Jak powstała polityczna poprawność ...to nie jest zabawne, to jest tutaj, to rozwija się i to w efekcie zniszczy - ponieważ to nastawione jest na niszczenie - wszystko, co my kiedykolwiek definiowaliśmy jako naszą wolność i naszą kulturę. Poniżej wklejam niesłychanie ważny tekst autorstwa Williama S.Linda w doskonałym tłumaczeniu mieszkającego w USA polskiego pisarza Tadeusza Korzeniewskiego, któremu tą drogą składam serdeczne podziękowania za udostępnienie tego tekstu polskiemu czytelnikowi. Jak podaje w notce biograficznej Tadeusz Korzeniewski (niestety, usunięty swego czasu z Salonu24):
William S. Lind był w latach 1970. asystentem senatorów Roberta Tafta Jr. i Gary'ego Harta w Kongresie USA. Do 2009 r. był dyrektorem Centrum Kulturowego Konserwatyzmu przy Fundacji Wolnego Kongresu. Jego eseje polityczne polityczne można przeczytać m.in. tu i tu Jest współtwórcą koncepcji tzw. Wojny Czwartej Generacji (4GW), według której we współczesnym świecie, w wyniku organizowania się silnych grup poza-państwowych, państwo straciło monopol na prowadzenie działań wojennych: Oryginał angielski tekstu, "The Origins of Political Correctness", znajduje się na portalu Accuracy in Academia: >> . Accuracy in Academia jest waszyngtońską organizacją badającą manipulacje ideologiczne na wyższych uczelniach amerykańskich.
William S. Lind: Jak powstała polityczna poprawność
Gdzie powstały te wszystkie rzeczy, o których słyszeliście dziś rano, wiktymologiczny feminizm, ruch praw gejów, wymyślone statystyki, poprawianie historii, kłamstwa, żądania, cała ta reszta - skąd to się wywodzi? Po raz pierwszy w naszej historii Amerykanie trwożą się przed tym co powiedzą, co napiszą i co pomyślą. Boją się, że mogą użyć niewłaściwego słowa, słowa osądzonego jako obraźliwe, lub niewrażliwe, rasistowskie, seksistowskie, czy homofobiczne. My widzieliśmy takie rzeczy, zwłaszcza w naszym wieku XX, w innych krajach. I zawsze podchodziliśmy do tego z mieszanką litości i, prawdę mówiąc, rozbawienia, ponieważ uderzało nas to jako bardzo dziwne, że ludzie mogliby pozwolić na rozwinięcie się sytuacji, w której baliby się jakich używają słów. Ale my mamy teraz taką sytuacje w naszym kraju. Mamy ją przede wszystkim na uniwersyteckich kampusach, ale to już się rozprzestrzenia na całe społeczeństwo. Skąd to się bierze? Co to jest? Nazywamy to "poprawnością polityczną". Nazwa powstała jako swego rodzaju żart, dosłownie dowcip komiksowy, i my ciągle mamy tendencję traktować tę rzecz jako niezupełnie poważną. W rzeczywistości jest ona śmiertelnie poważna. Jest ona wielką chorobą naszego stulecia, chorobą, która kosztowała życie dziesiątków milionów ludzi w Europie, Rosji, Chinach, faktycznie w całym świecie. Jest to choroba ideologii. Polityczna poprawność nie jest śmieszna. Polityczna poprawność jest śmiertelnie poważna. Jeśli spojrzymy na to analitycznie, jeśli spojrzymy na to historycznie, to szybko odkryjemy co to faktycznie jest. Polityczna poprawność to kulturowy marksizm. To marksizm przełożony z realiów ekonomicznych na realia kulturowe. To jest proces, który sięga nie ruchu lat 60., hippisowskiego, ruchu pokoju, ale okresu I Wojny Światowej. Kiedy porównamy główne tezy politycznej poprawności z klasycznym marksizmem, analogie są oczywiste.
Po pierwsze, w obu wypadkach jest to ideologia totalitarna. Totalitarna natura politycznej poprawności nigdzie nie jest tak oczywista, jak na kampusach wyższych uczelni, z których wiele w tej chwili stało się pokrytymi bluszczem małymi Północnymi Koreami. Student czy profesor, który odważył się gdziekolwiek przekroczyć linię wytyczoną przez feministkę, czy aktywistę praw gejów, czy miejscową grupę czarnych czy Latynosów, czy którąkolwiek z innych wyświęconych na "poszkodowane" grup, wokół których obraca się ta sprawa politycznej poprawności, szybko znajdzie się w kolizji z prawem. W małym lokalnym systemie prawnym uczelni przedstawione będą im formalne zarzuty i wymierzona kara, w procesach nierzadko przypominających sądy kapturowe. Tutaj spróbujemy spojrzeć w przyszłość jaką polityczna poprawność szykuje całemu narodowi. W istocie wszystkie ideologie są totalitarne, ponieważ esencją ideologii (zwracam uwagę, że właściwie rozumiany konserwatyzm ideologią nie jest) jest podjęcie pewnej filozofii i twierdzenie, że na bazie tej filozofii pewne rzeczy muszą być prawdziwe. Jak np., że cała historia naszej kultury jest historią opresji kobiet. Ponieważ stoi to w sprzeczności z rzeczywistością, rzeczywistość musi być zakazana. Musi być zakazane odnoszenie się do rzeczywistości historycznej. Ludzie muszą być zmuszeni do życia w kłamstwie, a ponieważ ludzie z natury mają opory przed życiem w kłamstwie, to oczywiste, że używają swoich oczu i uszu żeby sprawdzić jak jest i mówią "Chwileczkę. To nie jest prawda. Przecież widzę, że to nie jest prawda" . W związku z tym żądanie życia w kłamstwie musi być poparte przemocą państwa. Stąd ideologia nieodmiennie stwarza państwo totalitarne.
Po drugie, marksizm kulturowy, tak jak marksizm ekonomiczny, posługuje się jednoprzyczynowym wyjaśnieniem historii. Marksizm ekonomiczny mówi, że historię determinuje własność środków produkcji. Marksizm kulturowy, czyli polityczna poprawność, twierdzi, że cała historia jest zdeterminowana przez władzę, za pomocą której jedne grupy, definiowane w kategoriach rasy, płci, itd., podporządkowują sobie inne grupy. Nic innego się nie liczy. Cała literatura, w istocie, jest o tym. Wszystko w przeszłości ma związek z tą jedną rzeczą.
Po trzecie, tak jak w ekonomicznym marksizmie pewne grupy, tj. robotnicy i chłopi, są dobre a priori, a inne grupy, burżuazja i posiadacze kapitału, są złe, tak w kulturowym marksizmie poprawności politycznej pewne grupy są dobre: kobiety feministki (tylko kobiety feministki, nie-feministki przyjmuje się, że nie istnieją), czarni, Latynosi, homoseksualiści. Te grupy uznane są za "poszkodowane" i jako takie automatycznie są dobre, bez względu na to co którakolwiek z nich robi. Podobnie biali mężczyźni są automatycznie uznani za złych, w ten sposób stając się odpowiednikiem burżuazji w marksizmie ekonomicznym.
Po czwarte, oba, i marksizm ekonomiczny, i marksizm kulturowy, opierają się na wywłaszczeniu. Kiedy klasyczni marksiści, komuniści, przejęli Rosję, wywłaszczyli oni burżuazję, odebrali jej własność. Podobnie kiedy kulturowi marksiści przejmują kampus uniwersytecki, wywłaszczają oni za pośrednictwem środków takich, jak przydziały (quotas) w przyjmowaniu na studia. Kiedy białemu studentowi o wysokich możliwościach odmawia się przyjęcia do college'u na rzecz czarnego czy Latynosa, który nie jest tak zdolny, biały student zostaje wywłaszczony. Akcja afirmatywna (affirmative action) w całym naszym społeczeństwie dzisiaj to system wywłaszczeniowy. Firmy posiadane przez białych nie otrzymują kontraktów, ponieważ te są zarezerwowane dla, powiedzmy, Latynosów czy kobiet. Zatem wywłaszczenie jest zasadniczym narzędziem obu form marksizmu.
I wreszcie, oba, marksizm ekonomiczny i kulturowy, używają metody analitycznej, która daje im odpowiedzi jakich chcą. W przypadku klasycznego marksizmu tą metodą analityczną jest marksistowska ekonomia. W wypadku kulturowego marksizmu jest nią dekonstrukcjonizm. Dekonstrukcjonizm zasadniczo bierze jakikolwiek tekst, usuwa z niego całe znaczenie i wprowadza na to miejsce znaczenie pożądane. Tak więc otrzymujemy, na przykład, że cały Szekspir jest o opresji kobiet, czy że Biblia jest w istocie o rasie i płci. Wszystkie te teksty służą udowadnianiu, że "cała historia jest historią jaka grupa miała władzę nad jakimi innymi grupami". Zatem podobieństwa są ewidentne między klasycznym marksizmem, z jakim zapoznaliśmy się w przypadku Związku Sowieckiego, i kulturowym marksizmem, jaki widzimy dzisiaj w postaci poprawności politycznej. Ale te podobieństwa nie są przypadkowe. Te podobieństwa nie wzięły się z niczego. Prawda jest taka, że polityczna poprawność ma swoją historię, historię znacznie dłuższą niż wielu ludzi, poza wąską grupą akademików to zjawisko studiujących, zdaje sobie sprawę. Ta historia sięga, jak powiedziałem, I Wojny Światowej, tak jak wiele innych patologii, które rozkładają nasze społeczeństwo i, w istocie, naszą kulturę. Teoria marksistowska mówiła, że kiedy przyjdzie europejska wojna powszechna (tak jak przyszła w 1914), klasa robotnicza w całej Europie powstanie i obali rządy - burżuazyjne rządy - ponieważ robotnicy mieli więcej wspólnego ponad narodowymi granicami z sobą, niż z burżuazją i klasą rządzącą w ich własnym kraju. No ale 1914 przyszedł i tak się nie stało. W całej Europie robotnicy zwarli się wokół swoich narodowych sztandarów i zadowoleni wymaszerowali zwalczać jedni drugich. Kajzer wymienił uściski rąk z przywódcami marksistowskiej Socjaldemokracji w Niemczech i powiedział, że od teraz nie ma partii, są tylko Niemcy. Podobnie stało się w każdym innym kraju Europy. Więc coś tu nie było w porządku. Dla marksistów z definicji nie mogła być winna teoria. W 1917 doprowadzili oni wreszcie do przewrotu marksistowskiego w Rosji i wyglądać zaczęło, że teoria się sprawdza - ale wkrótce zacięła się znowu. Nie rozpowszechniała się, i kiedy zaraz po wojnie wysiłki były robione w tym kierunku, z powstaniem Spartakistów w Berlinie, rządem Beli Kuna na Węgrzech, Monachijską Republiką Radziecką, robotnicy ich nie poparli. Więc marksiści mieli problem. I dwóch z nich zaczęło nad nim pracować: Antonio Gramsci we Włoszech i Gyorgy Lukács na Węgrzech. Gramsci powiedział, że robotnicy nigdy nie rozpoznają swojego rzeczywistego interesu klasowego, jak go zdefiniował marksizm, o ile nie zostaną wyzwoleni od kultury Zachodu, a w szczególności od religii chrześcijańskiej; że kultura i religia czynią ich ślepymi na ich rzeczywisty interes klasowy. Lukács, uważany za najznakomitszego teoretyka marksizmu od czasu samego Marksa, pytał w 1919 roku: "Kto nas uratuje od cywilizacji Zachodu?" On też teoretyzował, że największym kamieniem na drodze do ustanowienia marksistowskiego raju jest kultura: cywilizacja Zachodu jako taka. Lukács miał szansę sprawdzić swoje idee w praktyce, ponieważ kiedy domowego chowu bolszewicki rząd Beli Kuna zostaje ustanowiony na Węgrzech w 1919 r., zostaje on mianowany zastępcą komisarza kultury i pierwszą rzeczą jaką robi, jest wprowadzenie edukacji seksualnej w szkołach węgierskich. Więcej nie było potrzeba, żeby robotnicy nie poparli rządu Beli Kuna, ponieważ Węgrów to normalnie zatkało, robotników jak i wszystkich innych. Ale Lukács już wtedy coś zrozumiał, co wielu z nas dziwi jeszcze dzisiaj i co my przyjmujemy za "nowinkarstwo". W 1923 r. w Niemczech zostaje założony "think-tank", organizacja intelektualna, która podejmuje się roli przełożenie marksizmu z kategorii ekonomicznych na kategorie kulturowe i która w końcu lat 1930. tworzy praktycznie bazę tego, co my nazywamy dziś polityczną poprawnością. Umożliwił to wszystko młody i bardzo bogaty spadkobierca niemieckiego handlowca-milionera, Felix Weil, który stał się marksistą i miał dużo pieniędzy do wydania. Wzburzały go podziały między marksistami, stał się więc sponsorem czegoś, co nazywało się Pierwszy Marksistowski Tydzień Prac, który to tydzień zgromadził Lukácsa i wielu czołowych niemieckich myślicieli, aby nad tymi podziałami popracowali. I tam też Lukács powiedział: "Co nam jest potrzebne, to think-tank", organizacja intelektualna. U nas w Waszyngtonie jest think-tanków zatrzęsienie i my myślimy o nich jako o czymś nowoczesnym. W rzeczywistości, mają one swoją historię. Ten Weil-spadkobierca zakłada w 1923 r. instytut, związany z Uniwersytetem Frankfurckim, który miał początkowo występować pod nazwą "Instytut Marksizmu". Ale ludzie, którzy za tym stali, doszli szybko do wniosku, że nie byłoby dla nich korzystne, takie otwarte identyfikowanie się jako marksiści. Ostatnią rzeczą jakiej poprawność polityczna chce, to żeby ludzie odkryli, że jest ona formą marksizmu. Więc w rezultacie nazywają oni tę organizację Instytutem Badań Społecznych. Weil wie bardzo dobrze o co mu chodzi. W 1971 r. napisał do Martina Jay'a, autora podstawowego opracowania o Szkole Frankfurckiej (jak Instytut Badań Społecznych staje się wkrótce nieformalnie znany), że "Chciałem żeby Instytut był znany, być może słynny, jako wnoszący wkład do marksizmu". Trzeba powiedzieć, odniósł w tym sukces. Pierwszy dyrektor Instytutu, Carl Grunberg, austriacki ekonomista, zakończył swoje programowe przemówienie - według Martina Jay'a - "otwarcie deklarując swoją lojalność dla marksizmu jako metodologii naukowej". Marksizm, powiedział on, będzie rządzącym pryncypium Instytutu, i to się nigdy nie zmieniło. Wstępne prace w Instytucie były raczej konwencjonalne, ale w 1930 r. objął go nowy dyrektor, nazwiskiem Horkheimer, i poglądy Maxa Horkheimera były zdecydowanie inne. Był on w dużym stopniu marksistowskim renegatem. Ludzie, którzy zakładają i formują Szkołę Frankfurcką, to renegaci marksizmu. Oni dalej są bardzo marksistowscy w swoim myśleniu, ale z partii są efektywnie usuwani. Moskwa patrzy na to co oni robią i mówi: "Hej, to nie to o co nam chodzi, i my nie będziemy tego firmować". Horkheimera herezją wyjściową jest, że interesuje się on bardzo Freudem. I kluczem do przełożenia marksizmu z kategorii ekonomicznych na kategorie kulturowe było zasadniczo to, że zastosował on w tym freudyzm. Znowu zacytuję Martina Jay'a: "Można powiedzieć, że w pierwszych latach swojego istnienia Instytut zajmował się głównie analizą socjo- ekonomicznej bazy społeczeństwa burżuazyjnego," - i chciałbym podkreślić, że Jay jest dużym sympatykiem Szkoły Frankfurckiej, ja nie cytuję tutaj krytyka - "ale po roku 1930 głównym przedmiotem zainteresowań Instytutu stała się kulturowa nadbudowa. W istocie, marksistowska formuła dotycząca stosunku między tymi dwiema strukturami została zakwestionowana przez Teorię Krytyczną". Te rzeczy, o których tu dzisiaj słyszymy - radykalny feminizm, wydziały studiów kobiecych, wydziały "studiów o czarnych" (black studies), wydziały studiów gejów, wszystkie one są gałęziami Teorii Krytycznej. Co Szkoła Frankfurcka w zasadzie zrobiła, to oparła się w latach 1930. na obu, Marksie i Freudzie, żeby stworzyć tę teorię zwaną Teorią Krytyczną. Nazwa jest świetnie pomyślana, bo kusi żeby zapytać "Co jest teorią?" Teorią jest, żeby krytykować. Teorią jest, że sposobem na zniszczenie kultury Zachodu i porządku kapitalistycznego jest, aby nie dawać możliwości alternatywy. Oni absolutnie odmawiają przedstawienia czegoś takiego. Oni mówią, że tego nie da się zrobić, że my nie jesteśmy w stanie wyobrazić jak wolne społeczeństwo będzie wyglądało (ich definicja wolnego społeczeństwa). Tak długo jak żyjemy pod represją - represją wypływającą z kapitalistycznego porządku społecznego, który wytwarza (według ich teorii) uwarunkowanie freudowskie, uwarunkowanie, które Freud opisuje w odniesieniu do represji osobowej - my nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić, jak wolne społeczeństwo będzie wyglądało. Istotą Teorii Krytycznej jest po prostu krytykowanie. Domaga się ona najbardziej destruktywnego krytycyzmu jaki jest możliwy, w jakikolwiek możliwy sposób, aby zniszczyć panujący porządek. I, oczywiście, kiedy słyszymy od feministek, że całe społeczeństwo nie ma nic innego na celu jak tylko załatwić kobietę i tak dalej, ten rodzaj krytycyzmu to jest pochodna Teorii Krytycznej. Wszystko to bierze początek w latach 1930., nie 1960. Inni kluczowi członkowie, którzy dołączają do Instytutu w tym czasie, to Theodore Adorno i, przede wszystkim, Erich Fromm i Herbert Marcuse. Fromm i Marcuse wprowadzają element, który staje się centralnym elementem Teorii Krytycznej, to jest element seksualny. Zwłaszcza Marcuse, który w swoich tekstach nawołuje do utworzenia społeczeństwa "wielopostaciowej perwersyjności", taka jest jego definicja przyszłości świata, który oni chcą stworzyć. I choć wyróżnia się tu Marcuse, który latach 1930. pisze bardzo ekstremalne rzeczy na temat potrzeby wyzwolenia seksualnego, to tym jest przeniknięty cały Instytut. Podobnie jak większość motywów politycznej poprawności, jak można zauważyć. I to już było w latach 1930. Według Fromma, na przykład, męskość i kobiecość nie odzwierciedlają zasadniczych różnic płci, jak myśleli Romantycy. To różnice miałyby być raczej pochodnymi różnic w funkcjach życiowych, które w części zostały społecznie zdeterminowane. Płeć to konstrukcja. Różnice płci to konstrukcja. Inny przykład to wiktymologiczne podejście do środowiska naturalnego. "Materializm, idąc wstecz aż do Hobbesa, doprowadził do nastawienia manipulatywnie -dominującego w stosunku do natury". To Horkheimer w 1933 r. w Materialismus und Moral. "W następnych latach, motyw dominacji natury przez człowieka", pisze Jay, "znalazł się w centrum zainteresowania Szkoły Frankfurckiej". "Antagonistyczny stosunek Horkheimera do fetyszyzacji pracy [w tym punkcie w sposób oczywisty odchodzą oni od marksistowskiej ortodoksji], został wyrażony w innym wymiarze jego materializmu, domaganiu się ludzkiego, zmysłowego szczęścia". W jednym z najbardziej wyartykułowanych esejow, Egoizm a ruch wolnościowy, napisanym w 1936 r., Horkheimer "dyskutuje wrogość dla intymnych zadowoleń i przyjemności ściśle związaną z kulturą burżuazyjną". W szczególności odwołuje się on do Markiza de Sade, w sposób przychylny polecając jego "protest ... przeciwko ascetyzmowi w imię wyższej moralności" . Jak cała ta sprawa przelała się tutaj? Jak wlała się w nasze uniwersytety i, faktycznie, w nasze życia dzisiaj? Członkowie Szkoły Frankfurckiej to marksiści. To także, co do jednego, Żydzi. W 1933 r. do władzy w Niemczech doszli Naziści i nie można się dziwić, że zamknęli oni Instytut Badań Społecznych. Jego członkowie uciekli. Uciekli do Nowego Jorku i Instytut tu się w 1933 r. odbudował z pomocą Uniwersytetu Columbia. I członkowie Instytutu, stopniowo, przez lata 1930., jakkolwiek wielu z nich pisało w dalszym ciągu w języku niemieckim, zaczęli przenosić centrum zainteresowań z Teorii Krytycznej nakierowanej na społeczeństwo niemieckie - destruktywnego krytycyzmu wszystkich aspektów tamtego społeczeństwa - na Teorię Krytyczną nakierowaną na społeczeństwo amerykańskie. Zachodzi także inna ważna transformacja z początkiem wojny. Niektórzy z nich przechodzą do pracy w rządzie USA, włącznie z Herbertem Marcuse, który staje się kluczową figurą w OSS [Office of Strategic Services, poprzedniczka CIA], a niektórzy, w tym Horkheimer i Adorno, relokują się do Hollywood. Te źródła politycznej poprawności nie miałaby prawdopodobnie wielkiego znaczenia dla nas dzisiaj, gdyby nie dwa późniejsze zdarzenia. Pierwszym był bunt studencki połowy lat 1960., głównie na fali protestu przeciwko poborowi i wojnie w Wietnamie. Ale bunt studencki potrzebował jakiejś teorii. Oni nie mogli po prostu wyjść i wołać "Hell no we won't go", oni potrzebowali mieć do tego jakieś teoretyczne podparcie. Bardzo niewielu z nich było zainteresowanych zmaganiem się z Das Kapital. Klasyczny, ekonomiczny marksizm nie jest lekki, a większość radykałów lat 1960. nie była zbyt głęboka. Na szczęście dla nich, a na nieszczęście dla naszego kraju dzisiaj, i nie tylko uniwersytetów, kiedy po wojnie Szkoła Frankfurcka przeniosła się z powrotem do Frankfurtu, Herbert Marcuse pozostał w Ameryce. I podczas kiedy pan Adorno w Niemczech jest przerażony buntem studentów kiedy ten tam wybucha - kiedy zbuntowani studenci pojawiają się na jego wykładzie, dzwoni on na policję i ci zostają aresztowani - Herbert Marcuse, który został tutaj, zobaczył w buncie studenckim lat 60. wielką szansę. Zobaczył możliwość użycia prac Szkoły Frankfurckiej jako teorii Nowej Lewicy w Stanach Zjednoczonych. Jedna z książek Marcuse'a była w tym instrumentalna. Stała się praktycznie biblią SDS [Students for Democratic Society] i studenckich rebeliantów lat 60. Tą książką był Eros i cywilizacja. Marcuse wywodzi w niej, że w porządku kapitalistycznym (w dużym stopniu pomniejsza on tu znaczenie marksizmu, podtytuł książki głosi "Filozoficzne badanie Freuda", jednak zrąb jest marksistowski), otóż Marcuse wywodzi w tej książce, że represja jest istotą tego porządku kapitalistycznego i to daje nam osobę opisaną przez Freuda - osobę z tymi wszystkimi zahamowaniami, neurozami, ponieważ jej instynkt seksualny podległ represji. Mamy przed sobą przyszłość jeśli tylko zniszczymy ten istniejący represyjny porządek, przyszłość, w której wyzwolimy erosa, wyzwolimy libido, która będzie światem "wielopostaciowej perwersyjności" , w której będziesz "robił swoje". I jeszcze jedno: w tym świecie nie będzie pracy, tylko zabawa. Co za wspaniałe przesłanie dla radykałów połowy lat 1960!
Bo to są studenci, to są baby boomers, dzieci powojennego wyżu demograficznego, których jedynym poważnym zmartwieniem przy osiąganiu pełnoletniości było, że trzeba będzie kiedyś znaleźć pracę. I tu mamy faceta piszącego rzeczy, które łatwo im będzie naśladować. On nie wymaga od nich, by czytali dużo ciężkostrawnego marksizmu i mówi im to wszystko, co oni chcą usłyszeć, czyli "Rób swoje", "Jak przyjemne, to rób" i "Chodzenie do pracy to nie konieczność". Także Marcuse jest tym, który stworzył hasło "Rób miłość, nie wojnę" . Wracając do sytuacji, z którą ludzie mają do czynienia na kampusie, Marcuse definiuje "tolerancję wyzwalającą" (liberating tolerance) jako nietolerancję dla wszystkiego co przychodzi z prawicy politycznej, i tolerancję dla wszystkiego, co przychodzi z lewicy. Marcuse włączył się do Szkoły Frankfurckiej w 1932 r., o ile dobrze pamiętam. Więc to wszystko ma początki w latach 1930.
Podsumowując, Ameryka jest dzisiaj w trakcie największej i najzgubniejszej transformacji w jej dziejach. Stajemy się państwem ideologicznym, krajem z oficjalną państwową ideologią narzucaną nam za pomocą władzy państwowej. W efekcie funkcjonowania idei "przestępstw nienawiści" (hate crimes), mamy obecnie ludzi odbywających kary więzienia za posiadanie politycznych myśli. Kongres szykuje się obecnie, by tę kategorię jeszcze rozszerzyć. Akcja afirmatywna jest częścią tego procesu. Terror przeciwko komukolwiek, kto wyłamuje się z politycznej poprawności na kampusie, jest częścią tego. To jest dokładnie to samo, co widzieliśmy, że stało się w Rosji, w Niemczech, w Chinach, i to teraz przychodzi tutaj. I my tego nie rozpoznajemy, bo nazywamy to polityczną poprawnością i obracamy w żart. Moje przesłanie dzisiaj jest takie, że to nie jest zabawne, to jest tutaj, to rozwija się i to w efekcie zniszczy - ponieważ to nastawione jest na niszczenie - wszystko, co my kiedykolwiek definiowaliśmy, jako naszą wolność i naszą kulturę.
William S. Lind Tłumaczenie Tadeusz Korzeniewski
“Hit-Man. Wyznania ekonomisty od brudnej roboty”
„Ekonomiści od brudnej roboty” – pisze John Perkins – „są wysoko opłacanymi profesjonalistami, którzy wyduszają z różnych krajów świata miliardy dolarów. Narzędzia ich pracy stanowią kłamliwe sprawozdania finansowe, fałszowane wybory, przekupstwo, wymuszenia, seks i morderstwa”. John Perkins wie, co mówi – był jednym z tych ekonomistów. Jego praca polegała na przekonywaniu przywódców krajów posiadających, z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, znaczenie strategiczne – od Indonezji po Panamę – by zgodziły się na gigantyczne inwestycje w rozwój infrastruktury, a wynikające z nich kontrakty przyznały korporacjom amerykańskim. Obciążone ogromnymi długami kraje te stawały się wasalami rządu amerykańskiego, Banku Światowego i innych, zdominowanych przez USA agencji, które pod szyldem pomocy ekonomicznej skrywały swą lichwiarską działalność – narzucając terminy spłat i uzależniając od siebie rządy suwerennych państw. Ta oparta na faktach opowieść odsłania międzynarodowe intrygi, korupcję i sekretne działania rządu oraz korporacji, pociągające za sobą konsekwencje zgubne dla demokracji amerykańskiej i całego świata. Jest to opowieść głęboko przejmująca, ale mimo wszystko dająca wiarę w możliwość zrealizowania amerykańskiego marzenia o sprawiedliwym, opartym na wzajemnym poszanowaniu świecie, który zapewni nam bezpieczną egzystencję.
– Nota polskiego wydawcy na ostatniej stronie okładki
Recenzje: Trybuna, nr 70 23-03-2007 r. Krzysztof Lubczyński
Widzimy dziś jak na dłoni szkodliwe skutki funkcjonowania tego systemu. Zarządcy najbardziej szanowanych koncernów amerykańskich angażują do pracy w podległych im azjatyckich przedsiębiorstwach miejscową siłę roboczą za głodowe płace wyciskając z niej siódme poty. Koncerny naftowe w amoku wypompowują trujące substancje do rzek w lasach deszczowych świadomie zabijając ludzi, zwierzęta i roślinność, wyniszczając do korzeni rdzenne kultury. Przemysł farmaceutyczny odmawia ratujących życie leków milionom zakażonych wirusem AIDS Afrykanów. W samych Stanach Zjednoczonych dwanaście milionów rodzin ma problemy z zapewnieniem sobie środków na wyżywienie” – napisał Perkins w przedmowie i już tylko te słowa w istotnym stopniu streszczają grozę procederu, który dokonuje się nie tylko w majestacie prawa, ale pod hasłami eksportu dobrobytu. Zwraca on uwagę, że o ile w roku 1960 stosunek zarobków 1/5 ludności zamieszkałej w najbogatszych krajach do zarobków 1/5 zamieszkałej w krajach najbiedniejszych wynosił 30 do 1, o tyle w roku 1995 ta proporcja wynosiła 74 do 1. Dziś niewątpliwie te nożyce są jeszcze bardziej rozwarte.
„USA wydały ponad 87 mld dolarów na wojnę w Iraku, podczas gdy ONZ zakłada, iż połowa tej sumy pozwoliłaby zapewnić wszystkim mieszkańcom naszej planety czystą wodę, właściwe odżywianie, urządzenia sanitarne i podstawowe wykształcenie. A my dziwimy się, że terroryści nas atakują?” – pyta Perkins. W kolejnych rozdziałach książki autor prowadzi czytelnika śladami EBR-owców przez kolejne kraje. Jednym z nich jest Ekwador. Skutkiem działań tych kondotierów globalnego kapitalizmu są ruina tego kraju i narastanie w nim nastrojów buntowniczych wobec tej brutalnej kolonizacji neokapitalistycznej. „Wszyscy oni – miliony Ekwadorczyków, miliardy na całym świecie – są potencjalnymi terrorystami. Nie dlatego, że są komunistami, anarchistami, czy też wcielonymi diabłami, ale po prostu dlatego, że znajdują się w desperackim położeniu” – stwierdza Perkins.W kolejnych rozdziałach mowa jest o poczynaniach EBR-owców w Indonezji, Panamie, Kolumbii, Wenezueli, Arabii Saudyjskiej, Iraku. Wraz z autorem śledzimy gąszcz interesów, intryg, nikczemności, tortur, korupcji i skrytobójstw. Książka Perkinsa zaadresowana jest do masowego czytelnika. Sposób narracji i kompozycja nadają jej charakter sensacyjnego thrillera. To niewątpliwie chwyt służący przyciągnięciu czytelnika. Jednak tematyka, której dotyczy książka, jest śmiertelnie poważna Nie tylko jednak dlatego, że ukazany jest w niej wielkoskalowy, w istocie kryminalny proceder. Jest tak przede wszystkim dlatego, że książka Perkinsa pokazuje w sposób demaskatorski to, o czym bardzo mało się mówi – pokazuje prawdziwe oblicze globalnego kapitalizmu i zdziera z niego maskę szlachetności, która została mu założona przez heroldów ekonomicznego liberalizmu z Friedrichem Hayekiem i Miltonem Friedmanem na czele. Jest to też zdarcie kolejnej maski ze spiżowego pomnika szlachetnych Stanów Zjednoczonych, zdaniem apologetów – ostatniego schronienia idealizmu w zepsutym, świecie. Ta książka pokazuje także, że w gruncie rzeczy pod znakiem zapytania staje coraz bardziej sensowność określenia „rynkowy” w odniesieniu do współczesnego kapitalizmu. Bo co wspólnego z rynkiem ma opisany przez Perkinsa proceder brutalnego „regulowania” gospodarki krajów – ofiar przez „ekonomistów od brudnej roboty”? Pojęcie rynku we współczesnym kapitalizmie globalnym staje się coraz bardziej fałszywym mitem. Przede wszystkim jednak widać, że kapitalizm, zadekretowany swego czasu przez Francisa Fukuyamę jako szczęśliwe i dobroczynne uwieńczenie ludzkiej historii, jako jedyna racjonalna formuła budowania dobrobytu na Ziemi, coraz bardziej przemienia się w groźne monstrum działające przeciw celom, które wyniósł on na sztandary i pod którymi zwyciężył “imperium zła”, czyli wschodnioeuropejski socjalizm. I jeszcze jedno. W książce Perkinsa nie ma mowy o Europie. Mimo to trudno spodziewać się, że mechanizmy kapitalizmu europejskiego są niewinne, choć zapewne skala analogicznego zjawiska jest tam proporcjonalnie mniejsza. Książka ta powinna więc dać do myślenia także mieszkańcom Starego Kontynentu. Zanim nie będzie za późno. Siły i interesy zaangażowane w opisany przez Perkinsa proceder są tak potężne, że nie można nawet marzyć, by choćby 10 takich książek wydanych na raz spowodowało otrzeźwienie, a tym bardziej odwrócenie procesów, o których mowa Proporcja sił między krytykami barbarzyńskiej wersji neokapitalistycznego globalizmu a nim samym jest nawet nie taka jak między Dawidem a Goliatem, lecz jak między mrówką a słoniem. Jednak, jak wiadomo, nawet kropla drąży skałę. W książce Perkinsa zwłaszcza w obszernej konkluzji zawartej w epilogu, niektórych czytelników razić może językowa frazeologia przepełniona tonem naiwnego entuzjazmu charakterystycznego dla znanego amerykańskiej kulturze i obyczajowości idealistycznego mesjanizmu. Można odnieść wrażenie, że tak jak uprzednio oddawał się on ponurej służbie EBR, tak teraz z neoficką, skautowską, można by rzec, dziecinną naiwnością pragnie działać przeciw swoim dawnym chlebodawcom. Podaje nawet konkretne recepty, jak tę walkę prowadzić. Zdaje się nawet wierzyć, że zarazi tym entuzjazmem swoich czytelników, bo pisze: „Chcecie odłożyć książkę i ruszyć naprawiać świat”. Aż prosi się też o sarkazm, jeśli wziąć pod uwagę, że to ojczyzna autora, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, jako od wielu dziesięcioleci i ciągle jeszcze największa potęga ekonomiczna świata jest w decydującym stopniu odpowiedzialna za to, co opisał w swojej książce. Można mu jednak ten infantylizm wybaczyć, bo waga dramatu, i kogo dotyczy jego książka, jest niezmiernie wysoka Czy „Wyznania ekonomisty od brudnej roboty” odsłaniają coś, o czym zupełnie nie wiedzieliśmy? Na pewno nie, choć niewątpliwie wielu ludzi, być może większość, nie ma pojęcia o zjawiskach w niej opisanych. Z całą pewnością jednak nie należą do nich dziennikarze. Także polscy. Dlaczego więc tak wielu z nich, zawodowo zobowiązanych do świadomości, dało się wprzęgnąć w bezkrytyczną apologię globalnego kapitalizmu? Dlaczego tak wielu z nich z uporem godnym lepszej sprawy i pełnym samozadowolenia uśmiechem dmie w neoliberalną trąbę? Pytanie wydaje się retoryczne, ale nie zmienia to faktu, że na porządku dziennym pozostaje kwestia elementarnej ludzkiej uczciwości. Może zawartość tej książki skłoni ich przynajmniej do zastanowienia się, w służbę jakich interesów zaprzęgli swoje pióra twarze i głosy?
John Perkins
http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=6978&Itemid=56
Dziennik, 26-01-2007 r. Piotr Kofta
Chciwość nas zniszczy „Świat jest płaski” Thomasa L Friedmana i „Hitman” Johna Perkinsa opisują kolejne etapy globalizacji – procesu, który zmienia otaczającą nas rzeczywistość. Pytanie, czy chcemy żyć w takim świecie, jest już nieaktualne. Chyba nie mamy wyboru. Postęp owocuje nie tylko zyskami, lecz także nowymi potrzebami W wyniku XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej zaczęły powstawać międzynarodowe koncerny, przyczyniając się do narodzin globalnej gospodarki, zaś bogate państwa miały od kogo pożyczać kasę na inwestycją konsumpcję i wojny. Niepostrzeżenie to biznes zaczął stawiać warunki i przejmować większość zysków. Państwa ugięły się, by zatrzymać dla siebie choć kawałek tortu, i wystawiły bezbronnych obywateli na strzały. Teraz każdy jest odpowiedzialny za siebie, ale i samotny w razie niepowodzenia. W ten sposób mniej więcej przedstawia się podsumowanie kluczowego dla zrozumienia współczesności procesu Mowa rzecz jasna o zjawisku globalizacji Książka Friedmara to fascynująca podróż po globalizującym się świecie. Amerykanin jest entuzjastą, który jak dziecko cieszy się z odkrycia, że międzynarodowa gospodarka wspierana przez cyfrową rewolucję znosi wszelkie dotychczasowe ograniczenia. Mimo apologetycznej postawy warto relacji Friedmana przyjrzeć się uważnie. Naprawdę zadał sobie wiele trudu, by opowiedzieć nam swoją historię. Przede wszystkim zaś dostał się bez problemu za chronione kamerami, szyframi i skanerami mury wielkich koncernów i powtórzył wiernie to, co tam usłyszał. Wbrew podnieceniu dziennikarza obraz, który wyłania się z jego monumentalnego reportażu, jest dość koszmarny. Przecież nie chodzi o nic innego jak tylko o zaprzęgnięcie całej ziemi do roboty na rzecz korporacji. Globalna sieć staje się maszynerią służącą do uniformizacji ludzi, maksymalizacji zysków i zacieśniania kontroli. Podczas gdy Friedmana interesuje teraźniejszość, John Perkins żyje przeszłością. ,.Hitman” to pasjonująca relacja o tym, jak Stany Zjednoczone sprzedały swoją duszę, a jednocześnie wędrówka do początków ery globalizacji Perkins przez wiele lat pracował jako ekspert od prognoz gospodarczych. Specjalizował się w tzw. krajach Trzeciego Świata. Jego zadaniem było maksymalne naciąganie danych prognostycznych. Chodziło o to, by ubogie państwa, szczególnie te bogate w surowca brały gigantyczne kredyty na wielkie inwestycje realizowane przez amerykańskie korporacja Kredyty te zaprojektowano jako rodzaj pułapki – zadłużenie wobec USA zmuszało rządy do uległości politycznej i gospodarczej. Dla koncernów naftowych, spożywczych czy tekstylnych droga była już otwarta, podobnie jak dla baz wojskowych. Perkins twierdzi, że niemal wszystkie wojny prowadzone przez jego kraj w drugiej połowie XX wieku i na początku wieku XXI miały ów korporacyjny podtekst W pewnym momencie rząd Stanów Zjednoczonych zaczął po prostu grzecznie wykonywać polecenia inwestorów.
“Hitman” to lektura przerażająca, jednak tezy w niej postawione pasują do koncepcji Friedmana, który opisuje po prostu kolejny etap procesu – po faktycznej likwidacji państw następnym punktem oporu są jednostki Jednym z siedmiu grzechów głównych jest chciwość. Tak się jednak składa, że wszyscy mają to gdzieś. Współczesny świat od dość dawna nie opiera się już na czterech żółwiach. Raczej chwieje się niepewnie na czubku wielkiego stosu pieniędzy. Friedman ma rację – nie uciekniemy od świata rozwałkowanego przez wielkie korporacje niczym ogromny naleśnik. Pytanie tylko, do którego klubu będziemy ostatecznie należeć – wałkujących czy wałkowanych? Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z żarłoczną bestią. Ostatecznie każda forma spontanicznego poza systemowego buntu, nawet w przestrzeni wirtualnej, zostaje skapitalizowana przez wielki biznes. Perkins cytuje indiański aforyzm: Świat jest taki, jakim go sobie wymarzysz”. Niestety, globalizacja mówi nam, że ów świat wymarzył sobie ktoś inny. Ktoś, kogo nigdy nie będziemy mieli okazji poznać. My zaś musimy w tym świecie jakoś żyć i przetrwać.
Recenzja książki Perkinsa
RECENZJE Ukryte Oszustwa
Dla pełniejszego zdania sobie sprawy ze współczesnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa USA należy wskazać na niektóre jej źródła sięgające końca XVIII i początków XIX wieku. Deklaracja Niepodległości z 4 lipca 1776 roku zawiera rewolucyjne jak na owe czasy sformułowania, wywodzące się z myśli brytyjskiego (John Locke) i francuskiego (Jean Jacques Rousseau i inni) Oświecenia. Deklaracja ta uznaje za oczywiste prawdy to, „że wszyscy ludzie stworzeni są równymi”, że ich niezbywalnymi prawami to: „życie, wolność i swoboda dążenia do szczęścia”, że „władza wywodzi się ze zgody rządzonych”. W 1873 r. 13 kolonii brytyjskich na Wybrzeżu Atlantyku zdobywa po kilkuletnich walkach faktyczną i formalną wolność i niepodległość. W 1787 roku uchwalona zostaje Konstytucja USA, nawiązująca do Deklaracji Niepodległości. Określa demokratyczny ustrój państwa, z klasycznym już podziałem władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, ich wzajemną kontrolą i równowagą („checks and balances”). Konstytucja USA zakłada silną scentralizowaną władzę federalną, która zapewnić ma „powszechny dobrobyt”. Przyznaje obywatelom wolności: wyznania, słowa, prasy. Zakazuje stosowania „okrutnych i niezwyczajnych kar”. Nigdy dotąd poglądy społeczno – polityczne określonej grupy myślicieli nie wywarły tak bezpośredniego i szybkiego wpływu na praktyczną politykę, jak poglądy myślicieli Oświecenia na ustawodawstwo USA, co uznać należy za fakt nadzwyczaj pozytywny. Wolność i demokracja stają się głównymi politycznymi wartościami amerykańskimi, w poważnym stopniu realizowanymi przede wszystkim w polityce wewnętrznej. Jest jednak i druga strona tego medalu. W polityce amerykańskiej, szczególnie zagranicznej, dochodzi często do olbrzymiego rozziewu między szlachetnymi deklaracjami, a konkretnym działaniem. Niezwłocznie po uzyskaniu niepodległości Stany Zjednoczone dążyły różnymi środkami do ekspansji terytorialnej, m.in. drogą militarnych podbojów, zakupu ziemi od Indian, najczęściej przez oszustwa i groźby użycia siły. W początkach XIX w. udało się Amerykanom kupić od Francuzów Nowy Orlean i Luizjanę za 15 milionów dolarów, a od Hiszpanów za 5 milionów Florydę. 2 grudnia 1823 roku piąty prezydent USA, James Monroe ogłosił doktrynę, nazwaną jego imieniem, stwierdzającą, że Stany Zjednoczone będą uważać za akt wrogi jakąkolwiek próbę kolonizacji państwa kontynentu amerykańskiego przez państwa europejskie, jak i każdą próbę ingerencji tych państw w sprawy wewnętrzne zachodniej półkuli. (W 1904 roku prezydent Theodore Roosveelt uzupełnił arbitralnie doktrynę, przyznając USA prawo do ingerencji w sprawy wewnętrzne państw Ameryki Łacińskiej w celu utrzymania czy wprowadzenia w nich stabilizacji i porządku, rzecz jasna takiego, który odpowiadałby interesom Stanów Zjednoczonych). Doktryna Monroe miała na celu nie tylko wyeliminowanie posiadłości i wpływów państw europejskich czy jakichkolwiek innych z kontynentu amerykańskiego, lecz i zdobycie przez USA dominacji nad Ameryką Łacińską. (Na marginesie przytoczę mało znany fakt z historii XX wieku. Carl Schmitt (1888-1985), czołowy prawnik reżimu hitlerowskiego, prezydent NarodowoSocjalistycznego Stowarzyszenia Prawników (1933-1945), wychwalany obecnie przez niektórych ideologów PiS, opracował w latach 30-tych ubiegłego wieku niemiecką wersję doktryny Monroe. Hitler przywłaszczył ją sobie i w 1939 roku wysłał notę do prezydenta Roosvelta, w której uzasadniał Niemiecką doktrynę Monroe dla Europy)1. Postępująca zaborcza ekspansja terytorialna USA była entuzjastycznie popierana przez większość społeczeństwa amerykańskiego. W 1845 roku Stany Zjednoczone zaanektowały Teksas. W tymże roku John L. O’Sullivan redaktor pisma „United States Magazine and Democratic Review” opublikował artykuł „Manifest Destiny” (Objawione Przeznaczenie), w którym stwierdzał, że Amerykanie zostali wybrani przez Boga by rozszerzać demokrację i rządy republikańskie nie tylko na kontynent amerykański, lecz i na cały świat. W 1846 roku Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Meksykowi. Zakończyła się ona pełnym zwycięstwem Amerykanów i włączeniem Teksasu, Nowego Meksyku i Kalifornii do USA. W 1867 roku Stany Zjednoczone kupiły od Rosji Alaskę za 7.200.000 dolarów. Nie zamierzam w tym szkicu kreślić historii sposobów i środków realizacji przez USA doktryny Monroe i Objawionego Przeznaczenia w latach późniejszych. Wspominam o nich ponieważ bez uwzględnienia ich wpływu na myśl i praktykę polityczną, ekonomiczną i militarną USA w XX i XXI wieku nie sposób w pełni zrozumieć aktualną brutalną, bezwzględną, zbrodniczą, hegemonialną politykę Georga W. Busha i jego ekipy. Należy zdawać sobie sprawę z faktów, które sprawiły, że ekspansja terytorialna USA w XVIII i XIX wieku drogą podbojów, mordowanie Indian, oszukańczych zakupów ziemi, korupcji, stosowania siły lub groźby jej użycia przyczyniały się do rozszerzenia jej wpływów politycznych i ekonomicznych i odegrały istotną rolę w tworzeniu wzajemnych, ścisłych powiązań między polityką, wojskiem i dużym biznesem. Związki te determinują obecnie bardziej i wyraźniej niż kiedykolwiek przedtem działania polityki zagranicznej, narodowego i międzynarodowego bezpieczeństwa USA. Niemal od swych początków polityka zagraniczna USA cechuje się rozziewem większym lub mniejszym w okresie rządów różnych prezydentów, między głoszonymi, wzniosłymi szlachetnymi, uniwersalnymi zasadami i celami tej polityki, a jej praktyka zmierzającą do realizacji partykularnych amerykańskich interesów gospodarczych, politycznych, militarnych, środkami sprzecznymi z deklarowanymi celami i zasadami. Rozziew między idealizmem wartości, norm, celów polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego USA, a realizmem (w sensie Realpolitik) w praktycznym jej stosowaniu objawia się z całą jaskrawością w polityce prezydenta Woodrowa Wilsona (1913-1921). W swych licznych próbach przekonywania Amerykanów o konieczności przystąpienia USA do pierwszej wojny światowej, określał cele tej wojny jako „położenie kresu wszystkim wojnom”, „zapewnienie ostatecznego pokoju świata”, „uwolnienie narodów”, „uczynienie świata bezpiecznym dla demokracji”. Środkami prowadzącymi do trwałego pokoju miały być powszechne rozbrojenie, otwarta dyplomacja, wolność żeglugi i handlu, demokracja, zbiorowe bezpieczeństwo i samostanowienie narodów. Realizować miałaby to zaproponowana przez Wilsona Liga Narodów. Krótko mówiąc świat jaki post lował Wilson oparty miał być na sile prawa, lecz nie na prawie siły. Głoszący wzniosłe ideały Wilson stosował jednak w swej konkretnej praktyce politycznej sprzeczne z nimi środki m.in. różnego rodzaju formy nacisku politycznego, gospodarczego z użyciem siły zbrojnej włącznie. Tak np. w latach 1915-1917 wysyłał karne ekspedycje wojskowe na Haiti, do Republiki Dominikańskiej, Meksyku i na Kubę dla przeforsowania gospodarczych i militarnych interesów USA. Tak olbrzymim jednak rozchodzeniem się głoszonych ideałów, wartości, zasad polityki zagranicznej i bezpieczeństwa międzynarodowego i ukrytych rzeczywistych celów tej polityki i środków jej realizacji jak u Georga W. Busha i jego ekipy nie był dotąd w historii USA. Strategie narodowego i międzynarodowego bezpieczeństwa USA z lat 2002 i 2006 głoszą m.in., że Stany Zjednoczone będą w sposób aktywny nieść wolność, demokrację, prawa człowieka, wolne rynki do każdego zakątka świata. Będą też zwalczać i obalać tyranie wszędzie tam, gdzie istnieją. Czy świat cały życzy sobie demokracji i wolności w stylu amerykańskim, o to już arogancki rząd George’a W. Busha nikogo na świecie nie pyta. Wiadomo, że zgodnie z Manifest Destiny G. W. Bush traktuje niesienie „wolności i demokracji do wszystkich zakątków świata” jako misję przekazaną mu przez Boga. Niejednokrotnie o tym wspomina. Tak np. w wywiadzie z Bobem Woodwardem, zamieszczonym w książce „Plan Ataku”, Bush stwierdza: „Nie będę usprawiedliwiał wojny wolą Boga. Modlę się jednak bym był tak dobrym jego posłannikiem jak to tylko możliwe”. Wiadomo też, że misję ekspansji wolności, demokracji i „obalenia tyranii”, Amerykanie realizują najprzeróżniejszymi środkami. Naciskami polityczno-dyplomatycznymi, sankcjami ekonomicznymi, użyciem siły lub groźbą jej użycia, organizowaniem i popieraniem „kolorowych rewolucji”, które są mniej kosztowne i często skuteczniejsze od operacji militarnych. Wspomniane środki i metody dążenia USA do globalnej hegemonii są powszechnie znane. W szkicu tym pragnę przedstawić mniej znane oszukańcze metody stosowane przez USA. Są one jednym z elementów amerykańskiej strategii zdobycia globalnej dominacji po drugiej wojnie światowej. Opieram się przede wszystkim na fascynującej przerażającej książce Johna Perkinsa, człowieka, który przez dwadzieścia lat był jednym z tysięcy ludzi zwanych „hitmenami”, ludzi wykonujących określone, tajne, oszukańcze zadania dla „amerykańskiego imperium korporatokracji”. Nie znalazłem polskiego odpowiednika wyrazu „hit man”. Jednak już w pierwszym akapicie wstępu do wspomnianej ksiązki John Perkins wyjaśnia znaczenie tego terminu. Cytuję: „Ekonomiczni hitmeni (EHM), to wysoko opłacani profesjonaliści, którzy oszukują państwa na całym globie na biliony dolarów. Przelewają pieniądze z Banku Światowego, Agencji USA dla Międzynarodowego Rozwoju (USAiD) i innych organizacji „pomocy dla zagranicy” do schowków olbrzymich korporacji i kieszeni nielicznych bogatych rodzin, które kontrolują naturalne zasoby planety. Ich narzędzia to szalbiercze raporty finansowe, sfałszowane wybory, łapówki, szantaż, seks i morderstwa. Uczestniczą w grze tak starej jak imperium, lecz takiej, która przybrała nowe i zatrważające wymiary w czasie globalizacji. Powinienem o tym wiedzieć; byłem EHM”. Perkins napisał te słowa w 1982 roku, we wstępie do książki, którą zamierzał wówczas napisać i dedykować prezydentom Ekwadoru, Jaime Roldós i Panamy, Omar Torrijos. Obydwaj zginęli w wypadkach samolotowych „Ich śmierć nie była przypadkowa. Zostali zamordowani ponieważ przeciwstawiali się bractwu szefów korporacji, rządów i banków, których celem jest globalne imperium”. Terminu imperium używa Perkins w znaczeniu zbliżonym do znaczenia jakie nadali mu Michael Hardt i Antonio Negri w książce p.t. „Imperium”. Według nich era globalizacji stworzyła nowe formy suwerenności, kosztem dotychczasowej suwerenności państw narodowych. Współczesne imperium nie jest domeną jednego państwa, mimo że USA, szczególnie dzięki swej niedoścignionej potędze militarnej odgrywa w nim kluczową, decydującą rolę. W skład imperium wchodzą ponadnarodowe ekonomiczne instytucje, takie jak Światowa Organizacja Handlu (WTO), Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Monetarny (IMF). Imperium jest rządzone przez kilka mocarstw, członków grupy najbardziej uprzemysłowionych państw G8 i stałych członków Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Poważną rolę we współczesnym imperium odgrywają też głównie wielonarodowe korporacje. Należy zaznaczyć, że niemal we wszystkich wspomnianych organizacjach gospodarczych, finansowych, handlowych, przedstawiciele USA pełnią kierownicze funkcje. Imperium w wyżej wspomnianym znaczeniu stoi ponad państwami narodowymi, odznacza się nową formą suwerenności i realizuje neoliberalną orientację globalnego kapitalizmu. Ta charakterystyka nowego, współczesnego imperium nie jest powszechnie przyjęta. Wzbudza wiele kontrowersji, lecz jest przydatna w próbach zrozumienia współczesnego świata. Przytaczam ją ponieważ znajduje w poważnym stopniu swe potwierdzenie w książce Johna Perkinsa, który szczególnie podkreśla rolę USA. Wróćmy więc do jego książki. Wspomniałem, że John Perkins już w 1982 r. zamierzał napisać książkę dotyczącą działalności EHM, a w szczególności własnych doświadczeń jako jednego z nich. Zaprzestał jej pisania na skutek „perswazji” odpowiednich służb. „Rozpoczynałem ją czterokrotnie w ciągu następnych dwudziestu lat. Decyzje te podejmowałem pod wpływem aktualnych wydarzeń: Inwazja Panamy przez USA w 1989 r, pierwsza wojna w Zatoce Perskiej, Somalia, działalność Osamy bin Ladena. Zawsze jednak groźby lub łapówki przekonywały mnie by zaprzestać jej napisania”. W końcu doszedł jednak do przekonania, szczególnie po zamachu terrorystycznym na USA z 11.IX i rozpoczęciu wojny w Iraku, że musi opisać swoją działalność i doświadczenia EHM „ponieważ tylko przez zrozumienie własnych błędów w przeszłości, będziemy zdolni wykorzystać szanse w przyszłości”. Perkins wspomina, że po zwerbowaniu go przez służby wywiadowcze USA jego instruktorka Claudine poinformowała go, że jej zadaniem jest ukształtować go na ekonomicznego hitmana (EHM). „Moja przyszła praca miała polegać na zachęcaniu przywódców różnych państw, by stali się częścią rozległej sieci promującej gospodarcze interesy USA. W rezultacie przywódcy ci zostają usidleni w sieci długów, które zapewniają nam ich lojalność. Możemy na nich polegać by kiedykolwiek zechcemy służyli naszym politycznym, ekonomicznym czy militarnym potrzebom”. Liczba EHM, którzy obecnie są bardziej eufemistycznie nazywani, stale rośnie. Można ich spotkać na „korytarzach Monsanto, General Electric, Nike, prawie w każdej większej korporacji na świecie”. Tego typu działalność praktykowana przez USA od dziesięcioleci jest jednym z głównych czynników, które doprowadziły do aktualnej sytuacji świata z jego powszechnie znanymi problemami, kryzysami, zagrożeniami, i wyzwaniami. Zdaniem Perkinsa powstał system kierujący się koncepcją, która przyjęta została jak ewangelia: idea, że wszelki wzrost gospodarczy jest korzystny dla ludzkości oraz, że im większy jest ten wzrost tym bardziej powszechne są jego korzyści… Koncepcja ta jest, rzecz jasna fałszywa Wiemy że w wielu państwach (z Polską włącznie – M.D.) wzrost gospodarczy sprzyja tylko niewielkiej części ludności a jego skutki mogą stwarzać coraz bardziej rozpaczliwe warunki dla większości społeczeństwa… W swym dążeniu do rozwoju globalnego imperium korporacje, banki i rząd (korporatokracja) używają swych finansowych i politycznych muskułów dla zapewnienia by nasze szkoły, biznesy i media propagowały tę fałszywą koncepcję”. Perkins pisze, że jego książka jest opowieścią nie tylko jego doświadczeń lecz też zarysem „pierwszego rzeczywiście globalnego imperium”. Ale imperia nie trwają zbyt długo. „Niszczą liczne kultury w swym wyścigu do coraz większej dominacji i w końcu same upadają. Żadne państwo, ani kombinacja państw nie może rozwijać się w dłuższej perspektywie przez wyzysk innych”. Perkins wyraża nadzieję, że jego książka przyczyni się wyraźnie do pobudzenia i powiększenia świadomości wielu ludzi o tym, jak funkcjonuje system w którym „nieliczni opływają w bogactwach a większość zatapia się w ubóstwie, zniweczonym środowisku i przemocy. Książka Perkinsa składa się z Przedmowy, Prologu, czterech części, trzydziestu pięciu krótkich rozdziałów, Epilogu, przypisów i indeksu. Liczy 328 stron. Znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa i spotkała się z kontrowersyjnymi recenzjami. W krótkim Prologu John Perkins raz jeszcze, obszerniej wyjaśnia rolę i działalność ekonomicznych hitmenów. Pisze: „Jesteśmy elitarną grupą mężczyzn i kobiet, która korzysta z międzynarodowych finansowych organizacji, by stworzyć warunki służalczości różnych państw wobec korporatokracji rządzącej naszymi największymi korporacjami, naszym rządem i naszymi bankami”. EHM namawiają różne rządy do zaciągania rzekomo korzystnych pożyczek na rozwój infrastruktury – elektrowni, autostrad, lotnisk, portów itp. Warunkiem jest jednak, by projekty te były realizowane przez firmy amerykańskie. „W istocie większość tych pieniędzy nigdy nie opuszcza Stanów Zjednoczonych: po prostu są transferowane z banków w Waszyngtonie do odpowiednich filii w New Yorku, Houston czy San Francisco”. Mimo to państwo kredytobiorca musi zwrócić pełną kwotę pożyczki wraz z odsetkami państwu – wierzycielowi. Zdarza się często, że państwo przyjmujące olbrzymią pożyczkę nie jest w stanie zwrócić jej w ciągu kilku lat. Wówczas w zamian za umorzenie części długu wymaga się od danego państwa spełnienia różnego rodzaju warunków, np. zezwolenia na instalację bazy wojskowej, odpowiednie głosowanie w ONZ, dostęp do zasobów naturalnych. „Rzecz jasna kredytobiorca wciąż pozostaje naszym dłużnikiem – i kolejne państwo jest dodane do naszego globalnego imperium”. Zadłużenie państw rozwijających się wynosiło w 2004 roku 2,5 biliona dolarów, a roczne koszta obsługi tego zadłużenia ponad 375 milionów dolarów. „Jest to więcej od wydatków wszystkich państw rozwijających się na służbę zdrowia i oświatę i dwadzieścia razy więcej od tego, co państwa te otrzymują jako pomoc zagraniczną. Ponad połowa ludności świata utrzymuje się za mniej niż dwa dolary dziennie. Większość z nich, to potencjalni terroryści. Nie dlatego, że wierzą w komunizm czy anarchizm, czy dlatego że są inhertnie źli, lecz po prostu dlatego, że są zrozpaczeni”. Perkins pisze, że jeśli nie uda się ekonomicznym hitmenom przekonać przedstawicieli rządów określonych państw argumentami, łapówkami i innymi oszukańczymi metodami do przyjęcia warunków korporatokracji, to na scenę wkraczają członkowie służb specjalnych USA nazywanych przez hitmenów szakalami. Wówczas dochodzi do obalenia przywódców państw lub do ich śmierci w gwałtownych „wypadkach”. „Kiedy i szakale nie odniosą sukcesu, tak jak to było w Afganistanie i Iraku… wtedy młodzi Amerykanie są wysyłani, by zabijać i umierać. Główną treścią książki jest próba konkretnego i szczegółowego uzasadnienia przedstawionych w Przedmowie i Prologu tez. Perkins opisuje przede wszystkim własne doświadczenia z pracy ekonomicznego hitmana, lecz opiera się również na dokumentach międzynarodowych organizacji i bogatej literaturze, dotyczącej działalności rządów USA, służb wywiadowczych, ponadnarodowych instytucji gospodarczych i korporacji. W I części, na trzydziestu kilku stronach Perkins pisze o swej drodze, niczym szczególnym nie wyróżniającego się ucznia i studenta, do zwerbowania go przez największą i najtajniejszą szpiegowską organizację USA, Agencję Narodowego Bezpieczeństwa (NSA). Perkins urodził się w 1945 r. w Hanover w stanie New Hampshire w mieszczańskiej rodzinie. W 1976 r. żeni się z koleżanką ze studiów. Jej „wujek Frank” pracuje na odpowiedzialnym stanowisku we wspomnianej wyżej Agencji. Za jego namową i radą Perkins przechodzi w 1968 roku intensywne i żmudne testy, z których wynika, że zarówno ze swymi zaletami, jak i wadami i słabościami charakteru nadaje się idealnie na ekonomicznego hitmana. W tymże roku wstępuje do popularnego w tych latach amerykańskiego „Korpusu Pokoju”. Wraz z żoną zostaje wysłany do Ekwadoru. Tam poznaje wiceprezydenta międzynarodowej firmy konsultingowej MAIN, który przyjechał z misją zbadania „czy Bank Światowy powinien udzielić Ekwadorowi i sąsiednim państwom olbrzymich kredytów na budowę hydroelektrycznych tam i innych projektów budowy infrastruktury. Wiceprezydent MAIN był również pułkownikiem w rezerwowych siłach zbrojnych USA”. W 1971 roku firma MAIN zaangażowała Perkinsa na stanowisku ekonomisty. MAIN, to korporacja zatrudniająca ponad dwa tysiące pracowników. Tylko niewielu z nich wiedziało o ścisłych związkach MAIN z NSA. Pierwsze miesiące pracy polegały na dokształcaniu się w ekonomii i statystyce, i studiowaniu odpowiednich publikacji międzynarodowych instytucji finansowych i ONZ. W trakcie tych studiów Perkins odkrył, że „statystkami można tak manipulować, by wynikały z nich liczne różnorodne wnioski, włącznie z takimi, które uzasadniałyby predylekcje określonego analityka”. Pewnego dnia zjawiła się w biurze Perkinsa atrakcyjna brunetka, Claudine Martin, specjalna konsultantka MAIN i oświadczyła, że ma mu pomóc w zrobieniu kariery. Spotkali się w jej apartamencie. Claudine oświadczyła, że jej zadaniem jest przygotowanie Perkinsa na ekonomicznego hit mana w jak najściślejszej tajemnicy nawet przed własną żoną. Wyjaśniła, że jego praca będzie miała dwa główne cele: Miał uzasadniać wobec przedstawicieli rządu korzyści płynące dla danego kraju z olbrzymich pożyczek, zaciągniętych od agencji USA, ponadnarodowych instytucji finansowych (Bank Światowy, IMF) na rozbudowę gospodarczej infrastruktury danego kraju. Warunkiem jest jednak by wykonawcami określonych projektów budowy portów lotniczych, autostrad, zakładów przemysłowych itp. były koncerny amerykańskie, tak jak np. Bechtel, czy Halliburton. W ten sposób duża część otrzymywanych kredytów była natychmiast przelewana do MAIN i innych firm amerykańskich. Zadaniem Perkinsa miałoby więc być doprowadzenie do uzależnienia finansowego określonych państw od swych amerykańskich wierzycieli. Realizacja wspominanych projektów odpowiedniej rozbudowy infrastruktury miałoby przynieść nie tylko olbrzymie zyski amerykańskim korporacjom, lecz również „uszczęśliwić” niektórych bardzo wpływowych polityków i kilka bogatych i wpływowych rodzin w kraju otrzymującym kredyt i w ten sposób zapewnić „Długoterminową zależność i polityczną lojalność różnych państw na świecie. Podobnie jak większość obywateli USA, również i większość pracowników MAIN wierzyła, że czynimy określonym państwom łaskę budując zakłady energetyczne, autostrady i porty. Nasze szkoły i nasza prasa nauczyły nas, by działania te odczuwać jako altruistyczne. Po kilku tygodniach tajnego szkolenia Claudine przedstawiła Perkinsowi krótko w zarysie historię zawodu, do którego był przygotowywany. Przypomniała, że imperia były tworzone przeważnie przez użycie siły militarnej lub groźby jej użycia. Po drugiej wojnie światowej widmo nuklearnego holocaustu odstraszało od podejmowania ryzyka militarnych rozwiązań. „Moment decydujący nadszedł w 1951 roku, kiedy Iran zrewoltował się przeciwko brytyjskiej firmie naftowej, która wyzyskiwała irańskie naturalne zasoby i ludność Iranu”. Popularny i demokratycznie wybrany premier Iranu Mohammad Mosadegh znacjonalizował irański przemysł naftowy. Oburzeni Anglicy zwrócili się do USA o pomoc. Obydwa te państwa obawiały się, że użycie siły militarnej może sprowokować ZSRR do obrony Iranu. „Zamiast wysłać Marines, Waszyngton wysłał agenta CIA, Kermita Roosvelta (wnuka Theodora)”. Kermit i jego ekipa spisali się doskonale. Nakłaniali ludzi przez łapówki i groźby do zorganizowania ulicznych zamieszek i gwałtowanych demonstracji, które wywoływały poglądy, że decyzja Mosadegha jest szkodliwa, krzywdząca Irańczyków, a on sam jest niekompetentny. Mosadegh został obalony, a proamerykański Mohammad Reza Pahlawi objął rządy niekwestionowanego dyktatora. „Kermit Roosvelt zapoczątkował nową profesję. Do jej szeregów właśnie dołączałem”. Z czasem stało się jasne, że o ile USA miałyby zrealizować swoje marzenie stworzenie globalnego imperium, to będą musiały stosować strategie oparte na modelu zastosowanym przez Kermita Roosvelta w Iranie. „To była jedyna droga pokonania Związku Radzieckiego bez wywołania groźby wojny jądrowej”. Problem polegał jednak na tym, że Roosvelt był agentem CIA. Gdyby go schwytano, miałoby to poważne, negatywne konsekwencje dla USA. Kermit „zorganizował pierwszą po drugiej wojnie światowej nową amerykańską operację obalenia obcego rządu. Było bardzo prawdopodobne, że dalsze nastąpią. Sprawą ważną było więc znaleźć podejście, które nie angażowałoby bezpośrednio Waszyngtonu”. Szczęśliwie dla amerykańskich strategów w latach 60. ubiegłego wieku „rosły w siłę” międzynarodowe korporacje i wielonarodowe finansowe instytucje: Bank Światowy i JMF. Te ostatnie finansowane przeważnie przez USA i „naszych bratnich europejskich budowniczych imperium. Rozwinął się symbiotyczny stosunek między rządami, korporacjami i wielonarodowymi organizacjami”. To pomogło w rozwiązaniu problemu K. Roosvelta Agencje wywiadu USA werbowały przyszłych ekonomicznych hitmanów, którzy byliby zatrudniani przez korporacje i nigdy nie opłacani bezpośrednio przez rząd, lecz przez sektor prywatny. „W rezultacie w wypadku wykrycia ich brudnej roboty byłaby ona przypisywana raczej pazerności korporacji niż polityce rządu”. W 1971 roku Perkins został wysłany do Indonezji jako członek jedenastoosobowej ekipy. Miał tam odbyć swą pierwszą praktykę hitmana pod nadzorem szefa ekipy. MAIN przedstawiła rządowi Indonezji projekt elektryfikacji Jawy. „Projekt ten był częścią obszernego planu zapewnienia amerykańskiej dominacji w południowowschodniej Azji”. Szef ekipy MAIN, Charlie Kilingworth po wytwornej kolacji w luksusowym hotelu Intercontinental nakreślił stojące przed nimi zadania. Powiedział, że mają nie tylko opracować szczegółowy plan elektryfikacji Jawy. „Jesteśmy tu, by ocalić ten kraj przed komunizmem… Wszyscy wiemy jak zależny jest nasz kraj od ropy naftowej. Indonezja może być pod tym względem ważnym dla nas partnerem”. Perkins bardzo obszernie opisuje swoje obserwacje, doświadczenia, refleksje z kilkumiesięcznego pobytu w Indonezji. Opracowana przez MAIN, przy głównym współudziale Perkinsa wielce przesadna prognoza wzrostu PKB Indonezji w ciągu 25 lat w wyniku realizacji planu elektryfikacji przedstawionego przez MAIN została zaakceptowana przez rząd indonezyjski przy zastosowaniu środków i sposobów wcześniej wspomnianych. Perkins został awansowany na głównego ekonomistę MAIN. Doświadczenie indonezyjskie przekonało go, że celem realizacji gigantycznych projektów budowy infrastruktury w różnych krajach było dążenie do osiągania jak najwyższych zysków, lecz nie do poprawy poziomu życia ludzi w tych krajach. Tam ukuł termin korporatokracja. Uważa, że termin ten „dokładnie opisuje nową elitę, która zdecydowała się podjąć próbę rządzenia naszą planetą”. W ostatnich miesiącach 1971 roku Perkins uczestniczy w spotkaniach wysokiego szczebla w Teheranie, Caracas, Londynie, Wiedniu, Waszyngtonie. Poznał tam znane osobistości „ważnych tego świata”, m.in. Szacha Iranu, prezydentów szeregu państw i Roberta Mc Namarę, którego uważał za typowego przedstawiciela korporatokracji. Mc Namara był wówczas szefem Banku Światowego. Jego kariera prowadziła od szefostwa Ford Motor Company przez sekretarza obrony prezydentów Kennedy’ego i Johnsona do szefostwa „najpotężniejszej finansowej instytucji świata”. „Im lepiej poznawałem tych, którzy podejmowali decyzje kształtujące świat, tym bardziej ogarniał mnie sceptycyzm dotyczący ich kompetencji i celów”. Za bardzo się rozpisałem. Z trzydziestu pięciu rozdziałów książki przedstawiłem treść zaledwie dziewięciu. Do pozostałych muszę podejść z uwagi na brak miejsca bardzo selektywnie. Kilka rozdziałów swej książki poświęca Perkins Panamie, do której został wysłany w 1972 r. Przedstawia krótką historię Panamy do 1968 roku kiedy to obalony został prezydent Arnulfo Arias, a nowym prezydentem został Omar Torrijos. Perkins pisze o nim i to nie bez powodu w samych superlatywach. „Torrijos przystojny, charyzmatyczny i odważny mężczyzna nigdy nie uległ pokusom Moskwy czy Pekinu… Był zdecydowany wywalczyć niezależność od USA bez wchodzenia w sojusze z wrogami Stanów Zjednoczonych.” Zadaniem Perkinsa było przygotowanie porozumienia w sprawie realizacji wielkiego planu rozwoju Panamy. „Plan ten miał być uzasadnieniem zainwestowania milionów dolarów przez Bank Światowy i USAID w rozwój energetyki, transportu i rolnictwa tego małego, lecz kluczowego państwa. Miał on, rzecz jasna, na celu uczynienie z Panamy na trwałe dłużnika Stanów Zjednoczonych i jej powrotu do statusu satelity USA”. Omar Torrijos zaprosił Perkinsa na rozmowę. Wypytywał go o podróże do Indonezji, Gwatemali i Iranu. Torrijos wspomniał, że wybrany w latach pięćdziesiątych na prezydenta Gwatemali Jacobo Arbenz przeprowadził radykalną reformę rolną, co nie spodobało się United Fruits Company. Firma ta była jednym z największych właścicieli ziemi w Gwatemali i posiadała olbrzymie plantacje m.in. w Kolumbii Kostaryce, Nikaraguii, Panamie. Arbenz cieszył się olbrzymią popularnością w całej Ameryce Łacińskiej. Torrijos powiedział, że USA nie mogły sobie pozwolić na to, by inne państwa Ameryki Łacińskiej poszły w ślady Arbenza. United Fruits rozpętała olbrzymią kampanię medialną, zmierzającą do przekonania opinii publicznej i Kongresu USA, że Arbenz jest częścią radzieckiego spisku a Gwatemala satelitą ZSRR. W 1954 roku CIA zorganizowała zamach stanu. Amerykańscy piloci zbombardowali stolice Gwatemali. Demokratycznie wybrany Arbenz został obalony i zastąpiony przez pułkownika Carlos Castillo Armas, skrajnie prawicowego dyktatora posłusznego USA. Torrijos powiedział: „Arbenz został zamordowany, ze mną nie będzie to takie łatwe. Wojsko jest ze mną. Polityczne oszczerstwa nic nie wskórają. Z uśmiechem rzekł: „CIA sama będzie musiała mnie zabić”. Po dłuższej wymianie zdań Torrijos zwrócił się do Perkinsa mówiąc, że potrzebuje jego pomocy. Stwierdził, że Panama potrzebuje rozbudowy swej ekonomicznej infrastruktury i potrzebuje na to pieniędzy Banku Światowego i Inter-Amerykańskiego Banku Rozwoju. Torrijos zorientował się jednak doskonale w grze korporatokracji. Oświadczył Perkinsowi, że gotów jest zawrzeć olbrzymie kontrakty z MAIN pod warunkiem, że kredyty zostaną wykorzystane dla poprawy bytu ludności Panamy, lecz nie dla autowasalizacji Panamy wobec USA. Perkins zdał sobie sprawę, że Torrijos wiedział, iż system korporatokracji opierał się na założeniu, że ludzie u władzy są podatni na korupcję oraz, że jego decyzja nie wykorzystania pożyczki dla własnej korzyści, lecz dla dobra społeczeństwa, będzie postrzegana jako zagrożenie dla funkcjonowania wspomnianego systemu. Żegnając się „obaj zrozumieliśmy się bez słów, że MAIN otrzyma kontrakt na realizację planu rozbudowy infrastruktury, a ja dopilnuję tego, by był on zgodny z warunkami Torrijosa. W 1975 roku Torrijos zapowiedział zintensyfikowanie zdecydowanej walki o zwrot Kanału Panamskiego Panamie. To zainspirowało Perkinsa do napisania artykułu do Boston Globe: „W 1975 roku nie ma miejsca dla kolonializmu w Panamie”. Przysporzyło to Perkinsowi wiele kłopotów, ale pomogło MAIN w załatwieniu dalszych kontraktów z Panamą. W 1977 roku za prezydentury J. Cartera rozpoczęły się poważne negocjacje dotyczące zwrotu Kanału Panamskiego. Podczas swej kolejnej wizyty w Panamie Perkins spotyka przypadkowo w hotelu Panama Grahama, którego Torrijos zaprosił na dłuższy pobyt w Panamie i z którym się zaprzyjaźnił. Greene powiedział Perkinsowi, że ma zamiar napisania książki o Torrijosie, dla którego jest pełen podziwu. Namawiał również Perkinsa do napisania książki w duchu jego artykułu w Boston Globe, który ku zdziwieniu Perkinsa był znany Greenowi. Powiedział też, że Torrijos odzyska Kanał dla Panamy. To sprawdziło się. Negocjacje panamsko-amerykańskie zakończyły się sukcesem Torrijosa. Kanał został zwrócony Panamie. Konserwatyści w Kongresie USA nie byli zadowoleni. Układ dotyczący zwrotu Kanału Panamskiego został ratyfikowany większością jednego głosu. Torrijos miał wielu wrogów w USA. Ronald Regan wybrany na prezydenta USA w 1980 r. domagał się renegocjacji układu o Kanale Panamskim. Torrijos kategorycznie się temu sprzeciwiał. Wśród jego wrogów znajdowali się członkowie administracji Reagana m.in. wiceprezydent G. Bush, sekretarz obrony Weinberger, szefowie sztabów wojskowych oraz szefowie wielu potężnych korporacji. 31 lipca 1981 r. Omar Torrijos zginął w wypadku samolotowym. Perkins nie ma wątpliwości, iż śmierć Torrijosa spowodowana była przez „szakali” z CIA. Pisze „Jestem pewien, że gdyby Torrijos żył i działał dłużej, stałby się symbolem dla nowej generacji przywódców w Ameryce, Afryce, Azji – do czego CIA, NSA i EHM nie wolno było dopuścić”. W 1984 roku Graham Green opublikował fascynującą książkę o Torrijosie, którą zadedykował „Przyjaciołom mego przyjaciela Omara Torrijosa w Nikaragui, Salwadorze i Panamie”. Brak miejsca nie pozwala na przedstawienie innych wątków książki Perkinsa a jest ich jeszcze wiele. Pisze m.in. o tym jak doszło za czasów Busha seniora do bliskich stosunków między USA a Arabią Saudyjską i o finansowaniu przez USA Osame bin Ladena. Kreśli losy prezydenta Ekwadoru, Jamie Roldósa, człowieka o podobnych poglądach i postawie do Torrijosa. Roldós zamierzał w 1981 r. radykalnie zreformować ustawodawstwo dotyczące przywilejów korporacji ropy naftowej w Ekwadorze, pozbawiające ich olbrzymich zysków. Korporacje te zareagowały oskarżając Roldósa o komunizm itp. W kilka tygodni po przesłaniu projektów ustaw do Kongresu Ekwadoru, 24 maja 1981 r. Roldós zginął w wypadku samolotowym. „Świat był zszokowany. Latynosi byli oburzeni. Gazety na całej półkuli grzmiały: „Morderstwo CIA”. Podaje nieznane dotąd szczegóły obalenia Szakcha Iranu. Wyjaśnia przyczyny amerykańskiej agresji na Panamę z 20 grudnia 1989 roku. „Panama i jej ludność nie stanowiły absolutnie żadnego zagrożenia dla USA czy jakiegokolwiek innego państwa. Politycy, rządy, prasa na całym świecie potępiały jednostronną akcje Stanów Zjednoczonych jako wyraźne pogwałcenie prawa międzynarodowego”. (Fakt, że Polska na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych poparła agresje USA, był dla mnie pierwszym bolesnym szokiem spowodowanym polityką zagraniczną rządu Mazowieckiego). Interesujący jest rozdział dotyczący niepowodzenia ekonomicznych hitmenów w Iraku. „Rządy Reagana i Busha były zdeterminowane przekształcić Irak w drugą Arabię Saudyjską… Obecność EHM była bardzo silna w tym kraju w latach 1980-tych… Irak był niezwykle ważny dla USA nie tylko z uwagi na ropę naftową lecz również z uwagi na wodę i geopolitykę… Kontrola nad Irakiem jest kluczem do furtki Bliskiego Wschodu. Potężne amerykańskie korporacje komputerowe, zbrojeniowe, farmaceutyczne i chemiczne – były skoncentrowane na robieniu interesów w Iraku… Jednak pod koniec lat 1980-tych było jasne, że Saddama nie da się wciągnąć w realizację scenariusza EHM”. Inwazja Saddama na Kuwejt w sierpniu 1990 r. stworzyła doskonały pretekst dla rządu Busha rozpoczęcia pierwszej wojny przeciwko Irakowi. „W 2003 roku Stany Zjednoczone dokonały ponownej inwazji na Irak. EHM ponieśli klęskę. Nie udało się wykonać zadania szakalom. Tak więc wysłano młodych mężczyzn i kobiety, by mordowali i umierali wśród pisaków pustyni”. 18 kwietnia 2003 r. New York Times donosił: „Stany Zjednoczone udzielają firmie Bechtel poważny kontrakt na odbudowę Iraku”. W treści artykułu znalazło się stwierdzenie „Irakijczycy będą współpracować w odbudowie kraju z Bankiem Światowym i Międzynarodowym Funduszem Monetarnym, instytucjami, w których USA ma olbrzymie wpływy”. CNN dodała, że również inne korporacje amerykańskie otrzymały intratne kontrakty. Tak np. Halliburton wygrał kontrakt wartości 7 miliardów dolarów (Wiceprezydent Dick Cheny był dawniej szefem tej firmy). „Historia marszu do globalnego imperium wydawała się powoli objawiać. Bez szczegółów, jednak, bez ujawnienia faktu, że jest to tragiczna historia zadłużeń, oszustw, zniewolenia i wyzysku”. W zakończeniu swej książki Perkins powtarza to, o czym pisał w jej Wstępie i Prologu. Pisze, że neoliberalna Koncepcja wzrostu gospodarczego realizowana aktualnie w procesie globalizacji jest „wykorzystywana do usprawiedliwienia wszelkiego rodzaju piractw – zezwala się w jej imieniu gwałcić, rabować i mordować niewinnych ludzi w Iranie, Panamie, Kolumbii, Iraku i innych miejscach. EHM, szakale i armie kwitną tak długo jak długo można wykazywać, że generują wzrost gospodarczy – a one prawie zawsze wykazują taki wzrost. Dzięki takim stronniczym „naukom” jak prognozowanie, ekonometria i statystyka, jeżeli zbombardujesz miasto a następnie je odbudujesz, odpowiednie dane wykażą potężny wzrost ekonomiczny…” Po wielu latach wahań, podejmowanych próbach opisania swej pracy, namowach za i przeciw publikacji, a w szczególności po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 i zdecydowanie po agresji brytyjsko-amerykańskiej na Irak w 2003 r. Perkins zdecydował się na opisanie historii swej pracy. Skłoniły go do tego nie tylko własne doświadczenia, lecz i m.in. dokumenty ONZ i innych rządowych i pozarządowych międzynarodowych organizacji. Perkins pisze, „że wszyscy pamiętają, że 11.IX zginęło w USA w wyniku ataków terrorystycznych około 3.000 osób. Mało kto pamięta jednak, że jak podaje ONZ’owski Światowy Program Żywności, tego dnia i nadal codziennie 34.000 dzieci poniżej 5 lat umiera z głodu. Gdyby dodać do tego dwie dalsze główne przyczyny śmierci najuboższych z ubogich, brak pitnej wody i AIDS, to liczba ta zbliżałaby się do 50.000 zgonów dziennie”.(27 grudnia 2003) W 2003 r. USA wydały na wojnę w Iraku 87 miliardów dolarów. ONZ oceniła, że za mniej niż połowę tej sumy, za 40 miliardów dolarów możnaby zapewnić pitną wodę, urządzenia sanitarne, dostateczną ilość żywności dla wszystkich ludzi na świecie. Przypomnę też, że według Rocznika SIPRI 2006, Stany Zjednoczone wydały w 2005 roku na cele militarne 478,2 miliarda dolarów. Komentarz zbyteczny. Perkins pisze w zakończeniu: „Historia tego indywidualnego ekonomicznego hitmana jest historią tego, jak doszło do sytuacji w której jesteśmy i dlaczego mamy obecnie do czynienia z kryzysami, które wydają się nie do przezwyciężenia. Historia ta musi być dopowiedziana dlatego, że tylko przez zrozumienie naszych błędów przeszłości będziemy zdolni wykorzystać przyszłe szanse”. W epilogu napisanym w półtora roku po pierwszym wydaniu książki Perkins stwierdza, że jego książka znalazła się na licznych głównych listach bestsellerów i została przetłumaczona na siedemnaście języków. Książka ta spotkała się z bardzo pozytywnymi recenzjami. Chwalona jako dzieło wnikliwe i o moralnej odwadze, czciwe, prowokujące i wstrząsające, jako fascynujące wyznanie człowieka uwikłanego w działalność prywatnych wielonarodowych koncernów legalnie obrąbujących biedne państwa rozwijające się. Mam nadzieję, że książka ta znajdzie i polskiego wydawcę.* Marian Dobrosielski
Jon Perkins – Confessions of an Economic Hit Man. A Plume Book. NY 2004.
Moje czytanie Perkinsa Zacznijmy od tego, że przeczytałam „Wyznania…” w dwa albo trzy wieczory, co w przypadku książki pretendującej do miana wnikliwego, faktograficznego dzieła demaskującego i analizującego kulisy brudnej ekonomii i polityki, nie jest dobrą rekomendacją. Czyta się ją jak przeciętną powieść polityczną i tym w rzeczy samej jest. Mam tej książce do zarzucania dwie główne rzeczy – brak konkretów i wnikliwości oraz niestrawną megalomanię Perkinsa dominującą nad całym jego przekazem.
Z Przedmowy:
“Rekonstruując wydarzenia korzystałem z różnych narzędzi i źródeł: opublikowanych dokumentów, własnych notatek, wspomnień własnych i innych uczestników owych wydarzeń, (…) a także relacji innych autorów, głównie opublikowanych ostatnio, w których podano informacje dawniej tajne lub w inny sposób niedostępne.” Bibliografia zajmuje 8 stron i wszystkie dane zawarte w książce zaczerpnięte są z obcych źródeł. A to oznacza, że były wcześniej dostępne. Perkins nie powiedział niczego nowego! Nic nie zdemaskował, niczego nie ujawnił, nie wykazał się też „głębokom wglądem”. Nie jest to książka, jakiej można by oczekiwać po osobie rzeczywiście wtajemniczonej i dobrze poinformowanej, bo siedzącej wewnątrz opisywanego systemu.
Jak dla mnie mamy dwie możliwości. Pierwsza, że Perkins – wbrew deklaracjom – był jedynie drobnym pionkiem w tej grze, nie miał dostępu do twardych danych, jego wybujałe ego rozdmuchało wagę jego udziału w działalności EPR-owców i w efekcie napisał książkę będącą niczym więcej jak autoreklamą; książkę, która dzięki dobremu marketingowi opartemu na zapotrzebowaniu na tego typu ‘niby-demaskatorskie’ pozycje, przyniosła mu całkiem pokaźny zysk. Za tą możliwością przemawia choćy fakt, że Perkins ani jednym zdaniem w całej książce nie daje dowodu swoich ekonomicznych umiejętności, nie przedstawia żadnych szczegółów swoich rzekomych analiz, które tak bardzo miały zaważyć na losie wielu narodów, nie wychodzi poza ogólniki. To w polączeniu z informacją, że nasz czołowy HitMan “przez kilka miesięcy brał udział w kursach i studiował statystyki, żeby dowiedzieć się, że statystykami można manipulować”, naprawdę stawia pod znakiem zapytania twierdzenie Perkinsa o jego roli w tym systemie. Druga możliwość jest taka, że Perkins faktycznie należał do ‘elity’ i – z jakichś powodów – po dwudziestu latach grzecznego milczenia dostał zgodę na podbudowanie swojego budżetu i napisanie książki, pod warunkiem oczywiście, że nie ujawni niczego ponad to, co i tak zostało już ujawnione. Jest w tej książce trochę interesującego materiału – głównie pozbieranego z różnych źródeł – krótki przegląd historii udziału USA (rządu, korporacji, Banku Światowego itd) w wydarzeniach ekonomicznych i politycznych w różnych krajach i dla osób, które o tej stronie zagranicznej polityki amerykańskiej nie wiedzą nic, albo wiedzą niewiele, jest to dobry powód do przeczytania „HitMana”. Może to być dobry punkt startowy do wyrobienia sobie poglądu na temat tego, w jakim świecie żyjemy i do jakich dochodzi w nim manipulacji.
„Perkins wyraża nadzieję, że jego książka przyczyni się wyraźnie do pobudzenia i powiększenia świadomości wielu ludzi o tym, jak funkcjonuje system w którym „nieliczni opływają w bogactwach a większość zatapia się w ubóstwie, zniweczonym środowisku i przemocy.” (Dobrosielski)
„Pobudzić świadomość” jest dobrym określeniem. Pod warunkiem, że czytelnik będzie dostatecznie wytrwały i nie zniechęci się irytującymi i fałszywymi deklaracjami na temat nieustannie towarzyszących autorowi „wyrzutów sumienia”, które jednak przez ponad trzydzieści lat nie przeszkodziły mu wieść dostatnie życie i robić to co robił (jeśli rzeczywiście coś robił).Jeśli chodzi o same wyznania Perkinsa, to po prostu nie trzyma się to kupy. Na swój prywatny użytek uważam, że jest to najbardziej fikcyjny wątek tej książki. Wyznania winy brzmią fałszywie i niewiarygodnie, zwłaszcza kiedy przeplatają się co parę stron z opisami dostatniego, wygodnego i ekscytującego życia, płytkimi emocjami, powierzchowną analizą i wprost niewiarygodną megalomanią oraz narcyzmem autora. Nic nie poradzę, ale to, co miało być wyznaniem winy, odbieram raczej jako chełpienie się i to niekoniecznie i nie na pewno własnymi “osiągnięciami”. I na koniec – o autora wizji drogi wyjścia, powstrzymania amerykańskiego imperializmu i świetlanej przyszłości. Czegoś równie naiwnego dawno nie czytałam. I nie specjalnie mam ochotę wgłębiać się, czy Perkins rzeczywiście tak odfrunął w stronę New Age, czy też z zimną krwią i pełną premedytacją nabiera czytelnika na popularne idee z jednej strony, a z drugiej znalazl sobie w tym wygodny sposób życia i satysfakcjonowania swojego narcyzmu. To naprawdę zasmucające, kiedy się sobie uświadomi, jak bezkrytycznie ludzie czytają książki, jak łatwo dają się złapać na drobne przynęty, jak wszyscy śpiewają jednym głosem i nie przychodzi im do głowy, żeby samodzielnie się zastanowić i wyrobić sobie własne zdanie. Wszystko, co napisałam, nie oznacza bynajmniej, że chcę kogokolwiek zniechęcić do tej lektury. Wręcz przeciwnie, zachęcam zwłaszcza tych, którzy słabo się w temacie orientują, ale zachęcam do czytania krytycznego, z otwartym umysłem. I do sięgnięcia w następnej kolejności po książki znacznie lepsze i głębsze, jak choćby „No logo” Naomi Klein, wydane po polsku. Czekam z niecierpliwością na polskie wydanie jej „The Shock Doctrine”, mam nadzieję, że któreś wydawnictwo podejmie się tego zadania. Podjęło się.
Wydawnictwo Muza, w październiku 2008
Bp B. Fellay: Przemilczanie zagadnień doktrynalnych nie jest dobrą odpowiedzią na „milczącą apostazję” DICI: Wasza Ekscelencjo, w jaki sposób przebiegła kapituła generalna? Jaki był klimat tego spotkania? J.E. bp Bernard Fellay: Atmosfera była raczej gorąca, ponieważ lipiec jest w Valais [kantonie, w którym mieści się seminarium św. Piusa X] szczególnie gorącym miesiącem. Mimo bardzo napiętego harmonogramu członkowie kapituły mogli jednak swobodnie wymieniać myśli, jak przystało na spotkanie o roboczym charakterze.
Czy członkom kapituły udało się omówić kwestię stosunków z Rzymem? Czy były jakieś zagadnienia, których dyskutowanie było zabronione? Czy ucichły spory dające się zauważyć w szeregach Bractwa w ostatnich miesiącach? To całkiem sporo pytań! Jeśli chodzi o Rzym, to debatowaliśmy nad samą istotą zagadnienia i wszyscy delegaci mieli dostęp do pełnej dokumentacji. Niczego z rozmysłem nie pominęliśmy i nie było żadnych tematów tabu. Moim obowiązkiem było przedstawienie całej dokumentacji, która powstała w wyniku wymiany korespondencji z Watykanem, co wcześniej – w przykrym klimacie ostatnich miesięcy – nastręczało pewnych trudności. Pozwoliło nam to na prowadzenie bardzo szczerych rozmów, dzięki którym udało się rozwiać wątpliwości, wyjaśnić wszelkie nieporozumienia i w rezultacie zyskać pokój i jedność serc, z czego oczywiście należy się cieszyć.
Jak według Waszej Ekscelencji po tej kapitule będą wyglądały dalsze relacje z Rzymem? Wszelkie dwuznaczności pomiędzy nami zostały wyjaśnione. Wkrótce przekażemy do Rzymu stanowisko kapituły. Jej spotkanie stanowiło okazję, by uściślić naszą „mapę drogową”, kładąc nacisk na zachowanie naszej tożsamości, jedynego skutecznego środka, by pomóc Kościołowi odnowić chrześcijański świat. Jak niedawno powiedziałem: „Jeśli chcemy sprawić, aby skarb Tradycji wydawał owoce ku pożytkowi dusz, musimy mówić i działać”. Nie możemy milczeć wobec szerzącej się utraty wiary, zdumiewającego spadku liczby powołań, a także spadku praktyk religijnych. Nie możemy milczeć w konfrontacji z „cichą apostazją” i jej przyczynami. Uporczywe przemilczanie zagadnień doktrynalnych nie jest dobrą odpowiedzią na tę „milczącą apostazję”, którą już w 2003 r. potępił papież Jan Paweł II. Nasza postawa inspiruje się nie tylko doktrynalną stałością arcybiskupa Lefebvre’a, ale również jego pasterską miłością. Kościół zawsze uważał, że najlepsze świadectwo prawdy można odnaleźć w jedności pierwszych chrześcijan zbudowanej na fundamencie ich modlitwy i miłości. Mieli „jedno serce i jedną duszę”, jak czytamy w Dziejach Apostolskich (Dz 4, 32). Taki wspólny ideał jest również naszym hasłem – Cor Unum to tytuł wewnętrznego biuletynu Bractwa. Dlatego zdecydowanie odcinamy się od tych wszystkich, którzy starali się wykorzystać sytuację i wbić klin niezgody między członków FSSPX. Taki duch nie pochodzi od Boga.
A jaka jest opinia Waszej Ekscelencji na temat mianowania abp. Müllera na urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary? Dla nikogo nie jest tajemnicą, że były ordynariusz diecezji ratyzbońskiej – gdzie w Zaitzkofen mieści się nasze seminarium duchowne – nie darzy nas życzliwością. Po odważnych działaniach, jakie w 2009 roku podjął wobec nas Ojciec Święty Benedykt XVI, bp Müller odmówił współpracy i traktował nas jak trędowatych! Był on jedynym [hierarchą], który stwierdził, że nasze seminarium powinno być zamknięte i że nasi studenci powinni udać się do seminariów tych diecezji, z których pochodzą, dodając bez ogródek, iż „czterech biskupów Bractwa powinno złożyć rezygnacje!” (por. wywiad dla Zeit Online, 8 maja 2009). Dla nas ważniejsze i bardziej niepokojące jest jednak to, że bp Müller przewodzi Kongregacji Nauki Wiary, która musi bronić wiary, wypełniając właściwą sobie misję zwalczania błędów doktrynalnych i herezji. [Tymczasem] liczne pisma bp. Müllera traktujące o przeistoczeniu chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, o dogmacie o dziewictwie Najświętszej Maryi Panny, o potrzebie nawrócenia niekatolików do Kościoła katolickiego są… co najmniej wątpliwe! Nie ma wątpliwości, że teksty te w przeszłości mogłyby być przedmiotem interwencji Świętego Oficjum, które dziś nosi właśnie nazwę Kongregacji Nauki Wiary i którym kieruje bp Müller.
Jak Wasza Ekscelencja postrzega przyszłość FSSPX? Czy w swej walce o Tradycję Kościoła Bractwo wciąż będzie tak bezkompromisowe? Dziś bardziej niż kiedykolwiek musimy trzymać się linii działania wytyczonej przez naszego czcigodnego Założyciela. To nie jest łatwe, ale absolutnie niezbędne Kościołowi i skarbowi jego Tradycji. Jesteśmy katolikami, uznajemy papieża i biskupów, ale przede wszystkim musimy zachować nienaruszoną wiarę, źródło łaski Bożej. Dlatego musimy unikać wszystkiego, co może zagrażać wierze, wcale nie próbując zająć miejsca katolickiego, apostolskiego i rzymskiego Kościoła. Jesteśmy jak najdalej od pomysłu, by ustanowić równoległy Kościół wykonujący równoległe magisterium! Zostało to znakomicie wyjaśnione przez arcybiskupa Lefebvre’a ponad trzydzieści lat temu: nie chciał przekazać niczego innego, niż to, co sam otrzymał od Kościoła dwóch tysiącleci. To jest to, czego chcemy również my, którzy podążamy za jego przykładem, dzięki czemu możemy skutecznie pomagać „odnowić wszystko w Chrystusie”. Nie jesteśmy tymi, którzy zerwą z Rzymem, wiecznym Rzymem, mistrzynią mądrości i prawdy. Mimo to, byłoby nierealistyczne nie dostrzec, że od czasów II Soboru Watykańskiego i następujących po nim reform w Kościele oddziałują modernistyczne i liberalne wpływy. Jednym słowem, zachowujemy wiarę w prymat Biskupa Rzymu w Kościele założonym na Piotrze, ale odrzucamy wszystko to, co przyczynia się do „samozniszczenia Kościoła” – procesu, który od 1968 r. dostrzegał sam papież Paweł VI. Niech Najświętsza Maryja Panna, Matka Kościoła, przyspieszy dzień jego autentycznej odnowy!
(Źródło: dici.org, 16 lipca 2012)
http://news.fsspx.pl/
Lefebryści nie chcą tworzyć „Kościoła paralelnego” Bp Bernard Fellay, przełożony generalny lefebrystów zapewnił w wywiadzie opublikowanym na łamach oficjalnego portalu Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, że nie chcą oni tworzyć „Kościoła paralelnego”, ani też „paralelnego magisterium”. W ten sposób hierarcha odniósł się do zakończonej w sobotę kapituły generalnej Bractwa oraz relacji z Rzymem. Z jego wypowiedzi można pośrednio wyczytać, że tekst przedstawiony przez Stolicę Apostolską 13 czerwca br nie uważa za możliwy do przyjęcia. Bp Fellay nie mówi w wywiadzie o treści odpowiedzi, jaką zamierza przesłać do Rzymu. Wyjaśnia jedynie, że Bractwo odzyskało jedność po niedawnych polemikach wewnętrznych. Hierarcha przedstawił na forum kapituły całą korespondencję z Watykanem w minionych miesiącach. Zaznaczył jednocześnie, że Bractwo Kapłańskie św. Piusa X nie może milczeć w obliczu ogólnej utraty wiary, zawrotnego spadku powołań i praktyk religijnych. – Nie możemy milczeć w obliczu „milczącej apostazji” i jej przyczyn – stwierdził przełożony lefebrystów. Bp Fellay podkreślił, że Bractwo pragnie nadal inspirować się dziełem abp. Marcela Lefebvra nie tylko jeśli idzie o „stanowczość doktrynalną”, ale także o „miłosierdzie duszpasterskie”. Zdecydowanie przeciwstawił się próbom podziałów w gronie lefebrystów. Wyjaśnił, że kierowana przez niego grupa uważa się za katolików, uznaje autorytet papieża i biskupów, ale nade wszystko pragnie zachować niezmienioną wiarę. – Bronimy wiary w prymat Biskupa Rzymu i Kościół utworzony przez Piotra, jednakże odrzucamy to wszystko, co przyczynia się do „samozniszczenia Kościoła” – zjawiska uznanego przez samego Pawła VI w 1968 r. – stwierdził bp Fellay.
Źródło: KAI
pam
http://www.pch24.pl
LUDOBÓJCZA USTAWA PRZEPCHNIĘTA CICHCEM - Żydówka sprzeciwia się Holocaustowi Polaków za pomocą szczepionek!
SKANDALICZNA USTAWA przepchnieta cichcem w czasie EURO 2012
Dozwolony przymus bezpośredni z użyciem siły!
Posłowie oskarżeni o spisek i ludobójstwo na Polakach! (Holocaust)
Żydówka w Senacie sprzeciwia się holocaustowi Polaków za pomocą szczepionek,
Porównuje POlskę do Auschwitz, strzykawki z trującą szczepionką do gazu "Cyklon "B"
http://www.youtube.com/watch?v=fbXUtpsiEUA&feature=relmfu
http://www.youtube.com/watch?v=fbXUtpsiEUA&feature=relmfu
O zmianie ustawy podczas Euro:
http://beta.wokanda24.pl/73,o-zmianie-ustawy-podczas-euro
Jane Burgermeister
Zabójcze szczepionki
Nadchodzi nowa fałszywa pandemia
http://www.youtube.com/watch?v=s7gb2eoWmQg
STOP PRZYMUSOWI SZCZEPIEŃ !
NIE dla PRZYMUSOWYCH SZCZEPIEŃ !
NIE dla PRZYMUSU BEZPOŚREDNIEGO z UŻYCIEM SIŁY !
ŻĄDAMY WOLNOŚCI WYBORU !
Vaccine-Induced Disease Epidemic Outbreaks
A. True Ott, PhD, ND
Sakerfa, 24 sierpnia 2009.
Był rok 1921. Ameryka wchodziła w dekadę bujnego rozwoju. Okres ten nazywany później „ryczącymi latami dwudziestymi” – był okresem nieporównywalnej ekspansji ekonomicznej. Pożyczki z banków na Wall Street były liczne i łatwe do uzyskania. „Wielka Wojna” się skończyła. Ameryka prężyła swe przemysłowe muskuły. Budowano fabryki i następowała ekspansja w każdym z większych miast. Z taśm produkcyjnych Detroit schodziły samochody w rekordowych liczbach. Giełda zaczynała produkować milionerów. Ludzie byli ZDROWI i SZCZĘŚLIWI głównie dlatego, że straszliwa ‘tajemnicza choroba światowa’ ( która w późniejszych dekadach była znana jako ‘Pandemia grypy 1918’) zniknęła. Całe dwa lata minęły bez żadnych doniesień o ‘tajemniczych zgonach’. Ameryka miała powód do celebrowania i celebrowała go faktycznie! Tak naprawdę, to społeczność amerykańska w ogólnym sensie była tak optymistyczna i SZCZĘŚLIWA w roku 1921, że stosunkowo niewielu ludzi chorowało w ogóle. Po raz pierwszy na przestrzeni dekad łóżka szpitalne stały puste. Świeżo opierzone Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (AMA), założone przez Johna D.Rockefellera, zaledwie parę lat wcześniej zaczynało się martwić. Biznes podupadał. Profity ze sprzedaży szczepionek i leków raptownie spadały w dół. Coś trzeba było zrobić i to zrobić natychmiast. Tak więc, aby rozwiązać problem i pozwolić, by kasy Medycznej Mafii zaczęły znów dzwonić została stworzona fałszywa, sztuczna epidemia ospy. O tym, że takowy wredny plan faktycznie miał miejsce, wiemy dzięki obywatelskiej Grupie Obserwatorów z Kansas City, Missouri pod nazwą "The Advertiser's Protective Bureau", która wniosła sprawę do sądu i uzyskała wyroki skazujące przeciwko stanowemu Oddziałowi AMA w Missouri – Towarzystwu Medycznemu im. Jacksona.Oficjalny raport "Protective Bureau's"odnośnie tego bezwzględnego spisku brzmi następująco:
“W jesieni 1921 r. stan zdrowia mieszkańców miasta był niezwykle pomyślny, ale niekorzystny dla doktorów. Tak więc Stowarzyszenie Medyczne Jacksona odbyło spotkanie i zadecydowało, aby wywołać epidemie w mieście. Wg protokołów z tego spotkania: „POSTAWIONO WNIOSEK I ZATWIERDZONO, ABY POPRZEZ KOMITET W KOMISJI ZDROWIA ZAREKOMENDOWAĆ OGŁOSZENIE EPIDEMII OSPY W MIEŚCIE. ( Późniejsze śledztwo ujawniło, że w owym czasie nie było ŻADNYCH OZNAK EPIDEMII w mieście, ani też nigdzie w tym stanie lub regionie!)
“Zawnioskowano więc i zatwierdzono, aby z góry ustalić określoną datę jako DZIEŃ SZCZEPIENIA, w którym to dniu lekarze będą przebywać we WSZYSTKICH SZKOŁACH, klinikach, budynkach publicznych i szpitalach w celu bezpłatnych szczepień ochronnych. (Szczepienia takie nigdy nie są ‘bezpłatne’. Podatnicy są zawsze zmuszeni do płacenia za każdą jedną z owych ‘bezpłatnych’ szczepionek.)
„ZALECA SIĘ PONADTO, ABY NADAĆ TEJ AKCJI SZEROKI ROZGŁOS PUBLICZNY, OŚWIADCZAJĄC, ŻE SZCZEPIENIA TE MAJĄ ZAPOBIEGAĆ OSPIE I WZYWAJĄC DO ABSOLUTNEJ KONIECZNOŚCI PODDAWANIA SIĘ TYM SZCZEPIENIOM PRZEZ KAŻDEGO MĘŻCZYZNĘ, KOBIETĘ I DZIECKO W MIEŚCIE.”
The Protective Biureau dowiodło w sądzie, że przed rozpoczęciem szczepień nie istniała ŻADNA EPIDEMIA!! Zapisy sądowe wykazują, że Towarzystwo Medyczne wyprodukowało wielkie ilości ogłoszeń, ulotek, opowieści dla gazet i komunikatów ukazujących straszliwe i przerażające obrazki chorych dzieci, pokrytych ogromnymi wysypkami ospy i otwartymi ranami. Niektóre z tych wizerunków pokazywały dziecięce trupki pokryte tą samą paskudną wysypką. NAPĘDZANE PANIKĄ przesłanie było jasne – SZCZEPIĆ WSZYSTKICH lub mieć do czynienia ze śmiertelną zbiorową chorobą. Istniała „ szerząca się epidemia” w mieście; choroba była „wysoce zaraźliwa” i miała „ugodzić każdego, kto nie był zaszczepiony” – byle tylko towar udało się sprzedać! ( Czy dzisiaj, 88 lat później, nie brzmi to jakoś znajomo??)
Propagandowy blitz Medycznej Mafii odniósł sukces i ponad milion uprzednio zdrowych i szczęśliwych obywateli amerykańskich zostało zahipnotyzowanych i sterroryzowanych w celu wprowadzenia szczepionkowych toksyn do swej krwi. Wszystkie dzieci w szkołach publicznych zostały zaszczepione podczas godzin lekcyjnych! Rodzice, którzy śmieli kwestionować szczepienia, byli ostracyzowani i stawiani pod pręgierzem opinii publicznej.
ZAPIS SĄDOWY W TEJ SPRAWIE JEST BARDZO JASNY.
W tygodniach i miesiącach następujących po „masowych szczepieniach” – miejscowe szpitale były przepełnione przypadkami CHORYCH NA OSPĘ WYWOŁANĄ SZCZEPIONKAMI! Dziesiątki tysięcy ludzi rozchorowało się nagle i wiele setek niewinnych zmarło, a o wiele więcej doznało trwałych uszkodzeń! Oczywiście, GAZETY TRĄBILY WÓWCZAS, JAK TO MĄDRZE BYŁO ZE STRONY SŁUŻB MEDYCZNYCH UPOWSZECHNIAĆ OWE SZCZEPIENIA, oznajmiając, że śmiertelność byłaby o wiele wyższa, gdyby kampania szczepień ochronnych im nie zapobiegła!! Ciężkie MILIONY DOLARÓW profitu zostały wygenerowane przez to ogromne „medyczne” oszustwo. Jednakże dzięki ADVERTISTER”S PROTECTIVE, to wielkie oszustwo zostało wyeksponowane, akt oskarżenia wniesiony do sądu i zakończony wyrokami skazującymi. Podczas rozprawy, trzy zdumiewające fakty zostały dowiedzione, rozwiewając wszelkie „rozsądne wątpliwości”.
Fakt Nr 1: Plakaty i zdjęcia reklamowe, ukazujące schorowane i umierające dzieci, użyte z takim sukcesem przez „doktorów” NIE BYŁY NAWET LOKALNYMI PRZYPADKAMI OSPY, JAK TO ZOSTAŁO OPISANE! The Protective Bureau udokumentowało fakt, że były to zdjęcia ANGIELSKICH DZIECI, które stały się ofiarami ‘udowodnionych na drodze sądowej’ przypadków ZATRUCIA SZCZEPIONKĄ PRZECIW OSPIE !! Na jednym ze zdjęć było pięciotygodniowe dziecko o imieniu Mona Stevenson z Humphrey Street w Burnley, w Anglii. Uprzednio zdrowe i szczęśliwe dziecię, mała Mona została zaszczepiona przeciwko ospie, gdy miała tylko 5 tygodni. W cztery tygodnie po tym, jej maleńkie, obsypane wysypką ciało, zostało umieszczone w maleńkiej trumnie i pogrzebane. Straszliwe zdjęcia małej Mony i innych angielskich dzieci były uprzednio publikowane w angielskich gazetach, w których podawano również detale toczących się kryminalnych rozpraw. Kompletne szczegóły tych rozpraw, jak również zdjęcia, były także umieszczone w zrozumiale wielkim podręczniku pt. „Historia i patologia szczepień ochronnych” autorstwa Edgara M.Crookshank, dr medycyny i profesora Bakteriologii na ultra elitarnym King’s College w Londynie, Anglia.
Fakt Nr 2: Szczepionki zawierające ŻYWE WIRUSY, osłabione (mniej agresywne) lub też nie, generalnie powodują więcej chorób, niż kiedykolwiek mogłyby im zapobiec szczepienia.
Fakt Nr 3: Choroby spowodowane przez szczepionki (VID) są nadzwyczaj efektywnym narzędziem socjoekonomicznym. Zawierają potencjał generowania MILIARDÓW DOLARÓW CZYSTYCH PROFITÓW, zmieniając jednocześnie struktury socjalne wielkich grup ludności. Podczas gdy Protective Bureau wygrało sprawy kryminalne w sądzie, amerykańska ludność przegrała. Sprawa powinna była zostać nagłośniona w całym kraju, na pierwszych stronach gazet, wskazując ‘modus operandi’ pewnych skorumpowanych „praktykantów medycyny”. Jak poprzez oszustwo, zdradę i użycie tricków zarobili miliony dolarów w szybkich profitach, podczas gdy tysiące niewinnych, ufnych i naiwnych Amerykanów cierpiało i umierało. Cała ta brudna sprawa, z wszystkimi swymi oskarżającymi detalami – została usunięta z zasięgu amerykańskiej prasy. AMA Johna D. Rockefellera ze swymi wpływami, liczonymi w milionach dolarów, upewniło się co do tego! W zdumiewający sposób, nawet gdy tysiące ludzi zmarło po szczepionkach, lub doznało trwałych uszkodzeń na zdrowiu przez ten zorganizowany mord, doktorzy, którzy brali w tym udział otrzymali jedynie lekkie sankcje w formie symbolicznych kar pieniężnych. Establishment medyczny jako całość bynajmniej nie został zachwiany poprzez wyeksponowanie tego i nadal kontynuował dokonywanie podobnych zbrodni przeciwko ludzkości, powodując choroby wywoływane przez szczepionki, ograbiając jednocześnie ludzi z pieniędzy aż do dnia dzisiejszego.Jest faktem dowiedzionym (choć mało znanym), że ORGANIZOWANIE EPIDEMII/PANDEMII JEST STANDARDOWĄ PRAKTYKĄ w światowych kręgach „Medycznej Mafii”. W celu uzyskania maksymalnych profitów i dla ukształtowania od nowa regionów geograficznych, często ogłaszają „stany wyjątkowe” w formie ‘operacji pod fałszywą flagą’. Jeśli nastąpi gdzieś wybuch łagodnego, sezonowego wirusa, nazwą to ‘pandemią grypy’, dając jej wyszukaną nową nazwę, a następnie faktycznie STWORZĄ TĘ PANDEMIĘ przy pomocy szczepionek, używając osłabionych albo ŻYWYCH WIRUSÓW!! Pamiętajcie szokujące słowa dr Simona Louis’a Katzoff z AMA, który stwierdził: „ LEKARZE ŻYJĄ Z CHOROBY, TAK WIĘC SPOŁECZEŃSTWO MOŻE SIĘ SPODZIEWAĆ DOSTARCZENIA SCHORZEŃ W TAKIM STOPNIU, ABY SPROSTAŁY WYMOGOM ZAWODU MEDYCZNEGO.” INNE UDOKUMENTOWANE PRZYPADKI NA VIDEO (Vaccine Induced Disease Epidemic Outbreaks – Wybuchy epidemii chorób wywołanych szczepieniami.)
Przypadek 1: Idąc w ślad za swymi kolegami z Kansas City, dokładnie ta sama sytuacja wydarzyła się jesienią 1924 r. w Pittsburgh, PA - pod zarządem Dyrektora Zdrowia tego miasta, Dr C.J. Voux. Podobnie, jak w Kanzas City grupa społecznych obserwatorów wniosła pozew sądowy przeciwko Dr Vaux oraz jego projektodawcom szczepień. Podobnie jak w Kansas City ci, co promowali szczepienia zostali uznani winnymi. Sprawa ta zapewniała zaewidencjonowanie użycia ponad 1.000.000 szczepionek , które zostały ‘sprzedane’ mieszkańcom Pensylwanii, nawet pomimo faktu, że istniało tam ZERO udokumentowanych przypadków ospy w tym regionie. Zostało jasno udowodnione, że JEDYNIE PO dokonaniu owego miliona szczepień, epidemia ospy faktycznie sie rozpoczęła. Ta wywołana przez szczepionkę „epidemia”, stworzona przez człowieka, dała rezultat w postaci 330 zgonów i przynajmniej 1.680 przypadków stałego okaleczenia tych, co ją przeżyli. Co więcej, kosztowała ona miasto stratę 3.069.619 dolarów i chociaż dr Voux i jego pomocnicy zarobili ponad 10 milionów w taksach szpitalnych oraz związanej z tym opieki zdrowotnej - nie zostali zmuszeni do płacenia odszkodowań. Podobnie jak w rozprawach z Kansas City, zostały im zasądzone małe, nieznaczące kary pieniężne i sprawa nie była szerzej opublikowana.
Przypadek 2: Początkowe partie szczepionki Heine-Medina Dr Jonasa Salk’a przyniosły w efekcie tysiące przypadków poliomyelitis u zaszczepionych osób. (Jednym z takich przypadków był Franklin D.Roosevelt, który zachorował na tę chorobę w parę tygodni po otrzymaniu szczepionki). Doszło do tego na skutek niebezpiecznej liczby ŻYWYCH WIRUSÓW w samej szczepionce. Później, w 1958 r., dr Sabin wprowadził swoją „ulepszoną” szczepionkę z „osłabionymi” żywymi wirusami i w następnym roku jego szczepionka stała się przymusowa dla wszystkich dzieci w wieku szkolnym w wielu stanach. W rezultacie tego ilość zachorowań na Heine-Medina wzrosła w tych stanach o 300% . Np. Tennessee miało 119 przypadków tej choroby w roku 1958, a po szczepieniach w r. 1959 liczba zachorowań wzrosła do 386 przypadków; Ohio zanotowało 17 przypadków w 1958 i 52 w 1959; Connecticut – 45 przypadków w 1958 i 123 w 1959; Płn. Karolina – 78 przypadków w 1958 i 312 w 1959 - czyli PO wymuszeniu przymusowych szczepień u dzieci szkolnych. Współczesne zapisy są równie oskarżające. JEDYNE przypadki odnotowanych zachorowań na Heine-Medina we współczesnej erze to te, które nastąpiły bezpośrednio po szczepieniach. Poliomyelitis ( choroba Heinego-Medina), jak może wiecie, powodowana jest przez wirus obecny w zanieczyszczonej wodzie. Podczas wczesnych lat 60-tych, standardem w całej Ameryce stały się oczyszczalnie wody i już niewielkie ilości chloru skutecznie usunęły zagrożenie tymi wirusami. Tak więc wymazanie choroby Heinego-Mediny NIE MIAŁO NIC WSPÓLNEGO z igłami strzykawek i połykaniem kawałków cukru. W rzeczywistości - jak to autor Ed Haslem doskonale udokumentował w swej książce „Dr. Mary’s Monkey” - szczepionki dr Sabina były z całą pewnością zanieczyszczone zmutowanymi wirusami zielonej małpy (SV-40, aby być dokładnym), które spowodowały niezliczone miliony przypadków raka tkanek miękkich i śmierci na całym świecie. („Przemysł rakowy” zarobił miliardy dolarów na tym ‘zanieczyszczeniu’, w ciągu dekad, oczywiście.)
Dr. Maurice Hilleman faktycznie przyznał się do brania aktywnego udziału w tej akcji.
http://www.youtube.com/watch?v=edikv0zbAlU
Przypadek Nr 3: Dodany z pełna wiedzą do szczepionek przeciwko żółtaczce wirus HIV, został wszczepiony tysiącom homoseksualistów i narkomanów w wielkich miastach amerykańskich, wywołując w efekcie „epidemię AIDS” w latach 80-tych. Umieszczony celowo w strzykawkach ze szczepionkami przeciwko ospie, HIV okazał się dla narodów afrykańskich narzędziem etnicznych czystek i LUDOBÓJSTWA. Tajna produkcja i ‘uzbrajanie’ wirusa HIV/AIDS oraz jego małpie początki, wraz ze zdumiewająca historią o tym, jak naukowcy związani z tym projektem są również powiązani z zamachem na prezydenta Kennedy’ego – jest dobrze udokumentowana w http://doctormarysmonkey.com/
„Dr. Mary’s Monkey”.
Tajne biologiczne laboratoria doświadczalne, odpowiedzialne za te zbrodnie, są dzisiaj skonsolidowane w NIH, NAIDS, Narodowy Instytut Raka i Ft.Detrick, Maryland. Centrum d/s Kontroli Chorób (CDC) w Atlancie stało się scentralizowanym węzłem tworzenia i propagowania epidemii i pandemii.
Przypadek Nr 4: Zakończone fiaskiem oszustwo „świńskiej grypy” z roku 1976 jest ciągle propagowane. Jeden żołnierz z Ft.Dix pada i umiera w następstwie reakcji na „eksperymentalną” szczepionkę, podczas ćwiczeń intensywnego ‘marszu siłowego’ w Ft.Dix. Natychmiastowo CDC rusza do akcji, deklarując, iż nadciąga PANDEMIA ŚWIŃSKIEJ GRYPY na skalę narodową. Z opiekuńczych oczywiście pobudek, przypadkowo, CDC był w posiadaniu ponad 200 milionów doz szczepionek przeciwko ‘świńskiej grypie’, już zmagazynowanych i przygotowanych z OSŁABIONYM ( żywym, tylko nieco słabszym) wirusem i eksperymentalnymi ADJUWANTAMI. Prezydent Gerald Ford ( o udowodnionych powiązaniach z Wielka Farmacją i tajnymi laboratoriami wirusowymi Nixona, jak również czołowy członek Komisji Warrena, tuszującej mord na JFK) zakasuje rękawy w telewizji publicznej i przykładnie daje się zaszczepić. 40 milionów szczepionek zostaje podane naiwnym amerykańskim ludzkim królikom doświadczalnym. Następuje nawałnica chorób układu immunologicznego ( GBS – Guillain - Barre Syndrom i lupus), jak również znaczna ilość zgonów, co bywa natychmiastowo przypisane tym szczepionkom, tak więc masowe szczepienia zostają wstrzymane. ( Co sie stało z pozostałymi 140 milionami szczepionek. Można zapytać?) W 1979 r. telewizyjny magazyn wiadomości “60 minut” wyemitował program dokumentalny nt. badań tego skandalu finansowego. Wbrew wszelkim możliwościom i groźbom ze strony Wielkiej Farmacji, obiektywnie wyważony program ’60 minut’ został nadany tylko raz. Nie było po nim żadnego śledztwa, żadne oskarżenia nie zostały wniesione. Nie było rozpraw o MASOWY MORD DO WYNAJECIA. W rezultacie tego, Ameryka w większości zapomniała o skandalu świńskiej grypy z roku 1976!
http://www.youtube.com/watch?v=5lcJt4jX1Vo
Cz. I “60 Minutes story”
i tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=r4c9Is1T3z4
Cz. II.
Przypadek Nr 5: Podczas pierwszej wojny w Zatoce - Operacja Pustynna Burza, na 140.000 żołnierzy z zaplecza wspomagającego wymuszona została eksperymentalna szczepionka przeciw wąglikowi. Ta eksperymentalna szczepionka włączała adjuwant - olej w wodzie - nazywany squalene ( lub MF-59 produkcji Novartis’u). Pomimo licznych studiów, wykazujących czynniki niebezpiecznej toksyczności, przeprowadzanych na olejowo-wodnych adjuwantach w tak prestiżowych laboratoriach badawczych, jak UCLA - wojskowe dowództwo zgodziło się na te eksperymentalne iniekcje. W ich rezultacie CAŁE 140.000 żołnierzy jest chorych na coś, co określa się „Syndromem Wojny Zatokowej”. Ta brudna historia wyjaśniona jest w bardzo uczciwie napisanej i wiarygodnej książce Gary Matsumoto pt. „Szczepionka A”
WSZYSTKIE WSPÓŁCZESNE „PANDEMIE” SĄ SPOWODOWANE PRZEZ IGŁY SZCZEPIONEK Jak to niniejszy autor deklarował już wielokrotnie podczas wielu publicznych wywiadów radiowych, śmiertelna epidemia grypy z 1918 r. była bezpośrednim następstwem szczepienia przeciwko gorączce tyfusowej żywym wirusem, przymusowo wszczepionym personelowi wojskowemu USA i armii zaprzyjaźnionych podczas I Wojny Światowej. W tym czasie wirusy nie były jeszcze odkryte i sądzono, iż choroby były powodowane jedynie przez bakterie. Owe śmiertelnie niebezpieczne szczepionki przeciw gorączce tyfusowej były stworzone w laboratoriach badawczych Johna D.Rockefellera oraz chińskich fabrykach farmaceutycznych. Baza szczepionki składała się z wirusów pobranych od pacjentów chorych na gorączkę tyfusową, wszczepianych w stada świń dla stworzenia kolejnej bazy wirusowej, a następnie wstrzykiwanej w jaja kur i indyków w celu dalszej inkubacji patogenu. Wyhodowany ostatecznie ‘materiał szczepionkowy” był z kolei wstrzykiwany w SETKI MILIONÓW LUDZKICH ŻYŁ. Rezultatem była masowa pandemia, która zabiła nieomal 50 milionów ludzi na całym świecie. W 1918 r. pandemia wirusowa była potężną pomyłką, rezultatem kombinacji bardzo złej szczepionki i dominującej ignorancji co do wirusów i chorób, które one wywołują. Jednakże, stałe zaprzeczanie owym FAKTOM, a następnie ODWROTNA INŻYNIERIA ZABÓJCZEGO WIRUSA w laboratoriach Ft. Detrick (1997 – 2003) jest już nie do wybaczenia i stanowi prawdziwą zbrodnię przeciw ludzkości. Co więcej, JEDYNYM SPOSOBEM w jaki współczesna PANDEMIA ŚWIŃSKIEJ GRYPY jest się w stanie urzeczywistnić - to przy pomocy strzykawek, poprzez wszczepienie pewnych ŻYWYCH WIRUSÓW. Bądźcie pewni, że w tej chwili świat NIE doświadcza żadnej prawdziwej eksplozji pandemicznej, ale z całą pewnością takowa NASTĄPI, jeśli planowane masowe szczepienia przeciwko grypie zostaną zakończone na całym świecie.
NIEBEZPIECZEŃSTWA WBUDOWANE W ‘DUPLEKSOWYCH’ SZCZEPIONKACH OD SZTUCZNIE STWORZONYCH WIRUSÓW Współcześni „praktykanci medycyny”, włączając paru ‘osteopatów’ o najlepszych intencjach, chcieliby, aby świat uwierzył w MIT, że szczepionki zawierające ‘osłabione’ żywe wirusy nie mogą spowodować warunków rozwoju choroby wirusowej, przeciwko której są wymierzone. Jest to najbardziej niebezpieczna poroniona koncepcja z następujących NAUKOWYCH powodów: Tradycyjne ‘pospolite’ szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce zawierają np. małe ilości ‘rozcieńczonych’ żywych wirusów, które zostały ‘osłabione’, ale niezupełnie zabite w 100%. Badania wykazały, iż te osłabione ‘żywe’ wirusy powodują u człowieka, który został zaszczepiony, bardzo łagodną formę choroby, co z kolei wywołuje odporność komórkową na dany patogen. Nauka stojąca za tym jest poprawna i w większości przypadków zasadna. Standardowo, utrzymywanie docelowego patogenu wirusowego w stale osłabionym stanie wymaga dodawania specyficznych ilości formaliny i eteru, a w niektórych przypadkach bywa dodawana również rtęć w formie thimerosalu; bywa dodawana również, aby zabezpieczyć albuminy z komórek jajowych od rozpadu i przedwczesnej śmierci. Ustabilizowana teoria poza całym tym ‘szczepieniem ochronnym’, to teoria ‘zabezpieczania stada’, którą zapoczątkował Pasteur pod koniec XIX wieku. Jak to bywa ze wszystkimi szczepionkami, pewien mały procent stada rozwinie poważne, w pełni rozwinięte stany chorobowe, spowodowane przez te wirusy rozcieńczone w samej szczepionce, a kolejny procent będzie doświadczał skutków ubocznych na skutek chemikalii, dodawanych do szczepionki. Jednakże jeśli ogromna większość stada jest ‘zabezpieczona’ od warunków chorobowych, szczepionka bywa aprobowana i dostaje stempel „bezpiecznej i skutecznej”. Nauka dowiodła również, że każdy patogen wirusowy ma swe unikalne cechy charakterystyczne, które u ludzkiego nosiciela powodują właściwy dla niego zestaw symptomów. Tak więc, każdy patogen wirusowy ma swój unikatowy ‘odcisk palca’ również w replikacji i reprodukcji. Każdy z wisusów, w swym rozcieńczonym (osłabionym) stanie posiada inny stopień skuteczności. Co więcej, niektóre wirusy, z upływem czasu wykazują zdolności do „dryfowania” i osiągania dodatkowych alteracji genetycznych. JEST TO SZCZEGÓLNIE PRAWDZIWE ODNOŚNIE TAK ZWANYCH ‘NOWYCH’ REKOMBINACJI WIRUSOWYCH, które powstały w toku odwrotnej inżynierii genetycznej w światowych laboratoriach broni biologicznej! Kiedy RNA wirusa bywa sztucznie połączona z innymi wirusowymi genami, otrzymany w rezultacie “Franken-wirus” jest niemożliwy do odgadnięcia. Badania przeprowadzone ( a jednak jeszcze nie opublikowane) przez Terrence’a Tumpey, Jeffrey’a Taubenberga i innych w NIH i CDC wykazują, że owe „zmartwychwstałe wirusy pandemii” nie przejawiają NORMALNYCH tendencji tradycyjnego, NATURALNEGO wirusa grypy, takich jak sezonowej ludzkiej grypy H3N2. Są one najlepiej opisywane jako „wirusowe dzikie karty”. Jest to zaledwie jeden z problemów przy zapędzaniu Amerykanów na ślepo do masowych szczepień seriami tych sztucznie stworzonych w laboratoriach wirusów, osłabionych czy też nie, w NIETESTOWANYCH, NIESPRAWDZONYCH, EKSPERYMENTALNYCH SZCZEPIONKACH, które nie zostały poddane DŁUGOTERMINOWYM TESTOM KLINICZNYM, ABY OKRESLIĆ POZIOMY OWEGO DRYFU, albo nawet TENDENCJE OSŁABIENIA Z UPŁYWEM CZASU. Na domiar wszystkiego, aby rzekomo zminimalizować kwestie ‘bezpieczeństwa’, CDC poleca obecnie DUPLEKSOWE szczepienia. „Dupleksowe” szczepienia zasadniczo obejmują serię dwu zastrzyków. Pierwsza iniekcja składa sie z BARDZO SŁABEJ, WYSOCE ROZCIEŃCZONEJ dawki żywych wirusów. Zmierza to do stworzenia początkowej reakcji immunologicznej, odzwierciedlającej specyficzny wirus, który został wstrzyknięty. W ciągu dwóch tygodni od pierwszej iniekcji, ma nastąpić druga, silniejsza iniekcja (booster shot); ta jest jedynie lekko rozcieńczona lub może nawet zawierać wirusy o pełnej mocy. To drugie szczepienie ma zatem stworzyć reakcje systemu immunologicznego w pełnej sile. Jest to, w najlepszym przypadku, ZŁA NAUKA i z jasnych i oczywistych powodów graniczy ona z chorobą psychiczną. Jak sami to przyznają, naukowcy z NIH w swych różnych pismach zakomunikowali, iż poziom potencji owych SZTUCZNIE STWORZONYCH WIRUSÓW w swych rozcieńczonych stanach wykazuje anormalne, niemal NIEPRZEWIDYWALNE tendencje. Nikt nie wie, jakie to z czasem skutki pociągnie za sobą, kiedy nieuchronny ‘genetyczny dryft’ się wydarzy. Jest to dosłownie strzał na ślepo. Jest wielce prawdopodobne, że nawet te WYSOCE ROZCIEŃCZONE FRANKEN-WIRUSY mogą szybko odzyskać całą swoją potencję, nawet w obecności eteru i formaliny. (Zob. Addendum niżej) Po drugie, ‘booster shot’ o pełnej mocy może równie łatwo „dryfować” w kierunku czegoś o wiele bardziej niebezpiecznego, niż oryginalna, sztucznie stworzona kombinacja wirusowa. Zakładam, że naukowcy odpowiedzialni za te „pandemie” nie są głupcami. Muszą znać te fakty, tak samo, jak ja je znam. Zatem, mogę jedynie wnioskować, że cała ta sprawa jest następstwem modus operandi elity medycznej od sztucznie wywołanej epidemii ospy w 1920 r. Jest to wszystko ORGANIZOWANE po pierwsze dla PIENIĘDZY, a po drugie dla społecznej i geograficznej restrukturyzacji ‘ludzkiego stada”. Musi zostać również zrozumiane, że ta „Nowa grypa 2009” ani nie jest taka jasna, ani gotowa do przenoszenia między ludźmi ( Zob. studium opublikowane w addendum). Jeśli ten raport jest dokładny, jakże więc mogłaby rozpocząć się ‘pandemia’ i skąd w ogóle ta potrzeba masowych szczepień? Jak wykazuje to ‘studium’ – jedyny sposób, w jaki testowane fretki były w stanie nabawić się albo przenosić tę „Nową świńską grypę z 2009 r.”, to za pomocą jej wszczepienia!!! Ludzkość domaga się odpowiedzi i domaga się jej NATYCHMIAST!!!
A.True Ott, Phd, ND
Ci, którzy nie mogą pamiętać przeszłości, będą skazani na jej powtórzenie.George Santayana
Od tych, którzy są ignorantami odnośnie przeszłości, nie można oczekiwać, aby ją pamiętali.
True Ott, PhD, ND
Tomaszewski dla NCZ!: Jesteśmy pośmiewiskiem futbolowego świata Po Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej, postawie polskiej drużyny i inwestycjach na Euro z posłem JANEM TOMASZEWSKIM rozmawia Rafał Pazio (NCZ!).
NCZAS: Czy ma Pan satysfakcję? Nie szczędził Pan słów krytyki wobec PZPN, trenera, polskiej reprezentacji. Nawet za to został Pan publicznie napiętnowany. TOMASZEWSKI: Ubolewam nad tym wszystkim. Nie może być mowy o żadnej satysfakcji. Przez Smudę, Latę i działaczy Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz w dużej mierze dzięki prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, który nadawał obywatelstwa, jakby jabłka zrywał, jesteśmy pośmiewiskiem futbolowego świata – i to jest przykre.
Polacy faktycznie nie grali dobrze. Był jakiś dysonans pomiędzy medialną prezentacją naszych zawodników, pokazywanych, jako wybitne gwiazdy, a rzeczywistością oglądaną na boisku. Od kilku dni media tworzyły aurę jakiejś nieopisanej euforii, festiwalu wokół mistrzostw. To była propaganda sukcesu, która dorównuje poczynaniom Goebbelsa czy Gierka. Ona nie miała nic wspólnego ze światem realnym. Przykro mi, że jako chyba jedyny w Polsce się temu sprzeciwiłem. Z przykrością patrzyłem, jak na trybunach zasiadał były prezydent Lech Wałęsa czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski, którzy chcieli się pokazywać i promować na tej imprezie. Nie odpowiedzieli na jedno proste pytanie: czy chcą, aby farbowane lisy i przestępca reprezentowali ich i 40-milionowy naród? Ja nie chciałem. Dlatego na żadnym meczu nie byłem i żadnego meczu nie oglądałem.
Jak teraz potoczą się losy reprezentacji i tego całego zamieszania wokół mistrzostw. Nasi przywódcy będą próbowali bronić swojego wizerunku. Czyim kosztem? Donald Tusk ze swoim towarzystwem i swoimi propagandystami i wraz z Grzegorzem Latą powiedzą, że sprawa Mistrzostw Europy jest dla nas skończona i zamknięta. Teraz czekają nas Mistrzostwa Świata i to będzie najważniejsze.
Polacy kupią ten nowy propagandowy towar? Pewnie, że tak. Ale po następnych eliminacjach znowu się obudzą z przysłowiową ręką w nocniku.
Jak by Pan budował Polską reprezentację, gdyby zdarzyła się taka możliwość kreowania jej od początku? Co by Pan doradził przyszłemu trenerowi?Tu nie chodzi o polską reprezentację, tylko ludzi w Polskim Związku Piłki Nożnej. Muszą wszyscy odejść i od tego trzeba zacząć. Jeśli tego nie będzie, zapomnijmy o jakiejkolwiek budowie drużyny narodowej. Na razie mamy to, co mamy.
Za swoje opinie dotyczące reprezentacji był Pan także krytykowany w swoim klubie poselskim. Próbowano Pana w PiS izolować od głównego nurtu w partii. Zdecydowano o okazywaniu entuzjazmu wobec mistrzostw. To nie jest takie ważne. Jeśli chodzi o premiera Jarosława Kaczyńskiego i mój klub, to muszę stwierdzić, że lepiej znają się na polityce niż ja na sporcie. Przyjąłem z pełną pokorą ich decyzję o tym, że jestem zawieszony. Jestem do ich dyspozycji cały czas. Jeśli uznają, że strzelam sobie samobójcze bramki, to pogodzę się z tym, że zostanę wyrzucony z klubu.
Myśli Pan, że do tego dojdzie. Być może. Różnie może być. Przysięgam jednak panu premierowi Kaczyńskiemu, że on jest dla mnie politycznym guru, jest dla mnie politycznym Kazimierzem Górskim. Będę posłem niezależnym, ale i tak będę głosował tak jak oni.
Według Pana, rząd nie będzie próbował robić żadnych zmian w PZPN, aby naprawić, stworzyć warunki do naprawy sytuacji z polskiej piłce? Nie ma takiej możliwości. Premier zapraszał, życzył tym farbowanym lisom z reprezentacji sukcesu. Spotkał się z nimi, życzył zawodnikowi, który został skazany prawomocnym wyrokiem sądu, wszystkiego najlepszego. Proszę zobaczyć, co zrobił premier Włoch. Tam było tylko podejrzenie dotyczące jednego zawodnika i stwierdził, że trzeba przerwać rozgrywki ligowe. Tutaj będziemy mieli zamiatanie pod dywan, a Donald Tusk powie, że czekają nas eliminacje do Mistrzostw Świata i że należy skończyć z narzekaniem. Wyrazi przy tym nadzieję, że Tomaszewski też przestanie narzekać…
Rosja podsyca konflikt między Wilnem a WarszawąLikwidacja części polskich szkół, zwiększenie liczby obowiązkowych przedmiotów wykładanych w języku litewskim oraz wspomaganie przez państwo osadnictwa Litwinów na ziemiach, gdzie od wieków mieszkają Polacy – to najnowsze pomysły realizowane przez litewskie władze. Wcześniej zlikwidowano polskie napisy w miejscowościach zamieszkanych przez Polaków. Przy biernej postawie obecnego rządu przedstawiciele liczącej 250 tys. osób (około 6,5 proc. ludności kraju) polskiej mniejszości na Litwie stają się powoli obywatelami drugiej kategorii. Wiele wskazuje, że w prowadzeniu antypolskiej polityki litewskie władze ulegają inspiracji Rosji.
Dziel i rządź Stosunki pomiędzy Warszawą a Wilnem znalazły się pod rosyjską lupą jeszcze w latach 90., gdy oba kraje zaczęły aspirować do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. Na Kremlu doskonale zdawano sobie sprawę, że polskie wsparcie dla Litwy i innych postsowieckich krajów ma duże znaczenie. Wiedziano o tym także w Wilnie i dlatego w pierwszych latach starań akcesyjnych władze litewskie traktowały polską mniejszość poprawnie. Jednak po 2004 roku, gdy Litwa została przyjęta do UE i NATO, diametralnie zmieniła politykę wobec Polaków. Wtedy pojawiła się luka wykorzystana przez Kreml do politycznej gry polegającej na podsycaniu polsko-litewskich animozji. W tej grze Rosja ma bardzo dużo atutów. Litwa nigdy nie przeprowadziła systemowej lustracji państwowych kadr w celu odkrycia ich związków z sowiecką bezpieką KGB i GRU (wywiad wojskowy). Dziś nie jest to nawet możliwe, ponieważ Rosjanie wywieźli prawie całą dokumentacje litewskiego KGB. Problem współpracy z sowieckimi tajnymi służbami dotyczy najważniejszych litewskich polityków i ogranicza suwerenność tego państwa. To wszystko ułatwia inspirowanie antypolskich przedsięwzięć przez elitę państwową Litwy.
Zagony polskie na Litwie Akcją sygnowaną przez włodarzy Kremla była rozpętana pięć lat temu na Litwie kampania medialna przeciw Karcie Polaka. Rosyjska agentura została wykorzystana do działań dezinformacyjnych. Przekaz był prosty: obywatel litewski, który uzyskał Kartę Polaka, zdradził swoje państwo. Dezinformacyjną kampanię prowadziły również litewskie media. Dziennikarze poczytnej gazety „Lietuvos rytas” alarmowali, że nawet w polskim hymnie można dostrzec rewanżystowskie zakusy Polaków wobec Wilna. Na popularnym litewskim portalu internetowym Delfi dowodzono, że Karta Polaka jest odpowiednikiem polskiego paszportu, a jej wprowadzenie to próba „rewizji niesprawiedliwych decyzji historycznych”. Najbardziej spektakularną akcją kampanii było opublikowanie w gazetach tajemniczego listu działaczy partii Sąjūdis do tajnych służb. Domagano się pilnej interwencji w sprawie… działającego na Litwie konnego oddziału dywersyjnego polskiego wojska, mającego siać spustoszenie wśród litewskiej ludności. Była to oczywista dezinformacja, obliczona na wywoływanie antypolskich nastrojów. Plotka została zainspirowana wizytą członków polskiego Klubu Jeździeckiego Joker, rekonstruującego jedną z historycznych bitew.Kampanię wspierali także ludzie kultury, np. litewski grafik Antanas Rimantas (Šakalys), który jest znany m.in. z rysunków przedstawiających polskich posłów w litewskim parlamencie, jako „agentów rządu polskiego”. Tematyka kampanii miała w dłuższej perspektywie doprowadzić do reinterpretacji polsko-litewskiej historii, w której Polska stałaby się negatywnym bohaterem. Wymiernym skutkiem stało się wzmocnienie antypolskich uprzedzeń. Dotyczyło to przede wszystkim średniego pokolenia Litwinów, wyedukowanego w czasach sowieckich i nieznającego polsko-litewskiej historii.
Depolonizacja Polskie władze od kilku lat podejmują działania mające doprowadzić do kompromisu z Litwą. Aktywną politykę w tej sprawie prowadził nieżyjący prezydent Lech Kaczyński, który wielokrotnie bywał w Wilnie i prowadził rozmowy na ten temat. Konieczność kompromisu rozumiał ukształtowany w amerykańskiej tradycji politycznej prezydent Litwy Valdas Adamkus (spędził w USA prawie 40 lat). Jego następczyni Dalia Grybauskaite ma inny pogląd. Po wizycie na Litwie 8 kwietnia 2010 roku Lech Kaczyński wiedział, że w polsko-litewskich stosunkach zaczyna się era długotrwałego ochłodzenia. W dniu jego wizyty litewski Sejm odrzucił, bowiem projekt ustawy umożliwiającej Polakom zapisywanie nazwiska w ojczystym języku. Stało się tak, mimo że Litwa 17 lat wcześniej zobowiązała się rozpatrzeć tę sprawę pozytywnie. To była demonstracja braku woli kompromisu. Ostatnie lata pokazały, że Litwini przestali się liczyć z reakcją Warszawy i bezustannie zaostrzają politykę wobec polskiej mniejszości. Nie ma już miejsca na partnerski dialog. Polsko-litewskie stosunki coraz bardzie przypominają relacje Węgier z Rumunią i Słowacją i politykę tych ostatnich wobec węgierskiej mniejszości. Działania litewskich władz można otwarcie nazywać akcją depolonizacyjną. Z czego najbardziej cieszą się Rosjanie.
Na koniec Przypominamy, że 400 lat polsko-litewskiej historii oba państwa oceniają diametralnie różnie. To, co Polacy uznają za sukces, czyli utworzenie wielonarodowej federacji, litewscy historycy traktują, jako tragiczny błąd, którego skutkiem były utrata suwerenności i wynaradawianie. Litewska szlachta spolonizowała się. W czasach zaborów Litwini i Polacy zaczęli się stawać politycznymi i kulturalnymi rywalami. Odrzucenie polskiej kultury w końcu XIX wieku było podstawą kształtowania się nowoczesnej litewskości. Na początku XX wieku litewski ruch narodowy sformułował żądania podziału etnopolitycznego Litwy i Polski. Koniec I wojny światowej zapoczątkował proces tworzenia się nowoczesnego państwa litewskiego, które konstruowane było na podstawie kryterium narodu etnicznego. Z tego powodu gospodarzem w państwie był wyłącznie naród litewski. Litwa, która podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku przejęła kontrolę nad Wilnem, zamieszkanym głównie przez Polaków, nie pogodziła się z utratą miasta kilka miesięcy później. Tylko ogromna dysproporcja sił sprawiła, że w okresie międzywojennym oba państwa nie toczyły wojny. W latach 1945-1990 konflikt uległ zamrożeniu. Zgodnie z litewską konstytucją z 1992 roku, obywatelami państwa litewskiego mogą być członkowie różnych grup etnicznych, ale członkami narodu litewskiego wyłącznie etniczni Litwini. W ten sposób Polacy żyjący na Litwie zostali obywatelami drugiej kategorii. Leszek Pietrzak
Gra o Izrael – od Napoleona do Hitlera W 1807 roku w paryskim Hôtel de Ville Napoleon zwołał Wielki Sanhedryn, najwyższą władzę żydowską. Stało się to po raz pierwszy od czasów starożytności. Debaty trwały od 9 do 13 marca i zakończyły się orzeczeniem, że wyznawcy judaizmu mogą przestrzegać praw republiki bez sprzeniewierzenia się Torze. Wówczas po raz pierwszy Żydzi otrzymali prawa obywateli Francji, po wiekach przykrych konsekwencji spowodowanych pojawieniem się przekładu łacińskiego Talmudu, prawie tysiąc lat wcześniej.Natomiast w Polsce, w 1764 roku, Żydzi odrzucili ofertę sejmu konwokacyjnego, który oferował im emancypację, w czasie jednoczesnej likwidacji autonomicznego sejmu żydowskiego w Lublinie, wówczas jedynej władzy ustawodawczej Żydów na całym świecie. Gminy żydowskie w Polsce, tak zwane kahały, rządziły się odtąd na prawach Talmudu jak małe republiki.
Pierwsza formalna konstytucja państwowa w Europie została zatwierdzona w Polsce 3 maja 1791 roku. Przyznawała prawa obywatelskie, należne dotąd blisko milionowej „nacji szlacheckiej”, także mieszczanom oraz w mniejszym zakresie chłopom. Natomiast Żydzi polscy odmówili przyjęcia nowych swobód i nadal woleli rządzić się prawami Talmudu. Tymczasem rewolucyjne zmiany w sytuacji Żydów miały miejsce na Zachodzie. Wojnę amerykańską o niepodległość (1775-1783) przeciwko W. Brytanii wygrali Amerykanie przy pomocy Francuzów w bitwie pod Yorktown w 1781 roku, w której to bitwie poległo 500 Brytyjczyków, 200 Francuzów i 76 Amerykanów. Do niewoli dostało się 6000 Brytyjczyków. Flota francuska kontrolowała dostęp z morza. Rola Francji była decydująca w klęsce Brytyjczyków. Francja doprowadziła do utraty kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej na południe od Kanady. Po dziesięciu latach rząd premiera Williama Pitta w Londynie dokonał odwetu z udziałem masonerii oraz Żydów. Sfinansował i sprowokował, za pomocą akcji wywrotowych, wybuch rewolucji we Francji. Rozruchy były tak skoordynowane, żeby rozpoczęły się tego samego dnia w całym kraju. Był to początek ludobójstwa setek tysięcy Francuzów. Historyk Christopher Dawson w swoim dziele Gods of Revolution opisuje, w jaki sposób masoneria działała niczym „zorganizowana religia zła” rewolucji francuskiej. Niezwykle krwawa rewolucja francuska (1789-1799) obaliła absolutną monarchię katolickiego króla za pomocą terroru. Paradoksalnie, Francja prosperowała najlepiej w całej swojej dotychczasowej historii właśnie za czasów króla Ludwika XVI, który zginął na gilotynie 21 stycznia 1793 roku. Królowa Maria Antonina została zgilotynowana dziewięć miesięcy później, 16 października 1793 roku. Kiedy terror osłabł, parlament zatwierdził konstytucję 22 sierpnia 1795 roku. Ratyfikowano ją za pomocą plebiscytu. Za konstytucją głosowało 1.057.000 ludzi, przeciw konstytucji oddano 49.000 głosów. Powstanie monarchistów w Paryżu zostało stłumione przez Napoleona 5 października 1795 roku. Napoleon dokonał zamachu stanu 9 listopada 1799 roku, ogłaszając się pierwszym konsulem. Rok wcześniej podbił Egipt i Syrię w latach 1798-1801. Podbój ten miał niby cele imperialistyczne, ale w rzeczywistości był początkiem neokolonializmu w imię wolności i haseł oświecenia. Ponadto spełniał marzenia Żydów. Wyprawa Napoleona na Bliski Wschód stwarzała Żydom nadzieję na dostęp do Palestyny kontrolowanej wówczas przez Turcję. Nie było wtedy jeszcze jasno i otwarcie określonych żądań stworzenia państwa żydowskiego. Napoleon wydawał w Egipcie proklamacje wyzwoliciela z jarzma mameluków, ale jednocześnie chwalił religię muzułmanów. Tymczasem rewolucja przemysłowa w Europie pociągnęła za sobą rewolucję ekonomiczną i finansową. Tradycja stosowania lichwy i procentu składanego oraz udzielanie kredytów na coraz większą skalę stwarzały bankierom żydowskim coraz większe możliwości manipulowania polityką państw europejskich. W. Cleon Skousen w książce The Naked Capitalist napisał: „Ludzkość jest bezwolną masą na szachownicy międzynarodowej, na której giganci ekonomiczni rozgrywają wojny, rewolucje, spory niby parlamentarne, masowe konfiskowanie mienia, akcje wywrotowe, indoktrynacje, manipulacje oraz zwykłe oszustwa według swojej woli i machinacji przez siebie wymyślonych w celu uzyskania dominacji nad światem”. Wielkie wpływy finansistów żydowskich na nowożytną politykę europejską datują się od 1811 roku. Wówczas to powstał w Londynie bank N. M. Rothschild & Sons, będący bankiem inwestycyjnym rodziny Rothschildów. Dziś jest to firma globalna z 40 filiami na całym świecie. Również obecnymi właścicielami kolosa energetycznego British Petroleum (BP) są Rothschildowie. Już w XIX wieku niemal wszystkie wojny europejskie były finansowane przez żydowskie banki, szczególnie przez pięciu synów założyciela banku Rothschildów, Mayera Amschela Rothschilda.
Wpływy wielkich bankierów żydowskich na politykę międzynarodową miały ogromne znaczenie dla ruchu syjonistycznego, będącego nacjonalistycznym ruchem żydowskim w diasporze. Z czasem syjonizm w Europie środkowo-wschodniej nabrał cech podobnych do późniejszych sowieckich ruchów wyzwolenia narodowego. Posiadanie przez Żydów własnego państwa umożliwiałoby bankierom i politykom używanie tego państwa jako niezależnej bazy operacyjnej niedostępnej dla nie-Żydów oraz jako miejsca azylu dla skompromitowanych zbrodniarzy żydowskich. Pozyskiwanie dla ruchu syjonistycznego poparcia ważnych polityków, takich jak Winston Churchill, bardzo wzmacniało szansę stworzenia państwa żydowskiego. Ojcem Churchilla był brytyjski szlachcic, a matką córka Żyda i nie-Żydówki. Pozyskanie Churchilla stanowiło przykład głębokiej penetracji elity brytyjskiej przez Żydów. Sam Churchill otwarcie twierdził, że jest syjonistą. A wpływy judaizmu w Anglii wzmagały się od czasu zaprowadzenia tam protestantyzmu, który wymagał gruntownego czytania Starego Testamentu. Ważna rola, jaką odegrał Churchill w tworzeniu państwa Izrael, została opisana m.in. w książce Michaela Makovsky’ego, Churchill’s Promised Land. Deklaracja Balfoura z 1917 roku stanowi przykład interwencji politycznej wpływowego bankiera żydowskiego. Została sformułowana w prywatnym liście brytyjskiego ministra spraw zagranicznych do głównego syjonisty w Londynie, lorda Waltera Rothschilda. Deklaracja ta stwierdzała, że rząd brytyjski popiera stworzenie w Palestynie ojczyzny Żydów, zgodnie z życzeniami syjonistów, mimo że wówczas Palestyna należała do Turcji. Brytyjczycy zastrzegali się, że deklaracja ta gwarantuje również prawa cywilne i religijne nie-żydowskich mieszkańców Palestyny. Oraz że nie może być podstawą jakichkolwiek zmian w stanie prawnym Żydów w innych krajach. Nie wszyscy wpływowi Żydzi brytyjscy popierali Deklarację Balfoura. Według niektórych historyków, deklaracja miała być wynagrodzeniem ze strony rządu brytyjskiego za udział syjonistów w doprowadzeniu do udziału w pierwszej wojnie światowej Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Stało się to, kiedy W. Brytania, wyczerpana wojną przeciwko Niemcom, była bliska zapaści ekonomicznej. Tymczasem utrata przez Niemcy kredytów od międzynarodowych banków żydowskich oraz bardzo liczne strajki w Niemczech paraliżowały produkcję w niemieckim przemyśle zbrojeniowym. Strajki te były często inicjowane przez żydowskich działaczy związkowych i w sposób decydujący przyczyniły się do klęski Niemiec w pierwszej wojnie światowej. Niemcy zamierzali się ratować przez przerzucenie wojsk z frontu wschodniego na zachodni i w tym celu zwerbowali Lenina, zamieszkałego wówczas w Szwajcarii, by za pomocą rewolucji w Rosji zlikwidować swój front wschodni i móc przerzucać wojska na zachód. Lenin otrzymał w Niemczech 6 milionów dolarów w złocie, podczas gdy Trocki odebrał od bankierów żydowskich w Nowym Jorku 20 milionów dolarów. Kiedy obaj rewolucjoniści spotkali się w Petersburgu, użyli tych pieniędzy na przekupstwo i zapłatę gangom zbrodniarzy, żeby dokonać puczu bolszewickiego. Wbrew propagandzie bolszewickiej, w tym czasie robotnicy w Petersburgu byli lepiej opłacani i mieszkali w znacznie lepszych warunkach niż robotnicy w Londynie. Zostało to dobrze opisane w pamiętnikach Mieczysława Jałowieckiego i innych. W ówczesnej Rosji obydwaj ci rewolucjoniści nie byli ani znani, ani oczekiwani. Żeby utrzymać się przy władzy, bolszewicy musieli stosować okrutny terror, ponieważ ponad 90 proc. ludności było im przeciwne. Rząd Lenina zwrócił żydowskiemu bankowi nowojorskiemu Kuhn, Lob & Co, na ręce prezesa, J. H. Schiffa, 100 milionów dolarów w złocie z rosyjskiego skarbca państwowego. Najwyraźniej żydowscy bankierzy nie obawiali się komunizmu, mając nadzieję go kontrolować i manipulować nim dla swoich celów.
W dużej mierze w reakcji na zdominowanie przez Żydów Republiki Weimarskiej Hitler doszedł do absolutnej władzy. Stało się to dzięki większości 80 proc. głosów wyborców niemieckich w plebiscycie przeprowadzonym 2 sierpnia 1934 roku, po przejęciu przez Hitlera władzy. Wówczas najliczniejszą organizacją faszystowską w Polsce był żydowski Bejtar. Faszystowscy Żydzi salutowali tak jak kiedyś czynili to Rzymianie, a później naziści. Niektórzy członkowie Bejtaru byli ćwiczeni w obozach hitlerowskich. Objęcie władzy przez Hitlera i jego programy deportowania Żydów z Europy do Palestyny były witane przez działaczy Bejtaru z entuzjazmem. To z Bejtaru powstały takie organizacje, jak Haganah, Likud etc. Liczne akty terroru na terenie Palestyny były organizowane przez byłych członków Bejtaru. W lecie 1941 roku Abraham Stern, przywódca Irgun Zwei Leumi (do której to organizacji należał późniejszy premier Izraela, Icchak Shamir), wysłał przez Bejrut ofertę do rządu w Berlinie z propozycją „utworzenia narodowego państwa żydowskiego o ustroju totalitarnym nacjonalistycznym, związanego traktatem z rządem niemieckim, zgodnie z utrzymywaniem i wzmacnianiem przyszłej pozycji Niemiec na Bliskim Wschodzie”. Ofertę tę powtórzono w grudniu 1941 roku. Abraham Stern został zabity przez Brytyjczyków w Tel Awiwie w lutym 1942 roku.
Polska prawdopodobnie uratowała od klęski Związek Sowiecki w dniu 26 stycznia 1939, kiedy odmówiła przystąpienia do Paktu Anty-Kominternowskiego z Niemcami, który to pakt podpisała Japonia w 1936 roku i wkrótce po tym rozpoczęły się walki sowiecko-japońskie. W czasie tych walk odbyły się, największe w historii świata do owych czasów, bitwy lotnicze na froncie rosyjsko-japońskim. Obawa Moskwy przed klęską w wojnie na dwa fronty, przeciwko Niemcom i Japonii, została opisana przez generała NKWD Pawła Sudopłatowa w jego wspomnieniach wydanych w książceSpecial Tasks. Wówczas Sowietom brakowało ponad 44.000 doświadczonych oficerów Armii Czerwonej, wymordowanych podczas czystek stalinowskich w latach 30. minionego wieku. Japonia protestowała przeciw paktowi Ribbentrop-Mołotow w sierpniu 1939 roku i uznawszy Hitlera za zdrajcę, rozpoczęła starania o zawieszenie broni z Sowietami. Pakt ten został podpisany 15 września i wszedł w życie 16, po czym 17 września 1939 roku Armia Czerwona dokonała inwazji na Polskę. Przy pomocy lewicowych Żydów, Sowieci wymordowali więcej obywateli polskich na okupowanych przez siebie ziemiach polskich, niż uczynili to Niemcy do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w roku 1941. We Lwowie w 1939 roku Ben Gurion dostał się w ręce NKWD i był traktowany jako ważny atut w rozgrywkach międzynarodowych, ponieważ Moskwa chciała wykorzystać dla swoich celów starania Żydów o stworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Fakt ten jest wspomniany w książce Romana Brackmana pod tytułem Isarel At High Noon: From Stalin’s Failed Satellite to the New Crisis In the Middle East (ISDN 1929631642), w której autor nazywa Izrael „nieudanym satelitą Stalina”. Wczesne zabiegi w tej sprawie opisuje generał Sudopłatov, podając szczegółowo, jak zorganizował zabójstwo Lwa Trockiego oraz jak z pomocą Żydów pozyskał dokładne informacje o budowie amerykańskiej bomby atomowej w ramach „Manhattan Projekt”. Wówczas Robert Oppenheimer (1904-1967), znany jako „ojciec bomby atomowej”, odpowiadał na szczegółowe pytania uczonych sowieckich, takich jak Andriej Sacharow i Igor Kurczatow. Sudopłatow opisuje dokładnie sposób przekazywania tych informacji z USA do Moskwy. W rezultacie pierwsza bomba wystrzelona przez Sowiety w 1949 roku była bliźniaczo podobna do bomby amerykańskiej, co w krótkim czasie stwierdził wywiad USA. Z tego powodu Robert Oppenheimer oficjalnie stracił dostęp do państwowych sekretów amerykańskich, a po długich przewodach sądowych w 1953 roku Juliusz i Ethel Rosenbergowie zostali straceni. Tak zwane window of opportunity czyli „sposobność chwili” stworzenia państwa Izrael była dziełem Stalina na początku zimnej wojny, kiedy to Sowiety starały się kontrolować zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego na Bliskim Wschodzie i zdobyć możność blokowania eksportu tego paliwa na Zachód. W tym celu w latach 1944-1948 władze sowieckie za pomocą NKWD dokonały kilkunastu pogromów na terenach państw satelickich, wypędzając przez „żelazną kurtynę” 711.000 Żydów, z których do Palestyny dotarło 321.000, w tym wielu weteranów drugiej wojny światowej. Ludzie ci na rozkaz Sowietów otrzymali czeską broń. Ostatni z kilkunastu wielkich pogromów w państwach satelickich miał miejsce w Bratysławie, wówczas w Czechosłowacji, w sierpniu 1946 roku. Pierwszy wniosek o uznanie państwa żydowskiego w Palestynie został złożony w marcu 1947 roku na forum ONZ przez Andrieja Gromykę, oficjalnego reprezentanta Związku Sowieckiego przy Narodach Zjednoczonych. Kampania terroru syjonistów na ziemiach palestyńskich spowodowała koniec władzy Brytyjczyków nad Palestyną w listopadzie 1947 roku. Po utworzeniu państwa Izrael, 14 maja 1948 roku, Sowiety zaczęły grać kartą arabską w konflikcie palestyńskim, który wkrótce stał się zarzewiem niegasnącego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Jeszcze za życia Józefa Stalina, ok. 1950 roku, odbyły się pogromy Żydów w państwach arabskich, tym razem organizowane przez syjonistów. W sumie celem zaludnienia Palestyny Żydami, na rzecz utworzenia państwa Izrael, wygnano z domów ponad 1,25 miliona Żydów z europejskich krajów satelickich i z krajów arabskich w północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie. Około połowy tych wygnańców dotarło do Palestyny. Reszta wolała pozostać we Francji lub emigrować do USA i Ameryki Południowej. Tak w dużym skrócie przebiegła gra o utworzenie państwa Izrael, poczynając od czasów Napoleona do czasów Hitlera i Stalina.
źródło: http://www.pogonowski.com
Ość
Cytat: Żydy muszą być odizolowane i pod ścisłą kontrolą. One nie mogą żyć pośród innych normalnych narodów bo sieją w około destrukcję i zniszczenie. Są gorsze niż szczury i wszelkie zarazy. Przykłady tego widzimy na każdym kroku. To nie jest żadną tajemnicą. To widać, słychać i czuć. Tego na co dzień doświadczamy wszyscy. Żaden naród, zaraza czy najdziksze plemię nie wyrządziło ludzkości tyle krzywdy i zła co oni. To są setki milionów żydowskich ofiar. Ich zachłanność i podłość nie zna granic.
"Nigdy nie było tak, żeby działacz działacza nagrywał" Coraz głośniej o tzw. aferze taśmowej PSL. Przypominijmy, że Puls Biznesu ujawnił nagranie rozmowy dwóch prominentnych działaczy PSL - Władysława Serafina i Władysława Łukasika m. in. o ustawianiu konkursów, licznych przykładach nepotyzmu, zatrudnianiu kolegów z PSL-u w agencjach rolnych i spółkach od nich zależnych. O komentarz do tej sprawy zwróciliśmy się do Stanisława Żelichowskiego, posła PSL. Stefczyk.info: - Panie pośle, dlaczego właśnie teraz wybucha afera taśmowa PSL? Komu mogło zależeć na ujawnieniu tych nagrań? - Wszyscy zadajemy sobie takie pytania - dlaczego właśnie teraz, to jest pierwsze pytanie, a drugie takie - dlaczego w ogóle? Zawsze w ruchu ludowym obowiązywała zasada "gość w dom, Bóg w dom", "jak ktoś wstąpi w progi moje, włos mu z głowy spaść nie może" i nigdy nie było tak, żeby działacz działacza nagrywał. A niezależnie od wszystkiego, to są określone fakty, które zostały podane i trzeba je sprawdzić - sprawdzają służby państwa. My też dziś spróbujemy porozmawiać z ministrem, jakie jest jego odniesienie no i podejmiemy decyzje.
Stefczyk.info: - A czy rozumie Pan, dlaczego Władysław Serafin nagrywał swojego kolegę? Czy on wam już to wyjaśnił? - Nie umiem powiedzieć. Dla mnie jest to potworne zaskoczenie i naprawdę nie potrafię tego sobie wytłumaczyć. Zawsze Serafina znałem jako człowieka, który owszem, jako związkowiec musiał być trochę emocjonalny, ale przy okazji był człowiekiem rozsądnym. Natomiast żeby zaprosić kogoś i bez jego wiedzy nagrywać, to jest to ponad moją zdolność pojmowania godności ludzkiej. To się nie powinno zdarzyć.
Stefczyk.info: - A czy bierze Pan pod uwagę taki scenariusz, że Wasz koalicjant, Platforma, próbuje w ten sposób naciskać Was, osłabić, wywołać podziały w PSL? - Wie Pan, jesteśmy przed kongresem, a to jest kongres sprawozdawczo-wyborczy i zawsze to jest związane z jakimiś tam emocjami - z tym, że ta partia ma określona tradycję, my nigdy na kongresach nie prowadziliśmy jakichś rozrób personalnych, kongres wybierał radę naczelną i ta Rada, jeśli trzeba było odwołać prezesa, czy takich czy innych działaczy, to robiło się to w ciszy, w spokoju, miesiąc-dwa-trzy po kongresie. Ale kongres nigdy nie był powodem do rozrób personalnych. Tym bardziej to jest dla mnie duże zaskoczenie, bo tu nie było żadnych zagrożeń, pozycja Pawlaka jest niezagrożona. Nie widzę żadnych powodów, dla których tak się stało. Coś tu się dziwnego zdarzyło, jak to bywa w polityce.
Stefczyk.info: - Ale czy to może by próba osłabienia lub wyeliminowania z rządu ministra Sawickiego, w którego przede wszystkim ta afera uderza? Uderza w Sawickiego, tylko jeśli znam te układy koalicyjne, to raczej Sawicki miał lepsze notowania w Platformie niż inni działacze. Dlaczego mieliby więc atakować Sawickiego, to nie potrafię powiedzieć. Jego notowania były dosyć dobre - za taki spot reklamowy [reklamówka z udziałem min. Marka Sawickiego w przerwach meczów na Euro 2012 - red.], to każdy inny dostałby porządnie po uszach, a Sawickiemu to przeszło bez echa, dlatego chyba niedobrze szukamy tej inspiracji w Platformie.
Stefczyk.info: - A jakie mogą być konsekwencje tej afery taśmowej? - Dla nas jest to bardzo przykra sprawa - jak wiadomo wszystkie partie miały w dłuższym okresie czasu jakieś problemy ze sobą, a PSL wychodził z tego jakoś obronną ręką. Staraliśmy się być takim stabilizatorem sceny politycznej a nie tym, który tę scenę rozsadza. Natomiast teraz z przykrością wszyscy patrzymy na to, co się stało - stało się w styczniu, a wypływa praktycznie na początku sierpnia. Jednak nie sądzę, żeby to miało jakieś większe konsekwencje. To może mieć konsekwencje dla takiego, czy innego ministra. Jeżeli okaże się, że jakieś fakty tam podane potwierdzają się - no to jest problem, ale ja ciągle wierzę, że minister polskiego rządu ma na tyle doświadczenia, przyzwoitości i wszystkich innych cech, że jednak te sprawy nie potwierdzą się.
Stefczyk.info: - I nie obawia się Pan, że pozycja PSL w koalicji zostanie osłabiona? - Koalicja ma niewielką przewagę głosów. My mamy 31, Platforma ma 210 - gdybyśmy mieli np. 150 głosów i stracili 30 to byłoby osłabienie. Ale nawet gdyby mówiąc abstrakcyjnie, jakimś sposobem ktoś zastąpił Sawickiego, to on posłem zostanie i będzie lojalny - to jest bardzo solidna firma.
Stefczyk.info: - Platforma miała swoją aferę hazardową, z której wyszła praktycznie suchą nogą, czy liczy Pan, że PSL również taką suchą noga wyjdzie z tej afery? - Jeżeli okazałoby się, że jest czyjaś wina, to ja nie chciałbym, żeby ktokolwiek przy winie wychodził suchą noga. Winni powinni być ukarani. A jeżeli nie ma winnych, to też nie chciałbym, żeby w Polsce odbywał się jakiś lincz polityczny, tylko trzeba ludziom zwrócić godność. Liczę teraz na szybkie działanie prokuratury, służb, które się tym zajęły, żeby wyjaśnić wszystkie niuanse, bo nie ma powodów, żebyśmy próbowali wyjść suchą nogą - jeżeli jest jakaś wina, to trzeba się z tą winą zmierzyć, a jeżeli nie ma winy, to nie ma powodu, żeby ludzi oczerniać bez dania racji. Not. zrk
Gigantyczny skandal bankowy Resort sprawiedliwości USA przymierza się do postępowania karnego przeciw bankom. Skandal ma zasięg światowy - podają media za oceanem. Chodzi o manipulowanie stopą kredytu międzybankowego Libor, które stało się już przedmiotem międzynarodowych dochodzeń regulatorów rynku bankowego. Departament sprawiedliwości USA zbiera materiały, które pozwolą mu wszcząć postępowanie karne przeciw wielu ogromnym instytucjom finansowym i ich pracownikom, włącznie z brytyjskim bankiem Barclays, który manipulował stopą Libor i znalazł się ostatnio w centrum tego skandalu - napisał "New York Times". Nielegalne manipulowanie Liborem, czyli dzienną stopą oprocentowania kredytu międzybankowego, miało wpływ nie tylko na międzynarodowy sektor finansowy, ale również na sytuację indywidualnych klientów banków, posiadaczy kredytów hipotecznych, pożyczek studenckich i krat kredytowych – dodaje "NYT". Dochodzenie amerykańskiego resortu sprawiedliwości poprzedzone zostało pozwami prywatnych inwestorów i śledztwami regulatorów rynku finansowego w USA i Wielkiej Brytanii. Według Sebastiana Mallaby’ego, eksperta Council on Foreign Relations, banki – dla zysku i aby uchronić się przed konsekwencjami kryzysu finansowego – zdolne były nie tylko manipulować rynkiem, ale też "szantażować regulatorów nadzorujących instytucje finansowe" - jak bank centralny Anglii - grożąc tym, że "ich upadek pociągnąłby za sobą dramatyczne skutki dla całej gospodarki". Jego zdaniem jeszcze ważniejszą lekcją z tego skandalu jest to, że banki, które są zbyt duże, by upaść, są też zbyt duże, by istnieć. Jest to odniesienie do teorii ekonomicznej, zgodnie, z którą pewne wielkie instytucje finansowe, mające powiązania z wieloma podobnymi partnerami są tak duże, że ich upadek spowodowałby kolosalne straty dla całej gospodarki kraju i rząd musi interweniować, ratując je przed bankructwem. Taki pogląd zdeterminował politykę administracji USA w 2008 roku, gdy wybuchł kryzys finansowy – głosi raport Center for Economic and Policy Research – i rząd USA uratował przed upadkiem liczne banki. Dochodzenia objęły teraz - jak podaje "NYT" - ponad 10 wielkich banków w USA i innych krajach. Według poniedziałkowego "Financial Times" jest to blisko 20 instytucji finansowych. Śledztwo w USA koncentruje się na tym, jak manipulowały one kosztami pożyczek wartych biliony dolarów, determinując oprocentowanie produktów finansowych dla klientów instytucjonalnych i indywidualnych. W Ameryce miasta i całe stany badają, czy zostały narażone na straty na skutek manipulowania Liborem, a niektóre z nich już wniosły w tej sprawie skargi - pisze "NYT". Ważne jest, by określić, w jaki sposób banki zachowywały się podczas kryzysu finansowego", ponieważ wygląda na to, że fałszowały dane na temat własnej kondycji finansowej, by wzmocnić swą pozycję - podkreśla ekspert CFR. Na skutek postępowania cywilnego banki mogą zostać zmuszone do zapłacenia wielkich kar i zmodyfikowania swoich procedur, ale ministerstwo sprawiedliwości USA, udowodniwszy winę pracowników banków może sprawić, że wylądują oni w więzieniu - wyjaśnia "NYT". Według Mallaby'ego wezwania do ukarania szefów instytucji finansowych i zmiany kultury bankowości to za mało; skandal ujawnia fakt, że system i nadzór finansowy zawiodły, bowiem wielkie banki mogły szantażować regulatorów. Dochodzenie, według "The Economist", ma obejmować największe instytucje finansowych świata, m.in. Citigroup, JPMorgan Chase, UBS, Deutsche Bank i HSBC. "Zamieszani są ich pracownicy od Nowego Jorku po Tokio" - napisał 7 lipca brytyjski tygodnik, przewidując, że skandal ten może być dla sektora bankowego tak trudnym momentem, jak seria zbiorowych pozwów przeciw gigantom przemysłu tytoniowego w 1998 roku, która kosztowała te firmy 200 mld dol. w ugodach pozasądowych. Ruk, dziennik.pl
Też ludzi poruszyło... To już ostatni wpis n/t "Grodzkie". A na moim portalu korwin-mikke.pl/blog jest jeszcze tekst o tej samej personie - na inny temat. No, to jeszcze dodaję, że nie ma to nic wspólnego z chrześcijaństwem, Gdybym był ateistą, to bym powiedział, że Grodzkie mnie brzydzi - a krzyż... cóż: co mi przeszkadzają dwa skrzyżowane patyki? (Co, nawiasem pisząc, dowodzi, że wniosek Ruchu Palikota o usunięcie krzyża został uczyniony z pozycji fideistycznych; gdyby byli to ateiści, to krzyż w niczym by im nie przeszkadzał. Oni nie są „niewierzący” oni wierzą w anty-chrystianizm). A Grodzkie... Cóż, Grodzkie złamało tabu obowiązujące w naszej cywilizacji. Tabu, że odchyleń płciowych się nie demonstruje. Codziennie na ulicy mijają nas setki impotentów, zoofilów, onanistów, trialistów, homosiów, zwolenników miłości oralnej, może i nekrofilów – być może jest ich nawet więcej, niż „normalnych” - ale ponieważ tych skłonności nie demonstrują publicznie, nie ma żadnego problemu. Problem powstaje, gdy pojawią się (tfu!) „geje” czy transgenderowcy-ekshibicjoniści. Bo (w odróżnienia od tego, co twierdził ulubiony poeta śp. tow.Zenona Kliszki): „Nie ten ptak kala gniazdo, co je kala – Lecz ten, co o tym mówi, a i się przechwala”. Więc Grodzkie się przechwala – i w tym jest problem. Gdyby Grodzkie siedziało cicho, to byłoby powszechnie uważane za sympatyczną, wesołą babcię. Podobnie jak potrawa z łebków szarańczy jest uważana za smaczną – dopóki się nie wie, co się je. Choć niektórych nawet szarańcza nie brzydzi. Zresztą niektórych może brzydzić Grodzkie, a nie brzydzić jedzenie szarańczy – a niektórych odwrotnie. De gustibus non est disputandum. Ale o swoich gustach wolno chyba jeszcze mówić? I proszę o tolerancję dla mniejszości, którą to i owo brzydzi. Grodzkie nie jest kobietą – bo nie może rodzić dzieci. Grodzkie nie jest mężczyzną – bo nie może płodzić dzieci. Miejsce Grodzkiego jest nie w Sejmie, lecz w cyrku – gdzieś pomiędzy Kobietą z Brodą, a Murzynem z 20-calowym Interesem. Bo normalna kobieta brodę – jeśli się jej trafi - goli. Jeśli ją pielęgnuje i się nią szczyci – to niech się nie dziwi, że jest pokazywana palcami.
Kryteria podziału na płeć męską i żeńską
Wyodrębnia się następujące kryteria płci:
płeć genetyczna - jest determinowana rodzajem chromosomów płciowych (u ludzi: mężczyźni kariotyp 46,XY; kobiety 46,XX; istnieją też kariotypy z zaburzoną konfiguracją chromosomów płciowych)
płeć gonadalna - określana na podstawie gonad (samce: jądra, samice: jajniki, ale mogą być też formy niezróżnicowane lub obojnacze)
płeć genitalna - określana na podstawie zewnętrznych narządów płciowych (mężczyźni – penis i moszna, kobiety – łechtaczka i wargi sromowe)
płeć hormonalna - jest określana na podstawie względnej ilości wydzielanych hormonów płciowych (androgenyprzeważają u mężczyzn, a estrogeny u kobiet itp.)
płeć gonadoforyczna - określana jest w zależności od pierwotnych dróg rozrodczych prowadzących do gonad (u płci męskiej z przewodów Wolffa wykształcają się nasieniowody, a u płci żeńskiej z przewodów Müllera wytwarzane są jajowody)
płeć germinatywna (wytwarzanie gamet: komórek jajowych, plemników, bądź ich brak)
płeć fenotypowa - zależna od drugorzędowych cech płciowych, np. owłosienie ciała, piersi, wygląd zewnętrzny
płeć somatyczna (obraz antropometryczny stosunków cielesnych o inne wyznaczniki)
płeć mózgu (różnice w budowie mózgu determinujące płeć psychiczną)
płeć psychiczna -stałe i niezmienne wewnętrzne poczucie przynależności do jednej z płci. Wcześnie się wykształca i jest niezmienna.
płeć seksualna (ze względu na pełnione role płciowe)
płeć społeczna (metrykalna i związana z pełnieniem danej roli płciowej na płaszczyźnie społecznej)
Tak, więc wg. tej definicji Grodzkie nie jest kobietą również w sensie psychicznym - gdyż, jako Krzysztof Bęgowski spłodziło dziecko, a więc czuło się mężczyzną. Po prostu któregoś dnia p. Krzysztof uznał, że w dzisiejszym świecie konkurencja między mężczyznami jest za duża - a jako dziwadło ma szanse zrobić karierę. I nie pomylił się. JKM
TVN o Korwinie w kontekście Grodzkiego: “Zwykłe chamstwo”, “słowa ciężkie jak kamień”, “rozpaczliwa próba zwrócenia na siebie uwagi” Główne wydanie “Faktów” TVN (drugi po “Wiadomościach” najczęściej oglądany program informacyjny w Polsce) poświęcił kilka minut Korwin-Mikkemu. 17.07 nasz publicysta pojawił się na ekranach milionów Polaków w związku z “wyjątkowo dotkliwymi” poranieniem “tożsamości człowieka” a konkretnie pana Anny Grodzkiej. Posła Ruchu Palikota doprowadził do łez artykuł pt. O poślęciu nazwiskiem “Grodzkie“. W tekście polityk dał wyraz swojemu obrzydzeniu ekshibicjonizmem transseksualnego posła, który wszedł do sejmu “nie dlatego, że zna się na polityce” ale “dlatego, że jest dziwadłem” (więcej na ten temat tutaj – kliknij). Ponieważ nie wszyscy Czytelnicy nczas.com posiadają telewizory, a nawet jeśli posiadają to TVN często omijają szerokim łukiem, postanowiliśmy opublikować krótkie streszczenie materiału przedstawionego przez Kamila Durczoka. Po tym jak Korwin-Mikke “uczulił mniej doświadczonych działaczy Prawicy na metody stosowane przez telewizje – z TVN na czele” (więcej tutaj – kliknij) warto rzucić okiem na to, w jakim świetle pokazali lidera KNP dziennikarze programu reklamowanego jako “rzetelny, obiektywny, wiarygodny, profesjonalny” z “informacjami podanymi na najwyższym poziomie”.
Zamiast opisać rzeczywistość cytatem z wypowiedzi Korwina (wraz ze wskazanym przez autora kontekstem, którym była zapowiedź złożenia przez Janusza Palikota pozwu w związku z wiszącym w Sejmie krzyżem, który “brzydzi” członków Ruchu) skonfrontowanym ze zdaniem oburzonego p. Grodzkiego, “Fakty” postawiły na emocje. Przekaz zaserwowany widzom TVN nie pozostawia miejsca na interpretację. Prowadzący program Kamil Durczok już na początku ukierunkował widza spostrzeżeniem, że TVN nie mógł przejść milcząco nad “zwykłym chamstwem” i “tym kto je prezentuje”. Dziennikarz zawyrokował, że wypowiedz Korwina (tak jak inne w ciągu ostatnich lat) miała wywołać szum wokół polityka. Klamrą spinającą “rzetelny, obiektywny, wiarygodny (…) przekaz” jest podsumowanie Pawła Płuski (TVN): “Korwin usłyszał dziś pod swoim adresem wiele cierpkich słów, bo kto wiatr sieje, zbiera burze. Ale być może jak zwykle oto mu chodziło.” Zdaniem dziennikarzy “Faktów” Korwin “rzucił słowem ciężkim jak kamień” twierdząc, że “miejsce Grodzkiego jest w cyrku między kobietą z brodą a murzynem z takim 20 calowym…” Artur Dębski (Ruch Palikota) nazwał Korwina “Skończonym bydlęciem” (przeprosił “jeśli kogoś uraził” zaznaczając jednak, że tak jak Korwin “nie wolno robić” bo “Anka bardzo to przeżyła”). Wątek cierpiącego posła telewizja wyeksponowała obrazem przytłumionego Grodzkiego, który przed kamerą zdołał wykrztusić z siebie zdanie: “To co p. Korwin-Mikke napisał na blogu mnie zdołowało”. Dębskiemu wtórowała Wanda Nowicka, która wypowiedź Korwina uznała za “chamstwo, wulgarność” oraz – UWAGA! – “fanatyzm” (???). Ponieważ w wypowiedzi Nowickiej nie pojawił się wątek “parcia Korwina na szkło” stosowną interpretację dorzucił dziennikarz TVN: zachowanie Korwina to “kolejna rozpaczliwa próba zwrócenia na siebie uwagi”. Niespodziewanie subtelnego poparcia udzielił Korwinowi… Mariusz Błaszczak z PIS. Poseł przyznał – za liderem Nowej Prawicy – że Grodzka opiera swoją działalność na ostentacji, na pokazywaniu tego, że zmieniła płeć. O Korwinie neutralnie wypowiedział się również Józef Oleksy, który nazwał naszego publicystę “postacią barwną”, która ma aspiracje być osobą opiniotwórczą, choć “nie wychodzi mu to od lat”. Wątek pociągnął dziennikarz TVN, który uznał, że choć do charakterystycznego stroju Korwina “idzie się przyzwyczaić” (migawka z ubranym w kapelusz “dziwakiem”) to do jego “poglądów trudniej”. Za streszczenie “trudno akceptowalnych poglądów” Korwina posłużyła migawka z archiwalną wypowiedzią polityka o “karach cielesnych, które mają służyć wychowywaniu dzieci” oraz przebitka o “Kwaśniewskim i Hitlerze” jako socjalistach, których polityk “ma głęboko gdzieś”. Podkreślono również (3 sekundowy fragmentem videobloga?), że celem Korwina jest “obalenie demokracji”. Zgrabne podsumowanie przeszło 20. lat działalności politycznej i publicystycznej lidera polskich wolnościowców… Materiał zwieńczył nawrócony korwinista – Krystian Legierski, radny m. st. Warszawy. Samorządowiec jeszcze “10-15 lat temu często słuchał Korwina” ale przestał “ponieważ obecnie z liderem KNP dzieje się coś bardzo niedobrego”, próbuje on budować kapitał polityczny na “rozgrzebywaniu – niczym hiena – jakiegoś łajna”. Blazej Gorski
Korwin-Mikke pod ostrzałem za Grodzkiego. Czy JKM przesadził? Korwin-Mikke znów trafił na wokandę. “Popłakałam się. Mam dość. Czuję się sponiewierana przez tego człowieka” – powiedział Onetowi, Pudelkowi, telewizji TVN i innym dużym mediom poseł Anna Grodzka z Ruchu Palikota. Najbardziej znanego polskiego transseksualistę dotknął do żywego wpis naszego publicysty pt. O poślęciu nazwiskiem “Grodzkie“. Tekst ukazał się w Nowym Ekranie (tutaj) i błyskawicznie odbił się szerokim echem wśród bojowników poprawności politycznej. Oto słowa, które “wyjątkowo dotkliwie” zraniły “tożsamość człowieka” i “bardzo zabolały” p. posłankę:
“Gdyby p. Krzysztof Bęgowski (tak nazywał się A. Grodzka zanim zdecydowała się okaleczyć – dop. red.) zmienił był płeć po cichu (jak to był zrobił – w Bangkoku) i nikomu nic nie mówiąc startował do Sejmu i został wybrany – nie byłoby problemu. Problem nie w tym, że ją zmienił – tylko w tym, że Grodzkie o tym rozgłośnie informowało i weszło do Sejmu jako dziwadło. Nie dlatego, że zna się na polityce – lecz dlatego, że jest dziwadłem. A ja się czuję nieswojo na widok takiego dziwadła – i mam do tego prawo. Zaznaczam: nie chodzi o to, jak Grodzkie wygląda – tylko o świadomość, kim jest. Ludzie mogą zjeść ze smakiem potrawę, pochwalić – i zwymiotować na wieść, że zjedli potrawkę z łebków szarańczy. W każdym razie: na pewno są ludzie, którzy zwymiotowaliby, gdyby dotknęło ich Grodzkie. Natomiast nie znam ludzi, którzy by wymiotowali po zetknięciu się z krzyżem. I tyle.” Krzyż we wpisie Korwina pojawił się nieprzypadkowo. Ruch Janusza Palikota zagroził bowiem pozwaniem do sądu pierwszej izby polskiego parlamentu w związku z “wiszącym tam krzyżem, który ich brzydzi”. JKM retorycznie zapytał “A jeśli innych posłów brzydzi siedzące Grodzkie?”. Skoro bowiem “Grodzkie jest ważniejsze od krzyża – to takie obrzydzenie też jest chyba ważniejsze?” Może więc warto wystosować stosowny pozew? Zdaniem Korwina “Grodzkie złamało tabu obowiązujące w naszej cywilizacji. Tabu, że odchyleń płciowych się nie demonstruje. Codziennie na ulicy mijają nas setki impotentów, zoofilów, onanistów, trialistów, homosiów, zwolenników miłości oralnej, może i nekrofilów – być może jest ich nawet więcej, niż “normalnych” – ale ponieważ tych skłonności nie demonstrują publicznie, nie ma żadnego problemu. Problem powstaje, gdy pojawią się (tfu!) “geje” czy transgenderowcy-ekshibicjoniści. Więc Grodzkie się przechwala – i w tym jest problem”. Takie zachowanie brzydzi Korwin-Mikkego (“Jak sobie pomyślę, jak mu to ucinano… Brrr!…”), który “nic na to nie poradzi”. Można się spierać czy prawdy o pośle Ruchu Palikota nie dało się ubrać w inną formę. Z całą pewnością wątek ciętego pióra Korwin-Mikkego pojawi się w komentarzach pod tym wpisem. Tym, którzy uważają, że mniej dosadny język wywołałby merytoryczną dyskusję i przysporzyłby Kongresowi Nowej Prawicy więcej sympatyków przypominamy casus Jana Dziedziczaka. Ten szerzej nieznany poseł PIS zasłynął podczas posiedzenia jednej z sejmowych komisji w sprawie (nie)przyznania koncesji dla telewizji Trwam. W trakcie debaty poseł A. Grodzka zamiast słów “ojciec” czy “ksiądz” tytułował toruńskiego redemptorystę per “pan Tadeusz Rydzyk”. – W języku polskim wyrażenie pan nie jest obraźliwe – stwierdził Grodzki. – Ma PAN rację – ripostował poseł PiS Jan Dziedziczak… Grzeczny, spokojnie wypowiedziany zwrot “PAN” oburzył te same media, które teraz wieszają psy na liderze polskich wolnościowców. Oburzył również Grodzkiego, która przed kamerami TVN żalił się za “ewidentną próbę obrażenia, zdeprymowania” i “braku tolerancji”. Janusz Palikot za “pana Grodzkiego” straszył komisją etyki i obiecywał walkę z “każdym przejawem dyskryminacji”. Dla lidera Ruchu Własnego Imienia “pan” w kontekście Grodzkiego było przejawem “amoku” i “przekroczeniem wszelkiej granicy przyzwoitości”… W mediach głównego nurtu nie ma więc miejsca na merytoryczną dyskusję, nie ma nawet miejsca na inny niż politycznie poprawny przekaz. Subtelniejszy język, bardziej wysublimowana forma (pozornie mniej raniąca uczucia posła Grodzkiego, który budzi przecież przede wszystkim współczucie – zdrowy mężczyzna nie decyduje się na amputację penisa) niewiele by zmieniła. Potępieńcze gromy i tak uderzyłby w Korwin-Mikkego i innych “ciemnogrodzian”. Na koniec warto zapytać za Korwinem: “Ale o swoich gustach wolno chyba jeszcze mówić?” I prosimy o “tolerancję dla mniejszości, którą to i owo brzydzi”… Adam Wawrzyniec
Janusz Korwin-Mikke: Teraz MY! Od 50 lat nieustannie mówię i piszę: socjalizm to wspaniały ustrój dla oszustów i złodziei. Bo jest wielki Fundusz Społeczny, z którego każdy chapie, co może. W kapitalizmie wszystko jest prywatne - a żaden człowiek nie pozwala, by mu własność rozkradano. Dlatego przy wolnym rynku praktycznie nie ma korupcji. A gdy rządzi nie rynek, a urzędnicy - to wiadomo... W normalnym kraju takie np. EURO 2012 organizuje jakiś prywatny komitet - albo PZPN - i żaden urzędnik się do tego nie miesza... bo go nie ma. W normalnym kraju nie istnieje minister sportu. W normalnym kraju p. Joanna Mucha wychowywałaby swoje dzieci, a nie pouczała piłkarzy. W kraju socjalistycznym wszystko robią urzędnicy. Jak napisałem: ONI bardzo się cieszą, że Polska objęła rok temu przewodzenie w UE - bo będzie można kraść. Z entuzjazmem podchwycili ideę EURO - bo będzie można kraść. W końcu rządząca Polską bezpieka zdenerwowała się - i do redakcji "PULSU BIZNESU" trafiła podsłuchana rozmowa p. Władysława Łukasika, b. szefa Agencji Rynku Rolnego - z p. Władysławem Serafinem, szefem "kółek rolniczych". Oczywiście "kółka rolnicze" nie potrzebują żadnego "szefa", a Polska nie potrzebuje ARR, bo każdy rynek najlepiej działa sam - ale to są wysoko płatne posady. A na tych posadach... Posłuchajmy, co mówią ci dwaj Panowie:
"Sikora, jako federacja składa na sześć milionów z funduszy promocji pod hasłem: "Na kuchnię polską w czasie EURO". Idzie to, Szczykutowicz to firmuje, (...) stosują różne triki. Wiesz... (...) Oni sobie pół miliona wpisali z tych, co tutaj widziałeś, to wychodzi jeszcze pół miliona na koszty administracyjne ich. Bo te, co łącznie było tam w pierwszej transzy dwa i trzy, oni chcieli... z jednego roku dwa, trzy i w sumie tam dojść do czterech i pół i trzy. Do czterech dwieście chcieli dojść. (...) I Balazs zaprosił, żebyś wiedział dalej... I Balazs zaprosił, dogadał się ze Śmietanką i z ministrem i był związany w fundacji Handel Władza. No, bo wiesz, to, że przewodnik drukuje po hotelach... (…) W ustawie jest: promocja, tam jest promocja mięsa wieprzowego, promocja mięsa wołowego, tam drobiu i owoców, warzyw i muszą być działania promujące owoce i warzywa, mięso owcze czy końskie. (...) w międzyczasie się okazało, że jak oni taki szum zrobili, że to wszystko pod EURO i tak dalej, hasła tu podoprawiali, że to pod EURO. (...) I to niby poszło, że to Platforma, a to właściwie była nie Platforma, tylko z PiS-u. Bo SKL wiesz jak startuje? Zagórski z PiS-u, Oksiuta z Nysy z PJN, a niektórzy z list Platformy. Więc oni po wszystkich możliwych opcjach. I teraz niektórzy z wciśniętych do agencji to są, to są z PiS-u, nawet nie z PJN". Jak widać: kto może - ten kradnie. Grabie grabią DO siebie. I jedyny na to sposób, to nie zmiana świń przy korycie, tylko LIKWIDACJA KORYTA. Zmniejszyć aparat z 639 000 do 900 (tak - to możliwe!) urzędników - i pozwolić, by o wszystkim decydowali ludzie. Czyli MY. A nie ONI. JKM
Trzęsę się z oburzenia Zadzwoniły do mnie „FAKTY” TVN – że chcą wypowiedź w/s „Grodzkiego”. Specjalnie tarabanili się z Gdańska na Hel. Usadowiłem ich w przytulnej knajpie „Kapitan Morgan” - i po upewnieniu się, że chodzi o jakieś 20-30 sekund nagrania, odpowiadałem na pytania jakieś półtorej minuty. Gdy p.Reporterka nabrała tchu, by (licząc, że się rozgadałem) zacząć zadawać odstręczające pytania – grzecznie, ale stanowczo, odmówiłem. Pani próbowała mnie przekonać. W końcu zrezygnowała – i powiedziała, że jeszcze zrobimy „przebitki” (takie nieme obrazki, wstawiane w momencie przerywania nagrania). Zgodziłem się. A tu okazało się, że ta Pani podsuwa mi mikrofon i dalej zadaje pytania – a operator nagrywa głos! A to wszystko – na szczęście – nagrywają ludzie na ulicy (dziś co piąty turysta ma kamerę...). Oczywiście na żadne pytanie nie odpowiedziałem, ochrzaniłem tę Panią jak św.Michał diabła, zagroziłem donosem do Rady Etyki Mediów, poskarżyłem się Szefowi... a piszę to po to, by mniej doświadczonych działaczy Prawicy uczulić na metody stosowane przez telewizje – z TVN na czele. A – i merytorycznie. Powiedziałem, że gdy siedziałem w 1964 pod celą, w sąsiedniej celi więzień też obciął sobie (i rzucił w twarz wchodzącemu strażnikowi, który... zemdlał) – ale to nie jest powód by wybrać go do Sejmu. A gdy ta Pani mówiła, że przecież L*d wybrał Grodzkie do Sejmu – odpowiedziałem, że Kaligula mianował konia nawet senatorem. Takie rzeczy zdarzają się w upadających cywilizacjach... ciekawe, czy to puszczą? JKM
Piękne z pożytecznym Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, a nawet gdyby się nie zbliżały, to czyż każdemu z naszych Umiłowanych Przywódców nie przyda się parę złotych? Jasne, że się przyda, zwłaszcza, że wybory do parlamentu Europejskiego jednak nieubłaganie się zbliżają. No dobrze - ale skąd właściwie Umiłowani Przywódcy mogą liczyć na pieniądze? Ano - mogą liczyć na pieniądze od koncernów farmaceutycznych - oczywiście pod warunkiem, że wyświadczą im przysługę. A w jaki sposób Umiłowani Przywódcy mogą wyświadczyć przysługę koncernom farmaceutycznym? Ano na przykład w taki, że pod pretekstem działania na rzecz naszego dobra zmuszą nas do zaszczepiania się przeciwko kseno i homofobii - które - jak wiadomo - są straszliwymi chorobami cywilizacyjnymi, wymagającymi zwalczania w skali masowej, bez oglądania się na czyjeś fochy. Koncern farmaceutyczny rozpuści w wodzie trochę soli fizjologicznej, nazwie to szczepionką - a Umiłowani Przywódcy kupią od razu kilkadziesiąt milionów dawek, tak chytrze formułując definicje chorób, by uwolnić producentów szczepionek od ryzyka odszkodowań za ewentualne powikłania. Więc Umiłowani Przywódcy uwijają się jak w ukropie i - co charakterystyczne - ponad politycznymi podziałami, bo jużci - na pieniądzach nie będzie napisane, że to tylko dla obozu zdrady i zaprzaństwa, ani też - że to tylko dla obozu płomiennych obrońców interesu narodowego. Dzięki temu kandydaci na Umiłowanych Przywódców do Parlamentu Europejskiego będą mieli, za co zaprezentować się nam od najlepszej strony. Ale nie tylko zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego mogą oddziaływać na naszych Umiłowanych Przywódców tak mobilizująca. Równie mobilizująco może oddziaływać na nich okoliczność, że miłujący pokój, bezcenny Izrael już nie może się doczekać zwycięstwa demokracji w Syrii, żeby móc bezpiecznie doprowadzić do zwycięstwa demokracji w Iranie. Ponieważ Iran się odgraża, iż na próby doprowadzania tam do zwycięstwa demokracji będzie reagował, to nie jest wykluczone, że szef izraelskiego wywiadu, który niedawno został przez naszych okupantów udelektowany stanowiskiem honorowego obywatela RP, zmobilizował naszych Umiłowanych Przywódców do pośpiesznego znowelizowania przepisów o masowych, przymusowych szczepieniach. W ten sposób piękne może zostać połączone z pożytecznym - bo nasz nieszczęśliwy kraj będzie mógł włączyć się do walki o demokrację - i to jest piękne - a jednocześnie Umiłowani Przywódcy dostaną łapówki - i to jest pożyteczne. SM
Recydywa PRL Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy mamy do czynienia z recydywą PRL, niech zajrzy do żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika, a przekona się o tym bez żadnych wątpliwości. To znaczy - nie każdy - bo takiego na przykład przewielebnego księdza Kazimierza Sowy nie przekonałoby nic ani nikt - nawet sama Matka Boska, gdyby tak, dajmy na to, zeszła z plakietki noszonej w klapie przez byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsę, który zresztą może być swoim własnym sobowtórem, podstawionym przez bezpiekę jeszcze w pamiętnym Sierpniu 1980 roku. Książka pani Danuty Wałęsowej, która daje tam wyraz swoim zagadkowym intuicjom, skłania bowiem do najgorszych podejrzeń co do tożsamości tego osobnika, a w tej sytuacji nie ma chyba innego sposobu, jak zbadanie DNA - czy pochodzi ono od rzymskiego cesarza Walensa, czy nie. Jeśli nie, to wszystko jasne - mamy do czynienia z ubecką prowokacją, a w takim razie - gdzie jest prawdziwy Lech Wałęsa? „Może w Jaffie, niepoznany, hoduje słodkie banany (...), a być może ręka Boża strąciła go na dno morza i prosto z zimnej topieli naprawdę go diabli wzięli?” Zresztą mniejsza o to, bo chodzi o przewielebnego księdza Sowę - że za żadne skarby nie uwierzyłby w recydywę PRL, jako że przekreślałoby to cały dorobek minionego 20-lecia. Taki w każdym razie argument wysunął przewielebny w dyspucie z kazaniem JE bpa Kazimierza Ryczana, utrzymującego, że obecnie jest nawet gorzej, niż w PRL-u. Ano, nie da się ukryć, że w minionym XX-leciu niektórzy się dorobili, np. obecni chlebodawcy przewielebnego księdza Sowy. Trudno zatem, żeby akurat on kąsał rękę, która mu chleb daje. Przeciwnie - zgodnie z oczekiwaniami będzie ją raczej wylizywał, niczym Bryś z mickiewiczowskiej bajki „Pies i Wilk”. Oczywiście między sytuacją Brysia, a sytuacją przewielebnego księdza Sowy są podobieństwa, ale i różnice. Na przykład Bryś dostawał mnóstwo „okruchów, kostek, poliwek” za takie drobiazgi, jak „na dziada warknąć, Żyda potarmosić”, podczas gdy przewielebny ksiądz Sowa wszelkie tarmoszenie Żydów ma surowo zakazane, a i warczeć wolno mu tylko na te Ekscelencje, na które akurat zagiął parol RAZWIEDUPR. „Ileż angoisse niesie kapłanowi jego powołanie” wzdychał pewien sfrancuziały ksiądz w rozmowie z Adamem Grzymałą-Siedleckim. O, to, to - zwłaszcza, gdy trzeba służyć nie tylko Panu na Niebiesiech, ale przede wszystkim temu z Rakowieckiej - oczywiście nie bezpośrednio, uchowaj Boże, jeszcze by tego brakowało - ale i pośrednia służba też bywa uciążliwa. Widać to choćby na przykładzie „Tygodnika Powszechnego” - który od czasu kapitałowego przejęcia przez ITI i wielkodusznego oddania 49 procent udziałów, desperacko próbuje pogodzić służbę nieubłaganemu postępowi z pozorami chrześcijańskiej ortodoksji, niczym za Stalina „Słowo Powszechne”. Gdyby tak RAZWIEDUPR zdecydował wreszcie o powołaniu Żywej Cerkwi, to skończyłyby się rozterki, ale nie - najwyraźniej uważają tam, że na tym etapie nie wolno jeszcze ptaszka płoszyć, gdyż ujawnienie Żywej Cerkwi nie tylko by ją zdekonspirowało, ale zarazem - zdemaskowało jej słabość. Toteż póki co możemy zaobserwować coraz ściślejszą koordynację między przodującymi w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym funkcjonariuszami niezależnych mediów głównego nurtu w rodzaju pani red. Katarzyny Wiśniewskiej z „GW”, z dziwnie osobliwą trzódką posła Palikota, w której wybija się poseł Rozenek. Co z tej koordynacji wyniknie - nie wiadomo, więc nie można wykluczyć, że pojawi się coś nowego, podobnie jak w Nevadzie podczas gorączki srebra, kiedy to - jak głosiło popularne tam w swoim czasie porzekadło - „górnicy przyszli w 59, kurwy w 60 i kiedy się spiknęli, zrobili tubylca”. Z pana posła Rozenka oczywiście żaden górnik; dotychczas największym jego wyczynem była apostazja z Kościoła katolickiego, która - jak z zaświatów informują mnie tajni współpracownicy - w Królestwie Niebieskim wywołała westchnienie ulgi i prawdziwy szał radości. Pani Katarzyna przed apostazją się powstrzymuje, bo na tym odcinku frontu ideologicznego, na który rzuciła ją partia, ma do wykonania inne zadania, to znaczy - kłucie nieubłaganym palcem reakcyjnego kleru w chore z nienawiści oczy. Gdyby się apostazjowała, nikt by na jej nieubłagany palec nie chciał nawet spojrzeć, a tak, to wszyscy się przejmują, a niektórzy - nawet próbują się dostrajać. Ale nie to przede wszystkim przesądza o recydywie PRL, chociaż też dostarcza wystarczająco dużo poszlak. O recydywie PRL przesądza ostatnia afera w Krakowie. W PRL też były wielkie afery, jak np. sławna afera fryzjerska (fryzjerzy skupowali agrest, golili i sprzedawali jako winogrona) - ale jak pamiętamy, najwdzięczniejszym obiektem konstruktywnej krytyki byli kelnerzy. I oto w krakowskiej kawiarni „Moment” kelnerzy mieli dopuścić się antysemickich wypowiedzi i to zaraz po zakończeniu Festiwalu Kultury Żydowskiej, co oczywiście znacznie pogarsza sprawę. Toteż w żydowskiej gazecie dla Polaków pan Wojciech Pelowski nie tylko pryncypialnie piętnuje „kilku idiotów”, co to popełnili te „antysemickie bluzgi”, ale żąda, by sprawą zajęła się „krakowska policja”. Dobry kogut w jajku pieje - powiada perskie przysłowie - więc i pan red. Pelowski już skądś wie, że pryncypialna krytyka kelnerów znowu nie tylko jest en vogue, ale przede wszystkim gwarantuje błyskotliwą karierę, podobną do Wandy Odolskiej, czy Stefana Martyki - chociaż oczywiście bez nieprzyjemnego finału. Czyż trzeba nam lepszego dowodu na recydywę PRL? SM
Polska. Faszyzm. Komunizm i Banksteryzm... Nasi dziadkowie i rodzice żyli w świecie zdominowanym przez socjalistyczne bandyckie ideologie bolszewizmu (komunizmu) i nazizmu (faszyzmu) mające za nic jednostkę ludzką. Nam i naszym dzieciom, natomiast zagraża inna, również bandycka ideologia totalitarna, która chce podporządkować sobie człowieka, zwana czasem banksteryzmem (światowym rządem bankierów).
NARODOWY SOCJALIZM Historyczną krwawą próbę transformacji świata i jego społeczeństw przy pomocy faszyzmu, reprezentującego interes rasy i wybranego narodu (w wersji niemieckiej), mamy już za sobą. Ten rewolucyjny eksperyment wyniszczył infrastrukturę, jak i zasoby ludzkie w okupowanych przez siebie krajach. Były to kolejne „wojny cywilne” Europy, wyniszczające jej potencjał i wpływ na resztę świata. Jednak dewastacja w ekstremalnej formie miała głównie miejsce we wschodniej części Europy (Polska i zachodnie republiki sowieckie), gdzie Hitler zapowiadał już w swojej pozycji „Moja walka”(cz.1,1923r.) na żyznych ziemiach Polski i Ukrainy, utworzenie Lebensraum, niemieckiej przestrzeni życiowej. Hitler nie chciał powtórzenia sytuacji z I w.ś., kiedy to Niemcy zostały pozbawione przez morską blokadę koniecznego zaplecza, tak żywności jak i surowców do prowadzenia dłuższej wojny. Jak wiemy głównym atutem Hitlera, była (rock star diplomacy) rewolucyjna dyplomatyczna polityka zaskoczenia niezbyt dobrze przygotowanych do takiej gry adwersarzy. Doskonale zdawał sobie on sprawę z nieprzygotowania do wojny Anglii i militarnie silnej, ale pozbawionej woli walki Francji (np. Francuzi posiadali więcej czołgów niż Niemcy), poruszającej się w decyzyjnym ogonie Anglii. Jego projektowany marsz na Moskwę w liczbie, zapewniającej zwycięstwo, 600 dywizji (220 niemieckich, 200 japońskich, 100 polskich i 80 z innych zaciągów) rozbił się w styczniu 1939 r., zdecydowaną odmową kierowników polskiej polityki, wiążącej się z Francją i następnie z Anglią. Hitler wierząc ciągle w możliwość nowego Monachium, zmienił tylko partnerów (z Anglii i Francji) na Rosję Sowiecką wyciągając partnerską, przyjazną dłoń do kolegi totala Stalina, ofiarując mu deal z połową terytorium II RP. Stalin z przyjemnością wyciągniętą prawicę Hitlera uścisnął i militarnie swoją część Polski najechał 17 IX 1939 r.Oczywiście obaj totalniacy Hitler i Stalin mieli podobne cele. Stalin chciał, aby Hitler (dlatego zapewnił mu nieprzerwane dostawy wojennych surowców strategicznych) stracił zęby uderzając na Francję i Anglię. Wtedy Armia Czerwona będzie mogła spacerkiem wkroczyć do wykrwawionego wojną tak Berlina jak i Paryża, a da wiecznie żywy Lenin, to i do wycieńczonego Londynu. A wyniszczony zachód, nie oprze się już sił światowej rewolucji bolszewickiej, która z 20 letnim opóźnieniem (bitwa warszawska 1920 r.) zainstaluje komunistów w Berlinie, Paryżu, a może nawet w Londynie... Japończycy zniesmaczeni pokracznym paktem Ribbentrop-Mołotow, przestali ufać Hitlerowi, za to zabezpieczony przyjaźnią z Hitlerem z zachodu, Stalin wysłał gen. Żukowa, który zorganizował przeważającymi siłami pierwszy blitzkrig, bezwzględnie bijąc Japończyków na wschodzie.
Plany Hitlera w stosunku do podbitych Polaków (po zlikwidowaniu jej warstwy przywódczej-elity) obejmowały pozostawienie ich pewnej liczby na usługach gospodarki III Rzeszy, znakomitą resztę zamierzał przesunąć do wydzielonego w tym celu rejonu za Uralem, który to trzeba było najpierw zdobyć. Z okazji zbliżających się rocznic, w polskiej publicystyce pojawiają się naiwne tezy zarzucające min. J.Beckowi, że nie przystąpił do faszystowskiej „osi” w podbijaniu Rosji Sowieckiej. Autorzy tezy na jej poparcie ukazują los satelickich krajów popierających Hitlera (Węgry, Rumunia, czy Słowacja). Jest to stanowisko absurdalne, nie uwzględniające finalnych planów Hitlera wobec utraconych po I w. ś. ziem na korzyść Polski („Moja Walka”, A. Hitler). Dla spokoju ducha pomińmy możliwą reakcję sowiecką w stosunku do Polski, po pobiciu Niemców (!). Po prostu Hitlerowi przeciwko Rosji zabrakło Japonii. Co do Żydów, to najpierw odrzucali oni propozycję współpracy z tworzącym się polskim podziemiem (Warszawa, koniec września 1939), obiecując sobie więcej w ułożeniu lepszych stosunków bezpośrednio z Niemcami. Wytargowali sobie pewną autonomię, własną administrację i policję w oddzielonych od reszty podbitej populacji polskiej gettach. Dlatego np. taki utworzony obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, na początku skupiał Polaków, a nie Żydów. Sytuacja Żydów pogorszyła się znacznie po ataku na Rosję Sowiecką, gdzie Hitler rozkazał na miejscu rozstrzeliwać szczególnie komisarzy politycznych armi sowieckiej, którzy w dużym stopniu byli Żydami. Drugi etap pogorszenia się sytuacji Żydów miał miejsce od słynej decyzji „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” z przełomu stycznia i lutego 1942 r. Hitler pojął wtedy, że wojna nie idzie tak jak planował i że zaczynają się schody. Obarczając za taki bieg spraw przychodzących Stalinowi z wydatną pomocą wojenną Amerykanów (Lend Lease Program), oskarżał o sprawstwo amerykańskich Żydów wspierających swoich rodaków, sprawców rewolucji bolszewickiej. Postanowił więc wymordować tylu, ilu się tylko da europejskich Żydów. Oczywiście w najbliższym gronie Hitlera kręciło się wielu Niemców żydowskiego pochodzenia (jego dziadek ze strony matki był Żydem). Hitler mawiał: „to ja decyduję, kto jest Żydem, a kto nim nie jest”. W armii niemieckiej służyło ok. 150 tys. Żydów („Hitler’s Jewish Soldiers”, Bryan Mark Rigg), podobnie jak w armii amerykańskiej, sowieckiej (ok.200 tys.), czy nawet polskiej (ok. 6-8 tys. tylko w Armii gen. Andersa-część uciekła/została w Palestynie). Stalina mogła niestety rozczarować łatwość z jaką padła dobrze wyposażona armia francuska, w porównaniu do wziętej w „dwa ognie”, przez zaprzyjaźnione siły niemiecko-sowieckie, mniejszej i gorzej wyposażonej Polski (niemieckie straty w Polsce: 1/3 czołgów, ¼ samolotów ). Niemcy, aby podbić Francję użyli tylko 50% ilości amunicji zużytej w opornej Polsce (mimo bratniej pomocy armii sowieckiej). Stalin z niepokojem obserwował nieskuteczność Hitlera w wojnie z Anglią, sam przygotowując się do ataku na Niemcy, mając zabezpieczony Daleki Wschód. Kiedy więc Hitler zdecydował się na uderzenie na Rosję Sowiecką , niestety nie mógł liczyć, ani na podbitą i okupowaną Polskę, ani na Japonię, którą na próżno zachęcał do włączenia się w inwazję na Sowiety. Japończycy zdecydowali się jednak na ekspansję na południe Azji , a nie na sowiecki wschód. Hitler podejmował jeszcze rozpaczliwe gesty, przyjazne wobec Japończyków, w kilka dni po ich ataku na amerykańskie Hawaje, wypowiedział wojnę Ameryce, ale Japończycy już mu nie wierzyli. W konsekwencji działań i wysiłków wojennych, można powiedzieć, że Hitler zrujnował Imperium Brytyjskie, podzielił na długie lata Niemcy, przyczynił się do powstania państwa Izrael oraz zbudowania mocarstwowej potęgi Stanów Zjednoczonych i Rosji Sowieckiej.
MIĘDZYNARODOWY SOCJALIZM Polska została przeczołgana przez swoje (i nie tylko) cmentarze, na których pozostało zbyt wielu jej patriotów i obrońców, a pozostali przy życiu jej obywatele dostali się w krwawe łapy drugiego, sowieckiego psychopaty Stalina, lub ceniąc swoje życie pozostali na emigracji. Stalin ze względów propagandowych i taktycznych odmówił gorącym i wiernopoddańczym prośbom polskich komunistów (ZPP) o włączenie tworzonej komunistycznej republiki polskiej do wielkiej rodziny republik sowieckich. Stalin pozwolił istnieć przesuniętej geograficznie atrapie bananowego państwa polskiego, które sobie bezwzględnie podporządkował. Na czele republiki ludowej zainstalował polskich komunistów (KPP nigdy nie uznała niepodległej II RP), agentów centrali sowieckiego Kominternu, dla ubezpieczenia oddając najbardziej newralgiczne resorty tegoż państwa kontrolnie w wierne ręce komunistów narodowości niekoniecznie polskiej. Jednocześnie Stalin zabierając ziemie wschodnie II RP (40% jej terytorium), stał się dobrym wujaszkiem i gwarantem przesuniętych zachodnich polskich granic. Wszyscy w miarę dobrze znamy szarą historię PRL – u z okazjonalnymi buntami i zrywami wolnościowymi Polaków, często niestety inspirowanymi przez wycinające się nawzajem, głodne władzy komunistyczne koterie, traktujące protestujących Polaków jako armatnie mięso, w swoich wojenkach o miejsce przy żłobie. Podobnie było też w czasach „Solidarności”, jednak nie wszystko się czerwonym złodziejom i ich „patriotycznym” ochotnikom Okrągłego Stolca udaje. Więc, popełniają też błędy, głównie dzięki powszechnemu rozwojowi współczesnych środków komunikacji między ludźmi.
BANKSTERSKI SOCJALIZM Jednak to co jest dobre dla nas, może być jeszcze lepsze dla odradzającej się hydry totalitarnej władzy. Te same mass media służą do wymóżdżenia młodego pokolenia Polaków i odepchnięcia w zacofaną krainę ciemnogrodu wyrastające jak grzyby po deszczu patriotyczne zastępy moherowych pułków. Licho nie śpi. Globalni architekci porzucili na dzisiaj transformację świata poprzez krwawe i wyniszczające wojny (komunizm, faszyzm), ale z uporem wartym lepszej sprawy, dalej usilnie pracują nad bardziej pokojowym uporządkowaniem świata i jego społeczeństw zgodnie z własnym planem. Okrutne, nieludzkie eksperymenty na milionach ludzi (ok. 100 mln ofiar) w Rosji, Wschodniej Europie, Chinach, Wietnamie, Kambodży i wszędzie indziej gdzie dotarł diabelski, zwodzicielski i ogłupiający masy socjalizm w jego wydaniu klasowym, czy rasowym, wydaje się trafiają do lamusa Historii. Głodni władzy bankierzy, którzy finansowali każdy z tych zbrodniczych socjalizmów, zdecydowali się na bardziej bezpośrednią rolę w sterowaniu teatrem zmian na świecie. Tak jak zawsze, wykorzystują sprawdzony już wielokrotnie model doprowadzania do kryzysu i jego wykorzystania do dokonania pożądanych dla nich zmian, tak aby stary świat „poprawić”. Rewolucja w Rosji była jednak krwawą pomyłką, wykorzystano do jej przeprowadzenia zmobilizowanego do armii chłopstwa i robotników, które to siły po zdobyciu władzy szybko objęto terrorem. Teraz rozbudza się apetyty konsumpcyjne społeczeństw, doprowadza się do kryzysu tak, aby podyktować im przez Banki (już nie przez nagi aparat represji) model społeczeństwa, w którym pozbawieni swoich wolności i odpowiedno urobieni podopieczni globalistycznego rządu światowego będą żyć. Dzisiejsi marksiści- globaliści są bardziej inteligentni, tym razem według zaleceń Marksa, ci inżynierowie „sprawiedliwości”, swoją rewolucję zaczeli od najbardziej zamożnych społeczeństw świata zachodniego (Unia Europejska, USA...). To pieniądz stał się słowem , które umiejętnie pracuje poprzez media, społeczne programy i zmiany w ustawodawstwie, tworząc nowe spłeczeństwo posłuszne wizji Nowego Porządku Świata. Tak więc, już jakiś czas temu do brzegów naszej starej cywilizacji przybył Globalny Kolumb, wielu z nas podziwia jego koraliki, zachwyca się pięknymi obrazami na ekranach, nie bardzo myśląc, w jakim stopniu zniszczy i zmieni to nasz świat. Przeżyliśmy już świat zdominowany kierowniczą rolą rasy, a następnie klasy,teraz nadeszła kierownicza rola kasy. Czeka nas życie w świecie z kierowniczą rolą banków, reprezentowanych przez ich lobbistów kierujących lokalnymi ambitnymi politykami i administrujacymi w imieniu centrum światowego lokalne społeczności. Polska jest tylko jednym z ich projektów. Organizujmy się. W globalnym zmaganiu sił w historii nie ma winnych i niewinnych. Karty Historii zapisują silniejsi. Jacek K.M.'s blog
"Afera" Bergu Ujawnienie w styczniu 1953 roku przez komunistyczne władze PRL sprawy tzw. Bergu, zapoczątkowało długotrwały kryzys polityczny wśród polskiej emigracji, a komunistom pozwoliło zintensyfikować oszczerczą kampanię propagandową przeciwko polskim politykom w Londynie. W miarę wzmagania się „zimnej wojny” Waszyngton poszukiwał nowych form i instrumentów oddziaływania – jednym z nich miały stać się emigracje z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Organizatorem oficjalnej współpracy emigracji był utworzony w czerwcu 1949 roku Komitet Wolnej Europy z siedzibą w Nowym Jorku. Podstawowym zadaniem Komitetu było szerzenie antykomunistycznych nastrojów wśród mieszkańców krajów za żelazną kurtyną. Najważniejszym przejawem tej akcji było utworzenie Rada Wolna Europa. Jednocześnie Amerykanie penetrowali środowiska emigracyjne, widząc tam możliwości poprawy swoje działalności wywiadowczej skierowanej przeciwko Kremlowi i jego satelitom. Rolę tę spełniał Wydział Operacji Zachodnio-Europejskich wspomnianego Komitetu Wolnej Europy. W polskim Londynie wszystkie stronnictwa polityczne zabiegały o uzyskanie wsparcia Waszyngtonu, będąc świadomymi, iż Stany Zjednoczone były kluczowym partnerem dla polskich starań niepodległościowych. Także jedną z przyczyn powołania w grudniu 1949 roku Rady Politycznej była chęć nawiązania ściślejszych kontaktów z amerykańskimi władzami. Jeszcze wcześniej, polskie MSW, zdominowane przez członków Stronnictwa Narodowego, od połowy 1948 roku zainicjowało rozmowy z Amerykanami na temat współpracy w dziedzinie łączności z Polską. Należy zgodzić się z Rafałem Habielskim, iż „Legitymacją dającą emigracji prawo do występowania na scenie międzynarodowej była sytuacja w Polsce. Chcąc jednak ważność tej legitymacji przedłużać, emigracja musiała choć w ograniczony sposób być obecna w kraju”. Amerykanie mieli pomóc w rozbudowie łączności z okupowanym przez komunistów krajem w zamian za informacje z kraju. Konieczność utrzymania łączności z rodakami w kraju tak uzasadniał jeden z pracowników Wydziału Krajowego Rady Politycznej – Kazimierz Tychota : „Potrzeba utrzymania łączności z Krajem wynika z obowiązków wobec Kraju, ciążących na emigracji. Nie można reprezentować narodu i jego poglądów bez łączności z nim. By móc pracować nad wyzwoleniem Kraju i narodowi w Kraju służyć, trzeba znać dokładnie i bieżąco położenie Kraju, jego potrzeby (…). Wobec hermetycznego odcięcia Kraju od kontaktów ze światem zewnętrznym na normalnej drodze, da się spełnić tylko poprzez przeniknięcie z zewnątrz do Kraju, co nie da się zrealizować inaczej, jak przez tajną akcję łączności z Krajem. Żaden bowiem tak zwany „mandat krajowy” nie ma wartości bez oparcia go o bieżący kontakt z narodem w Kraju”. Rozmowy z Amerykanami nie przyniosły początkowo efektów, a kryzys w rządzie RP wiosną 1949 roku doprowadził do jego opuszczenia przez polityków SN, którzy tworzą z innymi opozycyjnymi wobec rządu partiami wspomnianą wcześniej Radę Polityczną. W tej sytuacji dalsze rozmowy z Amerykanami prowadzono już pod szyldem Stronnictwa Narodowego oraz Rady Politycznej. Ostatecznie pertraktacje sfinalizował na wiosnę 1950 roku w Niemczech Kazimierz Sójka. Choć umowę zawarto z Departamentem Stanu, to jednak nie ulegało wątpliwości, iż głównym partnerem w realizacji tej umowy była CIA.
Na mocy umowy Rada Polityczna zobowiązała się do:
- współdziałania z akcją zimnej wojny Stanów Zjednoczonych,
- podtrzymywania w Kraju ducha oporu,
- rozbudowania w Kraju sieci rezydentów i informatorów,
- przygotowania sieci radio-nadawczych w Kraju,
- przesłuchiwania uciekinierów z Kraju”
W zamian za to strona amerykańska miała dostarczyć funduszy na:
„ – utrzymywanie aparatu łączności z Polską,
- rozbudowę i utrzymywanie grup informacyjnych,
- podtrzymywanie ducha oporu w kraju przez akcje ulotowe, afiszowe oraz zasilanie ludzi
pomocą pieniężną,
- utrzymywanie centrali w Londynie,
- pomoc materialną akcjom podziemnym”
Umowa gwarantowała jednak zupełną samodzielność polskiej akcji na Kraj, Amerykanie mieli jedynie ofiarować pomoc techniczna i materialną dla jej przeprowadzenia. W wyniku umowy założono dwie bazy – jedna, zwana placówką ”Północ”, funkcjonowała w strefie brytyjskiej z siedzibą w Oerlighausen, a potem w Mulheim-Ruhr; druga, zwana „Południe”, miała swoją siedzibę w Monachium, a potem w Bergu koło miasta Starnberg. Na czele placówki „Południe” stał najpierw Stanisław Kolendowski, a następnie Władysław Furka (z SN). Natomiast kierownikiem placówki „Północ” został Kazimierz Tychota, a po nim Wiktor Zdrzałka (z SN). Kierownikiem Działu Krajowego Rady Politycznej był Edward Sojka (SN), a jego zastępcami – Franciszek Białas (PPS) i Tadeusz Żenczykowski (NiD). Dział Krajowy koordynując akcję, jednocześnie wyraźnie zastrzegł, że jest „przeciw stawianiu czynnego oporu wobec reżimu komunistycznego (…), przeciw aktom dywersji i sabotażu, które pociągają za sobą zbędne ofiary”. Dla usprawnienia zdobywania i przekazywania informacji utworzono w kraju tzw. punkty informacyjne (PI), składające się z kilku osób. Łączność z krajem utrzymywano przy pomocy kurierów, tzw. „paczek specjalnych” oraz korespondencji. Łączność za pośrednictwem kurierów utrzymywała przede wszystkim placówka „Południe”. W sumie zorganizowano ponad 30 wypraw, spośród których prawie połowa zakończyła się fiaskiem. Bardzo duży odsetek wpadek spowodowany był obecnością agenta MBP w Dziale Krajowym Rady Politycznej. Ponadto kilka punktów informacyjnych a także kanałów przerzutowych kontrolowała komunistyczna bezpieka. Drugą metodą utrzymywania łączności, stosowaną przez ośrodek „Południe”, było wysyłanie poczta tzw. „paczek specjalnych” oraz zwykłej korespondencji do PRL. Paczki specjalne zawierały, obok artykułów spożywczych i odzieżowych, tajne materiały schowane przeważnie w puszkach o podwójnym dnie. Puszki takie były niemożliwe do prześwietlenia i nie różniły się wagą od oryginalnych. Stosując te metodę, nie zachowywano jednak należytej ostrożności – np. wysyłano paczki jednego dnia z tego samego urzędu pocztowego, z oznaczeniem tego samego nadawcy, w liczbie po 8-10 przesyłek do różnych adresatów w kraju. Niejednokrotnie zdarzało się, iż adresaci otrzymywali paczki zaadresowane tym samym charakterem pisma, mimo, iż nadchodziły czasem z różnych miast. Organizatorzy tej operacji nie zdawali sobie sprawy, iż w realiach totalitaryzmu komunistycznego wszystkie paczki przychodzące z Zachodu poddawane były szczegółowej kontroli przez służbę bezpieczeństwa, a odbiorcy takich przesyłek osobami podejrzanymi. Trzecim wreszcie sposobem utrzymywania łączności z krajem była korespondencja prowadzona przez obie placówki z wybranymi osobami w PRL, używając atramentu sympatycznego. Pisano w sposób konspiracyjny, używając szyfru „familijnego” (np. zdanie „Bolące gardło należy przepłukać” wskazywało, co trzeba zrobić z utajonym w liście tekstem aby go odczytać). Szyfry takie były jednak bardzo łatwe do odczytania dla fachowców z MBP. Dzięki umowie z Amerykanami nastąpiło w latach 1951-1952 niewątpliwe ożywienie nieformalnych kontaktów z Krajem. Organizatorzy tej akcji nie przestrzegali - o czym wspomniano wcześniej - podstawowych zasad konspiracji, co wynikało zapewne z braku rozeznania o skali infiltracji społeczeństwa polskiego przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Wszak w 1948 roku zarówno MSW jak i Sztab Naczelnego Wodza zaprzestały ze względu na olbrzymie ryzyko wysyłania kurierów do Kraju. Akcja na Kraj prowadzona przez Wydział Krajowy Rady Politycznej okupiona została licznymi ofiarami, które spowodowane zostały przez infiltrację kanałów łączności oraz placówki w Bergu przez komunistyczne MBP. Aktywną działalność przeciwko polskiemu wychodźstwu politycznemu prowadziły komunistyczne placówki dyplomatyczne w Europie Zachodniej oraz misje wojskowe LWP stacjonujące na terenie Niemiec. Jedną z takich akcji kierował ówczesny konsul generalny w strefie brytyjskiej w Niemczech Romuald Spasowski. Niezależnie „szef Polskiej Misji Wojskowej kierował równoległą akcją wykorzystywania własnych kontaktów z ludźmi niezadowolonymi, popierając w miarę potrzeb zasiłkami pieniężnymi”. Innym „zasłużonym” agentem bezpieki był Marcel Reich-Ranicki – konsul MSZ w Niemczech. Wedle raportów komunistycznego wywiadu na przestrzeni 1946-1948 „drogą poufną zebrano szczegółowe dane na temat składów osobowych zarządów organizacji emigracyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem przynależności partyjnej i ich powiązań z i ośrodkami dyspozycyjnymi”. Informacje o aktywnej działalności komunistycznej bezpieki docierały do polskiego MSW w Londynie. Wedle raportów doskonale orientowano się, że „aparat Bezpieki działa bardzo sprawnie i można śmiało twierdzić, że duża część akcji, prowadzonej przez czynniki związane z rządem polskim w Londynie jest zdekonspirowana”. Pomimo tej wiedzy oraz znajomości reguł konspiracji z lat wojny, kierownicy akcji Wydziału Krajowego Rady Politycznej popełnili wszystkie możliwe błędy, zdecydowanie ułatwiając komunistycznej bezpiece przeprowadzenie wyrafinowanej operacji. Na przełomie lat 40. i 50. bezpieka pod nadzorem sowieckich służb specjalnych przeprowadziła trzy wielkie prowokacje – grę „Cezary” z Delegaturą WiN, grę z podziemiem ukraińskim oraz grę z ośrodkiem w Bergu. Podejście do placówek Rady Politycznej w Niemczech Departament III MBP uzyskał po przejęciu kontroli nad kanałami łączności wykorzystywanymi w latach 1945-1948 przez polskie MSW i Stronnictwo Narodowe oraz w trakcie prowokacji z tzw. V Komendą WiN. Poufna obserwacja dróg łączności oraz tras kurierów pozwoliła UB na coraz głębszą inwigilację środowisk utrzymujących kontakty z emigracją. Pozostawiono pod dyskretną kontrolą wybrane kanały przerzutowe oraz niektóre osoby związane z obozem niepodległościowym, pozwalając im działać i nawiązywać nowe kontakty. Stało się tak w myśl zarządzenia MBP, które zalecało by „w wypadku uzyskania jakichkolwiek danych o sprawach dotyczących przerzutu należy mieć na uwadze, że akcja ta jest kierowana przez obcy wywiad (…), że przez każdą informację uzyskaną o przerzucie należy zmierzać do ujawnienia wszelkich dróg przerzutowych oraz do ich operacyjnego opanowania, a nie likwidacji”.
W MBP wytypowano do tej operacji dwie osoby – Jana Ostaszewskiego oraz Wandę Macińską. Wanda Macińska była żoną znanego działacza narodowego z okresu wojny – Tadeusza, aresztowanego pod koniec 1946 roku przez UB i skazanego na karę śmierci (zamienioną następnie na dożywocie). Stąd też przyjazd Macińskiej na Zachód nie wzbudził jakichkolwiek podejrzeń i została w końcu 1952 roku zatrudniona w placówce w Bergu. Jan Ostaszewski również wywodził się ze środowiska Stronnictwa Narodowego, będąc członkiem tej partii przed wojną oraz działając w strukturach konspiracyjnych obozu narodowego w czasie II wojny światowej. Po zorganizowanej w 1950 roku przez UB „ucieczce” z kraju został zatrudniony w placówce „Północ”, a potem przeniesiony do bazy „Południe”. Po wycofaniu obu agentów w końcu grudnia 1952 roku kierownicy Wydziału Krajowego Rady Politycznej nie wierzyli w ich zdradę, uznając, iż zostali oni porwani przez komunistycznych agentów. Pierwsze uderzenie MBP w sieć informatorów Rady Politycznej nastąpiło już w listopadzie 1951 roku, kiedy to bezpieka aresztowała ponad 30 działaczy związanych z placówką „Południe”. Aresztowania te nastąpiły wskutek wpadek kurierów oraz obserwacji adresatów przesyłek zagranicznych. Kolejna kontrakcja UB nastąpiła w listopadzie i grudniu 1952 roku, krótko przed decyzją o końcu prowokacji dotyczącej tzw. V Komendy WiN oraz wycofaniu agentów z Bergu. Tym razem w więzieniach znalazło się ponad 100 osób, w tym wszyscy członkowie punktów informacyjnych placówki „Północ” oraz członkowie rodzin prawie wszystkich pracowników aparatu łączności Wydziału Krajowego Rady Politycznej. Na dwa miesiące przed ucieczką agentów z Bergu, Amerykanie wycofali się ze współpracy z Radą Polityczną. Nikłe wyniki „:akcji na Kraj” , potwierdzenie podejrzeń o fałszowanie meldunków, spowodowały, iż w październiku 1952 roku zarządzili likwidację obu placówek Wydziału Krajowego. Możliwe, iż ta ich decyzja wpłynęła na termin zakończenia operacji komunistycznego wywiadu. Oprócz nagonki prasowej i oficjalnych protestów rządu PRL w Waszyngtonie, władze komunistyczne zorganizowały pokazowy proces duchownych z kurii krakowskiej, oskarżonych o rzekomą współpracę z wywiadem amerykańskim. We współpracę z ośrodkami Rady Politycznej w Niemczech zaangażowani byli – wedle sądu – wszyscy oskarżeni księża z ks. Józefem Lelito na czele. Sąd skazał 3 księży na karę śmierci, a pozostałych na długoletnie kary więzienia.
Dla komunistycznej władzy sprawa Bergu stała się znakomitą okazją do skompromitowania emigracji polskiej, ataku na Kościół w Polsce oraz zademonstrowania sprawności służb bezpieczeństwa. Akcja Rady Politycznej objęła tylko bardzo wąską część społeczeństwa polskiego i prawdopodobnie kierowana była przede wszystkim do resztek obozu narodowego, byłych członków PPS i WiN. Efekty wywiadowcze operacji okazały się bardzo mizerne. W sprawozdaniu napisano, iż „przywieziono z kraju prawie wszystkie książki telefonicznie, plany miast, kalendarze, roczniki, rozkłady każdy PKP i PKS; zorganizowano stała dostawę gazet i czasopism z Polski”. Oprócz tego „informacje krajowe z przesłuchań uciekinierów i bezpośrednio z kraju uzyskiwane przez moją placówkę dostarczono także „Biuru Informacyjnemu” Radio Wolnej Europy”. Kompromitacja Rady Politycznej pozwoliła prezydentowi Zaleskiemu na zdyskredytowanie opozycyjnych wobec niego stronnictw politycznych zaangażowanych w sprawę Bergu oraz zerwanie podpisanego w marcu 1954 roku tzw. Aktu Zjednoczenia. . W prasie emigracyjnej wskazywano, iż „Rada Polityczna uprawiała akcję wywiadowczą na terytorium Polski na rachunek państw obcych, bez wiedzy i aprobaty Rządu RP, co według Kodeksu Karnego z punktu widzenia formalnoprawnego jest przestępstwem”. W czerwcu 1954 roku w miejsce rozwiązanej Rady Politycznej powołano Tymczasową Radę Jedności Narodowej, jako forum reprezentacji ugrupowań politycznych, opozycyjnych w stosunku do obozu prezydenckiego. Akt ten doprowadził do wieloletniego podziału polskiej emigracji politycznej na dwa wrogie sobie obozy oraz w zdecydowany sposób osłabił autorytet emigracji w społeczeństwie w kraju.
Wybrana literatura:
Materiały do dziejów polskiego uchodźstwa niepodległościowego 1939-1990
Sprawozdanie komisji do rozpatrzenia spraw łączności z krajem Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego, ZH 1987 nr 79
P. Machcewicz – Emigracja w polityce międzynarodowej
Mobilizacja uchodźstwa do walki politycznej 1945-1990
Warszawa nad Tamizą. Z dziejów polskiej emigracji politycznej po drugiej wojnie światowej
T. Wolsza – Rząd RP na obczyźnie wobec wydarzeń w kraju 1945-1950
T. Wyrwa – Bezdroża dziejów Polski. Kraj i emigracja po 1 września 1939 r.
J. Jaruzelski – Stanisław Cat Mackiewicz 1896-1966
A. Friszke – Życie polityczne emigracji
H. Piecuch – Akcje specjalne
Nie wszyscy o tym wiedzą ZNOWU TROCHĘ CIEKAWYCH SPRAW:
Afery, grabieże i straty Polski:
Infonurt2 : skończyły się dobra gospodarki narodowej: teraz "kastruja" Polaków ( podatek katastralny) indywidualnie!!
1. Grabież srebra i złota FON plus cztery miliony dolarów przywiezionych z Londynu do Polski przez gen. Tatara. Strata FON – 4 miliony złotych.
2. "Urwanie łba" 195 wielkich afer dokonanych przez prominentów żydo-komuny (PRL). Dane w/g informacji prasowych lat 80-tych. Strata 12 bilionów złotych.
3. Grabież dobytku 300 rodzin tzw. wrogów ludu z Krakowa oraz występujących w mniejszym zakresie na terenie całego kraju wysiedleń w okresie bitwy o handel. Polegało to na wytypowaniu właściciela bogatego domu lub mieszkania. Wtajemniczeni UB-ecy właściciela zabijali lub aresztowali a majątek ich był przechwytywany przez morderców z Bezpieki. Straty 1 bilion złotych.
4."Urwanie łba" sprawie "wystrzał" (kradzież depozytów, wymuszanie okupu od cinkciarzy). Udziałowcami afery byli pułkownicy i generałowie MSW. Straty skarbu państwa - 2 biliony złotych.
5. Bitwa o handel z lat 1945-1950 pod nadzorem Żyda-Minca. Odebrano wówczas Polakom dorobek całego życia, dorobek wielu pokoleń polskich rodzin. Straty astronomiczne - 200 bilionów złotych.
6. Ograbienie Skarbu państwa w aferze alkoholowej, przechwycenie i zniszczenie Polskiego monopolu Spirytusowego i Tytoniowego. Straty astronomiczne - 50 bilionów złotych.
7. Ograbienie, okpienie, "wystrychniecie na dudka" półtora miliona Polaków z tytułu przedpłat mieszkaniowych. Bezdomni po 20 latach nie mają ani mieszkań ani pieniędzy. Straty astronomiczne 100 bilionów złotych.
8. Afera nabranych naiwniaków na bezpieczna kasę Grobelnego. Współudział ministra Krzaka. Straty - 3 biliony złotych.
9. Ograbienie 8 milionów emerytów z 40% składek ZUS. Polacy w pocie czoła pracowali za głodowe pensje dla Judeopolonii i w dobrej wierze odkładali ze swego wynagrodzenia 40% dla ZUS. Oszczędności te zostały zagrabione, a obecnie biedne państwo nie posiada funduszy na wypłacenie emerytur. Straty 100 bilionów złotych.
10. Ograbienie Skarbu państwa i Polaków przez tworzenie uprzywilejowanych
przedsiębiorstw i fundacji: żydowskie PAX, INKO, LIBELLA, Fundacja Nisenbauma, wszelkie inne Fundacje. Firmy te przez 47 lat nie płaciły i nadal nie płacą ceł i podatków. Straty 100 bilionów złotych.
11.Afera przemytnicza MSW Żyda gen. Matejewskiego. 18 tysięcy dukatów
plus złoto. Aferze urwano "łeb" a złoto podzielono miedzy mafiosów MSW. Straty - 18 tys. dukatów. 12. Afera MSW gen. Milewskiego (żelazo - żądło). Napady, rabunki przemyt złota. Sprawie urwano "łeb" a walory dewizowe podzielono miedzy wtajemniczonych mafiosów MSW. Straty 5 bilionów złotych.
13. Afera FOZZ Straty 10 bilionów złotych.
14. Afera rublowa, transfer z byłego ZSRR. Straty skarbu państwa 8 bilionów złotych.
15. Afera rublowa, transfer z b. NRD. Straty Skarbu państwa 12 bilionów złotych.
16. Afera Art-B w tym zniszczenie Ursusa. Straty 20 bilionów złotych.
17. Afera paszportowa, machloja polskich Żydów MSW z angielskimi Żydami. Wydmuchanie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Straty Skarbu Państwa 16 milionów dolarów (US)
18.Afera z zakupem śmigłowca Bella. Machloja amerykańskich Żydów z polskimi Żydami. Za zniszczenie polskiego przemysłu lotniczego, nasi rodzimi targowiczanie pobrali 5 milionów dolarów łapówki. Z tego powodu 70 tysięcy polskich robotników (wysoko wykwalifikowanych) poszło na bruk. Zdolność obronna Polski została obniżona. Zniszczono fabryki przemysłu lotniczego i obronnego, które były wybudowane po 1918 roku z inicjatywy Kwiatkowskiego (COP) i wysiłkiem całego Narodu. Budowa COP-u miała na celu przygotowanie Polski przed agresja Hitlera i Stalina. Straty 100 bilionów złotych.
19. Ograbienie Polaków przez odebranie działek budowlanych, ziemi, lokali handlowych, placów prawowitym właścicielom. Tylko w Warszawie odebrano 20 tysięcy działek, które prawem Chanuka przydzielono oczywiście tylko Żydom i masonom. Np., przy ul. Sobieskiego, Nowoursynowskiej, Wolicy i wielu dzielnicach Warszawy i kraju. Przy Al. Wilanowskiej w Warszawie na terenie odebranych bezprawnie działek nomenklatura PZPR wybudowała przepiękne wille o czerwonych dachach. Społeczeństwo Warszawy nazywa ten super ekskluzywny zakątek "Zatoka Czerwonych Świn". Należy do tego jeszcze dodać, ze Kiszczak i jego kolesie żydowskiego pochodzenia (sama generalicja i pułkownicy), budowali wille silami żołnierzy poborowych. Budynki te potem sprzedali po spekulacyjnych (przepraszam rynkowych) cenach, an czym zarobili po 100.000 dolarów. Straty w skali kraju 10 bilionów złotych.
20. Pozbawienie Polaków poszkodowanych przez Trzecią Rzeszę Niemiecką odszkodowań za roboty przymusowe i obozy pracy przymusowej w czasach okupacji. Straty 500 miliardów Marek zachodnioniemieckich.
21. Koszty stanu wojennego poniesione przez żydo - generalską mafię w obronie swych mafijnych interesów. Straty ekonomiczne 25 miliardów dolarów (US).
22. Koszty utrzymania mafijnego PRONU przez 10 lat 10 bilionów złotych.
23. Machloje z przekształceniem 1600 największych fabryk polskich. Odebranie Narodowi i przekazanie obcym. Straty astronomiczne. Jest to powtórka bitwy o
handel z czasów Żyda Minca w latach 1945-1949. Straty 100 bilionów złotych.
24. Bizantyjska rozrzutność w kancelariach prezydenta i jego pałaców i ukrytych pieniędzy na różnych kontach przepadło FON. Straty 10 bilionów złotych.
25. Zniszczenie ciężkiego przemysłu zbrojeniowego. Porwanie 6 handlowców w celu wyeliminowania Polski z arabskich rynków zbytu. Pozbawienie Polski taniej ropy z Iraku i eksportu budownictwa. Straty z tytułu utraty rynków arabskich – 10 miliardów dolarów.
26. Rakietowa machloja żydo-polskich generałów z żydo-sowieckimi generałami na zakup od sowietów przestarzałych rakiet na wyposażenie Wojska Polskiego. Fakty te opisywał i wyliczył straty płk. Rajski ("Nowy Świat" z 11.03.1992). Polska zapłaciła za złom rakiet. Strata 60 miliardów dolarów.
27. Grabież 6 ton złota plus monety o wartości numizmatycznej, znalezione zostały w 1982 roku w Lubiążu na Dolnym Śląsku. Poszukiwań dokonali saperzy WP oraz lotnictwo LWP za cenę ogromnych kosztów. Znaleziony skarb został przekazany do żydowskiego banku "Zloty Cielec" - jako własność
"Sanchedrynu" (Tajny Rząd żydowski). Monetami srebrnymi i złotymi podzielili sie wtajemniczeni mafiosi wybranego narodu "cyklistów": Jaruzelski, Poradko, Kiszczak, Barański, oficerowie SB: Siorek, Liwski i Zbigniew Dzięgielewski, gen. Bula. Resztki tego złota w ilości 2 kg odkryła przypadkowo służba porządkowa w piwnicach Belwederu, które zapomniał gen. Jaruzelski. Ciekawe? Który to Rasputin ukrył złoto? Fakty te opisał "Wprost" z 7.06.1993. Wojskowa Prokuratura w Warszawie na podstawie prawa Talmudu urwała "łeb" sprawie. Straty skarbu państwa
- 6 ton złota plus monety złote i srebrne.
28. Na koszta kampanii wyborczej w wyborach 27 października 1991 roku - Komitety Wyborcze (te wtajemniczone) pobrały pożyczki w NBP w wysokości 6 bilionów złotych. Pieniędzy tych nie zwrócono do banków do dnia dzisiejszego. Na interpelacje poselska w tej sprawie Salcia Waltz wykręciła się tajemnica bankowa. Według Salci Waltz Polski Naród nie Mozę dowiedzieć sie prawdy o tym, jak jest okradany. Właśnie za te ukradzione Polakom pieniądze oplakatowano rabinami cala Polskę. Za te pieniądze wybraliśmy 70% "Knesetu" (parlament Izraela) a nie polski Sejm. 29.
Afera Gawronika, który do spółki z płk. Grzybowskim z Wojsk Ochrony Pogranicza, w noc sylwestrowa 1988/89 rekami żołnierzy poborowych pobudowali 80 kantorów wymiany walut na granicach PRL. Wszystkie zezwolenia Gawronik załatwił o godz. 24 w nocy. Polski Kowalski na taka decyzje administracyjna czekałby miesiące a nawet cale lata.
Afera Gawronika mogła być zrealizowana, bo byla wykonywana w interesie
"Złotego Cielca" i do Spółki z ówczesnym ministrem finansów, który uprzedził Gawronika o wprowadzeniu wolnej wymiany walut. Łącznie afery Gawronika Art-B, Ursus, kantory przekraczają sumę 5 bilionów złotych.
30. Afera dewizowa biznesmena z żelaza. Kazimierz Janosz do spółki z I Departamentem MSW przywiózł z przemytu 200 kg złota. Złoto to rozpłynęło sie w depozycie MSW. Zapytajcie Milczanowskiego jakie to krasnoludki ukradły omawiane złoto. Strata skarbu pastwa wynosi – 200 kg złota.
31. Afera pomocy dla bezrobotnych? Polska otrzymała rzekoma pomoc dla bezrobotnych z banku "Zloty Cielec" w wysokości 100 milionów dolarów na lichwiarskie procenty. Z tej sumy aż 30 milionów (USD) wypłacono doradcom zachodnim. Polscy bezrobotni z tych pieniędzy nie otrzymali ani centa. Właśnie za pieniądze dla bezrobotnych bawią się zagraniczni doradcy w hotelu "Mariot". Miesięcznie ich wynagrodzenie wynosi 40 tys., dolarów. Fakty te omówił w "Listach o gospodarce" red. Bober w styczniu 1994 roku. Straty Skarbu Państwa wynoszą 100 milionów USD kredytu plus odsetki (lichwa) = 100 milionów USD.
32. Afera banku śląskiego. Dwaj Żydzi Kowalec i Borowski rąbnęli z banku śląskiego 10 bilionów złotych. Nie podlegają sadowej odpowiedzialności, ponieważ jako wybrańcy narodu są wyjęci spod polskiego prawa. Podlegają pod prawo Mojżeszowe. Straty Skarbu Państwa - 10 bilionów złotych. Razem straty Skarbu Państwa wynoszą: - 954 bilionów złotych, - 6 ton 200 kg złota, - 18 tysięcy dukatów, - 500 miliardów DM, - 95 miliardów 20 milionów US Dolarów do tego bilansu należałoby doliczyć nigdy niewypłacone wielomiliardowe odszkodowania za agresje, zniszczenia wojenne, ludobójstwa od Niemiec, Rosji, Izraela, (żydostwo masowo brało udział po stronie hitlerowskich Niemiec i żydobolszewickiej sowieckiej Rosji w rzeziach ludobójczych dokonywanych na Polakach, a po wojnie w stalinowskim aparacie terroru) Oblicza się, że straty
Polski w wyniku niemieckiej agresji 1939 - 1945, wynosiły około 500 mld USD (można przyjąć, że przejęte przez ZSRR polskie ziemie z istniejącym na nich majątkiem stanowią stratę porównywalną), odszkodowania za zdradę i złamanie umów i paktów od USA i Anglii, oraz za zdradliwe oddanie Polski w niewole Stalinowi i 45 lat żydokomunizmu. W wyniku akcesji do UE Polska straciła (wg różnych źródeł) od 600 mld USD do 2 bln USD. W wyniku akcesji do UE i spłat
długów Polska w latach 2004-2006, ponosi straty w wysokości ok. 80 mld
USD rocznie. W tym strasznym rejestrze pogrzebana jest przyczyna polskiego kryzysu i luka w budżecie państwa. Wartość zagrabionych walorów dewizowych przekracza dwukrotnie roczny budżet państwa. Gdyby rząd Polski powołał specjalne organa w tej sprawie i odzyskał zagrabione fundusze, to Polska stałaby sie najbogatszym krajem świata - mlekiem i miodem płynącym. (przy jednoczesnym zreformowaniu systemu monetarnego likwidującego całkowicie żydowską lichwę). Niestety! Żydzi są wszędzie, sędziowie, prokuratorzy, prawnicy, politycy ukrywają łeb lub nie wszczynają śledztwa w każdej sprawie, gdzie sprawcami są żydzi, bo prawo Talmudu jest nadrzędnym prawem nad polskim prawem tubylczym. Jerzy Truchlewski
Nasi rodzimi skandaliści wprowadzają bezkarnie to samo, co robili na Zachodzie dwie, trzy dekady temu
W wywiadzie na łamach tygodnika "Uważam Rze" prof. Marek Jan Chodakiewicz, profesor historii, szef Katedry Studiów Polskich w Institute of World Politics w Waszyngtonie stwierdza, że projekt Unii Europejskiej, pomyślany, jako mechanizm prorozwojowy, dziś jest dla jej członków ograniczeniem:
Projekt zarysowany jako wspólnota wolnego handlu zmienił się w coś co można nazwać etatystycznym projektem o posmaku eurokomunistycznym. (...) Zmiana nastąpiła gdy stery przejęło pokolenie rewolty zachodniej z marca 1968. (...) Projekt Unii Europejskiej miał dawać rozwój jej członkom, ale dziś ich ogranicza i blokuje. Miał dawać rozwój, a daje stagnację. To hybryda, której głównym celem jest spętanie nacjonalizmu, bo w oczach jej władców nacjonalizm oznacza wojnę. I temu wszystko podporządkowali nie patrząc, że pokój może być też pokojem grobowym, może oznaczać martwotę.
Na stwierdzenie, że tak zwany europejski styl życia jest jednak dość atrakcyjny, bo ludzie mniej pracują niż w Stanach, a standard życia jest co najmniej porównywalny, Chodakiewicz odpowiada: Bo Europa została wstawiona na dobre tory i siłą rozpędu po nich jedzie, bo miała amerykański parasol ochronny w czasie zimnej wojny. Co będzie jak ten nadany rozpęd się skończy, a Stany się z kontynentu wycofają?
Czyli to schyłek, a nie trwały model? Tak sądzę. Jeżeli promowany obecnie model społeczny, dający dorosłym wolność poniżej pasa, a młodszym też wolność poniżej pasa plus narkotyki się upowszechni, to nie ma siły żeby to funkcjonowało na dłuższą metę.
W stanach też to jest? Jest, ale jednak samoograniczające się, a nie jak w Europie eksplodujące, ogarniające wszystko. W Ameryce młodzież kończąca uniwersytety jest szybko wciągana w tradycyjny system, kupuje dom, zaczyna pracę, ma rodzinę, myśli inaczej. Wolny rynek ich ujarzmia, wymazuje badziewie, które nawet na uczelni włożyli im do głowy - podkreśla rozmówca "Uważam Rze". Ważnym wątkiem jest też ofensywa lewicy na polu kultury i odpowiedź na pytanie dlaczego tak dużo jej wolno:
Bo mają media, prawników, instytucje. Dlatego dziś w Polsce wprowadzają bezkarnie to samo co robili na Zachodzie dwie, trzy dekady temu. Madonny z kału, Chrystus w moczu – to wszystko już było, nasi deprawatorzy są straszliwie banalni. Ale oczywiście ta bestia też nie zna granic. Chyba w 1983 roku głośna była „instalacja”, wernisaż mający rzekomo przestrzegać przed AIDS. Wchodząc do dużego hangaru trzeba było wytrzeć buty w amerykańską flagę bo wiadomo, Reagan to „faszysta”. A potem drzwi się za nimi zamykały, światło gasło. I nagle czuli, że coś na nich leci. Coś lepkiego i ciepłego. Gdy zapalono światło zobaczyli, że to krew cieknąca z ran tnącego się brzytwą „artysty”, podwieszonego na trapezie na suficie, który sam miał AIDS. Takie koszmarki już były. Przy okazji jak rozumiemy możemy przestrzec gości progresywnych wernisaży w Polsce. Prędzej czy później ktoś to skopiuje. Zapewne tak, choć to już takie nudne. Każda herezja prędzej czy później się wypala. I zjada własny ogon. Nie mogliśmy wyjść ze zdumienia jak krzycząca o godną pamięć żydowskiego cierpienia w czasie Holocaustu „Wyborcza” zaczęła pochwalać „instalację artystyczną” polegającą na „zabawie w berka” w komorze gazowej… haniebne. Wstrętne. I nagle konserwatyści muszą się bić o elementarny szacunek dla ofiar Zagłady. Bo to wszystko co tamci mówią o tym jest instrumentalnym wykorzystaniem tego cierpienia, tamtej tragedii. Im nie chodzi o Żydów, im chodzi o walenie pałką Holocaustu po głowie polemistów i przeciwników politycznych. Stosują klasyczną już redukcję ad Hitlerum. Każdy polemista zostaje sprowadzony do faszysty czy nazisty. Dobrze o tym pamiętać gdy kogoś kolejnego obrzucają tymi epitetami mówi prof. Chodakiewicz dodając, że lewica poszła drogą komunisty Antonio Gramsciego, który wskazywał, że celem lewicy nie jest zdobycie władzy politycznej, ale kulturowej. Przejmowanie kolejnych instytucji i wtedy przebudowa społeczeństwa:
To się udało. Ale błędem byłoby sądzenie, że lewica ma jakieś zastępy błyskotliwych kadr. Nie, dzisiaj to są dość kiepskiej jakości intelektualnej klony. Takich właśnie naśladowców chcą ich szefowie, stąd wrażenie, że wszyscy ci komisarze politycznej poprawności, i tam i tu, są tak straszliwie wtórni i banalni - mówi. Prof. Marek Jan Chodakiewicz
Tusk obudził się przy wrogim przejęciu „Tarnowa” przez Rosjan Dobrze więc że ABW na tyle „nastraszyła” premiera Tuska, że jeszcze niedawno nie widział ideologicznych przesłanek aby mówić nie inwestorom z Rosji ale ostatnio je na szczęście zobaczył.
1. Od paru dni minister Skarbu Państwa Mikołaj Budzanowski co i rusz zabiera głos w mediach i informuje opinię publiczną, że nie pozwoli na tzw. wrogie przejecie Zakładów Azotowych w Tarnowie przez rosyjską spółkę Arcon.
Wezwanie do dotychczasowych akcjonariuszy”Tarnowa”, Rosjanie skierowali już w połowie maja najpierw proponując po 36 zł na jedną akcję, a po braku odzewu na tę ofertę, sformułowali następną proponując nawet po 45 zł za akcję.
Nie wiadomo jak to wezwanie się ostatecznie skończy (wczoraj minął jego termin), czy po ostrych wystąpieniach ministra, na odsprzedaż akcji zdecydują się niektóre OFE ale sam resort skarbu przeforsował w poprzednim tygodniu na walnym zebraniu akcjonariuszy „Tarnowa” podniesienie kapitału akcyjnego spółki nawet o 75% i skierowanie nowej emisji do akcjonariuszy Zakładów Azotowych w Puławach. W ten sposób minister Budzanowski uciekł do przodu, proponując fuzję „Tarnowa” i „Puław” zablokował wrogie przejęcie tego pierwszego, choć nie można wykluczyć, że Rosjanie jednak przejmą mniejszościowy pakiet jego akcji.
2. Skąd ta determinacja rządu Tuska w tej sprawie. Okazuje się, że od paru miesięcy przed tym wrogim przejęciem ostrzegała rząd Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, pisząc w stosownych notatkach, że Rosjanie obawiając się już za kilka lat dostępności dla zakładów chemicznych w Polsce, znacznie tańszego niż rosyjski gazu ziemnego (z łupków, bądź skroplonego LNG w Świnoujściu), chcą przejmować jego największych odbiorców ww Polsce (zakłady w Tarnowie wykorzystują około 10% ogólnego zużycia gazu w Polsce). To dobrze, że po 5 latach rządzenia przychodzi wreszcie otrzeźwienie w sprawie zachowań kapitału rosyjskiego przy przejęciach firm szczególnie w Europie Środkowo – Wschodniej. Szkoda, że nie było go wcześniej kiedy Rosjanie z rozmysłem ograniczali możliwości rozwojowe rafinerii w Możejkach kupionej parę lat temu przez spółkę Orlen. Nawet po opublikowaniu w mediach informacji,że to na skutek decyzji wydanej przez wicepremiera rosyjskiego rządu Igora Sieczina, rosyjska firma zaprzestała dostaw ropy naftowej , ropociągiem do Możejek ,nie było żadnej reakcji polskiego rządu. Choć w tym samym czasie Rosjanie negocjowali swoje członkostwo w WTO i wykazanie im praktyk politycznego utrudniania transakcji handlowych, dawało szansę na wymuszenie ich zaprzestania.
3. Premierowi Tuskowi nie przeszkadzało także w praktyce oddanie władzy Rosjanom w spółce EuRoPol Gaz zajmującej się transportem gazu eksportowanego przez Gazprom do Europy Zachodniej. Zgoda rządu Tuska na wypchnięcie z EuRoPol Gazu, polskiej prywatnej spółki Gaz Trading, oznacza, że to Rosjanie przejęli pełnię władzy w tej firmie, co więcej zgodzono się także na ogromne obniżenie opłat za transport gazu przez Polskę co stawia funkcjonowanie EuRoPol Gazu na progu opłacalności. Ale to nie wszystko. Była przecież zgoda rządu Tuska na kontynuację prywatyzacji Lotosu poprzez sprzedaż ponad 50% akcji tego koncernu. Wiadomo było z informacji prasy rosyjskiej, że jedyną zainteresowaną jest rosyjski Rosnieft. Tusk mówił wtedy tak „nie ma żadnych ideologicznych przesłanek aby mówić nie inwestorom z Rosji” ale sprzeciw opinii publicznej był tak wielki, że rząd zamroził plany tej prywatyzacji. Już po ostatnich wyborach wpłynęła do Sejmu obywatelska inicjatywa ustawodawcza, wsparta blisko 200 tysiącami podpisów, zakazująca prywatyzacji Lotosu i o dziwo nie udało się jej odrzucić rządzącej koalicji. Wprawdzie tkwi ona zamrożona w sejmowej komisji skarbu ale rząd już nie napiera na tę prywatyzację. Dobrze więc że ABW na tyle „nastraszyła” premiera Tuska, że jeszcze niedawno nie widział ideologicznych przesłanek aby mówić nie inwestorom z Rosji ale ostatnio je na szczęście zobaczył. Kuźmiuk
Homofobia i gejofobia Jeżeli homofobię uznać należy za przypadłość karygodną to gejofobia, w czasach publicznej aktywności Roberta Biedronia, wydaje się naturalną reakcją na terror sex-dziwadeł. Receptą jest wprowadzenie zakazu manifestowania swojej orientacji seksualnej. Homofobia w Polsce jest tak samo poważnym problemem jak trzęsienia ziemii. Jeśli gdziekolwiek wystąpi, warto ją odnotować jako swoistego rodzaju ciekawostkę. Przy czym różnica między obydwoma tymi zjawiskami polega na tym, że homofobia jest zjawiskiem paradoksalnym czyli wewnętrznie sprzecznym. Homofob to - jak wynika z definicji - ktoś, kto nie lubi innej osoby za to, że jest ona orientacji homoseksualnej. Podstawą homofobii jest więc wiedza. Wiedza o tym, że ten czy inny człowiek jest homoseksualistą. A wiedza taka jest powszechna tylko wtedy, gdy ludzie powszechnie mówią o swojej orientacji seksualnej. Tymczasem sprawy seksualności są sprawami intymnymi, czyli - jak sama nazwa wskazuje - takimi, o których się nie mówi. Jeśli więc nie mówimy o sprawach seksu to nie istnieje problem homofobii. Nie możemy kogoś nienawidzieć za jego orientację seksualną, bo o niej nic nie wiemy. Jeśli więc homoseksualiści uprawiają miłość we własnych domach, w czterech ścianach i nie wychodzą z tym na forum publiczne, to jest to ich sprawa i problemu nie ma. Nie ma też homofobii. Część homoseksualistów (vide poseł Biedroń) swoją orientację seksualną uczyniła głównym (lub wyłącznym) tematem publicznych wypowiedzi i głównym powodem swoich roszczeń (także politycznych). Tym właśnie różnią się homoseksualiści od gejów. Homoseksualiści żyją spokojnie i nikomu nie wadzą, a o sprawach życia płciowego nie mówią. Tymczasem agresywni "geje" mówią tylko o tym aż do znudzenia, szukają jakichś dziwnych rozwiązań nieistniejących problemów, domagają się "praw", "przywilejów" i nie wiadomo czego jeszcze. "Geje" również nie mają skrupułów w organizowaniu manifestacji, parad równości i innych imprez, gdzie manifestuje się tylko ich homoseksualizm, przy czym nie zwykli nikogo pytać o to czy takie demonstracje mu się podobają czy nie. W efekcie irytować sie muszą ci, którzy przez przypadek lub kaprys losu znaleźli się (nie daj Boże z dziećmi) w miejscach manifestacji. Lobby gejowskie - i to jest jego największa wada - rości sobie również prawo do ingerencji w życie nie-gejów. Lobby gejowskie domaga się prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, prawa do aborcji, eutanazji, wyrugowania religii z życia publicznego. Domaga się również specjalnych przywilejów i praw, a nawet (jak ostatnio we Francji) parytetów na listach wyborczych. Lobby gejowskie popiera wszelkie formy ucisku i represji np ustawę o przymusowych szczepionkach, kontrolę państwa nad rodziną, prawo do zabierania dzieci rodzicom itp. Rodzi to więc "gejofobię" - odruch obronny przed terrorem gejów, który to ruch nie wynika z żadnej nienawiści tylko z logicznego i uzasadnionego sprzeciwu wobec "gejów", którzy po chamsku chcą wchodzić z butami w nasze życie, stawiając przy tym na głowie wszelkie istniejące normy kulturowe. Przyczyną "gejofobii" nie są żadne uprzedzenia tylko odruchy obronne przed chamskim terrorem lewaków utrudniających nam życie. Dlatego jeśli chcemy walczyć z "homofobią" i "gejofobią" to trzeba wprowadzić zakaz manifestowania swojej orientacji seksualnej. I problem zniknie natychmiast. Tyle tylko, że na takie rozwiązanie nie zgodzi się lobby gejowskie. Bo jemu nie chodzi o likwidację problemu tylko o kreowanie problemu. Szymowski
Serafin ujawnił taśmę , aby nie popełnić samobójstwa? Serafin "komuś zależy, żeby zlikwidować kolejnego lidera ruchu ludowego. Janowskiego otruto, Leppera zamordowano, a teraz kolej na mnie... Taśma ujawniła to o czym wszyscy, poza prostymi lewicowcami wiedzą. II Komuna to patologia, republika kolesi , bambusoland . Korupcja , nepotyzm, kumoterstwo,mafie urzędnicze, zwykłe łajdactwo i prymitywizm kolesi . Zdemoralizowane , bezideowe elity okradające Polaków. Elity należy wziąć w cudzysłów , bo nomenklatura II Komuny to w gruncie rzeczy zwykła prymitywna żulia gotowa sprzedać wszystko i wszystkich. Kto ujawnił nagranie? . Dlaczego Serafin dokonał tej prowokacji i dla kogo ? W jakim celu tego dokonano . Z pewnością nie chodziło o jakiś drobny szantażyk , wymuszenie kontraktu dla wybrane firmy, czy stołka . Bo to Serafin bez problemu by uzyskał od otaczającej go politycznej żulii . Sprawa była dużo grubsza i musiała dotyczyć konfiguracji polskiej sceny politycznej, a co za tym idzie o kontrolę władzy i sojusze , kierunek polityki zagranicznej ,czy zwykłe okradnie Polaków na prawdziwe pieniądze , na miliardy. Serafin ujawniają taśmy dokonał politycznego samobójstwa. Dokonał też egzekucji PSL , dobił tą kunktatorska , na wskroś zdemoralizowaną partię . Taśma ta z punktu widzenia inżynierii władzy miała wartość tylko jako narzędzie szantażu pozwalającego ustawić władze w PSL , zapobiec ewentualnej koalicji , czy współpracy z PIS. Być , może taśmy te były przyczyną samobójczego poparcia przez PSL prawa zapędzającego Polaków do pracy aż do śmierci nazwanego w języku nowomowy II Komuny reforma emerytalną . Serafin musiał się zorientować , że taśmy te miały miały tylko wtedy swoją wartość jeśli prowokator nie mógłby w pewnym momencie ujawnić kulis , czyli dla kogo było nagranie i jakie polityczne i ekonomiczne skutki dla Polski miał szantaż . Ujawnienie w jakimkolwiek momencie z jakichkolwiek powodów tych kulis mogłoby spowodować polityczne trzęsienie ziemi o niewyobrażalnych skutkach. Serafin zrozumiał ,że lepsze polityczne samobójstwo od kontaktu z seryjnym samobójcą . Że bezpieczeństwo może mu zapewnić jedynie ujawnienie taśm . Serafin nie bez powodu ni z gruszki ni z pietruszki stwierdził , na co zwrócił uwagę Krzysztof Jaw „Nie nagrywałem tej rozmowy, nie mam z tym nic wspólnego. To jest brutalna prowokacja, która mnie poraża. A ludzie, którzy to robią nie mają skrupułów. Nie będę tego komentował, nie biorę udziału w żadnych intrygach w PSL-u. Jest mi przykro, że wielu ludzi ma teraz z tego powodu problemu. Zostałem wkręcony, komuś zależy, żeby zlikwidować kolejnego lidera ruchu ludowego. Janowskiego otruto, Leppera zamordowano, a teraz kolej na mnie... „.....( źródło )
Publiczne stwierdzenie o zmordowaniu Leppera metodą na „samobójcę „ i otrucie Janowskiego dodatkowo i zabezpiecza życie Serafina na przynajmniej kilka lat . Tera trudniej byłoby ludziom nawet tym z wypranymi propagandą reżimowych mediów mózgami uwierzyć ,że Serafin się powiesił lun strzelił sobie w głowę , czy że struł się śmiertelnie kiełbasą czy wódką . Tym bardziej że zapewne zdeponował gdzieś materiały dotyczące sprawy. Ludzie się uczą , uczą się też potencjalni samobójcy . Oczywiście to są tylko moje domniemania, ale warto zwrócić uwagę ,.że swojego seryjnego samobójcę mają też Litwini . Tam seria samobójstw dotknęła świadków i ludzi związanych z aferą pedofilską w którą zamieszani byli między innymi sędzia Sadu Najwyższego i członek kierownictw litewskiej służby bezpieczeństwa Marek Mojsiewicz
Żydowski filantrop i rosyjski oligarcha potknął się na tarnowskich Azotach Na Ukrainie doradzał Wiktorowi Juszczence, w Polsce odbierał medale. Jest w czołówce najbogatszych Rosjan, dobrze radzi sobie w Iranie i Chinach. Ma dobrą prasę w Europie, która widzi w nim żydowskiego filantropa. Ale w walce o Zakłady Azotowe Tarnów poległ. Kim jest Wiaczesław Mosze Kantor? Kontrolowany przez Wiaczesława Mosze Kantora Acron Group należy do pierwszej ligi szemranych biznesów na świecie. Urodzony w 1953 r. w Moskwie i legitymujący się dwoma paszportami – rosyjskim i izraelskim – Kantor jest mistrzem podejrzanych przejęć i dziwnych schematów finansowych. Ten były doradca prozachodniego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki i odznaczany polskimi medalami filantrop żydowski to wzorcowy przykład prestidigitatora finansowego. Misja w Polsce była tylko jednym z jego wielu przedstawień. Kantor działał i działa globalnie. W Chinach, Kanadzie, Szwajcarii, Estonii czy USA.
Kantor z Acronem związany jest od początku lat 90. Wcześniej były szare lata komuny i praca w moskiewskim laboratorium zajmującym się technologiami kosmicznymi, z którego w 1986 r. został wyrzucony po oskarżeniach o sprzedaż sekretów za granicę. Na dobre rozkręcił się dopiero w 1993 r. Wówczas w ramach chaotycznej prywatyzacji za bezcen (200 tys. dol.) początkujący biznesmen przejął 35 proc. udziałów w czołowej sowieckiej firmie azotowej Acron, która rocznie produkowała 4 mln ton nawozów. Rok później do koszyka Kantora trafił smoleński Dorogobuż, kolejna firma z branży azotowej. Ich przejęcie nie byłoby możliwe, gdyby nie znajomość z Giennadijem Burbulisem, jednym z najbardziej wpływowych doradców prezydenta Borysa Jelcyna na początku lat 90. Dziś Kantor jest na 39. miejscu w rankingu najbogatszych Rosjan publikowanym przez magazyn „Forbes”, z majątkiem szacowanym na 2,3 mld dolarów. – W ciągu niecałych dwóch dekad przejął 84 proc. udziałów w Acronie. Dziś jest trzecim największym producentem w rosyjskiej branży chemicznej – mówi DGP Kiriłł Taczennikow z rosyjskiej filii UBS. Oligarcha od lat mieszka w Szwajcarii. Jeśli bywa w Rosji, to tylko w związku z interesami firmy. Ci, którzy chcą widzieć Kantora jako agenta Kremla, są w błędzie. Paradoksalnie, wejście pod koniec lat 90. na scenę rosyjską Władimira Putina oznaczało dla oligarchy koniec dostępu do ucha władzy. Relacje z nowym prezydentem ograniczyły się do kilku wyjazdów zagranicznych do Niemiec, Szwecji czy Norwegii. Nowy prezydent po prostu zaczął czyścić jelcynowską elitę. – Putin nie ufał tym ludziom. Nikt nie mówił tego wprost, ale chodziło głównie o ludzi z żydowskimi korzeniami. Na emigrację trafili m.in. Władimir Gusinskij, były szef niegdyś największej rosyjskiej telewizji niezależnej NTW. Do Londynu ucieka Borys Bieriezowski, a Michaił Chodorkowski trafia za kratki. Kantor nie miał ambicji politycznych i deklarował lojalność wobec nowych władz, ale i tak został odsunięty na margines – mówi DGP politolog Aleksiej Makarkin. Sytuacja Kantora pogorszyła się jeszcze bardziej w 2006 r. Wówczas został zatrzymany na lotnisku w Tel Awiwie. Podejrzewano go o współudział w handlu ukraińskimi pociskami X-55, które miały trafiać do Iranu i Chin. Jak przyznał później w wywiadzie dla „Financial Timesa” były ukraiński prokurator generalny Swiatosław Piskun, z Ukrainy do Iranu i Chin w czasie prezydentury Leonida Kuczmy miało trafić 18 rakiet samosterujących X-55. Pośrednikami w tych transakcjach były dwie zarejestrowane w rajach podatkowych firmy – Isofert Trading INC i Transchem International INC. Do kwietnia 2005 r. te firmy miały udziały w Acronie. Kantor przetrwał i tę burzę. Już po pomarańczowej rewolucji w latach 2005 – 2007 był doradcą prozachodniego prezydenta Wiktora Juszczenki.
– Od momentu dojścia do władzy Putina Acron ma problem z poszerzaniem swojego imperium biznesowego w Rosji – mówi w rozmowie z DGP analityk VTB Capital Kevin White. – Firma próbuje sobie to rekompensować na rynku zagranicznym – dodaje. Modus operandi za granicą budzi jednak wiele wątpliwości. W 2002 r. Kantor kupił upadającą chińską fabrykę produkującą nawozy Red Sun (dziś nosi nazwę Hunżi-Akron). – Choć brakuje oficjalnej dokumentacji, wiadomo, że firma działa na granicy rentowności – mówi w rozmowie z DGP White. Jednak jak twierdzi gazeta „Moscow Post”, kupno nierentownej firmy to nie tylko próba wejścia na chiński rynek chemiczny. Chodziło głównie o zamianę aktywów nabytej firmy na realne pieniądze, które trafią do kieszeni Kantora, który jest głównym udziałowcem. Kantor kupił bowiem firmę jako osoba prywatna. W 2006 roku odsprzedał 51 proc. udziałów Acronowi. W 2008 r. Kantor kupił warte 60 mln dol. 24 licencje na kanadyjskie złoża potasu w prowincji Saskatchewan. Jednak nie po to, by je eksploatować. W tym roku Acron odsprzedał prawo do 8 złóż za 110 mln dol. chińskiej Yankuang Group Corporation Limited. W Polsce i w Europie Zachodniej Kantor znany jest nie od dziś. Jednak nie jako biznesmen, lecz filantrop. Sławę poza krajem zdobył jako działacz społeczności żydowskiej. W 2007 r. stanął na czele Europejskiego Kongresu Żydowskiego, organizacji zrzeszającej 3 mln osób. W 2011 r. przez izraelski dziennik „Jerusalem Post” został uznany za jednego z najbardziej wpływowych Żydów na świecie. W Polsce Kantor współtworzył Europejską Radę ds. Tolerancji i Pojednania, na której czele obecnie stoi były polski prezydent Aleksander Kwaśniewski. Za zasługi dla społeczeństwa żydowskiego w 2011 r. Kantor został odznaczony także medalem polskiej Fundacji Ekumenicznej Tolerancji. Wcześniej podobną nagrodę dostali prezydent Barack Obama i były szef francuskiego MSZ Bernard Kouchner. Ogłoszone przez Acron wezwanie do sprzedaży akcji Zakładów Azotowych Tarnów nie powiodło się; złożone zapisy nie pozwolą rosyjskiej spółce osiągnąć planowanego w wezwaniu progu udziałów w ZAT – wynika z wtorkowego komunikatu Domu Maklerskiego BZ WBK. Po tej informacji notowania Azotów na warszawskiej giełdzie poszły w górę.
http://gospodarka.dziennik.pl/
Co wie W. Serafin o śmierci A. Leppera i jakie dowody skłaniają go do stwierdzenia, iż było to morderstwo? Oglądając zapis nagrania Serafin-Łukasik nie trudno odnieść wrażenia, że autorem nagrania może być sam Władysław Serafin lub przynajmniej wiedział, iż jego rozmowa będzie nagrywana. Do takiego wniosku skłania odsłonięcie przez niego kamery na początku i zasłonięcie jej na końcu rozmow Moim zdaniem właśnie to, że te czynności są widoczne na nagraniu i mogą wskazywać na W. Serafina jako jego autora, wykluczają, iż to on przekazał je do prasy. Przecież wystarczyłoby - jeżeli chciał obciążyć ministra rolnictwa - aby po prostu wyciął początek i koniec nagrania, aby w żadnym wypadku nie można byłoby go posądzić o jego autorstwo. Osobiście sądzę, że W. Serafin wiedział o nagraniu, ale nie był jego inicjatorem ani dysponentem. Może "musiał" się na nie zgodzić?Stąd uważam, że W. Serafin mówi prawdę oświadczając w TVN24:
"- Nie nagrywałem tej rozmowy, nie mam z tym nic wspólnego. To jest brutalna prowokacja, która mnie poraża. A ludzie, którzy to robią nie mają skrupułów. Nie będę tego komentował, nie biorę udziału w żadnych intrygach w PSL-u. Jest mi przykro, że wielu ludzi ma teraz z tego powodu problemu. Zostałem wkręcony, komuś zależy, żeby zlikwidować kolejnego lidera ruchu ludowego. Janowskiego otruto, Leppera zamordowano, a teraz kolej na mnie..."
Zastanawiająca jest jego niemal desperacka obrona poprzez wskazanie, - prawdopodobnie "dysponentom nagrania" - iż wie na pewno, że A. Lepper został zamordowany. O tym fragmencie jego oświadczenia - wedle mnie kluczowym - nie usłyszałem w żadnym wieczornym wydaniu telewizyjnych wiadomości, które skupiły się na planowanej dymisji Marka Sawickiego. Wydaje się, że sama decyzja o tej - jedynie planowanej - dymisji miała być może właśnie niejako przykryć wagę słów, które - w odniesieniu do śmierci A. Leppera - wypowiedział W. Serafin oraz prewencyjnie zapobiec dalszym atakom na PSL i oddalić planowaną zapewne zamianę w koalicji rządowej PSL na RPP + SLD.
Rodzą się zatem pytania:
Czego boi się W. Serafin, że posunął się aż do takiej argumentacji i "odkrycia" posiadanej wiedzy o śmierci A. Leppera?
Co wie W. Serafin o śmierci A. Leppera i jakie dowody skłaniają go do stwierdzenia, iż było to morderstwo?
Dlaczego obawia się o własne życie i mówi o ewentualnie planowanej likwidacji kolejnego lidera ruchu ludowego?
Czy prokuratura nie powinna w takim razie z urzędu ponownie wszcząć postępowania w sprawie śmierci A. Leppera i przesłuchać W. Serafina także w kontekście jego obaw o własne życie? (przecież zamierza zbadać prawdziwość zeznań M. Sawickiego w kontekście też tylko słów z rzeczonego nagrania) Dlaczego - wobec nie tylko domniemanego, ale niemal udowodnionego - kłamstwa w prokuratorskich zeznaniach, decyzji o swojej dymisji nie podjął premier D. Tusk? Ciekawe w tym kontekście jest również zachowanie portali internetowych, a w szczególności onet.pl. Jeszcze we wczesnych godzinach popołudniowych w tekście informującym o oświadczeniu W. Serafina można było zobaczyć i przeczytać:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/serafin-leppera-zamordowano-teraz-kolej-na-mnie,1,5191435,wiadomosc.html , godziny: 12.55 i 19.57)
Nietrudno zauważyć, że w onetowym tekście wieczornym pominięto już fragment oświadczenia W. Serafina odnoszącego się do otrucia Janowskiego i morderstwa A. Leppera, choć kuriozalnie zachowano tytuł informacji. Chyba to nie przypadek... Krzysztofjaw
Życzliwy donosi: O jeszcze jednej pociotce ministra Sawickiego. Czyli polityka rodzinna Wykazywanie, że PSL to banda żerująca na kieszeni podatnika ma w sobie odkrywczość tezy głoszącej, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Dajmy się jednak porwać modzie na odkrywanie sitwy byłego ministra Marka Sawickiego. Oto jaki dostaliśmy dziś w nocy donos. Zastrzegamy, że nie sprawdziliśmy tej informacji, dlatego nazwisko kryjemy pod inicjałami:
Witam, może was to zainteresuje. Na wstępie zastrzegam sobie całkowitą anonimowość i pod żadnym pozorem nie podam moich danych. Podaję w skrócie informacje, resztę musicie sprawdzić sobie sami. Pan minister 2 lata temu zlecił zatrudnienie swojej siostrzenicy D. I. w Ministerstwie Rolnictwa. D. I najpierw pracowała na umowę zlecenie ale szybciutko, mimo braku budżetu, (na jego polecenie) taki etat powstał (jako etet dla osoby kluczowej), nie jest to jedyny tego typu przypadek w ministerstwie. D. I pracowała w departamencie odpowiedzialnym za współpracę z UE, obiektywnie patrząc była, co najwyżej przeciętną osobą. Dwa miesiące temu wujek załatwił jej przeniesienie do Brukseli, nie wiem dokładnie, czym się tam teraz zajmuje, w każdym bądź razie w ministerstwie jest wiele osób (nie-politycznych) o dużo wyższych kwalifikacjach, które mogłyby zostać tam oddelegowane. Pozdrawiam ŻYCZLIWY
Oczywiście zachęcamy do przesyłania kolejnych podobnych informacji, także dotyczących PO, gdzie przecież sytuacja jest zapewne zbliżona. Przykładowo czy ktoś może wie jak się rozwija kariera dyplomatyczna córki ministra Rostowskiego?
Miszalski: Gospodarska wizyta ambasadora Feisteina Lokalne media w Łodzi poinformowały niedawno: „Jutro przyjedzie do Łodzi ambasador USA Lee Feinstein, który zje śniadanie z prezydentową Łodzi Hanną Zdanowską (z PO), a podczas śniadania omówi takie sprawy, jak budowa Nowego Centrum Łodzi, rozwój miasta i amerykańskie inwestycje w Łodzi”. Co tu dużo mówić: jakby wbrew przyjaźni amerykańsko-polskiej wizyty amerykańskich ambasadorów w prowincjonalnej, niedostatecznie jeszcze „zeuropeizowanej” Łodzi nie kojarzą się dobrze. Żywo tkwi w pamięci mieszkańców inna taka wizyta, sprzed lat, połączona z naciskiem wywieranym na łódzkie władze, by nie zrywały kontrakty z pewną żydowską spółką zza Oceanu, która nie śmierdząc groszem wyłudziła od władz miasta atrakcyjną działkę i pieniądze, sama nie wnosząc w aporcie ani centa. Inna to rzecz, że gdyby spółka ta nie miała we władzach miasta swej „piątej kolumny” – podobna umowa nigdy nie zostałaby podpisana. Zapamiętano jednak dobrze, że gdy mleko rozlało się i szwindel został ujawniony – ambasada amerykańska lobowała za oszustami. Nic też dziwnego, że i obecna wizyta ambasadora amerykańskiego w Łodzi wywołała podobne emocje, gdyż i ona wpisuje się w kontekst afery, i to znacznie większej, niż tamta, sprzed lat, opiewająca „raptem” na ok.20 milionów złotych. Obecna opiewa na miliard, a związana jest z tzw. budowa Nowego Centrum Łodzi.
Żydoprawicowa chucpa Sprawa zaczęła się za prezydentury Jerzego Kropiwnickiego, kiedy to – z bliżej nieznanych powodów – miasto podpisało umowę z szemraną fundacją „Sztuki świata” niejakiego Żydowicza i Lyncha, amerykańskiego przedsiębiorcy z branży show-businessu, o której to fundacji da się powiedzieć tylko tyle, że nie śmierdziała groszem. Mimo to, ówczesne władze miasta przyznały jej atrakcyjną działkę w samym centrum, zabytkowy budynek dawnej elektrowni oraz zobowiązały się bogato wyposażyć ten budynek przekształcając go w studium filmowe. Sam Żydowicz jako pełnomocnik prezydenta ds.festiwalu Camerimage zatrudniony został w urzędzie miasta z kilkutysięczną pensją miesięczną… Rychło ze strony owej fundacji i organizatorów festiwalu pojawiły się żądania architektoniczne: wybudowania w Łodzi Centrum Wystawienniczego Camerimage, którego projektantem miał zostać Frank Ghery, amerykański architekt żydowskiego pochodzenia, post-konstruktywista, autor kilku dość obrzydliwych budynków szpecących niektóre miasta. W tajemnicy przed łódzką opinią publiczną zarząd miasta wypłacił mu …okrągły milion dolarów za „wstępny projekt” budynku. Za takie „wstępne projekty” nie płacą tyle nawet architektom w Ameryce!
Teraz zapoczątkowana umową miasta z fundacją „Sztuki świata” hucpa zaczęła rozwijać się w najlepsze. Pojawił się pomysł utworzenia w centrum miasta „specjalnej strefy sztuki”, której koszt oszacowano wstępnie na pół miliarda złotych, przy czym nie policzono kosztów wyburzeń i wywłaszczeń, ani spodziewanych zysków. Wiadomo tymczasem, że na sztuce nie zarabia się łatwo. Wyglądało zatem na to, że miasto ma ponieść ogromne ryzyko finansowe budowy tej „strefy”, kto zaś będzie w niej działał, na jakich warunkach i z jakim skutkiem – to jakby wcale nie interesowało „projektantów”. Za pieniądze łódzkiego podatnika chciano wyfutrować tajemniczych szczęśliwców, dopuszczonych do tej „strefy”.
Kropownicki poległ za Żydowicza Wszystko to „wydało się” przy okazji rozpisanego referendum w sprawie odwołania prezydenta Kropiwnickiego i, jak się wydaje, zaważyło na jego odwołaniu. Powiedzieć można, że ta „światowa sztuka” pogrążyła go… Nowe władze Łodzi zarządziły ostatnio audyt całego przedsięwzięcia pod nazwą: budowa Nowego Centrum Łodzi (NCŁ), którego dokonała znana kancelaria prawnicza, i który to audyt nie pozostawił suchej nitki na całym projekcie. Nowe władze wydzieliły też ze struktury urzędu odrębny zespół, który nadzorować będzie wyłącznie budowę NCŁ. W międzyczasie sąd unieważnił (ale na razie tylko w I instancji) umowę między wspomnianą fundacją a miastem (ale Żydowicz nadal pobiera co miesiąc ciężką forsę w miejskiej kasy). Wydawałoby się zatem, że zapowiadająca się z przytupem i starannie przygotowywana wielka hucpa kosztem łódzkiego podatnika została póki co udaremniona – gdyby nie owa wizyta amerykańskiego ambasadora w łodzi. Przypomnijmy, że już sama nominacja Lee Feinsteina na ambasadora USA w Polsce wzbudziła w swoim czasie żywe protesty amerykańskiej Polonii, znającej go jako reprezentanta żydowskiego lobby politycznego, żądającego w ramach przedsiębiorstwa holocaust 60 miliardów dolarów od Polski. Polonia wyrażała wątpliwość, czy w takiej sytuacji Feinstein jako ambasador będzie działał na rzecz zbliżenia amerykańsko-polskiego, czy też odda się na swym stanowisku robocie żydowskiej, psując te stosunki. Zainteresowanie objawione przez ambasadora budową Nowego Centrum Łodzi i jego wizytę w tym mieście skojarzono zatem z możliwością interwencji i lobowana na rzecz fundacji Żydowicza i Lyncha, na rzecz Ghery’ego, na rzecz utrzymania wspomnianej fundacji w grze o majątek do wzięcia.
Kroją nowy geszeft? Niestety, są nadal powody do obaw. Po wizycie Feinsteina w Łodzi władze miasta enigmatycznie poinformowały, że budowa Nowego Centrum Łodzi ograniczy się do budowy nowego dworca Łódź Fabyczna (co ze wszechmiar pożądane), ale obejmie także „specjalną strefę sztuki” (ki diabeł?) oraz bliżej nieokreślony twór architektoniczny pod nazwą Brama Miasta. Co kryje za sobą ta cokolwiek średniowieczna nazwą obiektu, w dodatku projektowanego wcale nie na rogatkach Łodzi, ale w centrum? – ani się dowiesz. Wiadomo tylko, że nowa prezydent miasta Łodzi, Hanna Zdanowska z PO, „rozmawiała już w tej sprawie z architektem amerykańskim żydowskiego pochodzenia, Danielem Lebeskindem”. Lebeskind to także postkonstruktywista, zwany nawet „dekonstruktywistą”, a jego zrealizowane projekty architektoniczne, dostępne w internecie, są nawet brzydsze, niż projekty Gehry’go. Pewnie więc i droższe… „Na swoim” gruncie prawdopodobnie nikt by ich nie postawił, ale za pieniądze podatnika i na gruncie państwowym czy gminnym? O, takie źródło finansowania i takie grunta zniosą, jak wiadomo, wszystko.
Nie wydaje się, by „gospodarska wizyta” ambasadora Feinsteina w Łodzi podniosła ducha polsko-amerykańskiej przyjaźni…
Od Redakcji: Wkrótce po opublikowaniu tego tekstu w “NCz!” ambasador Feinstein został odwołany. Podobno za to, że zajmował się głównie odzyskiwaniem mienia pożydowskiego. Marian Miszalski
Smoleńsk. Rosjanie nie zgodzili się na wymianę danych o pogodzie Brak dokładnych danych o pogodzie był jedną z przyczyn katastrofy smoleńskiej. To chyba jedyny punkt, w którym zgadzają się raporty MAK i komisji Millera oraz „Biała Księga” przygotowana przez zespół Antoniego Macierewicza. Z dokumentów, do których dotarł „Najwyższy CZAS!”, wynika, że była szansa, by pełne informacje trafiły do załogi Tu-154M. 18 dni przed feralnym lotem Rosjanie nie zgodzili się jednak na zawarcie porozumienia, które by to umożliwiało.Dotarliśmy do protokołu przesłuchania komandora Jacka Ochmana, który w 2010 roku był zastępca szefa Oddziału Planowania Strategicznego Sztabu Generalnego WP. Na kilka tygodni przed katastrofą doszło do spotkania polskich i rosyjskich wojskowych. Tematem rozmów było zawarcie porozumienia o współpracy w dziedzinie geografii wojskowej, w tym o pełnej wymianie danych meteorologicznych. Rosjanie nie podejmują tematu Przewodniczącym delegacji z ramienia Sztabu Generalnego był admirał floty Tomasz Mathea. Komandor Ochman pełnił rolę jego faktycznego zastępcy. Jak zeznał w warszawskiej Prokuraturze Wojskowej: „W dniu 23 marca nasza delegacja spotkała się z m.in. z płk. A. Krzimowskim, Zastępcą Szefa Głównego Zarządu Współpracy Międzynarodowej Ministerstwa Obrony Narodowej Rosji. W czasie rozmowy przekazano na jego ręce projekt komunikatu dotyczącego współpracy pomiędzy Siłami Zbrojnymi RP a Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej. Następnie przedstawiłem listę propozycji zapoczątkowania lub rozwoju obszarów współpracy wojskowej, wśród których znajdowała się geografia wojskowa. Strona rosyjska przyjęła do wiadomości treść projektu komunikatu oraz przedstawione przeze mnie propozycje, z informacją, że zostaną one przedłożone Szefowi Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej i poddane analizie. Szczegółowych rozmów co do przedstawionych propozycji z przedstawicielami rosyjskimi nie prowadzono, nie były rozwijane żadne z zagadnień, które są opisane w projekcie komunikatu, nie było więc mowy o wymianie informacji meteorologicznych z lotnisk wojskowych”.
Szczegółowych rozmów rzeczywiście nie prowadzono, ale nie z polskiej winy. Nasza delegacja była gotowa zawrzeć porozumienie niemalże od ręki. „Byłem przygotowany na to, by przy prowadzeniu szczegółowych rozmów ze stroną rosyjską przedstawić w ramach współpracy w obszarze geografii wojskowej możliwości wymiany wydawnictw geograficznych oraz danych meteorologicznych. Ze względu na niepodjęcie tematu przez stronę rosyjską nie wypowiedziałem się na ten temat” – zeznał dalej Ochman. Podpisanie porozumienia spowodowałoby, że nasze siły powietrzne otrzymywałyby na bieżąco dokładne dane o warunkach atmosferycznych panujących nad rosyjskimi lotniskami. Takie dane byłyby tym samym w posiadaniu pilotów z 36. specpułku, który obsługiwał lot prezydenta. Według Bartosza Kownackiego – adwokata części rodzin ofiar katastrofy i posła Solidarnej Polski – był to jeden z czynników, które zadecydowały o fatalnym przebiegu tego feralnego lotu. „Gdybyśmy mieli od Rosjan pełną wiedzę o warunkach pogodowych, to być może w ogóle nie doszłoby do wylotu z Warszawy. Piloci mieli wiedzę, że będą mogli bezpiecznie wylądować” – mówi w rozmowie z nami
Ostentacyjne lekceważenie Stosunek Rosjan do rozmów z naszymi wojskowymi doskonale oddają rangi przewodniczących delegacji. Z naszej strony trzygwiazdkowy admirał, zastępca szefa sztabu generalnego i jeden z najwyższych rangą polskich wojskowych. Ze strony rosyjskiej – zwykły pułkownik. To zastanawiające. Regułą w dyplomacji jest, że spotykają się osoby o równej randze. Przysłanie kogoś niższego szczebla jest zwykle odbierane jako celowy afront. Z pytaniami o przyczyny takiego zachowania rosyjskich wojskowych i możliwy wpływ na katastrofę smoleńską zwróciliśmy się do Sztabu Generalnego. Ten jednak był oszczędny w słowach: „Nie komentujemy niczyich wniosków oraz nie odnosimy się spekulacji. Celem polsko-rosyjskich rozmów sztabowych było przygotowanie spotkania szefów Sztabów Generalnych Sił Zbrojnych Polski i Rosji w Polsce. Cel został osiągnięty” – napisał w przesłanym do nas mailu pułkownik Andrzej Wiatrowski. Jeszcze mniej rozmowna była Marynarka Wojenna: „Uprzejmie informuję, że Biuro Prasowe Marynarki Wojennej nie jest adresatem pytań dotyczących działalności Sztabu Generalnego Wojska Polskiego” – stwierdził kapitan marynarki Piotr Wojtas. Prośbę o skontaktowanie się z admirałem Matheą pominął milczeniem.
Wszyscy się zgadzają Wpływ braku właściwych danych meteorologicznych na katastrofę tupolewa zaznaczają wszystkie raporty. Nawet ten opracowany przez MAK stwierdza, że „prognoza i faktyczna pogoda na lotnisku lądowania Smoleńsk Północny nie zostały przekazane załodze w otrzymanej przez nią dokumentacji meteorologicznej. Prognoza lotniska zapasowego Witebsk była przeterminowana”. To oczywiście niewiele. Nigdzie bowiem w całym dokumencie nie można doszukać się, jakie były tego powody ani po której stronie leży wina za taki stan rzeczy. Szerzej o tym można przeczytać w polskich uwagach do raportu stworzonego przez Tatianę Anodinę. „Strona polska przed wylotem Tu-154M z Warszawy nie posiadała dostępu do danych meteorologicznych lotniska Smoleńsk Północny, które były dostępne jedynie w rosyjskiej wojskowej służbie meteorologicznej i u kontrolerów na lotnisku Smoleńsk Północny oraz w biurze meteorologicznym bazy lotniczej w Twerze”. Kilka zdań dalej znajdujemy wskazanie przyczyny: „Wynikało to z bardzo dużych istniejących braków w wymianie międzynarodowej informacji meteorologicznych z Rosji, a szczególnie z lotnisk wojskowych”. To pierwsza wzmianka wskazująca, jak bardzo naszym pilotom (i to nie tylko w feralnym locie z 10 kwietnia) brakowało współpracy ze stroną rosyjską w tym zakresie. Kolejne akapity pokazują, czego dokładnie zabrakło załodze: „Kontroler lotów nie informował załóg Iła-76 i Tu-154M o podstawie chmur niskich (a w zasadzie o widzialności pionowej) po wylądowaniu Jaka-40, kiedy dokładnie wiedział, że jest poniżej 50 m. Była to informacja dla załóg mówiąca, że na wysokości decyzji ziemia nadal nie będzie widoczna. Nie podał także załodze samolotu Tu-154M prognozy pogody dla lotniska. Zgodnie z prognozą przekazaną załodze innego samolotu, która na prośbę Kontroli Moskwa o godz. 06.10 UTC zapytała Kontrolera Lotów o warunki atmosferyczne, podał, że mgła będzie jeszcze występować przynajmniej przez godzinę. Prognozę przekazał wcześniej załodze Iła-76, który już odchodził na zapasowe lotnisko (05.42 UTC). Taka prognoza mogła dodatkowo pomóc załodze samolotu Tu-154M podjąć decyzję odejścia na lotnisko zapasowe”. Na koniec wprost stwierdzono, że była to jedna z głównych przyczyn katastrofy, choć nie wymieniona jako taka w raporcie MAK: „strona polska stwierdza, że zaproponowane przyczyny i okoliczności wypadku samolotu Tu-154M nie obejmują wszystkich czynników mających wpływ na jego zaistnienie. W szczególności dotyczy to: (…) – braku danych ze strony rosyjskiej o faktycznych i prognozowanych warunkach atmosferycznych na lotnisku Smoleńsk Północny przed wylotem Tu-154M – nieprzekazania do Polski ostrzeżenia o wystąpieniu o godz. 05.09 UTC warunków atmosferycznych poniżej minimum lotniska Smoleńsk Północny (przed startem samolotu Tu-154M z Okęcia)”. Nawet krytykowany raport komisji Millera – choć znacznie łagodniejszy w wymowie niż polskie uwagi złożone do raportu MAK – podkreśla: „w służbie meteorologicznej Federacji Rosyjskiej obowiązuje przekazywanie i wymiana między biurami meteorologicznymi depesz STORM o wystąpieniu niebezpiecznych zjawisk pogody. Do takich zjawisk zalicza się wystąpienie mgły, czyli ograniczenie widzialności poniżej 1000 m na skutek kondensacji pary wodnej. Stacje synoptyczne położone na południowy wschód od Smoleńska podawały od godz. 00:10 depesze o występowaniu mgły. Na kolejnych, bliższych Smoleńska stacjach mgła pojawiała się później, co pozwalało wykreślić mapę izochron wystąpienia mgieł, która wyraźnie pokazała zbliżenie się mgły do Smoleńska od południowego wschodu. Informacja ta powinna być wystarczająca dla zmiany dyżurnej biura meteorologicznego w Twerze do opracowania prognozy i ostrzeżenia o niebezpiecznym zjawisku pogody zbliżającym się do lotniska. Takie działanie nie było możliwe w Polsce, ponieważ depesze STORM nie są przekazywane z Federacji Rosyjskiej poza jej granice”.
Niestety komisja powstrzymała się od wyjaśnienia, dlaczego nie udało się spowodować, by tak ważne dla bezpieczeństwa lotów informacje były przekazywane naszym lotnikom. Nie pokuszono się ani o stwierdzenie, kto za taki stan rzeczy odpowiadał, ani też, co należałoby zrobić, by taka sytuacja się już nie powtórzyła.
Wojsko alarmowało Opublikowana przez komisję Antoniego Macierewicza „Biała Księga” skupia się przede wszystkim na brakach organizacyjnych i zaniechaniach rządu. Z tego względu wątek warunków pogodowych panujących 10 kwietnia nad lotniskiem Smoleńsk Północny nie jest dokładnie opisany. Wskazano jednak bardzo istotną rzecz. Już pół roku wcześniej odpowiednie służby Sił Powietrznych sygnalizowały problem, jakim jest brak rosyjskich depesz meteorologicznych: „Od jesieni 2009 r. jednostki organizacyjne Sił Powietrznych RP (w tym 36. specjalny pułk lotnictwa) sygnalizowały konieczność uzyskania danych meteorologicznych z rosyjskich lotnisk oraz danych adresowych właściwej rosyjskiej jednostki w celu otrzymania tych danych, zwłaszcza ze Smoleńska”. Szczególnie ciekawe są w tym kontekście, przedstawione w załączniku nr 39, zeznania żołnierza z Centrum Hydrometeorologii, oznaczonego jedynie inicjałami M.K.: „Załoga samolotu Tu-154 M wiedziała, że biuletyn lotniczo- meteorologiczny nie zawiera depesz METAR i TAF. Ja z szefem Służby Meteorologicznej 36. splt omawiałem fakt braku depesz METAR i TAF z lotniska w Smoleńsku, problem ten ujawnił się w listopadzie 2009 r., CH [Centrum Hydrometeorologii] SZ nie miało możliwości uzyskać takich depesz lotnisk wojskowych z obszaru Federacji Rosyjskiej. W związku z powyższym P. sporządził pismo w tej sprawie do Szefa Oddziału Meteorologicznego SP. Wiem, że próbował on uzyskać dane z lotniska w Smoleńsku za pośrednictwem naszego attaché wojskowego w Moskwie, ale nie wiem, jak to ostatecznie się skończyło, w każdym razie do 10 kwietnia 2010 r. depesz METAR i TAF z tego obszaru nie było”. Prowadząca sprawę przyczyn katastrofy tupolewa Prokuratura Wojskowa, ze względu na tajemnicę śledztwa, nie chce zdradzać, jaką wagę przykłada do zeznań komandora Ochmana ani też jaki wpływ na katastrofę miało niepodpisanie umowy z Rosjanami. Poinformowano nas tylko, że wątek pogody jest „bardzo istotny z punktu widzenia śledztwa”. K. Galimski M. Krzyzak
18 lipca 2012 Wielka burza w szklance CO2 „Władza ze swojej natury podobna jest do Nilu. Starannie ukrywa swoje źródło”- pisał w swojej książce” O papieżu”- Joseph de Maistre(str.242). Wielki konserwatysta, wielki umysł, wielka postać.. „Władza ze swej natury podatna jest na zło.”- to też jego myśl. Ale nie miał na myśli demokracji.. Gdyby dożył do takiego chaosu, w jakim my żyjemy.. W demokracji wszyscy przewijający się w jej odmętach są szczególnie narażeni na zło.. Bo sama demokracja to jedno wielkie zło.. Zło odmętów demokracji i do tego źli ludzie. Czy jeszcze czegoś więcej potrzeba żeby zatriumfowało zło? I obojętność ludzi dobrych nie ma tu nic do rzeczy.. Demokraci mają znowu swoje” taśmy prawdy”, znowu robią zamieszanie pomiędzy sobą. Jak to mówił w. Churchill? „ Walka buldogów pod dywanem”. T a ciągła walka o władzę.. Pan Marek Sawicki- kontra pan Waldemar Pawlak.. Ściślej frakcja pana Sawickiego – przeciw frakcji pana Pawlaka.. Kargul z Pawlakiem? Czy czasami całe rolnictwo w Polsce nie ucierpi od tej wewnętrznej walki? W końcu w walkę zaangażowany jest sam pan minister rolnictwa, głowa polskiego rolnictwa, mózg polskiego rolnictwa? Bez niego rolnicy stracą głowę co dalej robić. Co prawda, nadal – dzięki istnieniu biurokracji rolniczej- wiedzą kiedy siać, a kiedy zbierać.. Biurokracja rolnicza się nimi opiekuje, bez nie zginęliby niechybnie- a w tym czasie wojenna płonie pochodnia.. Czy to przystoi? Pozostawić na pastwę losu pańszczyźnianych chłopów socjalizmu biurokratycznego i wywołać wojnęW rolniczym gangu zwanym dla niepoznaki Polskim Stronnictwem Ludowym trwa zażarta walka o władzę… Zbliżają się demokratyczne wybory władz.. ”Taśmy prawdy” przydadzą się jak znalazł. Tym bardziej , że zostały przygotowane wcześniej, nagrane w styczniu- a ogłoszone”przypadkowo” w lipcu.. Za półtora miesiąca demokratyczne wybory w łonie Polskiego Stronnictwa Ludowego.. Biurokracja ludowa oderwana od mas ludowych i karmiąca się pieniędzmi tych mas w różnych agencjach państwowych.W tych agencjach szczególnie znają się na rolnictwie.. Nie wiem, czy w ogóle wiedzą, kiedy siać, a kiedy zbierać.. O oraniu nie mają najmniejszego pojęcia. Ale wiedzą kiedy wziąć pensję.. I dzielą: umiejętność dzielenia jest najważniejszą funkcją pracownika agencji rządowej.. Nie mnożenie! Oooooo…Co to to, nie.!. Tylko dzielenie cudzych pieniędzy, których w agencjach jest w bród! Pracownicy Polskiego Stronnictwa Ludowego przesiadujący w niepotrzebnych agencjach rolnych- to jest obraz polskiego rolnictwa. Na niektórych teraz padł blady strach… Niczym strach mienszewików wobec zwycięstwa bolszewików, podczas rządów rosyjskich socjaldemokratów.. Jak to bywa pośród demokratycznych socjalistów- socjaldemokratów.. Demokracja plus rządy biurokracji socjalnej... Chodzi o rozwiązanie swoich problemów socjalnych przez biurokrację kosztem mieszkańców niebiurokratycznych, lecz pożytecznych. Bo jak ktoś nie ma szans na zaistnienie na wolnym rynku, a biurokracja takich szans nie ma- to musi usadowić się na plecach tych, którzy im taką szansę dają.. I będą na nich pracować.. Pod ustawowym przymusem.. Proszę sobie wyobrazić minę pracownika Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Rolnictwa, zwanej Państwową Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, który całą duszą i ciałem związany jest z panem Markiem Sawickim, który właśnie podał się do dymisji? Jak się zaczną czystki, to można znaleźć się na bruku.. I gdzie w dzisiejszych czasach znaleźć dobrze płatną” pracę”, żeby sobie posiedzieć i wziąć za to siedzenie duże pieniądze? Nie każdy będzie miał to szczęście co pan Nikodem Dyzma i znajdzie szczęśliwy bilecik zaproszeniowy , I potem postawi na ostrzu noża problem tej sałatki, która stanie się początkiem oszałamiającej kariery. Aż do posady premiera.. I to nie Dyzma okazał się wariatem, ale hrabia Ponimirski, który mówił prawdę o przyszłym premierze, chociaż żadnych „ taśm prawdy” nie posiadał.. Wtedy nie było mody na” taśmy prawdy”-, ale była moda na socjalizm.. Tak jak dziś!.” Boże drogi, ile to przy pańskich wpływach. Kochany panie Nikodemie, można dobrego ludziom, zrobić”?- zastanawiał się głośno Kunicki. No pewnie, że można, ale ludziom zaufanym, którzy przyłączą się. do Ali Baby, bez żadnych warunków wstępnych i zdecydują się na wspólne obskubywanie poddanych demokratycznego państwa prawnego.. Każdy Ali Baba musi mieś swój Sezam.. Bez Sezamu- nie ma bandy Ali Baby.. A band Ali Baby ci u nas dostatek? Banda na bandzie- i rabują! Niedługo ściągną ostatnia koszulę. A demokratyczny lud i tak się nie zorientuje gdzie funkcjonuje zło.. I tak zagłosuje na swoich ciemiężców.. Taka jego rola.. „Czy pan zgodziłby się objąć kierownictwo państwowej polityki zbożowej”?- zwrócił się premier do” wielkiego ekonomisty”, pana Nikodema Dyzmy? I urwisy wmawiają nam, że zmienił się ustrój.. przecież to- wypisz wymaluj- rządy wszelkiego rodzaju Dymów, którzy z każdej dziedziny życia robią sobie jaja.. I wszystkim chcą kierować.. Bo’” umiejętność kierowania polega na szybkim podejmowaniu decyzji”.. Tak twierdził ich duchowy przywódca- Lenin, pardon- Dyzma.. „Moim zdaniem w każdej sprawie najważniejsze jest to, kto ją załatwia. Kwestia personalna”- twierdził z kolei minister Jaszuński. I pan minister miał rację, bo w socjalizmie biurokratycznym decyduje o wszystkim jakiś Dyzma a nie .rynek.. I dlatego „ nauka” o nazwie” dyzmologia” się rozwija w najlepsze..
A „ szczęśliwy początek wróży równie dobre zakończenie”- tu chyba Kunicki nie miał racji.. Chociaż” konstrukcja pańskiego charakteru jest matematycznie konsekwentna”- twierdziła Nina.. Konstrukcja charakteru każdego socjalisty- Dyzmy- jest matematycznie konsekwentna.. Jest to charakter władczy i zaborczy. Dominuje w nim pożądanie cudzych pieniędzy i łatwizna z jaką socjalista chce przepędzić życie. Życie na cudzy koszt.. I jeszcze do tego uczy innych, że życie na cudzy koszt jest dobrem.. Ministerstwo Rolnictwa mógłbym jeszcze jakość przeboleć, ale jeszcze do tego Rozwoju Wsi(???) A niby z jakiego powodu, dzięki biurokracji rolniczej- rolnictwo miałoby się rozwijać? Trudno jest się rozwijać z kamieniem młyńskim ministerstwa rolnictwa na szyi.. Bardzo trudno! Jak również z kamieniami młyńskim tych wszystkich agencji rolniczych pasożytujących na ciężkiej doli chłopa pańszczyźnianego demokracji biurokratycznej i prawnej. Tak jak trudno się rozwijać mając na grzbiecie worek z podatkami.. Jeśli komuś się uda rozwijać z workami podatków na grzbiecie? Nich spróbuje! A na razie wielka burza w szklance CO2,z której to burzy niewiele wyniknie- jak zwykle. Ale zamieszanie będzie w mediach jakiś czas, aż do wygaśnięcia amplitudy emocji, bo pobiło się kilku demokratów przy korycie.. Jak się jednego prosiaka zamieni na innego – przy tym samym korycie- to co pożytecznego może dla nas wynikać? Zwykłe NIC! Dlatego plwajmy na tę skorupę i stąpmy do głębi- jak pisze poeta. WJR