Bohdan Butenko
O Juleczku, co miał zwyczaj ssać palec
Ja wychodzę po ciasteczka -
Rzekła Mama do Juleczka,
Sprawiajże się tu przykładnie,
Nie ssij palców, bo nieładnie,
Bo kto palec w buzie tłoczy,
Zaraz krawiec doń wyskoczy
Z nożycami zły okrutnie
I paluszki niemi utnie.
Julek przyrzekł słuchać Mamy,
Lecz nie wyszła jeszcze z bramy,
A już nieposłuszny malec
Myk do buzi duży palec!
Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera,
Wpada krawiec jak pantera
I do Julka skoczy żywo.
Nożycami w lewo, w prawo
Uciął palec jeden drugi,
Aż krew trysła we dwie strugi.
Julek w krzyk, a krawiec rzecze:
Tak z nieposłuszeństwa leczę!
Wraca Mama, aj! Wstyd! Bieda!
Juleczkowi ciastek nie da,
Bo kto Mamy nie usłucha,
Temu dosyć bułka sucha.
Płacze Julek, żal niebodze,
A paluszki na podłodze.
Bohdan Butenko
Historia bardzo smutna o chłopcu, który nie chciał jeść zupy
Michaś był tłusty, zdrów najzupełniej,
Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni,
Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą,
Jadł i pił wszystko, co na stół dano.
Raz,gdy mu zupę stawia służąca,
On stąd ni zowąd talerz odtrąca.
Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki:
"Nie chcę jeść zupy ani łyżeczki!"
Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże,
Że nikt go w domu poznać nie może.
Dają do stołu, a Michaś w sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Na trzeci dzionek bieda nie żarty,
I schudł i osłabł Michaś uparty.
Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka,
W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka,
W piątym coś w piersiach o w gardle dusi,
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi.
Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.
Józef Ratajczak
Wycieczka do Zoo
Co krok
żelazne pręty.
Myślę, więc: Nie do wiary!
Czyżby tu właśnie zwierzęta
odsiadywały karę?
Za co?
Przez ile lat
mają tak patrzeć
zza krat?
Lis ukradł futro lisie,
no cóż,
ale co ma włożyć dzisiaj,
gdy na dworze mróz?
Wielbłąd się garbi, lecz przecież
z garbu się nie wyleczy!
Słoń potłukł porcelanę
w sklepie,
wilk też się prowadził
nie najlepiej.
Tchórz
stchórzył,
jeż się najeżył,
ale kto powie lub wywróży,
jak postępować należy?
Nagle żyrafa
kłania się, jak do fotografii
i szepce mi do ucha:
Posłuchaj!
Jeśli znikną kraty, siatki, pręty,
rozbiegną się na wszystkie
strony świata
zebrane tu zwierzęta.
Lis do lasu,
wielbłąd na pustynię,
słoń od razu
w puszczy na zawsze zginie,
tchórz stchórzy,
padnie padalec,
jaszczurki od ziemi nie odróżnisz,
a może nie znajdziesz
jej wcale.
Józef Ratajczak
Mama sprząta mieszkanie
Mama ma teraz dziesięć rąk
i wszystkie są nagle zajęte.
Odstawia szafy, ściera kurz,
rozmawia z każdym sprzętem.
Wyciąga stare rzeczy, które trzeba odświeżyć,
pierze brudy, bo kąpiel już im się należy,
zmywa naczynia, tarmosząc garnki za uszy,
prasuje i pod suszarką głowy nam mokre suszy.
Mama ma teraz dziesięć rąk
i wszystkie są bardzo zmęczone.
Muszę im dodać trochę sił
i wziąć je w swoje dłonie.
Potem wyciągnę zabawki, które trzeba naprawić,
zrobię porządek w szufladzie, zanim zacznę się bawić
i wreszcie tego wierszyka wyuczę się na pamięć
i powiem go na dobranoc mej uśmiechniętej mamie.
Władysław Bełza
Katechizm polskiego dziecka
– Kto ty jesteś?
– Polak mały.
– Jaki znak twój?
– Orzeł biały.
– Gdzie ty mieszkasz?
– Między swemi.
– W jakim kraju?
– W polskiej ziemi.
– Czem ta ziemia?
– Mą ojczyzną.
– Czem zdobyta?
– Krwią i blizną.
– Czy ją kochasz?
– Kocham szczerze.
– A w co wierzysz?
– W Polskę wierzę.
– Coś ty dla niej?
– Wdzięczne dziecię.
– Coś jej winien?
– Oddać życie.
Ludwik Jerzy Kern
Kości
Przyszedł kiedyś do mnie mój pies
z oczami pełnymi miłości.
Zajrzał mi aż do duszy,
a potem nadstawił uszy
i spytał:
- Gdzie są te kości?
Możliwe, że nieco zbladłem,
jak wszyscy nagle pytani.
- Ja - odparłem - kości nie zjadłem...
Idź, spytaj, może pani?...
Ale on westchnął głęboko
i nawet nie drgnął, fujara,
a potem, zmrużywszy oko,
mruknął:
- Zna pan Cezara?
- Cezara? - rzekłem, nie zmieniając tonu. -
Tego od rzeźnika?
- Nie, tego od Rubikonu...
Czy wszystko jest już wytłumaczone,
Czy jasne jest?
Czy nie?
Skoro ktoś krzyczy:
"Kości rzucone!",
to niech psom, psiakrew, powie gdzie.
Józef Ratajczak
Burza majowa
Tyle trzasku,
tyle blasku,
burza kręci bicze z piasku.
Błyskawice
z góry miota,
dyszy niby
hipopotam.
Tyle błysku
w górze, nisko
las zapłonął jak ognisko.
Burza zwija
z ognia sznury,
leci z chmury na pazury.
Aż nagle cisza nastaje,
robi się jasno, miło
i słońce znowu świeci,
jakby bez przerwy świeciło.
Józef Ratajczak
Ulewa
W rynnie śpiew
ulewa,
całą noc zawodzi,
z katarynką
na rynku
pod oknami chodzi.
Przytupuje obcasem,
czasem
w szybę zastuka,
gubi rytm i słowa,
aby znów od nowa
rytm i słowa odszukać.
Śpiewa w drzewach
ulewa,
gra od ucha do ucha.
Wszyscy śpią – żołnierz tylko
wyszedł na wartę przed chwilką
i deszczu ciekawie słucha.
Józef Ratajczak
Wiatr
Bił w okno na ulicy,
szarpał za okiennice,
chciał zedrzeć dach, o ścianę
ocierał się zziajany,
skomlał pod bramą i w drzewie
jak ptak bez tchu zaśpiewał.
Otwarłem okno szeroko,
drzwi otwarłem na oścież
i stanąłem na progu,
aby wiatr wezwać w gości.
- Wejdź, proszę! – zawołałem. –
Oddaję ci dom mój cały.
Wtedy wpadł do mieszkania,
przymierzył wszystkie ubrania,
obleciał pokój wokoło,
usiadł na chwilę do stołu,
stłukł lampę jak gwiazdę jasną
i nagle runął, i – zasnął.
Julian Tuwim
O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci
- Wrzuciłeś Grzesiu list do skrzynki, jak prosiłam?
- List, proszę cioci? List? Wrzuciłem, ciociu miła!
- Nie kłamiesz, Grzesiu? Lepiej przyznaj się kochanie!
- Jak ciocię kocham, proszę cioci, że nie kłamię!
- Oj, Grzesiu kłamiesz! Lepiej powiedz po dobroci!
- Ja miałbym kłamać? Niemożliwe, proszę cioci!
- Wuj Leon czeka na ten list, więc daj mi słowo.
- No, słowo daję! I pamiętam szczegółowo:
List był do wuja Leona,
A skrzynka była czerwona,
A koperta...no, taka... tego...
Nic takiego nadzwyczajnego,
A na kopercie - nazwisko
I Łódz... i ta ulica z numerem,
I pamiętam wszystko:
Że znaczek był z Belwederem,
A jak wrzucałem list do skrzynki,
To przechodził tatuś Halinki,
I jeden oficer też wrzucał,
Wysoki - wysoki,
Taki wysoki, że jak wrzucał, to kucał,
I jechała taksówka... i trąbił autobus,
I szły jakieś trzy dziewczynki,
Jak wrzucałem ten list do skrzynki...
Ciocia głową pokiwała,
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia:
- Oj, Grzesiu, Grzesiu!
- Przecież ja ci wcale nie dałam
- Żadnego listu do wrzucenia!...
Julian Tuwim
Dyzio marzyciel
Położył się Dyzio na łące,
Przygląda się niebu błękitnemu
I marzy:
"Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
Nie są z waniliowego kremu...
A te różowe -
Że to nie lody malinowe...
A te złociste, pierzaste -
Że to nie stosy ciastek...
I szkoda, że całe niebo
Nie jest z tortu czekoladowego...
Jaki piękny byłby wtedy świat!
Leżałbym sobie, jak leżę,
Na tej murawie świeżej,
Wyciągnąłbym tylko rękę
I jadł... i jadł... i jadł...".
Jan Brzechwa
Globus
W szkole
Na stole
Stał globus -
Wielkości arbuza.
Aż tu naraz jakiś łobuz
Nabił mu guza.
Z tego wynikła
Historia całkiem niezwykła:
Siedlce wpadły do Krakowa,
Kraków zmienił się w jezioro,
Nowy Targ za San się schował,
A San urósł w górę sporą.
Tatry, nagle wywrócone,
Okazały się w dolinie,
Wieprz popłynął w inną stronę
I zawadził aż o Gdynię.
Tam gdzie wpierw płynęła Wisła,
Wyskoczyła wielka góra,
Rzeka Bzura całkiem prysła,
A powstała góra Bzura.
Stary Giewont zląkł się wielce
I przykucnął pod parkanem,
Każdy myślał, że to Kielce,
A to było Zakopane.
Łódź pobiegła pod Opole
W jakichś bardzo ważnych sprawach -
Tylko nikt nie wiedział w szkole,
Gdzie podziała się Warszawa.
Nie było jej na Śląsku ani w Poznańskim,
Ani na Pomorzu, ani pod Gdańskiem,
Ani na Ziemiach Zachodnich,
Ani na północ od nich,
Ani blisko, ani daleko,
Ani nad żadną rzeką,
Ani nad żadnym z mórz.
Po prostu przepadła - i już!
Trzeba prędzej oddać globus do naprawy,
Bo nie może Polska istnieć bez Warszawy!
Jan Brzechwa
Kłamczucha
"Proszę pana, proszę pana,
Zaszła u nas wielka zmiana:
Moja starsza siostra Bronka
Zamieniła się w skowronka,
Siedzi cały dzień na buku
I powtarza: kuku, kuku!"
"Pomyśl tylko, co ty pleciesz!
To zwyczajne kłamstwa przecież."
"Proszę pana, proszę pana,
Rzecz się stała niesłychana:
Zamiast deszczu u sąsiada
Dziś padała oranżada,
I w dodatku całkiem sucha."
"Fe, nieładnie! Fe, kłamczucha!"
"To nie wszystko, proszę pana!
U stryjenki wczoraj z rana
Abecadło z pieca spadło,
Całą pieczeń z rondla zjadło,
A tymczasem na obiedzie
Miał być lew i dwa niedźwiedzie."
"To dopiero jest kłamczucha!"
"Proszę pana, niech pan słucha!
Po południu na zabawie
Utonęła kaczka w stawie.
Pan nie wierzy? Daję słowo!
Sprowadzono straż ogniową,
Przecedzono wodę sitem,
A co ryb złowiono przy tym!"
"Fe, nieładnie! Któż tak kłamie?
Zaraz się poskarżę mamie!"
Maria Konopnicka
Stefek Burczymucha
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha,
- Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź… to dostoję!
Wilki?… Ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty
To są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy
Na sztyk wezmę u swej spisy!
Lew!… Cóż lew jest?! – Kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości,
Co zły tylko, kiedy pości.
Szakal, wilk,?… Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!…
(Brysia mijam zaś z daleka,
Bo nie lubię, gdy kto szczeka!
Komu zechcę, to dam radę!
Zaraz za ocean jadę
I nie będę Stefkiem chyba,
Jak nie chwycę wieloryba!
I tak przez dzień boży cały
Zuch nasz trąbi swe pochwały,
Aż raz usnął gdzieś na sianie…
Wtem się budzi niespodzianie.
Patrzy, aż tu jakieś zwierzę
Do śniadania mu się bierze.
Jak nie zerwie się na nogi,
Jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi!
Pędzi jakby chart ze smyczy…
- Tygrys, tato! Tygrys! – krzyczy.
- Tygrys?… – ojciec się zapyta.
- Ach, lew może!… Miał kopyta
Straszne! Trzy czy cztery nogi,
Paszczę taką! Przy tym rogi…
- Gdzie to było?
- Tam na sianie.
- Właśnie porwał mi śniadanie…
Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą… a tu myszka mała
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!…
Maria Konopnicka
Kołysz mi się, kołysz...
„Kołysz mi się, kołysz,
Kołysko lipowa!..”
Niechaj cię, Jasieńku,
Pan Jezus zachowa!
Zachowa cię roczek,
Zachowa cię drugi...
A potem cię wezmą
Do dworskiej posługi
∗
„Kołysz mi się, kołysz,
Kołysko pleciona”,
Póki nie wysnuję
Niteczki z wrzeciona…
Wysnuję ją długą
Jak te pańskie pola,
A taką ci szarą,
Jako chłopska dola!
∗
„Kołysz mi się, kołysz,
Kołyseczko z łyka...”
Na gościńcu tuman,
Z wiatrem gra muzyka...
Oj, grają ci, grają
Złociste trębacze...
Jasieńko się żegna,
Matka w progu płacze!
∗
„Kołysz mi się, kołysz,
Kołyseczko biała...”
A ja sobie pójdę,
Gdzie ja będę chciała...
Nie pójdę daleko
Od dzieciątka mego,
Jeno na on cmentarz
Do dołu czarnego!
Joanna Papuzińska
Smutna Baba Jaga
Dom na krzywej łapce, skrzypi krzywa furtka.
Przed domkiem na ławce Baba Jaga smutna.
Nikt nie lubi Baby Jagi ani krztyny,
nikt do Baby nie przychodzi w odwiedziny
Nikt dzień dobry jej nie powie, gdy ją spotka,
nikt się nigdy nie zatrzyma u jej płotka.
Baba Jaga martwi się i smuci,
ja już nie chcę z wszystkimi się kłócić!
Czy są może takie czary albo zioła,
żebym miła się zrobiła i wesoła?
A zza chmury wyszło słońce jesienne.
Myśli Baba, teraz się zdrzemnę... I zasypia.
I sen ma taki, że do furtki stukają pierwszaki.
Babo Jago, wpuść nas do domu!
My ci chcemy w ogródku pomóc!
Wyrzucimy śmiecie i chwasty,
nasadzimy tu chryzantem strzępiastych.
Baba Jaga się śmieje i śpiewa
i konewką grządki podlewa.
I niedługo ogródek jest czysty,
a przy furtce nowy haczyk błyszczy.
Już gotowe!
I wszyscy po pracy polecieli na łopatach na spacer.
Wawiłow Danuta - Pokrzywa
Stoi pod płotem pokrzywa
i patrzy na wszystkich krzywo.
Nikt jej nie lubi na świecie!
Nikt z niej wianuszków nie plecie
i do bukietów nie zrywa!
Każdy ją tylko przezywa!
Biedna, ach, biedna pokrzywa!
Przechodził chłopiec przez drogę -
pokrzywa cap go za nogę!
Przebiegło wesołe prosię -
pokrzywa łup je po nosie!
Stoi pod płotem pokrzywa,
okropnie jest nieszczęśliwa.