TAJEMNICE RADOSNE
Zwiastowanie
Bóg odpowiada, kiedy do Niego mówimy. Bóg mówi, kiedy słuchamy i bardzo pragniemy Go usłyszeć. Maryja modląc się, tęskni za przyjściem Mesjasza. Nie wiedziała, że jest wybrana, stąd zaskoczenie, lęk, pragnienie poznania „jak się to stanie”.
Jak blisko trzeba być Boga, żeby Go usłyszeć. Jak trzeba być mężnym, odważnym i odpowiedzialnym, aby godzić się na to, co Bóg proponuje, do czego zaprasza. Jej siłą jest miłość. Jej mądrością jest wiara, pełne zaufanie Bogu.
Czy Maryja wiedziała jak będzie wyglądało Jej życie? Wydaje się, że nie miała tej świadomości. Bóg powoli odsłania przed nią wydarzenia budzące głęboką radość, jak również te, przenikające przejmującym, nieopisanym bólem.
Bez grzechu poczęta, Niepokalana nie ma jasności tego, „jak się to stanie”, a zarazem nie ominie Ją to, co każdego człowieka, który w grzechu się rodzi: cierpienie, samotność i ciemność.
Nawiedzenie
Po zwiastowaniu Maryja nie chodzi wokół swoich spraw. Bezzwłocznie zostaje posłana do Elżbiety, aby Ją wesprzeć. Jezus pomyślał o Janie, Maryja o Elżbiecie. Niezwykłe jest działanie Ducha Świętego w tych, którzy Go przyjmują i są ulegli, nie stawiają oporu Jego natchnieniom. Niezwykłe jest to, że w Maryi nie ma lęku, gdy pokonuje góry, aby służyć.
Bóg z Nią! To najpiękniejsza odpowiedź na pytanie: dlaczego się nie bała? „Niesiona” przez Ducha Świętego, chodząca w Nim, Jego Oblubienica. „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. „Cóż może uczynić mi człowiek”.
Spotkanie z Elżbietą jest dla Maryi potwierdzeniem tego, że wszystko, co dokonało się w Nazarecie, w Jej dziewiczym łonie, było tajemnicą miłosnego dotknięcia Boga.
Boże Narodzenie
Maryja i Józef byli bardzo zmęczeni. Wydaje się, że w tej sytuacji Józef bardzo cierpiał z tego powodu, że nie mógł znaleźć dla Maryi odpowiedniego miejsca na odpoczynek i poród. W tym wydarzeniu poznajemy, że Bóg nie szuka dla swojego Syna szczególnego miejsca, miejsca godnego według oceny ludzkiej.
Jezus rodzi się tam, gdzie człowiek nie stawia oporu. Radość pasterzy, życzliwość okolicznych mieszkańców wskazuje na to, że Bóg rodzi się tam, gdzie jest szczerość, prostota, pokora, łagodność i życie w pokoju serca. Pasterze są otwarci, gotowi na przyjęcie każdego, kto przyjdzie. Nie byli świadomi, że narodzi się wśród nich Mesjasz – Pan.
Maryja pielęgnowała w sobie zgodzę na to, by w Jej życiu to, co dotyczy spraw intymnych, pięknych, kobiecych, łączyło się z Bogiem. Zmienia się Jej życie, życie Józefa. Maryja wyzwala potrzebę bycia pielgrzymem. Pasterze, których spotykamy w świętą noc Bożego Narodzenia, zdążają z pośpiechem, szukają i znajdują Świętą Rodzinę. Pojawia się silne pragnienie, aby tak żyć, by inni chcieli szukać Jezusa, a gdy Go znajdą, pozostać przy Nim.
Maryja jest matką dla Jezusa, dla pasterzy. Matka to ktoś, kto odsłania sprawy najważniejsze w życiu dziecka. Macierzyństwo polega na tym, by nowe życie przechodziło przez kobietę. To, co pozwalamy odsłonić przed naszymi oczami, co przechodzi przez serce, staje się naszym doświadczeniem, naszą mocą.
Zachowuję w sercu to wszystko, co Bóg czyni we mnie i wokół mnie. Rozważam w sercu, choćby życie było krzywdzące, niesprawiedliwe, a ludzie nieuczciwi. Trudno jest być Matką od nędznej stajni, do poniżającej Golgoty. Lecz Maryja nosiła w sobie pokój. To wszystko jest możliwe, gdy dar pokoju, dar Ducha Świętego, ożywia moje serce.
Ofiarowanie
Życie jest piękne i wartościowe, kiedy jest komuś oddane. Nie ma życia poza miłością. Kiedy kochamy, dajemy osobie kochanej to, co mamy najcenniejsze. Maryja i Józef ofiarują Ojcu Syna. Każdy człowiek należy do swoich rodziców i do Pana.
To za mało, aby nowe życie było przyjęte jedynie przez człowieka (Maryja i Józef). Konieczne jest to również ze strony Boga. Aby życie ludzkie stało się pełnym, znaczącym, potrzeba, aby zostało oddane Bogu. To, czego Bogu nie poświęcamy nie ma smaku, nie daje wewnętrznej mocy, nie pociesza.
Życie Jezusa zostało zanurzone w życiu Ojca. Ofiarowanie jest zanurzeniem się w miłości większej od miłości ludzkiej. Jest ono ogarnięciem tego, co skończone przez Nieskończonego. Poświęcamy się w ofiarowaniu, abyśmy zostali uświęceni.
Nic z tego, co człowiek otrzymuje w swoim życiu, jeśli nie jest poświęcone Panu, On nie uczestniczy w tych sprawach, nie jest zaproszony do przewodniczenia im. Ofiarowanie Jezusa jest wyrażeniem miłości Syna do Ojca. Aby miłość ludzka miała moc i była miłowaniem „do końca” potrzebuje oddania się tej Miłości, która niczego nie zatrzymuje, lecz umacnia, ubogaca i oddaje.
W naszym ofiarowaniu się Bogu, ktoś nas wspiera, ktoś w nim uczestniczy. Jak Maryja i Józef w oddaniu Jezusa, tak w naszym ci, którzy nas rozumieją, zdolni do bycia hojnymi przed Bogiem. On ubogaca to, co zostało Jemu ofiarowane. Starzec Symeon będący cały darem dla Boga, był człowiekiem sprawiedliwym, pobożnym i oczekującym pocieszenia od Niego.
Kiedy poświęcamy Bogu własne życie staje się ono również Jego życiem. Żyjąc we mnie, niesie On to wszystko, co mnie raduje i boli. „Bez Niego nic nie możemy uczynić”. Bez Niego nie oddychamy oczekiwaniem i nie spodziewamy się Jego pocieszenia. Żyjąc tajemnicą poświęcenia się żyjemy świadomością tego, że jedynie On niesie nam pełne i głębokie pocieszenie, będące źródłem życia w Nim.
Znalezienie
Maryja i Józef szukali Jezusa wśród swoich krewnych. Tam Go nie znaleźli, nie zatrzymał się przy nich. Zatrzymał się przy Ojcu. Czasem trzeba iść z powrotem, aby odnaleźć Jezusa. Droga do Niego nie prowadzi jedynie w przód, ale też do tyłu, tam, gdzie byliśmy, a nie spotkaliśmy Go. Być może kluczem jest ból serca. Ból otwiera serce, poszerza jego wrażliwość, umożliwia widzenie.
Maryja nie szuka sama, nie posłała Józefa, aby znalazł 12-letniego Syna. Idą i szukają razem. Nie odczuwają radości. Do radości przez ból. Dorastają do spotkania, które napełni ich wielką radością.
Myśleli, że jest wśród krewnych i znajomych. Myślenie jest drogą, podążaniem. Szukali tam, gdzie myśleli że jest. Odnalezienie Jezusa łączy się z wejściem w Jego myślenie, a tym sam zdążanie do miejsca, w którym Go spotkamy. Jezus kazał długo na siebie czekać. Po trzech dnia został odnaleziony. Był ból i łzy, i niemożność zaśnięcia w nocy, i brak normalnego posiłku, i rozmowy z innymi, które nic nie wyjaśniały.
Wzruszające są słowa Maryi: „Dziecko, dlaczego nam to zrobiłeś?”. Nie wyrzut, lecz pytanie. Nie oskarżenie, lecz dzielenie się tym, czym żyli przez ostatnie trzy dni – „bólem serca”. Tenże ból otwiera na przyjęcie prawdy, że chodzi o Ojca, zawsze Ojciec. „Nie zrozumieli tego. Nowa przyczyna bólu. Syn bliski, a równocześnie daleki przez to, co mówi. Nie rozumieć, to nie być blisko, nie odnajdywać się w tym, czym żyje Jezus, jak myśli, jak rozumie.
Zakładam, uznaję, że nie rozumiem Jezusa. To odczuwam. Dwie rzeczywistości czerpię z tego słowa: ból i posłuszeństwo. Zgoda na szukanie Jezusa nierozdzielnie łączy się z bólem. Przebywanie z Nim, z posłuszeństwem. Kochamy Go w bólu i posłuszeństwie, jak Maryja i Józef.
TAJEMNICE ŚWIATŁA
Chrzest Pana Jezusa
Jezus nazwany Umiłowanym. Jest kochany przez Ojca. W takiej sytuacji może przyjąć tych, do których przyszedł. Chrzest z wody był zbliżeniem się do słabych, grzesznych, zagubionych. Świadomość bycia kochanym przez Boga otwiera na ludzi. Miłość zawiera w sobie silę błogosławieństwa, którą można porównać ze stwarzaniem. Ten, który kocha, stwarza tego, którego miłuje.
Tam, gdzie jest Syn Umiłowany, tam jest Ojciec i Duch Święty. Miłość mówi jednym głosem. Jest w tym miejscu i tych sprawach w których przebywa osoba kochana. Ojciec i Duch Święty uczestniczą w początku drogi zbawienia przez Chrystusa. Są w czasie świętowania, będą i na Golgocie w dramacie zbawiania. Nie opuszczamy tego, którego kochamy. A nawet jeśli odejdziemy z ludzkiej słabości, pozostajemy sercem, w ukryciu błogosławiąc osobę, dla której otwarło się nasze serce i nie może zostać zamknięte.
Chrzest Jezusa był miejscem objawienia się Trójcy Świętej. Obmycie, którego dostąpił Jezus nie było Jemu potrzebne. Przyjął je jako wyraz zstąpienia w ludzką nędzę, grzeszność i rozpacz. Chce być tam, gdzie człowiek odczuwa ból samotności, osaczenie przez kuszenie, niedowierzanie w miłość Bożą. Chrzest jest znakiem powrotu do jedności z tym, który jest naszą Nadzieją, Życiem, Drogą powrotu do Ojca.
Niezwykłym wydarzeniem chrztu Jezusa jest znak, iż Bóg żyje we wspólnocie Osób. Siłą tej wspólnoty jest miłość wzajemna. Tym, co umożliwia człowiekowi bycie blisko drugiego jest wyłącznie miłość. Podobnie jest z naszym odniesieniem do Boga. Mogę być blisko Niego, kochając Go. Bez miłości nie ma prawdziwej bliskości, a bez doświadczania bliskości serc i ducha, rozmijamy się z miłością.
Chrzest Jezusa przypomina i o tym, że Ojciec i Duch Święty są uczestnikami misji, którą On rozpoczyna. Chrzest człowieka wskazuje na tę samą prawdę. Bóg wyrusza w drogę z człowiekiem, choć ten, bardzo często nie żyje świadomością tej niezwykłej bliskości. Spełnienie się tego wszystkiego do czego zostaliśmy posłani w Imię Trójcy Świętej jest możliwe wtedy, gdy w głębi naszego serca będzie pulsowała prawda, że „Jestem UMIŁOWANY”.
Wesele w Kanie Galilejskiej
„Zaproszono także Jezusa”. Najpierw zaproszono Maryję. Jezus zaproszony został jako drugi. Jezus jest nie tylko na drugim miejscu, lecz na ostatnim miejscu. Zajmuje to miejsce wybierając krzyż. Pokazuje nam, że celem ludzkiego życia nie jest bycie pierwszym w hierarchii społecznej, wyprzedzanie innych w dążeniu do ludzkiej chwały.
Wiele naszych cierpień wynika z tego, że ulegamy pysze: chcemy wyprzedzić innych, zrealizować nasze nierealne dążenia, poddajemy się manii własnej wielkości. Rezygnacja z tego, co przerasta nasze siły jest źródłem ładu i pokoju wewnętrznego, prowadzi do dziecięcego zaufania Bogu oraz do nadziei.
„Nie mają już wina”. Maryja dyskretnie czuwa. Kiedy zabrakło wina, natychmiast odkrywa kłopotliwą sytuację. Słowa skierowane do Jezusa: „Nie mają już wina", są wyrazem współczucia Maryi i subtelnej prośby. Maryja jest Matką czuwającą. Prośmy, byśmy odkryli w naszym życiu Maryję jako czuwającą troskliwą i dyskretną Matkę. Doświadczenie Jej obecności może być dla nas źródłem siły, poczucia bezpieczeństwa, źródłem nieustannego pocieszenia. Brak wina na weselu, to brak radości. Maryja pokazuje Synowi to wszystko, co człowieka smuci i przygnębia, co odbiera mu radość życia.
„Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Przyjmijmy z wielkim zaufaniem i wdzięcznością słowa Maryi skierowane do sług. Prośmy, byśmy te słowa przyjęli, jako Jej błogosławieństwo na nasza drogę życia. Gdy na stołach weselnych brakuje wina, Jezus każe nosić wodę do stągwi. Jezus często każe nam robić rzeczy dla nas niezrozumiałe, niepotrzebne, trudne i wymagające. Sześć stągwi kamiennych mogło pomieścić 600 litrów wody. Bóg nie tłumaczy się przed człowiekiem ze swoich planów.
Prośmy o pełne wiary, zaufania i uległości posłuszeństwo Jezusowi, które pozwoli nam przezwyciężyć ciekawość, niepokój o przyszłość wynikającą z zagubienia wewnętrznego. Prośmy, aby trudne słowa Jezusa demaskowały naszą niewiarę, aby stawały się wezwaniem do większego otwarcia się na Słowo.
Po co Jezus kazał nosić wodę. Przecież mógł w sposób cudowny napełnić stągwie winem. Cud przemiany wody w wino, symbolizuje wewnętrzną przemianę człowieka, wymaga dwóch rzeczy, ludzkiej pracy, ludzkiego zaangażowania i mocy Jezusa. Aby nasze życie posiadało smak dobrego wina, konieczna jest najpierw nasza praca, wytrwała i cierpliwa. Ludzka praca sama w sobie jest wodą. Człowiek może jedynie nosić wodę. By ludzka praca stała się winem, potrzebne jest nasze zaufanie Jezusowi. Św. Ignacy mówił: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła". Cud przemiany wewnętrznej wymaga wielkiego wysiłku człowieka.
Prośmy Maryję, aby była patronką szukania Jezusa, naszego otwierania się na Niego. Prośmy, aby pokazała nam, jak otwierać się na Jego Słowo.
Głoszenie Królestwa Bożego
Wszyscy, którzy głoszą królestwo niebieskie – Jan, Jezus, Jego uczniowie – doświadczają gwałtu na sobie ze strony tych, którzy się bronią przed jego przyjściem. Gwałtu, czyli prześladowań, niezrozumienia, bezpodstawnych oskarżeń, ośmieszania, pomówień doświadczają ci, którzy żyją wartościami głoszonymi przez Jezusa. Ludzie gwałtowni zdobywają Królestwo Boże, czyli ci, którzy doświadczają na sobie niesprawiedliwości, ucisku. O tym mówi Jezus wygłaszając osiem błogosławieństw. Herod jest gwałtownikiem, tym, który zadaje gwałt innym i usiłuje odsunąć czas nadejścia królestwa Bożego.
W tłumaczeniu żydowskim znajdujemy inny zwrot od tego, jaki spotykamy w Biblii Tysiąclecia. Zamiast "ludzie gwałtowni zdobywają je" czytamy, "gwałtownicy próbują je porwać". Porwać, czyli zniszczyć. Gwałtownicy, czyli ci ludzie, którym obce są wartości głoszone przez Chrystusa.
Jezus przewiduje to, co się z Nim stanie, w jakich udrękach będzie przeżywał czas swojego pobytu na ziemi. Wie, co stanie się z Jego uczniami, jak cierpieć będą. Równocześnie zachęca ich, aby nie przerazili się gwałtu, jaki ich spotka. Jego miłość przeprowadza przez niesprawiedliwość. Prześladowania uczą Chrystusa, rozumienia Jego słowa. Doświadczanie udręk ze względu na Boga, uczy miłości. Miłością zdobywa się niebo, nie zaś postawą niszczenia, upokarzania, pozbawiania innych godności, nie okazywania bliźnim szacunku.
Przemienienie
Uczniowie poszli za Jezusem na górę. Za Jezusem idziemy z różnych racji: kierujemy się fascynacją, miłością, dobrocią, lękiem, ciekawością, wyrachowaniem, chęcią doświadczenia przygody. Trzej uczniowie idą za Nauczycielem, ponieważ On tak powiedział. Czy byli świadomi tego, co się wydarzy? Zapewne nie. Jezus prowadzi ich w doświadczenie własnego przemienienia, będące dla nich umocnieniem na chwile mające nadejść.
Zawsze to, co piękne i wzniosłe łączy się z tym, co przerażające, budzące lęk i uzasadniony niepokój. Przemienienie Jezusa wprawiło uczniów w konsternację. Usiłują coś powiedzieć, zaproponować, zrobić. Tymczasem wystarczy patrzeć i słuchać. Będąc z Jezusem nie trzeba coś robić. Chodzi o to, żeby być blisko. Wtedy można usłyszeć głos Ojca.
Gdy Bóg mówi, można reagować przerażeniem. Czy uczniowie byli zasłuchani, uradowani, przestraszeni? To nie jest takie ważne. Najważniejsze było to, co usłyszeli: "To jest mój Syn Umiłowany, Jego słuchajcie". Bóg Ojciec jest szczęśliwym Ojcem, kochającym Syna. Gdy Bóg jest Umiłowany przez nas, jesteśmy ludźmi szczęśliwymi mimo doświadczania lęku, strat, opuszczenia przez innych, samotności. Przychodzi taki czas w życiu, że nie szukamy bliskości z człowiekiem.
Choćbyśmy przechodzili przez ciemną dolinę, zła się nie ulękniemy, gdyż Bóg jest z nami. On zaspokaja w nas wszelkie pragnienia w sferze uczuć, i serca i ducha. Uczniowie schodzący z góry nikogo już nie widzieli, tylko samego Jezusa. Stają się nieważne ludzkie opinie, sądy, czy brak miłości. Gdy Jezus jest moim Umiłowanym Panem, wówczas to, co jest na świecie, ludzkie gierki i przepychanki i to, co świat uznaje za niezbędne do dobrego samopoczucia, staje się "śmieciem".
Ustanowienie Eucharystii
Eucharystia stała się miejscem objawienia nieskończonej miłości Jezusa do człowieka. Ona jest trwającym objawieniem i trwającą miłością. W Chrystusie było gorące pragnienie Paschy, aby ci, których do końca umiłował, byli z nim w chwale Ojca. Eucharystia wprowadza w odczucie chwały Boga i tego szczęścia, jakie przygotował miłującym Go. Przeżywać Paschę, to uczestniczyć rzeczywiście w męce, śmierci i zmartwychwstaniu naszego Pana. Pozwolić się wprowadzić w tajemnicę Eucharystii, to zgodzić się przejść w swoim życiu przez małość, upokorzenie, osamotnienie, oplucie, znieważenie, ale i wywyższenie, radość, wolność, miłość których doświadczył Pan Jezus.
Jakie są w nas pragnienia, taka i zdolność do ofiary. Jezus gorąco pragnął spożyć Paschę, być blisko tych, których kochał, bo za niedługi czas zostawią go i wszyscy uciekną. Człowiek ucieka, ale i jest w nim zdolność do powracania, gdy doświadczył bliskości Boga. Trzeba przede wszystkim pielęgnować gorące pragnienie Eucharystii, Paschy odnawiającej. Należy pozwolić ogarniać się tęsknocie Jezusa za uczniami. W tęsknotach moich mogę spotkać Pana, tęskniącego za mną i zachęcającego do przekroczenia progu Wieczernika razem z pozostałymi uczniami.
TAJEMNICE BOLESNE
Modlitwa w Ogrójcu
Jezus z uczniami wchodzi do ogrodu Oliwnego. Ogród był symbolem raju, szczęścia, zbawienia. W ogrodzie żyli pierwsi rodzice. Utracili szczęście, którego źródłem była harmonia z Bogiem i między sobą. Jezus wprowadza człowieka do raju, proponując mu walkę o odzyskanie tego wszystkiego, co stracił. Rozpoczyna się walka. Bóg jest blisko człowieka. Sam nie wszedłby na drogę męki prowadzącej do zbawienia. Potrzebuje przewodnika. Uczniowie poszli za Jezusem na mękę. Na tym polega bycie uczniem Pana.
W ogrodzie człowiek zaspokajał swoje potrzeby piękna, nasycenia, poczucia bezpieczeństwa, wewnętrznej harmonii, odczuwania bliskości Boga i kochanego człowieka. W ogrodzie rajskim był Bóg; do Ogrodu Oliwnego wkracza Bóg z człowiekiem. To czas powrotu do ogrodu rajskiego, do ziemi utraconej, do szczęścia, które jest jedynie w relacji z Bogiem, a z człowiekiem o tyle, o ile człowiek jest blisko Niego. Człowiek powraca do odzyskania bliskiej relacji ze swoim Bogiem, przeżywania Go jako jedynego źródła prawdy, radości i szczęścia.
Ogród Oliwny jest miejscem wielkiego bólu, cierpienia, zdrady, sceną aresztowania i przemocy. Jest jednak świętym miejscem, w którym zostaje podjęta radykalna decyzja zmieniająca kierunek życia człowieka. Miejscem zmartwychwstania Jezusa był ogród. Pierwszy ogród był schronieniem pierwszego Adama, ogród wielkanocny dał schronienie drugiemu Adamowi – Jezusowi. To w ogrodzie zmartwychwstania doświadczamy spełnienia naszych ludzkich tęsknot, osiągamy harmonię i jesteśmy świadkami zwycięstwa miłości.
Biczowanie
Religijne, ścisłe przestrzeganie moralności może dobrze służyć tuszowaniu niesprawiedliwości, zawiści i egoizmu. Potrafimy się skoncentrować na drobiazgach, a unikać tego, co istotne. Potrafimy niekiedy namiętnie walczyć przeciwko niesprawiedliwości poza własnym małżeństwem, rodziną, wspólnotą zakonną, kapłańską, która ma miejsce w świecie, a jednocześnie zapominać o wołającej o pomstę do nieba niesprawiedliwości pośród nas.
Piłat chciałby coś dla Jezusa zrobić, ale nie wszystko. Więc w rzeczywistości nie czyni dla Niego nic. Szukając rozwiązania połowicznego, nie osiąga niczego. Chciałby uratować Jezusa, ale jednocześnie nie chciałby stracić dobrej opinii w Rzymie. Jezus jest ofiarą tego dwuznacznego stanowiska Piłata. Za dobro płacą jedynie ci, którzy je czynią.
Tymczasem Piłat nie chce płacić pełnej ceny za dobro, które zamierza uczynić - i przez to popełnia jeszcze większą niesprawiedliwość. Zaczynamy niekiedy mieć wątpliwości, czy rzeczywiście sprostamy wymogom naszej wiary i naszego powołania. Nagle uświadamiamy sobie, że to, co nazywamy miłością, miesza się ze skłonnością do zawładnięcia drugą osobą. Uświadamiamy sobie także, że w naszych apostolskich wysiłkach faktycznie tkwi wielkie samo-oddanie, ale że jednocześnie służą one zatuszowaniu tego, czego wzbraniamy się dać. Nagle spostrzegamy, że nasze życie modlitewne jest wszystkim innym, tylko nie osobistym stosunkiem z Bogiem. Takie chwile są zachętą do wyjścia poza naszą przeciętność i do otwarcia się. Cena jest wysoka, ale warto ją zapłacić. Odmowa jest zgubna, kompromis niemożliwy. Liczący na zwłokę kompromis coraz szybciej zamienia się w „nie" dla Jezusa. Wierność Jezusowi może przysporzyć nam cierpień. Ale prawdą jest również to, że cierpienie może prowadzić do głębokiej zażyłości z Nim, do zbliżenia, które nie niweluje bólu, ale sprawia niewymowną radość. Czyni nasze życie na swój sposób nadzwyczaj płodnym. „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie".
Cierniem ukoronowanie
Ciernie budzą negatywne skojarzenia w ludziach pracujących na roli. Są chwastami, które powodują zadrapania i utrudniają chodzenie po polu. Ciernie nie tylko wywołują ból, lecz także są źródłem długotrwałego cierpienia. Ciernie i cierpienie są nierozdzielne. Cierń miał siłę niszczycielską. Korona cierniowa włożona na głowę Jezusa była szydzeniem z Niego. Zranienie cierniami Jego ciało zewnętrznym przejawem wewnętrznego cierpienia.
Piłat chciał, żeby Jezus wyglądał żałośnie, aby budził współczucie i litość. Stąd poniżenie przez biczowanie. Żołnierze zabawili się. Jezus pozwala im na poniżanie siebie. Nawet pośród cierpienia objawia się jako Król, pełen godności i dostojeństwa. Ci, którzy go przyoblekali w koronę cierniową i płaszcz purpurowy, nic nie widzieli o tym, w jak ważnych wydarzeniach uczestniczą. Nie dostrzegli Boga w umęczonym Człowieku. Innym, patrzącym na Niego z miłością, wygląd zewnętrzny nie stanowił przeszkody, aby zobaczyć w Jezusie Króla i Pana.
Modlitwa
Boże. Zastanawia mnie fakt, czy ludzie, którzy Ciebie koronowali i szydzili, mogli zachować się inaczej? Czy można oczekiwać czegoś więcej od człowieka, który żyje w wewnętrznych ciemnościach? Oni, podobnie jak Judasz, wypełniali swoją misję wyznaczoną im w dziele zbawienia. To wszystko, o czynili było okrutne, lecz dramat ten powinien mnie nie tylko wzruszyć, ale przede wszystkim przekonać, że Ty naprawdę kochasz człowieka.
Jesteś moim Królem, Panie. Odczuwam w sercu wielką wdzięczność za Twoje upokorzenie. Heroiczna postawa w męce zbliża mnie do Ciebie. Im więcej Twojego cierpienia, tym mniejszy opór odczuwam przed Twoją miłością. Ci, którzy Cię torturowali, jakby chcieli zniechęcić tych, którzy Tobie zaufali. Panie, budzisz największy szacunek. Twoje poniżone oblicze przekonuje mnie do Twojego Królestwa.
Przyznaję, że wywyższenia, znaczenia własnej osoby często szukałem nie w tym, co prawdziwie wywyższa. Widzę w tej scenie wywyższenie słabości, którą omijałem, jako rzeczywistość niegodną człowieka. Dostrzegam niezwykłą ingerencję zła na Twoje oblicze, na całą głowę, którą żołdacy chcieli zupełnie zmasakrować. Jesteś Panie Głową moją, przewodnikiem mym, moją Opoką, na której chcę budować i tarczą moją, a którą się chronię. Niech będzie Ci ulgą to, że patrzę teraz na Ciebie z taką miłością, na jaką moje serce zdobyć się może. Wszystko słusznie uczyniłeś. Ty wiesz najlepiej, o było, jest i co będzie dobre dla mnie. Bądź uwielbiony Panie, Jezu Chryste.
Droga Krzyżowa
Jezus zostanie odrzucony przez elitę kulturalną, przez tych, którzy mieli wówczas wielkie znaczenie i wielki wpływ na innych. Ta wiadomość jest dla uczniów szokująca. Nigdy do tej pory Jezus nie mówił tak otwarcie. Przyciągał ludzi urokiem swojej osoby, wzbudzał w nich zaufanie. Gdy stali się wspólnotą, poczuli się razem, odpowiedzialni za siebie, może mówić im o przyszłości swojej zupełnie otwarcie. Nie można było spokojnie słuchać, że ten, którego kochali, będzie wydany, zabity i zmartwychwstanie. Uczniowie z powodu tego, co usłyszeli, poczuli się przerażeni i zagubieni. Zrozumiała staje się reakcja Piotra, którą można ująć w takich słowach: „Panie, to, co mówisz, nie ma sensu. Nie można tak mówić. Nic na to nie wskazuje, że będziesz w ten sposób potraktowany”. Uwierzyli, że Ten, który wszystkim dobrze czyni, nie może być odrzucony, potraktowany jak przestępca. Ludzie są zmienni; logika ludzka jest bardzo zawodna.
Reakcja uczniów jest gwałtowna, ponieważ identyfikują się ze swoim Nauczycielem. Jego dramat, będzie ich dramatem. Jego męka, stanie się ich męką, w której nie będą uczestniczyli w taki sam sposób i w czasie, gdy On będzie cierpiał. Przyjdzie czas, gdy dojrzeją do męczeństwa, będącego szczególnym objawieniem miłości do Jezusa i Kościoła. Los ucznia jest podobny do losu Mistrza. Rozpoczynając drogę z Jezusem, nie można nie wiedzieć, przez co i do czego ona prowadzi. Piotr nie rozumiał niczego z tego, co mówił Jezus. Decydujemy się, idąc za Panem, przyjmować to, czego nie rozumiemy. Wierzymy w Jego Opatrzność nad nami. Nawet, jeśli człowiek w swojej słabości krzywdzi nas, owo skrzywdzenie może być przemienione w jego nawrócenie. Patrząc na to, jak zadajemy sobie rany, dobrze jest zobaczyć w tym, nie tylko naszą nieudolność, namiętność, poranienie, lecz również to, że każda rana nam zadana, może stać się miejscem narodzin i życia według Ducha.
Następuje twarde zderzenie z tajemniczym planem Boga. To, co z ludzkiego punktu widzenia jest nie do przyjęcia, należy rozpatrywać na płaszczyźnie wiary. Po ludzku absurd, w zamyśle zaś Boga, Jego odwieczny plan zabawienia człowieka. Zobaczmy Piotra upominającego Jezusa. Czyż można dziwić się jego postawie? Taka reakcja nie zrodziła się z zarozumiałości ucznia, lecz z jego wielkiej miłości do Nauczyciela. Realizacja planu Ojca i Jego woli, była najważniejsza. Tym, który jedynie chciał się temu przeciwstawić był szatan. Bywa i tak, że nie jesteśmy świadomi, iż słowa, które wypowiadamy, nie są na linii realizacji naszego i innych uświęcenia. Stąd Jezus oczekuje, by uwierzyć, że to, co mówi, naprawdę wydarzy się i jest wolą Ojca. Nic nie może przeszkodzić w jej wypełnieniu.
Dążeniem człowieka powinno być słuchanie, rozważanie i zachowywanie w sercu słów Jezusa. Gdy "nadejdzie godzina", Duch Święty wszystkiego nas nauczy, przypomni i poprowadzi.
Ukrzyżowanie, śmierć na krzyżu
Maryja stała obok krzyża, blisko niego. Stała blisko miejsca egzekucji swojego Syna. Bliskość krzyża wskazuje na głęboką więź Maryi z całym życiem Jezusa, Jego misją. Jest z Nim w chwilach będących uwieńczeniem dla Jej „Fiat”. Przeżywa to wszystko, czego mogła nie rozumieć przez całe lata, kiedy wyraziła zgodę na macierzyństwo. Rozpoczynając drogę życia małżeńskiego, zakonnego czy kapłańskiego, nie wiemy, co będzie później, co się wydarzy, jakie będą skutki naszej zgody za związek, który zawieramy.
Ci, którzy nas kochają, zawsze są blisko nas, kiedy cierpimy. Maryja jest silna „cierpieniem z miłości” Syna. Jezus jest silny „cierpieniem z miłości” Jego Matki. Nie chodzi o bliskość fizyczną między Maryją a krzyżem, na którym zawisł Syn. Chodzi o tę bliskość serc, dzięki której, nie poddajemy się zwątpieniu, nie upadamy na duchu, wszystko znosimy i wszystko wybaczamy.
Nie potrafimy cierpieć, nie można się tego nauczyć. Potrafimy natomiast kochać. Kochając, znosimy cierpienie. Czynimy to dla kogoś, kto nas umacnia, wycisza ból naszego serca, w swoim sercu. Kochając drugiego człowieka, odnajdujemy się w nim najgłębiej, najpełniej. Maryja, kochając Jezusa, żyje Nim i w Nim, a przez to, również z Nim i w Nim cierpi. Kiedy cierpi Jezus, cierpi też Maryja. Osoby, które darzą się wzajemną miłością, są również zespolone we wzajemnym cierpieniu.
Maryja jest blisko z innymi ludźmi. Opieramy się w naszym cierpieniu zarówno na Jezusie Chrystusie, jak i na człowieku, na jego współczującej, rozumiejącej bliskości. Ważna jest fizyczna bliskość człowieka w chwilach wielkiego bólu serca. Jezus, przez obecne na Golgocie niewiasty, przez ich dobre, wrażliwe w czułość ramiona, okazuje wsparcie swojej Matce. Podobnie jest z nami. Otrzymujemy czułe gesty ze strony ludzi nie będąc świadomi, że dawcą ich, jest sam Pan.
TAJEMNICE CHWALEBNE
Zmartwychwstanie
Kobiety szukają ciała Jezusa. Pusty grób nic im nie mówi, nie rozumieją tego, co się stało. Spodziewamy się znaleźć Jezusa tam, gdzie nie ma życia. Nasze dążenie jest uwarunkowane myśleniem o śmierci, nie o życiu, dlatego nie możemy spotkać Pana. Nasza bezradność, podobnie jak kobiet idących do grobu sprawia, że Jezus posyła aniołów. Wpatrujemy się, jak kobiety, które przyszły rano, aby namaścić ciało Jezusa w to, co jest symbolem śmierci, symbolem ciemności - w grób.
Bezradne i przestraszone. Doświadczały niepewności sytuacji, w której się znalazły. Nie wiedziały, co o tym myśleć, jak reagować na „pusty grób”. Odczucie zakłopotania i zagubienia w zderzeniu ze znakiem, którego nie potrafiły odczytać. Św. Łukasz twierdzi, że były „osłupiałe z przerażenia”. Przerażenie pokazuje stan ludzkiego serca.
Powracamy do tego, co jest naszym więzieniem i ciemnością, co niszczy w nas pragnienie życia, co jest nieczystością. Powracamy do tego, co jest naszą ludzką samotnością i odosobnieniem. Nie możemy i nie powinniśmy od tego uciekać. Jezus wprowadza kobiety w to, co w ich rozumieniu, nie budziło nadziei. Tam gdzie On prowadzi zawsze jest nadzieja życia. Jezus chciał, aby niewiasty spotkały się z tajemnicą pustego grobu.
Życie powraca do serca, gdy przypominamy sobie słowa Pana. Żeby pamiętać słowa Jezusa, trzeba je sobie przywoływać, wspominać, utrwalać w sercu przeżywając. Myślenie o tym, co Jezus mówi sprawia, życie Słowem, życie w Słowie. Ono odwraca nas od tego, co jest naszym grobem. Słowo umożliwia wpatrywanie się w Zmartwychwstałego. Myślenie o Słowach Jezusa jest troską o naszą relację z Nim. Znamy Jezusa, kiedy pamiętamy, co do nas powiedział. Nie pamiętanie łączy się z nie rozumieniem słów Jego.
Kobiety, które przypomniały sobie o tym, co Jezus powiedział odczuły przynaglenie, aby przypomnieć o tym Jego uczniom. Słowo Boże, które jest w sercu człowieka, ono otwiera na prawdę o zmartwychwstaniu. Jest ponad to przekazywane bez względu na to, jak na nie reagują inni. Uczniowie nie uwierzyli kobietom. Pojawia się myśl, że prawda o zmartwychwstaniu Jezusa nie została przyjęta od razu przez Jego uczniów. Nie uwierzyli oni kobietom, które zostały wybrane na pierwszych świadków zmartwychwstania. Jest w nich opór przed przyjęciem Radosnej Nowiny.
Życie w zamknięciu, w lęku, w przeżywaniu frustracji spowodowanej ucieczką od Jezusa w chwili Jego pojmania, wydaje swoje owoce. Trudno jest przyjąć prawdę Słowa Bożego, nie dowierzając słowom prawdy człowieka. Przez słowo ludzkie przychodzi słowo Pana. Bóg objawia się nie tylko przez ludzi świętych, doskonałych, cieszących się autorytetem i wysoką pozycją społeczną, ale najczęściej dokonuje tego przez osoby, których grzechy są nam znane.
Uboga stajnia betlejemska nie była przekonywająca, jako miejsce narodzin Boga-Człowieka. Trzy niewiasty, których życie było bardzo trudne a ich serca bardzo poranione wybrał Bóg, aby przez nie powiedzieć swoim uczniom, których nie uznał za godnych pierwszeństwa, aby objawiły największą prawdę – o Jego zmartwychwstaniu. Uprzedzenia jakie są w ludzkim sercu uniemożliwiają przyjęcie prawdy przychodzącej od Boga.
Wniebowstąpienie
"Jesteście świadkami". Trzeba przejść w duchu drogę cierpień z Jezusem i radować się Jego zmartwychwstaniem. Stajemy się świadkami tych wydarzeń, gdy one nas przemieniają. Stajemy się wiarygodni cierpiąc z Jezusem, odczuwając ból opuszczenia przez Ojca, doświadczając siły pragnień, które są w Bogu, a równocześnie znając własną bezsilność w przekonywaniu o Miłości, która przyszła na świat. Jesteśmy świadkami pozwalając, aby uderzono nas niesprawiedliwymi osądami; dopuszczając do sytuacji, w której nie jesteśmy zdolni wypowiedzieć słowa, we własnej obronie. Nasze upadki stają się okazją do ujawnienia się postaw tych, którzy nas spotykają: jedni lamentują nad nami, inni wspierają słowem, które ich niewiele kosztuje, ktoś popycha, jest też osoba, która swoim spojrzeniem daje odczucie bliskości przez zrozumienie.
Tych, na których liczyliśmy, nie ma. Odeszli, gdy poznali, że będąc z nami mogą wiele stracić. Nie warto z nami trzymać. Trzeba przeżyć i to, że ktoś cię przekreśla, cofa swoje dotychczasowe zaufanie. Pojawia się człowiek, który jedynie z obowiązku, wyznaczony usiłuje zaradzić twoim problemom, gdy życie się "sypie". Nie był przekonany, lecz stał się tym, który zobaczył w tobie innego człowieka, jakże różnego od tego, o którym słyszał z ust bezlitosnych i niesprawiedliwych. Twoja udręka może zmienić czyjeś myślenie, a nawet życie. Zyskujemy również przyjaciół, gdy cierpimy, a są to przyjaźnie trwałe, gdyż wiele można stracić, a niewiele zyskać.
"Jesteście świadkami". Tej radości, że warto wychodzić "nocą", jak Magdalena, choć przed tobą smutek grobu, aby doznać radości "dnia". Świadek, to człowiek oddychający wolnością przekonań, myślenia. Żyje tym, że wszystko jest możliwe dla tego, który wierzy.
Jeśli nawet uczyniłem to, czego teraz bardzo się wstydzę, a ruchy moje są wolniejsze, biegnę, ponieważ nie utraciłem nadziei, że warto iść w stronę ŚWIATŁA, które świeci i dla moich grzesznych oczu. Odczuwam zmartwychwstanie, świadczę o nim, gdy nie ma we mnie złości, iż ktoś mnie wyprzedza, biegnie szybciej niesiony przez uczciwość i wierność. Cieszy mnie wierność innych. Ludzie zmieniają się na lepsze. Nareszcie to widzę. Smutni słyszą słowa, które usuwają ślepotę z ich oczu. Rozczarowani wczoraj, dzisiaj pochylają się nad Biblią. Gdy podniosą głowy, w ich oczach maluje się przerażenie zmieszane ze szczęściem, jakby zobaczyli ducha.
Odczuwam nad sobą rękę błogosławiącego Jezusa. Życie jest wpatrywaniem się w niebo, szukaniem tego, co w górze, dążeniem do wolności w Duchu. Śmierć i zmartwychwstanie najpełniej przygotowują do życia na ziemi i w niebie. Pozostaje tym, którzy jeszcze nie wstępują do nieba, życie według słów:
– "Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?" (Tęsknię za Tobą, Panie)
– "Pragnę", (Aby wszyscy zostali zbawieni i doszli do poznania Prawdy)
– "Oto Matka twoja" ("Uczeń wziął ją do siebie")
– "Niewiasto, oto syn Twój" ("Cały Twój")
– "Ojcze, w ręce Twoje, oddaję ducha mego" (Oddaję słabość moją, myśli moje, to, czego chce i czego nie chcę, poczucie beznadziejności, frustracje moje, wolność i niewolę, wiarę i niewiarę, złość, upór, żal, nie przebaczenie, silne pragnienie przemiany).
Zesłanie Ducha Świętego
Szum, wicher i ogień. Przychodzi Wszechmogący. Napełnia człowieka mocą oczyszczającą od lęku, nieufności i strachu przed śmiercią. Wreszcie zostaliśmy napełnieni Tym, który może w człowieku zaspokoić wszelką tęsknotę i każde pragnienie. Duch Święty pozwalał mówić, a dotychczas byli „niemi”. Zesłanie Ducha Świętego jest szkołą, w której człowiek uczy się mówić napełniony „pełnią Bożą”. Śmiali się, tańczyli, wydawali okrzyki radości, „jakby upili się młodym winem”. Spragnieni radości, tęskniący za otwarciem ust, aby przepowiadać „wielkie dzieła Boże”.
Duch Święty pozwalał im mówić. On mówił w nich, do nich i przez nich. Nie mogli nie mówić tego, co w sobie usłyszeli. Nie byli w stanie być zamknięci w Wieczerniku, skoro Duch Święty poniszczył w nich zasuwy, na które pozamykali swoje serca. Nie trzeba było słów przekonywania. Zbędne były wyjaśnienia. Pozwolili się nieść Duchowi Pana. Mówili to, co inni rozumieli, a nawet na to czekali. Jakby całe niebo zstąpiło na ziemię. Jakby Królestwo Boże już całkowicie i nieodwołalnie nadeszło.
Znajdowali się razem, gdyż oczekiwali spełnienia się obietnicy. Oczekiwania ludzi łączą. Tęsknota, spodziewanie się skupia ludzką uwagę na tym, co się wydarzy. Jezus zapewnił, że pośle Ducha Świętego Pocieszyciela. Wszystkie obietnice Boże wypełniają się. On pociesza tak skutecznie, że człowiek nie odczuwa potrzeby pocieszenia, jakim dysponuje świat. Bóg obejmuje swoim pocieszeniem całą ziemię, każdą ludzką osobę. Od człowieka zależy, czy pozwoli otworzyć siebie na wypełnienie w sobie tęsknoty, którą tylko Bóg może spełnić. Oczekiwać na Ducha Świętego, to spodziewać się Przewodnika, który "wszystkiego nas nauczy i przypomni" to, co jest życiem Jezusa.
Wiara w człowieku jest pielęgnowana pocieszeniem przychodzącym od Boga. Gdy brakuje pocieszenia, brakuje równocześnie mocy wierzenia we wszystko, co Jezus mówi w swoim Kościele. W domu, który wypełnia Duch Święty swoją obecnością spodziewamy się osiągnąć spełnienie emocjonalne, intelektualne i duchowe. Domem Boga jest serce człowieka. Na tyle człowiek posiada serce, na ile kocha. Duch Święty przychodzi, aby człowiek był zdolny do miłości.
W Bogu się spełniamy, w Nim rozumiemy, w Nim odczuwamy, w Nim wzrastamy. Człowiek, który grzeszy jest tym, który wyszedł ze swojego domu, czyli porzucił kierowanie się sercem. Jest osobą bezdomną, zagubioną, bezradną. Duch Święty przychodzi, aby człowiek powrócił do swojego domu. Można jedynie wówczas mówić o takiej rzeczywistości, gdy prowadzi on dialog w swoim sercu z Bogiem, a tym samym pozwala się Jemu prowadzić. W tęsknocie za mieszkaniem w domu Ojca, ale i w każdej ludzkiej tęsknocie możemy odkryć pragnienie człowieka za odnalezieniem się w Chrystusie. Nic innego, poza Nim, nie jest w stanie tęsknoty tej w człowieku wypełnić. Dlatego moment zesłania Ducha Świętego jest chwilą, w której uczniowie Jezusa wracają do swojego Mistrza, czyli do swojego Domu (Bóg jest naszym domem) po ucieczce która wydarzyła się w Ogrodzie Oliwnym.
Wraz z przyjęciem Ducha Świętego, przyjmujemy również dar Jego pokoju, w którym doznajemy wolności od obaw i przeświadczenia, że Bóg pomaga. Duch Święty, który przychodzi, On chce nas przekonać o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. Dla wielu, nie jest grzechem to, co złem jest przed Bożym Obliczem. Dla wielu, to, co jest sprawiedliwe, kłóci się z poczuciem Bożej sprawiedliwości. Kościół, jaki wychodzi z Wieczernika, po zesłaniu Ducha Świętego, jest Kościołem misyjnym. Jest to wspólnota zdolna do świadczenia o Zmartwychwstałym, o Tym, który przywrócił człowiekowi wolność.
Znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu, modlili się, razem czekali. Mieli różne poglądy, charaktery, doświadczenia i ludzkie słabości, ale byli razem. Znakiem tego, jest ich obecność na tym samym miejscu. Różnice, jakie nadal były między nimi, nie stanowiły przeszkody dla zesłania Ducha Świętego. Zapewne w sercu wielu z nich był smutek, zagubienie, niezrozumienie tego, co się stało, może i żal do Jezusa, ale - modlili się.
Każdy z nich został ogrzany Pocieszycielem. Ogrzany i oświecony pocieszeniem. Gdy Bóg nas pociesza, mamy jasność widzenia spraw trudnych, przeżywanych dotychczas w stanie smutku czy przygnębienia, a odnoszących się do Boga. Nie trzeba było wielu języków ognia nad jednym uczniem. Potrzeba mało, albo tylko jednego. Prostota polega też na tym, by potrzebować jednego Pocieszyciela, Ducha Prawdy. Bóg Prawdy, pociesza. Przyjmujący pocieszenie od Ducha Świętego, wprawiają innych w zdumienie i przyciągają ich do siebie. Pocieszyciel mówi przez pocieszonych. Gdy mówi o Bogu ten, którego Duch Święty pociesza, inni słyszą i widzą wielkie dzieła Boże.
Wniebowzięcie NMP
Matka idzie za Synem. Jej domem jest Jezus. Człowiek mieszka naprawdę w tych i z tymi, których kocha. Jej wniebowzięcie jest kontynuacją tego czym żyła, kogo kochała, za czym tęskniła, dokąd dążyła, komu oddała swoje życie. Życie w niebie, jest kontynuacją tego, że człowiek na ziemi żył dla Boga. Można sobie wyobrażać wielką tęsknotę Maryja za chwilą, w której będzie mogła spotkać Syna twarzą w twarz i radować się przebywaniem z Nim. Żyjąc na ziemi trzeba tęsknić. Bóg, który żyje w człowieku, rozpala w nim tęsknotę za Nim samym. Tęsknotę możemy nazwać śladem Boga, jaki On umieścił w sercu człowieka. Ona umożliwia stawanie się świętym. Bóg, który rozbudza w człowieku tęsknotę uświęca go, jak i On jest święty. Życie w tęsknocie, umożliwia przejście przez tę ziemię dobrze czyniąc i błogosławiąc wszystkich.
Maryja cicho żyła i cicho odeszła. "Cisi posiądą ziemię". Jest czczona na całej ziemi, ponieważ Jej życie należało do Boga. Gdy życie człowieka należy do niego samego, bardzo szybko o nim zapominamy. Jedynie życie, które stało się ofiarą, czyli miłością, jest godne uwagi i szacunku. Każdy, kto chce przeżyć dobrze czas dany na życie, powinien ofiarować z siebie to, co połączy go z Jezusem zarówno teraz, jak i na wieczność całą. Bóg oczekuje od człowieka tego co duchowe i tego, co cielesne. Maryja z duszą i ciałem została wzięta do nieba. Cała należąc do Boga, Błogosławiona, cała też została przez Niego przeniesiona do nieba, dla prowadzenia ewangelizacji na ziemi. Maryja objawiając się ludziom, ewangelizuje ziemię, przypomina o życiu, które jest i nigdy się nie kończy, przypomina o niebie, które jest dla ludzi pozostających przy Bogu "na dobre i na złe".
Ukoronowanie NMP - Maryja Królową
W Maryi dokonuje się najgłębsze zjednoczenie człowieka z Bogiem. „Fiat” jest zewnętrznym wyrazem wewnętrznego zjednoczenia. „Fiat” jest aktem wcielenia się Boga w ludzkie życie. Maryja wychodzi naprzeciw tego, co niemożliwe dla człowieka. W Niej i przez Nią dokonuje się wychodzenie człowieka naprzeciw Boga. Do zjednoczenia z Bogiem potrzeba być wyniesionym przez Niego. W Maryi każdy człowiek może doświadczyć owego zjednoczenia z Bogiem, które nadaje smak, głębię i radość jego życiu.
Maryja będąc naszą Matką, jest równocześnie tą, która nas wprowadza w tajemnicę zjednoczenia z Tym, z którym jest najbliżej w swoim „Fiat”. Nie ma jedynie zjednoczenia duchowego Maryi z Bogiem. Ona cała doświadcza tej tajemnicy. Nasze zjednoczenie z Chrystusem obejmuje całe człowieczeństwo: życie duchowe i cielesne. Człowiek spełniony w wymiarze duchowym doświadcza spełnienia, wyciszenia, mocy w wymiarze życia cielesnego i zmysłowego, pragnień, oczekiwań i potrzeb.
Jesteśmy w Maryi przeznaczeni do zjednoczenia z Bogiem. Dokonuje się ono jedynie przez dar darmo dany człowiekowi. Odpowiadając jak Maryja „Fiat” wchodzimy w przestrzeń oddziaływania Ducha Świętego, Jego mocy, mądrości i miłości. „Fiat”, to przyjęcie DARU umożliwiającego ZJEDNOCZENIE.
Maryja jest „pełna łaski”, pełna doskonałości tego, co kobiece. „Obdarzona łaską” jest jej prawdziwym imieniem, które wyraża to, kim jest w oczach Boga. Jej prawdziwym imieniem jest miłość, jaką Bóg ma dla Niej. Pełna łaski, to i pełna miłości, ponieważ BÓG JEST ŁASKĄ i BÓG JEST MIŁOŚCIĄ. Pełnia łaski objawia Służebnicę Pańską. Będąc wypełnioną Bogiem, jest macierzyńska, udzielająca się. Jej dawanie siebie jest służbą. Przez służbę Bogu odkrywamy swoją godność służenia. Postawa ta jest jednym z wielu elementów naszego podobieństwa do Boga.
Maryja pokazuje inne oblicze kobiety. Przypomina o godności i powołaniu każdej kobiety bez wyjątku. To kobiecie Bóg „uczynił wielkie rzeczy”. W tych słowach kobieta może odkryć swoje piękno, swoje człowieczeństwo i godność. Kobieta jest szczególnie obdarowana przez Boga. Piękno kobiety, jej podobieństwo do Boga, kusiciel usiłował zniszczyć przez fakt zwiedzenia.
Bóg powierzył kobiecie mężczyznę stawiając Niepokalaną u początku misji zbawienia. Ojciec powierzył Syna. Syn oddał Maryi całą ludzkość. W Niej, kobiecie czystej, pięknej, kochającej możemy odkrywać i przez Nią poznawać każdą kobietę będącą darem dla mężczyzny i oczekującą wzajemności w tym, co stanowi fundament szczęśliwego życia i zbawienia, w miłości.