613

Egzorcysta - ksiądz Malachi Martin Malachi Martin (1921-1999) ksiądz katolicki, egzorcysta, były członek zakonu jezuitów. Człowiek niezwykle wykształcony, posiadacz aż trzech doktoratów. Był profesorem Papieskiego Instytutu Pontyfikalnego, władając w blisko dziesięciu językami. Urodził się w katolickiej rodzinie w Ballylongford w hrabstwie Kerry w Irlandii. Nowicjat w Towarzystwie Jezusowym rozpoczął w 1939 roku. Studiował w Irlandii oraz w Belgii uzyskując tytuł doktora z języków semickich, archeologii i historii orientalnej. W wieku trzydziestu trzech lat uzyskał święcenia kapłańskie, jako członek zakonu jezuitów. Brał udział w badaniach nad Zwojami z Morza Martwego a także innych badaniach archeologicznych na Bliskim Wschodzie. Za pontyfikatu Piusa XII odbył podróż po Europie Wschodniej i ZSRR udzielając sakramentów a także zbierając informacje dla Kościoła. W latach 1958-64 przebywał w Rzymie, gdzie sprawował funkcję między innymi asystenta kardynała Augustina Bea SJ i papieża Jana XXIII. W 1964 uzyskał od papieża Pawła VI zwolnienie z zakonnych ślubów ubóstwa i posłuszeństwa, jednak podtrzymał śluby czystości. Wydarzenie to skomentował następująco: „to była trudna decyzja, widziałem ścieżkę, jaką obrał Kościół, ścieżką, jaką szli jego członkowie i cały system wartości, jaki miałem, całe oddanie pozostały niezrealizowane. Wówczas w 1962 roku zaczął się Sobór Watykański. Widziałem, w jakim kierunku w Watykanie szły prądy płynące od grupy kardynałów z Belgii, Niemiec i Francji. Kierowali Kościół w stronę zupełnie nowej eklezjologii. Nie mogłem tego zaakceptować.” W 1965 roku po opuszczeniu Rzymu Martin przeniósł się do Nowego Jorku. Początkowo, wciąż, jako ksiądz, pracował tam, jako taksówkarz i pomywacz. Dzięki pomocy kardynała Cooke’a uzyskał pomoc i wprowadził się do domu Kakii Livanos na Manhattanie. W tym też okresie Martin zajął się pisaniem książek i publikacji poświęconych kościołowi. Wciąż jednak pozostawał księdzem, odprawiał prywatnie Mszę Święta i do końca życia praktykował posługę kapłańską. Warto poznać osnowę jego twórczości i poglądów przeglądając załączone źródła. Posiadając niewątpliwą znajomości wewnętrznych stosunków panujących w Watykanie opisywał spisek, który dąży do przejęcia władzy w Kościele, uważał, że za ustaleniami Soboru Watykańskiego II stał masoński spisek. Współczesny świat w jego książkach przedstawiony jest, jako opanowany przez zło, konspiracje i szerzącą się perwersję seksualną. Jego zdaniem wśród członków Kościoła rozpowszechniło się opętanie. Zapytany pod koniec lat 90-tych o to, co stało się z Kościołem, stwierdził: „Kościół nie został jako tako oddany Lucyferowi. Został przez watykańskich hierarchów umieszczony na piedestale. Nie oznacza to jednak, że posiadł on Kościół. Samo określenie terminu „Kościół” jest ambiwalentne, z jednej strony oznacza ono fizyczny stan kościołów, konwentów,, bibliotek, uczelni, domów parafialnych i katedr, jest to postać fizyczna. Ale może to również oznaczać grupę wiernych przebywających w stanie łaski, bez względu na to czy przebywają oni w Czyśćcu czy w Niebie. To ciało Chrystusa”. Kiedy indziej dodał on: „zawsze istniała, od czwartego wieku organizacja ustanowiona przez Cesarza Konstantyna. Ale nie jest ona Kościołowi niezbędna. Kościół może trwać bez niej. To jest właśnie mistyczne ciało Chrystusa, które nie wpadło w ręce Lucyfera. Organizacja do pewnego stopnia wpadła. W tym tkwi problem.” Wśród jego publikacji książkowych znajdują się między innymi:

The Scribal Character of the Dead Sea Scrolls, The Pilgrim, Hostage to the Devil: The Possession and Exorcism of Five Americans (wydane po polsku w 2003 roku jako Zakładnicy diabła), Rich Chuch, Poor Chuch, The Jesuits: The Society of Jesus and the Betrayal of the Roman Catholic Chuch (polskie wydanie: Jezuici: Towarzystwo Jezusowe i zdrada ideałów Kościoła rzymskokatolickiego, 1994), The Keys of This Blood: The Struggle for World Dominion Between Pope John Paul II, Mikhail Gorbachev, and the Capitalist West, (w Polsce wydane w 2010 roku jako Klucze Królestwa. Zmagania o zwierzchnictwo nad światem pomiędzy Janem Pawłem II, Michaiłem Gorbaczowem i kapitalistycznym Zachodem), Windswept House

Źródła:

http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/230

http://archives.weirdload.com/martin.html

http://www.starharbor.com/fr_martin/index1.html

http://www.henrymakow.com/malachi_martin_--.html

http://www.logoschristian.org/malachi_martin/

http://freemasonrywatch.org/malachimartin_luciferianprocess.html

Orwellsky

Niemcy wstrząśnięte sprawą Narodowo-Socjalistycznego Podziemia Republiką Federalną Niemiec wstrząsnęła ostatnio sprawa neonazistowskiej grupy działającej pod nazwą Narodowo-Socjalistyczne Podziemie. Na początku listopada w lesie nieopodal wschodnioniemieckiego miasta Zwickau znaleziono ciała Uwe Mundlosa i Uwe Böhnhardta, którzy według policji popełnili samobójstwo. Kilka godzin później w należącym do nich mieszkaniu na przedmieściach miasta doszło do wybuchu. Do podłożenia bomby przyznała się Beate Zschäpe, która kilka dni później poddała się niemieckim władzom. Cała trójka związana była z organizacją, którą zidentyfikowano, jako Narodowo-Socjalistyczne Podziemie. Na podstawie zgromadzonych dowodów stwierdzono, że stali oni za morderstwami 10 obywateli Niemiec tureckiego pochodzenia jak również licznymi napadami na banki. W samych Niemczech ujawnienie sprawy wywołało burzę w związku z ujawnieniem zaniedbań ze strony agencji zajmujących się bezpieczeństwem wewnętrznym. Nie ustają wątpliwości dotyczące samego śledztwa jak również śmierci członków organizacji. Może warto się zastanowić czy cała sprawa wyszła na jaw dziwnym trafem po to by ukryć coś o wiele poważniejszego? Orwellsky

Google utrudnia pracę służbom wywiadowczym Sir David Pepper, były dyrektor GCHQ - podległej brytyjskiemu rządowi agencji do spraw komunikacji elektronicznej stwierdził, że w wyniku działania wyszukiwarki Google praca szpiegowska stała się o wiele trudniejsza. Zjawisko to określił, jako “Google effect”, gdyż jego zdaniem właśnie dzięki istnieniu popularnej wyszukiwarki internetowej o wiele łatwiejsze stało się wyszukiwanie informacji dostępnych w sieci. Ich ilość jest tak duża, że poważnie utrudnia to funkcjonowanie takim agencjom jak MI5, MI6 i GCHQ. “Producenci informacji wywiadowczych musieli się stać bardzo wrażliwi na ten fenomen, jak również bardzo ostrożni by nie wkładać dużej ilości pracy w produkcję raportów, który powinien być tajny, jednak w rzeczywistości jest on ogólnodostępny” - powiedział podczas dorocznego wykładu w Institution of Engineering and Technology. “Google effect” sprawił, że wysoko postawieni urzędnicy korzystający z danych wywiadowczych zaczęli oczekiwać raportów o wiele szybciej niż dotychczas. “Jeśli osoby czytające raporty są przyzwyczajone do pozyskiwania informacji online w bardzo krótkim czasie, wówczas oczekuje, że agencje wywiadowcze będą w stanie robić to samo jeszcze szybciej” - dodał.

David Pepper przewodził GCHQ przez pięć lat aż to 2008 roku. Czy jest się, czemu dziwić, że kolejne rządy chcą coraz bardziej wpływać na treści publikowane w internecie? Orwellsky

Nowe amerykańskie bazy w Australii Prezydent USA Barack Obama podczas szeregu wizyt w krajach basenu Oceanu Spokojnego poinformował o zwiększeniu ilości wojsk amerykańskich w regionie. Przebywając z wizytą w Australii amerykański prezydent wspólnie z premier tego kraju Julią Gillard oświadczył, że wkrótce wzrośnie liczba żołnierzy marines stacjonujących w porcie w Darwin. Według komentatorów agencji Reutera decyzja ta jest dowodem strategii USA polegającej na otaczaniu Chin siecią baz wojskowych. Wizyta Obamy w Australii wiąże się również z sześćdziesiątą rocznicą utworzenia sojuszu ANZUS (sojusz Australii, Nowej Zelandii i USA), do podpisania, którego doszło w 1951 roku. Dowódca wojsk USA na Pacyfiku, admirał Robert Willard powiedział dziennikarzom podczas spotkania na Hawajach, że Australia jest silnym sojusznikiem, który wpiera Stany Zjednoczone w działaniach na całym świecie.

Orwellsky

Prawdziwi doradcy amerykańskiego rządu Mike Norman z Global Economic Intersection zauważył, że członkowie Treasury Borrowing Advisory Committee (TBAC) instytucji doradczej skarbu USA są związani przede wszystkim z sektorem finansowym. Osoby zasiadające w komitecie to pracownicy największych banków, spółek oraz funduszy hedgeingowych, nie są oni wybierani przez Kongres, Senat ani żadne inne ciało ustawodawcze. Nie podlegają też zewnętrznej kontroli. Na stronie US Treasury można się dowiedzieć, że przedstawiciele tej federalnej instytucji spotykają się z członkami komitetu regularnie, co trzy miesiące. Orwellsky

Biały Dom: Nie ma dowodu na istnienie życia pozaziemskiego W oficjalnym oświadczeniu opublikowanym na stronie Białego Domu (whitehouse.gov) specjalista ds. kosmicznych i komunikacji w White House Office of Science & Technology Policy, Phil Larson oznajmił, że rząd USA nie posiada dowodów na istnienie życie pozaziemskie. W artykule zatytułowanym "Poszukujemy pozaziemskiego życia, ale wciąż nie mamy dowodów" ("Searching for ET, But No Evidence Yet") Larson odpowiedział na petycję skierowaną przez amerykańskich obywateli do przedstawicieli administracji Obamy, w której sygnatariusze domagali się ujawnienia dowodów na istnienie życia poza naszą planetą. Dodał, że nie istnieje żadna przesłanka wskazująca by rząd ukrywał powyższe informacje przed opinią publiczną. Stwierdził również, że wielu naukowców i matematyków przyznaje, że biorąc pod uwagę statystykę jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo by "gdzieś pomiędzy trylionami gwiazd we Wszechświecie istniała planeta, która może być domem dla życia". Podkreślił jednak, że ich zdaniem szansa na bezpośredni kontakt z obcymi formami życia, szczególnie tymi inteligentnymi, jest niezwykle niska. Orwellsky

Ojciec Salij: DIABOLOS ZNACZY ROZDZIELAĆ Rozróżnienie Jezusa historycznego i Chrystusa wiary - niezależnie od tego, jak wielkie nazwiska by się za takim rozróżnieniem opowiadały - odbieram jako niszczenie fundamentów wiary chrześcijańskiej. Bo wcześniej czy później doprowadzi to do przeświadczenia, że to tylko nam się wydaje, iż Jezus jest Synem Bożym i naszym Zbawicielem. Za takim rozróżnieniem kryje się, więc, niekiedy zakamuflowana, zwyczajna niewiara połączona z chęcią pozostawania przy imieniu chrześcijanina. Przypominamy bardzo aktualny wywiad z dominikaninem o. Jackiem Salijem, który ukazała się w kwartalniku FRONDA nr. 7/1996r. Tekst dedykujemy wszystkim tym, którzy odchodzą od Kościoła Katolickiego.

 - Dlaczego Kościół katolicki tak wielkie znaczenie przywiązuje do prawdy? Czy nie powinien przychylić się do zdania tych, którzy twierdzą, że prawda należy do dziedziny ortodoksji, podczas gdy najważniejsza jest ortopraktyka. Innymi słowy: nie jest ważne, w co kto wierzy, ale co kto robi. - Myślę, że za przeświadczeniem, że wszystko jedno, w co człowiek wierzy, najważniejsze, by dobrze żył - najzwyczajniej kryje się rozpacz. Bo jeśli naprawdę to wszystko jedno, znaczy to, że nie znamy, ani nigdy nie poznamy naszego ostatecznego przeznaczenia, ani prawdziwego stosunku Pana Boga do nas. Że w gruncie rzeczy wciąż przebywamy, jak to mówi Pismo Święte, w ciemnościach i cieniu śmierci. Żeby coś takiego głosić, to trzeba gdzieś tak podskórnie najzwyczajniej w świecie nie wierzyć. Traktować, jako piękny mit, że Bóg ukochał człowieka, że dał nam swojego Syna, że Jego Krzyż i Jego śmierć na Krzyżu dokonała tego, co dokonała. To po prostu piękny mit, ale kto by dziś w to wierzył - mówią tacy chrześcijanie.

- Jak to się, zatem stało, że dzisiaj nawet ludzie Kościoła kładą taki nacisk na ortopraktykę kosztem ortodoksji? Pewien ksiądz katolicki mówi publicznie, że nie jest przywiązany do ortodoksji. W coraz większym stopniu jest to coś, czym nie należałoby się przejmować, bo najważniejsze jest jak kto żyje, a w co wierzy i jakie dogmaty wyznaje - to rzecz uboczna. - Zwróciłbym uwagę panów na to, że słowo diabeł (diabolos) pochodzi do diaballo - rozdzielać. Otóż to diabeł dokonuje rozdzielenia ortopraktyki i ortodoksji. Każe nam pytać, co jest ważniejsze: ortodoksja czy ortopraktyka. Rzecz jasna, że ważna jest ortodoksja, z której płynie ortopraktyka. Chrześcijanin w ogóle musi kochać i Boga i bliźniego, uznawać i Stary i Nowy Testament, i Ewangelie i Listy Św. Pawła, i Pismo Święte i Kościół. Takie przeciwstawianie jednego drugiemu, to jest diabelstwo.

- Jednak, co by nie powiedzieć, takie oddzielanie prawdy wiary od słuszności działania jest dość mocno rozpowszechnione. Nie tylko wśród ludzi Kościoła, ale również poza Kościołem. Mówi się, że poszukiwanie Prawdy prowadziło ludzi do wojen religijnych, że było przyczyną okropieństw historycznych. Zostawmy, zatem nierozstrzygniętym pytanie o to, która religia głosi Prawdę, a zajmijmy się służbą światu i człowiekowi. - Co wybrać: dobro czy prawdę? To trochę tak jakby pytać dziecko: czy tatę kochasz, czy mamę. Prawda ma być przeniknięta dobrem, a dobro przeniknięte prawdą. Prawda, która nie jest przeniknięta miłością - to jest niedobra prawda. Dobro, które jest oddzielone od prawdy, nawet, jeżeli wydaje rzeczywiste skutki, nie jest w pełni dobrem. Z niego może wyniknąć np. nawet postulat zabijania ludzi, którzy jakoby nie zasługują na życie. Rzeczywistość nie lubi być rozdzielana.

- My katolicy twierdzimy, że można mówić o tym, że w ogóle istnieje jakiś dostęp do prawdy, że można uważać, że jesteśmy w stanie w jakiś ułomny sposób, ale jednak do prawdy docierać i głosić ją. Jednak z drugiej strony bardzo często twierdzi się, że wszelkie roszczenie do posiadania prawdy świadczy o fundamentalizmie, tzn. że żyjemy w sytuacji, gdzie w ogóle do prawdy dotrzeć nie można. Jest ona czymś albo bardzo absurdalnym, albo czymś w ogóle niemożliwym do odkrycia. I że każde twierdzenie, w tym to, że Kościół katolicki taką prawdę posiada, jest twierdzeniem głoszonym przez ludzi albo prymitywnych, albo niedojrzałych, albo fundamentalistów. - Ktoś konsekwentnie niewierzący w osiągalność prawdy ostatecznej dodałby zapewne, że oprócz ludzi prymitywnych, niedojrzałych czy fundamentalistów, jeszcze może tylko oszuści mogą twierdzić o sobie, że wierzą i znają prawdę. Nie byłoby mi miło zostać zaliczonym do którejś z tych czterech grup. Jednak niezależnie od tego, co sobie ktoś o mnie pomyśli, pragnę wyznać z całą jasnością, że ja w Pana Jezusa wierzę naprawdę. Nie jest On moją prawdą subiektywną, pomagającą mi iść przez życie. On jest Synem Bożym, przez którego świat został stworzony, i Zbawicielem, którego śmierć i zmartwychwstanie otworzyły nam drogę do życia wiecznego. Staram się kochać mojego Zbawiciela i wsłuchiwać się w Jego naukę, i bardzo się lękam tego, żebym Go w jakieś złej chwili nie zawiódł. I bardzo proszę moich braci niewierzących, żeby nie nazywali pochopnie mojej wiary złudzeniem. Choćby przez szacunek dla tych wszystkich, którzy za wiarę w Chrystusa cierpieli, a nawet oddali życie.

- Czy nie jest tak, jak twierdził np. Michel Foucault, że wszelka prawda niesie w sobie skłonności do totalitaryzmu? Powtarzał on: "Prawda cię zniewoli". - Odczuwam po prostu fizyczny ból, kiedy widzę, że ktoś z całą świadomością okazuje pogardę Chrystusowi i jego nauce. Słowa: "Prawda cię zniewoli" mają przecież oczywiste odniesienie do Ewangelii. Chrystus Pan powiedział: "Prawda cię wyzwoli". Foucault zaś powiada: W rzeczywistości jest całkiem odwrotnie, prawda cię zniewoli. Jakby chciał powiedzieć: Chrystus to niebezpieczny idealista, który założył fundamenty pod różne totalitaryzmy; w rzeczywistości istnieje tylko jedna jedyna prawda - to, że prawdy niema. Kiedy słyszę takie słowa, przechodzą mnie ciarki po plecach, bo diabeł tu już jest bardzo blisko. Natomiast wyzwalającą moc prawdy, jaką nam przyniósł Chrystus, ja widzę na co dzień. Mam ten przywilej, że wielu ludzi czyni mnie świadkiem swojego nawrócenia. Słuchałem setki, a może tysiące razy, jak bardzo człowiek może się w życiu zagubić, unieszczęśliwiać siebie i innych - i po wielekroć byłem świadkiem tego, niedającego się wypowiedzieć wyzwolenia, jakie przychodziło razem z zawierzeniem siebie Chrystusowi.

- Tacy filozofowie jak Rorthy czy Foucault twierdzą jednak, że w imię ironii, w imię dystansu, dokonano mniej prześladowań, mniej zła, aniżeli w imię Prawdy, zwłaszcza prawdy podszytej sankcją Boską... - Najwyższy już czas, żeby historycy obiektywnie opracowali dzieje wielkiego oszczerstwa, którym wypełniona była publicystyka oświeceniowa, które po dziś dzień gruntownie wypacza nasz ogląd religii i Kościoła. Proszę czytać na przykład barona Holbacha, to dowiecie się panowie, że religia jest wielkim i nieustannie groźnym źródłem zła, Kościoły zaś, a już zwłaszcza Kościół katolicki jest swoistą organizacją przestępczą. Twierdzenie, któreście panowie przed chwilą przywołali, sformułowane jest w perspektywie właśnie tamtego oszczerstwa. Przecież w odniesieniu np. do wojen religijnych historycy wielokrotnie już pokazywali ich głęboko pozareligijne przyczyny i cele. Myślę natomiast, że wciąż za mało sobie uświadamiamy, że ceną za zdystansowanie się Europy wobec chrześcijaństwa było morze krwi przelanej przez oba totalitaryzmy XX wieku. Obecnie, w wyniku społecznego zdystansowania się wobec prawdy prawa moralnego, leje się krew milionów dzieci poczętych i coraz szersze rozmiary przybiera praktyka eutanazji.

- Dlaczego dziś tak rzadko w ustach ludzi Kościoła pojawia się słowo herezja? Czyżby w obecnych czasach takie niebezpieczeństwo nie istniało? - Etymologicznie herezja wskazuje na wybór. Herezja to byłoby przywłaszczenie sobie boskiego atrybutu ustanawiania prawdy - że to ode mnie zależy, ja moim własnym wyborem decyduję, co jest prawdą. Na przykład, jeżeli rodzice (a jest to stosunkowo częste) mówią dzieciom - jak dorośniesz, to sam sobie wybierzesz, w co będziesz wierzyć - to za tym kryje się przeświadczenie, że albo prawda jest nieosiągalna i jedynie wybieramy sobie zespół wierzeń stosownych do naszych gustów, albo kryje się za tym taka typowa postawa, użyjmy tego słowa, heretycka w sensie przeświadczenia, że to ty ustanawiasz prawdę. Co to znaczy praktycznie? Jeżeli historyk ma do czynienia ze źródłami i świadectwa jakiegoś źródła wysoce mu nie odpowiadają i tak "torturuje" to źródło, żeby z niego wyszło to, co mu odpowiada - to jest to zachowanie heretyckie. On nie ma posłuszeństwa wobec świadectwa tekstu, on próbuje narzucić świadectwu swoja własną wizję. Albo, dajmy na to, fizyk czy chemik robi jakieś doświadczenie i ono mu się nie zgadza z tym, czego on oczekiwał i próbuje on zbagatelizować wyniki tego doświadczenia. W historii nauki bywały nawet przypadki fałszowania wyników badań. To jest zachowanie, które na gruncie religii nazywa się zachowaniem heretyckim.

- Problem herezji wydaje się dziś być jednak wstydliwy, a samo to słowo - wypierane. Czy są dzisiaj jakieś ewidentne zagrożenia, nazwijmy to, heretyckie? - Przełomem były dokumenty ostatniego soboru. Zrezygnowano w nich z nazywania naszych braci protestantów heretykami, w imię oczywistego faktu, że absolutna ich większość urodziła się w swojej wierze i niesprawiedliwością byłoby obciążanie ich zarzutem odejścia od wiary Kościoła katolickiego. A co do pytania, proszę przeglądnąć wydany u nas niedawno zbiór dokumentów Kongregacji Nauki Wiary. Okazuje się, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza Stolica Apostolska musiała reagować na trudne do pogodzenia z wiarą katolicką poglądy rozmiękczające prawdę boskości Chrystusa lub Jego zmartwychwstania, czy sygnalizować niepokojące tendencje w katolickiej eschatologii. Szczególnie ważnym dokumentem była Encyklika "Veritatis splendor", papież upomniał się w niej o obiektywną prawdę prawa moralnego, której podeptanie grozi nieobliczalnymi wręcz konsekwencjami.

- We wstępie do książki Hansa Kiinga pt. "Credo" ks. prof. Alfons Skowronek, powołując się na zapis II Soboru Watykańskiego, że "ogół Ludu Bożego napełniony Duchem Świętym nie może błądzić w wierze" wyraził wątpliwość, czy jest jeszcze sens opatrywania katolickich książek imprimatur. Czy ojciec podziela tę opinię? - Może zrobię malutki wykład na temat nieomylności w wierze. Otóż nieomylność w wierze jest to wręcz powinność każdego z nas, jeśli wiarę traktujemy poważnie. Mamy obowiązek starania się o to, żeby nasza wiara była nieomylna, a ta powinność jest jeszcze większa w sytuacji, kiedy tą wiarą dzielę się z innymi, kiedy np. swoim dzieciom przekazujecie prawdę swojej wiary. To jest nasz najświętszy obowiązek, żeby to nie było według naszego widzimisię, tylko żeby to rzeczywiście było nieomylne, żeby to była Prawda Boża. Chrystus tak ustanowił Kościół, że zatroszczył się o to, byśmy mieli taką latarnię morską, pomagającą nam rozpoznać, czy wierzymy prawdziwie. Taką latarnią morską jest nauka całego Episkopatu zjednoczonego z następcą Piotra, czy wręcz sama nauka następcy Piotra jako tego, który otrzymał ze względu na nas takie posłannictwo. To nie jest jego przywilej, ale służba na rzecz tego, by wiara każdego z nas mogła być nieomylna. Służy on nam, jako wspomagany przez Ducha Św. Nauczyciel nieomylnej wiary. To prawda, że "ogół ludu Bożego napełnionego Duchem Św. nie może błądzić w wierze", ale w momencie, kiedy my ją przeciwstawiamy nieomylności Episkopatu czy biskupa Rzymu, to jest to rozdzielenie diaboliczne - podział: papież - nie, Lud Boży - tak. Jest taka anegdota o Hansie Kiingu, który napisał książkę o papieżu pt. "Nieomylny?". Ktoś go zapytał: - A co będzie, jak zostaniesz papieżem? - Wtedy przestanę być nieomylny... Myślę, że to bardzo dobrze oddaje istotę problemu, o który panowie pytacie. Mam ochotę jednak jeszcze poszerzyć ten temat. My chrześcijanie wierzymy w życie wieczne i w to, że pokolenia, które nas poprzedziły, to nie są cienie zapadające się coraz bardziej w nicość, tylko są to równoprawne nam pokolenia Ludu Bożego. Lud Boży to nie tylko my, którzy obecnie żyjemy na tej ziemi, ale to także wszystkie pokolenia Ludu Bożego, które nas poprzedziły i w związku z tym jest zwyczajnym podeptaniem zasad nieomylności Ludu Bożego w wierze jakakolwiek próba korygowania wiary, reformowania jej według współczesnej mentalności itd. Zupełnie inną sprawą jest problem rozwoju świadomości wiary. Mianowicie tutaj Ojcowie Kościoła widzą prawdę, jako coś żywego, prawda to nie wspaniały klejnot, który trzeba zamknąć w skarbcu, ale to coś żywego. I prawda wiary ma to do siebie, że jest nieustannie ta sama, ale tożsamością organizmu żywego. Kiełkujący żołądź jest tym samym dębem, którym jest krzak dębu czy dąb rozłożysty. W tym sensie w Kościele z całą jasnością mówi się o rozwoju wiary, ale czymś innym jest rozwój wiary a czymś innym jest nonszalancka próba zmieniania wiary, dostosowania wiary do jakiejś mentalności.

 - Jednak wielu teologów utrzymuje, że człowiek współczesny jest bardziej dojrzały od swoich przodków. Że on, który wychował się w społeczeństwie, które zaaprobowało znaczenie wiedzy, nie może już wierzyć tak jak poprzednie pokolenia, które żyły jeszcze w świecie mitu. - Ja myślę, że w ogóle ten pomysł, że człowiek współczesny jest – w przeciwieństwie do ludzi dawniejszych - istotą dojrzałą, oczywiście świadczy o naszym dobrym samopoczuciu. Twierdzenie o naszej większej dojrzałości chyba po raz pierwszy wyraźnie sformułował Kant. To było też ważnym elementem myślenia Augusta Comte'a. Ja rozumiem, że w tamtych czasach ludzie wykształceni mogli się przejmować takimi hasłami. Ale dzisiaj wiemy przecież tyle na temat ulegania najrozmaitszym autorytetom anonimowym, tak wiele wiemy o tym, że każde ludzkie myślenie jest nasycone jakąś filozofią, z tym, że jeżeli ona nie jest oparta na rzetelnym przygotowaniu i solidnej pracy, to jest to filozofia żałosna, która jest po wielokroć wewnętrznie sprzeczna. Jestem człowiekiem spokojnym i na ogół sobie o tym myślę, ale głośno nie mówię, więc po raz pierwszy powiem to głośno - po prostu współczuję każdemu, kto mówi z przekonaniem o większej dojrzałości współczesnego pokolenia w stosunku do pokoleń dawniejszych. Mnie się wydaje, że jest to nieszczęsna ofiara ideologii, które od paru pokoleń panują w naszej Europie. Natomiast w pana pytaniu pojawił się termin mitologia - że dawni chrześcijanie, dawni katolicy, swoją wiarę przeżywali w sposób uwikłany w jakąś mitologię. To jest w pewnym sensie prawda — to zresztą coś cudownego, przypatrywać się świadectwom naszych ojców wiary w różnych wiekach żyjących, przypatrywać się, że wyznawali dokładnie tę samą wiarę, co my wyznajemy, a zarazem przypatrywać się, że byli ludźmi swojego czasu, że to, co było właściwe dla ich czasu, to nie było wieczne w Kościele, przeminęło. Jawnie widać, że to jest coś, co przeminęło, natomiast to, co rzeczywiście ważne, po prostu trwa. Kiedy np. w niedzielę mówię kazanie na temat Ewangelii, to mam jakieś takie ewidentne poczucie, że mówię stosownie do naszej dzisiejszej sytuacji, ale zarazem, że przedstawiam tę samą prawdę, którą przedstawiali moi przodkowie w wierze 100 lat temu, 200 czy 1500 i ja po prostu przeżywam pełną tożsamość mojej wiary. Pokolenia się rodzą i przemijają, a wiara katolicka jest wciąż ta sama.

- Powiedział Ojciec, że nie dostrzega zagrożeń herezji związanej właśnie z inną interpretacją objawienia. A sprawa nieomylności papieża, o której mówiliśmy? - Niekiedy się rozróżnia między herezją a błędem w wierze. Błąd w wierze to jest błąd, któremu uległ jakiś teolog, czy jakiś choćby analfabeta, teolog domorosły, ewentualnie, który zyskał jakąś grupkę swoich zwolenników i w gruncie rzeczy na tym się kończy. To nie powoduje rozłamu w Kościele. Natomiast herezja to byłoby takie odejście od prawdy wiary, które powoduje rozłam w Kościele, tak jak niewątpliwie herezją był arianizm.

 - Właśnie dogmat o nieomylności papieża jest często kwestionowany np. przez katolików w Austrii, którzy animują ruch "Wir sind Kirche". - Przy czym jest to ruch, który wprowadza strasznie wiele zgiełku do Kościoła.

 - Czy kłopot z herezjami nie polega na tym, że dawniej mówiono pewne rzeczy wprost, a dzisiaj heretyckie formuły wypowiadane są językiem do tego stopnia skomplikowanym i w takich terminach, że znacznie trudniej oddzielić błąd od słuszności? Dam taki przykład: powiedzmy 200 lat temu ktoś mógłby powiedzieć, że Chrystus nie jest synem Bożym, tylko jest człowiekiem... - ...a dziś powie, że Chrystus jest tylko najbardziej intensywną obecnością Boga na ziemi.

 -Właśnie, albo powie, że historycznie Chrystus był zwyczajnym człowiekiem, ale symbolicznie w wierze, był Bogiem. Będzie używać wielu różnych pojęć dzielących rzeczywistość w taki sposób, żeby zarazem zaprzeczyć i nie zaprzeczyć. - To jest właśnie realne zagrożenie. Procesy te na terenie poglądów moralnych opisuje świetna rozprawa habilitacyjna prof. Anieli Dylus na temat moralności krańcowej. Pierwszy atak, nazwijmy to etyki alternatywnej, jest ostrożny, tzn. chodzi o jakiś poszczególny przypadek, o stosunkowo niedalekie odejście od ogólnie przyjętej normy. W momencie, kiedy wywalczono zgodę na te wyjątki, atak idzie dalej. W końcu zaś atakujący orzekają o wyznawcach etyki autentycznej, że urodzili się o dwa wieki za późno, że niczego nie rozumieją itd. itd. Mnie się wydaje, że prawda wiary jest podatna na bardzo analogiczne manipulacje. Pierwszy atak wydaje się zawsze stosunkowo niegroźny. Dam konkretny przykład. Pojawiła się w teologii katolickiej teza o zmartwychwstaniu w momencie śmierci. Teza absurdalna, bo z niej wynikałoby, że ponieważ śmierć jest wejściem w sytuację transcendentną wobec czasu, zatem wchodzi się od razu w czas Sądu Ostatecznego. W ogóle z tej tezy by wynikało, że jak odprawiamy pogrzeb, to nieboszczyk leży w trumnie, a ciało już zmartwychwstało. Modlimy się o to, żeby Pan Bóg dopuścił go do oglądania swojego oblicza, a on już zmartwychwstał. Otóż, jeśli się dobrze przypatrzeć tej tezie, to pod hasłami dowartościowania ciała kryje się najoczywistsza pogarda dla ciała. Bo jeśli ciało zmartwychwstało, to czym jest to, co leży w trumnie i zostaje złożone do grobu? Teologowie, którzy głoszą idee zmartwychwstania w śmierci, chyba nie zdają sobie sprawy z tego, skąd się sama teoria wzięła. A wzięła się z prób dokonanych na terenie teologii żydowskiej, takiego wytłumaczenia chrześcijańskiej wiary w zmartwychwstanie Chrystusa, żeby tę wiarę unicestwić. Mianowicie często bardzo szacowni teologowie żydowscy, np. Martin Buber, tłumaczyli, że chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie Pana Jezusa wzięła się ze starożydowskich przeświadczeń, że najwięksi sprawiedliwi - tacy jak Henoch czy Eliasz - już w momencie śmierci zostali wzięci do Nieba. Rzecz jednak w tym, że takie wyjaśnienie zmartwychwstania Pana Jezusa jest ideologiczne, nie ma potwierdzenia w najstarszych tekstach. Przecież już Apostoł Paweł mówił, że jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to próżna jest nasza wiara.

- Podam inny przykład. Niektórzy, uważani za wybitnych, teologowie, twierdzą, że nie jesteśmy w stanie ustalić zgodnie z prawdą historyczną, czy "Jezus miał zwerbalizowaną świadomość mesjańską", albo czy traktował swą śmierć, jako ofiarę za grzechy innych. Dzielą oni Jezusa na Jezusa historii i Chrystusa wiary. Ci sami teologowie utrzymują, że "świadectwo pustego grobu" nie jest już istotne dla wiary chrześcijańskiej. Czy to nie jest po prostu próba przemycenia niewiary? - Z poglądami, jakoby Jezus w gruncie rzeczy sam nie wiedział do końca, kim jest, gruntownie się rozprawił znakomity francuski biblista, F.Dreyfus, w swojej książce "Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem?" Natomiast rozróżnienie Jezusa historycznego i Chrystusa wiary - niezależnie od tego, jak wielkie nazwiska by się za takim rozróżnieniem opowiadały - odbieram, jako niszczenie fundamentów wiary chrześciańskiej. Bo wcześniej czy później doprowadzi to do przeświadczenia, że to tylko nam się wydaje, iż Jezus jest Synem Bożym i naszym Zbawicielem. Za takim rozróżnieniem kryje się, więc, niekiedy zakamuflowana, zwyczajna niewiara połączona z chęcią pozostawania przy imieniu chrześcijanina. Absolutnie też się z panem zgadzam, że wszelkie próby relatywizowania zmartwychwstania Chrystusa są przemycaniem niewiary. Np. Rudolf Bultmann bardzo podkreślał, że Chrystus zmartwychwstał rzeczywiście, ale że było to wydarzenie transcendentne wobec historii. Jednak już pierwsi zwolennicy Bultmanna zrozumieli go w ten sposób, że Pan Jezus wcale nie zmartwychwstał, tylko wierzącym tak się wydawało.

- On sam pod koniec życia w wywiadzie dla "Der Spiegel" na pytanie, co się działo z Chrystusem trzy dni po śmierci, stwierdził, że jego ciało zgniło jak każde inne. - Dogmat Kanta, że cuda są niemożliwe, okazał się dla niego tak święty, że w imię tego dogmatu gotów był głosić, że Chrystus w taki sposób zmartwychwstał rzeczywiście, że jednak rzeczywiście nie zmartwychwstał. A swoją drogą, warto zauważyć, że jest to powrót do pogańskich przeświadczeń starożytnych Greków, że nawet najwyższy Bóg podlega niezmiennym prawom istniejącym niezależnie od niego.

- Czy nie jest tak, że w teologii dzisiejszej unika się pewnych tematów, które kiedyś były równouprawnione? Mówi się na przykład, że Pan Bóg jest miłosierny, ale unika się powiedzenia, że jest sprawiedliwy. - Ja właśnie jestem taki - zdecydowanie więcej mówię o miłosierdziu Bożym. Jakoś nie czuję, żebym wypaczał wiarę. Wiem na pewno, że jestem tylko człowiekiem i jako człowiek, niestety, nie potrafię nauczać wiary całej. Ona jest dana całemu Kościołowi, tylko cały Kościół udźwignie tak wielką prawdę. Ja się bardzo boję ukrywać jakieś prawdy przed ludźmi — to na pewno. Na temat miłosierdzia Bożego mówię razem ze sprawiedliwością. Kiedy np. mówię na temat sądu Bożego, to lubię podkreślać, że będzie to sąd inny niż sądy ludzkie, tzn., że sędzia będzie po naszej stronie. Sędzia nie będzie obiektywny, będzie dążył do tego, aby nas ocalić. I w tej perspektywie dopiero czymś strasznym jawi się wyrok potępienia i jeżeli - Boże uchowaj - ktoś z nas miałby to usłyszeć, bo powie to niewyobrażalne życzliwy Sędzia. Sprawiedliwość Boża i miłosierdzie Boże bardzo dobrze nadają się do opisania naszego doświadczenia Pana Boga w kategoriach doświadczenia misteriu tremendum i misterium fascinosum. Że jeżeli Bogiem się fascynuję, to ta fascynacja będzie jakoś nieprawdziwa, jeżeli gdzieś na dnie nie będzie misterium tremendum. Jeżeli Bóg niesie lęk, to wydaje mi się, że to lęk pogański, nieprawdziwy, jeżeli nie prowadzi nas do fascynacji. Jednak słusznie bardziej akcentujemy Boże miłosierdzie. Bo właśnie takim Bóg się nam objawił, przede wszystkim, jako miłosierny Ojciec.

- Co Ojciec sądzi o twierdzeniu, że w dzisiejszych czasach stopień ignorancji religijnej jest tak olbrzymi, że herezje nie są niebezpieczne dlatego, że nie wywołują już namiętności, raczej obojętność i zasługują raczej na miano heterodoksji? A ta ostatnia może być przez Kościół tolerowana. - Sądzę, że to jest problem głębszy. Pisałem o tym w szkicu pt. "Wiara i wierzenia". Chodzi o to, że bardzo często dzisiaj wiara chrześcijańska jest degradowana do poziomu wierzeń. Wiara to jest zawierzenie siebie Bogu, otwarcie się naprawdę Bożą, kiedy pozwalam Bogu, aby we mnie dokonywał zbawienia. To jest wiara. A wierzenie to jest taki zespół swoich przeświadczeń, wyobrażeń, za pomocą, których próbuję się orientować w tym trudnym do rozumienia świecie. I wierzenia mają się stosunkowo nijak do Prawdy. To prawdopodobnie było przyczyną łatwego odchodzenia od swoich wierzeń przez ludy podbite, czy też stosunkowo łatwego przyjęcia wiary chrześcijańskiej przez ludy germańskie czy słowiańskie. Oni jakby odnaleźli inny system orientacji w świecie i dopiero paru pokoleń trzeba było zanim te wierzenia chrześcijańskie rzeczywiście przybrały postać wiary w wymiarze społecznym.

- Czy po Soborze Watykańskim II Kościół katolicki uznał, że przestał być Kościołem Chrystusowym? - Pytanie szerokie, bo w Kościele od bardzo dawna była świadomość, że jest on jedynym Kościołem Chrystusowym, ale zarazem, że my nie znamy granic tego Kościoła. Jak ta świadomość się odzwierciedlała? Na przykład w III w. była duża dyskusja na temat ważności chrztu heretyków. Stolica Apostolska bardzo się wtedy zaangażowała w obronę chrztu udzielanego przez heretyków. Krótko mówiąc, była to dyskusja na temat granic Kościoła: granice Kościoła nie utożsamiają się z materialnymi granicami Kościoła katolickiego, chociaż to on jest rzeczywiście Kościołem, który założył Jezus Chrystus. Z kolei św. Augustyn na początku V wieku mówił, że Bóg ma wrogów wśród swoich przyjaciół, ale ma też przyjaciół wśród swoich wrogów. Jeżeli ktoś jest przyjacielem Boga, to znaczy, że należy do Kościoła. Na początku XVII w. Stolica Apostolska zdecydowanie, jako niezgodną z wiarą katolicką, odrzuciła tezę jansenistów, iż łaska boska działa tylko w obrębie widzialnego Kościoła. Nieprawda: Bóg kocha wszystkich i udziela łaski, komu chce. A tam, gdzie Bóg udziela łaski, tam jest Kościół. Dokładnie tę doktrynę wyraża Sobór Watykański II w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele w nauce o kręgach przynależności do Kościoła. Po pierwsze - do Kościoła są wcieleni ci, którzy stanowią ciało Kościoła, czyli katolicy, a także katechumeni, którzy przygotowują się do chrztu. Po drugie - chrześcijanie, ale nie katolicy, pozostają w koniunkcji z Kościołem, choć zarazem Sobór jest jak najdalszy od twierdzeń, jakoby teologicznie rzecz biorąc wszystkie Kościoły były sobie równoważne. My katolicy wierzymy po prostu, że nasza wiara jest w pełni prawdziwa. Kogoś może nawet to zaboleć, przykro nam, ale my tak wierzymy i to ten Kościół jest Kościołem założonym przez Pana Jezusa. Zarazem wierzymy, że wiele elementów kościelności, czasem wręcz bardzo wiele, znajduje się w innych Kościołach chrześcijańskich. Pismo Święte i autentyczna wiara w Chrystusa i sakramenty, nieraz nawet prawdziwie sprawowany sakrament Eucharystii. Jest wreszcie trzeci krąg przynależności do Kościoła, czyli ordinati - ukierunkowani ku Kościołowi są w ogóle ludzie wierzący w Boga, ludzie ontycznie ku Bogu zwróceni, nawet, jeśli są w swojej świadomości niewierzący, krótko mówiąc ludzie dobrej woli.

- Co to znaczy, że poza Kościołem nie ma zbawienia? Czy formuła św. Cypriana jest prawdziwa? Wielu teologów nie wiąże sprawy zbawienia z kwestią przynależności do Kościoła. Rahner mówi o anonimowych chrześcijanach, czyli m.in. ateistach, którzy zostaną zbawieni. Jak należy to rozumieć? Jeżeli zbawienie może być osiągnięte w innych religiach lub poza nimi, to po co misyjny charakter Kościoła? - Pius IX w 1854 r. przypomniał naukę obecną już u Ojców Kościoła, że będą zbawieni ci ludzie, którzy nie znają Jezusa z niezawinionej niewiedzy, jeśli ich życie jest zgodne z wolą Bożą. Pius XII tę tezę sformułował w 1943 r. w Encyklice "Mistici corporis Christi" bardziej eklezjologicznie, że mianowicie do Kościoła można należeć ex voto implicito, w sposób nieuświadomiony. Rozumiem jednak, że doktryna Karla Rahnera mogła kogoś zainspirować do konkluzji niezgodnych z wiarą katolicką. Natomiast panowie pytacie, co znaczy formuła św. Cypriana, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Sw. Cyprian mówił następująco: - Ludzie – mówił do tych, którzy odchodzili - czy wy sobie uświadamiacie, na co wy się decydujecie? Przecież wychodzicie z Kościoła! Czy wy sobie uświadamiacie, że poza Kościołem nie ma zbawienia, że opuszczacie swoje zbawienie? To była teza sformułowana doraźnie, teza, którą dzisiaj wolno powtórzyć. Cyprian był w sytuacji, kiedy w jego Kościele w Kartaginie dokonywał się rozłam. I argumentował człowiekowi, który z powodów tylko ludzkich (np. dla zrobienia kariery) wychodzi z Kościoła. Natomiast sama istota prawdy, że poza Kościołem nie ma zbawienia, jest w gruncie rzeczy tautologią. Być zbawionym, to należeć do tego Kościoła wiekuistego, który Bóg buduje teraz Sobie na życie wieczne. Krótko mówiąc, poza Kościołem nie ma zbawienia, to tyle, co powiedzieć, że bez jedzenia nie sposób się najeść. Pamiętamy, że Kościół katolicki jest prawdziwym Kościołem Chrystusowym, zarazem pamiętamy, że w tym Kościele znajduje się wielu ludzi, którzy może nawet o wierze katolickiej nie słyszeli.

- Spotykamy dziś często w p u b l i c y s t y c e rozróżnienie na " K o ś c i ó ł posoborowy" i "przedsoborowy", czy też "Kościół otwarty" i "zamknięty". Czy takie podziały trafnie opisują rzeczywistość? - Przed soborem Duch Święty był obecny w Kościele tak samo jak po soborze, a po soborze jest w Kościele podobnie wiele ułomności, jednostronności, zaniedbań i grzechów jak przed soborem. Z całą pewnością to nie było tak, że Duch Święty przypomniał sobie o Kościele dopiero w roku 1963.1 z całą pewnością my, katolicy posoborowi, nie jesteśmy bardziej święci niż katolicy przed soborem. - Dziękujemy za rozmowę.

rozmawiali: Grzegorz Górny, Robert Kostro, Rafał Smoczyński

Eurokompromitacja Niewypał koncepcji wspólnej europejskiej waluty jest przede wszystkim skutkiem traktowania euro jako narzędzia ostatecznego, trwałego i nierozerwalnego zintegrowania krajów Unii Europejskiej. Tymczasem tak naprawdę sens miało wprowadzenie wspólnej waluty tylko w gronie nielicznych państw Europy Północnej – nie tylko najwyżej rozwiniętych (przecież do takich zalicza się także Włochy), ale i o podobnej strukturze gospodarczej. Za podstawowy i właściwie jedyny warunek integracji walutowej uznano tzw. kryteria z Maastricht, zwane też kryteriami konwergencji nominalnej lub kryteriami zbieżności, przyjęte w traktacie o Unii Europejskiej. Kryteria te to – jak mówi wielu ekonomistów – wyssane z palca i pozbawione większego sensu wskaźniki dotyczące inflacji, wielkości deficytu budżetowego i długu publicznego oraz stóp procentowych i stabilności kursu własnej waluty. Błąd przyjęcia tych wskaźników polegał na nieuwzględnieniu aspektów strukturalnych, które decydują o stanie gospodarki danego kraju w sytuacji kryzysu – i to kryzys ujawnił kruchość całej tej konstrukcji. Przykład Grecji jest najbardziej jaskrawym dowodem na kluczowe znaczenie kwestii strukturalnych. Jest ona krajem, którego gospodarka opiera się głównie na usługach, w tym przede wszystkim na turystyce, co stanowi główną gałąź greckiej gospodarki (20 proc. produktu krajowego brutto). Kryzys spowodował ogólny spadek wydatków w Europie, ludzie zaczęli oszczędzać, także na wyjazdach zagranicznych, w efekcie czego spadła koniunktura w turystyce. Dla takiego kraju jak Grecja (podobnie Hiszpania, Portugalia, a także Włochy – czyli południe Europy silnie zależne od turystyki) jedynym sposobem poprawienia atrakcyjności turystycznej byłoby obniżenie wartości własnej waluty w stosunku do walut krajów, z których pochodzą turyści, czyli Europy Północnej – gdyby kraje te miały odrębne waluty. Tymczasem włączenie ich do jednej strefy walutowej uniemożliwia to.

Utracony mechanizm Często niestety działanie tego mechanizmu nie jest właściwie rozumiane. Gdyby Grecja pozostała przy drachmie, a Niemcy przy marce, to osłabienie drachmy spowodowałoby, że za jedną markę trzeba by zapłacić więcej, a z drugiej strony turysta z Niemiec taniej kupiłby drachmę. Oznaczałoby to, że grecki podmiot, który wyeksportował jakiś produkt wart na niemieckim rynku, dajmy na to, 100 marek, otrzymałby przy wymianie w krajowym banku więcej pieniędzy w krajowej walucie. Potanienie waluty powoduje w takiej sytuacji zwiększenie emisji krajowego pieniądza, bo bank centralny skupowałby marki po wyższym ich kursie, a taka emisja pieniądza pobudza własną gospodarkę. Z drugiej zaś strony umożliwiałaby łatwiejszą ekspansję greckich eksporterów na rynku niemieckim przez obniżenie cen swoich produktów. Jeśli głównym produktem eksportowym są usługi turystyczne, to taki kraj jak Grecja stałby się tani dla turystów z Niemiec, którzy – zwłaszcza w sytuacji ogólnego kryzysu – chętnie by przyjeżdżali na wakacje do słonecznej Hellady. Przy osłabieniu własnej waluty wewnętrzne relacje cen i płac pozostają w miarę stabilne (o ile nie nastąpi inflacja), ale następuje wówczas napływ walut zagranicznych, a z drugiej strony drożeje import, co sprzyja sprzedaży na rynku krajowym własnych produktów, bo zagraniczne stają się mniej konkurencyjne. Wzrost sprzedaży to wzrost dochodów obywateli, a jednocześnie poprawienie sytuacji budżetowej państwa (pod warunkiem, że obywatele ci płacą podatki, a solidniej wywiązują się z tego obowiązku, gdy są w lepszej sytuacji dochodowej), poprawia się wówczas bilans handlowy z zagranicą, a to wszystko sprzyja rozwojowi gospodarczemu.

Takie możliwości działania odebrano jednak Grecji, włączając ją do wspólnej strefy walutowej z Niemcami. Niemcy to zupełnie inna gospodarka, oparta na eksporcie – samochodów, nowoczesnych maszyn, produktów chemicznych. To drugi światowy eksporter po Chinach, ale – trzeba to jasno powiedzieć – kosztem stagnacji płac niemieckich pracowników. Niemcy zaciskają pasa, by poprzez eksport uzależniać od siebie inne kraje i zdobywać w ten sposób dominację w świecie. Gdy w warunkach wspólnej waluty Grecja nie mogła poprawić swej atrakcyjności poprzez osłabienie waluty, to w warunkach ogólnego kryzysu nieuchronny był spadek wpływów z turystyki, ogólne osłabienie gospodarki, która nie miała takiej siły eksportowej jak gospodarka niemiecka. Spadek wpływów podatkowych zmuszał rząd do pożyczania pieniędzy dla finansowania swych wydatków – wzrost deficytu i w konsekwencji długu publicznego były, zatem nieuchronne.

Kraj bez własnej waluty Pozbawienie danego kraju rodzimej waluty czyni go bezbronnym wobec kryzysu, z jakim mają do czynienia np. Grecja i inne kraje południa Europy. Jedyną możliwością zwiększenia swej atrakcyjności turystycznej, czy ogólnie eksportowej, byłoby obniżenie kosztów poprzez redukcję płac – ale to przecież oczywiste, że w praktyce jest to na szerszą skalę niewykonalne, zatem alternatywą jest wzrost cen, czyli inflacja – i rzeczywiście, Grecja od początku doświadczała w Unii najwyższej inflacji. Redukcja płac to postulat też teoretycznie błędny, bo przecież bezpośrednim jego skutkiem byłby spadek wydatków obywateli, konsumpcji, a w efekcie spadek wpływów podatkowych i zapaść fiskalna państwa. Oczywiście nieuchronną konsekwencją był wzrost deficytu i narastanie długu. Ale tu pojawiły się dwa problemy. Pierwszy to fakt zadłużania za granicą, głównie w bankach francuskich i niemieckich, które „trzeszczały w szwach” od nadmiaru pieniądza zarobionego przez silnie eksportujące gospodarki. Pożyczanie pieniędzy za granicą kraju unijnego wewnątrz Unii – to jedna z podstawowych unijnych zasad: swoboda przepływu kapitału. Przepisy unijne powinny ograniczać zadłużanie się państwa za granicą – np. poprzez obligatoryjne obciążenie takich pożyczek koniecznością tworzenia funduszu rezerwowego na wypadek kryzysu. Drugi problem to błędne postulaty cięć wydatkowych. Jedyne, co podtrzymuje takie gospodarki (dotyczy to zarówno Grecji, jak i Polski, ale też innych krajów), to popyt wewnętrzny – zarówno osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach rynkowych, jak i w sektorze publicznym. Cięcia wydatkowe pociągną za sobą spadek koniunktury i mogą tylko pogłębić kryzys.

Natura długu publicznego Dług publiczny dąży w sposób naturalny – jest to prawidłowość wynikająca z matematycznych własności procesu tworzenia długu – do relacji między deficytem a tempem wzrostu gospodarczego: jeśli pierwszy oznaczymy jako a, a drugi jako b, to jest to po prostu ułamek: a/b. Oznacza to, że jeśli przy deficycie 3 proc. tempo wzrostu wynosi 5 proc., to dług dąży do 60 proc. produktu krajowego brutto, tak jak chcą kryteria z Maastricht, i stabilizuje się na tym poziomie, ale gdy tempo wzrostu spadnie do 3 proc., to dług będzie nieuchronnie dążył do poziomu 100 procent. Cięcie deficytu nic nie da, bo jeśli deficyt zmniejszy się do 1 proc., a tempo wzrostu spadnie do 1 proc., to dług pozostanie na poziomie 100 procent. Obniżanie deficytu jest zatem ryzykowne, bo spowoduje spadek tempa wzrostu. Na tym polega też problem Włoch. No bo nawet jeśli obetną deficyt do 1 proc., a tempo wzrostu, i tak niskie, spadnie do 0,5 proc., to dług będzie „naciskał” tak, że może osiągnąć nawet 200 procent. A przy wysokim długu problemem stają się koszty jego obsługi, czyli spłacania odsetek od obligacji. Tak naprawdę jedynym skutecznym sposobem ograniczenia długu jest zwiększanie mianownika tej relacji, czyli tempa wzrostu gospodarczego. Wzrost gospodarczy to tak naprawdę jedyne, co może przeciwstawić się skutkom kryzysu i uratować nas przed dalszą zapaścią. Trzeba robić wszystko, by pobudzać gospodarkę, a jak się okazuje prowzrostowo działają także wydatki budżetowe państwa, ale powinny to być takie wydatki, które budują podstawy trwałego wzrostu gospodarczego, a nie są tylko swego rodzaju budowaniem piramid (jak jest z naszym wywalaniem miliardów na stadiony). Cięcia wydatkowe, postulowane przez laików, czyli ludzi słabo wykształconych ekonomicznie, ale niestety też przez niektórych dość jednostronnie patrzących na problem ekonomistów, nie wróży niczego dobrego. Istnieje jeszcze jeden sposób na uratowanie strefy euro w jej dotychczasowym kształcie. Jest to prawdziwe zintegrowanie fiskalne, czyli wspólne europejskie podatki i wspólny budżet na poziomie ok. 20 proc. unijnego PKB. Wspólne progresywne, (bo tylko takie mają sens, czego uparcie nie chcą zrozumieć zwolennicy tzw. podatku liniowego) podatki dochodowe stałyby się narzędziem, jak to mówią ekonomiści, redystrybucji dochodów między krajami północy i południa Europy, także między jej zachodem a wschodem. Taka redystrybucja musiałaby zastąpić te przepływy, które miałyby miejsce w wyniku osłabienia własnych walut słabszych krajów, gdyby przy nich pozostały, nie przystępując do unii walutowej – kompensując, przynajmniej częściowo, skutki kryzysu. Jednakże takie zintegrowanie gospodarek, które dla jednych krajów oznaczałoby znaczną utratę suwerenności, a dla innych krajów konieczność ponoszenia wysokich kosztów podatkowych na rzecz „nie swoich”, choć żyjących w tej samej Europie – nie znajduje właściwie zwolenników. Z kryzysu, który przetacza się przez strefę euro, płyną bardzo ważne wnioski dla Polski. Nie możemy dać się zwieść iluzjami ekonomicznymi propagowanymi przez tych, którzy mają zupełnie inne warunki, bo ich gospodarki są silniejsze, ani nie możemy poddawać się presji tych, którzy forsują swoje jednoznacznie określone interesy. Polska gospodarka potrzebuje silnego państwa i silnego budżetu pozwalającego skutecznie realizować politykę wspierania gospodarki w kształtowaniu struktur sprzyjających długookresowo jej rozwojowi – takich jak nauka, edukacja, nie tylko wspieranie innowacji, ale i ekspansji innowacyjnej przedsiębiorczości. To powinny być priorytety nowego rządu. Tak zwana reguła wydatkowa, która nakazuje zablokować wydatki budżetu na poziomie, który i tak deprecjonuje funkcje sfery publicznej, a tym bardziej propagowane przez niektórych proste cięcia wydatków – to polityka, która prowadzi do degradacji obszarów odpowiedzialności państwa i w efekcie zamiast pobudzić trwałe czynniki rozwojowe, wprowadzi nas w kryzys głębszy, z którego wyjście będzie później dużo trudniejsze. Prof. Jerzy Żyżyński

Lech Kaczyński miał rację – teraz potwierdził to Parlament Europejski Parlament Europejski stwierdził (3 lata po wojnie rosyjsko-gruzińskiej), że Rosja okupuje część Gruzji! W środę, 16 listopada, Gruzję odwiedziła szefowa unijnej dyplomacji Caterine Ashton, a dzień później Parlament Europejski uchwalił rezolucję uznając obecność Rosjan w Abchazji i południowej Osetii za bezprawną okupację tych terenów. Można, więc powiedzieć, że Unia Europejska wymaga od Rosji uznania porozumienia o zawieszeniu broni z 12 sierpnia 2008 roku. Fikcyjność tego porozumienia i niesłowność Kremla wykazał swojego czasu prezydent RP ś.p. Profesor Lech Kaczyński, gdy udał się z prezydentem Gruzji na granicę z Osetią Południową, gdzie został ostrzelany (listopad 2008). Okazało się, że wbrew zapewnieniom Moskwy, wojska rosyjskie nadal tam stacjonują. Ponad trzy lata trzeba było czekać na reakcję Brukseli, jednak teraz Saakaszwili ma powody do zadowolenia. Gruzińskie media nazwały rezolucję PE „dokumentem bez precedensu”. Przedstawicielka Tbilisi w Brukseli, Salome Samadashvili, powiedziała, w reakcji na rezolucję, że „Gruzja stanie się wkrótce polityczną i gospodarczą częścią Europy”. Dla Rosji Osetia Południowa i Abchazja to „niepodległe państwa”, których jednak nikt, poza nią samą i uzależnionym od Moskwy Naddniestrzem, nie chce uznać. To te „niepodległe państwa”, zdaniem Rosji, potrzebowały pomocy przed Gruzją. Świat jednak nie przyjął takiej wersji wydarzeń. Czy potrzeba przypominać jak doniosłą rolę w tej kwestii odegrał ś.p. prezydent Lech Kaczyński?

Gruzja gra o swoje Ale to nie wszystko. Portal regnum.ru, powołując się na jedną z gruzińskich gazet i jej „poufne źródła” twierdzi, że Saakaszwili zamierza się wkrótce podać do dymisji i rozpisać przedterminowe wybory parlamentarne oraz prezydenckie. Miałyby się one odbyć na wiosnę 2012 roku. Można by artykuł w gazecie „Akhali Taoba”

(„New Generation”) zlekceważyć, gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy prezydent Gruzji umacnia swoją pozycję

i uniezależnia się od dawnego „wielkiego brata” pojawiają się tendencje do obalenia prozachodniego polityka.

Tak było w maju tego roku, gdy tuż po zapowiedzeniu przyjęcia uchwały lustracyjnej i potępieniu zbrodni komunistycznych w stolicy Gruzji rozpoczęły się antyprezydenckie demonstracje skwapliwie opisywane przez rosyjskie media.

Jednak batalia o Saakaszwilego nadal trwa. W tym samym czasie Rosjanie otwierają w Suchumi rosyjsko-abchaskie forum biznesowe, którego celem jest omówienie zbliżenia pomiędzy Federacją Rosyjską a tym „niepodległym” krajem. Widać jednak, że te działania pozorowane nie przekonały zachodnich dyplomatów o normalności stosunków między Rosją a zajmowanymi terytoriami. Gdy rosyjskie i gruzińskie media pełne są komentarzy, Fakty TVN podają informację o Putinie, który… odwiedził dentystę. pik.tv, pik.tv, regnum.ru, portal.arcana.pl

Posiadanie dzieci jako inwestycja Kampania „Z rodziną trzeba się liczyć”, promowana przez Komisję Nadzoru Finansowego, zamiast edukować, wpisuje się w niechętną rodzinie politykę Unii Europejskiej. Komisja Nadzoru Finansowego jest państwową instytucją, która w założeniu ma dbać o stabilny i bezpieczny rynek finansowy w Polsce. Urząd wydaje rekomendacje dla uczestników rynku kapitałowego, prowadzi także działalność edukacyjną. Kampania społeczna skierowana do rodzin, sprowadzająca dziecko do roli bardzo drogiego w utrzymaniu kaprysu, może przynieść więcej szkód niż pożytku. Jednym z głównych elementów kampanii jest wyliczenie „Ile kosztuje utrzymanie dziecka?”. W opracowaniu czytamy, że „to właśnie obawa o możliwość podołania kosztom wychowania dziecka jest jedną z przyczyn niskiego poziomu dzietności w Polsce”. Przedtem następuje wyliczenie, że „koszt wychowania jedynaka w polskiej rodzinie (do dwudziestego roku życia) wynosi 190 tys. zł”, dwójki dzieci – 322 tys., trójki 436 zł. Jeśli chcemy wysłać dziecko na studia, trzeba do tego dołożyć jeszcze 60 tys. zł na każde dziecko, a przecież „dzieci niestety chorują”, a w dodatku trzeba rozwijać jego pasje, zapewniać rozrywki, a to wszystko kosztuje. Jaki komunikat otrzymuje odbiorca kampanii? Jeśli decyduje się na potomstwo, powinien mieć na koncie jakieś pół miliona złotych, a skoro nie ma, to przynajmniej musi mieć pomysł, jak tę kwotę odłożyć. Blisko połowa Polaków nie posiada żadnych oszczędności. Dlatego informacja, że do założenia rodziny konieczne jest pół miliona złotych, rzeczywiście może ubezpłodnić!

Dziecko, jako dar Model rodziny bez dzieci (określany z angielska DINKS – double income, no kids – „podwójna pensja, zero dzieci”) stosunkowo rzadko jest wynikiem egoistycznej decyzji obu rodziców, częściej natomiast jest wynikiem przeżywanych boleśnie problemów z płodnością. Pragnienie dziecka jest tak naturalne, a przez to silne, że rodzice raczej nie rozmawiają o potomstwie w kategorii wydatków, co widać w desperacji nieliczących się z konsekwencjami finansowymi par mających problem z poczęciem. Zmienia się natomiast otwartość na życie. W Europie coraz mniej małżeństw decyduje się na tradycyjny model rodziny wielodzietnej. Doskonale widać, jak podejście „kosztowe” odbija się na wskaźniku dzietności. Polska, wraz z Litwą i Słowacją, posiada najniższy wskaźnik rozrodczości w Unii Europejskiej, wynoszący 1,3 dziecka na kobietę. Oczywiście w przypadku posiadania dzieci należy liczyć się z większymi wydatkami i odpowiedzialnym planowaniem finansów. Jednak sprowadzania posiadania potomstwa jedynie do kategorii finansowych jest nieporozumieniem. Zwłaszcza, jeśli firmuje to wiarygodna instytucja. Sprowadzanie posiadania potomstwa do pozycji kosztu w budżecie rodziny to skandal. Dla mniej, jako katolika każde dziecko jest Darem Bożym, a jego poczęcie – cudem. Posiadanie dzieci jest celem każdego małżeństwa. Tymczasem rodziny wielodzietne – jak dokumentują świadectwa – coraz częściej spotykają się z nietolerancją i agresją ze strony społeczeństwa.

Dziecko, jako skarb Wyliczenia kosztów utrzymania dziecka w przyszłości to już czysta inżynieria społeczna. Człowiek, który nie może przewidzieć, czy obudzi się następnego dnia, i na dobrą sprawę nie może wiedzieć, ile będzie miał dzieci w przyszłości, na pewno nie jest w stanie przewidzieć, ile wyda na ich utrzymanie. Publikowanie 20- czy 25-letnich prognoz ekonomicznych, tak charakterystyczne dla minionej epoki socjalizmu, jest po prostu niepoważne. Nie tylko, dlatego, że w takich obliczeniach występuje zbyt wiele zmiennych, ale z powodu czysto logicznego – przyszłości nie da się przewidzieć ani tym bardziej zaplanować, także w pozycji „wydatki”. Każda rodzina wie, że zwykle horrendalne wydatki „na dzieci” okazują się mitem, wyciągającym na światło dzienne nasze egzystencjalne lęki, a czasami będącym przykrywką dla zwykłego wygodnictwa. W praktyce w ponoszeniu kosztów wychowania dzieci pomagają: rodzina, znajomi, zresztą w tak bogatym z perspektywy globalnej kraju jak Polska, gdzie kilogram kurczaka kosztuje równowartość jednego euro, nie powinno w ogóle się o tym dyskutować. Często posiadanie większej liczby dzieci wyzwala w rodzinie przedsiębiorczość, a wielodzietność okazuje się kluczem do dobrobytu materialnego. Jednak dyskutowanie o dziecku wyłącznie w kategoriach ekonomicznych jest czystym nieporozumieniem. Posiadanie potomstwa jest bezcenne. Dziecko od zarania dziejów jest największym szczęściem każdego rodzica i nie zmienią tego nawet współcześni ideolodzy, którzy są wrogami tradycyjnej rodziny.

Dziecko, jako inwestycja Jeśli utrzymają się obecne tendencje, w 2050 roku ludność świata będzie wynosiła 9 mld, z czego 2 mld będą stanowili ludzie starzy (w tym 10 proc. powyżej 80 lat). Według prognoz OECD, w 2050 roku odsetek ludzi w wieku powyżej 65 lat w takich krajach jak Grecja, Hiszpania, Włochy, Czechy, Słowacja i Polska może przekroczyć nawet 30 procent. Według obliczeń Cezarego Mecha i Dariusza Gontarka, przy obecnym zadłużeniu państwa na poziomie 138 proc. PKB i dramatycznie niskim poziomie dzietności jedynym ratunkiem dla obecnego systemu socjalnego byłoby przyjmowanie 600 tys. imigrantów rocznie. W naszej kulturze praktycznie trudno sobie to wyobrazić. Z tego powodu dziecko – jeśli rozmawiamy już o posiadaniu potomstwa w kategoriach wyłącznie ekonomicznych – powinno być traktowane nie jako „koszt” (a jak wiadomo, w budżecie domowym dąży się do redukcji kosztów), ale jako „inwestycja”. Inwestycja niezbędna i konieczna dla przetrwania rodziny, wspólnoty, narodu. Najbardziej kuriozalny jest fakt, że instytucja, która powinna zajmować się edukowaniem sektora finansowego, za pieniądze podatnika firmuje akcję społeczną ostrzegającą przed bardzo wysokimi kosztami zakładania rodziny, bo – nie oszukujmy się – taki będzie wydźwięk kampanii, która na dobre jeszcze się nie rozpoczęła. W epoce bankructwa socjalnego państwa dobrobytu, które chwieje się w posadach na naszych oczach, inwestycja w rodzinę, i to w rodzinę wielodzietną, jest najpewniejszym sposobem zabezpieczenia swojego losu. Bez względu na wydumane koszty. Dzieci wnoszą zdecydowanie coś więcej, co wykracza poza kategorie ekonomiczne. Szczęście i spełnienie, które nie mają żadnej ceny i które są warte każdych pieniędzy. Tomasz Teluk

Nietykalność policyjnej podeszwy Patrzę. Patrzę jeszcze raz. Nie chce być inaczej. Oto sąd, polski sąd, skazał osobnika zamieszanego w najbardziej brutalny akt przemocy sfilmowany w czasie marszu Niepodległości. Doczekaliśmy się! Nie zignorowali naszych apeli i krzyków internetowych! Nasza praca nie poszła na marne! Jeden szczegół budzi pewne, bo ja wiem, lekkie zdziwienie, zainteresowanie, zaciekawienie, zaintrygowanie, szukam właściwego słowa- skazano nie tego zwyrodnialca, co kopał po twarzy przechodnia nie stawiajacego najmniejszego, nawet symbolicznego, nawet werbalnego oporu. Skazano tegoż właśnie przechodnia. Ofiarę pobicia, znaczy. Za naruszenie nietykalnosci cielesnej policjanta, a właściwie, nie samego policjanta, jako istoty biologicznej, lecz podeszwy jego buta, jako przedłużenia fizycznego i prawnego jego bytu biologicznego. But też był najwyraźniej na służbie, zatem zabrudzenie go krwią przechodnia jak najbardziej zasługuje na surową karę. Trzy miesiące bezwzględnego aresztu, to i tak mi sie wydaje przesadnie łagodną karą, jak na rozmiar potencjalnych zniszczeń buta i straty moralne właściciela stopy w tym bucie. Próbował ktoś kiedyś wywabić plamy krwi ze skóry? Ja nie, nigdy nie miałem okazji tego sprawdzić, nie slużąc w policji. Nie miałem z związku z tym w swoich obowiązkach służbowych przebierania sie w cywilne łachy i bicia przechodzących obok ludzi znienacka, od tyłu, po gębie, spryskiwania ich gazem, po czym kopania po twarzy, kopania po twarzy, jeszcze raz kopania po twarzy, a potem, jak już kolega policjant, też w cywilnych łachach i kapturze, ale, dla odmiany z kamizelką z napisem „policja” ( żeby nikt nie pomyślał, że to gestapo, albo uciekinierzy z Alcatraz) obalił przechodnia, szarpiąc za kołnierz, jeszcze raz kopania po twarzy, oraz kopania po twarzy. Najbardziej mnie w tym wszystkim śmieszy nasze dziecinno- naiwne przekonanie, że oto złapaliśmy badytów na gorącym uczynku, sfilmowaliśmy tych prowokatorów w kapturach, białych, identycznych, zakupionych hurtowo i rozdanych kominiarkach, kamizelkach, dla potomności, a jeszcze bardziej dla niezależnych prokuratorów i niezawisłych sądów i teraz, się już skurwysyny, bandziory nie wywiną. Mamy ich! Minister sie powiesi, albo rozpruje sobie brzuch w ramach seppuku, bandzior przejdzie operacje plastyczną i wyjedzie do Puntlanu, albo Bhutanu, by powrócić, jak sprawa przycichnie, albo się przedawni, czyli za 25 lat. I co sie dzieje? Ano, niewiele. Oto nasza władza i jej rozgrzane sądy z całym spokojem, poziewując ze znudzenia i przysypiając nad rutynowymi papierkowymi czynnosciami nam pokazały, gdzie dokładnie możemy ich pocałować ze swoimi filmami, spotami, blogami i protestami. Skazali ofiarę, a bandzior zapewne dostanie premię, pochwałę, uścisk ręki na tle sztandaru jednostki, a stopklatkę ze sceną kopania przechodnia po twarzy wykorzysta, jako kartkę świąteczną. Bo w ten sposób władza, czy raczej jej szefowie- kreatorzy- kontrolerzy zdają się nam mówić w przerażajaco prosty sposób „tak, zrobiliśmy to, a wy ch.. nam zrobicie! Jak będziemy chcieli, to ten pobity jeszcze dodatkowo straci pracę, albo i sie utopi w kałuży wody, jak Bartoszcze, albo zapije na smierć spirytusem 10 razy przekraczającym dawke, jaką człowiek może wypić, jak cała seria świadków w sprawie księdza Popiełuszki. Albo go syn potnie piłą tarczową i wrzuci do jeziora, po czym nie będzie nic pamiętał, jak to sie stało z ministrem Wróblem! Niech no tylko, który podskoczy”. I wiecie, co? Oni maja rację! Jest taka nauka zwana wiktymologią. Mówi ona, że wcale nie każda kobieta pada ofiarą gwałtu, wcale nie każdy gość z portfelem w tylniej kieszeni pada ofiarą doliniarza, wcale nie każdy kraj pada ofiarą agresji sąsiada. Musi w jakis sposób być psychicznie gotowy, by być ofiarą, być wewnętrznie rozbrojony, musi wysyłac przyszłemu gwałcicielowi, złodziejowi, agresorowi wyraźne sygnały niewerbalne, że nie będzie sie specjalnie bronić, a potem nie poleci na komisariat, albo do ONZ, by sie poskarżyć. Pewnie upraszczam, ale generalnie, tak właśnie jest. I my, polskie społeczeństwo właśnie jesteśmy tak rozbrojone, skundlone, zastraszone, przekabacone, pozbawione kośćca, jaki mieliśmy, zanim nasze elity zostały celowo i bezlitośnie wymordowane. Oni to rzeczywiście robią, bo my im na to pozwalamy. Jesli ta specjalna jednostka sfilmowana 11.11.11 z tym gnojem – zwyrodnialcem jeszcze istnieje i nie została ze wstydem rozwiązana, to tylko, dlatego, że my sie tego nie dość dobitnie domagaliśmy, wiekszość to olewa, albo w ogóle o tym nie wie, a nasi parlamentarzysci nie złożyli w tej sprawie żadnej interpelacji, nie zorganizowali żadnej konferencji, happeningu, samospalenia, czy w ogóle czegokolwiek. Nie udało sie władzy sprowokować przelewu krwi, choć wysiłki, by to spowodować są doskonale udokumentowane i nie budzą wątpliwości, to, chociaż osiągną tyle, że naplują nam w twarz, pokazując, że mogą wszystko, a my i tak nie zrobimy nic. W każdym razie nic sensownego. A i policja ma z tego korzyść, bo, jak już naprawdę pilnie trzeba bedzie złapać jakiegos bandytę i dostarczyć Premierowi Tuskowi, jak się ten znowu malowniczo zmarszczy i zdejmie krawat ma znak krańcowego wkurzenia i zniecierpliwienia nieudolnoscia rządzących, po prostu, zamiast się bez sensu uganiać za bandytami po ulicach i lasach, po prostu komendant zrobi zbiórkę w swoich jednostkach, powiedzie surowym okiem po struchlałych dwuszeregach i wyga komendę „bandyci wystąp!” Seawolf

Wielka prowokacja w Wielkie Święto Polaków Starannie zaplanowaną prowokacją śmierdziało już na wiele dni przed jedenastym listopada, a zezwolenie władz, aby w tym samym miejscu spotkała się patriotyczna manifestacja z lewacką blokadą do złudzenia przypomina zalegalizowaną nocną akcję barbarzyńców, zorganizowaną i wymierzoną przeciwko krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu. Dwie zaplanowane przez układ rządzący Polską prowokacje, z wkalkulowaną biernością policji i dziwną stronniczością straży miejskiej, zdawały się zmierzać do wywołania wielkich zamieszek w stolicy i przy pomocy propagandy serwowanej przez zaprzyjaźnione media zdyskredytowanie środowisk patriotycznych i niepodległościowych. Kiedyś po latach historycy, jeżeli oczywiście Polska stanie się już rzeczywiście wolna i demokratyczna, opiszą te wydarzenia, jako jawnie antypolskie i wrogie działania, a ja już dzisiaj będę je tak nazywał. Nie widzę żadnych powodów by przykładać rękę do znanego nam z czasów komuny i powracającego dziś medialnego przekazu o bandytach, chuliganach i złodziejach pustoszących sklepy w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu, czy awanturnikach i warchołach z 1976 roku w Radomiu i Ursusie. Nie mówiąc już o „seansach nienawiści” w postaci Mszy za Ojczyznę księdza Jerzego Popiełuszki, pełnych ubeckich prowokacji by zaprezentować ich uczestników, jako „szkodników” i „ekstremę”. Tym razem jednak, co obserwujemy coraz częściej od dnia politycznego mordu z 10 kwietnia 2010 roku, nasi wrogowie bezczelnie i coraz wyżej uchylają przyłbicę. Już długo przed Dniem Niepodległości środowiska związane z Gazetą Wyborczą i Krytyką Polityczną świadomie prowokowały i podgrzewały atmosferę. Nieprzypadkowo dużo wcześniej dowiedzieliśmy się, że w Warszawie pojawią się niemieckie lewackie bojówki. Durniem jest ten, kto myśli, że pojawiły się one tam spontanicznie, za darmo, w czynie społecznym z pobudek ideowych i zupełnie przypadkowo zaczęły zadymę w okolicach pewnego znanego dla lewaków miejsca. Była nim kawiarnia „Nowy Wspaniały Świat”, towarzysza Sierakowskiego z Krytyki Politycznej, który niewinną bladą buźką, okularkami i cherlawym ciałem intelektualisty znieczula publikę, jak niegdyś bardziej żrący od kwasu siarkowego, towarzysz Lew Trocki wyglądający na roztargnionego naukowca. Nie sądziłem, że polskie lewactwo w „patriotycznym” odruchu powoła z okazji Dnia Niepodległości historyczną grupę rekonstrukcyjną gdzie sprowadzeni prawdziwi, z krwi i kości Niemcy, jak w 1918 roku pobiją na ulicach Warszawy Polaków z narodowymi barwami na drzewcach, a nasi, podobnie jak wówczas, z tym, że jakoś dziwnie nieudolnie, będą ich rozbrajać. Ci starsi warszawiacy słysząc język niemiecki, jakim posługiwali się bandyci ścigający Polaków mogli pomyśleć, że znowu trwa łapanka. Brawo Krytyka Polityczna i Gazeta Wyborcza oraz establishment III RP za uniesienie kurtyny już do samej góry. Może dostrzegą wasze intencje w końcu i ci, którzy do tej pory mieli, co do was jeszcze jakieś wątpliwości. Nie trzeba być wielkim mędrcem by wiedzieć, że wśród wielotysięcznej rzeszy uczestników Dnia Niepodległości komuś puszczą nerwy. Dlatego też najemnicy z Niemiec zaatakowali zgodnie ze zleceniem, na tyle wcześnie, aby za pomocą mediów do godziny 15-tej, czyli godziny rozpoczęcia marszu, ta wieść poszła w Polskę i wywołała zrozumiałą wściekłość. W tym samym dniu już rankiem na stronie internetowej Gazety Wyborczej dolewano z rozmysłem oliwy do ognia wykorzystując wyznania „Witka”, „Wojtka”, „Mariusza” i „Dominika”:

Witek: Oni powinni cicho płakać w kącie „- Już sama data, 11 listopada, wyjątkowo nie pasuje, żeby było to święto postendeków – mówi Witek Orski, fotograf, współwłaściciel galerii Czułość na Saskiej Kępie. – Przypomnijmy sobie, co my w ogóle świętujemy. Dzień, gdy Rada Regencyjna przekazała władzę Piłsudskiemu, co sprawiło, że koncepcja państwa Romana Dmowskiego poszła do kosza. Więc to jest w ogóle bardzo śmieszne, że tego dnia wychodzą na ulice faszyści.”

Wojtek: Polska nie jest dumna ze mnie -„Gdy słyszę: „jestem dumny z bycia Polakiem” – zapala mi się czerwona lampka, bo mogę mieć do czynienia z kimś groźnym. To wyrażenie jest dziś zawłaszczone i ma konkretne, niekoniecznie dobre, konotacje – mówi Wojtek Szot, współtwórca wydawnictwa Abiekt.pl”

Mariusz: Nie wystarczy iść obok nich -„ U nas w szkole, chwała Bogu, krzyża na ścianie nie ma – uśmiecha się Mariusz Pawłowski, nauczyciel języka. polskiego i wiedzy o kulturze w warszawskim Liceum im. Witkacego. – Ale gdy pytam moich uczniów, czy obok krzyża na ścianie w szkole mogę dopisać „Boga nie ma”, to oni odpowiadają: „absolutnie nie!”. Niepokoi mnie, że wiele dzieciaków wynosi z domu bezrefleksyjnie katolicko-narodowe poglądy, które często mieszają się z takim brakiem wrażliwości na odmienność”

Dominik: Żeby było, jak w Dreźnie - „Dziś faszyzm to schemat myślenia, a nie zjawisko historyczne przyporządkowane jednej nacji – mówi Dominik Mokrzewski, nauczyciel filozofii w stołecznym liceum przy ul. Bednarskiej. – Świetnie obrazuje to komiks Raczkowskiego, gdzie synek pyta tatę: „Tato, jak to jest po polsku »Deutschland, Deutschland uber alles «?”, na co tatuś odpowiada mu: „Polska, Polska ponad wszystko”. Ja uważam, że w Warszawie pomnika Dmowskiego nie powinno być, ponieważ jest ojcem współczesnego antysemityzmu, który łączy narody. Taki ruch jest nawet w stanie przyjąć w swe szeregi „swojego” Żyda przeciwko „obcym” Żydom, mam na to konkretny przykład, mój kolega ze szkoły i ze studiów Dawid Wildstein, syn publicysty, zamierza iść w brunatnym marszu.” A nieco wcześniej Blumsztajn w Wyborczej rozlewał z lubością benzynę i podtykał zapałkę:

„Najbardziej mi żal różnych grup kibolskich, które wybierają się do Warszawy. Nie są oswojeni z przemocą, więc kiedy ich lewacy pobiją, mogą się zradykalizować albo gorzej – osłabnie ich patriotyczne zaangażowanie.” Relacje TVP, TVN24 i Polsatu do złudzenia przypominały te z lat 80-tych. Żadna z tych stacji nie pokazała patriotycznego wielotysięcznego marszu, a skoncentrowały się one wszystkie na marginesie. Wpisało się to doskonale w „patriotyczne” wystąpienie Bula-Komorowskiego i jego wcześniej zaplanowaną, drugą wieczorną część, mówiącą o szybkich, pewnie już wcześniej przygotowanych zmianach w prawie, które zapewne będą zmierzać do utrudnienia w przyszłości oraz ograniczenia publicznych zgromadzeń, protestów i manifestacji. Jeżeli okaże się, że układ rządzący celowo próbował wywołać zamieszki i naraził z cynizmem i premedytacją życie oraz zdrowie własnych obywateli, aby mieć pretekst do dalszego ograniczania demokracji i zamykania ust krytykom obozu władzy to mamy skandal na skalę światową i kolejny krok w kierunku putinizacji Polski. Dziwnie podejrzana synchronizacja? Media, Czerska, Krytyka Polityczna, armia zaciężna z Niemiec, premier i Kancelaria Prezydenta, gdzie karty rozdaje dawna Unia Wolności. Jeżeli rzecznik stołecznej policji, Maciej Karczyński mówił prawdę, twierdząc, że niemieccy bandyci byli cały czas od przekroczenia polskiej granicy monitorowani i dokładnie sprawdzono ich ekwipunek to ten komunikat:

„W lokalu prowadzonym przez „Krytykę Polityczną” znaleziono kilkadziesiąt drewnianych pałek, gazy pieprzowe, petardy, czapki bejsbolówki ze wzmocnieniami, ochraniacze na kolana, tarcze zrobione z płyt i styropianu oraz kastet”- oznacza jedno. Niemców nie tylko zaproszono, ale i uzbrojono tu na miejscu by atakowali Polaków w dniu Święta Niepodległości. To już pachnie „V kolumną”, a zmasowana akcja bagatelizowania tej zdrady, w którą to akcję włączył się cały salon, angażując nawet Aleksandra Smolara, świadczy o wielkiej panice i poczuciu zagrożenia z powodu wielkiej wsypy. Trafiliście na bardzo cierpliwy naród, który znosi od lat zaciskając zęby kolejne upokorzenia i ataki. Spróbujcie gdziekolwiek poza Polską, w jakimś kraju, z ofiar uczynić katów, z powstańców zwyrodniałych morderców i antysemitów, z patriotów faszystów współwinnych za Holokaust, a w najważniejsze narodowe święto tego państwa ściągać z za granicy zawodowych niemieckich bandytów wyspecjalizowanych w organizowaniu krwawych zamieszek, przedstawicieli nacji, która sprowadziła na was i na nas największe dla obu narodów nieszczęście. Myślę, że wszędzie oprócz tej „faszystowskiej” Polski, delikatnie mówiąc, odmówiono by wam miana lojalnych obywateli. Można pozbyć się polskich elit, jak pod Smoleńskiem. Można jawnie przy wykorzystaniu niemieckich najemników bić kijami patriotów niosących biało-czerwone flagi. Można wydać wojnę krzyżowi i Kościołowi. Możecie za rok, tchórze, z okazji „Cudu na Wisłą” wezwać bojówki Putina, macie tam niezłe wejścia. Choćbyście nawet latami jeszcze wycierali sobie gębę frazesami o demokracji, wolności słowa, nowoczesnym patriotyzmie, etyce i miłości to wszyscy już widzą, że wasza mentalność jest na wzór wschodni, rodem z Dzikich Pól, a podłość, zakłamanie oraz krętactwo, genetyczne i nieuleczalne. To wszystko już przerabialiśmy historycznie rzecz ujmując, całkiem niedawno i nie jeden raz. Pozostaje wam tylko jeden, ciągle ten sam odwieczny problem. Co zrobić z tymi kilkoma milionami odpornych na to wszystko Polków, których żaden Michnik, Blumsztajn, Sierakowski i spółka przez lata nie byli w stanie umysłowo wykoleić? Co zrobić z tymi kilkoma milionami moherów, których nie pociąga nawet Dancewicz, Szczuka, Szyc, Karolak, Hołdys i cała rzesza tych sprzedajnych błaznów i komediantów zwanych artystami lub celebrytami? Co zrobić z tymi wszystkimi cholernymi znienawidzonymi Polakami, dla których, jak uderzenia grochem o ścianę są codzienne propagandówki różnych Olejnik, Pochanke, Lisów, Kuźniarów, Knapików, Durczoków, Żakowskich, Stasińskich i Miecugowów? Prochu nie wymyślicie. Na Kołymę nas wszystkich nie wywieziecie w bydlęcych wagonach w celu resocjalizacji. Pozostało wam jedynie, jak okupantom, a później komuchom, kneblować nam usta, zastraszać i przy pomocy medialnych gadzinówek kłamać, kłamać…kłamać. Jest jeden tylko PATROIOTYZM, ten sam na czas wojny, jak i pokoju. Polega on na postawie szacunku, umiłowania oraz oddania własnej ojczyźnie oraz chęci ponoszenia za nią ofiar i pełna gotowość do jej obrony, w każdej chwili. Podobnie jak istnieje tylko jedna ETYKA polegająca na czynieniu dobra. Lewactwo z rozmysłem rozmywa pojęcie patriotyzmu dzieląc go na nowoczesny, postępowy oraz prymitywny i prostacki. Etykę zaś poszatkowano na dziennikarską, lekarską, adwokacką i Bóg wie jeszcze, jaką. Chodzi po prostu o to, aby zamieszać ludziom w głowach i w rezultacie zniszczyć w społeczeństwie zarówno patriotyzm, jak i pozbawić je etyki. Dlatego też na padające w TVN24 pytanie ze studia do dziennikarki relacjonującej Marsz Niepodległości – „Czy demonstranci mają agresywne transparenty?”, ta odpowiedziała – „Tak, między innymi, Bóg Honor i Ojczyzna”. Oto rezultat dwudziestoletniej „pracy u podstaw” michnikowszczyzny. Ta dziennikarka rzeczywiście w ten sposób odbiera odwieczne i święte hasło z polskich sztandarów i głowni szabel. Warto jednak by ci wszyscy zdemaskowani wrogowie Polski i Polaków pamiętali o jednym. W wywalczeniu niepodległości w 1918 roku czynnie wzięło udział zaledwie 3 procent naszych rodaków, a do Armii Krajowej w szczytowym momencie należało około 2 procent Polaków. To wystarczyło, aby odzyskać niepodległość czy uratować honor narodu podczas niemieckiej okupacji. Nas jest dzisiaj o wiele więcej i podobnie jak dzielni przodkowie, mamy kompletnie już zdemaskowanego i widocznego jak na dłoni wroga Boga Honoru i Ojczyzny. Tak naprawdę już przegraliście „SKLEPIKARZE”, którzy macie jedynie kłamstwo na składzie i nie pomoże wam nawet sprowadzany przeciwko Polakom zagraniczny motłoch uzbrojony w bejsbolowe kije, ani antydemokratyczne zmiany w prawie. „Od wieków trwa nieprzerwanie walka z prawdą. Jak powiedział zmarły Prymas kardynał Wyszyński: ’Ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu, Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy, tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na pólkach. Musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług…’” (Ksiądz Jerzy Popiełuszko, Rozważania różańcowe, 19 X 1984) A więc Rodacy, jak pisał ksiądz Małkowski w Warszawskiej Gazecie: „Krzyż do góry, różaniec w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!”

Codziennie jedna dziesiątka Różańca za Ojczyznę odmawiana mam nadzieję już niedługo przez miliony Polaków.

kokos26

11 listopada. Pytania, które trzeba zadać Niezależnie od tego, że doceniam rolę Romana Dmowskiego w procesie odzyskiwania niepodległości, to jednak w swoich poglądach jestem dość odległy od tradycji Narodowej Demokracji, a Obóz Narodowo-Radykalny wspominam szczególnie niechętnie. Podobnie trudno mi sobie wyobrazić, aby właśnie tego dnia można było przejść obojętnie obok pomnika Józefa Piłsudskiego, którego powrót z Magdeburga stał się symbolem odzyskania niepodległości. Dlatego też z uznaniem, ale bez entuzjazmu odnosiłem się dotychczas do obchodów 11 Listopada organizowanych przez obóz narodowy.

Poszedłem Do udziału w Marszu Niepodległości zachęciły mnie dopiero środowiska lewicowe, które postanowiły zorganizować Kolorową Niepodległą, aby marsz zablokować. Środowiska te, nie czując się dość pewnie, wezwały na pomoc niemieckie lewackie bojówki. Tak, więc internacjonalizm, który kiedyś wjechał do Polski na sowieckich czołgach, powracał teraz pod postacią niemieckich bojówek. Postanowiliśmy, więc z żoną wziąć udział w marszu, aby wyrazić swą solidarność z tymi, dla których słowa „Bóg, Honor i Ojczyzna” to wyraz patriotyzmu, symbol tradycji narodowej, a nie przejaw „faszyzmu”. W marszu uczestniczyliśmy od godziny 15.00 do 17.15 i nasze osobiste obserwacje dość znacznie odbiegają od relacji medialnych. Przez cały czas przebywaliśmy w przyjaznym, pokojowo nastawionym tłumie. Zaskoczeni byliśmy tym, że przebywając na placu Konstytucji i oczekując na rozpoczęcie marszu, nagle zaczęliśmy być fizycznie spychani przez zwarte oddziały „kosmitów”, a z megafonów dowiedzieliśmy się, że zgromadzenie jest nielegalne, że będzie się do nas strzelało z broni gładkolufowej i policja nie ponosi żadnej odpowiedzialności za poniesione straty. Powtarzano to wielokrotnie. Potem okazało się jednak, że demonstracja jest legalna, a jeszcze później, że znów nielegalna. Tak, więc do dziś nie wiem, kiedy demonstrowałem legalnie, a kiedy nielegalnie. Dobrze by było, żeby w państwie prawa ktoś mi to jednak w końcu wyjaśnił.

„Antyfaszyści” i prowokatorzy W czasie naszej eskapady na uwagę zasłużyły właściwie trzy rzeczy. Faktycznie na obrzeżach przyjaznego świętującego tłumu krążyły rozproszone niewielkie grupy zakapturzonych postaci. Na rogu ul. Śniadeckich dwóch takich szczelnie zakapturzonych osobników zaczęło wyrywać i rozbijać krawężniki. Podeszło do nich dwu dobrze zbudowanych panów w szalikach Legii i zapytało: „Co wy robicie, zwariowaliście?”. Zniknęli jak kamfora. Kto to był: „faszyści”, „antyfaszyści” czy płatni prowokatorzy? – nie mam pojęcia. Drugą niespodzianką było przejście podziemne przy placu Na Rozdrożu. W całym mieście wszystkie sklepy pozamykane, a właśnie tu, gdzie miała zakończyć się demonstracja, funkcjonował w sposób niezakłócony sklep z alkoholem. Sprawiało to wrażenie, jakby komuś zależało, by rozhuśtać emocje, a ewentualni zatrzymani byli „pod wpływem”. Wreszcie trzecie zaskoczenie. Jak na placu, na którym było zgromadzonych już co najmniej 200 policjantów, kilku, najwyżej kilkunastu szczeniaków mogło dokonać podpalenia samochodu. W odległości 20-30 m od samochodu stał oddział 20-30 policjantów prewencji i co? I nic. Czekano na straż pożarną. Największa niespodzianka czekała nas jednak w domu. Z internetu (telewizje milczały o tym jak zaklęte) dowiedzieliśmy się, że importowani z Niemiec bojówkarze, którzy znaleźli azyl w Nowym Wspaniałym Świecie, robili wypady, żeby bić ludzi, którzy nieśli polskie flagi, czy napadali na maszerujące Nowym Światem, udające się na defiladę grupy rekonstrukcyjne w historycznych kostiumach. Doszło do tego, że po zakończonej uroczystości oficjalnej zarówno grupy rekonstrukcyjne, jak i pododdziały Wojska Polskiego nie przeszły zgodnie z planem Nowym Światem, gdzie oczekiwali na nich ludzie, tylko wycofały się Tamką na Powiśle. Muszę powiedzieć, że na tle zamieszek, jakie mogliśmy oglądać w Atenach, Londynie, Madrycie czy Rzymie, nazywanie tego, co miało miejsce w Warszawie, zamieszkami, zakrawa na megalomanię narodową. Trudno się więc dziwić, że „postępowcy” postanowili wyrwać nas z prowincjonalizmu i zaprosili przyjaciół zza Odry.

Pytania do pani prezydent W tej sytuacji warto postawić kilka pytań. Dlaczego pani prezydent Warszawy zgodziła się, aby Kolorowa Niepodległa blokowała Marsz Niepodległości? Czyżby nie wiedziała, że „każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych” (art. 31 ust. 2 Konstytucji)? Zapowiedź blokowania to świadome ograniczanie praw i wolności innych, a zgoda na takie zachowanie stanowi jawny delikt konstytucyjny. Nie mam nic przeciwko Kolorowej Niepodległej. Niech każdy świętuje tak, jak chce. Miejsca jest dosyć i nikt nie powinien nikomu przeszkadzać.

Czy pani prezydent nie potrafiła sobie wyobrazić, że w zaistniałej sytuacji może dojść do zamieszek, czy też z wywołaniem zamieszek godziła się, mając nadzieję, że to skompromituje Marsz Niepodległości?

Czy pani prezydent równie chętnie zgodzi się na blokowanie Parady Równości bądź Parady Schumana?

Czy pani prezydent sądzi, że jej wola i sympatie stanowią prawo w stolicy?

Czy policja potrafi precyzyjnie wyjaśnić zamęt informacyjny: zgromadzenie legalne, nielegalne. Kto podejmował takie decyzje? Skąd pochodzi sprzeczność w decyzjach policji i oświadczeniach zarządu miasta?

Kto jest odpowiedzialny za chaos informacyjny?

Dlaczego blokowano dojście na plac Konstytucji ul. Koszykową?

Dlaczego zamiast poinformować zgromadzonych na placu Konstytucji, że trasa marszu została zmieniona, że marsz wyruszył i należy kierować się w stronę ul. Waryńskiego, podjęto akcję zastraszania spokojnych obywateli i spychania ich przez zwarte oddziały prewencji?

Dlaczego policja nie potrafiła wyłuskać najwyżej kilkuset zadymiarzy z liczącego około dwudziestu tysięcy osób tłumu obywateli, którzy chcieli uczcić Święto Niepodległości, i traktowała wszystkich jak potencjalnych przestępców?

Dlaczego w obecności policji doszło do spalenia samochodów? Czy zawiodły tu instrukcje i procedury? Czy też przyświecała temu idea skompromitowania Marszu Niepodległości?

Czy policja miała za zadanie zabezpieczać Marsz Niepodległości, czy też przećwiczyć na spokojnych obywatelach oddziały prewencji do walki z agresywnym tłumem?

Kto dowodził personalnie policyjną akcją?

Czy minister Jerzy Miller zdaje sobie sprawę, że w ten sposób trwoni często w sposób bezpowrotny prestiż policji odbudowany z trudem po 1989 roku? Czy zamierza ponownie ustawić ją w roli PRL-owskiej Milicji Obywatelskiej?

Jak wyglądała współpraca ABW z policją, jeśli mogło dojść do panoszenia się niemieckich zadymiarzy?

Dlaczego polskie sądy tak sprawnie uwolniły niemieckich uczestników zajść, a zabrały się do sądzenia aborygenów – jak nas określał Fryderyk Engels? Czy było to polecenie premiera, czy też było to zademonstrowanie niezależności wobec zalecenia, w którym według ministra Pawła Grasia wszyscy mieli być karani surowo, również bez względu na narodowość?

Nie sądzę, aby ktoś odpowiedział na te pytania, całkiem naturalne w każdym demokratycznym kraju. Można powiedzieć tylko jedno: skompromitował się nie Marsz Niepodległości, tylko decydenci.

W stronę putinizacji Sprawa jest jednak daleko poważniejsza, gdyż eskalacja tego rodzaju działań może łatwo doprowadzić do tego, że kraj, który bez użycia przemocy zapoczątkował obalenie komunizmu, stanie się miejscem nieprzezwyciężalnych antagonizmów i zamieszek. Myślę, że jest to problem, którego nie da się rozwiązać przy użyciu policji. Do dziś zdążyliśmy zniszczyć wszystkie autorytety, zastępując je celebrytami świata konsumpcji. Teraz przyszedł czas na Kościół katolicki, na walkę z krzyżem. Niszczenie wszystkiego, co tworzyło narodowe spoiwo, co kazało się zatrzymać w swoim, nawet słusznym, zacietrzewieniu może doprowadzić do sytuacji, w której jedyną odpowiedzią na społeczne aspiracje będzie państwo policyjne. Czy to ma na celu rząd Donalda Tuskaz Szkoda, że premier sprawia wrażenie niedoinformowanego o rzeczywistym przebiegu demonstracji 11 listopada, bo wtedy jego uwagę musiałaby zwrócić nieadekwatność i brak elastyczności stosowanych przez policję procedur w zaistniałej sytuacji. Mógłby również zauważyć, że zachowanie zarządu miasta i jego brak współpracy z policją jest skandalem stanowiącym zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli. W tej sytuacji na szczególną uwagę zasługuje wystąpienie ministra Pawła Grasia. Powiedział on: „Na pewno będzie zalecenie pana premiera, żeby karać zatrzymanych z całą bezwzględnością, bez względu na przynależność czy sympatie polityczne, czy narodowość”. Pomijając już fakt, że karanie bez względu na przynależność, sympatie polityczne czy narodowość nie wynika z zaleceń premiera, tylko jest konstytucyjnym wymogiem zasady równości, to czy minister Graś potrafiłby mi wyjaśnić, komu to premier mógłby zalecić karanie z całą bezwzględnością? W III Rzeczypospolitej konstytucyjnie władzę sądowniczą sprawują niezawisłe sądy, na dodatek właśnie w poprzedniej kadencji parlamentu przyjęliśmy ustawę o niezależności prokuratury. Komu więc premier mógłby zalecić bezwzględne karanie? Policji, ale ta jest przeznaczona do ochrony porządku, a nie karania obywateli, a wszelkie przejawy jej brutalności, jak np. kopanie bezbronnego przechodnia, należy zaliczyć raczej do patologii niż wykonywania zaleceń szefa rządu. Można by na to wszystko machnąć ręką, biorąc pod uwagę stan emocjonalny ministra, ale moją uwagę zwróciły słowa: „polecił”, „zalecił”, obficie używane w odniesieniu do sposobu sprawowania władzy przez Putina. Czyżby system rosyjski stanowił dla otoczenia premiera wzorzec ustrojowy państwa? Myślę, że ten lapsus lingue powinien zwrócić uwagę obywateli na wiele innych problemów zagrażających „putinizacją” naszego kraju. Lista jest długa: przejmowanie mediów i odmowa korzystania z platform cyfrowych dla mediów opozycyjnych, ciągle ponawiane próby cenzurowania internetu. W tym samym kierunku podąża kampania mainstreamowych mediów dążących do zdezawuowania jedynej liczącej się siły opozycyjnej, jaką jest Prawo i Sprawiedliwość pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego. Czyżby partia rządząca i kilka koncesjonowanych partyjek, tak jak w Rosji, miały stanowić wymarzony model naszego demokratycznego państwa? Już dziś niezawisłe sądy mogą orzekać, że nazywanie prezydenta chamem jest realizacją wolności słowa, zaś doszukiwanie się KPP-owskich rodowodów uwłacza ich posiadaczom. Sądzę, że w dalszej przyszłości takie sądy mogą dość łatwo pogodzić się z wykonywaniem zaleceń ewentualnego jedynowładcy.

Zaniepokoił mnie również pomysł, żeby ewentualne straty wywołane zamieszkami pokrywali organizatorzy demonstracji. Pozbawiałoby to całkowicie niezamożne organizacje prawa do wolności zgromadzeń. Wystarczy, że obywatele płacą podatki, a policja, która z tych podatków jest opłacana, powinna zapewnić bezpieczeństwo. Jeśli się jej to nie uda, to odpowiedzialność ponosi państwo i to jest koszt demokracji. W przeciwnym wypadku każda struktura organizująca manifestację mogłaby zostać doprowadzona do ruiny przez kilku prowokatorów, których policja nie będzie potrafiła złapać wysłanych przez konkurentów bądź samo państwo. Prawo do zgromadzeń to jedno z podstawowych praw obywatelskich i powinniśmy go z całą konsekwencją bronić. Dr Zbigniew Romaszewski

Polska przetrwała dzięki wierze katolickiej Katolicyzm to tożsamość Polaka, jednym z jego aspektów jest miłość ojczyzny

POLAK-KATOLIK, NIEMIEC-LUTERANIN - STEREOTYPY

KATOLIK WZBUDZAŁ SZACUNEK NAWET WŚRÓD ZABORCÓW, NAWET WSRÓD WROGÓW

Rzecz miała miejsce w obozie w Kozielsku, "gdzie więziono polskich oficerów, którzy później zostali wymordowani w Lesie Katyńskim. Rotmistrz Zdzisław Peszkowski, jeden z nielicznych tam uwięzionych, których Sowieci zawieźli nie do Katynia, ale do obozu w Griazowcu, miał przygotować hostię do tajnej mszy. Po godzinie ciszy nocnej, kiedy już nie było wolno opuszczać baraku (groziło zastrzelenie, aresztowanie), poszedłem do kuchni, która była położona pośrodku naszego skitu. Walę w drzwi. Otwiera zdumiony Wańka (tak nazywaliśmy naszego kucharza) i pyta, czy ja zwariowałem, co mnie przyniosło do kuchni. Mówię, że mój kolega jest chory, potrzebuję gorącej wody – kipiatku – i trochę mąki. Grzecznie się odezwał, czego zwykle nie czyniono, i powiedział: Przyjdź za pół godziny, przygotuję coś dla twego towarzysza. Wróciłem, a on rzeczywiście coś przygotował – to znaczy napełnił manierkę kipiatkiem i dał mi zawiniątko – bliny smażone. Ale nie dał mi mąki, więc mówię: Daj mi mąkę. – A po co? – Chcę zrobić opłatki. Powiedziałem to po polsku, bo nie wiedziałem, jak jest po rosyjsku opłatek. Oczy mu się jakby zaświeciły, zatrzymał się przez chwilę, po czym bez słowa przyniósł mąkę. Potem wyszedł ze mną na dwór i prosił, żebyśmy usiedli na schodach. Patrzyliśmy przed siebie, był już śnieg i panowała cisza, którą tylko śnieg dać może. Zapytał po rosyjsku: Ty Polak? Odpowiedziałem: A kim, myślisz, mogę być? Tylko Polakiem. Chwilę milczał. Twarz mu znieruchomiała, patrzył przed siebie i spokojnym głosem, z kresowym cudnym zaciąganiem, zaczął mówić po polsku: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, a następnie: Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…, dalej: Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego… i skończył: Matko Boska Częstochowska, Królowo Polski, módl się za nami. Ocknął się i dodał po rosyjsku: Już idź; powiedział jeszcze: To jest tylko nasza tajemnica – rozumiesz. Szybko odszedł, trzasnął drzwiami za sobą i zaklął siarczyście. Musiała być Chrystusowi miła ta mąka, ta hostia, ten opłatek, który dźwiękiem słowa dotknął najgłębszej struny duszy, czegoś jedynego w osobowości Wańki – Jasia". W 1848 roku tak relacjonował św. Zygmunt Szczęsny Feliński. "Cały patriotyzm włościan skupiał się w tych dwóch pojęciach: Polak – to katolik, Niemiec to luter; lutrzy prześladują Kościół, a więc precz z Niemcami! Pojęcia niepodległości politycznej, a tym bardziej potęgi narodowej i sławy były im zupełnie obce, o społecznych zaś przewrotach ani się im marzyło. Będąc już od dawna właścicielami gruntu i sąsiadując tylko z dawnymi panami, nie mieli do nich żadnej niechęci, a jeśli na to zasługiwali, okazywali im nawet wielkie zaufanie. Do powstania szli chętnie, ufając zwłaszcza księżom. Do przewodniczenia nie rwali się nigdzie, przyjmując chętnie szlachtę na oficerów i urzędników, ale swą katolicką chorągiew tak śmiało wywieszali, że nie ścierpieliby nawet, gdyby ją zechciano usunąć, a inną, chociażby narodową, na jej miejsce postawić. Zaledwieśmy ruszyli w pochód, wnet na czoło kolumny wystąpił jakiś poważny włościanin z kantyczkami w ręku i zdjąwszy czapkę, co też i wszyscy uczynili, zaintonował znaną pieśń pobożną, którą cała kolumna pełnym głosem śpiewać wnet poczęła, ani jednej nie opuściwszy strofy. Śpiewy te powtarzały się z pewnymi przystankami w ciągu całego pochodu; gdy zaś spotykaliśmy po drodze krzyż lub kapliczkę, wnet cały oddział, nie czekając komendy ani pytając o pozwolenie, klękał dokoła i odmawiał litanię do Pana Jezusa lub do Matki Boskiej. Dwaj demokraci, nie smakując w pobożnych pieśniach, a pragnąc raczej obudzić w ludzie patriotyczne uczucia, zaintonowali Jeszcze Polska nie zginęła, w czym szlachta im dopomogła, ale ani jeden głos zludu nie połączył się z nimi, tak że nie ponowili próby. Gdy zaś we wsi jakiejś cały oddział padł na kolana dokoła stojącej na wygonie figury Zbawiciela, nasi zaś demokraci sami jedni nie przyklękli, lud począł patrzeć na nich tak groźnie, że kolana im mimo woli się ugięły". Miejcie, Polacy, na uwadze uchwałę masonów, którą w 1925 roku przypomniał św. Maksymilian Maria Kolbe KATOLICKI KAPŁAN: My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów!!! Co z tym zrobimy?

* Ks. Zdzisław Peszkowski, Wspomnienia jeńca z Kozielska, wyd. 2, Warszawa [1991], s. 17n.

* Zygmunt Szczęsny Feliński, Pamiętniki, Warszawa 1986, s. 148n. 

Sam się uprowadził, sam się zadusił Po kompromitacji prokuratury i policji w sprawie Krzysztofa Olewnika było jasne, że „układ” przystąpi do kontrataku. Bo przecież tylko naiwni mogli przypuszczać, że zgodne ustalenia sejmowej komisji, w której posłowie PO i PiS po raz pierwszy zgodnie stwierdzili poważne zaniedbania organów państwa, doprowadzą do wykrycia winnych tych zaniedbań. Przecież kompromitująco niedbałe i nieudaczne działania policji w sprawie uprowadzenia i morderstwa Olewnika miały jakieś przyczyny. Pierwsza, jaka się nasuwa, to ta że za porwaniem stał ktoś ważny, jakiś „układ” który chciał przejąć bogatą firmę Olewników. Ten ktoś musiał mieć rozległe wpływy w policji i prokuraturze, żeby blokować śledztwo i plątać ślady. Potem ten „ktoś” miał na tyle długie ręce, żeby doprowadzić do śmierci dwóch gangsterów, których znaleziono powieszonych w celach w więzieniu w Płocku. Monitoring więzienny był jakoś przypadkiem wyłączony. W sprawie Olewnika jest za dużo znaków zapytania, niejasności i niedającego się wytłumaczyć nieróbstwa policji, jej niesprawności, nieudaczności prokuratury, żeby nie pytać o przyczyny tego stanu rzeczy. Hipoteza, że wszystkim kierowała jakaś wpływowa mafia, „układ” polityczny, albo po prostu przestępczy jest prawdopodobna, ale przecież nie została zweryfikowana. Sejmowa komisja potwierdziła niejasności tak, więc konsekwencją jej raportu powinno być rozwikłanie zagadki przez nowego ministra. Zresztą może to wcale nie był jakiś „układ” wpływający na działania policji i prokuratury. Może te organa państwa z natury składają się z niedojdów niepotrafiących wykryć żadnego poważnego przestępstwa? Ta hipoteza też jest prawdopodobna. Tak, więc ze sprawy Olewnika wypływa wniosek potwierdzony raportem sejmowej komisji, że prokuratura i policja badająca sprawę porwania i zamordowania albo jest kontrolowana przez mafię, albo składa się z idiotów. Trzeciej możliwości nie ma! No a właśnie w stolicy Sejm kończy obrady, premier wygłosił płomienne jak zwykle ekspoze, w którym zawarł obietnicę „usprawnienia działalności sądów”, ministrem sprawiedliwości został facet spoza prawniczej koterii, minister spraw wewnętrznych to też jakiś młokos, mówta, co chceta, ale w tzw. „wymiarze sprawiedliwości” tudzież w organach może się za chwile zrobić gorąco. Dziadostwo, jakie panuje w polskich sądach, prokuraturze, policji, jawny nepotyzm, krańcowe lenistwo, arogancja stają się coraz bardziej widoczne dla społeczeństwa. Lada chwila premier dla złapania równowagi w kryzysie może wziąć się za ludzi w togach, łupnąć po przywilejach, zagonić do roboty. Sprawa Olewnika mogła tu znakomitym pretekstem. No i właśnie, kiedy w sejmie wygłaszane są mowy tronowe, u Olewników policja i prokuratura przeprowadziły widowiskowe przeszukania, aż w trzech domach, „zabezpieczając ponad sto przedmiotów”. I co więcej ogłaszając, że znów biorą pod uwagę „samo uprowadzenie” Olewnika. Przypomnijmy, że Krzysztof Olewnik był przetrzymywany ponad dwa lata w jakimś szambie, w nieludzkich warunkach, a potem uduszony – co z góry „samouprowadzenie” wyklucza. Zresztą nawet gdyby młody Olewnik sam się uprowadził, to niesprawność policji i błędy prokuratury były tak samo rażące. Jednak wersja ta rzuca cień na rodzinę Olewników i jest wygodna dla policjantów i prokuratorów, winnych zaniedbań. I to jest – wg mnie – prawdziwy powód, dla którego w głowach gdańskich prokuratorów zrodził się pomysł przeszukania domów Olewników i ogłoszenia światu wersji samouprowadzenia. To działanie ma ochronić głowy tych, którzy zawalili sprawę. Ktoś mi powie, że znów snuję jakąś spiskową teorię, że to niemożliwe żeby prokuratura działała tak bezczelnie dla obrony własnych tyłków, jak jaka mafia. Być może. Ale jeśli to nie „układ”, to ewidentnie są to idioci. Zresztą obydwa te rozwiązania nie wykluczają się. Część może być z „układu”, część idiotów. A uczciwi i mądrzy? Uczciwych i mądrych wysyła się w stan spoczynku. Żeby nie przeszkadzali. Janusz Sanocki

Spec od reformatorskich wrażeń Wydaje się, że to exposé skierowane było bardziej do agencji ratingowych niż samych Polaków... Co to wszystko ma wspólnego z realiami - widzieliśmy co najmniej od katastrofy smoleńskiej po Marsz Niepodległości Marek Belka zapytany w niedawnym wywiadzie, czego oczekuje od premiera, odparł, "że zaskoczy pozytywnie i zapowie reformy, nawet jeśli część z nich na razie nie będzie miała znaczenia budżetowego. Trzeba je zapowiedzieć, by poprawić atmosferę wokół kraju". No i wydaje się, że Donald Tusk wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom. Zapowiedział reformy, które poprawią atmosferę wokół kraju. Zresztą w poprawianiu atmosfery trudno znaleźć lepszego specjalistę w Europie. Co dokładnie zapowiedział premier? Że deficyt sektora finansów publicznych wyniesie w 2012 r. około 3 proc. PKB, a dług publiczny spadnie do 52 proc. PKB. Do 2015 r. deficyt ma zostać zredukowany do 1 procenta. Ta konsolidacja zostanie osiągnięta następującymi środkami. Zostanie wprowadzony podatek od kopalin - w tym miedzi, srebra i gazu łupkowego. Możliwości omijania płacenia podatków, np. podatku Belki, będą eliminowane. Ograniczone lub zlikwidowane zostaną ulgi - na internet oraz 50 proc. kosztów uzyskania przychodu na umowach o dzieło przy dochodach powyżej 85 tys. zł rocznie. Również ulga na dzieci będzie uzależniona od tego progu dochodowego, ale w przypadku większej liczby dzieci niż dwoje wzrośnie o 50 procent. Premier zapowiedział dalsze używanie instrumentów finansowych w polityce prorodzinnej z utrzymaniem zasady neutralności dochodowej.

Tusk, powołując się na ogólnoeuropejską sytuację kryzysową, zapowiedział znaczące reformy w systemie zabezpieczenia społecznego: ponowne podwyższenie składki rentowej o 2 punkty procentowe, zamianę automatycznej waloryzacji emerytur i rent na dyskrecjonalną coroczną i kwotową, nałożenie na rolników posiadających więcej niż 15 ha wymogu opłacania składki zdrowotnej, wprowadzenie rachunkowości w gospodarowaniu rolnym, powolne odchodzenie od KRUS i wprowadzanie rolników do systemu powszechnego, a także stopniowe zrównywanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn i podwyższanie go do 67 lat (co 4 miesiące o miesiąc). Nastąpić ma także przegląd uprawnień emerytalnych grup uprzywilejowanych - emerytury górnicze mają przysługiwać tylko górnikom dołowym, nowo zatrudniani pracownicy służb mundurowych mają zostać objęci powszechnym systemem emerytalnym, minimalna długość służby ma wynosić 25 lat, a wiek emerytalny 55 lat. Do powszechnego systemu emerytalnego przejść mają też księża. Donald Tusk zapowiedział również regularnie raportowaną deregulację, lepszy system stanowienia prawa, który ma ustanawiając nowe przepisy, likwidować stare, oraz obcięcie o połowę liczby zawodów regulowanych. Administracja - kierowana przez nowe, samodzielne ministerstwo - ma stosować nowoczesne techniki informatyczne, które w urzędach i sądach mają skrócić czas rozpatrywania spraw o 1/3. Premier wygłosił cały passus o roli siły w UE i zapowiedział utrzymanie wydatków na armię "na poziomie natowskim" oraz podwyżki o 300 zł dla policjantów i żołnierzy. Donald Tusk sformułował również pewien rodzaj doktryny obecności Polski w Europie - dziś mamy unikalną okazję gonić, (ale czy również dogonić?) kraje Zachodu, ale musimy dbać o to, by być w silnym rdzeniu Unii. Innymi słowy, mamy siedzieć przy stole, a nie być w karcie dań. Odnośnie do polityki krajowej premier zdefiniował rolę koalicji PO - PSL, jako wielkiego centrum, które chroni Polaków przed ekstremistami z lewa i prawa i które, nie zamykając oczu na zmiany obyczajowe - szczególnie równouprawnienie płci - zajmuje się bezpieczeństwem i dobrobytem obywateli, a nie wojowaniem z krzyżem.

Co należy myśleć o tym exposé? Po pierwsze, że jak na czteroletni program jest to bardzo skromny plan. Premier zastrzegł, że nie zapomina o swoim poprzednim exposé, ale złożył w nim ponad 190 obietnic, z których wielu dziś nie jest w stanie zrealizować. Nie wiadomo, zatem, które z nich wciąż uważa za ważne. Co więcej, również wówczas zapowiedział składanie regularnych raportów deregulacyjnych przed Sejmem, a jak się skończyło, wszyscy wiemy. Przez cztery lata zamiast raportów deregulacyjnych rząd przysyłał do Sejmu setki ustaw, a Polska systematycznie obniżała się w rankingach swobody gospodarczej, lądując gdzieś w połowie drugiej setki państw. Tusk idzie po linii najmniejszego oporu, co znamy z krajów zachodnich. Kłopot w tym, że my do tego klubu wciąż jeszcze aspirujemy, a na horyzoncie rysują się dużo poważniejsze kłopoty niż tylko przejściowy kryzys gospodarczy.

Pod kątem ratingu Wydaje się, że to exposé skierowane było bardziej do „rynków światowych” [cudzysłów - MD] , agencji ratingowych i Komisji Europejskiej niż samych Polaków. W ostatnich dniach złoty osłabiał się w związku z niepokojem o stan gospodarki Węgier, agencje ratingowe obniżyły perspektywy polskiego sektora bankowego, a obniżenie perspektyw państwa zapowiedziały już w czasie wakacji, wreszcie komisarz do spraw finansowych Oli Rhen umieścił Polskę na krótkiej liście państw zmierzających do kryzysu finansów publicznych, obok Belgii czy Cypru. Premier dobrze wie, że Polacy nie są tak lękliwi, jak niektóre społeczeństwa zachodnie i tak dalece stopniowane zmiany - co w sumie było dotąd rzadkością w Polsce - nie powinny zrobić na nich większego (negatywnego) wrażenia. Po chwili niepokoju prawdopodobnie wrócą do pracy i konsumpcji. I o to w sumie i premierowi, i Polakom chodzi.

Zręczne wbijanie klina Wreszcie, exposé Donalda Tuska było interesujące od strony politycznej. Premier wbił wielki klin w środek sceny politycznej, spychając PiS i Ruch Palikota w kierunku ekstremów. Z jednej strony premier w dużej mierze umiejętnie zabrał Palikotowi kilka istotnych postulatów antyklerykalnych - przede wszystkim likwidację funduszu kościelnego i przeniesienie księży do powszechnego systemu emerytalnego. Z drugiej jednak strony nie pozwolił Prawu i Sprawiedliwości na wejście w rolę obrońców krzyża, prezentując się jako ostoja umiaru i zdrowego rozsądku. Premier również cały czas podkreślał, że to ciężka praca, odwaga, cierpliwość i determinacja Polaków są fundamentem relatywnie dobrej kondycji kraju, w niedopowiedzeniu pozostawiając swój - niezbyt aktywny - wkład w tę sytuację. Tusk bardzo umiejętnie posłużył się retoryką bliską Jarosławowi Kaczyńskiemu w dwóch dziedzinach. Z jednej strony podkreślał wagę i rolę wspólnoty narodowej w kryzysie, z drugiej zaś potrzebę docenienia walorów miękkiej i twardej formy siły, czyli dobrego wizerunku oraz siły zbrojnej Polski. Co to wszystko ma wspólnego z realiami - widzieliśmy, co najmniej od katastrofy smoleńskiej po Marsz Niepodległości, ale retorycznie jest to znakomita zagrywka. Również stan polskiej armii, wołający o pomstę do nieba, bynajmniej nie koresponduje z optymistyczną wiarą premiera w jej siłę. Niemniej jednak Jarosławowi Kaczyńskiemu premier nie ułatwił zadania. Jan Filip Staniłko   

Premier: włączymy duchownych do powszechnego systemu emerytalnego Donald Tusk zapowiedział włączenie duchownych do powszechnego systemu emerytalnego, a tym samym, jak się wydaje, likwidację Funduszu Kościelnego. W wygłoszonym w Sejmie expose premier uznał, że jeśli zajdzie taka potrzeba jest gotowy także na odpowiednie zmiany w Konkordacie. Jak zapewnił Tusk ani rząd, instytucje życia publicznego, czy ogólnie państwo polskie, nie są od tego, aby przeprowadzać obyczajową rewolucję. „Państwo polskie jest od tego, aby zapewnić Polakom bezpieczne, możliwie dostatnie życie w tych trudnych czasach” – stwierdził premier. Dodał, że nic nie jest tak ważne, jak narodowa wspólnota, którą powinniśmy budować bez względu na spory i różnice. „Ta narodowa wspólnota potrzebuje także wspólnych znaków, wspólnych symboli, wspólnych tradycji, poszanowania dla niej” – mówił premier. Wyjaśnił przy tym, że nie musimy wszyscy wyznawać tego samego systemu wartości, ale „nie powinniśmy także ani na siłę nikogo chrystianizować, ale też na pewno nie musimy nikogo na siłę laicyzować”. „Niech żaden polityk nie próbuje też bezcześcić tak ważnych, świętych znaków i symboli dla większości Polaków. Krzyż nie powinien służyć do łomotania przeciwnika politycznego, niczym maczugą, ale krzyż też nie powinien być powodem do kolejnej wojny politycznej, tu w Sejmie, czy poza tym budynkiem” – przestrzegał Donald Tusk. Podkreślił, że jeśli mamy być wielkim, silnym narodem, to musimy umiejętnie i mądrze oprzeć się także na tej wspólnej tradycji. „Nie możemy konfliktować wyzwań tradycji i nowoczesności. Naprawdę nowocześni będziemy wtedy, kiedy będziemy wspólnie umieli poszanować także to, co jest naszym fundamentem” – mówił. Jak wyjaśnił bez względu na to czy chodzi o krzyż, pamięć po Janie Pawle II, czy symbole narodowe, biało-czerwoną flagę, orła, czy też święto 11 listopada. Premier mówił także o zamianach w systemie emerytalnym w odniesieniu do grup uprzywilejowanych, jak służby mundurowe, górnicy, prokuratorzy, sędziowie oraz księża. „Chcę podkreślić, że te wszystkie zmiany, jakie będziemy proponowali mają też na celu przekonanie obywateli, że ciężary i trudy obrony Polski przed kryzysem, muszą być rozkładane, jak to tylko możliwe, sprawiedliwie, to znaczy chronić musimy w tym czasie przede wszystkim tych najsłabszych, stąd propozycje dotyczące głownie, szczególnych uprawnień i przywilejów” – powiedział. Donald Tusk uznał, że potrzebna jest także dyskusja nad emerytalnym zabezpieczeniem duchownych, w części finansowanej przez państwo za pomocą Funduszu Kościelnego. Premier podkreślił, że tak jak w przypadku Komisji Majątkowej, która przestała funkcjonować, ustały przesłanki, dla stosowanego dzisiaj rozwiązania. „właśnie dlatego, że majątek, o którym mówiono przed laty wrócił do Kościołów”. Dlatego jego zdaniem duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemu ubezpieczeń społecznych. „Jeśli będzie to wymagało, nie jest to konieczność, ale gdyby się okazało, że wymagać to będzie zmian w Konkordacie, jesteśmy na to gotowi” – zapewnił. KAI

Premier mija się z prawdą Donald Tusk, twierdząc, że duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych, i zapowiadając w exposé, że: "Nie wykluczam zmian w konkordacie, jeśli będzie to konieczne", po prostu po raz kolejny mija się z prawdą. Duchowni uczestniczą, bowiem w systemie ubezpieczeń społecznych.

Jeśli Tusk chce dokonać jakichkolwiek zmian w konkordacie, nie może tego uczynić samodzielnie, bo wymagałoby to zgody Stolicy Apostolskiej. Jest to przecież umowa międzypaństwowa. Tak samo ewentualna likwidacja funduszu kościelnego powinna być dyskutowana na forum Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski. Pragnę z całą mocą podkreślić w tym kontekście, że duchowni są obywatelami naszego kraju i tak jak każdy niosą ciężar obecnego kryzysu. Kościół nie dystansuje się od brania ciężaru, jest opozycją moralną wobec władzy, ale będzie nadal oceniał to, co robi rząd. Oczywiście, tylko w świetle Ewangelii. Ks. bp Ignacy Dec

Zakaz dla księdza Bonieckiego podtrzymany Ks. Paweł Naumowicz, prowincjał Zgromadzenia Księży Marianów, zadeklarował, że nałożony na ks. Adama Bonieckiego zakaz wypowiadania się w mediach poza „Tygodnikiem Powszechnym” został podtrzymany i przedłużony. List ks. Naumowicza powstał w odpowiedzi na list protestacyjny przeciwko tej decyzji. Decyzję przełożonych ks. Bonieckiego na Facebooku poparło jednak wiele osób. Ks. Paweł Naumowicz napisał w liście: Kierując się dobrem Kościoła, Zgromadzenia i wszystkich współbraci, przełożeni decydują o charakterze pracy każdego z zakonników, kierunkach apostolatu, kontaktach z osobami spoza Zgromadzenia itd. Zgodnie z tymi zasadami, jasno określonymi w Kodeksie Prawa Kanonicznego i naszych mariańskich Konstytucjach, jako ordynariusz ks. Adama Bonieckiego MIC, podjąłem decyzję o ograniczeniu jego medialnej działalności do »Tygodnika Powszechnego« i tę decyzję podtrzymuję. Zakaz wypowiedzi w mediach został nałożony na ks. Bonieckiego na początku listopada. Były redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” wyrażał, bowiem w rozmowach z dziennikarzami wątpliwości, co do tego, czy Nergal jest satanistą i jego zachowania należy potępiać. Nie umiał także odpowiedzieć na pytanie, po której stronie sporu w sprawie krzyża wiszącego w sejmowej Sali się opowiada.

http://www.piotrskarga.pl/

Gdyby instytucje kościelne zaczęły zdecydowanie reagować na ekscesy najbardziej „postępowych” księży i biskupów już 20 lat temu, wrogowie Kościoła nie przyzwyczailiby się do jego bierności i uległości i nie ośmielali by się na eskalację bezczelności wobec katolików. Dziś doszło do tego, że najoczywistsze decyzje kościelne są atakowane przez żydolewackie bydło przy cichym poparciu lemingów. To samo tałatajstwo, które ryczy o „nie wtrącaniu się Kościoła do polityki” samo wsadza swój świński ryj w sprawy, które go obchodzić nie mogą. „Męczeństwo” ks. Bonieckiego to bzdura. Może w każdej chwili wystąpić z Kościoła, otwarcie głosić pochwałę satanizmu, talmudyzmu czy ateizmu. Niczym mu to nie grozi. Na pewno nie wpadnie pod ciężarówkę, nie znajdzie się powieszony na sznurze we własnej kancelarii, nikt mu nie wyrwie języka i nie utopi ani nie dostanie niewytłumaczalnego ataku serca. Admin.

„Współczesna walka o niepodległość” – zwycięski esej w konkursie Fedelta.pl i Autonom.pl Prezentujemy zwycięski esej nadesłany na ogłoszony miesiąc temu konkurs naszego portalu oraz producenta odzieży dla patriotów i kibiców – Fedelta.pl. Spośród nadesłanych prac poniższy tekst wydał się nam najbardziej spójnym, wyważonym oraz przede wszystkim najbardziej (z małymi wyjątkami) odpowiadającym wizji polskiego patriotyzmu, jaką wyznajemy i jaką staramy się propagować. Esej powstał jeszcze przed tegorocznymi obchodami Święta Niepodległości i prezentujemy go w niezmienionej formie. Ze swojej strony natomiast dziękujemy za wszystkie nadesłane prace i zachęcamy do przelewania swoich myśli na papier oraz w przestworza internetu nie tylko wtedy, gdy można za ich wygłoszenie zostać nagrodzonym. Niech sukces warszawskich, wrocławskich, szczecińskich i wszystkich innych NACJONALISTYCZNYCH obchodów Święta obudzi w Was zapał do codziennego, patriotycznego, nacjonalistycznego – po prostu Polskiego aktywizmu na ulicy, w internecie, wszędzie tam, gdzie można zdziałać coś dla Sprawy. Walczcie (walczmy) o swoje każdego dnia tak samo, jak 11 listopada ze świadomością, że Prawda jest po naszej stronie. Redakcja Autonom.pl

Współczesna walka o niepodległość 11 listopada br. będziemy obchodzić 93 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Ten dzień to dobra okazja, aby oprócz świętowania zastanowić się również, czy dziś Polska faktycznie jest suwerennym i niepodległym krajem. Przeciętny Kowalski nie zdaje sobie nawet sprawy, w jak dramatycznej sytuacji znajduje się jego ojczyzna. Podobno od 1989 r. żyjemy w wolnym kraju, który widnieje na mapach i w którym bez przeszkód mówi się po Polsku. W Warszawie obraduje podobno polski parlament. Gdyby jednak dłużej zastanowić się nad dzisiejszą sytuacją, pojawiają się pewne wątpliwości, co do naszej niepodległości. Jak to się dzieje, że zdrajcy narodu z czasów komunistycznych nie zostali osądzeni i dostają wysokie emerytury, podczas gdy bohaterzy tamtych lat ledwo wiążą koniec z końcem? Czy można nazwać suwerennym kraj, którego decyzje mogą zmieniać ludzie innych narodowości z tworu zwanego Unią Europejską? Pytanie to nie wymaga odpowiedzi. Jak więc walczyć z tym stanem? Dobrze wiemy, że żadna rewolucja zbrojna jest w Polsce niemożliwa i nie ma sensu, gdyż oznaczałaby niepotrzebny rozlew krwi i najprawdopodobniej porażkę. Jakie są inne, współczesne metody walki o niepodległość? Uważam, że najważniejszym z teraźniejszych zadań polskich patriotów jest uświadomienie narodu. Nie wszyscy wiedzą, jakie zagrożenia niesie ze sobą traktat lizboński i cała UE, niewielu Polaków spoza kręgu narodowego słyszało zapewne o prześladowaniach wrocławskich nacjonalistów, mało, kto zapewne zdaje sobie sprawę ze szkodliwości współczesnej demokracji. Wreszcie – cały czas znajdują się i tacy, którzy nacjonalistów zrównują z faszystami. Wszelaki aktywizm narodowy, plakaty, ulotki, a nawet budzące uśmiech u niektórych są potrzebne, gdyż zmuszają do myślenia i pokazują, że świat wcale nie jest taki, jak kreują go media. Potrzebne są nam manifestacje i to nie tylko w największych miastach Polski. Potrzebne są nam rozmowy i dyskusje w najbliższym otoczeniu. Problemem, z którym również musimy walczyć, jest zanikająca duma z bycia Polakiem, brak poczuwania się do swojej narodowości. Ten aspekt nie jest co prawda takim dużym kłopotem, co opisana już przeze mnie nieświadomość Polaków, ale lada moment może urosnąć do większych rozmiarów. Patriotyzm naszych rodaków widać- chociażby na trybunach podczas wydarzeń sportowych, ale niektóre środowiska już pracują, abyśmy wstydzili się swojego pochodzenia, swojej historii, abyśmy czuli się „Europejczykami”, nie Polakami. Jak na nowo rozbudzić w polskich sercach dumę ze swojej narodowości? Myślę, że ważnym czynnikiem będzie tutaj historia. Program edukacji tego przedmiotu wymaga korekty; powszechnie wiadomo, że czy to w szkole podstawowej, gimnazjum czy szkole średniej XX wiek, czyli wydarzenia, których konsekwencje ciągną się do dziś, jest zaniedbywany. Warto byłoby to zmienić. Coś, z czego również możemy być dumni to polskie tradycje, nasza sztuka, literatura. Sądzę, że potrzebna jest organizacja i promocja wydarzeń z tym związanych. Niech piękno narodowej kultury będzie alternatywą dla popkultury, przeżartej komercją i niemoralnością. Elementem, jaki aby marzyć o niepodległym kraju trzeba wyeliminować, jest bierność, obojętność Polaków. Z historii wiemy, że naród polski jest waleczny- udowadniał to podczas zaborów, II WŚ i po niej, aż do końca lat 80-tych. Po tym okresie można jednak odnieść wrażenie, iż ta waleczność jakby zastygła, jakbyśmy ją nawet stracili. Ja wierzę, że tak się nie stało. Pokazał to choćby zeszłoroczny Marsz Niepodległości, pokazują to, mimo wszystko, wydarzenia po katastrofie smoleńskiej. Cały czas konieczna jest propaganda, która musi jakby zakorzenić w Polakach poczucie obowiązku pracy, troski, walki o Polskę. Obowiązkiem Polaków powinno być uczestnictwo w manifestacjach, wspieranie polskiej gospodarki, chęć nauki na różnych płaszczyznach. Najwyższy czas zrozumieć, że są ważniejsze sprawy niż np. legalizacja marihuany. Jedną z tych spraw jest nasz narodowy interes. Kolejna metoda, która wydaje się być najbardziej skuteczna, a i zarazem najtrudniejsza w realizacji to aktywne włączanie się w życie polityczne kraju. Niestety, tutaj ruch narodowy praktycznie nie istnieje. Nacjonalistów w parlamencie po prostu nie ma, o roli, jaką odgrywała endecja po odzyskaniu niepodległości możemy tylko pomarzyć. Czy możliwe jest zjednoczenie największych polskich organizacji narodowych, w jedną silną partię polityczną? ONR, MW czy też NOP to głównie organizacje ideowo-wychowawcze, które raczej nie mieszają się do polityki, a skupiają się na tym, co opisałem we wcześniejszych częściach tekstu. Myślę, że jeśli kiedykolwiek powstanie ugrupowanie narodowe, nie powinno być ono formalnie związanie z żadną z organizacji. Oczywiście – trzon takiej partii stanowiliby członkowie jakiejś narodowej formacji, ale czynienie z tych organizacji czegoś z rodzaju młodzieżówek, oficjalnej części partii groziłoby tym, co spotkało MW po rządach LPR-u. Czy udział w wyborach do Sejmu partii nacjonalistycznej w ogóle ma sens? Jest to temat na oddzielną pracę. Ja sądzę, że w najbliższym czasie żadne narodowe ugrupowanie nie powinno startować do parlamentu z prostych przyczyn. My nie mamy jeszcze tylu odpowiednich, obeznanych, gotowych do polityki ludzi, nam brakuje doświadczenia. Zasiadanie na Wiejskiej to ogromna odpowiedzialność. Miejscem, w którym powinniśmy aktywnie działać są samorządy. Na pewno dostanie się do nich byłoby łatwiejszym zadaniem niż działalność w Sejmie, właśnie tam można nabrać politycznego doświadczenia, tam można zdobyć zaufanie ludzi. Narodowcy włączający się w życie swojej małej ojczyzny, w życie swoich regionów pozwoliliby ludziom zapoznać się z tym, czym naprawdę jest nacjonalizm. Samorządy wydają się być w naszym zasięgu. Podsumowując: musimy odnowić naród polski. Naród ten musi być świadomy, musi on czuć dumę ze swojej narodowej tożsamości i nie wstydzić się jej pokazywać, musi on chcieć pracować dla dobra Polski. Proces ten już trwa dzięki wszystkim, którzy angażują się w narodowy aktywizm i powoli zaczynają być widoczne jego efekty. Na politykę w wielkim wydaniu natomiast jeszcze przyjdzie czas. Nasi przodkowie czekali 123 lata, kto wie, ile będziemy czekać my? Nie traćmy nadziei. Walka trwa. jj56

Na informacji premiera o KGHM Skarb Państwa stracił 1,5 mld zł? Czy więcej?

Z artykułu Rzepy: http://www.rp.pl/artykul/16,756925-Glosowanie-nad-wotum-zaufania-dla-rzadu.html

...Wczoraj Antoni Macierewicz (PiS) pytał wczoraj, kto "skorzystał z wystąpienia" premiera mówiącego o podatku od kopalin i "kto wiedział, że premier użyje tej informacji". Według Macierewicza spowodowała ona spadek wartości KGHM o 2,5 mld zł. Marek Balt (SLD) mówiąc o spadku wartości akcji KGHM, podał kwotę 4 mld zł i pytał, ile stracił na tym Skarb Państwa. Dziś przed wystąpieniem premiera o głos poprosił Zbigniew Kuźmiuk. - W imieniu klubu PiS chciałem złożyć wniosek formalny o przerwę i zwołanie Konwentu Seniorów. Chodzi o rozszerzenie porządku obrad o wyjaśnienia premiera dotyczące wczorajszego wydarzenia na Giełdzie Papierów Wartościowych - powiedział. Jego zdaniem, po informacji premiera o dodatkowym obciążeniu opłatą eksploatacyjną KGHM, akcje tego przedsiębiorstwa spadły w ciągu kilkudziesięciu minut o 4 mld zł. Jak mówił, Skarb Państwa ma w tym przedsiębiorstwie ponad 30 proc. akcji, a więc - dodał - stracił 1,5 mld zł.

- To jest kwota identyczna z tą, jaką pan premier chce zaoszczędzić na likwidacji ulgi internetowej w ciągu czterech lat - ocenił. - Chodzi o to, żebyśmy się dowiedzieli, kto wiedział wcześniej o tej informacji i kto na tym zarobił - mówił.

Przeciwko zwołaniu przerwy głosowało 233 posłów, za było 161, a 3 wstrzymało się od głosu. Tusk zapewnił, że kontaktował się z szefostwem warszawskiej giełdy. Nie zanotowano podejrzanych operacji - zapewnił. Przed wystąpieniem było 20 operacji na sekundę dotyczących akcji KGHM. Po nim ich liczba wzrosła do 400 na sekundę. - Przykro mi, że podczas tej debaty muszą państwo pobierać tak elementarne lekcje ekonomii. Kto mógł na tym zarobić? Czy potrzebna będzie ochrona kontrwywiadowcza? Komisja śledcza? Wierzyć mi się nie chce, że ktoś może tak komentować zapowiedzi zmian w ustawie. Jak wyobrażacie sobie przyjmowanie zmiany, które podlegają konsultacjom społecznym, z ochroną kontrwywiadowczą? - mówił. Rzepa

Stop lamentom, czas na organizację Oglądanie materiałów video, jakie pojawiły się w sieci to psychiczna tortura zwłaszcza, gdy uwzględni się fakt, że sami Polacy dopuścili do stanu obecnego. Oczywiście można spodziewać się setek popiskiwań na temat przyczyn, które to spowodowały, ale nigdy nie będą one wystarczające do usprawiedliwienia tego narodowego samobójstwa – samobójstwa bez istotnych przyczyn. Próba zrozumienia sposobu pojmowania rzeczywistości przez nasze społeczeństwo przekracza możliwościi normalnie myślącego człowieka. Jakiekolwiek porównanie tego, co dzieje się obecnie do postawy naszych pradziadów w przeszłości jest bolesnym barbarzyństwem. Można zrozumieć chłopa pańszczyźnianego, że czegoś nie wiadział czy nie rozumiał, ale w tej chwili? Przeprowadziłem wiele dyskusji dotyczących poglądów politycznych i niestety duża większość rozmówców broniła złej strony. Dodać muszę, że wielu z nich dokonywało wyboru strony nie na zasadzie przydatności dla Polski a na zasadzie negatu. Oczywiście w wielu przypadkach negatywne cechy jednej strony były przemilczane, a drugiej wytykano wady zupełnie nieistotne, ale prostowanie tych poglądów spotykało się wręcz z agresją za naruszenie kanonów politycznej wiary. Pokładam wątłą nadzieję, że jakaś choćby mała liczba tych osób nie przyznała mi racji ze względów ambicjonalnych, ale też obawiam się, że inni przytakiwali przez grzeczność. Jakie myśli może rodzić fakt ponownego wyboru PO, Niesiołowskiego, Palikota czy Gronkiewicz? Jest to coś, czego osobiście przełknąć nie potrafię. Oczywiście pełno było okrzyków – to oszustwo wyborcze, kto liczy ten wygrywa itp. ; powiem więc, że jeszcze nie musieli do tego sięgać. Jeżeli długo przed wyborami głoszono, że mogą być one fałszowane zapytam: jak to się dzieje, że do Białorusi zaprasza się komisję międzynarodową, a czy nie mogło to stać się i u nas? Jeżeli takiego wystąpienia o obserwatorów nie było, to snuć można różne domysły – np., że czas do wygrania był niewygodny, a obecna pozycja „wolnego słuchacza” i okupanta sejmowych foteli, bez żadnej odpowiedzialności, potrzeby i możliwości wdrażania własnych ustaw, jest bardzo wygodna. Ten ponad 20-letni grzech zaniedbania i głupoty społecznej daje już w sposób otwarty znać o sobie. Polacy uciekają jak zające przed pałkarzami i zachodnią swołoczą podczas własnego narodowego święta. W „wolnej” Ojczyźnie pokrzywionej przez polskojęzyczne magdalenkowe kanalie można już bezkarnie sikać na krzyż, drzeć Biblię, uniemożliwiać obchody rocznic, które mogłyby wzbudzić jakiś patriotyzm, zapraszać watahy niemieckie jadące z wyraźnym zamiarem bandyckich wyczynów i wypuszczać je bez przeszkód po dokonanych przestępstwach. Jest to oczywiście tylko ułamek tej długiej listy wykroczeń, który dotyczy ostatnich wydarzeń i aktualnego rządu, ale na taki obraz pracowały również wszystkie poprzednie ekipy, a odzierana ze wszystkiego publika przyglądała się (goły nagiemu) z radosnym uśmieszkiem – no, bo to Warszawa taka kolorowa i ma radosną prezydent. By nie być posądzonym o sianie defetyzmu powiem, że ten Marsz Niepodległości 11-go listopada stanowi nikłą nadzieję na przebudzenie. Nikłą, – bowiem użyte zostaną wszelkie dostępne środki, by tej demonstracji patriotyzmu postawić tamę. Uwerturę już znamy – to zmiana przepisów. Czuję się w obowiązku wspomnieć przy tej okazji , że żadna z ekip rządowych nie uczestniczyła z urzędu w obchodach rocznicowych związanych z Dmowskim (co jest wyrazem nieuznawania jego dokonań). Ten fakt jest wyróżnikiem łączącym kolejne „garnitury” i choćby na tej podstawie można już dokonać dość jednoznacznej identyfikacji ideologicznych źródeł i poglądów tych co nami rządzą. Społeczność warszawska, z wyjątkiem nielicznych, nie widziała prawdopodobnie potrzeby uczestnictwa z uwagi na brak pełnej wiedzy o Dmowskim, czemu trudno się dziwić, bo postać Dmowskiego była i jest skrzętnie wymazywana po dzień dzisiejszy. Relacja z lipca 2008 r. http://www.youtube.com/watch?v=VWTtg52Au3Y&feature=related

Dmowski jest solą w oku antypolskiej zgrai, dlatego tylko, że był ojcem idei narodowej, która międzynarodówce nie odpowiada, a Układ Wersalski był dla nich przekleństwem. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że marsz dotarł do pomnika Piłsudskiego, gdzie można było usłyszeć piękny wiersz, śpiewy i orkiestrę, odbyło się wszystko tak jak odbyć się powinno – a w momencie przybycia kolumny marszowej pod pomnik Dmowskiego uroczystość została brutalnie przerwana. Jest oczywiste, że władzom chodziło wlaśnie o niesubordynację pod tym właśnie pomnikiem i wybicie Polakom z głów udziału w takim marszu na przyszłość. Obecność matek z dziećmi czy ludzi na wózkach w jakiejkolwiek demonstracji ma swoją wymow,ę ale zboczeńcy dobrze wiedzą również, że wywołana prowokacją krwawa jatka w której ofiarami byłyby te matki, może pracować i w drugą stronę, jeśli będzie wsparcie niezawodnych antypolskich mediów. Bardzo dobrze zrobili organizatorzy rozwiązując marsz, bowiem banda nie cofnęłaby się nawet przed ofiarą polskich dzieci czy matek, bo nienawiść do narodu nie może być bodźcem do ochrony członków tego narodu. Przykładem są wysyłki polskich żołnierzy w miejsca, gdzie jest realizowana obca zbrodnicza polityka i gdzie giną. W przeddzień Marszu Niepodległości otrzymałem email od ‘ Inicjatywa Stop Wojnie’ zachęcający mnie do udziału w „antyfaszystowskiej blokadzie”. Inicjatywa ta występowała przeciwko wojnom w Iraku czy Afganistanie, podpisałem się, więc kiedyś pod ich protestem i podałem adres. Rodzi się pytanie, czy udział Inicjatywy w blokadzie to tylko sprawa mózgów panienek stojących czasami przy stacji metra w centrum, czy też są one aktoreczkami lewego teatru na dobrej pensji a ktoś inny podejmuje decyzje. W podanym mi „linku” 11listopada.org znalazłem np.:

http://wyborcza.pl/1,87648,10638451,Oblalismy_faszystow_farba.html

Piotr Pacewicz rozmawia z aktywistą „Akcji Antyfaszystowskiej” Rafałem Złotopolskim cyt.: PP „ W wywiadzie z 9 listopada zapewnialiście mnie oboje z Agnieszką Wiśniewską z „Krytyki Politycznej”, że Koalicja 11 listopada nie będzie używać przemocy. A jednak! Sam wyrywałem zamaskowanym chłopakom z Antify bruk z rąk.” Czyżby dowód? Jest tam też wypowiedź rzecznika policji, że niemieckie autokary były sprawdzane w drodze do Warszawy i nic w nich nie znaleziono. Oznacza to, że zostali wyposażeni w kije w Polsce. Oczywiście policja wie, kto ich wyposażał w ten bojowy sprzęt, bo i my to wiemy, ale oczywiście rzecznik nie zająknął się nawet nt. znalezionego arsenału.. Szef publicystyki Gazety Polskiej Codziennej i publicysta Forum Żydów Polskich Dawid Wildstein jednoznacznie stwierdził, że tzw. Kolorowa Niepodległa organizowana przez K. Szczukę była prowokacją. Nie omieszkał jednak zaznaczyć, że poglądy pobitego człowieka, (z którym wywiad można obejrzeć na stronie G P i ocenić) są barbarzyńskie i niedopuszczalne. Pan Wildstein ma już nawet gotowy projekt, by przyszłe obchody odbyły się statycznie i tylko pod pomnikiem Piłsudskiego, bo jego zdaniem w jednym miejscu można łatwo sytuację opanować. Nie wiemy czy konsekwencje w stosunku do prowokatorów będą czy nie, ale i tak nie mamy żadnego poważnego wpływu na policję i sądy. Podzielam opinię większości dyskutantów, że odbyła się kolejna wielka prowokacja, której celem było danie podstaw do wzięcia społeczeństwa za twarz, a metoda przypomina „09.11” Zdrowo myślących martwią też inne sprawy. Do pochodu dołączyli ludzie pragnący upiec własną pieczeń. Zaroiło się nagle od uczestników z doskoku, których nie było kompletnie widać pod pomnikiem w latach poprzednich i nigdy nie wypowiadali się, jako narodowcy, a teraz mamy ich twarze w wywiadach i piewszej lini pochodu tylko, dlatego, że buźki są już znane i publika wiwatuje. Obywatele chcą popełnić kolejny błąd, bazując na wizualnej ocenie, nie zadając sobie trudu dogłębnej analizy dokonań człowieka, który przyciąga ich uwagę. Słuszny wyraz takiego zaniepokojenia dali: rzecznik ONR Marian Kowalski oraz Marian Barański. Jesteśmy już po Marszu i czas jest bardzo odpowiedni do organizowania się. Sprawa narodowa upadnie, jeżeli ugrupowania narodowe nie dokonają zaciągu nowych ludzi, którzy:

- mogą udokumentować dotychczasowe patriotyczne zaangażowanie,

- przedstawią samorzutnie swoje dokładne biografie i których przygotowanie zawodowe, wykształcenie oraz poziom intelektualny będą adekwatne do wymagań związanych z czekającymi bardzo poważnymi obowiązkami.

Jest to zadanie trudne, bowiem tak przeprowadzony nabór wywoła spodziewaną falę wzburzenia ze strony tych, którzy nienawidzą właścicieli tej ziemi – jednak bać się nie wolno, bo gra jest o Ojczyznę. Ryszard Szkopowski

Odpowiedź jednemu demokracie Napracował się Pan srodze nad pisanymi na mój adres wypowiedziami, więc odpowiem Panu na kilka najważniejszych kwestyj. Piszę jednak nie bez wewnętrznych oporów i wypada mi uprzedzić, że w moich słowach znajdzie Pan niejedno ziarnko goryczy. Przede wszystkim, chciałbym prosić o jedną przysługę – o to mianowicie, by na tym dyskusja nasza się zakończyła. Ma Pan rację, że naszych punktów widzenia nie da się w żaden sposób ze sobą pogodzić. Chociaż w obrębie Bożej Rodziny, myślowo sytuujemy się na dokładnych antypodach – toteż dalszej konwersacji groziłaby zamiana w jałową walkę pozycyjną, w której każda ze stron, co jakiś czas wychylałaby się z okopu, oddając ku przeciwnikowi po serii z peemu – i tak bez końca. Ufam, że rozumie Pan, iż nieznośna monotonność owej wizji zniechęca mnie do podejmowania tego wyzwania. Mam nadzieję pewne kwestie wyjaśnić, w pozostałych odesłać Pana do mądrzejszych od siebie – i zakończyć ten spór, jak przystało staremu przyjacielowi. Po pierwsze, opiera Pan swój sposób postrzegania historii na całkowicie fałszywym, dualistycznym założeniu; dla Pana zdaje się istnieć jedynie jakaś zlewająca się w jedno, wewnętrznie zupełnie niezróżnicowana, bliżej nieokreślona PRZESZŁOŚĆ, (o której można powiedzieć tylko tyle, że przepełniona była - jak był Pan uprzejmy się wyrazić - "propagandą koronowanych głów", a więc – implicite – również chmarą "zakutych głów”, które na ową "propagandę" dawały się nabrać) – oraz takąż TERAŹNIEJSZOŚĆ, w której wyzwolone z kajdan Autorytetu umysły podnoszą dumnie czoła nad dawnymi pokoleniami w przeświadczeniu, iż w ciągu kilkunastu-kilkudziesięciu lat swego życia przejrzały wszystkie błędy sześciu tysięcy lat istnienia gatunku ludzkiego – i pochylają się z wyżyn swojej wiedzy nad ich ignorancją i ciemnotą, potęgowaną przez hierarchiczną, monarchiczną, naturalną czy wreszcie Boską "propagandę". Ów osobliwy (acz zupełnie dziś powszedni) sposób postrzegania dziejów przenosi Pan zresztą i na inne aspekty rzeczywistości, nie czyniąc wcale rozróżnień między monarchią i tyranią, między dyktaturą Autorytetu i dyktaturą grupy interesu, między ustrojem autorytarnym i totalitarnym etc. Być może dostrzega Pan między nimi jakieś drobne, kosmetyczne różnice, jakieś "plusy i minusy" – ale zasadniczy podział (sprzeczność generalna, mówiąc po maoistowsku) w Pana umyśle przebiega po linii demokracja-niedemokracja [1]. Trudno mi mieć do Pana o to pretensje: jest Pan dzieckiem swoich czasów, miejsca i uwarunkowań, w jakich przyszło Panu żyć. Naturalnym jest, więc, że spogląda Pan na świat przez szkiełko własnych doświadczeń: za dobre i właściwe uważam tylko to, co zastałem i pośród czego żyję – a wszystko inne jest "be". Stąd zapewne nieraz przez Pana artykułowane poparcie dla (trochę szalonych, bądź co bądź) pomysłów krzewienia demokracji na Wschodzie, zamykanie w jednym zbiorze elementów nawet wzajemnie się wykluczających, jeżeli tylko nie spełniają one "demokratycznych standardów", czy też (intelektualnie niestety kompromitujące) próby udowadniania, iż obecny system nie jest totalitarny – choć podstawowe definicje są przecież Panu znane. Krótko mówiąc: Pan, jak zresztą większość współczesnych Panu ludzi, funkcjonuje w świecie pewnej semantycznej iluzji. Nie rozpatruje Pan rzeczywistości w kategoriach piękna i brzydoty, pożytku i szkody, prawdy i fałszu, dobra i zła – ale zdaje się Pan uznawać jedynie "dobrą" demokrację, która (wprawdzie za cenę faktycznego zniewolenia, wywłaszczenia, skrępowania gąszczem idiotycznych paragrafów, wpychania się w życie rodzinne i zawierania różnych "kompromisów moralnych") daje Panu ułudę możności wpływania na losy Kraju – oraz wszystko co tąż demokracją nie jest, a co (nawet jeżeli na Prawie Bożym ustanowione, nienaruszalne i święte) musi zostać zniesione lub przynajmniej przymuszone do wciśnięcia się w światłe paradygmaty "równości", "praw człowieka" itp. I tak np. jest Pan łaskaw wygłaszać tyrady potępiające ustrój, który rzekomo okłamywał ludzkość przez tysiąclecia, odwołując się w swej metanarracji do – o zgrozo – Twórcy wszelkich praw i porządku – ale, co łatwo daje się wywnioskować z lektury Pana wpisów, nigdy nie próbował się Pan nawet zapoznać z zasadami tak nielubianego przez siebie ancien régime’u poprzez dobrą literaturę źródłową. Słusznie ciska Pan gromy na głowę p. Łukaszenki za jego moralnie wątpliwe metody w radzeniu sobie z oponentami – ale w zamian proponuje Pan kompletną aberrację w postaci wprowadzenia na Białorusi demokracji, jakby Pan nie wiedział, czym to się skończy. Czyżby nie miało dla Pana znaczenia dobro naszych słowiańskich braci? Czy bezpieczeństwo narodowe, interes państwa, pożytek publiczny – muszą być złożone na ołtarzu utopii, która wszędzie kończyła się i kończy tak samo, zwłaszcza wśród ludów turańskich? Sam Pan widzi: w swoim uwielbieniu dla zastanego przez siebie na tym świecie ustroju niechcący zatracił Pan pojęcia pożytku, użyteczności, celu. Nie mają znaczenia zadania, jakie Bóg i życie stawiają przed narodem i najwyższą formą jego jedności – państwem. Nie ma już dobra czy zła – jest demokracja albo jej brak. Chciałbym zostać we wszystkim dobrze zrozumiany. Nic z tego, co piszę nie ma na celu kogokolwiek obrażać ani upraszczać różnych problemów. Zarysowana przeze mnie świadomość, jaką Pan prezentuje jest zupełnie normalna dla współczesnego człowieka. Wynika to nie tylko z tego, że każdy podświadomie bierze za dobrą monetę to, co zastaje w swym otoczeniu – ale również z tego, że dziś taki obraz rzeczywistości jest na każdym kroku lansowany i podawany za prawdziwy. Miałem wątpliwą przyjemność widzieć używane ostatnimi czasy w polskich "szkołach" podręczniki do historii czy przysposobienia obywatelskiego, całe wypełnione ordynarną demoliberalną propagandą i tak ośmieszającym naukę mieszaniem pojęć jak łączenie demokracji z pojęciem "republiki" czy "państwa prawa". Zdaję sobie sprawę z tego, jaki rodzaj wiedzy wynoszą dziś ze "szkół" ofiary "bezpłatnej edukacji" – dlatego do nikogo nie mam o to pretensji, a postaram się pokrótce wyjaśnić Panu kilka spraw związanych z dawnym ustrojem i klasyczną filozofią, których – jak mniemam – dzisiaj nikt nikogo już nie uczy.

Źródło władzy Wypada nam zacząć od kwestii pochodzenia i hierarchii władzy w świecie widzialnym. Otóż Kościół Święty nauczał zawsze – jak to jest stwierdzone przez Pismo – iż jej pełnię Pan Nasz Jezus Chrystus przekazał Księciu Apostołów św. Piotrowi, a w nim – każdemu z jego następców. Nauczanie to, jasne i klarowne, potwierdzone zostało w sposób ostateczny i sankcją nieomylności ozdobione na Soborze Watykańskim I:

Wsparci jasnym świadectwem Pisma Świętego oraz postępując za wyraźnymi i oczywistymi postanowieniami zarówno Naszych poprzedników biskupów Rzymu, jak i soborów generalnych, odnawiamy definicję ekumenicznego Soboru Florenckiego, według której wszyscy wierni Chrystusa powinni wierzyć, że Święta Stolica Apostolska oraz biskup rzymski posiadają prymat nad całym światem. [...] Klątwę ściąga na siebie ten, kto twierdzi, że papież ma jedynie urząd nadzorczy albo kierowniczy, a nie pełną i najwyższą władzę nad całym Kościołem, nie tylko w sprawach wiary i obyczajów, ale także i w sprawach dyscypliny i rządów nad Kościołem, obejmującym cały świat, albo, że posiada on tylko znaczniejszą część, a nie całą pełnię tej najwyższej władzy (totam plenitatem huius supremae potestatis), albo, że władza ta nie jest jego własna i bezpośrednia, czy to w stosunku do wszystkich Kościołów i każdego z osobna, czy to w stosunku do wszystkich i każdego z osobna pasterzy i wiernych. [2] Jednakże – jak to wiemy z historii – Wikariusz Pana Jezusa przyjął na siebie przede wszystkim ciężar sprawowania władzy duchowej. Władzę świecką przekazał mocą pomazania świętym olejem (chrisma) królom w ich domenach partykularnych – oraz cesarzowi w domenie uniwersalnej, w tym, co filozofia Średniowiecza zawarła w pojęciu Res Publica Christiana. Chrześcijanie wcześniejszych wieków posługiwali się tu przepiękną alegorią o dwu mieczach ofiarowanych przez Pana wszelkiego stworzenia papieżowi, z których przyjął on dla siebie tylko jeden – miecz władzy duchowej – drugi – miecz władzy świeckiej – ostawiając cesarzowi. Formułę tę doprecyzował papież św. Gelazy I w swoich Traktatach:

Albowiem Chrystus, pomny ludzkiej ułomności, swoim wspaniałym ustanowieniem, mającym na celu zbawienie swoich wyznawców, tak właśnie rozdzielił funkcje obu władz, przydzielając każdej właściwe pole działania i odrębne godności, ponieważ chciał, aby Jego wyznawcy osiągali zbawienie przez pokorę i nie ulegali zarozumiałości, lecz aby i cesarze chrześcijańscy potrzebowali kapłanów ze względu na życie wieczne i kapłani stosowali się do rozporządzeń cesarskich w sprawach ziemskich; aby działalność duchowa nie ulegała naciskowi rzeczy materialnych, gdyż "bojownik Boży nie wikła się w sprawy tego życia" (2 Tm 2, 4) i odwrotnie, aby ten, kto uwikłany jest w sprawy świeckie, nie wywoływał wrażenia, że pretenduje do rządzenia sprawami Boskimi i aby obie strony w pełnieniu swych funkcyj zachowywały skromność i żadnej nie ponosiła ambicja, by posiąść obie godności, lecz kompetencja każdej z nich dostosowana była do szczególnego charakteru jego działalności. [3] Tak, więc państwo oraz Kościół – lubo każde z nich dysponuje odrębnym zakresem zadań – źródło swej władzy mają jedno i jeden cel im przyświeca, a mianowicie umacnianie Społecznego Królowania Pana Jezusa Chrystusa i zbawienie dusz. Nie wchodzi w grę żadne "państwo wyznaniowe", ponieważ:

Po przyjściu prawdziwego Króla i Arcykapłana w jednej osobie, już ani władca nie przybierał tytułu arcykapłana, ani arcykapłan nie pretendował do godności królewskiej. [4] Nie ma też mowy o żadnym rewolucyjnym bożku "rozdziału Kościoła od państwa" – wszak to Kościół stworzył naszą Cywilizację i nadał jej konstytucję – ale o rozróżnieniu kompetencyj przy jedności celu, ponieważ, jak powiada w swym liście cytowany już Ojciec Święty Gelazy:

Dwie są oczywiście, Cesarzu Auguście, naczelne władze, które rządzą tym światem: uświęcona powaga biskupów i zwierzchność cesarska, lecz z nich obu o tyle większe jest brzemię ciążące na kapłanach, że oni mają zdać sprawę przed sądem Boskim nawet za samych królów rządzących ludźmi. Wiesz przecież, Najłaskawszy Synu, że choć godność Twoja oddaje Ci władzę nad rodzajem ludzkim, to jednak schylasz pokornie czoło przed ludźmi odpowiedzialnymi za sprawy Boskie i od nich oczekujesz środków zapewniających Ci zbawienie. Wiesz także to, że gdy chodzi o przyjmowanie Boskich sakramentów i należyte udzielanie ich, powinieneś wedle kanonu religii okazać się raczej podległym, a nie rozkazywać. Tedy w tych sprawach zależysz od ich decyzji, a nie możesz żądać, aby oni podporządkowali się Twojej woli. Jeśli bowiem w dziedzinie prawnego porządku publicznego zwierzchnicy religijni uznając, że władza została Ci dana z woli Najwyższego, sami także słuchają Twoich praw, żeby nie wydawało się, iż w sprawach świeckich przeciwstawiają się Twoim kompetentnym decyzjom to, jak ochoczo – pytam się Ciebie – powinno się słuchać tych, którzy zostali ustanowieni szafarzami czcią otaczanych tajemnic? [5] [6]

Sprzeczność między demokratyzmem i Doktryną Wiary I tutaj mała dygresja celem ostatecznego wyjaśnienia Panu Boskiej legitymizacji władzy monarszej. W toku wcześniejszej dyskusji nikt wprawdzie tego tematu nie poruszał, ale jeżeli postanowił Pan znowu rozmowę na te tory skierować, to mniemam, iż dręczy Pana (podświadomy może) niepokój powodowany dramatycznym rozdarciem między wyznawaną przez siebie Wiarą, a głoszonymi przez siebie zasadami, które godzą w jej serce. Stąd zapewne natrętny głos sumienia, które domaga się wyjaśnień, w jaki sposób można pogodzić Chrześcijańską Naukę i Wiarę z demokratycznym szaleństwem. Stąd wreszcie tylokrotne poruszanie tego wątku w naszych dyskusjach, powodowane być może gorącym pragnieniem tych kwestyj wyjaśnienia tudzież rozwiązania moralnych dylematów zeń wynikających. Postaram się więc oddać tę usługę Pańskiemu intelektowi, w którego szerokie horyzonty nie wątpię, a o którego smutną ignorancję w tej jednej sprawie Pana nie obwiniam, zważywszy na czasy w jakich przyszło Panu żyć i "nauki" jake zmuszony być Pan pobierać. Otóż Pismo Święte uczy nas, że źródłem wszelkiej władzy i dawcą praw jest Bóg. Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma, bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. [7] Tak, więc koncept, iż władza może pochodzić od człowieka (a nawet od "ludu", włączając w to nie tylko kobiety i dzieci, bo o to mniejsza, ale też meneli, recydywistów i inne elementy ze społecznego marginesu) sama w sobie jest zaprzeczniem Chrześcijańskiej Nauki. Tak jak "nikt nie może być jednocześnie uczciwym katolikiem i prawdziwym socjalistą", [8] tak też nie sposób pogodzić świadomego chrześcijaństwa i konsekwentnego demokratyzmu. Pańskie natomiast teorie, jakoby "początkiem każdej władzy była albo ludzka przemoc, albo ludzki wybór (jak nie dokonany przez lud, to przez wojsko)" stanowią inkarnację wyrosłych na gruncie protestanckiego woluntaryzmu koncepcyj „praw naturalnych”, (reprezentowanych w nurcie XVII-wiecznego empiryzmu angielskiego zwł. przez takich myślicieli jak J. Locke, który dokonał przekształcenia "Natural Law" w "natural rights") [9] oraz ich rozwinięcia w łonie francuskiego oświecenia i preromantyzmu przez J.-J. Rousseau (vide: jego wariacka teoria łącząca "umowę społeczną" jaką źródło władzy z wyimaginowaną "wolą powszechną"), [10] które liberalny indywidualizm połączyło ze skrajnym kolektywizmem i jako takie legło u podstaw wszystkich demokratycznych, egalitarnych ideologij:

od prymitywnego, agnostycystycznego demoliberalizmu po ateistyczny i par excellence materialistyczny komunizm. Wszystkie te wrogie Bogu i człowiekowi systemy wyrastają z tego właśnie pnia, i to stanowi ich wspólny rdzeń. W świetle powyższego nikt nie powinien już mieć wątpliwości o zupełnej słuszności stanowiska Świętego Kościoła, który – jako czuła matka w trosce o swoje dzieci – zawsze trwał wiernie przy Słowie Bożym i Tradycji Apostolskiej, zwalczając w zarodku wszelkie nowe, szkodliwe, przeciwne Wierze Chrześcijańskiej i zbawieniu dusz prądy myślowe. Mam nadzieję, że zrozumiał Pan już, dlaczego czystości naszej Doktryny z nie da się w żaden sposób pogodzić z demokratyzmem – świecką religią plebsu rozochoconego swą rzekomą "suwerennością" i "wyzwolonych" od Autorytetu "intelektów". [11] O sprawiedliwym ustroju pisał Ojciec Święty Leon XIII:

Władza zaś rozkazywania sama przez się niekoniecznie łączy się z takim lub owakim ustrojem państwa: jakikolwiek ustrój obrać sobie może, byle rzeczywiście służył pospolitemu dobru i pożytkowi. Ale przy jakimkolwiek ustroju państwa, koniecznie władcy powinni zważać na najwyższego rządcę świata, Boga, i w sprawowaniu państwa, Jego sobie stawiać za wzór i modłę. [12] Formą takiego sprawiedliwego ustroju jest oczywiście tradycyjna (a więc potrójnie ograniczona: "od góry" – Prawem Bożym; "od dołu" – uprawnieniami poddanych, poszczególnych stanów i wspólnot terytorialnych; oraz "wstecz" – tradycją, w ramach której mieszczą się także normy zwyczajowe sukcesji wypracowane w danej wspólnocie politycznej) monarchia średniowieczna, szczególnie jej najdoskonalsza figura – Królestwo Francji Ludwika Świętego. [13] Nie znaczy to bynajmniej, że jest to jedyna dopuszczalna formuła. Egzemplifikując, można przywołać np. późniejszą monarchię "suwerenną" (owych "absolutystycznych tyranów", którzy przez kilkadziesiąt lat nie mogli się doprosić handlarzy sardynkami, by pozabierali swoje stragany z dziedzińca Luwru, [14] i których za tenże "absolutyzm" później wymordowano), wielonarodowy i szlachecki model państwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czy też klasyczny amerykański republikanizm, którego jasno artykułowane, wyraziście antydemokratyczne zasady (zwł. politejska zasada dopuszczania do współdecydowania o losie państwa jedynie obywateli do tego zdatnych, a także zasada państwa prawa, wg, której rządy w państwie winno sprawować uniwersalne, niezmienne, jednakie dla wszystkich Prawo – a nie żadna „wola ludu”) legły u podstaw potęgi amerykańskiej państwowości. [15] Doświadczenie historyczne uczy jednak, że dwa ostatnie modele ustrojowe przejawiają skłonność do stopniowego przeistaczania się w formy coraz bardziej zdegenerowane, już to poprzez uzurpację przez władzę prawa do ingerowania w życie społeczne – już to poprzez dopuszczanie coraz szerszych kręgów "ludu" do współdecydowania o państwie. Dlatego ja na przykład jestem zwolennikiem monarchii tradycyjnej, choć od nikogo tego samego nie wymagam. A wyższość władzy monarszej nad arystokratyczną czy politejską, (bo o tym miała być ta "dygresja", ale coś chyba nie wyszło…)? Wynika ona z namaszczenia świętym olejem, które jest widzialnym znakiem Bożego wybraństwa. Świat Christianitas przejął ów ustanowiony przez Boga biblijny gest i Kościół Święty, autorytetem swego Magisterium, podniósł go do rangi sakramentalium. [16] Nie znaczy to oczywiście, że miano chrześcijańskiego władcy przysługuje każdemu, kto owo święte pomazanie przyjął. Jak każde inne błogosławieństwo (podobnie zresztą, jak sakrament), tak i to może zostać przyjęte w sposób świętokradczy, nieważny i niegodny. Dzieje się tak wówczas, gdy dana osoba na tron "wtrynia się" (mówiąc Shakespeare’em) nieprawowicie – nawet, jeżeli jej pretensje noszą pozory legalności. Rozróżnienie między tymi dwoma przymiotami władzy – między prawowitością (légitimité) i legalnością (légalité) – zaczerpnięte z myśli scholastycznej późnego Średniowiecza i rozwinięte przez mistrza legitymizmu francuskiego, Louisa wicehr. de Bonalda, posiada kardynalne znaczenie dla zrozumienia chrześcijańskiej konstytucji władzy monarszej. [17]Temat ten wykracza niestety ponad moje intelektualne kompetencje – zachęcam do zapoznania się z publikacjami nt. legitymizmu na stronie internetowej Organizacji Monarchistów Polskich, zwłaszcza autorstwa p. prof. Jacka Bartyzela, na którego znakomitych pracach sam formowałem swój światopogląd i z których obficie tu korzystam – lecz generalnie chodzi o to, że władca, aby mógł w sposób ważny brać udział we Władzy Jezusa Chrystusa, musi być władcą prawowitym – to znaczy jego sukcesja musi nastąpić zgodnie z zasadami prawa przyjętego w danej wspólnocie politycznej (prawo sukcesji nie jest prawem uniwersalnym!). Legitymiści francuscy uważają, że władza tak ustanowionego króla jest święta i nienaruszalna, co oczywiście nastręcza pewnych trudności, bo gdy król jest zły – nie ma innego wyjścia jak tylko czekać, aż Pan Bóg łaskawie go zabierze. Ale np. w tradycji karlistowskiej bardzo silny nacisk kładzie się rozróżnienie św. Tomasza z Akwinu pomiędzy prawowitością pochodzenia (legitimidad de origen) i prawowitością wykonywania (legitimidad de ejercicio), przy czym pierwsza jest służebna w stosunku do drugiej. [18] W rezultacie król Hiszpanii, którego rządy sprzeciwiałyby się w jakikolwiek sposób Bożemu Prawu i Porządkowi, przestawałby być królem z mocy prawa, a tron de iure przeszedłby na jego syna. Tradycja ta miała bardzo silne umocowanie w filozofii chrześcijańskiej. Św. Izydor pisał:

Tego zaś, który nie kieruje się Bożym prawem i sprawiedliwością, nie należy już zwać "królem", tylko "tyranem". Królowie (reges), bowiem biorą swoją nazwę od dobrego postępowania (recte agendo), tak, więc nazwa królów przysługuje dobrze czyniącym, a nie przysługuje grzesznikom [19] U św. Tomasza zaś czytamy:

Tyran jest jak bestia, bo nie różni się od bestii człowiek, który kieruje nie zgodnie z rozumem, ale według rozpustnej woli swojej duszy. [20]

Źródło praw Tyle, jeśli chodzi o legitymizację władzy wg Magisterium Kościoła i Świętej Tradycji. W pozostałych sprawach, które był Pan łaskaw poruszyć, cóż… kwestia "praw człowieka" została niejako przy okazji wyjaśniona w toku naszych rozważań. Nie da się pogodzić poglądu, że komuś przysługuje jakieś prawo tylko z tego tytułu, że jest człowiekiem – z poglądem, że należy Miłować bliźniego i szanować jego wolność na mocy wyraźnych wskazań Bożych; jak to wspaniale ujął Papież Leon XIII: Nawet samemu człowiekowi nie wolno rezygnować z godności ludzkiej natury, albo oddawać się w duchową niewolę; wchodzą tu, bowiem w grę nie prawa, co, do których człowiek ma wolność skorzystania z nich lub nieskorzystania, ale obowiązki względem Boga, które winien wypełnić. [21] Jak Pan łatwo może zauważyć, wymyślenie "praw naturalnych" przez Johna Locke'a i zastąpienie nimi uniwersalnego, niezmiennego i odgórnego prawa naturalnego – w połączeniu z demokratyczną koncepcją, iż to człowiek jest sam dla siebie źródłem władzy i praw – przyniosło najtragiczniejsze skutki w dziejach świata. Od wymazania Żywego, Kochającego Boga z serc ludzi, i kilku słusznych skądinąd postulatów – jak prawna ochrona życia, dobrego imienia itp. – nader krótką okazała się droga ku uzurpowaniu sobie "prawa" do mordów, gwałtów i grabieży we wszystkich egalitarnych, wyrosłych z demokratycznej myśli systemach, jak np. tych najbardziej charakterystycznych, najboleśniej dotykających ludzkość w dziejach: w demoliberaliźmie, w naziźmie, i w komuniźmie. Uświęcony Tradycją monarchiczny, legitymistyczny, hierarchiczny i elitarystyczny Boży Porządek – przedstawia nieogarnione wprost bogactwo interpretacyj, przekonań, fascynujących zwyczajów i gestów. Pan Bóg w Swej niepojętej dobroci pozwolił nam żyć w świecie pełnym skarbów – i cieszyć się z ich odkrywania. Żal mi, że Osoba tak mądra i utalentowana jak Pan zamyka się w swoim paradygmacie ostatnich kilkunastu-kilkudziesięciu lat, zamiast wypłynąć na szerokie wody poznawania filozofii i historii tysięcy lat ludzkiego istnienia. Proszę się odważyć; warto! Mirosław W.W. Grębski

Klub Konserwatywny św. Maksymiliana

Przyjdź, Panie Jezu!

PRZYPISY:

[1] Ilekroć w akapicie III i IV mowa jest o demokracji, wyżej podpisany ma na myśli DEMOLIBERALIZM – ponieważ de facto popiera Pan jedynie tę postać demokratycznej ideologii, odrzucając radykalniejsze jej przepoczwarzenia jak komunizm czy nazizm

[2] Konstytucja dogmatyczna Pastor aeternus 16.24

[3] Św. Gelazy I, Bez pomieszania i bez rozdziału [Czwarty traktat o więzach anatemy]

[4] Tamże

[5] Dwie władze [Dwunasty list do cesarza Anastazego]

[6] Ob. także: Jacek Bartyzel, Ołtarz i tron. Prawomocna świeckość państwa chrześcijańskiego

[7] Ob. Rz 13 1-7

[8] Por. Pius XI, Quadregesimo anno 120

[9] Ob. John Locke, Dwa traktaty o rządzie

[10] Ob. Jean-Jacques Rousseau, Umowa społeczna

[11] Nb. jeszcze Gombrowicz uważał, że człowiek wyzwolony z Formy rozwinie skrzydła niczym piękny w swej naturalności motyl – jak się jednak okazało, w więzach "opresyjnej" Tradycji, Hierarchii, Rodziny i obyczajowości tkwiło zwykłe bydlę, na co historia dostarcza nam mnóstwa dowodów. Ob. Rafał Ziemkiewicz, Przegonić Gombrowicza Conradem

[12] Leon XIII, Immortale Dei 3

[13] Ob. Jacek Bartyzel, Depozyt legitymizmu

[14] Ob. Piotr Napierała, Zalety monarchii absolutnej oświeconej

[15] Ob. Jacek Bartyzel, Encyklopedia Białych Plam. Liberalizm II 4.4

[16] Jako pierwszy użył tego określenia św. Augustyn, co w VI wieku zostało potwierdzone przez Papieża św, Grzegorza Wielkiego. Ob. Jacek Bartyzel, Encyklopedia Białych Plam. Korona V 1

[17] Ob. Louis de Bonald, O władzy najwyższej

[18] Ob. Jacek Bartyzel, Legitymizm w krzywym zwierciadle tomizmu-kluskizmu

[19] św. Izydor z Sewilli, Sententiae, ks. III, XLVIII, 7

[20] św. Tomasz z Akwinu, De regno 4.12

[21] Leon XIII Rerum novarum 32

Powyższy tekst jest zapisem wypowiedzi, jakiej udzieliłem podczas dyskusji na jednym z forów internetowych. Mój Adwersarz, młody człowiek, zaangażowany w ruchy odnowy Kościoła, trwał na stanowisku, że chrześcijanie winni "pogodzić się ze światem" i "podjąć wyzwania stawiane przez współczesność", akceptując "rozdział Kościoła od państwa" i porzucając "mrzonki" swej teologii politycznej. Moją odpowiedź publikuję, zachęcony przez innych Uczestników dyskusji. W ciągu miesiąca jest możliwa transformacja z populisty „tu i teraz” w reformatora „odpowiedzialności za jutro”

28 obietnic gospodarczych premiera Tuska

1. Deficyt SFP około 3% w 2012, w każdym z wariantów

2. Dług publiczny 52% w 2012 roku i 47% w 2015 roku, krajowa definicja

3. Deficyt SFP 1% w 2015

4. Opodatkować wydobycie miedzi, srebra i innych kopalin, w tym gazu łupkowego

5. Ograniczenie ulg: becikowe i inne.

6. Instrumenty finansowe mają poprawić demografię, ulga prorodzinna +50% na 3 i 4 dziecko, ulga na 1 i 2 dziecko bez zmian

7. Zasada sprawiedliwości społecznej, dochód 85,000 lub więcej to ulga tylko za 2 i więcej dzieci

8. Becikowe tylko dla rodzin o dochodach poniżej 85,000 rocznie.

9. Neutralność dochodowa polityki prorodzinnej

9. Umowy autorskie tylko wtedy, gdy przychód nie przekracza 85,000. Powyżej nie będzie kosztów uzyskania przychodu 50%

10. Ulga na Internet zostanie zlikwidowana (1,5 mld w ciągu czterech lat)

11. Likwidacja omijania podatku Belki

12. Twarde eliminowanie omijania płacenia podatków

13. Odchudzenie administracji, raporty o efektach deregulacyjnych, lepsze prawo, pozwolenie na budowę 100 dni dla dużych inwestycji, 60 dni dla małych

14. Usprawnić pracę sądów, skrócić postępowanie o 1/3

15. Co najmniej połowę zawodów uwolnić od obowiązku licencji

16. W KPRM będzie mechanizm uniemożliwiający nadprodukcję ustaw

17. Tylko profesjonalny OSR pozwoli na przekazanie ustawy do Sejmu

18. Tryb pracy nad ustawami taki, że likwidujemy stare przepisy w takim samym tempie jak tworzymy nowe, co najmniej

19. Instytucje publiczne będą korzystały z nowoczesnych technik informatycznych w kontaktach z obywatelami, zadanie nowego ministerstwa

20. System emerytalny: podniesienie składki rentowej o 2pp. po stronie pracodawcy, i tak nie inwestują, więc te pieniądze leżałyby na lokatach, to je wykorzystamy. Obniży deficyt o 13 mld złotych rocznie.

21. Zmiana waloryzacji emerytur i rent, waloryzacja na dotychczasowym poziomie, ale o charakterze kwotowym, na jakiś czas. Po 4 latach powrót do waloryzacji procentowej. Dotyczy też służb mundurowych. Nie będzie świętych krów.

22. Składka zdrowotna dla rolników, wyrok TK, rolnicy od 6 do 15 ha połowa składki ZUS, powyżej 15 ha całą składkę. W następnym kroku rolnicy w systemie powszechnym.

23. Od 2013 roku w rolnictwie rachunkowość i opodatkowanie na ogólnych zasadach, na początek największe gospodarstwa. Docelowo odejście od KRUS.

24. Ograniczenie (likwidacja) podatku rolnego

25. Podwyższenie wieku emerytalnego, od 2013 roku zrównanie wieku emerytalnego i podwyższenie stopniowo do 67 roku życia: co 4 miesiące wiek emerytalny wzrośnie o miesiąc.

26. Przegląd grup uprzywilejowanych: górnicy, prokuratorzy, mundurowi, księża. Dla wstępujących do służby od 2012 roku nowe reguły, nie obejmą obecnych pracujących w tych grupach. Dla nowych wiek emerytalny 55 lat, sta służby 25 lat (mundurowi), w górnictwie przywileje tylko dla tych, co pracują bezpośrednio przy wydobyciu, dla pozostałych emerytury przejściowe. Zmiany dla prokuratorów i sędziów w stanie spoczynku. Fundusz kościelny rozwiązany, duchowni przejdą do powszechnego systemu, ewentualne zmiany w konkordacie.

27. Utrzymamy wskaźnik natowski wydatków na obronę narodową

28. Wojsko i policja będą pod szczególną ochroną finansową. Podwyżka po 300 złotych dla każdego policjanta i żołnierza 1 lipca 2012 roku, i jeszcze raz pod koniec kadencji, jak pozwolą warunki

Świetne expose. Teraz wyzwaniem pozostaje implementacja. Proponuję, żeby media monitorowały na bieżąco te 28 obietnic. Jak bardzo można się zmienić w miesiąc. Okazuje się, że można. W ciągu miesiąca jest możliwa transformacja z populisty „tu i teraz” w reformatora „odpowiedzialności za jutro”. Tak sie właśnie stało w przypadku premiera Tuska. Dzisiaj przemawiał jak odpowiedzialny mąż stanu, który dobrze rozumie zagrożenia i z wyprzedzeniem podejmuje odpowiednie działania. Polskie media będą szeroko omawiały expose premiera, więc może ich uwadze umknąć wypowiedź prezesa EBC, zwanego do tej pory Super Mario, który wykluczył zamianę EBC w prasę drukarską i wytknął liderom krajów eurostrefy, że nie wdrażają podjętych wcześniej decyzji, o zbudowaniu fiskalnej bazooki. Zatem nie ma Super Mario, tylko Miki Mario. Ta wypowiedź pomogła giełdom spaść, bo coraz więcej inwestorów zaczyna rozumieć to, co ja rozumiałem od samego początku. EBC nie odpali żadnej bazooki, może najwyżej kupić politykom trochę czasu, którego jest coraz mniej. A tymczasem bankowe szczury uciekają coraz szybciej z tonących krajów południa Europy, o czym donosi FT. Sztorm się nasila. Proponują nałożyć kamizelki ratunkowe. Tak na wszelki wypadek.

Dziennik Krzysztofa Rybińskiego

Przemysław Wipler: 17 pytań do premiera Tuska. "Są gotowi do operowania, ale Twojego portfela" Pytania te zamierzam zadać Premierowi w trakcie pytań do ekspose osobiście lub z pomocą Koleżanek i Kolegów z KP PiS. Cytat Ronalda Reagana z maja 1983 r. jest jak najbardziej adekwatny jako komentarz do wystąpienia inaugurującego pracę nowego rządu Donalda Tuska:

"Tak, uzdrowiciele deficytu budżetowego wyjęli już skalpele, ale nie kierują ich w stronę budżetu. Ten jest tak rozdęty jak zwykle i ciągle rośnie. Są gotowi do operowania, ale Twojego portfela". Podsumowując propozycje premiera niestety trzeba stwierdzić, że po 4 latach rządowi zabrakło pieniędzy, więc wpadł na pomysł, by okraść własnych obywateli. Stąd moje pytania:

1. Czy rząd rozważał, rozważa lub planuje rozważyć jakąkolwiek modyfikację działania progu ostrożnościowego 55% długu publicznych do PKB z ustawy o finansach publicznych?

2. Zgodnie z rankingiem jurysdykcji podatkowych Banku Światowego "Paying Taxes" Polska straciła od początku poprzedniej kadencji 3 miejsca, a w samym ostatnim roku aż 6 miejsc. Nasza 127 pozycja to czwarta liga na świecie, gramy w grupie z Burundi, Laosem i Zimbabwe i zamykamy tabelę. Taki był efekt obiecanego przez Premiera cztery lata temu tzw. "radykalnego uproszczenie podatków". Czy brak zmian personalnych w MF oznacza kontynuację tej polityki?

3. Premier mówił o "twardym reagowaniu", w nowej kadencji "na wszystkie próby omijania podatków". Obecnie Minister Finansów prowadzi nagonkę skarbową na darmowe pakiety medyczne i imprezy integracyjne dla pracowników, które mają być doliczone do ich PIT. Czy nowa polityka "twardego reagowania" dotknie także osoby, które za darmo

Mieszkają w willach zagranicznych przedsiębiorców?

4. Czy ministerstwo finansów widzi jakieś dziury w polskim systemie podatku dochodowego - zarówno PIT, jaki CIT? Jak szacuje ich wartość i czy zamierza je zlikwidować? W jaki sposób?

5. O ile wzrośnie maksymalnie akcyza w trakcie całej kadencji i na które towary? Jakie działania osłonowe planuje rząd by walczyć z przemytem rosnącym lawinowo wraz ze stawkami akcyzy na papierosy, paliwo, alkohol - straty państwa z tego tytułu szacuje się na 6 miliardów złotych rocznie - to jest szacunkowy koszt obwodnicy Warszawy?

6. Jakie inne działania niż w zakresie podatków planuje rząd w ramach polityki prorodzinnej?

7. Czy rząd podniesie składki ryczałtowe odprowadzane przez przedsiębiorców prowadzących jednoosobowo działalność gospodarczą?

8. Czy rząd będzie prowadził działania mające na celu podniesienie danin publicznych obciążających umowy zlecenie i umowy o dzieło? W szczególności - czy planowane jest podniesienie składek i podatków obciążających te umowy?

9. Czy prowadzone są prace nad podwyżką podatku CIT? Jeśli tak, to, jaka jest planowana nowa stawka tego podatku?

10. Premier mówił, że - zbyt optymistyczna decyzja poprzedników o obniżeniu składek przyczyną deficytu w rentach - przypominam, że decyzja dwustopniowej obniżce, i obie były zainicjowane przez PiS, ale zaakceptowana przez PO. Dzięki obniżce składki rentowej 13 punktów procentowych rządu Jarosława Kaczyńskiego w Polsce powstało 800

tysięcy nowych miejsc pracy - połowa w całej UE. Czy rząd oszacował ile miejsc pracy straci polska gospodarka w wyniku podniesienia składki rentowej, czy widzi związek pomiędzy wysokością składki rentowej i klinem podatkowym a bezrobociem?

11. Serwisy informacyjne podają, że pierwszą ofiarą pańskiego ekspose jest KGHM. Inwestorzy słysząc o podatku od miedzi i srebra w trakcie dnia spadły już o 5%. Czy jakiś z Pańskich kolegów zajął krótkie pozycje na sprzedaż akcji tej spółki?

12. Jak wyglądać będzie w nowej kadencji stanowisko rządu w sprawie ustawy o zawodach prawniczych - czy utworzona zostanie instytucja doradcy prawnego, jakie kompetencje mieć będą doradcy i jak wyglądać będzie ich droga do wykonywania zawodu?

13. O ile rząd planuje zmniejszyć zatrudnienie w administracji rządowej? Maleńka Irlandia obcina właśnie zatrudnienie o administracji o 23 tysiące. Z jakiej liczby mamy rozliczań Pana premiera pod koniec

Pańskiego rządu?

14. Czy już w tym momencie wiadomo, czy stawka podstawowa VAT wzroście o 24%? Kiedy zostaniemy o tym poinformowani?

15. Czy rząd zamierza uwolnić ceny energii dla gospodarstw domowych? Jak szacuje wzrost jej cen w takim przypadku?

16. W jaki sposób będę prowadzone w parlamencie i rządzie działania w zakresie deregulacji gospodarki? Jaki minister będzie za nie odpowiedzialny?

17. Premier zapowiedział, że liczba zawodów regulowanych spadnie o połowę - czyli o jakieś 190. Jakie konkretnie zawody rząd zamierza otworzyć dla młodych Polaków? Czy ktoś o tym już myślał, czy liczba ta padła tylko, dlatego, że ładnie wygląda? Który minister będzie odpowiedzialny za osiągnięcie tego celu? Przemysław Wipler

Plany “nowego” rządu Tuska: Mniej ulg, dłuższa praca, 3-osobowa rodzina straci ponad 1000 zł Polska rodzina straci ponad 1000 zł Premier Donald Tusk w wygłoszonym dziś exposé przedstawił plan działań rządu, a w nim likwidację ulgi na internet, zmiany w uldze prorodzinnej oraz częściowe zniesienie 50-proc. kosztów uzyskania przychodów. 3-osobowa rodzina mogłaby stracić w wyniku tych zmian 1384 zł – szacuje Tax Care. Jeśli rodzice wykonują ponadto atrakcyjnie opodatkowaną pracę twórczą, w ciągu roku ich dochód mógłby zmaleć o kilka tysięcy złotych. Likwidacja ulgi internetowej to strata nawet 272 zł Likwidacja ulgi internetowej spowoduje, że podatek osoby korzystającej z takiej ulgi w maksymalnym wymiarze, a więc odpisującej od dochodu 760 zł, wzrósłby rocznie o ok. 136 zł (przy założeniu, że rozlicza się z fiskusem według niższej, 18-proc. stawki podatkowej). W efekcie, jeśli całkowity limit ulgi przysługiwałby i żonie, i mężowi, jako małżeństwo płaciliby rocznie fiskusowi ok. 272 zł więcej niż dotychczas.

1112 zł mniej w budżecie 3-osobowej rodziny o większych dochodach Premier zapowiedział wprowadzenie zmian do ulgi prorodzinnej. Skorzystają na tym rodziny, które mają więcej niż dwoje dzieci bowiem w tym przypadku będą mogli odliczyć o 50% więcej na trzecie i każde kolejne dziecko. Jednak ulga nie będzie dostępna dla rodzin z jednym dzieckiem, których roczny dochód przekracza 85.000 zł. Obecnie maksymalna kwota ulgi na jedno dziecko wynosi 1112,04 zł, dzięki czemu podatek płacony fiskusowi jest niższy rocznie właśnie o taką kwotę. Jeśli więc w rodzinie, która uzyskuje średni miesięczny dochód 6.832 zł (co daje 81.984 zł rocznie) jest czworo dzieci, to rodzina taka zyska na tych zmianach 1112,04 zł. Zakładamy, że wypowiedź premiera wskazuje, że preferencja polegająca na zwiększeniu nie dotyczy rodzin, które zarabiają powyżej 85.000 zł. Dla kogo strata, a dla kogo zysk po zmianach w uldze prorodzinnej – szacunki Tax Care

Liczba dzieci w rodzinie

Łączny dochód małżonków mieści się w pierwszej grupie podatkowej (85.000 zł)

Łączny dochód małżonków przekracza 85.000 zł

Jedno dziecko Bez zmian Podatek wyższy o 1112,04 zł w stosunku do kwoty płaconej obecnie

Dwójka dzieci Bez zmian Bez zmian

Czwórka dzieci Podatek niższy o 1112,04 zł w stosunku do kwoty płaconej obecnie Bez zmian

W wyliczeniach przyjęto informacje przekazane przez premiera w wygłoszonym expose o progu 85.000 zł dochodu na rodzinę. I przyjęto, że podwyższenie o 50% dotyczy tylko tych rodzin, w których dochód nie przekracza tej kwoty, choć ta kwestia nie jest do końca jasna. Wypowiedź Donalda Tuska można też było zrozumieć inaczej – że większe niż obecnie korzyści z wychowywania trzeciego i czwartego dziecka będą dotyczyły wszystkich rodzin, bez względu na wysokość dochodu. Premier zapowiedział też likwidację tzw. becikowego w przypadku rodzin, których dochód nie mieści się w pierwszym progu podatkowym. To utrata tysiąca złotych jednorazowego świadczenia w roku urodzenia dziecka.

Likwidacja zryczałtowanych kosztów dla twórców to ubytek nawet kilku tysięcy złotych Obecnie twórcy (np. dziennikarze czy pracownicy naukowi) mogą korzystać z 50-proc. kosztów uzyskania przychodów, co zwiększa dochód, jaki otrzymują na rękę czy to z tytułu pracy na etat, czy z tytułu umowy o dzieło. Według deklaracji premiera, część twórców straci jednak ten przywilej. Stanie się tak, jeśli osiągają dochód przekraczający 85 tys. zł. Zakładając, że po zmianie będą obniżać swoje przychody o 20% (tyle wynoszą obecnie koszty przy umowach o dzieło i zlecenie), ich straty będą znaczne. Z samego expose trudno wnioskować, jak prawo podatkowe miałoby tu dokładnie brzmieć, dlatego przyjęliśmy, że w odniesieniu do dochodu do 85 tys. zł podwyższone koszty nadal mogłyby być stosowane, a w odniesieniu do dochodu powyżej tego limitu – już nie. Przy założeniu, że twórca zarabia 14.000 zł brutto miesięcznie z tytułu umowy o dzieło i po utracie możliwości stosowania 50-proc. kosztów będzie miał 20-proc. koszty, rocznie straci 3.780 zł. Przy założeniu, że rodzina jest 3-osobowa i osiąga dochód powyżej 85 tys. zł, w wyniku utraty ulgi na Internet i ulgi na dziecko, jest roczny budżet uszczupliłby się o 1384 zł. Kwota ta byłaby większa, gdyby dziecko urodziło się w ostatnim roku, bo wtedy rodzina nie dostałaby tez becikowego. Gdyby przynajmniej jedno z rodziców korzystało ponadto z podwyższonych kosztów uzyskania przychodu, rodzina poniosłaby dodatkowy koszt zmian podatkowych w kwocie nawet kilku tysięcy złotych.

Zmiany najwcześniej w 2013 roku Wszystkie niekorzystne zmiany w podatku dochodowym na następny rok muszą być znane podatnikom najpóźniej do 30 listopada, na co konsekwentnie wskazuje Trybunał Konstytucyjny. Oznacza to, że w tym terminie powinny zostać opublikowane w Dzienniku Ustaw. Nie ma, więc realnych szans by w dwa tygodnie Rząd i Sejm przeprowadził cały proces legislacyjny. Zapowiedziane dziś likwidacje ulg najwcześniej odczujemy, więc w 2014 roku składając rozliczenie za 2013 rok. Wyjątkiem jest sprawa 50-proc. kosztów dla twórców, którzy odczują zmianę już w 2013 roku, w kolejnym miesiącu po przekroczeniu 85 tys. zł dochodu.

Małżonkowie dalej wspólnie Donald Tusk nie wspomniał dziś o likwidacji wspólnego rozliczania się małżonków. Przed expose spekulowano, że i ta ulga może zniknąć. Gdyby tak się stało, mogłaby to być najbardziej dotkliwa zmiana dla części rodzin. Jaki wpływ miałoby zniesienie możliwości wspólnego rozliczania się małżonków? Wszystko zależy od dochodów uzyskiwanych przez każdego z nich. W sytuacji, gdy każdy z małżonków zarabia tyle, że ich oddzielny dochód mieści się w pierwszej grupie podatkowej, zniesienie wspólnego opodatkowania nie miałoby dla nich znaczenia. W nieciekawej sytuacji znalazłyby się jednak małżeństwa, w których jeden z małżonków osiąga wysokie dochody, przekraczające pierwszy próg podatkowy (i w związku z tym płaci podatek według wyższej, 32-proc. stawki), a pensja drugiego nie przekracza średniej krajowej i mieści się w pierwszym progu podatkowym (18-proc. stawka podatku). Zakładając, że zarobki pierwszego z nich wynoszą 8.500 zł, a drugiego 2.853 zł, to, jeśli rozliczają się osobno łącznie zapłacą fiskusowi 13.790 zł. Rozliczając się wspólnie zyskają 2.336 zł. Im większe będą zarobki jednego z małżonków, tym więcej na tym rozwiązaniu skorzystają. Likwidację ulgi odczułyby też te małżeństwa, w których tylko jedna osoba pracuje, a druga nie uzyskuje żadnych dochodów. W wyniku oddzielnego rozliczenia straciłyby 556,02 zł (kwotę wolną od podatku). Dział analiz Tax Care SA

Kaczyński: To było propagandowe przemówienie Debatę po expose Donalda Tuska rozpoczął silny głosem lidera opozycji. Jarosław Kaczyński surowo ocenił przedstawione przez premiera postulaty. Odniósł się do planów gospodarczych szefa rządu i omówił kwestie wymagające, jego zdaniem, natychmiastowych reform. Kaczyński stanowczo podkreślił, że Prawo i Sprawiedliwość nie zgodzi się na wejście Polski do strefy euro, gdyż taka decyzja sprowadziłaby na Polskę katastrofę gospodarczą. Przypomniał też, że podjęcie realizacji pakietu klimatycznego w 2013 roku będzie ogromnym obciążeniem wzrostu gospodarczego. – Jeśli połączyć te dwie sprawy: euro i pakiet klimatyczny to skutki dla polskiej gospodarki będą mniej więcej takie jak przegrana wojna – powiedział Kaczyński. Oszczędności – zdaniem prezesa PiS – należałoby szukać w na nadmiernej biurokracji. Nie należy jednak podważać konsumpcji. – Zaciskaniu pasa mówimy “nie” – stwierdził krótko. - Trzeba w Polsce zmienić system podatkowy, wykorzystać każdą okazję, aby “repolonizować polskie banki”, a po oszczędności sięgać do “głębokich kieszeni”. Potrzebne są także – zdaniem lidera opozycji – odpowiednie rozwiązania w sprawie gazu łupkowego. Jarosław Kaczyński uważa, że trzeba mądrze wyciągnąć budżet z gigantycznego bałaganu, jaki mamy dziś w Polsce. – Budżet elastyczny to jak plan otwarty z późnego Gierka. Z bałaganu trzeba wyciągnąć środki europejskie, a także te z OFE, w zamian za gwarancję rzeczywistych emerytur – postulował. Prezes PiS zaznaczył, że nowa fala kapitalizmu to jedyna szansa rozwoju dla Polski, ale także jedyna szansa, aby nie było straconego pokolenia. Przypomniał także o projekcie budowy mieszkań dla ludzi ze średnimi i niskimi zarobkami. – Można spróbować to zrobić bez środków budżetowych. Lider opozycji zabrał także głos w sprawie kondycji moralnej. - Mamy dzisiaj w Polsce próbę powtórzenia manewru z początku lat 90. (…) Atak na krzyż i patriotyzm został ponownie podjęty, w sposób niesłychanie bezczelny. Dla wielu milionów Polaków to sprawa zasadnicza. W Polsce jedynym, powszechnie znanym i obowiązującym systemem wartości, którego depozytariuszem jest Kościół Katolicki. – Po drugiej stornie jest nihilizm i rozkład wartości – podkreślił Kaczyński. - Nie jest tak, że młode pokolenie bez pracy i mieszkań, ale za to z marihuaną będzie szczęśliwsze – mówił Kaczyński. Zaznaczył też, że w sytuacjach, w których dochodziło do publicznego ścierania się wartości, władza stała po skrajnie lewej stornie: pod krzyżem i podczas Dnia Niepodległości. - To jest sytuacja zła. Będziemy bronić krzyża – zapowiedział. - Jesteśmy za polityką zrównoważonego rozwoju. (…) Nie zgadzamy się na atak ludzi pracy, Nie zgadzamy się na to, że miliony Polaków nie mają dziś praw pracowniczych, będziemy walczyć, by prawa te były zachowane – powiedział Kaczyński, przeciwstawiając się także zapowiedzianemu przez Tuska atakowi na wieś. – Będziemy bronić KRUS – powiedział. Kaczyński zwrócił uwagę, że premier nie podjął w expose kwestie związane z tworzeniem miejsc pracy dla młodych. – Trzeba stworzyć system, który ułatwi zatrudnienie młodych ludzi – zauważył. Istotną i pominiętą przez Tuska kwestią jest także, zdaniem Kaczyńskiego, oświata, której reforma nie udała się rządowi. – Dobra oświata to kształtowanie tożsamości narodowej, wysokie wymagania i dyscyplina. Zła oświata to brak kształtowania świadomości, niska dyscyplina i poziom merytoryczny, ale to jest droga na zmywaki – zaalarmował Kaczyński. Prezes PiS odniósł się także do deklaracji posła Grupińskiego o chęci współpracy z opozycją. Zaznaczył, że – kontrola rządu przez opozycję została właściwie zlikwidowana, przyjęto wersję anihilacyjną. - Polska praworządność i demokracja była od 1989 roku w budowie, dzisiaj niestety jest w likwidacji. I to jest ta zasadnicza zmiana – stwierdził Kaczyński, zwracając uwagę na niebywały serwilizm wobec Rosji. Przypomniał także, żebrak wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej jest smoleńską hańbą. - Ta sprawa musi być wyjaśniona, nawet gdyby w innych sprawach było dobrze, to niewyjaśnienie tylko tej sprawy sprawia, że nie możemy zagłosować za votum zaufania wobec rządu Donalda Tuska – zakończył swoje przemówienie Jarosław Kaczyński. Za: Stefczyk.info

Mniej ulg, dłuższa praca Podwyższenie wieku emerytalnego, dla zamożniejszych ulgi tylko od trzeciego dziecka, stopniowe odchodzenie od KRUS-u – to niektóre z propozycji nowego rządu zapowiedziane w expose Donalda Tuska. Premier mówił też o konieczności budowania wspólnoty narodowej. Rozpoczynając expose podziękował Polakom, dzięki którym – jego zdaniem - Polska bezpiecznie przeszła przez dotychczasowy kryzys. To, że Polska przez te cztery lata przetrwała w dobrej kondycji kryzys, który w Europie i w świcie zagroził gospodarkom państw rozwiniętych w sposób nieznany najnowszej historii, to że w wokół nas ten huragan kryzysu finansowego zagraża bezpieczeństwu najbardziej rozwiniętych państw (…) każe nisko pochylić głowy przed milionem Polaków, których wysiłek, praca i odpowiedzialność pozwoliły nam bezpiecznie przez ten czas przejść. O polityce europejskiej szef rządu mówił niewiele. Zostawił tę kwestię ministrowi spraw zagranicznych. Dodał jednak:

– W tej dzisiejszej europejskiej debacie o przyszłości UE nie ma, moim zdaniem, dylematu politycznego czy być w centrum Europy czy być na jej peryferiach – to dylemat politycznych analfabetów. Prawdziwym dylematem dla Polski jest, jak być w centrum Europy. Zapowiadając działania w gospodarce, szef rządu zapowiedział wyjątkowo trudny czas:

– Rok 2012 będzie wymagał od Polaków zdolności czasem do mocnych zwrotów, do elastycznego podejścia do rutyny. Nie stać nas będzie na rutynę. (…) Będziemy musieli podjąć działania niepopularne, które będą wymagały wyrzeczenia od wszystkich, bez wyjątku. Oto najważniejsze decyzje zapowiedziane przez Donalda Tuska:

Zmiany w ulgach prorodzinnych

Podwyższenie o 50% ulgi prorodzinnej na każde trzecie i kolejne dziecko. Ulga na dwoje pierwszych dzieci pozostanie bez zmian. Dotyczyć to ma tylko rodzin, których dochód nie przekracza 85 tys. zł rocznie.

Dla zarabiających więcej ulga prorodzinna przysługiwać będzie tylko przy minimum trójce dzieci.

Ta sama zasada obowiązywać ma przy becikowym.

Nowe zasady dla twórców

Podobne kryteria dochodowe mają obowiązywać przy odpisywaniu 50% kosztów uzyskania przychodu.

Ulga na Internet do likwidacji – Jej znaczenie społeczne dziś maleje – mówił premier. – Proponujemy likwidację ulgi na Internet. Powinno to przynieść w ciągu 4 lat oszczędności ponad 1,5 mld zł.

Zwiększenie podatków od wydobycia miedzi i srebra. – Chcemy, aby opodatkowanie rezerw tych dwóch kruszców i innych kopalin było stałym źródłem wzrostu gospodarki. Dotyczy to także gazu łupkowego.

Przyspieszenie wydawania pozwoleń na budowę

Pozwolenia na wielkie inwestycje mają być wydawane w ciągu 100 dni. Na małe – 60 dni.

Usprawnienie pracy sądów

Skrócenie średniego czasu orzekania o 1/3.

Podniesienie składki rentowej o 2 pkt proc. po stronie pracodawcy - Zbyt optymistyczna decyzja obniżająca składkę rentową powoduje deficyt w systemie rentowym grubo ponad 20 mld zł. Teraz staje się nieuzasadnionym i lekkomyślnym działaniem w czasie szukania zacieśnienia dyscypliny finansowej – ocenił Donald Tusk nawiązując do rozwiązań wprowadzonych przez rząd Jarosława Kaczyńskiego.

Utrzymanie waloryzacji rent i emerytur – Utrzymamy waloryzację na dotychczasowym poziomie, natomiast biorąc pod uwagę rozziew między wysokimi emeryturami a najniższymi, proponujemy, aby każdego roku podejmować w Wysokiej Izbie decyzje, aby waloryzacja miała charakter kwotowy, a nie procentowy. Ta zasada ma też obowiązywać przy emeryturach mundurowych.

Ubezpieczenia i podatki dla rolników Premier zapowiedział m.in. stopniowe odchodzenie od KRUS-u i zmiany w systemie ubezpieczeń zdrowotnych:

- Od lutego 2012 zaproponujemy, zgodnie z intencją orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, zmianę systemu w odniesieniu do rolników. Państwo dalej ma opłacać składkę zdrowotną za rolników o najniższych dochodach – w gospodarstwach do 6 ha.

Od 6 do 15 ha rolnicy mają płacić połowę składki, a powyżej 15 ha – całą. W następnym kroku składka ma być płacona w systemie identycznym, jak obowiązujący powszechnie. - Od 2013 wśród rolników zaczniemy wprowadzać rachunkowość, a następnie opodatkowanie na normalnych zasadach – mówił premier. Rozpoczniemy od największych gospodarstw, stopniowo rozszerzając przepisy na mniejsze. W zamian za to szef rządu obiecał stopniowe odchodzenie od innych obciążeń – m.in. podatku rolnego.

Wydłużenie wieku emerytalnego. – Proponujemy, aby od roku 2013, a więc praktycznie od zaraz stopniowo zrównywać i podwyższać wiek przechodzenia na emeryturę kobiet i mężczyzn – finalnie do 67 roku życia. (….) Co 4 miesiące wiek emerytalny przesuwać będziemy o kolejny miesiąc. (…) Poziom 67 lat w przypadku mężczyzn osiągniemy w roku 2020, a dla kobiet w 2040. Dzięki tym zmianom państwo przestanie się nadmiernie zadłużać i umożliwi to wypłacanie emerytur wszystkim i dzisiaj i w przyszłości. Pójdziemy na emerytury później, ale będą wyraźnie wyższe. Dla kobiety, która ma dziś ok. 50 lat oznacza to pracę dłużej o 3 lata i emeryturę wyższą o ok. 20%. Dla kobiety, która dzisiaj ma 39 lat, pracę dłuższa o 7 lat i emeryturę wyższą o ok. 80%.

Zmiany w emeryturach mundurowych Mają dotyczyć też górników, prokuratorów, sędziów i księży. Wiek emerytalny w służbach mundurowych ma być podniesiony do 55 lat, a staż służby do 25 lat.

W górnictwie przywileje mają być utrzymane wyłącznie dla pracujących bezpośrednio przy wydobyciu.

Emerytury księży – Potrzebna jest dyskusja o zabezpieczeniu emerytalnym duchownych w tej części dotyczącej Funduszu Kościelnego. (….) Duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych. Gdyby wymagało to zmian w konkordacie, jesteśmy na to gotowi.

Podwyżki dla mundurówek – Polska armia i policja będą pod szczególną opieką, także finansową – zadeklarował szef rządu. – Rewidując system emerytalny nie możemy zapominać (…), że przygniatająca większość policjantów i żołnierzy zarabia za mało. Od 1 lipca policjantów i żołnierzy ma czekać podwyżka o ok. 300 zł. Podobne podniesienie płac ma nastąpić pod koniec kadencji.

Podsumowując wystąpienie premier stwierdzi, że warunkiem, od którego zależeć będzie to, czy Polska przejdzie przez czas kryzysu bezpiecznie, jest „serdeczna i bardzo wymagająca pomoc prezydenta, dobra współpraca między marszałkami, ministrami i szefem NBP”. – Jestem przekonany, że wszyscy czujemy, że to jedno z głównych źródeł sukcesu

Gwarancję bezpieczeństwa państwu polskiemu może, według Tuska, przynieść „obrona przed radykalizmami”, które ujawniły się 11 listopada. – Państwo polskie nie jest od tego, by przeprowadzać obyczajową rewolucję, lecz zapewnić dostatnie życie w tych trudnych czasach. Głównym zadaniem, jakie nas czeka jest -w opinii premiera – budowanie narodowej wspólnoty, opartej na wspólnych symbolach, jak krzyż, orzeł, flaga. Premier apelował do polityków, by nie prowadzili wojen i zatargów obyczajowych. – Nie powinniśmy nikogo na siłę chrystianizować, ani laicyzować. – Jeśli mamy być wielkim, silnym narodem, to musimy się umiejętnie i mądrze oprzeć na wspólnej tradycji. Najbardziej nowocześni będziemy wtedy, gdy będziemy potrafili oprzeć się na fundamentach, jakimi są krzyż, czy Polska oparta na tradycji. rch, mall Za: Stefczyk.info (18.11.2011)

19 listopada 2011 "Wokół nas huragan kryzysu finansowego zagraża bezpieczeństwu najbardziej rozwiniętych państw”- powiedział we wczorajszym ekspose, pan premier Donald Tusk, który ma zadatki na bycie „żelaznym premierem” tak jak premier Józef Cyrankiewicz. Też socjalista.. Historia lubi się powtarzać, może się powtarzać systematycznie, jako farsa.. Aż to wszystko skończy się tragedią.. Bo całość spraw socjalistycznych- idzie właśnie w tym kierunku. W socjalistycznej Europie zorganizowanej w jedno państwo- Unię Europejską i w Stanach Zjednoczonych, kiedyś państwie kapitalistycznym, a dzisiaj upadającym pod ciężarem socjalizmu.. Kto by pomyślał, że państwo kapitalistyczne, potężne i wspaniałe - zgnoi socjalizm biurokratyczny i życie na kredyt, przynajmniej 15 bilionów dolarów?. Bez pokrycia w złocie.. I szykującego się do kolejnej „misji pokojowej”: w Iranie.. Nie wiem, pod jakimi hasłami, ale chyba nie demokracji, bo tamtejszy prezydent wybrany został właśnie demokratycznie.. Ale kto wie! Może to nie o taką demokrację chodzi Stanom Zjednoczonym.. Bo demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi kierować..

Oczywiście to co pan premier Donald TUsk, kiedyś liberał, dzisiaj czerwony socjalista , nazywa „kryzysem” oczywiście żadnym kryzysem nie jest, jest natomiast rezultatem rządów wszystkich kolejnych ekip rządzących Polską od 1989 roku, związanych z KOR-em i tzw. opozycją demokratyczną, a także pana premiera Donalda Tuska, który wraz ze swoimi kolegami z rządu zadłużył Polskę , czyli nas wszystkich w ciągu czterech lat rządów na 300 miliardów złotych, co nadaje się do księgi Guinessa, jako informacja, a do więzienia- jako przejaw ignorancji i wpędzania niewinnych ludzi w niezawiniony dług. Film” Dług” powinien zostać jeszcze raz nakręcony- przynajmniej wersja uzupełniająca.. Tak jak zachowanie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, podczas uroczystej odprawy wart pod grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie z okazji obchodów rocznicy odzyskania niepodległości, co sfilmowała kamera TVN24, a co dotyczyło włożenia czegoś do ust pana prezydenta, to znaczy pan prezydent sobie włożył sam, i łączył się pod pomnikiem zapewne w „bulu” i „nadzieji” z nieznanymi żołnierzami poległymi na różnych frontach walki o niepodległość. Łączył się z nimi przy pomocy żutej gumy do żucia Donald, a może przy pomocy tik- taka.. Nie wiadomo, ale można przypuszczać, że raczej tik- taka, bo pan Donald nie jest takim serdecznym przyjacielem pana Komorowskiego, jak to pokazuje często telewizja.. Co innego na fonii, a co innego na wizji.. Szkoda, że nie było tam, na czym usiąść, tak jak w obecności pani Merkel i pana Sarkoziego, pan prezydent Komorowski rozsiadł się w fotelu, czekając, aż państwo kanclerstwo znajdzie sobie odpowiednie miejsce, żeby sobie przysiąść.. Zapewne by usiadł sobie, jako człowiek wielce zdrożony. Czy tak postępuje prawdziwy hrabia Komorowski? Pani Hanna Gronkiewicz- Waltz nie jest co prawda hrabiną, ale osobą bardzo rozrzutną jak najbardziej, ile już było tych premii przyznanych za dobrą pracę urzędniczą. Nie pamiętam ilu urzędników obdarowała, ale w warszawskim Ratuszu jest ich prawie 7,5 tysiąca((????) Właśnie przymierzają się do zakupu elektronicznych zabawek za sumę 15 milionów złotych.. Wiem- nie jest to suma zawrotna, O której warto byłoby pisać, w zalewie marnotrawstwa codziennego. Będą aparaty telefoniczne, modemy i tablety. Będą gadżety dla urzędników nie tylko Ratusza, ale spółek okołomiejskich- też cierpiących na rozrost biurokracji.. Tak się szczęśliwie składa, że pani prezydent zafundowała niedawno mieszkańcom Warszawy podwyżkę cen biletów i opłat za wodę- i jest, z czego czerpać Nie tylko wodę.. Choć zadłużenie Warszawy rośnie lawinowo i dochodzi do 6 miliardów złotych puls miliard odsetek złotych rocznie.. Ale balanga trwa dalej.. Jak to na Titaniku.. Tonie, ale orkiestra musi grać! Tak jak nasz kraj, ale pan premier ogłosił plan ratunkowy, polegający z grubsza na tym, że zabierze więcej pieniędzy Polakom. Żaby na czas „kryzysu” pozostali - jak najbardziej goli.. I bardzo weseli.. Bo jak tu się nie weselić, jak kraj nasz zostanie uratowany? Bo w demokratycznym państwie prawa najważniejsze jest biurokratyczne państwo, a nie człowiek to państwo swoją pracą i pieniędzmi podpierający… Człowiek się o tyle liczy, ile można mu zabrać pieniędzy.. Ulgi będą dopiero od trzeciego dziecka, a najlepiej od szóstego urodzonego, jak aborcja nie wejdzie wielkim frontem do naszego życia dzięki ludziom Palikota, ludziom nowoczesnym i bezkompromisowym, a wychodzącym naprzeciwko oczekiwaniom Komisji Trójstronnej, takiego rządu światowego zbierającego się od czasu do czasu. W tajemniczych sprawach! Będziemy mieli większy dobrobyt i bezpieczeństwo, o czym zapewnił premier, który robi sobie już kompletne jaja z ludzi, którymi zarządza, jako premier… Jak może być większy dobrobyt, jak premier rządu zabiera ludziom pieniądze? Jak się komuś coś zabiera, to ten ktoś ma mniej, a nie więcej - panie Królu kochany”, pardon- panie premierze.. Jak można opowiadać takie bajki? A rozumowanie jest bardzo proste.. Jak się komuś zabierze- ten ktoś ma mniej od tego, co miał wcześniej, gdy mu pan premier nie zabrał.. I „kryzys” wtedy będzie większy , a nie mniejszy, bo człowiek okradziony z pieniędzy ma ich mniej i mniej wydaje na różne rzeczy, co powoduje spadek zakupów produktów produkowanych przez firmy, firmy te nie mogąc sprzedać towaru zwalniają pracowników i tym sposobem doprowadza pan do uwiądu gospodarkę. Tak jak Pan to robił przez ostatnich cztery lata.. Podatki trzeba obniżać, a nie podwyższać, nawet dajmy na to składkę rentową czy zdrowotną, z której wpływy Pan oblicza na 7 miliardów złotych. To Pan i Pana urzędnicy będą mieli 7 miliardów złotych więcej, a przedsiębiorcy- 7 miliardów złotych mniej.. To gorzej dla gospodarki- a lepiej dla biurokracji.. No i gorzej dla tych wszystkich, którzy w gospodarce funkcjonują.. Biurokracja funkcjonuje poza gospodarką, a mówiąc wprost- na niej pasożytuje.. I jak każdy pasożyt, wcześniej czy później zdrowy organizm udusi.. A dokładanie policji i wojsku po 300 złotych dodatkowo oznacza, że spodziewa się Pan wybuchu społecznego wynikającego z gnębienia ludności zamieszkującej Polskę podatkami.. Gnębienia przez Pana i pana aparat polityczny.. Bo nic tak nie niszczy wsi, miast, miasteczek jak podatki - nie licząc ma się rozumieć bombardowania dywanowego.. Jak ktoś słusznie zauważył?.! I jak Pan spęta rolników tym samym systemem niewoli podatkowej, tak jak nas – mieszkających w mieście- to zniszczy Pan jeszcze tę resztkę rolnictwa, która funkcjonuje, a która jest solą w oku planistów socjalistycznych Unii Europejskiej, którzy umyślili sobie budowę wielkich socjalistycznych kołchozów rolnych dotowanych przez państwo socjalistyczne, jakim jest Unia Europejska.. I pod wielką kontrolą Wielkiego Brata.. Bo socjalizm nikogo nie może pozostawić bez kontroli.. Wszystko musi być pod kontrolą - jak w powieści Georga Orewlla, „Rok, 1984” której być może Pan nie czytał, tak jak Traktatu Lizbońskiego, który Pan podpisał.. Ciekawe, czy czytał Pan umowę przy zakupie swojego domu? Pewnie też Pan nie czytał, bo, po co.. I tak sprawy mają iść w określonym kierunku.. Likwidacji państw narodowych, regulacji, wysokich podatków i uzależnienia wszystkich od socjalistycznego państwa biurokratycznego, Bo niewola - to wolność! Ale mądrzy i zdeterminowani kibice wymusili przywrócenie orła na koszulkach polskiej reprezentacji.. Bo są zorganizowani i przestaną chodzić na mecze.. Przydałby się ktoś, kto wymusiłby na rządzie obniżkę podatków w cenach, benzyny, ropy i gazu.. Gdyba cała Polska przestała przez tydzień kupować: benzynę, gaz i olej napędowy? Może wtedy władza poszłaby po rozum do głowy.. A tak? Od stycznia nowe podwyżki podatków.. WJR

Kony, czyli wyprawa do Ugandy Właśnie kilka dni temu Biały Dom oznajmił, że wysyła 100 żołnierzy amerykańskich do Ugandy, aby ująć bądź zabić Josepha Kony’ego. Spróbujmy sobie wyobrazić człowieka bez sumienia w dżungli. Drapieżnik zbiera wojsko, zwane Armią Oporu Boga (Lord’s Resistance Army – LRA), porywa dzieci, morduje, pali wioski, sieje strach. Kanibalizm i gwałty stają się normą. A w międzyczasie ogłasza się Mesjaszem, nowym wcieleniem Jezusa. Temu wszystkiemu towarzyszy czarna magia oraz aura nietykalności i stałego triumfu. Od ponad 20 lat wszelkie próby – dyplomatyczne, polityczne i militarne – usunięcia go ze sceny spełzły na niczym. I to wszystko dzieje się jeszcze w XXI w. Jego życie i kariera są niepojęte dla przeciętnego człowieka, a horror jego działalności mógłby może opisać w drugiej części „Jądra ciemności” Joseph Conrad. W skrócie można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od upadku innego potwora, Idi Amina w Ugandzie i tzw. wojen w buszu (1981–86). Milton Obote ze swoją Ugandyjską Armią Narodową przegrał bój i stracił prezydenturę na rzecz Joueri Museveni i jego Armii Oporu Narodowego. Naturalnie chodziło o walkę plemion. A główne ludy w Ugandzie to Bantu na rolniczym południu i Acholi na koczowniczo-rolniczej północy, (których tereny zachodzą głęboko w Sudan). Południe jest lepiej rozwinięte, tam powstały też zalążki państwowości, przedkolonialnej monarchii. Z tego powodu Brytyjczycy faworyzowali południe oraz lokalnego kabakę (króla). Po niepodległości południowcy zdominowali struktury państwowe. Plemiona północne czują się wielce upośledzone, buntują się, a szczególnie Acholi. Kony jest Acholi. Urodził się w 1961 r. w wiosce Odek. Jako dziecko był jednocześnie ministrantem w miejscowym kościółku oraz uczniem szamana. Na scenie polityczno-wojskowej swego państwa pojawił się po „wojnach w buszu”. W swoistej edukacji stworzonej przez niego partyzantki zawierały się elementy mistyczne, mieszające pogaństwo i chrześcijaństwo. Sam Kony twierdzi, że jest łącznikiem między Niebem a Ziemią, stale komunikuje się z Duchem Świętym. Uzurpuje sobie przy tym tradycyjną rolę „starszego” – wielce szanowaną w kulturze Acholi. Jego matecznik to Góry Aueri, gdzie płynie święte źródło. Jest ono kluczowe dla magii Kony’ego. Namaszcza jego wodą pomieszaną z ziołami, wyśpiewując zaklęcia. Nie tylko leczy tym sposobem AIDS, gruźlicę, syfilis, impotencję i bezpłodność, ale również powoduje, że jego żołnierzy nie imają się kule. Tu modlą się przed bitwą.

Kony obiecuje po zwycięstwie ustanowienie rządów teokratycznych opartych na swojej magii, która ma gwarantować dominację Acholi w Ugandzie. Nota bene, nie jest to odosobniony przypadek w Afryce – na przykład buntownicy Mau-Mau w Kenii (wywodzący się z plemienia Kikuy) uprawiali podobną czarną magię i stworzyli podobne teokratyczne struktury polityczno-militarne. Władzę ma wywalczyć Armia Oporu Boga (LRA), która powstała z Armii Świętego Zbawienia oraz Ruchu Ducha Świętego (HSM), którego szefową była Alice Lakwena. Kony był początkowo jednym z jej oficerów. Lakwena również używała magii, jako narzędzia mobilizującego przeciw władzom centralnym Museveniego. Jednak, gdy jej zwolennicy przegrali wielką bitwę pod Dżindża, uciekła do Kenii. Na polu bitwy został Kony i wcielił HSM do LRA. Stale potrzebował rekruta. W związku z tym wymyślił oryginalną metodę rekrutacji. Porywa dzieci, to jest osoby do dwunastego roku życia, a następnie zmusza do mordowania swoich rodziców. Szacuje się, że przez dwadzieścia lat LRA porwała do 40 000 dzieci – np. między grudniem 2009 a październikiem 2011 r. porwano 1787 osób, zabito 953 cywilów, z czego na 10 miesięcy tego roku przypada „zaledwie” 509 porwań i 137 mordów. Podkreślmy, że są to tylko wypadki zarejestrowane i bezsprzecznie dowiedzione. Dzieci służą Kony’emu jako żołnierzyki, tragarze oraz seksualni niewolnicy. Z dzieci naturalnie dowolnie korzystają wszyscy żołnierze LRA, a bardziej atrakcyjne dziewczynki mają szansę stać się „żonami” Kony’ego bądź jego generałów. Dzieci, które się sprzeciwiają bądź uciekają, są zabijane. Te, które są za słabe do noszenia broni czy pakunków, porzuca się w dżungli, co jest właściwie wyrokiem śmierci. Tresuje się je, zmuszając do wzajemnych bójek. Zwycięzca w nagrodę może żyć. Pokonanego się dobija. Do tego dochodzą stałe sesje indoktrynacyjne, a więc magia. Podkreślmy, że prawie 80 proc. stanu osobowego LRA to dzieci. Według niektórych szacunków przeciętnie służą około 3 lata, ginąc najczęściej w walce. Stąd Kony’emu wciąż potrzebni są nowi rekruci. Działalność LRA spowodowała falę uciekinierów – ponad 2 miliony osób, z czego połowa to Acholi, znalazło się w obozach dla uchodźców. Wracający na ojcowiznę ludzie często znajdują obcych z innych plemion i regionów, którzy przejęli ich gospodarstwa i pola. System rekrutacyjny LRA wymusza również okresową migrację dzieci do miast. Na przykład, co noc z okolicznych wiosek do miasta Gulu przybywa do 40 000 dzieci, które boją się spać w domu, wolą na ulicach. Za dnia wracają do siebie. Do tej pory jednak wielokrotne kontrataki wojsk rządowych wprawdzie osłabiły LRA, ale nie zdołały wyeliminować Kony’ego. Udało mu się wymknąć z wielkiej obławy wojsk ugandyjskich w 2002 r. i w 2008 r., jak również wspólnej kongijsko-ugandyjskiej operacji w 2007 r. Kony gwiżdże sobie na pościgi jak i na listy gończe Międzynarodowego Trybunału Karnego. Stale przemieszcza się z dość małym oddziałem, liżąc rany i oczekując na swój dzień. Przecież w podobnych warunkach przetrwał w dżungli prawie 30 lat późniejszy prezydent Kongo Joseph Kabila. Od 2009 r. USA otwarcie pomagają w ujęciu Kony’ego (trening, broń i technologia), choć dopiero w tej chwili Amerykanie zaangażowali się bezpośrednio. Miejmy nadzieję, że siłom specjalnym się uda. To byłby horror, gdyby USA zaangażowały się w tę operację armią regularną. Lepiej zostawić sprawy miejscowym, a najlepiej wynająć najemników, których nie obowiązują skomplikowane regulaminy humanitarne amerykańskich sił zbrojnych. Dopiero wtedy na Kony’ego przyjdzie kryska. Marek Jan Chodakiewicz

EXPOSE Expose Pana Premiera Tuska nie słuchałem. Nie chciałem powtarzać przykrego doświadczenia sprzed czterech lat. Ale „rynki finansowe” są podobno zachwycone. „To właściwie wymarzone exposé agencji ratingowych. Usłyszały wszystko, co chciały - uznał Rafał Hirsch, dziennikarz ekonomiczny TVN CNBC. Jeszcze lepiej ocenił przemówienie premiera Ryszard Petru. Dobre exposé. Z moich punktów jest aż sześć! Pytanie o szczegóły reformy KRUS i deregulacji. Ale za rok lepiej byłoby z Palikotem w koalicji - napisał znany ekonomista. Nie było dotąd tak konkretnego, gorzkiego i „cięciowego” exposé - dodał Konrad Piasecki, dziennikarz polityczny RMF FM. Także specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz, który nie szczędził nieraz krytyki Tuskowi, tym razem uznał, że po raz pierwszy od 1989 roku nie było to copy-paste z kwitów z resortów, a raczej autorska opowieść o tym jak przeprowadzić kraj przez kryzys. To najbardziej odważne exposé polskiego premiera od 1989 roku - podsumował.”

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rolnicy-zjedza-donalda-tuska-na-sniadanie-internau,1,4910908,wiadomosc.html

Więc się przemogłem i poczytałem, co Pan Premier powiedział. Parafrazuję Ryszarda Pertu, „z moich punktów” też było sześć. Tylko innych. Podwyższenie wieku emerytalnego, o czym mówiłem od dawna (szkoda, że Pan Premier wcześniej nie posłuchał) to „oczywista oczywistość”. Kwotowa, a nie procentowa waloryzacja emerytur, to także mój stary pomysł. Tylko, dlaczego ma to być działanie „na jakiś czas”? Niech ten czas będzie jak najdłuższy – nastąpi spłaszczenie emerytur, co jest sposobem dochodzenia do emerytury obywatelskiej – każdemu po równo. Ograniczenie przywilejów emerytalnych dla „górników”, którzy nigdy nie byli pod ziemią – jestem za. Likwidacja ulg (w tym becikowego) dla osób, które nie powinny być klientami państwa, bo są wystarczająco zamożne – to kolejna oczywistość. Próbowałem to wytłumaczyć w 2006 roku Panu Premierowi Marcinkiewiczowi, ale bez skutku. Górę wzięli „narodowcy” twierdzący, że becikowe nie powinno być uzależnione od dochodów. Miałem okazję z niego skorzystać, ale nie skorzystałem. Jak się kiedyś syn zapyta skąd się wziął na świecie nie będę musiał mówić, że „tata miał ulgę podatkową?. Skrócenie czasu postępowania sądowego – to akurat copy-paste z większości wcześniejszych expose. Zobaczymy czy się uda. Deregulacja szeroko rozumianego prawa inwestycyjnego tak, aby skrócić czas oczekiwania na pozwolenie na budowę. Jestem, za, ale obstawiam, że się to rządowi nie uda. Ale były też w expose pomysły „od czapy”. Na przykład pomysł podniesienia składki rentowej – „oczywiście tylko dla pracodawców”, żeby nie drażnić „pracowników”, którzy nie rozumieją, że składka rentowa, bez względu na to, czy w części pracownika, czy w części pracodawcy jest elementem klina podatkowego, wbijanego sukcesywnie pomiędzy pracodawcę i pracownika od 1990 roku przez wszystkie kolejne rządy, od rządu KLD, którego obecny Premier był członkiem, poczynając. Ale skąd Pan Premier ma to niby wiedzieć? Zwiększanie klina w czasach, gdy grozi zwiększenie bezrobocia jest pomysłem ekonomicznie szalonym. Podobnie jak stopniowa likwidacja KRUS i obejmowanie rolników powszechnym systemem emerytalnym i podatkowym oraz koniecznością prowadzenia przez nich rachunkowości. Pan Premier nie wyjaśnił, jaka będzie stawka amortyzacji konia w tym nowym, „uproszczonym” systemie podatkowym. Oprócz cięć, Pan Premier zapowiedział też zwiększenie niektórych wydatków państwa. Mają być podwyżki dla policjantów i żołnierzy….

P.S. Niektórym zabrakło w wystąpieniu Pana Premiera jednego: „jasnego kalendarza wprowadzenia euro - bo to bycie w strefie euro, choćby nie wiem jaki ona przezywała kryzys – jest dziś warunkiem pozostawania w centrum Europy” http://wyborcza.pl/1,75968,10669209,Dlaczego_Tusk_milczy_o_euro.html#ixzz1e4rIZ8hw

Więc pozwolę sobie przypomnieć, że Grecja jest dziś przecież w strefie euro. Czyżby była „w centrum Europy”? Bo ja słyszałem, że to kraj „peryferyjny”? Więc to, że Pan Premier o euro nie wspomniał to ten „mój siódmy punkt”

POST SCRIPTUM DO EXPOSE, CZYLI EKONOMISTA ROKU Komentując expose Pana Premiera Tuska na podstawie informacji przeoczyłem coś, na co nie zwrócili uwagi ci, którzy je omawiali. Teraz już jestem po lekturze całości więc chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jeden fragment: „podniesienie o 2 punkty procentowe składki po stronie pracodawców (…) wydaje się, że w sposób niewielki spowoduje domknięcie strumienia pieniędzy, który mógłby znaleźć się na rynku, ponieważ dzisiaj tak to oceniamy i statystyki są tutaj dość jednoznaczne, dzisiaj firmy, przedsiębiorstwa, nie są skłonne, ze względu na to kryzysowe zagrożenie wydawać pieniądze. I dlatego jest duże prawdopodobieństwo, że istotna część środków, która wpłynie do budżetu państwa z tytułu podwyższenia składki o 2 punkty procentowe to są pieniądze, które w innym przypadku leżałyby raczej na lokatach, niż pracowały w gospodarce…”

Naprawdę Pan Premier tak powiedział:

http://wyborcza.pl/1,75248,10668035,Expos%C3%A9_premiera_Donalda_Tuska__STENOGRAM_.html?as=3&startsz=x#ixzz1e68Vptl3

Pan Premier został Europejczykiem Roku. Za tezę, że się pieniądze marnują na lokatach powinien zostać Ekonomistą Roku. Gwiazdowski

Kto to jest szaleniec? Chyba Albert Einstein, jako szaleńca określił tego, który robi to samo i za każdym razem oczekuje innych rezultatów. Jak bym to trochę zmodyfikował, szaleniec to ten, który za każdym razem robi inaczej, ale oczekuje takich samych rezultatów. W kontekście expose premiera pojawiły się komentarze, że jak będzie bardzo reformatorskie, z dużą ilością konkretnych działań ograniczających wydatki, to będzie dobrze przyjęte przez rynki i będą wzrosty na giełdzie. W 2009 roku była mega-ekspansja fiskalna, która podtrzymała popyt i była hossa na giełdzie. Teraz, jak będzie okres cięć wydatków i podnoszenia podatków, to popyt spadnie i będzie okres niskiego wzrostu, a w mojej ocenie będzie recesja za dwa lata. To nie sprzyja giełdom. Będą spadki. Dlatego uczeni w Excelu powinni dobrze przemyśleć nadchodzące scenariusze. Jeżeli nie będzie reform, to recesja też będzie, ale nadejdzie kanałem utraty wiarygodności. Tylko w przypadku reform recesja będzie krótkotrwała, w przypadku braku reform będzie długa i bolesna.

28 obietnic gospodarczych premiera Tuska

Deficyt SFP około 3% w 2012, w każdym z wariantów

Dług publiczny 52% w 2012 roku i 47% w 2015 roku, krajowa definicja

Deficyt SFP 1% w 2015

Opodatkować wydobycie miedzi, srebra i innych kopalin, w tym gazu łupkowego

Ograniczenie ulg: becikowe i inne.

Instrumenty finansowe mają poprawić demografię, ulga prorodzinna +50% na 3 i 4 dziecko, ulga na 1 i2 dziecko bez zmian

Zasada sprawiedliwości społecznej, dochód 85,000 lub więcej to ulga tylko za 2 i więcej dzieci

Becikowe tylko dla rodzin o dochodach poniżej 85,000 rocznie.

Neutralność dochodowa polityki prorodzinnej

Umowy autorskie tylko wtedy gdy przychód nie przekracza 85,000. Powyżej nie będzie kosztów uzyskania przychodu 50%

Ulga na Internet zostanie zlikwidowana (1,5 mld w ciągu czterech lat)

Likwidacja omijania podatku Belki

Twarde eliminowanie omijania płacenia podatków

Odchudzenie administracji, raporty o efektach deregulacyjnych, lepsze prawo, pozwolenie na budowę 100 dni dla dużych inwestycji, 60 dni dla małych

Usprawnić pracę sądów, skrócić postępowanie o 1/3

Co najmniej połowę zawodów uwolnić od obowiązku licencji

W KPRM będzie mechanizm uniemożliwiający nadprodukcję ustaw

Tylko profesjonalny OSR pozwoli na przekazanie ustawy do Sejmu

Tryb pracy nad ustawami taki, że likwidujemy stare przepisy w takim samym tempie jak tworzymy nowe, co najmniej

Instytucje publiczne będą korzystały z nowoczesnych technik informatycznych w kontaktach z obywatelami, zadanie nowego ministerstwa

System emerytalny: podniesienie składki rentowej o 2pp. po stronie pracodawcy, i tak nie inwestują, więc te pieniądze leżałyby na lokatach, to je wykorzystamy. Obniży deficyt o 13 mld złotych rocznie.

Zmiana waloryzacji emerytur i rent, waloryzacja na dotychczasowym poziomie, ale o charakterze kwotowym, na jakiś czas. Po 4 latach powrót do waloryzacji procentowej. Dotyczy też służb mundurowych. Nie będzie świętych krów.

Składka zdrowotna dla rolników, wyrok TK, rolnicy od 6 do 15 ha połowa składki ZUS, powyżej 15 ha całą składkę. W następnym kroku rolnicy w systemie powszechnym. Od 2013 roku w rolnictwie rachunkowość i opodatkowanie na ogólnych zasadach, na początek największe gospodarstwa. Docelowo odejście od KRUS.

Ograniczenie (likwidacja) podatku rolnego

Podwyższenie wieku emerytalnego, od 2013 roku zrównanie wieku emerytalnego i podwyższenie stopniowo do 67 roku życia: co 4 miesiące wiek emerytalny wzrośnie o miesiąc.

Przegląd grup uprzywilejowanych: górnicy, prokuratorzy, mundurowi, księża. Dla wstępujących do służby od 2012 roku nowe reguły, nie obejmą obecnych pracujących w tych grupach. Dla nowych wiek emerytalny 55 lat, sta służby 25 lat (mundurowi) , w górnictwie przywileje tylko dla tych co pracują bezpośrednio przy wydobyciu, dla pozostałych emerytury przejściowe. Zmiany dla prokuratorów i sędziów w stanie spoczynku. Fundusz kościelny rozwiązany, duchowni przejdą do powszechnego systemu, ewentualne zmiany w konkordacie.

Utrzymamy wskaźnik natowski wydatków na obronę narodową

Wojsko i policja będą pod szczególną ochroną finansową. Podwyżka po 300 złotych dla każdego policjanta i żołnierza 1 lipca 2012 roku, i jeszcze raz pod koniec kadencji, jak pozwolą warunki

Świetne expose. Teraz wyzwaniem pozostaje implementacja. Proponuję, żeby media monitorowały na bieżąco te 28 obietnic. Jak bardzo można się zmienić w miesiąc. Okazuje się że można. W ciągu miesiąca jest możliwa transformacja z populisty „tu i teraz” w reformatora „odpowiedzialności za jutro”. Tak sie właśnie stało w przypadku premiera Tuska. Dzisiaj przemawiał jak odpowiedzialny mąż stanu, który dobrze rozumie zagrożenia i z wyprzedzeniem podejmuje odpowiednie działania.

Super Mario czy raczej Miki Mario Polskie media będą szeroko omawiały expose premiera, więc może ich uwadze umknąć wypowiedź prezesa EBC, zwanego do tej pory Super Mario, który wykluczył zamianę EBC w prasę drukarską i wytknął liderom krajów eurostrefy, że nie wdrażają podjętych wcześniej decyzji, o zbudowaniu fiskalnej bazooki. Zatem nie ma Super Mario, tylko Miki Mario. Ta wypowiedź pomogła giełdom spaść, bo coraz więcej inwestorów zaczyna rozumieć to, co ja rozumiałem od samego początku. EBC nie odpali żadnej bazooki, może najwyżej kupić politykom trochę czasu, którego jest coraz mniej. A tymczasem bankowe szczury uciekają coraz szybciej z tonących krajów południa Europy, o czym donosi FT. Sztorm się nasila. Proponują nałożyć kamizelki ratunkowe. Tak na wszelki wypadek.

Rybiński

Tu-154 stracił skrzydło 26 m nad ziemią

Tu-154 stracił skrzydło 26 m nad ziemią - niezalezna.pl (foto. Mulag;

creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl

Brzoza nie spowodowała wypadku prezydenckiego tupolewa, a ustalenia MAK nt. przyczyny katastrofy smoleńskiej są wbrew prawom fizyki – wynika z najnowszych badań utytułowanego pracownika NASA, prof. Wiesława Biniendy. „Gazeta Polska Codziennie“ dotarła do niepublikowanych jeszcze najnowszych badań prof. Wiesława Biniendy. Ten pracujący dla NASA naukowiec, dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej Uniwersytetu w Akron, specjalista w zakresie wytrzymałości materiałów używanych w lotnictwie, członek zespołu badającego katastrofę promu kosmicznego Columbia, po raz kolejny podważył dotychczas jedyną oficjalną wersję wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r., przedstawioną przez najwyższe organy zajmujące się tragedią smoleńską – Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) i później komisja Jerzego Millera.

Fałszywe tezy MAK i Millera Według badań prof. Biniendy teza o brzozie, która miała spowodować katastrofę prezydenckiego tupolewa, jest fałszywa. Profesor opracował matematyczny model skrzydła samolotu i brzozy, a następnie przeprowadził wiele symulacji za pomocą rygorystycznych badań komputerowych wykorzystujących prawa fizyki, aerodynamiki oraz prawa zachowania materiałów. Sprawdzał, co dzieje się z samolotem po uderzeniu skrzydła w drzewo. Uwzględniał różne możliwe kąty natarcia czy gęstości brzozy. – Wynik był jednoznaczny. Samolot przecina brzozę, a skrzydło nie doznaje uszczerbku powierzchni nośnej – stwierdza jednoznacznie w rozmowie z „Codzienną“ prof. Binienda. Już we wrześniu profesor udowodnił, że w momencie zderzenia samolotu z brzozą nie mogłoby dojść do oderwania fragmentu skrzydła jak sugeruje MAK. – Według moich analiz stan skrzydła po zderzeniu z brzozą daje możliwość dalszego stabilnego lotu. Wnioski te zostały potwierdzone za pomocą wszystkich przeprowadzonych obliczeń. Przebieg wypadków sugerowany przez MAK i komisje Millera nie mógł mieć miejsca – ocenia prof. Binienda. Ekspert NASA przeprowadził dalsze badania aerodynamiczne. Cel – ustalenie, czy jeśli faktycznie w jakiś sposób zawiniła brzoza, skrzydło mogło dolecieć 111 m dalej i upaść w miejscu, gdzie je znaleziono. I znowu wyniki badań jednoznacznie zaprzeczają oficjalnym raportom, jakoby urwane skrzydło mogło spaść w odległości 111 m od brzozy. – Gdyby fragment skrzydła faktycznie oderwał się przy uderzeniu w drzewo z prędkością 80 m/s, to nie mógłby dolecieć 111 m dalej, a samolot uderzyłby w ziemię z prędkością 100 km/h, zaledwie 12 m za brzozą – tłumaczy profesor. Jeżeli faktem jest, że fragment skrzydła został znaleziony w odległości 111 m od brzozy, to należy sprawdzić, na jakiej wysokości i w jakiej odległości od miejsca znalezienia musiał się ten fragment oderwać od skrzydła, żeby upaść tam, gdzie je znaleziono. – Wyniki badań wyraźnie pokazują, że oderwanie skrzydła musiało nastąpić 70 m za brzozą na wysokości, co najmniej 26 m od ziemi, podczas gdy trajektoria sugerowana przez MAK sugeruje, że w przestrzeni pomiędzy brzozą a miejscem znalezienia kawałka skrzydła samolot leciał na wysokości nie większej niż 6,5 m – mówi profesor.

Boją się badań Według niego, zakładajac, że fragment odrywa się na wysokości 6,5 m nad ziemią, jak sugeruje MAK, nie jest możliwe, aby taki fragment urwany z lewego skrzydła mógł się znaleźć po prawej stronie osi samolotu. Badania pokazują, że w pierwszym etapie lotu fragment urwanego skrzydła gwałtownie opada do ziemi. Aby ruch na prawo był możliwy, fragment ten musi oderwać się na wysokości, co najmniej 26 m. Według prof. Biniendy ostateczna pozycja, gdzie nastąpiło urwanie skrzydła, znajduje się 70 m od brzozy na wysokości 26 m. Brzoza nie miała nic wspólnego z rozpadem samolotu. Katarzyna Pawlak

Uwaga na kolejne prowokacje: Warszawa, Gdańsk, Szczecin, Poznań, Łódź, Wrocław, Katowice

ANALIZA MATERIAŁÓW WYKAZUJE JEDNOZNACZNIE, ŻE POLICJA PRZYGOTOWYWAŁA SIĘ DO PROWOKACJI NA SZEROKĄ SKALĘ, TEMU MIALY SŁUŻYĆ JEDNOZNACZNIE SAMOCHODY Z DZIAŁKAMI ULTRADŹWIĘKOWYMI (L-RAD). Przypominam zakupiono 6 za cenę ok. 750 000 dolarów na jedno dla określonych z góry miast: Warszawa, Gdańsk, Szczecin, Poznań, Łódź, Śląsk-Wrocław, Katowice. Oraz latające samoloty filmujące uczestników.. Chodziło o duże manewry. Kolejne prowokacje będą w jednym z tych miast. Komentarz MP: Oto fragmenty prywatnej relacji jednej z uczestniczek marszu, która potwierdza, że opisy medialne rzekomych faszystów są czysto kryminalną medialną prowokacją wobec Narodu Polskiego. Niestety, ludzie nie zdają sobie jednak sprawy z rozgrywki, jaka jest prowadzona – że to nie jest jednak to samo co trzydzieści lat temu. Że tym razem rozgrywka idzie o zniewolenie całej ludzkości, a następnie wymordowanie ponad 90% mieszkańców Ziemi. Policja realizuje rozkazy, podobnie jak polski rząd – nie zdając sobie sprawy z tego, jakie będą skutki eskalacji terroru państwowego. Należy robić wszystko by uświadomić służby oraz przedstawicieli władzy, którym się wydaje, że rządzą, a tak naprawdę to tylko wykonują zlecenie satanistycznego rządu światowego. Dowodem na powyższe tezy jest fakt, że podobne rozwiązania siłowe stosuje się w wielu krajach, że wiele protestów jest odgórnie prowokowanych przez te same międzynarodowe siły. To są na razie testy, ale czekają nas naprawdę ciężkie czasy – w przyszłym roku się zacznie.

Tak wyglądał Marsz Niepodległości naprawdę

Cześć (…) !!! ja byłam na mszy razem z rodzicami w moim kościele (było pięknie sztandary, kombatanci, śpiewanie pieśni patriotycznych). Na marsz przyjechałam razem ze znajomymi metrem, wysiedliśmy na stacji Politechnika i tu włączyliśmy się do marszu. Szliśmy tak jak Ty mówisz. Zatrzymano nas przy banku pocztowym (przy Polnej), a później już w miarę równo doszliśmy do Pl. Na Rozdrożu. Szłam w różnej części marszu, byłam w środku, byłam na początku, ale w zasadzie szłam niedaleko samochodu z głośnikami. W każdym miejscu pochodu, gdzie się znalazłam była przeurocza atmosfera, mijałam wspaniałych ludzi, trzymaliśmy się za ręce, wesoło się pozdrawialiśmy, jednemu z maszerujących (twarz mi znana nie tylko z telewizji, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć nazwiska) „poskrobałam marchewki” – przeprosiłam go bardzo serdecznie a on na to z rozbawieniem, że „faszyści się nie przepraszają” przywitał się ze mną (pocałował w rękę) i wspólnie wznieśliśmy hasło „Bóg-Honor i Ojczyzna”. Tak było na całej trasie pochodu. Niosłam czyjeś dziecko, z innymi szłam za rękę, pełno rodziców z małymi dziećmi w wózkach i na ramionach – jednym słowem pochód pełen radości i pokoju. Jedynie koło Belwederu – żeby zobaczyć jak jest nas dużo – wlazłam na taką wysoką podmurówkę (nie tylko ja) i wtedy usłyszałam od policjanta „spier….”, natomiast w Alejach przy urzędzie ministrów kordon policji uzbrojony po zęby, co prawda stał, ale widać było, że wystarczyła tylko byle jaka zaczepka, aby użyli swoich „atrybutów”. W tym też czasie dostałam telefon, ze przy Dmochowskim zbierają się „tęczowi” i policja, abym uważała, bo może być prowokacja i niezła zadyma. I faktycznie policja szła od strony Szucha, stała od strony kawiarni „na rozdrożu” i krzyczeli żeby się rozejść, bo manifestacja jest nielegalna w przeciwnym wypadku użyją siły, pocieszeniem miało być to, że oszczędzać będą kobiety w ciąży i osoby z immunitetem (posłów i senatorów)!!!! Widziałam, jak młodego chłopaka, który stał przy barierce dopadło kilku policjantów i bez powodu zaczęło go okładać pałami na pomoc rzuciło się kilku chłopaków i go odbili. Moi znajomi, (z którymi się już wcześniej zgubiłam) szli Al. Szucha rozmawiali przez telefon, nagle usłyszeli za sobą walenie pał o tarcze, a gdy się obejrzeli zobaczyli amfibie z armatką wodną i cały szwadron uzbrojonej policji, nie wiem co by było, gdyby nie uciekli na plac (zresztą nie tylko oni, także cała masa innych ludzi). Ponadto policjanci prowokowali wchodząc z uwieszonymi na plechach butlami gazowymi w ściśnięty tłum ludzi – to było okropne

TO WSZYSTKO PRZYPOMINAŁO MI WYDARZENIA SPRZED TRZYDZIESTU LAT, CZYLI STANU WOJENNEGO, TEGO ZDANIA SĄ WSZYSCY, Z KTÓRYMI ROZMAWIAŁAM – CUDOWNĄ RADOSNĄ ATMOSFERĘ ZNISZCZONO, TYLKO DLATEGO, ŻE NIE PASOWAŁA DO USTALEŃ LEWAKÓW Z KRYTYKI POLITYCZNEJ.

Bardzo dobry jest artykuł Ziemkiewicza w poniedziałkowej Rzepie „Jaka brzydka katastrofa” – warto przeczytać, bo potwierdza to czego byłyśmy świadkami. W mediach pokazywali zadymę „gości” z Niemiec a mówili o naszym spokojnym i radosnym marszu, podczas którego nawet nie mieliśmy świadomości, że gdzieś obok zachodnie bojówki walczą z policją – o czym dowiedziałam się dopiero, kiedy wróciłam do domu. Pozdrawiam bardzo serdecznie i do następnego spotkania – buziaczki – E. Monitorpolski's Blog

Posłowie pytali Tuska o Arabskiego i podwyżki O podwyżki dla policjantów i podwyższenie wieku emerytalnego, ale także o powody powołania Jarosława Gowina na ministra sprawiedliwości oraz Tomasza Arabskiego na szefa kancelarii premiera pytali posłowie w piątek premiera Donalda Tuska.

Anna Fotyga (PiS) zarzuciła Tuskowi, że na szefa kancelarii premiera ponownie wybrał Tomasza Arabskiego, który - jak stwierdziła - brał udział w "przemyśle nienawiści" wobec byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego - przypomniała m.in. sprawę odmowy samolotu rządowego dla Lecha Kaczyńskiego podczas jednego ze szczytów UE. Fotyga zaznaczyła, że Arabski, startując w wyborach z drugiego miejsca na liście PO w Gdańsku, czyli w "mateczniku PO", nie zdołał uzyskać mandatu poselskiego, co - jak oceniła - była negatywną weryfikacją jego dokonań. Pytała Tuska, jakie atuty Arabskiego spowodowały, że premier zdecydował się zignorować nie tylko opozycję, ale też wolę elektoratu.

Marzena Wróbel (Solidarna Polska) pytała Tuska, dlaczego w expose nie powiedział ani słowa o nauczycielach. Skrytykowała też zapowiedź podwyższenia wieku emerytalnego, argumentując, że utrudni to wejście na rynek pracy ludziom młodym.

Jerzy Rębek (Solidarna Polska) - w kontekście zapowiadanych zmian w KRUS - pytał, czy rząd zna trudną sytuację mieszkańców wsi. Pytał też, czy prawdą jest, iż dojdzie do zamrożenia środków z Funduszu Pracy. Jacek Bogucki (Solidarna Polska) zarzucił premierowi, że proponuje rolnikom jedynie nowe obciążenia, nie mówi natomiast nic o zrównaniu dopłat ani o ochronie polskiego rynku żywności.

Andrzej Romanek (Solidarna Polska) pytał premiera, czy poprze "legalizację sutenerstwa", co - według niego - proponował Ruch Palikota. Posłowie PiS pytali, czy rząd ma pomysł na tzw. umowy śmieciowe i na bezrobocie w woj. świętokrzyskim (Krzysztof Lipiec), domagali się szybkiej budowy obwodnic w swoich okręgach wyborczych (m.in. Kazimierz Gołojuch), pytali o termin modernizacji linii kolejowej Lublin-Warszawa (Małgorzata Sadurska) i powody wysokich kosztów budowy stadionów na Euro 2012 (Jan Tomaszewski). Leszek Dobrzyński pytał, „czemu premier stchórzył” i prawdziwy program rządu przedstawił dopiero w piątek, a nie przed październikowymi wyborami.

Antoni Macierewicz (PiS) pytał, kto "skorzystał z wystąpienia" premiera mówiącego o podatku od kopalin i "kto wiedział, że premier użyje tej informacji". Według Macierewicza spowodowała ona spadek wartości KGHM o 2,5 mld zł. Marek Balt (SLD) mówiąc o spadku wartości akcji KGHM, podał kwotę 4 mld zł i pytał, ile stracił na tym Skarb Państwa.

Zbigniew Dolata (PiS) chciał wiedzieć, czy Tuskowi "wystarczy odwagi", aby wprowadzić podatek obrotowy od wielkich sieci handlowych, a także czy rząd zwiększy subwencję oświatową dla szkół wiejskich.

Marcin Witka (PiS) dopytywał, czy likwidacja stanowiska pełnomocnika ds. walki z korupcją oznacza, że korupcji już w Polsce nie ma. Pytał też, czy zniknął problem wykluczenia, skoro Bartosz Arłukowicz - nowy minister zdrowia - nie jest już pełnomocnikiem ds. osób wykluczonych. Politycy PiS pytali też o kompetencje nowych ministrów. Annę Paluch (PiS) ciekawiło, dlaczego ministrem transportu został Sławomir Nowak, czyli - jak mówiła - "człowiek, którego jedynym kontaktem z realnym życiem było prowadzenie firmy PR-owskiej".

Bartosz Kownacki (Solidarna Polska) poświęcił swe wystąpienie nowemu ministrowi sprawiedliwości. Zarzucił Gowinowi brak kwalifikacji do kierowania tym resortem. "Czy w Platformie Obywatelskiej jest już taka pustynia intelektualna, że nie ma żadnego prawnika, że nie ma tam żadnej osoby związanej z wymiarem sprawiedliwości, która odważyłaby się podjąć to wyzwanie?" - pytał Kownacki. Były też pytania o to, jak rząd ma zamiar przeciwdziałać bezrobociu i czy ma pomysł na zagospodarowanie osób pozostających bez pracy, a także o to, czy gabinet Tuska ma zamiar działać na rzecz tego, by młodzi dobrze wykształceni i przedsiębiorczy ludzie nie wyjeżdżali z Polski.

Rzecznik klubu Solidarnej Polski Patryk Jaki dowodził z kolei, że dotowane przez rząd lewicowe czasopismo "Krytyka Polityczna" i wynajmowany przez nią w Warszawie lokal stał się 11 listopada "przechowalnią niemieckich bandytów" i ich "składem broni: kijów, noży, kastetów". Pytał więc, czy w tej kadencji Sejmu rząd Tuska ma "zamiar sponsorować inne składy broni". Zadał też pytanie, dlaczego Tusk dzień po wydarzeniach 11 listopada "wypuścił niemieckich bandytów" na wolność.

Klubowy kolega Jakiego, Piotr Szeliga, zadał pytanie, czy pomysł włączenia księży do powszechnego systemu ubezpieczeniowego, który pojawił się w piątkowym expose, premier ustalił ze Stolicą Apostolską i czy nie było tak, że podsunął mu go Janusz Palikot.

Przemysław Wipler (PiS) przywołał słowa Tuska sprzed kilku lat, kiedy apelował do Polaków, aby "uważali na swoje portfele". W tym kontekście pytał premiera m.in., czy rząd rozważa zmianę progów ostrożnościowych, a także, o ile wzrośnie akcyza i na jakie towary.

Barbara Bubula (PiS) pytała Tuska, ile wyniesie kwotowa waloryzacja emerytur w 2012 r. i kolejnych latach, czy wyklucza wprowadzenie podatku katastralnego, a także, czy rząd zamierza podjąć działania ograniczające prawo do zgromadzeń i wolność słowa.

Andrzej Duda (PiS) przypominał sytuację, kiedy minister finansów Jacek Rostowski nie wziął udziału w posiedzeniu eurogrupy. Pytał, czy Polska zamierza stać się głównym graczem w Europie właśnie poprzez rezygnację z udziału w takich spotkaniach.

Beata Mazurek (PiS) pytała z kolei o perspektywę podwyższenia zasiłku pielęgnacyjnego. Chciała też wiedzieć, dlaczego premier różnicuje służby mundurowe w zakresie podwyżek. Marek Suski (PiS) pytał wręcz premiera, czego się boi, skoro "daje policjantom po 300 złotych, a innym zabiera".

Anna Sobecka (PiS) chciała natomiast wiedzieć, czy rząd rozważa zwiększenie kontroli KNF i NBP nad działającymi w Polsce bankami, które - jak mówiła - transferują fundusze poza nasz system bankowy.

Tomasza Kaczmarka (PiS) interesowało z kolei, czy Tusk zamierza poprzeć projekt depenalizacji posiadania marihuany. Zapytał, czy premier zdaje sobie sprawę, że głównym beneficjentem takiego rozwiązania byłyby grupy przestępcze. Pytał też, czy premier odwoła szefa BOR gen. Mariana Janickiego w związku z toczącym się w prokuraturze dochodzeniem na temat niedopełnienia obowiązków przez BOR przy przygotowaniu wizyt w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r. Pytanie szefowi rządu postanowiło zadać 130 osób. Premier odpowie posłom dziś, po wznowieniu obrad przez Sejm.

PAP


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
613 PRAW
613 21
Dz U 2010 nr 65 poz 613(1)
613
613
613
613 pytania z market
613
613, W7 - inżynierii środowiska
612 613
613
613
613
613 614
613
6 Science 323 610 613 2009 id 4 Nieznany (2)
613
613

więcej podobnych podstron