Czy Michał Tusk był źródłem przecieku? "W maju premier Donald Tusk dostał notatkę od ABW mówiącą, że Amber Gold jest piramidą finansową i że są na to dowody. Jeszcze w sierpniu Donald Tusk zapewniał, że służby nie ostrzegały go o przestępczej działalności Marcina P." (źródło: http://www.polskieradio.pl/9/713/Artykul/677583,Premier-mijal-sie-z-prawda )
"Michał Tusk w ciągu ostatnich miesięcy wielokrotnie kontaktował się z Marcinem Plichtą. Miał też w czerwcu wypytywać kierownictwo OLT Express, jaki wpływ na linie lotnicze miałby upadek Amber Gold." (źródło: http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/michal-tysk-chcial-byc-twarza-firmy-marcina-plichty-zdradzal-mu-tajne-dane_273329.html )
Czy Michał Tusk, być może nieświadomie, ostrzegł przestepców, umożliwiając im tym samym wyprowadzenie pieniędzy z kasy AG? Czy to jest powód, dla którego Donald Tusk kłamał mówiąc, że nie miał informacji ze służb o przestępczej działalności firm Marcina P? "Pytany, czy rozmawiając z synem, miał wiedzę od ABW, oburzał się: – Sugestia, że mogłem mieć tajne dane i uprzedzałem syna, jest, delikatnie mówiąc, niemądra, a nawet nieprzyzwoita – mówił. Zapewniał też, że służby ani prokuratura do dnia konferencji nie informowały o przestępczej działalności spółek Marcina P. On sam opierał się wyłącznie na wiedzy dostępnej w mediach, nie zaś służb specjalnych. – W czasie, o którym rozmawiamy, a więc późną wiosną i wczesnym latem, żadna z informacji, jakie otrzymywałem, nie wykraczała poza to, o czym media informowały dość szeroko – zapewniał Tusk." (źródło: http://www.rp.pl/artykul/924017,930035-Slowa-Tuska-kontra-fakty.html )
Paczula
O bankach, parabankach i wielkim deficycie w przyszłym roku Dzisiaj w dzienniku FAKT jest mój artykuł na całą stronę o bankach i parabankach, w którym pokazuję diagnozę problemu zwanego jako Amber Gold i pokazuję jak ten problem rozwiązać. Na razie nie ma linka w Internecie. W czwartek, jak zwykle ukaże się mój felieton na przedostatniej stronie Dziennika Gazety Prawnej. W felietonie komentuję nowe założenia do budżetu na przyszły rok i pokazuję, że jeżeli zamiast wzrostu będzie stagnacja, to deficyt się podwoi i w takiej sytuacji rząd na pewno wykona kolejny skok na kasę w OFE. Poniżej fragment:
”Można by powiedzieć, że to [prognoza dochodów budżetowych na 2103 rok] realistyczny szacunek, gdyby nie doświadczenie z 2009 roku. Wtedy realny wzrost PKB wyniósł 1,9 procent, a średnioroczna inflacja 3,5 procent, czyli nominalny wzrost PKB był zbliżony do tego co jest planowane na rok 2013, z nieco większym udziałem inflacji w tym wzroście. Jednak wtedy wartość zebranych podatków z PIT, CIT i VAT była nominalnie niższa niż rok wcześniej, łącznie o około 8 mld złotych, a teraz zakłada się wzrost dochodów o około 9 mld złotych. Wtedy spadek dochodów zrekompensowano wydrenowaniem spółek Skarbu Państwa z pieniędzy- dywidendy wzrosły z 3 do 8 mld złotych – i wzrostem akcyzy o 3 mld złotych. Ale rząd już w 2012 roku zaplanował ponad 8 mld złotych dywidend, wyciśnięcie jeszcze więcej w 2013 roku może doprowadzić do radykalnego pogorszenia sytuacji finansowej firm, które i tak będą musiały sobie poradzić z pogarszającą się koniunkturą, lub po prostu będzie niemożliwe. W sumie można wnioskować, że nawet jeżeli wzrost gospodarczy będzie taki jak zakłada rząd, to plan dochodów budżetowych jest bardzo optymistyczny, biorąc pod uwagę opisane powyżej doświadczenia 2009 roku i fakt, że dochody z VAT spadają już pierwszej połowie 2012 roku.” Rybiński
Marcin P., Amber G., a może Donald T. i Platforma O? Chyba posłowie Platformy muszą pójść po rozum do głowy i przestać zamiatać tę aferę pod dywan, bo jest ona już takich rozmiarów, że coraz trudniej znaleźć taki wielki dywan, żeby to wszystko przykrył.
1. Marcin P. właściciel Amber Gold, prosi w więzieniu o specjalną ochronę i rzeczywiście dostaje jednoosobową monitorowaną celę, a pod prysznicem i na spacerach towarzyszy mu strażnik. Na pytanie czy Marcinowi P. w więzieniu nic nie grozi, minister sprawiedliwości Jarosław Gowin odpowiada z brutalną szczerością, że w Polsce nie ma 100% pewnych więzień i lansuje tezę, że afera Amber Gold, to zemsta na Tusku ze strony postkomunistycznego biznesu. Już tego rodzaju sformułowania wypowiadane przez urzędującego ministra sprawiedliwości, powinny wywołać reakcję premiera Tuska, ale jak widać rozkład w tej ekipie poszedł już bardzo daleko. Sąd oddala wniosek o upadłość OLT Ekspress, ponieważ okazuje się, że majątek tej firmy to tylko 800 tysięcy złotych, a samo poprowadzenie upadłości, czyli funkcjonowanie syndyka i jego ludzi (bez zwracania jakichkolwiek wierzytelności), to koszt przynajmniej 4-5 mln zł, więc poszkodowani niedoszli pasażerowie w liczbie około 200 tysięcy, nie mają nawet możliwości zgłoszenia swoich roszczeń.
2. W czwartkowej debacie w Sejmie dotyczącej afery Amber Gold i powołania w tej sprawie komisji śledczej, premier Tusk i jego ministrowie mówili o błędach pojedynczych ludzi w aparacie sądowniczym, prokuratorskim i skarbowym, które już zostały zidentyfikowane, choć nijak nie byli w stanie wytłumaczyć jak to możliwe, że wszystkie te błędy odnosiły się do tej samej osoby i jej działalności i zostały popełnione w sądach, prokuratorach i urzędach skarbowych jednego województwa, w którym od lat niepodzielnie rządzi Platforma. Na wniosek o powołanie komisji śledczej przedstawiciele Platformy odpowiadali, że najlepiej jak wyjaśnianiem tej afery zajmą się już istniejące komisje sejmowe, choć przecież doskonale wiedzą, że przed komisją śledczą wszyscy świadkowie zeznają pod rygorami kodeksu karnego, podczas gdy zaproszeni goście na posiedzeniach zwykłych komisji, mówią to co uważają za stosowne, bez żadnych konsekwencji. Można było odnieść nieodparte wrażenie,że przedstawiciele Platformy zarówno premier , ministrowie jak i posłowie podczas tej debaty, próbowali wmówić Polakom, że to właśnie lis będzie najlepszym śledczym w sprawie włamania do kurnika.
3. Wczoraj wybuchła jeszcze jedna bomba w aferze Amber Gold. Poseł Wipler z Prawa i Sprawiedliwości doczekał się odpowiedzi na interpelację skierowaną do premiera Tuska, kiedy otrzymał on informacje, ostrzegające przed przestępczą działalnością Amber Gold. Okazuje się, że taką informację od ABW premier dostał już 24 maja i do początku sierpnia, a więc ponad 2 miesiące była ona jego słodką tajemnicą. W czerwcu w rozmowie ze swoim synem Michałem przestrzegał go przed związkami z Amber Gold i przed zatrudnieniem w OLT Express, ale robił to ponoć korzystając z wiedzy gazetowej i tej szeptanej w Gdańsku. Wygląda, więc na to, że premier Tusk po wielokroć informując w sierpniu, że nie miał żadnej wiedzy o Amber Gold pochodzącej od służb specjalnych, wprowadzał w błąd zarówno posłów jak i opinię publiczną. Ba przez te ponad dwa miesiące tysiące ludzi kupiło bilety lotnicze w OLT Express, których nigdy już nie wykorzysta i zapewne setki przyniosło swoje oszczędności do Amber Gold i zamieniło je na papierowe certyfikaty opiewające na złoto, choć właśnie już w maju ABW informowała premiera, że skrytki w bankach w których ta firma ma przechowywać złoto, są puste.
4. Komisja śledcza w sprawie afery Amber Gold na razie nie powstała bo tonącą Platformę zdecydował się jeszcze ratować PSL i wniosek o nią przepadł ale jeżeli w takim tempie jak do tej pory będą się pojawiały kolejne informacje pogrążające premiera Tuska i jego ministrów a także rządzącą Platformę na Pomorzu, to nie wykluczone, że kolejny wniosek w tej sprawie może jednak uzyskać większość. Zresztą chyba posłowie Platformy muszą pójść po rozum do głowy i przestać zamiatać tę aferę pod dywan, bo jest ona już takich rozmiarów (a ciągle pojawiają się nowe wątki jak na przykład działalność służb lotnictwa cywilnego podległych ministrowi Nowakowi), że coraz trudniej znaleźć taki wielki dywan, żeby to wszystko przykrył. W internecie coraz więcej sformułowań nie tylko o Marcinie P. ale także o Donaldzie T. i Platformie O. więc śledcza komisja może być ostatnią szansą, żeby rządzący mieli choć cień szansy na udowodnienie, że afera Amber Gold, to jednak błędy pojedynczych ludzi. Kuźmiuk
Co chciał przekazać Marcin P.? Nowe fakty ws. Amber Gold Poinformował media i przekazał Marcinowi P. tajne dokumenty ABW dotyczące akcji „Ikar” prowadzonej przez ABW na zlecenie Komisji Nadzoru Finansowego. To właśnie wtedy szef „złotego interesu” zwołał konferencję i przekonywał, że Agencja chciała upadłości zarówno Amber Gold, jak i OLT Express. Dziwnym trafem, większość mediów bardzo wybiórczo traktuje jego opowieść o powiązaniach Marcina P. Co tak naprawdę ma do powiedzenia Paweł Miter? - Była noc z 2 na 3 sierpnia, kiedy odbyłem bardzo długą rozmowę z Marcinem P. Podczas tej rozmowy ustaliliśmy, że Marcin P. ujawni działania służb, konkretnie ABW, które miały na celu zniszczenie Amber Gold ale też i OLT Express. Nie byłem jednak do końca przekonany o prawdziwości tej notatki. Z jednej strony byłem przeciwny publikacji do czasu potwierdzenia jej autentyczności, a z drugiej strony zderzaliśmy się z informacją, że właśnie na 3 sierpnia planowane jest wejście ABW do spółki Marcina P. oraz jego aresztowanie. Wiedzieliśmy, że w momencie ujawnienia tej akcji działania zostaną natychmiast zaprzestane i nie dojdzie do zatrzymania P. - opowiada znajomy Marcina P. Również 3 sierpnia br. media poinformowały o samej notatce, jak i całej sprawie Amber Gold. Tego dnia miała też odbyć się konferencja prasowa z udziałem Marcina P., do czego namawiał go sam Miter. - Planowana była na godzinę 17. Kancelaria Premiera, jak i sam premier wpadli w szał, co udało mi się ustalić w tym samym dniu. Premier bał się, że P. na konferencji prasowej ujawni kolejne rewelacje i to, że jego syn pracował dla P. Premier i syn nie mieli już czasu na reakcję. Byłem w drodze do Warszawy, kiedy Marcin P. zadzwonił do mnie i poinformował, że odwołuje konferencję, gdyż musi się do niej dokładnie przygotować. Media zostały poinformowane, ze konferencja odbędzie się w poniedziałek 6 sierpnia - relacjonuje znajomy Marcina P. Jego zdaniem to nie była dobra decyzja. - Dała ona bowiem możliwość właśnie młodemu Tuskowi do rozbrojenia bomby w niedzielę 5 sierpnia, kiedy to udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, bardzo dziwnego zresztą. Specjaliści z branży spekulowali i chyba słusznie, że wywiad jest ustawiony i ma na celu rozbrojenie bomby. Wiemy, że młody Tusk nieźle kłamał w tej rozmowie i zatajał pewne wątki - tłumaczy Miter. Naszego rozmówcy nie zaskoczyły również słowa rzeczniczki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która stwierdziła, że dokumenty przekazane przez Pawła Mitera są fałszywe. - Wiedzieli, że padną ostre grzmoty na Donalda Tuska i jego syna. Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzeczniczka ABW w tamtym czasie mówiła wiele o Amber Gold. Raz potwierdzała pewne tezy, a raz zaprzeczała, tak jak wtedy, gdy - w wyniku przecieku - okazało się, że Amber Gold nie kupowało złota, przez co straciła stanowisko i powołano w jej miejsce Macieja Karczyńskiego. Oczywiście tej wersji ABW też nie potwierdzi, ale jeśli ktoś przygląda się sprawie uważnie tak jak ja, sam może dojść do takiego wniosku - przekonuje Miter. Mężczyzna podkreśla, że nie broni „jak niepodległości” prawdziwości wspomnianej notatki, ale utrzymuje, że otrzymał ją od oficera Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnetrznego we Wrocławiu. Jej charakter wciąż pozostaje zagadką. Okazuje się, że nie wyjaśniono, kto ją sporządził. ABW nie odnosi się do tajnego numeru ID zawartego na notatce. Dziwnym trafem, również dziennikarze nie pytają przedstawicieli Agencji o procedury tworzenia takich notatek, czy o sam przebieg dokumentacji wewnątrz ABW. „Kliniczna równowaga/ Nikt nie stawia pytań/ Nikt nie odpowiada”, jak śpiewał Poeta. Równie zagadkowe wydają się działania funkcjonariuszy, którzy musieli prowadzić działania operacyjne względem Amber Gold i Marcina P. - Premier był informowany o tych działaniach. Dziś wiemy jedynie tyle, że premier nie do końca konkretnie ujawnia w jaki sposób był informowany i kiedy. Zasłania się przy tym klauzulą tajności. Tu są niejasności, a premier nie ma najmniejszej ochoty na ich wyjaśnienie opinii publicznej. To, że sam zgłasza w sejmie wniosek o przeprowadzenie debaty nad sprawą Amber Gold nie przyczyni się do tego, że uda mu się w całości wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Tak naprawdę nie ma na to ochoty - mówi znajomy Marcina P. Jego zdaniem debata w sejmie sprzed kilku dni, to tylko gra pozorów w wykonaniu Platformy Obywatelskiej, bo projekt powołania komisji śledczej w tej sprawie i tak już padł. Zapytaliśmy również Pawła Mitera o pochodzenie notatki ABW nt. akcji "Ikar", jaką zdobył. Kto mu ją wręczył? Dlaczego? Czy postawiono mu jakieś ultimatum? Mężczyzna unika jednak jednoznacznej odpowiedzi.
- Marcin Plichta złożył zawiadomienie do prokuratury uznając, że ABW i KNF naruszyło prawo, właśnie w związku z tą akcją. Był on zresztą już przesłuchiwany w tej sprawie i wiem, że w dokumentach przewija się moje nazwisko, ale jeszcze do tej pory prokuratura nie wezwała mnie na przesłuchanie. Natomiast kilka dni temu okazało się też, że na wniosek ABW o prawdopodobnym sfałszowaniu tej notatki przez Marcina P. zawiadomienie złożyło również ABW. Być może teraz zostanę przesłuchany - relacjonuje Miter. Przypomina, że nadal obowiązuje go tajemnica zachowania źródła informacji dla siebie. Dotąd jedynie tygodnik „Wprost” podał informację, że to Miter stoi za ujawnioną notatką. Nikt nie dopytuje o szczegóły.
- Była, co prawda, „Gazeta Wyborcza”, ale w ostateczności artykuł na mój temat nie powstał. Dziennikarz Jacek Harłukowicz szukał raczej sensacyjnych wątków w moich kontaktach z córką Beaty Kempy, wolał dochodzić do tego, czy Marcin P. przylatywał do mnie do Wrocławia awionetką, czy przyjeżdżał samochodem, wolał szukać tabloidowej sensacji, niż sedna sprawy Amber Gold i mojego udziału w rozpętaniu całego zamieszania, przez które premier ma dziś kłopoty - relacjonuje Miter. Mężczyzna relacjonuje, że nagle wydarzyło się „coś”, co spowodowało blokadę w dalszym rozwoju Amber Gold, bo nieoczekiwanie „zwinięto parasol ochronny”.
- Wiele wskazuje, na to, że pewnego rodzaju zacieśnienie kontaktów gdańskiego PO z Marcinem P. istniało, i to jest ważne w tej sprawie. Mainstreamowe media próbują P. sklejać z mafiosami, ale nie udaje im się to. Zresztą obecnie nawet ABW potwierdza, że takich wątków w śledztwie nie bada. Dlatego dziwi mnie ujawniona dwa tygodnie temu przez „Wprost” i TVN notatka RDS, 10/12 w której rzekomo pojawiają się nowe rewelacje właśnie w temacie P. i gangsterki - mówi Miter.
- Zacząć trzeba też od tego, ze z moich informacji wynika, iż wspomniana notatka i ten numer nie mówią nic na temat rewelacji, na jakie powoływał się redaktor Latkowski i TVN. Zresztą osobiście informowałem o tym Sylwestra Latkowskiego. Sprawa jest rozwojowa i wiem, że jeszcze kilka wątków w niej wypłynie na dniach - dodaje. Jakie to wątki? Jaki mogą mieć wpływ na dalszy bieg sprawy? Tego już Paweł Miter nie chce zdradzić, bo w najbliższych dniach adwokat P. będzie wnioskował o oddalenie trzymiesięcznego aresztu dla swojego klienta. Dopytywany, przyznaje jednak, że chodzi o naciski na prokuraturę i sąd ze strony Kancelarii Premiera. Na dzień przed aresztowaniem Marcin P. przysłał Miterowi maila z informacją, że jeśli dojdzie do jego aresztowania, będzie ujawniał kolejne fakty, które udało mu się ustalić.
- Wiem, że na pewno nie będą one pozytywne dla rządu Donalda Tuska i jego samego. Pytanie, jak tym razem będzie zamiatać te nieprawidłowości i kumoterstwa - puentuje Miter. Czyżby sprawa Amber Gold dopiero wkraczała w decydującą fazę? Aleksander Majewski Robert Wit Wyrostkiewicz
Co Tusk jeszcze ukrywa?! Potwierdziły się informacje „Gazety Polskiej Codziennie”!!! Donald Tusk już w maju wiedział od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że Amber Gold nie posiada złota. Poseł PiS Przemysław Wipler otrzymał odpowiedzi na interpelację, z której jednoznacznie wynika, iż premier nie reagował, choć wiedział, że oszczędności tysięcy Polaków są zagrożone.
"Właśnie dostałem odpowiedz na interpelację ws. AmberGold z 24.07.2012: Donald Tusk od 24 maja wiedział od ABW, ze spółka AG nie ma złota!!!" – napisał na Twitterze poseł Przemysław Wipler. Tym samym potwierdziły się informacje „Codziennej”, która już w ubiegłym tygodniu pisała, że premier Donald Tusk w maju otrzymał wiadomość z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, iż Amber Gold nie używa skrytek bankowych, w których rzekomo miało być przechowywane złoto. A nawet odbyło się spotkanie z D. Tuskiem, ale ten zabronił ujawniania tych faktów przed EURO 2012. A jeszcze 14 sierpnia Donald Tusk mówił: "Sugestia, że mogłem mieć tajne dane i uprzedzałem syna, jest, delikatnie mówiąc, niemądra, a nawet nieprzyzwoita." Poniżej prezentujemy kopię pisma jakie rzecznik rządu Paweł Graś wysłał do marszałek Sejmu. W ostatnim zdaniu stwierdza: "Odnosząc się do pytania, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego informowała pana premiera o nieprawidłowościach w spółce Amber Gold, wyjaśniam, że ABW przesłała taką informację pismem z 24 maja 2012 r. oraz 6 sierpnia 2012 r." AFERA AMBER GOLD - czego boi się Tusk? Niezależna
Pokłosie Marszu Patriotów 165 lat temu nasz wielki poeta, śp.Juliusz Słowacki, napisał:
»Szli krzycząc: „Polska! Polska!” - wtem jednego razu Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna, Szli dalej krzycząc: „Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!”
A Bóg z mojżeszowego pokazał się krzaka, Spojrzał na te krzyczące i zapytał - „Jaka?”«
Dziś nasza Ojczyzna jest pod okupacją brukselskich federastów. Niektórym ludziom wydaje się, że byle Polska odzyskała niepodległość, byle powstało suwerenne Państwo Polskie – to już będzie dobrze. Niestety: jak słusznie zauważył inny wielki poeta z tego okresu, śp.Cyprian Kamil Norwid:
„Jeśli ma Polska być socjalistyczną Lub komunizmu rozwinąć zadanie -
To ja już wolę tę monarchistyczną, która pod carem na wieki zostanie!”
Przekonali się o tym Khmerowie, którzy wydostali się spod okupacji francuskiej – i trafili pod okupację Czerwonych Khmerów, jak najbardziej ludzi z ich narodu. Również Chińczycy z Hong-Kongu zdecydowanie woleli być kolonią Brytyjczyków, niż kolonią Chińczyków z Pekinu. Socjalizm niszczy każdy naród jak rdza niszczy żelazo. Socjaliści nagradzają słabych, głupich i złych – tępią silnych, mądrych i dobrych. I nie ma znaczenia, z jakiego narodu się ci socjaliści wywodzą. Każdy socjalizm – narodowy czy międzynarodowy, europejski czy sowiecki, chrześcijański i ateistyczny – musi zniszczyć kraj, który opanuje. Francja, okupowana przez Republikę Francuską, jest na krawędzi moralnego rozpadu. Natomiast Litwini, Estończycy i Rosjanie, okupowani przez Związek Sowiecki, mają poczucie narodowe nawet jakby lepsze. Co ciekawe: sowiecką okupację lepiej przetrwali Estończycy i Litwini – choć większość komunistów (nie „bolszewików” - bolszewicy to w większości Żydzi!) - niż Rosjanie, choć sowieccy okupanci używali języka rosyjskiego, narzucali innym kulturę rosyjską, a podczas wojny nawet odwoływali się do rosyjskiego patriotyzmu. Jednak Rosjanie bardziej serio traktowali socjalizm – przez okupowane narody traktowany jako narzucony - i dlatego są dziś bardziej zdemoralizowani. Dlatego my, Prawica, wszystkich socjalistów traktujemy jako Zło Wcielone. Proszę o zrozumienie tej postawy... JKM
Skąd pieniądze na reformy PIS Na przedstawione przez J. Kaczyńskiego postulaty (program PIS)- mające być ustrojową alternatywą dla istniejącego rządu PO-PSL - przedstawiciele obozu władzy mają jeden druzgocący argument: skąd wziąć na to wszystko pieniądze? Najwyraźniej niedokładnie przeczytali, czy też wysłuchali to "ekspoze"; było tam sporo o racjonalizacji zarządzania państwem, co niewątpliwie ograniczy potrzeby budżetowe - likwidacja NFZ, uproszczenie podatków i sprawozdawczości podatkowej, podporządkowanie prokuratury ministrowi sprawiedliwości, wprowadzenie podatku bankowego. Jeszcze jedno - dość symboliczna sprawa, ale charakterystyczna - automatyczny przepadek majątku osobistego przestępców gospodarczych na rzecz skarbu państwa (to każdemu wydaje się oczywiste, tylko nie dotychczasowym prawodawcom). Jest jeszcze wiele możliwości pozyskania pieniędzy na wielce kosztowne (wg rządu) plany J. Kaczyńskiego. Nie mówił o wszystkich - w krótkim wystąpieniu nie da się zawrzeć wszystkiego, ale dla tego kto śledzi wypowiedzi opozycyjnych polityków - jest jasne w czym upatrują oszczędności budżetowe i w czym widzą zwiększenie tych dochodów. Dostrzegam następujące kierunki działań w tej mierze:
- Likwidacja nadmiernie rozrośniętej administracji państwowej i samorządowej - obecnie ma niejednokrotnie miejsce dublowanie zarządzania; w czasie, kiedy D. Tusk zwiększył zatrudnienie o prawie 100 tysięcy nowych urzędników (najlepszych wyborców) - Cameron w Anglii ograniczył administrację o kilkaset tysięcy osób. Najbardziej bulwersujące jest powołanie "gabinetów politycznych" w resortach. Jedynym wytłumaczeniem ich istnienia jest to, że mają pilnować czystości ideologicznej wśród zatrudnionych; innymi słowy - ma się zatrudniać "swoich", a nie najlepszych. W efekcie - ci najlepsi szukają pracy za granicami państwa. Mamy do czynienia z drenażem mózgów na ogromną skalę.
- Likwidacja OFE i przejęcie przez budżet zgromadzonych tam kapitałów, to obecnie ok 240 mld zł. - pozwoliłoby to skokowo zmniejszyć zadłużenie państwa, a co za tym idzie - obsługa długa mogłaby wynieść nie ok 50 mld. zł. rocznie, a np. ok. 40 mld.
- Zaprzestanie pozorowania budowy gazoportu (powinien dawno już działać), budowa odcinka rurociągu łączącego nas z systemem rurociągów Europy Zachodniej. Te operacje pozwoliłyby na żądanie renegocjacji fatalnego dla Polski kontraktu gazowego z Rosja.
- Natychmiastowe zawieszenie wykonywania pakietu klimatycznego (katastrofalnego dla Polski) i zażądanie renegocjacji.
- Likwidacja pojęcia "kontraktów menedżerskich" w instytucjach państwowych i spółkach skarbu - tylko bezwzględnie przestrzegana ustawa "kominowa".
- Zaprzestanie finansowania wszelkich przedsięwzięć "kulturalnych" - poza kilkoma teatrami i operami w głównych 4 - 5 miastach Polski. Także finansowania czasopism "politycznych" np. "Krytyki politycznej", której program jest wyraźnie sprzeczny z interesem kraju.
- Zlikwidować pojecie "samochodu służbowego" - poza kilkoma pojazdami dla prezydenta i ewentualnych zagranicznych gości wysokiego szczebla.
- Zintensyfikować produkcję energii z odnawialnych źródeł energii. (elektrownie wiatrowe, geotermia, solary).
- przyspieszenie wydobycia gazu z łupków gazonośnych (należy szybko ustalić wysokość podatku "od kopalin").
- ograniczenie finansowania partii politycznych.
Janusz40's blog
Kto się myli w rachunkach? Idąc za trafnymi wskazaniami dociekliwego blogera – „Matki Kurki” - rzeczywiście chyba jest lepiej, gdy premier Tusk i minister finansów Rostowski bawią się, zapałkami niż zajmują się naprawianiem gospodarki i to przy pomocy kalkulatora. Premier i minister finansów powinni policzyć i przedstawić Polakom, ile od 5 lat kosztuje nas już gospodarczy eksperyment Tuska i Rostowskiego np. w kwestii nowego zadłużenia kraju to już blisko 400 mld zł., czy np. bezrobocia, choć i tu liczby są ewidentne: w 2007 r. bezrobotnych było ok. 1,7 mln osób, a w 2012 r. mamy już ok. 2,2 mln bezrobotnych i przybędzie jeszcze ok. 300 tys. Tymczasem przedstawiciele rządu zaczęli na gwałt liczyć koszty reform zaproponowanych przez premiera J. Kaczyńskiego. Być może nadmiar liczenia tych kosztów przez ministra finansów spowodował, że Rostowski pomylił się i to bardzo w swych wyliczeniach np. co do dochodów podatkowych w budżecie na 2012 r., jak i co do samego budżetu na 2013 r. Zaledwie w ciągu ostatnich 2 miesięcy, mimo intensywnego liczenia, musiał minister finansów dość znacząco zmienić założenia do budżetu na 2013 r. Już na początku września okazało się, że poprzednie wyliczenia ministra co do przyszłorocznego budżetu są niewarte funta kłaków. Czyżby kolejna pomyłka w liczeniu? Jeszcze w czerwcu Rostowskiemu wychodziło, że wzrost PKB Polski na 2013 r. będzie wynosił 2,9 proc., dziś to już tylko 2,2 proc., bezrobocie miało wynieść 12,6 proc., dziś już 13 proc., deficyt miał wynieść 32 mld zł, dziś okazuje się, że będzie to 35,6 mld zł, zaniżona ponownie inflacja zaś ma wynieść ponoć tylko 2,7 proc. Oczywiście będzie dużo, dużo gorzej. Możemy w 2013 r. otrzeć się o recesję, bezrobocie - rosnące już dziś i przyspieszające jeszcze jesienią - w tym tempie będzie w 2013 r. gdzieś w okolicach 18 proc., spadną dochody podatkowe, wzrośnie o kolejne 80-100 mld zł zadłużenie. Potrzeby pożyczkowe brutto Skarbu Państwa w 2013 r. wyliczono na razie na 145 mld zł. A już zapewnienia o ponownym umocnieniu się złotego do poziomu 4,05 za euro i 3,20 za dolara przyprawiają o wybuch śmiechu. Właśnie to, co prezentuje minister finansów i rząd w wyliczeniach na przyszły rok, jest abstrakcyjnym myśleniem, nieodnoszącym się do realiów gospodarczych w przededniu potężnego kryzysu. Jeśli ktoś nie umie liczyć, to patrząc po tym, co miało być, a co jest, to niewątpliwie minister Rostowski w obsłudze kalkulatora jest zdecydowanie gorszy od Jarosława Kaczyńskiego. PO lamentuje, że koszty propozycji programowych PIS to dziesiątki miliardów złotych. Media i rządząca ekipa oskarżają autorów tych propozycji o kreowanie państwa socjalnego – którego notabene właśnie pragną Polacy. Otóż, żeby mieć jakiekolwiek pieniądze na reformy, zamiast podnosić VAT, akcyzę, likwidować ulgi podatkowe, zadłużać państwo o kolejne setki miliardów złotych, najpierw rząd i minister finansów powinni zatkać gigantyczne dziury w dzbanie, z którego rząd chce nalewać. A uciekają tamtędy dziesiątki, a nawet już setki miliardów złotych. I to można policzyć:
- blisko 50 mld zł wypływa z kraju corocznie w ramach salda błędów i opuszczeń w bilansie obrotów płatniczych z zagranicą.
- blisko 20-25 mld zł to transfer z banków zagranicznych obecnych w Polsce do swych central zagranicznych.
- blisko 6 mld zł corocznie tracimy z tytułu przemytu paliw, papierosów, i alkoholu.
- blisko 1,5 mld zł. z tytułu oszukańczego importu bez VAT stali zbrojeniowej do Polski.
- blisko 2-3 mld zł strat ponosimy obecnie z tytułu afery informatycznej w instytucjach państwowych.
- dziesiątki miliardów złotych z tytułu ustawionych przetargów na drogi, autostrady, stadiony i remonty kolejowe.
- wiele miliardów złotych (można je szacować skromnie na 5-10 mld zł) z tytułu zobowiązań podatkowych i fiskalnych, jakich skutecznie unikają wielkie sieci handlowe, banki i firmy zagraniczne dzięki kreatywnej księgowości, totalnej bezkarności oraz dzięki licznym przywilejom i ulgom
- blisko 6 mld euro – czyli ok. 25 mld zł, bardziej podarowane niż pożyczone przez NBP, wydaliśmy na ratowanie europejskich bankrutów przez MFW.
- blisko 20 mld zł nieściągniętych zaległości podatkowych i zobowiązań na rzecz państwa.
- blisko 12 mld euro, czyli 52 mld zł, „wyrzucone” w ub. roku przez Ministerstwo Finansów i NBP na sztuczne ratowanie kursu złotego.
- blisko 3 mld zł wydatków z tytułu pozwów i odszkodowań za niezapłacone kontrakty drogowe i stadiony.
- blisko 4 mld zł, które trzeba będzie zwrócić UE jako niewykorzystane środki na budowę szerokopasmowego internetu w Polsce.
- kolejne miliardy złotych niewykorzystane na inwestycje polskiej kolei.
Jakby nie liczyć, będzie tej życiodajnej finansowej krwi upuszczonej naszemu państwu, i to rokrocznie, ok. 200 mld zł – zdecydowanie wystarczyłoby na najbardziej nawet ambitne plany nowej władzy, bo stara albo nie chce, albo nie umie liczyć. Janusz Szewczak
Znany dziennikarz: TVN wiedział o Amber Gold Dziennikarze „Superwizjera” TVN już półtora roku temu wiedzieli o przekrętach Amber Gold. Programu na ten temat nie można było zrobić, ponieważ w stacji zadziałał „bezpiecznik” - twierdzi dziennikarz śledczy Witold Gadowski. Witold Gadowski - były wieloletni dziennikarz TVN, laureat wielu nagród - na swoim blogu na łamach Salonu24 ujawnił, że już półtora roku temu do redakcji „Superwizjera” TVN zgłosił się informator, który przedstawiał dowody świadczące o tym, że Amber Gold to finansowa piramida, a jej prezes był już karany. Ostatecznie programu na ten temat nie zrobiono. Zdaniem Gadowskiego zadziałał „bezpiecznik”.
- To modelowa sytuacja, która opisuje stan moralny i fachowy dziennikarzy zmuszonych do robienia propagandy, zamiast uprawiania własnego zawodu. Flagowy program śledczy stacji Mariusza Waltera woli bezkompromisowo odsłaniać mrożące krew w żyłach tajniki.. .seksu sześćdziesięciolatków (autentyczne). Z głośników, ekranów i pierwszych stron gazet leje się poprawna politycznie, odarta z logiki i podstawowej empirii, breja (...) Amber Gold od zawsze wyglądał na finansową piramidę, a dopiero teraz Paradowskie i Żakowscy leją krokodyle łzy. Firma pana Plichty to jednak tylko kolejny wyprysk, kolejny który usiłuje się przykryć pudrem propagandy – to objaw, pod którym kryje się choroba jakiej nie da się wyleczyć pudrem i perfumami. Finanse publiczne polskiego państwa to w tej chwili jedna wielka piramida finansowa – napisał na swoim blogu Witold Gadowski. Z ustaleń „Gazety Polskiej Codziennie” wynika, że pieniądze z reklam Amber Gold i OLT Express w dziwny sposób krążyły w największych mediach, m.in. właśnie w TVN. Z najnowszych ustaleń tygodnika „Gazeta Polska” wynika, że to telewizja TVN zgłosiła się do OLT Express w związku z produkcją serialu „Wniebowzięte”. Okazuje się, że jedną z najbardziej spektakularnych form promocji OLT był serial „Wniebowzięte”, który na początku roku był emitowany w „Dzień dobry TVN” – porannym paśmie tej stacji. Sposób, w jaki zorganizowana była obsługa tego programu, budzi wątpliwości. Formuła programu była spektakularna. 40 kobiet przez blisko dwa miesiące rywalizowało ze sobą o stanowisko stewardesy w OLT. Skakały do morza z motorówki, latały szybowcem i nocowały w najdroższych hotelach. Wszędzie towarzyszyło im logo OLT Express. W programie brali udział pracownicy linii Marcina P. Konkurs zakończył się zwycięstwem hostessy z Poznania, Natalii Kęcel. Jej kariera nie trwała jednak długo. W lipcu linie OLT Express upadły, a chwilę później Amber Gold, ich właściciel. W obliczu afery Amber Gold ogłoszono upadłość Excelo, PR-owej firmy, która zajmowała się obsługą medialną OLT i była równocześnie producentem „Wniebowziętych”. Jej właścicielem jest Michał Forc, do niedawna… członek rady nadzorczej Amber Gold. Niezależna
Ekshumacja Anny Walentynowicz z urzędu Prokuratura Wojskowa zdecydowała z urzędu, że konieczne będzie dokonanie ekshumacji ciała Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Wcześniej zwracali się o to bliscy śp. Walentynowicz. Prokuratorzy podjęli jednak taką decyzję niezależnie od prośby krewnych zmarłej. Do ekshumacji ciała śp. Anny Walentynowicz, legendarnej działaczki Solidarności, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, dojdzie już 17 września. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie podjęła tę decyzję po rozpatrzeniu wniosku bliskich zmarłej. Po zapoznaniu się z dokumentami medycznymi otrzymanymi od strony rosyjskiej rodzina Walentynowicz z przerażeniem stwierdziła, że są to akta obcej osoby. Jak ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”, to nie jest jedyny wniosek o ekshumację. Wojskowi śledczy przychylając się do prośby rodziny, postanowili wszcząć jednocześnie postępowanie z urzędu. Informację tę potwierdził nam rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa.
– Spotykamy się czasem z wrogością i krytyką, że chcemy być na pierwszych stronach gazet, co jest kompletną bzdurą – powiedział nam Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz. Tymczasem prokuratura przyznała, że istnieją zbyt duże rozbieżności między dokumentacją a wiedzą rodziny.
– Ta sprawa pokazuje, że śp. Anna Walentynowicz musiała walczyć o prawdę nie tylko za życia, ale również po śmierci – dodaje pełnomocnik prawny rodziny mec. Stefan Hambura. Zdaniem posła Antoniego Macierewicza, przewodniczącego parlamentarnego zespołu badającego katastrofę, najważniejsze jest teraz to, jakie badania zostaną przeprowadzone podczas sekcji. – W wypadku śp. ministra Wassermanna nie chciano przeprowadzić wskazywanych przez rodzinę analiz, co osłabiło wiarygodność tego działania – podkreśla polityk. Niewykluczone, że w przyszłości może dojść do kolejnych ekshumacji, ponieważ z Rosji nie dostarczono jeszcze wszystkich dokumentów dotyczących osób, które zginęły w katastrofie.
– Niektóre rodziny na tę fałszywą dokumentację czekały kilkanaście miesięcy, wiele do dziś nie dostało wszystkich materiałów z badań sądowo-lekarskich. Z prywatnych rozmów wiem, że dokumentacja sekcyjna, którą najbliżsi otrzymali od Rosjan jest często niezgodna z prawdą, gołym okiem widać rozbieżności – komentuje lekarz Dariusz Federowicz, brat Aleksandra Federowicza, tłumacza języka rosyjskiego, który zginął pod Smoleńskiem.
Katarzyna Pawlak, Maciej Marosz
Służby PRL w aferze Amber Gold Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawdza powiązania biznesowe i towarzyskie Marcina P., prezesa Amber Gold. Wśród nich pojawia się nazwisko Mariusza Olecha, który w czasach PRL przemycał złoto z Polski do RFN-u. Z dokumentów, do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że Olech był chroniony przez gdańską prokuraturę, a jego interesy w RFN były nadzorowane przez Departament I MSW (wywiad cywilny PRL) i II zarząd Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy PRL). Mariusz Olech współfinansował niektóre przedsięwzięcia Kongresu Liberalno-Demokratycznego; do dziś jest zaprzyjaźniony z wywodzącymi się z Gdańska czołowymi politykami Platformy Obywatelskiej. Jednym ze znajomych Olecha był m.in. senator KLD Andrzej Rzeźniczak, który w 1989 r. założył Prywatną Agencję Lokacyjną – w rzeczywistości była ona piramidą finansową ochranianą przez służby specjalne PRL. Skazany w 2004 r. na karę więzienia, ukrywał się przez sześć lat – został zatrzymany w 2010 r. Przewieziony do aresztu śledczego w Chojnicach zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Kierownictwo aresztu jako oficjalną przyczynę zgonu podało zatrzymanie akcji serca. Mariusz Olech zaprzecza, by znał się z Marcinem P., ale z naszych ustaleń wynika, że zarówno w jego przedsięwzięciach, jak i w Amber Gold pojawiają się ci sami ludzie, którzy wywodzą się ze służb specjalnych PRL. Dorota Kania
Tusk już w maju wiedział o Amber Gold Potwierdziły się nasze informacje o tym, że Donald Tusk już w maju wiedział, że skrytki, w których miało być przechowywane złoto Amber Gold, były nieużywane. Przemysław Wipler (PiS) otrzymał z Kancelarii Premiera odpowiedź na swoją interpelację. Dokument potwierdza informacje „Gazety Polskiej Codziennie” w tej sprawie.
„Odnosząc się do pytania, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego informowała pana premiera o nieprawidłowościach w spółce Amber Gold, wyjaśniam, że ABW przesłała taką informację pismem z 24 maja 2012 r. oraz z 6 sierpnia 2012 r.” – napisał w imieniu premiera rzecznik rządu Paweł Graś, odpowiadając na interpelację Przemysława Wiplera. Kancelaria Sejmu otrzymała pismo z Kancelarii Premiera w dniu debaty sejmowej, 30 sierpnia, jednak marszałek Ewa Kopacz przekazała ją posłowi PiS dopiero wczoraj. Jak pisała „Codzienna”, 15 maja ABW otrzymała od Banku Gospodarki Żywnościowej pismo o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Marcina P. Wynikało z niego, że prezes Amber Gold podpisał z BGŻ 6 umów na skrytki bankowe, w których miał przechowywać zakupione przez klientów złoto. Używał tylko jednej, 4 razy, ostatni raz w maju 2011 r. Pieniądze wpłacane przez klientów Marcin P. przelewał na własne konto w Alior Banku. Według informacji „Gazety Polskiej Codziennie”, po wpłynięciu pisma BGŻ do ABW odbyło się w tej sprawie spotkanie z premierem Tuskiem. Ten jednak polecił nie nagłaśniać sprawy ze względu na zbliżające się Euro 2012. Donald Tusk pytany przez nas o tę sprawę, nie chciał udzielić odpowiedzi. Poniżej publikujemy treść oświadczenia Przemysława Wiplera:
30 sierpnia 2012 r., w trakcie debaty nt. Amber Gold Przemysław Wipler zapytał premiera Donalda Tuska, dlaczego jeszcze nie odpowiedział na interpelację, jaka została złożona przez niego wraz Beatą Szydło i Adamem Hofmanem. Premier w debacie stwierdził, że od początku roku do lipca żaden z posłów w interpelacjach nie zapytał o Amber Gold. Po tym, jak pokazałem rzeczoną interpelację stwierdził: "Pan poseł Wipler zarzucił mi mijanie się z prawdą. Powiedziałem, że do czasu, kiedy afera stała się głośna, a więc do lipca, wpłynęło 9 tysięcy interpelacji, z czego 753 do mnie. Interpelacja pani Szydło wpłynęła do mnie 7 sierpnia. Jeśli reprezentuje pan jakiś elementarny standard, to proszę przyjść, przeprosić". Jednakże w odpowiedzi, która przyszła od Pawła Grasia - Rzecznika Prasowego Rządu można przeczytać informacje potwierdzające, iż Premier Donald Tusk został poinformowany o sprawie nieprawidłowości w Amber Gold już 24 maja 2012 r., 9 dni po złożoneniu przez BGŻ zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, o czym informował również portal niezalezna.pl:
"Odnosząc się do pytania, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego informowała pana premiera o nieprawidłowościach w spółce Amber Gold, wyjaśniam, że ABW przesłała taką informację pismem z 24 maja 2012 r. oraz z 6 sierpnia 2012 r." Skan odpowiedzi na interpelację ws. Amber Gold:
http://niezalezna.pl/32376-ujawniamy-nowe-dokumenty-ws-amber-gold
Samuel Pereira
Czuję się zagrożona Współczesne dyktatury postkomunistyczne przebrane w kostium demokracji są znanym zjawiskiem. Po prostu stwierdzono, że od reżimu bardziej opłaca się utrzymanie „demokracji”, w której trzeba tylko zagwarantować sobie (wszelkimi metodami) pakiet kontrolny 51 proc. Taki system opresji jest skuteczniejszy, efektywniejszy, tańszy i trwalszy.
"Od pewnego czasu stale towarzyszy mi poczucie zagrożenia. Kiedyś, za komuny, nie bałem się odezwać w towarzystwie. Państwo mnie atakowało, wchodziło z butami w moje życie, ZOMO pałowało, ale ludzie trzymali się razem. Dziś nie jestem pewny swoich znajomych. Za niewłaściwe poglądy mogę stracić klientów, doznać szykan, narazić się na szyderstwa i to właśnie od zwykłych ludzi, którzy niczym wytresowane psy przejęli na siebie rolę strażników »jedynie słusznej linii«”. Patrzę na mężczyznę, który do mnie mówi, i myślę, że mam podobne odczucia. To zagrożenie nie znika nawet podczas mszy u wrocławskich dominikanów, w której właśnie uczestniczymy. Podczas kazania wieje dystansem, jakimś niezrozumiałym systemem wartości i przemycanym hołdem dla fajności aktualnej władzy.
Życie w demokraturze Współczesne dyktatury postkomunistyczne przebrane w kostium demokracji są znanym zjawiskiem. Po prostu stwierdzono, że od reżimu bardziej opłaca się utrzymanie „demokracji”, w której trzeba tylko zagwarantować sobie (wszelkimi metodami) pakiet kontrolny 51 proc. Taki system opresji jest skuteczniejszy, efektywniejszy, tańszy i trwalszy. Jest to zjawisko opisane w filmie „Jak się robi rewolucję”, który analizuje pokojowe formy wychodzenia ze współczesnych dyktatur. W tym filmie mówi się wprost: Po upadku muru berlińskiego dyktatury Europy Wschodniej zaczęły udawać demokrację. W tych krajach mogą istnieć wolne i niezależne media, jak długo nakład pisma jest niski albo radio ma ograniczony zasięg. Można mieć partię polityczną pod warunkiem jednak, że uzyskuje ona 5–10 proc. głosów. To nieprawdziwa kontrolowana demokracja – demokratura, czyli dyktatura, która przebiera się za demokrację. Trudniej z nią walczyć, bo stopień ogłupienia ludzi jest nieporównanie większy niż w jawnym reżimie. Wczoraj nie mogłam wysiąść z taksówki, bo leming za kierownicą zaczął się popisywać tak, że aż przysiadłam z wrażenia. Z wyższością i sarkazmem wyśmiewał oszołomstwo, spiskowe teorie katastrofy smoleńskiej, „głupoty Macierewicza” itp. Kiedy zapytałam, jaką głupotę ma na myśli, taksówkarz nie wiedział, co odpowiedzieć. Przyciśnięty wymienił coś, o czym nigdy Antoni Macierewicz nie mówił, o jakimś namagnesowaniu samolotu. Patrzę na taksówkarza i wciąż nie mogę uwierzyć. Jestem w Polsce, mamy XXI w., 2012 r., a tymczasem widzę przed sobą klasyczny produkt orwellowskiej rzeczywistości, w której ludzie od dziecka dowiadywali się o hipotetycznym wrogu. Żeby o wrogu uzyskać jakieś informacje, nie było mowy. Jednocześnie, przy całkowitym zakazie zgłębiania o nim wiedzy, trzeba było uczyć się nim gardzić.
Pogarda i szyderstwa Jak zauważa Rafał Ziemkiewicz, zniszczenie solidaryzmu między ludźmi stworzyło przyjazne środowisko dla reżimowej władzy, która jest w stanie żonglować kolejnymi grupami społecznymi, wystawiając je sukcesywnie na odstrzał i ośmieszenie. PiS-owcy, rodziny ofiar rozerwanego samolotu w Smoleńsku, podwykonawcy autostrad, poszkodowani przez Amber Gold... pies z kulawą nogą się o nich nie upomni w skłóconym, nielubiącym siebie wzajemnie społeczeństwie. Szczucie ludzi na siebie to strzał w dziesiątkę spryciarzy u władzy. A państwo? Zawsze zdaje egzamin. Gigantyczne afery i nepotyzm to... koszty demokracji. Bezkarność, a nawet usankcjonowana prawnie jawna gangsterka to domena reżimu, ale niedouczony, zakompleksiony trzydziestoparolatek potrzebowałby potwierdzenia w TVN, że mamy reżim, bo już dawno przestał używać rozumu. To, co najbardziej ceni i rozumie, to szyderstwo i wkręt, czyli zrobienie w konia i ośmieszenie drugiego człowieka. Analiza faktów to dla trzydziestolatka – wyhodowanego na szacunku dla donosicieli i pogardzie dla ich ofiar – kompletny kosmos.
Strach lemingów Ogłupiałe lub zastraszone mentalnie lemingi boją się przestać być młodymi wykształconymi z wielkich miast – a nastąpiłoby to z chwilą, gdy utraciliby swoją gorliwość w popieraniu Platformy. Znoszą więc kolejne ciosy. I jak uwiedziona kobieta broni męża, który ją katuje, tak lemingi wciąż bronią władzy, która coraz brutalniej się z nimi obchodzi. Ale nic tego nie zmieni, ponieważ ten związek opiera się na emocjach i zręcznej manipulacji. Leming jest święcie przekonany, że żyje w demokracji. Tymczasem nowa forma reżimu utrzymuje się za pomocą fałszowania wyborów, dyktatury mediów i opresji wymiaru sprawiedliwości. Polska jest klasycznym przykładem demokratury. Wystarczy popatrzeć na wydarzenia ostatnich dni. Telewizja TVN, która zamiast informować – manipuluje i ośmiesza – stwarzając pozory profesjonalizmu przemyca słuszne treści w skrajnie propagandowym materiale o programie naprawy państwa opracowanym przez partię opozycyjną. Zapada kolejny urągający zdrowemu rozsądkowi wyrok sądu, który ma zrujnować jednego z bohaterów Solidarności Krzysztofa Wyszkowskiego, a ma to być kara za... powiedzenie prawdy. Taką dyktaturę trzeba obalić. Są na to pokojowe metody. Przykładem były swego czasu wydarzenia na Ukrainie, w Serbii i Gruzji. Polakom także się uda. Ewa Stankiewicz
Wyszkowski: Wałęsa ucieka od prawdy Lech Wałęsa wycofał pozew skierowany przeciw mnie za słowa: "Lech Wałęsa był agentem, brał za to duże wynagrodzenie, robił to ochoczo, współpracował całą gębą". Były TW „Bolek” boi się sądowego potwierdzenia swojej agenturalności. Sprawstwo tej rejterady trzeba przyznać badaczom takim jak Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, którzy opublikowali książkę "SB a Lech Wałęsa", ale również takim świadkom jak np. Janusz Stachowiak i Edward Graczyk, który zwerbował Wałęsę do współpracy z SB i wypłacał mu pieniądze, co potwierdził w zeznaniu przed prokuraturą IPN. Pierwsze publiczne przesłuchanie Graczyka przed sądem mogłoby okazać się niezwykle ważne dla odsłonięcia wielu kulisów współpracy Wałęsy z SB. Niestety takiej okazji na razie nie będzie. Żeby powyższe zagrożenie stało się faktem, konieczna była odwaga sędzi Ewy Tamowicz, która – wbrew oczekiwaniom Wałęsy – wykazała się rzetelnością zawodową i zarządziła przeprowadzenie postępowania dowodowego, dzięki któremu prawda historyczna mogła objawić się na sali sądowej. Wycofując pozew, Wałęsa unika stanięcia twarzą w twarz wobec opinii publicznej, ucieka przed prawdą o swojej przeszłości, a tym samym przed prawdą o swojej roli w życiu publicznym Polski współczesnej. A prawda o przeszłości Wałęsa jest „arcyboleśnie prosta”, co potwierdza odnaleziona ostatnio notatka czechosłowackiego MSW z marca 1981 r.: „Co do współpracy Wałęsy z pracownikami polskiej Służby Bezpieczeństwa, Ciastoń oznajmił, że do pozyskania Wałęsy doszło w roku 1970 w czasie strajków na Wybrzeżu. Informacje podobno pisał własnoręcznie. Podpisywał też potwierdzenia odbioru kwot pieniężnych, które otrzymywał za współpracę. Ciastoń nie wie, kiedy skończyła się współpraca Wałęsy z SB, ale trwała jeszcze w roku 1976, gdy odszedł na inne stanowisko pracy” (S. Cenckiewicz, Agenturalne puzzle Wałęsy, „Arcana”, 2012, nr 106-107, s. 144). Korzystając z okazji, chciałbym podziękować za wszystkie słowa i gesty poparcia, jakie spotkały mnie w ostatnich latach za sprawą sądowego nękania mnie przez Wałęsę. W chwili obecnej oczekuję na reakcję Sądu Okręgowego na moje zażalenie na decyzję Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa o zezwoleniu Wałęsie na zastępcze (za mnie) wykonanie wyroku SA w Gdańsku, czyli opublikowanie przeprosin. Pozostaję w nadziei, że Sąd Okręgowy podzieli przedstawione argumenty i unieważni decyzję Sądu Rejonowego. Ponadto w dniu 25 września Sąd Apelacyjny w Gdańsku będzie rozpatrywał mój wniosek o wznowienie poprzedniego procesu z powodu ujawnienia nowych dowodów agenturalności Wałęsy. Liczę na to, że zainteresowanie opinii publicznej pozwoli sędziom na nieuleganie presji ze strony Układu i wznowienie postępowania. Walka o prawdę wciąż trwa, ale możemy ją wygrać tylko działając razem.
Krzysztof Wyszkowski
Giertych w Platformie? Potrzeba jeszcze wywiadu-rzeki, gdzie odpokutuje za swoje grzechy Eurosceptyk związany z o. Rydzykiem i prezes Młodzieży Wszechpolskiej. Dziś przyjaciel Sikorskiego, bat na internetowy antysemityzm, obrońca młodego Tuska i jeden z politycznych komentatorów liberalnych mediów. Teraz czas na wywiad-rzekę.
Roman Giertych przeszedł prawdziwą rewolucję w swoim życiu. Jak każdy, kto rozstaje się z gniewie z Jarosławem Kaczyńskim, stał się on jednym z najsłynniejszych krytyków prezesa. Trudno mu się tak naprawdę dziwić. W końcu to przez Kaczyńskiego wpadł on w polityczny niebyt, kompromitując się pod koniec kariery politycznej przysłowiowymi „LiS-ami”. Bez wątpienia pomocna dla byłego lidera LPR w krytyce prezesa Kaczyńskiego jest przyjaźń z Radosławem Sikorskim, z którym posyłają dzieci do tej samej szkoły ( uuuu… Panie Palikot to szkoła „Opus Dei” wrrrrr). Teraz Giertych zrobił kolejny krok bliżej ulubionej ostatnio przez niego partii i wziął się za obronę Michała Tuska.
„Z uczciwego, młodego człowieka, który był ofiarą Marcina P., jak setki innych pracowników OLT Express, tabloidy próbują zrobić winnego afery Amber Gold. To jest podłe, to jest nieuczciwe”- powiedział Giertych w TVN24 i zapowiedział pozwanie mediów, które pisały o Tusku i Amber Gold. Bez wątpienia ten krok zacieśni sympatie między byłym liderem Młodzieży Wszechpolskiej i ex- liderem liberałów z Gdańska. Egzotyczny sojusz? Ma on już swoją nazwę- „narodowy-liberalizm”, która do dyskursu publicznego wprowadził Jarosław Gowin już w 2010 roku.
„Dziś to trudne do wyobrażenia, jednak jego poglądy wciąż ewoluują ku poglądom narodowo-liberalnym. Jeżeli Donald Tusk rozmawia z Cimoszewiczem, to mnie jest bliżej do Romana Giertycha niż do Włodzimierza Cimoszewicza” - mówił na antenie Radia Zet Jarosław Gowin. Inni politycy PO przekonywali, że Giertych wzmocniłby konserwatywne skrzydło w PO. Dziś takiego wzmocnienia ta partia potrzebuje. Czy obecność Giertycha na listach PO jest możliwa? Bez wątpienia nie można jej wykluczać. Platforma Obywatelska jest partią bardzo eklektyczną i bezideową, która ma w swoich szeregach zarówno Gowina czy Żalka, jak i Kidawę- Błońską i Hubner. Na dodatek wyborcy PO ślepo zapatrzeni w Tuska i przestraszeni powrotem demona z PiS wybaczą temu ugrupowaniu wszystko. Nawet całą armię MW na listach wyborczych. Jednak decyzja o transferze Giertycha do PO nie zależy tylko od niego czy nawet Tuska. Taki manewr musi mieć błogosławieństwo autorytetów moralnych. A ci wymagają podpisania cyrografu. Roman Giertych będzie więc musiał zrobić jeszcze jedną rzecz by wkupić się w łaski „salonu”, który roztoczył parasol ochronny nad partią Tuska. Giertych musi udzielić jakiemuś liberalnemu dziennikarzowi z TVN albo „GW” wywiadu- rzeki, gdzie złoży samokrytykę i odetnie się od swoich dawnych poglądów i fascynacji. Michał Kamiński na kilku stronach swojej spowiedzi odciął się od oskarżeń o antysemityzm i przeprosił za wizytę u Augusto Pinocheta. Giertych oczywiście nie musi iść tą samą drogą co była spinka PiS. Do obozu władzy można wejść jeszcze poprzez radykalne i przekraczające granice przyzwoitości uderzenia w Kaczyńskiego. Aby jednak zmazać z siebie prawicowy kleks, należy być „odjazdowcem” w stylu Niesiołowskiego albo byłego wydawcy OZON-u, który dziś buduje Polskę pokolenia puszki po piwie Lech. O ten scenariusz Giertycha jednak nie podejrzewam. Czekamy, więc na książkę. Dziennik Łukasza Adamskiego
Wałęsa o Kaczyńskim: on nigdy nie pracował tak poważnie. O Wyszkowskim: bez Wałęsy nie istnieje. Tylko Tusk się podoba Lech Wałęsa w radiu RMF FM komentuje ostatnie wydarzenia w polskiej polityce. Swoją rozmową kolejny raz pokazuje, że Platforma Obywatelska i Donald Tusk na byłego prezydenta zawsze mogą liczyć. Mnie się wyjątkowo Tusk podoba. Muszę powiedzieć tak: tylu premierów przeżyłem, a on mi się z tych premierów wszystkich najbardziej podoba. Dlatego, że on też jest tak dość daleko z narodem, ale przy rządzeniu się trzyma - tak Wałęsa odpowiada na pytanie, czy premier Tusk podoba się byłemu prezydentowi. Z wypowiedzi wynika, że mimo coraz gorszych notowań i wyników rządu Tuska niektórzy jego zwolennicy są wciąż "zaczadzeni" PO. Ciekawe, czy prezydent oglądał niedawno film pt: Miś. Jego słowa są niczym scena, w której słychać piosenkę "łubu dubu, łubu dubu niech nam żyje prezes naszego klubu". W przewidywalny sposób Wałęsa odnosi się nie tylko do premiera Tuska. Do przewidzenia było również, co powie o Jarosławie Kaczyńskim. Kaczyński się na niczym nie zna, od tego zacznijmy. On nigdy nie pracował tak poważnie - praca, trzeba wstać, zrobić coś. On zawsze politykował albo działał. I dlatego robi to wszystko w tej klasie działania. A ja nie mam zaufania do ludzi, którzy nie pracowali, którzy nie wstawali o godzinie... - tłumaczy Wałęsa. Przyznaje, że Kaczyński "jest bardzo inteligentny, to jest bardzo przebiegły polityk i człowiek". W jego ocenie Kaczyński będzie odbierał głosy PO:
Tylko, że często idzie w złym kierunku ta przebiegłość i ten jego intelekt. Bardziej gra, niż rzeczywiście coś chce rozwiązywać i na czymś się zna. I stąd przykro mi o tym mówić, bo też go wykorzystywałem swego czasu, ale tak jest. A czy będzie odbierał - oczywiście, że będzie odbierał, bo wielu ludzi się nie interesuje polityką. Dlatego ja czekam czasów, kiedy każdy polityk, ktokolwiek będzie chciał być politykiem, musi mieć wstawiony chip i żeby każdy wyraz był znany: z kim śpi, co robi, ile pieniędzy ma, żebyśmy mogli wszystko wiedzieć. Chcesz być politykiem - musisz się na chipa zgodzić. Wałęsa był również pytany o proces, jaki wytoczył Krzysztofowi Wyszkowskiemu za nazwanie go Bolkiem. Wałęsa tłumaczy, że "Wyszkowski nie istnieje". On nic nie potrafi, też nigdy nie pracował, potrafi negować, wielkiego bohatera grać, on bez Wałęsy nie istnieje. Bez walki ze mną i beze mnie, by nie istniał. Dlatego próbuje walczyć. (...) Ile lat ja czekałem na to, aby zmienił zdanie, aby znów zachowywał się formalno-prawnie. Jak on tego nie robi, to jaki mam wybór? Ja nie mam wyboru - tłumaczy Wałęsa i zaznacza, że jeśli Wyszkowski go przeprosi to on pomoże mu finansowo. Jak zaznacza Wałęsa jest "pokojowo nastawiony". Lech Wałęsa znów w formie. I znów jak cepem młóci swoich przeciwników. Jedynie dla jednego ma litość... KL
Twórcza psychozabawa o tajnych związkach z SB. Kogo ucieszyła wiadomość o sprzedaży budynku IPN w Warszawie? Dwaj byli oficerowie SB, Tomasz Turowski i Marian Kotarski to dwie gwiazdy komunistycznej bezpieki. Po ponad 20 latach od odzyskania wolności udało się zdemaskować ich prawdziwe oblicze dzięki archiwum IPN.
Szpieg i „wydawca” Pierwszy, w latach 70. i na początku 80. działał jako klasyczny szpieg w Watykanie pod przykrywką zakonnika w zgromadzeniu Jezuitów. W wolnej Polsce w roku 2010 znalazł się w Moskwie jako ambasador tytularny. W tej roli przygotowywał wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Marian Kotarski przez 20 lat używał fałszywego nazwiska nadanego mu dla celów konspiracyjnych przez bezpiekę. Pod tym nazwiskiem wkradł się do podziemia „solidarnościowego” w Warszawie, a później za inspiracją swych mocodawców uruchomił podziemne wydawnictwo „Rytm”. W wolnej Polsce nadal uchodził za szanowanego wydawcę, który przedłużył działalność wydawniczą. Dopiero przed kilkoma miesiącami, Włodzimierz Domagalski, dziennikarz związany dawniej z „Solidarnością Walczącą” , w dokumentacji po SB odkrył ciemną przeszłość Kotarskiego, ukrywającego do dziś swoje prawdziwe nazwisko Marian Pękalski.
Sparaliżować IPN Po takich przykrych doświadczeniach, obecny rząd zadbał o to, by więcej nie dopuścić do podobnych odkryć. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem obecnej ekipy rządzącej, na wiele lat zostaną pogrzebane wszelkie szanse na publiczne ujawnienie kolejnych osób, zajmujących obecnie ważne stanowiska lub pełniące istotne role społeczne, które w przeszłości były związane z tajnymi służbami PRL. A być może szanse takie zostaną stracone na zawsze, gdy np. Sejm uchwali odpowiednią ustawę, zamykającą drogę do lustracji na wieczne czasy. To tylko pozornie wydaje się niemożliwe. Tak jak niemożliwe wydawało się, że rządząca partia, w której wielu liderów ma „solidarnościowe” korzenie, doprowadzi z pełną premedytacją do paraliżu IPN na kilka najbliższych lat.
Wierzymy cwaniakom i politykom Polacy są, niestety, narodem naiwnym. Ufamy najróżniejszym hochsztaplerom, obiecującym szybkie wzbogacenie się. Wiara w ich cudotwórcza moc jest tak silna, że ludzie skądinąd rozsądni, oddają nieraz w ich ręce dorobek całego życia. Wierzymy także deklaracjom polityków – szczególnie tym składanym w czasie kampanii wyborczych – którzy obiecują służyć obywatelom, poświęcać swoje talenty, wiedzę i pracę dla dobra kraju.
I choć jedni i drudzy nigdy tych obietnic nie dotrzymują, szybko o tym zapominamy. Po jakimś czasie znowu jesteśmy gotowi powierzać nasze pieniądze oszustom finansowym, głosować na tę samą partię, która zapewnia, że już tym razem zbuduje nową Polskę, bogatą, silną, sprawiedliwą, w której wszyscy będą równi wobec prawa.
Naiwność Rady IPN Jak można mieć pretensje do przeciętnego obywatela, które popełnia te same błędy, jeśli naiwności nie brakuje wśród elity społecznej kraju. Oto członkowie Rady IPN zwracają się z apelem do premiera Donalda Tuska o wyjaśnienie zaniedbań, jakich dopuścili się urzędnicy, które doprowadziły do pozbawienia IPN obecnej siedziby. Rada Instytutu to grono wybitnych profesorów, jak jeden mąż historyków. Oglądających dzisiejszych rządców państwa z perspektywy znajomości wielowiekowych doświadczeń. Orientujących się w zagmatwanych mechanizmach funkcjonowania władzy, której IPN nie od dziś stał kością w gardle Platformy, jako rodzaj twierdzy, stanowiącej poważną przeszkodę w realizacji strategicznego planu politycznego, jakim jest wchłonięcie nowoczesnej, zreformowanej o proeuropejskich aspiracjach postkomunistycznej lewicy. Dariusz Rosati jest tych zamierzeń najbardziej znamiennym dowodem. Nie jest tajemnicą, że do dziś niektóre ważne dla funkcjonowania państwa instytucje nasycone są w dużym stopniu ludźmi związanymi z SB bądź z tajnymi wojskowymi służbami, w tym też takimi, którzy byli szkoleni w moskiewskiej szkole KGB.
Mój wykaz Proponuję zakończyć ten felieton wspólną zabawą z czytelnikami. Najpierw ja spróbuję stworzyć wykaz potencjalnych osób, których szczerze ucieszyła wiadomość o sprzedaży budynku IPN w Warszawie. Na początek kilka ministerstw. Kilkadziesiąt lub kilkanaście osób rozlokowanych w MSZ, MSW, Obrony Narodowej, Finansów, Edukacji.
Dodałbym do tego środowisko sędziów, prokuratorów, adwokatów, nauczycieli akademickich, szczególnie na uczelniach humanistycznych i uniwersytetach. No i wiele postaci w tak zwanych środowiskach twórczych.
Prywatna lista Czytelników A teraz już rola pań i panów w rozwinięciu i ewentualnym uszczegółowieniu. Po zapoznaniu się z moim wykazem, z cała pewnością niekompletnym, winniście państwo uzupełnić go o własną listę, stworzoną na podstawie doświadczenia, własnej znajomości nie tylko rzeczy, ale też osób. Można w duecie – będzie bardziej twórczo. Proszę pamiętać, że ta dodatkowa lista ma pozostać w państwa głowach. Szczególnie wtedy, gdyby mogła wskazywać na konkretne osoby. Nie wolno więc państwu powiedzieć głośno np.: Ucieszył się szewc z ulicy Bartyckiej spod siódemki, który zimą 84 roku przed Sylwestrem naprawiał mi fleki w brązowych pantoflach. Bo jest pewne, że gdy tylko taka wiadomość do niego dotrze wytoczy proces o zniesławienie. A jeśli nawet już nie żyje („Niech mu ziemia lekką będzie”), to jego dzieci staną w obronie dobrego imienia tatusia. O ile to możliwe, proszę zachować odpowiednią porcję obiektywizmu. Nie kierować się uczuciami niechęci dotąd nieujawnionej przeciwko osobie, której się nie znosi. Na kształt listy nie powinny też wpływać dawne urazy, np. z powodu odrzuconej, gorącej miłości lub przegraniu wyścigu na 60 metrów w hali podczas szkolnej olimpiady. Należy jedynie kierować się chłodnym spojrzeniem. Czyli brać przykład ze mnie. Jerzy Jachowicz
Wyblakła gwiazda rządu Tuska. Michał Boni ekspertów do siebie nie przekonał. Tylko u nas raport dot. MAC Michał Boni od początku swoje kariery w rządzie Donalda Tuska przedstawiany był, jako profesjonalny i rzetelny urzędnik. Gdy objął stanowisko ministra administracji i cyfryzacji, zapowiadano nową jakość informatyzacji oraz reformę polskiej administracji. Jednak okazuje się, że branża komputerowa oraz eksperci zajmujący się administracją nie dali się przekonać przez rządową propagandę. Boni nie zjednał do siebie specjalistów. Z raportu, do którego udało nam się dotrzeć, wynika jasno, że jedna z największych gwiazd rządu Tuska wyblakła.
Opisywany przez nas raport został sporządzony na zamówienie jednej z firm komputerowych, działających w Polsce. Zlecają one standardowe screeningi, czyli przegląd branży ICT (dotyczy firm informatycznych i teleinformatycznych), innym podmiotom. Portal wPolityce.pl dotarł do fragmentu takiej analizy. Dotyczy on działalności Ministerstwa Cyfryzacji i Administracji. W dokumencie znajduje się wiele ciekawych uwag, niektóre wywołują zdziwienie.
Autorzy raportu zaczynają swój dokument od opinii, jakie w branży ICT słyszy się na temat zasadności powstania resortu. Czytamy, że nowelizacja, na mocy której doszło do powstania MAC, "w opinii legislatorów i specjalistów od zarządzania jest oceniana jako bardzo kontrowersyjna". Chodzi o zachodzenie na siebie kompetencji z MSW w obszarze bezpieczeństwa i obrony cywilnej oraz złą definicję zakresu działu "informatyzacja". Dokument wskazuje, że dział związany z informatyzacją powinien zostać wydzielony z MSWiA, gdy "Komisja Europejska pracowała nad nowa wieloletnią strategia rozwoju Wspólnot Europa 2020 opierającą się w dużej mierze na ICT". Jednak do tego nie doszło. Autorzy raportu wskazują, że potrzebę zmian w tym obszarze zaznaczał PiS oraz PO, jednak ona po przejęciu władzy szybko zapomniała o swoich planach. Obecne zmiany wprowadzone przez Platformę Obywatelską, które skutkowały powstaniem MAC, jest więc spóźnione. Okazuje się, że dodatkowo branża ICT uważa to rozwiązanie za sztuczne i zrobione na potrzeby polityczne: Nieoficjalnie mówi się, że o utworzeniu MAiC nie zadecydowały jakiekolwiek względy merytoryczne a pacyfikacja wpływów „schetynowców” silnych w b. MSWiA. Hipotezę tę zdają się potwierdzać opinie, że tematyka działów administracja, wyznania religijne i mniejszości narodowe zdominowała operacyjnie MAiC. Dlatego też pojawiają się opinie, że MAiC jest tworem tymczasowym „zrobionym pod Boniego”. Za ojca tego pomysłu chętnie podawał się J. Piechociński, ale tak naprawdę jest to mutacja na temat propozycji reorganizacji działów „informatyzacja” i „łączność” , jaki we wrześniu 2007 roku zaproponowali G. Bliźniuk i A. Streżyńska i J. Oleński Premierowi J. Kaczyńskiemu. W ostatnim czasie (lipiec 2012) zaczęły pojawiać się opinie w Branży, że najprawdopodobniej MAiC zostanie zlikwidowane przy spodziewanej jesiennej rekonstrukcji rządu i podzielone na: część związaną z administracją (w tym e-Government) oraz wyznaniami i mniejszościami narodowymi, „która wróci” do MSW oraz część „pozostała” składającą się z działu „łączność” i spraw rozwoju społeczeństwa informacyjnego, która pozostanie odrębnym urzędem, albo zostanie dołączona do zakresu odpowiedzialności Min Gospodarki, które PO przejmie z rąk PSL. W raporcie można przeczytać, że podejście Michała Boniego do spraw informatyzacji "jest na tyle różne od poprzednich ministrów odpowiedzialnych za dział +informatyzacja+ (i +łączność+), że wymaga odrębnego omówienia". Niestety okazuje się, że to podejście nie wiąże się ze wzrostem jakości i profesjonalizmu. Już pobieżna analiza procesów informacyjnych w MAiC pokazuje, że zarządzanie wiedzą w Urzędzie praktycznie nie istnieje. Wystarczy wskazać, że w ostatnich naborach były promowane osoby, które niewiele wiedzą o nie tylko o technologii teleinformatycznej, ale i o funkcjonowaniu administracji: zatrudnia się socjologów, politologów, psychologów, europeistów, dziennikarzy a nie osoby doświadczone w realizacji projektów teleinformatycznych (informacje o wykształceniu osób które ostatnio wygrały nabory na stanowiska w MAiC) - czytamy w analizie, do której dotarliśmy.
W dokumencie wskazuje się, że polityka kadrowa w resorcie Boniego pozostawia wiele do życzenia. Wymagania przy przyjmowaniu do pracy mają być "traktowane bardzo wybiórczo", a stanowisko pełnomocnika ds. umiejętności cyfrowych w administracji obejmuje, jak czytamy, Włodzimierz Marciński – były podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji za SLD, który "w oświadczeniu lustracyjnym w 2004 roku wyjawił, że współpracował ze służbą bezpieczeństwa PRL". Specjaliści wskazują, że przy przyjmowaniu ludzi do pracy resort nie pyta o "znajomość przez menedżerów metodyk projektowych (PRINCE2 czy PMI) czy metodyk zarządzania programami i portfelami projektów (jak MSP)". Zaskakuje nikła wiedza na temat metodyk projektowych wśród menedżerów wyższego i średniego szczebla – wedle nieoficjalnych informacji z Biura Dyrektora Generalnego MAiC praktycznie nikt z Kierownictwa MAiC nie posiada certyfikatu poświadczającego znajomość jakiejkolwiek metodyki projektowej, nawet na poziomie podstawowym - czytamy w raporcie. Jego autorzy zaznaczają, że "jakość kadr MAiC w obszarze informatyzacji należy ocenić jako mierną". Dokument opisuje również inne patologie związane z MAC, m.in. brak doświadczenia w zarządzaniu menedżerów resortu oraz zatrudnianie policyjnych i wojskowych emerytów, przejętych z MSW. Podsumowując politykę kadrową wskazuje się, że departament zajmujący się informatyzacją w resorcie Boniego odbiega znacząco od poziomu Centrum Projektów Informatycznych. Obie jednostki mają być skonfliktowane. Zaniedbania i sposób działania resortu Boniego ma, jak wskazuje raport, prowadzić do napięć na linii branża ICT-władza. Podmioty działające w tym obszarze "oczekują konkretnych działań a nie deklaracji". W dokumencie czytamy również o specyficznej polityce współpracy z tzw. trzecim sektorem. Wskazuje się, że MAC promuje ludzi z młodzieżówek partyjnych oraz współpracuje głównie z Fundacjami związanymi z Platformą Obywatelską:
Promowani są zwłaszcza młodzi ludzie pracujący dotychczas w NGO’s, którzy mają budować owo ukierunkowanie na klienta a nie na technologię. Są dowody na promowanie w naborach na stanowiska w MAiC konkretnych osób z młodzieżówki. Selektywne kryteria wyboru współpracowników przywołują oskarżenia medialne (Dziennik Gazeta Prawna, TVP INFO) z okresu kiedy min. Boni pełnił rolę szefa doradców strategicznych Premiera o promowaniu dzieci swoich przyjaciół: wśród współpracowników Michała Boniego byli wtedy m.in. Paweł Bochniarz, syn Henryki Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, współpracującej z Bonim w rządzie Bieleckiego oraz Mikołaj Herbst, syn Ireny, byłej wiceminister gospodarki, a obecnie doradcy zarządu Lewiatana. Praktyka pokazuje, że MAiC współpracuje tylko z określonymi organizacjami Trzeciego Sektora (Centrum Cyfrowe, ISOC Polska, Fundacja Nowoczesna Polska i Miasta w Internecie) z jednego kręgu biznesowo-towarzyskiego związanego ściśle z PO. W świetle polityki kadrowej Ministerstwa kierowanego przez Michała Boniego trudno dziwić się, że eksperci coraz częściej wytykają błędy i zaniedbania resortu. Autorzy wskazują, że "źle odbierane jest, że MAiC składało +z pompą pewne deklaracje+ a potem po cichu się z tego wycofuje". W podsumowaniu analizy autorzy wskazują, że "zdecydowana większość obecnych jego problemów sięga urzędowania wiceministra Witolda Drożdża i ministra Grzegorza Schetyny". To oni, jak wskazują autorzy raportu, odpowiadają za projekt pl.ID, którego wprowadzenie jest uznawane za bardzo kontrowersyjne. Panuje powszechne przekonanie, że to decyzje W. Drożdża utrzymane przez P. Kołodziejczyka, związane z wyłączeniem PWPW z projektu i ogłoszeniem w trybie dialogu konkurencyjnego postępowania na „blankiet nowego dowodu osobistego”, załamały czasowo projekt. Wskazuje się ponadto, że ogłoszenie przetargu na blankiety dowodowe spowodowało nadszarpnięcie wizerunku PWPW jako jednej z czterech firm na świecie produkującej najlepiej zabezpieczone dokumenty tożsamości. Ogłoszenie przetargu na blankiety dowodowe w jawny sposób dyskryminujący PWPW pod pretekstem „oszczędności budżetowych” nieuwzględniające długofalowych kosztów związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa nowych dokumentów tożsamości, uważa się za co najmniej niegospodarne - wyjaśniają autorzy analizy. Raport kończy się stwierdzeniem, że działania obecnej władzy w MAC doprowadziły do znacznego osłabienia poziomu procesu informatyzacji. W ocenie ekspertów za rządów PiS ludzie, którzy zajmowali się tym samym obszarem, byli lepiej przygotowani do swojej pracy:
Coraz częściej formułowane są porównania do czasów rządów PiS na niekorzyść obecnej ekipy w MAiC. Wskazuje się w szczególności: Wysoki poziom merytoryczny kierownictwa działów „informatyzacja” i „łączność”; Dbałość o dobre zorganizowanie administracji za rządów PiS, w tym promowanie mechanizmami; Służby Cywilnej i Państwowego Zasobu Kadrowego wyróżniających się specjalistów; Promowanie ludzi o wysokich standardach moralnych (jako przykład daje się sposób uporządkowania Biura Administracyjno-Finansowego MSWiA); Poddanie głównych przetargów (i wszystkich osób uczestniczących w nich) realnemu i stałemu monitoringowi ABW i CBA; Mimo wielu zastrzeżeń i uwag wskazuje się że Plan Informatyzacji Państwa był publicznie konsultowany i stale monitorowany; Promowanie w przetargach polskich firm, w tym innowacyjnych start-up’ów i spin-off’ów. Raport przygotowany na zlecenie firm komputerowych budzi niepokój. Jak wynika z informacji portalu wPolityce.pl, takie same wnioski znajdują się w wielu podobnych raportach, które powstają w Polsce. Tymczasem to resort Michała Boniego obecnie stara się wyprostować zaniedbania związane z programem informatyzacji. Jak wielokrotnie wspominał minister Boni, w podlegającym MAC CPI trwa walka o pieniądze na projekty informatyzacyjne ze środków unijnych:
Na 29 systemów finansowanych z 7. osi priorytetowej Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, czyli e-administracji, 13 wymaga mniej lub bardziej poważnych korekt, 1 – optymalizacji funkcjonalności, 3 nie są jeszcze rozpoczęte, 7 realizowanych jest zgodnie z harmonogramem. To od pracy ludzi z MAC zależy dziś, czy Polska otrzyma z unijnej kasy zwrot pieniędzy, które zostały spożytkowane na projekty informatyzacyjne. Niestety, patrząc na ocenę Boniego i jego współpracowników, można mieć poważne wątpliwości, czy uda się Polsce otrzymać jakiekolwiek środki. Blog Stanisława Żaryna
Fundamentalny błąd w architekturze systemu finansowego. Czas na reset Nadchodzi przesilenie. W Hiszpanii trwa run na banki, odpływ depozytów nasila się na tyle, że banki hiszpańskie zamiast kupować obligacje swojego rządu, zaczęły je sprzedawać, bo jakoś muszą obsłużyć odpływ depozytów. Widać coraz wyraźniej, że bez zmasowanej pomocy EBC system bankowy w Hiszpanii się załamie. EBC zdaje sobie z tego sprawę i przygotował propozycje skupu obligacji rządu Hiszpanii. W ten sposób po raz kolejny zostanie złamana zadana niefinansowanie rządu przez bank centralny. Ale jak się raz straci dziewictwo, to potem już żadna maść nie pomoże, mimo że taką maść podobno sprzedają w Indiach, i jest bardzo popularna. Ale żarty na bok, bo sytuacja jest coraz groźniejsza. Hiszpania tworzy bank na złe aktywa, Francja nacjonalizuje bank hipoteczny, to wszystko techniczne zabiegi, które nie adresują najważniejszego problemu: masowej skali delewarowania, która przetoczy się przez systemy bankowe świata zachodu. I to wszystko mimo wpompowania biliona euro do systemu bankowego, mimo zerowych stóp procentowych, mimo interwencyjnego skupu obligacji przez EBC, mimo przyjmowania w operacjach otwartego rynku obligacji o ratingu śmieciowym, lub prawie śmieciowym. Te wydarzenia zmuszają do kolejnych refleksji. Stawiam roboczą hipotezę, że jedną z przyczyn obecnego kryzysu nadmiernego zadłużenia jest utworzenie instytucji realizujących funkcję pożyczkodawcy ostatniej instancji (LOL – lender of last resort). Powtórzę, jednym z podstawowych błędów w architekturze współczesnego systemu finansowego jest fakt, iż utworzono taką funkcję. Jakie są skutki tej funkcji:
- coraz niższe kapitały banków, bo po co wysoki kapitał, skoro w razie czego płynność da bank centralny. Skutkiem tego było zwiększenie lewara w bankach z poziomu 3x sto lat temu do 30-50x w minionych latach. Banki stały się najbardziej spekulacyjnym biznesem w historii świata.
- tworzenie kredytu z „powietrza” (creating money out of thin air). Ekonomiści w większości nie rozumieją jak powstaje pieniądz, I źle uczą o tym studentów. Uczony powszechnie model mnożnika w bankowości o rezerwie cząstkowej jest błędny. W praktyce banki tworzą kredyt, który natychmiast wpływa do systemu bankowego jako depozyty, i wtedy system banków komercyjnych zmusza bank centralny do stworzenia odpowiedniej ilości pieniądza rezerwowego, żeby spełnić warunek rezerwy obowiązkowej.
- mylenie (lub działania w zmowie bansterzy-banki centralne przeciw podatnikom) problemu niewypłacalności banków z utratą płynności (Grecja, teraz Hiszpania, wkrótce Włochy, a potem Francja).
Żaden inny rodzaj biznesu nie ma takiej ochrony. Nie masz płynności, wypadasz z biznesu. Zarządy firm o tym wiedzą i dbają o odpowiednią płynność swojego biznesu. Zarządy wielu banków na zachodzie nie utrzymują odpowiedniej płynności, bo po co, w razie czego bank centralny dostarczy tyle ile trzeba.
Kryzys, który przetoczy się przez Europę zweryfikuje wiele błędnych teorii i zrewolucjonizuje wiele instytucji. Stawia tezę, że należy radykalnie ograniczyć instytucję LOL, a banki zmusić do zwiększenia kapitałów w relacji do aktywów. Dopiero wtedy banki staną się bezpieczne. Oczywiście banksterzy będą protestować, bo większe kapitały i mniejszy lewar, połączone z brakiem koła ratunkowego LOL oznacza mniejsze zyski i mniejsze bonusy. Czas na reset wielu instytucji. Dziennik Krzysztofa Rybińskiego
O, CHOLLENDER! Towarzysza Franciszka Holland’a bez większych ogródek nazywałem zawsze „kretynem”. Niestety, dziś jest to JE Franciszek Hollande, prezydent Republiki Francuskiej – więc jako konserwatysta muszę traktować Go z szacunkiem należnym Głowie Suwerennego Państwa – jeśli można nazwać „suwerennym” państwo rządzone przez Czystą Głupotę. Ostatnio Jego Ekscelencja Franciszek Hollande oświadczył swoim wyborcom (nikt normalny przecież Go nie słucha...): „Mamy do czynienia z kryzysem nadzwyczaj poważnym...” Nie wyjaśnił tylko, że ten kryzys – na razie zupełnie niewielki – został stworzony przez takie właśnie „Ekscelencje” jak On. Bo nie ma żadnych, ale to żadnych powodów, by istniał kryzys. Rolnictwo produkuje więcej żywności, niż możemy zjeść, przemysł produkuje więcej dóbr, niż nam potrzeba... Kryzys istnieje tylko dlatego, że ludzie rządzący dziś w krajach Cywilizacji Białego Człowieka wykarmili się na oglądaniu telewizji – czyli są na poziomie przedwojennego absolwenta piątej klasy szkoły podstawowej. Proszę zrozumieć: tylko parę procent (3%?) jest w stanie od biedy zrozumieć, jak działa gospodarka. Podobnie tylko 1% ludzi jest w stanie zrozumieć np. Teorię Względności. Wykłada się ją w szkołach, nauczyciele udają, że ją rozumieją, uczniowie udają, że ją rozumieją, nauczyciele udają, że wierzą, że uczniowie ją zrozumieli.... Ale tak naprawdę mało, kto ją rozumie – no i trudno! To samo dotyczy gospodarki. To może zrozumieć, powiedzmy, te 3%. Jednak gospodarka dotyka każdego – więc każdy się na ten temat wypowiada. Telewizja musi mieć OGLĄDALNOŚĆ – więc musi być nie na poziomie tych 3% – tylko na poziomie 50%. Z konieczności musi, więc podawać głupoty. A w d***kracji rządzi przecież Większość, a nie 3%. Każdemu, kto chce „mieć wpływ na gospodarkę”, mówię: „OK, w d***kracji masz wpływ bliski zeru – ale Twoich dwóch sąsiadów-kretynów ma na nią dwa razy większy wpływ niż Ty. Zastanów się, czy nie lepiej byłoby dla Ciebie, byś wpływu nie miał – byle tych dwóch idiotów też go nie miało!!” JE Franciszek Hollande zapowiedział „przyspieszenie reform gospodarczych”, ale prosił też Francuzów o cierpliwość w oczekiwaniu na efekty. Efekty będą, oczywiście koszmarne. Jednak wyborcy socjalistów – czyli urodzeni kretyni – łykają to, co mówi, jak gęś kluski... Prezydent Francji oświadczył, że Jego „najpilniejszym priorytetem jest walka z bezrobociem” – i On zwoła „posiedzenie parlamentu, aby ustawa dotycząca zatrudnienia ludzi młodych została jak najszybciej przyjęta”. Chodzi o „program subwencjonowania przez państwo miejsc pracy dla osób poniżej 25 lat”. I wyborca socjalistów oczekuje cudu. Ja w PRLu uczyłem swoich Synów na Członków KC PZPR. Obudzeni w nocy, na pytanie: „Brakuje w Polsce butów; co robić?” mieli odpowiadać: „Należy podjąć uchwałę w celu zwiększenia produkcji butów!” No, i uchwały podejmowano – tylko butów nie było. Otóż we Francji, jak w każdym kraju, jest 1% firm stojących znakomicie, 19% stojących dobrze, 60% ma się średnio, 19% jest mocno zagrożonych – i 1% takich, co to się ledwo-ledwo trzymają. Jeśli państwo będzie subsydiować, to musi skądś wziąć pieniądze. Musi nałożyć podatki. I wtedy część tych najgorszych firm pozwalnia pracowników lub się zamknie. Można łatwo udowodnić, że na dwa „nowo utworzone miejsca pracy dla młodych ludzi” przypadnie trzech zwolnionych z pracy... Tylko to jest ZA TRUDNE do zrozumienia przez przeciętnego człowieka – a już na pewno przez socjalistę. Bezrobocie można zlikwidować od ręki: znieść podatki dochodowe, przymus ubezpieczeń i płacę minimalną... ale to oznaczałoby likwidację socjalizmu... JKM
Kukiz Zmieleni.pl Chłopów pańszczyźnianych z nas zrobili. Kukiz Ja już nigdy nie uwierzę Tuskowi. Nigdy. Nie ma takiej możliwości. Zaufać mogę jedynie "Solidarności"... najlepszym rozwiązaniem byłoby "wziąć karabin i pójść na Wiejską" Kukiz Zmieleni.pl Chłopów pańszczyźnianych z nas zrobili. Już 10 tysięcy osób popiera Kukiza . Czy Kukiz to nowy Spartakus , który wzywa ludzi , aby zrzucili jarzmo chłopstwa pańszczyźnianego ? Tak, czy inaczej należy poprzeć inicjatywę Kukiza. Polsce, Polakom po prostu są potrzebne jednomandatowe okręgi wyborcze . Zmieleni.pl . Nazwę strony Kukiza ma swój rodowód . Pochodzi od zmielonych w Sejmie 750 tysięcy podpisów , które zabrał Tusk i Platforma pod petycją o rozpisanie referendum w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych . Kukiz podobnie jak miliony Polaków przekonał się ,że Tusk to wybitny oszust wyborczy. Jego towarzysze nie są od niego gorsi. Pisałem o tym ( Jak Kaczyński pokonał wybitnego oszusta wyborczego) . „Polsce, w której, jak Kukiz przewiduje, dojdzie wkrótce do wielkiego systemowego wstrząsu, gdyż, jak przekonuje, nasz dzisiejszy "wybór to tylko wskazanie, czy dziesięcinę będziemy oddawać armii Tuska, Kaczyńskiego, Millera, Palikota czy Pawlaka". – Na tym u nas polegają demokratyczne wybory. Chłopów pańszczyźnianych z nas zrobili. ...(źródło)
„Kukiz obiecuje, że podpisy zbierane dzięki Zmieleni.pl, nie zostaną zmielone jak te, które zbierał Donald Tusk. - Ja już nigdy nie uwierzę Tuskowi. Nigdy. Nie ma takiej możliwości. Zaufać mogę jedynie "Solidarności", która powróci do etosu z lat 80. Kiedy Janusz Śniadek był szefem związku, to "S" była przybudówką PiS. Wierzę jednak, że "Solidarność" może być równie silna jak w 1980 r. To, co aktualnie się z nią dzieje, budzi moją ogromną nadzieję na to, że w ciągu 2-3 miesięcy będzie to związek, z którym z przyjemnością pójdę pod Sejm, aby żądać sprawiedliwości dla państwa obywatelskiego- mówi Onetowi Paweł Kukiz. „....(źródło)
Kukiz robi wyraźny ukłon w stronę Dudy . Rodzący się ruch społeczny Kukiza plus Solidarność charyzmatycznego Dudy, dwóch buntowników może być granatem wrzuconym do szamba, jakim jest polska polityka. Żeby tylko nie okazało się, że zamiast szambo została zdemolowana opozycja. Obóz patriotyczny. Czy oligarchia rozegra Kukiza tak jak Dudę. Duda już pokazał, że jest kunktatorem. Rewolucjonista, ale z dobrymi stosunkami z władzą. Koncesjonowany opozycjonista w stosunku do …..opozycji. Agnieszka Rybak o Dudzie „Jego charyzmę jedni porównują z Lechem Wałęsą, inni z Andrzejem Lepperem. Ten sam słuch społeczny, ta sama umiejętność porywania tłumów.Działanie na emocje słuchaczy. „....”Przewodniczący „Solidarności" Piotr Duda rośnie w siłę „....(więcej)
„We wtorek na prezydium Komisji Krajowej gościł były prezydent i pierwszy przewodniczący ''S'' Lech Wałęsa. Podczas spotkania został zaproszony na obchody Sierpnia '80. Szef NSZZ ''Solidarność'' Piotr Duda poinformował, że związek wysłał zaproszenia także do prezydenta RP, premiera, marszałków Sejmu i Senatu oraz byłych liderów związku. ''Solidarność przyjęła w tym roku zasadę: z uwagi na kampanię wyborczą nie zapraszamy szefów partii politycznych, tylko najwyższych urzędników. Dlatego m.in. zaproszenie dla Donalda Tuska i jego brak w przypadku wicepremiera Waldemara Pawlaka czy Jarosława Kaczyńskiego.”....(więcej)
Czy nowy ruch polityczny , a być może nową partię opanują ludzie sprawujący realną władzę , stojący za Tuskiem i Platformą ,a których Staniszkis określa jako „ zdemoralizowane fundamenty władzy „Istnieje takie ryzyko. Platforma poczeka aż Kukiz zbuduje silny ruch na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych , a potem te jow poprze i cały impet społecznego gniewu skieruje w czasie kampanii wyborczej w stronę PiS . Niestety PiS , Kaczyński i jego sukcesor Kamiński są gorącymi przeciwnikami jednomandatowych okręgów wyborczych , które mogą być jednoturowe , dwuturowe z progiem wyborczym lub bez . Inaczej jow-y będą funkcjonowały w systemie prezydenckim , inaczej w gabinetowo parlamentarnym ( pisałem o tym w moje poglądy) PiS powinien poprzeć jow pod warunkiem wprowadzenia jednocześnie systemu prezydenckiego wzorowanego na ustroju Stanów Zjednoczonych . Zachowałby jednocześnie i twarz i zbudował solidne republikańskie podstawy ustrojowe IV RP . Na naszych oczach powstaje fenomen polskiej sceny politycznej. Buntownik , Dawid, którzy rzucił wyzwanie złowrogiemu Goliatowi , jakim jawi się Tusk i Platforma . Kukiz stworzył zarzewie buntu społecznego . Jednomandatowe okręgi wyborcze, konserwatywna rodzina, prawo do swobodnego palenia marihuany. Większość ludzi nie rozumie zawiłości systemu wyborczego. Teorii gier, zmian społecznych i politycznych idących za zmianami reguł gry wyborczej. Teraz jow staną się symbolem walki z patologiczną klasą polityczną. Ludzie nadal nie będą rozumieli zasad, ale będą wiedzieli, że jow wydobędzie społeczeństwo z nędzy, przywróci Polakom kontrolę nad Sejmem. Kukiz otrzymał poparcie od profesora Przystawy i jego stowarzyszenia JOW.
„Z inicjatywy Pawła Kukiza i Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW powstała strona zmieleni.pl, na której każdy może poprzeć idę JOW! „....(źródło)
Lawina ruszyła. Na facebook na stronie http://www.facebook.com/Zmieleni w ciągu kilku dni liczba polubień sięgnęła prawie 2.5 tysiąca . Liczba osób , które podpisały się pod idea jednomandatowych okręgów wyborczych sięgnęła prawie 3 tysięcy ludzi . Na stronie facebooka jow przez kilka lat zgromadzono jedynie 5.5 tysiąca polubień . Kukiz stał się już w tej chwili liderem jow. Jeśli obie strony wykażą rozsądek to ruch jow bezie miał silnego, charyzmatycznego lidera , a na takiego wyrasta Kukiz i silne zaplecze intelektualne i eksperckie, które może swoim stowarzyszeniem dostarczyć Przystawa Kukiz”ten wszechogarniający blichtr, bolszewicką mentalność i POPRAWNOŚĆ polityczną szlag trafi. „....”Identyczny klimat panował pod koniec poprzedniej Komuny „..(więcej)
Wywiad Mierzejewskiego z Kukizem „Propagandę sukcesu zastąpiono public relations. Jestem wewnętrznym emigrantem, czuję dyskomfort „....”Proszę też pamiętać, że większość dużych spółek, które stać na reklamy, chce żyć w zgodzie z rządem. Mechanizm wpływa na rozgłośnie, bo one chcą mieć dużych klientów, często uzależnionych od rządu. „...(więcej)
„Powinno karać się dealerów, a nie użytkowników. Ja nie mam nic przeciwko rozwiązaniom czeskim. Jeżeli ktoś będzie chciał palić, to będzie palił, jeśli ktoś będzie chciał kopiować płyty, to będzie. Mamy anarchię prawną - stwierdziła natomiast Paweł Kukiz. ...”W pewnym momencie muzyk zażartował, że najlepszym rozwiązaniem byłoby "wziąć karabin i pójść na Wiejską". ...(źródło)
Zmieleni.pl Zbiór poglądów politycznych Kukiza Kukiz: Jeśli już pójdę na wybory, to poprę Kaczyńskiego, UPR i Jurka. Zawsze popierałem ochronę życia dzieci poczętych. Inaczej musiałbym się ująć za mordercą.„The Economist Dlaczego jeszcze nie ma zamieszek Polsce „....”The Economist „ Wschodnio Europejscy politycy , prawdopodobnie powodu ich historii przywykli do, przywykli do bycia posłusznym twardym instrukcjom z zewnątrz , i budzącego uznanie wprowadzania ich brutalnie . Wyborcy nie wyrażają zbytnio sprzeciwów . O ile Zachodni Europejczycy rozpoczynają zamieszki, kiedy są dociśnięci , o tyle ich wschodni odpowiednicy biernie emigrują „.....(więcej)
Polacy emigrujący za granice Polski zostali faktycznie pozbawieni praw wyborczych przez oligarchię II Komuny . Kilka milionów tanich robotników wyeksportowanych z prymitywnego afrykańskiego „bambusoalndu „ Internet wiele zmienia . Kiedy się patrzy na ludzi popierających , podpisujących się pod jednomandatowymi okręgami wyborczymi na Zmieleni.pl , a jest ich już w tej chwili prawie 20 tysięcy widać po miastach , które wpisali , że na apel Kukiz odpowiedział cały naród rozsiany po Europie. Rozsiani po Europie wygnańcy ekonomiczni , pariasi wyborczy mogą odzyskać dzięki internetowi część ich praw politycznych , mogą mieć wpływ na losy Polski w tak ważnej , fundamentalnej dla ustroju sprawie jak system wyborczy . Internauci są kluczowym wrogiem systemu II Komuny . W sondaż Onetu z dnia 2 września , natychmiast zdjętym z „wizji” przez „oficerów politycznych „ na PiS głosowało 45 procent, na PO 19procent , Palikota 6 procent (źródło)
Lewica spod znaku SLD, czy Platformy , a tym bardziej lewacy politycznej poprawności Palikota nie poprą Kukiza. Prawica konserwatywna ma szczęście ,że ikona jow stał się Kukiz , osoba o konserwatywnych i narodowych poglądach . Przypomnę ,że za jow ami jest również hunwejbin politycznej poprawności Palikot . Nawet lewicowiec , profesor Kik uważa ,że należy wprowadzić jow .
Krótki przegląd poglądów politycznych i nie tylko Kukiza Jest za ochroną dzieci nienarodzonych , przeciwnik afirmacji homoseksualizmu , poglądy patriotyczne , zwolennik ustroju republikańskiego, czyli systemu prezydenckiego i jow . Przeciwnik politycznej poprawności . Antykomunista , Przeciwnik Układów Okrągłego Stołu . Preferuje Kaczyńskiego , Jurka i UPR . Uważa ,że II Komuna zrobiła z Polaków eksploatowanych ekonomicznie „chłopów pańszczyźnianych „
Kukiz dla Rzeczpospolitej „Co przelało czarę goryczy, jak to się pięknie mówi? Smoleńsk. I nawet nie chodziło wtedy o to, kto był na pokładzie tupolewa. Chodziło o to, że państwo polskie spadło do lasu pod Smoleńskiem. I że Rosjanom powierzamy misję dotarcia do prawdy. Tym samym, którzy nie są skłonni wyjaśnić tego, co zdarzyło się blisko miejsca katastrofy 70 lat temu. Poza tym katastrofa była efektem totalnego zlekceważenia przez władze procedur bezpieczeństwa. A fakt, że za rządów jednego ministra spadły cztery wojskowe samoloty: Bryza, Mi, CASA i TU 154M, i że ten minister zwlekał, tak długo tylko mógł, ze swoją dymisją, by na końcu odejść, jak sam to określił, „jako człowiek honoru" – to farsa.„....”Na przykład uznano mnie za homofoba. „....” Nie podobają mi się tylko parady równości jako reklama homoseksualizmu i pomysł adopcji dzieci przez gejów. Zaczęło się od tego, że parada miała być organizowana w centrum Warszawy. Uważałem, żepanowie w stringach, z piórami w tyłku, na lawetach to jednak przegięcie, a nawet szerzenie pornografii. Gdybym spróbował w podobny sposób reklamować prokreację i przyrost naturalny w centrum Warszawy, towarzystwie czterech koleżanek bez biustonoszy, i wykonywałbym z ich udziałem ruchy posuwisto-zwrotne, natychmiast zostałbym uznany za męskiego szowinistę, a potem zaobrączkowany i zwinięty przez policję. Wątpię zresztą, czy bym dostał zezwolenie na taką akcję. Kto wie – może kiedyś zrobię taki performance, bo jest ciekaw reakcji pani prezydent Gronkiewicz-Waltz. „....”Natomiast masowe, publiczne manifestowanie homoseksualizmu — to już co innego. Moim zdaniem, jest to uprawianie propagandy, która może wpłynąć na dzieci w wieku dojrzewania, a przy okazji pierwszych kontaktów — unieszczęśliwić je, co poczują dopiero z perspektywy czasu, rozumiejąc, że uległy modzie. Jestem też przeciwny adopcji dzieci przez homoseksualistów. Bynajmniej nie z powodu poglądu, który mi przypisywano –że adaptowane przez gejów dzieci są zazwyczaj molestowane. Powód jest inny: mam kota, którego wychowały psy. Ten kot zaczął szczekać i razem z nimi atakuje inne koty. Brakuje tylko, żeby zaczął aportować! „....”Marzę o powrocie do naturalnych wartości, przywrócenia hierarchii i najprostszych prawd „...”Początkowo nie. Najpierw – jakieś dwa lata temu – powstały dwa utwory: „Heil Sztajnbach" i „17 Września". Pierwszy był reakcją na wzrost znaczenia i roszczeniową politykę niemieckiego ziomkostwa, drugi zaś upamiętnie- niem polskich oficerów, ofiar mordu dokonanego przez Sowietów. „....”. Kwiat narodu nadal był niszczony przez zdrajców kolaborujących z bolszewikami. „.....”To straszne, ale uświadomiłem sobie, że te wszystkie nasze wcześniejsze ofiary były niewspółmiernie większe od osiągniętych „zwycięstw". Okrągły Stół, tak naprawdę, więcej korzyści przyniósł Czechom i Niemcom niż nam. Nam dał „kompromis" elity opozycji z elitą komunistyczną. Ta pierwsza została dopuszczona do dóbr, jakimi wciąż dysponowała druga, bo w znacznej mierze je zachowała. Te elity się zmiksowały, narodowi zaś zaproponowano pozory demokracji i tak skutecznie ogłupiono przez media, że dziś większość uważa, że Sejm kontraktowy był owocem pierwszych po wojnie wolnych wyborów „.....”Wielu Polaków z obrzydzeniem patrzy na upadek życia publicznego, nie wytrzymuje tego i emigruje wewnętrznie. Znam wielu ludzi, którym nie jest po drodze z panującym obecnie dworem i jego sztucznie wykreowanym blaskiem. Już dawno społeczeństwo nie było tak rozbite, zatomizowane jak dziś. A są i tacy, którzy czują się zaszczuci. To bierze się również z narzucanej przez media poprawności politycznej. Wypowiadanie się w sposób odbiegający od tego, co głoszą, odbierane jest jako objaw choroby psychicznej. „.....”bardzo mocno afirmowałem rządzącą obecnie partię, bo wcześniej nie byłem zadowolony ze stylu sprawowania władzy przez PiS. Mówię o tym, bo czuję się patriotą, a moim największym marzeniem jest zmiana systemu politycznego w Polsce poprzez wprowadzenie systemu prezydenckiego, jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu i likwidację Senatu.Bez tych zmian Polska będzie non stop polem walki partii politycznych, a precyzując – ich wodzów, bo każda z nich jest przecież partią wodzowską. Naród wciąż znajduje się na drugim planie. Liczy się wódz, dzisiaj jeden, jutro drugi, oraz show medialny. Często żartuję, że system proporcjonalny polega na tym, że wódz rozdaje miejsca na liście swoim żołnierzom (tzw. posłom) – wprost proporcjonalnie do ich wierności. Tacy „posłowie" nie są reprezentantami narodu, co najwyżej partii, a tak naprawdę to przydupasy wodza. Pokochałam Platformę Obywatelską dlatego, że poszła do wyborów z hasłem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Miałem prawo jej wierzyć, ponieważ zebrała 700 tysięcy podpisów pod projektem nowej ordynacji. „....”Zapomnij. Nigdy! Odpowiedz mi na pytanie: czy to jest demokracja, jeśli konstytucja gwarantuje mi wolność sumienia, wyznania i poglądów politycznych, czynne i bierne prawo wyborcze, a jednocześnie nie mogę się dostać do Sejmu, jeśli nie należę do żadnej partii? Jeśli na jej listę nie wpiszę mnie jeden z kilku partyjnych wodzów?”..”Dlatego wyłożę do końca moje polityczne kredo. Jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa i patriotyzmu, bliżej mi do PiS, ale gospodarczo – do PO...”....”Bo ładny ten orzeł. A może jestem taki, bo w mojej rodzinie wiele osób zginęło za Polskę, w jej obronie albo dlatego, że byli patriotami? „....”Mogłem, zwłaszcza o kabaretowych rządach PiS, bo dostarczyłyby inspiracji do stworzenia trzech podwójnych albumów, ale to jednak prawica. Do momentu, kiedy chodziłem na wybory, bo już nie chodzę, głosowałem zawsze na posła PO i senatora PiS. PO mieli być od pilnowania spraw codziennych, a PiS – w charakterze rady starszych, by liberalizm nie stał się nazbyt palikotowski. Tak to sobie wyobraziłem w swojej... naiwności! Na moje szczęście hymnów pochwalnych na cześć PiS, ani PO nie śpiewałem. Nie musiałem się wycofywać rakiem, ani kajać. Po prostu przerwałem milczenie i zacząłem pisać to, co myślę. Piosenka o Steinbach była odpowiedzią na dziwną politykę PO w kwestiach naszej tożsamości, historii i tradycji. Efekt był taki, że od razu przyprawiono mi gębę pisowca, tylko dlatego, że partia Jarosława Kaczyńskiego wykazywała duże zainteresowanie kwestiami historycznymi. „.....(źródło)
Kukiz dla Frondy „Dziennikarze mainstreamowych mediów są już tak spaczeni, że każdy głos obywatelski w obronie elementarnych obywatelskich praw jest traktowany jako ingerowanie w politykę.„....”W tej chwili mamy do czynienia z pięcioma PZPR'ami. Jest wódz, który ma swoich żołnierzy i umieszcza ich na listach wyborczych, kierując się kryterium proporcjonalności.Ale ta proporcjonalność polega na tym, że on im daje pierwszeństwo na listach wprost proporcjonalnie do stopnia ich wierności i posłuszeństwa względem wodza”....”Jeśli będzie on dalej szedł w kierunku jeszcze większego usankcjonowania wszechwładztwa partii, toza chwileczkę Marek Jurek, jeśli zechce kandydować do Sejmu, będzie musiał przyznać, że aborcja to taka niegroźna rzecz, bo przecież wszystkie partie obecne na polskiej scenie politycznej w mniej lub bardziej wyraźny sposób dają ciche przyzwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci. „....”Liczę bardzo na Solidarność pod przewodnictwem Piotra Dudy. Nadzieje, które wiążę z tą osobą nie są bezpodstawne, ponieważ toDuda rozpoczął skuteczny proces odpolityczniania Solidarności, zajmując się frakcją „śniadkowską”, która stawała się przybudówką PiS.Mnie chodzi oSolidarność taką, która jest trybunem ludowym, która występuję w imieniu Polski w sytuacji zagrożenia państwowości,a z taką mamy ewidentnie do czynienia, co do tego nie ma wątpliwości. Akcja Zmieleni.pl to tylko taka iskierka, która kosztuje parę groszy. Będziemy jeździć po Polsce z taką listą, a potem zobaczymy, co dalej. Na pewno nie złożymy tej listy do Sejmu, bo żaden z tych klanów nie jest zainteresowany zmianą ordynacji. Mam nadzieję, że listę przyniesie na Wiejską „Solidarność” wspólnie z 200 tysiącami manifestantów.„....(źródło)
Kukiz dla Frondy „Platforma chciała abym zagrał w Gdańsku na koncercie rocznicowymz okazji 20-lecia niepodległości Polski. Ja się zapytałem jednego z jej prominentnych polityków,co to za data, bo ja kojarzę z niepodległością dzień 11 listopada. Odpowiedziano mi, że chodzi o 89 rok. A dla mnie to fatalny rok w historii Polski, gdzie władza-zgodnie z „teorią elit” Pareta - posunęła się robiąc trochę miejsca opozycji. I w ten sposób jej się pozbyła pozostając po dziś dzień na tej samej pozycji co przed 89-tym... „....”Dziś w Komendzie Głównej Policji pracuje 4800 osób, a ilu z nich to starzy zweryfikowani funkcjonariusze SB, dobrzy w różnych grach operacyjnych? Zarabiają po 6,5 tys. zł. Tylko za to, że są. Aby uzasadnić niezbędność swojego bytu wysyłają setki rozkazów i rozporządzeń w teren, komplikując i dezorganizując pracę Komisariatów.Mam trzy córki, które starałem się chronić przed takimi wydarzeniami. Chciałbym zostawić im w prezencie dobrze zorganizowane państwo. Nie wiem czy to się uda, bo idąc z jakąś sprawą do urzędu słyszę, że to nie „my” zrobiliśmy ale „tamci”. Jak przyjdą „tamci”, będą mówili, że to „oni”. Błędne koło. Państwo wygląda dramatycznie. Rozmawiałem z przewodniczącym „Solidarności”, aby poparł wszystkie ruchy, które walczą z takim partyjniactwem ale nie był tym szczególnie zainteresowany. A „Solidarność” to obecnie jedyna siła, która mogłaby coś w Polsce zmienić. Ale niestety... Na pewno nie będę głosował w wyborach na PO. Jeśli już pójdę na wybory to poprę Kaczyńskiego, UPR i Jurka.”...(źródło)
Kukiz dla Onetu „Od 1989 roku czekam na państwo, które da mi poczucie stabilizacji. Ja, facet, który sprzedał setki tysięcy płyt, żyję z niepewnością jutra… To co ma powiedzieć młody człowiek z lichwiarskimi kredytami banków, z "Amber Goldami", w których pracują dzieci najważniejszych w Polsce polityków? „...(źródło)
Kukiz dla Onetu „Rozmowa z ACTA zeszła na marihuanę i kulawe prawo w Polsce.W pewnym momencie muzyk zażartował, że najlepszym rozwiązaniem byłoby "wziąć karabin i pójść na Wiejską". ….(źródło)
Kukiz „Polsce, w której, jak Kukiz przewiduje, dojdzie wkrótce do wielkiego systemowego wstrząsu,gdyż, jak przekonuje, nasz dzisiejszy "wybór to tylko wskazanie, czy dziesięcinę będziemy oddawać armii Tuska, Kaczyńskiego, Millera, Palikota czy Pawlaka". – Na tym u nas polegają demokratyczne wybory.Chłopów pańszczyźnianych z nas zrobili„...(więcej)
Kukiz „Kukiz obiecuje, że podpisy zbierane dzięki Zmieleni.pl, nie zostaną zmielone jak te, które zbierał Donald Tusk. - Ja już nigdy nie uwierzę Tuskowi. Nigdy. Nie ma takiej możliwości.Zaufać mogę jedynie "Solidarności", która powróci do etosu z lat 80. KiedyJanusz Śniadek był szefem związku, to "S" była przybudówką PiS.Wierzę jednak, że "Solidarność" może być równie silna jak w 1980 r. To, co aktualnie się z nią dzieje, budzi moją ogromną nadzieję na to, że w ciągu 2-3 miesięcy będzie to związek,z którym z przyjemnością pójdę pod Sejm, aby żądać sprawiedliwości dla państwa obywatelskiego„....(więcej)
Kukiz „Marszałek Schetyna chciał, aby poparł go Bono. Co o tym myślę? Kiedyś zagrałem na koncercie organizowanym przez PO inie wziąłem za to złotówki.Ufałem tej partii,afirmowałem ją bozebrała 700 tys. podpisów w sprawie referendum dotyczącym jednomandatowych okręgów wyborczych.Platforma oszukała ludzi. Lista z podpisamizostała zniszczonapoobjęciu przez PO władzy„...”Na pewno nie będę głosował w wyborach na PO. Jeśli już pójdę na wybory, to poprę Kaczyńskiego, UPR i Jurka.Zawsze popierałem ochronę życia dzieci poczętych. Inaczej musiałbym się ująć za mordercą.„....(więcej)
Kukiz”ten wszechogarniającyblichtr, bolszewicką mentalność i POPRAWNOŚĆ polityczną szlag trafi. „....”Identyczny klimat panował pod koniecpoprzedniej Komuny„....(więcej)
Wywiad Mierzejewskiego z Kukizem „Propagandę sukcesu zastąpiono public relations.Jestem wewnętrznym emigrantem,czuję dyskomfort „....”Proszę też pamiętać, żewiększość dużych spółek, które stać na reklamy, chce żyć w zgodzie z rządem.Mechanizm wpływa na rozgłośnie, bo onechcą mieć dużych klientów, często uzależnionych od rządu„...(więcej)
Kukiz "PO przebija nawet PZPR. Jesteśmy bezsilni"...Te zielone wyspy i inne cuda na patyku, a przy tymzapaść służby zdrowia, bezpieczeństwa państwa, dług publiczny i podwyższanie podatków oraz okradanie naszych przyszłych emerytur.Do tego przekonanie o nieomylności, arogancja i uśmiech samozadowolenia na twarzach.Platformacoraz bardziej przypomina mi - a w paru kwestiach nawetprzebija - SLD i ich protoplastów - PZPR. Mówię tu onepotyzmie, czarowaniu PR-em i działaniach pozorowanych, czyli nieróbstwie „....(więcej)
Marek Mojsiewicz
05 września 2012 W demokratycznym państwie absurdu - w którym żyjemy dzięki rządom ludzi, którzy- jak widać z podejmowanych decyzji- nie mają pojęcia co trzeba zrobić z ustrojem państwowym- żeby to wszystko jakoś trzymało się kupy. Kierunek , w którym ciągną nas „ elity” rządzące, jest tyle niewłaściwy co absurdalny. Jedną antyreceptą, którą stosują wobec nas i wobec nadciągającej burzy-- jest permanentna podwyżka podatków.. Jeszcze więcej wody wobec naciągającej wody.. Jeszcze więcej ognia- wobec płonącego lasu.. To jakieś kompletne szaleństwo.. Chcą nas spalić i utopić- w jednym. .Nie przychodzi im do głowy, żeby po prostu – obniżyć wszystkie podatki , zdemontować demokratyczne państwo biurokratyczne i uwolnić firmy i ludzi ze szczęk biurokratycznego uścisku.. Tego zrobić niepodobna.. Bo wszyscy musimy pozostawać w ciągłym uzależnieniu od demokratycznego państwa absurdu.. Socjalizm musi pozostać.. Ten „najlepszy” ustrój na świecie, pod warunkiem, że kapitaliści będą go utrzymywać. „Podobno”- jak twierdzą merdia- w ubiegłym roku wyciekło z systemu budowy socjalizmu- 8 miliardów podatku VAT nie zapłaconego przez przedsiębiorców.” Podobno” w jakiś sposób przedsiębiorcy wykombinowali jak tego podatku nie zapłacić, czy jak go sobie” odebrać” od demokratycznego państwa prawnego.. Mniejsza już w jaki sposób to zrobiono, i czy to w ogóle prawda.. W końcu podatek VAT, to podatek rządowy nakładany na każdy towar wyprodukowany przez przedsiębiorców, a nie przez rząd. Bo co może wyprodukować rząd? Sterty papierów i mnóstwo rządowej głupoty- co widać od dwudziestu dwu lat tzw. przemian.?. Może co najwyżej kazać dodrukować pustych pieniędzy i wymyślić kolejną ustawę- przepychając ja przez demokratyczny Sejm przy posiadanej większości- krępującą życie przedsiębiorcom.. Pozostańmy na chwilę , przy tych 8 miliardach rzekomych strat., którymi nie napełniono wiecznie głodnego budżetu – demokratycznego państwa prawnego.. W państwowym radiu, w programie propagandy oznaczonej numerem pierwszym, usłyszałem jak pan Jan Bury, przedstawiciel rządzącej partii, Polskiego Stronnictwa Ludowego a tak naprawdę związku zawodowego rolników powiedział w sprawie tych „straconych” 8 miliardów podatku VAT, że- uwaga!-„ nie można pozwolić na marnowanie publicznego grosza”(?????!!!!). Cooooo????? To przedsiębiorcy są , czy może właśnie rząd- jest marnotrawcą „publicznych” pieniędzy.. Zanim pieniądze staną się” publiczne” najpierw są prywatne Gdy zostaną upaństwowione- stają się zagarnięte przez biurokrację państwową- państwowe, czyli jak twierdzi propaganda- „publiczne”.. Wielkiej materii pomieszanie, ale napiszę krótko.. Jedynym marnotrawcą pieniędzy odebranych nam i przedsiębiorcom dzieki przemyślnemu systemowi podatkowemu-- jest rząd wraz z Sejmem.. Nie znam przedsiębiorców i ludzi- oprócz jakiegoś utracjusza- żeby marnował swoje pieniądze.. Byłby idiotą i długo nie zagrzałby miejsca jako przedsiębiorca.. Bo co to za przedsiębiorca, który marnuje swoje pieniądze? To byłby skończony dureń i kompletny wariat.. Pan Jan Bury”nie może pozwolić na marnowanie publicznego grosza”.. Przy okazji :po czym poznać rasowego socjalistę, żeby przy okazji nie być posądzonym o rasizm, przez jedną z licznych – utrzymywanych przez budżet, czyli przez nas –organizacji. Najprościej po tym, że domaga się więcej pieniędzy w systemie biurokratycznego socjalizmu.. Nie obchodzą go ludzie, zwani w socjalizmie demokratycznym ”obywatelami”- obchodzi ich budżet! Bo ONI żyją z budżetu, a nie z własnej pracy. Im pełniejszy budżet, tym dla nich – do zmarnowania- więcej.. Im chudszy - tym więcej pieniędzy w kieszeniach” obywateli”.. Ale co to za „obywatel”, który ma w kieszeniach dużo pieniędzy..? Jest samodzielny i ma ten cały socjalistyczny rząd i Sejm w nosie- robi swoje, Bogaci się. Najlepiej jak jest biedny i idzie po prośbie do demokratycznego państwa, które urzeczywistni mu sprawiedliwość społeczną, tak, że w końcu wyjdzie mu ona bokiem. Bo socjalizm wszystkim w końcu wyjdzie bokiem.. Socjalizm w końcu wszystkim nosa utrze- bogatym jutro, a biednym- pojutrze.. Tak przynajmniej twierdził Aleksander Fredro,,
A teraz przyjrzyjmy się na chwilę panu Janowi Buremu z Polskiego Stronnictwa Ludowego.. To jest właśnie ten pan, który, w dniu 22/23, w marcu 2012 roku spotkał się „prywatnie” jako podsekretarz , czy sekretarz w Ministerstwie Skarbu z różnymi ludźmi w Kazimierzu nad Wisłą,, w Hotelu Król Kazimierz i tam omawiał różne sprawy z różnymi ludźmi. Pan Jan Bury w dniu 3.01.2011 roku kupił 50% udziałów w spółce SO-RES i tego samego dnia dokonał zmian w zakresie jej działalności dodając pozycję PKD umożliwiające jej podjęcie działalności w zakresie: handlu energią elektryczną, obrotu biomasą i obrotu odpadami oraz popiołami z Elektrowni, Niedaleko Kazimierza- bo w Kozienicach jest Elektrownia Kozienice, z którą można nawiązać kontakt handlowy, obracać biomasą i obracać popiołami- jak się decyduje politycznie o różnych sprawach Z tego obracania biomasą i popiołami może być niezły grosz, i to niezmarnowany publicznie- tylko zaoszczędzony prywatnie. Oszczędność- to bardzo dobra cecha. Ale partnerstwo publiczo- prywatne- to jeszcze lepszy pomysł. Ukryje to co powinno być niewidoczne dla oczu.. Bo najciekawsze jest to niewidoczne dla oczu.. A tego ciekawscy się nie dowiedzą.. Pan Jan Bury- jako wspólnik SO-RES został ujawniony w KRS – 15 marca 2011 roku. Jego wspólnik- pan Zenon Daniłowski który też był na imprezie w Hotelu Król Kazimierz-, kolega pana Jana Burego chyba jeszcze ze Związku Młodzieży Wiejskiej- też dokonał podobnej zmiany. I do tego wszystkiego wmieszali samego Króla Kazimierza. Na spotkaniu obecni byli również przedstawiciele zarządu Elektrowni Kozienice.. To wtedy- za kolację kilku osób- Elektrownia zapłaciła drobną sumę 15 700 złotych(???) To są prawdziwi królowie nadchodzących czasów.. To jest nowa klasa rodząca się na naszych oczach..” Kapitaliści” kompradorscy,” kapitaliści” polityczni,” kapitaliści” bez produkowania i ryzykowania czymkolwiek- tworzą spółki papierowe, które będą świadczyć usługi w zakresie handlu energią elektryczną, obrotu biomasą i obrotu popiołami- jakby sama Elektrownia nie mogła tego wszystkiego sobie zorganizować. Musi być do tego spółka pośrednicząca. Która będzie zarabiać i podnosić cenę prądu wytwarzanego przez Elektrownię Kozienice.. Ja akurat mieszkam w Radomiu, niedaleko Kozienic i podniesione koszty prądu dotkną nas- na pewno Dzięki- między innymi - byłemu sekretarzowi Ministerstwa Skarbu- panu Janowi Buremu z Polskiego Stronnictwa Ludowego., Pal sześć te 15 700 złotych za kolację w Hotelu Krol Kazimierz w Kazimierzu nad Wisłą... Ale systematyczna zwyżka cen prądu- to będzie dopiero problem dla korzystających z usług Elektrowni Kozienice.. Tym bardziej, że prąd- dzięki ekologom politycznym – systematycznie drożeje , wykańczając powoli gospodarstwa domowe i firmy.. Tylko patrzeć jak to wszystko się zawali.. A ONI nadal dokręcają śrubę.. Aż w końcu pęknie gwint! I to już chyba na jesieni.. Czyżby jesień ludów? WJR
„Gazeta Wyborcza” i pięć piw Były szef ugrupowania, w którym działali skini, jako pełnomocnik niedawnego dziennikarza „Gazety Wyborczej” – nie ma chyba scenki lepiej ukazującej fikcyjność demokracji w naszym posowieckim państwie. Na serio jest tu tylko walka o utrzymanie Polski w rosyjskiej strefie wpływów. Spory ideologiczne to inscenizacja, udawanie, że żyjemy w zachodnim kraju. Roman Giertych, były szef Młodzieży Wszechpolskiej, został pełnomocnikiem Michała Tuska, byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Z kolei – jak ujawnia dziś tygodnik „Gazeta Polska” – Tomasza Turowskiego reprezentuje od niedawna radca Jerzy Pardus, w latach 80. redaktor naczelny betonowej „Rzeczywistości”, pisma wrogiego Izraelowi i zwalczającego środowisko Adama Michnika. Lamentu w mediach, że oto w życiu publicznym tolerowani są nacjonaliści i antysemici, nie słychać. Gdzie czujność stowarzyszeń walczących o tolerancję? Gdzie okładki „Gazety Wyborczej” i „Polityki” krzyczące, że oto budzą się nacjonalistyczne upiory i nadchodzi brunatna ofensywa? Adwokat Tuska do wora, wór do jeziora? Młodzież Wszechpolska kierowana przez Roberta Winnickiego jest dziś ugrupowaniem grzecznie wyglądających zwolenników idei Romana Dmowskiego. W latach 90., gdy jej szefem był Roman Giertych, było inaczej. Działali w niej skinheadzi, choć z czasem namawiani do tego, by zapuścili trochę dłuższe włosy i zrzucili kurtki flayersy, w warunkach bojowych przekładane na pomarańczową stronę.
Gdy LPR współrządził z PiS-em, media rozpętały awanturę wokół faszystowskiego gestu używanego przez członków MW, który tłumaczyli oni, jako gest zamawiania „pięciu piw”. Manifestacje przeciwko ministrowi z hasłem: „Giertych do wora, wór do jeziora”, uznawano za dopuszczalne. Koalicja z „faszystą” Giertychem miała kompromitować PiS. Dowodzić, że ugrupowanie to tylko udaje rozsądne i cywilizowane, a w rzeczywistości dla władzy zrobi wszystko. Jak nisko upadł Kaczyński, zadając się z Giertychem! – ubolewały media. Dziś Roman Giertych jest pełnomocnikiem syna premiera, byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej”. A także urzędującego ministra spraw zagranicznych, a więc urzędnika, któremu najmniej wypada zadawać się z osobami podejrzewanymi o brak tolerancji dla innych narodów. Pewnie polityk zmienił swoje poglądy – tak pomyślałby dziennikarz z zachodniego kraju, któremu opowiedzielibyśmy tę historię. Ale Giertych wcale poglądów nie zmienił. Nie ogłosił: „Błądziłem, działając w Młodzieży Wszechpolskiej, a moje poglądy z młodości, podobnie jak publikacje mojego dziadka i ojca, to stek bzdur”. Nie tylko ich nie zmienił, ale i nikt po stronie salonowej od niego tego się nie domagał.
Antypolska działalność Władysława Bartoszewskiego Jak ujawnia dziś tygodnik „Gazeta Polska”, pełnomocnikiem Tomasza Turowskiego, błego komunistycznego szpiega, który organizował przylot polskiej delegacji do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r., jest dr Jerzy Pardus, w latach 80 redaktor naczelny betonowego pisma „Rzeczywistość”. Przypomnijmy, że Turowski, zanim odszedł z MSZ-etu, należał do bliskich współpracowników ministra Radosława Sikorskiego. Teraz na pełnomocnika wybrał sobie człowieka, który pisał w latach 80. o Władysławie Bartoszewskim, że jest nagradzany przez Niemców za „antypolską działalność”. Zaś organizacja, którą kierowali Michnik i Kuroń była „jawnie antypolska, powiązana z obcymi wywiadami”. Tak Pardus charakteryzował zakulisowe siły, które rządzą światem, w tym ich rodzimych przedstawicieli: „Gdzie się pojawiają, powstają wiry. Ruch. Krzątanina. Hasła. Rewolucja... Lubią grać. W cieniu, zza kulis, ostrożnie... Nie dać złapać się za rękę. Ale wpływać. Czuć własne znaczenie. Rosnąć i urastać”. Jak czuje się z tym Sikorski? Czy odetnie się od swojego byłego współpracownika? Czy „Gazeta Wyborcza” poświęci niegodziwościom Turowskiego serię artykułów?
Arcybiskup Michalik i samorozwiązanie Kościoła Arcybiskup Józef Michalik był w salonowych mediach czarnym charakterem, cyklicznie pouczanym przez Katarzynę Wiśniewską w „Gazecie Wyborczej”. Jarosław Kuźniar z TVN-u doradzał z kolei niedawno Kościołowi katolickiemu samorozwiązanie. Wystarczyło, by arcybiskup podpisał porozumienie z patriarchą Cyrylem, a już stał się w TVN-ie mile widzianym gościem.
Czy oznacza to, że TVN i „GW” zamierzają przyłączyć się do postulowanej w przesłaniu walki z aborcją i eutanazją? Z usuwaniem symboliki religijnej z przestrzeni publicznej? Z konsumpcjonistycznym stylem życia?
Mają przeciwne zdanie? W takim razie dlaczego nie oprotestowały manifestu zacofania podpisanego przez duchownych? A co z wtrącaniem się duchownych w nieswoje sprawy? Przecież w dokumencie roi się od zaleceń dla polityków. Gdzie neutralność światopoglądowa państwa?
Czyżby TVN i „GW” miały ważniejsze priorytety niż walka z ciemnogrodem? Tak ważne, że nawet do „faszystów” już nic nie mają? Jakie to priorytety i dlaczego nie mówią o nich na co dzień?
Pańscy, chłopscy, robotniczy lub endeccy Marian Hemar w wierszu „Anegdotka reklamowa” pisał, jak Henryk Ford ogłosił, że w nowym sezonie będzie mógł kupić forda, w jakim tylko chce kolorze, byle był to kolor czarny. I porównywał to do sytuacji w PRL-u:
„W nowym, cudnym, rajskim świecie,
Co rozwiera się przed nami,
Tak będziemy suwerenni,
Jak życzymy sobie sami.
Jak zechcemy – pańscy, chłopscy,
Robotniczy lub endeccy.
(Pod warunkiem, naturalnie,
Że będziemy prosowieccy).
Politycznie – niepodlegli.
Ustrojowo – szmer podziwów.
(Naturalnie pod warunkiem,
Że w sowieckiej sferze wpływów).
Wolni, silni, katoliccy,
Aż się serca w nas weselą.
(Z tym warunkiem, że naturalnie
pod sowiecką kuratelą)”.
Strategia Moskwy w swoich zasadniczych zrębach pozostaje niezmienna od wieków. Oczywiście zarówno Rosja pragnie zniszczenia polskiego katolicyzmu, jak i niechętne pozostają mu laickie media. Ale rzeczywistość kraju posowieckiego, osuwającego się w moskiewską strefę wpływów, mało wspólnego ma z prawidłami rządzącymi krajami zachodnimi. Podporządkowanie Polski Rosji, likwidowanie polskiej niepodległości jest tu absolutnym priorytetem. Jego zwolennikom się spieszy, starają się maksymalnie wykorzystać międzynarodową koniunkturę, która jutro może się zmienić. Katolicyzmu nie da się zniszczyć w podobnym tempie. Odrodzenie zainteresowania polską historią pokazuje, że także unicestwianie polskiego patriotyzmu też idzie zbyt wolno. Mądrość etapu nakazuje więc, by chwilowo mieć swoich katolików i swoich patriotów. Stąd awanse Giertycha – w III RP sprzed 10 kwietnia niewyobrażalne. Dzisiaj – logiczne. Ideologicznie zakręceni wielbiciele tolerancji muszą więc uzbroić się w cierpliwość. Przykro nam chłopaki. Musicie teraz przecierpieć Giertycha. Wiemy, że wam nieła-two. Ale przecież jemu też nie było łatwo pójść na tak poważne draństwo, jak wypowiedzi o Smoleńsku. Duże draństwo, to i nagroda musi być niemała. Piotr Lisiewicz
Gruzińskie manewry Sikorskiego Minister Sikorski pojechał do Gruzji. Znakomicie! - oceniają komentatorzy - Budujemy naszą silną pozycję wśród partnerów. Polska została doceniona w osobie jej ministra. Warto jednakowoż wyjaśnić pytania dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, nie wiadomo, czyją inicjatywą był wspólny wyjazd do Tiblisi Sikorskiego ze szwedzkim ministrem Bildtem. Taka "wizyta w parze" nasuwa bowiem pewne wątpliwości. Dlaczego Sikorski nie mógł lub nie chciał jechać do Gruzji sam? Wyjazd z Bildtem jest czytelnym sygnałem, że jej przesłaniem jest hasło: "Partnerstwo Wschodnie działa" i to jest nasza oferta dla Gruzji. Tymczasem polska polityka wobec Gruzji do tej pory miała wektor strategiczny i bilateralny z jednoznacznym sygnałem wsparcia tych sił politycznych w Gruzji, które gwarantowały jej niepodległość i podmiotowość w zakresie integracji euroatlantyckiej. Jeśli dziś polski minister jedzie do Tiblisi "z kolegą od Partnerstwa", to sygnalizuje to zmianę polskiej polityki na obszarze Kaukazu Południowego. Jak zwykle za rządów PO-PSL chcemy być tylko częścią polityki europejskiej, a nie odgrywać samodzielnej roli. To całkowite zakwestionowanie dziedzictwa śp. Prezydenta Kaczyńskiego, który pozostaje w Gruzji najbardziej szanowanym polskim politykiem od czasów II wojny światowej. Nie liczyłem oczywiście, że minister Sikorski będzie to dziedzictwo kontynuował. Ale w tym przypadku nie chodzi tylko o kontynuację dzieła śp. Prezydenta, ale o kontynuowanie polityki polskiej racji stanu, dla realizacji której ważna jest wolna i bezpieczna Gruzja. Unijne Partnerstwo Wschodnie w miejsce Polsko-Gruzińskiego Partnerstwa Euroatlantyckiego to degradacja narzędzi polskiej polityki zagranicznej. Mówiąc inaczej, Partnerstwo Wschodnie niech się rozwija i - rzecz jasna - strona gruzińska wita każdą formę zbliżającą ją do Unii. Ale Polska musi dla Gruzji być państwem znaczniejszym niż tylko jako adwokat, wraz ze Szwecją, tej formy integracji. Po drugie, zadziwiająca jest informacja, że przybywający do Tiblisi politycy zamierzają spotkać się z liderami opozycji anty-Saakaszwilowskiej, w tym z jej przywódcą Bidziną Iwaniszwilim. W Gruzji niedługo wybory. Spotkanie z opozycją wcale nie jest - wbrew temu, co twierdzi polski MSZ - "zwyczajem" takich wizyt tuż przed wyborami. Czy w Polsce każdy odwiedzający minister spotykał się np. z Jarosławem Kaczyńskim? Jestem w stanie zrozumieć chęć takiej rozmowy ze strony ministra Bildta. Aby uniknąć wrażenia wspierania Saakaszwilego, chce spotkać się z Iwaniszwilim. A Szwecja nie ma strategicznych interesów w Gruzji. Ale dlaczego robi to Sikorski? Czy to sygnał, że dla Polski wszystko jedno, czy Gruzją rządzi Saakaszwili, czy biznesmen, który swojego wielkiego majątku dorobił się w Rosji i teraz przywiezione stamtąd pieniądze rzucił na walkę z Saakaszwilim, a swego czasu popierał w wyborach gen. Lebiedzia, który krwawo zapisał się w historii Kaukazu i samej Gruzji? Nie powinno być nam wszystko jedno. To chyba jasne dlaczego. Sikorski nie powinien odgrywać w Gruzji roli "neutralnego europejskiego ministra", który rozdziela równo uściski. Dlatego nie powinien się spotykać się z Iwaniszwilim, chyba że chodzi o kolejną demonstrację nowej doktryny polskiej polityki wschodniej - "Russia first" (Rosja przede wszystkim). Jeśli o to chodzi, to ostrzegam: Polska nie może sobie pozwolić na stratę kolejnego sojusznika na Wschodzie, bo w przeciwnym razie hasło "Russia first" zamieni się na hasło "Russia only" (już tylko Rosja). Krzysztof Szczerski
Kariera młodego Tuska Życie zawodowe Michała Tuska to pasmo wpadek, niejasności i konfliktów interesów.
– Mamy jedno nazwisko, ale prowadzimy osobne życia. Ojciec żadnej pracy mi nie załatwiał. A parę rzeczy już w życiu robiłem – mówił w wywiadzie z „Faktem” Michał Tusk, 30-letni syn premiera. Młody Tusk w swojej karierze był już dziennikarzem, specjalistą od public relations, urzędnikiem w publicznym porcie lotniczym i analitykiem działającym na zlecenie prywatnych linii lotniczych. Problem w tym, że tych „parę rzeczy” Michał Tusk robił równocześnie. I przez to dziś sam o sobie mówi: „Jestem debilem”.
Nepotyzm ludowy kontra obywatelski Burzę wokół kariery Michała Tuska wywołał jego własny ojciec. Gdy bowiem ministrem rolnictwa został polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisław Kalemba, premier Donald Tusk zaapelował, by z pracy w Agencji Rynku Rolnego odszedł Daniel Kalemba, syn nowego ministra. Wtedy Jarosław Kalinowski z PSL odparł: – Nie dajmy się zwariować. Bo lotnisko w Gdańsku to też nie jest prywatne przedsięwzięcie. Wtedy syn Tuska też musiałby odjeść. Michał Tusk w dziale analiz i marketingu Portu Lotniczego Gdańsk zatrudniony został w połowie kwietnia 2012 r. Port Lotniczy Gdańsk należy do Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze”, województwa pomorskiego oraz gmin Gdańsk, Gdynia i Sopot. Dla pracy na lotnisku Michał Tusk zrezygnował ze stanowiska reportera w gdańskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Tak mówił o tym gazecie codziennej „Fakt”: –Zmieniłem pracę, bo po siedmiu latach w dziennikarstwie się wypaliłem. Chciałem spróbować czegoś nowego, choć blisko moich zainteresowań, które rozwijałem też w pracy reporterskiej, czyli lotnictwa i transportu.
Debil nie uwierzy Zanim jednak Michał Tusk pożegnał się z „Gazetą Wyborczą” i zatrudnił się w Porcie Lotniczym Gdańsk, nawiązał współpracę z liniami lotniczymi OLT Express, należącymi do Marcina P., właściciela para-banku Amber Gold, który niedługo potem przestał wypłacać klientom środki zgromadzone na lokatach. Wcześniej P. był już skazany za oszustwa. W rozmowie z „Wprost” młody Tusk przyznał: –Nie będę robił z siebie kretyna. Debil nie uwierzy, że nie wiedziałem. Wiedziałem o jednym wyroku karnym P. i zastrzeżeniach Komisji Nadzoru Finansowego wobec Amber Gold. Współpracę z liniami lotniczymi OLT Express Michał Tusk prowadził poprzez założoną przez siebie w marcu 2012 r. działalność gospodarczą pod nazwą Aviarail Consulting. Tusk pomagał liniom lotniczym nie tylko w public relations, ale również doradzał w sprawie siatki połączeń. Jak ujawnił tygodnik „Wprost”, Tusk realizując zlecenia dla OLT Express – a będąc już równocześnie pracownikiem Portu Lotniczego Gdańsk – korzystał z danych, do których dostęp miał na lotnisku. Marcin P. twierdzi też, że Michał Tusk przekazał mu informację, jakie opłaty Port Lotniczy Gdańsk pobiera od konkurencyjnych linii lotniczych WizzAir. Michał Tusk spółce OLT Express wystawiał faktury co miesiąc – za każdą dostawał 5950 zł (jak sam przyznał, zapłatę otrzymał także po tym, gdy zaczęły się problemy z wypłacalnością Amber Gold).
Michał Tusk, czyli Józef Bąk Michał Tusk, współpracując z OLT Express, komunikował się za pośrednictwem skrzynki e-mail zarejestrowanej pod pseudonimem „Józef Bąk”. Ta ostrożność wynikała być może z tego, że działalność konsultingową na rzecz OLT Express młody Tusk rozpoczął jeszcze będąc dziennikarzem „Gazety Wyborczej”.
Wówczas doszło do sytuacji, że Michał Tusk – jako dziennikarz „Gazety Wyborczej” – brał udział w układaniu pytań do wywiadu z dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim, a następnie – jako doradca OLT zajmujący się public relations – przygotował odpowiedzi na pytania. Tygodnik „Wprost” skwitował, że Michał Tusk przeprowadził „wywiad z samym sobą”. Szef gdańskiej redakcji „Gazety Wyborczej” Jan Grzechowiak w specjalnym oświadczeniu napisał: „Ani przełożeni, ani nawet jego najbliżsi redakcyjni koledzy nie wiedzieli, że jeszcze przed kwietniowym pożegnaniem z ‘Gazetą’ rozpoczął w marcu współpracę z OLT. Co prawda ostatnie jego teksty o lotnictwie ukazały się przed tym, ale i tak mamy prawo czuć się oszukani”.
Wychylne nadwozie młodego Tuska Sprawa współpracy z OLT to nie pierwsza rysa na dziennikarskiej karierze młodego Tuska. Jesienią 2010 r. Michał Tusk – jako dziennikarz gdańskiego wydania „Gazety Wyborczej” – regularnie zajmował się tematem zakupu przez PKP Intercity nowych pociągów do obsługi linii łączącej Warszawę z Trójmiastem.
I choć ostatecznie okazało się, że PKP Intercity zamówiło pendolino bez systemu wychylnego nadwozia, Michał Tusk w kolejnych tekstach informował opinię publiczną, że pociągi będą w tę aparaturę wyposażone. 9 października 2010 r. napisał: „W ubiegłym tygodniu PKP Intercity otworzyło koperty w przetargu na dostawę pierwszych w historii Polski szybkich pociągów. Jedyną ofertę złożył Alstom proponując pociąg Pendolino wyposażony w system wychylnego pudła. Dzięki temu mogą szybciej pokonywać łuki”. Półtora miesiąca później – 25 listopada 2010 r. – ukazał się kolejny tekst Michała Tuska na temat pendolino. Fragment informujący o tym, że pendolino wyposażone będzie w wychylne nadwozia został skopiowany z poprzedniego artykułu: „Na przełomie września i października PKP Intercity otworzyło koperty w przetargu na dostawę pierwszych w historii Polski szybkich pociągów. Jedyną ofertę złożył Alstom, proponując Pendolino wyposażony w system wychylnego pudła. Dzięki czemu mogą szybciej pokonywać łuki”. Na koniec Michał Tusk tłumaczył się, że w sprawie wychylnego nadwozia został wprowadzony w błąd przez przedstawicieli Grupy PKP – swoje wyjaśnienia zawarł w komentarzu zamieszczonym 2 grudnia 2010 r. na portalu „Rynek Kolejowy”: „Osobiście kibicowałem i pomagałem – bo wierzyłem w chęć skracania czasu jazdy za wszelką ceną – a to się powinno wyłącznie liczyć. Okazałem się frajerem. Niemniej frajerem być nie lubię”.
Chińskie grand tour Choć w sprawie pendolino Michał Tusk – z powodu wiary w słowa przedstawicieli PKP – „okazał się frajerem”, nie przeszkodziło mu to skorzystać z zaproszenia Grupy PKP na kilkudniowy wyjazd do Chin na odbywający się w dniach 7-9 grudnia 2010 r. światowy kongres kolei dużych prędkości UIC Highspeed (jednym z punktów programu było zwiedzanie Wielkiego Muru Chińskiego). W mediach pojawił się zarzut, że wyjazd do Chin to sfinansowana za publiczne pieniądze wycieczka dla syna premiera. Mirosław Siemieniec ze spółki PKP Polskie Linie Kolejowe wyjaśnił, że na wyjazd zaproszeni zostali laureaci konkursu „Człowiek roku – przyjaciel kolei” w kategorii „Dziennikarz roku”. Siemieniec minął się z prawdą – Michał Tusk wcale nie jest laureatem tego konkursu. Jak ustalił portal internetowy tvp.info, za podróż do Chin, na którą dał się skusić młody Tusk, zapłaciły Polskie Koleje Państwowe, a pobyt na miejscu sfinansowała strona chińska.
Karol Trammer
Ludzie Nowaka zajmują polską kolej. Niemal w każdej spółce związanej z PKP, minister zatrudnił swoich ludzi O tym, że minister transportu Sławomir Nowak umie zadbać i zatroszczyć się o swoich znajomych pisaliśmy wielokrotnie. Jeszcze jako pracownik kancelarii prezydenta utworzył specjalne biuro, w którym można było zatrudnić żonę ministra Budzanowskiego.
CZYTAJ WIĘCEJ: Stanowisko żonie ministra skarbu załatwił Sławomir Nowak, jeszcze jako pracownik kancelarii prezydenta
Humoru ministrowi transportu nie psują także protesty podwykonawców autostrad i niewykorzystane pieniądze w infrastrukturze kolejowej. Jak informuje "Gazeta Polska Codziennie", Nowak zaraz po objęciu stanowiska szefa resortu, zajął się zarządami spółek z grupy PKP. Nie, nie chodziło o odchudzenie administracji czy bardziej efektywne zarządzanie. Minister postanowił dać pracę przy PKP wielu fachowcom. Nic to, że mających z koleją do czynienia jedynie w podróży pociągiem. Wyliczanka jest długa. Sławomir Nowak obsadził na stanowiska w zarządach i radach nadzorczych PKP wielu... bankowców. Większość z nich, jak czytamy w "GPC" to ludzie Leszka Balcerowicza oraz osoby związane z firmą PKO TFI. I tak ludzie Nowaka trafili do zarządu PKP SA, do władz PKP PLK oraz PKP Intercity. Niektórzy z nich mają za sobą przeszłość ściśle związaną z koleją. Przykładem jest Aleksander Wołowiec, który ostatnie cztery lata przepracował w Generalnym Dyrektoriacie Komisji Europejskiej. Inny z zatrudnionych w PLK przez Nowaka miał przywitać się ze swoimi pracownikami słowami, "że na kolei się nie zna". Ludzie Nowaka obsadzili też mniejsze spółki związane z PKP, takie jak PKP Informatyka, Energetyka czy PKP Cargo. Aby wymienić wszystkie nazwiska i opisać stopień ich wiedzy na temat kolei, zabrakłoby miejsca. Jak widać, minister transportu uznał, że na kolei najlepiej znać się będą bankowcy. Znajomi bankowcy.
To zresztą nie pierwszy raz, gdy decyzje ministra Nowaka budzą kontrowersje. Swojego czasu głośno było o zmianach w zarządzie PKP:
CZYTAJ WIĘCEJ: Nowy zmniejszony o połowę zarząd PKP zarabia więcej, niż poprzedni. Miesięczna pensja prezesa Karnowskiego to 59 tys. zł
Działaniom ministra Nowaka będziemy przyglądać się na bieżąco. Zarówno w kwestii zatrudnienia, jak i polityki związanej z koleją. Lw, "GPC"
Kogo KNF ostrzegała przed Amber Gold: prokuraturę owszem, ale ABW już nie. Bo Agencję zasypywała informacjami o SKOK-ach Kolejne zastanawiające fakty w aferze, która wedle Platformy Obywatelskiej nie zasługuje na wyjaśnienie przez sejmową komisję śledczą. Jak się okazuje, Komisja Nadzoru Finansowego, sławiona przez polityków PO za niezłomną postawę w sprawie Amber Gold, też nie do końca wykazała się czujnością. Mimo że od 2008 r. obowiązuje porozumienie o współpracy między KNF a ABW o wymianie informacji z zakresu obrotu finansowego, KNF od 2009 r. nie powiadomiła Agencji o podejrzeniach wobec Amber Gold – ujawnia „Rzeczpospolita”, która dotarła do raportu z zarzutami ABW wobec KNF. Komisja, jak wynika z dokumentu, zamiast alarmować ABW o Amber Gold, zasypywała Agencję informacjami o SKOK-ach.
Dla porównania ABW wielokrotnie otrzymywała informacje o wątpliwościach KNF dotyczących nieprawidłowości w działalności SKOK-ów – brzmi fragment dokumentu cytowany przez „Rz”. Co na to Komisja Nadzoru Finansowego?
W sprawie Amber Gold KNF w 2009 r. zawiadomiła prokuraturę, która zgodnie z prawem jest organem państwa właściwym do ścigania przestępstw i może zlecać czynności ABW – stwierdza ze stoickim spokojem Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF. Szkoda tylko, że bez odpowiedzi pozostaje pytanie: Dlaczego mimo porozumienia oraz bezczynności gdańskiej prokuratury KNF nie skorzystała z pomocy ABW już dwa lata temu? Amber Gold w tym czasie wyprowadził miliony złotych do OLT Express - zauważa "Rz". JKUB/”Rz”
Jak Boni i Miller 13 milionów zmarnowali. Sprzęt zakupiony, system nie działa, komputery starzeją się w magazynach W urzędach gmin w całej Polsce zalegają komputery. Są niewykorzystywane, ponieważ program, na potrzeby którego zostały zakupione, nie ruszył. Urzędnicy nie mogą z nich korzystać w innym celu. Za chwilę może się okazać, że staną się zupełnie bezużyteczne. O sprawie informuje radio Tok FM. Sprzęt został zakupiony, gdy Polska przygotowywała się do wdrożenia programu Zintegrowanego Modułu Obsługi Końcowego Użytkownika (ZMOKU). To program do obsługi procedury wydawania nowych dowodów osobistych. W ramach przygotowań Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zakupiło ponad 6,5 tys. komputerów, tzw. stacji roboczych (zestawy komputerowe). Trafiły one do wszystkich gmin w kraju. Resort wydał na ten cel ok. 13 milionów złotych. Projekt był finansowany m.in. ze środków unijnych. Problem w tym, że ZMOK wcale nie rozpoczął działalności. Do dziś jest w fazie testów. Skutkuje to tym, że w całym kraju w magazynach urzędów zalegają komputery. Nie są wykorzystywane do niczego innego, ponieważ porozumienia z rządem tego nie przewidują. Urzędnicy wysyłali nawet zapytania do MAC, czy można użyć sprzętu w innym celu, ale dowiedzieli się, że resort dopiero wypracuje odpowiedni model używania komputerów. Urzędnicy zaznaczają, że komputery są włączane jedynie, by sprawdzić, czy działają. Niedługo wygasa gwarancja na ten sprzęt i trzeba zobaczyć, że nie jest wadliwy. Dziennikarze Tok FM sprawdzili, jak sytuacja wygląda w innych miastach. Znaleźli jedynie jedno, w którym, wbrew umowie, sprzęt jest wykorzystywany. Sytuacja staje się bardzo poważna, ponieważ komputery zakupione przez MAC niedługo mogą przestać być przydatne do czegokolwiek. "Czas życia" takiej stacji roboczej nie przekracza 5 lat, czyli można powiedzieć, że zbliżają się do połowy czasu, kiedy mogą być użytkowane. Ogromna szkoda - mówi Tok FM dyrektor Grzegorz Hunicz z wydziału informatyki i telekomunikacji w lubelskim urzędzie. Inny z ekspertów, Grzegorz Rot, zaznacza, że od chwili zakupu sprzętu już doszło do ogromnych zmian w technologii sprzętu komputerowego:
Technologia w przeciągu ostatnich dwóch lat poszła bardzo do przodu. Są bardziej mobilne, coraz mniejsze, coraz szybsze, mają wiele nowinek technicznych. Sprawa zakupu komputerów zbiega się w czasie ze śledztwem dotyczącym infoafery. CBA prowadzi obecnie śledztwo ws. zamówień na zakup sprzętu i usług teleinformatycznych realizowanych przez Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. Zatrzymano już 9 osób, w tym byłego dyrektora Centrum Projektów Informatycznych. Niewykluczone, że również sprawa przetargów na ZMOK jest w centrum uwagi Biura. Choć Jacek Dobrzański zaznacza, że służba nie wskazuje, jakimi konkretnie przetargami zajmuje się w czasie śledztwa, wydaje się, że CBA powinno się przyjrzeć z uwagą tej sprawie. Działania ministrów Millera i Boniego oznaczają de facto zmarnowanie gigantycznych pieniędzy.
Postkolonializm medialny i romantyczna zgrywa Ponoć – jak zdradzili profesorowi Zybertowiczowi dwaj wysocy urzędnicy państwowi – w Polsce nie da się nic zrobić, bo w narodzie dominuje myślenie postkolonialne. Tak jest napisane w nowym felietonie profesora opublikowanym na portalu niezalezna.pl No chyba, że ja znowu czegoś nie zrozumiałem. Dwaj urzędnicy państwowi opowiadają profesorowi, że nie mogą pracować dla Polski właściwie, bo rządzi myślenie postkolonialne, za które odpowiedzialne są media. Media z obcym kapitałem dodajmy. To jest siła tak przemożna, że nie sposób się jej przeciwstawić. Można oczywiście próbować, ale człowiek jest skazany na klęskę. No chyba, że czegoś nie zrozumiałem. Nie wiem poza tym jak profesor Andrzej Zybertowicz, ale ja gdyby mi coś takiego powiedział urzędnik państwowy wysokiego szczebla przywaliłbym mu chyba krzesłem wyciągniętym spod tyłka temu drugiemu urzędnikowi. Postkolonializm medialny? I co jeszcze. Może zlikwidujmy budżet ministerstwa, w którym pracują ci panowie i przeznaczmy go na walkę z postkolonializmem medialnym? Niezły pomysł – tak sądzę. Ja – o czym donoszę z radością – wolny jestem od wpływów postkolonialnych albowiem wyrzuciłem telewizor za okno. Radia także nie słucham. Jak widać można kiedy się chce. Oczywiście nie jest to program dla wszystkich, nie każdy jest tak zdeterminowany. Żeby walczyć z wspomnianym postkolonializmem trzeba mieć dobrą ofertę. Inaczej się nie da. Można oczywiście liczyć na to, że „nasi” zdobędą władzę i za pomocą dwóch lub trzech ustaw rozprawią się z zagranicznym kapitałem obecnym w mediach, który kolonizuje Polaków i czyni z nich niewolników. Wyobrażacie to sobie? Ja nie. Jest to po prostu nie do pomyślenia. Nie wierzę by ktokolwiek zrezygnował z tego co nazywa „obecnością obcego kapitału w mediach”. Nawet Andrzej Zybertowicz. Przeciwnie, pewien jestem, że po hipotetycznym, a dziś niemożliwym zwycięstwie w wyborach, „nasi” szybciutko dogadaliby się z „onymi” i postkolonializm trwałby nadal w najlepsze. Różniłby się od tego poprzedniego tym może, że częściej puszczaliby w telewizji film o Hubalu. Pomówmy teraz o ofercie. Jaka jest oferta „naszych”. Profesor Andrzej Zybertowicz lansuje – mogę się mylić, albowiem nie nadążam za wszystkimi myślami profesora – pracę organiczną. Są jednak inni, jak Ewa Stankiewicz na przykład, którzy chcą by naród ruszył z posad bryłę świata i zmiótł znienawidzony, postkolonialny rząd Tuska. Do tego z grubsza sprowadza się oferta „naszych”. Jest jeszcze Anita Gargas, która ostatnio powiedziała, że „my Polacy będziemy walczyć”. Niech może pani Gargas mówi za siebie. Ja walczył nie będę, a już na pewno nie w jednym szeregu z takimi jak ona. Musiałbym chyba całkiem oszaleć. Dla kogo przeznaczona jest oferta „naszych”. W mojej ocenie dla ludzi z jakimiś poważnymi deficytami intelektualnymi, jej zaś sens praktyczny sprowadza się do tego, by PO i to co zwiemy salonem, merdiami i „onymi” miało jasno zdefiniowanego, głupszego i słabszego przeciwnika przed sobą. O nic innego nie chodzi. I trudno mi doprawdy uwierzyć w to, że ktoś tak przenikliwy jak Andrzej Zybertowicz tego nie dostrzega. Wokół czego obraca się ta dziwna oferta? Wokół lęku. O strachu pisze dziś Wolski i o strachu pisze Ewa Stankiewicz. Szanowni Państwo – jeśli w istocie szykujecie jakieś kryterium uliczne lub go pragniecie, nie możecie zaszczepiać ludziom do serc lęku tylko odwagę. Albo więc jesteście złośliwi, albo głupi. I niestety trzeciej możliwości nie ma. O, przepraszam jest jeszcze trzecia możliwość – ta o której wspomniałem już tutaj – chodzi o zdefiniowanie przeciwnika dla PO. To wam wychodzi świetnie. Wobec powyższych konstatacji trudno traktować poważnie to co dzieje się po „naszej” stronie, bo niby jak? I po co? Ponieważ na prawicy nie ustają dyskusje, które roboczo tytułuje się – co dalej robić, a ja będę uczestnikiem takich dyskusji, spróbujmy tutaj zastanowić się co dalej robić. Dlaczego tutaj? Bo atmosfera jest swobodniejsza.
Przede wszystkim nie wolno straszyć. To jest pierwszy błąd, a być może premedytacja, która prowadzi do tego, że ludzie zamykają się w gettach środowiskowych i nie mają zamiaru ich opuszczać. Nie wolno straszyć i nie wolno się bać, bo póki co nic nam nie grozi. Można oczywiście budować psychozę, ale to jest działanie na szkodę. Kiedy bowiem zacznie być naprawdę groźnie może się okazać, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie zrobić cokolwiek. Wyobraźcie sobie św. Pawła, który miast jeździć po świecie siedzi w Jerozolimie i opowiada chrześcijanom w piwnicy, jacy są straszni i groźni ci Rzymianie. To jest dokładnie ten rodzaj działalności, którą zajmują się dziś „nasi”. Później rozwija się ona w dwóch wspomnianych już kierunkach – pracy organicznej i romantycznego zrywu. I nie wiem doprawdy co jest głupsze. Chyba jednak ta praca organiczna, bo wszyscy wiedzą, że do żadnego romantycznego zrywu nie dojdzie. Nie dojdzie nawet do romantycznej zgrywy. Można więc tę drugą opcję traktować lżej. Praca organiczna zakłada, że przez niezbadaną liczbę lat będziemy się mordować nie wiadomo właściwie z czym i w jakim celu, a wszystko po to, by naszą pracę zmiótł w jednej sekundzie zagraniczny kapitał postkolonialny. No chyba, że czegoś nie zrozumiałem.
Praca organiczna – ta prawdziwa możliwa była – o ile w ogóle miała miejsce, a nie była tylko wytworem literackiej wyobraźni pozytywistów, dlatego, że Polska pełna była ludzi dobrze i starannie wychowanych i wykształconych. Ludzie ci pochodzili z dworów. Ja wiem, że się powtarzam, ale tak to właśnie było i nic tego zmienić już nie może. To dzięki ich poświęceniu możliwe było to co nazywamy zmianą świadomości mas. O ile – zaznaczam – nie było to jedynie wytworem wyobraźni. Dziś za prace organiczną biorą się ludzi tacy jak Jan Filip Staniłko. Ja bardzo przepraszam, ale godzina w towarzystwie tego pana przekonała mnie, że o żadnej pracy, a już organicznej to na pewno, nie może być mowy. Kiedy rozmawiałem ostatnio ze Sławomirem Cenckiewiczem podrzuciłem mu koncept, który moim zdaniem świetnie nadaje się do wykorzystania przez osobę taką jak Andrzej Zybertowicz. „Polityka na poważnie” powinien się nazywać ten projekt. Powinien mieć budżet, sale wykładowe i powinien rekrutować słuchaczy z różnych środowisk i grup wiekowych. Coś na kształt uniwersytetu trzeciego wieku dla wszystkich. Program musiałby być poważny. To znaczy taki, żeby ludzie nie usnęli i nie mieli poczucia, że robi się ich po raz kolejny w bambuko za pomocą haseł z XIX wieku całkiem dziś nie aktualnych. Nasycenie takiego programu treścią i sprawne przeprowadzenie serii wykładów w ciągu dwóch trzech semestrów zaowocowało by stworzeniem – tak myślę – sporej grupy osób świadomych, znających się i gotowych do rozmaitych działań. Warunek jest jeden – nie wolno tych ludzi oszukiwać. Ja wiem, że to trudne, ale bez tego się niestety nic nie uda. I koniecznie trzeba z tego projektu wyeliminować Staniłkę, który zimą tłumaczył mi, że kołczing patriotyczny to kwestia nauczenia ludzi na prowincji, że winni zwracać pieniądze za podróż jemu i Zybertowiczowi, kiedy już raczą do nich przyjechać z wykładami. To tyle na początek, którego oczywiście nigdy nie będzie. Zamiast tego życzę państwu owocnego uczestnictwa w pracach organicznych i zrywach romantycznych.
Coryllus
Bezkarność władzy (ostatni felieton) Zeszłotygodniowa debata w Sejmie nad aferą Amber Gold po raz kolejny ukazała społeczeństwu prawdziwe oblicze premiera Tuska oraz ministrów jego rządu. To arogancja władzy. Jest to pierwszy krok w kierunku władzy represyjnej, totalitarnej, dyktatorskiej. To już się zdarzało w historii od epoki starożytnej. Nie przypadkiem pojęcie "arogancja" wywodzi się z łaciny i oznacza zuchwałość, bezczelność, odnoszenie się do innych z lekceważeniem lub zuchwałą pewnością siebie. W XVI-wiecznej Polsce arogancję władzy definiowano jako butę. Sprawa Amber Gold pokazała, jak bezkarnie czuje się premier, jego ministrowie i państwowi urzędnicy. Pokazała, ile jest sposobów na to, by uniknąć odpowiedzialności. Ta afera powinna być początkiem debat o odpowiedzialności rządzących za straty, jakie ponoszą obywatele czy państwo w wyniku ich błędów. Także o odpowiedzialności za straty natury politycznej, czyli podważanie wiarygodności instytucji państwa. Jeżeli społeczeństwo przestaje ufać państwowej instytucji, to przerzucanie winy przez jej szefa na podległych pracowników jeszcze bardziej to zaufanie podważa. Tymczasem Tusk przekonywał, że zawiedli konkretni urzędnicy i niektóre procedury, nie całe państwo: "Nie dajmy sobie wmówić, że dzisiejsza Polska jest błędem. To nieprawda". A jednak to premier mija się z prawdą! W wyniku politycznej, negatywnej selekcji do rządów nad Polakami dostają się miernoty, ludzie niekompetentni, często skorumpowani. Nigdy dotąd w całej historii Polski, nawet za komuny, nie było takiej armii urzędników! Wszechogarniająca biurokracja coraz bardziej zaciska pętlę na gardle zwykłych Polaków. W labiryncie często bzdurnych i wykluczających się wzajemnie przepisów Polacy tracą bezproduktywnie swoją energię, inicjatywy i czas. Arogancja władzy w Polsce występuje na każdym kroku. Obywatelską jest tylko PO, natomiast zwykli obywatele III RP liczą się coraz mniej, z każdym rokiem stają się coraz bardziej ubezwłasnowolnieni przez dokuczliwe przepisy, represyjne urzędy. W wolnej i suwerennej Rzeczypospolitej nastąpiła, tak jak za komuny, za PRL, alienacja polityczna, czyli wyobcowanie władzy od społeczeństwa. Zwykli Polacy, tak jak za PRL, coraz częściej są poniewierani przez tych, którzy powinni im pomagać i służyć. Co więcej, III RP to państwo zmarnowanych i marnotrawionych szans, to kraj nie na miarę swych potencjalnych możliwości. III RP to Polska skorumpowana, nieuczciwa, złodziejska. To Polska agentury, aferzystów, nikczemników i manipulatorów, wprowadzających do mediów tzw. tematy zastępcze, robiących Polakom "wodę z mózgu". Państwo polskie ponownie staje się wrogie i nieżyczliwe swoim obywatelom, tak jak za komuny - za PRL. Obłuda rządzących utrudnia normalne życie i pracę milionom Polaków! W Sienkiewiczowskich "Krzyżakach" jest charakterystyczny epizod, kiedy giermek Hlawa, słuchając arogancji i kłamstw jednego z Krzyżaków, pochwycił go mocno "(...) za brodę, zadarł mu głowę i rzekł: »Jeślić nie wstyd łgać wobec ludzi, spójrz w górę, że to i Bóg cię słyszy!« I trzymał go tak przez tyle czasu, ile trzeba na zmówienie »Ojcze nasz« (...)". Dedykuję ten cytat panu premierowi Donaldowi Tuskowi oraz Janowi Dworakowi i całej KRRiT, a także ich protektorom, mocodawcom oraz domniemanym zwierzchnikom. Jest oczywiste, że decyzja KRRiT, odmawiająca przyznania tzw. multipleksu dla Telewizji Trwam, oznacza faktyczną likwidację tej Telewizji. Ale za pomocą pretekstów, niskich wykrętów i manipulacji prezes Dworak i jego KRRiT zwyczajnie mówią nieprawdę, tak jak kłamią ludzie złej woli. KRRiT twierdzi oficjalnie, że nie chce likwidacji Telewizji Trwam, a jedynie dba rzekomo o przepisy, procedury, formalności i prawo. To nieprawda! Józef Szaniawski
Legia bez kasy W ciągu ostatnich dwóch lat Klub Piłkarski Legia SA stracił 50 milionów PLN na swoich operacjach a do tego dochodzą jeszcze koszty finansowe. Szef rady nadzorczej, Walter, złożył dymisję a prezes Kosmała wyleciał z hukiem. Czy ITI wykończy Legię? Tetrycy z ITI od lat są przyczepieni do Legii jak rzep do psiego ogona. Nigdy tego nie rozumeliśmy. Czy Jan Wejchert złożył przysięgę generałom, że nigdy nie odda “wojskowego” klubu piłkarskiego? Przez lata ITI pompowało kasę w klub i załatwiło sobie budowę nowego stadionu Legii z pieniędzy warszawskich podatników. Kazimierz Marcinkiewicz i Hanna Gronkiewicz-Waltz nie mogli odmówić ITI ... W ostatnich dwóch latach (2010 i 2011) Legia straciła 50 milionów PLN na swoich operacjach, plus koszty finansowe i księgowe. Dziadek Walter wkurzył się w maju tego roku i podał się do dymisji z fotela przewodniczącego rady nadzorczej, wkrótce potem poleciał inny tetryk, prezes Kosmała, była prawa ręka śp. Jana Wejcherta:
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/61158,walter-bojkotuje-legie
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/61362,legionista-wejcherta-wywalony
Legia dryfuje a kadra trenerska klubu od dawna lamentuje w mediach. Marek Jóźwiak, szef skautingu Legii tak odpowiadał na pytania dziennikarzy eksraklasy.net w lutym 2012: “Nie ma pieniędzy ? Nie ma. Na transfery gotówkowe. Pozostałe ? Na każde przyjście zawodnika, za którego nie trzeba płacić potrzebna jest zgoda zarządu klubu” :
http://ekstraklasa.net/europa/jozwiak-slowo-nie-slysze-ostatnio-w-klubie-bardzo-czesto,artykul.html?material_id=4f37d8d516f1da4a3e000000
W międzyczasie do akcji wkroczył dr. Jan Kulczyk, wprowadzając do rady nadzorczej Legii swojego człowieka, powiązanego prywatnie z klanem Wejchertów:
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/61568,kulczyk-wkracza-do-legii
Kibice Legii maja już po dziurki w nosie panamskich wizjonerów z ITI. Szkoda aby Legia skończyła tak jak ITI I TVN.
W Gdańsku po ukraińsku Prezydent Gdańska i baron PO na Pomorzu, Paweł Adamowicz, z maniackim uporem chce zawiesić na nowo Lenina na bramie Stoczni Gdańskiej. Stocznia należy do ukraińskich wizjonerów z zagłębia Donbasu. Czy Adamowicz wykonuje tylko rozkazy? Maniakalny upór Pawła Adamowicza w zawieszaniu na nowo Lenina na bramie Stoczni Gdańskiej musi mieć jakieś racjonalne wytłumaczenie. W końcu Adamowicz jest wyrachowanym politykiem a nie oszołomem. Poszło już na to 70 tys PLN z pieniędzy podatników i do akcji została włączona policja i prokuratura. Odpowiedz ma może wymiar geopolityczny. Stocznia Gdańska jest własnością ukraińskiej grupy ISD, będącej w rekach wizjonera Siergieja Taruty. W 2007 roku ISD kupiła stocznię za 400 milionów PLN, poprzez spółkę ISD Stocznia (teraz Stocznia Gdańsk Group). W 2010 roku udziały w spółce ISD Stocznia przeszły w ręce dwóch cypryjskich spółek: ISHC Industrial Steel Holding Co Limited oraz Frankiro Holdings Limited. Większość udziałów w tych spółkach należy do Siergieja Taruty, reszta do Oleksandra Mkrtcztana i Witalija Hajduka, współwłaścicieli ISD. Ta operacja została wykonana na życzenie banków, które palą się do finansowania działalności spółki w Polsce. Na czele owych banków stoi były bank pomorskiego barona PO Jana Krzysztofa Bieleckiego, UniCredito, bank który stoi za kontrowersyjnym "Projektem Chopin" i bank który rozłożył na łopatki polskiego producenta makaronu Malmę, w położonym niedaleko od Gdańska Malborku:
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,8360139,Grupa_UniCredit_rozszerza_wspolprace_ze_Stocznia_Gdansk.html
Czy maniacki upór Adamowicza w sprawie Lenina wskazuje na to, że Adamowicz usiłuje nachalnie przypodobać się bogatemu potencjalnemu sponsorowi z Ukrainy ? Ze swojej własnej inicjatywy lub wykonując rozkazy z góry ....
Balcerac
Lepiej już było... po raz pierwszy od 12 lat stopa dobrowolnych oszczędności spadła poniżej zera Lepiej już było – tymi słowami można określić stan polskiej gospodarki. Zaczynamy staczać się po równi pochyłej, choć rządowa orkiestra wciąż gra i udaje, że wszystko jest w najlepszym porządku. Być może nie uderzymy za chwilę w górę lodową nagłego załamania gospodarczego, niemniej jednak powodów do optymizmu na dłuższą metę mamy bardzo mało. Właściwie żadnych. Począwszy od jesieni, możemy się spodziewać poważnego tąpnięcia. Ekonomiści ostrzegają, że dobiegający końca okres prac sezonowych poskutkuje wzrostem bezrobocia. Szacuje się, że z końcem roku nawet co siódmy dorosły Polak może nie mieć pracy. Skończyły się mistrzostwa Europy w piłce nożnej, ponadto Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w sposób znaczący zredukowała planowane inwestycje drogowe. Doprowadzi to do widocznego już gołym okiem obnażenia kryzysu trawiącego polską branżę budowlaną. Hubert Zduńczyk, przedstawiciel 127 poszkodowanych firm – podwykonawców Stadionu Narodowego – w czerwcowej rozmowie z radiową Jedynką nie zawahał się stwierdzić, że "budowlanka idzie na dno". Rośnie też liczba bankructw wśród firm budowlanych. Przez siedem pierwszych miesięcy bieżącego roku upadło aż 157 przedsiębiorstw, w wielu redukuje się wynagrodzenia.
Niektóre firmy budowlane są poniekąd same sobie winne, ponieważ brały udział w przetargach o zaniżonych kosztorysach, bez zastanowienia, że te koszty mogą wzrosnąć, na przykład przez podniesienie stóp procentowych, co się przekłada na mniejszą dostępność kredytu. Największym jednak winowajcą jest państwo, które zdecydowanie nie ułatwia życia polskiemu przedsiębiorcy. Nowa ustawa o „swobodzie” działalności gospodarczej z 2009 r. miała m.in. ograniczyć niekończące się kontrole w firmach. Rezultat jest odwrotny: urzędów uprawnionych do przeprowadzenia kontroli jest ponad 40, każdy ma do wykorzystania własny limit dni na kontrole. Nękania urzędnicze mogą w efekcie trwać na okrągło – przez 365 dni w roku. Tzw. ustawa Wilczka o działalności gospodarczej z grudnia 1988 roku wprowadzała tylko 11 koncesji na prowadzenie działalności gospodarczej. Owszem, była narzędziem uwłaszczania się na majątku narodowym komunistycznej nomenklatury (nierzadko z bezpieczniackim rodowodem), jednak uwolniła potężny żywioł prywatnej przedsiębiorczości, dając zatrudnienie milionom Polaków. Niestety, nie minęło wiele czasu i dziś koncesji oraz zezwoleń jest bez mała kilkaset. Rząd ogłosił w lipcu bieżącego roku, że aby zrealizować założenia finansowe służby zdrowia, konieczne jest podniesienie stawki zdrowotnej z 9,5 do 13 proc. Tylko od początku tego roku doszło już do szeregu podwyżek różnych składek, które za pracownika opłaca pracodawca. Koszty pracy wzrosną, zatem jeszcze bardziej, co oczywiście odbije się ujemnie na poziomie płac. Oto jedna z głównych przyczyn bezrobocia i „uciekania” przez przedsiębiorców w tzw. umowy „śmieciowe”. Gdyby nie one, moglibyśmy jedynie pomarzyć o takim poziomie bezrobocia, jaki istnieje teraz. „Oskładkowanie” umów „śmieciowych” zadałoby ostateczny cios polskiej gospodarce, której trzecia część (według oficjalnych szacunków) funkcjonuje w szarej strefie, ukrywając swe dochody przed pazernym fiskusem. Znany ekonomista i prawnik Robert Gwiazdowski podsumował niedawno, że po raz pierwszy od 12 lat stopa dobrowolnych oszczędności spadła poniżej zera. Innymi słowy, nie mamy z czego oszczędzać. Wielu klasyków ekonomii dowodziło, że stopień oszczędności wpływa pozytywnie na poziom inwestycji. Nie od dziś wiadomo zaś, że to sektor prywatny napędza gospodarkę, a nie rząd ze swymi wydatkami „stymulacyjnymi”. Skutek jest taki, że Polacy po prostu ubożeją – coraz częściej odwiedzają lombardy, biorą przejadane pożyczki konsumpcyjne, kupują w tańszych sklepach dyskontowych, handlują używaną odzieżą, szczególnie w internecie. Główny Urząd Statystyczny podał, że po raz pierwszy od sześciu lat wzrosła w Polsce liczba osób żyjących poniżej minimum egzystencji. Ponadto, wszystko wskazuje na to, że zdecydowanie dominującą przeszkodą, jakiej polska gospodarka nie będzie w stanie przeskoczyć, są emerytury. Kryzys demograficzny – który zdaniem ekonomisty Krzysztofa Rybińskiego ujawni się w pełnym rozkwicie już za około osiem lat – doprowadzi do sytuacji, że ZUS-owi po prostu zabraknie pieniędzy na wypłaty świadczeń. Alternatywą będzie zwiększony dodruk pieniędzy, ale to przecież gaszenie pożaru benzyną. Nie mówi się o tym, że gdyby nie 68,3 miliarda złotych, które zostały już przesunięte do ZUS-u z budżetu, z podatków innych niż składki emerytalne, wysokość średniej emerytury wynosiłaby obecnie nie 1800 złotych, a 550 złotych! ZUS zapowiedział wypłatę świadczeń na poziomie dwóch bilionów złotych. Instytut Globalizacji w opracowanym przez siebie raporcie "Cena państwa 2012" wskazuje, iż obecnie bardzo trudno oszacować prawdopodobieństwo wypłaty tych świadczeń w przyszłości. Instytut ocenił ponadto, że poziom podatków w roku bieżącym o 10 procent przewyższa ubiegłoroczny. Takie są i będą koszty ponad dwudziestoletnich zaniechań radykalnej zmiany systemu emerytalnego oraz liberalizacji gospodarki. Był na takie zmiany dobry czas i przyzwolenie społeczne na początku lat dziewięćdziesiątych. Teraz jest już za późno. Tomasz Tokarski
Teledebilizacja, czyli żydowska kał-tura w putlerowskiej eFeRji.
CYTATY WIELKICH LUDZI:
„Pluję na to, co o mnie myślicie, bo ja o was nie myślę w ogóle” - Władimir Putin
Zgodnie z faktami historia uczy, że jeżeli człowiek wymyślił coś genialnego, marząc o użyciu tego odkrycia dla dobra ludzkości, to w rzeczywistości okazywało się coś zupełnie odwrotnego. Nobel wynalazł dynamit żeby przebijć na wylot bardzo twarde skały i tworzyć przestrzeń pod budowę. Wynalazek natychmiast wszedł na uzbrojenie wojska przekształcając go w efektywną broń masowej zagłady. Wynaleziono telefon i radio i zaczęły one służyć łączności w wojsku i innych organizacjach „siłowych” żeby łatwiej i szybciej przekazywać informacje o przemieszczeniach wojsk i koordynować uderzenia na żywą silę wroga to znaczy na żywych, oddychających ludzi. O bombie atomowej w ogóle przemilczę. Zasada rozszczepienia atomu dająca nieograniczoną energię do produkcji ciepła i elektryczności została przejęta na służbę wojskowym i nad ludzkością zawisło stałe zagrożenie śmiercią w ogniu wojny jądrowej. I takich przykładów można przytaczać wiele setek. A oto wynaleziono telewizję. Ile korzyści i wygody przyniesie ona ludziom, marzyło się wynalazcom. Ale nie! Szczwane łotry z kręgów władzy wykoncypowały sobie, że telewizor jest bardzo skutecznym narzędziem zarządzania populacją, narzędziem przy którego pomocy „elektorat”, to znaczy ja z wami, przekształcany jest w tępe, zombipodobne i łatwo rządzone stado, w biomasę, którą łatwo zarządzać i kierować tam gdzie potrzebuje tego władza. Oni szybciutko zrozumieli, że za pomocą „błękitnego ekranu” można wpływać na wyniki wyborów, kształtować potrzebną a nie prawdziwą opinię społeczną, ogłupiać i otępiać całe ludy i narody przemieniając miliony, miliony ludzi w czerń pozbawioną nie tylko własnego zdania ale nawet własnej godności i szacunku do siebie. W postsowieckiej „demokratycznej” eFeRji telewizja stała się podstawową bronią rządzącego jelcynowsko-putinowskiego reżimu w procesie prania mózgów społeczeństwa, w walce z opozycją i wszelaką nieprawomyślnością, w kastrowaniu wszystkich ludzkich cech, tradycyjnych, narodowych, kulturalnych i moralno-etycznych zasad i fundamentów, zamiany ich na surogaty zwane „wartościami ogólnoludzkimi”, dostarczanymi Rosji przez zamorskich sponsorów i reżimowych producentów. Łatwiej jest rządzić posłusznymi debilami i sprowadzać ich liczbę do bezpiecznego poziomu 20-25 milionów. I czołową rolę w debilizacji odgrywa telewizja. To jest po prostu jakaś teledebilizacja kiedy przy pomocy diabelskiej skrzynki społeczeństwo całego ogromnego kraju jest systematycznie przekształcane w całkowicie obojętne stado, istot z rodzaju zombie, zatroskane jedynie o pracę w sanitariatach i zainteresowane tanimi, zwierzęcymi przyjemnościami. Reklama. Jest ona dźwignią. Możliwe, że tak jest. U nas reklama jest dźwignią durnoty. Odnosi się takie wrażenie, że reklamowe filmiki produkują dla „rosyjskiej” telewizji, bez wyjątku, pacjenci szpitali psychiatrycznych (i to w stadium nieodwracalnej choroby), odmóżdżeni narkomani i seksualnie nawiedzeni onaniści. Przepraszam za ostre słowa ale zagotowało się we mnie! Trutka z MacDonalda, która w niektórych krajach świata, troszczących się o zdrowie swojego społeczeństwa, została zakazana- „to jest to co kocham”. Opryskasz się dezodorantem „Ax” lub „Old Spice” i wszystkie dziewczyny są twoje, lezą jak marcowe koty, chociaż od 20 lat żywego kota nie widzieli. Coca-cola doprowadzi cię na szczyty rozkoszy i niczego nie będziesz już więcej pragnąć. Dodasz jeszcze Sprite i pragnienie opuści cię na zawsze. To wszystko należy spożywać z chipsami, z zastosowaniem kobiecych podpasek higienicznych i używając dodatkowo golarki Gilette.
I oczywiście reklama piwa! Wszystkich możliwych gatunków, każdego smaku i koloru. „Pociągnij za kółko i radości będziesz miał pełne gacie”. Młodzież już tym piwem się zapiła! Wśród nastolatków poziom piwnego alkoholizmu poraża, tragedia w rodzinach, a w telewizji ciągle nakręca się reklamę piwa. Nastolatek codziennie widzi w „skrzynce tele-tresera”, że picie piwa jest „cool” i „wow”, że piwo piją „prawdziwi mężczyźni” i w rezultacie mamy całkowitego alkoholika i debila w wieku jeszcze dziecięcym. I nikogo to nie obchodzi! Hola, mister Putin i pańskie „niedźwiedzie”! Oto jak pan troszczy się naprawdę o młodzież, o przyszłość naszego narodu i naszego ludu. Chce pan utopić całą naszą młodzież w piwnym odmęcie? A niech pan powie czy często widzi pan reklamę książek? A reklamę wyższych uczelni, prestiżowych koledżów lub instytutów? Reklamę spektakli teatralnych lub operowych? Otóż to! Reklama takiego „towaru” jest teraz niepotrzebna albowiem rozwija ona mózg i intelekt a nasz naród według planu Brzezińskiego-Dullesa powinien przemienić się w stado bezmózgich i wymierających rabów, harujących w szybach i odwiertach naftowo-gazowych dla dobra „wielkiej i wolnej Ameryki”.
Seriale. Bez nich teraz żaden kanał telewizyjny już się nie może obejść. Początkowo wciskali nam „arcydzieła” produkcji latynoamerykańskiej i europejskiej plus serial światowy i wszechczasów „Santa Barbara”, teraz już sami nauczyliśmy się klepać ten łajno-kit. Jakim trzeba być bałwanem i kretynem żeby oglądać takie seriale! Na przestrzeni dziesiątków lat setki bohaterów serialowych, jak paranoiczne chomiki, decydują kto i z kim i ile razy powinien kopulować, robić geszefty, rozwodzić się i znowu się żenić, budują wielopiętrowe intrygi na fundamencie seksu i stosunków międzypłciowych. A innych problemów oni nie mają! Po prostu nie ma! Przy tym żyją w luksusowych rezydencjach, szastają ogromnymi pieniędzmi i po prostu puchną od „zielonej” gotowki (skąd całe to bogactwo posiedli to tego już reżyserzy seriali nam już nie powiedzą). Kołtun oczarowany patrzy na to wszystko zanurzony z głową w życiu bohaterów seriali filmowych i zapomina, że realne życie z dnia na dzień staje się coraz gorsze. Jest to świetny sposób aby odwrócić uwagę bydła od problemów i mizerii, żeby, nie daj Boże, bydło nie zaczęło myśleć czy żyje właściwie i właściwie głosuje! Programy muzyczne także są emitowane w telewizji. Wiele nie będę o nich pisał. I w ogóle pisanie o współczesnym, krajowym, muzycznym show-businessie wcale się nie chce. Ohydztwo!
„Jak nie zakręcisz to i tak nie jesteśmy parą, parą! Oto jaką mamy harówę, harówę!”
„A na noc my we dwójkę zostańmy a rankiem rozejdziemy się na zawsze!”
„A włóżku nie pasujemy do siebie według horoskopu. Teraz na to łajdactwo leci wielu”.
Kiedy wykonawcy „piosenek” z takimi tekstami stają się „gwiazdami” a tysiące ich fanów dostaje fioła na punkcie jednego tylko pragnienia zobaczenia swoich „idoli” to chce się wyemigrować na inną planetę. Tutaj nie chodzi tylko o kpiny z języka rosyjskiego, tutaj już chodzi o szyderstwa i natrząsanie się z samej ludzkiej istoty, przekształcanie „homo sapiens” w troglodytów, pitekantropów, w pustogłowe i nikczemne stworzenia pozbawione duszy.
Mózgożercy czekają na ciebie, telewidzu! Słuchać takich „piosenek” może tylko, pozbawiony smaku i godności własnej, degenerat a wykonywać albo podobny do pierwszego albo cyniczny łotr żerujący na tępocie i głupkowatości pierwszego. „Fabryka gwiazd” (i podobne projekty) wywołuje wstyd za uczestników. Zbierają garstkę gumowo-plastikowych kukieł obu płci, nazywają je „półfabrykatami” i zmuszają wychodzić na scenę ku uciesze publiczności i pozować na „piosenkarzy” i „piosenkarki”. Za każdym razem powinni oni wypędzać ze swoich szeregów po jednym koledze (po prostu genialny „projekt” uczący „przyjaźni i pomocy wzajemnej”). Pożeraj kolegę i niechaj zwycięża najbardziej żarłoczny! Nad tym wszystkim sprawuje nadzór dobrze wykarmiona prowadząca „projektu”, której słownictwo i sposób prowadzenia się przywodzi na myśl dyskoteki techno. „Półfabrykaty” żyją pod ścisłym nadzorem kamer ustalających ich codzienne życie i przekazujące obrazy do naszych telewizorów. Tej publiczności na próżno można tłumaczyć, że „gwiazdą” się nie staje. One się rodzą. A już tym bardziej nie można zrobić „gwiazdy” metodą produkcji masowej. Co najwyżej „gwiazdeczkę” lub „gwiazdorka”.
Informacje prasowe i programy „analityczne” na tematy polityczne. Tu w ogóle całkowita wpadka. Programy informacyjne wypitraszone według jednego scenariusza: zestaw reportaży o katastrofach i morderstwach, następnie opowieści o podróżach prezydenta i jego sługusów (podróże oczywiście na koszt państwa czyli na nasz koszt) i na końcu bajki o „bezprecedensowym wzroście gospodarczym” i oszałamiających „politycznych sukcesach” naszego kraju na tle rzeczywistej, gospodarczej, kulturalnej, społecznej i demograficznej degradacji. Przypomina to ogromną trupiarnię, ogromny cmentarz nad którym wisi barwny transparent o treści: „Niech żyje nasze jasne, demokratyczne dzisiaj i jeszcze bardziej demokratyczne jutro!”. Wymiociny! Prowadzący programy polityczne „analitycy” na odległość wydzielają miazmaty i smrod rusofobii, skowyczą o „rosyjskim faszyzmie” i wszędzie szukają śladów strasznych, ruskich „ekstremistów i ksenofobów” w połączeniu ze „skinheadami”. Nie karm ich chlebem, daj im tylko ostatni raz poszydzić z narodowych rosyjskich tradycji, dziedzictwa kulturalnego, ponaśmiewać się z dumy i godności narodu rosyjskiego, wylać kolejny kubeł pomyj na komunistów i osobiście na Stalina (dobrze, że już nie żyje i nie może odpowiedzieć). Bezkształtni, niechlujni, z zarośniętymi karkami i krzywymi gębami, ci „analitycy” wydzielają jedynie zło i żółć, przeklinają „przeklętych czerwono-brązowych”, obśmiewają patriotów ale boją się pisnąć słówko krytyki pod adresem rządzącego reżimu. I jest to zrozumiałe. Nie wolno krytykować tego kto ci płaci i w ogóle pozwala oddychać. I jak bardzo, bardzo lubią ci „analitycy” jeszcze raz wychwalać pod niebiosa „błogosławiony Zachód” i wepchnąć osobiście w błoto „barbarzyńską i brudną Rosję”. Tylko, że nie wiadomo czemu, mieszkają w Rosji i chleb (z masłem i kawiorem) też żrą rosyjski. Nieśmiertelny Kryłow dawno już przygwoździł do pręgierza swoimi baśniami podobnych zwyrodnialców.
No i oczywiście „tok-szoł”! Jak to mogłaby krajowa telewizja obyć się bez tej istnej „perły”?! Zboczeńcy cierpiący na kliniczne zespoły chorobowe przychodzą do studia telewizyjnego żeby opowiadać na cały kraj o wydarzeniach ze swojego życia seksualnego, swoich fantazjach i kaprysach, problemach rodzinnych, kłopotach domowych i skrytych fantazjach swojego rozpalonego pożądania. Ujawniają swoje seksualne życie na ogólnie publicznym forum (normalny człowiek starannie chroni go przed cudzym okiem) i czerpią z tego niewypowiedzianą satysfakcję. Prowadzący „tok-szoł” śmieją się sztucznie, udają, że ich to wszystko bardzo interesuje, pokazują zaangażowanie i współczucie na swoich twarzach a w oczach taka obojętność i pustka, że chłód przenika do szpiku kości. Widzowie w studio z automatyzmem sterowanych kukieł biją brawo i pohukują w przewidzianej w scenariuszu chwili i zadają, od czasu do czasu, wielokrotnie odkurzane pytania. Ale miliony telewidzów w całym kraju siedzą z przyklejonymi twarzami do swoich „skrzynek o błękitnych ekranach” i ze łzami współczucia w oczach wsłuchuje się w każde słowo uczestników „tok-szoł” żeby później poplotkować z przyjaciółmi albo przyswoić sobie lekcję „właściwego” zachowania się w tej czy innej sytuacji życiowej. I tak dzień za dniem, bez przerwy, przekształcają nas w debili i zniewolonych zomboidów. Telewizja ogarnia przygniatającą większość obywateli Rosji i proces zombizacji, przybiera w samej istocie, katastrofalny charakter. A przecież największa hańba polega na tym, że my sami z zadowoleniem nadstawiamy swoje mózgi pod młot teledebilizacji, sami wspomagamy robotę zamiany nas na zwyrodnialców.
Rozwiązanie? Jest. Nie oglądać całych tych, paraliżujących umysł, bzdur. Nie oglądaj! W końcu jest kanał „Kultura” a także na głównych kanałach trafiają się dobre filmy lub koncerty. To można. Ale tego tele-gówna trzeba unikać bo inaczej zostaniesz kozłem lub baranem. Trzeba żyć własnym umysłem a nie wirtualnym.Georgij ZNAMIENSKIJ
Czas wyjść z Unii! Jeżeli weszliśmy w bagno, to trzeba szukać sposobu wyjścia, zanim się do końca pogrążymy Nie czas szukać odpowiedzi na pytanie „Czy wyjść z Unii Europejskiej?”, ale na pytanie „Jak wyjść z Unii?” No, wreszcie! Na łamach „Rzeczpospolitej” z której w ostatnim czasie płynęły raczej głosy nawołujące do większego zacieśnienia więzów Polski z Unią Europejską, do jeszcze większej integracji nie tylko gospodarczej, ale również politycznej, popłynął głos „eurosceptyczny” i to ze strony członka jedynej partii parlamentarnej obecnej nadal w Sejmie, która w swoich szeregach miała przeciwników wejścia Polski do Unii. Budzi to pewne nadzieje, że ten głos „eurosceptyczny” będzie z czasem w Prawie i Sprawiedliwości coraz głośniejszy i z czasem stanie się głosem ważnym. Poseł PiS Krzysztof Szczerski na łamach „Rzepy” podejmuje temat wyjścia z Unii jeszcze mocno asekurancko:
Namawiam, by rozpocząć strategiczną debatę o naszej zdolności do działania i rozwoju w sytuacji, gdyby sprawy w Europie podążyły w kierunku dezintegracyjnym (…) Żeby sprawa była jasna, nie namawiam do wyjścia Polski z Unii Europejskiej dziś i natychmiast. Namawiam natomiast do tego, by rozpocząć w naszym kraju strategiczną debatę o naszej zdolności do działania i rozwoju w sytuacji, gdyby sprawy w Europie podążyły w kierunku dezintegracyjnym lub też, gdyby warunki członkostwa i obostrzenia z nim związane zaczynały przeważać nad elementami pozytywnymi. Szczerze powiem, że nie widzę żadnych większych pozytywów z naszej bytności w Unii Europejskiej. Wyraziłem to już 28 czerwca na łamach wPolityce.pl w tekście „Czas wyjść z Unii Europejskiej! Zapłaciliśmy ogromne koszty „bycia Europejczykami”, a zapłacimy jeszcze większe”. Pisałem tam m.in. o tym, że mit Unii, którą omijają szerokim łukiem kryzysy światowe (taką propagandę nam serwowano przed przystąpieniem do UE) prysnął w ciągu zaledwie kilku lat. Tymczasem zamiast głosów rozsądku, które w wyraźny sposób zdystansowałyby się od planów dalszej integracji, poczęły płynąć nawoływania ze strony polityków, ekspertów organizacji i fundacji utrzymywanych przez różne zagraniczne ośrodki, ze strony publicystów i dziennikarzy do jeszcze większego zacieśnienia naszych więzów z UE, właśnie po to, żeby powstrzymać… kryzys. Głos premiera, który jeszcze coś tam plecie o zastąpieniu złotówki euro to taki najbardziej już widoczny objaw oderwania od rzeczywistości wszystkich tych „euro entuzjastów”. Ja tymczasem powtórzę: Czas wyjść z Unii Europejskiej! Z mitu nie pozostało już nic. Nic też z Unii nie dostaliśmy czego sami sobie nie moglibyśmy wypracować. W zamian zaś za te wątpliwe zyski mamy tylko coraz większe podatki, wydłużony wiek emerytalny i 2 miliony Polaków, którzy w ostatnich latach udali się na emigrację. Koszty za możliwość podróżowania bez wiz i paszportów po Europie są zbyt wysokie. Najlepszym tego dowodem jest to, że większości z nas nie stać na to, aby wysłać swoje dzieci na wakacje. Cóż, więc z tego, że dla tych dzieci otwarte są granice Włoch czy Grecji. Krzysztof Szczerski szuka alternatywy dla wspomnianych pomysłów głębszej integracji Polski z Unią i uważa, że należy się zastanowić jakie kroki podjąć i jak się przygotować na poniższe zagrożenia:
1) gdy „w wyniku napięć wewnętrznych w Unii Europejskiej rozpocznie się proces stopniowego jej rozpadu poprzez występowanie z Unii kolejnych państw nie zgadzających się na obrany kurs integracji (Wielka Brytania) lub niezdolnych, by udźwignąć koszty członkostwa (np. kraje tzw. Południa).”
2) „musimy się przygotować na sytuację, w której procesy integracyjne nie tylko nie zwalniają, ale przeciwnie, zostają przyspieszone. (…) Może się rozwój integracji posunąć w kierunku centralizacji rozwoju w wydzielonym "pasie centralnym" obejmującym najbardziej rozwinięte regiony Europy z przeznaczeniem pozostałych obszarów na peryferia utrzymywane jako zaplecze oraz rezerwuar ziemi i zasobów ludzkich.”
3) „musimy się przygotować na sytuację, w której nie następuje żadna spektakularna zmiana polityczna w samej Unii, ale sytuacja Polski, lub wokół niej, ulega tak istotnej zmianie, a polityka europejska w kolejnych regulacjach nie uwzględnia naszych potrzeb (bo nie potrafimy ich przeforsować), aż w końcu dalsze uczestnictwo w Unii zaczyna stawać się obciążeniem dla naszego kraju, a nie źródłem rozwoju.”
Bardzo przepraszam, ale wszystkie trzy wymienione przez pana posła warunki do tego, aby rozważać nasze wyjście z Unii już w zasadzie są w pełni spełnione, że się tak wyrażę. Już choćby w punkcie 3. nasze uczestnictwo w Unii stało się dla naszego kraju obciążeniem i to jeszcze zanim do Unii weszliśmy! Uparcie twierdzę, że to właśnie nasze przystosowywanie się do wymogów Unii (a tym było wprowadzenie m.in. podatku VAT) było czynnikiem, który zahamował rozwój naszego kraju, spowodował kryzys gospodarczy czego efektem było 20 proc. bezrobocie za rządów Leszka Millera. Gadanie więc, że jakikolwiek rozwój zawdzięczamy Unii to jest polityczny, propagandowy miraż. To może robi i wrażenie: te wszystkie tablice przydrożne z informacjami, że dana droga krajowa powstała z funduszy europejskich, że odremontowano zabytek z pieniędzy Unii, że program rozwoju, że dofinansowanie, że… To wszystko jest jak z serduszkami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, które naklejane to tu, to tam są wszędzie widoczne, widzi je każdy i sprawiają wrażenie jakby cała służba zdrowia istniała i działała tylko dzięki fundacji Owsiaka. Przestańmy żyć jednak takim mirażem, tylko zacznijmy postrzegać świat takim jakim on jest. Orkiestra na służbę zdrowia coś tam dała, ale to jest jedna kropla w kroplówce jaką otrzymuje chory. Unia Europejska również nam coś dała, ale już wcześniej odebrano nam znacznie więcej i na dodatek cały czas płacimy frycowe za „bycie Europejczykami”.
Poseł Szczerski zastanawia się:
Co jest naszą, polską, granicą przyzwolenia na dalszy rozwój integracji europejskiej? Przekroczenie jakiej "czerwonej linii" będzie dla nas nie do zaakceptowania i będzie trzeba powiedzieć: nie, w takiej Unii nie opłaca nam się trwać!
Ta „czerwona linia” została już dawno przekroczona. Dziwi więc, że poseł PiS pisze teraz:
W środowisku ekspertów Prawa i Sprawiedliwości rozpoczęliśmy prace nad takimi strategicznymi studiami nad przyszłością Unii Europejskiej i odpowiadającymi im wariantami polskiej polityki europejskiej. Jesteśmy gotowi, by przedstawiać wyniki tych prac i dyskutować nad alternatywnymi strategiami przyszłości. A ja pytam „Po co?” Nad czym tu prowadzić prace? Rozumiem, że posłowi Szczerskiemu chodzi raczej o to, aby w kręgach Prawa i Sprawiedliwości znaleźć teraz ponownie wsparcie „eurosceptyków”, wyzwolić siły, które niegdyś zostały stłumione przez „euroentuzjazm” prezesa PiS, który zrobił wszystko, aby Polska znalazła się w Unii. Ale do tego nie trzeba szukać pretekstu pod hasłem „gdyby sprawy w Europie podążyły w kierunku dezintegracyjnym” tylko pod hasłem „co jest dobre dla Polski”. Jeżeli więc nasze wejście do Unii okazało się porażką, okazało się jednym wielkim błędem to mówmy o tym uczciwie i otwarcie. Jeżeli weszliśmy w bagno to nie czas badać stan tego bagna i rozważać różne warianty naszej roli w tym bagnie tylko trzeba szukać sposobu wyjścia z niego, zanim się do końca w tym bagnie pogrążymy, nie będziemy już zdolni do żadnych samodzielnych ruchów i zostaniemy jako państwo zatopieni. Więc powtórzę po raz kolejny: Czas wyjść z Unii! I teraz trzeba szukać tylko takich bezpiecznych rozwiązań, aby w trakcie wychodzenia z Unii również nie zostać gdzieś po drodze zatopionym.
http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-jerzego-wasiukiewicza/31369-czas-wyjsc-z-unii-europejskiej-zaplacilismy-juz-ogromne-koszty-bycia-europejczykami-a-zaplacimy-jeszcze-wieksze
Dziennik Jerzego Wasiukiewicza
Ostatniego szefa SB w Olsztynie pochowano z honorami Środowisko osób represjonowanych w stanie wojennym z Olsztyna od soboty, 1 września, jest w szoku. Tego dnia pochowano gen. Kazimierza Dudka, ostatniego szefa SB w byłym woj. olsztyńskim z asystą honorową: udziałem kompanii honorowej, która oddała salwę i sztandarem Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. W pogrzebie uczestniczył komendant KWP, nadinsp. Józef Gdański.
- On był siepaczem a nie milicjantem – mówi wzburzony mec. Józef Lubieniecki, internowany 13 grudnia 1981 roku z nakazu Kazimierza Dudka, wówczas szefa SB w Olsztynie. Józef Lubieniecki został internowany pomimo tego, że chronił go immunitet sędziowski (był sędzią sądu pracy).
- Ten człowiek złamał wielu ludziom życie, bezprawnie pozamykał w więzieniu. Niszczył wszelkie wolnościowe, demokratycznie działania opozycji. To skandal, że takim ludziom daje się asystę honorową. To nie był człowiek honoru!
Potwierdza tę opinię historyk IPN Renata Gieszczyńska, autorka pracy o Solidarności olsztyńskiej i współautorka informatora „Twarze olsztyńskiej bezpieki”: – Skala represji w stanie wojennym w b. woj. olsztyńskim, a więc internowań, aresztowań, zatrzymań, przesłuchań, inwigilacji, prześladowań w stosunku do liczby członków Solidarności, była jedna z najwyższych w kraju – mówi Gieszczyńska. W Informatorze „Twarze olsztyńskiej bezpieki” czytamy, iż Kazimierz Dudek, ur. 28 lutego 1927 roku, swoją karierę w UB zaczął w 1952 roku, jako wykładowca i starszy wykładowca w szkole przy Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu, następnie przeniesiony jako wykładowca do Gdańska. Tam w 1957 roku z teoretyka staje się praktykiem i błyskawicznie awansuje. W styczniu jest starszym oficerem śledczym samodzielnej Sekcji Śledczej SB KW MO, w marcu – kierownikiem, a w lutym 58 roku – zastępcą naczelnika. Po przeszkoleniu, od 1965 roku był naczelnikiem Wydziału Kontroli Ruchu Granicznego SB KW MO. Od 16 stycznia 1970 do 15 września 1972, a więc w okresie masakry stoczniowców na Wybrzeżu, był zastępcą komendanta wojewódzkiego MO ds. SB, następnie został przeniesiony do Olsztyna na stanowisko I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB i jako szef SB przygotowywał listy działaczy Solidarności do internowania, a od 1 stycznia 1981 roku kontynuował represje jako komendant wojewódzki aż do 5 lutego 1990 roku, do czasu zwolnienia ze służby.
Szlify generalskie za represje W sierpniu 1982 roku olsztyńska SB aresztuje kilku pracowników OZGrafu, a sąd wymierza im drakońskie wyroki. Danuta Gulko, u której znaleziono 1 ulotkę skazano na 3,5 roku więzienia, Irenę Michalską i Romana Brysiaka na 3 lata więzienia, Agata Sidor i Barbara Pietkiewicz oraz ich koleżanka Barbara Nowak (w zaawansowanej ciąży), zostały internowane. Sąsiadka Danuty Gulko po przesłuchaniach popełniła samobójstwo. W 1985 roku, w I rocznicę śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, na rozkaz komendanta Dudka Olsztyn był pełen patroli ZOMO. Jeden z nich zatrzymał 19-letniego Marcina Antonowicza, tylko dlatego, że miał przy sobie legitymację studenta I roku Politechniki Gdańskiej. Niedługo po zatrzymaniu wezwano karetkę pogotowia do leżącego na jezdni, nieprzytomnego Marcina. Ten olimpijczyk z chemii wkrótce potem zmarł. Nikt za jego śmierć nie poniósł odpowiedzialności. Po pogrzebie dziesiątki mieszkańców Olsztyna, którzy wzięli w nim udział było wzywanych na przesłuchania w związku udziałem „w nielegalnym pochodzie”. Przesłuchano wszystkie osoby, które miały jakikolwiek związek z pogrzebem: grabarza, kwiaciarki, które przygotowały wieniec itd. Za ostatnie słowo nad trumną Marcina stracił stanowisko rektor Politechniki Gdańskiej, Prof. Karol Taylor. 17 września 1987 roku, za zasługi w tępieniu działaczy podziemia i pacyfikacji społeczeństwa województwa komendant Kazimierz Dudek został awansowany na stopień generała brygady. Osiągnął niewątpliwy sukces Po wyborach 4 czerwca 1989 roku nie chciał ustąpić ze stanowiska. Dopiero na skutek żądań posłów OKP z Olsztyna i związku zawodowego funkcjonariuszy policji został zwolniony ze służby 5 lutego 1990 roku. Nie poddał się weryfikacji.
- Nawet gdyby się poddał, zostałby negatywnie zweryfikowany – powiedział mi mec. Konrad Urbanowicz, przewodniczący komisji ds weryfikacji funkcjonariuszy SB. – To logiczne, skoro negatywnie zweryfikowaliśmy dziesiątki jego podwładnych, co prawda wielu z nich później przywrócił do pracy wiceminister Kozłowski…
Panie komendancie, czy gen. Dudek był człowiekiem honoru? W poniedziałek 3 września, trzy dni po honorowym pogrzebie gen. Kazimierza Dudka, Wojciech Kozioł poprosił o spotkanie komendanta wojewódzkiego policji w Olsztynie, nadinsp. Józefa Gdańskiego (przeszedł do Olsztyna z Rzeszowa w lutym 2012 roku). Wojciech Kozioł został aresztowany 13 maja 1982 roku i uwięziony w ZK w Iławie na rozkaz wówczas jeszcze płk Dudka, za spacer w porze Dziennika Telewizyjnego na Starym Mieście w Olsztynie. Był wówczas ojcem dwójki dzieci w wieku 9 miesięcy i 3 lata. Jego ojciec poszedł do komendanta Dudka prosić o zwolnienie. Usłyszał, że jego syn jest niebezpiecznym przestępcą, członkiem KOR i KPN. „To są straszni ludzie – opowiadał później synowi Wojciechowi, co przeżył. – A ten Dudek, strasznie cyniczny, wyprany z ludzkich uczuć”. Towarzyszem Wojtkowi Koziołowi w rozmowie z komendantem, nadinsp. Józefem Gdańskim. Oto jej zapis:
Wojciech Kozioł: – W sobotę dowiedziałem się od prezesa Fundacji „Debata” Bogdana Bachmury (też aresztowany w l. 80), że pogrzeb generała Dudko odbył się w asyście kompanii honorowej. Najpierw myślałem, że to jakiś ponury żart, ale niestety, to prawda. Profesor Tomasz Strzembosz powiedział, że trzy rodzaje pracy hańbiły w PRL: w UB/SB, cenzurze i wydziale ds. wyznań. Taką hańbiącą pracy w UB/SB wykonywał Kazimierz Dudek. Po 22 latach istnienia wolnej Polski z ceremoniałem chowany jest człowiek, który robił wszystko, żeby tej wolnej Polski nie było.
Komendant nadinsp. Józef Gdański: – Do niedawna nie było jednolitej podstawy prawnej dla uroczystości policyjnych. Natomiast od 25 maja 2012 roku weszło w życie zarządzenie nr 122 Komendanta Głównego Policji w sprawie ceremoniału policyjnego. Czytamy w nim: Uroczystości pogrzebowe dzielą się na świeckie oraz religijne. Policyjna asysta honorowa przysługuje podczas pogrzebów: „1. policjantów, którzy ponieśli śmierć w ochronie życia i zdrowia ludzi oraz mienia albo w ochronie bez[bezpieczeństwa i porządku publicznego (…). 2. generalnych inspektorów i nadinspektorów Policji”. Zatelefonował do mnie przewodniczący stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych, pan Jerzy Kowalczewski i poprosił o taki splendor. Potwierdził, że takie jest życzenie rodziny zmarłego. Zmarły był generałem brygady, co odpowiada stopniowi nadinspektora, a więc przysługiwała rodzinie pełna asysta honorowa. Jeśli był na pogrzebie sztandar jednostki i kompania honorowa, a to jest najwyższe wyróżnienie, to obecność komendanta była bezwzględnie obowiązkowa. Uważam, że każdego człowieka, który coś robił, powinna rozliczać historia, jeśli jest to osoba publiczna. Jeśli uzyskaliśmy wiedzę, że postępowanie prowadzone przez IPN niczego nie dało, nie był postawiony pod zarzutem, nie był podejrzany czy skazany, więc nie było przeciwwskazań, że przestępcy dajemy asystę honorową.
Wojciech Kozioł: – I pan po rozmowie telefonicznej uznał, że zmarły Kazimierz Dudek zasługuje na ceremoniał przysługujący policjantom, a zmarły był esbekiem.
Komendant nadinsp. Józef Gdański: – Służył w milicji, skoro był komendantem wojewódzkim MO, a jakie były jego wcześniejsze losy, nie wnikałem w to. Było pytanie do naszych komórek zajmujących się archiwum, jaki jest stan, skoro nie ma zarzutu, skazania, to nie można mówić o bandycie czy przestępcy. Gdyby osoba była skazana czy pod zarzutem, mocno byśmy się zastanawiali, a tak nie mogliśmy odmówić prośbie stowarzyszenia i rodzinie. Odmawianie rodzinie ostatniej ziemskiej posługi jest co najmniej nie po chrześcijańsku. Nie był pod zarzutem, więc jest osobą czystą, dopóki nie jest się skazanym wyrokiem sądowym. Osoby publiczne powinny być poddane kontroli historycznej. Niektóre państwa zamykają archiwa na 50 lat, to warto się zastanowić, czy oceniać człowieka już teraz, czy już następnego dnia po pogrzebie strzelać do tego człowiek.
Adam Socha: - W PRL strzelano do ludzi na ulicach, nikt do generała Dudka nie strzelał.
Komendant nadinsp. Józef Gdański: - No nie wiadomo, może kamieniami rzucali. Za bardzo chcemy subiektywnie rozliczać, a żyjemy w państwie demokratycznym, w państwie prawa i dajmy prokuratorom, sądom, IPN, żeby się wykazali, jeśli znajdą atrybuty, udowodnią niecne czyny, to ukłony, ale trudno żebyśmy my, czynni policjanci, wyciągali sami wnioski. Po to mamy instytucje wymiaru sprawiedliwości. Pozostawmy to im.
Wojciech Kozioł: – Przyszedłem do pana generała, jako oburzony. Pan ma ambiwalentny stosunek do tej przeszłości. Chciałbym wiedzieć, czy w wolnym państwie, w III RP przewidziano honorową asystę na pogrzebach funkcjonariuszy SB. Podkreślam, że nie ma nic do milicji. Pytam tylko: czy oficer policji politycznej w państwie totalitarnym zasługiwał na taki honorowy pogrzeb w wolnym państwie?
Adam Socha: – Żyjemy w rzeczywistości schizofrenicznej. Na kim mają się wzorować młodzi ludzie, młodzi policjanci, kto ma być dla nich bohaterem, gorliwy funkcjonariusz SB, stojący na straży totalitarnej, narzuconej władzy, czy ludzie, którzy z tym systemem zniewolenia i kłamstwa walczyli? Wynika z tego, że dla młodych pokoleń wzorem do naśladowania, bohaterem winien być szef SB?!
Komendant nadinsp. Józef Gdański: - Ci funkcjonariusze SB, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani, mieli prawo dalej pracy.
Wojciech Kozioł: - Zapewniam pana, że generał Dudek nie przeszedłby nawet tej koślawej weryfikacji, z jaką mieliśmy do czynienia.
Komendant nadinsp. Józef Gdański: - Były takie uwagi, jakie panowie przedstawiacie, nie mogę tego dyskredytować,. Z drugiej strony, jako szef policji nie miałem podstaw odmówić: osoba nie było z wyrokiem czy zarzutami. Ocena należy do konstytucyjnych organów. Ja szanuje panów, to nie było wbrew woli tych, którzy narażali się wtedy, żebyśmy dzisiaj mieli swobodę wypowiadania się. Mimo wszystko trzeba szanować wolę osób ze stowarzyszenia policjantów, którzy bliżej znali zmarłego. Na pogrzebie były też osoby, które w 2005 sprawowały funkcje publiczne.
Wojciech Kozioł: – Sprawował min. szef cenzury, który zajmował się hańbiącą pracą, demokratyczna wola mieszkańców wybrała go na prezydenta i również ta sama władza ludu go zdjęła go z tego stanowiska. Zasłanianie się literą czy duchem prawa w sprawie generała Dudka ma krótkie nogi, sprawiedliwość nierychliwa go nie dosięgła, bo wiemy z jaką prędkością pracują prokuratorzy IPN. Nie przypominam sobie, żeby jakiś zbrodniarz komunistyczny został skazany w wolnej Polsce. Komendant nadinsp. Józef Gdański:
– Jeśli chodzi o pracę prokuratorów IPN, to w Rzeszowie postępowania do czegoś tam doprowadzały, ale łatwiej prowadzi się postępowania kryminalne niż gdy trzeba bazować na dokumentacji. Dajmy spokojnie popracować prokuratorom IPN. Nie sądzę, żeby to postępowanie nie zostało umorzone.
Adam Socha: - Zostanie, bo gen. Dudek zmarł.
Komendant nadinsp. Józef Gdański: – Nie powinno być umorzone, gdyż nie było prowadzone przeciwko tylko w sprawie, więc może obejmować więcej osób.
Sprawca zmarł, śledztwo będzie umorzone
Prokurator Andrzej Dziuba z oddziałowej Komisji ds Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Olsztynie potwierdził, że na decyzjach o internowaniu widniał podpis Kazimierza D., szefa olsztyńskiej SB.
- W tutejszej delegaturze prowadzimy od kilku lat śledztwo dotyczące zbrodni komunistycznej polegającej na dokonaniu w dniach 13-17 grudnia 1081 roku na terenie Olsztyna i b. woj. olsztyńskiego bezprawnych pozbawień wolności szeregu osób na mocy decyzji o internowaniu. Zebraliśmy większość dowodów w sprawie, w postaci materiałów archiwalnych i zeznań osób pokrzywdzonych, uzyskano szereg odpisów decyzji o internowaniu. Na wszystkich tych decyzjach znajdował się podpis komendanta Kazimierza D. Z uzyskanych informacji prasowych wynika, że ta osoba zmarła. W tej sytuacji, jeśli pojawia się nowe okoliczności ewentualnego popełnienia zbrodni komunistycznej, będących przedmiotem tego śledztwa, w którym brały udział inne osoby, śledztwo zostanie przedłużone. Jeśli nie – zostanie zakończone z powodu śmierci sprawcy. W śledztwie zostały wyłączone do odrębnego postępowań sprawy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy dokonujących zatrzymań, którzy używali przemocy. Z tym, że z powodu przedawnienia (decyzją Sądu Najwyższego) sprawy te też zakończyły się umorzeniem.
A generał Dudek gra w tenisa… Gen. Kazimierz Dudek po zwolnieniu z pracy w 1990 roku wiódł pogodne życie emeryta w willi przy jednej z najpiękniej położonych uliczek starego Olsztyna, przy ścianie Lasu Miejskiego, 2-3 razy w tygodniu grał w tenisa na kortach przy ul. Radiowej i opowiadał ordynarne dowcipy o ks. Jerzym Popiełuszce. Część prześladowanych przez niego działacze, internowanych i więzionych z jego rozkazu dzisiaj żyje w nędzy. Uwięziona za roznoszenie ulotek Barbara N., w zaawansowanej ciąży, niedawno została eksmitowana wraz z trójką dzieci. Kancelaria premiera odmówiła przyznania Jej renty specjalnej.
Adam Socha
PS. Represjonowani w stanie wojennym zapowiedzieli wystosowanie listu w sprawie asysty honorowej na pogrzebie gen. K. Dudka do wojewody warmińsko-mazurskiego i ministra spraw wewnętrznych.
Pod tymi linkiem moje audycje na temat gen. Kazimierz Dudka:
A generał Dudek gra w tenisa…
„On był siepaczem a nie milicjantem”. Szef SB został pochowany z najwyższymi honorami W sobotę w Olsztynie pochowano gen. Kazimierza Dudka, ostatniego szefa SB w byłym woj. olsztyńskim z asystą honorową: udziałem kompanii honorowej, która oddała salwę i sztandarem Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Wiele ofiar generała żyje dziś w nędzy. „On był siepaczem a nie milicjantem” – mówi olsztyńskiej „Debacie” mec. Józef Lubieniecki, internowany 13 grudnia 1981 roku z nakazu Kazimierza Dudka. Lubieniecki został internowany pomimo tego, że chronił go immunitet sędziowski (był sędzią sądu pracy).
„Ten człowiek złamał wielu ludziom życie, bezprawnie pozamykał w więzieniu. Niszczył wszelkie wolnościowe, demokratycznie działania opozycji. To skandal, że takim ludziom daje się asystę honorową. To nie był człowiek honoru!”- mówi były opozycjonista. Jego opinię potwierdza historyk IPN Renata Gieszczyńska, autorka pracy o Solidarności olsztyńskiej i współautorka informatora „Twarze olsztyńskiej bezpieki, która mówi, że skala represji w stanie wojennym w b. woj. olsztyńskim, a więc internowań, aresztowań, zatrzymań, przesłuchań, inwigilacji, prześladowań w stosunku do liczby członków Solidarności, była jedna z najwyższych w kraju. Kazimierz Dudek swoją karierę w UB zaczął w 1952 roku. Od 16 stycznia 1970 do 15 września 1972, a więc w okresie masakry stoczniowców na Wybrzeżu, był zastępcą komendanta wojewódzkiego MO ds. SB, następnie został przeniesiony do Olsztyna na stanowisko I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB i jako szef SB przygotowywał listy działaczy Solidarności do internowania, a od 1 stycznia 1981 roku kontynuował represje jako komendant wojewódzki aż do 5 lutego 1990 roku, do czasu zwolnienia ze służby. Portal „Debata” cytując „Twarze olsztyńskiej bezpieki” opisuje, że jak w sierpniu 1982 roku olsztyńska SB aresztowała kilku pracowników OZGrafu. Sąd wymierzył im drakońskie wyroki, skazując pracowników na kary kilku lat więzienia. Jedna z sąsiadek internowanej popełniła samobójstwo po przesłuchaniu.
„W 1985 roku, w I rocznicę śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, na rozkaz komendanta Dudka Olsztyn był pełen patroli ZOMO. Jeden z nich zatrzymał 19-letniego Marcina Antonowicza, tylko dlatego, że miał przy sobie legitymację studenta I roku Politechniki Gdańskiej. Niedługo po zatrzymaniu wezwano karetkę pogotowia do leżącego na jezdni, nieprzytomnego Marcina. Ten olimpijczyk z chemii wkrótce potem zmarł. Nikt za jego śmierć nie poniósł odpowiedzialności. Po pogrzebie dziesiątki mieszkańców Olsztyna, którzy wzięli w nim udział było wzywanych na przesłuchania w związku udziałem „w nielegalnym pochodzie”. Przesłuchano wszystkie osoby, które miały jakikolwiek związek z pogrzebem: grabarza, kwiaciarki, które przygotowały wieniec itd. Za ostatnie słowo nad trumną Marcina stracił stanowisko rektor Politechniki Gdańskiej, Prof. Karol Taylor” - czytamy w tekście Adama Sochy. Dudek w 1987 roku za zasługi w gnębieniu Polaków z „Solidarności” został awansowany na stopień generała brygady. Po wyborach 4 czerwca 1989 roku nie chciał ustąpić ze stanowiska. Dopiero na skutek żądań posłów OKP z Olsztyna i związku zawodowego funkcjonariuszy policji został zwolniony ze służby 5 lutego 1990 roku. Nie poddał się weryfikacji. Przez wiele lat Dudek odbierał wysoką emeryturę i żył w okazałej willi. Był znany z uwielbienia gry w tenisa i opowiadania dowcipów o ks. Popiełuszce. Wielu represjonowanych przez niego ludzi żyje dziś w nędzy. 1 września generał został pochowany z udziałem kompanii honorowej, która oddała salwę i sztandarem Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. W pogrzebie uczestniczył komendant KWP, nadinsp. Józef Gdański.
„Do niedawna nie było jednolitej podstawy prawnej dla uroczystości policyjnych. Natomiast od 25 maja 2012 roku weszło w życie zarządzenie nr 122 Komendanta Głównego Policji w sprawie ceremoniału policyjnego. Czytamy w nim: Uroczystości pogrzebowe dzielą się na świeckie oraz religijne. Policyjna asysta honorowa przysługuje podczas pogrzebów: „1. policjantów, którzy ponieśli śmierć w ochronie życia i zdrowia ludzi oraz mienia albo w ochronie bez [bezpieczeństwa i porządku publicznego (…). 2. generalnych inspektorów i nadinspektorów Policji”- broni się komendant w rozmowie z „Debatą”. Policjant przekonuje, że dzwonił do niego przewodniczący stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych i poprosił o oddanie honorów byłemu szefowi SB. Według Gdańskiego zmarły był generałem brygady, co odpowiada stopniowi nadinspektora, a więc przysługiwała rodzinie pełna asysta honorowa.
„Jeśli uzyskaliśmy wiedzę, że postępowanie prowadzone przez IPN niczego nie dało, nie był postawiony pod zarzutem, nie był podejrzany czy skazany, więc nie było przeciwwskazań, że przestępcy dajemy asystę honorową”- mówi i dodaje, że odmawianie rodzinie ostatniej ziemskiej posługi jest niechrześcijańskie. Jego zdaniem osoby publiczne powinny być poddane kontroli historycznej.
”Niektóre państwa zamykają archiwa na 50 lat, to warto się zastanowić, czy oceniać człowieka już teraz, czy już następnego dnia po pogrzebie strzelać do tego człowiek”- przekonuje.
Czytaj cały wywiad z komendantem komendantem KWP, nadinsp. Józefem Gdańskim.
Co można napisać w tym miejscu? Tak właśnie wygląda w praktyce polityka oczyszczania komunistycznych generałów przez elity III RP. Mimo tego, że Platforma Obywatelska zabrała ubekom i esbekom przywileje emerytalne, nie zmieniło to specyficznego traktowania tych ludzi. Jak w świetle decyzji PO o odebraniu tych przywilejów wygląda pogrzeb Dudka? Oddanie honorów przez policję „wolnej Polski” człowiekowi, który poświęcił swoje życie by ją zniewalać jest haniebne. Inaczej tego określić się po prostu nie da. Mam nadzieję, że minister MSW przyjrzy się tej skandalicznej sprawie i wyciągnie konsekwencje wobec podwładnych. Nie można dopuścić do tego by Polska honorowała jej oprawców. Co ja zresztą piszę? Czym jest pogrzeb z honorami szefa SB z prowincji, skoro na salonach przyjmuje się gen. Wojciecha Jaruzelskiego? Czy można się dziwić decyzji nadinsp. Józefa Gdańskiego, skoro w III RP gen. Kiszczaka nazwano „człowiekiem honoru”? Doświadczamy konsekwencji decyzji ojców założycieli III RP u jej zarania. Skandaliczny przykład z Olsztyna pokazuje na jakich antywartościach zbudowany jest nasz kraj. To nie jest kraj dla porządnych ludzi…
Wybory w Polsce a rosyjskie serwery Z niedowierzaniem czytam informację, przecierając oczy ze zdumienia, że Państwowa Komisja Wyborcza podczas ostatnich wyborów korzystała z gościnności rosyjskich serwerów. Raport w tej sprawie otrzymał poseł PiS Maks Kraczkowski. Oprócz tej, jakże szokującej informacji, znalazły się również w dostarczonym posłowi materiale wydruki informatyczne wskazujące, że ten proceder miał rzeczywiście miejsce:
„W raporcie jest cały wydruk informatyczny wskazujący na to, że duża część materiałów analizowanych przez Państwową Komisję Wyborczą przechodzi przez rosyjskie serwery. I teraz pytanie – czy to prawda i czy te serwery zostały sprawdzone pod względem bezpieczeństwa przechowywanych i przetwarzanych informacji przez na przykład Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Sprawa jest rozwojowa – poseł ma się zwrócić w tej sprawie do ABW z prośbą o wyjaśnienie. Przyznam szczerze, że mało mnie interesuje w tym momencie odpowiedź polskich służb specjalnych, czy należycie zabezpieczyły rosyjskie serwery, tak aby nie było możliwości fałszerstwa wyborczego. Służby, premier, czy sam prezydent mogą zapewniać, że owszem jak najbardziej wszystko zostało zbadane i podjęto odpowiednie kroki, by zapobiec przestępstwu. Jednak po doświadczeniach związanych z 10 kwietnia ich zapewnienia mogą być tyle warte, ile papier, na którym zostaną spisane. Ileż to razy zapewniano Polaków, że wszystkie urządzenia elektronicznie, należące do ofiar zostały zabezpieczone, a telefony ofiar natychmiast dezaktywowane, a tymczasem po kilku miesiącach dochodziły nas wieści, że ktoś ( bynajmniej nie mechanik, czy grzybiarz) bezkarnie dworował sobie z polskiego prezydenta i polskiego państwa, włamując się do jego telefonu w celu wykradzenia danych, bo przecież nie w celu posłuchania dźwięków dzwonków. Ileż to razy zapewniano, że broń BORowców będzie zwrócona, a tymczasem spoczywa w moskiewskich sejfach do dzisiaj. O zaginionym laptopie ministra Szczygły już nawet nie wspomnę. Dzisiaj dowiadujemy się, że polskie wybory do parlamentu, a kto wie może również prezydenckie, obsługiwali rosyjscy informatycy, rosyjskie serwery, choć Rosja jest ostatnim krajem, któremu by można powierzyć tego typu zadania. Fałszerstwa wyborcze w Rosji są faktem, o którym mówią od lat organizacje pozarządowe oraz ludzie opozycji antyputinowskiej. Jeżeli zatem Polska jest krajem suwerennym, jak nas zapewniają rządzący, to jak mogło się coś takiego wydarzyć? Czyżby w Polsce nie było odpowiednich serwerów, pozwalających udźwignąć ciężar wyborów? Czy polscy informatycy nie są wystarczająco zdolni? Z pewnością polscy informatycy nie są aż tak zdolni i przeszkoleni w temacie wyborów, a polskie służby nie stoją na takim poziomie, jak rosyjskie. Dlatego sprawa najwyraźniej wymagała sąsiedzkiej pomocy, na zasadzie: „towarzysze pomożecie?”. Tę informację o wykorzystywaniu rosyjskich serwerów, którą poseł PiS zamierza weryfikować u odpowiednich organów panstwa, zdaje się potwierdzać kilka innych zdarzeń, które wielu osobom umknęły, a dzisiaj wydają się szczególnie istotne. Otóż od stycznia 2011 r. Nikołaj Patruszew, były oficer KGB/FSB oraz bliski przyjaciel Putina, często odwiedzał polskich przyjaciół mniej lub bardziej oficjalnie , a w październiku 2011 r., tuż po wyborach parlamentarnych odbyło się uroczyste spotkanie polskiego i rosyjskiego BBN – u, podczas którego podpisano umowę o wzajemnej współpracy w dziedzinie między innymi cyberbezpieczeństwa. Na stronach BBN można przeczytać relację z tego spotkania:
„W rozmowach delegacji, którym przewodniczyli Zdzisław Lachowski i Jewgienij Lukjanow, wiele uwagi poświęcono potrzebie intensyfikacji wymiany doświadczeń między Polską i Rosją w obszarze bezpieczeństwa pozamilitarnego m.in. energetyce atomowej, problematyce terroryzmu, zorganizowanej przestępczości, ochronie środowiska. W roboczym lunchu uczestniczył także minister Stanisław Koziej. Szef BBN podkreślił znaczenie przeprowadzonej niedawno w Jekaterynburgu konferencji wysokich przedstawicieli odpowiadających za kwestie bezpieczeństwa, w tym zacieśnienia współpracy międzynarodowej w zakresie cyberbezpieczeństwa”. Oto historia dzieje się na naszych oczach i powracają dawno niewidziane demony przeszłości: w XXI wieku Polska na powrót staje się państwem, w którym ludzie ze zbrodniczej , sowieckiej organizacji, mającej na swoim sumieniu nie tylko wojnę w Czeczeni, agresje na Gruzję, mordy na swoich obywatelach, liczne zabójstwa dziennikarzy, ale także bezprecedensowe niszczenie wolności słowa, fałszerstwa wyborcze zamierzają swoje wzorce przenosić na grunt polski, przy aplauzie obecnej władzy. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że w czerwcu tego roku do Polski zawitał szef rosyjskiej centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, oskarżany w Rosji o fałszerstwa wyborcze. W czasie wizyty w polskiej PKW zapowiedział, że zostaną przeprowadzone polsko-rosyjskie konferencje urzędników odpowiedzialnych za wybory: pierwsza we wrześniu w Warszawie, a druga w 2013r. w Moskwie. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że panowie z PKW będą się uczyć od kolegów zza Buga technik “dopasowywania” wyników wyborów do życzeń aktualnie sprawujących władzę. I tutaj powstaje pytanie, które wobec powyższych faktów jest kluczowe: czy można liczyć na to, ze w Polsce będą możliwe demokratyczne i uczciwe zmiany na szczytach władzy? Czy można zaufać organom państwa polskiego odpowiedzialnym za wybory, w sytuacji ich co najmniej niepokojących kontaktów z reżimem Putina? Roczny raport Amnesty International na temat Rosji:
„Obrońcy praw człowieka i niezależni dziennikarze wciąż byli zastraszani, nękani, a także padali ofiarą ataków. Dochodzenia w tych sprawach rzadko przynosiły rezultaty. Wolność słowa i swoboda zgromadzeń były atakowane – władze zakazywały demonstracji, były one brutalnie rozpędzane, a ludzi skazywano na mocy ustawy o zwalczaniu ekstremizmu. Na Północnym Kaukazie wciąż panowała przemoc. Ataki zbrojnych ugrupowań, ciągłe łamanie praw człowieka, takie jak morderstwa, wymuszone zaginięcia i tortury nadal dotykały ten region. Na terenie całej Rosji często pojawiały się doniesienia o stosowaniu tortur przez funkcjonariuszy państwowych”.
Martynka
http://niezalezna.pl/32537-rosjanie-wplywali-na-polskie-wybory
http://www.bbn.gov.pl/portal/pl/2/3443/Konsultacje_BBN_i_Aparatu_Rady_Bezpieczenstwa_FR.html
http://niezalezna.pl/30343-czlowiek-putina-ma-uczyc-polakow-demokracji
Za: ‘Podczas kryzysów strzeżcie się agentur!’ – Martynka blog (04.09.2012)
Żale Polonii na władze RP Polacy z zagranicy zarzucają Ministerstwu Spraw Zagranicznych niewłaściwy podział pieniędzy przeznaczonych na wsparcie polonijnych organizacji Na IV Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy przybyło do Warszawy i Pułtuska blisko 300 delegatów z 44 krajów świata. Jednak na kongresie nie tylko zabrakło polonijnej młodzieży, która w tym samym czasie uczestniczyła w konferencji „Quo Vadis” w Chicago, skupiającej młode pokolenie Polonii, ale także przedstawicieli wielu organizacji polonijnych, którzy nie dostali zaproszenia na tegoroczny Zjazd Polonii.
- Uczestnicy Zjazdów zawsze przykładali szczególną uwagę do apolitycznego charakteru tego spotkania. IV Zjazd Polonii jest przygotowany przez „Wspólnotę Polską” z pominięciem wielu organizacji polonijnych i wielu zasłużonych działaczy, jak również członków starej Rady – informował przed IV Zjazdem Polonii i Polaków z Zagranicy Zbigniew Kostecki, dyrektor Biura Rady Polonii Świata.
Obawy Polonii Zjazd Polonii i Polaków za Granicy zdominował temat zasad zmian finansowania Polonii. Do tej pory środki dla polonijnych organizacji przydzielał Senat. Od bieżącego roku Sejm zadecydował, aby to Ministerstwo Spraw Zagranicznych przejęło budżet przeznaczony na pomoc i wsparcie Polonii. Polacy za granicą nie są zadowoleni z działań MSZ, jeśli chodzi o przydzielanie środków na polonijne cele. Zarzucają resortowi niewłaściwe dysponowanie pieniędzmi. – IV Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy z najwyższym niepokojem przyjmuje informacje o sposobie realizacji przez MSZ pomocy na rzecz Polaków za granicą – czytamy w uchwale przyjętej przez uczestników Zjazdu, którzy proszę sejmową Komisję Łączności z Polakami za Granicą oraz senacką komisję Spraw Emigracji o „szczególne monitorowane działań MSZ”. Obawy delegatów Zjazdu nie są bezpodstawne. Bowiem pieniądze od resortu otrzymała jedynie część podmiotów. Wiele polonijnych organizacji (zwłaszcza tych ze Wschodu) boryka się z poważnymi problemami. Z powodu braku środków finansowych likwidowane są polonijne media, zamykane są szkoły czy też nie wszystkie dzieci mogą uczestniczyć w kolonijnych wyjazdach. Przykładów można mnożyć. - Jesteśmy świadkami dewastacji polskiej polityki na rzecz Polaków za granicą. Zburzono przedwojenną tradycję finansowania Polaków za granicą przez Senat, którą przejął MSZ - mówi w rozmowie z „Naszą Polską” Jan Dziedziczak, poseł PiS z sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
Upolitycznione warunki przyznawania pieniędzy? Potwierdzeniem trudnej sytuacji finansowej Polonii ze Wschodu może być dramatyczny list do polskich władz z apelem o pomoc, który wystosował Związek Polaków na Białorusi. Sygnatariusze listu zwracają uwagę na to, że „nie ma kraju na Wschodzie, gdzie sytuacja zamieszkałych tam Polaków była tak trudna jak na Białorusi”. Pod adresem MSZ pada wiele zarzutów jak m.in. opóźnienie i redukcja dotacji na wszystkie media polskie, które sparaliżowały prace redakcyjne, co w dalszej konsekwencji może doprowadzić do likwidacji gazet i czasopism, odrzucenie ponad 75% złożonych wniosków, które stanowiły kontynuację i podstawę programową działalności organizacji polskich na Wschodzie czy też brak stosownych, rzetelnych oraz w odpowiednim terminie informacji z MSZ. „Nowe upolitycznione warunki finansowania Polonii i Polaków stały się dla nas, Polaków na Białorusi, prawdziwym ciosem, uderzyły we wszystkie nasze struktury, podważyły wiarę w instytucje wspierające naszą działalność” - wyznał ZPB. Resort natychmiast nie zostawił bez odpowiedzi listu ZBP. - Zarzut upolitycznienia rozdziału funduszy dla Polonii jest zupełnie nietrafiony. Decyzje o finansowaniu projektów polonijnych na Wschodzie, czy zapadają w MSZ, czy w Senacie RP, w takim samym stopniu reprezentują polską rację stanu – oświadczył MSZ. Trzeba przyznać, że o Polakach na Wschodzie i ich trudnościach na IV Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy mówiło się głównie w kuluarach, podczas posiedzeń komisji problemowych, które były zamknięte dla mediów. A w sali plenarnej Sejmu referaty wygłosili: Frank Spula, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej; Teresa Berezowski, prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej; Tomasz Prokop, członek prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej. Odczytane zostało wystąpienie biskupa Wiesława Lechowicza, przewodniczącego Komisji ds. Polonii i Polaków za Granicą przy Konferencji Episkopatu Polski.
Postulaty delegatów polonijnego zjazdu Nikt nie kwestionuje problemów ponad dziesięciomilionowej amerykańskiej Polonii czy trochę mniejszej, ale bardzo znaczącej kanadyjskiej i australijskiej. Ale zapewne Polacy na Wschodzie czuliby się bardziej docenieni zarówno przez władze polskie, jak i organizatorów Zjazdu (Radę Polonii Świata oraz Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”), gdyby mieli możliwość zabrania głosu podczas obrad Sejmu Polonijnego. IV Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy zakończył się przyjęciem szeregu uchwał przez zebranych delegatów. Oprócz prośby o monitorowanie MSZ w kwestii przydzielania pieniędzy polonijnym organizacjom, uczestnicy Zjazdu zaapelowali również o obronę wizerunku Polski w świecie, należyte upamiętnienie rocznic zbrodni ludobójstwa na Wołyniu, dokonanej na Polakach przez UPA czy przyjęcie nowej ustawy repatriacyjnej. Delegaci wpisali również na oficjalną listę uchwał wniosek USOPAŁ o zwrócenie się do MSZ w celu likwidacji tzw. czarnej listy, utrudniającej polonijną działalność. Zaprotestowano również przeciwko dyskryminowaniu Polaków na Białorusi i naruszaniu praw człowieka. Podczas IV Zjazdu Polonii i Polaków za Granicą, nad którym honorowy patronat objął prezydent Bronisław Komorowski, padło wiele obietnic ze strony władzy, nie zabrakło owacji i zapewnień, że łączność z Polakami za granicą jest najważniejsza. Ale czy wspomniany Zjazd Polonii rozwiąże realne problemy Polaków, zwłaszcza tych żyjących na Wschodzie? Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie na razie jest otwarta. Magdalena Kowalewska
Gra na błędy młodego Tuska Nie wiem, kto zrobił większy błąd. Michał Tusk, biorąc na swego pełnomocnika Romana Giertycha, czy Stefan Niesiołowski, nie biorąc Giertycha na swego adwokata. Moje pytanie pojawiło się dlatego, że obydwu panów łączy to, że się procesują. Michał Tusk potykać się ma z tabloidami i tygodnikiem „Wprost”. Przede wszystkim jednak z najbardziej popularną gazetą w Polsce, jaką jest „Fakt”. Przed nim dopiero przyszłość cała. Nieznana. Trudna do przewidzenia. Za to prawie wszystko wiadomo o procesie Stefana Niesiołowskiego. Poseł PO, znany z łagodności charakteru i powściągliwości języka oskarżył ówczesnego redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Pawła Lisickiego – dziś szefa tygodnika „Uważam Rze”. Zarzucił mu, że w marcu 2011 r. w felietonie „Sekrety strategii premiera” napisał, iż „nic nie pomaga spuszczenie ze smyczy Stefana Niesiołowskiego. Wprawdzie po staremu ujada za swoim panem, tyle, że szkody nie czyni”. Poseł Niesiołowski, dbający o swoje dobre imię, zadbał też o swoją kieszeń. Za straty moralne zażądał 10 tys. zł od wydawcy gazety. Niespodziewanie sędzia, pani Małgorzata Borkowska odrzuciła oskarżenie Niesiołowskiego, jako nieuzasadnione. Uznała, że felieton jest gatunkiem, w którym dopuszcza się zwroty w przenośni, język felietonu jest obrazowy, nie nazywa rzeczy dosłownie. A ponadto, kto używa tak ostrego języka jak oskarżyciel, musi się on liczyć z podobnym rewanżem wobec siebie. Co za rozsądne słowa. Dawno nie słyszałem tak prostego, a jednocześnie logicznego i precyzyjnego wywodu, będącego podstawą wydanego wyroku. Czemu w polskich sądach to taka rzadkość? Warto nazwisko sędzi Małgorzaty Borkowskiej wziąć – na początek – w srebrne ramy. Mam nadzieję, że zasłuży kiedyś na złote. Prawdopodobnie Niesiołowskiemu nie pomogłaby obecność Romana Giertycha za jego plecami. Czy pomoże Michałowi Tuskowi? Raczej nie. Zgadzam się w pełni z komentarzem Pawła Lisickiego, owego oskarżonego w procesie „Niesiołowskiego”. Przede wszystkim dlatego, że rola Romana Giertycha jest dwuznaczna. Jako były wicepremier, lider partii (Liga Polskich Rodzin), nie jest w stanie zatrzeć korzeni politycznych. Występując jako adwokat młodego Tuska, nadaje procesowi charakter polityczny. Koloryt upolitycznienia wzmacnia to, że broni syna premiera. Ostatnie zaś informacje mówią, że Donald Tusk już w połowie maja miał wiedzę, iż Marcin P. i jego firma Amber Gold prawdopodobnie prowadzą przestępcze interesy. Biorąc to pod uwagę, uwikłanie Michała Tuska w związki z Marcinem B. nie ułatwi wygrywania przez niego zapowiadanych procesów. W dodatku jego pełnomocnik udziela się publicznie jako człowiek na wskroś przesiąknięty polityką. Od czasu pęknięcia koalicji PIS-LPR stał się nieprzejednanym wrogiem Jarosława Kaczyńskiego. Tym samym sprawia wrażenia człowieka grawitującego w kierunku Platformy. Michałowi Tuskowi nie uda się nikogo zwieść, że nie zdawał sobie sprawy, dlaczego Marcinowi P. zależało na jego zatrudnieniu w swojej firmie. Miał pełnić rolę ochronnej tarczy politycznej. To dla każdego jest oczywiste. Nie uda mu się więc nikogo trzeźwo myślącego przekonać, że jest wyłącznie osoba prywatną, samotna molekułą, poruszającą się niezależnie od Donalda Tuska. Podobnie mało kto wierzy w zaklęcia premiera, że nie ma żadnego wpływu na los zawodowy syna. Rozpoczęcie kampanii przeciwko mediom, skończy się zapewne klęską Tuska jr. i jego niespodziewanego pełnomocnika. Jerzy Jachowicz
Prawdziwe bezrobocie: 15,3 proc. Zgodnie z projektem budżetu państwa, bezrobocie na koniec przyszłego roku osiągnie poziom 13 proc. Ale, jak się okazuje, już dziś jest o wiele gorzej niż pokazują to statystyki.
„Aż o 10 proc. w ciągu roku zwiększyła się liczba osób, które nie pracują, choć oficjalnie nie są zarejestrowane, jako bezrobotne. Jest ich już niemal pół miliona. Rzeczywista stopa bezrobocia wynosi 15,3 procent. To najgorszy wynik od pięciu lat” – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”. Według oficjalnych danych GUS i Ministerstwa Pracy, jak przypomina „DGP”, na koniec lipca pracy nie miały dwa miliony osób. Czyli stopa bezrobocia wynosiła 12,3 proc.
„Te dane uwzględniają jednak wyłącznie osoby, które zarejestrowane są w urzędach pracy, jako bezrobotne. Tymczasem okazuje się, że oprócz nich mamy jeszcze ogromną grupę osób określanych przez ekspertów, jako bierne zawodowo – oficjalnie nie mają żadnego zajęcia i jednocześnie nie są zarejestrowane jako bezrobotne” – zaznacza gazeta. Co gorsza, jak stwierdza „DGP”, półmilionowa grupa niezarejestrowanych bezrobotnych to osoby zniechęcone poszukiwaniem zajęcia. „Robiły to nawet przez kilka lat, nie udało się, i teraz nie zaglądają nawet do pośredniaka.” – pisze dziennik. Z czego to wynika? „Zniechęcają się do poszukiwania pracy nie tylko w wyniku własnych doświadczeń, lecz także rozczarowań znajomych” - mówi w „DGP” Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP. JKUB/”DGP”
Prawda o bezrobociu. Jest gorzej, niż mówią oficjalne dane Oficjalne dane mówią, że bezrobocie wynosi 12,3 procenta. Jednak informacje, publikowane przez GUS, czy resort pracy nie mówią wszystkiego. Zdaniem ekspertów liczba ludzi bez pracy jest dużo wyższa.Oficjalne dane GUS i Ministerstwa Pracy mówią jasno – na koniec lipca płatnego zajęcia nie miały dwa miliony osób, co oznacza, że stopa bezrobocia wynosiła 12,3 proc. Te dane uwzględniają jednak wyłącznie osoby, które zarejestrowane są w urzędach pracy jako bezrobotne. Tymczasem okazuje się, że oprócz nich mamy jeszcze ogromną grupę osób określanych przez ekspertów jako bierne zawodowo – oficjalnie nie mają żadnego zajęcia i jednocześnie nie są zarejestrowane jako bezrobotne. Jak wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) przeprowadzonych przez GUS, na koniec drugiego kwartału tego roku takich osób było aż 478 tys. – o prawie 10 proc. więcej niż 12 miesięcy wcześniej. Zatem praktycznie rzecz biorąc mamy nie 2 mln, a niemal 2,5 mln bezrobotnych – ocenia Piotr Rogowiecki, ekspert rynku pracy w organizacji Pracodawcy RP. Jeśli przełożymy to na inną statystykę – rzeczywista stopa bezrobocia wynosi 15,3 proc. Co gorsza, te pół miliona niezarejestrowanych bezrobotnych to osoby zniechęcone poszukiwaniem zajęcia. Robiły to nawet przez kilka lat, nie udało się, i teraz nie zaglądają nawet do pośredniaka. Im wyższe jest oficjalne bezrobocie, tym sytuacja staje się trudniejsza.
Na rynku jest obecnie bardzo mało ofert zatrudnienia – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP. W obliczu pogarszającej się koniunktury na rynku krajowym i zawirowań ekonomicznych za granicą pracodawcy tworzą mało nowych etatów. Znaleźć zajęcie jest coraz trudniej i w związku z tym coraz więcej osób po prostu się poddaje. Zniechęcają się do poszukiwania pracy nie tylko w wyniku własnych doświadczeń, lecz także rozczarowań znajomych – twierdzi Sędzimir. Czasami do poszukiwania pracy zniechęcają też niższe od oczekiwań płace w dostępnych ofertach zatrudnienia – zauważa z kolei prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. Zwraca przy tym uwagę, że w przypadku ponad 70 proc. ofert zatrudnienia wiszących w pośredniakach proponowane wynagrodzenie nie wykracza poza ustawową pensję minimalną. A to zaledwie 1500 zł brutto, czyli nieco ponad 1,1 tys. zł do ręki. Trudno oczekiwać, aby zainteresowany gotów był za takie pieniądze przenieść się do pracy w innym mieście. Przecież nie wystarczyłoby mu nawet na wynajęcie mieszkania – mówi Sędzimir z PKO BP. Rosnąca grupa biernych zawodowo może też wynikać z ich niechęci do podjęcia pracy poniżej kwalifikacji zawodowych. Bardzo często dotyczy to osób z wyższym wykształceniem – podkreśla prof. Sztanderska. Zniechęcenie jest najczęściej pochodną długości czasu pozostawania na oficjalnym bezrobociu. Jeżeli ktoś jest bez pracy dłużej niż rok, to spada u niego wiara, że w końcu znajdzie zajęcie – wyjaśnia Krzysztof Kosy, psycholog biznesu z Uniwersytetu Warszawskiego. Takich osób jest bardzo dużo. Wśród zarejestrowanych bezrobotnych aż 36 proc., czyli około 700 tys., nie ma zajęcia ponad 12 miesięcy. Równocześnie wydłużył się średni czas poszukiwania pracy – z 10,7 miesiąca przed rokiem do 11,4 miesiąca w drugim kwartale tego roku. Ponadto jesteśmy bombardowani informacjami na temat rozlewającego się po Europie kryzysu i złej sytuacji gospodarczej. W mniemaniu osób biernych zawodowo to usprawiedliwia ich niechęć do szukania pracy - uważa Kosy. Rzeczywistość podąża jednak za prognozami. Rozwój naszej gospodarki wyraźnie zwalnia – po wzroście PKB w I kwartale o 3,5 proc., w II kwartale mieliśmy tylko 2,4 proc. Nie ma co zatem oczekiwać, że sytuacja na rynku pracy będzie się poprawiała. Zdaniem analityków w końcu roku bezrobocie może sięgnąć nawet 14 proc. W praktyce mamy nie 2 mln osób bez stałej pracy, lecz 2,5 mln
OPINIA Grzegorz Ruszczyk radca prawny w kancelarii Raczkowski i Wspólnicy Utrata statusu osoby bezrobotnej następuje w szczególności w przypadku, gdy bezrobotny odmówił bez uzasadnionej przyczyny przyjęcia propozycji odpowiedniej pracy. Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy zawiera jednak wiele innych powodów utraty tego statusu: np. bezrobotny nie stawił się w powiatowym urzędzie pracy w wyznaczonym terminie i nie powiadomił w okresie do 7 dni o uzasadnionej przyczynie niestawiennictwa, z własnej winy przerwał szkolenie, staż lub wykonywanie prac społecznie użytecznych, pozostaje niezdolny do pracy wskutek choroby lub przebywania w zakładzie lecznictwa odwykowego przez nieprzerwany okres 90 dni lub otrzymał pożyczkę z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych lub instytucji z udziałem środków publicznych na podjęcie działalności pozarolniczej. Pozbawienie statusu bezrobotnego może także nastąpić na wniosek samego bezrobotnego.
Janusz Kowalski Dziennik Gazeta Praw
Bank Pekao S.A. w sądzie. Oskarżony o malwersacje Bank Pekao S.A nie ujawnił dotąd utajnionych umów w ramach "Porozumienia Chopin" zawartych z włoskim deweloperem Pirelli & C. Real Estate S.p.A. (Pirelli), a także ze spółką matką włoskim Bankiem UniCredit. Ekspertyzy prawników potwierdzają, że w ramach tych umów Bank oddawał swoje prawa majątkowe i aktywa za rażąco niskie pieniądze. Ostateczny dokument - Umowę Wspólników podpisał Jan Krzysztof Bielecki, były prezes Pekao S.A, a obecnie szef Rady Gospodarczej przy premierze. W sądzie gospodarczym w Warszawie toczy się sprawa dotycząca Banku Pekao S.A i utajnionego przez Bank projektu "Chopin", zawartego z włoskim deweloperem Pirelli & C. Real Estate S.p.A. To dwa dokumenty - Porozumienie i Umowa Wspólników zawarte w 2005 i 2006 roku - dają prawo wyłączności do zakupu majątku i aktyw Banku Pekao S.A dewelorerowi Pirelli. Zgodnie z umową, wszystko, co wystawi na sprzedaż Bank, musi być najpiew zaoferowane Pirelli i staje się to z automatu “wspólną inwestycją” obu firm, którą Bank może sfinansować kredytem. Jeśli Pirelli nie jest zainteresowany daną nieruchomością lub trudnym kredytem zabezpieczonym hipoteką na nieruchości, tylko wtedy może poszukiwać innego inwestora, jednak i w tym przypadku Pirelli pozostawia sobie prawo pierwokupu. Umowa Wspólników została podpisana na 25 lat. Bank pozwał Jerzy Bielewicz ze Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek", który przy okazji kłopotów finansowych Malmy dowiedział się o istnieniu tajnych umów. Jego firma konsultingowa została wynajęta przez Pekao S.A w celu znalezienia inwestora dla Malmy. Kiedy znalazł firmę z Wielkiej Brytanii, która chciała zainwestować w Malmę i kontynuować produkcję makaronów, okazało się, że Malma jest już "zajęta" dla Pirelli. To kolejny pozew Bielewicza w tej sprawie, w którym podważa zarówno Sprawozdania Finansowe Banku jak i skwitowanie udzielone przez akcjonariuszy prezesowi banku. Bielewicz podnosi, że w wyniku podpisania umów wspólników wyprowadzono z banku miliardy złotych. Finalną Umowę Wspólników podpisali w 2006 roku obok Jana Krzysztofa Bieleckiego, obecny prezes - Luigi Lovaglio i prezes Pirelli, spółki notowanej na giełdzie w Mediolanie. Bielewicz skarży Bank za nieujawnianie dokumentów, które jak sądzi powinny być publicznie ogłoszone i w skutek których Bank oddał za bardzo niskie pieniądze prawa własności i część swoich aktyw Pirelli, firmie związanej w owym czasie kapitałowo i personalnie z UniCredit. Umowy, według Bielewicza, diametralnie zmieniły sposób działania Banku i jego sytuację ekonomiczną na 25 lat – okres ich obowiązywania.
Jak Bank Pekao S.A. sprzedawał majątek Jeden z przykładów genialnej współpracy Pekao S.A z Pirelli jest sprzedaż Pekao Development za 60 mln złotych w 2006 roku. Kwota ta niewiele przewyższa zysk netto firmy w 2006 roku. Z tej spółki Pirelli sam od siebie kupił 5 projetów za kwotę 240 milionów złotych. I natychmiast na giełdzie w Mediolanie w oficjalnym komunikacie pochwalił się, że te pięć projektów przyniosą mu prawie 1,7 mld złotych przychodów.
- Unicredit wprowadzając Pirelli na polski rynek dopuścił się drenażu finansowego Banku Pekao S.A, a stało się to poprzez sprzedaż 75 proc. udziałów należącej do Banku spółki Pekao Development Sp z o.o. na rzecz Pirelli i w wyniku podpisania niekorzystnej dla Banku Umowy Wspólników z tymże Pirelli, co przecież wszystko miało miejsce na wyraźne życzenie i pod presją spółki matki Pekao SA, Unicredit – powiedział Jerzy Bielewicz.
Dokumenty umów pozyskał Sąd – Na tydzień przed podpisaniem Umowy Wspólnków między Pirelli, a Pekao w Polsce, we Włoszech Unicredit wezwał Pirelli do splaty zobowiązania wysokości 585 milionów euro. Spłata nastąpiła dokładnie w dniu zakupu przez Pirelli pięciu wspomnianych projektów. Co więcej projekty zostały sprzedane bez długów, które pozostawiono w spółce Pekao Development. Po przejęciu kontroli nad Pekao Development przez Pirelli i sprzedaży z tej spółki 5 projektów na rzecz tego samego Pirelli (sam sobie), Pekao Development spłaca pozostawione w spółce długi bankowe na kwotę przekraczającą 100 milionów złotych i wyplaca na rzecz tegoż Pirelli aż 140 milionów złotych dywidendy w ciągu czterech lat – wyjaśnia Bielewicz i konkluduje – trudno mówić więc o jakiejkolwiek zapłacie za kilkanaście projektów deweloperskich i prawa majątkowe wielkiej wartości, które Pirelli w praktyce za darmo nabył od Banku. Dokumentację dotyczącą "Projektu Chopin" Bielewicz za sprawą decyzji Sądu otrzymał od Banku. Czy z jego argumentami zgodzi się Sąd? Najbliższa rozprawa odbędzie się w październiku. Bank Pekao S.A długo nie przyznawał się do istnienia projektu “Chopin", a po pozyskaniu dokumentów przez Sąd twierdzi, że owszem są, lecz umowa wspólników nie jest realizowana. -Te twierdzenia są gołosłowne – twierdzi Bielewicz - zaprzeczają faktom i logice. Że umowa jest realizowana świadczą choćby nowa nazwa spółki, liczne wspólne projekty w całej Polsce, czy aneks do umowy wspólników, ktory pozwolił Pekao sprzedać 2 portfele trudnych kredytów o nominalnej wartości ponad 1 miliarda zlotych w 2008 roku.- Ekspertyzy dotyczące projektu Chopin i umowy wspólników, które otrzymał Sąd zostały sporządzone przez Instytut Studiów Podatkowych prof. Witolda Modzelewskiego.
UFG: Polacy z powodu biedy nie wykupują polis komunikacyjnego OC O połowę wzrosła liczba kierowców bez ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej OC, którzy z własnej kieszeni muszą płacić odszkodowania za spowodowany wypadek - poinformował Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny (UFG). Według przeprowadzonych przez Fundusz badań wynika, iż po polskich drogach porusza się coraz więcej pojazdów bez polisy OC. "Szacujemy, że liczba nieubezpieczonych posiadaczy pojazdów rośnie proporcjonalnie do wzrostu liczby samochodów w Polsce i wynosi obecnie około 250 tys. - oceniła cytowana w komunikacie prezes Funduszu Elżbieta Wanat-Połeć. Dodała, że przyczyną takiej sytuacji jest "zapewne kryzys finansowy, który coraz mocniej dotyka Polaków". UFG poinformował także, że w grupie adresowanych do kierujących roszczeń, nieprzekraczających 100 tys. zł, Fundusz uruchomił w pierwszym półroczu 250 nowych spraw. "O jedną trzecią więcej niż przed rokiem" - podkreślono. Ze sprawozdania z działalności Funduszu za pierwsze półrocze 2012 roku wynika, że "w ciągu pierwszych sześciu miesięcy br. UFG rozpoczął blisko 1711 nowych postępowań regresowych (zwrot kosztów za odszkodowanie od właściciela pojazdu i sprawcy wypadku - PAP), aż o 552 więcej niż w analogicznym okresie minionego roku". UFG podał, że o 50 proc. wzrosła liczba spraw drobnych, czyli takich, w których odszkodowanie do zwrotu nie przekracza 10 tys. zł. Rozpoczęto 1471 takich spraw.
Wobec nieubezpieczonych kierowców Fundusz prowadzi 16,6 tys. postępowań. "Każda z tych osób ma zapłacić przeciętnie po 11,8 tys. zł, czyli ponad dwadzieścia razy więcej, niż wynosi średnia składka za komunikacyjne OC w Polsce" - poinformował UFG. Wiceprezes UFG Sława Cwalińska-Weychert powiedziała, że jest to związane z rosnącą liczbą odszkodowań wypłacanych przez Fundusz za kierowców, którzy nie wykupili komunikacyjnego OC. W pierwszych sześciu miesiącach br. ofiary spowodowanych przez nich wypadków otrzymały z Funduszu odszkodowania w 1785 przypadkach, o 215 więcej niż rok wcześniej. Jak podaje UFG, liczba spraw, w których pojedyncza wypłata przekracza 50 tysięcy złotych, wzrosła do 72 (o 22 sprawy). UFG wypłaca także odszkodowania dla ofiar wypadków spowodowanych przez nieznanych sprawców (chodzi jedynie o szkody osobowe). "Ogółem w pierwszym półroczu br. nieubezpieczeni i niezidentyfikowani sprawcy wypadków kosztowali innych właścicieli pojazdów wykupujących komunikacyjne OC 35 mln złotych, o ponad jedną trzecią więcej niż przed rokiem" - zaznaczył Fundusz. Od lutego br. obowiązuje znowelizowana ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych. UFG jest zobowiązany do dochodzenia nie tylko odszkodowania wypłaconego ofiarom wypadku, ale również wszystkich kosztów związanych z obsługą tej wypłaty. Nieubezpieczony kierowca w przypadku braku OC (dla samochodów osobowych) musi zapłacić 3 tys. zł kary oraz mandat w wysokości 50 zł. W przypadku spowodowania wypadku, nieubezpieczony musi pokryć wysokość odszkodowania, wraz z kosztami poniesionymi przez Fundusz. Ubezpieczeniowy Funduszu Gwarancyjny wypłaca odszkodowania niewinnym ofiarom wypadków, spowodowanych przez ieubezpieczonych właścicieli pojazdów oraz nieubezpieczonych rolników. Fundusz wypłaca także odszkodowania osobom poszkodowanym w przypadku, gdy sprawca wypadku drogowego uciekł z miejsca zdarzenia i jest nieznany. Po wypłacie świadczeń ofiarom wypadków, spowodowanych przez nieubezpieczone pojazdy, UFG występuje do właściciela auta oraz do sprawcy wypadku o zwrot tych kwot (regres). PAP
TMS Brokers: Obniżka stóp procentowych - tak, ale dopiero w przyszłym miesiącu Zdaniem Marka Wołosa, głównego analityka TMS Brokers, Rada Polityki Pieniężnej nie podejmie dziś decyzji o obniżce stóp.
– W październiku cięcie może być silne, aż o 50 punktów bazowych – mówi ekspert. Obserwowane ostatnio osłabienie złotego to oznaka, że inwestorzy już zapowiedź obniżki stóp procentowych dyskontują. Kolejne decyzje RPP i rządowe działania w walce ze spowolnieniem gospodarczym będą decydować o nastrojach inwestorów w najbliższym czasie. Zapowiedzi obniżek wielokrotnie padały z ust członków Rady Polityki Pieniężnej. Ostatnio również szef Narodowego Banku Polskiego, prof. Marek Belka przyznał, że takie dyskusje trwają. Zdaniem Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, na taką decyzję jest za wcześnie. RPP raczej zdecyduje się na cięcie stóp procentowych w październiku.
– Wówczas RPP otrzyma więcej informacji, kluczowych raportów o inflacji i stanie polskiej gospodarki – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Marek Wołos. – Wrzesień to miesiąc zbyt blisko ostatniej zmiany, podwyżki stóp procentowych. Ta miała miejsce w maju. Zdaniem ekonomisty, rynki już reagują na wyraźne sygnały o możliwej obniżce.
– Widać po kursach walut, że inwestorzy już zaczynają dyskontować to, że Rada Polityki Pieniężnej zacznie cykl obniżek stóp procentowych i może to być cykl dość agresywny, nawet kilka dużych obniżek w krótkim czasie – zwraca uwagę Marek Wołos. W ten sposób RPP będzie starała się pobudzić spowalniającą gospodarkę.
– Słaby odczyt PKB, słabe dane o wskaźniku PMI pokazują, że polska gospodarka zaczyna mocno spowalniać i może zacząć się kurczyć – mówi Wołos. – Jeśli tempo wzrostu gospodarczego osiągnęło tylko 2,5 proc., a oczekiwano 2,9 proc., to może oznaczać dużą lukę w dochodach budżetowych. Spowolnienie gospodarcze uwzględnia również rząd. Przyjęty we wtorek wstępny projekt ustawy budżetowej na 2013 rok zakłada, że deficyt budżetowy sięgnie 35,6 mld zł (zamiast zakładanych wcześniej 32 mld zł), natomiast wzrost gospodarczy nie przekroczy 2,2 proc. (wcześniej 3 proc.). Marek Wołos podkreśla, że w najbliższym czasie reakcje inwestorów na decyzje budżetowe będą wpływały na to, co dzieje się na polskim rynku walutowym i giełdowym.
– Może to oznaczać zmianę w nastawieniu inwestorów, bo Polska z kraju wyróżniającego się, który do tej pory był w stanie sprostać ambitnym, ale kluczowym prognozom, teraz pokazuje duże zaskoczenie – mówi analityk. – Te ważne rzeczy dla przeciętnego inwestora, które do tej pory wydawały się imponujące, teraz mocno bledną. Duży kontrast może powodować, że inwestorzy zaczną się bardzo szybko wycofywać z Polski. Tak szybko, jak do Polski wchodzili w ostatnich dwóch miesiącach. To będą też istotne informacje z punktu widzenia planów emisji państwowych obligacji i obsługi długu publicznego. Nie można wykluczyć, że agencje ratingowe obniżą ocenę naszej wiarygodności kredytowej. Zdaniem Marka Wołosa, takiej decyzji można się spodziewać najpewniej na przełomie roku.
– Jeśli Polska zdecyduje się na taki scenariusz, że nie będzie mocnego zacieśniania polityki fiskalnej, że nie dążymy do optymalnych wskaźników, że emitujemy dług, to na pewno wzrosną rentowności polskich obligacji – mówi analityk TMS Brokers, przypominając, że te są na historycznych minimach. – W następnym kroku pójdzie osłabienie złotego. W jego ocenie, tendencja osłabiania złotego może się nasilać, kiedy kurs euro przekroczy granicę 4,20 zł, kurs franka zaś – 3,51 zł.
– Wtedy może nas czekać jeszcze osłabienie złotego o ok. 10 groszy. i to nie będzie nic nadzwyczajnego. W minionych latach, kiedy zmianie ulegał cykl zmian stóp procentowych, też mieliśmy do czynienia z gwałtownym osłabieniem złotego – zwraca uwagę Wołos. Złotemu nie będą sprzyjać wydarzenia, które rozegrają się w tym miesiącu na światowej scenie gospodarczej.
– W najbliższym czasie mamy decyzję Europejskiego Banku Centralnego o skupie obligacji, o wysokości stóp procentowych – wylicza Marek Wołos. – Obniżka stóp procentowych i dość zaawansowany program skupu obligacji słabych krajów strefy euro, poprzez zwiększoną awersje do ryzyka, będą powodowały presję na osłabienie złotego. 12 września poznamy decyzję niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, dotyczącą zgodności z tamtejszą ustawą zasadniczą zapisów o ratyfikacji pakietu fiskalnego UE i funduszu ratunkowego Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego. Bez ewentualnej pomocy, zadłużona po uszy grecka gospodarka osunie się na dno, co grozi poważnym kryzysem, a nawet rozpadem strefy euro.
– Te wszystkie obawy kreują niepewność na rynku, która będzie silnie w kursie złotego widoczna – zwraca uwagę Wołos. Neewseria.pl
Budżet na 2013 rok czyli fikcja goni fikcję Niestety projekt budżetu jest coraz bardziej świstkiem papieru, na którym można zapisać dowolne liczby, a jak nie można ich zrealizować, to uzasadni się to europejskim kryzysem albo „zgrabnym” stwierdzeniem, że przecież w Grecji jest jeszcze gorzej.
1. Wczoraj Rada Ministrów przyjęła projekt budżetu państwa na 2013 rok, rząd musi się teraz spieszyć z jego dokładnym opisaniem, bo do końca września zgodnie z zapisami w Konstytucji RP, projekt ten powinien się znaleźć w Sejmie. Założenia makroekonomiczne na których zbudowano prognozy dochodów i limity wydatków (takie bowiem kategorie obowiązują tak naprawdę w budżecie) to wzrost PKB o 2,2%, inflacja 2.7% i stopa bezrobocia na koniec 2013 roku w wysokości 13%. Już do tych założeń można mieć poważne wątpliwości, ale prognozy dochodów z poszczególnych rodzajów podatków, jakie na ich podstawie przyjęto do budżetu, to naprawdę czysta fikcja.
2. Problem w tym, że już wykonanie tegorocznego budżetu po stronie dochodowej, mimo ostrożnych założeń makroekonomicznych (między innymi wzrost PKB w wysokości 2,5%), idzie jak po grudzie, a wykonanie wpływów z niektórych podatków jest kompletnie nierealne. W budżecie na 2012 zaplanowano wyższe niż w roku poprzednim wpływy z VAT aż o 12 mld zł (o około 10%), a okazało się w praktyce, że w marcu i kwietniu wpływy z VAT w wielkościach bezwzględnych były nawet niższe niż w tych samych miesiącach roku 2011. Nie lepiej było także w kolejnych miesiącach tego roku, nawet w czerwcu, kiedy mieliśmy finalizację przygotowań do Euro 2012 i najazd zagranicznych turystów, co oznacza, że w całym roku 2012 wpływy z VAT nie tylko nie będą wyższe niż w roku 2011, ale mogą być wręcz niższe. Jest to sytuacja, która nie wydarzyła się w Polsce już od wielu lat i ma ona miejsce w sytuacji, kiedy poziom inflacji jest wyraźnie wyższy niż ten przyjęty w ustawie budżetowej. W budżecie, bowiem przyjęto wskaźnik inflacji na poziomie 2,8%, a w pierwszych miesiącach tego roku wskaźnik inflacji wynosił ponad 5%, a obecnie obniżył się do 4,3%. Przy dwukrotnie wyższym wskaźniku inflacji w stosunku do tego zaplanowanego wpływy z VAT-u powinny być wyższe w stosunku do tych zaplanowanych i to bardzo wyraźnie, bowiem oddziałuje na nie pozytywnie aż dwa czynniki wzrost gospodarczy i wyższa inflacja. Wpływy z VAT w tym roku będą prawdopodobnie o około 12 mld zł niższe, niż te zaplanowane i będzie to oznaczało konieczność cięcia wydatków w ostatnim kwartale tego roku.
3. Mimo tak ciężkiego tegorocznego doświadczenia, minister Rostowski brnie dalej w fikcję i przy niższym wzroście PKB niż ten tegoroczny, planuje na następny rok wzrost wpływów z PIT aż o 6,7%. z CIT o 11,3%, a z VAT wprawdzie mniejsze o 4,4% niż tegoroczne, ale jeżeli byśmy wzięli pod uwagę prawdopodobne wielkości wykonane, to jednak wyższe i to o blisko 6 mld zł. Ta fikcja dochodowa w podatku PIT i CIT zostanie przeniesiona do wszystkich budżetów samorządowych (prawie 2500 tysiąca gmin, 314 powiatów i 16 samorządów województw), ponieważ mają one udziały w tych podatkach i minister przekazał im już kwoty, jakie otrzymają w ramach tych udziałów, w oczywisty sposób zawyżone. Jeżeli dołożymy do tego gigantyczną fikcję z rynku pracy, a więc stopę bezrobocia w wysokości 13% w sytuacji, kiedy już na koniec tego roku spodziewana jest wyższa, a pierwsze dwa kwartały przyszłego roku będą zdaniem ekspertów dla tego rynku wręcz dramatyczne, to tylko pokazuje, czym stał się projekt budżetu dla ekipy premiera Tuska.
4. Niestety projekt budżetu jest coraz bardziej świstkiem papieru, na którym można zapisać dowolne liczby, a jak nie można ich zrealizować, to uzasadni się to europejskim kryzysem albo „zgrabnym” stwierdzeniem, że przecież w Grecji jest jeszcze gorzej. Na jesieni zaczną się w Sejmie prace nad tym projektem, które zapewne będą trwały do stycznia przyszłego roku, ale praca nad dokumentami, o których z góry wiadomo, że mają się do rzeczywistości jak pięść do nosa, nie należy do przyjemnych. Przedsmak tego zresztą mieliśmy już w tym roku, większość koalicyjna ten fikcyjny po stronie dochodowej budżet jednak przyjęła, a w ostatnim kwartale będzie brakowało pieniędzy dosłownie na wszystko. Kuzmiuk
Lobby bankowe chce wykorzystać aferę Amber Gold do zlikwidowania konkurencji „Państwo zawiodło”, „rząd powinien zrobić porządek z parabankami” , „trzeba zaostrzyć przepisy”, to tylko niektóre z postulatów, które pojawiły się w mediach po ujawnieniu, że Amber Gold była klasyczną piramidą finansową. Przez 3 lata spółka ta wypłacała pieniądze z wpłat swoich klientów. Lobby bankowe stara się obecnie wykorzystać wzburzenie ludzi aferą i przeforsować zmiany w prawie, tak aby uderzyć w konkurencję: przede wszystkim spółdzielcze kasy (SKOK-i), ale także inne firmy konkurujące z bankami na rynku finansowym.
Drogie pieniądze „Jakbyśmy wszyscy poszli po pieniądze do PKO BP, to też byśmy ich nie dostali, więc Amber Gold nie jest żadnym wyjątkiem od reguły. Zastanawia mnie więc, skąd nagle taki zapał do ochrony ludzi akurat przed Amber Gold” – komentuje prof. Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. Jak nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. W Polsce od lat jest dużo miejsca dla firm konkurujących z bankami. Usługi bankowe są w Polsce bardzo drogie. Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła regulacje przyznawania kredytów i pożyczek (tzw. rekomendacje T i S), które dużą część Polaków uczyniła niezdolnymi do zaciągania kredytów. Tą lukę wykorzystują firmy takie jak np. Provident i SKOK-i. Banki najchętniej zlikwidowałby prawne możliwości istnienia tej konkurencji. Szum związany z Amber Gold pozwala bankowym lobbystom mieć nadzieję na przeforsowanie prawa ograniczającego konkurencje. Oczywiście dla dobra i bezpieczeństwa ludzi. Tymczasem problemem w Polsce nie są regulacje prawne, ale egzekwowanie obecnie istniejących przepisów. Afery Amber Gold by nie było, gdyby właściciel i prezes Marcin P. (usłyszał już zarzuty karne m.in. fałszowania dokumentów i nielegalnego udzielania kredytów) nie był pobłażliwie traktowany przez sądy. Media doliczyły się bowiem aż 7 wyroków w zawieszeniu (sic!), za przestępstwa finansowe, które otrzymał Marcin P. Nie dość, że nie odwieszono mu żadnego z wyroków, to jeszcze zarejestrowano spółkę, w której był prezesem do czego jako osoba karana nie miał prawa. Dziwna pobłażliwość wobec Marcina P. wskazuje na to, że jego osoba była pod jakimś parasolem ochronnym kogoś wpływowego. Trudno również uwierzyć w to, że człowiek, który w młodym wieku (ma 28 lat) zaliczył tyle wpadek biznesowych, nagle miał przebłysk geniuszu i sam zbudował Amber Gold. Niezależnie od modelu biznesowego umiejętne rozgrywanie mediów i urzędów nadzoru pozwoliło Amber Gold obracać przez 3 lata setkami milionów złotych. Tylko w tym roku na reklamę w prasie spółka ta wydała według cenników ponad 20 mln zł (uwzględniając rabaty było to około 10 mln zł). Tylko jeden dziennik („Puls Biznesu”) odmówił przyjęcia reklamy, gdyż nie chciał brać udziału w naciąganiu ludzi.
Cykliczne piramidy W Polsce, co 3-4 lata wybuchają afery podobne, a nawet większe niż Amber Gold. W 2007 r. splajtowała firma Interbrok oferująca 20 proc. zysku rocznie na transakcjach walutowych (tzw. Forex). Spółka nie prowadziła kampanii reklamowych w mediach. Adresowała swoją ofertę do VIP-ów. Działała posiłkując się renomą BRE Banku, w którego siedzibie przyjmowali klientów. Interbrok prowadził podwójną księgowość. Klientom pokazywał dokumenty z rzekomymi zyskami, faktycznie zaś przynosił straty. Owe zaświadczenia o stanie konta firmy i depozytów okazywano klientom na papierze firmowym BRE Banku. Całość uwiarygodniła osoba Andrzeja K., jednego z właścicieli Interbroku, który był wcześniej członkiem rady nadzorczej BRE. Pracownicy BRE Banku obsługujący rachunki Interbroku wiedzieli, że generuje on straty i nie przeszkadzali w działalności „piramidy”. Ponieważ Interbrok jest bankrutem i nie może spłacić zobowiązań, to część poszkodowanych chce domagać się zwrotu pieniędzy od BRE Banku. Powściągliwie wobec działalności Interbrok zachowywała się również Komisja Nadzoru Finansowego. Chociaż w lutym 2007 r. skierowała do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez zarządzających Interbrokiem (inwestowanie cudzych pieniędzy na zlecenie bez posiadania licencji) to nie umieścił tej spółki na liście ostrzeżeń publicznych. KNF tłumaczyła to dobrem śledztwa. Skutek był taki, że do dnia wybuchu afery tj. 26 kwietnia 2007 r. klienci wpłacali pieniądze do Interbrok. Skala strat ludzi według szacunków mogła sięgnąć nawet miliarda złotych (oficjalnie 260 mln zł). Część ludzi, która straciła swoje pieniądze nie przyznawała się do pełnej wysokości depozytów, gdyż były to „lewe” pieniądze. Na przykład jeden z lewicowych polityków miał stracić w Interbroku 8 mln zł, ale przyznał się „tylko” do straty 1 mln zł.
Równi i równiejsi Afera z piramidą finansową pod okiem banku nie miała żadnych negatywnych skutków dla branży bankowej, ani nawet dla BRE Banku (poza stratami wizerunkowymi). Przypadek ten pokazuje, że KNF bardzo ostrożnie zajmuje się biznesami, w które zaangażowane są banki. A obecne kierownictwo KNF prowadzi jeszcze bardziej „probankową” politykę nie poprzednie. W teorii KNF powinno bronić klientów przed nieuczciwymi praktykami banków. W praktyce banki są bezkarne. Ostatnio ujawniono w mediach, że Getin Bank sprzedawał produkt będący ubezpieczeniem na życie, połączony z funduszem oszczędnościowym. Klienci twierdzą, że oferowano im ów produkt jako alternatywę dla lokaty. Zapewniano ich, że po pół roku będą mogli, bez dodatkowych kosztów zerwać lokatę. Okazało się, że po pół roku takiego „oszczędzania” z 30 tys. zł robiło się 20 tys. zł, bo bank pobierał honorarium za zarządzanie pieniędzmi. Oczywiście wszystko było zapisane w umowie. Ta była jednak tak skonstruowana, że tylko najbardziej dociekliwi mogli się doczytać się prawdziwych kosztów. Można było je znaleźć w dokumencie „Ogólne Warunki Ubezpieczenia”. Tych dokumentów nie trzeba było podpisywać i klienci uznawali je za mniej ważne. Tego typu praktyki chociaż są ewidentną próbą naciągania nieświadomych klientów, to są traktowane jako zgodne z prawem. Nikt nie postuluje zmian prawnych nakazujących większą przejrzystość bankowych ofert.
Skok na SKOK-i Sektor bankowy w Polsce działa w warunkach oligopolu. Trudno zauważyć ostrą rywalizację o klienta. Mimo spowolnienia gospodarczego 2011 r. sektor bankowy zakończył z zyskiem 15,7 mld zł netto, o ponad jedną trzecią niż w roku poprzednim. Solą w oku banków są SKOK-i (Spółdzielcze Kasy Oczędnościowo-Kredytowe). Oferują one lepsze warunki oszczędzania i tańsze kredyty. Oprocentowanie lokat terminowych w bankach to średnio około 5 proc. Tymczasem niektóre SKOK-i oferują lokaty nawet 8,25 proc. Przy okazji afery z Amber Gold można było zauważyć próbę połączenia tej afery ze SKOK-ami. Właśnie rozpoczyna się bowiem batalia o kształt i sposób nadzorowania przez KNF działalności SKOK-ów. W części jest to przeniesienie walki politycznej między PiS, a PO na obszar finansowy. SKOK-i są bowiem uważane za zaplecze finansowe PiS (Grzegorz Bierecki, prezes krajowej SKOK jest senatorem wybranym z list tej partii). Z kolei Platforma Obywatelska ma mocne powiązania z sektorem bankowym. Nowe kierownictwo KNF (Andrzej Jakubiak, Wojciech Kwaśniak) to osoby związane z sektorem bankowym. Pracownicy KNF mówią, że nowe kierownictwo dało wyraźny sygnał, że sektor bankowy będzie traktowany ulgowo.
„Wygląda to tak, jakby KNF cierpiała na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony KNF stroi się w piórka pryncypialnego nadzorcy i pastwi się nad Amber Gold, gdzie straty mogą sięgać stu kilkudziesięciu milionów złotych, a z drugiej nie widzi, że mają miejsce znacznie poważniejsze zagrożenia finansowe, które mogą iść w miliardy złotych” – komentuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. Zwraca on uwagę na przypadek Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Idea, które – za zgodą KNF - zawiesiło wypłaty na kilkadziesiąt dni. Szewczak zwrócił również uwagą, że dziś banki same tworzą „parabanki”, aby obchodzić obowiązujące regulacje KNF. Analiza rozpiętości rezerw tworzonych przez banki na złe kredyty pokazuje nieskuteczność nadzoru. Jedne banki odkładają bowiem kilka milionów złotych, a inne miliard. Zdaniem Szewczaka mamy do czynienia z cynicznyą próbą wykorzystania klimatu w mediach, to porachunków z konkurencją banków. Jeżeli lobbystom sektora bankowego uda się wprowadzić zaostrzenie przepisów, to zapłacimy za to z własnej kieszeni. Nie bojące się konkurencji banki natychmiast podniosą cenę kredytu i obniżą oprocentowanie depozytu. Piński
Po "Wakacjach" Wakacje się skończyły i w z SBeczonych i SBckich mediach coraz więcej bajdurzenia politycznego. Z "ogórkowych" afer tak jak przewidywałem pozostała jedna ale tez juz na "finale zamiatania pod dywan" - afera Golden Amber z udziałem synalka (jak się okazuje "niezależnego" od ojca) "premiera" JPNiAJ, a najprawdopodobniej i z samym
Konferencja x Piotr Natanek
www.gloria.tv/?media=327740 -
http://www.youtube.com/watch_popup?v=W3yBvamQVJE&vq=medium
http://www.youtube.com/watch?v=KtV-g3ao-gg&feature=related dlaczego L.Kaczynski musiał zginąć
JPNiAJ bo przyznając sie do ostrzegania syna musiał wiedzieć o zbrodniczej działalności firmy zgodnie z zbrodniczym "prawem" obowiązującym od 1989 roku w mafijno-bandyckim państwie stworzonym po 1989 roku. Nie sądzę jednak że tylko klan Tusków zamieszany jest w tę aferę, pisałem poprzednio o Pawle Adamowiczu, "prezydencie" Gdańska reklamującego tę firmę "Bolkiem" jako "prezydentem" RP, okazuje się też że P. Adamowicz robił za konia pociągowego ciągnącego samolot będący w części własnością tej firmy. Nie sądzę by praca Adamowicza w reklamie firmy i jako konia pociągowego była bezinteresowna, gdzieś na pewno są jakieś gratyfikacje, nie koniecznie finansowe, być moze następna kadencja, albo kopniak wyżej np. do parlamentu - żydokomusza bandycko-mafijna GTW (grupa trzymająca władzę) odwdzięcza się za wierność. Wystarczy przyjrzeć się "prezydentom" i "premierom" tzw. III RP-PRLbis (na końcu zamieszczam tekścik o poziomie intelektualnym obecnych "władców" tzw. III RP-PRLbis) . Do tuszowania, kierowania na boczne tory tej afery z SBeczone i SBckie media uruchomiły dyżurnych jednokomórkowców - od dawna znanego P. Łuolszewskiego czy jakoś tak, oraz doszedł nowy - Kwiatkowski - były "minister" Domiaru Niesprawiedliwości który jak mocno nakręcona katarynka miele mięśniem gębowym bez udziału szarej w jednym typowo komuszym tonie :"nie jest to wina systemu tylko pojedyńczych ludzi, a tłumacząc winą systemu zwalniamy tych ludzi z odpowiedzialnosci." - dobrze pamiętam identyczne tłumaczenie podczas każdej rewolty w systemie komuszym : 1956, 1968, 1970, 1981. że "winą nie był system komuszy tylko ludzie". Oczywiście najłatwiej scedować odpowiedzialność na niższe komórki zbrodniczego systemu niż pociagnąć do odpowiedzialności może nie wszystkich - czyli wszystkich uczestników układu Magdalenkowego jako twórców zbrodniczego systemu - odpowiedzialnych ale przynajmniej dzisiaj stojących "na czele" bandycko-mafijnego państwa i uczestniczących w zbrodniczych procederach grabienia, dewastacji Kraju i ograbiania Narodu. Nie zgodzę się też z wypowiedzią Pana Ministra A. Macierewicza którego cenię za dokonania ale twierdzenie że " to tylko w Gdańsku i tylko Tusk stworzył system mafijny" jest podobnym tłumaczeniem jak u "min" Kwiatkowskiego. A. Macierewicz doskonale wie że systemem mafijnym jest oplątany cały Kraj od najmniejszej wioski po stolicę, każda dziedzina życia gospodarczo-spoleczno-polityczna. I tu nie bardzo rozumiem A. Macierewicza, być może chodzi o odwrócenia uwagi od zamiecionych już pozostałych afer - 2 z udziałem PSL i J. Kaczyńskiego prawdopodobnie wydającego pieniądze otrzymane na m.inn opracowywanie programów gospodarczych na osobistą ochronę. Co prawda w niedzielnym "expose" J. Kaczński przedstawił coś na wzór programu z zapewnieniem że szczegóły bedą pokazywane podczas składania ustaw do "łaski" marszałkowskiej, ale ja nie do końca wierzę w rzeczywisty, szczegółowo opracowany program gospodarczy już tylko z tego wzgledu że, aby opracować realny program dla małych miast i wsi trzeba znać miejscowe uwarunkowania, dotrzeć do tych miejscowości, do ludzi. Mieszkam w takim miasteczku, z największym w Kraju bezrobociem i emigracją "za chlebem". Sam będąc jeszcze w klubie sympatyków "Polski Solidarnej" wystąpiłem do sołtysów i niektórych gmin o udział w opracowywaniu programu z uwzględnieniem potrzeb, zasobów ludzkich i możliwości i dlatego wiem że nikt inny z takimi inicjatywami nie wychodził w tym terenie, zresztą nikogo z PiS, przynajmniej w Elbląskim Okręgu Wyborczym, nawet nie podejrzewam o możliwość takich działań, o jakiekolwiek działanie po zaspakajaniem swoich potrzeb - więc na podstawie czego może być opracowany program ? - Po prostu gdzieś tam wydumany, nie mający żadnego realnego uzasadnienia w terenie. Jedno co w zapowiedzi J. Kaczyńskiego uważam za dobry pomysł i o czym bębnię od kilkunastu lat - pieniądze przeznaczone na "szkolenia" które bezrobotnym niczego nie ułatwiają po skończeniu z bardzo prostego powodu znanego wszystkim tylko nie wydającym te pieniądze- braku stanowisk pracy - przeznaczyć właśnie na tworzenie miejsc pracy. Ja idę dalej - pieniądze przeznaczone na zasiłki również powinny być skierowane na tworzenie stanowisk. Ponadto J. Kaczyński chyba nie do końca rozumie na czym polegać ma rozwój gospodarczy 40 mln Kraju jeżeli ogranicza się tylko do "małej i średniej przedsiębiorczości". Taka "przedsiębiorczość" ma rację bytu tylko i wyłącznie w synchronizacji z odpowiednio wielkim zapleczem dużego przemysłu który w Polsce jest systematycznie dewastowany, a bez odbudowy w odpowiedniej ilości dużych zakładów przemysłowych zatrudniających odpowiednio proporcjonalną ilość ludzi, odpowiednio wysoko opłacanych by dali możliwość egzystencji właśnie małym i średnim firmom, program J. Kaczynskiego w "rozwoju" małych miasteczek i wiosek jest czystą fikcja na użytek kolejnego bałamucenia wyborców i "konkurencji z "Solidarnej Polski" jako ze to ma być program "bez Z. Ziobry". A. czy "program" byłby wykonywany z udziałem czy bez udziału Z. Ziobry nie ma najmniejszego znaczenia jako ze partia "Solidarna Polska" skręciła zupełnie w kierunku "poprawnych politycznie" a nie w Narodowym, a więc zgodnie z wychowaniem w PiS czyli kolejnej kliki mafijno-bandyckiego układu Magdalenkowego. Opisując opanowywanie przez agenturę Magdalenkową struktur "Solidarnej Polski" jeszcze miałem nadzieję że przynajmniej założyciele partii utrzymają kierunek Narodowy, prawdziwie prawicowy, szukając wyborców w elektoracie który z braku prawdziwej prawicy nie chodzi do wyborów. Niestety wczoraj Zbigniew Ziobro zasiadając do dyskusji w Lisim (a więc fałszywym) programie z Palikotem którego powinien był aresztować w czasie "ministrowania" za hochsztaplerstwo gospodarcze o którym wie i wiedział cały Lublin tylko nie Domiar Niesprawiedliwości, pokazał ze dla niego ważniejsze jest medialne uwiarygodnienie się w "poprawności politycznej" niż zachowanie godne polityka prawicowego, przestrzegającego zasady ze nie ze wszystkimi może rozmawiać polityk aspirujący do odegrania jakiejś roli w życiu państwa. Tym bardziej jako były Minister Domiaru Niesprawiedliwości powinien dobrze wiedzieć że Palikot nie siedzi za kratami tylko i wyłącznie dzięki mafijnym układom rządzącymi Polska w których panuje Domiar Niesprawiedliwości w miejsce Wymiaru Sprawiedliwości. NIE Z KAŻDYM SIĘ ROZMAWIA PANIE ZBIGNIEWIE ZIOBRO!!! NADAL NIE MAMY PARTII RZECZYWIŚCIE PRAWICOWEJ MOGĄCEJ REALNIE PRZECIWSTAWIĆ BANDCKO-MAFIJNEMU UKŁADOWI Z MAGDALENKI ! - JESZCZE JEST CZAS STWORZYĆ JEDNOCZĄC SIĘ !!! - i SZYKOWAĆ SIĘ DO ROZLICZENIA BANDYCKO -MAFIJNEGO UKŁADU !!! OBUDŹ SIĘ POLSKO 29.09.2012 !!!
Marek Chrapan
Para-olimpiada czyli paranoja Każdy ma prawo uprawiać dowolne ćwiczenie fizyczne i urządzać dowolne zawody. Można się tylko cieszyć, że inwalidzi też organizują zawody. Ze sportem nie ma to jednak wiele wspólnego – równie dobrze można by organizować zawody w szachy dla debili - lub turnieje brydżowe dla ludzi z zespołem Downa.
A niby, dlaczego nie? Istnieją zawody dla bardzo wielu kategorii ludzi niepełnosprawnych:
młodzicy
juniorzy
kobiety
seniorzy (oldboye, jak ja)
inwalidzi - a ponadto w niektórych dyscyplinach:
koszykówka dla mężczyzn poniżej 180 cm wzrostu
boks (zapasy, judo itp. - dlaczego nie sumo?) dla zawodników zbyt lekkich. Nie wiem dlaczego nie ma w szybownictwie zawodów dla zawodników powyżej 110 kg, też nie mających szans w wyścigach z mikrusami. Albo w sprincie dla Białych i Żółtych... To wszystko jednak jest z przymrużeniem oka – bo wiadomo, że hasłem sportu jest „Citius, Altius, Fortius” - a szczyty mogą osiągać tylko pełnosprawni mężczyźni. Jednak ONI (budowniczy obecnej anty-cywilizacji) wielkie „halo” robią nie z okazji rozgrywek innych kategorii niepełnosprawnych – np. (istniejącej w USA!) ligi koszykówki dla niziołków, lub (nieistniejącej) olimpiady dla młodzików – lecz z okazji rozgrywek inwalidów, zwanych „Para-olimpiadą”. Dlaczego? To oczywiste. Cywilizacja europejska, która panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych, najinteligentniejszych, najszybszych – a obecna anty-cywilizacja za najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych – i również inwalidów. W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat – to nas kolonizują. Ciekawe, czy jak dojdzie do rozgrywki, np. z muzułmanami, to bronić nas będą żołnierze bez ręki lub na wózkach inwalidzkich? Ludzie z defektami odruchowo starają się je ukrywać. Inni starają się takich ludzi unikać. Kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy – stara się nie wychodzić z mieszkania. Podobnie z inwalidami. I nie chodzi tu o względy estetyczne... (Np.p.Henryk Martenka napisał w „ANGORZE”: "na Woronicza podjęto właśnie decyzję o nietransmitowaniu para-olimpiady, internet zaś obiegła wypowiedź jakiegoś telewizyjnego kretyna, twierdzącego, że „»pokazywanie niepełnosprawnych sportowców jest takie nieestetyczne«. Na oba fakty: zaniechanie obowiązującej (?) misji TVP i głupotę kretyna-decydenta, słusznie wzburzyła się opinia...” Tymczasem to wcale nie jest kretyn:p.Tadzio Turner, właściciel potężnej CNN, omal nie doprowadził jej do bankructwa pokazując bodaj osiem lat temu para-olimpiadę. Więc żadna „opinia” się nie wzburzyła, bo mało kto chce tę para-olimpiadę oglądać – i słusznie. I nie chodzi o estetykę: w społeczeństwie obowiązuje zasada: „Z kim przestajesz, takim się stajesz”, więc i oglądanie – godnych podziwu skądinąd - wysiłków para-sportowców może przynieść - przejściowe, na szczęście - zaburzenia w motoryce!). Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinnismy ogladac ludzi zdrowych, pieknych, silnych, uczciwych, madrych - a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i inwalidów, niestety. Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała - oczywiście. Przy okazji: obejrzałem sobie klasyfikację medalową para-olimpiady. Nie ma tam prawie w ogóle państw afrykańskich. Tam zaraza nie dotarła. Ale to oznacza, że Murzyni niedługo podbiją świat. I wyrżną nas. Zaczynając od niepełnosprawnych. Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Główną przyczyną wypadków drogowych jest obecnie ubezpieczenie od OC – bo ubezpieczeni kierowcy mniej boją się wypadku. Podobnie pokazywanie, że los inwalidy nie jest taki straszny musi przynieść wzrost liczby wypadków – bo ludzie (podświadomie!) mniej będą bali się kalectwa! Podsumujmy: para-olimpiadę forują ci sami, którzy odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych, najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej maści. I ONI zaatakują mnie za ten tekst z furią. To, oczywiście, nie jest zarzut w stosunku do para-sportowców. Oni są tylko pionkami w tej rozgrywce. Oni chcą walczyć na arenie – i pokazywać innym inwalidom, że kalectwo można w dużym stopniu przezwyciężyć. I wszyscy inwalidzi powinni te zawody oglądać!! Natomiast od lat piszę, że ludzie pełni dobrej woli – jak p. Martenka właśnie – po prostu nie mają pojęcia, o czym piszą. Nie mają – bo w życiu nie widzieli para-olimpiady, która jest zaprzeczeniem reguł olimpijskich. Dlaczego para-olimpiada jest – jako wydarzenie sportowe – nonsensem? Dlatego, że premiuje cechę będącą przeciwwskazaniem do uprawiania sportu: kalectwo. I tu rodzą się podstawowe paradoksy. Jeśli zrobimy zawody w skoku wzwyż dla liliputów, to mierzący 140 cm karzełek może ustanowić rekord świata skacząc 130 cm. Jednak jest to wysokość niedostępna dla liliputów mierzących 90 cm... Podobnie w pływaniu: zawodnik pozbawiony lewej nogi nie ma szans z zawodnikiem pozbawionym tylko łydki – a ten z zawodnikiem pozbawionym stopy, a ten z zawodnikiem pozbawionym połowy stopy!! W sporcie zawodnicy walczą (pomijając kategorie młodzików, juniorów, kobiet czy oldboyów) jako jedna kategoria: pełnosprawni. Natomiast niepełnosprawni nie stanowią jednej kategorii.Każde kalectwo jest inne. By temu zaradzić ustala się skomplikowane „przeliczniki”.Podobnie jak na rajdach samochodowych – tylko tam jest to obiektywne (pojemność silnika mierzy się w centymetrach) – a tu...Tu o zdobyciu medalu w niewielkim tylko stopniu decyduje wynik: w znacznie większym ten, kto ustanowił przelicznik...
http://www.nytimes.com/2012/09/01/sports/at-paralympics-first-thing-judged-is-disability.html?_r=1
W sporcie zawodnicy usiłują poprawić swoją muskulaturę, wagę, nawet skład hemoglobiny – w para-sporcie lada moment dowiemy się, że jakiś pływak kazał sobie zrobić amputację jeszcze czterech centymetrów łydki - bo wtedy będzie miał, z uwagi na przelicznik, większe szanse na złoty medal!!! I jestem prawie pewien, że takie przypadki już się trafiały. Pęd do medali u inwalidów jest równie silny, jak u ludzi zdrowych. Mężczyźni, by zdobyć medal, udają kobiety (może by zawodniczkom mierzyć poziom testosteronu i ustanowić przeliczniki?) - dlaczego inwalida nie miałby udawać większego inwalidy?? Gdybyśmy na Olimpiadzie przy skokach wzwyż przeliczali wyniki dodając niskim i dodając wysokim, odbierając chudym i dodając tłustym – to byśmy powiedzieli, że jest to zaprzeczenie idei sportu – nieprawda-ż? Podobnie jak zaprzeczeniem idei nauczania byłyby przeliczniki preferujące brak inteligencji - przy przyjmowaniu na studia. Więc właśnie para-olimpiada jest idei sportu zaprzeczeniem. Oto przykład z aktualnej para-olimpiady: odebrano medal jednej dyskobolce, a przyznano innej, bo „sędziowie się pomylili”.
http://www.sport.pl/londyn2012/1,109590,12403155,Paraolimpiada__Londyn_2012
__Ukrainskiej_dyskobolce.html
Nie, nie zmierzyli źle rzutu – pomylili się przy skomplikowanym mnożeniu i odejmowaniu punktów za stopień kalectwa!
Cytuję: „W sumie zmieniono miejsca siedmiu zawodniczek z czołowej dziesiątki. W wielu konkurencjach, w których rywalizują ze sobą sportowcy o różnym stopniu niepełnosprawności, rezultaty są przeliczane na punkty i na przykład w przypadku rzutów nie liczą się bezwzględne odległości uzyskane w konkursie. Jak przyznał komitet organizacyjny, podobne pomyłki wystąpiły przy obliczaniu wyników w pchnięciu kulą mężczyzn, ale nie dotyczyły one czołowej trójki”. Ale mnie nie chodzi o pomyłki. Chodzi o zrozumienie, że gdyby ustalono inne przeliczniki, to wygrywaliby inni zawodnicy. Podobnie jak w dość absurdalnej „klasyfikacji łącznej” w rajdach samochodowych. Oglądający słynną szarżę lekkiej brygady francuski marszałekśp.Piotr Bosquet powiedział: „To wspaniałe – ale to nie jest wojna”. Nie oglądając para-olimpiady oświadczam: „To godne podziwu – ale to nie jest sport!” JKM
Czuję się jak świnia! Na swoim blogu na http://jkm.nowyekran.pl napisałem – jak co roku – krytyczny tekst o para-olimpiadzie. Tym razem bardzo bogato uargumentowany. Po krytyce przyjaznych mi osób – po 25 minutach zdjąłem go z portalu. Czułem się jak ostatnia szmata. Gorzej: jak polityk-d***krata. Ludzie mi od 20 lat ściskają ręce mówiąc: „Niech Pan będzie taki, jaki Pan jest. Niech Pan będzie sobą, niech Pan nigdy nie podlizuje się głupcom”. Istotnie: „Od kiedy to Wiara Prawdziwa lęka się prześmiewek pogan i heretyków?”. No więc, ja to wycofałem. Po raz pierwszy w życiu zaparłem się Prawdy – w imię nie drażnienia części tzw. elektoratu. Po czym – wieczorem – dowiedziałem się, że ten post ponownie pojawił się na Nowym Ekranie!!!!! Efekt jest taki: nie tylko zaparłem się Prawdy – ale jeszcze psu na budę to się zdało.Cóż: będę stawiał czoło burzy medialnej. A swoją drogą: warto sprawdzić, kto to przywrócił. Godzina wstawienia jest taka, jaka była, gdy wstawiłem go przed usunięciem. Administracja NE twierdzi, że nie kasowała tego tekstu – ale nie powiedziała, że go nie przywróciła... Co do wyborów: proszę się nie martwić: 85% będzie wieszało psy, ale my walczymy o 15%. I na pewno więcej, niż 15%, uważa podobnie. A gdybyśmy mówili to samo, co inni politycy – to mielibyśmy 1% - bo ci inni mowiąc to samo mają lepsze środki techniczne... A poza tym: wyborcy i tak zapominają wszystko po dwóch tygodniach... JKM
Pokłosie walenia cepem – czyli para-argumentacja Czy zawodniczka lżejsza z powodu braku części ręki nie ma przypadkiem PRZEWAGI nad kompletną? Dyskusję o wczorajszym wpisie zacznijmy od zarzutu, że ja wyśmiewam się z inwalidów!!! Jest to absurd: inwalidzi w niczym mi nie przeszkadzają. Przeciwnie: powiedziałem, że ich wysiłki są godne podziwu! Natomiast gromko potępiam tych, którzy zamiast pokazywać zakończoną właśnie Olimpiadę Sportów Umysłowych, Olimpiadę Szachową – czy choćby wyczyny chłopaków na motorach i rowerach, znane raczej tylko z ExtremeSports – nachalnie wwciskają nam tę para-olimpiadę. To są ci sami ludzie – powtarzam, którzy pokazują bezrobotnych, a nie mistrzów pracy, zboczeńców, a nie ludzi normalnych, narkomanów, bandytów, morderców... Ci ludzie wyłażą ze skóry, by Ludzkość była z roku na rok coraz głupsza i bardziej scherlała i zdegenerowana. Co im się zresztą znakomicie udaje. Nie jestem w stanie zrozumieć człowieka, który cieszy się, że Polacy zdobyli na Olimpiadzie 2 złote medale, a na para-olimpiadzie aż 10!!! Proszę samemu nad tym chwilę pomyśleć... I uwzględnić, że - p. Henryk Martenka zapewne tego nie wie, ale na para-olimpiadzie rozdane zostaną 502 złote medale. Znacznie więcej, niż na Olimpiadzie. A dla p. Natalii Partyki miałem ogromny szacunek – ale Ona startowała na normalnej Olimpiadzie. I ci para-sportowcy też powinni startować na normalnej. Np. szachowej. Niestety: p.Partyka zepsuła swój image startując teraz na para-olimpiadzie. Może zrobiła to dla pieniędzy.. . Przy tym, ciekawe: nie wiem, czy brak jednej reki przeszkadza w grze? Bo mnie parę razy przy ping-pongu lewa ręka przeszkodziła... Przecież p.Oskar Pistorius nie był dopuszczany do normalnych zawodów, bo uważano, że sprężyny przy nogach dają Mu przewagę! Sądzę też, że zawodnik bez nóg na wózku wygrałby maraton z biegaczami... Ale, idąc dalej, mam pytanie: jaka jest definicja „niepełnosprawności”? Czy zwykły chuderlak, nie mający szans na Olimpiadzie, może wziąć udział w para-olimpiadzie? Czy np. drużyna karzełków – tak po 120 cm - mogłaby wystartować na tej para-olimpiadzie np. grając w siatkówkę? Na jakiej wysokości byłaby siatka – i jakie byłyby stosowane przeliczniki? Sadzę, że nie – nie mogłaby. Nie znam kryteriów, ale wydaje się, że na to by startować na para-olimpiadzie nie wystarczy być niepełnosprawnym ani nawet inwalidą: trzeba być kaleką.
Omówienie jest tu: https://theconversation.edu.au/explainer-what-is-classification-at-the-paralympics-9072
Może Państwo znajdziecie gdzieś szczegółowy regulamin tych zawodów... Ale, oczywiście, PT Organizatorzy płacą – więc mają pełną dowolność w ustalaniu tych kryteriów. A teraz mała antologia komentarzy. Często z replikami. Powtarzających się argumentów nie będę powtarzał:
{ChyzyRuj}: „I cóż sie dziwić tym max 2% poparcia dla Nowej Prawicy? Polityk powinien wiedzieć, co można pisać a co nie. Prywatnie to nawet zgadzam sie JKM, ale na boga czyś chlopie już całkiem oszalał?”Człowieku: myślisz, że jesteś sam? Prywatnie zgadza się ze mną ponad 50% ludzi. A {ChyżyRuj} za „opinię” uważa to, co zobaczy w TV. O, proszę:
„A ja tam lubię, gdy mogę przeczytać coś , z czym się zgadzam. JKM już dawno zrozumiał,ze w d...kracji nie ma szans na dojście do władzy, a startuje tylko po to, żeby utrzymywać w mobilizacji żelazny elektorat i zarobić na kolejnej książce". {prawi co więc} Niestety: na książkach to ja nie zarabiam. Lecimy dalej:
"Nie, on jest ciągle normalny, natomiast ty zbliżasz się do szaleństwa poprawności socjalistycznego człowieka" {Phill}
"Zgadzam się! (tylko, że ja przeczytałem do końca...)" {qwertyuiop}
{ChyzyRuj} odpowiada: „Ja akurat mogę sobie pisać teksty nawet bardziej kontrowersyjne. JKM jest "szefem " partii politycznej i startuje w chyba każdych możliwych wyborach. W jego przypadku publikacja takiego tekstu to dowód (powiedzialbym glupoty ale trudno JKMa uwazac za glupca) chyba wlasnie szaleństwa. Sam sie przekonasz jak zaczną mu w rozmowach przypominać ten artykuł. Już widze te uśmiechnięte hieny " ale przecież sam pan uważa inwalidów za nieudaczników".
Odpowiadam pryncypialnie cytatem: „Polityk mówi to, co chcą usłyszeć ludzie. Mąż stanu powoduje, że ludzie zaczynają mówić, jak on”. Jeśli Polska ma przetrwać. Musimy zmienić sposób myślenia, narzucony Polakom przez Lewicę!!
„Dziwię się i to wcale bardzo. Komentarze w stylu: jak ktoś pisze prawdę niech się nie dziwi, że nie dojdzie do władzy. Tak jakby napisać: jak ktoś uczciwie pracuje, to niech się nie dziwi, że nie jest przy kasie".
"Szczerze powiem podziwiam JKM za to, że nie zniży poziomu do gnid, które okłamując i grając na emocjach, tudzież obiecując synekury siedzą na stołku. Fakt, poza tym, że JKM jest o niebo inteligentniejszy od tej całej hołoty w sejmie i senacie, w ministerstwach, że o debilu jednym nie wspomnę co piastuje urząd, który zbyt wielkim szacunkiem darzę, co by nazwisko i urząd wspominać, to jest też JKM narcyzem i to mi przeszkadza. W wielu kwestiach się z JKM zgadzam, jest parę zgrzytów, co to zgody trudno będzie. Może nie zawsze ze względu na ostateczny kształt idei, ale o podłoże. Panie Januszu, jeżeli czyta Pan komentarze, szacunek za uczciwość i brak fałszu. Co nam z tego jeżeli kłamstwem i podstępem zdobędziemy laury. Ojciec Przedwieczny, Stwórca Wszechrzeczy na Sądzie zapyta: zaprzedałeś duszę Diabłu? Żeby raptem kilka srebrników capnąć? Dobre chęci miałeś? A dobrem chęciami całe Piekło wybrukowane". {dblada}
„Dla mnie ten wpis jest jak powiew normalności, którą w tym debilnym świecie nie mam możliwości zbyt często pooddychać. Dodam tylko od siebie, że w mojej paczce siatkarskiej, jak ktoś próbuje obniżyć wymagania np. obniżyć wysokość siatki to pojawiają się dwa rodzaje złośliwych komentarzy. 1) "To nie paraolimpiada" (efekt nachalnego promowania tego wydarzenia) 2) "Dziewczyny mają zajęcia w inny dzień" Bowiem my, choć bebcony przegrywają wraz z wiekiem z siłą grawitacją, stawy niedomagają, ścięgna pobolewają itd. traktujemy nasze hobby po męsku. Jako wyzwanie i dążenie do doskonałości. Tak właśnie, 40- 50- cio latkowie dążą do doskonałości w sporcie choć dojść do niej z powodu biologii prawa nie mają. A jako wzór do naśladowania bierzemy pełnosprawnych, polskich siatkarzy. I doprawdy nie pojmuję, jak można wnioskować z tego wpisu, który jest wyrazem wg mnie walki o wartości naszej zdychające cywilizacji,(...) O eksterminacji!?!?! O pogardzaniu niepełnosprawnym i jego trudem niepełnosprawnego!?!? Etc. Etc.To już doprawdy szczyt, tylko nie wiem czego? Skurwysyństwa? Debilizmu? Złośliwości? Nadmiaru dobrego serca, które troszczy się o niepełnosprawnych i wyłącza przy tym niewielkich rozmiarów rozumek? Zakompleksienia? (...) {Uregas}
„Dziękuję Panie Januszu za to, że jest Pan zaprzeczeniem skutecznego polityka! Dziękuję Panu za to, że niszczy Pan na każdym kroku, niemal każdą swoją wypowiedzią pracę setek działaczy i sympatyków Pana partii (w tym również moją)! Dziękuję Panu za to, że jest Pan podręcznikowym przykładem jak przegrać wybory i ośmieszyć idee wolnościowe! Dziękuję Panu za to, że pokazał mi Pan jak przegrywać wszystkie wybory przez 20 lat z rzędu! Naprawdę Panu dziękuję! Pokazał mi Pan jak nie należy postępować. Stał się Pan dla mnie antywzorcem... Dziękuję!” {Karol Sobiecki} – Ech – człowieku małej wiary...
"Panie Januszu... a przewrotnie powiem... Nasza cywilizacja ma się całkiem nieźle i wbrew ciągłemu gadaniu bzdur o kryzysie rozwija się szybko jak nigdy. Mam za to wrażenie, że z Panem jest dokładnie odwrotnie. O paraolimpiadzie przypomniał mi właśnie Pana tekst. I dobrze, niech niepełnosprawni też się rozwijają. To pokazuje siłę naszej cywilizacji... nawet tacy ludzie mają szansę się rozwijać, rywalizować itd. Z pożytkiem dla całego społeczeństwa. Stephena Hawkinga też by Pan przekreślił? Zapewne tak i w ten sposób zmarnowałby Pan ogromną szansę. Tak jak teraz marnuje Pan swój potencjał... szkoda, bo głosowałem na Pana kilka razy i trochę jestem zawiedziony. Ale wierzę, że to przejściowa słabość i życzę Panu, żeby wrócił Pan do dobrej formy i w końcu znalazł się w sejmie i samą swoją obecnością inspirował społeczeństwo. Tylko proszę... bez takich radykalizmów"... {aa2xa}
Niestety: mimo usportowienia kobiet 20-letnie pielęgniarki (na nich robiono badania) maja dziś siłę ucisku mniejszą, niż 50-letnie!! Głupota powszechna narasta, dzietność spada, upada wiara, narastają zabobony, zboczenia... To sytuacja Rzymu na kilka lat przed wkroczeniem Wizygotów. Co do meritum: żadnych inwalidów nie przekreślam – ale gdyby p.prof.Stefan Hawking wystartował na para-olimpiadzie, to bym mógł tylko się śmiać. Natomiast gdyby wystartował na Olimpiadzie Brydżowej... NIKT nie odpowiedział mi na argument: zawody biegaczy bez nóg to jak zawody w szachy dla debili. Dlaczego nie organizować takich zawodów – pytam? Tymczasem ci bez nóg powinni grać w szachy, brydża, go – a debilne osiłki rzucać młotami, biegać... Na tym polega sport!!! By robić to, co można zrobić najlepiej – a nie korzystać z przeliczników. Tu pisze {prolet}: A gdyby tak w życiu zawodowym wprowadzić takie przeliczniki. No na przykład robię meble ale mam nieco przestarzałe maszyny ale stosując przeliczniki okazuje się że jak na „takie” warunki to robię doskonałe meble (…) oraz obowiązek wymiany mebli co cztery lata.”
„Świetny tekst zgadzam się w całej rozciągłości z tezami, i niech się pan nie kryguje i nie usuwa go {e} Ze wstydem przyznaję: usunąłem – ale COŚ go przywróciło... Ale rację ma {Metzgerwein} piszący p/t „Para pułapka”
Próby trzeźwej oceny czegokolwiek "para" to zasadzka. A w państwie socjaldemokratycznym prawie wszystko jest "para". Komentarz do wszystkiego powinien być jeden, bo wchodzenie w ustanowione przez NICH szczegóły jest przyjęciem ICH zasad. Które są durne. Np. komentarz do szkół integracyjnych powinien brzmieć: szkoły powinny być prywatne. Kropka. (Podobnie w/s lekcji religii, wychowania seksualnego czy liczby godzin w-f) Komentarz polityka w/s sportu, olimpiad, paraolimpiad, PZPN, stadionów itp. powinien brzmieć: sport powinien być prywatną działalnością sportowców, zależną od liczby prywatnych dobrodziejów gotowych w nich zainwestować i prywatnych kibiców, gotowych zapłacić za wejście na mecz. Nawet komentarz do istnienia pociągów i odsyłanie ich do lamusa, "bo dyliżansów też już nie ma"' prowadzi na manowce. PKP powinna być sprywatyzowana, pieniądze dla emerytów i tyle. Wszystko inne jest pułapką.
{Przemysław Klinger} " Ale dzięki wam zapoznałem się z tym tekstem i pierwszy raz się dowiaduję, że na para-olimpiadzie przyznaje się medal nie za wynik, a za "przelicznik" od wyniku i stopnia niepełnosprawności. jak to nie jest PARANOJA to nie wiem co nią jest".
{Paweł Stanisławowicz Świokło} to w takim razie zróbmy przeliczniki na zwykłej Olimpiadzie. Bo np. jak ktoś ma dłuższe nogi, to biega szybciej od kogoś z krótszymi. A jak ktoś ma 215 cm wzrostu, to w siatkówce skoczy wyżej niż ten co ma 190”. I to pokazuje różnicę między sportem – a nie-sportem!
{Kai Esz} „Pozostaje optować za JKM jako ministrem gospodarki i finansów oby się tylko publicznie nie wypowiadał bo to XIX wiek w najgorszym wydaniu”. Kiedy właśnie XIX wiek był okresem najszybszego rozwoju ludzkości!!!
{Paweł Wyrzykowski} JKM powinien być jednak zawężony wyłącznie do odbiorców, którzy mieli w szkole logikę.
{Waldek Ququ} Korwin po prostu i logicznie nazywa rzeczy po imieniu, a tu jakieś wielkie poruszenie mało-czarnych i mało-złych pro-bojowników o równe szanse dla wszystkich. A przecież godne życie to nie koniecznie medale na olimpiadzie. Para-olimpiada...
{pitu pitu}, ironicznie: „Równanie gościa bez nogi do debila to faktycznie żadne faux pas :)” - Aaaa – to niepełnosprawnych umysłowo można obrażać? Jak można w XXI wieku twierdzić, że debel jest kimś gorszym? A gdzie poprawność polityczna, Drogie PituPitu!???
(Tak nawiasem: dawniej do para-olimpiad dopuszczano debili itp. - mierząc im IQ. Po skandalu w Sydney - 10/12 hiszpańskich para-koszykarzy zrobiło ze siebie kretynów - zaprzestano).
{PituPitu} odpowiada {Arkadiusz Kościelniak}: Ale Korwin nikogo w tym tekście nie traktuje jak szmatę! Oś wywodu dotyczy pierwotnej idei sportu, czyli bycia najlepszym w jakiejś dyscyplinie, bez żadnej taryfy ulgowej. Sorry ale macie problem ze zrozumieniem w gruncie rzeczy prostego tekstu. :)
{Wojciech Małecki} Mikke ma po prostu rację. Nie p***doli sie i nie cacka. Wali prosto z mostu. Oczywiście ze nigdy nie wygra wyborów. Wygrają je wychuchane, wypacykowane, kłamliwe s***wysynki. Okrągły Stół musi zachować ciągłość. Czas na następną generację g**na okrągłostołowego.
{Maciej Czejen Jęczeń} dokładnie - Korwin działa NA SZKODĘ Nowej Prawicy. Gwarantuję wam, że kiedy odejdzie (w ten czy inny sposób, ale raczej łatwo go odciągnąć pewnie nie będzie), notowania partii wzrosną zdecydowanie o kilka oczek przynajmniej! a tak w ogóle- ktoś wie z czego ten pan się utrzymuje i skąd bierze na każdą swoją kampanię " 100.000zł z własnej kieszeni" jak sam to kiedyś powiedział...?"Skąd? Piszę - i za to mi płacą...
{Artur Bednarz} trzeźwo: "... tak rosną jak notowania UPR" …
Specjalny uśmiech ode mnie dla: {Julia Karolina Grigoriewna}: „Oj tam, on jest po prostu smutny, że nikt nie organizuje para-wyborów specjalnie dla partyj z poparciem poniżej 3%” oraz za slogan: „Nawet za Hitlera nie było para-olimpiad!” Ktoś wyraził niewiarę, że zawodnik mógłby dokonać amputacji dla medalu. Cóż - przykłady ludzi, którzy okebrać, są znane. W para-sporcie na razie przykładu nie znalazłem – ale coś podobnego:
„(...) u zdrowych zawodników podnosi się ciśnienie, ale nie u zawodników z uszkodzeniem kręgosłupa. [By to więc osiągnąć] zawodnicy siadają na ostrych przedmiotach, ściskają jądra, powstrzymują mocz lub nawet łamią sobie palce młotkiem” - co powoduje wzrost sprawności o 10%.
http://www.bioedge.org/index.php/bioethics/bioethics_article/10220
http://theconversation.edu.au/doping-boosting-and-other-forms-of-cheating-at-the-paralympics-9228
{Stanislaw Żabiński} kiedyś myślałem inaczej i nadal nie zawsze akceptuję to w jaki sposób mówi JKM ale rację to on ma . Problemem człowieka jet to iż nie lubi on krytyki lubi słuchać coś poprawnego. Podobne odczucie mam gdy słucham Ayn Rand - kiedyś też odrzucałem to co mówiła lecz czas zmienia człowieka i patrze na świat inaczej przyjmuję krytykę nie jestem najlepszy i zgadzam sie z nią
{Michał Grochala} Panie Januszu, początkowo czytając tekst byłem zdegustowany, ale w miarę czytania i poznawania pańskiego toku myślowego przyznaję panu rację. Nie powinien Pan czuć się źle, ponieważ nie ma w nim nic niewłaściwego. Serdecznie pozdrawiam.
"w ogóle to JKM powinien chwalić to za pokazywanie przezwyciężania słabości a nie pójścia na łatwiznę, leżenia dupą do góry i oczekiwania pomocy" Jasne - tylko... ten para-sport jest ostro wspierany pieniędzmi podatników.
"Co Sz.P Janusz Korwin Mikke chciał osiągnąć pisząc takie coś? Rozumiem, że to element tej cudownej strategii marketingowej, tak?" Cóż – to się zobaczy!
„Korwin - złoty medal za największą ilość porażek w wyborach :D"
„Aby zmienić kraj, trzeba niektóre sprawy przemilczeć. Widzę, że JKM też jest jakimś tam elementem układu, co ma wiązać potencjalnie sensownych ludzi popieraniem siebie, a jednocześnie zapewniać sobie niewybieralność. Mamma mia, gorszej głupoty jak ten tekst nie słyszałem od dobrych dwóch godzin."
"Panie Januszu po części zgadzam się z tym tekstem ale na Boga - debile (a większość ludzi to idioci) wychwycą tylko to co chcą wychwycić a nie sens całego zdania. Niestety takie artykuły sprawiają, że cała moja i innych praca z roznoszeniem ulotek, organizowaniem spotkań i tłumaczeniem ludziom idei wolnorynkowych idzie za przeproszeniem psu w dupę." A dlaczego Pan nie powie, że gdy prezes partii wygłasza nudne tasiemcowe przemówienia - to wtedyPańska praca idzie psu w dupę?
"Jak ktoś czuje się urażony słowami, że wyborca zapomina - to poniża sam siebie, bo komentuje post osoby poniekąd genialnej politycznie, nie mając ŻADNEGO pojęcia o tym jak wygląda myślenie motłochu, który nigdy nie miał nic wspólnego z polityką/gospodarką, a wie wszystko najlepiej. Ten motłoch zapomina na co głosował w ostatnich wyborach, co dopiero mówić o zapamiętaniu konkretnych słów polityka. Zgadzam się z Korwinem w pewnej kwestii - tak samo denerwuje go propagowanie wszelkiego rodzaju odchyleń/niepełnosprawności/debilizmu które to zakrzywiają obraz rozwoju cywilizacji i nawet postrzegania młodych na to, co chcieliby w życiu osiągnąć. Widząc idiotę i złodzieja/niepełnosprawnego na rencie - sam będąc pełnosprawnym, który nie dość, że nie dostaje renty, jeszcze płaci horrendalny dochodowy – człowiek po prostu załamuje się na starcie, i to jest upadek cywilizacji, niestety. Niepotrzebnie poruszane są kwestie, które bardzo ale to bardzo poróżniają nasze społeczeństwo, no ale może tak trzeba, żeby dotrzeć do ludzi, bo proszenie i ciągłe oświecanie w kwestii podatków nie daje żadnych rezultatów, motłoch kocha ZUS, dochodowy i wszelkie przejawy niewolnictwa, do którego nasze państwo zawędrowało już kilkadziesiąt lat temu."
A spointuje to trzeźwą uwaga z http://www.luikkerland.com/luikkerlog/2012/09/04/if-we%E2%80%99re-going-to-have-a-paralympics-why-not-games-for-able-bodied-mediocrity-who-want-to-have-a-go-anyway/
jeśli są Igrzyska dla inwalidów – to dlaczego nie ma ich dla przeciętniaków, którzy też chcieliby być w telewizorze, nie mają jednak szans na start na Olimpiadzie, a nie są inwalidami??? JKM
Korwin-Mikke: Zdrowi ludzie nie powinni oglądać paraolimpiady Kilka lat temu przed wyborami parlamentarnymi Janusz Korwin-Mikke wywołał olbrzymi skandal - powiedział, że w szkołach powinny być oddzielne klasy dla dzieci zdrowych oraz niepełnosprawnych. Swoje twierdzenie lider KNP uzasadniał tym, że w klasach mieszanych, zdrowe dzieci zmieniają swój stosunek do kalectwa i zaczynają akceptować ten nienaturalny stan człowieka. Te samą logikę Korwin-Mikke zastosował oceniając ideę igrzysk paraolimpijskich: "Główną przyczyną wypadków drogowych jest obecnie ubezpieczenie od OC - bo ubezpieczeni kierowcy mniej boją się wypadku. Podobnie pokazywanie, że los inwalidy nie jest taki straszny, musi przynieść wzrost liczby wypadków - bo ludzie (podświadomie!) mniej będą bali się kalectwa!" - czytamy na jego blogu. Dlatego w jego ocenie zdrowi ludzie nie powinni oglądać tej imprezy sportowej.
Ponadto Korwin-Mikke twierdzi, że paraolimpiada jest przeciwieństwem ideałów olimpijskich. Na poparcie swojej tezy przywołał hasło, które jest dewizą igrzysk: "Citius-Altius-Fortius" (łac. szybciej, wyżej, silniej). Należy podkreślić, że Korwin-Mikke nie zaatakował samych niepełnosprawnych sportowców: "To, oczywiście, nie jest zarzut w stosunku do para-sportowców. Oni są tylko pionkami w tej rozgrywce. Oni chcą walczyć na arenie - i pokazywać innym inwalidom, że kalectwo można w dużym stopniu przezwyciężyć. I wszyscy inwalidzi powinni te zawody oglądać!" - zaznaczył. Lider KNP uważa po prostu, że sama idea jest chora oraz absurdalna, ponieważ w normalnych okolicznościach kalectwo powinno być przeciwwskazaniem do uprawiania sportu, a nie zachętą. Ironizuje, że na podobnej zasadzie powinno się zorganizować turnieje brydżowe dla ludzi z zespołem Downa, ligę koszykówki dla ludzi poniżej 180 cm wzrostu czy też zawody w szybownictwie dla zawodników, którzy ważą ponad 110 kg.
Dlaczego media nagłaśniają igrzyska paraolimpijskie? Ponieważ współtworzą socjalistyczne elity, które rządzą Unią Europejską. Dążą one do zniszczenia cywilizacji łacińskiej poprzez budowę antykultury: "Cywilizacja europejska, która panowała nad światem, stawiała na najmądrzejszych, najsilniejszych, najinteligentniejszych, najszybszych - a obecna anty-cywilizacja za najważniejsze uważa forowanie biednych, głupich, niezaradnych - i również inwalidów. W efekcie to nie my dziś kolonizujemy świat - to nas kolonizują" - pisze. Głównym publicystycznym credo Janusza Korwin-Mikkego zawsze była walka z poprawnością polityczną. Po raz pierwszy zdarzyło mu się jednak, iż się przed nią ugiął i usunął tekst z Nowego Ekranu: "Czuje się jak świnia. Po raz pierwszy w życiu zaparłem się Prawdy - w imię nie drażnienia części tzw. elektoratu" - wyznał na korwin-mikke.pl. Na szczęście czujnością wykazali się administratorzy prawicowego portalu i później tekst został opublikowany jeszcze raz. Rado