Eksperymenty
Stanfordzki eksperyment więzienny (Philip Zimbardo)
Posłuszeństwo wobec autorytetu (Stanley Milgram)
Stanfordzki eksperyment więzienny
Wprowadzenie
Stanfordzki eksperyment więzienny to eksperyment, który badał psychologiczne efekty symulacji życia więziennego. Przeprowadziła go grupa psychologów uniwersytetu Stanford pod przewodnictwem Philipa Zimbardo w 1971r.
Geneza eksperymentu
Celem eksperymentu było zbadanie wpływu otoczenia, autorytetu, solidarności grupowej oraz konkretnej sytuacji na działania jednostek oraz skonfrontowanie tezy o radykalnej zmianie zachowania (skłonności do ogromnego okrucieństwa) zwyczajnych ludzi, którzy anonimowi, w określonych warunkach skłonni są traktować innych przedmiotowo.
Ogłoszenie
W lokalnej gazecie pojawiło się ogłoszenie, w którym poszukiwano ochotników do wzięcia udziału w 1-2 tygodniowym badaniu psychologicznych efektów uwięzienia. Za dzień udziału w eksperymencie ochotnikom proponowana 15$. Na ogłoszenie odpowiedziało 70 mężczyzn, spośród których na podstawie wywiadów diagnostycznych i testów osobowości wyeliminowano kandydatów z kryminalną przeszłością, problemami narkotykowymi psychologicznymi lub fizycznymi. Rekrutację pozytywnie przeszło 24 ochotników. Ostatecznie udział w eksperymencie wzięło 9 strażników i 9 więźniów ze Stanów Zjednoczonych i Kanady (o przydzieleniu do grupy strażników lub więźniów decydował rzut monetą), pozostali strażnicy i więźniowie czekali w gotowości, na wypadek gdyby byli potrzebni. Strażnicy pracowali w systemie trzech ośmiogodzinnych zmian, podczas gdy w każdej z cel było po trzech więźniów. Uczestnicy eksperymentu zostali poinformowani, że w razie wytypowania ich na więźniów zostaną ograniczone ich prawa obywatelskie i przydzielone zostaną im minimalne racje żywnościowe.
Więzienie
W celu wiernego odtworzenia warunków panujących w więzieniu przeprowadzający eksperyment zwrócili się z prośbą o pomoc do byłego więźnia, który w więzieniu spędził prawie 17 lat. Więzienie zostało skonstruowane w podziemiach stanfordzkiego wydziału Psychologii. W więzieniu znajdowały się trzy cele (drzwi laboratorium zamieniono na drzwi ze stalowymi kratami i numerami cel oraz toaleta i szafa pełniąca funkcję izolatki. Cele były tak urządzone, że mieściły każda po trzy prycze do siedzenia lub spania, nie zostawiając wiele miejsca na cokolwiek innego. W więzieniu nie było zegarów ani okien. W podziemiach zainstalowano monitoring i interkom. Dyrektorem więzienia „Stanford Country Jail” został prof. Philip Zimbardo.
Wprowadzanie w role więźniów i strażników
Każdy więzień został aresztowany przez policję (w projekt zaangażowano miejscową policję) na oczach sąsiadów i skuty, a po przywiezieniu do więzienia przeszukany, rozebrany do naga, a następnie odwszawiony. Zabieg ten miał na celu upokorzyć więźniów. Następnie więźniowie zostali ubrani w długie koszule z numerami, a na głowy włożono im pończochy (zamiast strzyżenia).
Strażnicy zostali ubrani w mundury khaki oraz wyposażeni w pałki i odblaskowe okulary uniemożliwiające kontakt wzrokowy i rozszyfrowanie emocji. Strażnicy nie zostali poinstruowani jak mają się zachowywać. Ich zadaniem było stanie na straży porządku i prawa a pałki traktować jako symboliczną broń.
Przebieg eksperymentu
Pierwszy dzień eksperymentu przebiegł spokojnie. Więźniowie byli budzeni do "odliczeń". Celem odliczeń (odbywały się one kilkukrotnie w czasie jednej zmiany, nierzadko w nocy) było zaznajomienie więźniów ze swoimi numerami. Odliczenia były okazją dla strażników do manifestowania swojej władzy nad więźniami. Na początku więźniowie nie byli za bardzo zaangażowani w swoje role i nie traktowali odliczeń na poważnie. Ciągle starali się pokazywać swoją niezależność. Strażnicy analogicznie nie potrafili się od razu odnaleźć i nie mieli jeszcze pojęcia jak demonstrować władzę. Popularną metodą karania nieposłuszeństwa i nieodpowiedniej postawy wobec strażników były pompki. Jeden ze strażników miał w zwyczaju opierać jedną nogę na plecach więźniów lub kazał samym więźniom siadać lub stawiać nogi na innych kiedy ci robili pompki.
Drugiego dnia rano wybuchł bunt. Więźniowie zabarykadowali się w celach, blokując wejścia pryczami. Więźniowie zaczęli wyzywać i drwić ze strażników. Sfrustrowani i wściekli strażnicy spacyfikowali więźniów za pomocą gaśnicy z mrożącym skórę dwutlenkiem węgla, którą użyli by zmusić więźniów do odsunięcia się od drzwi. Prowodyrów buntu zamknięto w izolatce, więźniom zabrano łóżka i rozebrano ich do naga, nawet chodzenie do toalety stało się przywilejem. Od tej pory strażnicy zaczęli prześladować i zastraszać więźniów.
Od czasu buntu, który umocnił solidarność wśród strażników, naturalną ich reakcją na to stało się zwiększanie poziomu kontroli nad więźniami, inwigilacji i agresji. Strażnicy wpadli na pomysł utworzenia celi uprzywilejowanych, w celu przełamania solidarności wśród więźniów i wzbudzenia nieufności pomiędzy więźniami. Jedną z cel zamieniono na celę uprzywilejowanych i umieszczono tam więźniów, którzy mieli najmniejszy udział w buncie. Oddano im ubranie, łóżka, pozwolono też im się wykąpać i umyć zęby. Innym nie. Uprzywilejowani więźniowie także mogli jeść specjalne jedzenie w obecności pozostałych gdy tamci mieli tymczasowy zakaz spożywania posiłków. Następnie strażnicy wzięli "dobrych" więźniów z uprzywilejowanej celi i wsadzili ich z powrotem do zwykłych cel. Prowodyrów buntu natomiast wzięto do celi przywilejów, co całkowicie wprowadziło więźniów w dezorientację, w rezultacie więźniowie stali się nieufni wobec siebie.
Już przed upłynięciem 36. godziny trwania eksperymentu więzień o numerze 8612 zaczął cierpieć na silne wahania nastroju, miał zdezorganizowany sposób myślenia, dostawał niekontrolowanych wybuchów płaczu i agresji, krzyczał, przeklinał. Wobec powyższego, po przeprowadzeniu z nim wywiadu psychologicznego i stwierdzeniu faktycznych dolegliwości, pierwszy więzień opuścił więzienie.
Po opuszczeniu więzienia przez pierwszego więźnia do eksperymentatorów doszły informacje o planowanej ucieczce więźniów. Informacja ta okazała się tylko pogłoską, jednak strażnicy ponownie bardzo wyraźnie zwiększyli natężenie prześladowań, wzmogły się upokorzenia. Więźniowie musieli wykonywać upodlające, powtarzające się prace, takie jak czyszczenie muszli toaletowych gołymi rękami.
Do więźniów zaproszono również księdza, którego zadaniem była ocena, w jakim stopniu stworzona sytuacja więzienna była realistyczna. Kapłan rozmawiał z każdym z więźniów po kolei, połowa więźniów przedstawiając się zamiast imienia podała więzienny numer.
W eksperymencie zaaranżowano również komisję zwolnień, na której czele stanął prawdziwy były więzień. Ku zdziwieniu organizatorów eksperymentów więźniowie zapytani czy zrezygnowaliby z dotychczasowo zarobionych pieniędzy, gdyby komisja wyraziła zgodę na zwolnienie, większość odpowiedziała, że tak.
Więźniowie radzili sobie z uczuciem frustracji i bezsilności na różne sposoby. Z początku część więźniów buntowała się lub biła ze strażnikami. Czterech więźniów zareagowało załamaniem emocjonalnym, będącym jednym ze sposobów ucieczki od sytuacji. U jednego z więźniów wystąpiła psychosomatyczna wysypka na całym ciele, gdy dowiedział się, iż jego prośba o zwolnienie została odrzucona. Inni starali się radzić sobie stając się dobrymi więźniami, robiąc wszystko, czego zażądali od nich strażnicy. Jeden z nich dostał nawet ksywę "sierżant", ponieważ wykonywał rozkazy jak w wojsku. Pod koniec eksperymentu więźniowie byli całkowicie zdezintegrowani.
W związku z tym, że kilu więźniów opuściło więziennie przyjęto nowego więźnia nr 416. „Starzy” więźniowie przekonali go, ze to prawdziwe więzienie, że nie ma z niego wyjścia. Wobec czego więzień 416 podjął strajk głodowy. Po kilku nieudanych próbach zmuszenia nr 416 do jedzenia, strażnicy wtrącili go do izolatki na trzy godziny. Pozostali więźniowie zaczęli go spostrzegać jako sprawcę kłopotów. Główny strażnik postanowił wykorzystać to uczucie dając więźniom wybór. Mogli oni pomóc nr 416 wyjść z izolatki rezygnując z własnego koca, mogli też zatrzymać koc i pozwolić mu tam zostać całą noc. Większość wybrała koc.
Koniec eksperymentu
Szóstego dnia przerwano, planowany na dwa tygodnie, eksperyment. Więźniowie wycofywali się i zachowywali patologicznie, strażnicy natomiast sadystycznie. Zapisy z kamer pokazały, że strażnicy stają się bardzo brutalni w nocy, kiedy eksperymentu nie obserwowali badacze. Organizatorzy projektu uznali, że przestali kontrolować sytuację, a nasilenie patologicznych zachowań uczestników eksperymentu stwarza zagrożenie dla ich zdrowia i bezpieczeństwa. Eksperyment został przerwany ze względu na brutalne zachowania osób, które przyjęły role strażników.
Eksperyment przerwano dzięki interwencji Christiny Maslach (polskiego pochodzenia pani doktor, wówczas narzeczonej Philpa Zimbardo). Przeprowadziła ona z więźniami i strażnikami serię wywiadów i zdecydowanie przeciwstawiła się wyprowadzaniu więźniów do toalety skutych kajdanami z torbami na głowach i rękach na ramionach współwięźniów.
Po eksperymencie
Dwa miesiące po zakończeniu eksperymentu takiej wypowiedzi udzielił więzień nr 416, umieszczony w izolatce na kilka godzin.
"Zacząłem mieć poczucie, że tracę tożsamość. Tożsamość osoby, którą nazywałem Clay, osoby, która kazała mi iść do tego miejsca, osoby która dała się w tym więzieniu zamknąć -- bo to było dla mnie więzienie, i nadal jest. Nie uważam, że to eksperyment ani symulacja, bo to po prostu więzienie prowadzone przez psychologów zamiast przez państwo. Zacząłem mieć poczucie, że osoba, którą byłem i która kazała mi iść do więzienia, była mi obca - obca tak bardzo, że w końcu stałem się 416. Naprawdę byłem swoim numerem".
Wnioski
Zimbardo udowodnił, że ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach wcielają się w role oprawców i ofiar. Powodów takich zachowań upatruje on nie w zaburzeniach ludzkiej psychiki, lecz we wpływie otoczenia na jednostkę. Przez następne lata uczestnicy byli obserwowani – eksperyment nie wpłynął negatywnie na ich życie. Było to spowodowane tym, że zostali poddani terapii, na której dokładnie im wytłumaczono, czego byli uczestnikami i świadkami. Jednostki wyselekcjonowane do eksperymentu były w pełni zdrowe psychicznie, a eksperyment odbył się w jednym miejscu, dzięki czemu badani po jego zakończeniu wyszli ze swoich ról, zdjęli mundury i wrócili do normalnego życia. Starania eksperymentatorów sprawiły, że nie czuli oni winy ani wstydu.
Jednym z wniosków było też spostrzeżenie, że odgrywanie ról społecznych może wpływać na kształtowanie się osobowości jednostki, w szczególności w sytuacji, gdy nie ma ona możliwości zrzucenia schematu roli, lub gdy rola społeczna nie pozwala jej na margines swobody postępowania.
Powtórzenia eksperymentu więziennego
Eksperyment Zimbardo był kilka razy powtarzany. W 2005 roku zrobił to polski reżyser Artur Żmijewski. Jego eksperyment miał dużo łagodniejszy przebieg niż eksperyment więzienny Zimbardo. Zasadnicza różnica miedzy badaniami polegała na tym, że u Żmijewskiego nie wytworzyły się patologiczne relacje między strażnikami a więźniami, co tłumaczy się wpływem medialnego monitoringu na uczestników badania. Zimbardo wprawdzie też rejestrował interakcje uczestników eksperymentu, ale w ciągu 30 lat, które minęły od tamtego czasu, zmieniła się gruntownie medialna świadomość ludzi. Studenci z Uniwersytetu Stanforda mieli poczucie uczestniczenia w przedsięwzięciu naukowym, jakby klinicznym. Natomiast dla ochotników występujących w "Powtórzeniu" Żmijewskiego podstawowym odniesieniem była zarówno dobrze im znana formuła "reality show", jak i poczucie włączenia w sferę mediów, gdzie rozliczani będą z "faktów medialnych", swojego wizerunku, a nie np. intencji. Eksperyment Żmijewskiego zakończył się ”okrągłym stołem” więźniów i strażników, którzy w ten sposób zbuntowali się przeciwko artyście i wszyscy zrezygnowali z dalszego udziału. Zapisem eksperymentu jest film Powtórzenie pokazywany na Biennale Sztuki w Wenecji.
Badanie Zimbardo było również inspiracją to nakręcenia w 2001 roku niemieckiego dramatu pt. "Eksperyment" opartego na oryginalnym badaniu. Reżyserem filmu jest Oliver Hirschbiegel, twórca Upadku.
Ponadto, na podstawie stanfordzkiego eksperymentu więziennego, w roku 2010 powstał film "The Experiment", którego reżyserem jest Paul Scheuring, a w główne role wcielili się Adrien Brody i Forest Whitaker.
Posłuszeństwo wobec autorytetu – eksperyment
Wprowadzenie
Seria eksperymentów Posłuszeństwo wobec autorytetu przeprowadzona została w latach 1961-62 na Yale University przez 27 letniego wówczas amerykańskiego psychologa Stanleya Milgrama. Milgram urodził się w 1933 roku w żydowskiej rodzinie w Nowym Jorku. Warto nadmienić, że razem z Philipem Zimbardo chodzili do tej samej szkoły podstawowej im. Jamesa Monroe’a w Bronxie w Nowym Yorku.
Geneza eksperymentu
Eksperyment Milgrama przeprowadzono kilka miesięcy po zatrzymaniu przez izraelski Mossad nazistowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. Eichmann, który bronił się przed sądem mówiąc o zdjęciu z niego odpowiedzialności za czyny, które wykonywał "będąc jedynie posłusznym rozkazom", był jednym z motorów napędowych do przeprowadzenia badania. Zaprojektowany eksperyment miał odpowiedzieć na pytanie: Czy to możliwe, że Eichmann i miliony mu podobnych wypełniali tylko ślepo rozkazy, wypełniali polecenie wymordowania w komorach gazowych Żydów, przetrzymywanych w obozie koncentracyjnym, że byli „zwykłymi ludźmi”? Wobec tłumaczenia Eichmanna, że był tylko urzędnikiem wykonującym rozkazy, jak wszyscy urzędnicy na całym świecie, Milgram zadał sobie pytanie o przyczyny ślepego posłuszeństwa wobec zbrodniczych rozkazów, które doprowadziły zwyczajnych wydawałoby się ludzi do ludobójstwa. Zamierzał również ustalić w jakim stopniu ludzie są podatni na wpływ autorytarnych nacisków a w konsekwencji gotowi są dopuszczać się czynów niemoralnych, przestępstw czy nawet zbrodniczych.
Ogłoszenie
W gazecie ukazało się ogłoszenie, w którym zapraszano ochotników do wzięcia udziału w badaniu wpływu kar na pamięć, w rzeczywistości eksperyment miał zbadać wpływ autorytetu na zachowanie ludzi. Eksperyment przeprowadzony został w budynku Uniwersytetu Yale. W ogłoszeniu poinformowano potencjalnych uczestników, że badanie będzie trwało ok. 1 godziny i każdemu z uczestników zostanie wypłacone 4,5$ niezależnie od tego czy dokończą eksperyment czy nie. Uczestnikami byli mężczyźni pomiędzy 20 a 50 rokiem życia z różnym wykształceniem od podstawowego po tytuł doktora włącznie oraz z różnych środowisk.
Przebieg eksperymentu
Po stawieniu się ochotników na uniwersytecie następowało sfingowane losowanie ról, w którym prawdziwej osobie badanej przypadała rola "nauczyciela", a pomocnikowi eksperymentatora (aktorowi) – rola "ucznia". Nauczyciela poinformowano, że jego zadanie polegać będzie na czytaniu uczniowi listy par słów (np. "miły-dzień", "niebieska-skrzynka" itp.), a następnie sprawdzaniu, jak wiele z tych par uczeń zapamiętał. Weryfikowanie miało polegać na tym, że nauczyciel czyta pierwsze słowo z pary, następnie cztery słowa- propozycje, z których uczeń ma wybrać słowo prawidłowe (przyciskając jeden z czterech guzików). Jeśli uczeń odpowie prawidłowo, nauczyciel czyta kolejne słowo, gdy uczeń odpowie źle – nauczyciel stosuje karę w postaci wstrząsu elektrycznego.
Nauczyciel otrzymywał na początku jeden próbny wstrząs elektryczny o napięciu 45 V, który był odczuwany jako dość bolesny.
Następnie ucznia przeprowadzano do sąsiedniego pokoju, oddzielonego od laboratorium szybą. Tam przywiązywany był do krzesła przez pomocnika eksperymentatora oraz nauczyciela. Przeguby ucznia podłączane były do elektrod, po uprzednim posmarowaniu nadgarstków maścią "w celu uniknięcia poparzeń i pęcherzy". W trakcie przypinania "nauczyciel" słyszał jak "uczeń" zadaje pytanie "eksperymentatorowi" czy to może być niebezpieczne, ponieważ ma kłopoty z sercem – "Wstrząsy mogą być bolesne, ale nie powodują uszkodzenia tkanek" – odpowiadał eksperymentator. Następnie nauczyciel wracał do pomieszczenia eksperymentatora i siadał przed aparatem, przy pomocy którego miał stosować elektrowstrząsy ("kary"). Czytał listę słów (lista była bardzo długa oraz trudna do zapamiętania) i rozpoczynał "fazę sprawdzającą" (głos ucznia słyszał przez interkom). Jeśli uczeń popełniał błąd, otrzymywał "za karę" wstrząs elektryczny. Reguła była taka, że przy kolejnych błędach zwiększano siłę wstrząsu. Początkową dawką było 15 woltów. Każdy kolejny wstrząs był rzekomo silniejszy o 15 V. Ostatnią dawką miało być 450 V. Całe badanie było mistyfikacją. Uczeń był wynajętym aktorem, wszystkie urządzenia elektryczne były atrapą.
Zadaniem ucznia było udawanie, że otrzymuje wstrząsy elektryczne. Wydawanie odgłosów bólu po każdej dawce woltów, eskalacja dźwięków. Przy silniejszych wstrząsach uczeń miał histerycznie i głośno krzyczeć. Od pewnego momentu przestawał reagować – w sali panowała wtedy cisza.
Eksperymentatora grał zawodowy aktor o bardzo oficjalnym wyglądzie, ubrany w fartuch laboratoryjny. Jeśli w pewnym momencie nauczyciel zwracał się do eksperymentatora z wątpliwościami co do dalszego kontynuowania wstrząsów, eksperymentator odpowiadał:
"Proszę kontynuować"
"Eksperyment wymaga, aby kontynuować"
"Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne"
"Nie masz innego wyboru, musisz kontynuować"
Jeśli pierwszy nakaz nie był skuteczny, stosowano drugi, dopiero potem trzeci i czwarty. Jeśli po 4 zdaniu badany nie był posłuszny, przerywano eksperyment. Jeśli po którymś ze zdań nauczyciel podporządkowywał się i stosował kolejny szok, to przy następnym zawahaniu lub pytaniu "eksperymentator" miał wypowiadać kolejne zdania od pierwszego do czwartego. Eksperymentator był pewny siebie i mówił zawsze stanowczym głosem, ale nie był niegrzeczny.
Przykład przebiegu badania:
„Dojrzały i zrównoważony biznesmen, wchodzący z uśmiechem i pewnością siebie do laboratorium. Po 20 minutach ten człowiek był trzęsącym się i wiercącym, jąkającym się nerwowo wrakiem na granicy załamania psychicznego. Bez przerwy wyłamywał sobie palce i pociągał się za ucho. W pewnym momencie przyłożył obie pięści do czoła ze słowami: "Boże niech się to wreszcie skończy". A jednak reagował na każde słowo badacza i posłusznie ulegał jego poleceniom aż do samego końca”.
Rzeczywiste osoby badane odbierały eksperyment jako bardzo nieprzyjemny. Wszystkie osoby badane (nauczyciele) w pewnym momencie zadawały pytanie o to, czy należy aplikować kolejny wstrząs elektryczny. Widać było, że badani męczyli się z powodu cierpień ofiary. Prosili badacza aby pozwolił im przestać. Gdy odmawiał, kontynuowali, ale trzęsąc się, pocąc, jąkając. Obgryzali paznokcie, niekiedy wybuchali nerwowym śmiechem. Niektórzy oszukiwali sądząc, że pozostanie to niezauważone i dawali ofierze mniejsze wstrząsy niż powinni. Kilku badanych poprosiło, aby zwolnić ich z dalszej konieczności stosowania szoków. Chcieli też oddać pieniądze, które dostali za udział w badaniu (mimo że na początku zaznaczano, że pieniądze dostają za samo przyjście do laboratorium, bez względu na to jak przebiegnie eksperyment).
Wyniki przeprowadzonego badania
Na 40 uczestników eksperymentu jedynie 5 osób zaprzestało aplikowania bodźców elektrycznych, wbrew poleceniom eksperymentatora, miało to miejsce przy aplikacji wstrząsów 300V. W tym eksperymencie najsilniejszy szok zaaplikowało uczniowi 65% badanych (26 osób – maksymalny bodziec 450V). Nikt nie wycofał się, gdy ofiara wyraźnie o to prosiła, ani wtedy gdy zaczęła wołać o pomoc, nawet wtedy gdy wydawała okrzyki pełne bólu. 80% uczestników kontynuowało wstrząsy mimo tego, że uczeń wspominał, że ma kłopoty z sercem i krzyczał "Pozwólcie mi stąd wyjść!" (300 V). Osoby, które doszły do końca skali były gotowe kontynuować eksperyment, gdy badacz decydował o jego zakończeniu.
O przewidzenie wyników badania poproszono grupę studentów i psychiatrów. Studenci sądzili, ze do końca skali może dojść najwyżej 1 % „nauczycieli”, psychiatrzy zaś typowali, że będzie tylko 1 osoba na 1000, która zaaplikuje maksymalny wstrząs. Nikt nie spodziewał się tak wysokiego odsetka osób całkowicie ulegających autorytetowi. Wyniki nie zmieniały się ze względu na wiek uczestników, płeć, narodowość.
84% spośród badanych było zadowolonych, że wzięło udział w badaniu i uznało eksperyment za pouczający, natomiast 1% uczestników żałował, że odpowiedział na ogłoszenie. Po roku od przeprowadzenia eksperymentu przeprowadzono badania psychiatryczne na osobach badanych, które nie wykazały jakichkolwiek trwałych śladów w ich psychice.
Uczeń (aktor) zmarł na atak serca trzy lata po zakończeniu studium. Jego sąsiad, który bez powodzenia próbował go reanimować metodą „usta usta”, był jednym z nauczycieli w eksperymencie Milgrama i aplikował mu parę lat wcześniej elektryczne wstrząsy.
Wnioski
Wynik eksperymentu interpretuje się jako objaw skłonności ludzi do podporządkowania się autorytetom, która jest u ludzi olbrzymia (w niektórych wariantach badania nawet 93% osób stosowało najsilniejsze szoki). Sytuacja ma tu znacznie większy wpływ na zachowanie ludzi niż osobowość, pragnienia, przeżycia, motywy, postawy i wartości.
Badania Stanleya Milgrama wykazały, że ślepe posłuszeństwo nazistów wobec władzy nie było w dużym stopniu spowodowane cechami dyspozycyjnymi (osobowość, niemiecki charakter narodowy), lecz wpływem sytuacji, która mogła pochłonąć każdego. Udowodnił w ten sposób tezę, iż zło w odpowiednich warunkach może czynić każdy, nawet ludzie dążący do celów uważanych za szlachetne.
Badanie jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych w psychologii, zarówno z powodów etycznych, jak i istotności tego zagadnienia w świecie realnym.
Powtórzenia
Eksperyment powtarzano w wielu odmianach, na wielu narodowościach, w Holandii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech, Austrii, Jordanii i okazało się, że wszędzie skłonność do podporządkowywania się jest podobna.
Milgram przeprowadził ponad 20 różnych odmian eksperymentu z 1961 roku. W jednej z mutacji okazało się, że odsetek osób ulegających autorytetowi zwiększał się (93%), gdy nauczyciel nie widział ani nie słyszał ucznia. Badania pokazały również, że gdy eksperymentator wydawał polecenia z innego pomieszczenia np. przez telefon, liczba ulegających mu osób zmniejszała się. Jeszcze inna wersja eksperymentu polegała na rażeniu prądem (naprawdę) chomików, z którymi wcześniej bawiły się badane kobiety, również i w tym przypadku liczba osób aplikująca maksymalne wstrząsy nie uległa zmianie.
Eksperyment Milgrama był wielokrotnie powtarzany. W 2010 r. francuska telewizja publiczna France 2 zrealizowała inspirowany eksperymentem Milgrama program stylizowany na teleturniej (na jego podstawie zrealizowano film dokumentalny "Zabawa w śmierć"). W eksperymencie wzięło udział 80 ochotników, którzy zgłosili się do udziału w pilotażowym odcinku teleturnieju pt. "Zone Xtreme". Uczestnicy nie dostali wynagrodzenia, nagrodą dla nich miał być tylko występ w telewizji. W rzeczywistości - o czym nie wiedziały rekrutowane osoby - sam program był całkowicie fikcyjny. Ich zadaniem było aplikowanie wstrząsu elektrycznego osobie odpowiadającej na pytania sprawdzające pamięć. Tą osobą był Jean-Paul – wybrany wcześniej i wtajemniczony w eksperyment aktor. Gdy odpowiedział źle na pytanie, dany gracz karał go, aplikując mu coraz silniejsze elektrowstrząsy - od 20 aż do 460 V. W rzeczywistości - czego nie ujawniono uczestnikom eksperymentu - szok elektryczny był fikcyjny, a zamknięty w zasłoniętej kabinie aktor - nic nie czuł, a tylko symulował krzyki z bólu. Twórcy eksperymentu zrobili wszystko, by przekonać graczy, iż biorą udział w prawdziwym programie telewizyjnym. Prowadziła go popularna, atrakcyjna francuska prezenterka Tania Young, a graczy dopingowała w studiu liczna publiczność. Wielu z nich, słysząc prośbę o pomoc, chciało przerwać grę. Jednak ostatecznie ulegali reprymendzie prowadzącej program, która z niewzruszoną twarzą mówiła im: "Nie przejmujcie się!", "Grajcie dalej!", "Nasza stacja bierze na siebie wszelkie konsekwencje!". Oczywiście, Jean-Paul wiele razy udzielał błędnych odpowiedzi, za co uczestnicy karali go coraz silniejszymi elektrowstrząsami. Mimo dochodzących z kabiny krzyków: "Aaa, to boli!", "Chcę stąd wyjść! Wypuście mnie", aż 81 proc, graczy kontynuowała "tortury" aż do potencjalnie śmiertelnego porażenia prądem. Tylko 16 uczestników opuściło teleturniej przed jego zakończeniem.
Według twórców eksperymentu, dowodzi on, że większość ludzi ulega niewolniczo wpływowi telewizji. Ich zdaniem uczestnicy programu nie różnili się niczym od nas wszystkich, a ich zachowanie nie wynikało ze skłonności sadystycznych czy tchórzostwa. Uczestnicy mieli całkowite zaufanie do telewizji (uosabianej w studiu przez znaną prezenterkę) i byli przekonani, że muszą do końca wypełnić rolę "dobrego gracza".