Kaczyński o rozłamie w partii Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codziennie” mówi o rozłamie w PiS i rosnącym wokół tej sprawy szumie medialnym. Jego zdaniem największym problemem partii jest „kurtyna kłamstw, która otacza Prawo i Sprawiedliwość”. Na pytanie, od kiedy „ziobryści” mogli planować obecną akcję, Jarosław Kaczyński odpowiada: „W mojej ocenie:
od kiedy znaleźli się w europarlamencie, czyli od 2009 r. I tu jedna uwaga faktograficzna: nie wygnałem Ziobry
na zesłanie do Brukseli. To on, podobnie Kurski, strasznie chcieli się tam znaleźć. Bardzo napierał, by zostać europosłem. Znamienne było ich działanie w trakcie kampanii wyborczej. Wyszukiwali kandydatów skonfliktowanych z szefami okręgów i oferowali im swoje wsparcie. Bardzo często wcześniej zupełnie nie znali tych ludzi, ale odnajdowali ich i wspierali w wejściu do Sejmu, by wytworzyć w partii jak najwięcej ognisk konfliktowych. Sądzę, iż to pomysł Kurskiego, bo Zbigniew Ziobro mimo wszystko ma inną konstrukcję psychiczną”. Według Kaczyńskiego próby przejęcia władzy w PiS odbywały się już od czasu katastrofy smoleńskiej. „Jacek Kurski – niewątpliwie spiritus movens tych działań – chciał szybkiego zwołania rady politycznej partii, by ta wysunęła Ziobrę, jako kandydata na prezydenta. Ten plan został porzucony, bo w sondażach Ziobro wypadał źle” – przypomina prezes PiS. Jarosław Kaczyński zdiagnozował również główny problem, z jakim boryka się Prawo i Sprawiedliwość. „To kurtyna kłamstw, która otacza Prawo i Sprawiedliwość. Znakomita większość obywateli nie jest w stanie dotrzeć do prawdziwych informacji o nas – podkreśla. Cały wywiad ukaże się jutro w „Gazecie Polskiej”. fronda.pl
Wdzięczność Jacka Kurskiego W poniedziałek 7 listopada w programie Tomasza Lisa w TVP 2 zasiadła trójka polityków należących do tzw. „ziobrystów”: Beata Kempa, Jacek Kurski i Tadeusz Cymański. Komentowali sytuację w Prawie i Sprawiedliwości (J. Kurski i T. Cymański zostali zeń ostatnio usunięci) i powołanie przez 17 nowo wybranych parlamentarzystów z listy PiS klubu parlamentarnego Solidarna Polska. B. Kempa przywdziana w żałobne kolory wyglądała jak z krzyża zdjęta. Wypowiadała się koncyliacyjnie, komplementowała J. Kaczyńskiego, jako „największego stratega, jakiego spotkała w życiu”. T. Cymański był poważny i wyrażał ostrożną wiarę w pojednanie w PiS. J. Kurski mówił najwięcej i nadrabiając miną snuł rzewną opowieść: „rozlega się w Polsce wielkie wołanie o jedność”, „nowy klub powstał dla ratowania polskiej prawicy”, „spotkały nas brutalne represje”, „jedynym reprezentantem PiS, który wygrywał z PO jest Zbigniew Ziobro”. Dziwne to konstatacje. Skoro tak ważna jest jedność to, po co nowy klub? Skoro tak bardzo „trzeba się porozumieć” to, po co ta bieganina po wszystkich możliwych mediach? Od spierania się o kształt i program partii są odpowiednie gremia partyjne, a nie kozetka u nierzetelnego dziennikarza zwalczającego PiS wszelkimi sposobami i demonstrującego pogardę dla wyborców stronnictwa kierowanego przez J. Kaczyńskiego. Usunięcie z partii to skutek niesubordynacji trójki europosłów, a decyzja została podjęta przez Komitet Polityczny prawie jednomyślnie w tajnym głosowaniu Z. Ziobro osiągał bardzo dobre wyniki w wyborach także dzięki temu, że startował z listy Prawa i Sprawiedliwości na przychylnym prawicy terenie i jako prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego. J. Kurski działał od początku lat 90 – tych w wielu partiach, nie raz i nie dwa organizował rozłamy (prawica się wtedy „jednoczyła” intensywnie dzieląc…) Od kilku lat pozostawał wierny Prawu Sprawiedliwości, więc wydawało się, że się ustatkował. Wigor i radość, z jaką obecnie dokonuje kolejnego rozłamu pokazuje, że te nadzieje były płonne, że wilka ciągnie do lasu. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. J. Kurski usilnie prosił prezesa PiS o możliwość startu z pierwszej pozycji, J. Kaczyński się zgodził. Teraz J. Kurski rozbijając partię i bałamucąc wyborców mu się odwdzięcza. Roman Kowalczyk
CZEKAJĄ NA KATA aparat państwa na służbie u Donalda Tuska Miałem wczoraj spotkanie z biznesmenem. Typowym. Polskim. Talent, brak wykształcenia, miłość do ryzyka i alkoholu. Ale dzisiaj nie pił. I nie był już tak pewny siebie jak wczoraj, albo miesiąc temu. Bał się, że zapukają do niego o 6.00 rano albo „zawiną” zwyczajnie na ulicy. Kto? Służby. W każdej chwili. A wszystko przez Schetynę. A raczej przez jego wroga. A wróg to państwo polskie. Bo państwo Polskie to dzisiaj Tusk.
BEZ WYJŚCIA Jak w klatce. Duszna atmosfera. Strach – ten, który media lokalizowały w czasach władzy PiS – u. Ściszone rozmowy…. Przekonanie, że jest się inwigilowanym. Kilka telefonów w ręce, kilka rezerwowych kart sim, itd. Tak właśnie było wczoraj, miesiąc po historycznym zwycięstwie PO w wyborach do Sejmu i Senatu RP. Przypomniało mi to o czymś sprzed niemal dekady. Rok 2003, Warszawa, ulica Koszykowa, pub Guinness (już nie istnieje) tuż obok Ośrodka Studiów Wschodnich, czyli tzw. „białego wywiadu” ukierunkowanego na Rosję i to, co z niej pozostało po 1991 r. Spotkałem się tam z biznesmenem, człowiekiem poleconym, chyba nawet kimś z dalekiej rodziny dyrektora OSW M. Karpa. Dokładnie nie pamiętam. Był bardzo nerwowy, rozglądał się dookoła i prosił o wyciągnięcie baterii z telefonu komórkowego. Pytał czy mogę mu polecić jakiś Czeczenów. Chciał im dać wygodny dom, dobre pensje byle tylko pilnowali mu interesu. Bał się. Przez czyjeś niedopatrzenie, przypadek wygrał przetarg i przejął jakąś firmę w Starachowicach (Świętokrzyskie), którą miał dostać ktoś inny. Życie nie lubi przypadków. I teraz ktoś rujnuje mu życie, używa do tego zarówno „zaprzyjaźnionej” policji, Urzędu Kontroli Skarbowej, donosu i gróźb karalnych. Mówił o mafii i służbach. Odradzałem mu – jak mogłem deal z Czeczenami. Mówiłem, że to ludzie zamknięci, szanujący tylko członków własnej narodowej wspólnoty… Że są jak wilki. Że wilczycę mają w godle. Tłumaczyłem, że za chwilę okaże się, że zanim się zorientuje będzie najwyżej współwłaścicielem interesu i to mniejszościowym, bo większość przejmą bracia z Kaukazu. Ale on już tego nie słuchał. Nie mam wyjścia - odparł – próbowałem już wszystkiego. Błagam Pana – mówił. Co miałem robić. Dałem mu to, o co prosił. Więcej się nie widzieliśmy. Nie wiem, jaki był finał tej sprawy. Pamiętam tylko, że jakoś zaraz potem wybuchła słynna AFERA STARACHOWICKA - sprawa przecieku tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji do osób podejrzanych o kontakty przestępcze. Okazało się że w Świętokrzyskim rządzi mafia, że powiązani ze sprawą byli minister Zbigniew Sobotka (SLD), posłowie Henryk Długosz, Andrzej Jagiełło (SLD), generał policji Antoni Kowalczyk i inni. Sprawa była tak ewidentna, że część z nich poszła nawet siedzieć. Był to początek degrengolady SLD, zakończonej zwycięstwem PIS w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2005 r.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Afera_starachowicka
Rok później Marek Karp zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Najpierw został potrącony przez tira na białoruskich numerach (tożsamości kierowcy nigdy nie ustalono) a potem znaleziono go martwego na parkingu szpitala, z którego po wypadku został wypisany. Oczywiście koincydencja owych trzech wydarzeń może być zupełnie przypadkowa.
http://kworum.com.pl/art348,egzekucja.html
ROK 2009 WEDŁUG PRAWA MURPHY'EGO 2009 rok nie był najlepszy dla Grzegorza Schetyny. Znany opiniotwórczy bloger Aleksander Ścios opisał afery, czy może podejrzane i głośne sprawy na pograniczu biznesu i polityki, w których pojawiało się nazwisko Grzegorza Schetyny. W skrócie chodziło o sprawę Beaty Sawickiej, aferę gruntową, aferę senatora PO Misiaka, wreszcie sprawy wokół firmy reklamowej Effectica żony G. Schetyny – Kaliny, Aqua Park, korupcję w piłce nożnej, aferę hazardową… Dużo tego się nazbierało. Są też tacy, którzy dowodzą o zażyłych kontaktach marszałka Sejmu z samym capo di tutti capi tzw. polskiej mafii Jeremiaszem Baraniną. Schetyna miał podobno być częstym gościem w jego wrocławskiej willi.
http://bezdekretu.blogspot.com/2009/10/czas-odejsc-panie-schetyna.html
W tym samym 2009 roku o niejasnych powiązaniach biznesowych rodziny Schetynów pisał na blogu wykluczony z PO polityk, kiedyś przyjaciel Schetyny, jeszcze z czasów NZS - Paweł Piskorski. Schetyna zagroził procesem ale Piskorski w ogóle się tym nie przejął. "Schetyna zapowiedział wczoraj, że jego żona zamierza skierować przeciwko mnie sprawę na drogę sądową, ponieważ - jak stwierdził - <kłamię i zachowuję się nieuczciwie>. Jeśli będą tego chcieli, bardzo chętnie spotkam się z wicepremierem Schetyną i jego żoną na sali sądowej. Jeśli sąd zajmie się interesami (...) rodziny Schetynów, może wyjść z tego naprawdę interesujący proces" – ogłosił na swoim blogu.
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/142734,niech-schetyna-uwaza-na-swoje-interesy.html
Kilka miesięcy później, w październiku 2009 roku Donald Tusk podjął decyzję by pozbyć się definitywnie Schetyny tak jak poprzednio wszystkich innych konkurencyjnych liderów PO. Wykorzystał do tego aferę hazardową, której wielkim przegranym okazał się nieoczekiwanie obok Chlebowskiego i Drzewieckiego właśnie wicepremier G. Schetyna. 2009 rok wydaje się nam bardzo odległy, chociaż to zaledwie 2 lata temu. Po drodze była przecież tragedia smoleńska… Smoleńsk w pewnym sensie przedłużył mandat poparcia dla PiS z jednej strony ( partia nie musiała się zmieniać, mogła przegrać wybory itd.), a z drugiej przesunął w czasie wyrok na głównego konkurenta Donalda Tuska.
UKŁAD DOLNOŚLĄSKI? Jest być może jeszcze coś. Być może, bo wciąż poruszmy się w tej materii wyłącznie w przestrzeni domysłów i hipotez. To mogłoby uzasadniać jednak silne wpływy ferajny ze Śląska. Mówi o tymw jednym z wywiadów Grzegorz Braun, reżyser, autor jedynego w historii wolnej Polski filmu dokumentalnego mówiącego prawdę o Generale Jaruzelskim:
20 lat temu na Dolnym Śląsku skoncentrowane były sztaby tzw. Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej. Z prostej pragmatyki służbowej wynikało, że w ramach „operacyjnego zabezpieczenia” tych sztabów oraz wielkich zgrupowań ludzi i sprzętu GRU i KGB musiały tu mieć szczególnie liczne osobowe źródła informacji rekrutowane spośród ludności tybylczej. Po tym jak Sowieci oficjalnie wycofali się z Polski, nie przypuszczam by całkiem osierocili tych agentów. Oni nadal działają. Stawiam hipotezę, że we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku jest większe nasycenie post-sowiecką agenturą niż w jakimkolwiek innym regionie Polski. Drugim rozgrywającym są tu oczywiście Niemcy, którym Sowieci zawczasu częściowo puścili Polaków w arendę, – bo przecież już za tzw. karnawału „Solidarności”, generał Kiszczak wydał oficjalną zgodę na działania operacyjne STASI na terenie PRL (…) „Od początku lat 80. pionki na szachownicy transformacji ustrojowej rozstawiane były w Moskwie – i po niemieckiej stronie, w sposób przejrzysty dla Sowietów. W tym kontekście należy patrzeć szczególną na nadreprezentację Wrocławia i Dolnego Śląska na dzisiejszej scenie politycznej (…) Nasza Polska nr 11 z 15.03.2011r.
http://www.bibula.com/?p=35289
Podobno Donald. Tusk chce posłać swego byłego powiernika na stołek wojewody dolnośląskiego. Czy to klocki tego samego domina?
PAŃSTWO POLSKIE NA SŁUŻBIE U DONALDA TUSKA Mój znajomy, biznesmen obracający „grubo” – jak sam się wyraża, ma dzisiaj kłopoty. Różnica z biznesmenem, którego spotkałem w Warszawie w 2003 r. jest jedynie taka, że ten pierwszy jest dzisiaj wrogiem państwa polskiego a ten ostatni wszedł w paradę jedynie jakiemuś prywaciarzowi. Obiektywnie, pechowy biznesmen ze świętokrzyskiego miał, więc znacznie więcej szczęścia niż mój znajomy u początku II kadencji rządu Premiera Donalda Tuska. Nikt mu nie pomoże. Czeczeni, albo Albańczycy z Kosowa już by nie wystarczyli. Państwo polskie ma służby, ma prokuraturę, sądy a na końcu zakłady karne… Znajomy pokazuje mi sms, który dostał od tzw. „przyjaciela”. Masz kłopoty i służby się Tobą zajmują. Mam nadzieję, że kiedyś się odpłacisz za to, że Ci o tym mówię - czytam komunikat na jego iphon-ie. Biznesmen ma - jak każdy obracający milionami w Polsce wiele długów. Dotąd spłacał je swoimi sposobami i jakoś dawał radę. Teraz to już nie takie proste. Nagle wszyscy wierzyciele odrzucają jak jeden mąż propozycje ugody, a banki żądają spłat natychmiast. Biznesmen ma pieniądze. Ma ich dużo. Nie tylko w Polsce – schowane w sejfie. Ma je w rajach podatkowych – na innych kontynentach. Może część nawet zakopał w sobie wiadomym miejscu albo jak Tony Soprano w słoikach w ogródku. Tyle, że te pieniądze mogą się mu już do niczego nie przydać. Chodzi o interes, do którego namówił go kiedyś znajomy. Nie byle, jaki – człowiek z Wrocławia, z rozdania Grzegorza Schetyny. „Tusk niszczy dzisiaj wszystkie biznesy Schetyny, chce go odciąć od kasy” – mówi. Czuje, że i on oberwie. Boi się. Nie to, – co dawniej. Gdy go kiedyś poznałem powiedział niby żartem, ale z dumą, że to on odpowiada za niemiecki dowcip o polskich złodziejach samochodów z lat 90-tych: Chcesz jechać na wczasy? Jedź do Polski. Twój samochód już tam czeka. Biznesmena znam jakiś czas. Wiem, że nie ściemnia. Dla niego nie ma znaczenia, kto rządzi. Liczy się tylko hajs.
SZKODA, ŻE MÓWIŁ MI TEŻ O ZBIGNIEWIE ZIOBRZE... Powiedział mi też coś jeszcze… Wśród jego bardzo prominentnych kolegów w Warszawie (pomiędzy biznesem, polityką a gangsterką) mówi się, że Ziobro wychodząc z PiS zapewnił sobie przychylność wszystkich: zarówno czerwonych, zielonych i „platformersów”. Zobaczysz. Przekonasz się – powiedział. Będzie miał parasol. Nie będą go niszczyć. Oczywiście na razie to plotki, które mają zaszkodzić… No właśnie mają zaszkodzić czy pomóc Zbigniewowi Ziobrze? Myszka and Miki
Unia Polityki Realnej przyłącza się do Porozumienia Przedsiębiorców! Szanowni Państwo Unia Polityki Realnej gorąco popiera apel o reformy skierowany do Premiera, który został wystosowany przez organizacje Małych i Średnich Przedsiębiorstw (MSP) zjednoczoną Porozumieniem Przedsiębiorców. Unia Polityki Realnej zawsze postulowała likwidację barier ograniczających rozwój przedsiębiorczości. Dlatego też z dużym zainteresowaniem obserwujemy działania organizacji związanych z małym i średnim biznesem, które postanowiły wziąć sprawy we własne ręce. Jednocześnie gorąco dopingujemy Porozumienie Przedsiębiorców w jego działaniach. Dobro polskich przedsiębiorców jest nam bliskie sercu, bo zawsze uważaliśmy, że są siłą Narodu i to oni odpowiadają za wzrost dobrobytu w kraju. Unia Polityki Realnej przyłącza się do apelu wzywającego Premiera do dotrzymania swych obietnic wyborczych dotyczących rozwiązania problemów przedsiębiorców. Rząd jak najszybciej powinien wziąć się do pracy, aby zakończyć kwestię nienależnych składek naliczanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych od działalności gospodarczej. Po drugie jesteśmy także za tym, aby została przeprowadzona konieczna deregulacja, która wprowadzi zasadę „UE+0” tym samym likwidując wszystkie przepisy, które nie są wymagane obowiązkowo przez prawo Unii Europejskiej. Czas uwolnić przedsiębiorczość drzemiącą w Polakach! Aktualnie Porozumienie Przedsiębiorców tworzą następujące organizacje: Inicjatywa Firm Rodzinnych, Krajowa Izba Gospodarcza Elektroniki i Telekomunikacji, Legnicki Klub Biznesu, Lubelski Klub Biznesu, Łódzka Izba Przemysłowo – Handlowa, Łódzkie Stowarzyszenie Przewoźników Międzynarodowych i Spedytorów, Ogólnopolska Federacja Stowarzyszeń Kupców i Przedsiębiorców, Regionalna Izba Handlu i Przemysłu w Bielsko-Białej, Regionalny Związek Pracodawców w Łodzi, Stowarzyszenie Kupców w Centrum Handlowym "PTAK", Stowarzyszenie Pracodawców Branży Dźwigowej, Wągrowieckie Zrzeszenie Handlu i Usług, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Związek Rzemiosła Polskiego. Porozumienie Przedsiębiorców zdecydowały się wesprzeć następujące Instytucje: Centrum im. Adama Smitha, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Fundacja na rzecz Warsztatów Analiz Socjologicznych, Fundacja Republikańska, Instytut Sobieskiego oraz Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju. Unia Polityki Realnej postanawia przystąpić do organizacji popierających Porozumienie Przedsiębiorców, zapewniając jednocześnie pełne poparcie i zaangażowanie.
Jak wyjść z zaklętego koła niemocy? Seria startów wyborczych bez sukcesu, każe nam zastanowić się nad drogami wyjścia z tego zaklętego koła niemocy. Tym bardziej, że tym razem, doświadczenie to stało się udziałem nie tylko naszym, a również pozostałych ugrupowań prawicy konserwatywno-liberalnej. Jednocześnie, na przykładzie Ruchu Palikota, dostaliśmy dowód, że odpowiednio dobrana strategia wyborcza może przynieść sukces ugrupowaniu pozaparlamentarnemu. Przy całej goryczy porażki daje to nadzieje, że osiągnięcie realnego poparcia przekładającego się na mandaty poselskie czy senatorskie jest jak najbardziej możliwe. Zatem jak to osiągnąć, przy wyjątkowej słabości organizacyjnej i merytorycznej środowisk tej strony polskiej sceny politycznej? Na pewno złotego środka znaleźć się nie da. Za to, należy wyciągać wnioski. Jest ich na pewno wiele, ale jeden jest najważniejszy: nie można sobie pozwolić na dalsze działanie w pojedynkę! Tą prawdę zaczyna dostrzegać coraz większe grono liderów prawicy. Nawet staje się to powoli czymś w rodzaju prawdy objawionej. Dlaczego, w takim razie, dotychczas nie dało się tego zjednoczenia osiągnąć? Prawda jest, jak zwykle w takich przypadkach, banalnie prosta. Na przeszkodzie stawały indywidualne ambicje i bezpodstawne przekonanie, że tym razem to już na pewno się nam uda, więc, po co się z kimś łączyć? Jak zatem pogodzić wszystkie te podmioty tak, aby nie naruszyć ich niezależności, do której są tak bardzo przywiązane? Wydaje się, że jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest stworzenie formacji o charakterze federacyjnym, która pozwoli połączyć siły wokół wspólnego celu przy jednoczesnym zachowaniu pewnej odrębności jej podmiotów. Jak należy wnosić, z doświadczenia minionych wyborów ważne jest, aby poza stworzeniem sprawnego aparatu wyborczego ta formacja uzyskała jasny i wyrazisty wizerunek. Budowany on być powinien w oparciu o kilka punktów programowych wspólnych dla wszystkich ugrupowań tej prawicowej federacji. Pamiętać przy tym należy, aby nie bać się tematów kontrowersyjnych. Ba, więcej nawet, należałoby te kontrowersje podkreślać! Co zatem umieścić na sztandarach? Wydaje się, że do najbliższych wyborów w świadomości społecznej powinien się utrwalić nasz wizerunek, jako formacji mającej na celu całkowitą zmianę obecnego systemu. Powinniśmy stać się kompletną ALTERNATYWĄ! Propozycja dokonania zmiany ustroju na republikański, z silnym Prezydentem odpowiedzialnym za rząd, mogłoby stanowić mocny punkt wyjścia. Myślę, że łatwo będzie przekonać społeczeństwo, iż rozwiązanie to uwolni nas to od tego typu żenujących spektakli, jakich doświadczaliśmy przez ostatnie lata, oglądając kolejne wojenki pomiędzy kancelariami Prezydenta i Premiera. A ponad to, wybór prezydenta odpowiedzialnego za rząd, da społeczeństwu poczucie realnego wpływu na sprawowanie władzy, nie mówiąc już o zdecydowanie niższych kosztach. Co za tym idzie, powinniśmy zaproponować daleko idące zmiany dotyczące nowego podziału administracyjnego kraju. Podziału opartego na kilku silnych, regionalnych wspólnotach o szerokiej autonomii. Wymusza to jednoczesne przedefiniowanie roli najważniejszych organów naszego państwa, szczególnie Senatu, który powinien stać się przedstawicielstwem tych regionów. Dzięki czemu, zyskają one możliwość uczestnictwa w tworzeniu ustawodawstwa.Chciałem w tym momencie przypomnieć, że w historii Rzeczpospolitej tolerancja wobec przedstawicieli odrębnych kultur i narodowości stanowiła podstawę jej rozwoju i jedną z jej najpiękniejszych tradycji. Ta tradycja powinna stać się obecnie podstawą do budowy społeczeństwa prawdziwie obywatelskiego, bogatego swoją różnorodnością i opartego na zintegrowanych wewnętrznie wspólnotach regionalnych. A ponieważ centralistyczne państwo, z jakim mamy obecnie do czynienia, okazało się niezdolne do przeprowadzenia głębokich przemian gospodarczych to budowa państwa opartego na regionalnych, autonomicznych wspólnotach odpowiadających naturalnym obszarom skupionym wokół historycznych ośrodków życia publicznego, powinna stać się kolejnym priorytetem w naszym programie. Uważam, że tylko pojawienie się zdrowego współzawodnictwa między regionami może zaowocować włączeniem się społeczności lokalnych w proces budowy zamożnej, wolnej i silnej Rzeczpospolitej. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że propozycja ta jest kontrowersyjna, ale przecież od dwunastu lat nikt nie zdobył się na ponowne podniesienie tego tematu. Położenie mocnego akcentu na ten element nada nam jeszcze większej wyrazistości. Otworzy nam to ogromne pole do zagospodarowania, którym nikt dotychczas nie chciał się zająć. Mam tu na myśli coraz większy wpływ regionalnej identyfikacji, który systematycznie zyskuje na wartości. Ponadto, wymusza to również zmianę spojrzenia na funkcje państwa i jego relacji z regionami. Pozwala otworzyć drogę do przeniesienia wielu funkcji będących dotychczas domeną władzy centralnej bliżej społeczności lokalnych. A co jeszcze ważniejsze, pozwoli na zmianę w sposobie finansowania państwa. Tu dochodzimy do kolejnego tematu, jakim jest deregulacja, wprowadzenie wolnego rynku i zasad konkurencyjności, czyli następnego punktu, na którym nowa, prawicowa federacja powinna oprzeć swój program. Budujemy w ten sposób również podwaliny pod wprowadzenia w życie zasad taniego państwa, co w czasie kryzysu, który dopiero przed nami, jest nie do przecenienia. To naturalnie tylko propozycje. Ale w moim przekonani, na tych priorytetach opierać powinna się budowa programu dla wspólnego startu wszystkich ugrupowań obecnej opozycji konserwatywno-liberalnej. Być może, w oparciu o tą współpracę, stworzone zostaną warunki do scementowania tych ugrupowań w jedną, silną Partię Republikańską. Partię, która będzie mogła wreszcie wpłynąć na naszą rzeczywistość, stając się trwałym i silnym elementem Polskiej sceny politycznej. Co daj Bóg! Dariusz Węcki
Postanowienie o zmianie władz UPR 12 września 2011 Sąd Okręgowy w Warszawie VII Wydział Cywilny Rejestrowy postanowił wpisać do ewidencji Partii Politycznych pod poz. Ew P 23:
wykreślić: Bolesław Witczak, Grzegorz Grocki, Magdalena Kocik, Piotr Malinowski,
wpisać: Bartosz Józwiak, Wojciech Helmin, Piotr Soporowski, Sylwia Domaradzka.
Postanowienie to zamyka pewien rozdział w UPR. Habemus Prezesam! Full, wypas... Jóźwiak
Expose Tuska pod dyktando Angeli Czytam, jak niektórzy ekscytują się oczekiwanym expose Tuska, po zaprzysiężeniu rządu, który (jak za komuny) będzie ten sam, ale nie taki sam. Młodszym czytelnikom przypomnę, że powstanie „nowego” rządu za PRL-u porównywano do wron, siedzących na gałęziach drzewa. Po wystrzale z korkowca, wrony wzlatywały do góry, by za chwilę opaść – tylko na innych gałęziach… Zgodnie z tą ugruntowaną przez PZPR zasadą, teraz towarzyszka Kopacz zostanie rzucona na odcinek sejmowy, gdzie zostanie marszałkową, zaś towarzysz Schetyna z fotela marszałka rzucony będzie na komisję spraw zagranicznych lub na resort transportu, by go tak zreformować, jak ongiś zreformował MSWiA. Oczywiście – postępowe media na temat gigantycznej afery korupcyjnej w MSWiA z okresu działalności min. Schetyny milczą i co dziwne – milczy na ten temat opozycja… Dlatego tow. I Sekretarz będzie mógł w swoim expose spokojnie ominąć wszystkie afery, które dokonała „nasza partia” w okresie ostatnich 4-lat. Będzie mógł to zrobić, gdyż nikt „naszej partii” i tow. I Sekretarza tak naprawdę nie próbował rozliczyć przed wyborami. A skoro Naród nadal powierzył stery rządów Tuskowi – to naprawdę nie ma, co powracać do przeszłości. Zwłaszcza zaś – do zapowiedzianych przez czterema laty cudów. Bo przecież prawdziwym i jedynym cudem jest to, że Tusk i „nasza partia” znowu wygrali, a zwycięzców się przecież nie rozlicza. Zatem I Sekretarz będzie mógł nakreślić dowolny plan na przyszłość i to bez cienia wątpliwości, że zostanie mu to kiedyś „wyrzygane”. Polacy łykną, bowiem każdą bajkę, byleby w niej nie było słów o nadciągającej katastrofie. I choć wszyscy lekko kumaci obywatele kraju nad Wisłą wiedzą, że Tusk i „nasza partia” będą musieli przykręcić Polakom „na maksa” przysłowiową śrubę, aby do katastrofy nie doszło – to przecież lepiej żyć w przeświadczeniu, że nie będzie tak źle, jak mogłoby być, gdyby rządził PIS. Polacy ponadto słyną z amnezji i dlatego w zapomnienie pójdzie każda afera, nawet tak wielka, jak niedawno odkryta afera w MON z czasów min. Komorowskiego, gdy to na prawie kaduka zadecydowano o lokalizacji bazy lotnictwa taktycznego w Krzesinach. Już dzisiaj wiadomo, ile nas będą kosztować rządy Komorowskiego w MON, biorąc tylko pod uwagę roszczenia właścicieli gruntów ze strefy wokół lotniska, które sięgają 280 mln złotych. Jeśli wspomnę, że dokumenty w sprawie lokalizacji bazy zaginęły (!), to przecież nikt nie odważy się postawić przed Trybunałem I Gajowego, który wraz z Tuskiem prowadzą nas ku postępowi, czyli ku Europie. Dlatego (podobnie, jak w czasach expose tow. Gierka) – już dziś można oczekiwać w expose I Sekretarza „naszej partii” strzelistych aktów miłości do Moskwy – przepraszam! – do Berlina oraz zapewnień, że Polska z raz obranej drogi nigdy nie zejdzie. Oczywiście – pod obecnym przywództwem, o którym Polacy marzyli jeszcze za komuny! Ta komfortowa sytuacja, gdy I Sekretarz nie musi się z niczego tłumaczyć ani też niczego już obiecywać, poza „pogłębieniem naszej solidarności z Unią” (czytaj z Niemcami, którzy dzisiaj de facto Unią rządzą) pozwala Tuskowi wygłosić takie expose, które będzie podobać się wyłącznie Angeli Merkel. I choć w tytule niniejszego felietoniku napisałem, że to expose jest pisane pod dyktando Angeli, to prawda jest taka, że nikt lepiej nie napisze wiernopoddańczego tekstu, jak sam poddany. Przykład mieliśmy sprzed paru dni przed wyborami, gdy wiernopoddańczy list pięciu ministrów spraw zagranicznych PRL-bis trafił na biurko Angeli Merkel. Takiego aktu wiernopoddaństwa nawet sam Breżniew nie mógł oczekiwać, gdyż gdyby podobny list został napisany w okresie PRL-u, Polacy natychmiast uznaliby sygnatariuszy listu za zdrajców i pachołków Moskwy. Ale wtedy samej Moskwie zależało na utrzymanie pozorów, że rządzące satelickimi krajami władze są w pełni niezależne od Moskwy. Teraz ten czar prysł i już wiadomo, że Grecją rządzi Berlin, a Grecja niczego nie zrobi wbrew woli Angeli. Tusk, demonstrujący w Brukseli swe pełne oddanie Angeli – nie podskoczy, zatem Angeli w swoim expose. On przecież nie będzie się domagać odblokowania portu w Świnoujściu! On nie podskoczy w sprawie akcyzy na paliwa i pakietu klimatycznego, który spowoduje nawet i 100% wzrost cen energii w Polsce! Tusk nie podskoczy Berlinowi tak, jak nie podskoczył Moskwie żaden I Sekretarz PZPR. Tusk ma już świadomość, że jego władza nie jest w żaden sposób uzależniona od woli Polaków, którzy zostali spacyfikowani nie gorzej, jak za komuny. Ale Tusk jest w pełni uzależniony od woli Berlina, który – być może – da mu te 300 miliardów, gdy Tusk będzie grzeczny i zrobi dla Niemców wszystko, – co tylko będą chcieli. Tak jak dzisiaj robi to Grecja. Właśnie dzisiaj pisze się, że „rząd w Atenach nie ma już nic do gadania. Wszystkie decyzje w sprawie Grecji zapadać będą w specjalnym politbiurze. W jego skład wchodzą przywódcy Niemiec, Francji i kilku unijnych urzędników. Jedynym zadaniem władz Grecji jest wcielanie w życie planów, stworzonego przez grupę z Frankfurtu”. Na koniec swojego expose, I Sekretarz PZPO być może wygłosi parę słów o tym, jak „z Polską się liczą” w Europie – na przykładzie polskiej prezydencji. Ci, którzy mają pojęcie o polityce zagranicznej wiedzą jednak, że Polsce i Tuskowi w okresie polskiej prezydencji w UE przypadła jedynie rola odźwiernego na spotkaniach organizowanych według scenariusza Niemiec i Francji. Jeśli scenariusz ten zakładał poufność spotkań władców Unii, to bez skrupułów wypraszano i Tuska, który przecież wie, że tylko w Polsce może udawać „europejskiego przywódcę”. Kapitan Nemo
Marszałek Kopacz Oglądałem dzisiaj tak z doskoku obrady sejmu VII kadencji, a szczególnie moment zadawania pytań, jeszcze kandydatce, a w tej chwili już nowo wybranej marszałek sejmu, Ewie Kopacz. Czego się dowiedziałem z tego fragmentu transmisji? Ano tego, że nigdy w życiu nie mógłbym być politykiem. Te wszystkie pytania zadane Ewie Kopacz w tak skondensowanej formie, jedno po drugim, powinny raczej poprzedzać postawienie byłej pani minister przed Trybunałem Stanu, lub sądem. Usłyszeliśmy o całej serii zaniedbań, kłamstw, konfabulacji i łamania prawa,
jakich dopuściła się Ewa Kopacz po tragedii dziejowej z 10 kwietnia 2010 roku.Nie mógłbym być politykiem, bo gdybym był członkiem PO to musiałbym się cynicznie uśmiechać i udawać, że słucham jakiś bzdur wiedząc, że pada z trybuny potwierdzona już dramatyczna prawda o tej pani. Nie mógłbym wysiedzieć w ławach opozycji z powodu bezsilności i poczuciu tego, że biorę udział w czarnej komedii, która nie ma prawa się dziać w świecie rzeczywistym. Oto osoba, która w poważnym, zdrowym i demokratycznym kraju byłaby już dawno skończona, jako polityk i osądzona przez wymiar sprawiedliwości, w III RP zostaje wybrana drugą osobą w państwie i nie uważa za stosowne odpowiedzieć na żadne z zadanych jej pytań. Nowy sejm rozpoczął swoja działalność, a ja wierzę, że nie będzie ona trwała cztery lata. kokos26
NASZ CZŁOWIEK W KATOWICACH Z WATYKANEM W TLE „Naszych ludzi” w Polsce zaczyna być coraz więcej. Początek temu określeniu dała „gazieru.ru” mianując zaszczytem „Nasz człowiek w Warszawie” premiera RP Donalda Tuska, po jego wizycie w Moskwie u Władimira Putina. Nie przeszkadzało to Rosjanom w dalszym ciągu lżyć Polski i Narodu Polskiego. Przypomnę, iż w czasie owej wizyty Tusk nie wspomniał o obchodach rocznicy ludobójstwa w Katyniu, natomiast ustalił z Putinem termin festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze. Tusk zapytany, – dlaczego nie wspomniał o obchodach tej rocznicy – odpowiedział, iż te sprawy nie należą do polityków. Po wyjeździe Tuska z Moskwy, na Polskę zostały namierzone rosyjskie rakiety. Tymczasem „Kurier” Chicago / 4 – 10 listopada 2011 / w czołowym tytule „Obchody 225 rocznicy istnienia Diecezji Tarnowskiej w Chicago – Biskup-agent SB przyjeżdża do Polonii” podaje:
„Z okazji 225 rocznicy istnienia diecezji Tarnowskiej przybywa do Chicago biskup tarnowski Wiktor Skworc, niedawno mianowany metropolitą katowickim / z nominacji papieża Benedykta XI dopisek AS /. W najbliższą niedzielę / 6 listopada 2011 / biskup Wiktor Skworc – agent PRL- owskiej Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Dąbrowski” odprawi mszę św. w kościele św. Władysława. Po południu odbędzie się bankiet w restauracji Jolly Inn. Organizacją bankietu zajmuje się Andrzej Brach, stojący na czele Stowarzyszenia Pamięci Ofiar Katynia i Smoleńska”. Wiktor Skworc (ur. 19 maja 1948 w Bielszowicach) – polski biskup rzymskokatolicki, biskup diecezjalny tarnowski w latach 1998–2011, arcybiskup metropolita katowicki (nominat). W 1966 ukończył II Liceum Ogólnokształcące w Rudzie Śląskiej i rozpoczął studia teologiczne w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie. W czasie studiów odbył staż pracy fizycznej, pracował w kopalni „Walenty-Wawel” w Rudzie Śląskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał 19 kwietnia 1973 w Katowicach. W 1979 uzyskał stopień licencjata z teologii na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, zaś w 1995 – stopień doktora nauk humanistycznych z zakresu historii Kościoła. Pełnił posługę duszpasterską w Dreźnie wśród pracującej tam polskiej młodzieży. W latach 1973–1975 był wikariuszem w parafii św. Piotra i Pawła w Katowicach. W 1975 został sekretarzem i kapelanem biskupa katowickiego Herberta Bednorza. W latach 1980–1992 pełnił urząd kanclerza kurii diecezjalnej, a po utworzeniu w 1992 archidiecezji katowickiej został wikariuszem generalnym. Pełnił też urząd ekonoma archidiecezji. Jego zwierzchnictwu podlegali misjonarze i kapłani, którzy udali się do pracy duszpasterskiej w Rosji. Prowadził pertraktacje z władzami państwowymi na temat zezwoleń na budowę kościołów. Uczestniczył w pracach Biskupiego Komitetu Pomocy Uwięzionym i Internowanym, pośredniczył w rozmowach między strajkującymi a władzami państwowymi. Z dokumentów, które znajdują się w katowickim oddziale IPN-u, wynika, że w 1979 Służba Bezpieczeństwa PRL zarejestrowała Wiktora Skworca, jako tajnego współpracownika o pseudonimie „Dąbrowski”. Wyrejestrowano go w 1989. O kontaktach Skworca z SB wiedział jego ówczesny biskup Herbert Bednorz. W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” Skworc powiedział: „Trzeba się zmierzyć z własnym życiorysem. Bo życiorys każdego duchownego, a zwłaszcza biskupa, powinien być przeźroczysty”. 13 grudnia 1997 papież Jan Paweł II mianował go biskupem diecezjalnym diecezji tarnowskiej. Święceń biskupich udzielił mu Jan Paweł II 6 stycznia 1998 w bazylice św. Piotra na Watykanie. Ingres do katedry tarnowskiej odbył się 25 stycznia 1998. Dewizą biskupią Wiktora Skworca jest: „In Spiritu Sancto” („w Duchu Świętym”). 29 października 2011 papież Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą katowickim. Ingres do archikatedry w Katowicach przewidziany jest na 26 listopada 2011 roku. Do tego dnia Skworc ma pełnić funkcję administratora diecezji tarnowskiej. W 2005 został członkiem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. W 2010 został nominowany przez nuncjusza apostolskiego w Polsce członkiem Kościelnej Komisji Konkordatowej. W Konferencji Episkopatu Polski pełni funkcje: przewodniczącego Komisji Rewizyjnej KEP (od 2009), przewodniczącego Zespołu ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec (od 2006), delegata KEP ds. Działalności w Polsce „Kirche in Not” (od 2004). W przeszłości piastował również stanowiska: delegata KEP ds. Ruchu Światło-Życie (1999–2004), przewodniczącego Komisji Misyjnej KEP (2001–2011), przewodniczącego Rady Ekonomicznej KEP (2004–2009). Ks. Eugeniusz Miłoś – 39-126 Zagorzyce woj. Podkarpackie dnia 18 listopada 2006 r. pisze:
„Bp. Wiktor Skworc. W związku z ujawnieniem, że bp. Wiktor Skworc był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Dąbrowski”, mam pytanie czy Ksiądz Biskup już podjął decyzję o rezygnacji z zarządzania diecezją Tarnowską, czy tez trzeba pomóc w podjęciu takiej decyzji przez interwencję w Rzymie? Miło słyszeć, że Ksiądz bp Skworc nikomu nie wyrządził krzywdy, ani Kościołowi, ani człowiekowi, szkoda tylko, że to nie jest zgodne z prawdą. Otóż mnie wyrządził Ksiądz bp Skworc krzywdę i moim słuchaczom, bo zabronił wygłosić kazania na temat Chrystusa Króla. Podobny zakaz otrzymał w tym samym czasie ks. prof. Bartnik i ks. prof. Bajda, chociaż daleko biskupowi Skworcowi do mądrości tych profesorów. Przez 44 lata mojego kapłaństwa komuniści nie byli w stanie zabronić mi głoszenia kazań, ani przez jedną minutę. Ks. bp Skworc zabronił mi mówić na temat Chrystusa Króla przynajmniej przez 10 minut. Tu stawiam pytanie. Kto okazał się gorszym, komuniści, czy biskup Skworc? Biskup Wiktor Skworc zasłynął, jako wielki przeciwnik pożytecznych dzieł religijnych. W pierwszej kolejności, jako przeciwnik Radia Maryja. Czy twórcom tego dzieła może Ks. bp Wiktor Skworc śmiało popatrzeć w oczy? Bp Wiktor Skworc zasłynął, jako wielki przeciwnik Chrystusa Króla i bardzo skutecznie sprzeciwił się budowie pomnika ku czci Chrystusa Króla. Projektantami tego pomnika byli nie jacyś tam domorośli umysłowo niedorozwinięci projektanci, ale profesorowie i rektorzy kilku uniwersytetów, a więc spece najwyższej klasy, którzy na swój sposób, wedle swoich umiejętności, chcieli oddać cześć Chrystusowi, jako Królowi. Czy i tym profesorom może Ks. bp Wiktor Skworc śmiało popatrzeć w oczy?
Z poważaniem ks. Eugeniusz Mikoś Zagorzyce 08. 11. 2006”.
Kazimierz Świtoń działacz opozycji demokratycznej, członek zarządu MKZ NSZZ „S” był inwigilowany przez SB. Raporty o jego działalności opozycyjnej składał Skworc / „Dąbrowski”/ swoim oficerom prowadzącym, m. in. kapitanowi SB Wachowi. W czasie wizyty w moim mieszkaniu w lutym 2011 roku Kazimierz Świtoń przekazał, iż 14 października 1979 roku został pobity przez MO. Zdarzenie owe miało miejsce po jego wyjściu z kościoła, w którym miał spotkanie z bp. Herbertem Bednorzem biskupem diecezjalnym katowickim w latach 1967–1985. W wyniku pobicia Kazimierz Świtoń doznał m.in. skomplikowanego złamania nogi. Adam Macedoński obecny prezes Instytutu Katyńskiego i Kustosz Pamięci Narodowej usiłował zamówić w intencji Kazimierza Świtonia mszę św. w kościołach krakowskich, niestety bez powodzenia, gdyż żaden kapłan takiego nabożeństwa odprawić nie chciał. Ordynariusz diecezji katowickiej Wiktor Skworc otrzymał nominację papieża Benedykta XVI, podczas gdy abp Wielgus tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa, podobnej nominacji papieskiej nie otrzymał. Stanisław Wielgus przyjął pseudonim „Grey”. Jego oficerem prowadzącym był płk Mroczek. Arcybiskup Stanisław Wielgus podpisał zobowiązanie do współpracy z tajnymi służbami PRL. Wśród zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentów dotyczących nowego metropolity warszawskiego znajduje się zobowiązanie do współpracy z wywiadem PRL. Dokument pochodzi z 1973 r. Stanisław Wielgus zobowiązał się w nim do przekazywania wywiadowi wszelkich informacji dotyczących m.in. polskich księży przebywających za granicą. Nominację papieską ks. bp Wiktor Skworc otrzymał w momencie bardzo niekorzystnym dla Polski, Kościoła w Polsce i polskich chrześcijan. Od lipca 2010 roku w Polsce rozgrywa się walka z chrześcijaństwem i jego symbolem krzyżem. W sposób najpodlejszy z podłych został zaatakowany krzyż postawiony przed pałacem prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, mający być zalążkiem budowy pomnika Wielkiej Tragedii Narodowej. Wśród poległych w Katyniu 2010 znalazła się para prezydencka. – Lechowi Kaczyńskiemu budować pomnik? – zapytała władza prezydencka, rządowa i ustawodawcza. Na pewno nie! Co się działo przez długie miesiące na Krakowskim Przedmieściu pamiętamy wszyscy. Obrońcy krzyża atakowanego przez władzę i rzesze pijanych wyrostków zostali nazwani „obrońcami krzyża” oszołomami bici palami przez straż miejską i gazowani niebezpiecznym dla życia gazem pieprzowym. Krzyż stał się nagle z wyroku Komorowskiego i jemu podobnych tusków symbolem politycznym „pisowskim” podlewany moczem przez zwyrodnialców z kręgu HGW i obtańcowywany przez nagi motłoch z Anną Muchą .Pijana swołocz siedziała na latarniach a pijana 17 latka zadawała pytania modlącym się – masz penisa? – pokaż. Awantury pod krzyżem inspirowane przez HGW i i jej poplecznika warszawskiego kucharza i zbira internetowego Dominika Tarasa stały się symbolem podziału na dwie Polski, tej z „Gazety Wyborczej” piszącej antypolskie treści w rodzaju „Patriotyzm jest jak rasizm” / „GW” z 17 sierpnia 2007 / i tej Polski „obrońców krzyża – oszołomów”. Pilnie partnerowały tym zdrajcom polskich chrześcijańskich i narodowych interesów pochody neobolszewickich „księży patriotów”, jak i wyższa hierarchia kościelna, która nie tylko kibicowała szarlatańskim atakom na symbol chrześcijaństwa, m.in. nazywając krzyż meblem, ale nawet(za wyjątkiem bohaterskiego księdza Stanisława Małkowskiego, któremu kuria warszawka zabroniła modlitwy pod krzyżem i groziła ekskomuniką) nie zmówiła modlitwy pod krzyżem, przecież symbolem Męki Pańskiej, posadowionym dla zachowania pamięci pomordowanych w Katyniu 2010. Wszakże nawet dzieciom na dobranockę opowiadać nie można, iż jeden samolot roztrzaskał się na drobne kawałki w błocie, a drugi na betonie bez podwozia bezpiecznie wylądował. Za to draństwo „poniósł karę” Bogdan Klich z ministra stając się senatorem, a inny borowiec odpowiedzialny za ochronę został awansowany przez Komorowskiego do stopnia generała. I w takiej atmosferze walki z chrześcijaństwem prowadzonej przez poselskich zaprzańców palikotowych spod znaku penisa i łba świni kapuś Skworc obejmuje diecezję katowicką ku chwale polskiej razwiedki, podzielonej Konferencji Episkopatu Polski i miłościwie nam żrących się i panujących. Aleksander Szumański
50 mln euro na najnowocześniejsze radary Bagatelka! 50 mln euro wyda w najbliższym czasie Główny Inspektorat Transportu Drogowego na rozbudowę systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym. 15% wyłoży budżet państwa bezpośrednio, resztę ma sfinansować fundusz europejski w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Przybędzie 300 nowoczesnych radarów, 15 czujników, które będą sprawdzać, czy kierowcy nie przejeżdżają na czerwonym świetle, a także 24 urządzenia do mierzenia, z jaką średnią prędkością kierowca pokonuje dany odcinek drogi. "Zakupione nowoczesne urządzenia, zastępować będą obecnie wykorzystywany, archaiczny sprzęt przejęty od Policji. Nowe urządzenia rejestrujące będą umożliwiały między innymi ich wykorzystywanie w trybie 24-godzinnym bez konieczności zmiany ustawień oraz będą automatycznie przesyłały zarejestrowane naruszenia (zdjęcia) on-line bezpośrednio do centralnego systemu komputerowego w GITD, gdzie będzie odbywał się zautomatyzowany proces odczytu tablic rejestracyjnych i ustalania właściciela pojazdu.”– pisze Alvin Gajadhur Rzecznik Prasowy Inspekcji Transportu Drogowego 1/ Czy będzie bezpieczniej? Czy będzie raczej drożej?
P.S. A emeryt wchodzi do mięsnego i radośnie do ekspedientki: "Jak hulać, to hulać! 10 deko salcesonu proszę!"
1/ http://itd.motogrono.pl/2011/10/28/przetarg-na-zakup-300-nowych-fotoradarow/
Ewa Rembikowska
09 listopada 2011Będzie ofensywa praworządności.. No nareszcie! Wczoraj zapoczątkował działalność w VII Kadencji Sejm Rzeczpospolitej - demokratycznej Rzeczpospolitej. Ale nikt nie płakał, tak jak pani Renata Beger swojego czasu. Boże! Ile ona łez wypłakała dla dobra demokratycznej Rzeczpospolitej? Na tym demokratycznym łez padole.. Bo to naprawdę ustrój wymagający ciągłych łez.. A i tak nic to nie pomoże - zaraz mogą przegłosować, żeby nie móc płakać .. Jak złapią większość! Ale wszyscy zadowoleni, uśmiechnięci i gotowi do uchwalania kolejnego tysiąca ustaw. Ojjjjj… Marny nasz los! A jak usłyszałem, że nawet pan prezydent Bronisław Komorowski, który posiada na stanie „zasób zastrzeżony” byłych agentów Wojskowych Służb Informacyjnych, powiedział, że potrzebny jest” większy wysiłek w reformowaniu państwa”(????)- to struchlałem. Jeszcze większy wysiłek w deformowaniu państwa? A ten dwudziesto - dwu letni wysiłek do tej pory nie wystarczy? Przypomniała mi się wypowiedź jednego z posłów walki z cywilizacją łacińską z Ruchu Palikota, nie pamiętam nazwiska, ale powiedział, że wie gdzie jest „ kasa”.(???) Chodziło mu o miejsce, gdzie będzie można pobierać pieniądze.. Przyznam się państwu, że myślałem, że pieniądze, posłowie, którzy przegłosowują te ilości ustaw dla naszego dobra, pobierają przelewami - ale nie. Oni idą po nie do kasy, tak jak swojego czasu w gieesie pobierali je robotnicy rolni- małorolni, średniorolni i wielkorolni. Oni też produkowali, ale coś, co mogło się innym przydać. Posłowie producenci ustaw- produkują niesłychane ilości ustaw, które zaśmiecają nasze życie i jeszcze biorą za to nasze pieniądze. I nikomu do niczego nie są one potrzebne, Tylko samym posłom, żeby mieli alibi, jak wrócą do hotelu sejmowego, a tam czeka na nich żona i zapyta. „No i co napracowałeś się dzisiaj. Coście uchwalili”? A świeżo upieczony poseł odpowiada: „Nie wiem, nawet nie czytałem, bo przeglądałem w tym czasie rachunki z naszych zaległych rat”(!!!) To nie szkodzi, że mamy poprzednie ustawy- poprzednio uchwalone demokratycznie. Mamy ich dość, tak jak dość uchwalania. Precz z uchwalaniem kolejnych! To jest dopiero ironia naszego losu.. Mamy mnóstwo uchwalonych ustaw a będziemy mieli jeszcze więcej.. Państwo powinno płacić posłom od kilograma uchwalonych ustaw.. Chociaż- jak tak dalej pójdzie- to może od tony.. Bo im więcej ustaw, tym bardziej chore jest państwo, a państwo demokratyczne w szczególności.. Ono jest chore z samej swej istoty demokratycznej.. A do tego ustawy uchwalane tonami.. Mają prawo- ba!- mają obowiązek przegłosowywać! Z tego żyją.. No to przegłosowują, a potem szybciutko do kasy.. Jak się napracowali i wynudzili na Sali Plenarnej, gdzie uskutecznia się głównie gadulstwo i tworzy teatr, no nie pantomimę, bo tę byśmy lżej wytrzymali, ale taki pełen dramatyzmu teatr, pełen pozorowanej nienawiści, pełen zgiełku i 460 aktorów.. Możecie to sobie państwo wyobrazić.?. I te dziesiątki kamer, które to transmitują ten pozorowany zgiełk na cały kraj. Niech lud wie, kogo sobie wybrał na przedstawiciela handlowego.. Kraj przehandlowali, a teraz się handryczą o byle, co.. Ojjjjjj…Będzie się działo! A propos teatru: Stało się! Pani Krystyna Janda ogłosiła, że wychodzi z Kościoła Katolickiego. .Niemożliwe? Naprawdę? Jaką wielką stratę poniesie teraz Kościół- jak on się pozbiera po takim ciosie. Jak On się podniesie.?.. Pani Krysi chodziło o księdza Adama Bonieckiego, że zakon, którego jest uczestnikiem zabronił mu wypowiadania się przeciwko duchowi Kościoła Powszechnego.. No to przecież dobrze zrobił.. Jak ktoś jest po stronie Boga, to nie może być po stronie szatana.. Jak mu Kościół Powszechny nie pasuje, to powinien wystąpić z niego i opowiadać swoje herezje na zewnątrz Kościoła, poza jego drzwiami, a nie w imieniu Kościoła, popierając boga sumeryjskiego Nergala, albo antycywilizacyjnie usposobionego posła Palikota.. To są wrogowie Kościoła! Trzeba o tym- wiernym Kościoła - mówić! Żeby wiedzieli, na kogo głosowali.. Demokracja dała im taką możliwość. Żeby mogli zrujnować swój własny kraj... Jeśli obecnie w demokratycznemu Sejmie byłoby 230 posłów Nergali i 230 posłów Palikotów - to koniec z nami! Zapędzą nas znowu do katakumb.. Albo odgrzebią hasło” Chrześcijanie dla lwów”.. Chociaż lwy mają teraz prawa, w przeciwieństwie do ludzi, którzy mają ich coraz mniej.. Tak jak na Planecie Małp! Co prawda tam nie było Praw Małp, ale zwierzęta rządziły, a człowiek przebywał w klatce?. Prawo do klatki miał?- miał! Kto wie, czy nie jesteśmy już na Planecie Małp.. Jest ich pełno, tylko fryzują się na człowieka.. W Hiszpanii małpy już prawa człowieka mają, dzięki premierowi Zapatero. Czyta się „Sapatero”, co znaczy „Szewc”, bo „zapato, czyta się „ sapato”- to „but.. Wiem, bo wczoraj byłem na pierwszej lekcji nauki hiszpańskiego. Nie wiem jak się mówi -„głupi jak but”, pardon - szewc... Przyswajam sobie właśnie słowa i zbitki: „Hola”,: Buenos dias”, „Buenos tardes”, „Buenos noches”, „ Hasta manana”, „Hasta lunes”, „Hasta la vista”, Hasta luego”.. A najbardziej podoba mi się zwrot formy powitalnej, bo zalicza się on do formy powitalnej: „ Hasta nunca”, co znaczy „Do zobaczenia nigdy”.. Ładna mi forma powitalna.. Żeby kogoś nigdy nie zobaczyć.. Pani Krysi nie podoba się” personel naziemny Pan Boga”(????) A co to takiego, pani Krysiu- ten” personel naziemny”? Czy pani była w wojsku? Bo ja byłem i mniej więcej wiem.. Ale księży - jako personelu naziemnego tam nie widziałem.. A jeśli już, to ks Adam Boniecki, też mógłby się zaliczać do ”personelu naziemnego”, ale nie obroną szatana w Kościele.. Nergala czy Palikota.. W Kościele broni się Boga! Gdybym ja był odpowiedzialny za Kościół Powszechny to już dawno pozbyłbym się ks. Adama Bonieckiego, żeby wierni nie oglądali go na wizji. Bo sieje zamęt!. A Kościół Powszechny to wierność Panu Bogu, a nie Szatanowi.. Szatana należy zwalczać a nie głaskać się z nim, nieprawdaż? - pani Krysiu? Trzeba się najpierw pozbyć wrogów w samym Kościele.. Posłowie demokratyczni składają nie przysięgę, lecz ślubowanie....(????) Ślubowanie to nic strasznie zobowiązującego, przysięga to, co innego.. Złamanie przysięgi- kiedyś kula w łeb. Ale w czasach demokratycznego socjalizmu, gdzie zniesiono karę śmierci- nic się nie dzieje.. Jak nie ma piekła - hulaj dusza. Jak nie ma kary- to nie ma miary. Nie można funkcjonować w społeczności, w której nie ma konkretnych kar za swoje postępowanie.. Łajdacy i zdrajcy mają wielkie pole do popisu.. Nic im za to! Treść ślubowania poselskiego: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec narodu , strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczpospolitej Polskiej”(????) Można dopowiedzieć: „Tak mi dopomóż Bóg!”- ale nie koniecznie.. Dla niewierzących powinno być: „Tak mi dopomóż Konstytucjo!”, a dla Palikota i Nergala powinna być formuła: ”Tak mi dopomóż Szatanie!”. Oczywiście dla innych wyznań odpowiednio.. ”:Tak mi dopomóż Allachu!” „ Tak mi dopomóż Jahwe!”. A jak ktoś wierzy w Światowida.. ”Tak mi dopomóż Światowidzie!!” I tak będą robił swoje.. Drogi Światowidzie.. Pan Janusz Palikot wcześniej mówił” Tak mi dopomóż Bóg”, teraz nie mówi nic, a w przyszłości powie: „Tak mi dopomóż Komisjo Trójstronna!” - nieprawdaż? I właśnie zaczną niedługo ”rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec narodu”, bo suwerenność oddali już 1 grudnia 2009 roku na mocy Traktatu Lizbońskiego.. Zaczną od podwyżki podatków, wprowadzenia euro i podniesienia wieku emerytalnego.. Rozbudowując przy tym biurokrację w trosce o naród i państwo.. No i o „ pomyślność obywateli”. Bo bez „pomyślności obywateli „by się nie obeszło? Szczególnie w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady społecznej sprawiedliwości.. Euro nas dobije, podatki nas zniszczą, podniesienie wieku emerytalnego oddali katastrofę systemu emerytalnego.. To będzie pomyślność obywateli..(????) Como te llamas? - Jak masz na imię? Me Hamo socjalismo.. - Mam na imię socjalizm. („ Socialismo o muerte!”- Fidel Castro) Y como te apellidas?- A jak się nazywasz..? Me apellido democratia.. Nazywam się demokracja.. Jak na jedną lekcję hiszpańskiego trwającą 1,5 godziny wiele się nauczyłem, nieprawdaż? WJR
Ameryka nie wyparła się Boga! Palikocim trutniom, wszelkiej maści neokomunistom i ateistom ku rozwadze. Kongres USA potwierdził "IN GOD WE TRUST". Motto będzie propagowane państwowych instytucjach.Wzywam Sejm RP do uchwalenia "Bóg, Honor, Ojczyzna" mottem Rzeczypospolitej. Wzywam Sejm Rzeczpospolitej, aby w trybie pilnym uchwalił rezolucję zatwierdzającą, jako motto Polski:
Wzywam PIS do zgłoszenia tego wniosku, Episkopat Polski do wsparcia a Redakcje NE do ogłoszenia oraz rozpowszechnienia idei akcji. To jest coś konkretnego, co możemy zrobić dla Polski.Teraz. Lewacki NYT usiłował nagłośnić rzekome kontrowersje pisząc o " kryzysie tożsamości narodowej i masowej rozterce wśród amerykanów w związku z państwowym motto "In God We Trust". W odpowiedzi Kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował rezolucję potwierdzającą dotychczasowe motto USA przytłaczającą większościa głosów 396 - 9.Rezolucja zachęca do popularyzacji tego motto we wszystkich budynkach użytku publicznego i dalszego drukowania na walucie amerykańskiej.
Nawet na tablicach rejestracyjnych:
Motto zostało zatwierdzone 1956 r. w szczytowym okresie "zimnej wojny”, kiedy tak jak znowu dzisiaj mieliśmy do czynienia z "komunistyczna (ateistyczną) infiltracją, komunistyczną indoktrynacją oraz komunistyczn a przewrotnością i międzynarodwą komunistyczna konspirację".Dziś przymiotnik "komunistyczny" zastepuje się zamiennie " wolnością”, „równością”, „prawami mniejszości" czy też górnolotnie "demokracją". Wówczas i teraz usiłuje się zanieczyścić i wypłukać nasze żywotne idee. Dziś, gdy już niby nie istnieje zagrożenie pod nazwą "komunizm" w/g sondaży wiarygodnego Gallupa pośród społeczeństwa amerykańskiego 90% trwa w przekonaniu i zaufaniu, że wiara w Boga stanowi wartość uniwersalną. Dla zdziwionych odpowiedź jest w treści rezolucji:
"gdyby religia i wiara zostały usunięte z zestawu naszych idałów, wolność, na jakiej zbudowano Stany Zjednoczone nie mogłaby być zagwarantowana" Przewaga głosów jest tak przygniatająca że dla porównania uważa się i trudno byłoby znaleźć chociaz 300 kongresmanów którzy zgodziliby się z twierdzeniem iż rośliny używają chlorofilu aby pozyskać energię ze światła słonecznego do procesu fotosyntezy. Agresywni liberałowie, libertyni i wojujący ateiści ponieśli sromotną klęskę. Przeciwnych było tylko kilku (9) Demokratów a dwie osoby wstrzymało się od głosu. Jak mówił inicjator rezolucji Republikanin Randy Forbes widzimy oficjeli państwowych zdezorientownych czy można prezentować oficjalne legalne państwowe motto w bydynkach publicznych i klasie szkolnej? "Prawie rok temu Prezydent Obama w trakcie przemowienia w Indonezji powiedział, że mottem USA jest "E pluribus unum”. Taka pomyłka na terytorium obcego państwa to kompromitacja. Nie tylko my mamy Prezydenta Gafę. "In God We Trust" po raz pierwszy pojawiło się na monetach podczas Wojny Domowej w 1864r. Panie Jarosławie Kaczyński jest dopbra okazja, aby potwierdzić i udowodnić, że PiS jest partią prawicy opartą na wartościach narodowych.Ze pielgrzymki na Jasna Górę i obrona Krzyża to nie polityczne zagrywki a dowód trwania w w ideach, które się głosi. Teraz w obliczu święta Niepdległości jest doskonała okazja, aby słowa zamienić w czyny.Wzywam jedyną opozycję do czynu właśnie.Godnego czynu.
Nathanel
Jak obniżyć rachunek telefoniczny o jedną trzecią Tych ofert nie znajdziesz w oficjalnych cennikach. Bowiem firmy robią wszystko, by jak najmniej klientów o nich wiedziało. Wszystko, dlatego, że obniżają one rachunki nawet o jedną trzecią Poniższy tekst pokazuje jak nawiązać kontakt z Wydziałem Utrzymania Klienta (WUK), tajną komórką działającą we wszystkich firmach oferujących usługi telefoniczne, internet czy telewizję kablową. Aby otrzymać super-ofertę, trzeba wykorzystać fakt kończenia się umowy i zadeklarować odejście do konkurencji, czyli „trzasnąć drzwiami”. Wówczas do akcji wkraczają pracownicy WUK i oferują obniżenie rachunku kilkadziesiąt procent rocznie. Taka taktyka firmom się opłaca, utrzymanie klienta jest znacznie tańsze, niż pozyskanie nowego. Chociaż brak jest oficjalnych danych na temat Polaków, którym udało się skontaktować z WUK, to skala zjawiska „trzaskających drzwiami” jest już tak duża, że w żargonie specjalistów od sprzedaży zyskała swoją nazwę – „churn” (w języku angielskim: duża ilość, masa).
Zabawa w chowanego Jak wygląda działanie tych tajnych komórek w praktyce operatów telefonii komórkowej pokazuje przykład Andrzeja Morskiego z Warszawy, klienta sieci komórkowej Play. W marcu 2011 r. wysłał on do firmy maila z informacją, że nie zamierza przedłużać umowy. Kilka dni później otrzymał telefon od pracownika WUK, który poinformował, że przygotowano dla niego specjalną ofertę. Taryfa, za którą według oficjalnego cennika powinna płacić 49,50 zł miesięcznie, może mieć za 34,50 zł, czyli 30 proc. mniej (180 zł rocznych oszczędności). W wypadku Play grożenie nie przedłużeniem umowy jest o tyle skuteczne, że nie powoduje żadnych nieprzyjemnych konsekwencji. Po prostu umowa zamienia się w umowę bezterminową, na takich samych warunkach jak do tej pory. Z jedną istotną różnicą: taką umowę klient może w każdej chwili wypowiedzieć. Co ciekawe:, kiedy z tej samej oferty kilka miesięcy później chciała skorzystać żona Andrzeja Morskiego, Maria, konsultanci Play zaprzeczyli istnieniu „super-oferty”. Dopiero po użyciu argumentu, że „przecież mąż ma taką ofertę” pracownik Play zgodził się zaoferować niższą stawkę. Jednak w przesłanych do podpisania dokumentach pracownicy Play wpisali wyższą stawkę: wszystko dla tego, że super-oferty mogą oferować tylko pracownicy WUK, a nie wszyscy konslutanci.
Identyczny schemat Jeszcze większą obniżkę udało się otrzymać innej warszawiance od Aster (oferuje telewizję, internet i telefon). Wystarczyło, że poinformowała, iż nie zamierza przedłużyć umowy, a zamiast 150 zł otrzymała ofertę 119 zł, gdy tą również odrzuciła, firma zaproponowała 50 zł miesięcznie. Na tą ofertę przystała. Kilka dni później zadzwoniła inna konsultantka nie wiedząc, że umowa jest już podpisana (list z umową jeszcze nie dotarł do firmy) i zaproponowała jeszcze o kilka złotych niższe rachunki. Schemat walczenia o obniżkę rachunków jest taki sam we wszystkich firmach. „Ja znam sposób 100 procent skuteczny [sposób na obniżenie rachunków – red.]. Praktykuję od 5-ciu lat. Jak kończy się aneks do umowy zapewniający specjalne warunki - wysyłam z zachowaniem 45-ciu dniowego okresu wypowiedzenia, (czyli 2 miesiące wcześniej, żeby zdążyło dojść). Tydzień później dzwonią do mnie i proponują aneks na 2 lata i obniżenie abonamentu o 40 proc. Płacę 78 zł miesięcznie, chociaż oferta dla nowych klientów to 120 zł, a bez promocji 180 zł” – napisał jeden z internatów, złośliwie zauważając, że w jego bloku nie ma innych „kablówek”.
Realna groźba Klientom warto dawać lepsze warunki, ponieważ sporo jest takich, którzy pokazują, że nie bluffowali i odchodzą. Z płatnej telewizji korzysta prawie 11 mln klientów, a z wyliczeń Cyfrowego Polsatu, wynika, że wskaźnik odpływu abonentów w 2010 r. wyniósł w ich przypadku 10,3 proc. z kolei dla telewizji "n" - 18,9 proc. Do tej pory problem zjawiska „churn” najbardziej odczuli przedstawiciele branży telekomunikacyjnej. W 2009 r. operatora komórkowego zmieniło 400 tys. osób (cztery razy więcej niż rok wcześniej), natomiast w 2010 r. już 860 tys.. - Liczba tych przenosin będzie systematycznie wzrastała – prognozuje Piotr Dziubak z Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Przenoszenie numerów do innych operatorów ułatwiły nowe przepisy z 2009 r.. Jednak jak twierdzi Andrzej Piotrowski, ekspert ds. rynku telekomunikacyjnego z Centrum im. Adama Smitha, abonenci będą migrować nie, dlatego, że ułatwiają im to przepisy, lecz że rośnie ich poziom frustracji. Jego zdaniem ludzie nie będą zadowoleni tylko, dlatego, że dostaną nowy telefon. Wolą dobrej, jakości usługi. A tu oferta operatorów jest mizerna. Nasi operatorzy jeszcze nie zrewidowali mechanizmów utrzymania klienta, wciąż próbują zrobić go w balona i zarobić na paragrafach zapisanych małym druczkiem. Daniel Orzechowski
Ilu jest agentów wśród dziennikarzy Problem współpracy dziennikarzy ze służbami III RP bywa często bagatelizowany. Niesłusznie. To narzędzie kontroli mediów, gospodarki i polityków. Obecnie na rynku jest kilkuset dziennikarzy, którzy mają za sobą epizod współpracy ze służbami. Skąd te wyliczenia? W 2007 r. dziennikarze programu "30 minut" podali, że Wojskowe Służby Informacyjne miały 115 agentów wśród dziennikarzy. Dorzućmy do nich drugie tyle pracujących dla cywilnych służb (a co gorosi są?) i mamy już circa 230 agentów. Jezeli do tego dorzucimy dziennikarzy agentów CBŚ i CBA będzie już ich przynajmniej 300. Ale to nie koniec. Przecież są ludzie współpracujący z bezpieką PRL cywilną i wojskową. Opiszę kilka przypadków (proszę wybaczyć, że anonimowo, ale ujawnianie aktualnej agentury jest przestępstwem). Dziennikarz śledczy X, zwerbowany przez kontrwywiad cywilny w połowie lat 90. gdy został na terytorium Rosji, a konkretnie Czeczenni, złapany z bronią. Czyn ten był przestępstwem również w polskim prawie, dziennikarz jednak nie został oskarżony, tylko zwerbowany. Był początkującym dziennikarzem, służby pomogły mu w karierze załatwiając przeniesienie do stolicy, do ogólnokrajowego pisma. Później dziennikarz ten wielkrotnie był wykorzystywany przez dawanie mu kontrolowanych przecieków. Dziennikarka Y, uchodząca za prawicową. Zwerbowana ponad 10 lat temu przez Wojskowe Służby Informacyjne, które zatuszowały fakt, że jechała autem pod wpływem alkoholu. Jakież było zdziwienie oficerów, gdy po rutynowym zapytaniu ówczesny UOP stwierdził, że pani ta już od połowy lat 90. pracuje dla nich... Dziennikarka Z, zwerbowana jeszcze w czasach PRL (Wzięła udział w zwerbowaniu jednego ze znanych obecnie polityków, który miał z nią romans - o czym nie wiedziały ani żona, ani inna kochanka. Jak tutaj nie podpisać zobowiązania?), pozytywnie przeszła weryfikację do UOP. Urwała się ze smyczy, gdy za rządów Lecha Wałęsy dzięki prywatnym kontaktom odzyskała teczkę, pozostały jednek zapisy rejestracyjne, meldunki i inne takie. Inny ciekawy przypadek swojej współpracy z organami państwa opisał Wojciech Czuchnowski w tekście "byłem TW Macierwicza".
http://wyborcza.pl/1,76842,3713918.html
Tekst stanie się bardziej zrozumiały, jeżeli przypomnimy, że rządził wówczas PiS i w środowisku dziennikarskim mówiło się, że może dojść do ujawnienia dziennikarzy zarejstrowanych przez tajne służby. PiS jednak poprzestała na ujawnieniu 9 dziennikarzy pracujących dla WSI., Dlaczego? Okazuje się, że pokusa, aby korzystać z takiej współpracy jest za silna dla każdej obecnej władzy. Dodatkowe pytanie jest takie czy współpraca z polskimi służbami dziennikarza zawsze jest naganna (patrz przypadek opisany przez Czuchnowskiego)? Np. inny przykład A, dziennikarz, który był korespondentem w obcym kraju i podjął współpracę z pobudek patriotycznych z WSI (wynagrodzenie jednak pobierał...). Dylemat pracy dziennikarzy dla służb jest trudny do rozstrzygnięcia. Przypomnijmy, że przed wojną duża część dziennikarzy (i polityków) pracowała dla słynnej "dwójki" (II zarząd sztabu generalnego). Problemem jest raczej to, do czego agentura w polskich mediach jest używana. Problemem są także sposoby jej werbunku, które są takie same jak w PRL. Czytałem kiedyś notatkę WSI z 2006 r., na której napisane było o dziennikarzu, że ma żonę i dwójkę dzieci, a sypia ze studentką, więc jest na niego wejście. Inny przykład. Parę lat temu piję kawę z pewnym oficerem ABW, który klnie i pyta się "nie wiesz, kto kazał dziennikarzowi H płacić rachunki jak się z nami spotyka?" - Wiem - odpowiadam, ja. - Zniszczyłeś mu życie - podsumowuje oficer. Czyli mamy sytuację taką, jaką znamy z teczek SB. Oficerowie polskich służb kupują sobie dziennikarzy płacą za wystawne kolacje (wybierają celowo drogie lokale, tak, aby rachunki wynosiły nie mniej niż 1000 zł), ułatwiając karierę itp. Tacy dziennikarze nie tyle pracują dla służb, co dla swoich prowadzacych, a pokusie wykorzystania takiej siły trudno się oprzeć. Jan Piński
Co nam znowu sprzedaje ITI? Siedem godzin po pojawieniu sie wczorajszego wpisu "Kulczyk Wejchert AG", grupa ITI wypuściła komunikat informujący ze Aldona Wejchert "zdecydowała się pozostać w ITI". Gratulujemy pani Aldonie Wejchert tak szybkiej zmiany decyzji. Wczoraj wieczorna pora grupa ITI poinformowala znienacka, że porozumiała się w kwestii nabycia udziałów w ITI należących do firm związanych z dziecmi s.p. Jana Wejcherta z pierwszych dwoch loz: Łukaszem Wejchertem, Agatą Wejchert-Dworniak oraz Victorią Wejchert. Nabycie akcji własnych jest warunkowe (od decyzji Vivendi w sprawie wejscia w platforme "n") a warunki nabycia są objęte klauzulą prywatności i poufności. Grupa ITI oglosila ze chce odkupic 33% udzialow od powyzej wymienionych dzieci s.p. Wejcherta. W tym samym komunikacie, Wdowa z St. Moritz, Aldona Wejchert, poinformowala ze (cytat): " zdecydowała się pozostać w Grupie ITI", byc moze po to aby zrobic na zlosc NE, po publikacji wczorajszego wpisu "Kulczyk Wejchert AG".
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/36270,kulczyk-wejchert-ag
Anons odkupienia od dziedzicow okraglych 33% akcji ITI jest bardzo intrygujacy. Nie wierzymy ze maja oni az tyle akcji. Za to wierzymy ze Vivendi potrzebuje minimum 33% akcji ITI tak, aby uzyskac tzw. mniejszosc blokujaca. Mamy duzy problem z ta okragla liczba 33%, podawana przez ITI. Gdyby troje dzieci s.p. Wejcherta mialo rzeczywiscie 33% akcji ITI, mieliby oni nie tylko powyzej wspomniana mniejszosc blokujaca i mogliby grac na nosie kasjerowi ITI z Zurichu (oraz jego dysponentom), ale tez byliby najwazniejszymi udzialowcami ITI. Matematyka ponizej, wedlug oficjalnych udzialow oficjalnych udzialowcow:
Dzieci Wejcherta 33%
Wdowa Wejchert 31% (w tym dzialka dwojki nieletnich dziedzicow z tego loza)
Klan Walterow 20%
Valsangiacomo 15%
Kostrzewa 1%
Dlaczego wiec dzieci s.p. Wejcherta, bedace kolektywnie najwiekszym udzialowcem w ITI, mialyby wyjsc z dziela zycia ich s.p. tatusia, tym bardziej ze Dziedzic Lukasz Wejchert zyje Onetem? To nie ma absolutnie zadnej logiki. Poza hipoteza podtrzymywana od poczatku przez "Goodbye ITI",że faktyczne udziały w ITI oraz dane dotyczące rzeczywistych udziałowców (tzw. "ultimate beneficiary owners") są zupełnie inne niż to sie nam podaje.Temat do rozważań dla ludzi samodzielnie myślących. Stanislas Balcerac
Nieznacząca katastrofa? „Jest coś przerażającego w tej dysproporcji” Z medialnych czołówek wciąż nie znika sprawa awaryjnego lądowania Boeinga na warszawskim lotnisku. Incydent lotniczy z Okęcia zdominował na kilka dni przestrzeń publiczną w Polsce. Media zachwycały się lądowaniem bez kół, opisywały wspaniały kunszt pilota – kpt. Wrony, pokazywały w kółko zdjęcia z lotniska. Słyszeliśmy, że polscy piloci są świetnie wyszkoleni, że samoloty są przygotowane do takiego lądowania, więc ich spody są specjalnie wzmocnione. Media przypominały również, że często na świecie dochodzi do awaryjnych lądowań, które wyglądają równie spektakularnie i kończą się równie szczęśliwie. Po incydencie do roboty wzięła się ostro komisja badająca wypadki lotnicze.Zapowiedziała, że po miesiącu będzie raport na temat incydentu w Warszawie. Szybko przeprowadzono pierwsze badania samolotu. Jeszcze tego samego dnia pobrano próbki do badań laboratoryjnych. Poinformowano, że zaledwie po godzinie możemy mieć odczyt czarnych skrzynek z Boeinga. W ramach śledztwa dot. awaryjnego lądowania do stolicy sprowadzono specjalny podnośnik, na cały dzień zamknięto lotnisko (straty szacowane są w milionach zł.), a maszynę przewieziono do hangaru. Również politycy włączyli się w ogólnopolskie hołdowanie kunsztowi pilota, który uratował pasażerów LOTu. Prezydent Komorowski gratulował kpt. Wronie, a dziś nawet wręczył mu wysokie państwowe odznaczenie. Przecieram oczy ze zdumienia. Zaraz, zaraz. Czy to te same media, które od ponad roku wmawiają mi, że polscy piloci są na tyle głupi, że nie umieją korzystać z przyrządów nawigacyjnych, które wmawiają mi, że pierwsze wyniki badań incydentów lotniczych można poznać po wielu miesiącach prac, te same, które twierdziły, że samolot jest w stanie się rozpaść po uderzeniu w kilkucentymetrową brzozę, te same, które uznały, że badań wraku samolotu, który rozbił się w Smoleńsku nie ma, co przeprowadzać? To te same media, które uznały, że odczytywanie czarnych skrzynek powinno trwać ponad rok? To ta sama komisja, która przez rok nie była w stanie zbadać przyczyn katastrofy smoleńskiej? To to samo państwo, które nie zainteresowało się śmiercią swojego prezydenta? Ci sami politycy, którzy o Polakach poległych w Smoleńsku chcą jak najszybciej zapomnieć? Podobnych pytań można by stawiać bez liku… Jest coś przerażającego w tej dysproporcji. Różnice w podejściu do lądowania na Okęciu oraz katastrofy smoleńskiej pokazują dobitnie, dokąd prowadzi nienawiść polityków i mediów do nielubianego prezydenta, czym może skutkować pogarda dla części społeczeństwa. Dziś okazuje się, że w Polsce większą wagę przykłada się do szczęśliwie zakończonego, choć groźnie wyglądającego incydentu lotniczego niż śmierci Prezydenta RP oraz wielu ważnych postaci życia publicznego. Dziś urzędy, media i politycy stają na głowie, by sprawa lądowania w Warszawie wciąż była w centrum uwagi, tragedią z 10 kwietnia nikt z nich się nie interesuje. I jak pokazują dokumenty ze spotkania z 13 kwietnia 2010 roku niemal w momencie katastrofy władze tę sprawę zaczęły olewać, zaprzepaszczając szanse na poznanie prawdy o tragedii. Na prawdzie im nie zależało. Podobnie jak mediom głównego nurtu, o czym najlepiej świadczy fakt, że o analizie przygotowanej przez zespół kierowany przez Antoniego Macierewicza, która przeczy wersji katastrofy lansowanej przez polski i rosyjski rząd, nie słychać zbyt wiele. W końcu o tym lepiej nie mówić… Stanisław Żaryn
Solidarna Polska WCzc.Jacek Kurski – wykluczony z PiS, ma jasno sprecyzowane poglądy gospodarcze, które przedstawił w 2007 roku na spotkaniu w siedzibie Unii Polityki Realnej. Nawet dostał za to gromkie brawa… oczywiście za szczerość.
Zawsze byliśmy partią nieukrywającą swojego przywiązania do idei socjaldemokratycznych - Jacek Kurski o swoim ugrupowaniu PiS i losach koalicji rządowej "Myślę, że na tym polega dramat Unii Polityki Realnej, że formułując mnóstwo słusznych tez, jej czas jeszcze nie nadszedł. Mamy inne społeczeństwo, po pięćdziesięciu latach komunizmu, do którego uczciwe, liberalne tezy jeszcze nie pasują. Musi minąć jeszcze trochę czasu, trzeba pożegnać komunizm, postkomunizm, poczekać na powstanie klasy średniej, wtedy możemy mówić o zbliżeniu między nami i o pominięciu podziału między PiS a UPR" - mówił na samym wstępie swojego spotkania w Centrali UPR Jacek Kurski, prominentny działacz ugrupowania Prawo i Socjalizm, dla którego już przed czterema laty ukuliśmy na naszej witrynie ASME etykietkę "Populizm i Socjalizm". Już na wstępie swojego wystąpienia poseł Kurski zadeklarował, że chciałby powrócić do sprawy przywrócenia kary głównej do polskiego kodeksu karnego, o którym to projekcie UPR (od dawna leżącym w przepastnych piwnicach polskiego parlamentu) przypomniał Janusz Korwin-Mikke, założyciel i I prezes UPR. Omawiając bieżące wydarzenia z krainy polskiego parlamentaryzmu, ze strony publiczności padały uwagi, że PiS ma nie do końca dograną ekipę pod względem wystąpień medialnych (poruszana była sprawa peronu w miejscowości Włoszczowy i kolejnego pomysłu posła Gosiewskiego na założenie lotniska w okolicach Kielc), z czym zgodził się poseł Kurski, choć zwrócił uwagę, że "są lepsi w kampaniach wyborczych". Jacek Kurski uważa, że obecny proces "odzyskiwania Polski", czyli tworzenia tzw. IV RP, może dokonywać się dzięki pojawieniu się konfliktów w obozie pookrągłostołowym, podobnie jak to było w 1918 roku, kiedy to zaborcy Polski skoczyli sobie do gardła w I wojnie światowej i powstała Polska niepodległa; teraz został m.in. przełamany monopol informacyjny ukuty w Magdalence, choć oczywiście dopłaty z budżetu do jego partii miały swoje niebagatelne znaczenie, co skromnie przyznał. Poseł Kurski w trakcie wymiany zdań z publicznością pokazał się jako szczery zwolennik odgórnych regulacji relacji płacowych pomiędzy pracodawcą a pracownikiem, co nie powinno nikogo dziwić w świetle wcześniejszej wypowiedzi o hołdzie jego środowiska dla idej socjaldemokratycznych. Dodatkowo uważa, że we wczesnych latach 90. ub. wieku nie było możliwości podejmowania działalności gospodarczej na większą niż lokalną miarę ze względu na ograniczenia i blokady założone przez komunistów na stosunki gospodarcze, m.in. na prywatyzację większych przedsiębiorstw. Poseł odpowiadał na wiele pytań dotyczących bieżących wydarzeń na scenie politycznej oraz rozgrywek w rządzącej koalicji PiS, m.in. podzielił się swoim przekonaniem, że na polskiej scenie politycznej są w tej chwili jedynie dwie osobistości, które mają jakąkolwiek charyzmę: jest to - oczywiście jego partyjny szef Jarosław Kaczyński i też - oczywiście - towarzysz Aleksander "Prezio" Kwaśniewski. Wygląda, więc na to, że najbliższej przyszłości dojdzie do bardziej ekspresyjnego niż zwykle starcia dwóch nurtów lewicowych: Lewicy i Demokratów pod wodzą aparatczyka PZPR-owskiego "Magistra Golenia" oraz uczciwych i "wreszcie naszych" socjalistów "żoliborskich" spod sztandaru Prawa i Sprawiedliwości. Jak więc wiele musiało się zmienić, by tak naprawdę znowu nic nie zostało zmienione: pierwszoplanowe role aktorskie na scenie teatru politycznego PRL, PRL-bis i "polskiego regionu UE" nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat grają różne odmiany socjalistów, raz bezbożnych, czasami pobożnych, jak ich określa nasz stały współpracownik Stanisław Michalkiewicz! Puszczając wodze fantazji w kierunku przyszłych wyborów parlamentarnych i niedawno upublicznionej propozycji obniżenia progów wyborczych do wysokości 3%, poseł Kurski z dużym zadowoleniem powitałby, przy okazji blokowania list, w takiej konstelacji Unię Polityki Realnej, która "zatykając nos na socjalistów solidarnościowych" mogłaby się znaleźć na prawym skrzydle odpowiednika amerykańskiej Partii Konserwatywnej. Jednak na pytanie o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych odpowiedział, że stanowczo się im sprzeciwia - ze względu na zagrożenie petryfikacji, jak uważa, lokalnych układów oligarchicznych, które są zdominowane - znowu według JE posła - przez byłych PZPR-owców. Poseł zna postulaty Obywatelskiego Ruchu na rzecz JOW od lat, ale po prostu się z nimi nie zgadza... Oprócz niewątpliwie korzystnego wyniku tego spotkania wynikającego z publicznego przyznania się prominentnego członka ugrupowania określanego z uporem przez większą część merdiów jako prawicowego - do posługiwania się i przywiązania do idej lewicowych, poseł Kurski zgodził się z Januszem Korwin-Mikkem, że jest już najwyższy czas na powołanie komisji śledczej w sprawie tzw. komisji Michnika, która bez stosownych uprawnień buszowała w początku lat 90. w archiwach PRL-owskiego MSW, dzięki czemu trockista, towarzysz redaktor naczelny bulwarowca "Gazeta Wyborcza" uzyskał swego czasu niezasłużenie spory wpływ na scenę polityczną PRL-bis...
PGNIG idzie do arbitrażu z Gazpromem,a relacje Polska-Rosja nadal wspaniałe Wczoraj PGNIG zdecydował się na wszczęcie postępowania z Gazpromem przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie
1. Wczoraj PGNIG zdecydował się na wszczęcie postępowania z Gazpromem przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie po nieudanych ponad półrocznych negocjacjach dotyczących obniżki kupowanego w Rosji gazu. Przypomnijmy, że pod koniec 2010 roku Wicepremier Pawlak z Wicepremierem Rosji Sieczinem podpisali porozumienie o dodatkowych dostawach rosyjskiego gazu do Polski. Rząd Tuska uznał to porozumienie za swój wielki sukces, będący ponoć dowodem bardzo dobrych stosunków z Rosją. Umowę podpisano do roku, 2022 ale nastąpiło to dopiero po burzliwej debacie w Sejmie, zarządzonej zresztą na wniosek PiS, bo wcześniej rząd Donalda Tuska forsował umowę aż do roku 2037. Poza tym w kontrakcie zawarte są: formuła cenowa kupowanego gazu oparta na cenach ropy naftowej i ceny prawie 2 krotnie wyższe niż te, po jakich Rosja chciała ostatnio sprzedawać gaz Chinom i znacznie wyższe niż dla innych odbiorców w Europie Zachodniej, zakaz reeksportu przez Polskę gazu kupionego w Rosji, opcja bierz i płać (a więc płać także wtedy, kiedy nie jesteś w stanie gazu zużyć). Ponadto nastąpiło oddanie władzy Gazpromowi w spółce EuRoPol Gaz i doprowadzenie tej firmy na skraj bankructwa, bo ceny za przesył gazu do Niemiec są niższe niż te, które Gazprom płaci Białorusi i Ukrainie, darowanie Rosjanom kilkudziesięciu milionów dolarów kar jakie powinni zapłacić EuRoPol Gazowi. To tylko te najważniejsze ustępstwa wobec strony rosyjskiej, składające się na polski „sukces” negocjacyjny.
2.To zadziwiające, że mająca ponoć bardzo dobre stosunki z Rosją - Polska, musiała dokonać tych wszystkich ustępstw, żeby kupić od Rosjan 2 mld m3 brakującego nam gazu, który to wcześniej dostarczała nam spółka rosyjsko -ukraińska RosUkrEnergo. Przestała nam ten gaz dostarczać tylko, dlatego Rosjanie zdecydowali się ją rozwiązać, ale jej zobowiązania w dostawach oficjalnie przecież przejęli. Wtedy już przynajmniej część ekspertów zastanawiała się, dlaczego zamiast podpisania porozumienia pomiędzy dyrektorem ds. zbytu w Gazpromie i dyrektorem ds. zakupów w PGNiG na zakup w ciągu 4 najbliższych lat po 2 mld m3 gazu rocznie (a więc do czasu oddania do użytku Gazoportu w Świnoujściu), polski rząd zdecydował się na wielomiesięczne negocjacje w wyniku, których kupuje te dodatkowe 2 mld m3 gazu w ciągu 11 najbliższych lat i jednocześnie oddaje wszystkie dotychczasowe pożytki z kontraktu gazowego Rosjanom. Podsumowując, kupujemy gaz nie na kredyt, ale za gotówkę, płacimy bez zbędnej zwłoki, ceny gazu są niezwykle korzystne dla sprzedającego, czyli Gazpromu, a jeszcze żeby ten kontrakt realizować, musimy dokonać całego szeregu ustępstw na rzecz rosyjskiej firmy
3. Na wiosnę tego roku PGNIG rozpoczął negocjacje z Gazpromem, próbując uzyskać obniżkę cen kupowanego od Rosjan gazu Chodziło tylko o obniżki rzędu 300 mln USD rocznie, czyli po obecnym kursie dolara przynajmniej 1 mld zł rocznie, co mogłoby oznaczać obniżki cen gazu zarówno dla przedsiębiorstw jak i gospodarstw domowych. Nieustępliwość Rosjan wobec Polski okazała się jednak wręcz betonowa i to w sytuacji, kiedy zarówno Premier Tusk jak i szef MSZ Sikorski przez wszystkie przypadki odmieniają dobre stosunki z Rosją. Ponadto odbiorcy gazu w krajach Europy Zachodniej w większości przypadków uzyskali nie tylko upusty cenowe, ale także możliwość płacenia za 20-30% dostaw z Rosji po cenach kontraktów spotowych, które obecnie wynoszą zaledwie 50% cen gazu ustalanych w oparciu o ceny ropy naftowej. Spór z Rosjanami przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie może trwać latami, a my będziemy płacić za gaz jak za zboże. No, ale rząd Tuska zrobił wszystko, co mógł w tej sprawie, a teraz nawet odważył się na spór sądowy z Rosjanami. Blog Zbigniewa Kuźmiuka
Włochy na celowniku W oczekiwaniu na Chińczyków EBC wykupuje długi włoskie W oczekiwaniu na dzisiejsze głosowanie we Włoszech o 14.30 sytuacja na rynku kapitałowym stale się pogarsza. Otóż zgodnie z oczekiwaniami w poniedziałek Włosi w przededniu planowanych w tym tygodniu, w czwartek, emisji 5 mld euro bonów skarbowych „lecą na łeb na szyję” z rentownościami swoich obligacji. Przy czym działo się to mimo masowej interwencji EBC. Jak podaje SMP (Securities Market Program) w poniedziałek EBC kupił obligacji włoskich za 9,52 mld euro. Co gorzej jak zauważył Gary Jenkins z Evolution Securities nawet „podczas zakupów rentowność rosła” – o 28 punktów procentowych. Gorzej okazuje się, że nieudana okazała się również odłożona o tydzień emisja 3 mld euroobligacji Funduszu Stabilizacyjnego – Chińczycy nie „przyspieszyli z pomocą” nawet dla funduszu z AAA. Otóż sprzedano ją po cenie przewyższającej aż o 1 pkt. procentowy benchmark i aż o 177 pkt bazowych przewyższających bundy, 12% emisji objęły banki organizujące emisję. Kontrastuje to z emisją styczniową kiedy to zapotrzebowanie na emisję wyniosło aż 40 mld euro i miało trzy razy niższy spread. A jak podaje dzisiaj FT rentowność włoskich obligacji znowu podskoczyła o 9 punktów bazowych i osiągnęła nowy rekord 6,74% i spread nad bund'ami w wysokości 496 punktów bazowych.
Poniżej wywiad ze mną redaktora Sianożęckiego opublikowany w dniu dzisiejszym na powyższy temat:
„Drachma byłaby lepsza Z dr. Cezarym Mechem, byłym wiceministrem finansów, rozmawia Łukasz Sianożęcki Czy powołanie nowego rządu w Grecji może w jakikolwiek realny sposób wpłynąć na sytuację ekonomiczną tego kraju? - Debata w Grecji przypomina sytuację na Słowacji, która również nie chciała ponosić kosztów gwarancji bogatszych od siebie członków eurogrupy, a w których koalicja rządowa została zmieniona przy współpracy opozycji na skutek nacisku ze strony UE. Papandreu forsował w parlamencie referendum, które ratowałoby PASOK i kraj, ale kosztem indywidualnych karier i ryzyka dla grup biznesowych reprezentowanych przez parlamentarzystów. Z trzech możliwości, jakie miał premier Grecji: kontynuowania dotychczasowej polityki, która w chwili utraty większości w parlamencie zakończyłaby się zmianą premiera i powołaniem rządu koalicyjnego z opozycyjną Nową Demokracją i odejściem w niesławie; rozpisania nowych wyborów oznaczających likwidację wpływów PASOK, na co parlamentarzyści by się nie zgodzili i doprowadzili do rebelii, prowadzącej w efekcie do punktu pierwszego; oraz referendum - pozostała właśnie opcja referendum. Wprawdzie spowodowała ona niezadowolenie, zwłaszcza prezydenta Sarkozy´ego, któremu zniszczono przedstawienie przedwyborcze w Cannes na spotkaniu G20.
Co może zaproponować wchodząca do koalicji Nowa Demokracja? - Nowa Demokracja do samego końca zwalczała premiera tylko po to, aby sama się zgodziła na zawarte uzgodnienia. Antonis Samaras z Nowej Demokracji godzi się na firmowanie porozumień z UE jedynie w przypadku przyspieszenia wyborów. Obaj politycy znają się, gdyż wychowali się w USA, gdzie kończyli tę samą szkołę średnią i uniwersytet. Dla UE sytuacja w Grecji jest o tyle bardziej skomplikowana, że w przeciwieństwie do Słowacji jest to kraj kontrolowalny przez wewnętrzne grupy interesów, i co gorsza, z perspektywy Brukseli na samą myśl o wykłócaniu się z szefem Nowej Demokracji Antonisem Samarasem rządzące elity już wolą Jeorjosa Papandreu. Wszyscy do tej pory pamiętają przepychanki z Samarasem, poczynając od lat 90 i wiedzą, że musieliby uczynić dalsze znaczące ustępstwa.
Widzimy, że podobny do greckiego scenariusz jest przewidywany również we Włoszech... - Włochy na skutek greckich propozycji referendalnych stały się (niespodziewanie dla nich samych) przedmiotem poważnych utyskiwań na szczycie G20, jak i konkretnych propozycji ograniczających ich suwerenność fiskalną. Otóż jedną z nielicznych konkretnych propozycji było "wprowadzenie międzynarodowych audytorów w celu monitorowania włoskich wysiłków w cięciach budżetowych", a Włosi sami poprosili o to MFW, który będzie dokonywał kwartalnych ocen na wzór tych, które dokonuje obecnie "trojka" względem Grecji. Gdyż, jak to podkreślił prezydent Sarkozy, problemem nie jest "zawartość, lecz jej wdrożenie", a szefowa MFW uznała działanie Włoch za "pozbawione wiarygodności". Na to wszystko nakładają się przecieki o rozbieżnościach między premierem Włoch a ministrem finansów Giulio Tremontim, którego prywatną wypowiedź skierowaną do premiera Berlusconiego, że musi natychmiast podać się do dymisji, bo inaczej w poniedziałek będzie tragedia na rynkach, cytują wszystkie najpoważniejsze dzienniki świata. Obecnie mimo bardzo silnego zaangażowania EBC, który od sierpnia skupił włoskie obligacje na kwotę 70 mld euro, sytuacja uległa pogorszeniu i rentowność dziesięcioletnich obligacji włoskich osiągnęła rekordowy poziom 6,66 procent. A Włochy na "rolowanie" swojego rekordowego długu w wysokości 1,9 bln euro potrzebują 37 mld euro w bieżącym roku i 307 mld euro w 2012 roku. Powyższe rentowności są graniczne, balansują na granicy katastrofy, jaka dotknęła Grecję, Portugalię i Irlandię.
Włosi stoją, więc na krawędzi. Poza tym mówi się coraz głośniej o porzuceniu strefy euro przez Greków. Jakie widzi Pan tutaj wyjścia? - Czas tak szybko biegnie i jesteśmy na etapie konieczności skupowania włoskich obligacji przez EBC, co jest głównym zmartwieniem Niemiec. Ostre postawienie sprawy wyjścia ze strefy euro przyspiesza ucieczkę kapitałów z państw peryferyjnych i uderza rykoszetem we wszystkich. W interesie wszystkich członków UE powinno być pozwolenie Grecji na opuszczenie eurostrefy i zamianę wszystkich zobowiązań kraju na walutę lokalną - drachmę - aby nie powodować trwających dekady okresów recesji i masowych bankructw, a także chaosu w krajach peryferyjnych. Cezary Mech
Polityka Polski wobec ataku na Iran. Między młotem i kowadłem, czyli jak powinien zachować się rząd. W moich poprzednich artykułach omówiłem obecną sytuację Iranu. Starałem się rzetelnie przedstawić informacje odnośnie potencjału militarnego tego państwa i omówić wstępnie ewentualne konsekwencje wynikające z ataku na Iran. Ostatnie dni przyniosły szereg informacji poważnie rzutujących na sytuację Polski w momencie takiego konfliktu. Mylą się osoby, które twierdzą, że potencjalny atak na Iran nas, Polaków nie dotyczy. Po wypowiedzi prezydenta Izraela głos w sprawie zabrał Siergiej Ławrow Link do artykułu na onecie. Wypowiedział się w tej kwesti minister spraw zagranicznych Francji ( w powyższym artykule na onecie jest także i jego wypowiedź). W Polsce swoje zdanie wypowiedział Ludwik Dorn. Link do wypowiedzi
Na chwilę obecną nikt z polskiego rządu nie ustosunkował się do sprawy. Przyznam szczerze, nie dziwi mnie to. Bezwarunkowe poparcie dla działań Izraela ze strony Pana Dorna jest natomiast swoistym zaskoczeniem. Człowiek ten nie reprezentuje oficjalnie żadnej z ważnych frakcji politycznych w naszym kraju. Wiele osób przypuszcza, że wypowiadając się przedstawił jednak bardzo rozpowszechniony wśród polityków PiS pogląd na sprawę. Obecnie w Polsce rządzi PO. Minister Sikorski nie zabrał głosu, co wcale mnie nie dziwi. Sytuacja jest nadzwyczaj skomplikowana. Wobec intensywnych tarć na linii Rosja-USA związanych z rozmieszczeniem tarczy rakietowej w Rumunii brak stanowiska rządu polskiego nie powinien dziwić nikogo. Znajdujemy się między młotem, a kowadłem. Powszechnie wiadomo, że ostatnimi czasy współpraca między Rosją a Unią Europejską, a w szczególności Niemcami i Francją zaczęła się intensyfikować. Współpraca ta zaczęła dotyczyć również kwesti militarnych. Dostarczenie przez Francję fregat Mistral oraz uruchomienie centrum szkolenia w Niżnym Nowogrodzie sprawia, że sytuacja robi się ciekawa. Pomysły Wladimira Putina stworzenia Unii Eurazjatyckiej czynią temat jeszcze bardziej zagmatwanym, w szczególności wobec pomysłu pakietu pomocowego na walkę z kryzysem dla UE ze strony Rosji. Niepodległość Iranu jest bardzo istotna z punktu widzenia interesów gospodarczych Rosji. W interesie Rosji są także liczne sankcje i ograniczenia Iranu w przestrzeni międzynarodowej, ale zdecydowanie nie jest w jej interesie przejęcie władzy w Iranie przez siły proamerykańskie czy proeuropejskie. Zasoby ropy i gazu, którymi dysponuje Iran mogą sprawić, że ceny tych surowców znacznie się obniżą powodując poważne zagrożenie dla dominacji Rosji na europejskim rynku surowców energetycznych. Warto zauważyć, że także Niemcy nie mają żadnego interesu w likwidacji panujących obecnie w Iranie władz. Świeżo uruchomiona rura Nordstream stanowi wielki projekt, dzięki któremu Niemcy mogą robić za pośrednika w dostawach na rynek europejski z Rosji. Stosunek Niemców do operacji w Libii powinien był dać światu do myślenia. Po internecie krąży nawet związana z tym anegdota: "Świat stanął na głowie. Francja nawołuje do wojny, Niemcy nie walczą, a Rosja apeluje o pokój." Tandem Merkel-Sarkozy wiedzie zdecydowany prym w polityce europejskiej. Warto, więc zastanowić się nad stanowiskiem Francji w sprawie ataku na Iran. Wypowiedź ministra Alaina Juppe wbrew temu, co twierdzą polskie media wcale nie była tak twarda i jednoznaczna. Francuz stwierdził, że w przypadku ataku na Izrael, Francja stanie w jego obronie, jednak na pytanie, „co jeśli Izrael zaatakuje pierwszy?" minister odpowiedział, że "to nie to samo". Atak na Iran w wykonaniu Izraela z całą pewnością zyska poparcie Arabii Saudyjskiej i USA. Uczestnictwo USA w tym konflikcie będzie się wiązało z próbą zaangażowania w konflikt NATO. Osobiście przypuszczam, że taki obrót spraw może się wiązać z bardzo poważnym kryzysem wewnątrz NATO, z jego rozpadem włącznie. Oczywistym jest, że zarówno Izrael jak i USA będą starały się wciągnąć w konflikt Polskę. W sytuacji, gdy Niemcy i Francja zachowają neutralność, a Rosja będzie dążyć w ramach umowy o partnerstwie Rosja-NATO do wymożenia zachowania neutralności przez sojusz północnoatlantycki Polska znajdzie się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Odmowa uczestnictwa w "operacji pokojowej" pociągnie za sobą poważne konsekwencje. Gwałtowne pogorszenie stosunków z USA i Izraelem sprawi, że Polska znajdzie się na łasce i niełasce Rosji i Niemiec. Odnośnie twierdzenia niektórych osób, że sojusz z tymi krajami jest najlepszym rozwiązaniem dla Polski ja mam poważne obiekcje. Wyraźnie widoczny podział Polski, jako strefy wpływów Niemiecko-Rosyjskich zostanie w ten sposób przypieczętowany. Ustawienie się w roli sojusznika USA i Izraela wcale nie jest lepszym rozwiązaniem. Zarówno Niemcy jak i Rosja posiadają liczne argumenty, którymi mogą wymóc na Polsce neutralność. W przypadku eskalacji konfliktu, co w tym przypadku niestety jest możliwe, może się to wiązać nawet z interwencją na ziemiach Polski. Obecna sytuacja jest dla Polski bardzo trudna. Wydawać by się mogło, że każde możliwe rozwiązanie jest dla Polski złe. Uważam, że jest jednak pewne rozwiązanie, które nie tylko może pomóc wyjść nam cało z opresji, a nawet może stanowić zaczątek nowej, rozsądnej polityki zagranicznej naszego kraju. Polska powinna wystosować w tej sprawie apel do Turcji. Turcja do niedawna miała bardzo dobre układy z Iranem. Pogorszyły je plany instalacji tarczy przeciwrakietowej USA. Jako, że Turcja jest jedynym członkiem NATO, który posiada lądową granicę z Iranem cała sprawa jej dotyczy najbardziej. Apel nasz powinien wzywać Turcję do zorganizowania konferencji pokojowej. W myśl tej konferencji, Turcja powinna pośredniczyć pomiędzy krajami "szóstki" (USA, W. Brytania, Francja, Rosja, Chiny i Niemcy) a Iranem. Do rozmów powinno się także zaprosić Izrael, Indie i Pakistan. (można także Koreę Północną) Efektem konferencji powinien być nowy ład atomowy na świecie. W przypadku gdyby konferencja nie odniosła sukcesu i doszło do konfliktu Polska powinna uzasadnić swoje zachowanie stanowiskiem Turcji. Rozwiązanie takie daje Polsce liczne korzyści. Warto przypomnieć, że od czasu "Odsieczy Wiedeńskiej" stosunki polsko-tureckie były bardzo dobre. Turcja była jedynym państwem, które nie zaakceptowało rozbiorów. Także w chwili obecnej gest w stronę Turcji może stanowić świetne rozwiązanie. Poprawa stosunków z Iranem również by nie zaszkodziła Polsce. Możliwość puszczenia rury z Iranu do Europy przez Turcję stanowi świetny plan na uniezależnienie się od dostaw ropy i gazu z Rosji. Działanie takie powoduje również automatyczny zwrot krajów europy środkowej na południe. Prowodyrem takiego zwrotu była by Polska, co dawało by nam swego rodzaju prawo przywództwa tych krajów. Polska powinna zainicjować także nowy rodzaj współpracy gospodarczej z Turcją. Dążenia tej do członkowstwa w Unii Europejskiej utknęły w martwym punkcie i raczej nie posuną się już do przodu. W sytuacji takiej Polska powinna zaproponować alternatywne rozwiązanie nawiązując współpracę militarną i gospodarczą w ramach programu partnerskiego. To jest jednak temat na inną okazję. Andarian
8 listopada 2011 Dniem Hańby polskiego parlamentaryzmu. W tym dniu Trzech Kłamców Smoleńskich wystąpi w rolach Trzech Najważniejszych Osób w państwie. Z faktami nie ma, co dyskutować. Stało się. Tego już nie cofniemy. Teraz należy szybko się zastanawiać nad tym, co należy zrobić, by ta ekipa wyrządziła jak najmniej szkód samemu państwu, jak i jego obywatelom.Z jednej strony, musi nabrać właściwego wymiaru praca u podstaw, skierowana do wszystkich, a szczególnie do tych szczerze wątpiących w możliwość naprawy Rzeczypospolitej - by nie powtórzył się już nigdy kolejny 9 października 2011. Z drugiej strony natomiast, zgodnie z zasadą, że "repetitio est mater studiorum", musimy od pierwszego dnia tej nowej kadencji Sejmu punktować cierpliwie, przypominać i powtarzać po wielokroć to, z kim mamy do czynienia, a także informować o każdym kolejnym ich kroku, jeśli zmierza w stronę upadku tego, co od wieków ceniliśmy: naszych wartości, zwyczajów, całej naszej tradycji tolerancji i życzliwości wobec wszystkich uczciwych ludzi. To na bazie tej głęboko w nas zakorzenionej tradycji i poszanowaniu poglądów innych ludzi, pozwoliliśmy wmówić szerokim rzeszom ludzi, że mają rację ci, którzy rzucają w nas antysemityzmem, ksenofo bią, szowinizmem a nawet faszyzmem, mimo że każdy dobrze widzi jak na dłoni, dlaczego i kiedy tego typu ataki się wzmagają. Dzieje się tak zawsze wtedy, gdy chcemy - próbując wyłowić te najgrubsze ryby pływające w mętnej wodzie - nakłonić ich, by "zdali sprawę z włodarstwa swego". A przychodzi im to o tyle łatwiej, skoro już wcześniej zadbali, by mieć w swoim zasięgu praktycznie wszystkie media. Usłużni dziennikarze i komentatorzy, występując od rana do nocy w roli hunwejbinów Partii Rządzącej, skutecznie czynią wodę z mózgów tzw. opinii publicznej. Z dziecinną łatwością przychodzi im - dzieląc praktycznie na każdym kroku ludzi na tych z definicji gorszych i lepszych - wmawianie, że z tymi podziałami, to oni nie mają nic wspólnego, że jedynie tłumaczą rzeczywistość. Nie wyobrażam sobie, by było możliwe odwrócenie tej sytuacji bez twardego postawienia sprawy mediów od pierwszego dnia funkcjonowania Parlamentu w nowym składzie. Nie może się więcej razy zdarzyć, że to jakaś wyimaginowana "ramówka" lub inny pretekst miałby decydować o tym, czy dany problem - czasami wręcz wagi państwowej - zostanie rozstrzygnięty w mediach, czy też zostanie pozostawiony w świadomości odbiorców nierozstrzygnięty, wraz z niedomówieniami. Skoro poprzez media będzie "coś" wyciągane, to media MUSZĄ także zadbać, by wszystkie zainteresowane strony w PEŁNI się wypowiedziały - i przestrzegania tej zasady należy bezwzględnie się domagać. W przeciwnym razie nigdy nie wytlumaczymy, szczególnie młodym ludziom, wchodzącym w dorosłe życie, marzącym o przyszłej karierze, dlaczego wystarczy być:
- nieudolnym dyrektorem, kupującym sobie życzliwość środowiska nie swoimi pieniędzmi a nawet niestroniącym od nepotyzmu
czekajac-na-cud.blogspot.com/2007/12/kim-jest-ewa-kopacz.html
- nieudolnym ministrem nierozumiejącym w ogóle, jak powinien prawidłowo funkcjonować podległy resort i placówki z nim związane
tinyurl.com/75ynsww
- eunuchem i krytykiem jednocześnie
normalny.nowyekran.pl/post/15633,a-szmer-narasta
- oszustem i kłamcą
normalny.nowyekran.pl/post/29093,czy-ludzie-pokroju-tuska-to-zlodzieje-czy-tylko-oszusci...
dlaczego wystarczy zapolować na głuszce, pochlać z kagiebistami, umieć policzyć głosy dla ruskiego agenta, wyrzec się własnej narodowej historii i tożsamości, oddać losy współbraci w ręce odwiecznego wroga ... by zostać jedną z Najważniejszych Osób w państwie polskim??? Jeszcze nigdy w historii naszego parlamentaryzmu tak się nie zdarzyło, by w przeddzień inauguracji prac parlamentarnych, doszło do napisania i opublikowania listu, tak dosłownie z detalami opisującego haniebne praktyki ludzi ze szczytów władzy. A ci ludzie - nic sobie z tego nie robiąc - i tak
rozdzielą pomiędzy siebie polityczne łupy! Czy ten krzyk:
"Najbardziej zadziwiający i oburzający jest zaś fakt, iż osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy, zamiast ponieść konsekwencje, pretendują do najwyższych stanowisk w Państwie"ma pozostać krzykiem wołającego na puszczy???
www.tvn24.pl/12690,1723432,0,2,zamiast-konsekwencji-_-najwyzsze-stanowiska,wiadomosc.html
Link do zdjęcia wprowadzającego:
niepoprawni.pl/blog/152/nie-dla-ewy-kopacz-na-stanowisku-marszalka-sejmu
1normalnyczlowiek
Dlaczego Polska?Jeszcze nie tak dawno pisałem że żydzi planują zniszczyć syjonistów (apostatów, ateistów) i państwo Izrael tylko po to aby zbudować Wielki Izraela. Henryk Pająk to potwierdza. „Trzecia wojna światowa wybuchnie pomiędzy syjonizmem politycznym a islamem. Mają się one wzajemnie wyniszczyć”
http://marucha.wordpress.com/2011/07/28/skowyt-psa-poety-3/#comment-105256
„Dla nich Polska jako państwo żydowskie jest ważniejsza niż Izrael. W rzeczywistości, oni, czyli Frankistowska elita finansowa świata chcą zniszczyć Izrael, tylko po to aby wypełnić proroctwa. Właściwie to chcą zniszczyć całą ludność obecnego Izraela, ale jeszcze nie teraz. W odpowiednim czasie.”
http://marucha.wordpress.com/2011/07/28/skowyt-psa-poety-3/#comment-105393
„Frankistowska elita finansowa chce zniszczyć Izrael i prawie całą jej ludność, w odpowiednim czasie. Ale to nie znaczy że zniszczą przy tym wybudowaną wcześniej świątynię. Elita finansowa stworzyła syjonizm i żydowskich apostatów (komunistów, socjalistów, syjonistów), tylko po to, aby ci odbudowali państwo Izrael, w którym ma być odbudowana świątynia Salomona, i najwyższy sąd świata. Po osiągnięciu tego celu, elita ta chce zniszczyć zarówno syjonizm jak i prawie wszystkich mieszkańców Izraela. Izrael, jako państwo, przyjmie inną formę. Jest powiedziane, że w Izraelu pozostanie „resztka sprawiedliwych”, i być może oni właśnie odziedziczą „Wielki Izrael”. Tę resztkę już stworzono.”
W innym miejscu (http://marucha.wordpress.com/2011/08/07/skowyt-psa-poety-6/#comment-109480) pisałem:
„Jest to to o czy pisałem i nikt mi nie wierzył a nawet obrzucono mnie trochę błotem, gdy powiedziałem że pewna odmiana żydów (przypuszczam frankiści) zniszczą i wyeksterminują żydowskich apostatów czyli ateistów i … syjonistów (i wszystko pomiędzy) gdy nie będą już potrzebni. Muszą to zrobić, bo tak im nakazują ich pisma, i Jakub Frank to przewidział w swoich „proroctwach”, o czym piszę w swoim drugim wypracowaniu na temat filozofii i metod działania frankistów. Ludność obecnego Izraela ma być, więc zniszczona. Odbędzie się to jednak za horrendalną cenę, jaką zapłaci cała ludzkość. Należy zrozumieć, że: syjoniści to nie są frankiści, lecz że jest to produkt frankistów, tak jak produktem frankistów są żydowscy ateiści. Frankiści, tak naprawdę, nimi gardzą, choć celowo zeświecczają część żydów, tylko po to, aby wypełnić proroctwa. Izrael w założeniu Frankistów ma być państwem religijnym a nie świeckim, i mają tam mieszkać tylko żydzi religijni. Tak, więc ci, co obecnie tam są nie są tymi, którzy tam pozostaną. Być może do zniszczenia syjonistów i ateistów posłużą Lubavitcherowie, lecz osobiście nie sądzę, że jest to najwyższa siła, choć im tak może się wydawać. Przypuszczam, że ponad nimi są jeszcze inne ukryte siły, dla których Lubavitcherowie są rozgrywką.” Dlatego napisałem w http://marucha.wordpress.com/2011/07/28/skowyt-psa-poety-3:
„Wiem, że nikt się ze mną nie zgodzi, ale znając naukę frankistów, kabały i żydów, jestem na 100% pewien, że nie ma ważniejszego państwa na świecie dla żydów, niż Polska. Według ich wierzeń, bez Polski nie są w stanie zapanować nad światem, co jest głównym celem frankistów (Rothschild i spółka), którzy są faktycznymi zarządcami tego świata. Przypuszczam, że Polska, (jako państwo żydów) jest dla kabalistów nawet ważniejsza, niż Izrael (lub na tym samym poziomie), a to z tego względu, że kierują się oni w swoich działaniach przekazem duchowym.” O tym że żydzi planują wojnę pomiędzy Muzułmanami pod wodzą żydów (a ściślej pod przywództwem Turcji) a Izraelem pisałem tu: http://marucha.wordpress.com/2011/08/23/pulapka-na-rosje/#comment-111690
Hipotetyczny Scenariusz Co się tyczy tych z Neturei Karta, to wyobraźmy sobie hipotetycznie następujący scenariusz. Syjoniści wybijają w pień (w czasie zamieszek lub wojny) wszystkich Palestyńczyków. Izrael jest zaatakowany przez armie pod przywództwem kryptożydów, z którymi współpracują żydzi Neturei Karta i oni są osadzeni, jako władcy nowego Izraela. Ponieważ Palestyńczyków już nie ma, więc Izrael dalej istnieje, ale pod innymi hasłami niż syjonistyczne. Pod hasłami Tory. W Izraelu mieszkają wyłącznie żydzi i państwo jest państwem religijnym z Torą, jako główną religią. Ci żydzi Tory oskarżają syjonistów za wszystkie zbrodnie, które żydzi popełnili w przeszłości a którzy już dawno nie żyją (mogą ewentualnie kilku powiesić). Ale nikt nie wie, kto to jest syjonista tak jak dziś nikt nie wie, kto to jest nazista. Więc interpretują historię w ten sposób, że syjonistami to byli Polacy, bo Ben Gurion i Menachem Begin urodzili się w Polsce, i właściwie to oni byli Polakami, którzy podszyli się pod żydów i oszukali żydów tylko po to, aby zabijać niewinnych Arabów w Palestynie, bo Polacy są rasistami, i dlatego już w przeszłości przez całe wieki walczyli z Islamem a pod Wiedniem krwawo zniszczyli pokojowe siły islamskie niosące świętą wiarę Islamu do ciemnej Europy. Oczywiście, w tym czasie Polaków też już nie będzie, bo ich wybiją w konfliktach spowodowanych swoimi intrygami. Polacy, więc nie będą mogli się bronić, bo ich wtedy już nie będzie. Ktoś myśli, że taki scenariusz jest niemożliwy? To niech popatrzy jak żydzi przekręcili historię z II wojną światową i ich pobytu w I Rzeczypospolitej. W USA amerykanie (99%) myślą, że Polacy robili pogromy i ciągle prześladowali żydów. Jak się ma media i kontroluje edukację to, co stanie na przeszkodzie, aby stworzyć taką historię dla arabów?” Dlatego też do realizacji tych celów jest im potrzebna Polska. Bo tutaj ma powstać NOWE JERUZALEM. Co to jednak oznacza dla Polaków? To samo, co dla Kananejczyków po przyjściu żydów do Kanaan z Egiptu. Tym jednak razem muszą wykonać zadanie oczyszczenia terenu bardzo dokładnie. W przeciwnym, bowiem razie, wierzą żydzi, spotka ich ponowna kara tak jak pierwszym razem. Nie miejmy, więc złudzeń, co do ich intencji względem Polaków. Marek S.
Ludobójstwo w Libii Skala masowych morderstw dokonywanych pod kierownictwem sprawującego obecnie władzę w Libii reżimu osiągnęła rozmiary ludobójstwa. Światowe media i organizacje pozarządowe potwierdzają, że „bojownicy o wolność” dopuszczają się na okupowanych terenach najgorszych aktów barbarzyństwa. Po zdobyciu Syrty przez NATOwskie bojówki dziennikarze odkryli w wielu punktach miasta setki ciał – ofiar masowych egzekucji. Pomordowani mieli skrępowane ręce, przy wielu odnaleziono dokumenty – byli to urzędnicy państwowi oraz osoby w inny sposób powiązane z aparatem państwa, oficerowie, żołnierze, zwykli mieszkańcy Syrty. Drugim najbardziej wymownych przykładów ugruntowywania władzy przez reżym z Bengazi jest los 10 – tysięcznego, portowego miasta Tawerga. O tym co się tam dzieje wiemy m.in. z raportu organizacji Human Rights Watch. Tawerga położona jest nieopodal Misraty i zamieszkują ją głównie imigranci z krajów Czarnej Afryki. Miasto to było jednym z bastionów poparcia dla Muammara Kaddafiego. Po przejęciu kontroli nad tym rejonem oddziały zbrojne podporządkowane reżimowi z Bengazi rozpoczęły operacje oczyszczającą – większość mieszkańców wygnano, 1300 z nich zostało aresztowanych – wielu z nich następnie zamordowano. Na masową skalę dochodziło do gwałtów na kobietach z Tawargi. Porzucone domy były ograbiane, a następnie palone.
Raport HRW Przykłady takie można mnożyć. Największym smutkiem napawa fakt, że świat przymyka oczy na poczynania rzeźników z Bengazi. Gdy w lutym/marcu 2011 roku zaczęły pojawiać się mgliste informacje o krwawym tłumieniu protestów w Cyrenajce przez rząd libijski, Zachód posłał bombowce. Gdy dane te okazały się nieprawdziwe, a wspierani przez „wielkie demokracje” rebelianci zaczęli eksterminację swoich przeciwników politycznych na co niezbite dowody napływają każdego dnia, a świat milczy. Ocenę pozostawiamy Waszym sumieniom.
Rosja ostrzega przed okropnymi konsekwencjami ataku na Iran
http://www.theaustralian.com.au/news/world/russia-says-strike-on-iran-would-be-a-very-serious-mistake/story-e6frg6so-1226188099943
Rosyjski minister spraw zagranicznych, Sergiej Ławrow oświadczył, że byłby to „poważny błąd, pełen nieprzewidzianych konsekwencji”. Oświadczenie jest reakcją na groźby Izraela, które poprzedzają nowy raport ONZ na temat programu nuklearnego Iranu. Rosja w ten sposób próbuje ochronić swojego sprzymierzeńca z czasów sowieckich przed szkodliwymi sankcjami oraz wojną. Zdaniem Ławrowa (i chyba nie tylko), każda militarna interwencja przynosi tylko ludzkie cierpienie i ofiary. Akcja militarna nie jest sposobem na rozwiązanie problemów z Iranem, tak jak i na inne problemy we współczesnym świecie. Najlepszym przykładem jest niepowodzenie akcji militarnych NATO w Afganistanie. Zgodnie z kartą ONZ użycie siły możliwe jest tylko w przypadku obrony przed interwencją z zewnątrz oraz jeśli podjęta zostanie odpowiednia uchwała Rady Bezpieczeństwa ONZ. Należy tu dodać, że Izrael nieformalnie posiada 500-800 głowic jądrowych oraz ofensywne bronie biologiczne i chemiczne. Informacje o arsenale jądrowym zostały ujawnione przez Mordechaja Vanunu, który odbył za to karę 18 lat więzienia w samotnej celi. Po wypuszczeniu nadal jest represjonowany. Międzykontynentalne rakiety balistyczne „Jerycho” mają zasięg 11,500 km i są przeznaczone do odparcia ataku nuklearnego. Dodatkowo posiada łodzie podwodne z rakietami uzbrojonymi w głowice jądrowe. Izrael nie podpisał układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Nikt dotąd nie zadał sobie trudu zbadania arsenału Izraela. Wynikać to może z szantażu nuklearnego, jakim Izrael trzyma w szachu cały świat – tzw. „opcji Samsona” – ostatecznego unicestwienia świata w przypadku ataku na Izrael. Z drugiej strony, takie małe państwo jak Izrael nie miałoby szans w konwencjonalnej wojnie z państwami arabskimi, stąd konieczność specjalnego uzbrojenia. Arabowie z kolei boją się realizacji planów tzw. „Wielkiego Izraela” – syjonistycznego mocarstwa, które będzie się rozciągało od Egiptu do Iranu. Sądząc po wojnach w regionie, te plany są obecnie realizowane, a Iran z bronią nuklearną może być poważną przeszkodą. Materiały:
http://en.wikipedia.org/wiki/Israel_and_weapons_of_mass_destruction
http://hallicino.hubpages.com/hub/The-Conclusive-Solution-For-Lasting-Peace-In-The-Middle-East-Israels-Overwhelming-Nuclear-Arsenal
http://www.mediamonitors.net/johnhenshaw1.html
Za http://monitorpolski.wordpress.com
Piloci są oburzeni: jak można tak mówić o Wronie!?
Zadedykowany ignoranckim a zuchwałym obsrywaczom i opluwaczom – admin
Polscy piloci nie ukrywają swojego oburzenia wystąpieniami niektórych ekspertów, którzy próbują zdyskredytować kapitana Tadeusza Wronę (53 l.). – Jak mogą się wypowiadać w tej sprawie osoby, które nigdy nie pilotowały takiego samolotu?! – pytają zgodnie piloci. A przypomnijmy, że kilku ekspertów zarzuciło kpt. Wronie, że kontynuował lot do Warszawy mimo awarii systemu hydraulicznego. Według pilotów polskich samolotów pasażerskich, o tym, czego dokonał kapitan Tadeusz Wrona mogą mówić tylko osoby, które choć raz w życiu leciały za sterami takiej maszyny. – Co pół roku trenujemy na symulatorach różne warianty awaryjnych lądowań. Ale nikt z nas do końca mnie jest przygotowany do takiej sytuacji – mówi kpt. Andrzej Świerczewski (59 l.), pilot latający boeingami w PLL LOT. – Zupełnie inne emocje są podczas szkoleń, a zupełnie inaczej reaguje się będąc w stresie, wiedząc, że od tego czy wszystko zrobimy jak należy zależy życie kilkuset pasażerów – zaznacza. I dodaje, że sam znalazł się w podobnej sytuacji jak kapitan Wrona. Leciał samolotem Tu–154 na początku lat 90. Miał lądować w Gdańsku, ale okazało się, że nie działają dwa systemy otwierania podwozia. Zdecydował się na lot do Warszawy, by dać obsłudze lotniska czas na przygotowanie pasa. Na szczęście w ostatniej chwili podwozie się otworzyło. – Nikt przy zdrowych zmysłach i znający się na lotnictwie nie rzucałby oskarżeń pod adresem Tadeusza Wrony dopóki nie wyjaśnione zostaną wszystkie okoliczności tego lotu i lądowania. Należy pamiętać, że to dzięki jego decyzjom samolot wylądował na lotnisku i nikomu z pasażerów, ani członków załogi nic się nie stało – mówi kpt. Świerczewski. – Żaden z nas nie chciałby zaszczytów, odznaczeń i nagród, które teraz odbiera kapitan. Bo cena, jaką za to zapłacił jest olbrzymia – dodaje
Piloci twierdzą również, że wszystkie spekulacje dotyczące przyczyn awarii boeinga są wyssane z palca. Według nich nie można w żaden sposób tego określić, dopóki nie zakończy się praca Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - W samolocie zawsze coś działa albo nie działa. Innego wyjścia nie ma. Jeżeli system hydrauliczny, a później elektryczny uległy awarii, to po prostu kapitan nie miał innego wyjścia. Musiał lądować na brzuchu. Zrobił to w Polsce, a nie w Stanach. Tam musiałby lądować dokładnie w taki sam sposób, a do tego z pełnym bakiem i bez weryfikacji, co jeszcze nie działa – dodaje kapitan Andrzej Świerczewski. LOT zaprezentował wczoraj zniszczony samolot. Taka prezentacja uszkodzonej maszyny i dopuszczenie do niej dziennikarzy przez linię lotniczą jest rzadkością. Maszyna ma zdarty „brzuch”, osmalone silniki, a wejścia są zaklejone czarną taśmą. Do czasu naprawy B767 w jego zastępstwie będzie latała maszyna, którą LOT wynajmie od innego przewoźnika. Kapitan Tadeusz Wrona wylądował 1 listopada Boeingiem 767, któremu po awarii centralnego systemu hydraulicznego nie otworzyło się podwozie. W samolocie było 221 pasażerów. Nikomu nic się nie stało. Leszek Chorzewski, rzecznik LOT-u:
Nie wierzcie „ekspertom”, którzy zaraz po wykryciu awarii znają jej przyczynę mimo, że lądujący awaryjnie samolot widzieli jedynie w telewizji. Niedawno nawet zapytałem jednego z zaprzyjaźnionych dziennikarzy telewizyjnych, dlaczego wciąż do studia zapraszają tego samego eksperta, komentującego niemal każde wydarzenie od lotów w kosmos po wyścigi samochodowe, a nawet taktykę operacji wojskowych: wiem, że on niczego sensownie nie wyjaśni, ale prawdziwy fachowiec odparłby, że nim wyda opinie musi poznać wszystkie okoliczności i rzetelnie przeanalizować zebrane dowody. Sam widzisz: nuda. Dlatego fachowcy nie są popularni – wypalił bez ogródek redaktor. Tymczasem fakty są takie: po raz pierwszy w historii samolotu Boeing 767 nie otworzyło się całe podwozie. Mimo wielu prób i sprawdzeniu wszystkich stosownych podzespołów załoga nie zdołała usunąć usterki. Kapitan samolotu wykorzystując swój kunszt, doświadczenie i wiedzę bezpiecznie wylądował bez podwozia. Nikt z ponad 230 pasażerów nie ucierpiał. Po awaryjnym lądowaniu ruszyło dochodzenie specjalnej, państwowej komisji i ekspertów: Boeinga i LOT-u szukające odpowiedzi na pytanie „dlaczego”. Do zbadania są nie tylko czarne skrzynki, które zapisały wszystkie parametry lotu, ale i wszystkie podzespoły w odrzutowcu. Rzetelne badanie, potrzebne do ustalenia przyczyn awarii, zajmie na pewno kilka tygodni. Tyle fakty. Równolegle w mediach ruszył festiwal spekulacji w oparciu o anonimowe źródła, przecieki albo ekspertów, którzy nie czekają na wynik postępowania, bo chcą wykorzystać przysłowiowe “pięć minut” aby zaistnieć w mediach. Dziennikarzy rozumiem, ale trudno pogodzić się z ich rozmówcami, którzy nie czekając na wynik śledztwa specjalnej komisji podważają zaufanie do personelu LOT. Otóż każda maszyna czasem może się zaciąć, nawet starannie serwisowana i tak zaawansowana jak współczesne samoloty. Rzecz w tym, by odpowiednio wcześniej wykrywać usterki i dysponować profesjonalną załogą, która skutecznie poradzi sobie z każdą trudną sytuacją. Gwarantując jednocześnie bezpieczeństwo pasażerom. To właśnie buduje zaufanie do linii lotniczych. LOT w ostatnich dniach udowodnił właśnie, że ma takich ludzi. Oprócz bardzo nowoczesnej floty mamy mechaników, którzy wychwytują najdrobniejsze usterki, opanowane stewardesy i doświadczonych pilotów – mistrzów w swoim fachu. Dlatego na najbliższe wakacje wraz z rodziną bez wątpienia polecę LOT-em.
Gang prał pieniądze w banku; Alior Banku Przez dwa lata wietnamska mafia przepuściła przez Alior Bank prawie 1,5 mld zł. Sprawę badają prokuratura i służby skarbowe W ciągu dwóch lat (2009 – 2010) jeden z warszawskich oddziałów Alior Banku przyjął ogromną sumę wpłat. Głównie od obywateli Wietnamu. Pieniądze transferowano potem do banków na Litwie i Ukrainie. Według śledczych pieniądze pochodziły z oszustw podatkowych, handlu narkotykami i prostytucji, a bank – mimo obowiązku – nie powiadomił o podejrzanych transakcjach generalnego inspektora informacji finansowej. Alior Bank tłumaczy, że zawiódł system informatyczny. Z ustaleń „Rz" wynika, że pranie pieniędzy przez Alior Bank to jeden z wątków prowadzonego przez ABW pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie śledztwa dotyczącego miliardowych oszustw na towarach sprowadzanych z Azji. Kilka miesięcy temu Agencja zatrzymała dyrektora oddziału warszawskiego tego banku. Kobieta usłyszała zarzuty prania brudnych pieniędzy wietnamskiej mafii. Pieniądze, które potem trafiały na zagraniczne konta, do Alior Banku wpływały za pośrednictwem jednej z agencji finansowych. Część wpłacano jednak bezpośrednio w kierowanym przez kobietę oddziale.
– Prowadzimy wątek nieprawidłowości w Alior Banku – potwierdził informacje „Rz" Waldemar Tyl, wiceszef warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej. – Tę kwestię bada też generalny inspektor informacji finansowej, bo bank miał obowiązek informować o podejrzanych transakcjach. Alior Bank tłumaczy, że zawinił błąd jego systemu informatycznego
– Bank jest zobowiązany do informowania generalnego inspektora informacji finansowej o wszystkich transakcjach przekraczających wartość 15 tys. euro – tłumaczy „Rz" Andrzej Barcikowski, były szef ABW, obecnie dyrektor bezpieczeństwa w NBP. Podkreśla, że banki powinny informować GIIF także o podejrzanych transakcjach. Tłumaczy, że uwagę banku powinna zwrócić np. duża ilość rozproszonych kwot wpłacanych w gotówce na te same konta. – Jeśli proceder w Alior Banku trwał tak długo, to podejrzewam, że mogło dojść do zaniedbania – dodaje Barcikowski. Jego zdaniem w przypadku Alior Banku doszło najprawdopodobniej do błędów w rejestracji transakcji powyżej 15 tys. euro. Komisja Nadzoru Finansowego i GIIF już w 2010 r. miały wątpliwości, co do przestrzegania przez Alior Bank procedur opisanych w ustawie o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy. Pod koniec 2010 r. KNF skierował w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Śledztwo wszczęto, ale w połowie tego roku zostało ono umorzone.
– KNF i GIIF badają przede wszystkim, czy istnieją procedury przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy, m.in. odbywają się szkolenia na ten temat dla pracowników – mówi Barcikowski. Sam bank tłumaczy, że w 2010 r. wykrył błędy we własnym systemie informatycznym, który dokonuje automatycznej rejestracji i przesyłania do inspektora informacji o transakcjach. „Do końca pierwszego kwartału wszystkie zaległe informacje zostały przekazane do GIIF"– podkreśla Alior w piśmie przesłanym do „Rz". Informuje też, że zatrzymany przez ABW dyrektor w dalszym ciągu kieruje oddziałem. „Osoba ta nie została aresztowana, nie został wobec niej sporządzony akt oskarżenia i na chwilę obecną ma do niej zastosowanie zasada domniemania niewinności" – wyjaśnia Alior. Piotr Nisztor
BELGIA: Kolejny kraj zamyka elektrownie jądrowe [A jeszcze niedawno Belgia podawana była przez propagandystów EJ jako „kraj wiodący”... MD] Informacje o zamknięciu elektrowni jądrowej podał portal Euroactive.pl. Czytamy na stronie serwisu, że przyszła belgijska koalicja rządowa osiągnęła porozumienie w sprawie wyłączenia dwóch ostatnich elektrowni jądrowych. Plan zamknięcia do 2015 r. trzech najstarszych reaktorów i całkowitego wycofania się z programu energetyki jądrowej do w 2025 roku jest uzależniony od znalezienia alternatywy dla pozyskiwanej w ten sposób energii, aby zapobiec niedoborom. „Belgia, która ma siedem reaktorów jądrowych w dwóch elektrowniach, od dawna rozważa możliwość pełnego wyjścia z energetyki jądrowej. Już w 2003 roku przyjęto tam ustawę, która zakłada, że stopniowe zamykanie reaktorów w obu belgijskich elektrowniach jądrowych rozpocznie się w 2015 r. Według najnowszych dostępnych Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2009 roku energetyka jądrowa dostarczała 55 proc. energii elektrycznej produkowanej w tym kraju. "Pytanie brzmi: czy do 2015 r. znajdzie się dostateczna ilość energii z innych źródeł. Zgodnie z danymi belgijskiego regulatora rynku energii CREG nie znajdzie się", mówi Johan Albrecht, analityk polityki ochrony środowiska i energetyki w Itinera Thinktank. Według niego szanse powodzenia tego planu będą zależeć również od przyszłego rozwoju gospodarki.
Widmo Fukushimy Społeczna niechęć wobec energetyki jądrowej wzrosła po katastrofie nuklearnej w Japonii na początku tego roku. W jej wyniku największa gospodarka w Europie, Niemcy, zapowiedziała zamknięcie wszystkich swoich elektrowni atomowych do roku 2022. Produkcja energii jądrowej nie wiąże się z emisją, CO2 i powstały obawy, że niemieckie plany spowodują znaczący wzrost zużycia bardziej szkodliwych dla środowiska paliw kopalnych. Dwie belgijskie elektrownie jądrowe są obsługiwane przez Electrabel. Rival SPE, w którym francuski koncern EDF jest właścicielem 63,5 proc., dysponuje około 7 proc. akcji. EDF jest bezpośrednim właścicielem około 8 proc. akcji elektrowni. Koncern Electrabel zapowiedział w poniedziałek, że nie chce się wypowiadać w sprawie rezygnacji Belgii z programu energetyki jądrowej, gdyż jak dotychczas nie otrzymał oficjalnego potwierdzenia. GDF Suez i EDF również nie chciały komentować tej decyzji. Belgia będzie teraz negocjować z inwestorami, w jaki sposób można będzie znaleźć możliwości zastąpienia 5860 MW, które zostaną utracone w przypadku zamknięcia obu elektrowni jądrowych w Doel i Tihange. "Rząd będzie aktywnie szukać nowych inwestorów i miejsc, które są jeszcze niewykorzystane, aby zobaczyć, co można zrobić", powiedziała rzeczniczka rządu.” – jak podaje www.euractiv.pl .
Źródło: EurActiv.pl, www.euractiv.pl
Początek końca Unii, jaką znamy...powinniśmy mieć się na baczności przed potencjalną rosyjską agresją na jej najbliższe terytoria w Europie Środkowo-Wschodniej
Przybylski 09-11-2011, http://www.rp.pl/artykul/9157,749079-Poczatek-konca-Unii--jaka-znamy.html?p=2
Deficyt demokracji wewnątrz Unii Europejskiej jest jednym z kluczowych powodów jej osłabienia – przekonuje Nile Gardiner, dyrektor waszyngtońskiego Margaret Thatcher Center for Freedom
Rz: Unia Europejska przeżywa bodaj największy kryzys w swojej historii. Czy to już koniec marzeń o stworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy? Sądzę, że jesteśmy świadkami początku końca wielkiego projektu, jakim miało być stworzenie zjednoczonej Europy i jednolitej europejskiej waluty. Kryzys finansowy, który rozprzestrzenia się na kolejne kraje Unii Europejskiej, jest ogromnym ciosem dla pomysłodawców tej idei. Zresztą od początku była ona mrzonką, iluzją, o której marzyli europejscy politycy. Jeśli bowiem ma się do czynienia z 27 suwerennymi państwami, o różnych interesach narodowych, językach i różnym stopniu rozwoju gospodarczego, to nie sposób sztucznie stworzyć sprawnie działającą unię na wzór Stanów Zjednoczonych. Margaret Thatcher już na początku XXI wieku ostrzegała przed pomysłem budowania Unii Europejskiej, jako super-państwa. Mówiła, że przyszłość pokaże, iż to przypuszczalnie największe szaleństwo współczesnych czasów. Wystarczyło niecałe dziesięć lat, żeby historia przyznała jej rację. Trafnie przewidziała również upadek euro.
No dobrze. Ale co dalej? W ciągu najbliższego roku spodziewam się znaczącego zmniejszenia liczby krajów członkowskich strefy euro. W bardzo niedalekiej przyszłości będą musieli z niej wyjść Grecy. A za nimi ze wspólną europejską walutą mogą pożegnać się również Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy.
A może będzie odwrotnie? Po wyjściu Greków rządy pozostałych państw strefy euro zaczną jeszcze bliżej ze sobą współpracować, aby stać się silniejszymi? Bardzo prawdopodobny jest scenariusz, w którym rządy w Berlinie i w Paryżu będą próbowały utrzymać wspólną walutę i utworzyć grupę państw stanowiących rdzeń strefy euro. Nie będzie to jednak na pewno grupa 17 państw.
Wtedy euro bezpowrotnie straci szanse na to, aby stać się nowym dolarem. Już teraz obserwujemy przecież upadek jednolitej waluty europejskiej. Sądzę, że dolar znacznie przeżyje euro.
Wracając do Grecji. Zarówno ekonomiczna, jak i polityczna sytuacja w tym kraju jest podobna do tej, którą obserwowaliśmy w Argentynie pod koniec 2001 roku. Ponadto ostatnie wydarzenia pokazują, że próby większego zaciskania pasa wywołują w Grecji coraz bardziej gwałtowne protesty. Czy greckie władze zdecydują się w końcu ogłosić bankructwo? Jestem przekonany, że niezależnie od liczby i wartości kolejnych transz pomocowych Unia Europejska nie jest w stanie uratować Grecji. Mogliby to zrobić jedynie sami Grecy, radykalnie tnąc wydatki, przeprowadzając znaczną redukcję zatrudnienia w sektorze publicznym i wprowadzając niezbędne do przetrwania ich kraju reformy. To, czy się na to zdecydują, zależy jednak tylko od nich.
Upadek Grecji nie byłby jednak aż tak poważny, ponieważ to stosunkowo niewielka gospodarka. Bardziej niepokojąco wygląda sytuacja we Włoszech. Rzeczywiście Włosi idą śladem Greków. Sądzę, że następnych sześć miesięcy będzie przełomowych dla włoskiej gospodarki. Rzecz w tym, że to trzecia gospodarka w Unii Europejskiej. Nie ma, więc żadnych szans, by UE mogła ją uratować. Jednocześnie wątpię, by Włochy miały dziś politycznych przywódców, którzy poradziliby sobie z tym zadaniem. Nie widzę również żadnej osoby ani partii, która mogłaby zastąpić ekipę Silvia Berlusconiego, znaleźć skuteczny sposób na kryzys i szybko wprowadzić reformy budżetowe oraz sektora bankowego. Włosi lepiej poradziliby sobie z kryzysem, będąc już poza strefą euro, ponieważ wtedy odzyskaliby kontrolę nad mechanizmami dostosowawczymi. Mogliby chociażby samodzielnie ustalać wysokość własnych stóp procentowych. To samo dotyczy Portugalii czy Hiszpanii.
Skąd się w ogóle wzięły te kłopoty? Kłopoty tych państw są odzwierciedleniem niedemokratycznego podejścia liderów strefy euro, którzy decydowali się na przeprowadzanie niebezpiecznych eksperymentów gospodarczych, nie pytając w ogóle o zgodę swoich mieszkańców. Ten swoisty deficyt demokracji wewnątrz Unii Europejskiej jest jednym z kluczowych powodów jej obecnego osłabienia. Żadna organizacja nie może, bowiem przetrwać w dzisiejszym świecie, jeżeli nie jest odpowiedzialna przed zwykłymi ludźmi. A Unia Europejska w obecnym kształcie nie odpowiada za swoje czyny przed zwykłymi Europejczykami. W połączeniu z całymi dziesięcioleciami, podczas których wprowadzano pomysły gospodarcze w socjalistycznym stylu: nadmierne regulacje w biznesie, wysokie stawki podatkowe, ogromne wydatki na opiekę społeczną oraz protekcjonistyczna polityka, ten deficyt demokracji rzucił Europę na kolana. Sondaże pokazują, że nawet większość ankietowanych Niemców straciła wiarę w powodzenie wielkiego projektu, jakim miała być jednolita europejska waluta. A to najlepiej oddaje obecny obraz sytuacji w Unii Europejskiej.
Sądzi pan, że skutkiem będzie rozpad Unii? Nie. Spodziewam się jednak końca Unii Europejskiej w takiej formie, jaką znamy obecnie, odejścia od pomysłu Unii, jako federacji i powrotu do zdecentralizowanej Europy, składającej się z państw narodowych, które będą mogły samodzielnie decydować o swoich losach i które będą miały do tego mandat od swoich własnych obywateli. Europa potrzebuje większej swobody gospodarczej i ekonomicznej, więcej demokracji. Unia Europejska ma jednak – moim zdaniem – ciągle przyszłość, jako strefa wolnego handlu. Wspólna waluta podobnie jak polityczne instytucje miała też za zadanie doprowadzić do większego zjednoczenia państw europejskich.
Zdaniem części polityków – takich jak kanclerz Niemiec Angela Merkel czy polski minister finansów Jacek Rostowski – upadek euro może doprowadzić do końca pokoju w Europie. Przekonują pana wizje nowej pożogi wojennej na Starym Kontynencie? Nie. Nie spodziewam się wojny między państwami tworzącymi Unię Europejską choćby, dlatego, że utraciły one już niemal militarną zdolność do prowadzenia walki ze sobą. Możliwy jest jednak wzrost wzajemnych napięć. Prawdziwe zagrożenie wojną w Europie istnieje i może nadejść od strony Rosji. Moskwa może spróbować wykorzystać fakt, że kraje europejskie pogrążone są w kryzysie. Dlatego myślę, że powinniśmy mieć się na baczności przed potencjalną rosyjską agresją na jej najbliższe terytoria w Europie Środkowo-Wschodniej, pamiętając o tym, co przed trzema laty stało się w Gruzji. Rosyjskie działania mogą zagrozić na przykład krajom bałtyckim. Sądzę, że władze w Moskwie mogą też spróbować poddać próbie stanowczość NATO.
Jacek Przybylski
11 tysięcy na 11.11.11 – marsz na Marsz! 11 tysięcy na 11.11.11. To hasło, które promuje tegoroczny Marsz Niepodległości. W zeszłym roku – jak obliczyli organizatorzy Marszu – wzięło w nim udział około 3,5 tysiąca osób. W tym roku widać pełną mobilizację różnych środowisk prawicowych, które chcą wziąć udział w tej konkurencyjnej dla oficjałek demonstracji – nie tylko narodowych związanych z Młodzieżą Wszechpolską i Obozem Narodowo-Radykalnym. Czy Marsz Niepodległości stanie się początkiem mobilizacji środowisk politycznych, które nie godzą się na obecny sposób funkcjonowania naszego państwa? Na facebookowym profilu Marszu liczba 11 tysięcy osób, które polubiły ten profil, została przekroczona miesiąc przed samym marszem. W 30 miastach Polski organizowane są wspólne wyjazdy autokarowe na Marsz, a cały czas napływają zgłoszenia z kolejnych. Wiele wyjazdów nie jest jednak w ogóle zgłaszanych do organizatorów.
Marsz i bal W zeszłym roku Marsz Niepodległości miał wyruszyć z pl. Zamkowego i przejść Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Przemarsz Traktem Królewskim się nie powiódł – i to nie z powodu kilkuset blokujących, tylko ze względu na policję, która oddzielała uczestników Marszu od tych, którzy nielegalnie zajęli ulicę. Dlatego też w tym roku Marsz Niepodległości wystartuje z pl. Konstytucji, aby przejść szerokimi ulicami centrum Warszawy, uniemożliwiając w ten sposób blokadę. Zbiórka uczestników Marszu przewidziana jest na godz. 15.00. Już po zakończeniu Marszu ci którzy będą chcieli dalej świętować i przy tym dobrze się bawić, mogą się wybrać do Hotelu Europejskiego (po wcześniejszym zgłoszeniu i wniesieniu opłaty) na bal „Noc Niepodległości”, który organizuje Rebelya.pl (szczegóły na stronie nocwolnosci.pl).
Komitet Poparcia Już w zeszłym roku w Komitecie Poparcia Marszu Niepodległości znaleźli się m.in.: Grzegorz Braun, Rafał Ziemkiewicz, Janusz Korwin-Mikke, Paweł Kukiz, Artur Zawisza, Jan Pospieszalski. Zamieszanie było z poparciem ze strony Marka Jurka, który ostatecznie, po nagonce przeprowadzonej przez przeciwników niepodległości z „Gazety Wyborczej”, odciął się od poparcia i udziału w Marszu Niepodległości. W tym roku organizatorzy wręcz nie nadążają z dodawaniem informacji o kolejnych wybitnych i znanych osobach, które postanowiły poprzeć Marsz. Do komitetu dołączyli już: biskup Antoni Dydycz, Romuald Szeremietiew, gen. Sławomir Petelicki. Dołączają też kolejni artyści, sportowcy. Rośnie również liczba organizacji, które wspierają uroczystości. Główny patronat na Marszem obejmuje Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, oprócz tego także Oddział Warszawski Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Kto po drugiej stronie? W zeszłym roku wśród uczestników nielegalnych blokad – w tym skrajnie lewackich, bandyckich bojówek odpowiedzialnych m.in. za pobicie w pociągu młotkami ludzi udających się na Marsz Niepodległości – znaleźli się: Bartosz Arłukowicz (wówczas poseł SLD, teraz PO), europoseł SLD Wojciech Olejniczak, obecny poseł Ruchu Poparcia Palikota Robert Biedroń, którego ostatecznie zatrzymała policja pod zarzutem napaści na funkcjonariusza. Wśród organizacji, które opowiedziały się przeciwko Marszowi, była również Fundacja Trans-Fuzja, na której czele stoi kolejny nowy poseł z Ruchu Poparcia Palikota, pan/pani Grodzki/Grodzka. Wydaje się, że w tym roku to właśnie palikotowcy będą stanowili „elitę” wśród tych, którzy będą chcieli Marsz blokować.
Próba wykorzystania TVP do blokowania Marszu Na ile media publiczne znajdują się w rękach ludzi o lewicowych poglądach, można było się przekonać po obejrzeniu 29 lipca programu „Pytanie na śniadanie”. Kazimiera Szczuka namawiała do blokowania Marszu Niepodległości, na co przytaknęli zgodnie i zapowiedzieli swoją obecność na blokadach również prowadzący program Michał Olszański i Anna Popek. Dyskusję w studiu poprzedził materiał filmowy, którego nie powstydziłby się nawet reżim komunistyczny z lat 50, równie dzielnie walczący z polskim faszyzmem. Ostatnim zaś skandalem z TVP w tle było wykorzystanie profilu facebookowego TVP Kultura do promocji blokad Marszu. Ostatecznie kanał TVP Kultura po fali protestów oraz dziesiątkach wpisów oburzonych ludzi zdjął kontrowersyjne materiały, tłumacząc, że ich celem nie było promowanie blokad, tylko wywołanie dyskusji na temat protestów.
„Wyborcza” na razie w miarę grzecznie Jak na razie na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się jeden tekst o przygotowaniach do tegorocznego Marszu Niepodległości – stosunkowo grzeczny. Oczywiście w porównaniu do tych publikacji, które ukazały się w zeszłym roku. Tytuł artykułu „Nowe szaty narodowców” nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości i daje jasny sygnał, że „GW” nie wycofa się z poparcia dla blokujących uroczystości. W końcu „Wyborcza” wie, z jakim zjawiskiem ma do czynienia. Jej podejście jest następujące: „róbcie sobie, co tam chcecie, zakładajcie garnitury, zapuście włosy, ale my i tak wiemy, że jesteście faszystami”. I wydaje się, że „antyfaszyści” również w tym roku będą mieli zapewnione poparcie „GW”. Seweryn Blumsztajn już dwa lata temu zachwycał się na łamach „Gazety” próbą blokady Marszu przez lewackie i anarchistyczne bojówki: „Chcą być obywatelami świata. To oni jednak uratowali polski honor w dniu narodowego święta. Jedyni, którzy odważyli się splunąć w najgorszą z polskich twarzy”. I to jest największy paradoks, że „Wyborcza” w Narodowe Święto Niepodległości staje po stronie tych aktywistów lewackich, którzy w otoczeniu dwóch zamaskowanych bojówkarzy prosto do kamery powiedzieli, że „w normalnym społeczeństwie nie ma miejsca na takie pseudowartości jak naród, krew czy rasa”. To charakterystyczny bełkot dla takich środowisk, które do jednego worka wrzucają narodowców i np. neonazistów. Wasiukiewicz
POLSKI MENGELE MARSZAŁEK EWA KOPACZ Dr Mengele rychło zyskał wśród więźniów Auschwitz miano Anioła Śmierci. Czyny tego zwyrodniałego doktora medycyny są ogólnie znane. Propaganda hitlerowska wcale nie kryła się z ujawnianiem jego działalności, nazywając ją „pracą naukową dla dobra ludzkości”. Jakim mianem określić działalność Ewy Kopacz posłanki na Sejm RP - ministra zdrowia. Uzyskała miano „doktora śmierci”, nie tylko w społeczeństwie przerażonym jej działalnością publiczną w służbie zdrowia, ale również w środowisku lekarskim i wśród farmaceutów. Te opinie są mi znane z osobistych rozmów z lekarzami i farmaceutami. Te wszystkie opinie Kopacz ma głęboko i szeroko etc. skoro jest zaprzyjaźniona i popierana przez Tuska. Ten bezwzględny rusofilski premier trzymający się kurczowo władzy, dla którego priorytetem są słupki sondażowe, a nie dobro społeczeństwa uważa Kopacz za znakomitego ministra zdrowia, godnego awansu na marszałka Sejmu RP. Czyniąc Kopacz drugą osobą w państwie wystawia sobie premier świadectwo działania antypolskiego. Jego przyjaźń ze „Związkiem Radzieckim na czele” zaświadcza po raz następny, że jest „Naszym człowiekiem w Warszawie”, co z całą satysfakcją obwieszcza kremlowska gazieta.ru
„Nasz człowiek w Warszawie”; musi oczywiście mieć swoich rusofilów w kraju podporządkowanych bezwzględnej władzy tuskowej. Katyń, 2010 w którym poległ znienawidzony przez sowietów i Tuska prezydent RP Lech Kaczyński, jest przemilczany, wyśmiewany i traktowany gorzej niż liczne Tuskowe afery, nie wyłączając skandali cmentarnych i zwykłych złodziejstw, tuskowych Rycha, Grzecha, czy Zbycha. Obrońców Krzyża Poległych przy pomocy HGW, Dominików Tarasów i innej pospolitej hołoty nazywa się oszołomami godzącymi w Państwo i jego prawny porządek. Na ludzi modlących się wysyła się plutony egzekucyjne policji i strażników, aby modlących się ludzi prała pałami gumowymi i truła śmiertelnym gazem pieprzowym. Nie tylko media mieszają biednym młodym Polakom we łbach, podsycane przez nieodpowiedzialnych hierarchów kościelnych z Dziwiszem, Pieronkiem, Życińskim i innymi Nyczami na czele, nazywając Krzyż Pański meblem. Wysyła się współczesnych „księży patriotów”, którzy w atmosferze roznegliżowanej pijanej grandy młodzieżowej pod przewodnictwem różnych zboczeńców omamianych przez HGW, „Głoś Rabina” i innej hałastry medialnej wysłuchują ze stoickim spokojem wołań - „masz penisa, pokaż” z innymi breweriami nie wyłączając oddawania moczu na krzyż. A oni – „księża patrioci”, jak współczesny „patriotyzm” nakazuje, spacerują z parszywi hipokrytycznymi uśmiechami przed krzyżem usiłując go usunąć, przy laniu modlących się ludzi pałami i wyzwiskami, których nie ośmielam się powtarzać. Który z hierarchów poświęcił Krzyż Chrystusowy na Krakowskim Przedmieściu? Ano nikt!!! Jedynie tuskowy episkopat warszawski usiłował usunąć modlącego się księdza Stanisława Małkowskiego pod szatańskimi rygorami ekskomuniki, czy innych łajdactw wymyślonych przez wierno poddane Tuskowi duchowieństwo kurii warszawskiej. Rosjanie ukradli dokumenty zmarłych i karty kredytowe Przewoźnika, kokpit samolotu. Kości zmarłych do dzisiaj wałęsają się na terenie zbrodni, zamienia się zwłoki, plombuje trumny, fałszuje sekcje zwłok jak np. Zbigniewa Wassermana, czy Przemysława Gosiewskiego. W dniu dramatu wybito szyby w samolocie i poprzecinana instalacje, za ujawnienie tych zdjęć TVP zlikwidowała „Misję specjalną” Anity Gargas, a dziennikarkę po prostu wyrzucono z pracy. Minister Spraw Zagranicznych Rosji oświadczył, że rozwalanie samolotu to był wybryk huligański, Miller powiedział, że te części potrzebne są do badań, a jeszcze inny palant ze strony polskiej oświadczył, że to jest nieprawda, że nic się nie wydarzyło z rozbijaniem szyb, cięcia wraku, czy przecinania instalacji, ze to wymysł Jarosława Kaczyńskiego. Czyli chamstwo na chamstwie, kłamstwo na kłamstwie, łajdactwem poganiane. Minister zdrowia Ewa Kopacz nie była obecna podczas sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, pomimo złożonych o tym zapewnień w Sejmie RP. Macierewicz przywołał fragment rozmowy z rzecznikiem Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk. Zbigniewem Rzepą zamieszczony w "Gazecie Wyborczej". Rzepa pytany, czy polscy prokuratorzy i patomorfolodzy uczestniczyli w sekcjach zwłok ofiar smoleńskiej katastrofy, odpowiedział, że nie.
- Okazuje się z wypowiedzi prokuratury wojskowej, że wbrew temu, o czym nas zapewniano przez ubiegły rok, nie było prokuratorów i nie było patomorfologów przy sekcji zwłok ofiar smoleńskich. To rzeczywiście jest samo w sobie szokujące, ale trzeba do tego jeszcze dodać, że przecież my wszyscy, na posiedzeniu Sejmu, byliśmy zapewniani przez minister Kopacz, która robiła to na polecenie Tuska, iż właśnie byli - prokuratorzy i zwłaszcza patomorfolodzy - powiedział Macierewicz.
„Jeśli chcesz przeżyć w polskich szpitalach, to lepiej umrzyj” - powiedział mi jeden z pacjentów oddziału neurologicznego Szpitala im. Gabriela Narutowicza w Krakowie. Panie, zna pan piosenkę Pietrzaka – „Rzygać się chce” – powiedział mi jeden z lekarzy Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka – Centrum Medycyny Ratunkowej, w odpowiedzi na moje pytanie dla „Kuriera” Chicago:
„co może powiedzieć o osiągnięciach, lub niedoskonałościach Centrum Medycyny Ratunkowej wrocławskiego szpitala”.
„Polskie szpitale z powodu zadłużenia są pozbawione podstawowych leków, nawet tych ratujących życie” – powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” Bogdan Dziatkiewicz – dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku.„Nawet na planowane zabiegi w naszym szpitalu pacjenci czekają w długich kolejkach” – powiedział Andrzej Nowakowski, naczelny lekarz Szpitala Powiatowego w Inowrocławiu. „W budżecie państwa nie ma już pieniędzy na umarzanie długów placówek służby zdrowia, a zapewnienia Ewy Kopacz o sprawnie działającej służbie zdrowia są tak aroganckie, jak i bezczelnie kłamliwe”- powiedział lekarz Centrum Leczenia Bólu – proszący o zachowanie anonimowości, / nazwisko znane redakcji „Kuriera” Chicago /. Ta placówka Centrum Leczenia Bólu w mieście wojewódzkim została w połowie roku 2010 pozbawiona dotacji Narodowego Funduszu Zdrowia, w ten sposób pozostawiając cierpiących pacjentów bez pomocy lekarskiej w połowie leczenia. Niektóre szpitale przestały chorym wydawać posiłki, nierzadkie są wyłączenia energii elektrycznej, czy zaopatrzenia w wodę. Co tragicznego może się wydarzyć z braku energii elektrycznej w czasie zabiegu operacyjnego? – takie pytania dyrektorów szpitali do Ewy Kopacz pozostają bez odpowiedzi. Krakowskie przyszpitalne Centrum Diabetologiczne odmawia bezpłatnego leczenia chorym na cukrzycę. Wizyta u lekarza jest płatna 55 zł, natomiast na bezpłatną wizytę refundowaną przez NFZ czas oczekiwania wynosi około pół roku. Zachodzi retoryczne pytanie, co mają uczynić chorzy na cukrzycę bez pomocy lekarskiej, bez insuliny, czy leków przeciwcukrzycowych. Według własnego rozeznania wynikającego z rozmowy z lekarzem endokrynologiem, pacjent chory na cukrzycę, pozbawiony leczenia insuliną, na pewno nie długo umrze. A czy to będzie śmierć spowodowana hiperglikemią / przecukrzeniem /,czy też śpiączką cukrzycową z braku leków, w tym insuliny, będzie zapewne odnotowana w statystykach ministerstwa zdrowia jako śmierć naturalna spowodowana cukrzycą. Czas oczekiwania na wizytę u specjalisty wynosi około pół roku, a np. w przypadku choroby niedokrwiennej serca / choroba wieńcowa /, czy migotania przedsionków, okres oczekiwania na wizytę u kardiologa jest taki sam. Systematycznie pogarsza się, jakość podstawowej opieki medycznej, nie istnieją już gabinety pogotowia ratunkowego w całym kraju, można liczyć jedynie na pomoc odpłatnej pomocy ratunkowej firmy Falck, ale tylko przy zakupie rocznego abonamentu – niewyobrażalnie drogiego. Nie istnieje w kraju doraźna pomoc medyczna, nawet odpłatna, bez abonamentu. Marnotrawione są pieniądze publiczne, postępuje degradacja szpitali. Najbardziej dramatyczna sytuacja panuje na Dolnym Śląsku, gdzie większość placówek znalazła się na krawędzi bankructwa. W wielu przychodniach specjalistycznych w kraju najbliższy wolny termin jest w roku 2012. Początek maja to czas, w którym placówki opieki zdrowotnej powinny mieć jeszcze sporo pieniędzy. Nic podobnego, np. szanse dostania się do chirurga naczyniowego w roku 2011 nie istnieją. Ratująca życia diagnostyka rezonansem magnetycznym jest możliwa w roku 2012. To samo dotyczy pomocy onkologicznej w całym kraju. Zbliżamy się do granicy całkowitej zapaści, w niektórych regionach kraju już przekroczonej. Za to odbędzie się ogromnym kosztem Euro 2012 m. in. na stadionie im. Stepana Bandery we Lwowie ukraińsko – hitlerowskiego atamana – założyciela „SS Galizien” do spóły z wrogami Polski ukraińskimi bandziorami spod znaku UPA – OUN wznoszącymi na lwowskich ulicach hasła: „śmierć Lachom”. Na szczęście Zakład Ubezpieczeń Społecznych refunduje obrządki pogrzebowe. Aleksander Szumański
Kłamią Rosjanie czy prokuratura? Nie jest prawdą, by gen. Krzysztof Parulski 13 kwietnia 2010 roku brał udział w spotkaniu w Moskwie – stwierdził w piśmie do portalu Stefczyk.info rzecznik prasowy prokuratury wojskowej, płk Zbigniew Rzepa. Tymczasem na stronie premiera Rosji znajduje się nagłośniony przez "Gazetę Polską Codziennie" stenogram ze spotkania, w którym zaznaczona jest wypowiedź Parulskiego. Po ujawnieniu przez „Gazetę Polską Codziennie” informacji o spotkaniu w Moskwie, które odbyło się 13 kwietnia 2010 r., portal Stefczyk.info zapytał Naczelną Prokuraturę Wojskową o to, czy jej szef był obecny na posiedzeniu. Jak opisywała „GPC”, miało na nim dojść do odrzucenia propozycji pomocy unijnych ekspertów w badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Polscy przedstawiciele mieli również nie reagować na stwierdzenia Rosjan, że lot do Smoleńska był lotem cywilnym. W odpowiedzi na nasze pismo portal Stefczyk.info otrzymał list od rzecznika prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Zbigniewa Rzepy. „Nie jest prawdą, że w dniu 13 kwietnia 2010 roku, gen. Krzysztof Parulski brał udział w spotkaniu w Moskwie. W dniach 10-16 kwietnia 2010 roku, gen. Parulski przebywał w Smoleńsku i nie wypowiadał się na temat tego, jak traktowany będzie lot samolotu Tu-154M 101, ani też w kwestii odrzucenia pomocy zachodnich ekspertów w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej” – napisał Rzepa. Jednak zapewnienia płk. Rzepy rozmijają się z opisem spotkania z 13 kwietnia, jaki widnieje na stronie internetowej premiera Rosji. Kto więc i dlaczego kłamie: Władimir Putin czy polska prokuratura wojskowa? stefczyk.info
Barski i Święczkowski nie będą posłami Sąd Najwyższy zajmujący się odwołaniami posłów-elektów PiS Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego stwierdził, że nie mogą oni pełnić mandatu parlamentarzysty. Ogłoszenie werdyktów odbyło się w samo południe. Pod pojęciem prokuratora trzeba rozumieć zarówno tych, którzy są w stanie czynnym, jak i w stanie spoczynku - stwierdził Sąd Najwyższy. Troje sędziów SN uznało, że marszałek Sejmu słusznie wygasił mandaty Bogdana Święczkowskiego i Dariusza Barskiego oraz oddalił ich zażalenia na tę decyzję. Według SN stosunek służbowy prokuratora twa do śmierci prokuratora, a pod pojęciem prokurator trzeba rozumieć i tych, którzy są w stanie czynnym, jak i tych w stanie spoczynku. - Nie ma podstaw do przeciwstawiania pojęć "prokurator" i "prokurator w stanie spoczynku" - uznał SN. Podkreślono, że do końca życia prokuratorzy są ograniczeni w swych prawach obywatelskich i np. nie mogą prowadzić działalności politycznej. SN podkreślił, że stan spoczynku jest dobrowolny. Decyzja jest ostateczna. Oznacza to, że Dariusza Barskiego zastąpi w poselskich ławach Jarosław Jagiełło, a Bogdana Święczkowskiego - Andrzej Dąbrowski. - Z wielkim bólem przyjmuję tę decyzję - stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując "na gorąco" decyzję Sądu Najwyższego. Portal Niezależna.pl otrzymał od Bodgana Święczkowskiego oświadczenie, które publikujemy bez żadnych skrótów:
"W związku z dzisiejszym postanowieniem Sądu Najwyższego o utrzymaniu w mocy decyzji Marszałka Sejmu RP stwierdzającej wygaśnięcie mojego mandatu posła na Sejm RP pragnę oświadczyć, iż przyjmuję ją do wiadomości aczkolwiek głęboko się z nią nie zgadzam. Pragnę podziękować wszystkim swoim wyborcom za oddanie głosu w wyborach parlamentarnych a także szczerze ich przeprosić za to, iż nie będę mógł ich reprezentować w parlamencie, pomimo tego, iż dopełniłem wszystkich wymaganych prawem wymagań. Gratuluję także Panu Andrzejowi Dąbrowskiemu, który obejmie mój zwolniony mandat poselski. Andrzej Dąbrowski jest znanym działaczem samorządowym z terenu okręgu wałbrzyskiego, który na pewno godnie będzie reprezentował także moich wyborców w Sejmie. Pomimo przegranej nie poddaję się i po konsultacji z Dariuszem Barskim oraz naszymi pełnomocnikami podejmę decyzję o ewentualnym wywiedzeniu kasacji w niniejszej sprawie oraz o skierowaniu skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Tak czy inaczej nie mam zamiaru zaniechać prowadzenia działalności publicznej. W/w decyzja Sądu Najwyższego, niestety potwierdza moje wcześniejsze podejrzenia, iż w Polsce naruszane są podstawowe wolności obywatelskie i prawa człowieka. Jest mi niezwykle przykro, iż pozbawiony zostałem biernego prawa wyborczego, z uwagi jak sądzę na swoją kilkunastoletnią służbę w polskiej Prokuraturze dla dobra obywateli. Moim zdaniem, niezwykle wyraźnie widać na naszym przykładzie, jakie mamy w Polsce niedoskonałe prawo i sądy. Jak można interpretować to prawo i jak marnuje się potencjał intelektualny obywateli w sile wieku, chcących i mogących społecznie służyć wszystkim Polakom." Święczkowski i Barski odwołali się od decyzji Grzegorza Schetyny - marszałka Sejmu poprzedniej kadencji, który wygasił ich mandaty poselskie, uznając, że jeśli chcieli zasiadać w Sejmie, mieli obowiązek zrezygnować z prokuratorskiego stanu spoczynku. We wtorek Barski i Święczkowski nie złożyli ślubowania poselskiego. PAP
Kibice nie są Polakami? O tym czy można liczyć na kibiców i jak w istocie powinna przebiegać współpraca polityków z tymiż kibicami przekonamy się w czasie najbliższym Wszyscy pamiętamy dokładnie złudzenie, w jakie wprowadził nas Donald Tusk swoim postępowaniem wobec kibiców. Wszystkim się zdawało, że oto dysponujemy wreszcie siłą, zamanifestowaną przez niezadowolone masy, jedyne masy, które nam zostały, wierzyliśmy, że siła ta obróci się przeciwko politykom takim jak Donald Tusk właśnie. Nie zauważyliśmy pułapki i nie dostrzegliśmy swojej naiwności. Oto latem, przed wyborami trwał w najlepsze festiwal wściekłości, w wykonaniu kibiców, a my cieszyliśmy się z tego jak dzieci. Aresztowano Starucha, a GP ogłosiła, że będzie on miał stały felieton w tym periodyku jak tylko wyjdzie z więzienia i wybory będą wygrane. I dalej nie dostrzegaliśmy pułapki, wydawało nam się, że inicjatywa jest po naszej stronie. I tak aż do momentu, kiedy grupka prowokatorów wywiesiła ten nieszczęsny transparent. I wtedy było już pozamiatane. Tak się skończył romans kibolskiej masy z polityką. Choć niektórzy wierzą, że nadal może on trwać. Nie może, bo cele kibiców są inne niż cele polityków. Kibice mogli być najwyżej przez polityków wykorzystani i to się stało na naszych oczach, ale wykorzystali ich nie ci politycy, o których my myśleliśmy. To jest poważna nauczka na przyszłość, ale jak sądzę nie zostanie ona potraktowana z należytą uwagą. O tym czy można liczyć na kibiców i jak w istocie powinna przebiegać współpraca polityków z tymiż kibicami przekonamy się w czasie najbliższym. Apogeum tej współpracy zaś przypadnie na czas mistrzostw EURO 2012. Przewiduję, że dobry wujek Donald przygarnie pod swoje skrzydła wszystkie zbłąkane owieczki i być może nawet zagra z nimi jakiś mecz na stadionie Lechii, czy gdzieś tam. Kibice to łykną z kilku powodów. W przeciwieństwie do polityków prawicowych, narodowych, pisowskich – nie liczę tu Jarosława Kaczyńskiego, ale tych, którzy kontakt z kibicami mogliby zaaranżować – są kibice ludźmi przewidującymi i praktycznymi. Dobrze już wiedzą, że żadna oferta ze strony PiS nie jest dla nich korzystna, bo doświadczenia przed wyborcze ich tego nauczyły. Politycy PiS nie wzbiją się zaś nigdy poza taniochę polegającą na próbie wprzęgnięcia mas kibolskich w machinę wyborczą. Wyborów, bowiem nie będzie póki, co, więc i machina nie jest potrzebna. Na co dzień zaś PiS kibiców nie potrzebuje. Nie ma dla nich żadnej oferty, tak jak nie ma oferty dla uczniów, licealistów, dla studentów, posiadaczy i innych grup. Politycy PiS nie myślą, bowiem kategoriami sukcesu innego niż wyborczy. Nie myślą kategoriami promocji swojej i naszej, co tu dużo mówić idei. Działają doraźnie, szybko, bez planu. To się zawsze kończy klęską i tak będzie nadal. Czy to znaczy, że kibice są już straceni. O ile Donald Tusk będzie miał lepszą ofertę – tak. Mamy jednak dobry moment na osiągnięcie małego, ale znaczącego sukcesu. Zmieniono oto wygląd koszulek narodowej reprezentacji. Nie ma już orła w koronie, jest logo PZPN z wplecionym ponoć małym orłem, ale kto go tam dostrzeże. Teraz jest czas na kampanię przeciwko tym koszulkom i teraz jest czas na to, by wygrać z Donaldem Tuskiem batalię o godło. Proszę Państwa, od kilkunastu już lat symbole narodowe są systematycznie usuwane z przestrzeni publicznej. Nie ma na ulicach żołnierzy, a jeśli są to wyglądają jak ostatnie ofiary losu, nie ma mundurów kolejarskich, bo zastąpiły je jakieś uniformy poszczególnych spółek. Koszmarne. Kierownik pociągu TLK wygląda jak ruski bagażowy z Odessy. Wielka czapka, jakiś chałat do ziemi i głupia mina. Groza. Teraz pora na orła reprezentacji. To nie są przypadkowe działania, nie liczcie na to. Przywrócenie godła na koszulki to jest dobra akcja na powyborczego kaca. Gdzie są nasze media? Gdzie są ludzie zadający pytania tym bucom z PZPN, gdzie jest Jan Tomaszewski i gdzie są sondy uliczne na ten temat. Można zrobić jeszcze kilka filmów o godle reprezentacji. Carcinka do boju. Na to wszystko jest czas właśnie teraz. I to jest dobry powód do walki. Idą mistrzostwa, nie lamentujmy, tylko walczmy o orła. Ukraińcy na pewno będą mieli na piersiach wielki, żółty tryzub, nikt im go nie odbierze, a niechby spróbował. A u nas, co? Gdzie są kibice? Już coś dostali od Tuska czy dopiero dostaną? Co mają obiecane? Czy w ogóle są Polakami?
Coryllus
Nie zamiatać pod dywan Wyjaśnienie serii tragicznych zgonów księży diecezji tarnowskiej jest moralnym obowiązkiem tak przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, jak i nuncjusza apostolskiego w Warszawie Decyzja o mianowaniu biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca metropolitą katowickim nie była zaskoczeniem. Sam zainteresowany starał się, bowiem o ten urząd od dłuższego czasu i to bardzo intensywnie. Z kolei jego najbliższe otoczenie dokonywało w tej sprawie kontrolowanych “przecieków” do mediów. Decyzja ta jedne osoby ucieszyła, a drugie zasmuciła. Do pierwszej grupy osób należy z pewnością spora część księży diecezji tarnowskiej, którzy odetchnęli z ulgą z powodu powrotu niezbyt lubianego biskupa do macierzystej archidiecezji. Zresztą on sam nigdy za Tarnowem nie przepadał. Słabo też się tutaj zakorzenił. Poza tym, tak jak jego poprzednik – bp Józef Życiński, leżącą na uboczu diecezję, mającą wybitnie wiejski charakter, traktował bardziej, jako trampolinę do dalszych awansów, niż jako miejsce stałej posługi duszpasterskiej. Inna sprawa, że te ustawiczne rotacje na stanowisku ordynariusza są utrapieniem dla wielu innych polskich diecezji, zwłaszcza tych prowincjonalnych, niebędących arcybiskupią siedzibą. Do drugiej grupy osób należy wielu świeckich i duchownych, którzy mieli nadzieję, że Kościół polski wyciągnie wnioski z kryzysu lustracyjnego, który miał miejsce przed pięcioma laty, jak i z zauważalnego w ostatnim czasie spadku zaufania społecznego. Awansowanie zarejestrowanego, jako tajny współpracownik komunistycznej Służby Bezpieczeństwa o pseudonimach “Dąbrowski” i “Wiktor”, który składał doniesienia m.in. na działacza opozycji demokratycznej Kazimierza Świtonia i pobierał za to paczki żywnościowe, przekreśla te nadzieje. Przekreśla tym bardziej, że za arcybiskupem-nominatem ciągnie się niewyjaśniona seria samobójczych śmierci kilku podwładnych mu księży. Nawiasem mówiąc, w serwisach Katolickiej Agencji Informacyjnej i Polskiej Agencji Prasowej, opublikowanych z okazji nominacji biskupiej, wszystkie te trudne sprawy zostały przemilczane. W dobie internetu i wolnej prasy nie uda się jednak owych spraw całkowicie rozmyć. Przykładem tego jest list kilku księży diecezji tarnowskiej, którzy domagają się od władz kościelnych wyjaśnienia serii tragicznych zgonów swoich współbraci. Wymieńmy po kolei. Pierwszy: śp. ks. Aleksander M. – proboszcz w Ł., lat 57 – rzucił się z okna i parę dni później, 17 sierpnia 2006 r., zmarł w wyniku obrażeń.
Drugi: śp. ks. dr Waldemar D., proboszcz i kustosz bazyliki w N., lat 48 – powiesił się na plebanii 14 czerwca 2007 r. Człowiek ten był bezgranicznie oddany kurii i biskupowi. Zresztą mówiło się o nim po cichu, że jest “żelaznym” kandydatem na biskupa pomocniczego.
Trzeci: śp. ks. Stanisław S., lat 60 – proboszcz w P. – powiesił się w kościele 6 października 2010 r., tuż przed wizytacją kanoniczną.
Czwarty: śp. ks. Paweł K., lat 33 – wikariusz w S., zażył znaczna ilość tabletek 22 marca 2011 r., po wygłoszeniu dramatycznego kazania, które wierni odczytali jako pożegnanie się z życiem.
Piąty: śp. ks. Zygmunt K., lat 58 – proboszcz w O., powiesił się na plebanii 7 maja 2011 r..
Szósty: śp. ks. Czesław J., lat 40 – wikariusz w B., powiesił się na plebanii 6 lipca 2011 r.
W powyższym tekście opuściłem nazwiska księży i nazwy miejscowości, choć prasa regionalna podawała pełne dane. Autorzy listu nie kwestionują ustaleń policji i służby zdrowia w tych sprawach, ale popodkreślają, że gdyby podobna seria tragicznych zgonów pracowników miała miejsce w świeckiej instytucji, to z pewnością stosowne władze starałyby się wyjaśnić przyczyny tego nienormalnego zjawiska. A przecież kilka samobójstw w krótkim czasie jest wydarzeniem zatrważającym. Warto zaznaczyć, że jeżeli biskup danej diecezji nie daje sobie rady z jakimś szokującym zjawiskiem, to powinni reagować arcybiskup-metropolita (diecezja tarnowska należy do metropolii krakowskiej) i przewodniczący Konferencji Episkopatu. Podobny obowiązek ciąży także na nuncjuszu apostolskim. Za czasów, gdy nuncjuszem w Warszawie był abp Józef Kowalczyk tuszowano wiele spraw (vide: skandale obyczajowe związane z byłym metropolitą poznańskim), ale obecnie tę funkcję sprawuje Włoch, osoba wolna od towarzyskich powiązań, więc “zamiatanie pod dywan” nie powinno mieć już miejsca. Za kilka dni odbędzie się huczne pożegnanie bp. Wiktora Skworca w Tarnowie. Uroczystości rozpisane są aż na kilka dni. Z kolei pod koniec listopada odbędzie się nie mniej huczne powitanie w katedrze katowickiej. Z pewnością zadudnią górnicze orkiestry, a dygnitarze państwowi i kościelni tłumnie zapełnią honorowe miejsca. Tym bardziej powinno wyjaśnić się wszystkie te sprawy. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
„Solidarna Polska” Stało się. Powstał klub „Solidarna Polska” (gratulujemy Szefowi Klubu, wielce sympatycznemu p. Arkadiuszowi Mularczykowi). WWCCzc.Posłanki i Posłowie z tego klubu deklarują wprawdzie, że nie występują z PiSu i chcą tę partię tylko naprawić, – ale jest oczywiste, że PiS nie ma wyboru: musi to towarzystwo wywalić na zbite pyszczki. W przeciwnym razie władzę w zjednoczonym PiSie objąłby niewątpliwie p. Zbigniew Ziobro (CEP). I solennie rozprawiłby się ze swoimi przeciwnikami. W wyniku tego rozłamu PiS z partii centro-lewicowej przesunie się do centrum (przypomnijmy: WCzc.Jarosław Kaczyński to założyciel i długoletni prezes PC, Porozumienia „Centrum”). Nowo-powstająca formacja to już czysta lewica, narodowo-katolicki socjalizm. Oczywiście nie ma nic wspólnego z PJN – już prędzej połączy się z Prawicą Rzeczypospolitej p.Marka Jurka. Hasło „Solidarna Polska” to Polska związków zawodowych, przymusowych wzajemnych ubezpieczeń, płacy minimalnej, tysięcy zasiłków dla nieudaczników... Na szczęście, powtarzam, P.Zbigniew Ziobro to Himmler, a nie Hitler. Nikogo nie porwie takimi występami, jak na dzisiejszej konferencji prasowej. Samo umizgiwanie się do PiSu, by jednak przyjęło dysydentów, jest żałosne i kompromitujące. A wśród tych 16 „sprawiedliwych Polaków” też kandydata na Adzia H. nie widać. Więc inicjatywa szybko zgaśnie. Powtarzam raz jeszcze: młodzież narodowa pójdzie albo za „SolPolem” i jego hasłami narodowo-socjalistycznymi – albo za KNP i hasłami narodowo-liberalnymi. Albo (na przykład) będzie chciała młodzież polską chronić jak cieplarniane roślinki przed zetknięciem z narkotykami – albo będzie chciała wystawić ją na próbę, zachować odpornych – i pogodzić się z selekcją tych, którzy nie okazali się odporni. Albo będzie chciała, by „złe: geny nadal stanowiły skład polskiego narodu – albo będzie chciała, by naród ulepszał się przez selekcję, czyli ich odpadnięcie. To podstawowa ideologiczna – i jak najbardziej praktyczna - różnica. JKM
Nie lubię Kutza, ale tym razem miał rację? Senat VIII kadencji jest produktem wojny polsko-polskiej i ta kadencja będzie "kaleka i intelektualnie jałowa". - Senat stał się zabawką mechaniczną nakręcaną przez PO.
Happy endu nie było - Na pewno przejrzę w stenogramie dokładnie wypowiedź pana marszałka seniora i wtedy rozważymy, czy takiego wniosku nie skierować do Komisji Regulaminowej - powiedział Karczewski. W jego ocenie przemówienie Kutza w wielu momentach było "skandaliczne i obraźliwe dla senatorów". - Myśleliśmy w trakcie przemówienia pana marszałka seniora o zbojkotowaniu dalszej części jego wystąpienia. Zamierzaliśmy wyjść z sali obrad, ale chcieliśmy zachować spokój i do końca wysłuchać. Myśleliśmy, że będzie to opowieść dramatyczna z jakimś happy endem, ale niestety nim się nie zakończyła - podkreślił Karczewski. Polityk PiS ocenił, że było to najgorsze wystąpienie, jakie kiedykolwiek słyszał w parlamencie. - Nie było tak skandalicznego wystąpienia jak wystąpienia pana marszałka seniora. Tak na dobrą sprawę to on nas wszystkich zasiadających w senacie obraził - ocenił.
"Komorowski poczerwieniał" Inny senator PiS Stanisław Kogut także jest zdania, że przemówienie Kutza było skandaliczne. Zauważył, że nawet prezydent Bronisław Komorowski zrobił się czerwony na twarzy po słowach marszałka seniora. - Prezydent zrobił się czerwony i chyba prezydent się wstydził, ale nie miał wyjścia, bo Kutz jest najstarszym senatorem. Jak chce promować pana Palikota, to niech to robi, ale nie w parlamencie - podkreślił Kogut. Zaznaczył, że jako senator czuje się obrażony słowami marszałka seniora, mimo iż większość zarzutów odnosiła się do partii rządzącej. To wystąpienie to niebywały skandal, który nie miał prawa się wydarzyć - ocenił Kogut. Także senatorowie PO nie kryją oburzenia z powodu ostrego przemówienia Kutza. Według nowo wybranego marszałka senatu Bogdana Borusewicza wystąpienie b. reżysera było bardzo kontrowersyjne. - Nie zgadzam się z jego tezami. Tylko tyle mam do powiedzenia. Myślę, że Kutz przekona się, że w senacie jest inaczej, gdy z nami razem popracuje - powiedział dziennikarzom Borusewicz.
"Poleciał mocno" Z kolei senator niezależny Włodzimierz Cimoszewicz uznał przemówienie Kutza za niekonwencjonalne.
Włodzimierz Cimoszewicz - Jak się zna Kazimierza Kutza, to wiadomo, że powie coś oryginalnego i mocnego. Gdyby nie forma lekko zgrzytająca, jeśli chodzi o okoliczności, to treść oczywiście miała sens - powiedział. W jego opinii prawdą jest, że polskie życie polityczne i parlamentarne jest krańcowo zdominowane przez zdyscyplinowane partie. - Prawdą jest, że pan Kazimierz poleciał bardzo mocno. To przejdzie do historii i na pewno zwróciło uwagę - podkreślił Cimoszewicz.
"Kaleka kadencja" Podczas przemówienia Kutza padło wiele ostrych słów pod adresem obecnego senatu. - Przynależność partyjna stała się raz jeszcze dominującą wartością w trwającej wojnie polsko-polskiej. VIII kadencja Senatu jest produktem tej wojny, będzie kaleka i intelektualnie jałowa, bo w tym stanie rzeczy nie ma naturalnej gleby do dysput na wyższym, abstrakcyjnym poziomie, na poziomie troski o państwo - oświadczył Kutz. - Senat zaczyna przypominać towarzystwo kongregacji przykościelnej i jest efektem banalnej walki wyborczej pomiędzy dwiema głównymi siłami politycznymi - mówił. Ocenił ponadto, że kandydaci na senatorów "trzymani byli na partyjnych smyczach".
Tom Horn
אלוהים איתנו Gott mit uns. Proszę nie dziwić wynikom wyborów w Polsce i sytuacji politycznej gdzie bezkarni zbrodniarze, oszuści i złodzieje sprawują najwyższe godności w Polsce.
9 XI Kristallnacht und antifaschistischer Schutzwall.
Publié le novembre 9, 2011 par www..wordpress.comrafzen
Od 1934 narodowi socjaliści umieszczali przeciwników swej polityki w obozach w Bautzen i Waldheim oraz w więzieniu wojskowym w Torgau. W Bernburg i Pirna-Sonnenstein uśmiercane były dziesiątki tysięcy niepełnosprawnych osób w ramach eutanazji. Obozy koncentracyjne znajdują się w Hohenstein, w twierdzy Königstein oraz twierdzy Colditz. Represje ludności żydowskiej, która zamieszkiwała na terenie Niemiec, rozpoczęły się na masową skalę po 26 października 1938 roku. Reinhard Heydrich, pełniący w tym czasie obowiązki szefa Policji Bezpieczeństwa, wydał rozporządzenie o wydaleniu z Niemiec wszystkich Żydów mających związek z Polską. Pierwsza deportacją 5.000 Żydów z Lipska do Polski w październiku 1938 rozpoczynają się masowe represje. W Lipsku żyło 15.000 z sumy 23.000 saksońskich Żydów. Żydom dostarczano nakazy deportacji, po czym, eskortowano ich na najbliższe dworce kolejowe. Stamtąd, w zaplombowanych pociągach, przewożono do granicy z Polską. W ten sposób w wyniku akcji, która przeszła do historii jako Polenaktion, wydalono z Niemiec przeszło 17 tysięcy osób. Jednak prawdziwym zaczynem do zorganizowania antyżydowskich wystąpień był dokonany 7 listopada 1938 przez młodego Żyda Herschela Grünspana zamach na radcę ambasady niemieckiej w Paryżu, von Rath’a. Przesłuchiwany przez francuską policję Grünspan zeznał, że do zbrodni popchnęła go wiadomość o dokonanej przez nazistów masowej deportacji Żydów z Niemiec do Polski. « Od tego momentu postanowiłem zaprotestować przeciwko temu i zabić pracownika ambasady niemieckiej. Chciałem pomścić Żydów i zwrócić uwagę świata na wydarzenia w Niemczech » – stwierdził aresztowany Grünspan. Herszel Grynszpan poprosił o pilne spotkanie z niemieckim ambasadorem – hrabią Joannesem von Welczka. Było to na Rue de Lille, w hotelu Beauharnais, gdzie mieściła się w tym czasie niemiecka ambasada. Przyjął go jednak trzeci sekretarz ambasady – niemiecki dyplomata Ernst vom Rath. Herszel, myśląc, że ma przed sobą niemieckiego ambasadora, strzelił do niego pięć razy krzycząc: „Ohydny szkopie, to masz za dwanaście tysięcy Żydów”. Ernst vom Rath, raniony dwukrotnie w brzuch, mimo lekarskiej opieki nie przeżył. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 r. w całych Niemczech funkcjonariusze SD, SS i Gestapo spowodowali antysemickie zamieszki. W wyniku zajść zniszczono 815 sklepów, 29 domów towarowych, 267 synagog, 170 domów mieszkalnych. 36 Żydów zginęło, a tyle samo zostało ciężko rannych. Aresztowano 20 tys. Żydów. W takich okolicznościach rodził się totalitaryzm w latach międzywojennych. Podsumowując pragnę zwrócić uwagę na podobne okoliczności, w jakich rodzi się na nowo totalitaryzm w Polsce. Są mordy polityczne, zamach stanu oraz masowe migracje obywateli z innych krajów rzekomych Polaków narodowości żydowskiej. Jednak tym razem totalitaryzm odradza się wśród społeczności żydowskiej, która nie odstąpiła od doktryny religijnej apartheidu oraz zasady rasy panów i pragnie zniewolić poprzez masowe zadłużanie poszczególne narody Europy, a w szczególności Polskę i Polaków. Proszę nie dziwić wynikom wyborów w Polsce i sytuacji politycznej gdzie bezkarni zbrodniarze, oszuści i złodzieje sprawują najwyższe godności w Polsce, wszak codziennie pod wydziałem konsularnym ambasady RP w Tel Awiwie czeka kolejka 70-100 osób, którym wydaje się paszporty polskie. Wśród tych osób są potomkowie masowych mordów na Polakach w Rosji, którzy mając swego ziomala za prezydenta czują się lepiej w Polsce aniżeli w Izraelu. Taka patologia prawna trwa już wiele lat i niedługo większość obywateli Izraela będzie obywatelami RP, posiadającymi kilka paszportów. Jak przyznają polscy dyplomaci, wielu nowych obywateli nie kryje, że ani nie orientuje się w polskich realiach, ani nie interesuje się naszymi sprawami. Część osób, które nawet nie mówią po polsku, deklarowała jednak chęć udziału w wyborach, aby zapewnić swym ziomalom, którzy przeprowadzili zamach stanu bezkarność. Gawronski Rafzen
Irańska Giełda Naftowa – prawdziwy powód ataku na Iran Artykuł prezentuje przedruk świetnej analizy obecnej sytuacji geopolitycznej. Po przeczytaniu każdy stwierdzi, ze pozwala szerzej spojrzeć, na jakim świecie żyjemy…
Po przeczytaniu artykułu warto spróbować odpowiedzieć sobie i innym na pytanie, dlaczego inne kraje wydobywające ropę nie zdecydują się na rozliczanie w innej walucie niż $? Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (…) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost – za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia – dolary – z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło. Dr Krassimir Petrov
I. Ekonomia imperiów Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji – na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków. Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach – zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium. W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost – za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia – dolary – z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr – właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło. W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 – 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu – dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły, co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów. Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw – i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka „armaty i masła” z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt „wielkiego społeczeństwa” L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem – z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle, że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata. Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność? Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o „zerwaniu więzi między dolarem a złotem”, ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić – świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić. Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować, – jako zapłatę za dobra ekonomiczne – stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było, więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa. Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć, czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową. Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało, więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania – poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi. Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie? Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji „Szok i Przerażenie” w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym – amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy, kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany. Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż – przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał, więc mieć inny powód do inwazji na Irak. Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen:
(1) w obronie własnej; albo
(2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w „The Rise and Fall of the Great Powers”, wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program „Ropa za żywność” został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji – udało mu się obronić dolara, a wraz z nim – amerykańskie imperium.
II. Irańska Giełda Naftowa Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń „jądrową”, która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych, bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro. Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej – z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów. Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro. Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro – większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami – eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi. Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro, jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym – dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi. Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange – IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym, bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie, dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu – europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie – z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:
* Sabotaż giełdy – mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
* Zamach stanu – zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
* Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA – inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją. * Wspólna rezolucja wojenna ONZ – tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
* Jednostronne uderzenie nuklearne – to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna – jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
* Jednostronna wojna totalna – to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią. Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą – między groźbą deflacji a hiperinflacji – i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje „klasyczne lekarstwo” deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie – totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić „helikoptery” i „zatopić” rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację. Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed – przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca „Black Hawk”, bez wątpienia wybierze inflację. „Helikopterowy Ben” nie pamięta wprawdzie America’s Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie „zimy Kondratiewa”. Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata – barbarzyński relikt zwany złotem.
Tegoż autora: „China’s Great Depression” „Masters of Austrian Investment Analysis” „Austrian Analysis of U.S. Inflation” „Oil Performance in a Worldwide Depression” Zalecana lektura: William Clark „The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq” William Clark „The Real Reasons Why Iran is the Next Target”
O autorze: Krassimir Petrov (Krassimir_Petrov@hotmail.com) uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowe i ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii.
Dr Krassimir Petrov
Wokół dwóch najtwardszych jąder Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Jeszcze za czasów nieboszczyka Porozumienia Centrum każdego, kto miał jakieś wątpliwości, czy poza PC jest już nawet nie zbawienie, ale w ogóle - życie, piętnowano, jako tego, co „rozbija jedność prawicy”. Podstawą takiej krytyki było coś w rodzaju dogmatu, że - po pierwsze - Porozumienie Centrum jest prawicą, a po drugie - że jest tej prawicy najtwardszym jądrem. Trochę to trwało, ale ponieważ na tym świecie pełnym złości nic nie trwa wiecznie, to i Porozumienie Centrum rozpadało się i rozpadało, aż wreszcie przestało istnieć, bo Jarosław Kaczyński założył w jego miejsce następną partię pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość. Prawo i Sprawiedliwość, mimo zupełnie nowej nazwy, było bardzo podobne do Porozumienia Centrum po pierwsze, dlatego, że podobnie jak i ono, było partią założoną przez Jarosława Kaczyńskiego i skupioną wokół niego, po drugie - że zanim jeszcze przedstawiło jakikolwiek program, od razu zostało najtwardszym jądrem prawicy, w związku, z czym - po trzecie - osoby podnoszące jakiekolwiek wątpliwości wobec PiS były - i nadal są - oskarżane o rozbijanie jedności prawicy. No i wreszcie doszło do sytuacji, w której sprawdza się zacytowana na wstępie ewangeliczna sentencja. Oto w ramach powyborczej dintojry, jaka przetacza się przez wszystkie partie, z wyjątkiem może Polskiego Stronnictwa Ludowego, które skupia całą swoją energię i pomysłowość na dyskusji programowej z Platformą Obywatelską, to znaczy - ustaleniach, kto, w jakich rozmiarach i pod jakim pretekstem, w imieniu naszych okupantów będzie doił Rzeczpospolitą - europoseł Zbigniew Ziobro zastosował wobec samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego używaną dotychczas tylko wobec Saracenów broń ultymatywną, chociaż formalnie - niby wobec jego najwierniejszych pretorianów. Oświadczył mianowicie, że kto godzi w jego, to znaczy - Zbigniewa Ziobry osobę, ten rozbija jedność prawicy. Trudno o lepszy dowód na to, iż na prawicy pojawiły się dwa najtwardsze jądra, dwa słońca, na których zasiadają przeciwne bogi: prezes Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro. Nie da się ukryć, że w tej sytuacji prawica będzie miała potężny dysonans poznawczy, wokół którego najtwardszego jadra teraz się skupiać i jednoczyć, bo wiadomo, że proces jednoczenia się wokół dwóch najtwardszych jąder do niczego dobrego, a zwłaszcza - do niczego chwalebnego doprowadzić nie może. Inna sprawa, że powyborcza dintojra w PiS, przynajmniej w porównaniu do elegantów z Platformy Obywatelskiej, przebiega stosunkowo łagodnie i najstraszliwszą męczarnią, jaką dotychczas prezes Kaczyński zadał Zbigniewowi Ziobrze było niedopuszczenie go do mikrofonu. Tymczasem w Platformie Obywatelskiej tamtejsi gangsterzy do rozgrywek partyjnych bez ceregieli włączają organy naszego demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej. Na przykład CBA (zawsze byłem przeciwny tworzeniu tego biura, bo od samego początku było skażone grzechem pierworodnym politycznej prowokacji) w asyście telewizyjnych kamer aresztowało dygnitarzy MSWiA pod trudno zrozumiałym w kontekście powszechnej praktyki zarzutem łapownictwa. Zarzut ten staje się zrozumiały łatwiej, kiedy uświadomimy sobie kontekst całej sprawy - że mianowicie aresztowanie dygnitarzy z MSWiA jest sprawą odpryskową prestiżowych nieporozumień między premierem Tuskiem a prezydentem Komorowskim, którzy też przecież nie mówią od siebie, tylko każdy w imieniu tej bezpieczniackiej watahy, która wystrugała go z banana i podtrzymuje w istnieniu. Podobną metodą, jaka Platforma Obywatelska zastosowała wobec Polskiego Stronnictwa Ludowego, była zapowiedź, czy też może nawet rozpoczęcie postępowania egzekucyjnego w celu odzyskania od PSL 20 milionów złotych, jakie partia ta ponoć winna była fiskusowi z powodu niewłaściwego rozliczenia poprzedniej kampanii wyborczej. PSL liczy skrupulatnie, więc w tej sytuacji, między koniecznością zapłacenia 20 mln zł, a zyskami spodziewanymi z tytułu uczestnictwa w koalicji, na pewno zrobi właściwy użytek ze swojej sławnej już w całej Europie stuprocentowej, a w porywach nawet większej zdolności koalicyjnej - chyba, że prowadząca PSL bezpieczniacka wataha, niewykluczone, że w porozumieniu z watahą „prezydencką” wynajdzie jakiegoś haka, przy pomocy, którego zastopuje watahę prowadzącą premiera Tuska i położy kres ofensywie praworządności - chyba, żeby prowadzenie premiera Tuska i jego Sonderkommanda przejęła bezpośrednio niemiecka BND - bo wtedy lepiej zrozumielibyśmy opowieści pana mecenasa Giertycha, że Donald Tusk jest „niezależny od nikogo”. Jak pamiętamy, jako „Nikt” przedstawił się Cyklopowi Polifemowi przemądry Odys - no a teraz „Niktem” są bezpieczniackie watahy tubylcze - co nawiasem mówiąc, stanowi dodatkową poszlakę, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. I to by wreszcie wyjaśniało sukurs, z jakim 11 listopada nadwiślańskim Żydom inspirowanym przez redaktora Seweryna Blumsztajna, mają przyjść bojówki niemieckiego Rotfrontu. „Kameraden die Rotfront und Reaktion erschossen marschiert im Geist in unsern reihen mit” - śpiewali „naziści” w swojej kultowej pieśni masowej “Horst Wessel Lied” - co się wykłada, że „towarzysze rozstrzelani przez Rotfront i reakcję maszerują w duchu w naszych szeregach”. Ciekawe, jakie piosenki zaśpiewają teraz w Warszawie niemieccy sojusznicy Żydów. Taka ostentacja zarówno z jednej, jak i z drugiej strony pokazuje, że scenariusz rozbiorowy jest bardziej zaawansowany, niż może się wydawać chłeptaczom intelektualnej zupy z żydowskiej gazety dla Polaków, która pod batutą starzejącego się cadyka, dla niepoznaki po staremu straszy swoją trzódkę Jarosławem Kaczyńskim. Tymczasem na naszych oczach materializuje się sojusz tubylczych Żydów z niemieckim Rotfrontem. „Ty Żydu gestapowcze!” - cytowała Anna Strońska w jednym ze swych reportaży epitet, w jakim pewna kobiecina zamknęła dwie największe nienawiści swojego życia. Epitet ten Annie Strońskiej wydawał się kuriozalny - no, ale życie niesie ze sobą niespodzianki, o jakich nie śniło się nawet filozofom. I właśnie przyniosło. SM
Jak ONI oskubują frajerów? Najlepszy kant, jaki ONI robią, to numer na "człowieka pracy". ONI dbają o każdego Ludzia Pracy, ONI popierają związki zawodowe. ZZ Szewców wywalcza podwyżkę: 100 zł. Doliczamy do tego podatek - i buty drożeją o 120 zł. ZZ Stolarzy wywalcza podwyżkę: 100 zł. Doliczamy do tego podatek - i krzesła drożeją o 120 zł. A potem żona szewca idzie kupić buty i krzesła, żona stolarza idzie kupić buty i krzesła - i stwierdzają, że wszystko strasznie drożeje. No, nic: może mąż wywalczy kolejną podwyżkę... A ONI inkasują od nich po te 20 zł - i śmieją się w kułak z frajerów. Za 15 zł z tego nawet coś ludziom zafundują. Np. darmowe lekcje homoseksualizmu w szkołach. Ja mówię, że jak my będziemy rządzić, to zarobki będą spadać! Ale ceny polskich towarów będą spadać jeszcze szybciej (będzie deflacja). ONI na to wołają: "Ten Korwin-Mikke chce, by ludzie mieli mniej pieniędzy!" I większość frajerów im wierzy. Przy okazji, proszę zauważyć: spadać będą szybko głównie ceny polskich towarów. Zagranicznych - tylko trochę - bo spadną marże i znikną cła. To właśnie będzie największą pomocą dla polskiego przemysłu - a nie dotacje, subwencje i ochrona celna! Teraz jednak ONI rwą już forsę żywcem na chama. Chcieli pożyczyć od Chińczyków i Arabów - ale ci nie idioci: bankrutom się nie pożycza. Więc zdzierają z nas. Stosują dodruk pieniądza, czyli "podatek inflacyjny". Niekontrolowany nawet przez Sejm. Powiedzmy, że my mamy milion złotych. Do kupienia są tylko krzesła. Jest ich 10 000. Po 100 zł - bo rynek jest w równowadze. Powiedzmy, że ONI dodrukują drugi milion. O, teraz każdy będzie starał się szybko kupić krzesło, by nie zostać z pustym pieniądzem. Ale kupcy nie frajerzy: cena krzesła natychmiast podskoczy do 200 złotych - i rynek wróci do równowagi. Tylko przedtem to my byśmy kupili 10 000 krzeseł. Teraz 5000 kupimy my - a 5000 kupią ONI. Zostaliśmy po prostu okradzeni. I to właśnie ONI robią teraz. Rządzone przez NICH państwa są bankrutami. Więc starają się opóźnić bankructwo. To nie jest tak, że rośnie cena złota czy cena benzyny. To ONI dodrukowują złotówki, funty i urosy - i okradają nas z pieniędzy. My pracujemy naprawdę ciężko - a ONI nas bezczelnie rabują. Kto wywalczy podwyżkę, ten wywalczy i ma się jeszcze, jako tako. Ale niektórzy nie wywalczą. ONI są tak bezczelni - bo widzą, że biedni frajerzy za 20 zł podwyżki emerytury gotowi są im buty lizać. Nadzieja w młodzieży. 11 listopada w Warszawie, (ale np. w Białymstoku 10!) odbędzie się wielki Marsz Niepodległości. Wszyscy eurofaszyści, feminazistki i inne pachołki obecnego reżymu, dofinansowywane przez NICH z naszych podatków (i dodruku...) - wyją z oburzenia. A ja mówię jasno: tę złodziejską, bezczelną "klasę polityczną" trzeba obalić jak najszybciej. Choćby i siłą. Bo dobrowolnie to ONI władzy nie oddadzą. Musimy ICH obalić. Bo jeśli będą dalej rządzić, to za kilka lat wykupią nas Chińczycy, Wietnamczycy, Arabowie, Hindusi... Jeżeli w ogóle będzie im się chciało! JKM
Sąd Najwyższy odrzucił nasz protest Koniec drogi prawnej w Polsce Sąd Najwyższy uznał powyborczy “protest Kongresu Nowej Prawicy przeciwko ważności wyborów do sejmu i senatu” za “nieuzasadniony”. Tym samym partia wyczerpała drogę prawną w Polsce. – We wniosku domagałem się unieważnienia wyników wyborów i przeprowadzenia ich po raz kolejny na uczciwych zasadach – powiedział NCZ! Korwin-Mikke – Nie jestem fanatykiem demokracji, ale nie może być tak, że niektóre ugrupowania wycinane są z możliwości startu z uwagi na problemy w interpretacji prawa – stwierdził lider konserwatywnych-liberałów. Sąd Najwyższy uznał powyborczy “protest Kongresu Nowej Prawicy przeciwko ważności wyborów do sejmu i senatu” za “nieuzasadniony”. Tym samym partia wyczerpała drogę prawną w Polsce. – We wniosku domagałem się unieważnienia wyników wyborów i przeprowadzenia ich po raz kolejny na uczciwych zasadach – powiedział NCZ! Korwin-Mikke – Nie jestem fanatykiem demokracji, ale nie może być tak, że niektóre ugrupowania wycinane są z możliwości startu z uwagi na problemy w interpretacji prawa – stwierdził lider konserwatywnych-liberałów. Korwin-Mikkego oburzyło zachowanie Państwowej Komisji Wyborczej, która przed wyborami parlamentarnymi odmówiła rejestracji Kongresu Nowej Prawicy w całej Polsce. We wniosku odrzuconym przez Sąd Najwyższy opisano, w jaki sposób PKW nie rejestrując list Nowej Prawicy złamała prawo i w jaki sposób nieobecność NP na listach w połowie okręgów wpłynęła na wyniki wyborów (pełny tekst protestu opublikowaliśmy tutaj). Przypominamy, że zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego komitet wyborczy, który przy poparciu, co najmniej 5000 osób zarejestrował listy kandydatów, w co najmniej 21 okręgach wyborczych jest uprawniony do automatycznej rejestracji swoich list w całym kraju. Innymi słowy po zebraniu podpisów w połowie okręgów partia powinna zostać zarejestrowana również w okręgach, w których podpisów nie zebrała. Kodeks nie precyzuje terminu, w którym winno dojść do “zarejestrowania list, w co najmniej połowie okręgów”. Kongres Nowej Prawicy terminowo, (choć w ostatniej określonej przez prawo chwili) złożył do PKW listy z poparciem wyborców w 25 okręgach. Jednak PKW skutecznie przeciągnęła ich rejestrację! “Od ręki” zarejestrowała Nową Prawicę w 19 okręgach. W 3 okręgach urzędnicy podważyli ważność podpisów. Listy poparcia w dwóch kolejnych okręgach PKW uznała za ważne, ALE dopiero po terminie umożliwiającym partii automatyczną rejestrację w całym kraju. Na skutek opieszałości PKW Nowa Prawica nie wystawiła kandydatów w całej Polsce a jedynie w 21 okręgach wyborczych. W efekcie w elekcji nie wziął udziału Korwin-Mikke, który urzędniczy precedens nazwał “niesłychanie niebezpiecznym”, ponieważ umożliwia on “dowolne przeciąganie czynności sprawdzających jednym komitetom, a ekspresowe załatwianie innych”. Zastrzeżenie do decyzji PKW przedstawiciele Nowej Prawicy wyłożyli szczegółowo tutaj (kliknij) Uzasadnienie Sądu Najwyższego nie jest póki, co znane. Władze partii decyzję o ewentualnych dalszych krokach podejmą po zapoznaniu się z argumentacją Sądu. nczas.com
Ale nas potraktowano! KNP po powstaniu zwrócił się władz Dzielnicy Śródmieście o przydział lokalu. Jest to przywilej ustawowy, co potwierdza cytowane w załączonym pisemku rozporządzenie prez. m.st.W-wy – i jeśli inne partie z tego korzystają, nie widzę powodu, byśmy i my nie mogli z niego skorzystać. Złożyłem w stosownym okienku stosowne pismo, – po czym otrzymałem załączoną odpowiedź. Jej istotny fragment (dla niemających dobrych okularów ani dobrej rozdzielczości ekranu) to:
„Należy jednak zaznaczyć, że z uwagi na ograniczony zasób lokali użytkowych oraz znaczną ilość wpływających wniosków o najem komunalnych lokali na preferencyjnych warunkach Dzielnica Śródmieście nie ma możliwości wynajęcia lokalu każdemu zainteresowanemu podmiotowi. Preferencje przy najmie lokali dotyczą, więc głównie podmiotów, których działalność skupia się na zaspokajaniu potrzeb mieszkańców dzielnicy”. Po czym skierowano nas na adres http://www.zgn.waw.pl
Gdzie, istotnie, znalazło się paręset lokali do wyboru. Jest to oczywisty nonsens. Stolica ma liczne preferencje – np. dotacje do metro z kasy państwa – z uwagi na to, że pełni funkcje stołeczne; np. jest siedzibą partyj politycznych. Próbowałem pertraktować z Naczelnikiem Dzielnicy, którym jest p.Wojciech Bartelski – znany głównie z tego, ze, jako burgmajster Śródmieścia wynajął był na wyjątkowo korzystnych warunkach ogromny, piękny lokal, w świetnym punkcie, po kawiarni „Nowy Świat”... Lewackiej „Krytyce Politycznej”! Nic z tego nie wyszło, przyszły za to wybory, dzięki uprzejmości kol.Krzysztofa Szcz. Mieliśmy znakomity lokal w niezłym punkcie, – ale wybory się skończyły i postanowiłem nie zawracać głowy p.Bartelskiemu i skorzystać z rady Kierowniczki Działu Lokali Użytkowych, p.Sylwii Maciejewskiej. Złożyłem ofertę w przetargu – i właśnie dziś było otwarcie ofert. Organizacja tego przetargu jest, nawiasem pisząc, typową Polnische Wirtschaft z epoki chyba jeszcze feudalnej. Hasło „time is money” nikomu tam nie jest znane – tak, że to, co powinno zając każdemu oferentowi 15 minut zajęło 150 oferentom po pięć godzin(!). Ale wracam do meritum. Gdy doszło do interesującego nas lokalu, PT Kierownik Prześwietnej Komisji przeczytał: „Wpłynęły następujące cztery oferty:
p. Iksiński - 22,30 zł za m2 - oferta spełnia warunki
p.Ygrekowski 22,90 za m2 - oferta spełnia warunki
Kongres Nowej Prawicy – 23,60 za m2... i kiedy już się cieszyłem, że chyba uzyskamy, cokolwiek drogi, ale dobrze położony lokal, padło:
...Oferta nie spełnia warunków przetargu, bo w lokalu nie ma być prowadzona działalność gospodarcza, tylko polityczna”! Proszę o dawanie na różnych forach linku na ten wpis! Oczywiście: nie darujemy! JKM
Egzamin na pajaca Redaktor naczelny antyklerykalnego brukowca "Fakty i Mity" oraz poseł ruchu Palikota, Roman Kotliński, przejechał się po Monice Olejnik. Wypomniał jej ojca - wysoko postawionego esbeka - i początki kariery dziennikarskiej w roku 1982, w stanie wojennym, kiedy to szukano ludzi wiernych reżimowi na miejsce dziennikarzy wyrzucanych z pracy przez komisje weryfikacyjne; z publikacji Kotlińskiego wynika jasno, że Olejnik uznana została za taką właśnie z powodu "resortowego" pochodzenia. Kotliński idzie zresztą dalej, nazywając gwiazdę TVN i Radia Zet "Stokrotką", co jest oczywistą aluzją do krążącego po tzw. środowisku i nigdy w żaden sposób nieudowodnionego oskarżenia, jakoby pod takim właśnie kryptonimem młoda pracownica radiowej trójki współpracowała z SB. Na prywatną wojnę prowadzoną przez partyjnego towarzysza z Moniką Olejnik zareagował inny poseł Palikota, Andrzej Rozenek. Występując w jej programie wylewnie przepraszał gospodynię, wręczył jej też ekspiacyjny bukiet kwiatów. Andrzej Rozenek przez wiele lat był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Nie" Jerzego Urbana, a tygodnik ten, jak ogólnie wiadomo, od zawsze specjalizuje się w oblewaniu ludzi pomyjami, w paszkwilach, oszczerstwach i pomówieniach (z racji rekordowej liczby przegranych procesów o zniesławienie nazywany bywa żartobliwie "najhojniejszym sponsorem PCK”) . Trudno więc uwierzyć, żeby pana Rozenka, który nigdy nie przejawiał z racji swego miejsca pracy psychicznego dyskomfortu, poruszyło nagle posługiwanie się oszczerstwem samo w sobie. Oburzać go może wyłącznie fakt, iż użyto tej broni przeciwko osobie "z towarzystwa". Podobnie rozumiem oburzenie "Gazety Wyborczej", która zauważyła i potępiła publikacje "Faktów i Mitów", choć przecież sama wielokrotnie nie miała skrupułów przed zamieszczaniem podobnych materiałów, choćby wtedy, gdy w ślad za Wałęsą rozwodziła się o esbeckich przodkach Sławomira Cenckiewicza. Tak czy owak, Janusz Palikot - to znaczy, formalnie jakieś tam jego organy partyjne - mają właśnie dziś wymierzyć posłowi Kotlińskiemu naganę i zakazać mu na przyszłość... I to jest najzabawniejsze, bo przecież w kraju trwa właśnie sterowana z Czerskiej kampania "w obronie" księdza Adama Bonieckiego, któremu zakonna zwierzchność zakazała występów w mediach, po tym, jak naplótł - przypadkiem zresztą akurat właśnie w programie Moniki Olejnik - rzeczy mocno dla katolików konfundujących. Tymczasem Roman Kotliński sutannę zrzucił już bardzo dawno temu, a Ruch Palikota, w przeciwieństwie do oo. Marianów nie jest zakonem i nie składa się w nim ślubu posłuszeństwa (chyba?). O Monice Olejnik wypowiadał się Kotliński na łamach swojego prywatnego pisma, a nie jako działacz i poseł partii - więc co do tego Palikotowi? A tym bardziej "Gazecie Wyborczej"? Gdyby ta gazeta chciała zachować twarz i miała jeszcze co zachowywać, powinna teraz bronić prawa Kotlińskiego do ekspresji. Gromadzić i ustawiać w bojowych szykach "autorytety", oburzające się na "kneblowanie" posła, wyposażać czytelników w naklejki "stop politycznej cenzurze" czy "Roman Kotliński ma głos w moim domu". I tak dalej. Nieuczciwa była w takich sprawach michnikowszczyzna od zawsze. Ale teraz jest już nie tylko nieuczciwa, jest po prostu żałosna. Kiedy Palikot pluł na przeciwników "salonu", błazny od Michnika deklamowały jeden po drugim, jaką to ożywczą rolę pełni w naszym życiu publicznym i jak to dobrze, że ma odwagę mówić to, co przecież wszyscy wiedzą, i co wreszcie musiało być powiedziane publicznie. Kiedy Roman Kotliński pluł na Kościół, na księży, też im to jakoś nie przeszkadzało - podobnie, jak nie przeszkadzało im, kiedy ksiądz Boniecki "kneblował" swoich pracowników, wyrzucając z pracy dziennikarza za zamieszczenie poza tygodnikiem komentarza, który wcześniej, jako sprzeczny z linią redakcyjną, Boniecki mu odrzucił. Ale niech popadnie na swojego - to ekipa, która nie policzę ile razy oburzała się, że ksiądz na mszy powiedział coś "politycznego" i odnotowująca z zachwytem, że "część wiernych na znak protestu wyszła z kościoła" (tak konkretnie, "część wiernych" to był w jednym z wypadków autor relacji wraz z żoną) nagle pieje ze szczęścia, że na mszę księdza-salonowca przyszli ludzie, którzy zwykle do kościoła nie chodzą, i zrobili z nabożeństwa wiec na jego cześć. No, to dzisiaj mamy swoisty test. Palikot podejmie decyzję; jeśli (zapewne) jak pani matka "Wyborcza" każe, "zaknebluje" swojego posła, to oczekuję, że obrońcy księdza Bonieckiego urządzą analogiczną kampanię. Nie urządzą - bo przecież pani matka tym razem kazała inaczej? No, to gratuluję państwu. Zdaliście właśnie egzamin na skończonych pajaców. To znaczy, na autorytety moralne. Niestety, w III RP te pojęcia oznaczają to samo. Rafał Ziemkiewicz
Przekroczone 7%, czas zacząć się bać Oprocentowanie włoskich obligacji rządowych przekroczyło 7%, pomimo zaklęć wypowiadanych przez polityków, międzynarodowe instytucje finansowe i pomimo interwencji EBC. Ten wzrost rentowności nastąpił po tym, jak jedna z instytucji dokonujących obrotu obligacjami zażądała większych depozytów zabezpieczających od firm, które za ich pośrednictwem handlują obligacjami Włoch. Co będzie dalej. Na razie brutalnie realizuje się mój scenariusz wydarzeń, przewidziany prawie 2 lata temu. Kolejnym wydarzeniem w tym scenariuszu jest upadek Rzymu a potem upadek włoskiego i francuskiego systemu bankowego. Banki będą wymagały nacjonalizacji, tylko skąd rząd Włoch weźmie na to pieniądze skoro sam bankrutuje. W tej chwili jedynym dostępnym działaniem, które na jakiś czas może powstrzymać panikę na rynku są masowe interwencje ECB. Ale tutaj zostało policzone, że EBC może skupić jeszcze jakieś 150 mld euro obligacji zanim zamieni się w potężną prasę drukarską, co może doprowadzić Niemców do wściekłości. Zatem ECB naboi ma niewiele i jak puści serię to starczy na krótko. A pamiętajmy, że bankowe szczury masowo uciekają w Włoch, Grecji, Portugalii i Hiszpanii, i jeszcze się z tego cieszą, co pokazują konferencje prasowe kolejnych banków pokazujących wyniki za III kwartał. Moim zdaniem na skutek błędnej polityki zapobiegania kryzysowi w strefie euro osiągnęliśmy taki punkt utraty zaufania, że już nie ma powrotu. Teraz nie warto już zajmować się wieloma scenariuszami, trzeba założyć, że będzie ciężki kryzys finansowy i do tego dostosować działania, swoje osobiste i swojej firmy. Przypominam, że w takich czasach “CASH IS KING”. Wniosek, jedyną zaporą między teraz a upadkiem sektora bankowego w kilku krajach Europy zachodniej jest Super Mario. Czas na jego ruch!
Rybiński
Ludzie Schetyny za kratami Czy premier Tusk używa CBA do walki wewnątrzpartyjnej i formowania składu przyszłego rządu? Czy za faktem zaaresztowania na 3 miesiące byłego dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA Andrzeja M., jego żony Ewy M. oraz wiceprezesa firmy Janusza J. kryje się pokaz sił premiera Donalda Tuska, który próbuje dobrać się do skóry Grzegorzowi Schetynie? “Nasza Polska” próbowała zapytać Centralne Biuro Antykorupcyjne o ewentualną rolę ludzi związanych ze Schetyną w rozpracowywanej przez Biuro sprawie wręczenia łapówki za ustawienie przetargu dotyczącego informatyzacji resortu spraw wewnętrznych i administracji. – Agenci CBA postępowanie w sprawie, o którą Pan pyta, prowadzą pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Jedynie prokuratura, jako gospodarz sprawy, może ewentualnie udzielić więcej informacji – powiedziała nam Małgorzata Matuszak z CBA. Z kolei prokurator Zbigniew Jaskólski z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie mówił o tym, że “skala korupcji może sięgnąć milionów złotych”, ale dopytywany przez nas o ludzi z obozu Schetyny i ich ewentualną wiedzę o ustawionym przetargu, nie udzielił “Naszej Polsce” odpowiedzi. Jednak zarówno działania CBA i prokuratury, jak i znane już fakty wskazują, że Schetyna ma się, czego obawiać.
Afera informatyczna Na specjalnej konferencji prasowej prokuratorzy poinformowali, że sąd zdecydował o aresztowaniu na 3 miesiące trzech osób zatrzymanych przez CBA, w tym byłego dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA oraz szefa firmy, która wygrała rozpisany przez CPI przetarg. Według informacji RMF FM, były dyrektor wziął prawie 2 mln zł łapówki. 26 października CBA zatrzymało w sumie sześć osób. Wśród nich, oprócz byłego dyrektora CPI Andrzeja M., znalazł się jego zastępca. Obydwaj byli oficerami policji i pracowali w Komendzie Głównej Policji. CBA zatrzymało także osoby, które miały im wręczać łapówki. Prokuratu postawiła im m.in. zarzuty dotyczące przyjmowania i wręczania łapówek w wysokości nie mniejszej niż 200 tys. oraz niedopełnienia obowiązków i ukrywania środków płatniczych. Jak poinformowała stacja TVN24, chodziło o zlecenie na instalację i kupno systemu drukarek. Według ustaleń dziennikarskich, prokuratura twierdzi, że korumpującym był Janusz J., wiceprezes firmy informatycznej z Wrocławia. Janusz J. miał wręczyć w sumie 211 tys. zł Andrzejowi M., który w MSWiA kierował Centrum Projektów Informatycznych. Przedstawiono mu zarzut przyjęcia korzyści majątkowej i prania pieniędzy. W trakcie przesłuchań okazało się, że M. miał poukrywane na różnych kontach kolejne 70 tys. zł. Ostatnie odkrycia CBA i prokuratury wskazują, że mógł przyjąć jeszcze dodatkowo ok. 1,2 mln zł. – Dotychczasowe wspólne działania CBA i prokuratury wykazały, że suma łapówek może oscylować w okolicach kwoty 2 mln zł – mówił tvn24.pl Dariusz Korneluk, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. 28 października podczas konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniew Jaskólski powiedział natomiast, że skala korupcji w tej sprawie “może sięgnąć milionów”. – Może to być największa kwota łapówki wykrytej przez CBA – dodał rzecznik CBA Jacek Dobrzyński.
Schetyna w tle Afera przetargowa komentowana jest w kuluarach ze względu na powiązania jej głównych bohaterów z Grzegorzem Schetyną i aktualnych władz CBA z Donaldem Tuskiem. Nikt już nie ukrywa, że pomiędzy tymi obozami doszło do ostrego konfliktu i że “schetynowcy” są w odwrocie. Schetyna nie tylko nie będzie już marszałkiem Sejmu, ale obejmie w nowym rządzie co najwyżej funkcję ministra bez teki lub szefa jednego z trudniejszych resortów, np. transportu. W tle afery informatycznej pojawiają się nazwiska szefa ABW gen. Krzysztofa Bondaryka i Witolda Drożdża – bliskiego współpracownika Grzegorza Schetyny, gdy ten ostatni kierował MSWiA (Bondaryk i Drożdż pracowali razem w firmie Ticons, która wykonywała część lukratywnego kontraktu rozpisanego przez MSWiA). Zarzuty usłyszało dwóch byłych dyrektorów MSWiA zatrudnionych przez ministra Grzegorza Schetynę, a samo Centrum Projektów Informatycznych powstało w 2008 r., gdy resortem kierował właśnie Schetyna. Podlegało zresztą wiceministrowi Witoldowi Drożdżowi, który odszedł z MSWiA w 2010 r. Następca Schetyny Jerzy Miller pozbył się z CPI m.in. Andrzeja M. CPI zajmowało się wieloma projektami informatyzacyjnymi. Budżet przeznaczony na te zadania opiewał na kilkaset milionów euro, z czego część pochodziła ze środków Unii Europejskiej. Działalność CPI pod kierownictwem Andrzeja M. niemal od początku budziła kontrowersje w branży informatycznej. Wynikało to głównie ze zlecania bez przetargów dużych kontraktów wartych po kilkadziesiąt milionów euro. Pomijane przy zamówieniach “z wolnej ręki” firmy informatyczne pisały protesty do ministra Schetyny i wiceministra Dróżdża, ale ci tym się nie przejmowali.
IBM i Ticons Centrum Projektów Informatycznych nazywane było przez pracowników “Centrum Promocji IBM”, gdyż to ten koncern otrzymywał kluczowe zlecenia w czasach, gdy resortem kierował Schetyna. “Szczególne kontrowersje wywołał kontrakt z IBM Polska podpisany w czerwcu 2009 r. i dotyczący implementacji oraz wdrożenia »zaawansowanych funkcjonalności Oprogramowania PESEL2«. Umowa opiewała na 52,4 mln zł brutto. Jej wynikiem jednak nie była tylko modernizacja PESEL2. W umowie, boczną drogą, przyznano IBM Polska kontrakt na wdrożenie centralnej aplikacji pl.ID. To jeden z najważniejszych projektów informatycznych w Polsce, na który zęby ostrzyło sobie wiele firm IT. Jego wartość szacowano na ok. 370 mln zł” – czytamy na portalu Niezalezna.pl. Grzegorz Schetyna mógł akceptować uprzywilejowaną pozycję IBM ze względu na obietnicę utworzenia w Polsce siedziby tego potentata informatycznego na świecie. Tak też się stało. W zeszłym roku IBM otworzyło swoje centrum we Wrocławiu, czyli w mieście, z którym związany jest Schetyna. Oczywiście na uroczystym otwarciu pojawił się sam marszałek Sejmu. Wcześniej rząd Tuska podpisał z IBM umowę o dofinansowaniu z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka budowy tego centrum. Globalny koncern otrzymał na ten cel 100 mln zł. Część kontraktu IBM na prace przy pl.iD wykonywała firma Ticons, gdzie dyrektorem był Witold Dróżdż (zanim został wiceministrem w MSWiA odpowiedzialnym za informatyzację). Z rekomendacji Wiesława Paluszyńskiego, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Informatycznego, wiceminister Dróżdż został też członkiem PTI. Wówczas konflikt interesów nie przeszkadzał ani Schetynie, ani Tuskowi. Co ciekawe, jak podaje Niezalezna.pl, z firmą Ticons związany był także obecny szef ABW Krzysztof Bondaryk. W 2002 r. pełnił w niej funkcję dyrektora ds. współpracy z administracją publiczną.
CBA narzędziem Tuska? W 2009 r. premier Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego po tym, jak ten ujawnił kulisy afery hazardowej z pierwszoplanowymi rolami polityków PO. Następnie oddał stery CBA Pawłowi Wojtunikowi. Kamiński charakteryzował Wojtunika jako człowieka, “który będzie salutował każdej aktualnej władzy, który nigdy nie wejdzie w żaden spór z aktualnie rządzącymi, będzie wykonywał ślepo polecenia”. Faktem jest, że Biuro nie może pochwalić się wieloma akcjami antykorupcyjnymi, a przynajmniej blado wypada w porównaniu z działalnością z okresu rządów PiS. Tymczasem w dziwny sposób na celownik CBA trafiają ostatnio przeciwnicy Donalda Tuska. W poprzednim numerze pisaliśmy o działaniach CBA wobec Janusza Palikota, któremu Biuro przejrzało oświadczenia majątkowe i sprawę skierowało do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zresztą nie tylko CBA de facto wspiera pozycję PO. W 2009 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem korupcji zatrzymała Sylwestra R., prezesa ZUS, który kojarzony był z PSL. Po akcji ABW premier Tusk na stanowisko szefa ZUS mógł spokojnie powołać swojego zaufanego człowieka, Zbigniewa Derdziuka. Tym razem akcja CBA wymierzona w CPI rykoszetem trafiła w Grzegorza Schetynę, głównego rywala Donalda Tuska w Platformie. Czy to przypadek? Tymczasem w aferze informatycznej mogą pojawić się nowi podejrzani. Szef CBA Paweł Wojtunik zapytany, czy w sprawie korupcji w MSWiA są jeszcze inni funkcjonariusze publiczni, którzy przyjmowali łapówki, odpowiedział krótko: “Sprawa jest rozwojowa”. Ten “rozwój” może być wystarczającym straszakiem dla ludzi Schetyny i dać premierowi spokój przy układaniu struktury nowego rządu. Robert Wit Wyrostkiewicz
Wyprzedaż zagranicznych banków w Polsce. "Będą pozbywali się swoich spółek-córek w naszym kraju"
1. Coraz częściej w prasie branżowej pojawiają się sugestie, że zagraniczni właściciele banków w Polsce, będą pozbywali się swoich spółek-córek w naszym kraju, ze względu na konieczność wypełnienia wskaźników kapitałowych narzuconych przez europejski nadzór bankowy. To uzupełnienie ma być dokonane do końca czerwca 2012 i jest związane głównie z oceną ryzyka wynikającą z częściowej niewypłacalności Grecji. Już tylko wypełnienie wymogów kapitałowych z tego tytułu to dla banków zagranicznych mających spółki-córki w Polsce to kwota wynosząca przynajmniej 23 mld euro. W tej sytuacji trudno sobie wręcz wyobrazić, jakie potrzeby kapitałowe miałby zagraniczne banki, gdyby się okazało, że swojego długu nie są w stanie obsługiwać Portugalia, Irlandia, a w szczególności Hiszpania i Włochy. W każdym razie nawet pozyskanie 23 mld euro na rynku będzie bardzo trudne i stąd spodziewana wyprzedaż najbardziej wartościowych aktywów przez banki zagraniczne w tym w szczególności w Polsce.
2. Banki zagraniczne posiadają ponad 2/3 naszego sektora bankowego i jeszcze do niedawna spodziewaliśmy się kolejnej transzy wyprzedaży naszej substancji bankowej przez Skarb Państwa. Wystarczy tylko przypomnieć przygotowywaną ofertę sprzedaży ponad 15% akcji PKO BP (10% akcji chciał sprzedaż Bank Gospodarstwa Krajowego a ponad 5 % Skarb Państwa), ale ze względu na kampanię wyborcza transakcję zawieszono. A przecież od kilkunastu miesięcy wiemy, że zagraniczne spółki - matki przystąpiły do wyprzedaży aktywów w Polsce. Pierwszy był irlandzki właściciel banku BZ WBK, ale nabywcą ostatecznie został hiszpański bank Santander, choć do zakupu stanął także polski PKO BP. Teraz trwa już procedura sprzedaży banku Millenium, którego właścicielem jest Banco Cmercial Portugues i Kredyt Banku, którego właścicielem jest belgijski KBC. Mimo sporej ilości chętnych przynajmniej w momencie ogłoszenia sprzedaży, teraz szeregi chętnych się przerzedziły, a mówiąc precyzyjniej są to już pojedynczy kupcy. Coraz głośniej mówi się, że włoski UniCredit w najbliższym czasie ogłosi zamiar sprzedaży Pekao S.A., bo potrzebuje aż 7,4 mld euro na dokapitalizowanie, a jego aktywa w Polsce to przynajmniej 5,5 mld euro. Możliwe są także wyprzedaże Raiffeisen Banku, BRE Banku przez niemieckie banki i powtórnie BZWBK, bo tym razem jego hiszpański właściciel Santander musi zwiększyć swoje kapitały aż o 6,5 mld euro.
3. Jeżeli te informacje by się potwierdziły i gdyby się okazało, że sprzedaż tych banków cieszy się umiarkowanym zainteresowaniem, to także ceny tych bankowych aktywów nie będą wygórowane. W tej sytuacji wydaje się, że Skarb Państwa poprzez największy bank w Polsce, czyli PKO BP, powinien być gotowy, aby stanąć do takich przetargów i próbować nabyć wyprzedawane przez ich zagranicznych właścicieli, aktywa bankowe. Jest to niezmiernie ważne, bo nawet najwięksi zwolennicy obecności zagranicznych banków w Polsce twierdzą, że w nieuchronnie zbliżającym się kryzysie banki te będą ograniczały akcję kredytową swoich spółek- córek, a nawet są podejrzenia o drenaż środków finansowych z tych banków do krajów macierzystych. Nawet nie wypada pisać, jakie skutki dla polskiej gospodarki mogą mieć tego rodzaju operacje zagranicznych właścicieli banków w Polsce. Brak możliwości kredytowania działalności gospodarczej będzie skutkował, spowolnieniem wzrostu PKB, a być może nawet jego spadkiem. Ponieważ jak się wydaje, tego rodzaju zachowania banków zagranicznych już zaczynają mieć miejsce, to najwyższy czas, aby Skarb Państwa w porozumieniu z Komisją Nadzoru Finansowego przygotował się do przeciwdziałania temu zjawisku i kiedy nastąpią sprzyjające okoliczności, zaczął nabywać aktywa bankowe od zagranicznych banków. Zbigniew Kuźmiuk
Ozdrowieńczy kryzys Nic tak wspaniale nie uczy rozumu, jak brak pieniędzy. Podobno ludzie, – gdy już nie ma żadnego, ale to już absolutnie żadnego innego wyjścia – zaczynają nawet myśleć. Oto i p. Krystian Noyer, gubernator Banku Francji, w wywiadzie dla tygodnika "Le Journal de Dimanche" odkrył, że rolą Europejskiego Banku Centralnego "nie jest finansowanie państw w nieskończoność". Zauważył przy tym, równie słusznie, że "Droga do rozwiązania problemu prowadzi przez naprawę finansów publicznych państw strefy euro, a nie przez emisję papierów banków centralnych. Przez całe dziesięciolecia wszyscy, w mniejszym lub większym zakresie, żyli ponad stan". Natomiast rekapitalizację banków francuskich powinni zrobić akcjonariusze banków – a nie ogół podatników, czyli państwo.
Same złote myśli! Tylko: gdzie był p. Noyer oraz praktycznie wszyscy dyrektorzy wielkich (i nie tylko wielkich...) Banków, – gdy poszczególne faszystowskie reżymy dzisiejszej Unii Europejskiej wprowadziły przymus rozliczania się przez banki? Przecież to właśnie wprowadził w III Rzeszy śp. dr Hjalmar Schacht, „cudotwórca ze Szlezwiku”, od 1923 komisarz walutowy Niemiec, a za narodowo-socjalistycznych rządów Adolfa Hitlera prezes Reichsbanku. Za to m.in. był sądzony, (ale, wbrew zdaniu wielu sędziów, uniewinniony) w Norymberdze!!! Jeżeli chcemy ozdrowić sytuację w bankowości, to przede wszystkim trzeba znieść ten przymus. Ludzie powinni rozliczać się między sobą po prostu, w gotówce – nie dając zarobić bankom, które wskutek tego przymusu bezczelnie grabią nas na coraz większe sumy. A potem dzielą się tymi pieniędzmi z rządami, które zapewniły im ten monopol! Rządy biorą swoją działkę w ten sposób, że banki kupują ich obligacje. Żaden kapitalistyczny bankier – poza wybitnymi grynderami – nie zaryzykowałby udzielenia pożyczki nie tylko Republice Greckiej, ale i III RP, Republice Włoskiej, a nawet RFN! Jak jednak odmówić rządowi państwa, które gwarantuje regularne łupienie klientów…? Niedługo nawet emerytury nie będzie można po prostu wziąć z kasy – tylko trzeba będzie korzystać z pośrednictwa banku. Jeśli ktoś myśli, że z tej okazji zmniejszy się zatrudnienie w ZUS (powinni przecież wywalić natychmiast z pracy wszystkie kasjerki!!!) to się głęboko myli... Ale jak za rok przyjdzie kryzys – to z braku pieniędzy wyrzucą! Przypominam, ze jeszcze przed Aschlußem do Wspólnoty Europejskiej prorokowałem: „Jak tylko tym faszystom z Brukseli uda się wprowadzić w życie zasadę „Ein Reich, ein Volks, ein €uro!” i zostaną zlikwidowane dotychczasowe waluty państwowe – natychmiast zaczną to euro dodrukowywać na potęgę, bo już nie będzie konkurencji. Otóż: pomyliłem się. Jeszcze do dziś istnieje funt, korona i złotówka – a ONI już dodrukowują ten pseudo pieniądz (zauważyli Państwo, że na banknotach euro nie ma podpisu Prezesa Banku ani Skarbnika – gwarantujących wymienialność tej pseudo-waluty?) na potęgę, okradając nas w najlepsze. Mogą to robić, bo między bankami istnieje porozumienie: jak EBC dodrukowuje euro, to Bank Anglii dodrukowuje równo funty, NBP dodrukowuje złotówki – i tak dalej. Tylko złota nie da się dodrukować, – dlatego wmawia się w Państwa, że „cena złota idzie w górę”. To znaczy: idzie – ale większość tego efektu to nie zwyżka ceny złota, tylko spadek wartości walut krajów socjalistycznych, z UE i USA na czele! Cóż: JE Barak Hussein Obama też musi z czegoś pokrywać koszta wprowadzenia powszechnej obowiązkowej „służby zdrowia” i innych komunistycznych wynalazków. Jak „kartki żywnościowe” dla najuboższych... Jeszcze w 1982 roku, gdy w PRL wprowadzono kartki żywnościowe, na świecie partie centro-prawicowe wygrywały wybory strasząc ludzi, że jak wygra Lewica, to wprowadzi „kartki”. Dziś w USA czerwoni wygrywają wybory obiecując właśnie więcej „kartek”! Bo większość wcale nie chce wolności. Chce tylko, by w żłobie było pełno. No, i by dojono ich w miarę kulturalnie. JKM
Pod dobrą datą P.Sylwiusz Berlusconi, premier rządu Republiki Włoskiej, oświadczył nieoczekiwanie, że „Włochom lepiej żyło się w czasach, kiedy nie było €uro”. Podobno śp.tow.Edward Gierek zapytany, kiedy będzie lepiej, oświadczył: „Lepiej już było!” . Warto, więc pamiętać, że nadal mamy wśród grupy trzymającej władzę sporą liczbę federastów i innych euronazistów – gotowych wprowadzić w Polsce €uro nawet po trupach. Bo hasło „Ein Reich – ein Volk – ein €uro!” ma dla nich nieodpartą siłę pociągającą. Co prawda prędzej się UE rozwali, niż będzie się w Polsce wprowadzać €uro, ale zapamiętajmy tę myśl p.Sylwiusza – byśmy nie mówili tego samego po wprowadzeniu €uro! Inna sprawa, że ja jestem za wprowadzeniem €uro, – bo pacta sunt servanda, a w Traktacie Lizbońskim III RP z'obowiazała się do narzucenia Polsce €uro. O dacie wszakże nie ma tam mowy, – więc ja opowiadam się za wprowadzeniem go w roku 2222. Jeśli ktoś twierdzi, że to za długo, to w 2221. Tymczasem juz po napisaniu tego przeczytałem, że JE Bronisław Komorowski zalecił "naszemu" "Rządowi" właśnie jak najszybsze wprowadzenie €uro! JKM
I skąd się to wzięło? Podatki lokalne pójdą w górę. No proszę. Minister Finansów dba o podatników. Ogłosił nowe maksymalne stawki podatków i opłat lokalnych na 2012. 1/Samorządy mogą ustalić niższe daniny pobierane od mieszkańców, ale wyższych – nie. To jest ta dobra wiadomość. Zła wiąże się ze sposobem ustalania stawek maksymalnych. Rosną one, bowiem wraz z inflacją. Na podstawie komunikatu Prezesa GUS z 13 lipca 2011 r. (M.P. Nr 68, poz. 679), wskaźnik wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych w pierwszym półroczu 2011 r. w stosunku do pierwszego półrocza 2010 r. wyniósł 4,2%. Ta inflacja to jakiś potwór z Loch Ness, pojawiła się nie wiadomo skąd. Płace nie wzrosły. W II kwartale 2011 kwota tzw. przeciętnego wynagrodzenia wyniosła 3366,11 zł wobec 3466,33 złz I kw, na co być może wpłynęły zwolnienia lub obniżki wynagrodzeń wśród menadżerów średniego szczebla. Podatki wzrosły. Ale sam prezes NBP Marek Belka mówił, że podniesienie stawek VAT od 2011 roku wpłynie na wzrost cen o 0,3%. 2/. Taki fachowiec nie może się przecież aż tak mylić! Więc jako naiwna blondynka zapytam. Skąd się tak wysoka inflacja w I półroczu wzięła? I jak przetrzebi nasze portfele do końca tego roku?
1/ Stawki podatków i opłat lokalnych na 2012 r.
Obwieszczenie Ministra Finansów z dnia 19 października 2011 r. w sprawie górnych granic stawek kwotowych podatków i opłat lokalnych w 2012 r. (M.P. z dnia 25 października 2011 r., Nr 95, poz. 961)
http://www.mf.gov.pl/index.php?const=3&dzial=154&wysw=2&sub=sub1
2/http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,8219811,Belka__Podwyzka_VAT_zwiekszy_inflacje_o_ok__0_3_proc_.html
Ewa Rembikowska
SN odrzucił odwołania Barskiego i Święczkowskiego Sąd Najwyższy nie uwzględnił odwołań wybranych na posłów z list PiS Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego, prokuratorów w stanie spoczynku. Pod pojęciem prokuratora trzeba rozumieć zarówno tych, którzy są w stanie czynnym, jak i w stanie spoczynku - uznał Sąd Najwyższy. Troje sędziów SN uznało w środę, że marszałek Sejmu słusznie wygasił mandaty Bogdana Święczkowskiego i Dariusza Barskiego oraz oddalił ich zażalenia na tę decyzję. Według SN stosunek służbowy prokuratora twa do śmierci prokuratora, a pod pojęciem prokurator trzeba rozumieć i tych, którzy są w stanie czynnym, jak i tych w stanie spoczynku. - Nie ma podstaw do przeciwstawiania pojęć "prokurator" i "prokurator w stanie spoczynku" - uznał SN. Podkreślono, że do końca życia prokuratorzy są ograniczeni w swych prawach obywatelskich i np. nie mogą prowadzić działalności politycznej. SN podkreślił, że stan spoczynku jest dobrowolny. Decyzja jest ostateczna. Pełnienie funkcji posła przez prokuratora w stanie spoczynku mogłoby prowadzić do "sytuacji trudnej, jeśli nie niemożliwej do rozwikłania" - uznał Sąd Najwyższy. Oddalając zażalenia posłów z list PiS Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego na wygaszenie ich mandatów, SN podkreślił, że poseł to funkcja polityczna, a prokurator musi być apolityczny. Według SN, gdyby prokurator w stanie spoczynku sprawował mandat posła, doszłoby do sytuacji, że o zamiarze dodatkowego zajęcia musiałby powiadamiać i Marszałka Sejmu, i Prokuratora Generalnego. Ponadto SN podkreślił, że i poseł, i prokurator mają immunitety, ale ich zakresy się różnią. SN uznał również, że wygaszenie mandatów nie było przejawem dyskryminacji; nie doszło też do naruszenia europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności - jak twierdzili obaj prokuratorzy w swych zażaleniach. Święczkowski i Barski odwołali się od decyzji Grzegorza Schetyny - marszałka Sejmu poprzedniej kadencji, który wygasił ich mandaty poselskie uznając, że jeśli chcieli zasiadać w Sejmie, mieli obowiązek zrezygnować z prokuratorskiego stanu spoczynku. Barski i Święczkowski nie złożyli ślubowania poselskiego. Oni sami twierdzą, że prawo nie zabrania łączenia mandatu posła z mandatem prokuratora w stanie spoczynku. Przywołując przepisy, które według nich świadczą o ich racji, odwołali się do SN. Spór dotyczył interpretacji dwóch przepisów w dwóch dokumentach. Jednego w konstytucji - o tym, że prokurator nie może sprawować funkcji posła. Na ten przepis powoływał się marszałek Sejmu, wygaszając mandaty posłom elektom. Prokuratorzy trzymają się natomiast ustawy o prokuraturze, w której zapisano, że nie muszą rezygnować z funkcji prokuratorskich, bo przeszli wcześniej w stan spoczynku. Bogdan Święczkowski nie wykluczył, że po konsultacji z Dariuszem Barskim podejmie decyzję o ewentualnym skierowaniu skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ws. środowej decyzji Sądu Najwyższego. Święczkowski oświadczył w środę, że choć przyjmuje do wiadomości postanowienie SN, to głęboko się z nią nie zgadza. "Pragnę podziękować wszystkim swoim wyborcom za oddanie głosu w wyborach parlamentarnych, a także szczerze ich przeprosić za to, iż nie będę mógł ich reprezentować w parlamencie, pomimo tego, iż dopełniłem wszystkich wymaganych prawem wymagań" - napisał Święczkowski w oświadczeniu przesłanym PAP. "Pomimo przegranej nie poddaję się i po konsultacji z Dariuszem Barskim oraz naszymi pełnomocnikami podejmę decyzję o ewentualnym wywiedzeniu kasacji w niniejszej sprawie oraz o skierowaniu skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu" - zapowiedział. Święczkowski zapowiedział, że nie ma zamiaru zaniechać prowadzenia działalności publicznej. Decyzja Sądu Najwyższego "niestety potwierdza moje wcześniejsze podejrzenia, iż w Polsce naruszane są podstawowe wolności obywatelskie i prawa człowieka" - napisał. "Jest mi niezwykle przykro, iż pozbawiony zostałem biernego prawa wyborczego, z uwagi jak sądzę na swoją kilkunastoletnią służbę w polskiej Prokuraturze dla dobra obywateli. Moim zdaniem, niezwykle wyraźnie widać na naszym przykładzie, jakie mamy w Polsce niedoskonałe prawo i sądy. Jak można interpretować to prawo i jak marnuje się potencjał intelektualny obywateli w sile wieku, chcących i mogących społecznie służyć wszystkim Polakom" - napisał Święczkowski. Pogratulował też w oświadczeniu Andrzejowi Dąbrowskiemu, który obejmie zwolniony przez niego mandat poselski. - Przepraszam moich wyborców w imieniu ustawodawcy; gdybym spodziewał się takiego biegu spraw, nie wystartowałbym w wyborach - powiedział prokurator w stanie spoczynku Dariusz Barski po wysłuchaniu decyzji Sądu Najwyższego, który nie uwzględnił odwołań posłów. - Posiedzenie sądu było niejawne, w odwołaniu wnosiłem, żeby wziąć w nim udział, w zasadzie zostałem pozbawiony prawa jakiegokolwiek wypowiedzenia się przed sądem. Jak zapoznam się z postanowieniem, podejmę dalsze, ewentualne działania, jeśli one w ogóle będą możliwe - powiedział dziennikarzom Barski. Dodał, że największymi przegranymi są jego wyborcy. Prokurator zaznaczył, że nie powinno być tak, że przepisy ustaw są sprzeczne z konstytucją. - Nie rozumiem tego, dlaczego moja sytuacja prawna jest gorsza niż prokuratura w służbie czynnej, który ma prawo powrotu w ciągu dziewięciu lat - mówił. Reprezentujący Barskiego i Święczkowskiego mec. Piotr Pszczółkowski powiedział z kolei dziennikarzom, że w konstytucji jest zapis, że w Polsce postępowanie jest dwuinstancyjne. - Spróbujemy z tego wywieść dla nas jakieś pozytywne skutki - dodał. Prok. Święczkowski nie był obecny na ogłoszeniu decyzji SN.
Kaczyński: Pewność prawa została podważona Pewność prawa, to, co jest istotą praworządności, została po raz kolejny podważona - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński o decyzji Sądu Najwyższego, który nie uwzględnił odwołań Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego, wybranych do Sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości. - Z bólem przyjmuję tę decyzję i to z wielkim bólem. Co z niej wynika? To, że każdy urząd państwowy może w tej chwili stwierdzić, że w jego mniemaniu jakiś przepis ustawy jest sprzeczny z konstytucją i odmówić jego stosowania. Z ustawy wynikało zupełnie, wprost, że mogą być posłami. Marszałek Schetyna stwierdził, że nie mogą, bo to jest sprzeczne z konstytucją - powiedział Kaczyński podczas konferencji prasowej w Sejmie. - Zgoda. Mógł tak stwierdzić, ale od stwierdzania prawomocnego, że coś jest sprzeczne z konstytucją jest Trybunał Konstytucyjny. W ten sposób został podważony cały system prawny w Polsce - uważa lider PiS. - Pewność prawa, to, co jest istotą praworządności, z czym w Polsce jest bardzo źle od przeszło 20 lat, została po raz kolejny podważona. Ci panowie decydowali się kandydować w oparciu o ustawy. Pytany, czy sprawą powinien zająć się Trybunał Konstytucyjny prezes PiS odpowiedział: "Nie żyjmy w świecie iluzji. Trybunał Konstytucyjny ma skład czysto polityczny". - To orzeczenie Sądu Najwyższego traktuję mniej więcej tak samo jak to, które mówiło o tym, że sędziowie nie mogą odpowiadać za jawnie przestępcze działania w czasie stanu wojennego. To część niedobrej tradycji polskiego sądownictwa - powiedział Kaczyński. Jarosław Jagiełło i Andrzej Dąbrowski zastąpią najprawdopodobniej w ławach poselskich PiS Dariusza Barskiego i Bogdana Święczkowskiego. Po wygaśnięciu mandatu posła - zgodnie z kodeksem wyborczym - marszałek Sejmu zawiadamia, na podstawie informacji PKW, kolejnego kandydata z tej samej listy, który w wyborach otrzymał kolejno największą liczbę głosów. Osoba taka ma możliwość odmówienia objęcia mandatu poselskiego. INTERIA.PL/PAP/IAR