1002

Wyrzucimy 100 mln zł w błoto

1. Do tej pory trwają ogromne kontrowersje związane z datą rozpoczęcia się szczytu klimatycznego w Warszawie, która pokrywa się obchodami Święta Niepodległości w dniu 11 listopada, a już pojawiły się kolejne związane z ogromnymi kosztami tego przedsięwzięcia. W tej pierwszej sprawie jest już jasne, że o ile data tego szczytu była znana od 2008 roku , to kraj który miał go zorganizować został wybrany w grudniu 2012 roku podczas szczytu w Dauha w Katarze. W 2008 roku podczas szczytu klimatycznego w Poznaniu zdecydowano, że za 5 lat kolejny szczyt zostanie zorganizowany przez któryś z krajów Europy Środkowo-Wschodniej (wtedy sugerowano, że będzie to Ukraina) ale w grudniu 2012 roku w Dauha żaden z tych krajów się nie kwapił, ze względu na koszty(Ukraina wprost oświadczyła, że nie ma takich pieniędzy, żeby szczyt zorganizować). Polska została dosłownie wzięta z łapanki (przy tym to minister środowiska wskazał Warszawę i Stadion Narodowy jako główne miejsce w którym będą się odbywały obrady) bo bardzo rzadko się zdarza, żeby ten sam organizował szczyty zaledwie w odstępie kilku lat.

2. Pieniądze na organizację szczytu wyłoży Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska (NFOŚ) i jak się okazuje koszty tego przedsięwzięcia są szacowane na ogromną kwotę przynajmniej 100 mln zł. Samo wynajęcie Stadionu Narodowego na kilkanaście dni ma kosztować 26 mln zł(ma być wtedy obiektem eksterytorialnym we władaniu ONZ) i zapewne ta operacja finansowa znacząco wesprze wątłe finanse deficytowej spółki NCS, która na co dzień zarządza stadionem. Oczywiście środki finansowe znacznie łatwiej pozyskać ministrowi środowiska z NFOŚ niż z budżetu państwa ale przeznaczenie tak ogromnej kwoty na ten cel spowoduje, że tych środków nie przeznaczy się na rzeczywistą ochronę środowiska w Polsce.

3. Premier Tusk i minister Korolec twierdzą, że szczyt w Warszawie to nieprawdopodobny wręcz splendor dla naszego kraju ale na pytania jakich to profitów Polska może oczekiwać w związku z tym przedsięwzięciem, oprócz tych o charakterze turystycznym, żadnych innych nie wymieniają. Nic nie wskazuje na to, żeby szczyt w Warszawie mógł się zakończyć jakimkolwiek sukcesem, bo kraje będące największymi emitentami CO2 (Chiny, USA, Indie, Rosja), nie są zainteresowane żądnymi ograniczeniami emisji, co wyraźnie podkreślają na kolejnych tego rodzaju wydarzeniach.

Najbardziej „postępowa” w zakresie ograniczenia emisji CO2 jest niestety Unia Europejska, która już w 2008 roku zaordynowała wszystkim krajom członkowskim słynną formułę 3×20%(20% ograniczenie emisji CO2, 20% udział energii odnawialnej w całości zużywanej energii i poprawa o 20% efektywności zużycia energii – to wszystko kraje UE mają osiągnąć do roku 2020 ). Niestety premier Tusk w grudniu 2008 roku zaakceptował te ograniczenia i teraz już wiemy, że będą one kosztowały naszą gospodarkę i nasze państwo miliardy złotych dodatkowych wydatków rocznie co w oczywisty sposób uwidoczni się w cenach energii elektrycznej i cieplnej. Co więcej co i rusz mamy kolejne inicjatywy Komisji Europejskiej aby w redukcji emisji CO2 pójść jeszcze dalej- przynajmniej o 30% i to niestety przy przyjęciu roku 2005 jako roku bazowego (wcześniej w negocjacjach tzw. ramowych prowadzonych między innymi przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego rokiem bazowym był rok 1989 co czyniło Polskę głównym beneficjentem tego systemu redukcji ponieważ do roku 2007 zmniejszyliśmy emisję o ponad 34%).

4. Wszystko wskazuje na to, że na szczycie w Warszawie, przedstawiciele UE jak zwykle będą w awangardzie państw dążących do ograniczenia emisji (z czym także będą musieli się zgodzić przedstawiciele naszego kraju), bo przecież do UE będzie reprezentowała i Polskę. Wygląda więc na to, że na szczycie możemy być tylko „obsobaczeni” za to że próbujemy hamować postępową Unię dążącą do głębokiego ograniczenia emisji CO2 nawet gdy miałby by to robić głównie kraje unijne. Olbrzymia suma 100 mln zł przeznaczona na organizację konferencji da tylko szansę prezydentowi Komorowskiemu i premierowi Tuskowi aby po raz kolejny PR-owo wykorzystać to wydarzenie. Niestety to klasyczne wyrzucenie tak dużych pieniędzy w błoto. Kuźmiuk

Rosja odrzuca drogę Komorowskiego ku euro dobrobytowi Filip Memches „ Być może historia rzeczywiście dobiegła końca. Nie w takim jednak sensie, jaki temu nadawał u zmierzchu lat 80. ubiegłego wieku Francis Fukuyama, któremu chodziło o to, że w dziejach świata najlepiej sprawdziła się zachodnia liberalna demokracja. Warto przywołać wizję Alexandre'a Kojève'a vel Kożewnikowa, pochodzącego z Rosji filozofa heglisty, a zarazem prominentnego urzędnika francuskiego Ministerstwa Handlu Zagranicznego i ideologa integracji europejskiej (skądinąd podejrzewanego po swojej śmierci w roku 1968 o współpracę z wywiadem sowieckim).Celem, do którego podąża ludzkość - twierdził Kojève - jest wiekuisty pokój oraz powstanie "ogólnego", "homogenicznego" państwa światowego. Sprzyjać temu ma zanikanie między ludźmi różnic, zwłaszcza takich, na tle których rodzą się konflikty - egzystencję historyczną i heroiczną wypiera egzystencja biologiczna (zwierzęca) i konsumpcyjna.”...( źródło )
Komorowski „Jeśli zależy namna (…) zapobieżeniu sytuacji, w którejRosja nie pójdzie drogą autorytarnego kapitalizmu (jaki realizowany jest w Chinach),to należy ją przyciągać, a w tym procesiesami Rosjanie dokonają wyboru europejskiej drogi do dobrobytu i bezpieczeństwa. „...(więcej )
The Economist „ W 1980 roku Milton Friedman , laureat nagrody Nobla z ekonomi i apostoł wolnego rynku odbył swoją pierwsza podróż do Chin „.....” Friedman argumentował ,że ekonomiczna wolność jest podstawowym warunkiem dla wolności politycznej. Ale w swojej książce z 1962 roku „ Kapitalizm i Wolność „ skapitulował i stwierdził , że wolność ekonomiczna jest istotniejsza , może istnieć bez wolności politycznej „....(więcej)
The Economist „ Konfucjusz powiedział ,że do chwili , kiedy rodzice mężczyzny żyją nie powinien podróżować daleko „ ….”Komunistyczna Partia , teraz bardziej zainteresowana w społecznej harmonii niż w rewolucji jest twardym graczem „...”Pierwszego lipca weszło w życie prawo , które zobowiązuje dzieci do odwiedzania i utrzymywania więzi ze starymi rodzicami oraz do pomocy finansowej „....”Tego samego dnia sąd w mieścieWuxi wydał wyrok w sprawie 77 letniej matki , która oskarżyła córkę że jej nie odwiedza i nie wspomaga jej materialnie . Sąd nakazał córce odwiedzanie i wspomaganie materialnie matki . W innym wypadku grozi córce więzienie”.....(więcej )
Chińczycy dzięki wolnemu rynkowi w Chinach idą na emeryturę w wieku 60 lat a Chinki w wieku 50 – 55 lat ) „...(więcej )
„Rosyjscy deputowani pracują nad ustawą, która zobowiąże dzieci do transferowania określonej części pensji na rzecz własnych rodziców. Alternatywne wobec systemu emerytalnego pomysły na pomoc seniorom wprowadzają również Chiny i Indie.”......”Zgodnie z projektem ustawy rodzice pozbawieni praw rodzicielskich lub faktycznie niebiorący wcześniej udziału w wychowaniu potomka nie będą się mogli ubiegać o pieniądze od dzieci. „.....”Podobne rozwiązanie wprowadziły władze Indii, gdzie zaledwie 12 proc. społeczeństwa jest objęte systemem opieki emerytalnej. Zamiast reformy systemu władze w Nowym Delhi wolą jednak motywować solidarność międzypokoleniową. W 2007 r. weszła w życie ustawa wprowadzająca karę trzech miesięcy więzienia za porzucenie rodzica. „.....(źródło )
Homoseksualna dziennikarka zaangażowana w promocję „małżeństw jednopłciowych” w USA, Masha Gessen przyznała, że „tęczowym” aktywistom wcale nie chodzi o uzyskanie dostępu do takiej instytucji. Pederaści i lesbijki chcą po prostu radykalnej redefinicji i ostatecznego zniesienia małżeństwa!”......”jest czymś oczywistym, żehomoseksualiści powinni mieć prawo do zawarcia małżeństwa, ale dla mnie równie oczywiste jest to,że instytucja ta powinna być wyeliminowana.(...) Z walką o małżeństwa homoseksualnezazwyczaj związane jest kłamstwo dotyczące tego, co zamierzamy zrobić z małżeństwem, gdy już uda się nam je wywalczyć.Kłamiemy, że instytucja małżeństwa nie ulegnie zmianie.”.....”Dodała, że „instytucja małżeństwa nie tylko się zmieni, ale powinna w ogóle przestać istnieć”. Gessen jest zwolenniczką stworzenia takiego systemu prawnego, który odzwierciedlał będzie rzeczywistość, w jakiej żyją niektóre osoby. Mówiła, żenie może znieść „fikcji, w jakiej żyje”. -Mam trójkę dzieci, które mają teoretycznie pięciu rodziców. Nie rozumiem,dlaczego nie powinny one mieć pięciu rodziców prawnie(...) Poznałam moją nową partnerkę, a ona właśnie urodziła dziecko.Jego biologicznym ojcem jest mój brat. Biologicznym ojcem mojej córki jest człowiek, który mieszka w Rosji. Mój adoptowany syn uważa go również za swojego ojca – więcej
„Rosjanie odprowadzają obecnie na rzecz PFRF 22 proc. zarobków. Jest to jednak za mało, by utrzymać system. Rosyjski budżet regularnie dokłada gigantyczne sumy do bieżących emerytur. „....”Z dziurą w dopiero powstającym funduszu emerytalnym borykają się też Chiny. Choć upowszechnianym stopniowo systemem emerytalnym jest objęte dopiero 35 proc. pracujących, do końca 2013 r. jego deficyt - według badań przeprowadzonych przez Bank of China i Deutsche Bank - ma wynieść 18,3 bln juanów (9,5 bln zł). Objęcie nim wszystkich Chińczyków niewiele pomoże. „....(źródło )
Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, we wtorek uchwaliła ustawęzakazującą "propagowania nietradycyjnych relacji seksualnych" wśród nieletnich.Za jej łamanie Duma wprowadziła kary administracyjne, w tymnawet do 15 dni aresztu. „....”Ustawa, która w pierwotnej wersji miała zakazywać "propagowania homoseksualizmu", ostatecznie zabrania dystrybucji informacji o "atrakcyjności nietradycyjnych stosunków seksualnych" oraz "równorzędności tradycyjnych i nietradycyjnych relacji". Zakazuje także "narzucania informacji wywołujących zainteresowanie takimi relacjami". "Działania" takie ustawa kwalifikuje jako "szkodzące zdrowiu dzieci". „.....” Natomiast w stosunku do cudzoziemców wprowadza - poza karą grzywny - deportację z terytorium FR, którą może poprzedzić areszt do 15 dni. „....”O jej nieuchwalanie apelowała do Federacji Rosyjskiej m.in. Unia Europejska. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton wezwała Rosję, by dotrzymywała swych narodowych i międzynarodowych zobowiązań, w tym tych podjętych w ramach Rady Europy jako sygnatariusz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. „....”W Moskwie ustanowiono nawet zakaz urządzania parad gejowskich przez najbliższe 100 lat „....(więcej )
Premier Chin, Li Keqiang zapowiedział, że od 1 sierpnia Pekin zaprzestanie poboru podatków od ponad 6 milionów małych przedsiębiorstw. „.....”Inicjatywy dotyczy podatku obrotowego i podatku VAT. Działanie te ma na celu zwiększenie dochodów tych przedsiębiorstw i zwiększenie zatrudnienia .Chińska Rada Państwa chce także ułatwić dostęp Chińczyków do handlu zagranicznego, poprzez uproszczenie procedur celnych i zmniejszenie opłat.”...”Ma to być odpowiedź Pekinu na spowolnienie wzrostu gospodarczego z 7,7% PKB do 7,5% w II kwartale 2013 roku „ ...(źródło)
Mises wykazał, że prywatna własność środków produkcji istniała jedynie z nazwy pod rządami nazistów. Rzeczywistym właścicielem środków produkcji był niemiecki rząd. Dlatego też to rząd, a nie nominalni właściciele, decydował o tym, co będzie wytwarzane, w jakiej ilości, w jaki sposób i komu będzie sprzedawane. Podobnie też ustalane były ceny oraz zarobki, a także wysokości dywidend, jakie mieli otrzymywać nominalni właściciele. Jak pokazał Mises,pozycja rzekomych właścicieli prywatnych była w zasadzie zredukowana do bycia rządowymi zarządcami.„.....”De facto państwowa własność środków produkcji — jak określał ją Mises — logicznie wynika zfundamentalnej zasady kolektywizmu przejętej przez nazistów. Stanowi ona, że dobro wspólne ma prymat nad dobrem prywatnym, zaśjednostka jest środkiem do osiągania celów państwa. Jeśli więc jednostka jest środkiem do osiągania celów państwa, to oczywiste jest, że jej własność także. Tak jak jednostka jest własnością państwa, tak to, co ona posiada, jest nią również. „.....”Taki był socjalizm zaprowadzony przez nazistów. Mises nazywał go socjalizmem na niemiecką lub nazistowską modłę.”...(więcej)
Gessen „ jest czymś oczywistym, że homoseksualiści powinni mieć prawo do zawarcia małżeństwa, ale dla mnie równie oczywiste jest to,że instytucja ta powinna być wyeliminowana.(...) Z walką o małżeństwa homoseksualnezazwyczaj związane jest kłamstwo dotyczące tego, co zamierzamy zrobić z małżeństwem, gdy już uda się nam je wywalczyć.Kłamiemy, że instytucja małżeństwa nie ulegnie zmianie.”.....”Dodała, że „instytucja małżeństwa nie tylko się zmieni, ale powinna w ogóle przestać istnieć”. Bez małżeństwa nie ma rodziny , a bez rodziny nie ma cywilizacji . Co najlepiej pokazuje upadek cywilizacyjny opartej na ustroju socjalizmu niemieckiego Europy . Upadek gospodarczy i społeczny pokazuje że socjaliści i lewactwo odniosło sukces , tak jak śmierć chorego człowieka oznacza sukces pasożyta , który go opanował Lewacka propaganda na całym obszarze panowania socjalizmu niemieckiego wbija ludziom do głowy zabobon ,że bez pruskich przymusowych ubezpieczeń społecznych pozdychają z głodu i na całym świeci rządy dążą do wprowadzenia u siebie tego pruskiego wynalazku Socjalizm na niemiecka lub nazistowską modłę jak nazwał Mises totalną kontrole nad gospodarką jak panowała w socjalistycznych hitlerowskich Niemczech i jaka panuje teraz w socjalistycznej Unii Europejskiej rozwinął się w absurdalny totalitarny koszmar Koncepcje socjalisty Hitlera , słynne Lebensborn aby wychować Nowego Socjalistycznego Człowieka są realizowane przez lewaków Wikipedia „Lebensborn (niem Źródło życia) – instytucja niemeicka ficjalnie funkcjonująca jako opiekuńczo-charytatywne stowarzyszenie Lebensborn e.V. „....”Lebensborn w założeniach miał stworzyć odpowiednie warunki w sieci swoich ośrodków do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”[1] poprzez odpowiednią selekcję kobiet i mężczyzn przeznaczonych do rozmnażania[1] w ramach demograficzno-politycznych założeń nazistowskiej polityki rasowej „.....” Opiekę nad rasowo i dziedziczno-biologicznie wartościowymi brzemiennymi, niezamężnymi matkami, które po dokładnym zbadaniu (tzw. badania rasowe) przez Lebensborn ich rodzin oraz rodziny reproduktora (np. oficera lub członka niemieckiej policji czy SS) dadzą gwarancję, że spłodzą równie wartościowe potomstwo. „...(więcej )
Profesor Hartman ,lewacki guru innego lewaka Palikota jest jednym z neohitlerowskich propagatorów eugeniki , a jego wykład to propagowanie współczesnej wersji socjalistycznej hitlerowskiej koncepcji Lebensborn , w której przyszli Polacy , niczym bydło będzie selekcjonowane genetycznie ( video Video Profesor Jan Hartman o pozwoleniach na posiadanie dzieci , oraz o prawie urzędników do zatwierdzania składu genetycznego ,oraz o kreowaniu różnych 'szczepów ' człowieka . Szczep rozumiany taj jak rozumiemy teraz rasę psów Wstrząsająca wizja przyszłości w Unii Europejskiej jaką ideolog Palikota i Milera przedstawił w wywiadzie z Miecugowa każdy powinien zobaczyć . Zarówno Hartman, jak Palikot , czy lesbijka Gessen budują ideologię neohitleryzmu Jaki będzie Europejski Socjalistyczny Raj , Państwo Dobrobytu , Welfare State . Rozbicie rodziny i jej zniszczenie oraz socjalistyczny system emerytalny skończy się niewolniczą pracą aż do śmierci i masowymi , przemysłowymi mordami starych ludzi nazwanymi przez lewaków eutanazją Ale reszta świata zaczyna dostrzegać szaleństwo i obłęd niemieckiego socjalizmu w Europie. I stawiają na normalność dodatkowo sankcjonując prawnie naturalne relacje rodzinne i wzajemną odpowiedzialność za siebie rodziców i dzieci Rosja jak widzimy realizuje koszmar Komorowskiego . Buduje na wzór chiński autorytarny kapitalizm. Rosja postawiła tamę awangardzie lewackiej , czyli homo terrorowi w stosunku do dzieci , a teraz rozpoczęła odwrót od pruskiego , eksploatującego i niszczącego rodzinę pruskiego modelu emerytalnego . Rosja nie chce wejść za Komorowskim na „ europejską drogę do dobrobytu i bezpieczeństwa „I nie ma co się dziwić .ta europejska drogą jest drogą do nędzy , zacofania , prymitywizmu i barbarzyństwa. Hans-Hermann HoppeTłumaczenie: Marcin Zieliński „ Intelektualna przykrywka dla socjalizmu„ ….” Oczywiście, część socjalistów może być zwyczajnie zła. Mogą oni nie mieć nic przeciwko nędzy, w szczególności, gdy jest to nędza innych ludzi, podczas gdy oni sami są odpowiedzialni za rządzenie i czerpią z tego tytułu korzyści. „....”istnieje nieunikniony związek pomiędzy socjalizmem i niskim standardem życia”.....(więcej)
Kaczyński, PiS proponuje „System kanadyjski, zwany też emeryturą obywatelską, polega na zagwarantowaniu przez państwo jednakowego świadczenia dla wszystkich obywateli, którzy płaciliby jednakową niską składkę. „....”Dwa lata temu pomysł wprowadzenia systemu kanadyjskiego rzucił lider PSL Waldemar Pawlak. Według jego szacunków składka miała wynosić 120 zł miesięcznie, co w przyszłości miało przynieść ok. 1000 zł emerytury. PSL chętnie wróciłoby do niego. – Niestety nasz liberalny koalicjant nie chce poprzeć liberalnego pomysłu – mówi rzecznik PSL Krzysztof Kosiński. „.....”System kanadyjski był też postulowany przez Centrum im. Adama Smitha. Według projektu Centrum miałby być finansowany z podatków ogólnych, a nie składek płaconych do ZUS. Szacunkowa emerytura obywatelska miałaby wynosić 900 zł.To uczciwy i realistyczny system. Obecnie obowiązujący upadnie, co widzimy np. w Grecji. A sytuacja demograficzna i gospodarcza powoduje, że przez najbliższe pół wieku nie ma szans na wzrost emerytur– uważa wiceszef Centrum Andrzej Sadowski. ..( więcej)
O wieku emerytalnym będą rozmawiać od środy w Sztokholmie przywódcy państw Europy Północnej. Według premiera …..będą musieli w przyszłości pracować do 75 roku życia, zmieniając częściej zawód, nawet w późniejszym wieku „....”Wiek emerytalny będzie jednym z głównych tematów rozpoczynającego się w środę w Sztokholmie Northern Future Forum, dwudniowego spotkania 9 premierów państw Europy Północnej. Przyjazd zapowiedzieli przywódcy państw nordyckich, bałtyckich oraz Wielkiej Brytanii. Politycy mają dyskutować o "aktywnym starzeniu się" oraz "elastycznych warunkach pracy" „....(więcej)
Chcesz płacić do ZUS tylko 120 zł? Jeżeli się zgodzisz, będziesz miał niską emeryturę, ale będziesz więcej zarabiał. Takie pytanie w referendum chce zadać Polakom wicepremier Waldemar Pawlak”…Pawlak chce, żeby wszyscy płacili jednakową, niewielką składkę, i to tylko do ZUS. - W zamian na starość każdy dostałby emeryturę wystarczającą na przeżycie bez pomocy opieki społecznej. Ta emerytura dla wszystkich byłaby jednakowa- mówi wicepremier. Ile mogłaby wynosić? - Powinna pozwolić godnie żyć. Na dzisiejsze warunki mogłoby to być 1200 zł.”…” Pawlak chce o referendum rozmawiać z innymi członkami rządu. Emerytury to teraz wśród członków gabinetu jeden z najgorętszych tematów. Co roku państwo dopłaca do nich ponad 40 mld zł. Na dłuższą metę budżet tego nie wytrzyma.”… ( więcej )
Jan IwanikEmerytura obywatelska „....”W miejsce systemu emerytalnego ZUS + KRUS + OFE Centrum im. Adama Smitha proponuje wprowadzenie nowego systemu „emerytury obywatelskiej”.  Na podstawie dostępnej w Internecie konferencji prasowej Roberta Gwiazdowskiego i Andrzeja Sadowskiego promującej ten pomysł[1] uważam, że mija się on z celem. Swoją opinię o emeryturze obywatelskiej opieram na przekonaniu, że dobrowolność jest dobra, a przymus (w tej dyskusji reprezentowany przez przemoc państwową) jest zły. Każde rozwiązanie, które minimalizuje przymus wobec obywateli, jest dobre. Rozwiązanie, które tego nie osiąga, jest stratą czasu”......”Emerytura obywatelskaEmerytura obywatelska ma być systemem równych emerytur w wysokości 900 zł netto, które będzie otrzymywać każdy obywatel w wieku emerytalnym. System byłby finansowany z budżetu, a więc z różnego rodzaju podatków i opłat pobieranych przez aparat podatkowy także dzisiaj.Zaletą emerytury obywatelskiej jest prostota. Emerytury są wypłacane z budżetu, toteż nie trzeba opłacać składek emerytalnych ZUS. Nie trzeba też rozstrzygać, kto należy do jakiego systemu: ZUS, KRUS, OFE, mundurowe, specjalne. Nie trzeba wyznaczać wysokości emerytur za pomocą skomplikowanych algorytmów i rozporządzeń. Obniża to koszt funkcjonowania administracji emerytalnej.Autorzy propozycji chcą też promować produkowanie nowych podatników, przyznając wcześniejsze emerytury rodzicom. źródło
Jan Maria Jackowski informuje: „9 marca 1943 r. hitlerowcy wydali rozporządzenie "zezwalające" polskim kobietom oraz przedstawicielkom innych "niższych rasowo" narodów na zupełnie bezkarne zabijanie poczętych dzieci.”....Akurat prawodawstwo hitlerowskie wprowadzone w Polsce podczas okupacji wskazuje, że Adolf Hitler może być uznany za patrona zwolenników aborcji. „......”Doktor Erhard Wetzel, hitlerowski ekspert od polityki ludnościowej, rozwijał te koncepcje. 27 kwietnia 1942 roku pisał w Berlinie: "Wszystkie środki, które służą ograniczeniom rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzanie płodu musi być na całym obszarze Polski niekarane. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie tolerowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. „... (źródło ) Marek Mojsiewicz

W sferze gigantycznego zadłużania widać coraz większą samowolkę MF i przysłowiową jazdę po bandzie Musi być naprawdę bardzo źle z polskimi finansami publicznymi skoro w szczycie sezonu urlopowego, w upale w którym wyginają się kolejowe szyny, a miliony Polaków szturmują glinianki, MF J. V. Rostowski musiał rozpaczliwie pożyczyć blisko 6 mld zł w ramach ostatniej emisji obligacji. Stało się to kilka dni temu, mimo, że jeszcze niedawno MF deklarował, że w wakacje nie będziemy musieli się zadłużać - czyli sprzedawać polskich obligacji. Ewidentnie więc widać jak bardzo dramatycznie w kasie państwa brakuje pieniędzy skoro musieliśmy niespodziewanie w pierwszych dniach sierpnia sprzedać  obligacje SP za 5,7mld zł, a więc więcej niż pierwotnie planowano  (3-5mld zł). Trafił w samo sedno senator G. Bierecki w senackiej debacie o zniesieniu 50 proc. progu oszczędnościowego stwierdzając: "rząd nie ma pieniędzy, żeby płacić rachunki i wywiesza białą flagę".

Oczywiście większość z blisko 6 mld zł obligacji nabyli jak zwykle inwestorzy zagraniczni, w tym banki działające w Polsce. Mimo zrealizowania już planu zapożyczania Polski na ten rok, które MF wykonał już w 95 proc. z łącznej zaplanowanej puli w wysokości 145mld zł, to i tak będzie musiał jeszcze zadłużyć nas i przyszłe pokolenia na kolejne 15-25mld zł, bo wyszła mu większa dziura budżetowa. Wygląda na to, że tegoroczne potrzeby budżetowe brutto Polski wzrosną do kwoty 165-170 mld zł. To absolutny dramat i wielki garb na plecach młodych Polaków. Już od września MF J. V. Rostowski będzie pewnie zaciągał nowe długi, a konto przyszłego jeszcze bardziej dziurawego budżetu państwa na 2014 r. Kolejnego budżetu widma, budżetu-zombi, autorstwa J. V. Rostowskiego. Trzeba będzie wyemitować znowu nową wielką górę polskich obligacji, za które trzeba będzie zapłacić jeszcze drożej. Tym bardziej, że pierwsze 4 miesiące 2014 r. będą bardzo ciężkie dla polskich finansów publicznych.

Na początek 2014 r. przypada bowiem kumulacja odkupienia przez SP dużej puli polskich obligacji. Trzeba będzie wykupić stare długi krajowe na blisko 52 mld zł z czego 30mld zł znajduje się w rękach podmiotów zagranicznych, w tym banków, a długów w walutach zagranicznych tylko w styczniu i lutym 2014r. trzeba będzie wykupić za "bagatelka" ok. 3,5mld euro. To tym bardziej niebezpieczna sytuacja, że MF J. V. Rostowski ciągle myli się w rachunkach. Od 2007 r. jak donoszą media w rachunkach budżetowych pomylił się, aż o 88mld zł. Nie bardzo też wiadomo dlaczego MF zadłuża nasz kraj na wyrost, pół roku wcześniej w ramach tzw. prefinansowania. Dlaczego tak gwałtownie przyspiesza zbliżającą się katastrofę bankructwa i kosztów odsetkowych nie do udźwignięcia. Strategia zarządzania długiem daje w tym wypadku całkowicie wolną rękę naszemu "Sztukmistrzowi z Londynu".

W tej sferze gigantycznego zadłużania obecnych i przyszłych pokoleń Polaków widać coraz większą samowolkę MF i przysłowiową jazdę po bandzie i to bez żadnych pasów bezpieczeństwa. Polski Parlament o tym szaleństwie pożyczkowym dowiaduje się z reguły ostatni, gdy trzeba już zawieszać próg ostrożnościowy. Może się okazać, że na przełomie 2013/2014 trzeba będzie zawieszać kolejny 55 proc. dług ostrożnościowy, bo już chodzimy po linie i na granicy tego progu. Nowe zasady liczenia długu publicznego wprowadzone przez MF J. V. Rostowskiego spowodują, że polski Sejm i Senat znów dowiedzą się o problemie post factum. Oby nie okazało się, że o złamaniu art. 216 ust. 5 Konstytucji RP władza ustawodawcza dowie się od rządu i MF gdy będzie już po herbacie. Żeby tak się stało nie trzeba wiele, wystarczy jeszcze nieco większy deficyt budżetowy i znaczniejsze osłabienie polskiego złotego. Gdy dojdzie jednak do krachu niewypłacalności, odpowiedzialność polityczną ponosić będą wszystkie ośrodki władzy, a nie tylko rząd i MF, który wtedy już najprawdopodobniej będzie wydawał swą brytyjską emeryturę na Malcie lub w Londynie. Jeśli jeszcze jak twierdzi główny ekonomista banku Goldman Sachs od września FED zacznie przykręcać śrubę w związku z tzw. luzowaniem polityki pieniężnej, rynki mogą się rzucić hurtowo do wyprzedaży obligacji w tym również polskich. Jesienią więc może się zrobić bardzo gorąco wokół polskiego długu, a obligacje SP  z ciepłych bułeczek modą zamienić się błyskawicznie w niejadalny zakalec. Janusz Szewczak

Gwiazdowski: Na emeryturze wszyscy emeryci powinni dostać po równo Z profesorem ROBERTEM GWIAZDOWSKIM rozmawia Rafał Pazio. NCZAS: Kto mógłby wyjść naprzeciw oczekiwaniom Polaków, żeby zrobić coś z wysokimi emeryturami mundurowych? GWIAZDOWSKI: Mundurowi mają swoje emerytury resortowe. W budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej więcej jest chyba na emerytury niż na samoloty. To przecież pieniądze budżetowe. Ja ciągle mówię, że emerytura jest świadczeniem. Na emeryturze wszyscy emeryci powinni dostać po równo. Górnicy tyle samo co salowe. Wbrew temu, co twierdzi premier Donald Tusk, nie ma żadnego powodu, żeby górnicy dostawali wyższe emerytury. Dlatego, że ciężko pracują, powinni dostawać wyższe pensje, a nie wyższe emerytury. Kiedy przestaną pracować, nie będą siedzieli pod ziemią w kopalni – i wtedy, można powiedzieć, będą mieli taki sam żołądek jak salowa, która przyniesie im nocnik w szpitalu, w którym się znajdą, kiedy już nie będą mogli chodzić. Mimo że premier stanowczo mówił, że emerytury górnicze zreformuje, to jednak dziś mówi, że tego nie zrobi. Państwo nie powinno utrzymywać emerytalnych różnic pomiędzy górnikiem a salową. Nie jest od tego. Przecież przywileje emerytalne górników opłacą podatnicy, także salowe. Ale to nie dociera do polityków, nie zmieniają wszystkich tych przywilejów. Walczą o głosy, a nie oto, żeby było w kraju lepiej. Raz obiecają coś górnikom, raz obiecają coś rolnikom, innym razem obiecają coś komuś innemu i tak lawirują. Liczą na to, że ciemny lud nie pamięta, co obiecywali dwa dni wcześniej komuś innemu. Te obietnice są sprzeczne ze sobą, ale model prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z 1995 roku okazał się jak najbardziej skuteczny i wszyscy go popierają. Wygrał dlatego, że rano obiecywał co innego niż po południu w innym miejscu. Dopóki nie dojdzie do kryzysu, Polacy nie będą otwarci na zmiany i chętnie będą słuchać obietnic? To kryzys wymusza zmiany. Doszliśmy do muru z napisem „poziom zadłużenia” i to wymusiło zmiany. Następnym murem będzie brak pieniędzy w budżecie, żeby wypłacić emerytury. Wtedy zmienimy system emerytalny. Nie żal Panu tak wysokich kosztów, zmarnowanych lat, w kontekście funkcjonowania wspólnoty narodowej? Bardzo mi żal, ale co mogę zrobić? Tylko pogadać. Ja się zgodziłem przed laty przyjąć karkołomną funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej ZUS-u, co groziło istotnym nadszarpnięciem mojego wizerunku. Zrobiłem to tylko i wyłącznie dlatego, żeby z tego stanowiska powiedzieć to samo, co mówiłem wcześniej, ale do większego grona. I tak mnie zagłuszano.

Ziemkiewicz: Parasol ochronny nad prezydentem czyli jak pozbyć się Tuska, a zachować Platformę?

Rafal Pazio Z RAFAŁEM ZIEMKIEWICZEM, publicystą i pisarzem, rozmawia Rafał Pazio.

NCZAS: Stwierdziłeś, że media są na odwilżowym etapie. Kogo dotyczy ta odwilż? Całego systemu czy Platformy Obywatelskiej? ZIEMKIEWICZ: Media wzięły pod ochronny parasol Bronisława Komorowskiego. W nim się upatruje nadziei na zachowanie status quo. Odwilżowością jest to, że wolno krytykować Tuska; nawet nie tylko krytykować, ale robić sobie z niego żarty. Media podążają za nastrojami społecznymi. Nawet najbardziej zagorzali TVN-owcy wiedzą, że chwalić Tuska to znaczy iść pod prąd i tracić widza. Wajchowi jednak pewnie myślą, jak by pozbyć się Tuska, a zachować Platformę. Partia ta sama, ale nie taka sama – jak to mówił niedawny jubilat Wojciech Jaruzelski.

Jaki, według Ciebie, ośrodek gra na Bronisława Komorowskiego. Jest ich kilka, zwalczają się?

Ja nie należę do tych dziennikarzy, którzy penetrują środowiska władzy i są w stanie powiedzieć, jak wyglądają koteryjne układy, kto jest z kim spokrewniony i jak działa wymiana przysług. Trudno jest mi wskazywać konkretne grupy polityczne. Niewątpliwie ta władza ciągnie za sobą rozmaite układy interesów, niekiedy bardzo drobnych, a niekiedy wielkich. To są całe struktury, które żyją z układu, bezradności państwa, niemożności administracyjnej, z którą mamy na co dzień do czynienia. One są żywotnie zainteresowane tym, żeby nie zostać odstawionym od żłoba. Kiedy Donald Tusk jest słaby, zaczyna robić szalone ruchy i nie liczy się ze swoim wiernym wojskiem – zaczyna się szukanie nowego patrona. Tusk zauważył to zjawisko i złożył deklarację, że nie będzie się starał o stanowisko europejskie. To nie musi być prawdą, ale niewątpliwie gość, który wybiera się do Brukseli, daje układowi sygnał do podjęcia rozpaczliwych działań. Powiedziałeś, że nad Bronisławem Komorowskim rozłożony jest parasol ochronny, a przecież można znaleźć wiele kompromitujących wpadek. Dlaczego warto je pokazywać? Generalnie warto dostarczać ludziom informacji. Kiedy media nie są sługami swoich odbiorców, ale swoich właścicieli, kiedy się nad tymi mediami sprawuje polityczną kontrolę, metodami putinowskimi, a tak jest w ogromnym stopniu w III Rzeczpospolitej – zawsze jest podejrzenie, że ta kompromitacja jest wybiórcza. Z jednej strony pojawiają się materiały, które mają kompromitować ludzi niewygodnych dla centrum władzy, z drugiej strony są ci, którzy są pod ochroną, nawet jeśli ktoś ich nagrał. Póki są grzeczni, nigdzie to nagranie nie zostanie ujawnione. Polacy to wiedzą i podchodzą ostrożnie do wszelkich tego rodzaju demaskacji. To, co miało kogoś skompromitować, przysparza mu współczucia i poparcia.

Korwin-Mikke: O jaki elektorat musimy zabiegać? Co różni od nas Wiplera i Gowina? Od lat widać, że Lewica zdechła. Co jakiś czas pokrzykuje, że trzeba się odmłodzić – ale to „odmłodzenie” wychodzi średnio: Ruch Ralikota oparł się na dwóch grupach: zwolennikach Wolnych Konopi, którzy przy pierwszej okazji przeskoczą do nas – bo wcale nie uśmiecha się im dalsze przebywanie w jednym obozie w komunistami ani z drugim odłamem młodzieży, czyli rozmaitymi seks-dziwadłami. W efekcie poparcie dla Ruchu Palikota zdecydowanie spada! Polska dzieli się obecnie według wieku. Ludzie starsi gremialnie popierają PiS – bo ten obiecuje w gruncie rzeczy powrót do PRL-u – tylko pod chrześcijańskim szyldem. A cóż może być lepszego od komunisty, jak nie pobożny komunista? Przy tym WCzc. Jarosław Kaczyński udowodnił, będąc premierem, że nic strasznego (wbrew wrzaskom PO-wiaków) nie zrobił, Polska się nie rozwaliła – a dla swojego elektoratu (i dla wszystkich zresztą!) zrobił rzecz wysoce cenioną: zniósł podatek spadkowy i od darowizn w obrębie rodziny. Prezes PiS wygłasza też miłe starszej części społeczeństwa filipiki przeciwko Niemcom i Rosjanom, przy okazji dokładając Ślůnzokom. I to daje dodatkowe plusy w oczach ludzi, po których rodzicach przejechał walec okupacji hitlerowskiej i stalinowskiej. I odbiera trochę głosów narodowcom. Przy okazji warto jednak porównać politykę p.Wiktora Orbána z polityką WCzc. Jarosława Kaczyńskiego. Premier Węgier nie wygłasza tyrad antyniemieckich, nie grozi Rosji wypowiedzeniem wojny z powodu „Katynia” czy „Smoleńska” (a mają o co mieć do Rosjan pretensje!) – natomiast od 1 stycznia wyrzuca z Budapesztu placówkę Międzynarodowego Funduszu Walutowego; oczywiście najpierw spłaci (przed terminem!) ostatnią ratę pożyczki, jakiej jego państwu udzielił MFW. I bardzo grzecznie za tę pożyczkę Funduszowi podziękował – choć żaden rozsądny człowiek nie ma złudzeń, czym ten „Fundusz” tak naprawdę jest. W tej grupie wiekowej niezmordowanie pracuje kol. Stanisław Michalkiewicz. Wśród felietonistów bowiem Prawica bryluje niepodzielnie. Śp. Mirosław Dzielski, śp. Maciej Rybiński, p. Rafał A. Ziemkiewicz, Michalkiewicz i niżej podpisany – po prostu nie mamy na Lewicy konkurentów. Dzielski oddziaływał na ludzi „Solidarności”, Michalkiewicz usiłuje trafić do ludzi związanych z Kościołem, ja staram się nawrócić dawnych partyjniaków – ale najtrudniejszą działkę ma właśnie Michalkiewicz. Obawiam się jednak, że wlewa tę prawdę w uszy
ludziom, którzy chyląc ku ziemi poradlone czoło, takie widzą świata koło, jakie… no właśnie: w tym kredowym kole mieści się Jarosław Kaczyński i o. Tadeusz Rydzyk. Od biedy p. Zbigniew Ziobro (CEP). Jarosław Kaczyński jest typową owcą w wilczej skórze: udaje straszliwie groźnego prawicowca, a w rzeczywistości jest barankiem, pod którego futerkiem spokojnie przechowują się rozmaite wszy post-PZPR-owskie, gangsterzy związkowi i inne lewicowe barachło. Pod warunkiem oczywiście, że chodzą regularnie na msze. Ponieważ Prezes PiS biega za „Prawicę”, przeto starannie stara się unicestwić Prawicę – a także jeszcze groźniejszą pseudo-Prawicę. Ostatnio na Jasnej Górze miało dojść do jakiegoś porozumienia z Solidarną Polską – formacją jeszcze bardziej lewicową niż PiS. Różnica między nimi jest zresztą ideowo niewielka – tylko personalne tarcia mogłyby temu zjednoczeniu łże-Prawicy przeszkodzić. Ludzie w wieku średnim masowo głosowali na PO. W tej chwili są do PO mocno rozczarowani – i zastanawiają się tylko: „Gowin, Korwin czy Wipler?”. Program WCzc. Jarosława Gowina może przyciągnąć ludzi związanych z Kościołem, program WCzc. Przemysława Wiplera – ludzi establishmentu, którzy chcieliby poważnych zmian, jednak bez naruszania podstaw ustroju… Natomiast młodzież… Na spotkania ze mną przychodziły tłumy wielotysięczne – ale to z okazji wyborów. Teraz na horyzoncie ledwo majaczą mało ważne wybory do Unioparlamentu – a przychodzą tłumy, właśnie młodzieży. W Białymstoku, w samym środku wakacyj, przyszło prawie 400 osób – prawie sama męska młodzież, 20-27lat. Ludzi nieco starszych kobiet – może 10%. Sam kwiat przyszłej Polski. I zapewne podobnie jest na spotkaniach narodowców – gdzie jednak głoszone są hasła bardziej populistyczne, z narodowo-socjalistycznymi włącznie. Stanisław Michalkiewicz podejrzewa, że jakieś odłamy bezpieki i establishmentu usiłują wzbudzić i osiodłać ten ruch – rozumiejąc, że da się przy takiej ideologii nadal spokojnie kraść, bo ci rzekomi „narodowcy” są w istocie „państwowcami”. Ich celem wcale nie jest dobro Narodu – ich celem, przynajmniej bezpośrednim, jest stworzenie silnego państwa. Ci „narodowcy” wcale nie wierzą w Naród – i wbrew przykładowi Łotyszów, Kurdów czy Żydów wierzą, że naród bez własnego państwa musi zdechnąć. Wynika to nie z ich złej woli, tylko stąd, że nie potrafią wyobrazić sobie państwa, np. monarchii, rządzonego konserwatywnie. Przywykli do d***kracji – a w d***kracji, wiadomo: większośc narzuca swoje zasady i niszczy wszelkie mniejszości… My oczywiście nie mamy ochoty robić kontrrewolucji tylko po to, by nasza własność nie była już uspołeczniana ani upaństwawiana, a jedynie nacjonalizowana. Stąd poważne rozbieżności z populistyczną częścią narodowców. Jednak, co jest ważne, młodzież należy do tych dwóch obozów. Oczywiście większość młodzieży polityką się nie interesuje. Istnieją też łowcy posad – ze szczególnym uwzględnieniem posad w Unii – którzy siedzą przy PO lub przewidująco przyklejają się już do PiS. Mamy też grupki lewicowców – bardzo słabe – no i to całe LGBT. Jednak trzon myślącej politycznie młodzieży to Prawica. Co jest niesłychanie ważne: na ostatnich, tłumnych przecież spotkaniach prawie nie było studentów; ci albo są na wakacjach, albo dorabiają za granicą, by mieć z czego żyć w następnym roku akademickim. To jest zupełnie inna młodzież – która nie przychodzi po to, by słuchać błyszczących frazesów o „równouprawnieniu”, „samorealizacji”, „podmiotowości” itp. Ci ludzie przychodzą, bo chcą konkretnych zmian. Jakich? Najlepiej wyłożył to młody – jeśli tak określać kogoś mającego już jakieś 27 lat – człowiek w Sanoku. Są to ludzie, którzy chcą założyć własną firmę lub pracować w jakiejś dobrze płacącej firmie – ale bez konieczności utrzymywania na swoich barkach trutniów ze świata polityki i biurokracji. Pragną po prostu Wolności.

Powtórzmy to raz jeszcze: dzisiejsi przedsiębiorcy, jeśli utrzymali się na powierzchni, to przebili się przez barierę, weszli w układy – i patrzą na „korwinizm” jako na mrzonki młodości: „idee ideami, ale żyć trzeba; da się w łapę urzędnikowi, da się mafii – i można mieć dobrą chałupę i kilka samochodów”. Dla nich wolny rynek oznacza, że pojawi się 200 nowych firm tej samej branży, konkurencja zmusi ich do obniżenia cen, a więc zmniejszy im zyski. To, że wskutek spadku cen w gruncie rzeczy będą żyli lepiej – to już jest poza zasięgiem ich doświadczenia zawodowego! To jest bajka o żelaznym wilku… Nasz elektorat to drobni przedsiębiorcy, likwidowani przez władzę, zblatowaną z wielkim i średnim businessem, ludzie „szarej strefy” (nie „czarnej” – ci świetnie w niej żyją i boja się, że wolny rynek zlikwiduje ich marże zysku; z czego będzie żył przemytnik, jak nie będzie ceł?) – ale przede wszystkim ludzie, którzy chcą założyć firmę, lecz boją się zmierzyć z przerażającą biurokracją. Do nich nie przemówi Przemysław Wipler. Oni chcą radykalnego zerwania strupa biurokracji. Chcą przewrotu usuwającego skorumpowaną warstwę polityków. Nie liczą na dotacje z Brukseli – chcą zerwania z federastami! To wspaniali ludzie. Z ich pomocą rozwalimy ten system – pilnie bacząc, by burząc mury, nie rozwalić jednocześnie fundamentów. A co do tej skorumpowanej wierchuszki… Cóż, mogę tylko powtórzyć: jeśli my nie powsadzamy ich do więzień, to za rok-dwa narodowcy po prostu ich wyrżną. Tylko że wtedy mogą polecieć również fundamenty… JKM

ANTYTERRORYZM – METODA PROPAGANDY Przez wiele lat władze PRL udzielały schronienia międzynarodowym terrorystom. W Polsce gościli m.in. Abu Nidal (z al-Fatah), Abu Daud (jeden z przywódców Czarnego Września), syryjski handlarz bronią Monzer al-Kasser, Gudrun Ensslin (z Frakcji Czerwonej Armii), a nawet uznawany w owym czasie za najgroźniejszego terrorystę świata -Ilijicz Ramirez Sanchez. Oficjalnie odwiedzali Polskę w celach rekreacyjnych lub rekonwalescencyjnych, nieoficjalnie - przechodzili szkolenia w jednostkach wojskowych i wspólnie z peerelowską bezpieką robili u nas interesy, głównie na handlu bronią.  Pamięć o przyjaznym kraju nad Wisłą, musi być nadal żywa wśród terrorystów, skoro to właśnie III RP stała się bazą wypadową dla grupy organizującej zamach na bułgarskim lotnisku Burgas w lipcu 2012 roku. Zdarzenie miało miejsce w czasie Euro2012, gdy w Polsce (przynajmniej teoretycznie) obowiązywały szczególne środki bezpieczeństwa. Powiązani z Hezbollahem - Hassan El Hajj Hassan i Meliad Farah przylecieli do nas samolotem w czerwcu 2012 roku, a następnie bez najmniejszych problemów wyjechali z Warszawy do Burgas pociągiem. Wywieźli ze sobą najważniejsze elementy bomby użytej w zamachu na autobus z izraelskimi turystami: detonator i urządzenie pozwalające na jego zdalne uruchomienie. Polskie służby nie tylko nie wiedziały o ich pobycie, ale po ujawnieniu tego faktu, nie były w stanie ustalić, z kim dokładnie kontaktowali się terroryści na terenie kraju. „Mamy do czynienia z kolejną kompromitacją polskich służb i polityków za nie odpowiedzialnych. To poważny cios w naszą reputację i wiarygodność w Europie” - ocenił wydarzenie Antoni Macierewicz. Rzecz jest tym bardziej bulwersująca, że służby III RP musiały w tym czasie otrzymywać ostrzeżenia o pobycie terrorystów. W kwietniu 2012 roku były oficer izraelskich służb specjalnych Juval Aviv w wywiadzie dla TVP Info oświadczył wprost: „Uważam, że terroryści są już w Polsce od jakiegoś czasu. Sprawdzają lokalizacje, zajmują się logistyką, planowaniem. Euro 2012 to dla nich potencjalny cel. Tym razem mogą uderzyć w transport masowy: pociągi czy autobusy, a także w dworce czy hotele, czyli miejsca, gdzie gromadzą się ludzie. Tam łatwo jest zaparkować ciężarówkę z materiałem wybuchowym czy dokonać zamachu samobójczego.” Jeśli oficer Mossadu zdecydował się na publiczną wypowiedź i sformułował tak wyraźne ostrzeżenie, można przypuszczać, że polskie służby otrzymywały równie mocne sygnały przekazywane kanałami niejawnymi. Fakt, że islamscy terroryści mogli bez problemów wjechać i wyjechać z naszego kraju, pozwala sądzić, że ostrzeżenia te zostały zignorowane. Informacja o uczynieniu z Polski bazy wypadowej dla zamachowców kompromituje oczywiście wszystkie służby III RP i po raz kolejny potwierdza ich nieudolność i brak profesjonalizmu w realnych działaniach antyterrorystycznych. W żadnym stopniu nie jest to ocena zaskakująca, bo pod rządami PO-PSL wielokrotnie dochodziło do podobnych sytuacji. Mocnym sygnałem była już sprawa zabójstwa w Pakistanie polskiego geologa Piotra Stańczaka. Poświęcony temu wydarzeniu raport BBN z czerwca 2009 roku wskazywał na rozliczne zaniedbania ze strony służb i rządu Tuska, ujawniał bezmiar indolencji, pozorność i brak koordynacji działań. Kilka miesięcy później, we wrześniu 2009 roku, w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło z Polski pięciu Afgańczyków - uczestników szkolenia S.E.N.S.E zorganizowanego przez MSZ. W doniesieniach medialnych podkreślano, że uciekinierzy mogli być sympatykami afgańskich talibów, a ich zniknięcie może mieć związek z planowanym zamachem terrorystycznym w Polsce, lub w którymś z krajów europejskich. Odpowiedzialna za ochronę kontrwywiadowczą ABW nie potrafiła określić, co stało się z Afgańczykami, zaś politycy PO bagatelizowali wydarzenie. W tym samym czasie, Scott Stewart, ekspert ds. bezpieczeństwa ze Stratfor Global Intelligence ostrzegał, że istnieje możliwości ataku terrorystycznego w Polsce. Wiemy również, że w kwietniu 2010 roku wywiad III RP zlekceważył informację służb zagranicznych o możliwości ataku na samolot kraju Unii Europejskiej. Ostrzeżenie było precyzyjne, gdyż informowano, że celem zamachu może być któryś z przywódców europejskich. Ta niebywała nieudolność i ignorancja stoi w rażącej sprzeczności z realnymi uprawnieniami, jakimi rząd Tuska – zawsze pod hasłem „walki z terroryzmem”, obdarzał służby specjalne. Okazuje się, że nie służyły one bezpieczeństwu państwa i obywateli, lecz miały umocnić władzę grupy rządzącej i wpływy jej „zbrojnego ramienia”. Ustawa o zarządzaniu kryzysowym pozwoliła zatem zbudować system nadzoru nad przedsiębiorcami i uczyniła z ABW faktycznego decydenta w sprawach gospodarczych. Ustawa o ochronie informacji niejawnych nadała szefowi ABW pozycję krajowej władzy bezpieczeństwa oraz m.in. prawo do wydawania uprawnień dostępu do informacji niejawnych. Powołane w 2008 roku Centrum Antyterrorystyczne ABW (CAT) wykorzystano zaś do sporządzenia żałosnego „raportu w sprawie incydentu gruzińskiego” oraz do inwigilacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia. Szczególnie rozległe kompetencje służby specjalne otrzymały przed Euro2012. Wytworzono wówczas propagandową atmosferę zagrożenia terrorystycznego - tylko po to, by na podstawie ustawy o zapewnieniu bezpieczeństwa nadać służbom prawo stworzenia ogromnej bazy danych o obywatelach, którzy z punktu widzenia władzy „stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Przyjęta w tym czasie nowela ustawy o Policji pozwoliła natomiast zatrudnić w roli „stróżów porządku” zastępy źle wyszkolonych funkcjonariuszy, w tym osoby bez wykształcenia średniego, skazane za wykroczenia lub czyny chuligańskie. W ramach przygotowań do Euro uchwalono także ustawę o wymianie informacji z organami ścigania państw członkowskich Unii Europejskiej. Zawarte w niej procedury rozszerzały wymianę informacji o polskich obywatelach na organizacje międzynarodowe oraz państwa niebędące członkami UE. W powołanych na mocy ustawy „punktach kontaktowych”, funkcjonariusze służb uzyskali bezpośredni dostęp do wszystkich baz danych na temat obywateli. Co więcej - informacje zawarte w tych bazach są przekazywane do każdego państwa świata, bez czyjejkolwiek zgody i wiedzy. W praktyce oznacza to, że najbardziej poufne informacje o obywatelach polskich mogą bez przeszkód trafić do takich państw jak: Rosja, Chiny, Kuba czy Białoruś. Należy wspomnieć, że zakupione wówczas za ogromne pieniądze różnego rodzaju „zestawy przeciw-uderzeniowe”, paralizatory, armatki, „środki ogłuszające”, śmigłowce i specjalistyczne „kibitki” do przewozu kibiców – wyposażyły służby w sprzęt przydatny do pacyfikowania zgromadzeń i manifestacji. O ich rzeczywistym przeznaczeniu mogliśmy się przekonać już podczas obchodów Święta Niepodległości w roku 2012. Hasło „walki z terroryzmem” jest ulubionym wytrychem wszystkich reżimów dążących do władzy totalitarnej. Propagandowy argument o „bezpieczeństwie państwa i obywateli” pozwala bowiem poszerzać uprawnienia służb, inwigilować społeczeństwo i ograniczać prawa obywatelskie. Informacja o pobycie islamskich terrorystów niesie zatem ważną wskazówką. Nie tylko weryfikuje profesjonalizm polskich służb, ale pozwala ocenić intencje rządzących związane z bezpieczeństwem obywateli. Świadczy, że rząd Tuska stworzył państwo całkowicie bezbronne i wystawione na największe zagrożenia. Reżim komunistyczny udzielał azylu terrorystom, bo tak chciała Moskwa - światowa stolica terroryzmu. Jeśli w III RP zamachowcy mogą czuć się swobodnie i traktować nasz kraj jako kanał przerzutowy, albo bazę wypadową, zawdzięczamy to również temu, że nigdy nie przecięto patologicznych więzów łączących nas z PRL, a ludzie bezpieki do dziś mają wpływ na służby specjalne. Aleksander Ścios

Na marginesie lemańszczyznyGdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych - każdy swego” - nawoływał szlachtę Klucznik Gerwazy w przededniu inwazji Napoleona na Rosję. Jak wiadomo, Gerwazemu nie chodziło o cesarza Aleksandra; nawet gdyby chciał, pewnie nie mógłby dosięgnąć go swoim „Scyzorykiem” - ale Sędziego Soplicę już prędzej. Tym bardziej, że ten Sędzia, cały swój majątek zawdzięczał Targowicy („Dano mi dobra? Wziąłem!”). Jakby on nie wziął, to wziąłby gorszy, to jasne, więc czemu miałby nie wziąć, jak dawali? Chyba lepiej, jak majątek weźmie porządny, niż łajdak. „Azali tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne”? Zatem - kiedy na świecie, który przez finansowych grandziarzy już całkiem został zapętlony do tego stopnia, że światły i wpływowy Chińczyk Sung Hongbin zwierzył się wicepremieru Waldemaru Pawlaku, że nie ma rady; na świecie musi wybuchnąć wojna - zatem kiedy na świecie trwają przygotowania do wojny i na przykład Amerykanie ewakuowali coś około 20 ambasad - w naszym nieszczęśliwym kraju wydarzenia toczą się wolno, niczym ropa z rozjątrzonej rany. Serial z przewielebnym księdzem Wojciechem Lemańskim wprawdzie trwa nadal i on sam robi co może, żeby niezależne media głównego nurtu o nim nie zapomniały - ale wobec braku zainteresowania publiczności, angażowani są do niego publicyści z drugiej, a nawet trzeciej linii. „Póki gonił zające, póki kaczki znosił, Kasztan co chciał u pana swoje wyprosił. Zstarzał się. Aż z owego pańskiego pieścidła psisko stare, niezdatne, oddano do bydła” - pisze pozbawiony złudzeń ks. biskup Ignacy Krasicki. I taki właśnie los spotkał panią red. Aleksandrę Klich - bynajmniej nie dlatego, by się starzała; co to, to nie - bo kobiety się nie starzeją, tylko odmiennie dojrzewają. Jedne na podobieństwo soczystych gruszek-klapsów, a znowu inne - na podobieństwo fig, co to muszą się ucukrować i uleżeć, nawet po wielokroć, zanim będzie można wydobyć z nich słodkość. Ja oczywiście wiem, że to czysty przypadek - ale tak się akurat złożyło, ze pani red. Aleksandra Klich lata najlepszego swojego fartu miała w okresie, gdy ministrem obrony w rządzie premiera Tuska był Bogdan Klich. Niby nic - a jednak. Wprawdzie pani Aleksandra została rzucona na religijny, a nawet kościelny odcinek frontu ideologicznego, podczas gdy pan Bogdan, jako strategos - na odcinek wojskowy. Bo pan Bogdan Klich był strategosem - a w każdym razie, za takiego uchodził jako właściciel Instytutu Studiów Strategicznych w Krakowie, gdzie za pieniądze Fundacji Adenauera, która z kolei 95 procent swoich środków ma z subwencji rządu niemieckiego, inicjował otchłanne studia strategiczne nad rolą kultury żydowskiej z kulturze mniej wartościowego narodu tubylczego - i temu podobne. Kiedy jednak postanowił wycofać nasze niezwyciężone wojska z Iraku („tam wódz Araby gromi, a wzdycha do Kraju”), to nie potrafił odpowiedzieć na proste pytanie, czyśmy tę wojnę wygrali, czy nie. No bo jeśliśmy wygrali, to gdzie łupy, gdzie jeńcy i branki? A jeśliśmy przegrali - kto ma zostać postawiony pod ścianę? Oczywiście domyślam się, że odpowiadanie na takie pytanie pan minister Klich miał surowo zabronione od starszych i mądrzejszych - ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o zbieżność w czasie dobrego fartu tych obojga Klichów, chociaż jeden robił w wojsku, a druga - w Kościele. Ciekawe, że chociaż dobry fart Klichów przeminął, to sama zasada się nie zmieniła. Dzisiaj okres dobrego fartu ma pan poseł Rozenek, który robi w Sejmie, podczas gdy pani Rozenek robi, to znaczy - oczywiście bryluje - bodajże w telewizji. To oczywiście tylko zbieżność nazwisk, podobnie jak w przypadku Klichów - ale czy nie charakterystyczna? Wygląda na to, że w naszym nieszczęśliwym kraju aranżowanie dobrego fartu odbywa się schematycznie, żeby nie powiedzieć - mechanicznie. Ktoś bierze na chybił-trafił numer PESEL i patrzcie Państwo - akurat pada jak nie na Klichów, to na Rozenków. W taki również sposób powstają stare rodziny, które potem dorabiają sobie drzewa ginekologiczne od Rodryga Podkowy z drugiej wyprawy krzyżowej. Więc kiedy w żydowskiej gazecie dla Polaków widzę, jak pani Aleksandra Klich, co to dawniej robiła wywiady z biskupami, a oni skakali przed nią z gałęzi na gałąź, dzisiaj próbuje doszlusować do pierwszego szeregu płomiennych obrońców polskiego Kościoła przed jego biskupami, to nie mogę powstrzymać uczucia melancholii. Sic transit gloria - i niedawne egerie w ramach wdzięczności za nadymanie muszą dzisiaj pracować na obstalunek. Fortuna variablilis, Deus jak zwykle mirabilis - ale entre nous, powiedzmy sobie szczerze - cóż za upadek! SM

09/08/2013 Biblia jest księgą życia. Tam jest tyle nienawiści, przemocy, seksu, brutalności, że nie mógłbym się nią kierować”- twierdzi niejaki Kuba Wojewódzki- wielki autorytet lansowany przez lewicowe media- dla młodzieży. Razem z innym „autorytetem „dla młodzieży- Jurkiem Owsiakiem. Słowa te powiedział na Przystanku Woodstock , po tym jak dał się pierwszy raz sfotografować z modelką, Renatą Kaczoruk. A wiecie Państwo gdzie dał się” autorytet” sfotografować pierwszy raz ze swoja nową „partnerką”? Na premierze spektaklu: Wszyscy byli odwróceni”- w Muzeum Historii Żydów Polskich.(???) Akurat tam- bo nie było innego miejsca- na przykład podczas konkursu modelek. Ciekawe, że Biblia nie jest księgą życia dla pana Kuby Wojewódzkiego- a Talmud albo Koran? W każdym razie- Biblia – na pewno nie! Może kiedyś dowiemy się co sądzi o Talmudzie- jak przeczyta, czy Koranie- jak się zapozna.. W Biblii jest wiele nienawiści, seksu, brutalności- dlatego przeczytał ją, żeby wykorzystywać brutalność, seks i nienawiść w swoich programach. Bo kim Kuba nie jest? Show-menem, dziennikarzem, prezenterem, celebrytą? No i przede wszystkim człowiekiem lewicy, którego zadaniem jest deprawować młodzież prostactwem i chamstwem.. W roku 2010 agitował, żeby „obywatele”: glosowali na antychrześcijański Ruch Palikota. Powinien- już wtedy – przebrać się za biskupa, tak jak poseł Armad Rifiński. Ciekawe, co zrobił z tymi trzema prezerwatywami, które otrzymał od organizatorów Przystanku Sex, pardon- oczywiście Przystanku Woodstock, bo nie wiem czy Państwo wiecie, że organizatorzy wykosztowali się organizując po trzy prezerwatywy dla każdego zaproszonego dziennikarza…(???) Chyba w celu natychmiastowego ich użycia , bo chyba nie , żeby je zabrać do domu na pamiątkę.. Dla żony! Był zorganizowany Punkt Promocji Antykoncepcji na Przystanku Woodstock, firmowany- uwaga!- przez Towarzystwo Rozwoju Rodziny(???) Takie orwelowskie nazwy oznaczające co innego niż naprawdę. Ministerstwo Prawdy – oznaczało tak naprawdę- Ministerstwo Kłamstwa. Towarzystwo Rozwoju Rodziny- to Towarzystwo Rozbijania Rodziny.. Przy stoisku Promocji Antykoncepcji można było dowiedzieć się jak zakłada się prezerwatywę, w ramach Rozwoju Rodziny.. Nie wiem kto prezentował zakładanie prezerwatywy- może sam guru- Jurek Owsiak, może Kuba Wojewódzki, a może pan Grzegorz Miecugow- szef publicystyki TVN- wszyscy z jednego bitu ideologicznego.. Lewica trockistowska, „nowoczesna”, dobrze opłacana, zamożna.. Do robienia wody z mózgu ogłupionej młodzieży.. Pan Grzegorz będzie się prawdopodobnie sądził, po szczęśliwym dla niego przetrwaniu ma scenie” Szkła kontaktowego”, gdzie podszedł do niego młody człowiek i uderzył go kilka razy.. Pan Grzegorz wytrzymał uderzenie- wszak jest człowiekiem odpornym, bo ile można lać wodę propagandową przez lata i nie wiedzieć komu się służy- jako „ dziennikarz’. I jeszcze naucza młodych ludzi nieprawości i kłamstwa.. No i manipulacji. Znowu wyhoduje armię dziennikarzy ideologicznych.. Kontynuacja musi być! W końcu nawet największe” autorytety” nie są wieczne.. Młody człowiek wtargnął na scenę i uderzył „autorytet” TVN, trzymając w ręku tablicę z napisem „TVN kłamie’(???) To jest dopiero kłamliwa tablica..(???) Tylko TVN kłamie, a inne koncesjonowane stacje manipulacyjne? Nie kłamią? A co uprawiają? Może dziennikarstwo? Żyjemy w permanentnym kłamstwie propagandowym propagowanym przez wszystkie ośrodki dezinformacji i kłamstwa koncesjonowanego.. Od tego jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.. Żeby kłamstwa i manipulacji, przemilczeń- było jak najwięcej. Żeby” obywatele” nie mogli się w niczym połapać. No i do tego sensacja: a to pociąg wykolejony, a to dziecko, a to pijani kierowcy, a to prześladowane zwierzęta, wycięte drzewa. A to bite kobiety przez mężczyzn.. Jeszcze nie widziałem jak pijana kobieta, wykolejona i wychowująca wykolejone dziecko- bije mężczyzną.. Tylko mężczyzna znęca się nad kobietą. Taka ideologia. Jak będzie inny rozkaz- będą pokazywali bitego mężczyznę. Ale kto wydaje takie rozkazy organizując organizatorską rolę prasy ideologicznej? To jest właśnie ciekawe pytanie. Musi być jakiś organ niekonstytucyjny, który nadzoruje prezentowane informacje w duchu ideologicznym.. Dentysta do pacjenta: - Proszę o wybaczenie, ale przez pomyłkę usunąłem Panu zdrowy ząb, teraz musze usunąć chory.. Na co pacjent: - Całe szczęście , że nie jest pan okulistą..

Manipulatorzy „ dziennikarze” są od usuwania zewsząd zdrowego rozsądku. Taka ich rola ideologiczna. W końcu puściły nerwy młodemu człowiekowi, którzy przyznał się gdzieś, że zawsze głosuje na Janusza Korwin- Mikke.. Oczywiście pan Janusz nie propaguje nigdzie bicia „ dziennikarzy” ideologicznych, którzy żadnymi dziennikarzami nie są, ale przebierańcami, że to niby dziennikarzami są.. Dziwne, że jeszcze” dziennikarze” – ideologiczni nie propagują, że pan Janusz bije swoją żonę, panią Małgosię? Albo, że pani Małgosia- bije pana Janusza. Bo, że nie lubi niepełnosprawnych- to już cała ogłupiona Polska wie.. Właśnie od tych ideologicznych „ dziennikarzy- na przykład pana redaktora Tomasza Lisa.. Można byłoby w telewizji publicznej pokazać, jak panowie Wojewódzki, Owsiak, czy Miecugow -przymierzają te prezerwatywy w Punkcie Promocji Antykoncepcji, punkcie firmowanym przez Towarzystwo Rozwoju Rodziny. Dla przeciętnie inteligentnego człowieka jest widomym, że prezerwatywa zapobiega rozwojowi rodziny, a nie przyczynia się do jej rozwoju. Ale może pan Miecugow, Wojewódzki czy Owsiak- pokazaliby jak to działa.. Wszystkie kolorowe pisma antykoncepcyjne, jeśli chodzi o myślenie- mogłyby potem zamieścić zdjęcia jak panowie Miecugow, Owsiak czy Wojewódzki – przymierzają publicznie prezerwatywy.. Ale by była sensacja? Na skalę sensacji międzynarodowej.. W końcu” róbta co chceta”- ale to się tyczy tylko w stosunku do deprawowanej młodzieży przez wymienionych przeze mnie osobników.. Zdeprawować młodzież- to jest cel! No i zmniejszyć populację Polaków.. A w tym czasie pan poseł Dariusz Joński z Sojuszu Lewicy Demokratycznej propaguje likwidację Senatu, bo kosztuje nas 400 milionów złotych rocznie. To samo mówiła Platforma Obywatelska przed wyborami- ale Senatu nie zlikwidowała. Obsadziła Senat swoimi, ale pan Joński mówi to przez zazdrość.. Sojusz Lewicy Demokratycznej nie ma żadnego senatora.. Jak będzie miał- nie zlikwiduje. Senat oczywiście powinien pozostać- ale posiadać w swej zwartości 16 senatorów, a nie 100. I najlepiej nie wybieralnych demokratycznie, bo z tego niewiele wynika- widać.. A pan Joński powinien zapoznać się z datą wybuchu Powstania Warszawskiego.. Jak coś się nie wie- to najlepiej się nie odzywać. Żeby nie rozwiewać ewentualnych wątpliwości wobec siebie samego…. Biblia jest księgą życia,- panie Kubo Powiatowy. A Pan „ Róbta co chceta”.. Ale dlaczego Pan deprawuje młodzież? Niech Pan deprawuje się sam pana wybór- pana wola. Pan już odejdzie z tego świata- a biblia pozostanie.. Wielu bolszewików próbowało.. Nawet wyrywać z korzeniami.. Palić, niszczyć, zabijać.. Nergal też próbował.. Ale na razie Pan Bóg dał mu pierwsze WJR

Milicja też była obywatelska

1. Coraz więcej wypowiadanych opinii ale także podejmowanych decyzji, działań i zachowań czołowych działaczy Platformy, świadczy o tym, że ta partia ma tyle wspólnego z obywatelskością ile milicja do maja 1990, kiedy to została przekształcona w policję. W ciągu 6 lat rządzenia Platformy nazbierało tego co niemiara ale ostatnie dwa wydarzenia z udziałem najważniejszych polityków tej partii o charakterze antyobywatelskim i wręcz antydemokratycznym, moim zdaniem, przelały czarę goryczy.

2. Od momentu zorganizowania prawyborów na kandydata na prezydenta RP wiosną 2010 roku, Platforma podkreślała swój wyjątkowo demokratyczny charakter. Do tamtego „sukcesu” chciał nawiązać premier Tusk, nagle zarządzając powszechne wybory przewodniczącego Platformy, w których mieli uczestniczyć wszyscy członkowie tej partii drogą internetową albo korespondencyjną. Ale w momencie kiedy swoją kandydaturę w tych wyborach zgłosił poseł Jarosław Gowin i na serio rozpoczął kampanię wyborczą z użyciem internetu i bezpośrednich spotkań z wyborcami, a także ostro zaczął krytykować premiera Tuska, demokracja w Platformie się skończyła. Czołowi politycy Platformy zaczęli publicznie ostro krytykować Gowina, ba nawet stwierdzać, że mimo startu w wyborach na szefa partii, tak naprawdę znajduje się już poza tym ugrupowaniem. Ba nie przebiera w słowach sam premier Tusk oceniając swojego rywala, on także wprost sugeruje, że Gowin startuje w wyborach na szefa ale na pewno nie Platformy, bez żadnych ceregieli odmówił publicznej debaty z kontrkandydatem ,choć wcześniej obiecał jej przeprowadzenie młodzieżówce tej partii (miała być jej organizatorem).

3. Szokujące wręcz dla obywatelskości i szanowaniu demokratycznych procedur w państwie, było nawoływanie przez premiera Tuska, do nie uczestniczenia w referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz Waltz. Wyjątkowo niski poziom uczestnictwa w różnego rodzaju wyborach i referendach w Polsce powodował do tej pory, że w przywódcy największych partii politycznych, a także rządzący w naszym kraju, gorąco namawiali Polaków do uczestnictwa w aktach wyborczych. Nagle szef rządzącej od 6 lat partii mającej w nazwie przymiotnik „obywatelska”, mówi wprost, że ci którzy chcą ratować Hannę Gronkiewicz Waltz przed odwołaniem, powinni na referendum nie pójść. Nie liczy się więc nic, ani obywatelskość ani szacunek dla procedur demokratycznych, jeżeli mielibyśmy oddać władzę, to można się posunąć to tego aby namawiać do nie uczestniczenia w wyborach.

4. Do tego chóru namawiania Polaków do zachowań antydemokratycznych, dołączył nagle do niedawna prominentny członek Platformy, obecnie prezydent wszystkich Polaków, Bronisław Komorowski. Wprawdzie nie zachęcał wprost mieszkańców Warszawy, do nie uczestniczenia w referendum ale oświadczył, że on i jego współpracownicy z Kancelarii, na pewno nie wezmą w nim udziału. Ba zapowiedział przygotowanie projektu ustawy, która ma wprowadzić rozwiązanie, że referendum odwołujące wybranego w bezpośrednich wyborach wójta, burmistrza, prezydenta, będzie ważne tylko wówczas, gdy weźmie w mim udział przynajmniej taka liczba głosujących jak w samym akcie wyborczym (obecnie ten wymóg to 3/5). W ten sposób prezydent Komorowski, tak naprawdę chce zablokować możliwość odwołania w czasie trwania kadencji bezpośrednio wybranych wójtów, burmistrzów, prezydentów, nawet gdyby ich rządzenie nie podobało się zdecydowanej części mieszkańców gminy. Te dwa opisane wyżej wydarzenia z udziałem premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, dobitnie świadczą o tym, że Platforma jest obywatelska podobnie jak milicja w Polsce do roku 1990. Kuźmiuk

Prof. Jadwiga Staniszkis: Donald Tusk jeśli wygra z Jarosławem Gowinem, to w fatalnym stylu Polska polityka jest martwa, wypruta z pasji. (...) Donald Tusk jeśli nawet wygra z Jarosławem Gowinem, to wygra w tak fatalnym stylu, że będzie to przegrana - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis. Polska polityka jest martwa, wypruta z pasji. Oportunizm, polityczna poprawność (nawet w buncie), pozbywanie się indywidualności i horyzont czasowy decyzji tak krótki, że nie dostrzega się nawet dramatów prokurowanych przyszłym pokoleniom. Zbiorowa pamięć staje się bądź zbiorową amnezją, bądź – zniekształconym obrazem przeszłych zdarzeń. A paroksyzmy coraz bardziej rytualnych konfliktów między głównymi graczami służą utrzymaniu obecnego bezruchu. Liderzy przegrywają nawet wtedy, gdy wydaje się, że wygrana jest blisko. Bo mała innowacyjność i mało przekonujące recepty, wybitnego skądinąd szefa opozycji (i mało inspirujący aparat), powodują, że nawet jego zwolennicy trochę boją się ewentualnej wygranej PiS. Choć z drugiej strony nie wyobrażają sobie dalszych rządów Tuska. Tusk, jeśli nawet wygra z Gowinem, to wygra w tak fatalnym stylu, że będzie to przegrana. Odmowa debaty, insynuacje i nie merytoryczne ataki na przeciwnika. I – przede wszystkim – maska złości na twarzy premiera. A także totalny brak programu. Jego horyzont myślenia o sytuacji Polski jest tak krótki, że często decyduje przypadek lub zewnętrzne i wewnętrzne naciski. A najczęściej konieczność powstała na skutek wcześniejszych, błędnych decyzji w których Tusk uczestniczył. Potęguje to wrażenie dryfowania. I marnotrawstwa. A także straty czasu. Tusk usprawiedliwia swój brak wizji „aideologicznością”. Ale tak naprawdę to bezradność. Uderza całkowity brak autoironii premiera (choć czasem wydaje się, że próbuje spojrzeć na siebie oczami innych). Ale panika i małostkowość nie pozwalają mu nabrać dystansu do siebie. Kolejny okres rządów PO jest nie do przyjęcia. Za mało kompetencji, za dużo cynizmu. Polska polityka przypomina portale społecznościowe. Mało informacji. Bo portale to często okazja do produkowania się ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i poszukują podobieństw, a nie różnic wymuszających spór. Albo krótka piłka bieżących faktów bez znaczenia, albo - wymiana ciosów i emocjonalny ekshibicjonizm. „Hejterzy” należą do tej ostatniej grupy. Najważniejsze procesy w dzisiejszym świecie można zrozumieć bądź sięgając do historii (i krążenia idei), bądź – analizując co dzieje się w sferze realnej (technologie i ich dynamika, masa krytyczna wiedzy i kapitału potrzebna by wybić się w świecie na wpływowego aktora). Lokajskie zagrywki, manipulowanie ambicjami podwładnych, rządzenie strachem i niepewnością – jak w Polsce - to styl słabych. A przecież wciąż są szanse, żeby było inaczej. Otwarcie sceny politycznej wymaga zmiany finansowania partii: wszystkie jednakowe pieniądze z budżetu po przekroczeniu trzech procent. To wyrówna szanse. Okręgi jednomandatowe: to ukróci władze aparatu. Uczciwa debata o przyszłości Polski. PiS głosował przeciwko zniesieniu progu ostrożnościowego wiedząc, że zachowanie tego progu wymusiłoby głębokie cięcia w budżecie których też nie mógłby poprzeć. Lepsze byłoby poparcie zniesienia progu (ale tylko na ten rok) w zamian za ustawy trwale znoszące przywileje emerytalne i reformę KRUS-u.
Jadwiga Staniszkis

Łukasz Warzecha: opłata audiowizualna to nowoczesny haracz. Wszyscy zapłacimy Jeśli politycy chcą mnie zmusić, żebym płacił na TVP i PR, to niech mnie w końcu przekonają, że nie mają mnie za naiwnego leszcza, a media publiczne darzą mnie szacunkiem jako odbiorcę. W przeciwnym razie - spadajcie na bambus "Abonament radiowo-telewizyjny jest archaicznym sposobem finansowania mediów publicznych, haraczem ściąganym z ludzi". Warto czasem przypomnieć dawne słowa Donalda Tuska, ot tak, z czystej troski, bo polityk ten jest dotknięty wyjątkowo przykrym rodzajem amnezji. Po paru latach całkowicie zapomina, co obiecywał i jak oceniał rzeczywistość - pisze w felietonie dla WP.PL Łukasz Warzecha. Cóż takiego różni opłatę audiowizualną od abonamentu sprawiając, że ten pierwszy był archaicznym haraczem, a ta druga jest do zaakceptowania? A przynajmniej był takim haraczem w kwietniu 2008 r., gdy premier wygłosił pamiętne słowa. Czyżby opłata audiowizualna była haraczem, ale nowoczesnym, a więc lepszym? A może odwrotnie - jest wprawdzie archaiczna, ale nie jest haraczem?
Niestety, haraczem jest na pewno. A dokładnie rzecz biorąc - jest po prostu nowym podatkiem. Ma jeszcze więcej cech podatków formalnych (czyli takich, które się oficjalnie nazywają podatkami) niż abonament, który w zasadzie także był podatkiem. Podatki mają kilka bardzo nieprzyjemnych cech. Po pierwsze - są powszechne, czyli muszą je płacić wszyscy. Po drugie - podleganie podatkom nie jest uzależnione od tego, czy potem będzie się korzystać z tego, co ma być z nich ufundowane. Abonament z pewnością ma tę drugą cechę. Wystarczy bowiem mieć jakikolwiek odbiornik - może to być nawet radio w samochodzie albo w telefonie, co w praktyce oznacza i tak niemal stuprocentową powszechność - aby podlegać abonamentowi. W rzeczywistości ogromna część Polaków olewała bzdurne zasady, każące płacić nawet za radio w odtwarzaczu MP3, i abonamentu nie uiszczała. Wiele osób podawało przy tym całkiem rozsądny argument, że skoro abonament jest opłatą za korzystanie z audycji TVP i Polskiego Radia, oni zaś ich nie oglądają i nie słuchają, to nie ma powodu, aby płacili. Tłumaczenie, że jest to opłata za samo posiadanie odbiorników, wydawało się absurdalne. I w istocie takie było, bo niby dlaczego posiadanie telewizora ma podlegać jakiejś daninie na rzecz państwa? Wszak samochód, który stoi w garażu, można wyrejestrować, a jeśli nie kupuje się do niego benzyny, nie płaci się akcyzy ani podatku drogowego. I to jest logiczne, bo przecież takie auto nie korzysta z publicznych dróg. Opłata audiowizualna to właściwie zerwanie z fikcją. Tu mamy i powszechność, i brak jakiejkolwiek łączności pomiędzy usługą (produkcja audycji) a opłatą. Opłatę audiowizualną będzie miało uiszczać każde gospodarstwo domowe, nawet jeśli nie ma w nim ani jednego telewizora czy radia. Czyli będzie to po prostu kolejny podatek, tym razem celowy. Ano właśnie - na jaki cel będziemy robić tę ściepę? Zwolennicy utrzymywania przy życiu mediów publicznych mają mocne argumenty. Wskazują na to, że nikt inny nie jest w stanie wykonać słynnej misji, a media publiczne - w przeciwieństwie do prywatnych - są choćby formalnie zobowiązane do zachowania obiektywizmu. Jaka jest praktyka - wszyscy widzą. Misję od czasu do czasu wypełniają naprawdę wartościowe programy, nadawane jednak zwykle późną nocą lub upychane po niszowych stacjach TVP. Obiektywizm w sensie dopuszczenia do głosu wszystkich stron lub choćby rzetelne przedstawianie faktów pojawiają się chyba tylko przypadkiem. Z rzeczy, których nie widać, są absurdalne przerosty zatrudnienia i martwe etaty dla ludzi, którzy nie zrobili ani jednego programu czasem od lat. W zamian TVP próbuje teraz wylać dziecko z kąpielą i wypchnąć pracowników, także merytorycznych, do zewnętrznej firmy. Byłoby to rozwiązanie kuriozalne. Dlaczego tak się dzieje? To chyba nie budzi większych wątpliwości. Media publiczne zawsze służą tej czy innej formacji politycznej i jest niemal stuprocentowo pewne, że dokładnie tak samo będzie po zmianie władzy. Abonament, a w przyszłości być może nowy podatek, zwany dla niepoznaki opłatą audiowizualną, będzie zatem finansował partyjny przekaz, a także horrendalne honoraria oferowane całkowicie dyspozycyjnym politycznie gwiazdom dziennikarskim. Nie wiem, jak Państwo, ale ja mam z tym problem i to w każdej konfiguracji politycznej. I jakoś nie chce mi się otwierać portfela. Owszem, są pewne segmenty działalności publicznych mediów, na które chętnie się złożę. Dobre dokumenty, teatr telewizji, słuchowiska na podstawie klasycznej literatury, utrzymanie archiwów czy rzetelne programy informacyjne. Ale naprawdę nie widzę powodu, dla którego miałbym być zmuszany do płacenia na transmisję porykiwań Jerzego Owsiaka, na informacje z życia "Peezelu" albo reklamówki Platformy, dla niepoznaki zamaskowane pod nazwą "Wiadomości". Owszem, gotów jestem płacić na Lisa, pod warunkiem, że jego honorarium zostanie upublicznione (to nasze pieniądze) i nie będzie absurdalnie wysokie, zaś oprócz niego w podobnym czasie antenowym program o podobnym charakterze będzie mieć ktoś równoważący skrajny przechył naczelnego "Newsweeka". Media publiczne jęczą od dawna z powodu braku pieniędzy, lecz jednocześnie robią wszystko, aby człowiek nie miał chęci łożyć na nie złamanego grosza. Premier w swojej dobrotliwości postanowił wspomóc je teraz, nakładając na nas wszystkich medialny podatek. Widocznie uznał, że mogą mu się jednak przydać, a dodatkowo dzięki naszym pieniądzom zrobi prezent Bronisławowi Komorowskiemu, kontrolującemu część TVP, łagodząc być może napięcie miedzy obu panami. Rzecz jasna opłata audiowizualna nie rozwiąże żadnego problemu mediów publicznych. Motywacji, aby się bardziej starać, nie będzie żadnej, bo kasa będzie spływać i tak. Politycy tej czy innej opcji nadal będą mieli swoja ulubioną zabaweczkę, a my najlepsze audycje wciąż będziemy musieli nagrywać, bo przecież nikt nie będzie oglądał ważnego dokumentu o 1.30 w nocy. Jeśli politycy chcą mnie zmusić, żebym płacił na TVP i PR, to niech mnie w końcu przekonają, że nie mają mnie za naiwnego leszcza, a media publiczne darzą mnie szacunkiem jako odbiorcę. W przeciwnym razie - spadajcie na bambus. Zaś opłata audiowizualna prawdopodobnie i tak nie utrzyma się w Trybunale Konstytucyjnym, o ile ktoś zdecyduje się ją tam posłać. Łukasz Warzecha

Cukiernik: Moglibyśmy być dwa razy bogatsi od Niemców wstawione przez NCZ! Kiedy upadł w Polsce komunizm, ówcześni politycy obiecywali Polakom, że za 25 lat poziomem życia dogonimy społeczeństwa Europy Zachodniej. Co z tych obietnic zostało? – W 1989 roku usłyszeliśmy, że za 25 lat Polska dogoni zachodnią Europę, że będziemy żyli na takim poziomie jak Niemcy, Francuzi, Anglicy – mówił Przemysław Wipler, lider Republikanów. – I faktycznie tak jest, ale pod warunkiem, że wyjedziemy z Polski. Za rok mija termin, kiedy Polacy mieli żyć tak dobrze jak mieszkańcy zamożnej zachodniej Europy, tych krajów, których nie dotknęło 50 lat komunizmu. Zarabiamy 3,5-krotnie mniej niż nasi kuzyni i przyjaciele, którzy wyjechali do Anglii, którzy wyjechali do Irlandii, którzy wyjechali do Niemiec i do Francji – zaznaczył. W 1989 roku PKB na osobę w Polsce wynosił około 6 tys. dolarów. W latach 1989-2013 zwiększył się o około 100 procent. Mimo takiego postępu Polska to nadal „unijny nędzarz”. Według danych Eurostatu, w 2012 roku PKB w przeliczeniu na jednego Polaka wynosił zaledwie 66 procent unijnej średniej, co dało czwartą pozycję… od końca w całej Unii Europejskiej. Biedniejsi od Polaków byli tylko Bułgarzy, Rumuni i Łotysze. Jeszcze gorzej, gdy porównany się z naszymi zachodnimi sąsiadami. Według różnych wyliczeń, PKB Polski na osobę w 2012 roku wynosił 18.300, 21.000 lub 22.100 dolarów, a Niemiec odpowiednio – 34.750, 39.100 lub 40.900 dolarów. Oznacza to, że po 24 latach ciężkiej odbudowy gospodarki PKB Polski na osobę to zaledwie około 51-53 procent PKB Niemiec.

10-procentowy wzrost Swego czasu brytyjski wolnorynkowy Instytut Spraw Ekonomicznych opublikował raport „Living with Leviathan. Public Spending, Taxes and Economic Performance”, w którym autor, David B. Smith, zaprezentował interesującą symulację. Oszacował, ile we wzroście PKB straciły najbogatsze kraje świata na skutek zwiększenia w latach 1960-2005 wydatków publicznych. Szwecja na zwiększeniu w tym okresie wydatków publicznych o 23,4 procent straciła łącznie 331 procent PKB (PKB wzrastałby szybciej o 3,3 procent rocznie). Innymi słowy: gdyby w tym okresie szwedzkie wydatki publiczne pozostały na poziomie z roku 1960, to PKB tego kraju w roku 2005 byłby większy o 331 procent. Z kolei wydatki publiczne Belgii w badanym czasie zostały zwiększone o 21,2 procent, co skutkowało rokrocznie mniejszym wzrostem PKB o 3 procent i łącznie mniejszym PKB o 278 procent. Innymi słowy: gdyby wydatki publiczne Belgii pozostały w kolejnych latach na niezmienionym od 1960 roku poziomie, to PKB Belgii w roku 2005 byłby o 278 procent wyższy. Inne kraje z powodu wzrostu wydatków publicznych straciły: Szwajcaria – 313 procent swojego PKB, Francja – 246 procent PKB, Hiszpania i Japonia – 232 procent PKB, Włochy – 204 procent PKB, a USA – 37 procent PKB. Australia przez nadmierne wydatki publiczne w latach 1960-2005 straciła łącznie 1,6 biliona dolarów. Analogicznie można policzyć, ile straciła Polska przez to, że wydatki publiczne po 1989 roku były na zbyt wysokim poziomie (średnio 44,7 procent). Okazuje się, że gdyby od 1989 roku wydatki publiczne były na w miarę racjonalnym poziomie 30 procent PKB, to średnioroczny wzrost PKB, który w tym okresie wyniósł niecałe 3,1 procent, byłby ma poziomie aż 10 procent! Oznacza to, że zaprzepaściliśmy aż 6,9 procent wzrostu rocznie! Łącznie gdyby wydatki w latach 1990-2013 były na poziomie 30 procent PKB, to aktualnie PKB Polski były wyższy aż o 490 procent od tego, który jest obecnie, i po uwzględnieniu inflacji wyniósłby 985 procent stanu z roku 1989! Tylko w tym roku straciliśmy niemal 1,867 biliona euro, bo w 2013 roku PKB Polski wynosi około 380 mld euro, a gdyby nie nadmierne wydatki publiczne mógłby wynosić prawie 2,25 mld euro. Do tego dochodzą coroczne (z roku na rok coraz wyższe) straty w ciągu tych 24 lat „dochodzenia” do takiego wyniku. Jednak tak gigantyczne bogactwo nigdy nie powstało tylko z powodu zbyt dużego rządu. Można sobie tylko wyobrazić, gdzie znajdowałby się nasz kraj i polskie społeczeństwo, gdybyśmy byli o tyle bogatsi. Co ciekawe, podobne wyniki można uzyskać, nie „gdybając” na podstawie wyliczeń ekspertów, lecz spoglądając na kraj, którego gospodarka rozwijała się właśnie w podobnym tempie. Średni wzrost chińskiego PKB w latach 1979-2004 wyniósł 9,6 procent rocznie. Według danych chińskiego urzędu statystycznego, PKB Chin po 24 latach od uwolnienia przez komunistów gospodarki, tj. w 2002 roku, wyniósł 897,8 procent poziomu z 1978 roku. Całkiem podobny wynik. Co to oznacza? Gdyby Polska po 1989 roku rozwijała się w tempie Chin po urynkowieniu gospodarki, to aktualnie nasz PKB wynosiłby 54 tys. dolarów na osobę, a gdyby tempo wzrostu wyniosło 10 procent, to teraz PKB wynosiłby 59,1 tys. dolarów, a nie około 20 tysięcy. Na dodatek to są sumy nie uwzględniające inflacji dolara, a po uwzględnieniu tej korekty PKB na osobę w Polsce wynosiłby odpowiednio 81 tys. i 88,6 tys. dolarów. Bylibyśmy co najmniej dwa razy bogatsi niż współczesne Niemcy!

Winny brak reprywatyzacji i dekomunizacji Jak to możliwe, że nie wykorzystaliśmy takiej szansy? Po prostu zamiast kierować gospodarkę na tory wolnego rynku, polityczna elita rzuciła nas w objęcia nadmiernego fiskalizmu unijnego modelu państwa socjalnego, pozostawiając wydatki publiczne na zbyt wysokim poziomie, jednocześnie wiążąc ręce przedsiębiorcom morzem regulacji. Niebagatelny wpływ na ten stan rzeczy miały także nieuregulowane sprawy reprywatyzacyjne i brak odpowiedniej ochrony własności prywatnej, która jest podstawą systemu rynkowego, co związane było z niedokonaniem dekomunizacji i lustracji. – Systemowa odmowa zwrotu mienia zagrabionego Polakom (budynków, fabryk, aptek, młynów, hurtowni, drukarń, np. rodzinie Wojciecha Korfantego!) jest fundamentem słabości ekonomicznej obywateli – mówi „Najwyższemu Czasowi!” Adam Słomka, działacz antykomunistyczny i niepodległościowy, przewodniczący KPN-Obóz Patriotyczny, były poseł. – Dorobek wielu pokoleń Polaków wypracowany od czasów I RP (grabiony przez zaborców i okupantów) jest nadal w nielegalnej dyspozycji państwa i samorządów. Wzmacnia władze i pauperyzuje prawowitych właścicieli. Tylko nieliczni odzyskali część swojej własności poprzez skandaliczną procedurę wieloletnich procesów cywilnych. Dlatego ciągle brak naszego kapitału oraz sponsorów dla niezależnej działalności (drukarń, radia i telewizji, ugrupowań, stowarzyszeń etc.) – dodaje. Jak przypomina Słomka, KPN złożyła wraz ze stowarzyszeniem właścicieli nieruchomości II RP z Warszawy już w I kadencji Sejmu projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Jednak wszystkie kolejne ekipy władzy III RP nadal blokują zwrot majątku prawowitym właścicielom. – Szczególnie cyniczny był tu premier Włodzimierz Cimoszewicz, który umożliwił samorządom sprzedaż „znacjonalizowanego” mienia (ogromnej liczby aptek itp.) – uważa Słomka. Natomiast na niewyplenionej i wszechobecnej korupcji, która trawi państwo, a która jest tym większa, im państwo więcej wydaje publicznych pieniędzy, pasie się nierozliczona ze swoich zbrodni stara nomenklatura. – Dla skutecznego zwalczania korupcji niezbędne jest rozliczenie zbrodniarzy komunistycznych. Dopóki będą bezkarni włodarze PRL, to obecnym po postu nic nie grozi – uważa przewodniczący Słomka. Zdaniem Słomki, upadek PRL miał miejsce w 1991 roku, wraz z początkiem Sejmu RP I kadencji i wraz z przekazaniem insygniów władzy przez emigracyjnego prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Przypomina, że to w latach 1989-1991 niszczono tysiące dokumentów byłych służb represji i kuluarowo dogadywano „układ zamknięty” nowej nomenklatury. – Do wszystkich podstawowych elementów kontroli krwioobiegu gospodarki (banki, urzędy kontroli skarbowej, ministerstwo finansów) skierowano tysiące funkcjonariuszy SB i WSI. Brak realnej dekomunizacji i lustracji oraz utrwalenie metod bezprawnego działania umożliwia systemowe okradanie obywateli, czyli każdą aferę – mówi Słomka. – W raporcie z likwidacji WSI czytamy przykładowo, że w firmie PLL LOT było 148 agentów służb wojskowych. Dziś krajowy przewoźnik na problemy finansowe analogiczne do tych, które były podstawą dla wykreowanego upadku stoczni. Wystarczy przeczytać stenogramy sejmowe dotyczące wniosku o Trybunał Stanu dla Rakowskiego. W Amber Gold i OTL Express uwikłani są funkcjonariusze byłej SB. Niektórzy zaś obnoszą się swoją agenturalną pracą, jak były minister finansów Andrzej Olechowski, odpowiedzialny za przewłaszczenie Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Tychach – dodaje Słomka Nie bez znaczenia jest także kwestia braku uczciwego wymiaru sprawiedliwości. – Od dziesięcioleci dławi Polaków sitwa ciemnych interesów wpierana przez setki dyspozycyjnych sędziów i prokuratorów oraz funkcjonariuszy służb represji i ich potomków, czyli beneficjenci Okrągłego Stołu. To nie jest Polska wolnego rynku i przedsiębiorczości, tylko biedy, a Polacy zmuszani są do płacenia nowych danin, karmieni PAP-ką informacji o zielonych wyspach, podobną do urbanowej wersji budowania z PRL drugiej Japonii – mówi Słomka. Zdaniem polityka, bez realnego wpływu na rządy latami będziemy widzieli „cukierek za szybą”, filmy pod tytułem „Układ zamknięty” i będziemy marzyć o wyjeździe za granicę lub wygranej w totolotka. – Za stracone lata stagnacji odpowiedzialna jest sitwa nowych złodziei (od autostrad i stadionów), zbratanych wspólnotą interesów z komunistycznymi zbrodniarzami – podkreśla Słomka. 

Obniżyć wydatki państwa  – Wielkość i rola rządu jest w centrum wielu problemów, z którymi zmaga się społeczeństwo. Od ataków na wolność słowa do nielegalnej imigracji, od nadgorliwego ekologizmu do niekonkurencyjnych projektów i kosztów pracy – wszystkie te sprawy wynikają z tego, że państwo wyszło poza jego podstawowe role – napisał w swoim artykule Simon Cowan, ekspert australijskiego Centrum Badań Niezależnych. – Podstawowe zadania władzy to obrona kraju, dostarczanie publicznej infrastruktury na odpowiednim poziomie i opieka nad tymi, którzy nie potrafią zając się sobą – uważa ekspert. Ciężko się zgodzić z tym ostatnim punktem, ale zamiast tego państwo z pewnością powinno dostarczać usług z dziedziny wymiaru sprawiedliwości na odpowiednio wysokim poziomie. – Zamiast tego państwo dostarcza nam energii elektrycznej i usług internetowych (…) oraz mówi nam, kiedy możemy podlewać nasze rośliny – dodał Cowan. W polskiej i unijnej rzeczywistości państwo zajmuje się jeszcze między innymi wydobywaniem surowców naturalnych, nadawaniem programów telewizyjnych i radiowych, budową teatrów i oper, dotowaniem działalności biznesowej i produkcji filmowej czy też zakazywaniem łowienia ryb i produkcji mleka oraz cukru ponad urzędniczy limit. Biorąc powyższe pod uwagę, oczywiste jest, że jedynym ratunkiem dla Polski jest radykalne obniżenie wydatków publicznych, przed czym tak skandalicznie broni się ostatnio premier Donald Tusk nawet w sytuacji, kiedy budżet znajduje się nad przepaścią, błędnie argumentując za Johnem Maynardem Keynesem, że obniżenie wydatków publicznych spowolni wzrost gospodarczy, co jest totalną bzdurą. Jakoś ostatnie lata, napędzane gigantycznymi wydatkami publicznymi, w tym na inwestycje infrastrukturalne, nie spowodowały 10-procentowego wzrostu PKB, który jak na złość z roku na rok za rządów PO-PSL coraz bardziej marniał (z 6,7 procent w 2007 roku do okolic zera aktualnie). To właśnie w tym momencie na cięciu wydatków powinien polegać przełom, ale mając wpływ na władzę, umoczone w komunizmie grupy interesu nie zgadzają się na takie korzystne dla Polski rozwiązanie. Zamiast tego będziemy mieli jeszcze większe nie tylko strzyżenie, ale – jak napisał jeden z blogerów – „ubój podatników”, bo szef rządu zapowiedział powiększenie deficytu, a co za tym idzie – długu publicznego, który ktoś musi w przyszłości spłacić, a na pewno nie będą to politycy wykładający pieniądze z własnej kieszeni. Taka polityka niestety nie prowadzi do Polski marzeń, z której młodzi ludzie nie emigrują, tylko tu chcą zakładać rodziny, tu pracować i tu żyć, dla których szczytem marzeń po studiach nie jest zmywanie naczyń w Londynie ani bycie unijnym urzędnikiem, szkodzącym społeczeństwu, lecz choćby prowadzenie własnego biznesu. Poza środowiskiem związanym z Kongerem Nowej Prawicy, które od zawsze nawołuje do obniżenia wydatków publicznych, ostatnio konkretniejszy program ogłosili Republikanie. Chcą oni konstytucyjnego zapisu, że łączna wartość wszelkich podatków, składek na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i innych danin publicznych nie może przekraczać jednej trzeciej PKB. Zdaniem Przemysława Wiplera, Polacy zbyt długo pracują na swoje państwo, odprowadzając co roku w ramach „niewolnictwa podatkowego” nadmierną ilość pieniędzy do budżetu państwa. Na dodatek wpływy z podatków są „marnotrawione i źle wydawane” przez rząd, który „oszukuje” obywateli i wykorzystuje wszelkie możliwe kruczki, by ukryć przed wyborcami prawdziwy wymiar długu publicznego. – Chcemy, by dzień 1 maja – Święto Pracy – zmieniło swój charakter i (…) było Dniem Wolności Podatkowej. Chcemy, żeby Polacy tylko czy aż przez cztery miesiące pracowali na swoje państwo, a co najmniej osiem miesięcy w roku mogli pracować na siebie i swoje rodziny – powiedział Wipler. Niestety mało kto już pamięta o czasach, gdy w USA Dzień Wolności Podatkowej przypadał pod koniec stycznia.

Gwiazdowski: ZUS-ik maleńki Przy okazji dyskusji o OFE, co chwila pojawią się zarzut, że bronię ZUS, bo byłem przewodniczącym jego Rady Nadzorczej. Więc postanowiłem przypomnieć, co przewodniczący RN ZUS miał do powiedzenie na jego temat. W majowym numerze Forbesa z 2006 roku ukazał się mój artykuł  „ZUS-ik mój widzę malutki”. Przypomnę:

 „Gdy Ministerstwo Pracy wydało komunikat, że zostałem Przewodniczącym Rady Nadzorczej ZUS  znajomi, z którymi dzień wcześniej jadłem kolację przysłali mi sms-a: „wczoraj wyglądałeś normalnie. Kto zwariował? Ty, czy oni?” Odpisałem, że to się dopiero okaże. Gwoli pewnego wyjaśnienia: Przewodniczącego RN ZUS powołuje Premier (a nie Prezydent, który czasami nie wie co podpisuje) na wniosek Ministra Pracy w porozumieniu z Ministrem FINANSÓW (a nie Ministra Skarbu Państwa). Być może to nieco tłumaczy moją decyzję i pozwala zapewnić, że w Radzie Nadzorczej ZUS będą panowały inne obyczaje niż w radach nadzorczych  tak zwanych „spółek skarbu państwa” – nawet tych giełdowych. ZUS jest chyba najbardziej znienawidzoną instytucją w Polsce. I to całkiem zasłużenie. Tak zwane „ubezpieczenia społeczne”, wbrew swej nazwie, są jedynie narzędziem międzypokoleniowej redystrybucji dochodu narodowego. Już u progu ustrojowej transformacji w roku 1991 wysokość dotacji z budżetu państwa dla ZUS wynosiła 5,6% wydatków ponoszonych przez ZUS. W roku 1994 było to już 6,9%. Stanowiło to kwotę 140 bilionów starych złotych, czyli 20,1% wydatków budżetowych. Kolejne rządy – i to wszystkie bez wyjątku – miały jeden pomysł na uzdrowienie sytuacji: regularnie sięgały do kieszeni podatników. Jeszcze w roku 1989 składka na ZUS wynosiła 38% płacy. W roku 1990 podwyższono ją do 43% i dołożono 2% składki na Fundusz Pracy. W roku 1991 składka na ZUS wzrosła do 45%. W roku 1993 podwyższono składkę na Fundusz Pracy do 3%, a w roku 1994 wprowadzono składkę na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych w wysokości 0,5% (w marcu 1995 roku obniżona ją do 0,2%). Co więcej, wraz z tak zwanym ubruttowieniem płac w związku z wejściem w życie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych z dniem 1 stycznia 1992 roku składki te zaczęto naliczać od wysokości płacy brutto, co oznaczało ich faktyczną podwyżkę. W efekcie opodatkowanie pracy wzrosło od roku 1989 prawie o 75%. Podwyżki nie wiele poprawiły. Za to na koniec roku 1993 zadłużenie podatników wynosiło w ZUS-sie 30 bilionów starych złotych, na koniec pierwszego kwartału 1994 roku wzrosło do 34 bilionów, by po upływie kolejnych dwóch kwartałów osiągnąć kwotę 39 bilionów złotych. Co prawda, prawie 32 biliony przypadały na sektor publiczny, ale ponad 7 bilionów na zaczynający się rozwijać sektor prywatny. Ponad 70% zakładów nie płaciło składek w terminie, zalegając nawet po kilka lat. Około 80% zaniżało deklarowany stan zatrudnienia, czasu pracy i wynagrodzenia. Prawie 90% zatrudniało pracowników na umowy zlecenia lub umowy o dzieło, gdyż umowy cywilnoprawne były łagodniej „ozusowane” od umów o pracę. Nie działo się to bez przyczyny. Dla prywatnych przedsiębiorców składki ubezpieczeniowe były po prostu zbyt wysokie. A wielkie „strategiczne” przedsiębiorstwa państwowe z nie płacenia składek uczyniły sobie „sposób na życie”. Mimo obciążenia pracy tak drastycznymi podatkami, że stała się ona dobrem niemalże „akcyzowym”, zarówno ZUS, jak i budżet państwa borykają się stale z problemem finansowania emerytur. Zwiększające się koszty pracy nie rozwiązały bowiem problemu finansowania bieżących emerytur. Sprawiły natomiast, że mimo dość szybkiego tempa wzrostu gospodarczego w połowie lat dziewięćdziesiątych, bezrobocie utrzymywało się na wysokim poziomie, a po spadku tempa wzrostu – przybrało dramatyczne rozmiary. Można się spodziewać, że gdyby „składka” na ZUS wynosiła nie 45% tylko 20%, to więcej podmiotów by ją opłacało. A 20% ze 100, to przecież więcej niż 45% z 40. Co więcej, gdyby „składka” była prawdziwą składką – te proporcje byłyby jeszcze lepsze. Tymczasem przymusowo „ubezpieczeni” i tak mają przeświadczenie braku jakiegoś qui pro quo – czegoś za coś, gdyż wypłacane przez ZUS świadczenia emerytalne były i są „głodowe”. Wydawało się, że tak dramatyczna sytuacja wymusi zdecydowane działania zaradcze. Przy okazji „Wielkiej socjalistycznej Reformy Emerytalnej” z roku 1998 politykom zabrakło jednak zarówno wizji, jak i odwagi, żeby ZUS po prostu zlikwidować. Za to dołożono mu obowiązków i… zabrano część pieniędzy. Więc został znienawidzony jeszcze bardziej. Centrum Adama Smitha wypowiadało wówczas, gdzieś tam „z końca sali”, wiele krytycznych uwag pod adresem ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Nikt nas jednak nie chciał słuchać. Dlatego teraz doszedłem do wniosku, że warto usiąść – może nie w pierwszym (bo kompetencje Rady Nadzorczej ZUS są raczej symboliczne) ale powiedzmy w drugim rzędzie – żeby tym razem było mnie słychać lepiej. Powtarzam Ministrowi Kuberskiemu, że ktoś, komu tę znienawidzoną instytucję uda się odmienić, będzie najbardziej kochany w kraju. Skoro mógł zmienić się bank PKO BP i dziś ma kilka świetnych produktów, może zmienić się i ZUS. Żeby Rada Nadzorcza nie wypowiadała się zbyt głośno zbyt krytycznie zastosowano prosty wybieg prawno-ekonomiczny. Rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z 1999 określiło wynagrodzenie Przewodniczącego Rady na poziomie pięciu średnich pensji krajowych. Żeby było śmieszniej z pensji tej nie może on zrezygnować, bo…. pozostaje w stosunku pracy z ZUS, w związku z czym jego wynagrodzenie podlega ochronie na podstawie przepisów kodeksu pracy. Że przy okazji jest on podwładnym Prezesa Zakładu, którego ma niby kontrolować, przez siedem lat nikomu jakoś nie przeszkadzało. Pewnie dlatego, że to wszystko dzieje się na „niby”. Rada Nadzorcza ZUS jest pewnego rodzaju powieleniem Komisji Trójstronnej. W jej skład wchodzą przedstawiciele rządu, organizacji pracodawców i związków zawodowych. W obecnym stanie prawnym nie można jej mylić z radami nadzorczymi w spółkach prawa handlowego, które wypełniają funkcje kontrolne. Rada Nadzorcza ZUS takich uprawnień nie ma. (Zgodnie z art. 75 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych do jej zadań należy: 1) uchwalanie regulaminu działania Zarządu Zakładu, 2) ustalanie wynagrodzenia członków Zarządu, z wyłączeniem Prezesa Zakładu (które ustala premier), 3) okresowa ocena pracy Zarządu, 4) zatwierdzanie projektu rocznego planu finansowego Zakładu i sprawozdania z jego wykonania, a także rocznego sprawozdania z działalności Zakładu, 5) opiniowanie projektów planów finansowych Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i Funduszu Rezerwy Demograficznej oraz sprawozdań z ich wykonania, 6) opiniowanie projektów aktów prawnych z zakresu ubezpieczeń społecznych oraz zgłaszanie inicjatyw w tym zakresie kierowanych do ministra właściwego do spraw zabezpieczenia społecznego, 7) wybór biegłego rewidenta wykonującego badanie rocznego sprawozdania finansowego Zakładu, FUS i FRD, 8) opiniowanie projektu statutu Zakładu.) Można śmiało powiedzieć, że ZUS w ogóle nie jest kontrolowany w takim rozumieniu do jakiego przyzwyczaili się uczestnicy rynku kapitałowego w spółkach prawa handlowego. ZUS kontroluje NIK w zakresie swoich ustawowych uprawnień oraz Minister Pracy „co do zgodności działania z prawem”. Wydawało mi się, że przestrzeganie prawa to kontroluje raczej prokurator, ale jak widać byłem w błędzie.

Co można zrobić z tym fantem – czyli ZUS-em? Po pierwsze, skoro do składek ubezpieczeniowych stosuje się przepisy o zobowiązaniach podatkowych, to może organy podatkowe powinny je ściągać? One i tak kochane nigdy nie będą i nic im więc już nie zaszkodzi. Argument za pozostawieniem pobierania składek w ZUS-ie jest taki, że ściągalność jest wyższa niż podatków. Ale tak naprawdę nie wynika to wcale z tego, że ZUS jest lepiej zorganizowany i efektywniejszy, tylko z tego, że podatnicy mają przeświadczenie (co z tego, że błędne) iż „odkładają” na swoją emeryturę. ZUS w ten sposób zostanie poważnie odchudzony i łatwiej będzie wprowadzać w nim zmiany.

Po drugie, orzecznictwo w sprawach rentowych nie powinno znajdować się w ZUS-sie. Nemo iudex in causa sua – powiadali starożytni Rzymianie. ZUS nie powinien więc sam decydować komu i ile ma wypłacać. O tym, że tak jest decydują podobno pieniądze. ZUS będąc płatnikiem ma dbać lepiej o to, żeby nie być oszukiwanym. Gdyby orzecznictwo znalazło się poza ZUS-em lekarze mogliby mieć bardziej łagodny stosunek do chorych kandydatów na rencistów. Ale przecież inna stara maksyma powiada, że lepiej uwolnić dziesięciu przestępców i zamknąć jednego niewinnego. I tak samo jest z rencistami. Niech więc ZUS przestanie być „demiurgiem”, a stanie zakładem emerytalnym, który sprawnie wypłaca co się komu należy. Im większy jednak jest ZUS – tym lepiej dla samego ZUS-u. Dlatego pomysły przekazania części funkcji ZUS do innych instytucji spotykały się pewnie będą z „oporem materii”.

Kwestia trzecia to system informatyczny – kolejne państwo w państwie, tak samo jak ZUS w Polsce. Żeby mieć adres mailowy musiałem wypełnić kilkustronicowy wniosek, podpisać się chyba w trzech miejscach i dołączyć zdjęcie paszportowe (!!!) A  wniosek ten musiał być jeszcze zaopiniowany przez paru dyrektorów. I za tę twórczą pracę informatyków, ZUS musi płacić składki… na ZUS. Skoro IBM czy HP zajmują się już outsorsingiem informatyki może przyszedł czas, żeby to samo zrobić w ZUS-ie? Z całą pewnością nie będzie to trudniejsze z technicznego i ekonomicznego punktu widzenia niż w Lufthansie. I wreszcie po czwarte, pracowników ZUS – zwłaszcza tych starszych – trzeba spróbować przekonać, że też kiedyś będą emerytami. ZUS sam w sobie nie jest w stanie zapewnić emerytom większej emerytury, ale może zapewnić im przynajmniej uśmiech – miłą i profesjonalną obsługę. Emeryci nie są bowiem żadnymi petentami w ZUS-ie lecz wierzycielami państwa, w imieniu którego działa ZUS – jak klienci w banku. W końcu przez całe ich zawodowe życie państwo zabierało im pieniądze, obiecując w zamian emeryturę. Czytelny musi być też przekaz, że ZUS jest po prostu pewnego rodzaju kasą, która przyjmuje wpłaty i realizuje wypłaty na podstawie przepisów prawa, na których kształt nie ma wpływu, a które zależą od polityków. A jak coś zależy od polityków, to lepiej przyjąć założenie, że sprawdzi się prawo Murpy’ego i coś na pewno pójdzie źle. Gwiazdowski

Krasnodębski Tusk liczy że Niemcy pozwolą mu na zagładę PiSGdyby wybory odbyły się siódmego sierpnia, wygrałoby je Prawo i Sprawiedliwość. Na partię kierowaną przez Jarosława Kaczyńskiego chce głosować 35 procent pytanych. W porównaniu z poprzednim badaniem przeprowadzonym dwa tygodnie temu poparcie dla PiS wzrosło o trzy punkty procentowe - wynika z badania dla Wirtualnej Polski. Traci za to Platforma Obywatelska. PO traci do PiS-u już jedenaście punktów procentowych. Partia Donalda Tuska może liczyć na 24 procent głosów - co oznacza spadek o kolejne dwa punkty procentowe. To potwierdzenie trwałej zmiany nastrojów społecznych. Platforma od dobrych kilku miesięcy traci poparcie i nie potrafi zmienić tendencji.”....(„Jeszcze ciekawiej wyglądają wyniki sondażu bez wliczania osób niezdecydowanych. W takim zestawieniu PiS może liczyć aż na 41 procent poparcia, Platforma tylko na 28. SLD otrzymałby 18 proc., a PSL sześć. „....(źródło)
Tekst Krasnodębskiego z 20011 roku. Wydarzenia pokazały że miał rację. Poparcie dla rządzącego Polską Rostowskiego , jego klakiera Tuska i Platformy było zjawiskiem psychopatologicznym Krasnodębski 2011 „ .Prawdziwą zagadką, do której rozwiązania przydałyby się kompetencje z psychopatologii społecznej, jest fakt utrzymywania się ciągle dużego poparcia dla PO, mimo ewidentnych faktów wskazujących, że mamy do czynienia z rządem, który nie jest po prostu nieudolny na zwykłą polską miarę, ale doprowadza Rzeczpospolitą do stanu zapaści.”…” Jak w 2008 r. pisał Aleksander Smolar we wnikliwej analizie tej filozofii: „Tusk z lekceważeniem mówił o tych, którzy od niego oczekiwali wizji, projektu dla Polski (...) Wybór Tuska nie był sprawą przypadku: „wyrzucę z Platformy każdego, kto będzie mówił, że Platforma jest po to, żeby przeprowadzić bolesne reformy. Jeśli ktoś chce bólu, niech idzie do stomatologa i rwie zęby bez znieczulenia". Odpowiadał też: „Kiedy ktoś mi mówił w PO, że musimy mieć szuflady pełne ustaw, miałem ochotę poszukać noża"…”A Tusk, wielki kunktator, znowu odkłada przykre decyzje na czas po wyborach”… ak słusznie zauważał Aleksander Smolar: „Celem ma być (...) ograniczanie omnipotencji państwa i jego instytucji, ich redukcja i – w konsekwencji – stopniowa likwidacja lub sprowadzenie roli państwa do minimum". Niewątpliwie w realizacji tego celu – stopniowej likwidacji państwa polskiego – Platformie udało się bardzo dużo osiągnąć, nawet SLD nie może z nią w tym względzie konkurować, o czym mogliśmy się naocznie przekonać 10 kwietnia 2010.” „....(więcej )
Krasnodębski 9 sierpień 2013 „ Panika Obozu Rządzącego . Ostrzegając przed triumfalizmem „...”Zmiana nastrojów w Polsce to jednak nie tylko wynik postępującej samokompromitacji Platformy, załamania się jej „neogierkowskiej pseudomodernizacji” i koniec projektu „fajnej Polski”, lecz także rezultat upartej pracy „Konfederacji Wolnych Polaków”, nowego polskiego społeczeństwa obywatelskiego oraz PiS, które stanowi jego zwornik. „.....”Ci, którzy ostrzegają PiS przed triumfalizmem, mają oczywiście rację. Nic nie jest rozstrzygnięte. „....”Nie można wykluczyć nawet prób sprowokowania zamieszek, by zdyskredytować PiS i przedstawić siebie jako jedyną zaporę przed „faszyzmem”. Trwają także próby podzielenia antyplatformowego obozu patriotycznego. „....” najpotężniejsze grupy interesów i warstwy uprzywilejowane III RP są zaangażowane w obronę obecnych rządów. Wiedzą, że tym razem już nikt nie będzie przejmował się oskarżeniami o „zawłaszczanie państwa” po tym, jak oni zagrabili go bez reszty, że nikt nie będzie brał poważnie skarg na upolitycznienie mediów po tym, jak uczynili z nich tubę propagandową obozu rządzącego itd. Silne jest także wsparcie zewnętrzne, zwłaszcza z Niemiec. „....” Jednak patrząc na to, co dziś dzieje się w kraju, coraz bardziej prawdopodobny jest całkowity, sromotny upadek Tuska i jego Platformy. Upadek AWS przy tym, co czeka PO, to może być „godne odejście”. Fatalne zauroczenie Platformą części polskiego społeczeństwa przeradza się w nienawiść. „.....”Zdaje się, że Tusk zaczyna poważnie się obawiać, iż wynik jego starcia z Jarosławem Gowinem będzie dla niego niekorzystny, nawet jeśli chwilowo utrzyma się jeszcze na stanowisku przewodniczącego partii. „....”Indolencja Tuska staje się coraz bardziej kompromitująca. Adam Michnik zaczął już nawet nakręcać niemieckie media, by zaangażowały się bardziej w walkę z polskim i węgierskim „faszyzmem”. …..”W pewnej chwili podszedł do mnie Aleksander Kwaśniewski i zaczął chwalić Jarosława Kaczyńskiego i strategię PiS w tej przegranej kampanii. „Układ” najwyraźniej cieszył się, że PiS stała się partią „systemową”. To było jak sejm grodzieński Tuskowej epoki „ciepłej wody w kranie”. Gdy te nadzieje na „rozsądek polityczny” PiS się nie spełniły, pełną parą ruszyła akcja dyfamacji w stylu, w jakim kiedyś atakowano Lecha Kaczyńskiego. Na Jarosława Kaczyńskiego znowu posypały się razy. PiS miał zostać skazany na zagładę, by nikt nie mógł mówić o odpowiedzialności rządzących za śmierć w Smoleńsku. „.....(źródło )
Krasnodębski „Fanatyzm jasnej strony. Wbrew powszechnym opiniom to po tej stronie polskiej sceny politycznej, zwłaszcza wśród ludzi wykształconych – publicystów, dziennikarzy, socjologów, politologów – znacznie więcej jest ludzi całkowicie zaślepionych „....”To fanatyzm pozwala wierzyć, że PO odnosi sukcesy w polityce zagranicznej. To ten fanatyzm jest przyczyną wiary w MAK, w rosyjską prokuraturę, ba – nawet w KGB i FSB.”…”Ta władza się nie zatrzyma, potrzebuje konfliktu, by ukryć swą nieudolność, swoją winę i lęk.„....(więcej)
„Ostatnia faza kryzysu finansowego spowodowała,  że do świadomości Polaków, a także innych Europejczyków  dotarło, jak bardzo dominującym państwem  na Starym Kontynencie jest nasz zachodni sąsiad „ Stało się coś, czego się kiedyś obawiano. Jak wiadomo, Wielka Brytania i Francja zgodziły się bardzo niechętnie na zjednoczenie Niemiec, bojąc się zakłócenia równowagi w Europie ....”„W liberalnym ładzie hegemonicznym reguły są negocjowane, podporządkowanie się jest oparte na zgodzie. (…) Słabsze i drugorzędne państwa mają możliwość głosu, a ich zgoda, by operować w ramach ładu jest oparta na gotowości państwa dominującego, by się powściągać i sprawować swoją władzę oraz przywództwo, kierując się dobrem ogólnym. W swej najbardziej rozwiniętej formie liberalnej ład hegemoniczny jest oparty na regułach prawa” ....”  Obecnie, gdy trudna faza jednoczenia Niemiec została zakończona, ich siła wzrosła niepomiernie. Czy Niemcy staną się hegemonem Europy? A jeśli tak, to czy będą hegemonem liberalnym w wyżej zdefiniowanym sensie? Może Europa przekształci się w imperium z dominującym, niemieckim rdzeniem? „...”Trzeba jednak pamiętać, że są drugim na świecie eksporterem broni, a ostatnio eksport ten również szybko rośnie „....”Nie można jednak wykluczyć, że zwyciężą tendencje mocarstwowe, coraz mocniejsze wśród niemieckich elit. Tony Corn, doradca amerykańskiego Departamentu Stanu, twierdzi, że „dzisiaj niemieckie elity (…) próbują uczynić z 27 członków Unii Europejskiej nowoczesny odpowiednik 27 landów Cesarstwa Niemieckiego”….”o taką formę ładu politycznego i współpracy, w której Polska zachowałaby suwerenność, przyjazne stosunki z sąsiadami i możliwości rozwojowe, a jednocześnie, która nie pozwalałaby na dominację Niemiec. Rozumiał to Lech Kaczyński, podkreślając, że „nasza rozgrywka w Unii to w pewnym sensie gra o suwerenność wobec polityki niemieckiej” ….”Coraz wyraźniejsze jest też podporządkowanie kulturowe i polityczne. Podejmowane w Polsce przez niemieckie instytucje działania mogą uchodzić za przykład „hegemonialnej socjalizacji”, w której elicie państwa podporządkowanego wpaja się normy kulturowe państwa hegemonicznego.Elita kraju podporządkowanego przyswaja je sobie i dzięki temu uprawia politykę zgodną z wyobrażeniami hegemona o porządku politycznym „.....”Prezydent Lech Kaczyński zwracał uwagę na chęć uzyskania przez Niemcy wpływu na polską politykę: „Nie chodzi o to, że chcą nas zaatakować, wymordować czy nie pozwolić nam w miarę dobrze żyć. Chodzi o to, aby nie pozwolić Polsce stanąć na drodze Niemiec do statusu mocarstwa w skali globalnej„.....”W cytowanej książce Ikenberry przeciwstawia liberalnej hegemonii relacje kolonialne, w których dominacja jest zupełna.Istnieją jednak także formy pośrednie, na przykład relacje neokolonialne. Zakładają [one] bardziej pośrednie rządzenie, w którym lokalne elity sprawują rządy w swoim systemie politycznym, ale pozostają bezpośrednio związane z krajem dominującym i są zależne od niego. Lokalne elity są kooptowane do odgrywania pomocniczej roli w szerszym hierarchicznym porządku polityczno-gospodarczym i są nagradzane ekonomicznymi korzyściami i gwarancją bezpieczeństwa. Zarówno w przypadku kolonialnych, jak i neokolonialnych relacji w tle istnieje groźba zastosowania przemocy w celu wymuszenia władzy dominującego państwa, ograniczającej suwerenność i wyznaczającej granice wyborów politycznych w państwie podporządko-wanym„....(więcej )
Krasnodębski „„Rząd Donalda Tuska zapowiadał radykalną poprawę stosunków z Rosją i Niemcami. Pamiętamy, ile gromów sypało się na poprzedni rząd i prezydenta za dążenie do „egzotycznych sojuszy” i zaniedbywanie tych dwóch sąsiednich krajów. Teraz w stosunkach z Niemcami wróciliśmy do pozycji klientelistycznej, a w stosunkach z Rosją ćwiczymy się w pokorze i cierpliwości, bez żadnych rezultatów. Tymczasem te dwa państwa rozbudowują strategiczny sojusz..,” …..”Warto przy tym zauważyć, że polskiej polityce i dyplomacji nie przychodzi do głowy, by się domagać realizacji takich punktów, jak zapewnienie możliwości nauki języka polskiego jako języka macierzystego, rozwój polonistyki na uniwersytetach niemieckich, używanie imion i nazwisk w brzmieniu języka ojczystego, czy szanowanie prawa.... do skutecznego uczestnictwa w sprawach publicznych Polonii w Niemczech.”….” Polska jest ważnym partnerem handlowym Niemiec i miejscem działalności coraz liczniejszych niemieckich firm, w tym koncernów medialnych „....( więcej )
Według Krasnodębskiego jednym z głównych graczy na polskiej scenie politycznej są ..Niemcy. Posiadają w Polsce monstrualny , i co gorsza coraz większy aparat propagandowy . Widać jednak ,że Polacy się obudzili Tusk po pruskiej stronie sceny politycznej wycina wszystkich, którzy mogliby być bardziej od niego użyteczni dla Niemiec . To jest jedyna recepta na przeżycie polityczne . Ja Niemcy wykorzystają Gowina w swoich dążeniach do niedopuszczenia Kaczyńskiego do władzy . Być może grają na czas . Jeśli Gowin nawet nie wygra teraz z Tuskiem ,ale osiągnie dobry wynik to zmuszą Tuska do ustąpienia na rzecz Gowina za rok Tusk liczy na to ,że jeżeli uda mu się przetrwać i zneutralizować Gowina, to Niemcy nie będą miały innego wyjścia jak zrezygnować z jego usunięcia jako „ wodza „ obozu pruskiego i spacyfikować siłowo PiS. Krasnodębski wyraźnie się tego boi , gdy pisze o zbliżającej się wielkiej prowokacji w stosunku do marszu Niepodległości 11 Listopada Ludzie przestali na szczęście ufać eżimowej propagandzie . Nawet jeśli nie wiedzą ,że ich lokalna gazeta to zwykła niemiecka gadzinówka , to i tak przestali jej wierzyć „Wystąpienie w Sejmie Ryszarda Terleckiego o kontroli przez Niemcy rynku prasowego w Polsce : W najbliższym czasie zapowiadane jest przejęcie przez niemiecki koncern ( źródło

Hasło które pozwoliło większości Polakom terroryzowanymi propagandą I Komuny uniezależnić się umysłowo od jej przemocy intelektualnej brzmiało „ Telewizja Kłamie” I dzisiaj kiedy większość Polaków sobie uświadomiła ,że byłą ofiarą socjotechnicznej to hasło pozwoliło im rozejrzeć się wokół . Niemieckie media w ścisłej współpracy z lewackimi reżimowymi mediami ogłupiały Polaków starymi niemieckimi technikami propagandowymi wypróbowanymi jeszcze w socjalistycznych Niemczech Hitlera . Kluczową sprawą była kontrola informacji . Jeśli jakiś Polak pracujący na cały etat nie mógł popłacić rachunków i do drzwi zapukał mu komornik to oglądając cudowny świat w telewizyjnych gadzinówkach dochodził do wniosku ,że tylko on jest nieudacznikiem , że wszyscy inni na około żyją dostatnio i bez problemów . Tymczasem obok niego 2 miliony innych Polaków swoja ciężką pracę otrzymywało mniej niż wynosiły koszty podstawowej egzystencji . Te dwa miliony Polaków żyło w przeświadczeniu ,że media pokazują prawdziwy świat ,że nędzy , braku pieniędzy ,że tych dwóch milionów Polaków ...nie ma . A Rostkowski i jego klakier Tusk jeszcze bardziej mogli ich okradać i rabować bandyckimi podatkami i długiem . Lewacy doszli do wniosku że Polacy wyniszczeni ekonomicznie , doprowadzeni do takiej nędzy że nie są w stanie posiadać dzieci , a jeśli je mają to je godziwie utrzymać są jak oszalałe zwierzęta , które myślą tylko jak przetrwać do pierwszego są już niezdolni nawet do ochrony własnych dzieci i mogą z nimi robić co zechcą w szkołach , szkolić nawet na seksualne zabawki . Czy nadejdzie kiedyś , kiedy jakiś ojciec, który dowie się że stary obleśny nauczyciel na lekcjach wychowania seksualnego wypytuje jego 12 letnia córkę o jej orgazmy i techniki masturabcyjne przyjdzie do szkoły i przy …..doli z pięści choremu lewakowi . I kiedy to jego reakcja zostanie uznana za właściwą i godną pochwały , a socjalistyczny „ nauczyciel „ wsadzony więzienia . Tego dnia będzie powiedzieć że Polska jest miejscem bezpiecznym miejscem dla dziec w którym będzie można normalnie żyć , cieszyć się życiem. „W niemieckim mieście Borken, szóstoklasiści wzięli udział w obowiązkowych tzw. lekcjach seksu. Dzieci musiały zostać poddane hospitalizacji.Podczas lekcji, dzieci wzięły udział w zadaniu schematycznego rozcięcia modelu organu płciowego. Jeden z uczniów wtedy stracił przytomność. Przerażona nauczycielka wezwała pogotowie. Ponadto dziesięcioro dzieci musiało zostać poddanych hospitalizacji bezpośrednio po lekcji. I choć dyrektorka szkoły uznała to wydarzenie za okropne i niedopuszczalne to prowadząca lekcję oświadczyła, że była to naturalna reakcja, którą da się wyjaśnić.Rodzice dzieci są oburzeni wychowaniem seksualnym i promowaniem na nich pornografii. Dziewięciolatki z innej szkoły w Kolonii również miały mieć nie tylko zadania domowe z seksu, ale również… egzamin z orgazmu.W Niemczech edukacja seksualna obowiązuje od 1998 roku. W Polsce partia Ruch Palikota chce również wprowadzić pozostawiający ślad na psychice dziecka, aktualnie nielegalny przedmiot szkolny. więcej )
Filip Memches „Świat według gadzinówkiNiemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „...(więcej )
Krasnodębski o groźnych dla Polski  niemieckich mediach Krasnodębski „ Inną charakterystyczną cechą polskich mediów jest struktura własności typowa dla zdominowanego kraju peryferyjnego. Część mediów należy do ludzi dawnego systemu lub takich, którzy dorobili się w niejasnych okolicznościach w pierwszych latach transformacji. Jest rzeczą oczywistą, że ludzie nie będą szczególnie przyjaźnie nastawieni do idei lustracji politycznej czy majątkowej i nie będą szczególnie zachwyceni ostrą krytyką polskiej transformacji.  
Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że 80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko.  Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, który zagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.”„..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski „...(więcej )
Krasnodębski "Gdyby udało się Tuskowi zostać prezydentem, a jego partia wciąż rządziłaby w kraju, to ten rodzaj koncentracji władzy, przy tej filozofii jest bardzo poważnym zagrożeniem dla wolności, którą wywalczyliśmy w 1989 r." - ocenił socjolog, prof. Zdzisław Krasnodębski. Według niego dwa lata rządów to czas stagnacji i propagandy.”.. "Ten rząd nie ma strategii rozwoju kraju,”…. Krasnodębski ocenił też, że obecny obóz rządzący "przedmiotowo" traktuje Polaków. "Największy zarzut wobec rządu Tuska to przedmiotowe traktowanie obywateli i brak uczciwej informacji o sytuacji w kraju i o planach rządu” ….(więcej )
Krasnodębski „ Krasnodębski „Wszyscy wiemy, że prezydent Kaczyński sprzeciwiał się rosyjskiej dominacji w Europie Wschodniej i był liderem, wokół którego skupiali się przywódcy państw niepokornych. W Tbilisi rzucił bezpośrednie wyzwanie imperium, które – jak pokazuje ludobójcza wojna w Czeczenii, wojna w Gruzji, działania na Ukrainie – nie jest bynajmniej imperium łagodnym”…” Niestety, w ostatnim czasie mnożyły się sygnały świadczące o tym, że Rosja zaczęła grać polską polityką wewnętrzną..”…” Całe zachowanie pokazuje słabość obozu rządzącego, to, że nie jest on zdolny w stosunkach z silnymi państwami do minimum asertywności, do polityki innej niż polityka skwapliwego przytakiwania i czekania na nagrody. W rezultacie premier Donald Tusk stał się zakładnikiem Putina.”…” Potrafimy spojrzeć na kraje sąsiadujące z nami na wschodzie jako pole krzyżujących się interesów, walki o wpływy i próby grania polityką przez zewnętrzne podmioty. Irracjonalnie z góry wykluczamy jednak tego typu myślenie w stosunku do samej Polski”…” Od dawna wiemy, że nie tylko wschodni sąsiedzi starają się wpływać na polską politykę. Donald Tusk obsypywany był w Niemczech pochwałami za spotkanie z Putinem 7 kwietnia, 13 maja odbierze w Akwizgranie prestiżową nagrodę”…” Coraz silniejsza ingerencja w naszą politykę nie byłaby możliwa bez procesu rozkładu polityki polskiej, nazwanego eufemistycznie postpolityką. Miała ona oznaczać rezygnację z głębszych reform i ograniczenie się do administrowania, podejmowania tylko takich działań, które przynosiły sondażowe poparcie.” …..(więcej )
„Jak ocenia komentator "Sueddeutsche Zeitung", Polska skłania się ku temu, by utwierdzić się teraz w swej "historii cierpienia". "Dlatego katastrofa samolotu z Katynia niesie ze sobą zagrożenie przeistoczenia się w mit narodowej historiografii. Nakłada się tu na siebie zbyt dużo symboliki i tragizmu" - pisze "Sueddeutsche Zeitung" i apeluje: "Tak nie może się stać"…”Według dziennika, tragedii nie wolno nadawać cech mistycznych."Jeśli jest jakaś nadzieja w całym tym cierpieniu, to taka: może uda się teraz to, co nie udawało się od początku III Rzeczpospolitej, wskutek sporów ideologicznych i partyjnych - pojednanie narodu z jego przeszłością, porozumienie społeczeństwa co do postrzegania historii, odpolitycznienie historii" - ocenia dziennik. Dodaje, że polityka historyczna Lecha Kaczyńskiego dzieliła i czerpała siłę z mitów przeszłości.”…” "Tragedia musi być zatem przestrogą, by Polska uwolniła się z kajdan własnej historii. Prezydent Kaczyński był niewrażliwy na delikatne sygnały pojednania, które wysłał rosyjski premier Władimir Putin jeszcze przed kilkoma dniami nad grobami (w Katyniu). Zamiast tego Kaczyński chciał prowadzić politykę koncentrującą się na ofiarach, gdy ze swoją delegacją wsiadał do samolot”…” Także "Die Welt" ocenia, że w bólu i żałobie jest też pewna nadzieja. "Zachowanie polskiego premiera i przywódców w Moskwie po katastrofie pokazuje w sposób imponujący, że obie strony dokładają starań, by nie obudziły się stare demony" - pisze "Welt". Dodaje, że także dla Europejczyków, żyjących w oddali, ten element nadziei ma też ważne znaczenie na przyszłość.” ...(więcej )
Mirek A. Koprowski” Rosja dobija mały i średni biznes „.....”Na tysiąc Rosjan przypada sześć małych przedsiębiorstw, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej wskaźnik ten jest pięciokrotnie wyższy! Wkład małego i średniego biznesu w rosyjski PKB jest niewielki i wynosi 23,6 procent. Za normalne uznaje się zaś gospodarki, w których udział małych przedsiębiorstw w PKB sięga 60 procent! „....”W 1995 roku liczba małych i średnich przedsiębiorstw w Rosji wynosiła 900 tysięcy, zaś w 2012 roku sięgnęła już 6 milionów! Teoretycznie więc rzecz biorąc, rozwój małego i średniego biznesu w Rosji jest dynamiczny. Należące do niego przedsiębiorstwa są jednak niewielkie, dają jak dotąd pracę 16,8 mln obywateli, czyli 25 procentom osób zatrudnionych w rosyjskiej gospodarce. Średnio w każdym przedsiębiorstwie należącym do małego i średniego biznesu pracują trzy osoby. De facto 4,1 mln firm zatrudnia tylko po jednej osobie, czyli praktycznie rzecz biorąc, właściciela przedsiębiorstwa. „.....”W ciągu ostatniego półrocza zamknęło swoje interesy 650 tys. małych przedsiębiorców i właścicieli gospodarstw farmerskich. Miesiącem przełomowym, w którym mały biznes zaczął się w Rosji kurczyć, był grudzień ub. Roku. „.....”Z wyliczeń analityków „Diełowoj Rossii” wynika, że w wyniku zamknięcia tysięcy małych firm rosyjski budżet już stracił 5,1 mld rubli! Nie wpłynęły do niego podatki. Zdaniem fachowców, firmy te nie przestały istnieć, tylko najzwyczajniej przeszły do szarej strefy. „....(źródło)

Mojsiewicz

Janecki: Rząd Tuska rzuca Polakom gadżety w stylu Pendolino, by przykryć smutne fakty, że Polska jest zacofana, jakość życia niska, a państwo wrogie obywatelom Do Polski jedzie włoski pociąg Pendolino, co ma oznaczać, że jesteśmy krajem nowoczesnym niczym Singapur albo przynajmniej Francja. Tymczasem to kolejna atrapa i dowód na to, jak siermiężnie obecna władza wyobraża sobie i realizuje w Polsce nowoczesność. A wyobraża ją sobie i wdraża tak, że widzimy trochę błyskotek i gadżetów, natomiast pod nimi kryje się mentalność i praktyka władców postkolonialnego Trzeciego Świata. W efekcie, co szczególnie rzuca się w oczy cudzoziemcom, Polska jest krajem, w którym nowoczesność ogranicza się do gadżetów, natomiast życie tu jest bardzo uciążliwe, jego jakość jest niska, a całe państwo funkcjonuje ociężale, nieefektywnie i właściwie na przekór albo nawet na złość obywatelom. Polska nie jest nowoczesna, bo gadżety i błyskotki są wrzucane w czarną dziurę cywilizacyjną i technologiczną. Pendolino jest tu dobrym przykładem. Bo pociąg mający kursować z prędkością 250 km na godzinę „wrzuca się” na trasy, którymi można jeździć z prędkością nieco ponad 100 km na godzinę, a podczas upałów pociągi poruszają się z ogromnymi problemami (wielogodzinne opóźnienia na trasie Warszawa-Kraków 8 sierpnia 2013 r.). Wyrzuca się ponad 2,5 mld zł (665 mln euro) na błyskotkę, czyli 20 składów (na razie, bo cały projekt szybkiej kolei ma kosztować 15 mld zł), która ma przykryć fatalny stan infrastruktury kolejowej, katastrofę organizacyjną grupy PKP, niskie standardy i beznadziejną jakość usług. Ale błyskotkę można pokazać w telewizji. Może się nią w towarzystwie kamer przejechać minister transportu Sławomir Nowak. Błyskotką numer jeden obecnej władzy są Orliki, czyli oświetlone boiska sportowe ze sztuczną nawierzchnią. One pokazują ambicje tej władzy i jej wyobrażenia o nowoczesności. Nie parki technologiczne, laboratoria, centra wynalazczości czy ośrodki badawcze, lecz boiska, na których można sobie pokopać piłkę. I to był absolutny priorytet władzy przez ostatnie 6 lat, co pokazuje, że nowoczesność pojmuje ona w kategoriach paciorków, które daje się dzikusom, żeby się cieszyli, choć te paciorki nie mają najmniejszego wpływu na ich życie. Nowoczesność oparta na gadżetach i błyskotkach jest cechą charakterystyczną krajów zacofanych. Naprawdę nowoczesne są zaś te państwa, gdzie panuje wysoka jakość życia. A indeks jakości życia za 2013 r. sytuuje Polskę na 34. miejscu (90,47 pkt) w gronie 100 sklasyfikowanych państw. Pierwsza jest Szwajcaria – 215, 71 pkt, drugie Niemcy (204,84), a trzecie Stany Zjednoczone (199,56). Sporo przed nami są Estonia (154,95), Słowenia (133,62), Czechy (122,18), Słowacja (114,58) czy Litwa (114,05). Nowoczesność to także innowacyjność, i to nie ta dla statystyk, lecz właśnie dla poprawy jakości życia. A Polska zajmuje dopiero 44. miejsce (na 141 sklasyfikowanych państw) w „Global Innovation Index” za 2012 rok (ostatnim dostępnym), czyli w rankingu najbardziej innowacyjnych państw i gospodarek. I wprawdzie za nami są Czarnogóra, Serbia, Oman, Mauritius czy Mołdowa, lecz przepaść dzieli nas od Szwajcarii (1. miejsce), Szwecji (2.), Singapuru (3.) czy Finlandii (4.). Bez porównania lepiej od nas wypadają też takie kraje jak malutka Malta (16. miejsce), Islandia (18.), Estonia (19.), Cypr (28.) czy Łotwa (30.). W rankingu pokazującym wartość produkcji i usług wytworzonych dzięki wiedzy i zastosowaniu nowoczesnych technologii, co pokazuje nowoczesność gospodarki, Polska zajmuje 51. miejsce. I o ile nie dziwi to, że przodują tu Szwajcaria (1.miejsce), Szwecja (2.), Singapur (3.), Finlandia (4.), Irlandia (6.), Holandia 7.) czy Izrael (10.), to dziwi, iż przegrywamy nie tylko z Estonią (13.) i Maltą (14.), lecz także z Mołdową, Serbią, Ukrainą, Bułgarią, Rumunią, Paragwajem, Libanem i Suazi. Obecna władza traktuje Polaków jak idiotów, którzy nie jeżdżą po świecie, nic nie widzieli i „kupią” każdą bzdurę o nowoczesności, bo zobaczą jakąś błyskotkę w stylu Pendolino. A poza gadżetami jest ogromna mitręga codziennego życia, gdzie najprostsze rzeczy załatwia się tygodniami, gdzie większość czasu poświęca się na sprawy, o których w nowoczesnych państwach w ogóle się nie myśli, bo dzieją się automatycznie. Gadżetomania i ekscytacja błyskotkami nie są więc dowodem nowoczesności, lecz ogromnego zacofania, przede wszystkim mentalnościowego. Ale co się dziwić, skoro ci, którzy własnych obywateli traktują jak dzikusów czekających na paciorki, sami dają się tak traktować, choćby w Unii Europejskiej. I bardzo dobrze się z tym czują.

Stanisław Janecki

"Menelska metoda zarządzania długiem publicznym". Rostowski idzie w trupa? NASZ WYWIAD z Januszem Szewczakiem wPolityce.pl: - Senatorowie PiS złożą projekt uchwały wzywającej ministra finansów do przygotowania wyliczeń obciążeń Polaków długiem publicznym, w przeliczeniu na jednego obywatela. Senatorowie chcą przyprawić obywateli o problemy z sercem? Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK: - Myślę, że czas najwyższy wiedzieć czy siedzimy na pokładzie ekskluzywnego jachtu czy też na beczce prochu. Ta uchwała, autorstwa senatora Biereckiego, ma historyczne znaczenie. Dobrze by było wiedzieć, jak naprawdę wygląda skala zadłużenia państwa. Polacy wiedzą tylko instynktownie, a część nawet wierzy w te bajeczki ministra Rostowskiego, że jesteśmy jednym z mniej zadłużonych krajów Unii Europejskiej. Jest oczywiście dokładnie odwrotnie. Dlatego że nie jest nawet ważne, ile się ma tego długu publicznego w stosunku do PKB własnego kraju, ale jakie się ma możliwości spłaty – czy ma się majątek, czy jest się bogatym społeczeństwem. Niemcy czy Francja, do których chętnie nas porównuje minister Rostowski, mają dług publiczny w granicach 80-90%, a Włosi nawet 120% w relacji do PKB. Tyle tylko, że Niemcy mają PKB wielkości ponad 2,5 bln euro, a Polska zaledwie 1,6 bln złotych. Francuzi czy Włosi mają na kontach bankowych oszczędności rzędu 1-1,5 bln euro, a my - raptem ok. 132 mld euro. Widać więc wyraźnie, że nie ta relacja jest najważniejsza. Powinniśmy mieć świadomość, czy da się długi pospłacać, na co są przeznaczane pożyczane pieniądze. To, co od 6 lat wyczynia z długiem publicznym minister Rostowski, przypomina tego Polaka z Podkarpacia, który miał we krwi prawie 14 promili alkoholu. To wariacko-menelska metoda zarządzania długiem publicznym, pójście w trupa – jak to się popularnie mówi.

Ile w zasadzie tego długu możemy, pana zdaniem, mieć? Polacy wiedzą to, co wyświetla licznik zawieszony w centrum Warszawy. Wskazuje on obecnie 874 mld (co daje na osobę 23,5 tys.), ale przecież to tylko część rzeczywistych zobowiązań. To jest państwowy dług publiczny. Ale do niego należałoby doliczyć prawie 800 mld zł długu prywatnego, czyli osób prywatnych, gospodarstw domowych, firm. Jest jeszcze dług poukrywany w różnych zakamarkach sfery emerytalnej, służby zdrowia. Wynosi on, według różnych szacunków, nawet ponad 3 bln zł. Wszystko razem powoduje, że na przeciętnego Polaka mamy już astronomiczną kwotę ponad 60 tys. zł, licząc wszystkich obywateli, razem z noworodkami. Problem w tym, ze Polaków ubywa. Według ZUS do 2050 r. może nas ubyć aż 8 milionów! Ten dług gwałtownie będzie się więc zwiększał. Uchwała, od której zaczęliśmy, celuje w serce tej gorzkiej prawdy – może nam pozwolić odpowiedzieć na pytanie, jak dużo będziemy mieli do spłaty za lat 10, 20?

A nie obawia się pan, że jest ona nieco utopijna? Nawet jeśli zostałaby przyjęta i ministerstwo byłoby jakoś nią zobowiązane do przeprowadzenia wyliczeń, to mając na uwadze sześcioletnie zwody informacyjne ministra finansów, można się spodziewać, że co się da, to wybieli. Można oczywiście zrobić takie założenia. Można powiedzieć, że wnioski z tej uchwały nie wpłyną na jego otrzeźwienie. Ale dobrze byłoby wiedzieć, co nas czeka. Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia. Tych długów nie będą spłacali 80-latkowie, ale młodzi. Gdy zobaczą te dane, mogą dojść do wniosku, że czas opuścić ten kraj, porzucić Titanica. Ale być może dojdą do wniosku, że skoro chcą tu żyć, wiążą swoje nadzieje z ojczyzną, to muszą szkodników odsunąć od kasy. Manko, które dziś mamy, to początek kolejnych dziur, budżetów-zombie. Senatorowie postanowili zrobić remanent. Pan minister zamierza jeszcze co najmniej dwa lata urzędować, więc dramat związany z długami jeszcze się pogłębi.

Rzetelny audyt pewnie będzie możliwy dopiero po zmianie władzy. Teoretycznie ma pan rację, ale nie można czekać, że przyjdzie nowa władza, policzy, odkryje kolosalną górę długów i obnaży sztuczki księgowe. To trzeba jak najszybciej przedstawić społeczeństwu, aby skrócić tę jazdę po bandzie, którą uprawia rząd. To jest taktyka „po nas choćby potop”. Pożyczamy do oporu, rolujemy długi. Dwa dni temu - już było tak źle w kasie państwa – pan minister musiał sprzedać kolejne obligacje za prawie 6 mld zł. Zabrakło na rachunki...

Bardzo kontrastowo wyglądają przy nas Węgrzy. Jak to możliwe, że Orbanowi – tak czołganemu przez unijnych notabli – udaje się spłacać długi wcześniej, jak wobec MFW z niemal rocznym wyprzedzeniem? Mimo kryzysu i skraju bankructwa, na jakim Budapeszt znalazł się ledwie kilka lat temu. Bo Orban postanowił odzyskać suwerenność gospodarczą, uniezależnić się od lichwiarskiego lobby, które wykorzystuje do białej kości społeczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej, traktuje jak zdobycze postkolonialne. Orban powiedział: dość. Obłożył podatkami najbogatsze podmioty, czyli zagraniczne koncerny finansowe, bankowe, energetyczne, telekomunikacyjne, wielkie sieci handlowe. Okazało się, że po nałożeniu na nie podatków, wcale się nie obraziły się, pozostały na Węgrzech, płacą te podatki i jeszcze mają zyski. To pokazuje, jak słuszna jest zasada „jeśli umiesz liczyć, licz na siebie”; po drugie – dokonaj reindustrializacji kraju, czyli zacznij budować własne fabryki, firmy, a nie tylko sprzedawaj (jak ma to miejsce u nas). Orban postanowił unarodowić długi – czyli zadłużyć się nie za granicą lecz w swoich instytucjach, w swoich bankach, w swoich firmach ubezpieczeniowych (zlikwidował te zagraniczne pijawki, jakimi są OFE). Kolejną fazą, jak myślę, będzie remadziaryzacja instytucji finansowych, czyli odzyskanie głupio, tanio wyprzedanych banków, jak to stało się u nas. To jest droga do odbudowy suwerenności gospodarczej, do powiększenia dochodów podatkowych, do zmniejszania długów. Not. Znp

10/08/2013 Zatrzymała mnie Policja Obywatelska - ale nie chodziło o sprawy polityczne. Tak mi się wydaje- chodziło o to, że przeszedłem przez ulicę osiedlową nie na pasach, ale trzydzieści metrów dalej na tej samej osiedlowej ulicy- nie poprzez pasy, ale normalnie tak jak wielu spieszących się do pracy- no i nie w pasach bezpieczeństwa. To znaczy na razie jeździmy obowiązkowo w pasach bezpieczeństwa- co potwierdził kilka lat temu Trybunał Konstytucyjny, twierdząc, że pasy i owszem zabierają wolność, ale poprawiają bezpieczeństwo. To co ma zrobić w takim przypadku człowiek miłujący wolność, a nie kochający wyłącznie bezpieczeństwa? Poświęcić wolność w imię wyimaginowanego bezpieczeństwa? A może władzy chodzi o to, żebyśmy bezpiecznie ginęli zapięci w bezpieczne pasy bezpieczeństwa? Oczywiście zarabiają producenci pasów bezpieczeństwa instalowanych w milionach bezpiecznych samochodów.. Na razie oczywiście nie przechodzimy przez przejście dla pieszych w pasach bezpieczeństwa dla pieszych,. ale normalnie jak będzie czerwone- pardon – zielone światło.. Bo w takim na przykład Londynie wolno przechodzić na czerwonym świetle na własną odpowiedzialność, bo jest to logiczne i niezbędne w naszym zapędzonym życiu.. Nic się nie dzieje, nic nie jedzie- przechodzimy szybkim krokiem przez ulicę mimo palącego się czerwonego światła.. Nikogo nie krzywdzimy, nikt nie jest wystawiony na niebezpieczeństwo. Nie czekamy jak zapali się zielone dla skręcających w prawo, a potem zielone dla skręcających w lewo, a potem… Wielka strata czasu. Gdy miga pulsujące pomarańczowe, bo zepsuła się instalacja świetlna- możemy przechodzić normalnie uważając na jadące samochody- tak jakby świateł nie było.. I jakoś nic się nie dzieje- kiedyś w ogóle nie było świateł- i jakoś piesi sobie radzili.. Jeśli mają być światła- niech najlepiej ciągle pulsuje pomarańczowe.. Niech instalacja ciągle będzie w naprawie. Policja Obywatelska nie miałaby wtedy żadnej możliwości wlepiania mandatów w celach fiskalnych.. A ludzie zwani” obywatelami” odzyskali by wolność- nie tylko od nadzoru Policji Obywatelskiej. Tym bardziej, że Policja Obywatelska może zastosować pouczenie- ale woli działać fiskalnie. Nie śmiem podejrzewać, że jest rozkaz komendanta, żeby się nie certolić- a karać! Tego samego, który zakazuje funkcjonariuszom policji chodzić na pielgrzymkę.. Ale w zbieractwie Jurka Owsiaka- jak najbardziej.. Zostałem ukarany mandatem koedukacyjnym w wysokości 50 złotych, pardon- parytetowym przez funkcjonariuszy Policji Obywatelskiej. których była dwójka parytetowa- mężczyzna i kobieta. Jak lewicy w końcu uda się zatrzeć różnicę ę pomiędzy kobietą a mężczyzną i nie będzie płci- to będą dwaj funkcjonariusze osobowi.. Na razie są funkcjonariusze płciowi, którzy wlepiają mandaty w celach fiskalnych.. Bo na moje pytanie” Komu ja zrobiłem krzywdę i czy jest pokrzywdzony?”- nie uzyskałem odpowiedzi.. Właśnie o to chodzi, że nikomu, i dlatego poniosłem karę. Nie było pokrzywdzonego w sensie osobowym, ani płciowym. Gdybym zabił psa… No to wtedy państwo socjalistyczne by się ze mną policzyło. Gdy zabiję człowieka- mała sprawa., tak jak gwałt płciowy. Jak to w wywróconym państwie demokratycznego prawa… Gdybym nie wiedział, że w naszym życiu demokratycznym i prawnym jest już przepis – dzięki Platformie Obywatelskiej Unii Europejskiej i Rynków Finansowych- że wszystkie drogi prywatne, osiedlowe i inne – są traktowane jako drogi publiczne- to poszedłbym z tą sprawą do sądu, tak jak radziła mi pani funkcjonariusz Policji Obywatelskiej, bardzo miła pani- chyba kapitan- nie rozróżniam stopi policyjnych.. Ale wyglądała mi na panią kapitan, albo panią pułkownik.. Tak z wyglądu- ten mundur zawsze zaczarowuje nie tylko kobiety, ale także mężczyzn. Może dlatego łatwiej znosi się nałożony demokratycznie i prawnie- mandat. W miłym damskim towarzystwie czas płynie przyjemnie… Nie mogę powiedzieć złego słowa o funkcjonariuszach Policji Obywatelskiej i prawnej- bo nie demokratycznej,. Na razie demokracja większościowa w Policji Obywatelskiej nie obowiązuje-, tak jak w państwie socjalistycznym i prawnym. Dlatego trzyma się to wszystko jeszcze kupy- dzięki służbowej hierarchii. Żeby jeszcze skierować państwowych funkcjonariuszy we właściwym kierunku, to znaczy w kierunku ścigania prawdziwych przestępców, a nie urojonych.. W każdym razie zostałem zatrzymany nie na drodze spółdzielnianej, którą była ta droga jeszcze do ubiegłego roku, ale- obecnie- na znacjonalizowanej drodze publicznej.. No i w sądzie chyba nie miałbym szans.. Bo na obecnych drogach osiedlowych , wiejskich i prywatnych – obowiązują te same prawa drogowe co na drogach publicznych… Tak sobie pomyślałem: mieszkam na osiedlu w bloku pośród innych bloków, a pomiędzy nimi są ulice, traktowane obecnie jak drogi publiczne.. Żeby przejść na drugą stronę ulicy, trzeba przechodzić po pasach, których nie ma, jest jeden dla wychodzących z Kościoła, ale to jest kilkaset metrów ode mnie. A funkcjonariusz policyjny i publiczny powiedział ,, że „na druga stronę ulicy przechodzi się po pasach.”. I słuszna jego racja!. Ale przecież nie będę chodził do Kościoła ze śmieciami.. Żeby wyrzucić śmieci do jednego z siedmiu pojemników śmieciowych muszę przejść przez ulicę , dawniej osiedlową- a obecnie- publiczną- po nacjonalizacji. Gdyby jakiś funkcjonariusz policji uprał się, to mógłby przypilnować mnie, jak przechodzę przez ulicę z bloku w którym mieszkam,, żeby wyrzucić śmieci, bo tam właśnie stoją pojemniki na śmieci.. Od dwudziestu lat przechodzę na drugą stronę ulicy osiedlowej nie na pasach bo takowych nie ma, ale tak zwyczajnie- narażając się na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.. Dzięki pasom byłbym oczywiście bezpieczniejszy, bo na pasach- a przyszłości mam nadzieję, że i w pasach bezpieczeństwa- pieszy będzie czuł się całkowicie bezpieczny. Obawiam się tylko, że jak ruszy w pełni Obywatelska Policja Śmieciowa mieszkańcy demokratycznego państwa prawnego mogą mieć jeszcze większe kłopoty niż dotychczas.. Obywatelskie Pasy Bezpieczeństwa dla Pieszych oczywiście da się zorganizować, tak jak Obywatelskie Rowery- przez gminę.. Będą umiejscowione przy przejściach dla pieszych w odległości od świateł, także obywatelskich- ale odległości nie większej niż 100 metrów.. Od świateł! Żeby nie zagrażały bezpieczeństwu „obywateli”, którzy będą przygotowywać się do założenia Obywatelskich Pasów Bezpieczeństwa dla Pieszych.. Na osiedlu obywatelskim można będzie wpaść w obławę zorganizowana przez Policję Obywatelską, że nie na pasach, Policję Śmieciową i Obywatelską, że nie posegregowane, i przez Sanepid Obywatelski, że nie ma opłaconego zezwolenia na wyrzucanie śmieci w miejscu osiedlowym, i ma się rozumieć – publicznym i że śmieci nie zagrażają zdrowiu i życiu innych” obywateli” Trudno będzie urwać się z tego kotła obywatelskiego, żeby człowieka kiedyś wolnego- nie ugotowali i nie przerobili na kotlet- demokratyczny i prawny. Takie akcje trzeba będzie organizować sprawnie, , żeby nie zagrażały one bezpieczeństwu innych „obywateli:” demokratycznego państwa prawnego. Jak „obywatele” będą wyrzucać śmieci nocą-, tak jak w poprzedniej komunie tankowali nocą paliwo – będą to akcje nocne.. A jak dojdą jeszcze kamery monitorujące przy śmietnikach…(????) Szkoda mi też mieszkańców wsi, którzy są właścicielami pól przedzielonych swoją własną drogą. Zgodnie z tym co powiedział mi policjant obywatelski, że na drugą stronę drogi przechodzi się na pasach- będą musieli na swoich wiejskich drogach przedzielających pola-wybudować pasy.(!!!). I tylko nimi przechodzić, dla własnego bezpieczeństwa.. Jak chcą chodzić z pola na pole i przechodzić na drugą stronę swojej drogi..(???) I wiecie Państwo czego żałuję przy zatrzymaniu mnie przez Policję Obywatelską, gdy przeszedłem na ulicy kiedyś osiedlowej, a obecnie w pełni publicznej nie na pasach,, ale trzydzieści metrów dalej z niecierpliwości na palące się czerwone światło na pasach- na której są trzy akademiki studenckie- po jednej stronie, i dwa wieżowce mieszkańców Radomia-po drugiej stronie- a dalej pola i budynki Politechniki Radomskiej? Że nie krzyknąłem od razu, że się poddaję.. I nie uniosłem rąk do góry prosząc, żeby do mnie nie strzelano- nie będę więcej przechodził przez ulicę osiedlową poza pasami.. W końcu nie warto ginąc za pasy… Nieprawdaż? Ale muszę to powiedzieć studentom, którzy w roku akademickim i każdym przechodzą przez ulicę nie na pasach– tylko tak, jak wydaje im się, że jest bezpiecznie.. Tłumnie przechodzą w tym miejscu przez osiedlową ulicę, bo w pobliżu znajduje się bar piwny. Wielokrotnie to widziałem chodząc po samochód ma parking.. Ale im się udało- popadło na mnie! Byłem zbyt mało czujny. No właśnie!. Czas zrobić przy okazji porządek z tym barem piwnym, w trosce o bezpieczeństwo studentów.. On jest dokładnie na wysokości przejścia dla pieszych.. A jednak wolą iść dalej i przejść do akademika poza przejściem dla pieszych studentów… Czyżby robili władzy na złość? Dodatkowo są pilnowani przez patrole Policji Obywatelskiej, żeby piwo pili wyłącznie w ramach ogródka piwnego.. Bo poza ogródkiem piwo nie jest takie smaczne.. Choć obok jest sklep z piwem- tańszym.. Niedawno w USA, państwie też demokratycznego prawa, tamtejsza Policja Obywatelska zastrzeliła na ulicy Murzyna, bo nie chciał się poddać kontroli.. Miał przy sobie narkotyki(???) Wolał zginąć, ale swojej wolności używania narkotyków nie oddać.. Czy u nas Policja Obywatelska będzie zabijać studentów za posiadanie piwa poza ogródkiem piwnym? Wszystko zależy od demokratycznego Sejmu- skoro uchwalą większością Liczby, bez Racji. Policja musi wykonywać uchwalane ustawy, żeby nie łamać prawa demokratycznego.. Bo w końcu musi z panować sprawiedliwość… żeby tylko nie uchwalili obowiązku strzelaniaPolicji Obywatelskiej do przechodzących przez ulicę nie na pasach…? A poranionych – dobijać! Boże! Miej mnie w swojej opiece.. Policja obywatelska zawsze może się tłumaczyć, że wykonywała tylko rozkazy.. A co ja powiem dzieciom doczołgawszy się ranny do domu? WJR

Senat pod dyktando Platformy przyjął ustawę bez poprawek

1. Wczoraj zakończyła się batalia w Parlamencie o to czy nowelizacja ustawy o finansach publicznych znosząca tzw. I próg ostrożnościowy i regułę wydatkową, zostanie zaakceptowana bez poprawek przez Senat. I rzeczywiście mimo wielogodzinnej dramatycznej momentami debaty senatorowie Platformy, która w Senacie ma bezwzględną większość, przyjęli w głosowaniu projekt rządowy bez poprawek. A wszystko po to, aby błyskawicznie skierować ten projekt do podpisu prezydenta Komorowskiego i natychmiast po tym podpisie opublikować go w dzienniku ustaw, a następnego dnia, będzie on już obowiązującym prawem (był to projekt bez vacatio legis). Dopiero po tej zmianie rząd będzie mógł przygotować nowelizację budżetu na 2013 rok , która jak to już ogłosił premier Tusk, będzie polegała na powiększeniu deficytu budżetowego o kolejne 16 mld zł (sumarycznie do 51 mld zł) ale także cięciach wydatków budżetowych na kwotę 8,5 mld zł.

2. Wypada przy tej okazji przypomnieć, że podczas wyjątkowo krótkich prac nad tym projektem w Sejmie (trwały zaledwie 4 dni) odbyła się ciekawa debata. Przybył na nią do Sejmu sam minister Rostowski (bardzo rzadko przedstawia rządowe projekty ustaw w I czytaniu) i z jego ust posłowie wysłuchali najbardziej kuriozalnego uzasadnienia ustawy w tej kadencji Sejmu. Myślą przewodnią tego wystąpienia było stwierdzenie, że rząd zawiesza I próg ostrożnościowy i ograniczenia z niego wynikające (a więc relacja długu publicznego do PKB liczonego metodą krajową może przekroczyć 50% PKB i w związku z tym nie obowiązuje zasada, że relacja deficytu budżetowego do dochodów budżetowych w następnym roku nie może być wyższa niż taka sama relacja w roku obecnym), głównie dlatego, że chce w przyszłości ograniczać deficyt sektora finansów publicznych i w konsekwencji dług publiczny. Z uzasadnienia tego z grubsza wynikało, że rząd znosi ograniczenia w zadłużaniu, żeby w przyszłości zmniejszać deficyt sektora finansów publicznych i dług publiczny. Logiczna sprzeczność widoczna była na pierwszy rzut oka ale dla ministra Rostowskiego to żadna sprzeczność, to raczej jego strategia zarządzania długiem, polegająca na jeszcze większym niż do tej pory zadłużaniu, żeby kiedy doczekamy prosperity w gospodarce (ale czy doczekamy?), ten dług zmniejszać.

3. W debacie w Senacie senatorowie Prawa i Sprawiedliwości (szczególnie senator Grzegorz Bierecki) dramatycznie zwracali uwagę na obecny poziom zadłużenia naszego kraju. Tak się bowiem złożyło, że w momencie kiedy pojawił się projekt nowelizacji ustawy o finansach publicznych zawieszający tzw. I próg ostrożnościowy, Eurostat ogłosił dane dotyczące kształtowania się deficytu i długu po I kwartale tego roku we wszystkich krajach członkowskich. Okazuje się, że w przypadku Polski dług ten (liczony metodą ESA 95), przekroczył i to znacznie nie tylko I ale i II próg ostrożnościowy (wynoszący 55% PKB) i wyniósł aż 57,3% PKB, a w liczbach bezwzględnych osiągnął astronomiczną kwotę 920 mld zł. W porównaniu do IV kwartału 2012 nastąpił jego wzrost aż 1,7% PKB, a w ujęciu rok do roku o 1,2% PKB i nastąpiło to mimo licznych zapewnień ministra Rostowskiego, że przy pomocy tak a nie inaczej skonstruowanego budżetu na rok 2013, dokonuje ogromnego zacieśnienia fiskalnego. Senator Bierecki stwierdził, że właśnie z tego powodu minister Rostowski prowadzi podwójną księgowość na użytek polskiej Konstytucji i ustawy o finansach publicznych i zawartych tam progów liczy dług publiczny według metodologii krajowej, natomiast na potrzeby Eurostatu według metody ESA 95. Według metodologii krajowej dług naszego kraju jest przynajmniej o 3% PKB niższy od tego liczonego metodologią unijną ale i ta podwójna rachunkowość jak widać nie zapobiegła przekroczeniu I progu ostrożnościowego i wynikających z niego konsekwencji. Doskonale jednak wiemy, że prawdziwa sytuacja finansów publicznych jest jeszcze gorsza i gdyby tak wymieść wszystkie zobowiązania spod dywanu szacowane na przynajmniej 3-4% PKB, to polski dług publiczny liczony metodą unijną, przekroczyłby już zapisany w Konstytucji RP próg 60% PKB.

4. Premier Tusk dyscypliną partyjną w Senacie ,osiągnął to co chciał, senatorowie Platformy zrezygnowali z wprowadzania jakichkolwiek poprawek i tzw. I próg ostrożnościowy został zawieszony. Otworzyła się w ten sposób droga do jeszcze szybszego zadłużania naszego kraju niż do tej pory. Kuźmiuk

Michalkiewicz: Okupacja żydokomuny i bezpieki W wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez panią Krystynę Ockrent (z Okrętów belgijskich, a nie z tych tubylczych, z których pochodzi pani Wujcowa), prywatnie – naturalna przyjaciółka byłego ministra spraw zagranicznych Republiki Francuskiej Bernarda Kouchnera – z byłym szefem razwiedki francuskiej, hrabią Aleksandrem de Marenches, czytamy między innymi, że po wojnie Francja otrzymała około 10 ton dokumentacji Gestapo i służb włoskich, z których wynikało, że znaczna część, a może nawet większość bohaterów Résistance była agentami, jak nie niemieckimi, to włoskimi, a Włosi nawet lepiej płacili. Ale największą część dokumentacji po Gestapo przejęli Sowieci, co we Francji zaowocowało charakterystycznym zjawiskiem. Jak tylko Sowieciarze chcieli coś we Francji załatwić po swojej myśli, to natychmiast odzywały się tam pudła rezonansowe w postaci rozmaitych osobistości, często reprezentujących rozmaite kierunku polityczne, ideowe czy towarzyskie – ale mimo tych różnic, wszystkie one śpiewały z tego samego klucza. Przypomniało mi się to na widok reakcji „Gazety Wyborczej” na wyrok uniewinniający oskarżonych w sprawie zabójstwa generała Papały. Pan prof. Jan Widacki, w swoim czasie podejrzewany o kłamstwo lustracyjne, uważa, że śledztwo w sprawie zabójstwa Papały powinno zostać „umorzone”, zaś red. Paweł Wroński twierdzi z kolei, że wyrok uniewinniający oskarżonych w tej sprawie nie jest żadną porażką wymiaru sprawiedliwości, tylko przeciwnie – jej triumfem. Niby nie to samo – ale pomyślmy: jeśli w tej sprawie iustitia już zatriumfowała, to po co tu jeszcze jakieś śledztwa i procesy? Ciekawe, że podobne nożyce odezwały się właśnie w „Gazecie Wyborczej” po ukazaniu się książki Krzysztofa Balińskiego „MSZ polski czy antypolski”. Autor, w latach 1973-2012 pracownik MSZ, były ambasador w Syrii i Jordanii, coś tam na temat MSZ musi wiedzieć. Książka potwierdza teorie spiskowe, według których MSZ jest opanowany przez dwie szajki – żydowską i bezpieczniacką – reprodukujące się już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu. Pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska i Agata Nowakowska dziwują się, że człowiek „z taką obsesją antysemicką” przez tyle lat pracował w dyplomacji „wolnej Polski” i krytykują „antysemickie obelgi” – na przykład opinię, że o ile za czasów PRL decydujące było pochodzenie klasowe, o tyle w „wolnej Polsce” – „rasowe”. Autorki podważają prawdomówność Krzysztofa Balińskiego, bo był w PZPR – na tej samej zasadzie jak w czasach biblijnych nawet niektórzy późniejsi uczniowie lekceważyli znaczenie Jezusa: „czy może być co dobrego z Nazaretu”? A przecież w PZPR był również „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek, podobnie jak Jacek Kuroń! Czyżby i oni…? Ładny interes! Ale nie bez kozery jeszcze św. Paweł – co prawda w innym znaczeniu, niemniej jednak – wspomina, że „zbawienie pochodzi od Żydów”. Czy to przypadkiem nie w „Gazecie Wyborczej” właśnie, po nominacji „właściciela strefy zdekomunizowanej” na ministra spraw zagranicznych, ukazał się uspokajający materiał, że nieważne, kto jest ministrem, bo ministerstwem tak czy owak kieruje ekipa skompletowana przez prof. Geremka? To samo pisze Krzysztof Baliński, dodając tylko i przytaczając rozliczne przykłady świadczące o tym, że prof. Geremek, kompletując ów „zespół”, kierował się zarówno kryterium „rasowym”, jak i bezpieczniackim. Ajajajajajajaj! Najwyraźniej ujawnianie takich wstydliwych zakątków „wolnej Polski”, wskazujących nie tyle na jej wolność, co raczej na okupację naszego nieszczęśliwego kraju przez kolejne pokolenia żydokomuny i bezpieki, których cadykowie dogadali się w Magdalence, kierownictwo „Gazety Wyborczej” musiało z jakichś powodów uznać za niepożądane. Czyżby z tych samych, dla których w domu wisielca taktownie nie wspomina się o sznurze? W końcu nawet wyniesienie Radosława Sikorskiego na stanowisko szefa tej całej „dyplomacji” można przypisać mechanizmowi, który w czasach staropolskich nazywano „fartuszkowym majątkiem” – a przecież jest on w ministerstwie tylko listkiem figowym!

A skoro już dotknęliśmy czasów staropolskich, to warto zwrócić uwagę na charakterystyczną zamianę: o ile wtedy każdy szlachciura miał swego pachciarza, o tyle teraz każdy pachciarz ma swojego szlachciurę w charakterze szabesgoja. Casus pani red. Dominiki Wielowieyskiej, podobnie jak potomstwa innych świętych rodzin, jest niezwykle reprezentatywny. Co za hańba, co za wstyd! Okazuje się, że rację miał Józef Mackiewicz, iż „jedynie prawda jest ciekawa”, podobnie jak Stefan Kisielewski – że nic tak nie gorszy jak prawda. Ale verba volant, scripta manent – co się wykłada, że słowa ulatują, pismo zostaje – więc może warto zrealizować pomysł Aleksandra hrabiego Pruszyńskiego, który na podobieństwo waszyngtońskiego pomnika poległych w wojnie wietnamskiej proponuje tak samo uczcić żołnierzy niepodległości. W Waszyngtonie jest to kilkusetmetrowa ściana z czarnego, szlifowanego kamienia, na którym wyryto imiona i nazwiska poległych. Podobne płyty można by umieścić na murze okalającym więzienie przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, a na nich wyryć nazwiska poległych w walce, zamordowanych podczas śledztwa, skrytobójczo czy w następstwie zbrodni sądowej – zaś naprzeciwko tej ściany płaczu, na ścianach budynków Wyższej Szkoły Handlowej, umieścić ścianę hańby, na której byłyby uwiecznione nazwiska oprawców i prześladowców – również tych, co zabijali słowem – oczywiście nie tylko te zmienione, ale i te prawdziwe, rodowe, żeby również wycieczki poszukujące tak zwanych korzeni mogły sobie łatwiej je tam odnaleźć. Skoro Muzeum Historii Żydów Polskich ma ambicję nauczenia mniej wartościowego narodu tubylczego jego „prawdziwej” historii, to póki jeszcze można, stwórzmy kamieniom możliwość wołania. SM

Co z tym Tuskiem? Nadzieje na upadek Donalda Tuska oparte są na przekonaniu, że nie można rządzić, gdy utraciło się poparcie wyborców. Niekoniecznie… Sondaże sondażami, ale gdybym był Donaldem Tuskiem − to znaczy człowiekiem, któremu w trzymaniu się władzy nie przeszkadzają żadne moralne skrupuły − wcale bym się jeszcze nie poddawał. I faktycznie, Tusk się nie poddaje. Co prawda konkretne pomysły na odwrócenie sytuacji na razie okazują się niewypałami. Zwrot na lewo, symbolizowany przez in vitro oraz związki partnerskie, wcale się wyborcom nie spodobał, a pomysł odgrzania „zbrodni III RP” speckomisją do spraw Blidy udaremnił prokurator Seremet. Jednak były to pomysły na odzyskanie popularności. Teraz czas na kroki, które pozwolą mu poradzić sobie mimo jej trwałej utraty. Pierwsza sprawa wydaje się przesądzona − to likwidacja subwencji budżetowych dla partii i puszczenie konkurencji z torbami (bo rząd, jak słusznie mówił klasyk, zawsze się wyżywi). Zgadzam się z hipotezą, że „wyciek” faktur za zakup cygar i kiecek dla premierowej do redaktora Lisa nie był żadnym przeciekiem, tylko przemyślaną ustawką, mającą dać pretekst do przepchnięcia zmiany. A od chwili, gdy rząd i tak zmuszony był otwarcie przyznać, że budżet się wali, opozycji bardzo trudno znaleźć skuteczny argument. Może co najwyżej, jeśli na to wpadnie, domagać się, aby likwidacja subwencji weszła w życie dopiero po wyborach. Drugie posunięcie to zmiana ordynacji. Obecnie liczy się głosy tzw. metodą d’Hondta, co sprawia, że partia o najlepszym wyniku dostaje relatywnie więcej mandatów. Już 40 proc. głosów może dać większość bezwzględną. Kiedy poparcie dla PO spadnie jeszcze trochę, Tusk zmieni więc zdanie, podobnie jak zmienił je w kwestii bojkotowania referendów, a mniejsze partie chętnie go poprą. Przy systemie Sainte-Laguë zaś nawet miażdżąco zwycięski PiS będzie mógł być zablokowany przez koalicję przegranych, zwłaszcza gdyby się jeszcze obniżyło próg wyborczy do 3 proc. A gdyby i to nie pomogło… Są kolejne sposoby, o których jednak nie wspomnę, bo a nuż premier mnie czytuje, a nie chciałbym mieć potem wyrzutów, że mu je podpowiedziałem RAZ

Jurek Sojusz chrześcijańskich państw Kaczyńskiego i Orbana Marek Jurek „Atak Parlamentu Europejskiego na Węgry jest uderzeniem w takie wartości, jak suwerenność państw członkowskich UE czy prawa rodziny. Odpowiedzią na to może być tylko budowanie silnej opinii chrześcijańskiej w Europie, niezbędnej do prowadzenia polityki opartej na chrześcijańskich wartościach. Polityki takiej, jakiej uczył nas bł. Jan Paweł II. „...”Europejska opinia publiczna dostaje jasny sygnał – próby opierania polityki na chrześcijańskich wartościach, jak uczynił to Viktor Orbàn na Węgrzech, są w UE nieakceptowalne. „....”Polski rząd powinien z góry zapowiedzieć, że nie wyrazi zgody na żadne działania wymierzone przeciw Węgrom. Więcej – polska dyplomacja powinna aktywnie zachęcać inne państwa w Europie do zajęcia podobnego stanowiska, odwołując się do wszystkich wartości zakwestionowanych przez autorów antywęgierskiego raportu: suwerenności państw członkowskich Unii, wolności podatkowych, praw rodziny. „...( źródło)
Orban „„Chrześcijańska Europanie pozwoliłaby całym krajom utonąć w niewolniczych długach” ..."Zanim jakiekolwiek odrodzenie gospodarcze będzie możliwe,Europa musi wrócić do chrześcijaństwa"…...”powiększający się kryzys w Europiema swoje źródła duchowe, a nie ekonomiczne.„...”aby przezwyciężyć kryzys i ocalić Stary Kontynent od zapaści gospodarczej, moralnej i społecznej, potrzebna jest odnowa kultury i polityki w oparciu o wartości chrześcijańskie„...”wartościami, które zawsze napędzały gospodarkę europejską były spójność, rodzina, praca i zaufanie. „....”Europa zarządzana zgodnie w wartościami chrześcijańskimi odrodzi siꔄ.....”przed Reformacją Kościół był przeciwny lichwie– praktyce, która zdaniem tego protestanckiego polityka w dużej mierze przyczyniła siędo masowych, niemożliwych do spłacenia długów w wymiarze narodowym i indywidualnym.” ….(więcej )
Jarosław Kaczyński „Nie możemy powiedzieć, że nastąpiło związanie polskiego porządku prawnego z chrześcijaństwem, z katolicyzmem. Ta konstytucja nie zaczyna się, jak powinna się zaczynać: w imię Boga wszechmogącego - podkreślił oklaskiwany prezes PiS. „....”sukces Kościoła podważałby postkomunistyczny porządek społeczny. „....”dawnego systemu broni m.in. "dawny społeczny zasób o tradycjach antyklerykalnych" uzupełniony przez "bardzo daleko idące wsparcie zewnętrzne". Jak wyjaśnił, chodzi o "zasób europejski", czyli Unię Europejską, a także organizacje związane z Narodami Zjednoczonymi. „....”w dyskusji nad nową organizacją państwa po 1989 r. elity odrzuciły m.in. koncepcję Jana Pawła II, który w 91 r. sformułował propozycję odwołującą się do dekalogu, ale też uniwersalizującą polski katolicyzm i polską katolicką tożsamość. Elity te, jak mówił Kaczyński, w dużej części ukształtowane były przez komunizm, w innej - wywodziły się z akcji dysydenckich wobec komunizmu, w jeszcze innej były związane z agenturą, a w ostatniej - były związane z "liberalizmem integralnym", czerpiącym m.in. z permisywizmu obyczajowego. „ ….(więcej )
Jarosław Kaczyński „Najważniejsza jest miłość do Ojczyzny. A miłość tej Ojczyzny, Polski, oznacza także miłość Prawdy. Bo korzeniem Rzeczpospolitej jest Chrystus. To mówił ks. Piotr Skarga i to jest aktualne po dziś dzień '….(więcej)
Lisicki „ Winnicki „Lider Ruchu Narodowego: Moskwa nie jest głównym zagrożeniem „....” Przypominam o tym wszystkim, bo organizatorzy Marszu Niepodległości z Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-u postanowili wykorzystać jego potencjał do budowy nowej formacji politycznej – Ruchu Narodowego. „.....”Czytam wpis na blogu współtwórcy ruchu Roberta Winnickiego po podpisaniu porozumienia pomiędzy abp. Michalikiem i patriarchą Cyrylem, przy entuzjastycznym poparciu Tuska i Komorowskiego. Winnicki stwierdza: Podpisanie dokumentu ocenić należy pozytywnie". I wykłada swoje poglądy na Rosję: „Dla polskiej prawicy jest zaś dobrym przypomnieniem, co stanowi główne zagrożenie dla kultury i cywilizacji, dla Polski i Polaków: nie jest nim Moskwa, a demoliberalizm, laicyzm i konsumpcjonizm" …..(więcej)
Jakub Woziński „ .”wolnorynkowa ekonomia narodziła się znacznie wcześniej. W XVI w. w Salamance działała prężna szkoła ekonomiczna, której przedstawicielami byli przede wszystkim katoliccy duchowni. W późniejszych wiekach wolnorynkowa ekonomia kwitła przede wszystkim także w krajach katolickich, o czym świadczy chociażby francuski fizjokratyzm. Historycy myśli ekonomicznej rzadko wspominają dziś też o takich postaciach jak choćby Richard Cantillon czy Jean-Baptiste Say, których gospodarczy leseferyzm nie znajdował odpowiedników w świecie protestanckim. Jakby tego było mało, najbardziej wolnorynkowa szkoła ekonomii pojawiła się w katolickiej Austrii, stąd – pomimo innych korzeni jej autorów – nazywana jest austriacką. „ ….” świecie protestanckim państwo zyskało ogromną przewagę kosztem sił społecznych, co najlepiej pokazuje przykład Prus, gdzie obywatele byli traktowani niczym parobkowie.”...”wolnorynkowa ekonomia narodziła się znacznie wcześniej. W XVI w. w Salamance działała prężna szkoła ekonomiczna, której przedstawicielami byli przede wszystkim katoliccy duchowni.”...”Protestanckie państwo opiekuńcze”....”W Polsce teoria Webera zyskała wielkich entuzjastów szczególnie w środowiskach katolickiej lewicy (m.in. środowiska „Tygodnika Powszechnego"), której teza o większej zgodności protestantyzmu z instytucjami wolnorynkowymi służy do krytyki katolicyzmu i potrzeby jego reformy zgodnie „z duchem czasu". Tymczasem prawda przedstawia się zgoła odmiennie. Katolicki świat właśnie dlatego znalazł się w kryzysie, że bezwiednie zaakceptował wiele instytucji społecznych o protestanckim rodowodzie: państwową opiekę społeczną, przymus szkolny oraz koncepcję wszechmocnego państwa. Zamiast mieć niesłuszne kompleksy wobec protestantów, katolicy powinni powrócić do swych źródeł i odrzucić szkodliwą narośl religijnej reformy, którą przeniknięty jest nasz świat. Nie wolno także zapominać, że Weber był obywatelem Prus, gdzie protestantyzm miał wyróżniony status. „.....”Laborystyczna teoria wartości”.....”Weber podkreślał, że u źródeł kapitalizmu leżą uwydatniana w świecie protestanckim ciężka praca oraz oszczędność. Ta cecha zreformowanej religii, zamiast sprzyjać kapitalizmowi, przyczyniła się w istocie do zrodzenia idei socjalizmu”....”Zwolennikiem laborystycznej teorii wartości był m.in. Adam Smith, tak jak większość protestanckich ekonomistów, a od Smitha przejął ją... Karol Marks. Socjalistyczny zapał do budowania wielkich hut, kombinatów, elektrowni czy też kopalni wynikał właśnie z protestanckiego kultu pracy fizycznej oraz przekonania, że tylko ona jest w stanie tworzyć wartość. Doświadczyliśmy tego w czasach PRL, gdy zgodnie z marksizmem-leninizmem wznoszono w naszym kraju wielkie kompleksy fabryczne w przekonaniu, iż dzięki nim prześcigniemy Zachód, gdzie wartość tworzono przede wszystkim za pomocą pracy umysłowej. Ta sroga pomyłka miała swoje źródło właśnie w czasach reformacji. „....”Za radą Marcina Lutra i Filipa Melanchtona już w XVI w. niemieckie miasta i państwa zaczęły wprowadzać przymusową edukację szkolną. „....(więcej )
Marek Jurek mówi o budowie silnej chrześcijańskiej opinii publicznej w Europie przeciwko lewackim władzom Unii Europejskiej . Dlaczego nie pójść dalej . Mamy dwóch chrześcijańskich przywódców europejskich , którzy chcą prawo i ład społeczny oprzeć na etyce chrześcijańskiej Orbana i Kaczyńskiego . Marek Jurek tranie wskazuje humanistyczną filozofię Jana Pawła II Wielkiego jako przyszłe źródło etyczne prawa w odbudowanych chrześcijańskich państwach To lewactwo chce otumanić chrześcijan i zepchnąć ich na śmietnik historii mówiąc o całkowitej niezależności państwa i prawa stanowionego od religii . To socjaliści są skrajnymi fanatykami , którzy chcą chcą swoją religię polityczną jaką jest polityczna poprawność uczynić religią państwową krajów Europy . Religia politycznej poprawności jest ideologia niewolników. To socjaliści są zwolennikami cezaropapizmu w którym ideologia , czy religią polityczna , państwo i prawo jest skupione w jednych rękach . To jest fundament państwa totalitarnego z pozytywizmem prawnym Kelsena . Fukuyama jednoznacznie stwierdza ,że tam gdzie źródłem etycznym praw jest państwo nie ma państwa prawa. To wielka myśl i etyka mająca swe źródło w wierze chrześcijańskiej jest tamą dla totalitaryzmu , dla przemocy państwa oraz dla swobód i wolności religijnych . Porównajmy tolerancyjną chrześcijańska I Rzeczpospolitą w której nikt nie prześladował żadnej religii z prześladującymi chrześcijan i innych ludzi wierzących fanatycznym krajami w których religia państwowa jest polityczna poprawność To w etyce chrześcijańskiej , katolickiej ma swoje korzenie wolny rynek , kapitalizm , którego intelektualne podwaliny podłożyła szkoła ekonomii w Salamance . Warto przypomnieć że to teolog katolicki , profesor Wojciechowski mówi długu publicznym jako o kradzieży dokonywanej przez rządzących na Polakach. System emerytalny nazywa zwykłym oszustwem, piramidą finansową . Złodziejstwem nazywa również wywoływanie przez rządzących inflacji Kaczyński uznaje Wojtyłę jako największego Polaka w dziejach . Również Orban uważa ,że to Janowi Pawłowi II Węgry Polska zawdzięcza wolność Polskie Radio „ Premier Węgier Wiktor Orban mówił, że bez wielkiego poparcia Polski, Węgry nie byłyby wolnym krajem. Przypomniał, że Polacy dali światu papieża i "Solidarność", a przez to wolność i niezależność poglądów. Szef węgierskiego rządu mówił, że rozpoczyna się nowy i nieznany rozdział w historii ludzkości i obawiamy się, że możemy utracić wartości, które są tak ważne dla nas. Wiktor Orban mówił, że Węgrzy życzą Polakom: niech pan Bóg da wam dużo siły, zdrowia, niech da dobrych sąsiadów, sprawdzonych partnerów......( więcej )
O tym jak ważny jest sojusz chrześcijańskich krajów przeciw krajom wojującego lewactwa świadczy zwrócenie się części hierarchów kościoła w Polsce i środowisk politycznych w stronę cerkwi rosyjskiej i Rosji. Dwóch chrześcijańskich przywódców europejskich Orbana i Kaczyńskiego łączy coś jeszcze. Orban w swoje geopolitycznej strategii zakłada ścisły strategiczny sojusz polityczny z Polską , w tym wypadku z Polską Kaczyńskiego Victor Orban „Przyjaźń polsko-węgierska oparta na istniejącej od zarania dziejów solidarności między naszymi narodami może być traktowana jako ideowy pierwowzór Unii Europejskiej – pisze premier Węgier „Najważniejszy wspólny interes Europy Środkowej ma jednak wymiar nie tyle regionalny, ile kontynentalny. „....”Dlaczego Europa Środkowa jest dla nas ważna? Przede wszystkim dlatego, że ją kochamy. Region ten jest większą ojczyzną, zarówno dla nas, Węgrów, jak i pozostałych narodów zamieszkujących te tereny. Stąd bierze się naturalne dla nas, Węgrów, uczucie, że w Polsce czujemy się znacznie bardziej u siebie niż w innych rejonach świata. Między krajami Europy Środkowej jest bowiem pewne podobieństwo, mieszkające na tym obszarze narody tworzą wspólnotę i jako jej członkowie – jak zwykło się mówić – "rozumieją się w pół słowa".”…”Pewne natomiast jest to, że zawierane są nowe porozumienia i sojusze, a ten proces daje nam, narodom środkowoeuropejskim, wielkie możliwości. Cały region może zostać dowartościowany, jeśli zdołamy sprostać temu procesowi i wystąpić w jego ramach jako inicjatorzy „....”Stawką jest możliwość stworzenia poprzez inicjowane także przez nich projekty wspólnej (a więc także razem z nimi) wizji UE w odniesieniu do Ukrainy, Mołdawii i Białorusi oraz trzech państw kaukaskich. W tej sprawie interesy państw środkowoeuropejskich – a zwłaszcza Węgier i Polski – są zbieżne „....””Na koniec Premier Węgier przestrzega Polskę  słowami „Na razie warto zachować w pamięci słowa XV-wiecznego kronikarza Jana Długosza, który – być może jako pierwszy w historii – w pełni świadomie pisał o przyjaźni polsko-węgierskiej. Przytoczył on słowa wypowiedziane ponad 1000 lat temu przez papieża Sylwestra II, który przekazując przedstawicielowi narodu węgierskiego klejnoty koronne, podobno napomniał stojących przed nim posłów polskich i węgierskich, by póki świat światem ich narody żyły w przyjaźni, wzajemnie się wspierając, bo gdyby którykolwiek z nich chciał przyczynić się do zguby drugiego, także na siebie ściągnie nieszczęście „ ( więcej )
Orban „Kiedy w lewicowej prasie węgierskiej czytam krytyki pod adresem Polski, że ma aspiracje, by na nowo stać się regionalną potęgą Europy Środkowej', to wtedy głośno mówię do siebie: 'No wreszcie!'.” Orban powiedział wówczas, że najbliższe dziesięć lat chciałby poświęcić budowaniu wspólnoty środkowoeuropejskiej, w której pierwsze skrzypce grałaby Polska – jako przywódca i organizator wspólnej strefy interesów państw położonych między Rosją a Niemcami. „.....(więcej)
Prof. Michael Novak „Od czasów Jana Pawła II mamy jakby nowy impuls w nauczaniu społecznym Kościoła. Kluczowy do niej wkład Jana Pawła II dotyczy wyjaśnienia, jaka jest przyczyna bogactwa nie indywidualnego, ale narodów. Dokładnie to samo pytanie stawiał Adam Smith.”...”Wiedza, umiejętności, kreatywność. Społeczeństwa nie bogacą się poprzez pracę w sensie marksistowskim, czyli przez niewolniczą pracę robotników w przemyśle ciężkim. „.....” „Nawet w Ameryce coraz więcej ludzi szuka dziś bezpieczeństwa, a nie wolności. Jeszcze 20 lat temu było inaczej „....”Koncentracja na bezpieczeństwie jest formą socjalizmu, łagodną, ale jednak socjalizmu. A z socjalizmem jest tak, że działa dopóty, dopóki korzysta z cudzych pieniędzy.”...”Bycie kreatywnym jest ideą chrześcijańską. Nie znajdzie się jej w hinduizmie, buddyzmie, w islamie. W tym sensie Max Weber miał rację, że chrześcijaństwo jest podstawą kreatywności, „....”Katolicyzm dostarcza najlepszej teorii do dynamizmu ekonomicznego......(więcej )
Profesor Wojciechowski „Powiększanie długu publicznego staje się więc zamaskowaną formą kradzieży „....”Oznacza to, że zaciąganie pożyczek przez rządzących narusza przykazanie "nie kradnij!" i właściwie powinno być ścigane przez prawo. „....”Zadłużanie państwa nie jest widziane jako kradzież czy ogólniej przestępstwo …..choć pozostaje nieodpowiedzialne i szkodliwe „ …..”Tradycyjna prawna definicja kradzieży brzmi: "Potajemne zabranie rzeczy cudzej z chęci zysku". W przypadku długu publicznego wszystko się zgadza! „.....”Następnie kradzieżą jest wywoływanie inflacji przez emisję pustego pieniądza i lewych papierów wartościowych, praktyka powszechna. „...”Cechy oszukańczej piramidy finansowej ma system emerytalny, w którym składkami ściągniętymi dziś spłaca się stare zobowiązania, a płacącym obiecuje, że kiedyś przyszły rząd coś im da. Tylko że ten przyszły rząd nie bardzo będzie miał z kogo ściągać. Rodzice chcieliby mieć więcej dzieci, ale przy obecnym systemie podatkowym ich nie stać. A młodzi podatnicy emigrują. „.....(więcej)
Profesor Wojciechowski „Moralność szarej strefy ”....”W niezarejestrowanej działalności gospodarczej chodzi, nierzadko bardziej niż w legalnej, o zadowolenie klienta i o zdobycie jego zaufania „..”Jakie są tu plusy? Klient oszczędza, a przedsiębiorcy i pracownicy zyskują utrzymanie, gdyż po odprowadzeniu podatku ich praca stałaby się nieopłacalna. Wiele z tych dóbr legalnie w ogóle by nie powstało. Odpowiada to moralnym celom gospodarki w ogóle, gdyż polega ona na produkowaniu i dostarczaniu ludziom potrzebnych im do życia dóbr materialnych. „.....”Szara strefa to termin potoczny, lepiej ją określać -  tak jak statystycy -  jako „gospodarkę nierejestrowaną"....”Tymczasem chodzi tu o pożyteczną działalność gospodarczą: produkcję dóbr i usług oraz obrót nimi. Według szacunków GUS dostarcza ona Polsce kilkanaście proc. PKB, a według niektórych ekspertów blisko 30 proc. PKB „...”Mówi się o niej jednak dużo rzadziej niż o części gospodarki nadzorowanej przez urzędy. „....”Czy ktoś jest okradziony? Rząd uważa, że tak, gdyż nie uzyskał podatku. Otóż, po pierwsze, uzyskał podatki pośrednie, wpływy z VAT i akcyzy za zużyte towary. Likwidując siłą szarą strefę, utraciłby te dochody. Po drugie, w sytuacji, gdy podatki są nadmierne, a rządy pozwalają na to, by z powodu bezzasadnych świadczeń, rozrostu administracji, marnotrawstwa i korupcji środki z nich były trwonione, należy przyznać podatnikom moralne prawo do niepłacenia części podatków. „.....”Drugi zarzut to wyzysk pracowników. Jednakże zatrudnienie w szarej strefie odbywa się na podstawie wolnej umowy. Jej rejestracja jest potrzebna ZUS, a nie stronom. „Chcącemu nie dzieje się krzywda" -  mówi prawo rzymskie. Jeśli zarobki są zbyt niskie, to z powodu wielkiego bezrobocia, a temu winne są rządy, które przez wysokie podatki i krępujące przepisy blokują przedsiębiorczość, a tym samym utrudniają zatrudnienie. Nieuczciwe jest natomiast pobieranie jednocześnie płacy i zasiłku -  do czego jednak kusi polityka socjalna rządów. „.....”Sytuacja taka jest typowa dla wielkiego biznesu. Chroniony przez rządy przed konkurencją może sobie pozwolić na zmowy i dyktat cenowy. Żyje w części z zaopatrywania firm drobniejszych, które produkują konkretne towary i usługi. To je więc wyzyskuje i ich klientów. Rządom cała ta sytuacja dogadza, gdyż może zyski takich firm opodatkować, czyli uzyskać udział w łupach (chyba że na skutek nieudolności lub korupcji pozwala zyski ukryć i wywieźć). „. ….(więcej)
Ferguson przytacza informację jednego z chińskich akademików , który mówi ,że poprzedniprezydent Chin Jiang Zeminna krótko przed przekazaniem władzy i ustąpieniem ze stanowiska prezydenta Chin i lidera Komunistycznej Partii Chin na spotkaniu najwyższego kierownictwa tejże partii powiedział ,żegdyby mógł ustanowić tylko jeden dekret prawny , który musieliby wszyscy przestrzegać , to byłoby to ustanowienie chrześcijaństwa religia państwową Chin. Ferguson przytacza również inny fakt . W 2007 roku nowy prezydent Hu Jintao prowadził nie mające precedensu wcześniej seminarium Biura Politycznego KPCh poświęconemu religii , na którym powiedział 25 najważniejszym w państwie ludziom ,że wiedza i siła ludzi wierzącym musi być wykorzystana do budowy prosperującego społeczeństwa”.....(więcej)
Profesor Roberto de Mattei  w tekście zatytułowanym „Unia Europejska - banda rozbójników?„ Takie pojmowanie prawa, którego najwybitniejszym teoretykiem był w XX wieku austriacki prawnik Hans Kelsen (1881-1973), legitymizuje porządek legislacyjny jedynie "wydajnością prawną" danej normy bądź praktyką jego stosowania „....”Benedykt XVI jednak w swoim orędziu wygłoszonym w niemieckim parlamencie 22 września 2011 roku skrytykował wprost pozytywizm prawny Kelsena, wskazując, że z tej właśnie koncepcji wyrósł narodowy socjalizm„...”W Unii Europejskiej, podobnie jak w innych wielkich instytucjach międzynarodowych, nadrzędnym źródłem prawa jest norma produkowana przez prawodawcę „...(więcej)
 tezy Fukuyamy. „Wczesne państwa europejskie sprawowały sądy, ale nie dyktowały praw. Źródła praw tkwiły gdzie indziej :,albo w religii ...albo w zwyczajach plemion lub innych społeczności lokalnych . Wczesne państwa europejskie ustanawiały niekiedy nowe prawa , ale ich władza i prawomocność wynikały raczej ze zdolności do do bezstronnego egzekwowania praw niekoniecznie będących ich własnym wytworem. „...”To rozróżnienie pomiędzy prawem i prawodawstwem jest kluczowe dla zrozumienia samych rządów prawa „....”...prawo to zbiór abstrakcyjnych zasad sprawiedliwości , pełniących funkcję spoiwa określonej społeczności . W społeczeństwach przednowoczesnych uważano ,że prawo ustanowione zostało przez władzę wyższą niż jakikolwiek ludzki prawodawca :bóstwo , odwieczny zwyczaj lub naturę . Prawodawstwo natomiast odpowiada temu , co dziś nazywamy prawem pozytywnym , i stanowi pochodną władzy politycznej „.....”O rządach prawa można można mówić jedynie tam , gdzie istniejący uprzednio zbiór praw ma wyższość nad prawodawstwem , co oznacza , że jednostka sprawująca władzę polityczną czuje się związana prawem . Nie chce przez to powiedzieć, że sprawujący władzę prawodawczą nie mogą tworzyć nowych praw . Jeśli jednak mają one funkcjonować w ramach rządów prawa , ich rozporządzenia muszą być zgodne z istniejącym prawem , a nie dyktowane wyłącznie widzimisię. „..” Rządy prawa stanowią odrębny składnik ładu politycznego nakładający ograniczenia na władzę państwa „...(więcej)
Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, we wtorek uchwaliła ustawęzakazującą "propagowania nietradycyjnych relacji seksualnych" wśród nieletnich.Za jej łamanie Duma wprowadziła kary administracyjne, w tymnawet do 15 dni aresztu. „....”Ustawa, która w pierwotnej wersji miała zakazywać "propagowania homoseksualizmu", ostatecznie zabrania dystrybucji informacji o "atrakcyjności nietradycyjnych stosunków seksualnych" oraz "równorzędności tradycyjnych i nietradycyjnych relacji". Zakazuje także "narzucania informacji wywołujących zainteresowanie takimi relacjami". "Działania" takie ustawa kwalifikuje jako "szkodzące zdrowiu dzieci". „.....” Natomiast w stosunku do cudzoziemców wprowadza - poza karą grzywny - deportację z terytorium FR, którą może poprzedzić areszt do 15 dni. „....”O jej nieuchwalanie apelowała do Federacji Rosyjskiej m.in. Unia Europejska. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton wezwała Rosję, by dotrzymywała swych narodowych i międzynarodowych zobowiązań, w tym tych podjętych w ramach Rady Europy jako sygnatariusz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. „....”W Moskwie ustanowiono nawet zakaz urządzania parad gejowskich przez najbliższe 100 lat „. ...(więcej ) Marek Mojsiewicz

11/08/2013 „Nic tak nie gorszy jak prawda” - twierdził pan Stefan Kisielewski, współzałożyciel jedynej partii prawicowej, która zaistniała – na niewielką skalę-w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat, a nazywała się Unia Polityki Realnej. Józef Mickiewicz- wielki polski pisarz polityczny- zamilczany na śmierć przez media głównego nurtu ściekowego- twierdził, że” Jedynie prawda jest ciekawa”. Demokracja nie potrzebuje zdrowego rozsądku- demokracja potrzebuje większości. Po co demokracji prawda jak ma wystarczającą większość, przy pomocy której można narobić tyle chaosu, że świat nie widział? Niczyje zdrowie ani życie gdy obraduje Sejm – nie jest bezpieczne.. Poczulibyśmy się bezpieczni- gdyby Sejm przestał przegłosowywać kolejne ustawy, głównie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Przypuszczam, że byłoby taniej i efektywniej, gdybyśmy płacili demokratycznym posłom, ale za to, żeby nie przegłosowywali. Żeby istnieli- jak muszą, ale, żeby nie przegłosowywali….. prawdy ustalającej postępowanie w drodze większości. Każda ustawa- nowy chaos. Pan Stefan Kisielewski, który zmarł w roku 1991 i którego nie miałem przyjemności poznać, bo moja działalność polityczna to rok 1994-był wielkim człowiekiem w czasach PRL-u. Ludzie zaczytywali się jego felietonami zamieszczanymi w „ Tygodniku Powszechnym”- podejrzewam, że dzisiaj, „Tygodnik Powszechny”, będący częścią ITI-TVN-TVN24- TVNStyle nie zamieszczałby felietonów pana Stefana.. Pan Janusz Korwin- Mikke, pana Stanisław Michalkiewicz czy pan Mirosław Dzielski bardzo dobrze znali Stefana Kisielewskiego… Mirosław Dzielski zmarł bardzo wcześnie… Bo 15 października 1989 roku.. Ja akurat urodziłem, się 15 października, ale roku 1954.Nie zdążył doczekać zamiany socjalizmu moskiewskiego- na europejski.. Był zwolennikiem wolności gospodarczej i zwolennikiem koncepcji ugody z komunistami: sami niech zachowają władzę, a innym niech pozwolą się bogacić na wolnym rynku.. Po dwudziestu paru latach grzęźniemy w socjalizmie brukselskim opartym na dotacjach.. Całość tego systemu oczywiście musi zbankrutować, tak jak niewydolny socjalizm moskiewski. Towarzysze moskiewscy długo nie pozwalali towarzyszom warszawskim na dokonanie zmian… Dopiero bankructwo socjalizmu moskiewskiego przyspieszyło zmiany.. Polacy dostali prezent od pana Wilczka i Rakowskiego w postaci ustawy pozwalającej się bogacić.. Mimo całej perfidii panów generała Kiszczaka i jego pryncypała, towarzysza Jaruzelskiego- to za jego czasów wprowadzono w Polsce liberalizm.. Paradoksalnie dzięki komunistom, tak jak w Chinach obecnie– i nie dzięki Solidarności, która wykrzykiwała, że” Socjalizm tak, wypaczenia- nie”. Dzisiejsi towarzysze brukselscy zabraniają wprowadzenia w Polsce liberalizmu gospodarczego, bo nie jest on zgodny z pryncypiami europejskiego socjalizmu dotacyjnego.. Albo dotacje- albo wolność gospodarcza.. A dotacje już się kończą, tak jak zabijanie podatkami inicjatywy ludzi przedsiębiorczych.. Cały ten obóz socjalistycznej głupoty powoli bankrutuje.. I zbankrutuje. Kiedy chce się piętnować lisa, oskarża się go o wściekliznę. Wszystkiemu jest winien” kryzys”. Chociaż jak twierdził najmądrzejszy człowiek PRL- u , Stefan Kisielewski: ”To nie kryzys- to rezultat”. I dzisiaj też bankructwo będzie rezultatem prowadzonej od dwudziestu kilku lat polityki budowy socjalizmu i uzależniania człowieka od państwa- i wszelkich organizacji, Demokratyczne państwo socjalistyczne i prawne – tak naprawdę- nie toleruje nikogo poza swoją kontrolą.. A jak kto jeszcze nie jest- to będzie. To jest właśnie totalitaryzm? Pełna kontrolka nad wszystkim- między innymi poprzez dotacje.. Cała ta Unia kontroluje całość poprzez dotacje.. Dlaczego przytoczyłem słowa pana Stefana Kisielewskiego? To on wymyślił termin” konserwatywny – liberał”? Bo swojego czasu, gdy za łby wzięły się dwie frakcje w polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej- frakcja „Puławska” i „ Natolińska”, w roku 1968, pan Stefan Kisielewski wypisując różne rzeczy w gazecie oberwał poturbowany przez „ nieznanych sprawców”. Jak to się mówi dostał po mordzie- od ” nieznanych sprawców”, zupełnie tak jak dziś.. Ludzie giną popełniając” samobójstwa..” Albo zostają zastrzeleni przez” nieznanych sprawców”- jak generał Marek Papała. To było chyba po tym jak Stefan Kisielewski opublikował w „Tygodniku Powszechnym” listę największych kanalii dziennikarskich tamtego okresu, i chyba po tym jak pan Zbigniew Siemiątkowski przygotowywał pracę doktorską pt” Koncepcja rewolucji w myśli politycznej Komunistycznej Partii Polski”(???). Obronił ją w roku 1987..Nie wiedział, że idą zmiany, czy co? I znacznie później po tym jak brat pana Jausza Zemke został zastępcą szefa kontrwywiadu Wojskowych Służb Informacyjnych. Jak się pozbyć wszystkich tych ludzi, którzy trzymają nas za przysłowiowe jaja..? Wszędzie ich pełno i oplatają nas jak ośmiornica.. Starzy komuniści i nowi neokomuniści.. Ale wracając do” nieznanych sprawców”, którzy grasują nadal- moim skromnym zdaniem.. W ostatnim „Najwyższym Czasie” w artykule pana Leszka Szymowskiego „ Mafia silniejsza niż państwo”, dziennikarza śledczego, którego też miałem przyjemność poznać zapraszając go na spotkanie z mieszkańcami Radomia jakiś czas temu- znalazłem informację o „nieznanych sprawcach”, którzy zabili „Grubego”- czyli Rafała K.- rezydenta gangu Baraniny. Trzy tygodnie po zabójstwie generała Marka Papały, dyżurny policjant na warszawskim Mokotowie dowiedział się od anonimowego rozmówcy, że sprawca tego zabójstwa był „Gruby” czyli – Rafał K.. Informator podał wiele szczegółów umożliwiających weryfikacje tej wersji- między innymi wskazał nazwisko człowieka, które tamtego dnia woził” Grubego” a potem pomagał mu zacierać ślady. Dziwnym trafem notatka dyżurnego policji nie trafiła do prokuratury(???). To wszystko działo się w roku 1998. Prokuratura polska dowiedziała się o tej notatce dopiero w roku 2004 od austriackich policjantów(???) Kto zataił notatkę? Był jeszcze pomocnik „ Grubego”. Obaj zginęli- domniemany zabójca w trzy miesiące po zabójstwie generała Papały- a ten drugi również. Gdyby notatka trafiła od razu do prokuratury, najprawdopodobniej już r oku 1988 udało by się ustalić zabójcę- ale oczywiście nie zleceniodawcę zabójstwa… W kontekście zaginięcia notatki świadek koronny pseudonim „Generał” zeznał, że ludzie stojący za zabójstwem komendanta mieli swojego informatora w Komendzie Głównej Policji(???). Informował on regularnie o ustaleniach grupy wyjaśniającej śmierć generała Papały, co prowadziło śledztwo na fałszywe tory. Może czas poszukać tego informatora? Czas wyjaśnić sprawę notatki? Ale kto ma to wyjaśniać? Jak wszystko jest w demokratycznej Polsce upolitycznione i zasupłane- służby gangsterzy, prokuratorzy, sędziowie.. Ale dlaczego zastrzelono generała Papałę? Najpierw należałoby zacząć od lustracji tych środowisk.. Dla kogo pracowali i dla kogo pracują? Ale musiałaby powstać jakaś niezależna od okrągłego stołu siła polityczna, która zrobiłaby z tym burdelem porządek. Prawda, że nic nie jest tak ciekawego jak prawda- i to ona gorszy najbardziej.?

Wszystko to w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady zupełnej niesprawiedliwości.. WJR

Zapowiedź zorganizowania 11 listopada, w dniu Święta Niepodległości, szczytu klimatycznego ONZ jest prowokacją Statut Platformy Obywatelskiej, a więc najważniejszy prawny dokument przyjęty na ogólnopolskiej konwencji delegatów tej partii, wymienia tylko cztery cele, jakie stawia sobie ona w życiu publicznym. Trzy z nich są tak oczywiste i banalne, że aż trzeba je tu przytoczyć w pełnym brzmieniu:

„udział w życiu publicznym”, „wywieranie metodami demokratycznymi wpływu na działalność państwa”, „wysuwanie kandydatów na stanowiska w organach państwowych i samorządowych”. Celem wymienionym na pierwszym miejscu jest:

„cywilizacyjny i gospodarczy rozwój Rzeczypospolitej Polskiej jako demokratycznego państwa prawa”. Na przykładzie statutu Platformy Obywatelskiej można zatem śmiało postawić tezę, że rządząca w Polsce partia polityczna nie musi mieć żadnych ważnych celów względem państwa i obywateli. Albo może sformułować tylko jeden tak ogólny, jak ten o „rozwoju cywilizacyjnym i gospodarczym”. Partia taka, jak się okazuje, może wygrywać wybory, tworzyć koalicję i rządzić latami, nie sprzeniewierzając się w niczym swoim ogólnikowo sformułowanym statutowym celom. Oczywiście jest jeszcze konwencja krajowa z delegatami, która ustala „strategię polityczną Platformy”, i zarząd krajowy na czele z przewodniczącym partii, ale jeśli jest nim równocześnie premier, to partia staje się wyłącznie wspomagającym zapleczem politycznym władzy. Oczywiście ktoś słusznie zauważy, że partia rządząca kieruje się programem przedstawionym w exposé premiera, zatwierdzonym przez parlament. Czy zatem przez minione 6 lat rząd Donalda Tuska realizował swój i równocześnie własnej partii cel zapisany w statucie o „cywilizacyjnym i gospodarczym rozwoju Rzeczypospolitej Polskiej jako demokratycznym państwie prawa”? Kto śledzi pracę niezależnych od władzy mediów, nie ma trudności z odpowiedzią na to pytanie. Partia Donalda Tuska nie była i nie jest zainteresowana gospodarczym rozwojem własnego kraju. Są na to setki konkretnych udokumentowanych dowodów. Nie jest też zainteresowana rozwojem cywilizacyjnym. Wbrew swoim dawnym zapowiedziom o kierowaniu się w życiu społecznym Dekalogiem Platforma Obywatelska propaguje na siłę obce, a nawet wrogie naszej kulturze i obyczajom rozwiązania społeczne. Szczególny atak skierowała na rodzinę i szkołę, ograniczając rodzicom ich wpływ na wychowanie i kształcenie dzieci. Państwo „liberalno-konserwatywne”, według wielu zapowiedzi twórców Platformy Obywatelskiej (w tym funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych), miało tworzyć jak najwięcej miejsca dla obywatelskiej aktywności, a funkcje państwa miały być ograniczone do niezbędnego minimum. Tymczasem mamy więcej państwa w państwie tam, gdzie nie jest to konieczne, na przykład ostatnio kolejnego „rzecznika praw”, tym razem przedsiębiorcy.

Gwarantem swobód obywatelskich powinno być skuteczne prawo, a nie jeszcze jedna instytucja opłacana z podatków. Równocześnie mamy coraz mniej państwa tam, gdzie się go obywatele spodziewają. Państwa broniącego w świecie naszej narodowej godności i honoru, państwa kultywującego polskie tradycje wolnościowe i historyczne rocznice, państwa godnie towarzyszącego Kościołowi katolickiemu – współtwórcy naszej państwowości i chrześcijańskiej tożsamości europejskiej. Państwa obywateli. I dlatego to miejsce zagospodarowują coraz częściej sami obywatele. Organizują uroczystości, którym powinno patronować państwo: ku czci żołnierzy wyklętych, rocznicy ludobójstwa na Wołyniu, na krakowskich Oleandrach i szlaku I Kadrowej, a prorządowe media powinny pojawić się np. na rajdach motocyklowych na polskich Kresach. Zapowiedź zorganizowania 11 listopada, w dniu Święta Niepodległości, szczytu klimatycznego ONZ jest niczym innym jak antypolską prowokacją. Wojciech Reszczyński

Jerzy Jachowicz: Między ślepotą a prawdą wybór jest tylko jeden. "Musimy się nauczyć rozwiązywać spory w debacie publicznej, a nie agresją i przemocą" Protest Grzegorza Miecugowa przeciwko robieniu wywiadów przez media z Oskarem W., który zaatakował go podczas Przystanku Woodstock jest o tyle ciekawy, że stwarza szanse wypracowania przez polskie media jakiegoś standardu, jak się powinno w takiej i podobnych sytuacjach postępować. Na początek dokonajmy ważnego rozdzielenia. To, co się stało w czasie programu telewizyjnego nadawanego na żywo z Przystanku, składało się z dwóch jakże różnych elementów. Łączył je wspólny dla nich akt – wtargnięcie do zaimprowizowanego studia na scenie, w celu zademonstrowania swojego negatywnego stosunku do stacji telewizyjnej i prawdopodobnie dziennikarza, będącego wiodąca jej postacią. Dla tej stacji reprezentatywną, w jakimś stopniu stanowiącą jej symbol. Jeden element to wniesienie tabliczki z napisem „TVN kłamie”, zaś drugim elementem incydentu było poszturchiwanie siedzącego Miecugowa i uderzenie go w policzek. Być może część czytelników tego portalu pamięta niedawne zdarzenie, jakie miało miejsce w Sejmie, w trakcie zaimprowizowanej konferencji Donalda Tuska. Wtedy to obok głowy premiera pojawił się na jedną-dwie sekundy epitet wypisany odręcznie flamastrem na białej, dużej kartce: „Kłamca!”. Kartkę przygotował i za plecami premiera kartkę wystawił do kamery jeden z posłów Ruchu Palikota. Błyskawicznie został usunięty przez jednego z funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej, ale swój cel osiągnął. Fragment z widocznym epitetem był tego dnia wielokrotnie pokazywany w telewizji. Incydent na Przystanku nie byłby tak drastyczny ani tak przykry dla Miecugowa, gdyby Oskar W. poprzestał na pierwszym elemencie - wyeksponowaniu hasła wypisanego na tabliczce. Choć prawdę mówiąc, jestem przeciwnikiem wszelkiej przemocy, która ma nam otworzyć drogę „do prawdy”. Dlatego swego czasu ostro skrytykowałem wepchanie się przemocą na mównicę podczas uroczystości z okazji 30-lecia „Solidarności” przez Henrykę Krzywonos, aby przypuścić atak na Jarosława Kaczyńskiego. Ma prawo do własnych opinii i ocen, ale powinna dostać się na mównicę w sposób cywilizowany. Z prawdziwą przykrością i jednocześnie ogromnym niesmakiem oglądałem na YouTube drugi element akcji Oskara W. - akt agresji wobec dziennikarza. Nawet gdyby to miało tylko być machanie pięściami czy otwartymi dłońmi w pobliżu twarzy dziennikarza, to i tak zasługiwałoby na potępienie i odpowiedni do takiego czynu wymiar kary. Nie może być bowiem pobłażania dla kogoś, kto wywołuje autentyczny lęk przed realnym zagrożeniem. Kto policzkuje dziennikarza, tylko za to, że ma odmienne poglądy, załóżmy nawet, nienawistne dla napastnika. Nie chce mi się wierzyć, że jakikolwiek dziennikarz prawicowy toleruje zachowanie Oskara W. Już pomijam fakt, że patrzenie prze palce na tego rodzaju zachowanie jest jednoczesnym przyzwoleniem na niebezpieczne działania dla innych ludzi pokroju Oskara W., różniących się tylko tym, że środowisko prawicowych dziennikarzy uważa za szkodliwe dla Polski. Pamiętamy wszyscy, jak napiętnowaliśmy zachowanie Stefana Niesiołowskiego wobec naszej koleżanki Ewy Stankiewicz. I słusznie. Nie możemy się godzić na żaden akt agresji, przemocy fizycznej i psychicznej w stosunku do każdego człowieka. Także wobec dziennikarza, szczególnie wówczas, gdy wykonuje on swoje zawodowe obowiązki. Musimy się nauczyć rozwiązywać spory w debacie publicznej, a nie agresją i przemocą. Karygodny czyn Oskara W. nie może zamykać mediom możliwości dotarcia do niego, jakby chciał Miecugow oraz kilku innych publicystów i dziennikarzy. Grzegorz Miecugow próbuje nas przekonać, że dopiero, gdy jakaś gazeta zrobiła z agresorem wywiad, podając pełne nazwisko i zamieszczając zdjęcie, główny jego cel został osiągnięty. Może tak, ale pewności nie mamy. Zresztą sam Miecugow jest niekonsekwentny, domagając się, aby o napastniku nikt nie mówił. Aby rozpłynął się w powietrzu. Tak się nie stanie, choćby dlatego, że sam dziennikarz TVN zapowiedział, że napastnikowi nie daruje i pozwie go do sądu. I co? Jeśli nawet będzie domagał się procesu przy drzwiach zamkniętych, to sądzi, że zamknie usta mediom? Rzecz więc nie w tym, żeby udawać, że Oskar W. nie istnieje. Odwrotnie, pokażmy go prawdziwego. Jako człowieka niebezpiecznego lub co najmniej szkodliwego dla porządku społecznego. Ważne, żeby nie zrobić z niego bohatera czy wręcz celebrytę, jak to miało miejsce przez długi czas z Katarzyną W., oskarżoną o zamordowanie własnej córki. Dopiero jak usiadła na ławie oskarżonych, niektóre media przypomniały sobie kim naprawdę jest i co zrobiła. To oczywiście niewspółmierne sprawy. Ale nie zapominajmy o tym, kiedy jakąś naganną postać przedstawiamy w mediach. Jerzy Jachowicz

Im dłużej rządzi Platforma, tym gorzej z Polską

1. Propaganda sukcesu w wykonaniu ekipy Tuska jest tak nachalna, że często wspominana ta gierkowska z lat 70-tych poprzedniego stulecia, przy niej zwyczajnie wysiada. No ale wtedy były zaledwie 2 programy TV, 3 programy radiowe i trochę gazet, teraz kilka stacji telewizyjnych nadających 24 godziny na dobę, kilkanaście stacji radiowych, gazety codzienne, tygodniki, wreszcie portale internetowe w większości uwielbiające rządzących i nie znoszące opozycji szczególnie tej spod znaku Prawa i Sprawiedliwości. Dzień i noc trwa więc festiwal sukcesów rządzącej koalicji Platformy i PSL-u i samego premiera Tuska, że nawet zakup za unijne pieniądze wyjątkowo drogich włoskich pociągów Pendolino, które jeszcze długo nie będą miały takich torów w Polsce, po których będą mogły szybko jeździć, został uznany za ogromne wydarzenie, a reportaże z włoskiej fabryki od paru dni goszczą w większości mediów.

2. Niestety dla rządzącej Platformy co jakiś czas pojawia się w mediach zagranicznych jakiś ważny ranking, który dobitnie pokazuje, że Polska w ostatnich latach nie tylko nie poprawia swojej pozycji w porównaniu z innymi krajami Europy i świata ale niestety wręcz ją traci. Według Światowego Forum Ekonomicznego, które corocznie od 1979 roku przygotowuje Globalne raporty Konkurencyjności jeżeli chodzi o stan infrastruktury drogowej kolejowej i lotniskowej, to Polska w 2012 roku zajęła 79 miejsce wśród sklasyfikowanych w tym rankingu 144 krajów świata. Wyprzedza nas pod tym względem większość krajów europejskich, a spośród światowych „potęg” Kazachstan, Namibia i Rwanda. Zupełnie dramatycznie wygląda nasza sytuacja jeżeli chodzi o infrastrukturę drogową. Mimo wydania w ostatnich 5 latach blisko 100 mld zł na budowę dróg według tego raportu zajmujemy pod tym względem 124 miejsce na świecie, a przed nami są takie „potęgi” jak Bangladesz, Etiopia, Zimbabwe i Wietnam. Jeżeli chodzi o lotniska zajmujemy 105 miejsce na świecie, a wyprzedzają nas między innymi Mali, Kambodża i Tadżykistan, a o dziwo jeżeli chodzi o koleje jesteśmy na 77 miejscu na świecie ale i tu aż o 5 miejsc wyprzedza nas taka „potęga” jak Bangladesz.

3. Ale także w innych dziedzinach, gdzie wydawanie są grube miliardy i to euro pochodzące z budżetu UE a także tzw. wkłady własne różnych polskich instytucji na kilometry widać patologie. Na przykład rezultatem wydatkowania 27 mld zł (do tej pory rozliczono ponad 14 mld zł) w ramach unijnego programu „Innowacyjna gospodarka” jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. W rankingu innowacyjności tego samego Światowego Forum Ekonomicznego, Polska spadła aż o 20 miejsc z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012.

4. Na koniec trochę „z innej beczki” po blisko 6 latach rządów Platformy i realizacji różnych programów w tym tzw. Przyjaznego państwa , okazuje się, że jeżeli chodzi o przyjazność systemu podatkowego dla przedsiębiorców, Polska wylądowała na 114 miejscu na świecie i 32 w Europie. Nie chodzi tutaj tylko o wysokość podatków dla przedsiębiorców ale także o czas jaki przedsiębiorca musi poświęcić aby wypełnić deklaracje podatkowe. W Polsce to aż 286 godzin co lokuje nas na 132 miejscu na świecie. Raport przygotowali Bank Światowy, PwC i Międzynarodowa Korporacja Finansowa więc trudno zarzucić im brak obiektywizmu, a według niego ciągniemy się pod tym względem nie tylko w ogonie państw europejskich ale na świecie przed nami są Rwanda, Botswana, Mongolia czy Papua-Nowa Gwinea.

5. O tych rankingach w mediach sprzyjających rządowi Tuska niestety nie można się dowiedzieć, choć to niestety te właśnie klasyfikacje pokazują najprawdziwiej polską rzeczywistość i dystans jaki nas dzieli od większości krajów europejskich i świata. Wszystko to dzieje się w sytuacji kiedy korzystamy z dziesiątek miliardów euro środków europejskich, a według czołowych polityków Platformy, Polska za jej rządów, wykonuje jakoby skok cywilizacyjny. Kuźmiuk

Z nowego odcinka frontu No co tu ukrywać; z przewielebnym księdzem Wojciechem Lemańskim nie wyszło. Zapowiadało się świetnie i na pokazuchę w Jasienicy służby wysłały swoich najlepszych funkcjonariuszy, co to potrafią i wznosić okrzyki i pchać samochody - ale cały scenariusz wziął w łeb wskutek uporczywego milczenia JE abpa Henryka Hosera, który nie wdał się w żadne połajanki z przewielebnym księdzem Lemańskim, ani funkcjonariuszami zadaniowanymi w jego obronie i w ogóle - w obronie polskiego Kościoła przed jego biskupami. Jużci wiadomo, że najlepszym kandydatem na prymasa Polski byłby pan redaktor Michnik. Wprawdzie nie ma ani święceń, ani sakry - ale właśnie to byłoby najlepszym dowodem, że tubylczy Kościół nieubłaganie wkracza na nieodwracalną drogę „otwartości”, która ma go doprowadzić do „Żywej Cerkwi”. W rezultacie ani przewielebny ks. Lemański już nie wie, co ma robić, ale to jeszcze nic, bo jak to mówią - czort z nim - ale na domiar złego nie wiedzą co robić ani funkcjonariusze, ani nawet - oficerowie prowadzący. W takiej sytuacji w Wojskowych Służbach Informacyjnych, to znaczy - pardon - nie w żadnych Wojskowych Służbach Informacyjnych, bo tych, jak wiadomo, „nie ma”, tylko w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, któremu prezydent Putin przykazał surowie, to znaczy pardon - prezydent Putin oczywiście przykazał surowie rosyjskiej FSB nawiązanie ścisłej współpracy ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego - więc jak tam zwał tych czekistów - tak zwał - musiała zapaść decyzja, by przewielebnego ks. Lemańskiego na razie odstawić w odstawkę, zaś na plan pierwszy wysunąć „ministrantów”, co to właśnie po 30, czy 40 latach przypomnieli sobie, jak to byli molestowani przez księży, z którego to powodu cierpią na bezsenność, impotencję i wiele innych przypadłości - i z tego powodu chcieliby zarobić parę złotych dzięki specjalnemu stowarzyszeniu, które w ich imieniu będzie prawować się z Kościołem katolickim. Któryż niezawisły sąd ośmieliłby się odmówić rejestracji takiej organizacji? A ta natychmiast udzieli swego pełnomocnictwa panu mecenasu Giertychu Romanu, żeby ten dla nich oskubał znienawidzony Kościół katolicki. Pan mecenas już przeszedł na jasną stronę Mocy - ale wiadomo, że najściślej wiąże współudział w czynie. Jak zauważył Stanisław Lem - nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie, toteż i pan mecenas, oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, jest podprowadzany do palenia z sobą kolejnych mostów w nadziei, że w końcu przejdzie o jeden most za daleko. Zresztą czort z nim - bo przecież nie o niego tu chodzi, tylko o „Żywą Cerkiew”, która dzisiaj nazywa się oczywiście „Kościołem Otwartym” - ale jak zwał - tak zwał - i za Stalina i teraz chodzi przecież o to samo - by struktury Kościoła katolickiego zostały niepostrzeżenie przejęte przez konfidentów bezpieki, którym prezydent Putin przykazał surowie... Nie chcą oni żadnego rozłamu, żadnej schizmy, to ta bym ich zdekonspirowała, tylko przy zachowaniu pozorów „jedności”, próbują jak nie tak - to tak - przejąć inicjatywę. Dlatego żydowska gazeta dla Polaków tak się zaangażowała w promocję przewielebnego ks. Lemańskiego - no a teraz angażuje się po stronie „ministrantów”. Nie tylko zresztą ona - bo akces zgłosił również pan prof. Wiktor Osiatyński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, co to za subwencje od „filantropa”, dzięki którym może sobie po staremu i wypić i zakąsić - musi się uwijać przy zadaniach zleconych. A ponieważ dzisiaj jest rozkaz, by forsować „Żywą Cer...” to znaczy pardon - oczywiście „Kościół otwarty” - to i „ministranci” przypomnieli sobie „molestowanie” sprzed 30, czy może nawet 40 lat, od którego cierpią na bezsenność i impotencję, a funkcjonariusze niezależnych mediów mają nowy odcinek frontu ideologicznego. SM

Paradoksy kanikularne Wakacje parlamentarne sprawiły, że najważniejszymi informacjami o życiu publicznym stają się doniesienia o męczeństwie pana redaktora Miecugowa, którego jakiś uczestnik Przystanku Woodstock uderzył w twarz pod pretekstem, ze TVN kłamie - albo znowu rewelacja, że ktoś dostał posadę w telewizji. Nie jest zresztą wykluczone, że między obydwoma tymi rewelacjami istnieje iunctim, bo skoro telewizja - wszystko jedno - TVN, Polsat, czy państwowa - kłamią, to znaczy, że ten, co dostał w telewizji posadę, musiał zostać przetestowany również pod tym kątem. Skoro generalnie niezależne media głównego nurtu pracują w służbie ciszy, to inaczej być nie może - bo nawet szum informacyjny, produkowany zamiast informacji i komentarzy, staje się elementem kłamstwa. No dobrze - ale dlaczego właściwie media kłamią - co widać zwłaszcza z pewnego oddalenia, z którego się temu wszystkiemu przyglądam - bo ze słonecznej Italii, a konkretnie - z Toskanii, w której charakterystycznym akcentem są cyprysy. Jak pamiętamy, szczególny nacisk na cyprysy, jako dekoracyjny element ogrodu, zwracała żona modna, która w swoim ogrodzie chciała mieć „z cyprysów gaiki, szemrzące po kamyczkach gdzieniegdzie strumyki (...) tu domek pustelnika, tam kościół Dyjanny - a ja sobie rozmyślam pomiędzy cyprysy nad nieszczęściem Pameli, albo Heloisy”. Jak widzimy, ówczesne, to znaczy - osiemnastowieczne feministki - bo żona modna to prototyp, tyle, że bardziej kosztowny od dzisiejszych, bo te dzisiejsze nawet nie wiedzą, co to jest fond de toilette - też uważały, że kobieta cierpi i doznawały wielkiej rozkoszy od rozpamiętywania tych wszystkich kobiecych nieszczęść - oczywiście pomiędzy cyprysy, bo jakże by inaczej. Ale męczeństwo pana redaktora Miecugowa pokazuje, że cierpią nie tylko kobiety, że cierpienia nie omijają również mężczyzn - a warto podkreślić, że pan redaktor Miecugow został uderzony jako przedstawiciel, swego rodzaju ambasador wszystkich funkcjonariuszy niezależnych mediów - i to wyniesienie powinno przynajmniej trochę łagodzić mu ból od doznanej zniewagi. Zniewaga wprawdzie pozostaje zniewagą, to jasne - ale chyba jest różnica, czy ktoś został znieważony jako on - czy też jako najwybitniejszy przedstawiciel jakiejś grupy społecznej, czy zawodowej? Skoro tak, to napastnik - oczywiście bez swojej wiedzy i zgody - pana redaktora Miecugowa jednak szczególnie wyróżnił, wstrzeliwując się mimowolnie w formułę znaną w środowisku dziennikarskim: „dobrze, czy źle - byle z nazwiskiem”. Poza tym męczeństwo pana redaktora Miecugowa sprawiło, że tegoroczny „Przystanek Woodstock” przejdzie do historii, w odróżnieniu od poprzednich, o których prawie nikt dziś nie pamięta również dlatego, że większość uczestników tej imprezy podobno przez cały czas przebywa w stanie nirwany i bolesny powrót do rzeczywistości przeżywają już z dala od „Jurka Owsiaka”, który swoim zwyczajem zakadza im hurtowo: „jesteście wspaniali, kocham was!” Już tam oni dobrze wiedzą, jacy są naprawdę i czy „Jurek Owsiak” ich kocha - ale co to komu szkodzi, jeśli w tych smutnych czasach dostanie chociaż podróbkę? Na bezrybiu - powiadają - i rak ryba, toteż cała Polska zastyga w oczekiwaniu, co też będzie po wyborach przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, z którego to stanowiska premiera Tuska postanowił wygryźć pobożny poseł Jarosław Gowin. Poseł Palikot twierdzi, ze premier Tusk jest „wypalony”, ale po pierwsze - wcale nie musi to być prawda, bo poseł Palikot nie może premieru Tusku wybaczyć jakiejś urazy, podobnie jak najpobożniejszy senator Jan Filip Libicki nie może czegoś wybaczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu i zwyczajem polityków dorabia do tego cała przewrotną ideologię. Ale mniejsza już o tajemnice, albo wstydliwe zakątki tych wszystkich mężyków stanu, bo zgodnie z moją ulubioną teoria spiskową, przewodniczącym Platformy Obywatelskiej będzie ten, na którego wskażą Ojcowie Założyciele z bezpieki. Wybory oczywiście się odbędą, jakże by inaczej - inaczej bowiem świat, a w każdym razie - ta jego część, która interesuje się naszym nieszczęśliwym krajem na tyle dokładnie, by wiedzieć o istnieniu Platformy Obywatelskiej i że ma ona przewodniczącego - mógłby nas posądzić o deficyt demokracji, od czego wyniknęłyby same zgryzoty. Toteż wybory oczywiście się odbędą, ale decydujące dla ich wyniku będą rozkazy, jakie otrzymają liczni w tej partii, podobnie zresztą jak i w innych - konfidenci. Jeśli dajmy na to, konfidenci otrzymaliby rozkaz: „w prawo zwrot - za pobożnym posłem Gowinem marsz!” - to nie ma takiej siły, która powstrzymałaby triumfalny pochód pobożnego posła Gowina ku przewodniczeniu Platformie Obywatelskiej i zostaniu naszą duszeńką - to znaczy nie „naszą”, co to, to nie - ale duszeńką postępactwa, któremu funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu wytłumaczyliby dokumentnie, że tak będzie najlepiej. Gdyby jednak konfidenci otrzymali rozkaz: „w lewo zwrot - za premierem Tuskiem marsz!” - to nie ma takiej siły, która premiera Tuska mogłaby wysadzić z zajmowanego stanowiska. A tymczasem nieubłaganie zbliża się kolejna rocznica zwycięstwa w bitwie warszawskiej 1920 roku, która okazała się decydująca nie tylko wojnie polsko-bolszewickiej, ale w ogóle - w dziejach Europy i świata. Na pewno w ramach modnych dzisiaj historycznych rekonstrukcji bolszewików jeszcze raz pokonamy - co prawdopodobnie wzbudzi rodzaj dysonansu poznawczego wśród miłośników Rosji, którzy bezskutecznie usiłują porwać naród polski chłodnymi kalkulacjami, którą volkslistę najkorzystniej byłoby podpisać. Nie da się ukryć, że jeśli nawet nie jest to strategia polityczna specjalnie ambitna, to przecież poczucia rzeczywistości odmówić jej niepodobna. Sęk jednak w tym, że prezydent Putin na posiedzenia sławnego Klubu Wałdajskiego woli zapraszać pana redaktora Michnika, w związku z czym, mimo akcentowanego poczucia rzeczywistości i chłodnych kalkulacji, miłość miłośników Rosji jest nie tylko nieodwzajemniona, ale - jak śmiem podejrzewać - nawet platoniczna - co jest szczególnym paradoksem. SM

Korwin polemizuje z Kaczyńskim: Prezes jest po prostu do szpiku kości socjalistą! WCzc. Jarosław Kaczyński powtórzył (20 lipca w Ustrzykach Dolnych) swoją opinię na mój temat (poprzednio: „Kaczyński boi się Korwina! KNP to sposób na powstrzymanie marszu PiS po władzę!” oraz „Co „prawdziwa prawica” Kaczyńskiego szykuje dla przedsiębiorców i reszty Polaków„). Nowych rzeczy zawarł tam niewiele:

1) to, że moją „rolą w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat jest mieszanie w głowach młodego pokolenia”. Istotnie, mieszam w głowach ludzi dość skutecznie ogłupianych przez Bandę Czworga, z pp.Kaczyńskim i Tuskiem na czele. Mówię, że można żyć normalnie – bez biurokracji, socjalizmu i demokracji.

2) to, że są to rozwiązania „zastosowane tylko na Wyspach Dziewiczych”. Nieprawda – XIX-wieczne Stany Zjednoczone i dzisiejsze Chiny (zwłaszcza Tajwan za dyktatury Guó Mín Dǎngu!) stosowały je z dobrym skutkiem. Nie był to model idealny, o którym ja mówię – ale teoretycy mówią o liniach prostych, a praktycy budują autostrady, które idealnie proste nie są. Jednak nie wybudowaliby ich, gdyby nie idealiści mówiący o „prostych jak strzelił” szosach.

3) to, że gdy „takie rzeczy opowiadałem w okresie socjalizmu, to miało pewien powiew nowości – takie radykalne kwestionowanie socjalizmu – ale począwszy od 1989 roku to już tylko szkodzi”. Z tego jasno wynika, że dzisiejszy eurosocjalizm jest – zdaniem Prezesa PiS (który przecież wynegocjował traktat lizboński) – dobry. Moim nie – i twierdzę, że jasno widać to po wynikach gospodarczych, porównując UE do ChRL, a nawet do Białej Rusi (!).

4) to, że „do tego dochodzi właśnie ten skrajny język – porównania do III Rzeszy i wypowiedzi, które mają prowokować i które są też wyrazem pewnego niezrównoważenia psychicznego. Trudno mi powiedzieć, czy to jest świadoma prowokacja, czy też właśnie jakieś niezrównoważenie”. Na temat „niezrównoważenia” nie będę się wypowiadał, bo byłby to nonsens: jeśli nie jestem niezrównoważony, to Prezes PiS się myli – a jeśli jestem, to jaka jest wartość zapewnień ze strony osoby niezrównoważonej? Natomiast skrajnego języka (w tym porównań do III Rzeszy) używam jako świadomej prowokacji – ale tylko wtedy, kiedy mam absolutną rację. I w tym miejscu przechodzimy do sprawy znacznie ważniejszej – wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na temat tego, co PiS chce zrobić. Otóż Prezes PiS akceptuje eurosocjalizm – ale chciałby go poprawić. W jaki sposób? Wracając do wypróbowanych metod Edwarda Gierka, Adolfa Hitlera, Władysława Gomułki i innych socjalistów. Oto jego idee:

A) „Pomysł takiej polityki regionalnej, która prowadzi do wyrównywania poziomów w Polsce. Poziomy te są obecnie bardzo zróżnicowane” – to kopia działań tow. „Wiesława”.
B) „Mianowicie aktywna polityka gospodarcza odnosząca się do miejsc pracy” – to polityka śp. Edwarda Gierka
C) „Pozostaje także kwestia uruchomienia budownictwa mieszkaniowego. To bardzo »stara« sprawa, której projekty są gotowe od lat. Chodzi o mieszkania, głównie dla młodych”. To Hitler, Bierut, Gomułka, Gierek i Kwaśniewski. To kompletne brednie! Te rozdawane przez państwo pieniądze rozkradną politycy, urzędnicy i deweloperzy! Tak jak było z pieniędzmi na domy dla powodzian. Już tego nikt nie pamięta?
D) „By państwo mogło działać poprzez np. repolonizację banków i wykorzystywanie tych polskich banków dla aktywizacji polskiego eksportu (a także dla zwiększenia miejsc pracy)” – to czysty Hitler. Za PRL-u też zresztą wszystkie banki były „polskie” – efekty znamy.

WCzc. Jarosław Kaczyński jest psychicznie całkowicie zrównoważony: niezmiennie broni idei XX-wiecznych, idei powrotu do metod III Rzeszy czy PRL-u. Nic go z tego stanu równowagi nie jest w stanie wytrącić. Wspaniały wiek XIX rozpoczął się po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku (a słynna La Belle Epoque po rozstrzelaniu komunardów w 1870…). Przeklęty XX wiek rozpoczął się w 1914 roku – gdy wojna światowa i późniejsze rządy Lewicy zniszczyły normalność. Piękny wiek XXI rozpocznie się zapewne w 2014 roku – po bankructwie Unii Europejskiej i całego obozu socjalizmu. Ludzie myślący kategoriami XX wieku są dziś niepotrzebni, są szkodnikami, są rozsadnikami zarazy. Po wytknięciu prawdziwych autorów tych pomysłów – wreszcie merytorycznie. Bo może istotnie Hitler, Gomułka, Gierek i inni mieli rację – a Korwin-Mikke, Maury-cy Rothbard, Stanisław Michalkiewicz, Mirosław Dzielski, Milton Friedman, Fryderyk von Hayek, Robert Gwiazdowski i inni mylą się zasadniczo?Co złego jest w pomysłach Jarosława Kaczyńskiego – i dlaczego w III Rzeszy Pospolitej wolny rynek nie działa? „Nie działa” – a nie „działa źle”. Nie działa – bo go po prostu prawie nie ma. A wg prezesa PiS, ma go być jeszcze mniej. Dlaczego mielibyśmy wyrównywać poziom między Warszawą a okolicami Ełku? W imię czego? A może jeszcze wyrównać poziom między mieszkańcami Saskiej Kępy i Annopola? I wyrównać ludziom wzrost… JK jest po prostu do szpiku kości socjalistą. Odruchowym. Dlaczego „rynek działa niekorzystnie dla biedniejszych terenów”? Ameryka w XVIII wieku była biednym krajem, a Francja bardzo bogatym. W USA wprowadzono wolny rynek, a we Francji nie… „Tworzenie miejsc pracy”. Przecież wystarczy przestać wyrównywać, obniżyć podatki – i miejsca pracy same się stworzą. Teraz jest bezrobocie, bo państwo we wszystko (ze stosunkami pracy na czele) się wtrąca. Dalej Jarosław Kaczyński chce chronić państwową kolej, pocztę, „LOT” i inne socjalistyczne koszmary, do których dopłaca się miliardy! Dlaczego od tego miałoby być nam lepiej? Jarosław Kaczyński proponuje ni mniej, ni więcej tylko… budowę kolei do Ustrzyk Dolnych! Jego zdaniem, dzięki temu pojawią się tam turyści! Wysiądą w Ustrzykach i pojadą z bacą dorożką na połoninę. Samochodów oczywiście nie mają… Dalej Prezes PiS zastanawia się, dlaczego nie ma polskich banków. Nie ma ich dlatego, że aby otworzyć bank, nie wystarczy – jak w wolnym kraju – mieć stolik, krzesełko, może komputer i przyczepę samochodową; nie: trzeba dostać koncesję od NBP i mieć kapitał mierzony w milionach. A kto go ma? Dlaczego Gustaw Kramer (z filmu „Vabank”), choć karany sądownie, mógł przed wojną otworzyć bank – a dziś uczciwy Polak mający 50 tys. zł uciułanego kapitału nie może?!? Obawa, że zbankrutuje? Cóż – albo ma się bezpieczeństwo, albo ma się wolność i dobrobyt… Na koniec: „Jeżeli np. będziemy budować mieszkania dla przeciętnie zarabiających obywateli, to deweloperzy, będący w Polsce silną grupą nacisku, na tym stracą. Tylko tu pojawia się pytanie o wybór, kto jest ważniejszy: deweloperzy ze swoimi niekiedy miliardowymi majątkami czy też miliony polskich rodzin, które nie mają szansy na mieszkanie”. Nie – właśnie wtedy deweloperzy, którzy dziś często bankrutują, obłowią się bez pracy na reżymowych dopłatach! JKM

12/08/2013 „Śluby zakonne są sprzeczne z wolnością człowieka” - twierdzili rewolucjoniści meksykańscy, którzy rozprawiali się z chrześcijanami w Meksyku w latach 1910- 1917. Krwawa jatka trwała siedem lat, a nawet do 1919 roku- już po przyjęciu nowej konstytucji. W której rozszerzono prawa rolne i pracownicze- więcej socjalizmu. Przypominam, że w tej rewolucji brał udział niejaki i Józef Ratinger, „polski cichociemny”, który trwał przy generale Sikorskim przez cały czas, z wyjątkiem momentu, gdy generał został zamordowany w roku 1943. Nie była to żadna „katastrofa gibraltarska”. To był mord.. Porwana została córka generała.. Nie odnaleziona do tej pory. Ktoś ją widział na Syberii. I zaginęły wszystkie dokumenty dotyczące” zbrodni katyńskiej”. Na Retingera wydane były wyroki śmierci, ale żaden nie został wykonany… W roku 1954 założył słynny Bilderberg Grup. Zmarł w roku 1961. Wielka kanalia- jakich niemało.. Może jakiś pomnik w Polsce? Ksiądz został wtedy traktowany jako” urzędnik kultu”(???) A jeden z ministrów w rządzie meksykańskim, niejaki Canabal nadał przepiękne imiona swoim synom: Lenin, Szatan, Lucyfer. W przeciwieństwie do imion moich synów: Konrad, Tomek i Dominik. Dzieci już wtedy zaczęły należeć do państwa, wprowadzano edukację seksualną, zaostrzono walkę z Kościołem- tak jak zwykle w krajach , gdzie walczy się z cywilizacją łacińską. To były metody ściśle mordowne.. Dzisiaj wrogowie cywilizacji łacińskiej walczą przy pomocy demokracji- po prostu przegłosowują. ”Tierra y libertad”- krzyczeli ludzie Pancho Willi i Emiliano Zapato. Rozpętano walkę z obszarnikami i kapitalistami.. Skończyło się w Meksyku- zaczęło się w Rosji.. Zginęło wielu ludzi, jak to podczas krwawej jatki.. Przewracającej gwałtownie wszystko do góry nogami.. Teraz rewolucje przeciw chrześcijaństwu przeprowadza się inaczej… Bardziej pokojowo i demokratycznie- przegłosowując. Czego lud nie widzi, bo jest zajęty rozrywką, pogodą, tanią sensacją- i sportem. Robi się sztuczny hałas medialny oparty o wesołość i humor. A tymczasem wprowadza się okrutne rozwiązania, które mają określony cel. Łagodność procedury zawsze kamufluje okrutność zasady. Ludzie coraz mniej wierzą w Boga i jak twierdził Gilbert Chesterton:” dramatem naszych czasów nie tyle jest to, że ludzie przestali wierzyć, ale to, ze są gotowi uwierzyć we wszystko”. Lud zajęty rozrywką, i pogonią za groszem, nie dostrzeże co się naprawdę wokół niego dzieje.. Więcej rozrywki i więcej humoru! I co jakiś czas medialny atak na Kościół.. Żeby zniechęcić wiernych.. Wczoraj wysłuchałem rozmowy w państwowym radiu z szefem polskich skautów, nie zapamiętałem nazwiska, który był przeciwnikiem nowej ustawy o skautingu, którą na jesień szykuje Sejm., a chce przegłosować Platforma Obywatelska Unii Europejskiej i Rynków Finansowych. Chodzi z grubsza o to, że ustawa zgodna jest z prawami człowieka o różnych poglądach politycznych, rasie, kolorze skóry, przekonaniach religijnych i nikt nie może być dyskryminowany ze względu na te okoliczności. Problem jednak polega na to, że skautowie zorganizowani w harcerstwo europejskie, są organizacją chrześcijańską , w której obowiązują określone zasady przyjęcia i pobytu na obozach skautowskich. Na przykład codziennie odbywa się na obozie Msza Święta, w której jest obowiązek uczestniczenia- zgodnie z zasadami skautingi chrześcijańskiego no i trzeba być człowiekiem ochrzczonym (???) Szef skautów wyraził wątpliwość co do tego, że gdyby na przykład muzułmanin albo żyd chciał na takim obozie być- poczułby się dyskryminowany, a wtedy mógłby oskarżyć organizację skautowska o dyskryminację biorąc za podstawę prawną przygotowywaną ustawę. Zresztą samo to, że nie są ochrzczeni, a tym samym” dyskryminowani”:- jeśli chodzi o traktowanie i przyjmowanie do chrześcijańskiej organizacji. Młody człowiek stojący na czele polskich skautów – ma prawidłowe przeczucia. Tak ustawa realizuje jak najbardziej łagodność procedury, która kamufluje potworność zasady.. Zawsze można oskarżyć – na podstawie ustawy dyskryminacyjnej- że skautowie gwałcą zasady praw człowieka. Niby można być skautem chrześcijańskim, ale… Nie można” dyskryminować” innych ze względu na wiarę, rasę, przekonania polityczne, niepełnosprawność, homoseksualizm i inne powody, które- jak się nimi dobrze pomanipuluje – rozsadzą od wewnątrz każdą strukturę, To jest właśnie potworność zasady.., która skrywana jest przez łagodność postępowania..

No i pieniądze.. Będą pieniądze z budżetu państwa dla organizacji skautowskiej, ale pod warunkiem respektowania tej okrutnej zasady.. Młody człowiek mówił mądrze, że nie chce żadnych pieniędzy od państwa, bo nie chce uzależniać się od państwa demokratycznego, ponieważ to grozi uwiądem organizacji i zniszczeniem zasad w niej obowiązujących, I słuszna jego racja. Jak ktoś się uzależnia od państwa, to musi wykonywać to wszystko co państwo od niego chce.. Nawet wbrew swoim przekonaniom,.. Sprzedaje swoja ideę- w którą wierzy- za srebrniki państwowe.. Podporządkowuje się tym samym idei państwowego totalitaryzmu, ukrytego głęboko, żeby na pierwszy rzut oka nie można było go zauważyć.. Łagodność procedury ukrywa totalitarność zasady.. Damy ci nawet pieniądze byleby można było rozwalić coś co ma pewne zasady . Żeby wolną organizację podporządkować państwu totalitarnemu.. A po co istnieją te setki rad, które jak ośmiornica oplatają już prawie każdą dziedzinę naszego życia.?. Krajowa Rada Tego, Krajowa Rada Tamtego. Krajowa Rada . Owego- pełno rad, które radzą jak odebrać organizacjom wolność i podporządkować je swoim decyzjom.. Mieć nadzór! Totalitarne państwo demokratyczne i prawne nie pozostawi żadnej dziedziny życia bez kontroli- wszystko idzie w tym kierunku.,. żeby nadzorować, kontrolować i wpływać.. I żeby wszystko trzymać za przysłowiowe jaja.. To jest właśnie Orwell w wersji współczesnej.. Wielka kontrola nad wszystkim co daje człowiekowi wolność. Nie da się chrześcijaństwa rozwalić frontalnie- przy pomocy Rewolucji Francuskiej, Meksykańskiej, Hiszpańskiej czy Radzieckiej, też były rady- to dawaj zachodzić całość od tyłu.. Zgodnie z zasadą, że łagodność postępowania kamufluje potworność zasady.. Na razie marchewką zapędzić do kolektywnej obory i tam nadzorować i karmić.. Bydło wystarczy jak dostanie jeść w kolektywnej oborze.. Wolność bydłu nie jest do niczego potrzebna.. Bydłu jest tylko potrzebna pełna micha.. Żeby nie było głodne, i żeby je można było doić i strzyc, a dopiero potem przerobić na mydło.. Ci co przepychają te okrutne zasady myślą, że wszyscy w Polsce są idiotami, nie licząc” pożytecznych idiotów’.. I nikt nie zda sobie trudu przemyślenia konsekwencji wprowadzanych demokratycznie ustaw.. A tu młody człowiek- jak najbardziej wykazał się zdolnością trafnego myślenia., Wie co grozi chrześcijańskiej organizacji jak ustawa antydyskryminacyjna wejdzie w życie.. Nie będzie mógł nic zrobić.. Będzie musiał podporządkować się ustawie- i koniec chrześcijańskiej organizacji.. Będzie musiał mieć w organizacji muzułmanina, żyda, niepełnosprawnego, homoseksualistę i matkę samotnie wychowującą dziecko. Być może i chuligana albo mordercę- bo oni też mają prawa człowieka..

Bo wszystko co proponuje ustawa nie jest sprzeczne z wolnością człowieka- tak jak śluby zakonne w Meksyku..

W końcu każdy dobrowolnie może się na coś w życiu zdecydować.. Komuna zachodzi nas od tyłu, nieprawdaż? WJR

Panie premierze Tusk, Polska to nie Pana folwark

1. Premier Tusk, a także inni ważni ludzie Platformy, w zasadzie bez skrępowania i to wręcz codziennie, mówią Polakom – państwo to my, w związku z tym możemy zrobić tutaj wszystko. Mamy za sobą większość mediów, mamy prawie całą Radę Ministrów, większość w Parlamencie, „swojego” prezydenta, więc nawet jak nasi ludzie okazują się „niekompetentni”, albo nawet działają w złej wierze, to dopóki rządzimy, nie pozwolimy im zrobić krzywdy. Ba, jeżeli się nie sprawdzili w jednym miejscu, to ostentacyjnie ich awansujemy (na przykład wyjątkowo niekompetentna minister zdrowia Ewa Kopacz została marszałkiem Sejmu), a jeżeli muszą odejść, to ich sowicie wynagrodzimy, aby mogli się urządzić gdzie indziej (minister skarbu Aleksander Grad, który doprowadził do „zagłady” przemysłu stoczniowego odszedł z rządu i Sejmu, ale został powołany na prezesa spółki, która ma budować elektrownię atomową z wynagrodzeniem około 50 tys. zł miesięcznie).

2. Okazuje się, że ta dotychczasowa ostentacja jeżeli chodzi o ludzi Platformy na wysokich stanowiskach państwowych, w wykonaniu tej ekipy to jeszcze nie wszystko. Premier Tusk swoim ostatnim „występem” nagranym przez partyjnych kolegów pokazał, że może wręcz stygmatyzować ludzi zatrudnionych w administracji rządowej i tych, którzy tylko zostaną posądzeni o współpracę z opozycją, wyrzucać natychmiast bez względu na ich kwalifikacje i ocenę dotychczasowej pracy. Wypowiedź premiera Tuska ujawniona przez Newsweek jest dosłownie porażająca: „Pisior, tak? Na mój nos nie będzie długo dyrektorem gabinetu”. Tak został potraktowany przez premiera Tuska, Jacek Majcher niedawno zatrudniony szef gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Niedawno Sienkiewicz stanął murem za zatrudnionym w ministerstwie 21- letnim pracowniku bez wyższego wykształcenia, gromiąc tych, którzy taki dobór kadr krytykowali, takim oto tekstem „musimy zmienić myślenie o naborze kadr państwowych, otworzyć się na najzdolniejszych, a nie tych, którzy mają w porządku papiery”. Ciekawe czy minister po takiej ocenie Jacka Majchra przeprowadzonej przez swego pryncypała, podtrzyma swoją decyzję dotyczącą powołania go na szefa swego gabinetu politycznego?

3. Niestety wszystko wskazuje na to, że ten „występ” premiera Tuska ujdzie mu ma sucho. Już znaleźli się dziennikarze, którzy bagatelizują słowa szefa rządu i tłumaczą, że przecież na partyjnych konwentyklach mówi się takim językiem i w taki sposób. Tyle tylko, że Platforma jest partią niepodzielnie rządzącą w Polsce, a Tusk jest premierem. Podobne „występy” szef rządu miał niedawno podczas odwoływania ministra Gowina. Próbował „ubarwić” konferencję prasową na ten temat wstawkami, które przerażały. Pierwsza to porównanie Gowina do Palikota i już sam pomysł takiego zestawienia zasługuje na absolutne potępienie. Można różne rzeczy zarzucać Gowinowi, ale każdy kto ma choć odrobinę przyzwoitości powinien przyznać, że wtedy, kiedy premierowi Tuskowi nie przeszkadzały nawet najbardziej ohydne wystąpienia i żarty Palikota jako wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego Platformy, Jarosław Gowin zawsze je publicznie potępiał i uznawał za niegodne nie tylko posła, ale nawet człowieka. Wprawdzie Tusk mówił „jak patrzyłem w oczy Palikota to miałem wrażenie, że jest już gdzie indziej” i podobnie miało być podczas jego ostatnich rozmów z Gowinem, ale użycie tego porównania miało na celu absolutne zdyskredytowanie tego ostatniego. Druga wstawka to „żarcik” na okoliczność, że zaledwie po 1,5 roku urzędowania pozbywa się z rządu dobrego ministra. Tusk na to stwierdzenie zareagował „kochajmy ministrów tak szybko odchodzą”. To to wręcz profanacja pięknej myśli wyrażonej przez śp. księdza Twardowskiego, który pisał „śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”. Jest ona zresztą bardzo często wykorzystywana przy pożegnaniu zmarłych w mowach pogrzebowych.

4.Użycie takiego stwierdzenia przez premiera Tuska w stosunku do swojego ministra i członka tej samej partii pokazywało jakim naprawdę jest cynikiem i że traktuje państwo jak swoją własność. Dlatego po kolejnym „występie” szefa rządu, polegającym tym razem na nazwaniu urzędnika państwowego pisiorem najwyższy czas zawołać „Panie premierze Tusk, Polska to nie Pana prywatny folwark”. Kuźmiuk

Kaczyński IVRP pod sztandarami Jana Pawła II i Piłsudskiego Systematycznie, z sondażu na sondaż rośnie przewaga partii Jarosława Kaczyńskiego nad formacją Donalda Tuska. „.....”Z najnowszego sondażu ulicznego przeprowadzonego w dniach 3-10 sierpnia br. przez EWYBORY.EU na zadeklarowanej politycznie, reprezentatywnej próbie 1000 dorosłych mieszkańców Polski wynika „....”DO PARLAMENTU WCHODZĄ:Prawo i Sprawiedliwość (PiS) – 38.5 Platforma Obywatelska (PO) – 25.9 Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD) – 16.2 Ruch Palikota (RP) – 9.3 POZA SEJMEM: Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL) – 4.0 Kongres Nowej Prawicy (KNP) – 3.2 Solidarna Polska (SP) – 1.8 Unia Polityki Realnej (UPR) / Obóz Narodowo-Radykalny (ONR) – 0.5 Polska Jest Najważniejsza (PJN) - 0.1 Republikanie (Republikanie) – 0.1 Zieloni (Zieloni) – 0.1 Stronnictwo Demokratyczne (SD) – 0.1 Samoobrona (Samoobrona) – 0.1 Demokracja Bezpośrednia (DB) – 0.1 (źródło )
Jarosław Kaczyński pod pałacem prezydenckim „ Bo przed nami trudne miesiące, w których musimy pamiętać o tej jedności czynu i myśli. Musimy pamiętać o tym, że ten który przeszedł jako największy do polskiej historii - nie licząc Ojca Świętego - potrafił czyn i myśl ze sobą połączyć. Józef Piłsudski potrafił działać zdecydowanie, niezwykle odważnie, ale jednocześnie z myślą, z planem. Powtarzam, to jest czas, w którym winniśmy o tym pamiętać. Jeśli chcemy zwyciężyć. Jeśli chcemy, by zwyciężyła prawda, jeśli chcemy, by tu stanął pomnik tych, którzy zginęli, jeśli chcemy, by pierwszy prezydent RP, który naprawdę był z wolnej Polski i nie miał nic wspólnego z tamtą, która wolna nie była, został odpowiednio uczczony, by jego myśl, jego praktyka była kontynuowana. „.....” Idziemy do zwycięstwa, ale pamiętajmy, że większość drogi jeszcze przed nami, że to wszystko co nas dzisiaj cieszy, często bardzo cieszy, to jeszcze nie zwycięstwo. Trzeba wygrać. Trzeba umieć wygrać, ale trzeba także później umieć to zwycięstwo zagospodarować. A to być może wysiłek jeszcze większy. Jeszcze większy od tego, który jest potrzebny, by zwyciężyć „....”czyn jest rzeczą piękną, potrzebną, ale bez myśli może szkodzić, a wiemy, nawet z tych naszych tutejszych wydarzeń, że może nawet mieć czasem twarz prowokatora. Więc musimy o tym pamiętać. Musimy być przekonani, że zwyciężymy, bo zwyciężymy. Ale musimy zwyciężyć dla nowej wielkiej Polski. Dla Polski, która będzie w stanie wypełnić swoją misję w tej części Europy i która będzie dla Polaków prawdziwą Ojczyzną, prawdziwą Matką. „....”Bo przecież zwycięstwo nie jest celem samym w sobie. Musimy zmienić Polskę, musimy ją przebudować. Musimy dać narodowi polskiemu prawdziwą szansę. (więcej )
film z całym przemówieniem Kaczyńskiego ( tutaj )
Kaczyński „”w dyskusji nad nową organizacją państwa po 1989 r. elity odrzuciły m.in. koncepcję Jana Pawła II, który w 91 r. sformułował propozycję odwołującą się do dekalogu, ale też uniwersalizującą polski katolicyzm i polską katolicką tożsamość „....(więcej )
Rymkiewicz „ Uważam ,że Kaczyński jest największym polskim politykiem od czasów Józefa Piłsudskiego. Tak jak Piłsudski był największym polskim politykiem od czasów kanclerza Zamojskiego „.....(więcej)
Jarosław Kaczyński i obóz polityczny wokół niego skupiony przedstawia coraz konkretniejszą i spójną wizje polityczną przyszłej Polski . Wielkimi patronami IV Rzeczpospolitej będzie największy Polak w historii jak nazywa Jana Pawła II Kaczyński i Piłsudski . Oznacza to że IV Rzeczpospolita zbudowana przez Kaczyńskiego będzie krajem chrześcijańskim u swych podstaw etycznych i moralnych a w swoich fundamentach geopolityczych oprze się na odwiecznej polityce jagiellońskiej . Odbudowanie Polski jako kraju chrześcijańskiego ze wszystkimi etycznymi i prawnymi skutkami z tego wynikającymi zapewni Polakom, ich rodzinom i dzieciom w nich wychowanym normalne warunki rozwoju , bezpieczeństwo ekonomiczne , a także zlikwiduje niszczącą i rozbijająca socjalistyczną totalitarna kontrolę państwa nad każdym aspektem życia rodziny ,w tym jej całkowitą zależność ekonomiczną od lewackiego państwa . Z drugiej strony , aby zapewnić bezpieczeństwo Polakom i ich rodzinom w wymiarze geopolitycznym IV Rzeczpospolita oprze się na polityce jagiellońskiej .

http://naszeblogi.pl/34295-macierewicz-wrocimy-do-polityki-mocarstwowej-lecha-kaczynskiego
Prof. dr hab. Feliks Grądalski „ Viktor Orban wyprzedza Brukselę „.....” W kwietniu 2010 roku partia Fidesz (Węgierska Unia Obywatelska) zdobyła w wyborach 61 proc. głosów i wraz z KDNP (Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa) utworzyła rząd z konstytucyjną większością 2/3 głosów w parlamencie. Premierem został Viktor Orbán. Do tego czasu przez pełne dwie kadencje, począwszy od 2002 roku, władzę sprawowała postkomunistyczna koalicja MSZP –SZDSZ, przez większą część tego okresu pod wodzą Ferenca Gyurcsányego. Polityka rządu Gyurcsányego doprowadziła na początku roku 2010 gospodarkę Węgier do głębokiego kryzysu. Przejawił się on spadkiem PKB aż o 7 proc., nieujawnioną w wyniku nieuczciwych manipulacji dziurą budżetową w wysokości 8,4 mld zł i poważnym zadłużeniem gospodarki. Wzrosło ono z 55 proc. PKB w 2002 roku do przeszło 80 proc. PKB na początku roku 2010. Taką oto sytuację „odziedziczył” po postkomunistach Viktor Orbán. To zaś w sposób oczywisty musiało ograniczać i warunkować program reform.”...”Viktor Orbán zaczął od uchwalenia nowej konstytucji, w której został zagwarantowany interes narodu węgierskiego wywiedziony z tradycji chrześcijańskiej. W ten sposób konstytucja nadaje priorytet prawu krajowemu nad regulacjami Unii Europejskiej. „.....”Oprócz bezpośredniego odwołania się do Boga jako źródła prawa naturalnego i wolności człowieka w konstytucji znalazł się zapis, że walutą narodową Węgier jest forint. „.....”Fakt ten ma ważne, ekonomiczne konsekwencje, ponieważ konstytucyjnie zamyka ścieżkę do przyjęcia euro i „....”Rząd właśnie spłacił ostatnią ratę pożyczki i zapowiedział zamknięcie biura MFW w Budapeszcie. W ten sposób Viktor Orbán chce uniezależnić gospodarkę od lobby międzynarodowej finansjery, kontestującej niektóre decyzje fiskalne, szczególnie te, które dotykają kapitał zagraniczny. „.....”Centralnym obszarem polityki makroekonomicznej jest polityka prorodzinna. Jej celem jest stworzenie warunkówdo wychowywania dzieci i ochrona realnych dochodów rodziny. „....”Głównym źródłem dochodów rodziny powinna być praca. „.....”Podatek od dochodów z pracy – PIT. Od stycznia 2011 roku obowiązuje podatek liniowy ze stałą krańcową stawką opodatkowania w wysokości 16 proc. i kwotą wolną od podatku w wysokości podwójnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce. Jeśli rodzina posiada jedno lub dwoje dzieci, kwota wolna od podatku w przeliczeniu na złotówki wzrasta o 900 zł miesięcznie za każde dziecko, co daje w skali roku np. przy dwojgu dzieci kwotę wolną w wysokości 21 tys. 600 złotych. W sytuacji trojga lub większej liczby dzieci rodzina odpisuje już 2 tys. 950 zł miesięcznie za każde dziecko. Odnosząc to do warunków polskich, widzimy, że rodzina z trojgiem dzieci i dochodami około 100 tys. zł rocznie w ogóle nie płaci podatku. „......”2. Podatek dochodowy od osób prawnych – CIT. Od lipca 2010 roku obowiązuje obniżona do 10 proc. stawka CIT. Jest to obecnie najniższa stawka w Unii. Dotychczas najniższą stawkę miała Irlandia – 12,5 procent. Równocześnie dla małych firm wprowadzono możliwość płacenia podatku ryczałtowego, czyli kwotowego, zamiast standardowej stawki CIT. „......”3. Stały kurs walutowy dla kredytów hipotecznych zaciągniętych w obcych walutach. Deprecjacja forinta w czasie kryzysu finansowego dramatycznie pogorszyła sytuację młodych rodzin, które zaciągnęły kredyt hipoteczny w obcych walutach. W celu ustabilizowania ich sytuacji dochodowej zarówno skutki deprecjacji forinta, jak i bieżące ryzyko kursowe przejął na siebie Bank Centralny Węgier. Został ustalony stały – korzystny dla kredytobiorców – kurs dla walut, w których spłacane są kredyty hipoteczne. „.....”4. Podatki: kryzysowy, sektorowy i bankowy. Zgodnie z zasadą solidarnego ponoszenia kosztów kryzysu rząd wprowadził jednorazową daninę publiczną obejmującą prominentne sektory z dominującym udziałem kapitału zagranicznego takie jak: energetyka, telekomunikacja, sektor finansowy i wielkopowierzchniowe sieci handlowe. Jednorazowy podatek kryzysowy został następnie przekształcony w podatek sektorowy, liczony nie od zysku (zysku można przecież nie wykazać), lecz od przychodu, czyli obrotu, bądź od sumy bilansowej, jak to jest w przypadku banków. Równocześnie wprowadzono bankowy podatek transakcyjny od każdej operacji przy okienku bankowym. Niestety, jest on często skutecznie przerzucany na klientów. „.....”można wyraźnie odczytać intencję i logikę działania rządu Viktora Orbána. Jest nią znaczne zmniejszenie obciążeń podatkowych węgierskich rodzin i węgierskich przedsiębiorców oraz przeniesienie zobowiązań fiskalnych na duże koncerny o charakterze oligopolistycznym z dominującym udziałem kapitału zagranicznego.Równocześnie, zmniejszając opodatkowanie pracy, zarówno po stronie pracodawców, jak i pracobiorców, rząd przeniósł ciężar opodatkowania na stronę bieżącej konsumpcji, podnosząc podatek VAT do poziomu 27 procent. Zmniejszenie kosztów pracy ma na celu zwiększenie konkurencyjności węgierskiej gospodarki, a w szczególności jej eksportu.”......”Najbardziej spektakularnym efektem jest systematyczny wzrost liczby urodzeń, począwszy od 2011 roku do dzisiaj. Jak pokazują dane statystyczne, tylko w pierwszej połowie 2012 roku urodziło się blisko 6 proc. więcej dzieci niż w takim samym okresie roku poprzedniego, a realny dochód rodzin posiadających troje dzieci wzrósł o blisko 20 procent. „.....”Drugim, równie spektakularnym efektem jest stały wzrost stopy zatrudnienia z 59 proc. w roku 2010 do 63 proc. na koniec 2012 roku. Oznacza to, że od chwili przejęcia rządów przez Viktora Orbána liczba miejsc pracy zwiększyła się na Węgrzech o 120 tysięcy „.....”yraźnie jednak widać symptomy stabilizacji makroekonomicznej. Zahamowany został spadek PKB i proces dalszego zadłużania gospodarki. Deficyt budżetowy po raz pierwszy od czasu wejścia Węgier do Unii znalazł się poniżej 3 proc., zaś bilans handlu zagranicznego dzięki ożywionemu eksportowi jest dodatni. Warto pojechać na Węgry i przyjrzeć się Viktorowi Orbánowi z bliska. „.....”Autor jest pracownikiem Katedry Teorii Systemu Rynkowego Kolegium Zarządzania i Finansów w Szkole Głównej Handlowej. „......(źródło)

Mojsiewicz

13/08/2013 „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”- skanduje prawica na swoich manifestacjach. A lewica udaje, że nie wie o co chodzi…”Jaką czerwoną hołotę”- widziałem zdziwienie pani Hanny Gronkiewicz Waltz z Platformy Obywatelskiej.”? Ci co budują od dwudziestu kilku lat znowu komunę- dając nam oddech na początku lat dziewięćdziesiątych ustawą Wilczka- Rakowskiego- rżną głupa. Poprzednia komuna zbankrutowała- zbankrutuje i obecna. Ale będzie winny wolny rynek.(???) Było trochę odwilży, było wiele wolnego rynku, było wiele wolności gospodarczej .. Na początku lat dziewięćdziesiątych.. A dzisiaj? Komuna zaciska swoje czerwone łapska na naszych kieszeniach, szyjach i świadomości.. Wszystko będzie nadzorowane, kontrolowane, biurokratycznie dotowane- jeszcze trochę.. Puste tytuły do własności pozostaną- wszystkim będzie rządzić biurokracja. Wszystko będzie wyregulowane , kontrolowane i represjonowane w poszukiwaniu pieniędzy przez biurokrację pasożytującą.. Człowiek pozostanie kompletnym zerem- jak to w komunie. Triumfować będzie państwowa” własność” gminna.. Już jej jest coraz więcej.. Do coraz większej sfery wspólnoty gospodarczej komuna dopłaca z naszych pieniędzy.. A więc?” Raz sierpem, raz młotem – czerwoną hołotę”.. No i popatrzcie Państwo.. Wczoraj w Moskwie., pan Paweł Fajdek z Agrosu Zamość pieprznął tym młotem ponad 80 metrów..(!!!) Nie jest to wiele jeśli chodzi o pozbycie się młota- ale symbolicznie.(???). Bardzo wiele.. A co z sierpem?- panie Pawle. Czy też dałby Pan radę? A więc: raz sierpem, raz młotem.. Przed nocą spadających gwiazd.. A Polskie Stronnictwo Ludowe pała chęcią utworzenia Polskiej Agencji Kosmicznej.. Niech się spieszą, póki nie pospadały wszystkie gwiazdy.. Dobrze, że socjaliści nie mogą nimi regulować- ale kto wie!- po utworzonej Agencji Kosmicznej.. Jak już będą potrafili regulować- powstanie Polska Agencja Regulacji Gwiazdami. Ale przed nocą spadających gwiazd, pospadały ceny rzepaku o 30 %, a ceny żyta.- aż o 50%- w stosunku do roku ubiegłego. Wśród rolników zapanowała panika.. Bo nie da się domknąć budżetów domowych przy obecnych kosztach. Ale t ak bywa zgodnie prawem podaży i popytu.. Im większa podaż- tym mniejsza cena. Żeby utrzymać cenę należałoby topić nadmiar żyta i rzepaku w Bałtyku- tak jak kiedyś topiono kawę. – w Atlantyku. Ale co na to powiedziałyby organizacje międzynarodowe walczące z głodem? Same walczące z głodem przy szampanie i kawiorze- w najlepszych hotelach pięciogwiazdkowych. Jak się ma wrażliwość społeczną i międzynarodową można sobie nieźle powalczyć. Z tej wrażliwości można mieć nawet futro z norek aż do samych kostek- tak jak pani Izabela Sierakowska- z Sojuszu Lewicy Demokratycznej i wszyscy ci wrażliwi społecznie ludzie lewicy.. A biednych oczywiście przybywa- jak to w walce z biedą. I dobrze! Bo cóż warta byłaby walka z biedą gdyby nie było biednych? Można byłoby przetransportować nadmiar rzepaku i żyta do Afryki.. Ale kto zapłaci za transport? Żeby rozdawać darmowe żyto.. Można sięgnąć do doświadczeń socjalistycznego Imperium Romanum, które transportował zboże z Afryki, wybudowało do tego specjalne statki i porty- a potem rozdawało „ za darmo” biednym mieszkańcom Rzymu.. Najpierw zboże, potem wino, potem wieprzowinę- i tak do socjalizmu. Nikomu nic się nie opłacało produkować i uprawiać, skoro w Rzymie rozdają” za darmo”.. Tak jak dziś. Wszystko władza rozdaje nie oglądając się na koszty tego rozdawnictwa.. A bogactwo nie pochodzi z rozdawnictwa- tylko z pracy. Ludzie musza mieć pracę, a nie dostawać to, co władza ukradnie tym, co jeszcze pracują.. Sobie oczywiście zostawia najwięcej, żeby wyfutrować najpierw siebie.. No bo dobrobyt trzeba zacząć od siebie.. Dobrobyt rozdających oczywiście pochodzi ze złodziejstwa przy pomocy socjalizmu- bo jak twierdził Fryderyk Bastiat:” socjalizm jest kradzieżą”_ I jest!” Moim zdaniem w każdej sprawie najważniejsze jest to, kto ją załatwia”- jak to w socjalizmie. Albo:” Boże drogi, ile to przy pańskich wpływach, kochany panie Nikodemie, można dobrego ludziom zrobić”. „Czy pan zgodziłby się objąć kierownictwo państwowej polityki zbożowej”?- pytał premier pana Nikodema Dyzmy. Nie, nie Pan premier - Donad Tusk.. Chodzi o premiera w powieści o karierze Nikodema Dyzmy.. Wszystkie prawdopodobieństwa są przypadkowe- oczywiście, choć wygląda na to, że problemy ze zbożem są takie same. Powinno się zorganizować skup interwencyjny i czekać na lepszą koniunkturę- najlepiej za pieniądze państwowe..” Jedynym wyjściem jest wstrzymanie się ze sprzedażą ziarna i czekanie, że ceny kontraktowe na europejskich giełdach zbóż zaczną rosnąć”- proponuje pan Stanisław Kalemba- minister od rolnictwa i rozwoju wsi- z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Popatrzcie Państwo, tak mówi, bo nie mają pieniędzy.. Gdyby mieli…Ojjjej.. Mogliby postąpić według scenariusza napisanego przez Dołęgę- Mostowicza… Jestem pewien, że lektura Kariery Nikodema Dyzmy jest w socjalistycznym rządzie obowiązkowa.. Oczywiście dopuszczalne są określone modyfikacje.. Na przykład socjalistyczny rząd nie płaci na razie rolnikom za przechowywanie rzepaku i żyta w swoich magazynach.. Ale zawsze można wypuścić obligacje.. Ale czy jest jeszcze coś co można zastawić? ”Nie bać się wydatków, jak chce się mieć dochody”- twierdził Kunicki… I smarował, żeby rząd kupił od niego podkłady kolejowe.. No właśnie! Rząd zakupił eleganckie składy kolejowe i pasażerskie- w ramach budowy socjalizmu kolejowego- o nazwie Pendolino . Podkładów kolejowych na razie nie kupował. Naprawdę bardzo eleganckie- wszystkim rząd pokazuje jakie to cuda.. Jeżdżą ze 300 km na godzinę, tak jak niektóre samochody, ale muszą jechać 50km/h. .Jak mówił Milion Friedman” Budujemy coraz szybsze samochody, ale jeździmy coraz wolniej”(???) Nie mamy torów, ale mamy Pendolino - na razie 20 sztuk.. Bardzo zadowolony jest minister Sławomir Nowak z Platformy Obywatelskiej.. Wszystko na kolei tonie w długach, mimo istnienia dziesiątków spółek i z kilkudziesięciu związków zawodowych, a teraz będziemy mieli piękne zabawki.. To znaczy urzędnicy spółek będą mieli piękne zabawki.. Żeby nie okazały się eleganckimi dreamlinerami.. Żeby akumulatory były systematycznie sprawne. .Biurokracja nie bardzo się tym wszystkim przejmuje topiąc nasze miliony złotych w socjalistycznych zabawach.. Jak wiadomo- koszty w socjalizmie się nie liczą.. Liczy się wizualny efekt! I tak podatnicy dopłacą ile będzie potrzeba.. Niech sobie lud poogląda.. A tu mistrz olimpijski pan Paweł Fajdek, którzy bardzo daleko rzuca młotem i prawdopodobnie – sierpem, gdyby taka dyscyplina była na Olimpiadzie, powiedział w porannym wywiadzie radiowym, że jak dostanie te 60 000 dolarów, które ma dostać za zwycięstwo, kupi sobie samochód, żeby nie podróżować już Pendolino, pardon- oczywiście pociągami(???) Czy oni tam nie mają jakiegoś koordynatora wypowiedzi ?Żeby- w czasie gdy rząd uprawia propagandę Pendolino- w eter nie poszły wypowiedzi rujnujące wizerunek rządu odnośnie państwowych kolei. I do tego pani Hanna Gronkiwicz –Waltz z Platformy Obywatelskiej stara się tak bardzo, że przekopała już- odpowiednio ubrana jak Gierek- tunel pod Wisłą? Chyba sama, bo tak telewizja pokazuje.. A co tunelem obok Wisły, ciągle zalewanym? Czy ten pod Wisłą nie będzie zalewany? Warszawiaków już krew zalewa. Na to wszystko – notowania spadają na łeb na szyje- w sondażach.. Premiera już nienawidzi 80% wyborców(!!) To wielki skandal! Precz z sondażami! Precz z referendum! Przesz z Komuną! Precz z Pendolino! Za ciężkie miliony złotych bez torów.. I gdzie te tiry na tory.. Jak nie ma odpowiednich torów.. Panie Pawle! Niech Pan werżnie ten młot i ten sierp i” raz sierpem raz młotem” pogoni tę czerwoną hołotę..” No bo kto ma to zrobić? WJR

Pendolino dla PKP tym, czym Dreamlinery dla LOT-u

1.Wczoraj wszystkie telewizje informacyjne przeprowadziły bezpośrednie transmisje z przyjazdu do Wrocławia pierwszego pociągu Pendolino, a na uroczystość przybył sam minister Sławomir Nowak z wieloma innymi oficjelami. Jakiś czas temu resort transportu jeszcze pod kierownictwem obecnego wicemarszałka Sejmu Cezarego Grabarczyka zdecydował się na zakup 20 składów Pendolino. Suma kontraktu wyniosła około 665 mln euro, przy czym same pociągi kosztowały około 400 mln euro, a reszta została wydana na tzw. bazę serwisową w Warszawie na Grochowie. Ponieważ Komisja Europejska zdecydowała się wesprzeć projekt na poziomie około 20% (około 130 mln euro), pozostałą część środków nabywca, czyli PKP Intercity musiał pożyczyć, a największym pożyczkodawcą został Europejski Bank Inwestycyjny, który pożyczył około 340 mln euro. PKP Intercity zaciągnął więc kredyt w wysokości 1,5 mld zł i to w walucie obcej, choć sama spółka od paru lat przynosi straty (w tym roku mają one sięgnąć kwoty 100 mln zł), w związku z tym gwarantem dużej jego części został, a jakże, Skarb Państwa.

2. Tylko te ogólne dane pokazują, że projekt zakupu 20 pociągów dla PKP Intercity przez wyraźnie deficytową spółkę, do złudzenia przypomina zakup samolotów Dreamliner przez PLL LOT S.A. W listopadzie poprzedniego roku telewizje 24-godzinne także przeprowadziły bezpośrednią transmisję z przylotu do Warszawy pierwszego Dreamlinera, a uroczystość na lotnisku zgromadziła blisko 1000 gości, a pierwszą , która weszła na pokład samolotu była żona prezydenta Bronisława Komorowskiego. Od tego momentu upłynęło zaledwie 2 tygodnie i zarządzający LOT-em ogłosili, że bez natychmiastowej pożyczki od Skarbu Państwa w wysokości przynajmniej 400 mln zł, spółka będzie musiała ogłosić upadłość. Pożyczki Skarb Państwa udzielił, minister powołał nowy zarząd spółki, ale jak się wydaje bez kolejnej transzy pożyczki przynajmniej w wysokości 400 mln zł, spółka nie ma szans na wyjście z kłopotów. Nie wypada już nawet wspominać, że zaraz po przylocie rozpoczęły się kłopoty z Dreamlinerami, parę miesięcy nie latały, ponieważ ich loty zostały zablokowane przez producenta, ale odszkodowań za ten okres jak nie było tak nie ma.

3. Znawcy problematyki kolejowej podnoszą coraz więcej wątpliwości co do celowości zakupu Pendolino. Przede wszystkim twierdzą, że w Polsce jeszcze przez wiele lat nie będzie warunków do pełnego wykorzystania możliwości nowego pociągu. Będzie on jeździł z maksymalną szybkością około 160 km/godz. (jego możliwości to około 250 km/godz) i to najwcześniej za 1,5 roku, bo dopiero wtedy mają się zakończyć remonty linii kolejowych pomiędzy Warszawą, Gdańskiem, Katowicami, Krakowem i Wrocławiem, które będą pozwalały na osiągnięcie takiej prędkości.

Co więcej eksperci twierdzą, że akurat pociągi budowane we Włoszech nie są przystosowane do funkcjonowania zimą, a szczególnie przy temperaturach poniżej 20 stopni Celsjusza, a w naszym kraju takie temperatury zimą to przecież norma.

4. Pojawiły się nawet opinie, że rząd za ogromne pieniądze zafundował Polakom Ferrari, a póki co, ma ono jeździć po polnych drogach. Zapytany o to wczoraj wieczorem w jednej ze stacji telewizyjnych wiceprezes PKP Intercity, w zasadzie tę opinię potwierdził, zwracając się do zdumionego dziennikarza tekstem „od czegoś trzeba było przecież zacząć”.

Niestety wszystko wskazuje na to, że z pociągami Pendolino w PKP może być bardzo podobnie jak z Dreamlinerami w LOT. Kupiła je za pożyczone pieniądze już i tak zadłużona firma, jeżeli teraz się jeszcze okaże, że mogą one wozić pasażerów tylko przez część roku, to PKP Intercity nigdy tego wynoszącego 1,5 mld zł kredytu nie spłaci. W niedalekiej przyszłości syndyk może oferować całkiem nowe egzemplarze Pendolino za naprawdę nieduże pieniądze. Kuźmiuk

Korwin-Mikke: Nie legalizować ale uwolnić narkotyki! Ja nie używam większości popularnych narkotyków. Od palenia papierosów, picia wódki i koniaku robi mi się niedobrze. Marihuana nie działa na mnie w ogóle, natomiast próba wypicia czarnej kawy bez cukru skończyłaby się wyjazdem do Rygi. Tym niemniej jestem zdecydowanie przeciwko zakazowi picia czarnej kawy bez cukru, wódki, koniaku oraz palenia papierosów, marihuany, heroiny, kokainy itd. Jeśli bowiem RAZ uznamy zasadę, że urzędnik państwowy wie lepiej, co jest dla mnie dobre – to w ślad za tym pójdzie zakaz używania cukru, soli (znacznie więcej ludzi umiera z powodu nadciśnienia wywołanego przesoleniem niż z powodu palenia „trawki”!) i nakaz mycia zębów (w Szwecji już obowiązuje!). Należy wzmocnić rolę rodziny, by mogła skutecznie walczyć z narkomanią swoich dzieci – bo m.in. od tego jest rodzina. Natomiast w stosunku do dorosłych obywateli musi obowiązywać zasada: „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. I trzeba wreszcie zrozumieć, że jeśli ktoś umiera, zaaplikowawszy sobie np. „złoty strzał”, to jest to dla społeczeństwa zysk, a nie strata! Kto wie, czy taki facet, nisko ceniący sobie życie, nie wsiadłby za tydzień do samochodu i nie wjechał w tłum, zabijając parę osób? Albo czy nie wciągnąłby w narkomanię kilkorga młodych ludzi? Pismo Święte mówi: „Jeśli ręka twoja uschła – odrąb ją!”. Ja jestem liberałem i nie mam zamiaru niczego odrąbywać (muzułmanie traktują ten nakaz Boga dosłownie – i za narkomanię karzą śmiercią!), jeśli jednak ta ręka sama odpada, to nie mam najmniejszego zamiaru sztucznie jej ratować! Niech to robi rodzina. Trzeba ją wyposażyć w środki przymusu w stosunku do dzieci. Ale państwo? Poszanowanie wolnej woli człowieka znakomicie współgra z korzyścią społeczną. Natomiast państwo swoimi zakazami chce zatrzymać proces selekcji naturalnej, co powoduje, że w kolejnych pokoleniach mamy coraz większy procent idiotów, cherlaków i ludzi o słabej woli. Wizja świata z książki śp. Cyryla Marii Kornblutha „The Marching Morons” – coraz bliżej. Oni – ci moroni – już nawet rządzą całą Unią Europejską! Musimy ratować naród polski przed skundleniem i zmarnieniem.

Dlatego pojawiłem się w Krakowie na Marszu Wolnych Konopi. Daleko nie pomaszerowałem, bo składanie petycji na komisariacie policji nie mieści się w moim pojmowaniu stosunków między administracją a obywatelami – ale chciałem dać świadectwo woli walki o Wolność. Choćby ceną wolności była śmierć. Raz poszedłem – i wystarczy. Głęboko wierzę, że a + a = a. Jeśli powtórzę dwa czy dziesięć razy to samo, to nie powiedziałem NIC więcej niż mówiąc to za pierwszym razem. Więc w Warszawie już nie poszedłem. Swoje powiedziałem – po co tracić czas? Jeśli młodzi ludzie pragnący wolności na mnie zagłosują, to doskonale – będzie to świadczyć, że mają dobrze w głowach. Jeśli zagłosują na p. Janusza Palikota – to cóż? Powiem, że marycha zaćmiła im zdrowy rozsadek… Proszę jednak zauważyć pewną zasadniczą różnicę. Na tamtym Marszu Wolnych Konopi młodzi ludzie szli, skandując: „Sadzić! Palić! Zalegalizować!”. Nie byłem pewien, czy palacz powinien sadzić tytoń, a pijak sadzić kartofle lub siać żytko – więc pierwsze z tych haseł zupełnie mnie nie porywało. Drugie też nie, bo jeśli ktoś pali marihuanę, to jego sprawa – ale po co ma namawiać do tego innych? By wzrosły ceny trawki? A może przy większych obrotach by spadły? Ale to drobiazg. Natomiast zdecydowanie sprzeciwiam się trzeciemu! Hasło „Zalegalizować” oznacza bowiem, że jakiś urzędnik ma prawo coś zalegalizować, a więc on lub kto inny ma też prawo coś zdelegalizować! Tymczasem prawo do jedzenia, picia i palenia, czego chcę (choćby był to cyjanek potasu), to moje prawo niezbywalne – i nikt nie ma prawa mi tego zabraniać ani na to zezwalać! Ci sympatyczni młodzi ludzie zupełnie o tym nie myślą… Oni nie chcą zmieniać ustroju na liberalny – chcą tylko, by im KTOŚ pozwolił jarać! Godzą się być niewolnikami – byle u łaskawego Pana. A tu nie chodzi o marihuanę – tylko o zasadę. Tę zasadę trzeba koniecznie wprowadzić w życie również na podobnym polu – lekarstw. Zresztą po angielsku zarówno leki, jak i narkotyki określane są jednym słowem: drugs – i słusznie. Jak mawiał Filip Aureli Teofrast Bombasty von Hohenheim zwany Paracelsusem: „Wszystko jest lekarstwem – wszystko jest trucizną”. I marihuana, i strychnina w małych dawkach leczą, a woda destylowana w większej ilości zabija. Dlatego wszystkie lekarstwa powinny być dostępne w aptekach bez recept. Konieczność wypisywania recept (choćby ten lek wypisywany był po raz dziesiąty) służy tylko temu, by chory musiał jeszcze raz pójść do lekarza (w tym celu zresztą COŚ ustaliło, że po kilku tygodniach recepta „traci ważność”). Jak ktoś jest idiotą i chce zażywać lekarstwo na własną rękę, to co najwyżej będzie w społeczeństwie o jednego idiotę mniej… Ale w dobie internetu człowiek, który naprawdę chce, może wyciągnąć z Sieci znacznie więcej informacji o leku, niż ma ich lekarz. Bo lekarz musi znać działanie tysiąca preparatów – a chory siedzi dwa tygodnie i ustala właściwości akurat tych trzech, które wchodzą w rachubę! Na moje oko kolejki w przychodniach skróciłyby się trzykrotnie, gdyby leki można było nabywać bez recept! Tak – wszystkie. Co najwyżej przy zakupie substancji mogącej uśmiercić bliźniego należy brać dane nabywcy i uzyskiwać jego podpis na kartce informującej, że lek ten jest szkodliwy lub wręcz jest trucizną. Noże kuchenne bywają bardzo ostre, a sprzedawane są kucharkom bez żadnych ograniczeń. Mogą je wbijać w serca niewiernych kochanków? Mogą… To dlaczego chować przed nimi ten cyjanek potasu (który zresztą bez większych problemów mogę sobie w dwa dni wyprodukować – receptura jest w Sieci…)? To oczywiście dotyczy fundamentów socjalizmu, który odrzuca represję na rzecz prewencji – no i do leków dopłaca… Musimy więc najpierw obalić socjalizm! JKM

Salwowski: Ubój rytualny nie powinien być zakazany! Polski Sejm przegłosował niedawno całkowity zakaz jednej z metod uśmiercania zwierząt, zwanej ubojem rytualnym. Przypomnijmy, że owa czynność należy do religijnych praktyk żydów i muzułmanów, a polega na poderżnięciu gardła zwierzęcia za pomocą specjalnego ostrego noża, tak by przed jego padnięciem uszła z niego całkowicie krew. Jest to związane z zakazem spożywania krwi zwierząt, który – jak wierzą wyznawcy judaizmu i islamu – wciąż jest Bożym nakazem skierowanym do ludzkości. Dodajmy, iż zwolennicy „uboju rytualnego” (zwanego przez żydów szechidą) odrzucają posuwaną im czasami możliwość ogłuszenia przy tym zwierzęcia, gdyż wówczas takie zwierzę zostałoby uznane za chore, a przez to posiadające wady, które dyskwalifikują jego „koszerność”. Większość czytelników zapewne zna te z zarzutów, które na płaszczyźnie „powierzchowno-sloganowej” padają z jednej i drugiej strony sporu (a więc np. twierdzenie o sprzyjaniu okrucieństwu wobec zwierząt wysuwane względem zwolenników uboju rytualnego oraz oskarżenie o ukryty antysemityzm kierowane wobec jego przeciwników). W tym tekście pochylmy się jednak głębiej nad argumentami przemawiającymi za tym, by owej metody uśmiercania zwierząt prawnie nie zabraniać ani nawet moralnie nie potępiać. A zatem „ubój rytualny” nie powinien być zakazany, gdyż:

I. Jest bardzo wątpliwe klasyfikowanie owej czynności jako przejawu „szczególnego okrucieństwa” względem zwierząt.

Unikanie zadawanie zwierzętom niepotrzebnych cierpień jest dobrą zasadą. Jest to norma moralna, którą sugeruje nam Pismo Święte (Przysł. 12, 10; Powt. Prawa 22, 6-7; 25, 4), naucza o niej Magisterium Kościoła, a także w bardzo łatwy sposób jest ona rozpoznawana przez nasz rozum i serce. Reguła, o której mowa, właściwie i rozsądnie pojmowana, zakłada, iż godne moralnego potępienia jest zadawanie cierpień zwierzętom, jeśli nie stoi za tym odpowiednio ważny, proporcjonalny do ich skali, służący dobru ludzi cel. A więc o ile np. wiwisekcja dokonywana po to, by testować za jej pośrednictwem leki, jest moralnie w porządku, o tyle ta sama praktyka czyniona w celu wypróbowywania szminek, pudrów do twarzy bądź tuszów do rzęs stanowi już praktykę zdecydowanie niemoralną. O ile da się całkiem spokojnie wybronić zabijanie zwierząt po to, by uzyskane z nich skóry przerabiać na buty, paski do spodni bądź płaszcze, to już praktykowane niegdyś zabijanie setek milionów ptaków (często przez wcześniejsze wydarcie żywcem piór, by zachowały one swą naturalną żywość i połysk kolorów) w celu przystrajania nimi damskich kapeluszy wzbudza uzasadnione kontrowersje. Podobnie trudno byłoby moralnie uzasadnić stosowane przez koreańskich kucharzy specjalne bicie psów przed ich zabiciem po to, by ich mięso w ten sposób stało się bardziej kruche i smaczne. Przykładów, w których bez trudu dostrzeże się dręczenie zwierząt z błahych powodów, można by podawać – tak historycznie, jak i aktualnie – wiele. Począwszy od dawnych walk gladiatorów ze zwierzętami, a skończywszy na niestety wciąż istniejącej w krajach iberyjskich korridzie. Albo cóż powiedzieć o praktykowanej w XIV wieku w Anglii rozrywce polegającej na powolnym paleniu kotów czy dziecięcych zabawach typu nabijanie żywych motyli na szpilki albo urywanie żabom nóżek, by potem wrzucić je ponownie do stawu (gdzie umierają w cierpieniach przez kilka dni)? Czy wreszcie duża część polowań, w których pierwszym celem jest rozrywka, a nie zdobycie pożywienia, może umknąć negatywnie moralnej cenzurze, o której mowa? Nieuprzedzony, bezstronny i dobrze poinformowany czytelnik od razu dostrzeże wielką różnicę pomiędzy wymienionymi wyżej sposobami zabijania zwierząt a tzw. ubojem rytualnym. Prawidłowo przeprowadzona szechida powoduje bowiem całkowitą utratę świadomości u zwierzęcia w czasie od poniżej dwóch do najwyżej 15 sekund (w przypadku owiec i niewiele dłużej, jeśli chodzi o krowy). Są to ustalenia udowodnione naukowo (np. badania prof. H. H. Dukesa z Cornell University, USA; artykuł dr Stuarta Rosena, kardiologa w Hammersmith Hospital w Londynie, „Physiological Insights Into Shechita”, zamieszczony w „The Veterinary Record” z 12 czerwca 2004 r.). Nie ma zatem nawet co porównywać powolnego zadawania ran bykowi na hiszpańskiej korridzie (dodajmy, iż poprzedzonego wcześniejszym kilkudniowym jego dręczeniem), by dostarczyć w ten sposób rozrywki widowni, z szybkim i sprawnym poderżnięciem mu gardła, wskutek czego po około kilkunastu sekundach zwierzę to traci całkowicie świadomość (a co za tym idzie, zdolność do odczuwania fizycznego i psychicznego bólu). Tak naprawdę gdyby w ostatnich dziesięcioleciach nie zostały rozpowszechnione pewne formy ogłuszania zwierząt przed ich zabiciem, to obiektywnie rzecz biorąc tzw. ubój rytualny należałoby uznać za najszybszy i najbardziej minimalizujący cierpienia sposób zabijania. Głównym argumentem na rzecz domniemanego „szczególnego okrucieństwa” uboju rytualnego jest jednak przywoływanie istnienia właśnie różnych metod ogłuszania, które mają w większym stopniu ograniczać czas odczuwanego przez zwierzę cierpienia związanego z zadawaniem mu śmierci. Choć ów argument jest często bezkrytycznie powtarzany, to wcale nie można przyjąć za pewnik jego bezbłędności i słuszności. Po pierwsze bowiem – w rzeczywistości nie jest możliwe stwierdzenie, czy w wyniku ogłuszenia zwierzę zostało pozbawione przytomności (wówczas rzeczywiście nie odczuwa ono bólu), czy tylko sparaliżowane (wówczas jak najbardziej ono cierpi, ale z powodu swego całkowitego unieruchomienia nie może tego okazać za pomocą fizycznych gestów bądź dźwięków). Przyjmując dość realną ewentualność, iż w wyniku ogłuszenia zwierzę uległo tylko paraliżowi, trzeba by jednak stwierdzić, że cierpi ono wówczas dłużej i intensywniej niż przy uboju rytualnym. Poza tym przy ogłuszaniu (w odróżnieniu od zakazanej niedawno w Polsce metody) istnieje możliwość powrotu zwierzęcia do przytomności. Często dzieje się tak w wypadku ogłuszania zwierząt w komorach gazowych. Wówczas ból uśmiercanych w ten sposób zwierząt jest też dłuższy i intensywniejszy niż w przypadku uboju rytualnego. Wadliwość metody ogłuszania widać w szczególny sposób na przykładzie mechanicznego zabijania drobiu. Otóż w rzeczywistości, ok. 20 procent uśmiercanych w ten sposób ptaków nie ulega ogłuszeniu i umiera w strasznych cierpieniach. Rzecz w tym, iż drób jest przed zabiciem przymocowywany do maszyny za pomocą kajdan łbem do góry – co już wywołuje ból i gwałtowne szamotanie się takiego zwierzęcia. Gwałtowne ruchy owych ptaków sprawiają zaś, iż często unikają one zetknięcia się z naładowaną elektrycznością wodą oraz ostrą powierzchnią tnącą (a mają zostać w ten sposób zabite), w skutek czego fabryczna taśma przekazuje je dalej i są one wraz z zabitymi już zwierzętami żywcem zanurzane we wrzącej wodzie (w celu pozbawienia ich w ten sposób upierzenia). Poza wątpliwościami nasuwającymi się w związku z założeniem, iż zgon przez ogłuszenie jest mniej bolesny niż przez sprawne poderżnięcie gardła, jest dość prawdopodobne, iż sam Bóg zaakceptował tzw. ubój rytualny. Chociaż prawdą jest, iż nawet w Starym Testamencie nie ma szczegółowych instrukcji dotyczących sposobu zabijania zwierząt, to wydaje się, iż „ubój rytualny” jest logicznym następstwem Bożego nakazu, aby mięso spożywanych zwierząt było pozbawione krwi (Ks. Kapł. 17, 10-14). Praktyka, o której mowa, znana jest zaś wyznawcom judaizmu od około 3 tys. lat. Jednak chociaż zarówno Pan Jezus, jak i jeszcze starotestamentowi prorocy nieraz gromili żydów za ich odstępstwa od Bożych przykazań oraz własne, ludzkie interpretacje fałszujące treść Bożego Objawienia, w żadnym miejscu nie sugerowali, że istniejąca już w ich czasach praktyka „uboju rytualnego” jest okrutna czy niemoralna. Przypomnijmy zaś, iż już objawione przez Boga w Starym Przymierzu zasady moralności uwzględniały troskę o zwierzęta oraz unikanie zadawania im zbytnich cierpień. Czytelnik Biblii obeznany choć trochę z jej kontekstem historycznym i kulturowym dostrzeże bez trudu, iż pełno jest w niej odniesień do konkretnych zwyczajów ludu żydowskiego (zarówno tych dobrych, jak i złych). Dlaczego jednak Pismo Święte milczy w kwestii wykazania rzekomej niemoralności uboju rytualnego, skoro ów był już znany w czasie jego spisywania? Dość prawdopodobnym wyjaśnieniem tego milczenia jest przyjęcie założenia, iż sam Bóg nie widział tu niczego zdrożnego.

II. Ze względu na różne racje i okoliczności wydaje się, iż państwo nie powinno zabraniać omawianej praktyki. Gdybym był złośliwy i przekorny, to przywołałbym w tym miejscu często akcentowane przy innych dyskusjach rozróżnienie pomiędzy porządkiem prawnym a moralnym. A więc nie wszystko, co jest nawet ewidentnie niemoralne, musi czy choćby powinno być zakazywane i karane na płaszczyźnie stricte prawnej. Liberałowie zwykli formułować to założenie w słowach: „państwo nie jest aniołem stróżem swych obywateli i jego zadaniem nie jest uczenie ich moralności”. Jest czymś dziwnym to, iż owo rozróżnienie, tak często błędnie stosowane w dyskusjach o zakazywaniu rzeczy ewidentnie złych dokonywanych na płaszczyźnie relacji międzyludzkich – np. aborcja, pornografia, cudzołóstwo, pijaństwo czy homoseksualizm – nagle zniknęło z dysputy tyczącej się stosunku ludzi do zwierząt. Niemal nikt bowiem z tych, którzy potępiają ubój rytualny na płaszczyźnie moralnej, nie mówi przy tej okazji: „Tak, uważam to za ewidentnie złe, sam tego nie robię i będę do tego zniechęcał innych, ale rząd nie jest od narzucania ludziom moralności, dlatego ubój rytualny nie powinien być prawnie zakazany”. O dziwo jednak w rzeczonej sprawie niemal każdy przyjmuje założenie, iż (rzekomy) fakt niemoralności owej praktyki powinien pociągać za sobą jej prawną nielegalność. Osobiście nie jestem liberałem i zgodnie z nauką katolicką uważam, że część (choć nie wszystkie) z ewidentnie złych i niemoralnych zachowań (również tych, które nie naruszają wolności innych ludzi) powinna być prawnie zakazana i karalna. Ba! – rządzący mają prawo i obowiązek zakazywania również tych zachowań, które nie są ewidentnie i same w sobie niemoralne, ale których praktykowanie naruszałoby uznany porządek i spokój społeczny (stąd np. ograniczenia prędkości na drodze, przepisy o tym, gdzie i jak należy wyrzucać śmieci, etc.). Jednak pomysł prawnego zakazywania „uboju rytualnego” wydaje mi się niesłuszny, albowiem:

1. Jak to zostało wskazane wyżej, jest wątpliwe, aby owa praktyka była ewidentnie zła. Jej rzekome „szczególne okrucieństwo” nawet w zestawieniu z ogłuszaniem stoi pod dużym znakiem zapytania (nie mówiąc już o porównaniu uboju rytualnego z wiwisekcją, korridą czy tymi z polowań na zwierzęta, które mają charakter stricte rozrywkowy). Przyklaskując zaś pomysłom prawnej delegalizacji czynów, których zarówno ewidentna niemoralność, jak i związane z nimi zagrożenie dla porządku społecznego są bardzo wątpliwe, wchodzimy na bardzo niebezpieczną ścieżkę. Dobrą zasadą jest to, iż „wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść wolności”. Jeśli zatem nie mamy pewności, że coś jest ewidentnie złe, krzywdzące albo wprowadzające nieporządek do życia społecznego, lepiej jest pozostawić to legalnym i bezkarnym.

2. Przy zakazywaniu różnych rzeczy rządzący powinni kierować się też roztropnością. Innymi słowy: trzeba uważnie rozpatrzyć, jakie skutki na różnych płaszczyznach może mieć dane prawo. W przypadku zaś zakazu uboju rytualnego zbiega się tu tyle różnych kontekstów, motywacji i okoliczności, iż jego roztropność również pozostaje pod dużym znakiem zapytania. Czy np. rozsądne jest zakazywanie tak naprawdę jednej z bardziej łagodnych metod zabijania zwierząt (przynajmniej w porównaniu z szeregiem innych istniejących) w sytuacji, gdy wiele ewidentnych przejawów zła, które powinny być prawnie zakazane (np. aborcja ze względów eugenicznych, cudzołóstwo, pornografia, pijaństwo, homoseksualizm, komercyjne walki pięściarskie), jest legalnych? Czy w takiej sytuacji prawne represje względem owego sposobu zabijania zwierząt nie będą wysyłać w stronę społeczeństwa fałszywej sugestii, iż „ubój rytualny” jest czymś znacznie gorszym moralnie niż np. zabicie nienarodzonego dziecka z zespołem Downa albo zdrada małżeńska? Jeszcze inną kwestią jest fakt, iż wcale niemała część przeciwników uboju rytualnego swój pogląd w tej sprawie zasadza na zupełnie fałszywym światopoglądzie zrównującym zwierzęta z ludźmi. Czy w imię dość naciąganej argumentacji o szczególnym okrucieństwie „uboju rytualnego” roztropne jest de facto dodawanie im amunicji w postaci prawnych zakazów owej praktyki? Czy wreszcie rozsądne jest ingerowanie w bardzo delikatną sferę swobód religijnych w imię zakazania tego elementu owych swobód, który nie jest ewidentnie zły (nie chodzi tu wszak o zarówno dawniejsze, jak i obecne praktyki pewnych fałszywych religii w rodzaju składania krwawych ofiar z dzieci, palenia wdów czy rytualnej prostytucji)? Zwłaszcza gdy w dobie obecnej istnieje tendencja, aby ograniczać swobody religijne na rzecz ochrony różnych laickich pseudowartości (np. zakaz „mowy nienawiści” czy dyskryminacji względem homoseksualistów)? Dodajmy, że wszystkie te pytania niewiele tracą na swym znaczeniu, nawet gdybyśmy przyjęli kontrowersyjną tezę, iż ubój rytualny jest ewidentnie zły. Tak czy inaczej bowiem, okrucieństwo owej praktyki nadal należałoby uznać za znacznie mniej złe niż wiwisekcja, korrida, polowania na zwierzęta o charakterze stricte rozrywkowym, nie mówiąc już o różnych nieprawościach dokonywanych w relacjach międzyludzkich. Rząd nie jest bowiem od prawnego zakazywania wszelkich, choćby najmniejszych przejawów zła moralnego, ale w ten sposób powinien traktować te z niegodziwości, które w sposób wymierny krzywdzą innych ludzi (co ma miejsce choćby w przypadku cudzołóstwa albo pijaństwa). Podsumowując: pogląd, iż ubój rytualny jest formą szczególnie okrutnego zabijania zwierząt, nasuwa wiele wątpliwości i kontrowersji. I dlatego też nie należy takiego uboju prawnie zakazywać. Salwowski

14/08/2013 ”Takie rzeczy się zdarzają ale nie można ich tolerować. W latach 30 XX wieku od małych incydentów zaczął się terror nazistowski. Porządni obywatele odwracali wzrok, kiedy widzieli rozbijane szyby żydowskich sklepów, a kilka lat później był Holocaust. Jeśli pozwolimy na to, aby bić ludzi, to daleka nie zajedziemy”- powiedział pan Grzegorz Miecugow w sprawie incydentu, jaki zaistniał na Przystanku Woodstock, Dla mnie pan Grzegorz nie jest dziennikarzem- jest propagandystą uprawiającym – przepraszam za słowo- prostytucję „dziennikarską” jako „ dziennikarz” Ideologiczny, czy jak go nazywa wybitny patriota- pan Grzegorz Braun-„funkcjonariusz frontu ideologicznego” Pan Grzegorz Miecugow uważa , że należy walczyć z „demonami polskiego patriotyzmu”(???) Uderzył go pan Oskar W. podczas imprezy” Róbta co chceta”. No to Oskar W. postąpił zgodnie z hasłem pana Jurka Owsiaka, przyjaciela pana Grzegorza Miecugowa.. I zrobił co pan Jurek Owsiak chciał.. Ale dziwi mnie jedno: jakby tak każdy incydent polegający na uderzeniu kogokolwiek utożsamiać natychmiast z rozbijanymi żydowskim sklepami i Holokaustem- to naprawdę nie dajmy się zwariować., Proeuropejscy patrioci wychodzą z siebie, żeby przeciwnika politycznego utożsamiać z nazistą, który nic innego nie ma na myśli tylko natychmiast mordować Żydów, najpierw im rozbijając sklepy.. Ale jakich Żydów miałby mordować pan Oskar W.? Skoro Polsce Żydów jest niewielu, za to” antysemityzmu” mamy w nadmiarze.. ”Antysemityzm” bez Żydów? Ktoś dostaje w mordę i zaraz krzyczy, że naziści, że Holokaust, że wybijają szyby.. Najcięższe działa wytacza się przeciw chuligańskiemu występkowi. Tym bardziej, że napadający chwalił się gdzieś w gazecie, że głosuje na pana Janusza Korwin- Mikke, mojego przyjaciela politycznego od dwudziestu lat.. Należymy do jednej partii politycznej o nazwie Kongres Nowej Prawicy, a poprzednio- Unia Polityki Realnej. Jest to partia konserwatywno- liberalna- z nazizmem nie mająca nic wspólnego- jako partia prawicowa. Konserwatywny liberalizm nie ma nic wspólnego z ideologią Narodowo Socjalistycznej Partii Niemiec- partii typowo socjalistycznej i robotniczej. My jesteśmy partią, do której może wstąpić każdy- utożsamiający się z charakterem wolnościowej ideologii, która głosimy.. Partia hitlerowska- tak jak współczesne partie polityczne- to partie antywolnościowe.. Ponieważ Narodowo Socjalistyczna Partia Robotnicza Niemiec, była partia typowo lewicową i dopuściła się wielu zbrodni, nie tylko na terenie Niemiec wobec własnych mieszkańców, a także zbrodni popełnianych wobec ludzi zamieszkujących teren poza Wielkimi Niemcami. Obozy, łapanki, eksterminacja- to są elementy właściwe budowaniu Nowego Wspaniałego Świata.. Prawica nie zajmuje się budową Nowego Wspaniałego Świata opartego o nowinki gospodarcze, czy pogańskie zwyczaje panujące przed wiekami. Prawica szanuje tradycję chrześcijańską, traktuje naród będący w ciągłości tradycji.. Przodkowie, mieszkańcy obecni i ci, którzy przyjdą po nas – w przyszłości.. No i wolność człowieka, którą to wolność człowiek otrzymał od samego Pana Boga- jako rozum i wolną wolę. W niewoli państwa narodowo- socjalistycznego- nie ma mowy o wolności człowieka.. Państwo wybiera za człowieka jak ma postępować, państwo opiekuje się człowiekiem, państwo ponad wszystkim.. Państwo wikła człowieka w swoje sprawy biurokratyczne.. Nie ma to nic wspólnego z wolnością.. Zresztą każda lewica nienawidzi wolności człowieka jako jego prawa przyrodzonego. Rozbudowuje państwo przeciw mieszkającemu w nim człowiekowi.. Nadzoruje go, kontroluje, ubezwłasnowolnia… To jest właśnie ideologia lewicowa, obowiązująca w Europie i obecnie. No i wszędzie nadzór gospodarczy, ingerencja w gospodarkę, planowanie, rola wszechpaństwa. Co to ma wspólnego z ideologią państwa minimum opartego o wolność człowieka? Oczywiście nic! I dlatego lewica, żeby odwrócić uwagę od tego, że Narodowo – Socjalistyczna Partia Niemiec, to rodzinna partia lewicowa z rodziny partii europejskich– tyle, że narodowa i obciążona zbrodniami. Trzeba się więc jej pozbyć medialnie, bo takie obciążenie nie służy lewicy, więc nazywa się ją medialnie partą” prawicową”. I po przebierani za dziennikarzy różni tacy owacy- powtarzają jak mantrę, że NSDAP- to partia” prawicowa”. Obrzydliwość.. Prawica to prawda, honor, tradycja, szlachetność, poszanowanie wolności człowieka i jego wyborów.. Lewica to kłamstwo, manipulacja, zamiana słów, wrogość wobec tradycji, przymusowe rozdzielanie cudzych pieniędzy, wielka rola państwa w budowie socjalizmu., Państwo ponad człowiekiem, a nie dla człowieka.. Współczesne państwa europejskie oparte są o pomysły gospodarcze Adolfa Hitlera i jego towarzyszy. I dlatego współczesna lewica odcina się od tego zbrodniarza, podrzucając go w środowisko prawicowe.. Ale powoli przyjdzie czas na jego rehabilitację.. Powoli, powoli, powoli.. Jak już uda się przekonać propagandzie, że to Polska napadała na Niemcy… Jeszcze trochę czasu.. To samo z Holokaustem.. Przy każdej okazji, chcąc zdyskredytować przeciwnika, obarcza się go Holokaustem.. Bo jak można podczas otrzymania ciosu w twarz, od razu oskarżać kogoś o złe intencje mordowania Żydów- Dzieci Bożych.? I zaraz od tego uderzenia zaczyna się Holokaust… No pewnie, ale wcześniej Noc Długich Noży, plądrowanie sklepów, wybijanie szyb.. Żeby powstały negatywne skojarzenia.. Uderzenie w twarz- równa się- Holokaust. Pan Grzegorz Miecugow–” Europejczyk” pełną gębą- nie robi tego przypadkowo… Jako członek „” Europejskiej „ Rodziny Lewicy- czuje się zaniepokojony.. Taki „ patriota „ europejski- probrukselczyk.. Albo się jest patriotą polskim, albo brukselskim.. Te dwa zachowania się wykluczają wzajemnie.. Bo nie można służyć dwóm panom, mając obowiązki polskie.. Traktując obowiązki wobec Brukseli - priorytetowo.. Cała ta grupa ludzi ze „ Szkła Kontaktowego” to ludzie wyprani z patriotyzmu. To ”Europejczycy”, którzy razem z panem Grzegorzem Miecugowem- walczący” z demonami polskiego patriotyzmu”(???) Wszystko na wesoło- patriotyzm też na wesoło, zawsze po właściwej stronie, po stronie biurokratycznej europejskości, po stronie wroga, nigdy po stronie Polski.. I ciągle: ha, ha, ha, ha.. I jak najwięcej o pierdołach, żeby zamulić.. I widzowie tych wrogów Polski -uwielbiają(???) Dzwonią z wielkim uwielbieniem i przekonaniem, że to wspaniała audycja i daliby się pokroić za to, że uczestniczą w jakimś obiektywnym misterium- gdy tylko słychać śmiech wymierzony w PiS, Samoobronę, SLD(mniej) czy PSL.. A Unia Wolności nie była śmieszna? Bo mnie się wydawało, że najbardziej śmieszna partia – to Unia Wolności, na sztandarach wypisane miała słowo” wolność”, a każda jej decyzja była odbieraniem wolności.. Cała czołówka tej partii obecnie doradza panu prezydentowi Bronisławowi Marii Komorowskiemu.. Widać z jakim skutkiem. Pan Andrzej Lepper ośmieszany jak żył, lewicowy co prawda, ale patriota, którego wymiksowano z życia politycznego wrabiając go w afery, których nie było -będzie miał wieś swojego imienia… Jak się władze zgodzą- oczywiście. Zamiast Zielnowo- będzie Lepperowo.. Nienawidzony przez Salon aż do krwi..

Był patriotą! WJR


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O 1002
69 991 1002 Formation of Alumina Layer on Aluminium Containing Steels for Prevention of
(3)zagadnienia dwuf (3)id 1002 Nieznany
1002
07.143.1002, ROZPORZĄDZENIE
dzu 04 099 1002
3 - Metoda PN 1002 przykład, BHP
1002
1002 brooklyńska rada żydów kult I7ZZ6AWMXU2RMDNJ7UMJ6W55QNUIYZ4RSGPNMZI
1002 scenariusze zimowe
1002
1002
1002
1002
1002
O 1002
69 991 1002 Formation of Alumina Layer on Aluminium Containing Steels for Prevention of
(3)zagadnienia dwuf (3)id 1002 Nieznany
1002 Concert Overture partytura

więcej podobnych podstron