Prezent na rozpoczęcie prezydencji, e-myto
1. Razem z rozpoczęciem polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej, dostaniemy od rządu Tuska swoisty prezent w postaci tzw. e- myta. Wprawdzie nowe opłaty za przejazd niektórymi autostradami, drogami ekspresowymi i drogami krajowymi dotyczą tylko samochodów ciężarowych powyżej 3,5 tony, autobusów i busów ( także samochodów osobowych z przyczepami), ale koszty tej nowej opłaty poniesiemy my wszyscy. Na razie opłaty dotyczą około 1,5 tys. km dróg, ale docelowo obejmą one 2 tys. km autostrad, 5 tys. km dróg ekspresowych i 600 km dróg krajowych, co oznacza objęcie tym systemem większości dróg zbudowanych czy zmodernizowanych w ostatnich latach. Jak wynika z obliczeń przeprowadzonych w Katedrze Ekonometrii i Statystyki Uniwersytetu w Toruniu średni koszt przejechania 1 km po drogach objętych tym nowym systemem przez samochód ciężarowy wzrośnie z 8 do 15 groszy, czyli prawie dwukrotnie. Jeszcze większe wrażenie robi porównanie dotychczasowych opłat za przejazd samochodów ciężarowych (tzw. opłat winietowych) z e-mytem na konkretnych odcinkach dróg o objętych nowym systemem opłat. Przykładowo koszt przejazdu samochodem ciężarowym z Warszawy do Świecka wzrośnie z dotychczasowych 40 zł do 260 zł, a z Rzeszowa do Zgorzelca drogą A-4 z 46 zł do 200 zł.
2. Tak gwałtowny wzrost kosztów transportu zapewne będzie gwoździem do trumny wielu firm przewozowych w Polsce szczególnie tych mniejszych, bo będzie to już druga fala wzrostu kosztów transportu w tym roku. Tą pierwszą spowodował gwałtowny wzrost cen paliw, który przełożył się na 30-40% wzrost cen usług transportowych. To w sposób oczywisty spowodowało spadek popytu na usługi transportowe, a tym samym ogromne kłopoty wielu firm transportowych. Koszty e-myta firmy transportowe znowu będą musiały przerzucić w koszty usług i część z nich zapewne w związku z tym zniknie z rynku na skutek kolejnej fali zmniejszenia popytu na usługi transportem samochodowym. Ale wiele towarów w tym w szczególności żywność, musi być przewożona transportem samochodowym. Szacuje się, że udział kosztów transportu w cenie żywności wynosi przeciętnie od 2 do 7%. Po wprowadzeniu e-myta udział ten będzie wynosił przeciętnie od, 4 do 14% co w oczywisty sposób przełoży się na wyraźny wzrost cen żywności. Sumarycznie wzrost stawek VAT, cen paliw i wreszcie wprowadzenie e-myta spowoduje wzrost cen żywności w tym roku o 20-30%. A ponieważ w wielu polskich rodzinach wydatki na żywność stanowią ponad 50% całości wydatków, więc takie podwyżki cen żywności oznaczają znaczące pogorszenie ich sytuacji materialnej.
3. Wprowadzenie e-myta jest wprawdzie realizacją prawa unijnego, ale jego zastosowanie w Polsce jest wyjątkowo rygorystyczne. Dodatkowo objęto nim busy i samochody osobowe z przyczepami, a także przyjęto stawki za kilometr podobne do tych w krajach zachodnich, co oznacza, że przy naszym poziomie dochodów ich ciężar jest wyjątkowo dokuczliwy. Co więcej e-myto jest już 3 obciążeniem dotyczącym transportu ciężarowego w Polsce. Najpierw w 1997 roku zlikwidowano podatek od środków transportu wliczając obciążenia z niego wynikające w cenę paliw. Później jednak przywrócono podatek od środków transportu dla samochodów ciężarowych powyżej 3,5 tony, a także autobusów, ponieważ był to podatek wpływający do budżetów gmin, a budżet państwa nie był w stanie pokryć im wszystkich ubytków w dochodach z tego tytułu. Teraz e-myto dotyczy tej samej kategorii pojazdów. Tak silne obciążenie transportu samochodowego będzie, więc z jednej strony powodowało upadłość wielu firm transportowych, z drugiej natomiast wzrost cen wielu towarów w tym w szczególności żywności. Ledwie na trochę większą skalę niż do tej pory, zaczęliśmy przy użyciu unijnych pieniędzy budować i remontować drogi, a już wiemy, że za poruszanie się nimi trzeba będzie słono dodatkowo zapłacić. Na razie samochody ciężarowe, ale dalej pójdzie już jak z płatka.
Zbigniew Kuźmiuk
23 czerwca 2011 "Oni nie kochają po polsku, nie mają serca polskiego" - powiedział w Brukseli ojciec Tadeusz Rydzyk podczas seminarium poświęconego energii odnawialnej i geotermalnej. Na samo nazwisko „Rydzyk”, wielu Polaków dostaje gęsiej skórki.. Nie włączy nawet na moment Radia Maryja czy Telewizji TRWAM, żeby wysłuchawszy jakiejkolwiek audycji o charakterze światopoglądowym - mógł sobie wyrobić swoje zdanie.. Nawet nie włączy, a co dopiero skupić się nad tym, co tam jest mówione.. To jest siła propagandy, która od lat urabia „opinię publiczną” szczególnie ludzi młodych, którzy na słowo” Rydzyk” – odwracają się i odchodzą... Żal mi jedynie, że ojciec Tadeusz nie zaprosi do siebie pana Janusza Korwin-Mikke, którego postrzega, jako ”liberała”, w sensie innych „liberałów”, którzy oczywiście liberałami nie są, ale postrzega rzeczywistość w mentalności narodowej. I brzydzi się słowem ” liberalizm”, które zawłaszczone przez socjalistów w Unii Europejskiej i w Stanach Zjednoczonych oznacza dzisiaj po prostu zwykłego socjalistę i stosuje się je do ukrycia prawdziwego oblicza wszystkich tych budowniczych systemu demokratycznego totalitaryzmu opartego o socjalizm.. I nie mówi, może myśli, że demokracja ludowa, stanowi doskonały parawan do budowy systemu totalitarnego wyzbywającego człowieka z jego naturalnego prawa do wolności. Demokracja większościowa jest dokładnym zaprzeczeniem wolności człowieka.. Wystarczy przegłosować i człowiek jest ubezwłasnowolniony większością, jakby większość miała kiedykolwiek rację.. Czasami ma- na przykład w sprawie przywrócenia kary śmierci dla morderców, ale „ demokraci” akurat tę sprawę bagatelizują demokratycznie.. 80% Polaków jest za karą śmierci dla morderców popełniających morderstwa z premedytacją, ale rządzący Polską demokraci jakoś nie kwapią się realizacji idei, której realizacji chce lud demokratyczny.. W końcu on ma decydować! Tak zapisali w bałamutnej Konstytucji. Uchwalonej przez Zgromadzenie Narodowe w dniu 2 kwietnia 1997 roku, w dzień po Prima Aprillis, przyjętą przez Naród w referendum Konstytucyjnym w dniu 25 maja 1997 roku i podpisaną przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w dniu 16 lipca 1997 roku, a która w artykule 4 powiada, że: „Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej należy do Narodu”(????). Czy można sobie większe jaja robić z Narodu? Na dole demokracji, w gminach lud może sobie jeszcze pogrymasić, na przykład ułożyć krawężniki, przy drodze i przy tym się zadłużyć- im więcej tym lepiej - oczywiście, ale w ramach prawa ustanowionego centralnie przez Sejm, którego ustawy spływają na dół niczym zakażona woda po obłożonych podatkami plecach skołowanego ludu.. i ta zakażona woda zakaża przy okazji umysły, nie tylko niszczy zgarbione plecy. Demokracja jest totalitaryzmem ze swoje natury, bo narzuca wszystkim wszystko, co demokraci z górnej półki demokracji sobie zamarzą.. I całą uchwalaną głupotę zwalają na tych, co na dole.. I oczywiście ma rację ojciec Tadeusz Rydzyk mówiąc podczas seminarium, że: „To skandal, czujemy się wykluczani, jesteśmy dyskryminowani, to jest totalitaryzm”(!!!!) No pewnie, że jest - ojcze Tadeuszu, nie tylko z tego powodu, ale z powodów innych,, I nie jest prawdą co zapisano w artykule I Konstytucji, że: ”Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”(???) Naprawdę? I nie jest tak, że to „dobro wspólne” jest konstruowane tak, że jest przeciwko „obywatelom”, czyli niewolnikom demokratycznego państwa prawnego. Państwo miało być dla nich, a jest przeciw nim.. Państwo demokratyczne jest stroną w sporach z obywatelem, a powinno być bytem rozdzielającym spory.. Powinno być bytem obiektywnym stojącym na straży wolności, własności i bezpieczeństwa życia człowieka. Powinno stać na straży wartości naszej cywilizacji, a przyczynia się do zamętu i rozmiękczania tej cywilizacji.. Państwo nie powinno niczego nikomu dawać, bo wtedy jest złodziejem i szabrownikiem, powinno stać na straży.. Nie powinno być paserem, a jest.. Jednym ukradnie- a innym da, zatrzymując dla siebie najwięcej karmiąc wszechwładną biurokrację zalegającą na wszystkich pokładach naszego życia i kładącą się w poprzek naszego życia. Biurokracja zawsze i wszędzie jest zawalidrogą ludzkiego działania i ludzkiej wolności.. Biurokracja zniewala i pasożytuje. Przeszkadza i prowadzi destrukcję. Jest tasiemcem, który zdechnie wraz z uduszonym organizmem.. A jesteśmy już blisko.. „Kto szuka prawdy, nie powinien liczyć głosów”- twierdził G.W Leibnitz. W demokracji nie ma prawdy, bo liczy się liczba. Liczba i Prawda - to dwie wykluczające się kategorie. Według zasady demokracji - im większa Liczba kłamstwa, tym większa Prawda. Prawda nie może być wypadkową kombinacji politycznych gangów zwanych partiami politycznymi.. Prawda istnieje obiektywnie i nie jest relatywna w zależności od zgromadzonych głosów w Zgromadzeniu Narodowym.. Dwa plus dwa zawsze jest cztery, gdyby nawet demokratyczni posłowie większościowi przegłosowali pięć, tak jak Fela z Pragi w „Zbuntowanym aniele”, dla której dwa razy dwa- jest pięć. To tylko tekst piosenki napisany przez Wojciecha Młynarskiego. Demokracja parlamentarna jest targowiskiem próżności demokratycznych posłów, którzy dla swych demokratycznych i niemoralnych racji potrzebują większości, żeby coś przeciw nam przegłosować.. Demokracja gwałci moralność, bo stosuje Liczbę, jako kategorię Prawdy. Demokracja jest ze swej natury przeciw człowiekowi, bo zakłada kolektywne stosowanie swoich zatrutych owoców.. Jednemu człowiekowi obdarzonemu przez samego Pana Boga wolnością pasuje określone postępowanie, a innemu- inne. I to jest zawarte w porządku naturalnym skonstruowanym przez Pana Boga.. Każdy powinien mieć prawo wyboru swojego postępowania, pod warunkiem, że nie krzywdzi innego człowieka, który też ma prawo do wyboru swojej własnej drogi postępowania.. Demokracja wszystkim narzuca wszystko, w sposób kolektywnie- totalitarny.. I do tego zniewala biurokracją, która przypina się do uchwalanych ustaw. Stoi na ich straży. Przeciw człowiekowi mieszkającemu w „dobru wspólnym”, jakim miało być państwo. Państwo - jako byt wtórny wobec wolności człowieka, powinno człowiekowi służyć, a człowieka zniewala.. Przy pomocy demokracji większościowej.. „Argumentów nie należy liczyć, lecz ważyć” – twierdził Cyceron. Ale kto w demokracji liczyłby się z ważeniem argumentów przez Cycerona.?. W demokracji liczy się Liczba pozbawiona jakichkolwiek argumentów. Zabawa w demokrację oczywiście trwa ponad głowami skołowanego narodu, który systematycznie - dzięki mediom sterowanym- wybiera sobie swoich nadzorców. I cierpi żaląc się tym, którzy ich nadzorcami być nie chcą.. „Demokracja to kuriozalne nadużycie statystyki”- twierdził Luis Borges. Co prawda sama statystyka jest kłamstwem, więc demokracja oparta na statystycznej licznie - siłą rzeczy musi być kłamstwem.. Już nie mówić o tym, że: w demokracji liberalnej występuje nieuchronna sprzeczność między wolnością a równością, które wykluczają się wzajemnie, bowiem możemy być albo wolni, albo równi”- tak przynajmniej twierdził wielki konserwatywny umysł Eric Kuehnelt- Leddihn. A „W dyktaturach trzeba wyć razem z wilkami, w demokracjach beczeć razem z owcami”- tak twierdził H. Funke. Ja bym to zdanie odrobinę zweryfikował.. W dyktaturze demokratycznej beczenie owiec jest wodą na młyn demokratycznych wilków.. Trzeba beczeć, żeby wilki były nasycone.. „Jeśli chcesz demokracji wprowadź ją najpierw we własnej rodzinie”- twierdził Likurg. Rozsadza ona oczywiście rodzinę, tak jak rozsadza państwa, tak jak rozsadza cywilizację.. Tak jak rozsadza wszystko, czego się nie tknie.. I po to jest wprowadzana, żeby rozsadzała, niszczyła, podporządkowywała.. Gdybym jakiemuś państwo życzył źle, zafundowałbym mu demokrację większościową, jako realizację idei chaosu i bałaganu.. „Demokracja to arystokracja miernoty”- twierdził P. J. Prudhon.. „Demokracja jest sztuką kierowania cyrkiem z klatki dla małp”- twierdził z kolei Luis Mencken.. A „ głosowanie to instrument i symbol władzy wolnego człowieka, dzięki któremu robi on z siebie głupca, a ze swego kraju –ruinę”( Ambrose Gwinnet Bierce.) Ojcowi Tadeuszowi w Brukseli. być może nie wypadało mówić źle o demokracji, bo tam demokracja traktowana jest jak bóg, ale on chyba najlepiej wie, czym jest demokracja, żyjąc w strukturach monarchii. „To, co jest w Polsce, to jest dramat, draństwo najdelikatniej mówiąc, to jak niecywilizowany kraj”- twierdził. Oczywiście, ojcze Tadeuszu.. Demokracja nie jest częścią cywilizacji europejskiej- była nią monarchia, ale obalona przez demokratów- masonów pozostaje na razie wspomnieniem.. „Tragedią Polski jest to, że od 1939 roku Polską nie rządzą Polacy. Nie chodzi tu o krew, ani o przynależność. Oni nie kochają po polsku, nie mają serca polskiego”. Ojcu zapewne chodzi o polską rację stanu.. Ale dlaczego od 1939 roku? Można liczyć od zamachu majowego, a przed I wojną światową byliśmy częścią monarchii Romanowów, a królem Polski był car Mikołaj II.. W PRL-u rządził Gomułka i rządził Gierek, ale mieliśmy status autonomiczny w stosunku do ZSRR. Dzisiaj Polską rządzą ludzie \z Komitetu Obrony Robotników i uwijają się wokół władzy.. Pogrobowcy panów Kuronia, Modzelewskiego czy Michnika.. Internacjonałów! I co powiedział w sprawie wypowiedzi ojca Tadeusza pan europoseł Michał Kamiński? Kiedyś Prawo i Sprawiedliwość, a obecnie polska Jest Najważniejsza.. „Ojciec Rydzyk jeździ do Parlamentu Europejskiego i opluwa państwo polskie. Niejeden intelektualista czy bezrobotny chciałby opływać w takie dostatki i jeździć takimi samochodami jak on”(????) Pisownia oryginalna „on” z małej litery.. Oczywiście ojciec Tadeusz nie opluwa Polski, bo Polskę kocha.. Jeśli już- to opluwa stosunki panujące w Polsce.. A to zupełnie, co innego. Ja atakuję system panujący w Polsce, ale nie ośmieliłbym się atakować Polski, jako mój kraj, w którym żyję i w którym jestem zakochany. .Uważam się za patriotę, choć mało o tym piszę.. Uważam, że w innym systemie gospodarczo- politycznym Polakom żyłoby się lepiej i pomyślniej.. W obecnym demokratycznym burdelu żyje się źle.. Jak dochodowy burdel można doprowadzić do bankructwa.. Tylko przy pomocy demokracji. Czy nawet burdele by się utrzymały, gdyby zafundować im demokratyczne procedury? Oczywiście wszystkie by zbankrutowały.. Gdyby prostytutkom zafundować procedury demokratyczne, wybory, urny, prawa prostytutek, związki zawodowe.. Koniec burdeli, w których zapanowałby jeszcze większy burdel. Chociaż pomiędzy Liczbą, a Prawda - w burdelach nie ma przysłowiowego burdelu. Jest porządek. Pomiędzy Liczbą, a Prawdą można powiedzieć, że poseł Kamiński wyciągnął największe pożytki z tego burdelu państwowego, do którego przez lata się przyczyniał. A koszty jego wpływu ponosimy my.. Dzisiaj Święto Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa - Boże Ciało, przemiana konsekrowanego chleba i wina w rzeczywiste Ciało i Krew Chrystusa.. Święto ustanowione w 1246 roku w Liegie.. Może dzisiejszy dzień nie jest dniem na tego typy analizy.. Ale tak mnie dzisiaj naszło.. Obrażonych – przepraszam. WJR
Chętnie zaprosimy Ojca Rydzyka ponownie Europosłowie PO i PSL oburzyli się na obecność Ojca Rydzyka w Parlamencie Europejskim i jego krytykę władz państwa polskiego. Oburzają się, gdy krytyka dotyczy ich rządów. Gdy o wiele ostrzejsza, brutalna krytyka dotyczyła rządów PiS-u - wtedy się nie oburzali. Wiadomość z sieci: Europosłowie wyrazili protest wobec słów ojca Rydzyka zaproszonego do Parlamentu przez frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Posłowie wystosowali w tej sprawie oficjalny list. W liście skierowanym do przewodniczącego frakcji Konserwatystów i Reformatorów Jana Zahradila posłowie klubu Platformy Obywatelskiej i PSL wyrazili stanowczy protest przeciwko stwierdzeniom ojca Tadeusza Rydzyka, które padły podczas wczorajszej konferencji zorganizowanej przez frakcję. Zdaniem posłów, wypowiedziane stwierdzenia, iż „Polską nie rządzą Polacy", a także określenie naszego kraju „niecywilizowanym" i „totalitarnym" są niezgodne z prawdą, obraźliwe i hańbiące. "Ojciec Rydzyk - czytamy w piśmie - jest znany w naszym kraju z wygłaszania poglądów skrajnych, obraźliwych, nie tylko pod adresem polskiego rządu". Tym bardziej ze zdziwieniem posłowie przyjęli fakt, iż został on zaproszony na konferencję organizowaną w Parlamencie Europejskim przez frakcję Konserwatystów i Reformatorów. Autorzy pisma podkreślili, że jest ono oficjalnym protestem i proszą o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. W imieniu klubu list podpisał przewodniczący polskiej delegacji Jacek Saryusz-Wolski. Do frakcji Konserwatystów należą wszyscy europosłowie PiS i PJN. Wspólnie z kolegami organizującymi powyższa konferencje, przekazujemy kolegom z PO i PSL następująca odpowiedź: Szanowni Koledzy Posłowie PO i PSL w Parlamencie Europejskim!
1. Dziękujemy za Wasze zainteresowanie konferencją na temat energii odnawialnej, zorganizowaną w Parlamencie Europejskim przez posłów Prawa i Sprawiedliwości, a wyrażone w liście do przewodniczącego grupy politycznej EKR Jana Zahradila. Konferencja rzeczywiście była bardzo ciekawa, dotyczyła ważnego problemu bezpieczeństwa energetycznego Polski i Europy, zgromadziła znakomitych prelegentów i wielu gości. Szkoda, że nikogo z Was na tej konferencji nie było!
2. Wasze zainteresowanie konferencją ograniczyło się do osoby jednego z jej gości, Ojca Tadeusza Rydzyka. Rozumiemy, że jako posłów koalicji rządzącej boli Was, że w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego państwa więcej dziś czynią zakonnicy z Torunia niż ministrowie rządu Rzeczypospolitej. Nie byliście na konferencji, bo pewnie nie chcieliście usłyszeć tej prawdy, że rząd zamiast pomagać, utrudnia rozwój geotermii w Polsce.
3. Ojcu Rydzykowi przypisujecie "wypowiadanie opinii skrajnych i obraźliwych, nie tylko pod adresem polskiego rządu". Nie podzielamy tej oceny. Uważamy, ze Ojciec Redemptorysta dr Tadeusz Rydzyk, kierujący ważnym ośrodkiem niezależnych mediów, w istotny sposób przyczynia się do pluralizmu debaty publicznej w Polsce. Jako posłowie do Parlamentu Europejskiego cenimy sobie zwłaszcza szerokie zainteresowanie tych mediów sprawami europejskimi, w tym na przykład sprawami rolniczymi. Opinie, które wygłasza Ojciec Rydzyk są niekiedy ostre, ale nie wykraczają poza zakres uprawnionej w debacie publicznej krytyki.
4. Wasze oburzenie wobec opinii wypowiadanych przez Ojca Rydzyka jest - wybaczcie nam - trochę obłudne. Nie oburzaliście się, bowiem na skrajne i obraźliwe wypowiedzi polityków Wam bliskich, takich jak panowie Niesiołowski, Kutz czy Palikot. Wobec haniebnych wypowiedzi pana Palikota, obrażających Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego protestował tylko jeden z Was - poseł Filip Kaczmarek, co zachowujemy we wdzięcznej pamięci.
5. Nie podzielamy też Waszego oburzenia słowami, które gość konferencji Ojciec Rydzyk wypowiedział w odniesieniu do państwa polskiego, o niecywilizowanych, totalitarnych rządach w Polsce. Są to słowa wyrwane z kontekstu dłuższej wypowiedzi, a to wyrwanie wypacza ich sens. Niezależnie wszak od kontekstu - tak bardzo Was boli, że ktoś państwu polskiemu, rządzonemu przez PO i PSL przypisał cechy totalitaryzmu? A jak państwo rządzone przez PiS wielokrotnie, niemal codziennie prominentni przedstawiciele Waszego obozu politycznego nazywali państwem totalitarnym - wtedy Was nie bolało? Nawiasem mówiąc choćby ostatnia sytuacja ze skierowaniem lidera opozycji na przymusowe badania psychiatryczne, albo to, że filmy dotyczące katastrofy smoleńskiej prezentowane są wyłącznie w drugim obiegu, bo nie ma dla nich miejsca w mediach publicznych ani komercyjnych - czy to nie są zjawiska przywołujące na myśl totalitaryzm?
6. Reasumując - raz jeszcze dziękujemy za troskę, a nawet jej nadmiar. Oburzenie przyjmujemy do wiadomości, ale go nie podzielamy. Natomiast Ojca Tadeusza Rydzyka nie tylko nie skreślamy z listy naszych przyszłych gości, wręcz przeciwnie, chętnie zaprosimy go ponownie. Z poważaniem Posłowie Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego współorganizatorzy i uczestnicy Konferencji nt. energii odnawialnej Ryszard Czarnecki Tadeusz Cymański Marek Gróbarczyk Mirosław Piotrowski Janusz Wojciechowski
Janusz Wojciechowski
"Rząd Tuska blokuje zwycięzców na wszystkich frontach" Polacy są optymistami i chcą nie tylko trwać, ale zwyciężać. To, co mnie najbardziej drażni w polityce rządu Tuska, to blokowanie - na wszystkich frontach - potencjalnych zwycięzców Jadwiga Staniszkis. Michał Szpak (finalista "X Factor") powiedział niedawno w TVN24, że jest już gotowy do rozpoczęcia kariery estradowej, bo wie, że wytrzyma ewentualną przegraną. To mądra uwaga: na tym polega zdolność przetrwania. Polacy są optymistami i chcą nie tylko trwać, ale zwyciężać. I to, co mnie najbardziej drażni w polityce rządu Tuska, to blokowanie - na wszystkich frontach - potencjalnych zwycięzców. Metoda testów w szkołach, o której wszyscy wiedzą, źle ocenia najzdolniejszych i uczy schematycznego myślenia. Ale ministerstwo ją utrzymuje, bo stanowi narzędzie kontrolowania nauczycieli. Zakazano darmowego studiowania na dwóch wydziałach. Pozorna oszczędność, bo utrudnia budowanie kapitału wiedzy - a to główne źródło sukcesu. Właśnie fakt, iż byliśmy na początku transformacji lepiej wyedukowani, niż by to wynikało z dochodu na głowę, pozwolił w masowej skali, dopasować się do nowego systemu. Dziś ten kapitał jest szybko korodowany. Ja sama, w liceum kończonym w okresie komunizmu, nauczyłam się umiejętności uogólniania (i "dialektycznego" myślenia) bez przywiązywania dużej wagi do faktów. To skaza. Ale dziś, w dziedzinie humanistyki daje się uczniom wiedzę tak sfragmentaryzowaną i ocenzurowaną przez poprawność polityczną, tak, że żadne syntetyzowanie i przekrojowe myślenie nie są już możliwe. Ta infantylizacja programów i podręczników w szkołach średnich przekłada się na obniżenie poziomu studiów. I znów na wyjściu zabija się potencjalny sukces. Zamiast pójść drogą szkół najlepszych (Finlandia, Korea Południowa) gdzie uczy się w laboratoriach biochemii, gdzie matematyka jest łączona z filozofią, gdzie jest dużo historii i czytania książek z literatury światowej. Tylko tak moglibyśmy - jako społeczeństwo - zrozumieć na przykład, co w sferze myśli zdarzyło się w pierwszym 1000-leciu chrześcijaństwa, gdy powstawały intelektualne i instytucjonalne podwaliny dzisiejszego Zachodu. Bez tego nasza integracja będzie tylko naskórkowa. Będziemy imitować, a nie współtworzyć rozwiązania i procedury. To też odbieranie sobie szans na zwycięstwo. Podobnie jak brak odzewu rządu na propozycję środowisk wojskowych, aby odbudować (i zintegrować) potencjał produkcyjny i naukowy kraju w oparciu o tzw. technologie podwójnego zastosowania, równocześnie militarnego i cywilnego. Tak robią najbardziej innowacyjne kraje. W Polsce to właśnie (obok pracochłonnych i wysoko kwalifikowanych usług i nastawionego, na jakość rolnictwa i przemysłu spożywczego) mogłoby stać się strategią rozwoju. Ale rząd woli rozdmuchiwać nieefektywne państwo (już prawie pół miliona zatrudnionych) zamiast znów przebudować je w oparciu o najlepsze wzory. Wzory odwołujące się do "regulacji samoregulacji”, budżetów wyłącznie zadaniowych i - wyłonionej dzięki kompetencjom - służby cywilnej. Takie właśnie państwo mogłoby sprostać wyzwaniom zarządzania publicznego w warunkach kryzysu. I wspomagać logistycznie sektor prywatny dla rozwoju. Ale nie u nas: ten niekompetentny, uciekający od odpowiedzialności moloch, już przez samą swą strukturę działa na jałowym biegu. Jest - ale nie rządzi. A to oznacza wyeliminowanie naszych szans może nie na zwycięstwo, ale choćby przyzwoitą pozycję w globalnym wyścigu. A nawet w Europie Środkowej.
Jadwiga Staniszkis
Rząd cię podsłuchuje W 2010 r. co trzydziesty Polak był inwigilowany – wynika z oficjalnie dostępnych danych. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie ma takiej skali podsłuchów i zapytań o billingi, a ten niechlubny rekord świadczy o potężnej władzy ABW, która praktycznie pozostaje poza wszelką kontrolą Na początku stycznia 2008 r. rolę koordynatora służb specjalnych przejął premier, ale to jest fikcja. „Gazeta Polska” ustaliła, że Donald Tusk nie odbywa żadnych stałych narad, spotkań i konsultacji z szefami służb. Tymczasem pozostające bez kontroli służby specjalne uzyskały tak silną, a jednocześnie niebezpieczną pozycję, jakiej nie miały przez ostatnie 21 lat. Wskazuje ona na to, że faktycznym szefem rządu jest Krzysztof Bondaryk, którego premier nie odwołał mimo katastrofalnych wpadek. Wiedza, którą zebrał Bondaryk przez cztery lata urzędowania w ABW, jest wystarczająca, by go za rządów PO nikt ze stanowiska nie usunął. Jednocześnie dotychczasowe jego działania pokazały, że dla Platformy jest w stanie zrobić niemal wszystko.
Pod kontrolą służb? W ubiegłym roku Gromosław Czempiński, były funkcjonariusz wywiadu PRL, a później szef Urzędu Ochrony Państwa, ogłosił, że przekonywał Donalda Tuska i Andrzeja Olechowskiego ( TW Tener i TW Must) do założenia Platformy Obywatelskiej. Jak ujawnił Sławomir Cenckiewicz na łamach „Rzeczpospolitej”, Olechowski w okresie PRL został zarejestrowany, jako kontakt operacyjny Gromosława Czempińskiego o pseudonimach „Tener” i „Must”. W czasie, gdy Czempiński pełnił funkcję szefa Urzędu Ochrony Państwa, Krzysztof Bondaryk kierował Delegaturą UOP w Białymstoku. W wyborach parlamentarnych w 2001 r. bez powodzenia kandydował do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej, natomiast w latach 2003–2005 był członkiem Rady Krajowej PO. W 2005 r., po wybuchu afery z Anną Jarucką, po której z wyborów prezydenckich zrezygnował Włodzimierz Cimoszewicz, Bondaryk (kojarzony z zakulisową grą służb specjalnych w tej sprawie) odszedł z Zarządu Krajowego PO. W radzie programowej Platformy znalazł się Wojciech Brochwicz, w latach 90. dyrektor w Urzędzie Ochrony Państwa. Pod koniec lat 80. w Białymstoku był on sekretarzem ds. kształcenia ideologicznego i propagandy zarządu wojewódzkiego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej – prowadził wówczas kursy dla kandydatów do PZPR w Białymstoku. To właśnie Wojciech Brochwicz w 1990 r. zarekomendował Bondaryka Andrzejowi Milczanowskiemu, ówczesnemu szefowi UOP, i dzięki temu Krzysztof Bondaryk został przełożonym białostockiej Delegatury UOP.
Imperium „Bonda” Obecny szef ABW zapewnił kierowanej przez siebie służbie unikalną pozycję na rynku telekomunikacyjnym. Ten 52-letni oficer jest znany z fascynacji możliwościami, jakie daje praca operacyjna służb. Genezy tej fascynacji należy szukać na początku lat 90., kiedy Bondaryk, jako szef Delegatury UOP w Białymstoku zetknął się z oficerami byłej SB. Bondaryk zna rynek telekomunikacyjny jak mało, kto: pracował dla jednego z większych operatorów linii telefonii komórkowej ERA PTC. Według prof. Andrzeja Zybertowicza, Bondaryk to jedna z kluczowych postaci „bandy czworga”, czyli grupy jego dawnych znajomych z UOP odpowiadających w przeszłości za monitorowanie podsłuchów w czterech spółkach telefonii komórkowej, jakie operują na polskim rynku. Zdaniem prof. Zybertowicza ta grupa już w okresie rządów PiS miała prowadzić monitorowanie zainteresowania służb w tym zakresie.
Zbigniew Wassermann nazywał go „szefem szefów”. Bondaryk, stając w listopadzie 2007 r. na czele ABW, dysponował potężnym kapitałem informacji, jakie dane posiadają operatorzy telefonii komórkowej i jak z nich dyskretnie korzystać. W ten sposób podległa mu służba skoncentrowała swoje wysiłki na nieograniczonym monitorowaniu telefonów obywateli. W ostatnich latach nabrało to rozmiarów niebezpiecznych dla demokratycznego państwa, jakim Polska chce być. Przykładem całkowitego rozpasania i bezkarności ABW była inwigilacja otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do czego wykorzystano sprawę ujawnienia w prasie poufnego raportu ABW dotyczącego ostrzelania 23 listopada 2008 r. konwoju prezydenta podczas jego wizyty w Gruzji. Śledczy Bondaryka sprawdzali wówczas połączenia i billingi ministrów z Kancelarii Prezydenta, a nawet połączenia telefoniczne niektórych dziennikarzy zajmujących się tą sprawą. Prokuratura zaprzeczyła, że sprawdzane były również billingi prezydenta, ale pojawiły się podejrzenia, że służby sprawdzały „technicznie” połączenia głowy państwa. Podsłuch taki jest zakładany na krótki okres i nie wymaga zgody prokuratora ani sądu. W tym wypadku chodzi m.in. o sprawdzanie, jakości połączeń abonentów. Teoretycznie można na tej zasadzie podsłuchać każdego, a potem zniszczyć dokumenty – dowody takiej operacji. Robią to pracownicy firm telekomunikacyjnych z wydziałów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, zazwyczaj byli oficerowie służb. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że sprawę ujawnienia raportu ABW wykorzystano, jako pretekst do przeprowadzenia inwigilacji otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ujawnienie, bowiem dokumentu, który nie był nawet tajny, w żadnej mierze nie uprawniało Bondaryka do inwigilacji urzędników Kancelarii Prezydenta.
Dorota Kania, Leszek Pietrzak
Tęsknota za mamuśką Nasza cywilizacja dziecinnieje i feminizuje się. Mężczyźni mają podobno w nasieniu o połowę plemników mniej, niż dawniej – najprawdopodobniej nawala produkcja testosteronu. We Włoszech coraz częściej mężczyźni do 40go roku życia mieszkają u mamy - bo dobrze gotuje... Dawniej mężczyzna – nieraz nawet jeszcze pięcioletni – buntował się przeciwko mamie – i chciał wszystko robić sam. Dziś ma lat czterdzieści – i chce, by za niego decydował, kto inny. Jest to przerażający wręcz efekt działania koedukacji, socjalizmu i państwa opiekuńczego. Człowiek od maleńkości przywyka do niańki. Najpierw zwykłej niańki – a potem niańką staje się państwo. Państwo ma zadbać o zdrowie i dobrobyt człowieka. Jak nie zadba – winne jest państwo. Państwo ma nawet zapłacić odszkodowanie za nieurodzaj! Aha: jak jest duży urodzaj, to ceny spadają – i też państwo ma płacić odszkodowanie... Po prostu serce się ściska, jak się patrzy, jak pod wpływem słów sączonych na każdym kroku: z ambony, z katedry, z ekranu telewizora - normalni mężczyźni przemieniają się w jakieś ciamciaramcie. Piszę to, bo zapoznałem się z nowymi badaniami opinii. Do tej pory uważano, że przedsiębiorcy są przedsiębiorczy. Guzik prawda – to już przeszłość. Otóż 50% MiSiów (właścicieli małych i średnich firm) pragnie państwa lekko opiekuńczego – takiej dobrotliwej niani, które to państwo, w wariancie chrześcijańskim lub laickim, oferują PO i PiS. Tylko 25% chce, by panował wolny rynek, a państwo przestało się do nich wtrącać. To elektorat Nowej Prawicy.. Z pozostałych 25% połowa pragnie twardego socjalizmu, gdzie niania może wszystkiego zabronić, – ale za to pupę dobrze podetrze; elektorat SLD. Pozostałe 13% nie wie, czego chce. Najbardziej mnie w tym wszystkim zdumiewa, że te 50% i 12% chce chodzić na wybory!! Przecież skoro sami nie chcą decydować o swoim własnym losie, nie chcą decydować nawet o tym, do jakiej szkoły będzie chodziło ich dziecko (przypominam: programy wszystkich szkół, także prywatnych, układają komuniści z Ministerstwa Edukacji Narodowej) – to, dlaczego chcą w głosowaniu decydować o tym, do jakich szkół będą chodziły dzieci wszystkich pozostałych Polaków?!!? Przecież to tak, jakbym godził się, że sam nie mogę sobie kupić samochodu, jaki chcę – tylko samochód dobierał mi urzędnik. Za to miałbym prawo w głosowaniu decydować o tym, jakimi samochodami jeżdżą inni!! To jest właśnie taki – absurdalny – system. Paradoks polega na tym, że nie godzimy się na jego wprowadzenie tam, gdzie chodzi o rzecz mało ważną, czyli markę auta – a godzimy się tam, gdzie chodzi o wychowanie i wykształcenie, a więc całą przyszłość, naszych dzieci!!!!...a może się mylę? Może to, dlatego, że dla dzisiejszego Polaka ważniejszy jest samochód niż przyszłość jego dziecka? JKM
Kłamstwo oświęcimskie, wałęsowskie i kosińskie. Podczas gdy nasi Umiłowani Przywódcy stręczą się nam w nadziei na kolejne cztery lata dobrego fartu przy piastowaniu zewnętrznych znamion władzy albo w koalicji rządowej, albo w opozycji - na niebie, a zwłaszcza na ziemi pojawia się coraz więcej znaków, wskazujących na czekające nas wielkie zmiany. To znaczy - może nie takie znowu wielkie, bo mające znamiona recydywy - ale zawsze to nowy etap, a z nowym etapem nastają też nowe mądrości, a nawet - nowa etyka i estetyka. Mówię oczywiście o zbliżającym się wielkimi krokami scenariuszu rozbiorowym, będącym recydywą wydarzeń z XVIII wieku. To właśnie na jego nadejście wskazuje coraz więcej znaków, spośród których największy ciężar gatunkowy ma oczywiście wejście w fazę realizacji izraelsko-diasporowego projektu „odzyskiwania mienia żydowskiego” w Europie Środkowej. Wiele sobie po nim obiecuje Ruch Żydowskiego Odrodzenia w Polsce, bo wiadomo - na pożywce z 65 miliardów dolarów, wszystko jedno - w gotówce, czy nieruchomościach - z całą pewnością wytworzą się warunki sprzyjające bujnemu rozrostowi szlachty jerozolimskiej, która wypełni lukę powstałą po przetrzebieniu przez komunistów tradycyjnej szlachty tubylczej, a nawet - imitatorskiej namiastki, jaka pojawiła się po tzw. transformacji ustrojowej. W przeczuciu tych nieuniknionych przekształceń mniej wartościowego narodu tubylczego, wielu jego przedstawicieli próbuje się do nowych czasów akomodować - co objawia się między innymi powstawaniem nowych kultów. Jednym z nich jest kult Barbary Blidy, jako męczennicy straszliwego kaczyzmu, której bezinteresowna ofiara uchroniła przed nieprzyjemnościami mniej odważnych kolegów. Zapoczątkowany został raportem pana posła Ryszarda Kalisza, ale oczywiście na tym się nie skończy, bo przecież każdy kult musi obrosnąć liturgią - co pokazuje nam rozwój liturgii smoleńskiej. Ale pani Blida nie jest jedyną kandydatką na ołtarze nowej, świeckiej tradycji, ani nawet - kandydatka największego kalibru. Oto w kwietniu tego roku zdominowana przez Platformę Obywatelską i Sojusz Lewicy Demokratycznej rada miejska w Łodzi podjęła uchwałę o sprowadzeniu do tego miasta prochów Jerzego Kosińskiego, który tak naprawdę nazywał się Jerzy Nikodem Lewinkopf i w 1960 roku zasłynął, jako autor książki „Malowany ptak”, przedstawianej przezeń nie tylko, jako autobiografia, ale również, a może nawet przede wszystkim - jako dokument holokaustu, z którego Żydzi zarówno w Izraelu, jak i w Stanach Zjednoczonych ciągną grubą rentę i zamierzają ciągnąć jeszcze grubszą. W tym „Malowanym ptaku” Jerzy Kosiński - bo takim nazwiskiem posługiwał się, jako autor - przedstawił Polaków, a zwłaszcza polskich chłopów, jako sadystyczną dzicz, od której doświadczył niewymownych cierpień. Ponieważ wytresowani przez Żydów Amerykanie i z łatwowierności i dla świętego spokoju przyjmują wszelkie rewelacje o holokauście bez jakichkolwiek zastrzeżeń, książka pobiła rekordy popularności nie tylko, jako świadectwo niewymownych cierpień holokaustników - ale również, a może nawet przede wszystkim - ze względu na spory ładunek perwersyjnego dreszczyku, jaki pod pretekstem niewymownych cierpień został w „Malowanym ptaku” umieszczony. Któż, bowiem nie lubi doznawać perwersyjnego dreszczyku? Każdy to lubi, więc Amerykanie też - a jeśli jeszcze dreszczyk ów doświadczany jest w słusznej sprawie, to można się nim delektować bez poczucia winy. Czegóż chcieć więcej? Toteż książka Jerzego Kosińskiego była wszędzie - w każdym supermarkecie, na każdej stacji benzynowej i każdym lotnisku - dzięki czemu najpierw Amerykanie, a potem przedstawiciele wszystkich pozostałych nacji dowiedzieli się o sadystycznym antysemityzmie, jako organicznej właściwości mniej wartościowego narodu polskiego. Wychodziło to naprzeciw zapotrzebowaniu na winowajcę zastępczego, jakie wobec narastającego zniecierpliwienia Niemców, zaczęły odczuwać żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, na którego najwyraźniej upatrzyły sobie Polskę i Polaków. Przypuszczam, że nie ma w tym żadnego stosunku emocjonalnego, tylko chłodna kalkulacja; jest interes do zrobienia, więc trzeba odpowiednio go przygotować zwłaszcza, że przygotowania te nie spotykają się z żadnym zorganizowanym przeciwdziałaniem. Przewidział to już dawno pozbawiony złudzeń biskup Ignacy Krasicki, opisując w jednej z bajek, jak to wilki schwytały cielę i kiedy już szykowały się by je pożreć, cielę nagle zażądało wyjaśnienia podstaw tej egzekucji. Wilki uznały jego rację i podały mu trzy powody: „smacznyś, słaby i w lesie”. Mniej wartościowy naród polski, który w dodatku upodobał sobie wybierać na swoich Umiłowanych Przywódców osobników pokroju Aleksandra Kwaśniewskiego, znajduje się w takiej właśnie sytuacji, więc nic dziwnego, że holokaustowi przemysłowcy upatrzyli sobie go na winowajcę zastępczego, którego można będzie szlamować bez końca. Aliści stało się, że tropem „Malowanego ptaka” podążyła reporterka Joanna Siedlecka. Zbierając relacje od żyjących świadków egzystencji rodziny Lewinkopfów-Kosińskich w czasie okupacji, ze zdumieniem odkrywała, że wszystkie opowieści o niewymownych cierpieniach i sadystycznym zdziczeniu tubylczych chłopów są wyssane z palca i że stosunkowo komfortowe warunki, w jakich tej żydowskiej rodzinie udało się przeżyć niemiecką okupację, zawdzięczała ona ich poświęceniu i solidarności. Owocem tych spostrzeżeń stała się książka „Czarny ptasior”, która ściągnęła na autorkę lawinę złorzeczeń i kalumnii, wśród których „nikczemność” była stosunkowo najłagodniejsza. Może nawet nie, dlatego, żeby Jerzy Kosiński był pod jakąś szczególną ochroną, ale przede wszystkim, dlatego, że Joanna Siedlecka nie miała od Salonu licencji na odbrązawianie kogokolwiek, a zwłaszcza - na odbrązawianie Kosińskiego, który bądź, co bądź był świadkiem holokaustu, a więc wszystko, co pisał i mówił było z tego tytułu prawdą niepodważalną. I może by już tak zostało, może Joanna Siedlecka do końca życia przeżywałaby gorycz potępienia, gdyby nie to, że „Czarnym ptasiorem” zainteresowali się Amerykanie, którzy już wcześniej nabrali podejrzeń, czy Jerzy Kosiński, aby naprawdę jest autorem swoich książek. Przyjechali tedy do Polski i drobiazgowo sprawdzili Siedlecką - czy przypadkiem ona też nie koloryzuje, tylko w drugą stronę. Ale Siedlecka ten egzamin zdała celująco; wszystko zgadzało się, jak w zegarku. Na domiar złego okazało się, że Kosiński albo swoje utwory splagiatował, albo przy ich pisaniu posługiwał się Murzynami, niekiedy nawet autentycznymi, którzy za odpowiednią opłatą wymyślali mu sceny holokaustu i traumatyczne przeżycia godne Nagrody Nobla. Kiedy zatem okazało się, że Kosiński łatwowiernych Amerykanów wydymał „na holokaust”, z dnia na dzień załamała mu się kariera i zakończył życie w wannie, z plastikowym workiem na głowie. Ale non omnis moriar - mógłby sobie dzisiaj powiedzieć na pocieszenie. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby tylko nie przeszarżował tak bardzo i przede wszystkim - gdyby nie wyprzedził epoki. Przecież dzisiaj „światowej sławy historyk”, czyli Jan Tomasz Gross, robi to samo, co i on, tylko trochę ostrożniej, no i przede wszystkim - nie na własną rękę, tylko odpowiadając na zapotrzebowanie na antypolską propagandę, mającą uzasadnić żydowski udział w scenariuszu rozbiorowym w Polsce. Dzięki temu korzysta z protekcji potężnych popleczników, zapewniających mu nie tylko nietykalność, ale i ofiarne poparcie ze strony tubylczych kolaborantów. Dlatego decyzja łódzkich radnych o sprowadzeniu prochów Jerzego Kosińskiego do Łodzi jest ważną informacją, że oto dla potrzeb nowej sytuacji politycznej i społecznej, kandydaci na kolaborantów przygotowują grunt pod kult nowego świątka i pod nową liturgię, której istotnym elementem będzie doskonalenie się w sztuce plucia pod wiatr. Dlatego na poniedziałkowym spotkaniu z panią Joanną Siedlecką w warszawskim klubie ronina pozwoliłem sobie przestrzec ją i wszystkich pozostałych przed nadmiernym optymizmem. To, że na jednym etapie zbrodnia pani Siedleckiej została puszczona w niepamięć, a ściślej - przykryta zasłoną milczenia - wcale nie oznacza, że mądrość kolejnego etapu każe tę dyskretną powściągliwość podtrzymywać. Czyż można będzie pozwolić na to, by jej dociekliwość podważała mozolnie rekonstruowaną właśnie legendę? Przeciwnie - mądrość kolejnego etapu może skłonić Salon do wznowienia postępowania ostracystycznego, które dla autorki „Czarnego ptasiora” może okazać się tym groźniejsze, że w tak zwanym międzyczasie udoskonalone zostały narzędzia tresury. W pierwszej połowie lat 90-tych nie istniało jeszcze np. „kłamstwo oświęcimskie”, przy pomocy, którego różnych dociekliwców dzisiaj pakuje się bez ceregieli do kryminału - a przecież nie jest to w tej dziedzinie ostatnie słowo. Piękny wyrok na Krzysztofa Wyszkowskiego pokazuje, że niezawisłe sądy musiały dostać rozkaz piętnowania „kłamstwa wałęsowskiego”, to znaczy - surowego karania każdej informacji niezgodnej z zatwierdzoną przez Salon aktualną wersją legendy. Piękne wyroki na Jerzego Jachowicza i Dorotę Kanię z kolei wskazują, że niezawisłe sądy musiały dostać rozkaz piętnowania na równi z „kłamstwem Wałęsowskim” również „kłamstwa ubeckiego”, no a skoro tak, to tylko patrzeć, jak do tych wszystkich narzędzi tresury dołączy „kłamstwo kosińskie” - oczywiście, jako ważny element kultu nowego świątka etapu rozbiorowej recydywy. A na marginesie warto zauważyć, że wszystkie te piękne wyroki na tubylczych dziennikarzy zapadły niemal w tym samym momencie, gdy „cała Polska” a więc Salon i „kaczyści”, wierzący i niewierzący, partyjni i bezpartyjni, żywi i uma... - no mniejsza z tym - łączą się ponad podziałami w proteście przeciwko pociągnięciu przed niezawisły sąd w Grodnie Andrzeja Poczobuta, któremu za zelżenie białoruskiego prezydenta Łukaszenki grożą nawet 4 lata więzienia. A tymczasem prokuratura w Kielcach postawiła podobny zarzut 22-letniemu studentowi KUL, Karolowi Litwinowi, któremu niezawisły sąd może za to przysolić nawet 3 lata więzienia. I co Państwo powiecie? Żaden płomienny szermierz wolności słowa nawet się nie zająknął, by przeciwko temu zaprotestować. Odwrotnie - prezes SKKK „Złoto Krwiści”, w którego gazetce Karol Litwin nazwał pana premiera Tuska „ćwokiem”, pan Paweł Dudek, w pokornym pokajaniu świergoli, jak za najlepszych stalinowskich czasów, pisząc m. in: „byliśmy przekonani, że tego typu prasa nie wymaga żadnej ingerencji - cenzury”. No, jakże to tak - bez cenzury? Bez cenzury daleko nie zajedziemy, zwłaszcza walcząc o wolność słowa na Białorusi - no i na etapie, który nieubłaganie nadchodzi, poprzedzany coraz bardziej widocznymi znakami nie tylko na niebie, ale przede wszystkim - na ziemi naszego nieszczęśliwego kraju. SM
Pogłębianie, zacieśnianie i doskonalenie „Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba” - śpiewał Andrzej Rosiewicz w nawiązaniu do fali strajków w Polsce w roku 1980. Teraz zachodni bankierzy, głównie niemieccy, ale również starsi i mądrzejsi ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, byli jeszcze bardziej zaniepokojeni, bo cóż znaczyło 40 miliardów dolarów polskiego długu pod koniec dekady Edwarda Gierka, w porównaniu z publicznym długiem Grecji, przekraczającym już 300 miliardów euro? Ale dzisiaj mogą już odetchnąć z ulgą; demokracja ich uratowała. Rząd premiera Papandreu otrzymał wotum zaufania w parlamencie, dzięki czemu, już w niedalekiej przyszłości wszystko to, co Grecy za pożyczone pieniądze zmodernizowali lub zbudowali, będą musieli sprzedać bankierom, czyli tak zwanym inwestorom, za ułamek wartości. Warto o tym pamiętać również i u nas, bo rząd premiera Tuska odważnie kontynuuje powiększanie długu publicznego w tempie stachanowskim, które dzisiaj sięga już 6 tysięcy złotych na sekundę. Ale na razie, to znaczy - dopóki nie padnie salwa - nikt o tym nie myśli, ani się nie przejmuje, bo wszyscy dygnitarze ogromnie są podnieceni polską prezydencją w Unii Europejskiej, która rozpoczyna się 1 lipca i potrwa pół roku. Tak to już jest, że człowiek najbardziej przywiązuje się do rozmaitych iluzji, przez co często traci poczucie rzeczywistości. Jedną z takich iluzji jest przekonanie, że w ramach prezydencji Polska, za pośrednictwem Unii Europejskiej, będzie rządziła Niemcami, Wielka Brytanią, czy Francją. Rosjanie mają na tę okoliczność przysłowie, według którego „każdy durak po swojemu s uma schodit” - dzięki czemu lepiej rozumiemy spostrzeżenie Czesława Miłosza, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”. W rzeczywistości aż tak strasznie to nie wygląda, bo te wszystkie prezydencje, to tylko rodzaj Saturnaliów, podczas których w starożytnym Rzymie niewolnicy na pewien czas zamieniali się rolami ze swoimi właścicielami. Na wszelki jednak wypadek, a także dla zademonstrowania Europie, że w obliczu polskiej prezydencji sytuacja znajduje się pod kontrolą - do Warszawy z wizytą przyjaźni przybyła Nasza Złota Pani Aniela. Okazją do wizyty przyjaźni była 20 rocznica polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Starsi pamiętają, że z podobnymi wizytami przyjaźni przybywał w swoim czasie do Warszawy Leonid Breżniew i tez starał się nawiązywać do jakiejś rocznicy układu o przyjaźni i współpracy. Okazuje się, że historia się powtarza - ale jakże ma się nie powtarzać, skoro sytuacja naszego nieszczęśliwego kraju cały czas jest taka sama, a tylko Związek Radziecki zmienił położenie i kierownictwo?
Oczywiście historia, jak to historia - powtarza się, ale niedokładnie. Za czasów Leonida Breżniewa żadnych prezydencji nie było, a teraz są - dostarczając naszym Umiłowanym Przywódcom tyle radości i satysfakcji. Zatem - postęp jest, nie da się ukryć, ale oczywiście ważniejsza jest kontynuacja. Oto podczas wizyty przyjaźni w Warszawie Nasza Złota Pani Aniela zapewniła, że Niemcy nie zrobią niczego przeciwko Polsce. No naturalnie, jakże by inaczej? A w ogóle, czy Niemcy kiedykolwiek zrobiły coś przeciwko Polsce? Jeśli nawet w pewnych momentach mogło nam się tak wydawać, to tak naprawdę wszystko było dla wspólnej Europy, w której - tylko patrzeć - jak Polska obejmie prezydencję - a więc również dla naszego dobra. Miło to usłyszeć i pokrzepiać się takimi iluzjami przez najbliższe pół roku, bo potem - jak to bywa przy Saturnaliach - nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości. SM
Jak Kaczor Blidę wykluczał Ryszard Kalisz: Jarosław Kaczyński, jako premier realizował stworzoną przez siebie koncepcję wykluczenia dużych grup obywateli i stworzył system eliminowania konkretnych przedstawicieli tych grup przy zastosowaniu przepisów prawa karnego. Jedną z tych osób była Barbara Blida. Zapowiada się dłuższy serial, Stanu, warto, więc przypomnieć czytelnikom jak to z „wykluczaniem” Blidy było. Historia męczeństwa Barbary Blidy, pisana cytatami z Gazety Wyborczej, wygląda „nieco” inaczej niż chce nam to sprzedać „Tęczowy Rysiek”.
Była sobie kobieta interesu... „Śląska policja zatrzymała Barbarę K., szarą eminencję branży węglowej. Powołując się na znajomość z posłanką SLD i wiceministrem gospodarki, próbowała wyłudzić 700 tys. zł z rządowej dotacji (...) Śląska policja przesłuchała pracowników ministerstwa. Zeznali, że K. namawiała ich do przekazania pieniędzy z dotacji, powołując się na znajomości wśród polityków. Wymieniała Blidę, o której mówiła per "Basia", "Jacka", czyli wiceministra Piechotę, oraz posła SLD Andrzeja Szarawarskiego. (...)Blida z kolei tłumaczy się, że pisała do Piechoty dla dobra rodzinnego miasta: - Nie wiedziałam, że ktoś załatwia przy tej okazji swoje interesy. Co do oceny postępowania pani Barbary, proszę nie kazać mi oceniać kogoś, kogo znam od dłuższego czasu.” (Gazeta Wyborcza, „Szkoda Alexis”, 10 luty 2005). To tylko jeden przykład przedsiębiorczości „Alexis”, i tylko jeden przykład jej dziwnej relacji z Barbarą Blidą. Oto przekręciara powoływała się na Barbarę Blidę, a Blida - której nazwisko w tak haniebny sposób wykorzystano - zdaje się wcale nie mieć pretensji do „koleżanki” i odmawia oceniania jej. Czy dlatego, że faktycznie słała w jej sprawie pisma do ministerstwa? Nieeeee, Blida była przecież kryształowo uczciwa.
Kobieta interesu miała możnych przyjaciół... "Alexis" spędziła za kratami tylko miesiąc, bo katowicki sąd - ku zaskoczeniu prokuratury - uchylił decyzję o jej aresztowaniu. Na Śląsku spekulowano wtedy, że wyciągnięto ją ze strachu, aby nie poszła na współpracę z policją. - Gdyby zechciała zeznawać, to problemy mogłyby mieć osoby z pierwszych stron gazet - przyznaje jeden z oficerów policji.” (Gazeta Wyborcza, „Przekręt na ściek”, 21 lipca 2005) Czy jedną z osób „z pierwszych stron gazet”, które miałyby mieć kłopoty gdyby „Alexis” zaczęła sypać mogła być Blida? Są powody sądzić, że tak. Oto, bowiem jak sama „Alexis”, już po śmierci Blidy, opisuje pewną transakcję. „Była tylko jedna taka sytuacja, gdy poprosiłam ją o pomoc. W 1997 roku chciałam, żeby mojej spółce umorzono część odsetek. Poprosiłam o pomoc Basię. Zrobiła to dla mnie. Dałam jej wtedy pieniądze, żeby przekazała je odpowiedniemu człowiekowi, ale to nie były pieniądze dla Basi. To było kilkadziesiąt tysięcy złotych dla jednej ze spółek węglowych, której byłam winna pieniądze. Ona tam znała więcej ludzi niż ja. Opowiedziałam o tym w prokuraturze” (Gazeta Wyborcza, „Alexis: nie odpowiadam za śmierć Basi”, 28 kwietnia 2007) Czy tylko mnie ta transakcja wydaje się mocno podejrzana? Czy ktoś słyszał o przekazywaniu za pośrednictwem polityka kilkudziesięciu tysięcy w gotówce, ot tak sobie, bo polityk „zna tam więcej ludzi”? Ja tego nie kupuję, nie kupili też chyba prokuratorzy. Tym bardziej, że ta dziwna transakcja zbiega się w czasie z inną, równie niecodzienną. „Alexis” wyłożyła, bowiem 100 000 zł na remont basenu w domu „Basi”. Co prawda w prokuraturze panie przedstawiły umowę na te 100 000 zł, okazało się, że była to zapłata za...wynajem przez „Alexis” jednego pokoju w domu „Basi”, ale śledczy mogli tego nie łyknąć, zwłaszcza, że umowa była datowana na 29 lutego, a w tamtym roku luty miał 28 dni. „To może oznaczać, że umowa została spisana wiele lat później lub ktoś się po prostu pomylił” – komentował dla Gazety Wyborczej oficer śląskiej policji (Gazeta Wyborcza, „Biznesy Barbar dwóch”, 27 maja 2005).
I wtedy przyszedł ten straaaaaszny PiS... Czy zwróciliście uwagę na daty przy cytowanych artykułach? Tak, tak, pierwsza połowa 2005 roku, kiedy jeszcze w najlepsze rządziło SLD, a sam „Tęczowy Rysiek”, dzisiejszy niezłomny mściciel Blidy był ministrem spraw wewnętrznych, odpowiedzialnym za policję i służby. Nie jest, więc prawdą, że to Kaczyński zasadził się na Blidę, bo jej kłopoty zaczęły się za rządów SLD, które zresztą nie chciało jej potem wpuścić na listy (syn Blidy twierdzi, że „Warszawa” ją skreśliła), choć Blida to przecież taki skarb dla Śląska i Polski. Pewnie gdyby rządy SLD trwały dalej, kłopoty Blidy rozeszłyby się po kościach., jak to zazwyczaj z kłopotami prominentnych osób z postkomunistycznego establishmentu bywa. Pech chciał, że śledztwu nie dało się ukręcić łba przed wyborami, a po wyborach nie było już ani klimatu, ani możliwości. I stąd całe nieszczęście. Jeśli jest, choć trochę prawdy w przeczuciach policjantów, że „Alexis” może za sobą pociągnąć inne SLD-owskie szyszki, nie zdziwiłabym się wcale, gdyby owe szyszki naradzały się nad strategią. Nie zdziwiłabym się też, gdyby ktoś wpadł na genialny pomysł rozwiązania problemu efektownym pozorowanym samobójstwem. Nie oszukujmy się, gdyby Blida postrzeliła się i przeżyła, w tamtej atmosferze medialnej i tak trzeba by jej było odpuścić, taki byłby jazgot. Otwarte pozostaje pytanie czy i kto Blidzie podpowiedział taki sprytny pomysł na wybrnięcie z kłopotów. Ktokolwiek to był, podpowiedział, zachęcał, przeczuwał, wiedział – to on ma krew Blidy na rękach. Jeśli zaś nikogo takiego nie było, a wszystko od początku do końca było pomysłem samej Blidy i jej niesłodką tajemnicą, to krew Blidy ma na rękach wyłącznie sama Blida. Nie zmienia to jednak faktu, że prawdopodobnie jedyną osobą skazaną za przekręty SLD-owskich polityków i „Alexis” będzie Kaczyński. Kogoś skazać trzeba, a „Tęczowy Rysiek” nie po to pracował trzy lata w komisji, żeby teraz ktoś wracał do grzebania w interesach, które kurz nieustannie wzniecany na grobie Blidy ma pokryć. Jedyna nadzieja Kaczyńskiego w sędzi, który go dzisiaj na badania psychiatryczne wysłał. Może okaże się niepoczytalny, (bo czemu nie, nie takie cuda się w tym kraju dzieją, gdy trzeba) i mu samobójstwo Blidy ujdzie na sucho. Łobuzowi. Kataryna
24 czerwca 2011 Otwór poziomy, a otwory pionowe... Tak jak dziury poziome i dziury pionowe - w serze szwajcarskim. O serach w Szwajcarii jakoś cicho, ale za to o franku- głośno. Od kilku dni propaganda TV eksploatuje franka szwajcarskiego, jako największe zło Europy. Odnosi się wrażenie jakby Szwajcaria - państwo nienależące do eurokołchozu europejskiego, który rozpada się na naszych oczach, choć jego twórcy do tego nie dopuszczą, żeby nie wiem, co - była winna całej tej sytuacji. I powtarzają systematycznie- propagatorzy propagandy, że frank osiąga coraz wyższy kurs(!!!!) spędzając sen z oczu wszystkim tym, którzy zaciągnęli się pod sztandar szwajcarskiego franka jakiś czas temu, bo chcieli mieć wcześniej dobra, na które nie mieli pieniędzy. Dali się nabrać na mit życia ponad stan. Bo człowiek z natury bardziej ceni to, co dziś, szczególnie, gdy w takim myśleniu pomaga mu propaganda - od tego, co w przyszłości.. Mądry człowiek przewiduje przyszłość, twardo trzymając się teraźniejszości, i patrząc w przeszłość.. I pamięta o przychodzie, który musi być zgodny z rozchodem. Dwa miliony dwieście tysięcy naszych rodaków już nie ma złudzeń, jeśli chodzi o spłacanie długów, które wychodzą im uszami. Bo nie kieszeniami, w których pusto. Złudzenia stały się rzeczywistością, przykrą rzeczywistością, marzenia o życiu ponad stan zostały pogrzebane wraz z marzeniami i świetlanej przyszłości, która miała być, a której nie ma i nie będzie.. To nie frank będzie drożał, tylko euro, – jako waluta polityczna - będzie spadać tak jak złotówka, którą jeszcze mamy do czasu przyłączenia nas do strefy euro, co jest tylko kwestią czasu, bo całość sprawy zawarta jest w Traktacie Lizbońskim, który podpisał pan prezydent Lech Kaczyński. Polska zobowiązała się w tym Traktacie do przyjęcia politycznej waluty euro, którą to walutą będzie zawiadywał Europejski Bank Centralny z siedzibą we Frankfurcie nad Menem. Krótko mówiąc, bank będą trzymali Niemcy, a kto ma kontrolę nad pieniądzem, ten jest ponad- reszta zostaje podporządkowana. To chyba jasne! I nic nie ma tu do rzeczy „ solidarność europejska”. Ktoś bankiem zarządzać musi… A zarządzać nim będą Niemcy, główni twórcy Unii Europejskiej, narzędzia niemieckiej dominacji w Europie. Ciekawi mnie, dlaczego prezenter telewizyjny, człowiek propagandy, mówiąc o szwajcarskim franku, jako największym złu Europy, opowiada o tym spod siedziby Narodowego Banku Polskiego z Placu Powstańców, w dniu Bożego Ciała, gdy bank jest zamknięty na cztery spusty? Może Boże Ciało też jest winne obecnej sytuacji w Europie, a nie utopia budowy socjalizmu europejskiego, pełnego rządów biurokracji zamiast rynku, pełnego podatków zamiast w rękach biurokracji, w rękach tych, którzy te podatki wypracowują i pełnego przepisów od nadmiaru, których jest tak duszno w Unii Europejskiej, jak w nocnym lokalu niewietrzonym tygodniami.. Należało zrobić relację, albo spod Centralnego Banku Szwajcarii i chwalić jak Szwajcarzy dobrze rządzą swoim krajem, albo spod siedziby Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie i powiedzieć telewidzom, że euro to papierowy pieniądz do niczego, i bez pokrycia, a spełnia jedynie funkcję polityczną w rękach polityków Unii Europejskiej. I dodać, że my też musimy przyjąć euro, bo do tego żeśmy się zobowiązali składając podpis pod Traktatem w Lizbonie. Bankrutujące kraje strefy euro są dowodem, że czeka nas taki sam los, gdy już wejdzie w nasze życie waluta euro. Chyba, że wcześniej całość tego utopijnego projektu zbankrutuje i zobowiązanie nasze, co do przyjęcia euro nie będzie nas obowiązywać, bo nie będzie, komu dotrzymać umowy.. Wszystko to szlag trafi. A my zostaniemy z ręką w nocniku. Szwajcaria to jeszcze normalny kraj na tle krajów europejskich, a każdy, kto ma większe pieniądze lokuje je we frankach szwajcarskich, albo w złocie- też w Szwajcarii. Biedacy mieszkający w Polsce, którzy żyją od 1 do 15 i czekają na głodzie, żeby jakoś przepędzić pozostałą część miesiąca – nie mają tego problemu. Nie mają, czego ratować zamieniając to, czego nie mają, na to, co mogliby mieć. A siedemnaście, czy może już więcej milionów Polaków ma głównie długi, w które się wpędzili, przy pomocy intensywnej propagandy, jako narzędzia oddziałującego na świadomość, że będziesz miał wcześniej, to, co mógłbyś mieć później.. Pewnie, że lepiej jak wcześniej, bo, po co później, tym bardziej, że nie wiadomo, co będzie później.. A wiadomo, co jest teraz. A że za mieszkania na teraz- płatne później - właściciele zapłacą cztery razy tyle w ciągu trzydziestu lat jak zapłaciliby, gdyby mieli pieniądze dzisiaj. Mogliby oczywiście budować systematycznie w miarę dopływu gotówki, ale ten model nie mieści się w świadomości, bo liczy się dzisiaj.. Po nas choćby potop- jutro. No i potop będzie, bo jest nieuchronny. Tylko patrzeć jak będzie wiele domów do sprzedania za niewielkie pieniądze w stosunku do wartości, bo bank nie będzie się cackał. Musi swoje odzyskać, chyba, że polski rząd mu do całości pomysłu zadłużania - dopłaci, także z pieniędzy tych, którzy żyją z tego, co mają, a nie z tego, co chcieliby mieć.. Będzie wiele domów i mieszkań do sprzedania, co zwiększy podaż owoców budownictwa kredytowego na rynku, i co spowoduje spadek cen mieszkań i domów na rynku. Niektórzy” analitycy” mówią już o obniżce ceny o 20%... Ojjjjj, będzie się działo! Jak mawia pan Jurek Owsiak, podczas bachanalii Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.. Na pewno będzie. Będzie wielu rozgoryczonych. I wielu zadowolonych - że kupią sobie mieszkanie albo dom za psie pieniądze.. Taka jest cena głupoty, za którą wcześniej czy później trzeba zapłacić.. Najlepiej kupować jak się ma pieniądze.. No, niewielki kredyt- w przypadku mieszkania.. Taki, który można spłacić, nawet jak na rynku zrobi się jeszcze ciężej.. Na drogach też będzie ciężej, bo policja obywatelska testuje nowe urządzenia służące do dalszego doskonalenia inwigilacji, jak to w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady społecznej sprawiedliwości. W państwie Orwella tak właśnie jest. Urządzenie będzie sprawdzać czy mamy zapłacone obowiązkowe ubezpieczenie OC i czy mamy zapłacony podatek od przeglądu samochodu.. W normalnym państwie nie ma obowiązku ubezpieczania samochodu i nie ma obowiązku robienia przeglądu, bo człowiek sam decyduje czy chce ubezpieczyć swój samochód, i pilnuje, żeby samochód był sprawny, bo w końcu nim jeździ. W kraju nienormalnym- wszystko będzie obowiązkowe. A jak obowiązkowe to ten obowiązek musi być sprawdzany- to oczywiście jasne. Dlatego narasta inwigilacja państwa demokratycznego, w którym demokrację propagandowo utożsamia się z wolnością.. Co nie jest prawdą. Im więcej demokracji- tym mniej oczywiście wolności.. Będą teraz jeździć po cywilnemu za nami i sprawdzać czy haracz został odprowadzony. Policja Obywatelska zakupiła też szesnaście śmigłowców. Nie wiadomo, czy testowane są jakieś urządzenia na ich pokładzie, które umożliwiają sprawdzenie płaconych podatków od ubezpieczenia i od sprawdzenia sprawności samochodu... Będzie życie w państwie policyjnym, i a jakże demokratycznym obywatelsko.. I obowiązkowo. Obserwują lornetkami, sprawdzają, ścigają, piętnują propagandą, pouczają, wmawiają, straszą pijanymi kierowcami.. Co jeszcze wymyślą?? Okazuje się, że jazda na kacu też może być niebezpieczna.. Nawet jak nie ma alkoholu we krwi, ale jest kac.. Będą teraz sprawdzać czy kierowca nie jest na kacu.. Już zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu nie wystarczy? Wymyślą kacometry. Można oczywiście pójść z pomysłem dalej.. Następny dzień po kacu też może być niebezpieczny, nawet może bardziej niż ten bezpośrednio po weselu.. Wszyscy „obywatele”, którzy byli na weselu do tygodnia wcześniej- powinni okazać się stosowanym zaświadczeniem. Chyba, że policjant obywatelski postanowi inaczej.. Będziemy żyć w demokratycznym państwie totalitarnym, ale nie będzie można o tym ani pisnąć.. Bo przecież mamy wolność i demokrację, a nie totalitaryzm.. I wszyscy zapiszemy się do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.. Obowiązkowo! Wolność będzie obowiązkowa, tak jak demokracja.. I będą masówki, na których obowiązkowo będzie trzeba wykrzykiwać o wolności, chociaż będziemy żyli w niewoli.. Będziemy „ świrgolić” o wolności. To będzie szczytem upodlenia człowieka.. I będą otwory poziome i otwory pionowe.. Te pionowe skrzyżują się z poziomymi. I będzie można podziemnymi tunelami przemieszczać się, tak jak na filmie „Człowiek demolka”.. I wolność zapanuje w podziemiu. To, na co nam takie państwo, mimo, że demokratyczne i prawne? Jak wolność będzie tylko w podziemiu..(????) RAZ
Zaszczuć księdza Agresywna manifestacja wrogości polityków obozu rządzącego wobec własnych obywateli, polskich redemptorystów. Prymitywna, prowokacyjna i radykalnie obraźliwa demonstracja wrogości wobec stanu kapłańskiego w wykonaniu polityków Platformy Obywatelskiej i Polska Jest Najważniejsza. Michał Kamiński, eurodeputowany EKR, związany obecnie z PJN, w rozesłanym do wszystkich polskich posłów w Parlamencie Europejskim e-mailu odgraża się, że społecznymi inicjatywami o. Tadeusza Rydzyka zajmą się “służby”. W podobny ton uderzył minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, zapowiadając w imieniu “państwa polskiego” akcję odwetową na dyrektorze Radia Maryja. Politycy Europejskiej Partii Ludowej, frakcji zrzeszającej m.in. działaczy Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, próbują wygenerować sztuczną aferę w związku z krótką wizytą o. Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja, w brukselskiej siedzibie Parlamentu Europejskiego. Z oświadczeniem protestującym przeciwko wypowiedziom i samej obecności założyciela Radia Maryja w Brukseli wystąpili skupieni w EKR posłowie PO i PSL. Ale nie tylko. Przyłączył się do nich jeden z wiceprzewodniczących frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), do której należą również europosłowie PiS, Brytyjczyk Timothy Kirkhope. – Parlament Europejski nie może być miejscem, żeby promować interesy ludzi o poglądach ksenofobicznych i homofobicznych, jakie głosi ojciec Rydzyk – stwierdził, przyznając jednak, że nie zna ani samego zakonnika, ani nigdy nie słyszał wypowiadanych przez niego słów i nie uczestniczył we wtorkowym sympozjum. Do tego rodzaju starć słownych wewnątrz tej grupy politycznej dochodzi dość często, gdyż niewolniczo przywiązani do poprawności politycznej brytyjscy konserwatyści zaskakują swoich kolegów skrajnie permisywnym stanowiskiem głównie w sprawach obyczajowych. Jednak najbardziej radykalną i obraźliwą formą manifestacji niezadowolenia posłużył się inny eurodeputowany EKR, związany obecnie z PJN Michał Kamiński. W e-mailu przesłanym wszystkim polskim członkom PE nazwał on o. Tadeusza Rydzyka mianem “biznesmena z Torunia”, który ma być “znany z ksenofobicznych postaw”, a który konferencję o energii odnawialnej wykorzystał rzekomo do “promocji jednego ze swych interesów”. Okazją do wyrażenia przytoczonych wyżej, prymitywnych sformułowań była sama w sobie niezrozumiała i kontrowersyjna inicjatywa europosłów Marka Migalskiego (także PJN) i Pawła Zalewskiego (PO), aby cała polska delegacja do PE wspólnie wystosowała w internecie apel “o niewykorzystywanie w kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu RP argumentów nacjonalistycznych i ksenofobicznych zwróconych przeciw jakimkolwiek grupom narodowym czy regionalnym”. Wzmianka o grupach regionalnych jest prawdopodobnie aluzją do sympatii, jaką deputowany Migalski darzy ruch śląskich separatystów. Nietrudno było się spodziewać, że pomysł apelu nie spotka się z jednomyślnym entuzjazmem. Jednak reakcja Michała Kamińskiego jest tylko z pozoru odmowna. W istocie list jest ironiczno-szyderczą, agresywną manifestacją niechęci do o. Tadeusza Rydzyka oraz do Prawa i Sprawiedliwości. Według Kamińskiego, to ta partia jest najbardziej ksenofobiczną siłą polityczną w Polsce. W bardzo niedbale zredagowanej notatce znajdujemy tej ksenofobii rzekome dowody. Jednym z nich ma być czyjaś wypowiedź, że mianowicie “Prezydent Kaczyński zginął w Smoleńsku ukarany przez boga [sic!] za podpisanie Traktatu Lizbońskiego”. Trudno sobie wyobrazić, żeby to stwierdzenie padło z ust akurat polityka ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Kamiński podnosi zarzut promocji na sympozjum inwestycji w geotermię Fundacji Lux Veritatis. Prezentacja osiągnięć i planów toruńskiej geotermii jest oczywiście formą promocji tego sposobu pozyskiwania energii odnawialnej, co jest jednak pod każdym względem zgodne z polityką i priorytetami Unii Europejskiej i nie sposób dopatrzyć się w tym zabiegania o jakieś partykularne korzyści. Tymczasem Michał Kamiński sugeruje wręcz konieczność zbadania przebiegu wydarzenia przez unijne służby antykorupcyjne. – Tu odbywają się setki spotkań o stricte lobbingowym charakterze, tysiące ludzi jest w Brukseli zarejestrowanych, jako oficjalni lobbyści. Ale ta konferencja miała charakter wyraźnie informacyjno-naukowy. Ja się o wielu rzeczach na niej dowiedziałem, za co jestem wdzięczny naszym gościom. O żadnym lobbingu mowy być nie mogło, bo nie było, za czym lobbować – tłumaczy eurodeputowany Ryszard Czarnecki, który uczestniczył w konferencji. Rzeczywiście żadne ciało PE nie przygotowuje obecnie decyzji w sprawie, która mogłaby interesować producentów energii odnawialnej, zaś ogólna strategiczna decyzja o wsparciu tych technologii została już dawno podjęta i nie budzi najmniejszej kontrowersji. Na wtorkowej konferencji w Brukseli o. Tadeusz Rydzyk zabrał głos pod sam koniec i wypowiadał się kilka minut, przede wszystkim dziękując organizatorom i uczestnikom spotkania za podjęcie tematu i ciekawe wystąpienia. Nawiązał przy tym do decyzji urzędników rządu Donalda Tuska z grudnia 2007 roku o wstrzymaniu przyznanej już dotacji ze środków unijnych na poszukiwania złóż geotermalnych. Dyrektor Radia Maryja skrytykował ówczesną komisarz ds. polityki regionalnej Danutę Hźbner, która poparła stronniczą politykę Ministerstwa Środowiska. Na dowód tego zdarzenia uczestnikom rozdano kopię notatki z narady w resorcie, podczas której wiceminister Stanisław Gawłowski nakazał znalezienie sposobu wycofania się z finansowania projektu. Ta notatka z 2007 roku, opublikowana przez “Nasz Dziennik” w 2008 roku, wzbudziła duże zainteresowanie, została zacytowana w depeszy PAP i odnotowana w wielu mediach. Być może to właśnie rozsierdziło eurodeputowanego Kamińskiego, który w wyniku widocznego fiaska PJN szuka dla siebie miejsca najpewniej w obozie obecnie rządzącym. Autor listu w 2004 roku, podczas debaty na temat antysemickich i antypolskich ekscesów wywoływanych przez nacjonalistyczne ugrupowania na Ukrainie, stwierdził, że w Polsce mamy do czynienia z antysemityzmem takim samym jak na Ukrainie. Szkalowanie własnego państwa za granicą przynosi najwyraźniej jakieś polityczne profity, bo europoseł wraca do niego, atakując bez żadnego powodu zasłużonego redemptorystę, założyciela Radia Maryja, Telewizji Trwam, inicjatora niezliczonych przedsięwzięć religijnych i społecznych. Sam o. Tadeusz Rydzyk niechętnie komentuje incydent. – Każdy wydaje o sobie świadectwo. Nie chcę tego komentować. Ale Polak nie powinien występować przeciw Polakowi na arenie międzynarodowej, odbierać mu dobre imię. Tak prawdziwy polityk nie postępuje. To jest smutne i po prostu szkodzi Polsce – mówi “Naszemu Dziennikowi” dyrektor Radia Maryja. Jak zauważa, sukces może przynieść tylko działanie pozytywne, a nie oszczerstwa. – Wiem, że trzeba jeszcze więcej pracować i że jest to też pole do ewangelizacji – dodaje. Zdecydowanie wystąpienie Kamińskiego potępiają eurodeputowani PiS. – To szaleństwo i przekroczenie reguł. W Polsce jest dobry obyczaj wyrażania się z szacunkiem o osobach duchownych. A po drugie, że naszych sporów wewnętrznych na zewnątrz się nie wynosi. Obie te zasady Michał Kamiński złamał. Został wybrany z listy PiS i powinien przynajmniej uszanować swoich wyborców, dla których wiara i Ojczyzna są wartościami kluczowymi i nierozerwalnymi – mówi nam Ryszard Czarnecki, który odbiera także wystąpienie swojego byłego kolegi partyjnego, jako cenzurę i ingerencję w swobodę wykonywania mandatu. – Będziemy zapraszać tego, kogo chcemy, w tym osoby duchowne. To z mojej inicjatywy w grudniu 2004 roku po raz pierwszy w PE została odprawiona katolicka Msza Święta. Obecność księży w Parlamencie jest dla mnie czymś naturalnym, a szczególnie tych kapłanów, którzy zabierają głos w sprawach publicznych, których symbolem jest ks. Piotr Skarga – dodaje eurodeputowany. Kolejne działania przeciwko ojcu Tadeuszowi Rydzykowi i polskim redemptorystom wprost zapowiedział minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. W blogu prowadzonym w serwisie internetowym Twitter wpisał wczoraj: “Kościół ma zasługi dla Polski, ale Ojciec Dyrektor przekracza granice. Zakony podlegają bezpośrednio Rzymowi. Państwo polskie zareaguje”. Nie wyjaśnił, jakie właściwie granice miały zostać przekroczone, skoro planuje aż interwencję dyplomatyczną w Stolicy Apostolskiej, jednak po latach ataków i wszelakiej dyskryminacji nawet taka determinacja w szkodzeniu własnym obywatelom już zaskakuje. W wypowiedzi dla PAP sam o. Tadeusz Rydzyk podał przykład Niemiec, które promują własny sektor energetyczny. – Jestem zachwycony tym, co robią właśnie w polityce ochrony środowiska, odnawialnych źródeł. To jest niesamowita sprawa, z której należy wziąć przykład – stwierdził. Jak powszechnie wiadomo, Niemcy bardzo aktywnie wykorzystują środki dyplomatyczne do ochrony bezpieczeństwa energetycznego i wsparcia własnych firm z tej branży. Także na forum unijnym w zamian za ustępstwa w innych dziedzinach przeforsowali na początku 2010 roku kandydaturę Gźnthera Oettingera na komisarza ds. energii. Piotr Falkowski
Z cala pewnością wspaniala inicjatywa! Niestety niektore twierdzenia zawarte w Twoim pismie uniemozliwiaja mi jego podpisanie. Byles laskaw stwierdzic ze ugrupowania odwolujace sie do ksenofobii nie maja dzis szans na wejscie do polskiego Sejmu. NIestety nie jest to prawda. Chocby dzis ,na zaproszenie europoslow PiS przebywal w PE znany ze swych ksenofobicznych postaw torunski biznesmen Tadeusz Rydzyk. Jego akolici dosc powszechnie obecni na listach PiS maja ogromne szanse na dostanie sie do nastepnego Sejmu. Znani sa oni ze stwierdzen ze wybor Obamy to koniec cywilizacji bialego czlowieka, ze sp Prezydent Kaczynski zginal w Smolensku ukarany przez boga za podpisanie Traktatu Lizbonskiego itd itd. Pomijajac juz fakt ze poslowie frakcji ECR mam nadzieje ze nie za pieniadze naszej frakcji umozliwili biznesmenowi z Torunia promocje jednego ze swoich interesow, co mam nadzieje bedzie przedmiotem zainteresowania sluzb badajacych kontakty poslow z biznesem, nie sposob nie zauwazyc ze bznesmen z Torunia kreuje wizje spoleczenstwa jakze odleglego od pieknie odmalowanych przez Ciebie idealow tolerancyjnej Polski.
Z najlepszymi zyczeniami, Michal
Treść listu rozesłanego przez Michała Kamińskiego. Pisownia oryginalna.
Syndrom Palikota Z prof. Jackiem Bartyzelem, specjalizującym się w zagadnieniach filozofii politycznej, historii idei i teatrologii, rozmawia Piotr Falkowski
Co Pan Profesor sądzi o liście europosła Kamińskiego? - Aż mi się nie chce wierzyć. Przeczytał mi pan list Michała Kamińskiego?
Tak, na pewno jego. - Ten list jest daleko posuniętym aktem wrogości. Jeżeli polityk, który wcześniej podkreślał swoje związki z Kościołem czy w ogóle swoją religijność, wyraża się o jakimkolwiek kapłanie katolickim per “biznesmen”, to daje dowód swojej arogancji i prymitywnego antyklerykalizmu. Po drugie, gdyby nawet wziąć te słowa na serio, to, dlaczego w podręcznikach historii wychwala się księży, którzy byli aktywni na polu społeczno-gospodarczym. Ksiądz Stanisław Staszic, twórca przemysłowej Fundacji Hrubieszowskiej, czy ks. Wacław Bliziński – działacz gospodarczy, organizujący Polaków w warunkach zaboru pruskiego, pionier ruchu spółdzielczego. Było takich więcej i są uważani za bardzo zasłużone osoby, właśnie, dlatego, że nie poprzestawali na tym, do czego zostali powołani z natury funkcji kapłańskiej, ale byli też promotorami samoorganizacji społeczeństwa czy rozwoju gospodarczego. Więc dlaczego dzisiaj miałoby to być okolicznością obciążającą?
Dlaczego politycy, i to wywodzący się z prawicy, sięgają po antyklerykalizm? - Najbardziej charakterystycznym przejawem antykościelności, (bo nawet nie antyklerykalizmu) jest przyjmowanie takiego stanowiska, że Kościół zajmuje się nie tym, czym powinien, albo tym, czym powinien, zajmuje się źle. Występowanie w roli życzliwych, ale wiedzących lepiej, co potrzeba Kościołowi. To bardzo wygodna pozycja i nie dziwię się, że atakują Kościół w ten sposób ludzie od niego odlegli albo wręcz mu wrodzy. Natomiast, gdy tego języka zaczyna używać polityk, który wielokrotnie podkreślał, że identyfikuje się z Kościołem i religią katolicką, to jest to głęboko zasmucające. Różni ludzie, w różne strony uciekają i oczywiście myślą, jak znaleźć się na jakiejkolwiek liście. Potwierdziło się to, co mówiłem kilka miesięcy temu, także w wywiadzie dla “Naszego Dziennika”, że PJN to tylko przedsięwzięcie ratunkowe dla pewnej grupy ludzi. Okazało się przeciekającą łajbą, więc panuje tam zasada “Ratuj się, kto może”, i każdy, gdzie może, ucieka. Nawet w kierunku antyklerykalizmu. Głęboko zasmucający jest przypadek posła Jana Filipa Libickiego, którego kiedyś bardzo ceniłem. Jego zachowanie było bardzo dziwaczne. Nie rozumiem, jak będąc katolickim tradycjonalistą, można znaleźć się w jednej partii z Joanną Kluzik-Rostkowską. Potem doszły inicjatywy przeciw Radiu Maryja. Najwyraźniej Michał Kamiński do niego dołączył.
Jakie są szanse znalezienia poparcia dla takich polityków? - Ten list Kamińskiego świadczy o tym, że chciałby odgrywać rolę Palikota prawicy. Jeśli tak, to z równie marnym skutkiem. Powinien to potraktować, jako przestrogę, że to nie przynosi profitów. Michał Kamiński kilkakrotnie w swoim życiu odcinał się od tego, co robił wcześniej, jak choćby jego kajanie się przed “Gazetą Wyborczą” z powodu wizyty u gen. Pinocheta [w 1999 roku, gdy Pinochet został aresztowany w Wielkiej Brytanii - przyp red.]. Ale tak desperackie kroki prowadzą do przepaści.
Pretekstem do napisania przez Michała Kamińskiego listu była propozycja podpisania przez wszystkich polskich europosłów apelu “o niewykorzystywanie w kampanii wyborczej argumentów nacjonalistycznych i ksenofobicznych”. Jaki sens mają tego typu inicjatywy? - To typowy przykład demoliberalnej nowomowy. Są słowa klucze, które mają stygmatyzować kogoś, ale tak naprawdę nie wiadomo, co one oznaczają. “Nacjonalizm” jest po prostu jednym z kierunków myśli politycznej, do czego dodano ksenofobię, termin kojarzony jednoznacznie pejoratywnie. Wzmianka o “grupach regionalnych” ma z pewnością związek z pewnymi poglądami czy sympatiami pana doktora Migalskiego w kierunku Ruchu Autonomii Śląska. Ja uznaję prawo pana Migalskiego do takiej identyfikacji, natomiast inni mają prawo do wyrażania niepokoju z powodu nastrojów separatystycznych, zwłaszcza wypowiedzi wyrażających nie tylko dystans, ale i wrogość wobec polskości czy państwa polskiego. Pomyślmy jednak, czym jest w istocie ten apel, który wyraża dążenie do autocenzury. Jeżeli nie odwołujemy się do żadnych zasad albo wartości narodowych (lub religijnych), to pojawia się pytanie, do czego właściwie wolno się odwoływać w polityce. Tylko do kwestii materialnych? Czyżby przedmiotem debaty publicznej miała być tylko ekonomia? To byłby absurd. Wymiar duchowy, narodowy, państwowy i religijny – to są podstawowe tryby egzystencji człowieka. Dlaczego mają być eliminowane z polityki? Dlaczego mają być eliminowane, jako przedmiot debaty? Oczywiście mam na myśli debatę uczciwą, a nie jakąś demagogiczną. Więc taki apel, gdyby go potraktować na serio, prowadzi do niesłychanej prymitywizacji debaty publicznej, do materialistycznego redukcjonizmu. Natomiast jest on deklaracją lojalności wobec urzędowej ideologii, która panuje w Europie. Dziękuję za rozmowę.
Za: Nasz Dziennik, Piątek, 24 czerwca 2011, Nr 145 (4076)
Polska Żegluga Morska – dobrze zarządzane państwowe przedsiębiorstwo – osiągnęło w 2010 roku prawie 500 milionów zysku Nie wszystko, co państwowe jest złe. Są chlubne wyjątki. Polska Żegluga Morska – przedsiębiorstwo państwowe w roku 2010 osiągnęło prawie 500 milionów złotych zysku. W kryzysowym roku 2009 było to 100 milionów zysku. PŻM przeczy standardowym opiniom, że wszystko, co państwowe jest złe. Paradoksalnie sukces PŻM-u spowodowany jest tym, iż jest to przedsiębiorstwo państwowe. PŻM p.p. jest parasolem ochronnym nad całą grupą kapitałową PŻM, w skład, której wchodzi kilkadziesiąt różnych spółek, nie tylko związanych z podstawową działalnością, jaką jest przewóz towarów drogą morską, ale również m.in. restauracja, czy wynajem powierzchni. Forma prawna, jaką jest przedsiębiorstwo państwowe będąca reliktem z czasów PRL-u dla PŻM-u jest błogosławieństwem, ponieważ Dyrektora Naczelnego spółki wybiera Rada Pracownicza, a nie politycy, którzy chętnie obsadziliby swoich „fachowców” w Zarządach i Radach Nadzorczych, psując firmę i zapewne doprowadzając ją do upadłości. Tymczasem PŻM jest firmą stabilną, zarządzaną przez fachowców i kontrolowaną przez pracowników. Co warte podkreślenia, nie jest to monopolista, jak np. PKN Orlen, ale przedsiębiorstwo nastawione na globalną bezwzględną walkę konkurencyjną, jaka toczy się pomiędzy armatorami trudniącymi się przewozem ładunków morskich. Zysk PŻM-u jest tym bardziej imponujący, iż został uzyskany w czasach kryzysu oraz w momencie realizowania największego po 1989 r. programu inwestycyjnego związanego z odnowieniem floty – zakładającym wejście do eksploatacji do 2015 roku 38 nowych statków. W 2009 roku do eksploatacji weszło 5 masowców o nośności 37.700 DWT ze stoczni Xingang : „Mazowsze”, „Orawa”, „Kurpie”, „Kociewie”, “Polesie”. W 2010 roku dostarczono 8 statków, w tym : trzy post-panamaxy ze stoczni New Times Shipyard o nośności 80.000 DWT (“Giewont”, “Jawor”, “Ornak”), cztery „jeziorowce” ze stoczni Mingde o nośności 30.000 DWT (“Miedwie”, “Drawsko”, “Resko”, “Wicko”) i statek z serii 37.700 DWT ze stoczni Xingang – m/s “Wadowice II”. 100 milionów zysku PŻM w roku 2009 dawało pierwsze miejsce wśród wszystkich polskich firm transportowych, a prawie 500 milionów zysku w 2010 r. ponowienie zapewni pierwsze miejsce w tym rankingu i to bezapelacyjne. Można kolokwialnie powiedzieć, że PŻM to kura znosząca złote jaja. Dlatego wielu polityków chętnie położyłaby na niej swoje łapki. Co chwila pojawi się koncepcja komercjalizacji PŻM-u, a następnie jej prywatyzacja. Nie ważne, kto jest przy władzy, czy to SLD, PiS, czy PO. Na razie PŻM broni się przed tymi politycznymi zakusami i mam nadzieję, że tak nadal pozostanie. Nie wszystko, co państwowe jest złe, choć oczywiście własność prywatna jest najlepszym rozwiązaniem, ale nie można niszczyć tego, co świetnie funkcjonuje, dając miejsca pracy dla ponad 3.000 ludzi i to na dodatek wyłącznie Polaków.Sylwester R. Jaworski
Rząd Cię podsłuchuje W 2010 r. co trzydziesty Polak był inwigilowany – wynika z oficjalnie dostępnych danych. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie ma takiej skali podsłuchów i zapytań o billingi, a ten niechlubny rekord świadczy o potężnej władzy ABW, która praktycznie pozostaje poza wszelką kontrolą Na początku stycznia 2008 r. rolę koordynatora służb specjalnych przejął premier, ale to jest fikcja. „Gazeta Polska” ustaliła, że Donald Tusk nie odbywa żadnych stałych narad, spotkań i konsultacji z szefami służb. Tymczasem pozostające bez kontroli służby specjalne uzyskały tak silną, a jednocześnie niebezpieczną pozycję, jakiej nie miały przez ostatnie 21 lat. Wskazuje ona na to, że faktycznym szefem rządu jest Krzysztof Bondaryk, którego premier nie odwołał mimo katastrofalnych wpadek. Wiedza, którą zebrał Bondaryk przez cztery lata urzędowania w ABW, jest wystarczająca, by go za rządów PO nikt ze stanowiska nie usunął. Jednocześnie dotychczasowe jego działania pokazały, że dla Platformy jest w stanie zrobić niemal wszystko.
Pod kontrolą służb? W ubiegłym roku Gromosław Czempiński, były funkcjonariusz wywiadu PRL, a później szef Urzędu Ochrony Państwa, ogłosił, że przekonywał Donalda Tuska i Andrzeja Olechowskiego do założenia Platformy Obywatelskiej. Jak ujawnił Sławomir Cenckiewicz na łamach „Rzeczpospolitej”, Olechowski w okresie PRL został zarejestrowany, jako kontakt operacyjny Gromosława Czempińskiego o pseudonimach „Tener” i „Must”. W czasie, gdy Czempiński pełnił funkcję szefa Urzędu Ochrony Państwa, Krzysztof Bondaryk kierował Delegaturą UOP w Białymstoku. W wyborach parlamentarnych w 2001 r. bez powodzenia kandydował do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej, natomiast w latach 2003–2005 był członkiem Rady Krajowej PO. W 2005 r., po wybuchu afery z Anną Jarucką, po której z wyborów prezydenckich zrezygnował Włodzimierz Cimoszewicz, Bondaryk (kojarzony z zakulisową grą służb specjalnych w tej sprawie) odszedł z Zarządu Krajowego PO. W radzie programowej Platformy znalazł się Wojciech Brochwicz, w latach 90. dyrektor w Urzędzie Ochrony Państwa. Pod koniec lat 80. w Białymstoku był on sekretarzem ds. kształcenia ideologicznego i propagandy zarządu wojewódzkiego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej – prowadził wówczas kursy dla kandydatów do PZPR w Białymstoku. To właśnie Wojciech Brochwicz w 1990 r. zarekomendował Bondaryka Andrzejowi Milczanowskiemu, ówczesnemu szefowi UOP, i dzięki temu Krzysztof Bondaryk został przełożonym białostockiej Delegatury UOP.
Imperium „Bonda” Obecny szef ABW zapewnił kierowanej przez siebie służbie unikalną pozycję na rynku telekomunikacyjnym. Ten 52-letni oficer jest znany z fascynacji możliwościami, jakie daje praca operacyjna służb. Genezy tej fascynacji należy szukać na początku lat 90., kiedy Bondaryk, jako szef Delegatury UOP w Białymstoku zetknął się z oficerami byłej SB. Bondaryk zna rynek telekomunikacyjny jak mało, kto: pracował dla jednego z większych operatorów linii telefonii komórkowej ERA PTC. Według prof. Andrzeja Zybertowicza, Bondaryk to jedna z kluczowych postaci „bandy czworga”, czyli grupy jego dawnych znajomych z UOP odpowiadających w przeszłości za monitorowanie podsłuchów w czterech spółkach telefonii komórkowej, jakie operują na polskim rynku. Zdaniem prof. Zybertowicza ta grupa już w okresie rządów PiS miała prowadzić monitorowanie zainteresowania służb w tym zakresie.
Zbigniew Wassermann nazywał go „szefem szefów”. Bondaryk, stając w listopadzie 2007 r. na czele ABW, dysponował potężnym kapitałem informacji, jakie dane posiadają operatorzy telefonii komórkowej i jak z nich dyskretnie korzystać. W ten sposób podległa mu służba skoncentrowała swoje wysiłki na nieograniczonym monitorowaniu telefonów obywateli. W ostatnich latach nabrało to rozmiarów niebezpiecznych dla demokratycznego państwa, jakim Polska chce być. Przykładem całkowitego rozpasania i bezkarności ABW była inwigilacja otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do czego wykorzystano sprawę ujawnienia w prasie poufnego raportu ABW dotyczącego ostrzelania 23 listopada 2008 r. konwoju prezydenta podczas jego wizyty w Gruzji. Śledczy Bondaryka sprawdzali wówczas połączenia i billingi ministrów z Kancelarii Prezydenta, a nawet połączenia telefoniczne niektórych dziennikarzy zajmujących się tą sprawą. Prokuratura zaprzeczyła, że sprawdzane były również billingi prezydenta, ale pojawiły się podejrzenia, że służby sprawdzały „technicznie” połączenia głowy państwa.Podsłuch taki jest zakładany na krótki okres i nie wymaga zgody prokuratora ani sądu. W tym wypadku chodzi m.in. o sprawdzanie, jakości połączeń abonentów. Teoretycznie można na tej zasadzie podsłuchać każdego, a potem zniszczyć dokumenty – dowody takiej operacji. Robią to pracownicy firm telekomunikacyjnych z wydziałów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, zazwyczaj byli oficerowie służb. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że sprawę ujawnienia raportu ABW wykorzystano, jako pretekst do przeprowadzenia inwigilacji otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ujawnienie, bowiem dokumentu, który nie był nawet tajny, w żadnej mierze nie uprawniało Bondaryka do inwigilacji urzędników Kancelarii Prezydenta.
ABW ponad wszystko Nie znamy pełnych statystyk stosowania przez ABW kontroli operacyjnej (podsłuchów, podglądu i kontroli korespondencji). Statystyka samych wniosków, jakie służby skierowały do firm telekomunikacyjnych odnośnie do danych ich klientów, wskazuje na gigantyczną skalę kontroli polskich obywateli. Należy zaznaczyć, że jest to kontrola jednej służby – ABW, albowiem wspomniane wnioski są kierowane w zdecydowanej większości przez tę agencję. Politycy PiS już w 2005 r. twierdzili, że państwo straciło kontrolę nad podsłuchami telefonicznymi wskutek wytworzenia się nieformalnego układu na tym rynku. Ustawowo chcieli odciąć operatorów sieci komórkowych od kontroli nad podsłuchami i zmieniać prawo telekomunikacyjne tak, aby wyprowadzić podsłuchy z tych firm. Wówczas we wszystkich sieciach telefonii komórkowej tymi operacjami zarządzałby specjalny komputer, obsługiwany przez służby specjalne, funkcjonowałyby także procedury kontrolne. Wątpliwości, co do działań polskich służb wyrażał również Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, a także Rzecznik Praw Obywatelskich. Ten ostatni w styczniu 2011 r. wystąpił do premiera o podjęcie działań w celu zmiany zasad dostępu służb specjalnych do billingów obywateli i „dostosowania go do konstytucyjnych standardów”. Sprawa zainteresowała również polskich eurodeputowanych, którzy zwrócili się do unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding o podjęcie działań w celu wyjaśnienia inwigilacyjnych praktyk polskich służb. 1 stycznia 2011 r. weszło w życie rozporządzenie Ministerstwa Infrastruktury dotyczące retencji (gromadzenia i archiwizowanie danych o ruchu w sieciach telekomunikacyjnych). Operatorzy komórkowi i dostawcy internetu muszą gromadzić i przechowywać dane o połączeniach użytkowników i przechowywać je przez dwa lata (datę i godzinę połączenia, jego rodzaj i lokalizację rozmówców). Firmy telekomunikacyjne mają obowiązek współpracować w tym zakresie ze służbami specjalnymi, w tym ABW. I nie jest potrzebna na to zgoda sądu.
Podsłuchowisko Informacje dotyczące właściciela danego numeru telefonu, które są udostępniane ABW przez firmy telekomunikacyjne, mogą wprawić postronnego obserwatora w osłupienie. Jak dowiedziała się „Gazeta Polska”, poprzez zapytanie, do kogo należy interesujący agencję numer telefonu, służby uzyskują wszystkie dane na temat właściciela telefonu. Znajduje się tam komplet informacji, które wpisano podczas zawierania umowy z firmą telekomunikacyjną, m.in. numer prawa jazdy, NIP, PESEL, imiona rodziców, miejsce pracy, stan majątkowy. Dzięki temu ABW błyskawicznie namierza właściciela danego numeru, dostając dodatkowo komplet informacji na jego temat. Wszystko wskazuje na to, że w roku wyborów parlamentarnych władza pobije rekord inwigilacji obywateli. Jaki jest obecnie rozmiar tego zjawiska, świadczy fakt, że kilka tygodni temu Naczelna Rada Adwokacka w specjalnie opracowanym raporcie stwierdziła: „Polak jest najbardziej inwigilowanym obywatelem UE”. W ubiegłym roku służby pytały o billingi obywateli 1,3 mln razy, najwięcej ze wszystkich krajów Unii. NRA w raporcie zwraca uwagę, jak mocno służby nadużywają prawa i jak nie liczą się z ochroną prywatności nie tylko obywateli, ale i całych grup społecznych, takich jak dziennikarze, lekarze czy adwokaci. ABW, SKW, CBA nie obejmuje żadna zewnętrzna kontrola, a gromadzenie określonych danych telekomunikacyjnych dotyczy wszystkich abonentów bez względu na fakt, czy dana osoba popełnia jakiekolwiek przestępstwo, czy zagraża bezpieczeństwu państwa. Takie praktyki są łamaniem konstytucyjnego prawa obywateli do zachowania prywatności. Raport adwokatów powstał już po wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. W styczniu 2011 r. orzekł on bezczynność szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wobec wniosku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o udostępnienie informacji publicznej dotyczącej liczby i zakresu stosowania podsłuchów oraz innych form kontroli operacyjnej przez ABW. Krzysztof Bondaryk tych danych nie udostępnił, a po wyroku WSA Agencja odwołała się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Kilka tygodni temu NSA oddalił skargę Bondaryka, stwierdzając, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego musi rozpatrzyć wniosek Fundacji Helsińskiej w sprawie ujawnienia liczby podsłuchów.
Tajemnice Platformy Koleją sprawą, w której uczestniczyła ABW, była tzw. tarcza antykorupcyjna, czyli opis działań cywilnych i wojskowych służb specjalnych (ABW, CBA, SKW) dotyczących przedsiębiorstw, których prywatyzacja ma dla państwa kluczowe znaczenie. O tarczy antykorupcyjnej premier mówił w 2009 r. w związku z ujawnioną przez CBA aferą stoczniową. Ponieważ informacje na temat tarczy były bardzo nieprecyzyjne, przedstawiciele organizacji pozarządowych stawiali otwarte pytania, czy tarcza kiedykolwiek w ogóle istniała, ujawnienia informacji o funkcjonowania tarczy domagało się m.in. Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich. Premier odmówił, powołując się na ustawę o ochronie informacji niejawnych, więc stowarzyszenie wystąpiło o ponowne rozpatrzenie sprawy. Szef rządu wydał wówczas ostateczną decyzję, podtrzymując odmowę dostępu do treści polecenia. Od tej decyzji stowarzyszenie odwołało się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który zwrócił się do premiera o udostępnienie tajnego protokołu dotyczącego tarczy antykorupcyjnej. Szef rządu znów odmówił, powołując się na ustawę o ochronie informacji niejawnych. Sprawa trafiła do NSA, który kilka dni temu zadecydował, że szef rządu musi udostępnić sądowi wszystkie dokumenty dotyczące tarczy, także tajny protokół. Ta sprawa ma kolosalne znaczenie – informacje na temat tarczy jednoznacznie pokażą, czym naprawdę zajmowała się ABW w związku z ochroną przed korupcją w największych procesach prywatyzacyjnych.
Cel: wygrane wybory W latach 2007–2009 nastąpiła marginalizacja większości istniejących w Polsce służb. Prawdziwym beneficjentem tego procesu okazała się ABW, której szef – Krzysztof Bonadryk – od początku należał do najbardziej zaufanych ludzi premiera. To właśnie kierowane przez niego ABW zaczęło zajmować się faktyczną ochroną kierownictwa partii i zwalczaniem przeciwników politycznych. ABW stopniowo przejmuje władzę nad polskimi specsłużbami: Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, Agencją Wywiadu i Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Świadczą o tym m.in. zarządzenia dotyczące obowiązku przesyłania przez CBA, SKW i AW informacji do ABW (chodzi o Centrum Antyterrorystyczne – CAT), a także raport Krzysztofa Bondaryka w sprawie incydentu zbrojnego w Gruzji. Dzięki przyznanym CAT kompetencjom, niemających żadnego oparcia w zapisach ustawowych, kierownictwo ABW dysponuje dziś wiedzą o wszystkich najważniejszych i najtajniejszych sprawach w państwie. Wzrostowi znaczenia ABW towarzyszyła przede wszystkim marginalizacja CBA. Stworzona od podstaw w 2006 r. CBA dość szybko osiągnęło operacyjną sprawność. Dlatego też proces tworzenia CBA na pewno był łatwiejszy od reformy służb wojskowych. Po zwycięstwie wyborczym Platformy CBA, jako dziecko PiS, stało się solą w oku rządzących. Kierownictwo CBA poddawano politycznej presji, która miała doprowadzić do jego zwasalizowania. Momentem zwrotnym stał się 13 października 2009 r., gdy premier Donald Tusk odwołał ze stanowiska szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Media sugerowały, że za tą decyzją stały obawy Tuska o pogrążenie rządu wykrytą przez CBA aferą hazardową. Wraz z odwołanym szefem CBA ze służby odeszła wówczas liczna grupa funkcjonariuszy tworzących biuro od podstaw, co oznaczało jego znaczne osłabienie. Mariusz Kamiński, jako szef CBA, jeśli wierzyć wypowiedziom premiera Tuska z początku kadencji, miał być tym, który będzie pilnował ministrów i polityków PO. Okazało się jednak, że robił to zbyt skutecznie i musiał zapłacić dymisją. Jednak wzmożona inwigilacja polskich służb ma związek z przygotowaniami do wyborów parlamentarnych. Coraz częściej podejmują one aktywne działania operacyjne wobec środowisk opozycyjnych. Sytuacja, w której największa i najsilniejsza polska służba aktywnie zajmuje się częścią środowiska dziennikarskiego, i to akurat tego, które pozwala sobie na krytyczne uwagi wobec władzy, jest chora. ABW pod pozorem działań profilaktycznych dotyczących ochrony tajemnic państwowych prowadzi procedury operacyjne, w których ramach zbierane są informacje o dziennikarzach i ich informatorach. Podobne praktyki obowiązują w SKW, gdzie pod szyldem ochrony interesów polskich sił zbrojnych monitorowane były telefony dziennikarzy i ich informatorów piszących o służbach wojskowych.
Cel: dziennikarze i historycy Największym skandalem była jednak pod tym względem tzw. afera marszałkowa z maja 2008 r., w której trakcie ABW skierowało do operatorów wnioski dotyczące dziennikarzy opisujących jej przebieg bądź mających kontakty z jednym z głównych oskarżonych w tej aferze. W grupie tej znaleźli się dziennikarze „Rzeczpospolitej”, „Wprost”, „Naszego Dziennika” „Gazety Polskiej”, a nawet TVN. Najbardziej kuriozalne było to, że prowadzący sprawę prokurator zgodził się, aby dane uzyskane w tej sprawie przez służby mogły zostać wykorzystane przez wiceszefa ABW – płk. Jacka Mąkę do jego procesu cywilnego z Cezarym Gmyzem z „Rzeczpospolitej”. Na dodatek na potrzeby tej sprawy podsłuchiwano rozmowy dziennikarza z jego adwokatem i włączono je później do aktu oskarżenia. Kolejna sprawa dotyczy głośnej książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. ABW zajęła się badaniem legalności odtajnienia wykorzystanych do jej napisania dokumentów archiwalnych. W efekcie 9 stycznia 2009 r. bydgoska Prokuratura Okręgowa na wniosek ABW wszczęła śledztwo w tej sprawie. To pierwszy taki przypadek na świecie, by tajna służba badała naukowe opracowanie przygotowane przez zawodowych historyków. Sprawę komentowano w gremiach zachodnich historyków, którzy nie dowierzali, że polskie służby specjalne zajęły się pracą naukowców. ABW ma jeszcze jeden instrument kontroli historyków – jest nim zbiór zastrzeżony IPN, którego pilnuje najmocniej. Dzięki temu nadal wiele akt dotyczących PRL jest utajniona i historycy nie mogą z nich korzystać.
Cel: internauci Po dziennikarzach i historykach na celowniku służb znaleźli się internauci. Normą demokracji jest, że internet jest przestrzenią maksymalnie wolną, co nie znaczy, że w ogóle nie jest monitorowany przez służby. Dzieje się to jednak zazwyczaj w bardzo poważnych przypadkach, takich jak terroryzm, zabójstwa, zorganizowana przestępczość, hakerstwo czy handel narkotykami na dużą skalę. ABW tymczasem zajęło się sprawą, którą nie zainteresowałaby się żadna poważna agencja na świecie. 20 maja 2011 r. o godz. 6.00 funkcjonariusze ABW wtargnęli do mieszkania 25-letniego studenta, właściciela strony AntyKomor.pl., rekwirując mu laptopa. Jako powód porannego najścia podali obrazę prezydenta. Kilka dni później okazało się, że akcja ABW została poprzedzona doniesieniem agencji do Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Mazowieckim. Akcja ABW w domu studenta miała pokazać wszystkim internautom, że krytykować władzy, nawet w bardzo żartobliwej formie, nie można. Sytuacja ta uwidoczniła zarazem, że ABW zamiast ścigać najgroźniejsze zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, zajmuje się nieprawomyślnymi użytkownikami internetu. To dowodzi, że ABW, podobnie jak SB w czasach PRL-u, staje się coraz bardziej prawdziwą tarczą i mieczem władzy.
Cel: kibice W maju 2011 r. okazało się również, że ABW włączyła się aktywnie do walki z kibicami, którzy zaczęli demonstrować swoje niezadowolenie wobec działań premiera Donalda Tuska, m.in. dotyczących zakazów stadionowych. ABW zajęła się tym problemem – według oficjalnej wersji Agencji, kibice mogą mieć kontakty z ekstremistami politycznymi – nazistami, neofaszystami bądź z członkami zorganizowanych grup przestępczych. Działania ABW ubrane zostały organizacyjnie w akcję prewencyjną, jaką ma prowadzić policja przed Euro 2012. Taka logika działania ABW przypomina prowadzoną w latach osiemdziesiątych akcję „Hiacynt”, w której ramach dokonano rejestracji osób o skłonnościach homoseksualnych. SB zakładała wówczas, że jak któryś z zarejestrowanych wystąpi przeciw władzy, to służba wyciągnie mu jego homoseksualizm. Być może studiujący dokumentację „Hiacynta” Krzysztof Bonadryk wpadł na pomysł przeprowadzenia podobnej akcji w odniesieniu do polskich kibiców, którzy odważyli się nazwać premiera Tuska „matołem”. W czasie koalicji AWS–UW Krzysztof Bondaryk był wiceministrem w MSWiA, gdzie podlegało mu m.in. Krajowe Centrum Informacji Kryminalnej. Wówczas „Gazeta Wyborcza” zarzucała mu nadużycia przy archiwizowaniu dokumentów związanych z lustracją. Chodziło o materiały obyczajowe, w tym te, które dotyczyły osób o orientacji homoseksualnej (tzw. różowe teczki z akcji MO „Hiacynt”). Według projektu, do KCIK miały być przekazywane wszelkie informacje operacyjne z WSI, UOP, Policji, Straży Granicznej, Głównego Inspektoratu Celnego, Inspekcji Skarbowej. KCIK docelowo miał zostać centrum operacyjnym panującym nad wszystkimi służbami. Sejm jednak wówczas odrzucił ten projekt. Bondaryk zrealizował go dopiero za rządów PO – Agencja stała się obersłużbą, posiadającą w praktyce kontrolę nad wszystkimi specsłużbami. Pewne jest jedno – to, co już dzisiaj wiemy o działaniach ABW, uprawnia nas do wniosku, że w przyszłości weryfikacja kadr ABW będzie niezbędna. Dorota Kania
Leszek Pietrzak, były pracownik UOP, IPN, BBN, historyk, analityk, publicysta. W latach 2006–2008 był członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI.
Radek Sikorski na straży życia zakonnegoPaństwo polskie z całą mocą zareaguje przeciw Ojcu Rydzykowi, i to w Rzymie!
1. Zabawny jest ten Radek Sikorski. Oto, co palnął na Twitterze: Kościół ma zasługi dla Polski, ale Ojciec Dyrektor przekracza granice. Zakony podlegają bezpośrednio Rzymowi. Państwo polskie zareaguje..
2. Państwo polskie zareaguje... zrobiło się groźnie. Jeśli szef dyplomacji pisze takie słowa, to zazwyczaj oznacza zapowiedź wojny, albo, co najmniej poważnych sankcji gospodarczych. Ale dlaczego państwo polskie zareaguje? Dlatego, ze ojciec Rydzyk przekroczył granice? Żeby dojechać do Brukseli, przekraczał, co prawda dwie granice, (jeśli jechał przez Holandię, to nawet trzy), ale to chyba nie jest problem, przecież mamy Schengen oraz swobodny przepływ osób, towarów i usług. Nie widzę, zatem powodu do interwencji szefa MSZ.
3. A może ojciec Dyrektor przekroczył granice prawa? No tak, ale w takim razie, co ma do tego Rzym? To w Polsce już nie ma usłużnych prokuratorów i trzeba ich szukać aż w Rzymie? Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Polska?
4. Z tym Rzymem to Sikorski zdaje się palnął gafę. Zakony z tego, co wiem nie podlegają Rzymowi i Berlusconiemu, tylko Watykanowi i Benedyktowi Szesnastemu. Ale to szczegół, minister spraw zagranicznych nie musi przecież tego wiedzieć. Kiedyś w Brukseli pan Radek przyznał, że nie zna się wcale na polityce rolnej. Na polityce kościelnej też się znać nie musi.
5. Wróćmy jednak do owych granic, które przekroczył Ojciec Rydzyk i z powodu, którego to przekroczenia państwo polskie z całą swoja mocą zareaguje w Rzymie, czy też w Watykanie. Dochodzę do wniosku, że może chodzić wyłącznie o jakieś granice życia zakonnego. Na mszy nie był, różańca nie odmówił, kiełbasę jadł w poście - takie nadużycia podpadają pod jurysdykcje władz zakonnych, które kontrolują przestrzeganie reguł życia zakonnego, natomiast przestrzeganie reguł prawa powszechnie obowiązującego kontrolują odpowiednie organy państwowe. Skoro Radek S. nie do władz państwowych się zwraca, lecz grozi interwencją w Rzymie, to znaczy, że występuje w roli strażnika życia zakonnego. Może to i dobra dla niego rola. Habit mu założyć i niech czuwa! Janusz Wojciechowski
Kto chciał zabić Panią Anię … Pamiętamy, no, niektórzy pamiętają sprawę próby zamordowania Pani Ani Walentynowicz w Radomiu w 1981roku. Pewna pani, kryptonim „Karol” miała „przenocować” p. Anię po obradach Komisji Krajowej w swoim domu i podać jej wzmocnioną dawkę furosemidu. Lek miał wywołać nagły spadek ciśnienia, odwodnienie, zakłócenie akcji serca i zapaść. Jakby nie umarła, to , w każdym razie stan zdrowia wyłączyłby ja z aktywności związkowej na dobre. Przypadek sprawił, że Pani Ania po wyjątkowo burzliwych i przykrych dla niej obradach zdenerwowała się, zmieniła plany i po prostu pojechała bezpośrednio do domu. Było to apogeum walki Wałęsy z Walentynowicz i Gwiazdami. SB wtedy aktywnie zwalczało wrogów Wałęsy w Solidarności, czego apogeum miało miejsce w czasie zjazdu w hali Olivia, gdzie agenciaki cudem zapewniły wybór Wałęsy nieznaczną większością głosów. W sierpniu ubiegłego roku pion śledczy Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie oskarżył w tej sprawie trzech byłych oficerów SB: Tadeusza G., Marka K. i Wiesława S. Według IPN popełnili oni czyny stanowiące zbrodnię komunistyczną i zbrodnię przeciwko ludzkości. Tadeusz G. był w 1981 r. inspektorem wydziału III Departamentu IIIA MSW w stopniu podporucznika, Marek K. – starszym inspektorem tego wydziału w stopniu kapitana, a Wiesław S. – kierownikiem specjalnej grupy operacyjnej w wydziale IIIA Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Radomiu w stopniu porucznika. Oskarżono ich o to, że w październiku 1981 r., jako oficerowie SB, uczestniczyli w opracowaniu i wdrożeniu tzw. kombinacji operacyjnej, by za pośrednictwem tajnego współpracownika o kryptonimie „Karol” usunąć Annę Walentynowicz. Wiemy, kim była „Karol”, jednak, dopóki jest cień wątpliwości, czy to ta osoba, niech tak zostanie- „Karol”. Ci, co znają tą kobietę i tak wiedzą. Zresztą, nie dbam zbytnio o tą panią, i o tych SBków. Ważniejsze dla mnie jest to, że państwo polskie jest tak żałośnie bezradne w ściganiu tych bandziorów, czy po prostu w zwykłym nazwaniu i opisaniu swej historii. Dziś radomski sąd uznał, że czyny te nie stanowią zbrodni przeciwko ludzkości, a jedynie zbrodnię komunistyczną, której karalność przedawniła się (nie przedawnia się zbrodnia przeciwko ludzkości).Rzecznik sądu, p. Mazur wyjaśniła, że nie można stosować tego paragrafu, bo zabicie jednej osoby, to nie to samo, co ludobójstwo. No, nie można temu zaprzeczyć. Co tam jedna starsza pani, przedawnić i już. Po sprawie, tym bardziej, że i tak nie żyje. Postanowienie sądu nie jest prawomocne, więc IPN może się odwołać, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jednak szlag człowieka trafia, że przy tej okazji wychodzi, że do dzisiaj nie są wyjaśnione sprawy sprzed 30 lat.
W kraju, w którym obermorderca chodzi w glorii, jest zapraszany przez Prezydenta na posiedzenia Biura Bezpieczeństwa Narodowego, w którym szef bandyckich służb śmieje się nam w twarz, że trzeba było 20 lat, by mu odebrać emeryturę ( zresztą, nie odebrać, tylko nieco zmiejszyć), zamiast się cieszyć, że nie zawisł na skrzypiącej gałęzi, jak powinien, to, niestety, nie dziwi. Rozczula nieco uzasadnienie IPN, bo „sprzeniewierzyli się oni ustawowemu obowiązkowi troski o życie i zdrowie obywateli, ciążącemu na funkcjonariuszach MO”. Znaczy, mieli chronić i przez ulicę przeprowadzać, a zamiast tego mordowali ludzi. No, jak się tak zastanowić, to jest to prawda. Tak bardzo jest to prawda, że aż śmieszy. Pani Ania żyła w biedzie, gdy dostała jakieś stypendium, żłób Wałęsa powiedział, że byli tacy, co bardziej zasłużyli, a nie dostali. Dopiero Prezydent Lech Kaczyński uhonorował Panią Anię. Jest przejmującym symbolem, że razem zginęli…. Seawolf
ZABÓJCZE SZCZEPIONKI - dowiedzione naukowo! Coraz więcej danych przemawia za tym, że na polskich dzieciach, bez wiedzy i zgody rodziców testuje się eksperymentalne, bardzo niebezpieczne szczepionki z toksycznymi dodatkami. Sylwia pisze: Dotyczy szczepionek. Dziś się dowiedziałam, że coraz więcej osób dotyka atak drgawek, przypominający padaczkę. Dzisiaj w jednym z warszawskich szpitali (wcale nie jest to duży szpital) przyjęto aż 15 takich przypadków. Oczywiście nikt od razu nie diagnozuje tego, jako padaczki, bo takie objawy może mieć wiele chorób, w tym choroby serca. Zagadnęłam jedną z lekarek i porozmawiałyśmy jak mają się takie objawy do szczepionek i nieoficjalnie, między wierszami, przyznała, że mogą one mieć w tym jakiś swój udział, że w wielu przypadkach należałoby badać dzieciom włosy w celu oszacowania ile jest w nich rtęci. Ale szpitale pieniędzy nie mają, (co niestety było widać). Macie jakieś pomysły skąd ten nagły wzrost zachorowań? PILNY APEL DO NIEZALEŻNYCH BADACZY i do patriotów pracujących w pogotowiu, policji, szpitalach, przychodniach: czy takie przypadki występują też u Was? W dalszej części tekstu udowodnię Wam, że na polskich dzieciach mogą być obecnie testowane eksperymentalne, bardzo niebezpieczne szczepionki z kilkunastoma chorobami w jednej i z szkodliwymi dodatkami (adjuwantami). Sprawa jest naprawdę poważna, bo chodzi tutaj już o otwarte ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości dokonywane na najsłabszych - na dzieciach! Klikaj - tutaj - i pomóż wypromować ten tekst! sprawa jest pilna. Klikajcie też w piątą żółtą gwiazdkę. Dobrze by było, gdybyście zamieszczali informacje o testowaniu eksperymentalnych, niebezpiecznych szczepionek na dzieciach na Waszych forach dyskusyjnych i blogach!
Przypomnienie z poprzedniego tekstu: Dostaje od polskich rodzicow coraz wiecej informacji o coraz czestszych, ciezkich, tragicznych w skutkach powiklaniach poszczepiennych u niemowlat. Podejrzewam, ze w Polsce nielegalnie i bez zgody rodzicow na wielka skale testuje sie na niemowletach nowe szczepionki z bardzo toksycznymi adjuwantami. Pisalam o nich wczesniej, ze powoduja masywna burze cytokin prozapalnych w organizmie, prowadzac m.in. do ostrego zapalenia mozgu ze wszystkimi tego tragicznimi konsekencjami ? autyzmem, padaczka, uposledzeniem umyslowym, udarami i obrzekami mozgu, niedotlenieniem, zgonami. Adjuwanty te moga znajdowac sie w kazdej szczepionce. Ponizej dowody, ze w Polsce testuje sie nowe szczepionki dla koncernow farmaceutycznych. Pytanie, czy wszyscy rodzice dzieci, ktore braly udzial w tych testach, wiedzieli o tym i zdawali sobie sprawe z mozliwosci tragicznych powiklan szczepien. Podejrzewam, ze nie. Prawdopodobne, ze wyniki tych tajnych testow wcale nie sa publikowane. Sytuacja moze przypominac zabicie pare lat temu testowymi szczepionkami kilkunastu bezdomnych Polakow w Grudziadzu. Powinien tym sie zajac jakis reporter sledczy. Pozdrawiam, prof. Dorota Majewska
DOWODY na testowanie szczepionek w Polsce:
Vaccine. 2010 Nov 16;28(49):7779-86. Epub 2010 Sep 28.
Randomised, controlled trial of concomitant pneumococcal and meningococcal conjugate vaccines.
Wysocki J, Tansey S, Brachet E, Baker S, Gruber W, Giardina P, Arora A.
Source
Poznan University of Medical Sciences, Poznan, Poland.
Abstract A randomised, open-label study compared the immunogenicity and safety of 7-valent pneumococcal conjugate vaccine (PCV7) and meningococcal C conjugate vaccine (MnCC vaccine) administered concomitantly and individually. Infants received PCV7 MnCC vaccine (n=265), PCV7 alone (n=268) or MnCC vaccine alone (n=178). PCV7 was administered at 2, 3?, 6 and 12 months, and MnCC vaccine at 2, 6 and 12 months. For the 7 pneumococcal serotypes tested (4, 6B, 9V, 14, 18C, 19F and 23F), proportions of subjects with pneumococcal serotype-specific immunoglobulin G (IgG) antibody concentrations ?0.35 ?g/mL post-infant series were non-inferior for the PCV7 MnCC vaccine (91.5-99.6%) and PCV7 (89.0-99.6%) groups. Proportions of subjects achieving serogroup C meningococcal serum bactericidal assay titres ?1:8 post-infant series were non-inferior for the PCV7 MnCC vaccine (99.6%) and MnCC vaccine groups (98.8%). Pneumococcal IgG antibody levels were similar in the PCV7 MnCC vaccine and PCV7 groups at each time point. Post-infant and post-toddler meningococcus C serum bactericidal assay titres and IgG levels were similar in the PCV7 MnCC vaccine and MnCC groups, although pre-toddler, the levels were lower in the PCV7 MnCC vaccine group than the MnCC vaccine group. Immune response rates to diphtheria antigen approached 100% for all vaccine groups. Local reactions were mostly similar among the treatment groups. The MnCC vaccine group had lower rates of some systemic events than the PCV7 MnCC vaccine group. Immune responses to PCV7 MnCC vaccine were non-inferior compared with those seen with each vaccine administered alone.
Med Sci Monit. 2010 Aug 7;16(9):CR433-9.
Immunization against influenza during the 2005/2006 epidemic season and the humoral response in children with diagnosed inflammatory bowel disease (IBD).
Romanowska M, Banaszkiewicz A, Nowak I, Radzikowski A, Brydak LB.
Source
Department of Influenza Research, National Influenza Center, National Institute of Public Health-National Institute of Hygiene, Warsaw, Poland. nic@pzh.gov.pl
Abstract
BACKGROUND:
Patients with inflammatory bowel disease (IBD) who are treated long-term with immunosuppressive drugs can experience a decrease in their overall resistance to infections, including influenza. The purpose of this study was to evaluate the humoral response in children with IBD after being vaccinated against influenza.
MATERIAL/METHODS:
Children with IBD were vaccinated with split inactivated vaccine. They were divided into 2 groups: children treated with anti-inflammatory medications and children treated with 5-acetylsalicylic acid along with immunomodulatory therapy. Antihemagglutinin (anti-HA) and antineuraminidase (anti-NA) antibodies were assessed before vaccination and 1 and 6 months after vaccination.
RESULTS:
Anti-HA and anti-NA antibodies 1 and 6 months after vaccination were higher than before vaccination. In the patients treated with anti-inflammatory medications, the protection rate (PR) attained the highest level for antigens A/H1N1 and B 6 months after vaccination. However, for A/H3N2 the result was 88.9% at 1 and 6 months after vaccination. In the patients who received immunomodulatory medications, the highest PR was noted 6 months after vaccination (47.6-90.5%). The response rate (RR) in patients who were treated with the anti-inflammatory medications alone remained the same 1 and 6 months after vaccination. In patients who received the immunomodulatory regimen, the highest RR was recorded 6 months after vaccination (47.6-76.2%).
CONCLUSIONS:
Response to vaccination was satisfactory, although not for all vaccine antigens, especially in patients treated with immunomodulatory medications. The higher levels of RP and RR 6 months after vaccination compared with 1 month after vaccination lends support to the argument that IBD patients should be vaccinated as soon as vaccine is available in a season.?
Jeśli to prawda, sytuacja nie byłaby odosobniona. Kilka lat temu lekarze i pielęgniarki z prywatnej przychodni 'Dobra Praktyka Lekarska' w Grudziądzu testowali dla firmy Novartis eksperymentalne szczepionki przeciw ptasiej grypie na nieświadomych zagrożenia bezdomnych. 21 z nich zmarło a liczba poszkodowanych wyniosła 350. Pracownicy przychodni stanęli przed toruńskim sądem oskarżeni o ?wykonywania zabiegów leczniczych bez zgody pacjentów, poświadczenia nieprawdy w dokumentach i niekorzystnego rozporządzenia mieniem sponsora badania klinicznego?. Nie oskarżono ich, mimo zgonów bezdomnych, o narażenie zdrowia i życia ludzi, gdyż ?opinie biegłych wykluczyły możliwość postawienia tego zarzutu?. Smaczku dodaje fakt, że o nielegalnych eksperymentach nikt by się nie dowiedział, gdyby bezdomni nie pokłócili się z personelem o pieniądze. Nie wiadomo, czy wyrok już zapadł czy jeszcze się toczy, gdyż media przestały o sprawie informować, a także ile eksperymentów medycznych nie ujrzało światła dziennego.
Proszę niezależnych o przetłumaczenie tego testu!
Mój komentarz: Faktem jest skażenie materiału do produkcji szczepionek wirusem ptasiej grypy, w 2009 roku. Afera wyszła przez przypadek, zaś winnych uniewinniono. Gdyby nie ten przypadek ? wirus ptasiej grypy trafiłby do setek tysięcy sztuk szczepionek. Konsekwencje tego byłyby trudne do wyobrażenia. Nasza siła w tworzeniu takich petycji. Oczywiście, psycholom rządzącym naszym krajem nijak to nie zaszkodzi, jednak takie działania powodują rozgłos i poszerzenie świadomości tego problemu. Ich bronią są biliony dolarów, spec służby i najnowocześniejsze zabawki militarne. Naszą bronią jest świadomość i aktywność. Jeśli bezprawne testowanie szczepionek na polskich dzieciach jest prawdą, to oznacza to, że mamy do czynienia z zatuszowanym ludobójstwem na wielką skalę! Byłaby to oczywista eksterminacja naszego narodu, naszych polskich dzieci! Temu należy się przeciwstawić, to należy zwalczać. Z historii znamy przykłady testowania na Polakach bardzo szkodliwych szczepionek. Jeszcze przed aferą świńskiej grypy, w roku 2008, około 30 bezdomnych, którym podano eksperymentalną szczepionkę, zmarło. Te i kilka podobnych przypadków jasno świadczą o tym, że testowanie de facto broni biologicznej na polskich dzieciach jest możliwe.. To świadczyłoby o tym, że polski rząd i podległe mu instytucje działają nielegalnie, a ich uchwały / ustawy nie mają żadnej mocy prawnej; nie są obowiązujące dla Narodu polskiego. Niebezpieczne szczepionki i eksperymentalna modyfikowana genetycznie żywność były i nadal są testowane także w innych niż Polska krajach trzeciego świata. Powszechna w naszych krajach bieda to znakomity poligon doświadczalny dla globalnych gangsterów spod znaku rozmaitych korporacji i lobbies. Tymczasem blogerka @Astromariadotarła do innych, zaskakujących danych. Okazuje się, że podczas światowego kongresu szczepień lobbyści farmaceutyczni ogłosili skonstruowanie szczepionek - terminatorów, zawierających nawet kilkanaście elementów wirusowych bądź bakteryjnych (chorób) w jednej szczepionce! Chyba nie muszę mówić, jak wielkie jest to obciążenie dla niemowlęcia. Jakby zbyt mało było okaleczeń spowodowanych przez dotychczasowe szczepionki, szczepionkowcy niedawno ogłosili z fanfarami na Światowym Kongresie Szczepień (04.2011), że opracowali nowe wspaniałe adiuwanty do szczepionek dla noworodków i starszych niemowląt, które wywołają super silny huragan cytokin zapalnych w ich organizmach. Dzięki temu można będzie podawać noworodkom po kilka lub kilkanaście szczepionek na raz (normalnie ich organizmy są zbyt oporne i nie produkują dostatecznej ilości przeciwciał i cytokin). Najbardziej obiecujące adjuwaty to takie, które najsilniej aktywują tzw. receptory TLR (zwłaszcza TLR8), co skutkuje pobudzeniem produkcji cytokin prozapalnych. Wygodnie dla siebie (bądź z ignorancji) szczepionkowcy nie wspominają, że pobudzenie tych receptorów w mózgu hamuje rozwój neuronów i wręcz je zabija. Razem z rtęcią i aluminium, te nowe adjuwanty stworzą, więc mieszankę piorunującą prawdopodobnie dla większości zaszczepionych nią dzieci. Cudem będzie, jeśli jakieś niemowlę zachowa zdrowie (lub ujdzie z życiem) po takich szczepieniach.Szczepionki z tymi adiuwantami mają być kierowane głównie do krajów rozwijających się, więc należy oczekiwać, że pojawią się także w Polsce. Nie można wykluczyć, że już są testowane gdzieś w naszej części Europy. Link_1 . Link_2". źródło
Moja opinia: Należy się temu przyjrzeć bacznie! Alarmujcie wszystkich, kogo się da. Jeśli macie kontakty z politykami bądź dziennikarzami śledczymi, apelujcie do nich, aby zajęli się tym tematem. Ja tak rozległych kontaktów nie mam. Pytajcie lekarzy, personel medyczny. Wszystko wskazuje na to, że plany psychopatów rządzących naszą Ziemią przyspieszają i to ostro. Właśnie teraz, w tej chwili może być dokonywane ciche ludobójstwo naszych dzieci! Jeśli nie wierzysz, że ludobójstwo odbywa się dziś w zaciszu lekarskich gabinetów, musisz wiedzieć, że wszelkie normy w zakresie medycyny, żywienia (WHO, FAO i inne agendy ONZ) ustalali byli naziści, często pracujący, jako "lekarze" w obozach koncentracyjnych - fabrykach śmierci. Jeśli nie wierzysz, to możesz skrupulatnie sprawdzić w google oficjalne życiorysy tych, którzy są de facto ojcami założycielami tzw "nowoczesnej medycyny". Nie wierzysz dalej?To polecam obszerne opracowanie naukowe na temat adjuwantów (szkodliwych dodatków) do szczepionek - link tutaj
Na jednym z forów dyskusyjnych jeden człowiek rozmawiał z urzędnikiem z ministerstwa. Człowiek ten pokazał urzędnikowi naukowe opracowania o szkodliwości szczepień - urzędnik był dosłownie zszokowany! To dowodzi temu, że panuje swoista konspiracja, jeśli chodzi o zawody medyczne. Lekarze trzymają tę prawdziwą wiedzę o szczepionkach w tajemnicy, nawet przed takimi urzędnikami z ministerstwa. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że politycy najgrubszego kalibru dobrze wiedzą, o co chodzi. Jednak szeregowi pracownicy, urzędnicy, mogą tego nie wiedzieć, wśród nich są czasami patrioci. Dlatego bardzo ważne jest, aby dotrzeć nie do góry (petycje prof. Majewskiej), ale do dołu, czyli do tych szeregowych urzędników, dziennikarzy lokalnych mediów, asystentów i innych nieświadomych zagrożenia ludzi. Jeśli masz kontakty z takimi osobami - działaj, nie bój się! To też są ludzie tacy jak my, może czołowi politrucy to szuje, ale w takich ministerstwach często pracują ludzie nieświadomi tych problemów / kontrowersji. Na całym świecie toczy się obecnie ostra walka między rodzicami okaleczonych lub zabitych przez szczepionki dzieci i szczepionkowym biznesem, który wobec wzrostu świadomości społecznej nt. toksycznych szczepień stoi przed perspektywą utraty wielomiliardowych zysków z handlu szczepionkami. Częścią tej walki są ataki szczepionkowego establishmentu na naukowców i lekarzy, którzy maja odwagę badać i podważać bezpieczeństwo szczepionek. Globalne ataki na dra A. Wakefielda, pioniera tego rodzaju badań, toczy się nadal, choć już został on profesjonalnie zniszczony przez koncerny farmaceutyczne, posługujące się dziennikarzami, jako płatnymi zabójcami. W UK takim wynajetym rewolwerowcem-dziennikarzem jest Brian Deer (opłacany przez przemysł farmaceutyczny), który zaatakował dra Wakefielda wyssanymi z palca, bezpodstawnymi oskarżeniami. Zostały one opublikowane przez niegdyś prestiżowe pisma medyczne, British Medical Journal (BMJ) i Lancet -- dziś całkowicie skompromitowane, jako pełne korupcji i konfliktu interesów. Powoli ujawniane są kulisy tych ataków. Okazało się, że głównym zleceniodawcą ataków na dra Wakefielda była firma Merck (ponizej podana jej lista pediatrycznych szczepionek). Merck w ogromnym procencie finansuje pismo BMJ i organizuje na jego łamach programowe tzw. szkolenia lekarzy nt. szczepionek i leków, które sa naprawdę tylko reklamową propagandą. Merck jest de facto właścicielem tych niegdyś niezależnych pism, które sa dzis tylko korporacyjnymi pismami reklamowymi. Lekarze na ogół o tym nie wiedzą, bo pisma te ukrywają swoje konflikty interesów i finansowe powiązania z producentami leków i szczepionek. To wszystko znaczy, ze nauki medyczne zostały dziś tak bardzo skorumpowane, że absolutnie nie można wierzyć niczemu, co jest publikowane w tych i podobnych tzw. prestiżowych medycznych pismach naukowych. Udowodniono, że ponad 80% publikacji naukowych sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne, jest zafałszowanych. Age of autism AHRP.org
Do haniebnych ataków na dra Wakefielda (uważanego przez ogromną wiekszość rodziców za bohatera i obrońcę dzieci) dołączyli dziennikarze z popularnych mediow, takich jak CNN. Z przykroscia stwierdzam, że dołączyły do nich także polskie media, np. GW czy Medycyna Praktyczna. Zadziwia hucpa Medycyny Praktycznej, która pisze "Artykuł Wakefielda wiążący szczepionkę MMR z autyzmem był oszustwem", cytując skorumpowanych do cna autorów z BMJ (którzy pod presją przyznali się do korupcji i konfliktu interesów). Ale widac w biznesie farmaceutycznym wszelkie chwyty przeciw tym, którzy zagrażają jego zyskom, są dozwolone: -zmanipulowany artykuł z mp.pl. Jak wcześniej pisałam, producenci i handlarze toksycznych szczepionek oraz ich rządowi i profesjonalni lobbyści sponsorują badania, których cel jest z góry jasno wyznaczony -- mają one kategorycznie zaprzeczyć związkom autyzmu i innych chorób neurologicznych i immunologicznych ze szczepieniami. Takie badania-fałszywki są potem publikowane w korporacyjnych pseudonaukowych pismach (takich jak BMJ czy Lancet) i nagłaśniane przez media jako rzekome dowody bepieczeństwa szczepionek. Tymczasem prawda naukowa o szczepieniach, która powoli jest odkrywana przez niezależnych badaczy i ujawniana, dowodzi, że choroby ze spektrum autyzmu są skutkiem poważnych poszczepiennych uszkodzeń mózgu u niemowląt i małych dzieci. Najczęściej widoczne są one już wkrótce po szczepieniach w postaci ostrego zapalenia mózgu (encephalitis), którego wczesnymi objawami mogą być: m.in. przeraźliwy krzyk mózgowy, obrzęki, drgawki, epizody hipotoniczno-hiporeaktywne etc. Wiele składników szczepionek może być odpowiedzialnych za te reakcje, m.in. rtęć (thimerosal), aluminium i inne adjuwanty, detergenty, a także zawarte w szczepionkach bakteryjne neurotoksyny (DTP), żywe wirusy i ich kombinacje (MMR, OPV), obce białka i inne szkodliwe dodatki, które przedostają się do mózgu. Niektóre dzieci umierają w wyniku powikłań poszczepiennych i to się nazywa tajemniczą śmiercią łóżeczkową (SIDS). Nie należy oczekiwać, że producenci i handlarze szczepionek kiedykolwiek publicznie przyznają, że to masowe szczepienia coraz większą ilością toksycznych szczepionek są odpowiedzialne za epidemie chorób neurologicznych i immunologicznych u dzieci i za okaleczenie już dwóch generacji. Oni zawsze będą bronić swych ogromnych zysków i będą temu zaprzeczać, jak długo systemy polityczno-społeczne będą im na to pozwalać i będą ich chronić (tak jak jest obecnie). Rodzice i lekarze muszą mieć tego świadomość i powinni solidarnie bronić swoje dzieci oraz pacjentów przed szczepionkowym okaleczeniem. Właśnie jesteśmy świadkami rozpadu misternie zbudowanego pałacu (na lodzie) szczepionkowych kłamstw. Milionów okaleczonych przez szczepionki dzieci nie da się dłużej ukrywać pod dywanem. Amerykańska prokuratura oficjalnie oskarżyła duńskiego naukowca, dra Thorsena, o oszustwa i kradzież amerykańskich publicznych pieniędzy przeznaczonych na badania naukowe, i żąda jego ekstradycji do USA. Dr Thorsen jest jednym z tych ?naukowców? do wynajęcia, którzy na zamówienie skorumpowanych urzędników z CDC (Amerykańskiej Agencji Chorób) wyprodukował kilka publikacji-fałszywek zaprzeczających związkom szczepień z autyzmem, na których szczepionkowy establiszment zbudował swój pałac kłamstw. Okazuje się, że to urzędnicy z CDC, żeby ukryć swoje niekompetencje i oszustwa, w znacznym stopniu pisali prace-fałszywki Thorsena i wyznaczali ich wnioski (to wynika z ujawnionych korespondencji miedzy CDC i Thorsenem). Cdn, ale już widać, że kłamstwa szczepionkowego establiszmentu zaczynają być ujawiane. Posyłam trochę informacji o obowiązkowych szczepieniach w krajach Unii Europejskiej. Znamienna jest specyfika krajów, które mają obowiązkowe szczepienia. Wiele wskazuje też, że drogą do zmniejszenia liczby zachorowań na choroby zakaźne jest zniesienie obowiązkowych szczepień (wzorem krajów Europy zachodniej). Naśladujmy w tej kwestii najmądrzejszych i najzdrowszych. Posyłam załączniki
w wersji pdf: http://haptens.republika.pl/pusty/OSwUE.pdf
w wersji doc: http://haptens.republika.pl/pusty/OSwUE.doc
cosmosis
Polityka mafijna cz.2. Zamiast rozumnej troski o dobro wspólne cyniczna dbałość o prywatne interesy. W poprzedniej części artykułu rozważaliśmy teorię w tej części zachęcamy Państwa do zapoznania się z analizą sytuacji w Polsce, wśród wyznawców głównych sił politycznych ta analiza może nie wzbudzić entuzjazmu. Zapraszam ...
Apogeum postkomunizmuPowszechne jest w Polsce złudzenie, że wystarczy utrzymać instytucje liberalno-demokratyczne na wzór zachodni, aby na drodze ewolucji problemy korupcji, niewydolności państwa, nieprzejrzystości gry politycznej i rynkowej rozwiązały się same. Potrzebujemy jedynie więcej czasu – powtarzają obrońcy układu okrągłostołowego – a społeczeństwo obywatelskie dojrzeje, instytucje okrzepną. W świetle powyższych ustaleń, ta argumentacja jest nie do utrzymania. Mafijny duch unoszący się nad nowymi formami wspólnotowości idzie bowiem pod prąd logice racjonalnego i etycznego społeczeństwa stowarzyszeń (czyli liberalnego ideału), niosąc ze sobą emocjonalne, estetyczne i antyspołeczne (w sensie stosunku do zastanej całości) uspołecznienie. „Niedojrzali do demokracji” Polacy nie tylko już nie dojrzeją, ale wprost przeciwnie: coraz bardziej koncentrować się będą na swoich niszach, operujących w innej niż liberalna logice, a często wprost z nią sprzecznej. Oto fundamentalny wymiar niedostrzeżonego wejścia w późną nowoczesność. Nad Wisłą, jak zwykle, sytuacja jest szczególnie skomplikowana: nowa mafijność nakłada się bowiem na starą, typową dla postkomunizmu. Chodzi mi tu zarówno o siłę antyrozwojowych grup interesu (Andrzej Zybertowicz określa tym mianem m.in. postpeerelowskie służby specjalne, postnomenklaturowy biznes, korporacje prawnicze, lobby górniczo-związkowe itp.), jak i o cechy systemowe postkomunizmu, generujące paternalistyczną, klientelistyczną i korupcjogenną kulturę kontraktu. Mówiąc o tych ostatnich mam więc na myśli przede wszystkim niesterowność instytucji państwowych, kapitalizm sektora publicznego, polityzację gospodarki i mediów, nieprzejrzystość gry politycznej i gospodarczej. Postkomunistyczne reguły premiują mafie – metaforyczne i dosłowne, niszowe i mainstreamowe w o wiele większym stopniu niż organizacje publicznego pożytku. System postkomunistyczny, zgodnie z obawami Jadwigi Staniszkis, okazał się przy tym zdolny do reprodukcji. Zasada kooptacji działa od lat w sposób niezakłócony, dzięki czemu obciążonych biograficznie PRL-em zastępują stopniowo młodsi, coraz częściej pozbawieni wprawdzie garbu komunistycznego, ale o tej samej mentalności. Dlatego nie ma większego sensu poznawczego założenie, na którym opiera swoje analizy większość publicystów „lewicowych” i zbyt wielu „prawicowych”, że postkomunizm umarł wraz z upadkiem SLD. Rządy Platformy Obywatelskiej są tego najlepszym dowodem. JESZCZE NIGDY DEMOKRACJA NIE BYŁA TAK FASADOWA JAK OBECNIE. Postpolityczna teatralizacja, doprowadzona przez Donalda Tuska do zenitu, skrywa realną politykę przed oczami obywateli znacznie skuteczniej niż był w stanie to robić którykolwiek z liderów SLD w czasach świetności tej formacji. Żadna z opisanych przez Staniszkis reguł systemu postkomunistycznego nie przestała obowiązywać. Układ antyrozwojowych grup interesu, sportretowany przez Zybertowicza, również ma się dobrze. Lokalna, zwulgaryzowana wersja liberalizmu, którą Zdzisław Krasnodębski określił mianem liberalizmu nietzscheańsko-postmodernistycznego (choć właściwsze byłoby określenie go jako nihilistyczno-postmodernistycznego, Nietzsche nie był wszak zwolennikiem nihilizmu, lecz jego największym krytykiem), obleczona w szaty nowoczesnej, europejskiej technokracji, święci większe niż kiedykolwiek tryumfy. Zatem wszystkie kluczowe wymiary postkomunizmu: systemowy, lobbystyczno-przestępczy i ideologiczny, wciąż przenikają polską rzeczywistość. Zamiana SLD na PO zmienia tu w istocie tyle (poza końcem WSI), że ta ostatnia, dzięki solidarnościowemu rodowodowi, jest akceptowalna dla większej liczby głównych prosystemowych lobbies. Co więcej, obecna partia władzy lepiej niż dawna SDRP opanowała sztukę współczesnej sofistyki i ze zdumiewającą skutecznością wypchnęła z debaty publicznej resztki realnej polityki. Cieszy się też dużo większym i stabilniejszym poparciem zwykłych ludzi, pomimo o wiele gorszej jakości rządów. Mamy więc dziś do czynienia z apogeum, a nie ze schyłkiem postkomunizmu. Jak to możliwe, że wróciliśmy de factodo standardów przedrywinowskich pomimo „rewolucji semantycznej” lat 2003-05, nawiązując do określenia Rafała Matyi? Na proces kolonizacji PO przez układ postnomenklaturowy słusznie wskazał Bronisław Wildstein. Z drugiej strony, by znów nawiązać do spostrzeżeń Matyi, re-konsolidację antyrozwojowych grup ułatwiło Prawo i Sprawiedliwość, jednocześnie doskonale zrażając do siebie establishment i nie ustanawiając nowych reguł dystrybucji zaufania. Prowadzona przez Jarosława Kaczyńskiego polityka „instytucjonalizacji nieufności” skazała więc projekt IV RP, w istocie swojej rewolucyjny, na wąskie zaplecze społeczne i kadrowe oraz wepchnęła go w postkomunistyczną z natury praktykę zawłaszczania instytucji. Rewolucja prowadzona w taki sposób obarczona była wielkim ryzykiem nagłego zwrotu społecznych nastrojów, a w razie wyborczej porażki – łatwości powrotu do status quo ante, co też się stało.
Inny lud Chcę jednak zwrócić uwagę przede wszystkim na czynnik trzeci, niemal powszechnie niedostrzegany lub interpretowany opacznie. Mianowicie, na metamorfozę ludu III RP. Twierdzę, że w ostatnich latach społeczeństwo polskie dotknęła zmiana paradygmatu, związana z przejściem do późnej nowoczesności. To, co Szlandak nazywa fragmentacją, a Maffesoli – trybalizacją, wiąże się z kilkoma fundamentalnymi przeobrażeniami polskiego narodu, zasadniczo rzutującymi na jego stosunek do wspólnoty politycznej i państwa, a co za tym idzie, także na perspektywy naszej polityki. Po pierwsze, jest to wspomniane przejście od racjonalności do emocjonalności i od etyki do estetyki. Tradycyjna, właściwa dla poprzedniej fazy nowoczesności debata publiczna była możliwa dzięki systemowi bezosobowych i abstrakcyjnych pojęć, takich jak „obywatelstwo”, „republika” czy „prawo”. Współczesny lud ich nie rozumie, bo mniej lub bardziej świadomie odrzuca świat abstrakcji na rzecz świata empatii. „Ludzie neoplemienni rozumieją rozkosz, piękno, płacz i śmiech” – zauważa Marta Bucholc. Dlatego mąż stanu rozwodzący się o meandrach polsko-rosyjskiej umowy gazowej czy projekcie naprawy państwa będzie dla publiczności w najlepszym razie nudny, a bardzo prawdopodobnie - śmieszny i nieatrakcyjny. W przeciwieństwie do grającego naprzemiennie role troskliwego przyjaciela, błazna i przywódcy postpolityka. Richard Sennett nazwał to „tyranią intymności”, wskazując na narcyzm jako na tak głębokie zaabsorbowanie współczesnego człowieka sobą, że traci on zdolność rozumienia rzeczywistości abstrakcyjnej i bezosobowej. Wprawdzie ten amerykański socjolog rozpatrywał jako podmiot pojedynczego człowieka, jeśli jednak zważymy, że dzisiejszy schyłek indywidualizmu oznacza przesunięcie autonomii z jednostki na grupę, docenimy metaforę narcyzmu jako doskonale oddającą zatracenie się w życiu wewnętrznym społecznej „wysepki” - i ekstrapolacji tego spaczonego sposobu widzenia świata na życie publiczne – wielu małych wspólnot. Tyrania intymności, która nam grozi, wiąże się zatem z grupowym narcyzmem. Po drugie, carpe diem. Podczas gdy człowiek nowoczesny myślał przede wszystkim o przyszłości, a co za tym idzie przemawiały do niego projekty budowy lepszego świata, dziś horyzont myślenia i działania wyznacza teraźniejszość, satysfakcja tu i teraz. Obniża to radykalnie polityczne szanse reformatorów, a wzmacnia demagogów i pochlebców. Trzeci aspekt metamorfozy. Jak społeczeństwo złożone z takich wspólnot może funkcjonować w zastanej rzeczywistości politycznej, zbudowanej na bazie abstrakcyjnych idei? Przyjmując postawę „tak jakby”. A więc stosunek dalece ambiwalentny, wychodzący z jednej strony z niezgody i chęci sprzeciwu wobec władzy, z drugiej zaś – z daleko idącej pobłażliwości dla polityki jako nieistotnego spektaklu, pobłażliwości mającej wręcz cechy konserwatyzmu sytuacyjnego. Neoplemienny lud sam bowiem aktywnie przekształca politykę w kabaret. A więc stosunek tego ludu do polityki cechuje z jednej strony, manifestujący się głównie poprzez apatię, ironię i sporadyczne bunty opór, z drugiej strony – wynikająca z braku alternatywnej wizji zachowawczość. I aspekt czwarty, kluczowy z punktu widzenia tak zwanej wojny polsko-polskiej. Społeczeństwo, jak mówiliśmy, podlega podziałowi na niewielkie, skupione na sobie i niechętne innym, wspólnoty. „Na naszych oczach rodzi się powszechna niemożność zrozumienia Innego. Już nie trzeba starać się go zrozumieć – zauważa Szlandak - bo jest sieć, gdzie ulokowani są „nasi”, czasem dziesiątki czy setki kilometrów od nas (…) Uprawiamy życie społeczne na odrębnych wyspach. Pojawia się kultura towarzystw wzajemnej adoracji. To, co publiczne, zamyka się w coraz liczniejszych i mniejszych niszach stylu życia, a granice tych nisz są jednocześnie dla ludzi granicami ich świata”. To diagnoza głębokiej dezintegracji społeczeństwa. Polityka demokratyczna, chcąc nie chcąc, spełniać musi w tej sytuacji funkcję jednoczącą. Jak jednak skleić nie mające wspólnych wartości ani wspólnego języka grupy? Najskuteczniejszym narzędziem zjednoczenia klanów jest wskazanie wroga. Schmittowski Inny coraz rzadziej bywa jednak zdrajcą czy pasożytem, częściej zaś nieestetycznym oszołomem, prymitywem, biedakiem czy starcem, bo etykę zastąpiła estetyka. Walka jest spersonalizowana i odideologizowana. Konflikt zorganizowany wokół takich kategorii demoluje resztki republikańskiego języka i kultury politycznej i jest w oczywisty sposób dysfunkcjonalny z perspektywy dobra wspólnego. Jego dynamika skłania uczestników do eskalacji agresji, stawiając ich w sytuacji określanej w teorii gier jako dylemat więźnia, której przykładem jest wyścig zbrojeń – obawa przed agresją przeciwnika zachęca do zbrojenia się, nawet jeśli jest ono zabójcze dla gracza, i będąc docelowo groźne dla wszystkich. Wygrywa najczęściej ten, kto ma więcej zasobów.
Wojna klanów Konflikt PO-PiS od kilku lat, a zwłaszcza od zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich, ma taki właśnie kształt. „Obciachowy” Kaczyński przegrywa ze „swoim” Tuskiem, mając nieporównanie mniejsze zasobyi mówiąc językiem antykomunistycznej inteligencji, a więc abstrakcyjnym, skrajnie nie-empatycznym. Jeśli premierowi udało się zawiązać z częścią elektoratu „brudną wspólnotę” obciążonych wyrzutami sumienia z tego powodu, że źle myśleli lub mówili o zmarłym tragicznie prezydencie, to szef opozycji doskonale tę wspólnotę wzmacnia, koncentrując się na moralnej kontestacji przeciwnika. Zajęty prowadzeniem tej nierównej walki, Kaczyński nie ma czasu na rozwijanie programu naprawy państwa ani na budowę szerszego zaplecza społecznego, które jest niezbędne dla rewolucji, którą jakoby chce przeprowadzić. Zamknięty w niszy swojej partii, obrasta z wolna klientelistyczno - „rodzinnymi” zależnościami typowymi dla postkomunistycznych organizacji. Staje się coraz mniej antysystemowy, a coraz bardziej antyestablishmentowy, choć można mieć zasadnicze wątpliwości, czy ograniczone do weteranów PC i nieufne wobec prawie wszystkich wokół ugrupowanie opozycyjne posiada wystarczająco „długą ławkę”, aby dokonać wymiany elit… PO, mając pełnię politycznej władzy i słabego konkurenta, dryfuje natomiast bez celu, dewastując finanse publiczne ostentacyjnym niedziałaniem, a armię, edukację i politykę zagraniczną - błędami i zadziwiającą nieudolnością. Jest bowiem – jak zauważył Matyja – partią status quo, jej główna funkcja to utrzymywanie równowagi między licznymi, głównie antyrozwojowymi lobbies, które wyniosły ją do władzy, aby chroniła je przed PiS-owskim zagrożeniem. Tę rolę gra znakomicie. To jednak wszystko, na co ją stać. Opanowała sztukę harmonizacji mafijnych interesów postkomunistycznych i umiejętność zarządzania mafijnymi nastrojami społecznych „wysepek” po to, by pozwolić państwu gnić. ROZUMNĄ TROSKĘ O DOBRO WSPÓLNE ZASTĄPIŁA CYNICZNĄ DBAŁOŚCIĄ O DOBRO PRYWATNE. OTO POLITYKA MAFIJNA. Metafora mafii ma potrójny sens. Z jednej strony, pokazuje antyrozwojową i niemoralną orientację kluczowych grup interesu w Polsce i takież cechy postkomunizmu jako systemu. Z drugiej strony, podkreśla zagrożenie płynące ze strony nowych wspólnot, jako „brudnych” i nacechowanych „etycznym immoralizmem”. Wreszcie, uwypukla ich patologiczną kompatybilność i wzajemne wzmacnianie się. Polityka skoncentrowana na oddawaniu mafiom, co mafijne z pewnością nie ma przyszłości, prowadząc nieuchronnie do głębokiego wyniszczenia otoczenia. Czy jednak polityka republikańska ma jakiekolwiek szanse w dającej się przewidzieć perspektywie?
Ku pracy u podstawArystoteles uważał, że bycie dobrym obywatelem jest możliwe tylko w dobrej wspólnocie. Trwała dyspozycja do dokonywania właściwych wyborów, czyli cnota, może się bowiem urzeczywistnić tylko w działaniu. Jeden z najwybitniejszych arystotelików, Alasdair MacIntyre, szukając miejsc, gdzie dziedzictwo cnoty można by zaktualizować, wskazał na małe wspólnoty. Jeśli otoczenie jest zepsute, należy budować społeczne nisze na podobieństwo średniowiecznych benedyktynów, prowadzące dobre życie na niewielka skalę, ale też zachowujące gotowość do pokazania światu przechowywanych „skarbów”, gdy ów do tego dojrzeje. Wyniszczające starcie dwóch sił może zwykle ucywilizować wejście do gry trzeciej, zdolnej do narzucenia własnych reguł. Jeśli mają to być reguły racjonalne i moralne, „ten trzeci” musi wyrosnąć obok bieżącej polityki. Być może na morzu „brudnych wspólnot” będzie możliwe powstanie archipelagu wspólnot republikańskich, zdolnych do zaprowadzenia sprawiedliwego ładu, gdy nadarzy się po temu sposobność. Wymagałoby to ze strony ich członków długotrwałej, cierpliwej pracy u podstaw. Pozostaje jej się oddać.Bartłomiej Radziejewski
Tuska mecz o głowę Druga fala kryzysu nadciąga. Poważni analitycy, podchodzący do spraw gospodarki realnie a nie życzeniowo są w zasadzie zgodni: siła tej drugiej fali będzie nieporównywalnie większa od pierwszej. Wszystkie działania nakierowane na ratowanie gospodarki zamiast likwidować przyczyny kryzysu, tylko doraźnie niwelują jego skutki, w efekcie pogłębiając patologiczne zadłużenie i nieznacznie odsuwając w czasie ostateczny krach całego systemu. Zaskoczeni będą jedynie ostateczni konsumenci, natomiast finansowi architekci już od dłuższego czasu robią przymiarki do wprowadzenia nowej światowej waluty, mającej w konsekwencji globalnych zawirowań zastąpić dolara, euro i być może parę innych walut. Dopiero wtedy nastąpi przemodelowanie całego systemu, bynajmniej nie w sposób zapewniający większe bezpieczeństwo, lecz raczej utrwalając podziały i możliwości kreowania zysków z finansowych przepływów i operacji. Sygnalizowała to prof. Staniszkis już w 2009 roku. Na lokalnym polskim podwórku jedyną rzetelną i całościową wiedzę na temat stanu finansów państwa ma niewątpliwie obóz rządzący. Różne sygnały wskazują, że stan ten jest zatrważający i że trwają gorączkowe analizy, co z tą sytuacją zrobić. Wariantów jest oczywiście kilka, a każdy z nich wiąże się ze sporym ryzykiem. Jedno, co wydaje się być pewne to fakt, że druga fala kryzysu nie przebiegnie w Polsce tak łagodnie jak pierwsza, a wręcz przeciwnie, różne ekonomiczne wskaźniki spadną z hukiem i z niszczycielską mocą wodospadu rozbiją naszą kruchą stabilizację w drobny mak. Pojawiają się też od czasu do czasu analizy – sugerujące, jakoby PiS robił wszystko, by w nadchodzących wyborach parlamentarnych nieznacznie przegrać. Na fali społecznych protestów, jakie w kontekście nadchodzącej katastrofy niechybnie się pojawią, ma zamiar objąć pełnię władzy na wzór Victora Orbana. Teorie te można z równym powodzeniem przyłożyć do obozu rządzącego. Coraz częściej dają się bowiem słyszeć też głosy, że wielu spośród najwyższych urzędników obecnej władzy wcześniej czy później trafi przed Trybunał Stanu i wcale nie musi to być spowodowane jedynie sprawami związanymi z Katastrofą Smoleńską. Liczba działań rażąco naruszających interes naszego kraju, czyli mówiąc wprost sprzecznych z polską racją stanu, jest tak duża, że nawet pomijając Smoleńsk, jakakolwiek władza traktująca poważnie własne państwo nie może przejść obok nich obojętnie. W takim kontekście działania obliczone na utrzymanie się przy władzy przestają być tylko zaspokajaniem związanych z władzą instynktów, a stają się dosłownie kwestią życia i śmierci. Zachować władzę, albo sparaliżować ewentualnych następców tak, by nie mieli oni możliwości ruchu – oto cel rządzącej formacji. To, na co liczą sympatycy PiS, jest jednak śmiertelnym zagrożeniem dla całego szeroko pojmowanego obozu Tuska. Obóz ten solidarnie musi walczyć nie tylko o utrzymanie władzy w najbliższych wyborach, ale także musi mieć opracowaną strategię utrzymania tej władzy po kryzysowych zawirowaniach. Jakie rysują się możliwe scenariusze?
1. Obóz Tuska utrzymuje się u władzy na jesieni 2011. Jest to wbrew pozorom najbardziej niebezpieczna dla rządzących opcja. W momencie kryzysu cała wina za ten kryzys spada na dotychczasową władzę. Wobec ostatniej ciszy wokół PSL raczej nie uda się zwalić winy na koalicjanta, jak to bywało w poprzednich parlamentarnych układach. Wymuszone rozruchami wcześniejsze wybory wygra opcja stojąca w całkowitej kontrze do obozu rządowego. W takich okolicznościach PiS przejmuje pełnię władzy i niczym Orban na Węgrzech robi gruntowne porządki.
2. Obóz Tuska nieznacznie przegrywa na jesieni 2011. Wariant całkowitej porażki obecnie rządzących, na co liczą sympatycy partii nazywanej antysystemową jest raczej nierealny w warunkach medialnego monopolu i braku konsumpcyjnego bodźca do zdemaskowania fałszu neogierkowskiej propagandy sukcesu. Przypadek Smoleńska pokazał bardzo wyraźnie, że bicie w symboliczne niepodległościowe bębny i realna utrata podmiotowości na międzynarodowej scenie nie mają dla ludzi większego znaczenia wobec niezakłóconych możliwości włożenia do garnka wszystkich składników zupy. Realna jest jedynie minimalna wygrana lub minimalna przegrana PiS, co spowoduje kompletny paraliż państwa: żadnych reform przeprowadzić się nie da, a winę ponosić będą „faszystowscy wichrzyciele z antysystemowego ugrupowania oszołomów”. Paraliż ten będzie świetnym wytłumaczeniem dla „zaskakującej” fali kryzysu, która w Polsce przyjmie niespotykane gdzie indziej rozmiary, oczywiście spowodowane zawirowaniami i destabilizacją, związanymi z niemożnością powołania jakiejkolwiek koalicji. Media zaleją nas pretensjami publicystów utyskujących na ciemnotę obywateli, którzy uniemożliwili swoją wyborczą decyzją dokończenie rozpoczętych przez Platformę Obywatelską reform, co uchroniłoby nas podobnie jak w 2008 roku przed skutkami światowego kryzysu. Wobec parlamentarnego pata zostają rozpisane wcześniejsze wybory i przerażone społeczeństwo podobnie jak w 2007 roku powtórnie mobilizuje się, by wybrać właściwą formację na trudne czasy.
3. Jesienne wybory wygrywa PiS i formuje rząd. Jak wspomniałem samodzielne rządy PiS są raczej nierealne. Myślę że nawet przy wygranej PiS zostanie zawiązana koalicja wszystkich przeciw PiS. Ale nawet jeśli jednak PiS będzie formował rząd to i tak oznacza to raczej skuteczny paraliż jego działań. Prezydent z WSI, obstrukcja w Sejmie, brak możliwości przeprowadzenia jakichkolwiek głębszych reform będzie działał bardzo na niekorzyść tej partii potwierdzając jej nieporadność i „antysystemowy” charakter. Być może podobnie jak to było w roku 2005 układ posunie się do wepchnięcia PiS w koalicję z SLD, co byłoby dla tej partii wizerunkowo zabójcze i przypieczętowałoby jej porażkę. Efekt ostateczny będzie taki sam jak w przypadku drugim: PiS zostanie obarczone winą za powstały kryzys i establishment ogłosi powrót na właściwe, z góry upatrzone pozycje. Rozpatrywanie powyżej nakreślonych wariantów sytuacji, jako oderwanej od realiów politycznej fantastyki jest grubym błędem. W tak zwanym poważnym politycznym dyskursie dopuszczamy przecież rozważania różnego rodzaju analityków na temat zmian nastroju Jarosława Kaczyńskiego, zaś rzucone przez niego słowa o polityku lewicowym starszo-średniego pokolenia dają asumpt do przewidywania powyborczej koalicji PiS-SLD. Tym bardziej uzasadnione są rozważania o ukrytych przed widownią motywach działań innych najważniejszych osób w państwie. Warto zwrócić uwagę na zainicjowane już jakiś czas temu działania rządu wobec grup kibiców. Rozumiem, że likwidowanie co jakiś czas namiotu Solidarnych 2010 ma na celu przetestowanie społecznego oporu, przetestowanie granic odporności i siły ewentualnej reakcji na te jawnie łamiące prawo działania. Oczywiste jest przecież to, że na miejsce jednego namiotu pojawi się następny, a jego likwidacja nie zamknie ust ani Ewie Stankiewicz ani pozostałym osobom zabierającym głos pod namiotem. Podobnie testujący granice społecznej odporności, a być może siły ewentualnego wsparcia ze strony zagranicznych mediów charakter miała akcja ABW przeciwko autorowi strony kpiącej z Prezydenta Komorowskiego. Reakcja, a raczej jej brak, sugeruje raczej możliwość eskalacji takich działań, niż ich ograniczenie. Jednak w tym testowaniu i stwarzaniu medialnych faktów, które mają przesłonić realne problemy, by ludzie dyskutowali o marginesach różnych niszowych zjawisk, zamiast werbalizować prawdziwe przyczyny nadchodzącego wielkimi krokami kryzysu, w tych wielopoziomowych intrygach obóz rządzący zapędził się w kozi róg. Tym rogiem okazały się być mniejsze i większe stadiony, już nie tylko piłkarskie, ale również na przykład żużlowe. Problem kibiców szalejących w drodze na stadion i w drodze ze stadionu jest stary jak historia samej piłki nożnej. Mrożące krew w żyłach historie o demolowaniu pociągów i autobusów, filmy o hooligańskich ustawkach, statystyki zmasakrowanych samochodów i witryn sklepowych – wszystkie te opowieści sprawiły, że widok ogolonych wyrostków z szalikami na szyi przyprawia każdego normalnego człowieka o szybsze bicie serca i chęć natychmiastowego oddalenia. Widok rozśpiewanego autobusu wiąże się z nieodpartym pragnieniem długiego nawet spaceru do jakiejś innej linii omijającej najbliższy piłkarski stadion. Trudno jest usłyszeć cokolwiek o kibicowskiej solidarności wobec chorych kolegów, biednych dzieci, czy kontuzjowanych piłkarzy. Nic nie słychać o stowarzyszeniach wspierających różne charytatywne inicjatywy. Większość jest zdziwiona dzisiaj inteligencją dowcipu politycznych haseł, jakie ku zdziwieniu tejże większości nie wiedzieć czemu pojawiają się na trybunach. Przecież kibice to bezmyślne karki, które są w stanie jedynie wykrzykiwać nieprzyzwoite przyśpiewki, zaś stadiony powinny być zarezerwowane jedynie dla piłki. Warto zajrzeć do numeru Nowego Państwa, by się o tym przekonać. Warto jednak wziąć pod uwagę, że tzw. kibole to nie tylko hooligańskie ogolone karki, które wykorzystywane są często w policyjnych prowokacjach, gdy siły mające dbać o porządek i bezpieczeństwo chcą sobie trochę potrenować metody pacyfikacji agresywnego tłumu. Mało kto pamięta niesławną akcję stołecznej policji z 2 września 2008 roku, gdy w Warszawie zatrzymano prawie 752 kibiców, na których następnie policjanci biciem wymuszali przyznawanie się do winy. Mecenasowi Wiesławowi Johannowi, byłemu sędziemu Trybunału Konstytucyjnego cała ta akcja przypominała najgorsze czasy stanu wojennego. W 2009 roku nie ulegało według niego najmniejszej wątpliwości, że wszystko było znacznie wcześniej zaplanowane i przygotowane. Odpowiedzialnością powinno się przede wszystkim obciążyć osobę, która podejmowała decyzje i wydawała rozkazy. Według Johanna to, co 2 września zrobiła policja, jest przestępstwem ściganym przez polskie prawo karne. Tymczasem nic się nie stało, choć wicepremier Schetyna i minister Ćwiąkalski chwalili się na konferencjach prasowych udaną policyjną akcją, a Ćwiąkalski zapowiadał, że będzie namawiał prokuratorów do twardej postawy wobec chuliganów. Ostatecznie nikomu nie udało się nikogo o nic oskarżyć i po kilku miesiącach sąd odmówił aresztowania kogokolwiek. Warto także wziąć pod uwagę, że tzw. kibole to także rodzice z dziećmi, którzy od czasu do czasu idą razem na stadion. A nie jest to wcale tania rozrywka i pogląd, że na stadion przychodzą jedynie mający ochotę bezkarnie sobie pokrzyczeć biedni ćwierćinteligenci, jest z gruntu fałszywy. Obojętnie zaś jak majętni są stadionowi kibice, to przecież wszyscy są obywatelami, którzy mają swoje rodziny, grona znajomych, z którymi spędzają czas także poza stadionem i z którymi rozmawiają nie tylko o piłce nożnej. Uderzenie w kibiców wydaje się być grubym błędem. Dopiero teraz bowiem objawiła się wszystkim organizacyjna sprawność tej grupy, która jest w stanie w krótkim czasie się zorganizować, przygotować olbrzymie transparenty, liczne manifestacje i ponadregionalną solidarność. Sygnalizowana przez różnych analityków rzekoma samodzielność Tuska w podejmowanych przez siebie decyzjach, jest mocno dyskusyjna w skomplikowanym układzie różnego rodzaju interesów i politycznych zależności. Nie mam oczywiście żadnej pewności co do faktycznego stanu rzeczy, jednak szczerze mówiąc i tak nie ma to większego znaczenia, bo konsekwencje dla zarządzanego państwa są tak samo opłakane. Nieważne czy Tusk sam podejmuje decyzje czy też jego sztab, zawsze wewnątrz obozu władzy grają różne siły ciągnąc w różnych kierunkach. Dopiero wypadkowa tych różnych sił decyduje o ostatecznym kierunku w jakim potoczy się cały obóz, a wraz z nim nasze państwo. Być może sam Donald Tusk, jak każdy rasowy polityk, nigdy nie zrezygnuje z dążenia do utrzymania władzy i niewątpliwie wiele zjawisk wskazuje na to, że stało się to już jakiś czas temu celem samym w sobie. Jednak można też dostrzec inne symptomy wskazujące, że są w tym bynajmniej nie jednorodnym obozie siły, którym wcale nie musi zależeć na spektakularnym zwycięstwie w nadchodzących wyborach. Stąd w propagandzie sukcesu pojawiają się rysy w postaci radykalnych akcji antykibicowskich, sprzątania niepoprawnych stron internetowych, czy usuwania niewygodnych namiotów. Widoczne w sondażach zbyt daleko idące konsekwencje wiążą się z odpuszczaniem i powrotem do propagandy sukcesu. Zbyt silny wzrost w sondażach sygnalizuje, że należy znowu wykonać jakąś anty-akcję. To balansowanie na krawędzi, pozornie sprzeczne ruchy obozu rządzącego, w rzeczywistości mówią nam stanowczo dużo więcej niż analizowanie werbalnych deklaracji poszczególnych polityków. Nie jest istotne jakie dokładnie będą proporcje wygranej czy przegranej jakiejkolwiek strony w nadchodzących jesiennych wyborach. Chodzi głównie o to, by w kontekście nadchodzącego krachu doprowadzić do powyborczego pata. Oprócz możliwości zwalenia na przeciwnika winy za gospodarczą katastrofę, pozwoli to także utrzymać stan chaosu i niepewności uniemożliwiający wyciągnięcie prawnych konsekwencji z szeregu zaniedbań, zaniechań i nadużyć w ostatnich latach dokonanych przez wysokich urzędników państwowych. To jest gra o osobistą wolność całego szeregu prominentów obecnego obozu władzy z premierem na czele.
Wiktorinoc
Pierwsze telefony W nawiasach podaję „lokalizację” świadków wedle tego, co oni sami przekazują w danej relacji.
J. Bahr (po dotarciu na pobojowisko): „Uspokoiłem nogi. Powinienem kogoś poinformować. Odruchowo zadzwoniłem do mojej rodziny. Odebrała siostra. Powiedziałem dwa zdania. Że wydarzyła się katastrofa i że to, co widzę, jest przerażające. Usłyszałem jej krzyk. Następny telefon wykonałem do pani Czartoryskiej, mojej sekretarki w ambasadzie.”
http://wyborcza.pl/1,75480,8941828,Startujemy.html?as=5&startsz=x
G. Kwaśniewski (na pobojowisku): „Zacząłem dzwonić do kolegów z BOR w Katyniu. Jeden nie odbiera, drugi nie odbiera. Dodzwoniłem się do mojej żony, która była w Katyniu i grzała się w samochodzie telewizji polskiej. "Nie daj po sobie poznać, spadła tutka, chyba nikt nie przeżył. Znajdź mi kogoś od nas, bo nie mogę się dodzwonić". Potem okazało się, że wszystkie nasze połączenia z tego czasu, z tego miejsca zniknęły z telefonów, zostały wymazane. Nie wiem dlaczego, ani przez kogo.”
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,3
J. Sasin (na cmentarzu w budynku przy wejściu): „Kiedy zamknęliśmy się w muzeum i gdy poprosiłem oficera, aby zorganizował przejazd na lotnisko, postanowiłem zadzwonić do żony. Mimo że wiedziała, że nie lecę samolotem, to obawiałem się, że jak dowie się o wypadku, to będzie zaniepokojona, czy coś mi się nie stało. Powiedziałem jej, że jest jakiś problem, nie wiem, dokładnie jaki, ale że mi się nic nie stało.” („Mgła” s. 44) J. Sasin (relacja sejmowa – przed cmentarzem w trakcie oczekiwania na zorganizowanie konwoju; 19'46'' materiału): „Trzeci telefon, który wykonałem (po próbach połączenia z Łopińskim i Kasprzyszak – przyp. F.Y.M.) był telefonem do żony mojej informującym o tym, że coś się dzieje i żeby się nie denerwowała, jeśli usłyszy coś w mediach dotyczącego mojej osoby.” A. Kwiatkowski (w drodze z cmentarza na Siewiernyj): „Na lotnisko jechaliśmy dwadzieścia pięć, trzydzieści minut. Pamiętam, że minister Sasin zadzwonił w tym czasie do swojej matki. Spytałem, po co to robi, przecież poprzedniego dnia informowaliśmy nasze rodziny, że jesteśmy już w Smoleńsku, że wszystko jest w porządku. Jacek powiedział, że nie chciałby, żeby jego mama dostała zawału, jak usłyszy wiadomość o katastrofie. Pomyślałem, że ma rację, i też zadzwoniłem do swojej mamy. Powiedziałem, że wydarzyło się coś strasznego, ale żeby się nie denerwowała, bo żyję i właśnie jadę na lotnisko. Niemal równocześnie odebrałem telefon od mojej żony, która, płacząc, powiedziała mi, że o katastrofie dowiedziała się od Małgosi Wypych. Pytała mnie, czy to prawda, czy tym samolotem leciał Paweł, czy mam jakieś wiadomości na jego temat? Małgosia zadzwoniła do niej, pytając, czy ja leciałem tym samolotem.” (s. 90-01) M. Wierzchowski (wg jego relacji tuż po telefonie do Sasina; na pobojowisku): „Zadzwoniłem do swojej mamy i odebrał mój tata i powiedziałem: „Słuchaj, jakby się coś w telewizji... to ze mną wszystko w porządku”. No i tyle. I cały czas... płakałem... byłem załamany.” (s. 132) Osobna kwestia to uspokajające telefony/sms-y dziennikarzy do osób, które sądziły, że i oni „zginęli w katastrofie”. Oczywiście nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, że się o tragedii zawiadamia najbliższych – większość jednak przywołanych wyżej wypowiedzi dotyczy także przekazania informacji o tym, że samym dzwoniącym (którzy przecież NIE mieli lecieć z prezydencką delegacją) nic się nie stało.
P.S. Proponuję, by poniżej w komentarzach zebrać takie reakcje „na gorąco”, tj. gdy ktoś (np. dziennikarz, urzędnik itd.) zaraz po uzyskaniu informacji o „wypadku”, zawiadamiał rodzinę, że z nim wszystko w porządku. FYM
Minęły 3 miesiące i kolejna setka AFER PO
Zaczynamy dziś od afery nr 501. Pozostałe 500 znajdziecie pod hasłem Afery PO w googlach.
Afery PO Drodzy czytelnicy. Ten post nie ma jednej, blogowej strony. Po wielu komentarzach (z których kilka usunąłem za wulgaryzmy) proszę o przeczytanie kilku uwag: Proszę o klikanie w rozjaśnione napisy typu "TU", "Tutaj" itp. Tam znajdziecie państwo podstawę na podstawie której czytany problem pojawił się wśród Afer PO. Bardzo proszę, przeczytajcie podstawę umieszczenia punktu na poniższej liście. Sceptyków wytykających powtórki proszę o wyrozumiałość. Zdarza się że coś umknie mojej uwadze (już było). Tworzenie listy trwa jakiś czas, a wiadomości czasem są odgrzebywane. Staram się eliminować takie błędy zamieniając treść nową aferą. Niech rekompensatą będą punkty 100 oraz 148, które mógłbym rozbić na kilkadziesiąt oddzielnych pozycji. Niektórzy oburzają się że słowo afera nie pasuje do jakiejś pozycji. Dobrze, niech będzie. Nazwijcie to w takim razie - przekrętem, wałkiem, nepotyzmem, kłamstwem, złodziejstwem publicznego grosza, głupotą, niezrealizowaną obietnicą... etc.
501. Prezydent ułaskawił groźnych przestępców i nie był to Kaczyński. »Tu
502. Obietnice wyborcze Hanny Gronkiewicz-Waltz (59 l.) nie zostaną zrealizowane. Prezydent stolicy zdecydowała, że ul. Marywilska nie zostanie poszerzona, a ul. Łodygowa naprawiana »Tu Za to warszawscy urzędnicy mają zamiar przeznaczyć ponad 7,8 mln zł na "przebudowę pomieszczeń biurowych dla potrzeb Urzędu m.st. Warszawy"
503. Znowu "popis" MSZ Sikorskiego lub MON Klicha. Polacy ewakuują się z Japonii czeskimi liniami (loty specjalne). »Tu Nasze ministerstwo ograniczyło się do podania listy lotów rejsowych »Tu Samoloty wysłały także m.in. Ukraina, Francja, Niemcy
503.01 A tu popis Ministerstwa Zdrowia - Polska zaoferowała 3 miejsca dla napromieniowanych ! Na tyle nas stać za rządów Tuska. »Tu
504. Przekręty na przetargach w służbie więzienniczej »Tu
505. Polska zostanie ukarana (120 mln zł) przez Komisję Europejską za złe wydawanie unijnych pieniędzy na informatyzację urzędów pracy »Tu
506. Zbierać donosy na samorządowców, kontrolować firmy do upadłego i czasem przestrzegać terminów – trudno w to uwierzyć, ale właśnie tak rząd widzi swoją misję. »Tu
507. Niespotykane (40%) kumoterstwo w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Prezesuje Krzysztof Banaszek powołany przez Premiera Tuska »Tu
508. Naciski Komorowskiego przez generałów na dyrektora TPN - namawiające do łamania prawa a także kulturowych reguł »Tu
509. 7 błędów prezydenta Komorowskiego. Trudno - niedouczony. Ale posługiwanie się kłamstwem w swojej obronie to przesada. »Tu
510.Premier tchórz. Unika rozmów z premierem Wielkiej Brytanii. »Tu
511. Jedwabne krawaty, przenośne DVD… Zakupowa gorączka w resorcie finansów »Tu
512. Kolejny skandal związany z 1920 rokiem. Blokowanie przez, kancelarię prezydenta Komorowskiego, odsłonięcia tablicy upamiętniającej węgierską pomoc w wojnie z bolszewikami. »Tu
513Polska może stracić 46 mld zł z Unii. Rząd PO-PSL nie wprowadził przepisów unijnej dyrektywy dotyczącej zwiększenia bezpieczeństwa na drogach i ograniczenia liczby śmiertelnych wypadków. Mieliśmy na to czas do 19 grudnia 2010 roku. »Tu
514. Ceny benzyny szaleją. Brak reakcji rządu. Czemu? Bo mu pasują wysokie ceny! »Tu Przy okazji - kłamstwo premiera (ale przecież do tego już nas przyzwyczaił)
515. Miały być oszczędności na administracji, a tu proszę. Komorowski w ostatnim dniu urzędowania jako marszałek sejmu przyznał sobie nagrodę - 22 tys.zł »Tu i »tu
516. To nie będzie "zwykła" podwyżka podatków. To ignorancja Tuska, CIT 5-10% w górę - efekt przystąpienia do Paktu Euro Plus. Po szczycie powiedział dla PAP: - Nasze uczestnictwo w Pakcie Euro Plus nie oznacza zobowiązań o charakterze finansowym. Dla nas obecność w tym pakcie jest neutralna, jeśli chodzi o kwestie merytoryczne, bo nie stawia szczególnych wymagań »tu
517. A tak dzielna HGW walczy z pamięcią o LK. "Nie kupisz znicza w żadnym kiosku wzdłuż ul. Krakowskiego Przedmieścia. Wczoraj chciałam kupić znicz w kiosku w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu, na pytanie dlaczego nie ma, kioskarka odpowiedziała: - Mamy zakaz sprowadzania zniczy z hurtowni oraz ich sprzedaży w kioskach!!!"
Warszawiacy, możecie sami sprawdzić! »tu
518. Jeśli prezydent Francji jedzie do Chin, to wraca z kontraktami na sprzedaż samolotów. Tymczasem nasz rząd wzdraga się przed pozytywnym lobbingiem naszych firm za granicą. Na Solarisa, z którego można być dumnym, rząd napuścił jedną z firm chińskich, aby ta go wykupiła »tu
519. Spółka czołowych polityków PO (Paweł Markiewicz i Piotr Stec), a przy tym byłych sztabowców prezydenta Krzysztofa Żuka zgarnęła pół miliona złotych unijnego dofinansowania. Ich wniosek zatwierdził kolega z kampanii wyborczej, a pieniądze przyznał zarząd województwa, w którym zasiadają dwaj wiceszefowie Platformy. »tu
520. Afery hazardowej nie było. »tu Że też jeszcze są ludzie którzy głosują PO.
521. Skandal w sprawie smoleńskiej. Państwo nie funkcjonuje. Po katastrofie Prezydenckiego Samolotu polscy prokuratorzy pojechali do Smoleńska za prywatne pieniądze! »tu
522. Jak za komuny. Filip Rdesiński zatrzymany i zawieziony na komisariat na Wilczą »tu
523. Politycy PO otrzymaki instrukcję jak się wypowiadać po katastrofie smoleńskiej. Brak słów. »tu (niezależna.pl na razie zablokowana) Kopie czarnych skrzynek pocięte i zmanipulowane. Powinienem dopisać odrębny punkt. Brak odpowiedzialności polskich rządów za swoje czyny przynosi ewfekty. »tu
524. Kto nie wierzył w bliskość TVN (ITI - stadion Legii) i PO ma potwierdzenie. Hanna Gronkiewicz-Waltz ma nowego rzecznika. Z TVN! »tu
525. Ktoś nie wie że były czystki w TVP po objęciu rządów przez PO? Oto dowód (podany przy okazji innej historii). Bartek Wróblewski, stracił niedawno pracę po politycznej czystce w TVP. Musiał odejść z TVP razem z grupą dziennikarzy kojarzonych z PiS. »tu
526. Minister ON Bogdan Klich lata do domu wojskową Bryzą. Taki przelot na trasie Warszawa - Kraków kosztuje ok. 5300 zł. Tygodniowo więc na dojazdy do pracy z budżetu państwa idzie ponad 10 tys. złotych! Tymczasem weekendowy bilet LOT-u w obie strony kosztuje 900 zł. »tu
527. Narodowe Centrum Sportu wybrało kancelarię. Bez przetargu zlecenie otrzymała warszawska kancelaria Pociej, Dubois i Wspólnicy (od lat świadcząca usługi dla PO), która będzie świadczyła dla niego usługi doradztwa prawnego. Roczny kontrakt wynosi 600 tys. zł »tu
528. w PO nie budzą protestu postawy jawnie antypolskie, wręcz obrażające Polaków (ten cytat z Raportu o Stanie Rzeczpospolitej) jest prawdziwy) Poseł Sycz, kontakt operacyjny SB : »tu . „ukraińscy nacjonaliści to patrioci” , a „ukraiński nacjonalizm nie może być odbierany jako szowinizm” Więcej wraz z linkami »tu
529. Polski rząd wynajął za 1 mln euro agencję PR (własnych mało?) by dobrze "wypaść" podczas prezydencji. »tu
530. Rząd PO nie chce Polaków w Niemczech nazywać mniejszością (Jak to się ma do ataku na Kaczyńskiego jeśli chodzi o autonomię śląską?) »tu
531. Służby Gronkiewicz Walc pobiły dziennikarza:
532. Bezradność MSZ w sprawie tablicy pod Smoleńskiem , zawieszonej przy udziale oficjalnych polskich przedstawicieli w Rosji »tu
533. Wiemy o zaprzyjaźnionych (cyt.z Wajdy) telewizjach. Ale mało. To wielomiliardowa korupcja »tu Oto rozwijają się imperia telewizyjne powstające w „szklarni państwowych i rządowych regulacji”, zaś inni nie mają dostępu do nadawania cyfrowego i obiecującego rynku. Dlaczego ponad 100 innych polskich stacji telewizyjnych jest dyskryminowanych przez rząd PO–PSL, a Polsat i TVN otrzymały rzekomo ok. 15 mld zł dodatkowych wpływów dzięki hipotetycznej politycznej protekcji gospodarczej?
534. Unijne dotacje idą na urzędników nie na projekty. Polska może stracić 2,5 mld.zł »tu
535. Jednym ze zwycięzców niedawnego konkursu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) na programy telewizyjne na pierwszym multipleksie naziemnej telewizji cyfrowej jest firma ATM Grupa. Członkowie zarządu tej telewizyjnej spółki producenckiej wpłacali w 2007 r. darowizny na Fundusz Wyborczy Platformy Obywatelskiej. Szefem KRRiT jest Jan Dworak, długoletni członek PO.»tu
536. Najnowocześniejszy, najdroższy i jedyny taki sprzęt w Polsce, stoi nieużywany, bo Narodowy Fundusz Zdrowia dotąd nie opracował i nie przyznał kontraktu na wykonywanie zabiegów tym urządzeniem. »tu Ważne że nastąpiło uroczyste otwarcie (pół roku temu) a panie Komorowska i Kopacz są Honorowymi Ambasadorami. »tu (dziękuję 1Maud)
537. Odwołanie prezesa GUS w lutym i już w kwietniu komunikat "Gdyby przekroczył próg 55 proc. PKB, to rząd musiałby zmienić budżet na 2012 rok i ciąć wydatki." Trochę matematyki : 778212 / 1415514 = 54,977 % Dowody nie wprost na kreatywność Tuska »tu oraz informacja o wyniku »tu (dziękuję ORKS )
538. Nielegalny lobbing z otwartą przyłbicą. Na posiedzenie komisji „Przyjazne Państwo” jej przewodniczący Adam Szejnfeld wprowadził biznesmena z branży budowlanej, podającego się za doradcę polityka. »tu
539. Zamiast na rozwój rolnictwa, 2,5 mld poszło na biurokrację. Unia zażąda zwrotu dotacji programu "Lider". »tu
540. 8 czy 9 maja to nie jest nasz dzień zwycięstwa. Tymczasem do Szczecina z okazji tego radzieckiego święta przypłynęły rosyjskie korwety uderzeniowe. < a href="http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110505/SZCZECIN/491394745">»tu
541. Po wyborach nie będzie budowy autostrad. To rozwój czy degresja? »tu
542. 6 milionów na samoloty do domu. Od listopada 2007 roku do marca 2011 roku Donald Tusk leciał rządowymi samolotami z Warszawy do Gdańska lub z Gdańska do Warszawy 175 razy. Przy okazji dowiadujemy się jaki to "pracuś" »tu
543. Posterunki policji zaczną ZNOWU znikać po wyborach. »tu
544. Wielu czytelników powie że to nie Afera (o rozumieniu tego słowa piszę we wstępie tej listy). Tusk zjadł chorwacką truskawkę i powiedział tylko "lepsze niż polskie". Dla mnie to sabotaż »tu
544.01 Żeby nie było że tylko Tusk ma Tolę. Oto Występ Komorowskiego w sprawie polskich ogórków. »tu "Polskie ogórki można bezpiecznie jeść, proszę państwa, nawet polskie kiełki, panie premierze" - zachwalał prezydent Komorowski. Po czym dodał: "Ja na wszelki wypadek pomidorek..."
545. Latami pracujemy w urzędzie na szeregowych stanowiskach, a tu nagle pojawia się młody chłopak i od razu zostaje naczelnikiem. I to bez konkursu. Ma jednak jeden niepowtarzalny atut, którego nam, szaraczkom, brakuje: to syn koleżanki partyjnej naszego burmistrza. O nowym szefie biura rady Pragi Południe - Łukaszu Lancie »Tu
546. I znowu "Praga", tym razem Północ. Rodzinny biznes PO. Posady dla swoich. »Tu
547. Platforma jednak raz zdobytej władzy tak łatwo nie oddaje, więc przewodnicząca rozpoczyna obstrukcję. Zawiesza obrady na miesiąc, tak że mija termin wyboru burmistrza i w majestacie prawa prezydent Gronkiewicz-Waltz mianuje burmistrza z PO. »Tu
548. Pieniądze na bezrobotnych rząd zgarnia dla siebie. Nawet na 600 lat starczy pieniędzy w funduszach, na które łożą firmy. Mimo to dalej muszą płacić. Przedsiębiorcy nie chcą, aby te środki służyły politykom do łatania dziury budżetowej, zamiast iść na aktywizację zawodową. »Tu
549. W punkcie 543 pisałem o likwidacji posterunków policji. Po co policja jak jest "Zubrzycki" z Warszawy albo np. "System" z Rzeszowa? (więcej o tym przypadku »tu)
549.01 O wielkim mydleniu oczu jakim jest "krucjata przeciw kibicom" nie pisałem. Ten punkt przeznaczę na te sprawy. Co na ten temat mówi Jan Tomaszewski? Walka z kibicami to kiełbasa wyborcza PO »tu
550. MSZ naciska na "niezależną" TVP. Resort nalegał, by szefowa „Wiadomości” wysłała z Lechem Wałęsą do Tunezji innego reportera, bo do wskazanego przez redakcję „nie ma zaufania” »tu
551.Tuskowi puściły nerwy. Krytykę swojej osoby postanowić zwalczać policyjnie. Zagrożenie to nie "kibole" lecz transparenty ! »tu
552. Ściema o koalicji PIS-SLD (słowa Tuska i np.Kwaśniewskiego). Tymczasem do PO przechodzą poszczególni politycy SLD i SdPL. (Arłukowicz, Filemonowicz, Borowski, Sierakowska, Pisalski, Matwiejuk). »tu
553. Polska godzi się na rosyjskie szpiegostwo. Traktat mówi o wzajemności tymczasem Polska nie jest w stanie odzwzajemnić się takim lotem. Powinna więc wycofać się z traktartu. »tu
554. Urzędnicy ministerstwa spowodowali że przepłacamy 10-krotnie za leki. »tu
555. Państwo policyjne? To nie żarty, ABW w mieszakaniu studenta który ośmielił się w internecie kpić z Komorowskiego. Godzina 6:00 w drzwi załomotali, zarekwirowali laptopa. Więcej »tu
556. Bartosz Michalczyk i Filip Nowak – dwaj młodzi mieszkańcy Opola zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy BOR w czasie wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego na Opolszczyźnie. Młodzi ludzie zamierzali w ramach obywatelskiej akcji zaprotestować przeciwko akcji ABW w mieszkaniu Roberta Frycza, twórcy satyrycznej strony internetowej AntyKomor.pl »tu
557. Polski internet to rynsztok - słowa Romana Kuźniara doradcy Komorowskiego »tu
558. Mafijne pieniądze w PO, narkotyki, korupcja. »tu
559. Zakaz kar cielesnych, zespoły zbierające dane podejrzanych o przemoc i pracownik socjalny z prawem do zabrania dziecka. PO z PSL i SLD przegłosowało antyrodzinną ustawę »tu
560. PRL BIS - III RP Jerzy Jachowicz skazany za "obrazę" UBeka »tu
561. Rząd się rozkręca w ściganiu "przestępstw"! Obraził rząd odpowie karnie za znieważenie. »tu
561.01 Tola ma Donalda, Donald ma Tole - sprawcy zatrzymiani! »tu
561.02 Groźbą spowodowano usunięcie "anty-PO wskiego" plakatu. »tu
561.03 Wrrr, jaki zły plemiel na ministla : Tusk zrugał ministra za "ma Tole" »tu Dzieci w piaskownicy nie rząd!
562. Kto ocenzurował wystawę o Smoleńsku w Parlamencie Europejskim? Jerzy Buzek (PO). »tu
563. Marszałek Borusewicz ocenzurował czeską wystawę o Katyniu. »tu
564. Senator PO Roman Ludwiczuk składał propozycje korupcyjne Longinowi Rosiakowi. Ludwiczuk miał obiecać stanowisko wicestarosty oraz atrakcyjną zagraniczną wycieczkę za wycofanie się z pracy w sztabie Mirosława Lubińskiego (48 l.) - kontrkandydata w II turze wyborów samorządowych. »tu
565. Koncesje na wydobycie gazu łupkowego mogły być 300 razy droższe. »tu
566. 50tys. studentów straci stypendia. To efekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym »tu - Realizacja hasła - oby żyło się lepiej ?
567. Potrzebują ZOMOwców? Policja obniża wymagania. »tu
568. Poseł do Parlamentu Europejskiego z PO Krzysztof L. usłyszał 2.VI zarzuty w śledztwie dotyczącym upadłości spółki Campus oraz zarządzania majątkiem Polskiego Stowarzyszenia Kart Młodzieżowych »tu
569. Rząd złamał prawo. Miał obowiązek zaprezentować plany na prezydencję w UE. »tu
570. Min. Graś reklamuje stronę prywatnej fundacji - bo żyje w wolnym kraju!»tu
571. Mariusz Popielarz - kandydat Platformy do Sejmu wziął 50 tysięcy na kampanię wyborczą, a ofiarodawcy obiecał "rozmaite korzyści" »tu
572. Niedawno ogłoszone jako priorytetowe wylądują w koszu. W zamian kilka ustaw pod publikę. Tak działa Platforma w sejmie. »tu
573. Budowanie autostrady powierzono firmie wydmuszce. Chińska firma COVEC powinna zapłacić 741 mln zł odszkodowania za niedokończoną budowę autostrady A2. Rzecz w tym, że nie ma żadnego majątku w Polsce, a jej gwarancje bankowe opiewają na zaledwie 130 mln zł »tu
573.01 Zdaniem ekspertów winny rząd. »tu
573.02 o A1 i A4 dalej) Skandal! Nie tylko A2, ale także A1 i A4. Na budowach dróg - jeden wielki b...ałagan. Afera z autostradą A2 to ledwie wierzchołek góry lodowej. Okazuje się, że im dalej w las... tym strach ma większe oczy. A jest czego się bać! Oto jak się buduje drogi w Polsce - prawda szokuje... »tu
573.04 CBA i ABW ostrzegały Tuska przed Chińczykami »tu
573.05 Drzewiecki i Schetyna ustawili przetarg na A2 »tu
573.06 "Co ten rząd plecie?" - Wypowiedź specjalisty od umów. »tu
574. Premier zmienia prawo by usadzić na stanowisku swoją wiceminister. (Tym razem nie ustawę lecz rozporządzenie - prawo to jednak prawo) Joanna Strzelec-Łobodzińska została dziś szefową największej górniczej firmy w Europie - Kompani Węglowej »tu
575. Prokurator Generalny (proszę się nie ośmieszać pisząc "wybrany przez Kaczyńskiego" - Kaczyńskiemu przedstawiło PO i PSL takich a nie innych do wyboru) wydał rozporządzenie o zaniechaniu ścigania przestępstw PRL! »tu
576. Nie PIS SLD tylko PO SdPl - koalicja wyborcza PO z komunistami »tu Czy niespodziewana koalicja?
577. Policja i wojsko, straż pożarna i graniczna płacą 10 tysięcy złotych dziennie komercyjnym stacjom diagnostycznym pojazdów. Mają własne, ale nie mogą z nich korzystać. Przez szefa MSWiA. »tu
578. Zakup pociągów Pendolino to skandal. Pociągi przekraczają standardem polskie możliwości. Jest to wyrzucanie pieniędzy. Tymczasem Julia Pitera atakuje przy okazji polskiego biznesmena. »tu
578.01 Przyczyna zakupu Pendolino - wybory i PR »tu
579. Zamach na demokrację czy premier faktycznie ma tole. Raczej to pierwsze. Pod pretekstem polskiej prezydencji wprowadzi się zakaz krytyki rządu ? »tu
580. Sąd i dziennikarze w III RP uczestnikami politycznej gry. Zapytanie o zdrowie psychiczne szefa partii opozycyjnej jest niespotykanym zjawiskiem w skali światowej. »tu
581. Polska dyplomacja promuje homoseksualizm. Za Twoją zgodą? »tu
581.01 Czy tylko dyplomacja? PO w sejmie także. Nie można zabronić gejom bycia rodzicami zastępczymi »tu
582. Nawet po ultimatum z Brukseli, resort gospodarki nie był w stanie przygotować bardzo ważnego dokumentu. Bez niego nie dość, że rząd zapłaci wysoką karę, to jeszcze padną polskie plany wydobycia gazu łupkowego »tu
583. Ponad półtora miliona osób należących do KRUS będzie musiała płacić za leczenie w przychodniach i szpitalach z własnej kieszeni. Jak to możliwe? Wszystko przez wielką niemrawość rządu. »tu
584. Prokurator Marek Pasionek chciał postawić zarzuty Klichowi i Arabskiemu - został zawieszony! To się nazywa niezależna prokuratura za PO! »tu
585. 19 letni chłopak skazany na 10 miesięcy za krytykę rządu! Za komuny było właśnie tak! »tu
586. Pamiętacie "Rząd się wyżywi"? (Jerzy Urban) - Dziś jest : PO się przejedzie czystym, wygodnym, długim i szybkim składem PKP! »tu
586.01 Jak za PRL-u. Wycieczka zakładowa (pamiętacie? może z filmów?). Tym razem "błękitna strzała" z Mazowsza na zjazd PO do Gdańska. 8 godzin umilonych wódeczką i zagrychą. »tu
587. Kolejny proces wygrany przez SB-ka. Dotyczy on słynnego art. 212, a po drugie właśnie Prokurator Generalny odmówił wniesienia kasacji w imieniu Doroty Kani. Sprawa jest oburzająca, ponieważ jej wniosek rozpatrywała prokurator Danuta Bator, od wielu lat negatywna bohaterka tekstów Doroty Kani. »tu
588. Inflacja największa od 10 lat. Premier się tym "bardzo przejął", ale uważa że to nie jego wina. A pamiętacie jak pytał Kaczyńskiego o ceny jabłek? »tu
589. A2 stoi "przez Chińczyków". A1 stanęło 3 miesiące temu "przez Irlandczyków" i cisza. »tu
590. Naciski? Wiceminister Bury w rządzie PO-PSL kogoś oskarża. Przecież nie PIS tym razem :) »tu
591. Skandal z ukrywaniem przez ABW dokumentów - w sprawie katastrofy smoleńskiej »tu
Sprawa dla dziennikarzy - nikt się nie podjął. Zrobił to za nich bloger - tad9 »tu
592. Studentowi grożą trzy lata za obrazę Tuska. Nazwał go "ćwokiem i prostakiem" oraz porównał go do Goebbelsa. »tu
593. Awans dla szefa BOR Mariana Janickiego, odpowiedzialnego za ochronę prezydenta w trakcie wizyty "Smoleńskiej" »tu
594. Nieudolność władz Warszawy i koncert Carlosa Santany odwołany »tu
595. Po A1 i A2 sytuacja powtarza się na A4. Tutaj "winni" Grecy. »tu
596. Na A4 byli także Macedończycy. Też "winni" odstąpili od budowy w lutym 2011. Cisza. »tu
597. Włączenie przez III RP psychiatrii do walki z opozycją! W punkcie 580 pisałem o zapytaniu przez Sąd o zdrowie psychiczne szefa opozycji. Ten punkt dotyczy wysłania J.Kaczyńskiego przez Sąd na takie badania. To już nie PRL to Sowiety! Wyjątkowo nie materiał z onetu czy GW ale opinia Bronisława Wildsteina »tu
598. Policjant będzie mógł strzelać nawet do kobiet w widocznej ciąży i dzieci – jeśli uzna, że mogą dokonać aktu terrorystycznego. I nie musi nawet oddać wcześniej strzału ostrzegawczego! Nowa ustawa MSW PO »tu
599. Zmiana Prawa nie powinna skutkować utratą praw nabytych. Tym razem jednak poprzez zmianę przepisów rząd pozbawi nauczycieli wielu przywilejów. Tą samą zmianą rząd wyrzuca na smietnik pracę wielu z nich którzy starali się o uzyskanie wyższych statusów i kwalifikacji. »tu
600. Prokuratorowi, który badał nieprawidłowości u operatora Ery, odebrano wszystkie śledztwa. Czy dlatego, że dotarł za wysoko i natknął się na podejrzaną transakcję szefa ABW Krzysztofa Bondaryka? »tu
600.01 I jako ciekawostkę rzetelności mediów (nie bezpośrednio związaną z powyższym zachowaniem decydentów) podam link do komunikatu jaki ukazał się po tym artykule w większości mediów. »tu Dla tych co nie klikają w odniesienie pierwsze zdanie komunikatu PAP (Polskiej Agencji Prasowej) : Prokuratorowi, który badał niezgodności u operatora Ery, odebrano wszystkie śledztwa - ujawnia "Gazeta Wyborcza". Wszystko zaczęło się od fikcyjnych kosztów, jakie przez podstawione firmy wystawiał na fakturach pewien pomysłowy mężczyzna.[...] GfK Polonia - REKORDOWE POPARCIE DLA PO - 49% »tu
Absurd UE. Na szczęście nie jestem ue entuzjastą. Nie to co PO
Ponieważ premier Tusk jest wyróżnionym przez Niemców Europejczykiem polecam informację o cukrze. Produkujemy ponad 1400 (nasze potrzeby). Limit mamy 1200, resztę trzeba wyeksportować (wg UE). Nasze potrzeby musimy uzupełnić importem! PA RA NO JA »Tu
Orliki po PSL-owsku :) Targowisko w każdej gminie. Kto zbije fortunę ? »Tu
Już na wiosnę 2010 będzie lepiej. (nie było) Ma wejść w życie ... to chyba żart Tu był artykuł w Gazecie Wyborczej pod tytułem "Gowin: Na wiosnę wejdzie w życie kodeks etyczny PO", można go jeszcze znaleźć we Wproście »Tu Ciągle cisza… Informacja. Skoro już. Ten blog, ta strona będzie poświęcona wszystkim aktualnym i przyszłym aferom aktualnego i przyszłych rządów. Jeśli znajdziecie państwo informację o aferze PO nie umieszczonej w poście, zapewniam że brak uzupełnię i po otrzymaniu linka Afery PO będą pełniejsze. Jeśli znajdziecie dowód że któryś z punktów nie zawiera prawdy zgłoście link i dowody - po analizie usunę. Punkt 100 dotyczy rozdrapywania państwa. Afery PO w tym punkcie będą zapewne bardzo długie. W poscie Afery PO staram się przypisywać linki z portali i gazet przychylnych PO. Nie o wszystkim jednak one piszą. Afery PO Pierwotną listę podaną przez Polina (62.pkty) i bez linków znalazłem na frondzie po śladzie z tego komentarza. Sporo informacji znalazłem na stronie Prawda o Platformie.
Jeśli chciałbyś zareklamować ten wpis skorzystaj z poniższego kodu <a href="http://markd.pl/afery-po/" mce_href="http://markd.pl/afery-po/" title="Afery PO"><img src="http://farm3.static.flickr.com/2679/4069084498_e0d874f6bd_o.jpg" mce_src="http://farm3.static.flickr.com/2679/4069084498_e0d874f6bd_o.jpg" width="280" height="100" alt="Afery PO" /></a>
Afery PO
UWAGA: »Do pobrania pełny kod (html) tego wpisu do rozpowszechniania na stronach i blogach
MarkD's blog
UPR: Współpraca z KNP tylko bez Korwin-Mikkego Z Bartoszem Józwiakiem – prezesem Unii Polityki Realnej – rozmawia Jerzy Wasiukiewicz (NCZ!) Dlaczego idziecie do wyborów razem z Prawicą Rzeczypospolitej? Scena polityczna się konsoliduje i widać dążenia obu największych ugrupowań do jej całkowitego zawłaszczenia. Nie możemy dopuścić do tego, by prawica całkowicie zniknęła z krajobrazu polskiej polityki. Nie stać na to ani nas, ani Polski. Dlatego uznaliśmy, iż myśląc poważnie o Polsce i realnie podchodząc do polityki (a w nazwie naszego ugrupowania mamy właśnie realizm polityczny), należy podjąć wszelkie działania mające na celu jednoczenie się polskiej prawicy. I to jednoczenie się, nie tyle wokół ambicji osobistych pojedynczych liderów, co wokół wspólnego rdzenia programowego. Konsekwencją takiego myślenia, które jak możemy zaobserwować znajduje także zrozumienie w innych ugrupowaniach prawej strony sceny politycznej, jest właśnie koalicja wyborcza z Prawicą RP i grupą skupionych wokół niej innych ugrupowań. Skoro nie różni nas wiele, mamy podobną wrażliwość moralno-etyczną i zrozumienie dla konieczności wprowadzania w Polsce zasad wolnorynkowych, to bardzo naturalny stał się wspólny strat. Oczywiście w naszym rozumieniu, jest to jeden z kroków do tworzenia silnego, prawicowego bloku, który ma szansę zostać przez społeczeństwo odebrany, jako trzecia siła polskiej polityki. Nade wszystko cenimy sobie realizm polityczny oraz nasz program, dlatego jeśli jest możliwość wprowadzenia choćby jego części, to, to zrobimy. Każdy krok w kierunku wolnościowym jest nie do przecenienia.
Dlaczego nie wystartujecie pod własnym szyldem? Pod szyldem UPR? Po pierwsze jednoczenie się prawicy, wymaga pewnych kompromisów. Ten proces jest z założenia oparty, na rezygnacji z nadmiernych indywidualnych ambicji. Po drugie żadne z ugrupowań, nie ma dziś takiej siły i pozycji, aby ten proces monopolizować. Z tych powodów nazwa komitetu, w którym wystartować mają różne formacje prawicowe, winna odzwierciedlać istotę tej jedności. I tak też będzie. Taki komitet może się np. nazywać KW Prawicy lub KW Prawica. Jednak równocześnie, każdy udziałowiec tego porozumienia nie pozostanie anonimowy i będzie mógł eksponować swoją nazwę i logo. Na szczegóły przyjdzie czas, w momencie, kiedy zakończone zostaną wszystkie rozmowy, odnoście składu omawianego porozumienia.
Unia Polityki Realnej ma długi, Prawica Rzeczypospolitej po wyborach zeszłorocznych też ma chyba jakieś finansowe zaległości. Jaki jest, więc sens, cel startu w wyborach skoro nie będziecie mieli funduszy odpowiednich na prowadzenie kampanii? Napoleon powiedział kiedyś, że do wygrania wojny są potrzebne 3 rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Ja myślę, że nie tylko. Jest wiele innych czynników mogących przynieść sukces m.in. motywacja, wiara w ideały, które są podstawą naszego programu, dobra strategia. Gdyby wszystko zależało od pieniędzy wiele inicjatyw czy pomysłów nigdy by nie zostało zrealizowanych. Po drugie nie należy mitologizować długów UPR, bo one oczywiście są, ale nie tak niebotyczne jak próbują to niekiedy przedstawiać pewni internetowi mitomanami (co ciekawe w sieci krążą także, dość niepokojące, informacje o stanie finansów KNP, wsparte dodatkowo dość panicznym apelem jej lidera o finansowe datki). Nie zapominajmy też, że w wyborach startują Komitety Wyborcze, a nie partie. Co do finansów Prawicy RP, to nie chcę się wypowiadać, gdyż nie mam na ten temat odpowiedniej wiedzy. Zapewniam jednak, że spokojnie sobie w tych wyborach poradzimy. W startach bez wielkiego dofinansowania z budżetu państwa mamy ogromne doświadczenie, a wsparcie finansowe naszego komitetu, już dziś deklaruje szereg ludzi. Powtórzę raz jeszcze: nie stać nas na to abyśmy nie wystartowali, bo nie stać na to naszych wyborców. Polacy muszą mieć możliwość zagłosowania na wolność. I to w formie solidnej siły, a nie kolejnej, krótkotrwałej i odstrzelonej od realiów efemerydy.
Janusz Korwin-Mikke dostał w wyborach prezydenckich około 250 tys. głosów. Sporo więcej niż Marek Jurek. W wyborach samorządowych UPR był w koalicji z Prawicą Rzeczypospolitej i również mieliście gorszy wynik od komitetu wyborczego JKM. Jak chcecie, więc nagle zdobyć milion głosów jak zapowiedzieliście na jednej z konferencji prasowych? Z całym szacunkiem, ale nie sposób porównywać wyjętych z kontekstu danych liczbowych. Ostatnie wybory prezydenckie były bardzo specyficzne ze względu na nienaturalną sytuację w kraju. Dodatkowo, UPR, z przyczyn znanych chyba tylko ówczesnemu kierownictwu, nie podjęła w nich żadnej formy walki wyborczej. Tym samym na elektorat JKM złożyli się także naturalni wyborcy UPR. Z drugiej jednak strony, te ponad 2% głosów, akurat w wyborach prezydenckich, jest wynikiem bardzo słabym, niedającym szans, nawet na marzenia o prezydenturze a przekładanie ich na wybory parlamentarne jest działaniem kompletnie chybionym. Co więcej takie „osiągnięcie” dla człowieka od ponad 20 lat zajmującego się czynnie polityką, jest skromnie mówiąc porażką. W wyborach samorządowych (w zasadzie bez kampanii) UPR potrafiła spokojnie wygrywać z komitetem JKM (np. Wielkopolska, Pomorze). Tak, więc nie przesadzajmy z tą porażką. Komitet JKM osiągnął wynik dużo poniżej błędu statystycznego, więc nie ma się tu, czym licytować. Jeśli chcemy cokolwiek mówić o poparciu ugrupowań w wyborach parlamentarnych, to możemy spojrzeć na wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego (podwójnie zresztą trudnych dla partii uniosceptycznych), w których UPR i Prawica RP wspólnie zdobyły ponad 3 % głosów, a Pan Marszałek Marek Jurek osiągną wyniki rewelacyjne jak na te warunki. Dlatego, biorąc pod uwagę aktualne nastroje społeczne, sytuację kraju oraz to, że potrafimy wystąpić wspólnie, spokojnie jesteśmy uprawnieni do realnego liczenia poparcia na poziomie 6 – 7 procent, czyli właśnie około miliona głosów.
Prowadzicie jakieś rozmowy z PJN? Na jakim jesteście etapie? Bliżej jest czy dalej do wspólnego startu z tą formacją? Wspólnie z Panem Marszałkiem Markiem Jurkiem, wystosowaliśmy zaproszenie do Pana Kowala oraz PJN do wspólnego startu. Później zostało ono dodatkowo podkreślone w innych naszych wystąpieniach. Mogę powiedzieć, że nasz apel przyjęto ze zrozumieniem i jestem przekonany, że w najbliższym czasie będziemy mogli wspólnie budować blok wyborczy na prawicy. Proszę o trochę cierpliwości.
Czy w jakimś ze scenariuszy koalicyjnych bierzecie pod uwagę również wspólny start do wyborów z Kongresem Nowej Prawicy? Oczywiście, że tak. Jeśli tylko jej szeregi opuści Janusz Korwin-Mikke. Po prostu nie chcemy współpracować, czy choćby być kojarzenia z człowiekiem, który z „wyjątkową gracją” burzy każdorazowo wszystkie delikatne konstrukcje, które musi budować prawica, aby przebić się do świadomości wyborców. Mówiąc obrazowo, nie chcemy mieć na pokładzie osoby, która zaraz po wejściu na statek, zbiegnie na dół i wywierci dziurę w dnie. I proszę mi wierzyć, nie chodzi tu o jakąkolwiek niechęć osobistą czy coś w tym rodzaju. Chodzi tylko o zwykły pragmatyzm i realia. Nie możemy sobie już pozwolić na kolejne wyczyny Pana Janusza. Dwadzieścia lat komedii już w zupełności wystarczy. Z drugiej strony Kongres Nowej Prawicy to formacja stworzona tylko wokół osoby pana Janusza Korwin-Mikkego, a jak pamiętamy określił on część obecnego kierownictwa UPR mianem UB-eków. Rozumiemy, że jeśli bierze on odpowiedzialność za swoje słowa, to nie będzie chciał podejmować z nami współpracy. Jeżeli natomiast wypowiedź ta nie jest zgodna z poglądami pana Janusza, a jej celem była jedynie chęć zdyskredytowania nas w oczach ludzi, to wystawił on sobie takie a nie inne świadectwo moralne. Żal nam trochę ludzi, którzy w tej chwili angażują energię, czas i środki na inicjatywę, która skazana jest na niepowodzenie. Widać każdy musi się uczyć na własnych błędach, my już się nauczyliśmy. Przyjaźnie machamy do członków Kongresu Nowej Prawicy – miejsca dla Was już czekają. Jednocześnie zastanawiamy się co będzie hitem tej jesieni: znowu nieśmiertelny Hitler, niepełnosprawna dziewczynka? A może błyskotliwy i nieprzewidywalny umysł pana Janusza znowu nas zaskoczy jakimś nowym “bon motem”?
Mówienie o Nowej Prawicy bez JKM to tak jak mówienie o Prawicy Rzeczypospolitej bez Marka Jurka, czy – celując wyżej – o PiS bez Jarosława Kaczyńskiego. Siła i potencjalne głosy Nowej Prawicy to właśnie nazwisko Korwin-Mikkego. To jak pokazała wyborcza praktyka z zeszłego roku 2,5% wszędzie tam gdzie były zarejestrowane listy wyborcze. Więc pytanie jeszcze raz brzmi czy widzicie możliwość sojuszu wyborczego z Nową Prawicą. Ależ Prawica RP posiada, podobnie jak UPR, znacznie szerszą grupę osób, które stanowią o wizerunku tego ugrupowania. To nie są partie jednej osoby, ale partie programu i budowania grupy liderów. Zaś PiS, rzeczywiście, staje się tworem monolinearnym, co oceniam, jako początek końca tego ugrupowania. Tak nie można, na dłuższą metę, funkcjonować w polityce. To jest też największy problem Nowej Prawicy. Abstrahując już od tego czy cokolwiek tworzonego wokół osoby JKM, może nosić miano nowości (dla mnie, JKM i nowość, są określeniami przeciwstawnymi), ugrupowanie to jest kolejną efemerydą, powstającą w celu promocji osoby Pana Janusza. A to, już na starcie, jest kompletnie chybionym pomysłem. Jest to powielanie tego, co próbowano zrobić z Unii Polityki Realnej (prywatną partię JKM) i pokazuje, że niektórzy ludzie zupełnie nie uczą się na własnych błędach. Jeśli ktoś czuje się zadowolony z osiągnięcia 2,5 % poparcia (moim zdaniem progowego) dla osoby od 20 lat bawiącej się w politykę, to nie ma sprawy. Podkreślam jednak raz jeszcze. Jeśli członkowie Nowej Prawicy nie widzą świata poza swoim liderem i chodzi im tylko o promowanie jego osoby, a nie o realne zmiany w Polsce i wprowadzenie programu wolnościowego, to niestety nasze drogi się nie zejdą. Nie spełniają oni, bowiem warunku, jaki przedstawiłem opisując problem jednoczenia się prawicy, a mianowicie: odrzucenia prywatnych ambicji. To jest kwesti priorytetów: program i Polska czy „guru”.
Marek Jurek już nie raz zawierał różne wyborcze sojusze, składał przedwyborcze zobowiązania tylko często z nich się nagle wycofywał, tak jak swego czasu np. z sojuszu z Giertychem i Korwin-Mikke (tuż przed konferencją prasową powiadomił telefonicznie, że jednak na konferencji się nie pojawi i jednak nie idzie razem z nimi do wyborów). Nie boicie się, że i was tak może wystawić do wiatru? Cóż, nie mogę się wypowiadać na temat tamtej koalicji, gdyż moja wiedza jest w tym temacie ograniczona (nie byłem członkiem władz UPR w tamtym czasie). Myślę jednak, że Pan Marszałek przedstawiłby zapewne bardzo rozsądne i racjonalne wytłumaczenie swojej decyzji (ja osobiście, patrząc z perspektywy czasu i „występu” jednego z wymienionych Panów we Wrześni, mogę zrozumieć ruch Pana Marszałka, choćby w kategoriach przewidywania możliwości zajścia tego typu zdarzeń). Zresztą, poza tym jednym przypadkiem, nie znam innego, w którym Pan Marek Jurek opuszczałby tworzoną koalicję. W kwestii dotrzymywania słowa Pan JKM jest znacznie ciekawszą postacią do analizy (np. wielokrotne deklaracje o wycofywaniu się z polityki). Reasumując, uznaję Pana Marszałka Marka Jurka za człowieka zasad i stuprocentowego gentelmana. Dlatego nie mam obaw o naszą koalicję. Słowo gentelmana z jednej i drugiej strony jest ostatecznie wiążące i święte. Wasiukiewicz
Politycznie wariaci, złodzieje i psychopaci Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że celem tego tekstu nie jest znieważenie i obrażenie kogokolwiek, lecz wskazanie na pewne ciekawe zjawisko socjologiczne. Aby zaś nikogo autentycznie nie obrazić, nie będę w tym tekście posługiwać się nie tylko nazwiskami, ale nawet informacjami pozwalającymi ustalić, o kogo może mi chodzić. Właściwie nigdy nie zajmowałem się czynnie polityką, choć incydentalnie zdarzało mi się wmieszać w jakieś sprawy i inicjatywy. Mimo to całe moje dorosłe życie kręciłem się i kręcę w pobliżu polityki, choć zdecydowanie preferuję ją, jako przedmiot badań w mojej pracy zawodowej (jako politologa będącego wykładowcą akademickim) i obiekt prześmiewczy w publicystyce, stanowiącej moje hobby i rodzaj odreagowania po pracy po godzinach. Z tego też powodu całe życie byłem blisko polityki, widziałem i poznałem wielu polityków, partyjnych aktywistów, działaczy różnego rodzaju, sympatyków. W sumie prowadzę te obserwacje już 20 lat, czyli mniej więcej od czasu, kiedy wszedłem w dorosłe życie. Te 20 lat spostrzeżeń umacnia we mnie przekonanie, że do polityki garną się generalnie ludzie nienormalni, a ci normalni i normalniejsi trzymają się od niej z daleka, co zdaje się sugerować, że polityka musi być opanowana przez osobników zasługujących na leczenie lub więzienie. Moje obserwacje skłaniają mnie do postawienia tezy, że istnieją trzy typy osób zajmujących się polityką i aktywną działalnością polityczną i partyjną. Można te grupy umownie nazwać: wariaci, złodzieje i psychopaci. Osoby określone tu jako wariaci przyciągani są przez stowarzyszenia i partie antysystemowe, radykalne – tak rewolucyjne, jak i kontrrewolucyjne. Zjawisko to o wiele słabiej znam na skrajnej lewicy, bowiem mniej mam tam znajomych, ale na prawicy widzę je doskonale. Nie wymieniając żadnych nazwisk, nie jest trudno orzec, kto przewija się przez środowiska prawicowe: chroniczni nieudacznicy życiowi, którzy za swoje niepowodzenia winią agentów lub „wiadome siły”; ufolodzy; osoby z zaburzeniami psychicznymi, często leczące się psychiatrycznie (lub wymagające leczenia); rozmaici fanatycy i głosiciele oderwanych od rzeczywistości genialnych teorii; fanatyczni archaiści debatujący o wyższości dziedziczenia władzy w monarchii hiszpańskiej w XVI wieku w porównaniu z francuską w wieku XIII. Wystarczy przejść się na jakiekolwiek spotkanie „prawicowe” i zobaczyć, że jest to typ dominujący na takich spotkaniach. Podobny jest ton komentarzy na prawicowych forach internetowych. Niestety, jest to spora liczba ludzi także w szeregach partii i stowarzyszeń prawicowych. Są zwykle bardzo ideowi, często wręcz za bardzo, ponieważ są fanatykami niezdolnymi do dyskusji. Niestety, w praktyce nie nadają się kompletnie do niczego. Partie systemowe, rządzące lub mające nadzieję na rządzenie przyciągają inny typ psychiczny – złodziei i złodziejaszków najrozmaitszego autoramentu. Ludzie ci zbiegają się tam, gdzie są „konfitury”. Nie interesują ich żadne programy, idee, poglądy. Sami niczego takiego nie posiadają i uważają, że jest to zbędny balast w robieniu kariery. Swobodnie zmieniają partie, kierując się intuicją, kto i kiedy dojdzie do koryta i pozwoli im zarobić. To w sumie naturalne: wariaci nie kradną. Nie tylko nie chcą – są wszak fanatykami wielkiej idei – ale nawet gdyby mieli taką możliwość, nie umieliby tego zrobić. W praktyce są przecież zupełnie nieudolni i w swoim radykalizmie właśnie odbijają sobie rzeczywistą impotencję. Złodziej zaś musi być człowiekiem praktycznym. Jeśli na ogrodzeniu jest kłódka, to nie zdejmą jej ideologiczne zaklęcia. Trzeba wziąć piłkę do metalu lub wytrych. To zaś wymaga czegoś, co moglibyśmy nazwać „inteligencją praktyczną”, wyzbytą wielkich teorii i fanatycznego zadęcia. Większa łatwość w posługiwaniu się prostymi narzędziami idzie w parze z osobistą degrengoladą moralną. Wreszcie jest w polityce i trzeci typ – psychopaci. Jest to typ ludzki, którego jedynym celem jest prestiż i władza. Lud myli się, sądząc, że czołowym politykom chodzi o pieniądze, iż chcą tylko „nakraść”. Popęd do władzy wynika z niezaspokojonych potrzeb psychicznych, czyli z kompleksu niższości. Nazywam to kompleksem „niedopieszczenia w dzieciństwie przez mamusię” (przepraszam psychologów za idiotyczne określenie). Polityczni przywódcy są to ludzie o niezwykle ubogiej psychice, których cały ogląd świata sprowadza się do relacji zwierzchność-poddaństwo, „niszczenia ludzi”, promieniowania radością z tytułów, stanowisk oraz służbowych luksusów i gadżetów. Ich największym marzeniem jest pokazanie się w telewizji, występ w radiu, bowiem z uwielbieniem słuchają własnego głosu. A przede wszystkim rajcuje ich władza, pomiatanie ludźmi, rozkazywanie, oglądanie strachu na twarzach podwładnych, których kariera zależy od ich widzimisię. Bawią ich paradne wizytówki służbowe, rządowe samochody (koniecznie z kierowcą), flesze. Pieniądze mają znaczenie zupełnie drugorzędne, ponieważ tylko sprawowanie władzy i wiążący się z nią prestiż są zdolne, – choć na chwilę – zakryć drążący ich psychikę kompleks niższości. Psychopata ma to do siebie, że jeśli nie stoi „ponad” innymi, jeśli otaczają go równi mu lub podobni – jest przekonany, że jest gorszy. W sumie jest gówniarzem latającym po podwórku z pistoletem na wodę i strzelającym do tych, co chcą go „zniszczyć”. Ci, których nazwałem tu wariatami i złodziejami, są prości do przypisania poszczególnym segmentom sceny politycznej. Wariaci dominują na obszarze pozasystemowym, a złodzieje pośród partii systemowych. Inaczej jest z psychopatami, którzy pojawiają się wszędzie – tak w głównym nurcie, jak i poza nim. Ich celem nie jest wszak ani fanatycznie pojęta idea, ani dająca pieniądze władza. Ich celem jest władza, jako taka, ponieważ (chwilowo) leczy kompleksy. Tak oto pojawia się nam odpowiedź, dlaczego ludzie normalni polityki unikają. Wariaci, złodzieje i psychopaci. Kto by chciał obracać się w takim towarzystwie? Adam Wielomski
Spod lukru Niemiecki piątek Piotra SemkiWtorkowe wspólne posiedzenie rządu Polski i Niemiec uwieńczyło obchody 20-lecia podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Wylano z tej okazji mnóstwo lukru i wygłoszono wiele mów. Czy satysfakcja z uregulowanych i stabilnych stosunków jest czymś złym? Nie, ale problem w tym, że stosunki polsko-niemieckie od paru lat rozgrywają się już niemal wyłącznie według agendy kolejnych rocznic lub symbolicznych wizyt ze świadectwami świadków historii. Jak nie symboliczna wizyta na Westerplatte, to honoris causa na Politechnice Wrocławskiej. Jak nie debata prezydentów z młodzieżą w rocznicę klęknięcia Willy Brandta, to nagroda Karola w Akwizgranie. Jak nie wspomnienia Hansa Dietricha Genschera i Rolanda Dumasa jak powstał Trójkąt Weimarski snute na forum polsko-niemieckim, to spotkania na moście między Słubicami i Frankfurtem. Jak nie frywolne tytuły o „Dziadku z Wehrmachtu i matce z Zoppot” w jednej z polskich gazet, to powtarzane do znudzenia frazy: „o stosunkach między obydwoma krajami, które nie były tak dobre, jak teraz”, o „partnerstwie, którego celem jest rozwiązywanie problemów”. To wreszcie nowy dogmat, że „stosunki między Berlinem a Warszawą są tak ścisłe, jak między Niemcami i Francją”. Czy można kręcić nosem na taki Wersal? Ludzie pamiętający ostatnią wojnę i budujący dialog przez dziesięciolecia oburzają się, że zbyt szybko powszednieje cud pojednania. Ekonomiczni realiści przypominają, jak bardzo Polska jest związana z gospodarką niemiecką. A geopolitycy zachęcają, by spojrzeć na mapę i zobaczyć, kto przewodzi w Europie. A jednak na nadmiar lukru narzekać trzeba. Bo mieszanie rocznicowej retoryki ze spotkaniami rządowymi szkodzi załatwianiu problemów. Bo fakt, że brak równowagi w statusach Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce trzeba załatwić szybko przed kolejną rocznicą świadczy o tym, że gdzieś w tych relacjach było coś nienormalnego Ale 20. rocznica traktatu nie stała się okazją do spokojnych analiz tego, co dobre i tego co złe. Opozycja nie świętowała, bo irytuje ją styl kiczu przyjaźni, a obóz Platformy nie ma ochoty na zróżnicowane oceny, bo czuje się jedynym i wyłącznym właścicielem relacji Polski z Zachodem. A redakcje paru gazet zawsze chętnie wydrukują rocznicowe dodatki, jak zawsze przypominające list biskupów, klęknięcie Brandta, Solidarność, upadek muru i wspaniałe efekty wymiany młodzieży. Długo tak można? Długo. Bo ani rząd Tuska, ani Niemcy, ani nawet opozycja – każdy ze swego punktu widzenia – nie mają ochoty, woli i pomysłu, by coś w tym wszystkim zmienić. A lukier jest słodki i daje poczucie błogości. Smacznego. Semka
Grecja - przestroga dla Polski Z Grekami mamy znacznie więcej wspólnego niż sądzimy i niż skłonni jesteśmy przyznawać. Może byłoby przesadą powiedzieć, że jesteśmy narodem bliźniaczym - mam nadzieję, że tak źle z nami nie jest. Ale na pewno jesteśmy narodem w podobnej sytuacji, w podobny sposób zdeformowanym, na skutek podobnych historycznych okoliczności. Kto czytuje moją publicystykę, ma prawo teraz ziewnąć, ale muszę powtórzyć raz jeszcze to, co od lat stanowi jej główny motyw: polskie problemy z wolnością wynikają z wieloletniego zniewolenia i są problemami podobnymi do tych, jakie przeżywają wszystkie kraje i społeczności, które, przez co najmniej kilka pokoleń zmuszone były żyć i kształtować się pod cudzą okupacją czy kolonizacją. Długotrwały brak suwerenności deformuje zbiorowość, zaburza mechanizmy rozwoju i społecznego awansu oraz niszczy poczucie wspólnoty. Deprawuje elity, które, pochodząc z kolaboracji, z natury obracają się trwale przeciwko własnemu społeczeństwu, ale też niszczy i lud, oduczając go z odpowiedzialności i wychowując w cwaniactwie. Ta postkolonialna deprawacja trwa potem pokoleniami i nie jest łatwo oczyścić się z wywołanych niewolą nawyków, odzyskać suwerenność nie tylko formalną, ale i rzeczywistą. Różne narody różnie sobie z tym problemem radzą. Grecy należą do przykładów najbardziej negatywnych. Wiele pokoleń zniewolenia w Imperium Otomańskim do dziś skutkuje postkolonialnym syndromem w pełnym rozkwicie. Naród, który w swej historii bywał wielki, dziś, mimo stosunkowo długiego czasu danego na odbudowę, pozostaje wciąż przetrącony. Nasi przodkowie nazwaliby to zapewne "znikczemnieniem" - i trzeba użyć tego archaicznego słowa, bo w cwaniackiej mowie naszych czasów brak określenia lepszego. Nie przypadkiem powtarzam tu to słowo: cwaniactwo, cwaniacy. Cwaniactwo jest właśnie najwyższą cnotą niewolnika, jego obroną przed sytuacją, w jakiej się znalazł i zarazem jego pogodzeniem się z tą sytuacją; bo cwaniactwo to wyraz fatalizmu, mówiącego, że lepiej nigdy nie będzie i trzeba sobie jakoś radzić w ramach istniejącej niesprawiedliwości. Cwaniactwo jest podstawą mentalności pańszczyźnianej, która skaziła Polaków, czyniąc z nich Polactwo i podstawą mentalności postkomunistycznej, o czym znakomicie pisała Tatiana Zasławska. Cwaniactwo jest też trwałym dziedzictwem tureckiej niewoli, które przywodzi do upadku współczesną Grecję. Powiedzieć, jak czyni to wielu, że "Grecy przecież sami są sobie winni", to oczywiście prawda, ale to za mało. Prawda - bo w końcu dopadły ich skutki niefrasobliwego życia wielu pokoleń. Konsumpcja na cudzy koszt, beztroskie zaciąganie kredytów na przejedzenie, potem następnych kredytów na spłatę poprzednich kredytów, okłamywanie wierzycieli, okłamywanie nawet samych siebie, bo przecież nie jest niczym innym masowe wyłudzanie świadczeń i unikanie płacenia podatków, które w tym znikczemniałym narodzie sięgnęło szczytów nawet dla Polaka niewyobrażalnych. Teraz w końcu przyszedł rachunek: za przehulane pieniądze trzeba będzie oddać praktycznie cały majątek narodowy. Bo te lotniska, koleje i drogi, które wymienia pierwszy plan "wyjścia z kryzysu", to tylko początek, żeby Grecja powiedziała "a". Jak już powie, przyjdzie kolej na "b" i na resztę alfabetu, aż stopniowo stracą Grecy i wodociągi, i kurorty, i wyspy, i może nawet Akropol. Jest taka stara, zapomniana powieść "Kolokacja", zapomnianego dziś polskiego pisarza Józefa Korzeniowskiego (nawiasem mówiąc, swego czasu preceptora młodego Zygmunta Krasińskiego). Powiastka w lekkiej formie opowiada o tym, jak chytry lichwiarz w prosty sposób wyzuwa z majątku polską szlachtę. Po prostu, daje głupim szlachciurom kredytu, ile chcą i ułatwia im nabywanie luksusowych dóbr, zachęcając do kultywowania wielkopańskiego trybu życia, do rozbijania się poszóstnymi zaprzęgami, nieustających bali, sprowadzania eleganckiego jadła i napitków z dala, bo przecież należy im się godny ich klasy poziom życia. Aż w końcu wystarczy tylko bankierowi pokazać weksle i powiedzieć krótkie: won! Ponieważ to powieść, i to lekka, obyczajowa, pisarz na zasadzie deus ex machina wyciąga swych bohaterów z kłopotów, ale kto zna historię Polski i zaborów, ten doskonale wie, że w istocie opisany przez Korzeniowskiego bardzo barwnie proces kończył się z reguły tak, jak się kończyć musiał. Grecy są dziś w podobnej sytuacji i mogą się burzyć, buntować, ale tak naprawdę wyjście mieliby tylko jedno: odmówić przyjęcia "planu ratunkowego", ogłosić bankructwo kraju, wrócić do narodowej waluty i bardzo mocno zacisnąć pasa, by w ciągu kilkunastu lat stopniowo się odbudować. W przeciwnym razie wielki lichwiarz, w roli którego występuje tu zbiorowo Europa, dozując kolejne kredyty (i my się w ten proces włączamy naszym skromnym miliardem "gwarancji") pod warunkiem posłusznego realizowania narzuconego Grecji planu stopniowo wyzuje ten naród z resztek suwerenności i uczyni kolonią. Kto jest tym Wielkim Lichwiarzem, zechce się ktoś dopytywać? Nie ma go, oczywiście, to tylko metafora, niezbędna dla obrazowego pokazania mechanizmu. Ale ten mechanizm - kto chce, niech powie System - działa nieuchronnie. Naród przyzwyczajony do cwaniackiego myślenia o doraźnych korzyściach, na krótką metę, naród nieodpowiedzialny, żyjący ponad stan, musi ulec degradacji i kolonizacji, do której zresztą przywykł. "Pani kierowniczko, to są odwieczne prawa natury". Czy Grecy dający dziś na ulicach upust ślepej i przez to nic nie znaczącej furii, że skończyło się życie beztroskie i trzeba za nie zapłacić, zdołają w sobie skrzesać poczucie narodowej dumy, bez którego mowy nie ma o uratowaniu ich państwa i miejsca w historii? Pewnie nie, ale, przyznam, niewiele mnie to obchodzi. Mnie obchodzi, czy Polacy pójdą ich drogą ku samolikwidacji. Bo przecież pod panowaniem Tuska i wspierających go sitw jesteśmy na dokładnie tej samej, greckiej ścieżce. Z jednej strony, układ brudnych, nomenklaturowo-mafijnych interesów i powiązań w tzw. elitach państwa dławi cywilizacyjny rozwój. Z drugiej, cwaniactwo Polactwa i pęd do życia na zachodnim poziomie, bez oglądania się na realia, napędza piramidę długów. Jeść, pić, popuszczać pasa i chwalić władzę, która to umożliwia. I szydzić z oszołomów, z buraków, endeków, moherów czy innych "pisowców", którzy próbują przeszkadzać tej rozbuchanej konsumpcji, plotąc coś o Bogu, Ojczyźnie, Smoleńsku i innych nudziarstwach. Jakoś tam będzie, kto by się martwił, póki w hipermarkecie promocje, a banki dają raty i kredyty każdemu, kto tylko ma dowód osobisty. Komornik przecież nie przyjdzie. No bo nas przecież nic złego spotkać nie może. Dlaczego? E, no bo przecież nie będzie tak źle. 750 miliardów długu publicznego, i mniej więcej drugie tyle długów prywatnych - piramida rośnie z dnia na dzień, władza otwarcie zapowiada, że odwołuje się do "optymizmu" Polaków, czyli właśnie tej kretyńskiej beztroski, a tzw. elity nie ustają w duraczeniu, aby tylko oszołomione łatwością nabywania na kredyt rozmaitych wytęsknionych dóbr Polactwo nie ocknęło się z tego transu, aby żaden pisowiec czy endek nie wybudził go przedwcześnie z samobójczego błogostanu. Czy to się skończy jak w Grecji? Czy moje córki żyć będą "w kraju smutnym helotów", który u siebie nie będzie miał nic własnego i zmuszony będzie wykonywać decyzje innych? Czy może jednak nie jesteśmy Grekami i oprócz pańszczyźnianego cwaniactwa mamy jeszcze w sobie jakieś resztki narodowej wielkości dawnych pokoleń? Bóg jeden raczy wiedzieć. A może, cóż za heretycka myśl, On też tego nie wie i właśnie nas sprawdza? Rafał Ziemkiewicz