Informatyzacja - termin ten jest mylnie utożsamiany z komputeryzacją czyli wprowadzaniem komputerów do biur i urzędów, zastępując tym samym ręcznie uzupełniane formularze przez formularze elektroniczne, papierowe archiwa przez bazy danych i wprowadzając pocztę elektroniczną lub komunikator internetowy jako systemu komunikacji. Informatyzacja polega na racjonalnym wykorzystaniu uprzednio wprowadzonych już danych do systemów informatycznych w możliwie największym dopuszczalnym zakresie przez inne systemy informatyczne.
Plan jest dokumentem, który opisuje konkretne zadania do wykonania przez organ administracji publicznej w zakresie rozwoju społeczeństwa informacyjnego i informatyzacji administracji publicznej. Został przygotowany przez ministra właściwego do spraw informatyzacji, którym jest obecnie minister spraw wewnętrznych i administracji, przy współudziale pozostałych resortów, samorządu terytorialnego, środowiska informatycznego, organizacji pozarządowych i Rady Informatyzacji.
Plan Informatyzacji Państwa na lata 2007-2010 zawiera zestawienie sektorowych oraz ponadsektorowych projektów informatycznych, do których zaliczono m.in.: E-PUAP, STAP, pl.ID, centralny węzeł polskiego komponentu SIS II i VIS, CEPIK, E-DEKLARACJE, PESEL 2, informatyzację ksiąg wieczystych, zintegrowany system zarządzania zadaniowym budżetem państwa czy elektroniczną platformę gromadzenia, analizy i udostępniania zasobów cyfrowych o zdarzeniach medycznych. Oprócz opisów ich funkcji, podane są także szacunkowe koszty realizacji oraz informacje o możliwych źródłach finansowania i podmiotach odpowiedzialnych za realizację. Jego częścią jest również program działań w zakresie rozwoju społeczeństwa informacyjnego oraz lista zadań publicznych, które powinny być realizowane z wykorzystaniem drogi elektronicznej.
Za priorytety rozwoju systemów teleinformatycznych na lata 2007-2010 zostały uznane: przekształcenie Polski w państwo nowoczesne i przyjazne dla obywateli i podmiotów gospodarczych, racjonalizacja wydatków administracji publicznej związanych z jej informatyzacją i rozwojem społeczeństwa informacyjnego oraz neutralność technologiczna rozwiązań informatycznych wykorzystywanych w administracji publicznej.
E_PUAP
Zbigniew Domaszewicz: Zdarzyło się kiedyś panu załatwić w Polsce jakąś sprawę urzędową przez internet?
Dariusz Dagiel, dyrektor departamentu informatyzacji MSWiA: Nie da się ukryć, że w polskiej administracji nie ma jeszcze zbyt wielu możliwości korzystania z innych usług elektronicznych niż te, z których można skorzystać anonimowo. Można przez internet zasięgnąć informacji lub np. pobrać różne formularze. Z takich rzeczy oczywiście korzystałem. Inne e-usługi są dopiero przed nami.
Jakiś czas temu odbierałem becikowe. Musiałem stracić pół dnia i odwiedzić trzy urzędy, żeby poprzenosić niezbędne papierki i zaświadczenia z jednego do drugiego. W XXI wieku.
- Temu właśnie ma służyć elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej - w skrócie ePUAP - żeby takie sytuacje wyeliminować. Żeby człowiek załatwiający jakąś sprawę nie musiał być łącznikiem między poszczególnymi urzędami.
Żeby mógł załatwić tę sprawę przez Internet?
- Wyjaśnijmy jedną rzecz. Myśląc o usługach elektronicznych, nie mamy na pierwszym planie tego, że ludzie będą sobie w kapciach z domu załatwiać różne sprawy wyłącznie przez internet. Najczęściej załatwienie sprawy urzędowej będzie wymagało wizyty w urzędzie.
Najważniejsze jest to, aby wystarczyło przyjść ze swoją sprawą do jednego urzędu - tylko jednego - a tam urzędnik już sam sobie potwierdzi, sprawdzi lub pobierze z baz danych innych urzędów wszystkie niezbędne informacje o interesancie i dane potrzebne do załatwienia tej sprawy. Wtedy nie trzeba już będzie biegać z jedną sprawą po wielu urzędach i okienkach.
Na pana przykładzie urzędnik sprawdzi w rejestrze PESEL, że urodziło się panu dziecko, sprawdzi w odpowiednim rejestrze, że ani pan, ani żona jeszcze nie pobraliście becikowego, zleci jego wypłacenie i zaznaczy w bazie, że becikowe zostało już przyznane. Wszystko mogłoby zostać zrobione przy jednym komputerze.
Na takie właśnie elektroniczne wsparcie administracja zgłasza obecnie największe zapotrzebowanie. W taki sam sposób może działać także słynne "jedno okienko" dla przedsiębiorców, zresztą nie tylko w kwestii zakładania działalności gospodarczej.
Kiedy tak będzie?
- ePUAP to dwuetapowy projekt. Pierwszy etap, który wykonuje firma Comarch, oddamy wiosną przyszłego roku, najprawdopodobniej w maju. Na pierwszym etapie ePUAP wystartuje jeszcze bez złożonych usług administracyjnych i bez wielkiej, silnej infrastruktury. Potężne serwery nie są początkowo potrzebne, bo przecież z tej platformy nie od razu zaczną korzystać miliony osób.
Trzeba przy tym pamiętać o jednym - ePUAP nie będzie sam świadczył usług. Usługi będą nadal świadczyły poszczególne urzędy. ePUAP to tylko platforma, która technologicznie pozwoli tym urzędom na wzajemny dostęp do danych, których potrzebują, aby załatwiać sprawy interesantów. Mówiąc inaczej - dzięki ePUAP jeden urząd będzie mógł "dostać się" elektronicznie do drugiego i skorzystać z jego zasobów. My, uruchamiając platformę, dajemy taką możliwość. Ale po to, żeby to wszystko działało, konieczna jest współpraca przy usługach elektronicznych ze strony konkretnych urzędów i resortów.
A co jeżeli urzędy nie będą tym zainteresowane?
- Przymuszanie nie byłoby najsensowniejszym rozwiązaniem. Ale to wszystko będzie na tyle wygodne także dla urzędników, że sama chęć ułatwienia sobie życia będzie wystarczającą presją. Jeśli pracownik administracji będzie mógł na miejscu, online, sprawdzić w PESEL-u czyjeś dane, to przecież nie będzie chciał już tego przeprowadzać długą i żmudną drogą papierkową.
Mówiąc uczciwie - nie wiem, czy urzędy wyczekują akurat na ePUAP. Ale na pewno wyczekują na wiele usług elektronicznych, z których dzięki e-PUAP będą mogły korzystać. Jestem więc stuprocentowo pewien, że urzędnicy nie będą tej platformy ignorować.
Termin startu w maju 2008 roku jest pewny czy lepiej od razu nastawiać się na opóźnienie?
- Straciliśmy wiele miesięcy na przetarg, bo po jego rozstrzygnięciu było kilkanaście protestów przegranych firm, trwały sprawy arbitrażowe i sądowe i wszystko stało w miejscu. Na to nic nie mogliśmy poradzić. Protesty po przetargach to jedna z przyczyn, że projekty informatyzacji państwa postępują wolno.
Ale teraz prace nad e-PUAP idą zgodnie z planem. Maj przyszłego roku jest całkowicie realny.
Wiemy już, że wiosną przyszłego roku w Polsce zaczyna działać ePUAP. Co się dzięki temu zmienia w administracji?
- To właśnie jeszcze nie jest przesądzone, te rzeczy wciąż negocjujemy. Wiemy natomiast czego najpilniej potrzebują samorządy do swoich kontaktów z obywatelami, z jakich elektronicznych usług chcieliby korzystać urzędnicy w terenie. Potrzebują dostępu i możliwości potwierdzania danych m.in. z rejestru PESEL, z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców "CEPiK", z rejestru podziału terytorialnego kraju Teryt.
Rozmawiamy więc z resortami odpowiedzialnymi za te rejestry, wszystko zależy od zaawansowania ich prac - czy będą gotowe, aby od razu w maju udostępnić poprzez e-PUAP te dane.
Załóżmy, że te negocjacje potoczą się dobrze. Które sprawy administracyjne po starcie ePUAP staną się prostsze i szybsze?
- Na przykład podziały nieruchomości, udzielanie informacji o nieruchomości wskazanej osoby, udzielanie świadczeń przez ośrodki pomocy społecznej opierając się na dochodach ubiegających się osób, które będą potwierdzane przez urzędy skarbowe. Zostanie uproszczona rejestracja działalności gospodarczej. Ale zaznaczam - to są rozważane propozycje usług, nie podjęto jeszcze ostatecznej decyzji, które z nich zostaną uruchomione.
Czy obywatele będą mogli cokolwiek załatwić drogą internetową?
- Już w pierwszym etapie ePUAP zostanie uruchomiona skrzynka podawczo-odbiorcza do urzędów. Osoby lub firmy będą mogły za pomocą tej skrzynki wysyłać i odbierać pisma urzędowe, na tej samej zasadzie jak dziś wysyła się je listem poleconym.
Potem, w drugim etapie budowy ePUAP, przewidziany jest stopniowy wzrost zasobów platformy, coraz szerszy zakres jej funkcji i dostępnych usług, zwiększanie mocy infrastruktury. Wtedy na ePUAP pojawią się znacznie bardziej złożone usługi administracyjne, w pełni powstanie słynne elektroniczne "jedno okienko".
Oczywiście ePUAP będzie dostępny nie tylko dzięki przeglądarce Internet Explorer.
Jak będzie weryfikowana tożsamość użytkownika na ePUAP?
- Zgodnie z obecnie obowiązującym prawem musi to być podpis elektroniczny z certyfikatem kwalifikowanym.
Wnosząc z dotychczasowych doświadczeń rynkowych z e-podpisem, można obstawić, że żadni interesanci nie będą z tego korzystać. Ludzie nie mają certyfikatów kwalifikowanych i nie wygląda na to, aby mieli ochotę je kupować.
- Pracujemy nad tym, żeby stworzyć i udostępnić alternatywny system identyfikacji, ale to wymaga zmian w prawie, w ustawie o podpisie elektronicznym. Teraz jest za wcześnie na szczegóły.
Miliony ludzi korzystają z bankowości internetowej. I pomimo że przez ich rachunki przelewają się ogromne pieniądze, nie ma problemu uwierzytelniania i identyfikacji osób w sieci. Dlaczego banki poradziły sobie z tą sprawą a administracja wciąż nie potrafi?
- Każdy bank mógł wybrać swobodnie własne rozwiązanie technologiczne, najczęściej zresztą banki w Polsce wprowadziły technologie importowane. Poza tym banki mogą sobie założyć, że jakiś promil transakcji będzie niewłaściwy, utworzyć rezerwę, z której pokryją ewentualne straty, najogólniej mówiąc - wkalkulować pewne ryzyko w swój biznes.
Tymczasem w całej administracji powinien obowiązywać jeden uniwersalny system. W administracji nie można dopuścić założenia, że ktokolwiek się fałszywie podpisze w internecie. Dlatego wprowadzono dość restrykcyjny wymóg stosowania e-podpisu z certyfikatem kwalifikowanym. Jednak na pewno potrzeba dyskusji nad tym, czy rzeczywiście jest konieczny aż tak wysoki poziom bezpieczeństwa we wszystkich sprawach.
Jak rozwiązała ten problem Estonia?
- W Estonii władze wydały wszystkim obywatelom podpis elektroniczny bezpłatnie, na chipowych dowodach osobistych. W ten sposób e-podpis ma tam każdy. Przerwano błędne koło, że nie ma usług elektronicznych, bo prawie nikt nie ma e-podpisu, a nikt nie ma e-podpisu, bo nie ma usług elektronicznych. Niektórzy eksperci uważają, że także w Polsce e-podpis z certyfikatem powinien być zapisany w dokumencie identyfikacyjnym, który wydaje obywatelowi państwo. Jeśli państwo może wydawać dowody osobiste w świecie rzeczywistym, to dlaczego nie w wirtualnym? - argumentują. Jest w tym sporo racji.
Właśnie - dlaczego nie dałoby się skopiować w Polsce pomysłu z Estonii? Można takie dowody wprowadzać choćby stopniowo - dla tych, którzy chcieliby korzystać z usług przez internet.
- Jesteśmy krajem znacznie większym niż Estonia i wprowadzanie nowych rozwiązań jest trudniejsze i dłuższe. Są rozważane różne możliwości, w tym podobne do estońskich.
Jakie pan widzi inne bariery dla upowszechniania się w Polsce elektronicznych usług?
- Na przykład kwestię ochrony danych osobowych. Zgodnie z prawem dostęp do danych osobowych ze strony urzędników administracji publicznej może być dość szeroki, ale już w przypadku obywateli czy przedsiębiorstw obecne prawo bardzo mocno ten dostęp ogranicza. Tymczasem jeśli np. zakładając konto w banku, chcielibyśmy, aby urzędnik łatwo i szybko mógł stwierdzić w odpowiedniej bazie, że nasz dowód osobisty nie jest podrobiony i żeby nie domagał się dodatkowych dokumentów identyfikacyjnych, to trzeba zaakceptować to, że taki bankowiec musi mieć dostęp do danych gromadzonych przez administrację.
Bez zmiany obecnej restrykcyjnej filozofii w ochronie danych osobowych, bez dostosowania rygorów do realnego świata nie zbudujemy systemu powszechnych usług elektronicznych. To bardzo poważny problem, bo mam wrażenie, że panuje raczej psychoza podsycana przez media, aby dane chronić jeszcze bardziej, by nie pozwalać na dostęp do nich, by utrudniać ich gromadzenie - także przez administrację. Straszy się ludzi Wielkim Bratem. A przecież gromadzenie i udostępnianie danych osobowych służy usprawnianiu procedur administracyjnych i gospodarczych.
A A A
28 październik 2008
Obecny rząd otrzeźwił rynek zahipnotyzowany wizją miliardów euro na publiczne systemy teleinformatyczne. Nareszcie stawia się też pytanie, dlaczego ludzie nie chcą korzystać z Internetu w sprawach urzędowych.
Obecny rząd otrzeźwił rynek zahipnotyzowany wizją miliardów euro na publiczne systemy teleinformatyczne. Nareszcie stawia się też pytanie, dlaczego ludzie nie chcą korzystać z Internetu w sprawach urzędowych.
Witold Drożdż zamierza szybko upublicznić PIP w postaci uznania za cel 20 podstawowych usług administracji publicznej. Z nich mają wynikać poszczególne projekty. Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego wydał 15 mln zł na budowę tzw. e-urzędu. Ale jak informuje Gazeta Wyborcza, od czerwca skorzystało z niego tylko... 25 osób. Zintegrowany System Informatyczny składa się z 900 komputerów, 60 serwerów i 70 skanerów. Cała sieć gromadzi 31 dolnośląskich samorządów i jest nadzorowana przez urząd marszałkowski. Trochę lepiej jest na Śląsku, gdzie zarejestrowano w tym samym czasie 2000 użytkowników oraz w województwach małopolskim i mazowieckim. Tłumaczenia dolnośląskich urzędników, że winne są wakacje, drogi podpis elektroniczny, że zabrakło promocji, zaś ludzie nie mają zaufania do Internetu jako metody załatwiania spraw urzędowych - nie przekonują. Weźmy też pod uwagę, że tylko 4 osoby w Polsce złożyły swoją coroczną deklarację PIT przez Internet!
Europejczycy nie zainteresowani
4 osoby |
---|
w Polsce złożyły coroczną deklarację PIT przez Internet! |
Ze statystyki poznańskiego Miejskiego Informatora Multimedialnego wynika, że od pięciu lat można tam zarejestrować działalność gospodarczą, a skorzystało z tego 41 tys. osób. Ogółem ewidencja działalności gospodarczej Urzędu Miasta Poznania obejmuje 80 tys. firm. Aż się prosi postawić tezę, że wzrost ich liczby to zasługa takiej formy rejestracji. W ub. miesiącu 110 osób dokonało elektronicznego zgłoszenia do ewidencji działalności gospodarczej. Natomiast akta stanu cywilnego zamówiło przez Internet 6700 osób w ciągu dwóch lat. "Notabene, w tym samym czasie pojawiło się 28 tys. ofert na giełdzie podręczników, zaś przez cały rok odnotowujemy od 13 tys. do 16 tys. zapytań o położenie grobu w wyszukiwarce cmentarnej" - zwraca uwagę Wojciech Pelc, kierownik Oddziału Serwisów Informacyjnych Urzędu Miasta Poznania. Jego zdaniem, szanse na sukces mają proste usługi informacyjne, nie wymagające stosowania podpisu elektronicznego. "Ku naszemu zaskoczeniu, transmisję internetową lokalnego konkursu pianistycznego oglądało przez pięć dni 450 osób z czterech kontynentów, więcej niż było widzów na sali" - dodaje.
Wbrew pozorom, nie jest to polska specyfika. "Europejczycy - mimo ogromnych wysiłków Komisji Europejskiej i rządów poszczególnych krajów członkowskich - ignorują taką formę załatwiania spraw publicznych" - twierdzi Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia Miasta w Internecie. W statystykach Eurostatu odnajdziemy informację, że z usług elektronicznej administracji korzysta średnio 30% mieszkańców UE-27, przoduje Norwegia (60%), na końcu stawki jest Rumunia (5%), zaś Polska (15%) jest między Bułgarią (6%) a Czechami (16%). Nie ma się też co katować tabelą mówiącą, że tylko 3,6% Polaków - internautów - wysyła wypełnione wnioski do urzędów. Po pierwsze, nie ma za bardzo co wysyłać. Po drugie internauta i tak woli pójść do urzędu, "lepiej urzędnikowi patrzyć na ręce" - wynika z Diagnozy Społecznej 2007. Po trzecie w Europie wcale nie jest pod tym względem lepiej.
Od 2002 r. w kolejnych deklaracjach Unia Europejska propagowała wdrażanie 20 podstawowych usług administracji publicznej (12 usług dla obywateli i 8 dla firm), ale gdy mimo wdrożenia, w niektórych krajach - jak Austria - wszystkich 20, nie odnotowano zwiększonego nimi zainteresowania. Toteż Komisja Europejska odchodzi od literalnego ich rozwijania i w eGovernment Action Plan uznaje, że elektroniczna administracja ma być kołem zamachowym innowacyjnej gospodarki. Tym samym stawia na tzw. key enablers, zwłaszcza interoperacyjność, eIDM (elektroniczną tożsamość) dla paneuropejskich usług elektronicznych i open source.
List pozbieranych życzeń
Tymczasem przyjęty przez poprzedni rząd Plan Informatyzacji Państwa (PIP) przypomina listę pobożnych życzeń, którą dzieci wysyłają do Świętego Mikołaja. Pobieżna lektura pokazuje, że skonstruowano go na podstawie zsumowania "zeznań" poszczególnych urzędów - bez refleksji nad ich spójnością i wydzieleniem projektów wspólnych. Obowiązuje zatem Plan abstrakcyjny, cytowany w raportach analityków i komentarzach władz spółek IT, ile będzie można zarobić w sektorze publicznym, jeśli rząd ogłosi wszystkie zapowiedziane przetargi. "Plan w istocie promuje błędną strategię budowania pionowych silosów informacyjnych" - uważa Piotr Kołodziejczyk, sekretarz miasta Poznania. "To nie technika, lecz prawo stanowi barierę w powszechnym udostępnianiu usług administracyjnych. Dlatego rozwiązaniem problemu jest zmiana sposobu tworzenia prawa, nie zaś zasypanie istniejącej struktury organizacyjnej administracji górą pieniędzy na systemy informatyczne" - wyjaśnia.
Trzeba też zmienić perspektywę patrzenia na rozwój społeczeństwa informacyjnego. Rynek teleinformatyczny wyposzczony brakiem kontraktów w sektorze publicznym kładzie wciąż nadmierny nacisk na tzw. informatyzację administracji publicznej. To droga donikąd, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę nikłe zainteresowanie usługami elektronicznymi wśród Polaków. Po "Strategii rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce do roku 2013" widać jak rząd - pod wpływem różnych środowisk - zaczyna dostrzegać konieczność reorientacji na potrzeby człowieka, gospodarki i dopiero na tym tle chce rozpatrywać wzrost dostępności i efektywności usług administracji publicznej przez wykorzystanie technik informacyjnych i komunikacyjnych (obszar "Państwo"). Słowem, trzeba się najpierw dowiedzieć, czego Polacy chcą od państwa - zarówno na szczeblu rządowym, jak i samorządowym, a dopiero później planować wydatki z budżetu państwa i funduszy unijnych. W ślad za tym należy postawić na długofalową akcję edukacyjną promującą wykorzystanie Internetu w celach urzędowych na wzór bankowości internetowej, z której korzysta 6 mln osób. Nie zapomnijmy jeszcze o jednym: "Prawdziwym problemem w Polsce jest umiejętność czytania ze zrozumieniem" - stawia tezę prof. Wojciech Cellary z Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.
20 e-usług w administracji
15% |
---|
Polaków korzysta z usług elektronicznej administracji, średnia dla UE to 30%. |
Jak więc powinien wyglądać realny Plan Informatyzacji Państwa? Trzeba go zastąpić Systemem Informacyjnym Zarządzania Państwem - postuluje od lat Piotr Kołodziejczyk. W myśl tej koncepcji należy ustanowić jedną, prostą ustawę opisującą - na wzór fiński - sposób wykonywania zadań administracyjnych w postaci elektronicznej. Prawo to winno opisywać sposób postępowania z dokumentami od przyjęcia ich w skrzynce podawczej do przekazania do archiwum dokumentów elektronicznych. Szczegółowe rozwiązania w związku z szybko zmieniającymi się technologiami winny być łatwe do zmieniania, muszą więc mieć rangę rozporządzeń ministra właściwego ds. administracji. Część z nich jest już w obrocie prawnym, lecz brakuje np. przepisów dotyczących archiwizowania e-dokumentów.
Witold Drożdż, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, odpowiedzialny za dział informatyzacja widzi jeszcze inny sposób na odejście od obecnej konstrukcji Planu. Gdy w listopadzie br. rząd przyjmie wspomnianą Strategię, to wiceminister zamierza szybko upublicznić PIP w postaci uznania za cel 20 podstawowych usług administracji publicznej. Z nich mają wynikać poszczególne projekty IT.
Koncepcja jest ciekawa, ponieważ wymusza na urzędnikach zmianę podejścia z "siłowego" na perspektywę przeciętnego obywatela. Aby zarejestrować się na wizytę w przychodni, trzeba zmienić prawo zarówno na poziomie zarządzeń kierownika danej przychodni, jak i udostępnić rejestratorkom w przychodni wgląd w elektroniczną kolejkę. Jest to zatem problem organizacyjno-prawny, a tylko w niewielkim stopniu informatyczny.
Drobne usługi, małe budżety
Okazuje się, że usługi w tym stylu są już w zasięgu ręki podwładnych Witolda Drożdża i nie wymagają milionów złotych na systemy teleinformatyczne. Przez kilka lat CEPiK zaspakajał wyłącznie potrzeby informacyjne policji i niewielkiej liczby urzędników. "Chcemy pozwolić wszystkim potencjalnym nabywcom samochodów zawczasu sprawdzić je w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Ta prosta internetowa aplikacja połączywszy się również z bazami Systemu Informacyjnego Schengen zweryfikuje, czy aby to auto nie było skradzione za granicą" - mówi Witold Drożdż.
W jego ocenie, lepiej sprawdza się polityka drobnych usług, którymi łatwo zainteresować ludzi. Jedyna wada dla rynku to... małe budżety. Popatrzmy wszak na to przez pryzmat projektu PESEL2. Jeszcze nie tak dawno planowano wydać na niego 200 mln zł. Plan naprawczy przyjęty przez Witolda Drożdża spowodował, że wystarczyło 31 mln zł, aby dane z hierarchicznej bazy Jantar, od 30 lat podstawy PESEL, przeniesiono do relacyjnej bazy danych IBM DB2. Dzięki temu stanie się możliwe świadczenie dwóch usług przewidzianych w programie naprawczym PESEL2: dostępu w formie elektronicznej do wydanych i unieważnionych dokumentów oraz weryfikację danych osobowo-adresowych online.
Pozostaje problem zarządzania portfelem projektów w administracji publicznej. Ale i na to jest sposób. Witold Drożdż powołał państwową jednostkę budżetową - Centrum Projektów Informatycznych, której szefem został dr inż. Andrzej Machnacz, do niedawna dyrektor Biura Łączności i Informatyki KG Policji. Odtąd CPI ma zajmować się budową systemów teleinformatycznych w MSWiA. Tam trafiły największe projekty wynikające z wciąż obowiązującego Planu Informatyzacji Państwa - ePUAP 2, SIS II czy sieć 112. "Nie wykluczam, że jeśli CPI upora się ze swoimi głównymi projektami, to być może zasadne stanie się przekazanie doń wszystkich projektów teleinformatycznych administracji rządowej" - rozważa Witold Drożdż. Zasadne tak, o ile na pierwszym planie będzie człowiek i jego potrzeby. Czy tak się stanie, przekonamy się w następnych latach.
Dla Computerworld komentuje Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia Miasta w Internecie |
---|
Głównym powodem zasadniczego niedorozwoju e-usług publicznych w Polsce nie jest brak inwestycji w rozwiązania elektronicznej administracji. Nie jest, bo na pseudo-usługi publiczne wydaliśmy w ostatnich 10 latach blisko 300 mln zł! Zajmujemy od lat ostatnie miejsca w stawce krajów Unii Europejskiej, bowiem po pierwsze - nie potrafimy zbudować i upowszechnić spójnej architektury systemów IT państwa (to zadanie rządu) oraz po drugie - nadmiernie koncentrujemy się na wdrażaniu projektów, których głównymi odbiorcami są urzędnicy, a nie mieszkańcy czy przedsiębiorcy (to częsty błąd samorządów). Polacy nie są zainteresowani e-administracją, są natomiast - administracją skuteczną i sprawnie ich obsługującą. W mediach często słyszymy o systemach nazywanych "cyfrowymi urzędami", których wdrożenie ogłaszają nam dumnie samorządy. Błędem byłoby jednak sądzić, że dzięki nim możemy załatwić w pełni jakąś sprawę w urzędzie bez wychodzenia z domu. Badania pokazują zresztą, że Polacy zdecydowanie chętniej skorzystaliby z prostych usług, jak np. rejestracja online w przychodniach niż zastępowali - zwłaszcza na wsi - dobrze znaną panią Krysię "z gminy" jakimś elektronicznym automatem. Na inwestycje w e-usługi w latach 2007-2015 zapisano w budżetach regionalnych miliardowe dotacje z funduszy UE. Dobrze byłoby najpierw dowiedzieć się, jakich usług Polakom potrzeba, a potem wydawać na nie publiczne pieniądze. Na razie wiedzy takiej - z ręką na sercu - nie mają ani samorządowcy w regionach, ani zarządzający projektami rządowymi. |
Interoperacyjność - warunek konieczny dla procesu informatyzacji administracji publicznej |
---|
Tomasz Szetyński |
---|
18.05.2005 r. |
Polska administracja publiczna jest informatyzowana od kilkunastu lat, rozpisywane są nowe przetargi, powstają nowe systemy informatyczne, które mają wspomóc działanie polskich urzędów, a ściślej mówiąc sprawić, by kontakt petenta z polskich urzędnikiem był sprawniejszy. Można posunąć się do stwierdzenia, że cały czas coś się dzieje, trwają prace nad stworzeniem systemów informatycznych, dzięki którym polska administracja ma pracować sprawniej, szybciej, z korzyścią dla nas obywateli oraz dla samych pracowników urzędów. Jednak dotychczasowe działania w tym zakresie nie przyniosły oczekiwanych korzyści, każdy duży (w skali całego kraju), nowo wdrażany system, zamiast działać poprawnie, odmawiał (przynajmniej w początkowych miesiącach działania) posłuszeństwa. Tak było w przypadku informatyzacji ZUS, tak było z nieistniejącymi już Kasami Chorych - obecnie Funduszem Zdrowia oraz z systemem obsługującym nowe dowody osobiste. Analogiczna sytuacja miała także miejsce przy wdrażaniu systemu CEPIK oraz systemu POJAZD. Przykładów można wymienić jeszcze kilka. Wszyscy (nie tylko specjaliści z branży IT i urzędnicy) zastanawiają się, dlaczego żaden system nie działa poprawnie, czy wina leży po stronie ludzi projektujących owe systemy, czy po stronie administracji publicznej, która nie do końca chyba wie, czego potrzebuje i jak to naprawdę powinno działać? Czy może taki stan rzeczy jest spowodowany brakiem uregulowań prawnych, w tym ustawy o informatyzacji? Oczywiście to ważne pytania, ale najważniejszym problemem jest brak interoperacyjności i od tego pojęcia powinny zaczynać się wszystkie dyskusje o informatyzacji administracji publicznej. Systemy informatyczne muszą „mówić” w jednym języku Największym i najbardziej newralgicznym problemem jest brak współdziałania poszczególnych systemów informatycznych, czyli tego, co w terminologii informatycznej określa się mianem interoperacyjności systemów. Interoperacyjność to nie tylko umiejętność komunikowania się ze sobą poszczególnych systemów, lecz także bezpieczna wymiana danych, a co najważniejsze możliwość wzajemnego wykorzystania tych samych danych w różnych systemach. Oznacza to, nie mniej ni więcej tylko to, że dwa lub więcej urzędów mogą pracować w różnych systemach, które obsługiwane są przez różne platformy, a pomimo tych różnic będą mogły wymieniać ze sobą dane, gdyż będą one zapisane w tych samych formatach, np. .xml czy .xls. |