Nie wiadomo co się dzieje z telefonem satelitarnym z Tu-154.
- Nigdy nie było merytorycznej krytyki tego sposobu prowadzenia śledztwa ws. katastrofy pod Smoleńskiem. A chcę powiedzieć bardzo wyraźnie: nie było możliwości, żeby to śledztwo było w całości, na wyłączność prowadzone przez Polskę - mówił w TVN24 Andrzej Seremet. Dodał także, że nie wie co się dzieje z telefonem satelitarnym z którego Lech Kaczyński dzwonił do swojego brata Jarosława.
- To wynika przede wszystkim z fundamentalnych zasad stosunków międzynarodowych. Żadne państwo nie mogłoby sobie pozwolić na sytuację, w której na jego teren przyjeżdżają prokuratorzy z innego kraju i prowadzą samodzielnie jakieś śledztwo. To godziłoby w suwerenność, a suwerenność to atrybut państwowości - tłumaczył prokurator generalny.
- Konwencja Chicagowska nie mogła być w tej sytuacji zastosowana, bo tyczy lotnictwa cywilnego. Podstawą działania prokuratury jest konwencja z 1959 roku i dwustronna umowa uzupełniająca między Polską a Rosją z 1996 roku. Odpowiadając natomiast na zarzuty, że "premier powinien był się dogadać nieformalnie z Władimirem Putinem", chcę powiedzieć, że "dogadanie się" nie może wzruszać umów międzynarodowych - szczegółowo wyjaśniał Andrzej Seremet.
Jego zdaniem, "krytyka jest wyrazem nieufności do prokuratury rosyjskiej, ale też do państwa polskiego".
Seremet zapewnił także, że "polski prokurator był przy znalezieniu, zabezpieczeniu, otwarciu i przesłuchaniu czarnych skrzynek, a nasi prokuratorzy także zadawali pytania kontrolerom lotu i uczestniczyli w ich przesłuchaniach".
Przyznał natomiast, że nie wie, czy prokuratura polska jest w posiadaniu telefonu satelitarnego, który był elementem wyposażenia samolotu. - To nie była rzecz ruchoma - zaznaczył.
Prokurator generalny wytłumaczył także, że rodzin ofiar nie przesłuchano jeszcze "ze względów czysto ludzkich". Powiedział też, że wykluczony został "zamach z użyciem broni konwencjonalnej".