Streszczenie w pigułce
Róża Żabczyńska złożyła wizytę swojej córce Marcie, lecz nie zastała jej w domu. Czekając na jej powrót przechadzała się po mieszkaniu. Róża była starszą, aczkolwiek zadbaną i piękną kobietą. Wpatrując się w lustro przypominała sobie lata młodości, kiedy to zakochała się w Michale Bądskim, synu swojego nauczyciela gry na skrzypcach. Między dwojgiem nastolatków szybko zaiskrzyło i spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Róża zakochała się w Michale bez pamięci. Niestety młodzieniec musiał wyjechać do w głąb Rosji, gdzie czekała na niego posada inżyniera powiatowego. Tam ożenił się z moskiewską kursistką.
Róża mieszkała w Warszawie u ciotki Luizy, która zabrała ją z rodzinnego Taganrogu, gdy ta miała czternaście lat. Z czasem w stolicy Polski zjawili się też jej rodzice. Matka namawiała ją, by zapomniała o Michale i wyszła bogato za mąż, by podreperować słabą sytuację materialną rodziny. Po kilku latach bohaterka wyszła za Adama, niejako po to, by zemścić się na mężczyznach i Polsce, gdzie spotkało ją wielkie nieszczęście i upokorzenie.
Państwo młodzi przenieśli się do Saratowa, gdzie Adam dostał pracę w gimnazjum. Na znak żałoby po ukochanym Michale, Róża postanowiła ubierać się na czarno. Dla Adama była oschła i nieprzystępna. Szybko urodziła się im dwójka synów.
Róża od zawsze uwielbiała śpiewać. Miała wieczny żal do ciotki Luizy, że ta zmuszała ją do nauki gry na skrzypach. Krewna zabrała ją z Taganrogu do Warszawy, aby ocalić dziewczynkę przed zmoskaleniem w dzikim kraju. Po przyjeździe do Polski kobieta zapisała podopieczną na prywatną pensję oraz do konserwatorium na lekcje muzyki. Po latach Róża miała pretensje do ciotki, że zniszczyła jej marzenia o śpiewaniu i to, że zabrała ją od przyjaciół z Tagangrodu, tylko dlatego, że zachciało się jej ratować polskie dziecko.
Ciotka Luiza nadała kiedyś Róży nowe imię – Eveline, ponieważ podczas jednego ze spacerów po parku Łazienkowskim ktoś wziął obie panie za Żydówki (warszawiacy uważali, że Róża to imię semickie).
W mieszkaniu Marty pojawił się Adam. Mężczyzna od dwóch lat nie mieszkał ze swoją żoną, lecz z niejaką panią Kwiatkowską. Do Róży, z którą wciąż był żonaty od ponad czterdziestu lat przez całe życie zwracał się „Elciu”. Na samym początku ich wspólnej drogi Adam był przekonany, że wszystko między nimi się ułoży, lecz żona rozwiała jego mrzonki, pokazując mu zdjęcie Michała, swojej prawdziwej i jedynej miłości.
Róża przez cały czas miała za złe mężowi, że kiedy umierał ich synek – Kazio, on bezradnie rozłożył ręce. Wypominała mu to bardzo często, również w mieszkaniu Marty. Zdenerwowany Adam kazał kobiecie natychmiast zamilknąć. Bolały go te słowa, bo przecież on również cierpiał, gdy Kazio umierał. Między parą doszło do małej szarpaniny. Gdy Róża się uspokoiła poprosiła Adama, by zadzwonił po Władysława, ich najstarszego syna.
Po jakimś czasie w domu Marty pojawił się Władysław z żoną Jadwigą. Mężczyzna był urzędnikiem państwowym pracującym zagranicą, m.in. w Rzymie i Królewcu. Był bardzo podobny do swojej matki, nie tylko fizycznie. Z żoną Jadwigą mieli trójkę dzieci. Widok Władysława natychmiast uspokoił matkę, którą rozwścieczyło zachowanie Zbyszka, syna Marty.
Róża od zawsze chciała być dla pierworodnego syna bóstwem. On z kolei patrząc na dziwactwa, rozpacz i furię matki myślał, że wszystkie kobiety są do niej podobne. Kobieta nauczyła go gry na fortepianie, ponieważ odziedziczył po niej smykałkę do muzyki. Gdy Władyś miał szesnaście lat pierwszy raz akompaniował jej przed publicznością. Róża szczyciła się synem, gdy stali ramię w ramię, młodzi i piękni, na scenie w deszczu oklasków.
W wieku dwudziestu paru lat Władyś przebywał na studiach w Berlinie. Zakochał się tam w brzydkiej i biednej Halinie. Zaraz po tym, jak zawiadomił rodziców o swoich zaręczynach, w Niemczech pojawiła się Róża. Kobiecie nie spodobała się kandydatka na żonę dla syna, dlatego zasugerowała mu, by zerwał zaręczyny. Władysław nie potrafił się jej sprzeciwić. Pogodził się z decyzją matki i odwołał oświadczyny.
Kilka lat później mężczyzna zaręczył się z Jadwigą Żagiełtowską pochodzącą z ziemiańskiej rodziny. Ta z kolei uzyskała aprobatę Róży, co wielce ucieszyło Władysława. Jednak tuż po ceremonii zaślubin mężczyzna usłyszał od swojej matki: Idź precz do nowej rodziny! Pchaj się w tę tłuszczę. Ja tam niepotrzebna.
Róża często odwiedzała syna i synową. Władyś witał ją wtedy niczym królową, a matka traktowała Jadwigę jak powietrze, jak zło konieczne. Róża wtrącała się do prowadzenia domu, kuchni, a także zgłaszała zastrzeżenia co do garderoby syna i jego żony.
Władysław po dziesięciu latach małżeństwa otrzymał posadę na placówce w Rzymie. Pewnego dnia zaprosił matkę do siebie, do stolicy Włoch. Na początku Róża zachowywała się bardzo poprawnie. Miała już sześćdziesiąt lat, chociaż wyglądała na zaledwie czterdzieści. Wpadła na pomysł, by w mieszkaniu syna i synowej zorganizować raut. Podczas przyjęcia zagrała dla gości przy akompaniamencie Władysława. Po krótkim recitalu ambasador podziękował Rózy za prawdziwie polski sentyment z jakim wykonała utwory i zapytał, czy nie chciałaby swoją muzyką przysłużyć się polskiej propagandzie. Kobieta zaśmiała mu się wtedy w twarz, mówiąc: „Sentyment? Pan to nazywa polski sentyment? Na, a ja panu powiem, że ja przez polską blagę życie zmarnowałam! Ja mogłam wielką, wielką artystką być, żeby nie wasza blaga!”.
Róża odwiedziła Władysława i Jadwigę, w Królewcu, dokąd przenieśli się wraz z dziećmi z Rzymu. Bohaterka z wiekiem stała się niesłychanie wyczulona na komfort, dlatego też wiecznie narzekała mieszkając u syna, chociaż niczego jej tam nie brakowało. Między nią, a Jadwigą, nadał istniała niewidzialna ściana.
W mieszkaniu Marty, Róża powiedziała, że poprosiła o przyjście Władysława, aby pomógł jej załatwić ponowny wyjazd do Królewca na wizytę u doktora Gerhardta. Syn poprosił ją, aby się uspokoiła i nie denerwowała. Zapewnił też, że wszyscy martwią się o nią i jej zdrowie. Na koniec oznajmił: „Jeżeli za cenę zdrowia masz być dobra, wyrozumiała, to już lepiej bądź zła; moja mamo…”
Do domu wreszcie wróciła Marta. Róża przypomniała sobie wówczas dzień dziesiątej rocznicy śmierci Kazia. Była z mężem na cmentarzu, potem wróciła sama do domu, a Adam poszedł na sesję do szkoły. Władysław siedział nad zadaniem z matematyki, za rok miał zdawać maturę. Miała mu za złe, że nie zwraca na nią uwagi. Pomyślała nawet, że go zastrzeli, albo zaatakuje Adama nożem, wtedy ktoś ją zauważy, chociażby śmierć. Kiedy się ściemniło sięgnęła po rewolwer męża, lecz upuściła go przypadkowo na podłogę. Podnosząc broń z podłogi oprzytomniała i pomyślała: Jezus, Maria, toż ja chciałam syna zabić! Dlaczego? Kiedy wrócił Adam Róża natychmiast zaczęła na niego krzyczeć. Uskarżała się, że nikt się nią interesuje i nie pomaga. Zdenerwowany Adam nie pozostawał jej dłużny i również zaczął na nią krzyczeć. W furii chwycił ją i zaciągnął do sypialni. Tej nocy, w dziesiątą rocznicę śmierci Kazia, poczęła się ich córka Marta.
Gdy Róża urodziła niechcianą córkę, nie miała zamiaru nawet jej karmić, więc konieczne było sprowadzenie mamki. Adam natomiast nie posiadał się ze szczęścia. Opiekował się córeczką wraz z babką Sophie. Marta nie musiała pić tranu i gimnastykować się, jak niegdyś jej bracia. Dziewczynka miała siedem lat, gdy zachorowała na dyfteryt. Matka nie dość, że nie przejęła się chorobą córki, to nawet użyła jej do zemsty na mężu. Wmawiała mu, że to kara za to, że nie chciał ratować Kazia. Jednak po wizycie lekarza Róża przełamała się i zaopiekowała się chorą córeczką. Po dwóch dniach stan dziewczynki zaczął się poprawiać, aż w końcu wyzdrowiała. Od czasu choroby Róża zmieniła swoje podejście do córki.
Marta przechodząc pod opiekę matki utraciła możliwość kontaktu z innymi dziećmi. Matka ograniczyła jej wszelkie swobody i odcięła od ojca. Dziewczynka wciąż darzyła wielką miłością Adama i babkę Sophie, lecz pozostawała karna wobec matki. Najmilej wspominała wizyty Władysława, ponieważ skupiał on na sobie całą uwagę Róży, a ona mogła robić co chciała.
Matka zdecydowała, że Marta będzie studiowała śpiew w Warszawie. Cała rodzina przeniosła się do stolicy z Saratowa, chociaż Adam nalegał, by córka poszła na studia ogrodnicze. Dziewczyna nigdy nie czuła pasji do muzyki. Dopiero na pierwszym roku studiów, kiedy w warszawskim mieszkaniu odwiedził ich Władysław, Marta poczuła coś niesamowitego. Podczas małego koncertu dla brata zapomniała się w muzyce i dała się ponieść melodii. Pokochała śpiew, a widząca to Róża popłakała się ze szczęścia. Właśnie wtedy zaakceptowała Martę.
Jako trzydziestolatka, córka Róży była już znaną w całym kraju śpiewaczką. Kiedy zobaczyła matkę w swoim mieszkaniu przypominała sobie, że były umówione. Ku zdziwieniu Marty, Róża była spokojna i wyrozumiała. Gdy służąca podała obiad, cała rodzina zasiadła do stołu. Władysław z Jadwigą wyszli wcześniej, ale za to pojawił się Paweł, mąż Marty. Podczas posiłku Róża zachowywała się inaczej niż zwykle. Miała zwyczaj narzekać na jedzenie, a teraz jadła z wielkim apetytem, bez słowa skargi. Przy stole opowiedziała wnukowi o swoich najszczęśliwszych latach życia, czyli dzieciństwie spędzonym w Taganrogu.
Paweł, Marta, Zbyszek i Adam zasłuchali się w jej opowieść. Wszyscy, patrząc na kobietę, byli zaszokowani jej zachowaniem, spokojem, opanowaniem. Marta, choć w swoim życiu doznała wielu krzywd i upokorzeń ze strony matki, teraz przytuliła się do niej. Wnuczek przeprosił babcię za swoje wcześniejsze niegrzeczne zachowanie w stosunku do niej. Adam od ponad czterdziestu lat wspólnego życia nigdy nie widział tak zachowującej się Róży. Dostrzegł w niej kogoś zupełnie innego. Domyślał się, że żona próbuje pogodzić się z całym światem i Bogiem, ale nie wiedział dlaczego.
Róża opuściła dom córki w towarzystwie Adama, uprzednio prosząc Martę, by jeszcze tego wieczora odwiedziła ją w jej mieszkaniu. Bohaterka z mężem przejechali dorożką do jej małego lokum. Tam Róża wyjaśniła Adamowi, że nie ma do niego żalu o to, że wyprowadził się od niej do Kwiatkowskiej. Małżonkowie długo rozmawiali i przebaczyli sobie wszystkie wyrządzone sobie nawzajem przez czterdzieści lat krzywdy.
W mieszkaniu matki pojawiła się Marta. Róża opowiedziała córce o swojej niedawnej wizycie w Królewcu, gdzie odwiedziła Władysia i jego żonę. Źle się wtedy czuła, dlatego syn umówił ją na wizytę do doktora Gerthardta. Lekarz przeprowadził z nią wywiad i dokładnie zbadał. Chcąc przysłuchać się rytmowi jej serca przyłożył głowę do piersi kobiety. Mówił wtedy ciepłym głosem, a jej wydawało się, że rozmawia z Michałem. Poczuła, jakby doktor wzrokiem przeszył jej serce na wylot i odczytał z niego, że życie Róży było męczarnią. Po badaniu prosił ją, by się nie denerwowała, zachowała spokój, aby wyrzuciła z swego serca wszystkie złe uczucia i wspomnienia, żeby więcej się uśmiechała, ponieważ w jej przypadku uśmiech oznaczał życie. Zachęcał ją do otworzenia się przed światem, a ona widziała w nim Michała.
Dzięki doktorowi Gerthardtowi zrozumiała, że przez tyle lat żyła wspomnieniami szczęśliwego dzieciństwa, potem pamięcią po ukochanym Michale. To zamieniło jej życie w udrękę. To niemiecki lekarz obudził ją z koszmaru, to dzięki niemu doznała olśnienia i postanowiła się zmienić. Odzyskała wiarę w siebie, Boga, ludzi, ojczyznę.
Poprosiła Martę, by ta nie kopiowała jej błędów i żyła szczęśliwie. Zdawała sobie sprawę, że małżeństwo córki przypominało bardzo jej własne z Adamem, dlatego przeprosiła ją, iż ją do niego namawiała. Róża powiedziała córce, że listownie umówiła się na wizytę u doktora Gerthardta. Jej paszport stracił ważność, ale jak Władysław załatwi nowy, natychmiast wyjedzie. Od doktora miała zamiar uczyć się życia.
Kiedy Róża została sama w pokoju, źle się poczuła. Szybko zasnęła, lecz przyśniły jej się zmory i zaczęła krzyczeć przez sen. Zaalarmowany hałasem pan Strawski, który mieszkał obok, zjawił się w pokoju bohaterki i ją ocucił. Mężczyzna chciał telefonicznie wezwać Martę, lecz Róża stanowczo mu zabroniła. Po jakimś czasie bohaterka poczuła się jeszcze gorzej. Było jasne, że umiera. Wiedziała o tym doskonale. Pan Strawski, gdy się zorientował co się dzieje, wezwał lekarza i zadzwonił po Martę. Doktor nie pozostawił rodzinie chorej żadnych nadziei. W mieszkaniu Róży pojawiła się najpierw Marta z mężem, a zaraz po nich Władysław z Jadwigą. Bohaterka umierała na ich oczach. Kiedy odeszła do pokoju wbiegł przerażony Adam. Marta przykryła ciało matki wielkim, czarnym, koronkowym szalem z czasów taganroskiej świetności.