Wielomski: Benedykt XVI przeciw rewolucji W związku z abdykacją z urzędu Biskupa Rzymu (więcej na ten temat tutaj) przypominamy na nczas.com fragmenty tekstów, które w ciągu ostatnich kilku lat poświęciliśmy osobie i pontyfikatowi Benedykta XVI. W części pierwszej przypominamy reakcje naszych publicystów na wybór papieża w 2005 roku (tutaj). W części drugiej przybliżamy encyklikę „Spe salvi”. Zapewne każdy człowiek o konserwatywnych i wolnorynkowych poglądach miewa problemy z odniesieniem się do posoborowej katolickiej nauki społecznej, przesyconej pochwałami dla demokracji, praw człowieka i tzw. sprawiedliwości społecznej. Wątki te zawarte są w soborowej konstytucji „Gaudium et spes”, a także w licznych encyklikach. Klasykę w tej dziedzinie stanowić mogą encykliki społeczne Jana XXIII „Mater et magistra” (1961) oraz Pawła VI „Populorum progressio” (1967). Każdego tradycyjnego katolika martwić musiała szczególnie wyraźna predylekcja nauczania posoborowego w kierunku rozwiązań socjaldemokratycznych w ekonomii. W nauce katolickiej – podobnie jak i w nowożytnej filozofii – pojawiła się myśl, że za pomocą nauki, reform gospodarczych, inżynierii społecznej, socjalizmu można zbudować Królestwo Boże. Nie po śmierci, w Niebie, ale jeszcze za życia – na ziemi. To z poglądami tego typu – zarówno w świeckiej myśli politycznej, jak i podobnymi teoriami przenikającymi do nauczania Kościoła – polemizuje Ojciec Święty Benedykt XVI w najnowszej encyklice „Spe salvi” z 30 listopada 2007 roku.
Antyrewolucyjny wymiar chrześcijaństwa „Spe salvi” zaczyna się od następującego stwierdzenia: „SPE SALVI facti sumus – w nadziei już jesteśmy zbawieni (Rz 8, 24) -mówi św. Paweł Rzymianom, a także nam. (…) Odkupienie zostało nam ofiarowane w tym sensie, że została nam dana nadzieja, nadzieja niezawodna, mocą której możemy stawić czoła naszej teraźniejszości: teraźniejszość, nawet uciążliwą, można przeżywać i akceptować, jeśli ma jakiś cel i jeśli tego celu możemy być pewni, jeśli jest to cel tak wielki, że usprawiedliwia trud drogi (podkr. – A. W.). W tym kontekście rodzi się od razu pytanie: jakiego rodzaju jest ta nadzieja, skoro może uzasadniać stwierdzenie, według którego poczynając od niej i tylko dlatego, że ona istnieje, jesteśmy odkupieni? I o jaką chodzi tu pewność?” (pkt 1).
W zdaniach tych właściwie zawarte jest całe przesłanie encykliki: Dobra Nowina przyniesiona światu przez Chrystusa daje nam nadzieję na życie wieczne i szczęśliwe w tamtym świecie, gdzie doznamy Królestwa Bożego, sprawiedliwości, szczęścia, (duchowego) dobrobytu przez bliskość z Bogiem. To po śmierci, na Sądzie Ostatecznym, znajduje się prawowita ludzka „nadzieja pokładana w sprawiedliwości Boga” (pkt 41). Właśnie dzięki tej nadziei możemy stawić czoła twardej „teraźniejszości” – bez względu na to jakby była ona uboga, sroga, jak bardzo by się nam wydawała niesympatyczna i godna jedynie obalenia w rewolucyjnym odruchu. Ale odwiecznej, tradycyjnej rzeczywistości społecznej i politycznej nie wolno chrześcijaninowi obalać, gdyż nasze istnienie doczesne jest jedynie pielgrzymowaniem, dlatego zadaniem chrześcijanina jest znosić coś, co wydaje mu się niesprawiedliwe, gdyż wie on, że sprawiedliwość znajdzie w innym świecie. Chrześcijanin znosi świat takim, jakim on jest, gdyż wie, że „życie nie kończy się pustką. Tylko wtedy gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości” (pkt 2). Arystotelesowsko-tomistyczny realizm filozoficzny nakazuje zatem znosić życie, przyjmować je takim, jakim ono jest, a nie próbować dokonać buntu przeciwko światu w kształcie stworzonym przez Boga. Benedykt XVI stwierdza, że świat istniał od wieków w takiej formie, w jakiej stworzył go Bóg, i jest najlepszym z możliwych, a więc próba zmiany go, zbudowania tu Królestwa Bożego za pomocą rewolucyjnej transformacji, demokratyzacji, socjalizmu – jest aktem pychy człowieka, który chce poprawić daną mu rzeczywistość, zapominając o przyrodzonym defekcie natury, który chrześcijanie określają mianem „grzechu pierworodnego”. To w tym kontekście Ojciec Święty opowiada historię kanonizowanej przez Jana Pawła II Józefiny Bakhity, która urodziła się w Sudanie, została porwana i uczyniono z niej niewolnicę. Pozostając w niewoli, nawróciła się na chrześcijaństwo i zrozumiała, że wolność polega na wierze w Boga. Dlatego zamiast wziąć udział w wyzwolicielskiej rewolucji, Józefina Bakhita przyjęła swój straszliwy los z godnością i bez chęci buntu (pkt 3). Józefina Bakhita stanowi ponadczasowy wzorzec politycznej postawy chrześcijanina wobec świata: wiara w sprawiedliwość po śmierci oznacza akceptację świata ziemskiego takim, jakim on jest, gdzie ludzie nie są równi i nie mają po równo.
Problem teodycei Encyklika „Spe salvi” dosyć łatwo identyfikuje źródła projektu nowożytnego. To nic innego niż klasyczny problem teodycei, czyli pytania, dlaczego istnieje zło w świecie stworzonym przez dobrego i wszechpotężnego Boga? U źródeł teodycei nowożytnej stoi, zdaniem papieża, problem sprawiedliwości pojętej jako równość ludzi. Człowiek jest pyszną istotą pożądającą egalitaryzmu. Tymczasem chrześcijaństwo było religią zachowawczą, nakazującą szacunek dla ustanowionych władz i hierarchii. A ludzie chcieli zmian, rewolucji i nie umieli czekać na sprawiedliwość po śmierci. Benedykt XVI pisze: „W epoce nowożytnej myśl o Sądzie Ostatecznym jest mniej obecna (…). Podstawowy sens oczekiwania na Sąd Ostateczny jednak nie zanikł. Niemniej teraz przybiera całkowicie inną formę. Ateizm XIX i XX wieku ze względu na swą genezę i cel jest moralizmem – protestem przeciw niesprawiedliwościom świata i historii powszechnej. Świat, w którym istnieje taka miara niesprawiedliwości, cierpienia niewinnych i cynizmu władzy, nie może być dziełem dobrego Boga. Bóg, który byłby odpowiedzialny za taki świat, nie byłby Bogiem sprawiedliwym, a tym bardziej Bogiem dobrym. W imię moralności trzeba takiego Boga zakwestionować. Skoro nie ma Boga, który stwarza sprawiedliwość, wydaje się, że człowiek sam jest teraz powołany do tego, aby ustanowił sprawiedliwość” (pkt 42).
Rewolucja skutkiem grzechu Benedykt XVI bez wahania wskazuje przyczyny faktu, że projekt rewolucyjny, zakładający możliwość stworzenia Królestwa Bożego na ziemi, uzyskał społeczne poparcie. To negacja pojęcia „grzechu pierworodnego”. Projekty Oświecenia, liberalizmu, socjalizmu, demokracji oparte są na optymistycznej antropologii, na wizji człowieka jako istoty racjonalnej i z natury dobrej, która powinna mieć prawo do samorządzenia się i modelowania świata wedle własnych pragnień i życzeń. Tymczasem tradycyjna teologia katolicka zawsze nauczała, że człowiek jest istotą skażoną grzechem, a więc niezdolną do samostwarzania rzeczywistości i poprawiania świata stworzonego przez Boga. To właśnie grzech pierworodny powoduje, że na ziemi nie jest możliwe Królestwo Boże. Filozofia nowożytna uwiodła człowieka, dając mu obietnicę raju w życiu doczesnym, którą oparto na fałszywej, optymistycznej antropologii. Benedykt XVI wskazuje tu na idee postępu, racjonalizmu, emancypacji społecznej. Filozofia nowożytna od rozumu ludzkiego oczekuje stworzenia nowego, lepszego świata społecznego i politycznego, zrywając „więzy nakładane przez wiarę i Kościół, jak też ówczesny ład państwowy” (pkt 18). W sposób charakterystyczny dla refleksji konserwatywnej i kontrrewolucyjnej Ojciec Święty wskazuje, że pierwszą eksplozją polityczną tego rewolucyjnego projektu była rewolucja francuska „jako próba ustanowienia panowania rozumu i wolności” (pkt 19). Innymi słowy: rewolucja francuska i świat przez nią stworzony są politycznym wyrazem pychy rozumu ludzkiego, który zbuntował się przeciwko odwiecznym zasadom świata stworzonego przez Boga. Rewolucja jest aktem wynikłym z grzechu! Świat stworzony przez rewolucję 1789 roku jest tedy buntem przeciwko woli Boga! Ale rewolucja ta – kontynuuje papież -jest dopiero pierwszą, w sumie umiarkowaną wersją buntu człowieka wobec świata stworzonego przez Boga. Wiek XIX przyniósł szybki rozwój techniki i przemysłu, gwałtowne przemiany społeczne i gospodarcze, owocujące narodzinami nowej klasy społecznej – proletariatu. Pojawiła się więc nowa wiara rewolucyjna – socjalizm: „Po rewolucji burżuazyjnej z 1789 roku nadeszła godzina nowej rewolucji – rewolucji proletariackiej” (pkt 20). Encyklika „Spe salvi” traktuje Marksa jako apokaliptycznego proroka ziemskiego samozbawienia człowieka: „postęp nie mógł się dokonywać zwyczajnie w sposób linearny, małymi krokami. Potrzebny był rewolucyjny przeskok. Karol Marks podchwycił ten wymóg chwili i z ostrością języka i myśli starał się – jak mu się wydawało – ostatecznie skierować historię ku zbawieniu – ku temu, co Kant określał mianem >królestwa Bożegotamtym świecietym świecie Komentarz „Spe salvi” to bez wątpienia najlepsza encyklika społeczna po Soborze Watykańskim II, w dodatku wreszcie taka, gdzie Kościół wraca do społecznego konserwatyzmu, sprzeciwu wobec projektów rewolucyjnych, socjalistycznych, egalitarnych – słowem: tych, które dążyły do stworzenia ziemskiego raju wedle ideologicznych obietnic. Encyklika napisana jest w przepięknym, tradycyjnym i augustiańskim duchu, potępiającym wszystkie rewolucyjne eksperymenty i „poprawianie” świata społecznego stworzonego przez Boga. Dlatego winna być starannie studiowana przez katolików, ale i tych ludzi prawicy, którzy nie są specjalnie religijni. „Spe salvi” to wielki, znakomity antyrewolucyjny traktat z zakresu teologii politycznej.
Adam Wielomski
14/02/2013 Socjalizm otyłości Nawet nie wiedziałem, że w takiej Wielkiej kiedyś Brytanii, socjalizm też zatacza szerokie kręgi. Okazuje się, że prawie 8000 Brytyjczyków pobiera rocznie 5 miliardów funtów z budżetu brytyjskiego państwa, tylko dlatego, że czują się otyli i nie są zdolni do podjęcia pracy..(??) Skoro państwo brytyjskie płaci ludziom za otyłość, to oczywiście otyłych musi przybywać i otyłość musi być w cenie.. Kiedy państwo brytyjskie płaciłoby zasiłki za szczupłość- to w cenie byliby szczupli,, Oni czuliby się nie zdolni do pracy.. Bo gdy państwo płaci za cokolwiek, to zaraz pojawia się grupa ludzi, która chce na tym skorzystać.. I to cokolwiek zagospodarować.. Propaganda twierdzi, że otyli stają się otyłymi, bo zjadają straszną ilość hamburgerów, i nie jest ważne, że tusza zależy od przemiany materii, a nie od zjadania hamburgerów. Otyli jedzą więcej, ale żyją krócej,. Szczupli jedzą mniej ale żyją dłużej… Kwestia wyboru.. Zasiłki, opieka medyczna i sprzęt.. Wszystko dla otyłych, na rachunek szczupłych, bo tych jest w Wielkiej Brytanii większość.. Większość utrzymuje mniejszość.. A gdzie demokracja większościowa? Przecież szczupła większość powinna przegłosować grubą mniejszość.. Już nie mówiąc o tym, że grubym przydałoby się trochę ruchu , a nie tłusty zasiłek otyłości.. Trzeba odejmować, a nie dodawać.. Chociażby zmniejszyć zasiłek, żeby grubas miał mniejsze finansowe możliwości objadania się.. No i konserwatyści chcą z tym coś zrobić… Ograniczyć zasiłki otyłości.. A po co ograniczać..? Najlepiej zlikwidować.. I po otyłości.. Bo przecież głuchym też można płacić zasiłki za głuchość.. W zależności od pnia głuchości.. Bo pień na ogół jest głuchy. W czasach Beethovena nie płacono za głuchość, i głusi komponowali i grali.. Nie wiem czy w Wielkiej kiedyś Brytanii płacą za głuchość.- skoro płacą za otyłość, to dlaczego nie za głuchość i ślepotę… Ludzie ociemniali też powinni dostawać zasiłki za niemożność zobaczenia pięknego świata.. W końcu im się należy jakaś rekompensata za ociemniałość, tak jak premie dla marszałków i marszałkiń za uchwalanie bzdurnych ustaw. Im więcej uchwalają ustaw- tym większe powinni dostawać premie…. W końcu Sejm to fabryka ustaw.. A w fabryce bywają premie.. Dobrze płatne za dobrze wykonaną normę. Mniejsza o jakość.. A czy tam jest jakaś kontrola jakości pod kątem zdrowego rozsądku? Najwyżej wypowie się polityczny Trybunał Konstytucyjny- czwarta izba demokratycznego parlamentu, której orzeczenia są ostateczne i nieodwołalne, nie tak jak za rządów gen. Jaruzelskiego, że Sejm mógł odrzucić orzeczenie.. I pomyśleć, że taki Trybunał powstał za rządów komunistów…. Skąd ONI wiedzieli w 1982 roku, że będziemy przeflancowywać się na zgniły Zachód?. Zachód podlegać Brukseli, zamiast Moskwie.. Moskwie każdym razie członkowie Trybunału Obrachunkowego w Rzymie nie cierpią ani na otyłość, ani na ślepotę, ani na głuchość, bo zrobiono remanent za ostatnich dziesięć lat i okazało się, że we Włoszech sprzeniewierzono z unijnych funduszy ponad- uwaga!- 1 miliard euro(!!!) Nie jest to oczywiście dużo zważywszy, że na ostatnim szczycie głupoty i rozdzielania wielkich pieniędzy, rozdzielono na pohybel zdrowemu rozsądkowi 960 miliardów euro(???) Z dotacji oczywiście nie ma żadnego rozwoju, a Unia Europejska, to oczywiście dotacje, które rozdzielają urzędnicy i naprawdę nieźle z tego rozdzielania żyją.. I dlatego Unia Europejska się już prawie nie rozwija, raczej się zwija pogrążona w wielkich długach.. Coraz bliżej bankructwa, chyba, że Chińczycy , Brazylijczycy, Rosjanie, Chilijczycy, Mongołowie(18% PKB!) i ci z Indii- wykupią europejskie obligacje, żeby ”Europejczycy” mogli sobie jeszcze jakiś czas pożyć na kredyt.. Jak tak dalej pójdzie, to za dwadzieścia lat – jeśli oczywiście Unia Europejska przetrwa dwadzieścia lat- obligacje będą kupowały narody zamieszkujące dzisiaj Afrykę, a pod światłym kierownictwem chińskim, będą się rozwijać.. I będą się rozglądać, gdzie by tu zainwestować zarobione pieniądze. Pani Merkel, albo jej następca będą jeżdźić do Senegalu, Maroka, Algierii, Tunezji, czy Etiopii- żeby pożyczyć jakieś pieniądze za śmieciowe obligacje europejskie.. Do takiego stopnia degradacji socjalizm doprowadził wielkie kiedyś państwa i narody.. Rak socjalizmu żre resztki świetności państw europejskich.. We Włoszech kontrolami unijnych funduszy zajmuje się Gwardia Finansowa, ale jakoś nie dała rady zapobiec defraudacjom. Bo jak tu zapobiec, jak pieniądze darmowe same się tłoczą do lepkich rąk malwersantów. ? I jak tu nie wykorzystać okazji? Okazja zawsze kreuje złodzieja.. Złodziej tylko czeka na taka okazję.. Bo gdyby musiał zdobywać pieniądze na wolnym rynku- zobaczyłby jaka to jest trudność. Trzeba coś pożytecznego dla ludzi wymyślić, żeby dobrowolnie kupowali.. A to nie jest takie proste.. Wprost przeciwnie: jest bardzo trudne. Łatwiej przywłaszczyć sobie cudze przy pomocy sztuczek biurokratycznych., niż coś wyprodukować i sprzedać.. Łatwiej nawet jest wysadzić w powietrze włoski parlament, niż znaleźć się na rynku i dobrze zarobić. Dlaczego porównałem całość do wysadzenia włoskiego parlamentu w powietrze?. Bo u nas- Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego uniemożliwiła wysadzenie w powietrze Sejmu przez pana Brunona K. Uniemożliwiła, bo wokół pana Brunona K. było aż czterech agentów ABW… Chyba, że Brunon K. też był agentem ABW.. I temu wszystkiemu udało się zapobiec, tym bardziej, że nasza” młoda demokracja’ się dopiero rozwija i utrwala.. Strach pomyśleć jak już zupełnie okrzepnie.. I będziemy żyli w starej dekoracji- pardon-demokracji.. Ale nie udało się zapobiec śmierci matki pana Brunona K.. Jeśli okaże się prawdą, że została zamordowana tępym narzędziem, a była ważnym świadkiem w sprawie swojego syna, który podobno u niej przechowywał materiały wybuchowe, bo w pierwszej wersji przechowywał je na uczelni, na której pracował.. Równie dobrze mógłby przechowywać u matki makaron zakupiony w supermarkecie.. I dziwnym jest, że tak ważnego świadka Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie chroniła.. Dlaczego tego właśnie świadka nie chroniła? I czy morderca matki Brunona K. zostanie złapany, czy może nie zostanie złapany, tak jak inni mordercy, którzy przyczyniają się do popełniania samobójstw.. W końcu seryjny samobójca nie może tak działać dalej w demokratycznym państwie prawnym.. Od prawa i porządku mamy oczywiście demokratyczne państwo prawne, z którego jesteśmy dumni i będziemy jeszcze bardziej dumni, jak uda się złapać mordercę matki Brunona K.. A czy się uda? To zależy od tego czy będzie taka potrzeba.. U nas na razie nie płacą zasiłków za otyłość, ale płacą inne zasiłki, równie odzwyczajające od pracy, tak jak każde „ darmowe” rozdawnictwo pieniędzy.. Ale kto wie, co będzie w przyszłości, jak jeszcze bardziej zintegrujemy się z państwem socjalnym jakim jest Unia Europejska.. Wszyscy „Europejczycy” powinni być na zasiłkach socjalnych.. A inni nich na nich pracują. .Nawet otyli Chińczycy, Brazylijczycy, mieszkańcy Indii, Mongolczycy- i inne pracowite narody.. Czy Unię Europejską czeka jakaś optymistyczna przyszłość?
Czas oczywiście pokaże.. WJR
Rybiński: Polacy kafirami Europy? Polacy stają się kafirami Europy. Pracujemy najwięcej na świecie, zaraz po Koreańczykach z Południa, a zarabiamy mało. Cały system edukacji jest nastawiony na kształcenie pracowników dla międzynarodowych korporacji. Co więcej, tworzy się specjalne kody kulturowe, w ramach których praca w zagranicznej firmie jest szczytem marzeń młodego człowieka. Jednocześnie tworzone są mechanizmy utrudniające tworzenie i rozwój własnych firm. Kafir ma pracować u białego pana, a nie kombinować z własnym biznesem, chyba że ten biznes obsługuje innych kafirów i jest na ograniczoną skalę. Ale biznes kafira nie ma prawa sprzedawać pod własną marką na terenie białego człowieka, czasami dla niepoznaki pozwala się na wyjątki. W krajach opresyjnych ciężko się żyje, więc ludzie uciekają do innych krajów, żeby tam żyć normalnie, a jednocześnie przesyłają pieniądze swoim rodzinom pozostałym w kraju. Kiedyś kafir uciekał żeby nie dostawać batów i nie pracować jak niewolnik. W minionych kilku latach ponad dwa miliony Polaków uciekło z Polski bo miało dość harówki po kilkanaście godzin dziennie za pensję która nie pozwala na godziwy standard życia. I według danych Banku Światowego z raportu o migracjach i transferach wysyłają swoim rodzinom prawie 10 mld dolarów rocznie, czyli więcej niż wynoszą oficjalne transfery środków unijnych. A środki unijne mają być rozdawane kafirom w taki sposób, aby dać im trochę zarobić, ale żeby nie urośli w siłę. Dlatego zniszczono polskie firmy budowlane budujące za środki unijne. Dlatego po kilku latach dramatycznie spadła innowacyjność polskich firm, które przecież otrzymały ponad 10 mld euro na wspieranie innowacyjności. Według danych GUS w ciągu sześciu lat procent firm przemysłowych w Polsce wdrażających innowacje spadł z 24 do 17 procent. Ostatnio w rankingu innowacyjności wyprzedziła nas nawet Rumunia, jesteśmy przedostatni w Unii Europejskiej. Pamiętam jak przez lata opowiadało się złośliwe kawały o Rumunach. I co? Teraz oni patrzą na nas z innowacyjnej góry. I nie dziwi mnie zupełnie totalna medialna cisza po publikacji raportu o innowacyjności polskiej gospodarki półtora roku temu, w którym kierowany przeze mnie zespół ludzi o olbrzymim międzynarodowym doświadczeniu pokazał, że Polska się cofa w dziedzinie innowacyjności i że Rumunia wkrótce nas wyprzedzi. Kafir nie powinien wiedzieć jak działa system, po co mu ta wiedza. Kafirzy często są niepiśmienni. U nas tego problemu nie ma, absolwenci czytać i pisać potrafią, ale za to są niezatrudnialni, stopa bezrobocia wśród młodych sięga 30 procent. To dla nas typowe, w latach 2001-2002 bezrobocie wśród młodych przekroczyło 40 procent i teraz wraca do tamtych poziomów. Kacyk często wyprzedaje obcym kawałki swojej ojczyzny, a zdobyte środki przejada. I jeszcze się zadłuża u obcych, którzy mogą go kontrolować dzięki tym długom. Przez 20 lat elity w Polsce sprzedały kapitałowi zagranicznemu większość sektorów polskiej gospodarki, pieniądze przejedzono i jeszcze narobiono nowych długów na prawie bilion złotych. Kolejne przykłady można mnożyć… Krzysztof Rybinski
Wynagrodzenia realnie spadły po raz pierwszy od ponad 20lat
1. Dwa dni temu Główny Urząd Statystyczny podał informację, że przeciętna płaca w gospodarce w roku 2012 wyniosła 3,52 tys. zł brutto i była realnie niższa o 0,1% niż w 2011 roku. Jeszcze gorzej było w sektorze przedsiębiorstw, gdzie realna płaca brutto, była niższa niż w 2011 roku o 0,3%. Mimo, że spadek jest niewielki, to jest wydarzenie obok którego, trudno przejść obojętnie. Wystąpiło ono bowiem pierwszy raz od ponad 20 lat czyli od początku transformacji w 1989 roku. Ten fakt ma bezpośredni wpływ na to co od prawie już roku dzieje się w polskiej gospodarce, w której następuje bardzo szybkie spowolnienie, prowadzące wprost do recesji w pierwszych dwóch kwartałach tego roku, a być może nawet w całym roku 2013.
2. Jeszcze wcześniej GUS podał wstępne dane dotyczące wzrostu PKB w roku 2012. Wzrost ten wyniósł tylko 2% PKB i był ponad 2-krotnie niższy niż ten w roku 2011 kiedy wyniósł 4,3% PKB. Szczególnie jego części składowe, prawie zerowa konsumpcja, podobny poziom popytu inwestycyjnego i tylko korzystny blisko 2% wzrost tzw. eksportu netto, powinny być powodem nie tylko do niepokoju rządzącej Platformy i PSL-u ale przede wszystkim podejmowania działań, które będą pozytywnie wpływały na wszystkie trzy czynniki składające się na wzrost gospodarczy. Takiego niepokoju w rządzie jednak nie było i nie ma, nie ma także w zasadzie żadnych działań rządu Tuska, które pozytywnie mogłyby wpłynąć na wzrost gospodarczy już w roku 2013. Bo przecież trudno uznać za takie działania ogłoszenie przez premiera Tuska, rozpoczęcia przygotowań do podjęcia słynnego już programu „Inwestycje Polskie”, na którym większość ekonomistów nie zostawiła suchej nitki.
3. To, że w gospodarce dzieje się źle, widać już było w I półroczu 2012 roku. W I kwartale wzrost PKB wyniósł jeszcze o 3,6%, w II kwartale już tylko o 2,3%, a w III kwartale zaledwie o 1,4% , a szacunkowe dane za IV kwartał określają ten wzrost już tylko na poziomie 0,7%. Ba część ekonomistów twierdzi (po podaniu przez GUS grudniowych danych o wynoszącym 10,6% spadku produkcji przemysłowej i blisko 25% spadku produkcji budowlanej ), że już w grudniu 2012 roku, mieliśmy do czynienia z recesją czyli spadkiem PKB. Wszystkie te dane ze stoickim spokojem obserwuje i często komentuje minister Rostowski , twierdząc że wszystko ma pod kontrolą, a spowolnienie w gospodarce, było przez niego przewidywane.
4. Ale spadek realnych wynagrodzeń w całej gospodarce i jeszcze głębszy w sferze przedsiębiorstw, źle wróży kształtowaniu się konsumpcji także w roku 2013. Trzeba przy tym przypomnieć, że średnioroczny wskaźnik inflacji w roku 2012 wynoszący 3,7%, w odniesieniu do rodzin o niższym poziomie dochodów jest wyraźnie wyższy i w ich przypadku płace spadły realnie o wiele bardziej niż o 0,1%. Rodziny takie wydają bowiem większość swoich dochodów na żywność i usługi związane z mieszkalnictwem, a ich ceny rosły w całym roku 2012, zdecydowanie bardziej niż odzwierciedla do wskaźnik inflacji. Spadek konsumpcji finansowanej z wynagrodzeń ale także z kredytów konsumpcyjnych (których realna wartość także w 2012 roku spadła), jest więc w 2013 roku nieuchronny. A ponieważ to konsumpcja odpowiada w Polsce za ponad 60% wzrostu PKB, to trudno się spodziewać, wzrostu PKB przynajmniej w pierwszych dwóch kwartałach 2013 roku, a być może w ciągu wszystkich 12 miesięcy. Sprawy w polskiej gospodarce idą zdecydowanie w złym kierunku i nic nie wskazuje na to, żeby ekipa Tuska, miała jakiś plan przeciwdziałania im. Klasyk kiedyś powiedział, „że rząd się sam wyżywi”. Rząd Tuska i sam premier, chyba też tak uważają ale co ma zrobić ze sobą większość Polaków? Kuźmiuk
Co ugryzło „katolicką sukę” Agnieszkę Radwańską? Czuję się jakoś szczególnie upoważniony, aby wszcząć proces o znieważenie Polek i katoliczek, przez żydowskich kiboli, rasistów i najpewniej mizoginów, po tym jak „państwo polskie”, w osobie pani prokurator, przypisało „ruskiego cwela” do prezydenta Rzeczypospolitej, a mnie wskazało jako sprawcę tej haniebnej charakterystyki. Spadł na mnie ten ciężar, chociaż mamy w Polsce całą armię profesorów etyki i docentów poszanowania mniejszości, dość wspomnieć „etyczkę” Środę, czy etyka Hartmana. Frekwencja etyczna bogata, ale nie ma chętnych do wrażania zbulwersowanych opinii, do pisania listów i wygłaszania płomiennych tyrad karcących żydowskich „faszystów”, tak jak karcono tych „faszystów” z pochodniami pod pałacem. Być może absencja etyczna wiąże się z niepełnym przekazem medialnym, bo liberalne i lewicowe media przekazały taki trochę połowiczny komunikat. Według wyczulonych na rasizm i seksizm mediów, na pomeczowej konferencji w Izraelu obie siostry Radwańskie i ich trenera coś ugryzło. Podziękować należy panom redaktorom, tym samym, którzy znaleźli „garbate nosy” na meczu polskiej czwartej ligi piłki nożnej, co natychmiast poleconym i priorytetem dotarło do Nowego Yorku, że poprzestali na tak powściągliwym komentarzu. Wszak zawsze mogli napisać, że siostry Radwańskie ujawniły typowo polskie kompleksy, prowincjonalne nawyki oraz katolicką nienawiść połączoną z pseudopatriotyczną egzaltacją. Nieco oszczędzono w Polsce polskie katoliczki i tak dowiedzieliśmy się, że nasze reprezentantki dziwnie się zachowały i Bóg jedyny raczy wiedzieć, co je ugryzło. Trudno się doszukać szerszej relacji, trudno poszukiwać pikantnych kadrów, takich jak pokazano z udziałem Janowicza dyskutującego z Panią sędzią. Kamień w wodę, żadnych reportaży pisanych, graficznych, filmowych, jedynie „dziwne zachowanie Uli i Agnieszki Radwańskiej”. Przyznam, że też mam problemy ze zrozumieniem kobiet, zawsze miałem i często mi się wydaje, że kobiety zachowują się dziwnie, ale aż tak dziwne zachowania rzadko kiedy widuję. Obejrzałem sobie tę połowicznie opisaną konferencję i zacząłem zachodzić w głowę co też ugryzło polskie katoliczki? Szukam tu i tam, zaglądam na 23 stronę wyników google angielskiego oraz polskiego i nic, wszędzie skwaszone miny sióstr Radwańskich, szczególnie „Isi” i żadnego tłumaczenia kiepskiego nastroju. Wreszcie trafiłem na kilka opisów pod filmami z konferencji umieszczonymi na YouTube. W samą porę wpadłem na trop, nim filmiki z serwisu zniknęły, nie wiem dlaczego, w każdym razie tam znalazłem przyczynę fochów Polek. Mam tylko wątpliwość, czy to wyjaśnienie można nazwać usprawiedliwieniem, bo trzeba pamiętać gdzie się odbywał mecz tenisowy i jak bardzo Żydzi byli prowokowani nienawistnym antysemickim milczeniem przedstawicielek polskiego katolicyzmu. Człowiek nie drewno, ma prawo eksplodować, gdy widzi, że lada chwila wyląduje w płonącej stodole, gdzieś w powiecie łomżyńskim. Wystarczy popatrzeć jak Agnieszka Radwańska zagryza dolną wargę przy bekhendzie po krosie, aby zobaczyć ile nienawiści mieści się w tej kobiecie i jak bardzo myślała nie o tym, żeby wygrać, ale upokorzyć Żydówkę. Akcja rodzi reakcję i milcząca agresja polskich katoliczek spotkała się ze spontaniczną reakcją żydowskich kibiców. W stronę Radwańskich padła krytyczna uwaga „katolickie suki”, którą należy rozumieć jako protest przeciw znęcaniu się przez polskie ciemne chłopstwo nad zwierzętami, ściślej psami łańcuchowymi płci żeńskiej. O ile komuś moja interpretacja wydaje się mało zabawna i nie na miejscu, to ja się z tą ocenę oczywiście zgadzam, ale jednocześnie pozbawiam złudzeń, że podobnej oceny nie dałoby się przeczytać w postępowej prasie. Dałoby się, słowo w słowo albo i jeszcze głupiej, co więcej pod apelem nakazującym pokorę i spojrzenie w lustro, podpisałoby się lekko licząc miliony „otwartych” Polaków. Jak widać marny ze mnie prokurator i chyba niewiele lepszy obrońca, nie potrafię obronić polskich katoliczek nazwanych przez żydowskich kiboli i faszystów „sukami”. Bardzo bym chciał napisać coś mądrzejszego, coś bardziej celnego, porywającego i skutecznego, niestety zwyczajnie mnie zatyka jakbym pierwszy raz coś podobnego widział. Czy ktoś zechce mnie wyręczyć, może uczulony na kibolstwo redaktor Lis, który uwierzył BBC bardziej niż Anglicy? Może najświeższa ofiara wyssanego z mlekiem matki antysemityzmu, syn funkcjonariusza Mordechaja – Andrzej Morozowski lub jakaś inna gwiazda felietonu z Newsweeka? Znajdzie się jeden odważny etyk, liberał, feministka lub „osoba transseksulana”, która napisze bardziej sprawną mowę miłości przeciw mowie nienawiści? Poczekam, mam czas i doświadczenie – całe życie czekam na taki cud. MatkaKurka
Jan Paweł II umarł. Benedykt XVI abdykował Czas tak pędzi zacierając w nas pamięć o dywagacjach świata chrześcijańskiego nad wyborem właściwego następcy Jana Pawła II. To był niezwykle trudny wybór. Jan Paweł II zrewolucjonizował swoje posłannictwo Głowy Kościoła przez nieustanne pielgrzymowanie z ludźmi i wśród ludzi. Tysiące audiencji indywidualnych, setki pielgrzymek. Rozwinął to, co rozpoczął Paweł VI * opuszczając jako Ojciec Święty mury Watykanu po wiekach zasady sprawowania funkcji jedynie w obrębie murów Watykanu. Niezwykle długi okres pontyfikatu Jana Pawła II, Jego bezpośredni kontakt z wiernymi z całego świata i niezwykła charyzma – postawiły przed jego następcą niezwykle wysoki próg do osiągnięcia dla kontynuacji tego, co rozpoczął On jako Papież z Polski.
Konklawe wybrało Papieża z Niemiec. Bliskiego współpracownika Karola Wojtyły z Kongregacji Wiary, niesłychanie uduchowionego poliglotę przez co Benedykt XVI stanowił jakby kontynuację pontyfikatu Jana Pawła II. To był dobry wybór. Chyba jedyny możliwy aby zapełnić tę wyrwę, jaka powstała w sercach chrześcijan na całym świecie po odejściu Jana Pawła II. W obecności całego świata odszedł do Domu Ojca Jan Paweł II, w taki sam sposób jak żył jako Pasterz na stolicy Piotrowej przez 27 lat. Benedykt XVI nawet swoim wyglądem gwarantował kontynuację wizerunki Papieża- wszyscy mieliśmy przed oczami siwego Ojca świętego, który od kilku lat przyzwyczaił nas do widoku swojej ograniczonej sprawności fizycznej. Nikt zatem nie oczekiwał i nie dziwił się, że od początku pontyfikatu Benedykt XVI nie uczestniczył w audiencjach indywidualnych, swoje pielgrzymowanie do wiernych ograniczając do minimum. Tak jak Jan Paweł II kierował przesłania do wiernych w wielu językach świata. Pontyfikat Benedykta XVI odbieram jako dobrą kontynuację Jego poprzednika. Zapewne jeszcze długo będziemy zastanawiać się nad tym, co stało za decyzją abdykacji Benedykta XVI. Być może uda nam się odczytać zamysł Boski po owocach jakie ta decyzja o abdykacji przyniesie, ‘Nie sposób jednak nie donieść się do porównań dlaczego Jan Paweł II nie abdykował mimo swojego postępującego zniedołężnienia, a Benedykt XVI w pozornie lepszej kondycji na taką decyzję się zdobył. Jedną z przesłanek może być to, że Jan Paweł II jako młody Kardynał z Polski wzniósł niezwykle wiele wigoru do dość skostniałego systemu komunikacji ze światem. Przybliżył urząd papieski tak bardzo do ludzi, że oni czuli potrzebę być z nim razem także wtedy, gdy mógł się komunikować z nimi jedynie gestem i Błogosławieństwem. Benedykt XVI tego bogactwa kontaktu nie miał szans budować. Objął tron piotrowy w podeszłym wieku i w niezbyt dobrym stanie zdrowotnym.
Lekarze powiedzieli jasno Ojcu Świętemu, że nie może podejmować podróży transatlantyckich. Postępująca laicyzacja Europy, ataki na duchowieństwo oraz niewłaściwe postawy tych ostatnich wymagają jasnego przewodnictwa. W obliczu Roku Wiary, perspektywy kolejnego spotkania z Młodzieżą w którym Ojciec Święty nie ma szans uczestniczyć- decyzja o abdykacji wydaje się być kolejnym znakiem woli Ducha Świętego.
P.S. Coraz mocniej przekonana jestem,że piszący w salonie 24 jezuita Krzysztof Mądel w swojej politycznej poprawności kompletnie się pogubił. Weźmy choćby takie rozważania: Jeśli zakon odpowiedzialny za dwieście uniwersytetów i prawie tysiąc szkół może zmienić swoje stare zwyczaje, to dlaczego nie miałby tego zrobić papież?
Przykre jest, jeśli filozof i etyk Kościoła myli funkcję Generała własnego Zakonu czyli funkcji o charakterze zarządczym z rolą posłannictwa Pasterza wiernych całego świata.
*Paweł VI jako pierwszy papież od stuleci odbył kilka podróży zagranicznych; w styczniu 1964 był w Ziemi Świętej (m.in. 5 stycznia 1964 odwiedził Knesset), w grudniu t.r. w Indiach. W październiku 1965 wystąpił na forum ONZ w Nowym Jorku. Był także w sanktuarium maryjnym w Fátimie (Portugalia), w Turcji, w Kolumbii (na Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym) i w Genewie; w 1969 odwiedził Afrykę (Uganda), w 1970 Azję, Australię i Oceanię.
http://madel.salon24.pl/486438,wiecej-takich-abdykacji
http://pl.wikipedia.org/wiki/Poczet_papie%C5%BCy
Małgorzata Puternicka
Kłamstwo nasze powszednie Oświadczenia prokuratorów badających katastrofę smoleńską coraz bardziej przypominają komunikaty Radia Erewań. „Czy to prawda, że w Moskwie rozdają samochody? Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery i nie dają, a kradną”.Nie było żadnego trotylu, ale tak, stwierdzono jego obecność. Owszem: brzoza urwała skrzydło samolotu na wysokości pięciu metrów nad ziemią, ale złamała się na blisko ośmiu… Kłamstwo nie dba o jakiekolwiek pozory wiarygodności. A mimo to egzystuje w przestrzeni publicznej, wylewa się z telewizorów i szpalt poczytnych tygodników, których odbiorcy akceptują je bez sprzeciwu. Wierzą? Dla wygody zamykają oczy na prawdę? A może po prostu tolerują jego obecność w przekonaniu, że kłamstwo jest trwałym i uznanym sposobem komunikacji społecznej? Niezbywalnym elementem debaty publicznej?
Opresja od zawsze Gdy zastanawiam się, od kiedy postrzegam sferę publiczną jako nacechowaną kłamstwem, dochodzę do wniosku, że od zawsze. Ledwie stanęłam u jej progu, gdy jako siedmioletniego brzdąca wysłano mnie do szkoły, już zostałam w tej kwestii pouczona: wtedy właśnie dowiedziałam się, że mój ojciec spędził 12 lat w łagrach Workuty i że o tym fakcie, tak jak i o innych z historii mojej AK-owskiej rodziny nie wolno mi w szkole opowiadać. Ani też popisywać się na lekcjach wiadomościami o Katyniu czy Powstaniu Warszawskim.Nie minął rok, gdy nad Polską rozpętało się kłamstwo marcowe, a potem kolejne – o bratniej pomocy udzielonej Czechosłowacji. Nie rozumiałam oczywiście, w czym rzecz, ale dotkliwie odczuwałam opresję płynącą z telewizora, gdy moja pogodna i opanowana matka, w trakcie jakiegoś przemówienia Gomułki, nieoczekiwanie rąbnęła rurą od odkurzacza w podłogę – było to zachowanie tak szokujące, że charakterystyczna melodia przemówień towarzysza „Wiesława” zapadła mi w pamięć na resztę życia, na zawsze już skojarzona z uczuciem bezsilnego gniewu i niewykrzyczanego protestu. Potem był grudzień 70 r. – w domu przerażone napięcie wobec niemożliwości telefonicznego porozumienia z rodziną w Gdańsku (odcięto łączność). I niezachwiane przekonanie, że oficjalne komunikaty są z gruntu kłamliwe, a te prawdziwe – z Radia Wolna Europa – skutecznie zagłusza nieznośny hurgot. Dalej była epoka gierkowska, kiedy na lekcjach geografii uczono nas, że Polska jest dziewiątą potęgą przemysłową świata, tymczasem, żeby zdobyć lodówkę czy żałosną meblościankę z dykty, trzeba było zapisać się na listę w kolejce koczującej przed sklepem przez wiele dni, a czasem tygodni. Następnie przeżyliśmy posierpniowe uniesienie otwartego wypowiadania własnych poglądów, poczucia swobody i życzliwości, które ogarnęły sferę publiczną, prostując pochylone plecy rodaków i rozjaśniając ich twarze. Na zaledwie 16 miesięcy, po których nastąpił wstrząs stanu wojennego z jego aroganckim, nienawistnym i bezczelnym kłamstwem chichoczącym szyderczo w trakcie konferencji prasowych Jerzego Urbana.
Dziesięciolecia doświadczeń W 1989 r. wydawało się, że całe to upokarzające doświadczenie zakłamania odchodzi w przeszłość wraz z komunizmem. Że prawda na dobre zadomowiła się w naszym życiu publicznym i nie da się jej już stamtąd usunąć. Jej trybuną stała się wówczas „Gazeta Wyborcza”, po której pierwsze numery ustawiały się tasiemcowe kolejki wzdłuż Marszałkowskiej. Bezmierną gorycz zawiedzionych nadziei najlepiej chyba ilustruje to, że właśnie ten „pierwszy niekomunistyczny dziennik” w bloku sowieckim z czasem stał się najpotężniejszym instrumentem oszustwa III RP, którego ukoronowaniem jest kłamstwo smoleńskie. Przygotowane trwającą latami kampanią „przemysłu pogardy”. Co najmniej od chwili wybuchu II wojny kolejne roczniki i generacje Polaków postrzegały życie publiczne jako domenę fałszu, wrogą przestrzeń obelg i kalumni rzucanych na bliskie ich sercu dokonania i wartości. Czy można się dziwić, że po dziesięcioleciach takich doświadczeń ich dzieci i wnuki próbują tę nieprzyjazną rzeczywistość jakoś oswoić i uzgodnić z własnymi wyobrażeniami o świecie? Że szukają sposobu, by sobie w niej zapewnić znośne trwanie, wyzbyte ambicji jej przekształcania, skoro od pokoleń wiedzą, że wszelkie takie starania skazane są na klęskę? Czy można się dziwić, że nie chcą słuchać o Smoleńsku ani analizować kolejnych komunikatów Radia Erewań? Że pragną zatrzasnąć się w swojej prywatności, separując się od sfery publicznej tak skutecznie, jak to tylko możliwe? Może wręcz pcha ich do tego wewnętrzna uczciwość, która da się ocalić – jak sądzą – tylko w ścianach własnego domu, za cenę głuchoty i ślepoty na wszystko, co dzieje się na zewnątrz?
„Zwyczajne człowieczeństwo” To oczywiście złudzenie. Przyzwolenie na wszechobecność kłamstwa i opresji w przestrzeni publicznej wypacza wszystkie aspekty egzystencji, także te najbardziej prywatne, bo nigdy nie udaje się ich bez reszty wypreparować z interakcji społecznych. W rezultacie rośnie poczucie bezradności wobec losu, pogłębia się frustracja, szerzy apatia. Filozofia „grillowania” nie przynosi szczęścia. I też Polska nie wydaje się krajem ludzi szczęśliwych. Według danych Komendy Głównej Policji w ub.r. statystyki samobójstw wzrosły u nas o 20 proc. Jak twierdzi prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: milion Polaków zażywa leki antydepresyjne, 45 proc. obawia się o swoją psychiczną równowagę, a 85 proc. ocenia warunki życia w naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego. „Naród, który na kłamstwie buduje swoje myśli, idzie do pewnej zguby” – twierdził Józef Piłsudski. I tłumaczył, dlaczego podjął walkę z nieznośną rzeczywistością: „proszę tylko, byś nie robił ze mnie […] człowieka poświęcenia, rozpinającego się na krzyżu dla ludzkości czy czego tam. […] Walczę i umrę jedynie dlatego, że w wychodku, jakiem jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża – ubliża mi jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą! Niech dzieci się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości, czy czego innego w wychodkowej (nawet nie klozetowej) atmosferze – ja nie mogę. To nie sentymentalizm, nie mazgajstwo, nie maszynka ewolucji społecznej czy tam co – to zwyczajne człowieczeństwo”. Zwyczajne człowieczeństwo potrzebuje prawdy. Życie w kłamstwie odziera je z godności. Wanda Zwinogrodzka
Popielcowe znaki i aluzje Dzisiaj, na znak pokuty, posypywaliśmy sobie głowy popiołem. Prochem jesteś i w proch się obrócisz. To prawda - ale przecież nie cała, bo w proch obraca się tylko ciało, ale nie dusza. Tymczasem papież Benedykt XVI, który niemal w przeddzień Środy Popielcowej ogłosił decyzję o swojej abdykacji, jako przyczynę podał niedostatek sił ciała i ducha. Co do sił ciała trudno się wypowiadać, ale deklaracja o osłabieniu sił ducha brzmi niewiarygodnie. Jeśli Benedykt XVI czymkolwiek imponował, to właśnie siłą ducha. Bo cóż innego, jak nie siła ducha skłoniła go do wydania - jeszcze gdy był prefektem Kongregacji Doktryny Wiary - deklaracji „Dominus Iesus”, która wywołała wściekłe wycie postępactwa, zarówno wewnątrz Kościoła, jak i poza nim? A przecież przypominała ona tylko podstawowe prawdy wiary katolickiej - ale właśnie dlatego wzbudziła taką falę protestów i dąsów „Nie ma przypadków, są tylko znaki” - mawiał świętej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski z kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. W dniu, w którym Benedykt XVI ogłosił decyzję o swojej abdykacji, światowe telewizje pokazały efektowne zdjęcie pioruna, uderzającego w kopułę Bazyliki świętego Piotra w Rzymie. Jak gdyby również Niebo chciało dać wyraz swoim uczuciom. No dobrze - ale w odróżnieniu od nas, którzy zostaliśmy tym komunikatem zaskoczeni, w tym przypadku o żadnym zaskoczeniu nie może być mowy. Skoro tak, to jaka może być wymowa tego znaku? Czy przypadkiem nie taka, że abdykacja Benedykta XVI miała na celu potrząśnięcie Kościołem, żeby się zreflektował, którą drogą ma podążać Przed wieloma laty Mikołaj Davila zauważył, że Kościół, straciwszy nadzieję, że ludzie będą postępowali zgodnie z jego nauczaniem, zaczął nauczać tego, o ludzie robią. Stąd coraz silniej w postępowaniu Kościoła zaczęła zaznaczać się skłonność do przypodobania się - a to Żydom, a to muzułmanom, a to ateistom... Tymczasem jeśli ktoś pragnie przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej czy później wpadnie w złe towarzystwo. Apostołowie irenizmu najwyraźniej zapomnieli, że Kościół ma być znakiem sprzeciwu - zwłaszcza wobec stylów życia lansowanych przez wrogów łacińskiej cywilizacji, lekkomyślnie naśladowanych przez rozmaitych swawolników. „Pancerny kardynał”, a potem „pancerny papież” chyba nie znalazł dostatecznego wsparcia ze strony tych, którzy powinni mu go udzielić i na których liczył. Być może to właśnie kryje się w słowach o niedostatku sił ducha? Papież osamotniony i osaczony przez wrogów? Bo przecież wrogowie nie tylko istnieją, ale sprawiają wrażenie, jakby w swojej wojnie z Kościołem znajdowali się właśnie w pełnym natarciu! W takiej sytuacji abdykacja Benedykta XVI-go może wywołać w Kościele wstrząs. Ale wstrząs może być zarówno niszczący, jak i ozdrowieńczy. W swojej historii Kościół przechodził wiele wstrząsów i jeśli wychodził z nich wzmocniony, to zawsze dzięki powrotowi do źródeł, do wartości ewangelicznych. Nieustanną i słuszną troską Kościoła było i jest pragnienie utrzymania jedności. Ale w Ewangelii według św. Mateusza znajdujemy przestrogę przed pragnieniem utrzymywania jedności za wszelką cenę.: „Jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie.” I słusznie - bo w przeciwnym razie gangrena zainfekuje cały organizm, podczas gdy przeprowadzony w porę, zdecydowany zabieg chirurgiczny, może go uratować. Czy osamotniony i osaczony Benedykt XVI nie czuł się na siłach dokonać takiej operacji i poprzez abdykację nie tylko uświadomił nam powagę sytuacji, ale i otworzył możliwość szybkiej interwencji? Najbliższe miesiące pokażą, czy tak było rzeczywiście i czy pod przewodem nowego papieża Kościół przestanie umizgać się do celebrytów współczesnego świata. Dzisiaj, na znak pokuty, posypywaliśmy sobie głowy popiołem. Ale pokuta, to nie tylko ubolewanie i żal. To również wola przemiany. Być może, że wybór momentu ogłoszenia przez Benedykta XVI-go decyzji o abdykacji jest dodatkową aluzją - wskazówką, że również w życiu Kościoła konieczna jest przemiana, by zarówno do każdego jego członka, jak i tych wszystkich, którzy Kościołem wzgardzili, czy nawet dążą do jego zniszczenia, dotarły słowa Pana Jezusa, że tylko On jest drogą, prawdą i życiem, a zwłaszcza - że „nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”. Nikt - ani inaczej. SM
Taki dość ważny tekst: Jak wiadomo Wielkopolska była pod okupacją Niemiec- czyli państwa należącego jednak do kultury Zachodu (z pewnymi naleciałościami bizantyńskimi) – a Kongresówka pod okupacją Rosjan, czyli ludzi z kręgu jawnie wschodniego. Oznacza to, że w sprawach państwa w tyc dwóch częściach Polski wytworzyło się zasadniczo odmienne rozumienie pojęcia „państwo”. Na Zachodzie mieliśmy L'Etat, the State czy Staat – zwaszcza Rechtsstaat, czyli Państwo Prawa. Na Wschodzie zaś było Gosudarstwo. Otóż, jak to pisałem pół roku temu (w dzienniku z zaboru austriackiego...), zarówno "state”, jak i "gosudarstwo” tłumaczymy przez "państwo”. Są to jednak zupełnie inne koncepcje. Według wschodniej w "gosudarstwie” jest, ma się rozumieć, Gospodarz. Taki car, Kaczyński, Łukaszenka, Stalin, czy Tusk. Gospodarz rządzi całym gospodarstwem, decyduje, co kupić, jakie płody sprzedać, w co zainwestować. Gdy parobkowi coś się stanie, dobry Gospodarz mówi: "Janie, weźcie bryczkę i zawieźcie Grzdylaka do doktora” - i za tego lekarza, oczywiście, płaci. Gdy Grzdylak przepił pieniądze na ziarno, Gospodarz udzielał mu pożyczki, Gospodarz upominał żonę Grzdylaka, by dobrze opiekowała się dziećmi – i, oczywiście, światły Gospodarz utrzymywał nauczyciela, który kształcił fornalskie dzieciaki. Gospodarz zajmował się całą gospodarką. Jak był dobry, to go chwalono... Zupełnie inna jest koncepcja zachodnia. Przede wszystkim: "state” (w Anglii: Korona) zajmuje się tylko sprawami ogólnymi. Owszem "state” ma na własność np. koszary, budynki policji i kilka budynków administracji – ale cała reszta terytorium, które okupuje "state”, może należeć do osób prywatnych, niekoniecznie nawet do własnych poddanych czy "obywateli”. "The state” ma tylko nad tym władczy nadzór. Gdy Smith skaleczy się w nogę, "the state” w ogóle to nie interesuje: od leczenia nie jest państwo, tylko lekarz. Od edukacji dzieci Smitha nie jest państwo, tylko właściciel szkoły, od nakarmienia Smitha nie jest państwo, tylko knajpiarz, od sądzenia sprawy między Jonesem i Smithem jest (niezależny od państwa!) sędzia, od pożyczenia Smithowi pieniędzy jest bank. „The state” w ogóle nie wtrąca się w sprawy między Smithem, a Jonesem. Państwu jest wszystko jedno, czy kilo srebra ma Jones, czy Smith, czy może podzielili go po połowę. Ten kilogram srebra dokładnie tak samo nie jest „państwowy” jak kilogram srebra należący do p.Pi-Yam Sake z Nagasaki! Oczywiście: „the state” może ten kilogram srebra Smithowi siłą odebrać – ale (jeśli pominąć koszt wyprawy do Nagasaki...) woli obrabować p.Pi-Yam Sake, niż Smitha!!! I bardzo często państwa dawniej tak robiły. W "the state” nie ma też "gospodarki”, istnieje tylko "ekonomia”, która nie zajmuje się pouczaniem, jak gospodarzyć, tylko opisywaniem, jak produkują, kupują, sprzedają i konsumują Smithowie i Jonesowie. Dokładnie tak, jak myrmekologia nie zajmuje się urządzaniem mrowisk, tylko opisywaniem, jak mrówki swoje mrowiska budują. Proszę zauważyc, że wschodni sposób pojmowania państwa opanował nie tylko Wielkopolskę, ale całą Europę zachodnią i pół Ameryki! Cała nasza kultura i cywilizacja zostały zniszczone – przez ten zalew orientalizmu. I nie jestem pewien, czy kiedykolwiek się podniosą. JKM
Pożyteczny cham dla idiotów Kogo należy zaliczać do grona idiotów? Tych, co na tRISNa głosowali? A jak z tymi, co go lansują? Czy oni są autonomicznymi podmiotami? Znacie Państwo formułę „użyteczny idiota”? W domenie publicznej można znaleźć wyjaśnienie, że „pożyteczny idiota”, czasem też „użyteczny idiota”, to pejoratywne określenie przypisywane Leninowi, który miałby w ten sposób określać zachodnich dziennikarzy piszących entuzjastycznie o rewolucji bolszewickiej i ukrywających jej niepowodzenia. Zatem w sensie politycznym idioci to osoby aktywne publicznie, które wszakże nie wiedzą, co faktycznie głosem i piórem swoim czynią. A kto jest chamem? To, całkiem niedawno, od chwili brutalnych słów twórcy Ruchu Imienia Swego Nazwiska (tRISN) wobec wicemarszałek Wandy Nowickiej, odkryli nawet ci, którym gumowy penis i świński ryj pasowały do uprawiania polskiej polityki. Jako ilustracje do tekstu zamieszczam okładki: sobotnich, tzw. świątecznych, wydań „Gazety Wyborczej” (z 15 października 2011, 7 stycznia 2012 oraz 1 grudnia 2012) i prasy kolorowej. Nie macie pojęcia, co o tym wszystkim myśleć? Bo nie chodzi o to, byście myśleli. Prawdziwą robotę ma wykonać i wykonuje WASZA PODŚWIADOMOŚĆ… O tej robocie przyjdzie mi jeszcze tu napisać. Dziś wystarczy, że dzięki okładkom z grubsza widać, kto tRISNa używa. Czy okładki to przypadki w medialnej pracy? Pisałem już, w tekście „»Dziennikarz« instruuje polityka” („Gazeta Polska”, 17 października 2012 r.), że w ciągu ostatnich 12 miesięcy tRISN w Tok FM gościł u Jacka Żakowskiego pięć razy, a u Janiny Paradowskiej siedem; co najmniej trzy razy u Dominiki Wielowieyskiej, a raz u Łukasza Grassa. Paradowska przeprowadziła z nim też wywiad dla „Polityki” (w marcu 2012 r.) i co najmniej dwa razy zaprosiła go do swego programu „Superstacji” (w marcu 2011 r. i 11 październiku 2012 r.). Niektóre rozmowy z tRISNem w radiu obszernie omawia portal Tokfm.pl. Z kolei portal Gazeta.pl sprawdził, kogo najczęściej zapraszali przez pół roku (od lipca 2012 r. wstecz) do swoich programów Tomasz Lis i Monika Olejnik. U Lisa tRISN był raz, a na 100 programów „Kropki nad i” Olejnik gościł aż osiem razy. Chcąc sprawę lansu systematycznie zbadać, trzeba by oczywiście porównać częstotliwość obecności w Tok FM tRISNa oraz innych osób. Szkoda jednak na to czasu. Dla kogo cham jest użyteczny? I kogo należy zaliczać do grona idiotów? Tych, co na tRISNa głosowali? A jak z tymi, co go lansują? Czy oni są autonomicznymi podmiotami? Były oficer wywiadu PRL i III RP Aleksander Makowski w grudniu 2012 r. na portalu Natemat.pl daje wpis pt. „O polityce rosyjskiej wobec Polski na przykładzie wraku TU-154”. Czytamy: „Sądzę, że się za bardzo nie pomylę, zakładając, że trzon rosyjskiej polityki wobec naszego kraju – nie tylko w kontekście wraku – powstaje w komórce inspiracji na kierunku polskim wywiadu rosyjskiego, w jego podmoskiewskiej centrali i nie ma nic wspólnego z dyplomacją. (…) Od czasów carycy Katarzyny Wielkiej, pruskiej księżniczki, fundamentem rosyjskiej polityki wobec Polski było dzielenie Polaków, zgodnie ze starą, imperialną rzymską zasadą divide et impera – dziel i rządź. Wtedy inspirowano takie lub inne zachowania Polaków, dążąc do zneutralizowania potencjalnie wielkich osiągnięć Konstytucji 3 Maja i zapobieżenia naprawie Rzeczypospolitej. Z jakim rezultatem – wszyscy wiemy. (…) Inspiracja wywiadowcza była specjalnością wywiadu KGB i pozostaje nadal specjalnością wywiadu rosyjskiego Rosji prezydenta Putina, fachowca w branży wywiadowczej. Inspiracja jest najtańszą formą wywiadu o niezwykłej skuteczności w rękach zawodowców. Dlatego jest stosowana przez Rosjan wobec Polaków od prawie 250 lat z zadziwiającą efektywnością. Jest jednak pewne conditio sine qua non tej skuteczności – istnienie polskiego warchoła gotowego o każdej porze dnia i nocy przedkładać wąski interes partykularny nad interes państwa czy narodu. Ale Rosjanie, mający dwa i pół wieku doświadczenia w dzieleniu Polaków w drodze inspirowania takich ich zachowań, które służą wyłącznie ich narodowym interesom, wiedzą doskonale, że warchoł polski jest nieśmiertelny i ich największym sojusznikiem”. Makowski, wyszkolony przez SB, a w III RP związany ze środowiskiem SLD i WSI, w roli warchołów próbuje obsadzić środowisko weryfikatorów WSI. W tym punkcie się – moim zdaniem – myli, ale poza tym jego analiza wygląda na poprawną. A kim jest lansujący przez lata tRISNa Donald Tusk? Sorry, ale odpowiedź na to pytanie musicie, Państwo, wybrać sobie sami. Przecież jesteście wyborcami. Jaka ma być nasza, obozu patriotycznego, odpowiedź na to wszystko? Prosta: tworzymy i umacniamy Archipelag Polskości. Andrzej Zybertowicz
Gliński, Modzelewski, Rybiński i co wy na to
1. Wczoraj na konferencji prasowej oficjalny już kandydat na premiera rządu technicznego prof. Piotr Gliński przedstawił dwóch swoich ekspertów zajmujących się finansami publicznymi systemem podatkowym i szerzej polityką gospodarczą (zespół ekspertów który z nim współpracuje liczy 25 osób). Razem z kandydatem na premiera wystąpili na tej konferencji profesorowie Witold Modzelewski i Krzysztof Rybiński. Ten pierwszy ma w swoim życiorysie pracę na stanowisku wiceministra finansów i jest specjalistą od systemu podatkowego, ten drugi to były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego i specjalista od polityki makroekonomicznej.
2. Prof. Gliński mówił, że mamy w Polsce nie tylko kryzys gospodarczo-finansowy, kryzys demokracji, kryzys instytucji państwa, a także kryzys zaufania i wspólnoty. Aby tym zjawiskom przeciwdziałać, potrzebny jest właśnie rząd techniczny, który jest w stanie przeciwstawić się różnym grupom interesów, a także jest w stanie doprowadzić do swoistego paktu społecznego czyli porozumienia pomiędzy pracodawcami i pracownikami w sprawie głębokich reform rynku pracy. Profesor mówił również, że żeby prowadzić jakiekolwiek reformy w pierwszej kolejności konieczna jest odbudowa zaufania społeczeństwa do władzy, a także odbudowa wspólnoty narodowej.
3. Z kolei prof. Modzelewski mówił o rozpadzie obecnego systemu podatkowego. Załamanie wpływów podatkowych w roku 2012 świadczy o tym najbardziej dobitnie. Najbardziej dotkliwe załamanie dotyczy podatku VAT. Dochody budżetowe z tego tytułu miały być o aż 12 mld zł (o około 10%) większe niż w 2011.Okazało się, że wpływy z tego podatku za cały rok 2012, są nominalnie niższe niż w roku poprzednim. A były by jeszcze o kolejne 2 mld zł niższe gdyby nie rozporządzenie ministra Rostowskiego z 28 grudnia, które pozwoliło zwroty VAT za grudzień, rozliczyć w ciężar roku 2013. Jest to sytuacja, która ma miejsce pierwszy raz, od momentu wprowadzenia tego podatku czyli od roku 1993.
Przypomnę tylko, że ma ona miejsce w sytuacji kiedy poziom inflacji jest wyraźnie wyższy niż ten przyjęty w ustawie budżetowej. W budżecie bowiem przyjęto wskaźnik inflacji na poziomie 2,8% ,a przez wiele miesięcy tego roku wskaźnik inflacji wynosił blisko 5%, by w ostatnich miesiącach obniżyć się do 4%, a w październiku do 3, 4%. Przy wyraźnie wyższym wskaźniku inflacji w stosunku do tego zaplanowanego wpływy z VAT-u powinny być wyższe w stosunku do tych zaplanowanych i to bardzo wyraźnie, bowiem oddziałuje na nie pozytywnie aż dwa czynniki wzrost gospodarczy i wyższa inflacja, a są nie tylko od nich wyraźnie niższe ale nawet niższe od wykonania wpływów z tego podatku w roku 2011. Mniejsze także były wpływy o 4 mld zł z akcyzy, podatku CIT i podatku od gier wszystko to w sytuacji kiedy wzrost gospodarczy w 2012 wyniósł 2% PKB. Profesor Modzelewski proponuje nowy system podatkowy, nowa ustawę o podatku dochodowym od osób prawnych i fizycznych z możliwością jednorazowego odliczenia wydatków inwestycyjnych i nową ustawę o podatku VAT likwidującą wszystkie „dziury” pozwalające wyłudzać ten podatek.
4. Prof. Rybiński mówił o zagrożeniu załamaniem systemu finansów publicznych przy kontynuowaniu polityki gospodarczej i finansowej przez rząd Tuska, załamaniu demograficznym i patologiach w wykorzystywaniu środków unijnych.
Wsparł koncepcję zbudowania nowego systemu podatkowego, mówił o konieczności spowodowania rewolucji w demografii, przedstawiając kontrowersyjną z punktu widzenia możliwości finansowych państwa, koncepcję wynoszącego 1000 zł miesięcznie wsparcia dla każdego dziecka do 18 roku życia, wreszcie zakwestionował dotychczasowy sposób wydatkowania środków unijnych. W tej ostatniej sprawie przestawił wydatkowanie środków z budżetu UE na innowacje w Polsce. Rezultatem wydatkowania 27 mld zł (do tej pory rozliczono ponad 14 mld zł) w ramach programu „Innowacyjna gospodarka” jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. Jednocześnie w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego, Polska spadła aż o 20 miejsc (z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012). Taki sposób wydatkowania pieniędzy z budżetu UE nie tylko powoduje gwałtowny przyrost naszego zadłużenia (wkłady własne do tych projektów najczęściej są finansowane z pieniędzy pożyczonych) ale także jak widać pogorszenie sytuacji naszych przedsiębiorstw. Zdaniem profesora środki unijne, powinny być wydatkowane tak aby bezpośrednio lub pośrednio wpływały na rozszerzanie przyszłej bazy podatkowej.
Z tego pobieżnego przeglądu pomysłów współpracowników prof. Glińskiego odpowiedzialnych za sprawy gospodarcze widać, że skompletował on bardzo silną merytoryczną ekipę. Kuźmiuk
Bez dwóch zdań abdykacja Benedykta XVI jest osłabieniem KK i oby nie wstępem do „postępu” Jest okazja, żeby pomilczeć, bo mają racje wszyscy krytycy, którzy apelują by się tak bardzo sprawami Kościoła nie zajmowali ludzie spoza Kościoła. Teoretycznie jestem członkiem KK, chociaż duchowo i praktycznie trudno mnie uznać za owieczkę bożej trzódki, gdyż grzeszę śmiertelnie ateizmem. Z drugiej strony interesuje mnie KK z tej przyczyny, że będę się upierał przy swojej diagnozie głoszącej społeczną i narodową tragedię, którą zapoczątkuje upadek katolicyzmu, zwłaszcza w Polsce. Łącząc moje rozterki w całość od razu da się zauważyć nieuchronną recenzję – dostanę w zadek od wszystkich, ale co cię skopie i nie zabije, to cię wzmocni. Małą anegdotę na wstępie przytoczę i nie wiem, czy ją gdzieś słyszałem, czy właśnie wymyśliłem. Powiadają mądrzy ludzie, że jak chcesz wiedzieć co jest zaprzeczeniem faktów, to przeczytaj biuletyn z Czerskiej. Coś w tym jest, a nawet nie coś, tylko całość. Pierwszy raz od dłuższego czasu widzę pewne pogubienie po obu stronach barykady, wzajemnie zwalczające się siły „postępu” i „ciemnogrodu” nie bardzo wiedzą, co z abdykacją papieża uczynić, ale to nie znaczy, że nie zarysowały się pewne trendy. Niezwykle ciekawe i wiele mówiące są dwa kierunki komentarzy. „Postępowi” nie mogą się nachwalić decyzji papieża, uważają ją za słuszną i dyskretnie puszczają oko do pontyfikatu JPII, który był „ciągnięty na siłę”. „Ciemnogród” odruchowo broni się przed abdykacją, a powodem jest skojarzenie z heroizmem JPII, które było zaprzeczeniem abdykacji. Wrócę do anegdoty i rozszerzą ją, jak nie wiesz co sądzić, to zobacz jak postępują twoi przeciwnicy. Postępowi chwalą precedens w KK, bo jest im to na rękę, każde odstępstwo od tradycji, to destrukcja hierarchicznej instytucji. W najmniejszym stopniu nie chodzi o to, czy Benedykt XVI ma zdrowie, czy go nie ma, „postępowych” cieszy wyłom i odstępstwo od żelaznych reguł. Z kolei konserwatywni katolicy znaleźli się w potrzasku, w klasycznej pułapce logicznej na miarę innej pułapki: „Czy Pan Bóg może stworzyć taki kamień, którego by nie podniósł?”. Nie da się rozsądnie odpowiedzieć, podobnie jak się nie da madzie odpowiedzieć na inne pytanie: „Czy papież jako najwyższy przedstawiciel Kościoła, ma taką władzę, żeby znieść władzę papieża”. Wszystko co budzi konsternację, co zaskakuje, co powoduje chaos, nie może wzmacniać, musi osłabiać. Abdykacja Benedykta XVI w żadnym razie nie wzmacnia KK i mówię to ze sporego dystansu, w sensie wiary i zaangażowania emocjonalnego, tym samym łatwiej mi zachować obiektywizm. Jednocześnie w ogóle mnie nie cieszy ten fakt, przeciwnie mam spore pretensje do ludzi Kościoła, że tak łatwo dają się wmanewrować i to w co? W słusznie znienawidzony główny nurt medialny. „Postępowi” podpowiadają, że mamy do czynienia z wielką decyzją i wielkim papieżem, w podtekście większym niż JPII, a „ciemnogród” niestety kupuje tę propagandę. Pontyfikat Benedykta XVI to oczywista i największa porażka KK od wieków. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak jest, chociaż nie zachęcam, żeby ten fakt odtrąbić, przeciwnie tak na ucho dzielę się uwagami. Abdykacja to zła wiadomość niebezpieczny precedens i może dać impuls do przepoczwarzenia KK w tak zwany „nowoczesny kościół”, a wówczas uczciwiej będzie się rozejrzeć za jakąś dziuplą, nim Armagedon zapowie pierwszy czarny, czy „kobiecy” papież. Pochwała decyzji Benedykta XVI na kilometry zalatuje niedźwiedzią przysługą i wstępem do kolejnych destrukcyjnych ”innowacji”. Obstawianie i sugerowanie wyników konklawe pokazuje wyraźnie, że zaczął się tani spektakl, jak swego czasu wokół Obamy i u nas wokół Bęgowskiego vel Grodzka. Zwykła polityka, osłabianie przeciwnika poprzez wyciąganie pomocnej dłoni, która w ostatniej chwili się wymsknie i sokoro już jestem przy polityce, ośmielę się nie zostawić suchej nitki na śmiesznej asekuracji, co niektórych teologów. Naprawdę nie warto budować takiej propagandy wiary, która odrywa Watykan od ostrej, wręcz brutalnej polityki i z fałszywą naiwnością sprowadza rozgrywki polityczne Stolicy Apostolskiej do ingerencji Ducha Świętego. Nie zależy mi na wspomaganiu głosów z wiadomego środowiska i tym samym osłabianiu KK, ale tak między nami „oszołomami” trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że tam się zawsze działy cuda i niekoniecznie Pan Bóg o nich wiedział. Intrygi i walka o władzę, układy z politykami i nie tylko z Mussolinim, ale i komunistami, no i to co zawsze – potężna kasa. Powiem brutalnie, że bawią mnie te oficjalne interpretacje – papież jest stary i zmęczony, no pewnie, że jest, ale co i kto go tak zmęczył. Watykan musi sobie zdawać sprawę, że precedensy mu nie służą i skoro poszli tak daleko, jest pewne co było powodem takiego ryzyka. Walka o władzę w Watykanie wyrzuciła Benedykta XVI poza strefę wpływów, co oznacza, że walczący nie żartują. Mnie w tej sytuacji interesuje tylko jedno, czy KK wyjdzie z wewnętrznej rozgrywki silniejszy, czy pójdzie na stracenie drogą „postępu”. Innymi słowy interesuje mnie, jaka frakcja kurii wygrywa, ta od pierwszego papieża z Afryki, czy też konserwatyści pozostający w kontrze do postmodernistycznego chłamu. Nie ośmielam się ośmielić, ale gdyby ktoś po cichu pytał mnie o radę, to z jeszcze większą dyskrecją podpowiem konklawe, żeby wybrała papieża z Ameryki, ale nie łacińskiej, tylko z USA. Genialnym politycznym ruchem Watykanu była decyzja o wyborze papieża z bloku komunistycznego i teraz „etap dziejowy” jednoznacznie podpowiada papieża amerykańskiego. Te mity, że Kościół rozwija się w krajach trzeciego świata są przecież ukochaną strategią wrogów KK, bo co to oznacza? Ano tyle, że już tylko dzikie plemiona i biedota z trzeciego świata może się katolicyzmu nie wstydzić, słowem propaganda „obciachu”. Na obrzeżach świata KK jeszcze długo będzie miał swoje wpływy i nie potrzebuje żadnych spektakularnych gestów, tam gdzie jest bieda i cierpienie ludzie zawsze poszukają pocieszenia. Problemem KK jest odpływ i „postępowość” wiernych w Europie i USA. Papież z USA jest najlepszym z możliwych wyborów politycznych i religijnych, bo to jest sygnał, że KK nie ucieka na pustynie i prerie, ale walczy o swoje pozycje w centrum świata. Europa z różnych względów wydaje się słabszym kierunkiem wyboru, tutaj potrzeba jakiegoś wstrząsu, żeby się nihilizm zaczął przyglądać jak to po bożemu robią pszczółki i tygryski, a nie dwa osobniki z jaskiniowym popędem. USA potrafi swoich traktować z należytym szacunkiem, tam się ceni potęgę władzy i dość szybko zbywa dowcipy serwowane przez francuskich lewaków i ukraińskie czarownice z cyckami na wierzchu, co akurat mi się podoba – cycki oczywiście, bo reszta przypomina sabat. Taka jest moja ocena, o którą nikt mnie nie prosił, ale ja proszę by „ciemnogród”, czyli moja mała Ojczyzna, zechciał życzliwie spojrzeć na taki chłodny głos z boku, który za Boga nie chce mieć nic wspólnego z „postępem”.
Co ugryzło „katolicką sukę” Agnieszkę Radwańską? Czuję się jakoś szczególnie upoważniony, aby wszcząć proces o znieważenie Polek i katoliczek, przez żydowskich kiboli, rasistów i najpewniej mizoginów, po tym jak „państwo polskie”, w osobie pani prokurator, przypisało „ruskiego cwela” do prezydenta Rzeczypospolitej, a mnie wskazało jako sprawcę tej haniebnej charakterystyki. Spadł na mnie ten ciężar, chociaż mamy w Polsce całą armię profesorów etyki i docentów poszanowania mniejszości, dość wspomnieć „etyczkę” Środę, czy etyka Hartmana. Frekwencja etyczna bogata, ale nie ma chętnych do wrażania zbulwersowanych opinii, do pisania listów i wygłaszania płomiennych tyrad karcących żydowskich „faszystów”, tak jak karcono tych „faszystów” z pochodniami pod pałacem. Być może absencja etyczna wiąże się z niepełnym przekazem medialnym, bo liberalne i lewicowe media przekazały taki trochę połowiczny komunikat. Według wyczulonych na rasizm i seksizm mediów, na pomeczowej konferencji w Izraelu obie siostry Radwańskie i ich trenera coś ugryzło. Podziękować należy panom redaktorom, tym samym, którzy znaleźli „garbate nosy” na meczu polskiej czwartej ligi piłki nożnej, co natychmiast poleconym i priorytetem dotarło do Nowego Yorku, że poprzestali na tak powściągliwym komentarzu. Wszak zawsze mogli napisać, że siostry Radwańskie ujawniły typowo polskie kompleksy, prowincjonalne nawyki oraz katolicką nienawiść połączoną z pseudopatriotyczną egzaltacją. Nieco oszczędzono w Polsce polskie katoliczki i tak dowiedzieliśmy się, że nasze reprezentantki dziwnie się zachowały i Bóg jedyny raczy wiedzieć, co je ugryzło. Trudno się doszukać szerszej relacji, trudno poszukiwać pikantnych kadrów, takich jak pokazano z udziałem Janowicza dyskutującego z Panią sędzią. Kamień w wodę, żadnych reportaży pisanych, graficznych, filmowych, jedynie „dziwne zachowanie Uli i Agnieszki Radwańskiej”. Przyznam, że też mam problemy ze zrozumieniem kobiet, zawsze miałem i często mi się wydaje, że kobiety zachowują się dziwnie, ale aż tak dziwne zachowania rzadko kiedy widuję. Obejrzałem sobie tę połowicznie opisaną konferencję i zacząłem zachodzić w głowę co też ugryzło polskie katoliczki? Szukam tu i tam, zaglądam na 23 stronę wyników google angielskiego oraz polskiego i nic, wszędzie skwaszone miny sióstr Radwańskich, szczególnie „Isi” i żadnego tłumaczenia kiepskiego nastroju. Wreszcie trafiłem na kilka opisów pod filmami z konferencji umieszczonymi na YouTube. W samą porę wpadłem na trop, nim filmiki z serwisu zniknęły, nie wiem dlaczego, w każdym razie tam znalazłem przyczynę fochów Polek. Mam tylko wątpliwość, czy to wyjaśnienie można nazwać usprawiedliwieniem, bo trzeba pamiętać gdzie się odbywał mecz tenisowy i jak bardzo Żydzi byli prowokowani nienawistnym antysemickim milczeniem przedstawicielek polskiego katolicyzmu. Człowiek nie drewno, ma prawo eksplodować, gdy widzi, że lada chwila wyląduje w płonącej stodole, gdzieś w powiecie łomżyńskim. Wystarczy popatrzeć jak Agnieszka Radwańska zagryza dolną wargę przy bekhendzie po krosie, aby zobaczyć ile nienawiści mieści się w tej kobiecie i jak bardzo myślała nie o tym, żeby wygrać, ale upokorzyć Żydówkę. Akcja rodzi reakcję i milcząca agresja polskich katoliczek spotkała się ze spontaniczną reakcją żydowskich kibiców. W stronę Radwańskich padła krytyczna uwaga „katolickie suki”, którą należy rozumieć jako protest przeciw znęcaniu się przez polskie ciemne chłopstwo nad zwierzętami, ściślej psami łańcuchowymi płci żeńskiej. O ile komuś moja interpretacja wydaje się mało zabawna i nie na miejscu, to ja się z tą ocenę oczywiście zgadzam, ale jednocześnie pozbawiam złudzeń, że podobnej oceny nie dałoby się przeczytać w postępowej prasie. Dałoby się, słowo w słowo albo i jeszcze głupiej, co więcej pod apelem nakazującym pokorę i spojrzenie w lustro, podpisałoby się lekko licząc miliony „otwartych” Polaków. Jak widać marny ze mnie prokurator i chyba niewiele lepszy obrońca, nie potrafię obronić polskich katoliczek nazwanych przez żydowskich kiboli i faszystów „sukami”. Bardzo bym chciał napisać coś mądrzejszego, coś bardziej celnego, porywającego i skutecznego, niestety zwyczajnie mnie zatyka jakbym pierwszy raz coś podobnego widział. Czy ktoś zechce mnie wyręczyć, może uczulony na kibolstwo redaktor Lis, który uwierzył BBC bardziej niż Anglicy? Może najświeższa ofiara wyssanego z mlekiem matki antysemityzmu, syn funkcjonariusza Mordechaja – Andrzej Morozowski lub jakaś inna gwiazda felietonu z Newsweeka? Znajdzie się jeden odważny etyk, liberał, feministka lub „osoba transseksulana”, która napisze bardziej sprawną mowę miłości przeciw mowie nienawiści? Poczekam, mam czas i doświadczenie – całe życie czekam na taki cud. Matka Kurka
Testament Aleksandra Gudzowatego do blogerów? Przypominając sobie życiorys zmarłego dzisiaj Aleksandra Gudzowatego znalazłam jego życzenia noworoczne zamieszczone na portalu Nowy Ekran. Życzenia, które stały się jego swoistym testamentem. Pod nimi znajdą Państwo linki do biografii (kontrowersyjnego dla wielu stron) biznesmena. Jak widać Piramida wybudowana dla zachowania dobrej kondycji w jego posiadłości nie pomogła w zachowaniu życia. Najczęściej ludzie życzą drugiemu:
- zdrowia, „bo jak się ma zdrowie, to wszystko inne samo przyjdzie”;
- wszelkiej pomyślności;
- i wszystkiego najlepszego, „co się szczęściem zwie”.
Takie sympatyczne, choć banalne słowa. Ja też wszystkim dedykuję te słowa, ale niezależnie od tego, pragnę sformułować kilka życzeń ogólnego i społecznego znaczenia. Akcentowałem je wielokrotnie w swoich artykułach. Ich aktualność nadal doskwiera Polakom i warto jest je powtórzyć. Życzę więc wszystkim i sobie także, ażeby:
1. Wzmocnić poczucie patriotyzmu i umiłowania własnej Ojczyzny. Patriotyzm jest wartością nadrzędną i wykorzystywany być musi dla zbudowania państwa ze sprawnymi i oddanymi Polsce jej Obywatelami. Poczucie patriotyzmu winno rodzić obowiązki Obywateli wobec własnej Ojczyzny. Cenić, rzecz jasna, należy patriotów, którzy oddali życie za Polskę, to jasne, ale pamiętać także należy o patriotach żywych, którzy swoim oddaniem przysparzają siły naszej Ojczyźnie. W świetle umacniającej się Unii Europejskiej nie powinna zanikać świadomość własnej Ojczyzny. Tak, ażeby w złym czasie, pamięci o niej nie utrwalały tylko pieśni patriotyczne, a śpiewanie hymnu narodowego przy otwartych oknach było bohaterstwem. Jak za czasów zaborów i okupacji niemieckiej. Patriotyzm nie jest obowiązkiem, jest natomiast dobrowolną powinnością na rzecz Ojczyzny, jest zwyczajnie mówiąc uczuciem najwyższego rzędu.
2. Ażeby pracować na rzecz Ojczyzny, nie tylko dla siebie i umieć pogodzić te dwa wysiłki. Szczególnego znaczenia nabiera tu postawa osób bogatych. Olbrzymia ich część uciekła do rajów podatkowych tylko dlatego, żeby więcej zostawić dla siebie. Równolegle korzystali z przywilejów pracy w Polsce. To wyraźny przykład „szachrajstwa ekonomicznego”. Jeżeli nawet odbywało się to zgodnie z prawem, to także nie usprawiedliwia takiego zachowania. Złamane tu zostają podstawowe zasady etyki i obowiązku obywatelskiego bogaczy. To wcale nie potwierdza „sprytu” bogatych ludzi, a jedynie obnaża ich egoizm i brak patriotyzmu. Prezentują się oni ludziom jako sprawni biznesmeni, są dobrze ubrani, mają swoje kluby, wyszukane maniery wskazujące na swobodę zachowania, tak zwani „panowie na luzie”. Co mają „w środku”? Myślę, że mało, albo nic. Tak powstaje w Polsce bogactwo „noworyszów”. Warto zauważyć, że raje podatkowe to rodzaj desantu ekonomicznego ze strony Państw kreujących owe pokusy. Uważam, że każdy Obywatel Polski korzystający z dorobku firm, które celowo zarejestrował za granicami Polski, powinien płacić podatki w Polsce, bądź wyrównać ich wysokość powyżej zapłaconego w „rajach” podatku do wysokości obowiązującej w Polsce. W innym przypadku powinien zrzec się polskiego obywatelstwa i pozostać obcokrajowcem. Ową inżynierię podatkową wymyślili „cwaniacy” o zimnych sercach. Warto im przypomnieć doktrynę, że ten, który nie płaci podatków we własnym kraju, to tak jakby własnej matce nie dawał pieniędzy. Ludzi mało zdecydowanych pragnę zapewnić, że płacenie podatków nie jest aż tak dokuczliwe. Ja sam wszystkie podatki płaciłem w Polsce i to w okresie, kiedy ich poziom wynosił aż 40%. Płaciłem i płacę podatki za zagraniczną działalność finansową także tylko w Polsce. Od czasu jak Pan Leszek Balcerowicz posprzedawał banki za granicę, w Polsce pozostały tylko najsłabsze, co zmusiło mnie dla własnego bezpieczeństwa otworzyć lokatę w bankach zagranicznych. Podatki płacę jednak w Polsce. Zapewniam, że ani przez to zauważalnie nie zbiedniałem, ani mnie to nie martwi. Przeciwnie, towarzyszy mi uczucie dobrze spełnionego obowiązku. Zapewniam, że komfort psychiczny jest równie ważny jak komfort materialny.
Usprawnienie polityki finansowej państwa. Na tym tle irytujące stało się złe zarządzanie podatkami nagromadzonymi przez Skarb Państwa. Popełniane błędy były do tego stopnia rażące, że sugerowały nie tylko same nieudolności, a być może świadomą złą działalność. Armia inżynierów od polityki finansowej państwa zasłynęła z nonszalancji, z ułatwień w tworzeniu wielkich majątków. Korozja systemu, która zwyczajowo zaczynała się od plamki, w naszym przypadku zaczęła się od polityki Pana Leszka Balcerowicza. Dzisiaj już wyraźnie widać nieudolność wprowadzonego systemu i jego luki umożliwiające osłabianie finansów państwa. Ubożeliśmy na oczach wszystkich, a pomagaliśmy w tworzeniu fortun zaistniałych w wyniku spekulacji, a nie własnej pracy. Przykładem były prywatyzacje na rzecz osób fizycznych, które wspomaganie finansowe uzyskiwały od banków zagranicznych, zainteresowanych tymi właścicielskimi przejęciami. Cały wysiłek Panów Inżynierów od finansów szedł w kierunku potanienia zakupu. Brać urzędnicza, często gęsto, była bardzo spolegliwa. Podobno z dobroci serca. Czy tak? Następnie ów „szczęśliwy”nabywca sprzedawał oczekującej już tego firmie zagranicznej, ów polski majątek. Rzecz jasna z kolosalnym zyskiem. Wszystko było cacy i pozornie tylko zgodnie z prawem. Skoro tak często w transakcjach pomagali wielcy politycy, błogosławiąc ją niejako, co dla braci urzędniczej oznaczało zapewne bezpieczeństwo. Wystarczyło przecież, aby w umowach prywatyzacyjnych Skarb Państwa zastrzegł zakaz odsprzedaży przez jakiś okres czasu. Wystarczyłoby to do uniknięcia machlojek. Ograniczyłoby to także zamiar sekretnego wykupu polskich majątków przez podstawionych polskich biznesmenów. To świadczy o porażającym ubóstwie intelektualnym. Ja także kupiłem od Skarbu Państwa fabrykę, ale zakupu dokonałem po cenie oferowanej i za własne pieniądze. Do tego fabryka ta była całkowicie zrujnowana. Długie lata trwała jej reanimacja. Teraz należy do największych płatników podatku akcyzowego i dochodowego. Komentarz ten umieściłem dla uniknięcia przyszłych napaści. Inny sposób bogacenia się polegał na zaniżaniu wartości ofert prywatyzacyjnych.Znam parę takich oburzających przykładów. To także odbywało się pod błogosławiącym okiem polityków. Zło jest oczywiście mniejsze, jeżeli tak sprywatyzowane majątki pozostaną w kraju, ale jeżeli „wyjadą za granicę”,to znowu osłabi Polskę. Nasi „cwaniacy” zadowolą się albo prowizją albo, tzw. „deltą cenową”. W relacji do szkody są to jednak małe pieniądze. Jedynym klarownym, czystym rozwiązaniem to zagraniczne inwestycje typu „green field”, czyli praca na zielonej ziemi. Wszystkie inne rozwiązania były błędne zważywszy na słabiutki poziom merytoryczny i moralny naszych urzędników i polityków. Polityka finansowa państwa powinna zapobiegać nieudolności finansowej i przestępstwom gospodarczym. Powinna także pogodzić interes budżetu z interesem zwiększenia wytwórczości. Aktualnie na oczach wszystkich pada, czy bankrutuje firma LOT. Dla romantycznych Polaków to narodowy przewoźnik, „okręt flagowy” polskiej gospodarki. To niewiarygodne, żeby nie znaleźć „lekarstwa” wcześniej. Chyba, że za tym znowu kryje się jakiś sprytny „szwindelek”,a dofinansowanie z pieniędzy podatników ułatwi późniejszą prywatyzację LOT-u. A może przyczyna leży w tym, że LOT-em nigdy nie zarządzali zawodowi managerowie. No to kto nim rządził? Po warszawce wieść niesie, że były to kontyngenty poszczególnych służb specjalnych. Jeżeli tak było, to wszystko okazuje się jasne. Itd., itd., itd. Głowa boli ze zdziwienia, a serce pęka z przerażenia, że sami pod sobą kopiemy dołki.
4. Oczyścić kadrę polityczną z udziału w niej nieudaczników i karierowiczów. Wszystko wskazuje na to, że samodzielnie uformował się „Klub Pana Nikodema Dyzmy”. Motywacje polityków daleko odbiegają od encyklopedycznego znaczenia tego zawodu. Właśnie tak u nas powstał zawód polityka nie mający nic wspólnego z patriotycznym powołaniem. Sugeruję zatem, ażeby kierownictwo naszego kraju dokonało gruntownej selekcji i oceny jakości konkretnych polityków. Następnie, ażeby uformowali ich w czwórki i wyprowadzili poza sferę działalności politycznej. Jeżeli są tacy dobrzy, jak sami mówią o sobie, to na pewno dadzą sobie radę. W pierwszych szeregach tak uformowanego pochodu powinni znaleźć się ci, którzy jątrzą i skłócają Polaków. Następnie politycy nieuczciwi i niekompetentni (to jedna rodzina). Marzę także o tym, by Polacy stali się ludźmi wzajemnie sobie życzliwymi, pozbawionymi egoizmu. Chodzi o to, aby Polacy przyswoili sobie modę na porządne zachowanie się.Podejrzewam, że Ci „niespokojni rodacy”nie wyobrażają nawet sobie, jak bardzo są żałośni i odlegli od prawdziwych wartości. To oddala ich od pojęcia „ludzie”na rzecz dominacji cech przynależnych „organizmom”.Za wszelką cenę należy unikać życia „miernoty”. Życzę nam, ażebyśmy odkurzyli „dobre wzorce osobowe” i ażeby sprawie tej poświęciła się polska inteligencja i Kościół.
Konstatacja: Jeżeli spełnią się choćby te cztery wyartykułowane życzenia, to Polska ma szansę na szybkie wzbogacenie się i na pozytywne programy rozwoju Ojczyzny, w tym proludzką politykę społeczną. Tego w związku z Nowym Rokiem życzę Wam i sobie. Mam nadzieję, że mądrzy ludzie wysłuchają tej prośby, a dobry Bóg im pomoże.
http://www.historie-sukcesu.pl/index.php?show=10
http://wyborcza.pl/1,75478,13399893,Aleksander_Gudzowaty_nie_zyje.html
http://www.fakt.pl/Milosc-z-wyzszych-sfer-Gudzowaty-wysylal-faksy-do-meza-ukochanej-,artykuly,96317,1.html
http://www.polityka.pl/kraj/ludzie/185167,1,gudzowaty-tomasz.read
http://www.polityka.pl/kraj/ludzie/185167,1,gudzowaty-tomasz.read
http://gudzowaty.nowyekran.pl/post/83942,zyczenia-swiateczne-i-noworoczne
Aleksander Gudzowaty
Niemieckie łapówki dla Tuska hamują rozwój Polski Krzysztof Rybiński „Na podstawie rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego można pokazać, że w Polsce w latach 2001-2006 w dziedzinie innowacyjności była stabilizacja (w rankingu) lub nawet poprawa (w ocenie bezwzględnej), a spadek (dramatyczny w rankingu) zaczął się po roku 2006, gdy do Polski zaczęły napływać środki unijne. „....(źródło )
Rybiński „W tej ostatniej sprawie przestawił wydatkowanie środków z budżetu UE na innowacje w Polsce Rezultatem wydatkowania 27 mld zł (do tej pory rozliczono ponad 14 mld zł) w ramach programu „Innowacyjna gospodarka” jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. Jednocześnie w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego, Polska spadła aż o 20 miejsc (z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012).Taki sposób wydatkowania pieniędzy z budżetu UE nie tylko powoduje gwałtowny przyrost naszego zadłużenia (wkłady własne do tych projektów najczęściej są finansowane z pieniędzy pożyczonych) ale także jak widać pogorszenie sytuacji naszych przedsiębiorstw. „..... (źródło)
Staniszkis „ Awantura w mediach i sejmie wokół Janusza Palikota pokazuje, że ten jest nie tylko cynikiem - choć Donald Tusk jest większym - ale iluzjonistą, mylącym politykę z wyciąganiem z kapelusza kolejnych pomysłów „....”Z drugiej strony zapomina się, że (nawet bez odliczenia naszej składki do UE) to rocznie tylko ok. 5 proc. PKB. Przejęcie środków unijnych na inwestycje drogowe przez pośredników (i bankructwa bezpośrednich wykonawców) pokazały, że przy złym prawie i skorumpowanym nadzorze (oraz – z systemową już, pod rządami Tuska, niekompetencją i nieodpowiedzialnością państwa) nawet duże środki nie stają się impulsem dla rozwoju kraju. A równocześnie – przestaje się dbać o kondycję reszty gospodarki. „...(źródło )
Zanim przejdę do komentarza zapraszam do przeczytania tekstu „ Rybiński . Polacy jako murzyni Europy w statystykach. „Polska jest krajem kolonialnym z okupującymi ten kraj elitami . Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwości to dane podane przez Rybińskiego powinny je rozwiać. Dotacje unijne nie są niczym innym jak łapówkami dla gangów politycznych , aby zgodziły się na kolonialną eksploatację i transformacje kraju . Jak widzimy im więcej Tusk dostał od Unii tym sytuacja ekonomiczna, technologiczna ( innowacyjność ) , demograficzna się pogarszała . Dzięki niemieckim łapówkom , bo do tego jak widzimy sprowadzają unijne dotacje oligarchia i nomenklatura partyjna nie musi dbać o rozwój kraju , o jego wzrost . Wystarczy rozkraść dotacje , aby okupanci mogli w prawie najbiedniejszym europejskim kraju w którym 10 milionów osób zagrożonych jest nędzą „godnie żyć „Aż strach pomyśleć do jakiej nędzy II Komuna doprowadzi kraj i Polaków po uruchomieniu gazu z łupków. Enklawa elity II Komuny rozkradająca dotacje unijne i wpływy z gazu i wyludniające się prawie 40 milionowe slumsy zwane Polską . Tusk dotacje unijne te niemieckie , łapówki nie załatwia dla Polski ,ale dla popierającej go oligarchii , nomenklatury politycznej II Komuny i dla utrzymania bizantyjskiej biurokracji. Gdyby nie łapówki niemieckie zwane dotacjami już dawno bandycki system ekonomiczny , podatkowy II Komuny by się zawalił i nawet najbardziej złodziejska elita musiałaby przestać nękać ludność i pozwolić Polakom normalnie pracować , prowadzić firmyTusk jest narkomanem władzy. Za kolejną działkę jest gotów zrobić wszystko . Władza dla władzy. Osoby chore psychicznie, uzależnione ,nie powinny sprawować władzy Sytuacje w Polsce , jej kolonialny status i prymitywną afrykańską strukturę elit politycznych II Komuny najlepiej obrazuje opis noblisty Stiglitza „najlepiej ilustrują dokumenty jakie zabrał z Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego Joseph Stiglitz , wybitny ekonomista , który otrzymał Nobla . Był głównym ekonomistą Banku Światowego. Fragment z „Wojna o pieniądz „ Song Hongbina „Przed swoim odejściem Stiglitz zabrał z banu Światowego Międzynarodowego Funduszu Walutowego sporą liczbę tajnych dokumentów . Dokument te pokazują ,że MFW żądał od państw ubiegających się o szybka pomoc podpisania tajnej umowy składającej się z 111 artykułów . Wśród nich znajdowały się zobowiązania do wyprzedaży kluczowych aktywów takich jak instalacje wody pitnej , elektrownie, gaz, linie kolejowe , firmy telekomunikacyjne ,ropa naftowa , banki itd. Kraje otrzymujące pomoc musiały zobowiązać się do przeprowadzenia serii radykalnych i niszczycielskich działań gospodarczych . Równocześnie w Banku Szwajcarii otwierano konta dla polityków ,na które transferuje się setki milionów dolarów tytułem odwzajemnienia się Gdyby politycy krajów rozwijających się odrzucili ta umowę , oznaczałoby to całkowite zamkniecie dla ich kraju kredytów na międzynarodowym rynku finansowym .” ...” Przywódcy państw odbiorców pomocy muszą jedynie wyrazić zgodę na wyprzedaż po niskich cenach aktywów państwowych , by w ten sposób otrzymać dziesięcioprocentowa prowizję , która w całości jest przelewana na ich tajne konta w bankach szwajcarskich . Użyjmy słów samego Stiglitza : „można zobaczyć , jak szeroko otwierają im się oczy” na widok gigantycznych przelewów wartości kilkuset milionów dolarów.”,,....(więcej )
Gwiazdwski „ To nie pieniądze z Unii Europejskiej są podstawą naszego rozwoju! Polskie PKB wynosi rocznie ponad 1,5 biliona złotych. Czyli około 375 miliardów euro. Z Unii otrzymamy w latach 2014–2020 na politykę spójności (bez dopłat dla rolników)
73 mld euro. Niecałe 3 proc. naszego PKB!!!A odejmijmy od tego naszą składkę do UE oraz koszty transferowe
i utrzymania instytucji obsługujących – to się zrobi połowa, choć niektórzy szacują, chyba przesadnie, łączne koszty naszego członkostwa
w Unii na więcej, niż otrzymujemy
z funduszu spójności.”......”Nad realizacją Narodowych Strategicznych Ram Odniesienia pracuje w Polsce ponad 170 instytucji: instytucje zarządzające, instytucje pośredniczące i instytucje pośredniczące II stopnia, wspólne sekretariaty techniczne, koordynatorzy krajowi, krajowe punkty kontaktowe, instytucja audytowa, instytucja certyfikująca, instytucje pośredniczące w certyfikacji, instytucje koordynujące oraz instytucja odpowiedzialna za przepływy finansowe. Zatrudniają one około 12 tys. osób. W samym Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, pracuje ich ponad tysiąc. A jeszcze są specjalnie stworzone miejsca pracy w urzędach marszałkowskich, urzędach wojewódzkich i urzędach pracy. „.....”Wynagrodzenie urzędników jest około 30 proc. wyższe od średnich pensji w gospodarce narodowej! Jego część jest dofinansowana z pomocy technicznej, ale pensja urzędnika to nie cały koszt jego miejsca pracy. Łącznie podatnicy płacą za nie około 160 tys. zł rocznie. A więc urzędnicy, którzy zajmują się samymi tylko środkami unijnymi, kosztują nas kilka miliardów złotych rocznie.A pan premier zapowiedział, że będzie jeździł po Polsce i konsultował, na co wydać te „niebywałe” pieniądze, jakie udało mu się z Unii otrzymać! To tak, jakby Jan Statystyczny, zarabiający netto
2,5 tys. zł miesięcznie, dostał od krewniaków z zagranicy 35 zł
i postanowił objechać rodzinę w całym kraju, żeby z nią skonsultować, na co ma je wydać. Więcej wyda na podróże. „Zważ proporcjum…”.Prawie 70 proc. polskiego PKB wytwarzają „misie” – mali i średni przedsiębiorcy. Ponad bilion złotych rocznie! 25 razy więcej niż sławetne środki unijne”...(źródło)
Michalkiewicz „Ale III Rzeczpospolita, założona przez generała Kiszczaka do spółki z gronem osób zaufanych, żadnym normalnym państwem nie jest. III Rzeczpospolita jest kolejną okupacyjną formą państwowości polskiej, „....(więcej )
Filip Memches”Po jednej stronie widzimy Wandę Nowicką oraz ewidentnie powstrzymujących się przed jakimikolwiek atakami na nią polityków: Annę Grodzką i Roberta Biedronia. Cała trójka to ikony rewolucji kulturowej, hołubione przez lewicowo-liberalny salon. Po drugiej stronie ….. takie osoby jak Andrzej Rozenek, Roman Kotliński, Armand Ryfiński – specjaliści od prymitywnych nagonek na Kościół katolicki,.....”W Polsce brakowało ugrupowania, którego program można byłoby określić mianem liberalizmu integralnego. Tak pojęty liberalizm to batalia o indywidualną wolność zarówno polityczną, jak i gospodarczą. Liberał integralny kontestuje z jednej strony takie wspólnoty jak rodzina, naród, Kościół, oskarżając je o zniewalanie jednostki, z drugiej zaś – model zbiurokratyzowanego państwa opiekuńczego. Ktoś taki jest antyklerykałem. Opowiada się za legalizacją aborcji, eutanazji, posiadania marihuany. Uważa, że nikt nie ma prawa wtrącać się do życia osobistego ludzi żyjących w jednopłciowych związkach, więc jeśli tworzące je pary chcą funkcjonować jak małżeństwo, to powinny istnieć umożliwiające to regulacje prawne. Jednocześnie jako reprezentant klasy średniej pogardza przywilejami socjalnymi i popiera rozwiązania, które służą urynkowieniu mechanizmów gospodarczych oraz rozwojowi sektora prywatnego.”.....”Chamy i Żydy. Od chwili wejścia do krajowej polityki Palikot wielokrotnie zmieniał poglądy. Także od momentu, gdy założył własną partię, był niekonsekwentny. Pochwałę wolnego rynku i klasy średniej zastąpił lewicową retoryką. Tak było 1 maja ubiegłego roku, gdy nawoływał do budowy fabryk przez państwo”...”Palikot jest kukłą, którą porusza karzeł Tusk. A skoro tak, to wszystko zależy od tego, jak długo karzeł będzie potrzebował tej kukły. Być może z jakichś przyczyn już jej nie potrzebuje. „....(źródło )
Kużmiuk ”kandydat na premiera rządu technicznego prof. Piotr Gliński przedstawił dwóch swoich ekspertów zajmujących się finansami publicznymi systemem podatkowym i szerzej polityką gospodarczą (zespół ekspertów który z nim współpracuje liczy 25 osób). Razem z kandydatem na premiera wystąpili na tej konferencji profesorowie Witold Modzelewski i Krzysztof Rybiński. „......”Prof. Rybiński „....W tej ostatniej sprawie przestawił wydatkowanie środków z budżetu UE na innowacje w Polsce Rezultatem wydatkowania 27 mld zł (do tej pory rozliczono ponad 14 mld zł) w ramach programu „Innowacyjna gospodarka” jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. Jednocześnie w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego, Polska spadła aż o 20 miejsc (z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012).Taki sposób wydatkowania pieniędzy z budżetu UE nie tylko powoduje gwałtowny przyrost naszego zadłużenia (wkłady własne do tych projektów najczęściej są finansowane z pieniędzy pożyczonych) ale także jak widać pogorszenie sytuacji naszych przedsiębiorstw. „.....”mówił o konieczności spowodowania rewolucji w demografii, przedstawiając kontrowersyjną z punktu widzenia możliwości finansowych państwa, koncepcję wynoszącego 1000 zł miesięcznie wsparcia dla każdego dziecka do 18 roku życia, „.....(źródło)
Marek Mojsiewicz
NASZ WYWIAD. Antoni Macierewicz: "Czekamy aż wreszcie pan Lasek zmierzy brzozę" "Nie bronię się przed przyznaniem do błędu” – mówi Maciej Lasek w rozmowie z Pawłem Reszką, którą publikuje "Tygodnik Powszechny". Chodzi o obecność generała Błasika w kokpicie. Jak pan ocenia tę deklarację?
Jeśli dokładnie tak brzmi to sformułowanie, że pan Lasek nie „broni się przed przyznaniem do błędu”, to ono jest żenujące. Generałowi Błasikowi wyrządzono ogromną krzywdę. Generała Błasika spotwarzyli ludzie w mundurach Wojska Polskiego. I robili to systematycznie, nawet wtedy kiedy było oczywiste, że to jest agresywna prowokacja rosyjska, nie mająca żadnych podstaw poza chęcią upokorzenia wojska polskiego i osobistego spotwarzenia Wojska Polskiego generała Andrzeja Błasika. Ci ludzie: pan Lasek, a na jego polecenie także pan pułkownik Grochowski, powtarzali te kłamstwa jeszcze w zeszłym miesiącu. Publicznie. To nie jest kwestia przyznania się do błędu, tu chodzi o przeproszenie. Przeproszenie rodziny, przeproszenie pamięci generała, przeproszenie wreszcie Wojska Polskiego i zadość uczynienia. Jak można załatwiać tę sprawę słowami „nie bronię się przed przyznaniem do błędu”?! Maciej Lasek powinien się bronić przed zarzutami karnymi i będzie się bronić przed zarzutami karnymi za sfałszowanie raportu i za wypowiadanie kłamstw na temat generała Błasika. I to jest prawdziwy problem obrony, jaki przed nim stoi.
Pan Lasek mówi także, że na pytanie premiera: "Kiedy myślicie, by zrobić weryfikację waszej pracy?”, odpowiedział, że komisja zweryfikuje swoją pracę po zakończeniu pracy przez prokuraturę. Dodał także: „Myślę, że to dobry czas". Przypomnijmy fakty: komisja pana ministra Millera nie istnieje i nigdy już nie będzie istniała. Istnieje zaś Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która jest powoływana każdorazowo przez premiera w nowym składzie, w takim jaki wyznaczy premier. Także wtedy jeśli dotyczy to przypadku już zbadanego, a pojawią się nowe okoliczności, które kwestionują dotychczasowe ustalenia. I właśnie w tej sytuacji się znajdujemy. Nie ma wątpliwości, że już od dawna mamy do czynienia z okolicznościami, które wskazują, że raport Millera jest fałszywy. W związku z tym obowiązkiem premiera rządu jest powołanie nowego składu Państwowej Komisji Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która zajmie się zbadaniem tragedii Tu-154 M. I to nie ma nic wspólnego z panem Millerem, ani, mam nadzieję, z panem Laskiem, bo żaden z tych ludzi, ze względu na swoje uwikłania w nieprawdę i swoje fałszywe zeznania, nie ma prawa brać udziału w tej komisji. Przyznam, że czekamy aż wreszcie pan Lasek zmierzy brzozę.
Maciej Lasek i kierowana przez niego Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych może otrzymać dostęp do akt tzw. komisji Millera, która badała katastrofę smoleńską - ustalił portal wPolityce.pl (Stosowne rozporządzenie pod koniec stycznia wydał minister obrony narodowej oraz minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. W ten sposób pan Lasek w swojej działalności publicznej, będzie miał dostęp do dokumentów komisji Millera. Co to może oznaczać? Takie zezwolenie zgodnie z prawem, może wydać tylko sąd w Poznaniu. Żaden inny organ nie ma prawa wydać takiego zezwolenia, a jeżeli to robi, to łamie prawo. Nie ma wątpliwości, że gdyby coś takiego miało miejsce, miałoby to charakter prywatnego dysponowania dokumentacją państwową, do której kompetencje ma tylko sąd. W sposób brutalny złamano by więc prawo, wyłącznie ze względu na interes polityczny rządu. Rozm. DLOS
Myślmy pozytywnie! Ajajajajajajaj! Kto by pomyślał takie rzeczy?! Takie rzeczy nikt by nie pomyślał, nawet w gorączce, ale co tu myśleć, jak tu nie ma co myśleć? Bo co tu jeszcze myśleć, skoro pani Magdalena Środzina oświadczyła, że ziemia usunęła jej się spod nóg? A usunęła się za sprawą posła Palikota. Pani Środzina myślała, że ten poseł Palikot to kobietom przychyliłby nieba, a okazało się, że to taka sama szowinistyczna świnia, jak oni wszyscy. Każdy o niczym innym nie myśli, tylko kombinuje, jakby tu kobietę wykorzystać, stłamsić, a potem zostawić z dzieckiem. Ach, „niewymowne to są cierpienia naszego proletariatu”, to znaczy jakiego tam znowu „proletariatu”? Niewymowne to są cierpienia kobiet! Taka kobieta bierze i myśli, że to wszystko naprawdę, że „wszyscy ludzie będą braćmi”, a ostatecznie - siostrami. I kiedy słyszy takie słowicze dźwięki w mężczyzny głosie, to ani jej w głowie podejrzewać lisie zamiary. Tymczasem mężczyzna mężczyzną być nie przestanie, to znaczy - oczywiście przestanie, jeśli pojedzie do Tajlandii, gdzie wracze w kroku zrobią mu szacher-macher - ale jeśli nie pojedzie i nie zrobi szacher-macher, to lisie zamiary zaraz dają o sobie znać. A kobiety - jak to kobiety! Jak słyszą słowicze dźwięki, to zaraz myślą sobie nie wiadomo co - a potem ziemia usuwa im się spod nóg, to znaczy - jak wyjaśniła pani Środzina - nie mają na kogo głosować. Nooo, to jeszcze nie tragedia; jak Środzina nie ma na kogo głosować, to niech nie głosuje. Dziury w niebie nie będzie, przeciwnie. Im mniej takich wyborców, tym większa szansa na przyzwoitszy Sejm, który nie będzie ekscytował się dociekaniami, co też osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” ukrywa pod spódnicą.
„Któż widok ten opisać zdoła? Fiedin, Simonow, Szołochow? Ach, któż w ogóle go wytrzyma!” - biadał poeta. I słuszna jego racja - bo oto Umiłowani Przywódcy, zarówno z postępactwa, jak i konserwy stanęli murem za marszalicą Nowicką niewątpliwie przedstawiającą mniejsze zło. Podobnie było w sytuacji, gdy Słonimski z Witkacym i jeszcze kimś trzecim zaczęli awanturować się w teatrze, bo im się sztuka nie podobała. Przerwano przedstawienie, wezwano policję, a - jak wspomina Słonimski - „jakiś pan stanął w loży i niegłupio krzyknął: zachowanie panów zmusza nas do obrony tej miernoty!” Co za dużo bowiem, to niezdrowo, nawet za dużo szczęścia na raz, a cóż dopiero - taka potężna dawka postępu? „Nie na naszą głowę, Eminencjo” - jak podobno powiedział lokaj Stanisław kardynałowi Krakowskiemu, kiedy ten powróciwszy z miasta zakomunikował mu, iż wszedł do Rady Regencyjnej, gdzie z księciem Lubomirskim oraz hrabią Ostrowskim będą rządzić krajem. W takiej sytuacji nie ma innego wyjścia, jak myśleć pozytywnie, to znaczy - cieszyć się z tego, co przyniesie los. Kiedy premier Tusk bawiąc w Brukseli dowiedział się, iż starsi i mądrzejsi przyznali naszemu nieszczęśliwemu krajowi niewiele ponad 100 miliardów euro, zaraz zadzwonił do pana ministra Grasia, jaki jest rozkaz - a pan minister Graś powiedział, że to sukces. No bo - powiedzmy sobie szczerze - cóż innego mógł powiedzieć? „I zaraz Żydzi w Kremlu dostali depeszę i skoczyła iskrówka, zawrzały redakcje!” Sukces, sukces, sukces, zwycięstwo, zwycięstwo, zwycięstwo, „zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”...! Unia sypnęła groszem i znowu będzie, jak za Gierka! Najwyraźniej premier Tusk też znalazł się pod wrażeniem własnej propagandy, bo powiedział, że to jest najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Ano, nie wypada zaprzeczać, tym bardziej, że skoro ten dzień był „najszczęśliwszy”, to znaczy, że odtąd może być już tylko gorzej. Na wszelki tedy wypadek rząd skierował do Sejmu projekt ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na terenie RP. Znaczy - nasi okupanci będą nas pacyfikować do spółki z gestapo, NKWD i Mosadem. Oczywiście pracujące w służbie ciszy niezależne media głównego nurtu ani się na ten temat zająkną, no bo jakże mają się zająkiwać, skoro jest rozkaz, by zachłystywać się sukcesem? Tymczasem wspomniana ustawa stanowi kolejny krok w stronę scenariusza rozbiorowego, którego kontury już się przed naszymi oczyma zaczynają rysować. A w dodatku zaostrza się również walka klasowa - bo jakże inaczej wyjaśnić pojawienie się na stronie internetowej TVN fałszywej pogłoski, jakoby Zakład Ubezpieczeń Społecznych zbankrutował? Mikołaj Skorupski jako rzecznik prasowy ZUS miał oświadczyć, co następuje: „Naprawdę ciężko mi o tym mówić, bo do końca wierzyłem w rozwiązanie naszych problemów. Jednak teraz jesteśmy pewni; Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie jest w stanie spłacić długów, które były zaciągane przez dziesiątki lat jego istnienia”. Dalej następują wyjaśnienia, na co mogą liczyć emeryci: ci co przeszli na emeryturę przed 2008 rokiem mogą liczyć na wypłaty - co prawda niższe o 14,3 % od obecnych - do grudnia 2015 roku, a pozostali - do kwietnia 2017 roku. Potem się zobaczy. Oczywiście nie ma w tym ani słowa prawdy, bo przecież każde dziecko wie, że ZUS jest w sytuacji kwitnącej, a jeśli rząd wydłużył wiek emerytalny, to tylko dlatego, żeby emeryci się nie nudzili. To po pierwsze - a po drugie, to pan Skorupski był wprawdzie rzecznikiem prasowym ZUS w roku 2008, ale teraz już nie jest, bo teraz rzecznikiem prasowym ZUS jest 33-letni Jacek Dziekan, który niczego nie oświadczał. Trochę strachu się najedliśmy, to fakt, ale na szczęście wszystko skończyło się wesołym oberkiem. Gorzej w Amsterdamie; jak donosi tajny współpracownik, Amsterdamczykowie zabrali się ostro za homofobów. Będą oni z rodzinami przesiedlani na obrzeża miasta do metalowych kontenerów, jeśli tylko władze stwierdzą, że ktokolwiek z rodziny naigrawał się z sodomitów - a jak będzie trzeba - to i dalej na wschód, do polskich ... no, mniejsza z tym. Nieomylny to znak, że z pomocą zagranicznych funkcjonariuszy nasz nieszczęśliwy kraj może wyspecjalizować się w coraz bardziej poszukiwanych usługach. SM
Łapówka wystarczająca, czy za niska? Ogłoszenie przez papieża Benedykta XVI decyzji o abdykacji w dniu 28 lutego przyćmiło wszystkie inne wydarzenia na świecie - może z wyjątkiem innego wstrząsu, wywołanego próbą nuklearną w Korei Północnej, która udowodniła, iż może zaatakować nawet Stany Zjednoczone, nie mówiąc o krajach leżących bliżej. Dlatego żadnego rezonansu nie wywołało ani zgłoszenie przez Prawo i Sprawiedliwość konstruktywnego wotum nieufności wobec rządu premiera Tuska, ani błazeństwa w jakich specjalizują się ostatnio uczestnicy dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa. Jeden z nich, niejaki Armand Ryfiński, najwyraźniej lekceważąc opinię pana Zagłoby, że dygnitarze pacanowscy nie powinni nawiązywać jednostronnej korespondencji ze światowymi potentatami, który mogą sobie wtedy pomyśleć, że taki korespondent, to „jakaś głowa kiepska, musi być z Witebska” - napisał do Benedykta XVI-go, by ten wyłożył 5 mld euro na fundusz dla nieutulonych w żalu ofiar pedofilii. Najwyraźniej musiał pozazdrościć premieru Tusku sukcesu na szczycie budżetowym w Brukseli, gdzie szef naszego tubylczego rządu uzyskał obietnicę ponad 100 miliardów euro. Nietrudno się domyślić przyczyn takiej zazdrości; premier Tusk ze swymi pomocnikami - oczywiście pod dyskretnym nadzorem bezpieczniaków - będzie te pieniądze dzielił i dzielił, a wiadomo przecież, że z samego kurzu, jaki powstaje podczas przeliczania takich bajońskich sum, można sobie na boku wykroić fortunę wystarczającą na założenie nie jednej, ale nawet kilkunastu starych rodzin. W podnieceniu wywołanym taką wizją, pan Ryfiński mógł dopuścić sobie do głowy, że gdyby tak on wynajął się do przeliczania tych 5 miliardów euro, to też mógłby sobie wypić i zakąsić na konto biednych ofiar pedofilii. Wydawałoby się, że granice idiotyzmu są mniej więcej ustalone - ale okazuje się, że na naszych oczach rozszerzają się one z szybkością światła. Tedy uskrzydlony perspektywą rozdzielania obietnic o rozdziale obiecanych ponad 100 miliardów euro, premier Tusk uruchamia tuskobus, którym będzie objeżdżał nasz nieszczęśliwy kraj, to znaczy - miasta, miasteczka, no i oczywiście - polską wieś - gwoli podreperowania wizerunku, a przede wszystkim - skorumpowania w ten sposób stronników na najbliższe i dalsze wybory. Wprawdzie wiadomo, że kto wierzy w obietnice pana premiera Tuska, ten sam sobie szkodzi, ale perspektywa poddania się korumpowaniu wielu ludzi oszołamia do tego stopnia, że potem padają ofiarą oszustów w rodzaju prezesa Amber Gold. Dlatego nie ma specjalnego powodu, by ich potem żałować. Już lepiej zastanowić się, za co właściwie nasz nieszczęśliwy kraj uzyskał obietnicę tych ponad 100 miliardów euro. Otóż nie ulega wątpliwości, że jest to rodzaj łapówki za dokonanie kolejnych kroków na drodze rezygnacji z niepodległości Polski. Takim kolejnym krokiem jest rządowy projekt ustawy zgłoszony do Sejmu na druku nr 1066, przewidujący możliwość uczestniczenia zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach pacyfikacyjnych na terenie Polski w przypadku rozruchów i „zgromadzeń”. Słowem - pacyfikować nas będą nie tylko tubylczy bezpieczniacy, ale również gestapo, FSB lub Mosad. Charakterystyczne jest, że kiedy Umiłowani Przywódcy wzniecają taki jazgot wokół swoich posad i zewnętrznych znamion władzy, to w tej sprawie, która z punktu widzenia przyszłości państwa wydaje się znacznie istotniejsza od tajemnic, jakie osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” skrywa pod spódnicą - wszyscy nabrali wody w usta i tylko spierają się co do wysokości łapówki. SM
Wirtualne 105 mld euro topnieją w oczach W swym propagandowym zachwycie rząd Premiera Donalda Tuska jak zwykle zapomniał po unijnym, budżetowym szczycie powiedzieć Polakom prawdę o drugiej stronie bilansu i ważnych szczegółowych zapisach tzw. warunkowości makroekonomicznej. Przewiduje ona, że krajom które łamią dyscyplinę finansów publicznych będzie można zawiesić dostęp do przyznanych funduszy strukturalnych, a nawet je znacząco obciąć. Przewiduje to porozumienie ws. budżetu UE na lata 2014-2020. Przywódcy unijni ustalili, że krajom które się zbyt mocno zadłużają lub nie wypełniają zaleceń czy postanowień umów zawartych z KE, będą blokowane fundusze, w tym również Fundusz Spójności. Decyzje będą zapadać na wniosek KE, ale decyzją Rady UE. Dotyczy to szczególnie państw, które są objęte procedurą nadmiernego deficytu, a Polska obecnie do takich właśnie należy. Jeśli nie będziemy realizować ogólnych wytycznych polityki gospodarczej, walki z deficytem czy bezrobociem oraz innych absurdalnych i szkodliwych często zaleceń KE będziemy mogli się pożegnać ze 105 mld euro. Największymi orędownikami tej wpisanej do porozumienia zasady są Niemcy. Rząd i jego propagandyści zapomnieli poinformować polską opinię publiczną, że od kwoty 105 mld euro trzeba natychmiast odjąć blisko 30 mld euro składki do budżetu Unii, a w przypadku ratyfikacji Traktatu Fiskalnego, który rząd chce dopchnąć kolanem już 19 lutego b.r. i szybkiego wejścia do strefy euro, przygotować trzeba ok. 24 mld euro na wkład do Europejskiego Mechanizmu Stabilności i pomoc europejskim bankrutom. Obiecanki cacanki i mówienie o wielkim sukcesie czyli 441 mld zł w ramach budżetu Unii to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Przyjęte bowiem w budżecie zapisy to większy kij niż marchewka. Obecna żółta kartka KE w sprawie 14 mld zł na drogi to dopiero początek cięć. Deficyt unijnego budżetu na lata 2014-2020 to na starcie 50 mld euro, który w kolejnych latach będzie się powiększał. Gdzieś pomiędzy 200-300 mld złotych będą kosztować podpisane przez nas unijne weksle in blanco tj: Pakt Klimatyczny, Wspólny Europejski Patent, Ochrona Środowiska, Europejski Nadzór Bankowy, Unia Bankowa, limity CO2, obcięcie aukcji na te limity, limity produkcji cukru, kary za brak sieci kanalizacyjnej i tak dalej. Sam Pakt Fiskalny i składka do budżetu to blisko 50 mld euro, a trzeba będzie jeszcze doliczyć wkład własny, współfinansowanie, prefinansowanie i koszty biurokracji, których koszt może stanowić kolejne kilkadziesiąt miliardów euro i zapewnić właściwy nadzór nad wydatkowaniem otrzymanych środków. Ostatnie przykłady afer z budową autostrad pokazują, że problem jest poważny. Ostatecznie bilans dotacji unijnych w latach 2014-2020 może wyjść na zero. Kryzys w Polsce i rosnące zadłużenie będzie naruszało równowagę w finansach publicznych, a roczny deficyt strukturalny zakładany w Pakcie Fiskalnym na poziomie 0,5 proc do PKB będzie z pewnością nie do osiągnięcia, czekają więc nas kary finansowe i odbieranie części przyznanych środków. Realnie z kwoty 105 mld euro możemy uzyskać znacznie mniej, nawet o 50 mld euro i to zakładając, że państwa płatnicy netto wywiążą się ze swych zobowiązań, z czym niektóre kraje mają coraz większe problemy. Tak naprawdę tyle będziemy mieli tych unijnych pieniędzy ile wpłynie nam na konto, obecny więc festiwal i rządowo-propagandowa euforia świadczą, albo o braku profesjonalizmu, albo zwykłej elementarnej uczciwości. Skoro Premier D.Tusk chce ruszyć w Polskę, by pytać Polaków na co wydać unijne pieniądze niech lepiej najpierw sprawdzi ile ma realnie w portfelu. Oby się nie okazało, że znów będziemy wydawać pieniądze na malarstwo Kossaka, Fałata, nowe Porsche, czy kolejne mieszkania w Hiszpanii dla właścicieli III RP. Janusz Szewczak
Kaczyński Platforma chroni mafię , dostarcza taniego polaka Kaczyński „”Gdy Platforma przejęła władzę, korupcja na szczytach władzy ruszyła z kopyta, a w końcu musiała wybuchnąć, skoro z ludzi, którzy byli przekupni, na co wskazują nawet wyroki sądowe, robiono bohaterów. A gdzie jest korupcja? Tam, gdzie jest najwięcej pieniędzy. A gdzie jest najwięcej pieniędzy? Tam, gdzie są fundusze europejskie. Cała reszta jest prosta jak konstrukcja cepa. Nieuczciwi ludzi uznali, że im znów wolno i poczuli się pewni siebie Platforma Obywatelska wzięła na siebie rolę ochrony tego fatalnego i w ogromnej mierze skorumpowanego systemu. „”Chociaż lepiej już nie zastanawiać się, czy to sukces czy porażka, tylko nad tym, żeby te pieniądze zostały wydane, na miejsca pracy nowoczesną służbę zdrowia i taką zmianę gospodarki gdzie Polacy nie będą tanią siłą roboczą „.....”Chodzi m.in. o gigantyczne ceny za budowę dróg. Fakt to opisywał – w Polsce płacimy aż 16,5 mln euro za budowę kilometra autostrady. To drożej niż w alpejskiej Austrii. W Danii, która jeśli chodzi o ukształtowanie terenu jest bardziej do nas zbliżona, cena wynosi raptem 5 mln euro za kilometr. „.....”Gdy w 2011 r. Tusk ponownie wygrał wybory, z Europy przyszła wiadomość, że Unia się cieszy. Ale już nikt nie dodał drugiej części wiadomości, w której określono go mianem „miękkiego polityka”, z którym wszystko da się załatwić. „....Byłby pan gotowy współpracować Jarosławem Gowinem ? Jestem gotów współpracować z każdym. Oczywiście poza tymi, którzy podważają już najbardziej elementarne wartości. Z panem Gowinem w pewnych sprawach mam poglądy dosyć bliskie, w innych – na przykład w sprawach prawa karnego – radykalnie odmienne. Nie będę wspomagał Kodeksu karnego, który w istocie czyni z przestępcy partnera państwa. Często piszecie o tym, że brutalni przestępcy nie zostają nawet aresztowani, a sprawcy okrutnego zabójstwa , jak tragedia studenta z Radomia, dostają po trzy lata więzienia. I na sali sądowej jeszcze poszturchują czy wręcz biją rodzinę tego zamordowanego chłopca. To jest niesłychane. Oni powinni odpowiadać za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i dostać wysokie wyroki, w zasadzie dożywocie. Gdybym ja był sędzią, do tych 25 lat, które muszą odsiedzieć przy dożywociu, dorzuciłbym im jeszcze po 10. A tutaj sędzia zapewnia o ich niewinności. „.....( źródło )
Wybory 2007 rok „76,2 proc. osadzonych w aresztach i zakładach karnych w całym kraju zagłosowało na PO, a 7,6 proc. na LiD; PiS z wynikiem 2,8 proc. znalazło się pod progiem wyborczym - podała rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej Luiza Sałapa. „..(więcej)
Wybory prezydenckie „W aresztach i zakładach karnych Bronisław Komorowski zdobył 91,9 proc. poparcia. Jego rywal z drugiej tury wyborów prezydenckich, Jarosław Kaczyński, uzyskał 8,1 proc. głosów - podał w poniedziałek Centralny Zarząd Służby Więziennej. „ „...(więcej )
Wybory 2011 „Wybory w więzieniach wygrała PO z wynikiem 35,6 proc. Drugi rezultat osiągnął Ruch Palikota - 32,2 proc. głosujących. Trzeci wynik miał PiS - 7,5 proc. - to zbiorcze wyniki niedzielnego głosowania w zakładach karnych i aresztach śledczych „......(więcej )
„W okresie wczesnego średniowiecza niewolnicy eksportowani z obszarów Europy Wschodniej stanowili ważny element gospodarki tego regionu. Istnieją teorie łączące używaną w wielu zachodnich językach nazwę Słowianina (np. ang. Slav, niem. Slawe, fr. Slave, duń. Slave) z określeniem niewolnika (odpowiednio: Slave, Sklave, Esklave Slave), co ma mieć związek z faktem, iż większość niewolników w ówczesnej Europie Zachodniej było słowiańskiego pochodzenia. „....(źródło )
Twarde fakty pokazują , że OSE ( Establishment Okrągłego Stołu ) jak nazwała elity II Komuny Fedyszak Radziejowska opierają swoje panowanie w Polsce między innymi na zorganizowanych grupach przestępczych skupionych wokół rabowanych Polakom pieniędzy ( budżet ) i dotacji unijnych . W sytuacji gdy cena kilometra drogi jest w Polsce trzy krotnie wyższa niż w Alpach Austriackich świadczy to że rządząca klasa polityczna składa się albo z kompletnych „debili „ albo z politycznych przestępców . Kaczyński ma więc rację .” Gdy Platforma przejęła władzę, korupcja na szczytach władzy ruszyła z kopyta”.....” Platforma Obywatelska wzięła na siebie rolę ochrony tego fatalnego i w ogromnej mierze skorumpowanego systemu. „Kaczyński poruszył również drugi problem. Oparcie się elity politycznej II Komuny na mniejszościach. Tusk razem z cyrkiem Palikota dąży do narzucenia Polakom ideologi politycznej poprawności jako religii państwowej . Widzimy to w nienawiści z jaka obaj forsują euro socjalistyczny , homoseksualny model społeczny. Drugą mniejszością są bandyci .Istnieje ewidentna korelacja pomiędzy polityką , kodeksem karnym Tuska , Komorowskiego i Palikota która o czym mówi Kaczyński i „... w istocie czyni z przestępcy partnera państwa.W Polsce według danych podanych przez głównego ekonomistę SKOK u Janusz Szewczaka „Idzie Bieda!” „Blisko 10 mln Polaków jest zagrożonych bieda i wykluczeniem, 70 proc. młodych Polaków nie ma etatu, 2,5 mln rodaków żyje na poziomie minimum socjalnego ok. 997 zł, a bezrobocie wśród młodych wynosi już 30 proc. „..(więcej )
Prymitywne elity II Komuny zaadaptowały w tej sytuacji jeszcze inną typowe dla państw represyjnych narzędzie gospodarcze . Eksport taniej siły roboczej na masowa skalę, co zapewnia gospodarce reżimu wyniszczającej podatkami ludność utrzymanie rodzin polskich , dzięki przesyłom pieniędzy. Bez „wyeksportowania” ponad dwóch milinów Polaków do fabryk zachodu przez reżim Tuska nędza objęłaby prawie cały naród ., a nie „tylko „ 10 milionów Polaków
Słowa tani przymusowy robotnik , niewolnik w czasach średniowiecza językach państw zachodnich pochodzi od słowa Słowianin . Dzięki polityce Tuska słowo Polak w XXI wieku staje się synonimem taniego przymusowego ekonomicznie , taniego , masowego robotnika fabrycznego.Kaczyński „W żadnym normalnym kraju tacy ludzie jakdzisiejsza elita PO nie mogliby przetrwać na szczycie państwa dłużej niż trzy dni.Tylko oligarchiczny charakter naszego systemu politycznego pozwala jej nadal istnieć„....”Ujawnione taśmy PSL-u pokazują system tych rządów.To już nie kapitalizm polityczny, tylko korupcja– mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Joanną Lichocką i Tomaszem Sakiewiczem, redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”.”.....”To pokazuje degenerację systemu.…. wynikają zwściekłej nienawiści postkomunistycznego establishmentu,że nas się nie udało anihilować. Wiedzą, żecały system się trzęsie,że są tacy, którzy mogą go zmienić.”....”Warto jednak pamiętać, że kilka tygodni temu JanuszPalikot pisał wiernopoddańczy list do ambasadora Rosji w Polsce z donosem na opozycję. „...”Trzeba też wspomnieć o chyba nieprzypadkowych słowach Bronisława Komorowskiego przed kamerami : „Jak dużo zawdzięczam Januszowi”.Każdy, kto orientuje się w polityce, musi też dostrzegać tu w tle Rosję. „....”W polskim typie kultury, jeśli chcemy się szybko rozwijać, musimy okiełznać korupcję, a to oznacza konieczność przeprowadzenia daleko idących zmian w establishmencie i to od szczebla powiatowego po najwyższy „.....(więcej )
video nagrana z ukrycia rozmowa lidera Platformy „ Koniec senatora Ludwiczuka „Gmyz w tekście „Podatek korupcyjny zagraża bezpieczeństwu państwa„ „Niestety, w połowie rządów Tuska pojawiło się przyzwolenie na korupcję. „.....” Centralne Biuro Antykorupcyjne zostało powołane przede wszystkim do zwalczania korupcji na najwyższym szczeblu. Dziś niestety walka z łapownictwem dotyczy głównie urzędników średniego szczebla. Korupcja na szczytach władzy nie zniknęła, a płacimy za nią wszyscy „....”.Zyski z korupcji zasilają budżety wąskiej grupy ludzi – polityków, byłych i obecnych oficerów służb specjalnych i bandytów. „...”Dziś korupcja to gra ludzi o często nienagannych manierach. Łapówkę wpisują po prostu w wartość zawieranego z państwem kontraktu „...(więcej )
oskarżenia kolejnego samobójcy II komuny Leppera po d adresem Tuska i Schetyny „ „... Wam nie trzeba pieniędzy (...) No po co wam? Te billboardy to wam z nieba spadają. Aniołki płacą za to, tak? (...) A czy jest prawdą, że również, no, niestety posłowie Sojuszu Lewicy... Też zapytam prokuratora. Pan minister Cimoszewicz w hotelu Victoria 4 marca 2001 r.(...) 120 tys. dolarów. Następnie pan minister Szmajdziński. Carringtona pan zna. 50 tys. Ja pytam: Czy tak było? Do sądu, do prokuratury te dokumenty trafią. Co zrobi prokuratura, zobaczymy. A może byście panowie tak pojechali razem, pan Szmajdziński, pan Tusk i pan Cimoszewicz, na mecz do Wrocławia, Śląsk-Wrocław. Pojedźcie tam na ten mecz. Tam w hotelu Wrocław między godz. 9 a 9.30, 20 kwietnia 2001 r., jeden z was (nie wiecie, który, to porozmawiajcie ze sobą) podobno – ja nie twierdzę, że tak było – podobno otrzymał kwotę 350 tys. dolarów od niejakiego pana S. Jeszcze pan Schetyna też widział to. Panie Tusk, sprawa spotkania pana z nieżyjącym ˝Pershingiem˝. Nie wiem, czy miała miejsce; może pan... Zaprzeczycie na pewno temu. 10 lipca 1998 r. podobno pożyczył panu 300 tys. zł. ...”Źródło: Wystąpienie A. Leppera w Sejmie, 21 listopada 2001 „....(więcej )
Instytut Sobieskiego „ Wąskie grupy interesów przejmują kontrolę nad instytucjami państwowymi”...” sposób sprzyja to nepotyzmowi”....”skutkuje ogólnie słabą wydolnością państwa „....”ułatwia narzucanie swoich interesów przez lobby zagraniczne „....(więcej )
Krasnodębski „Politycy w Polsce rządzą się jak mafia na Sycylii.Liczy się dobro rodziny, a nie reguły moralne „ ...”Nie ma partii, w których są same anioły, ale są partie bardziej skorumpowane i owładnięte chorobą nepotyzmu. W Polsce nieformalne sieci, nepotyzm i kolesiostwo są nadzwyczaj rozwinięte” …..(więcej )
Marek Mojsiewicz
Bartoszewski wycisza pamięć o Pileckim Władysław Bartoszewski nie zechciał wesprzeć prowadzonej od pięciu lat akcji Fundacji Paradis Judaeorum „Przypomnijmy Rotmistrza”. Akcja ma na celu przywrócenie należnego miejsca Witoldowi Pileckiemu, całkowicie nieobecnemu w światowych placówkach zajmujących się historią i upamiętnianiem holokaustu. Pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego i przewodniczący Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej uznał, że akcja przywracania pamięci o więźniu i organizatorze ruchu oporu w Auschwitz-Birkenau, oskarżonym i skazanym przez władze komunistyczne Polski Ludowej na karę śmierci nie zasługuje na patronowanie nad nią państwowej instytucji. Innymi słowy, Bartoszewski umył ręce od akcji, a na apel w wielu sprawach dotyczących Pileckiego w ogóle nie odpowiedział. Na prośbę o wsparcie inicjatywy upamiętniania w placówkach muzealnych dotyczących zagłady Żydów Bartoszewski odpowiedział po prostu „nie”. Negatywna odpowiedź na list zachęcający do akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” to nie pierwsze takie działanie Bartoszewskiego wymierzone w zatarcie pamięci o Witoldzie Pileckim, autorze pierwszych na świecie raportów o holokauście.
Bartoszewski tak, rotmistrz nie 10 grudnia 2012 r. Fundacja Paradis Judaeorum zwróciła się do Bartoszewskiego z prośbą o podjęcie prób upamiętnienia rotmistrza Pileckiego w rozsianych po świecie muzeach upamiętniających zagładę narodu żydowskiego. Była to już kolejna próba przekonania przewodniczący Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej do zajęcia się upamiętnieniem dotąd cenzurowanego, zapomnianego i niedocenionego bohatera walki o Polskę i człowieczeństwo. Michał Tyrpa, prezes Fundacji Paradis Judaeorum, a także pani Joanna Płotnicka – pełnomocnik Fundacji Paradis Judaeorum na Dolnym Śląsku – wielokrotnie między 10 grudnia 2012 r. a 18 stycznia 2013 r. kontaktowali się z Biurem Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów ds. Dialogu Międzynarodowego w celu doprecyzowania intencji listu i prośby pod adresem Pana Ministra Bartoszewskiego. - Osobiście rozmawiałem o tym przez telefon 21 grudnia ub.r. z asystentką ministra panią Elizą Chodorowską, którą poinformowałem także o publikacji materiału w portalu Salon24.pl – informuje Tyrpa. W imieniu Bartoszewskiego w sprawie upamiętniania rotmistrza Pileckiego odpowiedział 10 stycznia 2013 r. Krzysztof Miszczak, dyrektor Biura Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów do spraw Dialogu Międzynarodowego. Miszczak dyplomatycznie przypomniał o estymie „profesora” Bartoszewskiego dla Rotmistrza i poinformował o odmowie wzięcia patronatu nad inicjatywą. – Minister Władysław Bartoszewski często obejmuje swoim patronatem konferencje naukowe, jednak z zasady nie wspiera otwartych akcji społecznych, na których przebieg oraz kierunek rozwoju nie ma wpływu – napisał w imieniu Bartoszewskiego dyrektor jego Biura. - Ministra Bartoszewskiego nie było stać nie tylko na osobiste ustosunkowanie się do projektu europejskiego Dnia Bohaterów Walki z Totalitaryzmem, nie wspominając o pochowaniu szczątków Rotmistrza w katedrze na Wawelu (o których napomknąłem w liście), ale także na odpowiedź na wyrażoną expressis verbis prośbę o publiczną – w kontekście Dnia Ofiar Holocaustu 2013 – wypowiedź na temat postulowanego przez nas trwałego miejsca rtm. Pileckiego w muzeach holokaustu – skomentował odpowiedź Bartoszewskiego Michał Tyrpa, prezes Fundacji Paradis Judaeorum.
Bartoszewski i Pilecki Mało kto wie, że zarówno Bartoszewski, jak i Pilecki do obozu trafili jednym transportem w nocy z 21 na 22 września 1940 roku. Z tym, że Bartoszewskiego Niemcy po pół roku zwolnili z obozu w Oświęcimiu. Okoliczności tego zdarzenia do dzisiaj nie są jasne. Wiadomo za to, że Bartoszewski został później głównym orędownikiem pojednania polsko-niemieckiego (za co był odznaczany zarówno przez władze polskie, jak i niemieckie). Pilecki zaś – co było skrajnym wyjątkiem – zgłosił się do Auschwitz jako ochotnik. Znalazł się w 1940 r. w obozie w celu zebrania od wewnątrz informacji wywiadowczych na temat jego funkcjonowania i zorganizowania ruchu oporu. Jako więzień nr 4859 był głównym organizatorem konspiracji w obozie. To on jako pierwszy i na taką skalę informował świat o zagładzie oświęcimskiej. Pilecki opracowywał pierwsze sprawozdania o ludobójstwie w Auschwitz (tzw. raporty Pileckiego) przesyłane przez pralnicze komando do dowództwa w Warszawie i przez komórkę „Anna” w Szwecji dalej na Zachód. W 1943 r. uciekł z obozu. Do końca wojny bohatersko walczył. Po jej zakończeniu kontynuował walkę z sowieckim najeźdźcą. Bartoszewski, choć jego życiorys nie jest tak krwawy, także był więźniem Auschwitz, również był więźniem w okresie stalinowskim, jednak jemu udało się w końcu odnaleźć w nowej powojennej rzeczywistości, w której odznaczany był różnymi orderami (zarówno w PRL jak i IIIRP); ceniony był i jest nadal zarówno przez środowisko dzisiejszej klasy rządzącej jak i dawnych działaczy PZPR (czasami zresztą to te same osoby). Rotmistrz zaś pozostaje wciąż w pogardzie.
Bartoszewski kontynuuje Kontynuuje swoją politykę. Nie sposób nie zauważyć, że odpowiedź na list Fundacji Paradis Judaeorum wpisuje się w szerszy kontekst niewytłumaczalnej postawy Władysława Bartoszewskiego. - Pomimo zaproszeń kierowanych przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich, pan minister – inaczej niż większość żyjących byłych więźniów Auschwitz – konsekwentnie uchyla się od uczestnictwa w obchodach Narodowego Dnia Pamięci Polskich Ofiar Niemieckich Obozów Koncentracyjnych, obchodzonego corocznie 14 czerwca na terenie byłego obozu – zauważa prezes Fundacji Paradis Judaeorum. Warto przypomnieć też, że kiedy w roku 2006 prezydent Lech Kaczyński odznaczył rtm. Pileckiego pośmiertnie Orderem Orła Białego, Władysław Bartoszewski – sekretarz Kapituły najwyższego z polskich odznaczeń – sprzeciwiał się tej formie uhonorowania Ochotnika do Auschwitz! W tym roku pierwszy raz Parlament Europejski obchodził Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, a jego honorowym gościem był były szef polskiej dyplomacji „profesor” Władysław Bartoszewski. Mówił o żydowskich bojownikach. Słowem nie wspomniał o Rotmistrzu. Czy to przypadek? A najlepiej efekty lekceważenia starań o przywrócenie pamięci o Witoldzie Pileckim, rotmistrzu kawalerii Wojska Polskiego, uczestniku wojny polsko-bolszewickiej, współzałożycielu Tajnej Armii Polskiej, żołnierzu Armii Krajowej, pokazuje następujący obrazek. Waszyngtońskie Muzeum Holocaustu nie wprowadziło dotąd do stałej ekspozycji wzmianki o twórcy Związku Organizacji Wojskowej i autorze pierwszych Raportów o niemieckich zbrodniach w KL Auschwitz. Pileckiego tam po prostu nie ma. Muzeum Holocaustu prezentuje za to fotografię dwudziestoletniego Władysława Bartoszewskiego. Powiedzmy sobie szczerze, Pilecki bardziej swoim życiem zasłużył na uhonorowanie niż Bartoszewski. Robert Wit Wyrostkiewicz
Upadek ekipy Donalda Tuska "(...) Prób przekazania wraku Tu-154 nie było wiele. Ani jednej noty dyplomatycznej pan Radosław Sikorski nie wysłał ani do NATO, ani do UE, ani nawet do Rosji, żądając zwrotu tego wraku. Ponadto, gdy 13 kwietnia 2010 roku obradowała komisja pod patronatem Pana Władmira Putina, pytano polskich przedstawicieli – Panią Kopacz i Pana Parulskiego – o to, czy mogą wziąć udział w badaniu tej tragedii przedstawiciele ekspertów NATO i Unii Europejskiej. Pani Anodina wówczas powiedziała: „my uważamy, że są oni nam niepotrzebni”. Zgodzono się na to, aby eksperci Unii Europejskiej i NATO byli niepotrzebni. Rząd Pana Donalda Tuska nie zrobił nic, aby uzyskać zwrot wraku i czarnych skrzynek oraz żeby przejąć śledztwo z rosyjskich rąk."Z posłem Antonim Macierewiczem (PiS) rozmawia Magdalena Kowalewska
- Czy nieobecność przedstawicieli z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych na „Debacie Smoleńskiej”, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Doktoranci dla Rzeczpospolitej, to dowód tego, że stronie rządowej zabrakło merytorycznych argumentów do rozmowy? - Myślę, że jest to jedyne rozsądne wyjaśnienie takiego zachowania przedstawicieli Komisji Jerzego Millera. Wygrał strach, poczucie kompromitacji i świadomość tego, że nie mają żadnych argumentów, które mogliby przeciwstawić naukowym argumentom oraz poczucie, że lepiej się mówi wtedy, kiedy jest się chronionym przez pana Michnika czy panią Olejnik i przyjazną kamerę, a nie wtedy kiedy ma się naprzeciwko siebie fachowca. Łatwiej jest wówczas kogoś wprowadzić w błąd, bo przecież fachowiec może zawsze skontrować psedouargumenty. Nie mieli odwagi stawić się tutaj, na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Uważam, że pewien wpływ miał na to ostatni komunikat prokuratury - która po blisko trzech latach wmawiania nam, że to ścięta na wysokości pięciu metrów brzoza doprowadziła do katastrofy rządowego samolotu – oświadczyła, że brzoza została ścięta na wysokości nie pięciu metrów, tylko dziewięciu metrów! A jak dowiedzieliśmy się z prezentacji prof. Nowaczyka na wysokości dziewięciu metrów, brzoza ma grubość ok. 10-15 centymetrów! I nawet Pan Lasek (przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych – przyp. red.) nie zdoła wmówić nikomu, że taka brzoza mogła doprowadzić do śmierci prezydenta i zniszczenia samolotu Tu-154. Nawet Pan Donald Tusk ani żaden z ekspertów Komisji Millera nie odważy się publicznie wyjść do jakiegokolwiek profesora i bronić tak absurdalnej, dziwacznej tezy.
- Oznacza to, że nie dojdzie już do konfrontacji członków komisji Jerzego Millera z naukowcami? - Do konfrontacji już doszło. Po każdym referacie przedstawiano argumenty urzędników Pana Donalda Tuska zawarte w raporcie Millera. Każdy fragment był uczciwie, z namaszczeniem i spokojem czytany przez doktorantów po to, żeby argumenty obu stron zostały zaprezentowane. A także po to, aby osoby, które oglądały tę debatę oraz ci którzy w niej uczestniczyli i robili z niej sprawozdanie mogli widzieć, że było to naprawdę starcie dwóch racji. Ludzie z komisji Millera podpisali się pod tym raportem i do końca życia nie będą mogli się jego wyprzeć. Mogą tylko za niego przeprosić.
- Profesor Nowaczyk zakończył swój wykład słowami wskazującymi na to, że raport komisji Millera, który zawiera masę manipulacji i przekłamań oraz został podpisany przez polskiego ministra, przypieczętowany godłem Rzeczypospolitej, jest dowodem na upadek naszego państwa. Zgadza się Pan Poseł z tym stwierdzeniem?
- Niestety, jest to prawda, która została bardzo kulturalnie i oględnie sformułowana. Powiedziałbym: to dowód na upadek ekipy, która rządzi dzisiaj Państwem Polskim i spycha Polskę do takiego upadku. To nie jest upadek narodu polskiego, to nie jest upadek Państwa Polskiego, to jest katastrofa moralna i merytoryczna tej ekipy, która oddała całe śledztwo w rosyjskie ręce i chce wmówić całemu światu, że polski prezydent i samolot Tu-154 rozbił się i został zniszczony przez 10-15 centymetrową brzozę. Najwyższy czas, aby ci ludzie odeszli tam, skąd przyszli i nigdy już nie wracali.
- Mija prawie trzy lata od katastrofy w Smoleńsku, tymczasem wrak prezydenckiego samolotu Tu-154, stanowiący podstawowy dowód w prowadzonym śledztwie wyjaśniającym przyczyny tej tragedii, ciągle znajduje się na terenie Rosji, mimo bezskutecznych próśb o jego przekazanie stronie polskiej… - Prób przekazania wraku Tu-154 nie było wiele. Ani jednej noty dyplomatycznej pan Radosław Sikorski nie wysłał ani do NATO, ani do UE, ani nawet do Rosji, żądając zwrotu tego wraku. Ponadto, gdy 13 kwietnia 2010 roku obradowała komisja pod patronatem Pana Władmira Putina, pytano polskich przedstawicieli – Panią Kopacz i Pana Parulskiego – o to, czy mogą wziąć udział w badaniu tej tragedii przedstawiciele ekspertów NATO i Unii Europejskiej. Pani Anodina wówczas powiedziała: „my uważamy, że są oni nam niepotrzebni”. Zgodzono się na to, aby eksperci Unii Europejskiej i NATO byli niepotrzebni. Rząd Pana Donalda Tuska nie zrobił nic, aby uzyskać zwrot wraku i czarnych skrzynek oraz żeby przejąć śledztwo z rosyjskich rąk.
Wyzwanie dla Polski i Litwy Analizując politykę danego państwa, musimy brać pod uwagę całą jej złożoność i hierarchię celów oraz planować postępowanie pozwalające osiągnąć zamierzone rezultaty. Nie możemy jedynie dążyć do ulżenia własnemu sumieniu poprzez wygłoszenie kilku mocnych zdań w słusznej sprawie. Dotyczy to także postępowania Rzeczypospolitej w kwestii mniejszości polskiej na Litwie. Stosunki polsko-litewskie kształtowane są przez trzy podmioty: Polskę, Litwę i mniejszość polską zorganizowaną w Akcję Wyborczą Polaków na Litwie (AWPL). Nie są to tylko stosunki między państwami polskim i litewskim. Polacy litewscy nie są sterowani z Warszawy. Mają własnych przywódców, wolę polityczną i priorytety. Dla nich losy i prawa litewskich Polaków są najważniejsze.
Dwa horyzonty Józef Piłsudski mawiał, że „Polska to obwarzanek: Kresy urodzajne, centrum – nic". Żywy patriotyzm litewskich Polaków, którego głębi i powszechności my, Koroniarze, możemy im tylko zazdrościć, wraz z pamięcią o cenie, jaką pod sowiecką okupacją płacili za swoją polskość powodują, że drży mi ręka, gdy muszę wileńskim Rodakom napisać, że ich słuszne żądania nie są rdzeniem polskiej polityki zagranicznej, lecz jej elementem. Wolałbym powiedzieć, że nie ma dla Rzeczypospolitej ważniejszej kwestii. W imię szacunku dla nich nie wolno mi jednak tego zrobić. Oszukałbym moich Rodaków. Horyzont polityki zagranicznej państwa polskiego jest bowiem szerszy niż horyzont celów politycznych Polaków z Wileńszczyzny. Nikomu to nie uwłacza, gdyż oba te podmioty mają inne role i nie powinny się nimi zamieniać. Litwa jest przez litewskich Polaków postrzegana jako opresor. Obawa przed wynarodowieniem – losem międzywojennej mniejszości polskiej na Kowieńszczyźnie – jest wśród nich żywa. W dobie mediów elektronicznych i otwartych granic jest ona przesadna, ale jest faktem, z którym państwa polskie i litewskie muszą się liczyć. Perspektywa Warszawy jest inna. Litwa nie zagraża Rzeczypospolitej. Spory z Wilnem nie dotyczą bezpieczeństwa państwa. Priorytety państwa polskiego i priorytety mniejszości polskiej na Litwie są w sposób oczywisty odmienne. (Nie znaczy to, że sprzeczne!).
Wyzwanie dla Polski Przed rządem stoi konieczność sformułowania polityki wobec faktu, że mniejszość polska na Litwie znajduje się w sporze z państwem litewskim. Polska nie decydowała o jego zaistnieniu. Toczy się on w wyniku decyzji Litwy i wywołanego nią oporu litewskich Polaków. Planując politykę wobec Litwy w kwestii mniejszości polskiej, Rzeczpospolita musi brać pod uwagę to, że umiędzynarodowienie tej sprawy (wniesienie na forum Rady Europy, UE itd.), uwiarygodniałoby propagandowe ataki Rosji na Łotwę i Estonię w sporach Moskwy o pozycję kolonistów sowieckich w tych państwach i mogłoby podminować stabilność tych krajów w sposób, jaki obserwowaliśmy w Estonii w 2007 r. w słynnej „wojnie o pomnik". Jest sprzeczne z interesem Rzeczypospolitej, by stawała ona w jednym szeregu z Rosją w jej propagandzie wymierzonej w państwa bałtyckie. Rosyjska machina propagandowa – potężniejsza od polskiej (patrz kwestia Smoleńska) – byłaby w stanie to wykorzystać do głoszenia w Europie tezy, że i Polska, i Rosja wspólnie uznają, że kraje bałtyckie prześladują mniejszości. Stałoby się tak mimo oczywistych różnic między sprawą Polaków na Litwie, którzy są ludnością autochtoniczną, i których słuszne prawa są rzeczywiście gwałcone, a ludnością rosyjskojęzyczną na Łotwie i w Estonii, będącą wytworem nielegalnej kolonizacji sowieckiej, dokonanej w warunkach okupacji, i której prawa obywatelskie z tego tytułu się nie należą. Mniejszość polska na Litwie może się tym nie przejmować, natomiast państwo polskie musi kalkulować straty i zyski.
Litewska układanka Wybory na Litwie i powołanie 13 grudnia 2012 r. gabinetu Algirdasa Butkevičiusa dają nadzieję na poprawę stosunków polsko-litewskich. Do koalicji rządowej zdominowanej przez socjaldemokratów weszli posłowie AWPL. Tekę ministra energetyki w nowym rządzie dzierży Polak Jarosław Niewierowicz. Rozpoczęta 12 lutego wizyta socjaldemokratycznego premiera Litwy, a szczególnie o tydzień wcześniejsze odwiedziny w Polsce ministra spraw zagranicznych (byłego ambasadora Litwy na Białorusi) Linasa Linkevičiusa, to szansa na zakończenie szkodliwego dla obu państw sporu. Linkevičius przeprosił za odrzucenie w czasie ostatniej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Litwie korzystnej dla Polaków ustawy o pisowni nazwisk. Od przeprosin tych odcięli się jednak premier Butkevičius i popierana przez konserwatystów prezydent Dalia Grybauskaite. Jest ona niechętna Polsce, ale też socjaldemokratom i szczególnie wchodzącym w skład rządu przedstawicielom Partii Pracy podejrzanego rosyjskiego biznesmena Wiktora Uspaskicha. To Grybauskaite od października do połowy grudnia blokowała zaprzysiężenie rządu. Kwestia polska może być zatem narzędziem rozgrywki wewnątrzlitewskiej, a propolski i, co dla nas ważne, zainteresowany kwestiami białoruskimi Linkevičius może zapłacić cenę za swoje przeprosiny i być zastąpiony mniej nam przychylnym ministrem.
Nowe rozdanie? Rząd Butkevičiusa zapowiada dofinansowanie polskiej oświaty oraz opóźnienie wdrożenia jednolitego dla szkół polskich i litewskich egzaminu z języka litewskiego. Ma przygotować ustawę o mniejszościach narodowych i wspierać ich kulturę. Obiecuje utworzyć Departament Mniejszości Narodowych, który ma rozwiązać kwestię pisowni imion, nazwisk, nazw ulic i miejscowości. Zapowiada zwrot ziemi byłym właścicielom. W programie rządowym brak jednak konkretów – terminów i sposobów wypełnienia zobowiązań. Podobne deklaracje w minionych 20 latach składały zaś i inne rządy litewskie, w tym socjaldemokratyczny premier z lat 2006 –2008 Gediminas Kirkilas. Tymczasem socjaldemokraci rozwiązali umowę koalicyjną z AWPL w rejonie trockim, a w sądach trwają inicjowane przez przedstawicieli rządu litewskiego procesy o dwujęzyczne tablice. Szef AWPL – Waldemar Tomaszewski uznaje, że nie może firmować tej polityki i grozi wyjściem Polaków z koalicji rządowej, to zaś przekreśliłoby szanse na porozumienie.
Wyzwanie dla Polski, Litwy i litewskich Polaków Polska i Litwa mają wspólne pole bezpieczeństwa, obejmujące Łotwę, Estonię, Mołdawię, Białoruś, Ukrainę i Gruzję. Rosyjski najazd na tę ostatnią w 2008 r. powinien pozostawać „w tyle głowy" wszystkich stron polsko-litewskiego sporu. Jaka jest Rosja, każdy widzi, a przynajmniej powinien widzieć.
Polska i Litwa mają wspólne interesy: wsparcie niepodległości Białorusi, plany obrony państw bałtyckich w ramach NATO; złamanie rosyjskiego monopolu dostaw surowców energetycznych i energii elektrycznej do Europy Środkowej (elektrownia w Visaginie i polsko-litewsko-łotewsko-estoński most energetyczny); przyciąganie amerykańskiej obecności wojskowej jako przeciwwagi dla Rosji; utrzymanie wiarygodności natowskiego odstraszania (temu służy udział Polski w misjach ochrony przestrzeni powietrznej państw bałtyckich); propagowanie w UE i w NATO realnego obrazu Rosji; wysoki budżet unijnej polityki regionalnej; wciąganie do współpracy z Zachodem Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu i Mołdawii; przeciwdziałanie traktowaniu Polski i Litwy (także Estonii i Łotwy) przez Rosję tak, jakby nie należały one do UE i NATO (embarga, manewry u granic).
Pax między chrześcijany – nie grzeszmy! Ci z Litwinów, którzy w Polakach widzą wroga i pragną ich lituanizować, grzeszą przeciw Litwie. W imię nierealnego celu odpychają ćwierć miliona współobywateli i uniemożliwiają współpracę z Polską – jedynym obcym krajem, w którym żyją miliony ludzi kochających Litwę i gotowych jej krzywdy uznawać za własne. Ci z Polaków, którzy chcą zerwania z Litwą wszelkiej współpracy, póki nie uzna ona żądań litewskich Polaków, grzeszą przeciw Polsce. Rzeczypospolitej nie będzie łatwiej poprawiać losu naszych Rodaków na Wileńszczyźnie, jeśli Rosja będzie mogła odciąć Polsce i Litwie dostawy gazu i ropy naftowej, Estonia i Łotwa będą nas postrzegały jako de facto sojusznika Moskwy, w UE i w NATO będziemy działać osobno, a z Litwą będziemy w zaciętym sporze. „Diabeł pali w piecu" polsko-litewskich sporów. Tylko ślepcy nie widzą, komu to służy. Przemysław Żurawski vel Grajewski
Wielki Kapłan TVN 24 Sytuacja, w której ksiądz niemal codziennie, nie tylko zabiera głos ale nieustannie obraża swoich wiernych, wydaje wyroki w sprawach ekonomii, o której nie ma zielonego pojęcia, który mówi, że Smoleńsk go w ogóle nie obchodzi, to jakim prawem jest jeszcze księdzem, jakim prawem nosi sutannę. Ksiądz Kazimierz Sowa, to jest taka mądra głowa, zawsze powie coś mądrego i dlatego wypchnie z rządu Jacka Rostowskiego. To już jest przesądzone. Po tym, jak dzisiaj „klecha”(w jego obozie politycznym używa się takich słów) rozjechał u mojego ulubieńca Knapika profesorów Rybińskiego i Modelewskiego, tylko on może wejść na stołek ministra finansów. Zresztą zmiany w rządzie będą i tak, ale są tak tajne, wręcz tak ściśle tajne, że redaktor Katarzyna Kolenda – Zaleska, nie omieszkała ich porównać do informacji o abdykacji papieża Benedykta XVI. Dokładnie. Tylko trzy osoby z otoczenia Ojca Świętego wiedziały o jego planowanej decyzji. Kto zna decyzje Tuska? Graś? Angela Merkel? Bracka Obama? Czy minister Tomasz Arabski jako ambasador III RP w Hiszpanii poprosi wkrótce o azyl polityczny? Wróćmy do księdza Sowy. Nie wiem, do czego służy mu sutanna, ale na pewno nie do szerzenia wiary albo miłości bliźniego. W ogóle nie bardzo wiadomo, co ów kapłan (?) nieustannie robi w mediach, nawet programowo odległych od katolicyzmu? Fakt faktem, że sam coraz bardziej odległy jest od katolicyzmu, a coraz bliżej mu do lewaków. Dziś, ksiądz Sowa określił pomysły profesora Krzysztofa Rybińskiego jako kradzież, a debatę o katastrofie demograficznej banialukami. Nie zamierzam ani na moment polemizować z obelgami kapłana TVN 24, jeszcze nie upadłem na głowę. Jego wiedza o ekonomii jest mniej więcej taka, jak o seksie, który zakładam, jest mu obcy. Wybór to wybór, i podziw mój, niewątpliwego grzesznika dla celibatu księdza Sowy jest wielki. Nie wie więc nic o ekonomii, a gada. Gada bzdury wielopiętrowe i doprawdy znowu nie wiem – co robi tam, koło niego Piotr Gabryel z tygodnika „Do rzeczy”. Jak można z kapłanem Sową mówić razem do rzeczy? Do tego w towarzystwie redaktora Knapika. Równie dobrze można przyjść do studia z reniferem, albo z dużym grzybem i na to samo wyjdzie. Warto zwrócić uwagę na to, że, gdyby dajmy na to, za czasów strasznej, ociekającej krwią i terrorem, pisowskiej władzy do studia ciągle przychodził ksiądz Rydzyk, albo w ogóle jakiś ksiądz, lewacy rozpoczęliby pod TVP głodówkę, a Adam Michnik napisałby niechybnie esej o końcu demokracji w Polsce. Może świat zwariował, może papież Benedykt XVI to świetnie widzi i próbuje temu jakoś zaradzić, ale nie widziałem dziennikarzy odprawiających msze święte w kościele ani polityków spowiadających grzeszników. Sytuacja, w której ksiądz niemal codziennie, nie tylko zabiera głos ale nieustannie obraża swoich wiernych, wydaje wyroki w sprawach ekonomii, o której nie ma zielonego pojęcia, który mówi, że Smoleńsk go w ogóle nie obchodzi, to jakim prawem jest jeszcze księdzem, jakim prawem nosi sutannę. Niech ją zrzuci i robi to, co lubi i umie rzeczywiście najlepiej: niech sieje swoją kłamliwą propagandę, bo jest w tym dobry, jest niezły, jest prawdziwym kapłanem stacji TVN 24. Jeśli ksiądz mówi o Tragedii Smoleńskiej, że ona go nic nie obchodzi, to jego miejsce jest u boku ludzi, którzy szli z krzyżem zrobionym z puszek po piwie, a nie wśród wiernych Kościoła, którzy modlili się i nadal się modlą za tych, których straciliśmy w Smoleńsku. GrzechG
„Nazywam się miliard” - taką nazwę nosiła akcja Lewicy międzynarodowej, która to Lewica twierdzi, że miliard kobiet jest prześladowanych przez mężczyzn, to znaczy” pada ofiarą przemocy”. I to tańczące wariactwo zorganizowano w Walentynki- „ święto” zakochanych.. Chyba w tym dniu jest najwięcej aktów przemocy wobec kobiet. Bo organizatorzy mogliby wybrać inny dzień. Na przykład – Światowy Dzień Radia, obchodzony zupełnie niedawno., albo Światowy Dzień Prostaty lub Cukrzycy.. Lub w Międzynarodowy Dzień Chorych na AIDS.. Jeśli jest nas na tym Bożym Świecie - Dzieci Bożych- 6 miliardów, z czego połowa to starcy i dzieci, a może i więcej, to ze zwykłej logiki wynika, że miliard młodych kobiet – to wszystkie kobiety, które są ofiarami przemocy w rodzinie, w konkubinatach, w związkach partnerskich czy innych związkach kociołapich. Czy to możliwe, żeby organizatorzy akcji wszystkie kobiety tego świata zakwalifikowali do grona ofiar przemocy? A gdzie są mężczyźni? Czy oni przypadkiem nie padają pod ciosami ręcznej przemocy przez zbyt krewkie kobiety? Żeńskiej przemocy nie ma.! Jest tylko przemoc męskich szowinistycznych świń.. Zresztą jak tak postęp będzie postępował, to za jakiś czas nie będzie rozróżnienia pomiędzy kobietami a mężczyznami, bo ludzie lewicy zacierają te różnice w imię równości- źle pojętej. Równości nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie na tym, Bożym Świecie pełnym złości, gdzie nie dość jest przezorności.. W końcu nie przypadkiem skrajnie lewicowy Ruch Palikota proponuje, żeby człowiek w wilku 16 lat wybrał sobie płeć(???). A dlaczego nie w wieku lat sześciu? Albo i wcześniej.?. I dlaczego to urzędnik państwa socjalistycznego nie powinien wybierać płci dziecku rodziców..? W końcu żyjemy w państwie, w którym o prawie wszystkim decydują urzędnicy. To dlaczego nie mieliby decydować o płci dzieci.?. Czas wprowadzić obowiązek mycia zębów dla dzieci- tak jak w socjalistycznej Szwecji.. A u nas oprócz tego – obowiązek mycia sztucznych szczęk przez starców.. Myliby szczęki zamiast uprawiać przemoc wobec kobiet.. „Nazywam się miliard” jest częścią międzynarodowej akcji lewicowej-„One Billon Rising, tak jak telewizyjne programy” Jeden z Dziesięciu”,” ”Bitwa na głosy” czy „Tylko muzyka”.. Powielamy wszystko! Konstruujemy kalki świata monotematycznego- zabijając różnorodność.. Ale ubikacje jeszcze mamy odrębne- odrębne dla kobiet, i odrębne dla mężczyzn.. Już dawano powinny być wspólne.. Bo jak twierdził duchowy przywódca genderowskich mas:” człowiek jest produktem wspólnoty”. Ale czy istnieje wspólnota Murzynów? To tak jak z koalicją w demokracji., ktoś bardzo słusznie zauważył.. ”Koalicja to sztuka noszenia prawego buta na lewej nodze bez obawy o odciski”. Całością genderowskiej akcji dowodziła pani Eve Ensler-„ pisarka”. A towarzyszyły jej genderowskie damy: Sylwia Chutnik, Olga Frycz i Misia Furtak.. Ciekawy musi być świat widziany przez pryzmat płci? Jak o wszystkim decyduje płeć, a nie na przykład rozum.. Pan Sylwia Chutnik jest absolwentką geneder studies, gdzie nauczają klasowego punktu widzenia- zamiast proletariat- kapitaliści,, kobieta- mężczyzna.. Taki konflikt naturalny, ale nie prawdziwy,, Tak nieprawdziwy jak konflikt kapitalista- robotnik.. Obaj płyną jednym statkiem.. I obaj mają wspólny interes, żeby nie utonąć.. Konflikt jest, ale pomiędzy kapitalistami.. Albo pomiędzy robotnikami. Tak jak pomiędzy feministkami, zwanymi przez niektórych- feminazistkami.. Często o mężczyznę mało się nie pobiją.. Tak jak mężczyźni o kobietę.. Gender-mama , pani Sylwia Chutnik prowadzi fundację MaMa, jest laureatką Paszportu Polityki- nagrody przyznawanej na linii i na bazie- nowoczesności obyczajowej.. Przecież ja bym takiej nagrody nie dostał? Dostają postępowcy, którzy przewracają świat do góry nogami.. Dostają nagrodę w nagrodę.. To jest nagroda polityczna, tym bardziej, że naczelny” Polityki”, pan Jerzy Baczyński- to członek międzynarodowej Komisji Trójstronnej., która wobec ludzkości ma niecne cele.. Wyzuć ją z tradycji i wymazać im przeszłość.. Pani geneder Sylwia Chutnik jest przewodniczką po Warszawie, ale specyficzną feministyczną przewodniczką.. Prowadzi turystów tylko szlakami wybitnych kobiet..(???) I jaki to obraz wyniesie turysta po wycieczce po Warszawie, przez pryzmat gender-feminizmu? Że Kopernik była kobietą.. A w historii w ogóle nie było wybitnych mężczyzn.. Same wybitne kobiety- w tym Róża Luksemburg.. Skończyła swój żywot w Szprewie.. Pani Sylwia -Gender napisała takie książki jak: ”Mama ma zawsze rację”,” Kieszonkowy atlas kobiet” „, czy Warszawa kobiet”.. Widzenie optyczne świata poprzez wyłączne istnienie kobiet.. Klasowo- feministyczny punkt widzenia świata.. Obsesja metrykalna! Pani Sylwia Gender będzie musiała w przyszłości zmienić nazwę fundacji z Fundacja MaMa, na Fundacja Rodzic I i Rodzic II.. Jak tylko fala „nowoczesności” dotrze z Francji do Polski, gdzie wyeliminowuje się słowa „ mama” i” tata” i nadaje się prawo do wychowywania dzieci przez homoseksualistów gender.. Już widzę, jak małe dzieciątko zamiast tradycyjnego” mama” będzie krzyczało” rodzic I”, albo” rodzic II”.. Roczne dziecko krzyczące „ Rodzic I”? Na jednego z homoseksualistów, który go wychowuje… na homoseksualistę! Homoseksualiści chcą sztucznie zwiększyć populację homoseksualistów.. To się skończy tak jak w starożytnej Grecji.. Zresztą w nowożytnej też! Bankructwem moralnym i ekonomicznym.. Pani Olga Frycz, to polska aktorka, córka znanego aktora Jana Frycza i siostra aktorki Gabrieli Frycz.. Interes rodzinny, niekoniecznie gender.. I aktorka i aktywistka feministyczna- w jednym.. Zagrała w wielu filmach, których tytuły łatwo zapamiętać: ”Nad rozlewiskiem” ,”Życie nad rozlewiskiem”,” Dom nad rozlewiskiem” czy” Miłość nad rozlewiskiem”.. Być może zagra w przyszłości w następujących filmach” Gender nad rozlewiskiem,” ”Nazywam się miliard nad rozlewiskiem””, ”Kopernik- kobieta nad rozlewiskiem”, ”Feminizm nad rozlewiskiem”, ”Homoseksualista nad rozlewiskiem”,” Katastrofa gender nad rozlewiskiem” i „Głupota feministyczna nad rozlewiskiem”.. Aż się to wszystko rozleje- oczywiście nad rozlewiskiem.. Kobieta- femina Misia Furtak, Michalina Furtak- jest wokalistą i basistą(???) zespołu” Tres.b”.. Powiedzmy sobie szczerze: który mężczyzna chciałby mieć za żonę, kobietę grającą na basie(???), albo na perkusji..(???) Nie daj Boże pilotującą helikopter szturmowy… No bo stewardessę- jak najbardziej.. Albo pilota samolotu pasażerskiego.. No właśnie czy pilotem samolotu pasażerskiego może być kobieta, tak jak Kopernik, który był kobietą.., w czasach kiedy jeszcze nie było samolotów, a wcześniej latał Ikar, który też był kobietą?? Zresztą wszyscy nasi królowi to też były kobiety- co tam kobiety- cioty.. To tylko kwestia historycznego czasu i badań naukowców- kobiet.. Gdyby okazało się, że samolot pasażerki pilotuje kobieta, to pasażerowie pytaliby jeden drugiego: „Czy leci z nami pilot”? A tu same kobiety-pilotki, w pilotkach- bez papilotów.. Taki nadchodzący czas- czas też powinien być
WJR
Czy Tusk chce nas pozabijać? Czy oznacza to, że przeszło 100 tys. polskich policjantów, tysiące strażników miejskich nie jest w stanie zapewnić porządku publicznego w kraju? Czyżby patriotyczne manifestacje były zbyt liczne? Przepisy o możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego już prezydent Komorowski podpisał. W tym samym czasie, kiedy społeczeństwo poruszone jest pomysłem na legalizację związków jednopłciowych i nazywaniem ich rodziną, cichcem próbuje się wprowadzać ustawy, moim zdaniem, bardzo niebezpieczne dla suwerenności Polski. Media zajęły się kontrowersyjnym pomysłem kandydowania Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu, a do rąk posłów trafił właśnie projekt ustawy groźnej dla swobód obywatelskich. Dla każdego z nas. Jakoś o tym cisza. Nawet opozycja milczy, choć dokument z podpisem Premiera Tuska – druk 1066 – został do Marszałek Sejmu Ewy Kopacz skierowany już 18 stycznia 2013 r.Uważam, że tego rodzaju rozwiązania prawne powinny być jawne i poprzedzone szeroką dyskusją. Mnie bardzo zaniepokoił zapis mówiący o możliwości ściągnięcia do Polski funkcjonariuszy sił specjalnych z państw nawet spoza Unii Europejskiej, jak to zapisano w art. 2 projektu ustawy: „w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami” (http://sejmometr.pl/sejm_druki/2 202 449). Dopuszczono używanie przez „zaproszonych” funkcjonariuszy środków przymusu bezpośredniego, w tym własnej broni palnej. Prezentowany projekt ustawy wyłącza dotychczasowe przepisy o materiałach wybuchowych, wprowadzając do obowiązującej ustawy w art. 2 po ust. 3 ust. 4 w brzmieniu:
„4. Przepisów ustawy nie stosuje się do materiałów wybuchowych nabywanych, przechowywanych, przemieszczanych i używanych przez zagranicznych funkcjonariuszy biorących udział we wspólnych operacjach, o których mowa w art. 2 pkt 1 ustawy z dnia … o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Odnoszę wrażenie, że wielu posłów nie zadało sobie trudu nawet przejrzenia projektu ustawy. Czyżby zadowolili się wyjaśnieniem, że chodzi o współdziałanie w akcjach ratowniczych? Tymczasem czytamy:
„Art. 8. 1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnych operacjach mają prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) okazywania legitymacji służbowej;
3) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji oraz materiałów pirotechnicznych i środków przymusu bezpośredniego;
4) użycia broni palnej w sposób i w trybie określonym w ustawie z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji”.
W „uzasadnieniu” natomiast zapisano: „Dotyczy to sytuacji, w których Rzeczpospolita Polska będzie potrzebować międzynarodowej pomocy w postaci interwencji odpowiednich służb, w przypadkach ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego, zapobiegania przestępczości, w trakcie zgromadzeń, imprez masowych, klęsk żywiołowych, katastrof oraz innych poważnych zdarzeń”. Na szybko przedstawiałam najważniejsze i najbardziej kontrowersyjne moim zdaniem zapisy. Jest ich więcej. Czy oznacza to, że przeszło 100 tys. polskich policjantów, tysiące strażników miejskich nie jest w stanie zapewnić porządku publicznego w kraju? Czyżby patriotyczne manifestacje były zbyt liczne? Przepisy o możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego już prezydent Komorowski podpisał. W tym projekcie nowej ustawy wyraźnie zapisano, że chodzi również o służby z państw spoza UE. W uzasadnieniu czytamy krytykę dotychczasowych rozwiązań: „Współpraca ta bywa jednak nieefektywna i niewystarczająca z uwagi m.in. na brak przepisów, które pozwalałyby na jednoczesny udział we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych funkcjonariuszy lub pracowników, zarówno z państw członkowskich Unii Europejskiej, jak i państw spoza Unii”. Apeluję o zapoznanie się z tym projektem. Może moje zbyt duże doświadczenie z różnymi prowokacjami i metodami pacyfikacji narodów sprawia, że jestem przewrażliwiona. Obowiązkiem dziennikarskim jest jednak sprawę nagłośnić.
PS. Poniżej fragmenty, które szczególnie wzbudziły moje zaniepokojenie. Może znajdziecie Państwo coś jeszcze – odsyłam na stronę sejmową: http://sejmometr.pl/sejm_druki/2 202 449
USTAWA (DRUK 1066)
z dnia…….. o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej).
Art. 1. 1. Ustawa określa zasady udziału zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, prowadzonych przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub Państwowej Straży Pożarnej.
2. Ustawy nie stosuje się do wspólnych operacji koordynowanych przez Europejską Agencję Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich Unii Europejskiej „FRONTEX” oraz wspólnych działań ratowniczych prowadzonych przez Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa.
Art. 2. Użyte w ustawie określenia oznaczają:
1) wspólne operacje – wspólne działania prowadzone na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z udziałem zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników:
a) w formie wspólnych patroli lub innego rodzaju wspólnych działań w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości – prowadzone przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu lub Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
b) w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami, klęskami żywiołowymi oraz poważnymi wypadkami w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości – prowadzone przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu lub Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
Art. 3.
2. Organ wnioskujący kieruje wniosek do organu państwa wysyłającego:
1) bezpośrednio – w przypadku:
a) wspólnych operacji, o których mowa w art. 2 pkt 1 lit. b,
b) wspólnych operacji z udziałem zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników z państw niebędących członkami UE lub państw niestosujących dorobku Schengen.
5. Minister właściwy do spraw wewnętrznych niezwłocznie powiadamia Prezesa Rady Ministrów o skierowaniu do organu państwa wysyłającego wniosku, o którym mowa w ust. 1 pkt 2 lit. d.
Art. 8. 1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnych operacjach mają prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) okazywania legitymacji służbowej;
3) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji oraz materiałów pirotechnicznych i środków przymusu bezpośredniego;
4) użycia broni palnej w sposób i w trybie określonym w ustawie z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji.
Art. 21. W ustawie z dnia 21 czerwca 2002 r. o materiałach wybuchowych przeznaczonych do użytku cywilnego (Dz.U. z 2012 r. poz. 1329) w art. 2 po ust. 3 dodaje się ust. 4 w brzmieniu:
„4. Przepisów ustawy nie stosuje się do materiałów wybuchowych nabywanych, przechowywanych, przemieszczanych i używanych przez zagranicznych funkcjonariuszy biorących udział we wspólnych operacjach, o których mowa w art. 2 pkt 1 ustawy z dnia … o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. poz.).
W uzasadnieniu:
„Współpraca ta bywa jednak nieefektywna i niewystarczająca, z uwagi m.in. na brak przepisów, które pozwalałyby na jednoczesny udział we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych funkcjonariuszy lub pracowników zarówno z państw członkowskich Unii Europejskiej, jak i państw spoza Unii”.
„Dotyczy to sytuacji, w których Rzeczpospolita Polska będzie potrzebować międzynarodowej pomocy w postaci interwencji odpowiednich służb, w przypadkach ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego, zapobiegania przestępczości, w trakcie zgromadzeń, imprez masowych, klęsk żywiołowych, katastrof oraz innych poważnych zdarzeń”.
„Ponadto przepisy prawa międzynarodowego, w tym Unii Europejskiej, nie regulują sytuacji, w której do udziału we wspólnej operacji lub wspólnym działaniu ratowniczym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przystąpiłyby jednocześnie jednostki służb porządku publicznego lub służb ratowniczych z różnych państw także spoza Unii Europejskiej”.
„W pierwszej grupie wymieniono Komendanta Głównego Policji, Komendanta Głównego Straży Granicznej, Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej oraz Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ponieważ w większości przypadków będą to działania prowadzone we współpracy z państwami stosującymi dorobek Schengen, dlatego takie decyzje powinny być podejmowane na szczeblu centralnych organów służb uprawnionych do udziału we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych po stronie polskiej, w celu uproszczenia procedur, co ma związek z potrzebą szybkiego reagowania w obliczu nagłych zdarzeń. W takich sytuacjach wsparcie międzynarodowe powinno być udzielane bez nadmiernych formalności, w razie zaistnienia bieżącej potrzeby”.
„Wśród uprawnień obcych funkcjonariuszy lub pracowników istotną rolę odgrywa prawo do użycia służbowej broni palnej – w przypadkach uprawnionej obrony siebie i innych osób oraz w indywidualnych przypadkach i za zgodą dowodzącego operacją funkcjonariusza polskiego. Użycie broni palnej musi odbywać się zgodnie z przepisami ustawy o Policji”. „Funkcjonariusze lub pracownicy innych państw mogą wykonywać czynności, o których mowa w art. 15 ustawy o Policji, w art. 11 ustawy z dnia 12 października 1990 r. o Straży Granicznej, w art. 13 ustawy z dnia 16 marca 2001 r. o Biurze Ochrony Rządu oraz w art. 23 ustawy z dnia 24 maja 2002 r. o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu, wyłącznie pod kierownictwem i w obecności funkcjonariuszy Rzeczypospolitej Polskiej. Zakres przyznanych uprawnień zależy od tego, kto koordynuje wspólną operację. Taka regulacja ma charakter pragmatyczny, jako że z punktu widzenia skuteczności wspólnie prowadzonych działań funkcjonariusze lub pracownicy zarówno obcy, jak i polscy powinni posiadać takie same uprawnienia. Również użycie materiałów pirotechnicznych przez zagranicznych funkcjonariuszy będzie odbywać się pod dowództwem i w obecności polskiego funkcjonariusza”.
„Odnośnie do wspólnych działań ratowniczych katalog uprawnień jest ograniczony, co wynika przede wszystkim z charakteru tych działań”.
„W przypadkach nagłych wystarczające będzie przesłanie wyciągu w języku angielskim z polskich przepisów, w szczególności dotyczących zasad i warunków użycia broni i środków przymusu bezpośredniego”.
„Jeżeli zaś wspólne operacje będą podejmowane na wniosek ministra właściwego do spraw wewnętrznych działającego na wniosek Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub z udziałem funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, należności, o których mowa w ust. 1, będą pokrywane proporcjonalnie do liczby zaangażowanych we wspólną operację funkcjonariuszy lub pracowników danej służby, w ramach limitów części budżetowych, którymi dysponują Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz minister właściwy do spraw wewnętrznych, chyba że przepisy wiążących Rzeczpospolitą Polską umów międzynarodowych stanowią inaczej” Jadwiga Chmielowska
Rząd cieni czy cień rządu 88 Professoren – Vaderland, du bist verloren * Socjalism is a philosphy of failure, the creed of ignorance, and the gospel of envy, its inherent value is the equal sharing of misery- W.Churchill
W sytuacji gdy aby przejąć władzę od mocno nadwerężonej czasem ekipy premiera Tuska opozycji wystarczyłoby hasło „mniej socjalizmu” prezes Kaczyński znowu potyka się o własne nogi. Do tego sprowadza się straszenie populacji alternatywą „rządu ekspertów” profesora Glińskiego i socjalizmu PiSu w wersji turbo. „Trzy miliony mieszkań” najwyraźniej nie wystarczyły, trzeba teraz „stydendium demograficznego” aby miał w nich kto mieszkać… Po ośmiu miesiącach poszukiwań rząd ‚cieni’ profesora Glińskiego zasiliła ostatnio osobliwa para ekspertów z tytułami profesorskimi. Pan profesor W. Modzelewski, o sławie byłego doradcy Samoobrony, wygłosił z tej okazji kuriozalny lament na temat fatalnego stanu państwa a systemu podatkowego w szczególności. Zapomniał dodać że sam jest przecież za to odpowiedzialny. Czy to czasem nie on sam tworzył ten system jako wiceminister finansów w rządach postkomunistów w latach 1992-1996? Tak się nam przynajmniej wydawało… Profesor Modzelewski najpierw rzeczy odpowiednio namotał, tak aby nikt nie mógł się połapać w arkanach nowego systemu. Potem w Rzepie pracowicie wyjaśniał jak system jego autorstwa należy interpretować. Udowodnił tym że istnieje w państwie na szczęście jedna osoba która to potrafi. Doradzanie jak obchodzić zastawione wcześniej pułapki w bizantyjsko skomplikowanym systemie musiało okazać się całkiem niezłym biznesem skoro doprowadziło do powstania całej armii doradców podatkowych, z Instytutem Studiów Podatkowych profesora Modzelewskiego na czele. Licząc prawdopodobnie na grupową amnezję społeczeństwa prof. Modzelewski proponuje teraz, o ile dobrze rozumiemy, mniej więcej powtórkę z historii. Nowy system podatkowy, nowa ustawa o podatku CIT i PIT, z możliwością jednorazowego odliczenia wydatków inwestycyjnych, nowa ustawa o podatku VAT… Wszystko to dałoby ekspertom rządu Glińskiego okazję do wpompowania nowej porcji ulg, obejść, zwolnień i kruczków, oraz do przynajmniej potrojenia objętości przepisów. Wystarczy ich potem na kolejną dekadę albo i dwie prywatnego doradzania i „interpretowania”. Nie bez kozery jako sługa publiczny prof. Modzelewski nie przejawiał nigdy specjalnego entuzjazmu do rzeczy prostych i oczywistych, a przez to tanich i łatwych w realizacji. Takich jak chociażby podatek liniowy, który wysłałby na zieloną trawkę tysiące doradców podatkowych, albo obcięcie zatrudnienia w aparacie fiskalnym co, jego zdaniem, przyniosłoby obniżenie jakości obsługi podatników oraz szkody dla interesów państwa. Uwielbiana przez socjalistów formułka na każdą propozycję przycięcia rozrośniętego do absurdalnych rozmiarów państwa.dart Doradza profesorowi Glińskiemu także profesor Rybiński. Z braku przepowiadanego przez siebie armageddonu w Europie profesor Rybiński urządził prywatny armageddon klientom swojego funduszu Eurogeddon, którzy w jeden krótki rok stracili blisko połowę wkładu. Teraz najwidoczniej podobny armageddon profesor Rybiński chce urządzić w skali narodowej, namawiając profesora Glińskiego na „stypendium demograficzne”. Ma ono być w wysokości 1 tys. zł miesięcznie na dziecko od urodzenia do ukończenia 18. roku życia, czyli równowartość eur 40k za każde dziecko. Nie pierwszy to raz socjaliści widzą naród jako zbiór maszynek do rozmnażania się i na problem demografii mają jedno uniwersalne rozwiązanie – subsydiowana reprodukcja jak w farmie królików. Krytycy tego socjalizmu zbywani są zwykle standardowym „a kto będzie inaczej wypłacał twoją emeryturę?”. Dla profesora Rybińskiego nie ma wątpliwości że musi to być państwo bo sama myśl że obywatel sam mógłby zatroszczyć się o swoją emeryturę gdyby tylko państwo się od niego odczepiło graniczy z herezją. Zapytany kiedyś o możliwość dobrowolności składek emerytalnych wątpliwości rozwiał szybko: Nie dobrowolność!!! Nie wolno dawać dobrowolności bo wtedy ludzie wydadzą wszystkie pieniądze i gdy przyjdzie wiek emerytalny to się okaże że nie ma za co żyć. Emerytury muszą być przymusowe. No więc emerytury muszą być przymusowe i przymusowy musi być socjał który je wypłaca a teraz ma w dodatku płacić za robienie dzieci w skali masowej. A tylko jeden milion dodatkowo wyhodowanych w ten sposób obywateli, i to bez żadnej gwarancji że potem nie wywieją, to już 1/10 PKB, nie mówiąc nawet o reszcie socjału, z emeryturami i innymi „innowacjami” na czele. Skąd wziąć na to środki? Tu na szczęście rząd Glińskiego ma pewne poczucie humoru widząc wyjście w „uszczelnianiu systemu”. A co z uszczelnianiem granic? Ciekawe co jeszcze wymyślą eksperci profesora Glińskiego zanim skompletuje on rząd. Subsydiowaną Viagrę? Zakaz emigracji? Domiary dla bezdzietnych? Socjalistom, czy to Tuska czy Kaczyńskiego, nie przyjdzie nigdy do głowy że obywateli netto nie przybywa właśnie z uwagi na socjalizm, uniemożliwiający im znalezienie rozsądnej pracy za rozsądne wynagrodzenie, czy prowadzenie normalnej firmy którą wykańcza ZUS. Obywatele masowo wieją z kraju bo mają socjalizmu po dziurki w nosie i chcą „normalu”, a nie jeszcze więcej troszczącego się o nich socjalu. Subsydiowanie prokreacji wśród bezrobotnych i dalsze wykańczanie sektora prywatnego jeszcze wyższym ZUSem i jeszcze wyższymi podatkami – nieunikniona konsekwencja planów profesora Glińskiego – jest ślepą uliczką; pogorszy prędzej rzeczy zamiast je polepszać.
Proponujemy profesorowi Glińskiemu kompletowanie gabinetu cieni inną metodą – przez puszczanie rzutek w otwartą książkę telefoniczną miasta Warszawy. Jest przynajmniej jakaś szansa że nie trafi na socjalistę DwaGrosze
Sto tysięcy dorszy Jakuba Śpiewaka Wszyscy oni żyją w przeświadczeniu, że „ten kraj” należy do nich, a hołota ma jeść byle co, byle jak żyć, i zapieprzać codziennie do roboty, za pensje, które mają wystarczyć jedynie do przetrwania, już nawet nie do reprodukcji, jak w starym, wilczym kapitalizmie. Każdy, kto mówi dziś, że Trzecią Rzeczpospolitą można jeszcze naprawić, zmienić, zreformować, jest albo oszustem, albo głupkiem. Dotyczy to też przedstawicieli tak zwanej prawej strony. To złudzenie, coś, czego nie da się już zrobić, ponieważ to państwo się rozpadło na naszych oczach. Jeśli komuś wydaje się, że jego funkcjonowanie to woda w kranie i Internet, to głęboko się myli. Możemy nawet teoretycznie mieć wszystkiego niemal pod dostatkiem i nie mieć własnego państwa, nie mieć własnego hymnu, ani własnej armii. Co do armii, trzeba już teraz głośno pytać, czy ją w ogóle mamy. Polska w ciągu sześciu lat została zdewastowana instytucjonalnie i moralnie, okradziona wszędzie tam, gdzie tylko krążyły pieniądze. To, co publikuje portal Wprost.pl o Jakubie Śpiewaku*, młodym, ambitnym przedstawicielu elity III RP, twórcy fundacji Kidprotect.pl , mającej bronić dzieci, jest tylko małym odpryskiem nędzy III RP, jej upadku. Tak ona wygląda właśnie od środka, tak żyje się jej beneficjentom na co dzień, a jest to tylko namiastka tego, co kryje się za murami instytucji publicznych. W Polsce przekręt goni przekręt, a wszystko wynika z całkowitej bezkarności ludzi systemu. Kilkadziesiąt tysięcy złotych wydanych na luksusowe ciuchy jest tym bardziej przygnębiające, że pieniądze wpływające na konto fundacji Pana Śpiewaka miały służyć obronie dzieci przed pedofilami i zwyrodnialcami. Jakże szlachetna idea i jakże ponury obraz tego, co sobą reprezentuje ten młody człowiek. To jest nic, tylko to poczucie, że nam to Polacy można skoczyć, że jesteśmy ponad narodem i ponad prawem. Zero wartości mają przeprosiny i słowa ubolewania Pana Jakuba Śpiewaka, są po prostu żałosne. Prokuratura oceni, jaka jest skala jego przestępczej działalności, bo co do tego nie ma żadnych wątpliwości, że złamał prawo. Trzeba być chyba kretynem, by mówić o jakiejś niefrasobliwości. Służbowa karta z dostępem do konta fundacji jest do służbowych zakupów, a karta prywatna do prywatnych zakupów. O czym tu mamy niby deliberować? Ale portal bzdet może oczywiście się rozpisywać o dramacie moralnym młodego Śpiewaka. Do tego mamy wypłaty gotówkowe na blisko 170 000 złotych, ale niech wyjaśni to prokurator, na co poszły pieniądze z konta fundacji. Pamiętamy też, jak ów miłośnik luksusowej odzieży, kupowanej za nie swoje pieniądze, rzygał jakże niedawno Smoleńskiem, rzygał już w czasie, gdy prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie jego fundacji. Nie ma co znęcać się nad Jakubem Śpiewakiem, bo Smoleńskiem rzyga połowa warszawskiego salonu, korporacji, agencji reklamowych. Wszyscy oni żyją w przeświadczeniu, że „ten kraj” należy do nich, a hołota ma jeść byle co, byle jak żyć, i zapieprzać codziennie do roboty, za pensje, które mają wystarczyć jedynie do przetrwania, już nawet nie do reprodukcji, jak w starym, wilczym kapitalizmie. Bo tu idea jest taka, żeby Polacy po prostu za jakiś czas wymarli. A do czasu wymarcia mają oddać wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Myślę, że do tego sprowadza się cała filozofia totalitarnego reżimu, który zawładnął Polską i który jeszcze można pokonać, jest jeszcze na to czas. Żeby nie było żadnych niedomówień. Przeciwnik Polski jest szalenie groźny i ma wielkich sojuszników politycznych w Moskwie, Berlinie i za oceanem. Nie ma on żadnej określonej narodowości, poza stuprocentowo lewackim przeświadczeniem, że tak czy inaczej, rządy powinny mieć wymiar światowy, takie czy inne, ale ponad narodami. Narody są największym wrogiem wielkiego kapitału i lewaków. To dlatego razem występują przeciwko tradycyjnej, chrześcijańskiej cywilizacji, przeciwko katolicyzmowi. To plucie ma kres i musi się wreszcie skończyć. Być może taki jest też ukryty sens abdykacji papieża Benedykta XVI, być może chce bronić Europy, takiej jaką znamy, przed nowym porządkiem. Namiastka tego porządku, w którym oszuści i złodzieje są autorytetami, została już wstrzyknięta Polsce. Jak zwykle, okazało się, że dla Polaków trzeba iście końskiej dawki. Nie spisały się lewackie doktory.
*http://www.wprost.pl/ar/388555/Skandal-w-fundacji-pomocy-dzieciom/?pg=1
GrzechG
Jeszcze letarg w Polsce.Czy Europa się już budzi? Pan profesor Nałęcz z oburzeniem przyjął informacje o premiach dla marszałków Sejmu. Jako podwładny dobrotliwego Ojca, BulKomorowskiego nie mógł postąpić inaczej. „Tomasz Nałęcz kilka dni temu stwierdził w Radiu Zet, że suma nagród odebranych przez prezydium Sejmu – chodziło o 245 tys. zł – jest „szokująca”. Samo przyznanie premii nazwał zaś „wpadką i „błędem”. Dwukrotnie wyższy wydatek na identyczny cel własnego szefa, Komorowskiego na premie dla doradców i ministrów w kwocie ponad 500 tys. uznał wyraźnie za właściwy. Być może uznał, że marszałkowie nie muszą się wcale wysilać, za to praca dla prezydenta wymaga niezwykłych, dodatkowych wysiłków. Czyżby intelektualnych? Lotnisko w Modlinie – otwarte z pompą i szybko zamknięte. Podobno zamkniecie może potrwać do końca roku, a zarząd szuka innego wykonawcy. Kto zapłaci za te niedoróbki? W gminie zbudowano nową drogę i most, łączący dwie miejscowości (Gorczyce i Orliska). Droga wiedzie przez międzywale przeciwpowodziowe.I jest notorycznie zalewana z jednej strony, bo nie uwzględniono tego oczywistego faktu w projekcie. Co i rusz słyszymy o drogach budowanych donikąd, jak w podwarszawskiej Wesołej *. O brakujących metrach autostrady, o przekrętach przetargowych itp. Nikt za to wyrzucanie pieniędzy w błoto nie odpowiada. Włada jest bezkarna i przyznaje sobie premie za to, ze jest i ma wypełniać swoje obowiązki. Choćby je wypełniała byle jak. Im się należy. Często słychać o nieuzasadnionych egzekucjach komorniczych. Zabrano 30 tys. z konta chorej kobiety- sady nie dopatrzyły się działań niezgodnych z prawem, mimo że dług dotyczył innej osoby. Rozebrano i sprzedano halę stalową właściciela gruntu za długi zapewne dzierżawcy….. Właściciel dostanie pieniądze ze sprzedaży. Na pewno nie starczą na zbudowanie hali. Państwo jest sprawne w wyciąganiu pieniędzy od szarego obywatele i bardzo sprawne w rozdawnictwie dla siebie. I kolesi. Historia LOTu jest dobrym tego przykładem. I wiele innych spółek SP. Z odszkodowaniami za odejścia, przyjmowaniem z powrotem i urządzaniem się przez cwaniaczków z kast partyjnych na lata, jak nie na całe życie. Chociaż to ostatnie raczej wykluczam, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dlatego warto być u samego koryta. Od blisko trzech lata obserwujemy skandaliczne łamanie praw człowieka w sposobie traktowania rodzin Ofiar Smoleńskich przez Komisje Millera i prokuraturę. I tych wszystkich Polaków, dla których wyjaśnienie przyczyn tej tragedii narodowej jest równoznaczne z racją stanu. Oczywiście jest spora grupa tych, dla których jedyną racją stanu jest dorwać się do jakiegoś pomniejszego korytka i z hasłem wolności na ustach utożsamianym : rób ta co chceta” -używać życia. Doskonale to wiedza odpowiedzialni za skandal. Jak można nie określić skandalem, ze przez blisko miesiąc Polacy byli świadomie wprowadzani w błąd co do godziny samej katastrofy ? Jak można spokojnie przyjmować , że 3 lata są potrzebne na obmiary brzozy , która był podobno decydującym momentem i dla skutków katastrofy? Prze blisko dwa lata obowiązywała wysokość 5, 1 –prokuratorzy którzy zmierzyli brzozę podczas ostatniego pobytu dodali 1, 5 metra. Z protokołu rosyjskich oględzin z dnia katastrofy czytamy o 11 metrach… Teraz czeka nas kolejna korekta…** jest jasne, ze Polacy nawet brzozy samodzielnie nie mierzyli.Za to pewnie budowali na danych z rosyjskiego raportu tezy o trajektorii lotu TU 154 M. Póki co propaganda sukcesu Tuska zaczyna zawodzić. Planowane roszady na stołkach zapewne nic w tej materii nie zmienią. Potrzebne byłoby gruntowne sprzątanie w spółkach SP, instytucjach , kierownictwach ministerstw, w rzeszach doradców których jedynym zajęciem jest rozwalanie propozycji poprzedników bez wizji długofalowego rozwoju podległych im instytucji. Zdarzyła się jedna długofalowa Boniego , teraz przepracowana w dokładnie przeciwnym kierunku. Jest lepsza dla Polski od poprzedniej. Ale ta zmiana oznacza, że władza działa na zasadzie budowy eksperymentów. Na żywym organizmie jakim jest naród.
Za granicą Rosja zbroi się na potęgę. Odnawia i rozbudowuje potencjał marynarki wojennej z okrętami atomowymi zdolnymi do wystrzeliwania pocisków z głowicami jądrowymi na odległość 1, 5 tys. km. Ogromne nakłady ponosi na rozwój sił lądowych i powietrznych. Te fakty zaczynają niepokoić nawet dowództwa krajów znanych ze swojej neutralności. „W wypadku zbrojnej napaści, Szwecja będzie w stanie bronić się najwyżej przez tydzień. Takie oświadczenie głównodowodzącego szwedzkich sił zbrojnych generała Sverkera Göransona tamtejsze media nazywają "polityczną bombą". Generał opiera się na wynikach przeprowadzanej przez Sztab Generalny tak zwanej gry wojennej. Okazało się w dodatku, że Szwedzi mogą stawiać samodzielnie opór tylko na fragmentach swojego terytorium.” (…)Szwecja nie należy do żadnego bloku obronnego. Jej przywódcom wydawało się, że po upadku Związku Radzieckiego świat pozostanie jednobiegunowy, z hegemonem jakim są Stany Zjednoczone. Teraz przychodzi otrzeźwienie, głównie w wyniku systematycznego zbrojenia się Rosji.” W sferze poglądowej o konieczności powrotu do korzeni europejskości głośno mówił do tej pory Wiktor Orban. Nie krył swojego eurosceptycyzmu prezydent Czech Klaus. Ostatnio do krytyków kierunku w jakim idzie UE dołączył Thorbion Jagland sekretarz Rady Europy. Mówi wprost o konieczności posprzątania Europy „dostrzega jednak bardziej niepokojący trend - kryzys wartości.”(…)"Kryzys i rozczarowanie obecnymi systemami politycznymi odbija się eskalacją radykalizmu, mowy nienawiści, nowego nacjonalizmu, szkalowania imigrantów oraz innych mniejszości" - uważa.”. Stanowcza postawa Camerona żądającego zmniejszenia brukselskiego molocha biurokracji może spowodować konsolidację różnych członków na tym celu.
Czy Europa powoli się budzi?
* Ulica Nowoborkowska, która do tej pory była zwyczajną, piaszczystą drogą prowadzącą do lasu, której często do wycieczek do Międzylesia używali głównie rowerzyści, niedawno zaczęła przechodzić przemianę. Obecnie na całej długości został położony asfalt, a po bokach chodniki z kostki wraz z szerokimi ścieżkami rowerowymi. Przy ulicy postawiono też latarnie. Powstały nawet zatoczki dla przyszłych przystanków autobusowych. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że droga prowadzi donikąd. W pewnym momencie dosłownie się urywa – kończy się asfalt i kostka, a dalej mamy przed sobą piaszczystą drogę przez dość gęsty las. Jeszcze niedawno na tej dalszej części drogi były wyłożone betonowe płyty, które widać na wielu drogach na osiedlu Stara Miłosna. Jednak niedawno ktoś się ich pozbył i ustawił enigmatyczną tabliczkę „Teren prywatny”.
**W Smoleńsku rozpocznie się dziś kolejny etap prac polskich ekspertów i prokuratorów. Tym razem skoncentrują się na pomiarach drzewa, o które zawadził skrzydłem prezydencki samolot. Ekipa biegłych i prokuratorów będzie pracować w Rosji do 8 marca. Część ekspertów zajmie się pomiarami pnia brzozy, rosnącej na obrzeżach lotniska Siewierny w Smoleńsku. Chodzi o dokładne ustalenie, na jakiej wysokości skrzydło Tupolewa ścięło brzozę. Początkowo Naczelna Prokuratura Wojskowa podała, że na wysokości 770 centymetrów, a następnie sprostowała, że na wysokości 666 centymetrów. Według ekspertów, ta różnica jest istotna dla ustalenia trajektorii lotu Tu-154M. Pozostali prokuratorzy udadzą się do Moskwy, gdzie mają przejąć dowody rzeczowe zabezpieczone na miejscu katastrofy. Wszystkie czynności będą odbywały się pod nadzorem rosyjskiego Komitetu Śledczego.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/komornicy-zwrocili-pieniadze-chorej-kobiecie-sprawa-nie-jest-zakonczona,302375.html
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130203/TARNOBRZEG/130209892
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/nowa-droga-w-dzielnicy-wesola-prowadzi-donikad,1,4826039,wiadomosc.html
http://www.tvn24.pl/prosto-z-polski,18,m/komornik-kazal-rozebrac-hale-choc-dlugu-nie-bylo-i-sprzedal-ja-na-licytacji,306748.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/415302,minister-obrony-szwecji-przyznaje-mozemy-bronic-sie-tylko-przez-tydzien.html
http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/pora-posprzatac-europe,1891562,6806
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Radoslaw-Sikorski-o-NATO-Rosji-i-taktycznej-broni-jadrowej,wid,14485682,wiadomosc.html?ticaid=11014d&_ticrsn=3
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/pentagon-odnawia-swoj-europejski-arsenal-jadrowy,291555.html
http://fakty.interia.pl/polska/news/nalecz-nie-zamierzam-oddac-nagrody-od-prezydenta,1894142
MAŁGORZATA PUTERNICKA/1MAUD
Subotnik: Git-salon się bije Jest sobota, więc dla odprężenia sięgam sobie po magazyn poświęcony militariom. A tam akurat o zapomnianej wojnie Iraku z Iranem w latach osiemdziesiątych. No i już relaks diabli wzięli, bo skojarzenia od razu kierują moje myśli ku zajmującemu większość uwagi mediów konfliktowi salonu z Palikotem. Rzecz w tym, że patrzę nań tak właśnie, jak świat zachodni patrzył w latach osiemdziesiątych na wspomniany konflikt iracko-irański. Wzięli się za łby Saddam Husajn z Chomeinim? Wyrzynają nasi wrogowie jedni drugich z zapałem? Świetnie. Jak wam możemy pomóc, boys, żeby nie zabrakło wam przypadkiem broni i woli walki aż do pełnego zwycięstwa? Nie żebym zmienił zdanie o tej kreaturze, jaką jest Palikot, ale w bijatyce między nim a tymi, którym się tak udał, warto by go wesprzeć. Tym bardziej, że nawalanka jest jak na razie jednostronna. Palikot jakby nie rozumiał, o co w ogóle do niego ma salon pretensje, i jeszcze się mu nie odszczekuje. Czekam, aż zacznie. Bo Palikotowi − idę o zakład − się po prostu „wypsnęło”. Poleciał po prostu instynktem chamusia, który jakby się nie przebierał, jakby nie perfumował i ilu specjalistów od pijaru nie zatrudnił, w głębi zawsze chamusiem pozostanie. Urągliwa sugestia, że skoro baba mu się stawia, to znaczy, że jest niezaspokojona i przydałoby się jej dobre… zgwałcenie, naszła go równie machinalnie, jak nieboszczyka Leppera zdrowy śmiech na myśl o zgwałceniu prostytutki. Albo jak Wojewódzkiemu czy Węglarczykowi kpiny z Murzyna czy sprzątających Ukrainek. Po prostu, jak to ujął w estradowym monologu Pietrzak − „taki mamy, k… , high life. Politycznie mogę mieć różne zastrzeżenia do Jarosława Kaczyńskiego i ludzi, którzy za nim stoją, ale trzeba być ślepym, albo samemu prezentować ten sam poziom osobistej kultury co Palikot, Wojewódzki i Węglarczyk, by nie zauważać, że Kaczyński to wychowanek zasadniczo wyższej cywilizacji. Pogrobowiec wymierającego świata inteligenckiego, który przepuszcza kobietę w drzwiach nie dlatego, że tak mu doradzono (albo sam wymyślił, że to dobrze będzie odebrane), tylko instynktownie. Dlatego zresztą przegrywa, bo wychowanie przez ten świat nasyca człowieka skrupułami, wpaja mu równie instynktowne jak kindersztuba poszanowanie dla drugiego człowieka i dla norm przyzwoitości. Obecna władza III RP − zarówno ta polityczna, jak i opiniotwórcza − wywodzi się zaś ze świata zupełnie innego (moi, qui balance entre deus ages, że tak pojadę Brassensem, ja, który jestem na granicy tych dwóch mentalności, znam i dobrze widzę oba światy, więc możecie Państwo wierzyć memu opisowi). Obecna władza III RP pochodzi ze świata chamskiego, a ściślej, z wytworzonej przezeń swoistej elity cwaniackiej, git-ludzi, którzy wszystkich innych postrzegają jako frajerów. Pomijając pewną ilość „pożytecznych idiotów”, reprezentowanych przez pana Olbrychskiego czy Stuhra, czyli inteligentów, którzy zaprzeczyli swej tradycji z nienawiści do Polaka-katolika (to zjawisko warte osobnego opisu), to elity III RP ukształtował etos prowincjonalnych dresiarzy, zmawiających się pod sklepem, kogo by tu „puknąć” albo „skubnąć”, by zdobyć na dzisiejszą flaszkę. I żeby nie wiedzieć jak dekorowała się ta „elita” profesorami, niczym wisienkami na torcie, to ta dresiarska, chamska pogarda wyłazi z niej bezustannie, jak przysłowiowa słoma z butów. W pogardzie dla staruszek, którym się powinno zabierać dowód osobisty, bo za głupie, by głosować, i rozganiać je kopniakami spod krzyża, bo obciach robią. Albo w pogardzie dla „czarnucha”, który zamiast być drugim Simonem Molem, młotem na polską nietolerancję, sam okazał się mieć niewłaściwe poglądy. Tomasz Lis − jeden z archetypicznych dla III RP przykładów intelektualnego parweniusza − szydzi z naszego wydawanego za „cinkciarskie pieniądze” tygodnika. Gdyby umysł Lisa funkcjonował w kodzie inteligenckim, musiałby się on po takich słowach zawstydzić niekonsekwencji. No, bo przecież sam brał te cinkciarskie pieniądze i wydawał na siebie i swoich przypleczników garściami. Podobnie musiałby się zawstydzić faktu, że wcześniej brał je i od „polszmatu” Solorza, i od „pisowców” rządzących TVP. Ale Lisowi wstyd czy poczucie niekonsekwencji do głowy nie przyjdzie, bo jego kod myślenia jest zupełnie inny, właśnie jak owych przykładowych dresiarzy spod sklepu. W tym myśleniu − jak „skubnąłem” frajera, to punkt dla mnie. Tym bardziej właśnie mam prawo frajerem gardzić, że go orżnąłem na kasę, a z siebie być zadowolony. Można by rzec, że Lis to przypadek osobny, przypadek indywidualnej megalomanii, i że jego pogarda dla wszystkich, którzy nie są Tomaszem Lisem, to zwykły, doskonale przez psychiatrię opisany narcyzm, a nie kulturowy kod awansowanego prostaka. Proszę jednak zwrócić uwagę, że taka sama pogarda dla − nawet własnych − widzów, których trzeba karmić bzdurami, bo weźmie jeden matoł z drugim pilota i przełączy, wyszła swego czasu z Grzegorza Miecugowa. Proszę porównać ją ze wspomnianym Palikotem, ku aprobacie i zrozumieniu „Wyborczej” wyjaśniającym, że musi być chamem i pajacem, bo inaczej by nie przekroczył progu wyborczego. „Wytęż wzrok”, jak to pisano w dawnym „Przekroju” z czasów Zielonej Gęsi i Filutka, i sam znajdź, drogi czytelniku, kolejne przykłady tej pogardy dla starszych, gorzej wykształconych i z mniejszych ośrodków, dla „pisowców”, dla biedoty i „niezałapanych” − robota nie jest trudna, wyłazi ich pełno. Zwłaszcza w chwilach sporu, gdy bywalcy salonów mówią szybciej, niż myślą, więc mówią, co naprawdę mają w sonie. Rasistowskie bluzgi postępowców na posła Godsona pięknie rymują się z artykułem pani profesor Środy, która kpi sobie z faceta, który do nas, Europejczyków, przyjeżdżając z Afryki czuje się tu misjonarzem… i nagle mamy tę samą wizję Afrykanów jako gołych dzikusów i kanibali, ten sam rasistowski wdzięk, co w żartach ministra Sikorskiego z Obamy czy kpinach Wojewódzkiego z Figurskim z „murzyńskiej telefonii komórkowej”. W „Gazecie Wyborczej” pełna oburzenia tyrada, że Tomasz Sakiewicz przedłuża proces, nie stawiając się, pod pretekstem, że nie został o rozprawie zawiadomiony zgodnie z obowiązującą procedurą, bo co z tego, że nie został, skoro jego własna gazeta o rozprawie informowała. No, a ja pamiętam, jak Adam Michnik latami przeciągał proces z wydawcą „Rzeczpospolitej”, bo jego własna redakcja nie była w stanie − jak wysokiemu Sądowi tłumaczył z miedzianym czołem mecenas Rogowski − ustalić miejsca pobytu swojego, wówczas jeszcze aktywnego, redaktora naczelnego, i przekazać mu pism procesowych. Identycznie grała sobie „Wyborcza” w kulki twierdząc, że nie zna miejsca zamieszkania redaktora Czuchnowskiego i nie ma z nim kontaktu, a dzisiaj ten sam Czuchnowski, który w taki sposób uciekał przed odpowiedzialnością za publiczne zniesławienie, pryncypialnie atakuje Jana Pińskiego (kolejna wojenka iracko-irańska) demaskując, że sięga on po prawne kruczki, by uniemożliwić komornikowi wejście mu na pensję. Hipokryzja nie jest w tym towarzystwie niczym nowym, i pewnie dlatego nie zauważamy, skąd się ona bierze. A bierze się właśnie z tej git-mentalności. My jesteśmy git, a oni są frajerzy. Zasady, które są dla frajerów, git-salonu nie obowiązują. To oczywiste, nawykowe, instynktowne. Oburzające może być tylko to, jeśli jeden git potraktuje drugiego gita jak frajera. W ciągu kilku dni różne autorytety, od polityka rządzącej partii, przez udającego inteligenta aktora, po przegiętą ciotę z „Pudelka”, publicznie poniżały profesor Pawłowicz sugestią, że jej wypowiedzi wynikają z faktu, iż jest starą panną, osobą niezaspokojoną („nic dobrego jej w życiu nie spotkało”). Kiedy nazajutrz identycznym sznytem poleciał Palikot po Nowickiej, salon zaczął się miotać, pluć i tupać z wściekłości.Bardzo w logice fabuły byłoby, żeby teraz Palikot (którego kombinacje z fikcyjną sprzedażą spółek, darowiznami z rajów podatkowych i inne sposoby przechwycenia majątku należnego byłej żonie „Wyborcza” bagatelizowała ongiś uprzejmą frazą „optymalizowanie podatków”) zaczął wypominać prominentom „Agory” uwłaszczenie się na tytule, który miał być własnością całej opozycji. Albo żeby jak ongiś Grzegorz Kołodko odpalił, że obszczekuje go „koszerna gazeta” (nawiasem, Palikot próbował już podjechać na wszystkim, ale na antysemityzmie jeszcze nie, czy nie czas zawalczyć o rząd dusz z Bublem?). No, przecież chyba nie będzie takim mięczakiem, żeby wziąwszy za Nowicką po pysku podkulić ogon pod siebie? Nie będę pytał, kto z Państwa jest za Iranem, a kto za Irakiem, ale ciekaw jestem, jak obstawiacie − pójdą git-salony na wybijankę, czy jednak zwycięży poczucie wspólnoty? RAZ
Kontynuujemy debaty o najważniejszych polskich problemach
1. Wczoraj odbyła się kolejna debata programowa organizowana przez Prawo i Sprawiedliwość, tym razem poświęcona przyszłości polskich rodzin pod znamiennym tytułem „Teraz rodzina”. Obyła się ona następnego dnia po konferencji kandydata na premiera rządu technicznego prof. Piotra Glińskiego, na której prof. Rybiński przedstawił koncepcję stypendium demograficznego w wysokości 1000 zł miesięcznie na każde nowo narodzone dziecko wypłacane aż do jego pełnoletności. Pomysł został natychmiast zaatakowany przez premiera Tuska, choć sam szef rządu przez 5 lat rządzenia wprowadzał tylko rozwiązania godzące w interesy polskich rodzin i osłabiające ich zainteresowania posiadaniem i wychowywaniem dzieci (jak choćby podwyżkę stawek podatku VAT na ubranka i obuwie dziecięce). Rybiński przedstawił wprawdzie źródła z których chciałby je finansować ale kto by chciał tego słuchać, pomysł zdaniem rządzących jest nierealny i już. Nieważne że przy takiej jak obecnie dzietności (207 miejsce w świecie na 222 klasyfikowane kraje) jest jasne, że w ciągu najbliższych 20-30 lat, polski system ubezpieczeń społecznych legnie w gruzach i to zarówno ten ZUS-owski jak i ten oparty o OFE.
2. Wczorajsza debata była poświęcona prezentacji programu przygotowanego przez ekspertów Prawa i Sprawiedliwości „Teraz rodzina”. Jego zasadniczym celem jest podjecie konkretnych działań, które wpłyną na wzrost liczby ludności w naszym kraju, ponieważ naszym zdaniem, rodzina musi się stać najważniejszą inwestycją w Polsce. Program składa się z 3 segmentów tzn. finansowego wsparcia dla rodzin, pracy i domu ale najbardziej rozbudowaną jego częścią jest ta poświęcona finansom rodziny, bo na takie wsparcie naszym zdaniem, rodziny oczekują. Program zwiera propozycję ulg w podatku dochodowym od osób fizycznych o progresywnym charakterze związanym z liczbą dzieci. I tak jedno dziecko upoważniałoby do ulgi w wysokości 1 tys. zł drugie 2 tys. zł, trzecie 3 tys. zł itd. Ponieważ rodziny wielodzietne z reguły nie należą do tych, które osiągają wysoki poziom dochodów aby stworzyć możliwość odliczenia ulg w pełnej wysokości tej ulgi w w sytuacji kiedy nie wystarcza dochodu, mogłyby być jej odliczane od składek z tytułu ubezpieczenia społecznego. Przy czym niezwykle ważnym rozwiązaniem jest przyjęcie założenia, że ulga w podatku dochodowym, przysługuje rodzinie od momentu poczęcia dziecka.
3. Kolejne wsparcie dla rodzin to opłacenie składek z tytułu ubezpieczenia emerytalnego dla rodziców przebywających na urlopie wychowawczym w wysokości 450 zł miesięcznie na każde dziecko nie więcej jednak niż 1350 zł miesięcznie.
Dla osób nie mających prawa do urlopu wychowawczego ale rezygnujących z aktywności zawodowej, żeby sprawować osobistą opiekę nad dzieckiem wysokość odprowadzanej przez Skarb Państwa składki byłaby obliczana od 60% średniego wynagrodzenia za pracę na dziecko jednak nie w wysokości wyższej niż od 180% przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Wsparcie finansowe obejmowałoby także tzw. bon rodzinny w wysokości 300 zł na każde dziecko miesięcznie, który służyłby do pokrycia kosztów pobytu dziecka w żłobku lub przedszkolu do tej pory finansowanego przez rodziców. Uzupełnieniem tego wsparcia byłaby także tzw. karta rodziny wielodzietnej (dla rodzin z trójką i większą liczbą dzieci), która pozwalałaby na bezpłatne korzystanie z takiej rodziny z instytucji kultury, sportu, przewozów komunikacją miejską i kolejową. Wreszcie znaczącym wsparciem dla rodzin byłoby przeforsowanie na forum UE zerowej stawki podatku VAT dla ubranek i obuwia dziecięcego. Ponieważ w UE rozpoczynają się pracę nad dyrektywą unijną w tej sprawie, Polska powinna zbudować koalicję, która przeforsowałaby takie rozwiązanie, ponieważ obowiązuje ono już w takich krajach jak W. Brytania i Irlandia.
4. W programie „Teraz rodzina” są również zawarte rozwiązania poświęcone pracy i domowi, szczególnie dla ludzi młodych. Jeżeli chodzi o pracę zasadniczym rozwiązaniem jest pobieranie przez 2 lata tylko 50% należnej składki na ubezpieczenie społeczne od nowo zatrudnionych absolwentów, a także wliczanie do okresu składkowego urlopu macierzyńskiego kobiety prowadzącej działalność gospodarczą. W obszarze polityki mieszkaniowej, PiS chce powrotu do programu „Rodzina na swoim”, a także uruchomienia dopłat do kredytów zaciąganych na kupno bądź budowę domu albo mieszkania.
5.Prezes Kaczyński mówił na konferencji o tych wszystkich propozycjach, że powinny wywołać wręcz modę na posiadanie dzieci i zwrócił uwagę, że najbliższe kilka lat jest wręcz kluczowe dla uchwalenia i wdrożenia w życie tych rozwiązań jako, że w wieku zakładania rodzin i podejmowania decyzji rodzicielskich, znajduje się wyż demograficzny lat 80-tych poprzedniego stulecia. Mamy nadzieję, że zawarte w tym programie propozycje nie zostaną zbyte przez rządzącą ekipę stwierdzeniem, „że my wiemy lepiej”i że przynajmniej niektóre jego rozwiązania prorodzinne zostaną przez Sejm przyjęte. Kuźmiuk
Jak ten Serafin negocjował, skoro liczyć nie potrafi? Jak żeście Panowie negocjowali, skoro liczyć nie umiecie?
1. Co prawda nie Pana Ministra ds. europejskich Piotra Serafina wzywałem na ubitą ziemię, tylko Ministra Rolnictwa Stanisława Kalembę, ale skoro Pan Minister Serafin sam się na tę ubitą glebę zameldował, to trudno – cel, pal! Minister Serafin, delektując się na swoim blogu brukselskim sukcesem, nad którym zła opozycja nie chce piać z zachwytu – zamieścił między innymi taka oto frazę…jest też wezwanie od jednego europosła na ubitą ziemię. Jeśli to miałby być pojedynek na argumenty, to jego wynik można bardzo łatwo przewidzieć. Mimo najszczerszych chęci nie da się niestety udowodnić, ze więcej to mniej. Także w przeliczeniu na hektary. I także wtedy, gdy jako punkt odniesienia przyjmie się to, co jest zapisane w budżecie UE w roku 2013 na dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników. W 2020 r. stawka na jeden hektar wyniesie 218 euro (a nie 188 euro jak niektórzy rachują). I co więcej, mówimy tu o środkach przed zastosowaniem wynegocjowanego mechanizmu elastyczności (tj. możliwości podnoszenia hektarowej stawki płatności poprzez przesuwanie środków z funduszu rozwoju wsi).
2. Ten „jeden europoseł”, niżej podpisany, podejmuje pańską rękawicę. Najpierw ustalmy Panie Ministrze podstawowe dane wyjściowe.
Po pierwsze – powierzchnia gruntów rolniczych objętych dopłatami bezpośrednimi w Polsce wynosi 14,0 mln ha (podaję to w ślad za odpowiedzią Ministra Rolnictwa na interpelację posłanki PiS Marii Zuby, z której to odpowiedzi wynika taka właśnie powierzchnia referencyjna). Ja mam z Komisji Europejskiej dane sprzed roku, że jest to 14,2 mln ha, ale w międzyczasie Polska w budowie zagarnęła prawie 200 tysięcy hektarów pod kolejne lotniska, koleje i autostrady. A więc mamy już tylko14,0 mln ha.
Po drugie – pułap dopłat bezpośrednich w 2013 roku, ustalony w poprzedniej perspektywie finansowej wynosi 3,043 mld Euro.
I po trzecie – wynegocjowana przez rząd suma dopłat bezpośrednich na lata 2014-2020 wynosi 18,8 mld Euro (taka kwotę podał Minister Kalemba, potwierdzają to dane z Rady Europejskiej).
3. Cz te dane wyjściowe są prawdziwe, Panie Ministrze Serafin? Jeśli tak, to kalkulatory w dłoń! W 2013 roku poziom dopłat wynosi:
3,043 mld Euro : 14,0 mln ha = ok. 217 Euro/ha. Tyle polski rolnik dostaje dziś. Na lata 2014-2020 mamy mieć 18,8 mld Euro. Dzielimy to przez 7 lat – otrzymujemy kwotę 2,68 mld Euro rocznie. Czyli o 275 mln Euro mniej niż w 2013 roku. Czy ja się mylę, Panie Ministrze, że wynegocjowaliście dopłaty bezpośrednie o 275 mln Euro rocznie niższe, niż te obecne, z 2013 roku?
4. A teraz podzielmy roczną pulę dopłat, czyli 2,68 mld Euro przez 14,0 mln ha – wychodzi 191 Euro na ha. No rzeczywiście, nie jest to już 188 Euro/ha, lecz o 3 Euro więcej, bo w międzyczasie wyłączyliście spod produkcji rolnej trzy sporej wielkości powiaty. Ale żeby nie wiem jak Pan kombinował, żeby nie wiem jak Pan kluczył – nie będzie żadnego 218 Euro na ha, bo z 18,8 mld na 14 mln takiej rocznej kwoty wykroić się nie da. Pisząc o tych 218 Euro mija się Pan z prawdą w odległości znacznie większej niż dzisiejszy meteor od Ziemi. Chyba, że wyłączycie spod produkcji rolnej kolejny milion hektarów, jedno spore województwo, wtedy owszem, średnia na hektar wzrośnie. Ale w podziale na 14 mln ha to jest 191 Euro/ha, czyli o 26 Euro mniej, niż obecnie.
5. Panie Ministrze – jeśli Pan tak negocjował, jak liczył, to ja się nie dziwię wynikom tych negocjacji…
Wojciechowski
Kulisy powstania styczniowego - czy prawdziwe? Powstanie "warszawskie" było wywołane w interesie Sowietów; "styczniowe" w interesie Prus? Reprint książki śp.Jęrzeja Giertycha brałem do ręki z pewnym wzruszeniem: otrzymałem ją bowiem w 1976 roku Londynie – i nie zdążyłem przeczytać: wraz z całą partią książek emigracyjnych została mi na granicy odebrana i podobno trafiła do biblioteki Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR... Do rzeczy... Jędrzej Giertych, jak przystało na prawicowca, jest zdecydowanym przeciwnikiem powstań – a przynajmniej: „przegranych powstań” - czy to będzie „kościuszkowskie”, „listopadowe”, „styczniowe” czy „warszawskie”. Gdy dwóch mówi to samo, nie koniecznie znaczy to to samo. Zdumiało mnie, że Autor od razu stwierdza, że powstaniu jest przeciwny ale Wielopolskiego to On nie popiera. Niestety: nie żyje, więc nie można się Go spytać: „To co w takim razie należało robić? Powstania nie robić, pragmatycznie naszej autonomii nie rozszerzać – to co?” Autor ma, oczywiście, rację, że kolejne powstania przynosiły Polsce tylko nieszczęścia – a korzyści odnosiła a to Francja, a to Prusy. Jednak z tego wyciąga wniosek, że Polskę wciągały w te powstanie obce siły. Niestety: nie przedstawiając żadnych dowodów.
Te, które przedstawia – to tylko dowody na to, że Francuzi i Niemcy umieli zgrabnie wykorzystywać sytuacje i wyciągać kasztany z polskiego ognia. Jednak: tylko tyle. I oczywiście”węglarze” (Jędrzej Giertych - co Mu się chwali, a wśród narodowców nie jest częste – odróżnia masonerie klasyczną od karbonariuszów i stwierdza, że te organizacje maja na ogół sprzeczne cele!) mogli zachęcać do powstania i przysłać kilkuset ochotników – ale jakie to ma znaczenie w porównaniu z liczba wojsk Imperium Wszechrusi? Ja twierdzę, że jest to po prostu skutek zabrnięcia na niewłaściwy szlak. Gdy się zrobiło powstanie „kościuszkowskie” - to wypadało dla tej nieudanej imprezy znaleźć jakieś dobre uzasadnienie. Więc ustalono, że „insurekcja pobudziła ducha narodowego” - więc była potrzebna i już, a kto w to nie wierzy, nie jest patriotą. Gdy to się już utrwaliło, logiczna konsekwencją było „listopadowe”. I znów je gloryfikowano, lansując kretyńskie hasełko „Gloria victis”. Dorastało pokolenie, które aż się paliło, by zrobić powstanie „styczniowe”. Tym razem klęska była tak potworna, a samo powstanie tak bezsensowne, że na dwa pokolenia górę wzięli pozytywiści i „stańczycy” - ale „romantycy” przetrwali i śp.Józef Piłsudski miał takich na pęczki. No, a skoro się udało, to „warszawskie” było kolejna konsekwencją. Na szczęście następne powstanie dopiero w 2035 roku – przeciwko rządzącym Polską muzułmanom. O ile jednak Rosjanie obchodzili się z powstańcami względnie dobrotliwie (nawet śp.Piotr Wysocki został ułaskawiony i uwolniony!!) - o tyle muzułmanie bez wahania poobcinają sporo głów... Ja jednak zauważam, że patriotyzm w Polsce (do niedawna, przynajmniej...) zanikał, i to wyraźnie. Przyczyną oczywiście było to, że najwięksi patrioci ginęli w kretyńskich zrywach, więc nie rodzili się ich synowie... Brakuje nam ich teraz! Książka – która robi wrażenie sfastrygowanej z trzech różnych książek - ma jednak wiele zalet. Przede wszystkim podaje fakty o spiskowcach, którzy szykowali powstanie. Powiedzenie śp.Stefana Bobrowskiego (iż powstanie padnie, ale przelana krew wykopie przepaść między Polakami, a Rosjanami – i o to chodzi!) już cytowałem niedawno – teraz śp.Zygmunt Padlewski. Jedzie do Petersburga uzgadniać powstanie z rewolucjonistami rosyjskimi. Jeden pyta: „A jeśli powstanie upadnie?” Padlewski odpowiada: „Wszystko jedno, czy mamy stracić 20.000 Polaków na polu bitwy – czy jako rekrutów wcielonych do batalionów carskich na obczyźnie!”. Kretynizm tego zdania najlepiej widać po tym, że dwoma przywódcami byli: śp.Romuald Traugutt, wyszkolony oficer carski, a trzonem korpusu było „Koło Oficerów Polskich” (tzn. Polaków, oficerów Imperium) w Petersburgu! Wszyscy wcieleni przecież przedtem do tych batalionów – i na koszt cara wyszkoleni wojskowo! Względnie najmniej pisze Giertych o zwolennikach zamordyzmu w Rosji - ktorzy chcieli wywołać powstanie, by zlikwidować reformy śp.Aleksandra Wielopolskiego. A szkoda... Bo to chyba oni byli głównymi beneficjentami... Giertych przypomina za to nieszczęsny zamach Berezowskiego - na którym Polska wyszła tak, jak niemieccy Żydzi na zamachu Herszla Grynszpana na Ernesta vom Ratha (porównanie moje) – i to, że i ten zamach (w którym maczali palce agenci niemieccy) jest w Polsce nieraz pochwalany! I podobnie zresztą tego powstania. Na ile Giertych uzasadnia tezę o wpływie obcych mocarstw na wybuch powstania? To chyba trzeba samemu przeczytać i ocenić. Ja czytałem bardzo długo... JKM
NOWA KRUCJATA PODATKOWA Pod koniec ubiegłego roku rozpoczął się ostrzał artyleryjski wstrętnych kapitalistycznych krwiopijców, którzy unikają podatków. Można było poczytać, jak robi to Google, czy Apple:
www.ft.com/intl/cms/s/0/0dc00990-5be0-11e2-bef7-00144feab49a.html#axzz2L3Lhxtwx
www.ft.com/intl/cms/s/0/eb45f0a6-2cdb-11e2-9211-00144feabdc0.html#axzz2L3Lhxtwx
www.wyborcza.biz/biznes/1,100896,12944222,Jak_Apple__Google_i_Starbucks_placa_podatki_tam__gdzie.html?as=2#ixzz2DeqgcpkJ
www.pb.pl/2893866,14112,wielcy-nie-chca-placic-br
Teraz w obronie ludu pracującego i niepracującego miast i wsi stanie ponownie OECD, która przygotował projekt naprawy systemu podatkowego.
www.oecd.org/ctp/beps.htm
Ale proszę się nie przejmować za bardzo. OECD już próbowała walczyć z nieuczciwą konkurencją podatkową na początku wieku wspólnie z UE:
www.oecd.org/tax/transparency/44430257.pdf
Już byli w ogródku, już witali się z gąską aż tu nagle władze Luksemburga oświadczyły, że to kraj rolniczy, ma tam kilka banków na krzyż i nie będzie się dostosowywał do nowych regulacji. I się wówczas okazało, że ten wielki „Europejski Mur Podatkowy” wznoszony z takim mozołem na wzór „Muru Chińskiego” będzie miał dziurkę. Dziurka będzie mała, ale i tak cała „woda podatkowa” przez nią wypłynie. Ale cała popłynie do Luksemburga. Więc zamiast walczyć postanowili się przyłączyć. W stawianej za wzór przez socjalistów Szwecji dokonano takich zmian podatkowych, które uczyniły z niej „raj podatkowy” dla niektórych inwestycji kapitałowych. Korzystają z niego także polskie spółki. I coś mi się nie wydaje, żeby Szwedzi mięli z tych regulacji zrezygnować. Ale ciekawsze jest to, co, prewencyjnie chyba, dzieje się w USA. Republikańscy gubernatorzy planują… likwidację podatku dochodowego!!! Jako pierwszy zapowiedział to gubernator Bobby Jindal z Luizjany, jeden z bardziej znanych w USA republikańskich gubernatorów (pierwszy i jedyny hinduskiego pochodzenia). Rekompensatą za stracone w ten sposób dochody mają być wyższe podatki od sprzedaży towarów i usług!!!
www.huffingtonpost.com/2013/01/10/bobby-jindal-income-tax_n_2452331.html
To jednak nie Luizjana, a Północna Karolina i jej świeżo zaprzysiężony gubernator Pat McCrory wydają się być najbardziej zdeterminowani w reformie podatkowej. Aż 65% dochodów tego stanu (8,5 mld USD) pochodzi z podatków dochodowych. Ich likwidacja jest więc nielada wyzwaniem.
www.patmccrory.com/issue/taxes/
www.blogs.reuters.com/great-debate/tag/pat-mccrory/
Koncepcję podatku liniowego, którą głosiliśmy od 1993 roku (w wersji nieco zmodyfikowanej) przejęliśmy od Halla i Rabushki. To miłe, że dziś Amerykanie przejmują coś od nas. McCrory’emu i wielu innym republikańskim gubernatorom doradza Artur Laffer. To ten sam, którego teorii tak bardzo nie lubią Balcerowicz, Belka, Osiatyński, Bugaj i Kołodko, a o której pisałem tu:
www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=640
Laffer podkreśla, że stany z niższymi podatkami radzą sobie znacznie lepiej niż te z wysokimi stawkami. Wyjątkiem jest Nowy Jork (miasto), z wysokimi stawkami wszelkich podatków, który ma nadwyżkę budżetową. Ale jak wiadomo „wyjątek potwierdza regułę”. Dochody większości stanów są dziś o ponad 5% niższe niż przed kryzysem 2008 roku.
W 11 stanach zadłużenie wynosi ponad 1 miliard dolarów. Najbliższe bankructwa są stany kontrolowane przez demokratów: Illinois, Connecticut, Maryland i Nowy Jork (stan). Śladem Północnej Karoliny i Luizjany podążają Kansas i Oklahoma. Jest więc nadzieja, że i tym razem będzie gdzie się schować. Gwiazdowski
Łapówka wystarczająca, czy za niska? Ogłoszenie przez papieża Benedykta XVI decyzji o abdykacji w dniu 28 lutego przyćmiło wszystkie inne wydarzenia na świecie - może z wyjątkiem innego wstrząsu, wywołanego próbą nuklearną w Korei Północnej, która udowodniła, iż może zaatakować nawet Stany Zjednoczone, nie mówiąc o krajach leżących bliżej. Dlatego żadnego rezonansu nie wywołało ani zgłoszenie przez Prawo i Sprawiedliwość konstruktywnego wotum nieufności wobec rządu premiera Tuska, ani błazeństwa w jakich specjalizują się ostatnio uczestnicy dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa. Jeden z nich, niejaki Armand Ryfiński, najwyraźniej lekceważąc opinię pana Zagłoby, że dygnitarze pacanowscy nie powinni nawiązywać jednostronnej korespondencji ze światowymi potentatami, który mogą sobie wtedy pomyśleć, że taki korespondent, to „jakaś głowa kiepska, musi być z Witebska” - napisał do Benedykta XVI-go, by ten wyłożył 5 mld euro na fundusz dla nieutulonych w żalu ofiar pedofilii. Najwyraźniej musiał pozazdrościć premieru Tusku sukcesu na szczycie budżetowym w Brukseli, gdzie szef naszego tubylczego rządu uzyskał obietnicę ponad 100 miliardów euro. Nietrudno się domyślić przyczyn takiej zazdrości; premier Tusk ze swymi pomocnikami - oczywiście pod dyskretnym nadzorem bezpieczniaków - będzie te pieniądze dzielił i dzielił, a wiadomo przecież, że z samego kurzu, jaki powstaje podczas przeliczania takich bajońskich sum, można sobie na boku wykroić fortunę wystarczającą na założenie nie jednej, ale nawet kilkunastu starych rodzin. W podnieceniu wywołanym taką wizją, pan Ryfiński mógł dopuścić sobie do głowy, że gdyby tak on wynajął się do przeliczania tych 5 miliardów euro, to też mógłby sobie wypić i zakąsić na konto biednych ofiar pedofilii. Wydawałoby się, że granice idiotyzmu są mniej więcej ustalone - ale okazuje się, że na naszych oczach rozszerzają się one z szybkością światła. Tedy uskrzydlony perspektywą rozdzielania obietnic o rozdziale obiecanych ponad 100 miliardów euro, premier Tusk uruchamia tuskobus, którym będzie objeżdżał nasz nieszczęśliwy kraj, to znaczy - miasta, miasteczka, no i oczywiście - polską wieś - gwoli podreperowania wizerunku, a przede wszystkim - skorumpowania w ten sposób stronników na najbliższe i dalsze wybory. Wprawdzie wiadomo, że kto wierzy w obietnice pana premiera Tuska, ten sam sobie szkodzi, ale perspektywa poddania się korumpowaniu wielu ludzi oszołamia do tego stopnia, że potem padają ofiarą oszustów w rodzaju prezesa Amber Gold. Dlatego nie ma specjalnego powodu, by ich potem żałować. Już lepiej zastanowić się, za co właściwie nasz nieszczęśliwy kraj uzyskał obietnicę tych ponad 100 miliardów euro. Otóż nie ulega wątpliwości, że jest to rodzaj łapówki za dokonanie kolejnych kroków na drodze rezygnacji z niepodległości Polski. Takim kolejnym krokiem jest rządowy projekt ustawy zgłoszony do Sejmu na druku nr 1066, przewidujący możliwość uczestniczenia zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach pacyfikacyjnych na terenie Polski w przypadku rozruchów i „zgromadzeń”. Słowem - pacyfikować nas będą nie tylko tubylczy bezpieczniacy, ale również gestapo, FSB lub Mosad. Charakterystyczne jest, że kiedy Umiłowani Przywódcy wzniecają taki jazgot wokół swoich posad i zewnętrznych znamion władzy, to w tej sprawie, która z punktu widzenia przyszłości państwa wydaje się znacznie istotniejsza od tajemnic, jakie osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” skrywa pod spódnicą - wszyscy nabrali wody w usta i tylko spierają się, co do wysokości łapówki. SM
Koniec długotrwałego bezrobocia. Mają iść do pracy Rząd chce wprowadzić restrykcyjne przepisy, które mają zmusić do pracy tych, którzy latami żyją z pomocy społecznej – pisze dziennik Rzeczpospolita. Jak napisała gazeta Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej chce rozwiązać problem z osobami długotrwale bezrobotnymi. „Za dwa lata ci, którzy są bez pracy już od wielu miesięcy i żyją z zasiłków otrzymywanych z pomocy społecznej, będą musieli obowiązkowo poddać się programowi przywracającemu ich na rynek pracy. Jeśli tego nie zrobią, wylecą z rejestru na dziewięć miesięcy” – czytamy w artykule. Przygotowywane zmiany są główną częścią planu reformy powiatowych pośredniaków. Nowe przepisy będą wymagały od bezrobotnych określonego czasu pracy w tygodniu „Zgodnie z nowymi założeniami osoby „oddalone od rynku pracy" będą miały obowiązek pracować nad swoim powrotem na rynek pracy przez 20 godzin w tygodniu. Połowa z tego czasu – czyli tzw. aktywizacja – to prace społecznie użyteczne wykonywane na rzecz gminy. Kolejne 10 godzin – tzw. integracja – to zajęcia z trenerem, który zadba o ich motywację do pracy oraz nauczy poruszania się po rynku. W ten sposób osoby długotrwale bezrobotne będą stopniowo wdrażać się do pracy. Taki program będzie trwał dwa miesiące. Po upływie tego okresu doradcy zawodowi zdecydują o jego dalszym losie. Mogą wysłać go na szkolenia, do prac interwencyjnych, przekazać do agencji pracy lub wysłać na leczenie (nie tylko dla osób uzależnionych od alkoholu czy narkotyków, ale także np. cukrzyków). Jeśli stwierdzą, że trzeba nad nim dalej pracować, przedłużą program do maksymalnie sześciu miesięcy” – opisuje projektowane przepisy dziennik . Według informacji gazety nowe rozwiązania wejdą w życie w 2014 r. „Przez pierwszy rok program będzie dobrowolny, od 2015 r. – już obligatoryjny. Zapłacą za niego zarówno urzędy pracy (w 60 proc.), jak i gmina (40 proc.). Resort pracy szacuje, że w 2015 r. skorzysta z niego około 270 tys. bezrobotnych. Dziś długotrwale bezrobotni to ponad milion osób” – informuje Rzeczpospolita. Ekspertka cytowana przez gazetę - prof. Elżbieta Kryńska, ekonomistka z Uniwersytetu Łódzkiego - przyznaje, że program dobry ale dla osób nieprzyzwyczajonych do pracy bardzo restrykcyjny, ale jest to jedyna metoda, żeby zmusić tych ludzi do pracy. O nowych zmianach mniej entuzjastycznie wypowiadaj as się dyrektorzy urzędów pracy, zwłaszcza tam, gdzie stopa bezrobocia jest duża. „I co z tego, że będę starał się przywrócić człowieka na rynek, skoro i tak nie znajdę dla niego oferty pracy” – mówi Jerzy Bartnicki, szef PUP w Kwidzynie, gdzie stopa bezrobocia przekroczyła 19,3 proc. Tymczasem zdaniem ekspertki PKPP Lewiatan Moniki Zakrzewskiej lepiej będzie, gdy rząd będzie lepiej wspierał biznes. „Mam na myśli nie tylko koszty pracy, ale także systematyczne usuwanie barier administracyjnych oraz dalsze uelastycznianie przepisów prawa pracy. Wtedy ofert będzie więcej” – mówi Zakrzewska. Rzeczpospolita
Smoleńsk: zniknęło urządzenie zapisujące trasę Tu-154 Na pokładzie Tu-154M 101 znajdowało się bardzo ważne urządzenie – KLN89B, które zapisywało trasę lotu, czyli współrzędne, podobnie jak TAWS i FMS. Dzięki niemu nawigator wiedział, gdzie znajduje się samolot. KLN89B był integralnym wyposażeniem Tu-154M, jednak MAK nie wspomina o nim w swoim raporcie, choć jest ono widoczne na zdjęciu kokpitu. W polskim raporcie jedynie zauważono obecność urządzenia. Zapisy KLN89B nie są polskim prokuratorom znane – śledczy i biegli jedynie obejrzeli urządzenie. Wynika to z odpowiedzi na nasze pytania udzielonych przez Naczelną Prokuraturę Wojskową. „Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w trakcie podróży służbowej do Moskwy we wrześniu 2011 r., brali udział m.in. w oględzinach elementów wyposażenia samolotu Tu-154M nr 101, znajdujących się w siedzibie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, w tym nawigacyjnego systemu łączności satelitarnej KLN98” – napisał rzecznik prokuratury. Jak stwierdził, na początku lutego 2012 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie otrzymała przesłany przez Rosjan w ramach realizacji wniosków o pomoc prawną m.in. protokół oględzin tego urządzenia. Miał być on przeprowadzony „przy udziale polskich prokuratorów wojskowych oraz biegłych z zespołu powołanego w celu wydania kompleksowej opinii na temat okoliczności i przyczyn zaistnienia katastrofy”. Wraz z nim otrzymaliśmy dokumentacją fotograficzną z oględzin.
Oględziny nic nie dają Twierdzenie prokuratury, że KLN89B to nawigacyjny system łączności satelitarnej, świadczy o tym, że prokuratorzy nie mają podstawowej wiedzy na temat tego urządzenia. To nie jest system łączności satelitarnej, tylko odbiornik GPS. I skoro, jak pisze NPW, był to zdaniem prokuratury system „nawigacyjny”, to nie mógł być to „systemem łączności”. Poza tym nie jest to KLN98, jak pisze rzecznik NPW, tylko KLN89B (może to tylko tzw. literówka). Ważniejszy jest jednak fakt, że oględziny i zdjęcia nie dadzą odpowiedzi na pytania, na które odpowiedź poznalibyśmy, gdyby biegli poddali analizie zapisy tego urządzenia. Biegli powinni – podobnie jak postępuje się jak z FMS i TAWS – wyjąć jego płytę główną, a zawartość pamięci podać producentowi do analizy. Tego nie zrobiono – polska prokuratura lub rosyjscy śledczy poinformowaliby, bowiem o wysłaniu urządzenia do producenta – firmy Honeywell.
To urządzenie zapisywało pozycję samolotu Czego moglibyśmy dowiedzieć się z zapisów KLN89B? Na stronie 98 załącznika nr 4 do raportu Millera (opis awioniki Tu-154M) jest napisane, że GPS KLN89B to urządzenie niezależne i niewspółpracujące z innymi urządzeniami. Logował on parametry lotu: wysokość według GPS, pozycję (długość i szerokość geograficzną w czasie), czyli trasę, jej przebieg itp. „Upraszczając, KLN to FMS, tylko niepodłączony do awioniki Tu154M, centrali aerometrycznej. Z jego pomocą załoga nie mogła sterować, zmieniać kursu, zaprogramować trasy, kontrolować wysokości nad poziom pasa, ale mogła wyznaczać odległość od pomocy nawigacyjnych, nawigować ręcznie w oparciu o dane GPS. KLN to profesjonalny lotniczy GPS z mapą nie terenu, ale pomocy nawigacyjnych: radiolatarni, lotnisk, podejść itp. Mógł zapisywać pozycję samolotu. Urządzenie to ma wewnętrzną bazę danych tak jak FMS i TAWS – było regularnie aktualizowane, co można przeczytać w załączniku nr 4 do raportu” – wyjaśnia bloger E2RDO, zajmujący się badaniem przyczyn katastrofy Na stronie 76 raportu Millera napisano: „w dniu 15.12.2005 r. na podstawie biuletynu nr R/4803/K/E/2006 dokonano w 36 SPLT wybudowy urządzenia nawigacji satelitarnej GARMIN GPS-155XL TSO oraz zabudowano urządzenie GPS typu KLN89B”. Na stronie 147 zaś czytamy: „09.03.2010 r. uaktualniono bazy danych nawigacyjnych obydwu systemów nawigacyjnych UNS-1D (baz C5 i D5) oraz urządzenia GPS KLN89B”.
KLN jest widoczny na zdjęciu na stronie 47 raportu komisji Millera, a także na zdjęciu kokpitu na stronie 46 raportu MAK (wersja rosyjska). MAK nie wspomina jednak w ogóle o takim urządzeniu jak KLN oraz pomija jego opis. Dlaczego komisje i rosyjska, i polska – nie zajęły się zbadaniem tego bardzo ważnego urządzenia?
Rosjanie ukryli zapisy rejestratorów Przypomnijmy, że niedawno pisaliśmy o innym urządzeniu Tu-154 M101 – TCAS II, przechowującym dane o samolotach znajdujących się w pobliżu, o wysokości samolotu w czasie podejścia do lądowania, prędkości opadania, a także czasy alarmów TAWS, które zaginęło. Na stronie 98 raportu Millera załącznik nr 4 jest informacją o systemie TCAS-II (Traffic Alert and Collision Avoidance System), wersja change 7,0 (ACAS- Airborne Collision Avoidance System) w komplecie z dwoma transponderami TRA-67A. TCAS to pokładowy system zapobiegający zderzeniom statków powietrznych. TCAS nie jest urządzeniem przeznaczonym do rejestracji danych, ale przechowuje dane o operacjach samolotu, tak jak FMS i TAWS. TCAS to bardzo ważne urządzenie zintegrowane z resztą awioniki. Mówiąc w uproszczeniu, to inteligentny system antykolizyjny, odpytujący transpondery innych samolotów w sąsiedztwie i określający ich położenie względem. Zdjęcie TCAS II również jest w raporcie, podobnie jaki KLN89. Według naszej wiedzy, GPS – KLN89 i TCAS to urządzenia tej samej firmy: Honeywell. Bendix King, producent KLN89B, został przejęty przez Honeywell, a Allied Signal, producent TCAS, połączył się z Honeywell. Kupowano zatem do wyposażenia Tu-154M urządzenia jednej firmy. Jednak po katastrofie nie trafiły do zbadania do producenta, choć powinny, podobnie jak stało się z TAWS. Dlaczego? Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski
Ponowne opluwanie Sławomira Skrzypka? Poznański sąd uchylił wyrok skazujący Jana Winieckiego za zniesławienie byłego prezesa NBP śp. Sławomira Skrzypka. Ekonomista zarzucił w 2007 roku Skrzypkowi brak kwalifikacji do kierowania instytucją.
MY I ON Razem ze Sławkiem działaliśmy w Młodzieżowym Ruchu Oporu oraz Konfederacji Polski Niepodległej. Oboje ukształtowaliśmy w sobie poglądy niepodległościowe, które dla Winieckiego przez 18 lat członkostwa w PZPR były obce - lub jak kto woli wrogie i podszyte warcholstwem. Gdy Sławek borykał się z przeciwnościami wynikającymi z walki z systemem komunistycznym, tj. utrudnieniami w uzyskaniu wykształcenia, zniesławiający go w 2007 roku Winiecki spokojnie konsumował owoce doktoratu i habilitacji z "ekonomii politycznej" uzyskane w czasie swojej przynależności do partii komunistycznej. Moralne kwalifikacje Sławomira Skrzypka oraz zdobyte wykształcenie nie dają żadnych podstaw dla wątpliwości co do tego, że był do tej pory najlepszym prezesem Narodowego Banku Polskiego. Był bowiem absolwentem studiów w zakresie inżynierii lądowej na Wydziale Budownictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach. W 1997 uzyskał dyplom MBA na University of Wisconsin-La Crosse z rozszerzonym programem w zakresie finansów oraz dyplom Business Management na Uniwersytecie Georgetown. Swój dyplom nostryfikował jako równoważny z magisterskim w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Ponadto ukończył studia podyplomowe na Akademii Ekonomicznej w Krakowie w zakresie zarządzania aktywami i pasywami w polskim systemie bankowym oraz na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. To w oczywisty sposób stawia go w innej sytuacji do wykształcenia zdobytego przez Winieckiego. Na 100% nigdy Sławek nie głosił żadnych ekonomicznych teorii marksistowsko-leninowskich!
TRAGICZNA WYMOWA WSPÓLNEJ ŚMIERCI SKRZYPKA I DOLNIAKA Poznański sąd uchylając wyrok Jana Winieckiego i umarzając sprawę z uwagi "na znikomą szkodliwość społeczną" chroni podsądnego przed utratą funkcji członka Rady Polityki Pieniężnej. Promuje tym nieskrępowane prawo niektórych "autorytetów" na opluwanie adwersarzy z użyciem jawnych i oczywistych pomówień. Tak się składa, że kandydaturę Winieckiego do RPP w 2004 roku przedstawiał Sejmowi RP w imieniu Klubu Parlamentarnego Platformy śp. Grzegorz Dolniak, który wraz ze Sławkiem zginął w katastrofie smoleńskiej. To w swej wymowie okoliczność wyjątkowa i tragiczna. Poseł Dolniak mówił wtedy, cyt. "(...) dotychczasowy dorobek i wiedza pana prof. Jana Winieckiego, a także jego zaangażowanie w sprawy publiczne naszego kraju stanowią najlepszą rekomendację. Pan prof. Winiecki jest jednym z najwybitniejszych polskich makroekonomistów, a zarazem osobą bezpartyjną. Będąc wybitnym fachowcem w dziedzinie finansów i człowiekiem politycznie niezależnym, spełnia tym samym wszystkie polityczne kryteria wymagane przez prawo i dobre obyczaje". Pomijając, że nieżyjący poseł PO pominął całkowicie członkostwo Winieckiego w PZPR, to "kryteria wymagane przez dobre obyczaje" zostały przez zainteresowanego jawnie złamane przez atak na Skrzypka. Mimo to dzięki rekomendacji Platformy w 2010 roku wystarczyły do powołania do Rady Polityki Pieniężnej.
OCEŃCIE SAMI! Mógłbym wiele opowiadać o Sławku. Jednak myślę, że lepiej odesłać zainteresowanych do lektury książki Sebastiana Reńcy "Skrzypek - jeden z pokolenia niepokornych". Publikacja ukazała się niedawno z inicjatywy łódzkiego Instytutu Historycznego Nurtu Niepodległościowego im. Andrzeja Ostoja Owsianego. Przed wydaniem skandalicznego wyroku poznański sąd powinien zadać sobie trud i sięgnąć po ten materiał, aby ocenić rzekomo nieznaczną szkodliwość społeczną ataku ekonomisty z dyplomami rodem z PRL na niezależnego i wykształconego w innym systemie nieżyjącego prezesa NBP. Adam Słomka
Możecie przedstawiać Teresę Torańską, jako dziennikarski świątek. Ale dlaczego robicie to kosztem prawdy i innych ludzi? Wyznaję zasadę, że o dopiero co zmarłych dobrze albo wcale. Tak jak cały kulturalny świat. Kiedy pewna telewizja zwróciła się do mnie zaraz po śmierci Teresy Torańskiej abym o niej coś powiedział, odmówiłem, z powodu tej zasady. Byłem krytyczny wobec tego co robiła w ostatnich latach, także wobec jej wypowiedzi. Czas zaraz po śmierci nie jest czasem na polemiki.Ale czas mija, a Torańska jest kreowana na dziennikarski świątek. I dobrze, każdy ma prawo do wysławiania i idealizowania swoich znajomych. Ale kiedy czyni się to nie tylko kosztem prawdy, ale też kosztem innych ludzi, wypada powiedzieć: stop. W tekście „Dług” w najnowszym miesięczniku „Press” mamy takie właśnie „świątkowe” potraktowanie tej postaci. I mamy wrogów, ludzi, których przy okazji warto potępić przeciwstawiając ich marność wielkości świetlanej TERESY. Jednym z nich jest europoseł Adam Bielan. „Bielanowi, który groził jej sądem też nie ustąpiła” – dramatycznie opowiada autor „Pressa”. A Leszek Sankowski relacjonuje całą historię: „Gdyby po ludzku poprosił, Teresa wstrzymałaby się z drukiem. Ale on groził, a im bardziej groził, tym była bardziej zdeterminowana”. Otóż twierdzę, że Leszek Sankowski kłamie. A „Press” w ślad za przyjaciółmi Torańskiej, bez choć próby zastosowania zasady „wysłuchajmy drugiej strony”, przedstawia nieprawdziwą wersję tej historii. Chodziło o wywiad z Bielanem, który zamieszczono na łamach Newsweeka . Dotyczył Lecha Kaczyńskiego i pojawił się w drugą rocznicę jego śmierci w Smoleńsku. Bielan uważał, że ściskanie rozmowy prowadzonej podobno do książki do rozmiarów wywiadu nie ma sensu. Ale też nie chciał aby rozmowa z nim pojawiała się przy takiej okazji w „Newsweeku”, od czasów przejęcia go przez Tomasza Lisa chyba najbardziej agresywnym antyprawicowym tabloidzie. Skąd to wiem? Ano stąd, że polityk ten, będący w starciu z dużym tygodnikiem całkowicie na straconej pozycji, poprosił mnie o pomoc. Pomóc zresztą nie mogłem, bo ani Teresa Torańska, ani Tomasz List i Aleksandra Karasińska z kierownictwa Newsweeka nie odebrali od niego ani jednego telefonu. Wysyłał więc sms-y i mogę zaświadczyć, wbrew temu co twierdzi pan Sankowski, bardzo długo prosił. Uwagi na temat możliwego procesu pojawiły się dopiero wtedy, gdy i Torańska i redakcja zachowywały się od blisko dwóch tygodni w duchu powiedzonka: Mamy rozmowę z panem, i co nam pan zrobi? Czy miał prawo coś zrobić? Nawet w USA, gdzie zasadniczo nie autoryzuje się wypowiedzi, jednej zasady się przestrzega: każdy wie, gdzie jego słowa ostatecznie się ukażą. Tymczasem Teresa Torańska przysyłając Bielanowi wywiad do autoryzacji, nie napisała nawet, że ma się on ukazać w Newsweeku (akurat odchodziła z „Wyborczej” i nie było to oczywiste). Europoseł musiał się dopiero na mieście dowiedzieć (od dziennikarzy „Newsweeka”), że wystąpi właśnie tam. Czy to jest podejście uczciwe? Eleganckie? Przyzwoite?
W tej sprawie wszystko jest ponurą groteską. Aleksandra Karasińska mówi „Pressowi”: „Rozmawialiśmy i tym z Teresą w redakcji i uznaliśmy, że nie ulegniemy szantażowi”. Szkoda, że pani Karasińska nie miała odwagi powiedzieć tego samemu Bielanowi. Po prostu nie odbierała, nie podchodziła do telefonu. Nota bene po wielu sms-ach mąż Teresy Torańskiej powiadomił Bielana, że żona jest w szpitalu i wywiadem się nie zajmuje. A więc jak wyglądała prawda? Naradzała się z kierownictwem Newsweeka czy zostawiła sprawy własnemu biegowi? Ta historia to klasyczny przypadek dziennikarskiej manipulacji obliczonej na rozgłos. Karasińska i Lis właśnie startowali w „Newsweeku”, musieli się czymś wykazać. Przykre, że jako narzędzie tej manipulacji dała się wykorzystać Teresa Torańska. Zamiast świecić przykładem jako reprezentantka starszego pokolenia grała w teatrzyku młodszych bezwzględnych reżyserów pseudoskandalu. I gra nadal nawet po śmierci. Wspominając ją w „Newsweeku”, Lis napisał, że Bielan groził sądem, ale swoich gróźb nie zrealizował. Otóż sprawa została wytoczona – tyle że wydawnictwu Axel Springer, nie Torańskiej, a że trwa do dziś to wina nieśpieszności polskiego sądownictwa. Tak to straszny polityk prześladował wzór dziennikarskich cnót. Możliwe, że za wcześnie jeszcze aby poddawać cały dorobek Teresy Torańskiej kompleksowej ocenie. Niemniej zauważę, że strasznie trudno opłakiwać kogoś, kto drwił sobie ze „smoleńskich wykopek”. Teresa Torańska z lat ostatnich to modelowy przykład zamiany powagi wynikłej z wieku na pałkę harcownika. Coś podobnego stało się ze Stefanem Bratkowskim czy Waldemarem Kuczyńskim i są to bardzo smutne przypadki. Piotr Zaremba
Z puli prezydenckich nagród Tomasz Nałęcz otrzymał ponad 30 tys. złotych. "Nie są to wielkie sumy, nie zamierzam oddawać pieniędzy" Informowaliśmy wczoraj - za portalem newsweek.pl - że Kancelaria Prezydenta przyznała w 2012 roku ponad pół miliona złotych premii. Dane te robiły wrażenie, tym bardziej, gdy zestawiło się je z nagrodami dla prezydium Sejmu. Wówczas prezydencki doradca, Tomasz Nałęcz, uznał decyzję marszałek Kopacz za "szokującą" i dziwił się wysokości przyznanych premii. Dziś na antenie Radia Zet doradca prezydenta Komorowskiego tłumaczył, że przyznane kwoty nie są wysokie: W Kancelarii Prezydenta pracuje kilkaset osób. Jak tę pulę się podzieli, to nie są to wielkie sumy. Każdemu pracownikowi jest chyba miło, gdy dostanie premię - mówił Tomasz Nałęcz. Reporterzy RMF FM nie dali jednak za wygraną i zapytali Nałęcza o dokładne kwoty, jakie otrzymał z Kancelarii Prezydenta w ramach nagród i premii. Nie chciałbym skłamać, ponieważ nie pamiętam tego dokładnie, ale jakby to brutto policzyć, to pewnie byłoby ponad 30 tysięcy, a może trochę mniej - przyznał Nałęcz, od razu dodając, że nie zamierza oddawać otrzymanej kwoty. To symptomatyczne zestawienie. "Ponad 30 tysięcy złotych" i "nie były to duże kwoty". Zgoda - dla polskiego państwa, a i Kancelarii Prezydenta nie są to duże pieniądze. Idzie o coś innego. Po pierwsze - o sygnał od władzy, że w czasach kryzysu pasa zaciskają nie tylko obywatele. Po drugie - gdy krytykowało się innych za przyjęcie podobnych kwot, wypadałoby uderzyć się w piersi... Kilka tygodni temu na jaw wyszła informacja, że marszałkowie Sejmu otrzymali po 40 tys. złotych nagrody. Wszyscy zapowiedzieli, że pieniądze przeznaczą na cele charytatywne. Radio Zet
NASZ WYWIAD. Zbigniew Romaszewski: Gdy nadano pierwszą audycję Radia Solidarność - cała Warszawa pulsowała światłami Trzydzieści lat temu Zofia i Zbigniew Romaszewscy, aresztowani za zorganizowanie i prowadzenie Radia "Solidarność" usłyszeli wyroki. Romaszewski skazany został na cztery i pół roku, a jego żona na trzy lata pozbawienia wolności. Pozostałym oskarżonym wymierzono kary od 7 miesięcy do 2,5 roku więzienia. O działalności tej pierwszej opozycyjnej rozgłośni rozmawiamy z jednym z jej twórców:
wPolityce.pl: Skąd wziął się pomysł utworzenia Radia Solidarność? Zbigniew Romaszewski: Cała sprawa zaczęła się od konfliktu bydgoskiego, kiedy szykowaliśmy się do strajku generalnego. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że istnieje poważne niebezpieczeństwo, że odetną nam łączność. Podjęliśmy więc decyzję, że zbudujemy nadajniki i odbiorniki. Te urządzenia miały być porozmieszczane w różnych zakładach pracy i w ten sposób chcieliśmy stworzyć sieć łączności na terenie całego regionu. To zadanie powierzono inżynierowi, panu Ryszardowi Kołyszce. I on zabrał się do pracy. W międzyczasie działy się różne rzeczy. Strajku generalnego nie było. Solidarność zaczęła się rozpadać. Kiedy przyszedł stan wojenny – ja akurat nie zostałem aresztowany, bo byłem w drodze do Warszawy. Resztę kolegów z Komisji Krajowej aresztowano. Ponieważ żona była na jakichś imieninach i nie było jej w domu więc jej też nie zatrzymano. Zaczęliśmy szukać kontaktów po całym kraju i do pierwszego stycznia te podstawowe zostały nawiązane. M.in. nawiązaliśmy kontakt z naszym przyjacielem prof. Kielanowskim. A on z kolei z Ryszardem Kołyszką, który właśnie ukończył budować prototyp nadajnika. Wobec tego skontaktowaliśmy się z nim, obejrzeliśmy nadajnik. Okazało się, że jest gotowy i należało go wypróbować. Oczywiście cel, do którego był pierwotnie zaplanowany – jako środek łączności pomiędzy wielkimi zakładami pracy takimi jak Żerań, Huta, Ursus Politechnika – juz nie wchodził już w grę, bo wszystko było zajęte, spacyfikowane. Zdecydowałem więc, że użyjemy tego nadajnika jako zwykłego środka masowego przekazu. W związku z tym w powiązaniu z MRKSem (Międzyzakładowym Robotniczym Komitetem Solidarności) przeprowadziliśmy niezbędne próby. Jeździliśmy po całym mieście – nadawaliśmy jakąś muzyczkę i sprawdzaliśmy czy słychać. Okazało się, że nadajnik działa. A skoro tak to postanowiliśmy go użyć jako Radia "Solidarność". Pierwsza audycja została nadana 12 kwietnia. To był drugi dzień Świąt Wielkanocnych.
Co to była za audycja? Co zawierała? Ona miała jeden zasadniczy cel. Chcieliśmy się zorientować gdzie docieramy, a gdzie nie. To była audycja sprawdzająco – techniczna. Oczywiście przede wszystkim trzeba było powiedzieć ludziom, że będzie jakakolwiek audycja. Dlatego wyczekaliśmy do Wielkiego Piątku i wtedy MRKS zorganizował w Warszawie ogromną akcję ulotkową. Sądzę, że jakieś 50 tys. ulotek zostało rozrzuconych po mieście. W związku z czym Warszawa była już przygotowana. Wybraliśmy drugi dzień Świąt, z tego względu , ze wiedzieliśmy, że te wszystkie ich siły ZOMO, ROMO i inne - będą wreszcie rozpuszczone do domu. I tak szybko ich się z powrotem nie zmobilizuje. Zresztą oni sądzili, że to jest blef i w ogóle nie zareagowali. Najważniejszy greps przekazany w tej audycji był taki, żeby ci co nas słuchają zapalali i gasili światło. Koledzy nadali tę audycję z rogu Niemcewicza i Grójeckiej. Tam jest taki dom, gdzie kiedyś była duża kawiarnia. Oni mieli klucz od windziarni i tam się zainstalowali, (bo tam było zasilanie.) Potem wydostali się na dach i kiedy ta audycja ruszyła o dziewiątej wieczorem 12 kwietnia – okazało się, że całe miasto pulsuje światłami. Audycja miała ogromny zasięg. Właściwie była słyszalna w całej Warszawie. Wtedy eter był niemal całkowicie pusty. Bo sam nadajnik miał może 20 watów. To dziś jest zupełnie niewyobrażalne... Audycja zawierała też moje wystąpienie, mówiłem że uruchamiamy to radio, przedstawiłem się, żeby nie było podejrzeń, że to jakaś fałszywka. No i zawierała jedną główną informację: że został aresztowany Staszek Matejczuk. On był zatrzymany w związku ze śmiercią milicjanta Zdzisława Karosa , któremu usiłowano odebrać broń. W wyniku szamotaniny funkcjonariusz został postrzelony i zmarł. Staszek też był aresztowany w związku z tą sprawą i mieliśmy informacje, że jest torturowany. Tę wiadomość podaliśmy przez radio. jak się potem dowiedzieliśmy, na skutek tej audycji zaprzestano tortur. Ważną audycję nadaliśmy też 30 kwietnia. Tam zapowiadaliśmy jak organizujemy obchody 1 maja. Tego dnia odbyła się gigantyczna obława na radiostację. Uczestniczyło w niej ok. 1000 jednostek milicji. W kwartale pomiędzy ul. Świerczewskiego, Towarową i Marchlewskiego było aż niebiesko. Latał helikopter. Ale się nie udało. Nie namierzyli nadajnika. Potem przystąpiono do głuszenia audycji. Uruchomiono specjalne zagłuszarki. To było tak, że przez pierwsze dwie minuty usiłowali namierzyć nadajnik, co im się nigdy nie udało, a potem włączali zagłuszanie. To się nazywało "dyskoteka Kiszczaka", bo zawsze jakąś muzykę puszczali.
Te audycje były nadawane z różnych miejsc? Tak, jeździliśmy po całym mieście. Zresztą szybko "wypączkowaliśmy" z Warszawy. Robiliśmy audycje w Krakowie, w Gdańsku. A niezależnie od nas ten "ruch radiowy": rozwinął się w całym kraju. W Krakowie z nadajnikiem w ręku udało im się złapać późniejszego prokuratora generalnego Aleksandra Herzoga. Bardzo silnie rozwinęło się radio w Toruniu. Tam właściwie cały instytut astrofizyki pracował nad radiem. Wysłali nadajniki w balonach itd.. To się rozwinęło na całą Polskę.
W końcu jednak was namierzono i zostaliście aresztowani za zorganizowanie rozgłośni. Jak to się stało?
Do aresztowania doszło na skutek nieostrożności dwóch naszych emiterów. Wpadli 4 czerwca. Ponieważ nasz główny emiter wyjechał wtedy z audycją do Krakowa, a my nie chcieliśmy, żeby zagłuszarki pojechały za nim, więc zrobiliśmy dodatkową audycję w Warszawie. Wtedy już nadajnik pracował automatycznie – sam się włączał i wyłączał. I dopiero po kilku dniach się sprawdzało, czy ktoś przy nim był czy nie był ( zostawiało się np, zapałkę w drzwiach, metody były różne) i zdejmowało się ten nadajnik. No a oni tego nie zrobili. Uznali, że jest zupełnie cicho , spokojnie , no i od razu wzięli ten nadajnik ze sobą. A na dole już na nich czekano. Oni byli mało dyskretni i ujawnili nasze punkty emisyjne. Funkcjonariusze poszli na jeden z tych punktów, no i tak już poszło... W każdym razie policja wtargnęła do nas kiedy z żoną obchodziliśmy rocznicę ślubu – 5 lipca. Żonę aresztowano. Mnie się udało wtedy uciec. Złapano mnie później przy pomocy "wtyki"w MRKSie.
Jaki konkretnie postawiono państwu zarzut? Że rozpowszechniamy fałszywe informacje. Podstawowa informacja w pierwszej audycji brzmiała bowiem, że w naszym kraju trwa wojna, wojna, którą władza wypowiedziała własnemu narodowi. I to był podstawowy zarzut w procesie.
Ostatecznie skazano pana na 4,5 roku więzienia. Odsiedział pan cały wyrok? Nie. Tam była jedna amnestia w 83,r, wtedy wypuszczono żonę. Ja siedziałem dalej. Ale ja miałem jeszcze drugi proces o KOR. Wyszedłem w ramach amnestii w 84 roku.
Czy po aresztowaniu państwa radio funkcjonowało dalej? Ależ tak. Zupełnie inne osoby je prowadziły, ale funkcjonowało aż do 89 roku. Dopiero po zwycięstwie wyborczym zakończyło działalność. Ale z tym okresem działalności ja już nie miałem nic wspólnego. Bo to była działalność bardzo zakonspirowana, a my z żoną byliśmy już bardzo znani, pilnowani, podsłuchiwani. Ale SB cały czas nas posądzało, że nim kierujemy. Dziś ludzie zaangażowani w działalność radia są skupieni w Stowarzyszeniu Radia Solidarność. Jest to chyba kilkaset osób. Sprawiliśmy sobie nawet mural w miejscu skąd nadano pierwszą audycję. Rozmawiała Anna Sarzyńska
Niemieckie zakłamywanie historii trwa w najlepsze. Największa tamtejsza agencja prasowa użyła sformułowania "polski obóz zagłady". Już powtórzyły je inne gazety Naszym zachodnim sąsiadom znowu „zapomniało się”, czyj był jeden z najstraszniejszych obozów zagłady w Sobiborze. W związku z tym, że założyli go dziadkowie dzisiejszych dziennikarzy niemieckich na okupowanej przez tychże dziadków polskiej ziemi, to wnuczęta - zapewne „przypadkowo” - nazwały go „polnischer Vernichtungslager”, czyli „polski obóz zagłady”. Tym razem wieść o tym, że w obóz w Sobiborze, w którym Niemcy zabili około 250 tysięcy Żydów (dokładne szacunki są trudne do ustalenia) jest "polskim obozem zagłady", rozejdzie się bardzo szeroko, bowiem depesza powstała w Deutsche Press Agentur, odpowiedniku naszej Polskiej Agencji Prasowej, z której korzystają inne media płacące abonament. O „polskim obozie zagłady” w Sobiborze napisały już: „Focus” – popularnonaukowy (sic!) tygodnik oraz dziennik „die Welt”. Jak to się stało, że znowu postanowiono „przypomnieć” młodemu niemieckiemu pokoleniu, czyj był ten straszny obóz? Otóż w Berlinie kończy się festiwal filmowy „Berlinale”, na którym nagrodę „Złotego niedźwiedzia” otrzymał francuski twórca filmowy - Claude Lanzmann. Dostał on ją za cały artystyczny dorobek, m.in. za słynny, prawie dziesięciogodzinny film, „Shoah”. Podczas wręczania nagród ma być pokazywany jego film „Sobibor”, który opisuje bunt w tak samo nazywającym się polskim obozie zagłady.
– napisała DPA, a za nią m.in. „Focus”. W tekście, w którym pojawia się ten zwrot, ani razu nie występuje narodowość sprawców Holokaustu, ani informacja, że Sobibór był na ziemiach okupowanych przez Niemców. Co więcej – nie występuje też w tekście zwyczajowa nazwa „nazizm”, „naziści” i inne zwroty zastępcze dla słowa Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi są rekordzistami jeśli chodzi o używanie kłamliwego określenia Polski obóz koncentracyjny", czy "polski obóz zagłady". Dochodzi nawet do kilkudziesięciu rocznie przypadków jego użycia. Gdy kilka lat temu „Focus” użył podobnej nazwy „zastępczej” dla niemieckiego obozu, to nawet odmówił sprostowania.
Sławomir Sieradzki/ "Focus"
Lekceważenie zasłużone? „Jakie dziennikarstwo? Szczekanie szkolonych kundli za małe, za śmieszne pieniądze” W roku 2005, bodaj w lipcu, udałem się na Al. Niepodległości w Warszawie, na listowne zaproszenie ówczesnego szefa WSI gen. Marka Dukaczewskiego. W towarzystwie jego bliskiej współpracowniczki, oficer Małgorzaty odbyliśmy ponad 2.5 godzinną rozmowę. Jednym z motywów, który mnie uderzył, było nieukrywane lekceważenie (na pograniczu wzgardy) obu moich rozmówców wobec dziennikarzy. Zastanawiałem się potem, co było tego źródłem. Poruszony w tej rozmowie, niski poziom wiedzy dziennikarzy piszących o tajnych służbach, czy również – a może przede wszystkim – osobiste doświadczenia z nader łatwego owijania sobie dziennikarzy wokół palca. Z tak silnym lekceważeniem polskich dziennikarzy przez kogoś wpływowego spotkałem się raz jeszcze – podczas rozmowy z prezesem pewnej wielkiej spółki. Odniosłem wrażenie, iż źródła tej postawy były podobne.
Widok z wieży W ubiegłym tygodniu pisałem o książce dziennikarza politycznego Tomasza Sekielskiego „Sejf”. Dzisiaj o powieści politycznej autora z naszej paczki – Witolda Gadowskiego, o jego „Wieży komunistów” (Poznań: Zysk i Sk-a). Bohater powieści, generał wojskowych służb mówi:
„Jakie dziennikarstwo? Szczekanie szkolonych kundli za małe, za śmieszne pieniądze” (s. 139). A ludzie? „Boją się i przede wszystkim chcą być bezpieczni. Ten, kto im da poczucie bezpieczeństwa, będzie ich królem. Nie chcą prawdy, nie chcą wolności, chcą tylko żarcia i bezpieczeństwa” (s. 141). Dziennikarz, Andrzej Brenner, główny bohater „Wieży”, alter ego autora, także jest lekceważony przez ludzi bogatych i potężnych. Jednym z powodów jest jego emocjonalność, powodująca przewidywalność zachowań i łatwość manipulacji. W innym miejscu generał całkiem trafnie rzuca do Brennera:
„Nigdy nie poznasz prawdy, jeśli będziesz na fakty spoglądał przez okulary krótkowzrocznego antykomunisty” (s. 153).
„Mają w nosie państwo, ale nie lekceważą teatru władzy” (s. 103) Sekielskiego i Gadowskiego łączy chyba przekonanie, że dziennikarskich prawd o tajemnicach polskiej ułomnej demokracji nie sposób obronić przed sądami III RP. Sięgają zatem po szaty powieści. W obu książkach liczne elementy opisu zakulisowych (czytaj: faktycznych) mechanizmów III RP są podobne. Codziennością jest pogarda dla państwa prawa i demokratycznych procedur. Ci, którzy dysponują instrumentami wpływu finansowego, politycznego, środkami inwigilacji i przemocy traktują demokrację jako użyteczną fasadę. Poważne afery są skutecznie tuszowane. Kontrolna misja mediów to dla nich pozór i kpią z naiwnych oglądaczy politycznej sceny.
Klucz czy wytrych Gadowski napisał powieść z kluczem. Osnową to utworzenie i losy Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – tego aferowego aktu założycielskiego nowego ładu. Powieść jest z kluczem, wiele postaci i zjawisk łatwo się kojarzy, ale jest w sumie nie mniej ułomna od naszej demokracji. Autorowi zabrakło dyscypliny – nie tylko pisarskiej, ale również, by tak rzec, analityczno-socjologicznej. Wobec Gadowskiego trzeba odnieść przestrogę z jego własnej książki:
„Andrzej nigdy nie lubił powieści sensacyjnych, gdyż zawsze w czasie czytania przeżywał smutny moment rozczarowania, kiedy autorowi nie starczało inwencji i rozsądku, aby utrzymać narrację w pobliżu ziemi (…)” (s. 52).
W porównaniu z książką Sekielskiego „Wieża” jest przegadana, pewne postacie są zbędne, a obszerne fragmenty (np. sceny w Zakopanem) klimatem przypominają mi młodzieńcze lektury przygód Pana Samochodzika Zbigniewa Nienackiego. Sekielski wykazał więcej konstrukcyjnej dyscypliny. A ponieważ Gadowskiemu najwyraźniej nie chodziło o rozrywkową powieść z cyklu płaszcza i szpady, powinien wymagać od siebie znacznie więcej. Literacki opis kulis systemu III RP to poważne zadanie. Redaktor Kalukin zna rzeczywistość? Rafał Kalukin, obecnie w Newsweeku, ongiś w Wyborczej, o książce Gadowskiego napisał:
„Tyle w ‘Wieży komunistów’ prawdy o świecie, ile w filmach o Jamesie Bondzie”. Tylko pytanie: skąd red. Kalukin to wie? Zapewne porównał świat powieści z tym, co przeczytał we współredagowanych przez siebie mediach. Ale do rzeczywistości stamtąd jeszcze daleko. Gdy ktoś mówi: „prawda jest inna”, często świadczy tylko o tym, że coś nie zgadza się z jego wyobrażeniami o świecie. Dziennikarz nie zawsze wie, czy uczestniczy w tuszowaniu czy odkrywaniu afer. A psychologom społecznym podsuwam jeden z tropów książki Gadowskiego:
„perwersyjny masochizm pewnej części Polaków” (s. 109)
– skłonność do niemal gardzenia samymi sobą, swoim krajem i współrodakami. To na pewno wszystkiego nie wyjaśnia, ale… Andrzej Zybertowicz
Skandal w fundacji Jakuba Śpiewaka. Pieniądze przeznaczone na pomoc dzieciom szły na luksusowe ubrania i perfumy właściciela Fundacja Kindproject.pl zajmuje się zwalczaniem pedofilii, dbaniem o bezpieczeństwo dzieci w internecie i walką z pornografią. Wszystko wskazuje na to, że jej działalność dobiega końca, a kierującym nią Jakubem Śpiewakiem zajmie się prokuratura. Na swojej stronie - oprócz opisów dot. działalności fundacji, Śpiewak często zamieszczał wpisy dotyczące życia publicznego - m.in. o "rzyganiu Smoleńskiem". Kilka dni temu Śpiewak wydał oświadczenie, w którym tłumaczył się z "niefrasobliwości" oraz zapowiedział wycofanie z życia publicznego. O sprawie pisała na portalu wPolityce.pl Maja Narbutt. Sytuacja wygląda jednak na o wiele poważniejszą. Tygodnik "Wprost" dotarł bowiem do wyciągów z kont bankowych fundacji za 2011 rok. Jedyną kartę płatniczą do konta posiadał sam Śpiewak. Na co szef fundacji przeznaczał pieniądze, które prywatni sponsorzy i instytucje państwowe przeznaczały na troskę o bezpieczeństwo dzieci? Luksusowe ubrania, drogie perfumy, wycieczka wraz z narzeczoną do Turcji. Jednorazowo Śpiewak potrafił wydać kilka tysięcy złotych - dla przykładu aż 3000 zł kosztowały jego oprawki do okularów. Pieniędzmi szastał u jubilerów, w księgarniach i sklepach z luksusową odzieżą. W sumie z bankomatów wypłacono aż 170 tysięcy złotych. Pracownicy Fundacji, którzy chcą zachować anonimowość, mówią, że nie wiadomo co stało się z tymi pieniędzmi, bo wszystkie zobowiązania (wobec pracowników, organizatorów szkoleń, podwykonawców, itd.) były płacone za pomocą przelewów bankowych - czytamy na wprost.pl. Sam Śpiewak - jak sugerują dziennikarze "Wprost" - wydał łzawe oświadczenie o "niefrasobliwości" i wycofaniu z życia publicznego dopiero po tym, gdy zdał sobie sprawę, że w tygodniku zostanie wydrukowany tekst na temat jego działalności. O "fali wsparcia" dla pokrzywdzonego Śpiewaka pisał portal Tomasza Lisa. Wszystko wskazuje na to, że Śpiewak będzie potrzebował innego wsparcia - adwokackiego. Zespół wPolityce.pl
Pełzający Maziarski. "Ktoś gotów krzywdząco pomylić go z padalcem, płaszczącym się przed wyimaginowaną wielkością" Rozwydrzenie ludzi mediów sięga szczytów, niestety. Arogancja miesza się z megalomanią. Znaleźć można nawet takich, którzy pozwalają sobie na pouczanie najwybitniejszych postaci współczesnego świata. Bezczelność. Wydarzenie, kompromitujące całe nasze środowisko. Trzeba nie mieć wstydu, żeby pozwolić sobie na ten rodzaj uwag, jakie poczynił w „Gazecie Wyborczej” Wojciech Maziarski w stosunku do znanej i cenionej reżyserki filmów fabularnych Agnieszki Holland. Kiedy sobie uświadamiam jego tak daleko posuniętą uzurpację do wyrokowania o postępowaniu wielkiej artystki, rozsławiającej imię Polski na całym globie, prawdziwego ambasadora naszej narodowej kultury, nasyconej wątkami kosmicznego uniwersalizmu, obejmującego swoim zasięgiem spadziste brzegi fiordów w północnych obszarach Grenlandii i Alaski aż po gorące piaski australijskich, pustynnych bezdroży, najchętniej schowałbym się w mysią dziurę. Wszechogarniająca hańba jest tak przejmująca, że paraliżuje każdy mój ruch, czyniąc mnie niedolnym do przeciwstawienia się złowrogiej postawie autora, wydającego fałszywe wyroki. Pal sześć, że przykrość spotyka tak mało twórczą, tuzinkową osobę, jak niżej (w przypadku udanych felietonów, wyżej, ale to się wyjątkowo rzadko zdarza) podpisany. O wiele bardziej gorszące jest to, że naraża na utratę prestiżu naszą wielką twórczynię na miarę Marii Curie-Skłodowskiej, a więc kogoś, kto rodzi się na naszej żyznej ziemi raz na sto lat, albo i rzadziej. Niedowarzony, ale już zarozumiały w stopniu najwyższym młodzian Maziarski, w pełnych perfidii słowach, niby to przymila się do naszej wspaniałej artystki, ale w rzeczywistości uzbraja swój łuk w zatrutą strzałę, aby przestrzelić nią niewinne jej serce, bijące dla Polski. A jak się wywyższa, nie mając po temu podstaw:
Owszem, wiem. To niezbyt eleganckie, by publicznie udzielać rad twórcy tej rangi co Agnieszka Holland, ale trudno - zachowam się nieelegancko, mimo że Agnieszkę Holland bardzo lubię i szanuję. A może właśnie dlatego – maskuje swoje prawdziwe uczucia ten wredny typ. I zaraz potem wychodzi jego prawdziwe, ohydne oblicze, przypominające fioletową twarz zdegenerowanego alkoholika, raczącego się codziennie od samego rana denaturatem. Już nie jest w stanie ukryć tego oblicza pod gładkimi słowami
Rada brzmi tak: zamiast składać pochopne deklaracje, czasem lepiej ugryźć się w język. Bo potem trzeba odszczekiwać – prorokuje ten prymityw, silący się na przewodnika dusz. Z jakiejś przedziwnej chorej potrzeby, ale te typy tak mają, Maziarski rozpowszechnia ironiczną zapowiedź Agnieszki Holland, że nie będzie już więcej głosować na Platformę Obywatelską, bo czuje się przez tę partię oszukana. Wypowiedź naszej ukochanej reżyserki, każdy odczytuje trafnie jako przewrotny żart, bo wie, że Holland dałaby się pokroić na drobne talarki za Platformę. Tylko pełen cynizmu Wojciech Maziarski, udaje, że nie wie o co chodzi i przekraczając granice dobrego smaku, co właściwie sprowadzić można do prostackiego chamstwa, cynicznie drwi: Zbyt wysoko cenię Pani inteligencję i obywatelską odpowiedzialność, by brać tę deklarację na serio. Ktoś gotów krzywdząco pomylić go z padalcem, płaszczącym się przed wyimaginowaną wielkością. Jerzy Jachowicz
Kurski Kaczyński poprzez Ziobrę na prezydenta Kurski „Skoro już teraz w sondach przekraczamy 5 proc., to po kampanii będziemy mieli więcej. A jeżeli rynek polityczny wyceni poparcie dla PiS na 31 proc., a SP na 10 proc., to będzie to podstawa do rozmowy o wspólnym projekcie politycznym. Ale do rozmowy na warunkach partnerskich, a nie monopolu PiS, który do tej pory przekreślał każdy sukces. Gdyby w 2011 roku istniała SP, to Jarosław Kaczyński nie gadałby o Stasi, Angeli Merkel i innych tego typu historiach. „....”Dlaczego akurat z waszego powodu miałby się powstrzymywać? Bo doskonale by wiedział, że głosy stracone przez PiS poszłyby na SP. Proszę zauważyć jak wziął się do roboty, gdy powstała SP. Dlatego twierdzę, że przyjazna konkurencja w eurowyborach będzie budulcem wielkiego zwycięstwa prawicy w 2015 roku. I być może przysłuży się ustaleniu wspólnego kandydata na prezydenta. Zbigniew Ziobro miałby nim być? Myślę, że tak. Kaczyński nie może ponownie przegrać wyborów prezydenckich, chociażby ze względu na pamięć brata, który był prezydentem. W jego interesie jest poszukiwanie innego poważnego kandydata. Kurski w rozmowie z Elizą Olczak …..(źródło )
„Cymański otwarcie rzucił radykalne socjalistyczne hasła w programie 7 dzień tygodnia . Domagał się dodatkowego opodatkowania bogatych i rozpoczęcia walki o likwidację szarej strefy . Nowy etap walki socjalistów ze społeczeństwem , niszczenia i tak już ledwo zipiących drobnych i średnich przedsiębiorców . Kalisz natychmiast pochwalił Cymańskiego , dodając ,że bardzo sobie ceni jego lewicowe poglądy i lewicową wrażliwość oraz zaprosił do przejścia do SLD .Kalisz, który zwraca się do Cymańskiego po imieniu widać że się przyjaźnią z pewnością zna poglądy Cymańskiego lepiej niż jego wyborcy i wie co mówi , kiedy podkreślą ich lewicowość. Natychmiast Cymański otrzymał propozycje przejścia również do lewicy lewackiej , czyli Ruchu Palikota. „...”olidarna Polaka jest lewicą konserwatywną, narodową , co zresztą zarzuca im Korwin Mike .Określa Kurskiego jako narodowego socjalistę .Nie należy mylić tutaj ani Kurskiego , Ziobry, czy Solidarnej Polski z socjalizmem narodowym niemieckim, socjalizmem totalitarnym , który jest jednym z źródeł ideologicznych współczesnej zmory Europy i generalnie świata zachodniego , czyli politycznej poprawności . ...(więcej )
Bugaj w „ O rechoczącym Michniku u Wojewódzkiego „ „Kulturowe cele zachodniej lewicy pana nie pociągają?
One wynikają z historycznych zaszłości: skoro Kościół był po stronie tronu, walczymy z Kościołem. To jest już nieaktualne, nawet jeśli dziś brakuje mi, zwłaszcza w Polsce, społecznego zaangażowania Kościoła na wzór tego, co proponował Jan XXIII, a potem Jan Paweł II. Opowiadam się jednak za jakimś sojuszem lewicy i katolików, na wzór Ameryki Łacińskiej, choć bez przegięć teologii wyzwolenia. A w Polsce razi mnie, gdy ludzie typu Magdy Środy wyśmiewają się z moherowych beretów. To plebejska publiczność, o której interesy trzeba się upominać.”
SLD i Ruch Palikota to lewica? To moja smutna porażka, że tak je wszyscy nazywają. I nie chodzi mi już nawet o to, że SLD wywodzi się z PZPR, choć fakt, że żąda dziś rozliczenia IV RP, to ponury paradoks. To zresztą paradoks nie tylko Leszka Millera, ale też na przykład „Gazety Wyborczej", która konsekwentnie przeciwdziałała rozliczaniu PRL. Ale te formacje zaprzeczają mojej wizji polityki. SLD ani Palikot z bliską mi tradycją socjaldemokratyczną nie mają nic wspólnego.”...(więcej )
Kurski żyje w jakiejś fantasmagorii politycznej ( himera, fantom, fatamorgana, halucynacja, miraż, omam, przywidzenie, urojenie, ułuda, zwid ) uważając że Kaczyński poprze Ziobrę na prezydenta . Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na tekst Bugaj a, który mówi o sojuszu katolików z socjalizmem , z socjalistmami Solidarna Polska jest takim właśnie sojuszem i z pewnością odebranie socjalistom politycznej poprawności z SLD i cyrku Palikota elektoratu , głosów przez socjalistów chrześcijańskich Ziobry i Cymańskiego jest dla Polski korzystne. Powstanie partii chrześcijańskich socjalistów jest następnym po powstaniu Obozu Patriotycznego ewenementem w Europie Uważam że chrześcijańscy socjaliści Ziobry są mniejszym złem od wyznawców socjalistycznej politycznej poprawności spod znaku Milera, Palikota i Tuska Przytoczę tutaj opinię profesora Thomasa Di Lorenzo z jego artykułu „Antyutopia dla Lewaków „Historia pokazuje, że socjalizm w każdej swojej formie prowadzi do totalnej katastrofy gospodarczej i społecznej. Badania, które zaprzeczają tym faktom, nie powinny być brane na poważnie. Jednak dziś próbuje nas się przekonać do pewnego sylogizmu: 1) socjalizm przynosi gospodarcze i ludzkie nieszczęście wszędzie tam, gdzie zostaje wdrożony, 2) każdy o tym wie, 3) dlatego właśnie potrzebujemy więcej socjalizmu. A oczywiste jest przecież coś zgoła przeciwnego! Do realizowania szczęścia każdemu człowiekowi jest potrzebna swoboda, wolność wyboru, możliwość realizacji potrzeb, które dla każdego z nas są różne i wynikają z nieskończenie wielu różnych czynników. To nie państwowy przymus i redystrybucja dochodów wedle odgórnie ustalonych kryteriów dają nam szczęście. Lewicowe badania szczęścia prowadzą do bardzo niebezpiecznych wniosków, że to urzędnicy lepiej zapewniają nam szczęście niż my sami.”...(więcej)
„Ziobro został atomowym pożytecznym idiotą Niemiec „....„Zbigniew Ziobro wezwał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, aby zerwał koalicję z Platformą Obywatelską. Lider Solidarnej Polski twierdzi, że obie partie utworzyły sojusz w sprawie budowy elektrowni jądrowych.”.....”Według szefa Solidarnej Polski to "zły projekt dla Polski,... .(więcej )
Bugaj „ „Krytyka Polityczna" publikuje książki czy artykuły nawołujące do zwrotu w polityce społeczno-gospodarczej. W pana duchu. Zauważam to i odróżniam Sierakowskiego od komunistów. Ale on w sprawach społecznogospodarczych jest we mgle. Choć przynajmniej czasem się nimi zajmuje. Wcześniej interesował się tylko homoseksualistami i rozprawą z „tym cholernym państwem narodowym". Nie jestem jednak skłonny zgodzić się z „Krytyką...", gdy akceptuje każdego, niezależnie od przeszłości. Problem wiarygodności w polityce to kluczowa sprawa. A Leszek Miller, najbardziej liberalny polski premier, wyjmuje dziś z kapelusza socjalne postulaty. Trudno sobie wyobrazić większy cynizm. Palikot nie wygrywa w tej konkurencji? I ta jego menażeria, ten Rozenek. To wice-Urban, redagujący gazetę, która była rynsztokiem. W roku 1995 powiedziałem coś krytycznego o SLD i zaraz „Nie" zamieściło moją podobiznę, jak wychylam się z pękniętej prezerwatywy. Przypomina mi się ten styl, gdy widzę mego dawnego kolegę Seweryna Blumsztajna z plakatem „P..., nie rodzę". Ale Blumsztajn to symbol otwarcia się „Wyborczej" na lewo, także w sprawach gospodarczych. Nie czuje pan satysfakcji, gdy dziennikarze rodem z „Krytyki Politycznej" nawołują w „Wyborczej" do prospołecznego otwarcia? Sam pisałem coś takiego już dawno temu i wtedy to się nie mogło u Michnika ukazać. Tak, czuję satysfakcję, ale to satysfakcja gorzka. I widzę w tym szukanie ideologii dla najbardziej obskurnych środowisk. „Gazeta Wyborcza" to w istocie partia z dożywotnim liderem. Kiedyś stawiała na alians Unii Wolności z SLD, dziś stawia na Palikota. Ja na to patrzę z odruchem wymiotnym, który bynajmniej nie dotyczy tylko Palikota. Kogo jeszcze? Kiedyś oglądałem Adama Michnika u pana Wojewódzkiego. Wyłączyłem, kiedy Woje- wódzki zapytał: „Słyszałem, że policja dzwoniła do pana, kiedy pan ruchał". Michnik nie odpiął mikrofonu, nie wyszedł. Rechotał. To po prostu szambo. Ale to nie przeszkadza „GW" pro- wadzić krucjaty przeciw IV RP pod pryncypialnymi hasłami. Kaczyński nie jest dla mnie wzorcem demokracji, ale w 2007 roku Michnik oskarżał go gołosłownie o zamiar sfałszowania wyborów. Doceniam prospołeczne teksty w „Wyborczej", ale tam nic się nie ukazuje bez celu. Z „Krytyką Polityczną", a także z „Gazetą Wyborczą" dzieli pana stosunek do państwa narodowego. Jacek Żakowski ogłasza, że Unia Europejska to najważniejszy lewicowy projekt. Nie zgadzam się z tym, choć naturalnie europejska klasa polityczna umie zabiegać o swój wizerunek – nawet finansując swoich krytyków – ze wspólnych podatków. Dlatego opinia o Unii jest lepsza w elitach niż u zwykłych ludzi. Ja jednak nie wyobrażam sobie demokracji poza państwem narodowym. Ona zawsze jest zanurzona w tradycji, w kodach kulturowych. Europa nie stanie się Stanami Zjednoczonymi. Przy wszystkich fasadach w postaci „silniejszego" Parlamentu Europejskiego będzie rządzona przez duet Merkozy.”...(więcej)
Kurski „Druga rzecz: podpisanie traktatu lizbońskiego, który zmienia architekturę unijną na niekorzystną dla nas, to dzieło Jarosława Kaczyńskiego. I to ja, Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro, walczyliśmy, żeby do tego nie doszło. Proszę przypomnieć sobie słynne orędzie Lecha Kaczyńskiego. Pamiętam ten spot, w którym maszerowały niemieckie wojska, a za chwilę para gejowska brała ślub. I co, nie mieliśmy racji? Nie mieliśmy racji? A co się teraz w Polsce dzieje? Związki partnerskie. Traktat lizboński otworzył do tego drogę. A więc to my jesteśmy wiarygodni w tej sprawie. Czego byście w kampanii nie powiedzieli, to Kaczyński jest „Jarosław Polskę zbaw”, a nie Ziobro. Nie wierzy pan w inicjatywę Giertycha, Michała Kamińskiego i Marcinkiewicza. Nie wierzę, bo zrobienie partii z niczego wymaga tytanicznej pracy, a tu są same syte, leniwe koty. Nikt z nich nie będzie harował w terenie. Gowin mógłby coś założyć, ale on chce jak najdłużej zostać w PO, żeby na fali zainteresowania po porzuceniu tej partii tuż przed wyborami wejść do parlamentu. Gowin odejdzie z PO? Nie będzie miał innego wyjścia. Wie jedno, że Tusk albo zabije jego samego, albo wytnie większość jego ludzi przed wyborami w 2015 roku. Bo despektu związanego z głosowaniem nad związkami partnerskimi Tusk na pewno Gowinowi nie wybaczy. „ Kurski w rozmowie z Elizą Olczak …..(źródło ) Marek Mojsiewicz
17/02/2013 „Dylematy urzędników administracji publicznej. Zagadnienia administracyjno- prawne”- taki tytuł nosiła i nosi praca habilitacyjna pani profesor Barbary Kudryckiej, pani minister od szkolnictwa wyższego – tymczasem z Platformy Obywatelskiej. Pani Barbara przynależała kiedyś do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wspierając ówczesny socjalizm edukacyjny , potem przeniosła się do NSZZ ”Solidarność”- też wspierając socjalizm solidarnościowy, a obecnie przynależy do Platformy Obywatelskiej- wspierając socjalizm w nauce w obrządku europejskim. Pani profesor Barbara Kudrycka jest profesorem nauk prawnych, swojego czasu kierowała Katedrą Prawa Administracyjnego a także Zakładem Nauki Administracji Publicznej Europy Centralnej i Wschodniej- do 2006 roku- o ile mnie pamięć nie myli.. Zajmowała się także „ etyką służby publicznej”, napisała pięć książek i 70” artykułów naukowych”. Przynależy do lewicowych międzynarodowych organizacji: Transparency International Polska oraz Amnesty Internacional., bez słowa” Polska”. To tak jak „Neesweek Polska”. I ktoś myśli, że jest to polska gazeta.. Nic bardziej błędnego.. To jest część międzynarodowej korporacji , która wydaje treści międzynarodowe w języku polskim.. Właścicielem jest pan Axel Springer- magnat prasowy międzynarodowy, o osobowości prawnej międzynarodowej, tak jak nowe państwo w Europie- Unia Europejska. Ma osobowość prawną międzynarodową- jest państwem. Jeszcze w budowie, bo nie wszystkie jego części- landy mają na przykład wspólną polityczną walutę euro- ale wkrótce.. Dokończenie budowy państwa o nazwie Unia Europejska- trwa.. Jak zlikwidowane zostaną wszystkie państwa narodowe. „Katedry prawa administracyjnego”, „ nauki prawne”, .”Transparency” ’,Amnesty,” nauki Europy Centralnej i Wschodniej””- to są dla mnie złowieszcze hasła, które dla konserwatywnego –liberała szanującego wolność jednostki, jako podstawę jego życia- jawią się jako piekło. „Transparency”,”Amnesty”- to wtyczki międzynarodowych organizacji w poszczególnych państwach ..A’ prawo administracyjne” zalatuje mi wielką biurokracją zabierającą ludziom wolność. Wielkie prawo administracyjne- wielka niewola „obywateli” w państwie demokratycznym i obywatelskim. Państwo obywatelskie- to porewolucyjne popłuczyny po Rewolucji Francuskiej, gdzie zerwano nici przywiązujące człowieka do Boga, a zaplątano go w przywiązanie do państwa… Które teraz jest bogiem.. Wszystko dla państwa obywatelskiego- koniec wolności jednostki.. Koniec z wolnym wyborem i rozumem, które to wartości każdy z nas otrzymał od samego Pana Boga.. Socjaliści europejscy i demokratyczni nienawidzą wolności człowieka.. I dlatego krok po kroku nam ją zabierają.. I nie tylko dlatego, że ślimak jest rybą.. Pani profesor Barbara Kudrycka z Platformy Obywatelskiej, wcześniej z PZPR, i NSZZ „Solidarność” -jest częścią tworzonego systemu niewoli i ubezwłasnowalniania człowieka. Jest propagatorem prawa administracyjnego, które jak każde prawo, zawiłe i nadmiarze, prowadzi do zniewolenia człowieka i choroby państwa. Bo ilość przepisów w państwie jest wprost proporcjonalna do choroby państwa, którą to chorobę wywołuje nadmiar prawa. Socjaliści tworzą całe katedry prawa- zamiast prawo upraszczać ,a katedry likwidować… Katedry prawa obywatelskiego rozbudowują i pielęgnują prawo, osłabiając państwo– a katedry poświęcone Bogu- likwidują. Prawo rozbudowują wraz a katedrami, które im służą do dalszego doskonalenia prawa… No im samym w celu dowartościowania” nauk prawnych”.. Czy ktoś słyszał o katedrach prawa administracyjnego za czasów Jana III Sobieskiego? Kiedy Rzeczpospolita I – jako królestwo była potęgą europejską ? Bo zamiast administracji miała mądrego króla, nie zajmującego się doskonaleniem prawa biurokratycznego, ale tworzeniem siły państwa. Co zaowocowało Wiktorią Wiedeńską. Właśnie- drugi raz – obejrzałem „Bitwę pod Wiedniem”- na DVD. Pierwszy raz w kinie… Byłem zachwycony filmem, filmem o „wierze, przyjaźni, odwadze i polskim zwycięstwie”. Jan III Sobieski dowodził bitwą, nie było jeszcze wtedy pani profesor Barbary Kudryckiej- „Europejki” administracyjnej, która gdyby wtedy żyła – doprowadziłaby do Klęski pod Wiedniem.. Z tą swoją „katedrą prawa administracyjnego” i „ państwem obywatelskim oraz Zakładem Nauki Administracji Publicznej Europy Centralnej i Wschodniej.. Są momenty w historii, kiedy decyduje „siła i honor- jak twierdzili zgodnie pan gen . Sławomir Petelicki i pan Paweł Kukiz. Jeden w książce- drugi na płycie.. Oczywiście trzy role bym zamienił: zamiast Alicji Bachledy –Curuś- wstawiłbym panią Nataszę Urbańską, zamiast pana Daniela Olbrychskiego, grającego Marcina Kazimierza Kątskiego, tym razem nie Piłsudskiego- pana Bogusława Lindę, a zamiast Borysa Szyca, grającego Mikołaja Hieronima Sieniawskiego- pana Cezarego Pazurę, albo jego brata.. Pani Natasza Urbańska, doskonale sprawdziłaby się w roli Eleonory Lotaryńskiej, córki Ferdynanda III Habsburga, pochodzącej z Wiednia, a będącej żoną króla Polski Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Po śmierci polskiego króla wyszła za mąż za Karola V Leopolda, księcia Lotaryngii.. Byłaby wspaniała w tej roli- jest to jakby rola dla niej.. Żebyście Państwo widzieli jak pani Natasza Urbańska kroiła tort na swoich” 18 urodzinach”:, na których miałem przyjemność być. I podczas koncertu w Teatrze Studia Buffo, jak też po koncercie w Restauracji Buffo…(???) Co za wdzięk, co za szyk, co za gracja? Pani Natasza krojąca tort dla gości.. Tego się nie zapomina.. A jak taki tort wydaje się smaczny? Nie tak smaczny , gdyby kroił go na przykład pan premier Donald Tusk.. Ja bym takiego kawałka tortu nie zjadł- nie przeszedłby mi przez gardło.. Marcin Kazimierz Kątski, to wielki patriota i uznany dowódca militarny, Późniejszy kasztelan lwowski oraz krakowski, wojewoda kijowski oraz generał artylerii konnej. Przyczynił się do rozwoju polskiej artylerii, brał udział w kampanii Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, przyczyniając się swoją nieustępliwością do zwycięstwa.. Kto dzisiaj zna nazwisko tego człowieka wybitnego.?. Kościuszkę zna każdy- bo w państwowych szkołach uczą o nim, bo to postępowiec demokrata- mason.. Pomagał francuskim jakobinom jak tylko mógł, wywołując ruchawkę przeciw Rosji.. Pan Daniel Olbrychski nie wie najwyraźniej , kiedy ma ze sceny zejść.. Jego czas już minął.. Popsuł swoją obecnością „Bitwę Warszawską’- tak jak Borys Szyc.. Pan Bronisław Linda bardzo nadawałby się do roli Marcina Kazimierza Kątskiego.. Tak jak Cezary Pazura do roli Mikołaja Hieronima Sieniawskiego., ,szlachcica, który stał się podporą polskich wojsk.. Karierę zaczynał jako rotmistrz- został w końcu hetmanem polnym koronnym.. Walczył z Kozakami i Tatarami, przeprowadzał samodzielne operacje na Podolu i Mołdawii. Wraz z synem Adamem Mikołajem Sieniawskim brał udział w Odsieczy Wiedeńskiej.. Też to nazwisko nie funkcjonuje w świadomości Polaków.. Tak jak na przykład Piotra Wysokiego, masona, który wywołał Powstanie Listopadowe, w ramach pomocy jakobinom belgijskim, w dobiciu których chciał pomóc Mikołaj I- car Rosji.. Ale po to było wywołane Powstanie Listopadowe, żeby nie pomógł….. W końcu zapomniałem o” dylematach urzędników administracji publicznej”- o których pisała pani profesor Barbara Kudrycka w swojej pracy habilitacyjnej. Pracy nie czytałem, bo mi szkoda czasu na dyrdymały dotyczące administracji, ale pytanie jest ciekawe? Jakie to dylematy w labiryncie administracyjnego prawa głupoty mają urzędnicy państwowi? Czy może chodzi o to- jak swojego czasu pisał pan Janusz Korwin- Mikke, że skandalem jest, żeby zwykły referent jakiegoś niepotrzebnego wydziału brał większe łapówki niż naczelnik wydziału. Bo ten system tworzony jest dla urzędników, żeby sobie porządzili nami i dorobili na boku- demokratycznego państwa prawnego.. Królu Janie III Sobieski: czas na odsiecz! Odsiecz Warszawską, a tak naprawdę Brukselską.. Przeciw Warszawie i przeciw Brukseli. Żeby pogonić niewiernych wobec zasad cywilizacji łacińskiej.. Bo takie sterty prawa- to nie jest nasza cywilizacja.. To antycywilizacja głupoty i nonsensu.. I do tego służą parlamenty, żeby tej głupoty dokręcać jak najwięcej.. W parlamencie austriackim przynajmniej była instytucja głupka parlamentarnego.. Był taki jeden. Instytucja zbiorowego głupka parlamentarnego pozostała, ale czy pozostał jeden zdrowo myślący poseł? Przy liberum veto- nic głupiego by nie przeszło.. Dlatego decyduje większość! WJR
Nie szarga się świętości, nie depcze ołtarzy Tolerancja w Polsce zaczyna polegać na szacunku do wszystkich symboli religijnych, z wyjątkiem katolickich O zapowiedzianej przez Ojca Świętego Benedykta XVI abdykacji dowiedziałem się od dziennikarzy, licznie zgromadzonych w sadzie warszawskim, gdzie odbywał się proces związany z zdarzeniem, które się łączy z Osobą poprzedniego Ojca Świętego, błogosławionego Jana Pawła II. Chodzi o proces posła Witolda Tomczaka, który w 2000 roku, ponad 12 lat temu w warszawskiej galerii Zachęta desperacko zaprotestował przeciwko profanacji wizerunku Papieża-Polaka. Słuchacze Radia Maryja doskonale znają tę historię, która wstrząsnęła Polską. Galeria Narodowa Zachęta wyeksponowała rzeźbę włoskiego rzeźbiarza Cattelana, przedstawiającą postać papieża przywalonego meteorytem. Miliony polskich katolików uznała ten twór za akt naruszenia godności Papieża, setki tysięcy ludzi wysłało w tej sprawie listy protestacyjne. Poseł Tomczak, wobec bezskuteczności oficjalnych interwencji, w końcu wszedł do Zachęty i sam usunął kamień, przygniatający rzeźbę papieskiej postaci. Warszawska prokuratura, na wniosek zagranicznej firmy ubezpieczeniowej, która ubezpieczała rzeźbę, oskarżyła Tomczaka o wyrządzenie szkody na kwotę prawie 40 tysięcy złotych. Za ten zarzut grozi kara do 5 lat więzienia. Gdy Witold Tomczak poprosił mnie, jako prawnika i adwokata o profesjonalną obronę obronę, nie wahałem się ani sekundy. Nie ulega bowiem dla mnie wątpliwości, że poseł Tomczak działał w obronie wartości, które dla nas, katolików, są szczególnie drogie. Obrona Tomczaka to nie tylko obrona jego samego, ale i tych właśnie wartości katolickich. Obronę opieram na dwóch filarach – pierwszy techniczny i drugi – prawno-moralny. Techniczna jest kwestia szkody. Uszkodzenia pseudorzeźby Cattelana prokuratura wyceniła na 40 tysięcy złotych, ale jak dostrzegłem na podstawie lektury akt – jest to wycena wzięta z sufitu. Po incydencie w Zachęcie rzeźba została wywieziona do Paryża i tam podobno naprawiona przez francuskiego rzeźbiarza, który za naprawę wziął równowartość 40 tysięcy złotych. Tylko że nikt w Polsce nie widział ani tego rzeźbiarza, ani tej naprawy, ani faktury za wykonane prace. Podniosłem ten argument przed sadem i zadałem pytanie – a skąd pewność, że polski rzemieślnik nie naprawiłby tego dzieła za dajmy na to trzysta złotych?.
Mimo sprzeciwu prokuratora sąd zgodził się z moim wnioskiem o wycenę kosztów naprawy przez biegłego odlewnika. Być może szkoda okaże się tak niewielka, że nie będzie w ogóle podstaw do procesu. Drugi filar obrony ma wymiar prawno-moralny. Zasygnalizowałem go w postaci wniosku o zasięgnięcie opinii zakładu naukowego z zakresu socjologii religii, najlepiej z katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w celu wypowiedzenia się, jakie znaczenie ma wizerunek Ojca świętego Jana Pawła II dla społeczności katolickiej w Polsce. Mówiłem przed sądem, że opinia zakładu naukowego z zakresu socjologii religii jest niezbędna dla prawidłowej oceny motywów postępowania Witolda Tomczaka, mających wpływ zarówno na ustalenia co do winy jak i co do ewentualnej kary. Subiektywnym motywem postępowania Tomczaka była chęć obrony wizerunku Ojca Świętego Jana Pawła II, a także wizerunku krzyża z ukrzyżowanym Chrystusem (taki krzyż znajdował się na stanowiącym element rzeźby pastorale). Niech zakład naukowy oceni, czy wizerunek Ojca Świętego Jana Pawła II stanowi dla polskich katolików przedmiot czci religijnej i w związku z tym nie powinien być przedstawiający w sposób, który uczucia katolików obraża. Dla mnie nie ulega wątpliwości – mówiłem przed sądem – że dla katolików w Polsce wizerunek Ojca Świętego w ogóle, a wizerunek błogosławionego Jana Pawła II w szczególności, jest przedmiotem religijnej czci. Jako katolicy mówimy przecież „Ojciec święty”, osoba papieża, następcy św. Piotra na Ziemi, jest dla katolików objęta świętością, przekonanie o której nie każdy musi podzielać, ale każdy powinien szanować. Bo sfera wrażliwości religijnej człowieka pozostaje pod ochrona prawa. Świętości się nie szarga, a ołtarzy się nie depcze, bo jak pisał Adam Asnyk – na nich się jeszcze święty ogień żarzy i miłość ludzka stoi tam na straży…” A już w szczególności nie depcze się i nie szarga świętości w miejscu takim, jak Galeria Narodowa. Sztuka ma swoje prawa, także prawo do prowokacji, ale prawo do obrażanie uczuć religijnych milionów katolików nie ma nikt, nie ma go także sztuka, choćby najbardziej eksperymentalna i awangardowa. Tak jak większość opinii publicznej na świecie potępiała kilka lat temu publikacje karykatur świętej dla muzułmanów postaci proroka Mahometa, tak jak czymś z gruntu obrzydliwym jest jakiekolwiek szyderstwa z symboli judaizmu, co uznalibyśmy natychmiast słusznie za antysemityzm, tak nie może być zgody na przedstawianie symboli katolickich w taki sposób, który katolicy odbierają jako obrazę i szyderstwo z ich wiary. Tego wymaga nasz wzajemny ludzki szacunek i tolerancja, która nie może być wybiórcza i nie może polegać na tym, że się potępia obrażanie uczuć religijnych jakiejkolwiek społeczności, natomiast przyzwala się na obrażanie uczuć społeczności katolickiej. Proces doktora Tomczaka, rozpoczęty w dniu ważnej decyzji Ojca Świętego Jana Pawła II, został odroczony do 13 maja, dnia rocznicy Fatimskiej i rocznicy zamachu na Ojca Świętego Jana Pawła II. Widzę w tym znak, że w procesie Tomczaka sprawiedliwości stanie się zadość. Wojciechowski
Kłamstwo sądownie dopuszczalne Sąd Okręgowy w Poznaniu umorzył sprawę o zniesławienie, jaką śp. Sławomir Skrzypek wytoczył w 2008 r. prof. Janowi Winieckiemu z Rady Polityki Pieniężnej. W pierwszej instancji sąd orzekł, że znany ekonomista pomówił byłego prezesa NBP, natomiast w drugiej instancji uznał, że kłamstwa i pomówienia są dopuszczalnym elementem krytyki osób publicznych. Skazanie Winieckiego oznaczałoby jego odejście z Rady Polityki Pieniężnej. W 2007 r. prof. Jan Winiecki w swoim felietonie opublikowanym m.in. w „Głosie Wielkopolskim” oraz w internecie napisał, że Sławomir Skrzypek nie ma kompetencji do sprawowania funkcji szefa NBP, ponieważ nie zna ekonomii i języków obcych. Zarzucił mu, że nie ma dyplomu MBA Uniwersytetu Wisconsin-La Crosse w USA, a jedynie przeszedł tam szkolenie dla pracowników administracji publicznej. „Wydębił przysłowiowym »psim swędem« jakiś świstek papieru stwierdzający, że szkolenie to jest równoważne z uzyskaniem stopnia MBA” – pisał Winiecki. Twierdził też, że Skrzypek z pominięciem oficjalnej procedury uzyskał dokument potwierdzający nostryfikację dyplomu w SGH w Warszawie. Sławomir Skrzypek wytoczył Winieckiemu proces z prywatnego aktu oskarżenia. Po jego śmierci w katastrofie smoleńskiej proces był kontynuowany. W imieniu byłego prezesa NBP występowała jego żona Dorota Skrzypek. W lipcu 2012 r. Sąd Rejonowy w Poznaniu uznał, że treści zawarte w felietonie prof. Winieckiego są pomówieniem i skazał go na karę 10 tys. zł grzywny oraz 15 tys. zł nawiązki na rzecz Caritas Polska. Wczoraj orzekający w drugiej instancji sąd okręgowy uchylił wcześniejszy wyrok oraz umorzył sprawę ze względu na nikłą szkodliwość społeczną. Sędzia Leszek Matuszewski uzasadnił orzeczenie, twierdząc, że osoba aspirująca do tak wysokiej funkcji publicznej, jak stanowisko prezesa NBP, musi liczyć się z ostrą, czasami niesprawiedliwą oceną. – Nawet jeżeli ta krytyka jest obiektywnie niesprawiedliwa, nie może wyczerpywać znamion przestępstwa pomówienia – powiedział sędzia Matuszewski. Usprawiedliwiając kłamstwa, które prof. Winiecki zawarł w swoim felietonie, sędzia uznał, że profesor ekonomii czynnie zaangażowany w życie ekonomiczne kraju nie mógł pogodzić się z tym, że prezesem NBP została osoba mało znana w środowisku ekonomicznym, o znikomym dorobku naukowym i niewielkim doświadczeniu koniecznym do pełnienia tego rodzaju funkcji. W tej sytuacji należy uznać, że i powodem napisania tego artykułu była troska o dobro ogólne – podkreślił sędzia Matuszewski. Wyrokiem i jego uzasadnieniem wstrząśnięta jest wdowa po byłym prezesie NBP. – Sędzia przyznał, że Jan Winiecki kłamał, ale umorzył sprawę ze względu na „niską szkodliwość społeczną” czynu. Jestem porażona, sąd Rzeczypospolitej uznaje, że kłamstwa, pomówienia, język pogardy są prawnie dopuszczalne oraz służą dobru – mówi Dorota Skrzypek. Wczorajsze orzeczenie sądu oznacza, że prof. Jan Winiecki nadal będzie zasiadał w Radzie Polityki Pieniężnej. Tomasz Skłodowski