475


Jim

— Boisz się, Jim? — spytał.
— Nie.
Syriusz wsunął rękę w porastające rów pokrzywy i zaklął cicho. Na wierzchu dłoni szybko pojawiły się czerwone bąble. 
— Coś cię gryzie, Jim — mruknął, drapiąc piekące miejsce. 
— Nic.
— Za dobrze cię znam, stary. 
Zajęty wyciąganiem kamienia spod łokcia, Jim nie odpowiedział. 
W pobliskim domu jakaś mugolka czytała książkę w niebieskiej okładce, a w pokoju obok jej syn nerwowo przeszukiwał szufladę, chcąc znaleźć papierosy ojca. 
Ojciec — mężczyzna pod pięćdziesiątkę — o tej porze kończył zmianę w fabryce narzędzi, wychodził na parking i wkładał kluczyk do stacyjki starego forda. Klął przez chwilę, gdy rzęch nie chciał zapalić, włączał światła i ruszał do domu. W progu witał się z żoną i udawał, że nie czuje zapachu tytoniu, którym przesiąknięte było ubranie syna. 
James i Syriusz tkwili w przydrożnym rowie, którego dnem przepływała błotnista strużka wody. Czekali na śmierciożerczy sabat czarownic — jak to określił Sturgis Podmore, gdy przekazywał im informacje (Sabat t
o chyba na górze, a nie w szczerym polu, stwierdził wtedy James, co Sturgis skomentował długą tyradą na temat tego, co myśli o stanie psychiki ich przeciwników. I tak macie jedynie obserwować. Diabli jedni ich wiedzą, może chcą ćwiczyć mroczne znaki; w okolicy tylko szczere pole i mugole — zakończył i deportował się z trzaskiem do domu.).
— Chcę się wycofać, Syri — powiedział w końcu Jim, całą uwagę poświęcając gałązce zaplątanej w rękaw swetra. 
— Co? — Syriusz przestał szukać papierosów po kieszeniach.
— Wycofać. Koniec z akcjami.
Przez chwilę Syriusz zastanawiał się, czy Jim nie żartuje. Ale ostatnio Jim nie miał głowy do dowcipów.
— Stary już wie? — zapytał tylko.
— Wie. Sam mi to doradzał.
— Już dawno, mówiłeś. Nie przypuszczałem tylko…
Czuł się trochę… oszukany. Jeśli Syriusz w coś wierzył, to w naiwne jeden za wszystkich, wszyscy za jednego; Jim miałby się z tego wyłamać? 
Kiedyś James palił się do walki. Śpieszył się, jakby w obawie, że wojna się skończy nim on dotrze na front. Szybko stracił przeświadczenie o swojej nietykalności. Miał dosyć kulenia się w rowach podobnych do tego i zastanawiania czy nad domem do którego wróci — jeśli wróci — nie zastanie wiszącej w powietrzu zielonej czaszki. Jeszcze nie tym razem.
— Czasy się zmieniły — stwierdził kr
ótko. 
— I my zmieniajmy się wraz z nimi — dokończył filozoficznie Syriusz, przekręcając się na plecy. Pstryknęła mugolska zapalniczka i Black zaciągnął się dymem. Końcówka papierosa jarzyła się słabym, pomarańczowym blaskiem, wyraźnie widocznym w ciemnośc
iach. 
— Oto moja gwiazda — powiedział.
— Zgaś to swoje ciało niebieskie, Łapa, to rów, nie obserwatorium astronomiczne. 
— Ej, nie rób z siebie drugiego Remusa — rzucił teatralnie Black, ale posłusznie wdusił papierosa w wilgotną ziemię. 
— Dlaczego to robisz? — zapytał. — Kiedyś byś nie zrezygnował. 
— To nie te czasy, Syriusz. To…
— To nie ucieczka przed Filchem i bójka na szkolnym korytarzu, a szlaban nie będzie najgorszą karą — wyrecytował, unosząc się na łokciach. — Wiem. I rozumiem. Ale Jim, my (ja, pomyślał) cię potrzebujemy i...
— Syriusz, mam syna do cholery! — James podniósł głos, po czym zamilkł.
Dla którego chciałeś być bohaterem, pomyślał gorzko Syriusz, ale nie powiedział tego na głos. Kamień uwierał go w bucie, nie poświęcał mu jednak zbyt wiele uwagi. Jim wbijał wzrok w ziemię, a Łapa rozumiał (a przynajmniej myślał, że rozumie), tylko ciągle szybciej mówił niż myślał. 
Lily nie chciała męża bohatera. 
Nie zbawisz świata, Jim, mówiła, gdy kończyli Hogwart i Jamesowi wydawało się, że jest niep
okonany. Nie pasujesz do historii hagiograficznych. 
No tak, wolę eposy rycerskie — żartował zawsze, ale Lily nie uśmiechała się. 
— Przepraszam — mruknął. — Jestem idiotą niereformowalnym. 
— Jesteś.
Może po prostu różnili się bardziej niż myślał?
Syriusz chciał walczyć. Być może tylko z przekory. W końcu każdy powód jest dobry. Ale Jim nie miał pieprzniętych rodziców po drugiej stronie ani martwego brata śmierciożercy i nie musiał wszystkim dokoła udowadniać, że nie jes
t taki jak oni. Miał za to dwadzieścia jeden lat, żonę, syna i blizny jakimi mógł poszczycić się niejeden emerytowany weteran. 
— Jestem zazdrosny — stwierdził Syriusz.
— Co? 
— Zazdrosny. Głupie, nie? Masz rodzinę, logiczne, poświęcasz im czas, a…
Wkurzył się o głupi kubek. Głupi kubek z czarnym psem obsikującym drzewo, który stał zawsze u Jamesa w szafce, obok słoika z kawą. Mały Harry strącił go przypadkiem i kubek rozbił się na kawałki. Jim rzucił się ratować syna, sprawdzać czy się nie skaleczył, a on stał wtedy jak słup i wpatrywał się w skorupy. 
Kubka nie dało się naprawić, zginęło denko i nie pomogło ani Accio ani Reparo, więc skorupy wylądowały w śmieciach. Przy następnej wizycie dostał kawę w filiżance, choć Lily doskonale wiedziała, że nie znosi filiżanek. 
— Nieważne — machnął ręką. 
Jim wiedział.
— Minuta szczerości? — spytał bez cienia ironii. 
— Jak po butelce ognistej. Twoja kolej. 
James przekręcił się na plecy i podłożył ręce pod głowę.
— To mnie chyba przerosło. 
Kiedy Jim był mały, wspinał się na najwyższe drzewa, nie zważając na ostrzeżenia mamy. Nigdy nie spadł i nie złamał nogi. Miał naturę psotnika i lubił dreszczyk emocji towarzyszący mu zawsze, gdy robił coś, czego nie powinien. Zaczytywał się w Przygodach Tomka Sawyera i wierzył, że magia daje mu nietykalność, więc to wykorzystywał.
Pierwszy raz bał się naprawdę tamtej nocy, gdy biegł przez błonia. Potem był świst gałęzi wierzby bijącej, wąski tunel i wycie. Zęby ociekające śliną. I najgłupsza w tamtym momencie myśl, czy ma tak samo rozszerzone z przerażenia oczy jak Oślizgły? 
Ciągnął wtedy opierającego się Snape'a, wrzeszczał coś, a bestia... Remus!…
Potem czasem budził się w nocy, i po omacku szukał różdżki, bo śniły mu się wilcze zęby rozszarpujące ciało i krew mieszająca się ze śliną. 
Merlinie, co my wyprawiamy?, myślał wtedy, uświadamiając sobie, że są tylko trójką dzieciaków, chcących poskromić wilkołaka. Mimo to, w każdą pełnię Jim zmieniał się w jelenia — wtedy jeszcze wilkołactwo Remusa nie było niczym innym, jak tylko pieprzoną niesprawiedliwością. 
Teraz znaczyło więcej.
Światła samochodu wydobyły na chwilę z mroku ścianę budynku i niebieski ford zatrzymał się na podjeździe. Trzasnęły drzwiczki. 
— Zazdroszczę im — mruknął Jim, wskazując podbródkiem na dom. Syriusz zerknął w tamtą stronę.
— Ja też. Normalności — urwał. — Randkujesz jutro z Lunatykiem? — zmienił temat. 
— A ty nie możesz? — zapytał James i zaraz ugryzł się w język. Nie zdążył ukryć zmieszania, bo przyjaciel wpatrywał się w niego uważnie. Minuta szczerości, cholera jasna. Syriusz jak pies wyczuwał emocje. 
— Mogę — odpowiedział cicho, z czymś — może żalem — czego James nigdy nie słyszał w jego głosie. 
Syriusz wiedział, choć Jim nigdy o tym nie mówił. Remus pewnie też wiedział, lecz milczał jak zawsze, i było mu tylko cholernie przykro, że Jim musiał to robić. 
— Nie ufasz Remusowi? — spytał. James zagryzł wargę.
— To wilkołak.
— To Remus. 
Niech to, kurwa, jasny szlag…
— Nie przypuszczałem, Jim… — powiedział powoli i chrząknął kilka razy.
— Też mu już nie ufasz — rzucił chłodno James i Syriusz nie ciągnął dalej, bo wiedział, że Jim ma rację. 
Czasy się zmieniają?
— Przykro mi, Jim.
— Mnie też. 
Syriusz nie potrafił pomóc ludziom inaczej, niż będąc z nimi. Ale Jim od jakiegoś czasu odgradzał się zarówno od niego jak i Remusa. Być może słusznie uważał ich za niebezpieczeństwo. Jim już nie lubił ryzykować. Syriusz nie wiedział tylko, kiedy ich braterstwo rozeszło się w szwach i który pierwszy na to pozwolił. 
Kiedy wojna się skończy, kupią nowy kubek, pomyślał i zachciało mu się śmiać. 
Cykanie świerszczy nagle umilkło, gdy w pobliżu rozległy się pierwsze trzaski aportacji. 
— Boisz się, Jim? — spytał.
— Jak cholera.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
475
475
83 Nw 01 Galwanotechnika id 475 Nieznany
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-003.00, Wspornik napędu
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-201.00, Blok łożyskowy Y
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-006.00, Wspornik łożyska
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-002.00, Stół
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-206.00, kolo zebate 12 -5M -20
475
475
475
475
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-153.00, Przeciewnakrętka Tr16x3
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-102.00, Nakrętka kontrująca Tr16x3
Stol krzyzowy proma KRS-475 pdf CNC-07-30-152.00, Nakrętka Tr16x3

więcej podobnych podstron