto zmiana nastrojów w ostatnich wyborach samorządowych w angielskim Lincolnshire: UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa) skoczyl tam z 3% na 24% ! JKM

04/05/2013 „Nie należy mylić prawdy z opinią większości”- gdzieś wyczytałem . I słusznie! Piszę o tym, już kilka lat- pisząc inaczej: nie należy mylić opinii demokracji większościowej ze zdrowym rozsądkiem. Bo te dwie sprawy się wykluczają. Albo demokracja- albo zdrowy rozsądek. Tak jak wolność i demokracja.. Albo wolność- albo demokracja. Nie może być jednoczesna walka o wolność i demokrację. Związek Bojowników o Wolność i Demokrację. Jedni powinni należeć do Związku Walki o Demokrację, a inni doi Związku Walki o Wolność. I powinni się wzajemnie zabijać, bo mają sprzeczne cele. Albo związek walczy o Wolność, albo o Demokrację.. Demokracja jest dokładnym zaprzeczeniem wolności.. Demokracja jest tyranią większości.. Większość przegłosuje naturalne prawo do wolności wyboru jednostki- i po wolności… Ale propaganda narzuca nam systematycznie demokrację jako synonim wolności.. Państwo prawa – jest synonimem wolności, państwo oparte o poszanowanie prawa naturalnego. Demokracja nie ma nic wspólnego z państwem prawa.. Tam gdzie demokracja przegłosowująca- wcześniej czy później zapanuje chaos.. I te masy przepisów, które produkuje demokracja. .Od tych przepisów coraz bardziej chore jest państwo… I ci sejmowi wyrobnicy przepisów biorą jeszcze za to przegłosowywanie nasze pieniądze..(???) Czy to nie ironia losu! Nasi oprawcy produkujący góry niepotrzebnych przepisów wymierzonych przeciwko nam , pasą się naszymi pieniędzmi zabranymi nam pod przymusem.. Ładna mi demokracja.. Tak jak Policja Obywatelska i Drogowa. Wynagrodzenia dostają z naszych kieszeni, i zamiast ewentualnie nam pomagać- stanowią kolejne ogniwo działalności fiskalnej państwa. Jeszcze nas wyłapują i represjonują… Powtarzając co jakiś- żebyśmy nie zapomnieli- że żyjemy w demokratycznym państwie prawa. No pewnie! A jakże by jinaczej.. Tylko to demokratyczne państwo prawa jest coraz bardziej bezwzględne i policyjne.. Kilka dni temu w telewizji państwowej była prezentowana jakaś gala biznesu, czy coś takiego.. Widziałem w Internencie. W każdym razie na gali byli ludzie majętni- w tym pan premier Donald Tusk- siedział w pierwszym rzędzie ludzi demokratycznie zaproszonych i demokratycznie zakęconych. W końcu jest demokratycznym premierem demokratycznego rządu, pastwiącego się nad nami od sześciu lat w sposób demokratyczny.. Aż nas wszystkich ogołoci z pieniędzy i rozbuduje z kolegami- demokratami z Platformy Obywatelskiej do granic możliwości państwo biurokratyczne i prawne. Niech żyje demokracja! Niech się święci demokracja, tak naprawdę dekoracja- a za dekoracją to musi się dziać.. Tam dopiero rozgrywa się ;prawdziwe życie.. Tam są podejmowana właściwe decyzje.. Chciałbym dożyć czasów, żeby ktoś ujawnił wszystkie archiwa służb specjalnych, to znaczy chodzi mi głównie o ludzi obecnie pracujących dla służb. Przy likwidacji III Rzeczpospolitej.. Żeby zacząć budowę nowego państwa , ale nie jako rzeczpospolitej- ale jako Państwa Polskiego.. Żeby Polacy zobaczyli w końcu , kto naprawdę w Polsce rządzi.. Obawiam się, że obraz demokratycznej III Rzeczpospolitej byłby przerażający.. Ale wracając do gali biznesu, czy czegoś takiego. .Skąd wiem, że to gala biznesu, bo nie oglądałem całości… Ano stąd, że przemawiał pan Kulczyk, a to widomy znak, że to właśnie jest biznes- biznes polityczny.. Czy jak to pisze pan Stanisław Michalkieiwcz- kompradorski. To znaczy o dostępie do rynku decydują powiązania polityczne.. Chyba obecnie pan prezydent Kwaśniewski pracuje dla pana Kulczyka, ale jego tam nie było.. Widocznie w tym czasie – jak odbywała się gala- pracował dla pana Kulczyka. Szef na gali- pracownik w robocie. I nie to jest w tym momencie ważne.. Tak samo jak nie ważne jest, że żona pana Aleksandra Kwaśniewskiego- Jolanta z domu Konty, córka pułkownika Kontego- oficera Informacji Wojskowej będzie prawdopodobnie pracowała dla Playboya, będzie się rozbierała dla nas, żebyśmy mogli sobie popatrzeć-, a nie tylko pan Aleksander Kwaśniewski.- jak do tej pory. Czy ktoś w najśmielszych snach przypuszczał, że żona byłego prezydenta będzie rozbierała się dla pornograficznego pisma? Tego jeszcze Lewica nie grała.. No nie jest to hard porno- ale soft.. Chyba całością dowodzi pan Meller- junior, syn wielkiego Mellera- ministra spraw zagranicznych III Rzeczpospolitej.. I namówił panią prezydentowi do rozbierania się publicznie? Może iść za ciosem i od razu zorganizować jakiś rozbierany objazd po kraju pani prezydentowej i przy okazji pana byłego prezydenta.. Niech się oboje rozbiorą przed demokracją., pardon- dekoracją.. Przecież nie mają przed nią nic do ukrycia.? Jak głasnost – to jawność…. Ale wracając do gali.. Swojego czasu pan premier i profesor Jerzy Buzek był też na gali, tuz po „reformach”, które przeprowadził z wielkim rozmachem, powiększając liczbę urzędników i funkcjonariuszy państwowych o kilkadziesiąt tysięcy w powiatach, kasach chorych, w szkolnictwie no i w funduszach emerytalnych. I Służbach specjalnych.. Chodziło o stworzenie sobie dodatkowego zaplecza politycznego, nie tylko dla siebie, ale też dla pozostałych nóg Stołu Okrągłego. Żeby. ta cała ta biurokratyczna szlachta się tam zmieściła. I wtedy właśnie, podczas koncertu, gdy pan premier siedząc w pierwszym rzędzie delektował się swoimi” reformami”- artysta kabaretowy i piosenkarski wyszedł poza swoją rolę, pan Krzysztof Skiba- zdjął spodnie i pokazał panu premierowi gołą pupę(????) Chodziło mu o podsumowanie- w sposób wstrząsający i wyrazisty-tych wszystkich „reform”.. Pan premier i profesor Jerzy Buzek natychmiast wybiegł z sali, i zapytany przez dziennikarzy za drzwiami, czy widział to wszystko co zrobił pan Krzysztof Skiba od[powiedział, że nie widział(????) Ciekawe, że z pierwszego rządu nie było widać, a z pozostałych jak najbardziej.. Tym bardziej, że galę transmitowała telewizja.. Można zapytać operatora kamery.. Ale wracając do gali na którą był zaproszony pan Donand Tusk.. Pani Szczepkowska, dla której komunizm się skończył 4 czerwca 1989 roku- w Teatrze Dramatycznym też dramatycznie, zupełnie niedawno, zdjęła spodnie i pokazała publiczności gołą pupę.. Zaraz potem dostała posadę przewodniczącej Związku Artystów Scen Polskich- jeśli artyzm ma polegać na pokazywaniu gołej pupy- to jak najbardziej jej się posada należy.. No a teraz pani prezydentowa nam pokaże co posiada.. Bardzo jestem ciekawy, tym bardziej, że ma jeszcze córkę.. Ona też ma pupę.. No i pan Aleksander mógłby dać przykład wszystkim, którzy wchodzą do Europy Plus- i wystąpić w pismach dla Panów.. Tym bardziej, że to wszystko popiera razem z Ruchem Palikota.. Cały Ruch Palikota powinien wystąpić zbiorowo w pismach dla Panów.. Wszyscy przecież maja pupy.. Chyba, że ONI jakoś inaczej się załatwiają.. Jak są inni pod każdym względem..(???) To i w tym względzie może być inaczej.. A teraz naprawdę wracając do gali z Panem premierem Tuskiem w roli głównej. Zaraz po panu Kulczyku przemawiał jakiś biznesmen, którego nazwiska nie zapamiętałem i żalił się publicznie na gali, że przeszkadza mu biurokracja, która podkłada mu kłody pod nogi.. Mówił o tym, jakby w niebną przestrzeń… Do Pana Boga.. To Pan Bóg zgotował piekło przedsiębiorcom w Polsce- czy co? A przecież autor tego piekła siedział naprzeciw niego- miał okazję zwrócić się do niego bezpośrednio. Do Lucyfera piekła gospodarczego nie trzeba pisać podania.,. Powiedzieć mu.. Panie premierze, niech Pan nie idzie tą drogą.. Razem ze swoimi działaczami Platformy Obywatelskiej.. To jest droga fałszywa i prowadząca do katastrofy.. Był od premiera ze trzy metry.. Mógł mu nawet o tym powiedzieć do ucha.. Nikt by nie słyszał, nikt by mu nie nasłał urzędu skarbowego ,ale może premier by się w końcu dowiedział.. Może do tej pory nie wie co trzeba w Polsce zrobić.?. Gorzej jak wie, ale nie robi.. W takim razie kto mu zakazuje? A tak? Nie oglądałem dalej, ale chyba premier wyszedł z gali zadowolony. I zdrowy! Bo z wielką swadą wziął udział w „ biegu Konstytucji”- kilka dni później. Ale ciekawe…. Nikt nie zdjął spodni, żeby pokazać panu premierowi pupę. Jednak pan Krzysztof Skiba należał do ludzi odważnych.. Przynajmniej przeciw AWS.. Niech spróbuje przeciw Platformie Obywatelskiej… Ale widocznie ma jakiś zakaz.. I znowu pytanie: ale od kogo? WJR

Do Brukseli nie dowieźli z Polski różowych okularów

1. Wczoraj Komisja Europejska ogłosiła komunikat dotyczący prognoz w zakresie wzrostu gospodarczego i stanu finansów publicznych w poszczególnych krajach UE w latach 2013-2014. Dane przedstawione przez Komisję dotyczące naszego kraju w sposób zasadniczy różnią się do statystyk i prognoz, którymi co i rusz na konferencjach prasowych, karmi polską opinię publiczną, minister Rostowski. Zaledwie 10 dni temu na takiej właśnie konferencji prasowej szef resortu finansów mówił o stanie naszych finansów publicznych po roku 2012 i było to jedno z najbardziej kuriozalnych wystąpień Rostowskiego w ostatnich latach. Szef resortu finansów długo mówił o swoich sukcesach w zakresie redukcji deficytu sektora finansów publicznych w ostatnich latach, by na koniec tego wywodu poinformować, że według metodologii UE, wyniósł on w 2012 roku 3,9% PKB i w tej sytuacji, procedura nadmiernego deficytu nałożona przez KE na Polskę jeszcze w roku 2008, będzie trwała dalej. Po tej konstatacji, minister Rostowski nawet się już nie zająknął, że jeszcze zaledwie przed paroma miesiącami zapewniał zarówno polską opinię publiczną jak i KE, śląc tam kolejne dokumenty, że deficyt sektora na koniec 2012 roku, wyniesie 2,9% PKB.

2. Mimo tego, że deficyt sektora finansów publicznych po roku 2012 jest wyższy od tego zaplanowanego aż o 1% PKB, to Rostowski jak to ma już w zwyczaju opowiadał po raz kolejny o tym jak to bardzo odpowiedzialnie prowadzi sprawy finansów naszego kraju, czego wyrazem jest obniżka rentowności naszych obligacji skarbowych. Oczywiście szef resortu finansów bez skrępowania sugeruje, że to wynik prowadzenia przez niego odpowiedzialnej polityki w zakresie finansów publicznych i puentuje, że to „kubeł zimnej wody, wylany na głowy krytykującej go opozycji”. Ponieważ często piszę na temat polityki finansowej Rostowskiego, poczułem się oblany tą zimną wodą i ze schłodzoną w ten sposób głową z całą odpowiedzialnością oświadczam, że się cieszę z obniżenia rentowności naszych obligacji i mam nadzieję, że utrzyma się ono przez jakiś czas na tym obniżonym poziomie. W ten sposób bowiem jest poważna szansa na to, że wystarczy 43 mld zł zaplanowane w tegorocznym budżecie na obsługę naszego długu publicznego i nie trzeba będzie zabierać na ten cel pieniędzy z innych działów. Ale nie jest to wcale zasługa Rostowskiego, tylko wynik tzw. poluzowania ilościowego, stosowanego przez wiele banków centralnych od Amerykańskiej Rezerwy Federalnej, przez banki centralny Japonii, W. Brytanii, Brazylii, Szwajcarii po Europejski Bank Centralny. Banki te drukują pieniądze na potęgę i za pośrednictwem banków komercyjnych wprowadzają je do obiegu. Te z kolei żeby na nich zarobić kierują je do wszystkich krajów, które gwarantują przyzwoity zarobek na obligacjach. A Polska póki co taki zarobek gwarantuje.

3. Z komunikatu KE wynika ,że Polsce w 2013 roku wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 1,1%, ogólne zatrudnienie spadnie aż o 0,4%, bezrobocie (wg metodologii unijnej) wyniesie 10.9% i będzie wyższe od tego na koniec 2012 roku o blisko 1 punkt procentowy, wreszcie deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 3,9% PKB, a dług publiczny 57,5%PKB. Także przewidywania Komisji na rok 2014 w odniesieniu do Polski nie nastrajają optymizmem. Wzrost gospodarczy ma wynieść tylko 2,2% PKB, ogólne zatrudnienie znowu zmniejszy się o 0,2%, bezrobocie (wg metodologii unijnej) wzrośnie do 11,4%, deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 4,1% PKB, a dług publiczny aż 58,9% PKB. A więc w tych dwóch latach, czeka nas bardzo niski wzrost gospodarczy, głęboki spadek zatrudnienia, znowu wzrost bezrobocia, wzrost deficytu sektora finansów publicznych i dług publiczny według metodologii unijnej zbliżający się do konstytucyjnego progu 60% PKB. Wszystko inaczej niż w prognozach ministra Rostowskiego. Tak się zastanawiam czy to wszystko aby nie z tego powodu, że z Polski do Brukseli nie dowieźli różowych okularów. A przecież w Warszawie rozdawano ich tyle podczas marszu „Orzeł może” pod patronatem prezydenta Komorowskiego. Że też redaktorzy radiowej Trójki i Gazety Wyborczej nie wpadli na pomysł, żeby je dostarczyć komisarzowi UE ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehnowi. Kuźmiuk

Świąteczna baranina Kiepski weekend dla władzy. Prezydent skompromitował się głupowatą „Akcją Możeł”, premier kłamstwem w żywe oczy, wpierając, że kara, którą przywaliła nam Komisja Europejska za politykę rolną to (jak zwykle zresztą u Tuska) wina PiS. Samą karę dałoby się jakoś zbagatelizować, bo oberwało się też innym, ale tak bezczelny fałsz (kilka mediów niezależnie od siebie natychmiast potwierdziło u źródła, że chodzi o lata 2007-2010) pokazuje premiera albo jako cynicznego kłamcę, albo jako frajera, którego podwładni wodzą za nos. Tusk zareagował jak to Tusk, czyli po żenującym „kosztowny błąd naszych poprzedników, kara za lata 2004-2006” zatweetował jeszcze tylko o biegu, w którym, jak to jest śmiesznostką wielu starszych panów, popisywał się kondycją fizyczną, i zapadł niczym kamień w wodę. Zamilkł zresztą może bardziej jeszcze z innego powodu − nieszczęsna Komisja Europejska jak już się ożywiła, to przy okazji objechała nas ustami Oli Rehna za odwlekanie „koniecznych działań naprawczych” w gospodarce i zwłaszcza za nadmierny deficyt, wyliczając go na ten rok na 3,9 proc. PKB, a przyszły szacując na co najmniej 4,7 proc. Żadnych marzeń „w temacie” zakończenia procedury nadmiernego deficytu, oświadczył eurokomisarz, zarazem dając na to nadzieję Wegrom, które nasze media wciąż bezmyślnie opluwają w ślad za europejskimi mediami centralnymi, a nawet powszechnie uważanym za balansujące na krawędzi greckiego załamania Włochom.

W tym kontekście sukces, że polskie papiery dłużne „sprzedają się jak świeże bułki”, i że do końca kwietnia rząd zaciągnął już 70 proc. długu planowanego na ten rok, okazuje się sukcesem, delikatnie mówiąc, problematycznym. Widzą, że frajer ma w domu sporo cennych sprzętów i jak przepije, będzie weksel z czego ściągnąć. Tak nawiasem, pan wiceminister finansów, by nas uspokoić, że nie ma tu żadnej spekulacji, uchylił rąbka tajemnicy, iż polski dług finansują głównie „banki centralne”. Ja się tym wcale uradowany nie czuję, bo chciałbym wiedzieć, które to banki centralne, konkretnie? Czy aby nie niemiecki? Pisałem już kiedyś o „sumach bajońskich” i polityce jaką wobec Polaków prowadził Stary Fryc, naprawdę polecam uwadze, bo na następnego Napoleona trudno liczyć. Tymczasem przejęcie przez rząd OFE wygląda na już klepnięte. Tusk nie ma już innej metody, żeby księgowo dojechać do następnych wyborów, a z drugiej strony, OFE w obecnym kształcie nie sposób obronić. Jeden Balcerowicz czyni to z uporem Don Kichota, ale jakby nie zauważając, że sprawa i tak została dawno przesądzona − skok na pieniądze niedoszłych emerytów dokonał się w momencie, gdy OFE zmuszono ustawowo do masowego inwestowania zarządzanych pieniędzy w obligacje skarbu państwa. Tym samym stały się one kolejnym piętrem finansowej piramidy, i szwindlarską instytucją, która za grube prowizję dla wpuszczonych przez władzę do interesu cwaniaków wydaje nasze „przymusowe” pieniądze na papiery, które równie dobrze moglibyśmy kupić sami, gdybyśmy wierzyli, że warto. OFE należy zlikwidować jak najszybciej, ale razem z cała piramidą − jedynym realnym sposobem rozwiązania emerytur na przyszłość jest „emerytura obywatelska”, wypłacana z budżetu, czyli to, co się w Polsce przyjęło nazywać „systemem kanadyjskim”, choć niektórzy wskazują, iż wzorem jest tu raczej Nowa Zelandia. Im dłużej tę jedyną możliwą decyzję się odwleka, tym więcej pieniędzy obywateli ulega zmarnowaniu. No i o to przecież chodzi, bo każdy milion utracony przez państwo to milion przez kogoś konkretnego zyskany. Powiedzenie Polakom prawdy o ich emerytalnych szansach rządząca szajka będzie więc odwlekać póki się da. Na razie, jako się rzekło, musi dotrwać bez katastrofy do następnych wyborów, a do tego celu „odzyskane” OFE są potrzebne, żeby ich zasoby móc zaksięgować po stronie ZUS. Mam wrażenie, że choć zamiary władzy od dawna są znane, mało kto − a na pewno nie ci, którzy najbardziej powinni − analizuje ich skutki. Co to spowoduje, gdy rząd stanie się właścicielem stert swoich własnych zobowiązań finansowych? I gdy z rynku zniknie jedyny liczący się krajowy podmiot, skupujący dotąd te zobowiązania? Gwałtowna zmiana struktury naszego zadłużenia, które prawie w całości przejdzie w ręce zagranicznych spekulantów (i wspomnianych „banków centralnych”) da rządzącej sitwie potężny propagandowy argument − tak, jak teraz jedzie po OFE i ich niezdolności do wypłacania emerytur, tak zacznie wyliczać, skądinąd zgodnie z prawdą, jakie miliardy rocznie wyciągają z nas międzynarodowi spekulanci na ruchach kursowych, i jak bardzo niezbędne w tej sytuacji stało się szybkie wejście do strefy euro. Jak widać, jakiś ośrodek decyzyjny tam jednak jest. Może nie jest nim pajacujący w trampkach premier, ale ktoś tam traktuje Polaków z konsekwencją i cierpliwością pastucha, który umyślił sobie barana zaciągnąć tam, gdzie on nie chce, i krok po kroku, uparcie, ciągnie, niech tam sobie baran wierzga i beczy, nic mu to nie pomoże, bo pastuch wie co robi i myśli, a baran − jak to baran… I w pewnym sensie, jak z tym OFE i spekulacjami na polskiej walucie, trzeba pastuchowi przyznać rację. Inną, zupełnie drobną, ale zabawną konsekwencją przejęcia OFE przez rząd będzie fakt, iż w ten sposób minister − czy kto tam, zależnie od przyjętego formalnie rozwiązania, w każdym razie władza − stanie się właścicielem prawie połowy akcji „Agory”. Dopóki władza jest ta co jest niczego to oczywiście nie zmienia, ale jak wygra PiS, wystarczy parę prostych biznesowych szykan, w rodzaju tych, jakie ze strony PO spotkały Mecom, a potem sprywatyzowanie rządowych udziałów na rzecz wybranego biznesmena. Jeśli mogę prosić, niech to będzie ktoś, kto nowym redaktorem naczelnym mianuje, na przykład, Jerzego Targalskiego. Chcę zobaczyć ten chórek Wrońskich i Kumorów powtarzających wtedy swą niedawną śpiewkę, że prywatny właściciel ma prawo z gazetą robić co chce, a dziennikarze mają psi obowiązek go słuchać. Oczywiście, to w sumie marna pociecha, i nawet jeśli ta wizja się spełni, nie uznam tego za wystarczającą osłodę naszego baraniego losu. RAZ

Socjalizm kopulacyjny Korwin Mikke Grodzka nie jest kobietą Korwin Mikke „"posłanka Anna Grodzka nie istnieje". "Istnieje stary komuch, p.Krzysztof Bęgowski, który wyłudził miejsce w Sejmie podszywając się pod kobietę „...(źródło )
Homoseksualna dziennikarka zaangażowana w promocję „małżeństw jednopłciowych” w USA, Masha Gessen przyznała, że „tęczowym” aktywistom wcale nie chodzi o uzyskanie dostępu do takiej instytucji. Pederaści i lesbijki chcą po prostu radykalnej redefinicji i ostatecznego zniesienia małżeństwa!”......”jest czymś oczywistym, że homoseksualiści powinni mieć prawo do zawarcia małżeństwa, ale dla mnie równie oczywiste jest to, że instytucja ta powinna być wyeliminowana. (...) Z walką o małżeństwa homoseksualne zazwyczaj związane jest kłamstwo dotyczące tego, co zamierzamy zrobić z małżeństwem, gdy już uda się nam je wywalczyć. Kłamiemy, że instytucja małżeństwa nie ulegnie zmianie.”.....”Dodała, że „instytucja małżeństwa nie tylko się zmieni, ale powinna w ogóle przestać istnieć”. Gessen jest zwolenniczką stworzenia takiego systemu prawnego, który odzwierciedlał będzie rzeczywistość, w jakiej żyją niektóre osoby. Mówiła, że nie może znieść „fikcji, w jakiej żyje”. - Mam trójkę dzieci, które mają teoretycznie pięciu rodziców. Nie rozumiem, dlaczego nie powinny one mieć pięciu rodziców prawnie (...) Poznałam moją nową partnerkę, a ona właśnie urodziła dziecko. Jego biologicznym ojcem jest mój brat. Biologicznym ojcem mojej córki jest człowiek, który mieszka w Rosji. Mój adoptowany syn uważa go również za swojego ojca – tłumaczyła.”. „...( więcej )
Agata Chaber , prezes Kampanii Przeciw Homofobii „Wiemy to nie tylko z niej samej, ale także z opinii prof. Mirosława Wyrzykowskiego i Państwowej Akademii Nauk: „wykładnia art. 18 Konstytucji nie daje jednak podstawy do wniosku, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest jedyną możliwą podstawą rodziny, w szczególności nie przekreśla dość oczywistej konstatacji, iż – w myśl stanowiska doktryny prawa, orzecznictwa i badań nauk społecznych – współcześnie rodzinę mogą tworzyć (i faktycznie tworzą) osoby funkcjonujące w długotrwałym pożyciu, prowadzące wspólne gospodarstwo (...). Tak pojmowana rodzina może być oparta na bliskim związku osób różnej albo tej samej płci". „.....”Kolejna opinia, która nie zasługiwałaby na uwagę, gdyby nie padała spod pióra kogoś, kto jest parlamentarzystą i profesorem: homoseksualizm  to choroba. Nie będę się odnosić do zdania posła na temat lobby homo naciskającego na środowiska naukowe w celu usunięcia homoseksualizmu z listy chorób, bo to trochę tak, jakbym wdawała się w dyskusję z Antonim Macierewiczem albo autorem teorii o tym, że katastrofa w Smoleńsku była dziełem Jeźdźców z Oriona. „.....”jak zagwarantować podstawowe bezpieczeństwa osobom pozostającym w stałym i faktycznym pożyciu. Pożycie zgodnie z definicją słownika języka polskiego PWN oznacza „wspólne życie" i nie ma tam skonkretyzowanej płci osób uwikłanych, chociaż posłanka Pawłowicz wyraża inny pogląd na tę sprawę. „....”Różnorodność orientacji seksualnych, mniej lub bardziej ujawniona, istnieje od początku dziejów. Od tego czasu nie „rozrosła" się i nie ma zagrożenia, że z powodu związków partnerskich wszyscy staną się homo. „.....( źródło )
The Economist „Rodzina , która modli się razem , pozostaje razem . Ta ludowa mądrość , która została po raz pierwszy użyta w katolickiej kampanii wsparcia rodziny w różańcu , stała się popularna w Ameryce po drugiej wojnie światowej , kiedy nastąpił chwilowy rozkwit rozrodczości i religijności . Te dwa zjawiska były wewnętrznie powiązane , uważa Mary Eberstadt z waszyngtońskiego think tanku Ethics and Public Policy Centre . Jej krótka, elegancko napisaną książka wielokrotnie pokazuje ,że silna rodzina pomaga trwać przy religijnych praktykach , i że zbyt wielu ludzi widzi tylko odwrotną zależność .Innymi słowy jest szeroko przyjmowane jako rzecz oczywistą ,że ludzi pochodzą z dużych rodzin ponieważ posiadają tradycyjne wierzenia , i jeśli pozbędą się wiary to przestaną tworzyć takie rodziny . „...” relacje pomiędzy silnymi i zdrowymi rodzinami a żywotnością wiary przypomina model formujący podwójną helisę . Dynamiczny współoddziałującą i ciągnący się w nieskończoność w obu kierunkach. I widać tam jeden dominujący trend , wydaje się ,że rodzina determinuje wszystko inne. Jeśli jest silna , ludzi trwają w modlitwie , jeśli związki rodzinne ulegają dezintegracji , to samo dzieje się z wiarą „ ...”How the West Really Lost God: A New Theory of Secularisation. By Mary Eberstadt „...(źródło )
Korwin Mikke „Wilfred Willi Rudi Dutschke, mający ogromny autorytet wśród lewicowej hołoty, rzucił hasło (znów cytuje Wikipedię) „»Długiego Marszu [wtedy Zé-Dōng Máo był uwielbiany na Lewicy!] poprzez instytucje« władzy”. Miało to polegać „na uczestnictwie działaczy studenckich ruchów lewicowych w aparacie władzy. Jako »integralna część maszynerii« administracyjnej mogliby oni dokonywać radykalnych przemian w społeczeństwie. Koncepcja ta została przejęta od Antonio Gramsciego (komunisty włoskiego) oraz frankfurckiej szkoły marksizmu kulturowego”. I trafił w dziesiątkę. „....”Posłuszni, karmi agenci Dutschkego (zmarł w 1979 roku) zapełnili przedsionki, potem korytarze, a potem gabinety Władzy. „....”Na wezwanie Dutschkego bandyci zapisywali się do policji, zaczynali od referentów – wzajemnie się wspierając. W szczególności najlepiej im szło opanowywanie instytucyj międzynarodowych. Tam ludzie się nie znają – a ONI znakomicie znali się między sobą i mogli się wzajemnie forować.(Znakomitym przykładem jest taki zbydlęciały lewak jak p. Daniel Cohn-Bendit, czujący się równie dobrze w Paryżu, jak w Berlinie. Zaczął od… przedszkola: „w 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad dwa lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem”.).....”. Kapłani tej Nowej Wiary nadal ją propagują „....”. P. Cohn-Bendit jest wpływowym posłem do Parlamentu Europejskiego. „...(więcej )
Lewactwo zbudowało chorą ideologię , socjalizm kopulacyjny . Socjalizm w którym głównym punktem wierzeń ideologicznych , celem jest kopulacja. Socjaliści kopulacyjni , który głównym reprezentantem w Polsce jest Palikot , Kalisz , Biedroń chcą zbudować społeczeństwo...kopulacyjne Przytoczyłem tekst następczyni Biedronia w Kampani Przeciw Homofobi dotyczący związków partnerskich ., pani Agaty Chaber ., która uważa Polaków za przygłupów .Świadczy o tym tekst Lewaczka Masha Gessen jasno wyraziła się precyzyjnie o co tak naprawdę lewactwu chodzi .O likwidację małżeństwa . Socjaliści nie walczą o to by z nowoczesnej , konserwatywnej rodziny ,tworzącej najlepsze środowisko dla rozwoju osobowości dzieci zrobić skansen. Oni chcą ten naturalny , będący szczytowym osiągnięciem kulturowym , cywilizacyjnym model rodziny całkowicie zlikwidować Dlaczego lewactwo pała taką nienawiścią do ludzi , którzy tworzą stabilne , silne rodziny Badania naukowe dają jednoznaczną odpowiedź . Socjalistyczny model rodziny który tak propaguje Masha Gessen , Agata Chaber, Biedroń, Palikot i Tusk ( związki partnerskie ) to patologia , w której nie można prawidłowo wychować dzieci , tak aby wyrosły na normalnych ludzi o silnych osobowościach Im więcej powstaje takich socjalistycznych rodzin tym wyraźniej widać ich patologiczny charakter. Jedynym wyjściem dla socjalistów jest likwidacja konserwatywnej rodziny. Socjalistyczne , patologiczne rodziny nie są w stanie konkurować ani kulturowo , ani cywilizacyjnie z nowoczesnymi , konserwatywnymi rodzinami Współpraca Ruchu Paliota z Daniel Cohn- Bendit „ video Rozenek z Daniel Cohn- Bendit „ o kryzysie ekonomicznym, społecznym i środowiskowym” ….(więcej )
Jak będzie wyglądała modelowa socjalistyczna rodzina przyszłości opowie nam sam Daniel Cohn-Bendit
video Daniel Cohn-Bendit - pedofil w Europarlamencie? Warzecha”Grożąc mi przepisami kodeksu karnego, Robert Biedroń będzie chciał mnie zmusić do uznania jego upodobań seksualnych za normalne.A przynajmniej będzie chciał mi zabronić otwartego wyrażania mojej opinii na ich temat. A to już z żadną „mową nienawiści" czy ochroną mniejszości nie będzie mieć nic wspólnego. To po prostu przejaw homoseksualnego totalitaryzmu.„...”Jeżeli więc uznać, że pod „mowę nienawiści" podpada stwierdzenie, że homoseksualizm nie jest normą, to jasne staje się, że mamy do czynienia z próbą stłumienia poprzez procesy sądowe i paragrafy kodeksu karnego nie tylko wolności wypowiedzi, ale również wolności osądów. „....”Jaki zaś jest sens słowa „zboczeniec"? To chyba jasne: ktoś zboczony to ktoś, czyje zachowanie nie mieści się w normie, nie jest normalne, jest dewiacyjne „...(więcej )
„Amerykański naukowiec prof. Mark Regnerus, który niedawno wykazał w swoich badaniach, że dzieci z tradycyjnych rodzin są znacznie szczęśliwsze i zdrowsze niż te wychowane przez pary jednopłciowe, stał się obiektem ataków ze strony środowisk homoseksualnych. „.....”
Raport Marka Regnerusa oparty był na analizie odpowiedzi, jakich udzieliły dorosłe dzieci wychowane przez ich biologicznych rodziców lub przez rodzica homoseksualnego wraz z jego lub jej partnerem. Wnioski są jednoznaczne w swej wymowie i, jak zauważa uczony, trudno je bagatelizować. 12 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę i 24 proc. tych, którymi opiekował się ojciec gej przyznawało, że myślało ostatnio o popełnieniu samobójstwa. Dla porównania w przypadku kompletnych rodzin i samotnego rodzica biologicznego odsetek dzieci rozważających odebranie sobie życia wyniósł 5 proc.
28 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę podawało, że nie ma obecnie pracy.Do braku zatrudnienia przyznawało się 20 proc. dzieci wychowanych przez ojca geja, a tylko 8 proc. z kompletnych rodzin biologicznych i 13 proc. wychowanych przez jednego rodzica.
23 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę mówiło, że było „dotykane seksualnie” przez ich rodzica lub jej partnerkę. Odsetek ten w przypadku pełnej rodziny biologicznej wyniósł 2 proc., w przypadku ojca geja – 6 proc. natomiast pojedynczego rodzica – 10 proc.
Kolejna zatrważająca statystyka dotyczy sytuacji, kiedy osoby w pewnym momencie zostały zmuszone do seksu wbrew ich woli. Dotyczy to 31 proc. tych wychowanych przez matkę lesbijkę, 25 proc. przez ojca geja i 8 proc. z pełnych rodzin biologicznych.
40 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. wychowanych przez ojca geja miało romans w czasie małżeństwa lub wspólnego mieszkania z partnerem.Do tego typu sytuacji przyznało się 13 proc. tych wychowanych w rodzinach tradycyjnych.
19 proc. wychowanych przez matkę lub ojca homoseksualistów przechodzi lub ostatnio przechodziło psychoterapię.Tymczasem o potrzebie konsultacji z psychoterapeutą mówiło 8 proc. wychowanych w rodzinie biologicznej.
20 proc. wychowywanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. przez ojca geja podawało, że nabawiło się infekcji przenoszonych drogą płciową. Odsetek takich przypadków w odniesieniu do dzieci z rodzin tradycyjnych wyniósł 8 proc.
61 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 71 proc. wychowanych przez ojca geja określało siebie jako „całkowicie heteroseksualnych”. Do takiej tożsamości przyznawało się natomiast 90 proc. tych wychowanych w pełnej biologicznej rodzinie. 
Niestety lobby homoseksualne pozostaje głuche na tego rodzaju głosy. Forsuje swoje rozwiązania, za wszelką cenę próbując poszerzyć grupę krajów, w których adopcja dzieci przez homoseksualistów będzie możliwa. Wiele wskazuje na to, że od przyszłego roku do ich grona dołączy Francja. Pod wpływem działań lobbingowych znajduje się także Polska.Mimo, że zdecydowana większość Polaków wciąż sprzeciwia się legalizacji związków homoseksualnych, próby zmiany świadomości społecznej zakrojone są na szeroką skalę. Służą temu także batalie polityczne prowadzone głównie przez partie lewicowe. Złożony w Sejmie przez SLD projekt ustawy o związkach partnerskich oparty został na wzorze francuskim, który umożliwia homoseksualistom adopcję dzieci.”.”...(więcej)
Daniel Cohn-Bendit – eurodeputowny z frakcji „Zielonych" zakazał ujawniania dokumentów na temat swojej pedofilskiej przeszłości aż do 2031 r. Sprawę ujawnił „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” „.....”korespondencja dotycząca książki Cohn-Bendita „Wielki Bazar” z 1975 r., w której opisał swoje seksualne przygody z pięcioletnimi dziećmi. Także relacje z debat i dyskusji, które odbyły się przy okazji publikacji „Wielkiego Bazaru” są niedostępne dla badań dziennikarskich. „.....”W magazynie frankfurckiej lewicy „Pflasterstrand“, który ukazywał się w latach 1977-1990 znajdują się obrzydliwe teksty „.....”pisze FAS i cytuje fragment z 1978 r.: „....”W ostatnim roku uwiodła mnie sześciolatka. To było jedno z najpiękniejszych przeżyć jakie mnie w życiu spotkały. Teraz już jest nieważne, aby pisać traktat o "za lub przeciw pederastii" „...(więcej )
Wildstein „Nie będę się tego wypierał. Byłem w Wielkiej Loży Narodowej Francji. (...) My wierzyliśmy w wielkiego architekta, czyli stworzyciela. „....”Publicysta twierdzi, że do masonerii skłoniło go poszukiwanie wiedzy ezoterycznej, do której dochodzi się przez wtajemniczenie. Po pewnym czasie zrezygnował jednak z członkostwa. „.....(źródło)
Jędrzej Bielecki „ Portugalia „Dane Europejskiego Centrum Monitorowania Narkomanii i Uzależnień (EMCDDA), którego siedziba paradoksalnie znajduje się w Lizbonie, wcale tego jednak nie potwierdzają.– Portugalski eksperyment powiódł się. Nie doszło do gwałtownego wzrostu liczby narkomanów – uważa Frank Zobel z EMCDDA.O ile w przeddzień wejścia w życie nowych przepisów aż 100 tys. osób w tym 10-milionowym kraju było trwale uzależnionych od narkotyków, o tyle dziś jest ich nawet nieco mniej, jakieś 70 tysięcy.”...”Limit wyznaczono na jeden gram heroiny, ecstasy i amfetaminy, dwa gramy kokainy i pięć gramów haszyszu. Ci, których przyłapano z większą ilością narkotyków, są uważani za dilerów, i jak wszędzie indziej w Europie ryzykują wysokim karami więzienia. Jednak wobec pozostałych policja ogranicza się do pouczenia bez wpisania do akt, „....”W czasie spotkania w tym tygodniu z Barackiem Obamą nowy meksykański prezydent Enrique Pena Nieto zapowiedział, że jego kraj ograniczy walkę z „narcotraficantes", bo jest ona zdecydowanie za krwawa: w minionych sześciu latach zginęło w niej 60–70 tys. osób. Waszyngton podejrzewa, że powodem są tradycyjne związki z grupami mafijnymi Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI), która właśnie wróciła do władzy. „....(źródło )
Marek Mojsiewicz

Mrzonka republiki czyli o nowej „prawicowej” modzie Ostatnimi laty słowo „republika” zrobiło na prawicy zawrotną karierę. Oto mamy więc konferencje o republikanizmie, pisma republikańskie, Fundację Republikańską, kongresy republikańskie, a także wykazywanie różnic dzielących chwalebny republikanizm od przyziemnego liberalizmu (o libertarianizmie wyniosły republikanin wszak nie mówi). „Republika” stała się na tyle pojemna, że mieści w sobie wszelkie odmiany niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy. W najbardziej szerokim znaczeniu dla osób posługujących się tym słowem oznacza ona dobre państwo, które jakimś cudem działa, które jest rzetelne i które nie popełnia błędów współczesności. Klasyczne rozumienie „republiki” ilustruje nam następująca wypowiedź redaktora „Frondy” Tomasza Terlikowskiego: „Aby jednostki mogły działać na rzecz dobra wspólnego, konieczne jest państwo, i to nie państwo minimum, ale republika, polis, które oferuje narzędzia do ochrony praw jednostek, a także realizacji postulatu sprawiedliwości i miłości” („Fronda”, nr 66/2013). Powyższa wypowiedź ujmuje samą istotę zagadnienia: zwolennicy republikanizmu ukuli swój termin głównie przez odniesienie do idei klasycznego liberalizmu, której nie cierpią niczym diabeł święconej wody. Już sama wizja państwa, które miałoby wycofać się z szeregu sfer życia społecznego, budzi wśród republikanów tak dalece idące oburzenie, że na każdym kroku starają się podkreślić, że w dziedzinie teorii społecznej nie można posługiwać się tak „prostackimi” ideami jak ta, która redukuje Lewiatana do absolutnego minimum lub w ogóle go przekreśla.

Walczy z liberalizmem jak z komunizmem Z jednej strony więc republikanie chcą uniknąć bezbożnego komunizmu, a z drugiej – wrogiego liberalizmu. Dlatego też prezentują swoją ideę jako złoty środek – nie oni pierwsi i nie ostatni. Ów rzekomy złoty środek oparty jest jednak na analogicznej do współczesnych prób wskrzeszania mesjanizmu (pisałem o nich w tekście „Czy filozofia może być Polska?” – „Najwyższy CZAS!” nr 27-28 z 30 czerwca 2012 r.) chęci wsparcia się na tradycyjnej myśli politycznej Rzeczypospolitej szlacheckiej. I niestety, tak jak w przypadku mesjanizmu, rezultatem jest jedno wielkie intelektualne nieporozumienie. Jak przekonuje jeden z ideologów republikanizmu, Jan Filip Staniłko, Rzeczpospolita była niegdyś największą do czasów Stanów Zjednoczonych republiką, zamieszkiwaną przez wolnych ludzi. Każdy, kto posiada chociażby elementarną wiedzę o czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej, słysząc tę wypowiedź, musi poczuć się nieco skonfundowany. 90% ludności owej „republiki” żyło w najzwyczajniejszej niewoli; jak zatem można w ogóle mówić, że I Rzeczpospolita była krajem ludzi wolnych? Ten temat rozwiniemy jeszcze nieco później. Jak powszechnie wiadomo, idea republiki nie zrodziła się w umysłach mości Sarmatów, lecz Rzymian. Formy rządów, która panowała w Rzymie przed nastaniem Juliusza Cezara, nie sposób dziś ująć przy pomocy żadnego prostego sformułowania, gdyż obejmowała wiele różnych instytucji i urządzeń. Idee republikańskie stały się wielu Rzymianom szczególnie miłe po jej upadku, gdy miejsce wybieranych na krótkie kadencje urzędników zastąpili żądni krwi dyktatorzy oraz coraz bardziej narastający chaos. Republika stała się wówczas uosobieniem umiarkowania, rozsądku i powszechnego dobrobytu.

Idealna „republika” to utopia Ogólnie rzecz biorąc, republika nie posiadała jednak nigdy jednego, ściśle ujętego znaczenia. Na przestrzeni dziejów podawano rozmaite interpretacje tego słowa, które niekiedy funkcjonowały obok siebie, stanowiąc substytut mitycznego dobrego państwa. Nawet dialog Platona „Politeia” („Państwo”) zyskał łacińską nazwę „Res publica”, choć komunistyczny ustrój, który proponował Ateńczyk, ciężko było pogodzić z wieloma swobodami, którymi mimo wszystko cieszyli się Rzymianie w pierwszych wiekach istnienia ich państwa. Charakterystyczną cechą idei republikanizmu jest także jej przekraczanie tradycyjnego podziału na monarchię, arystokrację oraz demokrację, a jej zwolennicy dają najczęściej do zrozumienia, że esencją republiki jest wspólnota połączona mądrym prawem oraz wspólnym pożytkiem. Te kwalifikacje sprawiają, że republika jest przedstawiana jako pewien ideał państwa, który można zrealizować bez względu na formę rządów. Koncepcja „rzeczy publicznej” stanowi więc niezwykle wygodną figurę, która jej głosicielom służy do wiecznego dystansowania się od bieżących porażek państwa i wskazywania na możliwą do osiągnięcia utopię Najpoczytniejszym twórcą Polski szlacheckiej był Cyceron – wielki obrońca republiki, sprzeciwiający się ustanowieniu imperium. Szlachta i magnaci czytali go częściej niż Pismo Święte i na każdym kroku składali mu intelektualny hołd. Ponieważ Sarmaci uważali, że są potomkami rasy panów, których nie pokonał nawet wróg Cycerona – Juliusz Cezar – nazwali swoje państwo na wzór tego, w którym żył rzymski mąż stanu. W ten właśnie sposób od XVII wieku Polska zaczęła się tytułować mianem Rzeczypospolitej.

Realna „republika” stawiała na niewolnictwo i rolnictwo Najważniejszą cechą rzymskiej republiki oraz Rzeczypospolitej szlacheckiej było utrzymywanie systemu niewolniczego. W przypadku Rzymu niewolnikami byli najczęściej przedstawiciele podbitych narodów, w przypadku Polski zniewoleniu poddana została rodzima ludność. Kraj rzekomo wolnych ludzi, jakim dla współczesnych republikanów miała być Rzeczpospolita, stanowiła w rzeczywistości więzienie dla nawet kilkunastu milionów ludzi, którzy od początku XVI wieku zaczęli tracić wszelkie prawa. Chłopom nie wolno było wyjeżdżać ze wsi bez zgody pana, nie mogli piastować żadnych urzędów państwowych ani kościelnych, byli przypisani do ziemi, pracowali za darmo i nie wolno im było nawet nosić publicznie broni – by wymienić choćby część z haniebnych zarządzeń państwa szlacheckiego. Drugą z najważniejszych cech łączących Rzeczpospolitą i rzymską republikę było to, iż rządząca arystokracja trudniła się wyłącznie rolnictwem. Tak jak rzymski arystokrata brzydził się zostać lekarzem, architektem czy też rzemieślnikiem, tak też w Polsce szlacheckiej wprowadzono odpowiednie przepisy przewidujące, że szlachcic trudniący się pracą fizyczną był automatycznie skazywany na banicję. O tym, jak bardzo opłakane skutki dla polskiej gospodarki przyniosło podporządkowanie jej eksportującym zboże magnackim latyfundiom, wspominać tu chyba nie trzeba, gdyż za tę ekstrawagancję płacimy do dziś zapóźnieniem gospodarczym względem Zachodu. Czytając łacińskie teksty o pożytkach płynących z posiadania wielkich gospodarstw rolnych, polska szlachta rozpoznawała w rzymskiej arystokracji samą siebie. Republikanizm Polski szlacheckiej stanowił więc prymitywną ideologię, mającą uprawomocnić skrajnie nieuczciwy system społeczny, w którym nie wysilająca się fizycznie szlachta żywiła się pracą niewolników. Zdumiewające, że są dziś jeszcze osoby, które pragną bronić tych najczęściej pijanych osobników, wskazując na rzekomo szczytne ideały polityczne!

Polska myśl to ograniczona władza, nie Cyceron Jeżeli chcemy dziś odnaleźć prawdziwie polską i godną chwały myśl polityczną, musimy cofnąć się o kilkaset lat wcześniej, zanim do Polski trafiły masowo pisma ze starożytnego Rzymu. Nim Polską zawładnęły idee silnej władzy państwa, skupionej w rękach szlachty i króla, w kraju silne były jeszcze idee samorządności oraz oparcia społeczeństwa na strukturze rodowej z pominięciem władzy centralnej. Pomimo podboju ludów polskich przez Piastów, w czasach rozbicia dzielnicowego odżyły struktury, które z takim zapałem niszczyli pierwsi monarchowie. Ponieważ kultura piśmienna ograniczała się wówczas do książęcego dworu, nie zachowało się dziś wiele dokumentów świadczących o ideach społecznych Słowian nie skażonych Cyceronem i Platonem. Wiemy jednak, że ustrój społeczny okresu rozbicia dzielnicowego był pełen swobód obywatelskich oraz autonomii i egzempcji, których na próżno szukać w czasach Sarmatów. W owych czasach chłopi nie byli też jeszcze niczyimi niewolnikami, lecz ludźmi wolnymi. Kres autentycznie polskiej i libertariańskiej myśli społecznej, wyrażonej w instytucjach lokalnego i niezależnego sądownictwa, autonomii względem władzy centralnej oraz swobodnym dysponowaniu ciałem i mieniem, przyniosły idee odrodzenia. Polscy (i europejscy) humaniści byli zachwyceni prawem rzymskim, które m.in. za sprawą upadku Konstantynopola rozprzestrzeniało się po Europie niczym szarańcza. Zgodnie z bizantyjską wykładnią, państwo posiadało absolutne pierwszeństwo względem wszystkich, w tym i Kościoła. Prawo rzymskie zostało skrupulatnie wykorzystane przez szlachtę, która przy pomocy swoich ideologów po kolei ubezwłasnowolniła wszystkie inne stany: wpierw pospólstwo, potem mieszczan i duchowieństwo, a na końcu króla.

Republikanizm, jako warcholstwo Pierwszy rzut polskich republikanów zapewnił szlachcie bezapelacyjną dominację. Odurzona władzą popadła w większości w warcholstwo. Zakłopotani tym faktem Polacy do dziś zwykli tłumaczyć to zjawisko rzekomą zbytnią „wolnością” i „anarchią”. Ludzie kochani – pytam – kto był w tym kraju wolny?! Nikt oprócz bandy nierobów, którzy uważali się za urodzonych do panowania. 90% ludności nie miało prawa decydować o swoim miejscu zamieszkania, pracowało na cudze utrzymanie, musiało zaopatrywać się we wszystko u swoich panów i żyło pozbawione wszelkich praw politycznych, a mniej i bardziej poważni ludzie wciąż forsują tezę o „polskiej anarchii”. Jakim, u licha, prawem? Czy gdyby strażnicy w łagrze nie mogli się dogadać co do tego, kto ma trzymać wartę, kto ma spać, a kto mordować więźniów – czy wtedy również mówilibyśmy, że strażnicy i więźniowie kierują się zasadami „złotej wolności” albo że żyją w „anarchii”? Starannie przemilczanym faktem okresu Rzeczypospolitej było masowe zbiegostwo chłopów na Polesie oraz ziemie ukraińskie, a następnie także w innych kierunkach. W tym kontekście bardzo często wskazuje się na fakt, że do Polski uciekali chłopi z Prus, lecz nawet względnie lepsze warunki bytu chłopów w Polsce nie przeczą przecież ich fatalnemu położeniu. W Europie w XVII i XVIII wieku chłopom prawie nigdzie nie wiodło się dobrze, dlatego w XIX wieku wszyscy zaczęli masowo uciekać do Ameryki. Z tego też powodu rewolucje przybrały tak krwawy charakter. Współcześnie ideolodzy republikanizmu, próbując pogodzić rzekomo wzniosłe idee szlachty ze spektakularnym upadkiem Rzeczypospolitej, starają się wskazywać na stopniowe odejście od republikanizmu w kluczowych momentach historii. Jednakże los Rzeczypospolitej został wyznaczony właśnie przez do głębi chorą ideę republiki, która oznaczała centralizację władzy i przekreślenie swobód, którymi cieszyło się wcześniej społeczeństwo. Szlachecki republikanizm stanowczo zwalczał chociażby takie osoby jak siedemnastowieczny libertarianin Jan Ludwik Wolzogen, którego skazano na banicję.

Idee nie są narodowe Jak już wspomniałem, republikanizm jest podszyty przede wszystkim niechęcią do wolnego rynku i liberalizmu. Tak jak w wypadku mesjanizmu, naczelnym zamiarem polskich republikanów jest wykształcenie autentycznie polskiej idei politycznej. Klasyczny liberalizm i libertarianizm stanowią dla nich wykwit myśli anglosaskiej, co służy im za kiepski pretekst do odrzucenia ich w całości. Jeśli więc w tym wszystkim chodzi o nazwę oraz o kwestie narodowe, wówczas proponuję, aby porzucić wreszcie republikanizm i pochować go wraz z sarmatyzmem, a zamiast niego zainteresować się licznymi libertariańskimi wątkami obecnymi w prawie i życiu społecznym Polski doby średniowiecza. Możemy to nazwać nawet polonizmem albo antyliberalizmem – wszystko jedno; zacznijmy jednak wreszcie zauważać geniusz tkwiący w rozwiązaniach społecznych, które ujawniły się w pełni przed podbojem Piastów oraz w okresie rozbicia dzielnicowego. Ponieważ współcześni zwolennicy sarmatyzmu zdominowali dyskusję o dawnej Polsce swoimi republikańskimi mrzonkami, rzadko kiedy wspomina się o tym, iż Polacy posługiwali się kiedyś prywatnym sądownictwem, udzielali regionom autonomii i zwolnień, przyznawali immunitety, skutecznie blokowali rozrost władzy centralnej i nikt nie śmiał jeszcze opowiadać żadnych bredni o Sarmatach.

Republikanizm żyje, niestety Niestety, tradycja republikańska – czyli tradycja silnego, scentralizowanego państwa, krępującego wolność obywateli do granic wytrzymałości – jest w Polsce żywa do dziś. To nie przypadek, że środowiska krzewiące dziś republikanizm prawie bez wyjątku utrzymują się z państwowych dotacji. Duch sarmackiej republiki ciąży nieustannie nad Polską, przejawiając się w postaci powszechnego dążenia do załapania się do kasty ludzi żyjących z udzielonych przez państwo przywilejów, którzy na dodatek pomstują na mieszczańską wolną przedsiębiorczość. Współcześni republikanie nawet w dzisiejszej Polsce doszukują się triumfu zasad wolnego rynku i liberalizmu, co zakrawa już nawet nie na kpinę, ale na zwykłą bezczelność. Woziński

Postkomunizm i postsolidarność Istniejący w Polsce podział polityczny przestaje być, wbrew pozorom, głównie smoleński. To podział na zwolenników systemu III RP i tych, którzy domagają się zmiany. W znacznej części staje się tożsamy ze starym podziałem na postkomunizm i postsolidarność. Ocena okoliczności, w jakich doszło do katastrofy, sposób wyjaśnienia jej przez rząd i gra Donalda Tuska wraz ze stroną rosyjską wokół uroczystości w Katyniu w 2010 r. są zasadniczym źródłem konfliktu. Nie ma w tym nic dziwnego. Smoleńsk niesie taki bagaż doświadczeń dla wspólnoty, że musi bulwersować. To nie tylko skandaliczny sposób prowadzenia śledztwa, ale też stawiane publicznie pytanie, czy premier dopuścił się zdrady stanu. To także pogwałcone podstawowe w zachodniej cywilizacji prawa człowieka do godnego pochówku i szacunku dla zmarłych. Wobec ciągłych drastycznych informacji rząd i jego obrońcy nie mają wyboru – muszą je jakoś zagadać, powtarzają więc: „Polacy, nic się nie stało”, „Wszystkie fakty są znane”, „Dość tego Smoleńska”. Ale od czasu do czasu pojawia się zawołanie, by „patrzeć w przyszłość” – znane z lat 90., gdy Aleksander Kwaśniewski wygrywał prezydenturę.

Podział ten sam To ostatnie podobieństwo pojawia się nieprzypadkowo. Chodzi o utrzymanie władzy przez te same elity, co wówczas. Te same chwyty o „nienawistnych oczach Macierewicza”, „ciemnogrodzie” czy „dzieleniu Polaków” przerabialiśmy przez lata III RP, gdy próbowano przeprowadzić lustrację czy dekomunizację. Ten sam poziom histerii i skojarzeń płynął z tych samych dokładnie ośrodków opiniotwórczych, z tych samych ust opłacanych przez system pracowników mediów, formułowany przez tych samych prawników, filozofów, analityków. Dziś każą oni Polakom porzucić wątpliwości dotyczące Smoleńska, tak jak poprzednio kazali pogardzać dążeniem do ujawnienia związków z komunistycznymi służbami specjalnymi przedstawicieli elit III RP. Podział smoleński nakłada się na podział lustracyjny, na stosunek do pamiętnej „nocy teczek” czy rządu Olszewskiego, na stosunek do III RP i projektu IV RP. I przywraca podział, który zdążył już być uznany za nieaktualny. Mam na myśli opisany przez prof. Mirosławę Grabowską w wydanej w 2004 r. książce „Podział postkomunistyczny. Społeczne podstawy polityki w Polsce po 1989 r.” rozłam dzielący tradycję postkomunistyczną od postsolidarnościowej. Ten podział miało zniwelować rozpętanie konfliktu między PO i PiS po wyborach w 2005 r. Doraźnie konflikt ów miał zatrzymać przepływ elektoratu PO do zwycięskiego wówczas PiS, a długofalowo – zastopować możliwość sanacji państwa. Po obydwu stronach konfliktu stały partie odnoszące się do tradycji solidarnościowej, opowiadające się i za lustracją, i za likwidacją pozostałości PRL. Przegrana postkomunistyczna lewica i odchodzący z polityki Aleksander Kwaśniewski byli dowodami, że ich elektorat przestał być silny, że podział odnosi się do przeszłości. Miał go zastąpić wykreowany na użytek PO podział na „straszliwy PiS” i „europejską PO”. W efekcie rozhuśtane świadomie przez propagandystów partyjnych emocje zaprocentowały, paliwo antypis dało dwukrotne zwycięstwo partii Tuska. Mogliśmy usłyszeć: to już koniec historii, nastała era postpolityki – bez wielkich idei, za to z oczekiwaniem świętego spokoju. Związki wywodzące się z komunizmu przestały mieć znaczenie, podobnie jak Solidarność i Sierpień. Rządząca PO kreowana była na partię prawicową i postsolidarnościową.

PO jak Postkomuna Nic bardziej złudnego. System III RP odsłonił się przy okazji afery Rywina. Zblatowanie części elit solidarnościowych z dawnymi kacykami PZPR to jeden z wątków, jaki dotarł wtedy do Polaków. W równie szokujący sposób system III RP odsłonił się przy okazji katastrofy w Smoleńsku. Zobaczyliśmy, że poprawnie działające państwo to fikcja. Oto rząd wysyła komunistycznego agenta służb PRL, by ten z ramienia MSZ i ambasady polskiej w Moskwie organizował wizytę prezydenta. Symboli jest więcej – uroczysty pogrzeb z wojskową asystą i honorami członka WRON, współautora stanu wojennego, gen. Floriana Siwickiego. W praktyce władza działa całkiem konkretnie – dzięki współpracy z postkomunistycznym układem PO może nieprzerwanie rządzić Gdańskiem. Najnowszym symbolem tego zblatowania PO z dawnymi ludźmi PZPR jest koalicja z SLD w TVP. Sławomir Zieliński z karierą w radiokomitecie sięgającą stanu wojennego, który zniknął z Woronicza po aferze Rywina, wraz z Robertem Kwiatkowskim, właśnie wrócił jako dyrektor programowy telewizji. Stan państwa przypomina porywinowy schyłek rządów SLD. Buta władzy jest ta sama i afery podobne. Tylko tuszowanie bardziej profesjonalne, także dzięki dużo sprawniejszej kontroli przekazu medialnego. Zegarki Sławomira Nowaka nie mogą świadczyć o podejrzeniu korupcji, to niewinny zwyczaj wymieniania się drogimi przedmiotami z przyjacielem. Andrzej Pęczak z SLD i Marek Dochnal pewnie plują sobie w brodę, że przed laty na to nie wpadli.

Klimat do zmian To podobieństwo stylu i klimatu do schyłku rządów SLD sprawia, że film „Układ zamknięty” robi taką furorę. Na nic zapewnienia twórców, że to opis rzeczywistości z 2003 r., z czasów rządów Leszka Millera. W powszechnym odczuciu film opisuje tu i teraz. Zresztą jasnym postscriptum jest tu sprawa uniewinnienia byłej posłanki PO Beaty Sawickiej – wbrew wszelkim zasadom logiki i przyzwoitości układ w majestacie państwa chroni swoich.

Wybory uzupełniające do senatu w Rybniku, a wcześniej referendum w Elblągu pokazały zdecydowanie wyborców w ocenie rządzących. Gremialne „nie” usłyszała zresztą nie tylko PO. Na razie sondaże pokazują, że połowa głosujących wciąż wybiera partie systemu. PiS musi teraz przekonać Polaków, że może być faktycznie motorem odbudowy państwa. Może powalczyć o pulę głosów, które w 2005 r. padły na PO–PiS. Klimat po temu właśnie zaczyna się ujawniać.

Joanna Lichocka

05/05/2013 Był Marszałek dla Becka wszystkim - źródłem wszelkich praw, światopoglądem, nawet religią. Nie było, nie mogło być żadnej dyskusji w sprawach, w których Marszałek, kiedykolwiek wypowiadał swój sąd”- tak pisał o podległości Józefa Becka - wobec Józefa Piłsudskiego - historyk piłsudczykowski- Władysław Pobóg- Malinowski. A w tym czasie Adolf Hitler mawiał:” Dajcie mi polską piechotę, a zdobędę cały świat”.. Dlaczego o tym wspominam? Bo kończę właśnie czytać książkę wydaną w 2012 roku, a noszącą tytuł:” Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Radziecki ”napisaną przez pana Piotra Zychowicza, który” w swoich koncepcjach nawiązuje do idei Józefa Mickiewicza, Władysława Studnickiego, Stanisława Cata- Mickiewicza oraz Adolfa Bocheńskiego”. Rzecz na pewno ciekawa- i nie analizowana przez ostatnich sześćdziesiąt lat, chociaż warta rozważenia.. I dzięki za to autorowi.. Dzisiaj jesteśmy o wiele mądrzejsi niż w roku 1939.. Ale Władysław Studnicki był mądry już w roku 1939.. Prognozował samotność Polski wobec zbliżającej się wojny, porzucenia nas przez aliantów i nie dotrzymania zobowiązań. I tak się stało.. Jego artykuły konfiskowano- w wolnej sanacyjnej II Rzeczpospolitej.. Komuna w 1951 roku wycofała jego książki w bibliotek.. A to on miał rację w sprawach Polski w roku 1939.. Bo nasze” elity” nie myślały kategoriami polskiej racji stanu. Karmiły się mrzonkami i karmiły mrzonkami naród, który oszukiwany propagandą wierzył, że Wielka Brytania i Francja przyjdzie nam z pomocą już 3 września.. Stalin odczekał czternaście dni, od czasu wejścia do wojny z Hitlerem Anglii i FRancji- i spokojnie wkroczył na terytorium II Rzeczpospolitej. Dwa potwory rozebrały Polskę, dzięki szaleńczej polityce pułkownika Becka, nie tylko zagranicznej- bo sanacja prowadziła socjalistyczną politykę gospodarczą., która wcześniej czy później skończyłaby się katastrofą. Autor analizuje sytuację Polski na chłodno.. Niemcy chcą z nami uderzyć na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.. Potrzebują Polaków w tym dziele. Goring przyjeżdża do Białowieży i spotyka się z Mościckim.. Plany Hitlera są jasne i proste.. A jaki wybór ma Polska? Po Rapallo- rok 1922- zbroją się Niemcy i zbroi się Rosja.. W roku 1933 dochodzi do władzy narodowy socjalista- Adolf Hitler.. Traktuje Polskę i Polaków poważnie- chce naszego uczestnictwa w wyprawie na Wschód.. Polacy propozycję odrzucają- chce nas dozbroić i unowocześnić..40 pułków owsianej armii szykowanej do walki na wschodzie. Polacy mają wybór: dobrze uzbrojona armia niemiecka najlepsza w tedy na świecie, armia radziecka słaba- co pokazała wojna z Finami w roku 1939.. Współcześni pisali, że odnosiło się wrażenie w tej wojnie, że sowieci pchali swoich żołnierzy na zatracenie, licząc , że Finom zabraknie amunicji w strzelaniu.. Najlepszy snajper fiński zastrzelił 700 (!!!!)sowieckich żołnierzy pchanych pod lufy karabinów.. Do pijanych żołnierzy Finowie strzelali jak do kaczek..

Armia sowiecka była słaba, po czystkach stalinowskich na szczeblach dowódczych, słabo uzbrojona, a karabiny żołnierze nosili na sznurkach.. W 1939 roku była to armia w słabej kondycji.. 80 dywizji niemieckich i 40 polskich – i nienawiść narodów sowieckich do władzy sowieckiej- spowodowałoby zupełną klęskę Stalina.. W 1941 już była lepiej dozbrojona, ale przed armią niemiecką uciekała aż pod Moskwę- żołnierze poddawali się Hitlerowi setkami tysięcy.. Wielu nie nawiedziło władzy sowieckiej.. Powstawały zresztą formacje złożone z byłych żołnierzy sowieckich.. W ówczesnych warunkach Niemcy z Polakami z pewnością pokonaliby bolszewików.. nie byłoby okupacji niemieckiej i sowieckiej- na pewno nie zginałoby wielu obywateli polskich w liczbie sześć milionów, w tym obywateli pochodzenia żydowskiego.. Nie byłoby obozów i krematoriów, bo sprzymierzeńcy Hitlera- jak pokazała Historia- nie wydawali tak łatwo swoich obywateli.. W każdym razie szło to z wielkimi oporami.. W Bułgarii czy na Węgrzech. .Kraj nie byłby zniszczony. .Nie byłoby akcji „Burza” i być może Powstania Warszawskiego.. Nie byłoby wywózki naszych obywateli na Syberię.. Nie wzięlibyśmy na siebie olbrzymiego uderzenia armii niemieckiej, ku radości zachodnich aliantów.. Całe uderzenie poszłoby na Wschód.. A co by się potem mogło zdarzyć? Ano różne rzeczy.. Jak Hitler na Wschodzie prowadziłby taką politykę wobec narodów podbitych przez bolszewików, jak prowadził– to zaczęłyby się powstania.. Przecież po stronie Hitlera była Bułgaria, Litwa, Węgry, Włochy, Francja- i nikt im tego dzisiaj nie wypomina. Polsce też by nie wypominano, gdyby w odpowiednim momencie zdarzeń wojennych zamieniła sojusze.. To jest właśnie realna polityka, a nie polityka romantyczna.. Na wojnie nie ma miejsca na romantyzm- jest miejsce na rzeczowe planowanie i analizowanie sytuacji. Skoro Polska nie chciała się zgodzić na plany Hitlera, żeby uderzyć na Sowiety, to Hitler szybko podpisał porozumienie z Sowietami i Polskę rozebrał. A na nich uderzył w roku 1941.. Alianci nie kiwnęli palcem w roku 1939- tak jak nas oddali Sowietom w roku 1943.. Oni się nie patyczkowali z nami, a mielibyśmy się patyczkować z nimi? W naszym interesie było bronić w tamtych warunkach naszego interesu narodowego polskiej racji stanu.. A polską racją stanu było ratowanie narodu i państwa.. Sojusz z Hitlerem był takim rozwiązaniem w tamtym momencie- podkreślam.. W tamtym momencie historycznym.. Przyjęliśmy uderzenie bardzo silnej armii Adolfa Hitlera w interesie Aliantów, a nie w swoim.. Beck wysłużył się aliantom, robiąc przysługę Armii Czerwonej.. Historycy powinni zbadać jego powiązania z masonerią- jakiego rytu.. Francuzi go nie lubili, więc był prawdopodobnie związany z masonerią angielską… Cała ta piłsudczykowska klika to ludzie masonerii. Rydz – Śmigły,Julian Stachiewicz, ,Wieniawa- Długoszowski, , Roman Górecki, Mieczysław Norwid-Neugebauer, Tadeusz KAsprzycki, Walery Sławek, Franciszek Sokal, Witold Jodko- Narkiewicz, Tytus Filipowicz,, Kazimierz Świtalski, Aleksander Prystor, Ignacy Matuszewski,, Wacław Grzybowiski, Stanisław Kętrzyński, Adam Koc, Jan Dębisk, Aleksander Skrzyński, Juliusz Łukasiewicz, Roman Knoll, Stanisław Patek, August Zaleski. Karol Romer, Karol Bader , Sprawa przynależności Józefa Becka do masonerii angielskiej by wiele wyjaśniło, jeśli chodzi o jego decyzję.. Żeby Polska przyjęła to piekielne uderzenie armii niemieckiej.. A nie alianci.. Bardzo dobrze obmyślone w swoim interesie.. Co by się mogło wydarzyć potem? A to potem byśmy decydowali w zależności od sytuacji, jaka by się utworzyła po zwycięstwie Hitlera na Sowietami.. Jeszcze była Japonia i Stany Zjednoczone.. Francję Hitler pokonał beż żadnego problemu.. Japonia dostałaby swoje.. Wszystko zależałoby od tego kto pierwszy znajdzie się w posiadaniu bomby atomowej.. Czy Niemcy, czy Amerykanie.. Związku Sowieckiego by nie było, więc nie miałby bomby atomowej.. Polecam książkę” Pakt Ribbentrop- Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki..” Jest to lektura dla ludzi myślących i umiejących wyciągać wnioski.. Na pewno wielkim błędem było przyjęcie pierwszego uderzania Armii Niemieckiej.. Odpowiedzialny jest za to osobiście Józef Beck.. Wierny z najwierniejszych – Józefa Piłsudskiego.. WJR

Po „tysiączku” na rząd Tuska

1. Po ostatniej konferencji prasowej premiera Tuska i ministra Rostowskiego, na której ten ostatni poinformował, że podwyższone stawki VAT w naszym kraju, będą obowiązywały co najmniej do roku 2016, mimo osłony medialnej nad tym rządem, pojawiło się w przestrzeni publicznej sporo bardzo krytycznych komentarzy na ten temat. Ludzi dodatkowo zbulwersował sposób w jaki ta informacja została przekazana, obydwaj panowie byli wyraźnie rozbawieni. Minister Rostowski mówił z uśmiechem „że z obniżeniem stawek VAT, musimy poczekać na lepsze czasy”. Z kolei premier Tusk nawet pozwolił sobie na żart, że obniżka stawek podatku VAT, byłaby możliwa przy odwołaniu ministra Rostowskiego ale ponieważ miał on właśnie urodziny to w takie święto, szef rządu, nie będzie mu robił przykrości.

2. Przypomnijmy tylko, że podwyżkę stawek podatku VAT o 1 punkt procentowy z 7% na 8%, z 22% na 23% i o 2 punkty procentowe dla nieprzetworzonych produktów rolnych z 3 do 5%, rządząca koalicja Platforma -PSL wprowadziła w grudniu 2010 roku w ustawie okołobudżetowej na rok 2011 na 3 lata czyli do 2013 roku włącznie. Zgodnie z dodatkowymi zapisami stawki VAT miały wrócić do poprzedniego poziomu czyli odpowiednio do 3, 7 i 22% od 1 stycznia 2014 roku, pod warunkiem, że relacja długu publicznego do PKB mierzona metodą krajową nie przekroczy 55%. Wstępnie już wiemy, że relacja ta wyniosła niewiele ponad 53%, a mimo tego w aktualizacji Programu Konwergencji przygotowywanego dla Komisji Europejskiej, minister Rostowski zapisał, że w kolejnych latach stawki VAT pozostaną na niezmienionym poziomie.

3. Podwyżka stawek podatku VAT zdecydowanie mocniej dotknęła rodziny mniej zamożne, bo one z reguły wydają całość swoich miesięcznych dochodów, a kupowanie dóbr i usług jest objęte podatkiem VAT. Rodziny zamożniejsze część swoich dochodów oszczędzają i od tej zaoszczędzonej części, podatku VAT nie płacą. Właśnie dlatego VAT jest uważany za podatek dotyczący przede wszystkim ludzi niezamożnych i podwyżka jego stawek najsilniej uderza w słabsze ekonomicznie grupy społeczne, a w Polsce oznacza to większość społeczeństwa. Dlatego właśnie przywódcom Platformy, tak łatwo było odstąpić od obietnicy powrotu do starych stawek podatkowych, bo te podwyższone w większym stopniu obciążają przecież nie jej wyborców.

4. Jak policzyli dziennikarze wczorajszego wydania gazety „Fakt” każdego mieszkańca naszego kraju (od tego w kołysce po najstarszego), podwyższone stawki VAT kosztują rocznie dodatkowo 176 zł. Rzeczywiście minister Rostowski podwyższając stawki tego podatku w 2010 roku w uzasadnieniu zmian w projekcie ustawy napisał ,że spodziewa się z tego tytułu dodatkowych dochodów budżetowych w wysokości około 5,5 mld zł. Dzieląc tę kwotę przez blisko 37,4 mln konsumentów w Polsce otrzymamy średnio po sto kilkadziesiąt złotych na każdego mieszkańca naszego, przy czym w rzeczywistości, rozkład tych obciążeń zależy od wielkości naszych rocznych wydatków i ich struktury (ile wydajemy na produkty opodatkowane stawką 5% ile na produkty i usługi opodatkowane stawką 8% i ile wreszcie na te opodatkowane stawką 23%). Przez pierwsze 3 lata obowiązywania podwyższonych stawek VAT (2011-2013) każdy nas dołożył w związku z tym do funkcjonowania rządu Tuska średnio po 528 zł, po ostatnim komunikacie rządu informującym o przedłużeniu obowiązywania podwyższonych stawek VAT do roku 2016 włącznie, każdego z konsumentów będzie to kosztowało średnio kolejne 528 zł. A więc tylko z tytułu podwyższonego podatku VAT dołożymy do rządu Tuska przynajmniej po „tysiączku”, a to przecież nie ostatnie słowo tej ekipy. W lipcu wchodzi nowa ustawa śmieciowa i już wiadomo, że będzie kosztowała Polaków dodatkowo naprawdę duże pieniądze. Kuźmiuk

Orzeł z czekolady Nasi Umiłowani Przywódcy wprost wychodzą z siebie, żeby przychylić nam nieba. Jeszcze nie nacieszyliśmy się podmianką, jaką premieru Tusku przykazano uczynić w rządzie, a tu już narodowe łachotki urządza pan prezydent - oczywiście przy wydatnej współpracy żydowskiej gazety dla Polaków i III programu państwowego radia. „Polaku nie bądź ponury! Rozwiń skrzydła, dziób do góry!” Takie ulotki zrzucają helikoptery nad największymi miastami naszego nieszczęśliwego kraju, prawdopodobnie fotografując przy tym przedstawicieli tubylczej ludności, która miała je zbierać i dostarczać do punktów sku..., to znaczy pardon - nie do żadnych „punktów skupu”, tylko do specjalnych punktów, w których za 20 ulotek można było dostać upominek, na przykład - makagigi, albo fotografię Umiłowanego Przywódcy i inne pamiątki. A fotografie - to na wszelki wypadek, bo organizatorzy narodowych łachotek ostrzegli wszystkich ponuraków, że jak tylko spróbują dworować z łachotkowych inicjatyw, to czeka ich proces przed niezawisłym sądem, czyli - „surowa ręka sprawiedliwości ludowej”. W tym celu ponuraków trzeba przynajmniej zidentyfikować, bo praworządność - d’abord! No dobrze - ale dlaczego Polacy mają podnosić do góry tylko „dziób”, a nie, dajmy na to - ręce? Ręce do góry - czyż to nie jest najlepszy program na dzisiejsze czasy? Zanim jednak przejdziemy do smakowitych opisów narodowych łachotek, wróćmy do podmianki w wykonaniu premiera Tuska. Chodzi oczywiście o męczeństwo Jarosława Gowina, który dopuścił się świętokradztwa, oskarżając niemieckich naukowców o eksperymentowanie na ludzkich embrionach, które w tym celu mieli importować z zagranicy, m.in. z Polski. Mimo wyjaśnień, jakich minister Gowin udzielił zaniepokojonemu premieru Tusku w otoczeniu Rady Ministrów, nie dostąpił przebaczenia i musiał pożegnać się z ministerialną posadą, którą następnie zajął Marek Biernacki, były minister spraw wewnętrznych. Jest to już drugi minister, który do rządu premiera Tuska przychodzi po odbyciu stażu w resorcie spraw wewnętrznych, co skłania oczywiście do snucia różnych analogii. Jedni przypominają czasy Stanisława Augusta, który też odwoływał i powoływał dygnitarzy według życzeń ambasadora Stackelberga, a znowu inni - rząd premiera Marka Belki, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, a który rządził sobie jak gdyby nigdy nic. Warto przypomnieć, że ten sierocy rząd premiera Belki utworzony został w następstwie dekompozycji w łonie „grupy trzymającej władzę” która z kolei była następstwem korupcyjnej propozycji, jaką Lew Rywin złożył był redaktoru Adamu Michniku. Burza w szklance wody była tak potężna, że bezpieczniacy musieli przejść na ręczne sterowanie państwem - skąd dla żuka jest nauka, że te wszystkie parlamentarne zaplecza wcale nie są do rządzenia państwem konieczne, że tych wszystkich Umiłowanych Przywódców nasi okupanci trzymają, żeby było ładniej i żeby „młodzi, wykształceni z wielkich miast” myśleli, że naprawdę są suwerenami. Więc i narodowe łachotki, jakie pan prezydent przy współpracy żydowskiej gazety dla Polaków i III programu państwowego radia urządził mniej wartościowej ludności tubylczej w ramach „dnia flagi” też nasuwają pewne analogie. Zwłaszcza dwumetrowy orzeł z czekolady, jaki pojawił się przed Pałacem Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. To alegoria naszego państwa; niby ma wszystko, co orzeł prawdziwy: skrzydła, dziób, i szpony - ale nie lata. Zresztą nie tylko to nasuwa skojarzenia z III Rzeczpospolitą. Okoliczność, że orzeł został wykonany z czekolady wskazuje, że jak tylko skończy się świąteczna galówka, zostanie niezwłocznie rozszarpany na sztuki i zjedzony. „Nie są podobni do mularzy, którzy mur wznoszą w wielkim trudzie. Tu się pomocnik nie nadarzy; sami se zżują, dobrzy ludzie!” - prorokował jeszcze w Średniowieczu francuski poeta Franciszek Villon. Ciekaw jestem, jaka hierarchia znajdzie zastosowanie przy tej konsumpcji, jaka będzie „kolejność dziobania”. Czy zostaną zachowane pozory i orzeł będzie zjadany według oficjalnej hierarchii konstytucyjnej, a więc - najpierw pan prezydent z małżonką, potem pani marszalica Kopaczowa, potem premier Tusk - i tak dalej - aż do dygnitarza najdrobniejszego płazu - czy też najpierw do konsumowania orła przystąpi najważniejszy ubecki generał, potem inni generałowie, potem pułkownicy i tak dalej - a na końcu oficerowie prowadzący przyprowadzą dygnitarzy, że tak powiem - konstytucyjnych. Wiadomo przecież, że nasi Umiłowani Przywódcy rozszarpują i doją Rzeczpospolitą, aż miło popatrzeć, więc pomysł z rozbieraniem i zjadaniem orła w ramach narodowych łachotek musiał nasunąć się im niejako automatycznie. Ciekawa rzecz, że podobną sytuację opisał jeszcze XVIII wieku pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki w bajce o jagnięciu przydybanym w lesie przez wilki. Kiedy próbowały je rozszarpać i zjeść „z marszu”, rezolutne jagnię zwróciło im uwagę na bezpodstawność ich postępowania. Wilki się tedy zreflektowały i przedstawiły jagnięciu trzy powody, dla których zaraz je rozszarpią i zjedzą: „smacznyś, słaby i w lesie. Zjedli niezabawem” - zakończył pozbawiony złudzeń ksiądz biskup. Nie można zatem wykluczyć, że narodowe łachotki z czekoladowym orłem mają również cel pedagogiczny w postaci przygotowania naszego mniej wartościowego narodu tubylczego na scenariusz rozbiorowy. Orzeł symbolizuje państwo, więc sporządzenie go ze smacznej czekolady wyczerpuje jeden z powodów opisanych w bajce księdza biskupa. Orzeł z czekolady ma wprawdzie skrzydła - ale nimi nie macha, ma szpony - ale nimi nie drapie, ma dziób - ale nim nie dziobie - zatem jest to orzeł słaby. A kiedy już do jego rozszarpywania przystąpi tłum uszeregowany - wszystko jedno - według hierarchii konstytucyjnej, czy rzeczywistej, nawet najmniej spostrzegawczy obserwator zrozumie, co znaczy; „w lesie”. Uczestnictwo w przedsięwzięciu żydowskiej gazety dla Polaków jest dodatkową poszlaką skłaniającą do najdalej idących podejrzeń. Zresztą cóż innego mogliby sobie pomyśleć uczestnicy pierwszomajowej manifestacji, słuchający przemówienia przywódcy SLD Leszka Millera? Okazało się, że przemawiał przy pomocy suflera; co mu sufler podszepnął, to Leszek Miller głośno powtarzał. Dobrze to świadczy o szczerości Leszka Millera w porównaniu do innych Umiłowanych Przywódców, a w dodatku ta ostentacja w korzystaniu z suflera rzuca snop jaskrawego światła na tubylczą polityczną scenę. Nie tylko mamy tu suflerów, ale również - reżysera, który to wszystko aranżuje i reżyseruje, a przede wszystkim - producenta całego tego widowiska, który liczy na profit z tej inwestycji. SM

06/05/2013 14 lipca 1996 roku - Synod Generalny Kościoła Anglikańskiego ustalił przez głosowanie, że….. piekło nie istnieje(????) Czego to nie można zrobić przez głosowanie… Skoro piekło nie istnieje w głosowaniu większościowym – hulaj dusza.. Właśnie! A dusza? Synod Generalny Kościoła Anglikańskiego powinien zająć się duszą.. Przegłosować, że nie istnieje.. I jest śmiertelna.. I jeszcze przegłosować, że Synod Generalny Kościoła Anglikańskiego jest śmiertelny.. Ale pozostało jeszcze niebo i czyściec.. Wszystkie dusze do nieba.. Bo o czyśćcu też jakoś mniej.. Ale będzie tłok w niebie.. I będziemy się wzajemnie oglądać- kaci z ofiarami.. Na tym to wszystko polega, że ludzie źli do piekła- a dobrzy- do nieba.. Decydują uczynki dobre i złe. Ale zawsze można powołać Radę Dobrych i Złych Uczynków.. Najlepiej samych dobrych.. Ale jak tak dalej pójdzie będziemy żyli w prawie szariatu(???) W listopadzie ubiegłego roku w dwóch głównych dystryktach Brukseli- weszli do rad miejskich Muzułmanie i zapowiedzieli, że jak najszybciej zaczną wprowadzać w Belgii prawa szariatu oraz przekształcą Belgię w kraj islamski.(!!!!) Tak będzie dla Belgii najlepiej- tym bardziej, że w nadchodzących wyborach euro w 2014 roku- Islamiści liczą na wielki sukces.. Z cywilizacji łacińsko- chrześcijańskiej pozostało już tylko gruzowisko, więc będą mieli ułatwione zadanie.. No i istnieje demokracja większościowa.. Żeby coś przegłosować- trzeba mieć większość.. Demografia jest po ich stronie.. Kościoły poprzerabia się na meczety i magazyny.. Demokracja nigdy nie była elementem cywilizacji łacińskiej.. Celem ugrupowania jest wprowadzenie oficjalnego obchodzenia świąt islamskich, zapewnienie w szkolnych stołówkach posiłków halal oraz zalegalizowanie noszenia islamskich chust w miejscach publicznych. Wszystko spokojnie i pomału.. Krok po kroku, step by step, passo en passo.. Metodycznie i systematycznie, przy pomocy demokracji większościowej.. Demografia jest po ich stronie.. Jak osiągną większość. Szacuje się, że w roku 2050 w Europie będzie 20% Muzułmanów.. Krok po kroku, step by step,. Passo en passo.. W takiej Wielkiej kiedyś Brytanii zalecono bibliotekarzom przekładanie Koranu na najwyższe półki, by nie „obrażać” wyznawców Allacha, którzy twierdzili, że ich Koran musi stać wyżej niż wszystkie inne książki. W Szkocji zalecano nauczycielom unikania tematu holocaustu w klasach, gdzie dużą część uczniów stanowiły dzieci islamskie. Podczas ramadanu- islamskiego miesiąca postu od świtu do zmierzchu- usunięto maszyny z napojami słodyczami z korytarzy, a pracownikom służby zdrowia zakazano spożywania posiłków tak, by byli widoczni- i tym samym drażnili Muzułmanów.(???) Czy to nie piękne poszanowanie mniejszości? Czy Muzułmanie za 100 lat, jak nie wcześniej ,będą szanować mniejszość chrześcijańską, która jeszcze w Europie stanowi większość, przynajmniej jest wychowana w zanikających zasadach chrześcijańskich? W Wielkiej kiedyś Brytanii, psy policyjne przeszukujące mieszkania Muzułmanów mają specjalne obuwie na łapach- by jako zwierzęta „nieczyste” nie” obrażały Muzułmanów..(???) W całej Europie rosną meczety, których ściany pokryte są wezwaniami do dżihadu, świętej wojny z niewiernymi.. Czy to nie jest podżeganie do wojny? Oni już Europę widzą jako kalifat! A mają wsparcie ze strony Unii Europejskiej, sił „postępu’ i wszelkiej lewackiej swołoczy, dla której cywilizacja łacińska była, jest i będzie- solą w oku. I tę cywilizację wykończą. Tylko patrzeć.. Jak zapanuje szariat.. Także w listopadzie Roku Pańskiego 2012 w miasteczku Kokkedal- w radzie miejskiej większość zdobyli Muzułmanie i od razu zadecydowali, że tego roku nie będzie w mieście choinki, która miała kosztować 5 tysięcy koron. To za dużo- tak zadecydowali demokratycznie Muzułmanie duńscy.. Ale 60 000 koron na obchody islamskiego święta ofiarowania- przeznaczyli(!!!!) To nie przeszkadzało.. I tak to będzie wyglądać wszędzie.. Krok po kroku, step by step, passo en passo.. Belgia jeszcze kilkadziesiąt lat temu była krajem katolickim.. Obecnie Chrześcijan jest 58%- reszta to niewierzący- Muzułmanów jest 3%.. Ale w samej Brukseli jest ich 25%.. Stolica Belgii ma największe skupisko Muzułmanów w Europie.. Przy tym ideologiczna walka z Chrześcijaństwem toczy się na pełnych obrotach, niech ktoś spróbuje walczyć z Islamem.. Wszystko to pod pretekstem walki o prawa mniejszości.. Przybyli do Europy jako goście, a będą w przyszłości narzucać Europie swoje zasady.. Nie ma na razie Izabeli i Ferdynanda.. Plenią się Muzułmanie.. Boże Narodzenie, Wielkanoc, Wszystkich Świętych- zakazane są w belgijskich szkołach francuskojęzycznych połowy kraju(???) Z podręczników zniknęły już dawno, teraz mają zniknąć z kalendarzy.. I w ogóle z języka.. Czas zlikwidować w ogóle Kalendarz Gregoriański.. Zastąpić go muzułmańskim.. Teraz Belgowie mają: ferie zimowe, ferie jesienne, ferie dla rozrywki_ zamiast karnawału- i wakacje wiosenne.. Nie ma Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Wszystkich Świętych. W ubiegłym roku w Brukseli, zamiast tradycyjnej choinki bożonarodzeniowej., stanęła ogromna konstrukcja świetlna złożona z ekranów telewizyjnych, zwana- drzewkiem zimowym.. mieszkańcy byli oburzeni- ale co z tego.. Rzecz stała się metodą faktów dokonanych.. Mogą się oburzać, a postęp będzie postępował.. Wrogowie chrześcijaństwa będą je likwidować.. Taki mają cel.. wszystkie religie- byle nie Chrześcijaństwo.. Jak tak dalej pójdzie- Chrześcijaństwo będzie zakazane.. Muzułmanie będą nas palić na stosach- na razie po demokratycznej dobroci.. Przy pomocy swoich pomagierów, różnej maści lewicy- naturalnie wrogiej Chrześcijaństwu. Ciekawe jak ICH w przyszłości potraktują Muzułmanie.?. Chyba ich jakoś nagrodzą. Pomocników się nagradza z dobrą robotę.. To już nie są prawa dla określonych grup. To nie dość, że są przywileje, to jeszcze mniejszości narzucają swoje prawa większości.. To gdzie tu demokracja! To Muzułamanizacja.. Współcześni konkwistadorzy Muzułmańscy zalewają Europę.. Ojjjjjj.. Będzie się działo- jak twierdzi-„ Róbta Co Chceta” No i robią… Do końca świata i o jeden dzień dłużej… WJR

Prof. Rybiński: Politycy manipulują bezrobociem Stefczyk.info: bezrobotni zarejestrowani w urzędzie pracy mają tracić prawo do ubezpieczenia oraz prawo do rejestracji na dziewięć miesięcy po pierwszej odmowie przyjęcia pracy, jaką oferuje urząd. Takie zmiany opisuje "Gazeta Wyborcza", pracuje nad nimi resort pracy. O co chodzi w manipulowaniu regulacjami dot. bezrobotnych? Prof. Krzysztof Rybiński: Obserwujemy bardzo typowe zjawisko. Na całym świecie widać praktykę rządów - choćby w Hiszpanii, czy Wielkiej Brytanii, która sprawia, że w imię polepszenia statystyk zmienia się definicje bezrobocia. W wymienionych przeze mnie krajach doszło w ostatnich latach do kilkudziesięciu zmian definicji. Znakomita większość z nich, lub niemal wszystkie, zmniejszało stopę bezrobocia. Tylko nieliczne zwiększały. Tak samo było także w Stanach Zjednoczonych. Obecna miara bezrobocia sprawia, że wskaźnik ten znajduje się na poziomie 7,5 procent. Gdybyśmy przyjęli amerykańską definicję sprzed 50 lat to ten wskaźnik będzie dwucyfrowy.
Z czego wynikają te zmiany? Politycy mają naturalną skłonność do rewidowania definicji bezrobotnego tak, by liczba bezrobotnych spadała. Wtedy mogą się pochwalić, mogą zyskać na popularności.
Widać to i w Polsce. Jakie skutki może mieć ta zmiana poza wizerunkowymi? Uważam, że w polskich warunkach jest to krok w dobrą stronę. Osoba, która rejestruje się jako bezrobotna, ale odmawia przyjęcia pracy, powinna być traktowana i kwalifikowana inaczej niż ci, którzy nie mogą pracować. Osoba, która nie przyjmuje pracy, nie szuka aktywnie zatrudnienia. Bezrobotny natomiast to jest osoba, która chciałby podjąć pracę, ale nie może, ponieważ nie ma dla niej oferty. Jeśli oferta jest, a ona jej nie przyjmuje, to nie może być traktowana jako bezrobotna. Można dla takich ludzi stworzyć osobną kategorię. To nie są ci, którzy poszukują pracy.
Tylko czego? Może to są ludzie, którzy mają pracę na czarno, albo ktoś ich utrzymuje i nie chce im się pracować, a rejestrują się jedynie dla ubezpieczenia. Pomysł zmian, o których rozmawiamy mnie nie dziwi, ponieważ robi się tak wszędzie, ale akurat w Polsce uważam, że należy wprowadzić rozróżnienie na tych, którzy nie chcą pracować, bo im się nie chce oraz na tych, którzy pracować nie mogą. To nie jest zły pomysł.
Utrata praw po pierwszej odmowie nie jest zbyt restrykcyjnym zapisem? Mogą się przecież zdarzyć przypadki, że danej pracy przyjąć nie można. Oczywiście może się zdarzyć, że dana praca nie jest dla danej osoby, że jest pracą dla osoby leworęcznej, a nie praworęcznej, czy, że jest to oferta walki bokserskiej, a dana osoba jest wątła... Mówiąc poważnie, oczywiście nie może być tak, żeby przymuszać ludzi do przyjęcia każdej pracy. Tu muszą być spełnione odpowiednie warunki. Jednak znam przypadki, że ludzie rejestrują się fikcyjnie. W Nysie jedna trzecia bezrobotnych rejestrowała się fikcyjnie, a de facto pracowała na czarno czy miała inne zajęcia. Z tym coś należy zrobić. Rozmawiał TK

Polska rajem podatkowym dla bogatych

1. W najbliższym wydaniu Tygodnika „Solidarność” z 10 maja, ukaże się artykuł jego redaktora naczelnego Jerzego Kłosińskiego „Polska-rajem podatkowym”, w którym porusza on problem 19% podatku dla osób prowadzących działalność gospodarczą, którzy przenieśli się z systemu z podatku dochodowego od osób fizycznych o progresywnej skali podatkowej, do systemu podatku dochodowego od osób prawnych. Przypomnijmy tylko, że taką szansę stworzył od 1 stycznia 2004 roku premier Leszek Miller, wprowadzając dla wszystkich prowadzących działalność gospodarczą (niezależnie czy mają osobowość prawną czy też są osobami fizycznymi), możliwość opodatkowania podatkiem CIT , którego stawka wtedy została także obniżona z 27 do 19%. Rozwiązanie to było niezwykle atrakcyjne dla tej kategorii podatników, ponieważ progresja w ówczesnym podatku dochodowym od osób fizycznych była bardzo silna, a stawki tego podatku wynosiły dla odpowiednich przedziałów dochodowych 20, 30 i 40%. Ponieważ już wtedy rząd SLD, nie miał sejmowej większości, rozwiązanie to poparli posłowie Platformy i dlatego nowelizacja ustawy o CIT, została uchwalona.

2. Już wówczas związek zawodowy „Solidarność” ustami swojego ówczesnego przewodniczącego Janusza Śniadka przewidywał, że proponowane rozwiązanie popierane bardzo mocno przez organizacje pracodawców, będzie powodowało masową ucieczkę od opodatkowania progresywnymi stawkami PIT. Śniadek publicznie mówił, że osoby o wysokich dochodach, pracujące do tej pory na podstawie umów o pracę, będą przechodziły na różne rodzaje umów cywilnoprawnych (np. osławione kontrakty), a następnie rejestrując działalność gospodarczą, znacząco obniżą sobie obciążenie podatkiem dochodowym. Związek popierał obniżenie stawek podatku CIT dla przedsiębiorstw i był zdecydowanie przeciwny otwieraniu swoistej bramy do ucieczki od wyższych obciążeń podatkowych poprzez uruchamianie „sztucznej” działalności gospodarczej.

3. Niestety te obawy zdają się obecnie coraz bardziej potwierdzać, a ich finansowe skutki dla budżetu po blisko 10 latach po wprowadzeniu tego rozwiązania, są takich rozmiarów, że przyprawiają o zawrót głowy. We wspomnianym wyżej artykule, znalazły się wyliczenia, pokazujące o jak ogromnych pieniądzach mówimy. Wg. ustaleń gazety korzystających z tego rozwiązania w roku 2011 było ponad 350 tys. podatników. Osiągnęli oni sumaryczny dochód wynoszący astronomiczną kwotę 235 mld zł. Okazuje się jednak, że tylko ponad 40% z nich w ogóle jakiś dochód wykazało i zapłaciło podatek według stawki 19%. Gdyby tylko wobec tych podatników, zastosować obecne stawki podatku dochodowego od osób fizycznych, a więc 18 i 32%, to zdaniem autora artykułu, ich obciążenia podatkowe w roku 2011, byłyby aż o 40 mld zł większe.

4. Jest jeszcze jedno obciążenie, które jest znacznie niższe dla osób o wysokich i bardzo wysokich dochodach. Chodzi o składkę ZUS, która została znacznie obniżona dla wysoko zarabiających od momentu wprowadzenia reformy emerytalnej w 1999 roku. Reforma ta wprowadziła rozwiązanie, że przychody przekraczające 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia powodują ustanie obciążania ich składką ZUS. A więc wszystkie osoby osiągające przychody większe niż około 100 tys. zł rocznie, przestają płacić składkę od wynagrodzeń przekraczających tą kwotę. Ubytek z tego tytułu w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, to według ekspertów przynajmniej 0,4% PKB, a więc na przykład w roku 2012 to przynajmniej 6,4 mld zł, a więc także ogromne pieniądze. A więc tylko te dwa przykłady pokazują, że Polska to jednak raj podatkowy dla bogatych. Kuźmiuk

WEGIERSKI EPILOG AFERY MARSZAŁKOWEJ Opisana przed kilkoma dniami afera, w której ludzie węgierskich służb specjalnych i mafii zbierali haki na partię opozycyjną, ujawnia mechanizmy znane nam doskonale z afery marszałkowej. Przypomnienie tych mechanizmów skłania jednocześnie do smutnej refleksji nad jakże różnym finałem obu spraw. Z tekstu Grzegorza Górnego opublikowanego w portalu wpolityce.pl wynika, że węgierski parlament powołał speckomisję mającą wyjaśnić okoliczności działań podejmowanych przez służby w 2008 roku. Władzę na Węgrzech sprawowali wówczas socjaliści, a z przedwyborczych sondaży niezbicie wynikało, że najbliższe wybory wygra Fidesz Viktora Orbana. Ta perspektywa sprawiła, że w czerwcu 2008 roku doszło do spotkania Tamasa Portika, jednego z mafijnych bossów z Sandorem Laborcem, szefem węgierskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Rok wcześniej partia opozycyjna ujawniła, że Sandor Laborc zataił w swoim życiorysie niewygodny dlań okres, czyli studia w moskiewskiej Akademii Wojskowo-Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego. Polskim absolwentom tej zacnej uczelni warto przypomnieć słowa Ervina Demetera, byłego szefa węgierskich służb specjalnych, który stwierdził, że „absolwenci tej akademii automatycznie stawali się agentami KGB”. Mimo sprzeciwów opozycji, Laborca wybrano jednak szefem węgierskiego BBN, a w lutym 2008 roku został nawet przewodniczącym Komitetu Wywiadu NATO. Podczas spotkania w roku 2008, Tamas Portik zaoferował Laborcowi zamieszczanie materiałów promujących partię socjalistyczną na kontrolowanych przez mafię stronach internetowych. Szef BBN miał jednak inny pomysł. Chciał, by Portik organizował prowokacje wobec polityków Fideszu, składając im m.in. propozycje korupcyjne i nagrywając odpowiednie komprmateriały. Miały zostać wykorzystane do szantażowania członków partii Viktora Orbana. Na takie działania obie strony uzyskały zgodę ówczesnego ministra ds. służb specjalnych, György’a Szilvásy’ego. Wprawdzie Sandor Laborc i Szilvásy zostali aresztowani w roku 2011 roku i postawiono im zarzuty szpiegostwa na rzecz Rosji, to sprawę kontaktów z mafią ujawniono dopiero teraz, po odtajnieniu podsłuchu rozmów prowadzonych przez byłego szefa BBN. Analogia tej sprawy z aferą marszałkową wydaje się oczywista. Przypomnę, że w roku 2007 polityk PO Bronisław Komorowski nawiązał kontakt z grupą byłych oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych. Mieli oni uzyskać dostęp do tajnego aneksu z Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe, podjąć działania zmierzające do skompromitowania członków Komisji Weryfikacyjnej i polityków PiS-u. Chodziło przy tym o zdezawuowanie treści zawartych w aneksie oraz uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań ludzi Platformy ze środowiskiem wojskowej bezpieki. Nazwisko Komorowskiego pojawia się na kartach Raportu ponad 60 razy i wymieniane jest w kontekście wielorakiej odpowiedzialności tego polityka. W październiku 2007 r. pojawiły się natomiast publikacje prasowe, w których wskazywano na udział Komorowskiego w inwigilacji członków sejmowej komisji ON w roku 2000. Informowano także o wezwaniu ówczesnego kandydata na marszałka Sejmu przez Komisję Weryfikacyjną WSI. W tym samym czasie, Leszek Misiak zamieścił artykuł, w którym ujawniał fakt wieloletniej znajomości Komorowskiego z płk Aleksandrem L., byłym szefem komunistycznego kontrwywiadu wojskowego, absolwentem moskiewskich kursów GRU. Obecny prezydent spotykał się z wielokrotnie z Aleksandrem L. (podejrzewanym przez wywiad o kontakty ze służbami rosyjskimi) i przystał na jego propozycję uzyskania dostępu do informacji stanowiących ścisłą tajemnicę państwową, a następnie umówił się z nim w kwestii dalszych kontaktów. 27 lipca 2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07, Bronisław Komorowski pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją. Umówiliśmy się, że on odezwie się, gdy będzie miał możliwość dotarcia do tych dokumentów”. Komorowski spotykał się także z byłym oficerem Zarządu III WSI płk Leszkiem Tobiaszem, absolwentem kursów GRU, wobec którego prokuratury prowadziły w tym czasie postępowanie karne w sprawach o fałszowanie dokumentów i złożenie nieprawdziwego oświadczenia weryfikacyjnego. Tobiasz miał zająć się uzyskaniem „materiałów dowodowych” obciążający członków Komisji Weryfikacyjnej i dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Na początku listopada 2007 r., z inicjatywy Komorowskiego doszło z kolei do spotkania Tobiasza z szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, płk. Grzegorzem Reszką (p.o. szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego) oraz Pawłem Grasiem (ówczesnym zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. służb specjalnych). Na spotkaniu poczyniono ustalenia w zakresie działań dotyczących członków Komisji Weryfikacyjnej. W efekcie - płk Tobiasz, w oparciu o zgromadzone komprmateriały złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu korupcji wokół Komisji Weryfikacyjnej, obciążając Aleksandra L., Wojciecha Sumlińskiego oraz Piotra Bączka. Jednocześnie uruchomiono zmasowaną kampanię dezinformacyjną, mającą na celu wytworzenie fałszywego przekonania, że doszło do "wycieku" aneksu, a sprawa ma podłoże korupcyjne. Afera marszałkowa nigdy nie została wyjaśniona, a jej główny bohater nie poniósł żadnych konsekwencji. Obowiązująca do dziś zmowa milczenia sprawia, że sprawa została ukryta przed opinią publiczną i żadne z jej elementów nie pojawiły się w trakcie kampanii prezydenckiej Komorowskiego. Partia opozycyjna dwukrotnie próbowała odwołać marszałka Sejmu, powołując się m.in. na zarzuty związane z aferą. Toczący się obecnie proces sądowy Aleksandra L. i Wojciecha Sumlińskiego nie wywołuje (co zrozumiałe) zainteresowania ośrodków propagandy, ale jest również ignorowany przez „nasze” media. Istnieje szereg wątpliwości dotyczących faktycznej roli Komorowskiego i jego współpracy z oficerami komunistycznej bezpieki. Autor słów „muszę zobaczyć aneks przed publikacją” skutecznie uchylał od udzielenia odpowiedzi na pytania posłów PiS-u, odmawiał stawienia przed Komisją Weryfikacyjną i wielokrotnie wykorzystywał swoją pozycję, by uciec od składania wyjaśnień. Po śmierci płk Tobiasza wiadomo również, że nie dojdzie do konfrontacji odmiennych zeznań, złożonych w tej sprawie przez Komorowskiego i Tobiasza. Nie można natomiast wykluczyć, że podobnie jak w ujawnionym obecnie skandalu węgierskim, tak w aferze marszałkowej, mogą istnieć dowody w postaci nagrań. W roku 2007 swoje rozmowy z Komorowskim nagrywał bowiem Krzysztof W. - biznesmen z Podkarpacia, wywodzący się „z kręgu służb specjalnych”. Prosił on polityka PO o interwencję w sprawie zaległości płatniczych za wykonane przez jego firmę usługi. Rozmowa W. z ówczesnym marszałkiem Sejmu objęła również tematy polityczne. Gdy obiecana przez Komorowskiego pomoc nie nadeszła, biznesmen złożył doniesienie do jednej z warszawskich prokuratur, informując o możliwości popełnienia przez Komorowskiego przestępstwa. Miało ono polegać na szukaniu „haków” na przeciwników politycznych. Doniesienie zawierające m.in. obszerny opis całego zdarzenia i oświadczenie świadka rozmowy, trafiło do prokuratury w 2009r. Ta zaś przez wiele miesięcy nie mogła ustalić, kto jest właściwą jednostką do zbadania sprawy. Po wyborze Komorowskiego na prezydenta, jesienią 2010r., Krzysztofem W. zainteresowała się natomiast Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a 28 czerwca 2011r. policja aresztowała biznesmena. Dzień później dokonano przeszukania jego domu, w trakcie którego zabezpieczono archiwum nagrań dokonywanych przez W., w tym zapewne taśmy rozmowy z Komorowskim. Opisując tę sprawę przed rokiem, Leszek Pietrzak zauważył, że rozmowa miała miejsce w czasie gdy pracowała jeszcze Komisja Weryfikacyjna WSI, a poseł Komorowski poważnie obawiał się wyników jej prac. O ile nie ma wątpliwości, że węgierska afera z rosyjską agenturą w tle zostanie wyjaśniona, o tyle sprawa działalności ludzi wojskowej bezpieki i marszałka Komorowskiego, z pewnością nie znajdzie sądowego finału. Nazwałem ją „matką” wszystkich późniejszych afer, ponieważ doszło wówczas do zawiązania groźnego triumwiratu polityków obecnego reżimu, funkcjonariuszy służb oraz ludzi komunistycznej bezpieki. W tle tej kombinacji operacyjnej są też interesy obcych służb, dążących do zablokowania procesu weryfikacji i przywrócenia wpływów „peryskopu, za pomocą którego Rosjanie pozyskiwali wiedzę o mechanizmach funkcjonowania naszego państwa ” – jak nazwał WSI prof. Andrzej Zybertowicz. Powstały wówczas układ był wykorzystany w kolejnych działaniach z udziałem tych samych środowisk. Można go dostrzec w aferze stoczniowej czy hazardowej. Jednocześnie – ta sprawa powinna utwierdzać w przekonaniu, że kluczem do zrozumienia szeregu procesów zachodzących w ostatnich latach, jest osoba Bronisława Komorowskiego. Wydarzenia z udziałem tego polityka – począwszy od afery marszałkowej, poprzez farsę „prawyborów” i kampanię prezydencką, aż po skutki tragedii smoleńskiej – łączy spójna i logiczna klamra, wyznaczająca kierunek, w jakim zmierza obecnie III RP. Jest oczywiste, że gdyby afera marszałkowa została rzetelnie wyjaśniona, a jej mechanizmy ujawniono społeczeństwu, zablokowałoby to karierę Bronisława Komorowskiego, uniemożliwiło mu start w wyborach prezydenckich i oszczędziło Polakom wielu bolesnych doświadczeń i upokorzeń. Odsłonięcie patologicznych relacji już w roku 2008 uchroniłoby nas od niebezpieczeństw wywołanych wpływem Rosji na polskie życie polityczne, zapobiegło knowaniom w ramach rozgrywania konfliktu rząd-prezydent, a w rezultacie – o czym jestem przeświadczony - udaremniło pułapkę smoleńską i tragedię z 10 kwietnia. Nie trzeba tworzyć alternatywnej historii, by zrozumieć, że płacimy dziś cenę za zignorowanie tego największego zagrożenia.

http://wpolityce.pl/artykuly/52782-wielka-afera-na-wegrzech-sluzby-specjalne-wspolnie-z-mafia-zbieraly-haki-na-fidesz

http://wpolityce.pl/artykuly/33439-nagral-komorowskiego-teraz-siedzi-w-areszcie-co-stanie-sie-z-krzysztofem-w-i-jego-ciekawym-archiwum-nagran

http://cogito.salon24.pl/175471,wszyscy-ludzie-bronislawa-k

Aleksander Ścios

Uważam Rze podpuszcza Kaczyńskiego przeciw Wiplerowi Rafał Otoka-Frąckiewicz „Były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin i poseł Przemysław Wipler z PiS budują nową partię konserwatywną – ustaliło „Uważam Rze” ….”Twarzą projektu miał być Gowin. Mózgiem był Wipler, a popularność nowego ugrupowania mieli pomóc zbudować Paweł Kukiz i jego Zmieleni. „.....”akces do niego zgłosili m.in. Paweł Kowal, John Godson (wraz z kilkoma posłami PO), Stowarzyszenie Młodzieży Konserwatywnej Koliber i Unia Polityki Realnej. „....”20 kwietnia odbył się Kongres Republikański, w trakcie którego Wipler rozwinął swoją ostrą krytykę obecnego układu politycznego. Zaproponował też m.in. likwidację obecnego systemu ubezpieczeń społecznych i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych (czemu ostro sprzeciwia się PiS „.....”Czy to koniec rodzącego się ugrupowania mogącego zabiegać o głosy centroprawicy? Na pewno jego budowa jest obecnie mocno utrudniona. Obaj liderzy zostali skutecznie spacyfikowani. „....”Uniki, jakie wykonał Wipler, spaliły go w oczach twardego elektoratu PiS. To akurat nie powinno mu przeszkadzać „...”Gorzej, że wzbudził ogromne nadzieje prawicowych liberałów, których wyzwolona energia wypali się szybko bez realnych działań. Szansą mogą być przedterminowe wybory, ale po tym, jak Wipler pokajał się przed PiS, trudno mu będzie grać w nich rolę antysystemowego polityk „....”Obecnie ma do wyboru dwie drogi. Marginalizację w PiS i kontynuowanie rozpoczętych działań. Łączenie obu kierunków nie jest możliwe na dłuższą metę, a w sytuacji kiedy PiS zaczyna coraz mocniej skręcać w lewo, prowadzi do nieuniknionego odejścia Wiplera. Na razie poświęcił się promowaniu kolejnego projektu, który może mu pozwolić zwiększyć popularność – likwidacji PiT i zastąpienia go zryczałtowanym podatkiem od funduszu płac. „.....”To projekt o takim potencjale, że popierają go nie tylko wolnorynkowe organizacje, ale także roszczeniowa „Solidarność". „....”Gowin ….jego zaplecze okazało się fikcją i żaden z członków frakcji konserwatywnej nie zaryzykował oporu przeciw usunięciu go ze stanowiska ministra. „.....”Gowin nie jest też charyzmatycznym politykiem. Nie porywa tłumów i nie jest prawdziwym liderem. Frakcja konserwatywna w PO – której w oczach mediów jest przywódcą – to w dużej mierze mit „.....”Po Smoleńsku jakakolwiek inicjatywa polityczna bez Jarosława Kaczyńskiego nie ma na prawej stronie najmniejszych szans – twierdzi Kownacki. – Gowin zresztą nie jest prawdziwym konserwatystą. Wystarczy popatrzeć, jak głosował w sprawie ochrony życia poczętego. „....”W 2011 r. dostał się do Sejmu z list PiS, a później wstąpił do tej partii. Działalność w Fundacji Republikańskiej, a wcześniej w Kolibrze pozwoliła Wiplerowi na zbudowanie przychylnego mu zaplecza młodych ludzi o poglądach wolnorynkowych (żartobliwie zwanych Wiplerjugend). Środowiska te mają poglądy zbliżone do Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego, „....(źródło)
Rado „Ojciec Rydzyk wypowiedział wojnę PIS ? '”.....”Ostatni felieton Stanisława Michalkiewicza opublikowany w "Naszym Dzienniku" świadczy o tym, iż ojciec Rydzyk nie tylko jest skonfliktowany z "Gazetą Polską" ale również z PiS. „.....”W poprzednim tygodniu w "Naszym Dzienniku" mogliśmy przeczytać wywiady z ojcem Rydzykiem w których skrytykował "Gazetę Polską" oraz jej redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza. W ten sposób Rydzyk odpowiedział na sugestie ze strony "GP", iż jego media powstały z inicjatywy rosyjskich służb specjalnych. O tym, że konflikt jest poważny świadczy fakt, iż szef TV Trwam zrównał "Gazetę Polską" z "Gazetę Wyborczą" zarzucając jej, że jest medium laickim. „.....”Stanisława Michalkiewicza …..proponuje zlikwidowanie CBA oraz twierdzi, że Sąd Apelacyjny słusznie postąpił uniewinniając Beatę Sawicką. „....(źródło )
Jarosław Kaczyński „Jeśli moja partia wygrałaby wybory, widziałbym siebie jako szefa rządu. Liczę, czerwcowy kongres partii potwierdzi moje przywództwo. „....”Od dłuższego czasu używam określenia „obóz patriotyczny”, co zauważyła nawet „Gazeta Wyborcza”.I słusznie zauważyła, bo to świadomy wybór, będziemy starali się pójść do tych wyborów jak najszerzej. Ale nie ma mowy o przyjmowaniu wszystkich, za to sami byście mnie panowie krytykowali. Na pewno nie przyjmiemy tych, którzy najbardziej szkodzili. „.....”Zapewne dziś byśmy takie wybory wygrali, ale jeszcze zbyt małą większością, by przejąć władzę. Sama satysfakcja z takiego zwycięstwa mnie nie interesuje. Musimy nie tylko wygrać, lecz przede wszystkim zdobyć większość pozwalającą samodzielnie sformować rząd. Bez tego nic w Polsce się nie zmieni. „....(źródło )
Otoka-Frąckiewicz wyraźnie podpuszcza Kaczyńskiego przeciw Wiplerowi . Sponiewierał Gowina , a przy okazji przestawił wizję praktycznie samodzielnych rządów nowej partii Gowina . Przy czym nowy projekt polityczny miał mieć charakter anty pisowski , jego ostrze miało być wymierzone w Kaczyńskiego . Uważam Rze próbując skompromitować Wiplera e oczach Kaczyńskiego i osłabić jego pozycje w PiS . Przytaczanie określenia zwolenników Wiplera mianem Wiplerjugend też jest niezbyt mu pomagające. Środowisko polityczne koncernu prasowego Rzeczpospolita chce utrącić wolnorynkowe skrzydło PiS. Co ciekawe to samo dotyczy Gowina frakcji konserwatywnej w Platformie . Tutaj akurat Otoka-Frąckiewicz ma rację. Gowin ze względu na brak charyzmy i charakteru był zwykła marionetką w rękach establishmentu II Komuny . Stąd pompowanie jego pozycji w reżimowych mediach. Zbieranina Gowina , bo tak mogłaby się nazywać nowa koncesjonowana i kontrolowana przez reżim nowa partia rozpadał się zanim się zebrała do kupy. Giertych, Gowin, Kowal, Migalski , Michał Kamiński i kto tam jeszcze . Kolejna próba utworzenia politycznej bojówki , która miała z prawej strony zaatakować Kaczyńskiego spaliła na panewce. Jak bardzo projekt był zaawansowany świadczy próba skłócenia Kaczyńskiego z Rydzykiem o czym pisze Rado. Osobiście mam nadzieję ,że Kaczyński po zdobyciu władzy, na przystanku Koniec Komuny pójdzie na prawo , w stronę przywrócenia Polakom wolności ekonomicznych . Ale niezalanie od tego co Kaczyński po zdobyciu władzy zrobi bez niego do tego przystanku nie dotrzemy. Orbanowi i Węgrom się udało bo na ich czele stal charyzmatyczny , niekwestionowany przywódca . Establishment II Komuny dobrze sobie z tego zdaje sprawę . Dlatego w akcie szalonej desperacji lewackie media lansują ... konserwatyzm i wolny rynek . Gowina i Wiplera . Sondaże pokazują ,że jeśli nie powstanie jakiś nowy potworek na prawej stronie sceny politycznej , jakaś nowa zbieranina, to jeśli osoby o poglądach konserwatywnych i wolnorynkowych poprą Kaczyńskiego , trend spadkowy Platformy się utrzyma to Kaczyński może nie tylko wygrać , ale ma szanse samodzielnie rządzić Zresztą Kaczyński świetnie sobie z tego zdaje sprawę o czym świadczą jego słowa „ Musimy nie tylko wygrać, lecz przede wszystkim zdobyć większość pozwalającą samodzielnie sformować rząd. Bez tego nic w Polsce się nie zmieni. „Władza otumania. Najtaniej kupić polityka pochlebstwami i obietnicami . I to powinien Wipler wynieść z prób wmontowania go w Zbieraninę Gowina Wierzę ,że Kaczyński podziela ten sam pogląd co były premier Chin ,że bez „gwarancji ekonomicznych praw nie ma prawdziwej wolności . Dopóki nie przywróci się wolnego rynku , dopóki Polacy nie będą mieli zagwarantowanych praw ekonomicznych dopóki Polacy jako naród nie odzyskają wolności. Foreign Affairs Yasheng Huang „ W 2011 roku stojąc przed Royal Society ( Brytyjska Akademia Nauk) chinski premier Wen Jiabao zadeklarował „ jutro Chiny będą krajem , który w pełni osiągnie demokrację , rządy prawa , praworządność i sprawiedliwość . Bez wolności nie ma realnej demokracji . Bez gwarancji ekonomicznych i politycznych praw , nie ma prawdziwej wolności”....(więcej )
Krążą pogłoski ,że Przemysław Wipler chce opuścić Prawo i Sprawiedliwość ,bo partia skręca gospodarczo w lewo”.... „Mówi się, że pójdzie pan z Gowinem tworzyć nową partię? Te plotki biorą się stąd, że na otwarciu dostępu do zawodów bardzo mi zależało i zależy, po to poszedłem do polityki. I w tej sprawie faktycznie bardzo dobrze współpracowało mi się z obecnym ministrem sprawiedliwości”......„Pojawiają się pogłoski, że rozważa pan odejście z Prawa i Sprawiedliwości bo jest pan niezadowolony z kierunku w jakim, pod względem gospodarczym, zmierza ta partia. Ile w tym prawdy? „ ….(więcej )
„Tusk „Rozstrzygnięcie o jego przyszłości należy do niego -”.....” W tworzeniu nowych organizmów celuje aktualnie lewica, ale nie wykluczamy, że będzie to dotyczyło ruchów na prawicy. Nie sądzę, że tworzenie nowej organizacji jest celem Jarosława Gowina.”...”Mam nadzieję, że ta dymisja nie doprowadzi do odejścia Jarosława Gowina z partii. „...(więcej )
Paweł Kowal, prezes PJN myśli o współpracy z byłym ministrem sprawiedliwości „....”Kowal . Jarosław Gowin to poważny polityk, dla którego liczy się dobro Polski, z takimi ludźmi można zrobić to, co na Węgrzech udało się Orbanowi „.....”wPolityce.pl: - Napisał pan na Twitterze po wczorajszej dymisji ministra Gowina: „Czy zaczyna się coś nowego? W centrum? Na prawicy?” i „Trzeba pozyskać dobrych polityków dla spraw a nie dla partii”. Co miał pan na myśli publikując te tweety? „.....” Kowal”....” Zaskoczę pana – myślałem wtedy o Orbanie. Przemyślałem sobie to, co on robi na Węgrzech i jak bardzo coś takiego jest nam w Polsce potrzebne. A chodzi o centrum, nawet radykalne w pewnych swoich posunięciach, które postawi na zmiany systemu, rozszerzenie dostępu do władzy, tak żeby to ludzie mieli na nią wpływ. „...(więcej )
Piotr Cywiński” Dzieci nie są już sprawą małżeństw heteroseksualnych, ba, wkrótce nie będą nawet sprawą „rodzin” lesbijek czy gejów. Tego w każdym razie domaga się Melissa Harris-Perry z nowojorskiego kanału telewizji MSNBC. Ta czterdziestoletnia moderatorka magazynu politycznego twierdzi:”Musimy pożegnać się z ideą, że dzieci należą do ich rodziców i rodzin, i uznać, że należą do społeczeństwa.”.....”Na Harris-Perry spadła lawina krytyki, jakoby czerpała natchnienie z ideologii głoszonej przez Hitlera, Marksa, Lenina, Stalina i Mao Zedonga. Ona sama odparowuje na swym blogu: podoba się komuś czy nie, społeczeństwo ma i będzie miało interes w narodzinach dzieci, niezależnie od interesów i potrzeb rodziców - koniec, kropka. Mówiąc wprost, dla Harris-Perry społeczna rola kobiet i mężczyzna ma się sprowadzać do „reprodukcji” ludzkiego gatunku. „....”Moskiewska korespondentka US News & World Report Masha Gessen, prywatnie „żona” rosyjskiej lesbijki, działaczki ruchu homoseksualistów, wykłada sprawę jasno, iż w gruncie rzeczy:Nie chodzi o prawo homoseksualistów do zawarcia małżeństwa, ale o to, że instytucja małżeństwa powinna przestać istnieć.”.....(źródło )
Kostrzewa Zorbas „ Turcja wyprzedzi Polskę w energetyce jądrowej „ ….”Powstaną trzy duże elektrownie atomowe, rozmieszczone w strategicznym trójkącie: jedna na południu azjatyckiej części kraju nad Morzem Śródziemnym, druga na północy części azjatyckiej nad Morzem Czarnym, a trzecia również nad Morzem czarnym, ale w części europejskiej, blisko największej metropolii – Stambułu. „....”Śmiałość, rozmach i spójność planu Turcji brzmią w dzisiejszej Polsce jak bajka o grafenowym wilku. Jednak mogą też budzić skojarzenia z czymś realnym z polskich dziejów. Na przykład z II Rzecząpospolitą, która przez krótki czas istnienia zaplanowała i zbudowała port i miasto Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy, nowoczesny przemysł zbrojeniowy i strategiczną sieć kolei, spajającą trzy zabory.”...(źródło)
Marek Mojsiewicz

Zlikwidować wcześniejszą emeryturę dla wojskowych Emerytury mundurowych budzą zrozumiałą niechęć społeczeństwa. Bo jak to jest? Ludzie idą do wojska. OK. Biorą jakiś tam żołd, po czym po 15 latach służby przechodzą na emeryturę – a potem mogą spokojnie nadal pracować, odbierając tę emeryturę. Jest to usprawiedliwione tym, że żołnierze pełnią służbę z bronią i są narażeni na utratę życia. W normalnym kraju ten argument ma znaczenie!

Tyle że w normalnym kraju ludziom pracującym z narażeniem życia po prostu płaci się wysoki żołd – i tyle. Niestety, komuniści wpadli na pomysł pożyczania od żołnierzy pieniędzy: płaci się im niski żołd, a za to obiecuje wysoką emeryturę… i tę emeryturę za PRL płacimy teraz my! Oczywiście płacić te emerytury trzeba, bo się obiecało, a pacta sunt servanda. To znaczy: obietnic składanych innym III RP często nie dotrzymuje – ale z wojskiem i policją lepiej nie ryzykować… Dla nas to nie jest problem. Trzeba dotrzymać – i basta. Problem w tym, żeby od dziś nowemu zaciągowi nie obiecywać gruszek na wierzbie, tylko po prostu uczciwie płacić. Tyle że jak się obieca, to będzie płacił ktoś za 15 lat – a płacenie dziś to dziura w budżecie. Jednak trzeba to zrobić, by uzdrowić tę sytuację. Najważniejsze jednak, że jeśli płacimy przyzwoity żołd, to do wojska zaciągają się ludzie chcący mieć pieniądze, a nie „myślący o przyszłości”. Zaciągną się ludzie odważni, wręcz ryzykanci – podczas gdy obecnie mamy generałów-kunktatorów, bo 20 i 30 lat temu do wojska zapisywali się kunktatorzy. Nie myślący o przyjemności powojowania i postrzelania sobie – lecz o emeryturze. I to właśnie tłumaczy zachowanie się większości żołnierzy. Powiedzmy jasno: większość obecnych żołnierzy nie powinna w ogóle być w wojsku. Zapisali się z niewłaściwych pobudek. Podobnie jak większość nauczycielek stanowią kobiety myślące o długich wakacjach i krótkim tygodniu pracy – a nie o uczeniu dzieci. Jaki jest system naboru – takie są rezultaty. To trzeba zmienić jak najprędzej. Z powodu wady zasadniczej – a nie dlatego, że innych ludzi kłuje to w oczy! Tym, którzy mówią, że „żołnierze nie płacą składek”, odpowiadałem zawsze, że to złudzenie. To taka fikcja prawna. Zamiast płacić żołnierzowi 4000 zł (i potrącać 1500 na składkę emerytalną), płaci mu się 2500. Składkę niejako płaci się za niego. A to, że się nie płaci, nie ma znaczenia. I tak kiedyś trzeba zapłacić… Ale teraz pomówmy chwilę o tym, jak wielkie jest to obciążenie (cytowane dane pochodzą z połowy 2011 roku – dop. red.) Normalny mężczyzna płaci składkę emerytalną w wysokości średnio 800 zł. Płaci ją przez 45 lat – i po tych 45 latach żyje jeszcze średnio siedem lat, pobierając średnią emeryturę 2000 zł. Jest to oczywista grabież. Dlatego ten system jest przymusowy. Przyjmijmy jednak, że obieramy składkę 400 zł. Wtedy ten system można uznać za jakoś sensownie zrównoważony. I teraz zadajmy to pytanie: ile płacilibyśmy tej składki, której nie płacimy mundurowym? No cóż – kalkulatory w ruch! Tu płacimy składkę 400 zł, by potem wypłacać emeryturę 2000 zł. Płacimy ją przez 45 lat, a emerytura będzie pobierana przez siedem lat. A w wojsku? Składkę płacimy tylko przez 15 lat, by potem pobierać emeryturę przez 30+7 lat! Czyli płacimy trzy razy krócej, a wypłacać będziemy pięć razy dłużej! To jednak nie wszystko. Do wojska idą ludzie przebadani, zdrowi. Istnieje więc silne podejrzenie, że będą po osiągnięciu 65 lat żyć jeszcze nie siedem, lecz przeciętnie 12 lat! Z tego by wynikało, że – uwzględniając ten ostatni czynnik oraz procent składany – firma ubezpieczeniowa nie zgodziłaby się ubezpieczyć żołnierza za „składkę” niższą niż 7 tys. zł miesięcznie! A jeśli uwzględnić skalę rabunku stosowaną w stosunku do zwykłych ubezpieczonych – za 14 tys. zł miesięcznie. Jeśli Państwa te liczby oszałamiają – a mnie lekko oszołomiły, gdy zacząłem sobie to liczyć – to w charakterze szczepionki proszę sobie pomyśleć, ile firma ubezpieczeniowa musiałaby pobrać „składki” od człowieka, który miałby pracować tylko miesiąc, a potem pobierać „emeryturę” przez 70 lat! Na przykładach skrajnych widać to najlepiej. I właśnie ta suma to realne obciążenie – nie nas, ale dla przyszłych pokoleń – emeryturami mundurowymi. Na szczęście sumy te są niejako rozłożone na raty, a ponadto żołnierze stanowią niewielką część męskiej populacji. Ale zawżdy jest to 10 tys. młodych, zdrowych mężczyzn z każdego rocznika. Warto też zauważyć, że prawdziwi żołnierze, narażający się (w razie czego…) na kule, stanowią może 1/3 naszego wojska. Reszta to służby tyłowe, służby niby mundurowe – ale w rzeczywistości mogłyby nosić cywilne ubrania. Część nawet nosi biustonosze. Ale wszyscy pobierają potem emerytury mundurowe. Jest rzeczą oczywistą, że ludziom gotowym narażać życie w walce za nas należy przyzwoicie płacić – i dlatego m.in. w naszym programie jest postulat zwiększenia o 50% wydatków na wojsko, policję i służby specjalne. Jesteśmy na to gotowi – i to zrobimy. Na to musi nas być stać. Za kilka lat rozpadać się będzie Unia Europejska – musimy mieć armię złożoną z bitnych zawadiaków, a nie kandydatów na emerytów. Tych drugich nie chcę widzieć w wojsku. JKM

Systemowa, „legalna” i prywatna Korupcja, podobnie jak teoria spiskowa, jest potępiona przez wszystkich mądrych, roztropnych i przyzwoitych, ale - w odróżnieniu od teorii spiskowej, wypartej z głównego nurtu społecznego dyskursu do „ciemności zewnętrznych”, skąd od czasu do czasu dobiega zgrzytanie zębów - korupcja usadowiła się w samym centrum życia publicznego i ma się tym lepiej, im więcej urzędów zajmuje się jej zwalczaniem. Nietrudno się domyślić dlaczego. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec nieusuwalną sprzeczność między interesem społecznym, a interesem urzędu, to znaczy - zatrudnionych w nim urzędników. W interesie społecznym niewątpliwie leży, by korupcja, a więc przekupywanie polityków, urzędników i obywateli, by ci łamali zasadę równości obywateli wobec prawa, jak najszybciej została zlikwidowana. Urząd - odwrotnie. Skoro został powołany do zwalczania korupcji, to jej istnienie jest warunkiem sine qua non dalszego istnienia urzędu. Zatem w interesie urzędu jest, by korupcja istniała jak najdłużej. Więc wprawdzie „walczy” z nią, ale tak, by nie podciąć jej korzeni. Jak śpiewali „Skaldowie” w piosence Agnieszki Osieckiej - „nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go!” A korzenie korupcji są niezwykle rozrośnięte, zwłaszcza od początków XX wieku, kiedy to światem białych ludzi wstrząsnęła wielka wojna. Nie przyniosła ona zdecydowanego rozstrzygnięcia, toteż w dwadzieścia lat później światem białych ludzi wstrząsnęła kolejna wojna. W następstwie obydwu tych wojen, niebywale wzrosła rola państwa. Była to konsekwencja zubożenia, spowodowanego z jednej strony zniszczeniami wojennymi, a z drugiej - rabunkiem dokonanym przez państwa na własnych obywatelach. W okresie poprzedzającym pierwszą wojnę, prawie wszystkie państwa później wojujące miały rozwinięty przemysł oraz wyćwiczone i wyposażone armie. Z tego względu spodziewały się, iż wojna nie potrwa dłużej jak 5-6 miesięcy, a poniesione koszty zostaną zrekompensowane przez łup wojenny. Ale ponieważ prawie wszystkie wojujące państwa były uprzemysłowione i dysponowały dobrze wyposażonymi i wyszkolonymi armiami, wojna nie chciała zakończyć sie w ciągu 6 miesięcy i trwała nadal. W tej sytuacji, nie mogąc obrabować obywateli państw nieprzyjacielskich, państwa wojujące obrabowały obywateli własnych: zniosły mianowicie standard złota i wprowadziły przymusowy kurs własnych walut. W rezultacie, zarówno pierwszej, jak i drugiej wielkiej wojny białych ludzi, demokracji politycznej, jak i propagandy socjalistycznej, wzrosła gospodarcza rola państw, a co za tym idzie - ekonomiczne uzależnienie obywateli od władzy publicznej.

Korupcja systemowa Tę rosnącą ekonomiczną zależność obywateli od władzy publicznej bardzo dobrze ilustrują statystyki pokazujace, jaki procent Produktu Krajowego Brutto stanowią wydatki publiczne. Innymi słowy - jaka część PKB przechodzi przez budżet i nad jaką częścią PKB przechwycili władzę urzędnicy. W 1913 roku w Niemczech wydatki publiczne stanowiły zaledwie 14,8 % PKB. W Wielkiej Brytanii - 12,7 % PKB, w Stanach Zjednoczonych - około 10 % PKB. W 2012 roku wydatki publiczne w Polsce wyniosły 44,6 % PKB, co jest wielkością stosunkowo niewielką - ale tylko w porównaniu z Koreą Północną, gdzie wskaźnik ten sięga 100 procent, Kubą, gdzie wydatki publiczne stanowią 72,6 % PKB - ale już zbliżoną do Zimbabwe, gdzie wydatki publiczne stanowią 56 % PKB. Jak widzimny, wskaźnik ten doskonale ilustruje poziom zaawansowania socjalizmu w każdym kraju. Na tę rosnącą z dziesięciolecia na dziesięciolecie ekonomiczną zależność obywateli od wladzy publicznej naklada się demokracja polityczna. Polityczni ambicjonerzy, mając podniecającą świadomość, że po wygranych wyborach przechwycą władzę nad niemal połową Produktu Krajowego Brutto, próbują kupować głosy wyborcze za obietnice przyszłych korzyści, jakie poszczególne grupy społeczne będą mogły odnieść w następstwie wtórnego podziału dochodu narodowego. Charakterystyczne dla tej systemowej formy korupcji jest to, że adresatem korupcyjnej oferty ze strony politycznych ambicjonerów nie są indywidualni obywatele, tylko grupy społeczne, np. „kobiety”, „dzieci”, „chudzi”, „grubi”, „młodzi”, „starzy” „mądrzy”, „niepełnosprawni” - i tak dalej. Każdej z tych grup ambicjonerzy obiecują, że w zamian za walutę głosów wyborczych uzyska ona większy udział w wydatkach publicznych - oczywiście kosztem pozostałych grup. W ten sposób dokonuje sie to, co święty Tomasz z Akwinu piętnował szczególnie twierdząc, że „corruptio optimi pessima:, co się wyklada, że zepsucie najlepszego jest najgorsze. A właśnie z taką sytuacją mamy tu do czynienia, bo przekupywanie całych grup społecznych obietnicami większego udziału w wydatkach publicznych oznacza przechodzenie do porządku nad zasadą równości obywateli wobec prawa. Polityczni ambicjonerzy mają tego świadomość, toteż wynajmują sobie zawodowych krętaczy, z których tworzą następnie rozmaite „trybunały”, które w tak zwanym „majestacie prawa” oznajmiają, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Jakże inaczej nazwać stanowisko Trybunału Konstytucyjnego, że „prawdziwa” równość wobec prawa ma miejsce wówczas, gdy prawo traktuje obywateli nierówno? Taką właśnie odpowiedź otrzymałem, gdy zwróciłem uwagę Trybunału Konstytucyjnego na sprzeczność przywilejów wyborczych dla mniejszości narodowych z art. 81 ówczesnej konstytucji, zakazującym pod groźbą kary zarówno negatywnej, jak i pozytywnej dyskryminacji obywateli również ze względu na przynależność narodową. Zatem korupcja systemowa nie jest jakąś patologią spotykaną na marginesach życia publicznego, przeciwnie - staje się podstawową zasadą rządzenia i jako taka ani nie jest uważana za korupcję, ani też nie jest objęta żadnym „zwalczaniem”. W socjalistycznym żargonie nazywa się ona „wrażliwością społeczną” i jako taka bywa zachwalana nawet przez część duchowieństwa, która najwyraźniej nie wie, co czyni.

Korupcja „legalna” W odróżnieniu od korupcji systemowej, adresatem korupcji „legalnej” są już poszczególni obywatele, przede wszystkim ci, którzy wchodzą w skład tzw.”zaplecza politycznego” ekipy sprawującej władzę, czy to w państwie, czy też w jakichś strukturach lokalnych. Sprawujący władzę polityczni ambicjonerzy są wprawdzie dysponentami bogactwa zrabowanego uprzednio obywatelom pod rozmaitymi, mniej lub bardziej racjonalnymi pretekstami, ale jednocześnie są zakładnikami własnego zaplecza politycznego. I o ile w przypadku korupcji systemowej dochodzi do realizacji obietnic, to z reguły jest to gra o sumie zerowej. Jeśli bowiem każda grupa obywateli, o których poparcie zabiegają polityczni ambicjonerzy, otrzymałaby obiecane korzyści, to sytuacja każdej grupy wobec grup konkurencyjnych nie uległaby zmianie. Jedyne, co by sie zmieniło, to obciążenia fiskalne obywateli, bo przecież na realizację tych obietnic trzeba by znaleźć dodatkowe środki. Dlatego w warunkach demokracji politycznej, ożenionej z socjalizmem, z dziesięciolecia na dziesięciolecie rosną obciążenia fiskalne. Dla przykładu; dzień wolności podatkowej, a więc moment, kiedy obywatel zarobił już na podatki i zaczyna pracować dla siebie, dla wiejskiego kowala w Galicji w roku 1913 przypadał na przełomie stycznia i lutego, to obecnie w Polsce dzień tej przypada w pierwszej dekadzie lipca. Pół biedy, kiedy politycy po wygranych wyborach zapominają o złożonych obietnicach. O ile jednak w przypadku korupcji systemowej jest to możliwe i nawet staje się nową świecką tradycją, o tyle w przypadku zaplecza politycznego o żadnym zapomnieniu nie może być mowy. W przeciwnym razie zaplecze polityczne odwróciłoby się od zapominalskiego, którego w tej sytuacji bez trudu wymanewrowałby polityczny konkurent. Dlatego polityczny ambicjoner, skoro tylko uchwyci władzę, zaczyna wynagradzać członków swego politycznego zaplecza. Te nagrody przybierają postać dwojaką; albo synekur w sektorze publicznym, albo ustanawiania monopoli zwanych koncesjami lub licencjami. Jest to oczywista korupcja, bo ambicjoner wynagradza osoby wyświadczające mu przysługi nie ze swojego majątku, tylko z majątku publicznego. Przykładem takiej „legalnej” korupcji na gigantyczną skalę były cztery wiekopomne reformy charyzmatycznego premiera Buzka. Jak wiadomo, deklarowanym celem tych reform było przychylenie obywatelom nieba, natomiast celem rzeczywistym - stworzenie mnóstwa synekur w sektorze publicznym dla zaplecza politycznego AW”S” - UW w sytuacji, kiedy rządząca uprzednio krajem koalicja SLD - PSL „zawłaszczyła państwo”, to znaczy - zajęła wszystkie synekury w taki sposób, że nawet zmiana rządu nie mogła wpłynąć na ich obsadę. Ta gigantyczna operacja korupcyjna odbywała się na podstawie ustaw i rozporządzeń, a więc - przy wszystkich pozorach legalności, więc jako taka również nie jest objęta jakimkolwiek „zwalczaniem”. Bardziej wyrafinowaną formą korupcji „legalnej” jest ustanawianie monopoli w postaci koncesji lub licencji. Polega ona na pozwoleniu jednemu obywatelowi na zarobkowanie w określony sposób (np. obrót paliwami płynnymi lub wódką) i zabronieniu podobnego sposobu zarobkowania wszystkim innym. Jest to nie tylko oczywiście sprzeczne z zasadą równości obywateli wobec prawa i wolnością gospodarczą, ale również stanowi ważną przyczynę prywatnego korumpowania urzędników. Urzędnik, bez wzgledu na to, komu przydzieli koncesję lub licencję, pensję ma taka samą. Zatem jest zainteresowany we wprowadzeniu dodatkowego, pozaprawnego kryterium decydującego o wyborze szczęśliwca. Więcej - często bywa tak, że MUSI zastosować kryterium pozaprawne. Ma to miejsce w sytuacji, gdy np. liczba pretendentów spełniajacych kryteria prawne jest większa, niż dopuszczalny na podstawie innych zarządzeń limit koncesji. Urzędnik siłą rzeczy musi wówczas zastosować kryterium pozaprawne i nawet nie śmiem domyślać się - jakie. I o ile taka prywatna korupcja jest już objęta „zwalczaniem”, to ani wynagradzanie zaplecza politycznego synekurami w sektorze publicznym, ani wynagradzanie poprzez ustanawianie monopoli w postaci koncesji i licencji żadnym „zwalczaniem” nie jest objęte z uwagi na stworzenie dla tych form korupcji pozorów legalności.

Korupcja prywatna „Nie kradnij - rząd nie znosi konkurencji!” - takie plakietki na samochodowe zderzaki lub szyby naklejali sobie w swoim czasie członkowie i sympatycy Unii Polityki Realnej. Ponieważ rząd nie znosi konkurencji, to o ile uprawiane przez siebie formy korupcji ochrania propagandą „wrażliwości społecznej”, a także -tworzeniem pozorów legalności, to korupcję prywatną, którą obywatele próbują uprawiać na własną rękę, już obejmuje „zwalczaniem”. Oczywiście nie jest w tym konsekwentny, bo jednoczesnie mnoży niezliczone okazje do korupcji, których wcale nie musi ustanawiać chcąc zapewnić sprawne funkcjonowanie róznych segmentów życia publicznego. Jeśli jednak przechodzi nad tym do porządku to dlatego, że albo hołduje ideologicznym przesądom, nakazującym utrzymywanie pewnych usług w sektorze publicznym, albo próbuje odwdzięczyć się swemu zapleczu politycznemu w drodze korupcji „legalnej”, albo wreszcie z obydwu powodów jednocześnie. Spróbuję wyjaśnić to na przykładzie sektora ochrony zdrowia, który również został objęty wiekopomną reformą charyzmatycznego premiera Buzka. Hasłem tej reformy było, by „pieniądze szły za pacjentem”. No i podobno idą - ale w takiej odległości, że nie tylko kontakt wzrokowy, ale w ogóle wszelki kontakt został już dawno zerwany. Pieniądze rabowane obywatelom pod pretekstem świadczenia im przez państwo usług w zakresie ochrony zdrowia, zostają przekazane biurokratycznej instytucji pod nazwą Narodowego Funduszu Zdrowia. Już sama historia powstania tej instytucji zawiera w sobie elementy groteski. W pierwszej fazie wiekopomnej reformy utworzone zostały bowiem „kasy chorych” - oczywiście obsadzone ludźmi tworzącymi zaplecze polityczne koalicji AW”S” - UW. Kiedy w następstwie wyborów w 2001 roku rządy objęła ponownie koalicja SLD-PSL, próbowała dokonać czystek politycznych w „kasach chorych”, ale bezskutecznie - bo zaplecze polityczne schroniło się za wzniesionym zawczasu murami legalności. Nowemu rzadowi nie pozostawało tedy nic innego, jak dokonać następnej reformy, która polegała na likwidacji „kas chorych” i zastąpienia ich nową biurokratyczną instytucją pod nazwą Narodowego Funduszu Zdrowia - oczywiście już z prawidłową obsadą personalną. Ten NFZ ustanawia „limity” - że szpitale na leczenie nowotworów mają tyle a tyle pieniędzy, a na leczenie syfilisu - tyle a tyle. W rezultacie zdarzyło się, że pacjentkę, u której ponad wszelką wątpliwość zdiagnozowano nowotwór, szpital leczył na korzonki nerwowe, bo limit na nowotwory był już wyczerpany, natomiast na korzonki - jeszcze nie. W ten sposób procedury medyczne stają się dobrem rzadkim, a skoro tak, to ludzie naprawdę chorzy gotowi są jakoś przewiercić się przez „limity” i ratować od niechybnej śmierci. Od czasów starożytnych nikt nie wynalazł lepszego sposobu od opisanego w historycznym spostrzeżeniu, iż „nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem”. W rezultacie dysponenci owych rzadkich dóbr są nieustanie bombardowani korupcyjnymi propozycjami i pewna część prawdopodobnie je przyjmuje, dzięki czemu stan zdrowia naszego społeczeństwa nie jest tak tragiczny, jak mógłby być, gdyby owe „limity” były rzeczywiście ściśle przestrzegane. Tymczasem można by temu wszystkiemu zapobiec w prosty sposób - gdyby mianowicie pieniądze nie szły „ZA” pacjentem - ale RAZEM Z NIM. Innymi słowy - gdyby rząd nie rabował obywateli z pieniędzy pod pretekstem, że będzie świadczył im usługi z zakresu ochrony zdrowia. Wtedy pacjenci przychodziliby do szpitali czy przychodni z pieniędzmi pochodzącymi albo z oszczędności, albo z ubezpieczenia - a szpital przyjmowałby ich z otwartymi rękami, bo im więcej pacjentów, tym więcej pieniędzy, a im więcej pieniędzy, tym większa stabilizacja - i tak dalej. Owszem - ale w tej sytuacji mogłoby sie okazać, że ten cały Narodowy Fundusz Zdrowia ze swoimi „limitami”, biurami i urzędnikami jest całkowicie niepotrzebny! Do tego w żadnym razie dopuścić nie można, bo nie tylko wywołałoby to zrozumiałe rozgoryczenie w szeregach zaplecza politycznego, ale co gorsza - mogłoby wzbudzić podejrzenia co do przydatności innych, podobnych instytucji - a to już prosta droga do rewolucji, a właściwie nie tyle „rewolucji”, co do antysocjalistycznej kontrrewolucji. A jeszcze generał Wojciech Jaruzelski rzucił spiżowe hasło, że socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości. Dzisiaj niepodległości już nikt nie myśli bronić; dyskusja między siłami zdrady i zaprzaństwa i płomiennymi obrońcami interesu narodowego skupia się na wysokości łapówki wziętej, a właściwie nie tyle „wziętej”, co obiecanej za rezygnację z niepodległości państwowej, zatem przedmiotem obrony jest już wyłącznie socjalizm. I to dla niego ponosimy te wszystkie ofiary, to dla niego korupcja systemowa stała się podstawowym narzędziem sprawowania władzy, to dla niego musimy znosić korupcję legalną i to dla niego mnożą się okazje do korupcji prywatnej, która wprawdzie jest przez coraz to nowe urzędy „zwalczana” - ale tak, by nie uczynić jej krzywdy. SM

Jacy misjonarze nawrócili mecenasa Rogalskiego? Wyznawca sztucznej mgły nagle zamienił się w wyznawcę pancernej brzozy

1. W Smoleńsku nie było zamachu – definitywnie stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mecenas Rogalski, odwołany pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim. I dodał, że winowajcy katastrofy zginęli na pokładzie tupolewa.

2. Pan mecenas Rogalski mija się z prawdą. Nikt nie ma podstaw żeby powiedzieć, ze zamachu nie było, bo śledztwo smoleńskie wciąż trwa i jak wynika z odpowiedzi Naczelnego Prokuratora Wojskowego na oświadczenie senatorów Prawa i Sprawiedliwości (pisałem o tym wczoraj) – wersja udziału osób trzecich nie została wykluczona i nadal jest badana. Zakładam, że mecenas Rogalski nie wie w tej sprawie więcej niż prokuratorzy, co najwyżej wie tyle samo. Skoro zatem prokuratorzy nie mają podstaw do wykluczenia zamachu, to i on takich podstaw nie ma.

3. Mecenas Rogalski mija się też z moralnością, bo obraża pamięć zmarłych, którzy nie mogą się bronić, rani też uczucia osób bliskich dla ofiar katastrofy. Chyba nikt do tej pory tak brutalnie nie wskazał palcem na ofiary – to ich wina! Na jakiej podstawie pan to twierdzi, panie mecenasie, bo przecież nie na podstawie wyników śledztwa. Prokuratorzy niczego takiego jak na razie nie stwierdzili, a w przypadku generała Błasika jego obecność w kokpicie wręcz wykluczyli.

4. Mecenas Rogalski mija się z zawodową rzetelnością. Pierwsze ohględziny wraku samolotu i brzozy z udziałem polskich prokuratrorów odbyły się jesienią 2011 roku, w półtora roku po katastrofie. Gdzie pan był, co pan robił, – pełnomocniku procesowy, dlaczego nie bił pan na alarm, że podstawowe czynności śledcze nie zostały przez polskich prokuratorów wykonane? Dopiero interwencje senatorów Prawa i Sprawiedliwości spowodowały, że prokuratorzy po półtora roku, a właściwie to w dwa i pół roku katastrofie (bo wtedy dopiero przeprowadzono badania na trotyl) zabrali się wykonania czynności, które powinny być wykonane nazajutrz po katastrofie.

5. Mecenas Rogalski mija się wreszcie z zasadami etyki adwokackiej. Jak się wzięło sprawę, rozgrzebało, a potem zostawiło, to potem przynajmniej się własnemu klientowi nie szkodzi i nie wykorzystuje wiedzy uzyskanej w sprawie przeciw byłemu mocodawcyi. Jarosław Kaczyński, tak jak większość rozsądnych ludzi, wersji zamachu nie wyklucza – a to, co dziś opowiada mecenas Rogalski, jest ewidentnie sprzeczne z interesem procesowym Jarosława Kaczyńskiego poszukującego prawdy o przyczynach śmierci jego brata.

6. Dziś mecenas Rogalski dołączył do grona wyznawców świętej księgi Anodiny i mówi o katastrofie smoleńskiej jakby MAK-iem posiał. Zastanawiam się tylko czy on sam się tak nawrócił, czy go jacyś misjonarze nawrócili. W każdym razie jest to głębokie nawrócenie, zważywszy, że to właśnie pan mecenas puścił w świat koncepcję sztucznej mgły i helu, wykorzystywaną potem do ośmieszania wszystkich, którzy w sprawie smoleńskiej zgłaszali jakiekolwiek wątpliwości. W kontekście dzisiejszych wynurzeń mecenasa zastanawiam się, czy on wtedy o tej sztucznej mgle i helu sam z siebie wypromieniował, czy też został do tego zachęcony. W każdym razie dostarczył rządowej propagandzie zapasów amunicji i paliwa.

7. Będą teraz wyznawcy pancernej brzozy spijać z ust nawróconego wyznawcy sztucznej mgły i helu.Już spijają.

Wojciechowski

07/05/2013 Polaku nie bądź ponury. Rozwiń skrzydła, dziób do góry”- ulotki takiej treści władza ludowo- socjalistyczna rozrzucała z helikopterów nad większymi miastami w Polsce w „ Dniu Flagi”. No pewnie! Codzienne „ jaja” robione sobie z nas przez władzę – nie nastrajają Polaków do radości.. Tym bardziej, że pętla zadłużenia zaciska się niebezpiecznie.. Nikogo oczywiście nie obchodzą” państwowe długi”, bo to nie są długi bezpośrednio indywidualne.. Ale jak 30% mniej Polaków jedzie na „ majowy weekend” mniej niż w roku ubiegłym.. To lud niepokoi.. Nawet nie rosnące bezrobocie, jako skutek polityki rządu.. Ale to czego brakuje bezpośrednio w kieszeni.. Polacy są ogołacani z pieniędzy przez socjalistyczny rząd.. Codzienne afery, wywracanie wszystkiego do góry nogami, wielki medialny hałas , drożyzna… Ale piesi mają być bardziej bezpieczni niż do tej pory.. Już ”eksperci” pracują nad poprawieniem losu pieszych.. Do tej pory było tak , że pieszy jest na prawie jak wejdzie na przejście dla pieszych.. Ma być bezpieczniej dla pieszych- jak pieszy będzie się przygotowywał do wejścia na pasy..(???) Już wtedy kierowca musi uważać, żeby pieszego nie rozjechać.. To znaczy , zamiast pilnować sytuacji jezdni- będzie lustrował sytuację na chodnikach i jednocześnie bacznie uważał, żeby rowerzysta- jadący z szybkością 30 km na godzinę na ścieżce rowerowej- nie wjechał na niego. Bo też jest na prawie i ma pierwszeństwo.. Władza robi wszystko, żeby rozprawić się z kierowcami…. Kierowca będzie się zastanawiał, czy pieszy stoi przy przejściu i przygotowuje się do przejścia , czy po prostu rozmawia sobie ze znajomym, który też być może przygotowuje się do przejścia, czy może, kręci się obok przejścia z zamiarem, że może jutro przejdzie przez przejście .Bo do przejścia można się przygotowywać nawet w domu, nawet kilka dni wcześniej.. Tym bardziej, że przejście przez przejście dla pieszych musi być w pełni bezpieczne.. I bardzo świadome.. Szkoda, że władza nie organizuje- w ramach jakiegoś programu unijnego- szkoleń w zakresie nauki przechodzenia przez przejście dla pieszych.. Nareszcie byłoby bezpiecznie. Szkolenia przechodzenia na pasach w pasach bezpieczeństwa. Albo w jakiś kapsułach bezpieczeństwa odpornych na uderzenia roweru i samochodu. Bo przecież rowerzysta jadący po ścieżce rowerowej może najechać pieszego [przygotowującego się do przejścia przez jezdnię. No bo gdzie się będzie przygotowywał? Przecież nie na jezdni.. Na razie jezdnia jeszcze jest zarezerwowana dla samochodów, ale w przyszłości -kto wie! Jak samochody już zostaną zupełnie wyeliminowane z ruchu.. A najlepiej jak przez przejście dla pieszych przechodziłby się w pasach bezpieczeństwa, tak, żeby przechodzący czuł się bezpiecznie i żeby z tego bezpieczeństwa czerpał dodatkową siłę. Tym bardziej, że na co dzień w jego życie wpisane jest ryzyko.. To niech chociaż na pasach przechodzi bez ryzyka.. W pasach bezpieczeństwa pieszego i apteczką w plecaku.. No i gaśnicą- na wypadek samopodpalenia się. Żeby było bezpieczniej.. Gdyby go jeszcze ktoś najechał, z obrzydliwych kierowców, którzy nie mają nic innego do roboty- tylko rozjeżdżać niewinnych pieszych.. Zresztą pasy bezpieczeństwa można także wprowadzić- przy zamianie przepisów- również w autobusach miejskich. Zarówno dla pasażerów podróżujących na siedząco- jak i na stojąco. Wszyscy pasażerowie w pasach, a wszystkie pasy połączone centralnie przy stanowisku kierowcy.. W tej pajęczynie pasów byłoby bardzo bezpiecznie, byłby jedynie kłopot przy wysiadaniu, ale i ten problem- jak to w socjalizmie- można rozwiązać.. Na każdym przystanku funkcjonariusze Policji Obywatelskiej wyplątywaliby pasażerów z pasów bezpieczeństwa.. I zaplątywaliby – następnych! Ale byłoby bezpiecznie.. Tak jak będzie bezpiecznie w socjalistycznej Szwecji.. Właściwie socjalistycznym Królestwie Szwecji.. Kto widział socjalizm w Królestwie? A jednak.. Socjalizm opiekuńczy i biurokratyczny, bo przecież jak ktoś się kimś opiekuje- to potrzebny jest opiekun.. Opiekun co prawda kosztuje, ale kto kieruje się kosztami w socjalizmie, w którym pokonuje się przeszkody nie znane w innych ustrojach? Nie ma czasu na liczenie kosztów, tym bardziej , że całością zajmuje się biurokracja. Ona to dopiero staje na wysokości zadania.. Przecież to, że w Polsce pan Sławomir Nowak z Platformy Obywatelskiej- minister, zajmuje się poszukiwaniem maskotki, która zaginęła dziecku w popciagu- to jest dopiero człowiek właściwy na właściwym miejscu.. To jest ewenement na skalę światową.. Żeby minister.. chociaż, premier też z Platformy Obywatelskiej mógłby zajmować się najdrobniejszymi sprawami.. NA przykład poszukiwaniem igły w stogu siana.. Ale wracając do socjalistycznego Królestwa Szwecji.. Tamtejsi socjaliści, żeby poprawić bezpieczeństwo , rozważają pomysł zupełnego zakazu….wyprzedzania(???) Nareszcie będzie bezpiecznie.. Chodzi im o to, żeby nikt nie zginął.. A ja mam lepszy pomysł.. Zakaz w ogóle jazdy samochodem.. Likwidacja samochodów! Co tam wyprzedzanie. Nie będzie jechał- nie będzie wyprzedzał..Powrót do powozów.. No i oczywiście zakaz wyprzedzania się powozów.. Ciekawe, że nie rozważają zakazu wyprzedzania przez rowery.. To znaczy – rower przez rower, albo samochodu- przez rower.. Bo jak tak dalej będą rozprawiać się z szybkością- to rowery będą wyprzedzać samochody, a nawet piesi będą wyprzedzać samochody. W kaskach i pasach bezpieczeństwa..…(!!!!) No i po co komu samochody? A „ dziennikarze konstytucyjni” będą uzasadniać każdą głupotę.. Bo od tego są i pracują dla- każdy dla swoich służb.. Wywracać w głowach” obywatelom”- to jest ich rola.. ”Polaku nie bądź ponury! Rozwiń skrzydła, dziób do góry!”- ciekawe, który to hasło wymyślił.. (????)Doprowadzają miliony ludzi do wariactwa, wywracają świadomość , trzymają w ciągłym napięciu, wprowadzają w stresy.. Nie mają litości.. Niech ta świadomość rozklekota się do reszty.. Bezpieczeństwo! Więcej bezpieczeństwa!- krzyczą. Człowiek musi być bezpieczny.. A co z jego wolnością? Socjaliści wolności człowieka nienawidzą – dlatego ją mu odbierają.. Głośno krzycząc o bezpieczeństwie.. Będą się wlokły kawalkady samochodów, z których żaden nie będzie mógł wyprzedzić, Chyba autobusy państwowej komunikacji będą mogły wyprzedzać?- przynajmniej samochody prywatne.. Bo na szlakach kolejowych chyba pozostanie po staremu.. Pociągi nie będą mogły się wyprzedzać.. No i piesi będą mogli się wyprzedzać.. Nie wiadomo jak z rowerami…. No i czy ludzie będą mogli być lepsi i gorsi, czy wszyscy mają pozostać jednakowi i sztampowi.. Czas pokaże, ale idziemy w kierunku ujednolicania. I w takich warunkach., człowieku- nie bądź ponury.. Śworgol i ciesz się , nawet gdy zamieniają cię w bydło.. O co dbają” dziennikarze konstytucyjni”. Jak to w „Folwarku zwierzęcym”… WJR

Tusk wprowadza socjalistyczny nakaz pracy

Oni nie czują strachu. Nie mają poczucia winy. Są panami losu każdego z nas. Urzędnicy, naczelnicy, prokuratorzy, sędziowie… W imieniu państwa bezpodstawnie oskarżają, aresztują i doprowadzają ludzi do ruiny. Ale nie odpowiadają za to, co zrobili. Awansują i mają się dobrze. Tak właśnie stało się w wypadku naczelnika urzędu skarbowego i prokuratorów, którzy złamali życie biznesmenom z Krakowa „....(źródło)
„Przedstawiciele urzędów pracy chcieli, by urzędy przestały opłacać bezrobotnym świadczenia społeczne, co - ich zdaniem - sprawiłoby, że liczba fałszywych bezrobotnych znacznie by się zmniejszyła. Resort pracy nie zdecydował się na takie rozwiązanie - wprowadził natomiast zmianę w prawie, zgodnie z którą od połowy 2014 roku każdy bezrobotny, który odrzuci pierwszą ofertę pracy znalezionej mu przez urząd, zostanie wykreślony z rejestru bezrobotnych na dziewięć miesięcy i straci prawo do korzystania z darmowej służby zdrowia. Obecnie status bezrobotnego traci się dopiero po odrzuceniu trzeciej oferty pracy - w 2012 roku w ten sposób wykreślono z rejestru bezrobotnych 52,5 tys. osób. „....”(źródło )
Niemiecki i urząd pracy zaproponował dziewiętnastolatce pracę w domu publicznym” …..”Bild przypomina, że w 2005 roku doszło do podobnego skandalu, gdybezrobotnej programistce z Berlina zaproponowano jej prace ko prostytutka. Gdy dziewczyna kategorycznie odmówiła zmniejszono jej wysokość zasiłku motywując to odmową podjęcia zatrudnienia „...(więcej )
Palikot „Jeśli już mówimy o legalizacji, to czy nie za bardzo Ruch Palikota odleciał chcąc zalegalizować sutenerstwo?- O legalizacji sutenerstwa mówiłrzecznik Ruchu Palikota Andrzej Rozenek. Ale ja się z nim zgadzam. „......” nie można zwalczyć tego sektora rynku” „..”jak i dla dobra państwa, które może na tym zarabiać. .(więcej )
W Polsce jest za dużo urzędów i urzędników? Nieprawda. Według resortu finansów powinno być jeszcze więcej, żeby jeszcze lepiej ścigać obywateli. „...”projekt nowej ordynacji podatkowej zakładający powołanie m.in. Rady ds. Unikania Opodatkowania. „.....”Jeśli ktoś zostanie oskarżony o unikanie podatków, rada będzie pomagała ustalić prawdę. Jej członkowie byliby powoływani przez ministra finansów na 4-letnią kadencję „....”Drugą jednostka nowej policji podatkowej ma być 20-osobowa specjalna komórka powstała w ministerstwie, która ma "rozpoznawać przypadki agresywnego planowania podatkowego". Urzędnicy w niej zasiadający mają sprawdzać w księgach finansowych, czy ktoś z nas nie unika podatków. '...(źródło)
Socjaliści czuja się coraz pewniej . Obawiam się ,że lewicowy pełzający zamach stanu dobiega finału . Demokracja jest fikcją. Reżimowe sądy pacyfikują chłopstwo pańszczyźniane. Socjaliści w trakcie procesu likwidacji demokracji i długiego aktu przewrotu ideologicznego posłużyli się socjalistycznym lumpen elektoratem . Bezrobotni , lumpy , rozbite rodziny , lobby homoseksualne, urzędnicy, budżetówka , kryminaliści i przestępcy i emeryci . To oni wsparli socjalistów w okradaniu Polaków bandyckimi podatkami . Socjaliści w zamian za wsparcie polityczne i popieranie ich w wyborach rzucali swemu lumpen elektoratowi ochłapy , reszki z gigantycznych bogactw rabowanych Polakom Ponieważ w całej Europie socjaliści kontrolują sądy , prokuraturę, administrację, szkolnictwo , rządy i parlamenty lewacki zamach stanu się praktycznie dokonał . W Europie nie istnieje żadna realna opozycja , a każda próba powstania takowej i przeciwstawienia się reżimowi jest pacyfikowana i skazana na klęskę . Węgry Orbana i Obóz Patriotyczny Kaczyńskiego są wyjątkami potwierdzającym regułę Lumpen elektorat przestaje być totalitarnym socjalistom potrzebny. Socjaliści rozpoczęli zaganianie emerytów do pracy aż do śmierci , a bezrobotnych zmusza knutem do wskazanej pracy . Niemcy już rozpoczęły pierwsze próby zmuszenia ładnych kobiet z klasy chłopstwa pańszczyźnianego do pracy w niemieckich burdelach . Palikot już zaczął przygotowywać podstawy prawne do wysyłania Polek przez urzędy II Komuny do domów publicznych , bo do tego sprowadza się jego plan uznania burdeli za normalny zakład pracy, prostytucję jako zawód taki sam jak każdy inny a sutenerów za legalnych „pracodawców „Plany Tuska dotyczące odebrania bezrobotnym opieki lekarskiej jeśli nie podejmą wskazanej prze urzędników reżimu pracy przywracają znany z Korei Północnej , czy pierwszej komuny przymus ciągłej , ciężkiej pracy. II komuna Tuska poszła dalej . Polacy będą pracować aż do śmierci. Mechanizm przekształcenia całego narodu polskiego we współczesne chłopstwo pańszczyźniane jest bardzo prosty. Według obliczeń Instytutu Adama Smitha II Komuna okrada Polaków z 83 procent ich pracy . Resztki jaki im pozostawią są tak małe ,że 800 tysięcy polskich dzieci żyje w nędzy. Widmo nieożywienia własnych dzieci , ich życia w nędzy spowodowało ,że Polacy nie decydują się na dzieci Polacy z ochłapów jakim im lewactwo rządzące Polska zostawia nie są w stanie nic odłożyć . Żyją z dnia na dzień .Na łasce socjalistycznych panów . Aby jeszcze bardziej zastraszyć Polaków Tusk rozpoczął na ogromna skale tworzenia kasty pariasów . Ludzi bez ubezpieczenia społecznego i dostępu do leczenia . Już znajdują się w niej ludzie pracujący na tak zwanych umowach śmieciowych . Chorzy starcy , którzy nie mogą pracować , a którzy przez reżimowe komisje lekarskie zastali skierowani do pracy. Teraz dołączą do nich ci Polacy , którzy spróbują odmówić nakazowi pracy. Już niedługo Polacy zaczną w „państwie dobrobytu” , socjalistycznym raju zdychać na ulicach, bo z mieszkań według niemieckich planów mają zostać wywłaszczeni specjalnym podatkiem katastralnym „doradcy kanclerz Angeli Merkel, komentującego raport Banku Centralnego - kraje strefy euro, które są mocno zadłużone, powinny wprowadzić tzw. podatek majątkowy. "Przez okres dziesięciu lat, bogaci musieliby np. oddawać część swojego bogactwa. „...(więcej)
Czym się kończy bajka o socjalizmie . Zamiast emerytur prac aż do śmierci . Zamiast zasiłków dla bezrobotnych nakaz podjęcia wskazanej przez urzędnika pracy , w tym w domu publicznym . Zamiast powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego zdychanie Polaków na ulicach Nie ma żadnego socjalistycznego państwa opiekuńczego. Należy skończyć z lewicową eksploatacją ludzi. Z okradaniem Polaków niebotycznymi podatkami, zusami , vatami, akcyzami. Jedyna drogą , aby ustrzec chorych , strych Polaków przed zdychaniem na ulicach , polskie dzieci przed głodem ,a Polki przed kierowaniem do pracy w burdelach jest likwidacja przymusowych ubezpieczeń społecznych , podatku dochodowego i vat na początek Dominika Marzeny Nikiel „ Mowa o tradycyjnej rodzinie ścigana jest w Kandzie przez policję. Cytowanie badań obnażających prawdę o „homorodzinach „ grozi społeczna śmiercią „...” Andrew Ciastek za sprzeniewierzenie się politycznej poprawności został poddany ewaporacji. Z dnia na dzień usunięto go z pracy, a jego nazwisko wymazano z rejestru internetowego firmy. Dlaczego?”....” Tradycyjna rodzina jest najlepsza dla przyszłości dzieci- to tytuł krótkiej notki informacyjnej, która rozpętała wściekłą burzę w Kanadzie. Homoterroryści, ... zostali nim porażeni jak prądem. „.....”"Błogie szczęście w rodzinach typu gender to mit", w którym przedstawiam miażdżący raport prof. Marka Regnerusa z uniwersytetu w Teksasie. „....”Badania prof. Regnerusa uznano za wiarygodne i rzetelne, a zarzuty pod jego adresem określono, jako bezzasadne. Raport opublikowany został w prestiżowym, naukowym piśmie Social Science Research. „....”Naukowiec brał pod uwagę m.in. zdolność do tworzenia stałych związków, gotowość na podejmowanie wyzwań, umiejętność adaptacji i wchodzenia w role zawodowe. Trudno się więc dziwić, że Andrzej Ciastek postanowił odznaczyć te badania w swojej psychologicznej rubryce. Ograniczył się jednak tylko do jednego aspektu badania, zamieszczając takie oto zdanie:Wśród wychowanków par homoseksualnych jest ponad trzy razy więcej bezrobotnych niż wśród osób wychowanych w pełnych rodzinach.”.....”Pan Andrzej został wezwany na policję, gdzie został pouczony przez funkcjonariuszy z wywiadu tropiących nietolerancję i propagujących różnorodność o politycznej poprawności. Policjanci, co których pracy zastrzeżeń pan Andrzej nie ma, zachowali się wprawdzie profesjonalnie, pouczyli obywatela o posłuszeństwie wobec "wolności" słowa i przyznali, że choć jego czyn nie jest jeszcze "mową nienawiści", to powoli się do niej zbliża. „....”Kuratorium z Toronto wprowadziło do szkół obowiązkowy program zwalczania homofobii i obowiązkowe lekcje relatywizmu. Na tych, którzy przestali posyłać dzieci na lekcje nałożono surowe kary grzywny, a niektórzy trafili z tego powodu do aresztu. Rodzice nie zdołali wywalczyć swoich praw nawet przed sądem. Sędziowie uznali, że dziecko nie może zostać zwolnione z zajęć, na których przedstawiana jest wiedza nt. głównych religii, buddyzmu oraz ateizmu, a homoseksualny styl życia prezentuje się jako całkowicie uprawniony model życia rodzinnego.To jednak dopiero początek historii. Okazało się bowiem, że prawo rozciąga się tak daleko, że nie nawet szansy na ucieczkę do prywatnych szkół. W lutym sąd apelacyjny prowincji Québec podtrzymał decyzję urzędników zakazującą nauki religii w oparciu o nauczanie Kościoła katolickiego w prywatnym męskim liceum katolickim w Montrealu. Zamiast autonomicznego nauczania religii zaproponowano prowadzonej przez jezuitów szkole „neutralne” i „sekularne” kursy nt. etyki i religii promowane przez lokalny rząd. „....(źródło)
Marcin Kube „Wiele twarzy Orwella „ …..”Orwell „Nonsensem byłoby udawanie, że deklarowanie anarchizmu, ateizmu, pacyfizmu i tym podobnych postaw jest obecnie świadectwem odwagi, a zarazem oryginalności. Postępowaniem wymagającym odwagi, a w każdym razie niemodnym, jest natomiast deklarowanie wiary w Boga albo przychylny stosunek do kapitalizmu". …..”Gdy angielska prasa głosiła, iż „faszystowska Polska nie zasługiwała na istnienie" i krytykowała powstanie warszawskie, Orwell mówił głośno o hipokryzji i cynizmie brytyjskich elit. Upominał się o prawa mniejszych narodów, rozgrywanych przez wielkie mocarstwa. „.....”eseje, m. in. „Przywilej kleru, czyli kilka uwag o Salwadorze Dalim", w którym surowo traktuje słynnego surrealistę. „Jest to książka, która cuchnie" – pisze o jego autobiografii. „....”Dali jest dla niego profrankistowskim, zepsutym hedonistą o skatologicznych ciągotach. Tytuł eseju wiąże się z puentą, że każde świństwo (w znaczeniu etycznym i estetycznym) ujdzie człowiekowi płazem, jeśli tylko jego dzieła zdobędą uznanie. W dzisiejszych czasach jeremiady Orwella na temat sztuki współczesnej zapewne skwitowano by ironicznym uśmiechem. „....(źródło )
„Pierwszy na świecie pistolet wyprodukowany przy użyciu drukarki 3D przetestowano w USA. Kontrowersyjna broń powstała dzięki drukarce kosztującej 8 tys. dolarów. Urządzenie naniosło kolejne warstwy materiału tworząc coś, co przypomina futurystyczny pistolet”.....”Pistolet jest prawie w całości wykonany z tworzywa sztucznego. Wyjątkiem jest iglica, czyli część mechanizmu bezpośrednio uderzająca w spłonkę powodując wybuch i w efekcie wyrzucenie pocisku.Pistolet powstał w oparciu o plany grupy Defense Distributed. „...”Jak sądzę wiele osób nie wierzyło, że coś takiego można zrobić - mówi Cody Wilson, 25-letni student prawa Uniwersytetu Teksasu i założyciel Defense Distributed. Sam określa się jako kryptoanarchista. - Na broń istnieje popyt. Po prostu tak jest. Na całym świecie rządy mówią obywatelom, że nie mogą posiadać broni palnej. Ale to już nie jest prawda. Dzięki technologii możesz mieć praktycznie co zechcesz „....(źródło )
Gorylisko „Robi się ciekawie. Helmuty chcą odzyskać zdeponowane w FED złoto. FED zaczął robić pod górkę hajlhitlerowym inspektorom...Gdyby FED zdefraudował złoto,(wszystko wskazuje nato, że tak jest) to skutki będą trudne do przewidzenia...bałagan jaki się z tego zrobi to bomba podłożona w światową gospodarkę. „....”planów Bundesbanku wedle których całe złoto należące do Niemiec ma powrócić do kraju. Szczególnie istotne są dla nich zasoby złota składowane podobno w skarbcu Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku. Reakcja FED na żądanie wydania niemieckiego złota jest zdumiewająca i wzmaga podejrzenia, co do tego, że FED już dawno go nie posiada. Według powszechni znanych informacji niemiecki rząd składuje około połowę swojej rezerwy złota w skarbcu Rezerwy Federalnej, czyli prywatnego Banku Centralnego USA. Niemcy o czym informowaliśmy już jakis czas temu postanowili zabrać do domu całe przechowywane tam złoto.Jednak z artykułu NBC wynika, że FED oświadczył iż nie mogą tego zrobić, a tego typu operacja zajmie czas przynajmniej do 2020 roku. Niemiecki rząd poprosił zatem o pozwolenie na wizytę w skarbcu celem inwentaryzacji potwierdzenia jego faktycznego istnienia. Federal Reserve nie pozwoliła Niemcom również na to argumentując w ten sposób, że nie ma odpowiednich procedur bezpieczeństwa, aby wpuścić kogoś z zewnątrz. Niemcy w końcu wysłali jednak zespół, który miał uzyskać dostęp do ich złota. Pozwolono im wejść do przedsionka skarbca, w którym pokazano im 5 sztabek złota. Zachowanie FED najwyraźniej musiało mocno zaszokować delegację i jej mocodawców, ponieważ wysłano kolejną inspekcję, która dotarła do skarbca i została wpuszczona do jednego z jego pomieszczeń. Niemcy mogli tylko popatrzyć na stos złota, ale nie wolno było niczego dotykać, czyli nie pozwolono na sprawdzenie, co to jest za złoto i czy wybite numery seryjne zgadzają się z dokumentacją Bundesbanku „....”Pozostała im wiara, że to faktycznie ich złoto. Nagle okazało się, że wokół złota przechowywanego przez Amerykanów dzieje się coś niedobrego. Spekulacje jakobyFED nie miał fizycznie tego kruszcu, ponieważ już dawno został sprzedany lub pożyczony, nabrały nagle realności. Co więcej, podobna sytuacja jest z rzekomym depozytem złota w Fort Knox. Nikt podobno nie widział tam złota przez bardzo długi czas. Jak wspomina NBC, ostatnia kontrola publiczna przechowywanego w USA złota miała miejsce w 1953 roku. Nawet wtedy eksperci z zewnątrz nie mogli w niej uczestniczyć, a zespół audytowy otrzymał do zbadania tylko około 5% znajdującego się tam rzekomo kruszcu.  Można, więc bez zbędnej przesady powiedzieć, że kompleksowego badania Fort Knox nie było od ponad 60 lat, a to budzi poważne podejrzenia. „....(źródło ) Marek Mojsiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
983
983
983
983
983
983
waltze 983
autostrady artykul 2007 01 983
983
983 Zemlja Plese partytura
983 Theme From Moulin Rouge partytura
Silverberg Robert Zamkniety swiat (SCAN dal 983)
waltze 983 p(1)
marche 983 p

więcej podobnych podstron